Vol 33

Page 1


3 października 2015 r.

vol. 33, Zjazd Hufca Szczecin-Pogodno

aktualności

INSTrefa

przemyślenia

magiel / daily scout Pozyskiwanie środków finansowych

Patrycja Kmiecik

Lider w praktyce (1)

Jacek Wójcik

Laudacja TC

Rafał Raniowski

Wychowanie jest sprawą serca przemyślenia

wrażenia

Paweł Ochota

Kolonia i obóz. Razem czy osobno?

Jacek Wójcik . Patrycja Kmiecik

Udzielić? Nie udzielić?

Dorota Szymańska

Gdzie umilkły cerkwie i zdziczały sady

Karolina Strojna

Moje odczucia SPINAKER 2015

Karolina Gabryś iut

Jak fajne

Edyta Sielicka (Siwińska)

deb exe


Co się stało z naszą klasą?

Okładka: 1444 Opracowanie: Jacek Wójcik

pogodno.exe – kwartalnik wędrowników i instruktorów Hufca ZHP Szczecin-Pogodno vol. 33, 03.10.2015 r., nakład: 40 egz. wydawca: Komenda Hufca Szczecin-Pogodno © 2015 ul. Dworcowa 19 70-206 Szczecin exe@szczecinpogodno.zhp.pl red. naczelny wydania: Jacek Wójcik

redakcja: Jacek Wójcik . Dorota Szymańska korekta: Jacek Wójcik . Dorota Szymańska autorzy tekstów: Karolina Gabryś . phm. Patrycja Kmiecik . phm. Paweł Ochota . hm. Rafał Raniowski . hm. Edyta Sielicka . Karolina Strojna . hm. Dorota Szymańska . phm. Jacek Wójcik


vol.33

Zjazd Hufca Szczecin-Pogodno

03.10.2015

pogo dno exe W te wakacje Pogodno: - przeszło: 5732 km, - przejechało: 8721 km, - zjadło: 867 kg jedzenia, - przespało: 25 437 godzin. A najwazniejsze, ze wróciło!

Zjazd, zjazdowi nie równy. Przygotowanie do Transformacji.

Wypusccie mnie juz z lazienki. Komendantka.

Jak nie wiadomo, o co chodzi to chodzi o stolki. Jodlex za nami. Tylko skad ta nazwa?

Kto nie trenuje do Roweriady, ten na Marsz-o-bieg.

A Waldkowi dziękujemy za pogode. KSI pilnie poszukiwane. Już się tworzy komitet kolejkowy.

Jak żyć? Dalej aktualne: Zjazd jest ustawiony: kandyduje Sielicka. No i po Jodlexie. Przed Transformacja. 3,2,1 wySTARTowaliśmy harcersko, teraz wysoko i w pięknym stylu.

Kolonijne zuchy- choruchy. Dla wszystkich co się gubią ( halooo 81 jesteście tu), jak wyruszycie NA SZAGĘ, to nie ma szansa się zgubić. Każda ‘droga’ będzie dobra, chyba że nie.

I oto pytanie: biec za Naczelniczką, czy przed? A może maszerować? A PO WAKACJACH TYLKO KARTKI ZOSTAŁY. Jeszcze nie ma nowego komendanta a w hufcu juz montuja kablowke.

- Pooogodno!!!! - Coooo?? - Pokaz, jak sie tanczy disco! Transformacja w toku. Kolejny PIN do ustawienia? – do drzwi wejsciowych hufca – idzie nowe. Dorota, nie gryź więcej! Misia.

Odejscie Sielickiej to tylko przykrywka do przejecia Choragwi… tylko nikomu nie mowcie.

Dawno żadnego ślubu nie było – kto następny? … gdzieś to disco trzeba tańczyć. 7 worków śmieci – tyle zostało po „starej” komendzie Hufca. Do zakonczenia transformacji pozostalo ……………


Wiersz o komendancie: Już nie jedziesz na kasztance Drogi Komendancie stoisz tutaj na tym placu wsparty na pałaszu, pewnie Twoje oczy płaczą widząc biedę naszą.

BANK INFO & ZAPO

wydanie 33

03 października 2015

PAŹDZIERNIK 24.10 17/18.10

A Leguny Twoje w niebie już się cieszą chwałą, my zaś błądzimy bez Ciebie - rozwagi w nas mało, bo Kochany Naczelniku, jesteśmy w kurniku!

II Szczeciński Rajd "Na szagę" Nocny Rajd Rowerowy

LISTOPAD 07.11 11.11

Rajd Złotego Kasztanka II Obchody Święta Niepodległości

GRUDZIEŃ

Ktoś nas musi wyprowadzać niby kury kogut nie poradzi żadna władza czy posłuszni Bogu, przez to „w Polsce jest jak kto chce” - są kury i owce.

06.12 20.12 27.12

Polowa zbiórka mikołajkowa Spotkanie płatkowe Hufcowa Ślizgawka

KALENDARZ IMPREZ UZNAJEMY ZA GOTOWY. Czas na akcje zarobkowe. Może ciastka własnej roboty?

O baranach już nie wspomnę (bom też jest ułomnym), żebyśmy się obudzili, przejrzeli na oczy, to niech teraz w wielkiej chwili duch Twój nas zjednoczy. Czesław A. 11.11.2012r.

Autor: Komiks harcerski


vol. 33

Zjazd Hufca Szczecin-Pogodno

Laudacja TC

03.10.2015

Innym

Rafał Raniowski Sylwetki – harcmistrz Tadeusz Chciuk-Celt

hm. Rafał Raniowski HR członek Chorągwianego Sądu Harcerskiego komendant 12 Szczeciński ego Wędrowniczego Kręgu Kawaleryjskiego "UŁANI" im. 12 Pułku Ułanów Podolskich

W ZHP od 1 lipca 1982 r. Dotychczas pełnił funkcje na poziomie hufca, chorągwi oraz Głównej Kwatery ZHP

Rok 2014 jest szczególnym rokiem, pełnym bardziej lub mniej znanych rocznic. Do najważniejszych należy 70 rocznica zdobycia klasztoru Monte Cassino. Inną jest 75 rocznica bitwy pod Mokrą, zwycięskiej bitwy Polaków przeciwko Niemcom, a w zasadzie polskiej brygady kawalerii przeciwko niemieckiej dywizji pancernej już na początku wojny, 1 września. To też 70 rocznica operacji Salamander, w której dwóch cichociemnych dr Józef Retinger, wcześniejszy doradca premiera Sikorskiego i por. hm. Tadeusz Chciuk-Celt – członek Naczelnego Komitetu Harcerskiego na czas wojny w Londynie, wykonali w nocy z 3 na 4 kwietnia 1944 r. skok na spadochronach do kraju, w celu zapoznania polskiego Państwa Podziemnego z ustaleniami konferencji w Teheranie, przed planowanym wybuchem powstania. 17 października minęła też 98 rocznica urodzin druha Tadeusza, może nie okrągła ale bardzo blisko wydania kolejnego numeru „pogodno.exe”. Pragnę przedstawić poniżej sylwetkę harcmistrza Tadeusza Chciuka, który całym swoim życiem pokazywał jak powinna wyglądać harcerska służba, Myślę też, że najlepiej przybliży nam postać druha Tadeusza laudacja, której miałem przyjemność wysłuchać w Konsulacie Generalnym RP w Monachium w 2008 r. P. dr. Wojciechowi Frazikowi z krakowskiego oddziału IPN dziękuję za udostępnienie tekstu i wyrażenie zgody na publikację. Dr Wojciech Frazik – Oddziałowe Biuro Edukacji Publicznej, Instytut Pamięci Narodowej oddział w Krakowie Tekst laudacji wygłoszonej podczas uroczystości wręczenia nadanego pośmiertnie Tadeuszowi Chciukowi-Celtowi Krzyża Komandorskiego z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Konsulat Generalny RP w Monachium, 5 IX 2008 r. Z powierzonej mu misji wywiązał się doskonale, wykazując niezwykłą odwagę i poświęcenie i zdobywając sobie swą działalnością na terenie Kraju pełne uznanie i zaufanie Władz Krajowych. Szanowni Państwo, przypadł mi dziś w udziale zaszczyt przedstawienia sylwetki Tadeusza Chciuka-Celta. Wołowej skóry by nie starczyło, aby spisać wszystkie czyny i zasługi człowieka, który w wieku dwudziestu kilku lat zasłużył na opinię zacytowaną przeze mnie na wstępie. Miałem wielkie szczęście poznać osobiście Tadeusza Chciuka-Celta i miałem również okazję porządkować jego archiwum, zawierające oprócz dokumentów życia publicznego, także notatki osobiste, szkice wspomnień i korespondencję. Dlatego będę się dziś często odwoływał do tekstów, które tam znalazłem. W 1980 r. nasz dzisiejszy laureat zanotował: Kiedy mnie pytają, albo proszą o wypełnienie odpowiedniej rubryki w formularzu, jaki jest mój zawód – odpowiadam lub wpisuję: „dziennikarz”, ale zawsze mam ochotę powiedzieć: „żołnierz” albo „sługa”. Bo to, co ja tu przez 28 lat robiłem, to nie jest zawód, to jest służba albo walka. Byłem w służbie idei wolności, walczyłem o wolność. Patos? Bóg widzi, że nie.

pogo dno exe


pogodno.exe

Prawda! Tadeusz Chciuk-Celt odniósł te słowa do swojej pracy w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Ale te dwa pojęcia: „służba” i „walka” określały całe jego życie. Można powiedzieć, że chronologicznie pierwsza była „służba”. Urodzony u zarania niepodległości w Drohobyczu, jako młodzieniec służył Ojczyźnie nauką i pracą społeczną – i to od razu w kilku wymiarach, bo obok wykształcenia ogólnego i prawniczego, zdobywał wykształcenie muzyczne, prowadził chór „Echo”, działał w harcerstwie, dochodząc już przed wojną do stopnia podharcmistrza, uprawiał z powodzeniem liczne dyscypliny sportowe. Te wszystkie swoje pasje – jeśli tylko warunki pozwalały – kontynuował przez całe życie. Tamte szczęśliwe lata spędzone w gronie kochającej rodziny nazwał w szkicu do wspomnień „Tęczą przed burzą”. Potem w 1939 roku nadeszła „burza” i „służba” przyjęła formę „walki”. Wszyscy tu zebrani wiemy o wyprawach kurierskich Chciuka – o białych kurierach. Ale to właśnie Celt po latach swoją książką wydobył ich z niebytu, przywrócił – czy lepiej powiedzieć – wprowadził do zbiorowej świadomości tych, którzy ratowali ludzi spod okupacji sowieckiej i zapewniali łączność strukturom konspiracji. Na tym przykładzie widzimy jedną z głównych cech Tadeusza Chciuka-Celta: wierność. Wierność Sprawie i wierność ludziom. Pisał wspomnienia, relacjonował własne przeżycia, ale nie koncentrował się na sobie – przede wszystkim kolejnymi publikacjami składał hołd poległym towarzyszom walki, znanym i nieznanym bojownikom o niepodległość, także i tym, którym dane było przeżyć. Pamiętamy, jak dzięki książce o białych kurierach z sowieckiego niebytu został wydobyty jeden z głównych jej bohaterów – Władysław Ossowski. Tadeusz Chciuk-Celt niestrudzenie walczył, by wolna Polska zapewniła „królowi kurierów” godne warunki życia. Ale już mało kto wie, że czterdzieści lat wcześniej podobnie zabiegał o pomoc najpierw dla uwięzionego, a potem szczęśliwie ocalonego ze stalinowskiego więzienia innego swojego przyjaciela z kurierskich szlaków – Wacława Felczaka. Po etapie „białokurierskim” przyszedł czas walki w szeregach regularnego wojska. Losy wojny sprawiły, że nie bardzo było to możliwe i jako jeden z pierwszych zgłosił się do służby w Kraju. Mimo że został emisariuszem politycznym, zaraz po powrocie na rodzinną ziemię pod koniec grudnia 1941 roku zdał celująco egzamin z wyszkolenia wojskowego. Za uwolnienie siebie i towarzyszy z rąk niemieckich oraz uratowanie poczty – otrzymał Order Virtuti Militari. Nieraz jeszcze w życiu był w sytuacjach zdawałoby się po ludzku beznadziejnych – być może wstawiennictwu swego patrona „od spraw beznadziejnych” zawdzięczał ratunek. Ale z pewnością „Celt” wydatnie ze swoim patronem współpracował i w wyjście z każdej opresji wniósł swój duży wkład. Był jedynym cichociemnym, który dwukrotnie skakał do Polski i powrócił szczęśliwie w czasie wojny do Londynu. Dokonaniami, przeżyciami i przygodami w czasie tych dwóch wypraw mógłby obdzielić co najmniej kilka osób. Nie będę o nich opowiadał, gdyż znacznie lepiej zrobił to sam bohater w swoich książkach. Właśnie – bohater. Na jednym tylko przykładzie chciałbym pokazać jak „Marek Celt” traktował bohatera swoich wspomnień, czyli siebie. Pamiętamy jego opis przeprawy „na zielono” na Węgry w 1942 roku: szczerze i drobiazgowo zrelacjonowane potworne zmęczenie, wyczerpanie, niemal gotowość rezygnacji z dalszego marszu. I ten sam epizod opisany przez jego przewodnika – Jana Freislera: „Dzidek” dobry „reizer”, chodzi jak „młody bóg”. Przecież Tadeusz Chciuk też mógł tak to ująć – jak tylu innych pamiętnikarzy… Swoje doświadczenia wykorzystywał w Londynie jako kierownik kurierów w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, ale także redagując audycje radiostacji „Świt”, pozorującej nadawanie z okupowanej Polski. Jako jedyny z zespołu znał te realia z autopsji. Nie był to wyłączny jego wkład w działalność „Świtu” – „Celt” zaproponował i na własnoręcznie sporządzonej fujarce wykonał sygnał wywoławczy radiostacji – melodię „Bartoszu, Bartoszu, oj, nie traćwa nadziei…”. Tak więc i muzykę wprzągł w Służbę – będzie to robił później także w Radio Wolna Europa i jako dyrektor polskiego chóru w Monachium. I skoro już tyle powiedziałem o jego służeniu słowem, to trzeba dodać, że


w schyłkowym okresie wojny uprawiał na użytek naszych aliantów także formy bardzie julotne: jeździł z odczytami po Anglii i Szkocji, występował przed mikrofonami BBC, pisał teksty prasowe. Jego pierwsza książka – „By parachute to Warsaw” – opublikowana została właśnie po angielsku. Jak wiadomo, „Celt” losów wojny nie odmienił – niezależnie jak ważne misje wykonywał i ile w nie serca włożył. Nie takie „potencje” w grę wchodziły, by użyć terminologii z jego ulubionej Sienkiewiczowskiej „Trylogii”. Nadszedł rok 1945, który oznaczał zabór jego stron ojczystych przez Stalina i oddanie Polski pod władzę komunistów. Tadeusz Chciuk wzorem dwóch ważnych dla niego wówczas osób: Stanisława Mikołajczyka i Józefa Hieronima Retingera znów zdecydował się służyć Polsce – nad Wisłą. Bardzo szybko przekonał się, że z jego postawą nie jest to możliwe. Aresztowany na kilka tygodni przez bezpiekę, został wkrótce poddany ciężkiej próbie. Mogąc wybrać wygodne życie za cenę zdrady ideałów, wybrał wierność Sprawie i w konsekwencji ucieczkę z Polski w nieznane. Chciał być wolny – nie tylko od strachu, ale chciał być przede wszystkim wolny wolnością czystego sumienia. Chciał być wolny, by móc walczyć z całym złem, które niósł komunizm. Tę walkę od jesieni 1948 roku podjął w szeregach Polskiego Stronnictwa Ludowego na Uchodźstwie, którego prezesem został czterdzieści lat później. Ale przede wszystkim prowadził ją jako „Michał Lasota” na falach wspomnianej już Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. „Droga przez wieś”, „Oczami wolnego chłopa”, „Ważne sprawy rodziny Kubiczów” – od 1952 roku gromadziły przed odbiornikami miliony słuchaczy w Polsce. Ale nie tylko sprawami wiejskimi „Michał Lasota” się zajmował – doglądał audycji harcerskich, przygotowywał programy historyczne i publicystyczne, dbał nawet o oprawę muzyczną. Z czasem jego pozycja wśród redaktorów sformalizowała się – został wicedyrektorem Rozgłośni Polskiej i tak się złożyło, że był urzędującym dyrektorem w kluczowych dla Polski momentach: w sierpniu 1980 roku i w pierwszych tygodniach po wprowadzeniu stanu wojennego. Jego praca spotkała się z ogromnym uznaniem ze strony amerykańskiego kierownictwa rozgłośni. Pozwolą Państwo, że przytoczę fragment z listu Ralpha Waltera, dyrektora Radia Wolna Europa, z 1980 roku: Tadeusz Celt […] stawił czoła ostatnim wydarzeniom w Polsce z najwyższą odpowiedzialnością i profesjonalizmem. Jego wiedza, zatroskanie, energia i poświęcenie znajdowały odbicie w wysokim poziomie programów nadawanych do polskich słuchaczy podczas tych krytycznych dni […]. Nie oszczędzał się w żaden sposób […]. A potem dyrektor dodawał, odwołując się do lat znajomości: Było przyjemnością widzieć, jak oddawał swoje liczne umiejętności i długoletnie doświadczenie na rzecz narodu polskiego. Możemy być wszyscy z niego dumni. Po otrzymaniu listu pożegnalnego od dyrektora RWE Jamesa F. Browna w związku z odejściem na emeryturę w styczniu 1983 roku, Tadeusz Chciuk-Celt odpowiedział, że nigdy nie przypuszczał, że można napisać tyle komplementów pod jego adresem. Nie tylko przełożeni wyrażali mu uznanie – chyba ważniejsze dla niego były listy od słuchaczy z Polski, także te otrzymywane już wiele lat po odejściu z rozgłośni. Skoro o korespondencji mowa – zdaje się, że niewielu pisarzy może pochwalić się tak silnym oddźwiękiem swojej twórczości wśród „zwykłych” czytelników. Z listów od nich do „Marka Celta” można by wydać niejedną książkę. Tadeusz Chciuk-Celt poruszał w duszach te najważniejsze struny – ocalał od zapomnienia ludzi i Polskę w jej najpiękniejszym duchowym kształcie – patriotyczną, solidarnie walczącą; przywoływał przed oczy w sposób mistrzowski Ziemie Utracone, swoją małą ojczyznę – Drohobycz. Na każdy list starał się bezzwłocznie odpowiedzieć, a że miał tę cudowną – z punktu widzenia badacza – cechę: wszystkie listy pisał przez kalkę – możemy się przekonać, że traktował swoich korespondentów z wielkim szacunkiem. Te listy są świadectwem, jak pielęgnował przyjaźnie, jak weryfikował daty, nazwiska, pseudonimy…, by wiernie oddać realia, o których pisał w książkach, jak doglądał całego procesu wydawniczego, by do rąk czytelnika trafiło dzieło na najwyższym poziomie. Był miłośnikiem języka polskiego i nie znosił niechlujstwa i błędów,

pogodno.exe


pogodno.exe

szczególnie w druku. Książki, a nawet gazety z jego zbioru, pełne są podkreśleń i uwag, dotyczących błędów merytorycznych i językowych. Nie było więc dziełem przypadku, że pierwsze książkowe wydanie „Koncertu” ukazało się w Paryżu w jednym tomie z opowiadaniem Jarosława Iwaszkiewicza, „Biali kurierzy” otrzymali Nagrodę Pisarską Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, a przede wszystkim każda z książek „Celta” miała wiele wydań znajdujących uznanie czytelników. Przy tym wszystkim, co dotychczas powiedziałem, Tadeusz Chciuk-Celt zachował wielką pokorę. W jego notatkach zachował się szkic – być może konspekt rozdziału wspomnień – zatytułowany „Moi profesorowie – na uniwersytecie życia”. Wymienił tam kilkadziesiąt nazwisk, obok nich zanotował cechy, które stały się dla niego wzorem godnym naśladowania. Wiedział, ile zawdzięcza innym, żył zawsze świadomie, starając się konsekwentnie kształtować swój charakter. Pozwolę sobie zaryzykować tezę, że nie byłoby Tadeusza Chciuka – Chciuka-Celta, gdyby nie – używając jego słów – Ewa moja. Wszyscy wiemy, jak powstał pseudonim „Celt”. Gdyż nie tylko miłość Ojczyzny, ale także ta miłość, która łączy mężczyznę i kobietę, ożywiała Tadeusza Chciuka i niejednokrotnie mobilizowała go do działania. Tadeusz Chciuk nazwał Ewę Lovell „najpiękniejszym kolorem” w jego tęczy. Wielka miłość, która połączyła Tadeusza i Ewę w Drohobyczu „przed burzą”, przetrwała wszystkie późniejsze burze i zawieruchy, pozwoliła im stworzyć wspaniałą rodzinę i dom na obczyźnie, którego nie zapomni nikt, kto choć raz w nim gościł. Skoro powiedziałem o miłości, to muszę powiedzieć również o wierze. Tadeusz Chciuk-Celt był człowiekiem głębokiej wiary, której dawał wyraz publicznie i którą żył na co dzień. Chrześcijańskie wartości starał się przekazać w książkach, ale także w pracy wychowawczej – nie wyobrażał sobie oddzielenia harcerstwa od służby Bogu. Brał też udział jako opiekun i prelegent w formacyjnych obozach młodzieżowych organizowanych w latach 60. i 70. początkowo w Loreto, potem w innych miejscach. Aby Pawłowa triada była pełna, trzeba powiedzieć o nadziei. Przez wszystkie lata, od 1939 roku Tadeusz Chciuk żył nadzieją, że nadejdzie dzień wolności. Z tą nadzieją brał udział w tym, co w liście do dyrektora RFE nazwał „budową Katedry Wolności”. Miał nadzieję, że z Bożą pomocą, wysiłek wszystkich ludzi biorących udział w tym dziele, doprowadzi do trwałych zmian w Europie. I ta nadzieja się ziściła. Tadeusz Chciuk-Celt mógł cieszyć się wolnością swojej Ojczyzny, choć daleka była ona od wymarzonego ideału. Mógł pojechać do wolnej Polski, a nawet do Drohobycza. Nie o wszystkich pasjach i polach działalności Tadeusza Chciuka mogłem powiedzieć, nie wszystkie wyróżnienia, nagrody i osiągnięcia wymienić. Trzeba by wspomnieć o „Sokole”, o stowarzyszeniach kresowych, o Kole Byłych Żołnierzy Armii Krajowej, o przyjaźni z księdzem Bélą Várgą, o tenisie, o filatelistyce, o albumach fotograficznych, o tylu jego przymiotach... Zamiast tego oddam głos obserwatorowi bezstronnemu, wicedyrektorowi RWE Robertowi L. Hutchingsowi: Zarówno w kraju, jak i za granicą, służyłeś swojemu krajowi w sposób wybitny i z poświęceniem. Niewielu ludzi może to powiedzieć, i niewielu może oczekiwać długiej i szczęśliwej emerytury, tak jak ty, z mocną świadomością dobrze spełnionego obowiązku. Dopóki siły fizyczne pozwalały, Tadeusz Chciuk uważał jednak, że jeszcze wszystkich obowiązków nie spełnił. Znaczna część jego aktywności przypadła właśnie na ten czas, gdy odszedł już z radia. Wtedy też podjął ostatnią już walkę – tym razem z własną fizyczną słabością, z upokorzeniami, jakie niosły ze sobą choroby i niesprawność. Była to walka nie mniej heroiczna niż poprzednie. Stoczył ją zwycięsko – niezależnie od nieubłaganego finału – bez skargi na los i zachowując równowagę ducha. I jeszcze raz przywołam słowa amerykańskiego dyrektora: Oddziaływałeś na wszystkich Polaków, ponieważ ucieleśniałeś tego ducha, który wszystkim Polakom może być bliski.


vol. 33

Zjazd Hufca Szczecin-Pogodno

03.10.2015

Wychowanie jest sprawą serca

Innym

Paweł Ochota

phm. Paweł Ochota członek Komisji Rewizyjnej członek ZKK

nauczyciel wychowania fizycznego

Święty a tak podobny do nas instruktorów. Wychowawca, ksiądz oddany dzieciom i młodzieży człowiek, założyciel Towarzystwa św. Franciszka Salezego. Zapewnie, co niektórzy domyślają się o kim mowa! Mowa o św. Janie Bosko ! Człowieku żyjącym w XIX wiecznej Europie. Widział nędzę materialną i duchową młodych ludzi bez domu, rodzinnego ciepła, jakiegokolwiek wykształcenia, wykorzystywanych w pracy, nie znających prawd wiary. Stał się dla nich nie tylko przyjacielem, ale i ojcem. Żyjąc wśród nich starał się dla nich o wykształcenie i wychowanie, jednakże głównym celem był ich zbawienie. Z myślą o nich założył zgromadzenia zakonne salezjanów i salezjanek oraz zgromadził wokół siebie świeckich współpracowników, którzy na całym świecie kontynuują jego dzieło – wychowują młodych ludzi na „uczciwych obywateli i dobrych chrześcijan”. Bosko właśnie ten dom nazwał oratorium. Dom, w którym oprócz zabawy i wychowania oddziaływano na młodego człowieka formacyjnie. Swoje pierwsze oratorium stworzył w Turynie na Valdocco. „Było ono dla chłopców domem, który przygarnia, parafią, która ewangelizuje, szkołą, która przygotowuje do życia i podwórkiem, gdzie spotykają się przyjaciele i żyje się radośnie”. Mając na względzie dobro swoich wychowanków stosował system zapobiegawczy. Swoją codzienną pracę ksiądz Jan Bosko z dziećmi i młodzieżą oparł na trzech filarach: rozumie, religii i miłości. One to kierują młodego człowieka do rozwoju intelektualnego, emocjonalnego, a w sumie do świętości. Prawdziwym traktatem o systemie prewencyjnym jest życie św. Jana Bosko z młodzieżą. Co więcej system ten opiera się nie na lęku, lecz na przyjaznym zaufaniu. Rozum wg Jana Bosko, w którym fundamentem jest miłość, stanowi obok religii, jeden z jego filarów. Jest on traktowany jako podstawowy element humanizmu chrześcijańskiego, w którym ważne są takie kwestie jak godność osoby, sumienia, natury ludzkiej, kultury, świata pracy, życia społecznego, które niejako stanowią niezbędne

pogo dno exe


pogodno.exe

wyposażenie w życiu rodzinnym, obywatelskim i politycznym. Rozum winien być obecny we wszystkich działaniach wychowawczych. Rozum będący darem Bożym, w systemie prewencyjnym odnosi się do obu jego uczestników: wychowawcy i wychowanka. W kontekście wychowania rozum dotyczy głownie sposobu traktowania wychowanka, a zwłaszcza stawianych jemu wymagań. Zakłada on pozytywną wizję potencjału dobra tkwiącego w młodym człowieku. Wychowanek, który chciałby przejąć odpowiedzialność za swoje wychowanie, winien dostrzec, że to , co mówi wychowawca – nawet jeśli nie zawsze jest przyjemne ma sens. Wszystkie polecenia, zakazy, regulaminy muszą być jasne, zrozumiałe i logiczne. Są one po to, aby właściwie ukierunkować spontaniczność wychowanka. Oryginalność działań wychowawczych ks. Bosko polegała między innymi na zwiększeniu roli w tym procesie samego wychowanka. Chciał, aby chłopcy z oratorium wiedzieli, że mają zdobywać mądrość, musza się zmieniać oraz powinni przekraczać swoje ograniczenia. Dzieci w rozumieniu Jana Bosko muszą wiedzieć czemu mają się zmieniać i dla czego należy pracować nad sobą oraz kim stanie się jak dorośnie na koniec tego procesu. Jak najgłębsze rozumienie przez wychowanka tej samej konieczności kształtowania siebie, jak i sensu stosowania środków, jest warunkiem skuteczności wysiłków wychowawców.

Miłość w rozumieniu ks. Bosko zawiera w sobie opiekuńczość, łagodność, życzliwość i spontaniczność. Miłość odpowiada za nawiązanie relacji między wychowawca i wychowankiem. Relacja ta powinna ona odbywać się stopie przyjacielskiej, bez uszczerbku dla autorytetu wychowawcy czy też dla zaangażowania wychowanka. Bosko pragnął, by młodzi ludzie nie tylko była kochana, ale i wiedziała, że jest kochana. Głosił, by miłość okazywać w sposób czytelny i możliwy do przyjęcia przez drugich. W relacji tej wskazywał on Boga, nie skupiając się na


sobie, lecz otwierał wychowanków na Miłość Najwyższą. Starał się, aby w miłości ojcowskiej jaką obdarowywał wszystkich swoich wychowanków widzieli znak miłości Bożej. Życie ks. Bosko było naznaczone cierpieniem i krzyżem. Spotykał się często z niezrozumieniem, podejrzliwością i wrogością ze strony innych ludzi, a także z trudnymi zachowaniami chłopców. Jednak nawet w najcięższych momentach życia nie rezygnował z ideałów i podejmowanych przedsięwzięć. Dla swoich wychowanków był gotowy do największych poświeceń. Pokazując wszystkim swoja miłość i to miłość ofiarną i altruistyczną. Całe swoje życie Jana Bosko oddawał dla młodym, zapominając całkiem o sobie. Głoszoną przez siebie metodę pedagogiczną opartą na miłości można streścić w słowach: „Każ się kochać, jeśli chcesz, by cię słuchano”. Do swoich wychowawców często mawiał tymi słowami: „Nie bądźcie przełożonymi, ale ojcami”. Ojciec św. Jan Paweł II w liście Juvenum patris, opierając się na wzorze miłości wychowawczej, dał wskazówki wychowawcom: „Miłość czyni z wychowawcy osobę bez reszty oddaną dobru wychowanków, przybywającą wśród nich, gotową do poświęceń i trudów związanych z jej misją. Wszystko wymaga prawdziwego bycia do dyspozycji młodzieży, szczerej życzliwości, umiejętności dialogu”. Religia. Jak mawiał ks. Bosko „albo religia albo kij”. Uważał on, że poprzez wiarę można najbardziej motywować wychowanka do pracy nad sobą. W przeciwnym razie wychowawcy pozostaje, albo przymus, albo powrót do systemu represyjnego, albo rezygnacja ze stawianych wymagań. Wiara dla ks. Bosko była nie tylko naturalnym sposobem uporządkowania świata, wyznaczającym sens życia i drogowskazem w trudnych sytuacjach. Wiara była również twierdzą moralności, nie naruszając innych sfer życia, ale pozostając z nimi w jak najlepszej harmonii. Ostatecznym celem pracy wychowawczej było wychowanie do świętości, czyli zbawienia. Zatem wychowanie religijne było wszechobecne. Religia, miłość były obecne we wszystkich oddziaływaniach ks. Bosko. Wiara ks. Bosko w Boga objawiała się w jego słowach, czynach, budziły wiarę w chłopcach i miały olbrzymi wpływ w rozwoju ich życia religijnego. Świętość jego nie gasła w najgorszych chwilach, gdy brakło pieniędzy na płaty, czy też jedzenia. Pedagogia świętego Jana Bosko charakteryzowała się tym, że miała prowadzić wychowanków do transcendencji, czyli do Boga. Pedagogia miała na celu otwarcie chłopców na wartości nadprzyrodzone i ostatecznie doprowadzić do zbawienia. Uważał, że ostatecznie to sam Pan Bóg wychowuje i prowadzi do pełnej dojrzałości. Uczył, że podstawą kształtującą człowieka są prawdy wiary. Wymagał od wychowanków świadomej i rozumnej wiary w Boga. „Prawdziwa religijność nie polega na słowach, trzeba przejść do czynów” – mówił ks. Bosko. Budowę Królestwa Bożego cegiełki dobra: uśmiech, dobre słowa, drobna pomoc. Ks. Bosko

pogodno.exe


pogodno.exe

pragnął i uczył, aby wszyscy wychowankowie kierowali się szlachetnymi zasadami i postępowali w sposób godny. Każdy człowiek codziennie podejmując decyzje winien kierować się wiarą liczyć się z wolą Boga. Ks. Bosko chciał, aby wiara przenikała codziennie nie tylko od święta. „Bóg Cię widzi” - te słowa często padały z ust Bosko, kierowane były one zarówno do wychowawców, jak i wychowanków. Ponieważ Bóg jest wszędzie i zawsze, jest w tej chwili przy nich, jest dla nich mocą, wsparciem i ucieczką. Św. Jan Bosko mówił: „Filarami dzieła wychowania są Eucharystia, pokuta, nabożeństwo do Matki Bożej, miłość do kościoła i jego pasterzy”. Wychowanie to droga do modlitwy, liturgii, życia sakramentalnego, kierownictwa duchowego, a dla niektórych pójście za głosem powołania do życia konsekrowanego. Przez całe swoje życie szczególny nacisk kładł na praktykę spowiedzi. Wiele czasu poświęcał spowiadaniu chłopców. Nawet w największych występkach ks. Bosko nie stawał się sędzią, lecz ojcem, który pomagał swoim synom w wyznaczaniu błędów i kierowaniu ich na właściwą drogę. Kształtując postawę moralna swoich wychowanków, wykorzystywał każdą okazję na: słówka na zakończenie dnia, naukę katechizmu, krótkie czytania po mszy św. Oraz pobożne i moralne uwagi wypowiedziane z prostotą podczas rekreacji, lekcji lub innych indywidualnych spotkań.

Jego nauka pedagogia przetrwała do dzisiejszych czasów, próby zaniechania, zniszczenia przez systemy panujące w ubiegłym wieku legły w gruzach. Jego największym osiągnięciem jest nie tylko przetrwanie w trudnych czasach, ale zaakceptowanie i rozprzestrzenienie się na cały świat. Dzieło stworzone przez św. Jana Bosko już za jego życia zostało zauważone i szanowane. Dzięki niemu wiele osób ze środowisk nie tylko ubogich zdobyło bardzo dobre wychowanie, ale i zawód. Zostali szanowanymi osobami nie tylko w swoim środowisku lokalnym, ale i na całym świecie. Jednym z najmłodszych osób ogłoszonych świętym jest wychowanek św. Jana Bosko św. Franciszek Salezy, kolejnymi ważnymi osobami jest ojciec św. Jan Paweł II, kardynał August

Spis literatury 1. Auffray, Św. Jan Bosko 2. Jan Paweł II, Juwenum Patris 3. Bissoli, Jan Paweł II o systemie wychowawczym 4. R. Weinschenk, Podstawy pedagogiki 5. L. Cian, Wychowanie 6 B. Kuka, System zapobiegawczy św. Jana Bosko 7. ks. K. Misiaszek sdb, System prewencyjny św. Jana Bosko w wychowaniu szkolnym. 8. Magazyn Don BOSCO ,miesięcznik 9. www.salezjanie.pl 10. ks. M. Chmielewski, Słówka nieokrojone. Szkice z historii, pedagogii i duchowości świętego Jana Bosko (1815 - 1888) 11. ks. S. Szmidt, …Pozwól gwizdać szpakom. Wybór myśli i wskazań św. Jana Bosko


vol. 33

03.10.2015

Zjazd Hufca Szczecin-Pogodno

Lider w praktyce (1)

INSTrefa

Jacek Wójcik

phm. Jacek Wójcik szef Hufcowego Zespołu Promocji i Informacji wcześniej: przewodniczący HKA "T.R.E.K"

Mówiąc o liderze, myślimy o osobie, która przewodzi grupie, reprezentuje ją i podejmuje ostateczną decyzję. Może kojarzyć się ze sportowcem lub muzykiem, który reprezentuje swój zespół - w tym przypadku staje się liderem-idolem. Wszystkie te osoby łączy jedna cecha - wszyscy starają się ich naśladować. Z definicji: Lider - osoba przewodząca, stojąca na czele danej grupy. Cechą charakterystyczną lidera jest to, że ludzie lub organizacje same chcą go naśladować oraz łatwo poddają się jego przywództwu. Warto zastanowić kto w naszej organizacji jest liderem, którego chce się naśladować. Czy jest to naczelnik ZHP, komendant hufca, drużynowy, czy może zupełnie ktoś inny. Wstępując do Związku Harcerstwa Polskiego, zupełnie nie świadomi, bardzo szybko stajemy się przywódcami. Początkowo jako zastępowi, następnie przyboczni, drużynowi, szefowie zespołów, komendanci, czy przewodniczący. W takim razie kiedy staję się liderem, którego inny pragną naśladować? Ty już nim jesteś. Od pierwszego momentu, kiedy człowiek zaczyna pracować z grupą dzieci lub rówieśników staje się liderem. Wartość lidera określa umiejętność stworzenia warunków do pełnego wykorzystania zdolności i możliwości każdego współpracownika. Podejmując współpracę należy określić umiejętności osoby, którą o coś prosimy oraz wielkość zasobów, którymi ona dysponuje. Dobór stylu przewodzenia należy dostosować do poziomu samodzielności współpracownika wobec wyznaczanego mu zadania. Inaczej rozmawia się z osobą, która pierwszy raz będzie uczestniczyć w danym projekcie, niż z osobą, dla której dany projekt nie jest nowością. W związku z tym, należy daną osobę zakwalifikować do jednej z trzech dziedzin: uczeń, czeladnik lub mistrz. Uczeń - osoba niesamodzielna. Jeżeli zadanie jest powierzane osobie niesamodzielnej, np. harcerzowi, który po raz pierwszy będzie organizował rajd dla drużyny, należy przyjąć styl instruujący, w którym należy przedstawić projekt i dokładnie wytłumaczyć każdy element przedsięwzięcia, upewnić się czy wszystko jest zrozumiałe, przekazać zasoby,

pogo dno exe


pogodno.exe

pilotażować jego działania, w przypadku potrzeby zareagować, podsumować zadanie i pochwalić. Czeladnik - osoba częściowo samodzielna. Jeżeli zadanie jest przekazywane czeladnikowi, który już miał styczność z podobnym przedsięwzięciem, należy przyjąć styl delegujący, w którym należy przedstawić projekt, upewnić się czy wszystko jest zrozumiałe, przekazać zasoby, w przypadku potrzeby zareagować, podsumować zadanie i pochwalić. Mistrz - osoba samodzielna. Jeżeli zadanie jest przekazywane osobie bardzo doświadczonej, należy przyjąć styl uprawniający, w którym należy przedstawić projekt, dać zasoby, podsumować zadanie i podziękować. Bardzo trudnym elementem jest dobór odpowiedniego stylu. Zdarza się, że przyboczny posiada o wiele większe doświadczenie w pewnych dziedzinach niż drużynowy lub osoba młoda częściej uczestniczyła w podobnym projekcie niż doświadczony instruktor. Nie ma ludzi idealnych i wszechwiedzących. Bardzo często się zdarza, że osoba będąca mistrzem w 10 projektach, w jedenastym staje się czeladnikiem lub uczniem, dlatego za każdym razem należy wykonywać analizę umiejętności, dostępnych zasobów i doświadczenia współpracownika w konkretnym zadaniu.

Bycie liderem to nie tylko rozdysponowywanie zadań, ale także umiejętność wspólnego działania ze współpracownikami. Jeśli zadanie jest wykonywanie przez młodych harcerzy należy zwiększyć zaangażowanie w wspólną pracę. Uczeń nie nabierze poprawnych cech, jeśli mistrz nie wskaże mu drogi, którą ma się kierować. Zaangażowanie lidera jest niezbędne do osiągnięcia wyznaczonego celu, nawet jeśli się pozornie wydaje niepotrzebne.


vol. 33

Zjazd Hufca Szczecin-Pogodno

Pozyskiwanie środków finansowych

03.10.2015

INSTrefa

Patrycja Kmiecik

phm. Patrycja Kmiecik drużynowa 13 GZ "Gryfiki" drużynowa 13 DH "Gryfia" członkini ZP studentka Analityki Medycznej PUM

Ponoć, jak niewiadomo, o co chodzi to chodzi o pieniądze. W nawiązaniu do tego słynnego powiedzenia chciałabym podpowiedzieć, co zrobić, aby te pieniądze nie były dla nas czynnikiem blokującym nasz projekt. Siadacie wieczorem przed telewizorem i nagle wpada Wam do głowy pomysł na super projekt. Okazuje się, że posiadacie bazę pomysłów, zasoby ludzkie, tylko brakuje Wam gotówki. Co możemy z tym zrobić? Jest kilka rozwiązań! I to wcale nie musi być dofinansowanie z Hufca. Po pierwsze Urząd Miasta (UM). Tutaj mamy trzy możliwości. Pierwsza z nich, to mała dotacja, którą można pozyskać wypełniając formularz, dostępny do pobrania ze strony Urzędu Miasta1. Sprawdzony i podpisany przez komendanta Hufca zanosimy do UM. Wypełniając taki formularz musimy napisać dla kogo jest kierowany dany projekt, kto go organizuje, jaki chcemy osiągnąć cel realizując dane przedsięwzięcie, w jaki sposób będzie ono przebiegało i jakich starań dołożymy, aby udała się jego realizacja. Dzięki małej dotacji jesteśmy w stanie pozyskać do 10 tysięcy złotych. Kolejnym sposobem na pozyskanie środków z UM jest pisanie projektów na ogłoszone konkursy ofert. Takie konkursy są ogłaszane również na oficjalnej stronie2. Procedura wygląda tak samo jak w przypadku małej dotacji. Niestety decydując się na taki konkurs mamy już określony rodzaj zadania. W przypadku, gdy budżet naszego projektu przekracza 10 tyś. złotych pozostaje nam napisanie wniosku o dofinansowanie z opisem planowanego przedsięwzięcia, wtedy UM miasta ma 30 dni na rozpatrzenie naszego wniosku i podjęcie decyzji. Oprócz Urzędu Miasta warto zgłaszać swoje projekty do Urzędu Marszałkowskiego. Tryb zgłaszania jest bardzo analogiczny do tego z Urzędu Miasta. Wszelkie konkursy, projekty, a także informacje jak złożyć wniosek krok po kroku można znaleźć na stronie Urzędu3. Co roku ogłaszane są otwarte konkursy ofert na wspieranie zadań z zakresu polityki społecznej oraz na

pogo dno exe


pogodno.exe

wspieranie zadań z zakresu rehabilitacji zawodowej i społecznej osób niepełnosprawnych ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Kolejnym miejscem gdzie jest szansa na pozyskanie gotówki to Urząd Wojewódzki. Cyklicznymi projektami są: „Razem bezpieczniej” oraz „Bezpieczna i przyjazna szkoła”. Na stornie internetowej4 znajdują się nie tylko ogłaszane konkursy, ale także informacje o programach rządowych, akcjach i kampaniach społecznych, do których często są dołączane materiały, mogące się przydać podczas zbiórek. Na ww. stronie jest także zakładka: Fundusze Europejskie. Korzystając z niej możemy otrzymać informacje o szkoleniach, zasadach korzystania z takich funduszy czy sposobie pozyskania. Konkursy są także ogłaszane na stronach wszelkich ministerstw. Bardzo dużą pulę gotówki do przekazania ma Narodowe Centrum Kultury. Tutaj nie wypełniamy formularzy tylko wysyłamy pismo, w którym opisujemy nasz projekt, który oczywiście musi być w jakiś sposób związany z kulturą. Myślę, że to furtka przede wszystkim dla wszelkich festiwali. Jeśli nasz projekt nawiązuje do ochrony środowiska zachęcam do zgłoszenia go w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Dla zainteresowanych polecam stronę Sektor 35, gdzie znajdują się linki do wszelkich stron z aktualnymi konkursami. Mam nadzieję, że ten artykuł, choć w małym stopniu pokazał, że mamy wiele możliwości pozyskiwania środków i nie jest to tak trudne jak sadziliście do tej pory. 1

http://bip.um.szczecin.pl/UMSzczecinBIP/chapter_50610.asp http://bip.um.szczecin.pl/UMSzczecinBIP/chapter_11257.asp 3 http://bip.wzp.pl/tabela/artykuly/894/968 4 http://www.szczecin.uw.gov.pl/?type=article&action=view&id=2784 5 http://sektor3.szczecin.pl/znajdz-dofinansowanie-dla-organizacji/ 2


vol. 33

Zjazd Hufca Szczecin-Pogodno

Kolonia i obóz. Razem czy osobno?

03.10.2015

Przemyślenia

Jacek Wójcik . Patrycja Kmiecik

phm. Jacek Wójcik szef Hufcowego Zespołu Promocji i Informacji

wcześniej: przewodniczący HKA "T.R.E.K"

phm. Patrycja Kmiecik drużynowa 13 GZ "Gryfiki" drużynowa 13 DH "Gryfia" członkini ZP

studentka Analityki Medycznej PUM

Po Harcerskiej Akcji Letniej w 2010 roku Komenda Hufca Szczecin-Pogodno zarządziła, iż od przyszłych wakacji kolonia zuchowa i obóz harcerski będą organizowane osobno, tj. w różnych miejscach i czasie. Nie brakowało argumentów ze strony Komendy, jak i pojedynczych instruktorów, aby przez lata oba wypoczynki były organizowane niezależnie od siebie. Wielokrotnie robiono analizę wad i zalet takiego wypoczynku, aż do jesieni 2015 roku, kiedy to postanowiono, że w to lato kolonia pojedzie razem z obozem. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że to była przełomowa chwila, na którą dodatkowo wpłynęła presja równoległych przeciwności i wydarzeń. Jakie wnioski po całym przedsięwzięciu? Warto. Przyniosło to zdecydowanie więcej korzyści niżeli utrudnień, nie tylko w aspekcie organizacji, ale także w odniesieniu do uczestników i kadry wypoczynków. W czym pomaga takie połączenie organizatorom? Przede wszystkim w wprowadzaniu innowacji do działań podejmowanych przez lata. Rozpoczynając pracę nad wypoczynkiem i programem, wymieniają się oni pomysłami, poglądami i doświadczeniem co procentuje na rozmaitość form pracy, które łączą przedsięwzięcie w jedną spójną całość. Zdarza się tak, że wiele elementów, które sprawdzają się na koloniach, mogą dobrze sprawdzić się na obozie. Dodatkowo dobry podział obowiązków sprawia, że prace organizacyjne przebiegają sprawniej, dzięki czemu przygotowanie wypoczynku przebiega w krótszym czasie. Zabieg ten, dobrze wpływa na członków komendy obozu, którzy nieobciążani dodatkowymi obowiązkami, mogą pilnować własnego terminarzu. Łatwiejsza jest także promocja HALu. Jeśli kolonia i obóz są w tym samym miejscu, jeden wypoczynek promuje drugi. Pomaga to bardzo w przypadku, gdy rodzic chce zapisać dziecko na kolonię, a syn czy córka mają powyżej 9 lat - wtedy poleca się mu obóz, który jedzie w to samo miejsce i syn/córka może bez problemu wziąć udział w wypoczynku razem z rówieśnikami, uczestnicząc w zajęciach adekwatnych do swojego wieku . Jak wyglądają takie przygotowania? Przygotowania nie różnią się zbytnio od tych „normalnych”, wręcz są lub wydają się być łatwiejsze. Wielokrotnie zdarza się, że szukając informacji na pewien temat, korzystają

pogo dno exe


pogodno.exe

z nich obaj komendanci lub załatwiając sprawy organizacyjne uwzględnia się drugi wypoczynek, dzięki czemu część spraw załatwia się "sama". Planując program, weryfikuje się zasoby jakimi dysponuje dane województwo i okolica w której organizowany jest obóz/kolonia. Część z nich nadaje się wyłącznie dla zuchów, a inne są atrakcją dla uczestników obozu. Organizując wspólne przedsięwzięcie, komendanci wymieniają się informacjami przykazując sobie pomysły na elementy programu lub miejsca wycieczek. Należy pamiętać o tym, że jedna forma wypoczynku nie narzucała nic drugiej, wszystkie pomysły i znalezione informacje były wykorzystywane wedle uznania, nic nie było narzucane – każdy z nas pamiętał o tym, że nadal organizujemy dwie osobne imprezy, które w odpowiednich momentach były łączone. W czym pomaga takie połączenie uczestnikom? Główną zaletą takiego połączenia jest obraz obozu harcerskiego w oczach uczestników koloni zuchowej. Zuchy obserwując pracę harcerzy, pionierkę, stałe elementy obozu, uroczyste apele, warty przy bramie wejściowej czy jedzenie posiłków we własnych menażkach stają się bardziej świadomi czym jest harcerstwo. Taki zabieg powoduje również, że zuch nie będzie się bał zmienić pionu, wręcz nie będzie mógł się doczekać, kiedy zostanie takim dużym harcerzem i będzie mógł jak inni zjeżdżać na linach, budować szałasy i stanąć w poczcie sztandarowym. Niektóre zuchy już na kolonii postanowiły zostać harcerzami. Kolejny problem, który w dużym stopniu został rozwiązany przez połączenie form akcji letniej to kadra zuchowa, która jeszcze jest w wieku starszoharcerskim. Nie da się ukryć, że liczba miejsc dla kadry na koloni zuchowej jest ograniczona i niestety część kadry nie miałaby okazji zobaczyć pracy z zuchami podczas kolonii, która to wymaga od nas dużo więcej wysiłku niż podczas zbiórek. Tacy przyboczni w określone dni, kiedy program ich drużyn nie wymagał ich obecności przychodzili na kolonię, gdzie pomagali w codziennych zajęciach zuchów. Warto zwrócić uwagę, że organizacja kolonii i obozu w jednym terminie jest bardzo dobrze odbierana przez rodziców. W przypadku, gdy jedno z ich dzieci jest zuchem, a drugie harcerzem przez ponad 2 tygodnie ich dzieci są pod opieką wykwalifikowanej kadry. Nie muszą dla jednego z dzieci organizować opieki w domu, brać urlopów czy wynajmować opiekunek. Czy są jakieś wady takiego przedsięwzięcia? Oczywiście, że tak. Są to rzeczy prozaiczne, ale nagminne, co powoduje, że mogą w pewnym stopniu stać się uciążliwe. Pierwszą przeciwnością jest baza harcerska, na którą można się udać. Niewiele stanic jest w stanie przyjąć jednocześnie 60 zuchów w domkach i 140 harcerzy w namiotach. Często są to bazy albo z domkami bez dużej ilości namiotów, albo bazy harcerskie bez domków dla zuchów. Podczas samego wyjazdu niekiedy trzeba zwrócić uwagę podczas wystawiania faktur. Jedne i drugie są wystawiane na te same dane, lecz zdarza się, że wystawiane są całościowo i komendanci mają problem z rozliczeniem ich. Niedogodnością związaną z tym samym miejscem pobytu są wpłaty za obóz i kolonię. Często rodzice wpisują w tytule przelewu imię_nazwisko - nazwa miejscowości, co utrudnia zakwalifikowanie uczestnika do obozu czy kolonii. Po wspólnym zorganizowaniu kolonii zuchowej i obozu harcerskiego w Białym Brzegu serdecznie zachęcamy do łączenia tych dwóch form ze sobą. Zauważyliśmy o wiele więcej pozytywnych aspektów związanych z organizacją, niż sobie zakładaliśmy. Nie jest jednak tajemnicą, że do osiągnięcia takiego sukcesu jest niezbędna bardzo ścisła współpraca między komendantami i obustronne, pełne zaangażowanie.


vol. 33

Zjazd Hufca Szczecin-Pogodno

Udzielić? Nie udzielić?

03.10.2015

Przemyślenia

Dorota Szymańska

hm. Dorota Szymańska z-ca Komendanta Hufca szef ZKK hufca członek ChZKK członek ChKSI

koordynator wolontariatu Fundacji ZHDD socjolog

Końcówka tego roku to czas zjazdów w hufcach. 3 października wybierzemy w Pogodnie nowego komendanta i nową komendę Hufca. Ale oprócz wyboru nowej komendy i wyznaczenia, być może, tym samym nowych kierunków działania, jest to czas podsumowania ostatnich czterech lat pracy „starej” komendy. Zjazd Hufca to taki moment w życiu naszego środowiska, w którym powinniśmy podjąć dyskusję na temat tego, jak ma wyglądać nasze środowisko, jakie mamy pomysły na to, by Hufiec działał sprawniej i jakie kierunki działania powinniśmy podjąć żeby wszystkie nasze pomysły wcielić w życie. Jest doskonałą okazją do tego, by porozmawiać o sprawach, o których wcześniej nie mieliśmy okazji albo odwagi porozmawiać. Uczestnicy zjazdu z głosem decydującym mogą podejmować uchwały, które zleca komendzie hufca do wprowadzenia w życie. Zjazd Hufca to również taki moment w życiu naszego środowiska, podczas którego będziemy mogli zadać pytania ustępującym władzom Hufca dotyczące realizowanych zadań i poszczególnych działań. Zjazd hufca zatwierdza sprawozdanie z działalności komendy hufca przyjmując je za rzetelnie przygotowane i zgodne ze stanem faktycznym. Zjazd Hufca to taki moment w życiu naszego środowiska, podczas którego Zjazd podejmie uchwałę na wniosek Komisji Rewizyjnej w sprawie absolutorium dla poszczególnych członków komendy. Czyli, tak właściwie w sprawie czego? Absolutorium to zatwierdzenie merytoryczne sprawozdania przedstawionego przez ustępujących członków komendy. By ocena była rzetelnie przeprowadzona, ważne jest, by naszej ocenie podlegały ostatnie cztery lata pacy a nie ostatnie miesiące, które najlepiej pamiętamy i by ta ocena dotyczyła działań a nie tego, czy daną osobę lubimy czy nie. Spróbujmy zatem cofnąć się pamięcią do wcześniejszych lat.

pogo dno exe


Przypomnijmy sobie skutki działania – co przyniosły i czy spełniły one nasze oczekiwania. Postarajmy się tym samym, oddzielić działanie od osoby. Niech nie dyktują naszą oceną emocje. Taką ocenę powinno ułatwić wspólne sprawozdanie komendanta i poszczególnych członków komendy, w którym zawarta jest większość najważniejszych podjętych działań z przestrzeni różnych obszarów. Podejmijmy świadomą decyzję o udzieleniu lub nieudzieleniu absolutorium.

pogodno.exe

Każdy ma prawo do wstrzymania się od głosu. Jednak gorąco zachęcam do tego, by nie używać tego przywileju zbyt pochopnie. Jaki jest powód naszego ewentualnego wstrzymania się od głosu? Skoro uczestniczyliśmy w życiu Hufca, spotykamy się na kursach, rajdach, biwakach oraz hufcu myślę, że potrafimy, korzystając z informacji zawartej w sprawozdaniu ocenić pracę ludzi, którym powierzyliśmy działanie Hufca. Piszę w liczbie mnogiej – MY, ale jako członkini ustępującej komendy hufca chciałabym wiedzieć, jak oceniacie moją pracę. Myślę, że każdy z nas chce wiedzieć, czy to, co robi ma sens i czy jest wykonywane dobrze - począwszy od zastępowego a kończąc na komendancie hufca. Zachęcam do dyskusji i podsumowania tego, jak działał nasz Hufiec (nie tylko komenda) – co było dobre? A nad czym trzeba jeszcze pracować? To ważne.


vol. 33

03.10.2015

Zjazd Hufca Szczecin-Pogodno

Gdzie umilkły cerkwie i zdziczały sady

Wrażenia

Karolina Strojna

sam. Karolina Strojna drużynowa XXX DW FOSA

studentka III roku kosmetologii na PUM hobby: śpiew chóralny, taniec, turystyka górska, narciarstwo biegowe

Kolejny obóz wędrowny za mną, ale tym razem już nie jako uczestnik, lecz jako wychowawca. Na moich barkach spoczywało o wiele więcej obowiązków oraz ogromna odpowiedzialność, ale najważniejszą rzeczą jest to, że miałam możliwość współtworzyć obóz dla swojej drużyny i spędzić z nimi wspaniały czas. Naszą wspólną przygodę zaczęliśmy już w Rzeszowie. Czekając na transport zwiedziliśmy podziemną trasę turystyczną i starówkę. Po zwiedzaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Łącznie po 22 godzinach podróży dotarliśmy do ,,schroniska na końcu świata” w Nowym Łupkowie. W tej pięknej starej chacie, gdzie nie było prądu, bieżącej wody oraz zasięgu spędziliśmy dwa dni, podczas których wybraliśmy się na wędrówkę do Smolnika szlakiem nieczynnego odcinka Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej oraz Komańczy szlakiem "Dobrego Wojaka Szwejka". Zobaczyliśmy cerkiew prawosławną oraz grekokatolicką, zwiedziliśmy klasztor Sióstr Nazaretanek. Pobyt w Łupkowie zakończył się świeczkowiskiem, śpiewankami i zabawami przy świecach. Następnego dnia, wcześnie rano, wyruszyliśmy z plecakami do Balnicy. Mieliśmy sporo do przejścia, a mało czasu, dlatego uczestnicy mogli złapać stopa – niektórzy po raz pierwszy w swoim życiu. Na miejscu, po chwili oczekiwania na kolejkę ruszyliśmy w podróż Bieszczadzką Kolejką Leśną do Cisnej. Mocno zmęczeniu po całym dniu, ale jeszcze pełni energii wybraliśmy się na koncert zespołu ,,Cisza jak ta”. W środę druh komendant obudził nas o bardzo wczesnej porze, abyśmy mogli obejrzeć piękny wschód słońca, a chwilę potem byliśmy już w drodze na Małe Jasko i Jasło. Oczywiście znaleźliśmy czas na skosztowanie bieszczadzkich jagód oraz podziwianie pięknych widoków. Niestety nie mieliśmy już okazji wejść na Okrąglik, ponieważ na szczycie Jasła zaczęło padać, więc szybko ruszyliśmy w drogę powrotną. Kto by wtedy przypuszczał, że to będzie jedyny deszcz, który spadnie podczas naszego pobytu w Bieszczadach. Wieczorem przygotowaliśmy ognisko obrzędowe, na którym każdy musiał się zastanowić nad tym co chciałby osiągnąć podczas trwania obozu – a w dążeniu do osiągnięcia tego celu miała przypominać plakietka obozowa. Po

pogo dno exe


pogodno.exe

zakończeniu części oficjalnej do ogniska dołączyli harcerze z Harcerskiej Gromady ,,Wilki”. Mieliśmy przyjemność zaśpiewać z nimi kilka piosenek oraz wymienić się informacjami o naszych organizacjach. Podczas ostatniego dnia naszego pobytu w Cisnej odbyliśmy wędrówkę do pozostałości wsi Łopienka oraz zwiedziliśmy zabytkowy kościół z rzeźbą Chrystusa Bieszczadzkiego. Wieczorne zajęcia przygotowała druhna Agnieszka – zagraliśmy w grę planszową o Bieszczadzkiej Kolejce Leśnej – w ten sposób dowiedzieliśmy się między innymi kto i kiedy ją założył, jak długa była jej trasa i wielu innych ciekawych rzeczy. Siódmego dnia obozu przejechaliśmy do kolejnego miejsca noclegowego – schroniska PTSM w Wetlinie, po zostawieniu swoich bagaży z ogromną przyjemnością weszliśmy na Połoninę Wetlińska. Po wędrówce był czas na sprawności. Druhowie Mikołaj i Tomek przygotowali pyszny obiad dla całej drużyny, a druhny Ola i Agnieszka upiekły niespotykany deser – domek serowy w kształcie twierdzy. Tego wieczora druhna Dominika opowiedziała gawędę bieszczadzką ,,Biesy i Czady”, a druh Tomek przedstawił nam historię okolicznych terenów. Następnego dnia weszliśmy na Jawornik i Rabią skałę, a wieczorem przy świetle świec usiedliśmy nad brzegiem rzeki, aby podsumować połowę obozu. Przez kolejne trzy doby byliśmy zakwaterowani w schronisku Młodzieżowym w Lutowiskach. Nasza niedzielna wędrówka chyba już na zawsze utkwi w pamięci uczestników, ponieważ droga na Otryt nie miała końca, dłużyła się i dłużyła, nawet kiedy myśleliśmy, że jesteśmy już na szczycie to i tak dalej nie była to Chata Socjologa. Gdy już w końcu dotarliśmy do schroniska marzyliśmy tylko o tym, żeby się wykąpać i odpocząć. Po tak intensywnych dziewięciu dniach zasłużyliśmy sobie na dzień odpoczynku. Mogliśmy uporządkować swoje rzeczy, zrobić pranie. Druhowie Tomek i Mikołaj przygotowali obiad, druhna Julia przygotowała zajęcia o religii prawosławnej. Dowiedzieliśmy się wielu ważnych informacji oraz mogliśmy stworzyć własną ikonę. Popołudniu wybraliśmy się na spacer na największy w Bieszczadach kirkut, na miejscu poznaliśmy jego historię i symbolikę. Wieczorem czekały na nas zajęcia przygotowane przez druhnę Olę – było to ognisko w formie łemkowskiej biesiady. Wcześniej musieliśmy się do nich przygotować: dziewczyny robiąc charakterystyczne dla nich wianki, a chłopacy tworząc własne maski. Przy ognisku były łemkowskie śpiewy, tańce i zabawy. Następnego dnia ruszyliśmy na wyprawę do źródeł Sanu. Po drodze zwiedziliśmy pozostałości wsi Beniowa, cerkwiska, ruiny dworu Stroińskich oraz grób hr. Klary i Franciszka Stroińskich. Gdy dotarliśmy do źródła byliśmy bardzo zawiedzeni kiedy okazało się, że wyschło przez panujące od kilku dni upały. Ostatnie trzy dni obozu spędziliśmy w Ustrzykach Górnych wędrując na Wielka Rawkę, Połoninę Caryńską, Tarnicę, Halicz i Rozsypaniec. Ostatnie zajęcia – grę terenową – przygotował druh Tomek o walkach z UPA. Ostatniego wieczoru odbyło się ognisko obrzędowe podsumowujące cały obóz, został rozstrzygnięty konkurs na najciekawsze i najlepiej przygotowane zajęcia, które wygrała druhna Ola. Podczas wędrówek towarzyszyła nam fabuła, którą stworzył druh Mikołaj: musieliśmy rozwiązać zagadkę pewnej rodziny, która chciała odzyskać swój stary dom, codziennie otrzymywaliśmy pewne informacje, niektóre sami musieliśmy zdobyć oraz robić zdjęcia wyznaczonych miejsc. Na koniec zagadkę rozwiązaliśmy wspólnymi siłami. Zmęczeni, ale zadowoleni z siebie, pełni entuzjazmu, z bagażem doświadczeń, po przejściu około 175 km i zdobyciu 241 punktów GOT ruszyliśmy w drogę powrotną do Szczecina.


vol. 33

Zjazd Hufca Szczecin-Pogodno

Moje odczucia SPINAKER 2015

03.10.2015

Wrażenia

Karolina Gabryś

dh Karolina Gabryś przyboczna 44 GZ "Pogodne Dodziaki" członkini Zespołu Promocji i Informacji

deb iut exe

Od czasu, gdy jestem przyboczną w 44 Gromadzie Zuchowej „Pogodne Dodziaki” jeżdżę na sporą ilość spotkań, biwaków i rajdów. Wakacje, przerwa świąteczna, weekend – zawsze znajdzie się coś, na czym muszę być. Tak też było w te wakacje. Pojechałam na Kurs Przewodnikowski SPINAKER organizowany przez Chorągwiany Zespół Kadry Kształcącej “Kompas”. 17 sierpnia – wielki dzień, dużo adrenaliny. Przed Harcerskim Ośrodkiem Morskim sporo ludzi, wszyscy stoją w grupkach. Zaczęliśmy oczywiście od zajęć integracyjnych, na które wszyscy patrzyli sceptycznie. To właśnie dzięki tym zajęciom staliśmy się jednością. Później już szło jak z płatka – pionierka, która zajęła nam połowę kursu, zajęcia z finansów, form pracy itd. Ogółem świetnie. Nie będę się rozwodzić nad poszczególnymi częściami kursu. Spinaker był jak na razie najlepszym szkoleniem, na jakim byłam. Spędziłam tydzień w gronie naprawdę wspaniałych ludzi – nie tylko ze Szczecina, ale również z Kołobrzegu i Olsztyna. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy na wspólnych śpiewankach, grając w różne gry lub po prostu "chlapiąc się" w Jeziorze Dąbie. Miłym zaskoczeniem była kuchnia. W ciągu całego kursu pochłonęliśmy kilogramy Nutelli. Obiady gotowała nam jedna z absolwentek zeszłorocznego kursu. Co do kardy… hm.. trafiliśmy na naprawdę wspaniałych ludzi. Komendantem kursu był hm. Waldemar Piątek, a jego zastępcą phm. Leszek Nagot. To właśnie dzięki nim spędziliśmy tak wspaniały tydzień. Jedyną rzeczą która męczyła nas przez cały czas trwania szkolenia była wizja odbycia strasznej, jak dla nas „rozmowy instruktorskiej” – pod koniec kursu każdy o nią pytał, okazało się że była to krótka wymiana zdań z którymś członkiem kadry kursu. Nawet nie zauważyliśmy kiedy ją odbyliśmy. Według mnie i zapewne innych absolwentów kursu przewodnikowskiego „SPINAKER 2015” były to najlepiej spędzone dni sierpnia. Bardzo trudno była nam się rozstać. Już ognisko końcowe spłynęło łzami, obwieszczając nam niechybny koniec. Mam nadzieję, że za rok odwiedzając kursowiczów jak i kadrę szkolenia będziemy przypominać sobie cały spędzony tam czas.

pogo dno exe


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.