Vol 23

Page 1

Może niech sprawi, by konspekty na Watrę pisały się same...

Myślisz, że 10. punkt też da radę zmienić?

? Słyszysz Leon Jest szansa na ę! trzecią kadencj

ISSN 2084-1957

Podobno nazywa się Jezus i czyni CUDA!

pogo dno exe


vol. 23, Tago de Ludoviko Zamenhofo al aktualecoj (aktualności) metodiko (metodyka) korczakianum INSTrefa

15 decembre 2011 jaro

magiel / daily scout Aleksander Kamiński Zabawy letnie …i być posłusznym prawu harcerskiemu. Nie wystarczy być

pripensojn (przemyślenia) senpolvigita (odkurzone)

Monika Niedźwiedzka

o tym, że warto czytać i wciąż się uczyć

Janusz Korczak

przypomina o tym, co ważne dla rozwoju fizycznego dzieci

Maciej Grabowski

o tym, że można napisać to lepiej

Michał Borun

o tym, że instruktorem się staje, a nie jest

Wspinaczka, harcerstwo i egzystencjalizm, czyli dlaczego każdy [dobry] harcerz jest egzystencjalistą, a nie każdy się wspina.

trochę filozoficznie o życiu harcerza

Relacja z zawodów ZHP w ratownictwie Wadowice 09 - 11.09.2011

o tym, że nie zawsze jest tak, jak chcemy

Czerwona koszulka

o szkoleniu Pokojowego Patrolu

Wojciech Paryś

Krzysztof Szymkiewicz Aleksandra Songin

W końcu możemy chwilę odetchnąć, rozgrzać

się, pograć. Około godziny trzeciej wracamy tam, gdzie śpimy. „Wyśpijcie się, bo jutro o siódmej pierwsze egzaminy”. Oho… Integracja.

.exe .com .bat (szermierka)

Praca z drużyną a pobyt za granicą Drużynowy niczym Kaszpirowski - w odpowiedzi Janowi B. Po kolonii zuchowej

teoejo (herbaciarnia)

Jan Bober

o tym, że jednak się da

Dorota Szymańska

o tym, po co tak właściwie jest drużynowy

Patrycja Kmiecik

o tym, że mogło być lepiej

Po kolonii zuchowej - druga strona medalu

o tym, że wszyscy wciąż się uczymy

Dalej, bryło, z posad świata!

Maciej Grabowski

Wzrastanie. Gawęda na nadanie naramiennika Mariuszowi C.

Michał Borun

Anna Borowczyk

W tym numerze także bezpłatny dodatek: oficjalna turystyczna mapa rowerowa Szczecina, którą opracowały osoby związane z naszym hufcem: Justyna Kowalczyk, Marek Kowalczyk oraz Michał Borun.


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

   A przed nami rok jeszcze serdeczniejszej przyjaźni z Korczakiem tym Korczakiem …

Ukrzyżowali …

[Edyta! Idzie Boże Narodzenie !]

Tymek, Tymek czekamy … choć przyszła mama uparła sie, aby Cie do stycznia przetrzymać … my juz czekamy 

Pogodnej, mlodej parze Agnieszce i Pawlowi… sto pogodnych lat w Pogodnie Reżim Zapalenki upadł. WOLNY SZCZECIN!

ł

Tymczasowy powrót Janka oznacza dotarcie sycylijskich macek do Pogodna strach się bać [mac, mac… :] Drużynowi drżyjcie …rośnie nowe pokolenie … ZASTĘPOWI do boju !!!

Zostan bohaterem w swojej druzynie … korczakowo 2012 Czy Wy już czujecie te wakacje, ten bieszczadzki wiatr we włosach ? /a kto czuje śmierdzące toalety i brak ciepłej wody?!/

 Uffff juz jestesmy ponownie bezpieczni czyli ponowna odsłona … …nie no jednak nowa odsłona HKR-u

ć ł

Paweł poszukuje sznura z ramienia na zajecia na Watre! Czy ktos moze wie gdzie mozna taki zdobyć???

żegluuuj, żeglujjj, powolne cumowanie w

HOMie

Idzie nowy rok, idzie nowy rok a z nim nowe wyzwania, przygody i harcerskie spotkania

1 listopadowe spacerowanie niepodległosciowe swietowanie a do tego detektywistyczne odgadywanie i bałwankowe oczekiwanie czyli działo, sie działo 

Chciałbym ogłosić, że mimo, iż Pcheła nie jest już członkiem ZHP, w hufcu dalej dziwnym trafem przestają działać drukarki. Pcheła, to jednak nie twoja wina – możesz wracać!

Plotki z zycia gwiazd: facebook.com/pogodnoexe


Rzecz się dzieje w hufcu: - Może się puka jak się wchodzi?! - Do domu sie nie puka!

Niektórzy TO lubią, inni TO czuwają... …ale to przecież kwestia gustu.

BANK INFO & ZAPO

Dorotko kochana, specjalnie dla ciebie z życzeniami rychłego pierwszego koncertu: Jestem muzykantem konszabelantem I my muzykanci konszabelanci Ja potrafię grać! My potrafimy grać! Na gitarze Jazzu, jazzu, jazzu, jazzu hej! Ktos gdzies mowil, ze podobno ktos komus, na jakiejs zbiorce, jakiegos HKRu, chciał podac zamiast insuliny… hemoglobine. Innowacyjna metoda?! iii… się skooczył. A podobno niektórzy nie wiedzieli co to magiel…

wydanie 23

15 grudnia 2011 r.

STYCZEŃ 01.01.12

Rozpoczyna się Rok Janusza Korczaka

06.01.12

Hufcowe wyjście na Lodogryf (K. Strojna)

08.01.12

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy

LUTY 04.02.12

Bal Karnawałowy (K. Czarnecki, P.Borkowska, P. Jabłoński)

10-12.02.12 Kurs Zastępowych „Watra”-3. biwak 22.02.12

15-lecie pogodno.exe – wydanie jubileuszowe

25.02.12

Rajd z okazji DMB (K. Jankowska, K. Oczeretko)

25.02.12

Spotkanie z okazji DMB – „W kręgu Pokoleń” (S. Kubacki)

Instruktorskie mądrości:

OGŁOSZENIE Pogodno.exe ma blisko 15 wiosen! Uroczyste obchody 15-lecia odbędą się wraz z kolejnym wydaniem pogodno.exe – 22.02.2012 r. Z okazji tego radosnego święta ogłaszamy konkurs na okładkę 24. numeru pogodno.exe! Dla zwycięzcy duma, prestiż i sława (oraz sympatyczna nagroda). Propozycje okładki – kolorowe lub czarnobiałe nadsyłajcie na adres: exe@szczecinpogodno.zhp.pl do dnia 31.01.2011 r. w jednym z formatów: .jpg, .png, .cdr. Okładka powinna mieć format A4 lub A3.

/Kurier Szczeciński


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

Aleksander Kamiński

Metodyka

Monika Niedźwiedzka

pwd. Monika Niedźwiedzka HO Namiestnik zuchowy Hufca ZHP Goleniów

Studentka III roku Pedagogiki

Wcześniej m.in.: Drużynowa 3 Gromady Zuchowej „Wesołe Elfy” Drużynowa 6 Gromady Zuchowej „Tęczowe Piegusy”

  

Aleksander Kamiński jest w harcerstwie postacią bardzo znaną, nie tylko jako autor „Kamieni na szaniec”, ale także jako instruktor zuchowy. Z ruchem zuchowym był dość silnie związany – razem z Jadwigą Zwolakowską stworzył metodykę zuchową. Wielokrotnie uczestniczył w międzynarodowych konferencjach zuchowych, był organizatorem licznych kursów dla instruktorów. Swoją wiedzę, umiejętności i pomysły wykorzystał pisząc m.in. „Antka Cwaniaka”.

  

Opowieść o Antonim Cwankiewiczu to nie jedyna zuchowa książka autorstwa Kamyka. Razem z „Kręgiem Rady” i „Książką Wodza Zuchów” tworzą zuchową trylogię – dziś śmiało mogę powiedzieć, że są to lektury obowiązkowe dla każdego zuchmistrza. W moje posiadanie jako pierwszy trafił „Antek Cwaniak”. Podchodziłam do tej lektury kilka razy i nie ukrywam, szło mi to dość opornie. Kiedy przebrnęłam przez dosyć nudny wstęp – zostałam oczarowana prostotą opisywanych czynności drużynowego: rzucanie szyszkami, kamieniami, robienie serso z patyków. Oczywiście antkowe zuchy bawiły się też w kupców, rzemieślników, z chęcią poznawały różne, często historyczne dla nich zawody. Drużynowy Antek zapraszał do współpracy i prosił o pomoc przy urozmaiceniu zbiórek pracowników szkoły, głównie nauczyciela historii. Pomyślałam sobie – dlaczego nie spróbować? Na następną zbiórkę zabrałam zuchy do lasu. Bałam się, że dzieci w tych czasach takie zabawy nie zainteresują. Nic bardziej mylnego, zuchy przy każdej zabawie, kolejnym zadaniu, bawiły się tak dobrze, że żaden z nich nie chciał wracać do domu. Później zaprosiłam na zbiórkę nauczycielkę ze szkoły, która zachwyciła dzieci swoimi pomysłami na majsterkę z darów lasu. Krótko mówiąc – nie zawiodłam się. „Antek Cwaniak” to istny bank pomysłów, w dodatku przy opisywanych zbiórkach są informacje, na co dokładnie trzeba zwrócić uwagę, co wymaga więcej pracy, a co możemy zastosować jako „zapchajdziurę”. A wszystko to łatwe, proste i przyjemne, a daje dużo radości. Zarówno zuchom, jak i kadrze. Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy, tak i większość pomysłów zawartych w pierwszej książce wypróbowałam już na moich podopiecznych. Szukałam czegoś więcej – koleżanka z kursu drużynowych poleciła mi „Książkę Wodza Zuchów”. Znalazłam, kupiłam. Spojrzałam na spis treści: zabawy ruchowe, ćwiczenia na spostrzegawczość itp. Pomyślałam sobie „Ekstra! wszystko na tacy”. Przez kilka zbiórek wykorzystywałam pomysły tam zawarte, ale później łączyłam je, miksowałam i wychodziło jeszcze lepiej. Kiedy szukałam zabawy na zbiórkę, książka była dla mnie ogromną inspiracją. Bardzo często podsuwała mi pomysły na jeszcze ciekawsze, jeszcze bardziej szalone rozwiązania, które niosły radość – nie umiem tylko

„Antek Cwaniak” - Wyd. Nasza Księgarnia, źródło: empik.com


zdecydować komu większą, czy mi, czy moim zuchom. Najbardziej pamiętam moment, kiedy wyciągnęłam kolorowe wstążki różnych długości i zuchy dokonywały ich pomiaru i porównania. Nic nowego, prawda? Często szukając czegoś zachwycającego, nie patrzymy na rzeczy proste, które odpowiednio połączone dają niezły efekt.



Moim najnowszym nabytkiem jest „Krąg Rady”. Tu dla odmiany nie znajdziemy pomysłu na zbiórkę, a raczej informacje przydatne początkującym instruktorom, np. rozwój psychofizyczny chłopców. Wymieniony przeze mnie dział jest istotny, ze względu na to, że większość kadr gromad zuchowych w naszym hufcu to kadry żeńskie, które nie do końca orientują się w rozwoju psychicznym i fizycznym chłopców. I choć informacje w tym temacie w „Kręgu Rady” są może i trochę przestarzałe, to śmiało mogą być początkiem zdobywania wiedzy w tym kierunku. Oprócz rozwoju chłopców autor porusza tutaj tematy takie jak trudne sytuacje w gromadzie. W tym zagadnieniu najbardziej podoba mi się stwierdzenie, że „75% trudności powstałych w gromadzie zjawia się z winy samego wodza zuchowego (…), 75% trudnych chłopców jest trudnymi, ze względu na nieumiejętność postępowania instruktora”. Często mówimy, że zuchy są takie, a takie. Że się nie słuchają, że rozwalają zbiórki. Mało kiedy szukamy przyczyny w sobie i w swoim postępowaniu. Ten dział skłania nas do refleksji nad sobą. „Krąg Rady” to doskonały poradnik dla początkujących drużynowych, instruktorów. Kiedy ja zaczynałam zuchowanie, w krytycznych chwilach zastanawiałam się, czy nie za dużo tego wszystkiego. Dziś zgadzam się, że całkiem sporo. Nie zdradzę, co na ten temat mówi Kamiński – serdecznie zachęcam do lektury! Do trylogii Kamińskiego podchodziłam kilka razy. Początkowo książki te traktowałam jako coś, co wypada przeczytać. Dlatego męczyłam się, z wielkim trudem brnęłam przez kolejne strony, nic nie wynosząc z lektury. Język, którym posługiwał się autor był dla mnie nudny i niezrozumiały. Postanowiłam zmienić swoje nastawienie. Od zawsze uwielbiałam wieczorne opowieści swojej babci. Będąc początkującą drużynową pojechałam na warsztaty z metodyki zuchowej, prowadzone przez seniorów. Co wieczór wprawiali nas oni w pewien klimat. Klimat jaki niosą ze sobą kamykowe książki, jeśli spojrzymy na nie jak na opowieści i rady dziadka Kamińskiego. Przez siedem lat pełnienia funkcji drużynowej starałam się wprowadzić zuchy w prawdziwą atmosferę zuchowania. Ci z nas, którzy kiedyś byli zuchami, zapewne wiedzą, o co chodzi – udało mi się to dopiero w ostatnim roku, kiedy rozpoczynałam swoją kamykową przygodę. Serdecznie zachęcam wszystkich zuchmistrzów i zuchmistrzynie do zapoznania się z „Antkiem Cwaniakiem”, „Kręgiem Rady” i „Książką Wodza Zuchów”. Znajdziecie tam cenne rady i wskazówki, wspaniałe materiały do gawęd, zbiórek i ćwiczeń. Czytając którąkolwiek z tych pozycji dostarczacie sobie wiedzy, a swoim zuchom – radości.


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

Zabawy letnie

15.12.2011

Korczakianum

Janusz Korczak Znałem pewnego staruszka, którego wielu zwało dziwakiem, ja uważałem go za człowieka rozsądnego i szlachetnego, który nie krępuje się w wygłaszaniu swych myśli i poglądów, często oryginalnych i głębokich.

Janusz Korczak (1878-1942)

Pedagog Pisarz Lekarz

Prekursor działań na rzecz praw dziecka

- Wie pan - rzekł raz do mnie - gdyby mnie pytano, co może społeczeństwu więcej przynieść korzyści: telefon czy piłka, powiedziałbym bez wahania, że piłka. Telefon ułatwia ludziom stosunki wzajemne, to prawda, przyśpiesza wzajemne porozumienie, a w wyjątkowym wypadku może zawiadomić lekarza lub straż ogniową o grożącym niebezpieczeństwie, ale piłka nie czasem, lecz zawsze wywoła drogocenny uśmiech na twarzy dziecka, rozjaśni jego oczy, wzmocni mięśnie, wyrobi zręczność. Tak, z zabaw dzieci najbardziej podobają mi się: kopanie w ziemi, sadzenie i polewanie, „berek" i gry w piłkę. Tak też, mniej więcej, zapatrują się na zabawy zawsze praktyczni Amerykanie. Ogrodnictwo w szkołach podstawowych i freblowskich ogromne ma u nich zastosowanie, piłka znalazła uznanie nie tylko wśród dzieci, ale i u dorosłych, a zabawy połączone z bieganiem cieszą się ogromną sympatią. Prócz tego wycieczki bliższe i dalsze są tak w użyciu, jak u nas spacery do ogrodu lub o kilka kroków za miasto. Znanym jest z częstych opisów miłe „święto drzew". Każde dziecko sadzi raz do roku drzewo, czy to w ogrodzie miejskim, czy na drodze, prowadzącej do miasta, czy w alejach, nazywając drzewko swoim imieniem. Z czynnością tą związana jest ściśle myśl o pracy dla innych, dla społeczeństwa, o pożytku, jaki ta czynność przyniesie. Dziecko zastanawia się nad celem i skutkiem swej pracy, zaczyna myśleć poważnie; dziecko to nigdy nie będzie bezmyślnie niszczyło kory lub łamało gałęzi. Miłość dla świata roślinnego ważną jest w wychowaniu. U nas na wsi każde dziecko powinno mieć swoją grządkę, w mieście przynajmniej parę doniczek z kwiatami lub skrzynkę z ziemią do sadzenia. Niech wie ono, że musi o czymś myśleć, że to „coś”, ten kwiat, istnieje, żyje tylko dzięki jego zabiegom. Każde dziecko powinno mieć piłkę i lubić się nią bawić. Nigdy piłka zbyt mała lub zbyt wielka nie będzie szczerą przyjaciółką dziecka, piłka powinna być średniej wielkości, dobrze odskakiwać i niełatwo pękać, prócz tego niech waży trochę, niech dziecko czuje, że ma coś w ręku. Dlatego nie zachwycamy się piłkami balonowymi i z celuloidu; najlepsze są zwykłe gumowe, jakimi jeszcze dziadkowie się nasi bawili. Ze smutkiem przyznać trzeba, że nie mamy szczęścia do nowych wynalazków w tym kierunku, wszystkie nowomodne zabawy mają wielkie wady. Dodać należy, że wszystkie zabawy w piłkę są dobre. Umieć i lubić biegać - to połowa wygranej w rozwoju fizycznym dziecka; nie powinniśmy krępować tego naturalnego popędu organizmu, rozwijającego się dopiero.

  


Jednym tylko wyścigom moglibyśmy zarzucić to, że zbyt forsują, a nadużywane, mogą zaszkodzić.



Wycieczki nie tylko sprawiają dzieciom i młodzieży zadowolenie niezmierne, ale i rozwijają fizycznie i umysłowo. Jednym też z pierwszych projektów Towarzystwa Higienicznego było urządzenie wycieczek po kraju dla młodzieży pod przewodnictwem ludzi światowych. Ileż to wrażeń nazbierają młodzi turyści, zmieniając nocleg w stodole wieśniaka na gościnne przyjęcie obywatela, jazdę wozem na pływanie tratwą, zmianę widoku fabryki na widok lasu lub starego zamczyska. Pozostają: jazda konna, przez wielu lekarzy-pedagogów niezbyt mile widziana; polowanie na ptactwo, co każdemu wyda się trochę, a może i bardzo niemiłym. Przy końcu muszę wyjaśnić, dlaczego mówiłem o dzieciach, a nie o chłopcach i dziewczynkach, uczyniłem to umyślnie: zabawy dzieci do lat dziesięciu nie powinny być rozgraniczane. „Dziewczynki - mówi dr Haufe - daleko częściej, łatwiej zapadają na zdrowiu aniżeli chłopcy. Przyczyna leży nie tylko w słabszej organizacji dziewczynki, ale i w zaniedbaniu strony fizycznej w wychowaniu, w nierozwijaniu zdrowia i sił cielesnych, szczególniej w najważniejszych latach, poczynając od szóstego do piętnastego roku. Podczas gdy chłopiec swobodnie biega, skacze, gimnastykuje się, bawi się w piłkę z kolegami czasem się nawet pobije - dziewczynka pozbawiona jest tego wszystkiego bądź ze względów nierozsądnych przepisów wychowania: «panience nie wypada», bądź też wskutek niewiadomości lub małej dbałości rodziców o rozwój sił fizycznych córki".

Nr 20, 18 V, s. 2

Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.pskorczak.org.pl

internetowej

Polskiego

Stowarzyszenia

im.

Janusza

Korczaka:

Tekst pochodzi z: Na mównicy: publicystyka społeczna.[Cz.] 1, 1898-1912 / Janusz Korczak; Instytut Badań Edukacyjnych, Instytut Badań Literackich PAN, Międzynarodowe Stowarzyszenie im. Janusza Korczaka. Warszawa 1994 (Dzieła / Janusz Korczak ; kom. red.: Aleksander Lewin)


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

…i być posłusznym prawu harcerskiemu.

INSTrefa

Maciej Grabowski Prawo harcerskie powstało w 1919 r., a wersja, która mniej lub bardziej przypomina obecną, powstała w roku 1932. Treść prawa harcerskiego niejednokrotnie była zmieniana, poszczególne

punkty

przyjmowały

różne

brzmienie,

natomiast teraz, gdy ZHP przestało być monopolistą na hm. Maciej Grabowski HR Zastępca Komendanta Hufca ZHP SzczecinPogodno Zastępca Przewodniczącego Sądu Harcerskiego Chorągwi Zachodniopomorskiej ZHP

Aplikant adwokacki

scenie harcerskiej, każda organizacja harcerska ma swoje prawo harcerskie, odzwierciedlające idee, które wyznają jej instruktorzy. Mimo tego, jest w prawie harcerskim coś uniwersalnego, coś, co pomimo różnic łączy wszystkie jego wersje.

Każde

w środowisku

prawo

harcerskim

harcerskie

wyraża

uniwersalny

katalog

przyjęty zasad

postępowania. Uniwersalny, czyli jaki? No właśnie. Z odpowiedzią na to pytanie coraz częściej chyba mamy problem. Prawo harcerskie, stworzone wiele lat temu, zaczyna się nam „rozmywać”. Pewne jego założenia, a przede wszystkim, idee z których wyrosło, stały się już albo niezrozumiałe, albo po prostu przestarzałe. Coraz częściej zastanawiamy się dlaczego właśnie tak, a nie inaczej mamy postępować; próbujemy dojść do tego, co autor miał na myśli. W końcu niejednokrotnie wychodzimy z założenia, że prawo harcerskie jest tak uniwersalnie, że wszystko da się odpowiednio ponaciągać, i bardziej lub mniej, ale będzie pasowało. Tyle że tak ponaciągany wór praw i zasad gdzieś w trakcie naszego harcowania pęka – staje się szmatławcem, który coraz mniej osób rzeczywiście rozumie, a jeszcze mniej szanuje (czyli też i stosuje). I właśnie z rozumieniem prawa harcerskiego chyba coraz częściej mamy problem. Dowodem na to jest fakt, że posiadamy już kilka starszych i nowszych komentarzy, które krok po kroku analizują i tłumaczą co harcerzowi czynić należy, a co mu nie przystoi. Podczas jednego z ostatnich Zjazdów ZHP, część instruktorów naszej organizacji podjęła, myślę że desperacką próbę, zmiany prawa harcerskiego. Oczywiście pojawiło się oburzenie, zarówno wśród młodej, jak i starszej kadry. Oburzenie

opierające

się

na

zarzutach

zamachu

na

tradycyjne wartości harcerstwa, na to, co było kształtowane przez lata i przez lata się sprawdzało. Sprawą zajęły się też media, druhowie ze Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej z pogardą komentowali próby zamachu na „trzeźwość harcerza”, bo zasadniczo do tego sprowadzono całą dyskusję. Problem natomiast tkwi w tym, że to co sprawdzało się kiedyś, nie będzie sprawdzało się zawsze, a samą tradycją nikogo się nie da wychować.

  


Bodźcem do moich rozważań na prawem harcerskim stało się zaobserwowane stoisko z e-papierosami. Każdy z nas zna 10 punkt prawa harcerskiego: Harcerz jest czysty w myśli, w mowie i uczynkach; nie pali tytoniu i nie pije napojów alkoholowych. I wszystko wydaje się na pierwszy rzut oka jasne, dopóki nie zestawimy tej treści ze zdobyczami XXI wieku. Zadałem

sobie

elektronicznego?

pytanie Co

czy

więcej,

harcerz w

mojej

może

„palić”

głowie

pojawił

papierosa się

obraz

drużynowego, któremu zbuntowany harcerz starszy zadaje takie pytanie.



Prawo harcerskie w pkt. 10. mówi o paleniu tytoniu. Swoją drogą, warto

wspomnieć,

że

w

tym

konkretnym

założeniu

abstynencji

i powstrzymania się od palenia tytoniu jesteśmy pewnego rodzaju ewenementem w skali światowego ruchu skautowego, a sama idea wynika niewątpliwie z przekonań Andrzeja Małkowskiego, który był założycielem i działaczem ruchów abstynenckich. Nie mniej jednak e-papieros nie ma nic wspólnego z tytoniem - służy do podawania do organizmu nikotyny w formie inhalacji. No to można „palić” czy nie? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Prawo harcerskie nic na ten temat nie mówi, a żeby chociaż spróbować uzyskać na nie odpowiedź, należy rozpocząć zakrojone na szeroką skalę domysły, porównania i insze cuda.

Niby

nie

szkodzi,

ale

symuluje

to,

co

złe

itd.

Przykład papierosów elektronicznych to tylko początek. Podobnych przykładów można by znaleźć dziesiątki, i zapewne do każdego z punktów naszego prawa znalazłby się niejeden podobny przykład. Skoro pojawiają się wątpliwości, to może prawo trzeba zmienić? Tylko jak? Napisać od nowa, zmienić brzmienie, nawiązać do innych idei, nowoczesnych

zasad

wychowania

i

znanych

obecnie

wzorców

osobowych? Prędzej czy później przyjdzie nam odpowiedzieć na wszystkie te pytania, bo niewątpliwie trzeba prawo harcerskie dostosować do realiów XXI wieku. Dać młodym ludziom, oraz ich wychowawcom, jasny przekaz, co powinni czynić, jakie postawy pielęgnować, jak zachowywać się na co dzień. Na pewno nie potrzeba nam w trudnych dla harcerstwa czasach, rewolucji, szczególnie że wiele osób, które wychowały się na kanwie dotychczasowych rozwiązań, a także wielu naszych sojuszników, uważa zasady harcerskiego postępowania za słuszne. I bez wątpienia stwierdzić należy, że takie są. Warto natomiast sprawić, aby młody harcerz, analizując to, jak ma się zachowywać, nie musiał brać do ręki komentarza; by po przeczytaniu dziesięciu punktów, bez zbędnych ceregieli, po prostu wiedział jak powinien postępować.

Wybrane publikacje tego autora:

zdjęcie: pawelwypych.pl

„Odpowiedzialność prawna za czyny popełnione przez podopiecznych”, vol. 10 „Miasteczko korczakowej myśli”, vol.14 „Nasz jest ten kawałek ziemi”, vol.16 „Znów wędrujemy”, vol. 18 „Z harcerskimi czasami”, vol. 20 „A może by tak trójkącik?”, vol. 21


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

Nie wystarczy być

INSTrefa

Michał Borun

Kulturoznawca Ekonomista Student fizyki

Członek ZHP w latach 1990-2007 (instruktor: 1995-2005). W redakcji pierwszych 13 numerów pogodno.exe. Więcej: eksphm.borun.pl

Harcmistrzowie uczyć się już nie muszą, wielu więc się po prostu nie uczy. Kiedy przebyli ostatni kurs w ZHP? Czy nie potrzebują, bo wszystko już wiedzą? Bzdura. Czy są „mądrzy życiowo“? Powtórzcie to kadrze zarządzającej w dowolnym zakątku świata! A może nie ma dla nich oferty? Wątpię. Czy nabrawszy świadomości centralnego poziomu organizacji, nie potrzebują już żadnych szkoleń? Absolutnie nie, bo świadomość ta polega właśnie na ustawicznym kształceniu a nie robieniu za wyrocznię we własnym środowisku.

Kadr z filmu „Psy”, reż. W. Pasikowski

Michał Borun

Harcerstwo powiela grzechy, które przypisuje szkole, goniąc do nauki młodych, a „belfrów“ obdarzając bezwarunkowym kultem. Aby zostać przewodnikiem, trzeba się uczyć i uczyć, i uczyć. Przechodzi się obowiązkowe kursy, poznaje regulaminy, uczy podstaw zarządzania i kształcenia. Chętnych jest wielu, łatwo więc odsiać tych, którzy gorzej sobie radzą z wiedzą i umiejętnościami. Im ktoś jednak wyższy stopniem, tym mniej się od niego wymaga – i tym mniej musi udowadniać. Na wyższych poziomach nie funkcjonują już dobór naturalny i współzawodnictwo, lecz status quo i immunitet.

Nazywam się harcmistrz Bień i mam stopień harcmistrza.

Kiedy w życiu instruktora przychodzi moment, że przestaje się uczyć, powinien odejść albo zacząć się wstydzić (problem jednak w tym, że tego, kto się nie uczy wcale to nie zawstydzi...). Oczywiście osoby, które nie nadążają za zmianami w organizacji nie powinny być szykanowane ani eliminowane. Ale dlatego też nie powinny uzurpować sobie praw, których nie podźwigną. Jeżeli chcą więc być instruktorami, muszą mieć świadomość, że będzie to zawsze więcej obowiązków niż praw; że nie jest to status, ale misja – codzienna ciężka praca; i ustawiczna nauka. To nie liczba instruktorów, ale ich kwalifikacje, kompetencje, wiedza i wyszkolenie, a także ich osobisty przykład, stanowią o potencjale kadrowym środowiska. Trudno mówić o wysokim

  


potencjale, kiedy cechy te są nierówno rozłożone. Weźmy przykład odznaki kadry kształcącej. Mogłoby ją mieć wszystkich 25 harcmistrzów i podharcmistrzów hufca Szczecin-Pogodno – ma jednak tylko czworo. Nawet gdyby uznać, że nie każdy instruktor musi być „kształceniowcem”, to jednak co szósty – to zdecydowanie za mało.



Jako podharcmistrz nie tylko czynnie uczestniczyłem w organizacji form kształceniowych, ale i sam się kształciłem, absolwując kursy komendantów hufców i szefów zespołów kadry kształcącej. Brałem udział we wszystkich dyskusjach toczących się w ZHP. Wielokrotnie w tym czasie zmieniał się Statut, nie raz miałem więc przed oczami jego szkice i naprawdę wiele uwagi i wysiłku wymagało zwykłe zapamiętanie, co obowiązuje a co nie. Od kiedy przestałem mieć na to czas, wystąpiłem z ZHP, choć mógłbym iść dobrze przetartą drogą i trwać jako prominentny instruktor hufca. Z roku na rok moja wiedza o organizacji wprawdzie by malała, ale status przeciwnie – rósłby. Mógłbym tak więc co zjazd kandydować do komisji rewizyjnej hufca i wybierano by mnie ponownie, choćbym nawet sam nosił nieregulaminowy mundur. Członek komisji rewizyjnej w nieregulaminowym mundurze? Rzekłby kto – absurd! Ja odpowiem: w „najlepszym z hufców“ – codzienność. Kto nie poświęca wysiłku na własny rozwój, szkodzi organizacji. Bez względu na to, co by zrobił wcześniej. Nie będzie dobrym przykładem dla młodzieży ktoś, kto uzurpuje sobie prawa z racji samej wysługi lat, a nie rzeczywistej pracy w danym momencie. W piśmie, które trzymasz w ręku przyjęliśmy od początku zasadę, którą polecam wszystkim w każdym harcerskim przedsięwzięciu: w stopce redakcyjnej nie ma nazwiska choćby nie wiem jak zasłużonej osoby, jeśli nie przyłożyła się do powstania danego numeru. Każdy numer tworzony jest na nowo i każdy na nowo musi się weń zaangażować. Gdyby podobnie podejść do stopni instruktorskich, czyli weryfikować je okresowo, tak jak odznakę kadry kształcącej, na pewno byłoby w ZHP mniej instruktorów. Ale odpadliby przede wszystkim ci, którzy stosują strategię „wystarczy być“. Strategię o tyle łatwą, że zaliczanie służby jest formalnością, a nawet po latach przerwy można wrócić bez weryfikacji stopnia, zupełnie nie mając pojęcia o zmianach w organizacji. Dziś w hufcu Szczecin-Pogodno na jednego ucznia (przewodnik) przypada po jednym czeladniku (podharcmistrz) i mistrzu (harcmistrz) – co jest sytuacją kuriozalną. Uczniów powinno być znacznie więcej. Ale nawet pozytywne zamknięcie wszystkich 18 prób przewodnikowskich zmieni niewiele, jeżeli nie będzie im towarzyszyła ważna refleksja. Taka mianowicie, że to nie okres zdobywania stopnia jest „próbą“, ale dopiero późniejsze bycie przewodnikiem, podharcmistrzem, harcmistrzem. Bo nie wystarczy być instruktorem, a tym bardziej nim bywać. Cały czas trzeba się nim stawać. A kiedy nie ma się już na tę „próbę“ siły – trzeba umieć odejść.

Wybrane publikacje tego autora: „Na pograniczu rozpaczy”, vol. 5 „Konstelacja Wędrownika”, vol. 7 „W pogoni za kubkiem do kawy”, vol. 7 „Zaje... Pogodno”, vol. 8 „Rodzice - pierwsi po Bogu”, vol. 9 „Fenomen exe”, vol. 9


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

Wspinaczka, harcerstwo i egzystencjalizm…*

Przemyślenia

Wojciech Paryś

Wojciech Paryś Student

Wcześniej m.in.: Harcerz 81 Wielopoziomowej Drużyny Harcerskiej „Zodiak” Posiadacz dwóch żółwi – Dzidka i Dzidki

Harcerstwo to dziwne zwierzę – pod pewnymi względami nie poddaje się upływowi czasu. Przykładem na to może być fakt, że w świecie przyrody dinozaury już wyginęły (choć z pewnością szaleni naukowcy rodem z Jurassic Park ukrywają jakieś ocalałe jaja pterodaktyli), a w harcerstwie mają się dobrze i nawet stanowią dosyć liczną bandę, grawitującą gdzieś wokoło harcerskiego mainstreemu. Skąd wiem? Przyznaję się bez bicia: jestem harcerskim dinozaurem (wulkanodonem), i choć moje pazury stępiły się już w różnych walkach, brzucha tyranozaurowi rexowi mogę tylko zazdrościć, a i z wysiadywaniem jajek idzie mi coraz gorzej, to mimo tych braków spełniam wciąż kryteria – moje myśli raz po raz uciekają z szeregu i wędrują w czasy dla mnie już odległe, lecz w pewnym sensie wciąż trwałe i wpływające na moje życie.

  

   Ostatnimi czasy jedną z tych najbardziej niesfornych myśli było wspomnienie, które powoli zaczęło się zmieniać w jakiś obraz ze świata snu: wszystko w kolorach sepii, Edyta Siwińska podchodzi do mnie jak w zwolnionym tempie, unosi powoli swą wyposażoną w rózgę rękę i mówi złowieszczym głosem: „WOJTKU, DLACZEGO NIE JEŹDZISZ 1 SMARTEM?!!!!” . Jestem przerażony, dostaję zawału i budzę 2 się . Tak… tak marnie mógłby wyglądać mój los, gdyby właśnie nie harcerski nacisk na samorozwój i wyznaczanie sobie celów. Równie ważnym w tej „indoktrynacji” było jednak to, że odkrywaliśmy podczas naszych działań, że harcerstwo jest przecież tylko „czymś dodatkowym” i „przypadkowym”, a przede wszystkim jesteśmy lub powinniśmy być ludźmi. To wszystko działo się, gdy byłem jeszcze harcerzem starszym i nie rozumiałem, co to w ogóle znaczy. Dopiero potem, po paru latach (gdy stałem się wędrownikiem), dotarło do mnie, że chodzi o to bym był człowiekiem. Hm… trudne zadanie: co to wszak znaczy i jak temu sprostać? Zapytajcie samych siebie: co to znaczy „być człowiekiem”? Umiecie odpowiedzieć? Zapytam inaczej: co jest takiego innego w człowieku, że nie uważamy siebie za rzeczy? Temat tak mnie zafrapował, że zrobiłem o tym zbiórkę, lecz potwierdziła

* Pełny tytuł artykułu: Wspinaczka, harcerstwo i egzystencjalizm, czyli dlaczego każdy [dobry] harcerz jest egzystencjalistą, a nie każdy się wspina.




ona tylko moje obawy. Nikt nie znał odpowiedzi! Sięgnąłem więc do mądrych książek i ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że być człowiekiem to nic innego, jak być wędrownikiem. Filozofowie mówią o tym, że jesteśmy takimi specyficznymi tworami, które właśnie są zmienne. i to jest naszą cechą szczególną odróżniającą nas od rzeczy, które przecież mają pewien zespół cech stałych (np. krzesło – to coś, co ma minimalnie trzy nogi i służy do siedzenia). Dlatego też wielki filozof Jean-Paul Sartre mógł napisać: egzystencja poprzedza esencję. Już wyjaśniam: egzystencja, to po prostu fakt naszego istnienia, to to, że jesteśmy, żyjemy. Esencja zaś, to z kolei nasza istota, jakby treść naszego życia. Sartre mówi nam, że najpierw pojawiamy się na świecie a dopiero potem decydujemy o treści tego życia. Czy widzicie już, że był on harcerzem - wędrownikiem? W związku z tą tezą okazuje się, że jesteśmy tak naprawdę tylko tym, czym chcemy być, jesteśmy własnym projektem. Strasznie to poważnie brzmi, ale jest bardzo proste. Przekładając to na język harcerstwa, powinienem chyba powiedzieć, że zdobywamy stopnie nie dla jakiejś błyskotki doczepianej dla mundurze, tylko po to, by się zmieniać w jakimś konkretnym kierunku. Po to, by mieć jakiś pomysł na siebie (czyli ten wspomniany projekt) i go realizować. I teraz pojawiają się wątpliwości: „No ok. Ale po co mi ten projekt? Po co mi ten rozwój?” Harcerz odpowie pewnie: „By być dobrym harcerzem i człowiekiem”. Ja za egzystencjalistą Sartre’em powiem już inaczej: by w ogóle być człowiekiem; gdy nie masz otwartej próby (projektu samego siebie) zamieniasz się w przedmiot, rzecz. Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałbym króciutko napisać. Każdy wędrownik wie, że chodzi o to, by być „hardkorem”. No nie oszukujmy się; czym innym jest wyczyn? Wyczyn to coś, co jest prawie poza naszymi możliwościami, o co trzeba walczyć i co pozwala nam określić nasze granice. I w tym miejscu pojawia się drugi wielki harcerski filozofwędrownik Karl Jaspers. Mówi on [ciut w innym sensie] o sytuacjach, które otwierają nas na nas samych i pozwalają odróżnić nas od tego, co nas otacza. Czy nie jest też tak z wędrowniczym wyczynem? Dokonując tego, co jest na granicy naszych możliwości sami określamy, w którym miejscu kończę się JA i moja możliwość i w którym miejscu zaczyna przyroda lub inny człowiek. To pozwala wędrownikom być bardziej świadomym siebie i bardziej skupionym w sobie a nie rozproszonym. Wędrownicy nie rozmieniają się na drobne! Obecnie już nie działam aktywnie, ale tkwi wciąż we mnie ta zadra, by się stawać kimś nowym, kimś innym i lepszym, by nie pozostawać w miejscu i nie stać się ostatecznie przedmiotem – człowiekiem zamkniętym i nie dopuszczającym do siebie nowych myśli i działań. Patrzę w przeszłość i zauważam dopiero teraz, po latach, że zdobywanie sławetnych znaków służb i stopni to nic innego jak walka harcerstwa, o to, by wśród 7 miliardów ludzi na świecie parę z nich mogło powiedzieć o sobie: „jestem wędrownikiem, jestem człowiekiem” Czasem jeżdżę ze znajomymi na skały wspinać się. Nie jest to prosta sprawa. Lęk przed tzw. odpadnięciem miesza się często ze zmęczeniem mięśni. Czasami, nawet, gdy mam jeszcze siłę, nie mogę wykonać kolejnego przechwytu, bo źle ustawiłem stopy lub dłonie i ruch staje się niewykonalny. Czasem jednak jest też tak, że udaje mi się z wielkim trudem wdrapać na szczyt. Niczym lokomotywa wydycham wtedy te wszystkie bóle i lęki, z którymi walczyłem po drodze. Niezależnie jednak od tego, czy spadam i liczę, że mój partner akurat nie przysnął z nudów, czy też pnę się w górę niczym suseł, to towarzyszy mi w myślach obraz małego miejskiego samochodzika, który wyznacza rytm mojego spadania i pięcia się w górę. Uśmiecham się wtedy do siebie: wspinaczka jeździ SMARTem… ja też się powoli na niego przesiadam. 1

Na zajęciach o wyznaczaniu celów, dowiedzieliśmy się, że jeżdżą one SMARTem [smart to nazwa samochodu], bo powinny być [od pierwszych liter wyrazu SMART] stymulujące, mierzalne, ambitne, realne i terminowe. Zajęcia prowadziła oczywiście hm. Edyta Siwińska;-) 2 Musicie wiedzieć, że nigdy nie udało się mnie nakłonić do zdobywania jakiegokolwiek stopnia.


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

Relacja z Zawodów ZHP w Ratownictwie*

Odkurzone

Krzysztof Szymkiewicz Piątek, 05:00 - Czekam na dworcu na resztę ekipy. Z początku nie chciało mi się jechać, ale nie ma co siedzieć w domu. Grunt że się czegoś nauczę i poznam nowych ludzi!

dh Krzysztof Szymkiewicz Drużynowy 81 Wielopoziomowej Drużyny Harcerskiej „Zodiak”

Uczeń Zespołu Szkół Elektryczno Elektronicznych w Szczecinie

Piątek, 14:00 - Już mam dosyć tej jazdy pociągiem, jedyne, czego chcę, to zasnąć i obudzić się 15 min przed Krakowem, albo najlepiej przed Wadowicami – też będzie OK. Przed nami jeszcze przesiadka, jedziemy busem z Krakowa do Wadowic. Planowo o 19 będziemy na miejscu.

  

Piątek, 19:36 - Nareszcie dotarliśmy do Wadowic. Trochę późno, ale damy radę. Do 20:30 jest rejestracja patroli, więc dotrzemy bez problemu. Śpimy w sali sportowej, są prysznice, lustra, prąd - ogólnie jest bardzo fajnie. Większość już jest, jest już także OSP Szczecin. Piątek, 21:00 - Właśnie zaczęła się odprawa dla szefów patroli, reszta z nas odpoczywa po podróży. W zasadzie jechaliśmy najdłużej ze wszystkich ekip. Piątek, 21:30 - Po odprawie dowiadujemy się, że w nocy czeka nas bieg sprawnościowy ok. 2 km od sali. Na dodatek zaczynamy o 00:30, ponieważ są 23 patrole. Trudno, poczekamy. Pomysł biegu to dla mnie bomba. Na zawodach w Warszawie, bieg bardzo mi się spodobał. Mam nadzieję że na tegorocznym biegu, organizatorzy czymś mnie zaskoczą. Sobota, 00:30 - Gotowi i pełni energii jesteśmy już na punkcie. Okazuje się, że musimy czekać, ponieważ są jakieś opóźnienia na trasie. Sobota, 01:20 - 50 minut opóźnienia, będziemy jutro nieprzytomni, no ale wreszcie wchodzimy. Sobota, 01:45 - Bieg skończony. Nigdy nie zawiodłem się bardziej niż na tym biegu. Były TYLKO 3 punkty, z których tylko jeden był w miarę fajny - strzelanie z wiatrówek. Drugi za krótki - bieganie określoną trasą zespołem związanym sznurem, no i trzeci bez sensu - noszenie wyimaginowanego poszkodowanego na desce na czas... Skąd to opóźnienie? Tego chyba nikt nie wie... Sobota, 02:30 - Idziemy spać, jutro a właściwie już dziś bardzo ciężki dzień. Mam jeszcze nadzieję, że chociaż reszta będzie ciekawa. Wstajemy o 8:00... Trochę mało tego snu. Sobota, 08:00 - Obudziły mnie hałasy innych. Trasa zaczyna się o 9:30, a wszyscy już na nogach. Wszyscy oprócz nas! Toaleta poranna, śniadanie i czas ruszać w trasę. Sobota, 14:00 - Trasa niezbyt ciekawa. Wszystkich zaskakuje to, że cały czas jest tylko jeden poszkodowany... Jak na 4 ratowników to naprawdę dziwne.

Pełny tytuł artykułu: Relacja z XIII Ogólnopolskich Zawodów ZHP w Ratownictwie – Wadowice 09-11.09.2011r.


Ale to dopiero I część. 7 punktów już za nami. A teraz czas na obiad! Sobota, 15:00 - Obiad niestety był bardzo słaby. Za mało i niedobry. Co innego mogli powiedzieć wegetarianie. Ich obiadek był naprawdę fajny, dużo pierogów z kapustą i grzybami. Czas zostać rzekomym wegetarianinem... Dodatkowo okazuje się, że nasza godzinna przerwa poobiednia mija już po 15 min. Szczecin to potrafi zaginać czasoprzestrzeń! Czas ruszać ma drugą część trasy.



Sobota, 19:00 – Po trasie. Nareszcie koniec zawodów! Teraz czas na podsumowanie wszystkich punktów. Sobota, 20:00 - Nie było źle. Podsumowanie wszystkich punktów było dla nas katorgą, chociaż - tu miłe zaskoczenie - wyrobiliśmy się w niecałą godzinę. Nie było bezsensownie dłużących się dyskusji. Teraz tylko idziemy zjeść kolację i wyspać się przed długim, nadchodzącym dniem. Niedziela, 8:00 - Toaleta poranna, śniadanie i sprzątamy salę. Poszło bardzo sprawnie. Za chwilę wszyscy razem idziemy do miejsca, gdzie był nocny bieg sprawnościowy. Jest to szkoła, w której spali pozoranci. Obok tej szkoły na boisku odbędzie się podsumowanie zawodów, rozdanie nagród oraz wspólne zdjęcie. Niedziela, 11:00 - Po podsumowaniu, apel był krótki, mocno prażyło słońce. Było OK! Niestety nagrody są zaskakująco słabe, jak na zawody ogólnopolskie. Lepsze nagrody były na zawodach chorągwianych z pierwszej pomocy, organizowanych w tym samym roku przez Chorągwiany Zachodniopomorski Inspektorat Ratowniczo-Medyczny. Widać kiepsko wyszło dofinansowanie. Ale jest plus! Każdy dostał bardzo fajną koszulkę! Podsumowując : * 5-6 punktów z około 14 na trasie dziennej było naprawdę ciekawych reszta to moim zdaniem dno. * Za małe dofinansowanie - kiepskie nagrody, zbyt wysokie wpisowe. * Trasa nocna – całkowita porażka. Za późno, za nudno i zbyt duże opóźnienie. * Naprawdę bardzo dużo osób. Można było poznać sporo pozytywnych ludzi, porządnie nakręconych na pierwszą pomoc. * Kremówek pod dostatkiem! Tegoroczne zawody nie były czymś wspaniałym, wręcz przeciwnie. I tu wcale nie chodzi o nagrody, choć nie będę oszukiwał, że nie są one ważne, ale choćby o samą trasę nocną - zdecydowanie lepiej byłoby z niej całkowicie zrezygnować. No, chyba że organizatorom chodziło o wykończenie nas psychicznie. No to racja – wykończyło nas. Jednak, mimo wszystkich złych rzeczy, które napisałem wyżej, polecam wszystkim, którzy interesują się pierwszą pomocą, wyjazd na następne zawody ZHP, choćby po to, aby poznać nowych ludzi! Mówi się też: „Do trzech razy sztuka”. I tak też będzie w moim przypadku. Oczywiście podstawą wszystkiego jest fajna ekipa, wtedy nawet najgorsze zawody mogą okazać się naprawdę extra.

Wcześniejsze publikacje tego autora:

A następne XIV Ogólnopolskie Zawody ZHP w Ratownictwie odbędą się w Toruniu!

„By Zodiak jak skała trwał”, vol. 22 „Relacja z pełnienia funkcji komendanta kursu przybocznych”, vol.22


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

Czerwona koszulka

Odkurzone

Aleksandra Songin

dh. Aleksandra Songin Przyboczna w 12 Szczecińskiej Gromadzie Zuchowej „Białe Łapki”

Studentka I roku Psychologii na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu

  

Większość osób, które dowiadywały się, że mam zamiar pojechać na szkolenie Pokojowego Patrolu, reagowała w ten sam sposób. Najpierw pojawiało się niedowierzanie- coś w stylu „No ale jak to?” (nie wynikało to z niewiedzy ale chyba bardziej z faktu, że taka informacja stanowiła dla informowanego niejaki wstrząs, bo on sam zazwyczaj nie zastanawiał się nad tym, skąd biorą się ludzie w czerwonych koszulkach; oni po prostu są), potem niezrozumienie- „No ale po co Ci to? Nie dowiesz się pewnie nic nowego, a jeszcze musisz za to zapłacić i dojechać Bóg wie gdzie…), a w końcu każdy z tej ogromnej większości stawiał sobie za zadanie przekonanie mnie o bezsensowności mojej decyzji. Co ciekawe, argumenty krążyły zawsze wokół tego samego. Mówili: „Będziesz pijaków na Woodstock’u zgarniać ze ścieżek? Naprawdę wolisz latać cały dzień po polu z apteczką, a w nocy, pewnie, zbierać śmieci, niż wyspać się, posiedzieć ze znajomymi, a potem wyszaleć się na jakimś fajnym koncercie? Ja, to bym się nigdy w coś takiego nie wpakował/-a…”, a to z kolei spotykało się z moim niezrozumieniem, bo chyba nigdy nie skupiałam się na pracy Pokojowego Patrolu od tej strony. Oczywiście wiedziałam, że są obecni na „Przystanku” i, w jakimś stopniu, wiedziałam co należy tam do ich obowiązków, ale obrazy jakie przedstawiali moi rozmówcy, chyba nigdy, tak naprawdę do mnie nie docierały. Z „owsiakowskich” programów telewizyjnych (no bo skąd inąd) wyciągałam dla siebie tak pozytywny obraz Pokojowego Patrolu, że nic nie mogło mi zburzyć tej wizji. Te relacje ze szkoleń w „Kręciole” (później też w „O-tv”), krótkie reportaże z Woodstocku na wszelkich kanałach informacyjnych i wielogodzinne transmisje ze studia WOŚP. Chyba już jako dziecko wiedziałam, że kiedyś pojadę na szkolenie. I tak, w ciemną noc 18 listopada, wsiadłam do pociągu i pojechałam. Już na stacji w Tczewie okazało się, że na szkoleniu dane mi będzie pracować z niezwykłymi ludźmi. Czekając na przesiadkę do Malborka stworzyliśmy kilkunastoosobową grupę ludzi, którzy już nie mogą się doczekać, jakim zadaniom będą musieli sprostać za te kilka godzin. Na miejscu zbiórki czekało już kolejnych takich trzydzieści osób. Jak tylko wsiedliśmy do autokaru, który miał nas zawieźć w miejsce, w którym zacząć się miały nasze zmagania z zadaniami, jakie postawią przed nami instruktorzy, okazało się, że już od tego momentu nie będziemy mieli ani chwili wytchnienia. Zadanie pierwsze: piosenka. Miałam co do tego obawy, bo wydawało mi się, że część z uczestników nie zaangażuje się w wykonanie tego zadania. Myślałam, że pisanie piosenki spocznie na kilku osobach, które ostatecznie będą też zmuszone do samodzielnego zaprezentowania swojego dzieła. Otóż nie. Wszyscy chętnie włączyli się w proces twórczy, co, jak się później okazało,

  


  

było świetną zabawą i rozluźniło całą grupę, oswoiliśmy się wszyscy ze sobą i odkryliśmy, że nie ma wśród nas maruderów. Dojechaliśmy. Na miejscu czekają na nas instruktorzy, z którymi będzie nam dane pracować w ciągu najbliższych trzech dni, oraz Jurek Owsiak z ekipą filmową. Na początek kilka słów wstępu, pytanie czy ktoś może nie chce zrezygnować. Cisza. W takim razie przechodzimy dalej. „Jeżeli jest wśród Was jakiś Rambo, to gratulujemy i jesteśmy pełni podziwu, ale to nie jest miejsce dla niego, bo tu jesteście grupą, macie się wspierać i pomagać sobie nawzajem. Jeżeli więc jest tu jakiś superbohater, to niestety, dziękujemy, do widzenia.” Te słowa Jurka Owsiaka uzmysławiają nam na jakiej zasadzie będziemy od tej pory pracować. Czas zapomnieć o „ja” i zrozumieć, że „w grupie siła”. Zostajemy podzieleni na cztery grupy. Losowo. Każda z grup dostaje kilka rzeczy do przeniesienia. Dwie deski, dwa pale, drewnianą skrzynię, beczkę, dwie skrzynki po butelkach, linki, apteczkę. Oprócz tego każdy z nas ma plecak, kask, uprząż, przepaskę w grupowym kolorze, identyfikator z imieniem. O losie, co my będziemy robić, że musimy to wszystko mieć... Ruszamy. Mówią nam, że przed nami daleka droga do ośrodka szkoleniowego, przez las, osiemnaście punktów z zadaniami, dotrzemy najwcześniej koło północy. Nikt nie marudzi. „Ciężko Ci? Zamieńmy się.”zaczyna się team building, choć jeszcze nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Poznajemy się wykonując zadania. Już teraz musimy sobie zaufać, chociaż znamy się zaledwie od kilku godzin, w innym wypadku jesteśmy skazani na porażkę. Zadania wymagają od nas logicznego myślenia i pracy zespołowej, są też takie czysto siłowe czy sprawnościowe (np. na linach). W końcu się ściemnia, nie wiem czy nasze tempo jest dobre, ale dotarliśmy dopiero do szóstego punktu. Dostajemy, każda grupa, po pięć wielkich dętek, kapoki, wiosła i worki na śmieci. Termometry wskazują zero stopni a my budujemy tratwę, którą mamy przepłynąć na drugi brzeg jeziorka, wszyscy, ze wszystkimi bagażami. Ahoj przygodo! Docieramy na drugi brzeg cali mokrzy. Plecaki też są mokre, w mniejszym lub większym stopniu. Nikt nie marudzi, nie ma nawet na to czasu, trzeba szybko rozebrać tratwy i przetransportować ekwipunek czterech grup na górę po stromym zboczu. Nikt się nie obija, mimo, że jest ciemno, mokro i zimno- przed nami jeszcze przecież daleka droga. Kiedy już wszystkie grupy jako tako ogarnęły się na górze, dostajemy informację, że odpuszczają nam resztę punktów, idziemy prosto do ośrodka szkoleniowego fundacji. Wszystkim ulżyło, choć byliśmy nastawieni na dalszą wędrówkę. Nawet nie zastanawiamy się, czy tak miało być od początku i tylko podpuszczali nas z tymi osiemnastoma punktami, czy, tacy ociekający wodą, wzbudziliśmy w nich litość.

Zdjęcie udostępniła: Aleksandra Songin


  

W ośrodku chwila na przebranie się i rozwieszenie mokrych rzeczy, szybka kolacja i ruszamy z wykładami. Na początek informacje ogólne o Pokojowym Patrolu, zaraz potem przechodzimy już do pierwszej pomocy. Hasło przewodnie dnia „Włącz myślenie!”- pasuje do każdego tematu i ciągle gdzieś się przewija. Około pierwszej kończymy, jedziemy do szkoły, w której będziemy nocowali. Instruktorzy radzą nam, żebyśmy się wyspali, bo jutro o siódmej pierwszy wykład. Eee, tam… Integrujemy się. Szósta trzydzieści dnia następnego. Niee, jeszcze pięć minut… Szósta czterdzieści pięć. Boże, dzięki Ci za kawę. Siódma. Wykład. Wszyscy wyglądają podobnie, większość siedzi z kubkiem kawy. Wykład dotyczy BHP ale mimo to nikt się nie nudzi, chociaż skupienie uwagi wymaga wysiłku. Koło dziewiątej jedziemy z powrotem do Uniwersytetu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Szadowie-Młynie. Znów trochę wykładów, potem zajęcia praktyczne. Biegamy po terenie ośrodka i wykonujemy rozmaite zadania, z pierwszej pomocy, z zakresu działania służb informacyjnych, czysty team bulding, negocjacje, no i oczywiście liny (Swoją drogą czy te liny zawsze, ale to zawsze, muszą być nad jakąś wodą?! Choćbym nie wiem jak się starała, pewne jest przecież, że, jakimś sposobem, wpadnę do tej wody!). Po zajęciach na świeżym powietrzu idę się przebrać i rozwiesić mokre ciuchy i szybko wracam do mojej grupy. Chwila ćwiczeń i zaczynamy egzaminy. To sprawdzanie po raz dwudziesty, czy w pomieszczeniu, w którym leży fantom jest bezpiecznie i pytanie się po raz dwudziesty jak ma na imię instruktor staje się już komiczne, ale rozumiem schemat ma mi wejść w nawyk, bo gdybym znalazła kogoś na ulicy to pewnie nie byłabym w stanie się nad tym wszystkim zastanawiać. Szybka kolacja i znowu wykłady. Z przepisów dotyczących imprez masowych. Zabijcie mnie… Gdzie jest kawa? Koniec wykładu. Uff… Kawa! Wychodzimy na zewnątrz, zajęcia z deską ortopedyczną. No to musimy kogoś na nią wsadzić…. Eej, nie patrzcie tak na mnie, ja nie chcę, ja się nie zgadzam! A niech Was… A tylko spróbujcie upuścić. Idziemy jakąś drogą w kompletnych ciemnościach, tzn. moja grupa idzie ja leżę na desce i nie mogę się ruszyć. Nigdy więcej nie dam się w to wrobić. Bum! Krzyki jakieś, jakieś rozbłyski! Część osób z mojej grupy gdzieś biegnie. No halo, a ja? Sama się nie odepnę! O, ktoś tu jednak myśli, dzięki Ci, Eliza. Lecę. Wypadek komunikacyjny. Właściwie każdym poszkodowanym ktoś już się zajmuje. Dostaję zadanie: mam obstawiać teren i zabezpieczyć jakoś szklane butelki. No jak Ci to zabezpieczę, jak stoję na środku jakiejś drogi w lesie? Swoją drogą ciekawie bym wyglądała, jakbym miała przekonać kogokolwiek o czymkolwiek, stojąc w środku lasu ze szklanymi butelkami, na których etykietach widnieje znak %, w ręku. Koniec akcji. Wracam na miejsce wypadku. Poszło nam ponoć niezbyt dobrzeinstruktorzy po kolei mówią co było źle, a co dobrze. Oj tam, oj tam, to było nasze pierwsze podejście, następnym razem będzie lepiej. Czas znowu przypiąć kogoś do deski, pada na Elizę. Biedna, jeszcze nie wie, że tym razem idziemy na przełaj przez las. Ostatecznie daliśmy radę, nie upuściliśmy jej, chociaż przy schodzeniu z górki mało brakowało. Docieramy do ośrodka. I znowu huk, błyski! Tym razem jeszcze głośna muzyka. Biegniemy. Tym razem jakaś nieudana impreza w lesie. Nie wiem co dokładnie się niby stało, bo walczę z pijanym kolesiem, który za wszelką cenę chce się dowiedzieć co dzieje się kawałek dalej, tam gdzie inni udzielają właśnie pierwszej pomocy. Na pomoc przychodzi mi Sołtys, dalej nie idzie nam jakoś super no ale jest lepiej. Swoją drogą Lisu bardzo dobrze odgrywa rolę tego imprezowicza w stanie wskazującym, wczuł się chłopak, mam go już serio dosyć. Koniec pozoracji. Poszło nam ponoć lepiej. Juhu! Na koniec tego intensywnego dnia, ognisko. W końcu możemy chwilę odetchnąć, rozgrzać się, pogadać. Około godziny trzeciej wracamy, tam gdzie śpimy. „Wyśpijcie się, bo jutro o siódmej pierwsze egzaminy.” Oho… Integracja.


  

Piąta czterdzieści. Nie ma sensu już iść spać, i tak zaraz bym musiała wstawać. Zrobię sobie kawy. Szósta. To może się spakuję. Szósta dwadzieścia. Hmm… Dlaczego nikt nie wstaje? Szósta trzydzieści. Dobra, budzimy ich bo nie są spakowani i muszą się jeszcze ogarnąć przed egzaminem. Siódma. Dostałam arkusz. Boże, dlaczego ja nie poszłam spać? Umieeraam… Wypełniłam to. Jakoś. Teraz chcę mieć spokój. Dziewiąta, chyba. Jedziemy do ośrodka. Poprawa egzaminów i porządki, później wykłady o pracy Patrolu na Woodstock’u. Na koniec wręczenie certyfikatów ukończenia kursu, pamiątkowe zdjęcia, piątka z instruktorami, kręcenie globusem- no bo przecież chcemy tu jeszcze wrócić. Dlaczego tak szybko to się skończyło? „Jedziemy na szkolenie drugiego stopnia.”informuje mnie Pata, „Koniecznie.”- odpowiadam. Wsiadamy do autokaru i jedziemy z powrotem do Malborka. Przez swoją intensywność szkolenie zleciało bardzo szybko. Mimo niezliczonej ilości siniaków i mokrych, brudnych ciuchów, mimo zmęczenia wynikającego z wykonywania forsownych zadań i niewyspania, nikt nie żałował przyjazdu na nie. My, uczestnicy tego trzydniowego kursu, staliśmy się zgraną ekipą, która tworzy (wraz z innymi członkami Pokojowego Patrolu) zespół do zadań specjalnych na imprezach masowych takich jak np. Przystanek Woodstock. Co ciekawe, zintegrowaliśmy się nie poprzez rozmowy, czy gry integracyjne, ale przez wspólne, nieustanne działanie w różnych warunkach i okolicznościach. Zintegrowaliśmy się również z instruktorami, nie było bowiem żadnej bariery między nimi, a nami, traktowali nas bowiem jak równych sobie. Jak podkreślał Owsiak, jesteśmy teraz wszyscy członkami wielkiej rodziny Pokojowego Patrolu. Na szkoleniu nie chodziło jednak tylko o zawieranie znajomości, przyjechaliśmy tu przecież aby nabyć jakieś nowe umiejętności i zdobyć wiedzę. Mamy i to. Dzięki zajęciom praktycznym dużo zostało nam w głowach, a i same wykłady zapadały w pamięć (nie mówię tu o wykładach z przepisów prawnych, bo tego się nie dało zapamiętać; na szczęście dostaliśmy to na papierze, więc w każdej chwili możemy tam zerknąć i sobie przypomnieć). Podsumowując: świetni ludzie, wspaniała atmosfera, ciekawe zajęcia, przygoda, której się nie zapomina. Ach, no i ta czerwona koszulka…. Polecam.

Zdjęcie udostępniła: Aleksandra Songin


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

Miejsce na Twój tytuł

Nazwa działu

Miejsce na Twoje imię i nazwisko

   Twoje imię i nazwisko Miejsce na twój biogram

Miejsce na Twój artykuł


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

Praca z drużyną a pobyt za granicą

.exe .com .bat (Szermierka)

Jan Bober Zaczęło się od propozycji wyjazdu na wolontariat. Wtedy nie patrzyłem na tę sprawę od strony zostawienia drużyny, ale im bardziej zbliżał się termin wyjazdu, tym częściej zaczęło to do mnie docierać.

dh Jan Bober Drużynowy 81 Drużyny Harcerskiej „Fen” im. Ks. Kazimierza Lutosławskiego „Szarego”

Hobby: Siedzenie na Sycylii i powolne znienawidzenie Włochów

Praca z drużyną na odległość. Wcześniej oznaczałoby to rozwiązanie drużyny albo odwołanie z funkcji drużynowego, teraz natomiast uważam, iż dzięki dzisiejszej technologii, która pozwala nam na komunikowanie się miedzy sobą niezależnie od miejsca pobytu, kierowanie drużyną na odległość jest bardzo uproszczone. Oczywiście, nie można polegać tylko na konferencjach przez Skype, bo przecież zbiórek za ich pośrednictwem nie zorganizuje się. Ważną rzeczą w prowadzeniu drużyny jest posiadanie zaufanych ludzi*. Ludzi, którzy tak naprawdę będą wykonywać całą tę pracę za drużynowego. Bo taka jest prawda. W moim przypadku, ja prowadzę tylko „konsultacje”. Osoby, które są tu, na miejscu, wykonują to wszystko, co uzgodniliśmy podczas konferencji (A propos konferencji na Skype: jest to rzecz bardzo przydatna do zebrania rady drużyny. Drużynowi, którzy nigdzie nie wyjechali, też powinni używać tego sposobu do odbywania narad drużyny).

  

Oczywiście są takie problemy, na które czasami ciężko znaleźć rozwiązanie, kiedy jest się od siebie oddalonym o ponad tysiąc kilometrów. Tu ponownie pojawia się motyw pomocników (głównych wykonawców), którzy powinni porządnie podejść do sprawy i znaleźć jakieś racjonalne rozwiązania. Nie chcę tutaj propagować wyjazdów drużynowych za granicę (bo jak się z czasem przekonuję, to wcale nie jest tak kolorowo), ale wydaje mi się, że upowszechnienie używania tego typu zdobyczy technologii w codziennej pracy drużyn byłoby jednym z małych kroków do wprowadzenia harcerstwa w XXI wiek. Uważam, że jest to dobra droga, ponieważ (co mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością) w stosunku do skautingu we Włoszech, jesteśmy w około XIII wieku. Są tego dobre i złe strony, ale nie o tym mi pisać w tym artykule. Podsumowując, prowadzenie drużyny, podczas pobytu poza granicami kraju, może być pozytywne, jeśli złoży się na to kilka pozytywnych czynników (A i B). A) dostęp do Internetu, B) posiadanie odpowiedzialnych i zaufanych ludzi (i to jest moim zdaniem czynnik najważniejszy!). A i oczywiście ślę wszystkim którzy przebrnęli przez te moje kosmiczne wywody pozdrowienia z Sycylii (Tak do Ciebie mówię!). *Pozdro dla Olka, Krzysia, Patryka, Wojtka, Ali i Ewy (bo to o nich mowa).

Wcześniejsze publikacje tego autora: „Harcerstwo XXI wieku”, vol. 15 „Morze, czy góry – obóz harcerski”, vol. 16 „ART.biwak – kontra”, vol. 22


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

Drużynowy niczym .exe .com .bat Kaszpirowski – w odpowiedzi Janowi B. (Szermierka) Dorota Szymańska

   phm. Dorota Szymańska HR Członek Komendy Hufca Szczecin-Pogodno Komendantka 3 Szczepu Sosnowej Szyszki Drużynowa 25. Szczecińskiej Jeździeckiej Drużyny Harcerskiej „Celt” im. Białych Kurierów

Doradca psychospołeczny Kadrowa w RZGW w Szczecinie

Artykuł napisany przez Janka dotknął mnie, wzburzył, sprawił, że w mojej głowie pojawił się wielki, jaskrawo świecący neon uliczny z olbrzymim napisem „STOP!” Wizja „nowoczesnego” drużynowego zarządzającego swoją drużyną przez Internet jakoś nie przypadła mi do gustu. Tak wiem, wiem… Janek wyjechał tylko na chwilę i wszystko miał pod kontrolą. Zaraz po wielkim neonie „STOP!” w głowie i na ekranie monitora pojawił się Bear Grylls, który dziękuje wolontariuszom za każdą minutę poświęconą pracy z dziećmi, bo jest ona niezwykle cenna. Tu nikt chyba nie ma wątpliwości. Pytanie ile czasu jest w stanie poświęcić dzieciom i swojej kadrze drużynowy-internetowy? I jakiej jakości jest ten czas? Przecież przez Internet nie da się wejść w interakcje z dziećmi, nie da się zareagować na ich emocje w danej chwili, bo zbiórka skonsultowana jest na kilka dni przed. Artykuł Janka odebrałam jako apoteozę rozwiązania „bycia” z dziećmi, przybocznymi i przyjaciółmi na odległość. Pierwszy lepszy słownik internetowy (żeby nie było, że jakiś specjalnie wyszukany, powiem, że chodzi o Wikisłownik) wypunktował znaczenia słowa „być” następująco: 1. istnieć, trwać, 2. znajdować się w jakimś miejscu, 3. charakteryzować się jakąś cechą, 4. pracować jako ktoś, wykonywać jakiś zawód, zajmować się czymś z zainteresowań, 5. uczestniczyć w czymś, 6. należeć do jakiejś organizacji. I w tym przypadku faktycznie, drużynowy (traktując, go zupełnie bezosobowo), który wyjeżdża, zostawiając drużynę zaufanym osobom, i sam udziela wskazówek poprzez mniej lub bardziej popularny komunikator: - istnieje i trwa przy drużynie, ale tylko wtedy, gdy ma dostęp do sieci. Albo wtedy, gdy uda mu się skontaktować z kimś z drużyny. Nie ma wpływu na to co, się dzieje. Nie jest w stanie zareagować i zaradzić na bieżąco. Czeka. Na telefon, na połączenie? - znajduje się w jakimś miejscu. W tym przypadku jest znacznie oddalony od swoich harcerzy.




- charakteryzuje się jakąś cechą. Wszyscy drużynowi są charakterystyczni na swój sposób. Niewątpliwie wyróżniają się z tłumu. W tym przypadku charakteryzuje się tym, że duchem jest ze swoją drużyną, gdy ta śmieje się z dowcipów, pokonuje razem kolejne wyzwania, przeżywa nowe harce. - pracuje i zajmuje się, którymś z zainteresowań. Zakładam, że jest drużynowym bo harcerstwo i praca wolontariacka jest jednym z jego wszechstronnych zainteresowań. Wyjeżdżając, jednak poświęca się innej pracy i czemuś innemu. Nie można mieć wszystkiego i robić to do dobrze. - uczestniczy w czymś. W czym? W szeroko rozumianym planowaniu a nie przeżywaniu. - należy do jakiejś organizacji. Do Związku Harcerstwa Polskiego. Zdecydowanie zgadzam się z Jankiem, że zdobycze technologii ułatwiają lub mogą ułatwiać pracę z drużyną. Dzięki Internetowi możemy dotrzeć do każdego zakątka świata łącząc się ze skautami z wielu oddalonych miejsc, czerpać pomysły na zbiórki itd. I być może teraz napiszę zbyt wybiórczo, ale moim zdaniem, nie istnieje w harcerstwie opcja „all inclusive” – taka, która na odległość pozwala zaspokoić wszystkie harcerskie potrzeby drużynowego i harcerzy. Taka, która dzięki ogólnie rozumianemu „harcowaniu” spełnia misję ZHP, nawet wtedy, gdy drużynowy ma poczucie panowania nad sytuacją. Korespondencyjność wyłącza czynnik ludzki. Może dawać poczucie pozornej kontroli, ale powodzenie rozłąki zależy tylko od osób – przybocznych - które zostając i pracując na rzecz drużyny, godzą się na taki stan rzeczy. Byłam świadkiem wielu dylematów, wątpliwości, niepokoju, czasami zniechęcenia ale częściej ogromu pozytywnego nastawienia jednego z przybocznych, który zajmował się drużyną pod nieobecność (jak dla mnie pojęcie surrealistyczne w tym przypadku) swojego drużynowego. Wiem, że dzięki jego determinacji i obowiązkowości odbywały się zbiórki oraz przychodzili na nie nowi członkowie. Starał się jak tylko mógł, by wszystko było w jak najlepszym porządku, by nie zawieść dzieci. I udało mu się. Ale czy tak powinno być? Wiem jedno, drużynowy ma wobec niego ogromny dług wdzięczności. A teraz okiem członka komendy hufca: warto dodać, że jako komenda hufca (mam nadzieję, że jej członkowie się ze mną zgodzą) mieliśmy ogromne wątpliwości co do tego, w jaki sposób rozwiązać sprawę wyjazdu drużynowego na tak długi okres czasu. Mieliśmy świadomość tego, że praca, która została włożona do tej pory przez kadrę 82 DH „Fen”, by ta funkcjonowała najlepiej jak tylko jest to możliwe, nie może się zmarnować. Zgadzając się na „konferencyjne prowadzenie drużyny przez Skype” mieliśmy nadzieję, że przyboczni dadzą sobie radę i drużyna będzie nadal funkcjonowała. Podjęliśmy pewne ryzyko. Zaufaliśmy ludziom. A przecież mogło być różnie. Na koniec chciałam podać przykład pewnego rosyjskiego psychologa i psychoterapeuty - Anatolija Kaszpirowskiego. Zdobył sławę przeprowadzając w trakcie swojego programu telewizyjnego seanse hipnozy, dzięki którym wielu widzów przypisywało mu posiadanie właściwości uzdrowicielskich. W trakcie takich sesji, poprzez ekran telewizora i jak dobrze pamiętam poprzez butelkę z „uzdrowicielską” wodą hipnotyzer uzdrawiał wiele różnych chorób. Niestety program zdjęto z anteny po tym, jak część rzekomo uzdrowionych osób trafiła do szpitala z objawami chorób psychicznych.

Wybrane publikacje tego autora: „Kursantem być”, vol. 11 „Przewróciło się, niech leży”, vol. 13 „Dlaczego warto być zuchem”, vol.15 „Nowa rzeczywistość”, vol. 21 „Przygoda na Półwyspie Brossa”, vol. 22


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

Po kolonii zuchowej

.exe .com .bat (Szermierka)

Patrycja Kmiecik W tym roku zuchy pojechały na kolonię zuchową do Ustronia, gdzie wspólnie z harcerzami spędziły 16 dni wypoczywając,

bawiąc

się,

poznając

nieznane.

Baza

harcerska Ustroń-Lipowiec, położona w pięknym miejscu, nad samą rzeką Wisłą, która, dzięki swoim kaskadom, świetnie pwd. Patrycja Kmiecik Członkini Kręgu Akademickiego SKIPP w Hufcu ZHP Poznań Nowe Miasto

Studentka I roku chemii biologicznej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza

Wcześniej: Przyboczna 44 WDH „DODO” oraz XXX GZ „Szczęśliwe Misie” w Hufcu ZHP Szczecin-Pogodno

się prezentowała i wydawała się być bardzo groźna. Na miejscu dzieci miały wiele atrakcji m.in. boisko, gdzie mogły grać w piłkę nożną, siatkową, zbijaka czy w badmintona, oprócz tego były liny i świetlica, w której były organizowane zajęcia podczas deszczu i nie tylko. W tym roku pojechałam już trzeci raz na kolonię zuchową, ale ten wyjazd szczególnie skłonił mnie do refleksji, prawdopodobnie też dlatego, że pełniłam pierwszy raz funkcję wychowawcy. Ogólnie oceniam kolonie pozytywnie, ale uważam, że mogło być dużo lepiej. Zacznijmy

od

wyjazdu

ze

Szczecina.

Spotkanie

w holu i próba sprawnego wejścia do pociągu- to było straszne. Znalezienie opiekuna na dworcu bez szarpania sobie nerwów graniczyło z cudem, a my sami mieliśmy nie do końca aktualne listy dzieci. Wejście do wagonów bez przemieszczania, krzyków, ciągłych zamian okazało się nie do pokonania. To wszystko jestem w stanie zrozumieć- wiele dzieci jechało na kolonię pierwszy raz, a poza tym obecność ponad 200 osób w jednym miejscu może być powodem zamieszania. Podróż poszła bez większego problemu, łącznie z przesiadką w Katowicach i dojazdem do bazy. Na miejscu całkiem sprawne rozmieszczenie dzieci, z drobnymi przeprowadzkami, ale myśl, że już zaraz będę w swoim domku pomagała w przenoszeniu rzeczy zarówno swoich jak i dzieci. Program kolonijny był zrobiony na pogodę i na niepogodę,

więc

teoretycznie

nie

powinniśmy

mieć

problemów z organizacją zajęć. Pierwsze cztery dni uważam za bardzo dobre. Wszystko szło zgodnie z planem, każdy wiedział co robić, kiedy robić, jednak po pierwszych zmianach w planie troszkę się sypnęło. I to był największy problem tej koloni. Kiedy byliśmy czekaliśmy

spakowani, na

ale

nadal autokar,

zastanawialiśmy się dlaczego byliśmy

  


tylko na Równicy i Czantorii?! Przecież przez większość dni pogoda dopisywała. Dla dzieci, i nie tylko, wyjście chociażby na lody czy ciastko byłoby lepsze niż siedzenie na bazie, zapewne byłaby to jakaś atrakcja. Wyjście na Równicę i Czantorię uważam za bardzo udane. Zuchy były zadowolone i dumne ze zdobytych szczytów, podziwiały widoki i chwaliły się rodzicom o swoich wyczynach. Organizacja posiłków, mycie naczyń również bardzo dobrze zorganizowane. Kolejnym problemem nie do pokonania okazała się punktualność. Poranne zajęcia odbywały się



średnio z godzinnym opóźnieniem, więc nasuwa się pytanie dlaczego nie zmieniliśmy ramowego planu dnia albo nie popracowaliśmy nad sobą? Wszystkie

zajęcia

były

bardzo

fajne

i

dzieci

były

z nich zadowolone, jednak czegoś brakowało. Było za mało ognisk. Myślę, że dla zuchów wieczorne ognisko, w mundurze, przy gitarze jest namiastką harcerstwa. Gdybyśmy więcej śpiewali, dzieci prawdopodobnie znałyby więcej piosenek niż tylko „Krajkę”, „Wędrowca” czy „Testament”. Ostatnim problemem tej kolonii była izolacja od harcerzy. Uważam, że wspólny apel i czytanie zuchom wieczorem to stanowczo za mało. Wielu uczestników kolonii w przyszłym roku będzie na obozie i przede wszystkim dlatego, powinni oni zobaczyć co harcerze robią, jak wygląda obóz od kuchni oraz jak wygląda prawdziwe harcerskie ognisko. Skończmy już z negatywnymi aspektami tej kolonii. Myślę, że domki w których spaliśmy były naprawdę wygodne, choć niektórzy woleliby spędzić noc w namiocie. Najważniejsze, dzieci!! Zuchy były naprawdę kochane, choć jak każdy, czasem miewały kaprysy, a ich zachowanie zastanawiało. Dzieciaczki radziły sobie bardzo dobrze, miały dużo dobrego humoru, a nawet gdy coś zbroiły, swoim uśmiechem potrafiły roztopić największe lodowce. Kadra nie była grupą ludzi żyjącą tylko w swoich środowiskach, dbającą jedynie o swoje gromady. Wszyscy tworzyliśmy jedną paczkę przyjaciół, trzymającą się razem i co najważniejsze, pomagającą sobie. Dzięki kolonii, również po jej zakończeniu, wielu z nas stało się przyjaciółmi. Po wyjściach które się odbyły, za wyjątkiem pechowego wyjścia do Leśnego Parku Niespodzianek, zuchy były niesamowicie zadowolone. Podczas pobytu dzieci zostały nauczone trzech zwrotek hymnu zuchowego! I chociaż w małym stopniu zapoznały się także innymi harcerskimi piosenkami, niż tylko z „Krajką”.

Wcześniejsza publikacja tego autora: „Pozlotowe sentymenty”, vol. 19


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.11.2011

Po kolonii zuchowej druga strona medalu

.exe .com .bat (Szermierka)

Anna Borowczyk

   pwd. Anna Borowczyk Członkini Komendy Hufca Szczecin-Pogodno Członkini Zespołu Kadry Kształcącej Hufca Szczecin-Pogodno

Informatyk

Została dana mi możliwość zapoznania się z artykułem Partycji na temat kolonii zuchowej. Czytając go poczułam się niejednokrotnie zaatakowana, ponieważ wszystkie te negatywne aspekty i „bariery nie do przejścia” odebrałam dość osobiście. Nie twierdzę, że wszystko było super i że nie mam sobie nic do zarzucenia. Byłoby to z mojej strony zwyczajnie nieuczciwe. Z racji pełnionej na kolonii funkcji komendantki, byłam zobowiązania do pilnowania spraw organizacyjnych i starałam się z nich wywiązywać, choć niejednokrotnie napotykałam na trudności, np. w kontaktach z kadrą kolonii, która niekiedy nie miała zdania w dyskutowanych sprawach. Staram się nie narzucać własnego zdania, ponieważ myślę, że nie to kryje się pod ogólno znanym terminem „współpraca”. Sytuacji na dworcu i w pociągu nie będę komentowała, ponieważ sama zostałam postawiona przez niejednego z rodziców w niecodziennych sytuacjach. To właśnie do mnie rodzice mieli najwięcej pytań począwszy od kluczowego: „Kto jest wychowawcą mojego dziecka?”, a kończąc na pytaniu: „Czy mogę prosić o numer telefonu do pani?”. Kadra też mnie nie oszczędzała, ponieważ, faktycznie pojawiły się nieścisłości na listach uczestników. Powodem tych rozbieżności, było głownie to, że drużynowi korzystali z list przygotowanych przez siebie, pomimo, że każdemu na dworcu dałam właściwe i ostateczne listy dzieci. Kolejny zarzut dotyczył programu kolonii. W tym miejscu chciałam zaznaczyć, że program kolonii tworzyli przede wszystkim drużynowi i przyboczni. Pragnę przypomnieć, iż na każdej wieczornej odprawie omawialiśmy kolejny dzień. Za każdym razem podkreślałam, że nie chcę narzucać swoich wizji zajęć, czy propozycji programowych. Jednocześnie zachęcałam do dyskusji na temat tego, czy przewidziane w planie zajęcia na pewno będą realizowane danego dnia. Wtedy najłatwiej było odpowiedzieć: „tak”, „owszem”, „jasne że chcemy, bo dlaczego by nie”. Ale czy takie podejście było właściwe?

Wielokrotnie

dawałam

też

wolną

rękę


drużynowym. Wydaje mi się, że nigdy nie było problemu z zabraniem swojej grupy na zakupy czy na lody. Wspólne wyjścia całej kolonii zaplanowałam na Równicę, Czantorię i do Leśnego Parku Niespodzianek – wszystkie się odbyły, choć z różnym skutkiem. Mam nadzieję, że każdy rozumie, że niepowodzenie wycieczki do Parku nie było moją winą ani nikogo innego – cóż, ciężko obwiniać kogokolwiek o ulewę. Patrycja napisała: „Dla dzieci i nie tylko wyjście z bazy chociażby na lody czy ciastko byłoby lepsze niż siedzenie na bazie…”. Dla dzieci



z pewnością byłaby to dodatkowa atrakcja, ale kadra to na brak rozrywki chyba nie mogła narzekać, i to nie tylko za dnia, prawda? Jeśli chodzi o punktualność to tu akurat zgodzę się z Patrycją. Nasuwa mi się tylko jedno pytanie: gdzie w tych momentach był oboźny i instruktor służbowy? Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale o ile dobrze pamiętam, to właśnie do nich należał obowiązek pilnowania „zegarka”. Ostatnim zarzutem była izolacja od harcerzy. Uważam, że wspólne ognisko zuchów i harcerzy było nienajlepszym pomysłem. Bardzo trudne jest usadzenie 200 osób przy jednym ognisku – myślę, że nie było ku temu sprzyjających okoliczności i odpowiednio dużo miejsca. Nie mogę się powstrzymać od zadania pytania: komu tak naprawdę bardziej było potrzebne wspólne harcowanie – zuchom, czy ich opiekunom? Decydując się na wyjazd z dziećmi zgadzaliśmy się na to, że to dla zuchów tam jedziemy i to ich potrzeby są tam najważniejsze. Rozumiem, też potrzebę kadry do odpoczynku i chęci spędzania wspólnie czasu. Wiele z wyżej przedstawionych problemów można zrzucić na karb młodości i braku doświadczenia. Trzeba podkreślić, że dla drużynowych i niejednego przybocznego była to pierwsza kolonia zuchowa w takiej roli. Także dla mnie była to pierwsza kolonia, na której pełniłam funkcję komendantki. Niewątpliwie warto z powyższych kwestii wyciągnąć wnioski na przyszłość, bo przecież podobno człowiek uczy się na błędach. Jednak oglądając po raz kolejny zdjęcia z wakacji wracam myślami do radosnych chwil nad rzeką, ognisk na których zawsze gościła „Krajka”, czy odpraw o północy gdzie wszyscy zajadaliśmy się słodkościami. Miło wspominam wędrówkę na Równicę, gdzie wspólnymi siłami pokonywaliśmy przeciwności jakie natura postawiła na naszej drodze. Uśmiecham się do wspomnień z wycieczki na Czantorię i szalonych zjazdów na torze saneczkowym. Przypominam sobie wiecznie uśmiechnięte twarze dzieci oraz atmosferę jaką tworzyła cała kadra kolonii. Rzeczywiście była to zgrana grupa młodych ludzi, którym zależało na tym by dzieci dobrze się bawiły, a kadra wraz z nimi. Jeśli by tak każdy zadał sobie pytanie, co pamięta z kolonii to jestem przekonana, że zdecydowanie więcej byłoby plusów. Może to jest właśnie ten czas, byśmy wszyscy zapomnieli o tym, co nam nie wyszło, co było złe? Wyciągnijmy wnioski na przyszłość. Przecież chyba każdemu z nas zależy na tym, by wspomnienia z wakacji były ciepłe i miłe.

Wcześniejsze publikacje tego autora: „Kolonia zuchowa w pigułce”, vol. 19 „Dobre praktyki w kształceniu”, vol.21 „Jeszcze tylko kwiecień, maj, czerwiec…”, vol. 21 „Wakacje z zuchami”, vol. 22


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

Dalej, bryło, z posad świata!

Herbaciarnia

Maciej Grabowski Jestem młody. Chociaż już nie taki młody jak kiedyś. W zasadzie dla niektórych pewnie stary. Ale są przecież starsi dookoła. To ciekawe kiedy człowiek zaczyna rozmyślać nad tym, czy jest już stary, czy jeszcze młody. I ciekawe, że

  

im starszy, tym wszyscy starsi dookoła są coraz młodsi? Bo hm. Maciej Grabowski HR Zastępca Komendanta Hufca ZHP SzczecinPogodno Zastępca Przewodniczącego Sądu Harcerskiego Chorągwi Zachodniopomorskiej

Aplikant adwokacki

jak inaczej ująć to, gdy się słyszy na ten przykład: „Zmarł. Miał 61 lat. Był jeszcze młody”. Dla mnie był stary… Zatem aktualna jest odwieczna zasada, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Albo od wieku, jak przy byciu młodym. Harcerstwo konserwuje człowieka. Podobnie jak prawo. Można powiedzieć w zasadzie, że wszystko konserwuje. Bo czemu nie? Być młodym, to czuć się młodym, jak uczyli na polskim. To w jakiejś książce było. Młoda Polska? Tak więc czuję się młodym, jestem młody, mimo że dla niektórych jestem stary. Ale są też tacy, którzy będąc młodymi (lub starymi w czyimś mniemaniu), czują się staro. Może być też tak, że czują się staro i są starzy, ale wtedy to już raczej kiepska sprawa - nie ma o czym pisać i nad czym się zastanawiać. Stąd zagwozdka. Co zrobić, by zawsze czuć się młodym i w konsekwencji na zawsze nim pozostać? I zarazem nie grać starego wariata, co na siłę czuje się młodo, jak ten jeden w nie do końca polskiej telewizji… Nie wiem. Może trzeba nad tym bardziej intensywnie pomyśleć. Przydałaby się taka myśl – powiew młodości! Usłyszałem ostatnio w harcerstwie, że aby być teraz młodzieńczo-modnym trzeba nosić język od butów przed nogawką od spodni. Spróbuję – będę wiecznie młody! A gdy minie moda, pozostanie czekać na wskazówkę, albo ją podsłuchać, o ile słuch będzie jeszcze w mocy, co zrobić innego. By dalej być młodym. Wybrane publikacje tego autora: „Odpowiedzialność prawna za czyny popełnione przez podopiecznych”, vol. 10 „Miasteczko korczakowej myśli”, vol.14 „Nasz jest ten kawałek ziemi”, vol.16 „Znów wędrujemy”, vol. 18 „Z harcerskimi czasami”, vol. 20 „A może by tak trójkącik?”, vol. 21


vol.23

Dzień Ludwika Zamenhofa

15.12.2011

Wzrastanie. Gawęda na nadanie naramiennika Mariuszowi C.

Herbaciarnia

Michał Borun Rośniesz w gąszczu równych sobie. Dostajesz tyle samo wody, powietrza, światła, ale czy aby na pewno? Czy o promienie słońca nie musisz walczyć z innymi,

  

a pokonany nie odchodzisz w nicość zaciemnienia? Tylko ciekawy świata, żądny dobrodziejstw ziemi i nieba,

Michał Borun

tylko dynamicznie pnący się w górę, Kulturoznawca

możesz wyrosnąć na zdrowe, mocne drzewo.

Ekonomista

Ale jeśli pniesz się za szybko?

Student fizyki

Co, gdy za wszelką cenę chcesz przerosnąć innych? Jak najszybciej.

Wcześniej m.in.: Członek ZHP w latach 1990-2007 (instruktor: 1995-2005).

Zbyt wcześnie wystawiony na słońce i wiatr, obyś padł i usechł, złamał się,

W redakcji pierwszych 13 numerów pogodno.exe. Więcej: eksphm.borun.pl

ty, co za nic masz innych prawa.

.

Nie rozwiniesz się sam, nie dając się rozwinąć innym, nie korzystając z dobrodziejstw tych, co przed tobą; nie osłaniając zaś słabszych i tych co mają nastać po tobie, nie dasz przetrwać swym ideom. Kiedy już staniesz się potężnym pniem, spójrz wokół. Albowiem nie ma nic przykrzejszego, jak ostać się samemu z grupy równych sobie. Jeśliś stał się samotnym drzewem na pustkowiu, biada ci, bo twój koniec to koniec twych idei. Jeśli u twych stóp wyrastają młode pędy, czyń wszystko, co możesz, by je osłaniać, by oddać im tyle światła, co potrzebują, tyle wody i wiatru. Nigdy w nadmiarze. Jeśliś jest częścią potężnego lasu, pomyśl o tej sile, jaką współstanowisz, o tym, jak ściana lasu opiera się wiatrom, jak korony drzew zatrzymują słońce i śniegi o tym, co dzięki waszej jedności i sile kwitnie u twych stóp, co rozpościera skrzydła w twej koronie. O tym, że twe siły w tobie, idee zaś wszędzie tam, gdzie rzucasz dobroczynny cień, dokąd zawędrują twoje nasiona.

Wybrane publikacje tego autora:

Bądź sobą i wierz w siebie, moje drzewo,

„Na pograniczu rozpaczy”, vol. 5 „Konstelacja Wędrownika” ,vol. 7 „W pogodni za kubkiem do kawy”, vol. 7 „Zaje...Pogodno”, vol. 8 „Rodzice - pierwsi po Bogu”, vol. 9 „Fenomen exe”, vol. 9

ale zrozum ludzi, gdy nigdy nie nadadzą ci imienia; - oni co najwyżej nazwą jakoś twój las.


Wybory po naszemu…

Okładka: Opowieść wigilijna Autor grafiki: Jeff Darcy Pomysł: Maciej Grabowski Opracowanie: Maciej Grabowski, Dorota Szymańska

vol. 23, 15.12.2011 r. wydawca: Komenda Hufca Szczecin-Pogodno © 2011 ul. Dworcowa 19 70-206 Szczecin exe@szczecinpogodno.zhp.pl red. naczelny wydania: Maciej Grabowski nakład: 50 egz.

redakcja: Maciej Grabowski . Maja Otmianowska . Dorota Szymańska korekta: Maciej Grabowski . Aleksandra Songin . Dorota Szymańska . Tomasz Wlaźliński autorzy tekstów: Jan Bober . pwd. Anna Borowczyk . Michał Borun . hm. Maciej Grabowski pwd. Patrycja Kmiecik . Janusz Korczak . pwd. Monika Niedźwiedzka . Wojciech Paryś hm. Edyta Siwińska (magiel) . Aleksandra Songin . phm. Dorota Szymańska Krzysztof Szymkiewicz


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.