2 minute read
GAWĘDA KAZIMIERZA NÓŻKI
Kazimierz Nóżka
wieloletni leśniczy leśnictwa Polanki w Nadleśnictwie Baligród, współtwórca profilu Nadleśnictwa Baligród na Facebooku.
Advertisement
SŁODKI CZAS ZBIORÓW
Dla zwierzyny sady w opuszczonych bieszczadzkich wioskach są doskonale wyposażoną stołówką. Zachodzą do nich nie tylko niedźwiedzie, żubry czy jelenie, lecz także drapieżniki. Soczyste gruszki czy jabłka kuszą nawet wilki.
Fot. Magdalena Sarat Okres późnego lata i jesień to czas dojrzewania owoców w dzikich sadach. W Bieszczadach rosnące w leśnych ostojach drzewa owocowe są pamiątkami po nieistniejących już wsiach. Dziś pełnią rolę wyśmienicie wyposażonych stołówek dla leśnej zwierzyny, przypominają też o bolesnej historii tego regionu i jego mieszkańcach wypędzonych z domów w czasie akcji „Wisła”. Już od kilku lat leśnicy wspólnie z organizacjami pozarządowymi dbają o stare drzewa owocowe – usuwają uschnięte konary czy przycinają gałęzie.
Przed zimą bieszczadzkie zwierzęta chętnie zaglądają do tych owocowych eldorado. Oferują one wzbogacenie codziennej diety o niezbędne witaminy i składniki mineralne. Nasze niedźwiedzie właśnie wchodzą w okres „pracy nad masą” i gromadzenia zapasów tłuszczowych na zimowe miesiące. Dzięki temu mogą spokojnie przetrwać.
Niedźwiedzie to prawdziwe łasuchy, nic więc dziwnego, że w ciągu miesiąca mogą przytyć nawet kilkadziesiąt kilogramów. Pod koniec lata przesiadują w sadach, podjadając słodkie owoce. A są tak łakome, że to, co spada z drzewa, często im nie wystarcza. Po najbardziej dojrzałe, wygrzane w słońcu owoce wdrapują się po pniu. Na stare grusze czy jabłonie wspina się też młodzież, która na rozłożystych konarach ćwiczy swoje umiejętności akrobatyczne.
Niestety, niektóre osobniki nie przestrzegają naturalnej diety z lasu i są bardziej zainteresowane odpadkami ze śmietników. W wakacje musieliśmy odłowić niedźwiedzia, który za bardzo posmakował w resztkach z ludzkiego stołu. Mimo że został wywieziony kilkadziesiąt kilometrów dalej, to po kilku dniach wrócił. I to w wielkim stylu – z zapisów obroży telemetrycznej, którą mu założyliśmy, wynika, że nocą wędrował po ulicach Sanoka.
Przełom lata i jesieni to również czas, kiedy w przyrodzie rozgrywa się jeden z najpiękniejszych spektakli – rykowisko. Miłosne porykiwania samców jeleni niosą się po lasach i łąkach. Jelenie doskonale wiedzą, że od ich sukcesu na arenie zależy powodzenie u płci przeciwnej, co – jak wiadomo – przekłada się na liczbę potomstwa.
Przez większość roku samce i samice żyją w odrębnych grupach, ale wraz z nadejściem pory godów ten podział znika. Do łań dołączają dorosłe samce i ustalają nową hierarchię – wypędzają z chmary młodszych konkurentów (wraz z samicami w stadach przebywają nie tylko cielaki, ale też samce do czwartego roku życia).
We wrześniowe poranki już przy pierwszych promieniach słońca nad połoninami rozbrzmiewają porykiwania króla lasów. Hierarchia wśród samców jest zachowana nawet podczas miłosnych zawodów. Jako pierwszy koncert zaczyna organista, czyli wiodący byk. Później odpowiadają mu kolejni uczestnicy jesiennego spektaklu, którzy chcą walczyć o miejsce na szczycie. Wbrew temu, co się powszechnie uważa, samce nie są aż tak bardzo skore do bitki. Na początku chcą wywrzeć wrażenie na konkurentach swoim głosem, później prezentują potężną sylwetkę i poroże, a jak to nie wystarczy, to dopiero wtedy dochodzi do bezpośredniego starcia. Przegrany odchodzi z kwitkiem, a zwycięzca bierze wszystko – całą chmarę łani.
Przegrany za rok dostanie kolejną szansę, by zawalczyć o względy pań, i być może to on przekaże dalej swoje geny. Przez kolejne miesiące będzie jednak musiał odzyskać odpowiednią masę ciała, bo trzeba pamiętać, że rykowisko jest dla samców wyczerpujące. Przez tych kilka intensywnych tygodni jeleń może stracić nawet 25 proc. masy ciała. Zrzucone kilogramy odzyskuje, na przykład zajadając owoce w zdziczałych sadach, ale kolejka do stołu jest długa.
Nawet drapieżniki dają się skusić słodkim, dojrzałym owocom. Ukryte w sadach fotopułapki nieraz zarejestrowały watahę wilków spacerującą czy wylegującą się między drzewami. Ciekawostką jest to, że nie są to sporadyczne i krótkie wizyty – wilcze rodziny częstują się owocami nader często, uzupełniając swoją monotonną dietę w witaminy i minerały. I, z pewnością, tak jak i my, traktują owoce jako smaczną i pożywną przekąskę.