30 minute read

➭ Stalin, kuchnia i Gruzini – str

www.kurierplus.com KURIER PLUS 4 CZERWCA 2022 13

Dooko³a sto³u

Advertisement

Adam Ma³osolny

Czy Józef Stalin, sowiecki satrapa, móg³ mieæ coœ wspólnego z kuchni¹? Na pierwszy rzut oka raczej nie, ale to, ¿e pochodzi³ z Gruzji, z miejsca gdzie brak pretekstu jest ju¿ wystarczaj¹cym powodem do wystawnej uczty, sugeruje coœ zupe³nie innego. Wiadomo dziœ, ¿e matka Stalina –Keke – pracowa³a jako kucharka i z tego powodu jej syn do koñca ¿ycia nienawidzi³ zapachu gotowanego jedzenia. Kiedy po zes³aniu na Sybir zamieszka³ na jednej kwaterze z Jakowem Swierd³owem i Lwem Kamieniewem ustalili, ¿e podziel¹ siê obowi¹zkami po równo. Ka¿dy mia³ gotowaæ, sprz¹taæ i zdobywaæ ¿ywnoœæ. Szybko jednak okaza³o siê, ¿e Stalin nie tylko nie zamierza gotowaæ, ale nawet po sobie sprz¹taæ. Chodzi³ jedynie na polowania i na ryby. Swierd³ow najg³oœniej wyra¿a³ swoj¹ dezaprobatê. Stalin w swoich wspomnieniach z zes³ania napisa³, ¿e mia³ tam psa, którego nazwa³ Jaszka, tak samo jak mia³ na imiê Swierd³ow. Po ka¿dym posi³ku Stalin dawa³ Jaszce swój talerz do wylizania i chwali³ siê, ¿e przez to zawsze by³ czysty (!). Kiedy przychodzi³a na niego kolej zmywania – ucieka³.

Po rewolucji, Stalin wraz z ¿on¹ Nadie¿d¹ Alli³ujew¹ jadali w sto³ówce Kremla, która mia³a opiniê najgorszej garkuchni w ca³ej Moskwie. Nadie¿da nie wytrzyma³a wspólnego po¿ycia i pope³ni³a samobójstwo. Mówiono, ¿e zrobi³a to po tym, gdy dowiedzia³a siê o g³odzie na Ukrainie.

Kiedy Stalin przej¹³ po Leninie w³adzê w Zwi¹zku Sowieckim, jedyn¹ jego kulinarn¹ ekstrawagancj¹ by³a wanna pe³na ogórków kiszonych. NajwyraŸniej ludzie rewolucji karmili siê czymœ innym ni¿ tylko jedzenie. Jeœli ju¿ pi³ alkohol, to by³o to wy³¹cznie wino gruziñskie, najlepiej z rodzinnego Gori. Trudno ustaliæ, z której winnicy pochodzi³o jego ulubione, bo Gruzini to najwiêksi blagierzy œwiata i ka¿dy gospodarz, uprawiaj¹cy winoroœle w okolicy Gori utrzymuje, ¿e to w³aœnie po jego wino wysy³ano samolot z Moskwy. Faktem jest, ¿e podczas gdy cala Rosja dr¿a³a ze strachu przed gniewem Stalina to Gruzini nie musieli. Gruzini traktuj¹ siebie nawzajem jak jedn¹ wielk¹ rodzinê i gdy któryœ z nich zdradzi, to nie ma ju¿ dok¹d wracaæ. Dlatego Stalin o lojalnoœæ Gruzinów by³ spokojny. Podobno jedynym rodzajem jedzenia jakie sam potrafi³ przyrz¹dziæ i to ca³kiem nieŸle, by³y baranie szasz³yki.

Po samobójstwie Nadie¿dy Alli³ujewy, Stalin jad³ jeszcze gorzej ni¿ wczeœniej. Zamkn¹³ siê te¿ w sobie i swojej depresji. Nadal jada³ w kremlowskiej sto³ówce. Zim¹ najbardziej smakowa³a mu zupa miêsna z kiszon¹ kapust¹, a latem kapuœniak z m³odej kapusty. Na drugie danie podawano mu kaszê gryczan¹ z mas³em, i kawa³kiem wo³owiny. Czasami mia³ ochotê na deser i by³a to zazwyczaj galaretka ¿urawinowa albo kompot z suszonych owoców. Tak jada³ Stalin przez okr¹g³y rok.

Matka Stalina – Keke D¿ugaszwili –nadal mieszka³a w Gori. Mimo, ¿e ka¿dy wiedzia³, ¿e jest matk¹ przywódcy, to wyp³acana jej przez pañstwo zapomoga ledwie wystarcza³a na skromne ¿ycie. Stalin jej nie odwiedza³ i tylko czasem wysy³a³ do niej wylewne listy. Za to bywa³ u niej z wizyt¹ syn Stalina – Jakow D¿ugaszwili. Najwiêksz¹ pomoc¹ dla Keke by³ Aleksander Egnataszwili, syn znanego niegdyœ gruziñskiego kupca, restauratora i przedsiêbiorcy o imiedatki jakie ponoszono na jego utrzymanie. Kiedy, któregoœ dnia odkry³, ¿e zjada dziennie dziesiêæ kilo œledzi, zwolni³ ze s³u¿by szefa ochrony, W³asika. Nie mia³ nawet cienia podejrzeñ, ¿e móg³ za tym staæ Sasza.

Sasza Egnataszwili czêsto osobiœcie gotowa³ posi³ki dla Stalina razem z ¿on¹ Lilian¹, która kiedyœ by³a niemieck¹ baronow¹. Nadal jak móg³ pomaga³ matce Stalina, pisz¹c do niej o spotkaniach z jej synem Soso. W Kuncewie mia³ do swojej wy³¹cznej dyspozycji amerykañskiego Cadillaca z szoferem. Zapyta³ kiedyœ Stalina wprost: dlaczego nie je on po gruziñsku? Na co Stalin odpowiedzia³ krótko: „Nakarm mnie”. Sasza wyruszy³ do Tbilisi, sk¹d przywióz³ do Kuncewa dwa wagony produktów, a nawet piec do wypieku gruziñskiego chleba, a tak¿e gruziñskich pomocników z czasów, gdy prowadzi³ tam interesy. Stalin by³ zachwycony!

Na obiadach Stalina zacz¹³ pojawiaæ siê gruziñski „tamada”, który wznosi³ toasty i oddawa³ biesiadnikom g³os. Z czasem Stalin zacz¹³ zatrudniaæ do tej roli profesjonalnych aktorów. Gruziñski stó³ nieoczekiwanie zmieni³ Stalina i na Kremlu zaczêto wydawaæ wystawne uczty. Egnataszwili czu³ siê w otoczeniu Stalina znakomicie. Zapomnia³ o tym, ¿e ten, kto lata zbyt blisko wokó³ S³oñca Narodów mo¿e siê spaliæ. Wszyscy z otoczenia Stalina wiedzieli, ¿e wyrok œmierci mo¿e pojawiæ siê ka¿dego dnia, ale Sasza wierzy³, ¿e ¿yje ze Stalinem w braterskiej przyjaŸni. Kiedy wielkimi krokami zbli¿a³a siê wojna œwiatowa, Stalin zacz¹³ obawiaæ siê o w³asne ¿ycie. Ka¿da potrawa musia³a byæ najpierw spróbowana przez testera i zosta³ nim Sasza Egnataszwili. Stalin nie mia³ prawa zjeœæ niczego, co nie przesz³o przez jego rêce. Po wino do Gruzji jeŸdzi³ Egnataszwili osobiœcie.

Sielanka skoñczy³a siê w 1941 r. wraz z wybuchem wojny z Niemcami. ¯ona Saszy – Liliana – z pochodzenia Niemka, zosta³a aresztowana i wys³ana do ³agru ale on sam nie odstêpuje Stalina na krok. Wie, ¿e od jego wiernoœci zale¿y ¿ycie ukochanej ¿ony.

Stalin, kuchnia i Gruzini M³ody Józef Stalin Gruziñska kuchnia niu Jakow. Straci³ on wszystko podczas Wojna w koñcu wygasa. W Ja³cie rewolucji, ale w czasach swojej prosperity na Krymie spotykaj¹ siê przywódcy zwyzatrudnia³ u siebie Keke, która by³a wów- ciêskich Aliantów, a w wydawanych tam czas piêkn¹ kobiet¹, która poœlubi³a ucztach uczestnicz¹ setki osób. Sasza staje wiecznie pijanego szewca Wissariona. na g³owie aby niczego nie brakowa³o W Gruzji wszyscy wiedz¹, ¿e Stalin tak i wszystko by³o najlepszej jakoœci. naprawdê by³ synem bogatego kupca. Obiad wydany w Ja³cie na czeœæ RoAleksander Egnataszwili czu³ siê w obo- osevelta by³ wiêcej ni¿ specjalny. To tam wi¹zku jej pomagaæ. Ka¿dego tygodnia Sasza zarz¹dzi³, ¿e na obiad zostanie poprzynosi³ jej wielki kosz pe³en warzyw, dany ten sam zestaw potraw jak dla wstêowoców, miêsa i wina. Aleksander dziêki puj¹cego na tron cara Miko³aja. Podano wprowadzonej jeszcze przez Lenina no- wówczas indyka w pomarañczach i piwej polityce ekonomicznej móg³ za³o¿yæ gwach, sma¿onego œledzia z Kerczu nad sk³ad handlowy i kilka restauracji. Ta sie- Morzem Bia³ym z ziemniakami. Do tego lanka jednak szybo siê skoñczy³a. Wpro- karkówka w leœnych grzybach, dziczyzna, wadzone ogromne podatki sprawi³y, ¿e galaretka z jesiotra i wiadra kawioru. trafi³ do wiêzienia. Matka Stalina natych- Uczestnik tej uczty, angielski premier miast spotka³a siê z szefem gruziñskich Winston Churchill w swoich pamiêtnikomunistów i ten powiedzia³ jej, ¿e „sztu- kach napisa³, ¿e w³aœnie podczas tej uczty ka jest sztuka” i potrzebuje w wiêzieniu zrozumia³, ¿e Zwi¹zek Sowiecki jest kogoœ innego w zamian za wypuszczenia prawdziwym zwyciêzc¹ tej wojny, a StaAleksandra. Do wiêzienia poszed³ wów- lin wynegocjowa³ wówczas wszystko co czas jego brat Wasilij. Tymczasem Alek- chcia³. sander, czyli Sasza, natychmiast wyruszy³ do Moskwy, gdzie dziêki pomocy syna Aleksander Egnataszwili spisa³ siê Stalina – Jakowa – uda³o mu siê osobiœcie wówczas na medal i ten medal rzeczywispotkaæ z sowieckim przywódc¹. Obaj by- œcie dosta³. Wraz z nim tak¿e awans na li Gruzinami i spêdzili na rozmowie ca³¹ genera³a NKWD. To wtedy dowiedzia³ noc. O œwicie Stalin zadzwoni³ do Berii siê te¿, ¿e ukochana Liliana nie ¿yje. Bei nakaza³ oczyszczenie Egnataszwilego ria rozkaza³ rozstrzelaæ j¹ zaraz po areszz wszelkich zarzutów, przekazanie mu do towaniu. Przez lata Sasza ³udzi³ siê ¿e j¹ zarz¹du domu wakacyjnego w Foros na zobaczy. Kiedy dowiedzia³ siê co siê staKrymie oraz zapisanie go do NKWD. ³o, straci³ si³y i chêæ ¿ycia. Rozchorowa³ W jedn¹ noc Sasza z przestêpcy sta³ siê siê, a zatroskany Stalin wys³a³ do niego cz³onkiem nomenklatury. Nie wiedzia³ w³asnego lekarza. Sasza jednak nigdy nie wtedy, ¿e przy Stalinie ka¿dego dnia to- przyj¹³ podawanych mu leków. Sprowaczy siê walkê o ¿ycie. dzi³ potajemnie w³asnego lekarza i kupowa³ lekarstwa w zwyk³ych aptekach, boSasza Egnataszwili dawa³ sobie jed- ba³ siê trucizny. W koñcu przesta³ jeœæ nak znakomicie radê. Po pó³tora roku i zmar³ z g³odu i ¿alu. Pochowano go wzorowej pracy na Krymie zosta³ osobi- w rodzinnym Gori w Gruzji. œcie wezwany przez Stalina do Moskwy. Stalin prze¿y³ swojego przyrodniego W³aœnie zbudowano dla niego daczê brata o piêæ lat. Po jego œmierci jad³ i pi³ w Kuncewie, która mia³a swoje w³asne bez umiaru, trac¹c kompletnie kontrolê gospodarstwo rolne. Ca³a ¿ywnoœæ dla nad swoim zdrowiem. Gdy zmar³, ca³a Stalina mia³a pochodziæ tylko z tego go- obs³uga jego kuchni uciek³a w obawie, ¿e spodarstwa, bo Stalin nikomu nie ufa³. Sa- zostan¹ rozstrzelani przez Beriê, który na szy ufa³ nie tylko dlatego, ¿e by³ Gruzi- krótko przej¹³ w³adzê nad Rosj¹, koñcz¹c nem. Uwa¿a siê, ¿e doskonale wiedzia³, gruziñski rozdzia³ historii tego kraju raz ¿e maj¹ wspólnego ojca. Pod zarz¹dem na zawsze. Saszy gospodarstwo w Kuncewie prospe- ❍ rowa³o tak dobrze, ¿e nadwy¿ki produktów oddawano do okolicznych sklepów spo¿ywczych. Do tego Sasza czêsto pomaga³ w kuchni gruziñskiemu kucharzowi Metrevelemu, którego Stalin sprowadzi³, ze s³yn¹cej z dobrej kuchni Raczy. Stalin nie dba³ jednak o smako³yki. Da³ kucharzowi podwójn¹ pensjê pod warunkiem: ¿e nie bêdzie krad³. Stalin by³ uczulony na punkcie kradzie¿y i od czasu Aleksander Egnataszwili do czasu sam sprawdza³ wy- Spotkanie w Ja³cie

14 KURIER PLUS 4 CZERWCA 2022

www.kurierplus.com

GRUBE RYBY I PLOTKI

Weronika Kwiatkowska

Ruben Östlund

Za nami 75. Festiwal Filmowy w Cannes. Podczas fina³owej gali nie oby³o siê bez zaskoczeñ. Jury pod przewodnictwem Vincenta Lindona postanowi³o przyznaæ a¿ dwie statuetki jako tradycyjn¹ Nagrodê Jury. Trafi³y one do twórców belgijsko-francusko-w³oskiej koprodukcji „Le otto montagne” oraz do... Jerzego Skolimowskiego. Jego film „IO” to opowieœæ o ludziach, z perspektywy b³¹kaj¹cego siê osio³ka. „Chcia³bym podziêkowaæ swoim osio³kom... Wszystkim szeœciu”– mówi³ ze sceny Skolimowski, podaj¹c imiona zwierzêcych aktorów.

O czym jest nagrodzony obraz? „Tytu³owy bohater filmu Skolimowskiego wystêpuje w cyrku z m³od¹ artystk¹ o pseudonimie Kasandra (w tej roli Sandra Drzymalska). Dziewczyna troskliwie siê nim opiekuje, a Io darzy j¹ bezwarunkow¹ mi³oœci¹. Niestety, kiedy po demonstracji przeciwników wykorzystywania zwierz¹t do cyrku wkraczaj¹ komornicy, ta dwójka musi siê rozdzieliæ. Osio³ek trafia do stajni, a póŸniej jeszcze kilkakrotnie zmienia w³aœcicieli. Pewnego wieczoru niespodziewanie odwiedza go Kasandra, która – pamiêtaj¹c o jego urodzinach – przynosi Io ciastko marchewkowe. Po chwili jednak odje¿d¿a, poganiana przez swojego ch³opaka (Tomasz Organek). Zwierzê ci¹gle za ni¹ têskni i postanawia j¹ odszukaæ. Ucieka z gospodarstwa, gubi siê w lesie, a nastêpnie zostaje przygarniête na chwilê przez grupê kiboli. W dalszej czêœci wêdrówki osio³ek trafia pod opiekê kierowcy tira (Mateusz Koœciukiewicz) i w³oskiego ksiêdza (Lorenzo Zurzolo), który zabiera go do posiad³oœci hrabiny (Isabelle Huppert)” – czytamy. „Silny ³adunek emocjonalny i realizacja, która w najlepszych momentach skwierczy w swej dziwnoœci, sprawiaj¹, ¿e „IO” jest wci¹gaj¹cym doœwiadczeniem, filmem, który staje na w³asnych kopytach” – pisz¹ krytycy o nowym dziele Jerzego Skolimowskiego.

Natomiast laureatem najwa¿niejszej nagrody, czyli Z³otej Palmy dla najlepszego filmu, zosta³ po raz drugi w swojej karierze Ruben Östlund, twórca znanego „The Square”, tym razem doceniony za satyryczny „Triangle of Sadness”, który zosta³ okrzykniêty „najbardziej obrzydliwym filmem canneñskiego konkursu”. Jak napisa³ jeden z polskich krytyków filmowych, Szwed stworzy³ europejsk¹ wersjê „Rejsu”. „Luksusowym statkiem p³yn¹ najbogatsi wspó³czesnego œwiata. Rosyjski oligarcha, ma³¿eñstwo, które dorobi³o siê na handlu broni¹, influencerzy ¿yj¹cy na koszt wielkich korporacji. Sztorm wywo³uje u wiêkszoœci podró¿nych chorobê morsk¹, a popsute jedzenie – biegunkê. Pok³ad zalewaj¹ fekalia i wymiociny. Wspó³czesny Olimp siêga dna” – czytamy. „Chcia³em zafundowaæ moim bohaterom karnawa³” – mówi³ laureat Z³otej Palmy. „Ju¿ w œredniowieczu spo³eczeñstwo potrzebowa³o kilku dni, kiedy panowie stawali siê podw³adnymi i odwrotnie” – precyzowa³ Östlund. Tak dzieje siê i tym razem. Po katastrofie wycieczkowca pasa¿erowie docieraj¹ na wyspê, gdzie szybko siê okazuje, ¿e oszczêdnoœci na koncie s¹ mniej przydatne, ni¿ np. umiejêtnoœæ rozpalenia ogniska. „Kiedy zaczynaliœmy robiæ ten film, chcieliœmy, aby prowokowa³ do myœlenia. Zale¿a³o nam na tym, by widzowie zadawali sobie pytania, a projekcja sta³a siê po¿ywk¹ do dalszej dyskusji. Bardzo ciesz¹ mnie reakcje, z którymi zetknêliœmy siê na festiwalu w Cannes” – powiedzia³ Östlund podczas gali.

Na czerwonym dywanie nie zabrak³o innych polskich akcentów. Szyku zadawali Robert i Anna Lewandowscy, Agnieszka Holland czy Anja Rubik. Pozytywne emocje polskiej publicznoœci wzbudzi³a obecnoœæ Joanny Kulig, która nie tylko zosta³a zaproszona do presti¿owej roli jurora konkursu, ale i dost¹pi³a zaszczytu odciœniêcia swoich d³oni w Cannes. Aktorka znana m.in. z „Zimnej wojny” Paw³a Pawlikowskiego zamieœci³a relacjê z tego wydarzenia w mediach spo³ecznoœciowych. „To dla mnie wielki zaszczyt” – napisa³a Joanna Kulig. „Mia³am 18 lat, kiedy po raz pierwszy przyjecha³am do Cannes, potem w 2018 roku z „Zimn¹ wojn¹”, a teraz jako cz³onek Jury Un Certain Regard. Jestem bardzo wzruszona!” – podziêkowa³a. Tym samym do³¹czy³a do innych s³ynnych rodaków, miêdzy innymi: Romana Polañskiego, Andrzeja Wajdy i Andrzeja ¯u³awskiego.

Talent Joanny Kulig ju¿ jakiœ czas temu zosta³ dostrze¿ony na œwiecie. Polska aktorka niebawem pojawi siê w kolejnej hollywoodzkiej produkcji, tym razem bêdzie to komedia romantyczna zatytu³owana „She Came To Me”. Na instagramie Kulig mo¿na ogl¹daæ zdjêcia z planu, na których pozuje miêdzy innymi z Anne Hathaway i aktorem znanym z „Gry o Tron” – Peter’em Dinklage. „Œwiatowo” – komentuj¹ internauci. „Nasza duma narodowa” – podsumowuj¹ fani. A pomyœleæ, ¿e Asia Kulig zaczyna³a karierê od wystêpu w programie muzycznym TVP „Szansa na sukces”.

*

Na „Top Gun: Maverick” fani orygina³u czekali blisko 40 lat. Jednak – jak donosz¹ recenzenci po dwóch stronach oceanu – by³o warto! Hollywoodzki uœmiech Toma Cruise’a powróci³ na wielki ekran i wzbudzi³ wszechobecny entuzjazm. Niektórzy twierdz¹, ¿e kontynuacja przebija pierwsz¹ – dla wielu ju¿ kultow¹ – czêœæ. „To film duchem i cia³em (choæ nie technologi¹!) nale¿¹cy do lat dziewiêædziesi¹tych. Jego realizacja, sposób budowania narracji, typ bohaterów i napiêcia miêdzy nimi bardzo pasuj¹ do schematów, do których przyzwyczai³o nas wówczas kino. Kilka autoironicznych dowcipów, m³odsze twarze i realizacyjny majstersztyk wpuszczaj¹ w ten œwiat pewne tchnienie œwie¿oœci, podobnie jak wiêksza reprezentacja kobiet i bohaterów o innych ni¿ bia³y kolorze skóry. Jednak ten „najntisowy” duch to nie zarzut, przeciwnie. Daje on produkcji kopa. By³y to przecie¿ czasy kina marz¹cego, bez granic, bezczelnego. „Mavericka” niesie taka w³aœnie energia: ¿e wszystko jest mo¿liwe, jeœli tego wystarczaj¹co pragniesz, ¿e masz w sobie si³ê, by zmieniaæ siebie i œwiat, ¿e granic nie ma, istniej¹ tylko w Tobie” – czytamy w recenzjach.

Fani i krytycy chórem podkreœlaj¹, ¿e to kolejny pomnik na czeœæ Toma Cruise’a. „Aktor, a tak¿e producent tego filmu, od lat znany jest z niezwyk³ego zaanga¿owania w role i predylekcji do samodzielnego wykonywania skomplikowanych zadañ kaskaderskich. Tak, jakby chcia³ wykrzyczeæ œwiatu, ¿e jego up³yw czasu nie dotyczy. S³yszymy ciê, Tom! Ten krzyk jest donoœny i przekonywuj¹cy” – pisz¹ widzowie. I przekonuj¹, ¿e warto siê wybraæ do kina. By prze¿yæ to jeszcze raz.

Joanna Kulig Jerzy Skolimowski

Tom Cruise i jego „Top Gun: Maverick”

Jan Latus Œcie¿ka dŸwiêkowa

Choæ robi siê gor¹co, a moje mieszkanie nie ma klimatyzacji, wielkie okno jest zamkniête. W przeciwnym razie przez ca³y dzieñ, z ma³ymi przerwami, s³ysza³bym przeraŸliwe zgrzytanie jakiegoœ elektrycznego narzêdzia. Chyba jest to pi³a tarczowa do ciêcia kamienia i marmurów, a mo¿e drewna?

W spêtanej przepisami i regulacjami Ameryce w pewne dni, zwykle w niedzielê, nie mo¿na strzyc trawników. Ha³as traktuje siê jak zaœmiecanie otoczenia – te¿ jest uci¹¿liwy i mo¿e spowodowaæ straty zdrowotne, a w ka¿dym razie –utratê nerwów.

Moje miniaturowe osiedle jest niby cichutkie, czasem tylko pod oknem us³yszê parkuj¹cy samochód, zw³aszcza terkocz¹cy diesel i bawi¹ce siê dzieci. Gadaj¹ce zreszt¹ czêœciej po rosyjsku ni¿ polsku, tak jest przynajmniej tu u mnie.

Makabrycznie brzmi¹ce pi³y pracujê czasem i wieczorem, równie¿ w weekendy, na s¹siednim, ju¿ w³aœciwie wykoñczonym i sprzedanym osiedlu. W Polsce mieszkania w nowych domach kupuje siê jednak zwykle w tzw. stanie deweloperskim, czyli go³e, niepomalowane œciany i pod³ogi i otwory na sedes czy zlew.

Chc¹c nie chc¹c, ludzie wykañczaj¹ mieszkania sami – w³asnym sumptem, przy pomocy fachowców i ma³ych firm. Czêsto ju¿ siê wprowadzili, ale prace ci¹gle trwaj¹. Te, coraz dro¿sze, mieszkania, s¹ dum¹ i chlub¹ m³odej polskiej rodziny. Przez 30 lat sp³acania kredytu ma

www.kurierplus.com KURIER PLUS 4 CZERWCA 2022 15

Stany wewnêtrzne

Weronika Kwiatkowska

Prowodyrka

Telefony, telefony, gdzie dzwoniæ mam. Jaki numer mam wykrêciæ. Do kogo z was? Telefony w mojej g³owie. Telefony w mojej g³owie. Telefony w mojej g³owie. To tylko ja. Krzycza³ Grzegorz Ciechowski. By³ pocz¹tek lat 80. Lider „Republiki” nosi³ d³ug¹ grzywkê. I stoj¹c za klawiszami wodzi³ b³êdnym wzrokiem po sali. T³um krzycza³. Ja te¿. Ale kilka lat póŸniej. I do piosenki nagranej z radia. Z urwan¹ koñcówk¹. Bo kawa³ek nie zmieœci³ siê w ca³oœci i redaktor NiedŸwiecki spieszy³ z zapowiedzi¹ kolejnego miejsca na Liœcie. Kasetê po¿yczy³am od kolegi. By³am w pi¹tej klasie podstawówki. I wszystkie kole¿anki s³ucha³y Papa Dance. Oraz uczy³y siê kroków lambady. Ja te¿. Zna³am na pamiêæ zwrotki i refreny. O kamikaze. I wiruj¹cym szarym pyle. A nieskomplikowany uk³ad choreograficzny æwiczy³am u kole¿anki w domu. Konkretnie – w przedpokoju. Magda by³a wysoka i w¹t³a jak trzcina. Mia³a fryzurê enerdowskiego bramkarza i same pi¹tki na œwiadectwach. Ja nosi³am w³osy spiête w kucyk i by³am – jak wyrazi³a siê pani od matematyki – prowodyrk¹. Za pierwszym razem nie zrozumia³am tego s³owa. Ale i tak – z niejasnych powodów – napawa³o mnie dum¹. Dalej wychowawczyni raczy³a klasê wywodem na temat niedalekiej przysz³oœci tych, którzy nie pojm¹ zasad mno¿enia u³amków. ¯e bêdziemy kopaæ rowy. Albo pracowaæ na torach. W odblaskowych kamizelkach. To zapamiêta³am. Te kamizelki. Mo¿e dlatego, ¿e neonowe odcienie by³y wtedy modne. Wœciek³e ró¿e. Jaskrawe oran¿e. Jadowite ¿ó³cie. Na karnawa³owy balik mama uszy³a nam spódniczki z ko³a i krótkie topy do kompletu. Z lewej strony, do piersi, by³a przytroczona ró¿yczka. Nie pamiêtam czy wygra³yœmy konkurs tañca. Ale na czarno-bia³ej fotografii wygl¹damy na zadowolone. Przykucnê³yœmy w pierwszym rzêdzie. Magda obejmuje mnie za szyjê. Ja poprawiam miniówkê. Lœni¹ wypastowane czó³enka. B³yska uœmiech. Kole¿anka obok zakrywa d³oni¹ usta. Ktoœ najwyraŸniej musia³ nas rozbawiæ. Ch³opcy, zbici w grupê, stoj¹ po jednej stronie. S¹ w przewadze. 17 do 10. Widocznie nie wszystkie dziewczynki przysz³y na potañcówkê. A mo¿e taki by³ uk³ad si³? W lewym dolnym rogu, trochê jakby poza kadrem, Tomek Gronikowski. Zmar³ kilka lat temu. Ci¹gle pamiêtam barwê jego g³osu. I numer bloku, w którym mieszka³. Reszta siê zaciera. Blaknie. Zostaj¹ tylko b³yski. Flashbacki.

Siedzimy z Magd¹ przy stoliku w Bryant Park. Od czasu lambady przed lustrem minê³y dwie dekady. Ale – jak to w przypadku przyjaŸni z podwórka bywa – rozmowa jest swobodna, jakbyœmy widzia³y siê wczoraj. Wspominamy wspólnych znajomych. I kadrê pedagogiczn¹. Opowiadamy sobie ¿ycie. Próbuj¹c w te kilka godzin upchn¹æ najwa¿niejsze wydarzenia, prze³omowe momenty. Nie ma ich znowu tak wiele. Magda wysz³a za m¹¿ za ch³opaka, z którym chodzi³a od drugiej klasy liceum. Jemu te¿ profesor Rybacka wieszczy³a karierê w kopaniu rowów. Dzisiaj jest prezesem spó³ki skarbu pañstwa. Swoj¹ drog¹ to ciekawe, ¿e pedagodzy prezentowali tak ubogi repertuar, powtarzaj¹c wci¹¿ te same, wyœwiechtane kwestie. Zastanawiam siê, czym dzisiaj „motywuj¹” m³odzie¿ do nauki? Jakim zajêciem strasz¹? I czy deprecjonowanie uczciwej, ciê¿kiej pracy jeszcze w ogóle uchodzi? Mo¿e wyœmiewaj¹ nowe zawody typu influencerka? Ale wed³ug ostatnich badañ, wiêkszoœæ dzieciaków (szko³a podstawowa) w³aœnie o tym marzy. O pracy, w której nic nie trzeba robiæ. Tylko zdjêcia telefonem. Z ³azienki. Z restauracji. Ze sklepu. Z samolotu. Upozowywaæ swoje cia³o na tle. Reklamowaæ produkty i us³ugi. Byæ chodz¹cym s³upem og³oszeniowym. Le¿eæ. I pachnieæ. Za miliony.

*

Œwiat siê pali, niech siê pali. Wychowa³a mnie katecheza, wychowa³ kapitalizm. Heavy metal, Morbid Angel i Kreator. I pies, co siê nazywa³ Szarik i kot, co mówi³: hator, hator, hator.* Jesteœmy pokoleniem boomersów. Coraz mniej rozumiemy ze œwiata, którego – jak ironicznie deklamuje Fisz – m³odzie¿ jest nadziej¹. Albo przekleñstwem. To siê jeszcze oka¿e. My te¿ mieliœmy ruszyæ bry³ê z posad. Ale wysz³o jak zwykle.

* W sobotê odciê³o mi rêkê. Metaforycznie. Bo w sensie œcis³ym oceaniczna fala runê³a z impetem i zala³a telefon. Na czarnym ekranie smutnie miga³o logo. I przez trzy doby walczy³am z syndromem odstawienia. Nie pomog³o nocne le¿akowanie w ry¿u. Odczynianie. I mod³y. Zanios³am urz¹dzenie mobilne do serwisu. W³aœciciel powiedzia³, ¿e niczego nie mo¿e obiecaæ. Ale siê postara. Na myœl o utraconych notatkach i zdjêciach dozna³am objawów tachykardii. Ale siê uda³o. Mo¿e nie ca³kiem, bo niektóre przydatne funkcje przesta³y dzia³aæ, ale odzyska³am s³owa i obrazy. G³os nie¿yj¹cego ojca zaklêty w kilkuminutowej wiadomoœci g³osowej. Niezliczone nagrania przedstawiaj¹ce Cecyla i Pani¹ Matkê. (Œpi¹ce koty. Mrucz¹ce koty. Mówi¹ce koty. Naæpane kocimiêtk¹ koty). A tak¿e przygody wiewiórki Lucyny. Oposiczki Grety. I kilku przedstawicieli homo sapiens. Dziesi¹tki donosów rzeczywistoœci. Adresy. Has³a i loginy. Cytaty z ksi¹¿ek. Pomys³y na teksty. Nagrane wywiady, których jeszcze nie zd¹¿y³am spisaæ. Cyfrowe œlady ostatnich kilku lat ¿ycia. Chce pani sprawdziæ, kto dzwoni³? – zapyta³ serwisant. Zanim oœwiadczy³, ¿e telefon musi zostaæ jeszcze kilka godzin w naprawie. Kto dzwoni³? –zdziwi³am siê na g³os. Bo to ostatnia rzecz, o której bym pomyœla³a. Kto jeszcze u¿ywa telefonu w celu przeprowadzenia rozmowy? Ju¿ nawet boomersi tego nie robi¹. Ale dinozaury! Telefon bez uprzedniego zaanonsowania uchodzi w pewnych krêgach za objaw impertynencji i coraz wiêcej abonentów przyznaje otwarcie, ¿e terkot dzwonka wprowadza ich w stan g³êbokiej neurozy. Nale¿ê do tej grupy. Rzadko odbieram. A jeœli muszê oddzwoniæ, robiê to niechêtnie. Wykonujê telefon w ostatecznoœci. Kiedy wyczerpi¹ siê inne mo¿liwoœci kontaktu. Ta fobia ma swoj¹ nazwê. Przewidzia³ j¹ Grzegorz Ciechowski.

Czterdzieœci lat temu.

Grzegorz Ciechowski

* Tworzywo Sztuczne, OK Boomer!

Zapraszamy na stronê Autorki: www.stanywewnetrzne.com

to byæ prawdziwy, przytulny i piêkny dom, a Polacy lubi¹ ³adne rzeczy i eleganckie otoczenie. Tak wiêc, ju¿ chyba dziewiêæ miesiêcy od wprowadzenia siê pierwszych lokatorów, ci¹gle widzê tam facetów przycinaj¹cych jakieœ p³ytki, majstruj¹cych przy meblach na tarasie, machaj¹cych m³otkami i pêdzlami.

Na moim osiedlu du¿ych remontów ludzie raczej nie przeprowadzaj¹, natomiast szaleje cieæ z trzymanymi w rêkach i potwornie g³oœnymi narzêdziami: kosiark¹ do trawników, kosiark¹ do ¿ywop³otów, dmuchaw¹ do liœci. Goœæ siê stara, dlatego niemal codziennie – ot, choæby teraz, s³yszê ten uporczywy ha³as.

Gdy przychodzi noc, ustaj¹ ha³asy na podwórcu, choæ czasem mi³o æwierkaj¹ ptaki. S³yszê natomiast s¹siadów. Zbudowany wedle technologii amerykañskiej dom, a wiêc z drewnianymi belkami stropów i gipsowymi p³ytami na œcianach, dr¿y w posadach, gdy ktoœ zatrzaœnie drzwi do mieszkania, rusza siê i trzeszczy na wietrze niczym stara fregata na morzu. Przez akustyczn¹ pod³ogê – choæ le¿y na niej wyk³adzina dywanowa – s³yszê z do³u nieustanne rozmowy/k³ótnie ma³¿eñskie. Oczywiœcie po rosyjsku.

Poza tym jednak w Warszawie, jak na tak du¿e miasto, jest w miarê cicho. Mieszkam na odludziu, obok s¹ dzia³ki. Dopiero na g³ównej arterii, ulicy Powsiñskiej, s³yszy siê nieustanny szum samochodów zmierzaj¹cych do centrum miasta, a popo³udniami w przeciwnym zwykle kierunku, w stronê Wilanowa.

W miarê starzenia siê cz³owieka ze s³uchem dziej¹ siê równoczeœnie dwa, na pozór sprzeczne z sob¹, procesy. S³yszy siê coraz gorzej, ale zarazem wykazuje siê – mimo tego, coraz silniejszego, „t³umika” w uszach – coraz wiêksz¹ wra¿liwoœæ na ha³as. Jak na razie, odpukaæ, s³yszê dobrze, ale denerwuj¹ mnie ha³asy: przeraŸliwe skrzypienie skrêcaj¹cego tramwaju, spalinowy silnik w tyle autobusu (na szczêœcie coraz wiêcej jest hybrydowych i elektrycznych), w weekendowe wieczory m³odzi kolesie œcigaj¹cy siê na wyj¹cych jak wiertarka motocyklach i w sportowych samochodach.

Poza tym jednak, jak ju¿ napisa³em, Warszawa, w ogóle Polska, jest miejscem do ¿ycia cichym, co podobno jest wielk¹ zalet¹. ¯ycia nocnego za bardzo nie ma, stragany usuniêto z chodników, a na parterach budynków coraz wiêcej sklepów zostaje zamkniêtych. Grodzone osiedla (a teraz tylko takie siê buduje) s¹ jak wymar³e: nie ma w œrodku ¿adnego sklepu, dziedziñca s³u¿¹cego do spotkañ. Na podwórkach starsze dzieci ju¿ siê nie bawi¹ – wol¹ przed komputerem w swoim pokoju. Nawet na – obowi¹zkowych w eleganckich apartamentach – balkonach prawie nigdy nie widzi siê ludzi siedz¹cych na le¿akach i rozmawiaj¹cych ze sob¹ przy kawie lub drinku. Czêœciej jest to sk³adowisko na rowery i inne sprzêty. Mieszkañcy wje¿d¿aj¹ samochodem do podziemnego gara¿u, z niego wind¹ do apartamentu i tam chowaj¹ siê do rana.

Brakuje mi ulicznego gwaru, dowodu witalnoœci miasta i dŸwiêkowej dokumentacji wiêzi spo³ecznych i biznesowych. Brakuje mi nieustannego szumu klimatyzatorów podwieszonych do okien nowojorskich wie¿owców. Klaksonów taksówek, a nawet przeraŸliwie g³oœnych syren wozów stra¿ackich. Têskniê do gwaru rozmów, œmiechów, muzyki i brzêku szklanek dobiegaj¹cego przez uchylone drzwi barów. Brakuje mi g³oœnych, ekstrawertycznych rozmów Amerykanów mijaj¹cych mnie na ulicy. Pogodnej muzyki pop umilaj¹cej zakupy w supermarkecie i rytmicznego merenque i salsy tworz¹cych podk³ad dŸwiêkowy podejrzanych transakcji w latynoskiej bodedze.

Brakuje mi te¿, oj brakuje, nieustannego terkotu motorków na ulicach Azji. Tej kakafonii klaksonów, którymi kierowcy skuterów, samochodów, ciê¿arówek i autobusów witaj¹ siê, ¿egnaj¹, ostrzegaj¹ wzajemnie, rozmawiaj¹ w jakimœ, niezrozumia³ym dla przechodniów, jêzyku.

Cisza jest zdrowsza i higieniczniejsza ni¿ ha³as. Wszystko jednak z umiarem. Gdy jest przesadnie cicho, jak na przyk³ad w bibliotece, mo¿e to byæ na d³u¿sz¹ metê mêcz¹ce, a pobyt w ca³kowicie wyt³umionym pomieszczeniu przeradza siê w torturê ws³uchiwania siê we w³asne serce i w³asne, goni¹ce panicznie, myœli.

Opustosza³e po pierwszym uderzeniu COVID-u miasta, zaryglowane sklepy i restauracje, wymar³e lotniska na pocz¹tku budzi³y rozbawione zdziwienie, jednak coraz czêœciej mieliœmy ju¿ doœæ tej martwoty, têskni¹c do ruchu i ha³asu wytwarzanego przez ludzkie istoty i zbudowane przez nie maszyny.

Tworz¹cy z osiedlowych klombów i ¿ywop³otów kopiê ogrodu francuskiego w Wersalu mój ogrodnik zakoñczy³ w³aœnie dzia³alnoœæ. Wy³¹czê wiêc, przygrywaj¹c¹ mi, p³ytê kalifornijskiej grupy TOTO i odwa¿nie otworzê okno. Powinno byæ ju¿ cicho a¿ do rana. W filipiñskiej lub tajskiej wiosce obudzi³by mnie jutro kogut. Tu bêdê musia³ obudziæ siê sam i w ciszy sypialni, niechêtnie, ws³uchaæ siê w swoje myœli.

16 KURIER PLUS 4 CZERWCA 2022

St. Fleszarowa - Muskat

PowieϾ w odcinkach

Lato nagich dziewcz¹t

Lato nagich dziewcz¹t

odc. 41

Lato nagich dziewcz¹t przenosi nas do Sopotu lat 50. Trwa gor¹ce lato, pachn¹ce rozpalon¹ s³oñcem pla¿¹ i olejkiem do opalania. Monciak têtni ¿yciem – rz¹dzi nim barwny t³um spragniony kawiarnianych romansów i klubowych przygód. Grzegorz, znany rzeŸbiarz, przyjecha³ tutaj w poszukiwaniu natchnienia i modeli do swoich prac. Otoczony kobietami, które zabiegaj¹ o jego wzglêdy i uczucia, walcz¹c o chwilê uniesienia, odnajdzie wreszcie mi³oœæ. Odbêdzie siê to jednak w doœæ zaskakuj¹cych okolicznoœciach...

– Ulka! Gdzie jest Ulka? – wo³a³ Antoni. Podejrzliwie spojrza³ na konferansjera. – Oho! – pomyœla³ – ju¿ siê zaczyna! Rozmówki, szepty po k¹tach. – Poka¿ no siê, jak wygl¹dasz? Zimno ci? – Trochê. – Pamiêtaj, nie zrób ojcu wstydu.

Uœmiechnê³a siê z wysi³kiem. – Wychodzisz po drugim numerze. Krzysztof ciê zapowie, odczekasz chwilê i wyjdziesz na pierwszych taktach melodii. Mo¿e daæ ci ma³y kieliszek koniaku? – Proszê! – Bo¿e, Bo¿e! Bêdê mia³ drugiego Sitka w zespole. Na³ó¿ trochê wiêcej ró¿u na policzki, jesteœ blada jak œciana. – Jej trema jest tak intensywna – odezwa³a siê Julia sprzed swego lustra – ¿e potrafi odbarwiæ nawet szminkê.

Antonispojrza³ na ni¹ krzywo. Uœmiechnê³a siê ironicznie. By³a szczera po raz pierwszy tego dnia. – Trzeba wzi¹æ pod uwagê, ¿e ona nie ma jeszcze dziewiêtnastu lat. Rutyny nabiera siê z wiekiem! –

To by³a odpowiedŸ, na któr¹ zas³u¿y³a. Antoni sam domalowa³ córkê i klepn¹³ j¹ kilka razy doœæ silnie po policzkach. – Nic tak nie o¿ywia wygl¹du – powiedzia³ z przekonaniem. Odsun¹³ siê i patrzy³ na ni¹ z zadowoleniem. – Postaraj siê byæ tylko ³adna, resztê zostaw mnie. Na pewno wszystko pójdzie dobrze.

Naprawdê wszystko posz³o dobrze. Wprawdzie na dŸwiêk pierwszych taktów „Come prima” dozna³a uczucia parali¿u, ale jedno spojrzenie na konferansjera, który czeka³ ju¿ w pogotowiu, ¿eby wykonaæ swoje zadanie, o¿ywi³o j¹ natychmiast. Myœl, ¿e on móg³by naprawdê kopn¹æ j¹ w tê chmurê halek i falbanek, któr¹ mia³a na sobie, w niezwyk³y sposób dodawa³a lekkoœci i szybkoœci jej krokom.

Wybieg³a na scenê i natychmiast rozleg³y siê brawa, brawa za sukniê, za buciki, za w³osy i dekolt, za ca³e olœniewaj¹ce dziewiêtnaœcie lat.

Ulka zrozumia³a tê ³askawoœæ publicznoœci, napotka³a rozpromieniony wzrok ojca i nagle zapomnia³a, jak zaczyna siê ta piosenka, któr¹ mia³a œpiewaæ. Orkiestra gra³a wstêp, jeszcze dwadzieœcia, piêtnaœcie, dziesiêæ taktów do refrenu, a ona nie mo¿e sobie przypomnieæ pierwszych s³ów, nie mo¿e odnaleŸæ ich w pamiêci. Czarna widownia przed oczyma jest jak morze, groŸna g³êbia, która wci¹gnie j¹ i poch³onie. I nagle w którymœ z pierwszych rzêdów zalœni³y szkl¹ okularów. To Marek! On tam by³. On jeden na ca³ej ogromnej i czarnej widowni dr¿a³ ze strachu i modli³ siê, ¿eby jej dobrze posz³o.

Podnios³a g³owê i wyczekawszy na swoje wejœcie, zaczê³a czysto i pewnie: –Come prima...

G³os mia³a bardzo jeszcze surowy, ale œwie¿y i jasny, g³os dziecka. I ten niewypowiedziany urok m³odoœci by³ ca³¹ jego si³¹. Musia³a siê podobaæ. Nikt nie pozostaje obojêtny wobec ma³ych psów, kotów, kurcz¹t i niedŸwiadków. Czasem s¹ zupe³nie nieporadne, ale to tak¿e jest ich wdziêkiem.

Ulka dosta³a du¿e, du¿e brawa. Ojciec sam wrêczy³ jej ró¿e i poca³owa³ na scenie w obydwa policzki. – No widzisz, ty gówniaro! – szepn¹³.

Potem koncert odbywa³ siê w dalszym ci¹gu, a ona siedzia³a w garderobie i p³aka³a. Rzêsy siê jej odklei³y, szminka puœci³a. Nie mog³a siê opanowaæ, odprê¿enie by³o zbyt wielkie.

Tak zasta³ j¹ Marek, gdy przyszed³ za kulisy z³o¿yæ jej gratulacje. – By³aœ cudowna! – powtarza³. – By³aœ cudowna! – A ona nie przestawa³a mazaæ siê szmink¹.

Julia patrzy³a na ni¹ z pob³a¿aniem i zazdroœci¹. Beczeæ w takich okolicznoœciach to by³a tak¿e m³odoœæ.

Antoni œmia³ siê i nie przestawa³ wzruszaæ siê sob¹. By³ nadzwyczajny w roli ojca. Zmy³ szminkê z twarzy Ulki, zapakowa³ jej sukniê i halkê do walizki, z najwiêksz¹ pieczo³owitoœci¹ odniós³ do wozu ró¿e.

Przy tym wszystkim doœwiadcza³ rozterki w³aœciwej przewoŸnikowi z dziecinnej zagadki, który dysponuj¹c jedn¹ ma³¹ ³ódk¹ mia³ przetransportowaæ przez rzekê wilka, kozê i kapustê. Wola³by nie wieŸæ razem Julii i Ulki; dziwnie jakoœ nie odpowiada³a mu ta sytuacja, sam nie wiedzia³ czy ze wzglêdów obyczajowych, czy te¿ ze starego nawyku wojskowego pirotechnika. Wiedzia³, ¿e materia³ów wybuchowych nie wozi siê razem. Jeœli jednak osobno, to najpierw nale¿a³oby odwieŸæ Juliê. Wtedy Ulka musia³aby zostaæ z tymi urwipo³ciami, których mia³ w zespole. Za ¿adnego z nich nie rêczy³. A ta ma³a g¹ska by³a chyba jeszcze naprawdê niewinna. Bo¿e, z jakimi komplikacjami musz¹ siê spotykaæ ojcowie niewinnych córek!

Zdecydowa³ siê jednak wieŸæ je obydwie razem. To by³o chyba mniej niebezpieczne. Przez ca³¹ drogê Julia szczebiota³a, a on mia³ jeszcze jeden problem do rozstrzygniêcia: czy odwieŸæ najpierw Juliê do Grand Hotelu, a potem Ulkê, czy na odwrót? Ta szelma by³a gotowa wykorzystaæ ka¿d¹ okazjê do zemsty.

Krêci³ siê ko³o niej od kilku dni jakiœ fabrykant spinek do mêskich podwi¹zek. Tacy maj¹ pieni¹dze. Niby nic, zatrudnia dwóch ludzi, sam pakuje. A forsy jak lodu! Móg³by go kupiæ dziesiêæ razy z jego tr¹bk¹ i skrzypcami na dok³adkê. Nie powinien wiêc Julii zostawiaæ samej. By³a do wszystkiego zdolna, widzia³ to po jej oczach.

Pragn¹³ jednak byæ trochê z Ulk¹ sam. Nale¿a³o mu siê to po dzisiejszym wieczorze i – bagatela – po tych trzynastu latach!

Odwióz³ wiêc najpierw Juliê. Zaniós³ jej walizkê i ró¿e do windy. – Kiedy wrócisz? – zapyta³a niedbale: – Zaraz! Tylko odwiozê ma³¹. – Zejdê na kolacjê.

– Nie mo¿esz poczekaæ na mnie w pokoju? – A có¿ to za ró¿nica w pokoju czy na sali? – uœmiechnê³a siê, wiedzia³a, czego siê boi.

Ktoœ wszed³ do windy, nie mo¿na by³o dalej prowadziæ tej rozmowy. Ten podwi¹zkarz oczywiœcie ju¿ tam na ni¹ czeka! Co wieczora musi byæ w Grand Hotelu, jakby mia³ p³atny dy¿ur. A zreszt¹, niech pokosztuje tego szczêœcia. Prêdzej czy póŸniej i tak siê to skoñczy.

Wróci³ do wozu i zaproponowa³ Ulce, ¿eby pojechali na kolacjê do Gdyni. Ale siê nie zgodzi³a. – Nie jesteœ g³odna? – Bardzo! – A wiêc czemu?

Ulka dotknê³a d³oni¹ jego ramienia. –Ja ci dawno chcia³am ju¿ to powiedzieæ... Chcia³am ciê prosiæ, ¿ebyœ przyszed³... ¿ebyœ wst¹pi³ do domu...

Antoni zamilk³.

Wci¹¿ trzyma³a d³oñ na jego ramieniu. Grza³a go ta ma³a, lekka pi¹stka, czu³ wyraŸnie promieniuj¹ce ciep³o jej dotyku. – Dobrze – powiedzia³. – Jak chcesz.

Nie mówili ju¿ nic przez ca³¹ drogê. Antoni mia³ wiele do myœlenia i Ulka tak¿e. Przez ca³y czas widzia³a w ojcu swoj¹ najrozkoszniejsz¹ zemstê – na Grzegorzu i matce. I oto przyprowadza³a go teraz, aby pocieszyæ j¹ po stracie tamtego. Sytuacja by³a paradoksalna, ale dawa³a jednak wiêcej szczêœcia ni¿ zemsta. – Matka bêdzie mo¿e z³a, ¿e j¹ zbudzimy – powiedzia³ Antoni, zatrzymuj¹c wóz. – Och, nie – szepnê³a Ulka. Prowadzi³a ojca po ciemnych schodach. – Mam klucz.

Antoni znalaz³ siê w korytarzu obwieszonym ró¿norodn¹ garderob¹. Wonie, które siê tu b³¹ka³y, by³y wspomnieniem perfum, zupy kalafiorowej i chyba sma¿onych na oleju œledzi. Poci¹gn¹³ nosem, tego ostatniego zapachu nie by³ pewny.

Ulka zbli¿y³a siê na palcach do którychœ z licznych drzwi. – Pozwolisz, ¿e ja najpierw mamê przygotujê. Pora b¹dŸ co b¹dŸ i wizyta niezwyk³a. – Nacisnê³a ostro¿nie klamkê i zapali³a œwiat³o w pokoju.

Antoni dozna³ œmiesznego uczucia radoœci pomieszanej ze strachem. Nie widzia³ Anny od dnia, w którym siê rozeszli. Obydwoje byli wtedy jeszcze bardzo m³odzi, ale trzynaœcie lat... Trzynaœcie lat dla kobiety jednak coœ znaczy. Jakie ona mia³a ¿ycie? Czy go wspomina³a? Czy by³o go jej brak? Dlaczego nigdy dot¹d o tym nie pomyœla³?

Ulka sta³a wci¹¿ na progu. Odwróci³a siê powoli, by³a blada. – Matki nie ma – szepnê³a.

Wszed³ za ni¹ do pokoju. Tapczan by³ nie zas³any. Na krzeœle le¿a³a sukienka, któr¹ matka widaæ zdjê³a wróciwszy z biura. Musia³a siê gdzieœ spieszyæ, skoro nie schowa³a jej do szafy. Zawsze dba³a, ¿eby garderoba nie poniewiera³a siê po sprzêtach. – Czy... czy to czêsto siê zdarza? – wyj¹ka³. Czu³ siê oœmieszony, jak najaktualniej zdradzany m¹¿.

Ulka patrzy³a na niego szeroko rozwartymi z przera¿enia oczyma. Nie rozumia³a, co do niej mówi. – Czy matka zawsze tak póŸno wraca? – powtórzy³. – Jej siê coœ sta³o! – krzyknê³a. – Ona zawsze o dziesi¹tej ju¿ œpi, wstaje bardzo wczeœnie. – Jej siê coœ musia³o staæ. JedŸmy na milicjê! – Uspokój siê, jest wpó³ do pierwszej w nocy. Radzê ci, po³ó¿ siê spaæ, a jak siê wyœpisz, przyjdŸ do Grand Hotelu. Zjemy razem œniadanie. – To by³o naprawdê wrêcz idiotyczne uczucie! Ostatecznie co go mog³o obchodziæ, jak ona spêdza noc. A jednak sta³ tu i z g³upi¹ min¹, i tym œwiderkiem w sercu patrzy³ na pusty pokój i zimny, nie zas³any tapczan. – Nie zostawiaj mnie samej! – szepnê³a Ulka. – Co zrobiê, jeœli ona nie przyjdzie? – Chyba musi przyjœæ. – Nie wiem. Bojê siê. Zostañ ze mn¹! Zrobiê ci coœ do zjedzenia. I herbatê – zostaniesz?

Machn¹³ rêk¹. By³o mu ju¿ wszystko jedno. I tak wiedzia³, ¿e nie zmru¿y oka do rana. Przeœliczna sytuacja! Juliê na pewno uwodzi podwi¹zkarz, a Anny o tej godzinie nie ma w domu. Ciekawe, jak¹ ona zrobi minê, kiedy go zobaczy? Do urz¹dzenia awantury nie ma wprawdzie prawa, ale nikt mu nie zabroni wyraziæ przynajmniej zdziwienia.

Ulka wysz³a do kuchni i wróci³a po chwili. – Jest bia³y ser, pieczona cielêcina i rzodkiewki. Wprawdzie podejrzewam, ¿e cielêcina nale¿y do M-lle Eugenie, ale oddam jej jutro. – Kto to jest M-lle Eugenie? – Nasza wspó³lokatorka, nauczycielka francuskiego. To mieszkanie to ko³choz. A my mamy lodówkê i wszyscy trzymaj¹ w niej jedzenie. Kiedy przychodzê w nocy i chcê coœ zjeœæ, czêsto wynikaj¹ nieporozumienia. – Dawaj tê cielêcinê. Hm... a nie ma tam czegoœ?... – Jest. Pani Eugenia chowa sobie na nacieranie, bo j¹ strzyka. Rozpuszczê sokiem. – Jeden kieliszek wystarczy.

Antoni rozsiad³ siê w fotelu i zapali³ papierosa. – Ona bêdzie mia³a minê, no! Ju¿ sam ten widok by³ wart nie przespanej nocy. Swoj¹ drog¹ mog³aby siê trochê krêpowaæ córk¹. Dziewczyna jest prawie doros³a i taki przyk³ad. Do przyk³adów nie mia³a w ogóle szczêœcia, biedne dziecko. Ale on jej to wszystko wynagrodzi! Jeœli tylko podwi¹zkarz u³atwi mu zadanie...

Wesz³a Ulka z tac¹. – Jednak taka lodówka jest potrzebna w domu. Na dworze upa³, a galareta na cielêcinie, ¿e mo¿na no¿em kroiæ. – Antoni na³o¿y³ sobie porcjê i uœmiechaj¹c siê do córki, podniós³ w górê kieliszek.

W drzwiach wejœciowych zazgrzyta³ klucz. Spojrzeli na siebie obydwoje jednakowo sp³oszeni.

Antoni szybko prze³kn¹³ alkohol. Ulka podnios³a siê z krzes³a, nie wiedz¹c, czy ma tu czekaæ na matkê, czy wyjœæ do niej na korytarz.

Nim podjê³a decyzjê, drzwi otworzy³y siê i na progu stanê³a Anna.

Na jej widok i Antoni zerwa³ siê z krzes³a. Anna mia³a podarty i poplamiony p³aszcz, a przez chustkê, któr¹ owinê³a rêkê, przecieka³a krew. – Co siê sta³o? – krzyknêli obydwoje. – Nic wielkiego – Anna nadrabia³a min¹. – Muszê mieæ tylko trochê jodyny. Zdaje siê, ¿e jest w kuchni w apteczce pani Eugenii. – Zaraz przyniosê – Antoni rzuci³ siê do drzwi. – I banda¿! Banda¿ powinien byæ tam... – urwa³a i patrzy³a na niego w przera¿onym zdumieniu. Ból, który szarpa³ jej rêkê, i pragnienie, ¿eby znaleŸæ siê jak najprêdzej w domu, sprawi³y, ¿e uzna³a sytuacjê, któr¹ tu zasta³a, za naturaln¹. Jakby nie by³o trzynastu lat dziel¹cych jej z tym cz³owiekiem, jakby co wieczora czeka³ na ni¹ razem z Ulk¹ przy wspólnym stole.

www.kurierplus.com

Stanis³awa Fleszarowa-Muskat

Cdn.

This article is from: