Studia kulturoznawcze [2(15)2018] - Cyberkultura między inkluzją a ekskluzją

Page 1

studia

kulturoznawcze

2(15)/2018

cyberkultura między inkluzją a ekskluzją


W następnym numerze:

ŚMIERĆ. FIGURY OBECNOŚCI – FIGURY ZAPOMNIENIA Zaproponowana w tytule kolejnego numeru „Studiów Kulturoznawczych” opozycja obecność – zapomnienie odnosi się do dwóch postaw przyjmowanych wobec śmierci, które dają się wychwycić we współczesnej kulturze. Pierwsza z nich afirmuje, podkreśla i zaznacza obecność śmierci. Można ją dostrzec nie tylko w tekstach kultury – filmie, sztuce, literaturze – ale także w określonych postawach związanych z dyskursem medycznym. Retoryka ta nie marginalizuje ani nie kwestionuje obecności śmierci, lecz zwraca się ku niej jako doświadczeniu granicznemu, które ma własną gramatykę i porządek. Opozycyjna wobec tej narracji pozostaje figura zapomnienia. Umieranie, śmierć i jej ślady są obiektami z kultury wypieranymi, odrzucanymi i przemilczanymi. Zarówno dyskurs o śmierci, jak i wszelka topografia pamięci o niej w takiej perspektywie bywają degradowane i uznawane za niestosowne. Śmierć nie jest jednak widmem, niepewną, rozmywającą się na egzystencjalnym horyzoncie możliwością, ale najpewniejszą gwarancją. Konieczne jest zatem kulturowe przypomnienie o miejscu śmierci – nie jako o fenomenie odległym, zjawisku usytuowanym na marginesie dyskursów, ale raczej w ich głównych nurtach. Każdy z proponowanych artykułów przypomina o swoistej bezradności wobec śmierci, jej bezdyskusyjnej sile i totalności, a tym samym zaprzecza radykalnemu marginalizowaniu i pomijaniu śmierci w dyskursach kultury.


studia

kulturoznawcze

2(15)/2018



studia

kulturoznawcze

2(15)/2018

cyberkultura

między inkluzją a ekskluzją

Poznań 2018


STUDIA KULTUROZNAWCZE NR 2(15) ROK 2018 Rada Redakcyjna

Wojciech Chyła, Grzegorz Dziamski, Jan Grad, Anna Grzegorczyk, Krzysztof Moraczewski, Magdalena Kamińska (redaktor naczelna), Jacek Sójka, Ewa Rewers, Juliusz Tyszka, Andrzej Zaporowski

Rada Programowa

Michał Błażejewski, Kazimierz Braun, Leszek Brogowski, Piotr Dahlig, Ewa Kosowska, Sławomir Magala

Kontakt

Instytut Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu 60-568 Poznań, ul. Szamarzewskiego 89c, pok. 25 e-mail: studiakulturoznawcze@gmail.com

Redakcja naukowa

dr hab. Magdalena Kamińska

Redakcja i korekta

Adriana Staniszewska

Projekt okładki

Adriana Staniszewska

Copyright © Wydawnictwo Naukowe Wydziału Nauk Społecznych UAM w Poznaniu, 2018 Publikacja finansowana z funduszy Instytutu Kulturoznawstwa UAM w Poznaniu

ISSN 2084-2988 Wydawnictwo Naukowe Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

60-568 Poznań, ul. Szamarzewskiego 89c

Druk: Drukarnia Scriptor, Gniezno Nakład: 80 egz.


Spis treści

Od Redakcji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

7

Artykuły Katarzyna Kucharska Challenging the Stereotypes. Humour in Online Social Communication . . . . . . . .

11

Roman Bromboszcz Otaczanie i obramowywanie użytkowników cyberkultury. Nadzmysłowość, sztuczna inteligencja, człowiek+ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

23

Piotr Cichocki Do kogo należy mój profil? Konstruowanie i posiadanie tożsamości w Web 2.0

37

Małgorzata Durzewska Migracje mentalne. Wzory myślenia a przynależność grupowa w przestrzeni „baniek informacyjnych” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

55

Rafał Cekiera Formatowanie papieża Franciszka. Interpretacje papieskiego nauczania o uchodźcach w polskich mediach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

65

Piotr Jakubowski Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu – o pewnym facebookowym incydencie (z uchodźcami w tle) . . . . . . . . . . . . . . . .

83

Agnieszka Dytman-Stasieńko Aktywizm cyfrowy vs. cyfryzacja aktywizmu – ewolucja praktyk aktywistycznych jako odbicie zmiany technologicznej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 105 Magdalena Kamińska „CSI: internet”. Rola amatorskich wspólnot kryminalno-śledczych w kształtowaniu się kultury nadzoru . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 121


Jakub Nowak Pepe na polskich dróżkach – o memach i ich kulturowych migracjach . . . . . . . . 141 Rafał Węgrzyn, Jakub Kuś Geneza popularności „cyfrowych bachanaliów” a fenomen trollingu internetowego z perspektywy psychologicznej . . . . . . . . . . . 159 Emilia Stachowska Skandalistka Marta L. Slut-shaming, plotka i sława w pejzażu współczesnych mediów mobilnych i społecznościowych – studium przypadku . . . . . . . . . . . . . . 171 Katarzyna Marak, Miłosz Markocki Rola społeczności użytkowników i narzędzi sieciowych w kreowaniu i rozpowszechnianiu alternatywnego obrazu rzeczywistości. Studium przypadku Astromarii . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 191 Samuel Maruszewski Wspólnotowy charakter facebookowych grup mieszkaniowych. Raport z badania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 211 Magdalena Jackowska Znaczenie telewizji mobilnej w pejzażu medialnym młodych Polaków . . . . . . . . 221

Recenzje i omówienia Magdalena Jackowska Algorytmy na pomoc w dobie informacyjnego nadmiaru Karol Piekarski, Kultura danych. Algorytmy wzmacniające uwagę . . . . . . . . . . . . 237 Magdalena Kamińska Ultramegarzadkie popkulturoznawcze Pepe Jakub Nowak, Polityki sieciowej popkultury . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 243 Emilia Stachowska Memy, obraz, społeczeństwo Tomasz Gackowski, Karolina Brylska, Mateusz Patera (red.), Memy, czyli życie społeczne w czasach kultury obrazu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 247 Jakub Walczyk Nieoczywiste funkcje gier wideo Damian Gałuszka, Gry wideo w środowisku rodzinnym . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 251


Od Redakcji

Najwcześniejsze opisy społeczno-kulturowych kontekstów, konsekwencji i uwikłań fenomenu komunikacji zapośredniczonej komputerowo – zainaugurowane przez entuzjastyczny panegiryk Howarda Rheingolda The Virtual Community wydany w 1993 r. – nacechowane były głębokim przekonaniem o jej inkluzywnym, prorównościowym i uwspólnotawiającym wpływie. Założenie to po latach można ocenić jako poczynione na wyrost. Przemiany, które przez ćwierć wieku zaszły w jej funkcjonowaniu – szczególnie kolejne przewroty związane z popularyzacją mediów społecznościowych i mobilnych, skutkujące odwrotem od anonimowości i pseudonimowości w komunikacji, a także komercjalizacja, umasowienie i kulturowa mainstreamizacja internetu, wreszcie rosnąca świadomość roli algorytmów w filtrowaniu docierających do użytkowników informacji – postawiły optymistyczne twierdzenia pierwszych cyberentuzjastów pod ogromnym znakiem zapytania. Mimo to trudno jednoznacznie wyrokować, że opisywane przez wczesnych badaczy internetu tendencje zanikły całkowicie. Dziś przejawiają się w takich zjawiskach, jak infoaktywizm, rozwój dark webu czy anarchizujące praktyki niepokornej części memosfery. Bez wątpienia jednak rozwój cyberkultury nieustannie generuje coraz to nowe problemy poznawcze, które odsuwają w cień wiodące zagadnienia, wątki i problemy epoki early Web, skądinąd stanowiącej obecnie popularny przedmiot nostalgii. Coraz pilniejsza staje się np. potrzeba ponownego przemyślenia niejednoznacznej roli i złożonych konsekwencji pogłębiającej się personalizacji narzędzi służących do komunikacji zapośredniczonej komputerowo, przekładającej się np. na koncepcję baniek filtrujących1 czy też – budzące w ostatnich miesiącach szczególne społeczne zaniepokojenie – pojęcie postprawdy. To tylko dwa przykłady zjawisk, które sugerują, że jedną z najbardziej charakterystycznych cech cyberkultury wydaje się obecnie jej narastające rozszczepienie, zdominowanie przez aporię inkluzji-ekskluzji pogłębianą przez konflikty coraz gęściej krzyżujących się w jej polu sprzecznych ekonomicznych i politycznych interesów.  E. Pariser, The Filter Bubble: What the Internet Is Hiding from You, New York 2011.

1


8

Od Redakcji

Autorzy przedstawianego Czytelnikowi numeru „Studiów Kulturoznawczych” – zainspirowanego przez zogniskowany wokół tej właśnie tematyki panel na III Zjeździe Polskiego Towarzystwa Kulturoznawczego „Kultury w ruchu. Migracje, transfery, epistemologie”, który odbył się 21 września 2017 r. w Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – podjęli niełatwe zadanie zbudowania kulturoznawczej charakterystyki cyberkultury w dobie radykalnych przemian. Skupili się na takich zagadnieniach szczegółowych, jak rola humoru w komunikacji zapośredniczonej komputerowo (Katarzyna Kucharska), AI i transhumanizm (Roman Bromboszcz), konstruowanie tożsamości przy wykorzystaniu narzędzi cyfrowych (Piotr Cichocki), migracje i migranci (Małgorzata Durzewska, Rafał Cekiera, Piotr Jakubowski), przybierający różne postaci aktywizm w cyberprzestrzeni (Agnieszka Dytman-Stasieńko, Magdalena Kamińska), fenomen memu internetowego i jego migracji kulturowych (Jakub Nowak), przekraczanie społecznych norm i tabu (Rafał Węgrzyn i Jakub Kuś, Emilia Stachowska), konstruowanie wernakularnych systemów przeciwwiedzy (Katarzyna Marak i Miłosz Markocki), zróżnicowane formy wspólnotowości kształtujące się w cyberprzestrzeni (Samuel Maruszewski), wreszcie rola „starych” mediów w nowym pejzażu medialnym i praktyki odbiorcze nowej, ukształtowanej przez cyfrowe media publiczności (Magdalena Jackowska). Numer uzupełniają recenzje książkowe. Życzymy inspirującej lektury. Magdalena Kamińska


artykuły



Katarzyna Kucharska The Volunteer Centre of the University of Warsaw

Challenging the Stereotypes. Humour in Online Social Communication*

While considering the functions of humour in society, one of the most pivotal roles from the perspective of a community is the role of humour in social inclusion and integration. As Matthew M. Hurley et al. pointed out: For instance, people may not have the slightest idea just why they distrust various others who laugh or don’t laugh at various moments; these folks just “strike them the wrong way,” while others, whose laughter is felt to be genuine and which synchronises with their own, are sought out and categorised as friends.1

Thus, people trust others who appear to have a similar sense of humour, and shared laughter may serve as a tool for building bonds in groups and communities. In a wider social context, humour may be one of the instruments in building social capital in society. Ali Rattansi2 described Putnam’s approach to social capital. According to Putnam, there are two different kinds of social capital. Bonding social capital, where people are alike, and bridging social capital, where different communities are diversified, but still the individuals live together and trust each other. In the former type, humour may serve the community in tightening inner bonds while discriminating outsiders. On the other hand, in the latter type humour may be a tool for connecting people from different cultures and backgrounds, and for encouraging individuals to join the community. * The article presents selected fragments of the MA Thesis Humour, an Ambiguous Social Agent. Critical Analysis of Humour in Social Communication written in the Graduate School For Social Research in the year 2017 under the supervision of Prof. Sławomir Kapralski. 1  M.M. Hurley, R.B. Adams, D.C. Dennett, Chapters 2, 3 & 4. Inside Jokes: Using Humor to Reverse-Engineer the Mind, Cambridge, Mass. 2011, p. 12. 2  A. Rattansi, “Integration,” class inequality, and “community cohesion.” Multiculturalism. A Very Short Intruduction, New York 2011.


12

Katarzyna Kucharska

Anton Zijderveld described the role of humour in social conflicts. I would like to highlight one of the notions he brings up. Although it is connected with conflict, it is also very important in terms of the inner integration of groups. Self-consciousness, class-consciousness, a collective sense of identity, or whatever one wants to call it, is an important variable in the humorous dynamics of conflict. Prior to the emergence of such a consciousness, a group that occupies a minority position tends to accept joking stereotypes passively, because it lacks the collective will and strength to resist or counter them. But when self-consciousness has grown among the members of a minority group, joking stereotypes are actively resisted, or event incorporated ironically into the minority’s own jokes and anecdotes.3

Hence groups that were once vulnerable and targets of denigrating jokes by the stronger groups may use these jokes and the fun poked at them to build self-consciousness and strength. Once the community or group is internally strong enough, its members are ready to reply with their own well-developed common sense of humour. In the following article, I shall present three examples of such use of humour that aims to change the perception of certain discriminated groups. Contemporary societies live in a world of simulacra, where one can choose what one wants to see and what should be hidden from one’s eyes. Pictures of life and direct messages are no longer effective. As Elliot Aronson pointed out when describing the influence of mass media on the perception of the US presidential candidates, “In reporting these events, McGinniss suggested that TV may be a powerful means of seducing voters to vote for an image of a candidate rather than the candidate himself.”4 I think that the Internet extends this claim to almost every aspect of human life. In a world where images are perceived as reality, one can always hide from uncomfortable content and pay attention only to favourable matters and images. Moreover, the algorithms are more and more advanced in choosing the content in our social media feeds without our knowledge. In such a world, compelling large audiences to pay attention to important social problems is difficult. Hence humour is a useful tool for highlighting topics and issues that otherwise could be ignored by the audience. Internet users appreciate humorous content above all. The seriousness of the message is hidden under a light and pleasant form. At first one can enjoy the humorous image, and only later contemplate the more serious matter presented. Humour serves as a kind of airbag in delivering very important content. There is no risk of collision with unpleasant images or content.  A. Zijderveld, The Sociology of Humour and Laughter, “Current Sociology” 31/1983, p. 54.  E. Aronson, Mass Communication, Propaganda, and Persuasion. The Social Animal, San Francisco 1976, p. 49. 3 4


Challenging the Stereotypes. Humour in Online Social Communication

13

The video materials analysed in this article are distributed on the Internet (some of them are a part of wider campaigns). All of these materials have one important aim: to change the reality outside of the Internet. They want to change attitudes and stereotypes in the offline, so-called “real” world. These video materials were not made for aesthetic purposes, nor was amusement their creators’ primary goal. All of the videos were made to affect the reality outside of the environment they are distributed in. Therefore, they are a part of hybrid space. They occur in the virtual world, but their direct effects are supposed to be visible in the world outside of the Internet. All of the videos analysed are also examples of communicative interaction;5 that means that they are based on certain social and cultural patterns, and they reflect social reality. Yet, at the same time, they aim to transform and change some aspects of social reality’s patterns and structures. In such understanding, humour is a dialectical tool in the analysed discourse of social campaigns. Consequently, these examples of humorous videos are cases of social communication. For the purpose of my research, I define social communication as a social practice in which various public (in contrary to private) agents are the consignors and creators of the message, while the broad public is the recipient. The main aims of such communication are to highlight certain issues or problems and to change awareness of these issues and opinions about them. Frequently social communication may contain a call to action, such as signing petitions or donating money. In this article, I will compare similar features of the analysed videos to search for common patterns in the use of humour in social communication, humour that aims to fight stereotypes. I would like to focus on the ambiguity of two notions, humour and seriousness, and how this ambiguity shapes the image of the realities presented. Such an approach will give me an insight into the use of humour as an active social agent in shaping online and off-line reality. All of the videos are available to watch on YouTube, which situates them in the world of the global recipient. The problems presented in the video materials are therefore local and general at the same time. They had to be connected to local issues, but also had to be relevant to other societies. I chose problems that could be used as social campaigns in many parts of the world. Even if not in the exact same format, they should be potentially adaptable for communicating the same issue everywhere in similar ways. Specifically, the videos present problems such as uneven stereotypes, discrimination of minorities and prejudices. All samples are based on local concepts, but all are globalised in the meaning of globalisation used by Choruliaraki and Fairclough: 5  L. Chouliaraki, N. Fairclough, Discourse in Late Modernity: Rethinking Critical Discourse Analysis, Edinburgh 1999.


14

Katarzyna Kucharska

Globalisation is best seen as dialectic of the global and the local: it entails an unprecedented degree of interpretation between the global and the local, and between the systemic and the personal – the process of constructing self-identity in the contemporary world is profoundly penetrated by global processes and tendencies which individuals have to position themselves in relation to, and this work of self-construction itself profoundly affects global tendencies.6

Such an approach to globalisation is also important in terms of the communicative dimension of the cases selected. All of the videos address the individual recipient, who, at the same time, is a member of the global community of Internet users. While describing satire, Peter Berger used an apt metaphor: “All elements of the comic are then, as it were, welded together into the shaping of the weapon.”7 I will adopt his terminology, i.e. humour as a “weapon.” In the examples presented, the humour serves as a sort of weapon against specified points of view or stereotypes. Therefore, it does not only expose an issue but also plays an active role in its presentation. Moreover, all of the characters presented in the videos represent issues that concern them or the reality of their lives. “#NotSpecialNeeds”8 is a video created on the occasion of 21 March – World Down Syndrome Day. The organisation responsible for this video is CoorDown, an Italian organisation working in the field related to Down syndrome. The main goal of this video is to prove that people with Down syndrome are regular human beings. The main characters and the narrator are people with the syndrome. The video starts with the claim from the online article that people with Down syndrome have special needs. Therefore, the young actors present what it would be like if this were true. One of the boys is wearing a knight’s armour when out shopping for groceries; the other is being massaged by a cat. The actor John C. McGinley wakes another girl up since a special need would be a demand to be woken up by TV stars. Every example of a “special need” is ridiculous and serves as a signifier of the message that it is not true. The world in this video is presented from a hilarious perspective and proves how superficial certain arguments about special needs actually are. Moreover, it exposes how the language of popular discourse is enforcing categorisation and stereotypes. The closing scene explains that the “special needs” of people with Down syndrome are exactly the same as the needs of people without it. As I have mentioned, the main characters in this video are people with Down syndrome. They participate in all these hilarious events to expose the ab Ibidem, p. 81.  P. Berger, Redeeming Laughter: the Comic Dimension of Human Experience, New York 1997, p. 175. 8  https://www.youtube.com/watch?v=kNMJaXuFuWQ [30.09.2017]. 6 7


Challenging the Stereotypes. Humour in Online Social Communication

15

surdity of the generalisations. Instead of being offended and trying to convince the audience that the opening statement is not true, they use humour to create a comic distance. However, this comic distance is not aimed at Down syndrome, but is created to highlight the syndrome’s normality. In such an approach, the use of humour is supposed to show that we all laugh at the same things, and we all consider them as nonsensical. The main target of this video is the point of view in the so-called normal part of society towards people with Down syndrome. As Erving Goffman described: Society establishes the means of categorizing persons and the complement of attributes felt to be ordinary and natural for members of each of these categories. Social settings establish the categories of persons likely to be encountered there. The routines of social intercourse in established settings allow us to deal with anticipated others without special attention or thought. When the stranger comes into our presence, then, first appearances are likely to enable us to anticipate his category and attributes, his “social identity” – to use a term that is better than “social status” because personal attributes such as “honesty” are involved, as well as structural ones, like “occupation.” We lean on these anticipations that we have, transforming them into normative expectations, into righteously presented demands.9

Society has created a specific identity for people with Down syndrome, has put them all in a certain category. Therefore society demands the right to decide what is right for such individuals, and how their activity should look; for instance that people with Down syndrome should have other-than-normal expectations towards reality. In this video, through the agency of humour, people with Down syndrome acquire their own social identity, and this video is a sign of it. Moreover, they create this identity contrary to the roles given them by the majority. Thus, in my opinion, the fact that only people with Down syndrome narrate the story, and that they use comic means, are the most important and inseparable features of this video. People with Down syndrome not only obtain a voice in the discussion regarding who they are, but, via a humorous message, they create new discourse about the issue. The incongruity contained in the humorous scenes becomes a sign of normality. The people with Down syndrome present the comic situations exactly in the manner any other individuals would do. They should therefore be seen as the same as everyone else in all other dimensions of social and cultural life. Humour not only helps to include people with Down syndrome in the social order, but also invites them to create it on the same terms.

9  E. Goffman, Stigma and Social Identity. Stigma Notes on the Management of Spoiled Identity, New York 1963, p. 2.


16

Katarzyna Kucharska

In a similar way, the “#LessPrejudiceMoreIndigenous” video10 presents the indigenous people of Baniwa. The campaign is the work of the Instituto Socioambiental, which is devoted to protecting the cultural and traditional heritage of Brazil. Although this video is not as comic as the others presented in this article, I decided to refer briefly to this case in the context of incongruity and irony. The narrator of the video, a member of the tribe, introduces his community to the audience. As is indicated in the video, the audience consists of people who do not belong to Baniwa but would like to know something about this indigenous tribe. The storyteller describes all the stereotypical features of indigenous people, such as ignorance of technology, a tradition of nudity, or the inability to use any kind of modern devices. At the same time, however, the imagery does not match the story, giving rise to the ironic incongruity. The people of Baniwa are presented watching movies, playing football or listening to music from a mobile phone. At the end, the conclusion is revealed that all of the perceptions about indigenous people were correct 1500 years ago, and that all people have a right to choose what they want to change and what they want to preserve in their culture. The irony is targeted at the so-called western civilisation, which claims the right to judge others who do not fit into the category of a civilised society. Moreover, the irony used by the Baniwa narrator, the incongruity of the story and the visual layer presented in the video, supports the fight against prejudices connected with indigenous people. Gordon Allport referred to the phenomenon of prejudice in the following way: Ethnic prejudice is an antipathy based upon a faulty and inflexible generalization. It may be felt or expressed. It may be directed toward a group as a whole, or toward an individual because he is a member of that group. The net effect of prejudice, thus defined, is to place the object of prejudice at some disadvantage not merited by his own misconduct.11

Therefore, the Baniwa people do not only fight against the inflexible way of perceiving them, but they also fight for the rights and advantages that could be taken from them because of the prejudices. Likewise, in the “#NotSpecialNeeds” case the group is taking over the narrative about themselves. In her book on sociology of jokes, Giselinde Kuipers referred to Pierre Bourdieu’s notion of habitus, while explaining the role of culture in perceiving humour: […] habitus: embodied culture, culture that has become part of people’s most automatic reactions and preferences. Habitus is culture worn in, as it were, to the body.  https://www.youtube.com/watch?v=BcAg16vrios [30.09.2017].  G. Allport, What is the Problem? The Nature of Prejudice, Reading, Mass. 1989, p. 9.

10 11


Challenging the Stereotypes. Humour in Online Social Communication

17

This includes not only esthetical preference or aversion, but also how someone speaks, how someone moves, how someone sees himself and others.12

With the ironic incongruity, which creates a sort of comic distance between the audience and the real issue of prejudice, the video explains that even though Baniwa people have still preserved some of their indigenous habitus, they have also adapted many customs from “globalised” culture. The ironic approach supports a casual, lighter discussion about negative prejudices without the necessity of serious educational discourse, which is seldom of interest to a larger audience. It also proves that the Baniwa people treat themselves with distance, so civilised society should also acquire some. Society requires adaptation and reacts to all of the disturbing signs of standing out and not conforming to accepted standards. Humour is a tool in this reaction, as Henri Bergson stated: And yet, society cannot intervene at this stage by material repression, since it is not affected in material fashion. It is confronted with something that makes it uneasy, but only as a symptom – scarcely a threat, at the very most gesture. A gesture, therefore, will be its reply. Laughter must be something of this kind, a sort of social gesture. By the fear, which it inspires, it restrains eccentricity, keeps constantly awake and in mutual contact certain activities of a secondary order which might retire into their shell and go to sleep, and, in short, softens down whatever the surface of the social body may retain of mechanical inelasticity.13

Thus, the function of humour and laughter is to correct an individual’s behaviour that does not openly violate social norms, but is contradictory to certain general standards. On the other hand, fear of public ridicule should also serve as a preventive tool. Bergson considered laughter to be an instrument in social education (expressed in gesture) rather than an oppressive tool. Hurley et.al. stated that “If one’s behaviour is inelastic, laughter from others reminds one of this and acts as a pressure to cause one to behave more adaptively.”14 According to this quote and to Bergson’s theory in general, there have to be “the others” who laugh, and therefore humour appears to be a social phenomenon. Both of the video examples described above take advantage of such an approach, by showing to the audience, i.e. the others, how narrow is the perspective of the people who consider themselves the majority. The humour is a kind of gesture towards change in this inelastic perspective. Therefore, both cases, “#NotSpecialNeeds” and “LessPrejudiceMoreIndigenous,” show how the seemingly voiceless may speak for themselves, and on the other hand they warn the recipient about the wrong ways of perceiving reality.  G. Kuipers, Good Humor, Bad Taste: A Sociology of the Joke, Berlin 2006, p. 14.  H. Bergson, Laughter: An Essay on the Meaning of the Comic, New York 1924, pp. 19-20. 14  Ibidem, p. 54. 12 13


18

Katarzyna Kucharska

What is also interesting is that both videos are titles with a hashtag, making it easier for the recipient to share the important message with the online audience. This is also another way of showing to viewers that the main characters in the videos can not only use humour just like everyone else, but also that they can use the same common codes, as members of the globalised world. According to the incongruity theory, humour is deeply rooted in a culture. As Noël Carroll described this theory: Comic amusement, according to the incongruity theory, presupposes that the audience has a working knowledge of all the congruities – concepts, rules, expectations – that the humour in questions disturbs or violates; and perhaps part of the pleasure of humour involves exercising our ability to access this background information, often very rapidly.15

Hence the recipient of humour needs to be acquainted with certain cultural codes, norms, and even lifestyles to understand the humorous message. The Internet is very interesting in these terms, as it shortens the distance between people from all over the world and makes the flow of content easier and faster. As I have already mentioned, Internet users become globalised, and therefore their understanding of humour also becomes more unified. People also acquire a comprehension of humour from different parts of the world. This is why humour has become such a useful tool in social campaigns, especially in those created to challenge stereotypes and fight prejudices. Humour may play various roles in society. On the one hand, it can be used to maintain social orders; on the other, it can challenge them as it does in the examples described. As Zijderveld16 pointed out, it serves to shed new light on well-known structures, as well as to play with meanings and codes of behaviour, although it does not bring a real rebellion. Humour also allows individuals to gain some distance between them and the object of the laughter. It permits the creation of an alternative reality, but only on the cognitive level; it might be a trigger to change, but never change in itself. Carroll considered that “Perhaps we can interpret it figuratively as a gesture of casting out cognitive bugs or, at least, refusing to ingest them.”17 I think that in the cases of “#NotSpecialNeeds” and “#LessPrejudiceMoreIndigenous” videos such bugs are prejudices and wrong judgements that are challenged by the humorous message. “African Men. Hollywood Stereotypes”18 is a video created by the organisation Mama Hope, which advocates sustainable development in Africa and Central America. The “Western World” is the target of this video, as is clearly defined  N. Carroll, Humour: A Very Short Introduction, New York 2014, p. 27.  A. Zijderveld, The Sociology of Humour... 17  N. Carroll, Humour..., p. 74. 18  https://www.youtube.com/watch?v=qSElmEmEjb4 [30.09.2017]. 15 16


Challenging the Stereotypes. Humour in Online Social Communication

19

in the first sentence of the narration. All of the characters are young men from Africa; they introduce themselves as “African men.” The narrative is delivered in the form of a one-sided conversation. The protagonists ask direct questions to the audience on the other side of the screen. The main point is to present a general picture of how black males are portrayed in Hollywood movies. The first question is whether the audience knows anything about the African man. Following this question, the audience sees various scenes featuring African male characters featured in popular movies. The picture that emerges from these fragments is that African men are violent, grim, impulsive, and love to take part in various battles and wars. Even the four young African men are amused by this stereotype and assume that the audience does not think about them in this way. They describe themselves as nice people, and joke that they even have profiles in social media; again, membership in the online community is a sign of normality. The images of “African men” in popular cinematography are manifestations of the stereotypes. As Allport defined: “The stereotype acts both as a justificatory device for categorical acceptance or rejection of a group, and as a screening or selective device to maintain simplicity in perception and in thinking.”19 Thus the stereotypes facilitate perception of the world around the individuals. The confrontation with the stereotypes communicated requires cognitive effort. Hence the humour becomes a tool in this process. The narrators of the video present everything in a very joyful and light manner. Even though they aim to fight the stereotypes, they smile and laugh all the time. They claim in a choir that they “are more than a stereotype.” This is also the main message of the video. Similarly to the “#NotSpecialNeeds” case, this video shows the characters as normal, regular human beings who can distance themselves from serious matters and laugh just as everyone else does. Such an approach changes the discursive division between “us the centre” and “them/the others” to the discourse of shared laughter. These videos are a sign of the emancipatory role of humour. All of the narrators are students who speak English and wear regular clothes. In the closing scene they are pictured playing football. The video is thus supposed to prove that it is the “Western World” that is wrong in perceiving African people as cruel and backward. The four cheerful African students are not laughing at us; they are laughing with us, proving that different ethnicity does not have to be unprivileged in popular culture. On the one hand the humour used in the video is supposed to fight the stereotypes, and on the other – to include people of African origin in the global “laughing community.” Humour does not serve as a weapon that brutally enforces changes on the recipient, but rather as a weapon that encourages these changes through integration.  G. Allport, What is the Problem?..., p. 192.

19


20

Katarzyna Kucharska

Zygmunt Bauman described the reality of the “online world” as the place where the user is in control and feels power over others. In the “offline world” in the meantime there are different external powers that control the individual.20 That is why people tend to find pleasure in superiority humour and harmful jokes; it gives them a sense of authority. The Internet, particularly social media, is a space where people create their identities. Most of the people create an image of who they want to be, not who they really are. Such proxemics encourages Internet users to be bolder and nastier to each other. The negative aspects of the superiority theory of humour are very visible in the social media, where people share cruel Internet memes that reproduce prejudices and stereotypes. Moreover, because people often feel that on the Internet they are anonymous, they feel free to expose their antipathy towards different people or groups in the form of jokes and wit. However, the examples described above constitute a reversed approach to this kind of online humour. Instead of superior humour and mockery, the videos’ makers are using humour that includes everyone who wants to participate in shared laughter against harmful stereotypes and prejudices. The groups presented in the examples are gaining voice and creating their own identities in relevance with the mainstream groups, not against them. Another explanatory background may be found in a more psychological approach to humour, i.e. relief theory of humour, and the rebellious anti-serious social theories. There are topics and issues that are too serious to handle. Therefore, one needs to develop defence mechanisms, and humour might be one. For instance, there is a lot of humorous online content related to very serious events. As Trevor Blank has pointed out: “Death, it might be said is no joke, but facing its actual seriousness through vernacular expressions helps people to get by and go forward in their lives. Computer-mediated communication helps to provide such release.”21 As a confirmation of the assumption above, Blank describes the emergence of jokes and humorous content related to the danger of explosion of a nuclear power plant in Pennsylvania in the late seventies.22 The use of humour in social campaigns challenging the stereotypes and discrimination of certain groups facilitates the presentation of the topic without the necessity of confronting its consequences. It releases the tensions and opens up the discussion. Jerry Palmer, while considering the function of jokes, pointed out an important feature of humour, “[...] it is a commonplace of studies of humour in modern society that the form of the joke allows topics to be broached that  Z. Bauman, Obcy u naszych drzwi, Warszawa 2016.  T. Blank, Folk Humor; Celebrity Culture, and Mass-Mediated Disasters in the Digital Age, in idem, The Last Laugh, Madison 2013, pp. 21-22. 22  Ibidem. 20 21


Challenging the Stereotypes. Humour in Online Social Communication

21

might otherwise remain condemned to silence [...].”23 Humour thus allows one to emphasise issues, such as stereotypes and prejudices, that would otherwise not be visible. Moreover, in the cases analysed it consistently challenges these issues. In serious discourse there is always a place for counterarguments, whereas it is hard to give a serious answer when a particular point of view is simply ridiculed. Therefore, humour is a useful tool in facing dangerous and irrational tendencies in society. As a Bergsonian “social gesture,” humour reveals inflexibility and helps wake social awareness of important issues without the risk of serious harm. According to Palmer’s statement quoted in the previous paragraph, humour also gives voice to groups that are less visible in mainstream communication and which are perceived through a matrix of stereotypes. The comic approach allows the African men and the group with Down syndrome to take over the narrative. The ironic distance in the video featuring the Baniwa people also gives them the power to advocate in their own matter. Therefore, the use of humour as a “weapon” indicates that if humour is used with an intention of delivering a specific message, it may serve to obliterate established hierarchies, and to encourage creating new social orders based on equality instead of differentiation. Humorous videos are not changing reality itself, but as a humorous critique of society, they are advocating for change. Summary Nowadays the most important task of the social campaigns containing important messages is not only to introduce important social issues but also to attract the attention of the audience. Therefore, humour became one of the rhetoric tools used in the social campaigns presented in modern media. The analysis of three YouTube videos reveals how and why the humorous content is supporting the communication about the significant meaning. Humour eases the communication about the profound matters, which otherwise would be difficult to communicate in an attractive way. It challenges the traditional perception of the power relations, values systems and ethnic relations. In social communication, humour is an ambiguous and dialectical agent that does not change anything itself albeit encourages the changes in social order and traditional perception of social issues. Keywords: humour, social communication, modern media, social order, social functions of humour Słowa kluczowe: humor, komunikacja społeczna, nowoczesne media, porządek społeczny, społeczne funkcje humoru

J. Palmer, Taking Humour Seriously, London 1994, p. 18.

23



Roman Bromboszcz Uniwersytet Warszawski Instytut Literatury Polskiej

Otaczanie i obramowywanie użytkowników cyberkultury. Nadzmysłowość, sztuczna inteligencja, człowiek+

Cyberkultura to zjawisko, które związane jest z rozwojem internetu, ale nie daje się sprowadzić wyłącznie do niego. W wypowiedziach na temat kultury cybernetycznej przeważają głosy, które wiążą ją z komunikacją1 i cyfryzacją, aczkolwiek możliwe jest również rozpatrywanie tej formacji przez pryzmat genezy i rozwoju cybernetyki2. W tym wypadku warto wziąć pod uwagę koncepcje cybernetyków oraz ich wytwory, a także skonfrontować je z obecnie rozwijanymi środowiskami cyfrowymi, wspólnotami wirtualnymi. Ponieżej przedstawię zagadnienie kultury cybernetycznej z perspektywy codzienności, w tym pewne idee oraz ich konkretyzacje pod postacią urządzeń. Zwrócę uwagę na transfer technologii z laboratorium, czyli przejście z sektora nauki do sektora codzienności, ukazując przy tym ich wspólne cechy. Po pierwsze, otaczanie, które polega na włączaniu w swoją przestrzeń urządzeń elektronicznych, co powoduje wprawdzie separację, ale także wchłonięcie jednostki, zassanie jej do wnętrza ekranów i interfejsów. Po drugie, obramow ywanie, które może przejawiać się zmysłowo, choć nie wszystkie jego rezultaty są dostrzegalne. Chodzi tu o chęć urzeczywistnienia postczłowieczeństwa lub nadczłowieczeństwa. W obramowywaniu pobrzmiewa sens tworzenia bramy do innych wymiarów postrzegania i życia. Należy uwzględnić tu eksperymenty z poszerzaniem zmysłowości, wpuszczaniem do organizmu pewnych substancji i wprowadzaniem implantów. Takie praktyki prowadzą m.in. w stronę nadzmysłowości.  P. Lévy, Cyberculture. Rapport au Conseil de l’Europe, Paris 1997, ss. 107-126  A. Munster, Technologia cyfrowa: estetyka przybliżona w: P. Celiński (red.), Kulturowe kody technologii cyfrowych, Lublin 2011, s. 108; M. Fuller, Softness: zapytywalność, ogólny intelekt, metodologie sztuki w software, w: ibidem, s. 164. 1 2


24

Roman Bromboszcz

Oba procesy związane są z przebudową tego, co ugruntowała kultura tradycyjna i nowoczesność. Ich określenia są jednak w pewnym stopniu problematyczne. Należałoby raczej powiedzieć, że zarówno kultura tradycyjna, jak i nowoczesność ulegają erozji, fragmentarycznym przebudowom. Jesteśmy świadkami powstawania nowych konstelacji znaczeniotwórczych i wartości. Kultura cybernetyczna rozumiana jako zestaw idei silnie wiąże się z wynalazkami technicznymi i komputeryzacją. Oprzyrządowanie techniczne i idee, które znajdują się u ich podłoża, przedstawia tabela 1. Tabela 1. Idee i przedmioty, w ramach których się przejawiają Idee Autonomia Inność Kolektywność (inteligencja kolektywna) Syntopia Trzecia kultura Tożsamość wirtualna Interaktywność Konwergencja

Przedmioty

Odwołanie do literatury

internet, wspólnoty transferu, społecz- P. Lévy, s. 157 ności wirtualne internet P. Lévy, s. 157 P. Lévy, s. 155 internet sztuka komputerowa, telefonia sztuka komputerowa internet internet, telefonia, bankomaty, gry komputerowe internet, telefonia

P. Zawojski, ss. 73, 137 P. Zawojski, s. 30 P. Zawojski, s. 105 P. Zawojski, ss. 136, 151 D. Bell, s. 32

Źródło: opracowanie własne.

W jaki sposób rozumieć autonomię w odniesieniu do rzeczywistości skomputeryzowanej, w szczególności do internetu? Internet jest zbiorem różnych nakładających się na siebie sieci komputerowych, o wspólnych zasadach przesyłania informacji. Jego istnienie zależy od poboru energii elektrycznej oraz aktywności użytkowników. Prawo Matcalfiego głosi, że użyteczność sieci równa jest kwadratowi liczby jego użytkowników. Jednak gdy skierujemy uwagę na przepływ informacji w sieciach komputerowych, rozumiany jako wiedza, zauważymy, że tak skonstruowany system dąży do autarkii. Można ją rozpatrywać na trzech poziomach. Po pierwsze, mam na myśli wiedzę praktyczną, której silny transfer obserwujemy w społecznościach wirtualnych, mediach społecznościowych, na forach i w nowej telewizji. Chodzi w szczególności o tutoriale, poradniki i kursy. Po drugie, mam na względzie naukę popularną pod postacią słowników i encyklopedii. Tutaj także mamy do czynienia z bogatymi źródłami, najczęściej otwartymi, a niekiedy tworzonymi oddolnie przez samych użytkowników. Po trzecie, myślę o osiągnięciach naukowych, prowadzonych badaniach i ich rezultatach. Tylko część z tych źródeł jest dostępna publicznie, większość zaś wymaga specjalnych uprawnień lub wyso-


Otaczanie i obramowywanie użytkowników cyberkultury...

25

kich opłat. Zwłaszcza anglojęzyczne czasopisma naukowe upubliczniają swoje treści poprzez sieci uczelni wyższych, lecz dla odbiorców z zewnątrz są dość drogie. Jednakże wyniki badań w formie anonsowanej przez abstrakty, ale praktycznie zalakowanej, poddanej enkapsulacji znajdują się w globalnej sieci. Te trzy poziomy tworzą pewną całość zmierzającą do zupełności. Oprócz tego dąży się do digitalizacji źródeł pisanych, w tym literatury pięknej. Na zasadzie rekurencji, dziedziczenia lub przechodniości dążenie do autonomii, jakie obecnie widać w internecie, przenosi się do społeczności wirtualnych oraz wspólnot transferu. Można przypuszczać, że ambicją każdego rozbudowanego portalu jest „domykanie” użytkowników. Chodzi tu o skupianie ich uwagi na sobie, o próbę, niekiedy udaną, powstrzymania ich aktywności na rzecz przetwarzania treści endocyfrowych, czyli takich, które pojawiają się w ramach danego serwisu lub w celu postprodukowania treści egzospołecznościowych. W przypadku najpopularniejszych usługodawców cyfrowych i stworzonych przez nich mediów społecznościowych dochodzi do kontrakcji wirtualności. Najsilniejsi gracze sfery wirtualności koncentrują przepływ informacji i zamrażają ruch użytkowników w domenach najwyżej szacowanych rynkowo. Powodują tym samym, że wszystko to, co na zewnątrz, staje się mało interesujące. Poszczególne portale domykają uwagę, czyniąc do niedawna jeszcze nomadyczne uniwersum bardziej osiadłym, przewidywalnym, schematycznym, ale przy tym być może bardziej sterownym. W mniejszym zakresie takie ambicje można dostrzec w sferze usług wymiany plików oraz programów i formatów służących do kolekcjonowania, dzielenia się artystyczną, dokumentalną i naukową własnością intelektualną. Aczkolwiek i tutaj znajdziemy reprezentantów takiego podejścia, w którym udostępnione przez środowisko zasoby stają się tym, co możliwe jako treść, informacja do doświadczenia, poznania. Można zatem postawić tezę, że granice mojego dobrobitu są granicami nookultury; świato-chmuro-poglądu. Dobrobitem określam całkowity ciężar informacyjny osiągalny w ramach danej wspólnoty transferu, a świato-chmuro-poglądem – zespolenie idei, które zmienia koncepcje propagowane w koncepcje akceptowane i podzielane. Ideą towarzyszącą autonomii jest inność i otwarcie na nią, które bez precedensu definiuje internet oraz rekurencyjnie jego domeny społecznościowe. Za pomocą ostatniego z wymienionych terminów staram się pokazać, że media społecznościowe generują społeczności wirtualne po części zazębiające się, a po części niezależne, które można nazwać domenami. Ich użytkownicy o różnych poglądach lokują się w odległości jednego przeskoku, zmiany rozwinięcia nazwy w adresie. Bywa też tak, że tworzą się grupy i społeczności wewnętrznie podzielone i poróżnione. W każdym razie światowa pajęczyna gromadzi jednostki, grupy i zbiorowiska o odmiennych poglądach politycznych, ekonomicznych i religijnych. Ich przedstawiciele niekiedy zwalczają się nawzajem, hejtują


26

Roman Bromboszcz

i spamują, ale najbardziej powszechną ich postawą jest milcząca, nakierowana na werbowanie i rozpowszechnianie własnych poglądów współegzystencja. Internet można porównać z przestrzenią, nie z miejscem. Jest to zbiorowisko miejsc wraz z ich otoczeniem w postaci odsyłaczy, a pomiędzy miejscami mamy do czynienia z pustką. Paradoksalne jest to, że poruszamy się w tej przestrzeni względem czasu, nie ruszając się z miejsca. Zmieniamy miejsce jako położenie określane przez adres. Natomiast jego rama zmysłowa pozostaje niezmieniona, pod postacią biurka, kubka, ściany z fotografiami, ewentualnie fotela, kawy i otoczenia w kawiarni. Nawigujemy poprzez przewijanie czasu, a także jego supłanie w odstawione na bok lub zapamiętane lokalizacje, różnie ukierunkowując swoje zainteresowanie. W procesie tym podróżujemy do wnętrza siebie, poszukując rozwinięć i odnóg dla autoprezentacji, agitacji, sporów, poróżniania opinii. Różnorodność poglądów, z jaką można się konfrontować w internecie, jest analogiczna do tej znanej z miasta, państwa, wspólnot państwowych, układów gospodarczych, a także zróżnicowania Układu Słonecznego i Drogi Mlecznej. Ze względu na to, że zarówno państwo, jak i miasto gromadzą różnoimienne jednostki, osoby i grupy antagonistyczne, w ich zarządzaniu prawda do pewnego stopnia znika z pola widzenia. Zasadniczą wartością, którą realizują zbiorowości miejskie i państwowe jest zgoda, pakt o nieagresji. Można widzieć w tym stanie zwycięstwo głupoty3 lub pluralizmu4. Miasto i państwo gromadzą jednostki o zwalczających się poglądach. Katolicy, protestanci, buddyści, ateiści, liberałowie, konserwatyści, komuniści, anarchiści, socjaldemokraci, faszyści – wszyscy oni mogą się łączyć, zazębiać, tolerować, a jednocześnie występować przeciwko sobie, organizować ustawki czy nawet lincze. Ta prawidłowość przenosi się do tych części internetu, które pozwalają na konfrontację różnie myślących i odmiennie działających ludzi. Myślę tu o domenach społecznościowych, które dają okazję do spierania się o poglądy. Rozsyłanie wiadomości, zaczepki na forach, a także komentarze do publikowanych treści ukazują rozległość całościowego poróżnienia. W domenach społecznościowych przyjęło się oceniać publikowane materiały za pomocą lajków. Facebook oferuje obecnie sześć stanów: „lubię to”, „super”, „ha ha”, „wow”, „przykro mi” i „wrr”. Generalnie można powiedzieć, że domeny społecznościowe zachęcają do pozytywnych reakcji i nie akceptują trollingu, agresji, obsceniczności. Niemniej pomiędzy społecznościami rodzi się wrogość, a napięcia czasem eskalują. Anarchiści kontra ultrakatolicy, socjaldemokraci kontra narodowcy, zwolennicy wyboru macierzyńskiego w opozycji do ugrupowań „pro life” i odwrotnie.  D. Sepczyńska, Problematyczny status prawdy w polityce. Strauss – Rawls – Habermas, Kraków 2015, s. 67. 4  Ibidem, ss. 134-138. 3


Otaczanie i obramowywanie użytkowników cyberkultury...

27

Kolejną z idei widocznych w funkcjonowaniu internetu jest inteligencja kolektywna. Mądrość, wiedza, decyzyjność i racjonalność przypisywane maszynom to niezwykle interesujące zagadnienie. Maszyna staje się partnerem, który z czasem rośnie w siłę i pokonuje człowieka, tak jak w słynnym pojedynku szachowym Garriego Kasparowa z Deep Blue. Człowiek ustępuje maszynie w konfrontacji, w której mierzona jest inteligencja, aczkolwiek termin ten nastręcza wielu problemów. Z punktu widzenia człowieka chodzi tu o kojarzenie, pamięć, intuicję, grę jako taką, zaś z punktu widzenia maszyny – o dopasowanie, szukanie optymalnej ścieżki dostępu, przeszukiwanie możliwych scenariuszy i rozgałęzień sytuacji. Inteligencja kolektywna to przedmiot konceptualny, który powstaje na drodze ewolucji, gdzie punktem wyjścia są różne warianty modelowania inteligencji człowieka w ramach maszyny. Inteligencję można rozumieć jako wiązkę jakości, a jedną z nich jest rozwiązywanie problemów. Wraz ze złożonością maszyn wrasta popularność przekonania, że człowiek również jest maszyną i może być rozłożony na części, wzmocniony, przetasowany, podrasowany. W tego rodzaju myśleniu pojawia się człowiek+ jako konsekwencja eksperymentów nad sztuczną inteligencją. Niemniej rozwiązywanie problemów to nie jedyna treść, którą reprezentuje inteligencja. Oprócz tego chodzi o szukanie optymalnego dopasowania, wyspecjalizowaną ekspresję, rachunek zysków i strat. Porównując człowieka i maszynę, podkreśla się, że maszyny nie potrafią podzielać i wyrażać emocji, rozumiejąco odnosić się do otoczenia, a także nadawać sensu otoczeniu5. W ramach pozaobliczeniowej charakterystyki maszyn można wskazać na melancholię, polegającą na tym, że maszyna nie potrafi cieszyć się z życia, oraz na to, że opiera się w swoim funkcjonowaniu na martwym czasie6. Różnice w interpretacji tego, czym jest i do czego może służyć inteligentna maszyna, doprowadziły do rozziewu w ramach cybernetyki. Z jednej strony Norbert Wiener popierał kontrolę nad maszynami i ostrożność w eksperymentach nad nimi. Twierdził, że maszyny inteligentne prowadzą do dystopii, niemającej precedensu władzy i dominacji nad masami ludzkimi. Z drugiej strony John von Neumann propagował ideę maszyny, która nie tylko będzie w stanie zastąpić człowieka mentalnie w pewnych funkcjach, ale również będzie zdolna do naprawienia siebie i replikacji7.

N. Postman, Technopol. Triumf techniki nad kulturą, tłum. A. Tanalska-Tulęba, Warszawa 1995, s. 138. 6  J. Baudrillard, Deep Blue ou la mélancholie de l’ordinateur, w: idem, Écran total, Paris 1997, ss. 184-186. 7  R. Barbrook, Przyszłości wyobrażone. Od myślącej maszyny do globalnej wioski, tłum. J. Dzierzgowski, Warszawa 2009, ss. 66-68. 5


28

Roman Bromboszcz

Obie te wizje cybernetyki zostały połączone przez Roberta Beera, który starał się wdrożyć zarządzanie cybernetyczne do optymalizowania gospodarki w socjaldemokratycznym porządku politycznym. Chodzi o projekt Cybersyn, który został wprowadzony za prezydentury Salvadora Allende w Chile. Przedsięwzięcie miało na celu zbieranie informacji i zarządzanie nią w celu usprawnienia gospodarki. Nazwa została stworzona z zestawienia dwóch słów „cybernetyczny” i „synergia”. Aspekt cybernetyczny został zrealizowany poprzez stworzenie sieci, która zdołała skoncentrować w jednym miejscu około 70% informacji8 o statusie handlowym, ekonomicznym. Zawarta w nazwie synergia miała wynikać ze wzmacniających się nawzajem sił biegnących z kraju strumieni danych. We współczesnych rozważaniach nad inteligencją można wskazać zagadnienia dotyczące zachowań grupowych, stadnych. Chodzi zwłaszcza o modelowanie poruszania się roju, mrowia, ławicy, a także o budowanie schematów funkcjonowania sieci neuronalnych i stadnego życia drapieżników. Najnowsze analizy sztucznej inteligencji ukazują rozległe analogie z życiem biologicznym planety. Kolektywna inteligencja domyka tę pulę problemów z nieco innej strony, pozostawiając sporo miejsca na interpretację humanistyczną. Zasadniczą kwestią jest tu przewaga kolektywu nad maszyną, a także nad rojem i mrowiem. Można ją widzieć w tym, że kolektyw gromadzi coś, a jego zasoby apriorycznie przewyższają to, co posiada jednostka. Charakterystyczne dla internetu jest to, że zasoby gromadzone przez pojedynczych użytkowników mogą zostać udostępnione. Całkowitą masę informacyjną takiej kolekcji można nazwać dobrobitem. Jednak rozważania nad inteligencją w odniesieniu do kolektywu, społeczności wirtualnej powinny wykraczać zarówno poza stygmergię rozpatrywaną w odniesieniu do mrowia, jak i analizowane w tworzonych oddolnie encyklopediach współdzielenie wiedzy. Idea syntopii stanowi zespolenie synergii i eutopii, czyli współdziałania i dobrego kontekstu, właściwego otoczenia. Synergię można również odnieść do cybernetycznego zarządzania, które w przypadku sieci komputerowych opiera się na łączeniu strumieni danych. Prowadzi to do metaanaliz, badań statystycznych i prognoz. Termin odnosi się do nowych mediów, techniki komputerowej, sztuki, a także ekonomii, gdzie rozważa się i praktykuje łączenie różnych sektorów gospodarki, sprzedaży różnego asortymentu, łączenie dziedzin aktywności. Terminem spokrewnionym z synergią jest „konwergencja”. Trafił on do obiegu wraz z rozwojem internetu9, poczynając od pojawienia się przeglądarek Exite, Netscape i Internet Explorer. Odnosi się on do zjawiska nakładania się i wzmacniania fal akustycznych. Ale w przypadku technik komputerowych chodzi raczej o łączenie w jednym kanale transmisyjnym różnych rejestrów zmy A. Pickering, The Cybernetic Brain, Chicago 2011, s. 258.  G. Browning, Elektroniczna demokracja. Wybory w Internecie, tłum. P. Gliwiński, Warszawa 1997, s. 104. 8 9


Otaczanie i obramowywanie użytkowników cyberkultury...

29

słowych, co ma zastosowanie równocześnie w telefonii, internecie i telewizji10. Do tego terminu nawiązują francuscy poststrukturaliści, ukazując jego opozycję i dywergencję oraz zjawiska jako serie konwergencji i dywergencji11. Obecnie prowadzi się badania nad tym, w jaki sposób zjawiska medialne wpływają na siebie, tworząc obiekty, narracje transgatunkowe12. Jako syntopię można określić owocne zespolenie pewnych jakości, które pojawiają się jako efekt trendu w postaci konwergowania mediów. Współczesna forma aparatu telefonicznego skupia jak w soczewce zestaw problemów, m.in. pytanie o funkcję i optymalny kształt. Nie przypadkiem w telefonach komórkowych pojawia się aparat fotograficzny, kamera, radio, odtwarzacze audio i wideo, edytory tekstu, książka adresowa. W ramach miniatury, która zastępuje wnętrze dłoni i wnętrze kieszeni, mamy do czynienia z teleologią mediów. Wnętrze tego wnętrza to w eliptycznym skrócie cały dotychczasowy rozwój, ewolucja środków, pośredników i środowisk. Bez wątpienia mamy tu do czynienia z mikroprzełącznikami, mikroprocesorami, mikrooperacjami i megatrendami. Powstaje pytanie, czy powstały w wyniku ewolucji kontekst jest bezsprzecznie sprzyjający i czy konkurencję dla dłoni, oka i ucha należy przyjąć bez metarefleksji jako anonimowy dar. Być może przeciwwagę dla bezustannego przetwarzania mogłaby stanowić żałoba palca, który z góry skazany jest na porażkę w poszukiwaniu właściwego słowa. Sedno i przeznaczenie w procesie komunikacji zostają rozfałdowane i odroczone w otchłani, której nie potrafimy rozświetlić. Jednocześnie w ramach synergii pojawia się widmo władzy totalitarnej nie tylko kontrolującej życie prywatne, ale także starającej się wpływać na emocje i opinie. Korporacje jako gracze ekonomiczni znajdują się pod presją agencji rządowych stawiających żądania dotyczące współdzielenia danych. Każdy element ruchu sieciowego jest składowany, magazynowany, przetwarzany i wprowadzany do użycia na żądanie. Prowadzi to wprost do formatowania jednostek i masowej kontroli, a tym samym do kontrofensywy, tymczasowych, jednostkowych lub elitarnych destabilizacji. Jest to także powodem pilnej potrzeby edukacji i uświadamiania zagrożeń cyberobywatelom. Na każdym piętrze wirtualnego świata, w obrębie sztucznych inteligencji, syntopii i renegocjowania podstawowych wartości, takich jak wolność i równość, ujawnia się złożoność interaktywności. Zjawisko to znane jest również pod nazwą sprzężenia zwrotnego w cybernetyce, a w teorii komunikacji jest tym,  D. Bell, B.D. Loader, N. Pleace, D. Schuler (red.), Cyberculture. The Key Concepts, New York 2004, ss. 31-32. 11  G. Deleuze, Różnica i powtórzenie, tłum. B. Banasiak, K. Matuszewski, Warszawa 1997, ss. 88-89. 12  H. Jenkins, Kultura konwergencji. Zderzenie starych i nowych mediów, tłum. M. Bernatowicz, M. Filiciak, Warszawa 2007, ss. 93-129. 10


30

Roman Bromboszcz

co następuje po transmisji i dialogu13. Sprzężenie zwrotne opisuje procesualny związek między podmiotem a przedmiotem, który powoduje, że percypowany obiekt zmienia się pod wpływem jego doświadczania. Interaktywność zasadniczo odnosi się do zjawisk komputerowych, jednak jej formuła bywa rozszerzana na interakcyjne zjawiska społeczne14, które ukazują, w jaki sposób przedmiot doświadczenia jest negocjowany, zmieniany w trakcie partycypacji. W zasadzie każdą grę uwzględniającą rekwizyty oraz każde zjawisko społeczne, które ma obiekt wymiany lub współdzielenia, cechuje interakcyjność. Stąd z jednej strony interaktywność można traktować jako termin techniczny, a z drugiej jako truizm. Wspólnym mianownikiem w analizach cyberkultury jest zjawisko i termin „trzecia kultura”. Odnosi się ono do poszukiwania jedności między odseparowanymi i częściowo poróżnionymi dziedzinami nauki, zwłaszcza humanistyką i naukami społecznymi a naukami inżynieryjnymi, technicznymi i przyrodoznawstwem. Ze względu na mediacyjny status sztuki to właśnie od niej oczekiwano takich postaw15, które są w stanie znieść różnicę między wymienionymi dyscyplinami. Zjawisko to należy odnieść do interdyscyplinarności jako czegoś często praktykowanego i podejmowanego np. w odniesieniu do problematyki przestrzeni16. Cybernetyka jako taka pojawia się na scenie naukowej jako produkt mający cechy różnych dyscyplin. Można powiedzieć, że jest to przedsięwzięcie u swych podstaw transdziedzinowe. Najczęściej jej przedstawiciele są inżynierami korzystającymi z narzędzi matematycznych, odnoszącymi się do neurologii, fizjologii, biologii, ekonomii i twórczości artystycznej. W tym zakresie samą sztukę osadza się w kontekście humanistycznym, aczkolwiek jej oblicze cyberkulturowe najczęściej ma charakter eksperiencjalny, kalkulacyjny i krytyczny, co w pewnym stopniu utrudnia interpretację humanistyczną. Wśród cybernetyków popularne są pewne kluby skupiające naukowców, seminaria interdyscyplinarne i cykliczne konferencje17. Mam na myśli Klub Ratio, Konferencje Mace’a i warszaty poświęcone sztucznej inteligencji, zorganizowane przez Johna McCartiego w Dortmouth College w 1956 r. Przedstawiały one potencjał uprawiania nauki na przecięciu różnych dyscyplin. Również w kręgu cybernetyków odnaleźć można antycypujące, znane przede wszystkim z okresu Web 1.018, eksperymenty z tożsamością, które u Rossa Ashby’ego, Rober R.W. Kluszczyński, Cyberkultura. Społeczeństwo informacyjne. Multimedia, Kraków 2001, ss. 14-17 14  E. Goffman, Rytuał interakcyjny, tłum. A. Szulżycka, Warszawa 2012. 15  P. Zawojski, Cyberkultura. Syntopia sztuki, nauki i technologii, Katowice 2010, ss. 73-76. 16  B. Morzyńska-Wrzosek, D. Mazur (red.), Przestrzeń w kulturze współczesnej. Język. Media. Architektura, Bydgoszcz 2016. 17  A. Pickering, The Cybernetic Brain..., ss. 56-61. 18  S. Turkle, Tożsamość w epoce internetu, tłum. E. Olender-Dmowska, w: Z. Rosińska, Blaustein. Koncepcja odbioru mediów, Warszawa 2001, ss. 133-141. 13


Otaczanie i obramowywanie użytkowników cyberkultury...

31

ta Beera, Gordona Paska czy Waltera Greya przejawiły się w postaci rezygnacji z pierwszego imienia19. Warto ponadto zwrócić uwagę na pokrewny sposób myślenia o praktykowaniu połączeń, budowaniu mostów między różnymi obszarami wiedzy. Myślę tu o idei transwersalności20, która w pewien sposób współgra z przedsięwzięciem „trzeciej kultury”. Chodzi tu o szukanie połączeń między zakresami rozumu: praktycznym, teoretycznym oraz instancją sądzenia, czyli szeroko rozumianą estetyką. Wszystkie wskazane części jako to, co zostało odesparowane, odizolowane w wyniku ewolucji kulturowej i specjalizacji, zarówno wiedzy, jak praktyki i oceny, mogą zostać tymczasowo, cząstkowo, hybrydowo, mutacyjnie związane. Taką szansę daje cyberkultura wraz z jej narzędziami, zapleczem intelektualnym i praktycznym, poprzez warsztaty, tutoriale, targi, fora, listy dyskusyjne, wystawy, projekty, realizacje artystyczne, przedsiębiorstwa wielobranżowe. Poza tym chciałbym wskazać na trzy idee regulatywne, czyli to, co na drodze rozwoju cywilizacji jawi się jako cel, ale nie zostało jeszcze zrealizowane. Chodzi tu o wspomniane w tytule nadzmysłowość, sztuczną inteligencję i człowieka+. Pierwsza i druga jakość wchodzą w zakres kategorii ukazujących, w jakim stopniu kultura cybernetyczna rozwinęła swoje możliwości. Do nich dołączam kodowanie, regulację i autoregulację oraz sztuczne życie. Wspomniane kategorie mogą zostać w najbliższej przyszłości opracowane szerzej i w decydujący sposób zmienić relacje człowiek – maszyna. Wokół tej relacji ogniskuje się wiele problemów. Można pokrótce przedstawić ich zagęszczenie w dwóch kierunkach: dążenia do przekroczenia człowieczeństwa oraz wysiłku, by zażegnać ewentualne cierpienie. Człowiek+ to kategoria, która sugeruje, że otaczanie i obramowywanie techniką komputerową, medyczną, wojskową przyniesie w efekcie coś w rodzaju nowej jednostki lub nawet nowego gatunku. Przeskokiem jakościowym w tym procesie są eksperymenty związane z inkorporowaniem protez, wszczepianiem elektroniki, przyjmowaniem środków chemicznych. Wszystko to obok sportów ekstremalnych prowadzi w stronę nadzmysłowości. Niektóre z tych pomysłów zawierają rozwinięcia idei cyborga, powiększając zbiór środków i kładąc nacisk na obramowanie, a nie demontaż, remont, przebudowę. Przypomnijmy, że w idei cyborga chodziło m.in. o wytworzenie jednostki, która byłaby zdolna wyjść w przestrzeń kosmiczną bez skafandra. Dążenie do wzmocnienia istoty ludzkiej budzi wątpliwości. Próba stworzenia nowego gatunku, jeśli nie chodzi tu wyłącznie o stworzenie elity lub grupy uprzywilejowanych, zaczyna się od zaproponowania egzemplarzy. Można przypuszczać, że  A. Pickering, The Cybernetic Brain..., s. 39.  W. Welsch, Nasza postmodernistyczna moderna, tłum. R. Kubicki, A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa 1998, ss. 403-404. 19 20


32

Roman Bromboszcz

takie indywidua będą mieć problemy z adaptacją do środowiska, akceptacją, z podzielaniem obowiązujących norm i wartości. Niemniej w społeczeństwie informacyjnym pewne przemiany stają się globalne i nieuniknione. Niektóre z nich zostają uświadomione poniewczasie, jako efekt wdrożenia pewnych rozwiązań informatycznych, cybernetycznych. Część z nich wynika z presji ekonomicznej, rozwoju gospodarczego, określonych regulacji prawnych. Uniformizacja, populizm i wielozadaniowość jednocześnie przenikają sferę codzienności i polityki. Paradoksalnie jesteśmy użytkownikami świata nadmiaru i braku wyboru. Nie chodzi tu o zupełny jego brak, ale o pochłanianie różnicy. Można prześledzić to zjawisko, analizując poszerzanie się sfery wpływów konkretnych usługodawców medialnych (np. Reuters)21 oraz informatycznych (np. Google). To, co rodzi się w laboratoriach, po pewnym czasie trafia do ogólnego użytku, pod postacią produktu z dostępem publicznym. Tak sprawa wygląda, jeśli chodzi o internet. Jego korzenie sięgają ARPAnetu, programu opracowanego przez Processing Technique Office dla agencji rządowej ds. badań zaawansowanych ARPA w USA. Zaangażowany w to przedsięwzięcie pionier konferencji elektronicznych22, Joseph Licklider, określił jego cel jako stymulowanie interaktywnych relacji z komputerami. Do budowy sieci przyczyniła się technologia pakietowego przesyłania danych, opracowana przez Paula Barana z korporacji Rand i Donalda Davisa z British National Physical Laboratory23. W 1969 r. ARPAnet połączył cztery ośrodki naukowe: University of California w Los Angeles, University of Utah, Stanford Research Institute oraz University of California w Santa Barbara. W 1971 r. powstało piętnaście węzłów. Aktualnie internet obejmuje całą planetę, ale najwięcej węzłów i domen zarejestrowanych jest w państwach rozwiniętych. Podobnie stało się z goglami i, szerzej, ze sprzętem do nawigowania po rzeczywistości wirtualnej. Wyszły z laboratoriów i trafiły do masowej rozrywki. W procesie przyswajania cyberkultury mamy do czynienia z równoległym otaczaniem i obramowywaniem. Pierwszy proces dotyczy sprzętu elektronicznego, a drugi przemian psychofizycznych. Wskazane w tytule jakości przyczyniają się do transformacji jednostki. Otaczanie obejmuje sprzęt gospodarstwa domowego, sprzęt radiowo-telewizyjny, komputery, tablety, telefonię komórkową, zegary elektroniczne, oświetlenie, wyposażenie należące do inteligentnych domów. Oprzyrządowanie elektroniczne i cyfrowe ma charakter współdzielony lub osobisty, choć biorąc pod uwagę magazynowanie danych przez korporacje  J. Street, Mass media, polityka, demokracja, tłum. T.D. Lubański, Warszawa 2006, s. 150.  P. Lévy, Cyberculture..., s. 155. 23  M. Castells, Galaktyka internetu. Refleksje nad Internetem, biznesem i społeczeństwem, tłum. T. Hornowski, Poznań 2003, s. 10. 21 22


Otaczanie i obramowywanie użytkowników cyberkultury...

33

informatyczne, ma to raczej status prybliczny, czyli częściowo prywatny, ale również, w sposób niejawny, publiczny. Towarzyszący nam sprzęt, czyli oprzyrządowanie, tworzy coś w rodzaju pasów Van Allena otaczających Ziemię. Są to grodzie zakrzywiające przestrzeń i przechwytujące czas. Służą one do manipulowania w infoczasoprzestrzeni, ponieważ do czterech standardowo branych pod uwagę wymiarów dołącza nowa substancja, która zapowiada się poprzez pismo i rachunkowość, obliczenia matematyczne i astronomiczne w starożytnych cywilizacjach. Ta substancja wyłania się, ale nie zmusza do namysłu aż do XX wieku, kiedy ucieleśnia się pod postacią komputerów. Aktualny pogląd dotyczący zdecentrowania podmiotu, jego rozsiania, pozbawienia podstawy, bezdenności należy widzieć jako następstwo serii dyfrakcji, rozziewów, załomów. Błędne jest przypuszczenie, że ponowoczesna lub ultranowoczesna jednostka utraciła grunt, osadzenie i została rozproszona na miriady ośrodków uwagi, koncentracji, dowodzenia w stosunku do podmiotu nowoczesnego. Biorąc w nawias pytanie o osadzenie ewolucyjne podmiotu nowoczesnego, czy ma to być starożytność, nowożytność, oświecenie, czy też pozytywizm, należy pokazać, jak podmiot wewnętrznie zaczyna proces fałdowania u swoich narodzin, poprzez refleksję, pismo, poezję, teatr. U Arystotelesa mamy do czynienia z trzema rodzajami duszy, u Pascala dany jest konflikt serca i rozumu, a u Kanta dwa rozumy w sposób aporetyczny rozspajane są we władzy sądzenia. To, co następuje po Oświeceniu, jest konsekwencją już podzielonego, skłóconego i pękniętego24 podmiotu. Współczesne formy grodzenia miejsc zamieszkiwania oraz otaczanie przenośne dodają do tej złożonej sytuacji psychofizycznej nową, wydzieloną, przyszytą, a jednocześnie oderwaną rzeczywistość cybernetyczną, w której informacja staje się względnie niezależną częścią podmiotu. Wewnątrz niej rodzą się rozproszone, tworzone ad hoc instancje sterujące, modyfikujące i transformujące emocje, intelekt, rozum. Niemniej wzdłuż pęknięć i załomów pojawiają się symetryczne sprzężenia zwrotne biegnące w dwóch kierunkach. Równie trafne jest stwierdzenie, że za pomocą materii możemy kierować informacją. Przykładem może być asercja, która dotyczy sterowania informacją za pomocą myśli. W terminie „obramowywanie” istotne jest zarówno to, co określa sens ramy, ramowania, jak i tworzenie bramy, przejścia symbolizującego przemianę. W gruncie rzeczy obramowywanie i otaczanie, przy pewnej redukcji, mają taki sam sens odnoszący się do tworzenia obręczy, rafy. Jednakże obramowywanie tylko częściowo, i to w podwójnym znaczeniu, odnosi się do tego zasobu sensu. Obramowywanie ujmuje idee i koncepcje, które pojawiają się w otoczeniu człowieka oraz przekształcają go indywidualnie i gatunkowo. Te idee i koncepcje, po  G. Deleuze, Różnica i powtórzenie..., ss. 173, 357.

24


34

Roman Bromboszcz

pierwsze, przenikają do mentalności, osobowości, organizmu i zasobów informacyjnych jednostki, po drugie, materializują się pod postacią eksperymentów i wdrożeń technologicznych. Wśród istotnych idei obramowywania pojawiają się nadzmysłowość, sztuczna inteligencja oraz człowieczeństwo+. Zasadniczo w tym zwrocie w stronę przekraczania granic człowieczeństwa pobrzmiewają znane skądinąd postulaty i pomysły intelektualne. Mam na myśli koncepcję przeskoku w ramach dialektyki jakości25. Chodzi tu o taki typ przejścia, który nie dokonuje mediacji ani nie znosi opozycji w nadrzędnym porządku. Jest on powiązany z ryzykiem, a także z niekomfortowym, wbrew logice nadmiaru i przymusu wyboru, brakiem możliwości powrotu do stanu poprzedniego. Stanowi przejście między stadiami, które można widzieć jako etapy egzystencji lub role społeczne26, jednakże w omawianym kontekście chodzi o całościową, względnie niezależną od rozwoju psychofizycznego perspektywę transformacji. Do koncepcji przeskoku nawiązują opracowane w innej perspektywie idee skoku i pęknięcia27. Dotyczą one sytuacji egzystencjalnej człowieka poszukującego właściwej relacji z otoczeniem, które jawi się jako stechnicyzowane i obrachunkowe. Wspomniany skok miałby polegać na odnalezieniu tego, co proste, poprzez każdy byt i utrzymywanie go w tajemnicy, jakby sprowadzenie go do liczby, miary, a może nawet jakości groziło utratą prostoty. Pojęcia nadzmysłowości i człowieka+ najwięcej zawdzięczają koncepcji nadczłowieka. Pomysł wytworzenia nowej wrażliwości rodzi się z analizy i oceny kultury. Stwierdzenie, że nihilizm stał się dominantą kultury europejskiej, prowadzi do prób wyznaczenia nowego horyzontu, w którym kryzys może zostać przezwyciężony. Co ciekawe, przyjęta metoda jest analogiczna do kuracji homeopatycznej: jednostka, zbiorowość, by przekroczyć swoje położenie, musi ukierunkować się na nihilizm, niż starać się go pozbyć, wziąć w nawias28. Istnieją trzy odmiany nihilizmu: negatywny, reaktywny i afirmatywny. Trzeci z wymienionych jest najważniejszy, bo to on ugruntowuje sytuację, którą można określić jako przeskok w nadczłowieka. Chodzi tu o taki nihilizm, który jednocześnie będzie destrukcyjny, a więc aktywnie przyczyni się do niszczenia wartości oraz zaakceptuje to i stworzy pole do samorealizacji. Transformacja ta opisywana jest jednak z perspektywy autodestrukcji, samounicestwienia jako narodzin. Niemniej chodzi tu o sytuację jednostki, a nie gatunku. Wydaje się, że obecne przemiany w kulturze cybernetycznej stwarzają okazję do przetworzeń osobowości na poziomie emocjonalnym, psychofizycznym,  K. Toeplitz, Kierkegaard, Warszawa 1980, s. 116.  S. Kierkegaard, Albo, albo, t. I, tłum. J. Iwaszkiewicz, Warszawa 1982, s. 94. 27  M. Heidegger, Przyczynki do filozofii, tłum. B. Baran, J. Mizera, Kraków 1996, ss. 260-263. 28  G. Deleuze, Nietzsche i filozofia, tłum. B. Banasiak, Łódź 2012, ss. 183, 210-214. 25 26


Otaczanie i obramowywanie użytkowników cyberkultury...

35

zmysłowym. Aktualne pozostają postulaty przeskoku, skoku, ale motywacją nie jest reaktywny charakter społeczeństwa, raczej jego wzmożone upodobanie do majsterkowania, mody, autokreacji i postprodukcji. Jesteśmy na takim etapie rozwoju kultur, na którym zaczęto konsumować idee ekstropii, transhumanizmu, posthumanizmu i biohakingu. Warto przyjrzeć się temu, w jakim otoczeniu konceptualnym osadzone są pierwsze z nich. Ekstropia opisuje proces odwrotny do entropii i jego konsekwencje. Ze względu na tak sformułowaną treść pojęcie to może być rozumiane jako coś, co przeciwstawia się prawom przyrody. Ewolucja i entropia to dwie podstawowe częstotliwości leżące u podstaw wszystkich innych drgań, jakich doświadczyć można w otoczeniu człowieka. Ekstropianie, którzy, nawiasem mówiąc, kładą podwaliny pod transhumanizm, w swoich wypowiedziach postulują ukierunkowanie ewolucji i działanie na rzecz osłabiania entropii. Transhumanizm wykorzystuje idee postępu leżące u podstaw nowoczesności, kultury rozwijającej się pod znakiem ulepszania, modernizacji, poszukiwania najlepszego dopasowania i optymalnych warunków zamieszkiwania. Transhumanizm można nazwać przejawem ultranowoczesności, pozytywnym wartościowaniem postępu w kontrze do postmodernizmu jako ironizowania na temat przyszłości. Chodzi tu nie tylko o poprawę warunków materialnych i psychofizycznych, lecz także o doskonalenie etyczne. Interesujące jest to, że podobnie jak tak zwane odrodzenie magiczne, ekstropianie odwołują się do pierwiastka kobiecego jako podstawy29, a nie – jak to jest przyjęte w religiach monoteistycznych – do ojca jako stworzyciela. Na marginesie warto zauważyć, że nie jest to jedyna trajektoria, jaką można naszkicować30. Wymowne jest to, że ekstropianie są przekonani o możliwości zdobycia narzędzi, które pozwolą w pewnym sensie zastąpić lub wyręczyć wskazaną matczyną siłę. Z pewnością jest to nowa odmiana gry z przyrodą, nieznana dotąd i wykraczająca poza stworzony w innym celu podział na zachowania etyczne, moralne i cnotliwe31. Pierwsze z zachowań polega na popełnianiu błędów w celu odnalezienia reguł mających na celu maksymalizację zwycięstwa. Drugie wynika z wdrażania kodeksu, który został przyjęty. Tu maksymalizacja zwycięstwa jest jednoznaczna z przestrzeganiem zinterioryzowanych reguł. Trzecie wynika z takiej budowy organizmu, mechanizmu, która wyklucza inne aniżeli właściwe, zgodne z regułami gier i maksymalizujące wartość ostateczną zachowanie.  M. More, List do Matki Natury, tłum. M. Sieńko, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s, 4003 [21.04.2018]. 30  W. Welsch, Sztuka wykraczająca poza granice ludzkie – ku postawie transludzkiej, w: idem, Estetyka poza estetyką, tłum. K. Guczalska, Kraków 2005, ss. 147-169. 31  W. McCulloch, Toward Some Circuitry of Ethical Robots or an Observational Science of the Genesis of Social Evaluation in the Mind-Like Behaviour of Artifacts, w: idem, Embodiments of Mind, Cambridge, Mass. 1975, ss. 196-197. 29


36

Roman Bromboszcz

Transhumanizm stawia pod znakiem zapytania tę klasyfikację. Można powiedzieć, że w tym światopoglądzie reguły ustanowione są z góry, nie stanowią przedmiotu poszukiwań, ale też nie wynikają ani z zachowania, ani z osiadłej, zuniwersalizowanej formy etyki. Transhumanizm dąży do stworzenia odpowiedniego organizmu, aczkolwiek jego budowa będzie raczej otwierała różne możliwości, aniżeli kierowała je ku najlepszemu dobru. Ekstrapolując transhumanizm na całą obręcz stawianego jako emanacja techniki obramowywania wraz z dążeniami w obrębie biohakingu, neurogroove, cyberenteonautyki, należy powiedzieć, że są to dążenia ekspandujące, otwierające, wymagające uzupełnień konceptualnych i syntez filozoficznych. Summary In a paper I offer certain interpretation of a conglomerate of ideas commonly asocciated with cyberculture. As a point of departure I enlist a group of basic concepts and its exemplifications. I make a background to such content with broad explanation and a context embosed in digital realm. Within such aim as a set of references a crucial role plays everyday life. Although sometimes in my investigation I confront my thoughts with laboratory and scientific research, in my opinion the basic list could be extended with other candidates. These are framing and encircling. The first is related to the fact of an escalating arise of technical equipment in human life. The second describes a relation of subject to concepts, phenomena, devices as a tools to enrich humanity towards humanity+. Keywords: cyberculture, encircling, extrasensory, artifitial intelligence, human+ Słowa kluczowe: cyberkultura, obramowywanie, nadzmysłowość, sztuczna inteligencja, człowiek+


Piotr Cichocki Uniwersytet Warszawski Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej

Do kogo należy mój profil? Konstruowanie i posiadanie tożsamości w Web 2.0*

Wstęp Wydaje się, że ostatnie dziesięciolecia to – zapewne w związku z natychmiastowością transmisji i działania nowych technologii1 – czas przyspieszenia w każdej sferze wspólnotowego i indywidualnego życia. W błysku tego przyspieszenia technologie, które zaskakiwały w 2008 r., wydają się archaiczne w 2018, a ich badanie może kojarzyć się z hauntologią, nie zaś z analizą współczesnych uwarunkowań. Czy w związku z tym polski internet sprzed dziesięciu lat jest jeszcze zagadnieniem dla antropologii społecznej, czy już archeologii? Lub też, zadając to pytanie nieco inaczej, czego może szukać antropolożka lub antropolog w badaniach internetu? Oczywiście w pierwszej kolejności – i słusznie – zainteresują nas zjawiska całkiem nowe, nieumieszczone jeszcze w słowniku nauk społecznych, poszerzające charakter codziennego doświadczenia. Celem tego eseju nie jest jednak ani historyczna retrospekcja, ani pierwsza etnografia nowego2, ale przemyślenie tego, co etnografia internetu dodaje do istoty relacji społecznych i ludzkiej * Dziękuję Krzysztofowi Abriszewskiemu, Andrzejowi Perzanowskiemu i Annie Wieczorkiewicz za cenne uwagi, które skłoniły mnie do powrótu do tematu serwisów społecznościowych. Badania, na podstawie wyników których powstał ten tekst, prowadziłem w latach 2008-2011 wśród użytkowników serwisu społecznościowego Grono.net, a także pracowników tej firmy. Ostatni etap badań był finansowany przez Narodowe Centrum Nauki w ramach grantu nr 2011/ 01/N/HS3/03188 „Lokalne konteksty korzystania z serwisów społecznościowych. Studium porównawcze”. 1  P. Virilio, Prędkość i polityka, tłum. S. Królak, Warszawa 2008. 2  P. Cichocki, Sieć przyjaciół: serwis społecznościowy oczami etnografa, Warszawa 2012.


38

Piotr Cichocki

jednostkowości. Pytanie dotyczy więc tego, co internet zmienił w sposobach, w jakie tworzymy relacje i tożsamości. Przedstawię ten problem na przykładzie praktyk wymiany. Zagadnienie to ma również konsekwencje polityczne i społeczne, a jego rozpoznanie wykracza poza dyskurs teoretyczny. Skomplikowaną relację między administratorami serwisu a jego użytkownikami3 można określić jako rynkową wymianę, ale wyznacza ona również ekonomiczne i polityczne rozwarstwienie na dwie grupy, mianowicie projektujących przestrzeń społecznej interakcji i korzystających z tej przestrzeni. Relacja wymiany między tymi dwiema grupami nie jest jednak typową wymianą rynkową czy polityczną nierównością, w związku z tym w jakiś sposób maskuje swój faktyczny status. Tożsamość i wymiana pozostają więc dwiema stronami tego samego procesu. Zainspirowany przez badaczy opisujących to, w jaki sposób tożsamość jest praktykowana przez akty konsumpcji oraz zapośredniczonej rynkowo i technologicznie wymiany4, zwrócę uwagę na to, jak proces kształtowania tożsamości, rozumiany jako zindywidualizowany styl działań, za pomocą technologii został raptownie przestrukturyzowany w momencie pojawienia się serwisów społecznościowych (Web 2.0). Niniejszy tekst dotyczy wzlotu i upadku serwisu społecznościowego Grono. net. Swego czasu w Polsce duże zainteresowanie budził rozwój tego serwisu, a likwidacja go i prowadzącej go firmy była tematem wielu artykułów prasowych5. Zamierzam opowiedzieć tę historię na inny sposób, wykazując jej ukryte pod marketingowymi narracjami kulturowe znaczenia, zwłaszcza w odniesieniu do relacji między ludzką jednostką a nie dość jeszcze rozpoznaną przez badaczy społecznych technologią. Historia ta jest interesująca z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, jest przykładem wczesnej technologii Web 2.06, pokazującym, jak początkowo konceptualizowano ludzką jednostkowość za pomocą no W związku z tym, że wśród zalogowanych w serwisie Grono.net, jak i wśród osób, z którymi rozmawiałem podczas badań niemal równe były proporcje kobiet i mężczyzn, naprzemiennie używam w tekście rodzaju męskiego i żeńskiego. W przypadku osób administrujących serwisem zdecydowaną większość stanowili mężczyźni, stąd decyzja, by używać tu rodzaju męskiego. 4  M. Miller, Consumption and Its Consequences, Oxford 2013; S. Turkle, The inner history of devices, Cambridge, Mass. 2008. 5  Na przykład https://www.pcworld.pl/news/Grono-net-koniec-polskiego-portalu-spolecz nosciowego,383945.html [25.02.2017]; http://extra.natemat.pl/czemu-upadlo-grono [25.02. 2017]. 6  Web 2.0 to pojęcie rozpropagowane przez firmę O’Reily Media, odnoszące się do sposobu organizacji treści w internecie, w ramach której administrator zapewnia ramę wypełnianą przez użytkowników zawartością (content) (T. O’Reilly, What Is Web 2.0, 2005, http://oreilly. com [11.10.2017]). Pojęcie zrobiło szybką karierę w bardzo różnych dziedzinach wiedzy i technologii (M. Filiciak, A. Tarkowski, Dwa zero: alfabet nowej kultury i inne teksty, Gdańsk 2015), a obecnie, mimo że straciło czar nowości w nauce, pojawia się w dyskursie politycznym (ustawa 2.0). 3


Do kogo należy mój profil? Konstruowanie i posiadanie tożsamości w Web 2.0

39

wych technologicznych form. Późniejszy rozwój aplikacji i architektury kolejnych serwisów bazował na tej początkowej konceptualizacji, dodając do niej nowe technologiczne funkcjonalności, nie kwestionując jednak idei indywidualnego uczestnictwa, podkreślonego jednostkowością profilu. Po drugie, etnografię serwisu Grono.net umieszczam w kontekście historyczno-społecznym Polski i Europy Środkowej. Wiele z zachowań jego użytkowników, użytkowniczek i administratorów wynikało nie tyle z globalnej kultury internetu (jeśli coś takiego istnieje), ale z praktyk wynikających z kulturowego „tu-i-wówczas”. Historia serwisu dotyczy więc zarówno węższego kontekstu lokalnego, jak i rozpropagowanego poprzez uniwersalizującą technologię modelu ponadlokalnie wpływającego na praktyki kulturowe.

1. Wymiany i technologie współtworzące tożsamość Teoretyczny kontekst, w którym umieszczam rozważania nad rolą serwisu społecznościowego, w równym stopniu wynika z najnowszych badań nad przyśpieszoną światłowodem kulturą, jak i z antropologicznej klasyki. Za kluczowe pojęcie uznaję tożsamość, pominę jednak chronologię wprowadzania tego pojęcia do antropologii. Zamiast tego opiszę dwa szczególnie istotne dla badanej problematyki spojrzenia na tożsamość7. Pierwsze dotyczy tożsamości rozumianej jako dyskursywna przestrzeń, w ramach której (czy może raczej z której) w toku wypowiedzi wyłania się podmiotowość. Takie pojmowanie tożsamości bliskie jest Michelowi Foucaultowi8, według którego ludzka podmiotowość ujawnia się wobec relacji władzy poprzez sposoby wypowiedzi. Za Friedrichem Kittlerem chciałbym jednak podkreślić, że konstytuująca podmiotowość wypowiedź ma charakter nie tyle językowej treści, ile technologicznego i cielesnego działania9. Kittler twierdzi, że mniej znacząca w procesie konstytuowania podmiotowości jest treść poszczególnych komunikatów. Odwołując się do Nietzschego, Lacana i Foucaulta, zwraca się on ku sposobom produkowania i odczytywania poszczególnych wypowiedzi, innymi słowy, ku mediom i technologii10. Tworzenie wypowiedzi jest technologicznym i formalnym procesem, który okazuje się kluczowy dla kształtowania się ludz Nieco inny przegląd definicji tożsamości, oparty głównie na tekstach poświęconych wirtualnym wspólnotom i przestrzeniom, przedstawiłem w tekstach dotyczących serwisów społecznościowych. Por. P. Cichocki, HTML, Python i „ja”. Języki programowania a tożsamość, w: A. Pomieciński, S. Sikora (red.), Zanikające granice. Antropologizacja nauki i jej dyskursów, Poznań 2009, ss. 187-216; idem, Sieć przyjaciół: serwis społecznościowy oczami etnografa, Warszawa 2012.  8  M. Foucault, Historia seksualności, tłum. B. Banasiak, Gdańsk 2010.  9  F.A. Kittler, Discourse networks 1800/1900, Stanford 1990, ss. 108-122. 10  F.A. Kittler, Gramophone, film, typewriter, Stanford 1999, ss. 1-19.  7


40

Piotr Cichocki

kiej podmiotowości, rozpatrywanej przez niego – wypada dodać – jako pozorna i konstruowana. Oznacza to, że przestrzeń wyłaniania się ludzkiej tożsamości jest nie tyle uwarunkowana językowym kodem, ile technicznymi parametrami i sposobami korzystania z nich. Kittler zdaje się sugerować, że nie jest istotne, co wypowiemy, pomyślimy lub sobie wyobrazimy, ale sposób, w jaki to uczynimy, jak również w jaki (tj. z użyciem jakiego medium) zostanie to zapisane. Ma to określać sposoby, w jakie konceptualizujemy i doświadczamy siebie, oraz relacje, które tworzymy z innymi (m.in. ludzkimi) podmiotami11. Takie antyhumanistyczne podejście (Kittler z lubością używa sformułowania „tak zwany człowiek”) jest zapewne zbyt redukcyjne w stosunku do tego, co stanowi istotę pracy etnografa, a więc ludzkich zachowań, słów, emocji. Jednakże wyraźnie wskazuje na nie dość zrozumianą i przebadaną przez etnologów relację między tożsamością a mającymi do niej dostęp technologiami komunikacyjnymi. Jednym z nielicznych etnograficznych wyjątków zainteresowania tą sferą są badania Sherry Turkle. Pokazują one, jak nowe technologie wchodzą w styczność ze sferami emocji oraz ciałem w sposoby, które – pozostając niezidentyfikowane – w znacznym stopniu zmieniają istotę podmiotowości, zacierając granicę między jednostkową tożsamością a technologicznym obiektem, jak ma to miejsce w przypadku wyspecjalizowanych transplantacji czy uzależnienia od stron internetowych12. Drugie spojrzenie ukazuje nam relacyjność ludzkiej tożsamości, wyłaniającej się m.in. w procesach wymiany. W tej perspektywie tożsamość nie jest oddzielona ani unikalnie jednostkowa, ale wynika z sieci relacji społecznych, które na różne sposoby budują i dopełniają właściwości danej osoby. Marilyn Strathern na podstawie badań przeprowadzonych w Melanezji ukazała, że biorące udział w wymianach obiekty i osoby nie były uznawane za niezależne, odrębne całości. Przeciwnie, zyskiwały one tożsamości właśnie poprzez relacje wymiany i tylko poprzez nie, jako ich wynik. Antropolożka opisała więc, w jaki sposób osoby zyskiwały tożsamości innych ludzi, z którymi dokonywały wymiany, oraz wymienianych rzeczy13. Podejście to znalazło szeroki oddźwięk w antropologii i współbrzmiało z ujęciami podmiotowości kładącymi nacisk na jej relacyjność czy nawet modalność, tak jak w przypadku pojęcia aktora definiowanego przez Michaela Callona. Callon stwierdził, że rola aktora jest każdorazowo definiowa Podobne uwagi przedstawił James Walter Ong, pisząc o umyśle epoki oralnym lub cyrograficznym (W.J. Ong, Oralność i piśmienność: słowo poddane technologii, tłum. J. Japola, Warszawa 2011), oraz badacze zajmujący się bardziej współczesnymi mediami, opisujący inne konstytucje umysłowości (por. H. Jenkins, Kultura konwergencji: zderzenie starych i nowych mediów, tłum. M. Bernatowicz, Warszawa 2007; N. Postman, Zabawić się na śmierć: dyskurs publiczny w epoce show-businessu, tłum. L. Niedzielski, Warszawa 2006). 12  S. Turkle, The inner history of devices, Cambridge 2008. 13  M. Strathern, The gender of the gift: problems with women and problems with society in Melanesia, Berkeley 1988. 11


Do kogo należy mój profil? Konstruowanie i posiadanie tożsamości w Web 2.0

41

na przez dynamicznie zmieniającą się sieć powiązań, a także tożsamość danego aktora może przybierać różne formy w tym samym czasie, jako że uczestniczy on jednocześnie w wielu sieciach powiązań14. W niniejszym artykule odnoszę się do tego, w jaki sposób ludzka tożsamość konstytuowana jest przez interakcje z innymi ludźmi oraz z technologią. Postaram się ukazać, że na każdym etapie korzystania z serwisu społecznościowego relacja wymiany jest kluczowa, również dlatego, że – jak pisał James Carrier – „wymiana kształtuje społeczne życie”15. Większość tekstów poświęconych wymianie w przestrzeniach nowych technologii kładzie nacisk na nowe formy dzielenia się, współuczestnictwa i negocjowania wartości. Modelowym przykładem nowych form ekonomicznych i współzależności społecznych są ruchy open source, freeware i hakerskie16. Nowe technologie tworzą w ich przypadku możliwości modyfikowania relacji społecznych opartych na wymianie monetarnej. Najważniejszą cechą nowych ekonomii jest więc współposiadanie wymuszające aktywne uczestnictwo w tworzeniu obiektu (jak w ruchach open source), współdziałanie w definiowaniu i rozwiązywaniu określonego problemu, zatarcie granicy między własnością prywatną a wspólną17. Inne podejścia badawcze wskazują na wspólnotowe tworzenie cyfrowych dóbr kultury poprzez wymianę, jak chociażby zjawiska z pogranicza piractwa18. Taka perspektywa pokazuje możliwości użycia nowych technologii przez mniej wyspecjalizowanych użytkowników jako środka do demokratyzacji kultury. Należy zauważyć, że istnieje „bardzo wiele form społecznej wymiany i rozmaitość jej strukturalnego zorganizowania”19. A celem antropologii kulturowej jest nie tyle stworzenie sztywnych kategorii społecznych relacji, ile zrozumienie 14  M. Callon, Society in the Making: The Study of Technology as a Tool For Sociological Analysis, w: W. Bijker, T. Pinch (red.), The Social Construction of Technological Systems, Cambridge 1987, ss. 86-90. 15   J. Carrier, Exchange, w: Encyclopedia of Social and Cultural Anthropology, London – New York 2002, s. 332. 16  Na przykład P. Dourish, Divining a digital future: mess and mythology in ubiquitous computing, Cambridge 2014; H.A. Horst, D. Miller (red.), Digital anthropology, London – New York 2012; D. Jemielniak, Życie wirtualnych dzikich: netnografia Wikipedii największego projektu współtworzonego przez ludzi, Warszawa 2013; L.A. Lievrouw, Alternative and activist new media, Cambridge – Malden 2011; M. Marczewska-Rytko, Haktywizm: (cyberterroryzm, haking, protest obywatelski, cyberaktywizm, e-mobilizacja), Lublin 2014. 17  H.A. Horst, D. Miller (red.), Digital anthropology; N. Singh, Digital Economy, w: H. Bidgoli (red.), The Internet Encyclopedia, Hoboken 2004. 18  M. Filiciak, J. Hofmokl, A. Tarkowski, Obiegi kultury. Społeczna cyrkulacja treści, raport z badań, https://creativecommons.pl/wp-content/uploads/2012/01/raport_obiegi_kultury.pdf [27.10.2017]. 19  A. Harrington, B.L. Marshall, H.-P. Müller (red), Encyclopedia of social theory, London – New York 2006, s. 265.


42

Piotr Cichocki

i porównanie skontekstualizowanych praktyk, które mogą nawet jawić się jako pozornie sprzeczne. Istotne jest to, że transakcje i wymiany nie podlegają prostej kategoryzacji na „rynkowe” (monetarne, uproszczone) i „nierynkowe” (niemonetarne, naładowane emocjami), ale mogą być wieloaspektowe i złożone. Chociaż tekst ten traktuje o technologii Web 2.0, przygląda się nieco innym niż opisywane wyżej sferom wymian społecznych. W przeciwieństwie do ruchów open source i freeware, w których użytkownicy i użytkowniczki sami tworzą technologiczne środowisko i narzędzia organizujące sposoby produkcji i wymiany, architektura Grono.net była gotowym produktem stworzonym przez zorganizowaną w firmę grupę ludzi. Rzec można, że infrastruktura warunkuje sposoby przepływu obiektów i ich znaczenia. Podobnie jest w przypadku komercyjnych sieci Web 2.0, w których można zaobserwować określony model własności w odniesieniu do samej sieci oraz charakterystyczny sposób krążenia obiektów.

2. Sfery wymiany w serwisie społecznościowym Krążenie multimedialnych obiektów w ramach Grono.net odbywało się w czterech sferach wymiany. Pierwsza z nich to wymiana między użytkownikami, której charakterystyka bliska jest wspomnianym wcześniej opisom kreatywnych praktyk kulturowych. Adekwatność tych tekstów20 jest jednym z powodów, dla których pominę tutaj opis podobnych praktyk. Drugim powodem jest to, że owe praktyki są spokrewnione z tym, co Sherry Turkle nazywa oficjalną „reklamową narracją”21 o nowych mediach, a w tym tekście zajmuję się mniej rozpoznaną stroną tego zjawiska. Drugi rodzaj wymiany jest kluczowy i jednocześnie trudny do wychwycenia, dotyczy bowiem interakcji użytkownika lub użytkowniczki z technologią, w której technologia odgrywa rolę pozornie bierną, przyjmując – niczym papier – wszystko, co użytkownicy jej zlecą. Język technologiczny opisujący taką relację odwołuje się do osobliwie historycznych pojęć master i slave. Technologia przyjmuje jednak rolę inną niż biernego receptora. Użytkownik lub użytkowniczka w zamian za przyjęcie treści przyznaje technologii możliwość sformowania i sformatowania sposobów konceptualizacji własnej jednostkowości. Te praktyki wymiany, prób przywłaszczania, dialektyki prywatyzowania i upubliczniania przedstawię dokładniej w kolejnej części tekstu. 20  Dodam, że w mniej efektowny sposób niż wspomniani autorzy opisałem praktyki wymiany w ramach Grono.net w wybranych rozdziałach książki Sieć przyjaciół (P. Cichocki, Sieć przyjaciół: serwis społecznościowy oczami etnografa, Warszawa 2012, ss. 135-143) i w innych tekstach (np. P. Cichocki, Emoka Sielce :D, „OPCIT” 39/2008, ss. 34-37). 21  S. Turkle, The inner history of devices..., s. 4.


Do kogo należy mój profil? Konstruowanie i posiadanie tożsamości w Web 2.0

43

Trzeci rodzaj wymiany dotyczył użytkowników i właścicieli serwisu społecznościowego, których relacje określał regulamin serwisu. Regulamin zawierał niewyróżniony pośród wielu innych punkt stwierdzający, że użytkownik udziela firmie Grono.net „nieodpłatnej, nieograniczonej czasowo i terytorialnie licencji”22 na wszystkie wprowadzone przez siebie dane. Były to więc informacje o wieku, płci, miejscu zamieszkania, szkole, zainteresowaniach, pracy i wiele innych. W zamian za to użytkownicy otrzymywali wielofunkcyjne narzędzie do kontaktu z innymi gronowiczami oraz do eksperymentowania i zabaw z własną tożsamością. Wymiana ta ma cechy transakcji rynkowej, jednak nie do końca jest taka, m.in. dlatego, że większość użytkowników nie miała świadomości wartości kryjącej się w danych. Czwarty rodzaj wymiany, o czysto rynkowym charakterze, zachodził między firmą administrującą serwisem a innymi firmami, głównie marketingowymi i reklamowymi, które płaciły za udostępnienie danych użytkowników. Dane te były w szerokim stopniu zdepersonalizowane, uporządkowane w wielowymiarowe bazy. Pisząc o tym, nie odnoszę się do inwigilacyjnego potencjału nowych technologii, a w każdym razie nie jest to główny punkt odniesienia. Chodzi mi raczej o dążenia do rozszerzenia personalizacji oferty reklamowej oraz uszczegółowionych analiz preferencji konsumenckich. Najistotniejsze jest jednak to, że zdjęcia, teksty i inne treści użytkowników, wprowadzone przez nich jako znacznik własnej tożsamości, zostały przekształcone w powyższym łańcuchu wymian w policzalne dane, których wartość podlegała opisywanym przez antropologów procesom ujednolicenia i obiektywizacji poprzez transakcję monetarną23. Przyjrzyjmy się na początek temu, co otrzymali użytkownicy, kiedy zgodzili się na warunki korzystania z serwisu, oraz jaką relację nawiązali z technologią.

3. Moje wirtualne mieszkanie Serwis internetowy Grono.net to wielowymiarowy obiekt, który w cyklu wymian, jakim podlegał i w jakich uczestniczył, zmieniał swoje znaczenie, rolę oraz sprawczości. Cechy architektury tego serwisu, jednego z pierwszych europejskich portali Web 2.0, różniły się znacznie od serwisów społecznościowych zaprojektowanych lub przeprojektowanych później, takich jak Twitter.com, Facebook.com czy Instagram.com (nie wspominając o bardziej innowacyjnych narzędziach bazujących na tymczasowości czy geolokacji, takich jak Snapchat.app albo Tinder.app). Architekturę Grono.net można porównać do ogromnego bloku mieszkalnego  P. Cichocki, Sieć przyjaciół..., s. 181.  D. Graeber, Toward an anthropological theory of value: the false coin of our own dreams, New York 2001, ss. 23-48. 22 23


44

Piotr Cichocki

z indywidualnymi kilkupokojowymi mieszkaniami i miejscami spotkań na korytarzach. Facebook.com czy Twitter.com można porównać z kolei do obszernych przestrzeni, w których – na podobieństwo stereotypowych obrazów giełd papierów wartościowych z końca XX wieku – krzykliwe czy wystudiowane aktywności użytkowników przykuwają uwagę pozostałych24. Porównanie indywidualnych profili do mieszkań nie wynika wyłącznie z architektury serwisu. W podobny sposób podczas prowadzonych przeze mnie badań wypowiadali się o profilach użytkownicy. Metafory, które używali moi rozmówcy do opisu użytkowania serwisu, odnoszą nowe w swej istocie zjawisko do wcześniejszych lub równoległych doświadczeń, pozwalając oswajać ten nienazwany jeszcze teren. Młoda, mieszkająca z rodzicami osoba porównała profil do własnego pokoju, inna – do ściany w pokoju, którą można udekorować plakatami i zdjęciami, jeszcze inna – do biurka w pokoju służącego do organizacji pracy i czasu wolnego. Padły też porównania do własnego mieszkania, jak również do własności jako takiej. Wszystkie te metafory mają wspólną cechę, jaką jest zestawienie aspektu przestrzennego z indywidualną tożsamością i przynależnością. Po pierwszym zalogowaniu w serwisie na ekranie komputera ukazywały się formularze, w które wpisywało się szereg danych – od krótkich informacji o roku urodzenia, miejscu zamieszkania, adresu mejlowego, imienia, nazwiska, pseudonimu i nazwy użytkownika, która ma być widoczna w serwisie, po otwarte opisy dotyczące zainteresowań, tego, czym użytkownik się zajmuje, kim jest, oraz później dodany, jeszcze bardziej enigmatyczny formularz zadany do odpowiedzi na hasło „chciałbym/chciałabym”. Powszechną praktyką było udzielanie dowcipnych, maskujących, zdawkowych lub zrozumiałych tylko przez najbliższych znajomych odpowiedzi. Jeszcze częściej użytkownicy, wzorem pilnych uczniów otrzymujących temat wypracowania, uzupełniali formularze w bardzo kreatywne sposoby, stosując np. paletę kulturowych odniesień, cytatów czy posługując się wyszukaną metaforyką. Taka dowolność odpowiedzi wpisywała się w specyfikę serwisu, kładącego nacisk na różnorodność treści, niemniej wszystkie one w taki czy inny sposób – poprzez prostolinijność lub kontestację – zawsze odnosiły się do tego, w jaki sposób użytkownicy chcieli s i e b i e prezentować. Pokazuje to, że profil użytkownika był modelowym narzędziem czy – uaktualniając teoretyczny język o charakter technologii, w ramach której proces ten zachodzi – doskonałym protokołem do pracy nad tożsamością. Był to protokół na tyle dostosowany do specyficznego rodzaju pracy, że zmuszał wręcz użyt Warto dodać, że wszystkie te aktywności są skrzętnie rejestrowane, co w węższym kontekście pozwala na reprezentowanie użytkowników poprzez oś czasu, a w szerszym – na zebranie ogromnej liczby dynamicznych danych na temat użytkowników i połączeń między nimi. 24


Do kogo należy mój profil? Konstruowanie i posiadanie tożsamości w Web 2.0

45

kowników do opowiadania o sobie, a próby subwersyjnego użycia przekształcał w wypowiedzi na ten sam, zadany przez siebie temat. Mimo że w poszczególnych etapach istnienia serwisu kalejdoskopowo zmieniały się grupy wiekowe użytkowników, do Grono.net przylgnęła opinia strony użytkowanej przez uczniów i studentów. W istocie duża część osób, z którymi rozmawiałem, to ludzie młodzi. Jak wskazują badania, istnieje silny związek między charakterem danej technologii a wiekiem czy raczej etapem edukacji i socjalizacji, w którym technologia odgrywa rolę jednocześnie narzędzia uczącego i pola pozwalającego na wchodzenie w rolę osoby bardziej dorosłej, niż jest się w rzeczywistości25. Połączenie tych czynników sprawiło, że działania w ramach serwisu można rozumieć jako wprawki w zdobywaniu kapitału kulturowego26. Pozwalały one nie tylko na wykorzystanie serwisu społecznościowego do tworzenia multimedialnych reprezentacji, lecz także na wprawianie się – by posłużyć się terminologią Pierre’a Bourdieu – w sposobach akumulacji kapitału społecznego i kulturowego w świecie, w którego mechanikę wpisywało się Grono.net. Ćwiczenie w pisaniu tożsamości współgrało więc z planami i marzeniami dotyczącymi posiadania własnej przestrzeni, dorosłego życia i nieograniczonej konsumpcji. Inną sferę, w której widać było łączenie profilu z tworzeniem reprezentacji i wyobrażeń na własny temat, stanowiły funkcjonalności graficzne, przede wszystkim zdjęcie profilowe i galerie zdjęć (a w późniejszym okresie graficzne personalizacje tła strony profilowej). Wybór zdjęcia profilowego sugerowały (chociaż nie wymuszały) formularze uzupełniane podczas zakładania profilu. Podobnie jak w przypadku informacji tekstowych, taktyki wizualizowania siebie były rozmaite (od zdjęć portretowych, niekiedy edytowanych aż do granic zniekształcenia, przez zdjęcia ulubionych produktów i osobistości, znane wizerunki i obrazy, memy, po nieklasyfikowalne, zróżnicowane jpegi). Łączyło je to, że każdy wybór oznaczał działanie przedstawiające jakiś aspekt siebie – twarz, zainteresowania, poczucie humoru. Na podstawie wywiadów mogę stwierdzić, że równie istotny dla użytkowników był dobór innych zdjęć. Rozmówcy opowiadali mi o staranności (lub uważnej nonszalancji) przy selekcji materiałów graficznych27.  S.J. Mcmillan, M. Morrison, Coming of age with the Internet: A qualitative exploration of how the Internet has become an integral part of young people’s lives, „New Media & Society” 8(1)/2006, ss. 73-95; S. Turkle, The Subjective Computer: A Study in the Psychology of Personal Computation, „Social Studies of Science” 12(2)/1982, ss. 173-205. 26  P. Bourdieu, Szkic teorii praktyki: poprzedzony trzema studiami na temat etnologii Kabylów, tłum. W. Kroker, Kęty 2007, ss. 106-108. 27  Uważne i ostrożne traktowanie wizerunku wykracza oczywiście poza ramy badanego serwisu społecznościowego. Pierwszy z brzegu przykład takiej troski ze względu na bliski związek wizerunku z indywidualną tożsamością to metoda przyjęta podczas badań, polegająca na 25


46

Piotr Cichocki

Innym przejawem tej specjalnej uwagi były praktyki naśmiewania się z użytkowników na specjalnie w tym celu utworzonych forach dyskusyjnych (takich jak „Loża szyderców”). Umieszczano tam linki do zdjęć opatrzone szyderczymi komentarzami. Obydwa przykłady – pieczołowitej pracy nad własnym profilem i stosowania przemocy symbolicznej wobec nieumiejętnie zarządzających swoim wizerunkiem – pokazują zestawienie tego, co można określić jako konieczność praktykowania (najlepiej) własnego s t y l u za pomocą środków technologicznych. Zestawienie to wydaje się zbieżne z tym, co opisałem wcześniej jako tożsamość. O tym, kim był użytkownik, świadczył sposób posługiwania się profilem, w tym biegłe opanowanie różnych kulturowych i technicznych środków, za pomocą których profil wypełniało się treścią. Daniel Miller, analizując to, w jaki sposób użytkownicy Facebook.com praktykują i konceptualizują tę technologię, porównał serwis do wszechwidzącego, wszechobecnego Boga, wobec którego dokonuje się etyczna ewaluacja codziennego życia28. Wymiana z pozornie biernym receptorem oznacza więc oddanie się pod stały wizualny nadzór ze strony setek tysięcy potencjalnych użytkowników, na tyle uogólnionych i abstrakcyjnych, że wyobrażanych sobie raczej pod uogólnioną formą serwisu. Te dwie pozornie rozbieżne konceptualizacje – Boga i przedmiotu – łączą się ze sobą w procesie powstawania tożsamości użytkowników zyskujących nową wizualną podmiotowość dzięki interakcji z technologią. Opisane wyżej sposoby posługiwania się Gronem.net świadczą o tym, że oferowana przez komercyjną firmę technologia traciła w rutynie codziennego użycia swój charakter jako efekt czyjejś pracy. Jawiła się za to jako rezultat kreatywności i działań użytkownika, co można odnieść do pojęcia wyobcowanego posiadania29. Określa ono wejście w taką relację z obiektem, w której zaciera się świadomość pracy wykonanej nad nim przez wytwórcę i dającego. To wyobcowanie nie znaczyło, że relacja z wielowarstwowym obiektem nie była intensywna. Praktyki użytkowania cechowały się tym, że technologia zyskała bezpośredni dostęp do takich sfer autorefleksji, samorozumienia i autoprezentacji, jakie nie zdarzają się w codziennych interakcjach czy nawet w kontakcie z bliskimi osobami.

zamazaniu zdjęć użytych w publikacji tak, by nie można było zidentyfikować przedstawionej na nim osoby (por. P. Cichocki, Sieć przyjaciół…, ss. 36-43). 28  D. Miller, Tales from Facebook, Cambridge 2011, s. 180. 29  D. Graeber, Toward an anthropological theory of value: the false coin of our own dreams, New York 2001, ss. 23-26; K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 23, Warszawa 1968, ss. 82-96; R.R. Wilk, L. Cliggett, Ekonomie i kultury: podstawy antropologii ekonomicznej, tłum. J. Gilewicz, Kraków 2011, ss. 113-115.


Do kogo należy mój profil? Konstruowanie i posiadanie tożsamości w Web 2.0

47

4. Produkcja narzędzia do tożsamości Wzorem antropologów piszących o konsumpcji30 czy mediach31 postanowiłem zbadać zależność między sposobami użytkowania serwisu a tym, w jaki sposób jest on tworzony. Relacja ta widoczna była w momencie wymiany, redefiniującym charakter i wartość tego, co wymieniane. Zrozumieniu tego procesu może służyć analiza sposobów funkcjonowania firmy, organizacji pracy, struktury władzy i charakteru działalności poza pracami stricte informatycznymi. Historia serwisu to równoległe zmiany formowania internetowej przestrzeni, działań użytkowników w jej ramach i funkcjonowania firmy. Dynamiczny rozwój serwisu zbiegł się w czasie z chwilowym sukcesem finansowym Grono.net S.A., a konflikty i zachwianie równowagi instytucjonalnej – z przejściem użytkowników do innych serwisów społecznościowych. Historię firmy można przedstawić w następujących etapach: – rodzenie się pomysłu w nieustalonej jeszcze formie instytucjonalnej, angażującej do wspólnego działania interdyscyplinarny zespół. Jego członkowie zainspirowani byli w równym stopniu progresywnymi modelami biznesowymi, technologicznymi innowacjami, co współczesną publicystyką, literaturą i socjologią dotyczącą wirtualnych wspólnot i nowego społeczeństwa; – uruchomienie spółki i serwisu, który dzięki sprawnej akcji promocyjnej, przekształcającej język społecznego i technologicznego projektu Web 2.0 w chwytliwe marketingowe frazy, odniósł szybki sukces. W 2008 r., kiedy w prasie masowo ukazywały się artykuły opisujące Grono.net, serwis podekscytował najpierw warszawskich dwudziestolatków, a później mieszkańców innych miast z innych grup wiekowych. Profil w serwisie stał się szybko obiektem pożądania również ze względu na jego półotwartą strukturę (nowi użytkownicy potrzebowali zaproszeń od wcześniej zalogowanych), godzącą marketingowy czar ekskluzywności i możliwość technicznego kontrolowania wzrostu; – stabilizacja popularności z jednej strony, a konflikty wewnętrzne i zmiana sposobu zarządzania z drugiej. Był to moment, w którym w wyniku konfliktów o autorstwo i władzę rozpadł się interdyscyplinarny zespół. Jednak serwis osiągnął szczyt popularności, co zbiegło się z pierwszymi próbami kapitalizacji sukcesu poprzez transakcje z zewnętrznymi firmami. Ten jednoczesny stabilny wzrost na poziomie wirtualnej przestrzeni i kapitału oraz powolny upadek podtrzymującej je struktury organizacyjnej był tłem moich badań; 30  C. Knowles, Flip-flop: a journey through globalisation’s backroads, London – New York 2014; S.W. Mintz, Sweetness and power: the place of sugar in modern history, New York 1985. 31  L. Abu-Lughod, The Interpretation of Culture(s) after Television, „Representations” 59/1997, ss. 109-134; A. Dávila, El Kiosko Budweiser: The Making of a „National” Television Show in Puerto Rico, „American Ethnologist” 25(3)/1998, ss. 452-470.


48

Piotr Cichocki

– cykl zmian dotyczących graficznego interfejsu i informatycznej struktury serwisu zbiegł się w czasie z rozwojem lokalnych i globalnych konkurentów (Facebook.com, Nasza-klasa.pl, Goldenline.pl i inne). Efektem tego był szybki upadek firmy32. Charakter wewnętrznych i komunikacyjnych praktyk firmy był niekiedy spójny z działaniami użytkowników na poziomie wartości i ideologii, tak jak w przypadku powielania wzorców neoliberalnej kreatywności. Przykładowo użytkownicy korzystali z serwisu jak z narzędzia marketingu szeptanego, giełdy. Podobnymi praktykami były projekty tożsamościowe, wysuwające na pierwszy plan kreatywność i oryginalność jako cechy charakterystyczne zarówno dla produktu, jak i człowieka. W narzędziach „podarowanych”33 przez serwis krył się pewien zadany sposób rozumienia tożsamości, wspólny zresztą dla innych platform społecznościowych. Tim Boellstorf twierdzi, że w ramach gry Second Life zauważalny był stały konflikt między twórcami a użytkownikami gry34. Ci pierwsi, zdaniem użytkowników, w formie przygotowania platformy, jak i w stałych działaniach administratorskich wspierali wizję jednostki związaną z neoliberalnym kapitalizmem35. Wizja ta dotyczyła osoby oddzielonej w swoich działaniach, autonomicznej, wyznającej ideologię indywidualnej kreatywności i gotowej do rywalizacji36. Podobne uwagi można zastosować do firmy Grono.net S.A., która położyła nacisk na indywidualne tworzenie profili w kreatywny sposób37. 32  W 2015 r. prasa informowała o powrocie firmy i serwisu, aczkolwiek jej obecny status jest nieokreślony. 33  Cudzysłów ma zwrócić uwagę na zatajony wymiar wymiany odbywającej się między użytkowniczką a serwisem. Wielu użytkowników pojmowało profil gronowy i cały serwis jako darmowe znalezisko, które podobnie jak dobra kultury czy aplikacje znalezione w internecie są gotowe do wykorzystania. Jednocześnie serwis korzystał zgodnie z regulaminem z danych użytkowniczek. Formularze tworzące profile zostały skonstruowane w taki sposób, by stanowiły w pierwszej kolejności źródło informacji potrzebnych do badań rynku i reklamy. Profil był więc „darem” niejako tylko przy okazji. 34  T. Boellstorff, Dojrzewanie w Second Life: antropologia człowieka wirtualnego, tłum. A. Sadza, Kraków 2012. 35  Można przypuszczać, że taka wizja jednostki jest jedną z kanonicznych, obowiązujących w świecie oficjalnego, scentralizowanego korporacyjnie internetu. Nirvikar Singh w The Internet Encyclopedia pisze: „Internet i związane z nim technologie pozwalają ludziom na bycie kreatywnymi, na ekspresję własnych tożsamości, na komunikację i połączenia z innymi jednostkami na nowe sposoby i w nowych wymiarach wolności. Te cechy podstawowe ludzkie cechy, wzmocnienie człowieczeństwa, a nie jedynie mocy mózgu powodują, że internet ekscytuje tak wielu i inspiruje niekiedy wręcz przesadzone retoryki”. N. Singh, Digital Economy, s. 490. 36  T. Boellstorff, Dojrzewanie w Second Life…, ss. 136-137. 37  Jeszcze bardziej jaskrawym przypadkiem były gronowe aplikacje skłaniające użytkowników do rywalizacji, np. dokładnie opisane gdzie indziej „top gity” (por. P. Cichocki, Sieć przyjaciół…, ss. 154-159).


Do kogo należy mój profil? Konstruowanie i posiadanie tożsamości w Web 2.0

49

Mechanizm ten jest jeszcze bardziej widoczny, gdy weźmiemy pod uwagę historyczne uwarunkowania, w ramach których rodziło się w Polsce zainteresowanie Web 2.0 zarówno wśród informatyków, jak i wśród internautów. Projekt Grono.net stworzył wokół siebie grupę składającą się z młodych dziennikarzy, socjologów, biznesmenów, informatyków zdeterminowanych, by dzięki swojej kreatywności odnieść sukces z nowym produktem na rynku będącym częścią świata, w którym wiara w rynkową wolność pełniła rolę paradygmatu. Ten nowy produkt miał również nauczyć użytkowników, w jaki sposób korzystać z nowo powstających mediów społecznościowych i jak takie media funkcjonują. Zapadał w pamięć slogan reklamowy, którym w wywiadach promowano Grono.net, głoszący, jakoby od Madonny dzieliło każdego z nas pięć podań ręki. Taka wizja otwartego świata, w którym trzeba i można się odnaleźć, jak również na nowo stworzyć (pozostaje pytanie, w jakiej kolejności) okazała się bardzo kusząca. Jeszcze bliższy związek z konsumpcją i rynkiem był warunkowany przez wymianę danych między firmą Grono.net S.A. a innymi podmiotami reklamowymi i marketingowymi. Serwis Grono.net był na poziomie ekonomicznym pośrednikiem między użytkowniczkami a producentami różnych produktów dostarczającym sprofilowaną ofertę reklamową tym pierwszym, a wielowymiarowe dane na temat preferencji rynkowych tym drugim. Z obydwiema stronami zawierano umowy regulujące wymiany. Jeśli chodzi o umowy między użytkownikami a serwisem, interesują mnie nie tyle prawne regulacje, ile społeczny kontekst oraz kulturowe konsekwencje. Dotyczy to zasad użytkowania, potwierdzonych kliknięciem akceptacji regulaminu, umożliwiającymi założenie konta, ale również faktycznych i wyobrażonych relacji własności, zależności i wymiany. Regulamin korzystania z serwisu Grono.net zawierał w gąszczu prawniczego tekstu niewyróżniony fragment o korzystaniu z adresu mejlowego w celach marketingowych, a także wykorzystaniu danych, które stają się własnością serwisu na zasadzie bezterminowej licencji. Drugi rodzaj wymiany był regulowany za pomocą standardowej umowy sprzedaży danych przez spółkę Grono.net S.A. poszczególnym firmom marketingowym. W efekcie z biegiem czasu w zależności od zaznaczonych przez użytkowników zainteresowań i używanych w opisach profilowych zwrotów zaczęli oni otrzymywać na skrzynki mejlowe coraz więcej wiadomości reklamowych38, a sama przestrzeń serwisu wypełniała się powoli różnego rodzaju reklamami. Nie twierdzę przy tym, że działania firmy były nieetyczne. Z pewnością wielu polskich czytelników będzie zdania, że rozpoznanie preferencji rynkowych i spersonalizowana reklama to zjawiska pożądane, jako że sprawniej łączą klien38  Nie byłem w stanie objąć badaniem tego, w jaki sposób dane z pierwszego polskiego serwisu Web 2.0 wpłynęły na analizy marketingowe i kampanie reklamowe w ich treści i formie.


50

Piotr Cichocki

tów z rynkiem. Wystarczy jednak zacytować Nirvikara Singha, który zaznacza, że „o ile użytkownicy nie mają często nic przeciwko temu, by sprzedawca poznawał ich preferencje, by lepiej im służyć, mogą nie życzyć sobie, by informacje o nich były sprzedawane kolejnym firmom”39. Dodam tylko, że opisywane praktyki wymiany były równie etyczne, co większość korporacyjnych działań w sferze mediów społecznościowych, marketingu i reklamy. Nie zmienia to jednak faktu, że w cyklu tych wymian dokonała się radykalna zmiana wartości i znaczenia danych. Pojawiły się w serwisie jako znaki tożsamości, by na końcu łańcucha transakcji stać się ilościowymi danymi służącymi ekonomicznym celom zainteresowanych firm.

5. Serce złamane przez technologię Można się zastanowić, czego dotyczy wyżej opisana historia. Czy jest to opowieść o oszustwie? Nie do końca, gdyż nie można nazwać firmy Grono.net S.A. oszustem, a jeśli jest to oszustwo, to dotyczy świata, w którym wszyscy oszukujemy siebie nawzajem. Może więc jest to historia iluzji? Nie jest to najbardziej fortunne określenie, gdyż przenosi odpowiedzialność na nieświadomych użytkowników. Grono.net spotkał los podobny do wielu innych biznesowych przedsięwzięć. Poza oczywistym kontekstem globalnego rozwoju technologii Web 2.0 i pojawieniem się lokalnej i globalnej konkurencji przyczyny upadku serwisu dotyczyły relacji użytkowników z technologią. Tuż po wyraźnej zmianie grafiki i interfejsu serwisu niezadowoleni użytkownicy zaczęli demonstracyjnie usuwać konta, umieszczać zdjęcia profilowe wyszydzające te modyfikacje (np. grafika z napisem „potwierdzam, nowe grono jest zj...e”). Eksperci od marketingu i sprzedaży produktów odpowiedzieli, że nowy projekt firmy minął się z oczekiwaniami konsumentów, obniżył jakość, i przedstawiali wiele podobnie ogólnych interpretacji oczywistego faktu. W istocie, jak poinformował mnie rozmówca, który brał udział w pracach nad pierwszym projektem serwisu, zmiany przygotowano już na początku istnienia serwisu. Miały one przede wszystkim podnieść jego techniczny potencjał oraz wygodę użytkowania. Uważam, że upadek serwisu wyjaśniany za pomocą „reklamowej narracji”40 w istocie odwraca uwagę od przyczyny, która wiąże się z opisanymi wyżej relacjami społeczno-technologicznymi. By wytłumaczyć upadek Grono.net w kategoriach antropologicznych, ujawniających trudne do zauważenia marke-

N. Singh, Digital Economy, s. 488.  S. Turkle, The inner history of devices…, s. 12.

39 40


Do kogo należy mój profil? Konstruowanie i posiadanie tożsamości w Web 2.0

51

tingowym „cienkim zdrowym rozsądkiem”41 procesy, należy zastanowić się, co zostało użytkownikom odebrane. Przy założeniu, że projektowane zmiany z perspektywy informatycznej usprawniły techniczne działanie serwisu, można przypuszczać, że niechęć użytkowników dotyczyła dwóch związanych ze sobą aspektów: szaty graficznej i architektury. By zrozumieć powody tego oburzenia, należy wrócić do opisanych wcześniej sposobów, w jakie profil użytkownika jako doskonałe urządzenie do autoreprezentacji płynnie stał się sposobem pokazywania i wyobrażania siebie, a także przestrzenią, w której zachodził proces produkowania tożsamości. Przypomnijmy sposoby wyobrażania sobie profilu przez użytkowników: własny pokój, własna przestrzeń, lustro. Zmiany wyglądu serwisu spowodowały, że to, co wcześniej wydawało się w pełni spersonalizowane, poprzez nagłą zmianę niewynikającą z własnego działania odsłoniło swoją istotę jako wytwór cudzej produkcji i przedmiot cudzego posiadania. Użytkownicy, którzy często opowiadali o swoich profilach jako o własnej przestrzeni, mogli poczuć się jak lokatorzy uświadamiający sobie, iż ich rzekomo własnościowe mieszkanie jest w istocie krótkoterminowo wynajmowane. Porównanie z badanymi przez antropologów42 nierównościami i przemocą związaną z polityką przestrzenną i mieszkaniową w Polsce, obnażającą neoliberalną władzę absolutną, jest jak najbardziej na miejscu. Michel de Certeau odnosi się do zdominowanej przez wielkie instytucje nowoczesne przestrzeni materialnych i społecznych, opisując „obszar [...] narzucony i zorganizowany przez prawo siły obcej”43. Opisywane praktyki świadczą, że stwierdzenie to dotyczy również pozornie wolnego i spersonalizowanego świata Web 2.0. Użytkownicy korzystali z technologii serwisu, by wyobrażać i wizualizować siebie do tego stopnia, że stała się ona zestawem narzędzi „dotykającym” tożsamości. W bardzo krótkim czasie ta „bliska ciału”44 technologia ujawniła się jako efekt czyjejś pracy, obiekt obcy i tym samym wywołujący wstręt ze względu na wcześniejszą bliskość. Inną metaforą, która dość dobrze oddaje sens odrzucenia zmian w serwisie, jest „złamane serce”. Określenie to jest aluzją do badań Ilony Gershon, która zajmowała się życiem uczuciowym, a w szczególności zerwaniami i rozczarowa41  P. Rabinow, Refleksje na temat badań terenowych w Maroku, tłum. K.J. Dudek, S. Sikora, Kęty 2010. 42  L. Mergler, K. Pobłocki, M. Wudarski, Anty-bezradnik przestrzenny: prawo do miasta w działaniu, Warszawa 2013. 43  M. de Certeau, Wynaleźć codzienność: sztuki działania, tłum. K. Thiel-Jańczuk, Kraków 2008, s. 37. 44  Bliskość ciału odnosi się również do sposobów korzystania z Grono.net w materialnym kontekście codziennego życia. Rozmówcy wspominali o tym, że aby skorzystać z serwisu, często musieli zadbać o odpowiednie warunki i znaleźć czas na skupienie nad swoim profilem i interakcjami z innymi gronowiczami.


52

Piotr Cichocki

niami miłosnymi w dobie Web 2.045. Zwracam tu jednak uwagę na inny wymiar uczuciowości, czyli ten, który tworzył się między technologią a człowiekiem. Kontekstem takiego uczuciowego zaangażowania jest również wspomniany wcześniej wiek większości użytkowników Grono.net (należy dodać, że w momencie wprowadzenia zmian średnia wieku użytkowników była niższa niż na początku działalności serwisu). Uczniowie i studenci to kategoria, do której pasuje określenie „młodzież”, a więc – jak twierdzi Roch Sulima – grupy, która jest skłonna podejmować ryzyko sprawdzania granic swojej formującej się tożsamości, również ryzyko emocjonalne46. Bliski związek z profilem można określić jako formę eksperymentalnej miłości, w której zaciera się granica między mediatorem a nadawcą, podmiotem a przedmiotem. Nagle jednak sympatia, kochanek czy kochanka zmienia twarz, zachowanie, okazuje się kimś zupełnie obcym, fałszywym, należącym do kogoś innego. Kiedy technologia do tworzenia tożsamości okazała się cudzą własnością, wywołała frustrację i wściekłość, a kształtowany obraz okazał się tylko iluzją.

Podsumowanie Od czasu powstania technologii Web 2.0 prezentowanie siebie, swojej jednostkowości i wyjątkowości, zaczęło być traktowane niemal jak prawo naturalne czy międzynarodowe prawo człowieka. Kilka lat po upadku serwisu coraz częściej można natrafić na facebookowe galerie zdjęć noworodków, dzieci niegdysiejszych użytkowników grona. Niekiedy decyzją rodziców noworodek wkrótce po przyjściu na świat staje się nominalnym właścicielem profilu administrowanego przez dumnych rodziców, sieciujących formującego się człowieka. Obecność w sieci jest tym samym prawem, które przynosi korzyść zarządzającym internetowymi przestrzeniami Web 2.0. Czy zatem internetowe przestrzenie, nabywane w zamian za redefinicję prywatności, ale i pozwalające na rekonstruowanie prywatnych tożsamości, są zjawiskiem unikatowym i nieporównywalnym do innych sfer codziennego życia czy innych kontekstów historycznych? Konstruowanie jednostkowości poprzez technologie komunikacyjne częściowo wpisuje się w uniwersalny proces wyłaniania się nowoczesnego podmiotu, ale w pewnej sferze pozostaje unikatowe dla internetowej sfery. Wskazuje na to wymiar pozornego uwłaszczenia, który w istocie staje się wywłaszczeniem. Język tekstu, tego niegdysiejszego narzędzia do tworzenia tożsamości47, mógł być scentralizowany i zdominowany, nie stano I. Gershon, The Breakup 2.0: Disconnecting Over New Media, Ithaca 2012.  R. Sulima, Antropologia codzienności, Kraków 2000, ss. 61-63. 47  A. Giddens, Nowoczesność i tożsamość: „Ja” i społeczeństwo w epoce późnej nowoczesności, tłum. A. Szulżycka, Warszawa 2001. 45 46


Do kogo należy mój profil? Konstruowanie i posiadanie tożsamości w Web 2.0

53

wił jednak pełnej własności określonych instytucji. Moment, w którym zaczęliśmy tworzyć siebie poprzez zapis w przestrzeniach internetowych, oznacza, że podstawowe formy naszej tożsamości mają co najmniej dwóch właścicieli – nas samych oraz tych, którym udzielamy licencji na to, co hipertekstem o sobie napisaliśmy. Paradoksalnie dzieje się to w czasie, w którym hasła w rodzaju „wyraź siebie” czy „bądź sobą” stanowią podstawę zdroworozsądkowej koncepcji jednostki. Summary Refering to notions of “identity” as the phenomenon entangled with technological means and social relations of the exchange, author discusses social network sites as a technological space in which identitites of users are constructed by data. Moreover the multimedia data are transformed. In the chain of exchanges between users, admins, the technological actor istelf and third commercial parties the multimedia data become depersonalised and turn into a commercial object. The paper is based on semi-virtual fieldwork among users and admins of polish, currently non-existing social networking website Grono.net. Consequently author describez the relation between Grono.net’s users and technology, elaborating the barely expressible notions of intimacy and the sense of belonging. The foregoing is contrasted with the activity of the company, by which the website was administrated, namely the capitalization on the data. Comparing these contradivtive tendencies, the author analyzes reasons of the fall of the website and the administrating company. The paper is concluded with the remark on the paradox of the current social media, which both enable to express the individuality and expropriate users from intimacies emerged from manipulation on the data. Keywords: anthropology of internet, social network service, identity, technology, Web 2.0 Słowa kluczowe: antropologia internetu, serwis społecznościowy, tożsamość, technologia, Web 2.0



Małgorzata Durzewska Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Instytut Kulturoznawstwa

Migracje mentalne. Wzory myślenia a przynależność grupowa w przestrzeni „baniek informacyjnych”

Wstęp Problem migracji oraz pojęcie „baniek informacyjnych” (ang. filter bubble) proponuję potraktować metaforycznie i analizować z perspektywy kulturoznawczej z podkreśleniem wzorów kultury rozumianych jako wzory myślenia, style życia, posiadane światopoglądy oraz wyznawane wartości, które stanowią tło działań i wyborów ludzkich, w tym ideologii i postaw z nimi związanych, które zakorzenione są w kulturach pochodzenia, a także napływają z innych kultur. Dyfuzja kulturowa – pojęcie wprowadzone do nauki przez Edwarda Burnetta Tylora – definiowana jest jako proces przenikania elementów między co najmniej dwiema kulturami lub wewnątrz kulturowo zróżnicowanego społeczeństwa w wyniku kontaktów członków kultury „dawców” i kultury „odbiorców”1, który zachodzi poprzez migracje ludzi i ich bezpośredni kontakt, ale także bez konieczności przemieszczania się ludzi w przestrzeni, np. poprzez współczesne media. Sama komunikacja międzykulturowa nie wymusza bowiem dyfuzji, która, chociaż dwukierunkowa, niekoniecznie jest symetryczna, zaś jej przedmiotem mogą być zarówno obiekty materialne, jak i niematerialne, w tym idee2. W związku z tym „migracje idei” w obrębie sfery komunikacyjnej mogą zostać potraktowane jako „migracje mentalne” pomiędzy użytkownikami sieci internetowej, ale i powstałe w wyniku bezpośrednich relacji międzyludzkich, w ramach jakiejś grupy czy szerzej – społeczności. Mogą bowiem zachodzić podczas wymiany myśli czy to w przestrzeni społecznej, czy też wirtualnej.  E. Nowicka, Dyfuzja kulturowa, w: Encyklopedia socjologii, t. 1. Warszawa 1998, s. 154.  Por. E. Nowicka, Świat człowieka – świat kultury, Warszawa 2007, s. 84.

1 2


56

Małgorzata Durzewska

W antropologii kulturowej przyjmuje się, że każde działanie uczestników kultury warunkowane jest wzorami myślenia, które nadają sens czynnościom i znaczenie symbolom, którymi jej członkowie się posługują i które są charakterystyczne dla danej zbiorowości – Anna Pałubicka zaś dodaje, że również tymi, które sam podmiot akceptuje i adaptuje jako swoje. Autorka Gramatyki kultury europejskiej zauważa: [...] działania ludzkie nastawione są na cel (czyli pragnienia). Zarówno cele, jak i sposoby ich realizacji bezpośrednio motywują do podejmowania czynów przez człowieka. Z kolei motywy powiązane są z akceptowanym oglądem świata3.

Pałubicka proponuje, by nazywać je „kulturowym sposobem myślenia”, składającym się, po pierwsze, z wyobrażenia świata (mentalnego, oglądanego przez podmiot), po drugie, ze świata fizykalnego (czyli jego opisu). Według tego założenia wszystkie wytwory ludzkie są pochodnymi „przekształcania w działaniach przyjętego oglądu świata lub pojęcia świata”4. Autorka wskazuje również na to, że „uczenie się kultury i zarazem partycypowanie w niej” zaczyna się od momentu narodzin człowieka: [...] na wczesnym etapie socjalizacji kulturowej przyswajamy przekonania kulturowe, rozpoczynając od ich praktycznego respektowania, a następnie nabywamy świadomie instrukcji dla posiadanych praktycznie umiejętności. […] pielęgnowanie reguł kulturowych w codzienności jest zarazem podtrzymywaniem wizji świata, które one organizują5.

Takie mentalne i praktyczne trwanie w kulturze podtrzymuje jej istnienie, ale może też być przeszkodą w adaptacji reguł i wartości spoza jej obszaru. Zaś jej wytwory, na co z kolei zwraca uwagę Wendy Griswold, są zazwyczaj konsekwencją obowiązującego sposobu myślenia członków danej kultury, która ukierunkowuje rozwój cywilizacji (zarówno w wyniku adaptacji do zaistniałych warunków naturalnych bądź społecznych, jak i innowacji, które sama kultura tworzy)6, a także, co istotne, organizuje życie codzienne jej członków według ustalonych reguł.

1. Przestrzeń międzyludzka Analizy społeczeństwa dokonywane współcześnie przez socjologów z perspektywy relacji międzyludzkich (np. prace Piotra Sztompki) oraz związków z otocze A. Pałubicka, Gramatyka kultury europejskiej, Bydgoszcz 2013, s. 84.  Ibidem, s. 27. 5  Ibidem, s. 28 6  W. Griswold, Socjologia kultury. Kultury i społeczeństwa w zmieniającym się świecie, Warszawa 2013, ss. 102-108. 3 4


Migracje mentalne. Wzory myślenia a przynależność grupowa...

57

niem, zarówno realnym, jak i wirtualnym, odnoszone są zazwyczaj do przestrzeni komunikacyjnej – choć nie tylko – która jawi się jako przestrzeń zamknięta i hermetyczna. Wymiana zdań, myśli i poglądów z otoczeniem – w przestrzeni realnej i wirtualnej – odbywa się bowiem zwykle w ramach podobnej recepcji świata, wspólnych lub podobnych zainteresowań czy dążeń życiowych. Zdaniem autora pojęcia „przestrzeni międzyludzkich” jest ona istotnym aspektem życia społecznego współczesnych społeczeństw, dającym podstawy do konstytuowania się tożsamości człowieka oraz jego relacji z otoczeniem. Przestrzeń międzyludzka powstaje bowiem w wyniku zachodzących w społeczeństwie relacji, wymiany myśli, poglądów i doświadczeń, ale także w wyniku uczenia się kultury i partycypacji w niej. Proces ten zachodzi przez całe życie człowieka na zasadzie przepływu i wymiany informacji, przyswajania bądź odrzucania wartości, dążeń czy działań, które wynikają z podstaw tego myślenia. Według Piotra Sztompki przestrzeń międzyludzką należy uznać za podstawę współczesnych relacji społecznych, ponieważ jest ona wynikiem wielu zależności i powiązań tworzących przestrzeń społeczną w oparciu o relacje międzyludzkie odmienne od tradycyjnych, rozumianych jako kontakt bezpośredni z wzorem kulturowym zakorzenionym w kulturze pochodzenia, który przekazywany jest w sposób niezmieniony z pokolenia na pokolenie. Natomiast współczesną przestrzeń międzyludzką Sztompka proponuje ujmować następująco. Po pierwsze, jako przestrzeń, w której jednostki żyją i działają w otoczeniu innych ludzi (nawet gdy czasowo pozostają w osamotnieniu) oraz funkcjonują w jakichś relacjach z innymi ludźmi (realnych, wyobrażonych lub wirtualnych). Po drugie, nawet w odosobnieniu każdy człowiek odnosi się w swoich myślach do wzorców kulturowych przyjętych w toku socjalizacji kulturowej. Mówiąc zaś jego słowami, jako ludzie „kierujemy się narzuconymi przez innych regułami lub buntujemy się przeciwko nim; powielamy zdobytą od nich wiedzę, przekonania i poglądy lub odrzucamy je…”7. To zaś stanowi indywidualny wkład współczesnego człowieka w partycypację w kulturze i oznacza istotną różnicę w stosunku do kultywowania tradycyjnych wzorów kulturowych. Po trzecie, przestrzeń międzyludzka podlega ciągłym zmianom oraz procesowi stawania się poprzez nieustanne relacje międzyludzkie i zmieniające się ich konfiguracje. Po czwarte, także społeczne całości, takie jak wspólnoty, instytucje, państwa narodowe czy społeczeństwo globalne, istnieją dzięki relacjom ich członków oraz ich wzajemnym odniesieniom. Stanowimy więc jako ludzie „wypadkową” tego, z kim się w życiu zetknęliśmy oraz kogo do swojej przestrzeni dopuściliśmy. Jesteśmy zatem „aktywnymi współtwórcami przestrzeni międzyludzkiej”8, a nie tylko odtwórcami tradycyjnych wzorców kulturowych.

P. Sztompka, Kapitał społeczny, Kraków 2016, s. 27.  Ibidem, ss. 27-31.

7 8


58

Małgorzata Durzewska

2. Współczesna wspólnota Pojęcie wspólnoty, łączone zazwyczaj z przynależnością terytorialną, którą określają granice, centrum i peryferie terytorium wyznaczonego na mapie, w perspektywie socjologii kultury ujmowane jest również jako „jednostka relacyjna” rozumiana jako „grupa ludzi powiązanych relacjami komunikacji, przyjaźni, zrzeszania albo wzajemnej pomocy. Ci ludzie mogą być rozproszeni geograficznie i nie zawsze znają się osobiście, ale stanowią znaczną i samoświadomą wspólnotę”9. Jest to o tyle istotne, że [...] niegdyś wspólnoty terytorialne i relacyjne w dużej mierze się pokrywały. Ludzi żyjących w tym samym miasteczku albo wiosce łączyły więzy przyjaźni, pokrewieństwa i handlu oraz wspólne przekonania i symbole. Jednak w coraz bardziej mobilnym i zróżnicowanym społeczeństwie te dwa typy wspólnoty stają się w coraz większym stopniu odrębne. Co więcej, również ich zewnętrzne granice zacierają się. „Znajomi” z Facebooka tworzą pewną sieć i mogą sporo o sobie wiedzieć, ale ich rzeczywiste interakcje bywają rzadkie, a ich wspólna kultura bardzo ograniczona10.

Nie przeszkadza im to jednak w posługiwaniu się wspólnymi znaczeniami i symbolami ułatwiającymi im komunikowanie i zrozumienie się. Wspólnie podzielane wartości i poglądy na świat budzą uczucie jedności ideowej, która zbliża do siebie często obcych sobie ludzi, zaś brak ograniczenia w postaci terytorium wyznaczonego przestrzenią geograficzną daje nowe możliwości zawiązywania relacji, przyjaźni czy podejmowania działań, np. dla wspólnych celów. Takie działania grupowe, niezależnie od tego, czy zawiązywane w świecie rzeczywistym, czy wirtualnym, mają znamiona nieformalnych grup celowych. Mówiąc o grupie, zakładamy, że między ludźmi [...] zachodzą określone procesy życia społecznego, chociażby w postaci najogólniejszych przejawów ustosunkowania człowieka do człowieka. […] W odróżnieniu od zbioru ludzi, określonego tylko przez warunki zewnętrzne (wspólność przebywania w danym czasie, na pewnym odcinku przestrzeni), zbiór zespolony wzajemnym wewnętrznym ustosunkowaniem jego członków nazywamy grupą społeczną11.

Mamy bowiem do czynienia z różnymi rodzajami grup, w tym m.in. opartymi na stosunkach osobowych, takich jak grupy towarzyskie, przyjacielskie, koleżeńskie, osobiste, które osadzone są na zwyczajach, a nawet obyczajach; grupy oparte na stosunkach społeczno-formalnych o charakterze gospodarczym, handlowym czy wymiany naukowej; wreszcie grupy oparte na stosunkach wirtual W. Griswold, Socjologia kultury..., s. 194.  Ibidem. 11  P. Rybicki, Z podstawowych zagadnień grupy społecznej, w: P. Sztompka, M.Kucia (red.), Socjologia, Kraków 2006, s. 260.  9

10


Migracje mentalne. Wzory myślenia a przynależność grupowa...

59

nych o charakterze komunikacyjnym, towarzyskim, hobbistycznym, politycznym czy pomocowym bądź filantropijnym, opartych na wspólnych celach i emocjach. Powołując się na Michela Maffesoliego, można przyrównać relacje grupowe do zjawiska „nowoplemienności”, które oznacza rodzaj grupy – wspólnoty, nazywanej przez autora plemieniem, opartej na umownym (symbolicznym) terytorium oraz wspólnych emocjach stanowiących „spoiwo emocjonalne” scalające tę grupę. Według Maffesoliego istnieje wiele [...] współczesnych zgrupowań, które definiują się jednocześnie w oparciu o terytorium i o wspólne emocje, niezależnie od tego, jakie terytorium wchodzi w danym przypadku w grę i jaka jest treść emocji: zainteresowania kulturalne, upodobania seksualne, gusta odzieżowe, wyobrażenia religijne, motywacje intelektualne, zaangażowanie polityczne12. [Zaś] powstawanie mikrogrup, plemion, które wyznaczają przestrzenność, dokonuje się w oparciu o poczucie przynależności, jako pochodna szczególnej etyki, i w ramach sieci komunikacyjnej13, [co sprzyja tworzeniu się nowych] manifestacji bycia razem14.

Wojciech Dohnal słusznie zauważa, że Maffesoli wskazuje na „kryzys poczucia tożsamości”, ponieważ [...] w dobie racjonalizmu jej źródłem była przynależność klasowa, pełniona funkcja społeczna, trwałe miejsce w strukturze, które jednoznacznie wyznaczało cele do realizacji, dając jednostce poczucie sensu i zakorzenienia w świecie. Tymczasem ponowoczesność w miejsce pewności, stabilności wprowadza zagubienie i wyobcowanie15.

W wyniku postępującej masowości i uniformizacji, obejmujących swym zasięgiem coraz więcej sfer życia, zatraca się poczucie indywidualizmu i samoidentyfikacji. Reakcją obronną na proces umasowienia staje się poszukiwanie wspólnoty, związku emocjonalnego z innymi, w większości niespokrewnionymi osobami, oraz dążenie do łączenia się z innymi ludźmi w nowe wspólnoty ideologiczne, zainteresowań, stylów życia, odczuć, upodobań i gustów. Tak tworzy się struktura luźnych powiązań „wspólnotowych”, która nie jest narzucona odgórnie, ale wyrasta z „oddolnej” aktywności ludzkiej i realizuje się zazwyczaj w przestrzeni lokalnej, a za pośrednictwem mediów także globalnej. Charakter współczesnych form zrzeszania się, wspólnych przestrzeni działania czy porozumiewania się przypomina więc bardziej model organizacji „nowoplemiennych” 12  M. Maffesoli, Czas plemion, Schyłek indywidualizmu w społeczeństwach ponowoczesnych, tłum. M. Bucholc, Warszawa 2008, s. 201. 13  Ibidem, s. 206. 14  Ibidem. 15  W. Dohnal, Plemienność naszych czasów, „Czas Kultury” 4-5/2007, ss. 12-18.


60

Małgorzata Durzewska

niż tożsamościowo-narodowych. Zaś członkostwo w tych grupach nie oznacza poważnych zobowiązań, gdyż przystąpienie do nich jest możliwe na zasadzie dobrowolności, a nie przynależności. Scala je tylko przekonanie o podzielaniu wspólnych wartości i „pokrewieństwie duchowym” (ideologicznym, emocjonalnym), a ten rodzaj powiązań jest nietrwały, zmienny, płynny i ulotny. Takie ujęcie zjawiska koresponduje z pojęciem „baniek informacyjnych” charakterystycznych dla nowych mediów. Bańki informacyjne oscylują wokół idei, wyobrażeń i narracji, które scalają wąskie grona osób o określonych poglądach, wyznawanych wartościach, stylach życia i potrzebach oraz sposobach ich zaspokajania, a które, zamknięte w przestrzeni wirtualnej, zarządzane są przez algorytmy i moderatorów, zaś ich relacje są czasowe, nietrwałe, płytkie i ulotne, często oparte na wspólnych emocjach, kręgach zainteresowań bądź poglądach czy łączących chwilowo celach lub dążeniach, które są wystarczającym powodem, aby spotkać się we wspólnej przestrzeni.

3. Bańki informacyjne: bańka filtrująca Pojęcie „bańki informacyjnej”, nazywanej z języka angielskiego „filtrującą” (filter buble), wprowadzone zostało do dyskursu w 2011 r. przez Eliego Parisera, który zaobserwował mechanizm filtrowania informacji „pod użytkownika” w sieci internetowej, tworzącej „sprzyjające” dla niego środowisko izolujące go od „niechcianych” – przynajmniej z założenia – treści. Pariser analizował zjawisko bańki informacyjnej, „będącej efektem internetowej personalizacji, filtrującej i blokującej dopływ części informacji”16, którą określił jako „osobiste i niepowtarzalne uniwersum informacyjne, w którym każde z nas żyje online”17. Inaczej mówiąc, bańka informacyjna to przestrzeń w sieci internetowej, w której dany użytkownik zawieszony jest niejako w chmurze informacji dostosowanych specjalnie do niego. Bańka powstaje w wyniku działania algorytmu, który sprawia, że „osoba korzystająca z internetu otrzymuje wyselekcjonowane informacje, dobrane na podstawie informacji dostępnych na jej temat, takich jak lokalizacja czy historia wyszukiwania”18. Zjawisko to wiąże się z „profilowaniem sieciowym”, czyli opartym na określonych algorytmach mechanizmie, który „służy kategoryzowaniu  B. Malinowski, Jak Facebook zamyka nas w bańce informacyjnej. Algorytm filtrujący Newseed a zjawisko Filter bubble, „Zarzadzanie Mediami” 4(1)2016, s. 20, https://nortonsafe. search.ask.com/web?q=Jak+facebook+zamyka+nas+w+ba%26%23324%3Bce+informacyjnej [20.08.2017]. 17  E. Pariser, za: ibidem. 18  Bańki filtrujące: Jak jesteśmy profilowani w sieci? (ilustracja), https://web.archive.org/ web/20160305074301/http://cyfrowa-wyprawka.org/lekcja/jak-jestesmy-profilowani-w-sieci, za: Przedstawiamy Cyfrową Wyprawkę, Fundacja Panoptykon, https://panoptykon.org/wiadomosc/przedstawiamy-cyfrowa-wyprawke [28.08.2017]. 16


Migracje mentalne. Wzory myślenia a przynależność grupowa...

61

ludzi według ich cech, zachowań, preferencji. Jest stosowany m.in. w marketingu internetowym w celu prezentowania reklam dopasowanych jak najściślej do potrzeb określonych użytkowniczek i użytkowników sieci, w branży bankowej i ubezpieczeniowej w celu oceny klienta, a także przez państwo w celu zwiększenia bezpieczeństwa”19. Zaś „ciasteczka” (ang. cookies), czyli „małe pliki tekstowe zapisywane na dysku użytkownika podczas korzystania ze stron WWW, zapamiętują określone informacje o ustawieniach przeglądarki (np. wybrany język strony WWW, dane logowania) lub przesyłają pewne informacje z powrotem na serwery danej strony (np. ustawienia zabezpieczeń lub produkty w koszyku w sklepie internetowym). Natomiast geolokalizacja oznacza określenie fizycznego położenia geograficznego osoby i urządzenia telekomunikacyjnego za pomocą systemu GPS lub adresu IP”20. Oznacza to, że każda osoba korzystająca z internetu podlega profilowaniu, czyli procesowi, który bazuje na kategoryzowaniu użytkowników według cech i zachowań, które zostaną ujawnione przez użytkownika w sieci. Z profilowaniem spotykamy się np. na [...] Facebooku, który zapamiętuje historię „lajków”, by zaprezentować reklamę targetowaną, oraz w rozmaitych serwisach książkowych, filmowych czy muzycznych. Ich działanie opiera się na analizie decyzji użytkowniczek i użytkowników: zostaną Ci zaproponowane te tytuły, które wcześniej wybrały osoby sprofilowane jako podobne do Ciebie. Owszem, to bywa przydatne, ale zawsze ogranicza. Jeżeli na przykład ktoś korzysta z serwisu randkowego i zbytnio zaufa algorytmowi profilującemu, może stracić szansę na poznanie kogoś interesującego, ale całkowicie różniącego się od typowań systemu21.

Pomimo działania tego mechanizmu motorem napędowym są jednak decyzje podejmowane przez użytkownika, choćby nie do końca świadome. Trudno więc zgodzić się ze stwierdzeniem, że jesteśmy pozbawieni wpływu na treści dostępne w internecie, tak samo jak na wybór znajomych. Ponadto w zależności od tego, z jakiego urządzenia korzystamy przy wyszukiwaniu danych, uzyskujemy inne rezultaty, na co wskazywał już w swoim eksperymencie Eli Pariser. Dzieje się tak dlatego, że każdy użytkownik znajduje się w owej bańce filtrującej, a „większość wyszukiwarek (np. Google, Bing) dopasowuje określone wyniki, bazując na historii zapytań. Ma to służyć wygodzie – i sprawdza się dobrze, gdy musimy szybko zlokalizować pobliską pizzerię, a w wielu sytuacjach może zawęzić zestaw odpowiedzi”22. To wszystko prowadzi z jednej strony do zamykania się w przestrzeni dostępnej nam na „wyciągnięcie ręki”, ale z drugiej – przyciąga podobnie myślących, korzystających z tych samych lub podobnych treści dostępnych w internecie.  Ibidem.  Ibidem. 21  Ibidem. 22  Ibidem. 19 20


62

Małgorzata Durzewska

Przyjmuje się więc, że powstają niejako „samotne wyspy” dryfujące w przestrzeni społecznej, niekiedy napotykające inne wyspy – „bańki informacyjne”, zamknięte na inne informacje i osoby oraz dialog z nimi. Dlatego zakłada się, iż bańki informacyjne zamykają drogę do poznania „innego”, a nawet oddalają możliwość lub chęć zetknięcia się z odmiennością, poznania jej, nie dając przestrzeni do akceptacji, do której żadna z owych wysp nawet nie aspiruje. Wyspy te czy też bańki – zwane przeze mnie „wspólnotami mentalnymi” – oscylują wokół sposobów myślenia, stylów życia i postrzegania świata, nie zaś wokół wartości etnicznych czy narodowych. Płynna nowoczesność odbija się wyraźnym echem zarówno w bezpośrednich kontaktach międzyludzkich, jak i w tych „zapośredniczonych cyfrowo” – przeniesionych do przestrzeni wirtualnej, w której jednostki tylko utwierdzają się w swoich przekonaniach, zamykając się na inne, „obce” treści. Pojawia się jednak pytanie, czy ta specyfika baniek informacyjnych jest tak nieuchronna, jak próbuje się ją ujmować w perspektywie medioznawczej, czy jest to jednak problem tak stary jak społeczności ludzkie, które funkcjonowały od zawsze w środowiskach zamkniętych (wspólnotach czy plemionach), niejednokrotnie także odizolowanych od wpływów zewnętrznych? Podobnie bowiem jak w przypadku ludzi funkcjonujących w grupach społecznych i „wspólnotach” istniejących w świecie realnym, „nowe technologie informacyjne sprawiają, że możemy sami wybierać, co czytamy i z kim się komunikujemy”23. Trudno nie zgodzić się również z poglądem, iż „w realnym świecie też poruszamy się w określonych środowiskach, spotykamy określonych ludzi w naszych stowarzyszeniach, partiach itd.”24. Tym samym najchętniej wymieniamy poglądy z osobami, które je podzielają, łączymy się w grupy podobnie myślących, podobnie spędzających czas wolny, o podobnych dążeniach i aspiracjach życiowych, zamykając się na te spoza kręgu naszych zainteresowań. Jednocześnie [...] teoria internetowej bańki informacyjnej wskazuje, że nasze internetowe preferencje coraz silniej wpychają nas w określone nisze i środowiska, w rzeczywistości silniej niż kiedykolwiek ugruntowując nasze preferencje, poglądy i upodobania. […] – lubicie te same strony, pewnie macie dużą szansę mieć wspólnych znajomych, więc „facebookowy engine” Was wyszuka i zaproponuje abyście się poznali. Funkcjonujesz zatem na Facebooku czy innych portalach społecznościowych, które coraz częściej stają się dla wielu głównym źródłem wiedzy o świecie, czytając polecane przez Twoich znajomych linki, poglądy i informacje. Ugruntowujesz się więc w swoich […] poglądach, dyskutujesz z ludźmi, którzy są podobni do Ciebie. Jednocześnie masz coraz mniej okazji do dyskusji z osobami, które myślą inaczej. Portal społecznościowy nie tworzy dla Was okazji do poznania. Internet tworzy zamknięte światy  B. Lenkowski, Bańki informacyjne, „Liberte!” 6.04.2012, http://lenkowski.liberte.pl/ banka-informacyjna/ [20.08.2017]. 24  Ibidem. 23


Migracje mentalne. Wzory myślenia a przynależność grupowa...

63

osób myślących w różny sposób, które poprzez ten samonapędzający się mechanizm stają się coraz silniej radykalne i przekonane o swojej jedynej racji25.

Jednak wychodząc poza sferę wirtualną, problem ten okazuje się szerszy i dotyczący w znacznej mierze społecznej przestrzeni współczesnych stechnicyzowanych społeczeństw. Tym bardziej że oba światy – wirtualny i realny – mieszają się i wzajemnie przenikają, ponieważ zamykanie się w zintegrowanych środowiskach, czy to lokalnych, czy wirtualnych, jest przejawem, jak się wydaje, tendencji człowieka do trwania przy swoich przekonaniach i wizjach świata wykreowanego przez ich kulturę. A jednocześnie płynność przekazów wartości, stylów życia sprzyja ciągłej mentalnej dyfuzji kulturowej, mieszającej jedne porządki z drugimi, tworząc nową jakość. Obecnie zależność od wpływu innych z jednej strony wydaje się ograniczona przez izolacjonizm, z drugiej zaś – za sprawą rozwoju technologii komunikacyjnych i medialnych jednostka jest pod stałym ich wpływem, przy czym każdy człowiek dokonuje wyboru treści i relacji z innymi osobami w sposób dowolny, niezwiązany z nakazami prawnymi czy obyczajowymi. Wolność jednostki w nawiązywaniu relacji objawia się tym, że funkcjonuje jednocześnie w wielu środowiskach i ma swobodę przemieszczania się między grupami. Świadczy to o ponowoczesnym charakterze omawianego zjawiska. Nietrwałość struktur, czasowość i przemijalność relacji warunkowane są przez „tu i teraz”, co jest cechą współczesnych społeczeństw, zaś relacje międzyludzkie są wolne od przymusu strukturalnego i nawiązywane w sposób dowolny, zaś ich trwałość zależy od samych członków grupy.

Podsumowanie Podobnie jak grupy społeczne tworzą się – czy to spontanicznie, czy w sposób formalny – to samo ma miejsce w świecie wirtualnym, zaś dobór członków grup czy wspólnot jest szerszy, bardziej swobodny, gdyż możliwości wyboru tworzone są przez system algorytmów gromadzących dane na temat naszych wcześniejszych wyborów. Jednak przestrzeń, którą zagospodarowujemy w „realu”, również organizujemy na podstawie dostępnych nam danych, z mniejszą możliwością sięgnięcia po inne niż te dostępne na „wyciągnięcie ręki”, a więc związane z naszym obecnym środowiskiem społecznym, znanym nam oglądem świata oraz wzorem myślenia, niż daje nam możliwość poruszania się w sieci internetowej oraz zmiany preferencji przeglądania podsuwanych nam dotychczas treści. Zarówno w świecie realnym, jak i wirtualnym docierają do nas te informacje, na które jesteśmy gotowi się otworzyć. Sami bowiem decydujemy, jakimi ludźmi i informacjami się otaczamy, zaś nasze „ramy kultury”, wyznaczające  Ibidem.

25


64

Małgorzata Durzewska

nam horyzonty myślenia i działania, przywiązują nas tym mocniej do treści, które już znamy, i zachowań, które przyswoiliśmy w swoim środowisku kulturowym i społecznym. Tworzymy tym samym „przestrzenie międzyludzkie” charakterystyczne dla naszych indywidualnych doświadczeń oraz preferencji, które zarówno w internecie, jak i poza nim dają możliwość spotykania podobnych do nas osób i scalania naszych relacji w ramach podobnych racji, światopoglądów czy sposobów życia. Nie należy przy tym lekceważyć faktu, z jaką łatwością można wyjść poza zaklęty krąg baniek informacyjnych, w przeciwieństwie do trudności wyjścia z mentalności środowiskowej. O ile w internecie wystarczy wpisać w przeglądarkę inne hasła niż dotychczas i przekierować algorytmy, tak by odtąd podsuwały „nowe” informacje, to wyjście ze swych bezpiecznych środowisk realnych wspólnot – „nowych plemion” – i skonfrontowanie z innymi ludźmi oraz poglądami spoza naszego kręgu jest dużo trudniejsze, ponieważ zwykle jesteśmy wierni swoim poglądom, bezpiecznie się też czujemy w swoich wspólnotach i wolimy nie wchodzić w konfrontacje z otoczeniem. Czy w związku z tym można jeszcze mówić o tożsamościach narodowych, etnicznych i wspólnotach w tradycyjnym rozumieniu? Wydaje się to coraz mniej możliwe. Jest ono zastępowane fasadowością symboli oraz znaczeń charakterystycznych dla jednej czy drugiej grupy – owej „wyspy mentalnej” czy bańki informacyjnej, czyli przestrzeni podobnej symboliki wynikającej z patchworkowych wzorów kultury światowej, która nie dość że nie jest jednolita, to jeszcze tworzy zamknięte przestrzenie dostępne tylko podobnie myślącym. Zatem i migracje mentalne stają się pozorne, ponieważ odbywają się zazwyczaj w ramach tych samych wspólnot i przestrzeni mentalnych baniek informacyjnych. Summary The problem of migration and the notion of “filter bubbles” are defined in this article from the perspective of the cultural studies with the emphasis on the aspect of cultural patterns understood as thinking patterns which are rooted both in the cultures of origin and in other cultures. Currently, in the social space we can observe the phenomenon of “neotribalism” – well described by M. Maffesoli – which seems to correspond to the notion of “filter bubbles” being characteristic for the new media. The “filter bubbles” close the users of the “web” in the space of ideas, imagination and narration and join small groups of people with specific viewpoints, recognised values, lifestyles and needs as well as the ways of satisfying the needs, and which, by being closed in a virtual space, are managed by algorithms and moderators. However, the problem seems to be much broader and concerns, to a significant extent, the social space of the contemporary technology-rich societies, which I indicate in this article. Keywords: filter bubbles, neotribalism, migration, cultures Słowa kluczowe: bańki filtrowe, nowoplemienność, migracja, kultury


Rafał Cekiera Uniwersytet Śląski w Katowicach Instytut Socjologii

Formatowanie papieża Franciszka. Interpretacje papieskiego nauczania o uchodźcach w polskich mediach*

Wstęp Pontyfikat papieża Franciszka wzbudza kontrowersje właściwie od samego początku, czyli od momentu, kiedy 13 marca 2013 r., tuż po wyborze, Jorge Mario Bergoglio wyszedł na balkon i przywitał się z zebranym tłumem pozdrowieniem „Dobry wieczór”. Wiele osób ze zdumieniem obserwowało to przekraczanie czy wręcz łamanie przezeń części ustalonych, choć niemających przecież religijnych sankcji watykańskich zwyczajów. Zachowania Franciszka, który jest świadomy siły gestów, od początku pontyfikatu wzbudzają ciekawość i zainteresowanie – bezpośrednio po konklawe pojechał do hotelu, aby uregulować rachunek za swój pobyt1. W różnych gremiach zachwyt i zakłopotanie na przemian wzbudzały także jego zachowania o większym znaczeniu i sile oddziaływania. Przykładem może być wybór na miejsce pierwszej podroży apostolskiej włoskiej wyspy Lampedusa, symbolu dramatu zmierzających do Europy uchodźców i imigrantów. Właśnie tam, przywołując ważne dla całego pontyfikatu określenie „globalizacja obojętności”, Franciszek mówił: „prosimy o wybaczenie obojętności wobec wielu braci i sióstr; prosimy o przebaczenie dla tych, którzy wygodnie zamknęli się we własnym dobrobycie, który znieczula serce; prosimy o wybaczenie dla tych, * Artykuł powstał w ramach projektu badawczego nr 2016/23/D/HS2/03442 pt. „Konstruowanie wizerunku uchodźców w polskim dyskursie publicznym”, finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki. 1  M. Laskowska, K. Marcyński (red.), Sztuka komunikacji według Franciszka. Bliżej – prościej – głębiej, Warszawa 2016, s. 11.


66

Rafał Cekiera

którzy przez swoje decyzje na poziomie światowym stworzyli sytuacje, które prowadzą do tych dramatów”2. Uwrażliwianie na etyczny aspekt współczesnych problemów społecznych oraz idący w poprzek utartych skojarzeń polityczny wymiar papieskiego nauczania stały się wyzwaniem dla obu stron ideologicznej barykady, także w Polsce. Już w 2014 r. ukazała się książka kojarzonego z prawicowo-konserwatywnym światopoglądem Tomasza Terlikowskiego pt. Operacja Franciszek. Sześć medialnych mitów na temat papieża3, rozpoczynająca się od symptomatycznych stwierdzeń: Lewica ma nowego idola. Jest nim papież Franciszek, który – nieco niespodziewanie – został największym autorytetem liberalnych mediów4.

Z kolei wśród osób bliższych światopoglądowi liberalno-lewicowemu również pojawiają się głosy względem Franciszka bardzo krytyczne. Przywołać tu można artykuł Stanisława Obirka pt. Nieporadność papieża Franciszka, w którym pisze on: A papież Franciszek? Poza tym, że jest ulubieńcem liberalnych mediów, że udziela ciekawych wywiadów, właściwie nic nie zrobił, by swoje idee wprowadzić w życie5.

Podobnych przykładów można przytoczyć znacznie więcej – w wyraźny sposób ukazują one problem z przypisaniem papieża Franciszka do jednej ze stron ideologicznego sporu. W tym kontekście obecny pontyfikat jest problematyczny dla wielu środowisk. Jak pisze jeden ze współpracowników papieża, kardynał Walter Kasper: Wyzwanie, jakie nam rzuca obecny pontyfikat, jest zatem o wiele bardziej radykalne, niż to się wielu osobom wydaje. Jest to wyzwanie dla tych konserwatystów, którzy nie pozwalają Bogu, aby ich zaskakiwał, i opierają się wszelkim reformom, oraz dla takich zwolenników postępu, którzy oczekują konkretnych rozwiązań już tu i teraz6.

Przekaz przekraczający linie zwyczajowych podziałów, płynący z urzędu papieskiego – mimo wszelkich zmian społeczno-kulturowych ciągle mającego globalne znaczenie polityczne, a i dla wielu katolików formujące – staje się  https://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/dokumenty/homilie-papiez-franciszek/ art,17,papiez-na-lampedusie-prosimy-o-przebaczenie-za-obojetnosc-na-los-imigrantow.html [29.10.2017]. 3  T. Terlikowski, Operacja Franciszek. Sześć medialnych mitów na temat papieża, Warszawa 2014. 4  Ibidem, s. 7. 5  S. Obirek, Nieporadność papieża Franciszka, „Studio Opinii”, http://studioopinii.pl/archiwa/179057 [29.10.2017]. 6  W. Kasper, Papież Franciszek. Rewolucja czułości i miłości, Warszawa 2015, s. 136. 2


Formatowanie papieża Franciszka. Interpretacje papieskiego nauczania...

67

ciekawym obszarem badawczym pod kątem współczesnych reguł komunikacji oraz łączącego się z nimi coraz bardziej plemiennego opisywania i postrzegania rzeczywistości. Współczesne reguły komunikacji podporządkowane są procesom nieustannego wytwarzania znaczeń, ich szybkiego rozpowszechniania i krótkotrwałości. Z powodu wirtualizacji coraz większych obszarów ludzkiego życia komunikaty te mają charakter efemerycznych wirali, co stanowi istotne utrudnienie w przekazywaniu treści łamiących światopoglądowe uprzedzenia. Treść publikowanych corocznie papieskich orędzi na Światowy Dzień Środków Masowego Przekazu może wskazywać, że Franciszek ma świadomość tych komplikacji. W orędziu na 2014 rok pisał: Rozmaitość wyrażanych opinii może być postrzegana jako bogactwo, lecz możliwe jest również zamknięcie się w sferze informacji, które są zgodne z naszymi oczekiwaniami i poglądami, bądź też określonymi interesami politycznymi i ekonomicznymi7.

W tym kontekście ciekawa wydaje się analiza sposobu przekazywania treści papieskiego nauczania przez polskie media. Szczególnie dotyczy to obszaru niezwykle ważnego dla obecnego papieża, czyli kwestii związanych z kryzysem uchodźczym czy migracyjnym. Jak podkreśla Kasper, opisując pontyfikat Franciszka: [...] w sposób szczególny leży mu na sercu los uchodźców; są oni ludźmi pozbawionymi możliwości życia we własnej ojczyźnie, ale i nowymi mieszkańcami Europy, którzy mogą wzbogacić nasz kontynent swoimi talentami. W mocnych słowach wzywa Franciszek do podjęcia wysiłków, aby Morze Śródziemne nie stało się cmentarzyskiem8.

To wezwanie adresowane jest również do Polaków, których zdecydowana większość (92%) deklaruje przywiązanie do religii katolickiej9 i uznaje papieski autorytet – także w okresie sprawowania tego urzędu przez Franciszka10. W Polsce kryzys migracyjny – rozumiany jako gwałtowny i niekontrolowany wzrost liczby przybyszów z państw Afryki i Dalekiego Wschodu do Europy – ma jednak charakter fantomowy. Pomimo niewielkiej liczby uchodźców i imigrantów z tych terenów kwestia ta ma znaczące konsekwencje społeczne. Proble 7  Przekaz w służbie autentycznej kultury spotkania. Orędzie Papieża Franciszka na XLVIII Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, https://w2.vatican.va/content/francesco/pl/ messages/communications/documents/papa-francesco_20140124_messaggio-comunicazioni-sociali.pdf [23.10.2017].  8  W. Kasper, Papież Franciszek..., s. 130.  9  Przynależność Polaków do ruchów i wspólnot religijnych, Komunikat z badań CBOS 84/2017, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2017/K_084_17.PDF [23.10.2017]. 10  W przeprowadzonym w 2014 r. badaniu na pytanie „Czy papież Franciszek jest dla Pana(i) ważnym autorytetem moralnym?” odpowiedzi „zdecydowanie tak” udzieliło 44% badanych, „raczej tak” – 39%, „zdecydowanie nie” – 3%, a „raczej nie” 10%. Zob. Pontyfikat papieża Franciszka w opiniach Polaków, Komunikat z badań CBOS 57/2014, http://www.cbos.pl/SPISKOM. POL/2014/K_057_14.PDF [23.10.2017].


68

Rafał Cekiera

matyka ta stała się też paliwem politycznych rozgrywek. W destrukcyjny dla rzetelnego namysłu nad polską polityką migracyjną oraz realnymi możliwościami pomocy uchodźcom sposób apogeum kryzysu migracyjnego zbiegło się z okresem dwóch kampanii wyborczych: prezydenckiej (wybory w dniach 10 i 25 maja 2015 r.) oraz parlamentarnej (wybory w dniu 25 października 2015 r.). Podporządkowane interesom partii politycznych czy kandydatów dysputy wytworzyły specyficzne podejście do tego problemu. Instrumentalne wykorzystanie kryzysu migracyjnego w doraźnej walce politycznej stało się sposobem rozbudzania emocji, często opartych na fałszywych danych i niesprawdzonych informacjach. Konsekwencją tych zjawisk jest rzadko spotykana w tak krótkim czasie zmiana postaw Polaków wyrażana w deklaracjach gotowości pomocy uchodźcom. W okresie między majem a październikiem 2015 r. nie zdarzyły się w Europie zamachy terrorystyczne, często łączone z konsekwencjami kryzysu migracyjnego – a to właśnie wówczas, w okresie dwóch kampanii przedwyborczych, deklaracje Polaków radykalnie się zmieniły. W maju 2015 r. jedynie 21% respondentów nie zgadzało się na przyjmowanie uchodźców, 58% opowiadało się za udzielaniem im schronienia do czasu zakończenia konfliktu zbrojnego, natomiast 14% zgadzało się na wpuszczanie ich do kraju bez żadnych obostrzeń11 – w październiku 2015 r. odsetki te wynosiły już (odpowiednio) 43%, 46% i 8%12. Na postrzeganie przez polskie społeczeństwo uchodźców, imigrantów i związanych z nimi wydarzeń ostatnich lat niebagatelny wpływ mają media – zarówno tradycyjne, jak i internetowe, co podkreślane jest w wielu analizach13. Dlatego w niniejszym artykule podjęta zostanie próba identyfikacji sposobu przedstawiania nauczania papieża Franciszka odnoszącego się do kwestii uchodźców i imigrantów na łamach dwóch tygodników: „Polityka” i „wSieci”14. Interesować mnie będzie odpowiedź na trzy zasadnicze pytania: Jak często przywoływano stanowisko papieża Franciszka dotyczące uchodźców i imigrantów w danym tygodniku? W jakim kontekście odwoływano się do nauczania papieskiego w tej kwestii? W jaki sposób prezentowano i interpretowano słowa Franciszka?

1. Metodologiczne aspekty prowadzonych badań Próba odpowiedzi na przedstawione pytania będzie opierała się na analizie treści zamieszczanych na łamach przywołanych tygodników. Zgodnie z metodolo Polacy wobec problemu uchodźstwa, Komunikat z badań CBOS 81/2015, http://www. cbos.pl/SPISKOM.POL/2015/K_081_15.PDF [9.01.2017]. 12  Polacy o uchodźcach – w internecie i w „realu”, Komunikat z badań CBOS 149/2015, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2015/K_149_15.PDF [9.01.2017]. 13  Zob. np. artykuły zamieszczone w zbiorze: T. Nowicki (red.), Zemsta emancypacji. Nacjonalizm, uchodźcy, muzułmanie. Zagrożenia i wyzwania kryzysu uchodźczego, Gdańsk 2017. 14  Tygodnik od lipca 2017 r. ukazuje się pod tytułem „Sieci”. 11


Formatowanie papieża Franciszka. Interpretacje papieskiego nauczania...

69

giczną wskazówką, by w badaniach empirycznych nad tekstem wychodzić od „w miarę obszernego korpusu konkretnych wypowiedzi”, które poprzez analizę i opis pozwalają na „rekonstrukcję abstrakcyjnego i modelowego wzorca-prototypu”15, badaniu poddane zostaną dwa roczniki tygodników – wszystkie numery czasopism datowane na lata 2015 i 2016. Zakładając, że we współczesnych mediach niezwykle rzadko zdarza się „respektowanie reguły niegdyś dla dziennikarzy obligatoryjnej, by interpretację (ocenę) oddzielać od powiadamiania”16, pod uwagę były brane wszystkie komunikaty prasowe – zarówno o charakterze informacyjnym, jak i wywiady czy teksty stricte publicystyczne. Kryterium decydującym o ujęciu tekstu w analizie było odwołanie się w nim do papieża Franciszka w kontekście uchodźców czy imigrantów. Taki relatywnie duży zestaw powinien pozwolić na identyfikację ideologii danego pisma – rozumianej wszakże nie tyle jako zwarty system przekonań istniejący niezależnie od porządku interakcyjnego, co „w znaczeniu sumy częściowo powiązanych treści ideologicznych użytkowanych w rozmaitych praktykach komunikacyjnych”17. Klasycznie rozumiana analiza treści, skodyfikowana przez Bernarda Berelsona, zakłada cztery elementy tej procedury: obiektywizm, systematyczność, ilościowy charakter pomiaru/opisu oraz analizę jawnej treści komunikatów18. Współcześnie zestaw ten jest często modyfikowany i uzupełniany. Zwraca się np. uwagę na to, że same dane ilościowe mogą być niewystarczające, a czasem wręcz zwodnicze – dlatego należy je uzupełniać danymi jakościowymi19. Osobną kwestią są obszary w tekście przemilczane. Jak pisze Tim Rapley, „analiza tekstu często oznacza koncentrowanie się w równiej mierze na tym, c o s i ę (w) n i m m ó w i (tzn. mechanizmach konstruowania zawartych w nim argumentów, idei czy pojęć), jak i n a t y m, c z e g o s i ę (w) n i m n i e m ó w i (czyli przemilczeniach, brakach i opuszczeniach)”20. Twierdzenie to ważne będzie także z uwagi na zastosowanie procedury analizy treści w niniejszym artykule. Jest to zgodne z założeniem, iż „pomijanie określonych tematów i spraw w środkach masowego przekazu jest przejawem specyficznych dla społeczeństw współczesnych prób pośredniego zdefiniowania tych spraw jako nieważne”21.  T. Piekot, Dyskurs polskich wiadomości prasowych, Kraków 2006, s. 30.  M. Wojtak, Rozłożone gazety. Studia z zakresu prasowego dyskursu, języka i stylu, Lublin 2015, s. 201. 17  S. Kowalski, „Wolność w blasku prawdy”. O retoryce „Tygodnika Powszechnego”, w: M. Czyżewski, S. Kowalski, A. Piotrowski (red.), Rytualny chaos. Studium dyskursu publicznego, Warszawa 2010, s. 181. 18  K. Szczepaniak, Zastosowanie analizy treści w badaniach artykułów prasowych – refleksje metodologiczne, „Acta Universitatis Lodziensis Folia Sociologica” 42/2012, s. 84. 19  Ibidem. 20  T. Rapley, Analiza konwersacji, dyskursu i dokumentów, Warszawa 2010, s. 194. 21  Wprowadzenie, w: M. Czyżewski, S. Kowalski, A. Piotrowski (red.), Rytualny chaos..., s. 21. 15 16


70

Rafał Cekiera

Przystępując do analizy treści materiałów prasowych, należy mieć świadomość, że korzystanie z tego typu dokumentów zastanych nie opiera się na prostej relacji komunikat – odbiorca. Świadomość kontekstów sytuacji powinna towarzyszyć badaczowi, aby uchronić go przed wpadnięciem w koleiny własnych wyobrażeń. Jak podkreśla Karolina Szczepaniak: [...] mamy tu bowiem do czynienia z wielopłaszczyznową interakcją między: – zbiorem wiedzy na dany temat, dotychczasowymi przekonaniami i doświadczeniami autora oraz jego intencjami prowadzącymi do powstania tekstu; – wiedzą, doświadczeniami i przekonaniami badacza; – silnie wpływającym na proces tworzenia przekazu i jego późniejszej interpretacji kontekstem społecznym22.

Wybór do analizy tygodników „Polityka” i „wSieci” opierał się na dwóch przesłankach. Pierwszą była znacząca ideologiczna odmienność obydwu pism oraz ich stosunek do aktualnych polskich władz (odpowiednio: sceptyczny i wspierający). Drugą były nakłady czasopism. Nieco upraszczając światopoglądowe przypisania, oba tytuły można uznać za liderów lewicowo-liberalnej („Polityka”, średnia sprzedaż w 2016 r. – 119 881 egzemplarzy) i prawicowo-konserwatywnej („wSieci”, średnia sprzedaż w 2016 r. – 74 463 egzemplarzy) części rynku medialnego. Okres analizy – czyli wydania czasopism z lat 2015 i 2016 – został podzielony na dwie części. Kryterium podziału stanowi wizyta papieża Franciszka w Polsce w trakcie Światowych Dni Młodzieży (27-31 lipca 2016 r.). Wydarzenie to okazało się bowiem znaczące dla częstotliwości zamieszczanych treści dotyczących analizowanej problematyki i sposobu ich formułowania przez oba tygodniki. Do czasu pielgrzymki Franciszka do Polski artykułów przywołujących jego nauczanie dotyczące uchodźców i imigrantów zidentyfikowano: w „Polityce” – 13, „wSieci” – 3; z kolei w zdecydowanie krótszym odcinku czasu po wizycie – odpowiednio 6 i 8.

2. „wSieci” przed wizytą Franciszka – strategia przemilczania W analizie materiałów zamieszczanych na łamach „wSieci” uderza spora dysproporcja – przez cały 2015 i większość 2016 r. (aż do numeru 30) ukazały się zaledwie trzy artykuły, w których w jakiś sposób przywołany został papież Franciszek w kontekście kryzysu migracyjnego; z kolei na przestrzeni kolejnych pięciu miesięcy tekstów takich opublikowano osiem. Jest to o tyle ciekawe, że temat migracji był wielokrotnie poruszany (szczególnie od numeru 37/2015) na łamach  K. Szczepaniak, Zastosowanie analizy treści..., s. 86.

22


Formatowanie papieża Franciszka. Interpretacje papieskiego nauczania...

71

tygodnika w kontekście relacji chrześcijaństwo – islam czy po prostu zagrożenia dla chrześcijańskiej tożsamości Europy, które stanowić mają przybysze. Przywoływane były opinie różnych zmarłych hierarchów kościelnych (np. Jana Pawła II, kard. S. Wyszyńskiego23) czy duchownych niższego szczebla (np. ks. Waldemara Wcisły z organizacji „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”, który reprezentuje sceptyczne stanowisko wobec przyjmowania uchodźców w Polsce czy otwarcia korytarzy humanitarnych24). Kryzys migracyjny przedstawiany był na łamach tygodnika jako walka wykorzystującej imigrantów lewicy z chrześcijaństwem, czego przykładem może być tekst Szatański „master plan” Krystyny Grzybowskiej: Potwierdza się zatem opinia prawicy, nie tylko polskiej, że dominująca w Unii Europejskiej lewica, a właściwie lewactwo, zamierza wykorzystać imigrantów do zmarginalizowania chrześcijan, głównie Kościoła katolickiego, a na koniec do jego unicestwienia. Mają temu służyć uległość wobec roszczeń muzułmanów i stworzenie im odpowiednich warunków do życia, pracy oraz kultywowania wiary. Lewactwo jest zdolne do wszystkiego, gdy chodzi o panowanie nad cywilizowanym światem25.

Takie postrzeganie kryzysu migracyjnego uwidaczniało się już na samych okładkach tygodnika – przykładem jest numer 39/2015, gdzie postaci Jarosława Kaczyńskiego i Victora Orbana zostały podpisane słowami: „Oni bronią Europy przed szaleństwem lewicy i islamistami”. Co ciekawe, odwołania do chrześcijańskich argumentów za przyjmowaniem uciekinierów z terenów objętych wojną bywały na łamach pisma kompromitowane przez personalne odniesienia lub wykpiwane jako naiwne. Przykładem jest artykuł Marzeny Nykiel pt. Politycy fundują nam Polskę w turbanie, w którym czytamy: Antyklerykałowie zaczynają się powoływać na Pismo Święte. Premier Kopacz, która dotąd ogłaszała trwały rozdział państwa od Kościoła, teraz prosi biskupów o współpracę26.

W tym samym tekście autorka pisze: Ckliwe obrazki pojedynczych rodzin, które bez wątpienia zmagają się z dramatem, nie mogą przysłonić całości27.

Nawoływania do przyjmowania uchodźców określone zostają mianem „prostackiego utopizmu” – jak czytamy w artykule Bronisława Wildsteina pod znamiennym tytułem Moralny terroryzm28.  „wSieci” 39/2015.  Zob. np. http://www.radiomaryja.pl/informacje/u-nas-ks-prof-cislo-czemu-kosciol-odpowiadac-zrobili-politycy/ [23.10.2017]. 25  K. Grzybowska, Szatański „master plan”, „wSieci” 49/2015, s. 83. 26  M. Nykiel, Politycy fundują nam Polskę w turbanie, „wSieci” 37/2015, s. 20. 27  Ibidem, ss. 19-20. 28  B. Wildstein, Moralny terroryzm, „wSieci” 38/2015, s. 13. 23 24


72

Rafał Cekiera

W okresie od stycznia 2015 r. do wizyty papieża w lipcu 2016 r. „wSieci” stosowało przede wszystkim strategię przemilczania nauczania papieskiego w kwestii uchodźców i imigrantów. Franciszek był przywoływany sporadycznie – dwukrotnie w kontekście książki Obóz świętych Jeana Raspaila. Recenzując jej wznowienie, Łukasz Warzecha pisał: Jest też Kościół katolicki ze swoją głową Benedyktem XVI (całkiem przypadkowa zbieżność imion z emerytowanym papieżem), który zadziwiająco przypomina Franciszka. Ogarnięty obsesją skromności wyprzedaje majątek Watykanu, aby zebrać pieniądze na pomoc dla ciągnących do Europy biedaków, a sam przenosi się do jakiejś klitki. N i e d o s t r z e g a p r z y t y m z b l i ż a j ą c e g o s i ę z a g r o ż e n i a29.

Papież cytowany jest też przez Grzegorza Górnego, który opisując zagrożenie wynikające z relacji islam – chrześcijaństwo, powołuje się na dokonaną przez Franciszka diagnozę kondycji Europy: Papież Franciszek podczas przemówienia w europarlamencie powiedział, że Europa to „staruszka, bezpłodna i nietętniąca życiem”. Bezpłodna staruszka nie ma szans w starciu z witalnym młodzieńcem30.

W analizowanym okresie na łamach tygodnika polityczny wymiar aktywności Franciszka był przedstawiany jako naiwny i sprzyjający przez to Niemcom i Rosji: [M]amy pontyfikat nie tylko europocentryczny, lecz wręcz n i e m i e c ko c e n t r y c z n y [...] to za sprawą papieża niektóre oceny wegetujące na obrzeżach lewicy zyskały prawo obywatelstwa w poważnej dyskusji31. Nie ma co owijać tego w bawełnę: odnośnie do wojny na Wschodzie papież i patriarcha dopuszczają się motywowanego politycznie kłamstwa, co w przypadku głowy Kościoła trudno usprawiedliwić32.

Za krytyczne odnoszenie się do aktywności papieża Franciszka w kontekście kryzysu migracyjnego można także uznać zarzuty wobec jego współpracowników. Przykładem jest krytyka wywiadu kard. Karla Lehmanna, byłego przewodniczącego niemieckiego episkopatu, który ukazał się z okazji (dezawuowanej w tekście) nagrody Karola Wielkiego dla papieża Franciszka. Autorka wypomina kardynałowi, że broni wartości europejskich, a nie chrześcijańskich:

29  Ł. Warzecha, Śmierć Zachodu według Raspaila, „wSieci” 38/2015, s. 67 [wszystkie podkreślenia – R.C.]. 30  G. Górny, Europa jako pole bitwy, „wSieci”47/2015, s. 22. 31  P. Ciompa, Polscy katolicy czytają niemiecką encyklikę, „wSieci” 33/2015, ss. 60-62. 32  J. Rokita, Watykan w sojuszu z Kremlem, „wSieci” 8/2016, s. 92.


Formatowanie papieża Franciszka. Interpretacje papieskiego nauczania...

73

Byłoby pięknie, gdyby nie to, że zabrakło w wywiadzie hierarchy niemieckiego Kościoła katolickiego odwołania się do wartości chrześcijańskich. Do tych wartości odwołuje się partia prawicowa AfD (Alternatywa dla Niemiec), jednak Lehmann ostro tę formację skrytykował jako nieeuropejską i populistyczną33.

Ostatnią kwestią, którą warto dostrzec na łamach „wSieci” przed wizytą papieża, jest swoiste „immunizowanie na przekaz” – tworzenie wrażenia, że kontrowersyjne dla czytelnika wypowiedzi Franciszka z pewnością wynikają z dziennikarskich manipulacji. Przykładem może być już sam tytuł wywiadu z bp. Stanisławem Stefankiem: Nie ma mowy o żadnej zmianie, w którym biskup stwierdza: „Mam do Ojca Franciszka jedną podstawową pretensję – że zbyt łatwo wierzy mediom”34.

3. „Polityka” przed wizytą Franciszka – autorytet i wróg prawicy Na łamach „Polityki” w okresie przed wizytą papieża Franciszka zamieszczono większą liczbę tekstów (13), w których odnoszono się jego nauczania związanego z kryzysem migracyjnym. W artykułach poświęconych tej problematyce Franciszek jest traktowany jako autorytet, który „zajmuje ważne stanowisko” i „nadaje ton”: Wa ż n e s t a n o w i s ko w sprawie zajął papież Franciszek. W niedzielę zaapelował on „do każdej parafii, do każdej wspólnoty, do każdego sanktuarium” o przyjęcie co najmniej jednej rodziny migrantów, bez względu na ich wiarę35. Współczesny Kościół dostrzegł narastający dramat wcześniej niż politycy europejscy. P a p i e ż F r a n c i s z e k w y z n a c z y ł t o n. Już w 2013 r. odwiedził włoską wyspę Lampedusę, cel morskiej ucieczki zbiegów z Afryki Północnej, nim jeszcze potężna fala uchodźców ruszyła z Turcji, Syrii i Iraku drogą lądową. [...] Ani papież, ani Kościół nie są naiwnym gołąbkiem pokoju. W orędziu Franciszek dostrzega mnogość praktycznych, politycznych, kulturowych problemów związanych z napływem uchodźców36.

Drugi z przywołanych cytatów pochodzi z obszernego tekstu Adama Szostkiewicza Święta Rodzina na uchodźstwie, który na kilku stronach tygodnika analizuje religijny wymiar kryzysu migracyjnego. Z postrzeganiem Franciszka jako autorytetu w kwestiach migracyjnych łączy się także opisywanie go w ka K. Grzybowska, Kardynał poprawny politycznie, „wSieci” 45/2015, s. 79.  Nie ma mowy o żadnej zmianie. Z bp S. Stefankiem rozmawia M. Nykiel, wSieci” 45/2015,

33 34

s. 35.

Ł. Wójcik, Ci Obcy, „Polityka” 37/2015 , s. 8.  A. Szostkiewicz, Święta Rodzina na uchodźstwie, „Polityka” 51-52/2015, s. 18.

35 36


74

Rafał Cekiera

tegoriach globalnego gracza politycznego, który np. zwraca uwagę Donaldowi Trumpowi na sprzeczny z zasadami chrześcijaństwa pomysł budowy murów na granicy z Meksykiem: „Kto buduje mury zamiast mostów, nie jest chrześcijaninem” – cytuje wypowiedź Franciszka w jednym z artykułów „Polityka”37. Drugi kontekst, w którym przywołane zostaje na łamach tygodnika nauczanie Franciszka o uchodźcach i imigrantach, ma charakter wewnętrzny – odnosi się do polskich sporów politycznych. W tekstach zwraca się uwagę na rozbieżność stanowisk polskiej prawicy i papieża. Niejednokrotnie wytknięta zostaje politykom hipokryzja, a przynajmniej niespójność między ich odwoływaniem się do wartości chrześcijańskich i autorytetu Kościoła katolickiego a odrzucaniem nauczania papieża Franciszka w kwestii migracyjnej: P r a w i c a i g n o r u j e dzisiaj i odrzuca z drwiną apele papieża Franciszka w sprawie uchodźców [...] Obecny papież Franciszek, t a k n i e l u b i a n y p r z e z p o l s k ą p r a w i c ę, już dwa lata temu na wyspie Lampedusa upomniał się o solidarność z imigrantami. [...] Póki przekaz Kościoła jest spójny z linią polityczną prawicy, może liczyć na jej poparcie. Kiedy zaczyna się z przekazem rozchodzić – a tak jest w sprawie uchodźców – l i d e r z y p r a w i c y g o t o w i s ą b e z m r u g n i ę c i a o k i e m k w e s t i o n o w a ć a u t o r y t e t p a p i e ż a. „Franciszek nie ma racji” – oświadcza poseł Gowin. Nie ma racji? Ewangeliczne wezwanie o pomocy najsłabszym jest sednem społecznej obecności Kościoła w świecie. Racji nie mają antyimigranccy katolicy pokroju Gowina38. Jeśli na Franciszka oburza się nacjonalista, to zwykle chodzi mu o uchodźców. Uchodźcy i muzułmanie to dziś wróg numer jeden skrajnej prawicy w Polsce i w Europie. Wraz z nimi obiektem nienawiści są politycy i duchowni, którzy przeciwko niej występują. W tym Franciszek39.

Przekaz Franciszka jest też kontrastowany z postawą polskich władz: Premier Beata Szydło spotkała się w Watykanie z papieżem Franciszkiem. Komunikat po spotkaniu, a także niezbyt zręczna i mało kurtuazyjna konferencja prasowa pani premier, nie ujawnia, czy deklaracje jej rządu, że Polska nie przyjmie uchodźców na proponowanych przez Unię zasadach, były tematem rozmów. Bo stanowisko polskiego rządu w tej kluczowej sprawie stoi w jawnej sprzeczności ze stanowiskiem papieża. A przecież ma on prawo oczekiwać od władz polskich, tak ostentacyjnie manifestujących lojalność wobec Kościoła, czegoś więcej niż „nie”40.

Papież jest też konfrontowany i przeciwstawiany postawie polskich hierarchów Kościoła katolickiego:  A. Szostkiewicz, Kogo wybierze Bóg, „Polityka” 13/2016, s. 73.  A. Szostkiewicz, Pislamista, czyli Arab wyborczy, „Polityka” 39/2015, s. 14. 39  A. Szostkiewicz, Wkurzeni na Franciszka, „Polityka” 30/2016, s. 17. 40  A. Szostkiewicz, Czy pani premier słucha Franciszka?, „Polityka” 21/2016, s. 9. 37 38


Formatowanie papieża Franciszka. Interpretacje papieskiego nauczania...

75

W dwóch sprawach wypowiada się jednak jasno i kategorycznie: uchodźców i pedofilii. I oto episkopaty wielu krajów, z Polską na czele, jakby niespodziewanie ogłuchły41.

4. „wSieci” po wizycie Franciszka – papież legitymizujący Wizyta papieża w Polsce podczas Światowych Dni Młodzieży spowodowała znaczne zwiększenie odwołań do jego nauczania – także w kwestii uchodźców i imigrantów – na łamach tygodnika „wSieci”. Główna narracja, jaka wyłania się z tekstów w tym okresie, zawiera przekonanie, że Franciszek (wcześniej niedoinformowany) odwiedził Polskę, zachwycił się naszym krajem i pochwalił działania, które są tu podejmowane – również w kontekście kryzysu migracyjnego. Pierwszym elementem tej narracji jest pojawiające się w publikowanych wywiadach (ale też w innych tekstach) twierdzenie, że papież został poinformowany przez władze o postawie Polski wobec kryzysu migracyjnego – otrzymał wiedzę, której wcześniej nie posiadał, dlatego więc przynaglał wcześniej Polaków do zwiększenia solidarności z uchodźcami. Przykładem tej narracji mogą być opublikowane rozmowy, np. z premier Beatą Szydło: T ł u m a c z y ł a m p a p i e ż o w i, że przyjmowanie do Polski ludzi innej kultury, na dokładkę stwarzających dla nas problemy z punktu widzenia bezpieczeństwa, jest dla nas skrajnie trudne. Że chcemy pomagać – w przyszłorocznym budżecie na akcje humanitarne jest więcej pieniędzy. I powiedziałam, że daliśmy schronienie setkom tysięcy Ukraińców. N i e w i e d z i a ł o t y m, b a r d z o s i ę t y m z a i n t e r e s o w a ł i d o b r z e t o p r z y j ą ł42.

oraz prezydentem Andrzejem Dudą, który na pytanie „Pan tłumaczył nasze podejście do problemu uchodźców?” odpowiedział: W y j a ś n i a ł e m, że przyjęliśmy wielu imigrantów z Ukrainy, że oni się dobrze asymilują, są dobrze przyjmowani. Nikt w Polsce przed nikim nie zamyka granicy, choć nie zgadzamy się na to, by byli tutaj przywożeni przymusowo. Nikt w Polsce nie będzie ich więził. Jeśli jednak ktoś potrzebuje pomocy, to ją od nas otrzyma. Ojciec Święty był zachwycony atmosferą Światowych Dni Młodzieży, P o l s k a b a r d z o m u s i ę p o d o b a ł a. Widać było, że jest szczęśliwy. [...] G d y w y j e ż d ż a ł, m ó w i ł, ż e c h c i a ł b y t u j e s z c z e w r ó c i ć43.

L. Stomma, Żar hipokryzji, „Polityka” 19/2016, s. 96.  Czarne to czarne, białe to białe. Z Beatą Szydło rozmawiają Jacek Karnowski i Piotr Zaremba, „wSieci” 30/2016, ss. 28-32. 43  Podpisuję, bo realizują mój program. Z Andrzejem Dudą rozmawiają J. i M. Karnowscy i P. Zaremba, „wSieci” 43/2016, ss. 18-25. 41 42


76

Rafał Cekiera

W relacjach z wizyty wielokrotnie podkreślany był podziw papieża dla Polski. Akcentowano fakt, że Franciszek przybył do – jak głosił tekst na okładce numeru 30/2016 – „kraju mocy i wiary”. Stwierdzenie to uzupełnione zostało zapisanym mniejszą czcionką podtytułem „To z Polski »wyjdzie iskra«, która odmieni cały świat”. Niezwykle charakterystyczny dla tej narracji był napisany przez redaktora naczelnego Jacka Karnowskiego artykuł wstępny do podsumowującego wizytę numeru 32/2016, zatytułowany Papież do Polaków: tak trzymać, w którym autor konkluduje: Papież chce wiele zmienić. A l e n i e w P o l s c e. Bo w Polsce – co wiemy od dawna, a co d o s t r z e g ł t a k ż e o n – są i wiara, i moc 44.

W cytowanym wyżej tekście sporą część zajmuje odniesienie do kwestii polityki migracyjnej. Z wystąpień papieża w Polsce autor wysnuł wniosek, że popiera on polskie działania w tym obszarze i je legitymizuje. Warto przywołać dłuższy fragment tego tekstu, gdyż jest on symptomatyczny dla ogólnego przedstawiania wizyty papieża w Polsce w tygodniku „wSieci”: Gdyby Ojciec Święty krytykował Kościół w Polsce, gdyby szczypnął rząd albo prezydenta, gdyby kazał nam przyjmować muzułmańskich osiedleńców z Bliskiego Wschodu, największe media liberalne urządziłyby nam tu wielotygodniowe rekolekcje. Ale nic takiego się nie zdarzyło. Wręcz przeciwnie. [...] Nawet w sprawie imigrantów nie tylko zastrzegł, że pomagać można w różny sposób, lecz wręcz stwierdził tak jednoznacznie, jak to tylko możliwe: „Ilu i jak? Nie można dać odpowiedzi uniwersalnej, ponieważ gościnność zależy od sytuacji każdego kraju, a także kultury”. W tym kontekście zalecał modlitwę45.

W prezentowanych na łamach „wSieci” interpretacjach wystąpień Franciszka podczas pobytu w Polsce dotyczących uchodźców i imigrantów wielokrotnie podkreślano ich zgodność z przyjętą przez polskie władze strategią. Wypowiedzi papieskie użyte zostały do legitymizacji działań Polski w kontekście kryzysu migracyjnego. Podkreślano spójność papieskiego nauczania z polską praktyką: Papież pochylił się też nad masowymi migracjami. Tymi z Polski, i tymi do Europy. Zalecił, by „identyfikować przyczyny emigracji z Polski”. I wezwał, by „była w nas gotowość do przyjęcia ludzi uciekających od wojen i głodu”. Gotowość, która w Polakach zawsze była i zawsze będzie, choć jest ona połączona z naszym szczególnym wyczuciem prawdziwych intencji, zapewne wynikającym z bogatego doświadczenia historycznego, o którym też wspominał papież46.

J. Karnowski, Papież do Polaków: tak trzymać, „wSieci” 32/2016.  Ibidem. 46  J. Karnowski, Do Polaków o Polsce, „wSieci” 31/2016. 44 45


Formatowanie papieża Franciszka. Interpretacje papieskiego nauczania...

77

Co również ciekawe, wypowiedziane w Polsce słowa papieża zostały w tygodniku „wSieci” potraktowane jako dowód na manipulacje wcześniejszymi papieskimi komunikatami o konieczności otwartości na uchodźców: Słowa Ojca Świętego o otwartości na uchodźców naciągano do granic możliwości. Nadużywano ich przy każdej okazji, by przeciwstawić papieskie nauczanie postawie polskiego Kościoła i polskiego rządu. Franciszek rozwiał jednak wszelkie wątpliwości. Podkreślił, że konieczne jest miłosierdzie, ale i mądrość i leczenie przyczyn [...] Bardziej szczegółowo odniósł się do tej sprawy na spotkaniu z polskimi biskupami, wskazując, że nie ma jednej uniwersalnej recepty na rozwiązanie kryzysu imigracyjnego [...]47.

Powyższy cytat pochodzi z artykułu o wymownym tytule Pięć zdemaskowanych kłamstw, w którym autorka, odnosząc się do wypowiedzi papieża, podważa wcześniej formułowane na podstawie jego nauczania wnioski. To kolejny z charakterystycznych elementów relacjonowania w tygodniu „wSieci” wypowiedzi Franciszka w Polsce. Nauczanie papieskie zostało przedstawione jako odmienne od jego wcześniejszych interpretacji. Słowa papieża stały się też pretekstem do wykazania w tygodniku złych intencji liberalno-lewicowych środowisk, które jakoby chciały zawłaszczyć Franciszka. Przywołany tekst zaczyna się od słów: Na lewicy miotanie. Budowana z trudem narracja o postępowości Franciszka rozsypała się całkowicie. Skończyło się bezprawne zawłaszczanie papieża przez liberalno-lewicowe środowiska od lat służące rozbijaniu Kościoła48.

W podobnym nurcie utrzymany jest inny komentarz, którego tytuł może wskazywać na poczucie triumfalizmu i przekonanie, że słowa papieża muszą stanowić zagwozdkę dla odwołujących się do jego autorytetu zwolenników przyjmowania uchodźców. Wymowny jest już sam tytuł artykułu: Ale ich zatkało. Co ciekawe, w tekście autorka wykpiwa fakt relacjonowania przez komercyjne stacje telewizyjne wizyty papieża, doszukując się w „powtarzaniu w kółko tego, co Ojciec Święty mówił o miłosierdziu wobec uchodźców muzułmańskich”, części politycznego planu: Papież Franciszek podczas pielgrzymki na Światowych Dniach Młodzieży miał podobno zbesztać polski rząd i polskich biskupów z powodu braku gotowości do przyjmowania uchodźców muzułmańskich. [...] Niby chrześcijanin, katolik, a jednak – jak się dobrze przyjrzeć – lewicowiec. Było tak pięknie, TVN24 i Polsat News dwoiły się i troiły, żeby prześcignąć TVP w relacjach z ŚDM, p o w t a r za j ą c w kó ł ko t o, c o O j c i e c Ś w i ę t y m ó w i ł o m i ł o s i e r d z i u w o b e c u c h o d źc ó w m u z u ł m a ń s k i c h. W tym praniu mózgów uczestniczyli jacyś księża i zakonnicy, nawet bp Pieronek49.  M. Nykiel, Pięć zdemaskowanych kłamstw, „wSieci” 32/2016, s. 28.  Ibidem. 49  K. Grzybowska, Ale ich zatkało, „wSieci” 32/2016, s. 77. 47 48


78

Rafał Cekiera

5. „Polityka” po wizycie Franciszka – papież jako głos sprzeciwu Całkiem odmiennie papieskie słowa dotyczące uchodźców i imigrantów, które padły podczas wizyty w Polsce, zinterpretował tygodnik „Polityka” – tekstów takich było też na łamach pisma w tym okresie mniej niż w tygodniu „wSieci”. Podstawą w relacjonowaniu przekazu papieskiego dotyczącego uchodźców i imigrantów było twierdzenie o jego zasadniczej rozbieżności z działaniami i postawą polskich władz. Podkreślano wyraźne – według tygodnika – zakłopotanie, które towarzyszyło rządzącym, gdy zmuszeni byli bezpośrednio konfrontować swoje stanowisko z nawoływaniem przez papieża do konieczności okazania solidarności i współczucia uciekającym przed wojną i biedą. Charakterystyczny dla takiej interpretacji jest artykuł wstępny redaktora naczelnego Jerzego Baczyńskiego, zatytułowany Sprzedawcy dymu: Franciszek, jakby złośliwie, sprawę pomocy i empatii wobec uchodźców uczynił bodaj głównym przesłaniem swoich kolejnych wystąpień. D r ę c z y ł w ł a d z e, d u s z p a s t e r z y i l u d b o ż y w e z w a n i a m i d o m i ł o s i e r d z i a, s o l i d a r n o ś c i, „słuchania tych, których nie rozumiemy, których się boimy”. Już w trakcie ŚDM p o l i t y c y i p u b l i c y ś c i p i s o w s c y g o r ą c z ko w o s z u k a l i r e t o r y c z n y c h d e z o d o r a n t ó w. Dla rządzącej partii słuchanie tych papieskich napomnień musiało być irytujące i nieznośne50.

Drugim ważnym elementem tekstów podsumowujących wizytę Franciszka w Polsce było wskazywanie na pierwszorzędne znaczenie w nauczaniu aktualnego papieża kwestii związanych ze współczesnymi migracjami – co podkreślał m.in. w artykule Fiesta z Franciszkiem Adam Szostkiewicz, pisząc, iż „dla pontyfikatu Franciszka temat uchodźców jest centralny”51. W analizowanym okresie – czyli między wizytą Franciszka w Polsce a końcem 2016 r. – na łamach tygodnika można zauważyć jeszcze jeden tekst, który jest przykładem kontrastowania papieskiego nauczania z postawami i działaniami polskich hierarchów. W poświęconym abp. Markowi Jędraszewskiemu artykule Siewca złej nowiny, możemy przeczytać: Gdy Franciszek (który w 2013 r. powołał abp. Jędraszewskiego do watykańskiej Kongregacji Wychowania Katolickiego) wezwał europejskie parafie do przyjmowania uchodźców z Bliskiego Wschodu, biskup zaproponował, aby papież najpierw wezwał do tego swą rzymską diecezję52.  J. Baczyński, Sprzedawcy dymu, „Polityka” 32/2016, s. 6.  A Szostkiewicz, Fiesta z Franciszkiem, „Polityka” 32/2016, s. 9. 52  A. Szostkiewicz, Siewca złej nowiny, „Polityka” 45/2016, s. 33. 50 51


Formatowanie papieża Franciszka. Interpretacje papieskiego nauczania...

79

Podsumowanie Analiza dwóch roczników tygodników „Polityka” i „wSieci” pozwala na sformułowanie wniosku o całkiem rozbieżnej interpretacji i prezentacji na łamach tych czasopism papieskiego nauczania o uchodźcach i kryzysie migracyjnym. W niektórych elementach świat przedstawiany jest nie tylko odmienny, ale i wzajemnie sprzeczny. Przykładem może być relacja papież – polskie władze w kontekście kryzysu migracyjnego. O ile słowa papieża w „Polityce” przedstawiane są jako sprzeczne z postawą reprezentowana przez polski rząd, o tyle czytelnicy „wSieci” znajdą na jego łamach informacje o zrozumieniu i aprobacie przez Franciszka tej postawy. Główne narracje prezentowane na łamach „Polityki” i „wSieci” dotyczące nauczania papieża w kwestii kryzysu uchodźczego są niemożliwe do pogodzenia i niemal nie mają żadnych punktów wspólnych. Tym, co łączy oba tygodniki, jest za to wykorzystywanie określonych słów papieża Franciszka jako argumentu w bieżącej polityce wewnętrznej – rzecz jasna przywoływanych dla uzasadnienia odmiennych stanowisk. Przykładem są już same tytuły artykułów: Czy pani premier słucha Franciszka? („Polityka” 21/2016) oraz Papież do Polaków: tak trzymać („wSieci” 32/2016). Wypowiedzi Franciszka były w obydwu tygodnikach pretekstem i kontekstem wyrażenia opinii na temat aktualnej sytuacji politycznej w Polsce czy stosunku do sprawujących władzę. W tygodniku „wSieci” nauczanie papieskie interpretowane było jako naiwne i niedorzeczne, nieprzystające do zagrożeń, z którymi musi się zmagać Europa. Wyraźna zmiana nastąpiła po wizycie Franciszka w Polsce. W zdecydowanie częściej pojawiających się w tym okresie artykułach dotyczących papieskiego nauczania na temat uchodźców akcentowano przede wszystkim zrozumienie papieża dla postawy polskiego rządu. Wcześniejsze sygnały dotyczące przynaglania Polaków do zdecydowanego okazywania solidarności osobom przybywającym do Europy przedstawiano na łamach tygodnika z jednej strony jako efekt niewiedzy papieża, który dopiero w Polsce uzyskał właściwy wgląd w tę sprawę, z drugiej zaś – jako przejaw manipulowania słowami papieża przez media. Wedle narracji tygodnika „wSieci” papież w trakcie wizyty był pod wrażeniem Polski i wiary jej mieszkańców, a jego wypowiedzi jednoznacznie dowodzą, jak nieuprawniony jest zachwyt nad Franciszkiem okazywany przez środowiska lewicowe. Tygodnik „Polityka” już od początku 2015 r. traktował papieża Franciszka jako autorytet, który nadaje ton debacie na temat kryzysu migracyjnego. W interpretacji tego czasopisma jest on przede wszystkim globalnym graczem politycznym, który konfrontuje poczynania polityków z perspektywą etyczną. Na łamach „Polityki” wymiar ten często był przywoływany w celu zestawienia słów


80

Rafał Cekiera

papieża z postawą polskiego rządu czy wypowiedziami powołujących się na naukę Kościoła katolickiego polityków. W artykułach wskazywano na zupełną nieprzystawalność próśb i nawoływań Franciszka dotyczących kryzysu migracyjnego z działaniami polskich władz. Często podkreślane było ignorowanie papieskich słów przez polską prawicę oraz – rzadziej – polskie duchowieństwo. Interpretacje nauczania papieża Franciszka na łamach analizowanych tygodników są od siebie nie tylko diametralnie różne, lecz w ewidentnie wynikają z linii polityczno-światopoglądowej, reprezentowanej przez daną redakcję. Uzyskane w trakcie analizy wyniki potwierdzają tezę o zacieraniu się funkcji informacyjnej w prasie oraz gwałtownie rosnącym znaczeniu tożsamościowej funkcji mediów, w których odchodzi się od prezentowania różnych punktów widzenia na rzecz reprodukcji zgodnego z oczekiwaniami czytelników i linią polityczną pisma światopoglądu. Papież Franciszek zdaje się mieć świadomość tych uwarunkowań współczesnej komunikacji. Być może pomaga mu to – na co zwraca uwagę wielu obserwatorów – w zadziwiająco efektywnym (a czasem również efektownym) poruszaniu się po meandrach zarówno tradycyjnych, jak i nowych mediów. A stawka łącząca się z jakością międzyludzkiej komunikacji jest być może znacznie większa, niż się wydaje. We wprowadzeniu do książki Sztuka komunikacji według Franciszka. Bliżej – prościej – głębiej Tomasz Goban-Klas zwraca uwagę na związek między komunikacją społeczną a miłosierdziem, rozumianym jako podstawa ludzkiej wspólnoty. Jak pisze: [...] prawdziwa i dobra komunikacja społeczna tworzy przestrzeń wzajemnego zrozumienia i pojednania, dialogu międzyludzkiego i społecznego, spotkania z drugim człowiekiem, także Innym53.

Stan ten wydaje się współcześnie równie trudno osiągalny, co niezwykle potrzebny. Niełatwo o proste recepty, które pozwalałyby wierzyć w możliwość upowszechnienia takiej formy komunikacji. Być może warto jednak wziąć pod uwagę wskazówkę papieża Franciszka z jego Orędzia na Światowy Dzień Środków Masowego Przekazu w 2017 r.: Chciałbym zachęcić wszystkich do komunikacji konstruktywnej, która odrzucając uprzedzenia wobec innych, sprzyjałaby kulturze spotkania, dzięki której możemy nauczyć się postrzegania rzeczywistości ze świadomą ufnością54.

We współczesnych mediach o takie spotkanie coraz trudniej – w konsekwencji kultura uprzedzenia niebezpiecznie często niszczy kulturę spotkania. 53  T. Goban-Klas, Wprowadzenie, w: M. Laskowska, K. Marcyński (red.), Sztuka komunikacji według Franciszka..., s. 31. 54  Przekazujmy nadzieję i ufność w naszych czasach, Orędzie Papieża Franciszka na LI Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/franciszek_i/przemowienia/massmedia2017-lev_24012017.html [23.10.2017].


Formatowanie papieża Franciszka. Interpretacje papieskiego nauczania...

81

Summary This aim of this article is to review the approach to presenting and reading of Pope Francis’ teaching regarding refugees and immigrants in the Polish media. In order to conduct the analysis, two titles “Polityka” and “wSieci” have been chosen, taking into consideration different ideological profile and relatively high circulation. Overall, the studies highlight the dissimilarity or even the incomparability between the two narrations. The Francis’ words were utilized in one title to legitimize the activity of Polish government; whereas in latter to expose the hypocrisy of it over using of catholic religion to interim, mundane political goals. The media treatments of both pope’s teaching and Francis’ visit in 2016 have become an important insights for research into Polish internal political arguments as well as a confirmation of increasing importance of media function in identity shaping. Keywords: Pope Francis, migration crisis, refugees, migrants, media Słowa kluczowe: papież Franciszek, kryzys migracyjny, uchodźcy, migranci, media



Piotr Jakubowski Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie Wydział Nauk Humanistycznych

Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu – o pewnym facebookowym incydencie (z uchodźcami w tle)* Uchodźcą jestem, uchodzić zmuszony jestem za kogoś, kim nie jestem. Lao Che, United colors of Armagedon

Wstęp Piętnastego września 2017 r. na facebookowym fanpage’u Spedytorzy Polska (obecnie: Typowy Spedytor)1 opublikowano mem (w potocznym sensie tego słowa – jako „obrazek z dodanym tekstem”) przedstawiający półotwartą naczepę tira, w której znad przewożonego towaru wystaje trójka ciemnoskórych mężczyzn (w domyśle: uchodźców); w prawym dolnym rogu obrazka widać innego mężczyznę (w domyśle: kierowcę pojazdu), dzwoniącego przez telefon komórkowy. Podpis – komiksowy „dymek” przypisujący treść wypowiedzi kierowcy – brzmi: „Rozpalajta piec w Oświęcimiu będę fix 6:00” (pisownia oryginalna) (il. 1). Dzień później „mem” ten został udostępniony na facebookowej stronie Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych2 (dalej jako Ośrodek) i radykalnie odmiennie obramowany – zdawkowy, jak na standardy tej witryny, opis do ilustracji głosił: „»Humor« strony Spedytorzy Polska. Bez ko* Artykuł powstał w ramach projektu badawczego nr 2016/23/D/HS2/03442 pt. „Konstruowanie wizerunku uchodźców w polskim dyskursie publicznym”, finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki. 1  https://www.facebook.com/TypowySpedytor/ [9.11.2017]. 2  https://www.facebook.com/osrodek.monitorowania/ [9.11.2017].


84

Piotr Jakubowski

mentarza”. Następnego dnia obrazek ten został usunięty przez administratorów strony Spedytorzy Polska; wielce prawdopodobne, że miało to związek z namierzeniem go przez Ośrodek i ryzykiem ewentualnych reperkusji z tym związanych. Sam fakt, że oba fanpage’e ograniczyły dyskursywne obramowanie obrazka, uznając, że mówi on „sam za siebie” (Spedytorzy Polska opublikowali samą ilustrację, Ośrodek wyrażoną za pomocą ironicznego cudzysłowu sugestię interpretacyjno-normatywną skwitował: „Bez komentarza”), świadczy o tym, że zwracają się do grona odbiorców, których nie trzeba dodatkowo instruować w kwestii właściwego – z ich perspektywy – zdekodowania komunikatu. W niniejszym tekście chciałbym potraktować ten przykład jako punkt wyjścia do refleksji nad obecnym w polskich mediach społecznościowych, i nie tylko, dyskursem ksenofobicznym (antyuchodźczym), a także nad problemami, jakie rodzi, oraz paradoksami, w jakie uwikłana jest jedna z bardziej (kontr)ofensywnych strategii przeciwdziałania mu – taka, jaką realizuje właśnie Ośrodek.

Il. 1. „Mem” opublikowany 15 września 2017 r. na facebookowym fanpage’u Spedytorzy Polska Źródło: https://www.facebook.com/osrodek.monitorowania/photos/a.18537391830 4416.1073741830.137358556439286/620890774752726/?type=3 [9.11.2017].


Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu...

85

1. Ksenofobii naszej powszedniej W omawianym przypadku obie strony (strony/fanpage’e facebookowe i strony sporu) działają w odrębnych polach tematycznych, toteż interakcja między nimi ma szczególny charakter. Fanpage Spedytorzy Polska nie ma charakteru antyislamskiego, antyuchodźczego czy w jakikolwiek sposób związanego z kwestią różnic kulturowych czy procesów migracyjnych; to strona typowo środowiskowa (tak zwana społeczność) o profilu satyrycznym, prezentująca coś, co można by określić mianem inside jokes – rozmaite perypetie i bolączki dnia codziennego „typowego spedytora”. Widać to wyraźnie na wspomnianej ilustracji, której podpis stylizowany jest na żargon (zapewne obowiązujący/częsty w tej grupie zawodowej): „rozpalajta”, „będę fix o…”. Kontakt możliwy był dlatego, że fanpage Ośrodka to raczej metastrona, służąca do tego, by wskazywać treści pochodzące z innych kanałów medialnych bądź zachowania obecne w przestrzeni publicznej i kwalifikować je jako ksenofobiczne i/lub rasistowskie. Podział zadań można opisać następująco: Ośrodek – jako instytucja – monitoruje; fanpage Ośrodka – jako podstawowa medialna agenda owej instytucji – przed-stawia. Dość luźno nawiązując tu do Heideggerowskiego określenia vor-stellen, staram się za pomocą zapisu z dywizem ukazać podwójny sens tego działania: zaprezentowanie (komuś kogoś lub czegoś) oraz postawienie (kogoś lub czegoś) przed (kimś), w tym wypadku: przed trybunałem opinii społecznej, ale także przed prawem i organami ścigania. Skuteczność schematu „monitorowanie – przed-stawienie” opierać się z kolei musi na tym, co Monika Bobako określiła jako odpowiednio krytyczna i opisowa3 funkcja epitetu „ksenofobiczny” czy „rasistowski”. Potencjał „krytyczny” tych określeń – jak pisze autorka w pracy Islamofobia jako technologia władzy – „oznacza, iż zdiagnozowanie jakichś postaw, działań, wypowiedzi jako ksenofobicznych czy rasistowskich jest równoznaczne z tym, że zostają one naznaczone jako etycznie nieakceptowalne”4. W przypadku komponentu „opisowego” natomiast – „zdiagnozowanie jakichś reprezentacji czy wyobrażeń na temat obcego

Mam pewien problem z etykietami wyznaczającymi i charakteryzującymi pola wydzielone owym rozróżnieniem, gdyż komponent „opisowy” ma również charakter „krytyczny”, choć w innym sensie – nie jako moralnego napomnienia, lecz unaoczniania i dekonstrukcji (nieświadomie) respektowanych schematów poznawczych i kategorii wyobrażeniowo-reprezentacyjnych; bliżej mu więc do „krytyki” w znaczeniu używanym chociażby przez Kanta. Będąc przekonanym o wysokiej wartości heurystycznej i potencjale analitycznym owego podziału, proponowałbym wszelako – kosztem pewnej ekonomii językowej – określenie wyznaczonych przezeń wymiarów jako odpowiednio: krytyczno-etycznego i krytyczno-epistemologicznego. 4  M. Bobako, Islamofobia jako technologia władzy. Studium z antropologii politycznej, Kraków 2017, s. 27. 3


86

Piotr Jakubowski

jako ksenofobicznych jest równoznaczne ze stwierdzeniem, iż są one w istocie projekcjami, a więc czymś pozbawionym poznawczej prawomocności”5. Działalność Ośrodka wskazuje, że do binarnego schematu zaproponowanego przez Bobako można dołączyć trzeci komponent – jurydyczny, o tyle związany z aspektem krytycznym (etyczno-krytycznym), o ile pewne ksenofobiczne zachowania stanowią nie tylko naruszenie norm etycznych, lecz także regulacji prawnych6. Demaskowanie „projekcyjnych mechanizmów” czy „fałszywej świadomości” sprawców ksenofobicznych zachowań i autorów takich treści (komponent opisowy, resp. krytyczno-epistemologiczny) jest marginalnym bądź pobocznym aspektem działalności Ośrodka. Jego przedstawiciele – jak czytamy w zakładce „Informacje” na facebookowym fanpage’u – następująco określają swój cel: „Doprowadzamy do procesów liderów i ideologów neofaszystowskich bojówek. Codziennie opracowujemy nowe zgłoszenia o popełnieniu przestępstw z nienawiści”7 (odkąd policja zaczęła już „przyjeżdżać na Facebooka”, większość tych przestępstw popełnianych jest online). Przy czym aspekt krytyczny i jurydyczny traktowane są tu komplementarnie: oprócz zgłoszeń o popełnieniu przestępstwa8 na stronie publikowane są też zdjęcia/twarze ich sprawców (co ma charakter zarówno przed-stawiający9, jak  Ibidem, s. 29.  W tym przypadku mowa o art. 256 KK: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”, oraz art. 257 KK: „Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. https:// prawo.money.pl/kodeks/karny/czesc-szczegolna/rozdzial-xxxii-przestepstwa-przeciwko-po rzadkowi-publicznemu [11.11.2017]. 7  https://www.facebook.com/pg/osrodek.monitorowania/about/?ref=page_internal [10.11.2017]. 8  Dodam, że mamy tu do czynienia z podwójną strukturą – oprócz samego a k t u zgłoszenia danego czynu do prokuratury, dodatkowo konieczne jest z a ko m u n i ko w a n i e owego aktu, które jest – odwołując się do kategorii J.L. Austina – jednocześnie konstatacją (poinformowaniem, stwierdzeniem stanu rzeczy), jak i – przede wszystkim – performatywem, na kilku poziomach: 1. przestrogą, 2. aktem apelatywnym (nakłaniającym odbiorców do wyrażenia poparcia), 3. formą autoprezentacji (doniesieniem o skutecznym realizowaniu własnej misji; tym istotniejszym w tym wypadku, że Ośrodek utrzymuje się z prywatnych wpłat i prawie przy każdym poście zamieszcza prośbę o składanie darowizn wraz z numerem konta). 9  Źródła tej praktyki należy przypisać państwowym organom ścigania – mug shots (portretowe fotografie prezentujące przestępców) stały się narzędziem kryminalistycznym na przełomie XIX i XX wieku. Zob. J. Thornwald, Stulecie detektywów, tłum. K. Bunsch, W. Kragen, Kraków 2009. Do dziś policja publikuje zdjęcia bądź rysunki twarzy poszukiwanych kryminalistów. Zob. poszukiwani.policja.pl/ [6.11.2017]. Praktyka ta przywodzi także na myśl akty wystawienia zbrodniarzy na widok publiczny – zarówno ku przestrodze, jak i pohańbieniu. 5 6


Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu...

87

i symboliczny10; świadczy też o tym, że owi osobnicy przed-stawiani są nie tylko organom ścigania – aspekt jurydyczny; ale i opinii publicznej – aspekt krytyczny) zestawione z „dowodem zbrodni” – inkryminowanym wpisem bądź ilustracją/ nagraniem nacechowanego ksenofobią incydentu. Procedura ta uruchomiona została również w omawianym przypadku – 18 września Ośrodek opublikował post, w którym zamieścił zdjęcia profilowe czterech mężczyzn komentujących wspomniany „mem” ze strony Spedytorzy Polska, nakładając na nie ich wypowiedzi zawierające elementy mowy nienawiści/pogardy11. Paradoksem jest to, że w przypadku tego rodzaju „dowodów” przed-stawienie (opinii publicznej i organom ścigania) sprawców przestępstwa samo nosi znamiona przestępstwa. Praktyka ta – znana chociażby z nieistniejącego już bloga Hejty na Fejsie poświęconego wskazywaniu autorów treści homofobicznych12 – podpada pod art. 81 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, zgodnie z którym „Rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej”13. Ośrodek stosuje tę taktykę mimo groźby reperkusji prawnych. Jak można się domyślać, czyni to w imię swoistego „etosu bohaterskiego” – przekonania, że pewne działania są z zasady moralnie słuszne (szlachetne) i społecznie istotne, a tym samym należy je realizować niezależnie od możliwych konsekwencji (jest to jednocześnie deklaracja przedkładania pry10  Twarz jest nie tylko „wizytówką”, źródłem wizualnej identyfikacji człowieka, ale też symbolem godności ludzkiej, co pobrzmiewa w takich określeniach, jak „zachować twarz”, „wyjść z twarzą”, „iść z uniesioną głową” (a więc: eksponować twarz). Twarz można też „stracić” – nieprzypadkowo społecznie potępieni zasłaniają twarz. Nawiązując do intrygującej dwuznaczności wychwyconej przez Annę Szyjkowską-Piotrowską, można powiedzieć, że wspomniane ilustracje prezentują „po-twarz”. Zob. A. Szyjkowska-Piotrowska, Po-twarz. Przekraczanie widzialności w sztuce i filozofii, słowo/obraz terytoria, Gdańsk – Warszawa 2015; por. H. Belting, Faces. Historia twarzy, tłum. T. Zatorski, Gdańsk 2014. 11  Sugestię, że uczuciem/emocją stojącą u podstaw mowy nienawiści jest nie tyle nienawiść, ile pogarda, zawdzięczam dr. hab. Michałowi Bilewiczowi z Centrum Badań nad Uprzedzeniami działającym przy Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Zob. Mowa nienawiści, mowa pogardy. Raport z badania przemocy werbalnej wobec grup mniejszościowych, www.batory.org.pl/upload/files/pdf/MOWA_NIENAWISCI_MOWA_POGARDY_INTERNET.pdf [13.11.2017]. Zob. też: J. Butler, Walczące słowa. Mowa nienawiści i polityka performatywu, tłum. A. Ostolski, Warszawa 2010: „mowa nienawiści ustanawia swojego adresata w momencie wypowiedzi. Ani nie opisuje ona krzywdy, ani nie wytwarza jej jako swego następstwa, lecz jest sama w sobie zadawaniem krzywdy rozumianej jako społeczne podporządkowanie”. Ibidem, s. 28. 12  Podobną strategię realizuje np. facebookowa strona Seksizmu naszego powszedniego (https://www.facebook.com/seksizmpowszedni/ [14.11.2017]), śledząca rozmaite przejawy mizoginii i męskiego szowinizmu, z tym że prezentowane są na niej najczęściej zrzuty ekranu zawierające inkryminowane wypowiedzi (co pozwala też przypisać je konkretnym sprawcom), nie zaś specjalnie na tę potrzebę wytworzone pakiety zdjęcie + „dowód zbrodni”. 13  http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19940240083/U/D19940083Lj. pdf [9.11.2017].


88

Piotr Jakubowski

watnego rozrachunku nad dobrem i złem nad „kodeksowe” normy narzucane przez prawo stanowione). Postawa ta, poza naruszeniem prawa do ochrony i dysponowania własnym wizerunkiem, rodzi dwa kolejne problemy. Po pierwsze, powiela taktykę stosowaną przez swoich oponentów. Etos bohaterski pojawia się bowiem też w wielu wypowiedziach o charakterze ksenofobicznym w sformułowaniach typu: „A niech mnie wsadzą! I tak powiem to, co wszyscy myślimy”14, które z kolei stanowią narzędzie walki przeciw „dyktaturze poprawności politycznej” (rozumianej w tym wypadku jako ograniczenie prawa do swobody wypowiedzi15). Po drugie, praktyka ta wykazuje tendencję do generowania tego, co sama stara się zwalczać – gros komentarzy pod owymi zdjęciami + „dowodami zbrodni” ma charakter wyraźnie stygmatyzujący i dyskryminacyjny16. Przykładem mogą być wypowiedzi pod opublikowanym mniej więcej w tym samym czasie (19 września 2017 r.) postem Ośrodka przed-stawiającym użytkowników Facebooka afirmatywnie odnoszących się do działań Ku Klux Klanu (il. 2). W zamieszczonych tu komentarzach widać schematy etnocentryczno-kolonialne („umysłowa kambodża”), klasistowskie („z nauką było słabo, z pracą nie lepiej”, „nie mają celów, wizji w życiu, ciekawych zajęć”), dehumanizujące („śmiecie”, „robaki na każdym kroku”, „wyjątkowo paskudne i nieludzkie”), a także określenia nawiązujące do nikłego potencjału intelektualnego owych ludzi („jestem tępawy”, „mordy rozumem nieskalane”, parodystyczne popełnianie błędów ortograficznych), ich niskiej atrakcyjności fizycznej („jestem brzydki, krzywulcowaty, pryszczaty”), a w rezultacie konieczności ograniczania się do

Szerzej: P. Jakubowski, Uchodźcy jako kozioł ofiarny ver. 2.0. Figury i schematy mowy nienawiści wokół tzw. kryzysu uchodźczego, „Kultura – Media – Teologia” 29/2017, ss. 96-97, http://www.kmt.uksw.edu.pl/media/pdf/kmt_2017_29_calosc.pdf [13.11.2017]. 15  A. Szahaj, E pluribus unum? Dylematy międzykulturowości i politycznej poprawności, Kraków 2004. 16  Jeden z użytkowników namawiał Ośrodek, by „zrobili też dla odmiany post ze zdjęciami osób komentujących zachowania innych. Po prostu schodzą na taki sam poziom co oni…”. W odpowiedzi inny stwierdził, że: „myślę że owszem – w komentarzach jest wiele stwierdzeń typu ‘kretyn’ – ale jednak niewiele osób chciałoby ‘ODJEBAĆ’ pana [tu pojawia się imię i nazwisko osoby przedstawionej na zdjęciu; określenie ‘odjebać’ z kolei nawiązuje do wskazanego tam ‘dowodu zbrodni’ – P.J., zapis oryg.]”. Tym samym komentator ów odniósł się do – w domyśle: usprawiedliwiającej ową praktykę – różnicy w skali przewinienia czy „szkodliwości” czynu, która częściowo nakłada się na różnicę między obelgą a groźbą. „Groźba – pisze Judith Butler – przewiduje lub wręcz obiecuje pewne działanie ciała, a jednak jest już sama w sobie cielesnym aktem, a tym samym – gestem zapowiadającym kształt przyszłego działania. Akt groźby i akt, którym się grozi, są oczywiście odrębne, lecz zarazem ze sobą połączone”. J. Butler, Walczące słowa..., s. 21. Osoby wskazane jako sprawcy groźby – w tym wypadku autorzy ksenofobicznych komentarzy – najczęściej tłumaczą się, utrzymując, że pozostawały w „rejestrze obelgi” – nikt tu tak naprawdę nie zamierzał nikogo „odjebać”, tak się „tylko mówi”. 14


Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu...

89

Il. 2. Pierwsze (zgodnie z algorytmem pozycjonowania treści) komentarze pod postem Ośrodka z 19 września 2017 r. (zrzut ekranu)

praktyk autoerotycznych („z kobiet znosi mnie jedynie własna ręka”)17, co miałoby stanowić źródło frustracji i upokorzenia. Prawie wszystkie te określenia, schematy myślowe i strategie reprezentacji stanowią wręcz kalkę dyskursu, przeciw któremu się zwracają18. Dodam, że w tym przypadku wina Ośrodka polega nie tylko na zaniechaniu (nieodpowiednim moderowaniu treści zamieszczanych przez użytkowników, czyli nienapominaniu ich i nieusuwaniu tych treści), ale i na nadaniu ogólnego tonu wypowiedzi, co widoczne było we wpisie ramującym zamieszczone zdjęcia. Pojawiły się tam stwierdzenia typu: „Jaką sieczkę trzeba mieć w mózgu, żeby popierać Ku Klux Klan?!”; „Polscy rasiści nawet nie ukrywają, że sikają po nogach z radości, gdy widzą białe kaptury morderców”; „Niedobrze się robi, gdy na was patrzy Uzasadnienie dla – problematycznego etycznie – przytoczenia, a więc zarazem powielenia tych wypowiedzi opieram na obserwacji Judith Butler, zdaniem której „w przypadku mowy nienawiści wydaje się, że niemożliwa jest naprawa jej skutków inaczej niż poprzez intensyfikację jej obiegu”, i dalej: „język, który przeciwstawia się krzywdom zadawanym przez mowę, musi powtórzyć owe krzywdy w taki sposób, aby ich ponownie nie odgrywać”. J. Butler, Walczące słowa..., ss. 49, 52. 18  Zob. artykuły na ten temat zawarte w tomie zbiorowym: M. Drogosz, M. Bilewicz, M. Kofta (red.), Poza stereotypy. Dehumanizacja i esencjalizm w postrzeganiu grup społecznych, Warszawa 2012. 17


90

Piotr Jakubowski

my!”19. Można więc zapytać, czy owa praktyka nie jest aby w efekcie nawoływaniem do nienawiści osób nawołujących do nienawiści? Zwrotną stygmatyzacją stygmatyzujących? Fakt, że ów przejaw krytycznego (krytyczno-etycznego) potencjału przed-stawiania zachowań ksenofobicznych, jakim jest publikowanie zdjęć + „dowodów zbrodni” ich sprawców, niesie konsekwencje prawne, nie umknął uwadze stronie zaatakowanej. Dziewiętnastego września redaktorzy strony Spedytorzy Polska udostępnili post Ośrodka, opatrując go pełnym oburzenia i agresywnym w wymowie komentarzem20 i wskazując, by osoby, które odnajdą się na przedstawionych zdjęciach, złożyły zawiadomienie do prokuratury w związku z naruszeniem art. 81 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Post ten również został usunięty; dalsze losy sprawy – o ile były jakiekolwiek – nie są mi znane21.  https://www.facebook.com/osrodek.monitorowania/posts/621894341319036 [14.11. 2017]. 20  Użyta została retoryka zbliżona do tej cechującej spór między Mariuszem „Pudzianem” Pudzianowskim a Joanną Grabarczyk z inicjatywy HejtStop, którego zarzewiem było opublikowanie przez polskiego sportowca i spedytora zdjęcia przedstawiającego kij baseballowy z komentarzem mówiącym o „przyspieszonej nauce asymilacji” (szerzej omawiam ten przypadek w tekście Uchodźcy jako kozioł ofiarny ver. 2.0). Najogólniej mówiąc, argumentacja wskazywała na odwrócenie pozycji między ofiarą a agresorem, negując podstawy piętnowania zachowań kierowców, których reakcje – także te „ksenofobiczne” – są efektem nieustannego narażenia na zagrożenie ze strony uchodźców zgromadzonych w obozach znajdujących się w pobliżu spedycyjnych szlaków. 21  Chciałbym tu zwrócić uwagę na jeszcze jeden paradoks związany z profilem i przyjętymi schematami działania Ośrodka – dotyczy on kontrowersji wokół jego założyciela, prezesa i lidera, Rafała Gawła, a konkretnie tego, że konsekwentnie przedstawia się on jako ofiara organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości (zwłaszcza odkąd im w 2013 r. nagłośnił sprawę białostockiego prokuratora, który odmówił wszczęcia śledztwa w sprawie rysunku swastyki na murze, uzasadniając, że jest ona „powszechnie stosowanym w Azji symbolem szczęścia i pomyślności”; obecny klimat polityczny miałby dodatkowo sprzyjać odwetowym działaniom organów państwowych przeciw Gawłowi). Zob. wiadomosci.wp.pl/rafal-gawel-walczy-z-neonazistamiw-bialymstoku-czy-dlatego-ma-powazne-klopoty-6084705949738113a [12.11.2017]. Paradoks polega na, z jednej strony, wskazywaniu organów państwowych jako źródła niesprawiedliwości i prześladowania, z drugiej – zawierzaniu im jako instancji wymierzającej sprawiedliwość wobec sprawców zachowań rasistowskich i ksenofobicznych. 18 kwietnia 2019 r. Rafał Gaweł poinformował na Facebooku, że wraz z rodziną wyjechał do Norwegii i ubiega się tam o azyl polityczny. Wśród powodów tej decyzji wymienia m.in.: „groziło mi niebezpieczeństwo ze strony ministra polskiego rządu Adama Andruszkiewicza, który wielokrotnie publicznie mi groził”, „zostałem pozbawiony sprawiedliwego procesu, ten, w którym zostałem skazany, był prowadzony na podstawie dowodów i materiałów dostarczonych przez prokuraturę, którą wcześniej skompromitowałem, ujawniając jej powiązania ze skrajną prawicą”, „byłem zastraszany, nękany i traktowany w nieludzki sposób przez polskie organy ścigania”, „stosowano wobec mnie przeszukania wydobywcze, zastraszano moje dzieci i moich bliskich, wielokrotnie dokonywano przeszukań w moich mieszkaniach”. https://www.facebook.com/osrodek.monitorowania/ posts/954576121384188 [27.04.2019]. 19


Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu...

91

2. Kto się przezywa, sam się tak nazywa Przedstawiony wyżej, na przykładzie wybranych komentarzy, proces stygmatyzacji zwrotnej należy traktować jako – częściowo przynajmniej – pochodną procesu stereotypizacji. Stereotyp – rozumiany jako skrypt poznawczy wypracowany tyleż na podstawie realnych interakcji z danymi grupami społecznymi, ile na bazie dominujących (hegemonicznych) dyskursów i wyobrażeń – stanowi podstawę dedukcyjnej atrybucji w odniesieniu do konkretnej jednostki lub grupy w sytuacjach niepełnej bądź niedostatecznej wiedzy. Walka ze stereotypami jako takimi (z samym ich istnieniem) byłaby nie tylko z góry skazana na porażkę, ale i potencjalnie szkodliwa, gdyż jej cel stanowiłyby społeczne fundamenty ludzkich procesów poznawczych. Co nie zmienia faktu, że niezwykle istotna jest walka z, po pierwsze, k r z y w d z ą c y m i stereotypami (zwłaszcza jeśli kulturę, zgodnie z tradycją brytyjskich cultural studies, traktować jako sferę konfliktu między – jak to określił Manuel Castells – tożsamościami legitymizującymi a tożsamościami oporu22, który to antagonizm ma miejsce głównie na płaszczyźnie semiotycznej, a tym samym zmiana dominujących dyskursów stanowi podstawę realnej zmiany społecznej23); po drugie, z różnymi formami a b s o l u t y z o w a n i a stereotypu, to znaczy nadawania mu takiego statusu epistemicznego, który nakazuje wiedzę w nim zdeponowaną przedkładać nad realne doświadczenia płynące z praktyki społecznej, nie pozwalając na żadne rewizje i korekty w jego obrębie. Minął już, jak sądzę, czas, kiedy można było za pomocą po(d)ręcznej „etykiety” pacyfikować poznawczo i normatywnie pewne byty będące sprawcami praktyk, których zrozumienie nam się wymykało, a realny dostęp do nich (jako do ludzi) był ograniczony różnymi formami pośredniczących (i gwarantujących anonimowość) interfejsów. Mówię tu o internetowych hejterach, których działania tłumaczyć by miał konglomerat psychologiczno-społeczno-ekonomicznych uzasadnień zawartych w wygodnym stereotypie: to życiowi (oraz seksualni) frustraci, najczęściej pochodzący ze społecznych nizin, którzy swoje niepowodzenia i brak sprawczości „w realu” (re)kompensują sobie, korzystając z iluzorycznej siły, a zarazem względnego bezpieczeństwa, jakie oferuje im przestrzeń wirtualna24. Stygmatyzacja jest tu pochodną konieczności wypracowania takiego „por M. Castells, Siła tożsamości, tłum. S. Szymański, Warszawa 2008, ss. 23-24.  Proponowana przez Judith Butler „polityka performatywu” jest jednym z narzędzi w tej walce: „Przeobrażenie znaczeń w mowie wymaga otwarcia nowych kontekstów, mówienia na wiele sposobów, które dotąd nie były prawomocne, a tym samym tworzenia prawomocności, w nowych, należących do przyszłości postaciach”. J. Butler, Walczące słowa..., s. 53. 24  „Konflikt i przemoc w Sieci mają oczywiście inny charakter niż in real life. Tę odmienność konstytuuje przede wszystkim wiara użytkowników w anonimowość tej formy komunikacji i związany z nią brak poczucia fizycznego zagrożenia”. M. Kamińska, Konflikt, przemoc, prowo22 23


92

Piotr Jakubowski

tretu psychologicznego” hejtera, w którym wyraźnie zaznaczy się jego inność i obcość (co podpada pod wychwyconą przez Umberta Eco zasadę „wymyślania wroga” pod własne wyobrażenia25). Analogiczna strategia dotyczy podmiotów odpowiedzialnych za inne zjawisko, które budzi niezrozumienie, ale i oburzenie etyczne oraz chęć sprzeciwu; zjawisko, dla którego przestrzeń wirtualna (w tym ta częściowo pozbawiona anonimowości, czyli media społecznościowe) jest tylko jedną ze scen obecności (obok mediów tradycyjnych, świata polityki czy różnych form artykulacji poglądów w przestrzeni publicznej). Mowa o – w szerszym ujęciu – wzroście społecznych nastrojów ksenofobicznych (głównie w odmianie islamofobicznej), przekładających się na konkretne akty dyskryminacji i przemocy; w węższym zaś – o „panice moralnej”26 związanej z tak zwanym kryzysem migracyjnym. Przed-stawiając autorów antyuchodźczych wypowiedzi o charakterze mowy nienawiści/pogardy, Ośrodek operuje na dwóch schematach. Pierwszy reprodukuje model zwrotnej stygmatyzacji – poza wyraźnymi wizualnymi oznakami przynależności danej jednostki do społecznych nizin ważną funkcję pełni tu np. eksponowanie błędów ortograficznych obecnych w prezentowanych komentarzach – „dowodach zbrodni”. Drugi schemat natomiast opiera się na zasadzie kontrastu, ukazując osoby, które z racji wieku, wykonywanego zawodu czy społecznej roli powinny być wolne od uprzedzeń i pogardy wobec grup mniejszościowych, a mimo to są odpowiedzialne za „niepasujące do obrazka”, stygmatyzujące stwierdzenia (efekt nieprzystawalności dodatkowo potęguje obecność symboli religijnych na zdjęciach bądź wykorzystywanie fotografii, na których osoby te pojawiają się z dziećmi i/lub partner(k)ami w romantycznych sytuacjach; twarze osób towarzyszących są w tych sytuacjach obowiązkowo wyblurowane). Nie skłania to jednak do takiego obramowania tych zdjęć, które pozwoliłoby dostrzec na nich ludzi „takich jak my”. Zawsze są to jacyś „oni” – osoby symulujące normalnych, porządnych ludzi, a tak naprawdę skrywające pod tą powłoką swoją prawdziwą naturę ksenofoba, rasisty czy wszelkiej maści „zwyrodnialca”. Przykładowo, przy okazji publikacji zdjęć polskich sympatyków kacja w cyberkulturze, w: eadem, Niecne memy. Dwanaście wykładów o kulturze Internetu, Poznań 2011, s. 20. 25  U. Eco, Wymyślanie wrogów, w: idem, Wymyślanie wrogów i inne teksty okolicznościowe, tłum. A Gołębiowska, T. Kwiecień, Poznań 2011. 26  S. Cohen, Folk Devils and Moral Panics, London – New York 2011 (oryginalne wydanie: 1972). W przypadku klasycznej pracy Cohena obiektem „paniki moralnej”, tytułowymi „ludowymi diabłami”, byli przedstawiciele brytyjskich subkultur młodzieżowych. W przedmowie do trzeciego wydania autor osobny podrozdział poświęca już imigrantom, wskazując na mechanizm konwertowania społecznych niepokojów (np. ekonomicznych czy bytowych) w niechęć i wrogość wobec przedstawicieli tych grup. Zob. też: B. Pasamonik, „Malowanie strasznego diabła” – metamorfoza obrazu uchodźcy w Polsce, w: B. Pasamonik, U. Markowska-Manista (red.), Kryzys migracyjny. Perspektywa społeczno-kulturowa, t. 1, Warszawa 2017.


Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu...

93

Il. 3. Bazgram, Nić porozumienia Źródło: www.facebook.com/FundacjaOcalenie/photos/a.892554164111813/ 1716214845079070/?type=3&theater [24.11.2017].

Ku Klux Klanu redaktorzy Ośrodka piszą: „Ojciec rodziny, kibol z Chrystusem na zdjęciu w tle, starsza pani dobrotliwie uśmiechnięta, czyiś bracia, siostry, żony i mężowie, często tchórzliwie ukryci za fałszywymi kontami – oto twarze nienawiści”27. Płaszczyzna „normalności” – a więc też tożsamości czy podobieństwa – staje się tu znakiem maskowanej różnicy. W tym aspekcie widoczna jest również analogia między praktykami, za które odpowiedzialne są dane osoby, a tymi, których ofiarą padają – dyskurs antyuchodźczy wszak niestrudzenie posługuje się podobną demistyfikacyjną retoryką, sugerując, że uchodźcy udają, że są tym, kim nie są (symulują „prawdziwych” uchodźców, a więc ofiary wojny i prześladowań), a także udają, że nie są tym, kim naprawdę są (terrorystami, gwałcicielami, „zwykłymi” migrantami ekonomicznymi etc.)28. Ponadto w obydwu wypadkach daje się zaobserwować skłonność do utożsamiania całej grupy z jej najbardziej radykalnymi przedstawicielami. Wymowny komentarz stanowi tu 27  https://www.facebook.com/osrodek.monitorowania/posts/621894341319036 [14.11. 2017]. 28  Nawiązuję tu do dwóch głównych strategii podstępu – symulacji i maskowania się – analizowanych w pracy: P. von Matt, Intryga. Teoria i praktyka podstępu w literaturze, tłum. I. Sellmer, A. Żychliński, Warszawa 2009.


94

Piotr Jakubowski

obrazek rysownika o pseudonimie Bazgram opublikowany na okoliczność Marszu Niepodległości w 2017 r. (il. 3). Istotnym krokiem w stronę destereotypizacji grupy „nacjonalistów”, „ksenofobów”, „rasistów”, „faszystów” etc. były badania przeprowadzone przez Dorotę Hall i Agnieszkę Mikulską-Jolles na grupie docelowej wyselekcjonowanej na podstawie kluczowego (poza wiekowym: 18-30 lat) kryterium: odpowiedzi „nie” na pytanie „Czy Pana(i) zdaniem Polska powinna przyjmować uchodźców z krajów objętych konfliktami zbrojnymi?”29. W toku badań okazało się, że wybraną do wywiadów 60-osobową grupę łączą – poza niechęcią do przyjmowania uchodźców – nie wspólne habitusy, nie respektowane postawy światopoglądowe i preferencje polityczno-ideowe30, ale raczej przekraczająca te podziały – i nie do końca sobie uświadomiona – kondycja prekariuszy, skazanych na bytową niepewność i niestabilność poprzez uwikłanie w późnonowoczesne struktury neoliberalnego kapitalizmu w geopolitycznych realiach półperyferyjności31. To właśnie dlatego w tytule swojej, klasycznej już, pracy Guy Standing określił prekariat mianem „niebezpiecznej klasy” – tworzące go jednostki są bowiem „zdolne skręcić politycznie ku skrajnej prawicy lub skrajnej lewicy,

D. Hall, A. Mikulska-Jones, Uprzedzenia, strach czy niewiedza? Młodzi Polacy o powodach niechęci wobec przyjmowania uchodźców, Warszawa 2016, https://interwencjaprawna. pl/docs/ARE-116-uprzedzenia-mlodych-polakow.pdf [12.11.2017]. Jak pisze jedna z autorek: „Badania ujawniły niesłychaną różnorodność stanowisk wobec problematyki uchodźczej wśród respondentów i respondentek – to, że za wstępną deklaracją »nie« dla przyjazdu uchodźców do Polski kryje się cała paleta postaw i uzasadnień. Część rozmówców w czasie wywiadu niuansowała w jakiś sposób swoje opinie, choćby poprzez wskazanie grupy przejezdnych, którym warunkowo skłonna by była udzielić schronienia w naszym kraju (np. rodzinom z dziećmi), albo poprzez dokonywanie wyraźnego rozróżnienia między swym niejednoznacznie negatywnym stosunkiem do samych uchodźców a bardziej jednoznacznym sprzeciwem wobec przyjęcia ich do Polski. Niektórzy kładli też w wywiadzie nacisk na to, by własną postawę niechętną przyjazdowi uchodźców do Polski odróżnić od stanowisk innych osób, które niechętne są temu samemu, jednak rozmówcy uznają je za bardziej radykalne (»narodowców«, »dresiarzy«, »kiboli« itp.)”. Ibidem, s. 52. 30  Choć wśród respondentów widać dominację sympatyków ugrupowań prawicowych, znalazło się tam też sześć osób głosujących na PO, czwórka zwolenników partii Nowoczesna.pl i tyleż samo z elektoratu partii Razem, co najbardziej zaskakuje, gdyż w owym czasie – przed powstaniem Wiosny Roberta Biedronia – była to bodaj jedyna siła polityczna na polskiej scenie, która deklarowała jednoznaczną akceptację dla przyjmowania uchodźców. 31  D. Hall, A. Mikulska-Joles, Uprzedzenia, strach czy niewiedza?..., ss. 27-29. Fakt ten, w połączeniu z socjalizacją do „kultury konspiracji” – jak autorki raportu określają opartą na konwergentnym funkcjonowaniu sieci postawę nieufności wobec tradycyjnych społecznych autorytetów i dystrybutorów onegdaj wiarygodnych informacji – czyni młodych dorosłych (pokolenie „millenialsów”) grupą szczególnie podatną na socjotechniczne zabiegi władzy, dokonującej konwersji niewypowiedzianych niepokojów i lęków na niechęć wobec przedstawicieli określonych grup mniejszościowych. 29


Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu...

95

wzmacniając populistyczną demagogię, która gra na ich obawach i fobiach”32. Już w 2004 r., siedem lat przed ukazaniem się książki Standinga, Zygmunt Bauman pisał – na fali eskalacji antyimigranckiej retoryki w brytyjskiej przestrzeni publicznej – iż: [...] w oczach swych prześladowców i wrogów imigranci są wyrazistym, dotykalnym i materialnym wcieleniem niewypowiedzianego, a jednak dotkliwego i bolesnego przeczucia ich własnej zbędności. Chciałoby się powiedzieć, że gdyby nie było pukających do naszych drzwi imigrantów, trzeba by było ich wymyślić… Dostarczają oni rządzącym idealnego obrazu „obcego-wykolejeńca”, najbardziej pospolitego celu „starannie dobranych motywów kampanii wyborczej”33.

Tezy te polski socjolog powtórzył w jednej ze swoich ostatnich prac, odnosząc się już do paniki moralnej związanej z trwającym od około 2015 r. tak zwanym kryzysem uchodźczym34. Odniesienia do szerszych uwarunkowań (ekonomicznych, politycznych etc.) zarówno masowych procesów migracyjnych, jak i radykalizacji nastrojów społecznych, prowadzącej się do wzrostu poparcia dla skrajnych organizacji prawicowych, nie są w stanie dobić się do świadomości obu stron – zarówno tych, którzy stygmatyzują uchodźców, jak i tych, którzy z kolei zwrotnie „stygmatyzują stygmatyzujących”. Ci pierwsi nie są, jak się zdaje, wiernymi czytelnikami treści pochodzących chociażby z portalu uchodźcy.info35 (stanowiącego platformę transferu wiedzy, opartej na rzetelnych badaniach o przejrzystej metodologii, w zakresie procesów migracyjnych); ci drudzy z kolei nie do końca są w stanie wyciągnąć konsekwencje z raportu badawczego Hall i Mikulskiej-Jolles (zakładając oczywiście, że znane im są jego tezy). 32  G. Standing, Prekariat. Nowa niebezpieczna klasa, tłum. K. Czarnecki, P. Kaczmarski, M. Karolak, red. M. Szindler, Warszawa 2014, s. 38. 33  Z. Bauman, Życie na przemiał, tłum. T. Kunz, Kraków 2004, ss. 90-91. 34  Z. Bauman, Obcy u naszych drzwi, tłum. W. Mincer, Warszawa 2016. 35  http://uchodzcy.info/ [13.11.2017]. W zakładce „informacje” czytamy, iż: „Strona uchodzcy.info powstała z myślą o podnoszeniu świadomości społecznej na temat uchodźców w Polsce i Europie poprzez upowszechnianie rzetelnej wiedzy i obalanie stereotypów”, https:// www.facebook.com/pg/uchodzcy.info/about/?ref=page_internal [13.11.2017]. Innym przykładem źródła danych naukowych, powstałego w ramach swoistej epistemicznej interwencji w obliczu szerzenia się antyuchodźczego dyskursu, jest praca zbiorowa: H. Thiollet (red.), Migranci, migracje. O czym warto wiedzieć, by wyrobić sobie własne zdanie, tłum. M. Szczurek, Kraków 2017. Redaktorka tomu pisze we wstępie, iż: „»Kryzys«, który dotyka Europę od 2015 r., wpłynął, rzecz jasna, na radykalizację dyskursu i postaw politycznych, jednak z punktu widzenia badaczy ujawnił przede wszystkim nieznajomość historii migracji i kwestii związanych z integracją w Europie oraz poza nią. Nasuwa się jeden wniosek: mimo że badacze przez dziesiątki lat tworzyli solidne podstawy wiedzy na temat fal migracyjnych, emigracji i integracji, prawdy oparte na badaniach nie mogą się przebić do dyskursu politycznego, mediów i opinii publicznej”. Ibidem, s. 5.


96

Piotr Jakubowski

3. Żarty żartami Ponurym tłem dla przedstawionych w niniejszym szkicu rozważań jest fakt, iż opublikowanie na czysto satyrycznej stronie36 obrazka prezentującego afirmatywne nawiązanie do Oświęcimia w kontekście uchodźców świadczy o tym, że tego typu humor uległ normalizacji i – przynajmniej w ramach standardów respektowanych przez administratorów i subskrybentów tej strony, którzy bynajmniej nie stoją w pierwszych szeregach modelowego elektoratu skrajnej prawicy – nie sposób go już dłużej uważać za ryzykowny czy kontrowersyjny (nie mówiąc już o tym, by był niedopuszczalny). Fakt ten miało sygnalizować użyte w tytule niniejszego tekstu określenie „banalna ksenofobia”. Kwestia „niewinności” żartu stała się pod koniec 2017 r. przedmiotem debaty publicznej w związku z najgłośniejszym polskim wątkiem aferze #MeToo, która przerodziła się w nieformalny ruch społeczny. Zarzewiem całej sprawy było ujawnienie przez magazyny „New York Times” i „New Yorker” procederu wieloletniego molestowania seksualnego swoich podwładnych przez amerykańskiego producenta Harveya Weinsteina. Na fali tego doniesienia liczone w dziesiątkach milionów użytkowniczki (ale też użytkownicy) mediów społecznościowych za pomocą hashtaga #MeToo deklarowały, że padły ofiarą analogicznych praktyk – czasem dzieliły się swoim świadectwem, najczęściej wyłącznie sygnalizowały ów fakt. Wspomniany „polski wątek” dotyczył wypowiedzi pisarza Janusza Rudnickiego przytoczonej przez dziennikarkę Annę Śmigulec w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”. Rudnicki, siedząc z dziennikarką i jej koleżanką w kawiarni, miał powiedzieć do swojego kolegi, który akurat pojawił się w wejściu: „Chodź, kurwy już są”37, a następnie tłumaczyć się, że „to był tylko żart”. Kalina Błażejowska, komentując na łamach „Tygodnika Powszechnego” całą sytuację, stwierdziła: „To nieprawda, że żart jest z natury niewinny. Właśnie status »niewinności« czyni go skutecznym narzędziem słownej agresji”38. Obserwacja 36  Przykładowo, obrazki nawiązujące do problemów związanych z wykonywaniem zawodu kierowcy długodystansowego, których źródłem są zarówno ich szefowie, jak i odbiorcy towaru, nie są utrzymane w retoryce polityczno-emancypacyjnej, nawołującej o sprawiedliwe traktowanie i wyrażającej brak akceptacji dla wyzysku i warunków pracy, ale w dobrotliwym tonie, zasadniczo akceptującym status quo, typu: „no tak… każdy z nas dobrze to zna”. 37  http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,127763,22582989,metoo-musimy-ujawniac-zachowania-ktore-wiazaly-sie-z-jawnym.html [14.11.2017]. Dzień później pisarz przesłał list do redakcji „Wysokich Obcasów”, w którym napisał: „No więc jasne, że Cię przepraszam. Za ten żart. Zły i, jak czytam, bolesny, ale przecież, no trudno, żeby inaczej, żart”. M. Święchowicz, Skandal z Januszem Rudnickim. Dotknięte mówią: dość!, „Newsweek”, 7.01.2017, www. newsweek.pl/polska/spoleczenstwo/skandal-z-januszem-rudnickim-dziennikarka-obrazonaprzez-rudnickiego/lhmx3bn [14.11.2017]. 38  K. Błażejowska, Mikroprzypowieść o molestowaniu, „Tygodnik Powszechny” 47/2017, s. 12.


Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu...

97

ta przenosi uwagę z samego żartu na szerszy kontekst społeczny, który pełni funkcję regulacyjną odnośnie do dopuszczalności (bądź jej braku) formułowania danego typu wypowiedzi w określonych sytuacjach (przede wszystkim publicznych), odpowiada też za bagatelizowanie i alibizację owych stwierdzeń (to tylko „niewinny żart”). W przypadku żartu Rudnickiego temu szerszemu kontekstowi można nadać imię „patriarchat”, w przypadku żartu na stronie Spedytorzy Polska – „ksenofobia”. Jak wskazuje Monika Bobako, skuteczność krytycznego (krytyczno-etycznego) naznaczania danych wypowiedzi lub zachowań jako ksenofobicznych uzależniona jest od „etycznej ramy, w obrębie której są one używane. Przykład rosnącej akceptacji postaw ksenofobicznych w kontekście tzw. kryzysu uchodźczego […] pokazuje, iż w sytuacji odczuwanej jako kryzysowa ta rama ulega w powszechnym przekonaniu reorganizacji – akceptowane staje się to, co wcześniej takie nie było”39. To właśnie reorganizacja owej ramy – określona przez Baumana mianem „adiaforyzacji” problemu migracyjnego40 – odpowiadać by miała za przyznanie praktykom przedstawionym na początku niniejszego tekstu (afirmatywne odwołania do Shoah w kontekście uchodźców) pewnego stopnia społecznej akceptacji („to tylko taki żart”, „tak się tylko mówi” etc.). Mankamentem nie tyle intuicji zawartej w przytoczonym wyżej cytacie, ile raczej jej sformułowania jest to, że proces reorganizacji owej ramy oderwany został od sfery realnych praktyk społecznych41, na co może wskazywać użycie strony biernej. Rama bowiem nie tyle „ulega reorganizacji”, ile stopniowo reorganizują ją – czy właściwie, można by rzec, „rozpuszczają” – konkretne ludzkie akty, przede wszystkim akty mowy. Początkową reakcją na praktyki reorganizujące etyczną ramę jest szok, niedowierzanie, sprzeciw, chęć przeciwdziałania42. Stopniowo jednak, w miarę jak buntownicze impulsy roztapiają się w poczuciu bezradności, następuje oswo M. Bobako, Islamofobia jako technologia władzy..., s. 28.  „[…] czyli wyłączenia imigrantów i tego, co się z nimi dzieje, z moralnej oceny. Gdy opinia publiczna już raz ich zaklasyfikuje jako potencjalnych terrorystów, migranci trafiają poza granice i zasięg moralnej odpowiedzialności – oraz przede wszystkim poza przestrzeń współczucia”. Z. Bauman, Obcy u naszych bram, s. 43. 41  W innych miejscach bowiem Bobako łączy owo rosnące przyzwolenie z konkretnymi artykulacjami, przede wszystkim (nie)słynnym felietonem Dominika Zdorta Dokąd deportować Tatarów („Rzeczpospolita” z 6.02.2015 r.) oraz wypowiedziami polityków i dziennikarzy podczas kampanii przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. Odnośnie do artykułu Zdorta autorka pisze: „Dla wielu czytelników tekst był szokujący, ponieważ postulat czystki etnicznej artykułował na łamach szanowanego dziennika, przenosząc tym samym otwarcie ksenofobiczny język z otchłani internetu na medialne salony”. M. Bobako, Islamofobia jako technologia władzy..., s. 57. 42  Symptomatyczne w tym aspekcie są pierwsze słowa wstępu do tomu Zemsta emancypacji: „Pomysł napisania tej książki zrodził się z bezsilności, przerażenia, wściekłości i niezgody na zjawiska [raczej: na społeczne reakcje na zjawiska – P.J.], które europejskie media określają mianem kryzysu uchodźczego”. L. Kopciewicz, T. Nowicki, Wstęp, w: T. Nowicki (red.), Zemsta 39 40


98

Piotr Jakubowski

jenie, które wszak nie musi z definicji wykluczać niezgody – tyle że wówczas pozostaje już tylko szansa na demontaż bardziej „analityczny” niż „wojowniczy”; niewykluczone, że potencjalnie bardziej skuteczny43. Co istotne, osoby, których postawy, wypowiedzi i działania rozpoznaje, a jednocześnie piętnuje się jako „ksenofobiczne”, w większości wypadków odcinają się od tej kwalifikacji, co wskazuje, że uznają one obecny w społecznym uzusie krytyczno-etyczny potencjał tego określenia. Problemem jest jednak to, że zgodnie z – reprezentowanym przez Bobako – stanowiskiem konstruktywizmu społecznego i koncepcją pragmatycznej semantyki Ludwiga Wittgensteina zakres nazwy „ksenofobia” (a więc rodzaj praktyk i dyskursów, które ona obejmuje) nie jest czymś z góry danym i raz na zawsze ustalonym, lecz negocjowanym w ramach konkretnych posunięć w obrębie gier językowych prowadzonych w zmiennych kontekstach społeczno-kulturowych. Tym samym nawet jeśli Bobako wypowiada się w imieniu „uniwersalistycznych wartości etycznych”, a przeciw „różnego rodzaju partykularyzmom”44, nie może zaproponować nic więcej ponad postulat zachowania obecnego (niedawnego?) z n a c z e n i a słowa „ksenofobia” – postulat ten, dodam, w pełni popieram – przeciw innemu znaczeniu, które stopniowo toruje sobie drogę w wypowiedziach często rozpoczynających się od stwierdzenia: „nie jestem ksenofobem, ale…” czy próbach tworzenia subtelnych rozróżnień pojęciowych45. Przykładem może być stwierdzenie ministra Mariusza Błaszczaka, które padło w wywiadzie udzielonym „Super Expressowi”: „Nie jesteśmy ksenofobami. Jesteśmy odpowiedzialni”46, emancypacji. Nacjonalizm, uchodźcy, muzułmanie. Zagrożenia i wyzwania kryzysu uchodźczego, Gdańsk 2017, s. 7. 43  W rekomendacjach zawartych w raporcie z badania źródeł antyuchodźczych postaw wśród młodych Polaków Dorota Hall pisze: „Wydaje się, że ewentualna praca na rzecz minimalizacji ich [osób poddanych badaniu i im podobnych – P.J.] antyuchodźczego nastawienia może przynieść jakiekolwiek owoce tylko o tyle, o ile stać za nią będzie – po pierwsze – uznanie wagi rozległych struktur symbolicznych jako trwałych (choć niekoniecznie niezmiennych) czynników kształtujących wszelkie możliwe światopoglądy czy relacje społeczne, a po drugie – chęć nawiązania rzeczywistego dialogu, a zatem dialogu, który nie byłby podszyty paternalistycznym spojrzeniem na antyuchodźczość”. A. Mikulska-Jolles, D. Hall, Uprzedzenia, strach czy niewiedza?..., s. 130. 44  M. Bobako, Islamofobia jako technologia władzy..., s. 28. 45  Innym sposobem zniwelowania krytycznego potencjału owych pojęć może być, charakterystyczna dla tzw. alt-prawicy (alt right), praktyka sprowadzania ich do absurdu poprzez używanie ich zwrotnie przeciw stronie, która przypisuje sobie – w imię d z i e j o w o ś c i danego określenia (zob. J. Butler, Walczące słowa..., s. 47) – monopol na korzystanie z ich krytycznego aspektu, sama będąc immunizowana na jego działanie; np. nazywanie „rasistami” osób czarnoskórych, „homofobami” – osób homoseksualnych. 46  Oto dłuższy fragment tego wywiadu: „– A co z zarzutami, że jesteście ksenofobami? – Jesteśmy ludźmi odpowiedzialnymi. Odpowiadamy za bezpieczeństwo Polski i Polaków. Nie narazimy naszego kraju na jakiekolwiek zagrożenie.


Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu...

99

czy okładka prawicowego tygodnika „Do Rzeczy” (3/2017) opatrzona tytułem Chcą z nas zrobić rasistów. Swego czasu sporym echem odbiła się też deklaracja rzecznika prasowego Młodzieży Wszechpolskiej Mateusza Pławskiego: „Nie jesteśmy rasistami, ale separatystami rasowymi”47. Tego typu wypowiedzi, które poniekąd racjonalizują i usprawiedliwiają znacznie mniej dyplomatyczne akty mowy nienawiści/pogardy, jakich pełno jest w przestrzeni internetu, i nie tylko (vide transparenty i okrzyki wznoszone podczas antyimigranckich demonstracji), prowadzą do zasygnalizowanej przez Bobako reorganizacji etycznej ramy, ale czynią to w szczególny sposób – taki, by na wszelkie sposoby pokazać, że wszystko jest dokładnie tak, jak było, że żadna zasadnicza zmiana nie nastąpiła. Po pierwsze, podtrzymują negatywną waloryzację określenia „ksenofobia”, wskazując jednak, że dotyczy ona innych osób i praktyk48 (zawsze wszak znajdzie się ktoś bardziej radykalny), po drugie, dowodzą, że inkryminowane działania i postawy nie wynikają z jakiejś czystej zajadliwości i pogardy (a tym bardziej z jakiejś „fobii”) ani nie są oparte na niepełnym stanie świadomości i wiedzy. Wręcz przeciwnie, cechują one osoby odpowiedzialne i rozważne, troszczące się o dobro swojej wspólnoty, doskonale poinformowane, kim n a p r a w d ę są uchodźcy i jakie będą konsekwencje otwarcia dla nich naszych granic; co więcej, osoby, którym bliskie są fundamentalne wartości cywilizacji zachodniej. Tym samym zarówno krytyczny (zwłaszcza w oskarżycielskim wydaniu proponowanym przez Ośrodek), jak i opisowy aspekt określenia „ksenofobia” odnajduje silną i ugruntowaną przeciwwagę w postawach, wiedzy i hierarchii wartości tych, których miałoby ono naznaczać. Ponadto im silniejsze napiętnowanie, tym większa atrakcyjność wspomnianego etosu bohaterskie– Po tym, jak pani premier ogłosiła tę decyzję [ostatecznej niezgody Polski na przystąpienie do unijnego programu kwotowej relokacji uchodźców do poszczególnych państw członkowskich – P.J.], poparcie dla was poszło do góry i tę decyzję akceptuje 80 proc. Polaków. Gracie na najniższych instynktach? – W Wielki Czwartek było dodatkowe posiedzenie europejskich ministrów spraw wewnętrznych, na które pojechałem. W Wielki Piątek i Sobotę byłem w kościele św. Jacka w Warszawie i pękał on w szwach. – I o czym to świadczy? – Że w odróżnieniu od zachodu Europy nie wyzbyliśmy się wartości, wokół których zorganizowane jest nasze życie”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/mariusz-blaszczak-nie-jestesmy-ksenofobami-jestesmyodpowiedzialni_801498.html [14.11.2017]. 47  https://dorzeczy.pl/kraj/46991/Rzecznik-Mlodziezy-Wszechpolskiej-Nie-jestesmyrasistami-ale-separatystami-rasowymi.html [14.11.2017]. 48  Dopóki takie pojęcia jak „rasista”, „ksenofob” nie zostaną przechwycone i nie ulegną przewartościowaniu przez akty afirmatywnego samookreślenia (typu: „jestem ksenofobem i nie wstydzę się tego, bo każdy, komu bliskie jest dobro jego wspólnoty, musi być ksenofobem”) – co, mam nadzieję, nigdy nie nastąpi – dopóty zachowają one swój normatywny, krytyczno-etyczny potencjał.


100

Piotr Jakubowski

go – potrzeby, by wbrew wszystkiemu i wszystkim być heroldem niewygodnej co prawda i „niepoprawnej politycznie”, ale jednak prawdy.

4. Ludzie ludziom – zakończenie Jednak gdzieś między cynizmem polityków, którzy wspierani przez swoje medialne tuby zdobywają kapitał poparcia na ksenofobicznej (antyuchodźczej, antyislamskiej) retoryce, a tymi, którzy dając im posłuch, doprowadzają tę retorykę do ekstremum (docierając do granic „wyobraźni prześladowczej”, zgodnie z określeniem René Girarda) i wcielają w życie, atakując budki z kebabami czy osoby rozmawiające w tramwaju w obcym języku, są jeszcze trudno tak naprawdę dostrzegalni, choć zapewne pozostający w większości, „zwykli ludzie”, ich niepokoje i lęki. Jak w komentarzu do zamachów terrorystycznych w Paryżu z 2015 r. pisał Slawoj Žižek: Związane z uchodźcami obawy i troski tak zwanych zwykłych ludzi często wyśmiewa się jako przejaw rasistowskich uprzedzeń, jeśli nie po prostu jako neofaszyzm. Czy naprawdę powinniśmy pozwolić PEGID-zie [niemieckiej skrajnej organizacji antyimigranckiej – P.J.] i spółce być jedynymi, którzy ich wysłuchają? […] Wsłuchanie się w zmartwienia zwykłych ludzi oczywiście w żaden sposób nie pociąga za sobą konieczności uznania podstawy ich stanowiska – zawartej w myśli, że zagrożenie dla ich życia pochodzi z zewnątrz, od obcokrajowców, od „innych”. Zadanie polega raczej na nauczeniu ich, by uznali swoją odpowiedzialność za własną przyszłość49.

Cóż to jednak oznacza w praktyce? Wszak to postawa zdecydowanej niechęci wobec uchodźców jest prezentowana właśnie jako wyraz odpowiedzialności za przyszłość (vide wypowiedź ministra Błaszczaka); przyszłość własną, ale i swoich najbliższych, narodu czy wręcz cywilizacji. Oczywiście, zdaniem Žižka, ale też Baumana i wielu innych, to nie uchodźcy są winni temu, co nas spotyka, a zatem to nie oni powinni stanowić źródło lęku, lecz – hasłowo rzecz ujmując – niekontrolowane i moralnie ślepe procesy globalnej dystrybucji kapitału. Jednakże w przeciwieństwie do nich uchodźcy są konkretni i widzialni (nawet jeśli, jak w przypadku praktycznie homogenicznego etnicznie kraju, jakim jest Polska, przede wszystkim poprzez różne formy zapośredniczenia). Na tyle widzialni, że można w nich ucieleśnić, a tym samym skryć, te abstrakcyjne „mroczne potęgi”50, a zarazem na tyle niewidzialni (zarówno jeśli chodzi o real S. Žižek, Žižek po zamachach w Paryżu: złamać lewicowe tabu, „Krytyka Polityczna”, 23.11.2015, https://krytykapolityczna.pl/swiat/ue/zizek-po-zamachach-w-paryzu-zlamac-lewi cowe-tabu/ [27.11.2017]. 50  Uchodźcy i migranci „informują nas i ciągle przypominają o tym, o czym szczerze wolelibyśmy zapomnieć lub co mamy nadzieję odpędzić: o jakichś globalnych, mrocznych siłach, […] które ciężko sobie wyobrazić, ale które są na tyle potężne, że oddziałują też na nasze życie, 49


Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu...

101

ną obecność w przestrzeni społecznej, jak i dostęp do uprzywilejowanych kanałów nadawczych), że w usiłowaniach zrzucenia ciążącego na nich odium uzależnieni są od pośrednictwa wszelkiego rodzaju adwokatów – wrażliwych na ich los, świadomych szerszych uwarunkowań ich kondycyjnego położenia – a także różnych form reprezentacji alternatywnych wobec hegemonicznych przekazów antyuchodźczych. Te z nich, które są najczęściej wykorzystywane – chwytające za serca fotografie dziecięcych ofiar wojny i tułaczki – wywołują krótkotrwałe porywy wzruszeń i żalu, nieprzekładające się raczej na zasadniczą zmianę postaw czy aktywizację do przeciwdziałania. Postulowane rozwiązania systemowe – np. w zakresie edukacji (wprowadzenia do szkół warsztatów antydyskryminacyjnych czy obowiązkowych lekcji edukacji międzykulturowej) lub uregulowania polityki integracyjnej, od dawna spoczywającej prawie wyłącznie na trzecim sektorze – jeśli w ogóle zostaną wdrożone, przyniosą efekty dopiero po wielu latach. Zasięg interwencyjnych i solidarnościowych działań artystycznych, prelekcji, paneli dyskusyjnych, tekstów naukowych czy raportów badawczych jest z kolei mocno ograniczony i nie może stanowić równorzędnej pod względem siły oddziaływania alternatywy dla dyskursu antyuchodźczego, który dociera z uprzywilejowanych centrów nadawczych (media głównego nurtu, świat polityki). Co nie znaczy jednak, że należy poddać się i zaniechać wszelkich starań w tym zakresie. Wręcz przeciwnie. Zwłaszcza że „ich” wśród „nas” jest i będzie coraz więcej. Masowych przesiedleń ludności nie da się bowiem ani zatrzymać, ani zawrócić, natomiast – jak pisze Kaja Puto – „szczucie Polaków przeciwko obcym przy jednoczesnym ich przyjmowaniu to wariant najgorszy z możliwych dla obu stron”51. Bauman potrafił mimo wszystko wnieść odrobinę nadziei w tę dość przygnębiającą perspektywę, pokładając ufność w „sile idącej z naprzeciwka [counter-force]: fenomenie spotkania, który prowadzi do dialogu, nawet jeśli niekończącego się bezwarunkowym porozumieniem, to przynajmniej dążącego do wzajemnego zrozumienia”52. Finalny, oczekiwany efekt polski socjolog przedstawił za pomocą zaczerpniętej od Hansa-Georga Gadamera metafory „fuzji horyzontów”, w ramach której „dwie nieznane sobie krainy” poznałyby się wzajemnie zważając na nasze preferencje. W cywilnych ofiarach tych sił, zgodnie z jakąś wypaczoną logiką, widzi się pierwsze szeregi oddziałów wysłanych przez owe mroczne potęgi, stacjonujące teraz w naszym sąsiedztwie”. Z. Bauman, Obcy u naszych drzwi, s. 23. 51  K. Puto, Przestańmy udawać, że pytanie o migrantów zaczyna się od „czy”, „Krytyka Polityczna”, 20.12.2018, https://krytykapolityczna.pl/kraj/kaja-puto-przestanmy-udawac-zepytanie-o-migrantow-zaczyna-sie-od-czy/ [21.12.2018]. 52  Z. Bauman, Obcy u naszych drzwi, s. 124. Analogiczną myśl wyraził Feras Daboul, przedstawiciel Centrum Pomocy Cudzoziemcom oraz Fundacji Ocalenie, podczas panelu dyskusyjnego Hate-speech, Civic Society, and the Media, który odbył się 19 października 2017 r. w Ośrodku Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego.


102

Piotr Jakubowski

nie, a „zamieszkiwane światy obu stron […] zaczęły stopniowo się zazębiać”53. Oprócz spotkania „nas” z „nimi” – obywateli krajów Zachodu, Polaków, Europejczyków z przybyszami z Bliskiego Wschodu i Afryki – konieczne byłoby jednak także wcześniejsze spotkanie „nas” z „nami” – przedstawicieli dwóch zwaśnionych, okopanych na swoich pozycjach obozów. Innymi słowy, walka z dyskursem i postawami antyuchodźczymi wieść powinna przez złagodzenie atmosfery paniki moralnej. Jak jednak wskazuje Barbara Pasamonik, na przeszkodzie staje tu, po pierwsze, fakt, że przedstawiciele obydwu stron trwają w poczuciu własnej wyższości moralnej (jedni jako wrażliwi i współczujący, drudzy jako rozważni i odpowiedzialni); po drugie natomiast – w reprezentowanych przez nich stanowiskach niezwykle silnie zaznacza się komponent afektywny, odwołujący się do „prymarnych emocji ludzkich: strachu i empatii”54. Jak miałoby dojść do „fuzji” tych dwóch światów – zwłaszcza w przestrzeni wirtualnej, gdzie odgrodzone są od siebie ścianami baniek filtrujących i czasem tylko przepuszczają partyzanckie trollataki na szranki przeciwników, co kończy się spektakularnym banem – trudno sobie zaiste wyobrazić. W każdym razie plan minimum polega na tym, by w przedstawicielach drugiej strony „barykady” dostrzec ludzkie oblicze, w całym jego skomplikowaniu i niejednoznaczności, a nie fantomowy twór skrojony pod nasze wyobrażenia i obawy, by tym łatwiej wzbudzać niechęć i pogardę. Jak starałem się wykazać, strategia działania przyjęta przez Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych – a precyzyjniej: jego medialną agendę na portalu Facebook – niejednokrotnie od celu tego oddala. Nie zmienia to faktu, że piętnowanie najbardziej radykalnych i napastliwych przejawów mowy nienawiści/pogardy jest wyraźnym sygnałem nieakceptowalności tego typu praktyk; tym cenniejszym, że wobec ich eskalacji i braku poważniejszych reperkusji dla ich sprawców – co prowadzi stopniowo do bezsilnej obojętności tych, którzy początkowo jeszcze skłonni byli im przeciwdziałać – zaczynają one przebijać się do społecznej normy, czego wyrazem może być wspomniane bagatelizowanie tego typu wypowiedzi i sprowadzanie ich do „niewinnych żartów”. Ponadto poprzez swój wytrwały i nieustępliwy sprzeciw Ośrodek daje stanowczy odpór działaniom reorganizującym etyczną ramę, która odpowiada za normatywny (krytyczno-etyczny) potencjał określeń „ksenofobia”, „homofobia”, „rasizm” etc.

Z. Bauman, Obcy u naszych drzwi, ss. 125-126.  Ponadto w kwestii wyobrażeń na temat uchodźców obie strony różni komponent poznawczy. Dla jednych uchodźcy to ludzie „uciekający przed wojną, poszukujący poczucia bezpieczeństwa i perspektyw na życie”, dla drugich – „potencjalni terroryści, radykalni islamiści lub oszuści podszywający się pod uchodźców zagrażający szeroko rozumianemu bezpieczeństwu Polaków”. B. Pasamonik, „Malowanie strasznego diabła”..., ss. 37-41. 53 54


Banalna ksenofobia i paradoksy radykalnego sprzeciwu...

103

Summary The article begins as a case study, discussing one incident from September 2017 when some allegedly humorous image has been published on a Facebook fanpage Spedytorzy Polska (Shippers Poland). This picture, which affirmatively referred to Nazi’s concentration camps and gas chambers in the context of refugees, has been afterwards shared by the other website – Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych (The Center of Monitoring the Racist and Xenophobic Acts) – and reported to the public opinion, as well as to the law enforcement authorities, as an example of the hate crime. Also the pictures (kind of “mug shots”) of the authors of the hate/contempt speech has been made public by the Center’s fanpage. This case leads to analysis of the wider issues like growing social xenophobic attitudes (especially towards refugees and/or Muslims) and increasing acquiescence to the acts that weren’t accepted before (reorganization of the “ethical frame” which was responsible for their inadmissibility in public sphere), as well as the strategies of counteractions against this state of affairs (especially Center’s agressive politics of denouncing and dispraising the culprits of racist and xenophobic statements or behaviors). The problem with this politics – as it is presented here – is that it reproduces the same schemas it tries to fight against them (by the acts of reciprocal stigmatization or dehumanization – the “haters” are presented here in a way that all “folk devils” are) and bases at the same epistemic aberrations (false stereotypes, unjustified generalizations), which, as a result, leads to increase the social divisions and mutual incomprehension in the atmosphere of “moral panic.” Keywords: xenophobia, social ethics, moral panic, pro-refugee discourse Słowa kluczowe: ksenofobia, etyka społeczna, panika moralna, dyskurs prouchodźczy



Agnieszka Dytman-Stasieńko Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu Instytut Studiów nad Dziennikarstwem, Komunikowaniem i Technologią Mediów

Aktywizm cyfrowy vs. cyfryzacja aktywizmu – ewolucja praktyk aktywistycznych jako odbicie zmiany technologicznej

Wstęp Termin „aktywizm cyfrowy”, oznaczający wykorzystanie technologii cyfrowych w walce o polityczną czy społeczną zmianę, sugeruje pewien stan – okrzepły, ustabilizowany, trwały. Tymczasem rozwój technologii, nowe sposoby jej wykorzystania, nowe funkcje i funkcjonalności nie pozwalają na stagnację i niezakłócone trwanie. Sensowne więc wydaje się porzucenie określenia „cyfrowy” w odniesieniu do aktywizmu. Aktywizm to nie stan, ale dynamiczny, pulsujący proces, który przynosi ciągłą zmianę, nowe wyzwania i nowe rozwiązania. Jest jak bulgoczący kocioł, w którym buzują idee, technologie i stojący za nimi ludzie. Warto więc w kontekście aktywizmu zastąpić zbitkę „aktywizm cyfrowy” terminem „cyfryzacja aktywizmu”, który wskazuje na procesualność, zmienność, elastyczność i stopniowalność. Cyfryzacja – także aktywizmu – to ciągłe balansowanie między ekskluzją a inkluzją, wynikające z różnorodności otoczenia społecznego, politycznego, kulturowego czy geograficznego. Brak dostępu do internetu (najlepiej taniego), analfabetyzm (nie tylko technologiczny), nieznajomość języka angielskiego, autorytarny nadzór nad siecią i technologiami mobilnymi, finansowa, polityczna czy geograficzna (nie)dostępność technologii – to tylko niektóre czynniki decydujące o stopniu cyfrowej saturacji aktywizmu. Wysycanie aktywizmu technologiami cyfrowymi nieodmiennie rodzi pytania o rolę technologii w walce o zmianę polityczną czy społeczną, a jednocześnie prowokuje do zadania pytania o korporalność aktywizmu. Na ile technologia wypiera ciało, jednostkę z praktyk aktywistycznych oraz z dyskursu aktywistycznego? Jakie napięcia rodzą się na styku off i on? Czy cyfryzacja ak-


106

Agnieszka Dytman-Stasieńko

tywizmu pozbawia kultury oporu cielesności? Odpowiedzi na te pytania nie są łatwe i jednoznaczne. Nie mogą takie być, jeśli przyjmiemy założenie, że cyfryzacja aktywizmu to dynamiczny proces, więc również relacja technologia – jednostka będzie dynamiczna, różnorodna i w dużej mierze zależna od otoczenia społeczno-politycznego, geograficznego i kulturowego. Dyskurs aktywistyczny cechują podobne fluktuacje, które wynikają z krytycznego, realistycznego bądź utopijnego podejścia do technologii oraz do relacji technologii i ciała. Refleksje, które przedstawię w dalszej części artykułu, będą próbą odpowiedzi na pytania o zmienność tej relacji w perspektywie działań oporowych, zmienność widoczną zarówno w praktyce aktywistycznej, jak i w towarzyszącej jej refleksji teoretycznej. Zmienności tej relacji towarzyszy pytanie o efektywność działań cyfrowych, działań w środowisku cyfrowym i wychodzących poza to środowisko. Dyskursy utopijnego optymizmu i zdecydowanego krytycyzmu wobec technologii cyfryzujących aktywizm, ale też – pośrednio – wobec relacji jednostki i wirtualności protestów są nieodłącznym elementem cyfrowych praktyk aktywistycznych. Warto prześledzić ewolucję tego procesu, przemiany technodyskursu, aby wskazać z jednej strony na utopijne, z drugiej zaś na krytyczne czy realistyczne perspektywy w postrzeganiu relacji między ciałem a technologią w praktykach oporu. Przemiany technologiczne pozwalają wyróżnić dwie fazy aktywizmu, które określam jako aktywizm 1.0 i aktywizm 2.0. Pierwszy z nich to aktywizm statyczny, nieinterakcyjny, głównie webowy, drugi zaś to aktywizm technologicznie dynamiczny, interakcyjny, aktywizm świadomego użytkownika dostępnej technologii niewymagającej skomplikowanych umiejętności, użytkownika, który dzięki mediom mobilnym może funkcjonować w sposób ciągły między off i on – o ile owo „między” jeszcze da się obronić.

1. Aktywizm 1.0: Critical Art Ensemble Rozpocznę od omówienia pierwszej fali cyfryzacji aktywizmu – aktywizmu 1.0: nieinterakcyjnego, statycznego, aktywizmu głównie webowego, charakterystycznego przede wszystkim dla lat 90. ubiegłego wieku. Odwołam się do tez prezentowanych w tekstach grupy Critical Art Ensemble (CAE), przede wszystkim w The Electronic Disturbance oraz Electronic Civil Desobedience1. W pierwszym z wymienionych autorzy wskazują, że podstawowa zmiana dokonała się w reprezentacji władzy – wcześniej widzialnej, osiadłej siły, którą odzwierciedlały różne typy spektaklu (medialne, architektoniczne). Twierdzą jednak, że technologie informacyjne doprowadziły do rozdziału spektaklu i władzy, która błądzi niewi Critical Art Ensemble, The Electronic Disturbance, New York 1994; idem, Electronic Civil Desobedience, w: Electronic Civil Desobedience and Other Unpopular Ideas, New York 1996, ss. 7-32. 1


Aktywizm cyfrowy vs. cyfryzacja aktywizmu – ewolucja praktyk aktywistycznych... 107

doczna w rzeczywistości cybernetycznej. Spektakl stał się miejscem mediacji między światem realnym i wirtualnym, osiadłym i nomadycznym, organicznym i elektronicznym, wreszcie przeszłym i obecnym2, ale – jak podkreślają – teatr oporu jest obecnie teatrem elektronicznym3. Aktywiści z CAE wskazują, że metody oporu tradycyjnie były definiowane w kategoriach przestrzennych, celem większości akcji była bowiem destabilizacja ograniczonej przestrzeni fizycznej, co wynikało z przekonania, że władza jest osiadła i ograniczona do konkretnego miejsca geograficznego. Rozwój technologii zmienił jednak naturę władzy, która nie wiąże się już z przestrzenią, ale z czasem. Ważniejsze od lokalizacji władzy są: szybkość jej przemieszczenia między blokadami oraz czas niezbędny do usunięcia blokady. Wraz z pojawieniem się cybersieci władzę można bowiem przemieszczać do dowolnego punktu w strukturze kłącza4. Technologia stanowi więc podstawę zdolności nomadycznej elity do utrzymywania nieobecności, osiągania szybkości i konsolidacji władzy w globalnym systemie. W związku z takimi radykalnymi zmianami pojawiły się nowe strategie nieposłuszeństwa obywatelskiego, które zakłócają wirtualny porządek, nie zaś porządek spektaklu, co pozwala na uniknięcie wielu problemów związanych z wykorzystaniem starych strategii. CAE postulowało, aby w nowej rzeczywistości podstawę działania stanowiła mała komórka, nie zaś, jak wcześniej, hierarchiczna, ustrukturyzowana centralna organizacja. Taka mikrostruktura umożliwia stworzenie niehierarchicznej grupy opartej na konsensusie. Jej ograniczenie do kilku (4-8) osób pozwala na podtrzymywanie własnych opinii jej członków oraz szybkie działanie pozbawione biurokratycznego obciążenia, zaś dzięki technologii jej akcje mogą mieć szerszy zasięg i osiągać większy efekt. Wraz ze zmianą reguł gry zmieniło się też nieposłuszeństwo obywatelskie5. Późniejszy esej (1996) zatytułowany Electronic Civil Disobedience wnosił kolejne ustalenia dotyczące relacji między porządkiem konkretu, fizyczności a porządkiem wirtualnym, ale też na temat relacji między cielesnością a wirtualnością czy, szerzej, technologicznością aktywizmu. W tym kluczowym tekście CAE w pierwszej kolejności wskazywało na ewolucję taktyk czy strategii elektronicznego nieposłuszeństwa obywatelskiego wyrosłego w odmiennym kontekście społeczno-politycznym, przede wszystkim w nieelektronicznym kontekście reprezentacji władzy, którą symbolizowały wielkie, niemobilne, łatwe do zlokalizowania betonowe bryły. Stanowiły one zarówno reprezentację władzy, jak i jej lokalizację. Jak wskazywali autorzy, chociaż reprezentacja władzy pozostała, to jej lokalizacja dzięki technologii się zmieniła, ponieważ władzę stanowią nomadyczne elektroniczne przepływy. Zmiana ta wymaga przemodelowania  Critical Art Ensemble, The Electronic Disturbance..., ss. 68-69.  Ibidem, s. 79. 4  Ibidem, s. 112. 5  Ibidem, s. 142. 2 3


108

Agnieszka Dytman-Stasieńko

i dostosowania strategii nieposłuszeństwa obywatelskiego, ponieważ fizyczna, cielesna kontestacja władzy, a właściwie jej reprezentacji, traci sens. W takim otoczeniu istotne wydaje się blokowanie przepływów informacji, nie zaś przepływów osób. Kluczowe dla praktyków elektronicznego nieposłuszeństwa obywatelskiego jest odnalezienie owych abstrakcyjnych przepływów kapitału i władzy ulokowanych w cyberprzestrzeni. Cytowani autorzy wskazują, że elektroniczne nieposłuszeństwo obywatelskie jest z natury aktywnością bez przemocy, w której przeciwnicy nie konfrontują się ze sobą fizycznie. Co istotne, w rozważaniach CAE silne jest przekonanie o bankructwie potęgi liczebności, o śmierci ulic. Rozwiązanie stanowi zmiana korporalnego nieposłuszeństwa obywatelskiego, bazującego na fizycznej sile tłumu, na elektroniczne nieposłuszeństwo obywatelskie, które – oderwane od fizyczności – przeistacza się w batalię elektronicznych strumieni informacji. Jak podkreślają w kolejnym tekście z 1999 r., elektroniczne nieposłuszeństwo obywatelskie stanowi inwersję tradycyjnego nieposłuszeństwa obywatelskiego – zamiast publicznych ruchów masowych CAE ponownie proponuje podziemne działania w formie zdecentralizowanego strumienia zindywidualizowanych mikroorganizacji (komórek), które na różne sposoby – w formie akcji bezpośrednich, nie zaś przez manipulacje medialne – mogą spowolnić kapitalistyczną ekonomię polityczną6. Refleksje CAE z lat 90. pokazują z jednej strony zalety i nadzieje związane z funkcjonowaniem aktywistów w środowisku elektronicznym i z nową rzeczywistością technologiczną pozwalającą na zamianę strumieni ludzi, cielesnych, fizycznych, protestujących na ulicach, na strumienie informacji w świecie wirtualnym. Ponadto uzmysławiają nam pewne problemy: z jednej strony brak umiejętności technologicznych aktywistów, z drugiej – wzajemną nieprzystawalność hakerów i aktywistów, nastoletni często wiek hakerów i związaną z tym młodzieńczą brawurę i lekkomyślność, wreszcie klasyfikowanie przypadków elektronicznego nieposłuszeństwa obywatelskiego jako cyberprzestępstwa z wszelkimi tego konsekwencjami.

2. Electronic Disturbance Theatre Jak wskazuje Graham Meikle7, o ile manifest CAE był wezwaniem do działania, o tyle akcje grupy Electronic Disturbance Theatre (EDT), założonej w 1998 r., były odpowiedzią na to wezwanie. Odpowiedzią przewrotną, ponieważ elektroniczne nieposłuszeństwo obywatelskie praktykowane przez nią stanowiło  Ibidem.  G. Meikle, Future Active: Media Activism and the Internet, New York – London 2002, s. 149. 6 7


Aktywizm cyfrowy vs. cyfryzacja aktywizmu – ewolucja praktyk aktywistycznych... 109

najbardziej bezpośrednią próbę przeniesienia tradycyjnych form radykalnego protestu, takich jak uliczne demonstracje, do cyberprzestrzeni8. Były to strajki wirtualne, które nie opierały się na działalności małej, wąsko wyspecjalizowanej grupy, jak postulował Critical Art Ensemble, ale na masowości działania, czego przykładem mogą być ataki DDoS9, polegające na wielokrotnym ładowaniu atakowanej strony internetowej, co powoduje jej spowolnienie, a w konsekwencji zablokowanie. Na festiwalu Ars Electronica w Linzu 9 września 1998 r. członkowie EDT zaprezentowali FLoodNet – software, który pozwalał zautomatyzować ataki na strony internetowe przez zmuszanie ich do ciągłego ładowania. Dwudziestoczterogodzinny performance stanowiący wyraz poparcia dla walki zapatystów w Meksyku – strajk wirtualny przeciwko stronom internetowym: prezydenta Meksyku, Pentagonu oraz frankfurckiej giełdy10 – zgromadził według EDT 10 tys. osób na całym świecie. Tak praktykowane elektroniczne nieposłuszeństwo obywatelskie stanowiło zaprzeczenie idei CAE, ponieważ członkowie grupy uważali takie masowe akcje, wpisujące się w poetykę spektaklu, za nieefektywne. Co istotne dla refleksji nad relacją efektywności, cielesności i technologiczności protestu, w wirtualnym strajku za każdym połączeniem stoi konkretny użytkownik. Natomiast wielokrotne ładowanie strony stanowi ekwiwalent gromadzenia się w jednym miejscu, a więc istotna jest tu siła liczebności11.

3. Cult of the Dead Cow i haktywizm Przeciwko atakom typu DDoS opowiadali się również członkowie grupy Cult of the Dead Cow (cDc), którym przypisuje się stworzenie terminu „haktywizm” używany na określenie działań hakerskich wykorzystywanych do celów politycznych. Hasło „We put the hack into hactivism” miało stanowić odpowiedź dla tych aktywistów, którzy uważali, że haktywizm polega na prostym przeniesieniu do internetu metod analogowego oporu. Oxblood Ruffin podkreśla, że takie rozumienie haktywizmu rozbijało się o jedno podstawowe założenie: do akcji w sieci nie trzeba wielu osób – wystarczy jeden dobry programista12. Taka wizja działań oporowych w pewnej mierze koreluje z refleksją CAE, bo również  T. Jordan, P.A. Taylor, Hacktivism and Cyberwars: Rebel with a Cause?, London 2004,

8

s. 68.

Atak DDoS (z ang. distributed denial of service – rozproszona odmowa usługi) – jeden z najczęstszych ataków na systemy komputerowe lub usługi sieciowe. 10  Zapatyści (Zapatystowska Armia Wyzwolenia Narodowego) to ruch powstały w obronie marginalizowanych rdzennych mieszkańców Meksyku. 11  T. Jordan, P.A. Taylor, Hacktivism and Cyberwars..., s. 73. 12  O. Ruffin, Hacktivism from Here to There, http://www.cultdeadcow.com/cDc_files/cDc0384.php [30.10.2018].  9


110

Agnieszka Dytman-Stasieńko

neguje siłę wynikającą z liczebności. Ponadto podobnie jak aktywiści z CAE haktywiści z Cult of the Dead Cow negowali blokowanie stron internetowych przeciwników – nie uważali takich działań za taktykę haktywistyczną. Nie skupiali się jednak na nieefektywności takiego działania. Ich podejście do ataków DDoS ma charakter ideologiczny – według nich ataki DDoS stanowią pogwałcenie pierwszej poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych13. Grupa Hacktivismo (powstała na fundamencie cDc) opublikowała 4 lipca 2001 r. The Hactivismo Declaration. Jedna z głównych tez deklaracji mówiła o tym, że pełny szacunek dla praw człowieka oraz wolności podstawowych obejmuje również prawo do sprawiedliwego dostępu do informacji, jasno też podkreśliła, że państwowa cenzura internetu jest formą zorganizowanego i systematycznego łamania praw obywateli. Celem działań grupy Hacktivismo stało się opracowanie środków i technologii służących omijaniu cenzury oraz wcielanie ich w życie. Takie akcje miały służyć przeciwdziałaniu ograniczeniom prawa do informacji14. Electronic Disturbance Theater i Cult of the Dead Cow symbolizują dwa przeciwstawne bieguny funkcjonowania oporu sieciowego – pierwszy związany jest przede wszystkim z destrukcją kanałów informacyjnych przeciwnika; drugi reprezentuje nurt pozytywnych działań mających na celu tworzenie technologii pozwalających na omijanie cenzury i anonimowe komunikowanie się w sieci. Oba te nurty są w różny sposób klasyfikowane w literaturze – niekiedy się je utożsamia, a innym razem wyodrębnia. Stefan Wray, jeden z członków grupy Electronic Disturbance Theater, w tekście z 1999 r. odróżnia haktywizm i elektroniczne nieposłuszeństwo obywatelskie15. Haktywizm definiuje jako hakowanie upolitycznione, podkreślając przy tym, że różnica między tymi sposobami działania polega na anonimowości aktywistów – praktycy elektronicznego nieposłuszeństwa obywatelskiego nie ukrywają swoich imion i nazwisk, podczas gdy haktywiści działają anonimowo. Co ważniejsze, odwołuje się również do kategorii liczebności, podkreślając, że haktywizm to raczej działania pojedynczych osób, nie zaś określonych grup. Au W jednym z wywiadów Oxblood Ruffin łagodzi nieco swoje stanowisko i dopuszcza pewne wyjątki, a mianowicie gdy ma to służyć obronie praw człowieka lub ratowaniu życia. Zasadniczo jednak ataki typu DDoS Ruffin uważa za tchórzliwą taktykę, a nie za przykład haktywizmu czy cyfrowego nieposłuszeństwa obywatelskiego. Old-School Hacker Oxblood Ruffin Discusses Anonymous and the Future of Hacktivism, Radio Free Europe, Radio Liberty, 8.06.2011, http:// www.rferl.org/a/hacker_oxblood_ruffin_discusses_anonymous_and_the_future_of_hacktivism/24228166.html [30.10.2018]. Zob. też: W. Knight, Hackers Question Denial of Service as Political Protest, http://www.zdnet.com/hackers-question-denial-of-service-as-political-protest-3002077647 [30.10.2018]. 14  The Hactivismo Declaration, 4.07.2004, http://www.cultdeadcow.com/cDc_files/declaration.html [30.10.2018]. 15  S. Wray, Electronic Civil Disobedience and the World Wide Web of Hactivism, „Switch” 4(2)/1999. 13


Aktywizm cyfrowy vs. cyfryzacja aktywizmu – ewolucja praktyk aktywistycznych... 111

tor jednak zastrzega, że na początkowym etapie działań w sieci trudno tworzyć sztywne kategoryzacje i definicje. O takie kategoryzacje pokusili się w 2004 r. Tim Jordan i Paul A. Taylor16. Wyróżniają oni dwa typy haktywizmu: haktywizm masowych akcji oraz haktywizm cyfrowo poprawny (digitally correct). Pierwszy typ to przede wszystkim elektroniczne nieposłuszeństwo obywatelskie, którego teoretyczne podstawy stworzył Critical Art Ensemble, a jednym z pierwszych przejawów było poparcie ruchu Zapatystów przez Electronic Disturbance Theatre. Haktywizm masowych akcji lokuje się według autorów najbliżej tradycyjnych protestów ulicznych, których siła wynika właśnie z masowości, stanowi więc próbę ich przeniesienia do sieci, przeciwstawienia się ich fizycznej nieobecności w protestach online17. Haktywizm poprawny cyfrowo to przede wszystkim polityczne wykorzystanie technik hakerskich w infrastrukturze cyberprzestrzeni18. Skupia się on na walce o wolność słowa, o wolny przepływ informacji, czego przejawem jest działalność „specjalnej grupy operacyjnej”19 cDc – Hactivismo, której głównym celem jest tworzenie narzędzi do walki z cenzurą i inwigilacją w sieci (np. Goolag Scanner, Torpark czy Camera Shy). W pierwszej fazie aktywizmu 1.0 pojawiają się więc dwa nurty: konstrukcyjny i destrukcyjny. Nurt konstrukcyjny wykorzystuje nowe możliwości do tworzenia narzędzi walki z cenzurą, pomocy aktywistom czy potrzebującym imigrantom, natomiast nurt destrukcyjny skupia się na blokowaniu stron przeciwników, podmienianiu ich, przekierowywaniu użytkowników. Rzadko akcje te powodują realne straty, są raczej zakłóceniem elektronicznym niż realnym zagrożeniem dla potężnych korporacji czy agend rządowych. Jest to przede wszystkim aktywizm webowy, ponieważ strona internetowa funkcjonuje jako forma działania, obiekt działania i podmiot działania. Postulaty CAE związane z odcieleśnieniem aktywizmu na rzecz jego technologizacji nie znalazły odzwierciedlenia w praktyce. Elektronicznemu nieposłuszeństwu obywatelskiemu w wersji Electronic Disturbance Theater bliżej było bowiem do masowych akcji ulicznych, których siła wynikała z liczebności i obecności, niż do hakerskich działań wąsko wyspecjalizowanych grup – ta wersja działań sieciowych znalazła odzwierciedlenie np. w działaniach grupy Hactivismo. Aktywizm webowy, charakterystyczny dla lat 90. ubiegłego wieku, musiał skonfrontować się ze zmianą paradygmatu sieci, która oddała znaczną część aktywności sieciowej w ręce użytkownika, co widać było w funkcjonowaniu mediów społecznościowych, których efektywność i atrakcyjność wzmacniane są przez mobilność. Aktywizm stał się dostępny, łatwy, a dzięki mediom mobil T. Jordan, P.A. Taylor, Hacktivism and Cyberwars...  Ibidem, s. 69. 18  Ibidem. 19  Ibidem, s. 99. 16 17


112

Agnieszka Dytman-Stasieńko

nym – permanentny, w dużej mierze umasowiony. Znów istotna stała się liczebność i wirtualna obecność, która jednocześnie stanowi słabość i siłę aktywizmu. Siłę – bo mobilna dostępność pozwala większej liczbie osób na zaangażowanie w działania oporowe, słabość – bo zaangażowanie można ulokować wśród spraw życia codziennego i uczynić jedną z aktywności, niewymagającą rezygnacji ze zwykłego funkcjonowania. Z drugiej strony mobilność umożliwia zdobycie międzynarodowej publiczności, która może stanowić silne wsparcie dla protestujących. Na nowo trzeba więc odpowiedzieć na pytania o ucyfrowienie aktywizmu, rolę technologii w komunikacji protestu, w akcjach oporowych. Istotne jest określenie relacji między technologiczną i cielesną stroną aktywizmu, między on i off.

4. Aktywizm 2.0 Refleksje na temat drugiej fazy aktywizmu – fazy 2.0 – zacznę od skonfrontowania tekstów Mary Joyce i Malcolma Gladwella. W 2010 r. ukazała się książka Digital Activism Decoded. The New Mechanics of Change20 pod redakcją Mary Joyce. Autorka próbuje w niej zdefiniować termin „aktywizm cyfrowy”, odnosząc go do tych cyfrowo usieciowionych kampanii, które są jednocześnie kompletne i wykluczające. Kompletne w tym sensie, że obejmują wszystkie społeczne i polityczne praktyki w trakcie kampanii, które wykorzystują infrastrukturę cyfrowej sieci (aktywizm cyfrowy vs. cyberaktywizm, który odnosi się do internetu, a pomija wykorzystanie innych narzędzi cyfrowych, np. pendrive’ów), a wykluczające w tym sensie, że wyłączają praktyki, które cyfrowe nie są (aktywizm cyfrowy vs. e-aktywizm, gdzie przedrostek „e-” odnosi sie do terminu „elektroniczny”, powszechnie utożsamianego z praktykami sieciowymi, a który swoim zasięgiem obejmuje również narzędzia niecyfrowe, np. megafony elektroniczne, magnetowidy na kasety VHS). Joyce podkreśla, że świadomie wykorzystuje ten termin, ponieważ szybkość, wiarygodność, skala oraz niskie koszty zwiększają zasięg i zakres współczesnego aktywizmu. Trudno nie przyznać racji autorce, trzeba jednak powiedzieć, że zarówno szybkość, jak i skala czy niskie koszty zależą od uwarunkowań pozasieciowych – politycznych, ekonomicznych – które zdecydowanie różnią się w poszczególnych krajach i często sprzyjają cyfrowemu wykluczeniu, nie zaś cyfrowej immersji. Co jednak istotne w rozważaniach na temat aktywizmu cyfrowego, to przekonanie Joyce o tym, że zarówno ona, jak i inni autorzy to praktyczni idealiści. Chcieliby widzieć nowy świat, w którym obywatele mogliby wykorzystywać technologie cyfrowe w partycypacji politycznej i społecznej 20  M. Joyce, Preface: The Problem with Digital Activism, w: M. Joyce (red.), Digital Activism Decoded. The New Mechanism of Change, New York 2010, ss. vii-ix.


Aktywizm cyfrowy vs. cyfryzacja aktywizmu – ewolucja praktyk aktywistycznych... 113

w sposób bardziej efektywny. I rzeczywiście, jest to podejście technoutopijne. Ogromne nadzieje pokładane w rozwoju technologii cyfrowej, w jej sile – w dużej mierze sprawczej, jeśli chodzi o powodowanie zmian społecznych czy politycznych – znalazły odbicie nie tylko w dyskursie teoretycznym, ale również w mediach masowych, które określały protesty w Iranie czy Mołdawii w 2009 r., a później w Tunezji czy Egipcie mianem twitterowych czy facebookowych rewolucji. Taka wizja aktywizmu wykluczającego jest w dużej mierze anachroniczna, ponieważ mieszanie się różnych porządków przekazu, technologii unieważnia takie wykluczające definiowanie. Stąd mój postulat posługiwania się terminem cyfryzacji (ucyfrowienia) aktywizmu, który określałby dynamiczny proces ciągłej zmiany, nie zaś niezmienny stan. Niemal w tym samym czasie na łamach „The New Yorker” Malcolm Gladwell opublikował tekst Small change. Why the revolution will not be tweeted 21. Podważał w nim demiurgiczną rolę mediów społecznościowych w kreowaniu rewolucji. Swoje tezy poparł analizami Evgeny’a Morozowa dotyczącymi Mołdawii czy Golnaza Esfiandiarima na temat Iranu. Gladwell w dużej mierze dyskredytuje aktywizm mediów społecznościowych, określając go mianem aktywizmu niskiego ryzyka i słabych więzi, dzięki którym mamy dostęp do informacji, ale – w przeciwieństwie do aktywizmu silnych więzi – nie pomagają nam one wytrwać w obliczu niebezpieczeństwa. Artykuł Gladwella odbił się szerokim echem wśród praktyków i teoretyków aktywizmu22. Egalitarność technologiczna stała się pułapką dla aktywizmu, ponieważ potęga slacktywistycznej klikalności nie przekładała się na efektywność działania, mogła służyć jako forma kreowania odpowiedniego wizerunku w mediach społecznościowych, nie zaś stanowić przejaw rzeczywistego zaangażowania. Stwierdzenie Jordana i Taylora23, że w strajku okupacyjnym za każdym ciałem wirtualnym stoi ciało realne, ma odzwierciedlenie w aktywizmie mediów społecznościowych. W epoce mediów społecznościowych zasadnicze zadanie polega bowiem na przemianie aktywizmu słabych więzi i niskiego ryzyka w aktywizm mocnych więzi i wysokiego ryzyka, na pewną potęgę liczebności fizycznej, która może mieć realny wpływ na wydarzenia i stać się realną siłą aktywizmu.  M. Gladwell, Small change. Why the revolution will not be tweeted, „The New Yorker” 27.09.2010, http://www.newyorker.com/reporting/2010/10/04/101004fa_fact_gladwell?currentPage=all [30.10.2018]. 22  A. Fine, Malcolm Gladwell strikes out on activism, 28.09.2010, http://afine2.wordpress. com/2010/09/28/malcolm-gladwell-strikes-out-on-activism/ [30.10.2018]; Z. Tufekci, What Gladwell Gets Wrong: The Real Problem is Scale Mismatch (Plus, Weak and Strong Ties are Complementary and Supportive), http://technosociology.org/?p=178 [30.10.2018]; J.C. York, The False Pole of Digital and Traditional Activism, 27.09.2010, http://jilliancyork.com/2010/09/27/ the-false-poles-of-digital-and-traditional-activism/ [30.10.2018]. 23  T. Jordan, P.A. Taylor, Hacktivism and Cyberwars…, s. 73. 21


114

Agnieszka Dytman-Stasieńko

5. Anonimowi Wydawać się może, że w udzieleniu odpowiedzi na te pytania nie pomogło pojawienie się Anonimowych – nieprzewidywalnych, nieustrukturyzowanych, bez spójnej filozofii, programu politycznego, określonego sposobu działania, definiowanych przez maskę Guya Fawkesa. Paradoksalnie symbol ten pozwolił im zrozumieć, jak potężną mogą być siłą. Ich walka ze scjentologami („Project Chanology”) rozpoczęła się w zwykłym dla Anonimowych trybie internetowego i pozainternetowego trollingu – atakami DDoS na stronę internetową scjentologów, zamawianiem niezapłaconej pizzy, wysyłaniem faksów z obrazami nagich części ciała czy blokowaniem infolinii. Ironiczne wideo z deklaracją wojny przeciwko scjentologom stało się jednak punktem zwrotnym, ponieważ trolling internetowy musiał się skonfrontować z ideą „poważnego” aktywizmu politycznego, co zaowocowało wyjściem na ulice 127 miast świata 8 lutego 2008 r.24, a w szerszej perspektywie pozwoliło z jednej strony poczuć siłę wynikającą z liczebności fizycznego, ulicznego protestu, z drugiej zaś – rozpoczęło przemianę internetowych łobuzów w politycznych aktywistów, którzy umożliwili chociażby protestującym w czasie Arabskiej Wiosny Egipcjanom łączność ze światem po tym, jak rząd zablokował internet. Nieprzewidywalne, „doskokowe”, taktyczne, nie zaś strategiczne, poważne i zupełnie zabawowe, pozbawione spójnej ideologii działania heterogenicznych Anonimowych mogą stanowić soczewkę, w której widać współczesny aktywizm polityczny. Nie ma on jednej ustalonej formy, stanowi raczej kompleks rozmaitych trendów, na który składają się różne sposoby funkcjonowania w ramach protestu. Różny jest stopień zaangażowania, a co najważniejsze, dynamicznie zmieniają się i multiplikują role uczestników – bezpośrednich, pośrednich, widzów, aktywnych świadków, liderów, uczestników z centrum i z peryferii. Aktywizm fazy 1.0 w dużej mierze opierał się na trwałości ról, trwałości światów i odrębności (przynajmniej postulatywnej) świata cyfrowego i pozacyfrowego. Aktywizm fazy 2.0 te podziały znosi, zaciera granice, nie unieważnia tradycyjnych form protestu, ale je wzmacnia, poszerza, rozwija, multiplikuje. Pytanie o cyfrowość czy korporalność aktywizmu zostaje unieważnione przez wielowymiarowość komunikacji oporu – jednocześnie bezpośredniej i ekranowej, cyfrowej i analogowej, technologicznej i pozatechnologicznej. Pytanie, które wydaje się istotne w tym kontekście, dotyczy sposobów budowania inkluzywności mimo chaotycznej często różnorodności – technologicznej, społecznej czy kulturowej; sposobów konwergowania różnych płaszczyzn i platform komunikacji, ciała i technologii.  G. Coleman, Hacker, Hoaxer, Whistleblower, Spy. The Story of Anonymous, London 2014,

24

s. 6.


Aktywizm cyfrowy vs. cyfryzacja aktywizmu – ewolucja praktyk aktywistycznych... 115

Odpowiedzi na to pytanie mogą dostarczyć analizy kolejnych rewolucji czy ruchów. Dla porównania wybrałam trzy przykłady: rewolucję w Egipcie, ruch Indignados oraz wcześniejszą twitterową rewolucję w Mołdawii. Pozwoli to wskazać trendy w zakresie kreowania i podtrzymywania wydarzeń: kanałów przepływu informacji, różnorodności i zmienności ról uczestników protestu, sposobów budowania inkluzywności oraz nawigowania wśród fizyczności i cyfrowości protestu25.

6. Egipt Dwudziestego piątego stycznia 2011 r. wybuchła rewolucja w Egipcie. Tysiące Egipcjan wyszło na ulice w proteście przeciwko dyktaturze Hosniego Mubaraka. Po osiemnastodniowym powstaniu, które miało kulminację na placu Tahrir w centrum Kairu, Mubarak oddał władzę. Protesty w Egipcie (a wcześniej w Tunezji) były „celebrowane” jako demonstracja siły mediów społecznościowych rozumianych jako narzędzia mobilizacji. W 2011 r. jednak tylko 16,27% populacji stanowili użytkownicy internetu, z czego 4,21% (3,5 mln) to użytkownicy Facebooka, a 0,14% – Twittera (12 tys.)26. Dane te pokazują, że należy być świadomym ograniczonego wpływu mediów społecznościowych na mobilizację. Ogniskiem zapalnym egipskiej mobilizacji stało się zabójstwo młodego blogera, Khaleda Saida, który został śmiertelnie pobity w odwecie za nagranie wideo dokumentującego powiązania członków policji z handlarzami narkotyków27. W proteście przeciwko temu brutalnemu morderstwu powstała strona Kullena Khaled Said (Wszyscy jesteśmy Khaledem Saidem). Paul Gerbaudo wskazuje, że społeczność opozycyjna skupiona wokół tej strony na Facebooku była w stanie poderwać Egipcjan do walki. O skuteczności strony decydować miały: umiejętne animowanie emocjonalnych konwersacji, przyciąganie zróżnicowanej publiczności dzięki posługiwaniu się dialektem Ammeya zamiast standardowym arabskim, konstruowanie przekazu opartego również na materiałach wizualnych, co mogło przyciągnąć osoby o słabej umiejętności czytania i pisania, wreszcie unikanie skrajnie konfrontacyjnego języka. Według Gerbauda stworzenie emocjonalnej narracji interaktywnej przyczyniło się do zbudowania wspólnej tożsamości opartej na pozytywnej identyfikacji z zamordowanym i negatywnej – przeciw wspólnemu wrogowi. Pozwoliło również na wyjście poza  Warto podkreślić, że media są tylko narzędziem skutecznie wykorzystywanym zarówno przez protestujących, jak i przez ich przeciwników, ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami, wynikającymi z inwigilacji, tworzenia kontrnarracji, infiltracji działań aktywistów. 26  D. Murthy, Twitter: Social Communication in the Twitter Age, Oxford – Boston – New York 2013, s. 94. 27  S. Ghabra, The Egyptian Revolution. Causes nad Dynamics, w: L. Sadiki (red.), Routledge Handbook of the Arab Spring. Rethinking Democratization, London – New York 2015, s. 204. 25


116

Agnieszka Dytman-Stasieńko

sieć i przemianę uczestników komunikacji społecznościowej w street workerów, których zadaniem było agitowanie do protestu – za pomocą ulotek i bezpośrednich rozmów, co było sposobem na przezwyciężenie cyfrowego podziału i przełamanie cenzury oficjalnych mediów. Wyłączenie internetu i łączności komórkowej 27 stycznia paradoksalnie nie zdezorganizowało protestu, ale go wzmocniło, ponieważ brak kontaktu mobilnego wymusił kontakt bezpośredni – dotychczasowi „życzliwi widzowie” musieli zaangażować się i wyjść na ulice28. W perspektywie badanych w tym artykule relacji demonstracja jawi się jako intensywne wydarzenie komunikacyjne, zarówno w wymiarze komunikacji bezpośredniej, jak i zapośredniczonej, analogowej i cyfrowej. Do sukcesu egipskiej rewolucji w 2011 r. przyczyniły się m.in.: umiejętne balansowanie między realnością a wirtualnością, przemyślane i strategiczne wykorzystanie platform komunikacyjnych, skuteczne przeniesienie społeczności sieciowej na ulice przy jednoczesnym wsparciu protestów przez osoby cyfrowo wykluczone. Inkluzywność działań najpierw sieciowych, a potem ulicznych i sieciowych pozwoliła osiągnąć zamierzony cel, jakim było ustąpienie Mubaraka. Pojawia się tu jednak pytanie: Czy proces budowania zbiorowej tożsamości był efektem działań sieciowych, czy może sieć umożliwiła tylko stworzenie dostępnego „tu i teraz”, gdzie rozproszone, egzystujące wcześniej, podobne indywidualne narracje złożyły się na jedną wspólną? Khair El‐Din Haseeb podkreśla, że wyolbrzymianie roli mediów społecznościowych w rewolucjach Arabskiej Wiosny odbywa się kosztem wieloletniego wysiłku budowania akumulowanej świadomości politycznej29. Jeśli przyjmiemy, że „nowe” media (wcześniej telefony stacjonarne, kserokopiarki, faksy) towarzyszyły kolejnym rewolucjom30, nie tylko tym z ostatnich lat, to cyfrowe oblicze protestów nawet w warstwie nazewniczej staje się kwestią dyskusyjną.

7. Indignados Do podobnych wniosków może prowadzić analiza ruchu Indignados (Oburzonych) w Hiszpanii. Jak podkreśla John Postill, jedną z uderzających cech ruchu było zdecentralizowane wykorzystanie mediów społecznościowych przez hakerów, działaczy prodemokratycznych i rzeszę zwykłych obywateli (choć niektórzy odmówili korzystania z mediów korporacyjnych, zwyciężył jednak pragma P. Gerbaudo, Tweets and Streets. Social Media and Contemporary Activism, London 2012, s. 56. 29  K. El-Din Haseeb, On the Arab „Democratic” Spring: lessons derived, „Contemporary Arab Affairs” 4(2)/2011, ss. 113-122, za: D. Murthy, Twitter: Social Communication..., s. 97. 30  Zob. np. analizy na temat irańskiej rewolucji z 1979 r. zawarte w książce A. Sreberny-Mohammad, A. Mohammadi, Small Media, Big Revolution. Communication, Culture and the Iranian Revolution, Minneapolis – London 1994. 28


Aktywizm cyfrowy vs. cyfryzacja aktywizmu – ewolucja praktyk aktywistycznych... 117

tyzm)31. Proces mobilizacji również rozpoczął się na Facebooku32. Model komunikacji był podobny do egipskiego: antyideologiczny język, emocjonalne komunikaty, dynamiczne konwersacje, podtrzymywanie interakcji33. Ruch Indignados otwarcie odrzucił ideę przywództwa34 (chociaż miękka władza administratorów kont na Facebooku czy na Twitterze jest nie do przecenienia w kontekście budowania emocjonalnej narracji). Celem było osiągnięcie jak największej inkluzywności ruchu i wyjście poza proste podziały polityczne. Strona stała się miejscem akumulacji emocjonalnej energii, która mogłaby wyciągnąć ludzi na ulice oraz przezwyciężyć izolację i pasywność. Wezwanie do akcji rozpowszechniano za pomocą innych mediów – zwłaszcza Twitter (inaczej niż w Egipcie) odegrał znaczącą rolę w przyciąganiu uwagi i inicjowaniu rozmów między różnymi grupami. W dniach poprzedzających protesty 15 maja hashtag #15M był jednym z najpopularniejszych na hiszpańskim Twitterze, a najbardziej aktywne było konto Democracia Real YA35. Początek kampanii był w dużej mierze operacją sieciową, ale po wybuchu protestów aktywiści przenieśli swoje działania również poza sieć: drukowano postery, które umieszczano na głównych ulicach miast Hiszpanii, tworzono lokalne grupy, które organizowały bezpośrednie spotkania z mieszkańcami miast. Kiedy protesty wylały się na ulice, Twitter stał się kanałem, na którym wyrażano poparcie dla demonstrujących oraz wymieniano informacje na temat pomocy dla nich. Od pierwszych dni obozowania media społecznościowe okazywały wsparcie okupującym i mobilizowały ich. Jak podkreśla jednak Gerbaudo, proces mobilizacji osiągnął punkt szczytowy w odkrytej na nowo tradycji protestów ulicznych, która w pewnej mierze rozwijała się w opozycji do praktyk aktywizmu w sieci, istotnego w fazie inicjalnej. Dużą popularnością w trakcie protestów cieszył się slogan: „Nie jesteśmy na Facebooku, jesteśmy na ulicy!”36. Wskazuje on jasno na potrzebę protestu nie tylko wirtualnego, ale także fizycznego, aktywizmu wysokiego ryzyka, jak również aktywizmu dowodu społecznego. Wyjście poza sieć nie oznacza jej opuszczenia, ale raczej poszerzenie rzeczywistości 31  J. Postill, Digital Politics and Political Engagement, w: H.A. Horst, D. Miller (red.), Digital Anthropology, London – New York 2012, s. 176. 32  Chociaż jak podkreśla Postill, działania mobilizacyjno-taktyczne miały miejsce zarówno na platformach komercyjnych, jak i open-source’owych. Ibidem, s. 177. 33  P. Gerbaudo, Tweets and Streets…, ss. 76-101. 34  E. Castañeda, The Indignados and Occupy movements as political challenges to representative democracy: a replay to Ekhlund, w: M. Johnson, S. Suliman (red.), Protest. Analyzing Current Trends, London 2015, s. 130. 35  I. Peña-Lopez, M. Congosto, P. Aragón, Spanish Indignados and the Evolution of 15M: Towards Networked Para-Institution, w: Big Data. Challenges and Opportunities, Proceedings of the 9th International Conference of the Internet, Law & Politics, Universitat Oberta de Catalunya, Barcelona, 25-26 June 2012, s. 376, http://ictlogy.net/articles/20130626_ictlogist_congosto_elaragon_-_spanish_indignados_networked_parainstitutions.pdf [30.10.2018]. 36  P. Gerbaudo, Tweets and Streets..., ss. 76-101.


118

Agnieszka Dytman-Stasieńko

oporu. Rzeczywistość rozszerzona nie jest w tym kontekście nałożeniem świata cyfrowego na świat realny, ale nałożeniem świata realnego na świat cyfrowy, a następnie umiejętnym wykorzystaniem możliwości współdziałania obu. Hiszpańscy Oburzeni również nie stanowili efektu rewolucji w sieci. Wybuch społecznego niezadowolenia wynikał z wieloletniej akumulacji negatywnych czynników politycznych i społecznych, która swoje apogeum znalazła w demonstracjach w wielu miastach Hiszpanii.

8. Mołdawia Analiza protestów w Mołdawii z 2009 r. pokazuje, że inny model mobilizacji jest możliwy – bez wcześniejszego długotrwałego budowania tożsamości zbiorowej w sieci. Jak podkreślają Alina Mungiu-Pippidi i Igor Munteanu37, w Mołdawii dominowała polityka tożsamościowa, ponieważ elity podzielone były na dwa obozy: opowiadających się za zjednoczeniem z Rumunią i optujących za niepodległością Mołdawii, co znajdowało odzwierciedlenie w układzie sił politycznych. W czasie kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi sondaże dawały partii rządzącej ok. 35% poparcia, podobnie jak opozycji. Gdy wyniki wyborów okazały się dalekie od wyników sondażowych, niektóre organizacje pozarządowe wezwały do protestów. Przed budynkami rządowymi zebrało się najpierw 10 tys. demonstrujących, ich liczbą wciąż rosła aż do 900 tys. Wiadomości o proteście rozchodziły się przede wszystkim dzięki mediom społecznościowym (Twitter, YouTube), Twitter służył też jako kanał koordynacji działań. Wydaje się, że taki model przeczy poprzednim, opartym raczej na powolnym budowaniu tożsamości i wspólnoty w sieci, a później rozszerzeniu działań na tradycyjne uliczne formy protestu. W przypadku Mołdawii podzielana tożsamość została wypracowana wcześniej, nie w konkretnym miejscu w sieci, ale w wieloletnim, wieloplatformowym procesie krystalizowania się poglądów. Do wyjścia na ulice przyczyniło się pojawienie się informacji krytycznej38 (w tym wypadku ogłoszenie wyników wyborów), która spowodowała zmianę w strumieniu informacji – zmianę wymagającą dynamicznego przemodelowania form działania, w tym wypadku wyjścia na ulice, katalizowanego przez media społecznościowe.

37  A. Mungiu-Pippidi, I. Munteanu, Moldova’s „Twitter Revolution”, „Journal of Democracy” 9(3)/2009, ss. 136-142. 38  Szerzej o koncepcji informacji krytycznej: A. Dytman-Stasieńko, Info-activism: The egalitarisation of access to information, w: K. Konarska, A. Szynol (red.), Media and Journalism in the Digital Era, Wrocław 2016, ss. 119-130.


Aktywizm cyfrowy vs. cyfryzacja aktywizmu – ewolucja praktyk aktywistycznych... 119

Podsumowanie Aktywizm 1.0 i aktywizm 2.0 to odmienne wizje wykorzystania cyfrowych technologii do celów politycznych. W pierwszej fazie silnie podkreślano – przynajmniej w teorii – konieczność oddzielenia działań technologicznych od działań w świecie fizycznym, porzucenia tradycyjnych metod protestu na rzecz akcji sieciowych, próbowano wyrugować ciało na rzecz technologii, odcieleśnić aktywizm, który miał nie opierać już swej siły na liczebności ulicznej demonstracji, ale na działalności małych wyspecjalizowanych technologicznie i politycznie mikrostruktur. Aktywizm pierwszej fazy, mimo deklaracji jego nomadyczności, bazował jednak na pewnej trwałości ról w układzie mikrostruktur. Aktywizm 2.0 znosi wiele podziałów, ciało fizyczne okazuje się tu równie ważne jak technologia. Ponieważ jest to ucyfrowiony aktywizm interakcyjny, intererrelacyjny, tracą sens podziały na światy wirtualny i realny, na tradycyjne (cielesne, uliczne) i nowe (technologiczne) formy protestu. Współczesny aktywizm to ciągła zmienność ról, przepływy między technologią, przekazem zapośredniczonym i fizyczną rzeczywistością. To aktywizm poszerzony, w którym na rzeczywistość cyfrową nakładamy rzeczywistość realną i odwrotnie, w którym na równi w ciągłym ruchu funkcjonują obrazy, przekazy, przestrzenie, czas, narracje, ludzie i technologia. Dlatego postulat porzucenia terminu „aktywizm cyfrowy” na rzecz „cyfryzacji aktywizmu” wydaje się jak najbardziej uzasadniony, ponieważ w rzeczywistości ciągłej zmiany, w płynnej rzeczywistości przepływów wykluczająca i ograniczająca zbitka „aktywizm cyfrowy” nie ma racji bytu, podobnie jak nieuprawomocnione są twierdzenia o rewolucjach wywoływanych przez media (społecznościowe), twierdzenia wykluczające i ograniczające. Następny etap ewolucji, który stawia przed aktywistami nowe wyzwania, a jednocześnie oferuje im nowe możliwości, to aktywizm 3.0, aktywizm danych, big data activism39. Summary The article presents changes in the perception of the role and the function of technology and the body (the individual) in activist practices. The author distinguishes two phases of activism conditioned by technological development – activism 1.0 and activism 2.0, which constitute the next stages of its evolution. The first phase is web-based activism, largely static, based on the durability of roles, in theoretical reflection postulating the shift of activist actions to only technological actions. A significant change 39  Więcej na temat aktywizmu danych: A. Dytman-Stasieńko, (Big) Data Activism – Trends, Challenges and Opportunities, w: A. Dytman-Stasieńko, A. Węglińska (red.), Big Data: Digital Marketing and Trendwatching, Wrocław 2018, ss. 65-82, http://hdl.handle.net/11479/319, [30.10.2018].


120

Agnieszka Dytman-Stasieńko

conditioned by the alternation of the network paradigm results in interactive activism, not abandoning previous forms of action, but operating on other principles. It is an extended activism, abolishing previous divisions based on skillful balancing of technologies in relation to the body, happening not in both realities (virtual and material), but in one common, an augmented one. Keywords: digital activism, digitization of activism, electronic civil disobedience, hacktivism, social media Słowa kluczowe: aktywizm cyfrowy, cyfryzacja aktywizmu, elektroniczne nieposłuszeństwo obywatelskie, haktywizm, media społecznościowe


Magdalena Kamińska Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Instytut Kulturoznawstwa

„CSI: internet”. Rola amatorskich wspólnot kryminalno-śledczych w kształtowaniu się kultury nadzoru

Wstęp Tekst ten powstawał w połowie 2018 r. W tym czasie często mówiono i pisano – zarówno w kontekście naukowym, jak i publicystycznym – o zagadnieniach związanych z naruszeniami praw użytkowników do prywatności w mediach społecznościowych. W marcu 2018 r. ujawniony został wyciek danych z Facebooka do firmy Cambridge Analytica, wskutek czego wybuchł międzynarodowy skandal i na ten największy serwis społecznościowy spadły gromy krytyki1. W tym czasie problemy miała również randkowa aplikacja Grindr, nazywana „gejowskim Tinderem”, która udostępniała na zewnątrz m.in. informacje o tym, którzy z jej użytkowników są seropozytywni2. Na tym tle rozwinął się globalny kryzys zaufania do mediów społecznościowych. W chwili obecnej trudno stwierdzić, czy kryzys ten już cichnie, czy w rzeczywistości dopiero się rozwija. Na pewno jednak zarządy medialnych przedsiębiorstw poczuły się poważnie zagrożone możliwością odpływu użytkowników i reklamodawców. Obecnie koncentrują się na szukaniu możliwości zapobiegania takim sytuacjom w przyszłości, na co dowodem są choćby niedawne zmiany regulaminu Facebooka3. 1  Por. Information Commissioner’s Office, Investigation Into the Use of Data Analytics in Political Campaigns. Investigation Update 11 July 2018, https://ico.org.uk/media/action-weve-taken/2259371/investigation-into-data-analytics-for-political-purposes-update.pdf [5.10.2018]. 2  M. Rogall, Selling Sexualities: The Ethical Implications of Grindr’s New Advertising Tool, 23.09.2018, https://mastersofmedia.hum.uva.nl/blog/2018/09/23/selling-sexualities-the-ethical-implications-of-grindrs-new-advertising-tool/ [20.11.2018]. 3  Nowy regulamin Facebooka z 25.04.2018 r.: https://www.facebook.com/communitystandards/ [26.04.2018].


122

Magdalena Kamińska

Proceder, którego ujawnienie wywołało kryzys, polega na wydobywaniu przez przemysły medialne informacji od użytkowników, na których udzielenie nie wyrażają oni zgody, nie są świadomi możliwych konsekwencji ich udzielenia, a nierzadko w ogóle nie wiedzą o tym, że i w jakim zakresie są one gromadzone i wykorzystywane. Warto zauważyć, że informacje te zbierane są nie tylko na temat osób, które korzystają z mediów społecznościowych i zaakceptowały ich regulaminy. Na przykład fakt, że ktoś nie posiada konta na Facebooku nie oznacza, że Facebook nie gromadzi informacji na jego temat. To, że jego znajomi udostępniają informacje o sobie, oznacza bowiem również, że udostępniają pewne informacje o nim4. Pełną ocenę tej sytuacji utrudnia fakt, że zasady funkcjonowania algorytmów wyszukiwarek i mediów społecznościowych nie są jawne. Dlatego nie tylko żaden czynnik zewnętrzny nie ma nad nimi kontroli, ale też bardzo niewiele osób dysponuje wiedzą na temat tego, jak dokładnie działają. To zjawisko niesie dwa pozornie sprzeczne skutki: po pierwsze, ułatwia ignorowanie ich istnienia (tym bardziej że ich twórcy starają się, by algorytmy pracowały w sposób maksymalnie dyskretny), po drugie, powoduje ich demonizację (mechanizmy, których działanie nie jest w pełni zrozumiałe, w oczywisty sposób budzą większy lęk). Mimo to użytkownicy mediów społecznościowych – a także ci, którzy niebezpośrednio doświadczają ich oddziaływania – starają się poznać i zrozumieć rządzące nimi mechanizmy. Rozwinęły się już całe przemysły koncentrujące się na „zgadywaniu, jak to działa”. Zwłaszcza dotyczy to marketingu, który w ostatnich latach silnie uzależnił się od mediów cyfrowych. Należy jednak pamiętać, że jeden ruch cyfrowego pośrednika może zmienić wszystkie dotychczas rozpoznane w tym zakresie zasady. Przykładem mogą być choćby niedawne zabiegi YouTube’a związane z tak zwaną Elsagate5. Pojawiają się spekulacje, że jednym z ich długofalowych skutków mogła być strzelanina w siedzibie YouTube’a 3 kwietnia 2018 r.6 Jakie będą dalsze konsekwencje przycięcia zasięgów i pokryzysowych zmian regulaminu wciąż najpotężniejszego z mediów społecznościowych, czyli Facebooka, dopiero się przekonamy. Niemniej można w tym względzie wnioskować z przeszłych wydarzeń, przypominając choćby, na jakiej zasadzie zmienna polityka Facebooka najpierw wytworzyła, a potem zrujnowa G. Acar, B. Van Alsenoy, F. Piessens, C. Diaz, B. Preneel, Facebook Tracking Through Social Plug-ins. Technical report prepared for the Belgian Privacy Commission, 24.06.2015, https:// securehomes.esat.kuleuven.be/~gacar/fb_tracking/fb_plugins.pdf [20.11.2018]. 5  D. Di Placido, YouTube’s „Elsagate” Illuminates the Unintended Horrors of the Digital Age, 28.11.2017, https://www.forbes.com/sites/danidiplacido/2017/11/28/youtubes-elsagate-illuminates-the-unintended-horrors-of-the-digital-age/#928bd4e6ba71 [20.11.2018]. 6  D. Coldewey, T. Hatmaker, Police Say Shooter’s Anger Over YouTube Policies „Appears to be the Motive”, 4.04.2018, https://techcrunch.com/2018/04/04/police-say-shooters-angerover-youtube-policies-appears-to-be-the-motive/ [20.11.2018]. 4


„CSI: internet”. Rola amatorskich wspólnot kryminalno-śledczych...

123

ła biznes farm lajków7. Podobne sytuacje zapewne będą się jeszcze wielokrotnie powtarzać. Reasumując, bezprecedensowa działalność cyfrowych pośredników (digital intermediaries)8 w zakresie zbierania i wykorzystywania danych prowadzona jest wciąż w dużym stopniu na zasadzie eksperymentów. Tym samym nie może być w przejrzysty i dostateczny sposób uregulowana, przede wszystkim dlatego, że wciąż nie istnieją odpowiednie do realizacji tego celu narzędzia o adekwatnym, czyli globalnym zasięgu. Użytkownicy muszą dostosowywać swoje działania do jej ciągłych przemian. Jednak również cyfrowi pośrednicy muszą nieustannie dostosowywać swoje postępowanie do wciąż nowych sposobów wykorzystywania cyfrowych platform tworzonych przez użytkowników, którzy niejednokrotnie potrafią zaskakiwać kreatywnością w tym względzie.

1. Amatorskie cyberbrygady nadzoru W dobie nasilonego whistleblowingu skoncentrowanego wokół handlu danymi, szermującego hasłem chronienia bezbronnych przed agentami potężnych przemysłów, stosunkowo rzadko wspomina się o tym, że nie tylko cyfrowi pośrednicy, służby państwowe, pracodawcy czy rządy, ale także sami użytkownicy wykorzystują cyfrowe media do poszukiwania i wydobywania informacji na temat innych użytkowników – informacji upublicznionych, trudnych do znalezienia, ukrytych, niepublicznych, a nawet tajnych, których ich posiadacze nie chcieliby nikomu udzielać. Praktyka ta badana jest przede wszystkim w wariancie cyberwigilantyzmu (cybervigilantism) – określanego też jako digilantyzm (digilantism), netilantyzm (netilantism) czy cyber crowdsourcing – i bodaj najczęściej opisywana na przykładzie ochotniczej współpracy użytkowników sieci z policją w celu przeciwdziałania pedofilii9. Cyberwigilantyzm – definiowany szeroko jako „akt odwetu przeprowadzany na domniemanych sprawcach przestępstw przez osoby prywatne w odpowiedzi na zauważone przez te ostatnie przestępcze zachowania”10 – jest zagadnieniem problematycznym pod względem społecznym, etycznym, a także prawnym. Za E. De Cristofaro, A. Friedman, G. Jourjon, M.A, Kâafar, M. Zubair Shafiq, Paying for Likes? Understanding Facebook Like Fraud Using Honeypots, Internet Measurement Conference, 2014, DOI: 10.1145/2663716.2663729 [20.11.2018].  8  J. Nowak, Polityki sieciowej popkultury, Lublin 2018, s. 136.  9  Ch.P. Winters, Cultivating a Relationship That Works: Cyber-Vigilantism and the Public Versus Private Inquiry of Cyber-Predator Stings, „Kansas Law Review” 57(2)/2008, ss. 430-459. 10  K.K. de Silva, Vigilantism and Cooperative Criminal Justice: Is There a Place for Cybersecurity Vigilantes in Cybercrime Fighting?, „International Review of Law, Computers & Technology” 32(1)/2018: The British and Irish Law, Education and Technology Association (BILETA), ss. 21-36.  7


124

Magdalena Kamińska

angażowani w takie praktyki użytkownicy na ogół nie posiadają wystarczających kompetencji w zakresie przewidywania skuteczności i możliwych konsekwencji podejmowanych przez siebie działań, które niekiedy zwracają się przeciwko ich intencjom, a nawet nim samym osobiście. Dlatego – deklaratywnie doceniając taką formę obywatelskiej pomocy – służby ochrony bezpieczeństwa podkreślają, że działania te nie powinny być prowadzone na własną rękę, lecz we współpracy z nimi i pod ich kuratelą, gdyż inaczej nie tylko mogą okazać się nieskuteczne, ale nawet zagrozić bezpieczeństwu publicznemu11. Z tego względu badacze rozpatrujący kwestię cyberwigilantyzmu wyróżniają wśród sieci i organizacji zajmujących się tą działalnością: niezależne, współpracujące z odpowiednimi instytucjami oraz hybrydyczne. Zwracają też uwagę, że użytkownicy mogą pełnić w ich ramach różne funkcje, skupiając się szczególnie na dwuznacznej roli wigilantów-ekspertów, czyli wyróżniających się ochotników dysponujących wyższymi niż przeciętne kompetencjami cyfrowymi12. W literaturze pojawiają się również bardziej rozbudowane definicje pojęcia cyberwigilantyzmu, określające go jako obywatelskie użycie udomowionych (domesticated) i wszechobecnych (ubiquitous) technik cyfrowych jako paralelnej formy wymierzania sprawiedliwości, w ramach której widzialność, z której uczyniono broń (weaponised visibility), uznawana jest za adekwatny ekwiwalent interwencji policyjnej13. Przeprowadzane w ten sposób przez użytkowników akty inwigilacji i pogwałcenia prywatności nie tylko naruszają podział na online i offline, lecz także znacznie komplikują zagadnienie widzialności i kontroli w relacjach między władzą a obywatelami. Można wreszcie rozumieć cyberwigilantyzm jako proces, w ramach którego obywatele są kolektywnie napastowani (offended) w ramach aktów rewanżu zorganizowanych przez innych obywateli za pomocą urządzeń mobilnych i platform społecznościowych. Przykładem takiej aktywności może być doxing, czyli nieuprawnione zdobywanie i upublicznianie cudzych danych. Wymuszoną w ten sposób w ramach praktyk cyfrowej inwigilacji widzialność charakteryzuje to, że jest niechciana, nadmiarowa i może wywierać zaskakująco szeroki wpływ. Kontaminuje to, co cyfrowe i fizyczne, w inny sposób, niż było to możliwe w czasach early web, ponieważ wywołuje konsekwencje na obu płaszczyznach, co w dobie mediów społecznościowych nie jest bynajmniej oczywiste14.

Ch.P. Winters, Cultivating a Relationship That Works..., s. 445.  L. Huey, J. Nhan, R. Broll, „Uppity Civilians” and „Cyber-vigilantes”: The Role of the General Public in Policing Cyber-crime, „Criminology & Criminal Justice” 13(1)/2012, DOI: https:// doi.org/10.1177/1748895812448086, s. 5. 13  D. Trottier, Digital Vigilantism as Weaponisation of Visibility, „Philosophy & Technology” 30(1)/2017, DOI: 10.1007/s13347-016-0216-4, ss. 55-72. 14  Ibidem, ss. 55, 60. 11 12


„CSI: internet”. Rola amatorskich wspólnot kryminalno-śledczych...

125

Wigilantyzm nie jest zjawiskiem nowym, jednak po przeniesieniu w przestrzeń cyfrową zyskuje całkiem nowy wymiar. Zawsze był praktyką społecznie ryzykowną, ponieważ naruszał dopuszczalne granice obrony koniecznej i jako taki wiązał się z pogwałceniem prywatności i osobistą krzywdą. W elektronicznym wydaniu zmusza natomiast do ponownego przemyślenia zagadnień i pojęć dotychczas intersubiektywnie zrozumiałych, np. do zastanowienia się, jak należy rozumieć przemoc w środowisku cyfrowym15 czy też jak w kontekście uznania internetu za dominujący kanał komunikacji należy odczytywać dynamikę zmiany społecznej16. W tym samym czasie powiązane z nim praktyki cyfrowej inwigilacji, zwłaszcza sousveillance17 i lateralnego nadzoru (lateral surveillance)18, powodują rozpad tradycyjnej antynomii obserwujący – obserwowany, umożliwiając sytuację, w której aktorzy pozbawieni władzy mogą obserwować jej dysponentów, a także stosować wzajemny monitoring równych sobie. Na tej zmianie bazować ma współczesna kultura „surwiwalistycznego indywidualizmu”, w której przetrwanie zaczyna zależeć od śledzenia innych i odkrywania kulturowej niekoherencji ich zachowań19. Badanie tych zagadnień utrudnia fakt, że w praktyce wigilantyzm wydaje się nie mieć charakteru prewencyjnego, a reakcyjny, stanowi bowiem spontaniczną reakcję na rzekome naruszenie norm społecznych, postrzegane w ten sposób jedynie przez wąską grupę aktywistów. Jako taki okazuje się formą społecznej odpowiedzi na subiektywnie odczuwany brak poczucia bezpieczeństwa, co odbiera mu wymiar obywatelski, czyniąc go narzędziem zaspokajania osobistych potrzeb zaangażowanych weń osób. Praktyki te mają charakter wysoce emocjonalny, przybierając często postać publicznego obnażania, zawstydzania i ośmieszania eskalującego poza granice czyjejkolwiek kontroli w myśl zasady „cel uświęca środki”20. Media społecznościowe wydają się wręcz zachęcać do udziału w tego typu nagonkach, które stają się popularną formą kolektywnej zabawy opartej na celebracji zemsty21. Trudno dziś jednoznacznie oszacować wpływ praktyk cyfrowej inwigilacji na publiczne i prywatne życie członków współczesnych społeczeństw. Jednak  K.K. de Silva, Vigilantism and Cooperative Criminal Justice..., ss. 21-36.  D. Trottier, Digital Vigilantism…, s. 68. 17  S. Mann, J. Nolan, B. Wellman, Sousveillance: Inventing and Using Wearable Computing Devices for Data Collection in Surveillance Environments, „Surveillance & Society” 1(3)/2002, ss. 331-355. 18  M. Andrejevic, The Discipline of Watching: Detection, Risk, and Lateral Surveillance, „Critical Studies in Media Communication” 23(5)/2006, ss. 391-407. 19  D. Trottier, Digital Vigilantism…, s. 67. 20  K.K. de Silva, Vigilantism and Cooperative Criminal Justice..., ss. 21-36. 21  M. Rose, R. Fox, Public Engagement with the Criminal Justice System in the Age of Social Media, „Oñati Socio-legal Series” 4(4)/2014, ss. 771-798, http://ssrn.com/abstract=2507135, [20.11.2018]. 15 16


126

Magdalena Kamińska

można podejrzewać, że jest on znaczny, biorąc pod uwagę choćby dane dotyczące przebiegu spraw rozwodowych. Sugerują one, że poufne informacje wydobywane z cyfrowych mediów są obecnie kluczowym elementem argumentacji w trakcie większości takich postępowań22. Tym samym można dowodzić, że praktyki cyberinwigilacyjne niepostrzeżenie zaczęły współdecydować o obecnym kształcie podstawowych instytucji społecznych23. Innym przykładem może być ich wpływ na rynek pracy, np. poprzez sprawdzanie przez pracodawców mediów społecznościowych potencjalnych pracowników, co niejednokrotnie pozwala zdobyć na ich temat więcej informacji, niż byłoby to możliwe w wyniku wielogodzinnej pracy rekrutera, a także jest tańsze24. Popularnym i dobrze opisanym w literaturze przykładem jest również temat związków erotycznych nawiązywanych, podtrzymywanych i zrywanych, jak również wystawianych na próby przy wykorzystywaniu technologii cyfrowych25. Ze zrozumiałych względów działania inwigilacyjne w takich przypadkach są prowadzone raczej indywidualnie, choć dostępne są już rozbudowane usługi detektywistyczne wyspecjalizowane w działaniu w cyberprzestrzeni26. Indywidualni użytkownicy mają, rzecz jasna, mniejsze możliwości techniczne w zakresie prowadzenia cyfrowej inwigilacji. Jednak, po pierwsze, do realiza M. Canavan, E. Kolstad, Does The Use of Social Media Evidence in Family Law Litigation Matter?, 2016, https://www.aals.org/wp-content/uploads/2015/06/Canavan-article.pdf [27.04.2018]. 23   S. Valenzuela, D. Halpern, J.E. Katz, Social Network Sites, Marriage Well-being and Divorce: Survey and State-level Evidence from the United States, „Computer in Humans Behavior” 36/2014, ss. 94-101. 24  J. Palonka, T. Porębska-Miąc, Rekrutacja w mediach społecznościowych (social recruiting), w: R. Knosała (red.), Innowacje w zarządzaniu i inżynierii produkcji, Opole 2014, ss. 978989. 25  Na przykład D. Couch, P. Liamputtong, M. Pitts, Online Daters and the Use of Technology for Surveillance and Risk Management Online Daters and the Use of Technology for Surveillance and Risk Management Introduction, „Australian Journal of Emerging Technologies and Society” 9(2)/2011, ss. 116-134; T.C. Marshall, Facebook Surveillance of Former Romantic Partners: Associations with PostBreakup Recovery and Personal Growth, „Cyberpsychology, Behavior, and Social Networking” 15(10)/2012, DOI: 10.1089/cyber.2012.0125. 26  „Bardziej zaawansowanym krokiem będzie zainstalowanie w telefonie komórkowym i komputerze zdradzającego oprogramowania szpiegowskiego, tzw. spyphone’a. W przypadku komórki będziemy mieć dostęp do rejestru połączeń, a także możliwość podsłuchiwania rozmów oraz czytania smsów. Komputerowe oprogramowanie pozwoli nam skontrolować wszystkie hasła wpisywane na komputerze, na przeglądanie tych samych stron i odczytanie czynności, jakie były na nich wykonywane. Jest to szczególnie pomocne, gdy mąż kontaktuje się z kochanką np. przez czaty, komunikatory czy pocztę elektroniczną. Dla niektórych to nic nowego, w końcu 45% Polaków przyznaje się do szpiegowania poprzez czytanie smsów i e-maili [...] Aby poznać hasła do kont internetowych małżonka, możemy również zainstalować kamerkę, którą detektyw zainstaluje pod nieobecność niewiernego małżonka, i ustawić ją na klawiaturę, a przy okazji zobaczymy, jakie strony odwiedza podejrzany”, http://invigla.com/jak-wykryc-zdrade-zonymeza/ [27.04.2018]. 22


„CSI: internet”. Rola amatorskich wspólnot kryminalno-śledczych...

127

cji swoich celów nie potrzebują oni masowych danych (podczas gdy handlowa wartość wydobywanych z social media informacji wynika bezpośrednio z ich masowości), a po drugie, w takiej czy innej formie prawdopodobnie prowadzą ją wszyscy użytkownicy internetu, co oznacza, że jest to zjawisko o ogromnej skali. Warto zwrócić uwagę, że w przypadku indywidualnie prowadzonych „śledztw” istnieje większa szansa, że zostaną one przeprowadzone maksymalnie wnikliwie i starannie, podczas gdy w ramach działań cyfrowych pośredników ogromne ilości danych zbieranych przez roboty przechodzą przez ręce nielicznych ludzkich agentów, którzy są mniej skrupulatni i uważni. Nie bez powodu kluczową taktyką wygaszania obecnego kryzysu w mediach społecznościowych jest właśnie obietnica zwiększenia liczby tych ostatnich27. Nie tylko zatem instytucje, ale też – a może nawet przede wszystkim – zwykli użytkownicy inwigilują dziś w internecie i za jego pomocą. W ten sposób starają się zwiększyć kontrolę nad swoim życiem, a także sprawować nadzór nad życiem innych – zarówno znajomych, jak i nieznajomych, w tym osób publicznych i reprezentantów władzy. Wielokrotnie analizowane w tym kontekście zjawisko znane jako FOMO (fear of missed out – strach przed przegapieniem czegoś), które regularnie wspominane jest w badaniach mediów społecznościowych28, pozwala założyć, że potrzeba budowania korpusu interpersonalnej wiedzy/kontroli – by nawiązać do Foucaultiańskiego pojęcia wiedzy/władzy – może stanowić jedną z ważniejszych motywacji do korzystania z social media. Alice E. Marwick nazywa ten fenomen nadzorem społecznościowym (social surveillance)29. Dążące do podtrzymywania relacji 1 : 1 między wymiarami online i offline media społecznościowe pełnią dominującą rolę we współczesnych imaginariach nadzoru. Ich rola jest jednak komplikowana przez wspomniany już fakt, że ich sposób działania nie jest w pełni jawny, podczas gdy sposób – i sens – działania np. kamer ulicznych wydaje się prostszy i bardziej zrozumiały. Niezależnie od wykorzystanej technologii zaskakująco wiele osób jest dziś w stanie dobrowolnie zgodzić się na to, że będą publicznie widoczne, gdy złamią zasady, by uzyskać w zamian możliwość, że osoby, które złamią zasady wobec nich, również będą widoczne30. Jak zauważa David Lyon: Istnieje wiele powodów, dla których inwigilacja może być tolerowana, a nawet poszukiwana, oraz dla których sam fakt inwigilacji – generalnie odbierany nega27  Mark Zuckerberg in his own words: The CNN interview, 21.03.2018, http://money. cnn.com/2018/03/21/technology/mark-zuckerberg-cnn-interview-transcript/index.html, [27.04.2018]. 28   J.P. Abel, Ch.L. Buff, S.A. Burr, Social Media and the Fear of Missing Out: Scale Development and Assessment, „Journal of Business & Economics Research” 14(1)/2016, ss. 33-44. 29  A.E. Marwick, The Public Domain: Social Surveillance in Everyday Life, „Surveillance & Society” 9(4)/2012, ss. 378-393. 30  B. Yesil, Video Surveillance: Power and Privacy in Everyday Life, New York 2009, s. 55.


128

Magdalena Kamińska

tywnie – może być w niektórych sytuacjach postrzegany jako wart zaakceptowania z uwagi na korzyści z niej płynące. Przykładem takiej sytuacji może być używanie mediów społecznościowych czy kart lojalnościowych, mimo że użytkownicy są świadomi tego, w jaki sposób za ich pomocą zarówno korporacje, jak i instytucje rządowe śledzą ich działania31.

Z tego powodu: Mimo że nadal dominują Foucaultiańskie koncepcje dyscypliny i kontroli, współczesne społeczeństwo wydaje się być lepiej definiowane jako „społeczeństwo ryzyka” [...], w którym panuje „porządek postdyscyplinarny” [...]. Jego głównym celem nie jest konfrontacja z konkretną niebezpieczną sytuacją, ale przewidywanie wszystkich możliwych form pojawienia się niebezpieczeństwa [...]. Ponieważ ryzyko nie wynika z konkretnych wydarzeń, ale z „szeregu czynników abstrakcyjnych”, a społeczne postrzeganie ryzyka jest zdeterminowane przez dystrybucję „zagrożeń” i „niebezpieczeństw” w opozycji do „korzyści”, władza w społeczeństwie ryzyka jest uporczywie skoncentrowana na zapobieganiu [...]32.

We współczesnych imaginariach nadzoru szczególną rolę pełnią osoby oraz sprawy publiczne i powszechnie znane, od zawsze traktowane jako kulturowo modelowe. Poddając się imperatywowi społecznościowej kontroli stają się jeszcze bardziej widzialnymi i tym samym bardziej społecznie znaczącymi wydarzeniami i figurami, w wyniku czego koncentrujące się na nich wysiłki profesjonalnych i amatorskich kontrolerów rosną. Szczególnej wagi nabiera fakt, że wskutek opisanych przemian najważniejszymi agentami kontroli takich figur przestają być tradycyjne przemysły medialne. Szeroko dyskutowana jest np. rola cyberwigilantyzmu w ruchach przyznających się do inspiracji ideologią Anonymous33. Jeśli szukać mniej oczywistych przykładów zjawiska kolektywnej inwigilacji w polskiej cyberkulturze ostatnich lat, można wskazać choćby zbiorowe śledztwa i ostatecznie wykrycie tożsamości kontrowersyjnego vlogera znanego jako Testoviron, a także poszukiwanie kultowego youtubera-parodysty posługującego się pseudonimem Klocuch34. Kolejnym przykładem tego, jak może przebiegać tego rodzaju cyberinwigilacja, jest odkrywanie przez (nie tylko polskich) internautów sekretu kryjącego się za cyklem publikowanych w latach 2013-2017 na YouTubie anonimowych psychodelicznych wideo Poradnik Uśmiechu, połączone z tropieniem osoby jej twórcy i jego motywów. Łatwo było przewidzieć, że 31  D. Lyon, Surveillance Culture: Engagement, Exposure, and Ethics in Digital Modernity, „International Journal of Communication” 11/2017, s. 831 [tłum. M.K.]. 32  B. Yesil, Video Surveillance…, s. 53 [tłum. M.K.]. 33  A.G. Klein, Vigilante Media: Unveiling Anonymous and the Hacktivist Persona in the Global Press, „Communication Monographs” 82(3)/2015, ss. 379-401, DOI: 10.1080/03637751. 2015.1030682 [27.04.2018]. 34  J. Bińczycki, Kim pan jest, panie Klocuch?, http://www.ha.art.pl/prezentacje/45-wolnakultura/3545-kim-pan-jest-panie-klocuch [27.04.2018].


„CSI: internet”. Rola amatorskich wspólnot kryminalno-śledczych...

129

ostateczne rozwiązanie zagadki fabularnej („o co w tym chodzi i do czego to zmierza?”) nie było w tym przypadku możliwe. Możliwe okazało się natomiast – nie mniej, a może nawet bardziej pasjonujące – rozwiązanie zagadki powstania filmów („kto i po co stworzył coś podobnego?”). Warto zaznaczyć, że świadoma eksploatacja skłonności internautów do „gry w cyberinwigilację” była od początku istotną częścią projektu, a jego autor – Wiktor Kołowiecki – starał się celowo zostawiać pewne tropy, kierować poszukiwaniami i pobudzać ciekawość „detektywów amatorów”35. Te przypadki stanowią jedynie przykładowe partie toczonej współcześnie, niezwykle rozbudowanej „gry w cyberinwigilację”, którą użytkownicy prowadzą w celu dotarcia do ukrytej poza spektaklami medialnymi prawdy przy wykorzystaniu narzędzi cyfrowych. Jest ona mocno nacechowana grywalizacją, co czyni z niej rodzaj alternate reality game. Ów niemal organiczny popęd internautów do prowadzenia amatorskich cyberśledztw, a zwłaszcza ogromne emocjonalne i poznawcze zaangażowanie, jakie wzbudza ta forma kolektywnej zabawy, ma z pewnością wielki potencjał narracyjny, marketingowy, ekonomiczny i polityczny.

2. „CSI: internet” w Polsce Potencjalnie niebezpieczne aspekty działania cyfrowych mediów wiedzy-kontroli – szczególnie te ujawniające się w interakcjach między potężnymi instytucjami a podporządkowanymi grupami i jednostkami – są obecnie szeroko dyskutowane36. W moim przekonaniu jednak zbyt mało uwagi poświęca się – niekoniecznie wigilantystycznym – cyberinwigilacyjnym praktykom oddolnym, które grupy i jednostki uważają za wspierające ich własne interesy, gdyż pozwalają im one zwiększyć poczucie kontroli, a tym samym bezpieczeństwa we wzajemnych stosunkach. David Lyon słusznie zauważa – co ignoruje wielu współczesnych krytyków mediów – że obecnie ludzie nie tylko stawiają opór nadzorowi, ale również intencjonalnie i świadomie sami go poszukują, traktując [...] inwigilację jako formę (samo)wiedzy i wierząc, że dzięki niej będą mogli prowadzić lepsze życie, mimo że wiedzą tylko o niewielkim fragmencie zbieranych danych, których ogromna większość ląduje w bazach danych korporacji produkujących wearable devices37. 35  B. Czyżewska, „Kraina Grzybów” nie była tym, czym myślisz. Teorie spiskowe o tajemniczym kanale zostały wreszcie obalone, 1.06.2017, https://www.vice.com/pl/article/9k59dy/ tajemnica-krainy-grzybow [12.11.2018]. 36  W. Orliński, Internet. Czas się bać, Warszawa 2013. 37  D. Lyon, Surveillance Culture…, ss. 824-842.


130

Magdalena Kamińska

Jak dodaje Lyon: Struktury społeczeństwa nadzoru wzmacnia [...] fakt, że w zwykłym, codziennym życiu ludzie nie tylko są stale obserwowani, ale także chętnie wykorzystują urządzenia techniczne do obserwowania innych. Na rynku dostępnych jest wiele technologii zapewniających ochronę kamer wideo na prywatnych posesjach; systemy telewizji przemysłowej są powszechne w szkołach i autobusach szkolnych, a wiele instytucji edukacyjnych stosuje zautomatyzowane systemy identyfikacji; małżonkowie mogą używać takich urządzeń, by kontrolować się wzajem, a także rośnie sprzedaż gadżetów, za pomocą których rodzice mogą pilnować swoich dzieci. „Elektroniczne nianie” pozwalają im śledzić, co robią ich maluchy, kamery monitorują podejrzanych o nadużycia opiekunów, a telefony komórkowe są przekazywane dzieciom, aby rodzice wiedzieli, gdzie się znajdują. Technologie te, które opracowano dla celów wojskowych i policyjnych, a następnie przeniesiono do dużych organizacji i departamentów rządowych, są obecnie wykorzystywane do celów codziennych, cywilnych, lokalnych i rodzinnych38.

Tak rozumiana kontrola sprowadza się do dobrowolnej zgody na widzialność, a tym samym podzielanie (to share) norm, związków i oczekiwań społecznych w wymiarze życia codziennego. Ludzie angażują się w jej praktyki świadomie i w taki też sposób legitymizują je, a ich uprawianie skutkuje reprodukcją określonych społecznych imaginariów (tego ostatniego pojęcia David Lyon używa w rozumieniu Charlesa Taylora)39. Owo cyfropochodne rozproszenie i zarazem popularyzację praktyk nadzoru można postrzegać z różnych perspektyw i rozważać na różnych przykładach. Niewigilantystyczny wariant amatorskich brygad cybernadzoru, który jest tematem niniejszego tekstu, proponuję określić jako „CSI: internet”. Bodaj najbardziej znany przykład działalności „CSI: internet” przedstawiony został w głośnym filmie dokumentalnym Zamach w Bostonie. Śledztwo w sieci (reż. G. Baker, 2015). Omawia on rolę użytkowników Redditu, 4chana i Twittera w poszukiwaniu sprawców zamachu terrorystycznego w Bostonie (2013). Przesłanie filmu zmierza do budzącej panikę moralną tezy, że owo amatorskie śledztwo prowadzone z pominięciem instytucji bezpieczeństwa publicznego doprowadziło do prześladowania i śmierci niewinnej osoby. Sprawa ta wywołała dyskusję nad nowym modelem dziennikarstwa (albo upadkiem starego), w ramach którego informacje sprawdza się po publikacji, a nie – co dotychczas było uznawane za fundament etyki zawodu dziennikarza – przed nią. Oznaczałoby to, że porządek medialnych agenda-settings wyznaczają obecnie inne instancje niż wcześniej. Zamach w Bostonie obnażył rozbudowane 38  D. Lyon, Surveillance, Power, and Everyday Life, w: Ch. Avgerou, R. Mansell, D. Quah, R. Silverstone (red.), The Oxford Handbook of Information and Communication Technologies, New York 2009, s. 459. 39  D. Lyon, Surveillance Culture..., s. 829.


„CSI: internet”. Rola amatorskich wspólnot kryminalno-śledczych...

131

skutki charakterystycznego dla społeczeństw sieci natychmiastowego działania „na styku” nadawców i odbiorców różnych instytucji dystrybucji informacji, które ukształtowało się wskutek uświadomienia sobie czasowej i ilościowej przewagi masowych działań oddolnych w internecie, za którymi profesjonaliści próbują nadążać. Zjawisko to jest odbierane jako niebezpieczne nie tylko dlatego, że może stwarzać bezpośrednie zagrożenie dla obywateli. Co ważniejsze, w jego ramach podporządkowani odbierają aparatowi władzy zarówno wiedzę i kompetencje niezbędne do konstruowania popularnych narracji o wydarzeniach40, jak i wpływ na te ostatnie, identyfikując, śledząc i atakując osoby, które arbitralnie uznają za odpowiedzialne za niezadowalający stan rzeczy. Ta sytuacja niewątpliwie oddziałuje na sposób funkcjonowania policji i sądownictwa. Tak silny i bezpośredni nacisk opinii publicznej może stymulować organa ścigania do podejmowania nie do końca przemyślanych działań, a nawet przekraczania granicy prawa, tym bardziej że szybkość interwencji amatorskich cyberbrygad nadzoru może wyprzedzać działania zbiurokratyzowanych instytucji. Problem globalnego terroryzmu, kluczowy w kontekście zamachu w Bostonie, niepokoi szczególnie, ale opisany mechanizm nie dotyczy bynajmniej tylko tego typu spraw. W ostatnich latach w Polsce rozegrało się wiele causes célèbres prowadzonych pod silną presją ze strony amatorskich cyberbrygad nadzoru. Co więcej, Polska wydaje się krajem szczególnie podatnym na to zjawisko z powodu powszechnego w naszym społeczeństwie przekonania z jednej strony o złej woli, a z drugiej – o opieszałości i nieudolności organów policyjnych i sądowniczych (od lat w badaniach notowany jest rekordowo niski poziom zaufania społecznego wobec nich41). Podobną postawę i jej motywacyjny związek z praktyką amatorskiej cyberinwigilacji zaobserwowano w Chińskiej Republikce Ludowej, gdzie zjawisko to nazwano obrazowo „wyszukiwaniem ludzkiego mięsa” (human flesh search, 人肉搜索, rénròusōusuŏ)42. Wiąże się ono z powszechnym 40  Inną sprawą jest to, że działania reprezentantów instytucji władzy w medialnej komunikacji z obywatelami często wpisują się w model creeping expertism (określenie D. Yankelovicha użyte w Coming to Public Judgment: Making Democracy Work in a Complex World, Syracuse 1991). W tym przypadku praktyki „CSI: internet” mają ten uboczny skutek, że demaskują kreacyjny charakter medialnych wydarzeń. 41  Zaufanie społeczne, Komunikat z badań CBOS 18/2016, https://www.cbos.pl/SPISKOM. POL/2016/K_018_16.PDF, 30 kwietnia 2018 [27.04.2018]. 42  P. Hope Cheong, J. Gong, Cyber Vigilantism, Transmedia Collective Intelligence, and Civic Participation, „Chinese Journal of Communication” 3(4)/2010, ss. 471-487; L. Gao, The Emergence of the Human Flesh Search Engine and Political Protest in China: Exploring the Internet and Online Collective Action, „Media, Culture & Society” 38(3)/2017, ss. 349-364; L. Gao, J. Stanyer, Hunting Corrupt Officials Online: The Human Flesh Search Engine and the Search for Justice in China, „Information, Communication & Society” 17(7)/2014, ss. 814-829, DOI: 10.1080/1369118X.2013.836553; D. Han, Search Boundaries: Human Flesh Search, Privacy Law, and Internet Regulation in China, „Asian Journal of Communication” 28(4)/2018, ss. 434-447,


132

Magdalena Kamińska

w tym kraju przekonaniem o wysokim poziomie korupcji i spadku zaufania do wymiaru sprawiedliwości43. W tej sytuacji znane z Zachodu modele cyberwigilantyzmu nie sprawdzają się, ponieważ obywatele nie widzą sensu we współpracy z organami władzy. Do najgłośniejszych polskich spraw, w których w ostatnich latach aktywnie uczestniczyły amatorskie cyberbrygady nadzoru, można zaliczyć: – zaginięcie Iwony Wieczorek. Do tego niewyjaśnionego dotąd wydarzenia doszło w 2010 r., gdy media społecznościowe w Polsce nie były jeszcze zbyt popularne. Iwona, 19-letnia dziewczyna z Gdańska, wracająca samotnie nad ranem z klubu, zniknęła z kamer monitoringu i odtąd słuch o niej zaginął. Internauci analizowali owe upublicznione przez policję nagrania głównie na forach portali informacyjnych, snując coraz to bardziej krytyczne wobec organów ścigania przypuszczenia, w tym oskarżenia o celowe zaniedbania z uwagi na rzekome zamieszanie w sprawę przedstawicieli lokalnej elity ekonomicznej i politycznej. Sprawa ta jako nadal nierozwiązana jest wciąż dobrze pamiętana i ciągle pojawiają się w internecie nowe próby jej wyjaśnienia44. Nie bez powodu dziennikarze określają ją jako „najlepszy kryminał III RP”45; – dzieciobójstwo popełnione przez Katarzynę W. na jej półrocznej córce Magdalenie (2012). Matka początkowo przedstawiła policji i mediom to wydarzenie jako porwanie dziecka, budząc duże współczucie opinii publicznej. Po odkryciu zwłok dziewczynki sprawa potoczyła się w zupełnie innym kierunku, a jej gwałtowne zwroty narracyjne i wciąż zmieniające się wersje wydarzeń na bieżąco relacjonowane przez prasę dodatkowo podsycały zainteresowanie i emocje. Internauci wykreowali i kolportowali wiele własnych wersji wydarzeń, poczynając od wytypowania ojca dziecka jako współsprawcy, przez odwołanie do współczesnych legend o porywaniu ludzi na organy, a kończąc na przypuszczeniach, jakoby rodzice małej Magdaleny wierzyli, że są... wilkołakami i zamordowali ją jako ofiarę w demonicznym rytuale46. Masowo szydzili przy tym z rzekomej nieudolności przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, którzy mieli wziąć za dobrą DOI: 10.1080/01292986.2018.1449229; R. Ong, Online vigilante justice Chinese style and privacy in China, „Information & Communications Technology Law” 21(2)/2012, ss. 127-145, DOI: 10.1080/13600834.2012.678653; L.Y.C. Chang, A.K.H. Leung, An Introduction to Cyber Crowdsourcing (Human Flesh Search) in the Greater China Region, w: R.G. Smith, R.C.C. Cheung, L.Y.C Lau (red.), Cybercrime Risks and Responses. Palgrave Macmillan’s Studies in Cybercrime and Cybersecurity, London 2015. 43  D. Trottier, Digital Vigilantism..., s. 62. 44  Na przykład (LAMPART) Iwona Wieczorek: Przez 7 lat o krok od prawdy..., 9.11.2017, https://www.youtube.com/watch?v=LSnY9Tj6f7w [27.04.2018]. 45  M. Podolski, 31 powodów, przez które sprawa Iwony Wieczorek jest taka trudna, 30.04. 2018, https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/31-powodow-przez-ktore-sprawa-iwony-wie czorek-jest-tak-trudna/ss2q0fz [27.04.2018]. 46  L. Szymowski, Na rozkaz demona, 11.02.2014, http://www.pch24.pl/na-rozkaz-demona,31785,i.html [27.04.2018].


„CSI: internet”. Rola amatorskich wspólnot kryminalno-śledczych...

133

monetę wersję Katarzyny i niechętnie zmienić pogląd na wydarzenia dopiero pod wpływem działań prywatnego detektywa; – przypadek nastoletnich zabójców z Rakowisk – Kamila N. i Zuzanny M. (2014), którzy zasztyletowali ojca i matkę chłopaka usiłujących przerwać ich związek, a swoje mordercze zamiary mieli rzekomo ujawniać na długo przed tym czynem w mediach społecznościowych. Po ujawnieniu zbrodni internauci zaczęli intensywnie przeczesywać sieć w poszukiwaniu cyfrowych śladów pary i toczyli na ich podstawie gorące dyskusje, czy należy ją jednoznacznie potępiać, czy też może przynajmniej w pewnym stopniu usprawiedliwić. Wielu z nich przejawiało wręcz fascynację młodymi mordercami (szczególnie „Krwawą Zuzanną”, aspirującą poetką) i ich czynem, wywołując zaniepokojenie, a nawet panikę moralną wśród pedagogów, rodziców i publicystów47; – policyjne poszukiwania Kajetana P., obwołanego przez prasę „polskim Hannibalem Lecterem”, młodego bibliotekarza pisującego mroczne łacińskie wiersze, który zamordował dziewczynę udzielającą mu prywatnych lekcji języka włoskiego (2016) (krążyły plotki, że próbował także spożywać jej ciało), a następnie uciekł i dość długo się ukrywał, wywołując poczucie zagrożenia i oburzenie opinii publicznej na nieudolność organów ścigania. Internauci snuli spekulacje na temat tego, ile osób w rzeczywistości padło jego ofiarą, jak doszło do mordu i – przede wszystkim – gdzie należy szukać zbiegłego mordercy. Upubliczniali w szybkim tempie kolejne plotki na temat tego, gdzie Kajetan P. miał być widziany, podsycając panikę, i ostro krytykowali działania władz, które miały rzekomo świadomie pozwolić mu na ucieczkę jako synowi pracownicy prokuratury; – skandal związany z zasztyletowaniem Daniela R. z Ełku na tle rasistowsko-narodowościowym (2016/2017). Wydarzenie to, które miało miejsce w czasie apogeum europejskiego kryzysu uchodźczego, było ostro komentowane w sieci, szczególnie na facebookowym profilu zmarłego. Wykorzystywano w tym celu pozostałe po nim cyfrowe ślady – fotografie i prywatne informacje dotyczące życia osobistego chłopaka48. Na tym tle w mieście wybuchły kilkudniowe zamieszki49. Wobec dużej liczby podobnych przypadków do szerszego omówienia w niniejszym artykule wybrałam jedynie trzy sprawy, w przypadku których działanie „CSI: internet” śledziłam bezpośrednio. We wskazanych poniżej latach prowa47  Znamienne, że niektórzy z nich powiązali wydarzenia w Rakowiskach ze wspomnianym projektem Poradnik Uśmiechu. Zob. K. „Toyah” Osiejuk, O Zuzi w Krainie Grzybów, 16.12.2014, http://toyah1.blogspot.com/2014/12/o-zuzi-w-krainie-grzybow.html [27.04.2018]. 48  Więcej na ten temat: M. Kamińska, Memosfera. Wprowadzenie do cyberkulturoznawstwa, Poznań 2017, ss. 170-171. 49  Zabójstwo w Ełku. Zamieszki po zadźganiu Daniela ustały w nocy, 3.01.2017, https:// poranny.pl/zabojstwo-w-elku-zamieszki-po-zadzganiu-daniela-ustaly-w-nocy/ar/11647300 [22.12.2018].


134

Magdalena Kamińska

dziłam netnograficzną obserwację działalności zajmujących się nimi środowisk internetowych, szczególnie grup zakładanych na Facebooku w celu prowadzenia amatorskich dochodzeń w konkretnych przypadkach. Grupy te stanowiły dość problematyczne pole badawcze, ponieważ w szybkim tempie i dużych ilościach pojawiały się, upubliczniały, zamykały, zmieniały nazwy i znikały, a ich administratorzy często się zmieniali, podobnie jak użytkownicy, którzy ponadto często posługiwali się fałszywymi kontami. Jednak content pojawiający się na nich ulegał stosunkowo niewielkim wariacjom, a każda informacja podana na jednej z nich natychmiast przedostawała się do pozostałych. Wiązało się to z faktem, że wielu użytkowników, pragnąc trzymać rękę na pulsie sprawy, partycypowało we wszystkich tego typu środowiskach, jakie udało im się znaleźć. Sprawiło to, że niecelowe byłoby przeprowadzenie w tym przypadku klasycznych badań typu user-centric czy site-centric. Wymusiło za to skupienie się na zbiorowych narracjach raportujących wyniki tych amatorskich „śledztw”, a także na interakcjach, w wyniku których narracje te powstawały. Wszystkie one realizowały model gothic criminology50, łącząc heterogeniczne elementy oficjalnie potwierdzonych przez władze faktów, wątki czerpane z popularnej kryminalnej fikcji oraz treści wydobyte samodzielnie z mediów cyfrowych, zwłaszcza społecznościowych. Znamienne, że za najbardziej wiarygodne internauci często uznawali te ostatnie, uważając je za wolne od medianej manipulacji. Podejście to było uzasadniane przez użytkowników brakiem zaufania do oficjalnych źródeł, a także potrzebą sprawowania społecznej kontroli nad – ocenianą przez nich bardzo nisko – pracą służb państwowych. Inwigilacja, którą starały się prowadzić cyberbrygady nadzoru, była zatem trzykierunkowa: obejmowała śledzenie ofiar, domniemanych sprawców przestępstw, a także instytucji państwowych powołanych do ich nadzorowania. Te ostatnie traktowane były we wszystkich sprawach tak samo – jako mataczące, skorumpowane, nieudolne i leniwe.

3. Case studies Pierwszy wybrany przeze mnie przypadek przypomina nieco opisaną wcześniej sprawę „śledztwa” internautów w sprawie zamachu w Bostonie. Chodzi o zabójstwo 15-letniej Wiktorii C. pochodzącej z 16-tysięcznego miasteczka Krapkowice (2015). Nastolatka ta zaginęła w pobliżu swojego domu rodzinnego. Początkowo na portalach lokalnych, a później także ogólnopolskich oraz w mediach społecznościowych pojawiły się apele o pomoc w jej poszukiwaniach, w które szybko włączyli się internauci. Policja, rodzina i dziennikarze stopniowo ujawniali mate50  C.J. (K.) Picart, C. Greek, The Compulsion of Real/Reel Serial Killers and Vampires: Toward a Gothic Criminology, „Journal of Criminal Justice and Popular Culture” 10(1)/2003, ss. 39-68.


„CSI: internet”. Rola amatorskich wspólnot kryminalno-śledczych...

135

riały dotyczące okoliczności zaginięcia (sms-y, zdjęcia z monitoringu), co wzmogło ciekawość i pragnienie rozwiązania zagadki. Internauci szybko powiązali fakt zaginięcia z aktywnością dziewczyny w mediach społecznościowych, którą dokładnie zinwigilowali i na podstawie wydobytych materiałów snuli podejrzenia, co mogło się z nią stać. Po kilku dniach media poinformowały, że odnaleziono zwłoki Wiktorii w pobliskiej oczyszczalni ścieków. Zanim jednak policja schwytała zabójcę (jak się okazało, był nim dobrze znany dziewczynie nastoletni sąsiad, który zabił ją, by ukraść jej telefon), w internecie, a równolegle także offline zaczęła się nagonka na mieszkającego w tej samej miejscowości Marcina Sz. Internauci dotarli do jego wpisów zamieszczanych w sieci, omawiających szczegółowo torturowanie i mordowanie młodych kobiet i dzieci, przeplatane wyjątkowo brutalnymi fantazjami seksualnymi i świadectwami prowadzonego przezeń stalkingu prawdziwych dziewczyn. Według doniesień prasowych lokalni mieszkańcy byli tak pewni jego winy w sprawie zabójstwa Wiktorii, że mającego historię leczenia psychiatrycznego Marcina Sz. niemal zlinczowano. Został oczyszczony z podejrzeń przez organy ścigania, jednak nie przekonało to przerażonych jego internetowymi poczynaniami obywateli. Nie widząc innej możliwości zapewnienia mu bezpieczeństwa, władze doprowadziły do skierowania go na przymusowe leczenie w szpitalu psychiatrycznym51. Sprawa ta ilustruje potencjalne niebezpieczeństwo, jakie tkwi w działalności amatorskich cyberbrygad nadzoru, a zarazem ich dużą skuteczność w zakresie formowania opinii publicznej oraz sprawczość w zakresie zmuszania władz do podejmowania określonych działań. Jeszcze słynniejsza od dość szybko wyjaśnionego zabójstwa Wiktorii była do dziś niezamknięta sprawa zaginięcia w Poznaniu 27-letniej Ewy T. (2015). Wracała ona nocą wraz z przyjacielem, Adamem Z., z klubu przez dobrze monitorowane centrum miasta. W pewnej chwili jednak – podobnie jak wspomniana wcześniej Iwona Wieczorek – zniknęła z pola widzenia kamer i słuch o niej zaginął. Sprawa ta stała się głośna na skutek działań rodziny Ewy T. na Facebooku, która na własną rękę upowszechniała wiadomości na jej temat, próbując dotrzeć do przypadkowych świadków zdarzenia. W ramach tego kanału komunikacyjnego sprawa osiągnęła apogeum rozgłosu, wymykając się zarazem spod kontroli zarówno rodziny, jak i organów ścigania. Dzięki oferowanej przez media społecznościowe możliwości oddolnej inwigilacji prywatnego życia użytkowników, a także nawiązania zapośredniczonego, lecz osobistego kontaktu z dramatis personae sprawa Ewy T. w bezprecedensowy sposób pobudziła internautów z całej Polski do tworzenia alternatywnych narracji na temat wydarzeń oraz do konsolidacji działań amatorskich cyber Marcin S. z Krapkowic został zamknięty w szpitalu psychiatrycznym, 24.03.2015, https:// opole.onet.pl/marcin-s-z-krapkowic-zostal-zamkniety-w-szpitalu-psychiatrycznym/1wxh1r [27.04.2018]. 51


136

Magdalena Kamińska

brygad nadzoru. Montowali oni publicznie dostępne materiały z monitoringu, zestawiali je z treściami wydobytymi z mediów społecznościowych Ewy, jej narzeczonego i przyjaciół, cyfrowymi mapami Poznania i rozkładami jazdy komunikacji miejskiej, próbując dociec, gdzie należy poszukiwać dziewczyny i co się właściwie wydarzyło. Z wyjątkowym zacięciem tworzyli przedakcyjne narracje na ten temat według modelu gothic criminology, mieszając elementy oficjalnie potwierdzone przez organa ścigania i fikcyjne, a czasem otwarcie rywalizując w konkursach na najbardziej fantazyjne wyjaśnienie zagadki52. Ciało dziewczyny odnaleziono w rzece latem 2016 r. Stopień jego rozkładu uniemożliwił ustalenie przyczyny śmierci. Jednak internauci nie przestali domagać się ukarania od początku wytypowanego przez siebie na mordercę Adama Z. (pojawiały się też oskarżenia wobec innych osób, szczególnie narzeczonego Ewy zatrudnionego w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego), oskarżając go równocześnie o wszelkie możliwe występki53 i praktycznie uniemożliwiając mu społeczne funkcjonowanie. Media profesjonalne z dużym opóźnieniem w stosunku do nieformalnych kanałów komunikacji zainteresowały się sprawą i nie wniosły do niej wielu nowych informacji. Żerując jedynie na jej wytworzonej dzięki działalności „CSI: internet” „klikalności” mimo prób nie zdołały przejąć kontroli nad narracją, która przeszła całkowicie w ręce domorosłych „detektywów”54. Nacisk internetowych brygad nadzoru spowodował długotrwałe – i jak się wydaje na obecnym etapie  „Moja teoria jest taka, że skoro Ewa Tylman zaginęła blisko rzeki, musiała ją zaatakować grupa zmutowanych czupakabr, który uciekły z tajnego laboratorium Kulczyka po jego śmierci. Wszystko składa się w całość – zmutowane czupakabry potrzebowałby źródła wody, by przeżyć i pozostać w ukryciu. Nie przeszkadzałoby im również zanieczyszczenie Warty. Kulczyk był z Poznania, więc lokalizacja jego tajnego laboratorium ma sens, również śmierć Kulczyka na pewno spowodowałaby wyłom w procedurach bezpieczeństwa takiego laboratorium. Ta teoria również wyjaśnia zachowanie ‘Niebieskiego’ i jego nie trzymające się kupy zeznania. Nie chce powiedzieć prawdy, bo wtedy wsadziliby go do szpitala psychiatrycznego”; „Pewnie chowali je w piwnicach Starego Browaru ale po tym jak go sprzedali to wypuscili na wolnosc. Dotarły starymi korytarzami bunkrów z czasów II WŚ w okolice Warty i atakują pijane kobiety. Sekta po prostu je dostarcza. W zamian otrzymują umowe o dzieło. Tylko że Adam miał problemy bo zapomniał o tym że musi martwić się o emeryture i się wkurzył. Po całej sytuacji nad Wartą udał się na stacje Lotos żeby zadzwonić do lidera tych istot i domagał się zmiany umowy. Niestety ten odmówił. Adam się zdenerwował i poinformował Policje ale ta mu nie uwierzyła i go uważają za zabójce”; https://www.wykop.pl/tag/ewatylman/ [27.04.2018, zapis oryg.]. 53  W tym uczestnictwo w... rytuałach czarnej magii; teza ta została zbudowana w oparciu o odnalezienie zdjęcia Adama w bluzie, na której rzekomo znajdowały się okultystyczne symbole. Później internauci zaczęli doszukiwać się takich treści na instagramowych kontach jego znajomych, co miało dowodzić ich przynależności do sekty: https://www.wykop.pl/wpis/15487951/ kolega-adama-z-sekty-okultystycznej-4dni-temu-na-m/ [27.12.2018]. 54  E. Stachowska, Lokalność social media i lokalność w social media – na przykładzie „sprawy Ewy T., w: P. Siuda (red.), Społeczności lokalne. Teraźniejszość i przyszłość (Ver 2.0), Gdańsk 2018, ss. 67-84. 52


„CSI: internet”. Rola amatorskich wspólnot kryminalno-śledczych...

137

procesu, nieuzasadnione – aresztowanie Adama Z.55 oraz nadużycia ze strony policji w toku dochodzenia56. Aktywność „CSI: internet” poszła jeszcze dalej w przypadku nagłej i według internautów niezwykle tajemniczej śmierci 27-letniej Magdaleny Ż. (2017) na wycieczce w Egipcie. Sprawa ta stała się głośna, gdy w internecie pojawił się film z ostatniej wideorozmowy z dziwnie zachowującą się dziewczyną nagrany telefonem przez jej narzeczonego. Niejasność późniejszych wydarzeń, ilustrowanych wypływającymi do sieci kolejnymi nagraniami z hotelowego i szpitalnego monitoringu, komplikacje związane ze sprowadzeniem zwłok do Polski oraz długotrwałe procedury śledcze skłoniły internautów do snucia wielu podejrzeń i „identyfikacji” winnych. W zależności od wersji mordercą Magdaleny miał być jej narzeczony (w wyniku internetowych poszukiwań wytypowano – niepoprawnie – jego rodzinę i napastowano ją, co miało wydźwięk polityczny, ponieważ jako ojca chłopaka zidentyfikowano dziennikarza opozycyjnego czasopisma, noszącego to samo nazwisko57), znajomy, który udał się po nią do Egiptu lub lokalny rezydent biura podróży. Narracje te rozwijały się na tle panującego wówczas powszechnie w Polsce lęku przed wyznawcami islamu, wyrosłego na tle europejskiego kryzysu uchodźczego, oraz popularnych wyobrażeń na temat międzynarodowego handlu żywym towarem. Ponownie nacisk społecznego lobby skupionego wokół liczących dziesiątki tysięcy uczestników tematycznych grup na Facebooku, podobnie jak w pozostałych opisanych przypadkach, spowodował zainteresowanie się sprawą Magdaleny Ż. mediów profesjonalnych, które z racji politycznych i międzynarodowych uwikłań tej sprawy starały się uspokajać nastroje, a równocześnie regularnie poruszając temat, nie pozwoliły na zanik powszechnego zainteresowania nią. Rozczarowani brakiem przełomowych informacji internauci wydobywali samodzielnie różnorodne materiały z mediów społecznościowych należących do dramatis personae (m.in. powiązanych z rodziną, miejscem pracy czy ulubionym klubem Magdaleny), fabrykując w swoim przekonaniu „twarde dowody winy”, co spowodowało nagonkę na osoby typowane na sprawców, w tym na kilku nierozumiejących sytuacji i niemówiących po polsku Egipcjan zidentyfikowanych na Facebooku na podstawie wątpliwych poszlak. Jej ofiarą padły również aktywne  P. Żytnicki, Sprawa Ewy Tylman. Adam Z. wyszedł na wolność. Sąd wątpi w zabójstwo, 20.02.2017, http://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36001,21395448,sprawa-ewy-tylman-sad-decyduje-czy-adam-z-wyjdzie-na-wolnosc.html [27.04.2018]. 56  P. Żytnicki, Sprawa Ewy Tylman. Czy policjanci zastraszali partnera Adama Z.? Będzie śledztwo, 27.03.2017, http://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36001,21553053,sprawa-ewy-tylman-czy-policjanci-zastraszali-partnera-adama.html [27.04.2018]. 57  A. Włodarski, Wróg publiczny. Jak zostałem ojcem Markusa W., 19.05.2017, http://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,21837335,artur-wlodarski-wrog-publiczny-jak-zostalem-ojcem-markusa-w.html [27.04.2018]. 55


138

Magdalena Kamińska

w mediach społecznościowych siostry Magdaleny. Początkowo współpracujące z cyberbrygadami nadzoru, po kilku miesiącach popadły z nimi w konflikt i straciły w nich rolę przywódczą, a zamieszczane przez nie treści obiegały internet, zbierając coraz bardziej nieprzychylne komentarze. Warto zauważyć, że w obiegu pojawiały się też materiały spreparowane, prawdopodobnie w ramach żartu i/lub dalszego podtrzymywania zainteresowania sprawą, a kilka grup przekształciło się w klasyczne farmy lajków. Coraz częstsze sugestie mediów profesjonalnych, że oficjalne śledztwo przychyla się do wersji nieszczęśliwego wypadku, bardzo rozczarowały żądny sensacji „CSI: internet”, który – oczekując na sądowe rozstrzygnięcie sprawy –  pozostaje nadal aktywny i uparcie rozbudowuje skonstruowane przez siebie narracje w stronę teorii spisku, nawołując do ukarania wytypowanych „winnych”, w tym rzekomo mataczących w niej skorumpowanych przedstawicieli organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości.

Podsumowanie Porównując działania amatorskich cyberbrygad nadzoru w sprawach Wiktorii C., Ewy T. i Magdaleny Ż., można zauważyć, że informacje o zaginięciach coraz częściej trafiają najpierw do mediów społecznościowych, gdzie niektóre z nich są oddolnie typowane na causes célèbres i przechwytywane przez internautów. Deklaratywnie angażują się w nie oni w celu pomocy rodzinom, a także organom ścigania w „dotarciu do prawdy”. W miarę rozwoju sytuacji tworzone przez nich wersje wydarzeń coraz bardziej odbiegają jednak od oficjalnych, a wreszcie wchodzą z nimi w bezpośredni konflikt, nabierając odcienia krytycznego i przesycając się oskarżeniami o nieudolność i korupcję kierowanymi w stronę władz, a także rodzin. Oddala to te praktyki od modelu cyberwigilantyzmu, zbliżając je raczej do wspomnianego „wyszukiwania ludzkiego mięsa”. Na uwagę zasługuje coraz bardziej multimedialny charakter wykorzystywanych do budowania tych narracji materiałów i kreatywne traktowanie ich przez użytkowników, którzy uczą się sprawnie zestawiać je ze sobą, remiksować i wizualizować, co wzmaga perswazyjną siłę oddziaływania ich narracji. Dopiero w momencie gwałtownego wzrostu zainteresowania informacje te przedostają się do przyciągniętych ich „klikalnością” mediów profesjonalnych, które monetyzują rozbudzone zainteresowanie tysięcy użytkowników, nie dostarczając im jednak nowych materiałów i również tracąc w ten sposób wiarygodność, tym bardziej że zazwyczaj starają się łagodzić nastroje, podczas gdy rozemocjonowane brygady „CSI: internet” żądają krwi. Nie istnieją w tej chwili żadne narzędzia pozwalające na kontrolę spontanicznego gromadzenia się internautów wokół tego typu spraw, a przejmowanie


„CSI: internet”. Rola amatorskich wspólnot kryminalno-śledczych...

139

przez nich roli wiodącego informatora opinii publicznej przebiega coraz sprawniej. Nadzorowani są w stanie nie tylko „porwać” wiele cyfrowych narzędzi nadzoru, ale również ukierunkowywać działania władz. Trudno jednoznacznie stwierdzić, w jakim stopniu biorą one pod uwagę pojawiające się w sieci sugestie co do przebiegu sprawy, ale na pewno starają się na bieżąco odpowiadać na wykreowane w niej oczekiwania informacyjne, przypuszczalnie wierząc w możliwość uspokojenia tą drogą nastrojów. Innym źródłem problemów może stać się sytuacja, w której zaniepokojona opieszałymi jej zdaniem działaniami służb rodzina zaginionej lub zamordowanej osoby, widząca ostatnią nadzieję w „mocy internetu”, zwróci się bezpośrednio o pomoc do cyberbrygad nadzoru. Jeśli tylko ich członkowie rzeczywiście ujrzą w danej sprawie narracyjny potencjał cause célèbre, może to łatwo spowodować wymknięcie się jej spod kontroli i zalanie rodzin i organów ścigania tysiącami sprzecznych sygnałów, co przeszkadza w prowadzeniu postępowania. Jakie mogą być skutki tej sytuacji, ilustrują choćby próby wykonania i umieszczenia w sieci selfie ze „sławnymi na całą Polskę” dzięki działalności internautów zwłokami Ewy T. przez pracowników prosektorium, nota bene wykryte dzięki klasycznemu narzędziu cyfrowego nadzoru, jakim są kamery monitoringu58. David Lyon zwraca uwagę, że kultura nadzoru, w której obecnie żyjemy, jest niezwykle zróżnicowana, lecz jej oblicze w największym stopniu determinują właśnie media cyfrowe (w tym kontekście proponuje nawet określenie digital modernity). Istnienie zjawiska „CSI: internet” stawia koncepcję nadzoru w nowym świetle. Jeśli bowiem można w tym kontekście mówić o jakiejś formie nowoczesnego panoptyzmu, to z pewnością jest to panoptyzm nie-Benthamowski i nie-Foucaultiański. „Więźniowie” panoptykonu mediów społecznościowych nie tylko coraz częściej obserwują swoich kontrolerów (świadomość ich obecności zresztą – wbrew nadziejom Benthama – nie powoduje bynajmniej poprawy ich zachowania), ale również zaczęli widzieć siebie nawzajem i z pełną fascynacji przyjemnością zgłębiać możliwości, jakie ten fakt przed nimi otworzył. Wielokierunkowa kontrola stała się szybko główną atrakcją cyberpanoptykonu, do pobytu w którym nie trzeba już zmuszać jego pensjonariuszy. Zaskakiwać może natomiast fakt, że w ich przekonaniu nadzorcy nie stanowią dla nich większego zagrożenia aniżeli sąsiad z celi obok. Tak podsumowuje tę sytuację David Lyon: [...] w miarę jak coraz większa część naszych relacji społecznych staje się zapośredniczona cyfrowo, podmioty nie funkcjonują już tylko jako obiekty lub nosiciele (bearers) nadzoru, ale także jako coraz bardziej kompetentni i aktywni jego uczestnicy [...] powszechna zmowa ze współczesnym nadzorem jest zagadką dla tych, którzy  Skandal w sprawie Ewy T. Ludzie robili sobie selfie ze zwłokami wyłowionymi z Warty!, 27.07.2016, http://poznan.eska.pl/newsy/skandal-w-sprawie-ewy-tylman-ludzie-robili-sobieselfie-ze-zwlokami-wylowionymi-z-warty-audio/229186 [27.04.2018]. 58


140

Magdalena Kamińska

przeżyli reżimy nadzoru autorytarnych rządów [...]. Ale [...] zgoda ta może zostać wyjaśniona przez odniesienie do trzech dość powszechnych czynników – swojskości, strachu i zabawy59.

Summary The article discusses a cybercultural practice located on the borderline between cyberactivism and citizen journalism, that is amateur criminal investigations conducted by groups of social media users using IT tools. Since the widely discussed participation of Reddit, 4chan and Twitter users in search of the perpetrators of the terrorist attack in Boston (2013), criticized in a renowned non-fiction film The Thread (dir. G. Baker, 2015), such activities of online communities evoke moral panic. Thanks to the time advantage over traditional media, their users escape state surveillance, make acts of détournement of causes célèbres, violate agenda-setting order, take away from professionals their dominant role in popular narratives constructing process, usurp forbidden knowledge, unmask the creative nature of media events and, finally, try to form political lobbying groups. They articulate resistance to the phenomenon that Daniel Yankelovich described as “creeping expertism,” redefining categories of truth, manipulation, justice and control, while revealing culturally shared axiological criteria and cognitive schemes. Keywords: surveillance, digital surveillance, social surveillance, lateral surveillance, cybervigilantism Słowa kluczowe: nadzór, nadzór cyfrowy, nadzór społecznościowy, nadzór lateralny, cyberwigilantyzm  D. Lyon, Surveillance Culture..., s. 829 [tłum. M.K.].

59


Jakub Nowak Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie Zakład Dziennikarstwa

Pepe na polskich dróżkach – o memach i ich kulturowych migracjach

Wstęp: memy są wędrowne Przedmiotem rozważań zawartych w tym artykule są internetowe memy, a zwłaszcza kulturowy status memów w procesach rekonstrukcji zbiorowych tożsamości ludzi, czyli to, w jaki sposób te globalne kontrkulturowe i – dziś coraz częściej – popkulturowe treści podlegają twórczemu lokalnemu przetwarzaniu i dostosowywaniu w ramach oddolnych zbiorowych praktyk grupowej identyfikacji. To temat zbyt szeroki, by mógł tu zostać wyczerpany, dlatego traktuję ten artykuł jak przyczynek do tematu, którego podjęcie wymusza szybko rosnące kulturowe i polityczne znaczenie internetowych memów. W drugiej dekadzie XXI wieku nie tylko przekroczyły one granicę kontrkulturowych, niszowych sieciowych środowisk, ale i błyskawicznie rozpowszechniły się we współczesnej popkulturze jako jeden z emblematów sieciowej kultury popularnej w ogóle. Jako takie bywały adaptowane w różnych kontekstach w procesach wspólnototwórczych przez ruchy protestu (amerykański ruch Occupy z 2011 r. lub europejski ruch przeciwko ACTA z 2012 r.) czy polityczne ruchy poparcia (amerykańska alt-prawica w kampanii prezydenckiej w USA w 2016 r.). Zakładam jednocześnie, że po pierwsze, w mem internetowy wpisana jest jego gatunkowa ideologia: względnie spójny system znaczeń konotowany przez ten kulturowy obiekt (popkulturowy sieciowy gatunek medialny). Po drugie, że owa ideologia, a także ściśle z nią związany zestaw praktyk czynią mem1 obiektem chętnie wykorzystywanym w dyskursywnych procesach zbiorowej identyfikacji. 1  W tekście używam kategorii „mem” i „internetowy mem” zamiennie, jako oznaczającej pewien rodzaj sieciowych treści, a nie zjawisko opisywane przez twórców memetyki, takich jak Richard Dawkins czy Susan Blackmore. Memetyka jako akademicka propozycja teoretyczna nie została wykorzystana w tej pracy.


142

Jakub Nowak

Poniższy wywód jest zorganizowany wokół metafor migracji i podróży. Do takiej perspektywy, rzec można, memy internetowe zachęcają, stanowiąc przykład „kultury w ruchu”2. Mem to internetowy gatunek medialny, który jest – jak pisze Lisa Nakamura – wręcz „stworzonym do podróży”3. To właśnie poprzez owe podróże memy są stale stwarzane na nowo w zbiorowych procesach rekonstrukcji, zachodzących podczas i poprzez te podróże – między różnymi środowiskami sieciowymi, które memów używają, i kontekstami, w których ta praktyka ma miejsce. Oczywiście, tak rozumiane „życie” w podróży i poprzez podróż jest cechą wszystkich kulturowych zjawisk. Zakładam jednak, że niektórych bardziej i że to właśnie internetowy mem jest zjawiskiem wyjątkowo wędrownym. Temat zawężam do konkretnego internetowego memu, zwanego Pepe, i jego kulturowego funkcjonowania, czyli tego, jak bywa odczytywany, wykorzystywany, przepisywany, również w lokalnym, polskim kontekście. Oczywiście warunkiem rekonstrukcji kulturowej adaptacji globalnego tekstu, jakim jest internetowy mem, jest możliwie precyzyjna rekonstrukcja samego tekstu. Dlatego ta praca, a szczególnie jej pierwsza część, jest o samym „podróżującym Pepe”, a nie tylko o „dróżkach”, którymi on podróżuje. Mogę to – trzymając się podróży jako metaforycznej dominanty – ująć jeszcze inaczej, odwołując się do antropologii podróży Johna Urry’ego4. Turysta i jego spojrzenie współtworzą odwiedzane przezeń miejsce; turysta widzi to, co chce zobaczyć i co oczekuje, że zobaczy. Śledząc sieciowe podróże internetowego memu, powinienem zatem wiedzieć, c z y j e j podróży się przyglądam, by zrozumieć to, co d z i e j e s i ę w miejscach, do których ten podróżnik trafia. A tu interesuje mnie głównie „polski” Pepe, czyli Pepe na polskich dróżkach. Wykorzystane w pracy przykłady są – bardziej niż „wycinkami” rzeczywistości – konceptualnymi schematami, mającymi na celu wyjaśnianie5. Zostały dobrane tak, by pomóc wytłumaczyć pewne zjawisko kulturowe. Na poziomie analizy konkretnych wizualnych materiałów, teoretycznych narzędzi do konceptualizacji ich zawartości dostarcza mi semiotyka społeczna. Postuluje ona analizę praktyk znaczących w ściśle określonych kontekstach, czyli badanie funkcjonowania systemów semiotycznych w praktyce6. To podejście zakłada konieczność 2  Pierwsza wersja artykułu została zaprezentowana podczas III Zjazdu Polskiego Towarzystwa Kulturoznawczego (21-23 września 2017 r.) w Poznaniu, zatytułowany Kultury w ruchu. Migracje, transfery, epistemologie. 3  L. Nakamura, „I WILL DO EVERYthing That Am Asked”: Scambaiting, Digital Show-Space, and the Racial Violence of Social Media, „Journal of Visual Culture” 13(3)/2014, s. 260. 4  J. Urry, Spojrzenie turysty, tłum. A. Szulżycka, Warszawa 2007. 5  N. Emmel, Sampling and choosing cases in qualitative research. A realist approach, London – Thousand Oaks 2013, ss. 157-160. 6  R. Hodge, G. Kress, Social Semiotics, Cambridge 1988; T. van Leeuwen, Introducing Social Semiotics, London 2005; G. Kress, T. van Leeuwen, Reading images. The grammar of visual design, London 2006.


Pepe na polskich dróżkach – o memach i ich kulturowych migracjach

143

śledzenia tego, jak znaki konstruują społeczną różnicę, czyli zadawanie pytań o „społeczne skutki [określonego – J.N.] znaczenia”7. Wpisuje się zatem w paradygmat krytyczny, będący podstawowym „dostarczycielem” teoretycznego zaplecza dla rozważań zawartych w tej pracy (Stuarta Halla teoria artykulacji czy Johna Fiske’a koncepcja kultury popularnej). Jednocześnie przedmiot pracy wymusza spojrzenie szerokie, uwzględniające nie tylko strukturalne ramy analizowanej aktywności, konstruowane przez podmioty współtworzące współczesny internet, ale także pytania o oprogramowanie czy nawet materialność narzędzi tej aktywności. Nie chodzi więc tylko o to, dokąd idzie Pepe, ani o to, kto go współtworzy, ale również o to, c o współtworzy Pepe – czyli jakie konkretne narzędzia zostają wykorzystane do (re) konstrukcji tekstów składających się na mem Pepe. Patrick Davison, analizując sieciową popkulturę, podkreśla: [...] kuszącym byłoby skoncentrowanie dyskusji o internetowych memach na zawartości konkretnych grafik i pełnionej przez nie komunikacyjnej funkcji. [...] Byłoby to jednak pominięciem istotnego aspektu: każdy cyfrowy obraz, postrzegany jako internetowy mem, powstał przy użyciu jakiegoś oprogramowania8.

Innymi słowy, w gatunkową ideologię internetowego memu wpisane są również – i wymagają uwzględnienia – jego specyficzne „stosunki produkcji” (korzystam z tej kategorii tak, jak używał jej Stuart Hall w swoim modelu9). Być może oznacza to konieczność postulowanego przez Annę Nacher wyjścia poza teorię reprezentacjonistyczną, rozumianą jako tradycje teoretyczne wypracowane w odniesieniu do klasycznych mediów reprezentacji, takich jak fotografia, film, telewizja czy wczesne („biurkowe”) media cyfrowe. To poszerzenie perspektywy wynikałoby z tego, że dziś istotne stają się również materialne aspekty, formy, afordancje technologii medialnych10. Rosnąca taktylność mediów cyfrowych, a także jej powszedniość stanowią wyzwanie badawcze dla osób zainteresowanych memami. Tych ostatnich nie sposób wyekstrahować od materialności narzędzi ich produkcji czy rynkowego statusu dostarczycieli przestrzeni, w których one funkcjonują. Pytanie, czy memy należy dziś analizować „(nie)reprezentacjonistycznie”, jest dla mnie pytaniem, do jakiego stopnia wykorzystane przeze mnie teoretyczne ujęcia, czyli myśl Halla (jego pytania o stosunki produkcji i ich nierozerwalny związek z konkretnymi medialnymi tre 7  G. Rose, Interpretacja materiałów wizualnych. Krytyczna metodologia badań nad wizualnością, tłum. E. Klekot, Warszawa 2010, s. 131.  8  P. Davison, Because of the Pixels: On the History, Form, and Influence of MS Paint, „Journal of Visual Culture” 13(3)/2014, s. 276.  9  S. Hall, Kodowanie i dekodowanie, tłum. W. Lipnik, I. Siwiński, „Przekazy i Opinie” 1-2/1987, ss. 58-71. 10  A. Nacher, Opowiadać (z) przestrzenią i sieciami – paradoksalne materializacje narracji lokacyjnych, „Teksty Drugie” 3/2015, ss. 79-81.


144

Jakub Nowak

ściami) czy semiotyka społeczna (jak pojemna jest kategoria multimodalności?) są reprezentacjonistyczne. Artykuł ten opiera się nie tyle na ujęciu, które zrywa z reprezentacjonizmem, ile raczej stanowi „update paradygmatu”, by użyć kategorii wykorzystanej w tym kontekście przez Nacher11. Postulowane przez nią – jako kluczowe dla „niereprezentacjonizmu” – ontogeneza treści (obrazów) i związana z nią podatność na proliferację, a także przekonanie o względnie bezpośrednim współtworzeniu rzeczywistości przez (cyfrowe) reprezentacje12 stanowią kluczowe elementy dalszego wywodu.

1. Pepe the Frog Antropomorficzna żaba Pepe jest bohaterem wielu, powiązanych ze sobą, internetowych memów. Pepe powstał w 2005 r. jako bohater sieciowego komiksu „Boy’s Club”, autorstwa Matta Furiego, opowiadającego codzienne perypetie mutantów-nastolatków. W 2008 r. jedna z prac Furiego, przedstawiająca Pepe mówiącego „Feels good man”13, zdobyła popularność wśród użytkowników portalu 4chan, kontrkulturowego środowiska, w którym powstało wiele (jeśli nie większość) najpopularniejszych internetowych memów. Pepe Feels good man szybko stał się narzędziem ekspresji pozytywnych emocji (jako część reaction images) wśród użytkowników 4chan.org. To również na tym portalu rozpoczęła się ewolucja memu: Pepe szybko zaczął przybierać różne formy, wyrazy twarzy i znaczenia z nimi związane wściekłość (Angry Pepe), przygnębienie i zrezygnowanie (Sad Pepe) czy samozadowolenie (Smug Frog) (rys. 1). Figura zielonej żaby okazała się bardzo pojemna, funkcjonując w różnych kontekstach jako uosobienie pewnej grupy czy wyrażenie określonej emocji/postawy. Jednocześnie Pepe szybko stał się jednym z najpopularniejszych memów internetowych w ogóle, przekraczając granice niszowych sieciowych środowisk i trafiając do najpopularniejszych portali i popkulturowych wspólnot online, również w Polsce (rys. 2). Najważniejszym z kulturowych „przejęć” memu okazało się zaadaptowanie go w 2015 r. przez środowisko alt-prawicy (alt-right), popierającej Donalda Trumpa w jego kampanii wyborczej na urząd prezydenta USA. Alt-prawica (luźna koalicja osób i grup o poglądach nacjonalistycznych, antyfeministycznych, antyislamskich i antyimigranckich) zaczęła wtedy wykorzystywać Pepe jako własny symbol wyrażający ich polityczne poglądy w formach często przekra A. Nacher, Media lokacyjne. Ukryte życie obrazów, Kraków 2006, s. 9.  Ibidem, ss. 7-34. 13  Komiks, który jako pierwszy zwrócił uwagę użytkowników 4chan, przedstawiał Pepe sikającego na stojąco z nisko opuszczonymi spodniami. Było to wymowne w kontekście konotacji oferowanych przez memy z Pepe i internetowe memy w ogóle. 11 12


Pepe na polskich dróżkach – o memach i ich kulturowych migracjach

145

Rys. 1. Wariacje memu Pepe: Feels Good Man, Sad Pepe, Smug Frog Źródło: knowyourmeme.com/memes/pepe-the-frog [28.10.2017].

Rys. 2. Polski (smutny) Pepe Źródło: archiwa wykop.pl [28.10.2017].

czających granice politycznej poprawności (uśmiechnięty Smug Pepe, z fryzurą upodabniającą go do Donalda Trumpa na tle muru, za którym zostali imigranci z Meksyku), czasem w sposób radykalny (Pepe w mundurze oficera SS czy kapturze Ku Klux Klanu) – rys. 3. Ten nowy Pepe, szybko spopularyzowany przez amerykańskie liberalne media jako Nazi Pepe, po wyborczym zwycięstwie


146

Jakub Nowak

Rys. 3. Pepe jako Donald Trump, Marine Le Pen i Nazi Pepe Źródło: knowyourmeme.com/memes/pepe-the-frog [28.10.2017].

Trumpa w 2016 r. stał się sieciowym symbolem prawicowych środowisk również poza USA, np. zwolenników Marine Le Pen i jej Frontu Narodowego we Francji. W 2016 r. Liga Przeciwko Zniesławieniu wpisała mem z Pepe na prowadzoną przez siebie listę symboli nienawiści, na której funkcjonuje teraz obok swastyki, krzyża celtyckiego czy kaptura Ku Klux Klanu14. Alt-prawicowe odczytania i użycia Pepe wywołały debatę na temat tego, „czyj” może być internetowy mem, a także prowadzoną przez samego Matta Furiego i niektóre amerykańskie liberalne media kampanię mającą na celu jego „ocalenie” przez przywrócenie mu bardziej pozytywnych niż alt-prawicowe szowinistyczne i radykalne konotacje. Jednak Pepe nie zniknął z sieciowej popkultury, wciąż funkcjonując jako wyraziciel pewnych reakcji, postaw czy tożsamości15.

2. Internetowy mem jako gatunek medialny Internetowe memy są dziś nierozerwalnie związane z sieciową kulturą popularną. Tę ostatnią rozumiem, podobnie jak John Fiske, jako proces tworzenia i obie14  A. Ohlheiser, Pepe the Frog became a hate symbol, „Washington Post”, 8.05.2017, https:// www.washingtonpost.com/news/the-intersect/wp/2017/05/08/pepe-the-frog-became-ahate-symbol-now-hes-just-a-dead-hate-symbol/?utm_term=.375a4fe46448 [20.09.2017]. 15  Mam świadomość, że jest to opis skrótowy, pomijający wiele ciekawych informatywnych wątków i kontekstów. Zainteresowanych odsyłam do witryny knowyourmeme.com, będącej obszerną bazą metainformacji na temat współczesnej sieciowej kultury popularnej. Knowyourmeme, kodyfikując i porządkując informacje na temat symboli i znaczeń powstających spontanicznie w niszowych sieciowych środowiskach jest dobrym źródłem informacji dla kogoś zainteresowanego tematem, ale – również z powodu „przejmowania” opisywanych treści przez dominujący (i rynkowy) popkulturowy dyskurs – nie cieszy się szacunkiem członków tych środowisk, sytuujących się wobec niej w opozycji. Zob. N. Douglas, It’s Supposed to Look Like Shit: The Internet Ugly Aesthetic, „Journal of Visual Culture” 13(3)/2014, s. 335.


Pepe na polskich dróżkach – o memach i ich kulturowych migracjach

147

gu znaczeń i przyjemności w ramach danego systemu społecznego16. Memy są dla tak rozumianej popkultury wręcz emblematyczne: społeczne praktyki ich (współ)tworzenia i (współ)dystrybucji są zgodne z popularną logiką funkcjonowania współczesnej sieci. Dlaczego? Wytłumaczę to na przykładzie kategorii ideologii wpisanej w ich gatunkową charakterystykę, czyli względnie spójnego systemu znaczeń konotowanego przez samą formę internetowego memu. Mem jako gatunek medialny można opisać, po pierwsze, w nawiązaniu do rozważań Stuarta Halla17, jako względnie spójny zbiór reguł dotyczących formy, treści, jego „stosunków produkcji”, a także społecznych praktyk z nim związanych, które są, przynajmniej do pewnego stopnia, dzielone przez jego twórców i odbiorców (tutaj: będących jednocześnie jego współtwórcami, współdystrybutorami)18. Po drugie, odwołując się do prac medioznawcy Jasona Mittella, który opisując gatunki medialne sięga po kategorię formacji dyskursywnej Michela Foucualta19, można uznać mem za gatunek formowany poprzez zróżnicowane i niestałe praktyki kulturowe. Zatem „to nie same teksty medialne, ale właśnie dyskursy, działające wokół i w ramach każdego gatunku, składają się na jego gatunkowe pojęcie; stanowiąc praktyki definiujące gatunki i wyznaczając granice ich znaczeń”20. Ujęcia Halla i Mittella są zatem komplementarne. Internetowy mem postrzegam więc jako tak rozumiany gatunek medialny. Mem to, mówiąc za Limor Shifman, „(a) grupa obiektów cyfrowych mających wspólną treść, formę i/lub temat, które (b) były tworzone ze świadomością ich przynależności do tej grupy, i które (c) są dystrybuowane, imitowane i/lub przekształcane przez użytkowników internetu”21. Warto zaznaczyć, że granice memów jako gatunku są dyskusyjne. Wydaje się, że sami ich użytkownicy widzą memy c z ę ś c i e j, określając tym mianem treści niepasujące do powyższej i innych akademickich definicji. Jednocześnie sięgnięcie po koncepcję Mittella nie pozwala mi zupełnie zlekceważyć tej – opartej, przyznaję, jedynie na intuicji – rozbieżności: kulturowa pozycja memów jako gatunku jest nierozerwalnie związana z ich funkcjonowaniem w ramach popularnego sieciowego dyskursu.  J. Fiske, Zrozumieć kulturę popularną, tłum. K. Sawicka, Kraków 2010.  Zob. Stuarta Halla koncepcję gatunku jako znaczącego dyskursu: S. Hall, Kodowanie... 18  J. Nowak, Internet meme as meaningful discourse: Towards a theory of multiparticipant popular online content, „Central European Journal of Communication” 1(16)/2016, ss. 73-89. 19  Michel Foucault syntetycznie ujął formację dyskursywną jako regularności dające się wyodrębnić w danej grupie wypowiedzi, istniejące „w obrębie przedmiotów, sposobów wypowiadania, pojęć i wyborów tematycznych (porządek, korelacje, pozycje, funkcjonowanie, transformacje)”. Zob. M. Foucault, Archeologia wiedzy, tłum. A. Siemek, Warszawa 1977, s. 64. 20  J. Mittell, Genre and Television. From Cop Show to Cartoons in American Culture, New York – London 1994, s. 13. 21   L. Shifman, Memes in Digital Culture, Cambridge 2014, s. 41. 16 17


148

Jakub Nowak

Mem, jak powiedziano wcześniej, jest „stworzony do podróży”. Istotą jego kulturowego funkcjonowania jest replikacja22 – potencjalna i rzeczywista, a także związana z nią liczba mnoga. Liczba mnoga, która odnosi się, po pierwsze, do specyficznego autorstwa internetowego memu: jednocześnie ko n i e c z n i e zbiorowego i ko n i e c z n i e anonimowego. Po drugie, dotyczy tego, czym w ogóle jest mem, czyli jego części składowych: to nie tyle pojedynczy obiekt (tekst – rozumiany jako dyskursywna struktura potencjalnych znaczeń), ile zbiór obiektów (takich tekstów) wzajemnie ze sobą powiązanych formalnie i/lub treściowo23. Ujmując rzecz krótko, w przypadku memów „przepływ ma pierwszeństwo nad pochodzeniem”24. Sięgnięcie po koncepcje Mittella czy Halla zachęca do szukania ideologii gatunkowej memów, czyli względnie spójnego systemu znaczeń, który jest w nie wpisany jako zespół konotacji samych wyznaczników gatunku. W ich przypadku są to pewne estetyki i aksjologie związane z sieciową kulturą popularną, czy raczej sieciowymi kulturami popularnymi, czyli wspólnotami dzielącymi się znaczeniami i przyjemnościami wytwarzanymi w procesie aktywnego, twórczego, zbiorowego odczytywania tekstów kultury, stanowiącego funkcję sojuszy społecznych, zawieranych przez członków tych wspólnot. Magdalena Kamińska podobnie postrzega ową ideologiczną „nadbudowę” memów, sięgając po kategorię mitologii: Schemat transmisji danego memu i zbiorowo wypracowywane sposoby jego odczytywania tworzą, jak określają to sami internauci, „mitologię” danego środowiska, kształtując społeczności wirtualne poprzez budowanie ich partykularnych, efemerycznych cyberkultur, a równocześnie przyczyniając się być może do powstawania nadrzędnej kultury globalnego internetu25.

Sytuacje odbioru26 internetowych memów są więc istotną częścią ich ideologii, dochodzi w nich do ścisłego sprzężenia między praktyką a znaczeniem: [...] cyfrowe obiekty wykorzystujące określone wizualne, tekstowe, dźwiękowe formy są dostosowywane, rekodowane i na powrót dopasowywane do internetowej infrastruktury, z której zostały wzięte27. 22  Co odwołuje się do wspomnianych wcześniej inicjatorów akademickiej tradycji memetyki: Richarda Dawkinsa czy Susan Blackmore. 23  L. Shifman, The Cultural Logic of Photo-Based Meme Genres, „Journal of Visual Culture” 13(3)/2014, s. 341. 24  L. Nooney, L. Portwood-Stacer, One Does Not Simply: An Introduction to the Special Issue on Internet Memes, „Journal of Visual Culture” 13(3)/2014, s. 249. 25  M. Kamińska, Niecne memy. Dwanaście wykładów o kulturze internetu, Poznań 2011, s. 68. 26  „Sytuacja odbioru” jest terminem, na który trafiłem w monografii Mirosława Filiciaka: Media, wersja beta. Film i telewizja w czasach gier komputerowych i internetu, Gdańsk 2013, s. 207. 27  L. Nooney, L. Portwood-Stacer, One Does Not Simply…, s. 249.


Pepe na polskich dróżkach – o memach i ich kulturowych migracjach

149

Wszystko to sprawia, że mem internetowy m u s i być internetowy. Jest gatunkiem inherentnie sieciowym: na każdy mem składa się wiele wielomodalnych artefaktów, remiksowanych przez ich użytkowników, będących jednocześnie ich współdystrybutorami i – czasem również – współautorami. Memy są zatem kwintesencją kultury popularnej w ogóle, stanowiąc emanację pewnych pozycji ideologicznych („mitologii” u Kamińskiej), dzielonych przez członków danej wspólnoty kulturowej.

3. Pepe to ja i ty, i... Współczesna sieciowa wszechobecność memów czyni je „zwyczajnymi”, tak jak ten termin rozumiał Raymond Williams28, czyli stawia je w centrum codziennych praktyk sygnifikacyjnych danej grupy (tu: głównie młodych) ludzi. Memy są zatem kulturowo istotne: to również poprzez nie dochodzi do podtrzymywania i negocjowania dominujących ideologii. Są źródłem popularnych przyjemności, adekwatnych i funkcjonalnych, czyli odnoszących się do czyjegoś „życia codziennego w sposób praktyczny i bezpośredni”29. Innymi słowy, ludzie – uczestnicy i współtwórcy kultury popularnej – tworzą w jej ramach nowe znaczenia, poprzez które opowiadają sobie i innym własne doświadczenia i rekonstruują (podtrzymują) własne tożsamości. Te procesy opierają się na przynajmniej częściowym kwestionowaniu dominujących – w danym historycznym kontekście – ideologii, rozumianych za Stuartem Hallem jako „naturalizacje określonej historycznie kulturowej artykulacji”, łączące ze sobą „społeczne praktyki i relacje z określonymi strukturami znaczenia”, tak by „ich związki z tożsamościami społecznymi, politycznymi interesami itp. były [...] pozornie nieuniknione”30. W tym sensie Pepe jest znakiem bardzo pojemnym, otwartym na różne konteksty kulturowe, w których dochodzi do jego odczytań i „adekwatnych i funkcjonalnych” przepisań. Wracając do grafik z rys. 2: Pepe jest „mną”, kiedy nie radzę sobie z dziewczynami („Ania jest offline”) czy relacjami rodzinnymi („zawód dla bliskich”, „mama mnie nie chce”). Albo kiedy zostaje przepisany poprzez nadanie mu atrybutów jednoznacznie i wyraziście odwołujących do kategorii Polaka, tutaj jednocześnie klasowej i narodowej, współkonstruowanej przez spojrzenie innego/obcego (czyli „słowiański przykuc” czy biało-czerwony dres z orłem na piersi, a także – wzmacniające ten przekaz poprzez cały zestaw konotacji – dodatkowe atrybuty, w innymi kontekście pozbawione tych znaczeń: piwo, papieros, adidasy z trzema paskami).  R. Williams, Culture and Society, London 1958.  J. Fiske, Zrozumieć kulturę…, s. 59. 30  L. Grossberg, History, Politics and Postmodernism: Stuart Hall and Cultural Studies, „Journal of Communication Inquiry” 10(2)/1986, s. 67. 28 29


150

Jakub Nowak

Adekwatność i funkcjonalność stanowią zresztą kluczowe konotacje memu z Pepe. Pepe jest „zwyczajny”, więc jest „jednym z nas”. Stanowi personifikację „użytkownika internetu”. Jako znak posiada zatem specyficzną, hipersygnifikacyjną funkcję, stanowiąc metonimię codziennych, zwyczajnych społecznych praktyk online. W tym sensie jest znakiem otwartym, względnie polisemicznym – „ja” mogę być różny, mogę (nie) lubić różne rzeczy, robić je (nie)skutecznie czy (nie)chętnie. Pepe nie jest oczywiście wszystkoznaczny. Trzeba umieć go używać i mieć określony status, by móc go używać, co sprowadza się do tego samego: modyfikacji memu poprzez jego reprodukcję w określonym kontekście, tak, by nie pozbawić znaku jego sygnifikacyjnej siły. Pepe często jest nieprzyzwoity, bo taka jest sieciowa kultura popularna, „oferująca” przyjemności z doświadczenia treści, które łamią reguły grupy, do której przynależą współtwórcy-uczestnicy tej popkultury. Sieciowa popkultura funkcjonuje zgodnie z logiką l u l z ó w, wywodzącą się z sieciowych środowisk takich jak 4chan (gdzie jest podstawą grupowych norm i jednocześnie dominantą estetyczną witryny), opartą na wulgarnym, agresywnym, prowokacyjnym i cynicznym humorze31. To estetyka i aksjologia otwarcie i z pełną świadomością łamiące reguły funkcjonowania mediów głównego nurtu. Mówiąc językiem brytyjskiego kulturoznawcy Dicka Hebdige’a, Pepe bywa – jak diagnozowane przez Hebdige’a subkultury – „nienaturalnym przerwaniem” w sygnifikacyjnym porządku, działając jak szum tam, gdzie powinien być sygnał. Właśnie taki jest Nazi Pepe, kiedy z satysfakcją zostawia imigrantów (w innej wersji uchodźców) po drugiej stronie muru/ogrodzenia albo – już otwarcie łamiąc kulturowe tabu dotyczące nazizmu i holokaustu – kiedy, ubrany w mundur oficera SS, uśmiecha się do mnie na tle bramy do obozu zagłady w Auschwitz. Pepe jest znakiem wyjątkowo otwartym, nawet jak na internetowy mem. Wpisana weń możliwość względnie swobodnej rekonstrukcji reprezentacji wręcz zachęca do funkcjonalnego przepisania samego memu. To właśnie koniunkcja zasugerowanych w memie odczytań uczyniła go symbolem samoopisu skrajnie prawicowych środowisk, zaczynając od alt-prawicy w USA od 2015 r. Pepe to ja i ty + Pepe jest nieprzyzwoity, bo ma za nic powszechnie obowiązujące normy i zwyczaje. Te konotacje oczywiście sięgają głębiej: nieprzyzwoity charakter Pepe odwołuje do anarchicznych i politycznie niepoprawnych kontrkulturowych środowisk, z których ten mem (i wiele innych) się wywodzi32.

K. Miltner, „There’s no place for lulz on LOLCats”: The role of genre, gender, and group identity in the interpretation and enjoyment of an Internet meme, „First Monday”, 19(8)/2014, http://firstmonday.org/ojs/index.php/fm/rt/printerFriendly/5391/4103 [20.10.2017], R. Milner, FCJ–156 hacking the social: Internet memes, identity antagonism, and the logic of lulz, „Fibreculture Journal” 22/2013, http://ijoc.org/index.php/ijoc/article/view/1949 [20.10.2017]. 32  J. Nowak, Polityki sieciowej popkultury, Lublin 2017, ss. 274-277. 31


Pepe na polskich dróżkach – o memach i ich kulturowych migracjach

151

Pepe nie jest jedynym tego typu symbolem „zwyczajnego” użytkownika sieci, czyli jedynym znakiem, który w sieciowej kulturze popularnej ma charakter autoreferencyjny, odnosząc się do samej popkultury poprzez odwołanie się do członków wspólnoty ją współtworzących. Podobny charakter ma Adolf Hitler z audiowizualnych memów opartych na remiksie filmu Upadek (Der Untergang, reż. O. Hirschbiegel, 2004), w których fałszywe listy dialogowe czynią Hitlera uosobieniem „mnie”, sfrustrowanego np. wuwuzelami na trybunach stadionów podczas mundialu w RPA, nowym modelem iPada, ostatnią płytą Metalliki czy słabą ofertą muzyczną w klubach Warszawy33. Innym przykładem takiego autoreferencyjnego znaku z sieciowych popkultur i o sieciowych popkulturach jest maska Anonymous, która w popularnych protestach przeciwko umowie ACTA, zaostrzającej reżim majątkowych praw autorskich, była wykorzystywana jako podstawowy symbol „zwykłego użytkownika”, protestującego przeciwko umowie34. Warto zwrócić uwagę, że wszystkie trzy wymienione postaci są do jakiegoś stopnia nieprzyzwoite. Owa transgresja wobec dominującej normy kulturowej sprzyja ich – znaków/postaci – identyfikacyjnemu potencjałowi: środowiskowy żart, oparty na łamaniu ustalonej normy, ułatwia stworzenie/podtrzymanie granicy między n a m i a n i m i.

4. ...jest brzydki Na sygnifikacyjny potencjał memu wpływa również jego specyficzna forma. W przypadku wielu memów to forma oparta na znaczącej estetyce, którą można określić mianem Internet Ugly, czyli „internetowo brzydki”. Nick Douglas w analizie tej estetyki podkreśla: internetowo brzydki jest celebracją tego, co nieładne, koślawe, niestaranne i amatorskie, i takie powinny być memy – bo wtedy są przekonujące (czyli ich autoreferencja jest najsilniejsza). Na estetykę składają się zresztą estetyczne wytyczne dotyczące różnego rodzaju treści (współ)tworzonych przez komputer i oprogramowanie. To m.in. odręczne, nierówne rysunki zrobione myszką, słabej jakości skany, manipulacje graficzne – niestaranne i oczywiste, a w przypadku tekstu także błędy gramatyczne i literówki35. Wiele z najpopularniejszych graficznych memów jest zrobionych w Paincie albo na takie wygląda. Właśnie taki jest Pepe, ale również Rage Guy, Forever Alone, Fuck Yea czy Fap Guy – by wymienić tylko kilka. Microsoft Paint jest edy Ch. Gilbert, Playing With Hitler: Downfall and Its Ludic Uptake, „Critical Studies in Media Communication” 30(5)/2013, ss. 1-18. 34  J. Nowak, The Good, the Bad, and the Commons: A Critical Review of Popular Discourse on Piracy and Power During Anti‐ACTA Protests, „Journal of Computer‐Mediated Communication” 21(2)/2016, ss. 177-194, http://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1111/jcc4.12149/abstract [20.10.2017]. 35  N. Douglas, It’s supposed to Look Like Shit…, ss. 314-315. 33


152

Jakub Nowak

torem graficznym przeznaczonym do obróbki grafiki rastrowej, zintegrowanym z operacyjnym systemem Windows. To oprogramowanie mające ciekawy kulturowy status: jest bardzo popularne (przez sam fakt bycia częścią najbardziej znanego systemu operacyjnego), a jednocześnie posiada – jak na software – ściśle określone konotacje. Paint jest amatorski i łatwy w użyciu, (jakby) darmowy i przestarzały. Wszystko to czyni go i grafiki w nim tworzone częścią „wiarygodnej komputerowej estetyki”36. Paint uwidacznia właściwości technologii, które są z nim bezpośrednio związane, czyli bitmapy (graficzny format oparty na obrazie „złożonym” z pojedynczych punktów tej samej wielkości) i komputerowej myszy37. W ten sposób memy tworzone w Paincie (albo „jak w Paincie”) – takie jak Pepe i inne, wyliczone powyżej – uwidaczniają specyficzną materialność nowych mediów. Jest ona specyficzna, bo związana z komputerem sprzed ery tabletów i smartfonów, czyli stacjonarnym sprzętem, wśród którego dominujących interfejsów jest komputerowa mysz. To estetyka znacząca, której znaczenia zawarte są w pewnej dialektyce, czyli opozycji wobec profesjonalnej sfery nowych mediów, symbolizowanej przez program do obróbki graficznej Adobe Photoshop. Ten ostatni jest programem profesjonalnym, dość trudnym do opanowania i kosztownym, wykorzystywanym głównie komercyjnie i zawodowo. Jednym z celów jego działania jest tworzenie i l u z j i rzeczywistości, poprawianie fotografii tak, by te korekty były niewidoczne, a pojedyncze piksele – niedostrzegalne. W przypadku MS Painta – jak i memów tworzonych za jego pomocą (ale również innych, do których go nie wykorzystano) – te znaczenia są odwrotne: to celebracja niedoskonałości, szybkości, odręczności, braku pretensji. Patrick Davison, pisząc o estetyce sieciowej popkultury, podkreśla: grafiki w Paincie – bynajmniej nie symulując innych form malarskich czy graficznych – są rozpoznawalne od razu właśnie dlatego, że są „gówniane” (shitty)38. Owa rozpoznawalność jest istotna, bo stanowi część spójnego pakietu znaczeń, składającego się na ideologię kultury popularnej online. Te grafiki, pełne widocznych pikseli, krzywych, niedbale rysowanych linii, mówią odbiorcy: ich autorem mógłbyś być ty. Mówią też: ich autorem m o ż e s z być ty. Możesz, bo masz wystarczające zasoby materialne (masz MS Paint, „darmowo” dodawany do Windows), kompetencyjne (wiesz, jak go użyć), kulturowe (rozumiesz tę estetykę). Z tego punktu widzenia estetyka internetowego memu jest dialektyczna, rzec można, na kilku poziomach: antyrynkowa, nieprofesjonalna, transgresyjna (wobec dominującej kulturowej normy) i świadomie anachroniczna. Mem wygląda jak robiony w Paincie, bo ten ostatni „nasyca obrazy jakością niskiej 36  O. Goriunova, A. Shulgin, Glitch, w: M. Fuller (red.), Software Studies: A Lexicon, Cambridge 2008, s. 113. 37  P. Davison, Because of the Pixels…, s. 277. 38  Ibidem, s. 283.


Pepe na polskich dróżkach – o memach i ich kulturowych migracjach

153

techniki (low-tech quality)”39. Wybór określonych technicznych właściwości jest jednocześnie ich celebracją, skoro są w oczywisty sposób złej jakości czy przestarzałe.

5. Pepe wędruje (tu i tam): identyfikacja Pepe pierwotnie przynależał, jak większość zyskujących popularność memów, do internetowego undergroundu. Potem został przejęty przez główny nurt sieciowej kultury popularnej. Jednocześnie okazał się dość „oporny” na to przejęcie, ewoluując m.in. w Nazi Pepe. Mówiąc kategoriami Johna Fiske’a, Pepe trafił do popkulturowego mainstreamu, podlegając procesowi inkorporacji przez rynek. Inkorporacja z reguły „pozbawia [...] podporządkowane grupy samodzielnie wypracowanego języka, za pomocą którego mogłyby one zademonstrować sprzeciw”40. Odpowiedzią sieciowej kontrkultury, a przynajmniej jej części, była radykalizacja inkorporowanego znaku: Nazi Pepe jest transgresją w sferę tabu, czyli przestrzeń, której nie obejmuje główny nurt kultury. Mundur SS, obóz zagłady czy kaptury Ku Klux Klanu są reprezentacjami, które są nietykalne, niepodlegające dyskusji ani utowarowieniu41. Nie trzeba jednak iść daleko, by wykazać, że Pepe wciąż może być wiarygodny. Można go postrzegać jako część kulturowego dialektu (jak robi to Nick Douglas, odwołując się do rozważań Davida F. Wallace’a): dialekt nie tylko umieszcza treści w określonym kontekście, ale i komunikuje różne rzeczy o tym, kto go używa, dzieląc w ten sposób użytkowników (dialektu, memu) na tych posługujących się nim naturalnie i tych, którzy tego nie potrafią. Ten dialekt oparty jest na wspomnianej wcześniej estetyce Internet Ugly, która: [...] mimo że nie jest kluczową estetyką internetu, jest tą, która najlepiej definiuje internet w o p o z y c j i [podkr. – J.N.] do wszystkich pozostałych mediów. To bez wątpienia kluczowa estetyka memowej części internetu. [...] W przeciwieństwie do mediów takich jak telewizja czy prasa, gdzie amatorskie treścią są marginalizowane, a uwaga publiczności koncentruje się na głównonurtowych hitach, w internecie wielkiej wagi nabierają treści amatorskie, nieumyślne czy przypadkowe hity42.  Ibidem, s. 288.  J. Fiske, Zrozumieć kulturę…, ss. 18-19. 41  Warto podkreślić, że te znaczeniowe asocjacje łączące Pepe z symbolami nazistowskimi/rasistowskim, dalece wykraczające poza kulturowe normy, zostały przynajmniej pośrednio zalegitymizowane jako przynależne debacie publicznej dotyczącej amerykańskich wyborów w 2016 r. przez kandydującego na urząd Donalda Trumpa. Trump opublikował na swoim koncie na Twitterze grafikę, na której Pepe przypomina samego Trumpa (z podpisem You can’t Stump the Trump!). W ten sposób mem „przejęty” przez środowisko alt-prawicy został włączony do oficjalnej debaty publicznej, toczonej poza kontrkulturowymi sieciowymi środowiskami. 42  N. Douglas, It’s supposed to Look Like Shit…, s. 315. 39 40


154

Jakub Nowak

W przypadku memów mamy do czynienia ze swoistym decorum: brzydka, koślawa estetyka jest kluczowym składnikiem znaczeń wpisanych w memy. Z tego powodu rozwój memu jest jego – z estetycznego punktu widzenia – często „ubrzydzeniem” (uglify)43. Ten rozwój zatem to jednocześnie „zwój”: kulturowe funkcjonowanie memów bywa odwrotnością silnie obecnej w dyskursach związanych z technologią cyfrową kultury upgrade’u. Pepe w tym kontekście jest autentyczny w swej brzydocie. I jednocześnie jest silny swą słabością: znaczenia weń wpisane są, powtórzmy, oparte na wyraźnie zarysowanej dialektyce, wynikającej z zestawienia rzeczywiście popularnej, oddolnej kultury internetu i dyskursu komercyjnej sieci czy medialnego mainstreamu w ogóle. W popularne internetowe memy wpisane są: normalizacja niedoskonałości, pochwała amatorstwa, uprawomocnienie tego, co nieefektowne i zwyczajne, a także kpina ze schematycznych i zbyt poważnych dominujących dyskursów kulturowych44. Owa „normalizacja niedoskonałości” może też dotyczyć kwestii klasowych, kiedy (na poniższych przykładach polski) Pepe wyraża dzielone przez użytkowników diagnozy i napięcia związane z wymogami współczesnej ekonomii i rynku pracy w szczególności (rys. 4). W tym sensie Pepe jest (cyfrowym) uosobieniem kultury popularnej, rozpoznanej tak, jak czynili to John Fiske czy Michel de Certeau: zbiorowego dzielenia się nowymi odczytaniami tekstów tworzonych przez kogoś innego – odczytaniami będącymi funkcją sojuszy społecznych zawieranych przez samych współtwórców-uczestników popkultury. Tak rozumiany udział w kulturze popularnej jest procesem tożsamościotwórczym. Tożsamość, jako stale zmienny zbiór pozycji podmiotu45, podlega ciągłemu procesowi wytwarzania, a jednocześnie sama jest „wytwarzaniem” podmiotu. Jest zatem nierozerwalnie związana z działaniem dyskursów – jest tworzona w ich ramach, zawsze w określonych historycznych i instytucjonalnych miejscach wewnątrz określonych formacji i praktyk dyskursywnych i poprzez określone strategie enuncjacyjne46. Ciągły (i wciąż zmienny) proces identyfikacji (nabywania tożsamości) opiera się na nieustannym wyznaczaniu opozycji my – oni, a granice popkulturowej wspólnoty dzielącej znaczenia określonego rodzaju wyznaczają wówczas granice „mnie” i „innego”. Ludzie i d e n t y f i k u j ą c y s i ę z Pepe – poprzez znaczeniowy pakiet dialektycznych opozycji wpisanych w ideologię gatunkową memu internetowego – legitymizują nowe media jako narzędzia i przestrzenie procesu, sięgając jednocześnie po estetyki i aksjologie związane z sieciową popkulturą jako dystynktywne i legitymizujące cechy tych zbiorowych praktyk.  Ibidem, s. 330.  Ibidem, s. 334. 45  Ch. Barker, Studia kulturowe. Teoria i praktyka, tłum. A. Sadza, Kraków 2005, s. 264. 46  S. Hall, Who needs „identity”?, w: S. Hall, P. du Gay (red.), Questions of Cultural Identity, London 2000, s. 17. 43 44


Pepe na polskich dróżkach – o memach i ich kulturowych migracjach

155

Rys. 4. Pepe kontra polski rynek pracy Źródło: archiwum wykop.pl [22.08.2017].

Związki kultury popularnej ze strategiami enuncjacyjnymi, o których pisał Hall, istnieją oczywiście tak długo, jak sama popkultura – nieprzebranym zasobem w tworzeniu lokalnych tożsamości od niemal początku XX wieku są produkty amerykańskiego przemysłu kultury47. Od przełomu tysiącleci obserwujemy zmianę, równie ciekawą, co skomplikowaną: przestrzenią procesu i jednym z podstawowych „dostarczycieli” jego zasobów są nowe media. Wiemy dziś, że sieciowa kultura popularna (rozumiana jako tworzenie i dzielenie się określonymi znaczeniami) może stanowić podstawę procesu identyfikacji i publiczny komentarz do jakiegoś istotnego społecznie czy politycznie tematu48. Sieciowa popkultura, po pierwsze, stanowi zasób w procesach semiotycznych: konkretne reprezentacje są rekonstruowane i umieszczane – poprzez proces adekwatnego i funkcjonalnego odczytania – w kolejnych tekstach, których j e d n ą z funkcji (obok ludycznej czy artykulacyjnej) jest tożsamościotwórcze wyznaczenie granicy między mną a nimi. Tak oczywiście „działa” Pepe i czasem zupełnie dosłownie, kiedy ta sama postać „mnie” (i ten sam schemat graficzny) jest wykorzysta47  I. Ang, Living room wars. Rethinking media audiences for a postmodern world, London – New York 1996. 48  R. Milner, FCJ-156…; R. Milner, Pop Polyvocality: Internet Memes, Public Participation, and the Occupy Wall Street Movement, „International Journal of Communication” 7/2013, ss. 2357-2390.


156

Jakub Nowak

Rys. 5. Smug Pepe i mur: konteksty polski i brytyjski Źródło: archiwum wykop.pl [22.08.2017].

ny przez Polaka i Brytyjczyka do politycznego komentarza językiem sieciowej popkultury (rys. 5). Po drugie, nowe media czynią procesy uczestnictwa w sieciowej popkulturze materialnymi: wizualizują je i umożliwiają dystrybucję artefaktów będących efektem tej wizualizacji. To znaczy, że są nie tylko narzędziem, ale i przestrzenią procesu, rozumianą antropologicznie jako określony kontekst, wykształcany przez konkretne społeczne praktyki49. Tożsamość jest procesem – kulturowym, dyskursywnym, zatem również inherentnie politycznym – odbywającym się poprzez praktyki mediatyzowane przez nowe media. To znaczy, że nowe media nie tylko dostarczają dla niego dyskursywnych zasobów, ale i determinują jego ramy, granice i kierunki.

Zakończenie Pepe – zbiór sieciowych grafik zawierających iteracje konkretnej postaci, zbiorowo tworzonych i dystrybuowanych w sieciowych środowiskach – rzeczywiście migruje, „idąc” poprzez przestrzeń kultury. Na poziomie dyskursywnym owe drogi, po których idzie Pepe, są z reguły bardziej aksjologicznymi i estetycznymi trawersami niż trzymaniem się najpopularniejszych kulturowych ścieżek: poprzez znaczenia wpisane w estetykę internetowego memu postać Pepe stanowi uosobienie „zwykłego” użytkownika internetu, funkcjonując jednocześnie jako afirmacja niedoskonałości, amatorstwa (i amatorszczyzny), a także świadomej negacji normatywnych dyspozytywów, formułowanych przez dominującą kul49  H. Moore, Space, text and gender: an anthropological study of the Marakwet of Kenya, Cambridge – New York 1986, s. 116.


Pepe na polskich dróżkach – o memach i ich kulturowych migracjach

157

turę medialną (czy kulturę dominującą w ogóle). Ta otwarta propozycja ideologiczna, wpisana w formę, treści i konkretne użycia internetowego memu, choć wywodzi się z sieciowej kontrkultury, dziś funkcjonuje również w internetowym popkulturowym głównym nurcie. Podlega w nim „przejęciom” w różnych kulturowych procesach, będących m.in. zbiorową rekonstrukcją tożsamości. Rekonstrukcja owych przejęć – ich kontekstów, wykorzystanych zasobów (sieciowe artefakty, ich konotacje), uczestniczących w nich podmiotów, wreszcie, konkretnych dyskursów, które zostają użyte, i transformacji, jakim podlegają – może stanowić program dalszych badań nad tym, jak sieciowa kultura popularna funkcjonuje dziś jako coraz bardziej znacząca część kultury w ogóle. A wracając do przewodniej metafory w tym artykule: owe wędrówki Pepe, na poziomie przemieszczeń poszczególnych reprezentacji, są podróżami po trajektoriach wyznaczanych przez sieciową infrastrukturę. Zakończenie tego tekstu jest miejscem, w którym chyba lepiej porzucić kategorię podróży czy przemieszczenia: jako czynności związane z przestrzenią są o tyle mylące, że te sieciowe wędrówki internetowych memów, we współczesnych środowiskach tworzonych przez cyfrowych pośredników z Google i Facebookiem na czele, są de facto zmianami w widoczności poszczególnych treści online. Pepe nie tyle gdzieś trafia, ile zmienia się zbiór podmiotów, które mogą go zobaczyć. To znaczy, że w sytuacjach, gdy sieciowa popkultura jest jednym z podstawowych „języków”, za pomocą których ludzie dokonują identyfikacji, nowe media wyznaczają granice procesu, określając jego strukturalne ramy. Nie tylko poprzez ograniczenia wykorzystywanego narzędzia (technologie bitmapy i myszy), ale i poprzez regulację widoczności treści online, dokonywaną przez cyfrowych pośredników poprzez oferowane przez nich usługi wyszukiwania treści czy wizualizacji poziomych sieci społecznych w serwisach społecznościowych, a także poprzez polityki moderacyjne tych ostatnich. I wszystko to czynią w sposób dyskretny: ich rynkowy status, determinujący kształt i funkcjonowanie algorytmów regulujących widoczność treści, które udostępniają użytkownikom, jest zwykle ukrywany za dyskursami podkreślającymi pozornie „neutralne” i „obiektywne” reguły funkcjonowania wyznaczane przez „technologię”50. Utowarowienie procesów identyfikacji przez cyfrowych pośredników nie zmniejsza podmiotowości jego uczestników, jednak fakt, że status przestrzeni procesu jest wyznaczany przez podmioty działające w ramach rynku, nie pozostaje nań bez wpływu. To drugi z kierunków dalszych analiz internetowych memów w procesach identyfikacji: możemy memy z Pepe konceptualizować jako sztukę ludową, odzwierciedlającą kultury miejsc, w których jest ona wytwarzana, mającą inne cele niż „poważna” estetyka i tworzoną przez amatorów51. Takie ujęcie pod T. Gillespie, The politics of ‘platforms’, „New Media & Society” 12(3)/2010, ss. 347-364.  N. Douglas, It’s supposed to Look Like Shit…, s. 336.

50 51


158

Jakub Nowak

kreśla sprawczość uczestników określonych procesów. Jednocześnie procesy te, wraz z „przechodzeniem” internetowych memów do głównego nurtu kultury, zachodzą w coraz bardziej skodyfikowanych i ustrukturyzowanych przez rynkowe podmioty środowiskach. Pytanie o skutki wpływu dostarczycieli narzędzi i przestrzeni wciąż pozostaje otwarte. Dalsza rekonstrukcja ontogenezy internetowego memu powinna uwzględniać analizę problemu w – ściśle ze sobą związanych – wymiarach: materialnym, rynkowym, a także – w rosnącym stopniu – przestrzennym, szczególnie w obliczu transformacji samych mediów, coraz bardziej mobilnych i opartych na interfejsie dotykowego ekranu. Summary The paper aims to reconstruct the cultural status of internet memes in collective processes of identification. Internet meme is conceptualized (in theoretical contexts provided by theories of Stuart Hall and Jason Mittell) as media genre having not only particular formal and content rules, but also specific uses and ideology: relatively constant meanings inscribed into these rules and uses. Internet meme, being inherently tied to new media, is based on esthetics and axiologies of popular cultures online – meme’s ideological proposals induce how it is “rescribed” in various local contexts. Also meme’s materiality is at stake here: particular technologies of its production and the market status of environments in which memes become popular. As the examples of local cultural contextualizations, Pepe the Frog memes are used. Keywords: internet meme, popular culture, internet, identification, Pepe Słowa kluczowe: internetowy mem, kultura popularna, internet, identyfikacja, Pepe


Rafał Węgrzyn, Jakub Kuś SWPS Uniwersytet Humanistycznospołeczny II Wydział Psychologii we Wrocławiu

Geneza popularności „cyfrowych bachanaliów” a fenomen trollingu internetowego z perspektywy psychologicznej

1. Przestrzeń internetu jako „świat odwrócony” Internet jako środowisko funkcjonowania człowieka wydaje się coraz wyraźniej odróżniać od rzeczywistości spotykanej w świecie fizycznym. W mentalności oraz języku coraz większej liczby użytkowników staje się on światem panowania innych norm i reguł. Analizując historię tego dynamicznie rozwijającego się medium, można zauważyć pewną cykliczność w kształtowaniu się społecznych wyobrażeń środowiska cyfrowego1. Rozpościera się ono między dwiema skrajnościami: od postrzegania sieci jako cyfrowego Dzikiego Zachodu2, w którym normy i zasady nie obowiązują albo są ustanawiane przez nas samych, do cyfrowego totalitaryzmu, w którym wolność staje się jedynie mitem3. Owe wyobrażenia wydają się mieć coraz większe znaczenie w obszarze nauk społecznych i są postrzegane jako „rzeczywiste” przedstawienia społeczeństwa4. Badania prowadzone przez Ma Xiao-Hui i Lei Li5 na chińskich internautach dowodzą, że użytkownicy sieci postrzegają ją jako przestrzeń panowania innych zasad społecznych. Owa „odwrócona” konwencja przejawia się m.in. w myśleniu moralnym, które jest wyraźnie oddzielone od myślenia moralnego poza internetem. Zjawisko to można nazwać wyobraźnią dysocjacyjną pod względem etycz J. Bargh, K. McKenna, Plan 9 from cyberspace: The implications of the Internet for personality and social psychology, „Personality and Social Psychology Review” 4(1)/2000, ss. 57-75. 2  M. Kamińska, Niecne memy. Dwanaście wykładów o kulturze internetu, Poznań 2011. 3  Ł. Trzciński, Mit wolności w cyberkulturze, Warszawa 2013. 4  B. Baczko, Wyobraźnia społeczna. Szkice o nadziei i pamięci zbiorowej, Warszawa 1994. 5  X.-H. Ma, L. Lei, Adolescents’ internet morality and deviant behavior online, „Acta Psychologica Sinica” 42(10)/2010, ss. 988-997. 1


160

Rafał Węgrzyn, Jakub Kuś

nym. Pojmowanie rzeczywistości wirtualnej jako odrębnej sprawia, że następuje rozdźwięk – dysocjacja – pomiędzy wyobrażeniami o tym, co można, a czego nie można zrobić drugiej osobie. Choć wzrost liczby narzędzi umożliwiających zobaczenie osoby „po drugiej stronie monitora” jest coraz szybszy, to wciąż dominującym sposobem komunikacji wirtualnej jest komunikacja tekstowa, często pozostająca asynchroniczną6. Ma i Lei7 uważają, że taki sposób komunikowania sprzyja innemu niż w przestrzeni fizycznej odbiorowi konwencji i zasad normatywnych współżycia społecznego. Brak odniesienia do ogólnie panujących norm powoduje poczucie niepewności, zagubienia i anomii8, które może skutkować wytworzeniem indywidualnych projekcji zachowań normatywnych. Podobne wnioski w swoich badaniach prezentują Andrea Flores i Carrie James9. Wyróżniają one trzy rodzaje myślenia moralnego charakterystycznego dla wchodzenia w interakcje zapośredniczone internetowo: myślenie indywidualistyczne, moralne i etyczne. Myślenie indywidualistyczne opiera się na uznawaniu przede wszystkim własnego dobra i korzyści jako nadrzędnych wartości, myślenie moralne – na rozpatrywaniu dodatkowo dobra osób sobie znanych i bliskich, zaś myślenie etyczne odnosi się do dbania o dobro osób nieznanych. Badaczki wykazały, że w internecie dominuje pojmowanie kwestii moralnych w oparciu o myślenie indywidualistyczne, nastawione głównie na własną korzyść, wygodę i dobro. Z tej perspektywy „odwrócony” charakter wydaje się również mieć komunikacja zapośredniczona komputerowo. Joseph B. Walther10, formułując podstawowe zasady tego typu komunikacji, zwrócił uwagę na jej asynchroniczność jako istotnie modyfikującą procesy interpersonalne. Komunikując się w sposób asynchroniczny, jesteśmy w stanie w znacznie większym stopniu zapanować nad swoim przekazem, także pod względem autoprezentacji. Tradycyjna komunikacja to bowiem nie tylko kompetencje językowe, zdolność porozumiewania się za pomocą danego kodu, ale także kontekst i sygnały niewerbalne. Prowadząc rozmowę „twarzą w twarz”, poza dostosowaniem języka konwersacji, aby był zrozumiały dla interlokutora, bierzemy pod uwagę również sytuację, cechy grupy odbiorczej oraz zasady społeczne w niej panujące11. Fizyczna obecność uczestników daje możliwość natychmiastowej reakcji nie tylko na treść językową wypowiedzi, ale przede wszystkim na komunikaty niewerbalne. Zaś w przypadku  6  J. Walther, Computer-mediated communication: Impersonal, interpersonal, and hyperpersonal interaction, „Communication Research” 23(1)/1996, ss. 3-43.  7  X.-H. Ma, L. Lei, Adolescents’ internet morality..., ss. 988-997.  8  Z. Bauman, Etyka ponowoczesna, tłum. J. Bauman, J. Tokarska-Bakir, Warszawa 2012.  9  A. Flores, C. James, Morality and ethics behind the screen: Young people’s perspectives on digital life, „New Media in Society” 15(6)/2013, ss. 834-852. 10  J.B. Walther, Computer-mediated communication..., ss. 3-43. 11  I. Kurcz, Psychologia języka i komunikacji, Warszawa 2000.


Geneza popularności „cyfrowych bachanaliów”...

161

komunikacji zapośredniczonej komputerowo przekazywanie takich informacji, jak status społeczny, cechy fizyczne czy też stany emocjonalne rozmówcy, jest w dużej mierze ograniczone12. Internet jako narzędzie komunikacji stworzył nową płaszczyznę porozumienia. Anonimowość i niemożność wiarygodnego potwierdzenia zdobytych informacji sprawiają, że internauta musi samodzielnie, na podstawie własnego doświadczenia społecznego, zbudować sobie obraz interlokutora. Zjawisko to nosi nazwę solipsystycznej introjekcji i zakłada swoistą projekcję drugiej osoby, z którą wchodzimy w zapośredniczony komputerowo kontakt. Z uwagi na to, że kreowanie takiego wizerunku opiera się de facto na osobowości osoby dokonującej introjekcji, często może się on rozmijać z prawdą o drugiej osobie.

2. Bachanalia, saturnalia, karnawał w ujęciu Frazera i Bachtina Od najdawniejszych lat społeczeństwa obchodziły święta, które były powiązane z okresami moralnej rozwiązłości. Saturnalia, karnawały, święta głupców czy święto osła to tylko niektóre przejawy Bachtinowskiego „świata na opak”. Na istotny wkład karnawału w kulturę zwrócił także uwagę Johan Huizinga w klasycznym już tekście Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury13. Najlepszą egzemplifikację tego zjawiska przedstawił jednak James Frazer w Złotej gałęzi: [...] wiele ludów obchodziło doroczne okresy rozwiązłości, kiedy to obowiązujące normalnie zasady i obyczaje są lekceważone, całą zaś ludność oddaje się nieposkromionej wesołości, a mroczne namiętności znajdują upust, na który nie ma miejsca w bardziej statycznej i spokojnej atmosferze dnia powszedniego14.

Wydaje się, że przeżywanie bachanaliów w dobie cyfrowej rewolucji nie jest związane z określonym czasem, lecz z miejscem. Niektóre przestrzenie w sieci bardziej sprzyjają pojawianiu się treści jawnie sprzecznych z ogólnie przyjętymi zasadami niż inne. Przeżywanie bachanaliów sprowadza się do utożsamienia z agentem oddającym się sprawom niemoralnym. Obserwując „innego”, który dokonuje czynów wykraczających poza dopuszczalne normy, przeżywamy swoiste katharsis. Chroni nas to przed potencjalnymi konsekwencjami. Powstaje w ten sposób przestrzeń do bezpiecznego przeżywania emocji.  P. Wallace, Psychologia internetu, tłum. T. Hornowski, Warszawa 2001.  J. Huizinga, Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury, tłum. M. Kurecka, W. Wirpsza, Warszawa 1967. 14  J. Frazer, Złota gałąź. Studia z magii i religii, tłum. H. Kreczkowski, Kraków 2012, ss. 414. 12 13


162

Rafał Węgrzyn, Jakub Kuś

3. Psychologiczno-społeczna geneza trolla internetowego Jako trolling określa się zachowanie, którego celem jest obrażenie, sprowokowanie lub ośmieszenie innych użytkowników internetu, najczęściej poprzez dokonanie prowokacji15. Sformułowanie „trollowanie” wywodzi się od angielskiego zwrotu trolling for fish, co można przetłumaczyć jako „łowienie na przynętę”. Internautów, którzy stosują rozmaite zabiegi prowokacyjno-agresywne, burzące ład społeczny w internecie, nazywa się trollami internetowymi. Biorąc pod uwagę złożoność środowiska internetowego, istotne wydaje się pytanie o psychologiczne przyczyny zachowań, które są klasyfikowane jako trolling. Warto jednak podkreślić, że analiza zjawiska trollingu internetowego jest utrudniona z uwagi na przedmiot badań, którego założeniem jest udawanie i prowokacja. Niezmiernie trudno dotrzeć do motywacji zachowań, które mogą być uznane za trollowanie – udało się to dotąd niewielu badaczom16. Należy więc podchodzić do wyników tego typu badań w sposób ostrożny i krytyczny. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można bowiem założyć, że troll, mówiąc czy pisząc o sobie, będzie dalej trollował, czyli udzielał nieprawdziwych odpowiedzi. Trollingowi sprzyja charakterystyczna dla środowiska internetowego minimalizacja autorytetów. Często podkreśla się, że „równość” jest jedną z podstawowych zasad rządzących życiem cyfrowym, a hierarchie istniejące poza siecią tracą rację bytu – równie łatwo jest online obrazić prezydenta, znanego aktora, jak i sąsiada z klatki obok czy celebrytkę na portalu plotkarskim. Badania Pniny Shachaf i Noriko Hary17 wskazują, że do najczęstszych motywacji, które mogą doprowadzić do trollowania, zalicza się nudę i chęć zwrócenia na siebie uwagi innych. Jedno z najbardziej kompleksowych badań, w których podjęto próbę określenia profilu psychologicznego internetowego trolla przeprowadzili Erin E. Buckels, Paul D. Trapnell i Delroy L. Paulhus18. Rozpoczęli oni od sprawdzenia, jakiego typu aktywności są najczęściej podejmowane przez internautów. Z 1215 uczestników badania 5,6% przyznało, że lubi trollować innych użytkowników internetu. Badacze właśnie tę grupę wybrali do dalszych analiz. W kolejnym etapie sprawdzili korelację pomiędzy trollowaniem a cechami osobowości. Wynik ich analizy wykazał, że troll jest osobą o podwyższonym poziomie sadyzmu, ma E.E. Buckels, P.D. Trapnell, D.L. Paulhus, Trolls just want to have fun, „Personality and Individual Differences” 67/2014, ss. 97-102. 16  Ibidem; C. Hardaker, Trolling in asynchronous computer-mediated communication: From user discussions to academic definitions, „Journal of Politeness Research” 6/2010, ss. 215-242. 17  P. Shachaf, N. Hara, Beyond vandalism: Wikipedia trolls, „Journal of Information Science” 36/2010, ss. 357-370. 18  E.E. Buckels, P.D. Trapnell, D.L. Paulhus, Trolls just want to have fun, ss. 97-102. 15


Geneza popularności „cyfrowych bachanaliów”...

163

kiawelizmu oraz psychopatii. Z analizy tej wyłania się więc obraz internetowego trolla jako osoby bawiącej się innymi ludźmi dla własnej przyjemności i korzyści19. Warto podkreślić uzyskany przez Hatice Odaci i Çigdem Berber Çelik20 wynik pokazujący, że podejmowanie agresywnych zachowań w internecie często idzie w parze z nieśmiałością w świecie realnym – dla takich ludzi przestrzeń wirtualna jest idealnym miejscem, w którym mogą dać upust swojej agresywności. Buckels i in. wykazali, że podobnie rzecz się ma z trollami – internet dał im możliwość dokonywania prowokacji w taki sposób i w takich warunkach, jakie wcześniej były dla nich niemożliwe. Jednym z najbardziej znanych trolli był mężczyzna o nicku (pseudonimie) Violentacrez. Działał on przez kilka lat w witrynie informacyjnej Reddit21, umieszczając tam treści rasistowskie, kazirodcze i pornograficzne, tak by nikt nie domyślił się ich zawartości, dopóki ich nie otworzy. „Przerażający wujek internetu”, jak Violentacrez sam siebie określał, został jednak zdemaskowany po kilku latach działalności w 2012 r. Okazał się nim 49-letni Michael Brutsch, który poniósł konsekwencje swoich działań, gdy dziennikarz Adrian Chen opublikował materiał na jego temat, w którym ujawnił jego tożsamość. Z powodu swej cyfrowej tożsamości stracił on pracę i szacunek społeczny. W lipcu 2009 r. na łamach „Polityki” ukazał się artykuł poświęcony najsłynniejszym polskim trollom22, którzy urastali do rangi internetowych celebrytów. Za najbardziej znane uchodzą takie postaci, jak: „ekspert”, „siur.wielkanocny”, „jola z dywit”, „jasiu śmietana” czy „czuły wojtek”. Z wyżej wymienionych warto dokładniej przyjrzeć się „ekspertowi”, jednemu z pierwszych polskich trolli, działającemu przez dziesięć lat od 1993 r., który wypowiadał się jako fachowiec od wszystkiego i na dowód swej (fałszywej) wiedzy na różne tematy powoływał się na znajomości z noblistami i innymi ekspertami. Tego typu zachowania prowadzą do dezorganizacji przestrzeni cyfrowej komunikacji społecznej, a w dalszej perspektywie skutkują dewaluacją internetu jako miejsca wymiany wiedzy i informacji. Sama świadomość internautów, że w internecie funkcjonują osoby mogące być trollami, sprawia, że podchodzą oni często z dużą nieufnością do przedsięwzięć czy informacji, które nic wspólnego z trollingiem nie mają. Trollowanie, choć dla większości jego miłośników jest zabawą, w konsekwencji obniża poziom zaufania, co dla społeczeństw informacyjno-cyfrowych może mieć zgubne skutki.  Ibidem.  H. Odacı, Ç.B. Çeli, Who are problematic internet users? An investigation of the correlations between problematic internet use and shyness, loneliness, narcissism, aggression and self-perception, „Computers In Human Behavior” 29(6)/2011, ss. 2382-2387. 21  http://www.reddit.com [28.07.2009]. 22  P. Stasiak, Poczet trollów polskich, „Polityka”, https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/ nauka/297942,1,poczet-trollow-polskich [28.07.2009]. 19

20


164

Rafał Węgrzyn, Jakub Kuś

4. Internetowa aktywność Zbigniewa Stonogi jako przykład „cyfrowych bachanaliów” Jednym z najpopularniejszych zjawisk, które pojawiły się w ostatnich latach w polskim internecie, była publikacja przez Zbigniewa Stonogę kilkuminutowego filmu, w którym ten działacz polityczny w wulgarnych słowach i – jak się wydaje – nie do końca trzeźwym stanie komentował bieżącą politykę wewnętrzną. Warto podkreślić, że film ten został opublikowany tuż po ogłoszeniu wyników wyborów parlamentarnych w 2015 r., w których startował komitet wyborczy kierowany przez Stonogę, ponosząc sromotną klęskę. Jak sam deklaruje, frustracja z powodu uzyskanego wyniku oraz niechęć do nowo wybranej większości parlamentarnej były głównymi motywami tego nagrania23. Ten krótki film zdobył wielką popularność w internecie. Mimo że sam Stonoga wkrótce po opublikowaniu usunął owo nagranie ze swojego kanału, wielu internautów zaczęło je udostępniać na swoich profilach wbrew intencji autora. Próba ukrycia niechcianych treści przyniosła paradoksalny skutek zwany efektem Streisand, gdyż można przypuszczać, że gdyby nie próba cenzury, film nie zyskałby tak wielkiej popularności24. Choć równie kontrowersyjnych nagrań w polskim internecie jest znacznie więcej, to warto zastanowić się, czemu akurat film Zbigniewa Stonogi zdobył tak dużą popularność oraz – co najważniejsze – dlaczego mimo upływu czasu od wyborów w 2015 r. popularność ta cały czas utrzymuje się na wysokim poziomie. Na podstawie wystąpienia Stonogi powstały setki memów, przeróbek oraz remiksów, w których zamiast oryginalnych słów piosenek montowano dostosowane do rytmu muzyki wypowiedzi Stonogi. Powstałe w ten sposób remiksy wciąż obecne są w sieci i widać w nich różne inspiracje (np. aktualna pora roku czy święta) – w oparciu o teksty Zbigniewa Stonogi powstało przynajmniej kilka przeróbek „świątecznych”, będących swoistymi „kolędami”. Bazując na charakterystyce trollingu internetowego, warto się zastanowić, czy w przypadku nagrania Stonogi nie mamy do czynienia właśnie z tym zjawiskiem. Autor zresztą sam się tak określa, np. w filmie umieszczonym na portalu YouTube Stonoga trolluje Ministerstwo Finansów 15.03.2016. W wywiadzie udzielonym SuperStacji25 Zbigniew Stonoga przyznaje, że świadomie używa wulgaryzmów i dokonuje prowokacyjnych działań, by zostać dostrzeżonym w me Z uwagi na wulgarny charakter wypowiedzi jedynie parafrazujemy powyborcze refleksje Zbigniewa Stonogi zamiast przytaczać je wprost. 24  S. Jansen, B. Martin, The Streisand Effect and Censorship Backfire, „International Journal of Communication” 9/2015, ss. 656-671. 25  Wywiad opublikowany na YouTube 9.09.2016 pt. Pytowy Janusz #7 Stonoga kultura i muzyka. 23


Geneza popularności „cyfrowych bachanaliów”...

165

dialnym smogu. Nagranie tak kontrowersyjnego filmu i umieszczenie go w internecie z pewnością może być uznane za dokonanie takiej właśnie, obliczonej na zdobycie popularności, prowokacji. Warto podkreślić, że Zbigniew Stonoga już przed publikacją nagrania był osobą znaną ze swojego zaangażowania publicznego, czego konsekwencją było istnienie grona oddanych mu zwolenników. Można postawić tezę, że – przynajmniej w pierwszych dniach po publikacji tego filmu – właśnie ci zwolennicy zapewnili przetrwanie tego unikatowego materiału, ściągając go z internetu oraz ponownie publikując. Polityczne przesłanie Stonogi jest bardzo konkretne: okraszając je przekleństwami, informuje on widzów o tym, kto jest „wrogiem”, a kto „przyjacielem”. Tak jasne zarysowanie linii podziału i naszkicowanie tego, kto jest „po naszej stronie”, sprzyja formowaniu się spójnych i trwałych ruchów społecznych26.

5. Wypowiedzi Zbigniewa Stonogi a cyfrowa kultura remiksu Nie przedstawiamy tu pełnej politycznej biografii Zbigniewa Stonogi, a jedynie koncentrujemy się na wpływie, jaki umieszczane przez niego materiały wywarły na polską memosferę. Wpływ Stonogi na szeroko rozumianą popkulturę internetu jest obecnie – jak się wydaje – jednym z najsilniejszych w polskiej cyberprzestrzeni. Same nagrania przez niego udostępniane zostały wyświetlone na portalu YouTube ponad 28 mln razy27. Wielu polskich youtuberów wyspecjalizowało się wręcz w tworzeniu remiksów opartych na wypowiedziach Zbigniewa Stonogi, zaczerpniętych zresztą nie tylko z jego powyborczego wystąpienia, lecz także z innych nagrań, które umieszczał w internecie. Do najbardziej znanych należą filmy, na których Stonoga zwraca uwagę pewnemu policjantowi, żeby opuścił jego posesję, grożąc odholowaniem, czy też seria nagrań, na których Stonoga dzwoni na komendy policji lub do prokuratury. Na oficjalnym kanale Zbigniewa Stonogi na YouTubie znajdują się 294 filmy28. Dość znamienne są też tytuły filmów z kategorii „Popularne filmy”: Stonoga jedzie powku...ć pumpiarzy Italią 458 (1,6 mln wyświetleń); Stonoga do Sokołowskiego naucz się liczyć i nie pij tyle (1,6 mln wyświetleń) czy też Stonoga 345 km/h i pozdrawia policję (1,5 mln wyświetleń). Motyw sprzeczki z policją jest – poza kwestiami politycznymi – jednym z najczęstszych, jakie pojawiają się w nagraniach Stonogi. Drugą liczną grupą filmów są nagrania dokumentujące szeroką działalność filantropijną tego polityka. Zbigniew Stonoga od wielu lat angażuje się w nagłaśnianie spraw, w których ktoś  B. Wojciszke, Psychologia społeczna, Warszawa 2011.  Stan na 13.11.2017, https://www.youtube.com/user/ThePorfirog. 28  Stan na 13.11.2017. 26 27


166

Rafał Węgrzyn, Jakub Kuś

został pokrzywdzony, niejednokrotnie organizując zbiórki pieniędzy na rzecz ofiar przez Fundację im. Zbigniewa Stonogi. Analizując treść i przesłanie kolejnych umieszczonych przez niego filmów, można zauważyć, że w podobnej liczbie dotyczą one spraw społecznych, jak politycznych. Kolejnym charakterystycznym dla Stonogi działaniem jest nagrywanie filmów w czasie jazdy samochodem – na wielu z nich w wulgarny sposób odnosi się do własnej sytuacji prawnej oraz makrospołecznej i politycznej sytuacji Polski. Warte refleksji jest to, co sprawiło, że właśnie postać Stonogi zaistniała tak mocno i trwale w społecznej przestrzeni internetu. Do dziś jego wypowiedzi zostały wmontowane w kilkaset różnych utworów muzycznych oraz fragmentów filmów. Przerobione wypowiedzi można usłyszeć także jako warstwę liryczną takich kultowych utworów, jak Hit the Road Jack Raya Charlesa, Dance me to the End of Love Leonarda Cohena, Jolka, Jolka Budki Suflera czy Poker Face Lady Gagi. Popularne na YouTubie są także oryginalne utwory polskich DJ-ów komponujących do słów Stonogi. Warto podkreślić, że twórcy opierają swoje produkcje nie tylko o „główny” materiał, czyli nocne, powyborcze wystąpienie Stonogi, ale także o inne jego nagrania, choćby te, w których „prosi” policjanta o opuszczenie jego posesji. Wielką popularność zdobyły też konkretne sformułowania, których używał Stonoga w swoich wypowiedziach. Takie hasła jak „to jest dramat”, „coś się, coś się popsuło”, „kukle” czy „mały karakan” na stałe weszły do języka polskich internautów. Jak pokazują wyniki Google Trends, słowo „kukle” było najczęściej wpisywane w wyszukiwarkę Google w okresie od 7 do 14 lutego 2016 r., zaś „karakan” od 9 do 14 września tego samego roku, a więc prawie rok po nagraniu kluczowego dla tej popularności filmu po wyborach. Jest to kolejnym dowodem na wyjątkową cyfrową żywotność treści publikowanych przez tego polityka. Sam autor zresztą, odnosząc się do zapytań internautów, tłumaczy, czym są wspomniane „kukle”. Użyte przez Stonogę barwne i wulgarne określenia stały się podstawą m.in. projektu aplikacji Stonóg Soundboard 29, która jest zbiorem nagrań najpopularniejszych zwrotów, jakich używał Zbigniew Stonoga. Poszczególne nagrania są podzielone na kilka kategorii: „powitania”, „pożegnania”, „pozdrowienia”, „groźby”, „wyzwiska”, „pogarda” oraz „różne”. Można więc powiedzieć, że od momentu upowszechnienia się serii filmów, na których Stonoga komentuje otaczającą go rzeczywistość oraz swoje relacje z policją i prokuraturą, stały się one bardzo popularnym internetowym memem30. Ich autor jest w pełni świadom, że tak się właśnie stało i sam zachęca internautów do „bawienia się” zamieszczoną przez niego treścią oraz jej modyfikowania.  Została pobrana i oceniona 4180 razy według wyników Sklepu Play (stan na 13.11.2017); https://play.google.com/store/apps/details?id=com.morchv.stonoga&hl=pl. 30  M. Kamińska, Niecne memy... 29


Geneza popularności „cyfrowych bachanaliów”...

167

Biorąc pod uwagę wszystkie wymienione czynniki, warto zastanowić się nad tym, co z perspektywy kulturowo-psychologicznej sprawiło, że wypowiedzi Stonogi trafiły w potrzeby części polskich internautów i zostały tak dobrze przyjęte. Z jednej strony przedstawia się on jako osoba zaangażowana w niesienie pomocy potrzebującym, z drugiej zaś walcząca z „opresyjnym aparatem państwa”, to zaś może wywoływać u obserwujących go osób poczucie wspólnoty. Wątek walki Zbigniewa Stonogi z większością partii politycznych jest z kolei spójny z ogólnym postrzeganiem zawodu polityka przez Polaków – od lat jest to profesja darzona najniższym zaufaniem społecznym. Może to powodować, że część obserwujących go internautów uważa, iż Stonoga to „swój chłop”, który – jego zdaniem niesłusznie – oskarżony przez prokuraturę walczy o swoje dobre imię, a także o lepszą przyszłość dla poszkodowanych. Jeśli przyjmie się, że Stonoga jest „jednym z nas”, nawet nagrania zawierające wulgarne wypowiedzi będą przez jego zwolenników uznane za dopuszczalne. Internetowa aktywność Zbigniewa Stonogi stanowi przykład „cyfrowych bachanaliów”, o których pisaliśmy we wstępie. Wiele z opublikowanych przez niego komentarzy ma charakter wulgarny, dalece przekraczający granice przyjętego dyskursu społecznego. Starożytne bachanalia i saturnalia – podczas których zawieszano obowiązujące zasady społeczne – powróciły w dobie cyfrowej rewolucji, będąc okazją do tego, aby zamanifestować wcześniej ukrywane motywy i potrzeby. Krzysztof Krejtz i Izabela Krejtz31 zwracają uwagę, że internet pozwala wielu jego użytkownikom na takie zachowania, które poza nim nie byłyby możliwe ani akceptowane. Zbigniew Stonoga, który w wielu nagranych przez siebie filmach wyraża się o czołowych postaciach polskiego życia publicznego w sposób mało entuzjastyczny, uzupełniając swoje refleksje dużą dozą wulgaryzmów, może być dla wielu internautów wyrazicielem ich opinii. Jak wskazują Rosanna E. Guadagno i Robert B. Cialdini32, uległość wobec autorytetu nie zachodzi w wirtualnej rzeczywistości – internauci nie wykazują w tej przestrzeni praktycznie żadnej podatności na wpływ autorytetu. To zaś sprzyja temu, żeby wypowiadać się w podobny sposób wobec prezydenta, jak i bliskiego znajomego.

Podsumowanie Celem niniejszego artykułu było przyjrzenie się internetowemu fenomenowi Zbigniewa Stonogi oraz opisaniu i zrozumieniu czynników, które doprowadziły  K. Krejtz, I. Krejtz, Ja w Sieci – sieć we mnie. Zależności pomiędzy doświadczeniami w internecie a reprezentacją obrazu siebie, w: A. Nowak, D. Batorski, M. Marody (red.), Społeczna przestrzeń internetu, Warszawa 2006, ss. 91-113. 32  R.E. Guadagno, R.B. Cialdini, Online persuasion and compliance: Social influence on the Internet and beyond, w: Y. Amichai-Hamburger (red.), The Social Net: The social psychology of the Internet, New York 2005. 31


168

Rafał Węgrzyn, Jakub Kuś

do tak dużej popularności jego wypowiedzi wśród pewnej grupy internautów w kontekście trollingu internetowego. Jest to zagadnienie tym bardziej interesujące, że wiele z tych wypowiedzi znacznie przekracza granice powszechnie uznawane w „analogowej” debacie publicznej. Nie sposób sobie np. wyobrazić, aby jeden poseł nazwał drugiego podczas debaty w studiu telewizyjnym „małym karakanem”, jednak w internecie jest to coraz bardziej powszechne. Warto też podkreślić, że tego typu nagrania czy wypowiedzi nie są publikowane na niewielkich forach dyskusyjnych, lecz na YouTubie, zyskując wielomilionową liczbę wyświetleń. Można więc przyjąć, że taki właśnie sposób komunikowania swoich poglądów oraz politycznych i ogólnożyciowych refleksji, jaki przedstawia m.in. Zbigniew Stonoga, trafił do przestrzeni, którą można nazwać „cyfrowym mainstreamem”. Stonoga bez skrępowania opowiada w internecie o najbardziej prywatnych (niekiedy intymnych) sprawach ze swojego życia, okraszając to sporą dawką wulgaryzmów. Można powiedzieć, że bardzo sprawnie funkcjonuje w przestrzeni YouTube’a, nie posługując się praktycznie żadnymi zasadami netykiety. Znane są przypadki, że w internecie znajdowały się treści, które były usuwane przez ich autorów po przemyśleniu, najczęściej w kolejnych dniach. Niekiedy takie nagrania czy filmy zawierały obraźliwe i wulgarne treści, nagrane pod wpływem impulsu lub pozostawania pod wpływem substancji odurzających. Dla takich twórców internet stawał się swoistym przedłużeniem ich najbliższego otoczenia, co sprawiało, że lekceważyli oni niekiedy dalekosiężne negatywne skutki społeczne. To nasze najbliższe otoczenie określane przez czas i przestrzeń, w jakiej się znajdujemy, a także ludzi nas otaczających wyznacza to, w jaki sposób postrzegamy normy panujące w sieci. Jeśli więc czujemy się bezpiecznie, np. będąc w gronie znajomych (szczególnie pod wpływem środków odurzających), łatwiej nam będzie projektować to poczucie na całą przestrzeń i ludzi po drugiej stronie ekranu. Osłabi to także nasze poczucie konsekwencji owego czynu oraz spektrum reakcji i panoramę odbiorców. Materiały publikowane przez Zbigniewa Stonogę w wielu przypadkach można by więc nazwać świadomym (oraz niekiedy nieświadomym) trollingiem. Jest to jednocześnie trolling, który – jak mało który – zdobył wyjątkowy rozgłos w przestrzeni polskiego internetu. Umiejętne żonglowanie przez Stonogę kontrowersyjnymi treściami i specyficznym językiem sprawiło, że prawie wszystkie publikowane przez niego materiały audiowizualne zyskują popularność, stając się podstawą kolejnych memów i remiksów. Podobnie entuzjastycznie przez część polskich internautów przyjmowane są filmy, w których Stonoga, siedząc w swoim gabinecie, komentuje aktualną sytuację polityczna, jak i te, w których nagrywa instruktaż dodawania dedykowany ówczesnemu rzecznikowi policji. Stonoga sprawnie kreuje swoją cyfrową tożsamość, dzięki czemu głoszone przez niego hasła trafiają na stałe do języka internautów. Opisywane zjawisko jest


Geneza popularności „cyfrowych bachanaliów”...

169

jednym z wielu podobnych, jednak z uwagi na skalę rozpoznawalności Stonogi uważamy, że jest to fenomen wart naukowej analizy. Summary The purpose of this article was to describe the phenomenon of Internet trolling in relation to the concept of “digital bacchanals.” Trolling, understood as making provocations on the Internet, is a phenomenon worthy of scientific attention. So far, however, there have been few studies that would describe this phenomenon. Based on these few results, an analysis of the case of Polish politician, Zbigniew Stonoga, was also made. An attempt was made to describe the activity of Zbigniew Stonoga on the Internet, analyzing mechanisms that can explain the great popularity gained by the recordings created by him. Keywords: trolling, digital bacchanals, internet psychology Słowa kluczowe: trolling, cyfrowe bachanalia, psychologia internetu



Emilia Stachowska Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Instytut Kulturoznawstwa

Skandalistka Marta L. Slut-shaming, plotka i sława w pejzażu współczesnych mediów mobilnych i społecznościowych – studium przypadku Wstęp Pod koniec 2015 r. w polskim internecie zaczęły pojawiać się liczne komentarze i artykuły dotyczące Marty L. – nieznanej wcześniej osiemnastolatki spod Warszawy, którą media nazwały „nastolatką od grupowego seksu z raperami”. Marta – ukrywając się pod pseudonimem linkimaster – opublikowała wówczas na Snapchacie krótki amatorski materiał wideo, w którym opowiedziała o swojej seksualnej przygodzie, jaka rzekomo miała miejsce w autokarze hiphopowego zespołu Rae Sremmurd tuż po koncercie muzyków w jednym ze stołecznych klubów. Internauci korzystający ze Snapchata – bez wiedzy samej bohaterki-autorki, linkimaster – zaczęli zapisywać ten film na urządzeniach mobilnych i upowszechniać go w serwisach społecznościowych, których zasoby tworzone są przede wszystkim przez materiały audiowizualne, takie jak wideo, fotografie czy memy. Ta wideonarracja, która pierwotnie skierowana była do kilkunastu znajomych, z którymi L. utrzymywała prywatne relacje, rozprzestrzeniła się w sieci w sposób błyskawiczny i niekontrolowany, zaskakując samą autorkę virala. Postać Marty L. szybko stała się rozpoznawalna na takich portalach, jak Facebook, Twitter czy YouTube. Co więcej, użytkownicy sieci odnaleźli wkrótce jej konto na Instagramie, które w ciągu zaledwie kilku dni zyskało dziesiątki tysięcy nowych obserwatorów i subskrybentów. Dziewczyna tym samym przestała być anonimowa, a jej zdjęcia zaczęły krążyć po sieci, ukazując wizerunek młodej, prowokującej, seksualnie odważnej i wyzwolonej dziewczyny, która w sposób dosadny i nierzadko wulgarny próbuje zwrócić na siebie uwagę. Rozpoznawalność i rozgłos, jakie w ciągu kilkunastu zaledwie godzin zyskała ta młoda mieszkanka pod-


172

Emilia Stachowska

warszawskiej miejscowości, nie szły jednak w parze z pozytywną reakcją osób komentujących jej postawę jako anonimowi użytkownicy wirtualnych ekosystemów. Powszechne stały się brutalne wyzwiska i obelgi kierowane pod adresem Marty L., ataki na jej osobę i inne przejawy szeroko rozumianej przemocy symbolicznej, której nastolatka stała się ofiarą. W ten sposób w bardzo krótkim czasie M.L. – za sprawą zsumowania się spontanicznych reakcji internautów – stała się memetycznym symbolem wyuzdania, głupoty, bezwstydu, niemoralności i ordynarności, choć jednocześnie ciągle zyskiwała na rozpoznawalności i tym samym na sławie. Świadczy o tym m.in. duże zainteresowanie jej osobą polskich tabloidów, a także serwisów opiniotwórczych, takich jak Krytyka Polityczna, która dostrzegła w „skandalu Marty L.” wymiar polityczny. Uwagę zwraca to, że w zależności od typu i profilu portali zmieniała się narracja na temat opisanych wyżej wydarzeń oraz ich bohaterki. Charakteryzując sytuację w skrócie: tak zwane media plotkarskie doszukiwały się we wspomnianych wydarzeniach sensacji, jednak dalekie były od wyrażania opinii i oceniania nastolatki. Witryny społecznie zaangażowane próbowały natomiast bronić dziewczyny, zwracając uwagę na hipokryzję ujawnianego w komentarzach seksizmu, podwójnych standardów moralnych i archaicznych sposobów seksualnego dyscyplinowania kobiet. Niezmienne pozostało jednak to, co działo się w sieci oddolnie, w jej prosumenckiej sferze: powszechna tam była atmosfera nienawiści i agresji wobec M.L. oraz wyrażanie pogardy, wstrętu i obrzydzenia jej zachowaniem. Jako najmniej szkodliwe jawią się tu postawy prześmiewcze, których pojawienie się świadczy o skali problemu, rozpoznawalności sytuacji i samej dziewczyny. Ciekawy jest również fakt, że niezmienna pozostaje postawa samej Marty. Nastolatka do dziś utrzymuje, że „chciała fejm i ma fejm, o to jej chodziło”, nadal szokuje, konsekwentnie utrwalając swój wizerunek seksualnie wyemancypowanej, choć realizującej męskie fantazje kobiety, bazując na – biorąc pod uwagę okoliczności powstania i popularyzacji wideo wydaje się, że dość przypadkowo – wypracowanym schemacie. Dziewczyna nie ulega społecznej presji, nie pozwala się zdyscyplinować, lecz skupia się na statystykach oglądalności swoich kanałów w mediach społecznościowych, a wzrost oglądalności swojego Snapchata i Instagrama oraz fakt, że przestały mieć one charakter prywatny, uznaje za swój życiowy sukces. W związku z tym, że kontrowersyjna historia linkimaster wciąż się rozwija i wzbudza ogromne emocje oraz publiczne dyskusje o granicach seksualnej wolności, w pełni zasługuje ona na badanie metodami kulturoznawczymi. Jest to narracja medialna, która cały czas pozostaje otwarta i wzbogacana jest o kolejne wątki. Co więcej, jest interesująca z kulturoznawczego punktu widzenia. Przypadek Marty L. nie jest bowiem jednowymiarowy: jej medialna historia to złożona opowieść, zbudowana z wielu wątków, które wcześniej – zważając na


Skandalistka Marta L. Slut-shaming, plotka i sława...

173

rozwój technologii i jej dynamiczny postęp – nie mogły zaistnieć w przestrzeni publicznej. Studium przypadku M.L. może stać się zatem przyczynkiem do opisu zmian zachodzących w obszarze szeroko rozumianej komunikacji zapośredniczonej komputerowo w odniesieniu do znanych od dawna i niejednokrotnie opisywanych przez nauki o kulturze zjawisk plotki, sławy i skandalu. Na podstawie historii warszawskiej licealistki i reakcji opinii publicznej na jej zachowania przede wszystkim można postawić pytanie o skutki popularności nowych platform cyfrowych, takich jak Snapchat, które – wykorzystując mechanizm plotki – dają możliwość zaistnienia w publicznej przestrzeni osobom zupełnie nieznanym, wydawałoby się, przeciętnym, nieprowadzącym żadnej celowej medialnej działalności oraz niemającym wkładu w szeroko rozumianą branżę rozrywkową. To sprawia, że obiektem i nośnikiem wspomnianych plotek nie muszą być tylko celebryci; celebrytą może bowiem stać się każdy. Trzeba więc zauważyć, że wraz z rozwojem medialnych ekosystemów pojawiły się nowe obiekty plotki – częściej bowiem zdarza się, że nie plotkujemy o kimś, kogo znamy osobiście czy z mediów, a o osobach, których wcześniej nie kojarzyliśmy, a które stały się znane dopiero za sprawą skandalu, najczęściej w mediach społecznościowych. Jest to sytuacja nowa, która nie miała miejsca wcześniej, przed pojawieniem się tak rozbudowanych medialnych mikroświatów. Tym samym rozszerzyły się funkcje medialnej plotki, również tej powstałej w „rzeczywistości 3.0”. Mimo to należy uznać, że nie zatraciła ona swoich pierwotnych funkcji, wręcz przeciwnie – zdecydowanie je wzmocniła. Niezależnie bowiem od tego, czy dzięki niej „nowi celebryci” zyskują sławę, dzieje się takdzięki dobrze znanej badaczom kultury praktyce publicznego dyscyplinowania członków społeczeństwa. Dlatego przed przejściem do dalszych rozważań konieczne jest przedstawienie definicji i funkcji plotki. Niezbędne jest również wyszukanie tych środowisk, w których plotka rozwija się najprężniej, czyli miejsc sprzyjających jej kolportowaniu.

1. Plotka a slut-shaming Próby ujęcia plotki ujawniają złożony charakter tego społecznego zjawiska, choć pozwalają jednocześnie na ogólne zarysowanie jej definicji. Porównanie opracowań takich autorów, jak Klaus Thiele-Dohrmann1, Ewa Błachowiak2 czy Piotr Gajdziński3, pozwala wyodrębnić podstawowe mechanizmy, które zarówno „uwalniają” plotkę i wprowadzają ją w społeczny obieg, jak i służą jej  K. Thiele-Dohrmann, Psychologia plotki, tłum. A. Krzemiński, Warszawa 1980.  E. Błachowiak, Plotka w świetle teorii aktów mowy i zasad etyki komunikacji międzyludzkiej, Rzeszów 2010. 3  P. Gajdziński, Imperium plotki, Warszawa 2000. 1

2


174

Emilia Stachowska

powielaniu oraz utrwalaniu. Warto zauważyć, że każdy z wymienionych autorów reprezentuje inną szkołę metodologiczną – Błachowiak przygląda się plotce z perspektywy językoznawczej i etycznej, Thiele-Dohrmann – psychologicznej, a Gajdziński analizuje plotkę na przykładach z zakresu politologii. Niezależnie jednak od tego, jakie przypadki zostają omówione, uwaga badaczy zwrócona jest na podobne cechy i funkcje omawianego zjawiska. Niezaprzeczalnymi cechami pojęcia plotki są jej nieuchwytność, niejednoznaczność, a także niemożność ustalenia jej prawdziwości. Plotką będą więc te informacje, które przekazywane są w celu rozpowszechnienia niesprawdzonych treści. Treści te mogą dotyczyć zarówno osób nam znanych, z którymi jesteśmy w stałym lub epizodycznym kontakcie, jak i postaci publicznych, do których prywatnego życia nie mamy bezpośredniego dostępu. Obiekt plotki może być wybrany celowo, choć nie jest to regułą – może nim zostać także przypadkowa osoba, z którą nie wchodzimy w żadną, nawet pośrednią interakcję. Ponadto plotka musi być wiarygodna, to znaczy, że odbiorca wiadomości powinien być skłonny uwierzyć w prawdopodobieństwo zawartego w niej komunikatu. Ostatnim wspólnym elementem omawianych definicji jest emocjonalne nacechowanie plotki. Wszyscy wspomniani autorzy zwracają uwagę na jej negatywny wydźwięk – nie plotkuje się bowiem w dobrej wierze. Takie opracowania, jak Psychologia plotki, Plotka w świetle teorii aktów mowy i zasad etyki komunikacji międzyludzkiej, Imperium plotki, a także kilka artykułów dostępnych w sieci, w tym wyczerpujący tekst Justyny Szostek4, uwzględniają i omawiają plotkę funkcjonującą w rzeczywistości analogowej. Warto jednak przedstawić także plotkę jako zjawisko medialne – Klaus Thiele-Dohrmann i temu zagadnieniu poświęcił rozdział przywołanej wyżej publikacji. Autor ten zauważa, że plotka w środkach masowego przekazu pojawia się przede wszystkim po to, aby dostarczać sensacji, pikantnych szczegółów z życia osób znanych, materiałów szokujących, zaskakujących, niekiedy wręcz wstrząsających. Trafne zatem wydaje się zakwalifikowanie jej jako jednego ze środków, które mają służyć zapewnieniu rozrywki, a nawet zagłuszaniu nudy. Badacz wskazuje też, że medialna plotka nie jest – a przynajmniej zazwyczaj nie bywa – nacechowana emocjonalnie. Pełni raczej rolę kompensacyjną: dostarcza tego, czego odbiorca mieć nie może, w czego posiadaniu nie jest i nigdy nie będzie, pokazuje mu inny rodzaj życia – nieosiągalnego, dalekiego, czasem egzotycznego. Przybliża to, co wydaje się enigmatyczne i niedostępne, a przez to kuszące, będące obiektem pożądania. Co ciekawe, według Thiele-Dohrmanna postawa ta jest silnie nacechowana społecznym konformizmem. W konsekwencji autor – w duchu szkoły frankfurckiej – zarzuca mediom posługującym się plotką brak 4  J. Szostek, Dlaczego plotkujemy – o plotce jako narzędziu komunikacji, http://wiecjestem. us.edu.pl/dlaczego plotkujemy-o-plotce-jako-narzedziu-komunikacji-spolecznej [22.05.2017].


Skandalistka Marta L. Slut-shaming, plotka i sława...

175

ambicji wynikający głównie z pobudek komercyjnych, a w rezultacie również biznesowych. Z lektury Psychologii plotki można też wywnioskować, że media są tubą, za pomocą której przekazywane i umacniane są społecznie respektowane wartości, a także piętnowane środowiska, które się od nich oddalają. Treści dotyczące odstępstw od normy pojawiają się zatem w środkach masowego przekazu tylko wtedy, kiedy służą umoralnianiu i dyscyplinowaniu. Sięga się po nie, gdy mają kogoś poniżyć lub ośmieszyć w celu podkreślenia, co jest niepożądane, a co wskazane. Szczególnie ważne będą w tym kontekście tematy związane z przemocą, seksem czy wyznaniem, a więc wszystko to, co w potocznym rozumieniu ma bezpośredni związek z tradycyjnymi wartościami. Błędem byłoby zatem według Thiele-Dohrmanna postrzeganie mediów wyłącznie jako instytucji, które kreują rzeczywistość i potrzeby, a zatem z perspektywy krytycznej; bliższy prawdzie wydaje się pogląd, zgodnie z którym stanowią one odpowiedź na istniejące zapotrzebowanie. Biorąc pod uwagę, że dyscyplinowanie za pomocą „wpuszczonej” do oficjalnego obiegu plotki jest w mediach powszechne, a także pożądane społecznie, konieczne jest zawężenie tematyki artykułu do slut-shamingu, czyli zawstydzania kobiet z powodu ich seksualności. Jak można przeczytać na stronie Finally, A Feminism 101 Blog, slut-shaming to „zawstydzanie i/lub atakowanie kobiety lub dziewczyny ze względu na jej zachowania seksualne, liczbę partnerów seksualnych i manifestowanie swojej seksualności”5. Autor lub autorka opracowania za istotny uznaje fakt, że społeczeństwo wypiera zachowania seksualne kobiet, czyniąc z nich temat tabu. Powołując się na definicję ukutą przez Arona Levy’ego, zaznacza też, że kobieta otwarcie mówiąca o seksie lub nieukrywająca swoich erotycznych potrzeb i uczuć w powszechnej opinii powinna czuć się winna, gorsza6. W przypadku artykułu Slut-Shaming vs. Rape Jokes7 redaktor lub redaktorka wnioskuje natomiast, że powodem zawstydzania i tłamszenia tego typu ekspresji jest nieadekwatność do patriarchalnego wzoru kobiecości8. Znamienna jest konkluzja podsumowująca ten wywód: „Kobieta, która uprawia seks, może stać się ofiarą slut-shamingu”9, przy czym może stać się nią również dziewica, co pozwala stwierdzić, że nie jest tu istotne faktyczne doświadczenie, lecz pewna postawa, którą cechuje otwartość na tematy związane z seksem czy erotyką w ogóle.  Finally, A Feminism 101 Blog, https://finallyfeminism101.wordpress.com/2010/04/04/ what-is-slut-shaming [23.05.2017]. 6  Ibidem. 7  Feminist Campus, http://feministcampus.blogspot.com/2009/11/slut-shaming-vs-rapejokes.html [23.05.2017]. 8  Ibidem. 9  Finally, A Feminism 101 Blog, https://finallyfeminism101.wordpress.com/2010/04/04/ what-is-slut-shaming [23.05.2017]. 5


176

Emilia Stachowska

Jaki jest jednak związek tego zjawiska z plotką? Odpowiedź wydaje się prosta, kiedy połączy się je z kategorią uprzedzenia i stereotypizacji. W tym celu należy wyjaśnić, jak rozumiane jest uprzedzenie: Uprzedzenie to stosunek do jakiejś sprawy, nie oparty na własnych doświadczeniach i rozpoznaniach. To przejęte od innych bez sprawdzenia, z wygody lub z braku przenikliwości, poglądy, opinie i oczekiwania. Uprzedzenia wymierzone mogą być zarówno przeciwko poszczególnym osobom, jak i całym grupom. [...] Zakres uprzedzeń sięga od dość niewinnych schematów: grubi ludzie są sympatyczni, ludzie z wysokim czołem są inteligentni – aż po stereotypy dyskryminujące. [...] Kiedy mówi się o uprzedzeniach, to zwykle ma się na myśli uprzedzenia dotyczące spraw społecznych. Często mają one charakter norm10.

Powyższy cytat – choć wyczerpująco opisuje wprowadzone pojęcie – nie wskazuje jednak bezpośrednio, jakie są powiązania między uprzedzeniem a plotką. Mimo to Thiele-Dohrmann nie ma wątpliwości, że konotacje te są bardzo wyraźne, a plotka i uprzedzenie ściśle się ze sobą wiążą. Świadczy o tym następujące twierdzenie: Istnieje skłonność ujawniania niechęci zarówno do przedmiotu uznawanego za „niewygodny”, jak do obcej grupy czy pojedynczej osoby. W tym celu potrzebny jest wentyl. Uprzedzenia, uogólnienia, stereotypy stwarzają pewne „ułatwienie” i możliwość uniknięcia niewygodnych różnicowań, koniecznych do dokładnej oceny danego przedmiotu. [...] Uprzedzenia oraz wyzwolony przez nie mechanizm plotki są ważnym czynnikiem kontroli społecznej. Przeważnie polegają one na irracjonalnym strachu i są przyjmowane w bezkrytycznej zgodności z zasadami moralnymi warstwy średniej, z tym, co „się” czyni lub czego „się” nie czyni11.

Przywołane fragmenty pozwalają usystematyzować wiedzę na temat slut-shamingu i opisać jego charakter, a także zwracają uwagę na rolę, jaką plotka odgrywa w społecznym zawstydzaniu. Uściślając: slut-shaming służy dyscyplinowaniu kobiet poprzez upokorzenie, a narzędziem, które ułatwia i wspomaga ten proces jest właśnie plotka. Ujmując rzecz inaczej: plotkujemy m.in. po to, aby wskazać te aspekty i postawy, które są nieakceptowalne oraz nie są respektowane przez ogół społeczeństwa. Plotka jest więc bronią wymierzoną w te osoby, których postępowanie zasługuje na potępienie. Na potępienie zasługują zaś wszystkie elementy zachowania, które nie są zgodne z przyjętymi normami i rozumiane są jako naznaczone „nieczystością”, co nie wynika z faktycznych spostrzeżeń i przekonań, lecz uprzedzeń, stereotypów, uogólnień oraz trudnej do uzasadnienia niechęci. Jasne jest więc, że stwierdzenie, iż slut-shaming nacechowany jest wszystkimi wymienionymi  K. Thiele-Dohrmann, Psychologia plotki..., ss. 79-80.  Ibidem, s. 93.

10 11


Skandalistka Marta L. Slut-shaming, plotka i sława...

177

wcześniej funkcjami plotki, jest zasadne. Podobnie jak z nią samą, związane są z nim bowiem funkcje: – informacyjno-poznawcza („kto i co robi” oraz „z jakich względów jest to nieakceptowalne”), – afiliatywno-integracyjna (wykluczenie tego, co niepożądane i uwypuklanie dzięki temu odpowiednich wartości, a co za tym idzie – wzmocnienie norm społecznych i ujednolicenie danej społeczności), – ludyczna (przekazywanie wzorców poprzez ich mitologizowanie i powoływanie się na określone przykłady, co – ze względu na moralizatorstwo – zbliża plotkę do przypowieści), – kompensacyjno-projekcyjna (zawstydzanie w obawie przed kimś i/lub przed czymś, wypieranie tego, co ukryte i niechciane), – kontrolna (dbanie o to, aby wartości przyjęte jako właściwe były nienaruszalne i uznawane za wiodące), – taktyczna (wyłączanie tego, co bezpośrednio zagraża interesom plotkującego)12. Nie byłoby więc błędem stwierdzenie, że plotka realizowana w ramach praktyki slut-shamingu przyjmuje swą najpełniejszą postać. Tym bardziej warto wskazać, że to jej opresyjny charakter sprawia, iż tak często po nią sięgamy, jednocześnie się jej obawiając – to właśnie poprzez plotkę najłatwiej osiągnąć wyznaczone cele, które można sprowadzić do takich pojęć i emocji, jak strach, zemsta, ubliżenie, odreagowanie, niechęć. Piotr Gajdziński ma więc rację, uznając, że plotka ma wpływ zarówno na życie publiczne, jak i zachowanie jednostek13, czego dobitnym przykładem jest z jednej strony enigmatyczny, z drugiej zaś powszechny slut-shaming.

2. Internet jako narzędzie transmisji plotki Należy przypomnieć, że cytowane prace odnoszą się do rzeczywistości analogowej, a więc do radia, prasy i telewizji. Nie uwzględniają natomiast mediów cyfrowych, co w konsekwencji wyłącza z rozważań internet i wykreowaną – a raczej rozszerzoną – przez niego rzeczywistość. Rola sieci 2.0 i jej kolejnych wariantów (a finalnie kultury prosumenckiej) wymagałaby dogłębnej analizy, ponieważ to właśnie sieć pozwala na przekazywanie treści bez pośredników, a także rozpowszechnianie ich na szeroką skalę w zdecydowanie szybszym tempie. Zauważył to m.in. Edmund Wnuk-Lipiński, który w rozmowie z Piotrem Gajdzińskim zaznaczył:  Por. E. Błachowiak, Plotka w świetle teorii...  P. Gajdziński, Imperium plotki..., s. 6.

12 13


178

Emilia Stachowska

Internet to potężne źródło informacji, ale jednocześnie najbardziej skuteczny i najbardziej powszechny sposób upowszechniania plotek, jakie kiedykolwiek wymyślił człowiek14.

Wtóruje mu Olga Drenda, która na łamach „Dwutygodnika” stwierdza: Mechanizm plotki nie oszczędza nikogo i każdy jest potencjalnym dystrybutorem pogłosek. Internet zmienia zwyczajną makroplotkę w plotkę turbo15.

Rola internetu w kolportowaniu plotki wydaje się więc ogromna. Opisując rolę nowych mediów, należy także wyjaśnić pojęcie active user, które pojawia się m.in. w obszernym opracowaniu Media w mediach. Uwarunkowania, praktyki i ograniczenia informacyjnej instrumentalizacji mediów społecznościowych16. Active user, czyli aktywny użytkownik, jest zatem uzupełnieniem wspomnianej definicji o to, czego w niej brakowało, ponieważ została zbudowana w kontekście tradycyjnych mediów. Pojawienie się tej figury medialnej decyduje bowiem o zniesieniu granic między nadawcami i odbiorcami, a także o możliwości kreowania własnych treści i bezpośredniego reagowania na istniejące, co niegdyś było domeną mediów masowego przekazu. Należy więc stwierdzić, że internet jest jednocześnie globalny i lokalny, w równej mierze masowy, co spersonalizowany. Jakie to ma następstwa w przypadku plotki? Odpowiedź na to pytanie wymaga rozważenia kilku kwestii. Po pierwsze, internet daje użytkownikom możliwość aktywnego uczestniczenia zarówno w dystrybuowaniu treści, jak i ich tworzeniu, a co za tym idzie – odbiorcy sami decydują, którą wiadomość można uznać za godną odnotowania i przekazania, a która nie jest dla nich wystarczająco atrakcyjna. Pośrednio wspomniała o tym cytowana już Olga Drenda, wyróżniając „makro-plotki” oraz „plotki-turbo”17. Jasne jest bowiem, że w sytuacji ciągłej cyrkulacji materiałów, do których istnieje nieograniczony dostęp, łatwiej rozprzestrzenić pożądane treści, a niekiedy nawet rozprzestrzeniają się one w sposób niekontrolowany. Po drugie, cyrkulacja materiałów możliwa jest dzięki istnieniu platform medialnych charakterystycznych dla sieci 3.0 i jej coraz nowszych mobilnych rozszerzeń i uzupełnień. W założeniach, jakie sformułowane zostały w przywołanej publikacji, szczególną uwagę należy zwrócić na dwie kwestie: hipermediację i powiązane z nią medialne ekosystemy oraz wynikającą z nich zmianę w doświadczaniu rzeczywistości18.  Ibidem, s. 19.  O. Drenda, Kraina grzybów, http://www.dwutygodnik.com/artykul/5077-kraina-grzybow. html [28.05.2017]. 16  M. Babecki, S. Żyliński (red.), Media w mediach. Uwarunkowania, praktyki i ograniczenia informacyjnej instrumentalizacji mediów społecznościowych, Olsztyn 2016. 17  O. Drenda, Kraina grzybów. 18  M. Babecki, S. Żyliński (red.), Media w mediach... 14 15


Skandalistka Marta L. Slut-shaming, plotka i sława...

179

Zgodnie z wizją, jaką proponują autorzy, nowe media (a raczej nowe-nowe media) są nie tyle platformami służącymi transmitowaniu treści, ile złożonymi światami medialnymi, które przenikają się z codziennością i wzajemnie na siebie oddziałują. W związku z tym tradycyjne rozumienie plotki, które odnosi się przede wszystkim do folkloru oraz rzeczywistości analogowej, przestaje być wystarczające. Niepełne staje się też dotychczasowe ujmowanie nadawców i odbiorców plotki, jak również jej medialnych reprezentacji. Dzieje się tak z powodu zatarcia granic między rzeczywistościami, które wcześniej kategoryzowane były jako „dostępna” i „niedostępna”. W odniesieniu do mediów 3.0, w tym aplikacji mobilnych i szeroko rozumianej kultury prosumenckiej, wspomniane kategorie przestają obowiązywać – wszystko pozostaje w zasięgu użytkowników i jest do ich dyspozycji. Mogą oni zatem w nieograniczony sposób generować plotki, nie czekając, aż zrobią to przedstawiciele mediów. Każdy internauta, w tym dziennikarze, korzysta bowiem z tych samych platform i narzędzi. Najciekawszą z nich wydaje się Snapchat, z którego korzystała Marta L. Jak można przeczytać w jednym z artykułów internetowych omawiających możliwości aplikacji: Snapchat to komunikator dostępny na urządzenia mobilne z systemem Android oraz na iPhone. Umożliwia on wysyłanie zdjęć, filmów wideo oraz rysunków do pojedynczych kontaktów lub wielu osób jednocześnie19.

Najbardziej charakterystyczną jej funkcję stanowi to, że „Odbiorca widzi wiadomość maksymalnie przez 10 sekund, następnie wiadomość ta ulega samozniszczeniu”20. Informacja ta sugeruje, że tym, co wyróżnia Snapchat, jest dynamiczne przesyłanie treści, a także ich ulotność, która zwiększa poczucie bezpieczeństwa i kontrolowania przekazywanych materiałów. Za pomocą tej aplikacji można – tak jak w przypadku wielu innych serwisów – podzielić się zdjęciem lub materiałem wideo, jednak innowacyjne jest to, że ulegną one zniszczeniu tuż po o(d)tworzeniu przez adresata wiadomości, co więcej, nie zostaną nigdzie zachowane. Istotne jest również to, że wysyłane treści nie mogą zostać powielone i przekazane dalej, a jeśli odbiorca zdecyduje się na zapisanie otrzymanego komunikatu, nadawca zostanie o tym poinformowany. Ma to dać użytkownikom poczucie, że generowane przez nich treści są zabezpieczone oraz że informacjami mogą dzielić się swobodnie, bez obaw, że trafią one w niepowołane ręce. Należy jednak zauważyć, że funkcje Snapchata i jego interfejs skonstruowane są tak, aby jak najbardziej rozszerzyć pole odbiorców – użytkownika może obserwować ogromna liczba osób, ponieważ poza 19  Rightclick.pl, Co to jest Snapchat? 10-sekundowe wiadomości robią furorę, http://right click.pl/nowoczesna-edukacja/net-trendy/item/143-co-to-jest-snapchat-10-sekundowe-wiado mo%C5%9Bci-robi%C4%85-furor%C4%99.html [3.01.2017]. 20  Ibidem.


180

Emilia Stachowska

bezpośrednią wymianą treści skierowanych do wybranych kontaktów istnieje również opcja „Stories”, udostępniona wszystkim, którzy chcą zobaczyć naszą aktywność. Zatem osobisty wymiar omawianej aplikacji nie jest wcale jednoznaczny, a mimo to udostępnianie efemerycznych treści w coraz bardziej odważny i nieprzemyślany sposób zaczęło być stosowane przez osoby z niej korzystające. Paradoksalnie więc poczucie bezpieczeństwa i nieskrępowania, jakie cechują Snapchata, stały się zagrożeniem dla jej użytkowników, ponieważ prowadziły do bardziej śmiałych zachowań. Potwierdza to kolejny fragment cytowanego artykułu. W podrozdziale zatytułowanym „Czy Snapchat jest bezpieczny?” pojawia się kilka informacji, które podważają skuteczność wprowadzonych przez twórców rozwiązań. Większość sugestii dotyczy kwestii formalnych programu, takich jak szyfrowanie komunikatów czy przechowywanie danych dotyczących użytkowników, jednak najważniejszy wątek pojawia się w podpunkcie trzecim, gdzie można przeczytać, że „aplikacja sprzyja sextingowi”21. Sexting, czyli wymiana wiadomości o charakterze erotycznym, rozumiany jest tu jako działanie, które ma wyraźnie określonego odbiorcę, a przechwycenie samych treści uważane jest za niepożądane. Ponadto Snapchat – wraz z innymi aplikacjami, takimi jak Instagram – wykreował nową formę celebryty, jakim jest i n f l u e n c e r. Pomocny w zdefiniowaniu influencera może być artykuł Snapchat, czyli chaotyczna aplikacja ze swoimi gwiazdami, do której nikt nie ma instrukcji obsługi, który ukazał się pod koniec grudnia 2016 r. na łamach „Rzeczpospolitej”. Jak zaznaczają jego autorzy, Magda Lemańska, Max Chafkin i Sarah Frier: „Influencer – to słowo klucz do nowej rzeczywistości medialnej”22. Co kryje się pod tym enigmatycznym pojęciem? Najprościej rzecz ujmując: influencer jest to postać, która ma możliwość oddziaływania na innych, wpływania na ludzi oraz na decyzje, które podejmują. Ktoś, kto wyznacza trendy, kto jest jednocześnie autorytetem i doradcą. Postać ta musi być blisko swoich odbiorców, musi być z nimi w ciągłym kontakcie, ważne jest również to, aby wzbudzała ich zaufanie, zmniejszała dystans. Snapchat pozwala spełnić te wszystkie wymogi, co podkreśla Krzysztof Traczyk, twórca spółki Hash.fm, organizującej dla firm internetowe kampanie reklamowe z influencerami w rolach głównych. Jego opis korzystania z aplikacji mobilnych przez influencerów pomaga wyjaśnić, jak potężna może być rola Snapchata dla – szeroko ujmując – branży rozrywkowej: U influencerów ciągle coś się dzieje. Ich kanały to relacje z ich życia. Takie własne telewizje, a właściwie kanały dokumentalne. [...] Różnica między influencerami i gwiazdami telewizji jest jednak dramatyczna. Fani internetowych celebrytów  Ibidem.  https://www.rp.pl/Media-i-internet/161219947-Snapchat-czyli-chaotyczna-aplikacjaze-swoimi-gwiazdami-do-ktorej-nikt-nie-ma-instrukcji-obslugi.html [3.01.2017]. 21

22


Skandalistka Marta L. Slut-shaming, plotka i sława...

181

traktują ich jak swoich kumpli. Do Kuby Wojewódzkiego nikt nie podejdzie przybić piątki w centrum handlowym, bo to człowiek ze szklanego ekranu. W odróżnieniu od snapchaterów czy youtuberów, którzy są po prostu ziomalami z internetu. To, co mówią na swoich kanałach, jest przez widzów traktowane jak porady od znajomego23.

Z przytoczonego fragmentu wynika, że poczucie intymności, jakie daje Snapchat, w przypadku celebrytów traktowane jest jako narzędzie do osiągnięcia konkretnych celów komercyjnych. Prawdą jest, że trudno osiągnąć zamierzone efekty tylko za pomocą tej aplikacji („Ranking popularności snapchaterów to w dużej mierze ranking influencerów znanych także z innych ekosystemów medialnych”24), jednak to właśnie Snapchat spełnia obecnie w rozbudowanym arsenale środków medialnych najważniejsze zadanie. Zdarza się jednak, że te same funkcje, które mają budować zaufanie i dawać poczucie bliskości, mogą wywołać efekty wręcz odwrotne w skutkach.

3. Skandalistka Marta L. – slut-shaming czy slut-faming? Wróćmy zatem do przywołanej we wstępie sprawy Marty L. Jak już powiedziano, warszawska licealistka udostępniła na swoim Snapchacie (a następnie na Facebooku) materiał wideo, który błyskawicznie rozprzestrzenił się w internecie i w krótkim czasie zyskał setki tysięcy wyświetleń, przebijając wiele profesjonalnie realizowanych materiałów na temat celebrytów. Nagranie to zawiera wypowiedź Marty na temat seksu, jaki uprawiała z muzykami amerykańskiego zespołu Rae Sremmurd tuż po ich koncercie w jednym ze stołecznych klubów. W trwającym niecałe dwie minuty filmie M.L. mówi: Wczoraj wydarzyła się pewna sytuacja po wyjściu z klubu Proxima. Ja i Zuzia, totalnie najebane, podeszłyśmy pod autokar Rae Sremmurd. Najebane i dla beki mówiłyśmy pewne sprośne rzeczy do ochroniarza, który nazwał nas obie prostytutkami i kazał sobie odejść. Gdy odchodziłyśmy, ludzie zaczęli do nas krzyczeć, że jednak mamy wejść do tego autokaru... więc tam weszłyśmy. Na wejściu ochroniarz kazał nam się rozebrać. Musiałyśmy zostać w samej bieliźnie, musiałyśmy oddać wszystko. Ogólnie, ta noc była zajebista! Jesteśmy całe poobijane, mamy mnóstwo siniaków... Obczajcie sobie moich nowych znajomych – to nie ściema! [...] Możecie wierzyć lub nie, ale serio – zajebiście mnie wyruchali. Zabrali nam wszystko, nie miałyśmy żadnych telefonów, więc nie robiłyśmy żadnych zdjęć, dopiero pod sam koniec dostałyśmy swoje rzeczy. [...] Po upojnych paru godzinach wyszłyśmy z autokaru, a ludzie bili nam brawo i nas nagrywali. Jestem z siebie dumna! Jeśli ktoś chce  Ibidem.  Ibidem.

23 24


182

Emilia Stachowska

znać szczegóły, jakieś pikantne szczególiki, niech napisze do mnie na priv, wszystko opowiem. Fejm dojebany, co? [...] Ja pierdolę, jak ja się z nimi jebałam! [pokazując zdjęcie] Z tym się jebałam, z tym się jebałam, a temu ciągnęłam25.

Jak widać, historia przytoczona przez Martę L. opisana jest precyzyjnie, a nastolatkę cechuje duża pewność siebie oraz duma z tego, co miało miejsce w autokarze raperów z Rae Sremmurd. Linkimaster nie jest skrępowana, nie czuje wstydu i używa dosadnych sformułowań. Mówi o seksie i swoich doświadczeniach erotycznych w sposób bezpośredni, często wulgarny, podkreśla zadowolenie z zaistniałej sytuacji i ekscytuje się, przypominając sobie minione zdarzenie. Na uwagę zasługuje również to, że nastolatką najwyraźniej kierowała silna potrzeba podzielenia się tymi informacjami i jak najdokładniejszego ich zrelacjonowania, aby je uwiarygodnić. Znaczące jest to, że w jej przekonaniu seks z zagranicznymi muzykami dodaje jej „fejmu”, a więc czyni z niej kogoś lepszego – kogoś, kto zasłużył na uwagę i rozgłos. Reakcje mediów oraz internautów na opublikowany przez Martę L. materiał pokazują, że faktycznie zdobyła „fejm”. Potwierdzają to nie tylko statystyki wygenerowanych przez nastolatkę treści, ale także liczne odpowiedzi na jej film, w tym komentarze oraz amatorskie i profesjonalne artykuły. Przypadek Marty L. może posłużyć za case study nowego modelu użytkownika mediów rozszerzonej rzeczywistości – aktywnego, działającego i reagującego. Ponadto komunikat, jaki linkimaster udostępniła w formie krótkiego wideo na Snapchacie nosi niemal wszystkie znamiona plotki. Informacje, które przedstawia w nim na swój temat M.L. są prawdopodobne, choć trudne do zweryfikowania. Nie mają one żadnego potwierdzenia w formie zdjęć, relacji świadków czy komentarza samych muzyków, będących przecież uczestnikami relacjonowanego przez nią wydarzenia. Co więcej, nastolatka w pewien sposób odwróciła mechanizm plotki, choć wykorzystała jej typowe elementy. Jak wspomniano wcześniej, plotkowanie o zachowaniach seksualnych służy przede wszystkim zawstydzaniu i dyscyplinowaniu, a także podkreślaniu, że takie zachowania i postawy nie są dobrze widziane w społeczeństwie. Marta L. wymierzyła natomiast plotkę w siebie samą, uznając, że publiczne opowiadanie o własnej seksualności i życiu erotycznym przyniesie jej rozgłos. Niezależnie bowiem od tego, czy materiał opublikowany przez linkimaster umieszczony został w sieci z pełną świadomością konsekwencji, jakie może wywołać, czy też wymknął się jej spod kontroli, Marta L. przyjęła zdecydowane stanowisko wobec zaistniałej sytuacji – nie wycofała się, ale jeszcze zdradzała kolejne, bardziej szczegółowe informacje dotyczące omawianego zdarzenia. Co więcej, nastolatka do dziś twierdzi, że jest dumna ze swojego zachowania i rozgłosu, jaki zyskała, w związku z czym trafne 25  Marta i Zuzia opowiadają o swojej przygodzie, https://www.youtube.com/watch?v=KG D9F3WmQls [17.01.2017] (wszystkie wypowiedzi w zapisie oryginalnym).


Skandalistka Marta L. Slut-shaming, plotka i sława...

183

wydaje się stwierdzenie, że tak często przywoływany przez nią „fejm” miał na celu m.in. podbudowanie ego i zyskanie uznania wśród odbiorców. Ciekawe jest również to, że linkimaster konsekwentnie buduje swój wizerunek jako skandalistki, kobiety seksualnie wyzwolonej, odważnej i prowokacyjnej. Opisując aktywność Marty L. w sieci, należy zauważyć, że każda jej inicjatywa sprowadza się do kategorii active usera, ponieważ wszystkie dostępne materiały na temat jej poczynań opublikowane zostały w różnych serwisach społecznościowych, natomiast w mediach profesjonalnych, rozumianych jako portale czy serwisy internetowe, pojawiły się później, jako cytaty bądź ilustracje do artykułów i notek prasowych. Większość z nich pochodzi z profilu linkimaster na Snapchacie i na Instragramie – platformach skoncentrowanych na treściach wizualnych i cyfrowych, takich jak amatorskie zdjęcia i filmy. Następnie, już przez samych odbiorców, były kolportowane i powielane m.in. na Facebooku, Twitterze i YouTubie. Tak było również w przypadku wideo, które trafiło do internetu w lutym 2017 r., a więc niecałe dwa lata po pierwszym skandalu z udziałem Marty L. Zasada działania Marty od tamtej pory jest niezmienna: dziewczyna zwraca się wprost do swoich widzów – „followersów”, czyli obserwatorów – i w bezpośredni, nieskrępowany sposób zdaje następującą relację: Zgadnijcie, na czyj koncert zaraz idziemy! Będę totalnie, totalnie najebana [...]. Może powtórzę to, co zrobiłam [...]. Polewam sobie drinka, będzie najebana linka-szminka. Nagrywam to z telefonu mojej koleżanki, ponieważ mój telefon został w autokarze... Rae Sremmurd! Kiedy skończył się koncert stwierdziłam, że Martusia idzie pod busa [...]. No i tak, jak mówiłam, musiałam oddać torebkę oraz telefon. No i co kurwa, poszłam ciągnąć mu kiełbasę. Ciągnęłam kiełbasę! Posłuchajcie, będzie jeszcze lepiej. Kiedy to robiłam, wchodzi ten Suaeli... ciągnęłam mu rok temu, tak... On ogólnie powiedział, że nie pamięta tego. Stwierdziłam: „okej, okej, okej bitch”, no i posłuchajcie, skończyłam ciągnąć i w ogóle, wychodzę z tego autokaru i co? I co, kurwa? Nie wzięłam telefonu! [...] Mój telefon został w autokarze Rae Sremmurd! Także no, idziemy koczować pod autokar. [po przerwie] Hello, odzyskałam mój telefon i w ogóle... było super potem. Kochani, możecie być ze mnie dumni, znowu dałam dupy! No i ogólnie, ja jestem z siebie dumna, zajebiście mnie wyruchali... Ale jestem zajebista, ja pierdolę26.

Przytoczony fragment – poza treścią wypowiedzianą przez samą M.L. – stanowi wyraźny komunikat: nastolatka jest z siebie dumna i nie kryje zadowolenia ze swojego zachowania, a także liczy na aprobatę ze strony widzów. Można więc uznać, że kontynuuje taktykę, jaką przyjęła w 2015 r., kiedy to zamieściła w internecie swój pierwszy materiał. Wszystkie filmy podpisane pseudonimem linkimaster opierają się na tym samym schemacie – są to amatorskie wideo26  MARTA LINKIEWICZ ZNOWU DAŁA D*PY RAE SREMMURD, https://www.youtube.com/ watch?v=xjCRHxs_iS0 [30.05.2017].


184

Emilia Stachowska

-zwierzenia nagrane telefonem, z autorką patrzącą w obiektyw lub też z kamerą skierowaną w stronę lustra, gdzie pojawia się odbicie Marty L. Treści wypowiadane przez nastolatkę są wulgarne, a scenerię tworzą hotelowe pokoje lub sypialnia dziewczyny. Linkimaster jest zazwyczaj pijana lub spożywa alkohol, co można uznać za próbę uwiarygodnienia wizerunku i nadania mu cech autentyczności. Podobnie jest w przypadku zdjęć, które M.L. udostępnia w sieci – są one prowokacyjne, często na granicy dobrego smaku, a czasem dosadne i obsceniczne. Pojawiające się pod nimi krótkie opisy sugerują, że linkimaster konsekwentnie nawiązuje do wizerunku, jaki stworzyła w ciągu ostatnich dwóch lat, co więcej, za każdym razem próbuje dodać mu jeszcze więcej pikanterii. Analiza zdjęć i wideo udostępnianych przez Martę L., a także motywacji, którymi linkimaster kieruje się podczas ich udostępniania na portalach społecznościowych (oraz za pomocą aplikacji mobilnych), pozwala na sformułowanie kilku wniosków. Po pierwsze, M.L. chce szokować i oburzać, uważając przy tym, że jej odbiorcy podzielają te same wartości. Linkimaster uznaje, że jej zachowanie jest właściwe, słuszne i oczekuje korzyści, jakie mają z niego wynikać. Tym, co dla niej najistotniejsze, są sława i rozgłos, o których niejednokrotnie wspomina. Nastolatka nie czuje się zawstydzona i sprawia wrażenie odpornej na ataki osób wyrażających swoje zniesmaczenie i dezaprobatę. Po drugie, trudno tu wyznaczyć granicę między użytkownikiem sieci a jej wytworem. Marta L. pojawiła się w internecie jako nikomu nieznana dziewczyna, przeciętna nastolatka, która wyróżniła się jedynie tym, że publicznie i bez zażenowania, za to z wielką radością opowiedziała o swoim nieskrępowanym życiu erotycznym. Błyskawiczne rozprzestrzenienie się krótkiego wideo jej autorstwa sprawiło, że jej postawa zaczęła być powszechnie komentowana zarówno na łamach tabloidów, jak i na opiniotwórczych portalach. Linkimaster stała się więc celebrytką, osobą publiczną, której przyglądają się dziesiątki tysięcy osób. Konsekwencja, z jaką kreuje i podtrzymuje swój wizerunek, każe się jednak zastanowić, czy Marta L. nadal jest zwykłą użytkowniczką aplikacji mobilnych, czy już figurą medialną, utrwalającą swój wizerunek skandalistki. Niezależnie od tego, co na temat swoich poczynań sądzi sama zainteresowana, reakcje zarówno mediów, jak i internautów sugerują, że sława, jaką zyskała, nie idzie w parze z uznaniem i szacunkiem. Analiza dyskursu medialnego na temat Marty L. dowodzi, że za pomocą tego, co miało dodać „fejmu”, próbuje się ostatecznie odebrać nastolatce godność. Przykładem są wypowiedzi ze strony Glamrap.pl, czyli najbardziej rozbudowanego polskiego forum poświęconemu kulturze hiphopowej: CZEGO NIE ZROBIA TERAZ TE GLUPIE PIZDY DLA KILKU CHWIL SLAWY. BEKA Z PASZTECIARY27. 27  MARTA LINKIEWICZ O BLISKIM KONTAKCIE Z RAE SREMMURD: „NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ”, http://glamrap.pl/1/37607-marta-linkiewicz-o-bliskim-kontakcie-z-rae-sremmurd-niczego-niezaluje [6.06.2017].


Skandalistka Marta L. Slut-shaming, plotka i sława...

185

POZIOM TEJ KUREWKI JEST ZATRWAŻAJĄCO ŻAŁOSNY, NIE DOŚĆ ŻE MA KRZYWY RYJ, JEST TĘPA, TO CHWALI SIĘ CIĄGNIĘCIEM LACHY. PO CO PROMOWAĆ TAKIE GÓWNO? GLAMRAP NA TYM SAMYM POZIOMIE28. ZWYKLA KUREWKA, NIC WIĘCEJ, PIEC MINUT PSEUDOFEJMU#beka29. Zamiast promować ten odpad ludzki, najlepiej to olać i zapomnieć o istnieniu czegoś takiego, bo to razi w oczy, uszy i dobry gust generalnie. Co one mogą teraz zrobić ? Przecież nie przyznają się do tego, że są tępymi podrzędnymi lachonami i nie ma sensu przepraszać za brak wychowania, bo i tak mają przesrane życie i tak już zawsze będą ikoną kurestwa i tępoty, więc ciągną ten cyrk jak kiedyś frytka czy rutowicz. Przeminą, tylko ich dzieciom zostanie pamiątka „sławy” mamuś, aczkolwiek lepiej jakby one nie miały potomstwa, żeby kolejnych kalek umysłowych sobie podobnym nie tworzyły. Nie wiem jak można się jarać tym zatłuszczonym potworkiem z cellulitem, widziałam juz parę razy te „gwiazdy” i szczerze, szkoda mi było choćby splunąć w ich kierunku30. Nie zazdroszczę jej dziecku w przyszłości. Za czasów moich starych i moich wszystko zostawało w rodzinnym albumie a w przypadku jej dziecka ktoś z klasy zawsze się dokopie w czeluściach youtuba materiałów pokazujących jakim mamusia była lachociagiem31. Ciekawe czy mamusia jest dumna Z córci (-;32.

Przytoczone wypowiedzi zawierają jasny komunikat: zachowanie Marty L. zasługuje na dezaprobatę, a sama nastolatka jest obiektem kpin, obelg i wyzwisk. Warto jednak zwrócić uwagę, że wyzwiska te są nośnikami pewnych kulturowych wartości. Jak wcześniej powiedziano, wspólną cechą tych wyzwisk jest slut-shaming, ale rzecz jest znacznie bardziej złożona. Zasadne jest więc zbadanie, jakie wartości są uznawane przez krytykujących za wiodące i które z nich według internautów nie są przestrzegane przez linkimaster. Wychodząc z założenia, że skandal z udziałem nastolatki – choć mający źródło w społeczności hiphopowej – rozprzestrzenił się w sieci i przekroczył granice Glamrap.pl, warto przyjrzeć się także innym portalom. Jednym z nich jest Kwejk.pl, gdzie pod koniec 2015 r., w reakcji na aferę, opublikowany został prześmiewczy mem33. Pod obrazkiem pojawiło się ponad sto komentarzy, które potwierdzają ukutą wcześniej tezę: otwartość seksualna Marty L. jest powszechnie piętnowana, jednak z różnych powodów. Jed Ibidem.  Ibidem. 30  Ibidem. 31  Pal Hajs TV: Marta Linkiewicz Kontratakuje, http://glamrap.pl/szn/40746-pal-hajs-tvmarta-linkiewicz-kontratakuje [6.06.2017]. 32  Ibidem. 33  Silna i niezależna kobieta, https://kwejk.pl/obrazek/2506985/silna-i-niezalezna-kobieta. html [6.06.2017]. 28 29


186

Emilia Stachowska

nym z nich jest krytykowanie motywacji Marty (oraz jej koleżanki), czyli wchodzenia w relacje seksualne dla sławy, co można odnieść do pojęcia groupie: Widzę zbulwersowanie niektórych kwejkowiczów – po co o nich mówić,dały dupy to dały,nie róbcie im fejmu,o to im chodziło,prowokacja itd.Po to, żeby przestrzec innych przed tymi dupodajkami,gorsze niż prostytutki, które przynajmniej biorą kasę i też z racji swej „profesji” uważają na zdrowie. Prawda jest taka, że to nie jest prowo.Czemu?Miałem kiedyś okazję poznać jedną z nich,Zuzkę Rędaszkę(ta cycata blondyna) – już w wieku 13 lat (5 lat temu) miała zadatki na puszczalską sucz, podrywając zajętych i starszych od siebie chłopaków – wtedy sportowców(mnie i paru kumpli z obozu karate)-teraz czarnych suchoklatesów z mikrofonem przyjmuje między nogami równie chętnie co Merkel imigrantów.Once a slut, always a slut34.

Kolejną kwestią, która pojawia się w kontekście krytyki Marty L., jest różnicowanie ze względu na płeć. Internauci wychodzą z założenia, że mężczyzn i kobiety cechują różne zachowania seksualne, lecz te same akty uznają oni za niedopuszczalne jedynie wówczas, gdy są udziałem kobiet: [...] nie pamietam kiedy ostatnio slyszalem zeby facet chwalil sie podbojami komus innemu niz kumplom. U kobiet to tak zwany „attention whoring”. Ale juz wyjasniam dlaczego tak jest. Facet do sexu jest gotowy zawsze, nas nie trzeba namawiac. Z wami duzo zalezy od samopoczucia itd. Wiec dla nas to jak osiagniecie – trzeba sie napocic slownie, jakos wygladac, umiec sie zachowac itd, itp. Wy zeby zdobyc faceta nie musicie sie za duzo robic – dekolt i lekki flirt. zreszta dlaczego faceci nigdy nie dostaja kwiatkow, czekoladek od kobiet, nigdy nic nie dostajemy na dzien chlopaka, faceta. w obecznych czasach rownouprawinienia to sa dopiero podwojne standardy:P:P.35 Nie wiesz, że jeśli dziewczyna prześpi się z piosenkarzem / aktorem to jest dziwką, zaś mężczyzna w przeciwnej sytuacji jest niemal bohaterem? Takie tam, podwójne standardy36 [...] moze tobie kumple sie nei chwala zeby ci przykro nie bylo, a sam tez sie nie chwalisz bo nie masz czym, nawet kwiatka na dzien chlopaka nikt ci nie da. Ale generalnie juz po tym przykladzie widac ze nikt nie widzi nic zlego ze ci muzycy przespali sie z przypadkowymi panienkami, tylko ze one z nimi. Kobiety rzadziej sie tym chwala, przez to tak sie to wyolbrzymia jesli juz to zrobia. Mam to gdzies kto z kim spal i kiedy, gdzie i jak, to sa malomiasteczkowe ploteczki dla starych babek i kolesi ktorym nawet takie latwe dziewczyny nie chca dawac. Sam mowisz ze zeby zaciagnac faceta do lozka nie trzeba sie specjalnie wysilac, wiec to chyba niezbyt dobrze swiadczy o facetach?37  Ibidem.  Ibidem. 36  Ibidem. 37  Ibidem. 34 35


Skandalistka Marta L. Slut-shaming, plotka i sława...

187

Należy także zwrócić uwagę na kolejny sygnał, jaki wysyłają osoby komentujące zdarzenie: kobieta nie powinna opowiadać o swoim doświadczeniu erotycznym, ponieważ to nie jest aprobowane społecznie, psuje jej opinię i negatywnie wpływa na jej wizerunek: Człowieku, nie boli mnie, że uprawiały seks. Niech uprawiają codziennie, do późnej starości. Ale robienie z tego osiągnięcia, czy w wykonaniu kobiet, czy mężczyzn jest raz, że żałosne, dwa – głupie. Ale chyba powinniśmy zakończyć tą dyskusję, bo obaj nie zamierzamy zmienić swoich poglądów, to bezsensowne wręcz. Ale chcesz, to pisz38

Ponadto w komentarzach odnoszących się do omawianego skandalu wielokrotnie pojawiły się odwołania do wartości rodzinnych, z których wyłania się społecznie akceptowany i nieakceptowany obraz rodziny: Do póki mieszkają z rodziną i rodzicami to TO nie jest ich życie i ich sprawa. Gdyby się usamodzielniły miałbyś rację39.

Co więcej, internauci uznają takie zachowanie za zagrażające porządkowi społecznemu również w dłuższej perspektywie czasowej, o czym świadczy poniższa wypowiedź: To się kiedyś rozmnoży... i wyobraźcie sobie, że tego dzieci będą chodziły do szkoły z waszymi dziećmi...

Przytoczone fragmenty ukazują wiele cech slut-shamingu i jego złożoność. Ilustrują też pewien mechanizm: slut-shaming sprzyja slut-famingowi, ale jednocześnie slut-faming sprawia, iż slut-shaming zyskuje na sile. Konsekwencją tego jest np. sytuacja, że obiekt szyderstw, w tym przypadku linkimaster, jest obrażany już nie tylko z powodu swojego zachowania, ale także atakowany jest wprost. Stało się tak na wielu serwisach internetowych, choć najwięcej obelg skierowanych w stronę Marty L. pojawiło się (i nadal się pojawia) na plotkarskiej stronie Pudelek.pl. Warto zatem przyjrzeć się kilku wypowiedziom: Pudel promuje dzi*ki!!40 [...] zwykla kurewka no niestety niektorzy sie dotego tylko nadaja41. Nie dość ze paskudna z twarzy to jeszcze pusty dekiel, chwalić sie ze stado murzynów ją rżnęło w autobusie, dziewczynko żal mi ciebie i twoich rodziców, miec taką  Ibidem.  Ibidem. 40  Pudelek.pl, Nastolatka od seksu z raperami: „MOI RODZICE NIE BYLI ZACHWYCENI, jak zobaczyli to wszystko”, http://www.pudelek.tv/video/Nastolatka-od-seksu-z-raperami-MOI-RO DZICE-NIE-BYLI-ZACHWYCENI-jak-zobaczyli-to-wszystko%E2%80%A6-11608 [29.01.2017]. 41  Ibidem. 38 39


188

Emilia Stachowska

córkę to chyba nawet gorzej niz wychować dzi*kę. I ten tekst ze ona ma fejm- tak kochanie masz fejm ze bierzesz do ry*a każdemu kto chce a selfi gimbaza Se robi z tobą dla beki bo foto z lachociagiem jest teraz na topie42. Dziewczyno idz do szkoly uczyc sie , a nie na „ k*******e” zarabiac. Gdzie Twoje poczucie godnosci ect43. Po obejrzeniu tego filmiku zacząłem wierzyć że istnieje ujemne IQ44. gratulacje cipka sie nie zatarla?45 NIENAZWE CIĘ KOBIETĄ I TO JEST KURWA PEWNE, WIESZ CZYM CIE NAZWĘ? WORKIEM NA SPERME!!! POZDRO 60046.

Jak można zauważyć, internauci są bezlitośni w ocenianiu zarówno postępowania Marty L., jak i jej osoby. Fala nienawiści wobec linkimaster, która przetoczyła się przez internet, dotyczyła głównie jego sfery prosumenckiej. Negatywnie wypowiadali się o internautce anonimowi użytkownicy aktywni na portalach społecznościowych i forach dyskusyjnych, a także różnego rodzaju czytelnicy – najczęściej plotkarskich – serwisów. Nieco inaczej sprawa wyglądała w kontekście działalności profesjonalnych dziennikarzy, którzy starali się unikać stygmatyzowania i po prostu zdawali relację z wydarzeń, pozostawiając swoim odbiorcom miejsce na opinie. Opinia publiczna wywiera obecnie silny nacisk na media, jednak te starają się, aby prezentowane przez nie treści były wyważone i dalekie od kontrowersji. Kontrowersje pojawiają się wtedy, gdy zniesiona zostaje granica między tym, co profesjonalne, a tym, co amatorskie – jak to się dzieje w przypadku mediów ery 3.0, także tych mobilnych. Co więcej, media mogą pełnić rolę edukatorów i obrońców osób piętnowanych. Nie obala to jednak tezy, że media odzwierciedlają nastroje społeczne; np. artykuł Jasia Kapeli, opublikowany na łamach „Krytyki Politycznej”47, również jest nośnikiem pewnych wartości, jednak ujętych w słowa w duchu poprawności politycznej, która jest charakterystyczna dla platform opiniotwórczych. Należałoby więc uznać, że media w dobie sieci 3.0 dzielą się na opiniotwórcze oraz opinionośne, a różnica między nimi jest bardzo wyraźna. Pierwsze cechuje swoista wstrzemięźliwość i związana z nią opieszałość w formułowaniu sądów, drugie natomiast oparte są na dynamice, zderzaniu się poglądów, porywczości i braku cenzury. Konsekwencje, jakie w tym kontekście  Ibidem.  Ibidem. 44  Ibidem. 45  Ibidem. 46  Ibidem. 47  J. Kapela, Dziewczyno, uważaj na Tedego!, „Krytyka Polityczna”, http://krytykapolityczna. pl/felietony/jas-kapela/dziewczyno-uwazaj-na-tedego/ [5.06.2017]. 42 43


Skandalistka Marta L. Slut-shaming, plotka i sława...

189

niesie wszechogarniające poczucie wolności związane z kulturą prosumencką, opisał autor bloga Stayfly.pl w tekście Do czego może doprowadzić lincz na nastolatce? Artykuł jest podsumowaniem skandalu związanego z osobą Marty L., a zarazem opisem postaw najczęściej pojawiających się wśród jego komentatorów. Bloger zwraca uwagę, że krytyka i piętnowanie, jakie spotkały linkimaster, są powiązane z przywołanymi wcześniej podwójnymi standardami. Daje temu wyraz w następującym akapicie: Okazało się, że żyjemy w społeczeństwie strażników moralności, tylko niestety nie swojej, a cudzej. I że ci strażnicy czują się w obowiązku by pilnować jej we dnie, w nocy, i w czasie pracy, gdy szef nie widzi, że siedzą na Fejsie zamiast wykonywać obowiązki służbowe. I że najlepszą metodą obrony tych indywidualnie skompletowanych i narzuconych osobie trzeciej zasad, jest nazwanie jej: kurwą, jebanym lachociągiem, zwykłym szlaufem do dymania, słojem na spermę dla czarnuchów [...]48.

W podobnym tonie utrzymana jest dalsza część tekstu, w której bloger w jeszcze bardziej dosadny sposób przedstawia swoje stanowisko wobec internautów, którzy w portalach internetowych i mediach społecznościowych komentowali skandal z udziałem Marty L.: Tak, te określenia zdecydowanie pokazują wyraźną różnicę między zachowaniem tych niemoralnych nierządnic, a postawą nieskazitelnie czystych strażników moralności, będących wzorem cnót i wszelkiej prawości. Biorąc pod uwagę język, jakim posługują się osoby osądzające nastolatki, w pewnym momencie można mieć problem z określeniem, czyje zachowanie jest faktycznie naganne49.

Przytoczone wypowiedzi pozwalają sformułować wniosek na temat relacji zachodzących między plotką, slut-shamingiem i mediami. Społeczeństwo potrzebuje anegdotycznych przykładów, za pomocą których będzie przekazywać określone wzorce kulturowe – w tym przypadku dotyczące powszechnie respektowanych i akceptowanych wartości, wzorów zachowań czy wzorców kobiecości i męskości. Seks nadal jest w Polsce tematem tabu, w związku z czym łatwiej odwoływać się do niego za pomocą konkretnych anegdotycznych egzemplifikacji. Jednak to, co w życiu codziennym i w relacjach prywatnych jest powszechne, z chwilą trafienia do mediów urasta do rangi skandalu, afery, czegoś, co wydaje się niebywałe i domaga się publicznego potępienia wobec pojawienia się krytycznych postaw. Jak sugeruje bloger Stayfly, wzorce kulturowe są konstruktami czysto teoretycznymi, a jednocześnie w sytuacjach oficjalnych, np. w dyskursie medialnym, każdy uczestnik kultury się do nich odwołuje, co oznacza, że akceptuje nie tylko  Ibidem.  Ibidem.

48 49


190

Emilia Stachowska

ich istnienie, ale i dominację. Za szczególnie ciekawe należy uznać to, że plotka te wzorce utrwala, przede wszystkim za pomocą ich medialnych reprezentacji.

Podsumowanie Analizując przypadek Marty L., należy stwierdzić, że nastolatka, chcąc zyskać sławę, kierowała się błędnym, a raczej niepełnym, rozumieniem siły mediów. Będąc użytkowniczką sieci 3.0, a więc dysponując narzędziami, które jeszcze dwie dekady temu były dostępne tylko profesjonalistom, zapragnęła rozgłosu i sławy. Trzeba zauważyć, że cel ten udało jej się osiągnąć, ale kosztem nadszarpnięcia wizerunku i nienawiści, jaka w nią uderzyła. Wytłumaczenie dwuznaczności tej strategii jest możliwe, jeśli weźmie się pod uwagę to, że jakakolwiek skandalizująca plotka dotycząca seksu prawdopodobnie zderzy się z powszechnie, choć często bezrefleksyjnie respektowanymi normami. Media zapewniły więc Marcie L. rozpoznawalność, a równocześnie ukazały cały wachlarz społecznych nakazów i zakazów, które poza granicami życia prywatnego urastają do rangi kodeksów. Można uznać, że skandal z udziałem linkimaster miał miejsce, ponieważ nastolatka, korzystając z nowych mediów, odniosła się do innej rzeczywistości – gramatyki sławy, którą zna z tradycyjnych mediów. To, co w rzeczywistości analogowej można nazwać drogą od slut-shamingu do slut-famingu, w dobie kultury mobilnej zatoczyło koło. Slut-shaming w świecie mediów mobilnych i społecznościowych daje rozgłos i pozbawia anonimowości, ale przy tym staje się jeszcze bardziej agresywny, niekontrolowany i pozbawiony skrupułów. Summary This article is dedicated to the existence of gossip as a form of regulating women’s sexual behavior. The paper discusses the category of fame, presented as the outcome of publicly expressing female sexuality and how it later reflects in various, mobile-centered social media environments, like Instagram or Snapchat. The objective of this article is to describe the way in which gossip, female sexuality, modern celebrity culture and web 2.0/3.0 are tightly related to one another. It is also a case study, in a relation to previously mentioned social phenomena, of a internet scandal, triggered by a video published by a Warsaw high-schooler, in which she told a very detailed story about her sexual experience. The teenage girl’s behavior and how the internet reacted to her autocreation in social media are the examples for a study on several, various media discourses: web message boards, news portals and tabloids. The thorough analysis of these outlets exposes the mechanism of gossip as a form of invoking, controlling and maintaning respected behavioral norms within society. Keywords: slut-shaming, slut-faming, gossip, fame, media, mobile media Słowa kluczowe: slut-shaming, slut-faming, plotka, sława, media, media mobilne


Katarzyna Marak, Miłosz Markocki Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu Katedra Kulturoznawstwa

Rola społeczności użytkowników i narzędzi sieciowych w kreowaniu i rozpowszechnianiu alternatywnego obrazu rzeczywistości. Studium przypadku Astromarii

Ani teorie spiskowe, ani magiczne myślenie nie są zjawiskami nowymi lub charakterystycznymi jedynie dla środowiska sieciowego. Niewątpliwie jednak internet wpłynął w istotny sposób nie tylko na sposób ich powstawania, lecz także na ich propagowanie i powszechną dostępność. Co więcej, sieć umożliwia zarówno zapoznanie się z poszczególnymi przykładami teorii spiskowych (czy szerzej rozumianego konspiracjonizmu) i myślenia magicznego, jak i zaobserwowanie różnych sposobów, w jakie środowisko online intensyfikuje ich własności, a tym samym ułatwia podtrzymywanie alternatywnej wizji świata ich twórcom i zwolennikom. Poniższy tekst stanowi analizę przypadku, która koncentruje się na istocie rozpowszechniania i kontrolowania jednostek informacyjnych (prawdziwych lub nie) za pomocą narzędzi internetowych. Zagadnienia takie jak charakterystyka społeczności online, tzw. paradygmat cyberkultury1 czy społeczności interpretacyjne nie zostaną tu omówione, gdyż celem tekstu jest analiza jednego z licznych węzłów informacyjnych obecnych w sieci, jakim jest blog z otwartym dostępem zatytułowany Jestem za, a nawet przeciw (astromaria.wordpress.com) autorstwa Marii Sobolewskiej, korzystającej z nazwy użytkownika Astromaria, oraz scharakteryzowanie społeczności użytkowników zgromadzonych wokół tego bloga, a także roli narzędzi sieciowych jako czynników wspomagających kreowanie i rozpowszechnianie alternatywnego obrazu rzeczywistości poprzez  Określenie Piotra Zawojskiego. Zob. P. Zawojski, Cyberkultura jako nowy paradygmat kultury medialnej. Rozważania teoretyczne, http://www.zawojski.com/2008/02/04/cyberkulturajako-nowy-paradygmat-kultury-medialnej-rozwazania-teoretyczne/ [21.08.2015]. 1


192

Katarzyna Marak, Miłosz Markocki

regulowanie dostępu do informacji oraz kontrolowanie samej społeczności (włączanie do grupy i wykluczanie z niej). Na początku warto odnieść się do kwestii prowadzenia badań w sieci, a dokładnie pewnej inheretnej trudności związanej z tymi badaniami. Z uwagi na to, że nie sposób zweryfikować intencji użytkowników internetu publikujących swoje treści, każda wypowiedź lub tekst mogą być interpretowane bądź jako wyraz szczerego przekonania autora, bądź jako żart lub prowokacja. Istnieje nawet internetowa maksyma znana jako prawo Poego2, która głosi, że przy braku jednoznacznego wskazania intencji autora niemożliwe jest stworzenie tak przerysowanej parodii poglądów skrajnie fundamentalnych bądź w inny sposób ekstremalnych, aby niektórzy odbiorcy nie uznali jej za szczere przedstawienie parodiowanych poglądów. Z tego względu wszelkie treści pojawiające się w analizowanym węźle informacyjnym są w niniejszym tekście traktowane jako szczere wypowiedzi, bez względu na inne możliwe intencje użytkowników, ponieważ ich forma powoduje, że potencjalny odbiorca może zaakceptować je jako szczere. Wychodzimy zatem z założenia, że Astromarię jako postać i wyrażane przez nią poglądy należy traktować jako „prawdziwe” tak długo, jak chociaż jeden jej czytelnik przyjmuje je jako prawdziwe. Środowisko sieciowe ma istotny wpływ na kształtowanie i rozpowszechnianie alternatywnych wizji rzeczywistości. W dzisiejszych czasach internet jest katalogiem idei3, swoistym skorowidzem, który można szybko przejrzeć, a następnie wybrać coś dla siebie. Ilość materiału w sieci, bez względu na jego jakość, jest ogromna; co więcej, materiał ten można dość swobodnie dobierać, a nawet dowolnie edytować, aby skuteczniej wypromować swój punkt widzenia. Część zasobów jest też dostępna w najłatwiej przyswajalnej formie, jaką jest format wideo – co jest o tyle istotne, że na niektórych odbiorcach treści wizualne (visual content) robią większe wrażenie. Szczególnie interesująca jest w tym kontekście blogosfera, czyli społeczność powstała wokół serwisów i systemów blogowych4, takich jak WordPress.com, Blogspot.com lub Blox.pl, oraz toczące się tam flame wars, czyli dyskusje5, a nawet konflikty między użytkownikami. Można powiedzieć, że blogosfera jest przekrojowym obrazem internetu – informacje podawane są tam częściowo w formie hipertekstu, a częściowo linearnie; zamieszczane teksty obfitują w odnośniki odsyłające użytkownika do najróżniejszych serwerów i usług, przywołują źródła zarówno amatorskie, jak i profesjonalne. Od strony światopoglądowej społeczność blogosfery jest ze sobą dość ściśle związana, choć bardzo zróżnicowana wiekowo, narodowo2  C.E. Emmer, Traditional Kitsch and the Janus-Head of Comfort, w: J. Stępień (red.), Redefining kitsch and camp in literature and culture, Newcastle upon Tyne 2014, s. 29. 3  A. Szahaj, Zniewalająca moc kultury, Toruń 2004, s. 34. 4  N. McAfee, Democracy and the political unconscious, New York 2008. 5  M. Dery, Flame Wars, Durham 1994, ss. 3-9.


Rola społeczności użytkowników i narzędzi sieciowych...

193

ściowo i topograficznie. Michael Keren w książce Blogosphere: the New Political Arena nazywa blogosferę „wirtualną areną publiczną początku dwudziestego pierwszego wieku, stawiającą wyzwanie tradycyjnemu światu mediów i polityki”6. Co więcej, internet ułatwia wzajemne przenikanie się różnych środowisk, a także właściwych im poglądów i postaw. Tym samym dla niektórych użytkowników staje się narzędziem transmisji (broadcast medium); dzięki niemu zwolennikom myślenia magicznego oraz konspiracjonizmu łatwiej jest odnajdywać inne osoby o podobnych przekonaniach i poglądach. W efekcie formułowanie teorii nie wymaga obecnie ani zrządzenia losu, ani długich godzin poszukiwania materiałów, ani większego zaangażowania w aktywne rozpowszechnianie informacji, podczas gdy kiedyś niezbędne było przeglądanie różnorodnych materiałów w celu znalezienia niewielkiego szczegółu lub anomalii. Należy zaznaczyć, że problemem nie jest kwestia fact-checking, czyli skłonność (lub jej brak) użytkowników do weryfikowania informacji, z którymi mają styczność, lecz powszechna dostępność pozornie wartościowych, lecz w istocie pozbawionych treści materiałów7. Maria Sobolewska, znana jako Astromaria, prowadzi blog Jestem za, a nawet przeciw, wedle jej własnej deklaracji, od 2005 r. Tematyka podejmowana na blogu jest niezwykle szeroka i dotyczy najróżniejszych, dla przeciętnego użytkownika internetu niezwiązanych ze sobą kwestii. W swoich wpisach i komentarzach Astromaria przedstawia siebie jako autorytet w niemal każdej dziedzinie, w szczególności medycynie, farmacji, filozofii, astrologii, biologii, szeroko rozumianej fizyce i astronomii (nie stroniąc nawet od ksenobiologii). Widać to zaraz po wejściu na jej blog, który jest zorganizowany w specyficzny sposób. Na górze strony znajduje się nazwa bloga oraz ramka zawierająca różne kategorie lub wpisy odnoszące się do tematyki poruszanej na blogu i połączonym z nim forum: Strona główna ZANIM NAPISZESZ KOMENTARZ – PRZECZYTAJ! O blogu O Astromarii Moje credo Antysemityzm? Autorytet Astrologia Astro-cytaty Młoty na astrologię Astrologia uniwersytecka  M. Keren, Blogosphere: the new political arena, Lanham 2006, s. 11.  Przykładem tego typu materiałów są wykresy często pozbawione podpisów (http://www. jut.pl/wykresy.html [7.01.2016]). 6 7


194

Katarzyna Marak, Miłosz Markocki

Homeopatia Jak pić naftę, czyli pseudo-leki alopatycznej mafii KOCHAJĄCY I OCZYTANY RODZIC NIE SZCZEPI SWOICH DZIECI!!! Chemtrails STOP GMO! Mapy świadomości Medytacja dla zdrowia i pokoju Miłość Wschodnia bajka Lusz Racjonalizm? Dawkins i Randi Hy Ruchlis Wojna o „pokój” i „demokrację” Nowa ekonomia Nagroda Goebbelsa Prawo Przyciągania KTO NIE DOCHODZI SWOICH PRAW NIE MA ICH WCALE Samowystarczalność Zdrowotny Hyde Park Hyde Park (już nieczynny) HYDE PARK 2, czyli miejsce do rozmów na dowolne tematy

Pozorne zróżnicowanie nazw kategorii i kryjących się pod nimi wpisów doskonale oddaje charakter prowadzonego przez Astromarię węzła informacyjnego. Patchworkowa natura bloga jest widoczna nie tylko w doborze tematów i kategorii, ale również w estetycznej formie samych wpisów. Środek ekranu zajmują właściwe wpisy, zapisane różnymi krojami i wielkościami czcionek. Dodatkowo Astromaria stosuje w tekstach pogrubienia, podkreślenia i jaskrawe kolory (czerwony i niebieski), a także wielkie litery (do zapisu pojedynczych wyrażeń lub całych zdań). Co więcej, panele boczne wypełnione są cytatami (nieposortowanymi w logiczny sposób), obrazami oraz odnośnikami do rozmaitych źródeł, zapisanymi w różnych rozdzielczościach, z wykorzystaniem różnych krojów i wielkości czcionek. Zarówno w tekście głównym wpisu, w panelach bocznych, jak i w komentarzach jako argumentów wspierających różne poważne stwierdzenia (np. wiarygodność teorii ewolucji) Astromaria używa odnośników do zasobów sieciowych, głównie do materiałów wideo, najczęściej z serwisu YouTube. Dla jasności zaznaczamy, że treści zamieszczane przez Astromarię nie są rozpatrywane przez nas pod kątem merytorycznym czy logicznym. Prezentowane przez nią poglądy są bowiem tak dalece ekscentryczne i odzwierciedlają tak odmienne postrzeganie rzeczywistości, że odniesienie się do samej treści wydaje się tu niemożliwe. Przykładem może być chociażby komentarz Astromarii do


Rola społeczności użytkowników i narzędzi sieciowych...

195

wpisu Czy nauka o ewolucji jest mądrzejsza od religii i astrologii?, w którym tłumaczy ona naturę energii: Wszystko jest energią, nawet materia. Różnice polegają tylko na częstotliwości jej drgań. Materia jest materią, bo ma bardzo gęste wibracje, a ludzka dusza ma wysokie wibracje, zróżnicowane w zależności od poziomu świadomości danej osoby. Po środku plasują się inne żywe istoty. I dlatego energie kosmiczne sterują pewnymi procesami na ziemi, od płodności kobiet (cykl księżyca) i zmian pór roku zaczynając (wpływ słońca), a na bardziej subtelnych wpływach planet transsaturnicznych, a nawet bardziej odległych obiektów kosmicznych kończąc. I odległość ani wielkość tych obiektów nie mają najmniejszego znaczenia, co dokładnie wyjaśnił nam nasz wykładowca fizyki8.

Koncentrujemy się zatem na narzędziach i zabiegach stylistyczno-estetycznych, dzięki którym Astromaria organizuje praktykę dyskursywną dominującą w jej węźle informacyjnym. Trzeba również wspomnieć o wyraźnym zaangażowaniu i sumienności blogerki, przejawiającym się w regularności i objętości wpisów. Od 2005 r. przynajmniej raz w miesiącu Astromaria zamieszcza nowy wpis, przy czym nie są to wcale teksty krótkie. Podczas gdy wielu twórców treści w sieci preferuje zwięzłe formy przekazu, Astromaria, nawet jak na warunki bloga, publikuje bardzo długie teksty. Za przykład może posłużyć choćby liczący ponad 161 tys. znaków (niespełna 22,4 tys. słów) wpis KOCHAJĄCY i OCZYTANY RODZIC NIE SZCZEPI SWOICH DZIECI, w którym Astromaria przekonuje: KOCHAJĄCY RODZIC NIE SZCZEPI SWOICH DZIECI, bo zamiast bezmyślnie wierzyć sprzedajnym ekspertom chroni je przed okaleczeniem samodzielnie zdobywając wiedzę, dzięki czemu staje się odporny na szyderstwa, manipulacje, zastraszanie i kłamstwa. Szczepi rodzic źle poinformowany i ogłupiony albo zastraszony medialną propagandą urojonej zagłady gatunku ludzkiego spowodowanej przez banalne choroby, na które kiedyś chorowali wszyscy bez wyjątku (w tym autorka bloga, jej siostra, kuzyni, rówieśnicy, a wcześniej również rodzice i dziadkowie) i nie tylko nie umarli, ale uniknęli autyzmu, raka, cukrzycy i innych plag współczesnego świata. Plagi te są spowodowane przez system medyczny! [...] PROWACKU! Nie opisuj tu w dramatycznych słowach historii kuzynki, która zmarła w potwornych męczarniach na odrę, ani dramatu twojego niezaszczepionego tatusia, który zachorował na gruźlicę, ponieważ ani twoja kuzynka ani twój tatuś nie są statystycznie znaczący. A ty, rodzicu, nie dawaj wiary takim dramatycznie brzmiącym historiom, ponieważ nie wiesz, czy są prawdziwe. Prawdopodobnie nie są. Ale to i tak nie ma znaczenia, bo tak naprawdę chodzi jedynie o to, żeby cię wystraszyć na śmierć i wzbudzić w tobie poczucie winy, że nie szczepiąc na pewno spowodujesz ciężką chorobę, a nawet śmierć własnego dziecka, a nawet epidemię narodową. To jest apel do twoich emocji, a nie rozumu. Dzia Wszystkie cytaty zostały przytoczone w postaci oryginalnej.

8


196

Katarzyna Marak, Miłosz Markocki

łając emocjonalnie (pod wpływem lęku) działasz nieracjonalnie i taki jest właśnie cel tej zabawy!

Powyższy fragment ilustruje dwa istotne aspekty praktyk dyskursywnych prowadzonych w społeczności skupionej wokół bloga Jestem za, a nawet przeciw. Pierwszy akapit ukazuje charakterystyczny dla tego węzła informacyjnego i promowanej w nim wizji rzeczywistości język nawiązujący do postaw konspiracjonistycznych (np. rodzic „ogłupiony albo zastraszony medialną propagandą”). Drugi akapit obrazuje postawę Astromarii nie tylko jako autorki wpisu, ale również jako administratorki tej strony, mającej całkowitą kontrolę nad tym, jakie informacje i osoby mogą zostać z jej bloga wykluczone lub doń przyjęte. Astromaria i użytkownicy regularnie komentujący wpisy na jej blogu są społecznością pozornie wyrażającą wewnętrznie sprzeczne poglądy, lecz nade wszystko eklektyczną – przynajmniej w stosunku do tych użytkowników, którzy zostali już włączeni do grupy. Można tu znaleźć wiele stanowisk i punktów widzenia: wiarę w astrologię, teorie spisku dotyczące szczepień i „chemtrails” (smug kondensacyjnych), poszukiwaczy UFO (ich eklektyczność i inkluzywność omówione będą szczegółowo dalej). Pozornym motywem przewodnim wszystkich tych światopoglądów jest medycyna alternatywna, a konkretnie wiara w inherentną szkodliwość zinstytucjonalizowanej nauki medycznej. W swoim założeniu i dyskursie społeczność zgromadzona wokół bloga Astromarii wydaje się dobrze odnajdywać w ponowoczesnej rzeczywistości, przyjmując bardzo agresywną, antyscjentystyczną postawę w promowaniu tego, w co wierzą. Oświadczenia takie jak poniżej spotykają się z aprobatą i poparciem: Homeopatia jest zajadle zwalczana przez oszukańczą (toksyczną i wysoce zabiegową) medycynę alopatyczną, wywodzącą się w prostej linii z obozu koncentracyjnego Auschwitz. Lekarze i kartele farmaceutyczne zwalczają ją dlatego, że jest tania i bardzo skuteczna. [...] Jeśli ktoś twierdzi, że homeopatia jest oszustwem i szarlatanerią, to jest psychopatycznym kłamcą!9

Społeczność wokół Astromarii nastawiona jest do naukowej metanarracji bardzo negatywnie, potępiając instytucjonalny charakter nauki i wykazując typowy dla myśli postmodernistycznej sprzeciw wobec postępu i technologizacji: Powiem wprost i bez owijania w bawełnę: chemiczna medycyna alopatyczna i cała ta kosmiczna technika używana do przeprowadzania zabiegów [...] stosowana w nowoczesnych szpitalach są jednym, wielkim kłamstwem! Cały ten rzekomy „rozwój” również jest kłamstwem!10

http://astromaria.wordpress.com/homeopatia/ [14.01.2016].  http://astromaria.wordpress.com/2011/02/19/trawa-sama-rosnie-nie-musimy-jejmowic-jak-to-robic/ [13.01.2016].  9

10


Rola społeczności użytkowników i narzędzi sieciowych...

197

W dyskusjach i wypowiedziach społeczności wyraźna jest też podejrzliwość granicząca z paranoją, charakterystyczna dla postawy postmodernistycznej11. Komentarze takie jak „[s]połeczeństwo nie powinno myśleć, bo po co? Żeby odkryć, że nauka zaprzedała się grupom interesów?” ukazują utożsamienie nauki, zwłaszcza medycyny, z ideologią i agendą elit rządzących. Wiara w tego rodzaju zagrożenia i związana z nią nieufność łączy się wyraźnie z konspiracjonizmem, czyli przeświadczeniem, że wszyscy funkcjonujemy w świecie, którego zasady działania są niejawne, a wręcz umyślnie ukrywane przed opinią publiczną, a tylko nieliczni (w tym wypadku Astromaria i jej zwolennicy) znają część tych zasad i fakt ich ukrywania. Jak wskazuje Michael Barkun, cechą charakterystyczną konspiracjonizmu jest właśnie wiara w ukryte, potężne, złe siły, które kontrolują losy ludzi12. Pogląd konspiracjonistyczny jest mocno związany z przełomem XX i XXI wieku oraz manichejskim sposobem postrzegania wszechświata; kluczowa jest tu koncepcja nieustającej walki światła z ciemnością, dobra ze złem, która zakończy się przegraną zła dopiero wraz z końcem świata (end of history)13. Ze względu na dominację narracji walki dobra ze złem nie dziwi zaciekłość Astromarii i jej grupy, przekraczająca granice postawy postmodernistycznej; niezwykle agresywne ataki, takie jak nazywanie środowiska medycznego „medyczno-farmaceutyczną hasbarą”14, wskazują na coś więcej niż to, co Andrzej Szahaj określa w Zniewalającej mocy kultury jako romantyczny bunt przeciwko kulturze preferującej techniczne władztwo nad naturą15. Po bliższym przyjrzeniu się postawa społeczności zgromadzonej wokół Astromarii wydaje się wynikać raczej ze światopoglądu magicznego niż antyscjentystycznego. Antyscjentyzm jedynie odrzuca naukę jako metanarrację, nie podważając przy tym jej praktycznej skuteczności. Bronisław Malinowski w Magii, micie i religii zwrócił uwagę na to, że nauka „ma za podstawę uniwersalne doświadczenie życia codziennego, doświadczenie [...] oparte na obserwacji i utrwalone przez rozum. Podstawą magii natomiast jest specyficzne przeżywanie stanów emocjonalnych, w których człowiek obserwuje [...] siebie, w których prawdę poznaje nie poprzez rozum, lecz poprzez grę uczuć we własnym organizmie”16. Taki sposób myślenia jest bardzo bliski osobom należącym do węzła informacyjnego Jestem za, a nawet przeciw. Z tego powodu dowód anegdotyczny jest dla nich ważnym, o ile nie jedynym wyznacznikiem prawdziwości ich teorii i poglądów. Jak na ironię, myśląc w ten sposób, społeczność zgromadzona wokół Astromarii w swoim pragnieniu odrzucenia jednej metanarracji mimowolnie lub nieświadomie wpada  C. Butler, Postmodernism, Oxford 2002, s. 3.  M. Barkun, A Culture of Conspiracy: Apocalyptic Visions in Contemporary America, Berkeley 2003, s. 2. 13  Ibidem. 14  http://astromaria.wordpress.com/homeopatia/ [14.01.2016]. 15  A. Szahaj, Zniewalająca moc kultury, s. 21. 16  B. Malinowski, Mit, magia, religia, tłum. B. Leś, D. Praszałowicz, Warszawa 1990, s. 441. 11 12


198

Katarzyna Marak, Miłosz Markocki

w inną metanarrację – metanarrację magiczną. Astromaria i jej grupa posuwają się zresztą znacznie dalej w swoim romantyzowaniu leczenia naturalnego oraz samodzielności w odkrywaniu wiedzy. Dobry przykład takiej postawy widać w sekcji komentarzy pod wpisem Homeopatia – wiodąca alternatywna medycyna Europy, w której użytkownik zastanawiający się, czy podjąć zalecone przez lekarza leczenie, zostaje „uświadomiony”, że jego zdrowie zależy tylko od niego i jego stylu życia: 4 (21/04/2012 o 22:34): Eh…stoję prze poważnym dylematem,dostałem dwa dni temu leki psychotropowe,na nerwicę i siedzę sobie od dwóch dni medytując nad pudełkiem z tabletkami:/ brać czy nie brać,brać czy nie brać… nieustraszona (22/04/2012 o 10:30): 4 ! Bardzo prosze z gory zostawic te psychotropy, a z drugiej strony poprosze o nazwe tego swinstwa do moich „badan” toksykologicznych. Dla „pocieszenia” prawie wszyscy jestesmy znerwicowani i poddenerwowani w tych przelomowych czasach ,bo diabel jak moze, tak wchodzi do duszy z …”kopytami” mendialno17-religijnymi i sieje w niej tyle niepokoju, strachu, ciezkich wibracji. Jako antidotum na pierwszym miejscu polecam smiech, bo to zdrowie dla duszy i ciala. Smiejac sie zdrowo przepona „pracuje” , a pluca dotleniaja lepiej caly organizm. Oczywiscie bardzo wazne jest regularne odzywianie z duza iloscia wartosciowych skladnikow, bo Polak jak glodny, to zly… Dobre towarzystwo tez jest wazne i nie zawsze sie trafia wsrod ludzi , dlatego bezcenne dla mnie jest towarzystwo moich zawsze milych i spokojnie usposobionych kotow, psa, zawsze wesolo pogwizdujacej papugi. Regularny SEN i to przed polnoca tez czyni cuda i nikt mi nie powie, ze na to nie ma czasu, bo ten czas jest ,kiedy wylaczy sie telawizor lacznie z jego obciazajaca dusze zawartoscia. Spacery polaczone z podziwianiem piekna przyrody wokol tez czynia cuda, bo dotleniaja i pomagaja odzyskac zdrowy dystans do chaosu panujacego wokol, bo nie wolno dac sie zwariowac !

Powyższy komentarz nawet na poziomie stylistycznym brzmi niczym pustosłowie zwolennika medycyny alternatywnej, naiwnie zakładającego, że świeże powietrze i regularny sen są w stanie rozwiązać wszelkie problemy zdrowotne, zarówno fizyczne, jak i psychiczne, bez względu na uwarunkowania genetyczne czy czynniki środowiskowe. Co ważniejsze jednak, takie przedstawienie sprawy ma istotną konsekwencję – przenosi odpowiedzialność za stan zdrowia na samą osobę, która ma problemy. Takie podejście często jest otwarcie krytyczne, co skutkuje zrzucaniem winy na chorego – w tym ujęciu ludzie nie chcą być zdrowi, wolą „iść na łatwiznę” i brać leki:

„Mendia” stanowi połączenie słów „media” i „mendy”.

17


Rola społeczności użytkowników i narzędzi sieciowych...

199

hovara (16/05/2012 o 10:06): Problem w tym, że osoby chore wcale nie chcą się zdrowo odżywiać i jedyne uzdrowienie widzą w tabletkach. Branie prochów jest prostym sposobem na „zdrowienie” a tak naprawdę leki wpędzają organizm w następną chorobę. Kiedys powiedziałam kobiecie ze świezo wykryta cukrzyca, że moze wyzdrowieć bez insuliny, ale musi przejść na specjalna dietę. Odpowiedziała mi, ze nie ma na to chęci i siły i że ulubionych dobrych rzeczy się nie wyrzeknie a insulina zlecona przez lekarza jej pomoże. Tak sie dzieje przy wszystkich chorobach u ludzi chorych – wiedzą ale nie maja ochoty żeby specjalnie sie starać o dobre jedzenie, no bo przecież sa prochy!

Innym interesującym zjawiskiem występującym w omawianym węźle informacyjnym jest płynne przechodzenie z jednego tematu do drugiego, mimo że dla osoby niebędącej regularnie w kontakcie z tym węzłem tematy te nie mają ze sobą merytorycznie i logicznie wiele wspólnego. Stąd Astromaria i osoby wypowiadające się na jej blogu, które podzielają jej wizję rzeczywistości, od pozornie zwyczajnej tematyki zdrowego odżywiania przechodzą raptownie do zagrożenia ze strony GMO: Ci, którzy dumnie głoszą hasła racjonalizmu i kultu nauki zupełnie nie są w stanie dostrzec oczywistej kwestii: że dziś, również w nauce, liczy się pieniądz i sława, a nie prawda i uczciwość. Jedni uwierzyli na słowo, że ziemia jest płaska, a drudzy, że GMO i szczepienia są bezpieczne. Ani jedno ani drugie nie jest prawdą, ale żeby to odkryć trzeba przeryć się przez stosy, nierzadko wzajemnie wykluczających się, badań i dowodów i przepuścić to wszystko przez filtr własnego osądu.

Spięcie klamrą obu tych tematów tworzy narrację o pewnym rodzaju wiedzy, której zdobycie wymaga „samodzielnego szukania” i postawy zakładającej, że „nie można wierzyć na słowo”. Chociaż charakterystyczną cechą nauki jest to, że jest ona „otwarta dla wszystkich, jest wspólnym dobrem całej społeczności”, to członkowie badanego węzła wierzą, że nauka jest nieuczciwym narzędziem elit, i preferują zdobywanie „ukrytej” wiedzy z alternatywnych źródeł, podobnie jak ma to miejsce w przypadku magii, która ze swej natury jest „tajemna, poznawana podczas mistycznej inicjacji”18. Tak właśnie zachowują się blogerzy i użytkownicy zebrani wokół Astromarii: ubolewając nad tym, że większość ludzi, ich zdaniem, pozostaje w nieświadomości, wydają się jednocześnie znajdować satysfakcję w tym, że oni sami należą do kręgu wtajemniczonych. Grupa otaczająca Astromarię wierzy, że jest w posiadaniu wiedzy niedostępnej zwykłym ludziom, których nazywa pobłażliwie „owcami”19. Konspiracjonizm opiera się w dużym stopniu właśnie na zasobach wiedzy, którą wspomniany wcześniej  B. Malinowski, Mit, magia, religia, s. 372.  http://astromaria.wordpress.com/2010/02/23/list-pasterski/ [17.01.2016].

18 19


200

Katarzyna Marak, Miłosz Markocki

Barkun określa jako piętnowaną wiedzę (stigmatized knowledge). Twierdzenia i teorie wchodzące w zakres takiej wiedzy nie zostały nigdy potwierdzone przez jakiekolwiek naukowe czy rządowe instytucje. Społeczności, które polegają na piętnowanej wiedzy (np. grupy zajmujące się medycyną alternatywną, uzdrawianiem energią czy inwazją cywilizacji pozaziemskich) są bardziej skłonne do formułowania i podtrzymywania teorii spiskowych. Często są to również te same społeczności, które bardzo dobrze odnajdują się w środowisku internetu i w pełni je wykorzystują20. Interesujące w analizie bloga Jestem za, a nawet przeciw jest to, że w niemal każdym wpisie widać charakterystyczne motywy i elementy tej negatywnej wizji świata. Co ważniejsze, przy opisywaniu swoich przekonań i teorii Astromaria odwołuje się bezpośrednio do różnych obszarów wiedzy piętnowanej. To skutkuje tym, że jej wpisy i komentarze są nacechowane pewną arogancją – często osoby o innych poglądach nazywa „nieuświadomionym ludem” lub „owcami”. Dobrze to widać w sekcji komentarzy pod wpisem KOCHAJĄCY i OCZYTANY RODZIC NIE SZCZEPI SWOICH DZIECI, gdzie znajduje się następująca wymiana zdań: abelek (13/05/2011 o 12:06): Niestety nie mogę znaleźć wyroku NSA uchylającego decyzję Powiatowego i Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego nakazującego poddanie dziecka przymusowym szczepieniom na stronach NSA, a po kliknięciu na link wyświetla mi się, że dana strona nie istnieje. Czy ktoś mógłby opublikować treść tego wyroku? astromaria (13/05/2011 o 14:59): @ abelek: poważnie? Zanim zamieściłam ten link sprawdziłam, czy działa i działał. Może ktoś uznał, że to jest zbyt niebezpieczne, żeby lud wiedział takie rzeczy i usunęli albo przenieśli. Zaraz sprawdzę co się dzieje. Zajrzyj na forum dla nieszczepiących, może ktoś aktualizował ten link.

Powyższa wypowiedź Astromarii ujawnia jeszcze jeden aspekt tworzonej na jej blogu narracji zagrożenia, związany z narracjami typowymi dla mentalności konspiracjonistycznej. W tym wypadku niedziałający link zdaniem Astromarii nie jest przejawem błędu połączenia, tylko dowodem na umyślne działanie „kogoś”, kto celowo chce ograniczyć dostęp obywateli do prawdy. Co więcej, w tym fragmencie widać, jak Astromaria próbuje kreować się na autorytet we wszystkich sprawach, obiecując, że „zaraz sprawdzi, co się dzieje”, nie precyzując jednak, co przez to rozumie. Potwierdza to postawę konspiracjonistyczną, która – jak zauważa Barkun – jest przesycona poczuciem strachu, a zarazem spokoju. Taka postawa z jednej strony wyolbrzymia poczucie wszędzie czyhającego potężnego zła, a z drugiej – odmalowuje świat jako taki, w którym wszystko, co się dzieje, jest uporządkowane i ma jakieś głębsze znaczenie; wydarzenia nie są przypadkowe, przez co łatwiej jest znaleźć odpowiedzialne za nie zło. Łatwość  M. Barkun, A Culture of Conspiracy..., s. 12.

20


Rola społeczności użytkowników i narzędzi sieciowych...

201

zidentyfikowania zła nadaje sens prowadzonym przez konspiracjonistów zmaganiom, a ich życiu cel21. Ten mechanizm doskonale widać we fragmencie wpisu Wyznawcy UFO: Na całym świecie istnieje bardzo liczna grupa osób, które zajmują się badaniem wszystkich doniesień na temat UFO, przypadków tzw. „wzięć” i „obdukcji”, ale żadna z tych osób nie stworzyła żadnego kultu związanego z tym zjawiskiem. Są to badacze, którzy podchodzą do zagadnienia w sposób prawdziwie naukowy i rzetelny. [...] Blokowanie informacji na ten temat jest spowodowane faktem, że większość manifestacji UFO ma związek z działalnością nieprzyjaznych ludzkości cywilizacji, z którymi rządy mocarstw światowych kolaborują, czerpiąc z tego wymierne korzyści. [...] Pamiętajmy, że ciemność jest przeciwieństwem jasności i dlatego zawsze blokuje dostęp do wiedzy i do prawdy.

W tym wpisie pojawiają się wszystkie wspomniane wcześniej elementy konspiracjonistycznej wizji świata, poczynając od przekonania, że istnieje liczna grupa osób rzetelnie badająca UFO, poprzez twierdzenie, że „prawdziwie naukowe” informacje są blokowane (choć nie wiadomo jak i przez kogo) oraz kolaborację rządów mocarstw światowych z „nieprzyjaznymi ludzkości cywilizacjami” dla „wymiernych korzyści”, aż do wskazania zła, którym w tym przypadku są „manifestacje” UFO i bliżej niesprecyzowane rządy. Całość opatrzona jest sentencją o ciemności blokującej wiedzę i prawdę. W potyczkach słownych, dłuższych dyskusjach oraz w całej szeroko rozumianej retoryce stosowanej przez Astromarię i jej grupę dominuje jednak temat Prawdy przez duże P. Członkowie węzła informacyjnego Jestem za, a nawet przeciw zakładają istnienie jakiejś prawdy absolutnej, do której tylko oni mają dostęp; „chociaż zrozumiałe jest, że człowiek może stać się emocjonalnie związany z pewną konkretną stroną danego problemu, to naprawdę nie jest ważne, kto wygra, tak długo, jak wygrywa prawda. Podobnie, prawda jest prawdą, niezależnie od źródła”22 – oświadcza Astromaria na swojej stronie internetowej. Komentarz pod wpisem Wyznawcy UFO wyraźnie obrazuje negatywną wizję świata, w której Astromaria i osoby o podobnym światopoglądzie są przekonane o byciu osaczonymi ze wszystkich stron przez zło i wrogów „prawdy”. Ten rodzaj narracji przedstawia użytkowników bloga jako osoby wykluczone z większej, zmanipulowanej społeczności i wyizolowane w swojej „prawdzie”, mimo że na blogu to właśnie oni, korzystając z władzy oferowanej przez narzędzia sieciowe, przyjmują do swojej społeczności tylko osoby o podobnych poglądach, a w konsekwencji to oni są tymi, którzy wykluczają innych. Co więcej, nazwanie wspomnianej negatywnej wizji rzeczywistości „alternatywną” nie oddaje w peł Ibidem, s. 4.  http://astromaria.wordpress.com/2010/04/30/instrukcja-jak-ukryc-prawde-%E2%80% 93-kazdy-bywalec-forow-dyskusyjnych-powinien-ja-znac/ [13.01.2016]. 21

22


202

Katarzyna Marak, Miłosz Markocki

ni tego, jak daleko w swoich przekonaniach i poglądach użytkownicy tego węzła informacyjnego odeszli od racjonalnego, konwencjonalnego postrzegania otaczającego ich świata: astromaria (24/07/2008 o 22:04): W pewnym sensie one już skolonizowały tę planetę. Nasza wolność jest iluzoryczna, ponieważ my po prostu nie wiemy o ich działalności. Nie widzimy ich, ponieważ oni są z innej gęstości, przez co są niewidzialni.

Jest to jednak tylko jedna z cech alternatywnego wymiaru rzeczywistości Astromarii, ponieważ w tym samym komentarzu czytelnik ma okazję się dowiedzieć, że zasoby piętnowanej wiedzy posiadane przez Astromarię dotyczą również alternatywnej fizyki. Co ciekawe, reakcja innych użytkowników jej bloga potwierdza konspiracjonistyczny charakter tego węzła komunikacyjnego. Nikt nie kwestionuje jej stwierdzeń – konstatacja, że na Ziemi znajdują się obecnie niewidzialne dla zwykłego człowieka (ponieważ mają inną gęstość) istoty pozaziemskie, jest przyjmowana przez resztę użytkowników jak każda inna informacja. Otwartość i akceptacja różnych przejawów wiedzy piętnowanej (ukrytej) jest również charakterystyczna dla alternatywnych i konspiracjonistycznych postaw – uwierzenie w jedną teorię spiskową zwiększa podatność na akceptację innych teorii spiskowych23. Jako że głównym tematem tego tekstu jest rola narzędzi sieciowych w propagowaniu tego rodzaju poglądów, pominiemy w tym miejscu treść wpisów, a skoncentrujemy się na sposobie, w jaki są one prezentowane i upowszechniane w sieciowym węźle informacyjnym. Wybrana przez Astromarię forma wyrażania swoich poglądów, jaką jest blog, pozwala jej na pełną swobodę w doborze słów i długości wpisów, a tym samym na kreowanie i zarządzanie swoim wizerunkiem sieciowym: astromaria (24/07/2008 o 22:04): Skąd czerpię wiedzę? Przez wiele lat wychodziło u nas pismo „UFO”, które zamieszczało relacje wziętych i nie były to miłe relacje. Sporo tych tekstów znajduje się w moim Skarbczyku: http://members.lycos.co.uk/ maya13/ co więcej, w latach 80 miałam kilka „wizji”, w których zobaczyłam, co się dzieje na tej planecie. Też nie było to zbyt miłe. Reszty dowiedziałam się z channelingów, o których wspomniałam w odpowiedzi na twój poprzedni komentarz. [...] Jest na tej ziemi sporo rzeczy, które świadczą o tym, że zła jest za dużo na to, żeby uznać to za przypadek. Od jakiegoś czasu zbieram się, żeby napisać o tym tekst, ale to dość „śliska” sprawa, dlatego muszę dobrze przemyśleć, co w nim ujawnić.

W tym komentarzu Astromaria przedstawia siebie jako autorytet o wręcz nadprzyrodzonych cechach. Ściślej mówiąc, wiele osób spoza jej węzła infor K.M. Douglas, R.M. Sutton, Does it take one to know one? Endorsement of conspiracy theories is influenced by personal willingness to conspire, „British Journal of Social Psychology” 50(3)/2011, ss. 544-552, http://doi.org/10.1111/j.2044-8309.2010.02018.x [16.01.2016]. 23


Rola społeczności użytkowników i narzędzi sieciowych...

203

macyjnego jako źródło jej wiedzy wskazywałoby nadprzyrodzony charakter jej mocy, lecz dla Astromarii i jej zwolenników jest to jedynie wyższy poziom wrażliwości na przepływ energii, a zatem potencjalnie każdy może mieć wizje lub uczestniczyć w channelingach. Swoją wyjątkowość autorka podkreśla, dobierając słowa, które mają sugerować, że posiadana przez nią wiedza jest niezwykle ważna i stanowi zagrożenie dla systemu blokującego informacje; dlatego właśnie ona nie „podaje”, tylko „ujawnia” informacje. Kreowany na blogu dyskurs służy także łączeniu pozornie niezwiązanych ze sobą tematów w jedną spójną narrację osaczenia przez wrogie siły: Jest to z pewnością przygnębiająca perspektywa, ale tak jest: lekarzy nie szkoli się, aby pomagali żyć zdrowo, szkoli się ich na uczelniach medycznych, finansowanych przez firmy farmaceutyczne, żeby wspierali rozwój przemysłu lekowego.

Jak wskazuje powyższy fragment, Astromaria podziela popularny pogląd środowisk nieufnych wobec medycyny, a nawet wobec nauki. Ta wypowiedź nie identyfikuje tylko jednego wroga (np. lekarzy), ale buduje narrację o istnieniu wrogiego systemu, w którym wszystko jest ze sobą powiązane (lekarze, firmy farmaceutyczne i uczelnie medyczne – wszyscy oni są członkami jednego wielkiego spisku). Kolejną charakterystyczną dla środowiska sieciowego cechą publikowanych w tym węźle wypowiedzi jest mieszanie rejestrów, powszechne błędy językowe, niedbałość zapisu oraz umyślne przekręcanie słów. Dobrze obrazuje to następujący wpis z zamkniętej już sekcji Hyde Park: astromaria (05/02/2012 o 15:32): Brrr, syberyjski mróz wciąż trzyma, temperatura w kuchni spadła do 16 stopni, więc włączyłam piekarnik. Ciepełko z kuchni rozchodzi się po całym domu. Siedzę sobie teraz i popijam herbatkę ze świeżym imbirem, goździkami i cynamonem, pyyyyycha i czytam wiadomości z planety małp, np. że obecne mrozy to (kto zgadł?) efekt globalnego ocipienia. A jakże! Przeca to łocywiste! Tako rzeką nałukoffcy, a oni zawsze mają rację, bo to kapłani nowej religii, amen!

Wszystkie błędy zapisu w powyższym cytacie są umyślnym działaniem autorki, mającym na celu ośmieszenie strony przeciwnej. Dobrym przykładem jest słowo „nałukoffcy”, będące celowym zniekształceniem oryginalnego słowa „naukowcy”. Taki zabieg stylistyczny ma podważyć autorytet przedstawicieli nauki. Co więcej, przedstawienie wypowiedzi w taki sposób jak w powyższym fragmencie tworzy atrakcyjną narrację, według której czytelnik (oczywiście tylko jeśli zgadza się z tą wypowiedzią) jawi się jako osoba bystra i inteligentna, której nie są w stanie oszukać nawet zorganizowane elity. Jednak w tworzeniu narracji i rozpowszechnianiu treści w środowisku sieciowym sama forma i styl wypowiedzi nie są najistotniejsze. O wiele ważniejsze są specyficzne dla internetu narzędzia administracyjne dostępne właścicielom


204

Katarzyna Marak, Miłosz Markocki

stron, forów i blogów. Pozwalają one osobom prowadzącym działalność w sieci (m.in. blogi) w pełni kontrolować informacje pojawiające się na ich domenie. Na blogu Astromarii promowana jest alternatywna wizja rzeczywistości, a administratorka odcina członków społeczności od pewnych informacji, natomiast dopuszcza na forum inne, tym samym filtrując i kontrolując to, do czego jej zwolennicy mają dostęp. W praktyce regulowanie przepływu informacji na blogu odbywa się poprzez monitorowanie, kto wchodzi w skład grupy i może się wypowiadać – czyli włączanie nowych użytkowników do społeczności lub wykluczanie ich z niej (banowanie). Użytkownicy sieci są często świadomi manipulacji informacją w internecie: Zrozumiałe jest usuwanie obraźliwych wpisów i wypowiedzi trollów, ale Twisty przycina i pielęgnuje swoją sekcję komentarzy niczym starannie wyrównywane (czy wręcz umyślnie deformowane) drzewko bonsai obłędu (bonsai of crazy). Jej celem jest stworzenie iluzji zupełnie innej dyskusji niż ta której tak naprawdę chcieliby czytelnicy [bloga]. Co za niezagrożona przestrzeń24.

Ten komentarz ilustruje, z jaką łatwością administrator bloga może manipulować przepływem informacji. Jego autorka nawiązuje do drzewka bonsai, które z założenia wymaga wiele pracy i uwagi ze strony artysty, aby nadać mu zamierzony kształt. Drzewka bonsai powstają w efekcie długiego procesu, podczas którego sadzonka zwyczajnego drzewa jest stale kontrolowana, skracana, formowana oraz hamowana w rozwoju, aby zamiast na przeciętne drzewo wyrosła na przedmiot wizji artystycznej – drzewo jest żywe, ale o jego wielkości i kształcie całkowicie decyduje artysta-ogrodnik. Obserwując działanie węzłów informacyjnych w sieci, można zauważyć, że wielu właścicieli stron, forów i blogów w taki właśnie sposób podchodzi do treści publikowanych na ich domenach. Administratorzy, wpływając na przebieg i kształt dyskusji poprzez kasowanie niechcianych komentarzy lub blokowanie konkretnych użytkowników, tworzą iluzję, że na blogu toczy się zupełnie inna dyskusja niż ta, którą próbowaliby podjąć komentatorzy. W ten sposób mogą oni bez problemu tworzyć fałszywy ekosystem blogosfery, w którym wszyscy użytkownicy (a w rzeczywistości tylko ci, którzy nie są zablokowani, a ich komentarze są przepuszczane) mają taką samą lub podobną wizję rzeczywistości. Administrator staje się więc cenzorem we własnym węźle informacyjnym. Astromaria we wpisie Mały przerywnik, czyli O DYSKUSJI W BLOGU jeszcze słów kilka sama deklaruje, że jest wyjątkowo efektywnym cenzorem i jest z tego dumna: Słynę w internecie z szybkiego i bezwzględnego banowania i mam nadzieję, że po tym, co napisałam wszyscy zrozumieli dlaczego jestem tak okrutna. 24  http://pervocracy.blogspot.com/2009/09/why-female-dominants-are-really.html [3.09. 2015].


Rola społeczności użytkowników i narzędzi sieciowych...

205

Tę postawę w praktyce widać w wymianie komentarzy pod tym samym wpisem, w której to Astromaria bezpośrednio grozi użytkownikowi banem (zablokowaniem możliwości komentowania) za proste zadanie jej pytania, czy aby na pewno nie widzi ona nic złego w tak agresywnej i konfliktowej postawie: Sedyńczyk (07/10/2010 o 20:38): „Jeśli jestem głupią babą, która bredzi, to po prostu wystarczy mnie olać i nie zwracać uwagi, prawda? A tymczasem cokolwiek napiszę, na blogach racjonalistów aż się dymi. Wszyscy piszą notki o mnie i cytują moje słowa.” Jeżeli oni są oszukującymi się kretynami, to chyba – myślimy podobnie – wystarczy ich olać i zająć się bardziej wartościowymi sprawami, no nie? Może również powinno się olać doniesienia o „naukowych odkryciach” (chyba Twój przedostatni wpis)? Cokolwiek ktoś powie inaczej niż jest to przedstawione na Twoim blogu, to… aż się dymi! Obie strony się bombardują, zamiast znaleźć wspólny język. Nic dziwnego, że u nich się dymi; ludzie nie lubią kiedy inni traktują ich niepoważnie. U Ciebie też się dymi, reagujesz tak samo jak oni. Macie swoje racje, przestańcie walczyć. Ghandi powiedział mniej więcej tak: „Gdyby każdy pozbawiał swojego przeciwnika oka za utracone swoje, to wszyscy ludzie byliby ślepi”… Jakoś tak. Traktujesz ich jak dzieci dlatego się wkurzają. [...] Konflikt powiększa problem. Z tego wniosek jest taki żebyśmy hamowali swoje ego, bo ono powoduje, że ważniejsze jest dla nas własne zdanie, a nie naprawa świata. Jakim dowodem mądrości byłoby znalezienie tego środka, prawda? astromaria (07/10/2010 o 21:37): @ Sedeńczyk, chyba masz ochotę stąd wylecieć. Jeśli nie zrozumiałeś o co mi chodzi w tej notce, to znaczy, że to nie jest blog dla ciebie. Przenieś się więc do racjonalistów i poczytaj trochę naukowych mądrości. Enia (08/10/2010 o 20:30): Astromario, nie zniszcz tego co tu już zrobiłaś. Jeśli chcesz rzeczywiście uświadamiać ludzi i poszerzać krąg świadomych nie możesz izolować się od inaczej myślących niż Ty. Pozwól im się wypowiadać. To w dialogu z nimi, rozwiewasz wątpliwości. Dla wielu ludzi wiedza zgromadzona tutaj może wywoływać szok i wcale nie dlatego,że są najemnikami psychopatów albo trolami. Agresją odstraszasz. Zrażasz ludzi. Ghandi, to dobry, piękny przykład. Bo zacznę podejrzewać,że celowo to robisz, żeby „skanalizować” (obłędne slowo)tych co wiedzą i zamknąć dostęp, tym co mogliby się dowidzieć. astromaria (08/10/2010 o 22:57): @ Enia: nie jestem misjonarką i nikogo nie będę nawracać na swoje przekonania. [...] Prowadzę stronę www. z księgą gości od 2001 roku, forum od (chyba) 2003 i blog od 2005 r. więc wiem o co tak naprawdę chodzi w tej robocie. Nie dam się nabrać na dyskusje z trollami. Przez lata nauczyłam się, że aby zachować zdrowie psychiczne z pewnymi ludźmi nie wolno dyskutować. Na początku dawałam się prowokować i wykańczać nerwowo, ale w końcu zrozumiałam, że jedynym ich celem jest wkurzanie przeciwnika i doprowadzanie go do obłędu. Trolla nie przekonasz do niczego, trolla należy totalnie ignorować. Tej zasady trzymam się konsekwentnie od wielu lat i tylko dzięki


206

Katarzyna Marak, Miłosz Markocki

niej jeszcze istnieję w sieci. [...] Stali bywalcy bloga prosili, żeby nie wpuszczać tu racjonalistów ani moherów, ponieważ dyskusja z nimi jest jałowa, wkurzająca i nie przynosi żadnych rezultatów. Nie jestem w stanie tłumaczyć każdemu jak krowie na miedzy wciąż tego samego, co było tu już omawiane 1000 razy. Nawet święty miałby dość gadania i czytania wciąż tych samych argumentów.

Według słów Astromarii stali bywalcy jej bloga sami uczestniczą w „formowaniu i hamowaniu” tego węzła komunikacyjnego na użytek ich współdzielonej alternatywnej wizji rzeczywistości. W związku z tym banowanie przez Astromarię pełni bardzo istotną, symboliczną funkcję. Ponieważ po wykluczeniu użytkownika życie społeczności nie tylko toczy się dalej, lecz także jego przebieg mogą śledzić wszystkie osoby z zewnątrz (w tym osoby zbanowane)25, prawdziwą rolą banowania nie jest ukaranie banowanego użytkownika, ale ochrona reszty społeczności przed nim. W konsekwencji zbanowany użytkownik nie może już zabierać głosu w dyskusji, a zatem wykluczeniu podlega nie tylko on, ale i treści, jakie mógłby zamieścić, oraz ich potencjalny wpływ na społeczność. Biorąc pod uwagę to, że społeczności sieciowe same są odpowiedzialne za regulowanie zachowań w swoim obrębie, a ban jest najczęściej efektem głębszego konfliktu interpersonalnego26, to szybkie reagowanie Astromarii (banowanie osób zaledwie po jednym wpisie) pozwala jej eliminować wszelkie potencjalne konflikty (tylko osoby zgadzające się z nią i ze sobą nawzajem mogą publikować wpisy), a zarazem sztucznie podtrzymywać integralność publikowanych treści i samej grupy. Jednak wprowadzenie cenzury na własnym blogu nie jest jedynym zagrożeniem dla jasności przekazu czy merytorycznej debaty charakterystycznym dla środowiska sieciowego. Istotną cechą prowadzenia dyskusji w sieci jest powoływanie się wyłącznie lub niemal wyłącznie na źródła internetowe, dobrane nie według kryterium merytorycznego, ale zgodności z wizją rzeczywistości autora wypowiedzi. Astromaria i jej grupa darzą internet zaufaniem, twierdząc: „Przestaliśmy [dzięki internetowi] bezkrytycznie wierzyć w »prawdy« serwowane nam przez media. Dziś możemy zweryfikować wszystko, co się nam do wierzenia przedstawia”27. Gwarancją wiarygodności źródeł jest pochodzenie informacji, które są umieszczane w sieci nie przez autorytety i fachowców w danej dziedzinie, lecz przez „zwykłych obywateli”, co Piotr Zawojski nazywa „pospolitym ruszeniem amatorów”28. Natomiast Ralph Schroeder zwraca uwagę, że sam fakt korzystania z internetu i zafascynowania technologią odpowiedzialną za przepływ informacji nie jest bynajmniej sprzeczny z radykalnie antyscjentycznym nasta T. Brabazon, Community 2.0: After Avatars, Trolls and Puppets, Burlington 2012, s. 17.  Ibidem, s. 16. 27  http://astromaria.wordpress.com/2010/01/22/tekst-troche-optymistyczny [19.01.2016]. 28  P. Zawojski, Cyberkultura, Warszawa 2010, s. 33. 25 26


Rola społeczności użytkowników i narzędzi sieciowych...

207

wieniem, gdyż nauka wcielona w życie socjokulturowe nie jest odbierana jako zagrożenie, bo jej efektów nie postrzega się już jako zewnętrznych, służących dominacji natury i społeczeństwa29. Internet nie jest zatem częścią niegodnej zaufania narracji naukowej, lecz źródłem prawdy pochodzącej od „ludu”. We wpisie Mały przerywnik, czyli O DYSKUSJI W BLOGU jeszcze słów kilka Astromaria argumentuje: A prawdę to niby gdzie można wyczytać? W papierowych książkach? Mein Kampf też wydano na papierze. Gdzie tu sens i logika? Tak właśnie „racjonaliści” robią ludziom wodę z mózgu, wprowadzając zamieszanie i odwracając ich uwagę od źródła wiedzy, której nigdy nie znajdziecie w żadnych książkach i TV. Internet to największe zagrożenie dla NWO30, bo można tam znaleźć wszystko to, co zablokowała cenzura w pozostających w rękach „unych”, mainstreamowych mediach. Nie szukajcie drogie dzieci w necie, bo to syf z malarią, same astromarie i teorie spiskowe, czytujcie Michnika, on wam najlepiej objaśni, jak wygląda świat.

Jak widać, internet i możliwości przezeń oferowane są bardzo cenione przez Astromarię i osoby podzielające jej poglądy. Wykorzystują oni w pełni hipertekstualną naturę sieci i intensywnie korzystają z hiperłączy, odsyłając czytelników do innych, starannie wybranych miejsc. Dobór takich źródeł jest specyficzny i często celowo zawężony do materiałów wideo w serwisie YouTube oraz do mało znanych, czasami kuriozalnych i mało wiarygodnych dokumentów lub do innych węzłów informacyjnych, takich jak blogi czy fora. W takim środowisku te starannie dobrane „źródła” są zarówno przedstawiane, jak i odbierane jako autentyczne, wiarygodne i rzetelne źródła informacji (w tym przypadku piętnowanej wiedzy). Pod wpisem Życie czy medycyna alopatyczna ma miejsce następująca wymiana komentarzy, która dobrze ilustruje, jak użytkownicy z węzła informacyjnego Astromarii podchodzą do źródeł sieciowych, szczególnie filmów z YouTube’a: Dorota (08/06/2009 o 08:25): „Życie czy medycyna alopatyczna” to chyba trochę skrajny i kontrowersyjny tytuł. Bo zarówno jak i może być rzeczywiście kontrowersyjny, tak i oba te elementy mogą się wspomagać i uzupełniać, a niekoniecznie wykluczać. Może watro zwrócić uwagę, że kiedyś twierdzenie, że zachorowałeś od niewłaściwego jedzenia była z pewnością bardziej aktualne, dzisiaj większą aktualność ma chyba stres, zachorowałeś, bo nie radzisz sobie z tempem życia i jego konsekwencjami, a która jest w większość jest przyczyną dla wielu chorób w tym chorób ducha, z którego to rodzą się inne choroby. astromaria (08/06/2009 o 14:49): Tytuł jest bardzo adekwatny do moich tranzytów – połączenia Plutona i Jowisza, więc sama rozumiesz, siła wyższa.  R. Schroeder, Cyberculture, cyborg post-modernism and the sociology of virtual reality technologies: Surfing the soul in the information age, „Futures” 26/1994, s. 526. 30  Skrót od nazwy New World Order, czyli wyłonienia się totalitarnego światowego rządu. 29


208

Katarzyna Marak, Miłosz Markocki

Medycyna alopatyczna jest świetna w chwili zagrożenia życia. Ktoś, kto leży na reanimacji potrzebuje silnej dawki alopatii. Ale jak wstanie, powinien wiać od lekarzy i zająć się sobą sam lub z pomocą specjalisty od medycyny naturalniej. [...] Zwróć uwagę, jak narasta wrzawa wokół „zabobonów”. Media stają na głowie, żeby ludzi zniechęcić do zdrowego stylu życia i dobrego odżywiania oraz zmusić do leczenia alopatycznego. [...] Walę takie straszne tytuły, bo chcę ludźmi potrząsnąć i wyrwać ich z letargu. Niestety, wciąż wielu trwa w wierze w oficjalne bajki. Ale ich już nie da się obudzić. Sami wybiorą swoją przyszłość. Jeśli uważnie obejrzałaś te filmy, do pewnie zauważyłaś, że Unia nie przejmuje się szmuglem leków i że nie tylko te, trafiające do internetu mają lewe pochodzenie.

W wypowiedzi Astromarii widać, że wiara w prawdziwość twierdzeń zawartych w nagraniach z YouTube’a i przywiązywana do nich waga jest odwrotnie proporcjonalna do ich wiarygodności. Absurdalność i nierealistyczność twierdzeń przedstawianych w filmach zupełnie nie przeszkadzają Astromarii czy jej zwolennikom, o ile w jakikolwiek sposób wspierają lub potwierdzają ich wizję rzeczywistości. Co więcej, zawarte w filmach treści nie podlegają żadnej interpretacji, zaś wnioski ograniczają się tylko do jednej, „prawidłowej” wersji (oczywiście zgodnej z tezą wpisu, w którym zostało umieszczone dane hiperłącze). Powoływanie się na niepodważalną prawdę filmów z serwisu YouTube jeszcze wyraźniej pojawia się we wpisie Astromarii Życie czy medycyna alopatyczna: Od zawsze interesowałam się zdrowiem, ziołolecznictwem i dietetyką. W jednej z książek o makrobiotyce znalazłam zdanie, które zapadło mi w pamięć na zawsze: „Nie od chemii zachorowałeś i nie chemia przywróci ci zdrowie”. Zachorowałeś od niewłaściwego odżywiania, więc trucie organizmu toksyczną i obcą mu chemią jest zupełnie bez sensu, a nawet jest zabójcze. Chory organizm i bez tego jest osłabiony, a leki osłabiają go jeszcze bardziej. Dlatego jedyne, czego mu potrzeba, to naturalne witaminy, sole mineralne i enzymy zawarte w zdrowej i naturalnej żywności, ewentualnie zioła. [...] Jeśli jednak ktoś ma zamiar się upierać przy medycynie alopatycznej, mam dla niego przykrą wiadomość: ten upór może skończyć się nawet śmiercią. A dlaczego? Odpowiedzi udzielą Wam te filmy – oto czarna przyszłość Europy: Farmaceutyczny Wałek WHO – Kasacja Europy (1/3) (lektor pl)31 Farmaceutyczny Wałek WHO – Kasacja Afryki (1/3) (lektor pl)32

Poza zaufaniem wobec treści filmów zamieszczanych w sieci powyższy fragment ilustruje także zastępowanie nimi merytorycznych argumentów. 31  Łącza odsyłają do trzech części filmu Farmaceutyczny Wałek WHO – Kasacja Europy (1/3) [oraz 2/3 i 3/3] (lektor pl): https://www.youtube.com/watch?v=ULHKQz0tc_Q, https://www. youtube.com/watch?v=gTpeunnd9f0; https://www.youtube.com/watch?v=5lIrIdnCwwo [10.02. 2017]. 32  Łącza odsyłają do trzech części filmu Farmaceutyczny Wałek WHO – Kasacja Afryki (1/3) [oraz 2/3 i 3/3] (lektor pl): https://www.youtube.com/watch?v=8Ee6xo5HDTk, https:// www.youtube.com/watch?v=cBGSpo3x9aQ; https://www.youtube.com/watch?v=stPclzdhY5c [10.02.2017].


Rola społeczności użytkowników i narzędzi sieciowych...

209

W efekcie kumulacji wymienionych czynników węzeł informacyjny Jestem za, a nawet przeciw staje się specyficznym miejscem w sieci. Na jego wyjątkowy charakter składają się trzy czynniki. Po pierwsze, pełna kontrola nad zawartością oraz formą wpisów i komentarzy na blogu, jaką sprawuje Astromaria jako administratorka tego węzła informacyjnego. Tym samym jedyną wersją dyskusji, do której mają dostęp czytelnicy, jest ta, którą ukształtowała na własne potrzeby Astromaria. Po drugie, bezgraniczne zaufanie do źródeł internetowych oraz osób je publikujących na blogu i w sekcji komentarzy. Informacja, którą podano na blogu Astromarii, musi być prawdziwa (według użytkowników węzła), jeśli nie została usunięta przez administratorkę, a autor nie został zablokowany. Po trzecie, wysoka tolerancja czytelników i komentatorów na wszelkie rodzaje piętnowanej wiedzy oraz poziom alternatywności wizji rzeczywistości Astromarii i stałych członków jej węzła infomacyjnego. To połączenie prowadzi do kuriozalnych sytuacji i twierdzeń wypowiadanych nie tylko przez autorkę bloga, ale również przez niektórych użytkowników. Przykładem może być komentarz pod wpisem Film o witaminach użytkownika o nazwie Przemysław Ilukowicz: Dabja Krzak, były prezydent USA, zapytany czy się zaszczepił na grypę (?) powiedział z głupawym uśmiechem: „W naszej rodzinie, my się nie szczepimy.” Bo on, jak powszechnie wiadomo, z rodziny Amiszów pochodzi. Patrz > G. Edward Griffin „Świat bez raka. Opowieść o witaminie B17” od str. 151.

Najbardziej zaskakuje w tej wypowiedzi podanie przez autora nazwiska nieistniejącego prezydenta USA (Dabja Krzak33), którego wychowanie ma stanowić argument przeciwko zorganizowanej medycynie. Fakt, że Dabja Krzak jest całkowicie zmyśloną postacią, nie przeszkadza Ilukowiczowi dodawać szczegółów, które mają uwiarygodnić tę postać – jak „powszechnie znane” pochodzenie z „rodziny Amiszów” czy wyraz twarzy nieistniejącego prezydenta podczas zmyślonej rozmowy. Na pierwszy rzut oka niewiele zdaje się łączyć postawę antyszczepionkową, chemtrails, astrologię, homeopatię, nieistniejących prezydentów i UFO. Jednak na blogu Astromarii widać, że stworzona wokół niego społeczność może łączyć je wszystkie w jedną spójną narrację. Narracja ta odrzuca autorytet nauki i metody naukowej, a dowartościowuje dowód anegdotyczny oraz szuka sensu w niezwiązanych ze sobą zjawiskach, aby nadać światu pewien porządek, bez względu na to, jaki miałby on być, byle opierał się na manichejskiej zasadzie walki dobra i zła. Badanie tego węzła informacyjnego uświadamia, że rozpowszechnianie alternatywnych wizji rzeczywistości nie musi zachodzić stopniowo 33  Postać ta ma prawdopodobnie związek z byłym prezydentem USA, George’em W. Bushem. Jednak żaden element życiorysu ani wypowiedzi Busha w najmniejszym stopniu nie pokrywa się z przedstawionym w komentarzu scenariuszem. Imię jest jednak tak zdeformowane, że nie mamy pewności, czy to tylko spolszczenie, czy zmyślona postać.


210

Katarzyna Marak, Miłosz Markocki

ani wiązać się z popadaniem w coraz większy absurd. Podróż badacza nie przypomina tu pracy geologa, który przechodzi przez warstwy coraz dziwniejszych treści, a raczej badanie gobelinu, w którym osnowę stanowią poruszane wątki (np. złe korporacje, NWO, samoleczenie metodami „naturalnymi”), które nie wymagają szczegółowego omawiania, ale nieodmiennie wracają w dyskusjach. Na tej osnowie tkane są bardziej szczegółowe, barwniejsze obrazy (szczepionki jako narzędzie masowego ludobójstwa, leczenie raka lewatywą z kawy, niewidzialni kosmici o innej gęstości). Ponieważ internet umożliwia horyzontalne rozpowszechnianie informacji (horizontal sharing of information)34, nie powinno dziwić nagromadzenie w jednym miejscu w sieci (blog Jestem za, a nawet przeciw) tak wielu różnych, niekoniecznie powiązanych ze sobą alternatywnych wizji rzeczywistości. Specyfika sieci umożliwia twórcom tych alternatywnych wizji szybkie dzielenie się nimi z innymi użytkownikami, zwłaszcza dzięki powstawaniu stron, blogów i forów poświęconych tego rodzaju alternatywnemu myśleniu, zaś narzędzia sieciowe pozwalają na kontrolowanie i wykluczanie niechcianych treści i osób. Wykorzystanie narzędzi właściwych środowisku sieciowemu do tworzenia tej alternatywnej wizji rzeczywistości i jej porządku ma wiele konsekwencji, które były niemożliwe przed erą internetu. Sam internet nie powoduje, że ludzie bardziej skłaniają się ku konspiracjonizmowi, lecz sprawia, że takie poglądy i teorie są znacznie łatwiej dostępne i bardziej widoczne (zwłaszcza przy użyciu czerwonej czcionki rozmiar 30). Summary The paper is a case study of blog Jestem za, a nawet przeciw (astromaria.wordpress. com). The aim of the text is to demonstrate how the blog author represents reality in an alternative way with particular emphasis on the specific use of characteristic way in which text and information function online, as well as the internet-specific tools. The subject of the analysis includes also the significance of the local node of meaning that is astromaria.wordpress.com for like-minded individuals, as well as the peculiarities of the worldview constructed by the blog author by means of conscious and precise application of the tools offered by the WordPress platform. It is also important to note that the factual content of the blog posts and comments are not subject to analysis, and only the manner in which they contribute to constructing an alternative view of reality through their form and performance online are discussed. Keywords: node of meaning, web tools, conspiracism, online conspiracism, alternative view of reality, inclusion, exclusion Słowa kluczowe: węzeł informacyjny, narzędzie sieciowe, konspiracjonizm, konspiracjonizm w sieci, alternatywna wizja rzeczywistości, włączanie, wykluczanie 34  J. Rosen, The People Formerly Known as the Audience, w: M. Mandiberg (red.), The Social Media Reader, New York 2012, s. 14.


Samuel Maruszewski Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Instytut Kulturoznawstwa

Wspólnotowy charakter facebookowych grup mieszkaniowych. Raport z badania

Do sproblematyzowania tematyki prezentowanego badania skłoniły mnie kilkumiesięczne poszukiwania prowadzone na dużych portalach związanych z obrotem nieruchomościami (Olx.pl, Gumtree.pl, Otodom.pl) i uczestnictwo w facebookowych grupach mieszkaniowych. W okresie od października do stycznia 2017 r. próbowałem znaleźć na poznańskim rynku mieszkaniowym kawalerkę do wynajęcia, która przy kwocie przeze mnie przewidzianej spełniałaby minimum standardów estetycznych. Zrezygnowany po codziennym bezskutecznym przeszukiwaniu wymienionych portali – które z definicji powinny być w tym pomocne, a ku mojemu zaskoczeniu nie spełniły swojej roli – postanowiłem zwrócić się w stronę facebookowych grup mieszkaniowych. Grupy te, zakładane przez użytkowników na platformie największego medium społecznościowego, umożliwiają szybkie zamieszczanie prywatnych, najczęściej lokalnych ogłoszeń i bezpośredni kontakt z właścicielem lokalu (którego awatarowa figuracja – co istotne – może zostać poddana szybkiej weryfikacji). Grupy takie, które może założyć każdy użytkownik Facebooka, powinny – przynajmniej w założeniu i w odróżnieniu od portali profesjonalnych – gwarantować brak udziału zawodowych pośredników (agentów nieruchomości) w transakcji, zawierać rzeczywiste, nieprzekłamane oferty i oferować wielostronną pomoc innych członków internetowej społeczności, również w kwestii udzielania rekomendacji ofertodawcom i ofertom. Zapoznanie się ze sposobem funkcjonowania tych grup stało się inspiracją do przeprowadzenia opartego na obserwacji uczestniczącej badania. W badaniu tak zarysowanego lokalnego – a zatem odzwierciedlającego przynajmniej w pewnym zakresie przestrzeń miejską – wymiaru przestrzeni wirtualnej głów-


212

Samuel Maruszewski

ny problem badawczy dotyczył weryfikacji wstępnego założenia o oddolnym charakterze facebookowych grup mieszkaniowych, w tym ich ewentualnego umiejscowienia poza rynkiem nieruchomości. W tym celu szukałem powiązań, które świadczyłyby o tym, że członkowie grup rozumianych jako zbiorowości społeczne są sobie pomocni, czyli takich interakcji, w których w komunikacji zapośredniczonej komputerowo prowadzonej między użytkownikami ujawniałyby się oznaki działań wspólnotowych i wspólnototwórczych. Interesowało mnie zatem, czy grupy mieszkaniowe są faktycznie grupami, które łączą działania ponadinteresowne – wirtualne odpowiedniki lokalnego patriotyzmu i pomocy sąsiedzkiej – z potrzebą dbania o „wspólne dobro”. Mając na uwadze założenie Bruna Latoura, że „nie ma grup, tylko procesy grupotwórcze”1, uważnie przyglądałem się procesom formującym zbiorowość poznańskich lokatorów w środowisku internetowym. Postawiłem następujące pytania badawcze: W jaki sposób nawiązywane są i przebiegają wzajemne interakcje członkiń i członków grupy? Czy działania zorientowane na wzajemną pomoc rzeczywiście mają tam miejsce? Czy grupy mieszkaniowe nie są wreszcie jedynie kolejnymi platformami rynkowymi, łudzącymi fałszywym, powierzchownym charakterem działań oddolnych? Podczas badań interesowały mnie szczególnie sytuacje, w których uczestnicy grupy prowadzili wymianę zdań, pomagali sobie, polecali i ostrzegali, czyli przejawiali różne formy „wspólnego życia”2. To na podstawie takich wirtualnych działań wstępnie można wnioskować, że dana grupa choć w minimalnym stopniu stanowi zbiorowość o wspólnym systemie wartości. Moim drugim celem było zweryfikowanie w praktyce, czy treść internetowych grup mieszkaniowych rzeczywiście w większości stanowią niezależne od dużych portali ogłoszenia, a więc czy ten sposób poszukiwania lokum stanowi godną uwagi alternatywę wobec wspomnianych portali komercyjnych. Te problemy badawcze można podsumować, ujmując je w dwa pytania: 1. Czy na grupach mieszkaniowych dochodzi do działań o charakterze wspólnotowym i wspólnototwórczym? 2. Czy grupy mieszkaniowe rzeczywiście cechuje oddolny charakter, tj. czy naprawdę powstają one i funkcjonują poza zakresem działań znanych portali obrotu nieruchomościami? Warto zaznaczyć, że poszukując w Poznaniu ładnego (zadbanego, niezniszczonego i choć trochę „urządzonego”) mieszkania bez konieczności wydania równowartości co najmniej miesięcznego czynszu na pośrednictwo agencji nieruchomości, z góry traci się – według moich szacunków – około jednej czwartej atrakcyjnych ofert najpopularniejszych portali, ponieważ 377 na 1500 ofert  B. Latour, Splatając na nowo to, co społeczne. Wprowadzenie do teorii aktora-sieci, tłum. A. Derra, K. Abriszewski, Kraków 2010, s. 39. 2  Ibidem, s. 27. 1


Wspólnotowy charakter facebookowych grup mieszkaniowych...

213

na portalach ogłoszeniowych Olx, Gumtree i Otodom jest składanych właśnie przez pośredników. Postrzegane z tej finansowo wymagającej perspektywy grupy mieszkaniowe (jak i wszelkie oddolnie tworzone grupy „giełdowe” typu „sprzedam/zamienię”) stają się nie dość że atrakcyjną alternatywą, ale także swoistą techniką oporu wobec współczesnego kapitalizmu. Stanowią one bowiem miejsca, gdzie za ogłoszenia się nie płaci, a o kolejności wyświetlania ofert nie decydują opłacone wyróżnienia i promowania, tylko aktywność komentujących członków. Aby grupy zachowały taki właśnie oddolny, niezaburzony przez działania marketingu internetowego charakter, niezbędna jest zaangażowana postawa administratorów tychże stron, ponieważ aktywność agentów nieruchomości, fałszywych profili oraz wszelkiego rodzaju spamerów jest na grupach bardzo wysoka. W odróżnieniu od internetowych portali nieruchomości grupy facebookowe oferują możliwość komentowania ofert i otrzymywania informacji zwrotnej od innych użytkowników. W idealnej sytuacji oznacza to, że osoba, która obejrzała mieszkanie i uznała, że jest ono niezgodne z opisem, wystawi negatywny komentarz właścicielowi. Jedną z grup, której byłem członkiem, noszącą nazwę „Wynajem, czarna lista lokatorów i wynajmujących”, rzeczywiście znamionuje taki kolektywno-obronny mechanizm. Tak brzmi jej opis: „Grupa ma na celu stworzenie czarnej listy lokatorów, którzy żerują na osobach wynajmujących mieszkania i odwrotnie”. Na rzeczonej liście użytkownicy umieszczają lokatorów i właścicieli mieszkań, którzy nie wywiązali się z warunków umowy, dokonali szkód materialnych lub po prostu zniknęli bez śladu. Dochodziło tu do zdarzeń, w których poszczególni użytkownicy ujawniali i upubliczniali niepożądane zachowania lokatorów, tym samym pomagając nieświadomym potencjalnym właścicielom. I tak opisano tam np. sytuację, gdy wynajmujący, który „na Olx podaje się jako pracujący chłopak, w rzeczywistości ma pięćdziesiąt lat i wątpliwe, czy gdzieś pracuje”, zmuszał trzy lokatorki do sprzątania za niego całego domu („preferuje darmowe sprzątaczki”). Najpierw zresztą „robił wszystko, żeby uprzykrzyć życie” mieszkankom: „notoryczny bałagan w kuchni i łazience, niespuszczanie odchodów, oddawanie moczu do umywalki i na szczoteczki do zębów”, by następnie wyrzucić je z mieszkania „z dnia na dzień”. Na grupie opisano także parę – małżeństwo najemców, którzy „nie zapłacili czynszu ani opłat za cztery miesiące, okradli mieszkanie ze wszystkiego, nawet kontakty i żyrandole powyrywali”, a później uciekli. Do „czarnej listy” dopisano także „osobnika, który w Łodzi szuka pokoju. Wydaje się miły i aż szkoda go, ale jak zamieszka, to okazuje się kłamcą, seksistą i niesamowicie zapuszcza pokój. Zarzekał się, że jest osobą niepalącą, po czym palił w pokoju i obnosił się z tym, że zawsze okłamuje ludzi co do palenia”. Jedna z członkiń grupy opisała sytuację wynajmu, w której najemcy uważali, że to ona „ma sprzątnąć mieszkanie, wyprać zgniły dywan, wymienić obicie sofy, umyć okna, kuchenkę, szafę i wynieść śmieci”.


214

Samuel Maruszewski

Jeśli zaś chodzi o przykład lokalnej grupy miejskiej, który mógłby posłużyć jako punkt odniesienia dla opisu zbiorowości internetowej o wspólnotowym rysie, jako charakterystyczny casus można podać osławioną w studenckich (i nie tylko) kręgach „Inicjatywną i nieformalną grupę jeżycką”, liczącą 22 718 członków (stan na 17.01.2018, grupa zamknięta). Społeczność ta posiada istotowe znamiona wspólnoty: poczynając od silnego poczucia lokalnej wspólnoty tożsamościowej (użytkownicy zwracają się do siebie per „Drogie Jeżyki”, „Jeże”, „Jeżyczanie”), przez własny język („wj”, czyli „waluta jeżycka”, co oznacza zazwyczaj alkohol, czekoladę lub inny preferowany przedmiot wymiany barterowej), aż do przyświecającej grupie nadrzędnej idei sąsiedzkiej pomocy wzajemnej („chętnie oddam za darmo”, „oddam za uśmiech”, „chętnie pomogę”). Wspólnotę rozumiem tu jako „ukonstytuowany w szczególny sposób zespół relacji opartych na czymś, co łączy ich uczestników”3. W tym przypadku jest to fakt bycia częścią lokalnej społeczności mieszkańców dzielnicy miasta Poznania, którzy oprócz „zajmowania wspólnego terytorium” wchodzą w interakcje i podejmują „współdziałania w procesie zaspokajania potrzeb na gruncie wspólnych wartości i norm”4. Te ostatnie w przypadku omawianego badania wiążą się z kolektywnymi działaniami na rzecz poprawy warunków lokatorskich i wzajemnej pomocy sąsiedzkiej. Mimo że we współczesnej kulturze trudno jednoznacznie oddzielić to, co wirtualne, od tego, co realne, empiryczne przekroczenie statusu jedynie grupy internetowej dokonuje się w nawiązywaniu przez aktorów „Inicjatywy i nieformalnej grupy jeżyckiej” niezapośredniczonych wirtualnie relacji. Z tego powodu grupę tę można uznać za przykład tego, co daje netnografii płodny teren badań, a aktywistom otwartej kultury pokroju Lawrence’a Lessiga – nadzieję na przyszłość. Członkowie grupy dzielą się nieodpłatnie także umiejętnościami, np. fotograficznymi czy fryzjerskimi, oraz autorskimi treściami, takimi jak utwory muzyczne. Jako przykład wspólnoty, której narzędzia komunikacji komputerowo zapośredniczonej służą do rozszerzania i usprawniania kontaktów face-to-face, „Grupa jeżycka” stanowi dobry punkt odniesienia dla przedmiotów niniejszego badania, czyli poznańskich grup mieszkaniowych. W swoim badaniu uwzględniłem osiem tych ostatnich (pisownia nazw oryginalna): „Poznań wynajmę/ szukam mieszkanie”, 53 395 członków [stan na 17.01.2018], grupa zamknięta, „Mieszkania Poznań”, 20 039 członków [stan na 17.01.2018], grupa zamknięta, „Poznań Wynajmę Pokoje i Mieszkania”, 13 271 członków [stan na 17.01.2018], grupa otwarta, 3  Wspólnota, w: G. Marshall (red.), Słownik socjologii i nauk społecznych, tłum. M. Tabin, Warszawa 2004, s. 428. 4  Społeczność lokalna, w: M. Pacholski, A. Słaboń, Słownik pojęć socjologicznych, Kraków 2001, ss. 188-189.


Wspólnotowy charakter facebookowych grup mieszkaniowych...

215

„Wynajem mieszkań, domów i pokoi – POZNAŃ & okolice”, 4415 członków [stan na 17.01.2018], grupa zamknięta, „Wynajmę Pokoje Mieszkania Poznań”, 4157 członków [stan na 17.01.2018], grupa zamknięta, „Poznań- Wynajem mieszkań bez prowizji”, 2420 członków [stan na 17.01.2018], grupa zamknięta, „Nieruchomosci UAP”, 1412 członków [stan na 17.01.2018], grupa zamknięta, „WYNAJEM CZARNA LISTA LOKATORÓW I WYNAJMUJĄCYCH”, 1500 członków [stan na 17.01.2018], grupa zamknięta.

Zapisałem się do wszystkich poznańskich grup mieszkaniowych o liczbie członków powyżej 1000 osób. Warto zaznaczyć, że wiele spośród mniej licznych zbiorowości tego typu to całkowicie zdominowane przez spam, pełne botów strony, które przy pierwszej sposobności, czyli po przekroczeniu liczby kilkuset użytkowników, zostały sprzedane. Najpierw przez kilka miesięcy brałem czynny udział w życiu wszystkich grup: działałem w nich, pisząc posty, komentując i udzielając potencjalnie pomocnych informacji, a tym samym stając się „tubylczym” aktorem. Następnie przeanalizowałem treść aktywności grupowej z tego okresu (a niektórych grup od początku istnienia) wszystkich wymienionych społeczności pod kątem wzajemnej interakcji ich użytkowników oraz liczby ofert niepublikowanych na popularnych portalach mieszkaniowych. Wystosowałem także do wszystkich administratorów kilka pytań w prywatnej wiadomości, aby móc ocenić „wspólnotowość”, niezależność i oddolny charakter tych społeczności na podstawie wypowiedzi samych aktorów. Chciałem dowiedzieć się, czy administratorzy otrzymywali oferty kupna, czy może takie przyjęli, oraz czy ich zdaniem członkowie grup są sobie pomocni. Po ilościowej analizie ogłoszeń wszystkich przedmiotów badania doszedłem do wniosku, że około jednej trzeciej ofert na grupach stanowiły odnośniki do dużych portali nieruchomości. Następnie skupiłem się na „oddolno-wspólnotowym” wymiarze grup, poszukując spamu, botów i reklam oraz badając relacje między użytkownikami, szczególnie zwracając uwagę na wszelkie formy polecania, ostrzegania i informowania przed zagrożeniami czyhającymi na osobę wchodzącą na poznański rynek nieruchomości, czy to jako właściciel, czy jako wynajmujący. Warto tu wspomnieć o istotnej cesze społeczności internetowych, którą tak ujął Dariusz Jemielniak: Osią jednoczącą społeczności wirtualne częściej niż w przypadku społeczności tradycyjnych wydaje się być także radykalna ideologia, której polaryzacja i budowanie są możliwe dzięki wykorzystaniu „bogactwa sieci” (Benkler 2006), polegającego


216

Samuel Maruszewski

m.in. na zminimalizowaniu wkładu, który jest potrzebny, aby brać udział we współpracy i działaniach zbiorowych5.

W związku z tym „minimalnym wkładem”, który potrzebny jest, żeby uczestniczyć w życiu grupy (wystarczy do niej dołączyć), uznałem, że udzielanie o sobie prywatnych informacji, wrzucanie zdjęć, wszelkie oznaki wzajemnej pomocy, chęci poprawy funkcjonowania grupy czy polecania konkretnych lokatorów oraz mieszkań, można interpretować już jako działania wspólnotowe – ma to bowiem charakter „nadobowiązkowy”. Również usuwanie wszelkich „błędów systemu” (fałszywe konta, „arabski” spam, oszuści, agencje nieruchomości, firmy remontowe i sprzątające ogłaszające swoje usługi, próby sprzedaży odzieży, samochodów, mebli, naprawa telefonów czy oferty pracy) można interpretować jako współdziałanie na rzecz grupy. Zaobserwowałem także sytuacje, w których użytkownicy negatywnie komentowali mieszkania o niskim standardzie, zniechęcając innych lub wskazując na elementy, których inni nie zauważyli na zdjęciach (zepsute biurko, uszkodzone drzwi). Osobnym przypadkiem oddolnej praktyki „ostrzegania” jest stworzona tylko w tym celu wspomniana wyżej grupa „Wynajem czarna lista lokatorów i wynajmujących”, na której użytkownicy dzielą się głównie danymi nieuczciwych lokatorów i właścicieli. Można powiedzieć, że taka inicjatywa ma w dużej mierze altruistyczny charakter, ponieważ polega ona tylko i wyłącznie na chęci pomocy (lub ewentualnie zaszkodzenia) innym użytkownikom, a nie ma z niej jakichkolwiek materialnych korzyści. Istnieją też inne sposoby „ostrzegania” właściwe tylko medialnej platformie, jaką jest Facebook. Istotna jest tu przede wszystkim możliwość weryfikacji czyichś intencji lub tożsamości na podstawie wspólnych znajomych. Jeśli dzielimy znajomych z danym użytkownikiem, rośnie zaufanie do jego osoby, a tym samym prawdopodobieństwo dokonania z nim transakcji lub zawiązania relacji. Zawsze możemy zapytać znajomego, „co myśli o tej czy tamtej osobie”. Kiedy odpowiedź jest pozytywna, chętniej podejmiemy potencjalnie ryzykowne dla nas działanie. Kiedy czyjaś opinia okaże się jednak mniej nieposzlakowana, możemy zostać w porę ostrzeżeni przed nieuczciwym właścicielem, jak to miało miejsce na przykład w moim doświadczeniu. Po opublikowaniu posta na grupie „Poznań wynajmę/ szukam mieszkanie” otrzymałem wiadomość prywatną od dziewczyny, która podając się za właścicielkę dużego mieszkania w centrum miasta, zaoferowała mi jego wynajem w bardzo atrakcyjnej cenie. Kwota ta była tak zaskakująco niska, że wzbudziło to moją nieufność. Zauważywszy, że mam z potencjalną wynajmującą jednego facebookowego znajomego, postanowiłem zwrócić się niego w celu weryfikacji informacji, których dostarczono 5  D. Jemielniak, Netnografia, czyli etnografia wirtualna – nowa forma badań etnograficznych, „Prakseologia” 154/2013, s. 101.


Wspólnotowy charakter facebookowych grup mieszkaniowych...

217

mi na temat oferowanej nieruchomości. Po dłuższej rozmowie okazało się, że dziewczyna nie posiada żadnego mieszkania, a podawane przez nią informację są fałszywe. Tym sposobem udało mi się uniknąć potencjalnie przykrej sytuacji i bycia oszukanym. Na podstawie przeprowadzonych przeze mnie badań i w związku ze zgromadzonymi danymi mogę przedstawić następujące odpowiedzi na postawione pytania badawcze. Po pierwsze, przebadane przeze mnie grupy mieszkaniowe (a szczególnie trzy najbardziej liczne z nich) przedstawiają się jako alternatywa wobec dominujących w internecie, komercyjnych i intensywnie promowanych portali nieruchomości. Zdecydowana większość (ok. 70%) ogłoszeń trafiających do grup to rzeczywiście oferty prywatne, których próżno szukać gdzie indziej. Wszyscy administratorzy grup na wystosowane przeze mnie pytania o czerpanie z nich korzyści materialnych odpowiadali przecząco, a pytani o wzajemną pomoc użytkowników natomiast – afirmująco. Na drugie pytanie badawcze o oddolny charakter grup mogę zatem odpowiedzieć w tym świetle zdecydowanie twierdząco. Po przyjrzeniu się wieloaspektowym relacjom członków wymienionych społeczności na pierwsze pytanie badawcze dotyczące wspólnotowego charakteru podejmowanych na nich działań także muszę udzielić pozytywnej odpowiedzi. Obserwowane przeze mnie osoby pomagały sobie bowiem na różne sposoby: polecały innych, nakierowywały na właściwe sposoby działania (np. linkując, tłumacząc, gdzie warto szukać), krytykowały mieszkania o niskim standardzie lub zawyżonej cenie, ostrzegały przed oszustami, wyborem niebezpiecznej ulicy oraz dbały o „wspólne dobro”, zgłaszając administratorowi spam i wątki niezwiązane z oferowaniem/poszukiwaniem nieruchomości. Chociaż zgromadzony materiał badawczy nie daje podstaw do jednoznacznego twierdzenia, że wszystkie internetowe grupy mieszkaniowe mają charakter wspólnotowy, ponieważ trudno byłoby mówić o silnym poczuciu odrębnej tożsamości osób poszukujących mieszkań, to przy całej przygodności działań związanych zazwyczaj z poszukiwaniem mieszkania użytkownicy z pewnością przejawiają takie zachowania, jak pomoc innym poszukującym („sprawdź na Różanej 29”) czy ostrzeganie innych („uwaga na Pana P...”). Użytkownicy niewątpliwie budują także zbiorowości „licznej świty tworzących grupę, mówiących grupę i podtrzymujących grupę”6, podobnie jak w przypadku znacznie bardziej zasługującej na miano wspólnoty „Inicjatywnej i nieformalnej grupy jeżyckiej”. Dodam, że ostatecznie znalazłem mieszkanie poprzez jeden z dużych portali komercyjnych, choć grupy mieszkaniowe wiele mnie nauczyły. Prawie zdecydowałem się na mieszkanie z ogłoszenia na jednej z nich, a także znacząco poszerzyłem swoją znajomość rynku oraz prawa lokatorskiego.  B. Latour, Splatając na nowo to, co społeczne..., s. 46.

6


218

Samuel Maruszewski

Niniejsze niewielkie skądinąd badanie potwierdziło, że nie należy, wbrew bardziej konserwatywnym podejściom etnograficznym, uznawać zachowań wirtualnych za mniej znaczące od tych niezapośredniczonych technicznie, „także wobec coraz większej obecności rzeczywistości wirtualnej życiu codziennym, posuniętej wręcz do tego stopnia, że granice pomiędzy światem wirtualnym a »realnym« są w dużym stopniu umowne”7. Przestrzeń internetu jest światem zachowań społecznych tak samo realnych, jak świat życia nieuwarunkowany technicznie, nawet jeśli nie wszystkie jego procesy są indukowane przez sprawstwo ludzkich aktantów. Dlatego „całkowicie akceptowalne jest określanie […] słowem »społeczny« śladu powiązań pomiędzy elementami heterogenicznymi”8, takimi jak boty czy reklamy publikowane na stronach. „Ruchy ponownego wiązania i splatania” ewidentnie występują też pomiędzy działaniami algorytmicznych bytów nie-ludzkich a ludzkimi aktorami, którzy w reakcji na aktywność tych pierwszych zgłaszają to administratorom, „dają się nabrać” i odpowiadają na zautomatyzowane wypowiedzi, rzadziej zaś sami opuszczają grupę, uznając ją za nieefektywną („admin znowu śpi”, „ta grupa zeszła na psy, pora ją opuścić”). „Przypisanie ścisłej roli czynnikom pozaludzkim” i „przypisanie ich do grupy za pomocą serii »rozmontowujących« oddziaływań, które wykonują”9 czasem paradoksalnie może więc umacniać te zbiorowości. Ciekawym zjawiskiem pobocznym zaobserwowanym w badanych przeze mnie grupach, a mogącym wpłynąć w pewien sposób na skomplikowanie procesu badawczego, był różnorodny spam, wspomniane „błędy systemu”, które upośledzają zadaniowy charakter grup (ogłaszające się na nich firmy sprzątające, remontowe, transportowe, ludzie sprzedający różne przedmioty, dietetycy etc.) i reakcje, jakie one wywoływały. Można to zjawisko opisać za pomocą poczynionego przez Latoura rozróżnienia na tzw. zapośredniczenia (przezroczyste, ustabilizowane sytuacje przenoszące wiązanie) i mediatorów (sytuacje niepewne, negocjujące wyniki wiązania): W przypadku zapośredniczeń nie ma tajemnicy, ponieważ to, co mamy na wejściu, całkiem dobrze przewiduje to, co mamy na wyjściu [...] W przypadku mediatorów sytuacja jest odmienna: przyczyny nie pozwalają wydedukować skutków, ponieważ są one po prostu zdarzeniami, okolicznościami i precedensami. W rezultacie w międzyczasie może pojawić się wielu obcych [...] mediatorów uruchamiających innych mediatorów; wtedy może wystąpić wiele nowych i nieprzewidywalnych sytuacji (sprawią oni bowiem, że rzeczy robią inne rzeczy, niż się spodziewaliśmy)10.

D. Jemielniak, Netnografia, czyli etnografia wirtualna..., s. 111.  B. Latour, Splatając na nowo to, co społeczne..., s. 11.  9  Ibidem, ss. X, 42. 10  Ibidem, ss. 84-85.  7  8


Wspólnotowy charakter facebookowych grup mieszkaniowych...

219

Wspomniane przeze mnie działania spamerskie nie stanowiły jednak tylko „szumu”, lecz wytwarzały kolejne powiązania, również dlatego, że niektórzy użytkownicy odpowiadali na ogłoszenia niezwiązane z rynkiem mieszkaniowym, np. wyrażając chęć wynajęcia firmy transportowej lub zakupu używanych butów. Jak widać, w internecie wiele zaskakujących powiązań okazuje się nie tylko możliwych, ale i efektywnych, a działania społeczne przyjmują najróżniejsze, także te nieprzewidywalne formy. Przeprowadzone przeze mnie badanie mogłoby się doczekać kontynuacji (choć niekoniecznie w polu „grup mieszkaniowych”) i stanowić wkład w lepsze zrozumienie funkcjonowania zbiorowości miejskich i ich internetowych rozszerzeń. Stanowią one reprezentatywny przykład (licząc w sumie kilkadziesiąt tysięcy użytkowników) możliwości zawiązywania działań wspólnotowych w sferze wirtualnej, mających zarazem znamiona lokalnego patriotyzmu, bezinteresownych działań kolektywnych i „sąsiedzkich”. Dowodzi to, że serwisy społecznościowe oprócz oferty spędzania czasu w wirtualnej rzeczywistości awatarów, wiążącej się z autokreacją i autostylizacją oraz będąc potencjalnym „zabójcą czasu”11, mogą także stanowić użyteczne narzędzie wspólnotowe i wspólnototwórcze. Umożliwiają tworzenie nowych powiązań, więzi społecznych oraz wzajemną pomoc sąsiedzką w kwestiach jak najbardziej niewirtualnych i mających realne skutki w rzeczywistości. Przestrzeń wirtualna okazuje się tym samym obiecującym obszarem badań prowadzonych przy wykorzystaniu metod badań społecznych i miejskich, dając możliwość obserwacji i uczestnictwa w powiązaniach, które w sposób istotny budują współczesną zurbanizowaną rzeczywistość. Summary The text is a raport of a research conducted online on Facebook housing groups. This research was meant to investigate whether Facebook housing groups, based on their users’ feedback and non-commercial oriented nature, are a good alternative to big housing websites. The main focus was to determine if any kind of community- founding actions take place on these groups, by comparing them to other Facebook communities and traditional sociological understanding of what community is. Keywords: housing groups, community-making activities, grassroots activities, internet etnography Słowa kluczowe: grupy mieszkaniowe, działania wspólnototwórcze, działania oddolne, etnografia internetu

W. Chyła, Media jako biotechnosystem. Zarys filozofii mediów, Poznań 2010, s. 117.

11



Magdalena Jackowska Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Instytut Kulturoznawstwa

Znaczenie telewizji mobilnej w pejzażu medialnym młodych Polaków

Pomimo stopniowego odpływu widzów sprzed telewizorów w kierunku internetu telewizja wciąż pozostaje jedną z najpopularniejszych form spędzania wolnego czasu1. Nadal dostarcza rozrywki, bieżących informacji oraz edukuje swoich odbiorców. Wydaje się, że rewolucja cyfrowa, fragmentaryzacja odbiorców oraz dostępność treści telewizyjnych w internecie nie wpłynęły drastycznie na tradycyjną telewizję. W III kwartale 2016 r. według raportu KRRiT statystyczny Polak oglądał telewizję przez 3 godziny 56 minut dziennie, dokładnie tyle co w roku poprzednim2. Średnia wielkość widowni minutowej wyniosła około 5 mln 832 tys. W analogicznym okresie w 2014 r. czas spędzony przed telewizorem wynosił 3 godziny 53 minuty3. Pomiary wskazują, że popularność telewizji w ostatnich latach nie słabnie, jednak wiele badań nad praktykami odbiorczymi dowodzi ich daleko idących przemian związanych z upowszechniającymi się nowymi technologiami oraz dostępem do internetu. Coraz więcej młodych widzów decyduje się na migrację w kierunku telewizji mobilnej, rozumianej jako oglądanie treści wyprodukowanych przez telewizję za pomocą mobilnych urządzeń elektronicznych z dostępem do internetu. Jednak nawet ta mobilna publiczność nie rozstaje się ostatecznie z odbiornikami telewizyjnymi.  A. Szeliga, Dzisiaj obchodzimy Światowy Dzień Telewizji. „Telewizja nie zniknie”, http:// www.wirtualnemedia.pl/artykul/dzisiaj-obchodzimy-swiatowy-dzien-telewizji-telewizja-niezniknie [4.07.2017]. 2  Rynek telewizyjny w III kwartale 2016 r., http://www.krrit.gov.pl/dla-nadawcow-ioperatorow/kontrola-nadawcow/badania-odbioru-programow-radiowych-i-telewizyjnych/ rynek-telewizyjny/raporty-kwartalne/ [4.07.2017]. 3  Rynek telewizyjny w IV kwartale 2014 r., http://www.krrit.gov.pl/dla-nadawcow-i-operatorow/kontrola-nadawcow/badania-odbioru-programow-radiowych-i-telewizyjnych/rynek-telewizyjny/raporty-kwartalne/ [4.07.2017]. 1


222

Magdalena Jackowska

Celem niniejszego artykułu jest przyjrzenie się praktykom odbiorczym młodych Polaków i próba określenia miejsca telewizji oraz jej treści w ich pejzażu medialnym. Omówione w nim badanie przeprowadzone wśród grupy studentów kulturoznawstwa4 wykazało, że choć telewizja nie traci na znaczeniu, a jej treści w istotnym stopniu wypełniają medialny krajobraz młodych ludzi, to coraz bardziej powszechna staje się telewizja mobilna chętnie oglądana na ekranach laptopów, tabletów czy smartfonów. Także programy wybierane przez młodych widzów często wykraczają poza telewizyjną ramówkę. Telewizja mobilna staje się rozrywką szytą na miarę widza z treści powszechnie dostępnych w internecie i odpowiadającą w pełni jego preferencjom. Coraz częściej zjawisko zappingu5, rozumiane jako swoiste „podróżowanie” między kanałami telewizyjnymi i kojarzone głównie z tradycyjną telewizją, jest zastępowane przez multiscreening, czyli przełączanie treści i uwagi pomiędzy ekranami urządzeń elektronicznych. W tak zróżnicowanym krajobrazie medialnym na pierwszy plan wysuwają się innowacyjne praktyki skoncentrowane wokół mediów. Z tego względu Nick Couldry proponuje przyjęcie nowego paradygmatu w badaniach nad mediami, który przesuwał środek ich ciężkości z tekstów w kierunku odbiorczych praktyk: [...] traktuję media jako otwarty zbiór praktyk związanych z mediami czy wokół nich zorientowanych. [...] paradygmat, który proponuję, wychodzi nie od tekstów mediów czy instytucji medialnych, ale od praktyk – niekoniecznie praktyk widowni – od praktyk zorientowanych na media, w całej rozciągłości tego tematu. Po prostu: co ludzie robią w związku z mediami we wszystkich możliwych sytuacjach i kontekstach6.

Broadcasting, rozumiany jako nadawanie masowe, nierozerwalnie związane z masowymi mediami, do których należy telewizja, traci obecnie na znaczeniu wśród młodych odbiorców. Zdaniem Raymonda Williamsa przed telewizją jako medium masowym stało ongiś zadanie polegające na rozpowszechnianiu informacji oraz tworzeniu poczucia wspólnoty i tożsamości poprzez doświadczenie kulturowe wspólne dla wszystkich członków społeczeństwa7. Tak rozumiane medium miało status instytucji kulturowej, a programy przez nie oferowane były oglądane przez dużą część ogólnonarodowych widowni. Medium to  Badanie praktyk medialnych młodych widzów zostało przeprowadzone wśród studentów II i III roku kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w ramach zajęć fakultatywnych „Gatunki telewizyjne” w grudniu 2017 r. W badaniu brało udział 30 studentów, którzy zostali poproszeni o opisanie swoich praktyk odbiorczych, odpowiadając na pytania o to, co oglądają, w jakich kontekstach konsumują treści telewizyjne i z jakich korzystają urządzeń. 5  D. Chateau, Efekt zappingu, tłum. I. Ostaszewska, w: A. Gwóźdź (red.), Pejzaże audiowizualne. Telewizja, wideo, komputer, Kraków 1997. 6  N. Couldry, Media w kontekście praktyk, tłum. A. Strzemińska, „Kultura Popularna” 1(27)/ 2010, ss. 98-100. 7  R. Williams, Television: Technology and cultural form, London 1974. 4


Znaczenie telewizji mobilnej w pejzażu medialnym młodych Polaków

223

stawało się swoiście rozumianą strefą publiczną oraz forum kultury8, a także narzędziem ideologicznym. Miejsce medium publicznego zajmują dziś jednak coraz częściej telewizje tematyczne przeznaczone dla ukierunkowanej i poddanej fragmentaryzacji widowni (narrowcasting) oraz nowe zjawiska związane z telewizją internetową DVR, VOD czy IPTV (silvercasting). Ich wspólną cechą jest wielokanałowość (multi-channel television) i ukierunkowanie na publiczność niszową. „Nowa” telewizja wyróżnia się zawartością: zamiast sztywnej i z góry ustalonej ramówki proponuje dowolny wybór dostępnych treści audiowizualnych wśród niemal nieograniczonych zasobów dostępnych w sieci. Współczesne widownie medialne są wąskie i wyspecjalizowane. Na ich przykładzie można obserwować przejście od ery sieci, dla której charakterystyczna była telewizja jako medium masowe, do telewizji ery postsieci9, w której niszowa publiczność często oglądająca programy na żądanie ma niezliczone możliwości migracji między dostępnymi kanałami i platformami medialnymi. Jak zauważa Amanda Lotz: [...] praktyki ery postsieci spowodowały nie tylko rozproszenie widzów między kanałami i urządzeniami odbiorczymi, ale także ich rozszczepienie czasowe. Oferowana przez nowe technologie kontrola nad doświadczaniem telewizji zerwała normy jednoczasowości doświadczenia telewizyjnego i dała widzom możliwość oglądania telewizji na własnych zasadach10.

Sytuacja ta powoduje, że widzowie coraz rzadziej oglądają te same programy ze względu na bogactwo dostępnych treści audiowizualnych dostępnych w internecie. Od programowego niedoboru mediów tradycyjnych przeszliśmy w ten sposób do nadmiaru ery postsieci, zwanej także erą post-broadcast 11. Jostein Gripsrud, powołując się na Rogera Silverstona, pisze, że „tradycyjne pojęcie kanałów stanie się przestarzałe, ponieważ widzowie będą mogli ułożyć własny, spersonalizowany program z kanałami pochodzącymi od dużej liczby dostawców – zjawisko zwane w Wielkiej Brytanii jako MeTV”12. Gripsrud zwraca także uwagę, że fragmentaryzacja widowni „spowoduje fragmentaryzację i redystry-

8  H. Newcomb, P.M. Hirsch, Telewizja jako forum kultury, tłum. J. Mach, w: A. Gwóźdź (red.), Pejzaże audiowizualne...  9  A. Lotz, Zrozumieć telewizję u progu ery postsieci [post-network era], tłum. M. Poks, w: T. Bielak, M. Filiciak, G. Ptaszek (red.), Zmierzch telewizji? Przemiany medium. Antologia, Warszawa 2011. 10  Ibidem, s. 95. 11  J. Sinclair, Into the post-broadcast era, w: J. Sinclair, G. Turner (red.), Contemporary World Television, London 2004. 12  J. Gripsrud, Telewizja i nadawanie masowe – prawdopodobieństwo przetrwania w epoce cyfrowej, tłum. R. Machura, w: T. Bielak, M. Filiciak, G. Ptaszek (red.), Zmierzch telewizji?..., s. 75.


224

Magdalena Jackowska

bucję władzy społecznej i kulturowej na korzyść konsumenta”13, co ma niebagatelne znaczenie w przypadku mediów publicznych i zmienia sposób identyfikowania telewizji, zwłaszcza przez młodych odbiorców, oraz jej kulturowy status. Zmieniające się praktyki medialne uprawiane przez młodych Polaków znalazły odzwierciedlenie w monografii Młodzi i media powstałej w 2010 r. Omówione w niej badanie wykazało, że choć młodzi widzowie nie rozstali się ostatecznie z ekranem telewizora, to większość treści telewizyjnych już wówczas czerpali z internetu, gdzie każdy może znaleźć dla siebie coś interesującego. Powoduje to wzrost zainteresowania programami niszowymi i tematycznymi, często produkowanymi przez zagraniczne stacje telewizyjne i niedostępnymi w polskich ramówkach. Sytuacja ta skutkuje także wzrostem zainteresowania telewizją internetową (silvercasting). Warte uwagi jest to, że dla „opisywanych w raporcie młodych ludzi telewizja to nie kanał dystrybucji, ale konkretny materiał audiowizualny”14, często oderwany od pierwotnego kontekstu i konsumowany w sposób niezależny od woli nadawcy. Stuart Hall nazwałby takie rozumienie treści programu dekodowaniem opozycyjnym15, młodzi ludzie mówią zaś o „oglądaniu czegoś dla beki”. Z oglądaniem telewizji online wiąże się timeshifting, czyli możliwość oglądania materiałów w dowolnym czasie, a dzięki jej mobilności – również w dowolnym miejscu. Udogodnienia te zaburzają formy rytualne związane z oglądaniem tradycyjnym, kiedy to nadawca miał pełną władzę nad komunikatem, a głowa rodziny sprawowała pieczę nad pilotem do telewizora podczas wspólnego wieczornego oglądania. Wiesław Godzic na łamach raportu Młodzi i media podsumował te przemiany następująco: Najważniejsze z mojej perspektywy odkrycie wynikające z obserwacji użytkowania mediów przez młodych ludzi uczestniczących w projekcie Młodzi i media dotyczy zmiany kanału dystrybucji audycji telewizyjnych i tym samym powolnej, ale konsekwentnej rezygnacji z telewizora jako mebla, jako osobnego urządzenia. Dla współczesnych młodych Polaków telewizja nie tyle, że przestaje istnieć – to nie nastąpi tak szybko – ale staje się jednym z wielu potężnych strumieni obrazów i dźwięków, które wpadają do domu, szkoły, kawiarni, gdziekolwiek. Tym samym – skoro te przekazy są różnorodne – potrzebne jest urządzenie, które zintegruje je w jedną rzekę16.

Takim urządzeniem okazał się smartfon, który umożliwia również dostęp do treści tradycyjnie przypisywanych telewizji czy internetowi. Nie zmienia to jednak faktu, że obecna sytuacja prowadzi do zacierania granic między mediami oraz ich konwergencji. Różne urządzenia elektroniczne mogą dawać dostęp do szerokiego spektrum treści, np. można używać ekranu telewizora podczas serfo Ibidem, s. 76.  M. Filiciak, M. Danielewicz, M. Halawa, P. Mazurek, A. Nowotny, Młodzi i media. Nowe media a uczestnictwo w kulturze, Warszawa 2010, s. 140. 15  S. Hall, Kodowanie i dekodowanie, „Przekazy i Opinie” 1(2)/1987, ss. 58-71. 16  M. Filiciak, M. Danielewicz, M. Halawa, P. Mazurek, A. Nowotny, Młodzi i media…, s. 138. 13 14


Znaczenie telewizji mobilnej w pejzażu medialnym młodych Polaków

225

wania w sieci, a programy telewizyjne oglądać na tablecie, jak również korzystać z dwóch urządzeń jednocześnie. W ciągu ostatniej dekady można było zaobserwować, że praktyki medialne Polaków uległy daleko idącym przeobrażeniom, głównie za sprawą upowszechniającego się dostępu do internetu. Jednak nowe media nie wyparły mediów tradycyjnych, takich jak telewizja i radio, które niezależnie od wieku widzów używane są w sposób podobny i podobnie często. Różnice w korzystaniu z mediów między grupami wiekowymi nie są znaczące w przypadku mediów tradycyjnych, lecz stają się widoczne w wypadku takich mediów, jak komputery, tablety czy smartfony17. Zdaniem autorów raportu Praktyki kulturalne Polaków nowe praktyki medialne związane z komputerami pojawiają się obok praktyk zorientowanych wokół mediów tradycyjnych, nie zastępując ich w wymiarze praktyk społecznych: Mając świadomość bardzo różnej specyfiki tych dwóch kanałów dystrybucji treści wideo, wskazujemy na te dane, by pokazać, że telewizja wciąż jest medium o pozycji w polskim medialnym ekosystemie dominującej. Być może to następstwo także tego, że procesem analogicznym do profesjonalizacji kanałów takich jak YouTube, a więc swoistego ich „utelewizyjnienia”, jest „internetyzacja” telewizji, polegająca choćby na rozwoju kanałów tematycznych, nie wspominając już o rozwoju usług video-on-demand18.

Sytuacja ta prowadzi do wielozadaniowości, czyli multitaskingu oraz multiscreeningu. Multitasking to praktyka popularna głównie wśród ludzi młodych, korzystających codziennie z komputerów i smartfonów. Z raportu wynika, że multitasking deklaruje 67,8% respondentów w wieku 18-25 lat i 60,4% w wieku 26-35 lat, natomiast jedynie 42,8% z grupy wiekowej powyżej 65 lat19. Jednak wykonywanie dodatkowych zadań podczas korzystania z mediów nie jest praktyką nową. Telewizja i radio często używane są jako tło podczas wykonywania obowiązków domowych. Podobną funkcję mogą spełniać odtwarzacze muzyki lub ulubione utwory przechowywane w smartfonach. Dominującą rolę telewizji w pejzażu medialnym Polaków potwierdziło badanie IQS przeprowadzone między 27 a 29 stycznia 2015 r. na grupie 800 Polaków w wieku 15-50 lat. Potwierdziło ono, że odbiornik telewizyjny znajduje się w niemal wszystkich polskich domach, a zdecydowana większość badanych deklaruje, że ogląda telewizję. Codzienne oglądanie telewizji deklaruje 65% badanych. Są to głównie kobiety (72%), osoby powyżej 35. roku życia (79%) i mieszkańcy wsi (77%). Warto zwrócić uwagę, że badanie wykazało, iż połowa 17  R. Drozdowski, B. Fatyga, M. Filiciak, M. Krajewski, T. Szlendak, Praktyki kulturalne Polaków, Warszawa 2014, s. 246. 18  Ibidem, s. 253. 19  Ibidem, s. 247.


226

Magdalena Jackowska

badanych używa do oglądania telewizji urządzeń elektronicznych innych niż odbiornik RTV. Wśród najpopularniejszych sprzętów dominuje laptop (43%), następnie komputer (25%), smartfon (20%) i tablet (15%), przy czym urządzenia te są używane głównie przez osoby młode (15-18 lat). Migracje młodych ludzi w kierunku telewizji mobilnej potwierdza fakt, że aż (43%) deklaruje, iż ogląda telewizję internetową lub VoD (ok. 30%). Jednak odbiorniki telewizyjne w domach wcale nie pokrywają się kurzem; aż 73% Polaków ogląda telewizję wieczorami, relaksując się przy ulubionych serialach, programach informacyjnych lub seansach filmowych oferowanych przez niemal wszystkie stacje telewizyjne w primetime. Telewizja również nadal służy jako tło podczas wykonywania rutynowych czynności domowych, takich jak gotowanie czy sprzątanie, a jej dźwięki czasami towarzyszą domownikom przez cały dzień, nie wymagając szczególnego zaangażowania i uwagi, raczej pełniąc funkcję radia. Jednak w ostatnich latach wraz z popularyzacją nowych urządzeń elektronicznych, takich jak tablet czy smartfon, telewizor stał się także tłem dla czynności wykonywanych na tych urządzeniach. Widzowie podczas oglądania korzystają z mediów społecznościowych (29%), wysyłają SMS-y (28%), przeglądają wiadomości w serwisach informacyjnych (27%) lub grają w gry (17%)20. To nasycenie nowymi sprzętami i technologiami kształtuje nowe wzorce oglądania telewizji. Z jednej strony stają się one bodźcami, które rozpraszają uwagę (czytanie maili, gry czy przeglądanie wiadomości w sieci), a z drugiej strony sprawiają, że telewizja oderwała się od odbiornika telewizyjnego, można ją oglądać na różnych nośnikach oraz w różnych miejscach, nie tylko na kanapie. Treści telewizyjne mogą towarzyszyć zarówno podczas wspólnego oglądania, sprzątania lub domowych posiłków, jak i w pociągu, na przystanku tramwajowym, podczas oczekiwania w długiej kolejce. Telewizja przestała być jedynie domową rozrywką. Tezę tę potwierdza badanie Connected Life przeprowadzone przez TNS Global poświęcone konsumentowi w cyfrowym środowisku. Badanie zrealizowano w 50 krajach, od marca do czerwca 2014 r. i obejmowało ono ponad 55 tys. internautów, w tym tysiąc Polaków. Przeprowadzono je na osobach w wieku 16-65 lat, które korzystają z internetu w celach prywatnych przynajmniej raz w tygodniu. Pomimo pojawiania się nowych praktyk odbioru telewizji związanych z jej większą mobilnością można stwierdzić, że telewizor wciąż pełni istotną funkcję w pejzażu medialnym widzów. Trzy czwarte użytkowników internetu nadal codziennie ogląda telewizję, podobna liczba ankietowanych potwierdza oglądanie telewizji podczas wieczornego posiłku, kiedy jej odbiór nie jest zakłócany przez korzystanie z innych urządzeń. O rosnącej roli telewizji mobilnej może świadczyć fakt, że aż jedna czwarta internautów codziennie 20  Kto dziś jeszcze ogląda telewizję? Wyniki badania IQS, http://www.marketing-news.pl/ message.php?art= 44459 [4.07.2017].


Znaczenie telewizji mobilnej w pejzażu medialnym młodych Polaków

227

ogląda treści audialne online21. Polskie stacje telewizyjne, odpowiadając na zapotrzebowanie widzów, dostosowały swoją ofertę, tworząc portale typu TVN Player, Ipla czy Vod.tvp.pl, dostarczające telewizyjne treści bardziej mobilnym klientom. Dodatkowo w sieci powstają serwisy takie jak cda.pl, zalukaj.pl czy filmy.to, które udostępniają filmy i seriale niemal natychmiast po ich zagranicznej premierze, często opatrzone polskimi napisami przygotowanymi przez fanów danego programu. Są to treści zwykle niedostępne dla polskiego odbiorcy oglądającego tradycyjną telewizyjną ramówkę. Sytuacja ta powoduje, iż widzowie, a w szczególności fani seriali, oglądają treści telewizyjne online. Z oglądaniem telewizji coraz częściej wiąże się zjawisko multiscreeningu, czyli jednoczesnego oglądania telewizji i posługiwania się innymi urządzeniami elektronicznymi, takimi jak tablet czy smartfon. Widzowie otoczeni ekranami nie tylko relaksują się, oglądając telewizyjny program, lecz w tym samym czasie wysyłają maile lub smsy, korzystają z mediów społecznościowych, robią zakupy online bądź śledzą aktualne wydarzenia na portalach informacyjnych. Z przeprowadzonego przez TNS Global badania wynika, że prawie połowa widzów podczas wieczornego oglądania telewizji równocześnie wykorzystuje smartfon, tablet lub komputer. Największe natężenie korzystania z wielu urządzeń jednocześnie przypada zaś na godziny późnowieczorne. W Polsce aż 55% internautów oglądających wieczorną telewizję korzysta też z innego urządzenia22. Jest to pora, kiedy wypełnione już są wszystkie obowiązki domowe, a czas może być poświęcony tylko na rozrywkę lub wypoczynek. Telewidzowie mogą wtedy zabrać ze sobą telewizję do łóżka w postaci laptopa, tabletu lub smartfonu, jednocześnie korzystając z pozostałych dobrodziejstw bezprzewodowego internetu. Warty uwagi jest fakt, że w Polsce poziom nasycenia urządzeniami elektronicznymi jest tylko nieznacznie niższy niż w krajach zachodnich (średnia 4,6)23. Statystyczny Polak korzysta z telewizora, laptopa i smartfona, a do tej „podstawowej” trójki coraz częściej dołączany jest tablet. Badanie wykonane przez Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska w ramach projekt „TV+WWW = razem lepiej”, przeprowadzone od 6 do 31 maja 2014 r. na próbie 4742 internautów w wieku powyżej 15 lat, wykazało, że 83% internautów powyżej 15. roku życia to multiscreenersi24, korzystający z telewizji i jednocześnie serfujący w sieci, a tendencja ta rośnie wraz z nasyceniem urządzeniami elektronicznymi z dostępem do sieci. Z badania  Telewizja trzyma się mocno – nowe urządzenia przynoszą nowe wzorce oglądania, http://www.tnsglobal.pl/informacje/telewizja-trzyma-sie-mocno-nowe-urzadzenia-przynoszanowe-wzorce-ogladania-infografika/ [4.02.2017]. 22  Ibidem. 23  Ibidem. 24  Internauci i jednocześnie telewidzowie. Badanie IAB Polska, http://www.marketingnews.pl/message.php?art=42510 [11.07.2017]. 21


228

Magdalena Jackowska

wynika, że z telewizji korzysta się bardziej pasywnie, przede wszystkim w celach rozrywkowych, natomiast internet sprzyja raczej aktywnej i bardziej angażującej konsumpcji, głównie w celach informacyjnych. Jak zaznaczano we wcześniej omówionych badaniach, potwierdzony został fakt, że telewizja jest medium tła podczas aktywności w internecie. Badanie „Polski internauta i wiele ekranów”, przeprowadzone przez Mindshare Polska w czerwcu 2014 r. na grupie około 500 internautów w wieku 1554 lata, wykazało, że Polacy, oglądając telewizję, najczęściej korzystają z laptopa (46%) lub smartfona (41%). Podczas korzystania ze smartfona, np. w celu wysyłania SMS-ów, ankietowani deklarowali, że korzystają również z laptopa (39%), komputera stacjonarnego (23%) lub tabletu (11%). Smartfony są najbardziej mobilnymi urządzeniami, których ankietowani używali w największej liczbie miejsc, natomiast najczęściej korzystali z laptopów, bo średnio ponad 3 godziny dziennie. Smartfon został określony jako najbardziej osobiste urządzenie, co stwierdziło 89% badanych, natomiast w przypadku laptopów było to zaledwie 50%. Według badania nadal najchętniej korzystamy z internetu za pomocą laptopów (85%), na drugim miejscu wskazywany jest smartfon (60%), a następnie tablet (55%)25. Badanie to koresponduje z badaniami omówionymi powyżej, pokazując, jak bardzo urządzenia elektroniczne, zwłaszcza te mobilne, wpisały się w praktyki medialne Polaków oraz zapoczątkowały zmiany w praktykach odbiorczych. Można założyć, że większość zmian wiąże się z powszechnym dostępem do internetu, z którego nie musimy korzystać tylko w domu, lecz bezprzewodową sieć możemy zabrać ze sobą w dowolne miejsce. Badanie przeprowadzone przez autorkę na grupie studentów potwierdza spostrzeżenia i wnioski płynące w wyżej przedstawionych badań i raportów. Studenci zgodnie deklarowali, że korzystają z treści telewizyjnych na swoich laptopach lub smartfonach, rzadziej tabletach. Badani zdecydowali się na oglądanie telewizji w internecie z powodu większej dostępności i możliwości wyboru interesujących ich treści bez konieczności dostosowania się do ramówki telewizyjnej oraz jednego miejsca, w którym zmuszeni byliby oglądać telewizję za pomocą odbiornika telewizyjnego: Zwykle używam laptopa do oglądania telewizji (smartfona i tabletu używam głownie do oglądania fragmentów na YouTubie). Preferuję programy, filmy oglądane poprzez internet ponieważ jest o wiele lepszy dostęp, mniejszy czas oczekiwania na kolejne odcinki jakiegokolwiek serialu. W zdecydowanej większości do oglądania używam komputera – dotyczy to głównie seriali, które nie są już emitowane w telewizji [...] lub do których nie mogę dotrzeć przez brak danego kanału. 25  Polski internauta i wiele ekranów, https://ircenter.com/konsumpcja-mediow-wsrod-polskich-internautow [11.07.2017].


Znaczenie telewizji mobilnej w pejzażu medialnym młodych Polaków

229

Internet daje większą swobodę i wygodę, jest też łatwiej dostępny niż telewizja. Możemy korzystać z niego w domowym zaciszu, ale też na uczelni, w tramwaju, w poczekalni czy na działce. Oglądając wszystko w sieci, to ja decyduję, co oglądam, kiedy oglądam, o której godzinie oraz w jakiej pozycji – siedzącej na kanapie, leżącej w łóżku czy stojącej w tramwaju.

Wszyscy badani posiadali laptopa z dostępem do internetu, który spełniał funkcję odbiornika telewizyjnego, choć nie utożsamiali oglądania treści telewizyjnych na komputerze z oglądaniem telewizji, o czym świadczy fakt, że na pytanie o to, kto ogląda telewizję, początkowo nikt nie udzielił twierdzącej odpowiedzi. Dopiero w trakcie rozmów udało się ustalić, że oglądanie programów telewizyjnych i seriali w sieci można uznać za oglądanie telewizji. Wyznacznikiem takiego przyporządkowania jest bowiem fakt wyprodukowania programu przez stację telewizyjną, co nie pokrywa się z przekonaniem studentów o ich własnych praktykach odbiorczych. Badani deklarowali, że podczas oglądania telewizji online najczęściej korzystają ze stron streamingowych, natomiast coraz rzadziej pobierają treści w postaci plików typu torrent. Najchętniej wybieranymi programami były seriale jakościowe i choć zjawisko binge watchingu nie jest praktyką dominującą, to większość badanych deklaruje, że zdarza im się oglądać kilka odcinków z rzędu: Najczęściej oglądam/y online, nie mam w zwyczaju pobierać plików (chyba że nie mogę czegoś znaleźć, wtedy ściągam z torrentów). Zacząłem oglądać podczas wakacji letnich [serial Plotkara]. [...]. Specjalnie budziłem się wcześniej, około siódmej rano, włączałem około siedem odcinków, by się załadowały, szedłem spać dalej i budziłem się na gotowe odcinki. Zdarzało się, że obejrzałem sezon House of cards w niecałe 3 dni. Binge watching zdarza mi się uprawiać tylko w wypadku seriali, które zaczęły się jakiś czas temu i które muszę nadrobić. Jeśli jakaś produkcja mnie wciągnie, potrafię nie robić niczego innego prócz wpatrywania się w ekran na przygody serialowych bohaterów.

Odbiornik telewizyjny znajduje się raczej w domach rodziców niż w studenckich mieszkaniach i jest utożsamiany z medium tła. Oglądanie telewizji w tradycyjnej formie często towarzyszy wspólnym posiłkom podczas wizyt u rodziny lub w trakcie świąt. Pomimo deklarowanego zdecydowanego odejścia od oglądania telewizyjnej ramówki zdarzają się programy, które przyciągają przed ekran także młodszą, „internetową” publiczność. W przypadku przeprowadzonego badania takim programem był emitowany w jesiennej ramówce TVN w 2017 r. reality show Azja Express. Badani podczas emisji programu, oglądanego naj-


230

Magdalena Jackowska

częściej kolektywnie, wymieniali się uwagami, komentując poczynania postaci na ekranie. To wspólne oglądanie programu w każdą środę było swego rodzaju rytuałem i formą wspólnego spędzania czasu. Przetrwała także tradycja świątecznego oglądania telewizji familijnej i jej czołowych tytułów, takich jak Kevin sam w domu (reż. Ch. Columbus, 1992), który od lat cieszy się popularnością26. W rzeczywistości nie oglądam telewizji w domu, w tradycyjny sposób, a więc przed odbiornikiem telewizyjnym (choć go posiadam). Zwykle oglądam telewizję przez odbiornik tv, gdy jestem u kogoś z wizytą, np. u rodziców, dziadków, czy przyjaciół. Azja Express wyjątkowo oglądałam na bieżąco co środę z przyjaciółmi przed telewizorem, tak aby żaden spoiler nie dotarł do mnie, gdybym oglądała go w telewizji internetowej po emisji w telewizji. Był to pierwszy program tego typu, który śledziłam na bieżąco przed telewizorem. Podczas wizyty w gościach czy u znajomych telewizor jest włączony, ale bardziej żeby „coś grało” niż żeby ktoś oglądał. [...] na telewizję to przeważnie spoglądam jedynie wtedy, kiedy któryś z domowników coś ogląda, lub czasami podczas posiłku. Dzieje się to generalnie w weekendy, ponieważ w tygodniu nie korzystam z telewizora, raczej z internetu. Jedynie w okresach świątecznych odbywa się kino familijne, czyli wspólne oglądanie kultowych pozycji filmowych takich jak np. Shrek, Epoka lodowcowa, Happy Feet, Harry Potter, Kevin sam w domu.

Z wypowiedzi studentów wynika, że oglądanie tradycyjnej telewizji jest czynnością kolektywną i gromadzi przed odbiornikiem telewizyjnym członków rodziny lub znajomych i przyjaciół bądź pary, które oddają się wspólnej rozrywce w wolnych chwilach. Za to telewizję na ekranach komputera częściej ogląda się w samotności, choć również wielu badanych deklarowało, że oglądają programy wraz z przyjaciółmi lub partnerem. Telewizja nadal jest częstym tematem rozmów oraz pretekstem do wspólnego spędzania czasu. Badani twierdzili, że często podczas spotkań ze znajomymi rozmawiają o najnowszych odcinkach ulubionych seriali. Podobne zainteresowania umacniają przyjaźnie, wzmacniają więzi w grupie, stają się płaszczyzną porozumienia, czyli można założyć ich szerszy wymiar społeczny, wykraczający poza sam akt oglądania. Widzowie korzystają też z wiedzy, którą można znaleźć na forach internetowych lub stronach poświęconych ulubionym serialom. Oglądanie telewizji prowokuje także inne aktywności niezwiązane bezpośrednio z oglądaniem. Seriale ściągam z internetu i oglądam sama lub z partnerem, zazwyczaj staram się być na bieżąco z odcinkami.  „Kevin sam w domu” po raz kolejny hitem telewizyjnym w święta, https://www.wprost. pl/kraj/10036506/Kevin-sam-w-domu-po-raz-kolejny-hitem-telewizyjnym-w-swieta.html [15.01.2017]. 26


Znaczenie telewizji mobilnej w pejzażu medialnym młodych Polaków

231

Często ze znajomymi oglądamy jednak te same seriale (każdy w swoim domu), przez co później, kiedy się spotykamy, dyskutujemy na temat obejrzanych produkcji.

Jedną z zalet telewizji mobilnej wskazywanych przez badanych jest możliwość oglądania jej w dowolnej sytuacji i dowolnym miejscu. Gdy odbiornik telewizyjny zmusza widzów do oglądania programów z kanapy, laptop lub smartfon może być przenoszony w jakiekolwiek dogodne miejsce, np. na łóżko w sypialni. Wygodna kanapa bądź łóżko plus laptop, tablet czy nawet telefon. Reality shows oglądamy głównie razem z przyjaciółmi, zawzięcie komentując wszystko, co dzieje się na ekranie naszego laptopa. Byliśmy tak wciągnięci w Azję, że mając w czwartki wspólne okienka między zajęciami, jechaliśmy z niecierpliwością do mieszkania, by obejrzeć w TVN player kolejny odcinek wyczekiwanego przez nas show. Oglądam zawsze na laptopie w domu, nigdy nie na telefonie. Liczy się dla mnie komfort oglądania – dobra jakość, duży monitor, wygodne krzesło, czasami łóżko.

Choć badani zgodnie twierdzą, że telewizja rozumiana jako medium i rozrywka nie ma wysokiego prestiżu kulturalnego, a jej oglądanie kojarzone jest często ze stratą czasu, nadal postrzegana jest jako jedna z popularniejszych rozrywek. Dla widzów, w szczególności seriali jakościowych, oglądanie ulubionego serialu wiąże się z zaangażowaniem emocjonalnym oraz pewną emocjonalną gratyfikacją. Badani angażują się także w konstrukcję narracyjną i fabularną, aktywnie komentując i dyskutując na tematy związane z interesującymi ich programami oraz analizując najnowsze odcinki. Telewizja pozwala im się zrelaksować po dniu spędzonym na uczelni lub w pracy i postrzegana jest jako forma wypoczynku. Większym prestiżem cieszą się seriale jakościowe produkcji amerykańskiej lub brytyjskiej, których oglądanie badani uważają za związane ze zdobywaniem określonych kompetencji kulturowych, natomiast programy typu trash TV, jak wspomniane już reality show, oglądane są głównie „dla beki” i nie cieszą się społecznym prestiżem, a często są traktowane jako guilty pleasure. Porównując wyniki badania z raportem z projektu badawczego „TV+WWW = razem lepiej”, można zauważyć, że podczas oglądania telewizji duży nacisk kładziony jest na jej funkcje rozrywkowe lub związane z odpoczynkiem. Badanie „TV+WWW = razem lepiej” za najważniejszą motywację oglądania telewizji uznaje jednak jej funkcję informacyjną (50% dla telewizji tradycyjnej, 69% dla telewizji internetowej27). Wśród badanych studentów ani razu nie została podana taka motywacja, co może być związane z młodym wiekiem lub przekonaniem, że telewizja z zasady nie niesie wartości informacyjnych i edukacyjnych, a jedynie rozrywkowe. Wspomniany raport opracowany przez Związek Pracodawców  Internauci i jednocześnie telewidzowie...

27


232

Magdalena Jackowska

Branży Internetowej IAB Polska wskazuje, że kolejnymi przyczynami oglądania telewizji są: rozrywka (51% telewizja tradycyjna, 57% telewizja internetowa), odpoczynek (50% telewizja tradycyjna, 48% telewizja internetowa), potrzeba bycia na bieżąco (36% telewizja tradycyjna, 50% telewizja internetowa) i zabicia nudy (30% telewizja tradycyjna, 36% telewizja internetowa)28. Telewizję oraz programy telewizyjne traktuję głównie jako typową rozrywkę, środek, który pomoże mi się w pewien sposób „odmóżdżyć”. Nie czerpię z nich raczej żadnej wartościowej „wiedzy”. Są dobrym sposobem na odmóżdżenie się po całym dniu na uczelni bądź w pracy. Najczęściej oglądanymi przeze mnie są na pewno seriale oraz reality shows, robię to dla rozrywki i oderwania się od codziennych obowiązków. Kuchenne rewolucje, program znanej i lubianej Magdy Gessler. To jedna z tych rzeczy, które ogląda się raczej dla „beki” i właśnie w tej kategorii jest to moja ulubiona pozycja.

Zmiany w recepcji telewizji dokonały się niewątpliwie dzięki konwergencji mediów oraz upowszechnieniu się urządzeń elektronicznych z dostępem do internetu. Bogactwo treści nie tylko lokalnych i narodowych, ale także o zasięgu globalnym wraz z możliwością zarządzania czasem podczas ich konsumpcji niemal całkiem spersonalizowały oglądanie telewizji. Lisa Parks nazwała telewizję personalną „elastycznym microcastingiem”29. Według niej zjawisko to jest charakterystyczne dla ery postbroadcastingu. Praktyka ta opiera się na indywidualnym guście i potrzebach odbiorcy, dostarczając treści konkretnej wyspecjalizowanej widowni i określa to zjawisko jako programming of the self 30, zakładając dominującą rolę preferencji widowni w różnych praktykach oglądania/konsumowania treści telewizyjnych, które zostają poddane indywidualnej selekcji. Microcasting polega na połączeniu praktyk związanych z oglądaniem tradycyjnej telewizji z praktykami skoncentrowanymi na oglądaniu online, z naciskiem na hiperpersonalizację wybieranych treści dostosowanych do wymagań odbiorcy. Podsumowując, należy stwierdzić, że telewizja, także ta tradycyjna, nadal jest medium powszechnym, towarzyszącym młodym Polakom każdego dnia. Chętnie oglądają treści telewizyjne wspólnie z rodziną lub znajomymi, staje się ona często przedmiotem rozmów, a wokół niej skupiają się ich zainteresowania. I choć z telewizją wiąże się pewna kulturowa sprzeczność związana w guilty ple Ibidem.  L. Parks, Flexible Microcasting: Gender, Generation, and Television-Internet Convergence, w: J. Olsson, L. Spigel (red.), Television after TV: Essays on a Medium in Transition, London 2004, s. 135. 30  Ibidem, s. 136. 28 29


Znaczenie telewizji mobilnej w pejzażu medialnym młodych Polaków

233

asure, gdyż jako medium nie cieszy się ona wysokim kulturowym prestiżem, to warto zwrócić uwagę, że te same telewizyjne treści, np. popularne seriale jakościowe oglądane w komputerze, wydają się wysoko wartościowane kulturowo. Być może ma na to wpływ możliwość świadomego wyboru rozrywki i towarzyszącego jej medium. Telewizja niemal od początku powiązana była z praktykami wielozadaniowości (multitasking), stanowiąc tło dla wykonywania domowych obowiązków. Obecnie praktykę tę należy uzupełnić o praktyki związane z obecnością już nie tylko jednego ekranu. Multitasking zostaje uzupełniony o praktykę multiscreeningu, gdzie odbiorca przełącza swą uwagę nie tylko między wykonywanymi czynnościami, ale też między ekranami wielu urządzeń elektronicznych. W dobie konwergencji mediów, nowych technologii i związanych z nimi praktyk społecznych coraz trudniej zdefiniować, czym jest telewizja. Czy konsumpcję treści wyprodukowanych przez telewizję za pomocą smartfona i witryn internetowych nadal można uznać za formę oglądania telewizji? A sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy formaty tradycyjnie przypisane telewizji, takie jak choćby seriale, stają się produktami w pierwszej kolejności „internetowymi”, jak ma to miejsce w przypadku popularnego Netflixa. Nawet jeżeli rozumieć telewizję jako połączenie technologii z zakresem praktyk odbiorczych, to czy w tym przypadku na pewno mamy jeszcze do czynienia z telewizją i jej oglądaniem, czy też jest to już zupełnie nowa praktyka, która nie doczekała się jeszcze adekwatnego języka, by ją nazwać i zdefiniować? Szczególnie istotne jest to, że sami odbiorcy nie definiują oglądania formatów telewizyjnych w internecie jako praktyki związanej z telewizją. Jeśli położyć nacisk na pochodzenie i miejsce produkcji lub jej format, czyli dać pierwszeństwu kryterium tekstualności, można by stwierdzić, że nadal mamy do czynienia z telewizją. Jednak cały wachlarz nowych praktyk medialnych bardzo odległych od odbiornika telewizyjnego oraz idących za nimi nowych medialnych kompetencji sprawia, że kwestia ta staje się problematyczna i niejednoznaczna. Wydaje się, że to kontekst odbiorczy powinien obecnie definiować, jak należy rozumieć telewizję i jej rolę w kulturze. Ograniczenie telewizji do technologii i przypisanych jej treści wydaje się niewystarczające i nie obejmuje całego potencjalnego obszaru badań. Kolejną kwestią wartą uwagi jest kierunek ewolucji praktyk medialnych, szczególnie młodych widzów, które coraz bardziej skoncentrowane są wokół ekranów laptopów i smartfonów zamiast tradycyjnych odbiorników telewizyjnych. Czy możemy już mówić z całym przekonaniem o pokoleniu telewidzów bez telewizorów? Czy, jak przewidywał Marshall McLuhan, „nowe” media, zamiast wypierać media „stare”, jedynie wzbogacają możliwy zakres ich praktyk? Relacje młodych widzów dowodzą, że praktyki medialne tworzą różne konfiguracje z zależności od potrzeb, preferencji, treści i kontekstu, wykorzystując wszystkie


234

Magdalena Jackowska

dostępne platformy medialne. Na pewno jednak młodzi widzowie, choć chętniej oglądają treści dostępne w internecie, wbrew przewidywaniom nie zapomnieli jeszcze zasad obsługi telewizyjnego pilota. Summary Despite the gradual decline of television viewers, television remains one of the most popular forms of leisure. However, new technologies and associated with it the new possibilities influence how we use our television content. The phenomenon of zapping loses importance in favor of multiscreening. Broadcasting related to traditional media is giving up on narrowcasting, which is related to the fragmentation of the audience. The internet-directed audience is characterized by the phenomenon of silvercasting or microcasting related to broadcasting content exclusively to the internet for small audience groups. The wide variety of programs and TV content available on many media platforms is conducive to hyperpersonalization of the TV program with a program tailored to the viewer’s preferences. All these transformations within the media have a significant impact on young media practices. Keywords: mobile TV, reception practices, broadcasting, multiscreening, hyperpersonalization Słowa kluczowe: telewizja mobilna, praktyki odbiorcze, broadcasting, multiscreening, hiperpersonalizacja


recenzje i omรณwienia



Magdalena Jackowska Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Instytut Kulturoznawstwa

Algorytmy na pomoc w dobie informacyjnego nadmiaru Karol Piekarski, Kultura danych. Algorytmy wzmacniające uwagę, Wyd. Naukowe Katedra, Gdańsk 2017, ss. 302.

Ostatnie lata, a wraz z nimi rozwój nowych technologii, zwłaszcza cyfrowych technologii mobilnych, niezwykle ożywiły akademicką interdyscyplinarną debatę dotyczącą studiów nad internetem (internet studies). Badacze kultury w opracowaniach naukowych coraz chętnej eksplorują cyberprzestrzeń i analizują aspekty komunikacji zapośredniczonej komputerowo oraz zastanawiają się nad skutkami informacyjnego nadmiaru i sposobami, które odciążą ludzką percepcję w kulturze dystrakcji. I tu z pomocą przychodzi książka Kultura danych. Algorytmy wzmacniające uwagę napisana przez Karola Piekarskiego, badacza kultury oraz założyciela i dyrektora programowego Medialabu Katowice. Kultura danych to pozycja doskonale wpisująca się w obecną, jakże ważną dyskusję nad przeciążeniem informacyjnym i sposobami zapobiegania mu. Dogłębnie analizuje takie zjawiska związane z siecią, jak algorytmizacja, personalizacja czy Big Data. Z tego względu można ją uznać za ważną i godną uwagi, a na pewno ciekawą i bogato zilustrowaną wieloma przykładami praktyk medialnych znanych każdemu użytkownikowi internetu. Badacz celowo skoncentrował uwagę na największych internetowych gigantach i jako przykładowe narzędzia w swoich rozważaniach przywołuje Facebook, Amazon czy Google. Piekarski zabiera czytelnika w podróż przez meandry Big Data i komputerowych algorytmów, w przystępny sposób opowiadając o tak istotnych współczesnych zjawiskach, jak przeciążenie informacyjne, personalizacja treści, powstawanie baniek i kaskad informacyjnych oraz nowe dziennikarstwo określane jako dziennikarstwo danych. Myślą przewodnią pracy jest refleksja nad zmieniającym się modelem percepcji, zwanym przez autora percepcją ambientową,


238

Recenzje i omówienia

która wspomagana jest wszechobecnymi algorytmami mającymi nam pomóc odnaleźć się w informacyjnym zalewie danych. Jak wskazuje Piotr Celiński, recenzent wydawniczy tej pozycji: „Skonstruowana i wyłożona w pracy logika percepcji ambientowej jawi się w rezultacie jako oryginalna propozycja badawcza, a jednocześnie bardzo przystępna propozycja radzenia sobie z informacyjnym nadmiarem”. Książka ta powinna zainteresować nie tylko badaczy z obszaru humanistyki i nauk społecznych, ale także studentów lub publicystów zainteresowanych cyberkulturoznawstwem czy funkcjonowaniem nowych mediów i technologii komunikacyjnych. Praca ta ma bowiem duży potencjał teoretyczny i analityczny oraz lokuje podejmowane problemy w kontekście historycznym oraz obszarze praktyk społecznych. Książka składa się z czterech części, które stanowią odrębne bloki tematyczne, dzięki czemu można ją czytać od początku do końca lub wybrać jedynie interesujące czytelnika zagadnienia zawarte w szczegółowo opracowanych rozdziałach. Wiele uwagi Piekarski poświęca pojęciu percepcji oraz próbie stworzenia definicji ekonomii percepcji. Autor już na wstępie proponuje, aby „rozpatrywać problem przeciążenia informacyjnego nie poprzez pryzmat indywidualnej czynności postrzegania, lecz jako zjawisko dotyczące społecznych mechanizmów zarządzania wiedzą” (s. 11). Rozważania o percepcji zaczyna, przedstawiając bogatą historiozofię tego pojęcia, często powołując się na niemieckiego badacza związanego ze szkołą frankfurcką, Waltera Benjamina, i jego koncepcję percepcji w stanie rozproszonej uwagi, która staje się punktem wyjścia do dalszych rozważań autora. Tym samym problem przeciążenia informacyjnego, tak aktualny we współczesnej debacie akademickiej i publicystycznej, zostaje przesunięty w czasie do przełomu XIX i XX wieku jako istotny element trwale związany z przemianami społeczeństwa masowego, w tym z rozwojem technologii medialnych i informacyjnych. Autor proponuje odejście od wzrokocentrycznej perspektywy, kładąc nacisk na wielozmysłowość, a przede wszystkim taktylność procesu percepcji, podając za przykład przetwarzanie danych przez media lokacyjne (s. 20). Refleksja ta doskonale wpisuje się w obszar badań podejmowanych obecnie nad mediami mobilnymi, które nadal stanowią niemałe wyzwanie badawcze dla nauk o mediach. Zagadnienie percepcji przeciążonej stale rosnącą ilością danych zostaje tu przedstawione jako proces społecznego konstruowania wiedzy, zmienny historycznie i kulturowo, wspomagany przez narzędzia i instytucje osadzone w konkretnych kontekstach związanych z rozwojem społeczeństwa masowego i konstruowaniem podmiotu w jego obrębie. Jak wspomniałam, zaproponowane przez autora ujęcie wpisuje się w popularną w badaniach humanistycznych i społecznych krytykę wzrokocentryzmu. Wymaga to zaproponowania nowych kategorii badawczych i tu Piekarski powo-


Recenzje i omówienia

239

łuje się na Waltera Benjamina i kategorię taktylności oraz jego koncepcję recepcji taktylnej, „w której podmiot wchodzi w relacje ze środowiskiem za pomocą całego ciała” (s. 35). Nadmiar informacji w usieciowionym środowisku powoduje deficyty uwagi, zaś odbiorcy, korzystając z dostępnych im narzędzi, starają się zapanować nad informacyjnym chaosem. Ekonomia percepcji staje się przez to kluczową kategorią badawczą pozwalającą śledzić wybory i zachowania użytkowników sieci. Zdaniem badacza „ekonomia percepcji jest więc przede wszystkim narzędziem adaptacji do nowego środowiska informacyjnego” (s. 36) i warunkowana jest społecznie, kulturowo i historycznie. Zjawisko to powiązane jest z przejściem od gospodarki przemysłowej do gospodarki wiedzy, w której uwaga staje się najbardziej pożądanym towarem, a nadmiar informacji jest ściśle powiązany z ekonomią uwagi. Yochai Benkler, na którego wielokrotnie w swej książce powołuje się Piekarski, nazywa wyżej wymienione zjawiska usieciowioną gospodarką informacyjną, charakterystyczną dla rozwiniętych społeczeństw zachodnich i ściśle powiązaną z nadmierną produkcją informacji i rozwojem technologicznym. Nowe technologie komunikacyjne umożliwiły zdecentralizowanym użytkownikom sieci generowanie informacji na niespotykaną dotąd skalę, powodując dalsze przekształcenia w sferze gospodarki oraz zjawisk społecznych i kulturowych1. W tym kontekście autor Kultury danych podkreśla, iż uwaga i dystrakcja są nierozerwalnie związane z nadmiarem informacyjnym tworzonym przez społeczeństwa postindustrialne. W środowisku przeciążonym informacją to właśnie uwaga staje się towarem deficytowym. Piekarski w swej pracy, korzystając z wielu teorii informacyjnego nadmiaru, szczegółowo rekonstruuje rozwój społeczeństwa informacyjnego, poszerzając perspektywę o kontekst ewolucji mediów i towarzyszących im nowych środków komunikacji. Ujmując to zagadnienie w perspektywie historycznej, autor zauważa, że przeciążenie informacyjne „pojawiło się wraz z wynalezieniem pisma, które umożliwiło akumulację wiedzy” (ss. 57-58). Rozwój nowych, cyfrowych mediów i środków komunikacji sprzyja co prawda nadprodukcji danych i informacji, ale również wyposaża użytkowników w nowe narzędzia pomagające zapanować nad informacyjnym chaosem. Piekarski, powołując się na Paula Levinsona, promuje pogląd, że poczucie przeciążenia informacyjnego nie jest jedynie konsekwencją lawinowo rosnącej ilości dostępnych informacji, lecz ma związek z nieumiejętnością efektywnego ich przetworzenia przez użytkowników sieci, nieznających dostępnych im narzędzi filtrowania danych i ich potencjału w walce z informacyjnym chaosem. Badacz wskazuje tu na istotną kwestię, jaką jest związek poczucia przeciążania informacyjnego z kryzysem i niewydolnością do Y. Benkler, Bogactwo sieci, Warszawa 2008, ss. 20-21.

1


240

Recenzje i omówienia

stępnych narzędzi filtrowania danych, a której poświęca więcej uwagi w drugim rozdziale książki. Zdaniem autora zjawiska mające największy wpływ na ekonomię percepcji w usieciowionym środowisku to algorytmizacja, datafikacja i inteligencja kolektywna. Piekarski słusznie zwraca uwagę, że poczucie nadmiaru informacyjnego i związanego z tym niepokoju od zawsze towarzyszyło powstawaniu nowych środków komunikacji. Rozszerzenie refleksji autora o kontekst historyczny pomaga dostrzec punkty zwrotne w historii mediów, takie jak powstanie pisma, następnie druku czy filmu. Niepokój i dezorientacja związane z nadmiarem informacji były łagodzone przez tworzenie coraz nowszych narzędzi porządkujących wiedzę i informację, a tym samym nowych kompetencji, które z czasem upowszechniały się w społeczeństwie. Dlatego autor Kultury danych stara się postawić diagnozę procesów kulturowych zorganizowanych wokół usieciowionych praktyk użytkowników internetu oraz scharakteryzować strategie i narzędzia mające na celu ograniczenie i uporządkowanie informacyjnego nadmiaru. Jako modelowe, a zarazem najpopularniejsze narzędzie filtracji informacji oraz mechanizm opierający się na działaniu inteligencji kolektywnej Piekarski wymienia wyszukiwarkę Google, uznając ją za podstawowe narzędzie nowej ekonomii percepcji (s. 122) i podkreślając jej społeczny charakter, który łączy działalność użytkowników z algorytmami komputerowymi, dając tym samym wypadkową pozycjonowanych treści. Jednak – jak trafnie zauważa badacz – to nie jedyne narzędzie z codziennego menu internauty funkcjonujące dzięki inteligencji kolektywnej. Piekarski w swych rozważaniach nie pominął Wikipedii oraz mediów społecznościowych, które jego zdaniem jako narzędzia filtracji treści codziennego użytku pełnią równie istotną rolę, co popularna wyszukiwarka. Piekarski wymienia i szczegółowo opisuje strategie przeciwdziałania nadmiarowi informacyjnemu, dzieląc je na technologiczne, do których można zaliczyć algorytmy czy automatyczne filtry, projektowe, jak wizualizacja danych, oraz społeczne, opierające się na inteligencji kolektywnej czy praktykach kuratorskich (ss. 12-13). Strategie selekcjonowania informacji opisane przez badacza można określić jako praktyki oddolne użytkowników sieci, powstałe w odpowiedzi na problem przeciążenia informacyjnego i zapotrzebowania na nowe mechanizmy zarządzania wiedzą. Badacz trafnie charakteryzuje cechy nowego systemu wiedzy, jednocześnie podważając możliwość jego spójnego opracowania jako systemu, gdzie poszczególne elementy zajmują stabilne miejsca w jego strukturach. Zaproponowany zostaje tym samym postulat zaakceptowania nieuporządkowanego i dynamicznego charakteru wiedzy oraz konieczności zastosowania do filtracji danych narzędzi opartych na inteligencji kolektywnej i praktykach wywodzących się z kultury partycypacji. Bardzo ważną kwestią podjętą przez autora i budzącą coraz większe zainteresowanie wśród badaczy, ale także dziennikarzy oraz użytkowników sieci


Recenzje i omówienia

241

czerpiących z niej codzienną dawkę informacji i newsów jest fenomen wizualizacji danych, ściśle związany z coraz prężnej rozwijającym się dziennikarstwem danych (data journalism) i infoaktywizmem. Autor dostrzega w dziennikarstwie danych próbę zmierzenia się z kryzysem dziennikarstwa (s. 145), który nastąpił wraz z upowszechnieniem się nowych mediów i gwałtownym wzrostem liczby kanałów odpowiedzialnych za dystrybucję informacji i kształtujących opinie odbiorców. Wizualizacja danych staje się efektywnym narzędziem filtrowania informacji, a dziennikarze zamiast koncentrować uwagę na zdobyciu kolejnego atrakcyjnego newsa starają się tworzyć ciekawe historie z powszechnie dostępnych, lecz jeszcze nieuporządkowanych informacji w drodze ich selekcji, analizy oraz łączenia w przekonujące narracje. Piekarski pozytywnie wartościuje zjawisko wizualizacji danych, podkreślając, iż „dziennikarstwo danych staje się tym samym bazą wiedzy oraz agregatorem kolektywnej inteligencji użytkowników Sieci” (s. 213). Warto w ślad za autorem zaznaczyć, że proponowany tu model dziennikarstwa rezygnuje z wyścigu o informacyjne nowinki, koncentrując się raczej na tłumaczeniu i opisywaniu rzeczywistości na podstawie powszechnie dostępnych danych (s. 214). Pomimo fragmentaryzacji rynku medialnego oraz rosnącej roli mediów społecznościowych w wymianie informacji nadal istnieje zapotrzebowanie na profesjonalne dziennikarstwo. Zdaniem autora to właśnie dziennikarstwo danych ma zaspokoić tę potrzebę. Kolejną istotną kwestią wyczerpująco opisaną przez Piekarskiego jest personalizacja treści. Szczegółowa analiza zjawiska uzupełnia refleksję autora nad kondycją współczesnego dziennikarstwa i problemów związanych z dystrybucją i widocznością materiałów informacyjnych w sieci. Autor stawia tezę, że podczas konsumpcji treści informacyjnych bardziej skłonni jesteśmy zaufać znajomym niż profesjonalnym redakcjom (s. 234). Sytuacja ta powoduje powstawanie „baniek informacyjnych”, zjawiska obecnie szeroko dyskutowanego wśród badaczy zajmujących się nowymi mediami, a polegającego na dostosowaniu informacyjnego menu do potrzeb i zainteresowań użytkowników. Badacze obawiają się, że dalsza fragmentaryzacja odbiorców wpłynie znacząco na fragmentaryzację strefy publicznej i utrudni dyskusję nad sprawami ważnymi ze względów politycznych lub społecznych. Piekarski trafnie określa personalizację jako jedną z najpopularniejszych metod filtrowania treści i strategii przeciwdziałania informacyjnemu nadmiarowi. Zdaniem badacza staje się ona coraz bardziej niewidoczna i nieintencjonalna, stąd badania prowadzone nad jej mechanizmami oraz społecznym i kulturowym wpływem wydają się niezbędne. Oparty na szczegółowo opisanych sposobach radzenia sobie z informacyjnym nadmiarem nowy model percepcji zaproponowany przez Piekarskiego, a mianowicie model percepcji ambientowej, niewątpliwie stanowi nowatorską koncepcję badawczą tłumaczącą i wspomagającą uwagę w środowisku przeciążenia informacyjnego. W kontekście kryzysu percepcji Piekarski słusznie zwraca


242

Recenzje i omówienia

uwagę, że ma on związek raczej z kryzysem narzędzi i instytucji zajmujących się filtrowaniem oraz dystrybucją informacji niż ludzkim aparatem poznawczym. Autor w swych rozważaniach o kulturze danych w cyberprzestrzeni sytuuje się pośrodku między entuzjastami nowych technologii a technosceptykami, doszukującymi się w upowszechnianiu i demokratyzacji nowych technologii, praktyk i procesów zagrażających kulturze. Autor często przedstawia opisywane zjawiska z perspektywy historycznej, obszernie opisując zmiany zachodzące w środowisku medialnym na przestrzeni ostatniego stulecia, a tym samym prezentując postawę godną archeologa mediów. Dystans wprowadzony dzięki poszerzonej o historyczny kontekst perspektywie łagodzi także niepokój poznawczy związany z coraz szybszym rozwojem i transformacją nowych technologii medialnych oraz nowych problemów badawczych wyłaniających się z wciąż rozrastającego się ekosystemu nowych mediów. Daje to dogodny punkt wyjścia do analizy i problemowego ujęcia współczesnych zjawisk kulturowych związanych z powszechnym dostępem do sieci oraz mobilnych technologii.


Magdalena Kamińska Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Instytut Kulturoznawstwa

Ultramegarzadkie popkulturoznawcze Pepe Jakub Nowak, Polityki sieciowej popkultury, Wyd. UMCS, Lublin 2017, ss. 462.

Jakiekolwiek próby opisu cyberkultury – fenomenu niezwykle bogatego, dynamicznego i zmiennego – przy wykorzystaniu dużych kwantyfikatorów wydają się na obecnym etapie rozwoju technologii cyfrowych i wynikającego z nich rozrostu, a równocześnie coraz większego zróżnicowania cyberprzestrzeni z góry skazane na niepowodzenie. Jednak paradoksalnie istnieje coraz większe zapotrzebowanie na to, by je podejmować, ponieważ zjawisko to nieustannie zyskuje na społecznym i kulturowym znaczeniu, a jako takie prędzej czy później musi zostać zagospodarowane również teoretycznie, a nie jedynie metodologicznie i badawczo przez nauki humanistyczne i społeczne. Takiej właśnie próby – i to próby, dodajmy od razu, bardzo udanej – podjął się Jakub Nowak, pisząc książkę Polityki sieciowej popkultury. Choć publikacja ta imponuje objętością, co w przypadku podjęcia tak szerokiej i złożonej tematyki nie dziwi, warto podkreślić, że jest również niezwykle przystępnie napisana. Mimo gęstości wywodu i nasycenia go licznymi odwołaniami bibliograficznymi czytanie jej jest prawdziwą przyjemnością. Nie bez znaczenia jest tu zapewne fakt, że Nowak jest również nagradzanym beletrystą. Być może właśnie dzięki temu jego pisarstwo akademickie wyróżnia się przemyślaną kompozycją, świetną polszczyzną oraz świadomością, że hermetyzm, bełkotliwość i nieczytelność nie dodają bynajmniej prestiżu nauce, zwłaszcza humanistyce. Poznawcza intencja towarzysząca autorowi została jasno wyartykułowana już na pierwszych stronach książki. Deklaruje on: „Analizuję proces przenikania się sfer popkulturowej i politycznej sieciowej aktywności ludzi, jego konteksty i skutki” (s. 9). W praktyce oznacza to złożenie propozycji odczytania internetu i cyberkultury poprzez teoretyczne soczewki skonstruowane w ciągu kilku ostat-


244

Recenzje i omówienia

nich dekad przez teoretyków kultury popularnej. Ów projekt „kultury popularnej online” (s. 420 i in.) jest przekonująco uargumentowany, ciekawy i godny dalszego aplikacyjnego rozwijania. Równocześnie trzeba stwierdzić, że dziedziczy on niektóre redukcjonizmy charakterystyczne dla teorii kultury masowej i popularnej, szczególnie te wpisane w tradycję brytyjskich badań odbioru i fan studies (np. skłonność do ocennego hierarchizowania praktyk odbiorczych wedle poziomu produktywności tekstualnej i kryjącego się w nich potencjału społecznego oporu czy też – mocno zawężone w stosunku do antropologicznie, nie zaś literaturoznawczo osadzonych ujęć – rozumienie kultury jako znaczenia; s. 75). Pomiędzy polaryzującymi teorię kultury popularnej biegunami wyznaczanymi przez podejście – chciałoby się rzec – bezkrytycznie krytyczne, w myśl którego odbiorca, nawet zaangażowany, pozostaje niedojrzały i naiwny, nie rozumiejąc mechanizmów, których działaniu jest poddawany i pozwalając się bezwolnie zwodzić perfidnym przemysłom medialnym, i nurt populizmu kulturowego, w ramach którego lansowana jest teza, że ekonomia kulturowa dominuje nad finansową, Nowak zajmuje pozycję bliższą pierwszemu (np. protestując przeciwko redukcji przemysłów kultury do roli repozytoriów treści; s. 66). Mimo to nie traci wrażliwości na argumentację drugiego, demonstrując przy okazji – by użyć tu w nieco przewrotnym znaczeniu określenia Henry’ego Jenkinsa – aca-fanowską, niezwykle pogłębioną wiedzę o mechanizmach i tekstach cyberkulturowej wytwórczości, sugerującą osobiste zaangażowanie w działania internetowej memosfery (s. 246 i in.). W związku z tym w błyskotliwych i zajmujących sporo miejsca w książce case studies, np. ilustrujących funkcję memów w „popkulturze online”, wyraźnie zaznacza się skłonność Autora do popełniania typowo tekstocentrycznego skrótu myślowego. Otóż wydaje się on sugerować, że można utożsamić akt wytwórczy (a nawet sam tekst) z jego obiegiem/cyrkulacją, np. że wystarczy stworzyć mem przeciw ACTA, aby zyskał on pozycję i oddźwięk w online’owym dyskursie (s. 26). Sądzę, że w miarę rozbudowywania koncepcji kultury popularnej online będzie trzeba zrezygnować z takich uproszczeń, ponieważ wraz z poszerzaniem wiedzy o niej o dane czerpane z badań Big Data trudniej będzie zignorować zagadnienia nierównego podziału uwagi, które nabiera coraz większego znaczenia w badaniu „przeludnionej” cyberkultury i przesyconej tekstami cyberprzestrzeni. Tendencję tę należy w moim przekonaniu ocenić jako kolejną naleciałość przejętą z brytyjskich cultural studies, a wywodzącą się jeszcze z – obecnie już mocno zdezaktualizowanej, mającej wartość głównie historyczną – krytycznej wizji mediów masowych. Do takiej interpretacji skłania również fakt, że Nowakowi zdarza się wprost utożsamić kulturę masową z popularną (np. s. 21), choć na ogół reflektuje się, proponując w zamian określenie „media tradycyjne” (np. s. 53). Podobnie określenie „nowe media” przewija się przez całą książkę,


Recenzje i omówienia

245

brzmiąc już dziś co najmniej anachronicznie, co na szczęście autor sam w porę spostrzega, wygłaszając skądinąd niezwykle słuszne stwierdzenie: „W pewnym sensie nie ma już innych mediów niż nowe” (ss. 20-21). Są to jednak moim zdaniem jedynie drobne lapsusy, posiadające nawet pewną wartość poznawczą. Po pierwsze, stanowią one znak czasu – ilustrują narastającą zadyszkę, z jaką teorie akademickie gonią zmieniające się niemal z roku na rok wzorce komunikacyjne. Po drugie zaś niewątpliwie świadczą o tym, że Jakub Nowak jako jeden z niewielu polskich badaczy mediów ma pełną świadomość tego, że w tych warunkach nie można wygodnicko poprzestać na korzystaniu z narzędziownika zaproponowanego przez poprzedników, lecz że każde z przekazanych przez nich narzędzi należy aktywnie przekształcać, dopasowując jego funkcjonalność do ekstremalnie zmiennego przedmiotu badań. To właśnie passusy, w których Nowak zajmuje się adaptacją owych narzędzi, stanowią najlepsze fragmenty jego książki. Autor czyni to, np. twórczo rekapitulując dobrze znaną w teorii kultury popularnej i badaniach odbioru kategorię przyjemności – zakorzenioną, jak wiadomo, w myśli psychoanalitycznej – którą znacząco odświeża, wpisując w nią „fajność”, zabawność, a nawet „lulzy”, cenione w memosferze jako jedna z najważniejszych wartości (s. 9 i in.). Przy okazji czyni niezwykle ciekawe spostrzeżenie, że cyfryzacja przekształca znaczenia i przyjemności odbiorcze kultury popularnej na powrót w towary (s. 145). W moim przekonaniu myśl tę warto byłoby twórczo kontynuować, poświęcając jej przynajmniej osobny artykuł, a być może nawet kolejną książkę. Nowak poświęca również nieco – choć czytelnik może żałować, że nie więcej – uwagi koncepcji hegemonicznej roli software’u w kulturze (s. 191). Koncept ten wydaje się niezwykle obiecujący, a przy tym coraz bardziej aktualny. W nieco innym wymiarze rozwijany był na polskim gruncie np. przez Annę Nacher, zaś Katarzyna Kopecka-Piech zwracała w tym kontekście uwagę na potrzebę zmiany rozumienia hardware’u w dobie mediów mobilnych, proponując pojęcie saturacji medialnej. Mam nadzieję, że Autor będzie pogłębiał namysł nad tą problematyką, np. lokując ją w szerszym kontekście kulturowej historii technologii (tego ostatniego pojęcia używa raczej intuicyjnie). Na podkreślenie zasługuje fakt, że żywy i przystępny język książki nie sprowadza się jedynie do efekciarskich fajerwerków słownych, lecz każde użycie neologizmu, potocznego lub slangowego określenia ma teoretyczne uzasadnienie. Przykładem może tu być pójście Nowaka za żartobliwą praktyką językową użytkowników i rezygnacja z określenia „internet” na rzecz liczby mnogiej – „internety”. Zabieg ten nie tylko nasuwa niebezzasadne skojarzenie z odejściem od pojęcia publiczności na rzecz audytoriów u Fiske’a, ale również pozwala na postawienie frapującego pytania: skoro sieć stała się przestrzenią tak silnie niejednorodną, czy można jeszcze jednoznacznie orzec o którychkolwiek uprawianych w jej ramach praktykach, że – a jeśli tak, to które z nich – realnie zagraża-


246

Recenzje i omówienia

ją interesom przemysłów kultury? (s. 134). Pytanie to zyskuje jeszcze większe znaczenie w świetle głównej tezy książki. To prawda, że cyfryzacja komunikacji skutkuje dezintermediacją rozumianą jako skrócenie dystansu między odbiorcą a tekstem, ale to właśnie przez tę lukę do gry wkraczają potencjalnie niebezpieczni nowi gracze – globalni cyfrowi pośrednicy (ss. 136-137). Polityki sieciowej popkultury powinien przeczytać każdy badacz mediów. Książka okaże się też na pewno niezwykle przydatna dydaktycznie, poza koncepcją kultury wernakularnej zaproponowaną przez Marcina Napiórkowskiego z zespołem stanowi bowiem jedyną rodzimą próbę pożenienia cyberkultury ze stanowiącym rdzeń nauk społecznych i humanistycznych ciągiem pojęciowym kultura ludowa – kultura masowa – kultura popularna, w dodatku szerszą, bardziej precyzyjną i lepiej dopracowaną. Zajęcia akademickie poruszające tematykę kultury popularnej wciąż niestety zbyt często kończą się na omówieniu medium telewizyjnego, brakuje bowiem teoretycznych podstaw, aby włączyć do nich również zagadnienia związane z dominującym obecnie medium cyfrowym – lub też, co gorsza, interpretuje się w ich ramach cyfrowe przemysły kultury jako kolejne wydanie przemysłów analogowych. Mark Zuckerberg jednak z pewnością nie jest ani Waltem Disneyem, ani Williamem Randolphem Hearstem, przede wszystkim z uwagi na problemy z globalnym user-generated content, który jest łatwiej zmonetaryzować niż kontrolować, co z kolei może wpływać niekorzystnie na ową monetaryzację. Na koniec warto podkreślić, że Nowak jako badacz „internetów” jest szczególnie zainteresowany relacją tożsamość/kultura a polityka, co czyni jego inspirującą książkę pracą o charakterze stricte kulturoznawczym, znacznie bardziej niż politologicznym (co sugerowałaby afiliacja Autora). Dzięki uwzględnieniu bardzo szerokiego marginesu kontekstu kulturowego wykracza ona również poza dość wąskie, a zarazem nieprecyzyjne rozumienie kultury lansowane przez brytyjskie studia kulturowe, na które się skądinąd powołuje (s. 53 i in.). Dlatego uważam Polityki sieciowej popkultury za jedną z najciekawszych kulturoznawczych monografii ostatnich lat, którą należy ocenić tym wyżej, że pomysł na nią nie polegał na mniej lub bardziej systematycznym przepisywaniu cudzych myśli, lecz na aktywnym przekształcaniu istniejących modeli teoretycznych w obliczu nowego przedmiotu badawczego i radykalnie zmieniającej się rzeczywistości.


Emilia Stachowska Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Instytut Kulturoznawstwa

Memy, obraz, społeczeństwo Tomasz Gackowski, Karolina Brylska, Mateusz Patera (red.), Memy czyli życie społeczne w czasach kultury obrazu, Oficyna Wydawnicza ASPRA-JR, Warszawa 2017, ss. 261.

Memy czyli życie społeczne w czasach kultury obrazu to kolejny, trzydziesty drugi już tom wydany w serii „Media początku XXI wieku”, drugi zaś redagowany przez pracowników i badaczy Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikacja ta jest obszernym i niezwykle szczegółowym podsumowaniem VII Ogólnopolskiej Konferencji Metodologicznej Medioznawców opatrzonej tym samym tytułem. Nie dziwi więc, że autorzy, badając różnego rodzaju memy, traktują je przede wszystkim jako specyficzne przekazy medialne, a także – iż kolejnych interesujących przykładów szukają właśnie w (nowo) medialnych ekosystemach. Trzeba więc zaznaczyć – co we wstępie tomu czynią również redaktorzy – że potencjalnie szeroka kategoria memu zawężona została w tym przypadku do jego wariantu internetowego jako najbardziej powszechnego, dynamicznego i synkretycznego. Tomasz Gackowski, Karolina Brylska i Mateusz Patera, poszukując we wprowadzeniu do publikacji jak najbardziej spójnej definicji memu internetowego, powołują się na prace takich badaczy, jak Richard Dawkins (wskazując, że „memy przenoszą się z mózgu do mózgu w procesie szeroko rozumianego naśladownictwa”, s. 7) i zestawiają jego sposób rozumienia memu z wnioskami Magdaleny Kamińskiej, dla której mem internetowy jest „formą przekazywanej – z założenia spontanicznie – treści” (s. 7). Autorzy pamiętają przy tym jednak, że omawiane zjawisko cechuje się „wariacyjnością i łatwością transkodowania kulturowego” (s. 7), co poniekąd tłumaczy jego popularność, a także wszechobecność.


248

Recenzje i omówienia

Gackowski, Brylska i Patera zwracają również uwagę na jeszcze jedną, być może kluczową cechę memu, czyli na jego niejednoznaczność – zwłaszcza w kontekście emocji, które mogą być wywołane właśnie poprzez kontakt z omawianym w pracy memem internetowym. Badacze sugerują bowiem, że: „Memy z jednej strony śmieszą lub wzbudzają zachwyt, z drugiej natomiast powodują u odbiorców zadumę czy poczucie dyskomfortu mentalnego” (s. 7). Przyczyn popularności tej formy przekazu redaktorzy doszukują się również w tym, że jest ona osadzona w dwóch istotnych kontekstach – czasowym oraz sytuacyjnym, dzięki czemu stanowi rodzaj komentarza do aktualnych wydarzeń (s. 7). Taki sposób zakwalifikowania memu w pełni uzasadnia zakres tematyki, która omawiana jest w poszczególnych rozdziałach publikacji – zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę fakt, że memy internetowe są tworem, którego autorstwo (wskutek licznych przekształceń pierwotnej wersji w obiegach medialnych) zawsze uznawane jest za zbiorowe i który wyraża zdanie oraz nastroje internautów odnoszące się do bieżących zjawisk społeczno-kulturowych (s. 7). Należy zatem uznać, że dobór tekstów w przypadku tej książki jest trafny, choć z pozoru nieco zawężony, gdyż skupiony głównie wokół tematyki politycznej. Lektura oraz analiza wchodzących w skład tomu Memy czyli życie społeczne w czasach kultury obrazu pozwalają jednak zauważyć, jak złożone oraz interdyscyplinarne jest podejście jego autorów do każdego z badanych przez nich wątków. Tym, co zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie w kontekście zawartych w książce artykułów, jest to, że każdy z nich skupia się na innych aspektach funkcjonowania memów, dzięki czemu lektura całości daje złożony, szczegółowy, wielowarstwowy obraz omawianego zjawiska, na dodatek uwzględniający różne konteksty, w jakich się ono pojawia. Na przykład Anna Malewska-Szałygin w tekście zatytułowanym Memy – nowa forma wiedzy potocznej proponuje ciekawe, niekonieczne innowacyjne, choć odbiegające od najpopularniejszych definicji (w tym od przytoczonych wcześniej tez Richarda Dawkinsa) ujęcie memu, bezpośrednio korzystające z dorobku folklorystyki (s. 12). W tej perspektywie mem rozumiany jest jako element cyber- czy netfolkloru (s. 12), uwzględniający przede wszystkim społeczno-kulturowy aspekt funkcjonowania człowieka jako jego wytwórcy. Co więcej, refleksja memetyczna zostaje tu w dużym stopniu zastąpiona przez rozważania semiotyczne, pozwalające dostrzegać takie cechy memu, jak elastyczność i efemeryczność, a także zdolność do wielokrotnych, wielowątkowych przekształceń (s. 12). Idąc tym tropem, autorka zauważa, że tym, co wyróżnia przedmiot jej badań, jest wielość form, jakie może on przyjmować, jego nieustanne korespondowanie z innymi (znanymi) treściami kultury oraz ciągłe ich przetwarzanie, rekontekstualizowanie i modyfikowanie (s. 12). Niezwykle interesująca wydaje się także refleksja, która pojawia się na dalszych stronach artykułu, zgodnie z którą: „Dynamika funkcjonowania memów zaciera granice między produkcją a konsumpcją” (s. 13), co prowadzi do zredefiniowa-


Recenzje i omówienia

249

nia takich pojęć, jak „kodowanie” i „dekodowanie” w nawiązaniu właśnie do memów (s. 13) (interesującą propozycję analizy memu w tym zakresie zaproponowali Karolina Brulska i Tomasz Gackowski, ss. 25-46). Kolejnym atutem omawianego artykułu jest to, co proponuje on na gruncie rozważań nad charakterystyką wiedzy potocznej, prowadzonych m.in. z perspektywy antropologii kulturowej. Malewska-Szałygin spróbowała bowiem zweryfikować niektóre dotychczasowe ustalenia w tym zakresie, traktując mem – za Piotrem Grochowskim – jako „formę wyrazu »współczesnej wiedzy internetowego ludu«” (s. 13) i odnosząc go do „nowych sposobów ekspresji wyobrażeń o polityce charakterystycznych dla ery Web 2.0” (s. 13). W tym celu, aby porównanie było jak najbardziej miarodajne, sięgnęła do prowadzonych przez siebie (przy wsparciu swoich studentów) badań, trwających od lat 90. do połowy pierwszej dekady XXI wieku. Zebrany wcześniej i gruntownie opracowany materiał zestawiony z tytułowym najpopularniejszym wytworem kultury cyfrowej pozwolił w rezultacie przeanalizować memy także pod kątem wiedzy potocznej o polityce, prowadząc tym samym do niebanalnych, choć niekoniecznie zaskakujących wniosków, z których najciekawszy wydaje się ten dotyczący ekstremalnej lapidarności memów (s. 21). Równie ciekawy sposób ujęcia memów oraz ich wykorzystania do badań współczesnych zjawisk społeczno-kulturowych zaprezentowany został w tekście Mateusza Bartoszewicza Walka propagandowa na Facebooku. Analiza jakościowa zawartości postów opublikowanych przez Prawo i Sprawiedliwość oraz Platformę Obywatelską w okresie tzw. Czarnego Protestu. Bartoszewicz wskazał w nim na jeszcze jeden kontekst tworzenia memów, jakim jest propaganda polityczna, która „coraz efektywniej wykorzystuje stosunkowo młode, wysoce interaktywne media społecznościowe” (s. 51). Omawiając dynamikę tego zjawiska w social media, autor skupił się na największym i najpotężniejszym ich reprezentancie, czyli na portalu Facebook, którego specyfika opiera się przede wszystkim na mechanizmie zaangażowania (s. 52), a także – za sprawą rozbudowanych algorytmów – personalizowania i selekcjonowania zawartych na platformie komunikatów. Jak podkreśla autor artykułu, aktywność skupiona wokół wspomnianego serwisu w niektórych przypadkach niewątpliwie ma charakter marketingowy, a także – w ślad za przytoczonymi wyżej cytatami – propagandowy, bezpośrednio wpływając na emocje oraz postawy odbiorców konstruowanych tam komunikatów (s. 52). Nie dziwi zatem zaproponowana przez Mateusza Bartoszewicza struktura artykułu, składającego się zarówno z części teoretycznej, jak i empirycznej, bazującego na ciekawej, wnikliwej i szczegółowej analizie dyskursów medialno-politycznych, jakie miały miejsce na fanpage’ach Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej w czasie Czarnego Protestu – jednego z najgłośniej komentowanych wydarzeń ostatnich lat.


250

Recenzje i omówienia

W pierwszej części, korzystając z dostępnej literatury, Bartoszewicz przedstawia – w jasnej i przystępnej formie – propozycję kategoryzacji najpowszechniejszych mechanizmów oraz technik propagandowych, dokonując jednocześnie ich zwięzłej charakterystyki (ss. 55-62). Umieszczona w tekście tabela zawiera aż czterdzieści pozycji, jednak z wyraźnym zastrzeżeniem, że ich wyłonienie „na podstawie literatury przedmiotu jest dalece prostsze niż empiryczna próba zaklasyfikowania zawartości merytorycznej komunikatów propagandowych pochodzących od stron rzeczywistego sporu politycznego” (s. 62). Tym bardziej więc na uznanie zasługuje to, że autor podjął wyzwanie i swoją pracę wzbogacił o analizę dostępnych na Facebooku materiałów – zwłaszcza gdy pod uwagę weźmie się dynamiczny charakter medium, na jakim zostały one zamieszczone. Wnioski, jakie przedstawił autor, dają natomiast wgląd w internetową aktywność partii politycznych w okresie wzmożonego konfliktu światopoglądowego, pozwalając uchwycić przyjęte przez nie strategie komunikacji, wywierania wpływu na odbiorców, odwoływania się do poszczególnych idei, twierdzeń i postaw, a także różnic, jakie na tym obszarze mogą występować. Wymienione wyżej dwa artykuły zawarte w recenzowanym tomie zostały tak szeroko omówione, by zobrazować, jak ważna oraz innowacyjna pod kątem przedstawionych ujęć jest książka Memy czyli życie społeczne w czasach kultury obrazu. Stanowi ona bowiem swoiste zestawienie najistotniejszych teorii dotyczących badań nad memami, będąc przy tym niezwykle potrzebnym kompendium technik oraz metod prowadzenia wspomnianych badań, uwzględniającym różne potrzeby, aspekty i podejścia. Opisanie w ten sposób zaledwie kilku tekstów było natomiast podyktowane przyjętą (krótką) formą niniejszej wypowiedzi, jednak konieczne jest w tym przypadku odesłanie do całości, która – paradoksalnie – jest w równym stopniu szeroka, jak i spójna. Ewentualnych minusów publikacji można się doszukiwać w doborze przykładów (większość z nich jest już nieaktualna), ale nie jest to zasadne, kiedy uwzględni się kluczową cechę memów oraz zjawisk z nimi związanych, czyli ich tymczasowość oraz idącą z nią w parze nieustanną potrzebę nadawania nowych kontekstów. Autorzy, których artykuły znalazły się w recenzowanym tomie, udowadniają jednak, że tak jak przedmiot ich badań pozostaje w nieustannym ruchu, tak kategorie, w jakich się go pojmuje, mogą być coraz lepiej ugruntowane teoretycznie.


Jakub Walczyk Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Instytut Kulturoznawstwa

Nieoczywiste funkcje gier wideo Damian Gałuszka, Gry wideo w środowisku rodzinnym, Libron, Kraków 2017, ss. 254.

Niektórzy badacze pracujący na gruncie nauk społecznych i humanistycznych mają silne przekonanie o negatywnym wpływie gier wideo na kondycję współczesnego człowieka, a w szczególności dziecka1. Zarzucają im m.in. wywieranie złego wpływu na kreatywność, wywoływanie agresywnych postaw wobec innych, ograniczenie kompetencji społecznych, alienowanie się jednostki (nota bene błędnie zakładając, że w granie angażują się tylko pojedyncze osoby), skutkiem czego ma być brak umiejętności komunikowania się z otoczeniem. Damian Gałuszka, autor książki zatytułowanej Gry wideo w środowisku rodzinnym, jest świadomy popularności wymienionych stereotypów i negatywnych przekonań dotyczących współczesnych gier wideo, a mimo to podjął się zadania ich wieloaspektowej dekonstrukcji. Posługując się metodami i technikami badawczymi obecnymi we współczesnej socjologii, antropologii kulturowej i kulturoznawstwie, w interdyscyplinarny sposób wykazuje istnienie pozytywnych cech badanego zjawiska. Opisuje procesy więziotwórcze, pobudzające kreatywność i edukacyjny potencjał, któ Na przykład Agnieszka Ogonowska w ramach konferencyjnego wystąpienia zatytułowanego Człowiek wobec technologii. O patologicznym korzystaniu z nowych mediów (Ogólnopolska konferencja naukowa „Technologiczno-społeczne oblicza XXI wieku”, Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie, 3-5.03.2016) stwierdziła, że nowe technologie, a w szczególności gry, są odpowiedzialne za zanik umiejętności komunikacyjnych u dzieci. Natomiast w artykule Stop! Siecioholizm nadmierne korzystanie z internetu uznała za uzależnienie porównywalne do hazardu, zakupoholizmu czy nawet zażywania substancji psychoaktywnych. Zob. A. Ogonowska, Stop! Siecioholizm, http://ptem.org.pl/wp-content/uploads/2013/01/Agnieszka-Ogonowska_ StopSiecioholizm.pdf [13.02.2018]. 1


252

Recenzje i omówienia

ry generuje komentowane medium. Mając jednak w pamięci złożoność i obszerność tematu (już sama definicja gry wideo w kontekście gry komputerowej i elektronicznej stanowi oddzielne zagadnienie do naukowych badań i interpretacji), świadomie zawęża badane pole do sfery życia rodzinnego. Porzucając założenie, że „korzystanie z gier cyfrowych to wyjątkowo bezproduktywny sposób spędzania czasu wolnego” (s. 11), a praktyka grania przynależy jedynie do sfery rozrywki dziecięcej lub nastoletniej, autor podchodzi do opisywanego medium jako platformy, która otwiera przestrzenie do spędzania wspólnego czasu przez małoletnich i ich dorosłych opiekunów. Nie ignorując szybkiego tempa przemian technologicznych, społecznych i obyczajowych, które powoduje „cyfrowe zagubienie rodziców” (s. 13), autor przedstawia szereg rekomendacji, które mają pomóc w lepszej komunikacji z grającym dzieckiem oraz które powinny umożliwić opiekunom zrozumienie specyfiki tego medium. Ta część rozważań stanowi największy walor publikacji. Gałuszka nie tworzy bowiem wiedzy w akademickiej próżni, ale próbuje przełożyć ją na praktyczny narzędziownik współczesnego rodzica. W publikacji autor porządkuje podstawowe pojęcia i kategorie funkcjonujące na gruncie medioznawstwa i game studies, zwracając uwagę na złożoność badanego zjawiska. Dodatkowo charakteryzuje figurę gracza i opiekuna. Analizując statystyki, odwołuje się do liczb pokazujących, jak gry, będące początkowo zjawiskiem niszowym, w ostatnich dekadach zyskiwały na popularności, stając się jedną z głównych gałęzi przemysłu kulturowego. W celu ukazania czytelnikom wielości kontekstów życia społecznego, w jakie gry są uwikłane, przywołuje zarówno aspekty ekonomiczne (premiera Grand Theft Auto 5 we wrześniu 2013 r.), jak i obecne w przestrzeni publicznej kampanie społeczne (np. ogólnopolska kampania społeczna „Pro(gra)muj”). Podejmując próbę definicji gier elektronicznych, sięga po klasyczne koncepcje Johana Huizingi i Rogera Caillois. Krytycznie je przepracowuje i ukazuje ich ograniczenia. Opierając się na opinii współczesnych badaczy, zwraca uwagę, jak szeroka skala „growych” aktywności jest powiązana z innymi sferami życia społecznego. Co szczególnie ciekawe w ujęciu Gałuszki, przedstawia on problem różnic pokoleniowych między dziećmi a dorosłymi, pokazując, że na jednym biegunie znajdują się małoletni sprawnie korzystający z gier cyfrowych (co dowodzi ich wysokich kompetencji technologicznych), a na drugim – ich nieposiadający dostatecznych umiejętności rodzice oraz nauczyciele, co niewątpliwie utrudnia im porozumienie. Ponieważ przepaść między technologicznie zaawansowaną młodzieżą a częścią nauczycieli nieposiadających tych kompetencji jest dziś zjawiskiem powszechnym, przedmiotem analizy autora Gry wideo w środowisku rodzinnym jest również wykorzystanie gier elektronicznych w edukacji medialnej. Idąc zaproponowanym w książce tropem, edukację medialną można rozumieć jako obszar kształcenia kompetencji informatycznych, obejmujących krytyczne i świa-


Recenzje i omówienia

253

dome korzystanie z technologii w pracy, rozrywce i komunikacji. Gałuszka, tym razem przywołując optykę rodzicielską, zauważa pęknięcie w relacjach między dorosłymi a dziećmi. Dotyczy ono trudności w spełnianiu obowiązków wobec dzieci, którego przyczyną jest brak opisanych wyżej kompetencji. Socjolog zauważa, że model edukacji medialnej wypracowany podczas I Kongresu Edukacji Medialnej mógłby owo pęknięcie zlikwidować. Oprócz głównych wyznaczników nowoczesnej edukacji medialnej – mimo że dosyć płynnych, zawieszonych w próżni i mało konkretnych – autor wymienia zarówno możliwości, jak i niebezpieczeństwa generowane przez gry wideo. Nie zawężając pola badawczego do jednej dziedziny, korzysta z dorobku psychologów, pedagogów oraz edukatorów praktyków, kreśląc wyzwania cyfrowego rodzicielstwa i ukazując edukacyjny potencjał gier wideo. Konstruując metodologię badań, autor za cel przyjął wstępne rozpoznanie i opisanie relacji między rodzicami a dziećmi, których elementem są gry cyfrowe (s. 93). Po gruntownym opracowaniu teoretycznym i przepracowaniu ważnych pojęć przybliżył metody i techniki badawcze, którymi posłużył się w swoim projekcie. Szczególnie wartościowe było skorzystanie z jakościowych metod badań (wywiad swobodny, wywiad ekspercki). Autor, świadomy ograniczeń metodologicznych (badana próba wynosiła 24 osoby), zaznacza, że badania nie były reprezentatywne. Skupiając się na praktykach dzieci i rodziców, pozwoliły jednak nakreślić szeroką mapę zjawisk, ukazując różnice nie tylko w zestawieniu zwyczajów obu grup, ale również wewnątrz nich samych. Gałuszka pokazuje, że wpływ na procesy grania mają takie zmienne, jak wiek, płeć, konsole i inne nośniki. Potwierdza też, że świadomość rodziców co do tematyki gier (często brutalnej wśród graczy chłopców) jest niestety znikoma. Choć wyniki przeprowadzonego badania nie są zaskakujące, wskazują na palącą potrzebę szerzenia świadomości dotyczącej gier wśród rodziców. Pozwoliłoby to wykorzystać ich potencjał edukacyjny, zwłaszcza na gruncie edukacji nieformalnej. Gry wideo w środowisku rodzinnym to niewątpliwie ważna pozycja wśród publikacji dotyczących gier i edukacji medialnej. Gałuszka sprawnie korzysta z różnych koncepcji i teorii naukowych, prowadząc interdyscyplinarny wywód, a wyniki badań pokazują potrzebę ich kontynuacji oraz pogłębiania tematu, aby móc skutecznie wykorzystywać wszystkie możliwości gier wideo. Istotnym atutem publikacji są rekomendacje podpowiadające rodzicom, w jaki sposób świadomie uczestniczyć w życiu grającego dziecka.



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.