vol. 30, Dzień Matki Ziemi aktualności korczakianum innym
22 kwietnia 2014 r.
magiel / daily scout
Śladem Starego Doktora. Antologia (1)
słów kilka o Januszu Korczaku
Przyroda, edukacja ekologiczna, Dzień Ziemi
Beata Araszkiewicz-Ochota
Harcerska krew
o tym, jak działa harcerska „Krwilijka”
o Dniu Ziemi
Jakub Cichocki
Tym razem hasło przewodnie: „80 litrów na 80-lecie harcerstwa na Pomorzu Zachodnim”. .
Mury w Ravensbrück przemyślenia
Maciej Grabowski o harcerkach z obozu koncentracyjnego
Magda Jania
O próbie i próbowaniu Kilka pozytywnych słów na wiosnę
o stawianiu sobie wyzwań
Julia Siemińska o tym, co zrobić, by zuchy były szczęśliwe
„Druhna nam daje miliony złotych i tablet i telefon dotykowy.”
Na leśnym szlaku O miłości słów kilka
Maciej Grabowski o tym, że wyjście do lasu nie jest trudne
Katarzyna Baniewicz o harcerskiej wrażliwości i nie tylko
Tomasz Krugowiec
\
wrażenia odkurzone
Dyżur w Centrum Powiadamiania Ratunkowego
o pracy tych, którzy odbierają telefon 112
Pogodno.exe od deski do deski (3)
Michał Borun Maciej Grabowski
„Oto bowiem przez Polskę przetoczyła się akcja ustawiania na Gadu-Gadu statusu „Jestem harcerką!”
Odsłonięcie tablicy Heliodora Sztarka herbaciarnia dodatek
Paulina Borkowska wieści ze szczecińskiego podwórka
Podharcmistrz Jossarian i kino bluźniercze Wybór myśli Janusza Korczaka
W tym numerze także bezpłatny dodatek: oficjalna turystyczna mapa rowerowa Szczecina, którą opracowały osoby związane z naszym hufcem: Justyna Kowalczyk, Marek Kowalczyk oraz Michał Borun.
vol.30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
Komenda Hufca prowadzi zbiórkę funduszy na remont Hufca, który w dniu 1.IV został całkowicie zalany. Raz, dwa, trzy, maszerujesz na Apelu TY ! /Edka o sobie/
Pilne.stop.budynek komendy chorągwi
To niemożliwe, ze to juz wakacje … słyszycie morza szum, ptaków śpiew ( tfu!, jakiego morza) Chyba nam na paintballu albo Lasertagu niektóre druzyny wystrzelił.
To zuchy, to zuchy … co tu dalej kryć
Zielono nam … Szekla trwa, a Chester za czerwienią się po świecie włóczy.
(kryć się!)
to obecnie dominujący pion … jest przyszłość przed nami. Ahhhhhhhhhhhh, gdyby tak czasem aktywnoSC wirtualnA do reala przenieSC …. (o matko, a moZe lepiej nie … bandaZe mogLyby siE szybko skoNczyC)
Czyli jednak, ze pogodno.exe umarło to plotka była?
Oczywiście (jak zwykle) nie wszystko pisała Edyta!!!
zdobyty.stop.
(po łacinie: veni, vidi, vici)
Yupiyupiyupiyeh flipchart stoi i czasem sie na nim gryzmoli momentami tylko ciezko wzdycha i po swych trudach z wyrzutem oddycha Dostałem mejla o tytule: "Wiesz dlaczego ona nie ma ochoty na seks?" Dzięki Zubkowi już wiem - chce być narodową bohaterką. /Maciek
Pomysł na wyczyn wędrowniczy? Kupić w Szczecinie bordowe frędzle do proporca!! INFOBOX: Po latach badań i analiz naukowcy z uniwersytetu odkryli receptę na dobrą drużynę harcerską. Podobno kluczem do sukcesu jest… zaangażowanie drużynowego! Spodziewanym skutkiem ubocznym jest zadowolenie z pracy. Niektórzy już testują to nowatorskie rozwiązanie!
Cały Hufiec biega ! no przynajmniej Klub Biegacza, reszta za to kibicuje
Recepty wydaje doktor Komendant Hufca.
Nasi w Warszawie byli i nowe doswiadczenia arsenalowe zdobyli.
Marszałek, porucznik, rycerz, Cezar… juz wszystko mi sie myli. Grunt, ze wszyscy konno!
Totemowy sad wyrósł w jesiennej dyni
Menazkę oddam, menazkę albo dwie (i manierkę w pakiecie).
Dryń, dryń 112 tu Tomasz K, w czym mogę pomóc ?
Prima Aprilis, uważaj bo Ty się w mieście lub w lesie omylisz
Po latach prób i starań Komenda Hufca podpisała umowę na Miroszewo. Teraz trzeba już tylko… wszystko rozebrać Czy ktoś wie kiedy wróci Druh Boruch??
Berlin, du bist so wunderbar Czujecie ten zapach … to się Buty palą (lub Miroszewo)
Z kursu podharcmistrzowskiego „SZEKLA” (wszystkie wypowiedzi są prawdziwe, zanotowane w trakcie sądu nad HSW*). Oskarżenie brzmiało: HSW jest przestarzały i nieprzystający do rzeczywistości. „…program jest nie przestrzegany, jest nie realizowany jak był zakładany w teorii”, „…prokuratura nie ma pojęcia o czym mówi...”, „…mówimy o pierwszej stronie zapisu a tam są jeszcze dwie kartki...”, „…idee harcerskie nie zmieniły się tam, gdzie harcerstwo działa prawidłowo...” „…skauting został w ZSRR rozwiązany w 1919 roku bo była to organizacja kapitalistyczna...”, „…ja przepraszam nie byłem jeszcze zaprzysiężony...”, „…Sąd powinien troszkę poczytać...”, „…co daje ZHP druhowi? Proszę inne pytanie...” „…HSW jest nieadekwatny do sytuacji geopolitycznej...”, „…wyszukiwanie swoich wad nie jest pozytywnością...”; prokurator do świadka: „Masz tu książkę z argumentami, ona ci pomoże”; prokurator: „…ten harcerz jest zastraszany przez swojego komendanta...”, „…zuchy są na pierwszą zbiórkę zaciągane siłą i siłą oderwane od piersi matki...”, „HSW nie każe nam przyjść na zbiórkę...”; Sąd : „Czy na sali jest matka?”, „…kogo on reprezentuje?”; prokurator do protokolanta: „Ty tam pisz bo on ci tam dyktuje...”; prokurator na koniec wywodu: „Nie to jest bez sensu...”; sąd do prokuratora: „Poddajecie się?”, „…harcerstwo nie chce działać programem”, „…najmłodsi członkowie ZHP są przymuszani do wstąpienia do ZHP...”; woźny sądowy : „Poczytam wam Statut ZHP abyście nie podsłuchiwali Sądu” a z sali pada pytanie: „Czy ktoś zamawiał reklamę?”; sąd: „Sąd kieruje sprawę do NIK aby sprawdził fakt, że dokumentacja nie jest prowadzona poprawnie”, Ktoś z sali: „Ale hufiec nie ma osobowości prawnej...”, Sąd: „A niech NIK to sprawdzi…”; obrona: „3:0 dla nas!”; Sąd: „Rodzice mogą przyprowadzać dzieci siłą na zbiórki...”. * HSW – harcerski system wychowawczy – jedność następujących elementów: zasady harcerskiego wychowania (służba, braterstwo, praca nad sobą), metoda harcerska z elementami (Prawo i Przyrzeczenie Harcerskie, uczenie się przez działanie, system małych grup, program stale doskonalony i pobudzający do działania) i cechami (pozytywność, indywidualność, wzajemność oddziaływań, dobrowolność i świadomość celów, pośredniość, naturalność) i program.
Spisała: hm. Anna Brejwo komendant Kursu Podharcmistrzowskiego „SZEKLA”
BANK INFO & ZAPO
wydanie 30
22 kwietnia 2014 r.
KWIECIEŃ 25-27.04
Spal Buty VI(P.Kmiecik, M.Marczak) ,
MAJ
,
23-25.05 31.05
Biwak RPG (W.Taraciński, J.Bober) Rajd Nocny (M.Grabowski)
CZERWIEC 6-8.06 ??.06
Zlot Hufców Miejskich (P.Kmiecik, J.Wójcik) II Rajd Legendarny (J.Mazurkiewicz)
LIPIEC 02-12.07 13-29.07
Kolonia Zuchowa w Białej Obóz harcerski w Siamoszycach
WRZESIEŃ 5-7.09
Jodlex (Komenda Hufca)
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
Śladem Starego Doktora. Antologia (1)
Janusz Korczak na obozie letnim w Michałówce, 1907 r.
Kto znał go naprawdę? Skryty odludek, nieskłonny do bliższych przyjaźni, nigdy nikomu nie zawracał głowy własnymi sprawami. Los sprawił, że najwięcej osobistych zwierzeń i informacji o swojej rodzinie zostawił w dzienniku, który prowadził w ostatnich miesiącach życia, w getcie. Przeczuwał zbliżającą się śmierć i wiedział, że nie pozostało mu wiele czasu. Końcowy zapis nosi datę czwartego sierpnia 1942 roku. Piątego albo szóstego sierpnia wygnany został razem z dziećmi i całym personelem sierocińca na Umschlagplatz. Tekst pamiętnika przemycony na aryjską stronę, ocalał. Został opublikowany dopiero w 1958 r. 22 lipca 1878 albo 1879 roku, w poniedziałek, a może we wtorek, w dzień słoneczny albo deszczowy, w rodzinie Cecylii i Józefa Goldszmitów urodził się chłopczyk, który miał stać się w przyszłości Januszem Korczakiem. Zgodnie z żydowską tradycją postanowiono nazwać go po dziadku. Wierzono, że odziedziczy po nim rozum, talenty i cnoty. Ale czasy się zmieniły i postępowi Żydzi polscy uznali, że trzeba nadawać dzieciom polsko brzmiące imiona, by nie czuły się obco w społeczeństwie. Konserwatyści protestowali, że zmiana osłabi tak ważną dla rodu pamięć o przodkach. Państwo Goldszmitowie wybrali kompromisowe rozwiązanie: Hersz pozostał imieniem odświętnym, w świeckim życiu zwyciężył Henryk. Myślą przewodnią całej twórczości Korczaka stała się samotność dziecka w świecie dorosłych. Pierwsze lata życia zapamiętał jako pasmo niekończących się udręk, na które składały się lęk, wstyd, bezradność, poczucie winy. Te wspomnienia stały się dla niego cennym źródłem inspiracji pedagogicznych i literackich. Nim największe sławy europejskie odkryły i opisały dziecięce neurozy, które później łamią dorosłym życie, walczył o prawo dziecka do szacunku, do miłości, do poczucia bezpieczeństwa – podstawowych gwarancji zdrowia psychicznego. Wspólna wyprawa z ojcem na przedstawienie jasełkowe, wystawiane przez dzieci zakonnego przytułku, musiała być dla Henryka jednym z najważniejszych dziecięcych przeżyć. Blisko sześćdziesiąt lat później, stary, chory, zmęczony człowiek w kilkunastu zdaniach przywoływał tak wyraziście, tak plastycznie tamto wydarzenie, jakby działo się wczoraj: Długa sala sierocińca. Kurtyna, tajemnica, ciasnota, oczekiwanie. Jakieś dziwne istoty w granatowych fartuchach i białych czapkach na głowie ze sztywnymi skrzydłami. Tajemnicza pani posadziła mnie w pierwszym rzędzie. Nie róbcie tego, jeśli dziecko nie chce. Wolałem gdzieś z boku, choćby zasłaniali, choćby najciaśniej i najgorzej. Bezradnie: - Tatusiu. - Siedź. Głupiś. W drodze pytałem się, czy będzie Herod i diabeł. - Zobaczysz. Rozpaczliwa jest ta rezerwa dorosłych. Nie róbcie dzieciom niespodzianek, jeśli nie chcą. Powinny wiedzieć, zawczasu
Korczakianum
Janusz Korczak w wieku 10 lat.
być uprzedzone, czy będą strzelali, czy na pewno, kiedy i jak. Trzeba się przygotować przecież do długiej, dalekiej, niebezpiecznej podróży. W marcu 1899 r. rozstrzygnięto konkurs rozpisany przez Paderewskiego na utwór dramatyczny. Czwartą nagrodę w konkursie otrzymał utwór pod tytułem „Którędy?” Korczaka. „Dramat w czterech aktach, pomyślany jest poważnie i rozumnie, przeniknionym silnym poczuciem moralnych zagadnień życia związanych z jego stroną cielesną. Główną figurą jest ojciec rodziny, do razu ukazujący się jako człowiek rozdrażniony nerwowo, w którego głowie dziwactwa mieszają się z jasnowidzeniem prawdy, nawet do własnego stanu. Cały ten smutny przebieg akcji kończy się zupełnym obłąkaniem ojca. Jurorzy radzili Korczakowi, by nie naśladował obcych wzorów, lecz opierał się na osobistych doświadczeniach. Byli pewni, że naczytał się Strindberga i Ibsena. Skąd mogli wiedzieć, że opisuje własną historię? - Zimą 1902 roku w sobotę i w niedzielę wydawałem książki z bezpłatnej wypożyczalni na Ciepłej. Razem ze mną wydawał książki student medycyny – Henryk Goldszmit, blondyn z rudawą bródką, o miłym uśmiechu i mądrym spojrzeniu szafirowych oczu. W sobotę wieczorem czytelnię dosłownie rozsadzał burzliwy tłum wyrostków. Henryk, nie podnosząc głosu, w sposób zdumiewający panował nad tym żywiołem. Zdawało się, że każdego z tych chłopców zna dawno i wszystko o nim wie. Jego dialogi z tymi warszawskimi gawroszami były genialne, nie do powtórzenia. Zwykle w sobotę po południu Henryk w swoim pokoju na Chłodnej gromadził dzieciarnię z kilku podwórek i urządzał „zabawy”. Korczak cały czas wahał się między pedagogiką a medycyną. Działacz społeczny, pedagog, buntownik coraz wyraźniej wygrywał z pisarzem i lekarzem. Bo jako lekarz od dawna miał rozpaczliwe poczucie, że jest bezradny wobec losu swoich biednych pacjentów. Mógł w doraźnych przypadkach ratować zdrowie, czasem życie. Mógł jednego lub drugiego z nich zatrzymać na parę dni w szpitalu, by w dobrych warunkach nabrali sił. Ale co dalej? Znowu bezdomność, ulica, głód, w najlepszym razie wilgotna, przeludniona suterena i codzienna praca ponad siły. Marzenie o stworzeniu przyjaznego dzieciom gniazda towarzyszyło mu od najwcześniejszych lat. Na przełomie wiosny i lata 1904 r., Henryk Goldszmit po raz pierwszy w życiu spotkał się ze swoim powołaniem. Z rekomendacji doktora Juliana Kramsztyka wyjechał z grupą dzieci żydowskiej biedoty na wieś do Michałówki, na wakacje zorganizowane przez warszawskie Towarzystwo Kolonii Letnich. Dwa turnusy, w maju i w czerwcu, które spędził z kolonistami jako wychowawca, otworzyły mu oczy na świat, którego nie znał do tej pory, zainicjowały przemianę lekarza w pedagoga. W czerwcu 1905 roku pismo „Izraelita” zawiadamiało: „Na Daleki Wschód został powołany i wyjechał do Harbina dr Henryk Goldszmit, lekarz miejscowy Szpitala dla Dzieci przy ul. Śliskiej”. Doktor wagonem sanitarnym przerobionym na szpital jeździł między Irkuckiem a Garbinem, zatrzymując się na kolejowych stacjach, by udzielić pomocy rannym i chorym z terenów frontowych, a niezdolnych do dalszej służby wojskowej odesłać do domu. Najciężej chorych i rannych lokował w wagonach towarowych przerobionych na prowizoryczne lazarety, którymi wracali w rodzinne strony. Kiedy zwijali się z bólu, opowiadał bajki o Kocie w Butach i o Czerwonym Kapturku albo deklamował zapamiętane bajki Kryłowa. Pierwszy odcinek powieści „Mośki, Jośki i Srule”, opartej na kanwie doświadczeń Korczaka podczas kolonii letnich w Michałówce, ukazał się w styczniu 1909 r. Już tytuł utworu brzmiał wyzywająco. Jedni węszyli wyskok antysemicki, inni obruszali się na wprowadzenie do pisma, przeznaczonego dla dzieci polskich, obcych im i niemiłych postaci. Mimo niesprzyjającej atmosfery, debiut Korczaka w roli autora dla młodzieży okazał się wielkim sukcesem. Nikt jeszcze nie pokazywał żydowskich dzieci jako pełnoprawnych, pełnokrwistych bohaterów literackich. Los sprawił, że powieść o żydowskich dzieciach, czyta się dzisiaj ze ściśniętym sercem. Parę kilometrów od Michałówki, Niemcy podczas drugiej wojny światowej utworzyli obóz zagłady we wsi Treblinka. W sierpniu 1942 roku z tego samego dworca, tą samą drogą, co przed trzydziestu pięciu laty, Doktor wyruszył z kolejnym pokoleniem wychowanków w swoją ostatnią podróż...
Dom Sierot, ok. 1938 r.
Ostatnie zdjęcie Korczaka zrobione w Warszawskim Getcie 20 września 1940 r.
Teksty pochodzą z publikacji: „Korczak – Próba biografii”, Joanna Olczak-Ronikier, I. Merżan – „Aby nie uległo zapomnieniu”, Helena Bobińska
- „Pamiętnik
tamtych lat”. Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej Polskiego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka. Wybór: hm. Maciej Grabowski.
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
Przyroda, edukacja ekologiczna, Dzień Ziemi
Innym
Beata Araszkiewicz-Ochota
phm. Beata AraszkiewiczOchota Skarbnik Hufca Szczecin-Pogodno Była drużynowa 44 WDH „DODO” im. Szarych Szeregów
Wśród nas są tacy, którzy marzą o tym by świat czyli otaczająca nas przyroda były czyste, wolne od śmieci i szkodliwych dla zdrowia substancji. Są też tacy, którzy na to nie zważają i przyjemnie jest im, żyć obok dzikich wysypisk śmieci, które powstały również dzięki ich pomocy. Jest też trzecia kategoria ludzi, to Ci którym jak tym pierwszym zależy na tym by śmieci trafiały do kosza lub do powtórnego przetworzenia, ale również edukują dzieci i dorosłych jak chronić środowisko, segregować odpady i co to jest energia odnawialna. Co roku organizowana jest akcja sprzątania świata, zazwyczaj w okolicach daty Dnia Ziemi czyli 22 kwietnia. Sprowadza się to do tego, że szkoły szczególnie podstawowe i gimnazjalne opuszczają na chwilę swoje mury by posprzątać okoliczne tereny. A skąd te śmieci się w ogóle wzięły? A stąd, że za przykładem DOROSŁYCH śmiecą również dzieci. I mimo, że taki mały „szkolniak”, czy już nastolatek sprząta (bo jest do tego jednak zmuszony przez nauczyciela), to będzie w przyszłości śmiecił. Chyba, że jak nieliczni, weźmie sobie to do serca i nie będzie dawał roboty na przyszłość młodszym kolegom. A śmieci niestety powodują dużą szkodę dla przyrody, jak i dla klimatu który się zmienia, niestety na gorsze. Szkodliwe substancje zawarte w plastikowych opakowaniach, różnorodnych tworzywach sztucznych zatruwają glebę, wodę, rośliny, a zatem również zwierzęta. Jest pewien szczególny ośrodek bardzo blisko Szczecina, w którym można poznać tajniki odnawialnych źródeł energii.
Bateria słoneczna
Energia odnawialna czyli taka, którą się pozyskuje z naturalnych źródeł: ze słońca, wody, wiatru, biomasy czyli z resztek roślinnych lub odzwierzęcych oraz ze źródeł geotermalnych. Ośrodek Szkoleniowo-Badawczy w Zakresie
Energii Odnawialnej w Ostoi jest jednostką Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie, znajduje się przy Przecławiu w gminie Kołbaskowo (2 km od ulicy Krakowskiej). Ośrodek wyposażony jest w instalacje do pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych: kolektory słoneczne, ogniwa fotowoltaiczne inaczej baterie słoneczne, pompę ciepła, kocioł biomasowy oraz układ kogeneracyjny, które nie są tylko urządzeniami pokazowymi, ale również użytkowymi, bowiem ogrzewają budynki lub oświetlają teren.
W Ośrodku prowadzone są zajęcia edukacyjne dla wszystkich zainteresowanych tematyką odnawialnych źródeł, segregacją odpadów, oszczędzaniem energii. Przyjeżdżają na zajęcia zarówno przedszkolaki jak i studenci, nauczyciele oraz przedsiębiorcy. Odbywają się różne konferencje oraz wydarzenia, takie jak „Festiwal Słoneczny” czy „Noc Naukowców” . Pracownicy Ośrodka prowadzili również zajęcia na „Dutku”, czyli Dziecięcym Uniwersytecie Technologicznym. Na zajęciach można np. usmażyć popcorn na „Kuchence słonecznej”, zbudować wiatrak czy pojazd na baterie słoneczne. Warto wybrać się tam w większej grupie, a na koniec zajęć upiec kiełbaskę nad stawem pełnym żółwi czerwonolicych.
Kuchenka słoneczna
Jeśli jesteś jeszcze uczniem lub studentem polecam zorganizować tam wraz z wychowawcą Dzień Ziemi. Warto poznać inne spojrzenie na możliwość gospodarowania odpadami (tak by się nie narobić) oraz dowiedzieć się np. jak zamontować urządzenie do pozyskiwania energii z odnawialnych źródeł na dachu swojego domu.
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
Harcerska krew
Innym
Jakub Cichocki
hm. Jakub Cichocki
Przewodniczący KSI Hufca Szczecin-Dąbie Szef ZKK Chorągwi Zachodniopomorskiej Instruktor CSI ZHP Członek Rady Naczelnej ZHP Prezes Harcerskiego Klubu Honorowych Dawców Krwi PCK „Krwilijka” W przeszłości między innymi: Drużynowy 158 Warszawskiej DH „Arka” im. phm. Feliksa Pendelskiego Komendant Szczepu 158 WDHiGZ „Oranżeria” Członek KSI Chorągwi Komendant CSI ZHP Szef ZKK Hufca Zawodowo: menadżer w jednej z firm telekomunikacyjnych Szkoli także z pierwszej pomocy w PCK oraz zajmuje się coachingiem.
Hobby: bieganie długodystansowe, falerystyka harcerska.
Pięć lat temu, gdy obchodziliśmy 100- lecie harcerstwa, narodził się pomysł zorganizowania z tej okazji całorocznej akcji krwiodawstwa. Rozpoczęliśmy ją pod hasłem „100 litrów na 100- lecie harcerstwa”. To była jedna akcja. Trwała cały rok. Udało się zebrać ponad 70 litrów krwi. To był duży sukces jak na tak niewielką chorągiew. Na tej kanwie wydarzyły się dwie rzeczy. W roku 2010 - dokładnie 10 kwietnia - przy naszej chorągwi powołaliśmy Harcerski Klub Honorowych Dawców Krwi „Krwilijka”. Jego cel to krzewienie idei honorowego krwiodawstwa w środowiskach harcerskich. Klub ma się dobrze – powoli, ale jednak się rozrasta. W tej chwili liczy szesnaście osób. Druga rzecz, to podjęcie decyzji o corocznej kontynuacji naszej akcji. W tej chwili mamy już jej piątą edycję. Tym razem hasło przewodnie: „80 litrów na 80-lecie harcerstwa na Pomorzu Zachodnim”. Wierzę, że tym razem uda nam się nasz cel zrealizować. Jesteśmy w stanie wspólnym wysiłkiem te minimum 80 litrów krwi wspólnie uzbierać. Nie raz pytano mnie, dlaczego akcje całoroczne? Na krótszą akcje – konkretny termin, łatwiej zmobilizować ludzi. Może i łatwiej. Patrzę jednak na potrzeby związane z pozyskiwaniem krwi w Polsce. Największą bolączką i problemem wszystkich stacji krwiodawstwa w Polsce jest stały i regularny dopływ krwi od krwiodawców. Poprzez całoroczna akcję chcemy wyrobić nawyk regularnych odwiedzin stacji krwiodawstwa i oddawania krwi. Jak często? To zależy tylko od nas samych. Dla jednych będą to dwa razy w roku, la innych trzy. Przepisy ograniczają to dość jasno – kobieta może oddać krew maksymalnie cztery razy w roku, mężczyzna sześć razy. Niejednokrotnie słyszy się w radiu, telewizji apele o oddawanie krwi. Przede wszystkim w okresach wzmożonego zapotrzebowania na nią – są to głównie wakacje, gdy ilość wypadków wzrasta, a większość krwiodawców spędza czas na urlopach. To także doskonały moment do tego, by poświecić dwie godziny i oddać swoją krew dla innych. Niewątpliwym sukcesem czterech lat trwania naszej akcji jest suma oddanej krwi – ponad 200 litrów, ale jeszcze większym ilość ludzi, która zgłosiła swój akces. Jest to ponad 80 osób, z czego niemal 1/3 bierze udział co roku w akcji i zgłasza swoje donacje. Serdecznie im za to dziękuję. Poprzez łamy pogodno.exe, chciałbym Was wszystkich zaprosić do podjęcia wspólnej instruktorskiej i wędrowniczej służby. Oddając krew – zgłoś swoją donację do nas i tym samym wesprzyj nasza akcję. Jak to zrobić: oddaj krew, usiądź przed komputerem, zaloguj się na swoja pocztę, wpisz adres harcerska.krew@gmail.com, wpisz swoje imię,
nazwisko, hufiec, stopień, grupę krwi i datę oraz ilość oddanej krwi i naciśnij przycisk WYŚLIJ! I już. Dla każdego, kto weźmie udział w naszej akcji czeka miła niespodzianka na początku przyszłego roku, gdy spotkamy się na wspólnym podsumowaniu tej akcji.
Kto krew może oddawać? Przede wszystkim trzeba mieć ukończone 18 lat, być dobrego zdrowia, ważyć minimum 50 kg i zgłosić się do stacji krwiodawstwa. Tam czeka was rejestracja, krótka ankieta z pytaniami, potem wizyta u lekarza, który podejmie decyzję o tym, czy danego dnia możecie krew oddać Pamiętajcie, by zgłosić się zdrowym, inaczej na wizycie u lekarza swoją przygodę tego dnia zakończycie, a nie o to przecież chodzi. Jednorazowo oddaje się 450 ml krwi pełnej. Dla większości z nas to dawka niezauważalna dla organizmu, jednak wzmożony wysiłek tego dnia należy sobie odpuścić. Organizm musi mieć chwile na odpoczynek i regenerację tego bezcennego płynu. Zapraszam też wszystkich honorowych krwiodawców do wstąpienia do naszego klubu i wspólnego tworzenia ruchu honorowego krwiodawstwa w środowisku zachodniopomorskiego harcerstwa. To idealny sposób na realizację harcerskiej służby. Służby dla innych. Do tego służby bardzo regularnej i pełnej radości i satysfakcji. Co najmniej dwa razy do roku na oddanie krwi stawiamy się całym klubem. Wtedy atmosfera i czas jest wybitnie miły, przyjemny i radosny. Jeśli chcecie tego spróbować, to piszcie na wskazany wyżej adres, albo znajdźcie nas na najpopularniejszym serwisie społecznościowym w internecie. Jest tam zarówno nasz klub, jak i nasza akcja. Już dzisiaj zarezerwuj sobie termin i wesprzyj nasza akcję. Wspólnie uzbierajmy 80, 160, a może 240 litrów w roku 2014! Uczcijmy w ten sposób wspólnie 80-lecie harcerstwa na naszych ziemiach!
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
„Mury” w Ravensbrück
Innym
Maciej Grabowski
hm. Maciej Grabowski Zastępca komendanta hufca
Informacja o funkcjonowaniu drużyny harcerskiej w obozie koncentracyjnym Ravensbrück, wciąż zdaje się być dla mnie nieprawdopodobną. Niemożliwe wydaje się, aby w sercu hitlerowskich Niemiec, w strasznym, największym obozie koncentracyjnym dla kobiet, gdzie roiło się od szpiegów i donosicieli, gdzie każdy przeżyty dzień jawił się jako podstępnie wydarty śmierci, przez blisko cztery lata mogła funkcjonować jednostka harcerska. Historia ta jednak wydarzyła się naprawdę, a heroizm druhen z „Murów”, zadziwia po dziś dzień.
Drużynowy 30 DH „Reduta"
Prawnik
Rada drużyny „Mury” w Tranas. Od lewej: Józefa Stefaniszyn, Janina Stefaniszyn, Józefa Kantor, Zofia Pawlikiewicz (1)
1 września 1939 r. harcmistrzyni Józefa Kantor przebywała na zlocie harcerskim, z którego, z uwagi na wybuch wojny, do domu już nie wróciła. W tym czasie na stałe pracowała jako nauczycielka na Śląsku; zapewne zdawała sobie sprawę z faktu, że powrót w rodzinne strony oznaczałby aresztowanie. Chcąc wspierać walkę z wrogiem, w krótkim czasie nawiązała łączność z grupami konspiracyjnymi i podjęła z nimi współpracę. Jej działalność powoduje, że trafia na listę osób poszukiwanych przez gestapo. 9 listopada 1940 r. zostaje aresztowana i trafia do więzienia w Tarnowie, gdzie jest przesłuchiwana i torturowana przez blisko 9 miesięcy. Stąd zostaje zesłana do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Transport liczący 119 kobiet, przybywa do obozu 12 września 1941 r. Jest wśród nich 26 przyszłych członkiń drużyny – m.in. drużynowa Józefa Kantor oraz zastępowe (wszystkie przed wojną pełniły funkcje hufcowych): Zofia Janczy, Maria Rydarowska, Aniela Wideł. Początek obozowego życia przytłacza je straszliwym widokiem – po placu snują się przeraźliwie chude i wyniszczone ciężką pracą kobiety, strażnicy pod wodzą komendanta Maxa Koegla maltretują i zabijają nawet dla zabawy, działa obozowe krematorium. Józefa Kantor dostrzega, że bezczynność i głód otępiają więźniarki. Widzi, że kobiety zatracają wrażliwość, miewają
napady złości; wyniszczające warunki, nieludzka praca, obciążenie psychiczne powodują coraz więcej napięć, w szczególności przy wydawaniu posiłków, gdzie toczy się zwierzęca walka o byt i zaczyna dominować prawo silniejszego. W tej sytuacji Józefa Kantor dochodzi do przekonania, że należy zorganizować zespołowe działanie, w ramach którego będzie świadczona pomoc dla słabszych. Naturalnym dla niej, jako instruktorki ZHP, było oparcie tej działalności o ideę harcerską. W listopadzie 1941 r. Józefa Kantor spotyka przypadkiem Władysławę Sikorę, przedwojenną harcerkę, która przebywa w obozie już od 1940 r. Dzieli się z nią swoimi spostrzeżeniami. Pomysł zorganizowania drużyny harcerskiej nie zaskakuje harcerki, deklaruje ona pomoc i organizuje pierwszy zastęp kuchenny, którego początki działania w zbeletryzowanej formie opisuje Danuta Brzosko-Mędryk: - Was ist denn los? – ostry głos strażniczki wpada do piwnicy z podestu schodów. Stasia milknie. Ręce kobiet pospiesznie chwytają co popadnie – brukiew, jarmuż, buraki. Głowy chylą się niżej, plecy przygarbiają. W ciszy słychać jak skapujące ze ścian krople wilgoci uderzają o beton i łącząc się w kałużę, płyną po pochyłości podłogi. Czekają. Ale aufzejerka nie wchodzi, nie lubi smrodliwego zaduchu gnijących jarzyn, wystarczy, że krzykiem przypomni o swojej władzy. Władka zaczyna cichutko nucić, tak tylko dla siebie, ale w ciszy murmurando rozchodzi się aż po kątach i zaraz podnoszą się głowy. Toż to pieśń harcerska „Płonie ognisko”. Hanka Burdówna spogląda na Marysię Kawulok, Marysia na Hankę i przyłączają swoje głosy, Harcmistrzyni Józefa Kantor – drużynowa a Kama Janowicz podpowiada słowa – „…starodawne Tajnej Drużyny Starszych Harcerek w dzieje, bohaterski wskrzesza czas…”. obozie koncentracyjnym Ravensbrück (3) Już śpiewają i inne, a pieśń wypełnia piwnicę i brzmi wcale nie konspiracyjnie. Czyżby zapomniały gdzie się znajdują? - Das ist nicht schlecht! – woła z góry aufzejerka Grewe – bo, gdy jest w dobrym humorze sama namawia do śpiewania. Dotąd były to sentymentalne tanga i ludowe piosenki, ale tej jeszcze nie słyszała… Wkrótce powstają kolejne zastępy i zawiązana zostaje Tajna Drużyna Starszych Harcerek w obozie koncentracyjnym Ravensbrück. W pierwszym okresie organizacji pracy drużyny, podstawową trudnością było odnalezienie innych harcerek. Informacja o założeniu drużyny, z oczywistych względów, musiała być utrzymywana w tajemnicy. Druhny wyszukiwały towarzyszek opierając się na własnej obserwacji, rozpoznawały je po postawie i zachowaniu wobec innych współwięźniarek. Prawie nigdy nie zdarzyła się pomyłka. Jeszcze w listopadzie spotyka się po raz pierwszy rada drużyny, która obiera cele działalności. Były nimi: 1. Czuwanie nad własną postawą, aby była zgodna z prawem harcerskim, zachowanie równowagi, godności i pogody ducha. 2. Podtrzymanie na duchu innych współtowarzyszek niedoli przez szerzenie tylko dobrych wieści, utrzymywanie dobrego nastroju i rozpraszanie smutku. 3. Orientowanie się w całokształcie życia lagrowego, wywiady, sondowanie niemieckich planów, by uprzedzić o nich współwięźniarki i przeciwstawiać się tym planom. 4. Wzajemna pomoc materialna i moralna. Sztandar znaleziony przez harcerki podczas sortowania odzieży (1)
5. 6.
Opiekowanie się chorymi, starszymi, młodzieżą. Propaganda polskości i zdobywanie przyjaciół narodowości. Harcerska czujność.
wśród innych
Początkowo harcerki znają się jedynie w ramach zastępów, co podyktowane jest względami bezpieczeństwa. Szybko pojawia się jednak potrzeba zapoznania harcerek ze sobą, tak aby wiedziały na czyje wsparcie w codziennej pracy mogą liczyć. Pierwsza zbiórka trzech zastępów odbywa się nocą za obozowym barakiem; jest symboliczny apel, śpiewanie pieśni harcerskich i zadania dla zastępów. Podczas tej zbiórki druhny przybierają nazwę dla drużyny – „Mury”, co ma oznaczać próbę psychicznego odgrodzenia się przez nie od straszliwej obozowej rzeczywistości, oraz hasło pracy: „Trwaj i innym pomóż przetrwać”, co wyrażało wolę walki o przetrwanie i solidarność z innymi. W miarę jak do obozu przybywały nowe transporty, do drużyny przyjmowano nowe osoby – zarówno te które były w przeszłości harcerkami, jak i nowe ochotniczki, które w obozie składały przyrzeczenie harcerskie. Jedna z nich - Wiktora Ryczko, wspomina: Do najważniejszych chwil w obozie zaliczam przyrzeczenie harcerskie. Wieczorem, kiedy syrena nocna nie usuwała nas z terenu obozu, na umówiony znak zbierałyśmy się w najdalszym kącie, za blokami. Tu, zgrupowane w harcerskim kręgu, powtarzałyśmy w myśli – za składającą – rotę przyrzeczenia. Padały słowa mocne, gorące, składane na krzyż harcerski, zdobyty Władysława Sikora, członkini drużyny w obozie i przypięty na szarym harcerskim harcerskiej „Mury” (3) proporczyku. Były to niezapomniane chwile, rozpoczynające się nocną modlitwą harcerską, a kończące hymnem narodowym i Rotą. Życie drużyny przepojone było ideą harcerską na tyle, na ile pozwalały na to obozowe warunki. Przeprowadzano ćwiczenia sprawnościowe, zdobywano stopnie. Zbiórki odbywały się dość regularnie – w piwnicach, kuchni, umywalniach, w barakach. Druhny brały udział w niemal wszystkich akcjach kierowanych przez obozowy ruch oporu, były też ich inicjatorkami. Codzienna praca polegała na niesieniu pomocy innym. Zastępom powierzano opiekę nad chorymi, wspierano te więźniarki, które nie otrzymywały paczek, pozyskiwano leki, harcerki pracujące w kuchni „organizowały” dodatkowe jedzenie dla najmłodszych i najciężej pracujących. Oprócz pomocy stricte materialnej, nieustannie prowadzono akcję podnoszenia na duchu – pogodą, uśmiechem i życzliwością. 3 maja 1942 r. organizowana jest druga zbiórka drużyny, która odbywa się na głównej drodze obozowej – harcerki przypinają na kurtkach zielone listki, dzięki czemu są w stanie rozpoznać się w tłumie. Drużynę tworzy już siedem zastępów: Cegły, Cementy, Fundamenty, Kamienie, Kielnie, Wody i Żwiry. Stan liczebny drużyny był – z oczywistych względów – zmienny. Na dzień 1 kwietnia 1945 r. tworzyły ją 102 harcerki. Co ciekawe druhny posiadały sztandar harcerski znaleziony przy sortowaniu rzeczy zagrabionych przez hitlerowców z powstańczej Warszawy. Sztandar ten, zaszyty w kilka powłoczek, przetrwał wszystkie rewizje
Więźniarki KL Ravensbrück przy pracy, 1939 (2)
i po zakończeniu wojny, zawędrował z harcerkami do Szwecji, gdzie część z nich została ewakuowana przez Szwedzki Czerwony Krzyż. Szwedzi witający przybywające z obozu więźniarki, nie mogli uwierzyć, że z miejsca kaźni, przybywają ze sztandarem.
Drużynowa „Murów” – Józefa Kantor wręcza proporczyk harcerkom z Łodzi; Chorzów, listopad 1970 r.
Historia Tajnej Żeńskiej Drużyny Starszych Harcerek „Mury”, przedstawiona tutaj w wielkim skrócie, jest świadectwem nie tylko niezwykłego oddania dla idei harcerstwa, ale przede wszystkim zrozumienia powinności każdego harcerza – bezinteresownej służby i pomocy innym, wierności złożonemu Przyrzeczeniu. Jest to historia o której niewątpliwie nie możemy zapomnieć.
Mówimy do Ciebie, przygodny przechodniu, Mówmy skupienia chwilą; Taką siłą naszego wspomnienia, Co popiół w diament przemienia. Wyrazem oczu i zmarszczką na czole, Mówimy niejedną blizną na ciele, Ale czy Ty nas zrozumiesz, przechodniu, Nie wiem… (Oratorium ravensbrückie, Mirosława Grupińska nr 11956)
*Konzentrationslager Ravensbrück – największy hitlerowski obóz koncentracyjny dla kobiet założony w 1939 r. w pobliżu miasta Fürstenberg, na północ od Berlina. Przez obóz przeszło ok. 132 tysiące kobiet, w tym około 30 tysięcy Polek. W egzekucjach, komorach gazowych, wskutek niewolniczej pracy, zginęło ok. 92 tysiące z nich, w tym 17 tysięcy Polek. W latach 1942-1944 na więźniarkach prowadzone były doświadczenia medyczne i eksperymenty lekarskie, uznane za zbrodnie wojenne w I procesie norymberskim. (PWN)
Na podstawie: Urszula Wińska „Zwyciężyły wartości” Danuta Brzosko-Mędryk , „Mury w Ravenbrück” Historia więźniarki Henryki Bartnickiej-Tajchert (http://tajchert.w.interia.pl) Żródła fotografii: (1) Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce; Danuta Brzosko-Mędryk, „Mury w Ravenbrück” (2) Bunderarchiv, wikipedia.org (3) Urszula Wińska, „Zwyciężyły wartości” Cytat w tekście autorstwa Danuty Brzosko-Mędryk.
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
O próbie i próbowaniu
Przemyślenia
Magda Jania
pwd. Magda Jania
Członek ZKK Hufca SzczecinPogodno
Studentka V roku Pedagogiki Wczesnoszkolnej i Przedszkolnej Kelnerka/baristka
Wcześniej m.in.: Drużynowa XXX DH „FOSA", Komendant Szczepu XXX GZ i DH „Twierdza"
Przychodzi taki moment w życiu, że chcesz czegoś więcej, czegoś ponad. Niby jest wszystko w porządku, niby coś tam się dzieje, coś przecież robisz, działasz, jesteś to tu, to tam, szkoła, praca, znajomi, rodzina, czyli głównie obowiązki wynikające z prowadzonego w taki, a nie inny sposób życia; nie ma czasu na większą ilość przyjemności czy lenistwa. Jakby się chciało go mieć, a mimo wszystko czuje się jakąś dziwną, nie do końca określoną pustkę. Masz może podobnie? W moim przypadku pustka ta spowodowana była brakiem rozwoju. Rozwoju w konkretnym kierunku, zgodnym z moją pasją, aktualnymi potrzebami. No, niby się rozwijałam, ale czegoś mi jednak brakowało. Czego? O tym za moment, bo muszę cofnąć się kilka ładnych lat w przeszłość. Jestem studentką, a dokładniej już kończę studia, więc wydawałoby się, że przecież się rozwijam, bo uczęszczam na ćwiczenia, na wykłady (to niestety rzadziej, aczkolwiek też się zdarza), odbywam praktyki – chłonę wiedzę niczym gąbka do kąpieli, ale no… nie do końca ta wiedza wypełniała tę część mnie, która w dziwny sposób jest pusta. O co mi chodzi? Sama do końca nie wiem, bo to skompilowane pytanie, bez względu na okoliczności jego zadania, więc może prościej będzie jak określę, o czym będzie ten artykuł. O próbie. Próbowaniu. Rozwijaniu się. Samokształceniu. Samorozwoju. O zapełnianiu „pustki” i o tym, że po prostu warto. Jestem typową Zosią Samosią. Sama zrobię najlepiej. Wszystko, no dobra – prawie wszystko. Mam przez to wiele problemów w życiu, bo nie umiem odpuścić. Pozwolić komuś zrobić coś za mnie, bo jak już kogoś dopuszczam, to dość szybko się irytuję, że zrobiłabym to lepiej, szybciej – no i tu wynikają małe spięcia. Dodatkowo jestem okropnym nerwusem, no i bywam leniwa. Ale to chyba jak każdy (mam nadzieję). Życie nauczyło mnie, że próbować warto - jeśli warto (masło maślane – celowy zabieg). Bo jak nie spróbuję, to po jakimś czasie zawsze żałuję. Przecież dopóki nie spróbuję, to nie będę wiedziała. Dopóki nie spróbuję, nie przekonam się, czy warto. Dopóki nie spróbuję – nie ruszę się z miejsca. A stanie w miejscu jest naprawdę niefajne i sprawia, że najnormalniej w świecie mam doła. O moim próbowaniu słów kilka. Kiedy nadszedł ten czas, że odkryłam tę pustkę, zaczęłam działać w celu jej zapełnienia. Co prawda, wiązało się to głównie z prowadzeniem drużyny, z pełnieniem funkcji drużynowej. Przede wszystkim chciałam móc odbierać Przyrzeczenia od moich harcerzy, więc poniekąd zrobiłam to dla nich, i fajnie też było móc zameldować drużynę słowami: PRZEWODNIK a nie jak dotąd DRUHNA czy DRUŻYNOWA. Brzmiało dumniej. Ale to też nie tylko to… Jak już wyżej wspomniałam – czułam pustkę, którą miały wypełnić doświadczenia związane z realizacją zadań mojej próby przewodnikowskiej. Były to zadania, które
oczywiście wymagały sporo pracy, ale samo realizowanie ich przynosiło mi poczucie, że robię coś fajnego, coś, co mnie rozwija i mnie uczy. Sama tego chciałam. Sama powymyślałam sobie te moje ambitne cele do wykonania. SAMA, SAMA, SAMA, czyli robiłam to, w czym jestem najlepsza. SAMA dyktowałam sobie warunki. To znaczy nie do końca, ponieważ musiałam spełniać i podporządkować się do wymagań na stopnie instruktorskie. Oczywiście był też opiekun, dobra DUSZA (dosłownie i w przenośni: Michał Dusza vel Puchatek – opiekun mojej próby przewodnikowskiej), bez którego jednak bym sobie nie poradziła; ale on nie robił za mnie nic, był takim drogowskazem, który wskazywał, w którym kierunku najlepiej pójść, żeby było dobrze. Opiekun był kumplem, który wysłuchał co się tam dzieje, zasugerował możliwe zmiany, żeby było może lepiej, ale pozostawiał wolny wybór, żebym mogła być sobie tą Zosią Samosią, którą uwielbiam być. Kiedy tak sobie realizowałam tą moją próbę, czułam się (mam nadzieję, że nie urażę nikogo, piszę tu tylko o swoich odczuciach) trochę lepszą od moich rówieśników, nawet tych najbliższych, kompletnie nieharcerskich, którzy poza szkołą czy pracą mieli jedynie imprezy i znajomych (no, może niektórzy robili wówczas prawo jazdy albo kursy językowe; no to powiedzmy, ze też się rozwijali...). Dla nich to było fajne (nie powiem, że dla mnie też nie było), aczkolwiek fakt, iż zorganizowałam taką i taką imprezę, załatwiłam to i to, polazłam tam, zrobiłam taki i taki kurs, pojechałam tu i tam, było cudowną sprawą. Doświadczenia te sprawiały, że czułam iż mogę sporo zdziałać, na pewno wiele więcej w porównaniu z niektórymi z moich kolegów czy koleżanek. Kiedy zaczynałam pisać próbę, myślałam, że jej realizacja będzie ciężka, może nudna (bo jak wiadomo zapał każdy ma na początku, potem już z tym gorzej), a co jeśli mi się odechce, bo coś tam się wydarzy, albo oglądanie seriali tak mnie zaabsorbuje, ze próba odejdzie na dalszy plan? Albo wykonanie zadania mnie najnormalniej w świecie przerośnie? Oczywiście bywały i takie momenty. Momenty zwątpienia, spadek motywacji. Albo po prostu nie chciało mi się. Ale wtedy pojawiały się osoby, które motywująco sprzedawały pstryczka w nos i mobilizacja wzrastała. Bo zawsze jest ktoś, kto w dobrej wierze podaruje lżejszego lub mocniejszego pstryczka. W zależności od potrzeb. Życie jakoś tak się samo ułożyło, że próba realizowała się w trakcie jego normalnego odbywania - nie musiałam zmieniać go drastycznie. Ale żeby była jasność: próba nie robiła się sama. Ja ją „robiłam”, ale wszystko wychodziło jakoś tak naturalnie. Czyli się dało. Spróbowałam i zostałam nagrodzona. Zamknęłam próbę i poczułam się jak młody bóg. Naładowana pozytywną energią, mądrzejsza, z nowymi doświadczeniami, kwalifikacjami, w końcu zostałam Instruktorem ZHP. Poza samą frajdą podczas realizacji zadań, jeszcze fajniejszą sprawą jest moment składania Zobowiązania. Moje było wyjątkowe, ale chyba każdy uważa swoje Zobowiązanie za wyjątkowe. Była to największa niespodzianka, jaką do tej pory doświadczyłam w życiu. Były przy mnie wówczas same najbliższe twarze, wszystko do ostatniej chwili było tajemnicą, więc nie ma co się dziwić, że część z Was/Nas (a zwłaszcza kobiet) uroni/uroniła łezkę w tej chwili. Bo to bardzo fajna chwila…. Bardzo! Jestem sobie tym przewodnikiem, niby jest okej, od bardzo długiego czasu nie prowadzę już drużyny, bo praca, bo studia, bo życie prywatne, działam w zespole instruktorskim i jest w porządku. Ale znowu pojawia się ta potrzeba czegoś więcej. Znowu pojawia się jakaś pustka, której nie zapełniają książki, wykłady… to znowu potrzeba robienia czegoś ponad. I tak oto powstaje moja próba podharcmistrzowska (okej - przyznaje, powstała już dość dawno) i SIĘ realizuje. Oczywiście w tym przypadku nie jest już tak łatwo, jak było przy próbie przewodnikowskiej, bo byłam młodsza, miałam więcej czasu, prowadziłam drużynę. Przy tej próbie nieco pobłądziłam, ale wróciłam na jej ścieżki. Na chyba dobrą drogę – i działam. A dlaczego? Bo chcę czegoś więcej od życia. Bo sama praca,
studia i to, co daje mi codzienne życie nie wystarcza. Próbuję, bo chcę. Nie poddaje się, bo wiem, że mogę, że dam radę, i też wiem, że potrzebuję może lekkiego pstryczka? (Trochę prywaty w sprawie pstryczka: Druhno Opiekun - może jakaś kawa w najbliższym czasie?) Ale też wiem, że takiego pstryczka muszę również zapodać sama sobie. Wówczas nagroda będzie jeszcze bardziej satysfakcjonująca. Trzymajcie za mnie kciuki. Podsumowując: próbujcie, to naprawdę nic strasznego. Bo przecież lepiej spróbować, starać się, bo zawsze czegoś nas to nauczy, coś nam da. Najwyżej się nie uda… ale to zawsze lepsze niż nie próbowanie. Bo najgorsze w życiu to żałować, bo... a nuż dojdziesz gdzieś, gdzie inni Twoi rówieśnicy nie dojdą, osiągniesz coś, czego inni nigdy nie osiągną. To moja rada nie tylko na podejmowanie wyzwań z próbami instruktorskimi, ale także na życie. PS Miało być krótko, bo nie miałam weny, jak zasiadałam do pisania, ale chyba wyszło nieco inaczej, niż myślałam. Mam nadzieję, że nie zanudziłam, i że może kogoś natchnęłam do podjęcia wyzwania harcerskiego samorozwoju, a może i życiowego próbowania?
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
Kilka pozytywnych słów na wiosnę
Przemyślenia
Julia Siemińska Zbiórka zuchowa. Osiem zuchenek. Średnia wieku: 9-7 lat.
dh. Julia Siemińska Drużynowa XXX GZ „Wesołe Słoneczka”
Uczennica I LO w Szczecinie
Trenuje i uwielbia windsurfing
Drużynowa zadaje zuchom pytanie: „Przychodzicie na idealną zbiórkę zuchową, czyli na jaką?”chce dowiedzieć się od swoich podopiecznych, co chcą robić, by zbiórka była dla nich tą najciekawszą, wymarzoną. Zuchy odpowiadają bez chwili zastanowienia: „Druhna nam daje miliony złotych i tablet i telefon dotykowy. Po opanowaniu przez drużynową kwestii materialnych i wyjaśnieniu, że fałszowanie pieniędzy nie jest najlepszym pomysłem (bo przecież druhna nie ma zbyt dużo kasy), zuchy podają o wiele lepsze pomysły - dla budżetu druhny szczególnie: - grajmy całą zbiórkę na komputerze - przecież Sims’y wymagają nieustannej opieki; - zróbmy pieczątki - słoneczka, którymi postemplujemy sobie czoło – hmm…; - bawmy się całą zbiórkę na dworze – już brzmi bardziej swojsko - myśli drużynowa; - szukajmy cukierków po całej szkole – no w końcu jakiś pomysł! – rzuca któraś z zuchenek; Oczywiście nie można zapomnieć, że zdaniem zuchów na idealnej zbiórce nie ma musztry. Bez zabawy w „murarza” się nie obejdzie. Wiedziałam że padną śmieszne pomysły, ale dalej zuchy nie przestają mnie zaskakiwać. No dobrze, czyli jaka powinna być ta idealna zbiórka według trzecioklasistek? Zuchy zwykle najlepiej zapamiętują ostatni element zbiórki, więc na końcu musi być coś szałowego (ewentualnie „murarz”). Ale to za mało, by nie wypowiedziały hasła „nudno było”. Wydaje mi się, że najważniejsze jest obserwowanie i reagowanie, gdy jakaś zabawa po prostu zuchom się podoba lub nie. Po pewnym czasie, gdy już zna się dzieciaki, zbiórki wychodzą coraz lepsze. Wie się czego można od nich oczekiwać i jaką dobrać formę zajęć. Z tego co słyszę, to praca z zuchami zmieniła się na przestrzeni lat. Nie mnie – „młodej” oceniać, jak zmieniły się dzieci, ale dalej często widzę je na dworze grające, bawiące się, jeżdżące na rowerach. Faktem jest że mają więcej zajęć dodatkowych, które pochłaniają ich czas, ale nadal przychodzą na zbiórki, rajdy, biwaki i mają niezłą z tego zabawę. Zbiórki nie muszą być idealne, ale na pewno nie mogą być zniechęcające.
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
Na leśnym szlaku
Przemyślenia
Maciej Grabowski
hm. Maciej Grabowski Zastępca komendanta hufca Drużynowy 30 DH "Reduta"
Prawnik
Miałem niecałe 12 lat, gdy w 1997 r. podczas Rajdu Pogranicza w Cedyni wyruszyliśmy na całodzienną sobotnią trasę rajdu. Trasę, która, jak się później okazało, była jedną z dłuższych, którą przebyłem podczas harcerskiego rajdu. Różne okoliczności faktyczne spowodowały bowiem, że wędrowaliśmy przez cały dzień i część nocy, pokonując ponad 35 km. Po dotarciu do szkoły w której biwakowaliśmy, byliśmy niebotycznie zmęczeni, ale i niezwykle szczęśliwi (pewnie dlatego że nie musieliśmy już iść). Zresztą takie sytuacje po latach wspomina się najlepiej. Pamiętam, że nie byliśmy zachwyceni faktem, że podczas trasy zgubiliśmy drogę, ale nie szukaliśmy wśród nas winnego, nie upatrywaliśmy źródła nieszczęścia w wojskowej mapie, którą nie tyle co dostaliśmy, a zdobywaliśmy w częściach podczas kolejnych punktów rajdu. Nie było to ważne ani dla nas, ani jak myślę, dla naszego drużynowego, bo spędziliśmy cały dzień na wspólnej wędrówce, pomagając sobie i wzajemnie się wspierając. Niezależnie od okoliczności, tworzyliśmy wspólnotę i czuliśmy więź, która dzięki takim sytuacjom, jeszcze bardziej nas łączyła. Mapa, kolorowa czy czarno-biała, w zasadzie w ogóle mapa, staje się natomiast źródłem nieszczęść i wzajemnych pretensji w czasach obecnych. Dziwi to o tyle, że w większości przypadków korzystamy dzisiaj z tych samych wydawnictw co nasi poprzednicy, którzy jakoś radę dawali, a jeżeli nawet nie dawali, to dopatrywali się w tym własnej słabości (lub czasem po prostu zrządzenia losu, jak to gdy podczas Rajdu Pogranicza w Mieszkowicach w 2003 r., grupie „rozstawiających się” punktowych pomyliły się leśne ścieżki), nad którą warto jeszcze popracować (powiedzmy sobie jasno: zgubić się w lesie i nie odnaleźć się (bo to jest sednem, zgubić drogę w nieznanym terenie może bowiem nawet najlepszy), to był po prostu wstyd i ujma, a robienie z tego awantury byłoby już mocno niestosowne i budziłoby chyba wszechobecne politowanie). Co więcej, coraz częściej w naszych rękach znajdują się nowe wydawnictwa kartograficzne – uaktualnione, kolorowe, z dokładnie zaznaczonymi punktami orientacyjnymi. Świat bez telefonów komórkowych powodował, że człowiek bardziej skupiał uwagę - wiedział bowiem, że jak się zgubi, nie będzie mógł wykonać „telefonu do przyjaciela”, który powie mu, że w tym miejscu źle skręcił, a na rozwidleniu
trzeba iść w prawo, bo tam za zakrętem jest oznaczenie szlaku, które, jak się skupi, wypatrzy. Każdy wiedział, że jak się zgubi, to tak czy inaczej będzie musiał sobie radzić sam (ewentualnie z pomocą innych zagubionych) – i tak też robiliśmy, analizując mapę, próbując ustalić, gdzie jesteśmy i jak najszybszą drogą wrócić na właściwy szlak. Musimy sobie uświadomić pewną dość istotną rzecz – gros naszych zagubień w lesie wynika z naszej nieuwagi lub braku umiejętności wędrowania z mapą (źle oznakowane szlaki są chyba wyjątkiem). Chodzi jednak o to, aby podejść do sytuacji jako do wyzwania i zamiast obarczać winą wszystko i wszystkich dookoła, spróbować pomóc sobie samemu. Oznaczenia szlaków w Polsce stosowane są w dość przejrzysty sposób – dwa białe paski z jednym paskiem w kolorze szlaku pomiędzy nimi. Instrukcja znakowania szlaków mówi wprost, że na szlakach pieszych w odcinkach bez rozwidleń i skrzyżowań oznaczenia szlaku należy umieścić w odległościach nie większych niż 200 m (w praktyce są one umieszczane znacznie częściej), dodatkowo muszą one być umieszczone tak, aby umożliwiały wędrowanie w obu kierunkach (a zatem przy spojrzeniu za siebie również powinniśmy zobaczyć oznaczenie szlaku), nadto przy skrętach szlaku stosuje się znaki skrętu, strzałki, a w trudnych do zorientowania miejscach dodatkowo wykrzyknik, nakazujący zwrócić szczególną uwagę na przebieg trasy. Nic trudnego wystarczy iść i obserwować otoczenie by dojść do celu. Wędrując trzeba sobie zatem wyrobić pewną umiejętność automatycznego weryfikowania, czy na pobliskich drzewach, kamieniach, budynkach wciąż znajdują się oznaczenia szlaku. Naszą uwagę każdorazowo powinien zwrócić brak oznaczenia szlaku na odcinku większym niż 200 m (czyli co ok. 4-5 minut zwykłego marszu). W takiej sytuacji nie wyciągajmy od razu telefonu komórkowego, ale stańmy i zastanówmy się, co w tej sytuacji zrobić. Tak, damy radę, i będziemy mieli z tego niemałą satysfakcję (a w oczach naszych podopiecznych na pewno „urośniemy”). Na początku, najlepiej spojrzeć w tył. Jak wspomniałem, szlaki znakowane są w obie strony, więc okazać się może, że nie zauważyliśmy oznaczenia szlaku biegnącego w stronę, w którą podążamy, a będziemy w stanie dostrzec oznaczenie biegnące w stronę przeciwną. Jeżeli kolor szlaku się zgadza – jesteśmy na dobrej drodze, a za jakiś czas powinniśmy ujrzeć oznaczenie szlaku właściwe dla naszego kierunku marszu. Przy rozwidleniach drogi, gdy nie wiemy w którą stronę skręcić, zamiast dzwonić, lepiej sprawdzić, za którym zakrętem widać znak szlaku – sprawdzenie tego można polecić harcerzom, którzy na pewno będą zadowoleni mogąc pomóc drużynie. W sytuacji zaś, gdy w czasie wędrówki oznaczenia szlaku nie widać, nie należy od razu panikować (nie wyciągamy telefonu - harcerze widzą naszą bezradność). Warto pomyśleć, kiedy ostatni raz widzieliśmy znak szlaku 5, 10, 15 minut temu? Jeżeli widzieliśmy go stosunkowo niedawno, warto przejść jeszcze chwilę – możliwe, że na przykład drzewo, na którym było oznaczenie szlaku zostało wycięte. Warto też wyciągnąć mapę i sprawdzić, gdzie jesteśmy, czy może przed chwilą szlak ostro nie skręcał z drogi? W skrajnych wypadkach, gdy nie potrafimy się odnaleźć na mapie, warto wrócić trasą, którą szliśmy, do momentu, w którym odnajdziemy się na mapie, albo odnajdziemy oznaczenie szlaku. Wędrowanie z mapą, to także konieczność jej orientacji oraz odnajdywania się na niej – nie zawsze nasze rajdy przebiegają w całości szlakami znakowanymi, niekiedy schodzimy z nich na drogi, czy ścieżki, które widoczne są na mapie. Warto przemierzając trasę rozglądać się i zapamiętywać, czy minęliśmy skrzyżowanie dróg, głaz narzutowy, potok, czy może wieżę widokową. Wszystkie te punkty orientacyjne powinny być zaznaczone na mapie, co pozwoli nam odnaleźć się w terenie. Pisanie w instruktorskim czasopiśmie o tym, jak poruszać się w terenie z mapą lub jak wędrować szlakiem to trochę tak jakby pisać akwaryście, że ma trzymać ryby w wodzie. Ale chyba nie jest też tak, że pisanie o tym, jest nieuzasadnione. Ten problem jest i niestety narasta.
W przeszłości harcerska aktywność była naturalną szkołą poruszania się po lesie, orientowania mapy, czy odnajdywania się w terenie (nie bez kozery, vide: „Scouting for Boys”). Oczywiście nie dla wszystkich, nie każdy harcerz musiał być bowiem mistrzem mapy, ale instruktorom chyba nie wypadało nie znać się „na mapie” w podstawowym zakresie. Problem potęguje to, że w harcerskiej aktywności odchodzimy od lasu – nasze rajdy odbywają się w mieście (bo, jak słyszę – tak jest łatwiej wyznaczyć trasę; tylko gdzie tu instruktorskie wyzwanie?), albo po historycznej już wyasfaltowanej trasie Jasne Błonia – Jezioro Głębokie, którą powinni już ochrzcić mianem harcerskiej. Trasie, która nie wymaga żadnej uwagi, ani umiejętności w zakresie poruszania się po szlaku turystycznym, czy wędrowania z mapą. Ot, idzie się automatycznie przed siebie i dochodzi do celu. Uwagę moją zwraca także coraz większe skracanie tras harcerskich rajdów; o ile kiedyś trasa 10-15 km podczas harcerskiego rajdu była standardem, dzisiaj 8 km to już dużo. A często nawet za dużo. Część z nas podnosi larum, że dzieci nie dadzą rady. A może w połowie trasy wystarczy zrobić dla harcerzy odpoczynek, by mogli zjeść kanapkę i napić się wody? Może warto po 3/4 trasy poczęstować harcerzy czekoladą, aby dodać im sił? Oni dadzą radę, tylko podstawą wiary ich samych w to, że są w stanie dojść do celu, jest wiara w ich siły ze strony drużynowego. Warto też podczas marszu urozmaicać harcerzom czas (ile znacie przyśpiewek do marszu?), może na duchu podniesie harcerzy zwykły, kolejny żart, że do celu został już tylko „rzut beretem”? Problem nie jest nierozwiązywalny. Wymaga zwiększenia naszej aktywności na łonie przyrody; wystarczy chodzić z drużyną do lasu, pokazywać podopiecznym, że turystyka piesza może być ciekawa, przy okazji uczyć ich samodzielnego poruszania się po lesie i orientowania mapy. Jako zachętę można zawsze wdrożyć w drużynie zdobywanie Odznak Turystyki Pieszej PTTK (jako instruktorzy ZHP mamy możliwość potwierdzania przebytych przez naszych podopiecznych tras), chociaż i my mamy w tym zakresie odpowiednie instrumenty (sprawności: łazik*, tramp**, wędrowiec***, włóczęga nizinny**, wyga*** itp.). Chodzenie po lesie jest umiejętnością, nie da się jej nauczyć z książek – trzeba ją praktykować. Może zatem, zanim po raz kolejny obwinimy o wszystko nieszczęsną mapę, warto się zreflektować i zastanowić, czy to mapa była zła, czy po prostu brakowało nam wiedzy i umiejętności? Zachęcam wszystkich do wyruszenia z mapą na szlak – po zdrowie, szum wiatru, leśnego potoku, spędzony z drużyną czas i... instruktorskie umiejętności.
Do zobaczenia na szlaku!
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
O miłości słów kilka
Przemyślenia
Katarzyna Baniewicz Coraz częściej obserwuję. To chyba wynika z wieku. I coraz częściej się denerwuję. Ale to chyba też z wieku... A okazuje się, że to wszystko zupełnie niepotrzebnie! Czas w końcu przejrzeć na oczy i zauważyć suche fakty.
phm. Katarzyna Baniewicz (de domo Bilicka) Od 2004 roku drużynowa 65 WDH "Szarańcza" (Hufiec Szczecin Dąbie) Członek Harcerskiego Klubu Krwiodawców "Krwilijka" W międzyczasie pełniła dodatkowo inne funkcje, ale to bycie drużynową przynosi jej największą radochę. Przez kilka lat również w Hufcu Szczecin-Pogodno – jako członek 30 DH „Fosa" i przyboczna w 30 GZ „Wesołe Słoneczka"
Zakochaj się w... brudzie??? Harcerze kochają brud. I bałagan. Widać to na biwakach, widać na obozach. Miłość promienieje, gdy harcerz pomyka po korytarzu pociągu w skarpetkach. Pomyka do WC, wraca, nocą prostuje nogi dla wygody i ładuje stopy na kanapę naprzeciwko. Ktoś inny tam potem siada, może opiera rękę, którą za chwilę trzymać będzie kanapkę. Może komuś spadnie na kanapę ciasteczko. Ale jest ona – „reguła 5 sekund”. Piękna miłość, a jeszcze dzielona z innymi! Miłość promienieje z harcerskich namiotów. Leży pod kanadyjkami, szeleści i kruszy się w śpiworach, zalega pleśnią w plecakach oraz mości się w kłębach pogniecionych ubrań i na niepościelonych kanadyjkach. A w ciągu roku bije wręcz ze szkolnych korytarzy i sal na rajdach i biwakach. Harcerz jest brudny w (myśli, mowie i) uczynkach.
Architekt krajobrazu Miłośniczka kotów (ma 4), rowerów (ma 2), gier wszelakich, rękodzieła i książek
Dowody miłości do bliźniego harcerze pozostawiają na stołówce, pod prysznicami i wszędzie tam, gdzie przestrzeń współdzielą z innymi. Każdego harcerza rozpiera radość, gdy może zostawić kromkę nagryzionego chleba. Każdy promienieje dumą, gdy uda mu się rozmazać dżem na stole. Ma kolorowe sny, gdy pod prysznicem zostawi puste pudełko po szamponie, a w toalecie zepsuje spłuczkę. Harcerz jest karny... Skąd ten ogrom miłości w harcerzach? Skąd ta chęć do jej okazywania i dzielenia się nią? Niektórzy wynoszą to z domu, ale to rzadkość. Harcerze mają umysły i serca chłonne niczym gąbki. Spijają tę mądrość z czynów swoich wychowawców, instruktorów. Obserwują uważnie, jak tylko prawdziwy skaut potrafi i naśladują z entuzjazmem. Patrzą na skarpetki drużynowego w pociągu czy na szkolnym korytarzu, codziennie przechodzą obok kadrówki i obserwują. Są tacy wytrwali w tej nauce, że na nic słowa przygany od innych. Skoro drużynowy się nie ugiął, to my też damy radę wytrwać w tej miłości. I tylko szkoda tych dzieciaków, których drużynowi mają serca niczym z lodu i puste spojrzenia niewrażliwe na tę miłość...
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
Dyżur w Centrum Powiadamiania Ratunkowego
Wrażenia
Tomasz Krugowiec Podczas odbywającej się w styczniu 2014 r. III Szczecińskiej Gali Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy udało mi się wygrać aukcję, której przedmiotem było spędzenie dwóch godzin w roli asystenta operatora numeru 112 w Wojewódzkim Centrum Powiadamiania Ratunkowego. pwd. Tomasz Krugowiec Drużynowy XXX DW „Barbakan” Drużynowy XXX RDH „Poterna” Lokalny Administrator Danych Osobowych
Zainteresowania: sport, e-sport, Największa pasja: piłka nożna
Ode mnie zależało, w jakich godzinach będę pełnił dyżur początkowo chciałem wybrać godziny wieczorne, aby zobaczyć, jak pracuje Centrum w najbardziej kulminacyjnych godzinach, ale po rozmowie z dyrekcją, ostatecznie rozpocząłem wizytę w samo południe. Wojewódzkie Centrum Powiadamiania Ratunkowego mieści się w gmachu Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie przy Wałach Chrobrego i jest dobrze schowane w prawym skrzydle budynku. Wejścia do Centrum pilnują drzwi wyposażone w specjalne czytniki na karty – wszystko w celu zapewnienia operatorom numeru 112 jak najspokojniejszych warunków do pracy; bezpośrednio obok usytuowana jest sala zarządzania antykryzysowego. Z ust Dyrektora WCPR dowiedziałem się pewnej ciekawostki, mianowicie, iż prawie 85% telefonów jest bezpodstawnych. Przyjmując, iż średnio w ciągu doby telefon alarmowy dzwoni 2.600 razy (tak jest właśnie w Szczecinie), daje nam to około 390 telefonów, które mają w ogóle jakiś związek z celem, dla jakiego stworzono numer 112.
Większość telefonów to telefony przypadkowe, dzwonią np. małe dzieci, których rodzice dają im do zabawy telefon bez karty sim i nie wiedzą, że nawet bez niej można się dodzwonić na numer alarmowy, albo ludzie, którzy myślą że przycisk SOS to np. pomoc w sprawach blokady telefonu. Podczas mojej dwugodzinnej zmiany byłem asystentem koordynatorki zmiany. Pokazała mi jak wygląda aplikacja, której używają i jak wygląda procedura odbierania telefonu. Sam system pozwala nawet namierzyć telefon na podstawie nadajników sieciowych od razu po odebraniu zgłoszenia. Samo miejsce pracy jest bardzo nowoczesne, operatorzy pracują w systemie zmianowym 12-godzinnym. Jak się dowiedziałem najtrudniejsze telefony są od samobójców, ponieważ trzeba cały czas rozmawiać, a niektóre takie rozmowy trwają nawet do trzech godzin. Cały system jest tak opracowany, aby telefon został odebrany po maksymalnie 10 sekundach. Jeżeli zdarzy się, że Centrum w Szczecinie nie będzie w stanie odebrać połączenia, system automatycznie skieruje nas do najbliższego centrum, które skoordynuje wysłanie do nas pomocy z najbliższego nam miejsca.
Czy warto było wygrać aukcję i wydać trochę pieniędzy? Moim zdaniem tak. Zobaczyłem ludzi, których pracę mogą zobaczyć nieliczni, poznałem wojewodę oraz dyrektora centrum i zobaczyłem wszystko od „kuchni", a nawet dostałem propozycję, żeby zgłosić się na nabór do WCPR. Martwi mnie tylko, że wciąż praca ludzi z numeru ratunkowego 112 jest niedoceniana i traktowana przez wiele osób bardzo nierozważnie.
*Wojewódzkie Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Szczecinie rozpoczęło pracę 4 lipca 2013 r., tuż przed Finałem The Tall Ships’ Races. Składa się z dziewięciu stanowisk, przy których zmianowo pracuje 20 osób. Jednocześnie na dyżurze jest od czterech do pięciu operatorów, którzy są specjalnie przeszkoleni i mówią przynajmniej w jednym języku obcym. Do zadań operatorów należy m.in. całodobowe przyjmowanie informacji o wystąpieniu lub podejrzeniu wystąpienia stanu nagłego zagrożenia dla życia i zdrowia, środowiska lub mienia przekazywanych na numer alarmowy 112, całodobowe zapewnienie obsługi zgłoszeń alarmowych, w tym obcojęzycznych, kierowanych na numer 112, kwalifikowanie zgłoszeń alarmowych w zależności od miejsca zdarzenia i rodzaju zagrożenia w celu jego zarejestrowania i przekazania odpowiednio do: dyspozytora Państwowej Straży Pożarnej, jednostek Policji albo dysponenta jednostki systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego. Najwięcej zgłoszeń operatorzy WCPR w Szczecinie przekazują policji, na drugim miejscu jest pogotowie ratunkowe.
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
pogodno.exe od deski do deski (3)
Odkurzone
Michał Borun, Maciej Grabowski
Kulturoznawca Ekonomista Student fizyki Członek ZHP w latach 19902007 (instruktor: 1995-2005) W redakcji pierwszych 13 numerów pogodno.exe Więcej: eksphm.borun.pl
Od „Prac nad Statutem“ minęły równo trzy lata – najdłuższa przerwa w wydaniach exe. Nowy numer (powstał nie tylko z dala od hufca, ale w ogóle poza jakimkolwiek czynnym środowiskiem harcerskim. Jego okładka dotknęła jednak znowu (choć niezamierzenie) tematu dyżurnego w ZHP. Oto bowiem przez Polskę przetoczyła się akcja ustawiania na Gadu-Gadu statusu „Jestem harcerką!”, zapoczątkowana przez dziewczyny z naszego hufca: Kasię Czerniawską i Martę Mużyło. Nadało to oczywisty tytuł gotowej już okładce nowego exe, na którą trafiła kolejna z moich tapet. Aby grafice Luisa Royo nadać harcerskości (choć tu pewnie zdania byłyby podzielone), Krzysiek Malicki wydziarał pannie na ramieniu lilijkę – i to nie byle jaką, bo logo ZHP.
hm. Maciej Grabowski
Zastępca komendanta hufca Drużynowy 30 DH "Reduta"
Prawnik
Ciągu skojarzeń domknął news w „Maglu”: drużynową „Zodiaka“ została Ania Gawroniak i od razu rozpoznaliśmy jej alternatywny styl w dziewczynie z okładki. Po latach w postać tę wcieliła się kolejna harcerka z 81 – podczas sesji na okładkę vol. 24 (pejczyka już nie oddała…). W ciągu roku po naszej premierze zadebiutowała „dziewczyna z tatuażem” ze słynną trylogią Millenium. Natomiast Luis Royo nie skorzystał z inspiracji i nie wydał albumu ze skautkami. Tym samym dyskurs o prowokacji koncentruje się dziś w ZHP na „dziełach” o wątpliwej wartości artystycznej.
vol. 10 –„A jednak się kręci!”
Dziesięciolecia pogodno.exe nie świętowano, czemu trudno się dziwić, skoro przez ponad pięć lat ukazało się tylko raz. Kolejna próba wskrzeszenia pisma znów składała się głównie z przedruków. Było już jednak kilka całkiem nowych artykułów, przy których wykorzystaliśmy nowy, schludny szablon. Zaproponowany w poprzednim numerze miał usprawnić przygotowanie pisma, ograniczając pracę nad składem do minimum. Także okładka nie kosztowała wiele pracy. Ot, grafika żywcem wzięta z internetu, jedna
vol. 9 –„ Jestem harcerką”
Michał Borun
W zamyśle twórców pogodno.exe format pisma miał umożliwić wykorzystanie okładki jako osobnej całości, tak merytorycznej, jak artystycznej (plakat). Nad wyborem i przygotowaniem okładek pracowaliśmy starannie, stanowiły ważny znak rozpoznawalny pisma, nasz manifest. Często to sam ciekawy pomysł na okładkę był motorem prac nad całym numerem. Nie raz okładka pogodno.exe wzbudziła kontrowersje.
Po trzech kolejnych próbach z przedrukami nadeszło wreszcie upragnione nowe otwarcie – numer ze świeżym materiałem (w tym aktualną szermierką!) i oficjalnie zapowiedziany w hufcu. Z okazji premiery na Zjeździe Hufca musiała powstać odpowiednia okładka… Bohaterkom serialu „Gotowe na wszystko“ wkleiliśmy twarze ówczesnych członków komendy: Agnieszki Kołodziejczyk, Edyty Siwińskiej, Marty Mużyło i Anny Waszewskiej – pośrodku umieszczając diaboliczną (brodatą!) twarz poprzedniego komendanta Mariusza Cyrulewskiego. Koncept mistrzowsko zrealizował Marek Kowalczyk. Coś jednak nie grało mu z wysokim czołem jednej aktorki i Edycie Siwińskiej dodał jeszcze grzywkę Mili Jovovich...
vol. 12 – „Przebłyski strategii (sałatka.exe 2008)”
Edka była bardzo zła, uznawszy to za sabotaż celujący w jej reelekcję (wcześniej komendantką została na zjeździe nadzwyczajnym). Na jej szczęście jednak okładka podziałała odwrotnie i Zjazd postanowił ją pocieszyć, wybierając! I tak pociesza ją do dziś. Motyw wklejania twarzy do fryzur powrócił w zmasowanej formie na okładce vol. 25 niemal pięć lat później. Czyżby… początek walki o sukcesję? Zupełnie nie pamiętam jak to się stało, że przygotowanie okładki spadło na mnie. Na pewno było tak, że redakcją kierowała już Marta Mużyło – jako członek komendy hufca ds. promocji. Ja wówczas w pracę redakcji „exe” się nie angażowałem. Nie mniej jednak jakimś zrządzeniem losu musiałem znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Powierzenie nam – młodym wówczas instruktorom zadania stworzenia okładki „exe” było dla nas niezwykłą nobilitacją. Wszyscy, niepewni swoich umiejętności i tego, czy sprostamy wyzwaniu, baliśmy się jak zareaguje Michał Borun. Pewnie dlatego przez dłuższy czas nie mogliśmy znaleźć pomysłu na to, co na niej umieścić. Z pomysłem przyszedł Michał, który – o ile dobrze pamiętam – był wtedy za granicą i w jednym z e-maili zaproponował nawiązanie do koncepcji sprzed dokładnie dziesięciu lat, a zatem do „Sałatki.exe”. Pomysł nie wydawał się trudny, w dodatku miał szansę być efektowny, więc przystąpiłem do jego realizacji, wrzucając na szybę hufcowego ksero wszystko to, co znajdowało się pod ręką - był więc wizerunek Bi-Pi z przygotowywanego wtedy rajdu z okazji DMB, myśli Korczaka, książeczki specjalności, plakietkę Zlotu Hufców Szczecińskich, który na fali pierwszej edycji miał się znowu zadziać (nadzieja okazała się płonna), czy Rajdu Pogranicza, który podzielił los zlotu. Pamiętam, że wróciłem wtedy z drużyną z Gór Opawskich, więc w tle znalazła się mapa, na której Michał wypatrzył później „Jodlowe Wzgórze”. Nie mam za to pojęcia skąd w hufcu wzięły się wtedy szachy… Pamiętam że proces tworzenia okładki był mozolny - powstały dziesiątki jej wersji. Kto wie jak wyglądałby finalny efekt, gdyby nie to, że osoby obecne wtedy w hufcu (a nie wiedzące, co do końca robię), zarzuciły mi że jestem nieekologiczny, marnuję papier, toner i mam natychmiast skończyć. Wersja, która pojawiła się na okładce, była ostatnią, którą pozwolono mi wtedy zrobić. Kolejna „sałatka.exe”, zgodnie z obietnicą, 22.02.2018 r.
vol. 11 – „Desperate Girl Guides”
z wielu trzymanych od lat jako zapasowe pomysły – okazała się jednak wyjątkowo trafna. Zrazu na wyrost, hasło „A jednak się kręci!“ stało się samospełniającą przepowiednią. Coś zatrybiło i właśnie od tego momentu exe ukazuje się już nieprzerwanie kilka razy do roku.
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
Odsłonięcie tablicy Heliodora Sztarka
Odkurzone
Paulina Borkowska
pwd. Paulina Borkowska
Projekt „Kamienice Szczecina” ma na celu pokazanie mieszkańcom Szczecina historii miasta, poprzez przybliżenie im historii kamienic oraz losów ich mieszkańców. Wskazanie miejsc Szczecina atrakcyjnych historycznie i turystycznie. Kamienice Szczecina są przedstawione jako tworzywo, ale również jako powód artystycznych odniesień.
Drużynowa 81 GZ „Zielone Iskierki”
Maturzystka
2 października 2013 r. wzięliśmy udział w odsłonięciu tablicy pamiątkowej na ścianie kamienicy przy Alei Piastów 29, w której mieszkał Heliodor Sztark. Heliodor Sztark był inżynierem budownictwa, dyplomatą oraz konsulem II Rzeczpospolitej. Władał językiem niemieckim, rosyjskim, francuskim i angielskim. Wspierał organizacje miejscowej Polonii, dbał o polskich pracowników sezonowych i Żydów. Podczas II wojny światowej wygłosił ponad sto prelekcji przez radio, na uniwersytetach, zebraniach amerykańskiej młodzieży i wśród Polonii, agitując za sprawami polskimi. Wspólnie z Michałem Wiłkomirskim propagował w Stanach Zjednoczonych muzykę Chopina, Karłowicza i Szymanowskiego. Heliodor Sztark był propagatorem polskiej kultury i sztuki, wspierał także działalność Związku Harcerstwa Polskiego w niemieckim Szczecinie. Został pochowany w trumnie spowitej białoczerwoną flagą na cmentarzu w dolinie Rio Grande.
Heliodor Sztark
Tablicę pamiątkową odsłoniła jego wnuczka Sylwia Wierzbicka, która podczas uroczystości przybliżyła życie Pana Heliodora czytając jego kartki z pamiętnika oraz opowiadając swoje historie z dzieciństwa. Dookoła kamienicy zostały rozwieszone zdjęcia oraz przedmioty należące do Heliodora Sztarka. Na ceremonię przybył też chór z Uniwersytetu Szczecińskiego, który odśpiewał dwa ulubione utwory bohatera. Na samym początku również rozdawano ludziom cytrusy: cytryny i pomarańcze, które miały zwrócić naszą uwagę na akcent z biografii Heliodora Sztarka, który swego czasu pracował w sadzie cytrusowym. Oprócz reprezentantów Hufca ZHP Szczecin – Pogodno, w uroczystości wzięli także udział członkowie Hufca Szczecin oraz żołnierze Armii Krajowej; razem z nimi zaśpiewaliśmy piosenkę harcerską pt:. „Płonie ognisko”.
Pogoda niestety nam nie dopisała, ponieważ było bardzo zimno, dodatkowo odsłonięcie tablicy się opóźniło, nie dotarło też część gości, którzy mieli wspominać postać konsula. Mimo wszystko warto było wziąć udział w tym przedsięwzięciu.
Fot. Łukasz Szełemej (Radio Szczecin)
vol. 30
Dzień Matki Ziemi
22.04.2014
Podharcmistrz Jossarian i kino bluźniercze
Podharcmistrz Jossarian uwielbia swoich ulubionych rodaków i uwielbia dostrzegać ich ogromne zalety, których jednak nie lubi wymieniać, bo jest ich, tych zalet, dużo i w związku z wrodzonym lenistwem po prostu mu się nie chce. Tym niemniej, jako uważny obserwator, podharcmistrz Jossarian zauważa również wady u swych ulubieńców. Te łatwiej jest wymieniać, bo nie są tak liczne. Jedną z nich jest powaga w traktowaniu siebie, swoich idei, historii itp. Podharcmistrz Jossarian oczywiście wie, jak bardzo ważne są idee, jak ważne są symbole i mundur (nigdy „mundurek” - jak pieszczotliwie nazywają go Mamy; „mundurki to mają ziemniaki” - odpowiadają harcerze), a zwłaszcza Historia, ta przez duże H. Bo historia ulubionych rodaków podharcmistrza Jossariana to pasmo poświęceń, krwi, potu, a zaraz potem znów krew, poświęcenia i pot. Cała tradycja owych zbudowana jest na krwi, pocie i poświęceniu ich poprzedników. I ową tradycję i historię ulubieńcy podharcmistrza Jossariana szanują i hołubią. Z niej czerpią przykłady do naśladowania i drogowskazy na przyszłość. Gdzie tu wada, zapytacie podharcmistrza Jossariana? Otóż ulubieni rodacy podharcmistrza Jossariana podchodzą, zarówno do idei jak i do historii, śmiertelnie poważnie, zdecydowanie za poważnie. Podharcmistrz Jossarian chciałby bowiem przypomnieć swym współczesnym ulubionym rodakom, że idee i symbole stworzone przez naszych protoplastusiów nie zostały stworzone do czczenia i uwielbiania, ale mają służyć jako drogowskazy i narzędzia do pracy z młodymi uczestnikami ruchu i organizacji. Z pewnością, wg podharcmistrza Jossariana, nie służy temu stawianie prawdziwych postaci historycznych w sytuacjach pomnikowych i idealizowanie ich aż do brązowienia (które to musi być przeciwieństwem „odbrązawiania”, o które oskarża się jednego reżysera). Od dziesięcioleci ulubieni rodacy podharcmistrza Jossariana w swoim ulubionym ruchu czczą pamięć swoich poprzedników, którzy podczas ostatniej wojny światowej dokonywali aktów odwagi i poświęcenia. I bardzo dobrze; i tak być powinno - czasami jeszcze bardziej i jeszcze mocniej, ale nie wolno w owym podziwie tym bohaterom odbierać człowieczeństwa ze wszystkimi z tym związanymi emocjami.
Herbaciarnia
Podharcmistrz Jossarian zastanawia się na przykład, czy młodzi mężczyźni, tacy po 18 roku życia żeby to było jasne, w czasie wojny, podobnie jak dzisiejsi tak często myśleli o seksie? Amerykańscy naukowcy zbadali, że przeciętny męski student myśli o tym jakieś 20 razy na dobę, czy jego równolatkowi sprzed 70 lat możemy odebrać tę cechę? „No ale była wojna i taki młody patriota myślał o udręczonej Ojczyźnie i o tym jak ją wyzwolić” - odpowie ktoś. „No ale była wojna i taki młody mężczyzna, świadom kruchości swojego życia, mógł szybciej dorastać i szybciej podejmować pewne decyzje” - odpowie mu podharcmistrz Jossarian.
Podharcmistrz Jossarian nie chce jednak skupiać się tylko na jednym temacie, tym bardziej, że jest on, dla niektórych, mniej cenzuralny. Są tacy, którzy uważają, że ich wojenni bohaterowie nie znali strachu i przedstawianie ich przestraszonych i miotających się pod kulami nieprzyjaciela jest im uwłaczające. Podharcmistrz Jossarian, którego protoplastusiem jest kapitan Yossarian, żołnierz odważnie przyznający się do swojego strachu, uważa, dysponując cytatami z klasyki wojennej, że nie ma ludzi, którzy się nie boją. Bohaterowie ulubionych rodaków podharcmistrza Jossariana też się bali i mieli prawo by wpaść w panikę i stupor pod ostrzałem wroga, a ich charakter pokazuje to, że potrafili go przełamać! Uważni czytelnicy zrozumieli już, że podharcmistrz Jossarian obejrzał film „Kamienie na szaniec” reżysera Glińskiego i przeczytał wiele opinii i ocen swoich ulubionych rodaków na jego temat. Pretekstem do powyższych przemyśleń o poważnej wadzie jego ulubionych rodaków i ich ruchu są głosy, które można streścić jednym, niedokładnym cytatem: „Ten film jest zły i obraża moich bohaterów. Nie widziałem go i nie mam zamiaru oglądać, bo wiem, że ten film jest zły i obraża moich bohaterów”. Otóż podharcmistrz Jossarian uważa podobne stanowiska za głupie i myśli, że harcerskim bohaterom przyda się zbliżenie do ich współczesnych rówieśników.
Zubek
vol. 30
Dzień M
atki Ziem
Korczak
i
- myśli
22.04.20
14
Dodatek
ziecka
osba d r P k a z c r o nusz K
Ja
e
11. Nie da wa przeraźliwie j mi obietnic bez po krycia. Czu tł ję nie wychod amszony, kiedy nic z zi. tego wszys się tkiego 1 2 . N ie z ap precyzyjnie o m in a j, ż e je s z c z e w tr u d n o m i rozumiemy. yrazić myśli. To, dlate je s t go nie zaw sze się 1 3 . N ie s p ra w d z a j z u c z c iw o ś c i. Z b y t ła tw u p o re m m a n ia k a m kłamstwa. o s tr a c h z m u s z a m n o je j ie d o 14. Nie bąd źn tracę całą m iekonsekwentny. To m nie ogłupia oją wiarę w i wtedy cie 15. Nie odtr ącaj mnie, g bie. dy dręczę c s ię w k ró tc ię pytaniam e okazać, i. Może wyjaśnienia , poszukam ż e z a m ia s t p ro s ić ich gdzie ind c ię o 16. Nie wm z awiaj mi, ż e moje lęki iej. prostu są. są głupie. O ne po 17. Nie rób z siebie nie skazitelneg twój temat o id by wyobrażaj łaby w przyszłości nie eału. Prawda na do zniesien sobie, iż p ia. a u to ry te t. rz Z a u c z c iw epraszając mnie str Nie ą g rę u m miłością, o ja ie m p o d z ię acisz k kować 18. Nie zap iej nawet ci się nie śniło ominaj, że . uwielbiam eksperyme wsz nty przymknij n . To po prostu mój spo elkiego rodzaju a to oczy. sób na życie , więc 19. Nie bąd ź ślepy i prz yznaj, że ja trudno dotr też rosnę. W zymać mi k iem rok możesz, że by nam się to u w tym galopie, ale z , jak rób, co 20. Nie bój s udało. ię miłości. N igdy.
pogodno.ex
inienem że nie pow , m ie w e o tylko brz omagam. T j mnie. Do 1. Nie psu zystkiego, czego się d s bujęmieć tego w jej strony. tego potrze o ie m n z ś ił ła s a W b i. pró ośc ię stanowcz 2. Nie bój s ieczeństwa. ylko ty zp awyków. T ze w poczucia be lizuj moich złych n zc ate ki jest to jes 3. Nie bag c mi zwalczyć zło, pó mó możesz po m. To e. ka, niż jeste c liw ż ie o z d m o le g ó e g o ksz e mnie wię io dorosłą. 4. Nie rób z rzyjmuje postawę głup dziach, jeśli nie lu p sprawia, że j mi uwagi przy innych wiele bardziej a c O ra . e w z n z ie c w 5. N konie zmawiamy bsolutnie wisz, jeśli ro ó m jest to a o c , ię tym przejmuję s iam, są y. tóre popełn i. z k c y, d łę b cztery o e c awiaj mi, ż uciu wartoś 6. Nie wm zagraża mojemu pocz cjami. Czasami To kwen grzechem. rzed konse c z y b o le s n y c h i p ie n m ń 7. Nie chro ć s ię rz e st nauczy ię d o b rz e je ch. ówię, że c ny zo, gdy m ja rd o a b tw nieprzyjem a z z c jmuj się rogiem, le 8. Nie prze o nie ty jesteś moim w . T nienawidzę ewaga. ro b n e n a m o je d nąć prz a i c g ą a ż w d u ż ia j m ie iąg je, by przyc ra c a j z b y tn 9 . N ie z w Czasami wykorzystuję i. uszę dolegliwośc ym razie m . ę g a w u ją W przeciwn się głuchy. two dź. bronić i robię 10. Nie zrzę ą b to się przed
Bójki: Raz przychodzi do mnie matka: ma trzech synów. Chłopaki, jak łza, kryształ: jeden za drugiego w ogień. Ale co? - Guzy, czuby, czupryny, oko podbite, fiolety, krzesła, kałamarze; aż sąsiedzi, że sufit (na skargę). A ich mama ręce załamuje i „ratuj psychologu". Ustawiłem ich i badam. A oni: „On zaczyna, mam się dać, on pierwszy". Pytam się, ile bójek tygodniowo? Nie wiedzą, nie liczą. Błąd, trzeba liczyć: na punkty. Mała bójka jeden punkt, średnia bójka dwa punkty, zażarta trzy. Ile wam potrzeba: od niedzieli do niedzieli? Zapisywać i liczyć, liczyć. Jeżeli masz prawo 10 punktów, pięć średnich bójek. No i co? Chcesz pobić się - już, już, ale myślisz: nie, szkoda, tydzień dopiero zaczął się, oszczędzę punkt, zostawię na czarną godzinę. Mówisz sobie: „nie dziś, jutro go nawalę". Masz straszną ochotę już wyrżnąć, ale odraczasz (bo liczysz, a nie chcesz budżetu przekroczyć). Ani razu jeszcze nie biłeś się, szkoda ci obciążać hipotekę. Ano: już środa, a ty masz prawo jeszcze do pięciu bójek. Znów on coś pierwszy zaczął, przeszkodził, ubliżył; ręka swędzi, gdybyś nie liczył, już byś rozpoczął, bo co, masz się dać; ale myślisz: w powszedni dzień łatwiej, bo szkoła; jesteś i tak zajęty, więc - pobijemy się w niedzielę za wszystkie czasy. Albo bijesz się już nawet, nagle przerywasz, żeby bójkę policzyć, jako średnią, nie zażartą bójkę. (J.Korczak - „Pedagogika żartobliwa”)
Nie jestem zwolennikiem bójek. Ale jako wychowawca, muszę znać je. Znam. Nie potępiam. Godzę się. Pragnąłbym na ten temat gadać całą godzinę, dwie godziny. Temat aktualny. Bo tylko zabraniać nic więcej? Jestem bezwzględnym, nieubłaganym przeciwnikiem kary cielesnej. Baty, dla dorosłych nawet, będą tylko narkotykiem, nigdy - środkiem wychowawczym. Kto uderza dziecko, jest jego oprawcą.Nigdy bez uprzedzenia, i tylko w obronie koniecznej raz, w rękę raz bez gniewu (jeśli w żaden sposób nie można inaczej). Jeśli bajkę zaczynasz opowiadać, nie staraj się jej skończyć. Bajka może być wstępem do rozmowy, może przeplatać ją rozmowa. Ciąg dalszy tylko na żądanie. Jedną bajkę wiele razy można powtarzać. Albo życie dorosłych na marginesie życia dziecięcego, albo życie dzieci na marginesie życia do rosłych. Kiedy nadejdzie owa szczera chwila, gdy życie dorosłych i dzieci stanowić będzie równoważny tekst? Pytała mi się wychowawczyni, jak odpowiadać na drażliwe pytania. Nie ma pytań głupich ani drażliwych, jeśli odpowiedź jest rzetelna i na miarę. Jeżeli wiemy sami.
pogodno.exe
Jeśli matka szantażuje dziecko urojonymi niebezpieczeństwami, aby było powolne, ciche, jadło, spało, potem ono mści się, straszy, szantażuje matkę. Nie chce jeść, nie chce spać, dokucza, hałasuje. Piekiełko... Ale róbcie, jak chcecie. (J.Korczak - ”Pedagogika żartobliwa”)
Jeśli chcesz być dozorcą, Jakie są twe obowiązki? Czuwać. eś wychowawcą, masz możesz nie robić nic. Jeśli jest y, bez przerw, bez świąt, szesnastogodzinny dzień robocz j się ani określić, ani dzień złożony z pracy, niedające , myśli, uczuć, ktorym dostrzec, ani skontrolować, ze słow pozorne dobre ułożenie, imię – tysiąc. Zewnętrzny ład, o twardej ręki i licznych tresura na pokaz – wymagają tylk czennikami obawy o ich zakazów. I dzieci są zawsze mę e krzywdy mają w tej rzekomą pomyślność; najcięższ wie równie dobrze jak obawie swe źródło. Wychowawca może oślepnąć, że cko dozorca, że uderzone w oko dzie chnięcie nogi, ale zwi lub grozi mu zawsze złamanie ręki cko omal nie dzie gdy pamięta, że liczne są wypadki, a, o z okn silnie stłukło i postradało oka, ledwo nie wypadł rzeczywiste nieszczęścia mogło złamać nogę, podczas gdy niejsze – zabezpieczyć są stosunkowo rzadkie, a co waż iejszy poziom duchowy, przed nimi nie można. Im mizern większa troska o własny bezbarwniejsze moralne oblicze, nak azó w i zak azó w, spo kój i wy god ę, tym wię cej ro dzieci. Wychowawca, dyktowanych pozorną troską o dob dzianek, nie ktory nie chce mieć przykrych niespo to, co się stać może – za i chce ponosić odpowiedzialnośc k kochać dziecko”) jest tyranem dzieci. (J.Korczak - „Ja
Bądź sobą – szukaj własnej drogi. Poznaj siebie, zanim zechce sz dzieci poznać. Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, zanim dziecio m poczniesz wykreśla ć zakres ich praw i obow iązków. Ze wszystkich sam jesteś dzieckiem , które musisz poznać , wychować i wykształ cić przede wszystkim . To jeden z najzłośliwsz ych błędów sądzić, że pedagogika jest nauk ą o dziecku, a nie o – człowieku. Gwałtown e dziecko w uniesieni u ud er zy ło , do ro sł y w un ie si en iu za bi ł. Dobrodusznemu d ziecku wyłudzono zabawkę, dorosłemu wyłudzono podpis na wekslu. Lekkomyślne dziecko za daną mu na kajet dziesiątkę kupi ło cukierki, dorosły przegrał w karty cały m ajątek. Nie ma dzieci – są ludzie; ale o inne j skali pojęć, innym zasobie doświadczeni a, innych popędach, innej grze uczuć. Pa miętaj, że my ich nie znamy. (J.Korcz ak - „Jak kochać dziec
ko”)
Jak widać, do szczęścia niewiele potrzeba...
Okładka: Pieczątki Koncepcja i wykonanie: Maciej Grabowski Wykorzystano pieczątki instruktorów i jednostek Hufca ZHP Szczecin-Pogodno
pogodno.exe – kwartalnik wędrowników i instruktorów Hufca ZHP Szczecin-Pogodno vol. 30, 22.04.2014 r., nakład 50 egz. wydawca: Komenda Hufca Szczecin-Pogodno © 2014 ul. Dworcowa 19 70-206 Szczecin exe@szczecinpogodno.zhp.pl red. naczelny wydania: Maciej Grabowski
redakcja: Maciej Grabowski . Dorota Szymańska korekta: Aleksandra Songin . Maciej Grabowski autorzy tekstów: phm. Beata Araszkiewicz – Ochota phm. Katarzyna Baniewicz . phm. Arkadiusz Bojarun . Paulina Borkowska . Michał Borun hm. Jakub Cichocki . hm. Maciej Grabowski . pwd. Magda Jania . Janusz Korczak pwd. Tomasz Kurgowiec . Julia Siemińska . hm. Edyta Siwińska (magiel)