vol. 32, Przekazanie Szczecina administracji Polski
aktualności
INSTrefa
przemyślenia
wrażenia
magiel / daily scout
Historia (nie) jednej gawędy
Sebastian Kubacki
Czym jest Prawo Harcerskie
Anna Lisowska iut
O kształceniu
Jakub Cichocki
Dawniej, a dziś…
Patrycja Duraj iut
Spinacz moimi oczami
Mikołaj Marczak
Chyba do końca nie zwariowałem
Marek Izraelski iut
Harcerstwo, kursy ale, że jak
Elżbieta Hływa iut
Kurs na całe życie
Marek Izraelski iut
O kursie przybocznych
globtroter
bibliobóz
Korczakianum
7 lipca 2015 r.
O tym jak T.R.E.K. pojechał do Wilna
deb exe
deb exe
deb exe deb exe deb exe
Julia Siemińska
deb exe
Małgorzata Celińska iut
Druh i Druhna
Ewa Kołodziejek (przedruk z Kuriera Szczecińskiego)
To wakacje, pełny luz
Dorota Szymańska (przedruk z vol. 19)
Śladem Starego Doktora
Janusz Korczak
Co się stało z naszą klasą?
Okładka: Czas leczy rany Opracowanie: Jacek Wójcik
pogodno.exe – kwartalnik wędrowników i instruktorów Hufca ZHP Szczecin-Pogodno vol. 32, 05.07.2015 r., nakład: 50 egz. wydawca: Komenda Hufca Szczecin-Pogodno © 2015 ul. Dworcowa 19 70-206 Szczecin exe@szczecinpogodno.zhp.pl deb red. naczelny wydania: Jacek Wójcik iut exe
redakcja: Jacek Wójcik . Dorota Szymańska korekta: Maciej Grabowski . Magda Jania . Dorota Szymańska autorzy tekstów: hm. Edyta Sielicka (magiel) . Małgorzata Celińska hm. Jakub Cichocki . Patrycja Duraj . Elżbieta Hływa . phm. Marek Izraelski Ewa Kołodziejek . Janusz Korczak . hm. Sebastian Kubacki . Anna Lisowska pwd. Mikołaj Marczak . pwd. Julia Siemińska
vol.32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
05.07.2015
pogo dno exe Juz za pare dni, za dni pare Weźmiesz plecak swój i gitare Pożegnania kilka slow Pitagora, badzze zdrow! Do widzenia Wam canto, cantare!
No i pomaszerowali równym krokiem ( albo i nie) zameldowali, przeliczyli, pochwalili, czyli kwiecien jak trzeba.
A FOSIE żadne Endomondo n straszne.
I tak w białej sukni, a gdzie mundur Druhno ?
ハッピーホリデー。 健康的な戻ってくる!
Prima Aprilisowanie jak zwykle w formie. PKP… Pociag Kolonijny Pojedzie
Phiiiii wakacje…. A ja tam już mysle o jodlexie…. Drogi czytelniku, Jak co roku. Zjazd(dzic) się trzeba nam wkrótce Šťastné Sviatky. Vráť sa zdravý !!! Koszulkę mam i ja. W hufcu trochę jeszcze czuć zapach Spalonych Laczków, chyba, że to zuchy się Zlot(ciały) ライトカード Nowy stol w hufcowym biurze zwiastuje… NOWE! Po Watrze Spinaczem trzeba zajEcia spiAC, i by druZynowy tak, czy SIAK dobrze wyszkolony byŁ i Szekle zaŁOZYC teZ umiaŁ.
Pošlite karty
Niektórzy pisarze exe mają „sowie myśli”. Redakcja jest zadowolona Inni pisarze exe robią „śrut trawy” Tu redakcja zwątpiła, ale nieustająco podziwia.
Czy ktoś potrafi ustawić PIN na papier?
Skarbniczka Hufca pyta: „po co nam faktura na 4 zł?” Po remoncie w kuchnio-łazience okazało sie, ze mamy w hufcu „cukier herbaciany”. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie? KSI informuje, ze przed wakacjami juz sie nie widuje Piąte SPAL BUTY okazały się sukcesem dlatego w 2014 roku powtórzyliśmy ich sukces… W 2015 mieliśmy siódmą edycję. Szósta edycja napisała donos do Programowca Hufca.
Zjazd jest ustawiony: kandyduje Sielicka.
TAKIE inspirowane, ze SKECZYKU: - Informacja turystyczna, mapki, broszurki, rożne takie gadżety na lodówkę… -Super, bo ja przyjechałem na wycieczkę do Szczecina i chciałem jakąś pamiątkę przywieźć… coś takiego charakterystycznego. Nie wiem, choćby Paprykarz. -wrrr! Co? -Paprykarz. - Trzymajcie mnie, kolejny Paprykarz na pamiątkę. Proszę Pana, muszę Pana zaskoczyć kilkoma informacjami: Po pierwsze Szczecin nie leży nad morzem, tym samym nie mamy mola, muszelek Pan nie znajdzie a te żółte kamienie, co leżą na ziemi to nie są bursztyny… … nie dojdzie Pan spacerem do Berlina i na miłość boską Paprykarz nie jest produkowany w Szczecinie. - Ale jest szczeciński! - Kurza melodia! Chleb też mamy Szczeciński. To co, chce Pan dwa bochenki na pamiątkę? - Dobra, spokojnie, na pewno macie tutaj jakiś regionalny produkt? - aaa to Bsmna… - Co? - Bsmna - Nie może Pan wyraźniej? - Nie mogę wyraźniej bo jesteśmy w piśmie harcerskim. - Co? Mów Pan, co Pan? - Chce Pan żeby mieli pretensję? Nie dam się w to wciągnąć. - Dobra mów Pan na ucho. - bosmana - Proszę Pana ja nie będę wracał do domu z jakimiś kotwicami. Na pewno macie coś, czego nie ma w żadnym innym mieście. - Mam tu coś specjalnego: taka kula, Pan potrząśnie i śnieg pada. - ok. a co w tej kuli, czego nie ma w żadnym innym mieście? - Nieumundurowany harcerz….
BANK INFO & ZAPO
wydanie 32
07 lipca 2015 r.
LIPIEC 03-16.07 03-19.07
KOLONIA ZUCHOWA OBÓZ HUFCA
ODPOCZYWAMY
SIERPIEŃ WRZESIEŃ
04-06.09 12.09 26.09
JODLEX MARSZ-O-BIEG HARCERSKI START
KALENDARZ IMPREZ UZNAJEMY ZA OTWRTY. Mamy całe wakacje na przemyślenie swoich małych misji programowych na przyszły rok harcerski. Są instruktorzy, którzy już w kwietniu pytali o termin JODLEXU. Kto zostanie gwiazdą Planu Pracy Hufca?
Autor: Komiks harcerski
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
Historia (nie) jednej gawędy
05.07.2015
INSTrefa
Sebastian Kubacki PROLOG
hm. Sebastian Kubacki Członek Chorągwianego Sądu Harcerskiego
Wcześniej: Drużynowy XXX DH Mury Komendant Szczepu XXX DHiGZ Twierdza Z-ca komendanta Hufca Członek Chorągwianej Komisji Stopni Instruktorskich Przewodniczący Hufcowej Komisji Rewizyjnej
Poniedziałek, 12 sierpnia 1940 r. Na krótko przed godziną trzynastą na Nowy Świat z warkotem silników wjechały dwie identycznie, mocno sfatygowane już ciężarówki marki Opel Blitz w kolorze oliwkowo-zielonym. Każdy kto przeżył w okupowanej Warszawie choćby tydzień, wiedział że nie może wróżyć to nic dobrego. Po kilkunastu metrach oba auta zahamowały z piskiem, i z hukiem otworzyły się klapy tylnych burt. Z wnętrza wysypali się oni. Zielone mundury, czarne hełmy, w rękach karabiny Mausera i rzadziej złowrogie MP40. Błyskawicznie zamknięto odcinek od skrzyżowania ze Smolną, aż do rogu Chmielnej. Żołnierze zatrzymywali przechodniów i pod lufami karabinów ustawiali ich twarzami do jezdni przed frontem bogato zdobionej kamienicy o adresie Nowy Świat 19. W popłochu i zamieszaniu część zatrzymywanych próbowała dostać się do pobliskiej bramy. Jednak te plany szybko niweczyli pilnujący wszystkiego z niemiecką dokładnością żandarmi. Po dziesięciu minutach zamieszania przystąpiono do sprawdzania zatrzymanych. Każdego po kolei najpierw obszukiwano, później legitymowano. Mijały minuty. Większość sprawdzonych odprowadzana została do najbliżej stojącego Opla, kilku szczęściarzy po wylegitymowaniu zostało zwolnionych. Byli to albo folksdeutche albo posiadający „mocne papiery” poświadczające o ich przydatności dla Rzeszy właśnie tu, w Warszawie. Po czterdziestu minutach legitymujący Oberleutnant był już niemal w połowie, gdy sprawne oko obserwującego z pierwszego piętra przeciwległej kamienicy dziecka, zauważyło niewielki ruch przy końcu kolejki sprawdzanych. Na pierwszy rzut oka dwunastoletnia dziewczynka, o długich blond włosach niezgrabnie zaczesanych w kitkę, ubrana w błękitną spódnicę i kremową bluzkę, zaczęła stopniowo przesuwać się w kierunku końca kolejki. Gdy dotarła niemal do celu, rzuciła się biegiem w kierunku bramy kamienicy budynku nr 21. Po pięciu metrach dopadła klamki; ta niestety nie puściła. Nerwowo wystartowała do następnej bramy, jednak w tym momencie, zdezorientowani na początku żołnierze zdążyli otrząsnąć się z zaskoczenia i padło złowrogie: - HALT! Padł strzał, później drugi. Oba jednak niecelne -uszkodziły tylko elewację budynku Nowy Świat 23. Za chwilę jednak seria z MP nie pozostawiła szans małoletniej uciekinierce. Upadając wypuściła z rąk teczkę, z której wysypały się luźne kartki. Podszedł do niej najbliższy z żołdaków. Brutalnie, ciężkim wojskowym butem sprawdził czy nie trzeba dobić. Nie było potrzeby! Podniósł kilka kartek, następnie odrzucił. Po tym incydencie reszta zatrzymanych zapakowana została do ciężarówek, które z tym samym warkotem co poprzednio, odjechały w kierunku Zamku Królewskiego lub tylko tego co po nim zostało. Na ulicy zapadła cisza. O tym co się tu wydarzyło świadczyły tylko bezimienne zwłoki dziecka pozostawione na chodniku.
pogo dno exe
pogodno.exe
Marek, który całe to zdarzenie obserwował z pierwszego piętra dwupiętrowej kamienicy Nowy Świat 22, zbiegł po schodach. Niepewnie wyjrzał z bramy… Ulica była zupełnie pusta. Podbiegł do leżącej dziewczyny z naiwną nadzieją, że jeszcze może pomóc, uratować, zrobić cokolwiek! Niestety trzy otwory, poszarpana krwisto-biała bluzka oraz kałuża miejscami już zaschłej krwi pozbawiły złudzeń. Pozbierał tylko kartki, z myślą że dowie się z nich kim była dziewczynka. Jednak na kartkach były tylko informacje o tym jak bandażować głowę, tamować krwotok, postępować z oparzeniami i usztywniać złamane kończyny. Nigdzie żadnej informacji wskazującej personalia dziewczyny. Gdy miał odchodzić zniechęcony, ulica zaroiła się już od mieszkańców pobliskich domów. Ludzie żywiołowo przekazywali sobie informacje o całym zdarzeniu. Marek wyłowił pośród tłumu chłopca, który cały czas przyglądał się jemu i podniesionej teczce. Chłopak zbliżył się do Marka i wskazując na nią powiedział: -To należy do mnie! Marek spojrzał na teczkę i bez słowa sprzeciwu podał chłopcu. -Kim jesteś, kim ona była? Trzeba poinformować jej bliskich! - zagadnął. Nieznajomy odpowiedział: - Nie tu i nie dziś. W najbliższą niedzielę w południe w ZOO, w miejscu gdzie kiedyś trzymano słonie. Wiesz gdzie to?! Marek skinął potwierdzająco. Doskonale znał to miejsce. Dwa lata przed wojną cała stolica odwiedzała słoniczkę Tuzinkę, która właśnie przyszła na świat w warszawskim zoo. Na odchodnym nowy właściciel teczki dodał: -A resztą się zajmę. ROZDZIAŁ I Niedziela, 18 sierpnia 1940 r. Przez tydzień Marek nie mógł odnaleźć swojego miejsca. Ciągle wstrząśnięty wydarzeniami z początku tygodnia, budził się dręczony koszmarami w nocy, w dzień rozmyślał jaka tajemnica kryła się naprawdę w teczce. Nadeszła niedziela… cdn WIADOMOŚCI Z KRAJU [...] W dniu 12 sierpnia [1940] była Warszawa terenem „łapanki” o niebywałym dotąd nasileniu. Całe miasto obstawiono posterunkami (notabene: po raz pierwszy użyto do tej „akcji” wojska) i chwytano, kto się nawinął na ulicy czy w tramwaju. Jak wieść niesie nałapano w tym dniu dobrych kilka tysięcy osób. Rzecz charakterystyczna, iż nie zatrzymywano kobiet, ani starszych wiekiem mężczyzn. Żydzi chodzili swobodnie. Podobno część aresztowanych już dokądś wywieziono. Naturalnie nie obeszło się bez strzelania do bezbronnych, którzy nieopatrznie próbowali uciec oraz bez brutalnego bicia kobiet, chcących swym bliskim podać żywność lub bieliznę. Nic to. Zaciśniemy zęby i będziemy trwać pewni, iż przyjdzie dzień straszliwego odwetu na potworne znęcanie się nad bezbronnymi. [...] "Miecz i Pług" (Miecz i Pług, Warszawa) 18 VIII 1940, nr 17
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
05.07.2015
Czym jest Prawo Harcerskie
INSTrefa
Anna Lisowska Zanim postawimy tezy do dyskusji o tym, czym jest nasze Prawo, warto zapoznać się z wybranymi przemyśleniami wybitnych instruktorów harcerskich. Na pewno warto zastanowić się i odpowiedzieć sobie na pytanie: czym dla mnie jest Prawo Harcerskie? Wprowadzi nas to w sposób przemyślany i rzetelny do dyskusji. sam. Anna Lisowska członkini XXX DW „FOSA” absolwentka Technikum Żywienia i Gospodarstwa Domowego hobby: gra na gitarze, zwierzęta, gry komputerowe, żeglarstwo
deb iut exe
„Dawni harcerze — rycerze mieli we wszystkich krajach swoje kodeksy honorowe, prawa, nawet (…) niespisane, obowiązywały tak samo silnie jak prawa królewskie. Prawa te są konieczne dla ludzi, którzy służą szczytnej idei, poświęcają jej swoje siły i życie. Te same prawa rycerskie, pochodzące sprzed wieków, obowiązują i dzisiejszych harcerzy, którzy mają być głównymi następcami dawnych rycerzy. Tak jak Japończycy mają Kodeks Buszido, czyli prawa dawnych samurajów, szlachty japońskiej, tak i wojownicy zuluscy i czerwonoskórzy Indianie mają swoje kodeksy honorowe. Nasze prawo harcerskie przystosowane jest do psychiki kilkunastoletniego chłopca, ponieważ to od wychowania chłopca rozpoczyna się proces wychowania w harcerstwie”. Andrzej Małkowski, Scouting jako system wychowania młodzieży, Lwów 1911 „Prawo Harcerskie nie jest jednolitym kodeksem, nie obejmuje całej idei Harcerstwa, tylko zawiera ogólne drogowskazy. Ujmuje styl harcerskiego życia, wyraża postulowany ideał i wyznacza kierunek. Jest tą drogą, którą uczciwy Polak powinien iść w swoim życiu. Domaga się cowieczornego rachunku sumienia: „czy nie złamałem dzisiaj Prawa Harcerskiego?” i zastanowienia co jutro trzeba zrobić. Prawdziwy harcerz, ktoś, kto rozumie Harcerstwo nigdy o niczym nie powie: „tego nie ma w Prawie Skautowym, to mi jest obojętne, to mnie nie obowiązuje, ale zapyta własnego sumienia jak ma postąpić”. Dokładniejsze rozważenie pisanego Prawa Harcerskiego, zastanowienie się nad wszystkim, co z niego wypływa, musi być dla każdego wstępem do głębszego, samodzielnego badania praw sumienia, praw określających stosunek człowieka do siebie samego, społeczeństwa, świata”. Stanisław Czopowicz, Bogu, Polsce, bliźnim. Obraz Harcerstwa Rzeczypospolitej Niepodległej, spuścizna ideowa i wychowawcza, Warszawa 2004 Zastanówmy się, czy nasze Prawo Harcerskie jest dla nas tak samo ważne? Czy może ono być naszym życiowym drogowskazem? Oczywiście, że może być, lecz czy jest? Prawo Harcerskie jest zbiorem mądrych myśli. To ono pokazuje nam jacy powinniśmy być i jak powinniśmy postępować. Tak jak w grze są reguły, tak i w naszym harcerskim życiu. Nasze życie to gra, a regułami jest Prawo Harcerskie. Przecież bez reguł nie zagramy w grę.
pogo dno exe
Jeżeli jest ono takie ważne, to dlaczego nie wszyscy go przestrzegają? Właśnie, dlaczego? Kiedyś, każdy z nas dobrowolnie zdecydował, że chce być harcerzem. Równie dobrze możemy dokonać wyboru w przestrzeganiu Prawa Harcerskiego. Natomiast jeśli decydujemy się na to, aby nie przestrzegać całego Prawa Harcerskiego to zastanówmy się, po co tak właściwie jesteśmy w ZHP?
pogodno.exe
Prawo Harcerskie towarzyszy nam w codziennym życiu. Jednak często jest ono przez nas łamane, robiąc zwykłe, codzienne czynności. Wyrzucając papierek na ulicę łamiemy szósty punkt prawa harcerskiego: „Harcerz miłuje przyrodę i stara się ją poznać”. Drugi punkt Prawa Harcerskiego: „Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy” wypowiadany jest także w czasie składania Przyrzeczenia Harcerskiego. Każdy z nas zasługuje na zaufanie, lecz aby można było na nas polegać powinniśmy być prawdomówni, dotrzymywać słowa, a co najważniejsze wywiązywać się z powierzonych nam zadań. Niestety często łamiemy obietnice, składane w momencie, gdy ktoś nam zaufał. Musimy pamiętać, że harcerzami jesteśmy cały czas, nie tylko w mundurze. Pamiętajmy, że każdy z nas jest harcerzem, na którego patrzy społeczeństwo, który daje przykład młodszym lub będzie go dawał. Zastanówmy się nad swoim postępowaniem i spróbujmy wtopić w nasze życie idee Prawa Harcerskiego. Początek Przyrzeczenia Harcerskiego brzmi: „Mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu i Polsce”, nie zapominajmy o tym, co przyrzekaliśmy, a także pamiętajmy o harcerskich wartościach jakie towarzyszą nam w naszym harcerskim życiu. „Niebo gwiaździste nade mną, Prawo Harcerskie we mnie”.
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
O kształceniu
05.07.2015
INSTrefa
Jakub Cichocki O kształceniu można mówić długo i na różne sposoby. Dzisiaj chwilę o kondycji kształcenia w naszej Chorągwi.
hm. Jakub Cichocki przewodniczący Rady Chorągwi Zachodniopomorskiej szef ZKK Chorągwi Zachodniopomorskiej instruktor CSI ZHP członek Rady Naczelnej ZHP prezes Harcerskiego Klubu Honorowych Dawców Krwi PCK „Krwilijka” W przeszłości między innymi: drużynowy 158 Warszawskiej DH „Arka” im. phm. Feliksa Pendelskiego komendant Szczepu 158 WDHiGZ „Oranżeria” Członek KSI Chorągwi Komendant CSI ZHP Szef ZKK Hufca
Szkoli z pierwszej pomocy w PCK oraz zajmuje się coachingiem.
Hobby: bieganie długodystansowe, falerystyka harcerska.
Od sześciu lat pracujemy nad budową zespołu kształceniowego w naszej Chorągwi oraz rozwojem kursów instruktorskich na jej terenie. Nie jest łatwo, ale możemy spokojnie powiedzieć, że dzieje się coraz więcej i coraz lepiej. Obecnie w skład chorągwianego Zespołu Kadry Kształcącej wchodzi sześciu instruktorów. Na czele Zespołu stoję ja, są w nim jeszcze: hm. Dorota Szymańska i hm. Diana Cichocka – obie z Hufca Szczecin-Pogodno, hm. Ania Brejwo i hm. Waldek Piątek z Hufca Szczecin i phm. Leszek Nagot z Hufca Szczecin Dąbie. Czy to duży, czy mały zespół? Na dzień dzisiejszy śmiało mogę powiedzieć – za mały. Jednak biorąc pod uwagę to, w jakim stanie zastaliśmy kondycję chorągwianego kształcenia te sześć lat temu, gdy rozpoczynaliśmy pracę i punkt, w którym znajdujemy się dzisiaj – mogę śmiało powiedzieć – jest już naprawdę całkiem dobrze. Regularnie odbywają się kursy przewodnikowskie, podharcmistrzowskie i kadry kształcącej oraz szkolenia na członków Komisji Stopni Instruktorskich i dla opiekunów prób. Rozszerzamy portfolio naszych szkoleń. Obserwujemy, że nasi instruktorzy najpierw pojawiają się na kursie przewodnikowskim a potem na kolejnych i widzimy, jak dobrze działają w swoich środowiskach. To sukces. Myślę, że w porównaniu do innych chorągwianych zespołów nie wypadamy źle. Mogę śmiało stwierdzić, że mocną stroną kształcenia w naszej Chorągwi, jest osiągnięta już regularność większości szkoleń które robimy. Pozwala nam to, na coraz lepsze i pewniejsze realizowanie każdego kolejnego szkolenia. To bardzo cieszy. Miło jest też obserwować rosnące pokolenie podharcmistrzów, którzy są siłą napędową kształcenia i programu w swoich środowiskach. Tutaj, w Chorągwi mieliśmy największą dziurę pokoleniową, ale już jesteśmy poza tym kryzysowym momentem. Świadczy o tym coraz większa ilość otwartych prób podharcmistrzowskich. W naszych szkoleniach wyrobiliśmy swoją markę, swój sposób prowadzenia kursów i to też jest, w moim odczuciu pozytywne. Wiemy, czego chcemy i jak to zrobić, a jednocześnie otwarci jesteśmy na nowe wskazówki i doświadczenia. Chorągwiany Zespół to ludzie, którzy cały czas sami się kształcą i pracują nad sobą. Nie ma roku, w którym każdy z nich nie uczestniczyłby w formie doskonalącej, czy to w ZHP czy poza nim. Tylko stałe wzbogacanie warsztatu i nabywanie nowych doświadczeń chroni nas przed wpadnięciem w rutynę. Co jest naszą największa siłą? Zespół. Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że to zgrana i sprawnie działająca grupa. Grupa przyjaciół, którzy wspólnie wykonują wspaniałą robotę, wspierając się nawzajem. To naprawdę
pogo dno exe
pogodno.exe
wspaniali ludzie wkładający całe swoje serce i czas w tę pracę. Pracy jednak jest coraz więcej – w związku z tym, cały czas myślimy o rozszerzeniu swojego składu, a w wielu przypadkach do realizacji różnych form szkoleniowych zapraszamy innych instruktorów. Serdecznie zapraszamy do współpracy. Jak jest w hufcach naszej Chorągwi? Niestety nie jest kolorowo. Na dwanaście hufów, tylko dwa posiadają samodzielne Zespoły Kadry Kształcącej: Szczecin-Pogodno – ten zespół prowadzi Dorota i Szczecin – ten zespół prowadzi Ania. To tylko dwa hufce, a co się dzieje w dziesięciu pozostałych? Niestety, nie ma w nich kadry w pełni gotowej do samodzielnego przeprowadzenia szkoleń. Hufiec Koszalin zaczął prowadzić kursy przy wsparciu instruktorów posiadających odznakę kadry kształcącej z innych hufców. W pozostałych hufcach cały czas mozolnie i sukcesywnie pracujemy nad rozwojem kompetencji kształceniowych. Stąd organizowanie przez mój Zespół regularne kursy przewodnikowskie, do których współtworzenia zapraszamy wszystkich instruktorów, którzy wiążą swoją ścieżkę instruktorską właśnie z tym obszarem. To doskonałe miejsce do szkolenia się kadry, tak by mogła w najbliższej przyszłości samodzielnie organizować kursy w swoich hufcach. Jako zespół, wiemy co jeszcze przed nami i co chcemy zrobić. Gdyby mnie ktoś zapytał: czego się obawiam, w odniesieniu do pracy Zespołu? Odpowiedziałbym, że najgorsze, co może spotkać nas i nie tylko nas, to niekonstruktywna krytyka. Nie oznacza, że my jej nie lubimy krytyki i jej nie przyjmujemy – jesteśmy otwarci na wszelkie wskazówki. Spotykamy się jednak co jakiś czas z ludźmi, którzy mówią, że coś jest nie tak, że coś im się nie podoba, jednak nie dają żadnych pomysłów i wskazówek. Taka krytyka, dla samej krytyki. W każdym roku notujemy rozwój i sukces. W tak małej Chorągwi, przy tak małych zasobach kadrowych robimy naprawdę sporo, choć wiemy, ze można więcej. Każdy rok to kolejne nowe pomysły, które są odpowiedzią na potrzeby środowisk. W najbliższym roku harcerskim staniemy przed dużym wyzwaniem. Będzie to rok, zaraz po zjazdach hufców. Być może, w wielu miejscach pojawią się w komendach młodzi, nowi ludzie. Naszym zadaniem jest przygotowanie dla nich pakietu szkoleniowego, tak żeby pomoc im we wchodzeniu w nową rolę i dać jak najwięcej siły i energii. A jednocześnie już planujemy kolejne edycje naszych stałych punktów w kalendarzu kształcenia. Czy warto kształcić? Na pewno tak. Każdy instruktor to wychowawca i przychodzi taki czas, gdy warto dzielić się z innymi swoją wiedzą i doświadczeniem. Przekazywać swój dorobek. Zachęcam do tego każdego instruktora. Nie trzeba od razu być „kształceniowcem” całym sobą i poświęcać się tej drodze. Jednak warto podjąć próbę wejścia w skład komendy któregoś z kursów i spróbować swoich sił od tej drugiej strony. Może to dać szansę na obcowanie z doświadczonymi ludźmi, zajmującymi się tym od dłuższego czasu. Zapewniam, że każdy członek kadry kursu, uczy się na nim równie dużo jak kursanci i to niezależnie od ilości przeprowadzonych godzin zajęć. Na koniec, raz jeszcze podziękuję całemu swojemu zespołowi. To wspaniali ludzie. Ludzie, którzy razem nie jedno już przeszli. Ludzie, którzy potrafią nawet w najtrudniejszej sytuacji znaleźć rozwiązanie. Ludzie, którzy nawzajem się wspierają, nawet w sytuacjach kryzysowych dla całego Zespołu. To także ludzie, którzy nawet swojego szefa potrafią zdyscyplinować i przywołać do porządku, bo to jest zespół instruktorski z prawdziwego zdarzenia.
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
Dawniej, a dziś…
05.07.2015
Przemyślenia
Patrycja Duraj Różnica między drużynowym, a mną, osobą pracującą z dziećmi jako przyboczną.
dh Patrycja Duraj przyboczna 13 GZ "Pogodne Gryfiki" członkini XXX DW "Fosa"
uczennica LO nr 12 w Szczecinie, Hobby: snowboard
deb iut exe
Moim zdaniem nie mam tak wiele na głowie jak moja drużynowa. Zawsze może na mnie polegać, aczkolwiek nie ponoszę takiej wielkiej odpowiedzialności za wszystko jak ona. Jestem w okresie beztroskiej zabawy, mogę dobrze się bawić, ale zaraz powoli to się skończy. Bycie drużynową, według mnie, oprócz tego, że jest wielką odpowiedzialnością, to jest też sprawdzeniem samego siebie i swoich możliwości. Z zaciekawieniem często obserwuję swoją drużynową na zbiórkach, czy różnych wyjazdach, ponieważ to ja niedługo przejmę jej funkcję i zależy mi na tym, aby pełnić ją jak najlepiej potrafię. Chciałabym dla dzieci jak najlepiej, są dla mnie częścią mojego życia. Wiem, że gdy „przejmę pałeczkę” po drużynowej to będę musiała dołożyć wszelkich starań, aby dbać o rozwój i bezpieczeństwo zuchów, aby czuły się dobrze ze wszystkimi oraz ich wychować na dobrych ludzi. Myślę, że kurs drużynowych przygotował mnie do pełnienia tej funkcji i otworzył oczy, że to właśnie w tym momencie zaczyna się prawdziwa przygoda. To my teraz, przyszli drużynowi, będziemy uczyć i bawić swoje dzieci i rozwijać ich umiejętności. Zuchy to są nasi następcy, więc dobrze byłoby wykształcić je jak najlepiej, aby były lepsze od nas. Co dał mi kurs i co wniósł do mojego życia? Każdy kto poważnie myśli o byciu instruktorem i o pracy z dziećmi natrafia na swojej drodze harcerskiej różne kursy. Wcześniej, jako młoda harcerka, uczestniczyłam w kursie zastępowych i przybocznych. Już wtedy pomyślałam, że to takie poważne kursy, ale gdy teraz byłam na kursie przewodnikowskim i drużynowych to tak naprawdę dotarło do mnie jak daleko zaszłam. Kurs drużynowych wniósł do mego życia wiele nowych doświadczeń, które przydadzą mi się w pracy z zuchami. Szczerze się przyznam, że nie przepadam za kursami, ale ten był bardzo ciekawy i przydatny, to duża zasługa kadry i klimat jaki stworzyła między kursantami. Uważam, że przygotowano nas jak najlepiej do bycia drużynowym. Dzięki kursowi zdobyliśmy wiele nowej wiedzy i dużej pewności siebie, ponieważ większość z nas często nie wierzy w siebie i swoje możliwości, a to według mnie kategoryczny błąd. Osobiście twierdzę, że po tym kursie na pewno jestem pewniejsza siebie, mam wiele nowych pomysłów na pracę w gromadzie i jak zostanę drużynową, to będę dążyła z gromadą do ideału. Chciałabym, aby kiedyś moje dzieci, jak dorosną, przyszły i powiedziały: to właśnie ta druhna, która nie ważne czy miała dobry humor czy nie, zawsze jak przychodziła była uśmiechnięta i dawała ciepło. Trzeba dążyć do swoich zamierzonych celów i nigdy się nie poddawać, lecz pokazać sobie i wszystkim innym, że potrafimy.
pogo dno exe
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
Spinacz moimi oczami
05.07.2015
Przemyślenia
Mikołaj Marczak
pwd. Mikołaj Marczak drużynowy XXX DH Reduta uczeń VI LO w Szczecinie z zamiłowania żeglarz c'est tout
Spinacz był pierwszym kursem, w którym brałem udział jako organizator. Różnica między moimi wyobrażeniami a rzeczywistością była niewielka. Kursanci w wieku gimnazjalnym, z podstawową wiedzą harcerską. Tak było w większości przypadków. Jak się później okazało czekało na mnie jeszcze kilka niespodzianek, jeszcze tego samego dnia. Pierwszego dnia, gdy zobaczyłem naszych kursantów to „na oko” kilkoro z nich było niewiele młodszych ode mnie. Jak się okazało najstarszy kursant miał 17 lat. Byłem bardzo zaskoczony, dlaczego ten człowiek wybrał kurs dla przybocznych, a nie przewodnikowski. Najwyraźniej nie wszyscy mają tyle zapału do pracy z dziećmi, chodź kilkoro z nich, później opowiadało, że mają plany założyć swoje jednostki. Różnica wieku, o dziwo niebyła problemem, ani przy powadzeniu zajęć, ani w ogólnej dyscyplinie w trakcie trwania kursu. Po zakończeniu kursu i rozdaniu patentów usłyszałem pewno stwierdzenie od jednego z chłopaków odnoszące się do poziomu kursu: „Ha! Mówiłem, że w „Pogodnie” wszystkich przepuszczają”. Z jednej strony, można by to odebrać jako szykanę na poziom naszego kursu, a także pozostałe organizowane przez nasz Hufiec. Jednak po chwili namysłu stwierdziłem, że nie było wśród kursantów takiego, który wydawałby się nieodpowiednio przygotowany do pełnienia funkcji przybocznego.
pogo dno exe
vol. 32
05.07.2015
Przekazanie Szczecina administracji Polski
Chyba do końca nie zwariowałem…
Wrażenia
Marek Izraelski Lato, plecak pełen sprzętu, rozgwieżdżonym niebie w górach.
ciepły
wieczór
przy
Czego chcieć więcej . . .
phm. Marek Izraelski HO drużynowy 10 KDW "Czarne Pantery"
student 4 roku Pielęgniarstwa na PUM pielęgniarz/ratownik wcześniej członek KH Hufca Ziemi Koszalińskiej, przewodniczący ZP Hufca Ziemi Koszalińskiej
deb iut exe
Gdy doszliśmy do schroniska pod Śnieżnikiem zaczynało się już ściemniać. Zrobiliśmy nasze namioty turystyczne w okręgu, jak to mamy w zwyczaju i przygotowaliśmy kolacje. Wieczór spęczony przy gitarze, pod gwiazdami, wśród wysokich traw kołyszących się wokoło, był wspaniały. Stary wiatrak, który stał nieopodal, tylko dodawał uroku temu mistycznemu miejscu. Przyszedł czas, aby położyć się spać. Rozeszliśmy się do namiotów i zapieliśmy w śpiworach. Spałem razem z bratem w „trumniaku” - dwuosobowym namiocie. Po około godzinie bezproduktywnego paplania, o dalszej wędrówce, skutkach globalnego cieplenia i innych ważkich sprawach, słyszymy z poza namiotu ciche „HALO”. Popatrzyliśmy po sobie zdziwieni. Pewnie któreś z Panter [red. Wędrownicza Drużyna Harcerska "Czarne Pantery", Hufiec ZHP Koszalin] się wydurnia. Obróciliśmy się na bok, zgaśmy światło, a tu znowu „HALO”. Otworzyłem namiot i szukam z latarką źródła owego „HALO”. W namiotach cisza. W około tylko trawy szurające o tropiki namiotów, niedomyte gary po kolacji i schronisko w oddali. Krótko mówiąc NIC. Wracam do namiotu. Patrzę na brata, on na mnie. - Ty też to słyszysz Grzesiek? - No tak. - Chyba do końca nie zwariowałem, skoro Ty też to słyszysz. Kolejne wołanie „HALO, no niech ktoś pomoże mi stąd wyjść”. Wychodzimy obaj. Latarki. Saperki w dłoń. I szukamy „wołania”. Obeszliśmy całe obozowisko, do schroniska, wiatrak... NIC. Trawy, krzaki, gwiazdy…NIC. Stoimy pośrodku namiotów zdezorientowani, gdy nagle jeden z namiotów zaczął się szamotać. Wkurzeni podchodzimy do namiotu. Z wewnątrz dobiega znajome „HALO, HALO!”. Rozpinamy zamki. Wewnątrz jeden z wędrowników szamocząc się lunatykuje. Trzymając rękę drugiego delikwenta, przez sen próbuje wydostać się z „pułapki” rozpinając namiot jego dłonią, gdy ten śpi. Zdziwieniu naszemu nie było końca. Wymowne spojrzenia z bratem. Nie, to nie ja do końca zwariowałem.
pogo dno exe
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
Harcerstwo? Kursy? Ale, że jak?
05.07.2015
Wrażenia
Elżbieta Hływa Gdyby ktoś mi dwa lata temu powiedział, że idąc na studia do Szczecina zaangażuję się w harcerstwo, będę prowadziła gromadę zuchową, to odpowiedziałabym mu, że raczej zwariował. A dzisiaj? Przyznałabym mu rację.
dh Elżbieta Hływa drużynowa XXX GZ "Wesołe Słoneczka" członkini HKA T.R.E.K
studentka II roku Zdrowia Publicznego.
deb iut exe
Ale na pewno nie jest łatwo w wieku 19 lat wstąpić na dobre do ZHP i zostać drużynową. Człowiek nie ogarnia podstawowych harcerskich rzeczy, nie ma pojęcia o co chodzi ze „sznurami”, sprawnościami, metodyką zuchową czy z meldowaniem. Ogólnie wszystko jest nowe i wydaje się bardzo skomplikowane. Ale tutaj, właśnie pojawiają się osoby, które wierzą w Ciebie, mówią że dasz radę, pchają Cię do przodu i wspierają. I to jest naprawdę ekstra uczucie. Dzięki Pata, dzięki Jaca! Moja harcerska przygoda zaprowadziła mnie na kurs przewodnikowski oraz kurs drużynowych gromad zuchowych. Kurs przewodnikowski organizowany był przez Hufiec Szczecin-Dąbie. Były to długie, ciągnące się trzy weekendy. Spodziewałam się, że będę się lepiej czuć na takim kursie. Jednak różnica wieku pomiędzy mną a pozostałymi kursantami sprawiła, że nie mogłam odnaleźć się w grupie. Idąc na kurs miałam nadzieję, uzupełnić tą harcerską wiedzę, której mi brakowało. Pod tym względem się nie zawiodłam. Przyswoiłam sporo wiedzy. Jednak uważam, że same zajęcia były za mało praktyczne. Trwające od rana zajęcia, często kończyły się po północy. Przygnębiający był też fakt, że trzy biwaki odbyły się w jednym miejscu na stanicy Hufca, na Wzgórzu. W jednym pomieszczeniu odbywały się zajęcia, jedliśmy posiłki oraz spaliśmy. Z kursu najmilej będę wspominać jednak rozmowę indywidualną z komendą na sam koniec kursu. Kurs drużynowych zuchowych robiłam u nas, w Pogodnie. Mogłoby się wydawać, że po poprzednim kursie mogłam się zniechęcić do kursów, ale tak nie było. Szłam na kurs pozytywnie nastawiona, pewnie dlatego, że już wśród kursantów czy komendy były znajome mi twarze. Pozytywnym zaskoczeniem był fakt, że na kursie drużynowych zuchowych byliśmy tylko w czwórkę. W tak małej grupie wszystko można było na spokojnie omówić i wytłumaczyć. Bardzo podobało mi się to, że na zajęciach świetnie bawiliśmy się, wcielaliśmy się w zuchy, przez co było dużo śmiechu ale również nauki przez zabawę. Szkoda tylko, że na ostatnim biwaku zajęcia prowadziły naprzemiennie tylko dwie osoby. Uważam, że takie kursy są potrzebne i warto je robić. Myślę, że nowa wiedza oraz pomysły pomogą i ułatwią mi pracę z gromadą zuchową.
pogo dno exe
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
Kurs na całe życie
05.07.2015
Wrażenia
Marek Izraelski Patrzysz na swoją rozpisaną próbę, a tam: „Ukończę z wynikiem pozytywnym kurs podharcmistrzowski”. Niestety trzeba odbębnić i zaliczyć. W głowie miałem wiele myśli, lecz niewiele tych pozytywnych. Czego mogę się jeszcze na tym kursie nauczyć? Znowu metodyka, Statut, znowu stara śpiewka o poświęcaniu się dla innych… A tu niespodzianka.
phm. Marek Izraelski HO drużynowy 10 KDW "Czarne Pantery"
student 4 roku Pielęgniarstwa na PUM
Na kurs z ekipą z Koszalina dotarliśmy z przygodami, gdyż PKP zapewnia swoim podróżnym zazwyczaj dodatkowe atrakcje. W cenie biletu mieliśmy dodatkową godzinę podróży oraz możliwość bliskiego zapoznania się ze wszystkimi pasażerami wagonu, z powodu przepełnienia. Po dotarciu na dworzec dodatkowa zagwozdka – jak trafić na Jasne Błonia? – z pomocą przyszedł Pan Policjant, który przywiózł nas na miejsce radiowozem prewencji. Pierwsze spotkanie z kursantami i z kadrą: „Ooo, żyjecie! Zrobiliśmy Wam kolację. Chodźcie na zajęcia szybko, bo już trwają.” Zjedlim, popilim i na zajęcia. I tak się rozpoczął pierwszy biwak kursu.
pielęgniarz/ratownik wcześniej członek KH Hufca Ziemi Koszalińskiej, przewodniczący ZP Hufca Ziemi Koszalińskiej
deb iut exe
Ku mojemu zdumieniu, zajęcia wcale nie opierały się na definicjach, regułkach czy regulaminach. Zajęcia dotyczyły życia i tego, jak żyć. Po co uczyć nas jak „cywile” postrzegają ludzi z „firmy”? – „Idźcie do nich i zapytajcie. Macie 2 godziny i widzimy się z powrotem”. Jak poprawnie komunikować się i pracować w zespole ? – zorganizowano nam drużynowy Paint-ball i wspólne gotowanie posiłków na wybudowanych samodzielnie w lesie kuchniach polowych. Przywykliśmy do seminaryjnych i wykładowych form nauczania. Zbiórki są statyczne, w harcówkach, kursy pierwszej pomocy mają w lwiej części formę wykładową, rajdy piesze to schematy (samarytanka, węzły, szyfry, czasem liny). I w takim marazmie trwamy. A tu niespodzianka… W ramach kursu odbyliśmy wiele ciekawych spotkań z prawdziwymi profesjonalistami w swoim fachu. Nie były to wykłady, a bardziej dyskusje czy konsultacje. Spotkaliśmy PR’owców, wychowawców w pełnym tego słowa znaczeniu, specjalistów od projektów czy finansów i ich pozyskiwania. Jak wytłumaczyć czym jest „nagły, niespodziewany zwrot akcji” gdy realizujesz projekt i jak pokierować wtedy w zespołem? Na zajęciach kazano nam w grupach zbudować makietę przestrzenną budynku z kartek papieru, z rozrysowaniem projektu uprzednio na kartce pod nadzorem wybranego kierownika – ŁATWIZNA. Robota szybko się posuwała do przodu a tu nagle hasło – zamiana kierowników zespołów – no ok, jakoś niewiele to przeszkadza – da się trudności pokonać. Po chwili drugie hasło „zamiana projektów budynków w drugą stronę” – no i tu się rozpoczynają schody. Zajęcia wymagały przede wszystkim współpracy między kursantami, co zaowocowało wieloma przyjaźniami i nowymi kontaktami. Osobą, która szczególnie głęboko zapadła mi w pamięć był dh. Gabriel (pozwolę sobie podać imię). Druh jest osobą o wyjątkowo wielkim sercu i młodym duchu (będąc członkiem kręgu seniorów). To on pokazał mi dobitnie, że harcerstwo jest sposobem na życie a także, że można zgodnie z jego zasadami nie tylko wzrastać, ale i przeżyć wszystkie wiosny życia. Druh Gabriel grał z nami w Paint-ball’a (i wygrywał), uczestniczył we wszystkich zajęciach, zaprawach i śmiechach. Moje początkowe „odbębnić i zaliczyć” szybko przemieniło się w „przeżyć i zrozumieć”. Kursy nie są po to, by zdobywać papierki, ale po to, by w nas coś wartościowego pozostawiły. I ten na pewno odcisnął się w mojej pamięci piękną szelką.
pogo dno exe
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
O kursie przybocznych
05.07.2015
Wrażenia
Julia Siemińska Kurs przybocznych "Spinacz" odbył się wiosną tego roku. Siedemnastu uczestników przez dwa weekendy dowiadywało się, o co właściwie chodzi w pełnieniu funkcji przybocznego, lub zdobywało kolejne informacje, które będą mogli wykorzystywać u siebie w jednostkach.
pwd. Julia Siemińska drużynowa XXX DH Mury absolwentka I LO im. Marii Skłodowskiej – Curie w Szczecinie hobby: windsurfing
Pierwszy biwak rozpoczął się w sobotę, w dość luksusowych warunkach, gdyż nie często na takich wyjazdach istnieje możliwość spania na łóżkach. Kursantów czekało sporo zajęć, dlatego niedługo po integracji odbył się pierwszy blok programowy. Ta część kursu skupiała się na metodyce zuchowej, formach pracy i zasadach dobrej zbiórki. Uczestnicy przekonali się też, podczas zajęć druha Pawła Wnuka, jak ważna jest higiena osobista naszych podopiecznych. Drugi biwak sprowadził nas na ziemię, bo warunki były „harcerskie” a dojazd na Skolwin też nie najkrótszy. Piątkowe zajęcia to pierwsza pomoc i kominek, na którym my, kadra kursu mogliśmy podzielić się wspomnieniami z pełnienia funkcji przybocznego. Sobota to metodyka harcerska i zajęcia, dzięki którym łatwiej będzie zorganizować grę, rajd lub podjąć się współpracy zagranicznej. Wieczorem - ogniobranie i rozmowy z uczestnikami kursu (pytanie o pierwsze prawo harcerskie trochę zbijało z tropu). W niedzielę, od rana zajęcia na temat roli przybocznego na obozie oraz podsumowanie całego kursu. Uczestnicy kursu „Spinacz” w wieku 14-18 lat pochodzili z trzech Hufców: Szczecin-Pogodno (sześciu uczestników), Szczecin (jeden uczestnik) i Goleniów (dziesięciu uczestników). Prowadzący zajęcia bardzo chwalili kursantów za zaangażowanie i chęć dyskusji. Nie mieliśmy wątpliwości - wszyscy ukończyli kurs i otrzymali patent przybocznego. Dla mnie, było to coś nowego, pierwszy raz po drugiej stronie kursu. Różnica wieku między kursantami a mną była dość niewielka, dlatego miałam wątpliwości czy zaangażować się w organizację kursu, jednocześnie nie „wywyższając się” z racji na pełnioną na nim funkcję. Współpraca pomiędzy członkami komendy kursu a kadrą przebiegała bardzo dobrze, i mam nadzieję, że uczestnicy zapamiętają Spinacz jako udany. Myślę, że w imieniu komendy kursu śmiało mogę podziękować wszystkim prowadzącym zajęcia za poświęcony czas na ich przygotowanie i przeprowadzenie, a kursantom za ich ogromne zaangażowanie. Komendę kursu „Spinacz” tworzyli: pwd. Tomasz Krugowiec (komendant), dh Mikołaj Marczak (oboźny), dh. Nela Mikosza i pwd. Julia Siemińska (program)
pogo dno exe
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
05.07.2015
O tym jak T.R.E.K pojechał do Globtroter Wilna Małgorzata Celińska
HO Małgorzata Celińska członkini Harcerskiego Kręgu Akademickiego T.R.E.K
studentka Inżynierii Środowiska na ZUT społecznik podróżniczka autorka fanpage "Z buta przez świat"
deb iut exe
Nad kolejnym T.R.E.Kowym wyjazdem myśleliśmy już od dawna. Zastanawialiśmy się tylko gdzie pojechać, aby sporo zwiedzić i dużo nie wydać. Pierwszą myślą było Oslo ze względu na bardzo tanie loty (Ryanair ze Szczecina nawet za 19zł w jedną stronę). Niestety Norwegia jest piekielnie drogim krajem, więc wyjazd pomimo taniego dojazdu byłby bardzo kosztowny (za sam dojazd z lotniska do centrum trzeba zapłacić ok. 100zł). Z podobnego powodu zrezygnowaliśmy również z pomysłu wycieczki do Londynu. Kolejny pomysł to Wilno. Znaleźliśmy fajne połączenia z Warszawy bezpośrednio na Litwę, dzięki czemu mogliśmy złożyć około weekendowy wyjazd. Złożyliśmy ekipę z 6 osób. Planowaliśmy powoli zakup biletów na autobus (bezpośredni dojazd do Wilna z Polski to m.in. Ecolines i Simple Express), gdy w Internecie odkopaliśmy promocję Simple Express – 50% na wszystkie przejazdy w maju. Okazało się też, że autobus jedzie przez Poznań, dzięki czemu mieliśmy znacznie bliżej niż do Warszawy. Wyjechaliśmy po południu ze Szczecina, a o 18:30 wsiedliśmy w autobus relacji BerlinWilno. W stolicy Litwy byliśmy w sobotę przed 8 rano. Udało nam się także znaleźć tanie noclegi (pokój 6 osobowy, hostel w samym centrum, za cały pokój zapłaciliśmy 50 euro), więc wszystko wskazywało na to, że będzie to fajny niskobudżetowy wyjazd. W sobotni poranek zobaczyliśmy Ostrą Bramę z obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej Królowej Korony Polskiej, kilkanaście pięknych kościołów i cerkwi oraz wiele innych ciekawych budynków jak np. Teatr Dramatyczny z czarnozłotymi figurami. Następnie wybraliśmy się na śniadanie. Nasz kolega, który już wcześniej był w Wilnie, polecił nam jedną z jadłodajni. Za 5 euro można było kupić kilkanaście potraw typowo z kuchni litewskiej. [Uwaga! Nie polecamy szukać nazw potraw w Google, bo będzie ciekła Wam ślinka na samą myśl o tych pysznościach!] Spróbowaliśmy blinów (placki ziemniaczane z różnym nadzieniem), cepelinów (coś w stylu pyz z nadzieniem), chłodnika litewskiego, ceburekai (ciasto półfrancuskie zapiekane z mięsem lub grzybami) i pierożków z baraniną i kozim serem. Po południu część z nas odważyła się również na spróbowanie gulaszu z bobra – jednego ze specjałów litewskiej kuchni (gulasz z bobra jako jedyna serwuje restauracja myśliwska Lokys, tuż przy ratuszu). Pomimo krótkiego pobytu udało nam się zobaczyć wszystkie obowiązkowe punkty z listy „rzeczy do zobaczenia”. Przeszliśmy główną ulicą miasta, wdrapaliśmy się na basztę Giedymina, z której rozpościerał się przepiękny widok na całe miasto. Odwiedziliśmy Plac Katedralny z bazyliką, a następnie udaliśmy się do Ogrodu Bernardynów, gdzie zjedliśmy pyszne lody. Spacerowaliśmy po małych uliczkach Starego Miasta, byliśmy w cerkwi Ikony Matki Bożej, gdzie dostaliśmy brzozowe gałązki, które mają nam dać zdrowie. Najlepszym punktem „programu” była dla mnie wizyta
pogo dno exe
pogodno.exe
w Republice Zarzecza. Jest to zabytkowa część Wilna, znana także jako dzielnica artystów. Znajduje się tam najpiękniejsza konstytucja, którą kiedykolwiek czytałam. Znajdziemy tam takie punkty jak: „5. Człowiek ma prawo do wyjątkowości.”, „ 6. Człowiek ma prawo kochać.”, „16. Człowiek ma prawo do szczęścia.”. Uważam, że gdyby każdy z nas przestrzegał tej konstytucji, to świat byłby jeszcze piękniejszy. Konstytucja wygrawerowana jest na metalu przypominającym lustro. Każda osoba powinna przejrzeć się w tym lustrze i przemyśleć, czy jest dobrym człowiekiem. Wyjazd do Wilna był krótki (dojechaliśmy w sobotę o 8 rano, wyjeżdżaliśmy do Polski o 22 w niedzielę), ale intensywny – przeszliśmy łącznie ok. 30km, zobaczyliśmy większość rzeczy opisanych w przewodnikach, spróbowaliśmy lokalnego jedzenia i świetnie się bawiliśmy. Pogoda też dopisała, więc wyjazd oceniamy na bardzo udany. Cenowo wyszło ok. 200zł za osobę (w tym dojazd 108zł, nocleg 32zł, reszta jedzenie i pamiątki). Planujemy już kolejne T.R.E.Kowe podróże!
Zdjęcie z archiwum Małgorzaty Celińskiej
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
Druh i Druhna
05.07.2015
Bibliobóz
Ewa Kołodziejek Napisał do nas druh Mateusz: „W harcerstwie istnieje od zawsze forma druh/druhna i spieramy się o to, czy skrót formy żeńskiej powinien zostać zapisany z kropką, czy nie. Wnioskuję ze znanych mi zasad tworzenia skrótów, że skrót wyrazu druhna powinien być zakończony kropką, ponieważ pełna nazwa kończy się na inną literę niż skrót. Słowniki jednak nie podają sposobu skracania tego wyrazu”.
pogo dno exe
Pan Mateusz ma rację mówiąc, że nie stawia się kropki po skrótach zawierających początek i koniec wyrazu skróconego: dr ‘doktor’, mgr ‘magister’, nr ‘numer’, wg ‘według’, płk ‘pułkownik’, mjr ‘major’. Ma też rację, gdy twierdzi, że jeśli skrót nie kończy się na tę samą literę, co skracany wyraz, to kropka po skrócie jest konieczna, np. Idę na wykład dr. Kowalskiego. Umówiłam się z mjr. Nowakiem. Czy jednak ta zasada dotyczy skracania słowa druhna? Pan Mateusz pisze tak: „Czy istnieją żeńskie poprawne formy od słów magister, inżynier, profesor? Jeśli tak, to czy w żeńskiej formie skrót (nie kończący się już na tę samą literę np. magistra) będzie dalej zapisywany bez kropki, np. dla mężczyzny mgr Paweł Nowak (od magister), dla kobiety mgr. Anna Nowak (od magistra)?”. Nie, tak nie będzie, gdyż nie ma w języku polskim nazw żeńskich „magistra”, „inżyniera” czy „profesora”. Niektóre z nich to formy łacińskie (magistra, ministra), nie są jednak żywotne w polszczyźnie (nie licząc „ministry”, nieaprobowanej przez normę języka, lecz coraz popularniejszej w zwyczaju językowym niektórych środowisk). Jeśli takich wyrazów nie ma, to nie ma też kłopotu z ich skracaniem, a ze skrótami form męskich, którymi określamy i mężczyzn, i kobiety, radzimy sobie doskonale: mgr (magister), inż. (inżynier), prof. (profesor), min. (minister). Wróćmy jednak do druhny. Przeglądając różne harcerskie strony w Internecie, zauważyłam, że zapis skrótu słów druh i druhna jest kłopotliwy nie tylko dla naszego korespondenta. Ktoś pyta na forum: „ Jestem początkującym harcerzem i chcę się dowiedzieć, jaki jest skrót od wyrazu druh. Od druhny jest dh., a od mojego?”. „Różnicą pomiędzy skrótem od druh i druhna jest kropka: druh – dh, druhna - dh.” odpowiada (niewłaściwie) ktoś inny. Są i takie opinie: „Zarówno od słowa druh, jak i druhna skrót brzmi dh”. Słusznie, gdyż oba słowa mają taki sam skrót! Piszemy: dh Jan i dh Anna, a czytamy druh Jan i druhna Anna. Pamiętamy bowiem, że skróty stosujemy w tekście po to, by zaoszczędzić miejsca, zawsze jednak odczytujemy je w pełnym brzemieniu. To z tekstu wynika, czy mowa jest o druhu czy o druhnie. To kontekst podpowiada nam, jak rozszyfrować na przykład skrót prof., gdy mowa o profesorze Kowalskim i o profesor Kowalskiej. To z sensu zdania: Zapraszamy min. Nowaka i min. Zawadzką wynika forma skrótu min. oznaczającego dwie różne formy gramatyczne. I dlatego właśnie, druhu Mateuszu, słowniki nie podają sposobu skracania słowa druhna.
Artykuł w oryginale ukazał się w Kurierze Szczecińskim.
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
To wakacje, pełny luz
05.07.2015
Bibliobóz
Dorota Szymańska
pogo dno exe hm. Dorota Szymańska z-ca Komendanta Hufca szef ZKK hufca członek ChZKK koordynator wolontariatu Zachodniopomorskim Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych socjolog
Aby odczytać weź lusterko Artykuł po raz pierwszy ukazał się w Pogodno.exe vol. 19
vol. 32
Przekazanie Szczecina administracji Polski
Śladem Starego Doktora. Antologia (3)
Janusz Korczak wychowankami Domu Sierot na wakacjach
Janusz Korczak PAP/CAF-ARCHIWUM /AW
Korczak nie godził się na świat taki, jaki zastał i z jakim stykał się na co dzień. „Nie trzeba zostawiać świata, jakim jest” – pisał do przyjaciela na kilka dni przed wybuchem drugiej wojny światowej. Był człowiekiem, który nie umiał przejść spokojnie obok krzywd, jakie dostrzegał na każdym kroku, ani też obok spraw, które leżały odłogiem i wymagały rozwiązania. Działania wychowawcze Korczaka przypadły na okres, gdy dominowały jeszcze ponure tradycje sierocińców pomiatających godnością dzieci, ograniczających swoje funkcje do nakarmienia dzieci i przyodziania ich w liche, przytułkowe ubranka. O dramatycznych losach tych dzieci pisał przed wybuchem drugiej wojny światowej A. Wolica: Dzieci zakładowe patrzą na wszystkich nieufnie. Z każdej strony węszą niebezpieczeństwo, złośliwość, krzywdę. I trzeba dobrze wypatrzeć się w ich rozbiegane, latające na wszystkie strony oczy, by zrozumieć, a nieufność ta zrodziła się tutaj. Korczak starał się budować system nowoczesnej opieki wychowawczej, uwzględniającej potrzeby emocjonalne dziecka. Był przekonany, że wychowawca aby móc wychowywać, sam powinien stać się dzieckiem, powinien umieć wejść w zaczarowane królestwo dzieci, powinie rozumieć ich najdrobniejsze odruchy, reakcje, doznania. Jeżeli umiecie diagnozować radość dziecka i jej natężenie, musicie dostrzec, że najwyższą jest radość pokonanej trudności, osiągniętego celu, odkrytej tajemnicy. Radość tryumfu i szczęście samodzielności, opanowania, władania – pisał w „Jak kochać dziecko”. W marcu 1927 r. ogłoszono konkurs na projekt nowej siedziby sierocińca. Latem 1928 r. nastąpiła przeprowadzka. Czy wnętrze wywoływało miłe wzruszenie i dawało ciepło własnego domu rodzinnego? Było tam aż za dużo miejsca dla setki dzieci. Duże, jasne sypialnie, jadalnia, sala rekreacyjna, pomieszczenia sanitarne, gospodarcze, pokoje dla personelu, sale lekcyjne. Korczak domagał się miejsca na kaplicę. Uważał, że wszystkie dzieci potrzebują kontaktu z Bogiem, a te skrzywdzone przez los szczególnie. Pani Maryna,
05.07.2015
Korczakianum
pogo dno exe
pogodno.exe
wierna swoim ateistycznym przekonaniem, na kaplicę się nie zgodziła. Pozwoliła tylko, by jedną z sal przeznaczono na „pokój ciszy”. Pozostawiono jednak dzieciom swobodę wyboru – ci, którzy chcieli, modlili się, wieszali nad łóżkiem święte obrazki, chodzili na religię w szkole, w niedzielę na mszę do kościoła. Ale i tak, tamtejszy proboszcz uważał Korczaka za bezbożnika. Mówił o nim „Ten komunista”. Korczak zdawał sobie sprawę, że wszystkie problemy wychowawcze można należycie rozwiązać tylko wówczas gdy w ich rozwiązywaniu uczestniczy sama młodzież. To zaś z kolei zależy od tego, czy udaje się oprzeć system wychowawczy na zasadach rzeczywistej, a nie formalnej czy nominalnej samorządności. Wiele wysiłku włożył Korczak w zmianę swojego małego królestwa w samorządną republikę. Sprawiedliwość wymierzał sąd złożony z dzieci. Kodeks sądowy ułożony przez Doktora liczył tysiąc paragrafów. Dziewięćdziesiąt dziewięć początkowych uniewinniało – bo zaszła pomyłka, bo skarga została wycofana, bo sąd uznał oskarżenie za bezsensowne. Aż 50 paragrafów mówiło o przebaczeniu. Dopiero paragraf 200 stwierdzał, że oskarżony postąpił niesłusznie, ale sąd nie wyciągał wobec niego żadnych konsekwencji, prosił tylko by nie robił tego więcej. Paragraf 500 wyznaczał karę: wyrok z imieniem i nazwiskiem będzie ogłoszony w Gazecie Sądowej na pierwszej stronicy. Paragraf 900 obwieszczał, że sąd stracił nadzieję, by oskarżony mógł się sam poprawić. Paragraf 1000 głosił: „Wydalamy”. W wieloletniej historii Domu Sierot zdarzyło się tylko kilka takich wypadków. Zgodnie z regulaminem, gdy wychowanek kończył trzynaście lat i zaczynał ostatni rok pobytu, wzywano rodzinę na naradę dotyczącą planów na przyszłość. Jeśli chciał się uczyć dalej w gimnazjum albo zdobywać fach w szkole zawodowej, mógł po ukończeniu czternastego roku życia złożyć podanie o przedłużenie pobytu na rok lub dwa do czasu ukończenia nauki. Jeśli było przekonująco umotywowane, rozpatrywano je pozytywnie. Szczęśliwiec dostawał mieszkanie i utrzymanie, w zamian musiał parę godzin dziennie poświęcić opiece nad młodszymi kolegami albo innym zajęciom domowym. Tak w toku 1923 narodziła się Bursa. Około roku 1930 władze oświatowe stwierdziły, że zbyt wielu podopiecznych sierocińców i zakładów wychowawczych po opuszczeniu tych placówek nie daje sobie rady w życiu. W stosownym okólniku zalecono tworzenie kół byłych wychowanków. Na jednym z zebrań koła związanego z Domem Sierot rozpętała się awantura. Byli wychowankowie zaatakowali agresywnie Korczaka. Zarzuty były bolesne: Po co nas mierzono i ważono, po co tuczono, po co te starania? Po to żeby w czternastym roku życia wyrzucać za próg, gdzie czeka głód, chłód i nędza? Korczak nie pozwolił się sprowokować. Pytał, czy to źle, że gromadce dzieci stwarza się choćby na parę lat dobre warunki życia?
Henryk Goldszmit w wieku lat 10
Teksty pochodzą z publikacji: [„Korczak – Próba biografii”, Joanna Olczak-Ronikier] [I. Merżan – „Aby nie uległo zapomnieniu”] [Helena Bobińska - „Pamiętnik tamtych lat”] [Aleksander Lewin w: Janusz Korczak, Pisma wybrane, Nasza Księgarnia, Warszawa 1979] [J. Korczak – „Jak kochać dziecko”] Wybór: hm. Maciej Grabowski.