Literadar nr 17

Page 1

Piszemy o tym, co warto przeczytać!

#17

Wywiad

DANUTA WAŁĘSA:

„Zostało jeszcze wiele tajemnic”

Książki o polskich wojnach – dlaczego ich nie ma?


NOWA STRONA LITERADARU! www.literadar.pl


Co w numerze: WYWIAD

4

EDITORIAL

6

OD STRONY KSIĄŻKI

DANUTA WAŁĘSA

„ZOSTAŁO JESZCZE WIELE TAJEMNIC”

ki wynikało z potrzeby mojego charakteru. Jednak nie spodziewałam się aż takiego od� bioru i aż takiego zainteresowania.

Chciałem zapytać o pierwszy impuls związany z powstaniem książki. Co musiało się stać, by się pani zdecydowała? Nic się nie stało. Była to po prostu po� trzeba chwili czy potrzeba serca. Trudno mi powiedzieć.

15 WOJNA? JAKA WOJNA? 25

DANUTA WAŁĘSA

Tytuł: Marzenia i tajemnice Autor: Danuta Wałęsa Wydawnictwo: Literackie 2011 Liczba stron: 512 Cena: 39,90 zł

Istotnie, zainteresowanie jest ogromne. Rozmawiałem z panem Piotrem o tym, że nie spodziewaliście się państwo podobnej reakcji. To znaczy ja się nie spodziewałam. Jest to dla mnie miłe zaskoczenie, ale wciąż za� skoczenie, do tego stopnia, że momentami sobie nie radzę. Zwłaszcza że jestem typem człowieka ceniącego wolność, a teraz jestem zobligowana do rozmów czy spotkań z czy� telnikami. Oczywiście jestem wdzięczna, gdyż dzięki temu stałam się sławna. Z dru� giej strony nie uważam, że ten sukces i sła� wa są zasłużone. Książka opisuje po prostu kawałek życia polskiej rodziny w czasach komuny i później.

Czyli nie było jednego konkretnego bodźca do rozpoczęcia prac? Nie. Nad wspomnieniami zastana� wiałam się od pewnego czasu. Wielu zna� jomych zachęcało mnie, zwracając uwagę, że mam tyle ciekawych spraw, spotkań i przeżyć, że mogłabym zdecydować się na napisanie książki. Żyłam z tą myślą zasta� nawiając się, że faktycznie fajnie by było spisać swoje życie. Z drugiej strony jestem typem człowieka lubiącego adrenalinę i po kilku miesiącach od ukazania się Marzeń i tajemnic myślę sobie, że powstanie książ� 24 | nr 17 marzec 2012 r.

25 | nr 17 marzec 2012 r.

WYWIAD: DANUTA WAŁĘSA „Zostało jeszcze wiele tajemnic”

WOJNA?

25

JAKA WOJNA?

WOJNA? JAKA WOJNA? Piotr Tomza

Nie

tak dawno, bo mniej niż pół roku temu, minęło dziesięć lat od zamachów na Nowy Jork. Ich konsekwencją, jedną z wielu, było zaangażowanie polskiego wojska w konflikty zbrojne poza granicami kraju. Od 2002 roku do dzisiaj w Afganistanie i w latach 2003-2008 w Iraku stacjonowali i walczyli polscy żołnierze. Czy ktoś słyszał coś na ten temat poza komunałami? Czy ktoś czytał może o tym jakąś sensowną książkę? W ogóle jakąkolwiek?

30 WYWIAD:

PIOTR ADAMOWICZ fot. Wikipedia.pl

38 MĘSKA RZECZ,

14 | nr 17 marzec 2012 r.

WYWIAD

DAMSKIE SPRAWY ZACZYTANIE To nie bajka

WYWIAD Z PIOTREM

ADAMOWICZEM,

WSPÓŁAUTOREM KSIĄŻKI MARZENIA I TAJEMNICE

61 RECENZJE

30 | nr 17 marzec 2012 r.

PIOTR ADAMOWICZ

mawiając oczekuje, że �ruga strona też się w jakiś s�osób otworzy.

Wspomnina pan �� ���ia��i� �� �a� jus�m August�niaki�m, ż� oba�iał i� ��braniał się pr��� po�jęci�m prac� na� tą książką. Co b�ło po�o��m? To nie tyle kwestia obaw, ile o��owie� �zialności. Jeżeli coś takiego �owstaje �o raz �ierwszy, �owinno być jak naj�ełniej� sze. To oczywiście założenie nierealne, bo �amięć lu�zka jest ulotna.. �o�atkowo �o� cho�zi jeszcze ciężar gatunkowy, �onieważ mówimy tutaj o żonie Lecha Wałęsy. �la� tego wahałem się kilka �obrych tygo�ni. W końcu je�naa z naszych ws�ólnych zna� jomych, jeszcze ze starej, �rze�sier�niowej o�ozycji, Bożena �ybicka��rzywaczew� ��rzywaczew� ska, mnie �rzekonała, mówiąc: „Jeśli ty tego nie weźmiesz, �rę�zej czy �óźniej zrobi to ktoś inny i bę�zie to gorsze. Ty znasz atmosferę, śro�owisko, lu�zi, czujesz e�okę…”.

50 DZIECIĘCE

15

15 | nr 17 marzec 2012 r.

C�asami ���aj� się, jakb� pani �a� nuta ��skuto�ała ��ci�ni�m. To są śla�� t�ch ro�mó�? Tak. �ozmawialiśmy chyba �wa�zie� ścia razy. Wszystko nagrywałem. Potem s�isałem całość osobiście, nie �rzekazując nagrań �o s�isania nikomu innemu, aby nie �oszerzać kręgu osób �oinformowa� nych o �rojekcie książki. Czasami z�arzało się, że �o� w�ływem rozmowy �ani �anu� ta �okonywała �ewnych �rzewartościowań, zmieniała ocenę albo �ocho�ziła �o okre� ślonych wniosków, nig�y natomiasat nie łago�ziła swoich wy�owie�zi. Ostateczna wersja, która trafiła �o �ruku, była bo�ajże �iątą z kolei. C�� proj�kt b�ł tr��man� ��taj�mni� c�? L�ch Wałęsa �i���iał? Tajemnica była bar�zo �uża, ale oczywiście wie�ział. �iłą rzeczy krąg �oin� formowanych �oszerzał się o rozmówców �ojawiających się w książce. W końcowym eta�ie wie�ziało około czter�ziestu osób, niemniej bar�zo zależało nam, żeby nic nie wyszło na zewnątrz, aby uniknąć s�alenia tematu. Liczyliśmy na mocne wejście na rynek książkowy. Poza tym istniało nie� bez�ieczeństwo, że mimo niewielkiej licz� by wywia�ów u�zielonych wcześniej �rzez �anią �anutę ktoś je skom�iluje i s�ło�zi jakąś kilku�ziesięciostronicową �seu�obio� grafię, a wte�y wcho�zilibyśmy z naszym tytułem w zu�ełnie innych warunkach. Jak na�isałem w �o�ziękowaniach, �zięki więziom koleżeńskim, które za�zierzgnę�

C��li tak napra��ę cho��iło o� to, ż�b� ni� po��olić komuś inn�mu ��psuć t�matu… Może kilka słów biografii najle�iej wyjaśni s�rawę. Oneg�aj byłem związany z o�ozycją w P�L, nastę�nie śro�owiski� em soli�arnościowym,, znam e�okę i ów� czesne realia, co można uznać za �ewien atut. Z tych samych �owo�ów ktoś może mi zarzucić brak obiektywizmu, ale taki argument łatwo obalić, �onieważ �o�jąłem się s�isania osobistych ws�omnień, a nie stworzenia biografii. To są �wie różne for� my. Miałem okazję �rze�rowa�zić z �anią �anutą kilka obszernych wywia�ów, �zięki czemu nawiązała się mię�zy nami nić �o� rozumienia i zaufania. Należy ona �o osób oczekujących �ialogu z �rugą stroną.. �oz� 31

| nr 17 marzec 2012 r.

30

144 BIBLIONETKOWICZE

PISZĄ SENTYMENTALNIE Opowieść o Ani, która zasiała ziarnko romantyzmu w pewnej małej dziewczynce.

RECENZJE Niebieski autobus 62 |Oblężenie 64 | Thorgal: Statek miecz 66 | Ameryka 70 | Centurion Proximus 72 | Wielki dom 74 | Dallas ‘63 76 | Julia & Roem 78 | Lucky Luke: W górę Missisipi, Na tropie Daltonów, W cieniu wież wiertniczych 82 | Niebo ze stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza 86 | Agent JFK 4. Armie nieśmiertelnych 88 | Obywatel, który się zawiesił 90 | Pamiętnik 92 | Zuzanna nie istnieje 94 | Dzienniki kołymskie 96 | Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął 98 | A kiedy zabrakło wina… W poszukiwaniu duchowości małżeńskiej 100 | W odbiciu 102 | Człowiek z Wysokiego Zamku 104 | Melanże z Żyletką 106 | Wyliczanka 108 | Uganda. Jak się masz, 60 muzungu? 110 | Wieczni 112 | Pochwała NIEPOKORY 114 | Nie jest źle być słabym uczniem 116 | Nie 61 śpiewaj przy stole 118 | Moneyball – Nieczysta gra 120 | Monte Cassino 122 | W konwencji haiku 124| nr | 17 Niedoskonali 126 | 127 godzin 128 | Science Fiction 130 | Transgresje Moniki Wetter 134 | Ambicja 136 | Jak wyjść z depresji 138 | Rattus 140 | Transgresje marzec 2012 r. | nr 17 marzec 2012 r. Moniki Wetter 142 |

61

3 | nr 17 marzec 2012 r.


fot. Mateusz Janusz

Editorial

Danuta Wałęsa i Piotr Adamowicz, współautor książki Marzenia i tajemnice, przyznają zgodnie w wywiadach publikowanych w tym numerze, iż nie spodziewali się tak ogromnego zainteresowania ze strony polskich czytelników. Jednocześnie możemy się dowiedzieć, że w tytuł nie wierzyła część dystrybutorów, którzy powinni wyczuwać na odległość takie wydawnicze bomby jak świnia trufle (Państwo wybaczą porównanie). Rynek wydawniczy rządzi się prawami często kompletnie niezrozumiałymi dla postronnego obserwatora. Z jednej strony w wydawnictwach zatrudniani są coraz lepsi specjaliści od przedyktowania czytelniczych preferencji, z drugiej co rusz na księgarskich półkach ląduje książka, wcześniej kompletnie niedoceniona, która jednak bierze wszystko. Zapewne większość z nas kojarzy kazus pani Rowling i Harry’ego Pottera. Historia o kolejnych odmowach wydawców i powszechnym niemal braku wiary w jej książkę wiele mówi ogólnie o rynku wydawniczym. Również i w Polsce obserwowaliśmy sporo takich, budujących skądinąd, historii. Oczywiście zawodowi macherzy od losu robią co w ich mocy, żeby ograniczyć rolę przypadku do minimum, spłaszczając tym samym gusty czytelnicze i wmuszając wszystkim tę samą zupę, jak w przedszkolu albo w sanatorium. Czasem na tej wojnie dobrego z przeciętnym i zalewie tandety popychanej jako kolejny elementarz polskiego intelektualisty, giną bohaterowie, którzy zasługują na pomnik, a jedyne, co mają, to cicha mogiła magazynów lub jatka z tanią książką. Do wojny wrócimy, chciałem jednak

krótko odnieść się również do atykułu Marcina Wolskiego (Kmicic na emeryturze) w „Uważam Rze” (nr 11 (58)/2012). Otóż autor wieszczy śmierć powieści historycznej, ze szczególnym uwzględnieniem r y n k u p o l s k i e g o. Wymienia jednym tchem niemal wszystkich ważnych pisarzy, tworzących „dawno temu” powieści historyczne, stawiając jednocześnie tezę, że obecnie nie ma kto kontynuować tej tradycji. A nawet jeśli miałbykto, to albo mu się nie chce (np. panu Wolskiemu), albo nie potrafi. Nie jest to miejsce, żeby wytaczać polemiczne działa. Jednakowoż, w nawiązaniu do tego, co powyżej, pragnę gorąco zarekomendować Państwu książkę, która niezasłużenie przeszła bez większego echa, niedostrzeżona przez media i znawców rynku. Jednocześnie jest to powieść historyczna najwyższej próby, zadająca koncepcji Marcina Wolskiego solidnego kuksańca. Źródło Mamerkusa Leszka Białego to pozycja godna polecenia nie tylko miłośnikom historii, ale też wielbicielom wartkiej akcji, niepozbawionej jednocześnie bogatej warstwy erudycyjnej. To wielobarwny fresk epoki krucjat, powieść szkatułkowa i filozoficzna w jednym. Wszystko to każe bez zbędnej przesady szukać takich porównań jak


Rękopis znaleziony w Saragossie Potockiego, Imię Róży Eco czy w końcu Don Kichot Cervantesa. Wiem, jak to brzmi – seria tandetnych porównań, ograniczonych tylko fantazją piszącego. Nic podobnego. Z całego serca polecam, bo polecanie dobrych książek (i ostrzeganie przed złymi) to misja tego pisma! Wracając do wojny, polecam artykuł Piotra Tomzy, komentujący posuchę związaną z książkami o polskich żołnierzach w Iraku czy Afganistanie. Niby coś jest, ale znowu nie tak wiele. Wyraźnie nikt władny nie dostrzegł drzemiącego w temacie potencjału. Autor stawia nawet śmielszą tezę – żołnierze są mniej zabawni niż sezonowe gwiazdki rodem z reality show, które władają niepodzielnie zbiorową wyobraźnią. Może jednak (mam nadzieję) nie ma racji i właśnie teraz, gdy powstaje kolejny Literadar, gdzieś przy klawiaturze rodzi się polski Follet,

#17 Literadar jest wydawany przez: Porta Capena Sp. z o.o. ul. Świdnicka 19/315, 50-066 Wrocław Wydawca: Adam Błażowski Redaktor naczelny: Piotr Stankiewicz piotr.stankiewicz@literadar.pl tel. 535 215 200 Współpracownicy: Mateusz Budziakowski, Robert Ciombor, Tomasz Chmielik, Piotr Chojnacki, Monika Gielarek, Waldemar Jagodziński, Przemysław Klaman, Marcin Kłak, Iwona Kosmal, Katarzyna Lipska, Bartłomiej Łopatka, Grzegorz Nowak, Bartłomiej Paszylk, Ewa Popielarz, Michał Pudlik, Maciej Reputakowski, Monika Stojek, Natalia Szpak, Piotr Tomza, Dorota Tukaj, Michał Paweł Urbaniak, Tymoteusz Wronka, Katarzyna Leśniak (BiblioNETka)

Clancy czy Suworow. I oni napiszą nowy, literacki rozdział polskich misji. I nie muszą, jak dla mnie, zawsze dbać o prawdę. Bo, choć ta nas wyzwoli, jak naucza Jezus, to jednak fikcja nas prędzej pochłonie, a o to wszak w czytaniu chodzi. Uwaga! Księgarnia Selkar przygotowała specjalną gratkę dla wszystkich czytelników „Literadaru”. Jest to specjalny kupon rabatowy na najlepsze książki wojenne. Po szczegóły odsyłam na stronę 17. Miłej lektury, Piotr Stankiewicz

PR i kontakty z wydawcami. Dział książek dla dzieci: Sylwia Skulimowska sylwia.skulimowska@literadar.pl tel. 792 291 281 Korekta: Marta Świerczyńska – kierownik zespołu korektorskiego korekta@literadar.pl Projekt graficzny i skład: Mateusz Janusz (Studio DTP Hussars Creation)

Piszemy o tym co warto przeczytać!

#17

Wywiad

DANUTA WAŁĘSA:

„Zostało jeszcze wiele tajemnic”

Książki o polskich wojnach – dlaczego ich nie ma?

Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych, jednocześnie zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i poprawek w nadesłanych materiałach.


Zebrała Sylwia Skulimowska

OD STRONY KSIĄŻKI Zdarzenia z kraju i ze świata, ze stolicy i z ulicy, nowości, premiery, zapowiedzi. LiteRADAR włączony, wychwytuje, namierza i donosi, że...

Sławomir Mrożek przyjeżdża do Polski. 23 marca w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach odbędzie się uroczystość nadania pisarzowi tytułu honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. Zaplanowano także spotkania z czytelnikami: 23 marca w Katowicach oraz 26 marca w Krakowie. W styczniu w Polsce ukazał się drugi tom Dzienników 1970-1979 Sławomira Mrożka.

LiteRadar donosi, że... 29 lutego po raz pierwszy w Polsce ukazał się przekład niezwykłej książki Jamesa Joyce’a Finnegans Wake. Arcytrudnego przekładu prozy pełnej neologizmów i słownych konstrukcji przyprawiających najzdolniejszych poliglotów o zawrót głowy podjął się Krzysztof Bartnicki. Tytuł polskiego wydania: Finneganów tren.

LiteRadar donosi, że... Olga Tokarczuk została laureatką Uznamskiej Nagrody Literackiej. Organizatorzy Unzamskich Dni Literatury docenili twórczość pisarki, która „porusza problemy środkowoeuropejskiego regionu granicznego – Dolnego Śląska [...]. Zajmuje się przeszłością tego regionu, opisuje życie współczesne i buduje mosty na przyszłość [...] ubiera odważne, niekiedy radykalne treści, w jasny, spokojny język, pełen poetyckiej mistyki”. Nagroda, czterotygodniowy pobyt na wyspie Uznam i dotacja w wysokości 5 tysięcy euro zostanie wręczona autorce na zakończenie festiwalu, który odbędzie się w dniach od 28 marca do 1 kwietnia. 6 | nr 17 marzec 2012 r.


LiteRadar donosi, że... Nagrodę Warszawskiej Premiery Literackiej za Książkę Lutego 2012 roku otrzymała książka Hanny Kirchner Nałkowska albo życie pisane.

LiteRadar donosi, że... Bohaterem Złodzieja z szafotu jest kapitan Rider Sandman, weteran wojen napoleońskich i syn Lodovicka Sandmana, człowieka, który dopuścił się licznych nadużyć finansowych i który, by uniknąć procesu i kary, popełnił samobójstwo, czym skazał żonę, syna i córkę na życie w ubóstwie i hańbie. Sandman, jako młodzieniec ambitny i honorowy, bierze na siebie spłatę pomniejszych długów ojca i utrzymanie matki i siostry, aczkolwiek ma ogromne problemy ze znalezieniem pracy, bo, wywodząc się z zamożnej rodziny, nigdy wcześniej nie pracował.

Autorka cyklu o Harrym Potterze, J. K. Rowling, podpisała kontrakt na publikację swojej pierwszej powieści dla dorosłych. Brytyjski The Guardian informuje, ze najprawdopodobniej będzie to kryminał. Data wydania utrzymywana jest w tajemnicy.

Bernard Cornwell Złodziej z szafotu

Bernard Cornwell LiteRadar donosi, Zło dzieże... j z szafotu Bernard Cornwell

po mistrzowsku buduje napięcie wraz z rozwojem akcji. Jego bohater musi W kwietniu skromnie, tylko ścigać się jeden czasem, aby zapobiec niesprawiedliwości. Na wyjaśnien ie sprawy i udowodnienie niewinności ma zaledwie siedem dni, tymczasem piętrzą się przed Światowy Dzień Książki i Praw nim corazAutorskich, to nowe trudności. Czy zdąży? Książka stanowi prawdziwą a w marcu lubią hojnie możemy cieszyć się ucztę dla czytelnikó w, którzy akcję, lecz jednocześnie chcą poszerzyć swoją wiedzę historyczną. Światowym Tygodniem E-książki (4-10 • Powieść kryminalna osadzona w realiach 1817 roku marca) i... licznymi obniżkami cenLondynu w księ• Tło społeczne i obyczajowe ówczesnej Anglii • Egzekucje jako publiczny spektakl rozrywkow garniach internetowych. y

Patroni medialni

LiteRadar donosi, że... ISBN: 978-83-11-12206-2

Bernard Cornwell Złodziej z szafotu

• Mroczny obraz Londynu z początku XIX wieku • Rewelacyjna powieść kryminalna autora ponad pięćdziesięciu światowych bestsellerów

Czas przygotować się na Euro 2012. Zważywszy na kapryśną pogodę proponujemy ćwiczenia teoretyczne z książką Piłka nożna. O co w tym wszystkim chodzi? www.ksiegarnia.bellona.pl

Złodziej z szafotu_04.indd 1

12-03-07 16:04

7 | nr 17 marzec 2012 r.


OD STRONY

KSIĄŻKI

LiteRadar donosi, że... 5. Jonathan Littell, Czeczenia. Rok III, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.

Ogłoszono nominacje do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż literacki 2011. Spośród siedemdziesięciu dwóch książek jury pod przewodnictwem Małgorzaty Szejnert wybrało dziesięć tytułów. Siedem z nich ukazało się nakładem Wydawnictwa Czarne.

6. Suketu Mehta, Maximum city Bombaj, Wydawnictwo Namas, Poznań 2011. 7. Lidia Ostałowska, Farby wodne, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

1. Barbara Demick, Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

8. Raja Shehadeh, Palestyńskie wędrówki. Zapiski o znikającym krajobrazie, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2011. 9. Filip Springer, Miedzianka. Historia znikania, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

2. Jacek Hugo-Bader, Dzienniki kołymskie, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

10. Colin Thubron, Po Syberii, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

3. Francisco Goldman, Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupa, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

Finałową piątkę poznamy 4 kwietnia, a tytuł zwycięskiej książki 11 maja. Organizatorami konkursu są miasto stołeczne Warszawa oraz „Gazeta Wyborcza”.

4. Liao Yiwu, Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011. 8

| nr 17 marzec 2012 r.


Piłka nożna. O co w tym wszystkim chodzi? Dariusz Rekosz Oczywiście, że znasz się na piłce nożnej! Wiesz, co to jest spalony, rzut wolny pośredni i kiedy zawodnik powinien zobaczyć żółtą kartkę. Korner, wślizg i drybling nie mają przed tobą żadnych tajemnic. Jednym tchem potrafisz wymienić nazwy największych stadionów i nazwiska popularnych piłkarzy. Ale czy na pewno wiesz wszystko o futbolu? Dariusz Rekosz jest sędzią piłkarskim, powieściopisarzem, autor słuchowisk radiowych i felietonistą. Swoją przygodę z książką rozpoczął od detektywistycznych przygód Morsa i Pinky. Specjalizuje się w kryminałach i współczesnej literaturze sensacyjnej okraszonej dobrym humorem i znakomitymi dialogami. Z wykształcenia informatyk. Prywatnie - mąż, ojciec, kierowca i kucharz.

Nieśmiertelny Catherynne M. Valente Seria Uczta Wyobraźni Kościej Nieśmiertelny odgrywa w rosyjskim folklorze tę samą rolę, co diabły i wiedźmy w zachodnioeuropejskiej kulturze: groźnej i złej postaci, negatywnego bohatera niezliczonych opowieści przekazywanych ustnie i pisemnie przez pokolenia. Catherynne Valente unowocześnia i przemienia dawną legendę, przenosząc akcję do współczesnych czasów i umieszczając ją na tle najistotniejszych wydarzeń w dwudziestowiecznej historii Rosji. Poznajemy losy młodej Marii Moriewny, która ze sprytnego dziecka rewolucji zmienia się w piękną oblubienicę Kościeja, by w końcu doprowadzić go do zguby. Po drodze spotykamy stalinowskie domowe elfy, uczestniczymy w czarodziejskich wyprawach, poznajemy liczne tajemnice oraz kulisy biurokracji, pożądania i władzy. „Nieśmiertelny” to zderzenie historii magicznej z prawdziwą, rewolucji z mitologią i miłości ze śmiercią, które w oszałamiający sposób tchnie nowe życie w rosyjskie mity. 9 | nr 17 marzec 2012 r.


OD STRONY

KSIĄŻKI

Pirat stepowy Stanisław Łubieński Był chorowity i drobny, mówiono, że przypominał dziecko albo brzydką kobietę. Urodził się jako człowiek wolny, choć jeszcze jego ojciec zginał kark pod pańszczyźnianym jarzmem. Kiedy go chrzczono, od świecy zapaliła się szata popa. Mieszkańcy stepowego Hulajpola uznali, że na świat przyszedł antychryst. Wcześnie zadał się z anarchistami. Napadał bogaczy, kradł i zabijał w imieniu biednych chłopów i wyzyskiwanych robotników. Trafił do więzienia, szczęśliwie uniknął szubienicy, wyszedł, gdy wybuchła rewolucja. Chłopi uwierzyli, że jest następcą kozackich atamanów, że przepędzi panów, daruje ziemię i wolność. Nestor Machno, zwany Bat’ką (ojczulkiem), stworzył wielotysięczną armię, która nie uznawała niczyjej władzy i zażarcie broniła terytorium zamieszkanego przez dwa i pół miliona ludzi. „Bij czerwonych, aż zbieleją, bij białych, póki nie poczerwienieją”, mawiał. Machnowcy na czarnych sztandarach mieli napisane „Wolność albo śmierć”.

Widma Łukasz Orbitowski Alternatywna historia pokolenia Kolumbów z Krzysztofem Kamilem Baczyńskim w roli głównej. Powstanie warszawskie nie dochodzi do skutku. W zagadkowych okolicznościach broń nie wypala. Kolumbowie przeżywają wojnę. Krzysztof Kamil Baczyński i jego żona Basia zmagają się z PRL-owską rzeczywistością. Poeta, męczony przez majaki i senne koszmary, zaczyna pisać książkę w socrealistycznym duchu. Równolegle śledzimy losy dwóch przyjaciół: gorliwego milicjanta Wiktora, który bada sprawę Cudu Dnia Pierwszego – jak nazywane jest zdarzenie z 1 sierpnia 1944 roku – oraz politycznego więźnia Janka. Kto spośród niedoszłych powstańców zostanie katem, a kto ofiarą? Czy uda się przeprowadzić zamach na Bolesława Bieruta? Jak uratować Polskę? Los kraju może odmienić tylko tajemnicze pudełko, które już raz przyczyniło się do odwrócenia biegu historii. 10 | nr 17 marzec 2012 r.


Dom pod Lutnią Kazimierz Orłoś W enklawie mazurskiej wsi powojenni rozbitkowie znaleźli swoją małą ojczyznę. Mieszkają tu Ukraińcy, Polacy, niemieckojęzyczni Mazurzy, a miarą ich postępowania nie jest przynależność narodowa czy wyznanie, lecz zwykła, ludzka przyzwoitość. Wprawdzie w tym sielankowym miejscu panoszy się nowy aparat władzy oraz skłonni do samosądów partyzanci, ale w ekstremalnych sytuacjach nawet „ci źli” działają niestereotypowo. Stereotypowi wymyka się również główny bohater powieści, pułkownik Józef Bronowicz – bohater wojenny, który wbrew konwenansom realizuje swoje nowe, dość awanturnicze życie. W niecodzienną sytuację wchodzi chłopiec, którego okoliczności zmusiły do zamieszkania z pułkownikiem. I tak zaczęło się jego dorastanie wśród baśniowej przyrody w niecodziennej społeczności i w „ciekawym czasie”. Książka, która pomaga uwierzyć, że swoją szczęśliwą drogę można znaleźć nawet w najcięższych czasach, bez względu na wiek i okoliczności. Premiera w kwietniu.

Sztafeta Melchior Wańkowicz Przemilczana w PRL-u książka Melchiora Wańkowicza o polskim pochodzie gospodarczym. Sztafeta to barwna reporterska panorama z czasów dwudziestolecia międzywojennego o odbudowie II Rzeczypospolitej. Wańkowicz, przygotowując się do jej napisania, zgromadził dziesiątki informacji, przeprowadził setki rozmów, poczynając od prezydenta, wicepremiera, ministrów, a kończąc na marynarzach, górnikach i nauczycielach. Podobnie jak w późniejszej Bitwie o Monte Cassino potrafił z tych opowiadań stworzyć pełną pasji książkę. Powstał wielki reportaż literacki, będący pochwałą wysiłku i odbudowy gospodarczej II RP. 11

| nr 17 marzec 2012 r.




fot. Wikipedia.pl

14 | nr 17 marzec 2012 r.


WOJNA?

JAKA WOJNA?

WOJNA? JAKA WOJNA? Piotr Tomza

Nie

tak dawno, bo mniej niż pół roku temu, minęło dziesięć lat od zamachów na Nowy Jork. Ich konsekwencją, jedną z wielu, było zaangażowanie polskiego wojska w konflikty zbrojne poza granicami kraju. Od 2002 roku do dzisiaj w Afganistanie i w latach 2003-2008 w Iraku stacjonowali i walczyli polscy żołnierze. Czy ktoś słyszał coś na ten temat poza komunałami? Czy ktoś czytał może o tym jakąś sensowną książkę? W ogóle jakąkolwiek? 15 | nr 17 marzec 2012 r.


Ważne polskie książki o wojnie:

To oczywiście bardziej kwestia przyzwyczajenia niż jakaś stanowiąca cecha, ale jak jest wojna, to muszą być o niej filmy. Najlepiej na podstawie książek. Tak przecież było z Wietnamem i II wojną światową. Podobnie więc powinno być i teraz: mamy wojnę, nawet dwie. Nie jakieś amerykańskie – nasze! Nasze i dziejące się teraz – temat aż woła, żeby się nim zająć. I odpowiada mu cisza. O co chodzi?

Bogdan Arct

Cena życia

http://www.biblionetka.pl/book. aspx?id=16781 Wojciech Żukrowski

Lotna

http://www.biblionetka.pl/book. aspx?id=12543

Bezpieczny seks Jean Baudrillard jeszcze w 1991 roku, odnosząc się do I wojny w Zatoce, pisał, że współczesne konflikty zbrojne z ich polityczną otoczką, pełną uzasadnień, zmiękczeń, zabezpieczeń itd. są jak seks w prezerwatywie. A kto by chciał oglądać takiego pornosa? Ale to tylko efektowne (a może efekciarskie) porównanie, które rzecz jasna niewiele tłumaczy. Bo czy polscy żołnierze patrolujący pustynię albo – jeszcze lepiej – więzienia CIA w Polsce to są naprawdę kwestie aż tak nieciekawe, żeby nikt nie chciał ich podjąć? A może jest jeszcze inaczej i pod książkami na temat Iraku i Afganistanu uginają się półki w księgarniach (raczej w hurtowniach), tyle tylko że nikt nie chce ich czytać?

Arkady Fiedler

Dywizjon 303

http://www.biblionetka.pl/book. aspx?id=2272 Janusz Przymanowski

Czterej pancerni i pies http://www.biblionetka.pl/book. aspx?id=1276 Melchior Wańkowicz

Szkice spod Monte Cassino http://www.biblionetka.pl/book. aspx?id=1276 Roman Bratny

Kolumbowie: Rocznik 20 http://www.biblionetka.pl/book. aspx?id=2461

Posucha No nie, wiadomo, że się nie uginają. Wytrwała kwerenda w poszukiwaniu książek polskich autorów poświęconych obecności

Jerzy Andrzejewski

Popiół i diament

http://www.biblionetka.pl/book. aspx?id=1028

16 | nr 17 marzec 2012 r.


WOJNA?

polskich żołnierzy w Afganistanie i w Iraku (a nie będących przy tym akademickimi bądź wojskowymi wprawkami) daje rezultaty bardziej niż skromne. Choć nie żadne. Po pierwsze jest Władysław Zdanowicz, autor dwuczęściowego (jak na razie) cyklu Misjonarze z Dywanowa: polski Szwejk na misji w Iraku oraz współautor – z tajemniczym Janem Jagodą (zapewne pseudonim) – książki Afganistan. Relacja BOR-owika. Chociaż (co jest z całą pewnością znamienne) w promocję swoich książek musi się angażować osobiście na forach internetowych dla fanów wojskowości, udało mu się zdobyć pewną popularność. Misjonarze z Dywanowa to powieści sensacyjno-komediowe (tak chyba trzeba to nazwać) bardziej wykorzystujące iracką scenografię, niż mówiące coś oryginalnego o współczesności, i chociaż napisane dość sprawnie, to – nawiązując do stylizowanego na żołnierski języka, jakim są stworzone – dupy nie urywają. Ale kogoś na pewno rozbawią. Relacja BOR-owika natomiast, też fabularyzowana, oferuje czytelnikowi trochę więcej – jest refleksja dotycząca tego, po co to wszystko, są interesujące kawałki zmuszające do myślenia nad tym, co i w jakich warunkach może podlegać moralnej ocenie itp. Ale znowu – z tym samym zastrzeżeniem, co wcześniej – niczego to nie urywa.

JAKA WOJNA?

Szukamy dalej. Jest Wojciech Hajnus, Mój Irak, wspomnienia, a właściwie sporządzane na bieżąco zapiski oficera prasowego z półrocznej misji, która miała miejsce w tym samym czasie, gdy Amerykanie ujęli Saddama Husajna, a polscy żołnierze toczyli największą bitwę od czasu zakończenia II wojny światowej (obrona ratusza w Karbali). Wbrew pozorom (fatalna okładka, ciężki początek) książka wcale nie jest słaba ani nudna, choć trochę więcej polotu i fantazji by jej nie zaszkodziło. Ma momenty niezwykle mocne, jak choćby opis spaceru między ludzkimi szczątkami, który diametralnie zmienia spojrzenie autora na pewne sprawy, przede wszystkim zaś nie brakuje w niej ważnych pytań, w dodatku interesująco postawionych: o celowość polskiej obecności w Iraku, o jej prawdziwy charakter, o możliwe interpretacje. W taki na przykład sposób Hajnus puentuje spotkanie z Irakijczykami w sprawie jednego z projektów rozwoju infrastruktury, którym się zajmuje: „Bardzo przyjacielska rozmowa, lecz trudno rozpoznać prawdziwe oblicze osób, które zmuszone są starać się o wsparcie u okupanta”. Coś jeszcze? Afganistan. Dotknąłem wojny Piotra Langenfelda. W tym przypadku jednak autor „wozi się” po froncie z żołnierzami amerykańskimi, a nie polskimi, nie do końca więc spełnia kryteria na17

| nr 17 marzec 2012 r.


szych poszukiwań. W takim razie – bo ciągle szukamy – niedawno wydane Z Afganistanu.pl Marcina Ogdowskiego oraz Nowy wspaniały Irak Marcina Zawadzkiego. O tak, tym bardziej że chodzi o rzeczy świeże, to są światełka w tunelu. W tunelu, w którym jednak nadal jest ciemno.

torzy prześwietlają polskie zaangażowanie w Iraku z kilku perspektyw i wychodzi im z tego obraz bardzo aktualnego polskiego problemu, mającego wpływ na znacznie więcej codziennych spraw, niż mogłoby się to wydawać. Tym bardziej więc zastanawiające, że na tym koniec. Dziesięć razy Irak. Jedenastego nie będzie?

Weterani nie tańczą z gwiazdami Relację z tych niezbyt owocnych poszukiwań należy jeszcze uzupełnić o informację, że żaden z wymienionych wyżej tytułów (z wyjątkiem nowej książki Zawadzkiego, która ukazała się nakładem W.A.B.) nie został wydany przez duże wydawnictwo. Innymi słowy: nikt nie obstawił, że to będzie bestseller. Czy naprawdę całkowicie wyjątkowe doświadczenie w polskiej historii to jest tak mało interesujący temat? Najwyraźniej. Zaryzykujmy jakieś hipotezy dlaczego. Po pierwsze – nikogo w głównym nurcie to nie obchodzi, tak jak nikogo w głównym nurcie nie obchodzi żużel. Ten sport, w którym faceci ścigają się, jeżdżąc w kółko na motocyklach pozbawionych hamulców. W miastach Polski B na stadiony przychodzi to oglądać po kilkanaście tysięcy ludzi, więcej niż piłkę nożną w Polsce A. Ale czy ktoś słyszał o żużlu w Warszawie? Od 2002 roku w misjach w Iraku i Afganistanie wzięło udział około trzydziestu tysięcy polskich żołnierzy. Jeśli doliczymy do tego ich rodziny oraz przyjaciół – wszystkich, na których ich wyjazd na misję mógł bezpo-

Krótka kwerenda Przypomnijmy – polscy żołnierze są obecni w Afganistanie od dziesięciu lat, od pięciu lat w liczbie znacznie przekraczającej tysiąc osób, w Iraku polska armia dowodziła jedną z czterech stref stabilizacyjnych (okupacyjnych), na jakie został podzielony ten kraj w roku 2003. A tymczasem zbliżamy się do końca kwerendy. Został już tylko ostatni tytuł: Psy z Karbali. Dziesięć razy Irak, czyli zbiór reportaży Marcina Górki i Adama Zadwornego. W obliczu dojmującego braku rzecz rewelacyjna i lektura o b ow i ą z k ow a , ale jest to tylko dziesięć świetnych reportaży gazetowych złożonych w książkę, a nie książka. Au18

| nr 17 marzec 2012 r.


19 | nr 17 marzec 2012 r.


20 | nr 17 marzec 2012 r.


WOJNA?

średnio wpłynąć – robi nam się naprawdę spora grupa. Tyle że mało kto z należących do niej osób mieszka w stolicy i ma wpływ na agenda setting. Hipoteza druga – nieoryginalna i nie najbardziej świeża: „zabawiliśmy się na śmierć”, co Neil Postman sugerował już w połowie lat 80. XX w., a więc jeszcze zanim program telewizyjny (przynajmniej w Europie) zaczął się składać wyłącznie z seriali, reklam i Tańca z gwiazdami. Kto by sobie zawracał głowę wojną, skoro nie walczą na niej żadne znane osoby? No, chyba że wzięliby Karolaka i jakąś ekipę z dynamiczną kamerą. I wreszcie hipoteza trzecia – trudno się zainteresować czymś, jeśli zupełnie nie wiadomo, o co w tym chodzi. Polskie wojsko bierze udział w przedsięwzięciu polegającym na (jakoby) stabilizacji i demokratyzacji kraju, którego prezydent ma w swoim narodzie poparcie tak silne, że rząd innego państwa (Stanów Zjednoczonych) musi płacić grube miliony prywatnej firmie ochroniarskiej, żeby utrzymywała go przy życiu. Bo tak to przecież wygląda na przykład z Hamidem Karzajem.

JAKA WOJNA?

Słynne ekranizacje książek wojennych: Cena honoru

reż. Shekhar Kapur, 2002 r.

Na podstawie powieści Four feathers Alfreda E. W. Masona. Historia przyjaźni angielskich oficerów, wystawiona na próbę w trakcie powstania Mahdiego. Jednocześnie próba ukazania mechanizmów społecznych związanych z wojenną propagandą.

Cienka czerwona linia reż. Terrence Mallick, 1999 r.

Na podstawie powieści Jamesa Jonesa. James Caviezel w nieco nudnej dla niektórych, jednak niezaprzeczalnie widowiskowej antywojennej agitce z filozofią w tle.

O jeden most za daleko

reż. Richard Attenborough, 1977 r.

Na podstawie książki Corneliusa Ryana pod tym samym tytułem. Polacy z pewnością zapamiętają ten film z uwagi na generała Sosabowskiego (Gene Hackman), który jako jedyny głos rozsądku ma odwagę powiedzieć sztabowcom, że operacja nie ma szans powodzenia.

Wiadomości z Klewek Jedyną chyba jak na razie poważną próbą wprowadzenia tematu „polskich wojen” do głównego obiegu kultury popularnej był film Jerzego Skolimowskiego z roku 2010 pt. Essential Killing. Nie na podstawie książki, ale skoro mamy bezrybie, to przyjrzyjmy się też rakowi. Skolimowski otrzymał za ten film kilka nagród, ale tak naprawdę nie wiadomo dlaczego.

Urodzony 4 lipca reż. Oliver Stone, 1989 r.

Na podstawie wspomnień Rona Kovica. Tematem jest tu nie tyle wojna, co jej żniwo i konsekwencje. I znowu nie tyle dla narodów i państw, co dla jednostki – kalekiego weterana, który płaci cenę za decyzje polityków. 21

| nr 17 marzec 2012 r.


Czas apokalipsy

Może, bo udało mu się zaangażować Vincenta Gallo, który wcielił się w rolę taliba uciekającego przed pościgiem przez skute lodem Mazury. Oryginalnie, nie da się zaprzeczyć. I wielka chwała za podjęcie tematu. Gorzej z realizacją, choć to oczywiście kwestia gustu i dyskusji. Poza nią jest natomiast fakt, że temat więzień CIA w Polsce i przerzutu przez polskie lotniska wojskowe pozbawionych wszelkich praw przyszłych mieszkańców Guantanamo został zuniwersalizowany. Osaczenie, absolutna samotność (w każdym wymiarze: fizycznym, kulturowym, psychicznym), sprowadzenie człowieka do roli ściganego zwierzęcia – wielkie tematy, ale więzienia CIA w Polsce są dla ich podjęcia jedynie tłem i punktem wyjścia. To nie zarzut, proste stwierdzenie faktu. A to oznacza, że wciąż, przez tyle lat, tym akurat tematem w Polsce nikt się nie zajął. Więzieniami CIA w Polsce! Talibami w Klewkach! Czymś tak niebywałym, nieprawdopodobnym i sensacyjnym, że gdy informacja o tym po raz pierwszy pojawiła się w obiegu, główny nurt był w stanie jedynie ją wykpić, przedstawiając jako wytwór umysłu człowieka niespełna rozumu. Wiadomości z Klewek – tak nazwał Mikołaj Lizut, wówczas dziennikarz „Gazety Wyborczej”, cykl felietonów wyśmiewających głupotę i demagogię swoich politycznych i ideowych przeciwników. Talibowie w Klewkach –

reż. Francis Ford Coppola, 1979 r.

Inspirowany opowiadaniem Jądro ciemności Josepha Conrada. Nowe odczytanie prozy Conrada, gdzie ukazane absurdy wojny w Wietnamie czyni tytułowe (w opowiadaniu) jądro ciemności zaledwie kolejnym absurdem.

Ścieżki chwały

reż. Stanley Kubrick, 1957 r.

Na podstawie powieści Humphreya Cobba pod tym samym tytułem. Słynna powieść i Kirk Douglas. Do historii kina przeszły scena szturmu na pozycje i egzekucji oskarżonych o dezercję.

Okręt

reż. Wolfgang Petersen, 1981 r.

Na podstawie powieści Lothara-Günthera Buchheima pod tym samym tytułem. Psychologiczne studium zachowań w ekstremalnych warunkach i wojna zamknięta na kilkudziesięciu metrach kwadratowych pokładu łodzi podwodnej.

Rambo – Pierwsza krew reż. Ted Kotcheff, 1982 r.

Na podstawie powieści Davida Morrela pod tym samym tytułem. Niesprawiedliwie kojarzona wyłącznie z prymitywną strzelaniną i mordobiciem opowieść o dramacie weterana, który po powrocie do kraju staje się społecznym wyrzutkiem.

Most na rzece Kwai reż. David Lean, 1957 r.

Na podstawie powieści Pierre’a Boulle’a pod tym samym tytułem. Gorzki, choć nieco polukrowany obraz wojny z perspektywy jeńców budujących most mający służyć ich wrogom. 22

| nr 17 marzec 2012 r.


WOJNA?

ha ha, co za absurd! Powiedzcie nam jeszcze, że lądowali tu potajemnie i eskortowali ich amerykańscy agenci. Kiedy wyszło na jaw, że talibowie w Klewkach to jednak nie taka znów bzdura, zastosowanie znalazł dobrze znany mechanizm: fakty się nie zgadzają? Tym gorzej dla faktów! Czy Lizut się choć zawstydził? Trudno powiedzieć, na pewno za to nikt nie podjął tematu.

JAKA WOJNA?

Tylko dla orłów

reż. Brian Hutton, 1968r.

Na podstawie powieści Alistaira McLeana pod tym samym tytułem. Tu nie ma miejsca na wątpliwości czy trudne pytania o ludzką naturę. Jest zadanie do wykonania i jasny cel. Film przyczynił się do powstania jednego z najważniejszych drugowojennych toposów: niezdobytego niemieckiego Schlossu, najlepiej w Alpach (mogą być od biedy Góry Sowie), obowiązkowo z wielkimi tajemnicami wewnątrz.

Kompania braci (serial HBO) różni reżyserowie, 2001 r.

Na podstawie książki Stephena Ambrose’a pod tym samym tytułem. Apoteoza amerykańskich chłopców, którzy uwolnili stary kontynent, dopiero na końcu dowiadując się, o co i z kim tak naprawdę walczyli.

Jeszcze raz Wietnam Z historycznego porównania, od którego zaczęliśmy, można wyciągnąć jeszcze jeden wniosek, tym razem bardziej pozytywny. Wojna w Wietnamie, zanim stała się jednym z ważniejszych tematów dla amerykańskiego kina, musiała swoje odleżeć. Nawet Łowca jeleni lub Hair, a więc jedne ze starszych tytułów, powstały dopiero z końcem lat 70. Czy tak samo będzie z polskimi historiami zakorzenionymi w Iraku i Afganistanie? Odleżą trochę, znajdą właściwych dla siebie opowiadaczy i zrobią spustoszenie w naszych zadowolonych z siebie umysłach? Oby. Bo to są wielkie i ważne współczesne tematy. Naprawdę istotniejsze od Tańca z gwiazdami i przepisów Magdy Gessler.

Pacyfik (serial HBO)

Na podstawie książki Hugh Ambrose’a pod tym samym tytułem. Nieco mniej udana próba powtórzenia sukcesu Kompanii braci, tym razem w sceneriach wojny na Pacyfiku.

Pojedynek

reż. Ridley Scott, 1977 r.

Na podstawie opowiadania Josepha Conrada Pojedynek: Opowieść żołnierska. Niezmiernie malowniczy obraz epoki napoleońskiej, ukazany na tle zajadłej nienawiści dwóch oficerów ciągnącej się kilkanaście lat. Jednocześnie opowieść o wypaczonym pojmowaniu honoru i obsesji zrodzonej pod wpływem wojennych przeżyć.

Orzeł wylądował reż. John Sturges, 1976 r.

Na podstawie powieści Jacka Higginsa pod tym samym tytułem.

23 | nr 17 marzec 2012 r.


Tytuł: Marzenia i tajemnice Autor: Danuta Wałęsa Wydawnictwo: Literackie 2011 Liczba stron: 512 Cena: 39,90 zł

24 | nr 17 marzec 2012 r.


WYWIAD

DANUTA WAŁĘSA

DANUTA WAŁĘSA

„ZOSTAŁO JESZCZE WIELE TAJEMNIC” ki wynikało z potrzeby mojego charakteru. Jednak nie spodziewałam się aż takiego odbioru i aż takiego zainteresowania.

Chciałem zapytać o pierwszy impuls związany z powstaniem książki. Co musiało się stać, by się pani zdecydowała? Nic się nie stało. Była to po prostu potrzeba chwili czy potrzeba serca. Trudno mi powiedzieć.

Istotnie, zainteresowanie jest ogromne. Rozmawiałem z panem Piotrem o tym, że nie spodziewaliście się państwo podobnej reakcji. To znaczy ja się nie spodziewałam. Jest to dla mnie miłe zaskoczenie, ale wciąż zaskoczenie, do tego stopnia, że momentami sobie nie radzę. Zwłaszcza że jestem typem człowieka ceniącego wolność, a teraz jestem zobligowana do rozmów czy spotkań z czytelnikami. Oczywiście jestem wdzięczna, gdyż dzięki temu stałam się sławna. Z drugiej strony nie uważam, że ten sukces i sława są zasłużone. Książka opisuje po prostu kawałek życia polskiej rodziny w czasach komuny i później.

Czyli nie było jednego konkretnego bodźca do rozpoczęcia prac? Nie. Nad �������������������������� wspomnieniami zastanawiałam się od pewnego czasu. Wielu znajomych zachęcało mnie, zwracając uwagę, że mam tyle ciekawych spraw, spotkań i przeżyć, że mogłabym zdecydować się na napisanie książki. Żyłam z tą myślą zastanawiając się, że faktycznie fajnie by było spisać swoje życie. Z drugiej strony jestem typem człowieka lubiącego adrenalinę i po kilku miesiącach od ukazania się Marzeń i tajemnic myślę sobie, że powstanie książ25

| nr 17 marzec 2012 r.


Właśnie o to chciałem zapytać. Kiedy jest mowa o Oslo, wspomina pani, że reprezentowała Polki. Czy w tym kontekście wydaje się pani, że gdyby oddzielić od opisanej w książce historii karierę polityczną pani męża, okazałoby się, że są to dzieje zwykłej polskiej rodziny? Tak, oczywiście. Byliśmy zwyczajną rodziną, tylko że znajdowaliśmy się bliżej polityki i spraw niebezpiecznych. Poza tym niczym nie różniliśmy się od innych. Gdy teraz spotykam się z paniami, wiele z nich powtarza: „Ja się z panią utożsamiam, miałam takie samo dzieciństwo, wyszłam z wielodzietnej rodziny”. Właśnie to jest fajne, że, opisując swoje życie, opisałam życie wielu innych dorastających dziewczyn, a później dojrzałych kobiet. Chcąc nie chcąc tworzy pani także obraz mężczyzny tamtych czasów. Nie była pani jedyną kobietą, która z wieloma rzeczami musiała borykać się sama. Absolutnie, absolutnie. Mój mąż ����������������� kieruje się wzorcem����������������������������������������������� bardziej patriarchalnym. Później mężczyźni zaczęli się zmieniać, ale on wciąż stoi na straży tamtej epoki i chce bronić dawnych zasad. Gdybym miała dalej drążyć ten temat, to powiedziałabym, że walczył

26 | nr 17 marzec 2012 r.


WYWIAD

o demokrację i wolność – każdemu się one należą – ale jednocześnie chciał mieć coś na własność. Mężczyzna to typ, który pragnie czegoś tylko dla siebie. No właśnie, czytając odniosłem wrażenie, że mimo kilku krytycznych uwag z całości przebija raczej pobłażliwy ton w opisie mężczyzny takiego jak pan Lech Wałęsa. Owszem, doskonale rozumiem mojego męża i jego problemy, niczego mu nie zarzucam. Wiem, jaka była sytuacja i w jak pionierskich, trudnych warunkach działał. Zdaję sobie sprawę, jak wiele wymagały one ofiar – tak ze strony męża, jak i mojej. Ja opiekowałam się rodziną, stwarzając mu warunki do angażowania się w politykę i nietroszczenia się w stu procentach o bliskich. Oczywiście dbał o zabezpieczenie finansowe, dzięki któremu mieliśmy co jeść i w co się ubrać. W tekście pojawiają się ciekawe fragmenty na temat straty pracy, a jednocześnie ciągłych starań ze strony pana prezydenta o zabezpieczenie państwu bytu. Tak, można powiedzieć, że z mężem nawzajem się uzupełnialiśmy – on pracował na utrzymanie rodzi-

27 | nr 17 marzec 2012 r.

DANUTA WAŁĘSA


ny, a ja zabezpieczałam sprawy wewnętrzne domu.

Wróćmy jeszcze na moment do spektakularnego sukcesu książki. Gdyby się zastanowić, nie jest on chyba aż tak zaskakujący, jeśli wziąć pod uwagę, że mimo sporadycznych wywiadów nigdy wcześniej nie dała pani o sobie tak mocno znać Polakom. Oni nie znali Danuty Wałęsowej… Uważam, że nie było takiej potrzeby. Dotychczas na scenie był za duży tłok [śmiech], a ja lubię występować sama.

Pisaniu książki towarzyszyły silne emocje? Chwilami się pojawiały, niemożliwe, żeby tyle wspomnień się z nimi nie wiązało. Zdarzało, że na nowo wartościowała pani pewne sytuacje z przeszłości? Tak, ale nie miało to nic wspólnego z żalem czy niespełnieniem. Troszeczkę było tak, jakbym obejrzała film. Zresztą, do pierwszego wydania dołączono film������ dokumentalny������������������������������ . Dla mnie bardzo sentymentalny – obejrzałam go pierwszy raz po latach i sama siebie nie poznawałam������������ .����������� Nie������� ���������� zdawałam sobie sprawy, że już w tamtym czasie miałam takie poglądy, że tak patrzyłam na życie. Chociaż w filmie sama o wszystkim opowiadałam����������������������������� , ��������������������������� to jednak po��������������� latach odebrałam siebie bardzo emocjonalnie.

Sądzi pani w takim razie, że odbiorcy książki byli złaknieni spojrzenia na drugą stronę medalu? Z t���������������������������������� akiego���������������������������� ��������������������������� zainteresowania książką wynika, że tak. Ze wszystkich spotkań i relacji, jakie otrzymuję, rozumiem, że rzeczywiście istniała taka potrzeba. Ze względu na mój wiek nie miałem oczywiście okazji wszystkiego obserwo28

| nr 17 marzec 2012 r.


WYWIAD

wać, lecz wydaje mi się, jak i wielu innym Polakom, że z powodu swojej „rozległej” osobowości mąż spychał panią do narożnika. Nie było do tej pory miejsca dla Danuty Wałęsowej. Nieprawda. My, jako małżeństwo, mające dzieci i odpowiadające za nie, nie mogliśmy oboje uczestniczyć w życiu publicznym.

DANUTA WAŁĘSA

Tak jak mąż strzeże wartości męskich? Dokładnie. A czy mąż przeczytał już Marzenia i tajemnice? Próbował je jakoś recenzować? Tylko przejrzał książkę. Myślę, że część mediów zrobiła najwięcej złego, ponieważ dziennikarze wyłapali pewne fragmenty i przełożyli je mężowi po swojemu. Mąż na tej podstawie wyciągnął wnioski i stwierdził, że książka jest skierowana przeciwko niemu, a przecież to nieprawda! Wystarczy przeczytać całość, żeby się zorientować, że w niczym mężowi nie ujmowałam. Po prostu szczerze aż do bólu napisałam, jak toczyło się życie polityczne, jak ingerowało w moją rodzinę ������������������������������������ i jaką cenę zapłaciła rodzina za wejście w jej życie polityki. Zresztą wiele pań mówi mi, że przeżyło podobne sytuacje.

Mam tu raczej na myśli okres prezydencki… Ale przecież wtedy też dzieci dorastały i bardzo potrzebowały troski oraz opieki. Nie mogłam sobie pozwolić na udzielanie się publicznie, zwłaszcza że mąż mieszkał w Warszawie, a ja właśnie ze względu na nie pozostałam����������������������������� w Gdańsku. Dla mnie jako kobiety dzieci i rodzina stanowiły zawsze������ ������������ priorytet. Dlatego nie ���������������������� oczekiwałam����������� publicznego uznania ani wtedy, ani dzisiaj.

Swoją drogą to fascynujące, że istnieje całe pokolenie Polek, którym pozwoliła pani się ze sobą utożsamić. Owszem, spotykam się z wdzięcznością i podziękowaniami czytelniczek za książkę, za szansę, że mogły przeczytać moje wspomnienia. Czuję się trochę tak, jakby Marzenia i tajemnice były niczym jakaś powieść.

W jednym z wywiadów padło pytanie, czy jest pani feministką… Zaraz po ukazaniu się pierwszego wydania książki panie, a szczególnie feministki, były tak zafascynowane, że chciały mnie w jakiś sposób przyporządkować czy zaszu������ fladkować jako feministkę. Nie, ja jestem zwykłą kobietą i taką pozostanę.

Tak pani, jak i pan Piotr włożyliście w książkę mnóstwo ciężkiej pracy. Dziś widzimy wielki sukces, ale czy nie będąc go świadomą, zdecydowałaby się pani teraz na dwa lata pracy nad biografią? Oczywiście. Nawet gdybym miała napisać drugą, podobną książkę, chętnie bym to zrobiła. W końcu zostało jeszcze wiele tajemnic…

Wydaje mi się, że odbiór był zupełnie inny. Moim zdaniem książka jest antyfeministycznym manifestem, przy czym mówię tu o feminizmie w kontekście odrzucenia tradycyjnych wartości. Postrzegam panią jako strażniczkę tych wartości. Absolutnie tak jest. 29

| nr 17 marzec 2012 r.


WYWIAD Z PIOTREM ADAMOWICZEM, WSPÓŁAUTOREM KSIĄŻKI MARZENIA I TAJEMNICE

30 | nr 17 marzec 2012 r.


WYWIAD

PIOTR ADAMOWICZ

mawiając oczekuje, że druga strona też się w jakiś sposób otworzy.

Wspomnina pan������������������ w wywiadzie z Kajusem Augustyniakiem, że obawiał i wzbraniał się przed podjęciem pracy nad tą książką. Co było powodem? To nie tyle kwestia obaw, ������������ ile��������� odpowiedzialności. Jeżeli coś takiego powstaje po raz pierwszy, powinno być jak najpełniejsze. To oczywiście założenie nierealne, bo pamięć ludzka jest ulotna��������������� .�������������� Dodatkowo���� ������������� dochodzi jeszcze ciężar gatunkowy, ponieważ mówimy tutaj o żonie Lecha Wałęsy. ���� Dlatego wahałem się kilka dobrych tygodni. W końcu������������������������������� jedn�������������������������� a������������������������� z naszych wspólnych znajomych, jeszcze ze starej, przedsierpniowej opozycji, Bożena�������������������� ������������������� Rybicka������������ -Grzywaczewska, mnie przekonała, mówiąc: „Jeśli ty tego nie weźmiesz, prędzej czy później zrobi to ktoś inny i będzie to gorsze. Ty znasz atmosferę, środowisko, ludzi, czujesz epokę…”.

Czasami wydaje się, jakby pani ��� Danuta dyskutowała z cieniem. To są ślady tych rozmów? Tak.����������������������������� Rozmawialiśmy��������������� chyba��������� dwadzieścia razy. Wszystko nagrywałem. Potem spisałem całość osobiście, nie przekazując nagrań do spisania nikomu innemu, aby nie poszerzać kręgu osób poinformowanych o projekcie książki. Czasami zdarzało się, że pod wpływem rozmowy pani Danuta dokonywała pewnych przewartościowań, zmieniała ocenę albo dochodziła do określonych wniosków, nigdy natomiasat nie łagodziła swoich wypowiedzi. Ostateczna wersja, która trafiła do druku, była bodajże piątą z kolei. Czy projekt był trzymany w tajemnicy? Lech Wałęsa wiedział? Tajemnica była bardzo duża, ale oczywiście wiedział. �������������������������������� Siłą������������������ ���������������������� rzeczy krąg ���������� poinformowanych poszerzał się o rozmówców pojawiających się w książce. W końcowym etapie wiedziało około czterdziestu osób, niemniej bardzo zależało nam, żeby nic nie wyszło na zewnątrz, aby uniknąć spalenia tematu. Liczyliśmy na mocne wejście na rynek książkowy. Poza tym istniało niebezpieczeństwo, że mimo niewielkiej liczby wywiadów udzielonych wcześniej przez panią Danutę ktoś je skompiluje i spłodzi jakąś kilkudziesięciostronicową pseudobiografię, a wtedy wchodzilibyśmy z naszym tytułem w zupełnie innych warunkach. Jak napisałem w podziękowaniach, dzięki więziom koleżeńskim, które zadzierzgnę-

Czyli tak naprawdę chodziło o to, żeby nie pozwolić komuś innemu zepsuć tematu… Może kilka słów biografii najlepiej wyjaśni sprawę. Onegdaj byłem związany z opozycją w PRL, następnie środowiskiem����������������������������������� ���������������������������������� solidarnościowym������������������ , znam epokę i ówczesne realia, co można uznać za pewien atut. Z tych samych powodów ktoś może mi zarzucić brak obiektywizmu, ale taki argument łatwo obalić, ponieważ podjąłem się spisania osobistych wspomnień, a nie stworzenia biografii. To ��������������������� są dwie różne formy. Miałem okazję przeprowadzić z panią Danutą kilka obszernych wywiadów, dzięki czemu nawiązała się między nami nić porozumienia i zaufania. Należy ona do osób oczekujących dialogu��������������������� z drugą stroną������ . ���� Roz31

| nr 17 marzec 2012 r.


ły się trzydzieści czy czterdzieści lat temu udało się dochować tajemnicy. W dobie globalnej wioski oraz powszechnego dostępu do osobistych informacji uważam to za cud. Miałem trochę problemów w czasie kwerend�������������������������������� y������������������������������� ikonograficznej��������������� ������������������������������ , ponieważ równolegle przeglądałem 15-16 tysięcy zdjęć i nikomu nie mogłem zdradzić, dlaczego interesują mnie akurat zdjęcia Wałęsów. Jeśli pojawiały się pytania, mówiłem, że przygotowuję materiał o życiu na osiedlu Zaspa, o tym, jak wyglądały lata osiemdziesiąte w domu Wałęsów.

uchylę rąbka tajemnicy. Zdziwiło mnie nastomiast, że nawet kilka miesięcy po premierze książki nikt się nimi nie zainteresował. Przypadła panu w udziale rola swoistego „akuszera” wyjścia na świat kobiety do tej pory pozostającej w cieniu swojego męża. Rzeczywiście, bardzo się z tego cieszę. Do tej pory tak w przekazie medialnym, jak i odbiorze publicznym mieliśmy do czynienia z dość jednowymiarowym obrazem Lecha Wałęsy. Nie mówię, że było to złe, ale brakowało drugiej strony. Dlatego wspomnienia pani Danuty i tym samym nasza książka stanowią cenne uzupełnienie, to klucz do zrozumienia kim był i kim w tej chwili jest Lech Wałęsa. Zwłaszcza że do tej pory mieliśmy do czynienia z ujęciem typowo faktograficznym albo ze wspomnieniami wydarzeń politycznych. Natomiast rodzina, dom, cena, jaką zapłacili jej członkowie za zaangażowanie publiczne Wałęsy także musiały wpłynąć na jego osobę oraz pewne decyzje.

Czyli pełna konspiracja. W pewnum sensie tak. Ile wyszło ostatecznie godzin nagrań? 60-70 godzin z samą panią Danutą, z innymi osobami�������������������� kolejne 140-150 godzin. P������������������������������� owstało������������������������ około tysiąca stron maszynopisu, z czego w druku znalazło się czterysta. Chciałbym wrócić do wspomnianych na początku obaw. Czy w związku z bliską więzią, która siłą rzeczy musiała się pojawić, nie skonstatował pan w pewnym momencie, że stał����������������� ��������������������� się������������� ���������������� intruzem ingerującym w rodzinne sprawy Wałęsów? Nie odniosłem takiego wrażenia. ��������������� Przecież pani Danuta świadomie zdecydowała się na książkę.

Paradoksalnie samego Wałęsy w książce jest raczej niewiele. Jednocześnie jego obraz jest słodko-gorzki – raz żona go broni, innym razem nie szczędzi bolesnych konstatacji. Ujmę to tak: to pański punkt widzenia, który zresztą podziela wiele innych osób, lecz perspektywa pani Danuty jest inna. Ona po prostu opowiada, jak w życiu było. Koniec, kropka. Oczywiście pojawiły się uwagi pełne goryczy czy żalu, ale nie jest ich wiele. Spytałem ją na przykład, czy była

Został pan szafarzem tajemnic? Nic nie obciążyło pana dyskrecji? Oczywiście nie wszystko trafiło do druku. Świadomie nie wyczerpałem też kilku wątków. Uprzedzając pańskie pytanie – nie 32

| nr 17 marzec 2012 r.


WYWIAD

samotna, a ona odpowiedziała: „Nie. Byłam sama”. Generalnie rzecz biorąc, nie odniosłem wrażenia, by nosiła w sobie wiele złych wspomnień.

PIOTR ADAMOWICZ

Ile trwał proces tworzenia książki? Prawie dwa lata. P�������������������� ierwszy etap to����� ���� rozmowy i spisywanie nagrań. W czasie prac były oczywiście przerwy. Choćby trzytygodniowa�������������������������� ������������������������� spowodowana�������������� wypadkiem motocyklowym syna Jarka. Zaraz po wypadku poleciałem z rodziną Wałęsów do Warszawy, obserwowałem na miejscu przebieg wydarzeń. Na czas pracy wpływały też inne rzeczy. Dla pani Danuty weekend stanowi sacrum, to czas wyłącznie dla rodziny i dla Boga, kiedy nie wykonuje się innych obowiązków. Następna sprawa to naturalne ograniczenia natury fizyczno-emocjonalnej, sprawiające, że realnie można rozmawiać przez 3-4 ���������� godziny dziennie. Rozmowy odbywały się wyłącznie przed południem, póki nikogo nie było w domu. Obecność męża, dzieci, wnuków skutkuje dekoncentracją.

Spodziewał się pan takiego sukcesu? Nie. Nawet w pewnym momencie się obawiałem, czy coś wyjdzie z projektu. Chyba Wydawnictwo Literackie też się nie spodziewało, mimo odważnego pierwszego nakładu. Wydawncitwo Literackie w procesie wydawniczym działało profesjonalnie. Tu chciałbym podziękować za dobrą współpracę pani Katarzynie Krzyżan-Perek z WL. Natomiast początkowo niektórzy dystrybutorzy byli mocno sceptyczni.

33 | nr 17 marzec 2012 r.


jest język pani Danuty! Dochodziło do zabawnych sytuacji, kiedy nie mogliśmy znaleźć synonimów do słów wykorzystywanych przez panią Danutę, ponieważ operuje ona frazami charakterystycznymi dla terenów, z których pochodzi. Dlatego wiele z nich zostało bez zmian, mimo że nie wpisuje się w literacką polszczyznę. Zwracałem uwagę, aby ograniczać redakcję do minimum.

Czy na państwa pracę miała wpływ data ukazania się filmu o panu Lechu Wałęsie? Nie, to zupełnie różne projekty. Czytając książkę, odniosłem wrażenie, że wraz z rozwojem lektury ukazywane są kolejne etapy, momenty przejścia – od początkowej naiwności, życiowej prostoty i przyziemności do bardzo dojrzałych sądów na temat rzeczywistości. To był celowy zabieg konstrukcyjny? To są pańskie oceny. Jeśli chodzi o konstrukcję, jestem������������������������� dziennikarzem, a nie pi��� sarzem, konstruowałem tak, jak czułem, choć od początku wiedziałem, że wykorzystam układ chronologiczny. Od tej reguły odstąpiłem raz. Ze względu na wyjątkową postać i szczególne relacje powstał osobny rozdział poświęcony Janowi Pawłowi II. Pani Danuta wspomina, że chciała uciec z maleńkiej miejscowości Kolonia Krypy, dlatego w pierwszej części książki pojawia się tyle dziewczęcych marzeń. Dla pana, czy kogoś innego, mogą być one naiwne, a dla pani Danuty odwrotnie���������������� ������������������������� . Ogromną wartością tej książki, o czym zresztą na początku już mówiły mi koleżanki dziennikarki, jest prosty i naturalny przekaz, który wynika z osobowości pani Danuty. Książka nie przeszła przez obróbkę PR-owo-medialną ani nie została sformatowana przez stajnie marketingowe. Właśnie to stanowi o sile tego tytułu. Szczerze się uśmiałem, kiedy u pewnej bloggerki przeczytałem o „nachalnej stylizacji” tekstu. ���������������� Kompletne nierozumienie! W czasie początkowych prac redakcyjnych uczulałem wydawnictwo, żeby unikać języka Marcela Prousta, gdyż to nie

Rozmawiał pan z Lechem Wałęsą po wszystkich wydarzeniach związanych z książką? Owszem, niejednokrotnie. Jak zareagował na Marzenia i tajemnice? Od początku wiedział, że książka powstaje i nawet zaofiarował swoją pomoc, żona także z nim rozmawiała i zasięgała rady. Pan Wałęsa stwierdził: „A pisz, zobaczymy, co z tego wyjdzie”. Potem dowiedziałem się od pani Danuty, jakoby właściwie przestał wierzyć, że się coś ukaże. Czy w takim razie nie traktował żony poważnie? Bo obraz pana prezydenta w książce raczej sugeruje, że spychał ją na drugi plan… Pani Danuta na spotkaniach nieco przewrotnie powtarza, że ci, którzy zajmują miejsca w pierwszych rzędach, mają gorzej, bo są stale obserwowani, a ci w drugich sami�������������������������������� mogą obserwować. Niemniej określone ujęcie postaci pana prezydenta było świadomą decyzją pani Danuty. Proszę sobie wyobrazić: jest rok 1980, w życie rodziny mocno wkracza polityka, męża nie ma, bo jeździ po całej Polsce, gasząc strajki, ona 34

| nr 17 marzec 2012 r.


WYWIAD

jest sama w domu i musi dokonać wyboru – skupia się na dzieciach, rodzinie. Dopiero w okresie stanu wojennego, w momencie internowania ���������������������� męża������������������ , przyjmowania Nagrody Nobla i przy kilku innych okazjach przejmuje pałeczkę, by następnie znowu się wycofać. W czasie prezydentury także świadomie decyduje o pozostaniu w Gdańsku ze względu na dzieci, chęć uchronienia przed polityką, na ile się da, domu rodzinnego i prywatności. Podsumowując, pozostanie pani Danuty w cieniu męża wynikało z jej własnego wyboru. Oczywiście osobną kwestią jest mocny charakter Lecha Wałęsy, co przekładało się na jego męską dominację w domu.

PIOTR ADAMOWICZ

lecz natychmiast w mediach zrobił się szum – jak można wydawać pieniądze na ������ personel prezydentowej������������������������ , podczas gdy Polska tonie w długach, mamy kryzys gospodarczy, a inflacja szaleje? Oczywiście, to idiotyczne podejście, gdyż w każdym cywilizowanym

Niemniej niejednokrotnie traktował żonę raczej instrumentalnie, na przykład wymawiając się nią w trakcie spotkań. Zgadza się, lecz problem polega na tym, że mamy do czynienia z Wałęsą. Gdyby nie posiadał iluś cech, nie zachowywał się w charakterystyczny sposób, nie byłby Wałęsą. Poza tym pani Jolanta Kwaśniewska jako pezydentowa była w innej sytuacji niż pani Danuta. Gdy Lech Wałęsa został prezydentem���� pojawił się plan stworzenia niewielkiego biura do obsługi pani ���� prezydentowej, 35 | nr 17 marzec 2012 r.


kraju nie byłoby w tym nic dziwnego. Cóż, państwo��������������������������������� Wałęsowie przecierali prezydenckie szlaki, dlatego to, co w czasach państwa Kwaśniewskich��������������������������� ,�������������������������� Kaczyńskich było standardem, za czasów Wałęsów dla niektórych było jeszcze fanaberią.

miast jakichś skandali i ostrych ocen, powstały Marzenia i tajemnice? Sądzę, że sporo osób oczekiwało raczej Brudów i tajemnic… Co do oczekiwań – jestem zdziwiony, że takie były. ��������������������� Opowiem anegdotę. Zadzwonił do mnie nasz wspólny znajomy, mecenas Jacek Taylor, mówiąc, że przez pewien czas był przekonany, że publiczne pretensje�������������������������������� Lecha Wałęsy o zawartość książki stanowiły część planu marketingowego. Wielu innych ludzi też tak myślało i zazdrościło, że udało nam się namówić pana prezydenta na taką reklamę. To wszystko bzdura! Wałęsa zareagował w typowy dla

Pani Danuta wspomina o tym, jak lubi analizować ludzi. Czy określiłby ją pan jako osobę nieufną? Raczej nie. Zresztą brakuje mi odpowiedniego dystansu. Czy nie ma pan wrażenia, że części czytelników zagraliście na nosie, bo ��� za36

| nr 17 marzec 2012 r.


WYWIAD

siebie sposób, co jest o tyle znamienne, że nawet nie czytał Marzeń i tajemnic. Podpuściła go część dziennikarzy, poza tym przejrzał Internet, gdzie pojawiły się bzdurne – bo książka jeszcze wtedy nie była dostępna – opinie oraz �������������� sensacyjne���� komentarzami, wyrabiając sobie pewne zdanie. Istotne jest to, że nie mieliśmy w planie żadnej marketingowej ustawki ani nie liczyliśmy na skandal.

PIOTR ADAMOWICZ

racja pani Danuty przeplatała się z wypowiedziami innych ��������������������������� osób, z którymi rozmawiałem. Zwrócono mi jednak uwagę, że taka konstrukcja �������������������� zaburza������������� tok jej ���� osobistych wspomnień. Dlatego ostatecznie mamy wplecioną narrację innych osób jedynie w kilku istotnych momentach, jak przy relacji z odbioru Nagrody Nobla. Natomiast cenne wypowiedzi innych osób stanowią niejako drugą cześć wspomnień pani Danuty.

Czy w trakcie pana rozmów dochodziło do momentów, w których pani Danuta płakała? Zdarzyło się wzruszenie.

Co dalej? Sam nie wiem.���������������������� Odbył się szereg spotkań autorskich.������������������������� ������������������������ Będąc dziennikarzem, zarazem współautorem tychże wspomnień, mam problem, ponieważ muszę odmawiać 90% propozycji wywiadów i spotkań������ z panią Danutą, która wychodzi z założenia, że skoro raz wszystko opowiedziała i zostało to spisane, teraz nie ma powodu i sensu czegokolwiek powtarzać. Ta postawa wynika z jej praktycyzmu życiowego. Tłumaczę więc cierpliwie, starając się nie zważać na zdarzające się inwektywy pod moim adresem i powtarzam, że to jej decyzja.

I jak pan reagował? Stawał z boku? Pocieszał? Pani Danuta należy do osób, które szybko się reflektują i nie oglądają za siebie. Czy ludzie opisani w Marzeniach i tajemnicach kontaktowali się z panem po wydaniu książki, komentując sposób, w jaki ich przedstawiono? Ze strony rodziny państwa Wałęsów nie usłyszalem słowa dezaprobaty. Jeśli chodzi o inne osoby, usłyszałem, że o kimś jest za mało, a o innych za dużo. Normalne. Pani Danuta nie chce być celebrytką, mówi to, co myśli. Jej książka nie jest poprawna i nie podoba się wielu osobom.

A co dalej z panem osobiście? Może jakaś inna biografia, na przykład kogoś z dawnej opozycji? Na pewno nie teraz. Czy pan chce, żebym zwariował? Opowiem panu his���� toryjkę. Pewnego razu, po półtora roku pracy nad książką, pani Danuta i moja żona przypadkiem spotkały się na ulicy Długiej w Gdańsku. Znają się z widzenia, więc zagadnęły do siebie, zadając to samo pytanie: kiedy wreszcie skończymy? [śmiech].

Wszystko w książce wyszło tak jak zaplanowaliście? Pierwsza��������������������������� �������������������������� konstrukcja��������������� była inna. Posiłkując się biografią Lecha Wałęsy Droga nadziei, stworzyłem formę, w której nar37

| nr 17 marzec 2012 r.


MĘSKA RZECZ, DAMSKIE SPRAWY czyli płciowe dyskusje o książkach toczą Dorota Tukaj i Michał Urbaniak

38 | nr 17 marzec 2012 r.


MĘSKA RZECZ

39 | nr 17 marzec 2012 r.

DAMSKIE SPRAWY


MĘSKA RZECZ

DAMSKIE SPRAWY

znaleźć autora, który od początku do końca będzie oryginalny. Niemniej jednak sam pomysł jest surowym tworzywem, a co z niego powstanie, zależy od kreatywności autora, tym bardziej że w science fiction pole do popisu dla wyobraźni jest nawet ciut większe niż w powieści realistycznej. Można wymyślić nawet sposób na przemieszczenie całej kuli ziemskiej do sąsiedniej galaktyki, byle go umieć przekonująco uzasadnić; można wątki fantastyczne przepleść psychologicznymi, filozoficznymi czy humorystycznymi...

No i mamy za sobą pierwsze spotkanie z pisarzem, którego pewien internauta nazwał „Sienkiewiczem naszych czasów”. Wiem, że pochlebne opinie nie zawsze bywają gwarancją jakości produktu, ale przyznam, że napotkawszy w Merlinie tego kalibru pochwałę dla autora Orędzia byłam mocno zaintrygowana! Choć moje uwielbienie dla naszego pierwszego noblisty z czasem nieco zblakło, wciąż go lubię i cenię, i chciałabym, żeby jeszcze kiedyś zdarzyło mi się przeczytać powieść, którą zachwycę się tak jak kiedyś Potopem…

No i Orędzie to właśnie istny miks, nie tylko gatunkowy, jak zapewnia na okładce wydawca: „thriller polityczno-przygodowy z domieszką science fiction i wątkiem miłosnym w tle. […] Miłość i wojna. Życie i śmierć, wspaniała przyszłość i zagłada”. Mogłoby się wydawać, że każdy znajdzie coś dla siebie, a jednak Orędzie to powieść przede wszystkim dla mężczyzn.

Obawiam się, że na drugą Trylogię będziesz musiała jeszcze poczekać… Potop i debiutancką powieść Roberta T. Preysa łączy rozmach, ale chyba nic poza tym. W Orędziu na Ziemi lądują przybysze z innej planety – Onijanie – którzy chcą pomóc ludziom przezwyciężyć konflikty międzynarodowe i pokonać kryzys gospodarczy. Dość szybko jednak okazuje się, że Onijanie nie są tak przyjaźnie nastawieni, jak się mogło wydawać… To stary pomysł na fabułę – czy może być wciąż jary?

Ha ha! Chyba tylko dlatego, że przeciętny mężczyzna nie zwraca uwagi na oprawę literacką, zadowalając się żywą akcją i dużym zagęszczeniem scen z użyciem wszelkiej broni oraz jakichś wehikułów o rekordowych parametrach!

Ależ oczywiście, że może! To prawda, że tylko pionierzy SF mieli do dyspozycji pełny komplet motywów, którymi się można posłużyć przy konstruowaniu tego typu warstwy fabularnej, a im więcej przybywa dzieł tego gatunku, tym trudniej

Kto by przypuszczał, że tak łatwo ulegasz stereotypom? Nie zapominaj, że pisarze uznani za ojców literatury – Balzak, Dickens, Tołstoj, Dostojewski, Zola, 40

| nr 17 marzec 2012 r.


a nawet twój ulubiony Sienkiewicz – również byli czytelnikami. I nie zawsze stawiali na akcję, siekankę i prędkie pojazdy!

Robert T. Preys Przedsiębiorca z potrzeby pracy, prawnik z potrzeby działalności społecznej, pisarz z zamiłowania.

Ba, i dzisiaj, gdyby zapytać najlepszych pisarzy Europy o ich lektury, z pewnością okazałoby się, że wolą co innego niż tak zwany masowy konsument. To tylko wyjątek potwierdzający regułę. Za to zapewniam cię, że porządna, dopracowana powieść SF ma większe szanse na znalezienie amatorów wśród obu płci niż globalne „zabili-go-i-uciekł”, przy czym najlepiej, żeby uciekał latającą amfibią, a po drodze popijał martini. Na takie chwyty mało która czytelniczka się połakomi!

Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Studia podyplomowe w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka współpracującej z PAN. Obecnie na Polskiej Akademii Nauk, zajmuje się przygotowaniem pracy doktorskiej z zakresu ochrony praw człowieka. Od 1990 roku czynnie biorący udział w życiu gospodarczym nowej Polski. Zasiada w organach spółek kapitałowych. Współzałożyciel i prezes Polskiej Fundacji Zdrowe Prawo. Popularyzuje poprzez wykłady i artykuły, prawa człowieka, prawo cywilne, historię prawa i prawo pracy.

Ale może po prostu straci głowę dla głównego bohatera Orędzia? Aleks, tajny agent o polskich korzeniach, jak wszyscy bondowaci jest przystojny, odznacza się siłą, determinacją, pomysłowością, ratuje świat przed zagładą… Która kobieta by nie chciała takiego partnera? Być może przeminęła era Rochesterów, Heatcliffów, Darcych czy Bohunów – dziś ustępują miejsca superagentom!

Jako pisarz pod pseudonimem Robert T. Preys, zadebiutował powieścią „Orędzie”, która w ciągu jednego roku została dwukrotnie wydana. Jego powieści z gatunku literatury sensacyjno- przygodowej cieszą się coraz większym uznaniem wśród czytelników, czego dowodem jest rosnąca popularność książki „Tajemnice Sahary”. Pisze o sprawach świata w sposób jasny, ciekawy i fascynujący. Urodził się w 1967 r. w Wołominie. W latach młodzieńczych mocno związany ze Związkiem Harcerstwa Polskiego. Obecnie mąż i dumny ojciec trzech córek.

Przy czym o tych ekstra facetach czytają… sami panowie, a kobiety wolą bohaterów mniej doskonałych, z jakąś skazą budzącą w nich czułość – na przykład takiego Kurta Wallandera, fajtłapowatego melancholika, kochającego muzykę. Muszę ci jednak przyznać, że Aleks ma jedną cechę, która może stawiać go w oczach czytel-

Autorytety: Jan Paweł II, Baden Powell i Maksymilian Maria Kolbe. Motto życiowe: „Żyj tak, jakbyś miał jutro umrzeć, planuj tak, jakbyś miał żyć wiecznie”. (za: http://www.robertpreys.pl)

41 | nr 17 marzec 2012 r.


MĘSKA RZECZ

DAMSKIE SPRAWY

niczek ciut wyżej niż samego Bonda – nie ląduje w łóżku z każdą damą napotkaną na szlaku swoich przygód, lecz jest wiernym mężem.

wany i powiązany choćby z jednym z pozostałych. Ale tutaj część z nich w ogóle nie ma związku z treścią innych; bohaterowie to postacie epizodyczne, pojawiają się tylko w 1-2 odsłonach i giną – jak w scenach z Hamburga czy z rosyjskiej placówki wojskowej w wiosce na Syberii.

Cóż, wspaniały Aleks, co prawda, jest w rozterce, miota się między żoną Julią a fascynującą przyjaciółką Ewą, ale powstrzymuje się przed romansem. A potem już Preys usuwa Ewę, a tym samym problemy Aleksa. Jak na męską prozę przystało, romansowy aspekt Orędzia nie zajmuje zbyt dużo miejsca.

Problem w tym, że to właśnie rysunek epizodycznych postaci wychodzi Preysowi najlepiej, a wątki z ich udziałem – najbardziej przekonująco. Paradoksalnie główni bohaterowie są tu tylko sztampowymi figurami, nie mają rozbudowanych osobowości, wyrazistych cech charakteru. Niestety, autor postawił na akcję (a raczej zbyt dużo akcji) kosztem swoich postaci.

No i dobrze, bo gdyby autorowi zachciało się rozbudować i ten wątek, musiałby dorzucić jeszcze z kilkadziesiąt stron. A i tak przeczytanie tego opasłego tomiszcza było wystarczająco męczące. Co prawda lubię utwory wielowątkowe, z akcją toczącą się równolegle na kilku planach, ale...

I to był tylko jeden z wielu błędów… Bo szwankuje cała kompozycja powieści. Narratorem dwóch pierwszych rozdziałów jest Aleks, potem już nigdy on, tylko narrator zewnętrzny; ten jednak niekiedy zapomina, że ma być osobą bezstronną, i wtrąca zwroty w rodzaju „na naszych oczach”. Tytuły kilku rozdziałów określają czas akcji danego epizodu („Osiem lat wcześniej”, „Dwa lata później”), ale że są przeplecione rozdziałami o tytułach opisujących scenerię akcji („Lot 867”, „Niespokojna noc”), wprowadza to chaos – czy „dwa lata później” oznacza dwa lata od wydarzeń w pierwszych dwóch rozdziałach, czy w rozdziale je poprzedzającym? Oczywiście, z czasem można się w tym połapać, ale ile cierpliwości to wymaga!

...ale z ilością wątków Preys przesadził! Nagromadził ich tyle, że starczyłoby na kilka powieści! Jest tu i wizyta obcych, i wojna świata Zachodu z Chińczykami, i ataki terrorystyczne, i kataklizm, który rujnuje Amerykę, i przewroty polityczne, i wreszcie zstąpienie kolejnego Mesjasza. Rozmach powieściowy nie może iść w parze z chaosem, to niewybaczalne. Za dużo grzybów w tym barszczu!

Sama ilość to jeszcze pół biedy, jeśli każdy jest jakoś sensownie umotywo42

| nr 17 marzec 2012 r.


Sporo, oj, sporo! Orędzie jest po prostu niedopracowane. Co prawda niektóre sceny – jak wizyta w swoistej fabryce śmierci, najazd kosmitów na Syberię czy zalewanie Ameryki przez tsunami – naprawdę robią wrażenie i przyprawiają o wypieki. Jednak to za mało, żeby uratować całą powieść.

Oj, zdecydowanie za mało! Niestety, najważniejszy, zdawałoby się, wątek – czyli spotkanie dwóch tak bardzo różnych światów, ludzi i kosmitów z układu Proxima Centauri – rozmywa się w usiłowaniach skojarzenia go z meandrami ziemskiej polityki i, o zgrozo, z różnymi bredniami funkcjonującymi w świadomości rodaków jako przepowiednie a to Nostradamusa, a to Królowej Saby czy kogo tam jeszcze...

Szkoda, że po drodze niektóre koncepcje zawisają w próżni: nie zostaje wyjaśnione, dlaczego Onijanie porywają ludzi i przerabiają ich na półprodukty mięsne, i dlaczego akurat tylko w Brazylii? Jakim cudem przywódcą Chin zostaje Izraelita adoptowany przez Chińczyka? To już nie science fiction, tylko jakaś quasi-metafizyczna fantastyka, i to nie najlepszego sortu!

Poza tym powieść szerzy treści ksenofobiczne: źli są kosmici, źli są muzułmanie i wyznawcy innych religii Wschodu,

Odwiedź nas na facebooku!


MĘSKA RZECZ

DAMSKIE SPRAWY

tylko chrześcijanie ze wskazaniem na rzymski katolicyzm są w porządku i tylko oni zostają ocaleni; zła jest Unia Europejska, a dobra – Polska rządzona przez duchownego piastującego trzy najważniejsze stanowiska w jednym.

Niestety, też odniosłam takie wrażenie. Tekst razi ubóstwem słownictwa, typowym zresztą dla słabych pisarzy; aż roi się w nim od wielofunkcyjnych słówek-wytrychów („wszyscy/wszystko”, „cały/całość”, „różne”, „inne”, „zapewne”, „coś”, „jakiś”, „obiekt”, „przedmiot”), a co gorsza, jest dosłownie usiany błędami stylistycznymi i językowymi (wynotowałam tylko najbardziej spektakularne, które zajęły mi szesnaście stron A4). No i oczywiście bohaterowie, jak przystało na prawdziwych mężczyzn, nie wzdragają się przed rzuceniem mocnym słowem: naukowcy i agenci specjalni na określenie różnych elementów środowiska używają wyrażenia „to gówno”, ziemski młodzieniec proponuje kosmicie „sraj, ile wlezie”, makler w rozmowie z klientem mówi „O, w dupę!”, a Krzysztof – ksiądz!! – oświadcza: „skończę się odlewać”, „coś mi wlazło do fiuta”! Dziękuję bardzo za taką męską prozę! To raczej chyba wrócę jeszcze raz do „Potopu”…

Przypomina mi to ksenofobię i polonocentryzm Sienkiewicza, którego tak ubóstwiasz. Może więc autor Ogniem i mieczem i Robert T. Preys mają jednak ze sobą coś wspólnego…

Niestety, właśnie z powodu przemycanych między wierszami tez o absolutnej wyższości naszych rodaków nad każdą inną nacją i o tym, że niemal każdy innowierca to sługa szatana, nieco straciłam do Sienkiewicza serce. Ale pomijając poglądy, zauważ, że pisał tylko o tym, na czym się znał. Preys usiłuje uchodzić za eksperta od wszystkiego, czego konsekwencją są pojęcia tak przedziwne, jak „wirusy wąglika”, „salwy z pięści”, opisy zjawisk fizycznych zupełnie niezgodne z prawami fizyki (ostrzał spod wody).

I pomyśleć, że z Roberta T. Preysa miał być kolejny Sienkiewicz! Cóż, po raz kolejny okazuje się, że entuzjazm czytelniczy bywa przesadzony, zestawienia z koryfeuszami literatury bezpodstawne, a rzekomo obiecujący debiutant, choć popisuje tu i tam, właściwie nie ma się czym popisać…

Spora część czytelników może tego nie zauważyć, w końcu nie każdy się zna na podziale drobnoustrojów czy na technikach wojennych. Zauważy za to pewnie błędy ortograficzne: „Jestem francuzem” (tego wcale nie mówi rogalik!), „w skutek”, „stróżki potu”, „glizdy”, „Buscha” (chodzi oczywiście o byłego prezydenta USA), „bum gospodarczy”. Może korektorom nie chciało się czytać tej cegły? 44

| nr 17 marzec 2012 r.


45 | nr 17 marzec 2012 r.


46 | nr 17 marzec 2012 r.


zencie Mikołajkowym Najbliższym” (ortografia oryginalna). Ciekawe zjawisko!

No i przyszło nam omawiać kawał prawdziwie męskiej prozy! Kto wie, może za jakiś czas pojawi się u Krzysztofa Schechtela?

Męska proza, której entuzjastyczne recenzje piszą głównie anonimowe osoby płci żeńskiej, i to chyba dość młode, biorąc pod uwagę treść tekstów zamieszczonych na stronie wydawcy! „Książka jest dobrą rozrywką i ciekawym materiałem dydaktycznym, ponieważ doskonale przystosowuje nas do zaistniałej sytuacji. Czytelne opisy pozostałości po przyrodzie, potwornie uderzają w nasz obraz o jej pięknie”, „trafiła się niezła perła, kupię ją w pre-

47 | nr 17 marzec 2012 r.


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

DZIECIĘCE Z 48 | nr 17 marzec 2012 r.


fot. shutterstock.com

ZACZYTANIE 49 | nr 17 marzec 2012 r.


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

TO NIE BAJKA w maluchu, podsuwając mu dobrą książkę. Niby proste, a jednak wybór lektury wartościowej, szytej na miarę młodego czytelnika, nie jest łatwy. Zasłużonym zaufaniem dzieci i rodziców cieszy się autor Paweł Beręsewicz. Z jego bohaterami maluchy poznają tajemnice stolicy (Warszawa. Spacery z Ciumkami), sporo dowiedzą się o czasach PRL-u (Tajemnica człowieka z blizną) i II wojnie światowej (Czy wojna jest dla dziewczyn?). Dobrą opinię mają też publikacje wydawnictwa Muchomor np. Solidarność. Krótka historia dla dzieci, PKP Poczet Królów Polskich, Halicz. Na podstawie wspomnień Henryka Kończykowskiego lub Bitwa pod Grunwaldem 1410. A skoro mówimy o historii, to warto sprawdzić, czy książka Ireny Jurgielewiczowej O chłopcu, który szukał domu nadal tak mocno oddziałuje na dziecięcą wyobraźnię. Napisana w 1948 roku, oszczędnie i metaforycznie, na pograniczu baśni, przejmująco opowiada o wojnie i jej wyniszczającej sile. Poszukajmy więc dobrej książki... Sylwia Skulimowska

- Ale mamo, a kiedy to się zaczęło? - Ale co? - No, kiedy tata został twoim menszem? Tak właśnie się zaczyna, od historii rodzinnych. Dlaczego tu jestem i dlaczego akurat tu? Gdzie byłem, gdy mnie jeszcze tu nie było? A skąd się wziął dziadek? Gdy już maluch nasiąknie opowieściami o sobie i najbliższych drąży dalej. Do pytań o „ja” i „my” dochodzą nowe. Krąg zainteresowań rozszerza się. Coraz trudniej jest nam udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Dlaczego się starzejemy, co to jest śmierć, po co jest wojna? Wiemy, dopóki nie spytają. Zwłaszcza odpowiedź na ostatnie pytanie przysparza problemów. Jak mówić dziecku o wojnie? Jak dozować informacje? Jak wyjaśnić nie zmieniając historii w bajkę, nie ujmując jej znaczenia, ale też i nie strasząc dziecka? A patriotyczne wychowanie małego Polaka? Słuchanie rodzinnych opowieści pomaga dzieciom budować swoją tożsamość. Poznanie przeszłości własnego kraju ma podobne znaczenie. Zainteresowanie historią można rozbudzić 50

| nr 17 marzec 2012 r.


Wojna to „zaklęcie wymyślone przez jakiegoś bardzo złego czarnoksiężnika”. Podczas wojny wszystko staje się czarno-białe, traci kolory, znika gdzieś szczęście i radość. Tak też wyglądał świat Włodka i Asiuni – autentycznych postaci, których okupacyjne losy przedstawiają opowieści Michała Rusinka i Joanny Papuzińskiej. Chłopiec z lat wojny zapamiętał zadania zlecane mu przez Białych Panów z podziemnej armii, przynależność do Szarych Szeregów, udział w tajnych kompletach. Świat dzielił się na Białych, czyli nas, i Czarnych, tych złych, którzy wojnę wywołali. Dopiero los siostry, postrzelonej przez żołnierza Białych, a uratowanej przez przedstawiciela Czarnych, przyczynił się do przewartościowania pojęć: wojna „to nie jest zaklęcie, które wysysa ze świata kolory. Wojna to zaklęcie, które powoduje, że przestajemy widzieć kolory”. Przestajemy dostrzegać podobieństwa między ludźmi, a widzimy tylko różnice – i „przez to przegrywamy. Wojna jest przez to zawsze przegrana, dla obu stron”. Dla młodszej od Włodka Asiuni wojna to nie starcie Białych i Czarnych, ale utrata poczucia bezpieczeństwa, własnego domu, a przede wszystkim najbliższych, mamy i taty. Kiedy toczy się gdzieś daleko, wojna jest czymś groźnym, ale abstrakcyjnym. Kiedy jednak wdziera się do domu, wszystko się zmienia. „Nie ma domu, nie ma twojego łóżka, poduszki ani kołderki. Musisz iść spać do innego, cudzego domu, gdzie zamiast mamy jest jakaś obca pani,

Asiunia

Joanna Papuzińska

Zaklęcie na „w” Michał Rusinek

Rec. Piotr Chojnacki 51

| nr 17 marzec 2012 r.


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

obce meble, i musisz pić mleko z cudzego kubeczka”. Zaczyna się tułaczka po obcych mieszkaniach, gdzie nie jest najgorzej, ale doskwiera ten brak osób i rzeczy znanych od zawsze. Nawet jednak połączenie z babcią i rodzeństwem nie kończy dramatu. Czeka ich poniewierka, głód i chłód. Trudne sprawy coraz wcześniej wkradają się w świadomość dzieci. Najmłodszych właściwie nie da się już odizolować, odciąć od kwestii jeszcze nie tak dawno uznawanych za zupełnie dla nich niewłaściwe. Jedną z nich jest wojna – pojęcie mroczne, niezrozumiałe, budzące strach. Poświęcone jej opowiadania Papuzińskiej i Rusinka doskonale się uzupełniają. Pokazują wojnę i okupację z różnych perspektyw – dziewczynki i chłopca, dziecka młodszego i starszego, akcentują nieco inne przeżycia, lecz mimo to prowadzą do takich samych podstawowych wniosków. Wojna jest złem, gdyż zmusza do nienawiści, odbiera spokój i burzy bezpieczny świat. Napawa lękiem o siebie i najbliższych, gasi radość, niweczy piękno. Dobrze jest mieć pod ręką książkę, która dostarczy wiedzy i tematów do rozmowy, pozwoli wyjaśnić, co kryje się za groźnym terminem.

Tytuł: Zaklęcie na „w” Autor: Michał Rusinek Ilustrator: Joanna Rusinek Wydawnictwo: Muzeum Powstania Warszawskiego, Literatura, 2011 Liczba stron: 48 Cena: 18,90 zł Oprawa twarda

Wielka księga papierowych samolotów bojowych Nick Robinson

Tytuł: Asiunia Autor: Joanna Papuzińska Ilustrator: Maciej Szymanowicz Wydawnictwo: Muzeum Powstania Warszawskiego, Literatura, 2011 Liczba stron: 48 Cena: 18,90 zł Oprawa twarda

Rec. Ewa Popielarz Który chłopiec nie pragnął w dzieciństwie zostać pilotem? Ba, który dorosły mężczyzna z czystym sumieniem zaprzeczy, że wciąż o tym marzy?! Dzięki Wielkiej księdze papierowych samolotów bojowych Nicka Robinsona, i mali, i duzi będą 52

| nr 17 marzec 2012 r.


nareszcie mogli spełnić swoje najskrytsze marzenia. Najnowsze techniki sztuki origami, połączone z merytorycznym opisem poszczególnych modeli samolotów (ich przeznaczeniem, ładownością i uzbrojeniem) i wielobarwnymi arkuszami przeznaczonymi do złożenia wszystkich dwunastu maszyn pozwalają zanurzyć się w świecie pilotażu na długie miesiące. Dzięki precyzyjnym wskazówkom każdy będzie w stanie skompletować pełnowartościową flotę powietrzną, która zawiśnie pod sufitem w sypialni lub posłuży do rozegrania zaciętych bitew. Dane dotyczące osiągów każdego samolotu młody adept pilotażu będzie mógł zanotować w dzienniku pokładowym pilota, dołączonym do książki. Co najciekawsze i najważniejsze – te modele naprawdę latają! Trzeba tylko pamiętać o dobraniu odpowiedniego kąta i prędkości startu czy wzniosu skrzydeł. Nick Robinson oczywiście wszystkie te dane precyzyjnie wynotowuje, dodając oprócz tego wskazówki, co zrobić, żeby – przykładowo – samolot obracał się podczas lotu. Pozostaje tylko wybrać ulubiony typ maszyny – myśliwiec, bombowiec, a może samolot szkoleniowy – i ruszać na podbój przestworzy!

Piraci. 100 kreatywnych zabaw i gier Andrea Pinnington

Rec. Sylwia Skulimowska Osiemdziesiąt stron dobrej zabawy. To nie cieniutka książeczka typu przyklej – wytnij – narysuj, ale grubsza książka z twórczymi, wesołymi zabawami. Dla każdego malucha znajdzie się coś ciekawego: gra planszowa, szablony, labirynty, wykonywanie pirackiego kapelusza i czarnej opaski na oko, a nawet pieczenie ciasteczek (bez rumu). Złodziejska profesja piratów zostaje przedstawiona żartobliwie, jednak dzieci przy okazji dowiadują się kilku interesujących faktów. Nie pomylą już galeonu z galerą, poznają znaczenie pirackich bander, podszkolą się w czytaniu map i oznaczaniu stron świata. Przeczytają króciutko, być może po raz pierwszy, o słynnych morskich rozbójnikach, takich jak Sir Henry Morgan, Czarnobrody czy William Kidd.

Tytuł: Wielka księga papierowych samolotów bojowych Autor: Nick Robinson Tłumaczenie: Agnieszka Pałka Wydawnictwo: Egmont Polska, 2011 Liczba stron: 48 Cena: 39,99 zł 53

| nr 17 marzec 2012 r.


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

Proponowane zabawy są różnorodne i dają mnóstwo okazji do uruchamiania dziecięcej wyobraźni. Maluchy same układają treść komiksowych dymków do historii o piratach, piszą własną opowieść o statku widmo czy ilustrują Gazetę Piracką. Styl rysunków przypomina dziecięce bazgrołki, jest sympatyczny i wesoły. Ważną zaletą książki jest wygoda w jej użytkowaniu. Duży format, kartki nieco grubsze niż w zwyczajnych kolorowankach, a całość połączona spiralą. Minusy? Brak. Tytuł: Piraci. 100 kreatywnych zabaw i gier Autor: Andrea Pinnington Tłumaczenie: Katarzyna Lipnicka-Kołtunia Wydawnictwo MUZA , 2011 Liczba stron: 80 Cena: 32, 49 zł

Katechizm polskiego dziecka Władysław Bełza

Rec. Sylwia Skulimowska - Kto ty jesteś? - Polak mały. - Jaki znak twój? - Orzeł biały. Pytanie, odpowiedź, rytm i rym – tak, ponad sto lat temu, Władysław Bełza z powodzeniem uczył dzieci miłości do ojczyzny. Z jednej strony ta poetycka lekcja patrotyzmu przepełniona jest patosem i dydaktyką, z drugiej zaś uderza prostota wierszyków i ich bezpośredni ton. Czy spodobają się one współczesnym maluchom czy pozostaną tylko znakiem czasów, gdy Niemiec „dzieci nam germanił”? Zbiór wierszy po raz pierwszy wydano w 1900 roku (osiem lat wcześniej niż cyto54 | nr 17 marzec 2012 r.


waną Rotę Marii Konopnickiej). Twórczość „Poety małych Polaków”, jak nazywał Bełzę Kornel Makuszyński, po ponad stu latach przypomina wydawnictwo Zysk i Spółka. Książka podzielona jest na dwie części. Początek to wiersze patriotyczno-religijne nawiązujące formą do modlitw. Po tytułowym Katechizmie polskiego dziecka przeczytać można wiersze O celu Polaka, Cnoty kardynalne, Modlitwa za Ojczyznę czy Modlitwa polskiego dziewczęcia. Dla starszych dzieci lubiących historię ciekawsze będą krótkie wierszyki o polskich królach i władcach, stanowiące kolejną część tematyczną w zbiorze. Trudnego zadania zilustrowania Katechizmu polskiego dziecka podjęła się Agnieszka Traczyńska. Choć jej barwna interpretacja dość dobrze oddaje klimat poezji Bełzy, to jednak nie uatrakcyjnia kontaktu z książką. Dziecko to surowy krytyk sztuk plastycznych.

Wojownicy. Honor i męstwo Simon Adams

Rec. Ewa Popielarz Jeśli żyje jeszcze gdzieś w Polsce chłopiec, który nie lubi bawić się w wojsko, po przeczytaniu książki Simona Adamsa na pewno szybko zmieni zdanie. Obok albumu Wojownicy. Honor i męstwo nie da się przejść obojętnie. Już pierwsza strona zaskakuje – kiedy otworzymy okładkę, przed naszymi oczami rozłoży się wielki okrąg przedstawiający oś czasu, a na nim wizerunki wojowników od czasów najdawniejszych aż do wieku XIX. Każda strona przynosi nowe niespodzianki. Większość dotyczy konkretnych wojsk – Spartan, rzymskich legionistów, wikingów, a nawet wojowników ninja. Kropka na małym globusie wyznacza miejsce, w którym żyli i wojowali. Mnó-

Tytuł: Katechizm polskiego dziecka Autor: Władysław Bełza Ilustrator: Agnieszka Traczyńska Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2011 Liczba stron: 80 Cena: 15 zł Twarda oprawa

55 | nr 17 marzec 2012 r.


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

stwo tu zdjęć, rysunków, map, a wszystkie dokładnie opisane. Na wielu stronach są zakładki, które odsłaniają kolejne „warstwy” obrazu. Do tego w krótkich blokach tekstowych wyróżniono najważniejsze informacje o wojownikach, o ich uzbrojeniu i przebiegu bitew. Nie należy się jednak bać przytłoczenia gadżetami. Co jakiś czas pojawiają się strony o bardziej klasycznej budowie, np. wspomnienia wojownika z wojska Aleksandra Wielkiego albo list Joanny d’Arc: „Leżę w więziennej celi, przykuta do zimnej, kamiennej ściany. […] Nazywam się Joanna i poprowadziłam armię francuską przeciwko Anglikom”.

Wiadomości są co prawda mocno skondensowane, ale w ten sposób zachęcają do dalszych poszukiwań. Nie mają też nic wspólnego z prostymi opowiastkami dla dzieci – tu czytelnika traktuje się jak dorosłego. Nie brak trudnych wyrazów i skomplikowanych pojęć, z których wiele wyjaśniono w słowniku na końcu książki. Na koniec prawdziwy znak czasów – w dziale z ciekawostkami wypisano odnośniki do stron internetowych, dzięki którym zaciekawieni czytelnicy będą mogli dalej zagłębiać się w fascynujący świat historii. Do książki dołączona jest też płyta z grą komputerową. Nie ma

56 | nr 17 marzec 2012 r.


w niej jednak przemocy i krwi – to przygodowo-zręcznościowa rozgrywka z licznymi quizami, testami i zagadkami – za jej sprawą młody wojownik będzie mógł zweryfikować zdobyte wiadomości, ale też odpocząć po trudach walk przeżywanych wspólnie z bohaterami książki. Tytuł: Wojownicy. Honor i męstwo Autor: Simon Adams Tłumaczenie: Julia Zabrodzka Wydawnictwo Egmont Polska 2011 Liczba stron: 64 Cena: 49,99 zł Twarda oprawa, rozkładane strony Płyta CD z grą

Bitwy polskie Rec. Sylwia Skulimowska Książka przedstawia ważniejsze zmagania wojenne, w których brali udział Polacy. Opisano i zilustrowano czterdzieści dwie bitwy od czasów Mieszka I aż do końca II wojny światowej. Liczne mapki, rysunki wojowników i żołnierzy, obrazy i zdjęcia urozmaicają lekturę. Każdy opis rozpoczyna się od przybliżenia podstawowych faktów, daty rozpoczęcia i zakończenia walk, przedstawienia stron konfliktu oraz liczebności wojsk. Bitwy polskie ukazały się w ramach serii Poznajemy. Na stronie internetowej wydawnictwa Demart przeczytać można, że: „to wyjątkowa seria przeznaczona dla młodszych czytelników. [...] Książki napisane zostały jasnym, żywym językiem, liczne ilustracje, fotografie, mapy oraz reprodukcje z pewnością pomogą 57 | nr 17 marzec 2012 r.


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

dzieciom poznać dziedzictwo kulturowe i zachęcą do poszerzenia wiedzy”. Opis jest jednak trochę zwodniczy – Bitwy polskie adresowane są do czytelników poważnie interesujących się historią, oczytanych, takich, którym nie straszny szkolny, podręcznikowy styl i trudniejsze słownictwo. Część faktów historycznych, ze względu na niewielką objętość książki i wiek czytelników, podano w sposób lakoniczny i taktowny. Młody pasjonat historii nie przeczyta więc o wygnaniu Bolesława II Szczodrego (Śmiałego) z powodu śmierci biskupa krakowskiego Stanisława, ale o „dramatycznym splocie okoliczności”. Choć przy omawianiu obrony Głogowa opisywany jest konflikt Bolesława III Krzywoustego z przyrodnim bratem, to o jego krwawym finale (oślepieniu i śmierci Zbigniewa) nie ma ani słowa. Z drugiej strony, ucznia z dobrymi ocenami z historii tego typu fakty przecież nie zaskoczą. Bitwy nie pozostają w oderwaniu od polityki, zazwyczaj na koniec są przedstawione ich następstwa dla Polski. To duża zaleta. Takiego logicznego zamknięcia zabrakło przy opisie bitwy pod Grunwaldem. Tutaj autorzy postanowili skupić się na patriotycznym, krzepiącym obrazie wiktorii wojsk polsko-litewskich, pomijając średnio korzystne dla zwycięskiej strony warunki pokoju. Bitwy polskie to dobra pozycja dla młodych czytelników, którzy rozpoczęli już swoją przygodę z historią.

Tytuł: Bitwy polskie Wydawnictwo Demart , 2011 Seria: Poznajemy Liczba stron: 72 Cena: 16, 30 zł Twarda oprawa

58 | nr 17 marzec 2012 r.


POD LUPĄ

Ocena:4,5

Ocena: 4,5

Ocena: 5

Ocena:4,5

Ocena:3,5

Ocena: 5

Ocena:4

DLA DZIECI W WIEKU:

6+

8+

7+

5+

5+

7+

12+

BAWI

!!

!

!

-

!

-

UCZY

!!

!!

!

!

!!!

!!

CIESZY OKO SZATA GRAFICZNA

!!!

!!

!

-

!!!

!

CIESZY UCHO EFEKTY DŹWIĘKOWE

-

-

-

-

-

-

WIERSZEM PISANE

-

-

-

-

-

Z KRAINY FANTAZJI

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

12 barwnych arkuszy papieru do składania modeli

szablony naklejki rozkładane karty

-

rozkładane zakładki na wielu stronach, płyta CD z grami

-

!

!!

!

Z ŻYCIA WZIĘTE - AUTOR O CODZIENNOŚCI

-

AUTOR BAJKI OPOWIADA

-

AUTORYTET O ŻYCIU I ŚMIERCI - POWAŻNE TEMATY

!!

AUTOR PRZYBLIŻA HISTORIĘ

!!!

AUTOR STRASZY

-

DODATKOWE ATRAKCJE - NIETYPOWE DEKORACJE

-

DOROSŁY TEŻ POLUBI

!!

!! !!!

!!! – !!

!!! !!

59

!!!| nr 17 marzec 2012 !r.


RECE

Niebieski autobus 62 |Oblężenie 64 | Thorgal: Statek miecz 66 | Ameryka 70 | Centurion Proximus 72 | W W cieniu wież wiertniczych 82 | Niebo ze stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza 86 | Agent JFK 4. Dzienniki kołymskie 96 | Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął 98 | A kiedy zabrakło wina… W po z Żyletką 106 | Wyliczanka 108 | Uganda. Jak się masz, 60 muzungu? 110 | Wieczni 112 | Pochwała NIEPOK 120 | Monte Cassino 122 | W konwencji haiku 124| nr | 17 Niedoskonali 126 | 127 godzin 128 | Science Fiction marzec 2012 r. Moniki Wetter 142 |


ENZJE

Wielki dom 74 | Dallas ‘63 76 | Julia & Roem 78 | Lucky Luke: W górę Missisipi, Na tropie Daltonów, . Armie nieśmiertelnych 88 | Obywatel, który się zawiesił 90 | Pamiętnik 92 | Zuzanna nie istnieje 94 | oszukiwaniu duchowości małżeńskiej 100 | W odbiciu 102 | Człowiek z Wysokiego Zamku 104 | Melanże KORY 114 | Nie jest źle być słabym uczniem 116 | Nie 61 śpiewaj przy stole 118 | Moneyball – Nieczysta gra 130 | Transgresje Moniki Wetter 134 | Ambicja 136 | Jak wyjść z depresji 138 | Rattus 140 | Transgresje | nr 17 marzec 2012 r.


Niebieski autobus Barbara Kosmowska

Tytuł: Niebieski autobus Autor: Barbara Kosmowska Wydawnictwo: WAB 2011 Liczba stron: 320 Cena: 34,90 zł

Czytelnikowi z pokolenia 40+ okładkowa grafika – nieco sfatygowany Jelcz model 043 na tle jeszcze bardziej sfatygowanego muru, obłażącego z tynku i gdzieniegdzie pokrytego cętkami białawego nalotu, jako żywo przypominającego kolonie grzyba domowego – bez wątpienia przywiedzie na myśl czas brzydki i zgrzebny, w którym przyszło mu, podobnie jak i bohaterce Niebieskiego autobusu,

spędzać najlepsze lata swego życia. A unoszący się nad tym obrazem balonik – choć nie błękitny, tylko fioletowy – prościutką i wzruszającą balladę Bułata Okudżawy, w tamtych czasach będącą dla niejednej dziewczyny (i nie tylko dziewczyny) symbolem uciekającego szczęścia, które przecież może kiedyś da się pochwycić… Skojarzenia te nie będą w żadnym razie błędne, bo gdy tylko ktoś prze-

62 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

czyta kilka pierwszych stron, przeniesie się wraz z Miśką Pietkiewicz w świat blaszanych kanek na mleko i czarno-białych telewizorów, burych palt ze sztucznego misia i płóciennych fartuszków z kieszonką z przodu, powalających mocą swej woni radzieckich perfum i wiecznie brakującego papieru toaletowego. Ale także pierwszych marzeń i nadziei, które nawiedzają człowieka niezależnie od tego, w jakich realiach się urodził. Miśka, prawdę powiedziawszy, nie ma zbyt wielu widoków na spełnienie marzeń, nawet tych najskromniejszych. I wcale nie dlatego, że komunistyczna władza uniemożliwia jej rozwinięcie skrzydeł. Nie, Miśka pochodzi z rodziny, którą w jakimkolwiek ustroju określono by tym samym mianem: margines społeczny. Dorastając wśród ścian z dykty, pcheł i pluskiew, w zapachu bimbru, octu i cebuli, za jedyne zabawki mając nieudolnie uszytą szmacianą lalkę i własnoręcznie uzbierane kasztany, a za azyl zapuszczony ogród sąsiada, człowiek szybko się uczy, że niełatwo mu będzie dosięgnąć do sznurka, na którym drwiąco chyboce się balonik… A jednak Miśka dostaje od swoich bliskich, nieskorych skalać ręce uczciwą pracą, jakąś porcję dobra: wuj złodziejaszek sprawia, że otrzymuje wymarzoną paczkę od świętego Mikołaja, ojciec stacza batalię o przyjęcie jej do liceum, matka przeznacza dla niej „najporządniejszy ręcznik, przechowywany w szafie na wypadek, gdyby ktoś (…) musiał pójść do szpitala”. A jedyny przyjaciel Krzyś, jak rok długi paradujący w przykrótkich spodniach i starych kaloszach, lecz w zamian noszący w sobie nieprzeciętne pokłady wrażliwości i fantazji, utwierdza ją w przekonaniu, że trzeba opuścić zapyziałe miasteczko i szukać

własnej drogi „nawet w chmurach”. Więc znajduje w sobie dość odwagi, by wsiąść w niebieski autobus i ruszyć na spotkanie marzeń. A rzeczywistość będzie… taka jak i tamte czasy. Szara, przytłaczająca i czasami groteskowa. I nawet mając poczucie humoru, nie zawsze będzie można z niej kpić… Niebieski autobus to bez wątpienia jedna z najlepszych powieści w dorobku autorki, na co składa się kilka czynników. Umiejętność przedstawienia peerelowskich realiów w krzywym zwierciadle w taki sposób, by nieznający ich czytelnik nie nabrał przekonania, że było to istne piekło na ziemi (albo odwrotnie, utracony raj) nie jest wcale najważniejszym z nich. Przede wszystkim liczy się i świetna kreacja Miśki, dziewczyny, a potem kobiety trochę pogubionej w życiu, lecz patrzącej na nie z ironicznym dystansem, w decydującym momencie umiejącej twardo stanąć na ziemi, a potem znów obejrzeć się za czymś mniej uchwytnym. Jest i cała galeria barwnych postaci, sportretowanych albo z oczywistym zacięciem karykaturzysty (rodzice, wuj Roman, Parysiakowie, pani Elwira, Rysiek Paszka), albo z równie oczywistą wiarą w istnienie ziemskich wysłanników dobrych mocy (profesor Wiedermeier, pan Sybiduszka, Krzyś). Część bohaterów to połączenie tych dwóch ujęć (babka Bronia, Cezary, Brydzia). I udana stylizacja językowa, w której niemal każdy bohater ma swój indywidualny sposób wypowiedzi. A na koniec wlewana w czytelnicze serca nadzieja, że może błękitny balonik naszych marzeń da się złapać, nim – jak staruszka w balladzie Okudżawy – wypłaczemy wszystkie łzy… 63

| nr 17 marzec 2012 r.


Oblężenie Arturo Perez-Reverte

Tytuł: Oblężenie Autor: Arturo Perez-Reverte Wydawnictwo: Muza 2011 Liczba stron: 654 Cena: 59,99 Twarda oprawa

Są tacy piszący (celowo nie użyto tu słów takich jak pisarz lub autor), do których czytania „Literadar” pilnie i w elegancki sposób zniechęca piórami swoich recenzentów. Należy do tego elitarnego grona pan, który napisał popularną książeczkę o tym, jak to Maria Magdalena w ciąży z Chrystusem uciekła do Francyi

i dała tam początek rodowi Merowingów. Drugim talentem na tej krótkiej i świętej liście jest pan, który ma szczególną zdolność do produkowania tomików pełnych zenistycznych passusów w stylu: Drogę wytycza się, idąc lub Każdy ma prawo marzyć inaczej. Dla pełności należy wspomnieć jeszcze o pewnej pani z Ameryki,

64 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

która produkuje książeczki o młodej dziewoi, zakochanej w wampirze. To Wielka Trójka, naczelni grafomani list sprzedaży. Rzecz jasna, prócz nich jest jeszcze na liście kilka nazwisk. Trudno na tę listę trafić, trzeba naprawdę długo kopać w kostkę wszystkich dookoła, a potem wmawiać im, że to, co się oferuje, to literatura. Jeszcze trudniej z listy się wydostać, chyba tylko co i rusz rozbłyskające fajerwerki grafomaństwa są w stanie na liście zamieszać, wpychając się i czyniąc dotychczasowe gnioty nie aż tak złymi... Do niedawna Arturo Perez-Reverte kręcił się niebezpiecznie blisko listy. Jego powieści, szczególnie te wcześniejsze, sprawiają wrażenie prześlizgiwania się po temacie. Można zaryzykować tezę, że główne akcenty położone są na „dzianie się” i rozwój akcji. Brak trochę skupienia się na postaciach, eksploracji potencjału, który drzemie w relacjach czy introspekcji. Lekkie i łatwe powieści historyczne, jak cykl o kapitanie Altariste, szybko jednak ustąpiły pola literaturze nieco bardziej gęstej i jednocześnie odsunęły Pereza-Reverte od groźby znalezienia się na liście. Kropką nad i była Królowa Południa, rewelacyjna historia o meksykańskim półświatku. Oblężenie jest kolejną powieścią, która potwierdza, że hiszpańskiemu pisarzowi daleko do talentów Stephenie Meyer czy Paulo Coelho. To niezwykła opowieść o kilku miesiącach z życia Kadyksu w czasach wojen napoleońskich. Ciężko jednoznacznie zakwalifikować ją gatunkowo. Nie jest to powieść historyczna, przedstawiona wersja zdarzeń nieco mija się z prawdą. Główny wątek to policyjne śledztwo, które wyja-

śnić ma falę tajemniczych morderstw, ale próżno tu szukać opisów pracy detektywistycznej, rozbierania na kawałki miejsca zbrodni. Mimo że uczucie Lolity Palmy i kapitana Lobo to jeden z najważniejszych wątków, nie jest to romans. Gdzieś w tle pobrzmiewają echa powieści awanturniczej, szczególnie mocno wiążą się z postacią kapitana Pepe Lobo, korsarza na usługach kadyksyjskich przedsiębiorców. Ale przede wszystkim Oblężenie wydaje się powieścią obyczajową, w której najważniejszym bohaterem jest samo miasto, uwikłane w sieć zdarzeń, relacji i zobowiązań postaci. Nie ma w Oblężeniu literackich fajerwerków. To od początku do końca porządna, fachowa robota. Literatura rzemieślnicza napisana po mistrzowsku, wycyzelowana i wygładzona. Nie ma tu miejsca na błędy, na fuszerkę. Rozległa wiedza historyczna i długie studia nad tematem dają znakomity efekt, obraz Kadyksu w trakcie oblężenia wypada rewelacyjnie. Jest najdoskonalszym symulakrem, co więcej – w mieście sprzed dwustu lat odbija się nieco współczesnej Hiszpanii ze sporem konserwatystów z liberałami, rosnącą niechęcią do imigrantów i kryzysem, zaczynającym zaglądać w oczy nawet tym, którym do tej pory powodziło się dobrze. To zdecydowanie kawał dobrej literatury i godna uwagi książka.

65 | nr 17 marzec 2012 r.


Thorgal: Statek miecz Scenariusz Yves Sente Rysunki Grzegorz Rosiński

Tytuł: Thorgal: Statek miecz Scenariusz: Yves Sente Tłumaczenie: Wojciech Birek Rysunki: Grzegorz Rosiński Wydawnictwo: Egmont 2011 Liczba stron: 48 (kolor) Cena: 29,99 zł

Twórczość Grzegorza Rosińskiego ewoluowała przez wszystkie te lata, w trakcie których kolejne pokolenia zachwycały się przygodami Thorgala czy Yansa. Zobaczymy to wyraźnie, jeśli zadamy sobie trud i wrócimy do pierwszych zeszytów. Co jednak ważne, pewne charakterystyczne ele-

menty jego kreski (czy też pędzla) są niezmienne, a to dobra wiadomość dla wszystkich, którzy lubią i cenią jego talent. Dla pozostałych może to stanowić kolejny dowód na powtarzalność i schematyczność stylu tego rysownika, czy też należałoby powiedzieć malarza. Od strony wizu-

66 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

alnej omawiany komiks wyraźnie bowiem ciąży w kierunku technik malarskich, a pojedyncze kadry przywodzą na myśl skojarzenia z obrazami być może przeciętnych, ale lubianych w Polsce pejzażystów czy zawodowych „uwieczniaczy” narodowych symboli. Jest jednak pewien szkopuł. Gdy oderwiemy się na chwilę od opisywanej historii (o której za chwilę) i skupimy na rysunkach, szybko spostrzeżemy, że większość z nich jest niedbale wykończona, umyka gdzieś szczegół i głębia. Co więcej, partie poświęcone przygodom Jolana prezentują poziom, którego próżno szukać nawet wśród najwcześniejszych prac Rosińskiego. Wyglądają tak odmiennie i tak źle. Gorzka konstatacja może być taka, że wykonał je mało zdolny uczeń mistrza, co ten z lenistwa czy wygody zaaprobował. Za scenariusze Thorgala od jakiegoś czasu odpowiada Yves Sente. Zaprezentował już niegdyś swój kunszt misterną i szkatułkową historią w Zemście hrabiego Skarbka, zresztą pierwszym wspólnym przedsięwzięciu z Rosińskim. Napisane przez niego odsłony przygód dzielnego

wikinga nie spotkały się niestety z ciepłym przyjęciem fanów, ale – prawdę powiedziawszy – Jean van Hamme (pierwszy scenarzysta serii) również miał lepsze i gorsze momenty, nie wspominając o fatalnej końcówce. Na szczęście Sente wraca do formy. Statek miecz nawiązuje do najlepszych zeszytów serii, czyli na przykład Władcy gór czy legendarnej Wilczycy. To dobra wiadomość choćby dla części dorosłych już dzisiaj fanów, którzy od dłuższego czasu borykali 67

| nr 17 marzec 2012 r.


się z problemem, że ich ulubiona seria nie dość, że nie starzeje się wraz z nimi, to jeszcze dodatkowo z wiekiem dziecinnieje. A tu jest wszystko, czego oczekujemy – dzielny, głupio szlachetny Thorgal, niebanalna historia i sceneria (tym razem zimowa), która sprawia, że przez tych kilka chwil oddychamy tym samym powietrzem co bohaterowie. Gdyby Rosiński zajął się malarstwem historycznym lub chociaż tworzył komiksy o tej tematyce, z pewnością zwróciłby uwagę wielu znawców pietyzmem, z jakim odmalowuje zaproponowaną rzeczywistość. Z drugiej strony z pewnością ściągnąłby na siebie gromy za niedbalstwo i brak wierności historycznej. Na szczęście ma luksus tworzyć pseudohistoryczny „thorgalverse”, który – czerpiąc inspiracje z naszego świata – pozostaje bezpieczną nibylandią. Bezpieczną, gdyż kreuje ją, jak chce, i umieszcza w niej, co chce, a nikt nie może mu zarzucić absurdalności czy braku wiedzy. To samo tyczy się zresztą scenarzysty.

68 | nr 17 marzec 2012 r.


69 | nr 17 marzec 2012 r.


Ameryka Jean Baudrillard

Tytuł: Ameryka Autor: Jean Baudrillard Tłumaczenie: Renata List Wydawnictwo: Sic! 2011 Liczba stron: 160 Cena: 32,90 zł

Kiedy Europejczyk trafia do Ameryki, nie może poczuć się tam swobodnie. Między naszymi kontynentami jest przepaść nie do przebycia. I nie chodzi wcale o spienione wody Oceanu Atlantyckiego – z nimi człowiek poradził sobie już w 1492 roku. Stary i Nowy Kontynent dzieli granica znacznie rozleglejsza, nazywana przed Jeana Baudrillarda „przepaścią nowoczesności”.

Baudrillard opuścił swój rodzinny Paryż, by na autostradach i pustyniach Stanów Zjednoczonych odkrywać prawdę o tym „innym świecie”. Innym, bo osadzonym w wieku zaawansowanych technologii i postępu. W przeciwieństwie do – chociażby – Francji, gdzie zawsze daje się odczuć atmosferę wieku XIX. „Nowoczesnym nie można się stać, nowo-

70 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

czesnym trzeba się urodzić” – konkluduje autor. Swoje przemyślenia zawarł w napisanym z niezwykłą swadą eseju Ameryka. Przemierza drogi Nowego Kontynentu i snuje refleksje o otaczającej go hiperrzeczywistości. Jest jak Marcel Proust, któremu niepozorna magdalenka maczana w lipowej herbacie przywodziła na myśl odległe skojarzenia. Podobnie Baudrillard, opierając się na pozornie nieistotnych szczegółach, dochodzi do sedna amerykańskiego charakteru. Jakie jest zatem społeczeństwo Stanów Zjednoczonych? Odważne, dumne i spełnione? Otóż nie. Amerykanie budują według francuskiego socjologa społeczeństwo obsesyjne, lękowe i anorektyczne (sic!): „Zadziwiające, że tu, gdzie panuje obfitość, wszystko trzeba chronić, wszystko oszczędzać”. Swoich tez Baudrillard nie stawia bez pokrycia. Punktuje zjawiska, które potwierdzają jego przemyślenia – poczynając od najprostszych, codziennych czynności, na celebrowaniu świąt kończąc. Weźmy na przykład tak podstawową rzecz, jaką jest spożywanie posiłków. Europejczykowi kojarzy się ono z rodzinnym domem, ewentualnie restauracją, koniecznie ze stołem, spokojem i odpoczynkiem. To czas, kiedy można usiąść, porozmawiać albo chociaż pomyśleć w ciszy, rozkoszując się smakiem starannie przygotowanego dania. Jest jednak druga strona medalu – fast food, zjawisko, które przywędrowało do nas nomen omen z Ameryki. To tam jedzenie spożywa się w biegu i w samotności. Dla Baudrillarda to najbardziej przygnębiający widok, poruszający nawet mocniej niż nędza bezdomnego żebraka: „[…] istnieje taka sa-

motność, która nie jest podobna do żadnej innej. Samotność człowieka, który publicznie przygotowuje sobie posiłek, gdzieś przy ścianie, na masce samochodu, przy jakimś ogrodzeniu, sam”. Zadziwia analiza popularnego w Stanach Zjednoczonych święta zwanego Halloween. Jednym z głównych zarzutów wysuwanych przez Europejczyków wobec tych, którzy chcą transferować ten zwyczaj na Stary Kontynent, jest fakt, że Halloween przepełnione jest radością, śmiechem, wygłupami, które są – mówiąc oględnie – niestosowne w tym okresie. Początkiem listopada mieszkańcy Europy celebrują Wszystkich Świętych i Zaduszki, jest to czas zadumy, refleksji i wspomnień. Tymczasem Baudrillard uważa, że „Halloween wcale nie jest wesołe. To sarkastyczne święto odzwierciedla raczej piekielną żądzę zemsty, jaką dzieci żywią wobec świata dorosłych. Złowroga potęga, której groźba zawisa nad tym światem, w miarę jak kult dzieci osiąga w nim coraz większe rozmiary”. Społeczeństwo lękowe. Społeczeństwo obsesyjne. Wielu Europejczyków odwiedzało Amerykę, wielu o niej pisało. Nikt chyba jednak jeszcze nie zawarł w swych refleksjach tak przenikliwego i bezwzględnego jej obrazu. Dla Jeana Baudrillarda Stany Zjednoczone to kraj hiperrzeczywistości, gdzie nawet śmieci są czyste, gdzie ruch uliczny działa jak w zegarku, gdzie włosy blond są „tak bardzo blond”. Przy tym ten kraj, który ma wszystko, przesiąknięty jest lękiem. Europejczyk ucieka od jego pozornej łatwości życia. Wobec amerykańskiej szalonej doskonałości „zaczyna śnić o śmierci i mordzie”, o swoim wieku XIX… 71

| nr 17 marzec 2012 r.


Centurion Proximus Bartłomiej Misiniec

Tytuł: Centurion Proximus Autor: Bartłomiej Misiniec Wydawnictwo: WAM 2011 Liczba stron: 340 Cena: 34,90 zł

Po dwóch latach od wydania drugiej części czytelnicy wreszcie mogą poznać dalsze przygody dzielnego pretorianina Proximusa. Misiniec po raz kolejny przenosi nas do czasów świetności Imperium Rzymskiego i wrzuca swoich bohaterów w wir wielkich wydarzeń i tryby machiny dziejowej. Czy tułaczka młodzieńca

wreszcie się zakończy i uda mu się połączyć ze swoją ukochaną? Z lektury dwóch poprzednich tomów wiemy, że Proximus Antoniusz Decypiusz nie ma łatwego życia. Wyrwany za młodu z rodzinnego domu został wcielony do gwardii pretoriańskiej, gdzie szkolono go na najwierniejszego sługę cesarza. Nieskazitelny charak-

72 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

ter bohatera wpędził go jednak w niemałe kłopoty i z jednego z najlepszych rekrutów stał się wkrótce wyjętym spod prawa banitą. Na czele pirackiej bandy gotów był walczyć z potężnym Rzymem i rzucić wyzwanie samemu władcy świata, jednak Fortuna miała dla niego jeszcze niejedną niespodziankę. Zdradzony przez przyjaciela, pojmany przez rzymskich legionistów Proximus niespodziewanie zostaje mianowany centurionem, jego dawne winy przebaczone i zapominane. W Rzymie czeka na niego zupełnie nowe zadanie – odkryć, co stoi za serią tajemniczych morderstw, które sprawiają, że mieszkańcy stolicy imperium nie mogą spokojnie ułożyć się do snu. Autor w kolejnym tomie nie przestaje żonglować różnymi konwencjami. W Pretorianinie (recenzja w 12. numerze „Literadaru”) uraczył nas urokami życia obozowego i klimatem żołnierskiego fachu. W Gladiatorach i piratach (recenzja również w 12. numerze „Literadaru”) opowieść przybrała iście marynistyczny charakter, ze wszystkimi motywami i wątkami zarezerwowanymi dla literatury tego typu. Teraz znów nastąpiła zmiana sztafażu, a powieść stała się antycznym kryminałem. Choć więc trylogia o Proximusie to jedna opowieść, każdy kolejny jej tom jest kompletnie inny, co może stanowić nie lada zaletę. Można jednak z tego uczynić zarzut, że autor nie potrafił zdecydować się, jaka powinna być ostateczna formuła serii. To może być szczególnie istotne dla fanów, którzy polubili serię właśnie za jej pierwszy tom. Po raz kolejny pojawia się też pewien czytelniczy niedosyt, wiele wątków można było zdecydowanie bardziej rozwinąć, przez co fabuła i akcja

zdecydowanie zyskałyby na wyrazistości. Wracając zaś do fanów poprzednich odsłon przygód młodego Rzymianina, ucieszy ich zapewne powrót niektórych postaci, dla których nie było miejsca w części drugiej. Jest więc wierny Krotos, dawni przyjaciele z obozu pretorianów czy piękna Hortensja, czekająca na swojego ukochanego. Jednak Proximusowi nie będzie łatwo wrócić do dawnego życia – od tego czasu wiele się zmieniło, a sieć pałacowych intryg nie przestała się zacieśniać wokół gwardzisty. Tylko od jego sprytu i zaradności zależeć będzie, czy uda mu się z niej wydostać. Pomimo nagromadzenia ogromu wątków z dwóch poprzednich części, autor dosyć zgrabnie snuje opowieść, znajdując w niej miejsce dla starych i nowych bohaterów, wartkiej akcji oraz tajemniczej zbrodni. Czytelnicy, którzy pokochali młodzieńca pełnego ideałów, z radością będą obserwować, jakie jeszcze figle spłata mu los. Język opowieści jest dostosowany raczej do młodszego czytelnika i wyrafinowani miłośnicy kryminału historycznego powinni wziąć to pod uwagę, zanim sięgną po tę powieść.

73 | nr 17 marzec 2012 r.


Wielki dom Nicole Krauss

Tytuł: Wielki dom Autor: Nicole Krauss Tłumacz: Maciejka Mazan Wydawnictwo: Świat Książki 2011 Cena: 34,90 zł Ilość stron: 326

Nicole Krauss słusznie została uznana za jedną z najbardziej niezwykłych pisarek amerykańskich ostatnich lat, bo nie tyle to, co pisze, ale jak pisze, jest wyjątkowe oraz urzekające i zasługuje na najwyższe uznanie. Biurko to dla większości ludzi całkiem zwyczajny mebel. Przez jednych ciągle używany, zagracony i koniecz-

ny do pracy, dla innych przedmiot zupełnie niepotrzebny i pozbawiony jakichkolwiek walorów. Czasem ma wartość sentymentalną, ale zniszczone prędzej czy później trafi na śmietnik. Okazuje się jednak, że dla niektórych osób może stać się ono czymś najważniejszym, najbliższym, a wręcz niezbędnym do szczęścia.

74 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

Wielki dom Nicole Krauss to książka składająca się z czterech pozornie niezwiązanych ze sobą historii i początkowo wydaje się, że łączy je jedynie stare biurko. Dla każdego z bohaterów jest ono niezwykle cenne. Ten ogromny mebel zdaje się posiadać niemalże magiczną moc i niezwykłą wartość. Przyciąga każdego ze swoich kolejnych właścicieli i uzależnia od siebie, powodując, że bez niego ich życie nie ma sensu. Mieszkająca w Nowym Jorku samotna pisarka tylko przy nim potrafi tworzyć, bez niego traci natchnienie i chęć do pracy. Z kolei mieszkająca w Londynie Lotte Berg skrywa w szufladach biurka swoje największe tajemnice, o których nie ma pojęcia nawet jej mąż. Dla niej jest ono jedynym łącznikiem z bolesną i trudną przeszłością, z osobami, które kiedyś straciła. Natomiast dla antykwariusza z Jerozolimy odnalezienie tego konkretnego mebla staje się celem i sensem życia. Biurko jest więc tu symbolem tego, co w życiu bohaterów najważniejsze i najcenniejsze. Historie te w pewnym momencie zaczynają się ze sobą przeplatać. Autorka powoli i konsekwentnie przeprowadza kolejne wątki, pozwalając czytelnikowi odkrywać powiązania między nimi. Nie ułatwia jednak tego zadania, komplikuje fabułę, mnoży postacie i miejsca, wśród których łatwo można się pogubić. Porusza wiele wątków pobocznych, czym utrudnia znalezienie punktu wspólnego między głównymi historiami. To powieść przypominająca labirynt, z którego trudno znaleźć wyjście. Już czytając długie i skomplikowane zdania, czytelnik może się poczuć zagubiony. Są jednak napisane pięknym stylem, nie ma

w nich przesadnego patosu ani banału. Początkowo brak dialogów może wydać się minusem. Z czasem okazuje się, że to przemyślane i bardzo dobre rozwiązanie. Dwa z opowiadań zostały napisane w formie monologów. Dzięki temu jeszcze lepiej i dogłębniej jest tu przedstawiona psychika głównych bohaterów, ich lęki, rozterki i obsesje, z których najważniejsza jest ta związana z pozornie bezwartościowym starym meblem. Nie jest to lektura dla miłośników szybkiej akcji i jej dramatycznych zwrotów. To książka dla lubiących zagłębić się w lekturze, oddać się jej w całości. Absorbuje umysł czytelnika, przyciąga jego uwagę i wymaga skupienia. To pozycja, do której chce się wracać, by sprawdzić się, czy niczego się nie przeoczyło, odkrywać pozostawione przez autorkę tropy i próbować jeszcze raz na nowo i dokładniej odczytać sens całości.

75 | nr 17 marzec 2012 r.


Dallas ‘63 Stephen King

Tytuł: Dallas ‘63 Autor: Stephen King Tłumaczenie: Tomasz Wilusz Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 2011 Liczba stron: 857 Cena: 49 zł

„To już minęło, ten klimat, ten luz, ci wspaniali ludzie nie powrócą już”, powtarzamy nierzadko za zespołem Dżem, pełni nostalgii i tęsknoty za czasami, w których nigdy nie żyliśmy. Marzymy o wehikule czasu mogącym przenieść nas w upragnione lepsze wczoraj. A gdyby tak okazało się, że lokalny monopolista gastro-

nomiczny na zapleczu swojego dość zaniedbanego baru ma portal prowadzący do przeszłości, do słodkiego roku 1958? Co więcej, zachęca do skosztowania uciech nietypowej podróży? Z taką propozycją spotyka się rozwiedziony nauczyciel angielskiego z Lisbon Falls, Jake Epping – boha-

76 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

ter najnowszej powieści Stephena Kinga Dallas ’63. Oczywiście, nawet w niepisanych umowach istnieją tak zwane gwiazdki i informacje pisane małym druczkiem. To nie darmowe wakacje i sympatyczny pobyt na świeższym o pięćdziesiąt lat powietrzu, z butelką piwa o dawnym, wyrazistym smaku i nie beztroski odpoczynek w krainie bitników. Korzystając z faktu, że przebywając w przeszłości i wchodząc w interakcje z jej mieszkańcami, może ją zmieniać, Jake podejmuje się wypełnienia odważnej, niesamowitej i szalonej misji – jako George Amberson ma pokrzyżować plany zamachowca i 22 listopada 1963 roku ocalić od śmierci prezydenta Kennedy’ego. Tylko jak przetrwać w tej, czarującej skądinąd, ale też nieznanej i niebezpiecznej czasoprzestrzeni aż pięć lat? Mistrz King ma wiele pomysłów, czym zająć swojego bohatera. Na jego drodze stawia wyzwania zawodowe, nowych przyjaciół z ich staroświeckimi – w jego oczach – zasadami i zachowaniami, niebanalną kobietę, która okaże się miłością jego życia. Lecz pisarz ten przecież nie byłby sobą, gdyby pozwolił Jake’owi pewnie kroczyć od zwycięstwa do zwycięstwa. Wręcz przeciwnie – w myśl zasady mówiącej, że przyszłość nie chce, aby ją zmieniać, nieustannie rzuca mu kłody pod nogi. To mafia, to szaleńcy, to nieubłagane kataklizmy trawienne co rusz zmieniają bieg wydarzeń zgodnie z teorią efektu motyla. Wydaje się, że właśnie wspomniana teoria stanowi, obok autobiograficznej podróży sentymentalnej, główny temat rozważań Kinga w Dallas ’63. Autor, wyraźnie zainspirowany poglądem obrazowanym aneg-

dotą, że trzepot skrzydeł motyla w Ohio może po trzech dniach spowodować trzęsienie ziemi w Teksasie, pokazuje, jak każda, nawet najdrobniejsza, podjęta decyzja czy akcja może zmienić przebieg wypadków. Każde z działań Jake’a-George’a niesie ze sobą konkretne konsekwencje, a powodowane szlachetnymi pobudkami ocalenie JFK okazuje się szczególnie tragiczne w skutkach. Może zbyt tragiczne i przerysowane dla znawców i wielbicieli powieści z gatunku political fiction, ale przecież ten utwór trudno zaliczyć w ich poczet. Tu, w trudnym do sklasyfikowania thrillerze, pełni raczej funkcję przejaskrawionej ku przestrodze wizji świata, w którym zbyt pewny siebie rodzaj ludzki próbuje zmienić – butnie i naiwnie – ustanowiony przez kogoś porządek. Szczególnie urzeka i oczarowuje czytelnika klimat Ameryki przełomu lat 50. i 60., drobne szczegóły życia codziennego, składające się na niesamowity obraz dawno minionych czasów. Można tylko pozazdrościć autorowi, że miał okazję osobiście doświadczyć tamtej atmosfery. I cieszyć się, że potrafił tak wiernie i barwnie odmalować ją i trafić do współczesnego czytelnika, by i on mógł rozsmakować się w epoce, kiedy to żyło się może nie lepiej, ale na pewno bardziej – jeszcze w nieświadomości nadchodzącego zniewolenia kolejnymi zdobyczami techniki i ciągłej pogoni za pieniądzem. Rada dla nieśmiałych/niepewnych swoich czytelniczych możliwości: proszę nie zniechęcać się objętością powieści! Osiemset pięćdziesiąt stron mija w mgnieniu oka. 77

| nr 17 marzec 2012 r.


Julia & Roem Scenariusz i rysunki Enki Bilal

Tytuł: Julia & Roem Scenariusz i rysunki: Enki Bilal Wydawca: Egmont 2011 Liczba stron: 96 oprawa: twarda, papier: kredowy, druk: kolorowy Cena: 79,99 zł

W cyklu Mistrzowie Komiksu, prezentującym dokonania wybitnych autorów, Enki Bilal już na dobre się zadomowił. Pochodzący z Serbii, a tworzący we Francji rysownik i scenarzysta zasłynął przede wszystkim Trylogią Nikopola, na podstawie której powstał m.in. film Immortal – Kobieta pułapka. W cen-

trum zainteresowania Bilala, bez względu na to, czy odwołuje się on do wydarzeń historycznych (vide dokonujące wiwisekcji totalitaryzmu Polowanie), czy ucieka w bardziej fantastyczną stylistykę, zawsze znajdują się ludzie uwikłani w wielkie wydarzenia, odciskające swoje piętno na całym świecie.

78 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

Julia & Roem to opowieść skonstruowana w podobny sposób, lecz ze skali makro schodząca na poziom mikro. Akcja toczy się, jak to u Bilala, w nieokreślonej, ale bliskiej przyszłości, w której Ziemię nawiedził kataklizm, zwany Krwotokiem. Nie jest to jednak typowa, wypaczająca klimat apokalipsa, jakich wiele w literaturze. To raczej wielka, symboliczna przemiana całej planety: w jej wyniku pustynia Gobi może znajdować się tam, gdzie kiedyś przelewały się fale Bałtyku. Świat jakby zlał się w jedno, tradycyjne kierunki straciły swoje dawne znaczenie. Pewne rzeczy jednak pozostają niezmienne – droga, po której można podróżować, i opowieści, które rządzą się odwiecznymi prawami. Przewodnikiem dla czytelnika oraz zagubionych Roema i Merkta jest mężczyzna przedstawiający się jako H. D. Lawrence (zapewne wszyscy kojarzą nazwisko autora Kochanka Lady Chatterley). Postrzega on rzeczywistość przez pryzmat wielkich fabuł, w tym wypadków szekspirowskich, które – gdy na drodze Roema pojawia się Julia – same się narzucają. Bilal za pośrednictwem Lawrence’a posuwa fabułę w kierunku znanym z klasycznego dramatu, tocząc przy tym nieustanny dialog z samym sobą i czytelnikiem. Dokonuje jednocześnie ciągłej dekonstrukcji znanej tragedii, rozważając, do jakiego stopnia może (ma prawo? powinien?) modyfikować przewidywany rozwój wypadków. Autor wspomnianego wyżej Polowania, chyba po raz pierwszy położył tak mocny akcent na literacką stronę swojego komiksu, zmuszając odbiorcę 79 | nr 17 marzec 2012 r.


do osadzenia go w szerszym kontekście kulturowym. Jako rysownik pozostaje wierny swojemu charakterystycznemu, opartemu na pastelach stylowi. Zazwyczaj jednak barwy w jego komiksach były mocne i nasycone, często wręcz skontrastowane jak plamy krwi na śnieżnej bieli kartki. Tym razem, by oddać pustynny, skażony krajobraz spustoszonego świata, tło pozostaje jednolicie szare, bure, niczym arkusz papieru pakowego. Poszarzałe twarze bohaterów wydają się przez to podwójnie zmęczone i wyczerpane. Ponurą atmosferę rozjaśniają tylko białka oczu, pióra ptaków i biel prostokątnych dymków z wypowiedziami poszczególnych postaci dramatu. I gdzieś w tych przebłyskach bieli tli się resztka nadziei dla bohaterów i ich miłości. Enki Bilal znów zaprasza do udziału w jednym ze swoich eksperymentów. Jeśli się powiedzie, to przy najbliższej lekturze Romea i Julii lub jednej z powieści Lawrence’a przed oczami czytelnika choć raz powinien mignąć któryś z kadrów Julii & Roema.

80 | nr 17 marzec 2012 r.


81 | nr 17 marzec 2012 r.


Lucky Luke: W górę Missisipi, Na tropie Daltonów, W cieniu wież wiertniczych Scenariusz René Goscinny, Rysunki Morris (Maurice de Bevere)

Tytuł: Lucky Luke: W górę Missisipi, Na tropie Daltonów, W cieniu wież wiertniczych Scenariusz – René Goscinny, Rysunki – Morris (Maurice de Bevere) Wydawnictwo: Egmont, 2011, Liczba stron: 140 Cena: 49,99 zł

„Jestem samotnym kowbojem, daleko od domu” – tak od sześćdziesięciu pięciu lat podśpiewuje sobie jeden z najbardziej znanych rewolwerowców popkultury, Lucky Luke. Karierę rozpoczął w legendarnym magazynie Spirou w 1946 roku, a dziś ma za sobą ponad siedemdziesiąt albumów szalonych przygód. Ten wielki

wolumen powoli, lecz z uporem godnym sprawy wydawnictwo Egmont tłumaczy, wydaje i udostępnia polskiemu czytelnikowi. Jakiś czas temu zmieniła się formuła wydawnicza: wydawca zrezygnował z wypuszczania pojedynczych albumów w formacie A4, zastępując je grubymi tomami zawierającymi trzy opowieści.

82 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

Żeby nie było zbyt kolorowo i fantastycznie, Egmont zdecydował, że format tomów zostanie zmniejszony (i to aż o połowę) do rozmiarów przeciętnego zeszytu. To zdecydowanie wpływa negatywnie na czytelność obrazków i dialogów, psuje komfort obcowania z komiksem. Oczywiście, większości czytelników nie będzie to zbytnio przeszkadzać – szczególnie tym, którzy kupują przygody Łukasza Farciarza wyłącznie dla zabawnych historyjek. Jednak spora część konsumentów z drugiego – kolekcjonerskiego – bieguna będzie mocno rozczarowana takim wydaniem. Co w środku? Trzy opowieści o najdzielniejszym bohaterze Ameryki, pełne francuskiego poczucia humoru, slapstickowych gagów oraz niewybrednych żartów słownych. Na plus zaliczyć trzeba, że historyjki są świeże i dotychczas nie publikowano ich po polsku (dla porządku: w oryginalnej numeracji są to albumy szesnasty, siedemnasty i osiemnasty). Jak zawsze zabawne, lekkie i niewymagające IQ większego od przeciętnej klamki, ale czuć, że obaj autorzy jesz-

cze szukają formy, wszak komiksy pochodzą z tomów wydanych w latach 1961-62. Gdzieś jeszcze widać nie do końca dopracowane pomysły, pewną pokraczność w postaciach, szczególnie jeśli porówna się ten tom z późniejszymi odcinkami. Pierwsza nowelka, W górę Missisipi, opowiada o wyścigu dwóch kapitanów rzecznych parowców. Jak łatwo się domyślić, 83

| nr 17 marzec 2012 r.


jeden to przebiegła szuja, a drugi – uczciwy pierdoła. Od razu wiadomo, jakim wynikiem zakończy się cała sprawa, ale przyjemnie popatrzyć, jak Lucky Luke rozprawia się z czarnymi charakterami i pomaga uczciwemu kapitanowi wygrać zakład i uratować statek. W kolejnej opowieści najszybszy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie po raz kolejny musi ruszyć tropem przerażająco śmiesznego gangu braci Daltonów. Banda znowu ucieka z więzienia i szerzy terror wśród bogobojnych Amerykanów. To ważny tom – w nim po raz pierwszy pojawia się walnięty kundel Bzik (w oryginale Rantanplan), najgłupszy pies na świecie. I wreszcie trzecia historyjka – Samotny Jeździec musi rozprawić się z chciwym przedsiębiorcą, który podstępem stara się przejąć złoża ropy w Titusville. Ot, klasyki. Dobrze jest, że tak ważny i ikoniczny komiks, jakim jest Lucky Luke, ukazuje się w Polsce. Jakby nie patrzyć, to kawał historii europejskiej sztuki komiksowej. Niestety, format morduje te wspaniałe historyjki. Obcowanie z nimi to trochę jak golenie się zardzewiałą żyletką, niby goli, a naprawdę boli. Tu jest podobnie – niby obrazek, a naprawdę obraza.

84 | nr 17 marzec 2012 r.


OcEnIaM FiLmY WyGrYwAm NaGrOdY 85

| nr 17 marzec 2012 r.


Więcej recenzji fantastycznych książek

Niebo ze stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza Robert M. Wegner

Tytuł: Niebo ze stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza Autor: Robert M. Wegner Wydawnictwo: Powergraph 2012 Liczba stron: 688 Cena: 39,90 zł Oprawa twarda

Robert M. Wegner zawojował polskich miłośników epickiego fantasy dwoma tomami opowiadań z serii Opowieści meekhańskiego pogranicza. Szesnaście historii z czterech krańców imperium przyniosło liczne potyczki, uniesienia i emocje. Nie było jeszcze chyba w Polsce pisarza, który tak dobrze wpasowałby się w zachodnie wzorce fantasy. Jednocześnie był to jedynie

przedsmak przed większą całością, wprowadzenie w realia, przedstawienie bohaterów. Prawdziwa przygoda z Meekhanem miała się rozpocząć dopiero od powieści. I oto jest Niebo ze stali, powieść może nie idealna, ale sprawiająca podczas lektury mnóstwo radości. W książce poznajemy dalsze losy bohaterów z Północy i Wschodu, czyli oddziału Górskiej Straży pod dowódz-

86 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

twem porucznika Kennetha, Wozaków oraz Kailean i Dagheny. Wątki, początkowo prowadzone oddzielnie, po pewnym czasie się zazębiają. W trakcie wydarzeń postaci korzystają zarówno z ostrej stali, jak i magicznych sztuczek. Wśród opisywanych przygód jest afera szpiegowska, przemarsz bardzo nietypowej armii, jest wreszcie sól epickiego fantasy, czyli sceny walki i wielkie bitwy. Wegner korzysta z całego bogactwa rozwiązań fabularnych występujących w gatunku. Dzięki takiemu urozmaiceniu nie pozwala odbiorcy nudzić się ani przez chwilę. Powieść Wegnera oferuje te same auty, co zbiory opowiadań, chociaż już w nie takim natężeniu. Jest to o tyle zrozumiałe, że długa forma ma inne wymogi konstrukcyjne i nie jest możliwe tworzenie punków kulminacyjnych co kilkadziesiąt stron, czy też umożliwianie czytelnikowi regularnego przeżywania katharsis przy mocnych zakończeniach scen czy wątków. W efekcie można odnieść wrażenie, że akcja Nieba ze stali toczy się mniej dynamicznie. To powolne (ale nie zbyt wolne) budowanie napięcia i splatanie wątków rekompensuje końcówka, w której jest wszystko, czego czytelnik Wegnera oczekuje: krwawe pojedynki na śmierć i życie, dramatyzm, emocje i łzy. Pewną, chociaż nieznaczną przeszkodą w przeżywaniu wydarzeń są nie zawsze wyraziste postaci, miejscami zepchnięte na dalszy plan przez samą historię. Stąd też niektóre wątki, choć wiele wnoszące do fabuły, nie są tak samo zajmujące jak inne. Nie wynika to z braku umiejętności pisarskich, a raczej z autorskiego wyboru – gdy obiektyw literackiej kamery zostaje nakierowany na jakąś postać, wątek od razu zaczyna nabierać dodatkowych barw.

We wstępie wspomniano, że trudno znaleźć polskiego autora piszącego podobnie do Wegnera. Jednakże patrząc na światową fantastykę, widać jednego autora, którego twórczość ma wiele cech wspólnych. Jest nim Steven Erikson i chociaż polski pisarz nie stworzył tak rozbudowanego świata, a postaci nie posiadają (w większości) nadludzkich mocy, to między cyklami obu tych autorów można rozpoznać pewne analogie. Widoczne jest to w sposobie konstruowania powieści i ich zakończenia, niektórych rozwiązaniach dotyczących kreacji świata, skłonności do nieco czarnego humoru (u Wegnera element wykorzystywany dosyć oszczędnie), umiejętności tworzenia scen pełnych patosu, a jednocześnie sprawiających wrażenie naturalnych. Należy jednocześnie nadmienić, że w graniu emocjami czytelnika polski autor jest lepszy od Kanadyjczyka; również z fantastycznych rekwizytów Wegner korzysta z większą rezerwą. Wydawało się, że dwa zbiory opowiadań stanowią wprowadzenie do następnych tomów. Po lekturze Nieba ze stali można stwierdzić to samo. Owszem, akcja toczy się wartko, a część wątków z wcześniejszych utworów się splata, ale nadal daleko jest do odkrycia, co stoi za opisywanymi wydarzeniami. Oczywiście w powieści pojawiają się kolejne poszlaki i informacje, ale czytelnik – podobnie jak bohaterowie – nadal błądzi we mgle domysłów. Fanów cyklu z pewnością to cieszy, gdyż zapowiada się w przyszłości jeszcze spora dawka wyśmienitej lektury. Minus jest tylko jeden: trzeba będzie na nie czekać. W przypadku tak dobrego page-turnera oczekiwanie potrafi być naprawdę nieznośne. 87

| nr 17 marzec 2012 r.


Agent JFK 4. Armie nieśmiertelnych Miroslav Žamboch, Jiří Procházka

Tytuł: Agent JFK 4. Armie nieśmiertelnych Autor: Miroslav Žamboch, Jiří Procházka Tłumaczenie: Andrzej Kossakowski Wydawnictwo: Fabryka Słów 2011 Liczba stron: 214 Cena: 29,40 zł

Dwaj wybitni pisarze czeskiej fantastyki postanowili wspólnie stworzyć serial książkowy, tasiemiec, operę mydlaną literatury. Jak wskazuje sam charakter takiej serii, poszczególne jej pozycje nie zostaną zaliczone do literatury ambitnej. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby serial potoczył się swoim życiem, gdzie wszystkie

jego odcinki spięte zostaną klamrą wspólnego tematu i wspólnych bohaterów. Dodatkowo, jeśli temat jest chwytliwy, a bohaterowie charakterystyczni i dający się lubić, znajdzie się zapewne grono wielbicieli. Na poparcie takiej tezy można jedynie wspomnieć, że przez siedem lat powstało już dwadzieścia sześć odcinków

88 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

(a część dwudziesta siódma, nosząca tytuł Długi, ciemny świt jest w przygotowaniu), grono autorów poszerzyło się do ponad dziesięciu czeskich pisarzy, a w Polsce przetłumaczono i wydano już siedem pierwszych części (ósma, nosząca tytuł Kaliber.45 jest w planach wydawniczych na rok 2012). Co czeka czytelnika w odcinku czwartym? Oczywiście kolejne spotkanie z głównym bohaterem Johnem F. Kovařem i udział w jego nowej przygodzie na drodze do ratowania świata. Podkreślić trzeba (wielbicielom serii jedynie przypomnieć), że chodzi tu o ratowanie naszego świata, tego najważniejszego, w którym żyjemy. Tematyką cyklu jest bowiem przenikanie się światów alternatywnych, w których naturalna historia zostaje zmieniona przez, jak nietrudno się domyślić, czarne charaktery. Niewątpliwie mocną stroną serialu z agentem JFK w roli głównej jest pomysł na każdą część. W Armiach nieśmiertelnych czytelnikowi zaprezentowana zostaje koncepcja ożywienia Terakotowej Armii, odkrytej kilkadziesiąt lat temu kilkutysięcznej armii naturalnej wielkości glinianych figur, znajdujących się w grobowcu pierwszego cesarza Chin. Już sama Terakotowa Armia, określana czasem mianem ósmego cudu świata, robi ogromne wrażenie, a Žamboch i Procházka dodatkowo wplątują w to wirtualny, równoległy świat Pragi XVI wieku. Tam właśnie żyje jeden z największych alchemików, Rabbi Löw ben Bezalel, twórca Golema. Ponieważ odebrany zostaje mu czarodziejski pergamin, ożywiający gliniane postacie, więc teraz armia chińskich wojowników podbija Europę, grożąc zmianą znanej nam historii

i unicestwieniem naszego świata. Nietrudno się domyślić, że wszystko skończy się szczęśliwie i jedyną przyjemność odnaleźć można w zapoznaniu się z kolejnym nietuzinkowym pomysłem autorów. Na szczęście nadrabiają bardzo realistycznym sposobem narracji i sprawnymi, dynamicznymi opisami zdarzeń, rodem wprost z kina akcji. Język, jakim posługują się bohaterowie, pełen dowcipu, ironii i podtekstów, zakrawający wręcz na groteskowość, jeszcze bardziej uwypukla lekki charakter lektury. Armie nieśmiertelnych to tylko jeden krok w niekończącej się historii agenta JFK. Miłośnicy serii zapewne znają już jego następne przygody i wyczekują kolejnych. Czytelnicy, którym niestraszna jest serialowa monotonia, chcący jednocześnie odnaleźć ciekawe pomysły czeskich fantastów, mogą śmiało zanurzyć się w ten rodzaj lekkiej literackiej rozrywki. Jednak zdecydowanie bardziej godnym polecenia będzie sięgnięcie na początek do innych (lepszych) powieści Miroslava Žambocha, których już kilka zostało w Polsce wydanych.

89 | nr 17 marzec 2012 r.


Obywatel, który się zawiesił Rafał Kosik

Tytuł: Obywatel, który się zawiesił Autor: Rafał Kosik Wydawnictwo: Powergraph 2011 Liczba stron: 352 Cena: 39,00 zł Oprawa twarda

Obywatel, który się zawiesił to tytuł zbioru opowiadań pióra Rafała Kosika. Postać autora nie jest obca polskiemu czytelnikowi. Kosik opublikował dotychczas kilkanaście powieści (wliczając w to popularny cykl dla młodzieży Feliks, Net i Nika), a także sporo krótszych utworów. Niektóre z jego dzieł zdobyły presti-

żowe wyróżnienia jak Nagroda im. Janusza A. Zajdla czy Nagroda im. Jerzego Żuławskiego. W tomiku zamieszczono dziesięć opowiadań autora, wcześniej publikowanych na łamach m.in. „Nowej Fantastyki” czy „Science Fiction”. Pisarz porusza w nich tematy życia pozagrobowego, prawdziwej natury rzeczywistości czy

90 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

światów równoległych, a nawet tego jak biurokratyczna machina może wpłynąć na zwykłego człowieka. Obywatel, który… jest swoistym przekrojem przez twórczość autora i prezentuje wiele twarzy nurtu zwyczajowo określanego mianem fantastyki. Zaprezentowano tu zarówno opowiadania poważne, jak i humorystyczne. W tomie znajdziemy teksty, które gatunkowo będziemy mogli przypisać do science fiction, horroru a nawet sensacji. Jedną z cech zbiorów opowiadań jest to, że zawarte w nich utwory częstokroć prezentują różnorodny poziom i jakość. I tak jak w przypadku szklanki napełnionej do połowy wodą, można uznać to albo za wadę, albo za zaletę. Owszem, część tekstów może być słaba. Z drugiej jednak strony możemy żywić nadzieję, że przynajmniej kilka z nich nas zachwyci. W tym zbiorze wspomniane różnice są wyraźnie widoczne. Kilka opowiadań jest rzeczywiście bardzo dobrych. Reszta niestety osiąga najwyżej przeciętny poziom. Najlepszym (a zarazem jednym z najdłuższych) tekstem jest Szczelina. Podczas lektury trzyma czytelnika cały czas w napięciu i powoduje autentyczny niepokój związny z losami bohaterów. Podobnie silne emocji wywołuje utrzymana w konwencji horroru Mgła. W obu przypadkach autor pokazuje jak blisko nas znajdować się może ten „inny” świat. Zwykła podróż pociągiem czy wycieczka w góry mogą spowodować przeniesienie do odmiennej rzeczywistości czy też zyskanie świadomości, że żyjemy w bezpiecznym schronieniu ułudy, święcie wierząc, że to, co nas otacza, jest prawdziwe. Ciekawa koncepcja zawarta została w Skrytogrzesznikach, którzy podobnie

jak Szczelina poruszają temat światów alternatywnych. Ludzie otrzymują możliwość komunikowania się ze swoimi odpowiednikami funkcjonującymi w równoległym czy też alternatywnym świecie. Pozwala to na wykorzystywanie bliźniaczych rzeczywistości jako swoistych laboratoriów, umożliwiających testowanie zachowań bliskich w rozmaitych sytuacjach i okolicznościach. Ostatnim zasługującym na wyróżnienie opowiadaniem jest rozgrywająca się w uniwersum znanym z powieści Vertical, Wyprawa szaleńców. Tekst ten nie jest może tak dobry jak wymienione powyżej, wciąż jednak wybija się ponad resztę tomu. Pozostałe pozycje można by bez wielkiej straty wykreślić ze spisu treści. Pojawiają się tam co prawda błyskotliwe pomysły, poruszane są też ważne problemy, jak etyka reklamy (Za dobre to zrobiliśmy), czy też problemy powiązane z potrzebą dostarczania coraz to bardziej ekscytujących reality show (Ohyda), jednak samo wykonanie zdecydowanie nie zachwyca. Plusem tego zbioru jest szeroki wybór zarówno gatunków, jak i tematyki utworów, ale czy szklanka jest do połowy pusta, czy pełna musimy zdecydować sami, gdyż to nie tylko kwestia gustu, ale też życiowej postawy.

91 | nr 17 marzec 2012 r.


Pamiętnik Henryk Grynberg

Tytuł: Pamiętnik Autor: Henryk Grynberg Wydawnictwo: Świat Książki 2011 Liczba stron: 848 Cena: 59,90 zł Oprawa twarda

Pamiętnik Grynberga właściwie pamiętnikiem nie jest, przynajmniej jeśli uwzględnimy słownikową definicję tego gatunku. W pokaźnym tomie, liczącym sobie ponad osiemset stron, stosunkowo niewiele znajdziemy fragmentów, będących „pisaną w pierwszej osobie relacją z pewnego dystansu czasowego o faktach z życia publicznego lub prywatnego, których autor był uczestnikiem lub naocznym świadkiem”. Często są one ledwie jed-

no- bądź dwuzdaniowymi wtrętami, dopisywanymi jako postscriptum do zapisków z lat wcześniejszych, lub retrospekcjami wplatanymi w bieżące wynurzenia. Jak zatem nazwać coś, co ma w sobie po trosze z pamiętnika, diariusza zawierającego utrwalane na bieżąco wydarzenia i przeżycia, oraz osobistego archiwum, złożonego z najróżniejszych dokumentów – wykazów ocen z okresu studiów, listów pisywanych do rodziny i znajomych,

92 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

tekstów publikowanych przez autora w prasie i wygłaszanych na radiowej antenie? Jak zwał, tak zwał, wszakże od precyzyjnego określenia gatunku ważniejsze jest, że stanowi on niepospolity dokument: kronikę życia twórczego i osobistego człowieka, od pół wieku dokładającego wszelkich starań, by upamiętnić zagładę swoich rodaków i by móc z godnością wyznać, nie narażając się na docinki i obelgi: „Moim tworzywem jest polszczyzna, język, czyli kultura, a mój duch jest żydowski, więc to, co piszę, ma polskie ciało i żydowską duszę. Dlatego tu jest moje miejsce”. Cóż, nie da się ukryć, że dominującym w Pamiętniku motywem jest kwestia żydowska: wciąż jeszcze żywe reminiscencje Holokaustu, w którym autor stracił całą rodzinę prócz matki; przeżycia z marca ’68; reakcje na przejawy antysemityzmu w polskich mediach z lat późniejszych i na coraz liczniejsze próby ujawniania żydowskiego rodowodu przez osoby publiczne. Przy tej ostatniej okazji daje się wyczuć między wierszami, że autor – choć nie potępia nikogo, kto przez lata ukrywał się pod polsko brzmiącym nazwiskiem i nie śmiał wspomnieć o krewnych zamordowanych w getcie czy obozie koncentracyjnym – ma do tych ludzi nieco żalu; bo może gdyby wszyscy otwarcie mówili o swej żydowskości, traktując ją tak samo naturalnie, jak pochodzenie z określonego regionu czy z określonej warstwy społecznej, mniej byłoby pola do popisu dla ksenofobów? Grynberg zdaje sobie sprawę, że za bezkompromisowość zapłacił słono: czterdzieści lat na obczyźnie, oplucie w gomułkowskich mediach i długotrwała niemożność prezentowania swojej

twórczości w kraju, a i później mniejsze lub większe przy tym utrudnienia („Często czuję się wyalienowany i traktowany jak dalszy krewny. […] A to umowa nie doszła, a to rozliczenie, a to promocja bez zawiadomienia w prasie albo w takim miejscu i o takiej porze, żeby nikt nie przyszedł. [...] Przychodzę do księgarni podpisywać, na wystawie są wszystkie nowości oprócz mojej. Podkreśla się najdrobniejsze nawet wyróżnienia innych autorów, a pomija moje prestiżowe nagrody”). A jeśli nawet wydaje się, że wcale nie musi to być przejawem lekceważenia, tylko skutkiem zwykłego zbiegu okoliczności, trudno się dziwić przewrażliwieniu autora – wystarczy poczytać komentarze internautów przy recenzjach niektórych książek nominowanych do nagrody Nike... I trzeba go uszanować, że mimo niełatwych doświadczeń nigdy się nie wyrzekł swojej ojczyzny, choć miał ku temu niejedną okazję, i nadal powiada: „Jestem dzieckiem języka polskiego na dobre i na złe”. Ze względu na tę stosunkową monotematyczność i dużą zawartość tekstów o charakterze publicystycznym Pamiętnik (mimo bezsprzecznej wartości poznawczej) nie jest lekturą dla każdego. Czytelnik niezainteresowany problematyką żydowską niewiele w nim znajdzie dla siebie – trochę rozmyślań nad literaturą, językiem i zadaniami pisarza, garstkę zapisków z podróży i obserwacji otaczającej rzeczywistości. Jeśli natomiast od tej tematyki nie stroni, satysfakcja będzie znacznie większa, choć można się zastanawiać, czy całość nie skorzystałaby na wyeliminowaniu części listów, których treść ich nie wnosi żadnych istotnych informacji. 93

| nr 17 marzec 2012 r.


Zuzanna nie istnieje Marta Fox

Tytuł: Zuzanna nie istnieje Autor: Marta Fox Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie 2011 Liczba stron: 246 Cena: 29,90 zł

Miłość to tylko pozornie wdzięczny temat dla literatury – każdy pisarz, który go podejmuje (a takich, jak wiadomo, jest niemało) musi zmierzyć się z rozlicznymi pułapkami. Ciężko wymyślić coś nowego przy problematyce przerabianej już miliardy razy w poezji czy prozie. Łatwo za to wpaść w tani schematyzm, żenujący patos czy bardziej śmieszną niż gorszącą pornografię. Granice między dobrą literaturą a grafomanią w tym przypadku są bardzo cienkie.

Inną kwestią jest swoisty stygmat, jakim często niesprawiedliwie jest naznaczone w świadomości przeciętnego czytelnika słowo „romans”. Utwór określany tym mianem niejako automatycznie kojarzy się z literaturą pośledniego sortu, przewidywalnym pustym harlekinem, pełnym sztampowych motywów, papierowych postaci, zwietrzałych fraz i przewidywalnych rozwiązań fabularnych. Tymczasem nawet romans, kolejna wersja bajki

94 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

o Kopciuszku, może być pełnowartościową, głęboką literaturą. Udowadnia to Marta Fox, autorka pisząca przeważnie dla młodzieży, w swojej najnowszej powieści, tym razem przeznaczonej dla całkiem dorosłych czytelników, Zuzanna nie istnieje. Kopciuszek w tej bajce to Zuzanna – młoda, piękna, samotna wdowa, która czasem w celu zaspokojenia swoich potrzeb decyduje się na seks z przygodnymi partnerami, aby potem bez żalu zniknąć z ich życia. Tamtego dnia trafia jednak na swojego księcia – intrygującego informatyka Pawła – i przestaje panować nad sytuacją. Tę dwójkę połączy miły wieczór i upojna noc, po której Zuzanna tym razem niejako wbrew sobie, zniknie bez pożegnania. Zarówno ona, jak i Paweł szybko odkryją, że nie mogą przestać o sobie myśleć. Czy jednak bohaterom dane będzie się jeszcze spotkać? Czy książę będzie w stanie odnaleźć Kopciuszka, po którym nie został nawet pantofelek? To mogła być kolejna prosta bajka miłosna ze szczęśliwym zakończeniem. Mogła, ale nie jest. Marta Fox to zbyt wyrafinowana pisarka. Dla tej pary wyjątkowa nocna przygoda staje się pretekstem do rozliczenia z bolesną przeszłością, pełną traum i niespełnień. W nowej sytuacji Paweł i Zuzanna są zmuszeni do przewartościowania swojego życia. Fox bezlitośnie wgłębia się w psychikę bohaterów, dokonując ich swoistej wiwisekcji. Okazuje się, że Kopciuszek w tej bajce nie jest wcale idealny – Zuzanna nieprzytomnie zakochana i obsesyjnie zazdrosna o swego wspaniałego męża, po jego śmierci nie potrafiła żyć, zamknęła się w sobie i prawie odcięła od świata. Z kolei Paweł ma za sobą toksyczny związek z aktorką o autodestrukcyjnych

skłonnościach, co więcej, obwinia się o jej śmierć. Dopiero ich spotkanie – na poły przypadkowe, na poły przeznaczone – sprawi, że oboje wyjdą z żałoby, pozwolą ranom się zabliźnić, zaczną nowy rozdział swojego życia i nowy związek. Jeśli tylko mężczyźnie uda się odnaleźć tajemniczą kochankę. Być może brzmi banalnie, ale do banalności temu daleko. Fox przedstawia prawdziwe ludzkie dramaty w bardzo wyszukany sposób. Jej postaci są wielowymiarowe i autentyczne, a fabuła – choć nieco może naiwna – mimo wszystko się broni. Również sama warstwa „miłosna” powieści jest przekonująca. Katowicka autorka potrafiła doskonale wyważyć psychologię, erotykę, patos, humor i „stare, ale jare” motywy charakterystyczne dla tego typu historii. W konsekwencji Zuzanna nie istnieje to coś więcej niż kolejna love story ze szczęśliwym zakończeniem – to raczej książka o tym, że zawsze można wyjść z żałoby, nawet po stracie kogoś bardzo bliskiego. Poza tym historia jest prosta tylko pozornie – nie wiadomo, czy Zuzanna i Paweł, ogarnięci chwilowym zauroczeniem, będą w stanie stworzyć naprawdę udany, trwały związek. Można raczej podejrzewać, że Zuzanna znów nie zapanuje nad obsesyjną zazdrością, a Paweł po raz kolejny będzie tkwił w wyniszczającej psychicznie relacji, nie mogąc zdecydować się na ucieczkę, jednak to już temat na kolejną powieść. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że dzięki tak udanym książkom romans jako gatunek literacki zostanie zrehabilitowany, a razem z tym odejdą wszelkie negatywne konotacje, jakie często niesłusznie budzi.

95 | nr 17 marzec 2012 r.


Dzienniki kołymskie Jacek Hugo-Bader

Tytuł: Dzienniki kołymskie Autor: Jacek Hugo-Bader Wydawnictwo: Czarne 2011 Liczba stron: 256 Cena: 44,50 zł Oprawa twarda

Jacek Hugo-Bader po raz kolejny wybrał się w podroż do Rosji, tym razem za cel obierając sobie Kołymę, surową krainę naznaczoną przez historię i cierpienie. Podróżując wzdłuż Trasy M85 – osławionego Traktu Kołymskiego – odkrywa przed czytelnikiem ducha łagrów, unoszącego się nad ziemiami rozpostartymi po-

między Jakuckiem a Magadanem. Za motyw przewodni obiera sobie twórczość Warłama Szałamowa, poety i wieloletniego więźnia gułagu. Z jednej strony wyraźnie pragnie sprawdzić, czy można żyć normalnie na tych terenach. Z drugiej zaś pokazuje miejsca i ludzi przesiąkniętych piętnem tragicznych wydarzeń sprzed

96 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

wielu lat, które nadal pozostają zakorzenione w ludzkiej mentalności. I zapewne jeszcze długo się od niej nie uwolnią. Autor prowadzi narrację na dwa różne sposoby – w formie dziennika opisującego kolejne etapy podróży i jako zapis rozmów z napotykanymi w jej trakcie osobami. A że ma dar do wyszukiwania i nawiązywania bardzo ciekawych znajomości – okraszonych, jak sam nadmienia, wieloma litrami wypitego alkoholu – ukazuje galerię niesamowitych postaci i ich historii. Poznajemy zatem zwariowanego wynalazcę, żyjącego wśród gromadzonych rupieci i śmieci, miejscowego oligarchę, lubującego się w przepychu i korzystaniu z władzy, poszukiwaczy złota, szamanów czy rzuconego w głuszę weterana czeczeńskich wojen. Jednak najważniejszym spotkaniem jest poznanie córki Nikołaja Jeżowa, jednego z najczarniejszych symboli stalinowskich zbrodni i represji. A w tle niesamowita surowość krajobrazu z niedźwiedziami ludojadami, mrozami po kilkadziesiąt stopni i panującą na tych terenach aż do dziś gorączką złota. Jesteśmy świadkami przeprawy przez pełną śmiercionośnej kry rzekę, życie w kabinach ciężarówek i mijanie pustych, porzuconych przez mieszkańców miast. To wszystko okraszone humorem, jakże kontrastującym ze spartańskimi warunkami i bezlitosnym klimatem. Pewnym zarzutem wobec książki jest jej nierówne tempo, wyznaczane przez opisywane historie. Pod koniec można wręcz odnieść wrażenie, że autor chce jak najszybciej opuścić już Kołymę, pędząc wprost do wieńczącego podróż Jakucka. Czasem też – zamiast krainy na krańcu Rosji – boha-

terem staje się sam Hugo-Bader, co niekoniecznie dobrze wpływa na rytm i spójność opowieści. A sama końcówka, przeciągana w nieskończoność, pogłębia odczucie, że reporterowi zabrakło wyważenia, choć skądinąd samo zakończenie dobrze puentuje całą książkę. Dzienniki kołymskie są wciągająca lekturą, nie tylko dla miłośników podróży i historii. Nie jest to lektura lekka, raczej gęsta i prowadząca do wielu przemyśleń, tak nad dzisiejszą Rosją, jak i kondycją człowieka w zetknięciu – nawet po wielu latach – z bezmiarem okrucieństwa. Niewątpliwym atutem jest bliskość, z jakiej poznajemy bohaterów i ich życie, co pozwala nam o wiele lepiej ich zrozumieć i poczuć, czym jest życie na Kołymie. To niewątpliwie zasługa autora, który nie stara się oceniać, raczej obserwuje i relacjonuje. A z jego opowieści każdy może wyciągnąć wnioski, podług własnych przemyśleń i doświadczeń.

97 | nr 17 marzec 2012 r.


Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął Jonas Jonasson

Tytuł: Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął Autor: Jonas Janoasson Tłumaczenie: Joanna Myszkowska-Mangold Wydawnictwo: Świat Książki 2012 Liczba stron: 416 Cena: 36,90 zł

Wyobrażaliście sobie kiedyś swoje setne urodziny? Zapewne nie, ale gdybyście teraz spróbowali, co mielibyście przed oczami? Ogromny tort, stos prezentów, całą rodzinę wokół was. Może zobaczylibyście dziennikarzy lokalnej prasy i ich fotografów. I może nawet burmistrza miasta albo przynajmniej radnego, który szlifuje

przemówienie. W końcu nie co dzień kończy się sto lat. Na pewno jednak nie pomyślelibyście, że przyjęcie odbywałoby się w domu spokojnej starości, pod czujnym okiem surowej siostry ścigającej was za każdą wypitą kropelkę alkoholu. Nie wyobrazilibyście sobie też siebie stojących w obsikanych kapciach wśród samych ob-

98 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

cych ludzi. Allan Karlsson, bohater książki Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął, też nie tak by sobie je wyobrażał. Gdyby tylko kiedykolwiek się nad tym zastanawiał, czego nie robił. Miał bowiem w życiu jedną zasadę: jest, jak jest, i będzie, co będzie. Bohatera powieści poznajemy niecałą godzinę przed planowanym przyjęciem z okazji jego setnych urodzin, kiedy w tych obsikanych kapciach wyskakuje przez okno swojego pokoju w domu spokojnej starości i po prostu ucieka. Nie ma żadnego planu i pomysłu, gdzie mógłby się udać, ale nie stanowi to dla niego problemu. Idzie na dworzec, czasem przystając (stuletnie nogi lubią odmawiać mu posłuszeństwa), i wsiada w pierwszy odjeżdżający z niego autobus. Na dworcu przypadkowo kradnie wielką walizkę pełną pieniędzy i jedzie w nieznane. Za nim natomiast podąża policja i członkowie mafii, którzy bardzo chcą odzyskać walizkę wraz z zawartością. Allan Karlsson jest postacią niezwykłą. Nie tylko dlatego, że właśnie mija dziesiąta dekada jego życia, choć samo w sobie jest to imponujące. Nie dlatego również, że ucieka ze swoich urodzin przez okno, bo gdy poznamy jego historię, zrozumiemy, że jest to tylko kolejna przygoda w jego życiu, które nigdy nie było przeciętne. Allan przypadkowo znajdował się wszędzie tam, gdzie coś się działo, i bardzo łatwo pakował się w kłopoty. Zawsze jednak wychodził cało z opresji. Historia jego życia ściśle wiąże się z historią XX wieku. Wojna domowa w Hiszpanii, II wojna światowa, wynalezienie bomby atomowej, obóz we Władywostoku, wojna w Korei, rewolucje

komunistyczne – to tylko niektóre wydarzenia, w których brał udział. Oczywiście przypadkowo. Autor mistrzowsko połączył osobą Karlssona wszystkie te wydarzenia, miejsca i osoby, dzięki czemu powstała pełna humoru i groteski opowieść. Czasami jest absurdalna i przerysowana, co może denerwować. Jednak taki był chyba zamysł Jonasa Jonassona, by czytać ją z przymrużeniem oka, tak jak ogląda się dobre komedie. W czasie lektury nie sposób się nie śmiać. Trudno też nie polubić sprytnego staruszka i jego nowych przyjaciół, z których żaden nie jest całkiem normalny, razem zaś tworzą mieszankę wybuchową. Nigdy nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać i dlatego też czytaniu często towarzyszy element zaskoczenia, który jest dużym atutem książki. Zaletami powieści są także prosty język i wartka akcja. Dzięki temu wszystkiemu można dosłownie połknąć ją w jeden dzień, mimo że liczy sobie ponad czterysta stron. Oczywiście Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął ma też wady – przydługie opisy, czasem autor za bardzo daje ponieść się fantazji i akcja ocieka absurdem. Warto jednak przymknąć na nie oko i dać się porwać przygodzie.

99 | nr 17 marzec 2012 r.


A kiedy zabrakło wina… W poszukiwaniu duchowości małżeńskiej o. Paweł Sambor OFM

Tytuł: A kiedy zabrakło wina… W poszukiwaniu duchowości małżeńskiej Autor: o. Paweł Sambor OFM Wydawnictwo: Esprit 2012 Liczba stron: 192 Cena: 24,90 zł

Do poradników należy podchodzić z dużą dozą ostrożności. Szczególnie do tych, które zahaczają o tak grząski grunt, jakim jest małżeństwo. Jeśli do tego poradnik o małżeństwie pisze zakonnik, ostrzegawcze światełko włącza się błyskawicznie. Czy słusznie? Franciszkanin, ojciec Paweł Sambor, nazwał swój „poradnik” A kiedy

zabrakło wina… „Poradnik” w cudzysłowie, bo nie jest to w tym przypadku najwłaściwsze słowo. Opierając się na fragmencie Ewangelii dotyczącym cudu w Kanie Galilejskiej, w odniesieniu do myśli św. Jana od Krzyża, autor analizuje kolejne etapy związku – od zakochania, poprzez poznawanie się, aż do nieuchronnego kryzysu,

100 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

który może być zwieńczony piękną i dojrzałą miłością. Próbuje też wskazać, jak to „zwieńczenie” osiągnąć. Nie wylicza jednak w punktach prostych rad, nie podaje jedynie słusznych recept na szczęście. Snuje po prostu opowieść o miłości, podkreślając raz po raz jej wymiar duchowy. „Tęsknimy za miłością, ale gdy puka ona do naszego serca, czujemy się zaskoczeni”. Tak to się właśnie zaczyna. Miłość to tajemnica. Nobla temu, kto dowiedzie, dlaczego człowiek zakochuje się w tej właśnie, a nie innej osobie. Zakochanie to dar, jeden z piękniejszych, jakie otrzymujemy w życiu. I tylko od nas zależy, co z nim dalej zrobimy. „Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej”. Ojciec Paweł Sambor przekonuje, że to, iż ów dzień był trzeci, nie jest bez znaczenia. Przez dwa poprzednie Jezus powoływał apostołów. Teraz przyszedł na wesele, by być świadkiem rozpoczęcia nowego życia. Małżeństwo to również forma powołania. Powołania do miłości, która – w przeciwieństwie do zakochania – nie jest już dana na tacy, a jedynie ZAdana. Trzeba do niej dojrzeć, poznać się nawzajem, pozwolić jej rozkwitnąć do nowego wymiaru. „A kiedy zabrakło wina…”. I tu dochodzimy do sedna problemu. Gdy pierwszego wina zakochania zaczyna brakować, małżonkowie często nie wiedzą, czym je zastąpić. Pojawia się samotność. Ojciec Sambor jest zdania, że nie musi być ona znakiem obumierania miłości. Nie jest bowiem osamotnieniem, ale wynika z tego, że jesteśmy jako osoby jedyni i niepowtarzalni. Samotność w związku jest – jak przekonuje autor

– niezbędna. I nie tylko on jest takiego zdania. Ksiądz Jan Twardowski w wierszu Nie rozdzielaj z właściwą sobie bezpośredniością pisał: „Miłość i samotność/ wzięły się pod ręce jak siostry/ idą noga w nogę/ nie rozdzielaj ich/ nie szarp./ Łapy przy sobie/ miłość bez samotności/ byłaby nieprawdą/ samotność bez miłości rozpaczą”. „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Kiedy w małżeństwie nastaje noc, trzeba wydobyć z głębi siebie wszystkie pokłady pokory – zaufać Bogu i okazać cierpliwość wobec człowieka. Nie jest to łatwe, bo instrukcje, jakie słyszymy, często są sprzeczne ze zdroworozsądkowym myśleniem. Jezus w Kanie kazał sługom nalać do stągwi wody i zanieść ją staroście weselnemu zamiast wina. Co za absurdalne polecenie! A jednak zaufanie opłaciło się i przyniosło nadspodziewane owoce. Nie sposób przytoczyć – nawet w skrócie – wszystkich wątków, jakie porusza ojciec Sambor. Dość wspomnieć, że pisze jeszcze o roli rodziny w kształtowaniu zdolności młodego człowieka do kochania, o miłości do dzieci, która nigdy nie powinna przysłaniać relacji małżeńskiej, o rozmowie, o grzechu milczenia… Nie są to sprawy proste, ale nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Ostateczne pocieszenie niesie jednak sama Ewangelia: „zachowałeś dobre wino aż do tej pory” – mówi starosta do pana młodego. Bo drugie wino jest lepsze od pierwszego!

101 | nr 17 marzec 2012 r.


W odbiciu Jakub Małecki

Tytuł: W odbiciu Autor: Jakub Małecki Wydawnictwo: Powergraph 2011 Liczba stron: 299 Cena: 34,00 zł Oprawa: twarda

Z opisu nowej serii prozy wydawnictwa Powergraph dowiadujemy się, że Kontrapunkty tworzą przestrzeń do mówienia o rzeczach ważnych, oczarowując czytelnika piękną frazą i niejednoznacznością interpretacji”. Jeśli pozostałe pozycje zakwalifikowane do Kontrapunktów przypominają w formie i treści opublikowaną wśród nich

najnowszą powieść Jakuba Małeckiego, W odbiciu, należy niezwłocznie pogratulować wydawcy trafności spostrzeżeń! Historia zaczyna się zwyczajnie, by nie rzec – banalnie. Ot, prosta opowieść o kilku dniach z życia Karola Bryla, przeciętnego trzydziestolatka mieszkającego z żoną gdzieś w dużym

102 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

mieście, motocyklisty, chwilowo bez pracy; opowieść skrupulatna i zachowująca realia rzeczywistego, otaczającego nas świata. Od początku jednak między wierszami pojawiają się niejasności i niedopowiedzenia. Karol w swojej gawędzie ciągle wspomina o tajemniczym Pielgrzymie, który wydaje się początkowo oświeconym prorokiem, a okazuje dawnym przyjacielem głównego bohatera, alkoholikiem, który po odejściu żony pomieszkuje w melinach z prostytutką Gurlagą. Pierwsza hipoteza – profeta, prawie mesjasz – znajduje jednak pewne potwierdzenie w rozwijającej się fabule... Chociaż narratorem większej części powieści jest sam Karol, autor często zmienia perspektywę: udziela głosu Natalii (żonie Karola), Pielgrzymowi, a także, wydawałoby się, w żaden sposób z nimi niezwiązanej pani Eugenii, pięćdziesięciokilkulatce chorej na raka mózgu, której losy połączą się w końcu z dziejami małżeństwa Brylów. W rozmowach wszystkich tych postaci przewija się owiane mroczną tajemnicą mieszkanie na ulicy Długosza, gdzie – o czym donoszą media i lokalni plotkarze – odnaleziono zwłoki starszego mężczyzny, kompozytora, zmarłego (a może zamordowanego?) w nieznanych okolicznościach. Z niejasnych przyczyn miejsce to przyciąga Karola, pogrążającego się w życiowym marazmie i poczuciu własnej nieudolności. Wizyta w dziwacznej klitce bez kuchni i łazienki w odrapanej kamienicy rozpoczyna serię szokujących wydarzeń w życiu głównego bohatera, w wyniku których nic nie będzie takie samo jak wcześniej. Śmiałka, chcącego zakwalifikować W odbiciu do konkretnego gatunku,

czekają niemałe trudności. Autor bawi się konwencjami: w powieść obyczajową wplata elementy groteski, zabiegi charakterystyczne dla thrillerów i wizje zupełnie fantastyczne. W kreowanym przez niego świecie „ludziom odbija” – są oni pozbawieni moralnych hamulców, aby pokazać, co mogłoby nas spotkać, gdybyśmy wyzbyli się zaszczepionych nam zasad. Wskazuje słabe punkty i mroczne skłonności człowieka, prowadzące do urzeczywistniania się tragicznych, niepojętych wizji. Istotną, wyraźnie destrukcyjną rolę w życiu wszystkich (poza panią Eugenią) postaci odgrywa alkohol. Najbardziej spektakularnie przegrywa z nim Pielgrzym, lecz warto zwrócić uwagę na obecność wódki w relacjach każdej z osób prowadzących narrację. Małeckiemu można by zarzucić fabularny chaos i niekonsekwencję, gdyby nie towarzyszące lekturze odczucie, że są one przynajmniej w części zamierzone. Dynamika i wartkość akcji, sprawiające wrażenie bałaganu i plątaniny wątków, mają na celu zmusić czytelnika do myślenia, do konfrontacji z kolejnymi elementami niejasnej układanki. Nie istnieje tu określony trop interpretacji – każdy odbiorca musi odnaleźć własną drogę w labiryncie odbić. Z pewnością nie jest to książka, która przypadnie do gustu szerszemu audytorium, ale w długie, nieco leniwe i nierzadko depresyjne wieczory sprawdza się prawie równie dobrze co klasyk wśród tego typu pozycji, czyli Księga jesiennych demonów Jarosława Grzędowicza. Obu pisarzy łączy komunikatywny i lekki, acz nie banalny styl, choćby dlatego czas przeznaczony na tę lekturę nie okaże się czasem straconym. 103

| nr 17 marzec 2012 r.


Człowiek z Wysokiego Zamku Philip K. Dick

Tytuł: Człowiek z Wysokiego Zamku Autor: Philip K. Dick Wydawnictwo: REBIS 2011 Liczba Stron: 336 Cena: 47,90 zł Oprawa twarda

Zdarza się, że powieściopisarze twierdzą, że nie kontrolują w pełni poczynań wykreowanych postaci, a podczas pisania książka częściowo sama decyduje, w jakim kierunku potoczy się fabuła. Nie jest to o tyle zaskakujące, że im lepiej stworzona jest psychologia postaci, tym mniej różnorodnych działań może ona pod-

jąć, by pozostać w zgodzie z wizją samego autora. Jednak w wypadku Człowieka z Wysokiego Zamku autor poszedł o krok dalej – konsultował rozwój fabuły z chińską Księgą Przemian – I Ching. Philip K. Dick opisał historię alternatywną. Przedmiotem jego rozważań jest to, jak wyglądałby świat,

104 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

w którym to państwa Osi wygrały II wojnę światową. Fabuła nie ma liniowego przebiegu. Opisane są losy kilku luźno ze sobą powiązanych osób. Poszczególne fragmenty zazębiają się poprzez nawiązania do innych bohaterów oraz dwóch bardzo ważnych utworów – I Ching i książki Utyje Szarańcza pióra Hawthornea Abendsena. Ta fikcyjna powieść opisuje alternatywną dla bohaterów Dicka rzeczywistość, w której to alianci pokonali Niemców, Włochów i Japończyków. Sam Dick w swojej twórczości często porusza tematy alternatywnych rzeczywistości. Czasami bohaterowie podróżują pomiędzy nimi, innym razem zaś są jedynie projekcją narkotycznych wizji. W Człowieku z Wysokiego Zamku spotykamy jednak zwyczajnych ludzi, którzy tak jak i my przywiązani są do swojego miejsca i czasu. Trudno im wyobrazić sobie, że może istnieć inny świat. Utyje szarańcza to dla nich ciekawa opowieść. Pozwala zniewolonym Amerykanom pokrzepiać się wizją własnego zwycięstwa, ale jednocześnie stanowi dla nich fikcję. W końcu opisane przez Abendsena wydarzenia nie miały i nie mogły mieć miejsca. Być może gdyby zaistniało kilka dodatkowych okoliczności, historia mogłaby się tak potoczyć, jednak tak się nie stało. Czytając powieść Dicka nagle uświadamiamy sobie , że postępujemy dokładnie tak samo jak przedstawieni na jej kartach ludzie. Zachwycamy się lekturą, odnajdujemy w niej przyjemność, ale jednocześnie odrzucamy ją. W końcu państwa Osi przegrały wojnę. Po zakończeniu lektury możemy więc jedynie zadać sobie pytanie, czy rzeczywistość, która nas otacza, jest prawdziwa. Autor jednak nie udziela odpowiedzi, jednocze-

śnie nie zamyka wszystkich wątków, gdyż jak sam twierdzi Księga Przemian, której się radził, nie była w stanie odpowiedzieć na pytanie o zakończenie dzieła. Zamiast typowej książki, prowadzącej czytelnika za rękę, mamy przed sobą zbiór pytań o naturę postrzeganego przez nas świata. Za Człowieka z Wysokiego Zamku Dick otrzymał prestiżową nagrodę Hugo w roku 1963. Wyróżnienie to jest w pełni zasłużone. Powieść wciąż czyta się niesamowicie dobrze i szybko, pomimo braku wartkiej akcji i wydarzeń rodem z filmu sensacyjnego. Wielkie brawa należą się polskiemu wydawcy, który postanowił wydać najważniejsze dzieła „Dostojewskiego science fiction” w doskonale opracowanej serii. Dodajmy do tego twardą tłoczoną oprawę z obwolutą zawierającą grafikę Wojciecha Siudmaka.

105 | nr 17 marzec 2012 r.


Melanże z Żyletką Łukasz Gołębiewski

Tytuł: Melanże z Żyletką Autor: Łukasz Gołębiewski Wydawnictwo: Jirafa Roja 2008 Cena: 24 zł

Trzymając w ręce Melanże z Żyletką Łukasza Gołębiewskiego, mając przeczytaną serię książek o punkach polskich i obcych, znajdując upodobanie w drastycznych opisach (których zalotna zapowiedź została umieszczona na okładce książki), czytelnik może radośnie wyruszyć, ze swoimi oczekiwaniami w kieszeni, na lekturowe spotkanie z polskim pun-

kiem przełomu tysiącleci. I niestety jego oczekiwania mogą drastycznie rozminąć się z tekstem, okazuje się bowiem, że dzisiejszy polski punk wiele stracił z uroku pierwszej czy nawet drugiej fali punkowców. Nie można się łudzić oczywiście, że będziemy u Gołębiewskiego czytać zbeletryzowaną historię KSU czy Sedesu. Można mieć jednak nieśmiałą nadzie-

106 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

ję, że w świat dzisiejszych punków wprowadzi czytelnika bądź młody buntownik, bądź stary, zniszczony wyjadacz, ale mający niejedną historię do opowiedzenia. Otóż nic bardziej mylnego – na pierwszej stronie spotkamy się z człowiekiem w połowie wieku, jakby to określił Alighieri (34 lata, więc nawet na kryzys wieku średniego narrator, bo o nim mowa, jeszcze sobie nie zapracował), dobrze sytuowanym za sprawą działalności pisarskiej, trzymającym się, gdy ma na to ochotę, z młodzieżą „punkującą”. Nasz bohater zaczyna się zadawać z radosną dziewiętnastolatką (tytułową Żyletką), która u niego zamieszkuje i stacza się razem z nim. Dziewczyna niszczy się za przykładem sponsora, który jednak, w przeciwieństwie do małolaty, nigdy się nie stoczy do końca, ponieważ, kontestując wszystko, ma pieniądze na koncie, zaś punkiem jest, a raczej bywa, ponieważ… Hm, no właśnie czemu? Tu wchodzimy już na grząski grunt filozofii życiowej, ale autor chyba nie życzy sobie, byśmy tam zawitali. Cała powieść jest bowiem bardziej eksperymentem pisarskim niż powieścią czerpiącą z punkowej ideologii. Gołębiewski nie kryje się ze swoimi inspiracjami literackimi. Sama historia częstokroć przywodzi na myśl Lolitę Nabokova. Tylko że to jest „polska odpowiedź na”, by uniknąć okrutnego stwierdzenia „Lolita dla ubogich” – zamiast dwunastu ma dziewiętnaście lat i maturę, zaś jej adorator jest zaledwie piętnaście lat starszy i nie wygląda na takiego, co w pogoni za nimfetką rzuci wszystko… Wprawdzie sam wielokrotnie akcentuje różnicę wieku, jednak nie jest ona niczym szokującym.

Zachęcająco wygląda obwoluta, wyraźnie wskazująca, że w książce znajdują się ostre sceny... I tu również zawód, ponieważ spodziewać się można było czegoś bardziej obscenicznego, może niekoniecznie w stylu Sade’a, ale Bataille’a owszem. Czytelnik dostaje zaś kilka zdań suchego opisu, który w książce mającej uchodzić za bulwersującą, jest nazbyt skromny. Poza tym degrengolada bohaterów może przywodzić na myśl nie tyle „zwyczaje” punków, co w skrajnych przypadkach My, dzieci z dworca Zoo, jednak i ona nie zaskakuje, ponieważ nie mamy do czynienia z trzynastolatkami, a ludźmi w wieku maturalnym, potrafiącymi o sobie świadomie decydować. Należy z kolei pochwalić styl Gołębiewskiego – płynny, unikający wybujałych metafor. Pisarz ma zaskakujące umiłowanie do cytatu – wszelkiego rodzaju – ambitniejszego, pochodzącego od klasyków, ale też z kultury masowej. Istotne, że ich nie nadużywa, a subtelnie dobiera we właściwych momentach. Sam rozwój akcji jest zaakcentowany nie tylko podróżą w iście nabokovskim stylu, ale też fragmentami piosenek punkowych, co buduje specyficzny klimat powieści. Choć powieść nawiązuje do wielu bardzo dobrych wzorców literackich, to jednak nie wnosi nic nowego – zarówno w temacie polskich punków, jak i twórczości prozatorskiej młodszego pokolenia. Jest za to sprawnie napisana i opatrzona zaskakującym zakończeniem, co stanowi obietnicę przyjemnej lektury. Jeżeli zatem lubicie posłuchać polskiego punka, a w międzyczasie chcecie zająć czymś ręce, nie mając przy sobie bardziej wdzięcznego obiektu, Melanże z Żyletką będą idealne. 107

| nr 17 marzec 2012 r.


Wyliczanka John Verdon

Tytuł: Wyliczanka Autor: John Verdon Tłumaczenie: Krzysztof Mazurek Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte, 2011 Liczba stron: 504 Cena: 39,90 zł Wydanie audio: Biblioteka Akustyczna Czyta: Wojciech Żołądkowicz Czas trwania: 15 godz. 15 min. Cena: 34,90 zł

Intrygujący tekst na okładce książki to najlepsza zachęta do jej przeczytania. W przypadku Wyliczanki Johna Verdona to proste stwierdzenie staje się w pełni uzasadnione i aż się prosi, aby tę zachętę powtórzyć raz jeszcze, cytując słowa z okładki: „Pomyśl jakąś liczbę od 1 do 1000, pierwszą, jaka Ci przyj-

dzie do głowy. A teraz przekonaj się, jak dobrze znam Twoje tajemnice”. Już na pierwszych stronach powieści zostaje zasugerowany niepokojący fakt, że można czytać w cudzych myślach. I, jak nietrudno się domyślić, anonimowy nieznajomy trafnie odgaduje przypadkową liczbę. Pytanie, kto i w jaki sposób jest w stanie

108 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

tego dokonać, będzie nurtować czytelnika Wyliczanki aż do chwili, gdy zacznie przeobrażać się w pytanie, dlaczego ktoś to robi i wreszcie zamieni się w ostateczne pytanie: kto zabił? Bowiem Wyliczanka to nie książka o parapsychologii, lecz dobrze napisany, klasyczny kryminał. John Verdon wzmaga ciekawość czytelnika stopniowo. Przenikanie do umysłu swojej ofiary to jedynie preludium w wykonaniu psychopatycznego mordercy. Listy z mrocznymi wierszami, zastraszające telefony, wreszcie tajemnicze okoliczności morderstwa budują atmosferę grozy i przerażenia. Igraszki przestępcy z policją, który kpi sobie z działań śledczych, pogłębiają niepokój. Pisarz stara się wzmacniać tę atmosferę także przez nadanie nietypowych cech głównemu bohaterowi, byłemu detektywowi, którego jednym z zajęć na emeryturze jest tworzenie artystycznie retuszowanych zdjęć do ekskluzywnej galerii portretów morderców. Niestety, pomimo różnorodności środków, wszystkie te zabiegi pisarskie sprawiają wrażenie jedynie sztucznego sposobu na zastraszenie czytelnika. Jak już zostało wspomniane, punktem centralnym Wyliczanki jest zagadka kryminalna, morderstwo zaplanowane i popełnione w tajemniczy sposób. Dobrze zobrazowane okoliczności przestępstwa, ciekawy i niebanalny pomysł na zawiązanie akcji niestety mocno kontrastują ze stereotypowymi motywami, jakie kierują seryjnym mordercą. Także główny bohater, kreowany na wyśmienitego detektywa, nie znajduje aż takiego poparcia swoich umiejętności w działaniach. Możemy poznać fragment jego życia osobistego, domyślać

się jego problemów, ale niezmiernie trudno dopatrzeć się jego wybitnych zdolności analitycznych. Czyżby pisarz nie mógł znaleźć lepszego sposobu na zaprezentowanie nam swojego bohatera niż tylko opisanie go jako wyśmienitego detektywa? Sprawna i wartka akcja także nie jest mocną stroną Verdona, który zamienia swoją powieść w metodyczne studium detektywistyczne owiane grozą i tajemnicą. Tytułowa wyliczanka, czyli tajemnica odgadnięcia przypadkowo pomyślanej liczby, zostaje wyjaśniona, jak przystało na zagadkę kryminalną, w sposób logiczny i uzasadniony. Oczywiście miłośnicy gatunku będą na własną rękę próbowali rozwikłać niecodzienne i tajemnicze okoliczności morderstwa i niekoniecznie spodoba im się wyjaśnienie podane przez autora. Jedno jest pewne, czytelnik zostanie nim zaskoczony. Na szczęście Wyliczanka nie ogranicza się do tej jednej zagadki. Gdyby nie to, że przyzwyczailiśmy się do różnych psychopatycznych morderców i że niestraszne są nam budzące grozę przestępstwa, Wyliczanka stanowiłaby wyjątkową lekturę. Z uwagi jednak na mnogość takich powieści stanowi tylko kolejną pozycję, choć z wyjątkowo intrygującym tematem przewodnim.

109 | nr 17 marzec 2012 r.


Uganda. Jak się masz, muzungu? Michał Kruszona

Tytuł: Uganda. Jak się masz, muzungu? Autor: Michał Kruszona Wydawnictwo: Zysk i S-ka 2011 Liczba stron: 344 Cena: 39,90 zł

Okolice Wielkich Rowów Afrykańskich stanowią serce Czarnego Lądu. Obszar ten od wieków stanowił wyzwanie dla podróżników, nęcąc egzotyką i niebezpieczeństwem. To właśnie tam, na tereny dzisiejszej Ugandy, w poszukiwaniu źródeł Nilu wyprawiali się między innymi Livingstone, Stanley, Speke czy Burton. Chociaż od czasów

wielkich odkryć minęło już dużo czasu, to nadal centrum Afryki przyciąga niespokojnych duchów z całego świata, oferując im tę samą mieszankę niesamowitości i zagrożenia, co przed laty. Michał Kruszona, autor Ugandy. Jak się masz, muzungu?, dwukrotnie odwiedził ten region, a następnie podzielił się wrażeniami z wizyt.

110 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

Zanim jednak przeniesiemy się na kontynent afrykański, wraz z autorem (oraz jego towarzyszem) przyjdzie nam zapoznać się z nieco chaotycznym przeglądem informacji dotyczących Ugandy. Kruszona niczym student na egzaminie, w ekspresowym tempie, skacząc od tematu do tematu, przekazuje informacje z najnowszej historii tego kraju. Część z nich jest interesująca, ale sposób ich podania nazbyt chaotyczny. O wiele ciekawiej bywa, gdy autor umiejętnie wplata wiedzę w rytm opowieści, tymczasem Kruszona większość informacji przekazuje na już początku, następnie opisuje samą podróż, by na ostatnich kilku stronach znów powrócić do dzielenia się informacjami natury ogólnej. Kolejną irytującą manierą jest zapatrzenie w siebie; niejednokrotnie „ja” przyćmiewa i zagłusza ugandyjską rzeczywistość. Kruszona przypomina w tym nieco Jacka Pałkiewicza, ale tam gdzie słynny podróżnik daje upust własnemu ego, autor Rumunii. Podróży w poszukiwaniu diabła dzieli się raczej swym życiem prywatnym. W rezultacie w treści pojawiają się wielokrotnie informacje o tym, że napisany został SMS do wybranki serca albo że odgłosy miłosnych uniesień z sąsiedniego łóżka utrudniają zaśnięcie. Pośrednio wynika to także z obranej metody relacji: dzień po dniu, etap po etapie, scena po scenie. Do takiego pisania konieczna jest niezwykła lekkość pióra, dzięki której pisarz potrafi przekuć rzeczy prozaiczne i codzienne w interesujące dla odbiorcy. Pod tym względem warsztat Kruszony ma spore braki, a redakcja tekstu nie zadziałała skutecznie.

Braki pisarskie autora widoczne są jeszcze w jednym elemencie. Uganda to nie najlepsze do życia miejsce na Ziemi, a jej ludność boryka się z licznymi problemami. Naturalną rzeczą jest więc, że autor postanowił się nad tym pochylić, wyrazić swój żal i empatię. Niestety, by wyszło to naturalnie trzeba znaleźć równowagę między patosem a suchą informacją. Kruszonie się to nie udaje, przez co fragmenty te sprawiają wrażenie sztucznych, pisanych na siłę. Wszystkie wymienione elementy sprawiają, że pozycji tej nie czyta się płynnie. Z czasem można przyzwyczaić się do stylu i sposobu opisywania wydarzeń, wejść w rytm. Jednakże nawet wtedy czerpanie przyjemności z lektury jest mocno ograniczone. Książki podróżnicze o odległych krajach można podzielić z grubsza na dwie kategorie. Pierwsza z nich to pozycje pełne przygód i emocji, błyskotliwych dialogów i oryginałów spotkanych przez autora podczas drogi. Drugi rodzaj koncentruje się bardziej na nurcie geograficzno-etnograficznym: opisywane jest to, co autor widzi i czego doświadcza, okraszając treść encyklopedycznymi informacjami. Ugandzie… bliżej do tej drugiej orientacji, ale niestety wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Kruszonę fascynuje afrykański kraj, jednak pasja pisarza nie udziela się czytelnikowi, zostającemu obojętnym wobec opisywanych wydarzeń (a nawet tragedii). Książka dostarcza informacji, nie pozwalając jednocześnie rozsmakować się w egzotyce, a przecież taki jest cel czytania relacji z podróży.

111 | nr 17 marzec 2012 r.


Wieczni Alma Katsu

Tytuł: Wieczni Autor: Alma Katsu Tłumaczenie: Alina Siewior-Kuś Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 2011 Stron: 496 Cena: 38 zł

Ludzi od zawsze pociągało wieczne życie, a wieczność z ukochaną osobą wielu z nas wyda się ideałem. Czy nadal byśmy tak myśleli, wiedząc jak wiele trzeba byłoby poświęcić? A może ważniejsze pytanie brzmi, czy umielibyśmy zapomnieć o sobie na tyle, by tej osobie pozwolić odejść. Przed takimi właśnie wyborami Alma

Katsu stawia bohaterów swojej książki. Najpierw jednak poznajemy Luke’a, lekarza z małej miejscowości St. Andrews. Właśnie zaczyna się jego nocy dyżur, gdy policja przywozi do szpitala młodą dziewczynę – drobną blondynkę o ogromnych oczach, która przed chwilą przyznała się do zabójstwa i zostawienia w lesie ciała

112 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

swojej ofiary. Gdy policjanci wychodzą, Lanny zaczyna opowiadać Luke’owi swoją historię, która rozpoczyna się… dwieście lat temu w tym samym miejscu. Lanny ma dwanaście lat i podkochuje się w Jonathanie, synu założyciela miasteczka i zarazem jego najzamożniejszego mieszkańca. Jonathan jest najlepszą partią nie tylko w St. Andrews. Jest aż do bólu piękny, ale niestały w uczuciach. Przez lata widzi w Lanny tylko przyjaciółkę, co nie zmienia faktu, że ona z każdym rokiem kocha go coraz mocniej i jest w stanie zrobić dla niego wszystko. Gdy jednak robi coś, czego zrobić nigdy nie powinna, wydarzenia przybierają dramatyczny obrót i dziewczyna musi wyjechać z miasteczka. Świat poza St. Andrews jest dla niej całkiem obcy, a naiwna dziewczyna dość szybko poznaje Adaira, który ją fascynuje i przeraża jednocześnie. I który, jak się okazuje, może czynić ludzi nieśmiertelnymi. Wieczni to dość mroczna powieść na pograniczu magii i świata realnego. Przez całą książkę opowieść dziewczyny o wydarzeniach sprzed wielu lat przeplata się z teraźniejszością, w której poprzez opowiedzenie swoich losów próbuje nakłonić lekarza do pomocy w ucieczce. W pierwszych rozdziałach Lanny wprowadza nas w swoją historię i atmosferę purytańskiego miasteczka z początku XIX wieku. Opowiada o wielkiej miłości do Jonathana, która nigdy nie mogła mieć szczęśliwego zakończenia z powodu niskiego pochodzenia dziewczyny. Z czasem scenografia zmienia się diametralnie. Nie ma już surowego, ponurego St. Andrews, jest natomiast pozornie kolorowe życie w Bostonie, mnóstwo

erotycznych scen i magiczna prawda o Adairze i nowych przyjaciołach głównej bohaterki. Jednocześnie powieść nabiera tempa, świat dziewczyny wywraca się do góry nogami, a z raz obranej drogi nie ma odwrotu. Niestety, ta zmiana klimatu jednocześnie sprawia, że chwilami fabuła wydaje się niespójna, a autorka wyraźnie przesadziła też z ilością scen erotycznych i przemocy. Zaletą jest jednak podanie zakończenia historii Lanny i Jonathana na samym początku. Co prawda czytelnik od razu wie, jak to się skończy, ale dosłownie przez całą lekturę zastanawia się, jak do tego doszło? Wzbudzona ciekawość nie pozwala odłożyć książki na dłużej, nawet w momentach, kiedy pozornie nic się nie dzieje, a powieść Almy Katsu trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Amatorzy nieoczywistych historii miłosnych będą nią zachwyceni.

113 | nr 17 marzec 2012 r.


Pochwała NIEPOKORY Praca zbiorowa

Tytuł: Pochwała NIEPOKORY Autor: Praca zbiorowa Wydawnictwo: Demart 2012 Liczba stron: 295 Cena: 39,90 zł

Pochwała NIEPOKORY jest zbiorem tekstów stanowiących opracowania biografii jedenastu wybitnych Polaków, którzy swoją działalnością zapisali się na kartach historii. W zamyśle redaktorów wybrani bohaterowie mieli reprezentować różne dziedziny życia: od polityki po ekologię. Chociaż dostrzega się w książce

dbałość o urozmaicenie, to można mieć pewne zastrzeżenia co do samej realizacji tej idei, skoro wyróżniono aż trzech duchownych i kilku literatów (w tym dwóch publicystów). Trochę anachronicznie na tle całej listy wyglądają życiorysy postaci wywodzących się jeszcze z drugiej połowy XIX wieku i pamiętających

114 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

wydarzenia sprzed I wojny światowej (np. św. brat Albert czy Wacław Sieroszewski). Niewątpliwie zaletą tej pozycji jest dobranie osób bądź to mniej znanych, bądź niesłusznie zapomnianych, a jednocześnie o niezwykłych doświadczeniach. Zwieść mogą tytuł i frywolny projekt okładki, sugerujące, że będziemy mieli do czynienia z niepokorą w stylu młodych gniewnych albo też całego grona buntowników bez powodu. Nic bardziej mylnego. Należy zaznaczyć, że opisywane postaci, to ludzie co prawda o krnąbrnych charakterach, ale za to charyzmatycznych osobowościach, buntujący się przeciwko zastanej rzeczywistości i z uporem walczący o własne przekonania czy marzenia. Tym, co łączy te przeróżne historie, jest zaangażowanie bohaterów w działalność na rzecz kraju i obywateli. Widać tu staranność – albo moralizatorską poprawność – w sporządzaniu listy, na której obok takich aktywistów jak Andrzej Małkowski (świetnie omówiony przez Edytę Głowacką-Sobiech), o. Joachim Badeni czy Jacek Kuroń, znaleźli się zapaleńcy i outsiderzy w stylu Czesława Tańskiego, Simony Kossak, a także Stefana Kisielewskiego lub Janusza Szpotańskiego. Wielu z nich musiało przeciwstawiać się władzy okupanta, a później nieprzychylnej komunistycznej partii, za co doznawało licznych szykan i represji. Często ceną za ich nonkonformizm było wykluczenie i brak zrozumienia nawet wtedy, gdy poświęcali się działalności społecznej, jak w przypadku ks. Jana Ziei albo Marka Kotańskiego. Jednak dydaktyzm ogranicza się tylko do zaprezentowania życiorysu, a wszelkie komentarze i eksplikacje ograniczono do minimum.

Zwraca uwagę rzetelna praca faktograficzna poszczególnych autorów. Do każdej opowieści została załączona bibliografia, która wskazuje na kompetencję i pieczołowite przygotowanie tematu. Dodatkowym walorem jest eseistyczna forma tekstów, dzięki czemu nie mamy do czynienia z oschłym i nużącym opracowaniem biogramów. Prace wzbogacono archiwalnymi ilustracjami, przytoczeniami wypowiedzi bohaterów, a niektóre z nich zawierają nawet osobiste, odautorskie wspomnienia. Wszystko to sprawia, że lektura okazuje się wciągająca i ciekawa, zresztą te historie mówią same za siebie. Warto podkreślić, że pomimo tylu różnych twórców książka pozostaje koherentna stylistycznie. Interesująco wygląda wyważona szata graficzna, która jest estetyczna i dopracowana, co znacznie ułatwia czytanie. Natomiast zupełnie nie można tego powiedzieć o przygotowaniu edytorskim. W książce nader często, jak na tak, wydawałoby się, profesjonalną pracę, spotykamy rażące potknięcia stylistyczne i językowe, świadczące o redakcyjnym zaniedbaniu. Pochwała NIEPOKORY z całą pewnością jest skierowana nie tylko do dojrzałych czytelników – dla których może być przypomnieniem dawnych autorytetów – lecz także będzie stanowić piękną lekcję historii dla młodzieży. Natomiast na postawione we wstępie pytanie, czy warto być niepokornym, każdy powinien odpowiedzieć sobie sam po lekturze tej pozycji. Jeden wniosek jest pewny i niezmienny, niezależnie od zmieniających się od warunków historycznych – kto się wychyla, ten dostaje po głowie. 115

| nr 17 marzec 2012 r.


Nie jest źle być słabym uczniem Heidemarie Brosche

Tytuł: Nie jest źle być słabym uczniem Autor: Heidemarie Brosche Tłumaczenie: Barbara Niedźwiecka Wydawnictwo: Czarna Owca 2011 Liczba stron: 186 Cena: 29,90 zł

Pierwszy semestr zakończony, część uczniów z duszą na ramieniu przygotowuje się do sprawdzianów poprawkowych, a wraz z nimi stres przeżywają rodzice. Żeby ostudzić nieco emocje związane ze szkolnymi porażkami i nie doszukiwać się tragedii tam, gdzie tak naprawdę jej nie ma, warto sięgnąć po poradnik

napisany przez matkę i nauczycielkę z wieloletnim stażem – Heidemarie Brosche – która podzieliła się swoim doświadczeniem na temat słabych uczniów. W publikacji o wiele mówiącym tytule autorka omawia poszczególne zagadnienia związane z funkcjonowaniem dziecka w szkolnej rzeczywistości i wyjaśnia, dlaczego

116 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

mogą pojawić się niepowodzenia w nauce. Lekturę może co prawda nieco utrudniać osadzenie poszczególnych przykładów w realiach niemieckiego systemu szkolnictwa, który zdecydowanie różni się od polskiego, jednakże ich wymowa pedagogiczna ma charakter uniwersalny. Powodów bycia złym uczniem może być wiele. Niektóre łatwo i szybko można zdiagnozować, inne są ukryte i ciężkie do zdefiniowania. Nic zatem dziwnego, że sukces edukacyjny dziecka jest wypadkową zarówno starań samego ucznia, rodziców, jak i nauczycieli. Tylko wzajemna współpraca tych trzech grup zainteresowanych szkolnym powodzeniem dziecka może przynieść odpowiednie rezultaty. Warto też podkreślić, że brak zainteresowania którejkolwiek ze stron odbija się niekorzystnie na dwóch pozostałych. Dziecko ze słabymi ocenami będzie zmartwieniem dla rodziców i ciężarem dla nauczyciela. Kiepski pedagog może zniechęcić do nauki nawet najbardziej ambitnego ucznia, przez co słabymi wynikami będą się martwić głównie rodzice. Z kolei bez odpowiedniego wsparcia rodziców ani dziecko, ani szkoła zbyt wiele nie wskórają Książka ta jest dedykowana przede wszystkim rodzicom, których pociechy słabo radzą sobie w szkole. Dzięki lekturze zatroskani rodzice być może lepiej zrozumieją przyczyny szkolnych niepowodzeń swej pociechy, dostrzegając także ich pozytywne strony. Autorka bowiem omawiając poszczególne trudności dziecka (zbyt wolne tempo pracy, krnąbrność, problemy z koncentracją) stara się także znaleźć pozytywne ich aspekty. I tak rodzicom, których dziecko lubi rozmawiać na lekcji, autorka radzi, by

cieszyli się, że ma w sobie tyle życia. Z kolei rodzice wiercipięty powinni zaakceptować fakt, że ich pociecha potrzebuje dużo ruchu. Oczywiście rady tego typu w żaden sposób nie pomogą dziecku w przezwyciężeniu pewnych niedogodności, z którymi musi radzić sobie na co dzień w szkole, mogą jednak pomóc rodzicom w spojrzeniu na dziecko łaskawszym okiem i uniknięciu niejednej awantury po wywiadówce. Usprawiedliwiając uczniów przed ich rodzicami, autorka bardzo często przypomina szkolne lata znanych osób, które zrewolucjonizowały naukę, choć w szkolnej ławce im się nie wiodło. Justus von Liebig, Thomas Edison, Albert Einstein – to tylko niektóre spośród wymienionych w książce osób, którym kłopoty z nauką nie uniemożliwiły odniesienia sukcesu w życiu. Dzięki wsparciu i wyrozumiałości rodziców nawet mało zdolni uczniowie mają szansę daleko zajść w życiu. Choć i tu warto podkreślić, że nie ma jednej sprawdzonej recepty, jak skutecznie pomóc dziecku. Tam gdzie dla jednego dyscyplina i strach przed reakcją rodziców będą wystarczająca motywacją do nauki, dla drugiego niezbędna będzie ich życzliwość i troska. Po pozycję tę powinni sięgnąć również nauczyciele. Dzięki niej być może lepiej zrozumieją trudności, z którymi borykać muszą się w szkolnych murach ich podopieczni i spojrzą przez place na kolejną rozmowę uczniów na lekcji bądź ich bujanie w obłokach.

117 | nr 17 marzec 2012 r.


Nie śpiewaj przy stole Adriana Trigiani

Tytuł: Nie śpiewaj przy stole Autor: Adriana Trigiani Tłumacz: Edyta Jaczewska Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2011 Cena: 29,90 zł Liczba stron: 216

Po śmierci rodziców czy dziadków ludzie często dostrzegają, że stracili kogoś ważnego. Odkrywają, że osoby te były dla nich skarbnicą dobrych rad i dużym wsparciem. Uświadamiają sobie, jak mało skorzystali z mądrości i doświadczenia swoich bliskich i jak wiele mogli się od nich jeszcze nauczyć. Takiej szansy na

pewno nie chciała stracić Adriana Trigiani. Zebrała więc niesamowitą ilość informacji o swoich dwóch babciach. Przejrzała ich stare fotografie, pamiętniki, książki kucharskie, a także odświeżyła swoją pamięć i dawne wspomnienia. To wszystko zebrane razem złożyło się na książkę Nie śpiewaj przy stole, która jest zbiorem rad,

118 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

jak uczynić życie prostym i satysfakcjonującym. Potraktować ją można jako biografię, pamiętnik i poradnik w jednym. Bohaterkami są dwie kobiety, Yolanda (Viola) Perin i Lucia Spada – babcie autorki. Kobiety pełne radości, energii, determinacji i odwagi, ale także mądre i wierne tradycjom matki i żony. Autorka przedstawia ich młodość, rodziny, przyjaźnie, miłości, otaczających je ludzi, opisuje miejsca, z którymi były związane, miasta, domy, miejsca pracy, a także ich codzienne zajęcia. Podaje przy tym wiele szczegółów, które choć mogą się wydawać zbędne, wcale takie nie są. Ujawniają bowiem prawdę o charakterze obu pań i przybliżają je czytelnikowi. Dzięki temu Lucia i Viola stają się bardziej swojskie i jeszcze łatwiej dostrzec można jak bardzo są mądre i uporządkowane, choć zwyczajne i proste. Autorka prezentuje stosunek Violi i Lucy do pracy, nauki, małżeństwa, wychowania dzieci czy wiary. I w każdej z tych dziedzin odnajduje wiele rad, podpowiedzi i informacji, jak żyć i postępować, by uczynić siebie i swoich bliskich szczęśliwymi. Żeby osiągnąć to spokojne i bezpieczne życie obie panie włożyły niemało wysiłku. I choć miały różne charaktery, marzenia, plany, jednak kierowały się kilkoma bardzo podobnymi zasadami i wyznawały te same wartości. Z wielkim szacunkiem odnosiły się do pracy, wszystkie swoje zadania traktowały z należytą powagą, tak prywatne, jak i zawodowe. Uważały, że kobiety powinny na siebie zarabiać, by zyskać dzięki temu większą niezależność. Nigdy nie akceptowały lenistwa i do końca swoich dni pozostały energiczne i aktywne, pełne wigoru i chęci

do życia. I chociaż nieraz było im ciężko, pomimo trudności nigdy się nie poddawały i zawsze brały los we własne ręce. Wiedziały też, że życie to nie tylko obowiązki, lecz również przyjemności. Dlatego namawiały swoją wnuczkę (autorkę książki) do zabawy, strojenia się, podróżowania. Same zresztą również potrafiły cieszyć się każdą chwilą i nawet praca sprawiała im przyjemność. Książka w głównej mierze składa się właśnie z takich rad, prostych i jasnych, ale jest też zapisem pewnych konkretnych sytuacji czy rozmów Adriany z Violą lub Lucią. Wspólnie spędzanych leniwych wieczorów, popołudniowych spacerów, miłych pogawędek przy lampce wina. Nietrudno zauważyć, że autorka idealizuje swoje babcie i przekuwa często ich wady na zalety. Na uwagę zasługuje jednak ogromny szacunek i sentyment, z jakim się do nich odnosi w swoim dziele. Podziwia je i jest z nich dumna, chce zachować pamięć o nich i podzielić się z innymi swoimi wspomnieniami. Spłaca tym samym dług, który zaciągnęła przed laty, tak jak niejeden z nas.

119 | nr 17 marzec 2012 r.


Moneyball – Nieczysta gra Michael Lewis

Tytuł: Moneyball – Nieczysta gra Autor: Michael Lewis Tłumaczenie: Andrzej Magnuszewski Wydawnictwo: Sonia Draga 2011 Liczba stron: 360 Cena: 34,90 zł

Rodaku, nie lękaj się tej książki! Nawet jeśli kompletnie nic nie wiesz na temat baseballu, dzieło Michaela Lewisa wciągnie cię, rozbawi i zaskoczy. A kto wie, może po jego lekturze niespodziewanie dla siebie samego zaczniesz z uwagą śledzić rozgrywki Major League, zamiast frustrować się poziomem krajowej ligi piłkarskiej.

Moneyball – Nieczysta gra to opowieść o zaskakujących sukcesach niezbyt bogatej drużyny baseballowej Oakland Athletics. W ciągu ostatniej dekady dowiodła ona niezbicie, że sukces w tym sporcie nie musi się opierać przede wszystkim na zasobności portfela. A w zasadzie dowiódł tego sprytny dyrektor klu-

120 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

bu, Billy Bane, niegdyś dobrze rokujący gracz, a obecnie prawdziwa gwiazda wśród zarządzających Oakland Athletics (pomimo początkowych obaw, że po sukcesie w prowadzeniu Oakland Atheltics odejdzie do zamożniejszej konkurencji, niedawno przedłużono mu kontrakt do 2019 roku). Bane przez długi czas zmagał się z niemożnością stworzenia zadowalającej go drużyny, ponieważ najlepsi zawodnicy zawsze znajdowali przystań w szeregach lepiej opłacanych klubów. W końcu jednak postanawił, że czas skończyć z opieraniem się na sportowych przesądach i uprzedzeniach i trzeba raczej poszukać nowoczesnego, bardziej godnego zaufania sposobu analizy wad i zalet kandydatów. Początkowo spotkało się to z oporem jego współpracowników przyzwyczajonych do oceniania zawodników po wyglądzie czy wedle własnej intuicji, ale dzięki uporowi Bane’a, w wyborze przyszłych zawodników Oakland Athletics decydującego znaczenia nabrał zupełnie nowy system statystyk, który pozwolił stworzyć dobry, a jednocześnie ekonomiczny zespół. W Stanach Zjednoczonych książka Lewisa osiągnęła tak duży sukces, że… poważnie przyczyniła się do osłabienia pozycji Oakland Athletics w amerykańskiej lidze baseballu. Otóż ujawniony w niej sposób prowadzenia statystyk pomagających w selekcji graczy okazał się tak skuteczny, że także inne liczące się drużyny zaczęły z niego korzystać. Trudno jednak mieć do autora pretensje o to, że nieco utrudnił karierę bohaterom swojego dzieła. Po pierwsze dlatego, że lektura książki sprawia naprawdę dużą przyjemność, a przy tym otwiera czytelnikowi oczy na pewne przykre fakty

wiążące się ze współczesnym sportem zawodowym. Po drugie Moneyball – Nieczysta gra to bez wątpienia rzecz napisana z czystej miłości do baseballu i, w bardziej ogólnym wymiarze, do sportu, którym nie rządziłby pieniądz. Lewis przyznaje zresztą we wstępie: „Napisałem tę książkę, ponieważ zakochałem się w tej historii. W jej centrum jest człowiek, którego życie zawodowy baseball wywrócił do góry nogami i który znalazł metodę żeby mu się za to odwdzięczyć”. A jak się ma książka do zrealizowanego niedawno na jej podstawie filmu? Przede wszystkim jest ona zapisem autentycznych wydarzeń z życia Bane’a i losów Oakland Athletics, a nie tylko ich przybliżeniem, jak to ma miejsce w ekranizacji. Niektórzy czytelnicy mogą to uznać za wadę, bo książkowy Bane nie jest tak przystojny jak Brad Pitt, a jego asystent Paul DePodesta raczej nie przypomina rozczulającego genialnego dzieciaka, jakiego w filmie sportretował Jonah Hill (z tego względu DePodesta zażądał zresztą usunięcia swojego nazwiska ze scenariusza adaptacji). Jeśli jednak komuś zależy, aby poznać prawdziwy sekret sukcesu Oakland Athletics, a przy tym dowiedzieć się czegoś więcej na temat sportowej przeszłości Bane’a, ten będzie musiał sięgnąć po książkę Lewisa.

121 | nr 17 marzec 2012 r.


Monte Cassino Sven Hassel

Tytuł: Monte Cassino Autor: Sven Hassel Tłumaczenie: Juliusz Wilczur-Garztecki Wydawnictwo: Erica 2011 Liczba stron: 352 Cena: 34,90 zł

Bitwa pod Monte Cassino jest jednym z najbardziej krwawych i zaciętych epizodów II wojny światowej. Wzgórze, na którym znajduje się średniowieczny klasztor benedyktynów, urosło w naszym kraju do rangi narodowego symbolu, stąd każda publikacja związana z tym epizodem jest skazana na porównania z historyczną legendą. Szczególnie że książka opowiada nie o bohaterskich Polakach,

na których krwi rosły czerwone maki, tylko o ich przeciwnikach broniących fragmentu umocnień wokół klasztornego wzgórza. Sven Hassel w młodym wieku wstąpił do armii niemieckiej i brał udział w II wojnie światowej. Początkowo służył jako kierowca w dywizji pancernej, jednak za dezercję został przeniesiony do legionu karnego i resztę wojny przyszło mu służyć z kryminalistami oraz

122 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

wszelkiego rodzaju wykolejeńcami. O tych faktach należy wspomnieć, ponieważ wszystkie książki Hassela pisane są przez pryzmat wspomnień wojennych, które odcisnęły na autorze niezatarte piętno. Podobnie jak inne części serii o karnym batalionie Wehrmachtu, Monte Cassino składa się z kilkunastu opowiadań opisujących różne epizody ponurego życia żołnierza frontowego. Zawiedzie się jednak każdy, kto będzie oczekiwał szczegółowego opisu walk o klasztor i wzgórze na którym ten się znajduje. Większość książki opowiada o przygodach batalionu od momentu wkroczenia wojsk alianckich na teren Włoch. Sama kluczowa bitwa pojawia się jedynie na marginesie barwnych przygód. Wojna u Hassela nie ma w sobie nic z romantyczności czy bohaterstwa – jest przerażająca, brutalna, wulgarna i nie oszczędza absolutnie nikogo. Autor nie szczędzi czytelnikowi krwawych opisów umierających żołnierzy i bezlitosnych poczynań SS-manów. Główni bohaterowie to zbieranina przestępców pozbawionych wszelkich skrupułów, równie często walczących z przeciwnikiem, co ze sobą nawzajem. Tylko Sven, narrator i główny bohater książki, wydaje się zachowywać resztki normalności, ale wśród dziwacznej zgrai potępieńców nie mógłby przetrwać, gdyby nie upodobnił się do nich choć odrobinę. Powieść jest przepełniona również frywolnym humorem. Żołnierze odreagowują koszmar frontowy na szaleńczych pijatykach, odwiedzinach w burdelach czy za pomocą niewybrednych dowcipów robionych sobie wzajemnie. Trudno zdecydować się, czy lubić bohaterów książki rzuconych w bezlitosny wir wojny, czy też

potępiać ich za niejednokrotnie zupełne zatracenie człowieczeństwa. Jednak, jak podobno twierdzi sam autor, tylko humor i alkohol pozwalały przetrwać wojnę, więc jednego i drugiego w książce czytelnik znajdzie bez liku. Monte Cassino w żadnym wypadku nie jest jednak książką historyczną i tylko nieliczne z przedstawionych wydarzeń miały miejsce w rzeczywistości. Autor popełnia szereg błędów, które każdy miłośnik historii wychwyci bez trudu. Zresztą, sam wydawca zwraca na nie uwagę w posłowiu, zalecając skupienie się na wartości literackiej utworu. Z pewnością jednak fabuła jest mocno inspirowana tym, czego sam autor doświadczył podczas walk we Włoszech. Hassel napisał książkę nierówną. Z jednej strony mamy barwnych bohaterów, akcję, która nie zwalnia nawet na chwilę, oraz obraz wojny widziany z zupełnie innej niż zazwyczaj perspektywy (przynajmniej jeśli chodzi o polskiego czytelnika). Z drugiej strony naturalizm, a czasami wręcz groteska i przesada opisów pozostawiają swoisty niesmak i nie dla każdego będzie on możliwy do przełknięcia. Choć przecież nikt nie powinien oczekiwać, że wojna należy do rzeczy przyjemnych. Każdy miłośnik historii powinien zapoznać się z przynajmniej jedną z książek Hassela, żeby móc wyrobić sobie o niej zdanie i być może sięgnąć po kolejne. Seria o karnym batalionie Wehrmachtu przyniosła autorowi rozgłos i kolejne wydania cieszą się ogromną popularnością liczoną w dziesiątkach milionów sprzedanych egzemplarzy. Polski czytelnik może się zapoznać z kolejnym jej wydaniem, co może świadczyć o jej popularności również nad Wisłą. 123

| nr 17 marzec 2012 r.


W konwencji haiku Leon Leszek Szkutnik

Tytuł: W konwencji haiku Autor: Leon Leszek Szkutnik Wydawnictwo: Nowy Świat 2011 Liczba stron: 63 Cena: 19,90 zł

Niezwykle trudno jest recenzować poezję, nie będąc poetą lub przynajmniej stałym konsumentem tego rodzaju twórczości, poruszającym się w przestrzeni pewnej umowności kodu językowego. Jeszcze trudniej jest poruszać się w estetyce haiku – japońskich wierszy, wyrosłych wszak w odmiennym kręgu cywilizacyjnym.

Podchodząc więc do tematu z dystansem, opowiedzmy na początek kilka słów, czym jest i czym charakteryzuje się ten typ poezji dalekowschodniej.

124 | nr 17 marzec 2012 r.

ścieżka na klifie wołanie mew na wietrze gałązka głogu


RECENZJE

Dłuższe utwory poetyckie (do kilku tysięcy wersów) o treści lekkiej, pogodnej, nierzadko żartobliwej, rubasznej, a nawet wulgarnej, pojawiły się w epoce Edo. Noszą one nazwę haikai. Bardzo często były tematem zabaw i pojedynków poetyckich, w których należało dopisywać kolejne wersy. Wers początkowy, zwany hokku, składał się z siedemnastu sylab i wyznaczał tematykę wiersza. W pewnym momencie stał się osobną formą literacką, zwaną haiku („żarcik”, „żartobliwy wers”). Ta forma poezji, koncentrująca się na ulotności chwili, zapisie najprostszych emocji, szybko przypadła Japończykom do gustu. Szczególnie cenione były (i są) utwory wykorzystujące zaskoczenie czytelnika, np. nietypowym porównaniem czy celną konkluzją.

własną. Poezja pana Szkutnika doskonale wpasowuje się w założenia gatunku, a więc relacji z przyrodą. Mocno akcentuje wrażenie przemijania i nietrwałości, zarówno człowieka, jak i otaczającego go świata. Żal i poczucie samotności, tak typowe dla poezji haiku, są potęgowane przez fakt, iż autorem nie jest anonimowy mistrz z XVII wieku, ale osoba nam współczesna – z czego można wysnuć banalną może, ale niemniej przez to przykrą konkluzję, że troski i smutki jednakie są dla wszystkich epok. Nawet scenografia pozostaje niezmienna. Pozostaje tylko napawać się feerią barw i kształtów, jakie roztacza przed nami przyroda. Oto cel haiku. motyl drzwi dwuskrzydłowe do nieba

przeminął świat jej uśmiech na twarzy dziecka

Haiku dzięki swojej lekkości i prostocie jest rodzajem poezji, która może zostać odebrana życzliwie przez szersze grono odbiorców. Z drugiej strony właśnie ta łatwość w konstruowaniu wersów może odrzucać ludzi Zachodu, przyzwyczajonych wszak do potężnych trzynastozgłoskowców i oktostychów, okraszonych jambami, trochejami i daktylami. Poezja – mówią – to rymy, rytm, to heksametr i sylabotonizm. Ale… może czasem lepiej odłożyć na bok szlachetne reguły rzemiosła rymotwórczego i skoncentrować się, wzorem artystów Dalekiego Wschodu, na samej idei poezji?

W Polsce wydano do tej pory niewiele tomików haiku. Z pewnością wpływ na tę sytuację ma fakt, że ten rodzaj poezji nie jest zbyt popularny (czy wręcz jest nieznany szerszemu odbiorcy). Można domniemywać również, że kilkusylabowe wiersze nie cieszą się poważaniem u wydawców, przyzwyczajonych do solidnych i sporych objętościowo wierszy Herberta czy Miłosza. Ale właśnie Czesław Miłosz jest autorem przekładu jednego ze zbiorów haiku, co z pewnością przełożyło się na rozpoznawalność tego gatunku. Cieszyć więc powinien fakt, że na rynku ukazał się właśnie kolejny zbiorek, tym razem niebędący przekładem, a twórczością

(Cytowane haiku pochodzą z omawianego zbioru) 125

| nr 17 marzec 2012 r.


Niedoskonali Tom Rachman

Tytuł: Niedoskonali Autor: Tom Rachman Tłumaczenie: Urszula Gardner Wydawnictwo: Sonia Draga 2011 Liczba stron: 310 Cena: 37,00 zł

Miejscem akcji debiutanckiej powieści (czy może raczej zbioru ściśle powiązanych ze sobą opowiadań) angielskiego pisarza Toma Rachmana jest w przeważającej części redakcja włoskiego oddziału pośledniego dziennika. Niedoskonali to właściwie historia stopniowego rozkwitu i upadku gazety poprowadzona od lat

pięćdziesiątych aż po czasy współczesne. Jednak to nie tyle mechanizmy powstawania kolejnych numerów, które zresztą Rachman całkiem ciekawie opisuje, stanowią właściwy przedmiot tej powieści. Debiutującego autora interesują ludzie tworzący redakcyjny team – ze swoimi dążeniami, marzeniami, frustracjami, czy,

126 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

mówiąc ściślej, przypadkami ze zwykłej codzienności, sterującymi ich życiem. To właśnie wyraziście zarysowane postaci i ich historie stanowią główny atut Niedoskonałych: lekceważony redaktor działu z nekrologami, który niejako przez osobistą tragedię dostaje awans, ambitna redaktor naczelna dążąca po trupach do celu, nieoczekiwanie spotykająca swoją dawną miłość, zakompleksiona dziennikarka z działu ekonomii próbująca ułożyć sobie życie z ekscentrycznym komikiem, zupełnie wycofany wydawca zainteresowany wyłącznie swoim bassetem, kierownik redakcji bezlitosny wobec pracowników popełniających błędy językowe czy niedoszły kairski korespondent, z nadzieją oczekujący na zamach bombowy, o którym mógłby napisać. Rachman pokazuje swoich bohaterów w wielu odsłonach (nie tylko zawodowych, ale przede wszystkim prywatnych), a ponadto każe na nich patrzeć czytelnikowi oczami innych, co wzbogaca charakterystykę poszczególnych postaci. Innymi słowy, osoba, która w danym opowiadaniu pojawia się na marginesie, najczęściej jawi się zupełnie inaczej, zajmując centralne miejsce w którymś z kolejnych tekstów. Autor, wychodząc poza mury redakcji, znacznie poszerzył spectrum poruszanych problemów. Dlatego w Niedoskonałych mowa nie tylko o (nie)spełnionych ambicjach zawodowych, rywalizacji w pracy, nepotyzmie, mobbingu, chęci utrzymania stanowiska za wszelką cenę, ale również o sprawach dotyczących życia osobistego: nieporozumieniach w związkach, zdradach, złudzeniach, rozmaitych traumach, a wreszcie trudnościach przystosowania się

do życia w obcym kraju (większość bohaterów to emigranci). We wszystkie poruszane kwestie pióro Rachmana tchnęło autentyzm, co ważne niepozbawiony pewnej dozy humoru. Na osobną uwagę zasługuje konstrukcja Niedoskonałych. To właściwie nie tyle powieść, co – jak już sygnalizowałem – zbiór powiązanych ze sobą tekstów. Kolejne opowiadania, dotyczące głównie czasów współczesnych, przetykane są retrospekcjami na temat powstania gazety, trudności, z którymi musieli borykać się założyciele, metamorfoz pisma, jego pierwszych wydawniczych sukcesów i porażek. Jednak wybór takiej specyficznej formy wydaje się strzałem w dziesiątkę nie tylko przez możliwość szerszego spojrzenia na historię gazety. Dzięki takiemu ujęciu Rachman udowodnił, że sprawdza się w różnych rodzajach opowiadań – zarówno dramatycznych, napisanych z nastawieniem nie tyle na akcję, co na psychologię postaci, jak i skoncentrowanych na zaskakującej puencie oraz tych, najwyraźniej mających wzbudzać śmiech czytelnika (Życie seksualne islamskich ekstremistów). Można śmiało stwierdzić, że opowiadania zaskakują celnością obserwacji, prawdziwością psychologiczną, świadczą o świetnych umiejętnościach warsztatowych i dobrym przemyśleniu całości. Jak można wyczytać na okładce, John Grisham, autor popularnych thrillerów prawniczych, uznał Niedoskonałych za obiecujący debiut. Nie jest to przesadzona pochwała – po książkę Toma Rochmana na pewno warto sięgnąć.

127 | nr 17 marzec 2012 r.


127 godzin Aron Ralston

Tytuł: 127 godzin Autor: Aron Ralston Tłumaczenie: Jan Kabat Wydawnictwo: Świat Książki 2011 Liczba stron: 349 Cena: 39,90 zł

Jeśli lubisz spokojne, stabilne życie bez niepotrzebnego ryzyka, ta książka nie jest dla ciebie. Jeśli nie pociągają cię dalekie wyprawy, a w podróży priorytet stanowią dla ciebie bezpieczeństwo i wygoda, ta książka nie jest dla ciebie. Wreszcie, jeśli trudno ci pojąć motywacje osób uprawiających sporty ekstremalne,

ta książka także nie jest dla ciebie. Zirytujesz się, znudzisz i zapewne odłożysz ją z niezbyt pochlebną opinią o zdrowiu psychicznym autora. Dla kogo jest więc ta książka? Przede wszystkim dla osób otwartych i ciekawych świata. Dla osób, które niekoniecznie muszą od razu – tak jak Aron – uwielbiać zimowe wspinaczki

128 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

na czterotysięczniki, ale które równocześnie są w stanie zrozumieć, że komuś innemu może to sprawiać niesamowitą radość. Te osoby prawdopodobnie skończą powieść z mieszaniną podziwu i może nawet lekkiej zazdrości skierowanej ku autorowi, który, parafrazując Jerry’ego Garcię Banda „kocha życie, którym żyje, i żyje życiem, które kocha”. Aron Ralston realizuje swoje pasje i jest szczęśliwy. Wspina się coraz trudniejszymi trasami na coraz bardziej niedostępne góry, bierze udział w niebezpiecznych spływach kajakowych, uczestniczy w maratonach, pokonuje niesamowite ilości kilometrów na rowerze, wędruje po kanionach. Zawsze doskonale przygotowany i zawsze kipiący energią. Podczas jednej z wypraw, raczej łatwiejszej niż trudniejszej, spada do wąskiej szczeliny, a jego prawa dłoń zostaje przytrzaśnięta przez ważący około pół tony głaz. Sytuacja wydaje się beznadziejna: autor ma niewiele wody, jeszcze mniej jedzenia, żadnych ciepłych ubrań, a pozycja, w jakiej się znajduje, uniemożliwia sen. A mimo to nie poddaje się, szuka i próbuje kolejnych sposobów na uwolnienie się z pułapki. 127 godzin to jednak nie tylko opis zmagań autora w pechowym kanionie. Rozdziały przedstawiające kolejne dni w szczelinie przeplatają się z opisami aktywnego życia Arona – dowiadujemy się więc, skąd wzięła się pasja do sportów ekstremalnych i poznajemy całkiem sporą listę jego naprawdę imponujących osiągnięć na tym polu. Czasami odnosi się wrażenie, że może zbyt sporą – w pewnym momencie wszystkie opowieści o zimowych górskich wspinaczkach zlewają się w jedną, a bar-

dzo szczegółowe relacje dotyczące sposobu wspinania się mogą nieco nużyć, zwłaszcza jeśli ktoś nieszczególnie interesuje się tym tematem. Z drugiej strony, to cofanie się w przeszłość uzmysławia czytelnikowi, że Aron przeżył w dużej mierze dzięki swojej niesamowitej sprawności fizycznej, wytrzymałości i ogromnej sile woli – wypracowanych właśnie podczas jego wcześniejszych wypraw. Książkę czyta się naprawdę dobrze i szybko, całość napisana jest w sposób wciągający i przystępny (pomijając wspomniane już fragmenty zbyt mocno skupiające się na detalach opisywanych wspinaczek), a z każdą kolejną przewróconą kartką rośnie podziw dla autora, który walczy i nie rezygnuje, mimo że zdrowy rozsądek podpowiada: nie warto, odpuść. Aron Ralston inspiruje do życia w zgodzie z sobą i z własnymi pragnieniami, do realizowania swoich pasji tu i teraz i nie odkładania ich na bliżej nieokreśloną przyszłość, do walki o to, co dla nas najcenniejsze. 127 godzin to nie tylko opis wypadku i wychodzenia z opresji. To też opowieść o tym, jak piękne i pełne może być nasze życie, gdy porzucamy ramy, w jakie wtłacza nas społeczeństwo, i gdy przestajemy spełniać oczekiwania naszej rodziny czy przyjaciół, a zaczynamy realizować własne marzenia. Często wymaga to wiele odwagi i samozaparcia, ale historie życia takie jak Alana pokazują, że warto zaryzykować i być szczęśliwym.

129 | nr 17 marzec 2012 r.


Polter poleca

Science Fiction Antologia

Fantastyka naukowa jest z założenia gatunkiem cięższym w odbiorze niż fantasy – opiera się bowiem, przynajmniej teoretycznie, na nauce i ekstrapolacji aktualnej wiedzy. Jej fabuła oscyluje zwykle wokół przyszłych możliwości, zagrożeń i rozwoju lub degrengoladzie gatunku ludzkiego czy też na eksploracji kosmosu oraz

konsekwencjach z tym związanych. Antologia Science Fiction, zawierająca teksty polskich autorów, jest przekrojem różnych odmian tej gałęzi fantastyki. Otwierające opowiadanie Cezarego Zbierzchowskiego Smutek parseków jest mariażem analizy socjologicznej ze space operą. Grupa

130 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

naukowców wysłana w kosmos obserwuje na statku rozwój trzech hodowanych gatunków (różniących się cechami fizycznymi oraz psychicznymi) ludzi. Przebywanie w próżni i długotrwałe hibernacje wpływają także na obserwatorów. Jest to świetny, nafaszerowany emocjami tekst, koncentrujący się człowieczeństwie i jego cechach, dodatkowo z bardzo dobrą puentą. Na podobnych zagadnieniach skupia się A pierwsi będą ostatnimi Rafała Kosika. To opowieść o grupie ziemskich kolonistów zasiedlających nowa planetę i o tym, jak z każdym kolejnym pokoleniem ulegają oni degradacji, ich wiedza maleje, a obyczaje stają się coraz bardziej prymitywne. Jednak brakuje tu nieco wyrazistości, prezentowane wnioski zaś wydają się dosyć banalne. Pseudaki Pawła Majki, które początkowo przypominają bajkę, stanowią wizję świata w pełni zcybernetyzowanego. Bohaterami są byty komputerowe próbujące odnaleźć prawdę o istnieniu swoim oraz ludzi, a także sztuczne inteligencje zarządzające olbrzymimi przestrzeniami danych, egzystujące jedynie w wirtualnej rzeczywistości. Tekst interesujący ze względu na posthumanistyczne wyobrażenie przyszłości Ziemi. Trzeci Adam Michała Protasiuka rozważa z kolei jedną z najszerzej omówionych w science fiction kwestii – czy po zebraniu wystarczającej ilości mocy operacyjnej sztuczna inteligencja powstanie samoistnie? Bierze jako przykład sieci zarządzania światłami drogowymi w miastach. Bardzo ciekawe ujęcie, biorące pod uwagę m.in. kwestie prawne i biologiczne faktu zaistnienia sztucznej inteligencji. Sporo tu także matematycznych teorii oraz dyskusji nad

problemem przeniesienia na format cyfrowy ludzkiej osobowości. Na szczęście język dyskursu jest łatwo przyswajalny, co bardzo pozytywnie wpływa na odbiór całości. Tematykę powstania sztucznej inteligencji porusza również Ciśnienie ewolucyjne Alexandra Gütsche, choć skupia się bardziej na samej kwestii zdobywania informacji i jej przepływie. Zabrakło jednak koncentracji na jakimś szczególnym aspekcie, przez co całość może wydać się nieco rozmyta i przegadana. Dodatkowo opowiadanie napisane jest częściowo slangiem branżowym (informatyczno-dziennikarsko-matematycznym), co może sprawić trochę problemów w płynnym odbiorze. Andrzej Miszczak w Impneurium ekstrapoluje dość nośny obecnie problem terroryzmu, dodając doń możliwy rozwój nauki oraz korzyści i zagrożenia z tego faktu płynące, bawiąc się również w wymyślanie genezy światowych religii. Wizja i treść interesująca, ale pomimo nagromadzenia różnych wątków (obyczajowy, miłosny, sensacyjny, religijny, science fiction) tekst należy do słabszych w tym zbiorze, co na szczęście nie znaczy, że nie jest dobrym utworem. Otchłań ptaków Błażeja Jaworowskiego, laureata konkursu organizowanego przez wydawnictwo Powergraph, także przedstawia możliwy wygląd przyszłości, jednak z naciskiem na osiągnięcia matematyczno-cybernetyczne. To również wizja złożonych zmian społecznych (brak wartości rzeczy materialnych, wyraźny podział ludzkości na kasty, całkowite uzależnienie od komputerów), która jest spójna, ale niczym nie zaskakuje ani nie skłania do refleksji. 131

| nr 17 marzec 2012 r.


Z kolei Wymiar wewnętrzny Marcina Przybyłka, najkrótszy tekst w antologii, jest przypowieścią o poszukiwaniu sensu w świecie o niesamowitym poziomie rozwoju. Świetny przerywnik, znacznie bardziej filozoficzny niż większość tekstów w antologii, z ciekawie poprowadzoną narracją. Podobnie nastrojowe jest Królestwo myśli Wojciecha Szydy opisujące rozwiniętą internetową grę wieloosobową (MMORPG), w której możliwe jest kształtowanie świata i wpływanie na awatary innych ludzi za pomocą samych myśli. Daje to podstawę do rozważań na temat istoty człowieczeństwa, a także wolności słowa i myśli. Bardzo ciekawie wykonany tekst (w formie wpisów uczestników gry oraz obserwatorów), który zapada w pamięć. Godzina nadawania Michała Cetnarowskiego jest najsmutniejszym opowiadaniem całej antologii. To historia o zagładzie Ziemi z perspektywy kosmonauty, który jest jedynym ocalałym, a co za tym idzie, jedynym człowiekiem w kosmosie. Autorowi świetnie udało się odwzorować poczucie osamotnienia i beznadziei towarzyszące głównemu bohaterowi oraz to, w jaki sposób stara się on nie popaść w obłęd i broni się przed samobójstwem. Przygnębiający i mocny tekst. Amnezjak Jakuba Nowaka, nieco podobny w kwestii ujęcia motywu polskości i wplecenia go w specyficzną czasoprzestrzeń pełną symboli do Wiecznego Grunwaldu Szczepana Twardocha, opowiada o alternatywnym Wawelu, którego trapi tajemnicza choroba, a jego mieszkańcy nie pamiętają, dlaczego wypełniają codzienne

czynności i rytuały. Problemem dla czytelnika może okazać się próba zrozumienia genezy całej tej nietypowej kreacji. Wiele wydarzeń wydaje się niejasnych, zarówno dla bohaterów, jak i odbiorców. Natomiast tytułowe Science Fiction autorstwa Jacka Dukaja jest bardzo hermetyczne i wyjątkowo trudne w odbiorze, niebezpiecznie ociera się o grafomanię. To historia o pisarzu fantastyki naukowej w przyszłości, fragment jego życia wypełniony nowymi wynalazkami i przemyśleniami matematyczno-filozoficznymi. Drugą częścią są fragmenty powieści pisanej przez głównego bohatera. I tutaj Dukaj nie ma żadnych zahamowań – to urywki pełne słowotwórstwa, dla niektórych może wręcz bełkot i sztuka dla sztuki. Choć nie można odmówić Dukajowi rozmachu oraz świetnego pomysłu, tekst zdaje się być napisanym wyłącznie dla grona wielbicieli własnego talentu. Science Fiction jest na pewno czymś unikatowym na naszym rynku – zbiera teksty zróżnicowane tematycznie od autorów na różnym etapie kariery, dając świadectwo o obecnej kondycji polskiej fantastyki naukowej. Najważniejsze jednak, że choć teksty prezentują zróżnicowany poziom, to wszystkie są co najmniej bardzo dobre. Świetnym dodatkiem jest posłowie Tomasza Kołodziejczaka, omawiające trendy tej gałęzi fantastyki oraz wpływ, jaki ma na nią nauka. Bartłomiej Łopatka Redaktor naczelny działu książkowego serwisu Polter.pl 132

| nr 17 marzec 2012 r.


Magazyny tradycyjne: magazyny wewnętrzne, magazyny zewnętrzne ||| Magazyny interaktywne: magazyny na iPad, Kindle, do publikacji w internecie Katalogi: prestiżowe katalogi drukowane i interaktywne, katalogi produktowe, foldery ||| Raporty roczne: bogate graficznie raporty roczne w formie tradycyjnej oraz cyfrowej ||| Publikacje okolicznościowe: książki, magazyny, katalogi, gazetki i inne ||| Sprawdź całą naszą ofertę na www.hussars.pl.

133

Sprawdź cennik usług wydawniczych

| nr 17 marzec 2012 r. oraz reklamowych na hussars.pl


Transgresje Moniki Wetter Agnieszka Rahoza

Tytuł: Transgresje Moniki Wetter Autor: Agnieszka Rahoza Wydawnictwo: Siedmioróg 2011 Liczba stron: 200 Cena: 30,99 zł

Życie tytułowej bohaterki debiutanckiej powieści Agnieszki Rahozy Transgresje Moniki Wetter wydaje się udane – ta blisko czterdziestoletnia kobieta ma stałą pracę, wieloletniego partnera (tak zwaną „dobrą partię”). Tymczasem Monika zrażona rutyną i w gruncie rzeczy niespełniona chciałaby większej stabilizacji: małżeństwa i dzieci. Jednak Krzysztof nie jest gotowy na takie zmiany i wkrótce ich drogi

rozchodzą się w dramatycznych okolicznościach. Załamanej Monice przychodzą z pomocą macocha Marianna i przyrodnia siostra Sabina. Jednak to dopiero pewna szczęśliwa pomyłka sprawi, że bohaterka zacznie nowy rozdział w swoim życiu i odnajdzie prawdziwe spełnienie. Transgresje Moniki Wetter można uznać za kolejną wersję współczesnej baśni o Kopciuszku (zresztą sama Raho-

134 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

za do tego otwarcie nawiązuje). Jednak nie jest to dokładne odwzorowanie znanego i lubianego utworu. W tej wersji macocha, przyrodnia siostra, a także wróżka (charyzmatyczna bizneswoman) są kimś na kształt przyjaciółek-przewodniczek, a z kolei sam Kopciuszek nie szuka wcale nowego księcia tylko właściwie pomysłu na życie, a w finale powieści oczywiście nie tylko wyzbywa się kompleksów, ale również świetnie odnajduje się w pracy, wiąże się – jakżeby inaczej – z księciem, realizuje swoje potrzeby i marzenia. Miód i mleko płyną nawet w dzisiejszych baśniach. Powieść ma w sobie wiele z chick-litu, zaś Monika w dużej mierze przypomina Bridget Jones. Zakompleksiona bohaterka jest samotna (choć ma grupkę oddanych przyjaciół), walczy z nadwagą i różnorakimi nałogami, marzy o wielkiej miłości, cierpi z powodu zdrady pochopnie wybranego mężczyzny, aby w końcu trafić na właściwego partnera. W perypetiach tej postaci nie brak oczywiście zdrowej dawki humoru, a całość napisana jest łatwym i przystępnym językiem. Jednak patrzenie na powieść Rahozy wyłącznie przez pryzmat przetworzenia znanej historii na chick-litową modłę wydaje się mocno ograniczające. Warto zwrócić uwagę na dość gorzki – choć zabarwiony humorem – obraz dzisiejszej Polki, wyłaniający się z kart tej książki. Współczesna kobieta często zniewolona jest przez utarte kulturowe schematy myślowe, czego przykładem jest tytułowa bohaterka. Monika to osoba uzależniona od partnera, skłonna do poświęceń, wręcz potrafiąca wyrzec się samej siebie dla mężczyzny. Nie umie cieszyć się życiem (zwłaszcza po rozstaniu), dostrzec w sobie pięknej i dojrzałej kobiety. Jednak na oczach czytelnika przecho-

dzi ona swoistą transgresję czy właściwie dojrzewa do samoświadomości – z kogoś, kto był w stanie błagać mężczyznę o ożenek, zamieni się w tę która sama dobiera sobie partnerów, nie wstydzi się przyjemności płynącej z seksu (odważne, ale niebanalne sceny erotyczne są mocną stroną tej powieści – wcześniejsze opowiadania autorki nie bez kozery opublikowano w antologiach Pikanterie i Gorączka), potrafi walczyć o swoje szczęście i dokonywać świadomych, przemyślanych wyborów. Co ważne, Monika uniezależnia się nie tylko od wpływu mężczyzn, ale również rodziny (macochy oraz siostry) czy charyzmatycznej pracodawczyni, której zawdzięcza „wybicie się”. Choć najwięcej miejsca z oczywistych względów autorka poświęca głównej bohaterce, na uwagę zasługują też drugoplanowe przedstawicielki płci piękniejszej, prezentujące alternatywne modele współczesnej kobiecości (Krystyna Berent jako wyemancypowana bizneswoman, Sabina w roli spełnionej młodej matki, starsza Marianna będąca właściwie głową rodziny). Jeśli można coś zarzucić Transgresjom…, to na pewno nieprzemyślany, zbyt cukierkowy finał. Być może Rahoza nie chciała przeciwstawiać się chick-litowej czy baśniowej konwencji. Jednak w rezultacie Monika Wetter usamodzielniwszy się, porzuca utarte schematy myślowe i w pewnym sensie wikła się w te same schematy po raz kolejny (choć już jako dojrzała, pewna siebie kobieta). Mimo wszystko jest to drobny mankament nierzutujący zbytnio na całą książkę. To w gruncie rzeczy nie tyle banalne, chick-litowe czytadełko, co błyskotliwa powieść o dojrzewaniu do samej siebie, o wyzwalaniu się kobiety z sieci stereotypów i rzekomych powinności społecznych. 135

| nr 17 marzec 2012 r.


Ambicja Kate Brian

Tytuł: Ambicja Autor: Kate Brian Tłumaczenie: Maria Jaszczurowska Wydawnictwo: Znak 2011 Liczba stron: 292 Cena: 29,90 zł

Mroczne tajemnice, intrygi, duże pieniądze. A pośrodku tego Reed Brennan, która znów coraz bardziej komplikuje swoje życie. Wbrew pozorom mowa tutaj nie o sensacyjnej powieści dla dorosłych, a o siódmej części serii dla nastolatek autorstwa popularnej amerykańskiej pisarki Kate Brian, która ma na swoim kon-

cie między innymi Klub niewiniątek czy trylogię o Annisie, jedynej ciemnowłosej cheerleaderce w swojej szkole. Pierwsze książki Kate Brian były pełne ciepła i humoru, czasem podejmowały ważne tematy. Czytelnik szybko zaprzyjaźniał się z głównymi bohaterami, kibicował im i mógł liczyć na happy end. Ot, przyjemne

136 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

i lekkie czytadła, nierzadko z morałem. Jednakże seria o Reed i jej życiu w elitarnej Easton Academy jest inna. Wprowadza w niepokojący i niebezpieczny świat amerykańskich elit. Akcja tej części cyklu zaczyna się rankiem, tuż po imprezie, w czasie której spłonął jeden z budynków szkoły. Reed jest prezeską Billings, czyli internatu którego mieszkanki spowodowały pożar. Musi teraz stawić czoła dyrektorowi i zrobić wszystko co w jej mocy, by Billings nie zostało zamknięte. Nie będzie to łatwe. W końcu niektórzy od dawna czekali na ten moment. Reed jednak udaje się wybłagać ostatnią szansę – internat nie zostanie zamknięty, jeśli jego mieszkanki uzbierają pięć milionów dolarów na rzecz szkoły. Nie wydaje się to bardzo trudne do momentu, kiedy okazuje się, że darczyńcami nie mogą być rodzice uczennic. Reed czeka więc niełatwe zadanie. Zwłaszcza że mocno przeżywa rozstanie z Joshem, ukrywa przed przyjaciółkami, że prawie wylądowała w łóżku z chłopakiem jednej z nich, a na dodatek ktoś bardzo nie chce dopuścić do uratowania jej ukochanego internatu. Ambicja, tak jak reszta serii, napisana jest żywym i prostym językiem – wartka akcja i nieprzewidywalność to jej znaki rozpoznawcze. Nawet po przeczytaniu wszystkich poprzednich części czytelnik nie odniesie wrażenia, że wie, co za chwilę się wydarzy. Natomiast jedno jest pewne – główna bohaterka zapewne jeszcze bardziej się pogrąży. Naiwna i niezdecydowana Reed ma bowiem niesamowitą umiejętność popadania w kłopoty. Cykl Kate Brian pokazuje, jak łatwo wpaść w pułapkę życia wysokich

sfer i jak trudno z niego zrezygnować. Nawet jeśli wiemy, jak wygląda ono naprawdę. Reed w Tylko dla wybranych była dziewczyną z małego miasta, która dzięki ciężkiej pracy dostała stypendium i zaczynała naukę w prestiżowej i ekskluzywnej szkole, gdzie uczą się dziedzice ogromnych fortun. Była szarą myszką marzącą o dostaniu się do legendarnego internatu Billings, co miało być pierwszym krokiem na jej drodze do zerwania z dawnym prozaicznym życiem i zostania „kimś”. Teraz, kiedy nie tylko dostała się do tego internatu, ale jest jego prezeską, już wie, że w tym świecie bardzo trudno jest zachować pozycję. Ambicję czyta się jednym tchem. Czytelnik ciekawy zakończenia będzie jednak rozczarowany – ostatni rozdział niewiele wyjaśnia, raczej jeszcze bardziej wszystko komplikuje. Na rozwiązanie akcji i wszystkich tajemnic Billings będzie musiał jeszcze długo poczekać, w Stanach ukazało już czternaście części serii i dwa prequele. Obiecać można natomiast jedno: do tego czasu na pewno nie będzie się nudził.

137 | nr 17 marzec 2012 r.


Jak wyjść z depresji Wunibald Müller

Tytuł: Jak wyjść z depresji Autor: Wunibald Müller Tłumaczenie: Urszula Poprawska Wydawnictwo: WAM 2011 Stron: 90 Cena: 12,50 zł

Według danych WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) zaburzenia psychiczne bezpośrednio dotykają obecnie czerysta pięćdziesiąt milionów osób. Depresja zaś jest jednym z częstszych w dzisiejszych czasach tego typu przypadłości mogących się przytrafić każdemu. Jest to także zjawisko złożone, niejednorodne

przyczynowo, dające się podzielić na kilka podrodzajów, które mogą różnić się zarówno objawami, jak i ich nasileniem. Szybkie zmiany tempa życia, wymogi współczesnego świata, stawiającego w coraz większym stopniu na indywidualną doskonałość i samorealizację, zazwyczaj czynią nas jeszcze bardziej podatnymi na zabu-

138 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

rzenia związane z kryzysem samooceny. Nie przypadkiem zatem według WHO do roku 2030 depresja stanie się najczęstszym problemem zdrowotnym. Jak wyjść z depresji jest krótkim, lakonicznym niemal poradnikiem, mającym na celu przybliżenie czytelnikowi zarówno istoty tej choroby, jej różnych form, a także sposobów radzenia sobie z nią. Autor jest psychologiem, ale także katolickim teologiem, co jest w książce wyraźnie odczuwalne. Religia i korzystanie z duchowej pomocy duszpasterza to jeden z ważnych i obszernych tematów poruszanych w tym poradniku. Co za tym idzie, osoby niewierzące lub po prostu wyznające inną wiarę niż chrześcijańska mogą uznać całe rozdziały za kompletnie nieprzydatne i będzie to przekonanie jak najbardziej słuszne. Krótko, jasno i przystępnie są opisane objawy i rodzaje depresji, z podziałem na te ciężkie, wymagające pomocy medycznej i te lżejsze, w których może wystarczyć pomoc psychologa, lub, jeśli ktoś woli, duchownego. Osobie podejrzewającej depresję u siebie, lub u kogoś z bliskiego z otoczenia, pierwsza część książki pozwoli szybko przeanalizować zaobserwowane objawy i dostarczy odpowiednich informacji co do tego, gdzie szukać pomocy, jak postępować, a także, co niezmiernie istotne, gdy na depresję cierpi bliska osoba – jak nie postępować. Druga część, opisująca sposoby wyjścia z depresji, a także podejmująca bardziej filozoficzną czy też duchową analizę depresji, broni się dużo słabiej. Pomijając już wyżej wspomnianą bezużyteczność niektórych rozważań dla czytelnika nie podzielają-

cego religijnych wierzeń autora, wywody w drugiej części są mocno mgliste. Jedyne co da się o nich powiedzieć na pewno, to to, że nie traktują depresji tak jak medycyna – jako choroby, którą należy zwalczyć i przywrócić organizm i psyche pacjenta do stanu pierwotnego. W depresji widzi autor swego rodzaju przeżycie wyzwalające, pozwalające doświadczającemu go człowiekowi wejść na wyższy poziom człowieczeństwa. Taką wizję część czytelników może uznać za racjonalną, pomaga ona przestać bać się depresji, zwalczyć samonapędzającą się spiralę, w której osoba dotknięta chorobą wpędza się w nią coraz głębiej poprzez żal, jaki odczuwa sama do siebie za swoją rzekomą słabość. Nie zmniejsza to jednak niebezpieczeństwa lekceważenia takich form i stadiów zaburzenia, bezwzględnie wymagających interwencji lekarza, bez której może skończyć się tragicznie. W warstwie językowej drażni nazbyt częste przywoływanie obszernych cytatów z innych źródeł. Zajmują one niemal połowę niektórych rozdziałów i sprawiają, że zamiast popularyzatorskiej pracy doświadczonego psychologa książka zaczyna przypominać pracę licencjacką. Nie ma wielu książek w prosty i przystępny sposób mówiących o depresji, i to jest niewątpliwie zaleta Jak wyjść…. Niestety, niewiele jest w niej dobrego ponadto.

139 | nr 17 marzec 2012 r.


Kup w sklepie:

Rattus

Epidemia czarnej śmierci z 1347 roku to jedna z największych tragedii, jakie na przestrzeni wieków nawiedziły Europę. W przeciągu zaledwie pięciu lat zabiła ona prawie jedną trzecią ludności kontynentu, a przed zachorowaniem nie chroniły żadne granice ani zajmowane na drabinie bytów miejsce. Dżuma nie wybierała swoich ofiar – umierali władcy,

biskupi, rycerze, mieszczanie, kupcy i chłopi. Stanowiła ona prawdziwe ucieleśnienie późnośredniowiecznej idei danse macabre – korowodu ludzi należących do wszelkich stanów społecznych, wszystkich równych w majestacie śmierci. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że taki dobór tematu do gry planszowej jest poważnie chybiony. Zabawa

140 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

w rozprzestrzenianie się dżumy nie wydaje się czymś, przy czym można miło spędzić wiosenne popołudnie. Byłoby to prawdą, gdyby Rattus nie traktował o czymś zgoła odmiennym – o ratowaniu podległej graczom populacji przed zarażeniem się tą straszliwą chorobą. Takie podejście do tematu sprawia, że roznoszona przez szczury po całej Europie plaga staje się wrogiem dla każdego uczestnika zabawy, a wygrana nie zależy wyłącznie od błyskotliwych posunięć na planszy, opiera się bowiem również na pewnej dozie szczęścia. Rozgrywka polega na utrzymaniu przez każdego z graczy na planszy jak największej ilości drewnianych kostek, które symbolizują zamieszkującą średniowieczną Europę populację. W zadaniu tym przeszkadzają losowo dokładane co turę żetony szczurów. Jeżeli na jakimś terytorium uzbiera się ich wystarczająca liczba, wybuchnie kolejne ognisko zarazy i w zależności od kontrolowanych przez graczy kart stanów, stracą oni część posiadanej przez siebie populacji. Karty stanów zapewniają różne korzyści i można zabierać je innym uczestnikom zabawy bez przeszkód, jednak gdy wybucha zaraza, ich zbyt duża liczba to najkrótsza droga do tego, aby stracić większość populacji. Pomimo przypadkowego rozmieszczania na planszy żetonów szczurów Rattus nie jest prostą grą losową, do wygrania której niezbędny jest wyłącznie łut szczęścia. Co prawda nigdy nie możemy być pewni tego, co skrywają na swoim awersie żetony szczurów, jednak sami kontrolujemy to, gdzie kładziemy kolejne kostki populacji, jakie karty stanów posiadamy, a także i to, gdzie w danej turze przemieści się zaraza.

To, czy wybuchnie jej nowe ognisko, zależy chociażby od gęstości zaludnienia danego regionu – gdy będzie ono zbyt niskie, zaraza ominie daną prowincję i powędruje dalej. Jeżeli jednak będzie zbyt wysokie… cóż, wtedy wszystko w rękach Boga i kontrolowanych kart stanów, ponieważ to one określają, czyje kostki populacji zostaną usunięte z planszy. Największym atutem Rattusa są dobrze przemyślane zasady rozgrywki. Kilka pierwszych partii może upłynąć pod znakiem dokładania kolejnych kostek populacji i przesuwania pionka zarazy, jednak w pewnym momencie gracze zaczną zauważać pewne zależności, które przyczyniają się do odniesienia przez nich końcowego zwycięstwa bądź je utrudniają. Po kilku kolejnych okazuje się, że Rattus to dość skomplikowana gra logiczna, w której element losowy nie jest aż tak istotny jak się z początku może wydawać. Gdy wszyscy uczestnicy zabawy posiadają już pewne doświadczenie z grą, zamienia się ona w prawdziwy pojedynek umysłów, podczas którego najmniejszy błąd może wiele kosztować. Z tego powodu jest to gra ponadprzeciętna, niejednokrotnie zaskakująca głębią zaproponowanych przez autorów rozwiązań. 141

| nr 17 marzec 2012 r.


Transgresje Moniki Wetter Agnieszka Rahoza

Tytuł: Transgresje Moniki Wetter Autor: Agnieszka Rahoza Wydawnictwo: Siedmioróg 2012 Liczba stron: 199 Cena: 30,99 zł

Od kilku już lat w polskiej beletrystyce przybywa powieści pisanych przez kobiety, w których to właśnie płeć piękna odgrywa najważniejszą rolę. Zapewne dałoby się wyróżnić pewne tendencje, pojawiające się we współczesnej prozie, których nie wolno bagatelizować. Autorkom, kreującym niezależne silne osobowości,

zależy na stworzeniu obrazu współczesnej kobiety, odbiegającego od powszechnej wizji Matki Polki. Trudno nie zauważyć fali popularności tego typu utworów, do których należy z pewnością powieść Agnieszki Rahozy. Pisarka przedstawiła losy kobiety w średnim wieku w przełomowym momencie jej życia, bogato czerpiąc

142 | nr 17 marzec 2012 r.


RECENZJE

z bajkowych motywów, wydawałoby się doszczętnie już przemielonych przez kulturę popularną. Historia brzydkiego kaczątka czy Kopciuszka to motywy uniwersalne i podatne na wszelakie reinterpretacje, przez co łatwo można popaść w niebezpieczne dla fabuły schematy, czego w pewnych momentach nie udało się uniknąć autorce. Najbardziej wyraźnie widać to w sposobie kreacji postaci mężczyzn – papierowych, opartych na stereotypach. Osobowość głównej bohaterki również została potraktowana sztampowo. Dopiero po cudownej przemianie poczwarki w motyla nabiera nieco charakteru i zaczyna wzbudzać jakiekolwiek pozytywne emocje. Prawdziwie interesującą i barwną bohaterką powieści jest tajemnicza pierwsza dama branży kosmetycznej, która odmieniła życie tytułowej Moniki. Szkoda, że jej wątek nie został bardziej rozbudowany, bo zapowiadał się niezwykle ciekawie. Baśniowe skojarzenia są jak najbardziej uzasadnione. Ale w książce wprawny czytelnik znajdzie także wiele innych niebanalnych intertekstualnych nawiązań, np. do Ojca chrzestnego Mario Puzo. Warto zwrócić uwagę na prezentowane w Transgresjach Moniki Wetter poglądy na temat piękna i wartości kobiety, które są co najmniej kontrowersyjne. Można z lektury wyciągnąć (mylne miejmy nadzieję) wnioski, że kobiety sukcesu zostają tym, kim są z desperacji spowodowanej niemożnością ustatkowania się i założenia rodziny, o czym tak naprawdę marzą przez całe życie. Gdyby kilka wątków zostało lepiej dopracowanych byłaby to pierwszorzędna lektura, a Rahoza zdobyłaby Parnas literatury

kobiecej. Szczególnie ciekawie zapowiadał się epizod z przeszłości Krystyny, dotyczący PRL-u i denuncjacji kolegi ze studiów, oraz wątek biznesowych kalkulacji głównej bohaterki czy skomplikowanej relacji argentyńskiego inwestora i jego syna. Tytułowe transgresje zaś, jak na współczesne pojmowanie moralności, sytuują się zaledwie na obrzeżach przyzwoitości. Niemniej jednak należą się brawa za interesujące odświeżenie utartych motywów, co nie jest łatwą sztuką. Tym bardziej że powieść została przemyślana, akcja posuwa się naprzód równomiernie w swoim rytmie, a poprawny styl Rahozy odznacza się przejrzystością i świadczy o dobrym warsztacie literackim. Pozostaje cierpliwe czekać na kolejne utwory debiutantki, która, jeśli pójdzie w obranym kierunku, stanie się czołową autorką książek dla kobiet.

143 | nr 17 marzec 2012 r.


BIBLIONETKOWICZE PISZĄ SENTYMENTALNIE

OPOWIEŚĆ O ANI, KTÓRA ZASIAŁA ZIARNKO ROMANTYZMU W PEWNEJ MAŁEJ DZIEWCZYNCE Niedawno miałam okazję wymienić kilka słów na temat literatury z grupą młodzieży w pewnym małym miasteczku. Siedziałam spokojnie na krześle i wraz z kolegą z pracy odpowiadałam na – nie tak znów liczne – pytania. W pewnym momencie padło takie, które na chwilę przeniosło mnie w inny wymiar: czy literatura pomaga znosić codzienność? Czy pomaga znosić codzienność… Przypomniało mi się jedno ze zdań charakteryzujących bohaterkę książeczki „Wakacyjny koncert” Agnieszki Sikorskiej-Celejewskiej. Otóż Iga wyobrażała sobie siebie, w smutnych czy przygnębiających sytuacjach, jako bohaterkę książki. Gdy padał deszcz, nie martwiła się padającymi z nieba kroplami, bo oto walczyła z nimi nie ona, zwykła Iga, tylko Iga – bohaterka powieści. I wszystko z miejsca nabierało innego, romantycznego wymiaru. I pomyślałam: o, tak, coś w tym jest. Książki pomagają stawiać czoła rzeczywistości. W ogóle dużo się o roli książek mówi. Ale często zapominamy o jednym: wprowadzają do naszego życia zalążek romantyzmu. Potem wystarczy go tylko podlewać, nieko-

niecznie bardzo regularnie, deszczem liter składających się w najprzeróżniejsze rodzaje pokarmów dla duszy. I oto staje się: człowiek zaczyna być romantykiem. W moim przypadku lwią część tego zadania spełniły litery zrodzone z pióra, myśli i potu Lucy Maud Montgomery, a konkretnie – opowieści o mojej ukochanej Ani Shirley. Jeśli nadal zdarza mi się tak 144

| nr 17 marzec 2012 r.


zamyślić, żeby zapomnieć o bożym świecie (a konkretnie: o gotującej się zupie/kartoflach/smażącym się szpinaku) – to trzeba za to winić właśnie tę kobietę. Racja, dopełniła tego cała fura innych ksiąg – lepszych i gorszych. Ale to Ania dała temu nieśmiertelny zalążek. Dlatego ośmielam się sądzić, że słynna powieść jest jedną z najważniejszych w całym moim dotychczasowym życiu.

A Gilbert? O, wszystkie świętości! W moich oczach Gilbertem stawał się każdy chłopak z naszej małej wiejskiej szkółki, który choćby raz zdobył się na jakiś miły gest. Bo czyż ten skrywany uśmiech i mrugnięcie okiem nie świadczy o nadzwyczajnych walorach porywczego, namiętnego, romantycznego serca? Ba! Oczywiście! Ach, Aniu, Aniu… Gdzie się podziałaś, dokąd uciekłaś z mojego świata, czemu nie mówię Ci już dobranoc każdego wieczoru i nie słyszę, jak mi odpowiadasz? Rzeczywiście, nie przestaję już godzinami w Jarzębinowej Alei niemalże bez ruchu (ze względu oczywiście na rozmiar tego miejsca), nie gadam w lesie „do siebie”, jakby to określili Ludzie Ślepego Serca… Na szczęście zostało mi jeszcze coś, co zawdzięczam Tobie i Tobie podobnym. Romantyzm. To specyficzne podejście do świata. Krótko: zawdzięczam Wam RÓŻOWE OKULARY.

Jako dziecko często zabierałam ze sobą Anię na spacery. Żeby nikt się ze mnie nie śmiał czy patrząc na mnie nie pukał się paluchem w czoło, dotyczyło to tylko spacerów samotnych. Godzinami łażąc po lesie opowiadałam (nie)widzialnej pannie Shirley o niewdzięcznych szkolnych przyjaciółkach, wrednych nauczycielkach, co to się na żartach nie znają, o Jarku z trzeciej czy Pawle z czwartej klasy. I zaczynało mi być… milej. Cały świat wokół miał tyle barw, tyle się w nim kryło tajemnic! Zmizerowana jarzębina rosnąca niedaleko szamba stała się mym ukochanym drzewem – skoro Ania potrafiła każdemu niepozornemu zakamarkowi nadać jakąś piękną nazwę, dlaczego nie mogłabym tego robić i ja? Od tej pory znosiłam wszystkie męki codzienności w mojej prywatnej Jarzębinowej Alei, nie zważając na roztaczający się tu i ówdzie smród. Chciałam, żeby przytrafiało mi się dokładnie to, co jej – doznawałam nawet swoistego rozczarowania, kiedy podczas przyrządzania z mamą budyniu nie znajdowałyśmy w garnku myszy ani nawet malutkiego karalucha. Niczego. Ach, ta nasza nudna codzienność!

Uśmiechnęłam się. Tak, literatura pomaga znosić codzienność, oczywiście – odpowiedziałam z rozmarzonym wyrazem twarzy. – Sztuka w ogóle – poprawiłam się. Po co mieliby odgadywać te grzeszki dzieciństwa z krzywizny mych ust? Mam już swoje lata. Nowo poznawani przyjaciele nie są już widzialni nawet przez chwilę, noszę ich tylko głęboko w sobie, całe tuziny. I tylko niekiedy muszę zwalniać kroku. Cóż, niektórzy z nich swoje ważą… Dzięki, Aniu. Dzięki, Lucy. Katarzyna Leśniak (miłośniczka) Czytatnik: Te oraz inne szpargały 145

| nr 17 marzec 2012 r.


NOWA STRONA LITERADARU! www.literadar.pl

146 | nr 17 marzec 2012 r.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.