1 minute read

OD NACZELNEGO

Michał Gzowski

redaktor naczelny

Advertisement

Drodzy Czytelnicy,

oddaję w Wasze ręce jesienne „Echa Leśne”, ten numer jest pełen kolorów podobnie jak nadchodząca pora roku.

Gorąco polecam Państwu felieton naszego stałego autora Andrzeja Kruszewicza o odpowiedzialności człowieka wobec zwierząt. Tekst wnikliwie i z empatią przedstawia punkt widzenia specjalisty, a zarazem wrażliwego człowieka, od zawsze zaangażowanego w pomoc naszym braciom mniejszym. Celem działania ośrodków rehabilitacji dzikich zwierząt nie jest ratowanie gatunków, ale wsparcie osobników, które mają kłopoty, zwykle z winy ludzi. Danie im jeszcze jednej szansy na normalne życie jest ludzkim obowiązkiem. To, że jakieś zwierzę miało pecha i wpadło w cywilizacyjną pułapkę, to nie jest wina zwierzęcia ani ewolucji. To nie jest efekt naturalnej selekcji, tylko antropocentrycznego rozwoju cywilizacji. Dlatego ludzie powinni czuć się w obowiązku udzielania pomocy zwierzętom, które wpadły w tarapaty.

Mnie urzekła historia o mysikrólikach, które twórca Ptasiego Azylu i przyszły dyrektor warszawskiego ogrodu zoologicznego jako student chował pod koszulą, żeby wyschły po męczącym przelocie nad Bałtykiem ze Szwecji do Polski. Mysikróliki polecają się do lektury.

Temat odpowiedzialności człowieka wobec zwierząt został również poruszony w artykule „Kot, tyle że leśny”, rozpoczynającym się historią, która przydarzyła się pewnej wiosny, kiedy to leśniczy Grzegorz Ćwieluch usłyszał w bieszczadzkich zaroślach słabe, rozdzierające serce miauczenie i znalazł małe wygłodzone, zabiedzone kociątko. Wprawdzie umówił się z żoną, że nie będzie przynosił do domu żadnych kotów, ale to była kupka nieszczęścia. Postanowił, że zabierze malucha do leśniczówki, odkarmi i znajdzie mu dobry dom. Jak postanowił, tak zrobił, choć nie bez trudności, gdyż kociątko okazało się panną żbik. Całą opowieść o tajemniczych przedstawicielach gatunku silnie zagrożonego wyginięciem znajdą Państwo w artykule Pauliny Król.

Jesień to czas zbiorów i robienia zapasów. O specyficznych zbiorach, których zwierzęta dokonują jesienią w dzikich bieszczadzkich sadach, aby przechować zapasy w… sobie, pisze Kazimierz Nóżka, wieloletni leśniczy z Polanek. Nawet drapieżniki dają się skusić słodkim, dojrzałym owocom. Ukryte w sadach fotopułapki nieraz rejestrowały watahę wilków spacerującą czy wylegującą się między drzewami. Ciekawostką jest to, że nie są to sporadyczne i krótkie wizyty – wilcze rodziny częstują się owocami nader często, uzupełniając swoją monotonną dietę w witaminy i minerały. Więcej w felietonie „Słodki czas zbiorów”.

Mam nadzieję, że lektura jesiennych „Ech Leśnych” pobudzi Państwa wyobraźnię, a wynikające z tejże lektury refleksje pozostaną z Wami na długo.

This article is from: