Literadar nr 21

Page 1

#21

AGMENT W ŚRODKU FR WIEŚCI PO EJ SZ NAJNOW

AN TRUDI CANAV

KRÓLOWA ZDRAJCÓW

Piszemy o tym, co warto przeczytać!

RAPORT LITERADARU

BOOK

W CYBERPRZESTRZENI


#21 Literadar jest wydawany przez: Porta Capena Sp. z o.o. ul. Świdnicka 19/315, 50-066 Wrocław Wydawca: Adam Błażowski Redaktor naczelny: Piotr Stankiewicz piotr.stankiewicz@literadar.pl tel. 535 215 200 Z-ca redaktora naczelnego: Sylwia Skulimowska sylwia.skulimowska@literadar.pl tel. 792 291 281 Korekta: Marta Świerczyńska korekta@literadar.pl

Współpracownicy: Michał Bryda, Mateusz Budziakowski, Robert Ciombor, Piotr Chojnacki, Marta Gulińska, Jakub Janik, Katarzyna Kędzierska, Marcin Kłak, Karol Kosakowski, Iwona Kosmal, Katarzyna Lipska, Bartłomiej Łopatka, Katarzyna Malec, Joanna Marczuk, Marek Mydel, Grzegorz Nowak, Ewa Popielarz, Maciej Reputakowski, Dawid Sznajder, Dorota Tukaj, Michał Paweł Urbaniak, Adam Wieczorek, Tymoteusz Wronka Projekt graficzny i skład: Mateusz Janusz (Studio DTP Hussars Creation) Reklama: Support Media Sp. z o.o. Ewa Micek e.micek@supportmedia.pl tel. 22 312 40 88 kom. 668 276 516

Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych, jednocześnie zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i poprawek w nadesłanych materiałach.


Co w numerze: 4 6 11

EDITORIAL OD STRONY KSIĄŻKI SUBIEKTYWNY PRZEGLĄD NOWOŚCI KSIĄŻKOWYCH 14 BOOK W CYBERPRZESTRZENI RAPORT LITERADARU 52 NADZIEJE, ZŁUDZENIA, REALIA 60 SIENKIEWICZ DO LAMUSA LITERATURY, ŻEROMSZCZYZNA ZABIJA NAWET ZOMBIE! WYWIAD Z KAMILEM ŚMIAŁKOWSKIM 64 MĘSKA RZECZ, DAMSKIE SPRAWY 73 RECENZJE 162 DZIECIĘCE ZACZYTANIE 182 BIBLIONETKOWICZE PISZĄ SENTYMENTALNIE 184 FRAGMENT POWIEŚCI TRUDI CANAVAN KRÓLOWA ZDRAJCÓW

3 | nr 21


Editorial

K

iedyś obiecałem sobie, że skomentuję w Literadarze akcję społeczną „Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka!.” Abstrahując od dobrych intencji jej twórców (w które wierzę), połącznie sympatii do książek z promiskuitywnym trybem życia wydaje się dość karkołomnym pomysłem. Po pierwsze – co ma piernik do wiatraka? Jaki związek ma książka z seksem – że na kanapie? Ślinienie stron? A może słabszy wzrok tych lubiących czytać i, co za tym idzie, mniejsza wybredność w doborze partnerów? Po drugie – co z tymi, którzy czytają, ale nie chcą „chodzić do łóżka”? Czy tym samym skazują nielojalnie uczestników akcji na przymusową wstrzemięźliwość seksualną? Po trzecie zaś – czy czytanie jest sexy? Przychodzi na myśl cytat z Psów II: „A ja moją Mariolkę zapoznałem w bibliotece.” Na pewno podryw na zaczytanego intelektualistę/kę ma swoje zalety, ale stawiam dolary przeciwko orzechom – zaraz po tym jak zadziała, o książkach mówi się już mało. W związku z trwającymi wakacjami, które sprzyjają zapoznawaniu nowych ludzi, w kontekście decyzji o „iściu do

łóżka”, jeśli już, to polecam lekturę książeczki szczepień potencjalnego kandydata lub kandydatki. Tym razem Literadar jest najgrubszy w swojej historii – i jest w czym wybierać. Polecam przede wszystkim wyczerpujący raport Sylwii Skulimowskiej o miejscach w sieci, które poświęcone są książkom. Wynika z niego niezbicie – nie dość, że Internet książki nie zabił, to jeszcze przedłużył jej życie, a wręcz zafundował nowe i lepsze. Nie trzeba wychodzić z domu, żeby dowiedzieć się co chcemy przeczytać i kupić to w najlepszej możliwej cenie. Możemy mieć setki znajomych, którzy podzielają naszą pasję do literatury (i niekoniecznie musimy z nimi sypiać). Sądzę, że ten raport jest jedną z najbardziej wyczerpujących tego typu publikacji i stanowi wyjątkowy przewodnik – nie tylko dla tych, którzy lubią czytać i wczoraj kupili Neostradę. Jest też wywiad z Kamilem Śmiałkowskim – dziennikarzem, znawcą popkultury. Od dawna jestem fanem Kamila, śledzę jego wypowiedzi i dokonania, lubię i podzielam gust filmowy i literacki. Przyznam jednak szczerze, że w porównaniu z nim, czuję się jak 4 | nr 21


ortodoksyjny miłośnik klasyki i literackich ramot. Ciekawie prezentuje się również tekst Marka Piwońskiego o polskich rojeniach militarnych. Jak zwykle jest mnóstwo recenzji – tym razem ponad 50. Zachęcam do lektury. Na koniec pozwalam sobie polecić Państwu książkę. Książkę, która może stać się wymarzoną lekturą na lato, dla tych, którzy kupią później, na jesień itd. Myślę, że wiernym czytelnikom Literadaru nie trzeba przedstawiać Elżbiety Cherezińskiej. Świetna pisarka, nietuzinkowa osoba, arcyciekawy rozmówca. Zainteresowanych odsyłam do wywiadu z bodajże drugiego numeru pisma. Wydała niedawno kolejną książkę, o której podczas wspomnianej rozmowy tylko wspomniała, nie chcąc zdradzić jakichkolwiek szczegółów. Korona śniegu i krwi to soczysta powieść historyczna, która nie tylko udowadnia, że wciąż my Polacy mamy coś w tej materii do powiedzenia, ale pozwala nam spojrzeć na dzieje naszego kraju z całkiem nowej perspektywy. Nie ma tu zaściankowej dumy z przewag pradziadów ani nurzania się w kolejnych powstaniach, zsyłkach i moralnych zwycięstwach. Są za to rycerze, knieja, wielka i mała polityka, wreszcie ludzie z krwi i kości – coś do czego pisarka zdążyła już być może wielu z nas przyzwyczaić. I choć twierdzenie,

że to polska Gra o tron, jest mało subtelne, to jednak w pełni prawdziwe i zasłużone. Ceńmy takie książki polskich autorów, bo obecnie to raczej rzadkość. Dziękuję za wspólne 20 numerów wszystkim czytelnikom i osobom, które pomogły uczynić Literadar największym miesięcznikiem o książkach w Polsce. Piotr Stankiewicz 5 | nr 21


OD STRONY

KSIĄŻKI

Zebrała Sylwia Skulimowska

OD STRONY KSIĄŻKI

Slow Man John M. Coetzee fot. TęTabaran Company

Zdarzenia z kraju i ze świata, ze stolicy i z ulicy, nowości, premiery, zapowiedzi. LiteRADAR włączony, wychwytuje, namierza i donosi, że...

John Maxwell Coetzee, laureat Literackiej Nagrody Nobla i dwukrotny zdobywca Nagrody Bookera był gościem tegorocznego Malta Festival w Poznaniu. Podczas imprezy swoją światową premierę miała opera Slow Man, do której pisarz stworzył libretto, wzorując się na swojej powieści Powolny człowiek. Muzykę stworzył belgijski kompozytor Nikolas Lens. To właśnie on, zafascynowany twórczością pisarza, zaproponował mu listownie współpracę. Niestety pisarz nie odpowiedział. Gdy w 2003 roku John Maxwell Coetzee otrzymał Nagrodę Nobla, kompozytor uznał, że szanse na realizację wspólnego projektu są minimalne. Tymczasem dwa miesiące później pisarz skontaktował się z muzykiem. Prapremiera opery w reżyserii Mai Kleczewskiej odbyła się 5 lipca podczas festiwalu. Wizytę noblisty połączono z premierą książki Wyostrzyć wzrok. J. M. Coetzee: sztuka, świat i polityka. Pisarz otrzymał również tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Polskim wydawcą The Casual Vacancy pierwszej, od dawna wyczekiwanej powieść J. K. Rowling dla dorosłych został Społeczny Instytut Wydawniczy Znak. Dotąd monopol na książki J. K. Rowling miało w Polsce wydawnictwo Media Rodzina publikujące cykl o Harrym Potterze. The Casual Vacancy ukaże się w Wielkiej Brytanii 27 września 2012. 6 | nr 21


Planując wakacyjne, fantastyczne podróże warto odwiedzić: Toporiada 2012

2-4 sierpnia

Konwent RPG w „środku urokliwego lasu, nieopodal rzeki”, jak zachwala organizator, czyli Rawskie Stowarzyszenie Miłośników Gier Fabularnych i Fantastyki. Więc gdzie się bawimy? We Fryszerce koło Inowłodza w województwie łódzkim. Krakon 2012

10-12 sierpnia

Ogólnopolski zlot miłośników fantastyki w Krakowie. Będzie wszystko, co najlepsze: manga i anime, horror i sensacja, RPG i Minecraft. Na dokładkę dużo o Terrym Pratchetcie i Świecie Dysku, a na deser mnóstwo o podróżach i podróżnikach-awanturnikach. Zlot Arda 2012

17-21 sierpnia

Czterodniowe święto dla miłośników Tolkienowskiego Śródziemia. W bezpiecznej odległości od miejskiego zgiełku, na terenie rozległego pola w miejscowości Biała koło Chojnowa spotkają się rasy elfów, hobbitów, Dunedainów i krasnoludów. Wszyscy obowiązkowo przyodziani zgodnie z plemienną modą. Uwaga, hobbici planujący pojawić się po raz pierwszy, pamiętajcie zabrać ze sobą swoje drzewko genealogiczne! Polcon 2012

23-26 sierpnia

Ogólnopolski Konwent Miłośników Fantastyki. Wśród gości: znani pisarze fantasy Miroslav Zamboch i Peter V. Brett, amerykański pisarz, twórca horrorów Edward Lee, Erich von Daniken, którego kontrowersyjną teorię o pozaziemskich cywilizacjach znają chyba wszyscy, a także Maciej Parowski i Andrzej Sapkowski, Bogusław Polch, Andrzej Ziemiański, Dariusz Domagalski, Robert M. Wegener, Anna Kańtoch... lista zaproszonych jest długa. Kulminacyjnym punktem konwentu jest wręczenie Nagrody im. Janusza A. Zajdla. Wrocław zaprasza! Za rok w roli gospodarza Polconu wystąpi Toruń. Do deszczowo-pomarańczowej jesieni jeszcze daleko, ale z rozpędu już można wpisać do kalendarza postapokaliptyczny Świdkon 2012 (7-9 września, Świdnik), konkurencyjny Grojkon 2012 (7-9 września, Bielsko-Biała), który odwiedzi mistrz horroru Graham Masterton, oraz Kapitularz 2012 (21-23 września), Łódzki Festiwal Fantastyki z horrorem i urban fantasy w rolach głównych. 7 | nr 21

Jak brzmią tytuły najlepszej polskiej powieści i opowiadania fantastycznego tego roku? Znamy już nominacje do Nagrody imienia Janusza A. Zajdla, teraz można typować wyniki. Zwycięzców poznamy 25 sierpnia we Wrocławiu na Ogólnopolskim Konwencie Miłośników Fantastyki Polconie 2012. Czyżby niemal już tradycyjnie pierwsze miejsce dla Jacka Dukaja? A może jednak Grillbar Galaktyka? Kamienna Ćma? Nominowane opowiadania: 1. Anna Brzezińska: Żar, „Fantastyka” (wydanie specjalne 4/2011). 2. Jakub Ćwiek: Bajka o trybach i powrotach, [W:] „Księga wojny”, Agencja Wydawnicza RUNA. 3. Stefan Darda: Spójrz na to z drugiej strony, [W:] „15 blizn”, Replika. 4. Magdalena Kozak: Strasznie mi się podobasz, [W:] „Strasznie mi się podobasz”, Wydawnictwo Fabryka Słów. 5. Marceli Szpak: Obcy Blog „Masowa Konsumpcja Kultury Masowej”. Nominowane powieści: 1. Jacek Dukaj: Science Fiction, Wydawnictwo Powergraph. 2. Maja Lidia Kossakowska: Grillbar Galaktyka, Wydawnictwo Fabryka Słów. 3. Jakub Małecki: Dżozef, Wydawnictwo W.A.B. 4. Paweł Matuszek: Kamienna Ćma, Wydawnictwo MAG. 5. Krzysztof Piskorski: Krawędź czasu, Agencja Wydawnicza RUNA. 6. Wit Szostak: Dumanowski, Lampa i Iskra Boża.


OD STRONY

KSIĄŻKI

Bohdan Butenko został laureatem Orderu Uśmiechu. Mistrz ilustracji wypił sok z czterech cytryn i przyrzekł „być zawsze pogodnym i nieść radość dzieciom”. Pasowanie różą odbyło się w lubelskim Teatrze im. H. Ch. Andersena. Wniosek o wyróżnienie Bohdana Butenki złożyły dzieci z Lublina i Poniatowej. Legitymacja Kawalera Butenki nosi numer 939. Wśród sławnych artystów nagrodznych Orderem uśmiechu są także m.in.: Astrid Lindgren, Tove Janson, Irena Kawiatkowska, Steven Spielberg, J. K. Rowling, Majka Jeżowska, Ewa Błaszczyk, Ewa Szelburg-Zarembina, Ludwik Jerzy Kern, Małgorzata Musierowicz, Alfred Szklarski i Henryk Chmielewski. W 2011 roku udało się zebrać tysiąc, a podczas tegorocznych Warszawskich Targów Książki aż dwa tysiące książek. Wszystkie trafiły do dzieci przebywajacych w świetlicach środowiskowych, szpitalach i domach dziecka. Pomysłodawcą społecznej akcji Dzielę się książkami jest portal Qlturka.pl Obdarowującym może zostać każdy, i dziecko, i dorosły. Wystarczy do tego nawet jedna wartościowa, niezniszczona książka. Okazja nadarzy się już 7-9 września podczas Targów Książki w Katowicach. Odbędzie się wtedy kolejna edycja akcji Dzielę się książkami. 8 | nr 21

Agnes Grey Anne Brontё Pierwsze polskie wydanie. Zmartwiona sytuacją finansową rodziny, a jednocześnie motywowana pragnieniem poszerzenia własnych horyzontów, młodziutka Agnes Grey postanawia zostać guwernantką. Przepełnia ją nadzieja i przekonanie, że wystarczy jej pamiętać siebie taką, jaką była w wieku swoich podopiecznych, by zdobyć ich zaufanie i przyjaźń. Jednak dzieci, którymi przyjdzie jej się zajmować, okażą się niezwykle rozpieszczone, a pracodawcy wymagający, wyniośli i nieprzyjemni. Agnes Grey to powieść inspirowana prawdziwymi przeżyciami Anne Brontё, pokazująca determinację kobiety, by zdobyć wykształcenie i pracę oraz by uzyskać niezależność, a jednocześnie demaskująca prawdę o trudach, samotności i upokorzeniach doświadczanych przez guwernantki – przedstawicielki jedynej profesji, której podjąć się mogła szanowana niezamężna kobieta w XIX-wiecznej Anglii.


Prawdziwy gangster Moje życie: od żołnierza mafii do kokainowego kowboja i tajnego współpracownika władz Sam nauczył się zabijać w Wietnamie. Jako dorosły człowiek był żołnierzem mafii w nowojorskich klubach, gdzie poznał Bruce’a Lee, uratował z rąk porywaczy Jimiego Hendrixa i spędził noc z dziewczyną Bonda. Kolejnym etapem kariery Robertsa było wejście w biznes narkotykowy. Jego dostawcą był najsłynniejszy narkotykowy baron Pablo Escobar, a klientami największe gwiazdy. Gdy władze postawiły mu zarzuty, groziła mu kara trzystu lat więzienia. Ale Jon Roberts potrafił poradzić sobie nawet z tym. Emeryturę spędził w luksusowej rezydencji, gdzie odwiedzali go zafascynowani nim Snoop Dogg, 50 Cent i Akon (który napisał o nim piosenkę) oraz aktor Mark Wahlberg, który ma zagrać Robertsa w ekranizacji tej książki. Opowieści Jona Robertsa wysłuchał Evan Wright - autor książki i serialu HBO Generation Kill.

Przypadek Adolfa H. Eric-Emmanuel Schmitt Co by było, gdyby Adolf Hitler dostał się na Akademię Sztuk Pięknych? Eric-Emmanuel Schmitt kreśli podwójny portret tytułowego bohatera. Naszym oczom ukazują się na zmianę: Hitler dyktator i Hitler artysta, zakompleksiony despota i spełniony, szczęśliwy mężczyzna. Historia prawdziwa przeplata się z historią, która mogła się zdarzyć... Dlaczego losy świata potoczyły się tak, a nie inaczej? Co sprawia, że człowiek raz wybiera dobro, a innym razem zło? Czy wszystkim rządzi przypadek? W napisanej z rozmachem i dużą swadą książce Schmitt stawia pytania o źródło i naturę zła. Każdy z nas ma w sobie jasną i ciemną stronę – i lepiej o tym nie zapominać.

9 | nr 21


OD STRONY

KSIĄŻKI

Opowiadania nowojorskie Henry James Czarodziejski labirynt

Dziewięć opowiadań. Różnorodne portrety ludzi i miasta: od cierpko humorystycznego Epizodu międzynarodowego, opisującego podróż dwóch młodych Anglików za ocean, po Niezły narożnik, którego bohater powraca do Nowego Jorku po trzydziestu trzech latach nieobecności, by spotkać swojego sobowtóra; od Johna Lennoxa w Historii pewnego arcydzieła, poznającego dzięki obrazowi prawdę o swojej narzeczonej, po odkrywającą swoją kobiecą tożsamość Catherine Sloper, bohaterkę Placu Waszyngtona, opowiadania, które wielu uważa za jedno ze szczytowych osiągnięć pisarza. Opowiadania nowojorskie to podróż ścieżkami pamięci po mieście, którego już nie ma, migawki robione na przestrzeni czterdziestu lat. James, mistrz detalu i półcienia, rejestruje tu grę przelotnych spojrzeń i drobnych gestów, kreśli subtelny obraz relacji międzyludzkich i jak zwykle okazuje się wirtuozem niedopowiedzeń.

Odpowiedzi na zawiłe pytania dotyczące początków Świata Rzeki nareszcie znajdują się w zasięgu ręki, gdy niezwykła grupa Ziemian — złożona z Sir Richarda Francisa Burtona, Samuela Clemensa, Alicji Liddell Hargreaves (pierwowzoru Alicji w Krainie Czarów), Cyrana de Bergeraca, Ulyssesa S. Granta i barona Von Richthofena — przedostaje się do fortecy nadludzkiej rasy, która włada Doliną. Jednakże odpowiedzi prowadzą do kolejnych oszałamiających pytań... Kim jest Tajemniczy Nieznajomy, który rozpala wyobraźnię ludzi wskrzeszonych nad brzegami Rzeki, odsłaniając przed nimi część prawdy? Co stanowi klucz do potężnego komputera, dzierżącego władzę nad życiem i śmiercią? We wnętrzu Mrocznej Wieży kryją się liczne tajemnice — są one jednak przeznaczone tylko dla tych, którym wystarczy odwagi, by je odkryć, i mądrości, by je rozszyfrować... 10 | nr 21


Subiektywny przegląd nowości książkowych

Paweł Zych, Witold Vargas Bestiariusz słowiański, czyli rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach Studiując rodzime baśnie, podania i legendy, odnosimy nieodparte wrażenie, że nasi przodkowie kochali niesamowite opowieści. Przez setki lat historii naszego kraju powstał olbrzymi, barwny i ludny świat polskich wierzeń ludowych. Pięknie ilustrowany przez Pawła Zycha i Witolda Vargasa Bestiariusz jest skromną próbą zilustrowania tego bogactwa i ukazania choćby jego części współczesnemu Czytelnikowi.

Asia Bibi Bluźnierstwo Upalny dzień. 40-letnia mieszkanka pakistańskiej wioski od wielu godzin zbiera na cudzym polu owoce. Praca jest wyczerpująca, lecz Asia i jej mąż muszą utrzymać pięcioro dzieci. Żeby się ochłodzić, pije wodę z pobliskiej studni. Ta należy do muzułmańskiej społeczności, a Asia jest chrześcijanką, dlatego w opinii innych kobiet woda staje się „nieczysta”. Wybucha kłótnia, pada słowo: „Bluźnierstwo!”. Los kobiety jest przesądzony – w Pakistanie taki zarzut to pewna śmierć. 14 czerwca 2009 roku Asia Bibi zostaje wtrącona do więzienia, gdzie do dzisiaj czeka na wykonanie wyroku śmierci przez powieszenie. W jej obronie odważyli się stanąć

gubernator Pendżabu (muzułmanin) oraz minister ds. mniejszości (chrześcijanin) – obydwaj zostali zamordowani przez fanatyków religijnych. Poruszająca historia Asii Bibi, opowiedziana przez nią samą zza murów więzienia, uświadamia nam, jak wiele zła popełnia się w imię religii i jak ważna jest wolność przekonań, a także prawa człowieka. Dlatego jej osoba stała się ikoną walki z przemocą o podłożu religijnym, a o jej uwolnienie walczą ludzie na całym świecie.

Neal Stephenson Reamde Richard Forthrast, czarna owca klanu farmerów z Iowa, dawny uciekinier przed poborem do Kanady oraz przemytnik marihuany, zgromadził w ciągu lat niewielką fortunę, a potem powiększył ją tysiąckrotnie, tworząc T’Rain, rozległą grę sieciową wartą wiele miliardów dolarów. T’Rain ma miliony zagorzałych fanów na całym świecie, od Stanów Zjednoczonych aż po Chiny, ale grupka pomysłowych azjatyckich hakerów stworzyła Reamde – wirusa, który koduje pliki wszystkich graczy, by następnie zażądać okupu za ich zwrot. W ten sposób mimowolnie wywołali wojnę, powodującą chaos nie tylko w świecie wirtualnym, lecz również w rzeczywistym. Jej reperkusje dają się odczuć na całym świecie, prowadząc do serii niszczycielskich incydentów, w których uczestniczą: rosyjska mafia, komputerowi maniacy, tajni agenci oraz islamscy terroryści. Forthrast stoi w epicentrum wydarzeń, a jego bliscy znaleźli się pod krzyżowym ostrzałem.

11 | nr 21

Dawid Sznajder

Richard Wiseman Paranormalność. Dlaczego widzimy to, czego nie ma Czy przedmioty faktycznie mogą przynosić szczęście? Czy można zobaczyć przyszłość w snach i czemu niektórzy ludzie twierdzą, że potrafią sami zdecydować, o czym będą śnić? Jak przesuwać przedmioty siłą woli? Na czym polega kontrolowanie cudzego umysłu? Dlaczego osiemdziesiąt procent Amerykanów zapewnia, że doświadczyło zjawisk paranormalnych? Jak zahipnotyzować kurczaka? Richard Wiseman daje odpowiedzi na te pytania i na wiele innych. Profesor Uniwersytetu w Hertfordshire, psycholog i iluzjonista w jednym, tym razem postanowił rozprawić się z mitami na temat nadnaturalnego aspektu rzeczywistości.

Michel Onfray Zmierzch bożyszcza Michel Onfray z chirurgiczną precyzją demaskuje Zygmunta Freuda i jego „niebezpieczną metodę”. Obala mity narosłe wokół ojca psychoanalizy, często tworzone przez niego samego, a także podważa naukowość i oryginalność sądów Freuda. Wskazuje liczne „zapożyczenia” pojęciowe z myśli innych filozofów, nadużycia i sprzeczności na gruncie teoretycznym, a także zmyślenia dotyczące biografii. Autor powtarza argumenty krytyczne pod adresem psychoanalizy jako terapii i formułuje nowe wymie-


rzone przeciw skuteczności i rzekomej uniwersalności tej metody. Onfray doskonale zdaje sobie sprawę z ogromnego wpływu, jaki psychoanaliza wywarła na XX-wieczną filozofię, antropologię, socjologię, teorię literatury i inne dziedziny europejskiej humanistyki, a także na współczesne kino i sztukę. Książka we Francji wywołała burzę nie tylko w środowiskach akademickim i praktykujących psychoanalityków, ale również w mediach, rozpoczynając dyskusję nad obecnością pojęć i psychoanalitycznych schematów interpretujących ludzkie zachowania w codziennym życiu.

DROGA 66 Richard Dawkins Magia rzeczywistości. Skąd wiemy, co jest prawdziwe Richard Dawkins jest jednym z najwybitniejszych współczesnych biologów i jednym z najlepszych popularyzatorów nauki. Jest twórcą kilku programów telewizyjnych, autorem setek artykułów i kilkunastu książek, tłumaczonych na dziesiątki języków i czytanych przez miliony ludzi na całym świecie. Do tej pory jednak Dawkins swoje książki – nawet te popularnonaukowe – kierował do dorosłych czytelników. Magia rzeczywistości to w jego dorobku coś zupełnie nowego, po raz pierwszy bowiem autor Samolubnego genu i Boga urojonego zwraca się do młodego czytelnika, którego z całą mocą swego talentu pragnie przekonać do najwspanialszej magii, magii natury, a więc magii rzeczywistości właśnie, oraz do najwspanialszego osiągnięcia człowieka, z którym żadne cudy, mitologie i religie nie mogą się równać: do nauki i naukowego wyjaśniania świata. W tym trudnym przedsięwzięciu (młodzi ludzie na całym świecie są najbardziej wymagającymi czytelnikami) profesorowi Dawkinsowi pomaga Dave McKean, jeden z najwyżej cenionych współczesnych grafików, współautor książek wydawanych z tak znanymi pisarzami jak Stephen King, Neil Gaiman czy Ray Bradbury, autor setek albumów i komiksów, tysięcy okładek, kilku własnych filmów, a także twórca postaci do dwóch filmów o Harrym Potterze.

DOROTA WARAKOMSKA AUDIOBOOK

DROGA 66. Zwana główną ulicą USA, wije się przez osiem stanów. Śpiewano o niej piosenki, kręcono filmy, pisano powieści. Tędy w czasach Wielkiego Kryzysu tysiące farmerów podążało na zachód w poszukiwaniu lepszego życia. Dorota Warakomska wyrusza w podróż w poszukiwaniu serca Ameryki. Odwiedza kultowe bary, takie jak Bagdad Café, stare hotele i zapadłe wioski. Podąża śladami znanych filmów: Thelmy i Louise, Autostopowicza, Urodzonych morderców czy kreskówki Auta. Poznaje mieszkańców, którzy postanowili związać swój los z Drogą-Matką, jak pisał o niej John Steinbeck. Przy Drodze 66 można wziąć udział w rodeo, spotkać prawdziwego rednecka i obejrzeć film w kinie pod gołym niebem na cmentarzu. Autorka przemierza drogę, która stała się synonimem dążenia do wolności i szczęścia, symbolem amerykańskiego snu, a dziś – uznana za zabytek – jest jedną z największych atrakcji USA. DOROTA WARAKOMSKA – dziennikarka związana z TVP (1991–2006). Przez cztery lata była korespondentem w USA, przeprowadziła wywiady m.in. z Hillary Clinton, Madeleine Albright, George’em Bushem i Johnem McCainem. Pisała reportaże do miesięcznika „Podróże”. Współautorka książek Ostatnia wyspa komunizmu. Jan Paweł II na Kubie (1998), Grzeczność nasza i obca (2003) oraz Grzeczność na krańcach świata (2007). Działa społecznie w stowarzyszeniu Kongres Kobiet. czyta: Dorota Warakomska data premiery: sierpień 2012 12 cena detaliczna: 39,90 zł | nr 21


Bestsellery

Bestsellery „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI”

kwiecień 2012 lipiec 2012

Bestsellery „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI”

Poz.

1 Poz. 2

Miejsce Liczba w poprzednim notowań notowaniu na liście

Miejsce Liczba 8 2 w poprzednim notowań notowaniu na 4 liście 1

Liczba punktów

Tytuł

Autor

Wydawnictwo

ISBN

Taniec ze smokami, część 2

George R.R. Martin

Zysk i S-ka

978-83-7506-898-6

Tytuł Dzienniki kołymskie

AutorHugo-Bader Jacek

Wydawnictwo Czarne

ISBN 978-83-7536-292-3

441

Liczba punktów 359

31

3 25

22

Fabrykantka Tajny dziennikaniołków

Camilla Läckberg Miron Białoszewski

Czarna Owca Znak

978-83-7554-193-9 483 978-83-240-1888-8 350

42

38

42

Lilka Marzenia i tajemnice

Małgorzata Danuta Wałęsa Kalicińska

Zysk i S-kaLiterackie Wydawnictwo

978-83-7785-014-5 411334 978-83-08-04836-8

53

22

32

Dziedzictwo. Wystarczy Tom 2

Christopher Wisława Paolini Szymborska

Maga5

978-83-7480-229-1 297 978-83-61298-35-9 334

64

9

nowość 4

Kobieta lustrze Kobiety w dyktatorów

Eric-Emmanuel Diane DucretSchmitt

Znak Znak

978-83-240-1679-2 978-83-240-1884-0

283 308

22 1 7

nowość nowość 2 4 3

Spadkobiercy Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej Kwiaty na poddaszu Więzień nieba Drzwi do piekła

Kaui Hart Hemmings Znak Anna Bikont, Joanna Szczęsna Znak Virginia C. Andrews Świat Książki Carlos Ruiz Zafon Muza Maria Nurowska Znak

978-83-240-1674-7 978-83-240-1931-1 978-83-7799-654-6 978-83-7758-187-2 978-83-240-1875-8

257 306 255 271 239

7 10

6

2 nowość

Rzeki Chanel. Hadesu Życie intymne Coco

Krajewski LisaMarek Chaney

Znak Znak

978-83-240-2239-7 978-83-240-1672-3

247 224

8 11

57

23

Dla Ciebie wszystko Passa

Sparks JanNicholas Ordyński, Daniel Passent

Albatros i Czarne Czerwone

978-83-7659-631-0 978-83-7700-030-4

230 222

nowość nowość

Agent Tutaj/Here

Manuela Gretkowska Wisława Szymborska

Świat Książki Znak

978-83-7799-920-2 978-83-240-1925-0

222 207

2 nowość

Płatki nadyktatorów wietrze Kobiety

Virginia C. Andrews Diane Ducret

Świat Książki Znak

978-83-7799-742-0 978-83-240-1884-0

219 204

nowość nowość

Czerwona księżniczka Przebudzona. Dom nocy 8

Dariusz Kortko,Cast Judyta Watoła Książnica Agora P.C. Cast, Kristin

978-83-268-0752-7 978-83-245-7991-4

190 194

Nieśmiertelność prometejski Każdy szczyt senswój medycyny ma Czubaszek

Maria Czubaszek, Andrzej Szczeklik Artur Andrus

Znak Media Prószyński

978-83-240-2235-9 978-83-7648-950-6

189 193

Książnica Naukowe Wydawnictwo PWN Wydawnictwo Literackie

978-83-245-8019-4 978-83-0116-754-7 978-83-08-04957-0

185 192 180

Wielka Litera Wydawnictwo Dolnośląskie

978-83-63387-01-3 978-83-245-9257-9

184 173

Wydawnictwo Literackie Muza

978-83-08-04836-8 978-83-7758-187-2

160 181

7 5 8 6 9

9 12 10 13

4

11 14 12 15

27 4

52

13 16 14

6

nowość 2 nowość

Przeznaczonaw zielonym Dziewczynka sweterku. W ciemności Tak sobie myślę...

17 15

19

Na fejsie z moim synem Upiory

nowość

Marzenia i tajemnice Więzień nieba

17 19

nowość nowość

Jestemnebeska kibolem Laska

Krzysztof Korsak Mariusz Szczygieł

Poligraf Agora

978-83-7856-006-7 978-83-268-0705-3

159 177

Siostra Faustyna. Biografia Świętej Lew Starowicz o mężczyźnie Dress Code. Tajemnice męskiej elegancji Lew Starowicz o kobiecie Milcząca dziewczyna

Ewa K. Lew Czaczkowska Zbigniew Starowicz, Krystyna Romanowska Krzysztof Łoszewski Zbigniew Lew-Starowicz, Barbara Kasprzycka Tess Gerritsen

Znak Czerwone i Czarne

978-83-240-1894-9 978-83-7700-032-8

157 152

Pamiętniki Kancelaria wampirów. Księga 5: Fantom Wszyscy mamy tajemnice Wiersze wybrane Dziennik Rewolucja na talerzu Igrzyska śmierci. Trylogia

Grisham L.J.John Smith

18 20

18

19 21 20

24

21 22 22 23 23 24 24

2

nowość 2 nowość

nowość nowość 5 10 15 14

2 2 2 nowość 3

25 25 26

14

nowość nowość 2

26 27

11 15

2 2

978-83-7576-155-9

150

Czerwone i Czarne Albatros

978-83-7700-013-7 978-83-7659-750-8

145 147

Albatros Amber

978-83-7659-632-7 978-83-241-4193-7

130 141

Albatros

Wielka Litera Wydawnictwo Literackie Media Rodzina

978-83-7659-630-3 978-83-61298-26-7 978-83-63387-05-1 978-83-08-04881-8 978-83-7278-636-4

129 137 128 130 126

Wyśpiewam WamAborcja wszystko Wybrałam życie. to nie jestUrszula Dudziak Brygida Grysiak powód do dumy Trylogia Millennium - pakiet Stieg Larsson

Kayax Production & Publishing Znak Czarna Owca

978-83-927811-2-7 978-83-240-2223-6 978-83-7554-304-9

129 125 118

Arabska krew Milczenie roślin

Prószyński i S-ka Znak

978-83-7839-108-1 978-83-240-1920-5

117 117

Tanya Valko Wisława Szymborska

28 27

nowość nowość

Zwiadowcy Tam, gdzie tytom 11. Zaginione historie

29 28

nowość nowość

Ja, Ibra piekiełko. Obrazy z życia Polskie elit emigracyjnych 1939-1945 Ucieczka na szczyt Królowe życia

30 29

23

nowość 2

30

Harlan Coben Wisława Szymborska Jerzy Pilch Olga Kwiecińska-Kaplińska, Agata Ziemnicka Suzanne Collins

Bosz

a5

JodiJohn Picoult Flanagan

Prószyński Jaguar Media

978-83-7839-013-8 978-83-7686-120-3

116 116

Zlatan Ibrahimović, David Lagercrantz Sławomir Koper

Sine Qua Non Bellona

978-83-63248-10-9 978-83-11-12301-4

115 107

Bernadette McDonald Katarzyna Miller

Agora Zwierciadło

978-83-268-0688-9 978-83-63014-18-6

113 106

Macierzyństwo non-fiction. Woźniczko-Czeczott Czarne jest przedrukowywana 978-83-7536-375-3 101 Lista bestsellerówJoanna „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” w tygodniku „Angora”, Relacja z przewrotu domowego który ukazuje się w nakładzie 400 tys. egz.

Lista Bestsellerów – © Copyright Analiz 2012 Lista Bestsellerów –© Copyright Biblioteka AnalizBiblioteka 2012

2 nowość

16 18

Kristin Cast, P.C. Cast Krystyna Chiger, Daniel Paisner Jerzy Stuhr Janusz L. Wiśniewski, Jo Nesbo Irena Wiśniewska Danuta Wałęsa Carlos Ruiz Zafón

Lista bestsellerów „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” jest przedrukowywana w tygodniku „Angora”, Jak powstaje lista bestsellerów „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI”? który ukazuje się w nakładzie 400 tys. egz., a także przez magazyn „Literadar”. Zestawienie powstaje na podstawie wyników sprzedaży w ponad 300 księgarniach całego kraju, w tym w sieciach: Empik, Matras, regionalnych Domach Książki. Pod uwagę bierzemy wyniki sprzedaży z 30 dni, zamykamy listę 15 dnia miesiąca poprzedzającego wydanie aktualnego numeru „Magazynu”. O kolejności na liście Jak powstaje lista bestsellerów „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI”? decydują punkty przyznawane za miejsca 1-5 w poszczególnych placówkach księgarskich; przy czym za pierwsze miejsce dajemy 5 punktów, za piąte – 1. Zestawienie powstaje na podstawie wyników sprzedaży w ponad 300 księgarniach całego kraju, w tym w sieciach: Empik, Matras, regionalnych Domach Książki. Pod uwagę bierzemy wyniki sprzedaży z 30 dni, zamykamy listę 15 dnia miesiąca poprzedzającego wydanie aktualnego numeru „Magazynu”. O kolejności na liście 13 b decydują i b l i o t e przyznawane k a a nzaamiejsca l i z 1-5 wp poszczególnych r z e d s t aplacówkach w i a księgarskich; • k sprzy i ączym ż k zai pierwsze • miejsce k w dajemy i e c 5i punktów, e ń 2 piąte 0 1 –21. punkty za

13 b i b l i o t e k a

a n a l i z

p r z e d s t a w i |anr 21 •

k s i ą ż k i

l i p i e c

2 0 1 2

11


BOOK W CYBERPRZESTRZENI

SPACER Z KSIĄŻKĄ PO SIECI Sylwia Skulimowska

14 | nr 21


O

tym, że internauci lubią książki wiadomo nie od dziś. Wiedza ta, udokumentowana i ujęta w liczby nie wyparła jednak z obiegu stereotypowej opinii o tym, jakoby Internet odciągał od książek i przyczyniał się do spadku czytelnictwa. A internauci czytają. Już sześć wiosen temu, pracownicy Instytutu Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej wyliczyli, że internauta sięga po książkę niemal dwa razy częściej niż osoby, które nie surfują po sieci.1 W Polsce z Internetu korzystało wtedy tylko 31% dorosłych Polaków.2

wych, w kolorowych pismach i krzykliwych tabloidach. Czytamy dużo, ale wyrywkowo. Czytamy dużo, ale błahych postów na Facebooku. Żartujemy, że czego Google nie wyszuka, tego nie ma. Brakuje nam czasu na spokojną lekturę książki „od deski do deski”. Zmieniamy się w czytelników online. Mole książkowe znajdą dla siebie w Internecie wiele interesujących miejsc. Portale rekomednujące książki z aktywną społecznością, oficjalne strony poetów i pisarzy, specjalistyczne serwisy skupione na jednym typie literatury, wirtualne biblioteki, blogi, bazy linków i recenzji, filmy i audycje radiowe, strony poważne i „na luzie”, hobbistów i instytucji popularyzujących czytelnictwo. Do wyboru, do koloru. Poniżej próba prezentacji internetowej oferty dla pasjonatów książek, jej różnorodności i potencjału. I oczywiście propozycja ciekawego spaceru z książką po sieci. Miejsca uszeregowano alfabetycznie. Przy ocenie pod uwagę brano: nawigację po stronie, szatę graficzną, sposób komunikowania się twórców strony z jej użytkownikami (wyjaśnienie zasad korzystania, informacje „O nas”, dane kontaktowe) oraz ilość i jakość zebranych materiałów.

Czas biegnie. Zmieniają się nośniki treści, wśród bibliofili obok papierowych tradycjonalistów pojawiają się entuzjaści audiobooków i użytkownicy e-booków. Przekształca się nasz sposób czytania z uważnej, refleksyjnej lektury paperbooków, na szybkie skanowanie tekstu i wyławianie najistotniejszych informacji spośród tony śmiecionewsów na portalach interneto1

G. Straus, K. Wolff, S. Wierny, Czytelnictwo, zakup książek i wykorzystanie Internetu w Polsce w 2006 r. Komunikat z badań. „Bibliotekarz” 2007, nr 6, s.12-15 2 Korzystanie z Internetu. Komunikat z badań. Oprac. Michał Feliksiak. Centrum Badania Opinii Społecznej. Warszawa, sierpień, 2011 r.

15 | nr 21


1. PORTAL KSIĘGARSKI KSIĄŻKA.NET.PL http://www.ksiazka.net.pl/ Prawdziwa kopalnia wiedzy o nowościach wydawniczych i polskim rynku książki. Wiadomości, recenzje, artykuły, imprezy, konkursy, zapowiedzi, bestsellery, o bibliotekach, technologiach, księgarniach... kopalnia bez dna. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. SPECJALIZACJA: newsy okołoksiążkowe WYRÓŻNIK: bogactwo newsów; portal i dla osób związanych z książką zawodowo i dla miłośników książek NAWIGACJA PO STRONIE: dobra DATA POWSTANIA: 2000 TWÓRCA: Krzysztof Leszczyński REDAKTOR NACZELNY: Gabriel Kamiński

NASZA OCENA:

8/10

BEZNADZIEJNIE ZACOFANY W LEKTURZE http://zacofany-w-lekturze.blogspot.com/ Obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy narzekają na poziom recenzji publikowanych na blogach. Tutaj teksty pisane są wnikliwie, mocno krytycznie i inteligentnie. Dobór lektur różnorodny. W orbicie zainteresowań nie tylko nowości. SPECJALIZACJA: recenzje książek, blog WYRÓŻNIK: styl+szczypta ironii+wiedza=dobrze się czyta! NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra; oszczędna grafika DATA POWSTANIA: 2011 TWÓRCA: Piotr Chojnacki

NASZA OCENA:

7/10

16 | nr 21


PIOTREM CHOJNACKIM, autorem

Można tak powiedzieć, chociaż mimo stosownego wykształcenia mam dość wybiórcze upodobania. Do nich należą między innymi biografistyka i historia życia codziennego. A notatki przedstawiane w Płaszczu zabójcy to kopalnia i detali biograficznych, i smaczków obyczajowych – stroje, potrawy, warunki mieszkaniowe, życie towarzyskie. Staramy się jako redaktorzy (współredaktorem Płaszcza... jest blogerka Lirael) wybierać jak najbardziej zróżnicowany materiał, ale czytelnicy się śmieją, że najczęściej można poczytać o braku pieniędzy - i to się nie zmienia bez względu na epokę.

Rozmowa z

bloga Beznadziejnie zacofany w lekturze oraz współautorem bloga z fragmentami dzienników Płaszcz zabójcy 5 stycznia 2011 rusza blog Beznadziejnie zacofany w lekturze i nie mija wiele czasu, a zostaje wyróżniony przez czytelników nagrodą E-BUKA 2011 Najlepszy blog książkowy. Wielu blogerów bardzo długo buduje swoją markę. Joanna Gołaszewska, również laureatka tej nagrody prowadzi bloga Czytam więc jestem od 2006 roku. Panu zdobycie popularności zajęło niespełna rok. Jak pan to zrobił? Pojęcia nie mam. Byłem bardzo zaskoczony, bo naprawdę nie spodziewałem się, że mam szanse, szczególnie z bardziej doświadczonymi blogerami. Tymczasem okazało się, że więcej osób czyta notatki, niż daje znak o sobie w komentarzach, i że wielu czytelnikom chciało się oddać na mnie głos. Dla mnie to był dowód, że mój sposób pisania o książkach - możliwie konkretnie, ze wskazywaniem, co dobre, a co mi się nie podoba - został zaakceptowany. Podobnie jak dosyć zróżnicowane lektury, które przedstawiam.

A jak z porywami serca w dziennikach? Ostatnio czytałam w Płaszczu zabójcy świetny, poważny, a zarazem zabawny fragment listu Witkacego do żony Jadwigi. Porywy serca też uwzględniamy, nawet mamy kilku „etatowych wzdychulców”, na przykład Julię de Lespinasse czy Marię Kalergi, ale wykorzystujemy z umiarem. Zresztą w ogóle staramy się różnicować nastroje, autorów, epoki. Jakie miejsca w Internecie związane z literaturą pan poleca? Właściwie odwiedzam głównie blogi, moje ulubione są podlinkowane na moim blogu. Poza tym najczęściej odwiedzam BiblioNETkę, ale korzystam niemal wyłącznie z katalogu, rzadko udzielam się na forum. Zamiast czytać o literaturze, wolę czytać literaturę. Rozmowę przeprowadziła Sylwia Skulimowska.

Recenzuje pan książki dziecięce, młodzieżowe, książki Miki Waltariego... Patrząc jeszcze na pana drugi blog, Płaszcz zabójcy, zawsze wyobrażałam sobie, że pana pasją (zaraz po książkach) jest właśnie historia.

17 | nr 21


BIBLIONETKA http://www.biblionetka.pl/ Na jej strony co miesiąc zagląda ponad 500 tysięcy internautów. Jest najstarszym polskim serwisem rekomendującym książki. Ma potężne bazy danych: ponad 5 271 000 ocen, 237 100 książek i 68 714 autorów. Szczegółowe informacje o książkach są uporządkowane, zaprezentowane przejrzyście, z największą dbałością o jakość. Nie ma tu przerostu formy nad treścią czy krzykliwych reklam. Oprócz katalogu, systemu rekomendacji i dopracowanych, rzetelnych recenzji, atutem BiblioNETki jest społeczność BiblioNETkowiczów (ponad 120 tysięcy osób) spontanicznie współtworząca serwis, uczestnicząca w organizacji spotkań z pisarzami czy tworzeniu konkursów. Na forum zawsze „głośno.” Od października 2010 BiblioNETka współtworzy i publikuje „Literadar Magazyn o książkach”. SPECJALIZACJA: rekomendacje książek, recenzje, wymiana opinii WYRÓŻNIK: aktywna społeczność użytkowników; miesięcznik Literadar NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra; stonowana grafika DATA POWSTANIA: 2001 POMYSŁODAWCA I ZAŁOŻYCIEL: Michał Stańkowski SZEF BIBLIONETKI: Adam Błażowski

NASZA OCENA:

8/10

Adam Błażowski, szef BiblioNETki: „BiblioNETka jest najstarszym i największym serwisem dla pasjonatów czytania. Kładziemy nacisk na to, by nie tylko polecać książki, które warto czytać, ale również ostrzegać przed tymi, na które nie warto tracić czasu. Bardzo dbamy o obiektywność i niezależność naszych ocen i rekomendacji. Zapalony czytelnik doceni zapewne również fakt, że w BiblioNETce wszystkie teksty piszemy poprawną polszczyzną na ile to tylko jest możliwe, a nasze recenzje muszą spełnić konkretne wymogi zanim ukażą się w serwisie i wszystkie co do jednej, poddawane są profesjonalnej korekcie. BiblioNETka to także duża społeczność osób o podobnych zainteresowania, która spotyka się w różnych miastach Polski, jak również raz do roku na dorocznych zjazdach.” Więcej o BiblioNETce, jej priorytetach, planach na przyszłość, a nawet o biblionetkowych małżeństwach w wywiadzie Piotra Stankiewicza z Adamem Błażowskim i Michałem Stańkowskim w 11 numerze Literadaru. Linki znajdziecie tutaj i tutaj. 18 | nr 21


19 | nr 21


BOOKLIPS http://booklips.pl/ Kto zna 8 najdziwaczniejszych książek świata? Kto chce zobaczyć Grzegorza Rosińskiego podczas pracy nad okładką do Thorgala? A sławnych pisarzy jako figurki Lego? Twórcy Booklips sami o sobie mówią tak: „Piszemy o literaturze w nowoczesnej, popkulturowej formule. Bez przesadnego wydumania i polonistycznego zadęcia.” Oprócz lekkostrawnej warstwy newsów, są też do poczytania recenzje i fragmenty powieści. Przyjemna lektura. SPECJALIZACJA: aktualności ze świata literatury i recenzje WYRÓŻNIK: newsy okołoksiążkowe w lekkiej formie NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra DATA POWSTANIA: 2011 NAD SERWISEM PRACUJE: Artur Maszota

NASZA OCENA:

6/10

CARPE NOCTEM http://www.carpenoctem.pl/ Mrok i mord, zbrodnia i kara... Serwis skierowany do czytelników uzależnionych od horrorów i przyśpieszających tętno kryminałów. Artykuły, recenzje, newsy. Jest też i podcast oraz nieregularnik internetowy „Biuletyn Carpe Noctem” poświęcony literaturze grozy (w formacie PDF lub ePUB). SPECJALIZACJA: horror, literatura grozy WYRÓŻNIK: różne formy przekazu NAWIGACJA PO STRONIE: dobra; stonowana grafika DATA POWSTANIA: 2003 REDAKTOR NACZELNA: Agnieszka Brodzik

NASZA OCENA:

6/10

20 | nr 21


W 2011 roku z Internetu korzysta już 55,4% Polaków powyżej 15 roku życia1. Co się nie zmienia, to ich nawyki czytelnicze – nadal częściej od nieinternautów sięgają po książkę. W raporcie „Obiegi kultury” opublikowanym w styczniu 2012 przez Centrum Cyfrowe, aż 89% osób korzystających z sieci zadeklarowało, że w ciągu roku przeczytało książkę. Wyniki badania „World Internet Project Polska” pokazały natomiast, że aż 51% nieinternautów nie przeczytało w 2011 r. żadnej książki. Wśród użytkowników sieci wynik był mniej szokujący – 20%. Statystyki mogą nam internautom poprawić samopoczucie. Należy jednak pamiętać, że nasze szeregi zasilają uczniowie i studenci. Jak w badaniach traktować obowiązkowe lektury szkolne? Czy to je wskazywali respondenci? Jeśli tak, to czy był to tylko czytelniczy obowiązek pozbawiony przyjemności obcowania z ciekawą książką? Tak czy inaczej, wyniki wspomnianych badań niezmiennie wskazują na jedno: osoby wędrujące po cyberprzestrzeni wyróżniają się aktywnym uczestnictwem w kulturze. Książki, muzyka, kino czy teatr – internauci znacznie częściej korzystają z różnorodnych ofert zarówno w sieci, jak i poza nią. Są też prosumentami, konsumują i tworzą treści kulturalne w Internecie. Zakładają wirtulane społeczności 52 KSIĄŻKI [link] miłośników beletrystyki, sztuki czy BOOKCROSSING [link] tańca. To czyni Internet, ze wszystCAŁA POLSKA CZYTA DZIECIOM [link] kimi jego postami, linkami i koCZYTAJ! ZOBACZYSZ WIĘCEJ [link] munikatami, z całą jego chaotyczną CZYTAM – KUPUJĘ [link] nadprodukcją, cennym narzędziem DZIELĘ SIĘ KSIĄŻKAMI [link] promocji kultury. Błyskawiczny MIASTO SŁÓW [link] dostęp do newsów i różnorodność NIE CZYTASZ NIE IDĘ Z TOBĄ DO ŁÓŻKA [link] sieci, od blogów po profesjonaNIE KARM KSIĄŻKOWEGO POTWORA [link] lne serwisy, ułatwia dotarcie do PIĘĆ MINUT DLA KSIĄŻKI [link] wybranej grupy i zainteresowanie PODAJ.NET [link] jej danym towarem czy eventem USTĄP MIEJSCA CZYTAJĄCEMU [link] Tak właśnie jest z książką. Wystarczy zerknąć choćby na polskie fanpage’e wydawnictw na Facebooku. Dobrze prowadzone przekładają się na wieź między czytelnikiem, a oficyną, a co za tym idzie na zysk firmy. Wie o tym dobrze Fabryka Słów, która zebrała najwięcej fanów wśród krajowych wydawnctw - 23 310.

AKCJE KSIĄŻKOWE W SIECI:

Badnie NetTrack firmy Millward Brown SMG/KRC zostało przeprowadzone w okresie styczeń – grudzień 2011 roku. http://www.egospodarka.pl/76734, Internet-w-Polsce-I-XII-2011,1,39,1.html 1

21 | nr 21


CZYTAM WIĘC JESTEM http://kalioczyta.blogspot.com/ Ponad 2 200 fanów na Facebooku. Nagroda EBUKA Najlepszy blog książkowy 2011 roku. Jak więc brzmi przepis na sukces w blogosferze? Zwięzłość, konkret, wyrazistość, częste wpisy. Miejsce warte odwiedzenia.

NASZA OCENA:

7/10

SPECJALIZACJA: recenzje książek, blog WYRÓŻNIK: bez owijania w bawełnę (czy może raczej reklamową watę cukrową) NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra; przyjemna grafika DATA POWSTANIA: 2006 TWÓRCA: Joanna Gołaszewska

DLA POETÓW: E-LITERACI [link] POETICA.ART.PL [link] POEZJA POLSKA [link]

CZYTAM W WANNIE http://www.czytamwwannie.pl/ Na Facebooku z przymrużeniem oka, po „waniennemu”, a na stronie rzetelnie, zajmująco i ujmująco. Jeszcze nie ma tam oszałamiającej ilości recenzji i newsów okołoksiażkowych, ale to co jest czyta się z przyjemnością. A lista recenzji do przeczytania rośnie... SPECJALIZACJA: literatura wszelka WYRÓŻNIK: wanna NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra DATA POWSTANIA: 2011 TWÓRCY: Dagny Kurdwanowska, Michał Kómoch

NASZA OCENA:

4/10

22 | nr 21


CZYTANIE nie SZKODZI http://www.czytanieszkodzi.pl Jedno z tych miejsc w sieci, do których łatwiej wejść niż wyjść. Ogromny zbiór linków do recenzji i wywiadów z pisarzami w prasie i na blogach, audio i video. Poza tym bogata baza polskich blogów z wyodrębinieniem tych, które dotyczą literatury dziecięcej i młodzieżowej oraz blogów, których autorzy mają mniej niż 18 lat. Na odwiedziny trzeba zarezerwować duuużo wolnego czasu. Ale uwaga, autorzy ostrzegają: „Staramy się nie zamieszczać recenzji książek o wampirach, wilkołakach, duchach, szatanie, elfach, wróżkach itd. Uważamy, że wystarczająco trudno jest ciekawie pisać o ludziach. Rzadko zamieszamy recenzje z książek fantasy. Z horrorów nigdy. Raczej z książek aktualnie ukazujących się na rynku, ale tu robimy liczne wyjątki.” SPECJALIZACJA: zbiór linków do recenzji książek, wywiadów i blogów WYRÓŻNIK: wielkość zbioru linków NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra NAD SERWISEM PRACUJE: Grzegorz Lindenberg

NASZA OCENA:

7/10

CZYTANKI-PRZYTULANKI http://czytanki-przytulanki.blogspot.com/ Blog o literaturze dziecięcej i młodzieżowej. Wartościowe, krótkie recenzje pełne użytecznych w praktyce (kupić nie kupić) spostrzeżeń, bez owijania w bawełnę, bez „słodzenia”, gdy należy skrytykować. Ponad 1300 fanów na Facebooku. SPECJALIZACJA: literatura dziecięca i młodzieżowa, blog WYRÓŻNIK: rzeczowo i krótko NAWIGACJA PO STRONIE: dobra

NASZA OCENA:

5/10

23 | nr 21


DECKARE http://deckare.pl/ Cenne miejsce dla wszystkich którzy lubią kryminały, a zwłaszcza dla tych, którym nie obce są nazwiska: Mons Kallentoft, Anne Holt, Camilla Läckberg, Jo Nesbø, Mari Jungstedt i, jakże by inaczej, Stieg Larsson. Na stronie znajdziemy omówienie literatury wydanej w Polsce oraz u północnych sąsiadów zza morza. Na fanów filmów czeka wybór i omówienie najbardziej mrocznych tytułów. Interesujący jest też spis książek dotyczących literatury sensacyjnej i kryminałów. SPECJALIZACJA: kryminały skandynawskie WYRÓŻNIK: kryminały skandynawskie NAWIGACJA PO STRONIE: dobra DATA POWSTANIA: 2009 REDAKTOR NACZELNY: Rafał Chojnacki

NASZA OCENA:

6/10

ESENSJA http://esensja.pl/ Magazyn kultury popularnej. Recenzje i nowości, książki i fim, gry i komiksy, muzyka i humor. I jeszcze trochę. Jakość lubi specjalizację. W „Esensji” dobrą jakość udało się połączyć z różnorodnością. SPECJALIZACJA: recenzje, artykuły WYRÓŻNIK: dobra jakość, wielotematyczność NAWIGACJA PO STRONIE: dobra DATA POWSTANIA: 2000 REDAKTOR NACZELNY: Konrad Wągrowski

NASZA OCENA:

7/10 24 | nr 21


Najnowszy numer tytułu ujednoliconego już na początku sierpnia on-line! A w nim:

wywiad z autorką „Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów” Tydzień Otwarty NUKAT – fioletowa fotorelacja stereotyp bibliotekarza – nadal żywy? na czym czytać e-literaturę?

tytuł ujednolicony – kwartalnik on-line wydawany przez Centrum NUKAT

ujednolicone treści » czytelnictwo • społeczeństwo informacyjne • sposoby zdobywania wiedzy • życie bibliotek różnorodne formy » felietony • kwestionariusze • recenzje • wywiady • infografiki 25

www.tytulujednolicony.pl

| nr 21

wydawca:

partner:


FANTASTA http://fantasta.pl/ Baza danych dla miłośników fantastyki wszelkich odmian. Już na stronie głównej można przeczytać: „Portal ma na celu skatalogowanie książek, czasopism, opowiadań z gatunku fantasy, horror, science fiction wydanych w Polsce, zebranie ocen czytelników, udostępnienie funkcjonalności ułatwiających zarządzanie zbiorami danych.” W praktyce bardzo użyteczna strona. NASZA OCENA:

SPECJALIZACJA: katalog książek, czasopism i opowiadań fantastycznych WYRÓŻNIK: bogata baza tytułów NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra DATA POWSTANIA: 2006

8/10

GILDIA http://www.gildia.pl/ Słynie z wszechstronności. Można tu wyszperać cieszące oczy fragmenty komiksów, poczytać o grach planszowych i RPG, muzyce i zespołach, filmach i aktorach, mandze i anime, nauce i magii. Są fragmenty książek już wydanych, jak i twórczość początkujących pisarzy. Dział Literatura jest bogaty w gatunki, nie ogranicza się tylko do fantastyki. Są wywiady, recenzje i góra newsów. Wszystko schludnie podzielone na tematyczne bloki. Jest sklep i, oczywista oczywistość, forum. Trochę jednak na portalu pusto – brakuje nieco komentarzy i postów użytkowników. Bazy danych o książkach, filmach i ich twórcach zdecydowanie wymagają wzbogacenia. SPECJALIZACJA: dla każdego coś miłego WYRÓŻNIK: różnorodność tematyczna NAWIGACJA PO STRONIE: średnia DATA POWSTANIA: 2001 jako portal fanów fantastyki. Od 2005 roku Gildia.pl zmienia się w serwis kulturalny. REDAKTOR NACZELNY: Jacek Gdaniec

NASZA OCENA:

4/10

26 | nr 21


GOODREADS http://www.goodreads.com/ BiblioNETka i Lubimy Czytać zmiksowane i podane w języku angielskim. Portal społecznościowy rekomendujący i recenzujący książki. 9 700 000 zarejestrowanych użytkowników! SPECJALIZACJA: rekomendacje książek WYRÓŻNIK: społeczność; w swojej kategorii największy portal w sieci NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra, przyjemna szata graficzna DATA POWSTANIA: 2007 TWÓRCY: Otis Chandler i Elizabeth Khuri Chandler

NASZA OCENA:

10/10

rys. Karolina Burda

27 | nr 21


GRANICE.PL http://www.granice.pl/ Wortal Literacki zrzeszający miłośników książek, i tych co lubią je czytać i tych, co lubią je pisać. Użytkownicy poza lekturą newsów i recenzji, mogą zaprezentować w serwisie swoją twórczość. „Ponad 4500 recenzji, 90 tysięcy książek, 50 tysięcy wierszy” zachwala redakcja Granic.pl. Korzystanie z serwisu warto połączyć z równoczesnym śledzeniem fanpage’a wortalu na Facebooku. Wtedy poznamy sympatyczną ekipę Granic.pl niejako „od kuchni”. SPECJALIZACJA: literatura WYRÓŻNIK: prezentacja twórczości użytkowników NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra DATA POWSTANIA: 1999 REDAKTOR NACZELNY: Sławomir Krempa

NASZA OCENA:

6/10

HISTMAG http://histmag.org/ Wortal którego historykom przedstawiać nie trzeba. Miesięcznie na jego strony zagląda ponad 100 000 osób. Jeśli lubicie czytać artykuły i książki historyczne, reportaże i powieści z dobrze zarysowanym tłem historycznym, to Histmag z pewnością przypadnie wam do gustu. Jego działanie nie ogranicza się tylko do wirtualnego przybliżania internautom co ciekawszych książek. Popularyzując nauki historyczne organizuje konkursy, patronuje różnym imprezom kulturalnym, a nawet wydaje książki. SPECJALIZACJA: historia WYRÓŻNIK: dobry kontakt redakcji z użytkownikami wortalu NAWIGACJA PO STRONIE: dobra DATA POWSTANIA: 2001 REDAKTOR NACZELNY: Michał Przeperski ZAŁOŻYCIEL I WYDAWCA PORTALU: Michał Świgoń

NASZA OCENA:

8/10

28 | nr 21


HISTORIA.ORG.PL http://www.historia.org.pl/ Jeden z największych portali historycznych w Polsce. Podobnie jak w przypadku Histmaga, jego działalność w postaci patronatów medialnych i współorganizowania imprez kulturalnych widać także poza cyberprzestrzenią. Na pasjonatów książek historycznych czekają dopracowane, rzetelne recenzje. SPECJALIZACJA: historia WYRÓŻNIK: dopracowana konstrukcja strony www, wypunktowanie najważniejszych zalet i wad recenzowanych książek (jako podsumowanie całego tekstu) NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra; czytelny podział tematyczny REDAKTOR NACZELNY: Wojciech Duch

NASZA OCENA:

8/10

INSTYTUT KSIĄŻKI http://www.instytutksiazki.pl/ Misja popularyzowania czytelnictwa zobowiązuje. Na stronie Instytutu Książki pasjonat - czytelnik znajdzie sporo ciekawych rzeczy. Będą to raczej newsy kulturalne, informacje o pisarzach, wydarzeniach i spotkaniach, rzadziej recenzje. Jest kącik Dla tłumaczy, Dyskusyjne Kluby Książkowe i podstrona o literaturze dziecięcej. Na entuzjastów literatury polskiej czeka dużo ciekawych artykułów. Trzeba tylko troszkę poszperać. Zachęca do tego przejrzysta, nowoczesna grafika strony. SPECJALIZACJA: promocja czytelnictwa WYRÓŻNIK: instytucja narodowa NAWIGACJA PO STRONIE: dobra; ładna grafika DATA POWSTANIA: 2004 DYREKTOR: Grzegorz Gauden

NASZA OCENA:

6/10

29 | nr 21


NASZA OCENA:

ISSUU http://issuu.com/

5/10

Różności do poczytania w 21 językach świata, od kolorowych magazynów po fragmenty nowo wydanych książek (np. Wydawnictwa Mag). Znajdziecie tu i zapomniane komiksy, i katalog Świata Książki, i anglojęzyczne książki kucharskie. Trochę trzeba pobawić się wyszukiwarką, żeby odkryć coś oryginalnego i interesującego. Wygodniejsza w nawigacji jest zbliżona tematycznie, anglojęzyczna strona: Scribd. W Polsce podobny pomysł na prezentowanie rozmaitych publikacji ma Spoti.pl.

rys. Karolina Burda

SPECJALIZACJA: publikacja tekstów WYRÓŻNIK: sposób prezentownia treści, różnorodność NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra NASZA OCENA: SPOTI.PL 2/10; ISSUU.COM 5/10; SCRIBD 6/10


KATALOG.CZASOPISM.PL http://katalog.czasopism.pl Bardzo pożyteczne narzędzie i dla piszących prace naukowe czy artykuły, i dla zaczytanych-oczytanych pasjonatów. Oprócz wykazu polskich pism (co samo w sobie już jest cenne) internauta dostaje spis treści poszczególnych numerów, link do głównej strony www oraz ogólne informacje o tytule. Oczywiście nie zawsze za linkiem kryje się ciekawy artykuł, który można przeczytać od A do Z – najważniejsza jest tu sama wiedza o zawartości numerów wydanych nawet dwanaście lat temu i oczywiście możliwość wyszukania interesujących nas artykułów według słów kluczowych. Gdy mowa o katalogach i zbieraniu materiałów do prac naukowych czy semestralnych, warto przypomnieć jeszcze dwa bardzo użyteczne miejsce w sieci, pozwalające na szybkie zorientowanie, gdzie w Polsce (lub skromniej, gdzie w najbliższej w okolicy) szukać potrzebnych nam książek: KARO Katalog Rozproszony Bibliotek Polskich oraz NUKAT, katalog zbiorów polskich bibliotek naukowych. SPECJALIZACJA: katalogowanie polskich czasopism i prezentacja ich zawartości (tytuł, autor) WYRÓŻNIK: prezentacja treści polskich czasopism kulturalnych; serwis opiera się na pracy wolontariuszy NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra DATA POWSTANIA: 2000 WYDAWCA: Fundacja Otwarty Kod Kultury NASZA OCENA: KATALOG.CZASOPISM.PL 6/10; KARO 8/10; NUKAT 8/10

W polskiej blogosferze działa ponad 200 blogów książkowych. Dobrą markę wyrobiły sobie: CHIHIRO O ŚWIECIE [link] CZYTANKI ANKI [link] DOCZYTANIA [link] EXPERYMENT [link] GLĘDZENIE SHADOWA [link] GOD SAVE THE BOOK [link] HERBATNIKI [link] KRYTYCZNYM OKIEM [link] KSIĄŻKI NA CZACIE [link] KSIĄŻKI ZBÓJECKIE [link] LEKTURY LIRAEL [link] MIASTO KSIĄŻEK [link] PRZYSTAŃ [link] SŁOWO I OBRAZ. REFLEKSJE GRANICZNE [link] ŚMIECIUSZEK ŻYCIOWY CZYLI CO U BAZYLA PISZCZY [link] ZAGINIONY ALMANACH [link] Dla poszukiwaczy blogowych perełek pomocny będzie bliski kompletności Spis moli książkowcych. [link]

NASZA OCENA:

6/10

31 | nr 21


KATEDRA http://katedra.nast.pl/ Newsy, wywiady, opowiadania, relacje z imprez kulturalnych, informacje o targach i konwentach, przeszło 1700 rozbudowanych recenzji, fragmenty książek, omówienia nowości wydawniczych i treści ważniejszych czasopism – jeśli coś gdzieś wiąże się z fantastyką, w Katedrze z pewnością o tym mówią. Informacji jest mnóstwo i co bardzo ważne, są zaserwowane w sposób czytelny i estetyczny. Reklamy nie krzyczą, ostre kolory nie odrywają od treści. Przeglądając kolejne newsy, komentarze i recenzje, czytając wcale nie tak krótkie informacje o twórcach strony, internauta szybko zadomowi się w Katedrze. SPECJALIZACJA: literatura fantasy i s-f WYRÓŻNIK: specjalizacja, duża ilość newsów NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra DATA POWSTANIA: 2002 r. REDAKTOR NACZELNY: Daniel Elkader

NASZA OCENA:

8/10

TYMOTEUSZEM WRONKĄ, z-cą redaktora naczelnego Rozmowa z

serwisu literackiego Katedra, autorem bloga Ględzenie Shadowa. się przenikają, czytając często po kilka ulubionych portali. A czym się wyróżnia na tym tle Katedra? Po części odpowiedź kryje się w samym pytaniu. Jest to jeden z nielicznych portali sprofilowanych wyłącznie na literaturę, a nie wszystkie przejawy fantastyki. Mógłbym w tym miejscu zaserwować kilka chwytliwych marketingowych sloganów, ale ograniczę się do stwierdzenia, że Katedra stara się doceniać i promować dobrą, ambit-

Polter, Gildia, Valkiria, Kawerna, E-fantastyka... Konkurencja jest duża. Czym Katedra przyciąga do siebie fanów literatury fantastycznej? Tak, portale zajmujące się fantastyką można by było wymieniać długo... ale z drugiej strony nie można mówić o prawdziwej konkurencji; raczej o egzystencji w tej samej niszy, a redakcje nierzadko sobie pomagają i wymieniają się informacjami czy kontaktami. Również czytelnicy 32

| nr 21


ną fantastyką. Pomaga też fakt, że redakcja ma dosyć jednolite i sprecyzowane gusta. Czytelnicy o podobnych upodobaniach mają pewność, że się nie rozczarują polecanymi przez nas książkami.

Nie przeczę, że czasami recenzowanie mnie nuży, ale też stanowi oderwanie od codziennych obowiązków czy pracy zawodowej. Z drugiej strony coraz rzadziej zdarza mi się napisać o książce, której nie recenzuję na zamówienie. Jeśli już, to prędzej spisuję jakieś luźne spostrzeżenia o filmie czy serialu.

Jako z-ca redaktora naczelnego Katedry jesteś kojarzony głównie jako fan literatury fantastycznej, ale to tylko część twoich zainteresowań. Jest jeszcze reportaż, książki podróżnicze... Książki nałogowo czytam od dziecka, chociaż niestety wraz z upływem lat coraz mniej. Fantastyka nie była moim pierwszym wyborem, wykrystalizowało się to dopiero w liceum. Potem pojawiła się Katedra i jakoś poszło. Przyznam szczerze, że zaczyna mi to ciążyć. Z jednej strony wypada czytać nowości, głośne pozycje, być na czasie... a z drugiej chciałoby się spróbować czegoś innego. Stąd między innymi odskocznia ze światów fantastycznych w reportaże czy książki podróżnicze. Zresztą z wykształcenia jestem geografem, podróże są moją pasją, więc te gatunki literackie wydają się być naturalne. Poza tym, jeśli książka dobra, to etykieta nie ma najmniejszego znaczenia.

A skąd pomysł na bloga? Prowadzisz go już dość długo, bo od 2008 roku. To efekt splotu okoliczności. Myślałem o własnym miejscu w sieci, w którym mógłbym pisać nie tylko o książkach, ale też o innych fascynacjach. Akurat na Zaginionej Bibliotece, niezłym forum nie tylko o fantastyce, powstawał projekt blogów użytkowników (wtedy nie było to aż tak popularne medium), więc się podłączyłem. Nasze drogi w pewnym momencie się rozeszły, ale blog już pod katedralnym szyldem pozostał. Nie do końca spełnia wyjściowe założenia; nie poświęcam mu też tyle czasu, ile powinienem, ale staram się go co kilka dni aktualizować. Masz jakieś ulubione miejsca w Internecie związane z książkami, literaturą? Oczywiście poza Katedrą ;) Czytam (a czasem też piszę) na wielu forach czy portalach o książkach. Warto chyba wspomnieć o stronach, które stanowią dobre bazy danych: u nas będzie to BiblioNETka czy Fantasta, po angielsku na przykład FantasticFiction. Korzystam z nich, kiedy nie interesują mnie opinie, a raczej suche fakty. Rozmowę przeprowadziła Sylwia Skulimowska.

Piszesz mnóstwo recenzji - w Katedrze, na swoim blogu, w „Literadarze”. Nie masz jednak czasem ochoty odpocząć na chwilę od recenzowania? Z recenzowaniem jest jak z każdą pracą czasem robi się ją z przyjemnością, a czasem odkłada się w nieskończoność. Kryzysy się oczywiście zdarzają, szczególnie gdy trzeba coś sensownego napisać o książce nijakiej. 33

| nr 21


Patrykiem Sadowskim

Rozmowa z , redaktorem naczelnym portalu fantastycznego Kawerna, współtwórcą akcji Czytam-Kupuję. szybko dostarczać czytelnikom wszelkie informacje. Jakiś czas temu jako pierwsi spośród portali branżowych podaliśmy wiadomość z Targów Książki o tym, że Andrzej Sapkowski pisze nową książkę w świecie Wiedźmina. Liczba odwiedzin przekroczyła możliwości ówczesnego serwera. Na szczęście już przenieśliśmy się na bardziej wytrzymały.

W sierpniu w Radzimowicach odbędzie się Zjazd Kawernian. Szykuje się duża impreza? Ten zjazd to coroczna inicjatywa. Nie jest to duża impreza, po prostu dobrzy znajomi z forum spotykają się w „Towarzyszewie” i bawią we wspólnym gronie, zadowoleni, że wreszcie mogli spotkać się na żywo, zacieśniać internetowe znajomości. Oczywiście nie brakuje dyskusji o fantastyce, ciągnących się niemal do białego rana...

Możesz opowiedzieć o WydawNICtwie i akcji Czytam-Kupuję. Skąd pomysł na komiks o perypetiach wydawców?

Czym Kawerna przyciąga miłośników literatury fantastycznej?

Na początku z Anną Tess Gołębiowską utworzyliśmy event na Facebooku dotyczący ratowania kultury czytania. Zebrało się tam ponad 40 tysięcy osób. Chodziło nam głównie o uświadomienie czytelnikom, że książki drogie być nie muszą, wystarczy przeszukać oferty sklepów online, skorzystać z licznych promocji, w których książki można kupić np. 25% taniej. Przekonywaliśmy, że 5% VAT-u na książki nie jest takie straszne, jak się mówi. Wiadomo jednak, że eventy mają ograniczony czas istnienia, powstał zatem fanpage, a grafiki do niego stworzyła i tworzy dalej nasza ko-

Świeżym podejściem do tematu. Na pewno atutem są codzienne niusy o nowościach zarówno książkowych, jak i filmowych, a także serialowych (dzięki współpracy z największym polskim serwisem o tej tematyce: Hatak.pl). Do tego rzetelne recenzje, czasami komiksy. Publikujemy także felietony i opowiadania, w tym pisanych przez uznanych autorów: Jakuba Ćwieka, Dariusza Domagalskiego, Marcina Wełnickiego i innych... Przede wszystkim staramy się możliwie 34

| nr 21


chana Karolina Burda, znana też jako Kariolka. W trakcie prowadzenia fanpage’a Czytam - Kupuję Ania Gołębiowska wpadła na pomysł utworzenia komiksu z przygodami WydawNICtwa - w fikcyjnej firmy, dzięki której moglibyśmy prezentować anegdotki z branży wydawniczej. Bohaterów komiksu wzorowaliśmy na sobie, do ekipy dołączył też, ku czci mojego zmarłego jakiś czas temu zwierzaka, kot NICpoń (imię wybrali czytelnicy). Ponieważ idea chwyciła, nowe odcinki komiksu ukazują się co tydzień, założyliśmy też fanpage poświęcony wyłącznie temu komiksowi. Niedawno

poszerzyliśmy grono bohaterów o rudego kociaka Muszkietera. Od niedawna krążą po Facebooku zabawne komiksowe przygody rodziny Książakowskich, też Karoliny Burdy. Tak, w powstawaniu tych komiksów też maczamy palce. Jest to jednak projekt związany z Wydawnictwem Olesiejuk i jak widać, zainteresowanie nim jest spore. Rozmowę przeprowadziła Sylwia Skulimowska.

KAWERNA http://www.kawerna.pl Kawerny asy w rękawie to mocna baza newsów i ciekawe felietony. Serwis prezentuje najświeższe wiadomości z polskiego rynku książki i ze świata filmu. Wśród autorów felietonów są znani pisarze Jakub Ćwiek i Dariusz Domagalski. By jednak zagłębić się w gąszczu interesujących newsów i felietonów, trzeba przyzwyczaić się do rozpraszających uwagę reklam. SPECJALIZACJA: fantastyka: literatura, film, gry WYRÓŻNIK: mocna baza newsów ze świata filmu NAWIGACJA PO STRONIE: dobra DATA POWSTANIA: 2009 REDAKTOR NACZELNY: Patryk Sadowski

NASZA OCENA:

6/10 35 | nr 21


www.galeriaksiazki.pl



KLUB MORD http://www.klubmord.com/ Czyli o powieści milicyjnej prawie wszystko. Można poczytać sobie Mordopedię, powspominać (co poniektórzy) czasy PRLu, poszperać w Gazetowcu i wyszperać skany opowiadań z „Dziennika Zachodniego”, „Echa Krakowa”, „Ekspressu Wieczornego”, „Sztandaru Młodych”, „Głosu Robotniczego” i wielu innych gazet. Najstarsze teksty pochodzą z 1945 roku. Są również liczne recenzje książek wydanych od 1947 roku do dnia dzisiejszego. Naprawdę jest co poczytać! Orientacje w bogatym materiale ułatwiają wyszukiwarki. Można przeszukiwać zasoby według dat, nazwisk i tytułów. Każdy ochotnik może zostać Klubowiczem! SPECJALIZACJA: powieść milicyjna WYRÓŻNIK: zbiór recenzji oraz fragmentów powieści i opowiadań sięgający 1945 roku NAWIGACJA PO STRONIE: dobra DATA POWSTANIA: 2001 PREZES KLUBU MOrd: Grzegorz Cielecki

NASZA OCENA:

8/10

KOLOROWE CZYTANIE http://koloroweczytanie.blox.pl/html Co mają ze sobą wspólnego „Połówka żółtego słońca”, „Zielony trabant” i „Fioletowy hibiskus”? Zabawa (blogerskie wyzwanie) polega na wybieraniu książek z barwą w tytule i oczywiście zrelacjonowaniu swoich wrażeń z lektury. To dobry sposób na odkrycie książek, o których istnieniu nie wiedzieliśmy (oczywiście zawsze można w większym katalogu bibliotecznym w opcji tytuł jako pierwszy wyraz wpisać zwyczajnie “niebieski”, “złoty” czy “pomarańczowy” i otrzymamy pokaźną listę tytułów). Podobne ciekawe inicjatywy to Literatura na peryferiach (dużo egzotycznych lektur z krajów tj. Libia, Mozambik, Indie, Malezja czy Egipt), Miejskie czytanie (książki dobrze opisujące miasto, w którym dzieje się akcja; Paryż, Wenecja, Lizbona, w sam raz na wakacje) oraz Reporterskim okiem i Popularna klasyka SPECJALIZACJA: recenzje książek z kolorem w tytule, blog WYRÓŻNIK: zabawa, szukanie nowych literackich tropów NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra ORGANIZATOR WYZWANIA: Paulina Surniak

NASZA OCENA:

3/10

38 | nr 21


NASZA OCENA:

4/10

KSIĄŻKI TV http://ksiazki.tv/ Serwis z reklamowymi filmikami o książkach. Przeszukując zasoby można znaleźć i zachęcające wideo-informacje o fabule książki i wywiady z autorami. Atrakcyjny sposób na promocję nowo wydanej książki. SPECJALIZACJA: nowości wydawnicze WYRÓŻNIK: kilkuminutowe filmy NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra DATA POWSTANIA: 2007 TWÓRCA: Tadeusz Pilas

INNE WAŻNIEJSZE WIRTUALNE ZBIORY POLSKA BIBLIOTEKA INTERNETOWA [link] CYFROWA BIBLIOTEKA NARODOWA [link] PROJEKT GUTENBERG [link] WORLD DIGITAL LIBRARY [link] FEDERACJA BIBLIOTEK CYFROWYCH [link] GALLICA [link]

LIBRIVOX http://librivox.org/ Anglojęzyczna strona z audiobookami. Internauci mogą wysłuchać wszystkich nagrań bez opłat - wszystkie są dostępne w domenie publicznej. Zbiory serwisu opierają się na pracy wolontariuszy nagrywających rozdziały książek. Wybór tytułów jest duży. W przeszukiwaniu zasobów pomaga wyszukiwarka i alfabetyczny spis tytułów. Na LibriVox znajdziecie też sporo ciekawych linków do anglojęzycznych blogów książkowych i nie tylko. SPECJALIZACJA: utwory z domeny publicznej w formie audiobooków WYRÓŻNIK: darmowe audiobooki w języku angielskim NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra DATA POWSTANIA: 2005 TWÓRCA: Hugh McGuire

NASZA OCENA:

10/10 39 | nr 21


NASZA OCENA:

7/10

LUBIMY CZYTAĆ http://lubimyczytac.pl/

Rekomendacje książek, recenzje, wywiady, aktualności ze świata literatury. Podobnie jak w serwisie Nakanapie.pl prezentowane są tu informacje handlowe czyli gdzie i za ile można kupić daną książkę (są to jednak informacje, które ucieszą tylko część użytkowników). W przeciwieństwie do wspomnianego wyżej serwisu, na Lubimyczytać.pl opisy bibliograficzne są staranne i dokładne. SPECJALIZACJA: rekomendacje książek WYRÓŻNIK: przyjemna szata graficzna NAWIGACJA PO STRONIE: dobra DATA POWSTANIA: 2009 PREZES: Izabela Sadowska

Izabela Sadowska,

prezes i współwłaścicielka serwisu Lubimyczytać.pl: „Największą wartością serwisu lubimyczytać.pl jest bardzo zaangażowana społeczność, która go tworzy. Setki tysięcy opinii i recenzji, niezliczone dyskusje o książkach i wydarzeniach ze świata literatury, znani redaktorzy komentujący stan polskiego czytelnictwa, wywiady użytkowników z autorami. Do tego należy dodać garść kreatywnych proczytelniczych akcji i pracę nad serwisem przez całą dobę.”

MEGARECENZJE http://www.megarecenzje.pl Recenzja tu, recenzja tam, ja wam wszystkie w jednym miejscu dam... Może nie wszystkie, ale idea jest własnie taka, w duchu „zip culture”. Twórcy Megarecenzji zbierają recenzje danej książki zamieszczone w Internecie, sumują oceny wystawione przez recenzentów (więcej o zasadach układania rankingu tutaj) [http://www.megarecenzje.pl/ index.php?id=7]) i w ten sposób powstaje lista najpopularniejszych lektur internautów. Oprócz książek, podobnie zbierane są opinie o muzyce i filmach. Dobry pomysł! SPECJALIZACJA: ranking i zbiór recenzji publikowanych w Internecie, serwis agregacyjny WYRÓŻNIK: informacja w pigułce, linki do recenzji zamieszczonych w różnych miejscach w sieci NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra TWÓRCA: Jan Okulicz-Kozaryn

NASZA OCENA:

6/10

40 | nr 21


NA KANAPIE http://nakanapie.pl/ Serwis rekomendujący książki i prezentujący ich recenzje. Oprócz tzw. polecanek użytkownicy mogą skorzystać z wyszukiwarki księgarń, bibliotek i antykwariatów, działającej także na telefon komórkowy. Jest też opcja, która nie wszystkim przypadnie do gustu, ale docenią ją osoby często kupujące książki. Na samym dole opisu danego tytułu znajduje się informacja, gdzie i za jaką cenę można go kupić. Niestety opisy książek trzeba koniecznie udoskonalić: budowane są według różnych zasad, co przekłada się na nieefektywne wyszukiwanie książek. Często brakuje w nich ważnych informacji np. o serii, co w przypadku rozbudowanych cykli fantasy czy komiksów zdecydowanie utrudnia orientacje w zbiorach serwisu. Występuje też dużo duplikatów książek (wtedy oceny użytkowników nie sumują się pod jednym tytułem). Za to na plus wyróżnia się Radio na kanapie, dzięki któremu można posłuchać audiobooków w odcinkach (i kupić je, jeśli mamy ochotę). SPECJALIZACJA: rekomendacje książek, WYRÓŻNIK: możliwość słuchania audiobooków w odcinkach, wyszukiwarka adresów działająca także w telefonie komórkowym NAWIGACJA PO STRONIE: średnia ; nieefektywne wyszukiwanie książek DATA POWSTANIA: 2007 TWÓRCA: Marek Kasperski

Przemysław Komorowski,

NASZA OCENA:

3/10

cyjnych takich jak Allegro i Świstak. Posiadamy bazę bibliotek, księgarń stacjonarnych oraz antykwariatów. Każdy z takich punktów posiada własną wizytówkę. Użytkownicy mogą dodawać zdjęcia swoich ulubionych „książkowych” miejsc. Baza tych punktów jest dostępna również w naszej mobilnej wyszukiwarce. W ten sposób użytkownicy telefonów mogą szybko znaleźć najbliższy punkt, w którym zaopatrzą się w książki. Mamy też Radio nakanapie.fm. Można w nim posłuchać za darmo audiobooków, a także recenzji książek. Radio jest nie tylko dostępne na naszej stronie, ale jako wklejka jest dostępne na wielu innych stronach, głównie blogach.”

nakanapie.pl:

„Co nas wyróżnia? Nie tylko przekazujemy informacje o książkach, o tym co sądzą o nich Kanapowicze, ale również pokazujemy, gdzie można zdobyć te książki. W sekcji „Gdzie kupić” prezentujemy informacje o dostępności i cenach książek w partnerskich księgarniach. Chyba jako jedyni w Polsce nie ograniczamy się wyłącznie do nowych książek, ale pokazujemy również ceny książek używanych w serwisach auk41

| nr 21


NIE JESTEM STATYSTYCZNYM POLAKIEM, LUBIĘ CZYTAĆ KSIĄŻKI http://www.facebook.com/lubie.czytac.ksiazki Facebookowe pogaduszki o książkach – na luzie i z uśmiechem. Lubię to! - powiedziało już ponad 15 000 internautów. SPECJALIZACJA: zdjęcia, komiksy, plakaty z książką, kanał na Facebooku WYRÓŻNIK: polepszacz nastroju DATA POWSTANIA: 2011

NASZA OCENA:

5/10

OBLICZA KULTURY http://obliczakultury.pl/ Przystępnie i ciekawie nie tylko o literaturze. Do poczytania są jeszcze wieści ze świata filmu, muzyki i gier. Na miłośników słowa pisanego czeka tu duża porcja aktualności okołoksiążkowych, informacje biograficzne o pisarzach, felietony, wywiady i jakże by inaczej – recenzje. To oblicze kultury jest całkiem przyjemne. SPECJALIZACJA: portal kulturalno – informacyjny WYRÓŻNIK: przyjemny, kulturalny misz-masz NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra REDAKTORKA NACZELNA: Magdalena Goetz

NASZA OCENA:

6/10

42 | nr 21


PŁASZCZ ZABÓJCY http://plaszcz-zabojcy.blogspot.com/ Oryginalny blog, który można porównać do historycznego serialu. Przeszło 400 odcinków. Każdy zawiera cytat z dziennika znanej osoby, najczęściej naszych rodzimych pisarzy, poetów i artystów. Andrzej Bobkowski, Zofia Nałkowska, Agnieszka Osiecka, Stanisław Wyspiański, Antoni Czechow, Wolfgang Amadeusz Mozart, Francis Scott Fitzgerald, Samuel Pepys, Maria Skłodowska-Curie , Virginia Woolf... lista nazwisk jest długa, jak na serialowy tasiemiec przystało. I tak na przykład 9 maja poznajemy, co zajmowało Witkacego również 9 maja, tylko, że w 1931 roku. Mały zwiastun: List Witkacego do żony, Jadwigi Witkiewiczowej Zakopane, 9 maja 1931 roku „Najdroższa Nineczko = jeśli do stu tysięcy syfilitycznych kaczorów chcesz gwałtem wszystko na opak sobie tłumaczyć, to nic na to poradzić nie mogę. Po 8miu latach małżeństwa muszą pewne uczucia trochę osłabnąć, więc wtedy �������������������� –������������������� o ile nie ma tolerancji, tylko „przymus płciowy” – mężowie rezygnują z życia, wariują lub opuszczają żony i żenią się. Ja Ciebie kocham na W. M. [Wielką Miłość] i dlatego tego robić nie chcę. Wobec tego całuję Cię i przestań raz programowo fałszywie rozumieć.” Stanisław Ignacy Witkiewicz, Listy do żony (1928-1931), opracował Janusz Degler, Państwowy Instytut Wydawniczy 2007, s. 218. SPECJALIZACJA: dzienniki, historia WYRÓŻNIK: cytownie oryginalnych dzienników NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra ; oszczędna grafika DATA POWSTANIA: 2011 WSPÓŁTWÓRCY: Piotr Chojnacki oraz Lirael

NASZA OCENA:

7/10

43 | nr 21


NASZA OCENA:

5/10

POLSKA ILUSTRACJA DLA DZIECI http://www.polskailustracjadladzieci.pl/

Dla rodziców szukających dla swoich pociech najpiękniejszych, niebanalnych książek. Miło popatrzeć, dobrze poczytać. SPECJALIZACJA: polska ilustracja książek dla dzieci, blog WYRÓŻNIK: jest na co popatrzeć NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra

NASZA OCENA:

8/10

POLTERGEIST http://polter.pl/ Kopalnia informacji dla fanów fantastyki w każdej postaci, od powieści, przez komiksy i film aż po gry (karciane, planszówki, tzw. bitewniaki, RPG... do wyboru do koloru). O tych ostatnich można nie tylko poczytać, ale też zobaczyć na wizji w Polter.TV. Książkożerców fantastycznie zakręconych, oprócz newsów i recenzji, ucieszy bardzo czytelny układ treści. Gdy znajdziemy interesującą nas książkę, otrzymamy nie tylko jej opis, ale także linki do wszystkich informacji o danym tytule, które ukazały się w serwisie. Bazy danych nie są tylko lekkim zarysowaniem tematu. Zaglądając pod nazwisko danego autora zazwyczaj zobaczymy jego biogram, bibliografię i zdjęcie. Aktywność użytkowników (a także twórRedaktor Naczelny polter.pl: ców serwisu) widać niemal przy „Serwis Poltergeist jest poświęcony fantastyce w jej każdym kliknięciu myszką. różnych aspektach (literaturze, filmowi, grom, komikSPECJALIZACJA: fantastyka, gry, komiksy sowi). Jednym z jego najpopularniejszych działów jest WYRÓŻNIK: gry, gry, po trzykroć gry dział książkowy. Miłośnicy fantastyki znajdą tutaj gorące NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra recenzje nowości, newsy, fragmenty powieści, a także DATA POWSTANIA: 2000 r. przełożone opowiadania znanych zagranicznych autorów. REDAKTOR NACZELNY: Maciej Reputakowski Poltergeist jest jednak przede wszystkim serwisem tworzonym przez fanów, co sprawia, że każda zainteresowana i mająca coś ciekawego do napisania osoba ma możliwość publikowania na jego łamach.”

Maciej Reputakowski,

44 | nr 21


RYMS http://www.ryms.pl/ Kwartalnik o ksiażkach dla dzieci i młodzieży oraz internetowy wortal skierowany do rodziców. Jeśli szukamy porad co warto czytać dzieciom lub jaką książkę podsunąć nastolatkowi, to tutaj znajdziemy sporo podpowiedzi. Oprócz recenzji, można się zaczytać w interesujących artykułach. Jest też dużo informacji o polskich autorach i ilustratorach. Zarówno papierowe wydanie Rymsa (ma je większość dziecięcych bibliotek publicznych), jak i sam wortal są ładnie zaprojektowane. Miło tu. SPECJALIZACJA: recenzje nowości, newsy WYRÓŻNIK: dużo informacji o książce dla dzieci i młodzieży w jednym miejscu; estetyczna szata graficzna NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra DATA POWSTANIA: 2007 NACZELNA REDAKTORKA: Marta Lipczyńska-Gil (szefowa Wydawnictwa Hokus- Pokus)

NASZA OCENA:

7/10

RYNEK KSIĄŻKI.PL http://www.rynek-ksiazki.pl/ Co dzień serwuje potężną dawkę wiedzy o rynku książki, wydawnictwach i nowościach z księgarnianych półek. Miejsce dla osób związanych z książką zawodowo oraz dla czytelników mocno zainteresowanych aktualną sytuacją na rynku książek, czytelnictwem i nowymi nośnikami treści (e-booki, audiobooki). Na stronie można również przejrzeć między innymi pisma: „Biblioteka Analiz” i „Magazyn Literacki Książki”. Serwisem o podobnym charakterze jest Wirtualny wydawca, skierowny niemal wyłącznie do osób pracujących w branży wydawniczej i księgarskiej. SPECJALIZACJA: aktualne wydarzenia na rynku książki WYRÓŻNIK: analizy i newsy wydawniczo-księgarskie NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra SERWIS: Paweł Waszczyk WYDAWCA: Biblioteka Analiz PREZES BIBLIOTEKI ANALIZ: Łukasz Gołębiewski NASZA OCENA: Rynek książki 8/10

NASZA OCENA: 45 | nr 21

6/10


VALKIRIA NETWORK http://www.valkiria.net/ Wojskowe komendy, stopnie i przydziały, tak w oryginalnej oprawie można na Valkirii poczytać o literaturze fantastycznej, filmach i grach (komputerowych, planszowych, karcianych...) Oprócz newsów i recenzji znajdziemy tu oficjalne strony autorów Andrzeja Pilipiuka i Jacka Komudy, dużo informacji o komiksach, Star Wars i... „zmierzchowej” twórczości Stephenie Meyer. SPECJALIZACJA: fantastyka: literatura, komiks, gry, film WYRÓŻNIK: oficjalne strony Andrzeja Pilipiuka i Jacka Komudy, wojskowy żargon, NAWIGACJA PO STRONIE: dobra DATA POWSTANIA: 1998 ADMIRAŁ (REDAKTOR NACZELNY): Artur Machlowski

NASZA OCENA:

5/10

WOLNE LEKTURY http://wolnelektury.pl/ Portal internetowy z ponad 1700 utworami z domeny publicznej. W zbiorach dużo jest lektur szkolnych. Wszystkie dzieła wzbogacono o komentarze i przypisy. Są one dostępne bez opłat w kilku formatach: HTML TXT PDF, EPUB, MOBI. Można i poczytać, i posłuchać. W bibliotece znajduje się też duży wybór audiobooków nagranych przez profesjonalnych lektorów (Andrzej Chyra, Danuta Stenka...). Nagrania są też dostępne w formacie DAISY, przyjaznym dla osób niedowidzących lub mających trudności z czytaniem. Powieści Honoré de Balzaca, „Wyspa skarbów”, „Przygody Tomka Sawyera”, a może Leśmian lub trochę mroczniej Edgar Allan Poe? Strona, którą warto dodać do ulubionych. SPECJALIZACJA: poezja i powieści dostępne w domenie publicznej zaprezentowane jako e-booki lub/i audiobooki WYRÓŻNIK: audiobooki nagrane przez profesjonalnych lektorów NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra DATA POWSTANIA: 2007 PROJEKT PROWADZI: Nowoczesna Polska KOORDYNATORKA PROJEKTU: Magdalena Biernat (dyrektor zarządzająca fundacji Nowoczesna Polska)

NASZA OCENA: 46 | nr 21

8/10


WORLD PUBLIC LIBRARY http://netlibrary.net Wirulane zbiory do poczytania w formacie pdf lub posłuchania w formacie mp3. Ponad 2 mln eBooków. Korzystanie trzeba połączyć z utworzeniem konta i roczną opłatą. SPECJALIZACJA: e-booki i audiobooki WYRÓŻNIK: społeczność użytkowników – obowiązkowe konto i opłata NAWIGACJA PO STRONIE: dobra

NASZA OCENA:

4/10

WP.PL KSIĄŻKI http://ksiazki.wp.pl/ Kolorowo i przystępnie o nowościach wydawniczych i nie tylko. Oprócz atrakcyjnie zaserwowanych newsów, możemy poczytac felietony, wywiady i artykuły. Dobra baza pomysłów na kolejny stosik książek do przeczytania. Uwaga na subiektywne zestawienia, czasem podnoszą ciśnienie u doświadczonych czytelników. Podobny dział stworzył serwis Onet. SPECJALIZACJA: książki i newsy okołoksiążkowe WYRÓŻNIK: lekka forma (lektura w sam raz na przerwę w pracy) NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra NASZA OCENA: Wp.pl książki 6/10; Onet.czytelnia 4/10

NASZA OCENA:

6/10

47 | nr 21


ZBRODNIA W BIBLIOTECE http://www.zbrodniawbibliotece.pl/ Czyli o kryminałach. Internauci lubiący sensacje i detektywistyczne zagadki mogą stracić tu poczucie czasu. Czeka na nich sporo artykułów, dużo wywiadów z polskimi pisarzami, newsy i ponad pół tysiąca recenzji. SPECJALIZACJA: kryminał WYRÓŻNIK: dużo wywiadów z polskimi autorami NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra; wyrazista, przyjemna szata graficzna DATA POWSTANIA: 2007 REDAKTOR NACZELNY: Kazimierz Świetlikowski

NASZA OCENA:

7/10

Kazimierz Świetlikowski,

Redaktor Naczelny serwisu Zbrodnia w bibliotece: „Od początku staramy się trzymać rękę na pulsie literatury kryminalnej wydawanej w naszym kraju – tej pisanej przez rodzimych twórców, i tej tłumaczonej. Znaleźć można u nas blisko 200 wywiadów z autorami, tłumaczami, wydawcami, projektantami okładek do powieści kryminalnych, a nawet redaktorami konkurencyjnych serwisów o kryminałach. Zrecenzowaliśmy blisko tysiąc książek, opublikowaliśmy kilkadziesiąt akademickich analiz poświęconych literaturze o zbrodni. Patronujemy nie tylko nowym tytułom, ale również konferencjom naukowym, spotkaniom w klubach miłośników kryminałów, festiwalom – z wszystkich tych imprez przygotowujemy relacje. Wśród naszych współpracowników są nie tylko fascynaci „zbrodniczej” literatury, ale także jej twórcy, tłumacze i badacze. No i last but not least – od kilku miesięcy działa Syndykat Zbrodni w Bibliotece, którego celem jest propagowanie literatury kryminalnej w polskiej blogosferze. Jesteśmy przekonani, że rozmowy o kryminałach to w gruncie rzeczy próby zrozumienia świata, który nas otacza, że pisząc o literaturze rozrywkowej, można poruszyć wiele ważnych kwestii pomijanych podczas analiz tak zwanej literatury wysokiej.”

48 | nr 21


ŻYCIOWA PASJA BIBLIOFILA http://ksiazkowo.wordpress.com/ Książkowy kalejdoskop bez ograniczenia do jednego typu literatury. Recenzje są wciągające, obserwacje interesujące, do tego można dowiedzieć się co nieco o polskiej blogosferze. Autorka – Agnieszka Tatera – jest pomysłodawczynią nagrody blogerów książkowych Złota Zakładka. (W tym roku jej wręczenie odbędzie się 8 września w ramach drugiego dnia Targów Książki w Katowicach). SPECJALIZACJA: recenzje książek, blog WYRÓŻNIK: różnorodność tematyczna dużo komentarzy innych blogerów NAWIGACJA PO STRONIE: bardzo dobra DATA POWSTANIA: 2009 TWÓRCA: Agnieszka Tatera

NASZA OCENA:

6/10

Rozmowa z Agnieszką Taterą, autorką bloga Życiowa pasja bibliofila, pomysłodawczynią nagrody blogerów Złota Zakładka, specjalistą do spraw promocji w Wydawnictwie Świat Książki zadzwiająco dużo osób spoza kręgu blogerów; mole książkowe, osoby szukające informacji o książkach, o tym, co warto kupić czy sprezentować etc.

Spotkała się pani z opinią, że blogi książkowe czytają głównie sami blogerzy? Tak, spotykam się z taką opinią od czasu do czasu. A co ciekawe, także część samych blogerów wydaje się wierzyć, że tylko inni blogerzy czytają to, co się na blogach książkowych pojawia. Jednak z mojego doświadczenia wynika coś zdecydowanie przeciwnego. Owszem, blogerzy są częścią czytelników (mniejszą lub większą, zależy od przypadku), jednakże nasze notki czyta

Jak zatem wygląda sytuacja z popularnością blogów? Popularność blogów zależy moim zdaniem od bardzo wielu czynników. Blogi o książkach nigdy nie będą tak popularne, jak te dotyczące np. mody, gotowania, ga49 | nr 21


dżetów czy poliltyki. Jednak i wśród nas są blogi o bardzo różnej popularności. Według mnie podstawą jest oczywiście styl i dbalość o jakość tego, co się pisze, brak błędów, różnorodność, korekta przed publikacją. Bardzo ważna jest też systematyczność, to przecież czas pozwala nam wyrobić sobie „markę” wśród odwiedzających blogi, jak i najzwyczajniej w świecie zaistnieć w wyszukiwarkach. Pisząc w miarę regularnie i dbając o to, co się publikuje, można liczyć na to, że rozwój bloga będzie w miarę stały. Dla mojego bloga przełomem był ubiegły rok, gdy miałam dużo czasu na to, by o niego zadbać, a także by dużo czytać i bardzo często publikować teksty. Ten rok jest trudniejszy - rozpoczęłam absorbującą pracę na stałym etacie, co oznacza, że czasu na czytanie i pisanie mam dużo mniej. Jednakże liczba czytelników utrzymuje się mniej więcej na stałym poziomie. Myślę, że dużo blogów ma średnio do 10 tysięcy czytelników miesięcznie, część ma po kilkanaście tysięcy, ale są i rekordziści, którzy mają po kilkadziesiąt tysięcy odwiedzających miesięcznie. Można tutaj bardzo łatwo zobaczyć, że blogerzy nie mogą być jedynymi czytelnikami blogów. Podobno przybywa nastoletnich blogerów? Blogowanie robi się wśród młodzieży coraz bardziej popularne. Od mniej wię-

cej 2 lat widzimy boom wśród blogerów książkowych generalnie. A spora część z nich, to nastolatkowie i studenci. Jest to bardzo dobre zjawisko, chociaż oczywiście jednocześnie mam nadzieję, że te blogi będą się rozwijać, że ich prowadzący będą bardziej dbali o to, co publikują. Są też blogi, a wśród nich spora część to właśnie ci rekordziści popularności, na których nie pisze się tylko o samych nowościach, mało tego - część z nich uprawia wręcz różnego rodzaju analizę literacką czy okołoliteracką. A to znowu jest bardzo przydatne dla blogerów młodszych stażem, którzy chcieliby się rozwijać - mogą zobaczyć, jak pisać dobrze, jak konstruować teksty etc. A Ci rekordziści to? Na przykład Miasto Książek, chyba największa rekordzistka. Poza tym na przykład Czytam więc jestem, bardzo popularny blog Joanny Gołaszewskiej, dużo na nim krótkich subiektywnych opinii. Poza tym Kreatywa z dużą ilością akcji książkowych i nie tylko. Prowincjonalna nauczycielka z krótkimi notkami opiniotwórczymi. Pani blog też jest jednym z bardziej znanych w książkowej blogosferze. Hm... Możliwe, chociaż to pewnie zależy, kogo pani by o to spytała. Może właściwie nie powinnam się temu dziwić.

50 | nr 21


W końcu bloguję już 3 lata, nie boję się wyrażać własnego zdania (często nie do końca popularnego), staram się inicjować różne dyskusje, działam w Złotej Zakładce, spotykam się z autorami, a teraz na dodatek pracuję jeszcze w wydawnictwie. To wszystko, plus fakt, że piszę pod imieniem i nazwiskiem, zapewnia pewną rozpoznawalność.

gorocznych katowickich Targach Książki odbędzie się zakończenie drugiej edycji. Mam wielką nadzieję, że ta nagroda z każdym rokiem będzie zdobywała coraz więcej uczestników, a także, że docenią ją wydawcy i autorzy. Na tych samych Targach zostanie też wręczona nagroda dla najlepszego bloga książkowego E-BUKA 2012. Ma pani swoich faworytów? Oj, pyta pani o coś prawie niewykonalnego! Wiele blogów, które są tam zgłoszone lubię i bardzo lubię, cenię sobie ich twórców. Jeżeli muszę jednak wybrać tylko jeden, to wybiorę blog Beznadziejnie zacofany w lekturze w końcu to mój blogowy Chrześniak :) Ucieszę się jednak z wygranej naprawdę wielu blogerów. Dobrze, że takie konkursy istnieją, bo pozwala to na promocję wielu, także mniej znanych blogów. I to jest zdecydowanie pozytywny aspekt. Negatywny jednak też jest - niektórzy blogerzy nie znają umiaru i pchają się wszędzie, gdzie tylko mogą. Ale to tylko pokazuje, że światek blogerów książkowych jest taki sam, jak każdy inny.

Jak pani wpadła na pomysł nagrody blogerów? Zapalnikiem był komentarz znajomego blogera (Fri2go), w którym napisał: „Mam dziwne wrażenie, że wszystkie książki, które są tu „tytułowane” jakimś wyróżnieniem, są kompletnie snobistyczne, mdłe i nudne. Może i genialne, ale bez większej wartości dla zwykłego człowieka. (…) Jak ja się cieszę, że wszystkie książki jakie czytam nie zdobyły żadnych wymuskanych nagród i są po prostu dobrą lekturą.” I mnie coś takiego chodziło po głowie od dłuższego czasu. Zaczęliśmy rozmowy. Po jakimś czasie uruchomiliśmy forum, na którym odbywały się dyskusje na temat tego, jak taka ewentualna nagroda mogłaby wyglądać. Wyłoniony został także skład ekipy, ustaliliśmy regulamin, kalendarium, zaczęliśmy szukać sponsorów i ruszyliśmy! W październiku ubiegłego roku odbyła się pierwsza ceremonia wręczenia statuetek. A na te-

Rozmowę przeprowadziła Sylwia Skulimowska

51 | nr 21


52 | nr 21


Dla

Polski i Polaków nie było w XX wieku wydarzenia bardziej traumatycznego niż tragiczny Wrzesień ‘39 i wszystkie jego konsekwencje. Nic nie przeorało naszych dziejów tak dokumentnie i boleśnie, a nasza najnowsza historia wciąż potrafi wywołać silne emocje. Odpowiedzią polskich autorów, szczególnie fantastyki, było i będzie snucie alternatywnych wizji dziejów, w których albo Polska wychodzi zwycięsko z tych doświadczeń, albo do nich wcale nie dochodzi. Polska przed wojną była krajem rozdartym przez porozbiorowe paradoksy, sklejonym nieco na siłę, targanym wewnętrznymi konfliktami (narodowościowymi i politycznymi), który nie tylko trwał, ale jakoś się rozwijał. Choć liczba problemów, które powinny zostać rozwiązane (ujednolicenie porządku prawnego, rozwój przemysłu, budowa dróg, reforma rolna), była ogromna, mocarstwowe pragnienia ówczesnych Polaków były niemniejsze. Polska aż po Ural lub choćby po Dniepr, kolonie w Afryce – takie i inne pomysły kipiały w niedowartościowanych środowiskach polskich elit. Współcześni twórcy historii alternatywnych zdają się być intelektualnymi pogrobowcami Polskiej Ligi Kolonialnej czy zwolenników szarży na Berlin. Trzeba jednak trafu, żeby w jednym czasie na rynku ukazały się dwie skrajnie różne pozycje, które stanowią świetny pretekst do rozważań nad możliwy53 | nr 21


mi wariantami najnowszej historii naszego kraju. Możemy spróbować się przekonać, czy nadzieje na wielką Polskę lub choćby na szczęśliwszą są oparte o realne przesłanki, czy też są bardziej aktem wiary. Wiary w to, że wystarczyłoby pojedyncze wahnięcie wahadła historii i uzyskalibyśmy jako kraj należną – oczywiście mocarstwową – pozycję. Odległe Rubieże. Kryptonim Burza Vladimira Wolffa to próba zmierzenia się z pomysłem wojny z Sowietami, podanym w konwencji quasi-reportażu. Niejako w kontrapunkcie mamy świetną analizę naukowo-historyczną – Niemcy bronią się przed Polską Roberta Citino, przedstawiającą rozwój doktryny Blitzkriegu oraz możliwości polskiego przedwojennego wojska. Kryptonim Burza opisuje woltę dziejową, w której do inwazji III Rzeszy na Polskę nie dochodzi, ale za to w 1941 roku Stalin rusza na Zachód. Jak w 1920 roku po trupie „pańskiej Polski” na cały świat ma się rozlać rewolucja proletariatu, wsparta pomocnymi zagonami dzielnych krasnoarmiejców. Wolff przypomina nam tym, niejako przy okazji, że II Rzeczpospolita przede wszystkim szykowała się do wojny z Sowietami i temu podporządkowała wszelkie plany operacyjne, jak i zakup uzbrojenia. W końcu agresywne zamiary ZSRR (ujawnione choćby w głośnym Lodołamaczu Suworowa) były prawdopodobne, a w przekonaniu narodu i generalicji pewne. Przyczyną, dla której nie dochodzi do kampanii wrześniowej jest śmierć Hitlera w zamachu przeprowadzonym w przededniu planowanej inwazji. Założenie mocno naiwne, gdyż całe Niemcy parły do wojny,

a śmierć wodza mogłaby tylko bardziej zradykalizować nastroje. Równie agresywnych następców na pewno by nie zabrakło. Tym bardziej że rozpędzona gospodarka niemiecka, z przeinwestowanym przemysłem zbrojeniowym, była ogromnie zadłużona. Ze spirali zaciągniętych kredytów (szczególnie zagranicznych) paradoksalnie mogły wyciągnąć Niemców tylko zyski z przyszłego konfliktu. Niemniej Wolff założył, że Niemcy w takiej sytuacji staną z bronią u nogi. Zaś Rosjanie pomimo podpisanego już paktu Ribbentrop-Mołotow, nie dokonają w ‘39 roku samodzielnie żadnych operacji zaczepnych. To ostatnie założenie, akurat wydaje się nader prawdopodobne, gdyż Armia Czerwona znajdowała się dopiero w stadium reorganizacji. Autor, biorąc pod uwagę program rozwoju i modernizacji Wojska Polskiego z lat 1936-1942, przedstawił jego domniemany stan wyposażenia i gotowości do działań w 1941 roku. Uzupełnił obraz o dostawy sprzętu alianckiego, które były przewidziane do realizacji w roku 1939. Szkoda tylko, że nie przyszło mu do głowy, że w razie ustania zagrożenia niemieckiego, Francja, a tym bardziej socjalistycznie nastawiona Anglia, nie kwapiłyby się do dozbrajania Polski. Szczególnie że retoryka Sowietów pełna była obłudnych zapewnień o pokojowych zamiarach, a wzmacnianie polskich sił byłoby traktowane jako prowokowanie do wojny. Niemniej jednak w książce do Polski trafiają między innymi samoloty Fairey Battle i Hurricane. Ciekawe tylko jak polski mechanik by je serwisował, skoro miał narzędzia metryczne, a do angielskich samolotów pasowały tylko calo54 | nr 21


Wybrane drugowojenne historie alternatywne: Te polskie... Maciej Parowski Burza Marcin Wolski Alterland, Wallenrod M. Ciszewski www.1939.com.pl, www.1944.waw.pl Antologia Deszcze Niespokojne Andrzej Ziemiański Bomba Heisenberga ... i te zagraniczne Philip K. Dick Człowiek z Wysokiego Zamku Robert Harris Vaterland Otto Basil Brunatna rapsodia Harry Turtledove Wojna światów: w równowadze S.M. Stirling Szturm przez Gruzję James Herbert Rok 1948 Sarban Dźwięk rogu

55 | nr 21


we? To jedna z wielu niekonsekwencji technicznych, które należało wziąć pod uwagę. Innym problemem, którego nie dostrzega autor, jest to, że sprzęt, który w 1939 roku mógł być uznany za nowoczesny (czołg 7TP, bombowiec Łoś, karabin przeciwpancerny Ur), już dwa lata później był raczej przestarzały. Po prostu w ciągu tego okresu nastąpił niewyobrażalny skok technologiczny, szczególnie właśnie w Związku Radzieckim, który nie tylko masowo produkował broń, ale też nieustająco ją udoskonalał. Tego wyścigu nie był w stanie podjąć zabiedzony polski przemysł i nasze niedoinwestowane biura konstrukcyjne. Wystarczy przypomnieć, że w 1940 roku do produkcji skierowano T-34, pojazd uznawany za najlepszy czołg II wojny światowej… Pójściem na łatwiznę u Wolffa jest też pozostawienie w jego wizji praktycznie niezmienionego składu polskiego naczelnego dowództwa. W powszechnej opinii był to najsłabszy punkt naszej armii, bo poza kilkoma błyskotliwymi generałami, w większości byli to ludzie kompletnie nierozumiejący wymogów nowoczesnego pola walki, a to właśnie oni zostali głównymi

decydentami oraz planistami. Niektórzy z nich zakończyli zaś swoje kariery, uciekając „drogą hańby” tzw. szosą na Zaleszczyki, wiodącą do Rumunii. W obliczu tych argumentów udana obrona przed ZSRR przedstawiona w Odległych rubieżach wydaje się mocno wątpliwa. Bitwa graniczna musiała zostać przegrana wobec przeciwnika, który dysponował praktycznie nieograniczonymi zasobami. Nam, jak Finom w wojnie zimowej, nie mogły pomóc surowe warunki pogodowe ani korzystne ułożenie terenu. Szkoda zaś, że Wolff nie pokusił się o przedstawienie jedynego pola, gdzie mogliśmy podjąć równorzędną grę, tj. działań morskich. Nasza marynarka, kompletnie bezużyteczna w starciu z Niemcami, miała ogromny potencjał w starciu z marynarką Rosjan. Jedyny w swoim rodzaju krążownik minowy „Gryf ”, miał za zadanie zablokować port leningradzki, a oceaniczne okręty podwodne zadać ciosy radzieckim przestarzałym pancernikom. Drugą wiarygodną przewagą nad Rosjanami było morale żołnierzy, i ten wątek został należycie przedstawiony. Polacy, pamiętając okrucieństwa sprzed dwudziestu lat, stawiliby zacięty opór (którego niezłą namiastką w naszej rzeczywistości była postawa pułków KOP-u i obrona Grodna). Rosjanie zaś, pomimo wszechobecnej propagandy, byli nastawieni raczej tchórzliwie. Realnym byłyby więc masowe dezercje do Polaków w obliczu pierwszych niepowodzeń. Historia daje dobitne przykłady, że dopóki nie pojawił się wyjątkowo celny mit „wojny ojczyźnianej”, narody komunistycznego raju nie kwapiły się do 56 | nr 21


umierania za Stalina. Wystarczy przytoczyć liczby wziętych do niewoli jeńców w czasie operacji Barbarossa. Reasumując, Odległe rubieże to bardziej chęć odświeżenia dawnego marzenia w typie „bolszewika goń, goń, goń” niźli dopracowany model rzeczywistości alternatywnej. Bardziej prawdopodobny byłby scenariusz sojuszu polsko-niemieckiego i wspólny marsz na Moskwę, który pojawił się w Wallenrodzie Marcina Wolskiego. Wolff wymaga od nas zbyt dużego zawieszenia niewiary, co prowadzi do pytania o rzeczywiste możliwości polskiej armii. Spojrzeniem realistycznym, przenikliwie obrazującym stan polskiej armii przez porównanie z niemiecką, jest książka Roberta Citino Niemcy bronią się przed Polską. Pomimo że autor reprezentuje anglosaską szkołę historyczną, opisuje jednak Polskę ze sporym znawstwem realiów i zrozumieniem skomplikowanych splotów okoliczności, którym nasz kraj podlegał. Nakreślając obawy, które miała niemiecka Republika Weimarska względem możliwego konfliktu ze swoim wschodnim sąsiadem, pokazuje ogromną różnicę potencjałów między oboma krajami. Nie tylko takich oczywistych jak ludnościowe czy przemysłowe, ale przede wszystkim w mentalności i rozumieniu potrzeb nowoczesnego pola walki. Ponieważ okrojona do granic możliwości Reichswehra, z góry zakładała niemożność podjęcia starcia z armią francuską, wszystkie plany operacyjne kierowała na Wschód. Tym bardziej że w polskiej polityce zagranicznej dominował agresywny ton, niepozbawiony dalszych roszczeń te-

rytorialnych względem Niemiec. To, co się wyłania z tych porównań, jest, delikatnie mówiąc, druzgocące, to wręcz zimny prysznic na wyznawców teorii o „prewencyjnym uderzeniu na Berlin”. Dlaczego? Owszem, armia polska była liczebniejsza i na papierze silniejsza, ale kierowała się archaiczną taktyką, pozbawiona w zasadzie właściwego sprzętu i zaplecza. Nie pomagało jej wcale zgubne przekonaniem o swoim niezwyciężeniu, wynikające z wygranej wojny z bolszewikami. Citino głównie poddał pod analizę rozliczne manewry przeprowadzane w Polsce, jak i w Niemczech oraz zachowane z nich opinie zewnętrznych obserwatorów. Upokorzona armia niemiecka, niedysponująca na skutek ustaleń wersalskich wieloma typami nowoczesnego sprzętu, do perfekcji opanowała wykorzystanie swoich ograniczonych zasobów. A także, i to ważniejsze, zaprzęgła do doskonalenia wojskowego rzeszę doświadczonych weteranów I wojny światowej, która na każdym poziomie, od podoficerów do generałów, stworzyła wyśmienity korpus dowódczy. Ten sam, który tak świetnie wykorzystał potem Hitler w swym triumfalnym marszu przez Europę. Ta zawodowa armia, w któ57 | nr 21


rej porucznicy dowodzili plutonami, a generałowie pułkami, dopracowała do perfekcji sztukę koordynacji oddziałów. Potrafiła świetne wykorzystywać łączność (szczególnie radiową), zgrać pododdziały, błyskotliwie wykorzystać artylerię i lotnictwo oraz rozumieć znaczenie manewrowania. Swoją drogą u naszych wschodnich sąsiadów też nie brakowało takich oficerów, którzy przetrwali czystki i często, wracając wprost z łagru, wykazywali się wielkimi umiejętnościami. Na tym tle armia polska wypadała blado. Potrafiła wykonywać tylko ataki na wprost, bo brak odpowiedniej kadry czynił bardziej skomplikowane działania niemożliwymi. Kulała też straszliwie polska artyleria – wybrakowana, przestarzała, stojąca nieruchomo na tych samych pozycjach. Autor przypomina też o specyficznych układach rządzących polskim wojskiem po przewrocie majowym, gdzie to raczej wierność Marszałkowi niż kompetencje była warunkiem sine qua non wojskowej kariery. Zwrócił jednak uwagę na wysokie walory żołnierzy polskich, ich wytrzymałość i dzielność, a także duże możliwości naszej kawalerii. Smutnym jednakowoż podsumowaniem jego opinii jest stwierdzenie, że już w 1930 roku armia polska miała 15-letnie zapóźnienie względem sąsiadów. Niestety, do wybuchu wojny niewiele się zmieniło, a w niektórych sprawach doszło do regresu. Powiedzmy tylko, że na polach września podstawowymi armatami były te przywiezione z Francji w 1920 roku przez Hallera. Jakie wnioski zatem płyną z tych analiz i porównań? Wiara w możliwy rozwój pol-

skiej armii, z której projekty nowoczesnych broni i masowy import z Zachodu miałaby uczynić równorzędnym przeciwnikiem dla Sowietów czy Niemców, jest nieuzasadniona. Zachwyty wynikające z posiadania Łosi, karabinów przeciwpancernych czy już prawie produkowanych myśliwców Jastrząb przesłaniają trudną rzeczywistość gospodarczą kraju. Świetne plany pozostawały na papierze, gdyż nie tylko brakowało woli modernizacyjnej, ale przede wszystkim funduszy. Budżet wojskowy stanowiący znaczny procent wydatków państwa był niestety w większości przejadany na pensje wysokich rangą oficerów i utrzymanie zbyt rozbudowanych struktur. Polska w swej sytuacji, między młotem a kowadłem, goniąca wiekowe zapóźnienie w żadnej sytuacji nie mogła sprostać dwóm największym potęgom industrialnym Europy, ani tym bardziej uciec przed hekatombą okupacji i powstania. Cuda zostawmy literaturze, sami twardo stąpając po ziemi. Przykra to konstatacja, która nie powinna nam jednak zabierać radości z czytania opisów mniemanych przewag Polaków nad wrogami. Traktujmy je jednak raczej jako nową formę literatury „ku pokrzepieniu serc”, która niestety świadczy o głębokości polskich kompleksów historycznych i poczuciu niesprawiedliwości dziejowej. Marek Piwoński

58 | nr 21


59 | nr 21


SIENKIEWICZ DO LAMUSA LITERATURY, ŻEROMSZCZYZNA ZABIJA NAWET ZOMBIE! WYWIAD Z KAMILEM ŚMIAŁKOWSKIM

60 | nr 21


Zawodowo zajmujesz się popkulturą. Jak oceniasz sytuację literatury rozrywkowej w Polsce? Nieźle.

Bo on napisze absolutnie wszystko. Zresztą napisał drugiego po mnie literackiego mash-upa. Po moim Przedwiośniu żywych trupów, on napisał Faraona wampirów. Obecnie, z tego, co wiem, szuka dla tego wydawcy.

Naprawdę? Tak.

No właśnie. Jak się sprzedało twoje Przedwiośnie żywych trupów? Tak sobie.

A mnie się wydaje, że dobrze sobie radzi tylko fantastyka i wszystko dookoła tego nurtu. A gdzie się źle dzieje?

Ludzie zrozumieli żart? W „Literadarze” recenzja była dość pochlebna. Wiele osób nie zrozumiało. Czego nie wzięliśmy pod uwagę, i jest to nasza wina, moja i wydawczyni, Ani Brzezińskiej, to, że przebrnięcie przez Żeromskiego, którego w tym tekście jest zdecydowana większość, będzie dla ludzi aż takim problemem.

Na przykład nie ma prawie w ogóle powieści przygodowej i ewentualnie historyczno-przygodowej. A gdzieś na świecie się w tym zakresie dobrze dzieje?

Czyli dobry pomysł zabiła żeromszczyzna? Do tego stopnia, że przyjemność płynącą z obcowania z drobnymi elementami śmiałkowszczyzny, żartami i nawiązaniami literackimi wplecionymi w powieść, przykryła przykrość przedzierania się przez żeromszczyznę. Z tego, co wiem, z tego powodu sporo ludzi książkę odrzuciło.

Ale jeden Komuda wiosny nie czyni. Spokojnie. Wolny rynek działa. Pokazał na przykładzie fantastyki, wspomnianych kryminałów czy literatury kobiecej, że jeśli pojawi się porządne zapotrzebowanie, zaraz pojawi się też rzemieślnik czy inny Konrad Lewandowski, który tę lukę wypełni.

Jak się pisze takiego mash-upa? Najpierw trzeba przeczytać trochę różnych książek i zdecydować, czym się bawić. Bo mash-up to nowy gatunek, przypomnijmy, polegający na dopisywaniu dodatkowych fragmentów do klasycznych już dzieł.

Lewandowski pisze teraz powieść o czołgach parowych w scenerii powstania styczniowego. 61

| nr 21

W artykule wykorzystano zdjęcie z profilu facebook Kamila Śmiałkowskiego

Sądzę, że można wskazać co najmniej kilku zachodnich autorów, chociażby McCammona czy Folleta. Myślę, że powoli się na nowo tego uczymy. Punktem wyjścia do tego są popularne obecnie kryminały retro. Czy też Komuda, który porusza się pomiędzy fantasy historyczną a czystą historią.


Z kolei nauczyciele narzekają, że dzieci nie chcą w ogóle czytać. Ależ one chcą czytać, tylko zupełnie co innego, niż chcieliby nauczyciele. Ja sądzę, że powinniśmy raczej iść za dziećmi i ich gustem.

Bierzesz i wplatasz. Musiałem kilkanaście razy przeczytać Przedwiośnie, następnie musiałem wybrać miejsca, gdzie chcę coś wpleść. Owo wplatanie trzeba tak wymyślać, żeby to miało jakiś sens. Potem trzeba było przeczytać wszystko Żeromskiego, żeby dobrze zasymulować jego styl. Mam wrażenie, że mi się to udało. Recenzenci zwracali mi uwagę na fragmenty pisane przeze mnie, co do których byli przekonani, że to Żeromski. I odwrotnie.

W polskiej literaturze XIX-wiecznej brakuje książek ewidentnie rozrywkowych

A skąd pomysł? Z Dumy i uprzedzenia i zombie? Dokładnie. Pamiętam, byłem wtedy w Ameryce, gdy ukazała się ta książka. Widziałem tłumy kupujące ją w księgarniach i ściągające pliki w cyfrowej wersji. Po powrocie do kraju zastanawiałem się, kiedy coś takiego napisze ktoś w Polsce. Czekałem, czekałem, aż w końcu stwierdziłem, że ja to zrobię.

A jakich autorów polskich poważa Kamil Śmiałkowski? Współczesnych? Oczywiście. Lubię Jakuba Ćwieka, bo potrafi się bawić literacko, Ciszewskiego, bo się nauczył pisać i to działa… Na pewno kogoś zapomnę…

Nastąpił, jak rozumiem, błąd w doborze literackiej bazy. Gdybyś pisał kolejną taką książkę, twój wybór padłby na…? I tu pojawia się problem, powiedziałbym, systemowy. W polskiej literaturze XIX-wiecznej brakuje książek ewidentnie rozrywkowych. Będzie pokrzepienie serc, Bóg, honor i ojczyzna, pozytywizm i praca u podstaw. Nie ma nic, co powstało dla czystej rozrywki i jest czytelne do dzisiaj. Może trochę Sienkiewicz, ale z kolei jest on tak wtłaczany w szkole dzieciom do głowy, że w rezultacie i tak nikt nie chce go później czytać.

I z góry przepraszasz. Dokładnie. Nie wspominam oczywistych nazwisk, jak Sapkowski czy Dukaj. Przecież Dukaj to taki współczesny Żeromski? Ale warto, ogromnie dużo ode mnie wymaga ta lektura, ale to jest odpowiednik tego, co uwielbiam w zachodniej literaturze – opasłe cegły wymagające od czytelnika pewnej celebry i zatopienia w lekturze. To takie pisarstwo jak Dana Simmonsa czy 62 | nr 21


A widziałeś przeglądarkę do komiksów Marvela? Rewelacyjna sprawa, aż chce się to czytać – wykadrowane, z możliwością zbliżenia, pełna digitalizacja. Pewnie za chwilę w coś takiego wejdę, choć nowe pomysły i technologie adaptuję z pewnym opóźnieniem.

Neala Stephensona. Ostatnio czytałem Peanatemę, musiałem powoli smakować ten świat, podczas gdy sterta zaległości rosła. Wspomniałeś Komudę. Niestety, to nie moja bajka. Czekam z kolei na powieści Ani Brzezińskiej. Ale to chyba z sympatii? Gdybym miał stawiać moje pieniądze, założyłbym, że to też nie twoja bajka. Nie, ja jej książki bardzo lubię. Lubię te jej inne, ale dopracowane światy. W końcu jest mediewistką. Dalej będzie Miłoszewski, choć ostatnio mi się trochę znudził. Z zagranicznych autorów czytam absolutnie wszystko Lee Childa – odrzucam to, co aktualnie czytam i wciągam błyskawicznie w dwa dni nowego Jacka Reachera.

A wierzysz w e-booki? To nie jest kwestia wiary, to jest rzeczywistość. Pytam, bo ja nie wierzę. Wierzyć to można w Boga. Czy się przyjmą? Na pewno. To nie jest kwestia naszego pokolenia, tylko pokolenia naszych dzieci. A potem może ich dzieci będą miały wszczep w kręgosłup z dostępem do danych.

Prowadziłeś kiedyś sklep z komiksami. Zrobiłeś na tym kasę? Nie.

Byłeś przez jakiś czas naczelnym „Nowej Fantastyki”, która ostatnio radzi sobie bardzo słabo, niedawno Fabryka Słów zlikwidowała miesięcznik „Science Fiction”, teraz padł „Bluszcz”. Sądzisz, że jest jeszcze miejsce na polskim rynku na papierowy magazyn literacki o profilu popkuturowym? To bardzo trudne pytanie na koniec. Myślę, że powoli czas na takie pisma się kończy. Jedyną metodą jest pozyskiwanie informacji o kulturze od ludzi, których się ceni, ale przefiltrowanych o własne preferencje i zweryfikowanych pod kątem ich wiarygodności. Ogólnie zły pieniądz wypiera dobry. Ludzie wolą nawet gorszej jakości treści, ale za darmo, w sieci. Spotka to wszystkie pisma, to tylko kwestia czasu. Rozmawiał Piotr Stankiewicz

Pytam przewrotnie, bo znam tę historię. A da się w Polsce zarobić kasę na komiksach? Mam nadzieję, że tak. Trzeba sobie jednak zdawać w pełni sprawę, że z komiksami jest tak jak z operą – istnieje jakaś grupa ultrafanów, których to kręci, ale ich czas już minął w szeroko pojętym rozwoju kultury popularnej. I tak jak opera, komiks będzie potrzebował mecenatu państwa? Coraz częściej ma. Czasem wychodzą z tego śmieszne rzeczy, jak z tym Chopinem. 63

| nr 21


MĘSKA RZECZ, DAMSKIE SPRAWY czyli płciowe dyskusje o książkach toczą Dorota Tukaj i Michał Urbaniak

64 | nr 21


MĘSKA RZECZ

65 | nr 21

DAMSKIE SPRAWY


MĘSKA RZECZ

DAMSKIE SPRAWY

Powieści w formie dzienników to literatura ciesząca się niesłabnącą popularnością wśród czytelników. Myślę, że wynika to z faktu, że ich bohaterem (czy raczej bohaterką) zazwyczaj jest everyman, postać, z którą łatwo się utożsamić docelowemu odbiorcy. Na przykład mnóstwo czytelniczek widziało swoje odbicie w Bridget Jones, co przyczyniło się do fenomenalnego sukcesu książki Helen Fielding.

I to skojarzenie jest raczej oczywiste, z tym, że choć Brytyjczycy są znani z zamiłowania do groteski i absurdu, to nasza pisarka w tym względzie bije na głowę swoją wyspową rywalkę. Tak, przepraszam za wyrażenie, porąbanej rodziny nie wymyśliłaby ani Townsend, ani chyba nawet Gombrowicz do spółki z Witkacym.

E tam! A mi się wydaje, że z punktu widzenia takich chick-litowych opowiastek nietuzinkowa familia to raczej norma! Taka literatura obrazuje porzekadło: „z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu”.

A że w tych pozycjach obowiązkowy jest humor, czytelnik miał się przy okazji świetnie bawić! Z tym, że – jak słusznie zauważyłeś – zdecydowanie więcej okazji do takiej zabawy dostarczyła literatura popularna odbiorcom płci żeńskiej. Panie dostawały satyryczne remedia na problemy każdego wieku, od Ali Makoty i Pamiętnika księżniczki poczynając, do Nigdy w życiu i Dzienników botoksowych, za to płeć brzydsza nie bardzo miała w czym wybierać…

No, ale bez przesady! Kogo my tu mamy? Matka – doktor psychologii, okresowo zamieniająca dom w gabinet terapeutyczny, a przy tym nawiedzona feministka; ojciec – nieudacznik co chwilę zmieniający zawód i ostatecznie próbujący szczęścia w polityce; brat i bratowa – wojujący ekolodzy, beztrosko podrzucający dziecko na wychowanie rodzicom (a właściwie nastoletniemu wujkowi); babka – ekscentryczna staruszka, która dała początek rodowi Gąbczaków, uwodząc wędrownego pastucha, obecnie zaś podróżująca po świecie z aktualnym mężem, byłym oszustem matrymonialnym; bratanek – istny potwór, którego okiełznać nie jest w stanie ani rodzina, ani pedagodzy...

Otóż to. Z humorystycznych dzienników nastolatków przez długie lata był powszechnie znany tylko ten prowadzony przez Adriana Mole’a, zresztą cieszący się wielką popularnością. Cała seria pióra Sue Townsend liczy sobie osiem tomów, których akcja toczy się na przestrzeni dwudziestu lat, toteż narrator zdążył już dawno dorosnąć. To właśnie z Adrianem kojarzy mi się Rudolf Gąbczak, który pisze swój dziennik w cyklu Joanny Fabickiej. 66

| nr 21


A w tym wszystkim prowadzący dziennik Rudolf – przeżywający rozterki dorastania, dość sympatyczny chłopak. Seks i inne przykrości to trzecia odsłona jego perypetii.

Przecież nie każda rodzina musi być tak ugrzeczniona jak Borejkowie. Zresztą przypomnę wcześniejszą familię Żaków z otwierającej cykl Szóstej klepki. Tam też były same oryginały! Nie odmawiajmy Gąbczakom prawa do przywiązania czy odczuwania solidarności rodzinnej, a nawet miłości – z lekka podszytej ironią. Może Joanna Fabicka celowo pisała na przekór „Jeżycjadzie”? Ja nie mam nic przeciwko! Obraz mniej cukierkowy, za to bardziej realistyczny.

Tym razem bohater musi się zmierzyć z przedłużającą się wizytą albańskich uchodźców, nieoczekiwaną ciążą przyjaciółki, brudną karierą polityczną ojca, komplikacjami po śmierci babci, bojkotem szkolnej inicjatywy, a wreszcie z rodzącym się uczuciem. A wszystko w oparach niestrawnego nonsensu, który rzekomo ma śmieszyć!

Realistyczny? Przecież w całej tej historii nie ma ani jednej postaci, która by nie była przejaskrawiona, żeby nie powiedzieć: wynaturzona! A sam Rudolf? Dla tego chłopca nie ma nic świętego, o swoich bliskich pisze w sposób tak odpychający, że dla mnie to jest po prostu antywzorzec relacji rodzinnych. I do tego jest zupełnie niespójny psychologicznie – uważa się za intelektualistę, czyta np. Żyjąc tracimy życie Janion, a momentami zachowuje się i myśli jak dziesięciolatek. Choć zresztą nie wiem, może to możliwe? W końcu nigdy nie byłam nastoletnim chłopcem...

Zgodzę się, przygody Rudolfa wydawały mi się jakieś takie toporne, komiczne na siłę. Inna sprawa, że humor to rzecz względna. Może po prostu nie jesteśmy docelowym czytelnikiem Seksu i innych przykrości?

No, chyba nie... Żeby się zorientować, do kogo ten rodzaj humoru trafia, przejrzałam dwa najpopularniejsze serwisy bibliofilskie. Że praktycznie wszystkie opinie entuzjastyczne wyszły spod piór, a właściwie klawiatur, czytelników nastoletnich, to rzecz właściwie normalna. Ale że jakieś 95% tych czytelników było płci żeńskiej, trochę mnie zaskoczyło, bo wydawało mi się, że gimnazjalistki i licealistki szukają raczej humoru subtelniejszego, podbarwionego ciepłem, jak chociażby w „Jeżycjadzie”.

Nie zgodzę się z Tobą. Dla mnie Rudolf jest wiarygodny pod kątem psychologicznym. Po prostu przeżywa charakterystyczny dla okresu dorastania bunt. Równie typowa jest naprzemienność nastrojów, zachowań i ambicji. Bohater chce być ponad swoimi rówieśnikami, więc inwestuje w swój rozwój intelektualny (rzadko, bo 67 | nr 21


MĘSKA RZECZ

DAMSKIE SPRAWY

rzadko, a jednak!), stara się pozować na kogoś, kim nie jest (natchniony artysta), a z drugiej strony – to przecież jeszcze dziecko, niedojrzałe, bezmyślne, czasami wpadające w tarapaty, a w dodatku podlegające burzy hormonów (ach, ta gonitwa za dziewczętami, obsesyjne myślenie o pierwszym zbliżeniu!). To wręcz z życia wzięte!

dawniej nieco złośliwie zwano cielęcym, więcej niż powszechny – wystarczy zajrzeć do Makuszyńskiego, Ożogowskiej, Siesickiej, Snopkiewicz... Mam wyliczać na tuziny autorów, którzy pisali o uczuciach nastolatków w sposób znacznie bardziej przekonujący, a przy tym z dużo subtelniejszym humorem?

Niby Holden Caulfield na wesoło? Przy całym moim braku sympatii dla bohatera Buszującego w zbożu, również siedemnastolatka, wydaje mi się on o wiele doroślejszy mentalnie od Rudolfa, a jego bunt – prawda, że bzdurnie manifestowany – znacznie bardziej prawdziwy. No, ale może to znak naszych czasów, że dojrzewanie fizyczne i dostęp do obszarów wiedzy kiedyś nieosiągalnych jeszcze bardziej wyprzedza dojrzałość umysłową? Bo jednak realia, w jakich dorasta młodzież, ogromnie się zmieniły...

A mi się wydaje, że wymienieni przez Ciebie autorzy już trochę nie przystają do współczesnych czasów. Jakkolwiek po ich powieści nadal chętnie się sięga (mniejsza o to, ile w tym czystego sentymentu), nie oddają one sposobu myślenia współczesnego czytelnika. Może właśnie dlatego, że bywają zbyt „ugrzecznione”.

No dobrze, Makuszyński i Ożogowska może tak, zresztą ich twórczość była przeznaczona głównie dla nieco młodszych czytelników, tak gdzieś do czternastego roku życia. U dwóch pozostałych autorek problemy wieku dojrzewania przedstawione są w sposób, jakiego na pewno nie nazwałabym ugrzecznionym, tylko po prostu sześćdziesiąt czy nawet trzydzieści lat temu kładziono mniejszy nacisk na seksualność, a większy na emocje... I tu muszę przyznać, że Fabickiej udało się wyraziście, choć w przejaskrawiony sposób, ukazać zmianę współczesnej obyczajowości. Choćby to, że ciąża licealistki nadal budzi obawy i dezaprobatę, ale nie jest już powodem do wstydu – Elka nie musi rzucać szkoły i spędzać kilku miesięcy w zamknięciu.

I to w powieści widać, Fabicka porusza aktualne problemy społeczne – ksenofobię, kult pięknego ciała i rodzące się na tym tle kompleksy (Rudolf razem z armią szkolnych maszkaronów organizuje happening pod hasłem: „Kochaj mnie”), potrzebę akceptacji w środowisku młodzieżowym, przedwczesne macierzyństwo, niespełnioną miłość.

Ojojoj, niespełniona miłość i aktualny problem społeczny? Raczej stary jak świat, choć rzeczywiście w wieku, który 68

| nr 21


Sądzę, że wcale by się nie dała zamknąć! To proza idąca w poprzek dawnej tradycji, ustanawiającej podział płciowy w rodzinie (panowie do pracy, panie do garów). Kobiety (nie tylko te z rodu Gąbczaków) są tu dominujące i nie dają się zapędzić do kuchni, a romansowanie panów jest wybaczane jak niewielki grzeszek na sumieniu.

Taak... Nie muszę chyba mówić, że jestem jak najbardziej za podziałem obowiązków domowych, za samorealizacją kobiet, że nie dziwią mnie małżeństwa, w których matka robi karierę, a niepracujący ojciec zajmuje się dziećmi, a jednak mam wątpliwości, czy taki obraz rodziny, jaki tu otrzymujemy, można odebrać inaczej niż jako karykaturalny. I tym samym raczej niezachęcający do wykraczania poza schematy uświęcone tradycją...

Co kto woli, mnie ta barwność rodziny Gąbczaków odpowiada! Ponadto atutem Seksu i innych przykrości jest to, że Fabicka często odwołuje się do aktualnych wydarzeń: wypowiedzi polityków, różnorodnych manifestacji (Parada Równości), ugrupowań (Młodzież Wszechpolska została ukazana jako banda ograniczonych fanatyków), pikantnych skandali obyczajowych, a nawet nastrojów i przekonań społecznych. Rudolf staje się przez to swoistym głosem swojego pokolenia. To podstawa nie tylko do zjadliwej krytyki naszego polskiego piekiełka, ale również

uczenia między wierszami tolerancji dla drugiego człowieka.

Tak, jeśli chodzi o tolerancję, to każdy akcent w literaturze jest pożądany. Oczywiście nie mam tu na myśli tolerowania zachowań nagannych czy wręcz przestępczych w myśl bezstresowego wychowania, jak w przypadku Wiktorka (choć swoją drogą, nie mam pojęcia, jak można utemperować takie dziecko; to chyba zadanie dla psychiatry...). Chodzi o poszanowanie odmienności rasowej, religijnej, kulturowej – i mamy tu przykłady, które tego rzeczywiście uczą. Natomiast zagadką pozostaje dla mnie, czy młody czytelnik aby na pewno potraktuje je serio, skoro przekazane są w tak prześmiewczym kontekście.

Nie od dziś wiadomo, że przez śmiech można się nauczyć więcej. Lepszy ten komiczny kontekst niż moralizatorstwo. To mało kto zniesie, a już na pewno nie młody czytelnik! Nie znam statystyk, ale wydaje mi się, że większość szuka w literaturze dobrej zabawy. W cyklu Fabickiej to dostaje. A że przy okazji czegoś się nienachalnie nauczy – tym lepiej.


70 | nr 21


zencie Mikołajkowym Najbliższym” (ortografia oryginalna). Ciekawe zjawisko!

No i przyszło nam omawiać kawał prawdziwie męskiej prozy! Kto wie, może za jakiś czas pojawi się u Krzysztofa Schechtela?

Męska proza, której entuzjastyczne recenzje piszą głównie anonimowe osoby płci żeńskiej, i to chyba dość młode, biorąc pod uwagę treść tekstów zamieszczonych na stronie wydawcy! „Książka jest dobrą rozrywką i ciekawym materiałem dydaktycznym, ponieważ doskonale przystosowuje nas do zaistniałej sytuacji. Czytelne opisy pozostałości po przyrodzie, potwornie uderzają w nasz obraz o jej pięknie”, „trafiła się niezła perła, kupię ją w pre-

71 | nr 21


RECE

Broniewski. Miłość, wódka, polityka 74 | Dziesięć tysięcy liści 76 | Nielegalni 78 | Bóg, kasa i rock’n’roll 8 Tron Szarych Wilków. Siedem Królestw – księga trzecia 88 | Skandynawia. Wojna z trollami 90 | NN 92 | C muzyka jazzowego 100 | Afryka. Przekrój podłużny. Rowerowe safari z Kairu do Kapsztadu. 102 | Kot Simo 1945. Porównanie siły bojowej 108 | Urodziłam się dziewczynką 110 | Zaklęcie dla Cameleon 112 | Czarna Nikt się nie dowie 120 | Kolor magii 122 | Dom żółwia. 72 Zanzibar 124 | Smok Griaule 126 | Jerozolimskie m tajemnice 138 | Pieśń imion 140 | Alkaloid 142 | Baśnie japońskie 144 | Aparatus 146 | City 2: Antologia | nr 21 Suttree 156 | Czerwony błazen 158 | Córki gór 160


ENZJE

80 | Każdy zrobił, co trzeba 82 | Zakryjcie jej twarz 84 | Tajemnice i sensacje antycznego świata 86 | Coco Chanel. Legenda i życie 94 | Kompania braci 96 | Powieść w altówce 98 | Ja, urbanator. Awantury ona i kociokwik 104 | Igrzyska śmierci, Pierścień ognia, Kosogłos 106 | Wehrmacht kontra US Army 1939a kawaleria 114 | Pisanie: Z Ryszardem Kapuścińskim rozmawia Marek Miller 116 | Mr. Pebble i Gruda 118 | morze 128 | Komandos 130 | Miraż 132 | Nevermore.73Kruk 134 | Papieski maestro 136 | Wszyscy mamy polskich opowiadań grozy 148 | Druga Polska 150 | Jeden dzień 152 | Tabakiera z Bagombo 154 | | nr 21


Broniewski.

Miłość, wódka, polityka. Mariusz Urbanek

Tytuł: Broniewski. Miłość, wódka, polityka. Autor: Mariusz Urbanek Wydawnictwo: Iskry 2012 Liczba stron: 404 Cena: 44 zł Oprawa twarda + obwoluta

Władysław Broniewski to jeden z wielkich przegranych w panteonie polskich poetów. Przegrany po dwakroć: raz, bo swój niepowszedni talent i wielkie serce oddał w służbę niewłaściwej idei, a kiedy się już zorientował, co uczynił, zabrakło mu sił, żeby się wycofać, i drugi raz, bo ten talent i serce szły w parze z ułom74 | nr 21

nościami charakteru. W konsekwencji przeciętny Polak wie o Broniewskim niewiele. Jeśli liczy sobie trzydzieści parę czy czterdzieści lat, zapamiętał pewnie kilka albo kilkanaście wierszy, stanowiących w czasach jego dzieciństwa żelazne pozycje w repertuarze szkolnych akademii; jeśli jest starszy, mógł też poznać


RECENZJE

obowiązujący oficjalnie (ergo: zubożony o liczne niewygodne dla peerelowskiej propagandy fakty) życiorys, może i wysłuchać płyty lub audycji radiowej z nagraniem matowego, schrypniętego głosu poety, recytującego własne utwory. A jeżeli należy do najmłodszego pokolenia… cóż, może żywić przekonanie, że o kimś, kto napisał Słowo o Stalinie, nie należy wiedzieć nic więcej niż to, że słusznie skazano go na zapomnienie. Ale czy Broniewski naprawdę na zapomnienie zasługuje? Mariusz Urbanek poszedł pod prąd i postanowił zagrać na nosie tym wszystkim, którzy sądzą, że sam fakt bycia twórcą akceptowanym przez władze PRL jest wystarczającym powodem do uznania delikwenta za artystę niższej rangi, a już napisanie czegoś wychwalającego system, choćby tylko w jednym aspekcie, powinno w prostej linii prowadzić do wyrzucenia jego dzieł z bibliotek, a nazwiska z publicznej świadomości. I tuż przed pięćdziesiątą rocznicą śmierci Broniewskiego przypomniał jego sylwetkę w sposób tak obiektywny, jak to tylko możliwe. Bez ukrywania żadnej skazy, bez pomniejszania udziału poety w kultywowaniu fałszu zasiewanego przez systemowych propagandystów, ale i bez cienia niezdrowej satysfakcji, jaką wydają się napawać niektórzy biografowie, gdy tylko mogą „przyładować” portretowanemu obiektowi. Z oddaniem należnego szacunku jego talentowi, choć nie na klęczkach. Z sumienną analizą wpływu każdej z trzech wymienionych w podtytule sił na ostateczny kształt twórczości poety i na jego życie, nieodwracalnie z twórczością splecione.

Broniewski w tym ujęciu jawi się jako postać tragiczna i pełna sprzeczności. Wielki, gdy idzie o talent, o kaliber uczuć, wreszcie o wierność ideom nadrzędnym: Ojczyźnie, jaka ona by była, i sprawiedliwości społecznej. A mały – gdy trzeba było się oprzeć pokusom, skutkującym wikłaniem się w przygodne miłostki, niemożnością porzucenia nałogu, nieumiejętnością odtrącenia faworów oferowanych przez władzę w zamian za przymknięcie oczu na nieprawości systemu. Jak zwykł się żartem przedstawiać: „Polak, katolik, alkoholik”. Katolik tylko z urodzenia, bo koleje losu szybko oddaliły go od religii. Alkoholik z przypadku, jak ci wszyscy, co upiwszy się po raz pierwszy, nagle pozbywają się lęków, kompleksów, dylematów. A Polak od zawsze i na zawsze, na dobre i na złe. Pod butem zaborcy, w więzieniu i na froncie, w II RP i w PRL-u. „Ja po prostu chcę wrócić do Polski – mniejsza o to, co będzie potem”, „na co mi inny świat, inna część świata” – praktycznie każdy wiersz napisany podczas kilkuletniej tułaczki po Azji i Bliskim Wschodzie nosi w sobie echo nieuleczalnej nostalgii. A że ta Polska z marzeń miała być „nie pańska” – nawet po upokorzeniach doznanych od rzekomych sowieckich „przyjaciół”, łatwo było uwierzyć, że u nas będzie inaczej, a potem tym trudniej się przyznać, że oczekiwało się czego innego… Nie pierwszy to pisarz uwiedziony przez rewolucyjne doktryny, lecz spośród wielu może najbardziej zasługujący na uwagę, bo pisać umiał pięknie, i nie tylko o polityce.

75 | nr 21


Dziesięć tysięcy liści

Tytuł: Dziesięć tysięcy liści Antologia pod redakcją Wiesława Kotańskiego Tłumaczenie: Wiesław Kotański Wydawnictwo: PWN 2012 Liczba stron: 358 Cena: 59,90 zł

Dziesięć tysięcy liści. Antologia prozy japońskiej, wznowiony niedawno, po pięćdziesięciu latach od pierwszego wydania, zbiór pod redakcją Wiesława Kotańskiego to przekrojowa antologia liryki i prozy japońskiej powstałej pomiędzy VIII a XIII wiekiem, zawierająca jednocześnie obszerne, chronologicznie 76 | nr 21

przedstawione opracowanie historii literatury japońskiej z tego okresu. Bardzo wartościowy jest wstęp, który skupia się na wyjaśnieniu charakterystycznych cech twórczości w Kraju Kwitnącej Wiśni. Opisuje początki tradycji literackiej, formy, jakie przybierała, ich ewolucję oraz przyczyny poszczególnych zmian


RECENZJE

(Kotański odwołuje się między innymi do przemian ustrojowych i kulturalnych): rozwój słownictwa, technik pisarskich, podziałów, a także wpływów z zewnątrz (szczególnie z Chin). To również dość obszerny opis rodzajów poezji i ich atrybutów. Dla fanów kultury japońskiej specjalnie interesujący powinien być fragment przedstawiający historię pisma tego narodu, wraz z rozpisanym alfabetem. Każdy kolejny rozdział książki to nowa kategoria opowieści podzielonych ze względu na tematykę, czas powstania, technikę pisarską; niektóre sekcje to tylko fragmenty jednego, większego dzieła, a niektóre przedstawiają przekrojowo szersze zjawisko. Przed częścią właściwą zawsze znajduje się wprowadzenie (zazwyczaj dość krótkie), które przybliża dany gatunek, wyjaśniając jego genezę, japońską nazwę oraz określając podstawowe cechy – jest to bardzo dokształcające, tym bardziej że prezentowana tematyka jest doprawdy szeroka. Od krótkich fragmentów prywatnych dzienników, przez opowieści mitologiczne, zapisy kronik i przypowieści po tradycyjnie tworzoną poezję i historyjki humorystyczne – Dziesięć tysięcy liści to wyczerpujący (pod względem rodzajów utworów, nie ich ilości) zbiór prozy i liryki należących do japońskiej tradycji średniowiecznej. Wielkim plusem antologii jest tłumaczenie. Kotański wykazał się olbrzymim kunsztem translatorskim, starając się oddać ducha utworów japońskich (szczególnie uwypukla się to przy poezji – została zachowana specyficzna budowa i rytmika wierszy, a także pieśni), stylizując i archaizując nieco słownictwo, jednocześnie sprawiając, że

książka jest zrozumiała dla współczesnego czytelnika nawet teraz, pięćdziesiąt lat po pierwszym wydaniu. Z kolei niezbyt trafionym pomysłem okazało się umieszczanie przypisów dopiero na końcu danego rozdziału, szczególnie w przypadku dłuższych tekstów każdorazowe przerzucanie stron, żeby odczytać znaczenie/kontekst jakiegoś słowa może irytować i wybijać z lektury. Pomimo tej drobnej wady Dziesięć tysięcy liści to świetne kompendium literatury japońskiej i wiedzy o tym kraju, swoją zawartością wychodzące poza typowo przekrojowe antologie prozy czy poezji. Pozycja obowiązkowa dla każdego interesującego się Japonią lub pragnącego poszerzyć swoje horyzonty czytelnicze o nową kulturę pisarską.

77 | nr 21


Nielegalni Vincent Severski

Tytuł: Nielegalni Autor: Vincent V. Severski Wydawnictwo: Czarna Owca 2011 Liczba stron: 808 Cena: 49,90 zł Wydanie audio: Audioteka.pl 2011 Czyta: Krzysztof Gosztyła Czas trwania: 30 godz. 30 min. Cena: 44,90 zł

Nielegalni, a właściwie nielegałowie, to ludzie, którzy żyją pod przybraną tożsamością i mieszkają na terenie obcego państwa. To po prostu agenci. Najbardziej skrywani, najgłębiej zakonspirowani, otoczeni tajemnicą i wykonujący przez dziesiątki lat tajne i poufne zadania dla swojego kraju. 78 | nr 21

Nielegalni to książka o takich właśnie ludziach, o ich pracy, sekretach, zadaniach, ale też o ich trudach, wahaniach i rozterkach. Nie jest to jednak dokument opisujący życie tajnych agentów, lecz pełna fabuły, akcji i tajemnicy opowieść splatająca wiele wątków, charakterów i intryg. Wydawać by się mogło, że to histo-


RECENZJE

ria fikcyjna, jednak napisana jest z takim realizmem, z taką precyzją i znajomością tematu, że od początku do końca czuje się głęboki autentyzm. Dlaczego? Może za przyczyną autora, który ukrywa się pod literackim pseudonimem, a naprawdę jest pułkownikiem polskiego wywiadu, który wiele lat przepracował jako agent-nielegał. Co jest fikcją literacką, a co rzetelnym przedstawieniem życia i pracy nielegałów traci na znaczeniu w chwili, kiedy zagłębiamy się w lekturę. Tu wszystko jest tak prawdziwe, tak dokładnie przedstawione i tak precyzyjnie ze sobą powiązane, że nie sposób wątpić w kreowaną historię. Zdarzenia sprzed dziesiątków lat, owocujące ukryciem tajnego archiwum wywiadu radzieckiego, zostają nagle ujawnione i natychmiast wywołują wyścig służb specjalnych po stronie polskiej i rosyjskiej w celu odnalezienia skrzyni z teczkami. Skandal polityczny wisi w powietrzu, więc trzeba mu zapobiec bądź może do niego doprowadzić. W historię wplatają się zdrada, kłamstwo, ambicje polityczne, a także życiowe porażki. Niespodziewanie ze sprawą łączą się losy starego rosyjskiego szpiega, obywatela duńskiego mieszkającego w Szwecji, którego przypadkowo obserwują polscy wywiadowcy, a którego chcą zabić rosyjscy agenci. Wielowątkowość powieści w przypadku książki Nielegalni może prowadzić do zawrotów głowy, gdyż akcja powieści to nie tylko intryga snuta wokół głównej historii. Autor pozwala czytelnikowi dokładnie i szczegółowo zapoznać się z życiem wielu głównych postaci, niekoniecznie głównych bohaterów. Opowiada ich historię, ich przeżycia i rozterki, kształtując głęboką

charakterystykę każdego z nich. I jest to konieczne, bo w świecie nielegałów niełatwo jest odróżnić prawdę od kłamstwa, przyjaźń od zdrady, miłość od nienawiści czy szczerość od cynizmu. Mamy więc w powieści i zdrajcę, i cynicznego oficera, i szpiega, i bezwzględnego mordercę, i romantyczną agentkę, i ambitnych przełożonych, i wiele innych sportretowanych postaci z codziennego życia. A co z akcją? Kiedy trzeba, jest wartka i zaskakująca, kiedy indziej pozwala się zagłębić w zawiłości intrygi, ale zawsze jest wciągająca i nad wyraz realistyczna. Z niecierpliwością czeka się na wynik wyścigu wywiadów o zdobycie skrzyni z dokumentami, analizując towarzyszące jej przygotowania, by później chłonąć nie mniej emocjonujący przebieg zamachu na rosyjskiego agenta w Szwecji. Nie sposób pominąć i nie napisać kilku słów o Nielegalnych w postaci audiobooka. Książka liczy sobie osiemset stron, a w wersji do słuchania to trzydzieści godzin. Interpretacja Krzysztofa Gosztyły zapewnia w tym przypadku trzydzieści godzin przyjemności skupienia się na powieści. Lektor jest po prostu doskonały, a jego mistrzostwo ocenić można na przykład po scenach rozmowy pijanego rosyjskiego oficera. Kto jeszcze nie miał okazji posłuchać czytanych przez Krzysztofa Gosztyłę książek, niech się nie waha i sięga po nie czym prędzej.

79 | nr 21


Bóg, kasa i rock’n’roll Szymon Hołownia Marcin Prokop

Tytuł: Bóg, kasa i rock’n’roll Autor: Szymon Hołownia, Marcin Prokop Wydawnictwo: Znak 2011 Liczba stron: 336 Cena: 32,90

Duet prowadzących program „Mam talent!” napisał wspólną książkę. O tym, na czym znają się najlepiej. Z jednej strony Szymon Hołownia, zwany czasem naczelnym polskim pop kaznodzieją, dziennikarz, publicysta i autor sześciu książek, między innymi Kościoła dla średniozaawansowanych i Monopolu na zbawienie, 80 | nr 21

mówi o Bogu, wierze i Kościele. Z drugiej natomiast Marcin Prokop – także dziennikarz i prowadzący kilku programów telewizyjnych, autor cyklu wywiadów w Radiu Zet, juror jednej z edycji Idola, opowiada o urokach pieniędzy i świętościach rock’n’rolla. Razem prowadzą niecodzienne rozmowy, w których, poru-


RECENZJE

szając ważne tematy, starają się zrozumieć punkt widzenia tego drugiego na religię, popkulturę i media. Próbują, każdy po swojemu, odpowiedzieć na fundamentalne pytania w życiu człowieka. Wierni czytelnicy Szymona Hołowni i fani Marcina Prokopa wiedzą, że z pewnością ich rozmowy nie mogą być nudne, że będą się spierać, rozmawiać o religii i kulturze językiem, którego nie użyliby „mądrzy ludzie”, profesorowie, znawcy tematu, a który – paradoksalnie – jest językiem najlepiej rozumianym przez czytelników wychowanych przez kulturę popularną, czyli większości z nas. Co typowe dla religijnego pisarstwa Hołowni, używają skojarzeń z codzienności, aby przybliżać nie zawsze zrozumiałą rzeczywistość wiary i Kościoła, porównują na przykład Jezusa do Elvisa, a Kościół do stacji benzynowej albo delikatesów. Rozmawiają o błędach Kościoła i wiernych, o wolnej woli i największych problemach z nią związanych, o powołaniu, o idolach – zarówno ikonach rocka, jak i świętych. Mówią o modlitwie i pieniądzach, czy dają szczęście, czy są do niego przepustką, a może paradoksalnie prowadzą do zniewolenia? Poszukują odpowiedzi na pytanie, o co w tym wszystkim chodzi. W tej książce nie ma gotowych recept na życie. Znajdziemy w niej raczej opinie ludzi takich jak my. To, co im się wydaje. Sposób, w jaki tłumaczą sobie świat i w tym świecie radzą. Czasem swoje zdanie poprą jakimś cytatem, czy to z Biblii, czy z dzieł filozofów, ale wszystko, co mówią, opiera się na ich własnych doświadczeniach, nie jest tylko mądrze brzmiącym, teoretycznym bajdurzeniem. Autorzy twierdzą, że nie

chcą przekonać siebie nawzajem, a jedynie przedstawić swój punkt widzenia i poznać racje rozmówcy. Dzięki temu, że Prokop i Hołownia są tak różni i mają odmienne spojrzenie na świat, dyskusja jest nie tylko ciekawa. Każdy z czytelników znajdzie w niej swoje racje, wątpliwości i pytania niedające mu spokoju. W czasie lektury będzie przyznawał rację jednemu lub drugiemu. Zostanie wciągnięty w rozmowę, będzie się śmiał, czasem się zdziwi, że dorosły człowiek może siedzieć nocami ze słownikiem, tłumacząc teksty piosenek, albo mieć kilkanaście różańców i rozprawiać o najlepszych świecach do modlitwy. Może się też oburzyć ryzykownymi porównaniami, ale nie pozostanie obojętny. Książce można zarzucić, że obaj autorzy nie zawsze odpowiadają na swoje pytania, że w czasie rozmowy znosi ich z tematu. Można im wytknąć, że czasem są naiwni i że w całej książce dużo więcej jest Boga niż kasy i rock’n’rolla. Mimo to, warto ją przeczytać, bo większość z nas ma w sobie i Hołownię, i Prokopa, którzy każdego dnia spierają się ze sobą. Sacrum i profanum, tak jak w Bogu, kasie i rock’n’rollu, mieszają się w naszym życiu, prowadząc dialog. Tylko od nas zależy, w która stronę pójdziemy. A może by tak spróbować je pogodzić?

81 | nr 21


Każdy zrobił, co trzeba B. Aksamit, K. Kokowska, E. Orczykowska, O. Piotrowska, E. Wołkanowska, H. Zapaśnik

Tytuł: Każdy zrobił, co trzeba Autor: B. Aksamit, K. Kokowska, E. Orczykowska, O. Piotrowska, E. Wołkanowska, H. Zapaśnik Wydawnictwo: Dobra Literatura 2011 Liczba stron: 216 Cena: 32,90 zł

W omawianej publikacji zamieszczonych zostało piętnaście reportaży przygotowanych przez sześć autorek. Już samo zapoznanie się z krótkimi notami biograficznymi, które znajdują się na końcu książki, pozwala przypuszczać, że reportaże będą stanowiły ciekawą mozaikę układającą się w dość nietypowy wzór przecinający 82 | nr 21

Polskę. Lektura tylko w tym przekonaniu utwierdza. Zbiór otwiera przeplatane dialogami opowiadanie o Amiszach żyjących w Polsce (choć tak naprawdę rodzina ta nie uważa się za Amiszów, gdyż jej członkowie częściowo starają się dopasować do zmian zachodzących w świecie). Jakkolwiek dziwne


RECENZJE

muszą się wydawać zasady kierujące życiem tej rodziny, zaskakiwać może ich aż do bólu praktyczne podejście do życia – brak telewizora, nieopłacanie składek ZUS i postrzeganie dzieci jako najlepszej gwarancji dobrej emerytury. Z drugiej strony pewnym poglądom trudno odmówić ponadczasowego wymiaru, nawet jeżeli ten uniwersalizm wyblakł w XXI wieku. Jednym z bardziej poruszających reportaży jest tekst o zwykłej szarej codzienności spędzanej w samotności. Bohaterką jest 70-letnia Marianna, która kochała tylko jednego mężczyznę. Gdy ją porzucił, została sama, na zawsze. Z perspektywy czasu decyzja ta nie wydaje się najlepsza, bo – jak twierdzi bohaterka – „człowiek jest stworzony do życia w rodzinie, z dziećmi”. To opis życia w samotności, smutnego i niepełnego. I gorzkie podsumowanie, że być może w życiu lepiej kierować się rozsądkiem niż miłością. Autorki co do zasady starają się podchodzić do omawianych problemów w sposób obiektywny. Zamiast krytykować i oceniać, przedstawiają fakty, czytelnik sam musi wyrobić sobie zdanie na temat postępowania bohaterów. I choć ojciec popełniający samobójstwo i pozwalający umrzeć dziecku z głodu i wycieńczenia z pewnością nie jest wzorem godnym naśladowania, warto przyjrzeć się z dystansu jego postępowaniu, postarać się go zrozumieć, bo być może wiedza taka w przyszłości pomoże dostrzec czyhające niebezpieczeństwo. Zebrane na ponad dwustu stronach historie pokazują rzeczywistość, o której przeciętny Polak często nie ma pojęcia. Różnorodną tematykę stanowią między innymi problemy Romów i Wietnam-

czyków w Polsce, to, jak ciężko udowodnić winę policjantowi, który kogoś pobił, trudy bycia matką dziecka cierpiącego na rzadką chorobę i walka, by takie dziecko nie znalazło się za „burtą życia”. Wszystkie teksty w mniejszym lub większym stopniu skłaniają do zadumy, do zatrzymania się chociaż na chwilę i zrewidowania własnych poglądów na otaczający nas świat. Niektóre mogą być wskazówką, jak żyć, by na starość nie żałować zmarnowanych lat. Inne pokazują brutalną, okrutną rzeczywistość, o której poza samymi zainteresowanymi większość z nas nie ma pojęcia. Lektura wciągająca i dająca do myślenia. Każdy zrobił, co trzeba to tom otwierający serię „Lektury reportera”. W zamierzeniu twórców tej serii ma ona przedstawiać historie o prawdziwych ludziach i wydarzeniach. Pierwszy tom cel ten zrealizował w stu procentach, nie pozostaje zatem nic innego, jak sięgnąć po kolejne książki z cyklu.

83 | nr 21


Zakryjcie jej twarz P.D. James

Tytuł: Zakryjcie jej twarz Autor: P.D. James Tłumaczenie: Barbara Kopeć-Umiastowska Wydawnictwo: Buchmann 2012 Liczba stron: 288 Cena: 14,90 zł

Nie ma nic lepszego niż spędzenie leniwego letniego popołudnia z dobrym i trzymającym w napięciu kryminałem. Z drugiej strony – trudno wyobrazić sobie gorszy sposób na mitrężenie wolnego czasu niż ślęczenie nad marnym czytadłem, które klasykom gatunku nie dorasta nawet do pięt. I choć o wartości książki decydu84 | nr 21

je często w znacznej mierze gust czytelnika, to o niektórych można z czystym sumieniem powiedzieć, że są po prostu dobre. Pozostaje postawić pytanie, na ile zasadnie wydawnictwo Buchmann oznaczyło książkę, o której mowa, etykietą serii „Dobry kryminał”. Co więcej, na – skądinąd niezwykle mrocznej – okładce, przypomina-


RECENZJE

jącej nieco scenerię z filmu Inni, wydawca zdecydował się umieścić swoistą reklamę, poprzedzając nazwisko autorki słowami: „nowa Agatha Christie”. I choć uderzanie w tak wysokie tony może się wydać niewskazane, trzeba przyznać, że kryminał P. D. James Zakryjcie jej twarz całkiem nieźle sobie radzi przy takim porównaniu. W Martingale leży posiadłość, gdzie pełno jest ludzi, którzy nawzajem się nie znoszą. Jeden z bohaterów wylicza: „Stephen mnie nie lubi i nawet nie chce mu się tego ukrywać. Ty nie cierpisz Catherine Bowers. Ona nie lubi ciebie i zapewne to uczucie rozciąga także i na mnie. Martha i ty nie znosicie Sally Jupp, ona zaś, biedaczka, ma pewnie dość was wszystkich”. Atmosfera nienawiści, zazdrości i nieuchronnej śmierci unosi się na kartach powieści od samego początku. Autorka ani przez moment nie ukrywa, że bieg wypadków prowadzi do tragedii. Już w pierwszym zdaniu dowiadujemy się, że ktoś tu zginie. Od początku można więc obstawiać podejrzanych… Zanim Sally Jupp, nowa pokojówka, zostanie znaleziona martwa w swoim pokoju, poznajemy rodzinę Maxie’ów i ich najbliższych znajomych. Przygotowują się właśnie do corocznego jarmarku parafialnego. Tym razem zostanie on w ich pamięci na długo – i to wcale nie dlatego, że w jego trakcie Stephen Maxie niespodziewanie poprosił Sally o rękę, ale z powodu jej nagłej śmierci, jaka miała miejsce nazajutrz. I tu zaczynają się schody. Jeśli bowiem wierzyć Felixowi Hearne’owi, autorowi przytoczonych powyżej słów, wszyscy mieszkańcy i bywalcy Martingale mają całkiem dobry powód, by zabić. Co chwilę

ktoś „zdradza się” z jakimś zachowaniem rzucającym na niego światło podejrzeń. Ale morderca może być tylko jeden. Odnaleźć go ma nadinspektor Adam Dalgliesh, prawdziwy bohater tego i kolejnych kryminałów P. D. James. Śledczy pozostaje cały czas w delikatnym cieniu bieżących wydarzeń, wnikliwy czytelnik zdoła jednak poznać choć wyrywkowo tę tajemniczą postać, kierując się zostawianymi tu i ówdzie wskazówkami. Nie ulega wątpliwości, że Dalgliesh zna się na tym, co robi. Jest niezwykle bystry – co jakiś czas intrygująco (a równocześnie irytująco) sugeruje, że rozwiązał już pewne części zagadki, nie zdradza jednak, do jakich wniosków doszedł. Autorka przemyca też drobne fakty z życia nadinspektora, jak choćby ten, że jego żona i syn zmarli chwilę po porodzie. Na tym jednak urywa, nie ciągnąc dalej „osobistego” wątku. Być może przyjdzie na to czas w kolejnych powieściach. Wydawcy książki Zakryjcie jej twarz zestawili jej autorkę z osławioną Agathą Christie. Z pewnością jest to niezły chwyt marketingowy, ale traktować go trzeba z lekkim przymrużeniem oka. Powieść P. D. James to dobry kryminał, aczkolwiek do bestsellerów światowej sławy jeszcze mu daleko. Akcja momentami irytująco zwalnia, a poszczególne wątki pojawiają się na zasadzie deus ex machina. Trzeba jednak przyznać, że śledztwo inspektora Dalgliesha prowadzi do satysfakcjonującego finału. Mimo wszystko – zaskakującego. A o to przecież w kryminałach chodzi.

85 | nr 21


Tajemnice i sensacje antycznego świata Sławomir Koper

Tytuł: Tajemnice i sensacje antycznego świata Autor: Sławomir Koper Wydawnictwo: Bellona 2012 Liczba stron: 336 Cena: 35,00 zł

Sławomir Koper jest jakością samą w sobie – jego cykl popularnonaukowych publikacji wdarł się błyskawicznie na listy bestsellerów, zyskując uwielbienie czytelników. Zresztą nic dziwnego – Koper pokazał, że o historii, nieważne, czy to starożytnej, czy XX wieku, można pisać ciekawie, gawędziarsko i jednocze86 | nr 21

śnie z erudycją. Bez obaw można powiedzieć, że kogoś takiego brakowało na polskim rynku wydawniczym. Tajemnicą sukcesu kolejnych publikacji jest skupienie się na pomijanych zazwyczaj elementach historii i życiu prywatnym znanych postaci. Bowiem mało kto przejdzie obojętnie obok pikantnych szczegółów doty-


RECENZJE

czących miłostek narodowego wieszcza albo najciekawszych skandali i sensacji, które wstrząsały przedwojenną Polską. W dobie popularności pism i portali plotkarskich Koper wychodzi naprzeciw oczekiwaniom czytelników i pokazuje mniej znane oblicze historii, jednocześnie nie popadając w tanią sensację. Tajemnice i sensacje antycznego świata pojawiają się na rynku po raz drugi, jednak czytelnicy, którzy mieli styczność z pierwszym wydaniem, powinni również zainteresować się wznowieniem. Jak pisze sam autor, nowe wydanie zawiera tak wiele poprawek, uzupełnień i nowego materiału, że jest to praktycznie nowa książka. Wiele lat pracy naukowej i szlifowania warsztatu pisarskiego pozwoliły spojrzeć na tematy starożytności z zupełnie nowej perspektywy. Obecne na rynku podręczniki do historii rzadko kiedy skupiają się na sprawach obyczajowych, takich jak chociażby romanse Juliusza Cezara (nie tylko z kobietami), fenomen miłości greckiej, perypetie rodzinne stojące za zamachem na Filipa II czy dzieje kobiet zasiadających na tronie faraonów. Zresztą tradycyjnie już kobiety pojawiają się w esejach Kopra nader często – świat antyczny pełen był królowych, żon, córek i kurtyzan, które potrafiły wpłynąć na mężczyzn, stojących u steru władzy. Książka jest więc zbiorem interesujących epizodów z antyku, które sprawiają, że pomnikowe postacie stają się nagle osobami z krwi i kości – z ludzkimi problemami, przywarami, pragnieniami i ambicjami. Czytelnik z dużym prawdopodobieństwem stwierdzi nawet, że ludzie żyjący ponad dwa tysiące lat temu niewiele różnili się od

nas samych. Nic dziwnego więc, że książki Kopra czyta się z zapartym tchem niczym dobrą powieść, a jego gawędziarski styl docenią nawet osoby, którym do dzisiaj śnią się surowi nauczyciele historii. Pisarz nie boi się walczyć również ze schematami utrwalonymi w naszej świadomości przez szkołę, film i literaturę. W Tajemnicach i sensacjach… autor zmaga się m.in. z Gladiatorem Ridleya Scotta i rodzimym Quo Vadis spędzającym sen z powiek kolejnym pokoleniom licealistów. Jest to niezwykle pouczająca lekcja, bowiem fantazja scenarzystów i powieściopisarzy niejednokrotnie zniekształca prawdziwy obraz historycznej rzeczywistości. Szczęśliwie Koper przychodzi na ratunek, obnażając mity, udzielając jednocześnie lekko strawnej lekcji historii. Pomimo taśmowego wręcz wydawania nowych pozycji Sławomir Koper wciąż pozostaje w świetnej formie. Tym razem czytelnicy również nie zawiodą się, szczególnie zaś cieszy, że pomysłów na nowe opracowania autor ma w głowie jeszcze mnóstwo.

87 | nr 21


Tron Szarych Wilków.

Siedem Królestw – księga trzecia Cinda Williams Chima

Tytuł: Tron Szarych Wilków. Siedem Królestw – księga trzecia Autor: Cinda Williams Chima Przekład: Dorota Dziewońska Wydawnictwo: Galeria Książki 2012 Liczba stron: 672 Cena: 39,90 zł

Gdy druga część cyklu powieściowego wypada nieco słabiej niż pierwsza, czytelnik zostaje postawiony w obliczu dylematu: sięgać po następny tom czy nie? Bo, a nuż autor przeliczył się z siłami i starczyło mu kreatywności na jedną trzecią czy jedną piątą zamierzonego celu, a dalej będą już tylko powtórki i przeróbki 88 | nr 21

wcześniejszych koncepcji, rozwleczone w nieskończoność dialogi i niepotrzebne opisy… Czy nie szkoda na rzecz nie najlepszej jakości tracić czas, w którym można by odkryć coś bardziej wartościowego? Ale z drugiej strony, jeżeli był to jedynie chwilowy spadek formy, zniechęcając się zbyt szybko stracimy szansę na poznanie


RECENZJE

dalszych dziejów bohaterów, którzy – skoro po pierwszej części zabraliśmy się za drugą – najwyraźniej nie są nam jednak całkiem obojętni. Nie da się ukryć, że pierwszoplanowe postacie „Siedmiu Królestw”, skonstruowane co prawda nie tak finezyjnie, jak u mistrzów gatunku, ale zgrabnie i wyraziście, potrafią budzić sympatię. A skoro sympatię, to i ciekawość, jak potoczą się ich losy, i nadzieję, że doczekają się choćby częściowego happy endu. Tron Szarych Wilków przynosi odpowiedź zaledwie na jedno z tych pytań, które nurtują czytelnika od czasu zakończenia lektury Wygnanej królowej. Nie mamy już wątpliwości, która z córek Marianny zasiądzie na tronie królestwa Fells. Ale zanim do tego dojdzie, musi się jeszcze dużo wydarzyć. Raisa, nieomal cudem ocalona z niewoli zaborczego księcia Ardenu, musi powrócić do ojczyzny i nawet nie wie, ile zasadzek i ilu wrogów może napotkać po drodze ani jaką sytuację zastanie na miejscu. Nie wie, czy jeszcze zobaczy choć jednego z dwóch mężczyzn (a właściwie chłopców, bo przecież żaden z nich nie ma jeszcze osiemnastu lat), którzy stali jej się bliscy; Amon ze swoją drużyną utknął w stolicy wrogiego mocarstwa, a Han chyba pozostał w Oden’s Ford… Sprawy w Fells nie układają się najlepiej: zniknięcie Raisy pokrzyżowało plany Gavana Bayara, dążącego do zapewnienia własnemu rodowi większego wpływu na rządy w królestwie, więc przewrotny mag musi uknuć nową intrygę. Dziecinna i próżna księżniczka Mellony wydaje się dobrym środkiem do osiągnięcia celu, pod

warunkiem że jej matka nie będzie stawiała oporu. Lecz bezwolna zwykle Marianna tym razem, może podświadomie, nie chce pozbawiać starszej córki prawa do tronu… Trzeci tom „Siedmiu Królestw” udał się autorce lepiej niż poprzedni (co stwierdzając należy przypomnieć, że nadal mamy do czynienia z typową fantasy dla młodzieży – to nie Sapkowski ani Martin). Akcja jest bardziej dynamiczna, zdecydowanie mniej jest scen rozwleczonych ponad miarę, a właściwie niczemu niesłużących (jak owe nieszczęsne lekcje savoir-vivre’u w Wygnanej królowej), za to więcej niespodzianek i momentów dramatycznych. Odkryte zostają kolejne tajemnice z przeszłości, które będą musiały wpłynąć na dalsze losy Hana, Tancerza, może kogoś jeszcze, ale w jaki sposób, o tym dowiemy się dopiero z Karmazynowej korony (której angielskie wydanie zapowiedziane jest na październik tego roku, a polskiego przekładu można się spodziewać kilka miesięcy później). I dopiero wtedy okaże się, czy chociaż jednej królowej Fells będzie dane połączyć rację stanu z potrzebą serca i czy Han spełni pokładane w nim oczekiwania.

89 | nr 21


Skandynawia. Wojna z trollami Tony Griffiths

Tytuł: Skandynawia. Wojna z trollami Autor: Tony Griffiths Tłumaczenie: Barbara Gadomska Wydawnictwo: AMF 2011 Liczba stron: 374 Cena: 37,90 zł

Osiągnięcia narodów skandynawskich mogą stanowić inspirację. Jednak często spoglądamy na nie bez uwzględnienia szerszej perspektywy. A przecież wgląd w ducha narodu można uzyskać obserwując jego literaturę i sztukę. Dlatego tak cenną książką jest Skandynawia. Wojna z trollami. Pisana przez historyka 90 | nr 21

z antypodów opowieść pokazuje, jak wiele łączy i jednocześnie dzieli cztery kultury Skandynawii. Autor skutecznie demontuje tkwiący w świadomości wielu czytelników mit o monolicie skandynawizmu. Czyni to jednak w sposób wyjątkowy, bowiem sięga nie tylko do podwalin politycznych, ale przede wszystkim kulturalnych.


RECENZJE

Tak głęboka analiza czterech społeczeństw pozwala na rewizję pewnych poglądów i obalenie utartych stereotypów. Książka nie jest pozbawiona wad. Już na samym wstępie rzuca się w oczy pewna chaotyczność struktury. W obrębie jednego akapitu Griffiths potrafi przeskoczyć od czasów Wikingów do II wojny światowej. Wymaga to od czytelnika stałego skupienia, a także przynajmniej pobieżnej znajomości historii Skandynawii. Chwilami doskwiera też pochodzenie autora, bo niektóre analogie będą dla Europejczyków zupełnie nieczytelne. Również wbrew sloganom reklamowym próżno szukać w książce nawiązań do przeżywającego renesans skandynawskiego kryminału ze Stiegiem Larssonem na czele. Książka powstała po prostu zanim rozbłysła jego gwiazda. Być może Tony Griffiths pokusi się o jakiś materiał uzupełniający? Zaproponowane w książce ramy czasowe (ostatnie dwieście lat) to okres dla Skandynawów szczególnie ważny. W przypadku aż trzech krajów mamy do czynienia z walką o odzyskanie własnej i narodowej tożsamości. Dla jednego jest to kres mocarstwowości, którą trzeba było zastąpić czymś zgoła innym. Poszukiwania bohaterów narodowych były szczególnie silne w Norwegii, która, uzyskując niepodległość na początku XX wieku, otrzymała ich w postaci tak wyrazistych twórców jak Munch, Grieg czy Ibsen. Plejada wybitnych postaci przewija się przez karty książki, a każdą z nich autor bezlitośnie obdziera z mitycznej otoczki, pokazując jak wiele ludzkich słabości nękało ich na co dzień. Z twórcami sztuki zestawiano również polityków i przedsię-

biorców, na przykład Alfreda Nobla, jak i niesamowitego światowego hochsztaplera Kreugera, którego machinacje finansowe potrafią przyprawić o zawrót głowy nawet dziś. Przy dość surowych sądach o kluczowych postaciach kultury Griffiths pozostaje zaskakująco powściągliwy w ocenie postaw nacji skandynawskich podczas II wojny światowej. Właśnie tutaj wspomniana na wstępie szeroka perspektywa okazuje się zbyt rozległa. Na mocniejszą krytykę autor pozwala sobie dopiero przy ocenie skandynawskiej polityki zagranicznej w latach 60. XX wieku. Tam też pada wzmianka o próbie rozliczenia się Szwedów z niechlubnymi epizodami z okresu największego konfliktu zbrojnego w dziejach ludzkości. Mimo pewnych wad Skandynawia. Wojna z trollami jest pozycją cenną, wypełniającą panującą na rynku niszę. Po książkę powinny sięgnąć osoby, które chcą lepiej zrozumieć naszych północnych sąsiadów. Na tych, których opowieść Griffithsa zafascynuje na tyle, aby pragnęli pogłębiać wiedzę, czeka też rozbudowana bibliografia tematyczna.

91 | nr 21


NN Jerzy Franczak

Tytuł: NN Autor: Jerzy Franczak Wydawnictwo: Korporacja Ha!art 2012 Stron: 176 Cena: 33,00 zł

NN stanowi czwartą (po Przymierzalni, Nieludzkiej komedii oraz Da capo) powieść Jerzego Franczaka, literaturoznawcy, poety, prozaika i eseisty. Jeśli dałoby się określić ją jednym słowem, wypadałoby użyć: niepokojąca. Pod względem fabularnym NN przedstawia się nader prosto: oto troje przypadkowych 92 | nr 21

ludzi znalazło się w jednym czasie na ciemnej, krakowskiej ulicy. Podchmielony Arti idzie z pubu do mieszkania, w którym niecierpliwie czeka na niego wściekła partnerka, Mariola wraca ze spotkania z koleżanką do okrutnego męża, zaś Reszka chodzi po mieście bez celu. Wszyscy troje natykają się na nieprzytomne-


RECENZJE

go mężczyznę, zapewne potrąconego przez samochód. Wydaje się, że dalszy zamysł jest łatwy do rozszyfrowania dla czytelnika. Konfrontacja z nieoczekiwaną śmiercią powinna odmienić Artka, Mariolę i Reszkę, nastawić ich bardziej refleksyjnie. Być może nieoczekiwane asystowanie przy umieraniu nieznanego człowieka pozwoli zbliżyć się do siebie tej trójce. Cóż, nic bardziej mylnego! Jeden z bohaterów ucieka, pozostali, udzieliwszy wszelkiej możliwej pomocy wkrótce wracają do swoich domów. Nie nawiązuje się między nimi silniejsza nić porozumienia, spotkanie na ulicy nie stanowi punktu przełomowego w ich życiorysach. Można zarzucić Franczakowi, że nie wykorzystuje potencjału własnej opowieści (a wręcz rozbija ciekawy pomysł), ale ten zarzut paradoksalnie staje się zaletą, bo autor najwyraźniej robi to celowo. To właśnie dzięki ulicznemu wypadkowi czytelnik poznaje Artiego, rozprowadzającego sprzęt medyczny, Mariolę, kasjerkę tkwiącą w pozbawionym namiętności małżeństwie, i Reszkę, wypowiadającego nieudolną wojnę wielkim koncernom. W drugiej części NN – zasadniczo niepowiązanej z wypadkiem – dołącza jeszcze Franek Jerzak (w przestawieniu liter można się dopatrywać alter ego autora), który próbuje sobie poukładać niejasne relacje z przyjaciółką. Tę czwórkę (a może i piątkę, jeśli dodać do tego potrąconego mężczyznę o pospolitym nazwisku Nowak) łączy… tytułowe NN, czyli po prostu bycie nieznanym. Bo choć postaci odsłaniają swoje biografie, robią to w taki sposób, że większość faktów i uczuć pozostaje ukryta (nawet Jerzak – o którym wiadomo stosunkowo dużo – ma jakieś białe plamy w życiorysie). Całość sprawia wra-

żenie szkicu, gdyż właściwie bohaterowie nie chcą mówić o sobie, wolą nie ujawniać swoich emocji, przemilczeć większość frustracji. A jednak te opowieści gdzieś między wierszami odsłaniają nieznośną pospolitość codzienności, stagnację, która staje się koszmarem, miałkość relacji nawiązanych z innymi ludźmi (nawet życiowymi partnerami), banalność kontaktów (dwa ostatnie rozdziały stanowią wierszowany zapis pustego dialogu między małżonkami), bagatelizowanie własnych tragedii dla spokoju psychicznego (kwestia zmarłego dziecka Marioli) i właściwie brak pomysłu na życie. Bohaterowie są jakby skazani na samych siebie, od własnego „ja” czy też otaczającego dookoła piekła w znanych dekoracjach nie ma ucieczki. Wszystkie działania pozostają bezowocne (Artur sam do końca nie wie, czy chce i może ratować swój związek, Mariola prowadzi sekretnego bloga, w którym „pisze” samą siebie i swoją historię na nowo, a jednak jej wynurzenia nie cieszą się zainteresowaniem, Franek pozostaje bezwolny wobec odgórnych mechanizmów społecznych, wedle których na przykład powinien jechać ze swą partnerką na wakacje). Autor niezwykle sugestywnie odmalowuje przygnębiającą wizję świata; tu każdy kroczy przez życie z wyrokiem „samotność”, od którego – nawet w tłumie ludzi – nie ma odwołania. Poprzez NN Jerzy Franczak bez wątpienia udowadnia swój literacki talent. Jego najnowsza powieść to rzecz nie tylko ciekawa pod względem formalnym (zabaw językowych czy nieoczekiwanego rozbicia konstrukcji i akcji), ale przede wszystkim przejmujące studium porażającej beznadziei, która dopada każdego człowieka. 93 | nr 21


Coco Chanel. Legenda i życie Justine Picardie

Tytuł: Coco Chanel. Legenda i życie Autor: Justine Picardie Tłumaczenie: Katarzyna Karłowska Wydawnictwo: Rebis 2011 Cena: 69,90zł Liczba stron: 344 Oprawa twarda

Jeśli chcecie mieć na swojej półce naprawdę pięknie wydaną książkę i lubicie, gdy jest ona nie tylko dobrze napisana i ciekawa, ale też wzbogacona ilustracjami, koniecznie musicie sięgnąć po biografię Coco Chanel autorstwa Justine Picardie. Już samo przerzucanie stron jest wielką przyjemnością i dostarcza niezwykłych 94 | nr 21

przeżyć estetycznych. Można tu znaleźć mnóstwo zdjęć wielkiej kreatorki, a także osób, z którymi była związana, przedmiotów, którymi się otaczała, i miejsc, w których przebywała, oraz wiele rysunków znanych projektantów mody. I już same te fotografie i ilustracje opowiadają historię życia Chanel. Warto więc od oglądania rozpocząć


RECENZJE

lekturę i spotkanie z Grande Mademoiselle. Jednak bez wątpienia najważniejsze jest to, czego możemy się dowiedzieć, czytając biografię. Picardie rozpoczyna swoją opowieść od wizyty w Domu Mody Chanel przy ulicy Cambon 31. Chodząc po pokoju, w którym pracowała kiedyś jego właścicielka, stara się odnaleźć odpowiedź na pytanie o fenomen jej sukcesu. W miejscu tym pozostało do dzisiaj wiele śladów obecności Chanel, autorka doszukuje się w nich jakichś informacji o swojej bohaterce. Wszystko, co widzi, opisuje niemal poetycko, z dużą delikatnością i tak sugestywnie, że czytelnik łatwo daje się wciągnąć w tę grę i wraz z Picardie chce znaleźć rozwiązanie zagadki, jaką jest sama Coco Chanel i jej przeszłość. Historia Gabrielle Chanel, bo tak miała naprawdę na imię, rozpoczyna się od początku, czyli od nieszczęśliwego i ubogiego dzieciństwa. W kolejnych rozdziałach autorka opisuje rozliczne romanse Chanel oraz jej stopniowo rozwijającą się karierę. I choć wydaje się, że jej życie układa się jak bajka, od biedy do światowego rozgłosu, jest to w rzeczywistości sukces okupiony ciężką pracą. Chanel zaczynała od firmy kapeluszniczej, ale konsekwentnie rozszerzała swoją działalność i stopniowo zarabiała coraz więcej. W gruncie rzeczy do wszystkiego doszła sama. Trudno jest jednak poznać prawdę. Grande Mademoiselle przez lata kreowała swoją historię. Dbała nie tylko o swój współczesny wizerunek. Wielokrotnie, w zależności od tego, z kim rozmawiała, modyfikowała swoją przeszłość, podawała zmyślone informację o swoim dzieciństwie, rodzicach, kochankach, często zresztą sprzeczne ze sobą.

Stworzyła pewną fikcję, która zmieniła się w legendę. W gruncie rzeczy autorka nie stara się za wszelką cenę dociec prawdy. Przedstawia w biografii te sprzeczne wersje. Tylko tam, gdzie da się oddzielić ją od kłamstwa, robi to. Jest przy tym taktowna i pełna szacunku. Pomimo tego nie boi się poruszać spraw kontrowersyjnych, jak domniemana współpraca z nazistami czy wykorzystywanie do wzbogacenia się antyżydowskich ustaw. Zdecydowanie najwięcej miejsca poświęca jej romansom, których było wiele. Stara się być rzetelna, by jak najlepiej i najpełniej zaprezentować czytelnikowi postać Chanel. Pozostają jednak pewne niejasności. Nie wiadomo na przykład, czy Andre, którego Mademoiselle nazywała swoim siostrzeńcem, nie był w rzeczywistości jej synem. Autorka nie ocenia decyzji i wyborów bohaterki. W dużej mierze przedstawia ją jako kobietę silną i zdeterminowaną, by osiągnąć to, co sobie zaplanowała. Jednocześnie da się zauważyć, że Picardie darzy ją sympatią. Zdarza się, że dzieli się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami, ale nie narzuca interpretacji. Książka jest napisana pięknym językiem, subtelnie i barwnie. Autorka nie nudzi, nie zagłębia się w pewne szczegóły, by nie męczyć czytelnika, swoją opowieść wzbogaca za to licznymi anegdotami. Jest tu historia najsłynniejszych perfum świata, małej czarnej, kostiumu od Chanel czy białej sukni. Pojawia się wyjaśnienie, skąd wzięło się imię Coco i znaczek składający się z dwóch, odwróconych od siebie C. Trzeba przyznać, że autorka solidnie przygotowała się do pracy. Jednak po lekturze tej biografii, jej bohaterka nadal pozostaje zagadką. 95 | nr 21


Kompania braci Stephen E. Ambrose

Tytuł: Kompania braci Autor: Stephen E. Ambrose Tłumaczenie: Leszek Erenfeicht Wydawnictwo: Magnum 2012 Liczba Stron: 459 Cena: 38,00 zł

Książki na temat szeroko pojętej wojny, pomimo istnienia sporej ilości typów pośrednich, można co do zasady podzielić na dwie główne kategorie, sytuujące się po przeciwnych stronach zagadnienia. Po pierwsze mamy zatem bardzo głębokie manifesty o wydźwięku zdecydowanie antywojennym, bardzo często pisane przez 96 | nr 21

byłych żołnierzy, którzy przeszli przez piekło i w swojej twórczości starają się dać świadectwo bezsensowi walki oraz armii jako instytucji. Do czołowych przedstawicieli tego nurtu zaliczyć można m.in. Ericha Marię Remarque’a, Arnolda Zweiga czy Hansa Hellmuta Kirsta. Na przeciwległym biegunie znajdziemy książki, które


RECENZJE

pokazują konflikt zbrojny z jego wadami, akcentujące jednak poświęcenie, pozytywny przykład, braterstwo broni – mniej jest wtedy mowy o niszczącym wpływie wojny, a więcej o ludzkim wysiłku i spełnianiu obowiązku. I do tej drugiej kategorii można zaliczyć zdecydowanie książkę Stephena E. Ambrose’a. Kompania braci jest dziełem niezwykle wciągającym. Autor snuje opowieść o tytułowej Kompanii E 506. Pułku Piechoty Spadochronowej 101. Dywizji Powietrznodesantowej Armii Stanów Zjednoczonych od momentu jej utworzenia (lipiec 1942) aż do końca II wojny światowej. Śledzimy losy żołnierzy m.in. w trakcie morderczego szkolenia, skaczemy z nimi w Normandii, bronimy Bastogne czy wreszcie docieramy do Orlego Gniazda – kwatery Hitlera w Alpach. Narracja to opowieść powstała po zebraniu wielu informacji dotyczących oddziału, źródłem były tu wspomnienia i zapiski samych żołnierzy, wywiady z nimi, wizje lokalne w miejscach walk, ale także kronika pułkowa oraz inne opracowania. Oczywiście w tekście pojawia się mnóstwo cytatów, które, pokazując niekiedy te same wydarzenia z kilku perspektyw, dodają autentyzmu opowieściom oraz personalizują narrację. I właśnie to jest mocną stroną książki, co podkreśla nawet sam Ambrose w przedmowie: wojna widziana z perspektywy jednostki staje się dla czytelnika indywidualnym przeżyciem pełnym emocji i konkretnych wydarzeń, czymś o wiele bliższym w odbiorze niż sucha praca historyczna zamieniająca nieraz konflikt w garść statystyk i linię faktów. Siłą rzeczy takie sportretowanie teatru działań ma swoje

minusy, widzimy wyłącznie pewien wycinek rzeczywistości, nieraz bardzo wąski, co zmusza nas do poszukiwania kontekstu, jak również musimy przyzwyczaić się do subiektywizmu wypowiedzi. Bohaterowie, nie tylko wypowiadając się w cytatach, ale również dostarczając materiału na książkę, pokazują swój punkt widzenia, czasem przetworzony jeszcze przez autora (nie brak tu ostrych i jednoznacznych opinii) – i to czytelnik musi zaakceptować. Język jest ciekawy, książkę czyta się jednym tchem, podążając wraz z Kompanią E na jej pola bitew. Wielokrotnie bardzo silnie podkreślane jest braterstwo, poświęcenie i oddanie żołnierzy w większości przypadków nielubiących wojny, ale świadomych obowiązku, wykonujących go do samego końca. Duch drużyny i autentyczna przyjaźń pomiędzy ludźmi różnych profesji połączonych przez braterstwo broni – zjawiska widoczne nawet po wojnie – zadziwiły nie tylko Ambrose’a ale i twórców popularnego ongiś w Polsce serialu o tym samym tytule, który powstał na kanwie książki. Na ile rzeczywistość odpowiadała wypowiedziom weteranów, stawiających trochę spiżowy pomnik własnej i majora Wintersa legendzie, czytelnik musi ocenić sam. Nie zmienia to faktu, że Kompania braci to naprawdę fascynująca i godna polecenia lektura, z której wiele możemy nauczyć się i dowiedzieć nie tylko o samej II wojnie światowej, ale także o ludziach i ich psychice uwikłanej w sytuacje ekstremalne. Zdecydowanie warto – nie tylko dla „chłopców”.

97 | nr 21


Powieść w altówce Natasha Solomons

Tytuł: Powieść w altówce Autor: Natasha Solomons Tłumaczenie: Aleksandra Górska Wydawnictwo: Rebis 2012 Liczba stron: 456 Cena: 37,90 zł

Kolorowa okładka przyciąga wzrok wchodzącego do księgarni klienta. Zaintrygowany podchodzi bliżej. Prawdopodobnie widzi nieznane sobie nazwisko i tytuł, który zachęca do wzięcia książki do ręki. Powieść dobrze leży w dłoni, nie jest zbyt ciężka, a duża liczba stron wróży długie godziny przyjemnego zaczyta98 | nr 21

nia. Spogląda na opis zamieszczony z tyłu i jest zachwycony – znalazł to, czego szukał. Idealna książka na długą podróż? Nie dla każdego. Powieść w altówce, która niedawno zagościła na półkach polskich księgarni, wyszła spod pióra młodej angielskiej pisarki, Natashy Solomons. Urodzona w 1980 roku


RECENZJE

autorka, czerpiąc inspirację z rodzinnych opowieści, opisuje lata II wojny światowej tak, jakby była ich naocznym świadkiem, a wciągająca pierwszoosobowa narracja i wartka akcja sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Elise Landau, główna bohaterka Powieści w altówce, od początku budzi sympatię czytelnika. Młoda, dobrze wychowana panna z wyższych sfer, mieszkanka i miłośniczka Wiednia jest córką sławnej śpiewaczki operowej i poczytnego pisarza. Narzeka na to, że nie odziedziczyła po rodzicach urody i talentu, ale wzrastając w atmosferze miłości i dobrobytu, podjadając pyszne specjały z domowej spiżarni, kłócąc się z siostrą – jest szczęśliwa. Wszystko się zmienia, kiedy znaczenia zaczyna nabierać żydowskie pochodzenie rodziny Landau. Elise musi opuścić dom i rodzinne miasto, by wyruszyć w podróż do Anglii, gdzie czeka na nią praca pokojówki na dworze Tyneford. Nieznajomość języka, liczne uprzedzenia i założenie, że nigdy nie polubi tej wyspy nie ułatwiają dziewczynie przystosowania się do nowych warunków życia. Ale powoli i nieubłaganie mijający czas oraz młody dziedzic Tyneford sprawiają, że wszystko zaczyna się układać. Wielowymiarowe postaci, ładny język, barwne opisy – aż szkoda, że nie zostały lepiej wykorzystane. Przeszkadzają zwierzenia dorosłej Elise, która nie może się powstrzymać przed skomentowaniem różnych wydarzeń ze swojej przeszłości. Gwarowe wyrażenia przetłumaczone na język polski denerwują i rażą sztucznością. Jednak najgorzej potraktowana została główna bohaterka, której autorka powieści zafun-

dowała romans godny harlequina. Ładnie zarysowana pod względem charakteru postać w pewnym momencie traci swoją trójwymiarowość po to, by wpasować się w odwieczny schemat Kopciuszka. Jeśli czytelnik będzie na to nastawiony i się z tym pogodzi, to może sięgnąć po tę pozycję. Odnajdzie tu nie tylko spokój angielskiej wsi, wraz z nieśmiertelnym ceremoniałem nalewania herbaty, siedzeniem na fotelach na werandzie z widokiem na wzgórza, łąki, pastwiska i morze, ale również poprzedzone długimi przygotowaniami wykwintne bale i towarzyszące im skandale towarzyskie oraz rodzące się uczucia. Pojawi się też warkot silników i lecące nisko bombowce… Będzie nieustający niepokój o najbliższych, z którymi nie ma kontaktu. Jednakże autorka zrazi do siebie część czytelników. Jeśli ktoś nie ma ochoty na banalne rozwiązania i ckliwe zakończenie, niech nie czyta Powieści w altówce. Będzie rozczarowany zarówno zmarnowanym potencjałem, tkwiącym w pomyśle na tę książkę, jak i autorką, która nie wykorzystała swojego talentu w bardziej ambitny sposób.

99 | nr 21


Ja, urbanator.

Awantury muzyka jazzowego Andrzej Makowiecki

Tytuł: Ja, Urbanator Autor: Andrzej Makowiecki Wydawca: AGORA SA, 2012 Czas nagrania: 7 godzin 15 minut Cena: książka – 39,99 zł, audiobook: 29,99 zł

Ja, urbanator to dramat życia, miłości, wzlotów i upadków jednego z czołowych przedstawicieli polskiej oraz światowej sceny jazzowej – Michała Urbaniaka. Wychował się w łódzkiej rodzinie szwaczki i tkacza – ojczyma, którego nazwisko przyjął, aby sprawić tym przyjemność jemu i matce. Przedsiębiorczość i zarad100 | nr 21

ność rodziców sprawiła, że jako dziecko Michaś żył w luksusie i dostatku. Wielki dom z basenem (który zresztą kłuł w oczy sąsiadów), w ogrodzie zakopane garnki z dolarami czy zakonspirowana szwalnia w piwnicy to jednak rzadkość w czasach, gdy przecież wszyscy mieli mieć po równo. Muzykę miał w genach. Michałowski


RECENZJE

(prawdziwy ojciec Michasia, który pewnego dnia sprzedał jego wózek, aby mieć pieniądze na wódkę) szczycił się świetnym słuchem, matka „chętnie nuciła i brzdękała na fortepianie”, a trzej bracia mamy to już „regularne klezmerstwo”. Pewnego dnia, na jednym z przyjęć w domu Urbaniaków (na których bywali prawnicy, lekarze, milicjanci, badylarze i partyjniacy, ale pojawiali się także artyści lubiący otrzeć się o bogactwo) uwagę na Michasia zwróciła Zofia Iżykowska, proponując matce posłanie syna do renomowanej szkoły muzycznej. I tak Michał Urbaniak zaczął swoją przygodę ze skrzypcami, z którymi nie rozstawał się na krok. Kiedy po raz pierwszy na falach krótkich wysłuchał audycji „Godziny jazzu” nadawanej przez Głos Ameryki przeżył szok – „Myślałem, że trafiłem do nieba, a to tylko jakiś palant pompował na dychawicznej harmonii”. Jednak dopiero wysłuchawszy Louisa Amstronga świat muzyki klasycznej wydał mu się „ciasny i mdły”. Wtedy to właśnie naciągnął matkę na saksofon drogi jak samochód. Jako, że był jednym z najlepszych uczniów w klasie skrzypiec, a saksofon był jego największym hobby, bardzo szybko pojawiły się propozycje koncertowania i pierwszych zespołów jazzowych. W tym czasie jednak jego największą obsesją było… stracenie cnoty. Okazja ku temu nadarzyła się podczas debiutu w repertuarze jazzowym na koncercie w Kutnie (na którym zjawiło się jedenaście osób – za to same dziewczyny) ponieważ starsi koledzy powiedzieli mu, że cnotę najlepiej stracić po chałturze. Pech polegał na tym, że te „młode pupska” śmiały się z niego do rozpuku, gdyż nie zapiął roz-

porka. Michał zszedł ze sceny i się popłakał, a kolega pocieszał go wierszykami: „kto nie był w Kutnie, temu ch… utnie!” czy „najlepsza baba – własna graba”. Cnoty w Kutnie nie stracił. Udało się to trochę później – po maturze. „Wydymała mnie trzydziestosiedmioletnia piosenkarka” wspomina. Jednym z największych marzeń, które zresztą zaszczepił mu jego ojciec – Michałowski – było zobaczyć płonące dachy Manhattanu w Nowym Jorku. Marzenie to spełnił jadąc z zespołem Jazz Rockers na tournee po Stanach Zjednoczonych – „ładowaliśmy tak, że dziewczyny sikały!”. Tak rozpoczęła się światowa kariera Michała Urbaniaka! Książka Makowieckiego to świetnie napisana, przezabawna historia drogi młodego, zakompleksionego chłopaka na same szczyty światowej sławy i elity muzyków. Nie ma w niej żadnych tematów tabu, takich jak na przykład alkoholizm muzyka, a całość przyprawiona jest doskonałymi smaczkami z życia zarówno Urbaniaka, ale także innych znakomitości pojawiających się w jego życiu: Nigela Kennedy’ego, Urszuli Dudziak, Milesa Davisa, Johna Coltrane’a, Tomasza Stańko, Marcusa Millera czy Leszka Możdżera. Audiobook czyta Andrzej Chyra, który robi to w sposób wybitny, nie pozwalając się oderwać od tej arcyciekawej opowieści ani na krok! Podsumowując – jeśli kochasz jazz też pokochasz tę historię i Michała Urbaniaka, dowiesz się o kilku pikantnych momentach z życia największych gwiazd gatunku oraz fantastycznie spędzisz 7 godzin słuchając bądź czytając tę rewelacyjną pozycję. Jeśli natomiast nie kochasz jazzu, po wysłuchaniu tej historii po prostu go pokochasz. 101 | nr 21


Afryka. Przekrój podłużny. Rowerowe safari z Kairu do Kapsztadu. Maciej Czapliński

Tytuł: Afryka. Przekrój podłużny. Rowerowe safari z Kairu do Kapsztadu. Autor: Maciej Czapliński Wydawnictwo: Bezdroża, 2011 Liczba stron: 332 Cena: 39,90 zł

„Przy stworzeniu świata Bóg dał Europejczykom zegar, a Afrykańczykom czas” – mówi przysłowie Czarnego Lądu i tym samym dobitnie podkreśla różnice obyczajowe pomiędzy oboma kontynentami. Obywatelom globalnej wioski trudno uwierzyć, że tam autobus odjeżdża, gdy znajdzie się komplet pasażerów, nieważne, czy 102 | nr 21

trwa to dziesięć, dwadzieścia minut czy 3 godziny... Czy można wyobrazić sobie większą nieodpowiedzialność niż porzucenie nielubianej pracy i wyruszenie rowerem na podbój najmniej ucywilizowanego lądu? Nieprzyzwoicie brawurowy, nietuzinkowy, bez szans powodzenia wybryk? Otóż wbrew


RECENZJE

pozorom, kręcący nosem sceptycy srogo się zawiodą. Maciej Czapliński udowadnia, że śmiała decyzja i ryzyko, jakie podjął, opłaciło się. On i jego grupa kolegów cyklistów zapisali się w annałach historii – jako drudzy Polacy przebyli jednośladami Afrykę z północy na południe. Palma pierwszeństwa należy do Kazimierza Nowaka, który uprzedził „team Czapli” w (bagatela!) latach 30. ubiegłego wieku. Z wojaży naśladowcy międzywojennego podróżnika powrócili z solidnym bagażem pouczających doświadczeń, niesamowitych przeżyć i niezatartych wrażeń. Ponad ośmiomiesięczna wycieczka rozpięta pomiędzy metropoliami – Kairem i Kapsztadem – oferuje czytelnikom wiele wspaniałych emocji, zmusza do myślenia, przedstawiając dylematy o naturze ogólnofilozoficznej, a także dostarcza garści przydatnych informacji o Afryce. Autor, prawnik z wykształcenia, z właściwą temu zawodowi dbałością o szczegóły przywołuje fakty i tłumaczy procesy historyczne, które ukształtowały współczesne państwa afrykańskie. Czyni to obrazowo i sugestywnie, choć być może zbyt skrupulatnie dla czytelnika przeciętnie zainteresowanego historią w ogóle. Po lekturze reportażu Czaplińskiego Afryka jawi się jako kontynent dysonansów: miejsce, gdzie ludziom permanentnie brakuje wody, ale w prowizorycznych sklepikach ulepionych z gliny zawsze jest zapas coca coli; obszar wielkiej biedy, slumsów a jednocześnie przeżarty korupcją świat zachłannych pracowników administracji i policjantów, którzy stoją na straży prawa i zasad moralnych już tylko z nazwy; oj-

czyzna rozkrzyczanej hałastry dzieciaków, która wyciąga setki rąk z natarczywą prośbą „Farandżi! Give me your money!”, zwielokrotnioną siłą dziesiątek gardeł – dziecięca banda sierot w przypadku niespełnienia tego żądania nie zawaha się potraktować turystę ciężkim kamieniem. W relacji nie brakuje elementów humoru, często tłumionego wyrzutami sumienia, które muszą ogarnąć każdego świadomego człowieka, gdy autor relacjonuje obchody religijne. Podczas uroczystej procesji jego bystre oko wychwytuje Afrykańczyków paradujących dumnie w koszulkach z napisem „Ratownik WOPR”. W reportażu zawarte zostały elementy swoistego folkloru Czarnego Lądu – legend Buszmenów i innych plemion afrykańskich. Powstawanie miejsc, zjawisk i przedmiotów wywodzi się z wierzeń autochtonów. Wprowadza to niesamowity ezoteryczny nastrój. Odwiedzane zakątki Czapliński uwiecznia na fotografiach. Niestety, abstrahując od wartości poznawczej, ich wartość estetyczna jest raczej przeciętna. Afryka – przekrój podłużny. Rowerowe safari z Kairu do Kapsztadu to idealna wakacyjna lektura dla tych, którzy z perspektywy własnego fotela pragną przeżyć niesamowitą podróż z towarzyszącym dreszczem emocji. A także dla tych, którzy wcielając najśmielsze pomysły w czyn, pozostają wierni maksymie Stanisława Jerzego Leca „Czas robi swoje. A Ty człowieku?” i nie boją się sięgać po swoje marzenia.

103 | nr 21


Kot Simona i kociokwik Scenariusz i rysunki: Simon Tofield

Tytuł: Kot Simona i kociokwik Scenariusz i rysunki: Simon Tofield Wydawca: W.A.B. 2012 Ilość stron: 240 Druk: czarno-biały, okładka: twarda z obwolutą, format: 16,5x21,5 cm Cena: 34,90 zł

Jeśli czytacie ten tekst, oznacza to, że korzystacie z Internetu. O ile nie jest to jakiś inny Internet niż ten, z którego korzysta większość ludzi, musieliście słyszeć o Kocie Simona. Jeżeli jakimś cudem nie słyszeliście, przerwijcie na chwilę lekturę, wejdźcie na YouTube i wpiszcie „Simon’s Cat”. Oficjalny kanał zawiera 104 | nr 21

w chwili obecnej dwadzieścia jeden krótkich filmików. Do przeczytania w godzinę... Świetne, prawda? Świat oszalał na punkcie niesfornego, jojczącego o żarcie kotka cztery lata temu. Ogromne powodzenie cyklu Simona Tofielda zaowocowało również powstaniem trzech tomików ko-


RECENZJE

miksowych (czwarty ukaże się niebawem), o których obecność w Polsce zadbało wydawnictwo W.A.B. Kot Simona i kociokwik to trzeci z nich. Zapotrzebowanie na drukowaną wersję przygód zwierzaka Tofielda świadczy o tym, że widzom przypadł do gustu niezwykły zmysł obserwacji autora. Jego przepis jestem bowiem w sumie prosty: obserwować kota i umiejętnie go portretować. Gdy wchodzi do pudła, ugniata kołdrę, drapie kanapę. Genialne w swojej prostocie. Oczywiście, trzeba to jeszcze umieć zrobić. Tak jak każda wschodząca gwiazda popu musi zmierzyć się z legendą Madonny, tak i każdy nowy kot w show-biznesie czuje na sobie cień Garfielda. Kot Simona nie idzie jednak drogą Lady Gagi i unika konfrontacji z ikoną. Wynika to przede wszystkim z faktu, że startuje w zupełnie innym gatunku komiksowym. Gruby, leniwy kocur Jima Davisa popularność zdobywał dzięki regularnym występom w prasie. Kot Simona do roli umilacza czasu pomiędzy doniesieniami z giełdy a kursami walut się nie nadaje. Krótkie humorystyczne paski o Garfieldzie przypisywały mu stereotypowe kocie cechy, ale autor uzupełniał je o ludzki rys, dodatkowo obdarzając swojego pupila przywilejem ciętej riposty. Tymczasem Kot Simona – jak na prawdziwego kota przystało! – nawet nie mówi. Jest bowiem kotem z krwi i kłaków, który nie opowiada o swojej niechęci do budzików, wag i pająków. W jego świat nie da się wejść na momencik, na kilka kadrów. Sierściuch Tofielda – jak na prawdziwego kota przystało – wymaga więcej atencji.

Albumowa forma świetnie się tutaj sprawdza. Przerzucamy kolejne strony, które przedstawiają sceny z życia kocura. W Kociokwiku wiele z nich łączy temat pojawienia się nowego kota w domu Simona, oczywiście mniejszego i bardziej słodkiego (skojarzenie z Nermalem wydaje się uprawnione). Nie łączą się one jednak w spójną fabułę, a raczej niezobowiązująco przechodzą jedna w drugą, pokazując całą prawdę o codziennych troskach i radościach najmądrzejszych spośród ssaków. Tomik ze scenami z życia Kota Simona należy pochłonąć za jednym zamachem. W przeciwnym razie łatwo jest stracić kontakt z tym magicznie prozaicznym światem. Wówczas, zupełnie jak z głaskaniem kota, należy zaczynać od początku.

105 | nr 21


Poleca

Igrzyska śmierci, Pierścień ognia, Kosogłos Suzanne Collins

Ekranizacja Igrzysk śmierci szturmem zdobyła kina w Polsce i na świecie. Fachowcy, bazując na fenomenie tej produkcji, wieszczą falę popularności adaptacjom kolejnych młodzieżowych tytułów (jak choćby Kroniki Wardstone). Co ciekawe, rozpoczynająca cykl powieść pod tym samym tytułem jest najsłabszą częścią serii, z co najmniej kilkoma dziw106 | nr 21

nymi rozwiązaniami fabularnymi i, mimo wszystko, naiwnym zakończeniem. Dopiero w kolejnych tomach Suzanne Collins wychodzi poza ramy historii miłosnej w trudnych okolicznościach, co dodaje książkom wartości. W trakcie lektury wyraźnie widać, że cykl przechodzi ewolucję; pierwsza część to delikatny zarys


RECENZJE

opisu totalitarnej władzy, z romansem i grą przed publiką jako głównym wątkiem, druga (choć w znacznej części powtarza schemat fabularny poprzedniczki) jest już szerszym spojrzeniem na rządy dyktatorskie i narzędzia przymusu, choć i tu ważną rolę grają uczucia głównej bohaterki (nieco irytuje jej naiwność, choć nie jest już nieogarniętą w wielkim świecie trzpiotką, wydaje się nie zauważać nic poza czubkiem własnego nosa). Z kolei ostatni tom, Kosogłos, jest zobrazowaniem wojny z reżimem – akcja koncentruje się wokół obalenia tyranii, Katniss zmienia się, obserwuje, co konflikt robi z nią samą, jej przyjaciółmi, jak wygląda sytuacja innych ludzi. Jednocześnie, to najbardziej refleksyjna część cyklu, pokazuje bezwzględność walki o władzę, jeszcze silniej wskazuje na rolę mediów w kształtowaniu opinii społecznej oraz pozostawia otwartą kwestię tożsamości prawdziwego tyrana. Collins świetnie przedstawia mechanizmy władzy i manipulacji mass mediów, to jak łatwo sterować masą ludzką – wystarczy chwytliwe hasło, dobrze odegrany dialog i pozwolenie na wiarę w zmianę, by ludzie byli skłonni oddać życie za ideę dającą choć cień nadziei. To także wnikliwe studium przemiany bohaterów: Katniss, którą wojna i gierki propagandowe okaleczają najbardziej, wyzuwając ją z niewinności i optymizmu; Peeta, będący przedmiotem manipulacji i brutalnych ataków psychicznych z obu stron, cierpi najbardziej; Gale zmieniający się nie do poznania wskutek wojny, przekuwający nienawiść do Kapitolu w ogień pchający go do przodu i główny cel życia; wreszcie Haymitch, najbardziej

tragiczna postać cyklu, którego historię w pełni pokazuje dopiero trzecia część, to człowiek wielokrotnie łamany i upokarzany; właśnie do niego Katniss okazuje się najbardziej podobna w zakończeniu. Igrzyska śmierci, pomimo młodzieżowej fabuły (szczególnie pierwszej części), okazują się dość poważnymi książkami. Collins nie ugrzecznia ani nie przesładza swoich powieści, brak w nich idealnych osób, szczęśliwych, beztroskich zakończeń oraz nietykalności głównych bohaterów. Ci wręcz przeciwnie – krwawią, umierają, dotykają ich rozmaite nieszczęścia a droga do sukcesu jest trudna (o ile nie niemożliwa) i okupiona wieloma poświęceniami. Autorka nie ucieka w proste rozwiązania ani nie szuka pomocy w fantastyczności. Choć zdarzają się jej wpadki fabularne, to cykl jest dość realistyczną dystopią, w której nieprawdziwym – bo czy nieprawdopodobnym to już nie takie pewne – jest tylko miejsce akcji. Trzy różniące się od siebie powieści składają się na spójną opowieść o miłości, władzy totalitarnej i wojnie. Jej najsilniejszą stroną są bohaterowie i realizm, który wyróżnia tę serię na tle innych powieści młodzieżowych, czyli głównie modnych obecnie romansów paranormalnych. Jednak nie tylko nastolatkowie powinni zainteresować się tymi książkami – wizja walki z totalistycznym reżimem może spodobać się także starszym czytelnikom. Bartłomiej Łopatka Redaktor naczelny działu książkowego serwisu Polter.pl 107 | nr 21


Wehrmacht kontra US Army 1939-1945 Porównanie siły bojowej Martin van Creveld

Tytuł: Wehrmacht kontra US Army 1939-1945 Porównanie siły bojowej Autor: Martin van Creveld Tłumacz: Juliusz Tomczak Wydawnictwo: Erica, Tetragon, 2012 Liczba stron: 272 Cena: 44,90 zł

W długiej i krwawej historii zbrojnych zmagań ludzkości istniały armie, które zapisały się złotymi literami w pamięci potomnych, a stoczone przez nie bitwy stały się wzorem dla późniejszych żołnierzy i dowódców. Tak było z wojownikami Aleksandra Wielkiego, Rzymianami pod wodzą Cezara czy armią Napoleona. Od 108 | nr 21

wieków historycy i stratedzy analizowali siłę bojową tych wojsk, starając się odkryć tajemniczy przepis na militarne zwycięstwo. Holenderski historyk wojskowości, który postanowił porównać ze sobą dwie wielkie armie – niemiecki Wehrmacht oraz armię Stanów Zjednoczonych w okresie II wojny światowej.


RECENZJE

Autor we wstępie wyraźnie określa cel swojej pracy naukowej. Niemiecka armia z czasów II wojny światowej była niewątpliwie jedną z najlepiej zorganizowanych, najbardziej zmotywowanych i skutecznych jednostek wojskowych w całej historii. Na wielu frontach Wehrmacht odnosił spektakularne sukcesy z przeciwnikiem kilkukrotnie bardziej liczebnym, a wyparcie Niemców z okupowanych terenów zajęło aliantom znacznie dłużej niż ich zajęcie przez III Rzeszę. Do tego żołnierz niemiecki walczył zaciekle niemal do ostatniego momentu, nawet wtedy gdy wojna była już przegrana, a dowódcy uważali Führera za szaleńca. Tajemnica skuteczności i wytrwałości Wehrmachtu tkwi według autora w sile bojowej, czyli „sumie właściwości psychologicznych, które pozwalają armii walczyć”. Żeby móc ją jednak odnaleźć i wykrystalizować, należało wyznaczyć odpowiedni punkt odniesienia. Wybór autora padł na amerykańską armię z tego samego okresu, nie tylko dlatego, że żołnierze obu krajów wielokrotnie spotykali się na polu bitwy, ale przede wszystkim z uwagi na odmienną specyfikę tej armii i łatwy dostęp do materiałów źródłowych. Można sobie zadać pytanie, czy przypadkiem określenie tak złożonej i często nieuchwytnej właściwości jak siła bojowa jest w ogóle możliwe? Autor rozprawia się z tym problemem metodycznie, porównując ze sobą obie armie pod różnymi względami. Porównane zostają: znaczenie charakteru narodowego, specyfika społeczeństwa niemieckiego i amerykańskiego, doktryna wojenna, zasady dowodzenia, organizacja armii, zarządzanie personelem, utrzymanie sprawności bojowej, sposób nagradzania i karania żołnierzy czy

wreszcie korpus oficerski. To właśnie te elementy mają się składać na ducha bojowego walczących i świadczyć o skuteczności armii na polu bitwy. Z książki dowiadujemy się, jak Amerykanie stworzyli wręcz zautomatyzowaną machinę do produkcji rekrutów, gdy tymczasem Niemcy starali się dbać przede wszystkim o dobre samopoczucie i wysokie morale pojedynczego żołnierza. Autor zwraca uwagę na istotność takich szczegółów jak sposób przydzielania oficerów szkoleniowych oraz transportu żołnierzy do nowej jednostki. Z publikacji wyłania się obraz świetnie zorganizowanej armii niemieckiej o wieloletnich tradycjach oraz na prędko formowanej, próbującej sprostać wymaganiom wojny młodej armii amerykańskiej. W ostatecznym rozrachunku to alianci ze znaczącą amerykańską pomocą wygrali wojnę, jednak nie da się odmówić Wehrmachtowi i jego dowódcom tytułu jednej z najlepszych armii w historii. Z uwagi na to, że Wehrmacht kontra US Army jest publikacją naukową raczej nie znajdzie sobie czytelników wśród osób okazjonalnie zainteresowanych historią. Książka pełna jest wyliczeń, tabel przedstawiających skuteczność oddziałów, ich liczebność i zorganizowanie, a wnikliwa analiza tych danych może okazać się dla przeciętnego czytelnika po prostu zbyt nudna. Z kolei miłośnicy wojskowości powinny być zachwyceni, że otrzymują tak ciekawą próbę porównania popartą szerokim materiałem źródłowym. Szkoda tylko, że autor nie pokusił się o większą ilość wniosków płynących z porównań. Pozostawia to jednak duże pole do własnych interpretacji i dla osób aktywnie zainteresowanych wojskowością będzie wyśmienitą zabawą. 109 | nr 21


Urodziłam się dziewczynką

Tytuł: Urodziłam się dziewczynką Autorzy: różni Tłumaczenie: Beata Turska Wydawnictwo: Świat Książki 2012 Liczba stron: 176 Cena: 29,90 zł

W świecie rozpieszczonych „małych księżniczek” i „córeczek tatusiów” rzadko zastanawiamy się nad dziewczynkami, które w życiu miały mniej szczęścia. Które są bite, poniżane, sprzedawane i gwałcone tylko dlatego, że urodziły się w tych rejonach świata, gdzie kobiety są ludźmi drugiego gatunku, gorszymi od męż110 | nr 21

czyzn i żyjącymi tylko po to, żeby im służyć i zaspokajać ich żądze. Organizacja PLAN wysłała siedmiu znanych i cenionych pisarzy do siedmiu takich krajów, by zobaczyli oni i opisali, jak wygląda tam życie dziewczynek i kobiet. W ten sposób powstał zbiór opowiadań Urodziłam się dziewczynką.


RECENZJE

Wśród autorów znaleźli się między innymi: Joanne Harris, autorka powieści Czekolada, na podstawie której nakręcono znany film z Johnnym Deppem i Juliette Binoche, Irvine Welsh, znany głównie dzięki zekranizowanej książce Trainspotting, czy autorka dziesięciu światowych bestsellerów Kathy Lette. Każdy z nich pojechał do innego kraju, ale zetknął się z podobnymi problemami. Każdy pracował inaczej. Jedni opisali prawdziwe historie, życie konkretnych osób spotykanych na swojej drodze. Inni takie historie traktowali jako wstęp, inspirację do napisania tekstu, który mógłby opowiedzieć wiele losów naraz, kilka osób składali w jedną. Każdy pisał po swojemu i inaczej prowadził narrację. W niektórych opowiadaniach autor jest jednym z bohaterów, mówiącym, gdzie się znajduje, jak i o czym rozmawia z bohaterami, co widzi, co myśli, a co go boli lub przeraża. W innych mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, gdzie narrator to główna bohaterka, dyskryminowana dziewczyna. To wszystko sprawia, że każde z siedmiu opowiadań jest jedyne w swoim rodzaju. W czasie podróży po świecie dyskryminowanych kobiet i dziewczynek poznamy więc Adjo z Togo, której bracia zostali sprzedani, a ona musiała zrezygnować ze szkoły, by pomagać w domu. Codziennie, idąc kilka kilometrów do pracy, sama może stać się żywym towarem. W Sierra Leone spotkamy okaleczoną przez rebeliantów Bendu. Poznamy mieszkające w Brazylii nastolatki, mające po kilkoro dzieci i żadnego wsparcia ze strony ich ojców, a także Renatę z Dominikany, prostytutkę zmu-

szoną do pracy na ulicy, ponieważ musiała utrzymać rodzinę. Dowiemy się też, że w Ugandzie winą za molestowanie i gwałty obarczane są ich ofiary. Ten zbiór opowiadań powstał po to, by nas uwrażliwić, zwrócić uwagę na problemy dziewcząt na świecie. Miał być głosem tych dziewczyn, poprzez historie pojedynczych osób pokazywać dramaty tysięcy, bo nie od dziś przecież wiadomo, że człowiek jest ciekawszy niż liczby, a tragedia jednostki przemawia mocniej niż raporty statystyczne. Pomysł był naprawdę dobry, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Prawie żadne z opowiadań nie porusza. W niektórych nie do końca wiadomo, o co chodzi, albo poruszany problem jest potraktowany jakby marginalnie. Lektura rozczarowuje. Choć może to wina czytelnika oczekującego czegoś więcej, nie opowiadań, a reportaży, gdzie nie poświęca się stron na wymyślone sny bohaterów. Większość opowiadań zawartych w Urodziłam się dziewczynką zapomina się zaraz po odłożeniu książki na półkę. A szkoda. Trzeba przecież czasem uświadomić sobie, że nie wszyscy mieli tyle szczęścia, co my. Że nie wszyscy żyją w świecie, gdzie największym marzeniem dorastających dzieci jest sława i najnowszy model laptopa. Bo bez tej wiedzy trudno im pomóc.

111 | nr 21


Zaklęcie dla Cameleon Piers Anthony

Tytuł: Zaklęcie dla Cameleon Autor: Piers Anthony Tłumaczenie: Paweł Kruk Wydawnictwo: Nasza Księgarnia 2012 Liczba stron: 448 Cena: 36,90 zł

Piers Anthony w swoim cyklu opisującym krainę Xanth przenosi czytelnika w fascynujący świat pełen magii. Część ze spotkanych tam magicznych stworzeń, jak gryfy, centaury czy smoki, jest powszechnie znana. Z innymi, takimi jak drążyle czy plątamota, czytelnik zetknie się po raz pierwszy. 112 | nr 21

Autor przenosi czytelnika do przedziwnej krainy, w której wszyscy ludzie muszą umieć czarować, gdyż w przeciwnym wypadku zostaną wygnani. Jednocześnie w całym Xanth znajduje się ledwie kilku czarodziejów. Większość ludzi obdarzona jest jedynie prostym magicznym talentem. Może on być przydatny jak


RECENZJE

zdolność sparaliżowania dowolnej osoby czy też latanie, ale niektórzy zadowolić się muszą możliwością wyświetlenia barwnej plamki na ścianie domu. Jednak gdyby magia była jedynie domeną ludzi, to świat ten byłby nudny. I tak mały gryzoń użyje telekinezy, by bezpiecznie dostać się do okruchów, a drapieżna roślina zaklęciem zachęci nieostrożnego wędrowca, by ułożył się w jej korzeniach, zaś zdawałoby się bezbronne drzewo użyje zaklęcia chroniącego przed ostrzami. Część stworzeń sama nie czaruje, ale jest przesycona magią. W tej krainie na każdym kroku styka się z magią i jeśli na przykład droga wydaje się prosta, to ewidentnie oznacza, że rzucono na nią zaklęcie, by taką właśnie się wydawała – wejście na nią to podjęcie ryzyka. W takim cudownym świecie przyszło urodzić się Binkowi. Niestety wszystko wskazuje na to, że główny bohater nie posiada żadnego talentu magicznego. Wyczarowanie plamki na ścianie to dla niego szczyt marzeń, a zbliżają się jego dwudzieste piąte urodziny i jeśli nie wykaże się stosowną mocą, to zostanie wygnany z Xanthu do Przyziemia, gdzie żyją ludzie niewiedzący, czym jest magia. Bink postanawia chwycić się ostatniej deski ratunku i wybrać się do czarodzieja Humfreya, by ten odkrył jego magiczny talent. Droga do jego zamku wiedzie przez mało bezpieczne rejony magicznej krainy i Bink musi stawić czoła wielu niebezpieczeństwom. Fabuła Zaklęcia dla Cameleon jest prosta i nieskomplikowana, ale książkę czyta się doskonale. Będąc pozycją dla młodzieży, powinna znudzić starszego czytelnika, ale barwny i fascynujący świat Xanthu

oraz duża doza pozytywnych emocji nie pozwalają się nudzić bez względu na to, czy ma się lat piętnaście, czy więcej. Z pewnością dodatkowym plusem dla młodszych odbiorców będą wplecione w fabułę proste, acz trafne przemyślenia tyczące się natury świata, różnicy pomiędzy dobrem a złem, wierności zasadom, lojalności względem przyjaciół czy wreszcie miłości i polityki. Starszy odbiorca zapewne nie będzie zaskoczony wnioskami płynącymi z tych przemyśleń, ale powinna mu się spodobać forma ich prezentacji. Każdy zaś doceni widoczne gdzieniegdzie poczucie humoru autora. Książka opowiada dość prostą, ale niezwykle wciągająca historię młodego Binka. Jego przygody napawają czytelnika optymizmem i pewną wiarą w ludzi, a jednocześnie wskazują, że wiara takowa nie powinna być bezgraniczna. Całość w oprawie pasjonującego świata, jakim niewątpliwie jest Xanth. Wszystko to sprawia, że pierwszy tom cyklu czyta się błyskawicznie i nie powinno nikogo dziwić, że ukazywały się jego kolejne części, aż rozrósł się on do trzydziestu pięciu tomów, a kolejne wciąż są pisane.

113 | nr 21


Czarna kawaleria Kacper Śledziński

Tytuł: Czarna kawaleria Autor: Kacper Śledziński Wydawnictwo: Znak, 2011 Liczba stron: 460 Cena: 49,90 zł Oprawa twarda

Powszechnym mitem drugowojennym (na szczęście zwalczanym) jest opinia jakoby Polacy walczyli głównie konno, ewentualnie pieszo – a i to tylko w lesie. Czołgów rzekomo nie mieliśmy, natomiast Niemcy jeździli swoimi Tygrysami i Panterami, gdzie tylko chcieli, pod warunkiem że akurat nie szarżowali na nich polscy ułani… 114 | nr 21

Szarże ułanów na wojska pancerne wyrzucono już, na szczęście, z kanonu antysanacyjnej propagandy, niemniej sprawa czołgów polskich pozostaje dalej terra incognita dla wszystkich w zasadzie poza historykami. Tu więc przychodzi z pomocą Czarna kawaleria Kacpra Śledzińskiego – książka z kategorii populary-


RECENZJE

zatorskich, opowiadająca o szlaku bojowym polskich pancerniaków generała Maczka, począwszy od kampanii wrześniowej, na Froncie Zachodnim skończywszy. Książka jest kompilacją wspomnień kilku oficerów I Dywizji Pancernej, kompilacją spiętą i usystematyzowaną. Perypetie żołnierzy ukazane są z perspektywy prozaicznych problemów (rany, braki w zaopatrzeniu, pomyłki). Pojawiają się sytuacje przykre (m.in. fragment o „szosie myślenickiej”, gdzie największym zmartwieniem czołgistów byli nie Niemcy, a polscy uciekinierzy tarasujący dokumentnie całą trasę), jak również tragikomiczne (wycieczka na linię frontu z angielskim oficerem, któremu pomyliły się nakładki na mapy), a nawet zabawne (ewakuowany pułkownik Maczek przebrany za Araba z Legii Cudzoziemskiej). Co kilka akapitów wspomniane jednak zostają wydarzenia polityczne, mające niebagatelny wpływ na losy polskich czołgistów, autorzy pamiętników na bieżąco relacjonują również reakcje cudzoziemców na ich obecność. Polacy byli bowiem sojusznikiem nietypowym: bez kraju i realnych wpływów politycznych, sojusznikiem niezrozumiałym (język i obyczaje), w dodatku wymagającym (paliwo!) i niepokornym (w wielu momentach ukazana jest słowiańska fantazja nieprzystająca nijak do utartych schematów i regulaminów francuskich czy angielskich – tu polecam zwłaszcza fragment o ćwiczeniach w Szkocji). Co ciekawe, ani autor, ani cytowane pamiętniki nie zająkują się w zasadzie (poza jednym momentem, na zakończenie) o zabitych towarzyszach broni. To

ciekawe, ale wskazuje na pewien sposób myślenia żołnierzy, wypierających okrucieństwo wojny. Książkę kończy futurologia – „co by było gdyby”. Gdyby generał Maczek wrócił do normalnego, wyzwolonego kraju, jak dalej potoczyłyby się losy Czarnej Kompanii? Oficerowie zrobiliby kariery wykładowców na uczelniach wojskowych, jako najbardziej doświadczeni – z pewnością nie tylko na polskich. Dowódca zaś nie musiałby pracować jako barman w londyńskim pubie. Tak też kończy się opowieść o polskich pancerniakach , ludziach, którzy ryzykowali i oddawali życie w imię wyższych celów, a skończyli niemal na bruku. Bardzo interesujące jest odczytanie II wojny światowej po raz kolejny, z perspektywy jednej grupy czy postaci, jak odbierali różne, nieraz odległe wydarzenia, mające jednak znaczący wpływ na ich życie i działania. Interesująca byłaby taka lektura również z perspektywy pozostałych obserwatorów tych wydarzeń, choć trzeba przyznać że polskie życiorysy są pod tym względem o wiele bogatsze od innych (cytując jednego z rzeczników polskiego rządu: „Jak powieść Ludluma koło książeczki do nabożeństwa”). Śledziński zaś swoim zestawieniem i podsumowaniem udowadnia to w stu procentach. „Czarni kawalerzyści”, militarnie zwycięzcy, politycznie przegrani – z pewnością opowieść o nich mogłaby posłużyć za kanwę niezłego filmu wojennego.

115 | nr 21


Pisanie: Z Ryszardem Kapuścińskim rozmawia Marek Miller Marek Miller

Tytuł: Pisanie: Z Ryszardem Kapuścińskim rozmawia Marek Miller Autor: Marek Miller Wydawnictwo: Czytelnik 2012 Liczba stron: 236 Cena: 46,20 zł Oprawa twarda + płyta DVD z filmem

Odszedł wielki pisarz. Minęło kilka lat. Powoli przyzwyczajamy się do tego, że nie będziemy już wyczekiwać na informacje o kolejnych jego książkach, bo wszystkie inedita odnaleziono i opublikowano w krótkim czasie po jego śmierci. Wydano trzy czy cztery biografie, zbiór wspomnień, kolekcję cytatów. I nagle okazuje się, 116 | nr 21

że gdzieś znalazło się nagranie rozmowy, przeprowadzonej z autorem przed wielu laty – gdy był już sławny, ale jeszcze nie napisał kilku spośród swoich najważniejszych utworów – na użytek studentów, a więc pod określonym kątem. Co może dać czytelnikom udostępnienie jej w formie książkowej?


RECENZJE

Tu i ówdzie można natrafić na opinie, że Pisanie może pełnić rolę podręcznika dla początkujących dziennikarzy. Tyle że srodze się omyli ten, kto będzie chciał tu znaleźć gotową receptę na rozwinięcie reporterskich skrzydeł. Bo – jak powiadał sam Kapuściński, i tutaj, w odpowiedzi na pytania Millera, i w wielu innych znanych czytelnikom tekstach – na taki, a nie inny przebieg jego kariery złożyło się mnóstwo czynników. I wcale nie należało do nich to, czego uczą się na zajęciach studenci dziennikarstwa. Nie można nauczyć się określonych cech osobowości: gotowości do ryzyka (ale najpierw do wykonywania przyziemnych zadań, niedających zbyt wiele okazji do realizowania reporterskiej pasji, na przykład „odpisywania młodym ludziom, których wiersze nie nadawały się do druku”), cierpliwości i wytrwałości („trzeba się przez wiele lat wszystkiego wyrzekać i wtedy dopiero powolutku...”), wyjątkowej koncentracji, empatii, intuicji, odporności psychicznej pozwalającej radzić sobie z samotnością albo z agresją ze strony napotykanych ludzi. Ani określonych predyspozycji fizycznych, dzięki którym można wytrzymać wiele godzin bez jedzenia, bez snu, w ekstremalnych warunkach pogodowych. No i, czego Kapuściński nigdy nie ukrywał, trzeba mieć szczęście, żeby móc trafić tam, gdzie kryją się ciekawe tematy (bo, na przykład, „wybuchła rewolucja w Iranie. Miał tam jechać ktoś z PAP-u, ale bardzo nie chciał”, a gdyby ten ktoś nie zaprotestował przeciw wyjazdowi, pewnie nie mielibyśmy okazji czytać Szachinszacha...). Rozumiemy już zatem, że przeczytanie Pisania nie otworzy nikomu drogi do kariery na miarę Kapuścińskiego. Ani w ogóle do jakiejkolwiek kariery. Bo postrzeganie tej

książki w kategoriach podręcznika z założenia jest błędne. To raczej zbiór swobodnych, choć trochę ukierunkowanych pytaniami Millera refleksji na tematy z pisaniem związane – podobnych jak w Autoportrecie reportera, po części się zresztą powtarzających (bo tekst samej rozmowy uzupełniony został obszernymi wstawkami, zawierającymi cytaty z książek Kapuścińskiego oraz wywiadów udzielanych przezeń rozmaitym mediom), lecz nie dosłownie. Czasem bardzo osobistych, jak ta o uczuciach towarzyszących pisaniu, a właściwie jego rozpoczynaniu, zanim się wpadnie na tę właściwą frazę, od której wszystko potoczy się jak po maśle: „(…) muszę zapełnić tę kartkę, a ja jej nie mogę zapełnić. Siadam jak mały, zniszczony, nieważny, nieistniejący facecik, który nie potrafi tego zrobić i to go redukuje z powrotem do zera”. Czasem czysto profesjonalnych: „Dziennikarz nie może być niedojrzały, nie może bawić się czy ścigać. Musi mieć świadomość swojej siły i wielkie poczucie odpowiedzialności”. Zawsze wartych zapamiętania, dostarczających inspiracji. Niekoniecznie nawet tylko studentom dziennikarstwa; także każdemu, kto pracuje piórem i przekazuje innym wiedzę, choćby pisał tylko teksty wykładów z mikrobiologii. To książka doskonała dla czytelnika rozpoczynającego dopiero swoją przygodę z Kapuścińskim, dająca pojęcie o osobowości i horyzontach pisarza, dostarczająca odpowiedzi na wiele pytań, które nasuną się w trakcie zagłębiania się w jego twórczość. Ale cenna także dla jego zaprzysiężonych fanów, którzy w ten sposób zyskują okazję jeszcze jednego spotkania z uwielbianym mistrzem (tym bardziej że dzięki dołączonej do książki płycie mogą posłuchać jego głosu). 117 | nr 21


Mr. Pebble i Gruda Mariusz Ziomecki

Tytuł: Mr. Pebble i Gruda Autor: Mariusz Ziomecki Wydawnictwo: Czarna Owca 2011 Liczba stron: 903 Cena: 59,90 zł

Zwykle nie zdajemy sobie sprawy, jak pewne wydarzenia z przeszłości mogą wpłynąć na nasze dalsze życie. Konsekwencje wyborów, i to nie tylko naszych, w najmniej oczekiwanym momencie wypływają na wierzch i mącą naszą spokojną egzystencję. Główny bohater powieści Mariusza Ziomeckiego, tytułowy 118 | nr 21

Mr. Pebble, próbował odciąć się od dotychczasowego życia. Po stracie żony wyjechał z synkiem do Ameryki, zmienił nazwisko i starał się ustatkować. Ale nierozwiązane sprawy z przeszłości musiały kiedyś go dopaść. Od wysłuchania tajemniczej taśmy z nagraniem rozmowy zmarłej żony z nieznajomym mężczyzną


RECENZJE

rozpoczyna na nowo wędrówkę przez całe swoje życie. Mimo że podążanie do prawdy wiąże się z bolesnym rozdrapywaniem ran — na co nasz bohater bynajmniej nie ma ochoty — to jednak instynktownie pragnie oczyścić się z wszelkich wątpliwości. John Pebble (a właściwie Jan Kamyk) jako pierwszoosobowy narrator prowadzi czytelników przez zakamarki swojej duszy i meandry dosyć skomplikowanego życia. Nie zatrzymuje się tylko na własnych losach, ale poprzez liczne wątki poboczne i retrospekcje tworzy coś na kształt sagi rodzinnej. Kolejne historie dopełniają życiorys głównego bohatera. W ten sposób pisarz kreśli losy ludzi inteligentnych i zdolnych, których młodość przypadła na trudne czasy PRL-u i siermiężnej komuny. Przedstawia, jak nieraz dramatyczne były ich losy i jak później radzili sobie po przemianach ustrojowych. Ziomecki nie ogranicza się jednak tylko do najnowszej historii, dzięki wspomnianym reminiscencjom mistrzowsko wplata także wątki z czasów wojny i okupacji. Podkreśla tym samym, jak tamte odległe wydarzenia wciąż odżywają i jaki mają wpływ na naszą rzeczywistość. Trzeba przyznać, że budzi podziw wiedza i znajomość faktów oraz sposób, w jaki autor porusza się na tym polu. Bezbłędnie i bardzo kunsztownie przedstawia losy postaci na tle historii naszego kraju. Mało jest takich książek, które ciekawą i wciągającą fabułą doskonale portretują rzeczywistość Polski Ludowej i rodzącej się III Rzeczpospolitej, z całym bagażem późniejszych oskarżeń o współpracę z SB. Niebagatelną rolę odgrywają tu również doświadczenia samego pisarza. Autobio-

grafizm daje się poznać choćby w miejscach, w których przebywa Mr. Pebble. Atutem autora jest nie tylko wiedza, ale także warsztat literacki. Tym, co sprawia, że książkę czyta się tak przyjemnie, jest sposób prowadzenia fabuły. W powieść obyczajową zostały wplecione wątki sensacyjne, a także motywy political fiction i oczywiście romansowe. Opowiadania i opisy przerywane są niespodziewanymi zwrotami akcji. Dodatkowo Ziomecki potrafił stworzyć niczym Flaubert czy Dostojewski postacie z krwi i kości, pogłębione psychologicznie. Czytelnik nawiązuje nić porozumienia z narratorem, darząc go sympatią, mimo iż John Pebble nie jest kryształowy. Prawdopodobnie dużą rolę odgrywa tu wysublimowane poczucie humoru oraz pewna doza ironii i dystansu do siebie. Przesłanie Mr. Pebble’a i Grudy jest bardzo na czasie, podważa bowiem bezwzględność systemu lustracyjnego i oceniania ludzi bez kontekstu dziejowych wydarzeń. A przy tym pokazuje dramaty jednostek uwikłanych w historię. Tych, którzy narzekaliby na obszerną objętość książki (ponad dziewięćset stron), należy uświadomić, że jest ona tak misternie przemyślana, iż nie dałoby się jej podzielić na osobne tomy. Warto więc zamiast laptopa włożyć do bagażu właśnie tę pozycję, której lektura minie bardzo szybko.

119 | nr 21


Nikt się nie dowie Barbara Delinsky

Tytuł: Nikt się nie dowie Autor: Barbara Delinsky Tłumaczenie: Ewa Siarkiewicz-Pytka Wydawnictwo: Świat Książki 2012 Stron: 320 Cena: 34,90 zł

Danielle Steel, Nora Roberts czy Barbara Delinsky są uznawane za mistrzynie kobiecej literatury romansowej. Trzeba przyznać, że te pisarki dorobiły się całkiem pokaźnego grona czytelniczek. Z drugiej strony często ich twórczość jest degradowana, traktowana z pewnym lekceważeniem, bo przecież romanse 120 | nr 21

zazwyczaj kojarzą się z literaturą gorszego sortu: schematyczną, banalną, z ckliwym happy endem. Nie oznacza to jednak, że wszystkie powieści wyżej wymienionych autorek powielają schematy. Tak jest w przypadku Nikt się nie dowie – najnowszej na polskim rynku powieści Barbary Delinsky.


RECENZJE

Inspiracją do napisania tej książki – jak autorka sama przyznała w wywiadzie – stał się tajemniczy wypadek samochodowy Grace Kelly, w którym gwiazda kina i zarazem monakijska księżna straciła życie. Główną bohaterką Nikt się nie dowie jest Deborah Monroe, szanowana miejscowa lekarka, rozwódka, matka dwojga dzieci. Przyjazd po nastoletnią córkę, bawiącą się na młodzieżowej imprezie okaże się tragiczny w skutkach. W trakcie powrotu w ulewnym deszczu Grace – prowadząca samochód matki – potrąca człowieka, który okazuje się jej nauczycielem historii. Deborah bierze winę na siebie i nie wyprowadza z błędu policjantów, sądzących, że to ona siedziała za kierownicą. Czy jednak podjęła dobrą decyzję? Co się stanie, gdy to kłamstwo odbije się na jej dotychczas dobrych relacjach z Grace? Czy jeden wypadek jest w stanie wszystko zmienić? I – co najważniejsze – czy będą to zmiany tylko na gorsze? Barbara Delinsky mogła z Nikt się nie dowie łatwo uczynić romans. Mogła pójść jeszcze drogą romansowo-kryminalną (niczym Nora Roberts). A jednak wybrała inną możliwość, zrobiła z Nikt się nie dowie świetną powieść obyczajowo-psychologiczną. W swojej książce przedstawia istotny problem – zgubne skutki kłamstwa dyktowanego miłością. Wszystko zostaje pokazane zarówno z perspektywy Deborah, jak i – co ważne – Grace, która nie może znieść ogarniającego ją poczucia winy. Matka i córka, tak silnie ze sobą związane, nagle nie potrafią się porozumieć. Jednak Delinsky nie ogranicza się do naświetlenia relacji między obiema kobietami. Okazuje się, że nic nie jest tak idealne, jak mogłoby

się wydawać, a rodzinę Monroe trawią rozmaite konflikty. Zarówno Deborah, jak i jej siostra znajdują się pod ciągłym wpływem wymagającego, apodyktycznego ojca (jedna reaguje uległością, druga buntem). Z kolei wspomniany ojciec nie może się pogodzić ze śmiercią ukochanej żony, więc topi smutek w alkoholu. Do tego wszystkiego dochodzi kwestia rozstania głównej bohaterki z jej byłym mężem – dużo bardziej złożona, niż mogłoby się wydawać. Dzięki tak wieloaspektowemu ujęciu w Nikt się nie dowie zostaje poruszone całe spektrum ważnych problemów i co najistotniejsze Barbara Delinsky umie udźwignąć ich ciężar. Jest to z pewnością również zasługa świetnie skrojonych pod względem psychologicznym postaci, zwyczajnych, pragnących szczęścia, ale jednocześnie zagubionych – znana autorka romansów potrafiła wykazać się sporym wyczuciem, co sprawia, że jej powieść tchnie autentyzmem i nie pozostawia obojętnym. Mogą się rozczarować ci, którzy będą oczekiwać po Nikt się nie dowie płomiennego romansu – Delinsky ogranicza się do sugestii, pozostawia czytelnika w zawieszeniu. Mogą się rozczarować również ci, którzy spodziewają się połączenia romansu z kryminałem – rozwiązanie wplecionej w fabułę zagadki jest stosunkowo proste. Ale przecież chodzi o pokazanie palącego problemu natury społecznej, a więc nie wątek kryminalny czy romansowy są tu najważniejsze. Bo Nikt się nie dowie to naprawdę dobrze napisana książka obyczajowa, którą warto docenić i nie osądzać z góry. 121 | nr 21


Kolor magii Terry Pratchett

Tytuł: Kolor magii Autor: Terry Pratchett Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 2012 Liczba stron: 204 Cena: 29,90 zł

Od 1956 roku w Stanach Zjednoczonych działa organizacja zwana Towarzystwem Płaskiej Ziemi. Jej członkowie twierdzą, że świat, na którym przyszło nam żyć, jest płaskim dyskiem o skończonej powierzchni. Grawitacja według nich nie istnieje, odczuwamy jedynie jej iluzję, wywołaną jednostajnym poruszaniem 122 | nr 21

się dysku w górę. Z kolei wszystkie zdjęcia ukazujące Ziemię z kosmosu to czysta mistyfikacja. W te tezy Amerykanów wpisuje się – zapewne zupełnie nieświadomie – pewien Brytyjczyk nazwiskiem Terry Pratchett, który już jakiś czas temu napisał książkę zatytułowaną Kolor magii, będącą pierwszą częścią cyklu


RECENZJE

o Świecie Dysku. Miała to być w założeniu humorystyczna powieść, parodia gatunku fantasy (stąd wniosek, że autor pewnie nie zdawał sobie sprawy z faktu, że są osoby, które mogłyby potraktować jego „płaską” wizję jako prawdziwą). Głównym bohaterem jest mag Rincewind. Choć „mag” to w jego przypadku niezbyt odpowiednie słowo. Technicznie rzecz biorąc – faktycznie nim jest, ale w rzeczywistości nigdy nie ukończył Niewidzialnego Uniwersytetu i zna tylko jedno zaklęcie, którego zresztą nie chce wypowiadać. W Kolorze magii Rincewind zostaje mianowany przewodnikiem po Świecie Dysku. Oprowadzać ma pierwszego w historii Wszechświata turystę – Dwukwiata, a przy nim również czytelnika książki, który przy okazji poznaje tajemnice, obyczaje i geografię tego przesyconego magią miejsca. Jest to więc poniekąd powieść o początkach galaktycznej turystyki, jednak niezbyt dobrze rokujących na przyszłość, jeśli wziąć pod uwagę przygotowanie przewodnika. W zasadzie przez całą książkę bohaterowie uciekają – a to przed smokami, a to przed magami, a to znów przed Śmiercią. Szczególnie ta ostatnia (a właściwie: ten ostatni – Śmierć jest u Pratchetta rodzaju męskiego) daje się Rincewindowi mocno we znaki, czyniąc sobie ze ścigania go rodzaj hobby. Dwukwiat, jak na prawdziwego turystę przystało, ma ze sobą szereg niezbędnych atrybutów. Między innymi mnóstwo pieniędzy i Bagaż wyposażony w niezawodny system antywłamaniowy w postaci dwóch rzędów ostrych zębów i setki małych nóżek, dzięki którym porusza się z zawrotną prędkością. Podróżnik ma również niezwykłą

skrzynkę do robienia obrazków, wzbudzającą popłoch wśród gawiedzi. Przypuszczalnie współczesnego człowieka, obytego z różnego rodzaju gadżetami, też wprawiłaby w zdumienie, gdyby dostrzegł, że mechanizmem ją napędzającym jest mały ludzik, skrzętnie utrwalający zobaczone obrazy. Już na tych kilku przykładach widać, że główną domeną książki Pratchetta jest humor. Niekiedy dobrotliwy, częściej cięty i ironiczny, wprowadzający dystans wobec opisywanego świata, jego bohaterów i ich problemów. Głównym jego „nośnikiem” jest mag Rincewind i jego cyniczny stosunek do świata. Ale i sama narracja prowadzona jest w sposób niepozostawiający wątpliwości co do poczucia humoru jej autora. Kolor magii, podobnie jak późniejsze książki Terry’ego Pratchetta, można czytać na dwa sposoby: jako śmieszną historyjkę o magu, którego głównym mottem mogłyby być słowa klasyka „Znowu w życiu mi nie wyszło” lub sięgając nieco głębiej i doszukując się w poszczególnych postaciach i epizodach parodystycznych odnośni do tradycji gatunku fantasy czy całej szeroko pojętej kultury. Tak czy inaczej – Świat Dysku ma w sobie coś, co każe do niego wracać. I chyba faktycznie warto pójść za tym podszeptem, skoro „opinia czytelnicza” zgodnie stwierdza, że kolejne części cyklu są tylko lepsze.

123 | nr 21


Dom żółwia. Zanzibar Małgorzata Szejnert

Tytuł: Dom żółwia. Zanzibar Autor: Małgorzata Szejnert Wydawnictwo: Znak 2011 Liczba stron: 380 Cena: 49,90zł Oprawa twarda

Afryka od lat cieszy się zainteresowaniem reporterów, także polskich, głównie ze względu na rozgrywające się tam dramatyczne wydarzenia. Na Czarny Kontynent podróżował wielokrotnie Ryszard Kapuściński, starając się przybliżyć Afrykę polskiemu czytelnikowi. Ostatnio między innymi Wojciech Tochman, który w książce Dzisiaj narysujemy śmierć opisuje rwandyjskie ludobójstwo i jego skutki, czy Wojciech Jagielski, pokazujący w Nocnych 124 | nr 21

wędrowcach ugandyjskie dzieci wojny, a w Wypalaniu traw rewolucję społeczną w Republice Południowej Afryki. Wybrała się tam także Małgorzata Szejnert, ale cel jej wyprawy nie był tak medialny i sensacyjny, jak wspomnianych wyżej reporterów. Był raczej „antymedialny”. Jest nim bowiem wyspa Zanzibar, będąca od dawna domem żółwia zielonego. Dom żółwia. Zanzibar to sto siedemdziesiąt lat historii wyspy opisanej przez Małgorzatę Szejnert z niezwykłą


RECENZJE

dokładnością i starannością. Reporterka wybiera kilka najbardziej ciekawych osób (Davida Livingstone’a, Johna Kirka, Tippu Tipa), które w jakiś sposób były związane z Zanzibarem, i wokół nich buduje swoją opowieść. O toczących się na wyspie wydarzeniach pisze w czasie teraźniejszym, dzięki czemu czytelnik ma wrażenie przemieszczania się razem z bohaterami. Autorka stara się maksymalnie skoncentrować uwagę czytelnika na postaciach, dlatego sama pozostaje w cieniu. Nie ujawnia swojego stanowiska, nie opisuje własnych wrażeń i emocji. Od czasu do czasu pojawiają się w tekście jej spostrzeżenia, nie są one jednak ocenami, raczej zwróceniem uwagi na jakiś szczegół. Często ogranicza się ona zresztą do postawienia pytania, na które każdy sam może sobie odpowiedzieć. Najważniejsze miejsce w reportażu Szejnert zajmują fakty, a nie wrażenia i odczucia. Reporterka więc nie opisuje, co czują bohaterowie, jeśli tego nie wie. Bywa jednak tak, że zna te emocje z ich pamiętników czy wspomnień, które z chęcią cytuje. Śledzi losy swoich bohaterów, by doprowadzić ich historię do końca. Jest przy tym bardzo konsekwentna i dokładna. A ponieważ wielu z nich albo opuszcza wyspę, albo trafia na nią z innego państwa, książka Szejnert to też po części historia polityczna i społeczna ówczesnej Anglii, Niemiec, a nawet Polski. Jak się okazuje na Zanzibar trafili też Polacy – podróżujący po Afryce Henryk Sienkiewicz czy Henryk Jabłoński, pełniący tam funkcję konsula Francji. Z kolei do Polski trafiła księżniczka Salme, która wraz ze swoim ukochanym uciekła z wyspy i przez jakiś czas mieszkała w dzisiejszej Bydgoszczy. W Domu żółwia… jest też miejsce na bolesną prawdę o niewolnictwie. Zanzibar

przez wiele lat był bazą wypadową dla handlarzy poszukujących niewolników i punktem handlowym. Szejnert, jak na wybitnego reportera przystało, nie rozczula się sztucznie nad tą pełną ludzkiego cierpienia przeszłością wyspy. Nie chce na siłę wyciskać łez z oczu czytelników. Jej rolą jest o tym informować, a nie udawać współcierpienie. Opisuje ona też stopniowe i powolne odchodzenie Zanzibaru od niewolnictwa i związane z tym konflikty i problemy. Żeby dotrzeć do tych wszystkich informacji, Szejnert musiała wykonać ogrom pracy. Potwierdzają to zamieszczone na końcu książki przypisy. Ważnymi bohaterami są też przyroda i architektura. Autorka opisuję wygląd wyspy kiedyś i dzisiaj. Poszukuje ważnych dawniej domów, które zna z dokumentów i fotografii i kontrastuje z tym, co z nich pozostało. Już na samym początku zaznacza, że budynki Zanzibaru niszczeją i są narażone na destrukcyjny wpływ wody morskiej. Jedynym trwałym domem wydaje się skorupa żółwia, które żyją nawet sto siedemdziesiąt lat. Jednak rozwijający się na wyspie przemysł turystyczny zajmuje coraz więcej przestrzeni i zabiera żółwiom ich plaże, a rodowitych mieszkańców spycha w głąb wyspy. Ilość postaci i zdarzeń może przytłoczyć czytelnika, dlatego autorka, by ułatwić mu lekturę, we wstępie prezentuje najważniejszych bohaterów i podaje kilka istotnych informacji o ich pochodzeniu i losach. Ten zabieg zdecydowanie ułatwia czytanie, tym bardziej że można je rozpocząć od dowolnego miejsca książki i żeby się nie pogubić, wystarczy zajrzeć na początek. Wzbogacony licznymi fotografiami, tak współczesnymi, jak i dawnymi, Dom żółwia stanowi w rezultacie ciekawą i wartościową lekturę. 125 | nr 21


Smok Griaule Lucius Shepard

Tytuł: Smok Griaule Autor: Lucius Shepard Tłumaczenie: Wojciech Szypuła Wydawnictwo: MAG 2012 Liczba stron: 432 Cena: 45,00 zł Oprawa: twarda

Lucius Shepard do tej pory zdawał się autorem w Polsce niedocenianym (przynajmniej przez wydawców), ostatnimi miesiącami jednak zaczęło się to zmieniać, i luka ta powoli się zapełnia. Z sześciu tekstów w Smoku Griaule’u, dwa znane są polskiemu czytelnikowi (Człowiek, który poma126 | nr 21

lował smoka Griaule’a oraz Piękna córka poszukiwacza łusek), pozostałe ukazały są po polsku po raz pierwszy, Czaszka jest zaś tekstem nowym, niepublikowanym wcześniej. Każdy z utworów stara się dotykać odrębnej stylistycznie płaszczyzny i czerpać z innego źródła: jest tu miejsce na kryminał łączący w sobie elementy


RECENZJE

historii noir z powieścią sądową, dramat psychologiczny o relacjach międzyludzkich i na powieść obyczajową o uzależnionym od seksu zgorzkniałym intelektualiście, w realiach politycznych Ameryki Środkowej. Fabularnie opowiadania prezentują poziom dobry, choć dość nierówny, jednak to nie fabuła zdaje się tu najważniejsza, ukazanie świata jest tylko pretekstem do rozważań o nas samych. Każda historia na ukrytej płaszczyźnie stawia pytania o naturę człowieka – o wolność od determinizmu, sensowność wyborów i prawo do samostanowienia – przy czym Shepard z mistrzowskim wyczuciem ucieka od udzielania odpowiedzi, zamiast rzucać światło, wciąga nas w cień wykreowanego przez siebie świata i każe odczuwać, przeżywać, daje możliwość doświadczenia relatywizmu na płaszczyźnie moralnej i emocjonalnej, odczytania i wypowiedzenia budzących niepokój myśli, które zagnieżdżają się w gdzieś w głębi umysłu. Tym, co łączy te historie, jest motyw zniewolenia człowieka oraz postać Griaule’a. Smok to raczej nietypowy, uciekający od skonwencjonalizowanej formy literatury fantastycznej. Od niepamiętnych czasów spoczywający w dolinie Carbonales, pokonany przez zapomnianego czarnoksiężnika, uwięziony i uśpiony na wieki – wciąż żywy, wciąż pragnący. Na jego cielsku przez lata ludzie zdążyli zbudować wsie i osady, utrzymując się z „dóbr naturalnych, kt����������������������������� ó���������������������������� re zapewnia����������������� ł���������������� , a przy tym potężny, nawet po wiekach uśpienia wciąż siłą umys���������������������������������������� ł��������������������������������������� u i woli kszta������������������������� ł������������������������ tuj��������������������� ą�������������������� cy rzeczywisto������ ść���� wokół siebie, subtelnie wpływając na zachowanie ludzi i planujący swe posunięcia na dziesiątki lat do przodu. Z opowiadania na opowiadanie obserwujemy ewolucję smoka i otaczających go

ludzi, obserwujemy świat obdarty ze złudzeń, w którym nawet najgorsze zbrodnie są nieodłączną cechą ludzkiej natury; przez większą część książki autor sugeruje, ale nie rozstrzyga definitywnie kwestii wpływu smoka na człowieka – jest bogiem? plotyńskim bytem? prymitywną bestią? a może tylko zabobonem, wygodnym sposobem tłumaczenia wad natury ludzkiej? Dopiero w ostatnich tekstach, autor udziela nam odpowiedzi niewspółgrającej do końca ze wcześniejszym odczuciem – zbyt konkretnej i dosłownej, sprawiającej wrażenie pożegnania z wieloletnią opowieścią trochę na siłę wciśniętą kropką. Zachwycający jest styl Sheparda, jakby krojony na miarę, starannie wypracowany, ze słowami osadzonymi w pieczołowicie wybranych miejscach. Nieułatwiający nadmiernie czytelnikowi lektury, ale niepozbawiony gładkości, dający duże pole do interpretacji i niepozwalający na proste „wyłączenie się”, wlewaj���������������������������������� ą��������������������������������� cy si���������������������������� ę��������������������������� do umys������������������� ł������������������ u z �������������� ż������������� ywymi emocjami, będący przy tym subtelnym estetycznym majstersztykiem. Nieraz antologia potrafi z tekstów solidnych uczynić teksy bardzo dobre, a z tekstów bardzo dobrych teksty wybitne, odsłaniając ich oblicza i umożliwiając czytelnikowi prześledzenie wcześniej zagrzebanych, subtelniejszych elementów historii, które ukazują się z całą mocą dopiero powiązane ze sobą, tworząc z porozrzucanych fragmentów dzieło kompletne i skończone, zwłaszcza gdy tak jak Smok Griaule jest zbiorem tekstów, które powstawały na przestrzeni prawie trzydziestu lat. Zebrawszy razem opowiadania, antologia wyciąga na wierzch ich kompozycyjne piękno, które (zdaje się) dopiero w tej formie daje się ująć w pełni. 127 | nr 21


Jerozolimskie morze Viola Wein

Tytuł: Jerozolimskie morze Autor: Viola Wein Wydawnictwo: Zysk i S-ka 2011 Liczba stron: 133 Cena: 29,90 zł

Miała dwadzieścia dwa lata, gdy, jak bohaterka jej najnowszej książki, musiała wyemigrować z Polski do Izraela wskutek antysemickich wydarzeń ‘68 roku. Pięćdziesiąt lat, kiedy zadebiutowała tomem opowiadań Mezalians i dostała za niego Nagrodę Fundacji Kultury należącą do najbardziej prestiżowych wyróżnień 128 | nr 21

przyznawanych wybitnym polskim twórcom. Prawie sześćdziesiąt, gdy ukazała się jej druga książka Rachmunes. Teraz Viola Wein, pisarka, która w swoim życiu była też nauczycielką gry na fortepianie, urzędniczką i tłumaczką w Instytucie Yad Vashem, wydała kolejną książkę. Jerozolimskie morze opowiada historię kobie-


RECENZJE

ty, która przez całe życie musiała walczyć o siebie, a los wciąż rzucał jej kolejne kłody pod nogi. O głównej bohaterce wiemy niewiele. Nie znamy jej imienia, nie wiemy, ile ma lat ani czym się zajmuje. Poznajemy ją w lekarskim gabinecie. Właśnie dowiedziała się, że ma raka piersi. Że czeka ją operacja, chemia, naświetlania. Wiemy, że jest sama, nie ma męża, dzieci. Nikogo, z kim mogłaby przez to przejść, kto potrzymałby ją za rękę, pocieszył. Kobieta nie ma jednak zamiaru się poddawać. Nie pierwszy raz los wystawia ją na tak ciężką próbę. Będzie walczyć. Ale wcześniej będzie korzystać z życia. Ile się da. Choroba sprzyja rozmyślaniom, próbom poukładania swojego życia, odpowiedziom na najważniejsze pytania. Z opisem zmagań z chorobą sąsiadują więc wspomnienia z Polski – rodzinnego kraju bohaterki, który jako młoda dziewczyna musiała opuścić z pięcioma dolarami w kieszeni i jedną walizką. Sceny z jej przeszłości, obrazki z pobytu w sanatorium, zapach kucharek leczących wszystkie dolegliwości dobrym słowem i gorącym rosołem, widok ich uśmiechu, małej Sabinki i ślimaków. Niezbyt szczęśliwe dzieciństwo, rodzice, którzy jakby za mało ją kochali, dzieci dokuczające jej w szkole z powodu żydowskiego pochodzenia. I prawda ukrywana przed nią przez kilkadziesiąt lat. Jerozolimskie morze to gorzka opowieść nie tylko o chorobie. O samotności, wygnaniu, porzuceniu, szukaniu swojego miejsca w świecie, który nas nie chce, gdzie tego miejsca dla nas nie ma. O pragnieniu kochania i bycia kochanym, o mężczyznach

zlewających się w jeden obraz człowieka, wciąż odchodzącego i wracającego. O tęsknocie i rozczarowaniu. To dobra książka. Mocna. Nieprzegadana. Bez zbytniego sentymentalizmu i patosu, surowa, ale właśnie dzięki temu prawdziwa. Wiola Wein nie rozczula się nad losem swojej bohaterki, choć sama przeżyła przymusową emigrację do Izraela i ponowne poszukiwanie swojej tożsamości, opisanie siebie. Nie rozczula się i nie próbuje wzbudzać poczucia winy. Nie leje wody, zresztą na stu trzydziestu trzech stronach powieści zdecydowanie nie ma to miejsca. To właśnie jest siła Jerozolimskiego morza – język i zwięzłość. Prostota ukazująca prawdziwe życie bez upiększeń i ozdobników. Wielu autorów nie tylko mogłoby, ale nawet powinno brać z niej przykład. Jedyną wadą książki mogą być czasem irytujące i niezrozumiałe zachowania bohaterki, zimna obojętność i niezwykle szczegółowy sposób, w jaki opisuje lekarzy i pielęgniarki, których imion nie chce poznać. Choć może jest to ten sam zabieg autorki, co w przypadku samej bohaterki: nie znamy jej imienia, jest anonimową kobietą, a jej losy symbolizują tysiące ludzi muszących zmierzyć się z tymi samymi demonami. Książka zawiera też piękne ilustracje stworzone przez Miriam Kaźmierczak, które, jak pisze autorka, dodają jej: „lekko mistycznego, a przez to niezwykłego waloru”. I trudno się z nią nie zgodzić.

129 | nr 21


Komandos Richard Marcinko

Tytuł: Komandos Autor: Richard Marcinko, John Weisman Tłumaczenie: Michał Romanek Wydawnictwo: Znak 2012 Liczba stron: 496 Cena: 39,90 zł

Komandos, a któż to taki? Wyszkolony żołnierz? Rambo? A co to za komandos ten Marcinko. Nawet jeśli aż tak sceptycznie rozpoczniemy lekturę książki Komandos, to i tak już po kilku chwilach nie będziemy się mogli od niej oderwać. Jeśli chwycimy tę książkę, wiedząc wcześniej, kim jest Richard Marcinko to również nie 130 | nr 21

będziemy mogli jej z rąk wypuścić. Pierwsze rozdziały natychmiast wbijają w fotel. Relacjonowany własnymi słowami skok spadochronowy, w czasie którego podstawowy spadochron trzeba odciąć, zapasowy nie udaje się otworzyć, a ziemia jest coraz bliżej, rozpoczyna serię mocnych przeżyć. Zaraz potem pojawiają się wspomnie-


RECENZJE

nia z młodości tytułowego komandosa, czyli pierwsze chwile w Wietnamie, walka z podstępnym wrogiem, walka z dżunglą i walka z niekompetencją. A walka dla Marcinki oznacza tylko jedno – wpakowanie się w sam środek niebezpieczeństwa. Kim więc jest ten Marcinko? Najbardziej znany stał się jako twórca i pierwszy dowódca jednostki specjalnej armii amerykańskiej do walki z terroryzmem, oddziału SEAL Team Six, czyli właśnie tego oddziału, który wytropił i zabił Osamę bin Ladena. Jednak książka Komandos stanowi wspomnienia z wcześniejszych okresów, duża część to okres wojny w Wietnamie oraz czas tworzenia i szkolenia oddziału Team Six. Spisane wspomnienia stawiają czytelnika oko w oko z bezwzględnym, twardym, aroganckim, wymagającym i nieobliczalnym człowiekiem. Najpierw brawurowym żołnierzem, maszyną do zabijania, później przebiegłym dyplomatą i oficerem wytrwale kroczącym ścieżką kariery, aż wreszcie nieugiętym dowódcą obnażającym wady systemu. Marcinko nie próbuje uchodzić za człowieka bez wad. Przedstawia siebie tak realistycznie, że aż czytelnik może poczuć się zakłopotany. Arogancki, cyniczny, brutalny, pewny siebie i nadęty dowódca, a jednocześnie zły mąż i jeszcze gorszy ojciec. Ale już po chwili objawia się jako wymagający, przewidujący i odważny przywódca, doskonały komandos, nieustępliwy człowiek, jednym słowem prawdziwy amerykański bohater. Do tego ten bohater opowiada wszystko szczerze i dosadnie. Przedstawia siebie również jako świra i opisuje codzienne dni swojego życia. Jego relacje to nie tyl-

ko snucie opowieści, ale brutalna rzeczywistość. Czytając wspomnienia komandosa, czujemy jego pot i zmęczenie, ukrywamy się razem z nim w dżungli, szkolimy razem z nim swoje oddziały, stajemy do raportu przed przełożonymi i nader często trafiamy razem z podobnymi jemu świrami do barów. Słuchamy nie tylko opowieści, ale bierzemy udział w twardej wymianie zdań. Tylko dlaczego wydawca psuje nam to osobiste obcowanie z komandosem przez ocenzurowanie wszystkich pier******** wulgaryzmów, zastępując je wku********** gwiazdkami? W książce przeplata się wielokrotnie euforia po udanych akcjach, osiągnięciach i spełnionych zadaniach z bezradnością i niemocą wobec hierarchii, biurokracji i krótkowzroczności przełożonych. Kulminacją tego są rozdziały poświęcone akcjom tajnego oddziału Red Cell, oddziału także stworzonego przez Marcinkę, a mającego na celu obnażanie słabych punktów systemu ochrony przez symulowane ataki terrorystyczne. Marcinko organizuje i przeprowadza akcje na granicy prawa, z pełnym sarkazmu i ironii samozadowoleniem, opisując szczegóły ich realizacji i reakcje dowództwa armii amerykańskiej. Nie powstrzymuje się nawet przed zaanonsowanym sabotażem Air Force One. Aby czytać książkę Marcinki, potrzebne są mocne nerwy i odporność psychiczna. Nie wiadomo bowiem, czy podziwiać tego człowieka i przyznać mu rację, i ubolewać nad nieudolnością wojskowych karierowiczów, czy też z przymrużeniem oka spoglądać na wyczyny komandosa. Ale zgodnie z jego słowami – to nie jest tylko zabawa. 131 | nr 21


Miraż Zbigniew Wojnarowski

Tytuł: Miraż Autor: Zbigniew Wojnarowski Wydawnictwo: Narodowe Centrum Kultury 2011 Liczba stron: 536 Cena: 39,00 Oprawa twarda

Narodowe Centrum Kultury w 2010 roku rozpoczęło wydawanie serii literackiej zatytułowanej „Zwrotnice czasu”, w której prezentowane są utwory z pogranicza fantastyki i historii alternatywnej. Seria ta stawia sobie za cel publikowanie tytułów ukazujących w nieco innym świetle kluczowe fragmenty naszych dzie132 | nr 21

jów, zadawanie istotnych pytań dotyczących polskiego narodu w sposób daleki od napuszonej i często ciężkostrawnej dyskusji historyków i polityków. Szóstym tomem wydanym przez NCK jest Miraż Zbigniewa Wojnarowskiego, pozycja może nie tak wybitna jak niektóre jej poprzedniczki, ale również zasługująca na uwagę.


RECENZJE

Punktem centralnym jest tytułowe kino Miraż. Bohaterowie podczas seansów w nim doświadczają wizji, zmieniają postrzeganie świata, ich losy zaczynają być kierowane w inną stronę. Obejrzenie filmu staje się momentem przejścia między tym co rzeczywiste a tym co stoi tuż za jej granicą. Od tego momentu postaci spotykają coraz bardziej nieprawdopodobne historie, chociaż ich natura jest różnorodna – raz jest to powolna przemiana w postać z baśni, kiedy indziej przeniesienie do innego czasu lub wprowadzenie nadprzyrodzonych elementów do z pozoru normalnego otoczenia. Wszystkie opowieści łączy jeszcze jedna rzecz – dzieją się podczas najważniejszych i najtragiczniejszych wydarzeń polskiej historii ubiegłego wieku. Postaci muszą mierzyć się między innymi z okupacją hitlerowską, stalinowskimi represjami czy koszmarem stanu wojennego. Pod tym względem książka Wojnarowskiego jest „ufantastycznioną” kroniką filmową. Zresztą akurat aspekt kinowo-filmowy jest w książce uwypuklony na kilku poziomach i sprawia, że całość jawi się jako przemyślana i dopracowana koncepcja. Niecodzienna jest forma książki Wojnarowskiego. Poszczególne seanse przenoszące czytelnika w XX-wieczne realia mogą funkcjonować jako oddzielne opowiadania (zresztą dwa z nich ukazały się jako samodzielne pozycje w prasie), ale spięte klamrą współczesnej narracji w formie wstępu, łączników i zakończenia, uzyskują dodatkowy wymiar. Nie są to już pojedyncze wydarzenia z historii Polski, ale spójny obraz kolejnych XX-wiecznych koszmarów.

W dodatku wymowa wcale nie jest optymistyczna, chociaż kino Miraż leży obecnie pogrzebane na dnie jeziora, to jego złowróżbna aura nadal jest aktywna. Podobnie jest z nami – zamiast iść naprzód, nadal lękamy się demonów przeszłości. Ciężko się od nich uwolnić. Wszystkie opowieści z Mirażu utrzymane są w konwencji grozy. Nie jest to klasyczny horror pełen krwi i śmierci. Wojnarowski – nieco w stylu Łukasza Orbitowskiego – bazuje przede wszystkim na demonach tkwiących w ludziach; przerażających aspektach otaczającego nas świata. Poprzez dodatnie pierwiastka nadnaturalnego podkreśla tragizm wydarzeń historycznych. Nie oszczędza też bohaterów. Tor, na którym znaleźli się po wizycie w kinie, biegnie wprost ku katastrofie i nie ma możliwości zboczenia z niego. Pod tym względem autor nie odbiega znacząco od klasycznych rozwiązań tej konwencji. Czy czegoś zabrakło? Tak. Wojnarowski snuje fabuły, nieźle kreśli realia każdej z epok, ale podczas lektury nie znajdujemy odpowiedzi na proste pytanie: czemu to służy? Nawet przy ciekawej koncepcji sama funkcja opisowa wydaje się niewystarczająca, tym bardziej że niektóre z innych pozycji ze „Zwrotnic czasu” stawiały (a czasem nawet odpowiadały) na istotne pytania dotyczące polskości i historii. W Mirażu tego brakuje i czytelnikowi pozostaje jedynie przegląd ubiegłowiecznych koszmarów.

133 | nr 21


Nevermore. Kruk Kelly Creagh

Tytuł: Nevermore. Kruk Autor: Kelly Creagh Tłumaczenie: Jacek Drewnowski Wydawnictwo: Jaguar 2011 Liczba stron: 454 Cena: 39,90 zł

Głównych bohaterów powieści Kelly Creagh poznajemy w momencie, gdy nauczyciel języka angielskiego zadaje jako pracę domową wykonanie w parach projektu. Pary zostały już wcześniej dobrane przez nauczyciela, skutkiem czego Isobel, ciesząca się popularnością cheerleaderka, musi współpracować z Varenem, gotem, 134 | nr 21

o którym krążą przerażające plotki. Wspólna praca nad projektem zbliża nastolatków. Podczas jednego ze spotkań Isobel przypadkowo odkrywa tajemnicę Varena. Ponieważ już w opisie książki dowiadujemy się, że mamy do czynienia z romansem paranormalnym (którego bohaterami nie są jednak


RECENZJE

tak modne ostatnimi czasy wampiry ani wilkołaki), to niemal każdy czytelnik już na samym początku odkryje, między którymi postaciami rozkwitnie uczucie. Zaskakujący jest jedynie fakt, że miłość pojawia się tak samo nieoczekiwanie co bez powodu, tym bardziej iż zarówno Varen, jak i Isobel są w już w związkach. I wydaje się, że oboje są szczęśliwi. Na uczucia bohaterki wpływ ma potajemna lektura fragmentu brulionu w czarnej okładce, w którym got tworzy swoje dzieło literackie. Przeczytanie kilku linijek starannie wykaligrafowanego tekstu sprawia, że Isobel zaczyna postrzegać chłopaka z nieco innej perspektywy. Dlaczego jednak Varen, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, od momentu zadania pracy domowej zakochuje się w Isobel, pomimo iż nie przepada za cheerleaderkami, tego nie wie chyba nawet on sam. Na szczęście dla czytelników autorka dość swobodnie obchodzi się ze schematem gota-satanisty i cheerleaderki-słodkiej idiotki (choć na początku powieści trudno oprzeć się wrażeniu, że radośnie wykonująca przewroty Isobel bez problemu wpisze się we wspomniany schemat). Fabuła na płaszczyźnie paranormalnej pozostawia pewien niedosyt. Głównie dlatego, iż przez długi czas czytelnik śledzi poczynania bohaterki, nie wiedząc, co się dzieje ani z jakiego powodu. Nie wiadomo, dlaczego Isobel widzi duchy, których inni nie dostrzegają (wśród nich tajemniczego Czciciela Poego), nie wiadomo do końca, kim te zjawy są ani dlaczego w pokoju dziewczyny zaczynają dziać się dziwne rzeczy, jedyne wyjaśnienie to posiadanie książki napisanej przez E. A. Poego. Dopiero po jakimś czasie okazuje

się, że istnieje związek między dziwnymi wydarzeniami, a twórczością Varena. Gdyby nie wątki paranormalne, które skutecznie wywołują u czytelnika zamęt podczas lektury, książka ta niczym nie różniłaby się od znanych seriali ukazujących życie amerykańskich nastolatków w okresie burzy hormonalnej, kiedy to znalezienie chłopaka czy dziewczyny staje się największym wyzwaniem. Niewyjaśniona i pełna niedomówień atmosfera paranormalności sprawia, że powieść wciąga, gdyż niepewność co do wydarzeń w świecie nadnaturalnym towarzyszy czytelnikowi aż do ostatniej strony. To właśnie chęć ich zrozumienia zmusza do ukończenia lektury. Pewne rozczarowanie pojawia się, gdy po przebrnięciu przez powieść okazuje się, iż zakończenie wcale nie jest takie, jakiego się spodziewaliśmy. Tajemniczy Czciciel Poego nadal pozostaje wciąż tą samą zagadkową postacią jak wówczas, gdy poznaliśmy go na początku powieści. Z jednej strony to dobrze, w końcu mamy do czynienia z pierwszym tomem trylogii, jednak z drugiej strony czytelnik może poczuć się nieco oszukany. Po podjętych próbach zrozumienia zasad funkcjonowania świata paranormalnego (o ile o jakichkolwiek zasadach można mówić), krótko przed ukończeniem lektury autorka postanawia dać czytelnikowi pstryczka w nos, burząc ów schemat i zmuszając do czytania kolejnego tomu. Niewątpliwymi zaletami powieści są język, humor i cięte, niewyświechtane riposty, dość często pojawiające się podczas rozmów w szkole lub w trakcie kłótni z rodzicami. Sprawiają one, że bohaterowie stają się ludźmi z krwi i kości, z którymi można się bez trudności identyfikować. 135 | nr 21


Papieski maestro sir Gilbert Levine

Tytuł: Papieski maestro Autor: sir Gilbert Levine Tłumaczenie: Magdalena Iwińska, Hanna Faryna-Paszkiewicz Wydawnictwo: Świat Książki 2012 Liczba stron: 430 Cena: 44,90 zł Twarda oprawa

Umieszczenie słowa „papież” w tytule książki, ewentualnie zdjęcia Jana Pawła II na okładce jeszcze do niedawna gwarantowało niezaprzeczalny sukces wydawniczy. Tak było siedem lat temu, gdy Ojciec Święty odchodził z tego świata. Wydaje się jednak, że po tym czasie (nawet w Polsce) tego typu zabiegi nie robią 136 | nr 21

już wielkiego wrażenia. Autor, który się do nich mimo wszystko odwołuje, musi mieć zatem coś ważnego do powiedzenia, nie może bowiem liczyć na magiczne działanie wizerunku Błogosławionego. Sir Gilbert Levine nie tyle umieścił na okładce tomu swoich wspomnień zdjęcie z Janem Pawłem II, co


RECENZJE

nadał całej książce patetyczny i – na pierwszy rzut oka – mało skromny tytuł Papieski maestro. Jak się okazuje, nie ma w tym określeniu pychy. Losy Levine’a, wybitnego amerykańskiego dyrygenta żydowskiego pochodzenia, od końca lat 80. ubiegłego wieku były mniej lub bardziej ściśle związane z Watykanem i z polskim papieżem, z którym artysta miał okazję stosunkowo często się wówczas widywać. Papieski maestro to zapis wspomnień Gilberta Levine’a, dokumentujący największą przygodę w jego życiu – dyrygowanie koncertami organizowanymi na życzenie Jana Pawła II. Swoją opowieść Levine rozpoczyna stojąc nad grobem Wielkiego Polaka. Przypomina sobie trzy najdonioślejsze momenty z ich wieloletniej współpracy: rok 1988 i Pierwszy Koncert Papieski, w czasie którego papież podziękował dyrygentowi za przywiezienie mu do Watykanu kawałka Krakowa; rok 1994, kiedy odbył się bezprecedensowy Papieski Koncert ku Czci Ofiar Shoah (Holokaustu); oraz rok 2004 i Papieski Koncert Pojednania. Te trzy punkty węzłowe stanowią oś książki, symbolizują zarazem najważniejsze elementy pontyfikatu Jana Pawła II: Polskę, ekumenizm i nieustanne modlitwy o pokój na świecie. Miłośnicy „kwiatków” papieskich też znajdą w książce Levine’a coś dla siebie. Więcej tu jednak momentów zadumy i zachwytu nad energią i spokojem bijącym od Ojca Świętego. Szczególnie zachwyca fakt, jak blisko zwykłych ludzi był Jan Paweł II, jak bardzo dbał o każdego pojedynczego człowieka. Levine wspomina, że papież zawsze dopytywał się o jego żonę i synów, chciał koniecznie spotkać się z jego teścio-

wą, która przeżyła Auschwitz. Nie przekazał jej żadnych wzniosłych słów, po prostu podzielił się swoim współczuciem i bólem, a tym samym zesłał na nią spokój, rozpoczynając proces zabliźniania ran. Wbrew pozorom to jednak nie Ojciec Święty jest głównym bohaterem Papieskiego maestra, choć oczywiście jego cień przewija się przez karty książki. Prawdziwym bohaterem jest sam autor – Żyd, któremu dane było współpracować z najwyższymi hierarchami Kościoła katolickiego! Levine w 1987 roku otrzymał kontrakt na dyrygowanie orkiestrą w Krakowie. Opowiada o swoich przejściach ze Służbą Bezpieczeństwa, o przełomie lat 80. i 90. w Polsce, zarysowuje historię Żydów w Krakowie. Widać, że nie jest zawodowym pisarzem – szczególnie po dialogach, które są przestylizowane i nazbyt „literackie”. Jednak z jego opowieści bije prawda i szczerość, co we wspomnieniach jest przecież rzeczą najważniejszą. Gilbert Levine, pisząc Papieskiego maestra, podzielił się z czytelnikami wycinkiem swojego życia. Było ono naznaczone i przesiąknięte muzyką i religią, choć trudno od razu odpowiedzieć jaką. Levine jest przecież Żydem, ale swoje największe koncerty zorganizował w świątyniach chrześcijańskich. Ekumenizm, o który tak zabiegał Jan Paweł II, przesiąknął życie jego maestra. Wspólnie walczyli o pokój, każdy na swój sposób – modlitwą, słowem, muzyką. Kto wie, czy ta walka nie przyniosła lepszych rezultatów niż niejeden zbrojny konflikt.

137 | nr 21


Wszyscy mamy tajemnice Harlan Coben

Tytuł: Wszyscy mamy tajemnice Autor: Harlan Coben Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki Wydawnictwo: Albatros 2012 Liczba stron: 464 Cena: 43,90 zl Oprawa twarda

Jeśli podczas lektury czytelnik znający dość dobrze pewien język obcy, co kilka stron wyraźnie zauważa, że czytany tekst jest przekładem, może to nasuwać dwa prawdopodobne scenariusze zaistniałego wcześniej procesu. Pierwszy, dość powszechny: tłumacz się nie spisał, przerosło go odpowiedzialne zadanie, a efekt koń138 | nr 21

cowy nie satysfakcjonuje odbiorcy. Znacznie rzadziej zaś zdarza się, że ten konkretny utwór – w przypadku którego lepsza, dokładniejsza, bardziej literacka translacja okazała się po prostu niemożliwa – należy po prostu (oczywiście zakładając posiadanie odpowiednich umiejętności) czytać w oryginale.


RECENZJE

Doskonałym zobrazowaniem scenariusza drugiego wydaje się najnowsza z wydanych w Polsce powieści Harlana Cobena. Intrygujący kryminał w przekładzie traci już na wstępie – gra słów zawarta w tytule oryginalnym (Live Wire – w trosce o przyjemność z odkrywania zaułków fabuły poleca się samodzielne sprawdzenie zamysłu autora) została zupełnie zlekceważona przez nadanie dość banalnego polskiego tytułu Wszyscy mamy tajemnice. Przypomina to nieco sytuację z filmem Szklana pułapka, gdzie w oryginale ani o szkle, ani o pułapkach nie było mowy... Mimo to nie jest to tytuł rażąco nietrafiony. Dość dobrze oddaje ogólny zarys fabuły powieści, której głównym bohaterem Coben – nie po raz pierwszy zresztą w swojej twórczości – uczynił Myrona Bolitara, byłego pracownika FBI i koszykarza, aktualnie odnoszącego sukcesy agenta sportowego. Pozornie poukładane życie Myrona i jego przyjaciół (wywodzących się, za sprawą jego przeszłości, głównie ze światka sportowego) zaczyna niespodziewanie chwiać się w posadach, gdy w jego biurze pojawia się Suzze T. Zrozpaczona była tenisistka w zaawansowanej ciąży nie po raz pierwszy ma do Bolitara prośbę; tym razem chodzi o odnalezienie jej męża, muzyka rockowego Lexa Rydera, który zniknął po przeczytaniu zagadkowego wpisu na Facebooku, sugerującego, że nie jest on ojcem dziecka Suzze. Lex zostaje zlokalizowany jeszcze tego samego wieczora w jednym z nocnych klubów, jednak wraz z nim odnajdują się niespodziewanie demony przeszłości Myrona... Ilość nawarstwiających się wątków sprawia w pewnym momencie wrażenie cha-

osu i powoduje zwątpienie w zgrabne ich rozwiązanie. Jednak bez obaw! Mimo iż trudno nazwać Cobena wielkim pisarzem w klasycznym tego słowa znaczeniu, pomysłowości i naturalności w prowadzeniu fabuły zdecydowanie nie można mu odmówić. Cały świat przedstawiony tworzy niezwykle spójną całość, momentami nieco naiwną – Myron wychodzi kilkakrotnie z opresji zupełnie beznadziejnych – ale zrozumiałą; wszak to Bolitar, wspierany przez nieprzeciętnego przyjaciela, genialnego Wina Lockwooda. To właśnie Win zasługuje na miano najbarwniejszej postaci tej powieści – jego koneksje, w połączeniu z nieograniczoną, jak się wydaje, wyobraźnią i doprawioną nutką ekscentryzmu odwagą sprawiają, że nic jest w stanie powstrzymać duetu Bolitar-Lockwood. A kiedy ci dwaj ze sobą rozmawiają... I tu wracamy do początkowych rozważań nad sztuką przekładu. Błyskotliwe, pełne mocno przebijających przez polską wersję gier słownych i aluzji dialogi nakazują w te pędy biec do księgarni po wydanie oryginalne. Jednak próżno tu szukać winy tłumacza, większość z tych zabiegów językowych wydaje się faktycznie nieprzekładalna. Należałoby więc raczej pochwalić jego pracę, gdyż nie zafałszował i nie rozmył ich obrazu, dzięki czemu czytelnik znający język angielski ma szansę je dostrzec. Jednym ze szczególnie jaskrawych tego przykładów jest pojawiająca się kilkakrotnie anegdotka o azjatyckich call girls – Yu i Mee. Istnieje tylko jedno niebezpieczeństwo: tytuł oryginalny grozi zepsuciem radości czytania i może być drogowskazem w gąszczu fabularnego lasu Cobena. Proszę na siebie uważać! 139 | nr 21


Pieśń imion Norman Lebrecht

Tytuł: Pieśń imion Autor: Norman Lebrecht Tłumacz: Maciejka Mazan Wydawnictwo: Świat Książki 2012 Ilość stron: 320 Cena: 36 zł

Martin Simmonds jest spokojnym i ustatkowanym starszym panem, właścicielem firmy Simmonds (Partytury Symfonii i Koncertów). Kiedy żył jeszcze ojciec bohatera, firma ta zajmowała się także organizacją koncertów i opieką nad młodymi artystami, grającymi muzykę klasyczną, obecnie drukuje tylko tanie nuty. 140 | nr 21

Funduje też stypendia dla uzdolnionych młodych muzyków, od czasu do czasu Martin bierze więc udział, w roli jurora, w konkursach. Właśnie podczas jednego z nich pojawia się chłopiec, który potrafi „zatrzymać czas między jedną a drugą nutą”. Bohater uświadamia sobie, że do tej pory potrafił to zrobić tylko jeden


RECENZJE

człowiek, jego przyjaciel Dowidla, który wiele lat temu tak po prostu zniknął i już więcej się nie pojawił. To odejście spowodowało w życiu Martinowi wiele cierpienia i smutku, teraz ma więc nadzieję, że uda się odnaleźć przyjaciela i wyjaśnić przyczynę jego zniknięcia. To zdarzenie prowokuje Martina do wspomnień, które pisane są w czasie przeszłym. Czytelnik ma więc możliwość poznać historie przyjaźni obu chłopców. Chociaż wydaje się, że nie potrafią oni bez siebie żyć i są od siebie uzależnieni, okazuje się, że jest inaczej. Lebrecht pokazuje, że związki między ludźmi nigdy nie są przez obie osoby traktowane tak samo. Zawsze komuś zależy bardziej, zawsze ktoś angażuje się mocniej niż druga strona. Tak było w przypadku Martina i Dowidla, ten pierwszy nieśmiały i wycofany potrzebował wsparcia przyjaciela. Drugi chłopiec był natomiast niespokojnym duchem, który ciągle szukał swojego miejsca na Ziemi. Tym bardziej że w czasie wojny stracił rodzinę i prawdziwy dom, miał więc poczucie wykorzenienia i samotności. Poczucie wyobcowania to kolejny problem, który w Pieśni imion zostaje poruszony. Autor stawia pytanie o tożsamość osób, które straciły wszystkich swoich najbliższych, nie mają prawdziwego domu, ale też nic ich nie wiąże z żadnym miejscem. Był to nie tylko problem Dowidla, ale większości Żydów, których wojna zmusiła do emigracji. Część z nich znalazła więc ukojenie w ortodoksyjnym judaizmie. Lebrecht opisuje niektóre obyczaje i tradycje Żydów, a także warunki życia, wyglądającego zupełnie inaczej niż życie zwykłych

mieszkańców Londynu. Z kolei wyborem innych jest asymilacja i odejście od własnej religii. Pieśń imion jest ciekawą książką, napisaną pięknym językiem. Autorowi udaje się utrzymać uwagę czytelnika, ponieważ przyczyna zniknięcia Dowidla wyjaśnia się dopiero pod koniec powieści, a i tak nie jest to jej finał. Kolejne rozdziały książki przynoszą dodatkowe informacje o obu bohaterach. W tytule każdego z nich pojawia się słowo „czas”. Odgrywa on w powieści ważna rolę. Autor pokazuje, że w życiu na wszystko przychodzi pora, trzeba tylko czekać na odpowiedni moment. Przyjdzie taki czas, że bohaterowie znów się spotkają, ale najpierw należy wypełnić obowiązki, zarówno względem tych, co żyją, jak i tych, którzy odeszli. Jest jeszcze jeden ważny element Pieśni imion. To muzyka klasyczna, o której wzmianka pojawia się chyba na każdej stronie. Ewidentnie autor jest jej miłośnikiem, ale też znawcą. Doskonale widać jego pasję, jest bowiem dziennikarzem muzycznym i, co ciekawsze, występuje w powieści we własnej osobie. Warto też wspomnieć, że na podstawie powieści Normana Lebrechta, powstanie film o takim samym tytule, z Dustinem Hoffmanem i Anthonym Hopkinsem w rolach głównych. Prawdopodobnie będzie to więc coś naprawdę wyjątkowego.

141 | nr 21


Alkaloid Aleksander Głowacki

Tytuł: Alkaloid Autor: Aleksander Głowacki Wydawnictwo: Powergraph 2012 Liczba stron: 424 Cena: 45,00 zł Oprawa twarda

Alkaloid promowany jest jako alternatywna historia życia Stanisława Wokulskiego, bohatera Lalki Bolesława Prusa – postawmy sprawę jasno – nie wiele ma jednak z nią wspólnego. Nie pokrywa się z nią ani kluczowymi wydarzeniami, ani z tłem fabularnym, ani też miejscem akcji, co więcej nawet główny bohater zdaje się mieć raczej niewiele wspólnego ze swoim pierwowzorem, tak jak i Rzecki, i Ochocki, 142 | nr 21

jedyne postaci znane z Lalki, które pojawiają się w Alkaloidzie, wypełniają raczej role artefaktów dekoracyjnych, uśmiechających się do polskiego czytelnika neonów reklamowych, nie wiążąc autora żadnymi ograniczeniami, działając przy tym jednak wystarczająco by, przynajmniej początkowo, zaciekawić odbiorcę. Czym więc Alkaloid jest? Średnim, steampunkowym debiutem au-


RECENZJE

tora ukrywającego się pod pseudonimem Aleksander Głowacki. Opowiada historię Wokulskiego, który inaczej niż w znanych nam kolejach losu, nie obdarza fatalnym uczuciem Izabeli Łęckiej, a poświęca się działalności handlowej. Podczas jednej z wypraw, syntezuje alkę, tajemniczą substancję, która silnie uzależnia, ale też daje dostęp do obszarów wcześniej dla człowieka zamkniętych. Wpływa na postrzeganie jego czasoprzestrzennej rzeczywistości (w nielicznych przypadkach oddaje człowiekowi nad nią kontrolę), działając różnie w zależności od genotypu zażywającego, zwielokrotniającej też możliwości umysłowe i fizyczne. Reglamentacja dostępu do alku przez pełną kontrolę procesu produkcyjnego w bardzo szybkim czasie prowadzi do przetasowania na scenie społecznej i politycznej, czyniąc z Wokulskiego bardzo potężnego i potencjalnie bardzo niebezpiecznego człowieka, nieuświadamiającego sobie możliwych konsekwencji zmian, które zapoczątkował. Sama opowieść jest wybitnie przygodowa, dużo tu pościgów, ucieczek, fantazyjnych scen walki, w których bohaterowie dokonują rzeczy niemożliwych, przywodzących na myśl rozwiązania z filmu „Matrix”. Fabuła pędzi, wielokrotnie przerzucając czytelnika w czasie i przestrzeni, jednak nie porywa. Zwłaszcza pod koniec książki nie jest w stanie podtrzymać zainteresowania, odpowiada za to głównie komiksowe poszatkowanie całej opowieści na bardzo krótkie rozdziały, które dają wrażenie braku spoiwa, źle zmontowanego filmu, pełnego niepotrzebnych przeskoków i cięć. Wybrany przez autora sposób narracji jest

największą wadą książki – zrywa nić zainteresowania między czytelnikiem a losami bohaterów, chaotyczność sprawia, że stają się czytelnikowi obojętni, przy czym postacie odgrywają rolę raczej rekwizytów niż żywych ludzi. Autor korzysta z niemal każdej sposobności, by dołożyć nową dekorację – od Witkacego, przez Teslę, aż po Einsteina – w tym wypadku jednak od przybytku głowa boli. Książka stara się ilustrować niektóre zdarzenia stylizowanymi wycinkami gazet, fragmentów listów – nie wiadomo kto zawinił, ale w większości są tylko nieczytelnym, a przez to irytującym elementem. Czytelnik ma na tyle wyobraźni, aby taką gazetę wizualizować sobie samemu, bez podbijania ilości stron. Tym, co trzyma przy lekturze książki, jest pomysłowa i konsekwentna wizja świata. Nie jest to kolejna steampunkowo-mocarstwowa wizja Rzeczpospolitej, a raczej nakreślony z rozmachem gwałtowny proces przemian kolonialnego imperium Wielkiej Brytanii czy dziejów rosyjskiej rewolucji (teraz duchowej, i anarcho-chrześcijańskiej). Wpływ alki przenika wszelkie wymiary życia, losy poszczególnych jednostek, jak i całych populacji, odciskając na nich swoje nieubłagane piętno i na zawsze zmieniając historię człowieka. To wszystko zaś okraszone jest bliskimi związkami z nauką, zwłaszcza z chemią, jednak autor nie ogranicza się tylko do nauk ścisłych i nie stroni od filozofii. Krąży wokół koncepcji Internetu, zarządzania wiedzą, netokracji czy gestaltyzmu, przy czym wątki te podane są w sposób nieutrudniający czytania. Nie zostaje nic innego, jak czekać na kolejną książkę autora, mając nadzieję, że błędy debiutu szybko pójdą w niepamięć. 143 | nr 21


Baśnie japońskie Royall Tyler

Tytuł: Baśnie japońskie Autor: Royall Tyler Tłumaczenie: Marta Komorowska Wydawnictwo: National Geographic, 2012 Liczba stron: 496 Cena: 39,90 zł

Baśnie japońskie to kolejny zbiór wydany przez National Geographic zawierający pokaźną ilość etnicznych opowieści. Royall Tyler zebrał dwieście dwadzieścia historii ze średniowiecznej Japonii, które dobrze (choć na pewno niewystarczająco) odwzorowują folklor oraz wierzenia mieszkańców tej azjatyckiej wyspy. 144 | nr 21

Redaktor wybrał opowieści pochodzące głównie ze zbiorów powstałych pomiędzy 1100 a 1350 rokiem i dotyczące klasycznego okresu kultury japońskiej. We wstępie dość wyczerpująco i przystępnie stara się przybliżyć te realia, objaśniając znaczenie poszczególnych symboli, zachowań i klasyfikację hierarchiczną


RECENZJE

w ówczesnym społeczeństwie – zmieścił tutaj całkiem sporo interesujących faktów. Obszernie także traktuje kwestie powiązane z religią (szczególnie z buddyzmem; bardzo przydatne wprowadzenie do podstawowych zasad tego wyznania dla laików), magią oraz przesądami i istotami magicznymi występującymi w mitologii japońskiej. Bez tego większość opowieści byłaby całkowicie niezrozumiała dla zachodniego odbiorcy. Całość prezentuje się różnorodnie, podzielona na kilkanaście kategorii tematycznych. Czytelnik znajdzie opowieści o wężach, lisach (jedne z popularniejszych demonów mitologii japońskiej), mnichach, biedakach, szlachcicach, cesarzach oraz bogach. To przekrój zarówno ówczesnego społeczeństwa, jak i panujących wtedy obyczajów, co może okazać się interesującą wiedzą dla każdego amatora wschodnich klimatów. Szczególnie warto zwrócić uwagę na fakt, że często te opowieści nie mają wyrazistych puent, które można by uznać za morał bądź jakąś formę pouczenia, co jest całkowicie odmienne od naszej zachodniej tradycji baśniowej. Niestety, lektura traci ze względu na dwa czynniki. Pierwszym jest powtarzalność schematów. W całej książce można znaleźć sporo historyjek, które są do siebie bardzo podobne pod względem budowy, przesłania i rozwoju akcji, co po przeczytaniu już ponad stu tekstów może zniechęcić. Znacznie lepiej antologia prezentowałaby się, gdyby Tyler nieco ją skrócił. Drugim mankamentem jest tłumaczenie – autor we wstępie zaznacza, że oryginalne opowieści były pisane w rożnych, nieraz przyciężkawych lub anachronicznych stylach więc on

je ujednolicił. Rzutowało to oczywiście na przekład polski, co momentami skutkuje dość dziwnymi połączeniami, bo jak inaczej można odbierać współczesne słownictwo, bez żadnej stylizacji, w ustach średniowiecznych postaci z baśni? Mimo wszystko, a głównie z uwagi na próbę rzucenia światła na słabo prezentowaną w Polsce stronę egzotycznej Japonii, zbiór Baśnie japońskie warto przeczytać. Pasjonaci Kraju Kwitnącej Wiśni poszerzą swoją wiedzę na temat jego tradycji, dla reszty będzie to ciekawa przygoda z nową kulturą.

145 | nr 21


Aparatus Andrzej Pilipiuk

Tytuł: Aparatus Autor: Andrzej Pilipiuk Wydawnictwo: Fabryka Słów 2011 Liczba stron: 396 Cena: 37,80 zł

Aparatus jest czwartym „niewędrowyczowskim” zbiorem opowiadań Andrzeja Pilipiuka. W zbiorku znajduje się osiem krótkich historii. Zbiór ten nie jest z pewnością najlepszą pozycją w dorobku pisarza, niemniej nie można twierdzić, by był zły. Fabryce Słów należą się pochwały za sposób wydania książki. Wnętrze 146 | nr 21

tomiku cieszy oczy, a to za sprawą papieru, który mocno przypomina stare i lekko poplamione dokumenty. Taki sposób wydania doskonale koresponduje z treścią opowiadań, z których część poświęcona jest kolekcjonerowi antyków, a wszystkie mają bliższy lub dalszy związek z nie tak odległa historią. Rzecz jasna, to nie wygląd,


RECENZJE

a treść książki powinna być głównym wyznacznikiem jakości, a z tą jest już niestety trochę gorzej. W odróżnieniu od tomów poświęconych Jakubowi Wędrowyczowi w Aparatusie nie wszystkie opowiadania są połączone postacią jednego bohatera, choć trzy z nich poświęcone są znanemu czytelnikom doktorowi Skórzewskiemu. Elementem łączącym tom w spójną całość są motywy historyczne. Część opowieści przenosi czytelnika w bliższą lub dalszą przeszłość, a inne co prawda rozgrywają się współcześnie, ale ich bohaterowie sięgają wstecz w poszukiwaniu wiedzy czy celem wyjaśnienia tajemnic. Dla miłośnika fantastyki najciekawszym fragmentem może być Staw, którego akcja rozgrywa się w Warszawie podczas II wojny światowej. Chociaż nie jest to najlepsze z opowiadań to w ewidentny sposób odwołuje się ono do twórczości H. P. Lovecrafta, czym z pewnością zaskarbi sobie sympatię miłośników klasycznego horroru. Na uwagę zasługują jeszcze dwa teksty. Pierwszy z nich to Księgi drzewne, w których bohater ma za zadanie odnaleźć drzewo, z którego wiele lat wcześniej wykonano skrzypce. Historia ta jest ciekawa, a w dodatku prezentuje ciekawostkę, jaką niewątpliwie są tytułowe księgi drzewne. Z kolei Choroba białego człowieka, w której spotykamy doktora Skórzewskiego, może przyciągnąć uwagę dzięki pomysłowi zderzenia jednego z koszmarów Europejczyków ze scenerią dalekiej północy. Sam pomysł nie jest co prawda odkrywczy, ale jego prezentacja rekompensuje brak innowacyjności. Mocną stroną tej historii jest także postać prze-

mytnika Jefima Urwanko, który okrasza snutą opowieść odrobiną humoru. Niestety, ogólny poziom tekstów pozostawia sporo do życzenia. Opowiadania napisane są poprawnie, czytając je nie natrafimy na zdania, które by do siebie nie pasowały, ale brakuje w nich pewnej iskry i ikry. Zarówno jego wcześniejsze opowiadania, jak i powieści zdobyły szerokie grono fanów. Autor jest doskonałym gawędziarzem, co widać wyraźnie podczas jego prelekcji wygłaszanych na konwentach, jednak nie widać tego w zaprezentowanych historiach. Pilipiuk nieraz udowodnił, że jest doskonałym rzemieślnikiem słowa, sam za takowego się uważa. Kilka lat temu w jednym z artykułów porównywał pisarstwo do lepienia garnków. W tymże artykule stwierdził, że stara się, by jego proza była odpowiednikiem garnków dla mas. Literatura takowa nie byłaby więc sztuką przez duże „S”, ale miałaby za zadanie zachęcić ludzi do czytania, a część z nich pchnąć w kierunku prozy ambitniejszej. W ciągu lat, które minęły od publikacji artykułu, ukazało się wiele książek autora i wydaje się, że jego proza spełnia te założenia. Niestety Aparatus wydaje się garnkiem ulepionym nieco niezdarnie. Nie jest on co prawda dziurawy, ale nie oddaje w pełni talentu twórcy.

147 | nr 21


City 2: Antologia polskich opowiadań grozy

Tytuł: City 2: Antologia polskich opowiadań grozy Autor: różni Wydawnictwo: FORMA 2011 Liczba stron: 209 Cena: 35 zł

Ludzie lubią się bać. Psychologowie mają na pewno tysiąc wytłumaczeń, czemu tak jest, ale fakt pozostaje faktem – cień za drzwiami musiał fascynować nas już w czasach, kiedy nie mieliśmy nawet drzwi, a w mroku czaiły się tygrysy szablozębne. Nic dziwnego, że sięgamy po książki i filmy, które odrywają nas od namacal148 | nr 21

nej rzeczywistości i zabierają w świat, gdzie potwory naprawdę mieszkają pod łóżkiem. Ponieważ zwykle trafiamy na naszym rynku na pozycje zagranicznych klasyków horroru – Stephena Kinga czy Grahama Mastertona – tym bardziej cieszyć się należy z szansy sprawdzenia, co mają do zaoferowania rodzimi autorzy, któ-


RECENZJE

rych opowiadania trafiły do drugiego już tomu serii Wydawnictwa FORMA, City 2: Antologia polskich opowiadań grozy. W istocie – im dłużej czytamy, tym groza jest większa… Gdyby książki wygrywały jakością wydania, pozycja City 2 zasługiwałaby na wysokie oceny nie dlatego, że zawiera kolorowe ilustracje lub jest wydrukowana na kredowym papierze, ale ponieważ intryguje okładką oraz formatem, a także tym, iż wygodnie się ją czyta. Z treścią sprawa ma się niestety zgoła inaczej. Trudno wystawiać jednoznaczne oceny zbiorom opowiadań, gdyż poszczególni autorzy siłą rzeczy różnią się poziomem, stylem, który jednemu może się podobać, a innemu nie, a także charakterem samych tekstów – słowo „groza” nie precyzuje, czy będziemy mieli do czynienia z horrorem, opowieścią niesamowitą, czy fabułą z pogranicza thrillera. Dlatego zamiast mówić o City 2 jako całości, spróbujmy wymienić najlepsze i najgorsze opowiadania. Gdy mowa o tych pierwszych, na uwagę zasługuje bardzo pomysłowy tekst pt. Kuchnia z gwiazdami Roberta Ziębińskiego, nawiązujący do wszechobecnego w naszym kraju kultu celebrytów, a także Żyć i umrzeć w szmaragdowym grodzie Pawła Palińskiego, mający co prawda niewiele wspólnego z grozą, za to doskonale napisany, oraz To co rośnie za murem Łukasza Pytlika – naraz niepokojący, nieco odrealniony i zaskakujący zakończeniem. Dla równowagi, kompletnego dna sięgnęły: opowiadanie Robota Moniki Jaworowskiej, które w założeniu miało być zapewne swego rodzaju eksperymentem

formalnym á la Miron Białoszewski, lecz bardziej przypomina fragment niedogotowanego scenariusza Doroty Masłowskiej, Ryby Michała Gacka, zalatujące z daleka nadmierną fascynacją (żeby nie powiedzieć ślepym naśladownictwem) prozą Lovecrafta, a szczególnie jego doskonałym tekstem Widmo nad Innsmouth, czy wreszcie para krótkich (dzięki Bogu!) wytrysków intelektualnych Kazimierza Kyrcza Śpij, szaleństwo i Witaj, skarbie, przypominających bełkot nastoletniego fana muzyki metalowej, rozedrganego swoim nieprzystosowaniem do świata. Gdzieś pomiędzy wymienionymi opowiadaniami uplasowały się pozostałe – niektóre intrygujące pomysłem, pełne ciekawych nawiązań do klasyki lub polskiej rzeczywistości, inne dobijające naiwnością czy ubóstwem stylu. Ponieważ te gorsze zauważalnie przeważają, cały zbiór ciąży w dół, co jest o tyle smutne, że nie daje wielkich nadziei na przyszłość gatunku w Polsce. Po przeczytaniu City 2 pozostają mieszane uczucia. Kilka tekstów robi duże wrażenie i chciałoby się wierzyć, że ich autorzy zostaną w dalszej perspektywie docenieni i zapamiętani. Niemniej po przewróceniu ostatniej strony książki nadchodzi gorzka refleksja, iż jedynym twórcą ratującym jeszcze przed upadkiem równię pochyłą, jaką wydaje się rodzima literatura grozy, jest Łukasz Orbitowski. Jeśli szybko ktoś do niego nie dołączy, pozostaną nam pisarze importowi, których teksty wygrywają jakością, lecz brak im ugruntowania w polskiej rzeczywistości. A przecież strach jest najskuteczniejszy właśnie wtedy, gdy dopada nas we własnym mieszkaniu… 149 | nr 21


Druga Polska Tomasz Hildebrandt

Tytuł: Druga Polska Autor: Tomasz Hildebrandt Wydawnictwo: Oskar 2011 Liczba stron: 378 Cena: 29 zł

Jedyną rzeczą, którą można stwierdzić z całą pewnością, jest to, że książka Tomasza Hildebrandta stanowi trudną, przytłaczającą lekturę. Jest równie mroczna i niepokojąca, jak jej okładka, ewokująca wszystkie bolączki polskiej narodowości. Przeraża refleksja, na ile zamieszczone w niej historie pozostają tylko wymysłem 150 | nr 21

autora. Niestety, można obawiać się, że jego zmysł obserwacyjny od niedawnego debiutu nie traci na ostrości, a przelane na papier przemyślenia zatrważają celnością. Głównym wątkiem poruszanym w Drugiej Polsce jest emigracja, z całym spektrum problemów jej dotyczących. Postacie występujące w powie-


RECENZJE

ści to w większości outsiderzy, uciekinierzy z Polski, z kraju, gdzie nie mieli już żadnych perspektyw. Ich bunt przeciwko rzeczywistości, do której nie mogą się dostosować, ma podstawy w traumatycznych przeżyciach z przeszłości, powracających i kładących się cieniem na dalszych tragicznych losach. Bohaterowie toczą przez to między sobą nieustanną grę psychologiczno-erotyczną, co poniekąd potwierdza niemożność moralnej odbudowy społeczeństwa. System, który doszczętnie wyniszczył swoje ofiary, kolejny raz tryumfuje, pozostawiając bohaterów książki bękartami epoki z góry skazanymi na porażkę. Emigracja, a co za tym idzie nieznany język i kultura, tym bardziej potęguje ich wyobcowanie. Wyspiarze zostali ukazani jako źli wyzyskiwacze i koniunkturaliści, natomiast ciemne strony Polaków usprawiedliwia się wadami systemu kapitalistycznego. Stąd bierze się idea Drugiej Polski, czyli stworzenia na obczyźnie miejsca magicznego, poniekąd idyllicznego. Sprzyja temu mit założycielski, którym jest cud ukazania się Matki Boskiej na skale pod starą kapliczką. Pojawiają się tu pewne konotacje do romantycznego mesjanizmu i Polski jako narodu wybranego. Innym tropem interpretacyjnym jest nawiązanie do emigracji widzianej z perspektywy Gombrowicza: jego walki z formą, opozycji ojczyzna – synczyzna i rozprawieniem się ze stereotypową wizją Polaka w obcym kraju. Zwraca uwagę idiomatyczny styl Hildebrandta, łączący toporną, wulgarną poetykę znaną z opowiadań Hłaski, liryczne wtręty oraz odautorskie komentarze, kiedy to z mowy pozornie zależnej wyłaniają się obszerne fragmenty przemyśleń na temat

współczesności. Trudno wreszcie odróżnić poglądy autora od refleksji samych bohaterów, ponieważ mieszają się tu stronnictwa skrajnie anarchizujące, komunistyczne, aż do ultra nacjonalistycznych. W tym tyglu wyłaniają się różne koncepcje nowej Polski, wolnej od zdemoralizowanej władzy państwowej, a także kościelnej, dla której z chrześcijańskich wartości pozostały tylko pozory. Może niekiedy irytować bezkompromisowa postawa narratora-nihilisty, negującego całą rzeczywistość. Tym bardziej że nie przynosi ona żadnych konstruktywnych rozwiązań, a przypomina bardziej bełkot obrażonego na świat kontestatora. W powieści jedyną afirmowaną postawę reprezentuje Władek, który żyje poza społeczeństwem, gardząc wszelkimi zasadami, co objawia się choćby w jego zoofilskich praktykach z owcą (sic!). Chaos zostaje podkreślony poprzez sposób, w jaki toczy się akcja, która jest porozrywana na krótkie historie, a występujące postacie pojawiają się epizodycznie, chociaż w pewnych miejscach ich losy się krzyżują. Takie rozwiązanie prowadzenia fabuły z pewnością nie ułatwia lektury. Wszystko to razem czyni Drugą Polskę książką niebanalną, niepozostawiającą złudzeń co do oceny współczesności, a przebrnięcie przez jej czarny klimat nie przynosi żadnej ulgi. Tylko dla wytrwałych i o mocnych nerwach.

151 | nr 21


Jeden dzień David Nicholls

Tytuł: Jeden dzień Autor: David Nicholls Wydawnictwo: Świat Książki 2012 Tłumaczenie: Małgorzata Miłosz Liczba stron: 448 Cena: 39,90 zł

Ostatnia wola świętego Swithina, dawnego biskupa Winchester, była jasna: chciał być pochowany na zewnątrz kościoła. Tak też się stało i przez bardzo długi czas jego grób był miejscem pielgrzymek i cudów. Jednak jakieś dwieście lat po śmierci świętego, dokładnie 15 lipca, jego szczątki zostały przeniesione do no152 | nr 21

wego kościoła. Według legendy zaczęła się wtedy ulewa trwająca nie tydzień, nie dwa, ale całe czterdzieści dni. Tak narodziła się ludowa tradycja, według której aura w dniu świętego Swithina, czyli właśnie 15 lipca zapowiada pogodę na kolejnych czterdzieści dni. W Wielkiej Brytanii istnieje nawet znany od cza-


RECENZJE

sów elżbietańskich okolicznościowy wierszyk: Jak Święty Swithin rozchlapany, czterdzieści dni zapłakanych. Jaki to ma wpływ na bohaterów książki Davida Nichollsa Jeden dzień, której ekranizacja z Anne Hathaway i Jimem Sturgessem niedawno trafiła do kin? Z pozoru to banalna historia. Ona jest niepewną siebie i swojej wartości idealistką chcącą zmieniać świat. On przystojnym hulaką z dobrego domu, któremu żadna nie może się oprzeć, a i on żadnej nie przepuści. Świat stoi przed nim otworem. Spędzają ze sobą jedną noc tuż po rozdaniu dyplomów. 15 lipca 1988 roku. Od tej pory będziemy ich spotykać zawsze 15 lipca następnego roku. Wydaje się, że dobrze znamy tę opowieść. Historię o tym, jak to przeciwieństwa się przyciągają, jak niepozorna lecz wspaniała dziewczyna znajduje swojego księcia z bajki. I mimo że ten książę musi przystopować z innymi kobietami i innymi przyjemnościami, miłość do tej jedynej zmienia go i z imprezowicza staje się mężczyzną idealnym. A potem żyją długo i szczęśliwie. Jeden dzień nie jest o tym. Nie ma tu cukierkowych dialogów i obrazków ani wywołujących pąs na twarzy scen erotycznych. Nie jest to powieść o miłości od pierwszego wejrzenia. Raczej o miłości trudnej, niespełnionej. O przyjaźni, która czasami jest ważniejsza od miłości, a bez której ta nie ma szans na przetrwanie. O trudnych wyborach, rozczarowaniach i utraconych marzeniach. Jeden dzień jest książką o naszych czasach. Łatwo możemy w niej odnaleźć siebie. Ogromnym atutem książki są jej bohaterowie. Emma i Dexter są do bólu praw-

dziwi i autentyczni. Przywiązujemy się do nich, kibicujemy im, chociaż nie zawsze rozumiemy ich postępowanie i nie zgadzamy się z nimi. Nicholls tak odmalował ich portrety, że czytelnik naprawdę się z nimi zaprzyjaźnia, zna wszystkie ich zalety i słabości. Z zapartym tchem śledzi ich losy. Niesamowite w tej powieści są również dialogi. Pełne humoru, ale i ironii. Bawią, gdy mają bawić, wzruszają, kiedy powinny wzruszać. Nicholls po prostu umie pisać. Bawi dialogami i scenkami z życia. Zaskakuje zwrotami akcji. Nigdy nie wiadomo, co się stanie ani gdzie los rzuci Emmę i Dextera za rok. Co będą robić, gdy spotkamy ich w kolejny dzień świętego Swithina. Kompozycja książki i pomysł, by spędzić jeden, ten sam dzień każdego roku z bohaterami jest strzałem w dziesiątkę. Narracja z perspektywy dwojga bohaterów także. „Gdzie żyć, jeśli nie w dniach?”, pyta na początku powieści autor słowami wiersza Philipa Larkina. No właśnie, gdzie? W pędzie dzisiejszego życia zapominamy czasem, że składa się ono z tych pojedynczych dni, które czasem przelatują nam między palcami, które odliczamy czekając na lepsze jutro, na następny miesiąc, na dzień, kiedy zaczniemy żyć naprawdę. Jeden dzień udowadnia, że nie powinniśmy czekać. Genialna, mądra i ciepła książka, ale nie przesłodzona. Zapewnia emocje, wzruszenia i śmiech w głos. Zaskoczenie i niedowierzanie. A na koniec – żal, że historia dobiegła końca. Choć przecież w tym roku też będzie 15 lipca. Ciekawe, czy będzie padać.

153 | nr 21


Tabakiera z Bagombo Kurt Vonnegut

Tytuł: Tabakiera z Bagombo Autor: Kurt Vonnegut Tłumaczenie: Elżbieta Zychowicz Wydawnictwo: Albatros 2012 Liczba stron: 400 Cena: 33,50 zł

Kurt Vonnegut kojarzony jest z licznymi powieściami, a przede wszystkim wstrząsającą Rzeźnią nr 5, dzięki której osiągnął międzynarodową sławę. Jednakże początki jego kariery pisarskiej nie były usłane różami, przez wiele lat utrzymywał się on głównie z pisania krótkich opowiadań do licznych czasopism. Spo154 | nr 21

roz nich przepadłoby na zawsze, bo sam pisarz przyznaje, że z tego okresu nie zachował żadnych materiałów. Na szczęście Peter Reed wyszukał te teksty w archiwach i zamieścił w jednym tomie, tworząc drugi – oprócz Witajcie w małpiarni – zbiór opowiadań amerykańskiego pisarza. Dzięki jego pracy czytelnicy na całym świecie


RECENZJE

mogą się przekonać, czym emocjonowali się ludzie w epoce przed pojawieniem się telewizji; jej powszechność zakończyła złoty wiek krótkiej formy w czasopismach i przyczyniła się do poważnych problemów finansowych Vonneguta. W Tabakierze z Bagombo zostały zamieszczone dwadzieścia trzy opowiadania (plus przedmowa i posłowie autora) prezentujące inne oblicze twórczości Vonneguta. W większości jego powieści czytelnicy mają do czynienia z nieco surrealistycznymi wizjami, abstrakcyjnym humorem, splotami niesamowitych i nieprawdopodobnych wypadków, które stawiają bohaterów w ekstremalnych sytuacjach. Tymczasem opowiadania w przeważającej większości (tylko dwa można rozpatrywać w kategoriach antyutopii czy science fiction) są obyczajowymi historiami, które mogłyby się wydarzyć każdemu z nas. Autor porusza w tekstach różnorodną tematykę, ale widoczne jest kilka obsesji, tematów, które wyjątkowo go zajmują lub czuje się w nich biegle. Są to między innymi historie związane z muzyką, oszustami i naciągaczami lub relacjami na linii ojciec – syn. Niejednokrotnie wątkiem przewodnim jest amerykańska przedsiębiorczość i chęć osiągnięcia sukcesu; czasem przybierająca postać fascynacji zdobyczami technologii. Pojawiają się również niebanalne, chociaż nieco nostalgiczne i niekoniecznie okraszone happy endem historie miłosne. Zresztą relacje damsko-męskie, w różnych wymiarach i kontekstach, pojawiają się w licznych opowiadaniach. Wydaje się, że oprócz niewątpliwej wartości fabularnej, utwory Vonneguta stanowią dobrą diagno-

zę stosunków społecznych w Stanach Zjednoczonych na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku. We wstępie do zbioru Vonnegut podaje osiem zasad pisania opowiadań, które przekazywał studentom na kursach twórczego pisania. Co prawda jednoznacznie się do tego nie przyznaje, na bazie opowiadań można stwierdzić, że sam w większości przypadków się do nich stosował. Wymienię chociażby całkowite wykorzystanie czasu i uwagi czytelnika, tworzenie wyrazistych postaci świadomych swojego celu czy też przekazywanie jak najszybciej jak największej ilości informacji. Wydaje się, że to banały, ale trzeba mieć talent, by je przekuć w praktykę. Amerykański pisarz nie miał z tym najmniejszych problemów. Do tego Vonnegut ma zdolność tworzenia zaskakujących zakończeń i celnych point – czasem jeden akapit, a nawet zdanie potrafią zmienić wymowę całego opowiadania. Wprawdzie historia powstawania opowiadań składających się na Tabakierę z Bagombo jest prozaiczna (z przymrużeniem oka można stwierdzić, że była to chałupnicza robota na akord), to efekt pracy Vonneguta już taki nie jest. Opowiadane historie są przesiąknięte codziennością , ale i tak potrafią skraść czytelnikowi niepostrzeżenie niejedną chwilę. Czyż nie po umiejętności wyciśnięcia maksimum z każdego tematu poznaje się wielkość pisarza?

155 | nr 21


Suttree Cormac McCarthy

Tytuł: Suttree Autor: Cormac McCarthy Tłumaczenie: Maciej Świerkocki Wydawnictwo: Literackie 2011 Cena: 42,90 zł Liczba stron: 480

Proza Cormaca McCarthy’ego jest nader specyficzna. Począwszy od formy, którą wyróżnia brak wyszczególnionych znakami diakrytycznymi dialogów i jakichkolwiek wskazówek, kto co powiedział, po treść – jego opowieści są gęste od opisów ludzi i ich życia, koncentrują się na pewnym wycinku społeczeństwa i traktu156 | nr 21

ją o nich dosadnie, bez upiększania. Podobnie jest i w Suttree, kolejnej książce Amerykanina, która już tradycyjnie ukazała się w Wydawnictwie Literackim. Tym razem autor skupia się na latach 50. XX w USA, opisując życie marginesu społecznego – wszelakiej maści mętów, krętaczy, pijaków


RECENZJE

i zawadiaków. Wśród nich wyróżnia dwie postacie, będące głównymi bohaterami opowieści – tytułowego Suttree’ego oraz niejakiego Harrogate’a. Pierwszy jest inteligentnym mężczyzną z wykształceniem, który odszedł od rodziny i ciepłego, solidnego życia, by zamieszkać w rozpadającej się chacie nad rzeką, prawie że w dziczy, zostając rybakiem i próbując utrzymać się z tego, co złowi. Zrezygnowany, częściowo złamany przez życie, stara się zapomnieć o demonach przeszłości, pijąc i bratając się z takimi jak on wyrzutkami, którzy myślą tylko o tym, jak przeżyć kolejny dzień i się zabawić. Dramat tej postaci przejawia się w uświadomieniu sobie tego, co zostawił, i niemym przyzwoleniu na bylejakość swojego życia, zupełnie jakby nie wierzył, że to, co robi, w jakikolwiek sposób się liczy i ma sens. Natomiast Harrogate jest prostym, wiejskim chłopakiem, który przenosi się do miasta, bo chce się dorobić i zacząć żyć. Jego naiwne postrzeganie świata sprawia, że wpada w wiele kłopotów, ponieważ próbuje zarobić na nie całkiem legalnych interesach i machinacjach. W więzieniu, gdzie odsiaduje kradzież, poznaje Suttree’ego, a ten staje się dla chłopaka mentorem i doradcą. Co nie przeszkadza Harrogate’owi namawiać inteligenta do pomocy w wielu sprawach. Ich rozmowy, mimowolne próby sprowadzenie młodzieńca na jakąś bardziej rozsądną ścieżkę życiową są ważnym elementem książki; to w nich odbijają się najbardziej poglądy bohaterów. McCarthy przykłada również wielką uwagę do scenografii, pieczołowicie oddając realia lat 50. wraz z całą gamą drobnych detali, jak umeblowanie baru w małym

miasteczku, charakterystyczne ubiory, częściowo akceptowany rasizm czy ceny poszczególnych przedmiotów. Świat powieści jest bardzo dokładny, pisarz szeroko opisuje sposób życia ówczesnego społeczeństwa, to, czym poszczególni ludzie różnych ras i klas się zajmowali, jak byli odbierani przez innych. Zarysowuje skomplikowane relacje między nimi, ich rozmowy i codzienne zachowania są niesamowicie realistyczne i sprawiają wrażenie, że autor spisał jakąś opowiedzianą historię, a nie stworzył własną. Suttree nawiązuje w ten sposób do tradycji amerykańskich powieści naturalistycznych. Niewyróżnione w żaden sposób dialogi zlewają się z resztą tekstu (podobny zabieg stosuje Jose Saramago), co może na początku nieco utrudniać czytanie. Wynagradza to jednak świetny język amerykańskiego pisarza, naszpikowany potocznymi słowami w rozmowach bohaterów, piękny, bardzo literacki podczas narracji czy opisów. Suttree jest świetną, pełną detali powieścią obyczajową, okraszoną czarnym humorem i komentarzami na temat amerykańskiego społeczeństwa. I choć pomysłem McCarthy nikogo nie zaskoczy, to wykonanie stoi na najwyższym poziomie.

157 | nr 21


Czerwony błazen Aleksander Błażejewski

Tytuł: Czerwony błazen Autor: Aleksander Błażejewski Wydawnictwo: Ciekawe Miejsca, 2012 Liczba stron: 160 Cena: 22,50 zł

Czerwony błazen Aleksandra Błażejewskiego – pierwszy międzywojenny kryminał – to prawdziwa gratka dla wielbicieli tego gatunku. Egzemplarz wydany przez Ciekawe Miejsca w 2012 roku to też pierwsze wznowienie od ponad siedemdziesięciu lat! Choćby z tego względu koneserzy powieści z dreszczykiem powinni sięgnąć po tę książkę. 158 | nr 21

Warszawa lata 20. ubiegłego wieku, kabaret „Złoty ptak”. Triumfy na scenie święci tajemniczy aktor, podkreślający swą anonimowość strojem błazna. W erze modnych szmoncesów wykpiwa elitę władzy i dorobkiewiczów stolicy. Śmietanka towarzyska stołecznego miasta setnie się bawi na jego występach, podupadający swego czasu kabaret przeżywa swój renesans


RECENZJE

i staje się maszynką do zarabiania pieniędzy, kto żyw ciągnie do tego miejsca, gdzie wypada po prostu być. Pewnego dnia opinię publiczną szokuje wiadomość o morderstwie Czerwonego Błazna. Strach pada na pobladłe twarze, gdy wyciekają dalsze informacje, a komediant z ofiary staje się katem. Czy prowadzącym śledztwo, komisarzowi Borewiczowi i prokuratorowi Glińskiemu, uda się rozwikłać zagadkę i trafić na trop zbrodniarza? Powieść jest w warstwie językowej anachroniczna, obfituje w słowa i zwroty przestarzałe, czasem ciekawe, czasem zabawne, będące wartością samą w sobie z punktu widzenia językoznawczego. Miłośnicy retro na pewno język powieści docenią, a kto wie, czy nie będzie on dla nich podstawowym kryterium oceny. Akcja powieści toczy się wartko niestety tylko przez moment, następnie solidnie zwalnia, osiągając stały poziom, i kiedy czytelnik już jest pewien, że niczym go nie zaskoczy, wraca w swój szybki nurt i błyskawicznie finiszuje. Przez lwią część książki nie uświadczymy zabiegów budujących napięcie i wprowadzających narastające zainteresowanie lekturą. Natkniemy się niestety na obfite fragmenty narracji naiwnej, by nie powiedzieć infantylnej. I po kilku stronach takiego mdłego słowotoku na usta ciśnie się pytanie, czy to aby nie lektura dla pensjonarek? Bohaterowie wyrażają uczucia w sposób przerysowany, nieobce im są zachowania histeryczne. Ma się wrażenie, że autor zastosował hiperbolizację uczuć, zgodną z duchem współczesnych mu czasów. Wtedy okazywanie przypływu intensywnych emocji (pozytywnych czy negatywnych)

poprzez utratę przytomności nikogo nie dziwiło, co więcej było dobrze przyjmowane. Niestety dziś trąci myszką i spłyca kreację bohaterów. Z drugiej strony to, co szczególnie uwodzi czytelnika to właśnie ta urzekająca staromodność stanowiąca o klimacie tej książki. Jest to jej niezaprzeczalny atut. W encyklopediach próżno szukać nazwiska Aleksandra Błażejewskiego, jego twórczość poddała się upływowi czasu i zmieniła w swoistą terra incognita. Pozostaje wyrazić przekonanie, że, włączając po raz wtóry „do obiegu” takie białe kruki jak Czerwony błazen, znikną także inne puste miejsca w historii literatury polskiej.

159 | nr 21


Córki gór Anna Jörgensdotter

Tytuł: Córki gór Autor: Anna Jörgensdotter Tłumaczenie: Alicja Rosenau Wydawnictwo: WAB 2012 Liczba stron: 536 Cena: 49,90 zł Oprawa twarda

Co ma począć czytelnik zakochany w prozie Majgull Axelsson, wiedząc, że polskiego przekładu jej najnowszej powieści Moderspassion ani widu, ani słychu, ba, na stronie Wydawnictwa WAB nie ma nawet informacji, że takowy jest w planach? Są dwie możliwości: albo cierpliwie czekać, powtarzając sobie w międzyczasie, że mistrzyni i tak nikt nie dorówna, albo szukać w ciemno wśród skandynawskich 160 | nr 21

nowości czegoś, co będzie, czy to klimatem, czy stylem, czy zakresem poruszanej tematyki przypominało utwory ulubionej autorki. Opcja druga wydaje się stwarzać nieco większe możliwości. Bo na przykład w ofercie wspomnianego wydawnictwa można natrafić na Córki gór nieznanej dotąd w Polsce Anny Jörgensdotter. Okładka nie powinna stanowić elementu decydującego o tym, czy chcemy się zabrać do lektury danego


RECENZJE

dzieła, jednak nie można zaprzeczyć, że fotografia dziewczyny zerkającej gdzieś w bok sponad trzymanej w dłoniach książki – utrzymana w stylu kadru z któregoś ze wczesnych filmów Bergmana – intryguje i w jakiś sposób pozwala przeczuć, że nie będziemy mieć do czynienia z literackim banałem. Cała rzecz zaczyna się w roku 1938, kiedy to w malutkiej wiosce Norrby nieopodal miasteczka Sandviken płonie dom kobiety posądzanej przez pozostałych mieszkańców o prowadzenie „grzesznego życia”. Wydarzenie to wstrząsa sąsiedztwem, a najbardziej Edwinem – synem Ainy i Fredrika Steenów, gospodarujących nieopodal pogorzeliska – i to nie tylko dlatego, że to właśnie on wyniósł z ognia martwe ciało Malvy Filipssen… Z czworga jego młodszego rodzeństwa każde chowa w duszy jakąś tajemnicę, każde snuje jakieś marzenia. Dziewiętnastoletniej Emilii chodzi po głowie jakaś bliżej niezdefiniowana niezależność, lecz brak jej odwagi, by wyrwać się w świat oddalony bardziej, niż da się dojechać na podrdzewiałym rowerze. Osiemnastoletnia Karin nie może się doczekać ślubu z ukochanym Maxem… no i ślub trzeba będzie przyspieszyć. Siedemnastoletnia Sofia pochłania książki pożyczane od brata Maxa, Miltona, lecz ich młodzieńczą przyjaźń psuje niezdecydowane zachowanie chłopca, a sytuacji nie poprawia sukces dziewczyny w lokalnych zawodach narciarskich. Piętnastoletni Otto pragnie żyć w ruchu, może na statku, może w cyrku, może gdzieś w dalekich górach… Za chwilę wszyscy na dobre wkroczą w dorosłość i życie zacznie weryfikować ich plany, czasem zgoła brutalnie. I to wcale nie

wojna tocząca się we wszystkich ościennych krajach spowoduje, że każde z pięciorga młodych Steenów będzie musiało w jakiś sposób zapłacić za swoje wybory… A po dwudziestu latach nie wszyscy będą mogli odetchnąć z ulgą, że cena nie była za wysoka. Nie w samej fabule jednak rzecz, bo składające się na nią wydarzenia nie są w gruncie rzeczy niczym niezwykłym. Ktoś się rodzi, ktoś umiera, ktoś wiąże się z niewłaściwą osobą, ktoś musi zastąpić wielkie marzenie małą prowizorką, ktoś kogoś zdradza, ktoś kogoś irytuje – i tyle, żadnych zbrodni, molestowania i przemocy domowej, w ogóle żadnych specjalnych patologii. Normalni ludzie, normalne życie. Można je ukazać tak, by czytelnik nie doznał wrażeń silniejszych niż przy czytaniu lokalnej gazety. Ale można też inaczej. Tak, żeby był w każdym opisywanym miejscu, widział wnętrze chaty Szalonego Frassego i gabinet dyrektora Melina, paradną izbę Steenów w weselnych dekoracjach i widok z mostu w Sandviken. Żeby był każdą osobą, której oczami patrzy na scenę wydarzeń, razem z Sofią szusującą po stoku czuł „wysokość bieli i radość spadania”, z Arvidem uciekał przed obojętnością żony i krzykiem dziecka, z Lillemor stroił się na spotkanie z ukochanym. Żeby o żadnej scenie nie pomyślał, że banalna albo niepotrzebnie przejaskrawiona. Żeby smakował zdanie po zdaniu, nie znajdując ani jednego potknięcia, i żeby przy tym mu nie przeszkadzało „niedialogowe” rozpisanie dialogów, które go irytuje u innych pisarzy. I żeby, kiedy odłoży Córki gór, zaczął buszować po szwedzkiej Wikipedii, by sprawdzić, czy przypadkiem autorka nie napisała już kolejnej powieści... 161 | nr 21


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

DZIECIĘCE Z 162 | nr 21


fot. shutterstock.com

ZACZYTANIE

163

| nr 21


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

N OWO Ś C I, Z A P OW I E D Z I przygotowała Sylwia Skulimowska

To nie jest książka A właśnie że jest, choć inna niż wszystkie. Nie znajdziecie w niej żadnej opowieści. Jest za to mnóstwo miejsca na eksperymenty. Na przekór zakazom autorzy nawołują: przywiąż książkę do drzewa, wypal w niej dziurę lupą, sprawdź, czy można nią wbić gwóźdź, zagraj nią w tenisa. Można ją poplamić i porysować. Szalony pomysł, by odciągnąć dzieci od ekranów i przyciągnąć do papierowych książek.

Wojna liczb Juan Darién

Księga dźwięków Soledad Bravi

Samotna jedynka z zazdrością patrzy na inne cyfry. Wszystkie są większe od niej. Potężny Król Minus obiecuje to zmienić. Nadchodzi wojna. Oryginalna, interesująco zilustrowana książka o mechanizmach wojny, szczęśliwych czasach pokoju i o... matematyce.

Księga, bo liczy aż sto osiemnaście stron! Stron nie byle jakich, bo kartonowych, w zamierzeniu dziecioodpornych. Dziecioodpornych, bo to lektura dla najmłodszych odkrywców. Odkryją oni, że dookoła nas jest bardzo głośno: stuk, puk, plusk, bęc, tik, tak, brum, szum, dzyń, gul, kwa, ko, ko, ko...

164 | nr 21


Czarostatki i parodzieje Paweł Pawlak Czterdzieści osiem dużych baśniowo pięknych ilustracji, minimalna dawka tekstu. W roli autora i ilustratora znakomity Paweł Pawlak, odpowiedzialny między innymi za powstanie uroczych Czupieńków. Niecierpliwie wypatrujemy w księgarniach.

Tato, w studni nie ma wody Markus Majaluoma Jak to nie ma wody? Kolejna przygoda rodziny Różyczków. Zapracowany tata i troje dzieci pełnych energii. W tle mama. No i oczywiście jeszcze zawsze skory do pomocy sąsiad Rurka. Będzie wesoło! Ach, ten tata!

Zjedz to sam Aleksandra Mizielińska, Daniel Mizieliński

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego Christian Heinrich, Christian Jolibois Kurczaki luzaki znowu w akcji. Już od pierwszej książeczki w serii wiadomo, że nie o jajka tu chodzi, ale o WOLNOŚĆ i MARZENIA. Teraz pierzaści przyjaciele pomagają barankowi Belino, który absolutnie nie chce, by go ostrzyżono. Tak nago? Co za wstyd! 165 | nr 21

O układzie pokarmowym żartobliwie i edukacyjnie. Dzieło duetu grafików znanych najmłodszym dzieciom z książeczek obrazowych Dawno temu w Mamoko, Miasteczko Mamoko, a starszym z oryginalnych pozycji S.Z.T.U.K.A. i D.E.S.I.G.N. Czyżby nowy hit dla najmłodszych?


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

RECENZ JE

Baltic, pies, który płynął na krze Barbara Gawryluk Prawdziwa, emocjonująca i pięknie opowiedziana historia psa, który dryfował na krze w kierunku morza. Wyczerpanego, przemarzniętego i głodnego uratowal oficer medyczny ze statku badawczego R/V Baltica, Adam Buczyński.

Spacer Łukasz Łęcki Wesołe rymy i barwne ilustracje schowane w książkowej harmonijce. A kto spaceruje? Siedem małych żuczków.

Czarna kura. Baśnie rosyjskie Rec. Marta Gulińska Świat baśni wciąga i fascynuje czytelników w różnym wieku. Nie mylmy epickiej i pełnej fantastyki baśni z bajkami, to zupełnie odmienny gatunek, któremu warto przyjrzeć się bliżej. Baśnie bywają przepełnione okrucieństwem i cudownością, roi się w nich od zjawisk nadprzyrodzonych, a bohaterami często są postaci fantastyczne, jak krasnoludki, duchy, czarownice i książęta. Wszystko jest tam możliwe, świat rzeczywisty i magiczny przenikają się wzajemnie, pojawia się również wiele nawiązań do folkloru. Czarna kura. Baśnie rosyjskie to

Bodzio i Pulpet Grzegorz Kasdepke Na Bodzia wszędzie czyha przygoda. Jedna za drugą. Cała seria przygód. Tak już po prostu jest. Pewnego razu Bodzio spotyka Ufoluda... „– Co Ufolud robi na naszej planecie? – Czyta!” 166

| nr 21


prawdziwa uczta dla miłośników tej tradycyjnej formy literackiej oraz kultury dawnej Rosji. W publikacji znajdziemy prawdziwe perełki rosyjskiej literatury z przełomu XVIII i XIX wieku. Obok tytułowej Czarnej kury... pojawiają się tu również utwory Mikołaja Gogola, Aleksandra Puszkina i Antoniego Czechowa. Niesamowite ilustracje do tego wydania stworzył Giennadij Spirin, a przekład wyszedł spod pióra najprawdziwszych artystów – wymienię choćby Juliana Tuwima i Jana Brzechwę. Książka ma duży format, wydano ją z rozmachem i z dbałością o elementy kultury rosyjskiej: czcionka tytułów poszczególnych baśni przypomina cyrylicę, ilustracje są bogate w detale, które przybliżają elementy charakterystyczne dla strojów i przedmiotów z ówczesnej epoki. Baśnie zawarte w zbiorze są bardzo różnorodne. Z jednej strony mamy do czynienia z komicznym Nosem, w którym wielce dostojny asesor kolegialny budzi się pewnego dnia i ze zdumieniem stwierdza, że z jego twarzy zniknął nos. Potem nawet spotyka ów część swego ciała, jak w mundurze majora paraduje po mieście. To doprawdy osobliwa historia. Obok zabawnych opowieści znajdziemy w zbiorze także przejmujące i pouczające teksty, jak choćby tytułowa Czarna kura albo mieszkańcy podziemia Antoniego Pogorielskiego. Baśń ta przesycona jest mądrością ludową i morałem. Alosza, jak niemal każde dziecko w wieku szkolnym, nie uczy się zbyt chętnie, o wiele większą radość sprawia mu zabawa z kurką Czarnulką na podwórku. Ku jego zdumieniu kura okazuje się ministrem z pod-

ziemnego królestwa. W nagrodę za pomoc i dyskrecję Alosza otrzymał ziarenko, dzięki któremu umiał zadane lekcje bez konieczności żmudnego uczenia się. Jak to zwykle bywa w sytuacjach, gdy coś przychodzi zbyt łatwo, chłopiec stał się zarozumiały. W tym miejscu jednak baśń się nie kończy, jak przystało na opowieść z morałem krnąbrny Alosza dostał nauczkę i zrozumiał, że radość przynoszą tylko te osiągnięcia, które zdobywa się uczciwie. Lektura baśni dostarczyć może moc wrażeń. Mało który gatunek tak wspaniale odzwierciedla elementy kultury, folkloru, fantazje i wierzenia. Ponieważ często bywają one dość skomplikowane, a momentami nawet brutalne, najlepiej i najbezpieczniej jest czytać je wspólnie na głos nawet z dziećmi, które umieją już czytać samodzielnie. Tytuł: Baśnie rosyjskie. Czarna kura Autor: A. Czechow, M. Gogol, A. Puszkin, A. Pogorzelski Ilustracje: Giennadij Spirin Tłumaczenie: J. Tuwim, Cz. Jastrzębiec-Kozłowski, J. Litwinow, J. Wyszomirski, J. Brzechwa Wydawnictwo: Media Rodzina 2012 Liczba stron: 216 Cena: 59 zł Oprawa twarda

167 | nr 21


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

są zajęci własnymi dorosłymi sprawami. Madga szuka przyjaciółki. Tomek nie lubi swojej nowo narodzonej siostry. Mateusz odkrywa, w co się bawił jego dziadek, gdy był małym chłopcem. Zosia poznaje pełną fantazji i życiowej energii niepełnosprawną Amelkę. Kasia podejrzewa, że jej niezwykła babcia jest czarodziejką. Krótkie historyjki zaciekawiają, poddają temat do poważniejszych rozmów z dzieckiem, uczą. Nie ma tu natrętnego moralizowania, nie wszystko jest powiedziane wprost, nie wszystkie przygody dnia codziennego kończą się pozytywnie. Jasiek ma duże odstające uszy i zawsze trafi się ktoś, kto będzie próbował mu z tego powodu dokuczyć. Kuba ma mnóstwo zabawek i rodziców w Anglii, nie wiadomo, kiedy znowu zamieszkają wszyscy razem. Z mądrym komentarzem rodzica książeczka może zmienić się w terapeutyczne opowiadania dla dzieci w wieku przedszkolnym.

Gdzie ucieka czas taty? Małgorzata Szyszko-Kondej

Rec. Sylwia Skulimowska Niewielka kwadratowa książeczka o ciekawym tytule. Miło jest trzymać ją w dłoni, dobrze czyta się ją w towarzystwie dzieci, z przyjemnością ogląda się jej ilustracje. Opowiada o dużych problemach małych dzieci. To właśnie one są narratorami krótkich opowiadań. „Tego dnia obraziłam się jeszcze na Dawida, który powiedział, że mam włosy takiego koloru jak jajecznica. Na Izę, która nie chciała poczęstować mnie wafelkiem. Na panią, która pochwaliła Ewę, a nie mnie. Na piłkę, której nie złapałam. Na kota, którego nie zdążyłam pogłaskać, bo mi uciekł. I jeszcze na kilka rzeczy, których nie pamętam”. Każdy ma swój zły dzień. Tak szczerze i bez ogródek Natalka mówi o swoim bardzo obrażalskim dniu. W innych opowiadaniach dzieci walczą z niechęcią rówieśników, czasem tęsknią za rodzicami, których albo nie ma, albo wciąż

Tytuł: Gdzie ucieka czas taty? I inne ważne pytania w opowiadaniach. Autor: Małgorzata Szyszko-Kondej Ilustracje: Anna Sobocińska Wydawnictwo: Świat Książki 2011 Liczba stron: 72 Cena: 28 zł Oprawa twarda

168 | nr 21


nurtujące je pytania, przedstawiono podstawowe prawa fizyki. Dowiedzieć można się między innymi, dlaczego duży hipopotam pływa, a kamień idzie na dno, dlaczego zimna butelka chłodziła rozgrzanego zająca tylko przez kilka chwil i jak poradzić sobie z borsukiem-alkoholikiem, który całymi dniami nic nie robi. Opowieści przepełnione są humorem i prostolinijną mądrością zwierzęcych bohaterów. Każda z nich kończy się pouczającą puentą i notką na temat pojawiającego się w tekście prawa fizyki. W spisie treści określono odbiorców poszczególnych opowiadań, ale nie do końca idzie to w parze z praktyką. Przede wszystkim opowiadania są dość łatwe w odbiorze aż do momentu, gdy pojawia się naukowa puenta. Trudno wyobrazić sobie, by dzieci mogły samodzielnie zrozumieć ogólną teorię względności czy zasady termodynamiki. Większość tekstów wymaga dodatkowego komentarza ze strony rodziców lub nauczycieli. Sroka w krainie entropii mogłaby z powodzeniem uzupełniać tradycyjne podręczniki do fizyki, być punktem wyjścia do pogłębiania wiedzy i zainteresowań osób w każdym wieku, w przystępny i zaskakująco prosty sposób wyjaśniać to, co wydawało się niezrozumiałe lub nudne.

Sroka w krainie entropii Rec. Marta Gulińska Fizykę można uznać za jedną z najbardziej fascynujących nauk lub za największą szkolną zmorę. Dziedzina, która poniekąd objaśnia funkcjonowanie otaczającej nas rzeczywistości, wielu osobom kojarzy się jedynie z bezrefleksyjnym odtwarzaniem trudnych i wyuczonych na pamięć regułek i wzorów. Tak niestety często wyglądają lekcje tego przedmiotu w szkołach, a jednak fizyka jest wszechobecna i znajomość jej podstaw może każdemu z nas przydać się w codziennych sprawach, które tylko wbrew pozorom nie mają nic wspólnego z prawem Archimedesa, termodynamiką i siłami elektrostatycznymi. Sroka w krainie entropii to publikacja, która kierowana jest do odbiorców w każdym wieku. W formie opowieści o zwierzętach, które szukają odpowiedzi na

Tytuł: Sroka w krainie entropii Tekst i ilustracje: Markéta Baňková Tłumaczenie: Dorota Dobrew Wydawnictwo: PWN 2012 Liczba stron: 149 Cena: 44,90 zł Oprawa twarda

169 | nr 21


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

czymś tak banalnym jak domek, choćby w górach. I w takim właśnie przypadku z pomocą przyjdzie książka Rosy M. Curto Uczę się rysować dżunglę. Znajdziemy w niej mnóstwo wesołych i kolorowych rysunków o tematyce związanej z tropikalną dżunglą. Są tu przede wszystkim zwierzęta: lwy, tygrysy, nosorożce, małpy krokodyle, antylopy, zebry, papugi oraz wiele innych. Nie zabrakło też roślin i owadów, a także ludzi zamieszkujących dżunglę (do wyboru: Afrykanin, Indianie i nawet europejski poszukiwacz przygód), a na okrasę jest kanoe, samochód terenowy i helikopter! Każdy rysunek poprzedzają szkice, które pokazują kolejne etapy jego tworzenia. Nawet zupełnie niewprawiona w rysowaniu osoba jest w stanie odtworzyć go na tej podstawie. Poradzi sobie z tym zarówno osoba dorosła, jak i dziecko w wieku szkolnym, mniejszym dzieciom potrzebna będzie pomoc rodziców. Szkoła rysowania autorstwa Sebők Zsolt jest grubsza i porządniej wydana, ma twardą oprawę i została wydrukowana na wysokiej jakości papierze. Schemat pozostaje ten sam – kilka szkiców prezentujących kolejne etapy rysowania i ostateczny efekt pracy. Tematyka zamieszczonych rysunków jest znacznie szersza – znajdziemy tu wiele zwierząt i owadów pokazanych w książce o dżungli, ale także mnóstwo innych motywów, na przykład żarówkę, igloo, armatę, maszynę do pisania, a nawet puszkę sardynek! Styl rysowania jest już poważniejszy, jednak niestety brakuje mu polotu. Gotowe obrazy przypominają popularne cliparty, znane wszystkim z programu Word, a szkice nie wydają się prawdziwymi szkicami, a jedynie ich cyfro-

Uczę się rysować dżunglę

Szkoła rysowania. Każde dziecko to potrafi Rec. Michał Stańkowski Większość rodziców prędzej czy później usłyszy od dziecka: tato, narysuj mi lwa! Pół biedy, jeśli rodzic umie narysować to groźne zwierzę albo kiedy pociecha grzecznie przyklaśnie odpowiedzi: córeczko, a może domek? Tak się jednak składa, że zdecydowana większość rodziców nie umie rysować lwów, a mało które dziecko da się zbyć 170

| nr 21


wą stylizacją. To komputerowe wykonanie grafik odbiera wiele wiarygodności książce, która ma przecież uczyć rysowania. Obie pozycje mogą być znakomitą pomocą dla stawiających pierwsze kroki w świecie grafiki i rysunku. Choć operują na schematach, to już samo ich opanowanie jest dobrym punktem wyjścia do dalszej nauki i wypracowania własnego stylu. Szkoła rysowania, ze względu na stopień trudności oraz poważniejsze i bardziej abstrakcyjne obrazy, przeznaczona jest dla starszych dzieci, młodsze wybiorą rysowanie dżungli. Każda z nich przyda się sfrustrowanym rodzicom, którzy muszą sprostać artystycznym oczekiwaniom swoich pociech. „– Tato, namaluj mi hipopotama! – Oczywiście, córeczko, hipopotama i dwie

żyrafy! – Tak tatusiu! I jeszcze proszę, rekina w oceanie! – Rekina? Córeczko, a czy może być domek?”. Tytuł: Uczę się rysować dżunglę Tekst i ilustracje: Rosa M. Curto Tłumacz: Barbara Wrońska Wydawnictwo: Świat Książki 2011 Liczba stron: 96 Cena: 29,99 zł Tytuł: Szkoła rysowania. Każde dziecko to potrafi Tekst i ilustracje: Sebők Zsolt Tłumacz: Małgorzata Moczulak Wydawnictwo: Buchmann 2011 Liczba stron: 124 Cena: 34,90 zł

171 | nr 21


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

pokazuje wszystkie etapy budowy domu. Punktem wyjścia są projekty architektoniczne. Potem obserwujemy przygotowanie placu budowy, powstawanie piwnicy, wylewanie stropu, stawianie ścian i dachu z miniogrodem. Na rozkładanych ilustracjach mnóstwo jest zdjęć, schematów, szkiców i planów. Dociekliwy czytelnik pozna strukturę ścian, sposób wykonania betonowych stropów, rodzaje podłóg i zadania dekarza. Po raz pierwszy (zapewne) przeczyta słowa takie jak: izolacja paroprzepuszczalna, masa bitumiczna, poligonalne płyty kamienne, kompresor, peszle czy ściana klinkierowa. Książka zawiera w sobie spory ładunek wiedzy z zakresu architektury, projektowania i budowy domu. Mnóstwo szczegółów i szczególików można wyłowić dzięki wielokrotnej lekturze. Uwaga, budowa... spodoba się tylko dzieciom zafascynowanym betoniarkami, dźwigami i koparkami. Jeśli plac budowy jest dla nich równie ciekawy co plac zabaw, to książka właśnie dla nich.

Uwaga, budowa! Jak się projektuje i buduje dom

Rolf Toyka, Ferenc B. Regös, Heike Ossenkop Rec. Sylwia Skulimowska Koparka rozbiórkowa ze specjalnym chwytakiem pomaga w burzeniu starego budynku. Wywrotka kursuje w te i z powrotem, wywożąc górę śmieci i gruzu. Hałas drażni mieszkańców okolicznych domów. Robotnicy rozpryskują wokół wodę, by kurz się nadmiernie nie rozprzestrzeniał. Do akcji wkracza koparka gąsienicowa i młot pneumatyczny. Pracuje rozdzielnica prądowa. Miejsce prac zostaje ogrodzone płotem. Wisi na nim żółta tablica ostrzegajaca: Teren budowy. Wstęp wzbroniony! Kilkuletni Marek wraz z rodzicami ma zamieszkać w nowym domu. Wraz z wujkiem architektem obserwuje jego budowę. Gdy tylko można, zakłada żółty kask i włącza się do prac. Rolf Toyka z pomocą ilustratorów i architektów stworzył oryginalną książkę dla dzieci. Jej tematyka, stopień szczegółowości, szata graficzna wyróżniają tę publikacje spośród wielu lektur dla młodszych czytelników. Autor krok po kroku, z detalami

Tytuł: Uwaga, budowa! Jak się projektuje i buduje dom. Autor: Rolf Toyka Ilustracje: Ferenc B. Regös, Heike Ossenkop Tłumaczenie: Emilia Kledzik Wydawnictwo: Media Rodzina 2011 Liczba stron: 30 Cena: 34,90 zł Oprawa twarda

172 | nr 21


przygodach. W tekst wplata również swoje przemyślenia i dość specyficzne definicje słów, których znaczenie dopiero poznaje. Rico z racji swych problemów jest uczniem szkoły specjalnej. Przez swoją odmienność nie ma przyjaciół wśród rówieśników, poza szkołą spędza czas oglądając filmy z sąsiadką po przejściach i chodząc z mamą grać w bingo. Jego życie diametralnie zmienia się w chwili, gdy znajduje na ulicy makaron. Jak rasowy detektyw postanawia dowiedzieć się, do kogo należał i dlaczego znalazł się właśnie tam. Niejako przy okazji poznaje małego Oscara, z którym chętnie się zaprzyjaźnia. Niestety w grze pojawia się także porywacz, Mister2000, którego Rico będzie próbował wytropić, by uratować swojego pierwszego prawdziwego przyjaciela. Rico, Oskar i głębocienie to niezwykła opowieść o przyjaźni i trudnościach, z jakimi borykają się osoby odstające w jakikolwiek sposób od społeczeństwa. Nietolerancja, wykluczenie, samotność i brak zrozumienia, czasami nawet lęk – te zachowania względem osób odmiennych wciąż stanowią barierę, którą trudno im przeskoczyć. Ta niepozorna książeczka w błyskotliwy i szalenie zabawny sposób pokazuje, że w gruncie rzeczy wszyscy potrzebujemy bliskości i zrozumienia.

Rico, Oskar i głębocienie Andreas Steinhöfel

Rec. Marta Gulińska Odmienność nie zawsze musi dzielić, czasami może być elementem scalającym i budującym prawdziwą przyjaźń. Weźmy dwójkę tytułowych bohaterów pod lupę. Rico nie odróżnia strony prawej od lewej, mylą mu się wskazówki zegara i potrafi iść tylko prosto przed siebie, bo inaczej od razu gubi drogę do domu. Mówią o nim „upośledzony”, jednak w rzeczywistości jest głęboko utalentowanym chłopcem. Oscar jest geniuszem z wielkimi zębami, który, jak każdy mądry człowiek, zna nie tylko pozytywne strony życia, ale też te najgorsze. Prawdopodobnie to właśnie powoduje, że boi się wychodzić z domu bez kasku na głowie, bo przecież co chwilę jakiś pieszy ginie w wypadku samochodowym. Narratorem opowieści jest Rico, chłopiec, któremu wiele prostych rzeczy sprawia ogromne trudności. W ramach zadania domowego na wakacje prowadzi pamiętnik, w którym opowiada czytelnikowi o swoich

Tytuł: Rico, Oscar i głębocienie Autor: Andreas Steinhöfel Ilustrator: Peter Schössow Tłumaczenie: Elżbieta Jeleń Wydawnictwo: WAM 2011 Liczba stron: 212 Cena: 29,90 zł Oprawa twarda 173 | nr 21


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

lom przedmiotów plastycznych. Materiały potrzebne do wykonania zabawek znajdą się w każdym domu; rolki po papierze toaletowym, słoiki, plastikowe butelki po napojach dzięki niekonwencjonalnym pomysłom autorów zyskają nowe życie. Nie cierpi przy tym budżet rodziny – nie będziemy ponosić dodatkowych nakładów finansowych, by ciekawe i kreatywnie spędzić czas z naszą pociechą. Poradnik rozpoczyna się ekotestem, z którym każdy czytelnik musi się samodzielnie zmierzyć. To chwila refleksji nad tym, czy wprowadzamy zasady ekologiczne do codziennego życia, a także wskazówki, co powinniśmy zmienić. Prezentowane sposoby spędzania wolnego czasu podzielone są na grupy tworzące dwa odrębne rozdziały: zabawy na dworze oraz zabawy w domu. Opis wykonania każdej z zabawek jest bardzo dokładny. Autorzy zamieszczają wykaz potrzebnych materiałów, kolejność wykonywania poszczególnych czynności i zdjęcie efektu pracy. Niestety, szata graficzna (w tym prezentowane zdjęcia) jest najsłabszą stroną poradnika. Jej wartość estetyczna pozostawia wiele do życzenia. Przy prezentowaniu każdej z zabawek znajdują się ramki zatytułowane „Ekotropy”, gdzie autorzy umieścili ciekawostki z dziedziny ekologii, które z pewnością zainteresują zarówno dzieci, jak i dorosłych. Kto z nas ma bowiem świadomość, że rocznie wytwarza trzysta dwadzieścia kilogramów śmieci? Na końcu każdej omawianej ekozabawy znajduje się krótka informacja z wiadomością, jaką sprawność czy umiejętność dziecka rozwija dana zabawa czy przygotowanie zabawki.

Coś z niczego. EKOzabawy dla małych i dużych Izabela Górnicka–Zdziech Paweł Chrzanowski Rec. Katarzyna Malec Książka Coś z niczego. EKOzabawy dla małych i dużych jest doskonałą propozycją dla rodziców, którzy chcą spędzić czas z dzieckiem z pożytkiem dla jego rozwoju psychofizycznego. Przedstawione w niej inspirujące zabawy i pomysły na samodzielne wykonanie zabawek, przedmiotów codziennego użytku czy ozdób są w 100% ekologiczne i bazują na surowcach wtórnych. Zabawy proponowane przez autorów rozwijają zdolności manualne oraz wyobraźnię dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym. Zawarte w poradniku rady przysłużą się na pewno wychowawcom świetlic i nauczycie174

| nr 21


ty Wójtowicz Grafika dla smyka. Kropkowanki dla przedszkolaka niemal cały świat skurczył się do rozmiarów punktu. Autorka prezentuje swoją książkę jako zbiór ćwiczeń „rozwijających koordynację wzrokowo-ruchową”. Ta naukowa terminologia tylko pozornie brzmi skomplikowanie i nudno. W rzeczywistości Kropkowanki to kilkadziesiąt obrazków formatu A4, złożonych z niedaleko od siebie położonych kropek, które maluchy mogą łączyć i tworzyć tym samym wspaniałe malarskie kompozycje. Książka zaczyna się od rysunków bliskich sercu każdego przedszkolaka – lalki i misia. Dalej autorka wprowadza podział na pory roku, od jesieni do lata. Każdą część otwiera wizerunek „pani” danego okresu, po czym pojawiają się atrybuty tej pory: rośliny, zwierzęta czy przedmioty związane ze świętami – na przykład jesienią będą to jeż, drzewo z opadającymi liśćmi, ludziki z żołędzi i kasztanów, a wiosną bazie, koszyczek wielkanocny czy przebiśniegi. Druga strony karty, na której znajdują się obrazki, jest zawsze pusta. Można je więc wycinać, kolorować kredkami lub farbami, układać według rozmaitych kluczy, a nawet tworzyć scenki i ilustrować nimi wymyślane przez dzieci historie. Kropkowanki to zatem nie tylko proste ćwiczenia „rozwijające koordynację”, ale potencjalne źródło wielu kreatywnych zabaw, również dla starszaków.

Coś z niczego. EKOzabawy dla małych i dużych, oprócz zapewnienia świetnej rozrywki dla całej rodziny, uczą pozytywnych wzorców zachowań – postawy proekologicznej, niezwykle ważnej dla nas – wszystkich obywateli Ziemi. Tytuł: Coś z niczego. EKOzabawy dla małych i dużych. Autor: Izabela Górnicka–Zdziech, Paweł Chrzanowski Ilustracje: Paweł Chrzanowski Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 2012 Liczba stron: 126 Cena: 25, 90 zł

Grafika dla smyka. Kropkowanki dla przedszkolaka Małgorzata Wójtowicz Rec. Ewa Popielarz

Tytuł: Grafika dla smyka. Kropkowanki dla przedszkolaka Autor: Małgorzata Wójtowicz Wydawnictwo: Impuls 2012 Liczba stron: 116 Cena: 19,96 zł

O tym, że biedroneczki są w kropeczki, powszechnie wiadomo. Ale kto by przypuszczał, że całe w kropkach mogą być też lalka, miś, bałwan, kwiaty czy ryby! A jednak – dzięki magicznej książce Małgorza175 | nr 21


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

nadmorskiej plaży. A gdy wszystkie się pokłócą, wtedy trawa jest czerwona, niebo żółte, słońce niebieskie. Plastyczne wymyśl-Anki powstały z myślą o maluchach w wieku od siedmiu do trzynastu lat. Choć książka skonstruowana jest tak, że starsze dziecko może korzystać z niej samodzielnie, to jednak towarzystwo i rada opiekuna przydadzą się podczas lektury. Z dorosłymi ciekawiej będzie wyjaśniać zagadki ciepłych barw, zastanawiać się nad łamaniem kolorów, rysowaniem hałasu, milej będzie odwiedzać Królestwo Szarego Kartonu i Ocean Wyobraźni. Książka poszerza wiedzę dzieci o barwach, pokazuje kolory podstawowe i pochodne, chłodne i ciepłe. W słowniku młodych plastyków pojawiają się nowe wyrazy: ultramaryna, umbra, kompozycja symetryczna, dyptyk... Opowiadania Anny Kalbarczyk mają inspirować do twórczych eksperymentów. To nie malowanka-rysowanka, lecz miniscenariusze zabaw plastycznych, które można wykorzystać i w domu, i w szkole.

Plastyczne wymyśl-Anki, czyli opowiadania o sztuce Anna Kalbarczyk

Rec. Sylwia Skulimowska Jaki kolor ma cisza? Skąd marzycielska natura fioletu? Czy biel można rozjaśnić? Autorka Anna Kalbarczyk bawi się kolorami, miesza je, kontrastuje i rozjaśnia. Buduje kompozycje symetryczne i asymetryczne, tworzy optyczne złudzenia i abstrakcyjne wzory. Wszystkie te harce z barwami są zachętą dla dzieci, zaproszeniem do wspólnej zabawy. Na książkę składa się ponad czterdzieści pomysłów na malarskie wprawki. Każdy opatrzony jest miniopowiadaniem, rysunkiem (najczęściej) oraz króciutkimi wskazówkami metodycznymi. Ilustracje zaciekawiają, a opowiastki rozbudzają dziecięcą wyobraźnię. Mnóstwo w nich kolorów zatroskanych o swoje piękno, ciekawych, jak można je wyeksponować lub połączyć na bloku rysunkowym. Czerwony lubi niebieski, razem czują się fioletowo. Żółty wymienia się listami z niebieskim i prosi o pomoc w zazielenieniu

Tytuł: Plastyczne wymyśl-Anki czyli opowiadania o sztuce Tekst i iustracje: Anna Kalbarczyk Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Impuls 2011 Liczba stron: 76 Cena: 19 zł

176 | nr 21


OdwiedĹş nas na facebooku! 177 | nr 21


DZIECIĘCE ZACZYTANIE

poznać obozowe życie. Gry są rozmaite, od prostych wykreślanek czy labiryntów, przez krzyżówki sprawdzające wiedzę obozową, po prawdziwą grę planszową. Na końcu książki na dociekliwych odkrywców czekają odpowiedzi. Franklin bardzo denerwował się przed wyjazdem na wakacje. Nie pomagały nawet zapewnienia mamy, że na obozie jest o wiele fajniej niż w szkole. Okazało się oczywiście, że jego lęki były bezpodstawne, na koniec żałował, że wycieczka trwała tak krótko. Na szczęście czytelnicy jego przygód, jeśli poczują niedosyt, mogą sięgnąć po inne książki z serii o Franklinie. A kto wie – może kiedyś sami wybiorą się na obóz i stworzą swój własny dziennik przygód?

Franklin jedzie na obóz. Historyjka, gry i zagadki

Paulette Bourgeois, Brenda Clark Rec. Ewa Popielarz Nie tylko rodzice denerwują się przed wyjazdem swoich pociech na obóz letni. Dzieciaki, mimo że przed kolegami zgrywają odważnych, również przeżywają w związku z tym trudne chwile. Niektórzy mają nawet żaby w brzuchu – na przykład Franklin. Sympatyczny żółwik z książek Paulette Bourgeois, do których ilustracje wykonuje Brenda Clark, i tym razem pomaga młodym czytelnikom zmierzyć się ze swoimi lękami. Jak zawsze wprost mówi, co czuje, pokazując tym samym, że to nie wstyd okazać strach czy zakłopotanie. W książce Franklin jedzie na obóz towarzyszymy mu w czasie pierwszego samodzielnego wyjazdu wakacyjnego. Wszyscy uczestnicy obozu mieli za zadanie prowadzić dzienniczki, w których zapisywali najciekawsze wydarzenia danego dnia. Notatki Franklina zainspirowały Jane B. Mason do ułożenia zagadek, przy rozwiązywaniu których dzieci będą mogły lepiej

Tytuł: Franklin jedzie na obóz. Historyjka, gry i zagadki Autor: Paulette Bourgeois Ilustrator: Brenda Clark Gry i zagadki: Jane B. Mason Tłumaczenie: Patrycja Zarawska Wydawnictwo: G+J Książki 2012 Liczba stron: 24 Cena: 8,90 zł

178 | nr 21


ją małym czytelnikom odnaleźć się w świecie, pomagają radzić sobie z emocjami, sytuacjami codziennymi i bardziej niezwykłymi, uczą rozumieć siebie i innych. Dzieci dowiadują się, że nie każda nowość czy nowa osoba – w tym wypadku opiekunka – to coś złego lub groźnego i nie można się z góry uprzedzać. Wystarczy odrobina otwartości i w naszym życiu pojawi się ktoś ciekawy i sympatyczny. Przygoda z gotowaniem natomiast zwraca uwagę na podział ról w rodzinie, konieczność pomagania przy codziennych pracach, ale też pokazuje, że zwykłe czynności – wykonywane chętnie i z uśmiechem – mogą stać się zabawą, choćby nawet po jej zakończeniu czekało nas gruntowne sprzątanie. Wielkim atutem historyjek o Basi w wersji drukowanej są charakterystyczne rysunki Marianny Oklejak. Wersja audio jest o nie, rzecz jasna, uboższa, tekst zyskuje jednak nowy wymiar dzięki niskiemu głosowi Marii Seweryn, która czyta bardzo dobrze i naturalnie, we właściwym tempie i bez przesadnego wczuwania się w poszczególne postacie. Jedyny zarzut, jaki można postawić płycie, jest taki, że zbyt szybko się kończy, od czego jednak przycisk powtarzania na odtwarzaczu.

Basia i opiekunka Basia i gotowanie Zofia Stanecka, Marianna Oklejak, czyta Maria Seweryn Rec. Piotr Chojnacki Basia ma mamę i tatę oraz dwóch braci: starszego Janka i młodszego Franka. Chodzi do przedszkola i codziennie przytrafia jej się coś nowego. Pewnego razu Basia musi zmierzyć się z decyzją swoich rodziców o zatrudnieniu opiekunki – miałaby ona przyprowadzać dziewczynkę z przedszkola i zajmować się nią do ich powrotu. Zdaniem Basi to kiepski pomysł: jak można oddawać ją pod opiekę jakiejś obcej osoby? Dorośli jednak nie przejmują się protestami i pewnego popołudnia dzieci poznają Olę. Nawet nieufna Basia szybko daje się zauroczyć. Innym razem Basia ze zdziwieniem obserwuje bunt mamy, która gotuje kolację, podczas gdy jej rodzina siedzi bezmyślnie przed telewizorem i nie kwapi się do pomocy. Zdenerwowana mama wyrzuca najbliższych do kuchni i poleca im przygotować coś do jedzenia. Wkrótce się okazuje, że dobre chęci to trochę za mało, żeby sobie poradzić ze spaghetti. Kolejne katastrofy przerywają pracę, mimo to jednak w końcu makaron z sosem i sałata lądują na stole. Opowiadania Zofii Staneckiej pomaga-

Tytuł: Basia i opiekunka; Basia i gotowanie Autor: Zofia Stanecka Ilustrator: Marianna Oklejak Lektor: Maria Seweryn Wydawnictwo: Egmont, 2011 Audiobook Płyta CD Cena: 14,99 zł 179 | nr 21


POD LUPĄ Ocena: 6

Ocena: 5

Ocena: 4

Ocena:4

Ocena: 5

DLA DZIECI W WIEKU:

6+

4+

8+

7+

5+

BAWI

!!!

!

!

!

!!!

UCZY

!

!!

!!!

!!!

!!!

CIESZY OKO SZATA GRAFICZNA

!!!

!!

!

!!

!!!

CIESZY UCHO EFEKTY DŹWIĘKOWE

-

-

-

-

-

WIERSZEM PISANE

!

-

-

-

-

Z KRAINY FANTAZJI

-

-

-

-

Z ŻYCIA WZIĘTE - AUTOR O CODZIENNOŚCI

-

-

-

AUTOR BAŚNIE OPOWIADA

-

-

AUTORYTET O ŻYCIU I ŚMIERCI - POWAŻNE TEMATY

-

-

-

-

AUTOR PRZYBLIŻA HISTORIĘ

-

-

-

-

-

AUTOR STRASZY

-

-

-

-

-

DODATKOWE ATRAKCJE - NIETYPOWE DEKORACJE

-

-

-

-

-

DOROSŁY TEŻ POLUBI

!!!

!!

!!!

!!

!!!

180 | nr 21

il


Ocena: 6

Ocena: 6

Ocena: 4

Ocena: 5

Ocena: 4

Ocena: 5,5

(audiobook) Ocena: 4,5

4+

5+

5+

3+

7+

3+

4+

!!

!!!

!!

!

!

!

!!

!!!

!

!!!

!!

!!

!!

!!

!!!

!

!

!!

!

!!

?

-

-

-

-

-

-

!!!

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

!!!

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

Rozkł. lustracje

-

-

-

-

gra planszowa

!!!

!!!

!!!

!

!

!!

181

!| nr 21


BIBLIONETKOWICZE PISZĄ SENTYMENTALNIE

HISTORIE RODZINNE JAK TA LALA

O

glądałam ostatnio stare rodzinne fotografie. Uwiecznione na papierze twarze tych, których już nie ma i tych, którzy jeszcze są, ale już zupełnie odmienieni przez czas. Ciągnie mnie od zawsze do starych zdjęć – to taki prosty, ale niezwykły nośnik przeszłości. Czarno-biała kolorystyka, zupełnie różne od dzisiejszych ubrania i fryzury, miejsca, które dobrze znam, ale całkowicie inne. I ludzie, charakterystyczne uśmiechy, gesty, podobieństwa – do mnie, do moich bliskich teraz. Uderza na przykład widok nastoletniej czytającej babci, która ułożyła dłonie jakoś z boku w tym samym charakterystycznym geście, który sama doskonale pamiętam. Zawsze, zawsze tak trzymała ręce przy czytaniu. Przewracając kolejne kartki, widzę młodziutką siostrę mojej prababci. Ma takie same włosy jak ja – jasną, niesforną chmurę wokół głowy.

Boli mnie czasem, że wiedza o tych ludziach stopniowo zanika. Teoretycznie mogę się czegoś dowiedzieć, ale nie zawsze rodzina ma ochotę opowiadać. Gdybym o historie rodzinne zaczęła pytać dziadka od strony taty, prawdopodobnie zbyłby mnie machnięciem ręki. Babcia może coś tam opowie, ale bez szczególnej ochoty i sama nie zacznie. Moja dziewięćdziesięciosiedmioletnia prababcia pewnie miałaby o czym opowiadać, ale nie zbiera jej się nigdy na wspomnienia i bardziej interesuje się tym, co dzieje się za oknem. Poza tym po prostu trudno się z nią dogadać – może i wciąż czyta bez okularów, ale z jej słuchem jest coraz gorzej. Chyba tylko dziadek od strony mamy ma ochotę na takie opowieści. I czasem dowiem się czegoś ciekawego. A to, że jakaś prapra...babcia była Żydówką (choć nikt nie jest pewien, kiedy to było). A to, że prapradziadek ponad sto lat temu 182 | nr 21


pojechał na zarobek do Ameryki, ale obiecał swojej narzeczonej, że do niej wróci. Ściągnął tam jeszcze swoich dwóch braci. Oni zostali, ale on wrócił, kupił ziemię, ożenił się ze swoją dziewczyną - z praprababcią. Takie historie są dla mnie ciekawe i w pewien sposób ważne. Może dlatego tak bardzo podobała mi się „Lala” Jacka Dehnela. To przecież właśnie zbiór takich historii – niekończąca się opowieść o rodzinie, o przodkach. Wyraz głębokiej łączności z minionymi pokoleniami i miłości dawnych czasów. Czytanie „Lali” jest właśnie jak przeglądanie starych fotografii. Cały czas towarzyszy nam jednak ktoś, kto o każdej postaci na zdjęciu coś wie, a w dodatku umie snuć opowieści w barwny sposób. Książka Dehnela jest piękna – ciepła, czasem zabawna i czasem smutna, przepełniona łagodną nostalgią. Zbudowana z wielu drobnych historii, które tworzą jedną wielką opowieść o życiu. Nie wiem, czy takie anegdotki nas budują i czy mają jakiś wpływ na nas samych, na to, kim jesteśmy i co robimy. Ale wydaje mi się, że uświadamiają one, że za nami ktoś stał – i ktoś stanie także przed nami. Nie jesteśmy zawieszeni w próżni.

rości i odchodzenia najważniejszej bohaterki książki, babci autora. Zaczyna się dla niej trudny okres bezradności, słabości i pogarszającej się pamięci. Dehnel mówi o przeszłości, a potem o odchodzeniu, przemijaniu. Ale jego książka jest też wezwaniem do pamiętania. Myślę, że powinnam więc wyciągać te rodzinne historie, póki się da. Bo być może nadejdzie czas, kiedy zwyczajnie nie będę miała kogo o nie zapytać. Julia Kwiecień (Ultramaryna)

„Lala” ma też drugą stronę medalu. Ostatnia część jest bolesnym obrazem sta183

| nr 21


184 | nr 21


ROZDZIAŁ 1

SK RY TOB ÓJ C Y I SP R Z YM I E R Z E Ń C Y

W Imardinie panuje błędne przekonanie, że prasy drukarskie zostały wynalezione przez magów. Każdy, kto nie zna zasad działania pras ani magii, za sprawą efektownych odgłosów wydawanych przez maszynę oraz jej konwulsyjnych ruchów może łatwo odnieść wrażenie, że funkcjonuje ona dzięki alchemii. Wykorzystanie magii nie jest jednak konieczne, pod warunkiem że znajdzie się ktoś chętny do obracania koła i obsługi dźwigni. Cery poznał istotę sprawy lata temu dzięki Sonei. Wynalazca maszyny zaprezentował ją w Gildii, gdzie została skwapliwie wykorzystana jako szybki i tani sposób na kopiowanie ksiąg. Następnie usługi drukarskie zaoferowano mieszkańcom Domów nieodpłatnie, a osobom z pozostałych klas społecznych za odpowiednią cenę. Pogląd, że drukarstwo było sztuką opartą na magii, był rozpowszechniany po to, by zniechęcać innych do oferowania takich usług na własną rękę. Mit został obalony, gdy dostęp do Gildii uzyskali ludzie z niższych klas społecznych, co zaowocowało pojawieniem się sporej liczby maszyn drukarskich w całym mieście. Zdaniem Cery’ego złą stroną takiego stanu rzeczy był rozkwit popularności romansów przygodowych. Jeden z ostatnio wydanych opisywał perypetie zamożnej dziedziczki, którą pewien przystojny Złodziej wybawił od jej opływającego w luksusy, lecz nudnego życia. Pojedynki były absurdalnie niewiarygodne, 185 | nr 21


prawie zawsze na miecze, a nie na noże, a w światku przestępczym można było spotkać stanowczo zbyt wielu przystojnych mężczyzn kierujących się niepraktycznymi zasadami honoru i lojalności. Powieść przedstawiała kobiecej części Imardinu daleki od prawdy obraz półświatka. Oczywiście Cery nie pisnął o tym ani słowa kobiecie, która leżała teraz w łóżku przy jego boku, a ulubione fragmenty tej powieści czytywała mu co wieczór, odkąd pozwoliła mu zamieszkać u siebie w piwnicy. Cadii daleko było do zamożnej dziedziczki. A ze mnie żaden oszałamiająco przystojny Złodziej. Od śmierci męża była samotna i pogrążona w smutku, a pomysł ukrywania w piwnicy Złodzieja stanowił miłą odmianę. A on… on nie miał się już gdzie ukryć. Odwrócił się w jej stronę. Spała, oddychając spokojnie. Zastanawiał się, czy naprawdę mu wierzyła, że jest Złodziejem, czy też nie miało to dla niej znaczenia, bo po prostu pasował do świata jej wyobraźni. Nie był ognistym, młodym Złodziejem z powieści. Brakowało mu wigoru na opisywane w niej przygody, czy to łóżkowe, czy pozostałe. Robię się słaby. Wystarczy, że wejdę po schodach, a serce mi wali i dostaję zadyszki. Zbyt wiele czasu spędziliśmy w dusznych kryjówkach, a zbyt mało na doskonaleniu umiejętności walki. Z sąsiedniego pokoju dobiegł go odgłos głuchego uderzenia. Uniósł głowę i spojrzał na drzwi. Czyżby Anyi i Gol się zbudzili? Sam wątpił, czy uda mu się z powrotem usnąć. Zawsze miał problemy ze snem, kiedy czuł się jak w klatce. Wyślizgnął się z łóżka, automatycznym ruchem wciągnął spodnie i podniósł płaszcz. Wsuwając jedną rękę w rękaw, drugą sięgnął do klamki i cicho ją nacisnął. Kiedy otworzył drzwi, ujrzał Anyi. Stała pochylona nad Golem, z nożem, w którym odbijały się światła lamp, gotowa do ataku. Serce podskoczyło mu w piersi z niepokoju i niedowierzania. – Co…? – zaczął. Na dźwięk jego słów Anyi odwróciła głowę z poza­zdroszczenia godnym refleksem młodej osoby. To nie była ona. Równie szybko dziewczyna znów spojrzała na Gola i zamierzyła się nożem, jednak wyciągnięte w górę ręce chwyciły nadgarstek zabójczyni i zatrzymały go. Gol poderwał się z łóżka. Cery już był za drzwiami, ale zatrzymał się, gdy nowa myśl przezwyciężyła zamiar powstrzymania kobiety. Gdzie jest Anyi? Okazało się, że na drugiej pryczy rozgorzała już kolejna walka, tyle że tym 186 | nr 21


razem to intruz był przygwożdżony do materaca i próbował odepchnąć ręce trzymające nóż tuż nad jego piersią. Cery’ego ogarnęła fala dumy. Jego córka musiała obudzić się na tyle szybko, by złapać zabójcę i obrócić jego atak przeciw niemu. Próbowała wbić nóż w pierś napastnika, lecz jej twarz wykrzywiał grymas wysiłku. Mimo drobnej budowy zabójca miał dobrze rozwinięte mięśnie nadgarstków i szyi. Dziewczyna nie wygra tej próby sił. Przewagę dawała jej szybkość. Zrobił krok w jej stronę. – Wynoś się stąd, Cery – warknął Gol. Napastnik odepchnął ramiona Anyi, gdy na chwilę straciła koncentrację. Wydostała się poza zasięg jego rąk. Zeskoczyła z łóżka i przyjęła postawę do walki, błyskawicznie wyjmując z rękawa długi, cienki nóż. Zabójca jednak nie ruszył w jej kierunku. Jego wzrok powędrował ku Cery’emu. Złodziej nie miał zamiaru zostawiać tej walki Anyi i Golowi. Być może kiedyś będzie musiał opuścić przyjaciela, ale jeszcze nie dziś. I nigdy nie opuściłby córki. Odruchowo założył drugi rękaw płaszcza. Udając wystraszonego, zrobił krok w tył, jednocześnie sięgając do kieszeni i wsuwając dłonie w zakładane na nadgarstki paski od swojej ulubionej broni: dwóch noży. Ich pochwy były przymocowane do wnętrza kieszeni, tak aby ostrza były gotowe do cięcia od razu po wyjęciu. Zabójca przyskoczył do Cery’ego. Anyi rzuciła się na niego jednym susem. Cery zrobił to samo. Tego napastnik się nie spodziewał. Nie spodziewał się również dwóch noży, w których zakleszczyła się jego broń. Ani dobrze wycelowanego ostrza, które prześlizgnęło się po miękkiej skórze na szyi. Zamarł z zaskoczenia i przerażenia. Cery uskoczył w bok i uniknął strumienia krwi, który trysnął, gdy Anyi cofnęła nóż, wybiła ostrze z dłoni zabójcy i dobiła go pchnięciem w serce. Bardzo skutecznie. Dobrze ją wyszkoliłem. Z pomocą Gola, oczywiście. Cery odwrócił się, żeby sprawdzić, jak radzi sobie przyjaciel, i z ulgą zobaczył napastniczkę leżącą w rosnącej kałuży krwi. Gol spojrzał na niego i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Dyszał ciężko. Tak jak ja, uświadomił sobie Cery. Anyi schyliła się i przebiegła rękami wzdłuż ciała napastnika, przeszukując jego ubranie, po czym potarła palce. – Sadza. Zszedł kominem do domu nad nami. – Podejrzliwie spojrzała na stare kamienne schody prowadzące do drzwi piwnicy. Cery’emu zrzedła mina. Bez względu na to, jak ci dwoje się tu dostali, a przede 187 | nr 21


wszystkim – jak ich znaleźli, to już nie jest bezpieczna kryjówka. Posępnie spojrzał na martwych skrytobójców, zastanawiając się nad pozostałą garstką osób, do których mógłby się zwrócić o pomoc, oraz nad tym, jak się z nimi skontaktować. Usłyszał delikatne westchnienie. W drzwiach stała owinięta jedynie w prześcieradło Cadia i szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w martwych skrytobójców. Wzdrygnęła się, lecz gdy na niego spojrzała, jej osłupienie przerodziło się w rozczarowanie. – Chyba w takim razie nie zostaniesz na kolejną noc? Cery pokręcił głową. – Przepraszam za ten bałagan. Skrzywiła się na widok krwi i ciał, zmarszczyła brwi i rzuciła okiem na sufit. Cery niczego nie usłyszał, ale Anyi w tej samej chwili podniosła głowę. Wszyscy wymienili pełne niepokoju spojrzenia, nie chcąc nic mówić, dopóki ich podejrzenia nie okażą się słuszne. Cery usłyszał ciche skrzypnięcie, stłumione przez podłogę nad ich głowami. Anyi i Gol jak najciszej zabrali buty, tobołki i lampy, po czym ruszyli za Cerym do drugiego pokoju, zamykając za sobą drzwi i blokując je starą skrzynią. Cadia zatrzymała się pośrodku pomieszczenia, westchnęła i opuściła prześcieradło, żeby się ubrać. Anyi i Gol szybko się odwrócili. – Co mam robić? – szepnęła Cadia do Cery’ego. Pozbierał resztę swoich ubrań, wziął lampę i chwilę się zastanowił. – Chodź z nami. Wyglądała raczej na zmartwioną niż podekscytowaną, kiedy przeciskali się przez klapę w podłodze, prowadzącą na dawną Złodziejską Ścieżkę. Korytarze były tu pełne gruzu i niezbyt bezpieczne. Ten odcinek podziemnej sieci został odcięty od pozostałej części, gdy Król przebudował pobliską drogę i w miejsce starych slumsów postawił nowe domy. Choć miejsce leżało poza granicami terytorium Cery’ego, Złodziej opłacił człowieka, który wykopał nowe prowadzące do niego przejście, stare ścieżki zaś zostawił w takim stanie, by wyglądały na opuszczone i w razie odnalezienia nikogo nie skusiły. Takie miejsce przydawało się, by coś ukryć, na przykład skradzione przedmioty, czasem jakieś zwłoki. Nigdy jednak Cery nie planował, że będzie tam ukrywał… siebie. Cadia przyjrzała się zawalonemu gruzem korytarzowi z mieszaniną przerażenia i ciekawości. Cery podał jej lampę i wskazał kierunek. – Jakieś sto kroków dalej zobaczysz kratę, wysoko na lewej ścianie. Za nią będzie alejka biegnąca pomiędzy dwoma domami. W ścianie są rowki, które 188 | nr 21


ułatwiają wspinaczkę, a krata powinna otwierać się do wewnątrz. Idź do jednego z sąsiadów i powiedz, że ktoś włamał się do twojego domu. Jeśli znajdą ciała, powiedz, że to włamywacze, i podsuń myśl, że jeden zaatakował drugiego. – A jeśli ich nie znajdą? – Zaciągnij ciała do tunelu i nie wpuszczaj nikogo do piwnicy, póki nie wywietrzeje zapach. Wyglądała na jeszcze bardziej zmartwioną, ale przytaknęła i wyprostowała się. Jej odwaga wzruszyła go do bólu. Miał nadzieję, że nie dopadną jej kolejni zabójcy ani nie zostanie w żaden inny sposób ukarana za udzielenie mu pomocy. Przysunął się do niej i mocno pocałował. – Dziękuję – powiedział cicho. – To była sama przyjemność. Uśmiechnęła się, a w jej oczach na chwilę zabłysły iskierki. – Uważaj na siebie – powiedziała. – Zawsze uważam. A teraz już idź. Odeszła pośpiesznie. Nie mógł ryzykować i odprowadzić jej wzrokiem. Gol poprowadził ich naprzód, a Anyi trzymała się z tyłu, gdy przemierzali zawalone korytarze. Zrobili kilka kroków i usłyszeli za sobą jakiś trzask. Cery zatrzymał się i odwrócił. – Cadia? – mruknął Gol. – Krata się zatrzasnęła po jej wyjściu na ulicę? – Z takiej odległości byśmy nie usłyszeli – rzekł Cery. – To nie był dźwięk kraty opadającej na cegły czy kamień – wyszeptała Anyi. – To było… coś drewnianego. Po chwili usłyszeli stukot. Odgłos grzechoczących cegieł i kamieni. Po plecach Cery’ego przebiegł dreszcz. – No dalej. Pospieszcie się. Tylko po cichu. Gol wysoko uniósł lampę, ale na ziemi walało się tyle gruzu, że tylko chwilami udawało im się biec. Cery miał ochotę przeklinać, żałując, że nie zlecił dokładniejszego sprzątania. Na prostym odcinku tunelu Gol zaklął, poślizgnął się i zatrzymał. Wychylając się zza ramienia dryblasa, Cery zauważył, że trafili w miejsce, gdzie niedawno zawaliło się sklepienie, i znaleźli się w ślepej uliczce. Zawrócili szybko i pośpieszyli z powrotem w kierunku poprzedniej krzyżówki. Anyi westchnęła, gdy dotarli do zakrętu. – Zostawiamy ślady. Cery spojrzał pod nogi i zobaczył odciski stóp na zapylonym podłożu. Nadzieja na to, że pościg ruszy tropem prowadzącym w ślepą uliczkę, legła w gruzach, gdy zdał sobie sprawę, że ślady Gola prowadzą właśnie do bocznego korytarza, niezbicie dowodząc, że zawrócili. 189 | nr 21


Ale jeśli nadarzy się kolejna okazja do zostawienia fałszywego tropu… Niestety, nie nadarzyła się. Kiedy wreszcie dotarli do przejścia prowadzącego do głównej części Złodziejskiej Ścieżki, ogarnęła go ulga. Ponownie pożałował, że nie przewidział takiej sytuacji: zamaskował wejście do odciętych tuneli, ale nie zadał sobie trudu, by ukryć wyjście od środka, na wypadek gdyby ktoś się w nich znalazł. Gdy zamknęli za sobą drzwi, rozejrzeli się po czystszym, lepiej utrzymanym korytarzu, w którym się znaleźli. Nie mieli jak zablokować drzwi i uniemożliwić ścigającym wyjście ze starych tuneli. – Dokąd teraz? – spytał Gol. – Na południowy wschód. Teraz podążali już szybciej, zasłonili jednak lampy, aby drogę oświetlał im jak najcieńszy promień światła. Cery wolałby iść po ciemku, słyszał jednak historie o pułapkach mających chronić terytoria innych Złodziei, zastawianych przez przedsiębiorczych rabusiów lub tajemniczych Glizdów. Mimo to tempo narzucone przez Gola było ryzykownie szybkie i Cery się obawiał, że przyjaciel nie będzie w stanie uskoczyć, gdy natknie się na coś niebezpiecznego. Wkrótce Cery dyszał ciężko, bolało go w piersi i coraz bardziej chwiał się na nogach. Gol wypuścił się nieco naprzód, lecz po chwili zwolnił i odwrócił się. Zaczekał na Cery’ego, lecz miał zachmurzoną twarz i nie szedł dalej, mimo że Cery już go dogonił. – Gdzie jest Anyi? Serce boleśnie podskoczyło w piersi Cery’ego. Pośpiesznie się obrócił, lecz za plecami miał tylko ciemność. – Tu jestem – usłyszeli ściszony głos, po czym Anyi cicho wyłoniła się z mroku. – Zatrzymałam się, żeby sprawdzić, czy usłyszę pościg. – Minę miała ponurą. – Idą za nami. Więcej niż jeden. – Machnęła ręką, szybko do nich podchodząc. – Pośpieszcie się. Nie są daleko. Cery podążył za Golem, który ruszył naprzód. Wielkolud nadał jeszcze szybsze tempo. Wybrał krętą trasę, ale nie udało im się zgubić prześladowców – co dowodziło, że znają te korytarze tak dobrze, jak on i Cery. Gol zbliżył się do korytarzy pod Gildią, jednak perspektywa spotkania z magami nie odstraszyła ścigających, którzy najwyraźniej nie mieli zamiaru pozwolić im uciec. Dochodzili właśnie do tajnego wejścia, przez które Cery przechodził do tuneli pod Gildią. Nie odważą się tam za mną wejść. Chyba że nie wiedzą, dokąd te korytarze prowadzą. Jeśli za nami pójdą, odkryją, że Gildia nie strzeże swoich tuneli. A to oznacza, że Skellin też się o tym dowie. Nie dość, że nie będę mógł już 190 | nr 21


nigdy tędy uciec, to jeszcze będę musiał ostrzec Gildię. Zasypią przejścia i pozbawią nas najbezpieczniejszej drogi do Sonei i Lilii. Traktował należące do Gildii korytarze jak ostateczną drogę ucieczki. Gdyby tylko był inny wybór… Około dwudziestu kroków od wejścia do Gildii usłyszeli coś za plecami, a zatem zabójcy byli blisko. Zbyt blisko – nie będzie czasu na otwarcie ukrytych drzwi. Gol zwolnił kroku, by spojrzeć na Cery’ego, i pytająco uniósł brwi. Cery prześlizgnął się obok i pośpieszył w innym kierunku. Był inny wybór. Bardziej ryzykowny. Groził jeszcze większym niebezpieczeństwem niż to, któremu umkną. Ale jeśli ścigający ośmielą się ruszyć ich śladem, to przynajmniej oni również znajdą się w niebezpieczeństwie. Gol odgadł zamiar Cery’ego i zaklął pod nosem. Ale się nie sprzeciwił. Chwycił Cery’ego za ramię, żeby ten na chwilę zwolnił, i ponownie zajął miejsce na przedzie. – Szaleństwo – mruknął, po czym pędem ruszył w kierunku Miasta Glizdów. Minęła już ponad dekada – prawie dwie – odkąd dziesiątki dzieci z ulicy zadomowiły się w tunelach, po tym jak zniszczono ich dzielnicę. Szybko stały się bohaterami budzących grozę historii opowiadanych w spylunkach i żeby straszyć niegrzeczne dzieci. Mówiło się, że Glizdowie nigdy nie wychodzą na światło dzienne, że opuszczają tunele tylko nocą, przechodząc kanałami i przez piwnice, żeby podkradać jedzenie i robić ludziom psikusy. Niektórzy wierzyli, że mieszkańcy tuneli zamienili się w patykowate, blade istoty o wielkich ślepiach, dzięki którym widzą w ciemnościach. Inni powiadali, że wyglądają jak zwykłe dzieci ulicy, ale gdy otwierają usta, okazuje się, że mają długie kły. Panowało jednak zgodne przekonanie, że zapuścić się na terytorium Glizdów to jak prosić się o śmierć. Od czasu do czasu pojawiali się tacy, którzy postanawiali przekonać się o tym na własnej skórze. Większość nigdy nie wracała, nieliczni jednak pojawiali się z powrotem, krwawiąc z ran zadanych w ciemnościach przez bezszelestnych, niewidocznych napastników. Mieszkańcy tych okolic zostawiali Glizdom podarki, mając nadzieję na uniknięcie podziemnych ataków na swoje domy. Cery, którego terytorium w jednym końcu zachodziło na tereny Glizdów, polecił swoim ludziom co kilka dni zostawiać w jednym z tuneli jedzenie w worku, na którym umieszczono obrazek małego gryzonia, ceryniego, od którego wziął swoje imię. Minęło już trochę czasu, odkąd sprawdzał, czy nadal wypełniają jego polecenie. Jeśli nie, to prawdopodobnie i tak nie będę miał okazji ich za to ukarać. Wkrótce zauważył oznaczenia ostrzegające o wkroczeniu na terytorium 191 | nr 21


Glizdów. A potem już ich nie widział. Za plecami słyszał przyspieszony oddech Anyi. Czy ścigający ich ludzie ośmielili się nadal podążać ich śladem? – Nie rób tego – powiedziała Anyi, ciężko dysząc, gdy zwolnił, żeby obejrzeć się za siebie. – Są… tuż… za… nami. Zabrakło mu tchu, żeby zakląć. Wdychane i wydychane powietrze sprawiało ból. Bolało go całe ciało, a nogi chwiały się, gdy zmuszał je do dalszego biegu. Pomyślał o niebezpieczeństwie, w jakim znalazła się Anyi. To ją pierwszą zabiją, jeśli ich dogonią. Nie mógł na to pozwolić. Coś złapało go za kostki i runął naprzód. Ziemia nie była tak płaska ani twarda, jak się spodziewał, ale ruszała się, falowała i wydawała z siebie stłumione przekleństwa. To był Gol – niewidoczny w całkowitych ciemnościach. Lampy zgasły. Cery przeturlał się na bok. – Zamknij się – ktoś szepnął. – Posłuchaj go, Gol – nakazał mu Cery. Gol zamilkł. Odgłos kroków dobiegający z korytarza stał się głośniejszy. Z ciemności wyłoniły się ruchome światła, przebijające się przez zasłonę z niedbale utkanego materiału, ale Cery nie pamiętał, żeby ją mijał. Musiała zostać opuszczona, kiedy ją minęliśmy. Kroki stały się wolniejsze, po czym ustały. Z innej strony dobiegł ich odgłos kolejnych szybkich kroków. Światła zaczęły się oddalać, gdy trzymający je ludzie pobiegli dalej. Po długiej chwili ciszę przerwały westchnienia. Po plecach Cery’ego przebiegł dreszcz, gdy zdał sobie sprawę, że jest otoczony przez kilka osób. Nagle pojawił się wąski promień światła. To była jedna z lamp. Trzymał ją ktoś obcy. Cery podniósł wzrok i zobaczył młodego, mierzącego go wzrokiem mężczyznę. – Kto? – spytał mężczyzna. – Ceryni ze Strony Północnej. – A ci? – Moi ochroniarze. Mężczyzna uniósł brwi, po czym pokiwał głową. Odwrócił się do pozostałych. Cery rozejrzał się i zobaczył jeszcze sześciu młodych mężczyzn, z których dwóch siedziało na Golu. Anyi przykucnęła, gotowa do walki, a w rękach trzymała noże. Dwóch młodych mężczyzn po obu jej stronach stało w bezpiecznej odległości, choć wyglądali na gotowych do przyjęcia kilku cięć, jeśli przywódca każe im ją unieszkodliwić. – Odłóż to, Anyi – powiedział Cery. Usłuchała, nie spuszczając z nich wzroku. Przywódca skinął na dwóch mężczyzn, którzy zeszli z Gola, ten zaś stęknął z ulgą. Cery wstał, odwrócił się 192 | nr 21


w stronę przywódcy i wyprostował się. – Szukamy bezpiecznego przejścia. Usta młodzieńca drgnęły w nieznacznym uśmiechu. – Teraz się nie da. – Uderzył się kciukiem w pierś. – Wen. – Odwrócił się i powiedział do pozostałych: – Znam to imię. Ten, co zostawia jedzenie. Co robimy? Wymienili spojrzenia, wymamrotali coś, on zaś pokręcił głową: – Zabić? Uwolnić? – Robal? – powiedział jeden z nich, a Wen chwilę się zastanowił. Kiwnął głową. – Robal – powiedział zdecydowanym tonem. Wtedy wszyscy skinęli głowami, choć Cery nie był w stanie określić, czy podjęli tę decyzję wspólnie, czy też po prostu zaakceptowali wybór Wena. Wen zwrócił się do Cery’ego. – Wszyscy idziecie z nami. Zabieramy was do Robala. – Oddał Golowi lampę i spojrzał na jednego z ludzi, którzy wcześniej siedzieli na wielkoludzie. – Powiedzcie Robalowi. Młody mężczyzna pośpiesznie zniknął w ciemności za plecami Wena. Gdy Wen zaczął iść w tym samym kierunku, Anyi wyciągnęła rękę i wzięła swoją lampę od trzymającego ją wyrostka. Dwóch chłopaków pośpiesznie dołączyło do przywódcy, a pozostali zajęli pozycje na tyłach. Szli w milczeniu. Na początku Cery’ego ogarnęła fala ulgi, bo wreszcie nie musiał biec, choć nogi nadal mu drżały, a serce biło zbyt szybko. Zauważył, że Gol wygląda na równie zadyszanego. Kiedy mniej więcej doszedł do siebie, znów zaczął się martwić. Nigdy nie słyszał o tym, żeby ktokolwiek spotkał Glizda o imieniu Robal. Chyba że… chyba że Robal nie jest człowiekiem, tylko jakimś stworem, któremu rzucają intruzów na pożarcie. Przestań, powiedział sobie. Gdyby chcieli nas zabić, nie ukryliby nas przed pościgiem. Zadźgaliby nas w ciemności albo zaprowadzili w ślepy zaułek. Kiedy pokonali pewien dystans, ktoś odezwał się w ciemności przed nimi, a Wen odburknął coś w odpowiedzi. Po chwili mężczyzna wyszedł z cienia, a grupa się zatrzymała. Nieznajomy uważnie przyjrzał się Cery’emu i skinął głową. – Jesteś Ceryni – powiedział. Wyciągnął rękę. – Jestem Robal. Cery również wyciągnął dłoń. Nie był do końca pewny, co oznacza ten gest. Robal złapał ją na chwilę, po czym puścił i kiwnął palcem. – Chodźcie ze mną. Przyszła pora na kolejną podróż. Cery zauważył, że w powietrzu jest coraz więcej wilgoci, a od czasu do czasu z bocznego korytarza lub zza ścian dobiegał 193 | nr 21


ich odgłos płynącej wody. Weszli do przestronnego pomieszczenia, w którym słychać było szum wody, i wszystko nabrało sensu. Otaczał ich las kolumn, z których każda się rozszerzała, tworząc sklepione przejście łączące się z kolejnym. Cała sieć tworzyła niski sufit przypominający udrapowany materiał albo sieć farena. Nie było pod nim podłogi, a jedynie odbijająca światło powierzchnia wody. Ich przewodnik szedł właśnie po czymś, co wyglądało na szczyt grubej ściany. Woda przepływała po obu jej stronach. Było za ciemno, żeby ocenić głębokość. Na szczęście ścieżka była sucha i w ogóle nie była śliska. Cery obejrzał się za siebie i zauważył, że woda wpływa do tuneli, które musiały schodzić jeszcze głębiej pod miasto, sądząc po nachyleniu ich konstrukcji. Po obu stronach widać było inne szczyty ścian, ale były za daleko, żeby na nie przeskoczyć. Jedyne światło pochodziło z lamp, które nieśli ze sobą. Ku jego zaskoczeniu, na wodzie nic się nie unosiło. Od czasu do czasu mijały ich jedynie oleiste plamy, głównie pachnące mydłem i olejkami. Na ścianach jednak były plamy pleśni, a w powietrzu czuć było niezdrową wilgoć. Przed nimi pojawiło się skupisko świateł i Cery wkrótce zaczął dostrzegać zarys jakiegoś dużego pomostu łączącego dwie ściany. Siedziało na nim kilka osób, a w ogromnym pomieszczeniu odbijało się echem ściszone szemranie. Za pomostem Cery dostrzegł ciemne kręgi na jaśniejszym obszarze i wreszcie doszedł do wniosku, że to kolejne tunele, tym razem położone wyżej, z których woda wylewała się do ogromnego podziemnego zbiornika. Pomost zaczął skrzypieć pod ich stopami, gdy weszli na niego za Robalem. Cery popatrzył na ludzi i zauważył, że nikt nie ma więcej niż dwadzieścia kilka lat. Dwie młode kobiety karmiły malutkie dzieci, a jakiś maluch był uwiązany sznurkiem do najbliższej kolumny, pewnie po to, żeby nie czmychnął z pomostu do wody. Wszyscy patrzyli na Cery’ego, Gola i Anyi szeroko otwartymi z zaciekawienia oczami, ale nikt się nie odezwał. Robal spojrzał na Cery’ego i wskazał na ujścia wody. – Ta płynie z łaźni w Gildii – powiedział. – Dalej na południe są rury kanalizacyjne, a te na północ to i kanały, i odpływy z kuchni. Ale tutaj woda jest czystsza. Cery przytaknął. To nienajgorsze miejsce, żeby się tu osiedlić, jeśli komuś nie przeszkadza mieszkanie pod ziemią i wszechobecna wilgoć. Rozejrzał się na obie strony i zauważył inne pomosty, na których było jeszcze więcej Glizdów, oraz łączące je wąskie mostki. – Nie miałem pojęcia, co tu jest – przyznał. 194 | nr 21


– Tuż pod twoim nosem – uśmiechnął się Robal, a Cery uświadomił sobie, że miał on całkowitą rację. Ta część terytorium Glizdów znajdowała się tuż pod terenami Cery’ego. Odwrócił się w stronę mężczyzny. – Twoi ludzie ukryli nas przed tymi, którzy chcieli nas zabić – rzekł. – Dziękuję. Nigdy nie naruszyłbym waszego terytorium, gdybym miał inny wybór. Robal przechylił głowę. – A tunele Gildii? A zatem wie, że mam do nich dostęp. Cery pokręcił głową. – Wtedy ujawniłbym je wrogom. Musiałbym ostrzec Gildię, a nie sądzę, żeby spodobało mi się takie rozwiązanie tej sprawy. Podejrzewam, że ty też nie byłbyś zadowolony, gdyby zaczęli tu węszyć. Mężczyzna uniósł brwi. – Fakt. – Wzruszył ramionami i westchnął. – Gdybyśmy pozwolili znaleźć was temu, kto wysłał za wami pościg, znalazłby również i nas. Kiedy zabierze to, co należy do was, nic już go nie powstrzyma przed zagarnięciem tego, co należy do nas. Cery z uwagą przyglądał się Robalowi. Glizdowie lepiej niż się spodziewał orientowali się w tym, co się dzieje na świecie. Mieli rację co do Skellina. Kiedy zajmie terytorium Cery’ego, będzie chciał kontrolować również Glizdów. – Skellin albo ja. Nie za duży wybór – powiedział Cery. Robal pokręcił głową i zachmurzył się. – Nie zostawi nas w spokoju, tak jak ty. – Skinął głową w kierunku tuneli. – Będzie ich chciał, żeby mieć dostęp tam, dokąd prowadzą. Do Gildii. Cery’ego przeszedł dreszcz. Przywódca Glizdów po prostu dobrze się domyślał czy raczej znał dokładne plany Skellina? Złodziej już otwierał usta, żeby zapytać, ale Robal zwrócił się w jego stronę i utkwił w nim wzrok. – Pokazałem ci je, więc już wiesz. Ale nie możecie zostać – powiedział. – Wyprowadzimy was w bezpiecznym miejscu, ale to wszystko, co możemy zrobić. Cery skinął głową. – To i tak znacznie więcej, niż oczekiwałem – odparł, starając się, by jego ton wyrażał jak największą wdzięczność. – Jeśli będziesz musiał wrócić, wypowiedz moje imię, a przeżyjesz, ale i tak znów cię stąd wyprowadzimy. – Rozumiem. Robal patrzył Cery’emu w oczy jeszcze przez chwilę, po czym skinął głową. – Dokąd chcecie iść? Cery spojrzał na Anyi i Gola. Córka wyglądała na zaniepokojoną, a Gol był 195 | nr 21


blady i wyczerpany. Dokąd mieliby pójść? Nie za wiele zostało im przysług do wykorzystania i żadne miejsce, do którego mogliby łatwo dotrzeć, nie było bezpieczne. Nie mieli już sprzymierzeńców, którym mogliby zaufać ani których nie narażaliby na niebezpieczeństwo. Poza jednym. Cery odwrócił się z powrotem do Robala. – Zabierzcie nas tam, skąd przyszliśmy. Mężczyzna powiedział coś do chłopaków, którzy uratowali Cery’ego i jego towarzyszy. Robal gestem nakazał Cery’emu, żeby za nimi poszli, a potem odszedł bez pożegnania. Cery potraktował to jako zwyczaj wśród Glizdów i również się odwrócił. Wędrówka poza terytorium Glizdów przebiegała wolniej, za co Cery był bardzo wdzięczny. Teraz, gdy strach i ulga mijały, czuł się zmęczony. Ogarnęło go przygnębienie. Gol również powłóczył nogami. Przynajmniej Anyi mogła się jeszcze pochwalić młodzieńczą wytrzymałością. Cery zaczął rozpoznawać ściany, które mijali, po czym ich przewodnicy wtopili się w ciemność. Lampa, którą niósł, zabulgotała i zgasła, kiedy skończyła się w niej oliwa. Gol nie protestował, gdy Cery wziął jego lampę i poprowadził ich w kierunku przejścia do tuneli pod Gildią. Kiedy prześlizgnęli się przez wejście i zamknęli za sobą drzwi, Cery poczuł, jak opada z niego napięcie i ustępuje lęk. Wreszcie byli bezpieczni. Odwrócił się do Anyi. – To gdzie jest ten pokój, w którym spotykasz się z Lilią? Wzięła lampę i poprowadziła ich długim, prostym tunelem. Skręcili i doszli do grupy pokojów połączonych krętym korytarzem. Cery’ego przeszedł dreszcz na niemiłe wspomnienie, kiedy to Mistrz Fergun uwięził go w ciemnościach. Jednak te pokoje były inne: starsze, a ich układ był jakby celowo mylący. Anyi wprowadziła ich do odkurzonego pokoju, w którym meble zastępowało kilka małych, drewnianych skrzyń, a siedzenia – sterta podniszczonych poduszek. Po jednej stronie znajdował się murowany komin. Postawiła lampę, po czym zapaliła kilka świec w niszach wydrążonych w ścianach. – To tutaj – powiedziała. – Przyniosłabym więcej mebli, ale nie byłam w stanie wnieść niczego większego i nie chciałam przyciągać uwagi. – Nie ma łóżek. – Gol ze stęknięciem usadowił się na jednej ze skrzynek. Cery uśmiechnął się do starego przyjaciela. – Nie martw się. Coś wykombinujemy. Ale wyraz twarzy Gola nie złagodniał. Cery zmarszczył brwi, zauważywszy, że przyjaciel przyciska ręce do boku pod koszulą. A potem zobaczył ciemną 196 | nr 21


plamę, błyszczącą w świetle świec. – Gol…? Wielkolud zamknął oczy i zachwiał się. – Gol! – krzyknęła Anyi i jednocześnie z Cerym podbiegła, by go podtrzymać. Złapali go, zanim spadł ze skrzyni. Anyi przyciągnęła kilka poduch. – Połóż się – nakazała. – Obejrzę to. Cery nie był w stanie powiedzieć ani słowa. Strach sparaliżował mu umysł i gardło. Skrytobójczyni musiała dźgnąć Gola w trakcie walki. A może nawet zanim się obudził? Cery widział jedynie, jak Gol uniknął kolejnego pchnięcia. Anyi zmusiła go, żeby położył się na poduszkach, odsunęła jego rękę i uniosła koszulę. Zobaczyła małą ranę na brzuchu, z której powoli sączyła się krew. – Tyle czasu. – Cery pokręcił głową. – Czemu nic nie powiedziałeś? – Nie było tak źle. – Gol wzruszył ramionami i skrzywił się. – Nie bolało, dopóki nie zaczęliśmy rozmawiać z Robalem. – Założę się, że teraz boli – powiedziała Anyi. – Jak myś­lisz, głęboko sięga? – Raczej nie. Nie wiem. – Gol zakaszlał z bólem. – Może być gorzej, niż wygląda. – Anyi przysiadła na nogach i podniosła wzrok na Cery’ego. – Pójdę po Lilię. – Nie… – zaprotestował Gol. – Wyszliśmy z domu Cadii zaledwie kilka godzin przed świtem – powiedział Cery. – Lilia może być już na Uniwersytecie. Anyi przytaknęła. – Możliwe. Ale nie dowiemy się, póki nie sprawdzimy. – Popatrzyła na niego, pytająco unosząc brwi. – Idź – odparł. Wzięła jego rękę i przycisnęła do rany. Gol jęknął. – Uciskaj i… – Wiem, co robić – odpowiedział Cery. – Jeśli jej nie będzie, to przynajmniej weź coś czystego, z czego będzie można zrobić opatrunek. – Wezmę – odparła, biorąc do ręki lampę. Wyszła, a odgłos jej kroków stawał się coraz słabszy, gdy pośpiesznie znikła w ciemności.

197 | nr 21


STRONA LITERADARU! www.literadar.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.