Nr 2 Listopad 2010 r.
W środku powieść
METRO 2034 (fragment)
ia Trudne pnyataknoniec my tą Cherezińską zostadw z E ż b ie Wy w ia
Polska literatura gejowska 33
Michael Crichton
Tomek Michniewicz
Pod piracką flagą
Samsara. Na drogach, których nie ma
recenzje! stron magazy nu!
100
GRATIS!
dytorial
Literadar jest wydawany przez: PortaCapena Sp. z o.o. ul. Świdnicka 19/315 50-066 Wrocław Wydawca: Adam Błażowski Redaktor naczelny: Piotr Stankiewicz piotr.stankiewicz@literadar.pl tel. 792 291 281 Współpracownicy: Piotr Bielecki, Bogusława Brojacz, Grzegorz Grzybczyk, Dorota Jurek, Katarzyna Kędzierska, Przemysław Klaman, Joanna Krasińska, Sebastian Krystyniecki, Maciej Malinowski, Joanna Marczuk, Grzegorz Nowak, Renata Piejko, Marek Piwoński, Dagmara Puszko, Maciej Reputakowski, Krzysztof Schechtel, Sylwia Skulimowska, Monika Stojek, Dawid Sznajder, Aleksandra Tomicka, Dorota Tukaj, Michał Paweł Urbaniak, Tymoteusz Wronka Projekt graficzny i skład: Mateusz Janusz (Studio DTP Hussars Creation) Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, jednocześnie zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i poprawek w nadesłanych materiałach.
2
nr 2 Listopad 2010 r.
Drugi numer Literadaru stał się faktem. Zainteresowanie pismem zdecydowanie przerosło nasze oczekiwania. Pierwszy numer przeczytało już blisko 7000 osób, stałą współpracę podjęło z nami ponad 30 wydawnictw, w tym numerze można przeczytać 33 recenzje. Literadar objął swój pierwszy patronat medialny, czego owoce możecie Państwo zobaczyć w środku numeru i na tysiącach okładek książki Metro 2034. Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo się chwalę? Może. Jednak to czym chcę się z Państwem podzielić to zapał i wiara, że jeśli się coś robi z miłością i oddaniem, to zawsze procentuje. Najważniejsze jest jednak, aby wszystko co się robi, robić dobrze. Literadar będzie coraz lepszy, bo ci co go tworzą spełniają powyższe warunki. A co nas czeka w środku? Mam niewątpliwy zaszczyt powitać na naszych łamach Macieja Malinowskiego, którego felietony, dotyczące żywego języka polskiego, zagoszczą, mam nadzieję, w Literadarze na stałe. Nie mniej serdecznie witam nowych recenzentów i współpracowników. Polecam lekturę naszego raportu – chcemy poruszać ważne z punktu widzenia pisma tematy, nie unikając również tych kontrowersyjnych. W kontrapunkcie niejako Kropla krwi Nelsona, korespondująca z okładką. Zapraszam szczególnie gorąco do lektury wywiadu z Elżbietą Cherezińską, która okazała się być bardziej niż zajmującym i zaskakująco szczerym rozmówcą. Na koniec zaś moja osobista prośba. Mówcie o nas znajomym i przyjaciołom, mówcie o nas dużo i dobrze. A póki co, zapraszam do lektury. Piotr Stankiewicz
Spis treści
Konkurs >>>
4 10 20 22 26 36 46 47 48 50 51 52 54 55 56 58 60 61 63 64 66 67 69 71 72 74 75 77 78 79 81 82 83 85 87 88 89 90 92
Newsy Wywiad z Eżbietą Cherezińską Felieton: Ignorant, czyli kto? Wywiad: Rozmowa z redaktorem cyklicznej antologii komiksowej Fantasy komiks Raport: Po innej stronie tęczy – o polskiej prozie homoseksualnej (część 1) Powieść: METRO 2034
95 96
KONKURS Felieton: Kropla krwi Nelsona Odsłona druga
Literadar w pełni interaktywny w wersji pdf.
RECENZJE Pod piracką flagą W 80 dni dookoła świata Przeminęło z czasem Wojownik Rzymu. Ogień na Wschodzie Zapiski z Wielkiego Kraju Córka alchemika Samsara. Na drogach, których nie ma Co ma do tego wiek? Przekraczając granice Ksiądz Rafał Opowieści z meekhańskiego pogranicza Dziewczyna w Złotych Majtkach Reguła dziewiątek Orły nad Europą Zbliżenia Kręgi obcości Wydział Lincoln Krwawy południk Ucieczka przed mrokiem Stalowe Szpony. Operacja Cytadela Galeria dla dorosłych Miłość jedynego mężczyzny Polskie rekolekcje Krzyżacka zawierucha Dziewczynka w czerwonym płaszczyku Dziewczęta z Szanghaju Ghostgirl Zakochana Zjawa Etnolog w mieście grzechu. Powieść kryminalna jako świadectwo antropologiczne Sky Doll Alicja Mechanizm serca Życie na drzwiach lodówki Felix Castor
x3
x3 Dołącz do nas na facebooku!
nr 2 Listopad 2010 r.
3
Newsy 14. Targi Książki w Krakowie 4-7 listopada 2010 W poprzednim numerze Literadaru informowaliśmy o wizycie Herty Müller na krakowskich Targach Książ-
Amos Oz w Polsce! W dniach od 18 do 20 października gościł w Polsce Amos Oz, uważany za jednego z najważniejszych izraelskich pisarzy. Od lat wymieniany jest w gronie faworytów do literackiej Nagrody Nobla. Autor odwiedził Warszawę i Kraków. W Krakowie, gdzie Oz udzielił wywiadu Tygodnikowi Powszechnemu, czekał na niego tłum czytelni-
ki. Dziś znamy już pełny program spotkań z autorami oraz listę imprez towarzyszących Targom. Wśród gości zagranicznych, którzy odwiedzą Kraków znajdą się Lord Jeffrey Archer, Charlotta Link, Meir Shalev i Marlena de Blasi. Polscy autorzy, którzy spotkają się z czytelnikami, to m.in.: Władysław Bartoszewski, Olga Tokarczuk, Ernest Bryll, Wojciech Mann, Jacek Dukaj, Julia Hartwig,
Magda Umer, Eustachy Rylski, Marek Krajewski, Grzegorz Wasowski, Roma Ligocka, Wojciech Cejrowski, Adam Michnik, Szymon Hołownia, o. Leon Knabit i Rafał Kosik, z którym wywiad publikowaliśmy w poprzednim numerze. Dokładne informacje dotyczące czasu i miejsca spotkań z autorami oraz listę wystawców i imprez towarzyszących można znaleźć na stronie www.targi.krakow.pl.
ków. Autor odpowiadał na pytania dotyczące swojej twórczości, refleksji na temat literatury oraz historii i teraźniejszości Izraela. Obszerna relacja ze spotkania na stronie conradfestival.pl
go wydawcy – Domu Wydawniczego Rebis, który w sierpniu opublikował jego najnowszą książkę Sceny z życia wiejskiego, a z okazji wizyty pisarza wznawia jego literacki debiut – tom opowiadań Tam, gdzie wyją szakale z 1965 roku. Niedawno ukazała się także niepublikowana dotąd w Polsce powieść Oza Spokój doskonały.
Amos Oz przyjechał do Polski na zaproszenie swojego głównego polskie-
Cała Polska Pisze dla Wrocławia – konkurs Piszesz do szuflady? Marzysz o literackim debiucie? Weź udział w ogólnopolskim 4
nr 2 Listopad 2010 r.
Na podstawie: polskiera-dio.pl i conradfestival.pl.
konkursie na trzynaste opowiadanie o miłości we Wrocławiu i zadebiutuj w gronie najlepszych polskich pisarzy. Wydawnictwo EMG wraz z Miastem Wrocław oraz Fundacją „Świat ma sens” ogłaszają konkurs na opowiadanie o mi-
W środku powieść
METRO 2034 (fragment)
łości, w którym istotną rolę odegra miasto Wrocław. Nagrodą dla laureata będzie publikacja w zbiorze opowiadań Zakochany Wrocław wraz z opowiadaniami znanych polskich pisarzy biorących udział w projekcie Cała Polska Pisze dla Wrocławia: Stefanem Chwinem, Ingą Iwasiów, Ignacym Karpowiczem, Wojciechem Kuczokiem, Maciejem Malickim, Łukaszem Orbitowskim, Martą Syrwid, Edwardem Pasewi-
Międzynarodowy Festiwal Literatury im. Josepha Conrada 2-7 listopada 2010, Kraków Międzynarodowy Festiwal Literatury im. Josepha Conrada pomyślany jest jako wydarzenie na skalę światową. Oznacza to, że gośćmi festiwalu będą twórcy z różnych krajów, piszący w różnych językach, reprezentujący różne kultury i różne światopoglądy. Organizatorom zależy na stworzeniu w Krakowie wielobarwnej mozaiki artystycznej, która będzie mogła zilustrować bogactwo światowej literatury, przybliżając polskiemu czytelnikowi mało znane dotąd obszary myśli i wrażliwości. Ideą przewodnią jest stworzenie imprezy o największym możliwym zasięgu i szeroko rozpoznawalnej na świecie. Program festiwalu
czem, Krzysztofem Vargą, Andrzejem Pilipiukiem, Andrzejem Ziemiańskim oraz trio Marcin Świetlicki – Gaja Grzegorzewska – Irek Grin. Termin nadsyłania opowiadań upływa 15 listopada 2010 roku. Tekst nie powinien przekraczać 20 stron maszynopisu oraz nie może być wcześniej publikowane w żadnej formie. Regulamin konkursu oraz formularz zgłoszeniowy.
FALKON 2010 11-14 listopada, Lublin FALKON już po raz trzeci będzie gościł uroczystą galę Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego, oraz po raz pierwszy uroczystą galę nagrody literackiej Nautilus. Całość uświetnią występy artystyczne: koncert i przedstawienie teatralne. Po uroczystościach będzie można wziąć udział w dyskusji z udziałem laureatów. Gośćmi konwentu będą m.in.: Rafał Dębski, Jarosław Grzędowicz, Marek Huberath, Tomasz Kołodziejczak, Jacek Komuda, Maja Lidia Kossakowska, Magda Kozak, Rafał Kosik, Rafał Orkan, Romuald Pawlak, Andrzej Pilipiuk, Wojciech Siudmak, Robert M. Wegner i Andrzej Zimniak. Strona konwentu
Międzynarodowy Festiwal Kryminału 25 listopada – 2 grudnia, Wrocław Na Festiwal przyjedzie kilku zagranicznych gości: zapraszany od długiego czasu Jo Nesbo, Johan Theorin, Mons Kallentoft i nieznany do tej pory w Polsce Fin Taavi Soininvaara. Na Festiwalu pojawią się także wszyscy znaczący polscy autorzy kryminałów. Miłośnicy kryminalnych powieści będą mieli okazję uczestniczyć w wielu wykładach oraz przysłuchiwać się panelom dyskusyjnym. Jakim? Na przykład temu, w którym kryminalne pary autorów będą opowiadały o doświadczeniach pisania książki w duecie. Odbędzie się też dyskusja o romansach kryminalnych, o powieści milicyjnej, o dokumentowaniu książek. Informacje o festiwalu nr 2 Listopad 2010 r.
5
<<< Wywiad z Elżbietą Cherezińską
Nowości książkowe
Jacek Dukaj Król bólu Długo oczekiwany tom opowiadań najlepszego polskiego pisarza science fiction. Zbiór bardzo różnorodny, ukazujący najlepsze cechy twórczości Dukaja – bogactwo fabularnej inwencji, rozmach kreacji oraz zaskakujące nowatorstwo formy. Wielka gratka dla miłośników jego twórczości oraz dla osób, które chcą dopiero zacząć przygodę z jego książkami.
Norman Davies Zaginione królestwa Nie trzeba już chyba nikogo przekonywać, że proza Normana Daviesa to literacka uczta. Autor zabiera nas w oszałamiającą podróż przez wieki. Przedstawia nieznaną historię Europy, ale opowiada też o nas samych. Po lekturze Zaginionych królestw nikt już nie będzie mógł traktować historii ze szkolnych podręczników jako prawdy objawionej.
6
nr 2 Listopad 2010 r.
Dorota Sumińska Świat według psa W nowej książce Dorota Sumińska opowiada o miłości i śmierci, rozstaniach i powrotach, losach współczesnych bohaterów i tych, żyjących tylko we wspomnieniach. Ale narratorem i komentatorem ludzki losów, jest ukochany jamnik autorki. Bolek jest empatyczny i zdolny do wielkich uczuć, taka też jest jego ludzko–zwierzęca opowieść.
Zygmunt Bauman Żyjąc w czasie pożyczonym Punktem wyjścia do rozmów z południowoamerykańską socjolożką jest globalny kryzys finansowy. Zygmunt Bauman rozwija kwestie polityki demograficznej, inżynierii genetycznej i biotechnologii, urzekając niewymuszoną erudycją. Odpowiada również na bardziej osobiste pytania o stosunek do religii, światopogląd naukowy i znaczenie miłości.
Szymon Hołownia Bóg. Życie i twórczość Znany dziennikarz opisuje nasze wyobrażenia dotyczące Stwórcy, próbując odpowiedzieć na nurtujące pytania: czy rzeczywiście Bóg jest jeden, czemu nie daje się zobaczyć i czym jest Trójca Święta? Najważniejsze teologiczne koncepcje, charakterystyczny styl Hołowni i liczne osobiste refleksje autora na temat jego stosunku do Stwórcy.
Henning Mankell Niespokojny człowiek W 1980 roku na szwedzkie wody terytorialne wtargnęła niezidentyfikowana łódź podwodna. Kapitan von Enke otrzymuje rozkaz, by pozwolić nieznanej jednostce odpłynąć. Przez resztę życia kapitan usiłuje dowiedzieć się, jaką tajemnicę skrywał okręt. Jest już bliski rozwiązania zagadki, gdy pewnego dnia... znika. Kurt Wallander rozpoczyna śledztwo.
Ignorant, czyli kto? >>>
bezradności. „Jak się państwu żyje bez Boga?” – to pytanie, czasem wyrażone wprost, a czasem ukryte, jest refrenem tej książki.
Ben Mezrich Miliarderzy z przypadku Niektórzy twierdzą, że jeśli nie ma Cię na Facebooku, to nie istniejesz. Eduardo Saverin i Mark Zuckerberg, niezbyt atrakcyjni, przedkładający siedzenie przed komputerem nad sport – nie mieli szans zaistnieć w towarzystwie. To jednak oni stworzyli portal, który odmienił sposób komunikowania się ludzi na całym świecie. Niestety zapłacili za to wysoką ceną
Carlos Ruiz Zafón Książę mgły Debiut literacki późniejszego autora Cienia wiatru. Rodzina Carverów przeprowadza się do małej osady rybackiej, na wybrzeżu Atlantyku. Od pierwszych dni dzieją się tutaj dziwne rzeczy. Dzieci poznają starego latarnika Victora Kraya, który opowie im o złym czarowniku znanym jako Książę Mgły. Coś, co dzieciom wydaje się jeszcze jedną miejscową legendą, szybko okazuje się zatrważającą prawdą.
Haruki Murakami 1Q84 Tytuł powieści japońskiego pisarza nawiązuje do „Roku 1984” George’a Orwella. Dominujące tematy to przemoc i okrucieństwo wobec kobiet oraz działalność fanatycznych i niebezpiecznych sekt religijnych. Autor buduje równoległe światy i wprowadza fantastyczne postaci, w mistrzowski sposób zaciera granice między rzeczywistością a literaturą.
Grzegorz Brzozowicz Cejrowski.Biografia Jako nastolatek walczył z systemem komunistycznym. Za udział w protestach po zamordowaniu Grzegorza Przemyka milicja wyłamała mu wszystkie palce u rąk. Wiele lat później został skazany za publiczne krytykowanie pijanego prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego. Mimo takich doświadczeń nadal odważnie wyraża swoje poglądy.
Mariusz Szczygieł Zrób sobie raj Zrób sobie raj jest książką przede wszystkim o Czechach współczesnych. To opowieść o narodzie, który stworzył sobie kulturę jako antydepresant. Czesi w interpretacji Szczygła są społeczeństwem, które posępność umie imponująco usunąć z pola widzenia. Śmiech jest tu pokazany jako maska tragicznej
China Miéville Miasto i miasto Gdy w ponurym, chylącym się ku upadkowi mieście Besźel, położonym gdzieś na skraju Europy, znaleziono ciało zamordowanej kobiety, wydawało się, że inspektora Tyadora Borlú z Brygady Najpoważniejszych Zbrodni czeka kolejna rutynowa nr 2 Listopad 2010 r.
7
<<< Rozmowa z Arturem Szrejterem
sprawa. W miarę postępów śledztwa Borlú odkrywa jednak dowody wskazujące na spiski znacznie dziwniejsze i groźniejsze niż wszystko, co mógłby sobie wyobrazić.
Alastair Reynolds Prefekt
Buddy Levy Konkwistador Fascynująca i napisana z rozmachem historia, opowiada o starciu dwóch kultur, religii i bohaterów, które ukształtowało przyszłość Nowego Świata. Wyraziście, przekonująco oddane ambicje i energia Cortesa, tragiczny los Montezumy, brutalność wojny i szok, jakim było dla obu stron zetknięcie z przedstawicielami zupełnie nieznanej im cywilizacji, pozwalają poczuć się świadkiem minionych zdarzeń.
Doskonała space opera mistrza gatunku. Prefekt Tom Dreyfus zajmuje się sprawą zniszczenia habitatu Ruskin-Sartorious i śmierci 960 osób. Śledztwo Dreyfusa sięga coraz głębiej w przeszłość układu, jego przełożonej, Jane Aumonier i jego samego, łącząc się z innymi, pozornie niezwiązanymi wydarzeniami i kryzysem, który zagraża samemu istnieniu demarchistycznej utopii.
Rafał Dębski Wilkozacy Celeb Carr Alienista Nowy Jork, 1896 rok. Miastem wstrząsają makabryczne zabójstwa chłopców-prostytutek. Skorumpowani policjanci prowadzą oficjalne śledztwo, ale niezależnie od nich działa tajna grupa powołana przez Theodore’a Roosevelta. Najważniejszy w tej grupie jest tytułowy alienista – Laszlo Kreizler, który wykorzystuje całą swą wiedzę, by przeniknąć najmroczniejsze zakamarki umysłu mordercy.
8
nr 2 Listopad 2010 r.
Prawo Wilków mówi: wpierw sicz, potem stado, na końcu rodzina. Nie gięli karku ani przed Chmielnickim, ani przed carem, ni przed polską szlachtą. Za nic mieli ludzkie wojny i rozgrywki o władzę. Tedy nie zapisali się w kronikach, jeno w stepie usłyszeć można bajędy o Wilkozakach, co około pełni zmieniają się w bestie. Nieulękli i niezawiśli, wilcze znali przykazanie: wolność lub śmierć.
Poul Anderson Genesis / Olśnienie Dwie znakomite powieści mistrza SF Poula Andersona w jednym woluminie. Co się stanie, kiedy Ziemia niespodziewanie opuści wycinek przestrzeni, który ma właściwości hamowania rozwoju inteligencji? Jakie będą nieuchronne konsekwencje tak nagle zyskanego geniuszu? Co się stanie z ekonomią? Co zrobi farmer, skoro jego owce są superinteligentne?
Guillermo del Toro, Chuck Hogan Wirus Zawsze tu były. Wampir y. W ukryciu, w ciemności. Czekały. Teraz nadszedł ich czas. W dwa miesiące unicestwią cały świat. Wizjonerski twórca nagrodzonego trzema Oscarami Labiryntu Fauna i zdobywca nagrody im. Dashiella Hammetta przedstawiają mrożącą krew w żyłach powieść o walce między ludźmi a wampirami. Pierwsza część w napięciu trylogii.
trzymającej
Po innej stronie tęczy. Raport >>>
Sprostowanie Jaye Wells Rudowłosa Pierwszy tom nowej serii o wampirach. Sabina nie pasuje do świata, w którym posiadanie mieszanej krwi jest poważnym grzechem. To, że jest zabójczynią – jedyna profesja odpowiednia dla wyrzutka – nie poprawia sytuacji. Powieść napisana z lekkim przymrużeniem oka, okraszona błyskotliwymi dialogami, wciąga czytelnika bez reszty w mroczny, zurbanizowany świat.
James Burke Pajęczyna wiedzy Zabawna, a zarazem bardzo pouczająca książka. Fascynująca intelektualna podróż po zapętlonych szlakach rozwoju naszej cywilizacji. James Burke pokazuje, w jaki sposób najróżniejsze pomysły, zadziwiające przebłyski intuicji i ludzkiej fantazji splatają się ze sobą, tworząc ogromną sieć powiązań w czasie i przestrzeni. Zataczając pełne koło, intelektualna wyprawa odwiedza prawie 200 wzajemnie powiązanych punktów na mapie historii nauki.
Autorem zdjęcia na stronie 15 numeru październikowego Literadaru jest Pan Jarosław Ratajczyk. Za przeoczenie tego faktu przepraszamy. Redakcja
Pozdrowienia z urlopu w jesiennym Międzygórzu dla czytelników Literadaru Przesyłają Kasia i Rafał Kosikowie
nr 2 Listopad 2010 r.
9
Edyta Szałek & Thomas Gudbrandsen www.etphotography.eu
<<< CZYTAJ recenzję! Pod piracką flagą
Trudne pytania zostawmy na koniec Wywiad z Eżbietą Cherezińską Pierwsza Dama współczesnej, polskiej powieści historycznej opowiada o swojej pracy, pasjach, lękach i umiłowaniu historii. Przed Państwem nietuzinkowa osoba i pisarka, która udowadnia, że kobieta może mieć zdecydowanie dużo do powiedzenia w temacie silnych mężczyzn, również na polu literackim. Z Elżbietą Cherezińską spotkaliśmy się w pięknym otoczeniu poznańskiej starówki. Pani Ela
10
nr 2 Listopad 2010 r.
z właściwą sobie otwartością i prostolinijnością stwierdziła na wstępie, że wyglądam na faceta, który lubi się bić. Kiedy spostrzegła moje zaskoczenie, zapewniła, że to z jej strony komplement. Zjedliśmy obiad w uroczej, włoskiej restauracji, a następnie udaliśmy się do mniej eksponowanego lokalu, gdzie przy kawie w szklankach(sic!) i papierosach kontynuowaliśmy, serdeczną już po kilku chwilach, rozmowę. Oto jej zapis.
W 80 dni dookoła świata CZYTAJ recenzję! >>>
po prostu losy kobiety. Trafia to do kobiet siłą rzeczy, a wynika to z naturalnej, naszej solidarności płci. Jednak teraz są przede mną trzy kolejne, „męskie”, książki. Przyznam, że sama jestem ciekawa jak odbiorą je moje czytelniczki i jak zareagują na nie mężczyźni. P.S. Może Pani opowiedzieć jak doszło do napisania Dzienników Etki Daum, bo to bardzo ciekawa historia. E.Ch. Historia jest o tyle ciekawa, że jest źródłem przypadku. Po prostu w pociągu poznałam zupełnie obcego mężczyznę, który nudził się w podróży, szukał rozmówcy. Ja raczej unikam kontaktów, umiem wykręcić się od rozmowy. Jednak jego dar przekonywania był silniejszy niż moja niechęć. Opowiedział mi o swojej matce, która przeżyła wojnę w getcie łódzkim. Kiedy się zorientował, że nieźle poruszam się tych sprawach, zaczęliśmy rozmawiać głębiej.
P.S. Pisze Pani dla kobiet czy dla mężczyzn? E.Ch. Dla wszystkich. Mam jednak poczucie, że przynajmniej do tej pory wśród moich czytelników przeważają kobiety. P.S. Wydaje się że Północna droga jest pisana dla kobiet? E.Ch. Tak się na razie wydaje. Te książki „wskakują” kobietom do samego środka. Podobnie jest z Dziennikami Etki Daum, gdzie poza warstwą historyczną opisane są
P.S. Dlaczego się pani nieźle orientuje? E.Ch. Dlatego, że właśnie wtedy jechałam do Warszawy na promocję książki, którą napisałam wcześniej z Szewachem Weissem. I tam w tej książce pisaliśmy o Rumkowskim, pisaliśmy o getcie łódzkim. Kiedy mój rozmówca się o tym dowiedział nasza rozmowa stała się coraz ciekawsza. Powiedział, że obiecał swojej matce, że opublikuje jej wspomnienia. Nie miał jednak na to czasu ani pomysłu. Postawił przede mną zadanie: Znajdź sposób, żeby z tego powstała książka, która uszanuje wspomnienia mojej matki, ale która trafi do ludzi. Dodajmy, że rękopis był w formie trudnej do czytania i odrzuciło go kilku wydawców. nr 2 Listopad 2010 r.
11
<<< CZYTAJ recenzję! Przeminęło z czasem
P.S. Dodajmy, że matka tego pana pozostawała w centrum wydarzeń w getcie łódzkim, była bowiem sekretarką samego Prezesa – Chaima Rumkowskiego. E.Ch.W pierwszym odruchu uznałam, że napiszę powieść o Rumkowskim. Jednak zdałam sobie sprawę, że w Polsce nie ma książki o Rumkowskim, a ta historia jest tak niewiarygodna, że jeśli napiszę powieść to stanie się on poniekąd postacią fikcyjną. Musiałam mieć na uwadze uszanowanie źródła. Tak powstał pomysł, żeby z lapidarnych, krótkich wspomnień zrobić bardzo rozbudowane Dzienniki. P.S. Rozumiem, że potrzebowała pani do tej pracy dodatkowych źródeł? E.Ch. Tak musiałam przeczytać wszystko co było dostępne na temat getta łódzkiego. Zrobiłam kalendarium getta umieszczając w nim wspomnienia Etki i wzbogaciłam to archiwaliami. Tak powstała ta książka. P.S. A oryginalnie wspomnienia Etki Daum były pisane w formie dzienników? E.Ch. Skąd. To było po prostu wspomnienie i jego minusem było to, że Estera całe życie to wszystko w sobie dusiła i jednego dnia postanowiła przelać swoje myśli na papier. Więc szwarc, mydło i powidło, groch z kapustą, kompletne przemieszanie. W jednym zdaniu potrafiły się mieszać 3 lata getta. Moim zadaniem było wyłowić z tego tekstu całą istotę i rozbudować getto tak, aby zaczęło żyć dla Czytelnika. Przeciętny człowiek jak słyszy getto to myśli warszawskie. 12
nr 2 Listopad 2010 r.
P.S. Lub krakowskie, bo uciekł z niego Polański. E.Ch. Właśnie.
Dwudziesty wiek pokazał, że nie różnimy się niczym od barbarzyńców, są w nas prawdziwie ciemne strony P.S. Intryguje mnie jedna myśl. Na końcu wstępu do tej książki pisze pani, że jest przekonana, iż ta historia wiele osób zainspiruje. Nie sposób nie zwrócić uwagi na choćby Fabrykę muchołapek. E.Ch. Wiem o tym, że Andrzej Bart pracował nad Fabryką Muchołapek dużo wcześniej i przypadek sprawił, ze obie książki wyszły w niewielkim odstępie czasu. Ja mam nadzieję, że ta historia będzie ciągle inspirowała. Jeśli powstanie jeszcze 10 książek o Rumkowskim to jest szansa, że w końcu to getto, ten fenomen i ta postać zaczną być rozpoznawalne. P.S. Czy ma pani, prywatnie, zdanie o Rumkowskim? E.Ch. Mam, ale zostawiam je dla siebie. Nie mam twardych dowodów na to co myślę o Rumkowskim. Zostawiam to dociekliwym czytelnikom, dla których zostawiłam w książce wyraźne tropy. Być może kiedyś wnikliwy student historii pociągnie ten temat.
Wojownik Rzymu. Ogień na Wschodzie CZYTAJ recenzję! >>>
Naczelny Literadaru w trakcie obiadu z Elżbietą Cherezińską
P.S. Proszę opowiedzieć o swojej rodzinie. E.Ch. Nasz model rodziny to 2 + 2 + 2, czyli nas dwoje – mąż i ja, dwie córki i 2 koty. P.S. Pracuje pani w domu? E.Ch. Tak piszę w domu. P.S. To wpływa na rodzinę? Jest pani cały czas w domu, może mieć pani pieczę nad wszystkim. E.Ch. I tak i nie, to zależy. Jeżeli są to okresy takiej intensywnej pracy to pracuję i tylko pracuję. Są też okresy swobodniejsze, jak korekta lub redakcja. Wówczas rzeczywiście mogę „lewą ręką” sprawować pieczę nad domem. Na pewno dobrze pilnuję domu, jak pies stróżujący, bo zawsze jestem na miejscu.
P.S. Co pani kocha? E.Ch. Czy możemy takie trudne pytania zostawić na koniec? P.S. Okej, jednak chciałem pójść nieco dalej i porozmawiać o nienawiści. E.Ch. Nienawiść jest drugą stroną pasji. Nienawiść nie jest kontestacją, kontestacja jest zimna, ironia jest zimna. Nienawiść to uczucie, a uczucie trudno wartościować. P.S. Z czym mamy do czynienia w kontekście holocaustu? E.Ch. To była patologiczna forma nienawiści, która służyła ideologii. Taka nienawiść jest sterowalna. P.S. Czy to wszystko może się powtórzyć? E.Ch. Dwudziesty wiek pokazał, że nie różnimy się niczym od barbarzyńców, nr 2 Listopad 2010 r.
13
<<< CZYTAJ recenzję! Zapiski z wielkiego kraju
są w nas prawdziwie ciemne strony. Kiedy skie. Dzisiejszy kryzys Kościoła w Polsce też pisałam Dzienniki Etki Daum uświadomi- jest tego dotkliwym dowodem. Może brakło łam sobie, że ledwie 10 lat temu w centrum momentu, w którym Jan Paweł II powinien Europy, na Bałkanach, rozpętała się wojna, wyznaczyć swojego następcę. Może znak z której co dzień oglądaliśmy telewizyjne w tym, że tego nie zrobił? relacje. To działo się na naszych oczach, P.S. Zaciekawiło tam, gdzie wcześniej mnie to co pani poW Grze w Kości chciałabym mnóstwo wielce cywiedziała o biciu się. uciec od prostych wilizowanych EuroTo jest dobrze jeśli analogii, w których pejczyków jeździło mężczyzna jest bitny historycy porównują Zjazd na wakacje. I kiedy czy „wyrywny”? gnieźnieński do początków tylko uprzątnięto E.Ch. Bitny tak. Unii Europejskiej. zgliszcza zaczęli zno„Wyrywny”? … Ja Realia były zupełnie inne wu tam jeździć na lubię wyrywnych, wczasy. choć zdaję sobie sprawę, że może być P.S. Ma pani zdanie na temat wojny to nieznośna cecha. Na takiej samej zasadzie na Bałkanach? Pytam o jej przyczyny. jak dziewczyny lubią blondynów lub bruneE.Ch. Nie. To nie jest tak, że z dnia na tów, ja lubię krewkich. dzień ludzie z sąsiednich wiosek odkrywają, że się nie lubią. To są długie, skomplikowaP.S. W Północnej drodze pojawia się ne procesy, często niestety sterowane z ze- dużo wątków pogańskich. Mieszają się wnątrz. Zawsze jest demagog, który widzi rodzącym się na tych ziemiach chrzeswój interes w podpaleniu tego kawałka ścijaństwem. Pani nie wartościuje tych świata. dwóch nurtów. E.Ch. Absolutnie. P.S. Wielu analityków twierdzi, że sporą winę ponosi stolica apostolska, P.S. Czy ta sytuacja będzie ewoluować która nie zareagowała we właściwy spo- w kolejnych tomach? Chrześcijaństwo sób. będzie się ścierało z pogaństwem? E.Ch. Sądzę, że od czasu II wojny świaE.Ch. Nie. W Północnej drodze jesteśmy towej mamy problem z tym „reagowaniem w punkcie równowagi i raczej nie będę go Watykanu we właściwy sposób”. Być może przekraczać. To co mnie interesuje, to obzbyt wiele oczekujemy od Kościoła. Tak na- serwacja pewnych sytuacji z różnych stron prawdę łatwiej nam jest wymienić sytuacje, i punktów widzenia. Nie sam moment w których państwo Watykan nie spełniło starcia fizycznego jest ciekawy, a moment naszych oczekiwań jako mediator lub rzecz- starcia w ludzkich głowach. Co działo się nik idei, które uznalibyśmy za chrześcijań- z ludźmi, którzy zmieniali wiarę. Z kolei 14
nr 2 Listopad 2010 r.
Córka alchemika CZYTAJ recenzję! >>>
w Grze w kości – mojej nowej książce, chrześcijaństwo jest rozpatrywane na zupełnie innych płaszczyznach. Jest elementem walki politycznej. P.S. Proszę opowiedzieć o tej nowej książce. O czym będzie i kiedy ją będzie można przeczytać? E.Ch. Książka za miesiąc będzie na rynku. Opowiada o jednym z mitów założycielskich państwa polskiego, czyli Zjeździe gnieźnieńskim w roku 1000. Wszystko widziane jest na przemian oczami Bolesława Chrobrego i Ottona III. Dwór Ottona i dwór Bolesława to są dwa różne światy, dwie różne tradycje, które w jednym momencie historii mają sobie nawzajem bardzo dużo do zaoferowania. P.S. Czyli wysokie C. E.Ch. Uważam, że fenomen Zjazdu gnieźnieńskiego zasadzał się na spotkaniu tych dwóch mężczyzn. Historia potoczyła się, według mnie, zupełnie inaczej niż każdy z nich sobie zaplanował. Od dawna chciałam napisać książkę o Bolesławie Chrobrym, którego uwielbiam. P.S. Był „wyrywny”. E.Ch. Tak, był wyrywny. I taki też jest w mojej książce. Jak pan będzie czytał Grę w kości proszę myśleć o naszej rozmowie. Bolesław wszystkiego chce szybko i ma „cierpliwość wiecznie chorą”. Rzecz jednak nie jest w odzwierciedlaniu życiu władcy, rzecz w tym by pokazać dzisiejszym czytelnikom, że to jest facet z krwi i kości, którego nadal potrafimy zrozumieć z jego pasjami
i namiętnościami. Więcej – on wciąż jest tożsamy z naszym narodowym losem. Chciałabym uciec od prostych analogii, w których historycy porównują Zjazd gnieźnieński do początków Unii Europejskiej. Realia były zupełnie inne. P.S. W jaki sposób zatem Bolesław utożsamia nasze losy? E.Ch. Bolesław był władcą młodego państwa, na dorobku. My dzisiaj budujemy naszą tożsamość w oparciu o sąsiadów. Albo jesteśmy w kontrze do Rosji, albo w związku z Rosją. Albo czujemy się częścią wielkiej Słowiańszczyzny albo częścią zachodu przeciw wschodniej dziczy. To samo robił Bolesław, szukał dla siebie miejsca. Był w nieco lepszej sytuacji. Nas bowiem nie nr 2 Listopad 2010 r.
15
<<< CZYTAJ recenzję! Samsara. Na drogach, których nie ma
Kawa i papierosy
będzie stać na to, aby najechać na wschodniego sąsiada, zrzucić go z tronu i jeszcze stuknąć mu siostrę w prezencie. P.S. Delikatnie ujęte. Ale oby nas było kiedyś stać! (śmiech) E.Ch. Jesteśmy bardzo nieprawomyślni. (smiech) Bolesław Chrobry to nasza tęsknota za Słowiańszczyzną z jednej strony, z drugiej tęsknota za tym, by być równym Germanii. P.S. Ma pani wzorce literackie? E.Ch. Nie, nie mam. P.S. Czy postrzega pani swoje pisarstwo jako spuściznę po pisarstwie Bunscha czy Parnickiego? E.Ch. Wręcz przeciwnie. Stylizacja Bunscha jest dla mnie ciężkostrawna, ale to normalne. Jesteśmy z innych epok i potrzebujemy innego języka. Przez Parnickiego 16
nr 2 Listopad 2010 r.
bardzo chciałam przebrnąć, ale nie dałam rady, niestety wymiękłam. Pan przebrnął przez Parnickiego? P.S. Przez połowę Aecjusza. E.Ch. No to wszystko wiemy. P.S. A Gołubiew? Jego stylizacja jest chyba bez zarzutu? E.Ch. Nie wiem, bo nie czytałam. Natomiast pamiętam, że Adam Michnik twierdzi, że dzięki internowaniu przeczytał całego Bolesława Chrobrego Gołubiewa. Niestety dla przyjemności czytam mało, głównie na urlopie. Czasem jestem tak zmęczona pracą, że nie jestem w stanie czytać. P.S. Ile pani dziennie pracuje? E.Ch. Między 8 a 14 godzin. Dzień w dzień, bez niedziel, więc jest to trochę wyczerpujące.
Co ma do tego wiek CZYTAJ recenzję! >>>
P.S. Starcza Pani czasu na zwykłe zajęcia domowe, na przykład gotowanie? E.Ch. Gotuję, jak najbardziej. Czasem myślę, że minęłam się z powołaniem. Powinnam zostać ogrodniczką albo kucharką. Dwa zawody, w których na pewno świetnie bym sobie radziła i jeszcze jakie to pożyteczne.
tość jest olbrzymia. Bardzo zwykłe panie, tak zwane gospodynie domowe, studentki, historycy, zwykli faceci. Nie ma nawet głównej grupy wiekowej.
P.S. A jak się zostaje pisarką? E.Ch. Normalnie. Któregoś dnia pisze się książkę, potem się ją wydaje. Potem się pisze następną. Po drugiej, trzeciej – pewnie różnie to bywa – podejmuje się decyzję, że to będzie się robić zawodowo. Oczywiście są pisarze, którzy mają przyzwoite zajęcie i piszą „po godzinach”. Wtedy trwa to dłużej, na książkę potrzeba kilku lat. W moim przypadku dzieje się to szybko, bo to jest moja praca.
P.S. A kiedy będzie się pani tak czuła? E.Ch. Może sam pisarz nie potrafi wskazać tego momentu, może to czytelnik prędzej jest w stanie stwierdzić. Nie, ja się nie czuję odkryta. Mam swoich kochanych czytelników, których uwielbiam, dostaję wzruszające maile, na które pomimo zmęczenia staram się odpisywać. Ludzie piszą bardzo osobiste rzeczy związane z lekturą moich książek. Najbardziej ujmujące są takie, w których ludzie piszą, że od dawna nie mieli czasu na czytanie. Sięgnęli po Sagę Sigrun czy Ja jestem Halderd i odkryli w sobie apetyt na czytanie. To tak jakbym była fajną przystawką.
P.S. Jest pani zdyscyplinowana? E.Ch. Piekielnie. Nie rozumiem co to znaczy nie dotrzymać terminu, zawalić. Choć lubię zależeć tylko od siebie, książka to w rzeczywistości praca zespołowa. Pracują przy niej graficy, redaktorzy, korektorzy. Trzeba być odpowiedzialnym. P.S. Dużo pani podróżuje zawodowo? E.Ch. Trochę. Spotkania z czytelnikami, sprawy promocyjne – wywiady, nagrania. P.S. Podróżuje pani samochodem? Pociągami? E.Ch. Zwykle pociągami. Nie potrafię jeździć po obcych miastach. P.S. Kim są pani czytelnicy? E.Ch. Jak w reklamie ubezpieczeń – nie ma statystycznego czytelnika. Rozpię-
P.S. Czuje się pani odkryta jako pisarka? E.Ch. Nie.
P.S. Gdyby ktoś chciał czytać po tej przystawce czytać dalej, co by pani poleciła? E.Ch. Może nie powinnam tego mówić, ale obecnie poza książkami historycznymi i tekstami źródłowymi nie czytam innych książek. Przerabiam tak dużo książek związanych z realiami epoki, o której piszę, że na inne brakuje mi zwojów mózgowych i czasu. To są też książki o szkutnictwie, farbowaniu tkanin, ziołolecznictwie, o każdym z aspektów świata, w którym żyją moi bohaterowie. Czasami trzeba przeczytać dziesięć książek, by napisać jedno wiarygodne zdanie. Przy Grze w kości miałam sytuację nr 2 Listopad 2010 r.
17
<<< CZYTAJ recenzję! Przekraczając granice
18
komfortową, pisałam z Aniołem Stróżem nad sobą. Archeolog, profesor Przemysław Urbańczyk był jednocześnie moją muzą (bo jego teoria naukowa natchnęła mnie do pisania Gry) i surowym konsultantem, wyłapywał wszelkie nieścisłości i potknięcia. Z tymi nieścisłościami w książkach historycznych jest czasem zabawnie, podam Panu przykład. Przy Grze w kości pomagała mi także Agnieszka Budzińska – Bennett, piękna dziewczyna, która specjalizuje się w muzyce dawnej. W książce jest ważny, kulminacyjny moment w relacji Bolesław – Otto, rzecz dzieje się w czasie mszy wielkanocnej w Kwedlinburgu. Prosiłam Agnieszkę, by pomogła mi ustalić schemat liturgii (rok 1000, wszystko odbywa się inaczej niż dzisiaj); chociaż sama msza jest tłem, chciałam, by była autentyczna. Agni mieszka w Bazylei i znalazła w archiwach Antyfonarz Kwedlinburski skopiowany dla celów tamtejszej liturgii między 1025 a 1070 rokiem. Zatem, z największym prawdopodobieństwem odzwierciedlał od tamtejsze zwyczaje liturgiczne z interesującego mnie momentu. Dotarcie do niego wymagało czasu i zachodu, mnie się spieszyło, ale mając możliwość skorzystania z takiego źródła nie mogłyśmy sobie tego odpuścić. Choć – jak Agni sama napisała: „nikt pewnie nie zauważyłby gdybym podała ci nawet śpiewy z Ułan Bator po śmierci Lenina…”. Wykorzystałyśmy z tego Antyfonarza jedno zdanie, nikt pewnie nie zauważy, ale byłyśmy takie szczęśliwe!
P.S. Chciałaby pani mieć wpływ na tłumaczenie? E.Ch. To jest niemożliwe. Wbrew obowiązującemu trendowi, nie znam przyzwoicie żadnego cywilizowanego języka. Po niemiecku mówię jak dresiarz, po francusku jak menel, po angielsku…
P.S. Proszę zdradzić, jest mowa o przekładach pani książek? E.Ch. Coś tam się kroi.
P.S. Tym razem będzie o mężczyznach? E.Ch. Tak, ale Einar to nie jest klasyczny wiking. Einar jest człowiekiem idei, jednym
nr 2 Listopad 2010 r.
P.S. Jak doker? E.Ch. (śmiech) P.S. Historia panią fascynuje czy jest „tylko” doskonałym narzędziem dla pisarza? E.Ch. Zdecydowanie mnie fascynuje, każdy okres potrafi mnie zaciekawić. Okres przełomu X i XI w. jest mi niemal tak bliski jak współczesność. P.S. Urodziła się pani we właściwej epoce? E.Ch. Tak, dlatego, że żyjąc teraz mogę sobie w dowolnym momencie na chwilę „wskoczyć” w średniowieczem, przenieść się do wysublimowanego i uroczo nadpsutego renesansu lub wyuzdanego baroku. P.S. Czy w kolejnych książkach zamierza pani sięgnąć do innych epok? E.Ch. Tak, choć obecnie czeka mnie kontynuacja Północnej drogi czyli Pasja według Einara, więc na razie jeszcze będę eksplorować średniowiecze. Potem będzie książka, która przeniesie czytelników kilkaset lat później.
Ksiądz Rafał CZYTAJ recenzję! >>>
P.S. W Północnej drodze jest dużo erotyki… E.Ch. Ten trend będzie utrzymany do końca. (śmiech)
fot. Edyta Szałek & Thomas Gudbrandsen www.etphotography.eu
z pierwszych chrześcijańskich duchownych Norwegii. Jest synem pogańskiego kapłana, później zostaje misjonarzem.
Mogę sobie w dowolnym momencie na chwilę „wskoczyć” w średniowiecze, przenieść się do wysublimowanego i uroczo nadpsutego renesansu lub wyuzdanego baroku
P.S. A to jest potrzebne? E.Ch. Tak, dlatego, że jest to integralna część świata moich bohaterów. Nie dlatego, że wymyśliłam sobie, iż są ludźmi szczególnie namiętnymi. Cała Północna droga jest odzwierciedleniem myśli filozoficznej płynącej w mitologii nordyckiej. Główna kobieca bogini Skandynawów, Freja, reprezentuje seksualność, erotykę, umiłowanie bogactwa. Jest taki mit, który moje czytelniczki bardzo go lubią, bo czują się dzięki niemu bardziej wyzwolone. Freja kochała się stroić. Czterech karłów wykuło naszyjnik tak piękny jakiego świat nie widział. Freja zapragnęła go mieć. Karły jak to karły. Najpiękniejsze nie są. Powiedziały, że w zamian musi im się wszystkim po kolei oddać. Freja powiedziała: dobra. Zrobiła, co miała do zrobienia, wzięła naszyjnik
i dalej była najpiękniejszą z bogiń. P.S. Czyli Freja była ówczesną galerianką? E.Ch. Ależ pan...! Freja nie była galerianką, była inwestorką. I wielką boginią. P.S. Co pani kocha? Wracamy do trudnego pytania. E.Ch. …
P.S. Jeśli się pani będzie zastanawiać, nie wyjdzie naturalnie. E.Ch. Kocham moją rodzinę, nawet tego czarnego kota, który żyje mi na złość i pewnie będzie jeszcze obgryzał moje nagie kości. Kocham moją pracę i kocham moje urlopy. Kocham pracować i kocham nie pracować. Dlatego bardzo silnie to rozłączam. Jak pracuję to zapieprzam, jak odpoczywam to nie robię nic. Poza tym jestem tak przeraźliwie leniwa, że muszę dużo pracować, aby się przed tym lenistwem impregnować. P.S. A czego pani nienawidzi? E.Ch. Głupoty i tchórzostwa. Tchórze są jedynymi ludźmi, których się boję. Tchórz ze strachu działa irracjonalnie. Ze strachu można zabić. nr 2 Listopad 2010 r.
19
<<< CZYTAJ recenzję! Opowieści z meekhańskiego pogranicza
O zdradliwości zapożyczeń
Ignorant, czyli kto? Maciej Malinowski jest mistrzem ortografii polskiej (katowickie „Dyktando”), autorem książek „(...) boby było lepiej. Mistrz polskiej ortografii pokazuje, jak trudna jest polszczyzna, i namawia językoznawców do... zmian w pisowni (Kraków 2002 r.); „Obcy język polski” (Łódź 2003 r.) oraz „Co z tą polszczyzną?” (Kraków 2007 r.). Od 2002 r. prowadzi rubrykę językową w ogólnopolskim tygodniku „Angora”.
Jeżeli ktoś okazuje w jakiejś kwestii „ignorancję”, to nie znaczy, że ową kwestię lekceważy, lecz że brakuje mu odpowiedniej wiedzy na dany temat. „Ignorowaniem” natomiast (a nie ignorancją) jest np. niereagowanie na czyjeś prośby, nieodpisywanie na skargi
Zawsze przestrzegam przed używaniem wyrazów i zwrotów obcojęzycznych, których brzmienia i pisowni dokładnie się nie zna, a znaczenia nie bardzo rozumie. Nie mam też wątpliwości, że jeśli istnieje w polszczyźnie rodzimy odpowiednik, lepiej użyć właśnie jego. Posługiwanie się zapożyczeniami jedynie ze snobizmu, z chęci popisania się ich znajomością, świadczącą rzekomo o erudycji, oczytaniu, inteligencji, niejednokrotnie prowadzi na manowce. Po pierwsze, nie 20
nr 2 Listopad 2010 r.
przekaże się rozmówcy nierozumiejącemu obcych słów tego, co się zamierzało, a po drugie, łatwo o pomyłkę, ośmieszenie się, a nawet kompromitację, gdy przekręci się jakiś wyraz, pomyli jego sens albo zastosuje w niepoprawnej konstrukcji zdaniowej. Figla potrafi spłatać użytkownikom języka szczególnie podobieństwo brzmieniowe zapożyczeń, ich budowa, wspólny rdzeń (takie wyrazy nazywa się paronimami). Oto w jednym z wieczornych programów magazynu „24 godziny” w TVN poseł SLD Jerzy Wenderlich mówił w rozmowie z posłanką PO Iwoną Śledzińską-Katarasińską tak: „Jest
Dziewczyna w Złotych Majtkach CZYTAJ recenzję! >>>
pani niewolnikiem personifikacji. Nie może pani uciec od nazwisk...”. Parlamentarzysta, uchodzący w swych kręgach za erudytę, popełnił okropną niezręczność językową, wręcz gafę – niepoprawnie posłużył się wyrazem personifikacja. Na własny użytek utworzył sobie bowiem nowe znaczenie rzeczownika od lat funkcjonującego w języku polskim, na co nie ma (i nie może być) zgody językoznawców. Choć persona to z łaciny ‘godność, osoba’, personifikacja nie oznacza ‘listy ludzi, nazwisk’ czy ‘wymieniania kogoś z nazwiska’. To – z niem. personifizieren, z fr. personnifier – ‘nadawanie przedmiotom, zjawiskom, zwierzętom, pojęciom abstrakcyjnym cech właściwych tylko ludziom’, inaczej ‘uosobienie’. Personifikacją są zwroty typu: Los się do nas uśmiechnął; Powitały ich wierzby płaczące; Patrzą na nas wieki; Parsknął śmiechem cały sad; Wiatr wyje. Jest to środek artystycznego wyrazu (metafora), stosowany świadomie przez autorów w prozie czy poezji. Czyżby prominentny działacz SLD o tym nie wiedział, a może jedynie zapomniał znaczenia słowa, z którym stykają się już na lekcjach języka polskiego uczniowie szkoły podstawowej? Podpowiadamy więc nie tylko posłowi Wenderlichowi, ale i innym politykom (im też się przytrafiają lapsusy tego rodzaju), że powinni jak najszybciej wyrzucić ze swego słownictwa personifikację, kiedy mają na myśli jakieś nazwiska, osoby. Personifikacji nie wolno zastępować również wyrazami personalizacja czy personalizm (byłby to jeszcze większy błąd). Pierwszy z tych wyrazów znaczy ‘podkre-
ślenie znaczenia jednostki, zwrócenie uwagi na szczególną rolę i wartość człowieka’ (np. personalizacja władzy) albo ‘nadanie czemuś charakteru osobistego’, drugi jest terminem z zakresu filozofii i psychologii (‘rozwój osobowości człowieka powinien być źródłem i celem życia’). A swoją drogą szkoda, że nie ma w polszczyźnie wyrazu, o którym myślał poseł SLD… Większa wpadka, której niczym nie da się wytłumaczyć, przytrafiła się kiedyś posłance Renacie Beger z Samoobrony. Podczas przesłuchiwania świadka w komisji śledczej pomylił jej się kompromis (‘ugoda, porozumienie’) z kompromitacją (‘narażenie siebie lub kogoś na wstyd’). Tak, to była niewątpliwie wielka kompromitacja parlamentarzystki. Inna sprawa, że kompromis też może być niekiedy kompromitacją... Wiele trudności sprawiają Polakom słowa ignorancja i ignorować (a także związany z nim rzeczownik ignorowanie). Wyrazy te nie pozostają do siebie w takiej samej relacji, jak np. tolerancja i tolerować, manifestacja i manifestować czy akceptacja i akceptować. Ignorancja to ‘brak wiedzy, nieuctwo’, ignorować zaś to tyle, co ‘świadomie nie zauważać czegoś, lekceważyć’. Jeżeli więc ktoś okazuje w jakiejś kwestii ignorancję, to nie znaczy, że ową kwestię lekceważy, lecz że brakuje mu odpowiedniej wiedzy na dany temat. Ignorowaniem natomiast (a nie ignorancją) jest np. niereagowanie na czyjeś prośby, nieodpisywanie na skargi. To straszny ignorant powiemy też o kimś niewykształconym, nieuku, a nie o osobniku lekceważącym sobie jakieś polecenia, uwagi. Maciej Malinowski nr 2 Listopad 2010 r.
21
<<< CZYTAJ recenzję! Reguła dziewiątek
Rozmowa z Arturem Szrejterem, redaktorem cyklicznej antologii komiksowej
Fantasy komiks
Piotr Stankiewicz: Dlaczego tylko fantasy? Czy warto tak ograniczać się na starcie? Artur Szrejter: Fantasy jest tak pojemnym i wielowymiarowym gatunkiem, że nie uważamy, iż jest to ograniczenie. Proszę zauważyć, że od pierwszego tomu antologii publikujemy szerokie spektrum oblicz fantasy – i historyczną, i typowo przygodową, i klasyczną – rozgrywającą się w wymyślonych światach, i opowieści łączące fantasy z SF. Europejski, a przede wszystkim francuskojęzyczny rynek fantasy jest przeogromny, można do woli wybierać serie tworzone w różnych podgatunkach i rysowane w całkowicie odmiennych stylach. Samo francuskie wydawnictwo Soleil, z którym najbliżej współpracujemy, ma w swojej ofercie sto kilkadziesiąt cykli fantasy! Inni francuscy wydawcy także w ciągu ostatnich lat niezwykle rozwinęli swoją działalność na polu fantasy. Moglibyśmy latami publikować francuskojęzyczną fantasy, a i tak nie obawiamy się ograniczenia ani ilościowego, ani gatunkowego, ani jakościowego. P.S. Samochody sprowadzamy z Niemiec, a komiksy z Francji? A.S. Jak najbardziej! Na fatalnych polskich drogach znacznie lepiej sprawują się solidne niemieckie samochody, a delikatne 22
nr 2 Listopad 2010 r.
francuskie odpadają na wertepach. Z kolei w świecie komiksu Niemcy nie mają prawie nic do powiedzenia, za to Francuzi, Belgowie czy Szwajcarzy to światowe potęgi – zarówno jeśli chodzi o czytelnictwo, jak i ilość oraz jakość twórców historii obrazkowych. Zatem sprawa prosta jeśli już kupować towar z Zachodu, to tylko ten najlepszy w danej dziedzinie. P.S. Czy planujecie klony serii? Np. horror lub science fiction? A.S. Planowanie nowych cyklicznych antologii, na przykład Komiks-groza, jest na malutkim polskim rynku zadaniem karkołomnym. Takie działania można by podjąć dopiero, gdyby okazało się, że Fantasy komiks sprzedaje się w wielkim nakładzie, przez co byłoby widać, że istnieje duże zapotrzebowanie na cykliczne antologie. Natomiast my już widzimy, że owo zapotrzebowanie wcale nie jest masowe, dlatego na chwilę obecną nie planujemy wydawać innych antologii. P.S. Jaki zamysł towarzyszył powstawaniu antologii? A.S. Żeby dostarczyć polskiemu czytelnikowi wybór dobrej, przygodowej fantasy, która jest typowo rozrywkowa. Nie planowaliśmy druku trudnych, ambitnych
Orły nad Europą CZYTAJ recenzję! >>>
cykli, bo nie takie jest założenie antologii. Chcemy dotrzeć nie tylko do konesera komiksów, ale przede wszystkim do młodego czytelnika, którego dzieła typu np. Moebiusa po prostu by znudziły, nic by z nich nie zrozumiał. Chcemy przyciągnąć do ogólnie pojmowanego komiksu najmłodsze pokolenie, które wyszło już z etapu kupowania „Kaczora Donalda” i rozgląda się za zrozumiałym dla siebie komiksem, który z drugiej strony jest już na tyle dorosły, że nastoletni czytelnik ma wrażenie, iż uczestniczy już w „dorosłym” życiu świata komiksowego. Czy nam się to uda? Zobaczymy. P.S. Czy KF jest filtrowany treściowo np. ze względu na wiek potencjalnych odbiorców? A.S. Tak, ale w stopniu minimalnym. Mimo że chcemy trafić do młodszego czytelnika, czasem pojawia się golizna, często obrazek jest też schlapany krwią – ale tak wygląda dzisiejsza fantasy, ze świecą szukać serii bez takich obrazków. A kadrów przecież nie ocenzurujemy, bo to byłoby zaprzeczenie samej idei sztuki komiksowej. Za to w sferze językowej łagodzimy przekleństwa. One nadal tam są, ale dostosowane do wieku potencjalnych odbiorców. I to jedyna ingerencja, jaką robimy z myślą o młodych czytelnikach. P.S. Na ile jest to przedsięwzięcie merkantylne, a na ile popularyzatorskie? A.S. Oczywiście, jak w każdej działalności produkcyjno-handlowej, chodzi także o zysk. A o popularyzacji wśród młodego pokolenia już mówiłem – ideałem byłoby wychowanie nowego pokolenia czytającego
komiksy, bo to stare, na którym od lat bazuje polski rynek komiksowy, powoli wymiera. P.S. Jak duże jest zainteresowanie serią po 6 tomach? A.S. Do tej pory mamy dane ze sprzedaży pierwszych 4 tomów. Niestety, zainteresowanie jest mniejsze, niż zakładaliśmy. Tragicznie nie jest, bo okazuje się, że przy niskiej cenie znajduje się w Polsce kilkakrotnie więcej czytelników niż na drogie albumy twardookładkowe, ale nie ma co ukrywać, że i tak liczba czytelników jest zbyt mała, by myśleć o nowych liniach rozwoju serii (np. wspomniane przez Pana klony z grozą czy SF). Po raz kolejny okazuje się, że polski rynek komiksowy jest płytki i bazuje na określonej liczbie osób, które kupują niemal wszystko, co się u nas ukazuje, zaś pozostali kupujący są przypadkowi. nr 2 Listopad 2010 r.
23
<<< CZYTAJ recenzję! Zbliżenia
P.S. Jak duży zespół pracuje nad powstawaniem serii? A.S. Pomysłodawcą antologii jest Tomek Kołodziejczak, redaktor naczelny działu komiksów w Egmoncie. On też sprawuje kontrolę nad serią i przewodniczy kolegiom redakcyjnym. Poza nim na co dzień nad antologią pracują dwaj redaktorzy, a do tego dochodzi cały zastęp tłumaczy, ludzi zajmujących się składem, reklamą, sprzedażą, promocją. Zespół jest całkiem spory. P.S. Macie Państwo w planach publikować w piśmie komiksy polskich twórców? Jaka jest kondycja polskiego komiksu w Pana odczuciu? A.S. Jasne, jeśli tylko pojawi się dobry, przygodowy, rozrywkowy komiks polskich twórców, to czemu nie mielibyśmy go wydrukować? Oczywiście, że czekamy na profesjonalne polskie historie, ale zaznaczam, że nie prowadzimy szkoły komiksowej, więc nie możemy poświęcać czasu na szkolenie od podstaw twórców, którzy by chcieli, ale jeszcze nic nie zrobili. Zapraszamy do współpracy, o ile ktoś ma już gotowy komiks, który jest – zaznaczam rozrywkowy. Bo taka właśnie jest formuła antologii ma dawać rozrywkę na przyzwoitym poziomie, a nie być areną ambitnej, zrozumiałej tylko dla samego autora sztuki. A od oceny kondycji polskiego komiksu się powstrzymam. P.S. Jak dystrybuowany jest Fantasy komiks? A.S. Przez sieci kioskowe (typu Ruch, Kolporter, Garmond), przez sieć Empików (działy z prasą), w Merlinie oraz przez 24
nr 2 Listopad 2010 r.
specjalistyczne księgarnie komiksowe. Jak widać, mimo że antologia jest wydawana na prawach książki, większość nakładu idzie poprzez kanały prasowe. Dzięki temu mamy możliwość dotarcia także do mniejszych ośrodków, a nie być obecni tylko w wielkich miastach. P.S. Proszę przybliżyć najbliższe plany związane z magazynem. A.S. Cały czas wstawiamy do kolejnych numerów nowe serie – teraz są to Sloka i Zaraza, niedługo będą nowe stripy, a potem także opowieści ze świata Troy, zaczerpnięte z kolekcji Legendy Troy różnych autorów. Poza tym mamy wytypowanych wiele serii, które chcemy kupić, ale warunek jest jeden – antologia musi osiągnąć taką stabilność, by opłacało się w nią inwestować. Wtedy dopiero będzie można mówić o prawdziwym rozwoju antologii. Proszę pamiętać, że tak naprawdę wciąż jest to „próbowanie rynku” i dopiero za jakiś czas będziemy w stanie powiedzieć, czy nam się udało. A jak się nie uda, to będziemy szukać nowych dróg rozwoju. Jakich? Na przykład przejście na cykl dwumiesięczny, zmiana objętości, zmiana ceny, ograniczenie się do stałego grona odbiorców sztuki komiksowej. A jeśli nagle okaże się, że spowodowaliśmy nowy komiksowy boom wydawniczy, to w drugą stronę – rozwój antologii i serii pobocznych.
Kręgi obcości CZYTAJ recenzję! >>>
P.S. KF publikuje komiksy w odcinkach. Jaką propozycję macie dla osób, które zaczęły czytać np. od czwartego numeru? A.S. Antologia jest dostępna w sprzedaży archiwalnej, więc nie ma problemu ze skompletowaniem starych tomów. Także specjalnie dla czytelników pierwsze tomy wprowadziliśmy do ponownej dystrybucji, by odbiorcy, którzy zorientowali się dopiero teraz, że ukazuje się FK, mogli od razu nabyć pierwsze tomy. Mamy nadzieję, że takie właśnie wielotorowe zabiegi – poczynając od dbałości o oprawę graficzną, a skończywszy na dostępności także starych tomów w ciągłej sprzedaży – spowodują, że FK na stałe wejdzie na polski rynek komiksowy. P.S. Komiksy się czyta, czy ogląda? Komiksy zabijają czytelnictwo książek, czy je stymulują? A.S. Mam nadzieję, że czytelnicy komiksów także je czytają, inaczej cała ta zabawa nie miałaby sensu. Często w warstwie literackiej, a nie obrazkowej ukryta jest prawdziwa wartość opowieści. Nie ma mowy o tym, żeby czytelnictwo komiksów zabijało czytelnictwo książek. Wszak w Polsce książek sprzedaje się nieporównywalnie więcej niż komiksów. A niemal wszyscy moi znajomi fani komiksów czytają też książki – i to w dużych ilościach. Jeśli ktoś stawia zarzut, że komiks szkodzi książkom, to tak samo, jakby sobie wydumał, że balet zabija operę. Brednie, ale jakże często słyszane w „kulturalnych” programach w telewizji (która, jak należy sądzić, zabija kino). Piotr Stankiewicz: Dziękuję za rozmowę. Artur Szrejter: Dziękuję. nr 2 Listopad 2010 r.
25
<<< CZYTAJ recenzję! Wydział Lincoln
y z c ę t e i n o r t s Po innej eksualnej homos ie z ro p j ie k ls o p –o zęść 1 C
Homoseksualizm należy do takich kwestii, jakie w naszym społeczeństwie chciałoby się zamieść pod przysłowiowy dywan, a jednocześnie do takich, wobec których nie można już pozostać obojętnym. Parady Równości, dyskusje o legalizacji związków jednopłciowych i idących za tym praw czy coraz częstsze coming out-y, dokonywane przez znane osobistości, zmuszają do zajęcia określonego stanowiska. Literatura również nie może milczeć i coraz śmielej zabiera głos, pytając, co właściwie miałoby się znaleźć pod tym dywanem – istnienie osób homoseksualnych, walka o legalizację ich 26
nr 2 Listopad 2010 r.
związków, czy może właśnie nietolerancja dla cudzej, bezrozumnie potępianej, odmienności? Trudno oprzeć się wrażeniu, że przeciętny człowiek długo mógł utożsamiać homoseksualizm z czymś nie tylko nieznanym, ale wręcz egzotycznym, zlokalizowanym na marginesach społeczeństwa, a przez to groźnym. Dziś jednak homoseksualizm jakby wyszedł ze sfery prywatności, stając się sprawą społeczną i polityczną. Żadne wydarzenie w tym obrębie nie pozostaje bez echa – czy chodzi o kolejną Paradę Równości, czy o lekturę usuniętą z kanonu ze wzglę-
Krwawy południk CZYTAJ recenzję! >>>
du na wątki homoerotyczne, czy o odważny happening promujący tolerancję, czy o proces dotyczący zniesławienia osoby homoseksualnej, czy wreszcie pojawienie się bajek o związkach jednopłciowych – zwierzęcych i ludzkich. Również literatura podejmująca ten temat ulega swoistym przekształceniom. Problematyka homoseksualna nie zajmuje już tylko obszaru twórczych peryferii, pojawiając się w większości gatunków literackich, a wreszcie tworzy rozwijający się, barwny niczym tęcza (jeden z symboli mniejszości seksualnych), nurt w naszej rodzimej kulturze. Dodajmy, że jest to nurt, który właśnie przeżywa swój renesans.
a nawet rzetelne przedstawienie zjawiska. Zwykle wątki homoseksualne stanowiły element groteskowej gry (jak w Ferdydurke czy Trans-Atlantyku Gombrowicza), były podstawą dla odważnych przekształceń znanych tekstów kultury (na przykład w Teraz na ciebie zagłada Andrzejewskiego, gdzie biblijni bracia Kain i Abel są również kochankami), bądź zostały skrzętnie ukryte (jak w przypadku niektórych opowiadań Iwaszkiewicza – Panien z Wilka, Kochanków z Marony, Róży). Być może trzeci sposób portretowania zjawiska – ukrycie, niejasność, przemilczenie – jest najbardziej fascynujący i godny uwagi. Nie tylko wymaga od czytelnika uważnej lektury, ale nie daje mu gwarancji Przede wszystkim ukryć jednoznacznych odpowiedzi na stawiane pytania. Mogłoby się wydawać, że literatura Z trzech wymienionych pisarzy, to mniejszości seksualnych pojawiła się nie- właśnie Iwaszkiewicz podlega w ostatnich mal równolegle z latach swoistemu całym medialnym „wskrzeszeniu”. Na szumem, który od fali ponownego zaWątki homoseksualne kilku już lat towainteresowania jego w literaturze polskiej już rzyszy tej kwestii. twórczością, poNie jest to jednak wstały kolejne ekradawno zaznaczyły swą prawda. Wątki honizacje Kochanków obecność – wystarczy moseksualne w litez Marony i Tataraku, przywołać dzieła raturze polskiej już wydano korespontakich autorów jak dawno zaznaczyły dencję Listy do córek Witold Gombrowicz, swą obecność – wyi przedrukowano na Jerzy Andrzejewski czy starczy przywołać nowo eseje, a długo Jarosław Iwaszkiewicz dzieła takich auwyczekiwany, drutorów jak Witold gi tom dzienników Gombrowicz, Jerzy „pana na Stawisku”, Andrzejewski czy Jawzbudził ogromne rosław Iwaszkiewicz. Jednak ta literatura nie emocje – to właśnie w swoich prywatnych miała w sobie jeszcze nic emancypacyjnego, zapiskach Iwaszkiewicz uwiecznił miłość jej celem nie było krzewienie tolerancji, do młodego, przedwcześnie zmarłego Jenr 2 Listopad 2010 r.
27
<<< CZYTAJ recenzję! Ucieczka przed mrokiem
rzego Błeszyńskiego. Historię tego romansu zmuszony opierać się w dużej mierze na przedstawił również w jednym ze swoich domysłach, lekturze między przysłowiowynajsłynniejszych opowiadań. mi wierszami. Czasem maskowanie homoZ pozoru Kochankowie z Marony nie seksualne posunięte jest tak daleko, że jego niosą w sobie żadnych homoerotycznych odkrycie jest prawie niemożliwe (tak jest inklinacji. Prowincjonalna nauczycielka, w przypadku słynnych Panien z Wilka Ola, spotyka Janka – młodego gruźlika, – czytanie tego utworu poprzez biograw ostatnim stadium choroby. Zakochują się fię Iwaszkiewicza sugeruje, że mamy do w sobie, ku zgorszeniu lokalnej społeczności, czynienia z sześcioma chłopcami, którym wyznającej sztywne zasady – z racji ukrycia wątków moralne. Jednak ich romans homoseksualnych – nadano – bardziej tragiczny niż nażeńskie imiona). Również miętny – naznaczony zostaw Kochankach z Marony nic je stałą obecnością jeszcze nie jest wyrażone wprost. jednej osoby. Arek – bo tak Warto zaznaczyć, że z dwóch ma na imię „ten trzeci” – to ekranizacji tego opowiadania, przyjaciel Janka, tajemniczy pierwsza (Jerzego Zarzyckiego człowiek o niejasnej przeszłoz 1966 roku) zupełnie bagaści, niebezpiecznie ocierajątelizuje wątek homoseksucy się o margines społeczny. alny, z kolei druga (Izabelli Wzajemna fascynacja obu Cywińskiej z 2005 roku) zbyt mężczyzn, wyraża się jedynie nachalnie go eksponuje. Taka w niejasnych aluzjach, dziwzmiana optyki być może nych marzeniach, pojedynnie oddaje stonowanego raWitold Jabłoński czych spojrzeniach, z pozoru czej ducha Iwaszkiewiczowniewinnych gestach, wreszcie skiej prozy, jednak świadczy zawikłanej symbolice i rozliczo zmianie światopoglądowej nych nawiązaniach literackich (na przykład i kulturowej – po blisko pół wieku od pudo scen homoerotycznych, występujących blikacji Kochanków z Marony, w polskim u Prousta). W tym dziwnym trójkącie zasad- kinie nie tylko zupełnie otwarcie i bez niczo nie ma miejsca dla kobiety – Ola zo- dwuznaczności podejmuje się temat homostaje wykluczona, choć sama nie zdaje sobie seksualizmu, ale czyni się z niego problem z tego sprawy. Janek wypowiada znamienne pierwszoplanowy. zdanie: „Kobieta niewiele może wiedzieć Tego nie doczekał już Iwaszkiewicz o miłości”, a następnie wraz z przyjacielem i jemu podobni twórcy – nawet jeśli ich pozwala sobie na dziwne napomknienia, orientacja seksualna była powszechnie wiasugerujące ich niedawną schadzkę. doma, musieli ją ukrywać gdzieś między Czytelnik, szukający śladów homosek- wierszami swoich dzieł. To może wydawać sualizmu w twórczości Iwaszkiewicza, jest się krzywdzące, jednak z drugiej strony czę-
Gorące uczynki
28
nr 2 Listopad 2010 r.
Stalowe Szpony. Operacja Cytadela CZYTAJ recenzję! >>>
sto stanowi klucz do wcale niesłabnącej popularności tych utworów.
lub biseksualni. Jabłoński w swojej debiutanckiej powieści chciał nie tylko sportretować miłość homoseksualną, ale również Przede wszystkim pokazać bohemę artystyczną, w którą homoseksualizm jest wpisany niejako odgórnie. BohaZasadniczo, o polskiej homoseksualnej terowie Gorących uczynków – Dawid, Irys literaturze emancypacyjnej, można mówić i Irena – zdają się nie mieć żadnych zahamodopiero na początku lat 90., choć z pewną wań. Nie tylko rozwijają się artystycznie, ale dozą ostrożności. Właśnie w tym czasie uka- przede wszystkim sypiają ze sobą, zdradzają zało się mnóstwo powieści tego się z innymi, a czasem dopusznurtu (za tym szedł też rozkwit czają kolejne osoby do swojego prasy gejowsko-lesbijskiej), jedłóżkowego trójkąta. Nie jest to nak pozostawały one w obiegu jednak powieść erotyczna, niszowym i nie doczekały się a raczej swoisty pastisz, nie poanaliz z prawdziwego zdarzezbawiony również elementów nia. Zresztą nie wszystkie były filozoficznych. Gorące uczynki książkami wybitnymi, część z zostały zlekceważone przez nich nawet w dzisiejszych omókrytykę, ale otwarły przysłowieniach określa się mianem wiowe drzwi dla następnych grafomańskich. Dla niektórych powieści – zupełnie jawnie poautorów (Gorgol, Krzeszowiec, dejmujących wątki gejowskie. Romanowicz), stanowiły często Ból istnienia Marcina jedyne w pisarskiej karierze dzieKrzeszowca, to książka, któło literackie. Wydaje się jednak, ra wśród już wymienionych Tadeusz Gogol że warto docenić tę inicjatywę może się poszczycić najwięksamą w sobie – po raz pierwszy Zakazana miłość szym literackim wyszukaniem. można było pisać o homosekHistoria homoseksualnych sualizmie, bez używania skomplikowanych związków narratora, została opowiedziawybiegów i wymyślnych maskarad – i polscy na bez zachowania chronologii – czytelnik pisarze skorzystali z tego prawa. otrzymuje rozbity życiorys, który sam musi Zarówno Gorące uczynki Witolda Jabłoń- rekonstruować na podstawie kolejnych odskiego, Nie znany świat Antoniego Romano- słon, przerywanych nie tylko rozlicznymi wicza, Ból istnienia Marcina Krzeszowca czy retardacjami, ale i przejmującymi miniaZakazana miłość Tadeusza Gorgola, próbo- turami poetyckimi. Bohater Krzeszowca wały przybliżyć to „egzotyczne” środowisko, wystawiony zostaje na przeróżne doświadz jego problemami, przeciętnemu czytelnikowi, czenia: zmaganie się z własną orientacją, choć każda robiła to na swój własny sposób. kolejne, mniej lub bardziej udane związki, Gorące uczynki to pierwsze polskie dzieło, opiekę nad chorymi na AIDS przyjaciółw którym wszyscy bohaterowie byli homo- mi, śmierć najbliższych osób, odwiedzanie nr 2 Listopad 2010 r.
29
<<< CZYTAJ recenzję! Galeria dla dorosłych
gejowskich domów schadzek, uczestnictwo w organizacjach aktywistów, a także w zacisznych orgiach i jednorazowych przygodach na pikiecie. Dużym ryzykiem musiało być umieszczenie Matki Boskiej w panteonie postaci. Dodajmy, że to właśnie Matka Boska nie tylko namawia narratora do spisania dziejów swojego życia, ale niejako obejmuje patronat nad jego powstaniem. Zatem jest to ktoś, kto stoi po stronie homoseksualistów, niejednokrotnie niosąc im pomoc i wsparcie. Jednak wartość Bólu istnienia nie tkwi wyłącznie w wielowymiarowym pokazaniu środowiska homoseksualnego. Powieść Krzeszowca zachwyca przemyślaną konstrukcją, bogactwem odniesień literackich, wreszcie niejednoznacznym portretem głównego bohatera (na przynależność Bólu istnienia do prozy psychologicznej wskazuje okładka – przedstawione drzewo przywodzi na myśl słynny Test Kocha). Idea sportretowania homoseksualnego środowiska przyświecała również Antoniemu Romanowiczowi. Nie znany świat to historia Marka, który dość późno – bo już w dorosłym życiu – odkrywa swój homoseksualizm. Poznaje smak pierwszej prawdziwej miłości, ból zdrady, cierpienie spowodowane odrzuceniem, wreszcie brud anonimowego seksu (tym razem nie na pikiecie, lecz w miejskiej łaźni) i bezsens terapii nawracającej na „właściwą” orientację, aby w końcu dojść do samoakceptacji i stworzyć prawdziwy, stały związek. W toku powieści zmienia się nie tylko jego światopogląd, ale on sam – najpierw niedoświadczony, podatny na nie zawsze dobre wpływy i padający ofiarą rozlicznych manipulacji, po pewnym 30
nr 2 Listopad 2010 r.
czasie nie tylko zadomawia się w środowisku homoseksualnym, ale również znajduje siłę, żeby to środowisko w końcu niejako przeskoczyć. Marek oczywiście nie jest jedyną postacią Nie znanego świata. W powieści występuje również Andrzej, który panicznie boi się dekonspiracji i utraty swojej wyrobionej ciężką pracą pozycji, więc pozwala sobie jedynie na wakacyjne romanse z dala od miejsca zamieszkania, jak również Darek, bezgranicznie oddany w swojej potrzebie miłości, Krzysztof, bezwzględnie wykorzystujący naiwnych chłopców, a także Janusz i Damian, którzy żyją w stałym, choć nie do końca opartym na wierności związku. Ciekawostkę stanowi fakt, że wszystkie postaci mają swe realne pierwowzory, a opisywane wydarzenia również są autentyczne. Na tle Nie znanego świata dosyć blado wypada powieść Tadeusza Gorgola Zakazana miłość. Choć aspiracją autora było rzetelne przedstawienie społeczności homoseksualnej, trudno oprzeć się wrażeniu, że Gorgol jest daleki od obiektywizmu. Co prawda pisze, że obok tych, którym zależało na jednonocnym partnerze, byli i tacy, którzy tworzyli wieloletnie związki, a nawet heteroseksualiści, którzy jedynie przypadkowo znaleźli się na „niewłaściwym” szlaku, jednak wszystkich zdaje się lokalizować w subkulturze kryminalnej. Na takie ujęcie wskazuje nie tylko dobór mocno pejoratywnego słownictwa, ale również objaśnienia zamieszczone z tyłu książki, dotyczące terminów używanych zarówno przez homoseksualistów, jak również przez przestępców (ciekawe, że znalazły się w nim również wyrażenia dziś nie tylko powszechnie uży-
Miłość jedynego mężczyzny CZYTAJ recenzję! >>>
wane, ale też pozbawione negatywnych ko- nych okładek, o seksie jednopłciowym notacji: „iść w zaparte”, „ksywka”, „wciskać pisze się jeszcze w zawoalowany sposób. kit”, „zgred” czy „szmal”). Zasadnicza fabu- Nie jest to już dawniejszy system aluła Zakazanej miłości jest oparta na wątku zji i skomplikowanej symboliki – seks kryminalnym – jeden z homoseksualnych w tych powieściach niewątpliwie wystębohaterów zostaje zamordowany, a prowa- puje, jednak jest opisany w sposób daledzący śledztwo porucznik musi wmieszać ki od dosłowności, kryje się za sztafażem się w zupełnie nieznane sobie środowisko, wyszukanych słów i skomplikowanych aby znaleźć sprawcę. Powieść wieńczy zna- wybiegów. mienne zdanie, wypowiedziane przez zdeWzględna otwartość w kwestiach homaskowanego zbrodniarza: „Za pedała nie moseksualnych (pomijając same kwestie będę dyndał”. Pomimo znaczących różnic, w większości powieści homoseksualnych tego okresu można znaleźć pewne punkty wspólne. Na pewno do takich należą bardzo odważne, wręcz prowokujące okładki (wyjątkiem jest tu powieść Krzeszowca). W przypadku Gorących uczynków, to postać umieszczona na tle agresywnej czerwieni między demonicznymi kochankami, a na okładkach powieści Romanowicza i Gorgola, dwóch nagich mężczyzn uchwyconych w miłosnym uścisku (Nie znany świat) bądź podczas aktu seksualnego (Zakazana miłość). Współczesna literatura gejowska Otwartość w kwestiach poszła tą samą drogą i posuhomoseksualnych sprawia, wa się coraz dalej w okładże znikają niedopowiedzenia kowych prowokacjach. i przemilczane tajemnice Jednak, co ciekawe, pomimo nieco erotycznr 2 Listopad 2010 r.
31
<<< CZYTAJ recenzję! Polskie rekolekcje
Kochankowie z Marony, reż. Izabela Cywińska alkowy) sprawia, że znika gdzieś niedopowiedzenie, przemilczenie, tajemnica, dotychczas nieodłączne dla bohaterów. O ile homoseksualizm postaci Iwaszkiewiczowskich zasadniczo jest kwestią dyskusyjną, a jego śladów trzeba szukać między wierszami, o tyle w powieściach powstałych kilkadziesiąt lat później, o homoseksualizmie jako takim mówi się wprost. Nie oznacza to jednak pełnej emancypacji – bohaterowie identyfikują się z określoną społecznością, podlegają jej regułom, akceptują bądź uczą się akceptacji samych siebie, jednak wciąż pozostają niejako zamknięci w utworzonych przez siebie gettach. Równoległy heteroseksualny świat nie ma jeszcze dostępu do ich odmienności. Konfrontacja obu tych rzeczywistości przyjdzie dopiero później. 32
nr 2 Listopad 2010 r.
Można też zauważyć dwa typy ujęcia tematu – autobiograficzny i zapośredniczony. W pierwszym przypadku autor opiera się na osobistych doświadczeniach – jak Jabłoński czy Krzeszowiec, w drugim jest osobą „z zewnątrz”, która przekazuje cudze wspomnienia, literacko je przerabiając. Być może nie miałoby to większego znaczenia, gdyby nie fakt, że pisarze heteroseksualni deklarują swoją solidarność z opisywanym środowiskiem – czy to poprzez odautorskie posłowie, czy w samych powieściach, dając przykład tak potrzebnej tolerancji. Gorgol czy Romanowicz, poznali zupełnie obcą sobie społeczność i doszli do prawd, które wciąż są jakby niezauważane. „Jakże niestety często homoseksualiści – stwierdza Gorgol – są obiektem drwin i niewybrednych żartów. Na ich temat krą-
Krzyżacka zawierucha CZYTAJ recenzję! >>>
żą liczne powiedzonka, anegdoty, dowcipy. „Homoseksualizm to tylko inny sposób Za pikantnymi epitetami i pozornie żar- życia, a nie zbrodnia” (Nie znany świat); tobliwym traktowaniem, kryją się nieraz „Okazuje się, że miłość czasami może prawdziwe dramaty izolacji i samotności. być przeciwko człowiekowi – a przecież (…) O ich [homoseksualistów] zachowaniu, nie ma nic ważniejszego od miłości. Nawet postępowaniu winni świadczyć oni sami”. (…) [homoseksualna] nie rozumiana i poZ kolei Romanowicz pisze o kulisach po- gardzana jest czymś wspaniałym i wielkim wstania swojej książki: „Najbardziej przy- (Nie znany świat); bliżało mnie do celu uczestniczenie w ich „Nikt nie ma prawa uważać ich [homo[homoseksualistów] problemach i ich kło- seksualistów] za wyrzutków czy też choropotach oraz obserwowanie, jak bezinte- bliwych maniaków. Wszelkie próby leczenia resowna, i bezmyślna, i bezcelowa ludzka będą (…) bezskuteczne, ponieważ nie możniechęć sprawia, że życie polskich homosek- na wyleczyć czegoś, co nie jest chorobą, ale sualistów staje się trwałym niezmienjeszcze trudniejsze”. nym składnikiem Z pozoru Kochankowie Można śmiało ludzkiej natury” z Marony nie niosą w sobie stwierdzić, że takie (Gorące uczynki); żadnych homoerotycznych powieści, jak Gorące Można spekuinklinacji. Pada tam jednak uczynki, Ból istnielować, czy gdyby te znamienne zdanie: nia, Nie znany świat książki – bez wzglę„Kobieta niewiele czy Zakazana midu na swoje wartości może wiedzieć o miłości” łość, mają charakter literackie bądź ich agitacyjny. Stają się brak – doczekały się one swoistym mabardziej wnikliwej nifestem homosekrecepcji i większego sualizmu, wpisując się w dyskurs społeczny, zrozumienia, dziś nasza rzeczywistość wygląktóry jeszcze na początku lat dziewięćdzie- dałaby inaczej. Jednak to nie zmieni faktu, siątych nie trafił na sprzyjające warunki że wszystkie zasadniczo przeszły bez przysłorozwoju. Jednak prawdy, które przekazują wiowego echa. Kilkanaście lat później autoustami bohaterów bądź narratorów, pozo- rzy wychowani właśnie na tych książkach, stały aktualne i nawet dziś mogą stanowić będą krzewić te same prawdy, może mniej argument za tolerancją tego, co jest uwa- moralizatorsko i w sposób bardziej wyszużane za odmienne. W zasadzie wszystko kany pod względem literackim, tym razem sprowadza się do pokazania uniwersalizmu napotykając na szerszy odbiór społeczny. uczuć, wobec których płeć nie ma znaczenia. To właśnie w tych powieściach po raz Przede wszystkim zaszokować pierwszy przeczytamy: „Potrzebna jest tolerancja” (Zakazana Rok 2005 okazał się przełomowy nie miłość); tylko dla polskiej literatury gejowskiej, ale nr 2 Listopad 2010 r.
33
<<< CZYTAJ recenzję! Dziewczynka w czerwonym płaszczyku
dla polskiej literatury w sensie ogólnym. bardziej współczesnych. Nie ma w Lubiewie A wszystko za sprawą Lubiewa – pierwszej wszakże romantycznych historii miłosnych powieści wprowadzającej tematykę homo- – wszystko sprowadza się do przypadkoweseksualną na szeroką skalę. W ciągu kilku lat, go, wyuzdanego seksu między mężczyznami książka Witkowskiego nie tylko doczekała na pikietach, w toaletach publicznych, na się kilku poszerzonych i zmienionych wy- plaży czy w koszarach. Geje Witkowskiego dań (w tym wydania w formie audiobooka), nie identyfikują się z ruchem emancypacyjale stała się najczęściej komentowaną książ- nym – w swoim stylu życia gloryfikują brud ką dziesięciolecia (według krytyka Dariusza i występek. Nie interesują ich nowoczesne Nowackiego, do takluby, legalizacja kiej rangi nie urósł związków czy adnawet słynny debiut opcja dzieci. Rok 2005 okazał się Doroty Masłowskiej Lubiewo to przełomowy nie tylko Wojna polsko-ruska), prawdziwy skandla polskiej literatury została nominowana dal, bo też na gejowskiej, ale dla do najbardziej prestiskandalach się polskiej literatury w sensie żowych nagród liteopiera. Witkowski ogólnym. A wszystko rackich (Nike 2006, nie tylko dopuszza sprawą Lubiewa Paszporty Polityki 2005, cza homoseksuFenomeny Przekroju alizm do głosu na 2005, Nagroda Liteszeroką skalę, ale racka Gdynia 2006), a także otrzymało Na- w kolejnych pikantnych historyjkach epatuje grodę Polskiego Towarzystwa Wydawców nadmiarem, antyestetyką, naturalizmem, Książek 2006. W czym tkwi siła i fenomen wulgarnością, celnie uderzając w najbardziej Lubiewa? Jakie naprawdę znaczenie ma dla drażliwe punkty naszej, nieco pruderyjnej, polskiej literatury gejowskiej? mentalności. Zmusza czytelnika nie tylko Witkowski – tak jak jego poprzednicy do niesmaku, ale i śmiechu czy przerażenia. z lat 90. – chce sportretować homoseksualne Gdzieś między wierszami kolejnych anegśrodowisko, jednak robi to w niespotykany dotek ukryta jest stara prawda – interesują dotąd sposób. Nie tylko odżegnuje się od ja- nas sprawy alkowy, a raczej sprawy seksu kichkolwiek sporów ideowych i walk o tole- samego w sobie – choć nikt by się do tego rancję, a nawet staje w kontrze wobec nich. nie przyznał. Chcąc stworzyć „ciotowski Dekameron”, To pewien paradoks, że kultową w listaje się kodyfikatorem różnych opowieści teraturze gejowskiej i polskiej stała się ta – najpierw słucha nostalgicznych wynurzeń książka, która idzie niejako naprzeciw dodwóch podstarzałych ciot o pseudonimach tychczasowym ruchom, szerzącym toleran„Patrycja” i „Lukrecja”, tęskniących za cza- cję i zrozumienie dla cudzej odmienności, sami PRL-u, by w drugiej części kolekcjo- kpi sobie z założeń dzisiejszej poprawnonować pikantne anegdotki z czasów jak naj- ści politycznej i porusza te aspekty życia, 34
nr 2 Listopad 2010 r.
Dziewczęta z Szanghaju CZYTAJ recenzję! >>>
o których nie chce się pamiętać. Lubiewo to nostalgiczny, trącący średniowiecznym motywem „ubi sunt” pomnik dawnych czasów, w których o emancypacji nie można było nawet śnić. Ponadto, ta powieść niesie ze sobą dodatkowe atuty, przy których homoseksualizm paradoksalnie pozostaje nieco w tle. Witkowski daje się poznać jako wyśmienity gawędziarz, namiętnie uprawia wyrafinowane gry językowe, bawi się tekstami kultury (przede wszystkim odwołuje się do Niebezpiecznych związków de Laclosa, lecz również do dzieł Villona, Boccaccia, Sępa-Szarzyńskiego, Mickiewicza, Słowackiego, Iwaszkiewicza, Gombrowicza, Geneta, Kundery i innych). Jednak prawdziwą ofiarą pada tu chyba czytelnik – język niestroniący od najgorszych przekleństw, w pewnym momencie przestaje razić, można się również przyzwyczaić do ciągłego seksu spod znaku lujów, pikiety i obciągów. To wydaje się jednym z wyszukanych żartów Witkowskiego – znieczulenie na sprawy tak wstydliwe, że niegodne poruszania nie tylko w rozmowach czy w literaturze pięknej, ale nawet w myślach. To swoista rewolucja – geje mówią o seksie bez żadnych zahamowań, nie bawiąc się w eufemizmy i wyszukane sztafaże. Jednak nie jest to tożsame z zupełną otwartością. Homoseksualiści Witkowskiego nie stronią od maskarady – lubią przebieranki, podrabianie cudzych stylów, wchodzenie w odmienne role. Najbardziej widoczne jest to przy używaniu kobiecych imion. Mówienie o sobie w rodzaju żeńskim, stanowi swoisty wyznacznik przynależności do dawnej grupy odmieńców. To właśnie unikanie potęgujących niejasność przebieranek
(a zatem pozostawanie przy swojej pierwotnej postaci, choćby przez określanie siebie męskim imieniem) staje się szkodliwą modą, a w oczach ciotowskiej społeczności urasta wręcz do rangi zdrady. Jednak wydaje się, że im bardziej Witkowski odcina się od głównych dążeń ruchów progejowskich, tym bardziej należy być ostrożnym. Sama wulgarna okładka (jakby wypinający się mężczyzna z obnażonymi nogami), nie tylko zapowiada bezpruderyjną powieść, ale również (być może nieświadomie) kontynuuje tradycję swoich poprzedników – wystarczy przypomnieć okładki książek Gorgola czy Romanowicza. Ponadto ten kolorowy (iście tęczowy, chciałoby się napisać) chaos maskarad i przebieranek sprawia, że tak jak na wulgarny język czy nadmiar seksu, w gąszczu Paulin, Michasiek, Gizel czy Dżesik, przestaje się zwracać w końcu uwagę na to „kto jest kim”. Inaczej rzecz ujmując, płeć w tym wszystkim przestaje mieć znaczenie. Tym samym dochodzi się do stwierdzenia, które przekazują walczące o tolerancję dla homoseksualistów organizacje: płeć nie gra roli, jeśli idzie o miłość – nawet jeśli wszystko sprowadza się wyłącznie do miłości fizycznej ujętej w plugawy sposób. Mówiąc o zasługach Lubiewa dla polskiej literatury gejowskiej, nie można pominąć faktu, że to właśnie powieść Witkowskiego przetarła przysłowiowe szlaki następnym (zresztą nie tylko reprezentującym mniejszości seksualne) autorom, którzy w różnoraki sposób krzewiąc tolerancję, opowiedzą się za emancypacją homoseksualnego środowiska. Michał Paweł Urbaniak nr 2 Listopad 2010 r.
35
<<< CZYTAJ recenzję! Ghostgirl. Zakochana zjawa
Dmitry Glukhovsky
METRO 2034 Z rosyjskiego przełożył: Paweł Podmiotko
Copyright © for this edition Insignis Media, Kraków 2010 Wszelkie prawa zastrzeżone
36
nr 2 Listopad 2010 r.
Etnolog w mieście grzechu CZYTAJ recenzję! >>>
Patronat medialny
Nie wrócili ani we wtorek, ani we środę, ani nawet we czwartek, umówiony jako termin ostateczny. Pierwszy posterunek pełnił służbę przez całą dobę i gdyby wartownicy usłyszeli choć echo wołań o pomoc, dostrzegli słaby odblask światła na wilgotnych, ciemnych ścianach tunelu, to naprzód, w kierunku Nachimowskiego Prospektu natychmiast wysłano by oddział szturmowy. Napięcie rosło z każdą godziną. Najlepsi żołnierze, doskonale wyposażeni i specjalnie przygotowywani do takich zadań, czuwali na okrągło. Talia kart, przy których zabijało się czas między jednym a drugim alarmem, już drugą dobę pokrywała się kurzem w szufladzie biurka w wartowni. Zwyczajowe pogaduszki przeszły w ciche, niespokojne rozmowy, a te – w ciężkie milczenie: każdy miał nadzieję, że pierwszy usłyszy echo kroków powracającej karawany. Zbyt wiele od niej zależało. Mieszkańcy Sewastopolskiej, z których każdy – od pięcioletniego chłopca do zgrzybiałego starca – umiał obchodzić się z bronią, przekształcili ją w niedostępną twierdzę. Najeżona gniazdami karabinów maszynowych, zasiekami z drutu kolczastego, a nawet zespawanymi z szyn zaporami przeciwczołgowymi stacja – zdawałoby się całkowicie zabezpieczona – mogła w każdej chwili upaść. Jej piętą achillesową był ciągły brak amunicji. Gdyby mieszkańcy jakiejkolwiek innej stacji byli zmuszeni mierzyć się z tym, co każdego dnia musieli powstrzymywać ludzie na Sewastopolskiej, z pewnością nie zastanawialiby się nawet nad jej obroną, lecz uciekliby jak szczury z zalanego tunelu. Nawet potężna Hanza – związek stacji Linii Okrężnej – po kalkulacji zysków i strat raczej nie zdecydowałaby się rzucić sił potrzebnych do obrony Sewastopolskiej. Co prawda jej znaczenie strategiczne było znaczne, lecz mimo to gra nie była warta świeczki. nr 2 Listopad 2010 r.
37
<<< CZYTAJ recenzję! Sky Doll
Energia elektryczna była rzeczywiście bardzo droga. Do tego stopnia, że sewastopolczycy, którzy wybudowali jedną z największych elektrowni wodnych w metrze, za zyski z dostaw prądu dla Hanzy zamawiali u nich całe skrzynie amunicji i wciąż byli na plusie. Wielu z nich musiało jednak płacić nie tylko nabojami, ale i swoim zmarnowanym, urwanym życiem. Wody gruntowe, które Sewastopolska zarazem błogosławiła i przeklinała, oblewały ją ze wszystkich stron, niczym wody Styksu oblewające kruchą łódź Charona. Poruszały łopatkami dziesiątek turbin postawionych przez samouków w tunelach, jaskiniach, łożyskach podziemnych strumieni – wszędzie, dokąd mogły się dostać grupy inżynieryjno-zwiadowcze, dając światło i ciepło samej stacji i dobrej trzeciej części Linii Okrężnej. Woda nieustannie podmywała podpory tuneli, wyżerała cement spojeń, spokojnie szemrała gdzieś całkiem blisko za ścianami holu stacji, próbując uśpić czujność jej mieszkańców. Wreszcie, nie pozwalała zasypywać zbędnych, nieużywanych tuneli, z których na Sewastopolską nieprzerwanie, niczym jadowita stonoga wciskająca się do maszynki do mięsa, szły całe hordy koszmarnych stworów. Mieszkańcy stacji, załoga tej żeglującej po piekielnych wodach fregaty, byli zmuszeni po wsze czasy odnajdywać i zalepiać wszystkie nowe szczeliny, bo ich okręt dawno już zaczął przeciekać, a przystań, w której mógłby odzyskać spokój, po prostu nie istniała. I jednocześnie musieli odpierać atak za atakiem potworów wciąż próbujących się wedrzeć abordażem z Czortanowskiej i Nachimowskiego Prospektu… wypełzających z szybów wentylacyjnych, wypływających wraz z wartkimi, mętnymi strumieniami ścieków, rwących z południowych tuneli. Zdawało się, że cały świat powstał przeciw sewastopolczykom, nie szczędząc wysiłków, by wymazać ich schronienie z planu metra. A ci do końca trzymali się swojej stacji, jakby oprócz niej w całym Wszechświecie nic im nie zostało. Ale jakkolwiek biegli byli miejscowi inżynierowie, jakkolwiek doświadczonych i bezlitosnych żołnierzy wychowywałaby Sewastopolska, nie mogli ochronić swojej siedziby bez amunicji, bez żarówek do reflektorów, bez antybiotyków i bandaży. Wprawdzie stacja produkowała elektryczność i Hanza była gotowa dobrze za nią płacić, ale Linia Okrężna miała też innych 38
nr 2 Listopad 2010 r.
Alicja CZYTAJ recenzję! >>>
dostawców i własne źródła, zaś sewastopolczycy bez pomocy z zewnątrz prawdopodobnie nie przetrwaliby nawet miesiąca. A najbardziej przerażające byłoby zostać bez amunicji. Silnie chronione karawany co tydzień wyruszały w stronę Sierpuchowskiej, by na otwarty u kupców z Hanzy kredyt kupić wszystkie potrzebne rzeczy i nie zatrzymując się nawet na godzinę wracać do domu. I póki kręciła się Ziemia, póki płynęły podziemne rzeki i trzymały się sklepienia wzniesione przez budowniczych metra, ten porządek nie powinien się zmieniać. Ale tym razem karawana się spóźniała. Spóźniała się tak bardzo, że było już jasne: stało się coś strasznego, nieprzewidzianego, przed czym nie obronili ani zaprawieni w bojach, ciężkozbrojni konwojenci, ani od lat dobrze się układające kontakty z Hanzą. Sprawa nie byłaby tak poważna, gdyby działała łączność. Jednak z prowadzącym do Linii Okrężnej kablem telefonicznym coś się stało, komunikacja urwała się jeszcze w poniedziałek, a grupa wyprawiona na poszukiwania uszkodzenia wróciła z niczym. Lampa okryta rozłożystym zielonym abażurem wisiała bardzo nisko nad okrągłym stołem, oświetlając pożółkłe kartki z narysowanymi ołówkiem wykresami i tabelami. Żarówka była słaba, jakieś czterdzieści watów, ale nie żeby trzeba było oszczędzać elektryczność, a dlatego, że gospodarz gabinetu nie lubił jasnego światła. Z popielniczki, przepełnionej niedopałkami podłych miejscowych skrętów, unosił się siny, gryzący dym, tworząc pod niskim sufitem leniwe, lepkie kłęby. Naczelnik stacji potarł czoło, podniósł rękę i swoim jedynym okiem spojrzał na zegarek – piąty raz w ciągu pół godziny. Potem strzelił palcami i ciężko się podniósł. – Trzeba podjąć decyzję. Nie ma sensu dalej tego odwlekać. Krzepki starzec w bosmance w panterkę i wytartym błękitnym berecie, który siedział po przeciwnej stronie stołu, otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale kaszlnął i machnął ręką rozganiając dym. Potem odezwał się z grymasem niezadowolenia: – Słuchaj Władimirze Iwanowiczu, powtórzę jeszcze raz: z odcinka południowego nie możemy zdjąć nikogo. Posterunki powstrzymują taki napór, że ledwo się trzymają. W zeszłym tygodniu trzech zostało rannych, w tym nr 2 Listopad 2010 r.
39
<<< CZYTAJ recenzję! Mechanizm serca
jeden ciężko, i to pomimo umocnień. Nie pozwolę ci osłabiać południa. Przecież tam jeszcze potrzeba dwóch trzyosobowych patroli zwiadowców, żeby cały czas pilnowali szybów i łączników między tunelami. No, a północ… Oprócz tych z brygady powitalnej, nie ma żadnych wolnych, przykro mi. Możesz szukać, gdzie chcesz. – Ty jesteś dowódcą, to ty masz szukać – odgryzł się naczelnik. – A ja się będę zajmował tym, co należy do mnie. Ale w ciągu godziny grupa powinna już iść. Zrozum, myślimy różnymi kategoriami. Nie można przecież załatwiać tylko bieżących spraw! A jeśli tam się stało coś poważnego? – A po mojemu, Władimirze Iwanowiczu, to jesteś w gorącej wodzie kąpany. W zbrojowni mamy jeszcze dwie nienaruszone skrzynie amunicji 5,45 mm – starczy spokojnie na półtora tygodnia. A i u mnie w domu pod poduszką coś niecoś się zawieruszyło – starzec uśmiechnął się obnażając mocne żółte zęby – cała skrzynka się uzbiera. Problem nie w nabojach, a w ludziach. – Wiesz co, ja ci lepiej wyjaśnię, w czym problem… Za dwa tygodnie, jeśli nie przywrócimy dostaw, trzeba będzie zamykać śluzy w południowych tunelach, bo bez amunicji ich nie utrzymamy. Czyli nie będziemy mogli doglądać i naprawiać dwóch trzecich naszych turbin wodnych. Po kolejnym tygodniu zaczną się rozregulowywać. Zakłócenia w dostawach prądu nikogo w Hanzie nie ucieszą. W najlepszym razie zaczną szukać innych dostawców. W najgorszym… Zresztą, nie o prąd chodzi! W tunelach pusto już prawie od pięciu dni, ani żywej duszy! A jeśli doszło do zawału? Coś się oberwało? A jeśli jesteśmy teraz odcięci? – Daj spokój! Kable energetyczne są w porządku. Cyferki na licznikach się kręcą, prąd płynie, Hanza z niego korzysta. Gdyby coś się zawaliło, od razu byś się dowiedział. Nawet jeśli, dajmy na to, jest to dywersja, to nie telefon by nam odcięli, tylko przewody elektryczne. A jeśli chodzi o tunele, to kto by tu przychodził? I w lepszych czasach nikt do nas nie zaglądał. Sam Nachimowski Prospekt to wyzwanie… W pojedynkę nikt się tam nie przedrze, a obcy handlarze już się do nas nie pchają. No, i bandyci, jasna sprawa, też się już nasłuchali, nie na darmo za każdym razem puszczaliśmy jednego żywcem. Mówię ci, nie panikuj. – Łatwo ci mówić – burknął Władimir Iwanowicz, podnosząc przepaskę znad pustego oczodołu i ocierając pot z czoła. 40
nr 2 Listopad 2010 r.
Życie na drzwiach lodówki CZYTAJ recenzję! >>>
– Dam ci trzech. Na razie, prawda, więcej nie potrzeba – powiedział już łagodniej starzec. – I dosyć tych papierosów. Wiesz przecież, że nie mogę tym oddychać, a jeszcze sam się trujesz! Napijmy się lepiej herbaty… – A to zawsze chętnie – naczelnik zatarł ręce. – Mówi Istomin – mruknął do słuchawki telefonu – herbatę dla mnie i pułkownika. – I wezwij dyżurnego oficera – poprosił dowódca, zdejmując beret. – Wydam rozkazy co do tych trzech żołnierzy. U Istomina zawsze piło się jego własną herbatę, z WOGN-u – specjalny, wyselekcjonowany gatunek. Mało kto mógł sobie na coś takiego pozwolić: sprowadzana z drugiego krańca metra, obłożona potrójnym cłem Hanzy, ulubiona herbata naczelnika stacji była tak droga, że nawet on nie ulegałby swojej słabości, gdyby nie stare kontakty na Dobrynińskiej. Z kimś stamtąd walczył niegdyś ramię w ramię i od tej pory raz w miesiącu dowódca wracającej z Hanzy karawany nieodmiennie przywoził z sobą kolorowy pakiecik, po który Istomin zawsze przychodził sam. Przed rokiem w dostawach zaczęły się przerwy. Do Sewastopolskiej dotarły niepokojące pogłoski o nowym przerażającym zagrożeniu, które zawisło nad WOGN-em, a może i nad całą pomarańczową linią: z powierzchni ziemi schodziły tam tajemnicze i nieznane wcześniej mutanty, podobno potrafiące czytać w myślach, prawie niewidzialne i do tego praktycznie nie do wytępienia. Mówiło się, że stacja padła i że Hanza w obawie przed inwazją zarwała tunele za Prospektem Mira. Ceny herbaty poszybowały w górę, a potem, gdy niemal zniknęła z rynku, Istomin nie na żarty się przestraszył. Jednak po kilku tygodniach plotka sama z siebie wygasła, a karawany powracające na Sewastopolską z amunicją i żarówkami znów zaczęły przywozić również słynną aromatyczną herbatę. A cóż mogło być ważniejszego? Nalewając dowódcy wywar do porcelanowej filiżanki ze złotą, miejscami obtłuczoną obwódką i wdychając aromatyczne opary, Istomin aż zmrużył na moment oko z rozkoszy. Potem nalał też sobie, opadł ciężko na krzesło i z brzękiem zamieszał srebrną łyżeczką, by rozpuścić pastylkę sacharyny. Obaj mężczyźni milczeli, i dobre pół minuty to mechaniczne dzwonienie było jedynym dźwiękiem, który rozlegał się w zaciągniętym tytoniowym dymem, pogrążonym w półmroku gabinecie. A potem przebiło go, dobiegające z tuneli prawie w tym samym rytmie przenikliwe bicie dzwonów. nr 2 Listopad 2010 r.
41
<<< CZYTAJ recenzję! Felix Castor
– Alarm! Dowódca, niezwykle żywo jak na swoje lata, zerwał się z miejsca i wybiegł z pokoju. Gdzieś w oddali huknął pojedynczy wystrzał z karabinu, potem podjęły go automaty: jeden, drugi, trzeci, po peronie zadudniły podkute żołnierskie buty i już z daleka rozległ się dźwięczny bas pułkownika wydającego rozkazy. Istomin też ruszył już w kierunku wiszącego przy szafie lśniącego milicyjnego automatu, ale potem złapał się za krzyż, jęknął, machnął ręką, usiadł z powrotem przy stole i wypił łyk herbaty. Naprzeciw niego dymiła, stygnąc, porzucona przez pułkownika filiżanka i walał się niebieski beret. Naczelnik stacji zrobił do niego minę i półgłosem zaczął się spierać z nieobecnym dowódcą wracając do dawnych tematów z nowymi argumentami, o których zapomniał wspomnieć podczas dyskusji. Na Sewastopolskiej opowiadano wiele mrocznych dowcipów o tym, dlaczego sąsiednia Czortanowska miała taką nazwę. Choć turbiny maleńkich elektrowni były umieszczone w głębi tuneli między obiema stacjami, nikt nawet nie pomyślał, by dla wygody zająć i skolonizować opustoszałą Czortanowską, tak jak stało się to z sąsiednią Kachowską. Ekipy inżynieryjne, podchodząc do niej pod osłoną żołnierzy, by instalować i doglądać najdalszych generatorów prądu, nie chciały zbliżać się do peronu na mniej niż sto metrów. Przed wyruszeniem na taką wyprawę niemal każdy, prócz ostatnich bezbożników, ukradkiem czynił znak krzyża, a niektórzy na wszelki wypadek żegnali się nawet z rodzinami. Na tej stacji było coś niedobrego i czuł to każdy, kto zbliżył się do niej choćby na pół kilometra. Ciężkozbrojne oddziały uderzeniowe, które sewastopolczycy z niewiedzy posyłali kiedyś na Czortanowską, mając nadzieję powiększyć swoje terytorium, wracały przetrzebione, zdziesiątkowane, a najczęściej nie wracały wcale. Zahartowani żołnierze, przerażeni do szpiku kości, z cieknącą po brodzie śliną, nie mogli powstrzymać dreszczy, nawet kiedy siedzieli tak blisko ogniska, że zaczynało im płonąć ubranie. Z trudem przypominali sobie, co musieli tam przejść, a jedne wspomnienia nigdy nie były podobne do innych. Uważano, że gdzieś za Czortanowską boczne odnogi od głównych tuneli schodziły w dół, splatały się z labiryntem naturalnych jaskiń, które podobno 42
nr 2 Listopad 2010 r.
Kropla krwi Nelsona >>>
roiły się od różnorakiego diabelstwa. Na stacji miejsce to nazywano umownie „Wrotami” – umownie, bo nikt z żywych mieszkańców Sewastopolskiej nigdy ich nie widział. Fakt, zdarzyło się, że jeszcze na początku kolonizacji linii Wrota zostały odkryte przez liczny oddział zwiadowczy, który minął Czortanowską. Grupa miała z sobą nadajnik – coś w rodzaju telefonu przewodowego. To właśnie za jego pomocą łącznościowiec poinformował Sewastopolską, że zwiadowcy stoją u wejścia do schodzącego prawie pionowo w dół wąskiego tunelu. Nie udało mu się przekazać nic więcej, ale jeszcze przez kilka minut, zanim urwał się kabel, zebrane wokół odbiornika dowództwo Sewastopolskiej słuchało, jak jeden po drugim rozlegają się przeszywające, pełne strachu i nieludzkiego bólu wrzaski żołnierzy. Żaden z nich nie próbował nawet strzelać, jakby dla wszystkich umierających było jasne, że zwykła broń nie jest w stanie im pomóc. Jako ostatni umilkł dowódca oddziału, najemnik-zabijaka z Kitaj-Gorodu, który kolekcjonował odcięte małe palce swoich wrogów. Najwidoczniej znajdował się w pewnej odległości od upuszczonej przez łącznościowca słuchawki telefonu, bo niełatwo było zrozumieć, co mówił. Wsłuchawszy się jednak w jego przedśmiertne jęki naczelnik stacji rozpoznał modlitwę, jedną z tych prostych, naiwnych, których wierzący rodzice uczą małe dzieci. Po tym wypadku porzucono wszelkie próby przebicia się na Czortanowską; zamierzano nawet porzucić Sewastopolską i wycofać się w kierunku Hanzy. Jednak przeklęta stacja była, jak się zdawało, tym właśnie słupem granicznym, który wyznaczał w metrze zasięg panowania człowieka. Przekraczające tę granicę stworzenia nękały mieszkańców Sewastopolskiej, ale przynajmniej można je było zabić, i przy umiejętnie zorganizowanej obronie ataki były odpierane łatwo i prawie bez strat: dopóki starczało amunicji. Czasem do posterunków podchodziły takie monstra, że dawały się zatrzymać jedynie przy pomocy pocisków rozpryskowych i pułapek pod wysokim napięciem. Najczęściej jednak wartownicy mieli do czynienia z mniej przerażającymi, choć też skrajnie niebezpiecznymi stworami. Nazywano je jakoś tak swojsko, jak u Gogola: upiorami. – Jest, jeszcze jeden! Na górze, trzecia rura! Reflektor, zerwany z zamocowania pod sufitem, kołysał się konwulsyjnie na jednym kablu, niczym wisielec, oblewając ostrym białym światłem przenr 2 Listopad 2010 r.
43
x3
<<< Konkurs
strzeń przed posterunkiem i to wychwytywał czające się w ciemności przykurczone postacie skradających się mutantów, to znów krył je w mroku i kierował oślepiające światło w oczy wartowników. Wokół wędrowały cienie, malejąc i nagle znów rosnąc, dziwacznie powykrzywiane zakłamywały rzeczywistość: ludzkie wyglądały jak zwierzęce, te zaś należące do potworów – jak ludzkie. Posterunek był bardzo korzystnie położony. W tym miejscu schodziły się tunele: niedługo przed ostatnią wojną Metrobudowa rozpoczęła prace ulepszające, których jednak nie doprowadzono do końca. Na tym skrzyżowaniu sewastopolczycy stworzyli prawdziwą miniaturową fortecę: dwa stanowiska cekaemów, osłony z worków z piaskiem o grubości półtora metra, na szynach kolczatki i szlabany, na podjeździe do posterunku elektryczne pułapki i starannie obmyślony system sygnalizacji. Ale kiedy mutanty szły taką falą, jak tego dnia, wydawało się, że jeszcze chwila i obrona padnie. Mężczyzna obsługujący cekaem mruczał coś monotonnie puszczając nosem krwawe bańki i przyglądając się ze zdziwieniem swym mokrym szkarłatnym dłoniom. Powietrze wokół zablokowanego pieczeniega drgało od gorąca. Strzelec zachrapał, ufnie wtulił twarz w ramię swojego sąsiada, potężnie zbudowanego komandosa w zamkniętym tytanowym hełmie, i ucichł. Sekundę później z przodu rozległ się rozdzierający wizg: atak upiora. Komandos w hełmie odsunął leżącego na nim zakrwawionego strzelca, wychylił się zza przedpiersia, poderwał automat i puścił długą serię. Wstrętna żylasta bestia, pokryta matowoszarą skórą, rzuciła się już do przodu rozpościerając węzłowate przednie łapy i szybując lotem koszącym na rozciągniętych fałdach skórnych. Upiory poruszały się z wprost niewyobrażalną szybkością, nie dając czasu na najmniejsze wahanie, dlatego tego posterunku bronili tylko najzręczniejsi i najlepsi. Grad ołowiu uciszył potwora, ale siłą inercji martwy już upiór leciał dalej: stukilogramowe cielsko głucho uderzyło w osłonę, wzbijając z worków z piaskiem chmurę pyłu. – To chyba tyle… Pozornie niekończący się strumień potworów, który jeszcze parę minut temu chlustał z podwieszonych pod sklepieniem ogromnych uciętych rur, rzeczywiście przestał płynąć. Wartownicy zaczęli ostrożnie wychodzić zza umocnień. – Dajcie nosze! Lekarza! Natychmiast zanieść go na stację!
44
nr 2 Listopad 2010 r.
W środku powieść
METRO 2034 (fragment)
Zwalisty żołnierz, który zabił ostatniego upiora, przymocował bagnet do lufy karabinu i rozpoczął niespieszne oględziny zabitych i rannych stworów, porozrzucanych po strefie ostrzału; przyciskał każdą najeżoną zębami paszczę butem do ziemi i krótkim pewnym ruchem wbijał im w oko bagnet. Potem, zmęczony, oparł się plecami o worki z piaskiem, obrócił twarz w kierunku tuneli, wreszcie podniósł przyłbicę hełmu i przyssał się do manierki. Posiłki ze stacji przybyły, gdy wszystko już było rozstrzygnięte. Pojawił się też, ciężko dysząc i przeklinając swoje dolegliwości, sam dowódca w wyciągniętej żołnierskiej bosmance. – No, i skąd ja mu tutaj wezmę trzech ludzi? Z piersi mam sobie wyrwać? – O co chodzi, Denisie Michajłowiczu? – niemal zaglądając dowódcy do gardła, spytał jeden z wartowników. – Istomin pilnie potrzebuje wysłać trzech zwiadowców na Sierpuchowską. Boi się o karawanę. Ale skąd ja mu ich niby wezmę? I to jeszcze właśnie teraz… – O karawanie nadal nic nie wiadomo? – nie odwracając się spytał ten, który przed chwilą zaspokajał pragnienie. – Nic – potwierdził starzec. – Ale przecież nie minęło jeszcze tak dużo czasu. W końcu co jest groźniejsze? Jak ogołocimy dziś z ludzi odcinek południowy, to za tydzień nie będzie miał kto tej karawany witać! Komandos kiwnął głową i umilkł. Nie odezwał się też, kiedy dowódca po kilku kolejnych minutach zrzędzenia spytał pozostałych na posterunku żołnierzy, czy któryś z nich nie chciałby być jednym z tych trzech ochotników, których jednak trzeba będzie wysłać w kierunku Sierpuchowskiej, bo inaczej naczelnik stacji wyrwie staremu ostatnie włosy z głowy. Ze znalezieniem chętnych nie było żadnych problemów: wielu wartowników zasiedziało się na miejscu, a niełatwo im było wyobrazić sobie coś jeszcze niebezpieczniejszego niż obrona południowych tuneli. Z szóstki, która zgłosiła się na wyprawę, pułkownik wybrał tych, których według jego mniemania Sewastopolska potrzebowała teraz najmniej. Myśl okazała się słuszna, bo z wyprawionej na Sierpuchowską trójki na stację nie wrócił nikt. nr 2 Listopad 2010 r.
45
<<< Wywiad z Elżbietą Cherezińską
głównych bohaterów. Nie oznacza to jednak, że są oni tym samym nieciekawi. Każda postać uchwycona przez autora za pomocą kilku celnych sztychów jest intrygująca i wyjątkowa, stanowiąc archetyp rodem ze Pod piracką wspomnianych wyżej powieści o piratach. flagą Mamy zatem dziarskiego i zawsze gotowego do brawury korsarza, doskonałego sternika Michael Crichton i wilka morskiego, pilota (w tym wypadku pilotkę) o sokolim wzroku czy kapitana hiszpańskiego galeonu obsadzonego, a jakże, w roli czarnego charakteru. Dla kogoś Do rzadkich przyjemności czytelniczych kto czytał powieści Rafaela Sabatiniego czy należy obcowanie z książkami, które stano- Opowieść o korsarzu Janie Martenie Meiswią wprost powrót do lektur dzieciństwa snera będą to znajome elementy, przywołuczy młodości. Wydaje się, że łatwiej o to jące miłe skojarzenia. w przypadku literaNie inaczej jest tury kobiecej, gdzie z fabułą powieści. wątki rodem choćby Otóż kapitan korsarKsiążka zdaje się z książek Lucy Maud skiego okrętu KasanMontgomery zdają dra Charles Hunter być gotowym się powracać w doorganizuje, przy fimateriałem na film rosłych lekturach nansowym udziale z dużą częstotliwogubernatora Jamajki, ścią. Tym bardziej wyprawę mającą na wyjątkowy charakter ma książka Michaela celu zdobycie, owianej złą sławą, hiszpańCrichtona Pod Piracką flagą, eksploru- skiej twierdzy Matanceros. Wszystko zaś po jąca, bez większych rozterek i odstępstw, to aby przejąć jeden z galeonów wiozących szereg elementów charakterystycznych dla raz do roku skarby z Nowego Świata dla „powieści pirackich” zwykle kojarzonych hiszpańskiego króla. W tym celu Hunter z literaturą dla młodych chłopców. gromadzi załogę złożoną z najlepszych żeMichael Crichton znany jest z wielkich glarzy oraz specjalistów, gotowych na każdy przebojów literackich (m.in. Kula, Park hazard. Twierdzą dowodzi niejaki Cazalla, Jurajski), w większości zekranizowanych, okrutnik i łajdak, siejący postrach wśród sam też wyreżyserował kilka filmów. Znał angielskich korsarzy, z którym główny boi rozumiał język filmu. Można to wyraźnie hater ma osobiste porachunki. Misja zdaje dostrzec podczas lektury powieści. Kolejne się być straceńcza, ale Hunter ma plan zdosceny są krótkie i barwne, fabuła skupia się bycia twierdzy śmiałym atakiem od strony na akcji, pobieżnie i szkicowo portretując otaczającej ją tropikalnej dżungli. 46
nr 2 Listopad 2010 r.
Ignorant, czyli kto? >>>
Jak wspomniano wyżej książka zdaje się być gotowym materiałem na film. Pozbawiona jest dłużyzn, skrzy się akcją. Nawet potencjalnie nudne fragmenty np. poświęcone żegludze stanowią solidną prozę nasyconą emocjami. Crichton przemyca w tekście całe mnóstwo informacji na temat ówczesnych realiów i zwyczajów panujących na Karaibach. Poszczególne miejsca i wydarzenia opisywane są na kartach powieści w sposób sugestywny i ze znawstwem. Na szczególną uwagę zasługuje wizja Port Royal, stolicy angielskiej Jamajki, a de facto pirackiej sadyby. To czego zdecydowanie brakuje to przypisów. Dopiero przypisy unaoczniają ogrom pracy, którą pisarz włożył w poznanie realiów opisywanych przez siebie wydarzeń, jednocześnie stanowią doskonały przyczynek do poszerzania własnych kompetencji. Tłumaczenie mogłoby być lepsze, a końcówka nieco bardziej rozbudowana.
W 80 dni dookoła świata Michael Palin
Jeżeli potencjalnemu czytelnikowi będzie się zdawało, że już kiedyś czytał książkę pod identycznym tytułem lub oglądał film nakręcony na jej podstawie – najpewniej
Pod piracką flagą czyta się jednak bardzo szybko i bez bólu. Warto być może do lektury uraczyć się szklaneczką rumu, udając, że to killdevil, a jako soundtrack proponuję którąś z płyt zespołu Running Wild. Książka została wydana już po śmierci autora. Wydaje się, że stanowić by mogła doskonały zaczątek cyklu o przygodach kapitana Huntera, których kontynuacja pozwoliłaby Crichtonowi na rozwinięcie pisarskiej wizji Karaibów i Antyli w XVII w. Być może Charles Hunter stałby się co najmniej tak sławny, jak Jack Sparrow. Szkoda jednak, że nigdy się tego nie dowiemy. Tytuł: Pod piracką flagą Autor: Michael Crichton Tłumacz: Danuta Górska Wydawnictwo: Albatros, Sierpień 2010 Liczba stron: 352 Cena: 32,80 zł
będzie miał rację. Niech jednak, sugerując się powyższym domysłem, nie rezygnuje z zerknięcia do środka; to nie wznowienie popularnej powieści przygodowej, którą zaczytywało się kilka pokoleń młodzieży przynajmniej do lat 70-80 XX wieku, ani jej parodia! To reportaż z PRAWDZIWEJ podróży w 80 dni dookoła świata, odbytej ponad sto lat później, niż ta wymyślona przez Verne’a. Michael Palin, brytyjski satyryk i aktor komediowy, a z zamiłowania podróżnik, postanawia powtórzyć wyczyn swego fikcyjnego rodaka, zamiast wiernego sługi mając do towarzystwa kilkuosobową ekipę telewizyjną. Wydawałoby się, że korzystając z tych samych środków transportu w wersjach dwudziestowiecznych, nr 2 Listopad 2010 r.
47
<<< CZYTAJ recenzję! Zapiski z wielkiego kraju
powinien stawić się z powrotem w londyńskim klubie „Reforma” w znacznie krótszym czasie, niż to się udało Fileasowi* Foggowi. A jednak okazuje się, że sprawa nie jest taka prosta; pokonanie barier technicznych niekoniecznie musi iść w parze z doskonałą organizacją transportu i zniknięciem przeszkód biurokratycznych w co poniektórych regionach świata… Prowadzony przez Palina dziennik podróży nie tylko dokumentuje trasę i sposób jej pokonywania; w odróżnieniu od swego powieściowego pierwowzoru, współczesny obieżyświat bacznie obserwuje zmieniającą się scenerię wokół siebie – krajobrazy, wnętrza, ludzi – czasem z lekkim przymrużeniem oka, ubarwiając narrację przebłyskami angielskiego humoru (nieco delikatniejszego, niż w skeczach Monty Pythona), czasem po prostu ze zwykłą reporterską dociekliwością. I dostrzega rzeczy, które potrafią zaskoczyć lub zainteresować nawet czytelnika nieźle obytego z prozą podróżniczą (kto wie, jak wygląda klozet na łodzi typu dau?
Przeminęło z czasem Angela Becerra
48
nr 2 Listopad 2010 r.
kto wcześniej wyobrażał sobie że istnieją takie dania, jak „świeży lis”, „likier z pęcherzyka żółciowego węża” albo „zupa z kota [sic!] i węża”?). Zagłębiwszy się w detale, opisywane zgrabnym i obrazowym językiem, zaczyna się trochę żałować, że podróż Palina trwała tylko 80 dni. Ale nic straconego – autor napisał jeszcze kilka innych książek podróżniczych, z których przynajmniej dwie (Sahara i Himalaje) zostały już przetłumaczone na polski, zatem nic nie stoi na przeszkodzie, by potowarzyszyć mu w kolejnych wojażach … * Używam spolszczonej wersji imienia, którą w polskich przekładach powieści Verne’a zastąpiono oryginalne „Phileas” (przyp. rec.) Tytuł: W 80 dni dookoła świata Autor: Michael Palin Tłumacz: Roman Palewicz Wydawnictwo: Insignis Media Liczba stron: 336 Cena: 35 zł Oprawa miękka
Angela Becerra to kolumbijska pisarka, która przez wiele lat pracowała w reklamie. Od czasu kiedy zajęła się tym, co najbardziej ją pociągało, czyli literaturą, zaczęła zdobywać nagrody za najlepsze latynoamerykańskie książki. Jest nazywana twórczynią idealizmu magicznego. Jedna z jej powieści – Przedostatnie marzenie – została wydana po polsku. Przeminęło z czasem to kolejna książka jej autorstwa, która ukazała się na naszym rynku. Bohaterką powieści jest Mazarine, młoda studentka malarstwa, mieszkająca samotnie
Córka alchemika CZYTAJ recenzję! >>>
w Dzielnicy Łacińskiej w Paryżu. Rodziców nie zaznał miłości ze strony rodziców. Jednak straciła wiele lat temu, jednak w samotno- Mazarine nie jest w stanie odwzajemnić jego ści towarzyszy jej niezwykła postać: zmarła uczucia, gdyż jej serce należy do Mistrza. przed wiekami, zamknięta w kryształowej Zmagania bohaterów są przedstawiotrumnie dziewczyna. Mazarine, zgodnie ne przez pisarkę niezwykle sugestywnie, z poleceniem swojej matki, ma obowiązek z wyczuciem i wnikliwością, ze znajomością pilnowania ciała i zachowania jego istnienia psychiki i relacji międzyludzkich, co jest olbrzyw tajemnicy. Pewmim atutem tej ponego razu Mazarine wieści. Podkreśla ona Zmagania bohaterów są zauważa u zmarłej w ich osobowościach, przedstawione niezwykle medalion, który zapodobnie jak w obsugestywnie, z wyczuciem kłada sobie na szyję razach, ów dualizm i wnikliwością, i od tej chwili czuje – umysł i ciało, dobro ze znajomością psychiki się chroniona. Poi zło, rozsądek i ini relacji międzyludzkich stanawia rozpocząć stynkt, ciało i duszę. lekcje malarstwa Awers i rewers istoty u starszego wiekiem, ludzkiej. To, co natuznanego mistrza, twórcy tzw. dualizmu ralne i nienaturalne, to co oczywiste i tajemniwyuzdanego, Cadiza. W chwili ich pierw- cze. Można by tak wymieniać bez końca. szego spotkania w atelier, geniusz czuje się Na kartach powieści rodzą się kolejne twórczo wypalony i zniechęcony. Obecność pytania: kim jest dziewczyna w trumnie, jego młodej uczennicy, a zwłaszcza widok kto za wszelką cenę pragnie ją odnaleźć, kim jej bosych stóp, który ma w powieści zna- jest Mazarine, kto jej zagraża, chce zabrać czenie symboliczne, powoli zaczyna budzić medalion, czy kim jest Cadiz? Odpowiedzi go do życia. Rozpala na nowo natchnienie, na te i wiele innych pytań otrzymujemy dostarcza nowych bodźców do tworzenia dopiero na ostatnich stronach. Są to odpojeszcze lepszych i ciekawszych dzieł. Obo- wiedzi, jakich nie oczekiwaliśmy. Autorka je wkrótce połączy szczególna, niezwykle po mistrzowsku zbudowała napięcie, które intensywna więź, namiętność pełna magii, towarzyszy czytającemu do samego końca. tym silniejsza, im dłużej nie spełniona. Jed- Poza tym, co być może usatysfakcjonuje nocześnie wokół Mazarine zaczynają się po- niektórych czytelników, pisarka nie pojawiać dziwne postacie, wyczuwa ona z ich zostawia żadnych niedomówień odnośnie strony zagrożenie. To echa dawnej historii fabuły, stawia wszystkie „kropki nad i”. związanej z tajemniczym zakonem, którego wierny wyznawca jest gotów popełnić mor- Tytuł: Przeminęło z czasem derstwo. Autor: Angela Becerra Na relacje bohaterki z mężczyznami wy- Wydawnictwo: Świat Książki wiera niemały wpływ samotne dzieciństwo. Liczba stron: 400 Spotyka młodego człowieka, który z kolei Cena: 34,90 zł nr 2 Listopad 2010 r.
49
<<< CZYTAJ recenzję! Samsara. Na drogach, których nie ma
jemy go, gdy zostaje wyznaczony do, wydawałoby się, samobójczej misji – obrony przed Persami odległego miasta Arete nad Eufratem. W rękach barbarzyńskiego woWojownik dza pozostawiono los wschodniego limesu, u którego brzegów stoi władca Imperium Rzymu. Sasanidów. Ogień Warstwa historyczna powieści jest zdena Wschodzie cydowanie jej największym atutem. Jako specjalista, autor rozwodzi się nad staroHarry Sidebottom żytnymi militariami, a także ukazuje wiele zwyczajów ludności, co pozwala podglądOgień na Wschodzie jest pierwszą czę- nąć ich życie codzienne. Na każdej stronie ścią trylogii Wojownik Rzymu i zarazem de- widać niezwykłą dbałość o detale, dzięki biutancką powieścią Harry’ego Sidebottoma. którym, suche relacje historyków zmieniają Autor, wykładający na co dzień historię na się w żywy, barwny i niezwykle wiarygodny Oxfordzie, postanoobraz społeczeństwa wił wykorzystać sworzymskiego. Na końją wiedzę i spróbować cu znajdziemy także Na każdej stronie widać sił w pisaniu, dla odobszerny apendyks, niezwykłą dbałość o detale, miany, nieco rozrywzawierający komendzięki której suche relacje tarz historyczny, kowej literatury. historyków zmieniają się w żywy, barwny i niezwykle Rok 255 przypada słownik łaciny oraz wiarygodny obraz na okres kryzysu Imspis dość licznych społeczeństwa rzymskiego perium Rzymskiego. bohaterów występuGranice nieustannie jących w tekście. narażone są na ataki Choć nakreślebarbarzyńców, a władza cesarzy jest chwiejna. nie obrazu epoki udaje się autorowi wyRzym przestał być ostoją spokoju i prosperitas. śmienicie, to jego powieść wyraźnie traci Autor wybrał tą epokę, gdyż okres niepokoju w warstwie fabularnej. Akcja, choć generalspołecznego i kryzysu politycznego sprawia, nie wartka i wciągająca, szybko przekształca że historia zawiera wiele luk, które pozosta- się w ciąg ledwo powiązanych ze sobą starć, wiają pole dla fikcji literackiej. Dzięki temu w których autor może popisać się swoją autor mógł puścić wodze fantazji, pozostając wiedzą militarną. Niektóre wątki wydają się niepotrzebne, inne ciągną się zbyt dłuw zgodzie z prawdą historyczną. Bohaterem książki jest Marek Klodiusz go. Opis oblężenia Arete jest znacznie cieBalista, barbarzyńca, który jako zakładnik kawszy – jest tu i wątek kryminalny, i walka polityczny wyrasta na przykładnego Rzy- wywiadów, są tarcia pomiędzy dowódcami. mianina i wysokiej rangi dowódcę. Pozna- Język powieści momentami jest pozbawio50
nr 2 Listopad 2010 r.
Co ma do tego wiek CZYTAJ recenzję! >>>
ny polotu, ale ciężko powiedzieć czy to wina autora, czy polskiego tłumacza. Balista wydaje się być postacią posągową – jest świetnym dowódcą, sprawnym wojownikiem, dobry dla swoich niewolników i wierny swojej żonie. Znacznie lepiej wypadają postacie drugoplanowe (ex-gladiator Maksymus, czy stary zrzędliwy sługa Kalgakus). Nie można powiedzieć, że główny bohater nie zdobywa sobie sympatii czytelnika, jednak czasem można odnieść wrażenie, że jest on tylko tłem dla kolejnych dynamicznych walk i popisów rzymskiej armii. Jest to dzieło debiutanckie i autor nie uniknął wielu typowych błędów. Ogień
Zapiski z Wielkiego Kraju Bill Bryson
Wydane w 1995 r. Zapiski z Małej Wyspy Billa Brysona, doczekały się w 2003 r. uznania Brytyjczyków, jako książka najlepiej opisująca brytyjskie cechy charakteru. Sam zaś autor, w roku 2006 otrzymał Order Imperium Brytyjskiego za wkład w kulturę. Zapiski z Wielkiego Kraju, wydane po raz pierwszy w roku 1999, nawiązują tytułem do głośnej poprzedniczki w sposób
na Wschodzie jest więc lekkim czytadłem, z którego będą zadowoleni miłośnicy kultury i historii starożytnej. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych częściach Wojownika Rzymu, wraz z fabułą rozwijać się będzie również talent i warsztat autora. Tytuł: Ogień na Wschodzie Autor: Harry Sidebottom Tłumacz: Marta Dziurosz Wydawnictwo: Rebis Liczba stron: 456 Cena: 39,90 zł Seria: Wojownik Rzymu Oprawa twarda
świadomy. Tak jak Zapiski z Małej Wyspy portretowały Wielką Brytanię oczami Amerykanina, który spędził na wyspie ponad dwadzieścia lat, Zapiski z Wielkiego Kraju są spojrzeniem tego samego Amerykanina na jego ojczyznę, po ponad dwudziestoletniej nieobecności. Książka jest zbiorem felietonów pisanych przez Brysona na łamy magazynu Mail on Sunday’s Night and Day, po jego powrocie do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Powrocie, który poprzedziły ponad dwie dekady życia w Zjednoczonym Królestwie. Felietony te, pisane w latach 1996-1998, mają krótką, nie przekraczającą paru stron objętości w książce formułę. Z jednej strony zatem próżno w nich szukać tego bogactwa szczegółowych opisów i historycznych anegdot, które znaleźć można w Zapiskach z Małej Wyspy, z drugiej zaś, dzięki swojej formule, Zapiski z Wielkiego Kraju są wyśmienitą i wygodną lekturą zanr 2 Listopad 2010 r.
51
x3
<<< Konkurs
równo na długie popołudnie z książką, jak i na szybkie przeczytanie zapisku lub dwóch w tramwaju czy kolejce do kasy. O wartości Zapisków…decyduje przede wszystkim niezrównany humor Brysona i jego umiejętność przyglądania się rzeczywistości okiem obserwatora, któremu przychodzą do głowy pytania, jakie większość ludzi zapomina sobie zadać, lub nie zwraca na nie uwagi. Dlaczego nadawane nam przez różne instytucje numery są tak długie, jakby miały służyć do ponumerowania bilionów zamiast tysięcy ludzi? Dlaczego załatwienie banalnej sprawy okazuje się niewykonalne w kontakcie z urzędnikiem państwowym? Dlaczego wreszcie tak pracowicie utrudniamy sobie życie, rzekomo w imię wygody? Bryson przygląda się absurdom swojej ojczyzny, absurdom współczesnej cywilizacji, które sami dla siebie stworzyliśmy, z sarkazmem, ironią, ale też ciepłym zrozumieniem ludzkiej niedoskonałości. Treść Zapisków… w niemałej części zdezaktualizowała się już od lat 90-tych i jest to
Córka alchemika Katharine McMahon
52
nr 2 Listopad 2010 r.
najpoważniejsza chyba wada książki. Część opisywanych w niej zjawisk już nie istnieje. Część zainteresuje tylko osoby znające realia życia w USA i Wielkiej Brytanii. Większość młodych czytelników zapewne nie uzna za pouczające czy zabawne obserwacji pisarza w średnim wieku, kontemplującego tempo i kierunek zmian na świecie. Odczuć także można, że tak krótka forma nie jest dla Brysona najwygodniejsza i zdarzają mu się kawałki na siłę skrócone, nieprzemyślane i zwyczajnie słabe. Niemniej, jeśli kogoś ciekawi, czemu dla jego wygody zamknięto jego ulubiony sklep, ilu numerów potrzebuje w życiu i co to jest Polyfilla, książkę tę powinien zabrać. Choćby do tramwaju. Tytuł: Zapiski z Wielkiego Kraju Autor: Bill Bryson Tłumacz: Dagmara Chojnowska Wydawnictwo: Wydawnictwo Zysk i S-ka Liczba stron: 402 Cena: 32,90 zł
Miękka oprawa
31 maja 1706 roku, wybitny angielski filozof i alchemik, John Selden, postanawia przeprowadzić eksperyment. Jego przedmiotem jest kilkudniowy noworodek płci żeńskiej, którego matka zmarła podczas ciężkiego porodu. Celem uczonego jest wychowanie córki, Emilie, na swojego następcę, stworzenie geniusza, który odmieni oblicze nauk przyrodniczych i alchemii. Dni dziewczynki upływają zatem na czytaniu grubych tomów klasycznych dzieł, poznawaniu nowoczesnych teorii naukowych, przeprowadzaniu eksperymentów i rozkosz-
W środku powieść
METRO 2034 (fragment)
nych dziecięcych zabawach, jak rozcinanie zabawką i sposobem na zdobycie majątku. krtani żywemu psu czy pozyskiwanie fosfo- Dziewczyna patrzy bezradnie, jak mąż niszczy ru z uryny. Powieść brytyjskiej pisarki Ka- wszystko, co było dla niej cenne, nie potrafi tharine McMahon, autorki między innymi mu się sprzeciwić i wiedzie pozbawione senbestsellerowej Róży Sewastopola, jest głębo- su życie, zamknięta w ciasnym londyńskim ką psychologicznie, napisaną w przyjemny mieszkaniu. Opis na okładce obiecuje czytelw odbiorze i wiarygodny sposób introspekcją nikowi przejście dramatycznej drogi, wiodącej Emilie Selden, tytułowej córki alchemika. Emilie ku oświeceniu. Nie należy się jednak Bohaterka jest osobą niezwykłą. W wie- spodziewać przemiany, do jakiej jesteśmy ku kilkunastu lat posiada tak rozległą wie- przyzwyczajeni przez hollywoodzkie produkdzę, że potrafi polemizować z najnowszymi cje, pokazujące zahukaną szarą myszkę, która teoriami wybitnych filozofów przyrody. po zmianie fryzury i makijażu, staje się przeA do tego jest oszałamiająco piękną dziew- bojową tygrysicą. Bohaterka powieści McMaczyną, szybko zmieniającą się w kobietę. hon sama, stopniowo i boleśnie, musi nauczyć Ideał? Niestety nie, gdyż śledząc rozwój wy- się rozumieć ludzi i samą siebie i znaleźć swoje darzeń, w nieunikniony sposób dochodzi- miejsce na ziemi. Alegorią dla jej przemiany my do wniosku, że jest alchemiczny proBohaterka powieści osoba genialna inteces paligenezy, czyli McMahon sama musi lektualnie i niezwyodrodzenia żywego nauczyć się rozumieć ludzi kle urodziwa może organizmu z jego poi samą siebie i znaleźć swoje być tak naprawdę piołów. miejsce na ziemi upośledzona. ŻycioCórka alchemiwo, społecznie, emoka jest napisana barcjonalnie. Selden, aby ukształtować kobietę dzo eleganckim językiem, łączy pozbawione o twardym i niezależnym charakterze, egzaltacji opisy głębokich przeżyć bohaterki, okazuje córce niewiele uczuć, jest surowy dosadnie przedstawionych zjawisk fizjoloi oschły, a do tego izoluje ją od świata ze- gicznych oraz fascynujących eksperymentów wnętrznego. Tworzy w ten sposób osobę zu- i teorii naukowych w lekką i estetycznie podapełnie bezbronną, bezradną w kontaktach ną całość. Powieść nie ma wartkiej, trzymającej z ludźmi, nie potrafiącą ich zrozumieć ani w napięciu akcji, w zamian jednak otrzymujemy ocenić. I dlatego, od momentu pojawienia zaproszenie do odbycia niepowtarzalnej podróży się pierwszego zainteresowanego Emilie po tajemniczych ścieżkach kobiecej duszy. mężczyzny, rozwój akcji jest łatwy do przewidzenia. Młoda alchemiczka, nie potrafiąc Tytuł: Córka alchemika odczytać intencji przystojnego Aislabiego, Autor: Katharine McMahon obezwładniona biochemią zauroczenia, Tłumacz: Olga Siara schodzi z wyznaczonej przez ojca drogi i po- Wydawnictwo: Insignis Media, Kraków 2010 grąża się w żałosnym małżeństwie z niedoj- Liczba stron: 402 rzałym oportunistą , dla którego jest śliczną Cena: 35 zł nr 2 Listopad 2010 r.
53
<<< CZYTAJ recenzję! Przekraczając granice
Samsara. Na drogach, których nie ma Tomek Michniewicz
Z żyłką podróżnika trzeba się urodzić. Nie sposób nauczyć się przymusu ciągłego bycia w ruchu, potrzeby odkrywania rzeczy znajdujących się za następnym zakrętem. W dodatku nie zawsze – jak pokazuje przykład Jacka Pałkiewicza – idzie to w parze z talentem literackim. Te cechy posiada natomiast Tomek Michniewicz, autor książki Samsara. Na drogach, których nie ma, snując porywającą opowieść o podróży przez azjatyckie bezdroża. Rzecz zaczyna się w Nepalu, ale literacka wyprawa nie kończy się u podnóża Himalajów. Autor, wraz z towarzyszami, wędruje dalej przez Indie i półwysep Indochiński, by zakończyć swą drogę na singapurskiej metropolii. Jest to podróż przez dzicz i wielkie miasta, urokliwe wyspy i górzystą dżunglę. Michniewicz nie napisał reportażu, nie jest to również relacja z podróży odhaczająca punkt po punkcie wszystkie „zaliczone” przystanki na trasie. Samsara jest przede wszystkim impresją autora nad zetknięciem się z kulturami zupełnie innymi niż europejska, a podróż ma nie tylko wymiar przestrzenny, ale także duchowy. Książka 54
nr 2 Listopad 2010 r.
jest próbą wskazania, że obrany przez nas styl życia nie musi być jedynym słusznym, a wręcz zdaje się miejscami sugerować, że w pogoni za sukcesem straciliśmy coś cennego, ale są jeszcze na świecie miejsca, w których można to odnaleźć. Samsara jest podróżą po fascynujących miejscach, ale również pokazuje przemianę,, jaką podczas swej wyprawy przeszedł autor. Jego przeżycia, za sprawą lektury, stają się również doświadczeniem czytelnika. Warto jednocześnie zaznaczyć, iż Samsara nie jest jednoznaczną pochwałą kultur azjatyckich. Nieraz autor krytykuje zachowania i okrucieństwo miejscowej ludności, jednocześnie ze zrozumieniem podchodząc do przyczyn takiego zachowania. Piętnuje ale się nie wywyższa – nie znajdziemy tutaj tak częstego w relacjach z krajów Trzeciego Świata moralizatorstwa i patrzenia przez pryzmat własnych standardów. Z każdej strony książki przebija pasja i fascynacja. Zaangażowanie autora przenosi się na czytelnika, przygody i doznania stają się jego udziałem. Plastyczne wizje i niejednokrotnie humorystyczne dialogi sprawiają, iż można się zatopić w lekturze, zapominając o szarej rzeczywistości za oknem i przenosząc się do kolorowych krajobrazów Nepalu czy Wietnamu. Czytając Samsarę niemalże czuje się pod stopami ziemię w tropikalnej dżungli lub zapach przypraw z orientalnego targowiska. Jeśli tylko w czytelniku drzemie choć odrobina żyłki podróżniczej, Michniewicz potrafi ją rozbudzić. W trakcie lektury książki nie raz można złapać się na fantazjach jak samemu zachowałoby się w danej sytuacji, czy też planowaniu własnej podróży. Być
Ksiądz Rafał CZYTAJ recenzję! >>>
może świadomy siły swego przekazu, autor w końcówce tonuje nastroje, przekazując ciemniejsze strony backpackerstwa. Samsara opisuje ludzi, kulturę, kuchnię i krajobrazy; jest więc kompleksową książką podróżniczą, która byłaby jednakże niczym bez pasji i zaangażowania: to one sprawiają, iż lektura książki Michniewicza pozostawia niezatarte wrażenia, a opisywa-
Co ma do tego wiek? Robin McGraw
Robin McGraw od trzydziestu lat jest żoną doktora Phillipa McGrawa, gospodarza programu telewizyjnego Dr. Phil. Robin uczestniczy w tym programie od pierwszego odcinka, opowiadając o swojej roli matki i żony, a także poruszając problemy, w obliczu których stają kobiety na różnych etapach swojego życia. Jest ponadto autorką książki Inside My Heart, która znalazła się na szczycie listy bestsellerów The New York Times, a także znakomitą mówczynią. Działa jako członkini zarządu i ambasador dobrej woli The Dr. Phil Foundation, organizacji non profit, która pomaga rodzinom pokrzywdzonym przez los. McGraw otrzymuje tysiące maili
ne sceny i miejsca na długo pozostają przed oczyma. Tytuł: Samsara. Na drogach, których nie ma Autor: Tomek Michniewicz Wydawnictwo: Otwarte Liczba stron: 360 Cena: 39,90 zł Oprawa: miękka ze skrzydełkami
od kobiet, które pytają, co robi, że jest tak żywiołowa, energiczna, zdrowa i... młoda, pomimo ukończenia, bagatela, 55 lat. Odpowiedzią na wiele z tych pytań jest książka Co ma do tego wiek? Z książki dowiadujemy się, że autorka pochodzi z biednej rodziny, w której ojciec był alkoholikiem, matka zmarła przedwcześnie, a siostra poważnie chorowała. Robin zrozumiała, że aby zachować zdrowie, musi postawić zadbanie o siebie na początku listy swoich priorytetów. Zanim zaczniemy czytać jej porady, biorąc do ręki egzemplarz książki, uderza nas w oczy okładka, gdzie na jaskrawoczerwonym tle prezentuje się zdjęcie kobiety na oko trzydziestokilkuletniej, uśmiechniętej, zgrabnej, zadowolonej. Kobieta „siedzi” na liczbie 55. Okazuje się, że to autorka we własnej osobie. Tytuły poszczególnych rozdziałów nawiązują do tytułu książki, np: Co ma do tego żywienie? Co ma do tego makijaż? i tym podobne. Robin McGraw bardzo wnikliwie podchodzi do każdego z tematów, opisuje własne zmagania na drodze do sukcesu w danej dziedzinie, co więcej, powołuje się wielokrotnie na specjalistów, z których pomocy korzystała, wymieniając ich imiennie, nr 2 Listopad 2010 r.
55
<<< CZYTAJ recenzję! Pod piracką flagą
z zaznaczeniem, że nie pobiera żadnych profitów za ich promocję. Autorka zamieszcza własne rady w formie wyodrębnionych tabel, które nazywa Recepta Robin, lub Sposób Robin. Podaje także konkretne przykłady, np. poszczególnych posiłków w codziennej diecie, ćwiczeń fizycznych, zasad dobierania części ubioru i wiele innych. Niektóre kobiety nie wierzą, że twarz Robin nie jest efektem pracy zręcznego chirurga. Autorka zaprzecza, iż kiedykolwiek korzystała z jakichkolwiek inwazyjnych zabiegów. Czasami funduje sobie peeling twarzy i to wszystko. Reszta wynika, w sposób dla niej oczywisty, z dbania o siebie na co dzień. Można by pomyśleć, że w USA, mając zasobny portfel i mnóstwo czasu, można sobie na wiele pozwolić, natomiast w naszych realiach nie bardzo. Ten mit również został obalony. Robin wielokrotnie przypomina, że sama przez wiele lat żyła bardzo skrom-
Przekraczając granice Oksana Pankiejewa
Olga ma dwadzieścia jeden lat, a jej widoki na przyszłość, i tak już dość marne, może wkrótce całkiem zniweczyć zaczajony w ciemnej ulicy maniakalny morderca. 56
nr 2 Listopad 2010 r.
nie, co nie było przeszkodą w realizowaniu założonych przez nią celów. Podaje konkretne przykłady tanich kosmetyków, części garderoby czy sposobów na zgrabną sylwetkę. Czytając ten poradnik czujemy życzliwość i ciepło, z jakimi autorka kieruje swoje słowa do wszystkich kobiet, bez względu na wiek. Dedykuje książkę „wszystkim kobietom na całym świecie, które pragną żyć godnie i pięknie każdego dnia”. W podtytule czytamy: „Tajemnice zdrowego i szczęśliwego życia”. Zachęca ona do zadbania o siebie, odpowiadając na pytanie które jest tytułem książki: Co ma do tego wiek? Zupełnie nic! Tytuł: Co ma do tego wiek? Autor: Robin McGraw Wydawnictwo: Insignis Liczba stron: 312 Cena: 29,90 zł
A jednak, zamiast znaleźć się w policyjnej kostnicy, ląduje – przerażona i zdezorientowana – w dość niezwykłym miejscu. Pałac królewski w Ortanie widział już niejedną dziwną rzecz, także przybycie gościa z innego wymiaru, ale pojawienie się Olgi wprowadzi nieco zamętu w życie jego mieszkańców i zbiegnie się z innymi niespodziewanymi wydarzeniami... Przenosiny ze współczesności w świat równoległy, pełen nieziemskich atrybutów, to motyw chętnie wykorzystywany przez twórców od samego zarania fantastyki, począwszy od Opowieści z Narnii Lewisa aż po wydane w ostatnich latach Oko Jelenia Pilipiuka czy Grę o Ferrin Michalak.
W 80 dni dookoła świata CZYTAJ recenzję! >>>
Przekraczając granice ma znacznie więcej sprawić trudności wielbicielom Sapkowwspólnego z tymi ostatnimi; świat, do któ- skiego, Pilipiuka czy Łukjanienki. Trochę rego trafia Olga, jest o wiele mniej baśniowy trudniej zaakceptować lekkie nadużycie niż Narnia – bez wielkich bohaterów, bez wulgaryzmów; że sypie nimi XXI-wieczna żadnej zbawczej misji ani nawet klasycznej studentka czy pochodzący z dość dalekiej opozycji dobra i zła. Magia obecna i mo- przyszłości haker, można zrozumieć, ale mentami dość groźw ustach członków na, ale na co dzień królewskiego rodu nie rzucająca się wyrażenia takie, jak Trzeba się tylko w oczy, istoty fanta„p.....ył się z nią”, „j... przyzwyczaić do styczne pozostające nym”, „p..dy” brzmią specyficznego, raczej na drugim jakoś mało wiaryplanie (z wyjątkiem godnie i jeśli już się nieco sarkastycznego jednego półelfa i jedchciało zmuszać ich stylu, co nie powinno nej nimfy), struktura do używania dosadsprawić trudności społeczeństwa – z czyniejszego języka, wielbicielom telnymi aluzjami do trzeba się było zanaszej rzeczywistości Sapkowskiego, Pilipiuka bawić w poszukiwa(Lutecja, Mistralia, nie staroświeckich czy Łukjanienki Białobrzeg, Impeo d p o w i e d n i k ó w, rium Kitajskie) – korzystając choćby i technologia niczym z rosyjskich przekław europejskim średniowieczu – „prawie jak dów Boccaccia czy Rabelais (chyba, że to w klasycznym erpegu”, mówi w pewnym tłumaczka uprościła sobie sprawę, przemomencie Olga, choć mamy tu również kładając staroświecki rosyjski na współdyskretnie wpleciony element SF (Żak i jego czesną polszczyznę?). Tak czy inaczej poprzednie życie). I ludzie tacy, jacy są na- to mankament, za który od oceny końprawdę, ze wszystkimi swoimi przywarami cowej zawsze odejmuję co najmniej poi słabościami, pełni kompleksów, ulegający łówkę. Ale reszta odpowiada mi na tyle, nałogom, pożądaniom i nieracjonalnym że chętnie zapoznam się z następnymi toimpulsom, uwikłani w dworskie intrygi lub mami cyklu. padający ofiarą politycznych machinacji. Mimo sporej objętości lektura nie jest Tytuł: Przekraczając granice nużąca, poszczególne wątki zgrabnie się Autor: Oksana Pankiejewa przeplatają, a nowe postacie wkraczające do Tłumacz: Marina Makarevskaya akcji są na tyle wyraziste, że raczej nie da się Wydawnictwo: Fabryka Słów pogubić w tamtejszym „who is who”. Trze- Liczba stron: 582 ba się tylko przyzwyczaić do specyficznego, Cena: 39,90 zł nieco sarkastycznego stylu, co nie powinno Oprawa miękka nr 2 Listopad 2010 r.
57
<<< CZYTAJ recenzję! Opowieści z meekhańskiego pogranicza
Ksiądz Rafał Maciej Grabski
Maciej Grabski – rzeczoznawca w zakresie ochrony zabytków, tłumacz i konsultant w dziedzinie nowych mediów – dotychczas ograniczał się do pisania artykułów fachowych. Jego debiut powieściowy – Ksiądz Rafał – pokazuje, że Grabski potrafi również odnaleźć się w formach czysto beletrystycznych. Opisywana historia rozgrywa się w późnych latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, we wsi Gródek – jednym z tych miejsc, w których życie od zawsze toczy się według niezmiennego porządku i ściśle ustalonych reguł. Ludzie pracują na polach, regularnie chodzą do kościoła, chętnie odwiedzają lokalny bar, plotkują, pielęgnują swoje sympatie i antypatie, kłócą się i godzą, przeżywają dni radosne i smutne. Wszystko odbywa się we względnej harmonii. Ten ład burzy dopiero śmierć starego proboszcza, Stanisława. Jednak dopiero, kiedy plebanię obejmie młody i przystojny ksiądz Rafał, okaże się, że to początek prawdziwych zmian. Ksiądz Stanisław był nieodłącznym elementem Gródka. Kochał swoich parafian, choć zazwyczaj ich karcił – straszył piekłem, 58
nr 2 Listopad 2010 r.
nie bał się wytykać grzeszników palcem, wietrzył teorie spiskowe, był też przeciwnikiem wszystkiego, co nieprzystające do religii. To sprawiło, że choć z jednej strony cieszył się powszechnym szacunkiem, z drugiej msza stała się dla mieszkańców tylko kolejnym punktem do zaliczenia na liście niedzielnych spraw, zwykle poprzedzającym upicie się w barze. Ksiądz Rafał prezentuje zupełnie inne wartości. Jego kazania są krótkie i treściwe, a on sam nie straszy mękami piekielnymi. Nie nadużywa swojej władzy, a dla parafian ma wiele ciepłych uczuć i słów zachęty. Nie od razu udaje mu się zjednać miłość, szacunek i zaufanie lokalnej społeczności, ale szybko okazuje się, że po przyjeździe nowego proboszcza i kilku rozsądnych inicjatywach z jego strony wszystko – nie tylko w parafii – zmienia się na lepsze, a ksiądz Rafał staje się niezbędnym filarem Gródka. Jednak co się stanie, kiedy reputacji duchownego zagrozi ohydna plotka? Ksiądz Rafał to powieść niosąca ze sobą niezwykle pozytywne wartości. Nie jest przy tym banalna. Na uwagę zasługuje też konsekwencja Grabskiego, który przekonująco i zjadliwie potrafi naświetlić zarówno problemy Kościoła (walkę o władzę, kwestię rozległych wpływów, nieuczciwość, skorumpowanie), jak i ksenofobię i uprzedzenia reprezentowane przez wiejską społeczność. Jednak debiut Grabskiego ma wydźwięk optymistyczny – Kościół da się zreformować, a kodeks moralny mieszkańców Gródka obejmuje również solidarność i sprawiedliwość. A wszystko za sprawą nowego proboszcza, który przypomina raczej jakiegoś
Dziewczyna w Złotych Majtkach CZYTAJ recenzję! >>>
supermana w sutannie. To on właśnie godzi wieloletnich wrogów, leczy alkoholików, swata zakochanych, nawraca grzeszników, wyciąga pomocną dłoń do zagubionych. Oczywiście ów heros nie jest bez skazy, lecz demony przeszłości ledwo ożywają, a już ich nie ma. Wszystko błyskawicznie znajduje pomyślne rozwiązanie – i to jest, niestety, reguła wszelkich konfliktowych sytuacji w powieści. Przez to Ksiądz Rafał nieco traci na realności. Nowy proboszcz rewolucjonizuje wieś, a tym samym – jak przekonuje nota wydawcy – przywraca wiarę w dobrych ludzi i siłę pozytywnych zakończeń. Trzeba się zgodzić z tym, że debiut Macieja Grabskiego niesie mnóstwo pozytywnych emocji i krzewi uniwersalne wartości. Jednak jednocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że owe zmiany,
które oferuje ksiądz Rafał nie są niczym specjalnym – najbardziej liberalne wykroczenie to chyba msza za Elvisa Presleya. Zabrakło tu czegoś prawdziwie rewolucyjnego, trochę może nawet trącającego skandalem (a przecież takie możliwości niósł ze sobą ten pomysł), co by sytuowało tę powieść wyżej niż w obrębie przyjemnych czytadeł. Bo tym właśnie Ksiądz Rafał w gruncie rzeczy jest – sprawnie napisaną, nieco naiwną, przyjemną książką – i niestety niczym ponad to. Tytuł: Ksiądz Rafał Autor: Maciej Grabski Wydawnictwo: Znak Liczba stron: 362 Cena: 34,90 zł Oprawa miękka
nr 2 Listopad 2010 r.
59
<<< CZYTAJ recenzję! Zbliżenia
Opowieści z meekhańskiego pogranicza Tom 1 i 2 Robert M. Wegner
Fantasy jest w Polsce najpopularniejszym podgatunkiem fantastyki, ale rzadko który z rodzimych pisarzy próbuje swych sił z jej klasyczną wersją: wielotomową, epicką opowieścią dziejącą się w wykreowanym od zera przez autora świecie. Tę tendencję przełamuje Robert M. Wegner „Opowieściami z meekhańskiego pogranicza”. Na razie na rynku dostępne są dwa zbiory opowiadań o podtytułach „Północ-Południe” i „Wschód-Zachód”, ale zapoczątkowana w nich historia zapowiada wielotomową sagę. W każdym tomie opowiadania (łączące się w jedną opowieść) są podzielone na dwa bloki, według klucza geograficznego. Każda granica Meekhańskiego Imperium cechuje się inną scenerią, a ich mieszkańcy charakteryzują się odmienną mentalnością. I tak na północy są srogie góry, na południu sło60
nr 2 Listopad 2010 r.
neczny skwar praży pustynie, na wschodzie jeźdźcy przemierzają stepy, a na wschodzie śledzimy wydarzenia w portowych zaułkach. Bohaterami książek są zwykli ludzie – żołnierze, najemnicy, kupcy i złodzieje. Wegner nie sili się na wydumane fabuły i roztrząsanie dylematów egzystencjalnych. Jego utwory cechuje prostota; jest to zarazem ich największy atut. Używając nieskomplikowanych zabiegów literackich, autor potrafi wykreować porywające fabuły, które wyzwalają u czytelnika całą paletę emocji. Wydawałoby się, że o tak oklepanych tematach jak odwaga, honor czy obowiązek nie sposób pisać bez popadania w schematy i patos. Tymczasem opowiadania Wegnera łapią za serce, pozostawiając na długo w pamięci wymalowane słowem obrazy i sceny. W opiniach o „Opowieściach z meekhańskiego pogranicza” mnożą się porównania do tuzów światowego fantasy – Martina, Eriksona, Cooka, etc. Być może dzieje się tak nieco na wyrost, ale Wegnerowi niewiele brakuje, by osiągnąć ich poziom. Autor pisze ze swadą, sprawnie i wciągająco, umiejętnie przeplatając sceny batalistyczne ze spokojniejszymi, refleksyjnymi. Kluczem jest równa forma pisarska – o żadnym z szesnastu meekhańskich opowiadań nie można powiedzieć, że jest słabe. W dodatku czasem trafia się prawdziwa perełka, jak choćby tekst „Gdybym miała brata” w „Południu”. To tylko jeden przykład, ale w zasadzie w każdej z części znajdzie się jedno wyróżniające się opowiadanie, które żyje w umyśle na długo po zakończeniu lektury. W dwóch tomach opowiadań Wegner kładzie podwaliny pod kolejne, już powie-
Kręgi obcości CZYTAJ recenzję! >>>
ściowe tomy cyklu. Czytelnik poznaje bohaterów oraz okoliczności, które spowodowały, że zostali wciągnięci w wir wydarzeń wstrząsających Meekhańskim Imperium. Autor jednakże skąpo wydziela informacje o głównej intrydze, więc snuć domysły można wyłącznie na podstawie nielicznych poszlak. To kolejny element sprawiający, iż po skończeniu książki ma się ochotę na jeszcze. „Opowieści…” to chyba pierwsza udana próba polskiego autora zmierzenia się epicką fantasy typu anglosaskiego, a jednocześnie przełamanie wzorców wypracowanych przez Andrzeja Sapkowskiego. Książki Wegnera łączą w sobie ciekawą fabułę i rozbudowany świat, męskie historie i wzruszające momenty. Warto po nie sięgnąć, bo oferują więcej, niż li tylko prostą rozrywkę.
Dziewczyna w Złotych Majtkach JuanMarsé
Dziewczyna w Złotych Majtkach została napisana w 1978 roku, ale dopiero teraz pojawiła się na polskim rynku. Za tę książkę autor otrzymał nagrodę Premio Planeta, nagrodę literacką, która jest przyzna-
Tytuł: Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ-Południe Autor: Robert M. Wegner Wydawnictwo: Powergraph Oprawa: miękka ze skrzydełkami Liczba stron: 576 Cena: 32,00 zł Miejsce i data wydania: Warszawa, czerwiec 2009 Oprawa: miękka ze skrzydełkami Tom cyklu: 1 Tytuł: Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód-Zachód Autor: Robert M. Wegner Wydawnictwo: Powergraph Liczba stron: 688 Cena: 34 ,00 zł Oprawa: miękka ze skrzydełkami Tom cyklu: 2
wana najlepszym powieściom hiszpańsko języcznym. Okładkę zdobi opalone kobiece ciało, jędrne pośladki i złote bikini. Sama książka zaś reklamowana jest jako powieść erotyczna i faktycznie znajdziemy w niej barwne opisy kobiecego ciała, kilka scen łóżkowych oraz dość ordynarny język. Jednak wydaje mi się, że mogło to szokować w latach siedemdziesiątych. Teraz kiedy ze wszystkich stron atakuje nas nagość i rozwiązłość, ciężko będzie zaskoczyć czytelnika. Na szczęście erotyzm jest tylko tłem dla opisywanym wydarzeń. Głównym bohaterem jest podstarzały pisarz – Luys Forest, który postanawia stworzyć swoją autobiografię. Pomaga mu w tym jego siostrzenica – Marianna (początkująca dziennr 2 Listopad 2010 r.
61
<<< CZYTAJ recenzję! Wydział Lincoln
nikarka), właścicielka tytułowych złotych czyć przy czytaniu kilku nudnych rozdziamajtek. Między tym dwojgiem pojawiają się- łów, ponieważ dostajemy ciekawy koniec, silne erotyczne wibracje, a młoda dziewczyna gdzie okazuje się, że nie wszystko było takie, podgrzewa dodatkowo atmosferę totalnym jakim wydawało się być na początku. Przebrakiem wstydu i zaszłość rozliczy się hamowań. Napięcie w końcu z Forest`em narasta dzięki noci nic już nie będzie nym rozmowom przy tak jak kiedyś. NieCzytając tę koniaku i skręcie. stety pozytywny obksiążkę nasuwa się Głównym teraz książki burzą te pytanie, jak często matem jest jednak mało ciekawe części. autobiografia. CzyNie jest ich wiew rzeczywistym telnik może obserle, ale pozostawiają świecie ludzie wować proces twórniesmak i uczucie czy jej powstawania, niespełnienia. Na mający opisywać gdzie fikcja miesza szczęście jest wiele fakty pozwalają się z rzeczywistością, innych fragmentówby licentia poetica a fakty zostają prze„perełek”, które to inaczone. Luys bez rekompensują. Na wzięła górę nad skrupułów na nowo uwagę zasługuje hiprawdą? tworzy wydarzenia storia Davida i jego ze swojej przeszłości psa oraz rozwikłanie i tworzy je tak, by tajemnicy złotych wybielić swoją osomajtek. bę. Sprawia, że podjęte niegdyś, niekonieczDziewczyna w złotych majtkach nie jest nie właściwe, decyzje, dziś przemawiają na równa, momentami zachwyca, czasami nudzi, jego korzyść. W pewnym momenciesam ale i zaskakuje. Porusza ważne kwestie rozliczenie jest już do końca pewien, co wydarzyło nia się z własną przeszłością, poczuciem winy się naprawdę, a co zostało stworzone tylko i błędami młodości. Lektura skłania do konw jego głowie. Niewątpliwie jest to najlep- statacji, że mało kto z nas nie chciałby zmienić sza strona książki – obserwacja jak powstaje paru rzeczy ze swojej przeszłości, nawet jeśli całkiem nowa, nie mającego nic wspólnego miałoby to być tylko na papierze? z rzeczywistością przeszłość bohatera. Czytając te fragmenty nasuwa się pytanie, jak Tytuł: Dziewczyna w Złotych Majtkach często w rzeczywistym świecie ludzie mający Autor: JuanMarsé opisywać fakty pozwalają by licentia poetica Tłumacz: Marcin Michalski wzięła górę nad prawdą? Wydawnictwo: Znak Intrygujące jest również zakończenie Liczba stron: 208 książki. Naprawdę warto się trochę pomę- Cena: 32,90 zł 62
nr 2 Listopad 2010 r.
Krwawy południk CZYTAJ recenzję! >>>
uniknąć śmiertelnego wypadku. Świat, z którego pochodzi dziewczyna, a dokładnie jego czarne charaktery, zagrażają temu, w którym żyje młody malarz i oboje podejmują walkę o jego ocalenie. Jako postacie, Reguła Alex i Jax są uosobieniem wyobrażeń autora dziewiątek o ludziach idealnych. Piękni, silni, mądrzy, wysportowani, niebezpieczni i na wiele spoTerry Goodkind sobów wyróżniający się z tłumu. Popełniają czasem błędy, które jednak nie zaburzają tego, dla niektórych zapewne zbyt doskonałego, obrazu. Terry Goodkind jest autorem składająWielką zaletą powieści jest świetnie cej się z jedenastu tomów serii fantasy Miecz budowane napięcie i wartka akcja, które prawdy i współautorem opartego na niej sprawiają, że czyta się ją jednym tchem. scenariusza serialu. Reguła dziewiątek jest Goodkind jest co prawda zwolennikiem jego kolejną powieścią, tym razem osadzoną szczęśliwych zakończeń, ale pozwala swowe współczesnych Stanach Zjednoczonych, im bohaterom sporo pocierpieć, dzięki a dobrą wiadomością czemu unika zmory dla fanów serii o Rigatunku, czyli nachardzie i Kahlan, są głych, ratujących Sięgnięcie po wyraźne nawiązania z każdej opresji, przez tę powieść jego do świata, który poco przewidywalnych autorstwa wyzwala znaliśmy śledząc ich i rujnujących napiękompulsywne napady przygody. W porówcie, zwrotów akcji. czytania i przywiązanie naniu do poprzedAutor, podobnie jak nich, powieść jest do tej pory, przemydo bohaterów, bardziej sensacyjna, ca swój obiektywiwywołujące ale kilka odsłon tastyczny światopogląd autentyczną tęsknotę jemniczego, obcew sposobie myślenia go świata pozwala głównego bohatera, umieścić ją również ale robi to znaczw nurcie fantasy. nie mniej nachalnie Głównym bohaterem Reguły dziewiątek niż w swoich wcześniejszych powieściach. jest – i tutaj pierwsze nawiązanie do Miecza Można odnieść wrażenie, że popracował prawdy – Alexander Rahl, daleki potomek również nad nieścisłościami, które zarzucaRicharda, który przypadkiem i wbrew swo- no mu poprzednio i Reguła dziewiątek jest jej woli zostaje wplątany w międzyświatową spójnie napisana, ale również, jeżeli chodzi intrygę, pomagając pięknej nieznajomej o fabułę, znacznie prostsza. nr 2 Listopad 2010 r.
63
<<< CZYTAJ recenzję! Ucieczka przed mrokiem
Niestety, przyjemność czytania powieści mocno obniża poziom polskiego tłumaczenia, które sprawia wrażenie niedopracowanego. Pojawiają się niezręczne sformułowania, dosłownie kalkowane wyrażenia, które nadają językowi sztuczności i nieraz brzmią banalnie. Do tego dochodzi niezbyt zgrabny szyk zdań i nieliczne, ale dosyć rażące błędy językowe, co negatywnie wpływa na odbiór całości. Jednym z największych – jeżeli nie głównym – atutów serii Miecz Prawdy jest wykreowany z rozmachem, szczegółowo i niezwykle plastycznie przedstawiony w kolejnych tomach świat, w którym rozgrywa się akcja powieści. Jest w nim miejsce dla magii, Spowiedniczek, czarodziejów, tajemniczych istot, potworów oraz nieznanych nam krain. Przeniesienie miejsca akcji do świata współczesnego, pozbawia Regułę dziewiątek tej mocnej strony prozy autora, przez co nie wyróżnia się ona spośród przyzwoicie napisanych powieści sensacyjnych.
Orły nad Europą Adam Zamoyski
Adam Zamoyski to, wbrew nazwisku, historyk brytyjski, urodzony w Londynie w rodzinie polskiej powojennej emigracji. 64
nr 2 Listopad 2010 r.
Twórczość Terry’ego Goodkinda ma zapalonych krytyków wśród fanów fantasy. Zarzucają mu między innymi nadmierne idealizowanie bohaterów, banalność dialogów, nieścisłości fabuły oraz nadmierny dydaktyzm i z wieloma z tych zarzutów nie sposób się nie zgodzić. Nie zmienia to jednak faktu, że sięgnięcie po powieść jego autorstwa wyzwala kompulsywne napady czytania i przywiązanie do bohaterów, wywołujące autentyczną tęsknotę za kolejnymi tomami. Może nie są to dzieła wybitne, ale nie można się od nich oderwać. Tytuł: Reguła dziewiątek Autor: Terry Goodkind Tłumacz: Lucyna Targosz Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis Liczba stron: 448 Cena: 43,90 zł Twarda oprawa z obwolutą
Pierwszy raz recenzowana pozycja pojawiła się zatem w języku angielskim (w 1995 roku) – pod tytułem: Forgotten Few. The Polish Air Force in the Second World War. Nasuwają się skojarzenia z wydaną w 2003 roku „Sprawą honoru. Dywizjon 303 Kościuszkowski. Zapomniani Bohaterowie II Wojny Światowej” Lynne Olson i Stanleya Clouda, ze względu na zbieżność tematu. Jednak Orły na Europą są pozycją oryginalną i szerzej traktującą temat. Opowieść o polskich dumnych orłach zaczyna się od odzyskania niepodległości, a kończy się goryczą powojennych losów bohaterów znad Londynu. Zanurzamy się
Stalowe Szpony. Operacja Cytadela CZYTAJ recenzję! >>>
w świat entuzjazmu z którym Polak zamienił konia na samolot i z podobną, ułańską a jakże, fantazją podbijał przestworza. Przyjemnie się czyta jak pomimo wielkich trudności utworzono polskie lotnictwo wojskowe. O tym jak pomimo braku zaplecza, chaosu organizacyjnego i decyzyjnego oraz ogromnej przewagi Niemców, piloci z szachownicami na kadłubach dzięki fantastycznego wyszkoleniu i hartowi ducha zadawali straty wrogowi. Autor wcale przy tym nie gloryfikuje nadmiernie polskich pilotów, wypomina im strzelanie do spadochronów, alkoholizm i brak dyscypliny. Generalnie na książkę składają się raczej obrazy ludzi, ich postaw, charakterów i sylwetek. Stąd raczej wypełniona jest zbiorem opowieści, anegdot, krótkich opisów rzeczywistości oraz porównań z innymi nacjami. Nie znajdziemy tu za wiele szczegółów o działaniach operacyjnych polskiego lotnictwa, czy analiz strategicznych. Poznamy za to sławny Cyrk Skalskiego, dowiemy się o walkach Urbanowicza w Azji w ramach „Latających Tygrysów”, przelotach przez Afrykę oraz wiele, wiele innych. Ponieważ autor ze względu na swoje pochodzenie mógł popatrzeć na pewne zjawiska z boku, a jednocześnie nie musiał pisać „na klęczkach”, znajdziemy mocną analizę stosunku państw i społeczeństw Zachodu względem polskiego wojska na obczyźnie. Niewielką popularność Polski, ze względu na dyktatorski (w oczach Zachodu) reżym, pogłębiały liczne przypadki niesubordynacji, kłopoty kulturowe i inne przypadłości żołnierzy tułaczy. Bez wahania wskazuje też nieodmienne kombinatorstwo naszych rodaków, które do dziś budzi niechętny podziw. Taka sylwetka doskonale uzupełnia
jednak portret chwały tych którzy urośli do rangi „rycerzy niebios” i zyskali ogromną (acz chwilową) sławę. Dobrze, że Zamoyski demistyfikuje wiele narosłych legend odnośnie polskich lotników. Takich jak ta, że szafowali swoim życiem (straty w polskich dywizjonach były dwa razy mniejsze niż w brytyjskich). Orły nad Europą nie są książką pozbawioną wad. Napisana jest potoczyście, czyta się ją z ogromną przyjemnością. Niestety pomimo trzymania się chronologii wydarzeń historycznych, jest w narracji sporo chaosu. Szkoda nie rozwiniętych wątków, zwłaszcza tych mniej znanych. Przeszkadzać może nieustanne i bezrefleksyjne gloryfikowanie postaci Sikorskiego i jego dokonań. Czytelnikowi pozostaje zgodzić się z autorem, że losy takich postaci jak np. Jan Zumbach zasługują na film. Ich przeżycia miażdżą każdy fikcyjny scenariusz. Zwłaszcza te powojenne gdzie jest przemyt diamentów, organizowanie lotnictwa samozwańczych afrykańskich republik, bądź walka o życie w stalinowskich więzieniach. Lektura tej książki pozostawia ogromny żal „wspaniale zmarnowanych” życiorysów ludzi, których zdradzono, a ich wkład w zwycięstwo został uznany o 50 lat za późno. Tytuł: Orły nad Europą Autor: Adam Zamoyski Tłumacz: Tomasz Kubikowski Wydawnictwo: Literackie Liczba stron: 416 Cena: 49,90 zł Twarda oprawa nr 2 Listopad 2010 r.
65
<<< CZYTAJ recenzję! Zbliżenia
szy wykorzystuje formę krótkich opowiastek, rzec można zdjęć, czy też pocztówek z różnych miejsc świata opowiadających historie ludzi równie odmiennych. Każda z nich prezentuje niezwykle wnikliwe, często przepelnione ich własną lub autora Zbliżenia wrażliwością, spojrzenie na świat. Janusz L. Wiśniewski To wszystko niejednokrotnie umieszczone jest w przestrzeni, którą Wiśniewski pisarz i humanista dzieli z Wiśniewskim naukowcem. Sięgając po Zbliżenia można liczyć na niezwykle eklektyczną Osoby Janusza L. Wiśniewskiego, lekturę. Przenikają się tutaj proza, nauka, autora wielu poczytnych pozycji polskiego psychologia, chemia i ludzkie emocje. (i nie tylko) rynku wydawniczego chyba nie Można poznać tam odpowiedzi na pytrzeba nikomu przedstawiać. Naukowiec tania dotyczącego tego gdzie w mózgu i pisarz w jednej osobie, postać nietuzinko- można znaleźć szczęście i co sprawia, wa, rzec można: człowiek renesansu. Tytuły że czujemy sie zakochani, czy też jak takie jak osławiona już „S@motność w sieci”, może wyglądać „przyjaźń” damsko-mę„188 dni i nocy”, ska w w XXI wie„Intymna teoria ku? Dowiemy się Forma przekazu względności” czy też dlaczego Bora-Bora i samo spojrzenie „Między wierszami” – wydawałoby się na rzeczywistość będzie, to tylko wybrane poraj na ziemi, może zycje z jego bibliograbyć więzieniem oraz jeśli nie odkrywcze, fii. Ci którzy po nie dlaczego nagroto z całą pewnością jeszcze do tej pory da Nobla wymaga nad wyraz swieże nie sięgnęli, mogą spojrzenia z przyi nowatorskie to uczynić śmiało mrużeniem oka i co i bez chwili wahania. myśli o niej WisłaZresztą ostatnimi wa Szymborska? laty pozycji pióra tego – skądinąd znakoDla czytelników nie zaznajomionych mitego – autora ukazywało się jakby więcej. z twórczością Janusza Wiśniewskiego, forNajnowszą z nich są Zbliżenia. ma przekazu i samo spojrzenie na rzeczywiBohaterami, bo w przypadku Zbliżeń stość będzie, jeśli nie odkrywcze, to z całą należy użyć liczby mnogiej, są zwykli ludzie pewnością nad wyraz swieże i nowatorskie. i ich historie. I tak jak w innych książkach Ujrzą tutaj czy i w jaki sposób czucie i wiara Wiśniewskiego, nie są to ani postacie ani ulegają konfrontacji z „mędrca szkiełkiem sytuacje szablonowe. Autor nie po raz pierw- i okiem”. Im szczerze polecam. 66
nr 2 Listopad 2010 r.
Kręgi obcości CZYTAJ recenzję! >>>
Nieco inaczej mają się rzeczy w przypadku wiernych czytelników prozy Wiśniewskiego. Komponując Zbliżenia, niestety nie udało się uniknąć grania na tych samych nutach, ba wręcz nie udało się uniknąć wykorzystywania tych samych partytur. Co gorsza w mojej opinii, nie byłoby to aż tak rażące, gdyby nie fakt, iż cała książka to zaledwie 103 strony. I to nie strony, które zostały „uczciwie” przycięte i złamane, tylko takie, których marginesy i czcionka swobodnie pozwoliłby na stworzenie wydania Zbliżeń w formacie kieszonkowym o tej samej grubości. I choć nie liczy się ilość tylko jakość, to jednak w tym przypadku autor wespół z wydawcą balansują na granicy „skoku na kasę”.
Kręgi obcości Michał Głowiński
Ostatnimi czasy ogromną popularnością cieszy się proza wspomnieniowa. I niby nic dziwnego, bo przecież lubimy podglądać życie znanych czy kontrowersyjnych postaci, a bywa, że prawdziwe historie interesują bardziej niż choćby najlepsza fikcja. Przy literaturze biograficznej pojawia się jednak pewien problem – sięgając po taką
Jest to znakomita pozycja dla wiernego fanklubu lub tych, którzy się do niego chcą zapisać. Tych drugich zapewniam, że to może być dobry początek przygody z prozą Wiśniewskiego. U pozostałych chwile refleksji na pewno wzbudzi cena tego jakże skromnego objętościowo wydania: 26,90 zł. Od autora tej klasy (jak również od wydawcy) można oczekiwać więcej. Choćby dlatego, żeby zapewnić sobie dłuższy spacer po ścieżce nagrody. Tytuł: Zbliżenia Autor: Janusz L. Wiśniewski Wydawnictwo: Literackie Liczba stron: 120 Cena: 26,90 zł
książkę należy się liczyć z wymagającą, często trudną lekturą. Przed wyborem autobiografii, którą chcemy przeczytać powinniśmy się zastanowić, czy nakład energii i czasu, jaki w nią zainwestujemy jest czasem i energią, które wykorzystamy dobrze. Bo czy nie lepiej niekiedy przeczytać krótką notkę z Wikipedii zamiast angażować się w długotrwały proces lektury książki? W przypadku Kręgów obcości, czas na nie przeznaczony zdecydowanie nie jest stracony. Michał Głowiński, znany literaturoznawca, o którego dorobku można by pisać długo, podjął próbę uporządkowania własnej historii i to nie tylko tej związanej ściśle z życiem zawodowym czy naukowym. Dla samego autora jego próby pisarskie o zupełnie nowym, bo autobiograficznym charakterze są swego rodzaju zaskoczeniem. „Kiedyś sądziłem, że przez całe życie publikować nr 2 Listopad 2010 r.
67
<<< CZYTAJ recenzję! Przeminęło z czasem
będę wyłącznie uczone prace o literaturze Pomyli się jednak ten, kto zrezygnuje – jak na profesjonalistę w tej dziedzinie przy- z lektury Kręgów obcości, ponieważ nie zna stało. Rzeczy wszakże potoczyły się inaczej, dobrze wcześniejszych prac Głowińskiego. niespodziewanie dla samego siebie zacząłem Siłą tej książki jest jej ogromna kontekstopisać teksty narracyjno-wspomnieniowe” wość. Autor w doskonały sposób tworzy pisze w Magdalence z razowego chleba. panoramę czasów, w których przyszło mu Czym zatem zajdorastać i zbliżać muje się Głowiński ku starości. To nie Całość jest napisana w Kręgach obcości? jest tekst wyłącznie Ciągłymi próbao Michale Głowińbardzo dobrym mi odpowiedzi na skim… To również stylem. Wszystko pytania o własne książka o ludziach, dlatego, że Michał korzenie i miejsce którzy wpłynęli w społecznej rzena historię Polski, Głowiński dysponuje czywistości. Pisze o nastrojach spowprawnym piórem o polskim życiu i żyłecznych, lękach wykształconym dowskim pochodzei nadziejach na przez lata pracy niu. Autor zdobywa przyszłość, które tosię na skrajną szczewarzyszyły Polakom nad literaturą rość względem siebie w ciągu niemal całei czytelnika – dokogo ubiegłego stulenuje rozrachunku cia. Autor nie kryje z przeszłością, często niesamowicie skom- swoich poglądów politycznych i obaw plikowaną. Jesteśmy świadkami ciągłego związanych z momentem, w którym się przelewania na papier ważnych wspomnień; teraz znaleźliśmy. W Kręgach obcości Głoaktu twórczego, za sprawą którego odkry- wiński jaki się nam jako człowiek pewnie wany jest następny krąg, pozostający do tej stąpający po ziemi, pogodzony z własnym pory obcy dla samego autora. życiem, ale nie godzący się na negatywne Lektura może na początku krępować zmiany dziejące się wokół niego. Jedynie ruchy, wydawać się skomplikowana. Ze od czasu do czasu zastanawia się, jakby to względu na niewielką orientację samego było, gdyby mógł dorastać w innej rzeczyautora w historii swojej rodziny, opowieść wistości: o dzieciństwie jest trochę nieskładna, chaotyczna. Dalszy wywód jest już znacznie Tytuł: Kręgi obcości ciekawszy, natomiast całość jest napisana Autor: Michał Głowiński bardzo dobrym stylem. Wszystko dlatego, Wydawnictwo: Literackie że Michał Głowiński dysponuje wprawnym Liczba stron: 536 piórem wykształconym przez lata pracy nad Cena: 49,90 zł literaturą. Oprawa twarda 68
nr 2 Listopad 2010 r.
Wojownik Rzymu. Ogień na Wschodzie CZYTAJ recenzję! >>>
Wydział Lincoln Rysunki:
Piotr Kowalski Scenariusz:
Emmanuel Herzet
Frankofoński rynek komiksowy od lat był ziemią obiecaną dla polskich twórców komiksów. Szlaki przecierali Grzegorz Rosiński (Thorgal) oraz Zbigniew Kasprzak (Halloween Blues, Yans), ale ich następców próżno było szukać. Parę lat temu Krzysztof Gawronkiewicz i Grzegorz Janusz przebili się jednorazowo (dzięki zwycięstwu w konkursie) z genialną Esencją, ale o regularnych publikacjach nad Sekwaną i jej dopływami polscy autorzy, na razie, co najwyżej marzą. I tu pojawia się Piotr Kowalski, autor, który w Polsce jest znany przede wszystkim z, utrzymanego w konwencji techno fantasy, cyklu Gail. Seria, wydana przez Egmont, nie spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem, a i sam autor nie stronił od wdawania się w środowiskowe potyczki słowne. Zawsze był orędownikiem komiksu realistycznego, unikającego artystowskiej maniery, uciekającego gdzie pieprz rośnie z undergroundu. Postanowił więc udowodnić, że polski Kowalski potrafi osiągnąć sukces za granicą, również w sferze komiksu.
Wydział Lincoln jest dowodem tego sukcesu. Zgodnie z prawami francuskiego rynku lomiksowego w latach 2006-2009 ukazały się cztery tomy zamkniętej serii (po jednym na dwanaście miesięcy). I to w cenionym wydawnictwie Lombard. Tym samym Kowalski pokazał wszystkim krajanom komiksowy „gest Kozakiewicza”, stając – w kontekście dorobku zagranicznego – w jednym szeregu z najlepszymi. Niestety sukces ma swoją cenę. Na rynku frankofońskim ukazuje się miesięcznie więcej komiksów niż w Polsce w ciągu roku (odsyłamy do wywiadu z Arturem Szrejterem w tym numerze). Często, aby się przebić, trzeba spełniać konkretne wymogi gatunkowe, przypominające formaty popularnych seriali telewinr 2 Listopad 2010 r.
69
<<< CZYTAJ recenzję! Reguła dziewiątek
zyjnych. Wydział Lincoln doskonale wpisuje się w nurt komiksu sensacyjnego, rysowanego wyrazistą, realistyczną kreską. Takich komiksów robi się tam na pęczki i nie ma się co oszukiwać, że cykl Kowalskiego zapisze się w annałach sztuki obrazkowej. Winny jest przede wszystkim śmiertelnie nudny scenariusz, za który odpowiada Emmanuel Herzet. W opowieści mamy tajną organizację, agentów, brudne interesy rządu amerykańskiego i obowiązkowego playboya w roli głównej. Zadbano również o seksowną towarzyszkę, która dość szybko zapomina, że jest inteligentną, topową dziennikarką i ogranicza się do pokazywania nóg i biustu. I to można by jeszcze zrzucić na karb konwencji, ale pozostałe postaci pierwszego i drugiego planu są równie nieciekawe. Herzetowi brakuje niestety umiejętności prowadzenia długich scen, dialogów i budowania suspensu. Zamiast tego zarzuca czytelnika masą terminów, faktów i ukrytych za nimi teorii spiskowych. W efekcie z plansz komiksu wieje nudą. Winę za to ponosi również Piotr Kowalski. Polski Gail był jeszcze komiksem niedopracowanym .W wielu wywiadach podkreślał, że wciąż doskonali swoje umiejętności, a Wydział… pozwolił mu nauczyć się wielu rzeczy. Rzeczywiście, niektóre kadry można by zatytułować: „studium samochodu marki X” lub „ujęcie na stojący w porcie katamaran”. Rysunki są wyprane z emocji, brak im indywidualnego charakteru., a Trzeba przyznać Kowalskiemu, że naprawdę rozwinął swój talent (widać to szczególnie 70
nr 2 Listopad 2010 r.
w bardzo dobrych okładkach). Szkoda jednak, że przy okazji rozpłynął się w mainstreamowym schemacie. Uważny czytelnik tej recenzji z pewnością zauważy, że więcej w niej o autorze niż jego dziele. Problem w tym, że Piotr Kowalski jest postacią bardziej barwną niż jego dotychczasowa twórczość. I niech to będzie najlepszą recenzją Wydziału Lincoln. Wydział Lincoln Rysunki: Piotr Kowalski Scenariusz: Emmanuel Herzet Wydawca: Egmont Polska Tłumaczenie: Maria Mosiewicz Stron: 192 Cena: 79,90 zł Okładka miękka ze skrzydełkami
Orły nad Europą CZYTAJ recenzję! >>>
bezlitosny sposób – nie znajdziemy tu nic z romantycznych wizji, jakimi karmiło nas Hollywood. W zamian otrzymujemy brutalną, mocną powieść o Dzikim Zachodzie takim, jakim był naprawdę. Krwawy Głównym bohaterem jest Dzieciak – poznajemy go, kiedy jako czternastolapołudnik tek zaciąga się do bandy łowców skalpów, Cormac McCarthy wędrującej po pograniczu w poszukiwaniu łupów, napadających na kogo się da. Stałym towarzyszem jego podróży staje się psychopatyczny morderca Sędzia – jedna „Krwawy południk” ukazał się w Polsce z najbardziej ponurych, przerażających dwadzieścia pięć lat po światowej premie- postaci, jakie kiedykolwiek pojawiły się na rze – to wystarczająco dużo czasu, aby zwe- kartach powieści. Wraz z bohaterami przeryfikować wartość mierzamy pograniksiążki, okrzykniętej cze, doświadczamy Są takie książki, które przez amerykańską kolejnych okrukrytykę „klasyką” cieństw, kolejnych wywierają na czytelniku i „jedną z najważniejmakabrycznych szczególne wrażenie, szych powieści amewidoków. Prawdzibędące czymś więcej, wym bohaterem rykańskich”. Długo niż tylko refleksją czy oczekiwana pozycja powieści wydaje wspomnieniem. Taką nie zawiedzie fanów się być jednak nie właśnie pozycją jest McCarthy’ego – nie tyle którykolwiek Krwawy południk tylko się nie zestaz wędrowców, ile rzała, ale wydaje się raczej otaczająca ich doskonale wpasowyprzyroda – Krwawy wać w dyskurs dekonstruujący liczne mity, południk to naprawdę mroczna opowieść jakimi obrosła historia Ameryki – w tym o okrutnej, bezwzględnej naturze. Opimit Dzikiego Zachodu. Niech za przykład sy mozolnej wędrówki w palącym słońcu tego dyskursu służy choćby fabuła serialu robią tym większe wrażenie, że autor nie HBO Deadwood. dopuszcza nas do świadomości bohaterów. Hasło „Dziki Zachód” wywołuje Nie mamy tu psychologicznego pogłębiau większości ludzi podobne skojarzenia, nia postaci, poznajemy je wyłącznie przez zaczerpnięte wprost z westernów – sen- ich czyny, bez wnikania w ich myśli i mone miasteczka, szlachetny szeryf, źli ban- tywacje. W ten sposób bohaterowie stają się dyci, dynamiczne pościgi, itd. „Krwawy dla nas częścią otaczającej ich przyrody, są południk” rozprawia się z tym mitem w równie bezwzględni i pozbawieni litości. nr 2 Listopad 2010 r.
71
<<< CZYTAJ recenzję! Polskie rekolekcje
Trzeba przyznać McCarthy’emu, że jego wizja jest niezwykle sugestywna, opisy – poruszające wyobraźnię, bohaterowie – zapadający w pamięć. Język powieści jest wyjątkowo plastyczny, poszczególne sceny stają czytelnikowi przed oczyma jak żywe – prawdopodobnie także ze względu oszczędność środków wyrazu. To dzięki temu niespieszna akcja nie rozpływa się. Z drugiej strony jednak, książka po pewnym czasie zaczyna męczyć, a nawet nużyć. Opisy nawet największych okrucieństw stają się w końcu nudne, a postaci, pozbawione charakterologicznej głębi – obojętne. Szkoda, że Krwawy południk nie jest nieco krótszy, może wtedy siła rażenia książki byłaby jeszcze większa.
Ucieczka przed mrokiem Joe Dever
Seria Samotny Wilk przyniosła autorowi sławę na zachodzie, popartą szeregiem nagród. Oryginalnie, pierwszy tom ukazał się w 1984 roku, a seria, składająca się z 28 części, okazała się najbardziej popularną grą książkową na świecie (przy sprzedaży liczącej ponad 10 milionów egzemplarzy). Do tej pory polski czytelnik miał możliwość zapo72
nr 2 Listopad 2010 r.
Są takie książki, które wywierają na czytelniku szczególne wrażenie, będące czymś więcej, niż tylko refleksją czy wspomnieniem. Taką właśnie pozycją jest Krwawy południk, po lekturze którego pozostaje uczucie fizycznego zmęczenia i niemal namacalnego brudu. Po odłożeniu nie doświadczymy jednak uczucia ulgi – możemy co najwyżej wziąć długi prysznic i nie myśleć o palącym słońcu nad okrutnym Dzikim Zachodem. Tytuł: Krwawy południk Autor: Cormac McCarthy Tłumaczenie: Robert Sudół Wydawnictwo: Literackie Liczba stron: 386 Okładka miękka
znania się jedynie z Wojownikiem Autostrady Joe’ego Deavera (Wydawnictwo Amber 1991). Na polskie wydanie jego najsłynniejszego dzieła musieliśmy zatem długo czekać. Czym są jednak gry książkowe lub też paragrafowe? „Paragrafówka”, to książka zawierająca interaktywną historię, w której czytelnik jest nie tylko biernym odbiorcą prezentowanej historii, ale także jej aktywnym uczestnikiem, mającym wpływ na przebieg fabuły. Lektura jest zupełnie inna od tego, czego zwykle się oczekuje. Po pierwsze, narracja prowadzona jest w drugiej osobie, treść jest adresowana bezpośrednio do czytelnika. Po drugie, tekst podzielony jest na szereg paragrafów, czyli ponumerowanych, drobnych fragmentów tekstu. Nie czyta się ich po kolei, ale według instrukcji zamieszczonych pod każdym z nich. W ten sposób, podążając za wskazówkami
Krzyżacka zawierucha CZYTAJ recenzję! >>>
odsyłającymi do różnych paragrafów, ste- że stoczyć niejedną walkę z istotami ciemrujemy głównym bohaterem, a wydarzenia, ności, rozstrzyganą za pomocą specjalnych w których bierze udział oraz powodzenie jego zasad. Choć główna linia fabularna jest jedmisji, zależą w dużej na, to sposobów na mierze od podjętych podążanie nią jest Seria Samotny Wilk przez nas decyzji. przynajmniej kilka, przyniosła autorowi sławę co pozwala na wieUcieczka przed mrokiem jest opolokrotne „przeczytana zachodzie popartą wieścią z gatunku nie” książki, za każszeregiem nagród fantasy, w której dym razem próbując i stała się najbardziej otrzymujemy możdojść do finału inną popularną grą liwość pokierowania drogą. książkową na świecie losem Samotnego Po 26 latach od Wilka. Nasz bohaoryginalnego wydater to młody uczeń nia, wreszcie możeklasztoru Kai, szkolącego wojowników-o- my przeczytać w rodzimym języku legendę brońców królestwa Sommerlund. W wyni- gier książkowych. Dla fanów fantastyki to ku niespodziewanego ataku, klasztor zostaje prawdziwa gratka; dla pozostałych czytelnizniszczony przez siły ciemności, a główny ków okazja do zapoznania się z nieco inną bohater musi doformą czytelnictwa. trzeć do stolicy Warto dać szansę i poinformować króla grom paragrafowym, Zmiana perspektywy o niebezpieczeństwie. szczególnie, że polopowiadanej historii Historia nie odskie wydanie oparte oraz dodanie elementów biega od kanonów jest na wersji popragry, które sprawiają, fantasy – jest miejwionej i rozszerzonej, że bardzo łatwo sce na wielką wojnę, w której znajdziemy z biernego obserwatora epickie zmagania, także szereg nowych stać się uczestnikiem dużą ilość akcji. Co ilustracji. I to wszystzatem sprawia, że ko za niezbyt wygóepickiej opowieści Samotny Wilk jest rowaną cenę. wyjątkowy? Przede wszystkim zmiana perspektywy opowiada- Tytuł: Ucieczka przed mrokiem nej historii oraz dodanie elementów gry, Autor: Joe Dever które sprawiają, że bardzo łatwo stać się Tłumacz: Grzegorz Bonikowski uczestnikiem epickiej opowieści. Jako Sa- Wydawnictwo: Copernicus Corporation motny Wilk czytelnik nie tylko będzie mu- Liczba stron: 416 siał wykazać się sprytem i umiejętnościami Cena: 29,90 zł (np. rozwiązując zagadkę logiczną), ale tak- Oprawa: miękka nr 2 Listopad 2010 r.
73
x3
<<< Konkurs
Stalowe Szpony. Operacja Cytadela Leo Kessler
Nie jestem historykiem. Ani moje wykształcenie, ani wykonywany zawód nie mają wiele wspólnego z historią w ogóle, a z historią największego konfliktu w dziejach ludzkości w szczególe. I bardzo dobrze, bo mogę zrzucić z barków ciężki obowiązek posiadania szczegółowej wiedzy z epoki, zastępując go. nie jestwiem dużo o tym okresie, który mnie na swój sposób fascynuje, ale jeżeli czegoś jednak nie doczytałem, to mam furtkę: nie wiem, ale przecież nie jestem historykiem. powieści mającej aspiracje historycznej Amatorska znajomość wybranych faktów i wydarzeń np. historycznych stawia w bardzo komfortowej sytuacji. Wiedza, która nie rodzi obaw przed obnażeniem własnej ignorancji – amator to nie ekspert. Leo Kessler (właściwie Charles Whiting) nie miał tego komfortu. W II wojnie światowej uczestniczył, a potem o niej pisał. Dużo, chętnie i co najmniej nietypowo. Dużo i chętnie, bo przez ostatnie kilkadziesiąt lat życia wydawał 6 książek rocznie. Nietypowo, bo od uczestnika wydarzeń i autora specjalizującego się w książkach 74
nr 2 Listopad 2010 r.
o II wojnie światowej czytelnik ma prawo oczekiwać pełnej i szczegółowej wiedzy historycznej. Tymczasem jego najsłynniejszy cykl, bijący rekordy popularności Batalion Szturmowy SS, fakty traktuje bardzo lekko. Tom Stalowe Szpony. Operacja Cytadela, jak się można domyślić, opowiada o roli, jaką Batalion Szturmowy Wotan, należący do 1 Dywizji Pancernej Leibstandarte SS Adolf Hitler (LSSAH), odegrał w bitwie pod Kurskiem. Zanim jednak rozpoczną się zmagania w największej bitwie pancernej, zobaczymy jeszcze Wotana szkolącego nowych rekrutów, zaznajamiającego się z nowym czołgiem i ratującego Hamburg płonący po alianckim nalocie. Anachronizmów, nieścisłości i błędów tutaj cała masa. Wspomniany nalot odbył się w ramach kilkudniowej operacji lotniczej „Gomora”, której pierwszym dniem był 25 lipca 1943 roku. Operacja „Cytadela”, w której bohaterowie wzięli udział po ugaszeniu pożaru, rozpoczęła się 4 lipca. Nowe czołgi, które Wotan dostał tuż przed bitwą, to Tygrysy (w rzeczywistości w użyciu od roku 42; nowym sprzętem, testowanym w warunkach bojowych pod Kurskiem, były na przykład działa Ferdynand czy słynne czołgi Pantera). Jednego z głównych bohaterów zaskakuje widok radzieckiego żołnierza uzbrojonego w pistolet maszynowy z dziwnym, okrągłym magazynkiem. Weteran, który nie słyszał o używanej od 1941 pepeszy? Takie błędy, ewidentne nawet dla laika? Dlaczego Leo Kessler nie odniósł się do faktów, dlaczego nie zadbał o korektę historyczną? Odpowiedź jest prosta: nie
W środku powieść
METRO 2034 (fragment)
zadbał, bo nie chciał i nie musiał. Nie pisał książki historycznej (wbrew opisowi z okładki) tylko lekką książkę przygodową. Bawił się konwencją, dowolnie mieszał fakty przycinając je do własnej opowieści o Wotanie. Znamy to skądś? Może z opowieści o Żydówce, która przetrwała zagładę własnej rodziny, by potem w swoim paryskim kinie wziąć udział w udanym zamachu na Hitlera? Albo snajperze, który ostrzeliwując się z wieży kościelnej kładł amerykańskich żołnierzy dziesiątkami, by w końcu samotnie odeprzeć atak? Stalowe Szpony to książka przedstawiająca wojnę jako potworną jatkę, z kolejnymi opisami obciętych kończyn, spalonych ciał, rzek krwi, stosów zabitych. Z brutalnie dosłownymi opisami. Z naiwną męską odwagą i poświęceniem. Do tego dołożyć należy wstawki erotyczne i mamy gotowe danie według przepisu „seks i przemoc”. Niemądrą powieść pulpową, w sam raz do poczytania w pociągu albo autobusie i z której nigdy, przenigdy nie należy uczyć się historii. Powieść
Galeria dla dorosłych Feliks W. Kres
bardzo łatwą w czytaniu, w której kartki same się przewracają, a wyszukane nieścisłości historyczne przestają po pewnym czasie powodować ból zębów, stając się wyzwaniem, powodem do uśmiechu po znalezieniu kolejnej. Konwencja opowieści o Batalionie Szturmowym Wotan, który przecież nigdy nie istniał, usprawiedliwia epickie opisy potężnych falowych ataków radzieckich czołgów, w których udział bierze równocześnie 1500 T-34, umieszczenie Wilczego Szańca na Ukrainie, czy rzucanie Wotana na przeróżne odcinki frontu, od jednej do drugiej znanej bitwy II wojny. Tak, to prawda że w następnym tomie Wotan będzie walczył pod rozkazami Rommla w Afryce Północnej. Ja chętnie o tym poczytam. Tytuł: Stalowe Szpony. Operacja Cytadela Autor: Leo Kessler Tłumacz: Joanna Jankowska Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica Liczba stron: 307 Cena: 28 zł
Feliks.W. Kres to utytułowany autor fantasy, znany choćby z cyklu Księga Całości. To co jest charakterystyczne dla jego pisarstwa to duża dbałość o szczegóły i warsztat. W wielu wywiadach otwarcie porównywał pisarstwo do rzemiosła, które można wykonywać lepiej lub gorzej, zależnie od nakładu własnej pracy. Galeria dla dorosłych to zbiór felietonów drukowanych pierwotnie w miesięczniku Science Fiction. Fantasy i Horror. nr 2 Listopad 2010 r.
75
<<< CZYTAJ recenzję! Dziewczynka w czerwonym płaszczyku
Pierwsza część książki to przedruk fe- ny w fantasy, w którym autor odnosi się do lietonów będących wstępem do porad dla własnej twórczości? pisarzy – porad konkretnych, gdyż skiePoglądy Kresa na otaczający nas świat rowanych imiennie do osób, które swoją są zdecydowane. Można się z nimi nie twórczość zdecydozgadzać, można im wały się oddać Feprzyklasnąć, można liksowi W. Kresowi też pozostać obojętW wielu wywiadach pod lupę. Prawdonym. Jednak warto otwarcie porównywał podobnie młodzi przeczytać, szczepisarstwo do rzemiosła, autorzy wiele skogólnie, że niewielu które można wykonywać rzystali na tych pora„zwykłych śmiertellepiej lub gorzej, zależnie dach, jednak dla czyników” ma szansę od nakładu własnej telnika postronnego, poznać autorów, pracy niezaangażowanego, których książki czyznacznie ciekawsza ta, lepiej niż tylko będzie część feliena spotkaniach autonowa niż recenzencka. I dlatego właśnie torskich. Niewielka jest szansa na poznanie druga część książki, Kreskówki dla dorosłych, ich poglądów, a przecież książki nie piszą się jest znacznie bardziej fascynująca. Felietony same – stoi za nimi umysł, uczucia i rzemiopozbawione są części sło człowieka, który recenzenckiej i nie kreuje dla czytelniodnoszą się do konka świat i opowieść. Nie wiadomo, co czyta się kretnych problemów Felietony zawarte z większym zaciekawieniem młodych pisarzy. w Galerii dla doro– czy poglądy Kresa Owszem, czytelnik słych dają szansę na na np. feminizm, czy też znajdzie tu felietony odczucie, że odrobimoże opis wojny w fantasy poświęcone przenę poznało się Feliksa myśleniom autora W. Kresa, a nie tylko na temat tworzenia jego twórczość. Czy i konstrukcji światów fantasy, czy kreacji bo- jest to słuszne odczucie, niech każdy zdecyhaterów powieści. Zaś w charakterze wisie- duje sam – może wśród czytelników tej renek na torcie występuje ta część felietonów, cenzji są szczęśliwcy, którzy mają możliwość w których autor daje czytelnikowi poznać porównania felietonów z rzeczywistością. siebie – zarówno kulisy swojego warsztatu, jak i poglądy na realny świat dookoła i za- Tytuł: Galeria dla dorosłych chodzące w nim zjawiska. Nie wiadomo, co Autor: Feliks W. Kres czyta się z większym zaciekawieniem – czy Wydawnictwo: Fabryka Słów poglądy Pana Kresa na np. feminizm czy Liczba stron: 448 przemoc w rodzinie, czy też może opis woj- Cena: 33 zł 76
nr 2 Listopad 2010 r.
Dziewczęta z Szanghaju CZYTAJ recenzję! >>>
Miłość jedynego mężczyzny Karen Ranney
Jak informuje nas wydawca, autorka romansu historycznego pt. Miłość jedynego mężczyzny, Karen Ranney „chciała być skrzypaczką, prawnikiem, nauczycielką. Została jedną z najbardziej lubianych amerykańskich autorek romansów historycznych”. Informacje dosyć skąpe… Być może popularna w USA, nie jest bowiem autorka znana szerszym masom czytelników w Europie i Polsce. Niemniej jednak interesująca zdaje się być informacja umieszczona na końcu noty, jakoby powieści Karen Ranney zawsze trafiały na listy najpopularniejszych pozycji literackich. Tak zwana „taśmowa produkcja bestsellerów”? Niepokojące. Pomysł na osadzenie akcji romansu w XVIII-wiecznej Szkocji, wśród zamków i wrzosowisk, wydaje się być ciekawy i choć sama intryga – jak to w romansach – jest raczej banalna, książka zapowiada się interesująco. Wydarzenia rozgrywają się na tle konfliktu szkocko-angielskiego: by ratować jednego ze swoich rodaków, młoda Szkotka Leitis MacRae oddaje się w ręce angielskiego pułkownika, straszliwego Aleca Andersa. Dziewczyna nie wie, że obiekt jej (naturalnej w gruncie rzeczy) nienawiści jest
w rzeczywistości Ianem – towarzyszem dziecięcych zabaw Leitis. Ten pół-Szkot, półAnglik, obarczający winą za śmierć matki jedno z dzikich plemion szkockich, wstąpił do angielskiej armii i od tego czasu wiernie służył największym wrogom Leitis. Dalsza konstrukcja jest raczej łatwa do przewidzenia – ostatecznie dziewczyna zakochuje się w szalejącym za nią od dawna pułkowniku. I wszystko byłoby dobrze, gdyby autorka nie starała się wciąż usilnie komplikować całej historii. Trzeba powiedzieć wprost: pozycję tę można wręcz zaliczyć do literatury z gatunku „lekkiej łatwej, przyjemnej i na raz”. Wcale niezły pomysł na fabułę nie zostaje wykorzystany we właściwy sposób, a koniec końców cała intryga zdaje się być szyta grubymi nićmi. Postać Kruka, zagadkowego szkockiego buntownika i kochanka Leitis wprowadza mało przekonujący motyw tajemnicy. To przykre tym bardziej, że czytelnik ma okazję śledzić krok po kroku, jak z rozbrajającą naiwnością dziewczyna wmawia sobie, że nie jest on wcale pułkownikiem, choć (co z wielkim zdziwieniem odkrywa po jakimś czasie) „cały czas jej kogoś przypominał sposobem chodzenia i postawą”… Podobnie dzieje się z wątkiem Rzeźnika z Inverness, rzekomo straszliwego mordercy Szkotów, który okazuje się być w końcu wielkim dobroczyńcą ludzkości. Ten brak biegłości w konstruowaniu przekonującej intrygi nie działa raczej na korzyść pisarki. Eksponując słabe strony książki, warto poświecić chwilę narracji. Występuje tu narracja trzecioosobowa, pozbawiona jednak w dużej mierze właściwego jej obiektywizmu. Czytelnik obserwuje wydarzenia nr 2 Listopad 2010 r.
77
<<< CZYTAJ recenzję! Ghostgirl. Zakochana zjawa
przede wszystkim z perspektywy dwójki głównych bohaterów, którzy wymieniają się między sobą obowiązkiem zapoznania czytelnika z nowymi wydarzeniami. Zabieg ten, spotykany w miarę często, nie jest teoretycznie niczym niepoprawnym, natomiast o ból głowy może przyprawić częstotliwość i nagłość wprowadzania zmian. Nikt by się nie obraził, gdyby w jakikolwiek sposób została zasygnalizowana zmiana narratora z jednej postaci na drugą, tym bardziej, że… różnią się one płcią. W momencie, gdy w obrębie jednego akapitu ma się do czynienia z wypowiedziami występującymi w rodzaju i męskim i żeńskim, można czuć się trochę zdezorientowanym. I choć w rodzimym języku autorki czasowniki nie są odmieniane przez rodzaj, tak częste zmiany są już problematyczne w języku polskim. Nie sposób nie wspomnieć o błędach językowych, które zdarzają się w książce nader często. Winą za to zaniedbanie trzeba raczej obarczać tłumacz oraz wydawnictwo. Choć nie przeszkadza to w zrozumieniu treści, obniża jednak wartość literacką Miłości…
Polskie rekolekcje Piotr Kobza
78
nr 2 Listopad 2010 r.
Z drugiej strony należy oddać autorce sprawiedliwość w paru kwestiach. Trud został włożony w pracę nad opisami. Jest ich być może niezbyt wiele (rolę główną w utworze gra i tak akcja), wprowadzając je jednak, Karen Renney próbuje przenieść czytelnika w realia epoki i czasem lepiej, czasem gorzej, ale daje sobie z tym radę. Mile zaskakuje ponadto delikatność z jaką autorka odmalowuje opis rodzącego się między bohaterami uczucia – nawet pomimo kilku potknięć (jak np. nocna scena w pokoju pułkownika). Choć wielu miłośników romansów nie będzie się mogło oderwać od kart tej opowieści, nie jest to literatura dla każdego. Ot, książka raczej przeciętna. Tytuł: Miłość jedynego mężczyzny Autor: Karen Ranney Tłumacz: Marzenna Rączkowska Wydawnictwo: Amber Liczba stron: 305 Cena: 29.80 zł Informacje dodatkowe: broszura
Od czasu do czasu pisane i wydawane są książki, o których trudno powiedzieć, dla jakiego czytelnika tak naprawdę powstały? Zalegają na półkach księgarni, a sprzedawcy zastanawiają się, komu tę książkę polecić? Takie problemy związane są z Polskimi rekolekcjami – pisane dla wszystkich, a właściwie dla nikogo. Pełne zaangażowanych aluzji, z których nic konkretnego i wartościowego nie wynika. Bo tak: niewiele jest o teologii i mało o faktycznym działaniu hierarchii kościelnej. Dużo o polskim za-
Etnolog w mieście grzechu CZYTAJ recenzję! >>>
ściankowym podejściu do wiary i kościoła oraz konieczności zmian, które wymagają jednak sporo wysiłku. Mamy głównego bohatera, kapłana na zesłaniu – skomplikowanego charakterologicznie, ale w sumie jakiegoś takiego nijakiego: ciągle poszukującego siebie, rozerwanego między tym, co by chciał, a tym co faktycznie jest w zasięgu jego możliwości. To ksiądz, którym miotają sprzeczne emocje i ciągle towarzyszy dziwne poczucie zagrożenia. Ów ksiądz zostaje zmuszony przez wyższą instancję do przyjazdu z Rzymu na wschód Polski, gdzie otwiera się przed nim nowy świat pełen wyzwań, z którymi nie miał wcześniej do czynienia. Ostatecznie wychodzi z różnych opresji obronną ręką, zżywa się z lokalną społecznością, godzi sam ze sobą, być może odnajduje nawet swoje miejsce na ziemi... Polskie rekolekcje wpisują się w widoczny ostatnimi laty w polskiej kulturze masowej trend przedstawiania przymusowych powrotów z dalekiego świata, gdzie źle i obco na łono kraju, zwykle polskiej wsi, gdzie na
Krzyżacka zawierucha Jacek Komuda
początku również źle i obco, ale później robi się już ciepło i bezpiecznie. Taka również jest lektura tej książki – ciepła, bezpieczna. Niestety również trochę nijaka. Podobno Polskie rekolekcje miały wywołać sporo kontrowersji jeszcze przed wydaniem – dobrze, że przynajmniej przed, ponieważ po wydaniu już ich raczej nie wywołają. Z drugiej strony to powieść miła, sympatyczna, miejscami zabawna, pewnie w najbliższym czasie powstanie na jej podstawie serialowy scenariusz, którym zainteresuje się TVP. Autorem Polskich rekolekcji jest debiutant w świecie literackim – Piotr Kobza, politolog i specjalista ds. Unii Europejskiej. Posługuje się raczej prostym, ale poprawnym stylem, jak na debiut całkiem dobrym. Tytuł: Polskie rekolekcje Autor: Piotr Kobza Wydawnictwo: Literackie Liczba stron: 328 Cena: 32,90 zł Informacje dodatkowe: broszura
Jacek Komuda w swym historyzującym pisarstwie zapuszczał się już w czasy średniowiecza (świetny zbiór opowiadań o Franciszku Villonie). Teraz skusił się na popularny w 2010 roku wątek krzyżacki. Fabuła książki przenosi czytelnika w czasy Wojny trzynastoletniej, między innymi, dzięki której to Polska stała się mocarstwem, a potęga zakonu krzyżackiego została na zawsze złamana. Dlatego to wielka szkoda, że wciąż brakuje powieści popularyzujących ten okres polskiej historii. Szkoda, tym barnr 2 Listopad 2010 r.
79
<<< CZYTAJ recenzję! Sky Doll
dziej, że Krzyżacka zawierucha jest niestety nie do końca udaną próbą przypomnienia tego konfliktu. Książka zaczyna się od mocnego uderzenia – wraz z pędem ciężkozbrojnego polskiego rycerstwa szarżującego pod Chojnicami. Ten batalistyczny fresk jest naprawdę ciekawy i robi wrażenie. Potem, niestety dość szybko, akcja wytraca impet, momentami wręcz nuży. Jest honor i jest misja szpiegowska która z tymże honorem nie licuje i to zasadniczo wszystko. Przewidująco, niestarannie i po prostu nudno. Fabuła przy tym jest liniowa i uboga w wątki. Przede wszystkim jednak książka przywodzi na myśl Przyłbice i kaptury Korkozowicza w wersji „dla ubogich”, z przesłaniem rodem jakby prosto z PRL-owskiej propagandy. Czasy Adenauera idącego na pasku krwawych imperialistów dawno się skończyły, ale tu nadal Krzyżacy są zezwierzęconymi idiotami, posługują się okrutnie głupimi metodami. Tak jak to ma miejsce choćby w scenie pseudo-turnieju, służącego wymyślnemu mordowaniu polskich jeńców. Jestem pewien, że Jacek Komuda byłby w stanie wycisnąć znacznie więcej z tej historii, gdyby nie… No właśnie, co? Język powieści, który to zawsze był mocną stroną Autora, jest niekonsekwentny: archaizacja miesza się ze współczesnym językiem, a momentami z, trudnym do przeoczenia, naśladownictwem Andrzeja Sapkowskiego. Apropos autora Trylogii Husyckiej, znajdziemy więcej nawiązań do tego dzieła. Jest zatem postać Reinharda z Nieszawy – opoja, tchórza, śląskiego śmierdziela i łotra, który miał być chyba w zamiarze Komudy prześmiewczą aluzją do Reinmara z Bielawy. Nie bardzo wiadomo z kolei cze80
nr 2 Listopad 2010 r.
mu miało służyć użycie znanego związku frazeologicznego Sapkowskiego o mówieniu „na chleb ‘bep’, a na muchy ‘tapty’”? Również warstwa historyczna nieco „kuleje”. Niech za przykład służy, przeciekawa skądinąd, historia zdobycia przez Polaków potężnego Malborka drogą wykupu od najemników czeskich. Tu została ledwie zasygnalizowana (chyba, że mamy spodziewać się drugiej części?). Fikcją literacką jest opis śmierci syna Zawiszy Czarnego, który w rzeczywistości poległ na chojnickim polu. Irytuje też porównanie honoru rycerskiego w etosie europejskim i polskim, wyraźnie nawiązujące do szlachty epoki baroku. Tak jakby Komuda nie potrafił wyjść poza, wykreowany w swych XVII – wiecznych powieściach, rys charakterologiczny polskiego szlachcica. Dlatego też motywacje głównego bohatera są często niewiarygodne i, w gruncie rzeczy, ze sobą sprzeczne. Czy jest to książka zła? Na pewno niedopracowana, może by pomogło, gdyby ją bardziej rozbudować. Sprawia wrażenie napisanej za szybko i bez większej weny, ale mimo to nie czyta się jej najgorzej. Fani pisarstwa Jacka Komudy pewnie nie będą zawiedzeni, ale nawet im zachwyt przyjdzie z trudem. Część czytelników skusi zapewne koniunkcja treści „krzyżackich” z obchodami 600- lecia bitwy pod Grunwaldem. Niestety zapewne zapamiętają oni, że wszystko co ważne przytrafiło się wtedy w malborskim wychodku. Tytuł: Krzyżacka zawierucha Autor: Jacek Komuda Wydawnictwo: Fabryka Słów Liczba stron: s. 232 Cena: 27,90 zł
Alicja CZYTAJ recenzję! >>>
Dziewczynka w czerwonym płaszczyku Roma Ligocka współpraca
Iris von Finckenstein
„Mała dziewczynka w czerwonym płaszczyku. Widzę ją bardzo wyraźnie. Jej ciemne oczy patrzą mi prosto w twarz. Ukrywa się pod łóżkiem. Tak jak ja wtedy w szufladzie. Tego drugiego marca 1994 roku odnajduję wreszcie tę małą dziewczynkę w czerwonym płaszczyku. I nagle wiem, kogo szukałam i przed kim tak rozpaczliwie próbowałam uciec przez te wszystkie lata – przez całe moje życie. Wiem, kim w rzeczywistości jestem! To ja jestem małą zastraszoną dziewczynką w czerwonym płaszczyku.” Roma Ligocka dostała zaproszenie na film Spielberga Lista Schindlera jako ta, która przeżyła. Nie chciała iść na premierę. Zdecydowała się dopiero, kiedy jej syn powiedział, że ona po prostu musi tam być. I odnalazła tam siebie. Zrozumiała, że nie może dłużej się oszukiwać, chować, nie ma innego wyjścia, niż stanąć twarzą w twarz z własną przeszłością. Aby móc żyć dalej. Siedem lat później Wydawnictwo Literackie wydało jej pierwszą powieść – Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku. Powieść, która zaczyna się jak wiele innych – hotel na Lazurowym Wybrzeżu,
śniadanie w restauracji, owoce wszystkich zakątków świata, radość chwili. Bohaterka czuje się tu obco, ale jest bardzo szczęśliwa. Nagle pojawia się mała, ciemnowłosa dziewczynka a wraz z nią fala wspomnień, której nie da się zatrzymać. Razem z narratorem przenosimy się do krakowskiego getta. Ciemne, ciasne mieszkania, bród, głód, choroby, śmierć. Nieustający lament, żal, smutek, cierpienie. Dla Romy to wszystko jest codziennością, w takim świecie się urodziła i nie zna innego. To, że ktoś został zabity przez Niemców jest czymś normalnym. Ona doskonale wie, za co grozi śmierć. Takich rzeczy jest bardzo dużo. Można zginąć nawet za nic. I nie ma w tym nic dziwnego. Żydzi są winni. Rządzą panowie w wysokich czarnych butach. Tak po prostu jest. Ligockiej doskonale udało się wejść w psychikę małego dziecka. Nie czytamy wspomnień dorosłej kobiety, ale relację kilkuletniej dziewczynki, niezwykle poruszającą i wstrząsającą. Można odnieść wrażenie, że ta małą dziewczynka cały czas w niej jest... Getto nie skończyło się dla Romy Ligockiej wraz z wyjściem „na wolność”. Przeżycia z pobytu tam, z czasów ukrywania się u rodziny Kierników po aryjskiej stronie, zaważyły na całym jej późniejszym życiu. Każda jej późniejsza decyzja lub jej brak miały podłoże w wydarzeniach czasu wojny. Wszystko musiało się jakoś odnosić do tego, co już się wydarzyło. Lektura tej powieści to niesamowite przeżycie. Książka wciąga od pierwszych stron, do ostatnich dostarcza wzruszeń. Nie zawsze jesteśmy w stanie współczuć bohaterce, czasami wydaje nam się, że sama jest nr 2 Listopad 2010 r.
81
<<< CZYTAJ recenzję! Mechanizm serca
sobie winna, ale za każdym razem ją rozumiemy. My, ludzie XXI wieku tworzymy sobie własny obraz świata. Nadajemy mu sens – jedni cieszą się każdą piękna chwilą, inni nieustannie szukają szczęścia, jeszcze inni dążą do wyznaczonego celu: pieniędzy, miłości, sławy. To dobry, bo uporządkowany świat. I nagle widzimy getto. Z całym jego okrucieństwem. I przychodzi refleksja. Czy tam też potrafilibyśmy żyć? Znaleźć ja-
Dziewczęta z Szanghaju Lisa See
Problem asymilacji w środowisku mniej lub bardziej odmiennym kulturowo to temat cieszący się dużą popularnością wśród pisarzy, i trudno się temu dziwić, bo w zasadzie co człowiek i co kraj, to inna historia. Amerykańskie perypetie imigrantów z Chin stały się motywem przewodnim twórczości wielu znanych autorów, np. Pearl Buck, czy Amy Tan. Sama Lisa See też poświęciła już tej tematyce jedną wcześniejszą książkę – Na Złotej Górze – niebędącą jednak powieścią, tylko lekko zbeletryzowaną rekonstrukcją losów kilku pokoleń własnych przodków. Na kartach Dziewcząt z Szanghaju również 82
nr 2 Listopad 2010 r.
kiś powód, żeby żyć? Kim byśmy się stali, gdyby przyszło nam tam być? Tytuł: Dziewczynka w czerwonym płaszczyku Autor: Roma Ligocka, Współpraca: Iris von Finckenstein Tłumacz: Katarzyna Zimmerer Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Liczba stron: 462 Cena: 39,90 zł Informacje dodatkowe: oprawa twarda
można spotkać parę postaci prawdziwych i znaleźć echa rzeczywistych wydarzeń, jednak uwagę czytelnika przykuwa przede wszystkim fabuła, obfitująca w tajemnice i niespodziewane zwroty akcji. Szanghaj pod koniec lat 30 to miejsce, gdzie wkracza już wielkimi krokami zachodnia obyczajowość. Siostry Chin, córki zamożnego przedsiębiorcy, cieszą się „nowoczesnością i nieskrępowaniem”, jakich nie zaznały ich rodaczki w ciągu poprzednich kilkuset lat: chińskie imiona zastąpiły angielskimi, przyjaźnią się z Amerykanką, kupują europejskie stroje, wychodzą same z domu, bawią się w lokalach i pozują malarzowi do plakatów reklamowych, a starsza ukończyła college i właśnie znalazła pierwszego chętnego na lekcje angielskiego. Pewnego dnia dziewczęta z przerażeniem dowiadują się, że ojciec popadł w kolosalne długi, których część spłaty mają stanowić… one same, jako żony dla dwóch synów jednego z wierzycieli, od lat mieszkającego w Ameryce. Po pospiesznie zaaranżowanych zaślubinach świeżo poznani mężowie wracają do Stanów one zaś mają do nich wkrót-
Życie na drzwiach lodówki CZYTAJ recenzję! >>>
ce dołączyć. Japońska inwazja udaremnia plan wykręcenia się z obietnicy i przysparza siostrom koszmarnych doświadczeń. A podjęta ostatecznie decyzja o połączeniu się z Samem i Vernonem, którzy – choć praktycznie obcy – są teraz jedyną ich rodziną, wcale nie oznacza końca problemów… Narratorką powieści jest starsza z sióstr, Pearl, której, jak się wydaje, przypadła w udziale bardziej gorzka cząstka owocu z drzewa złego i dobrego. To ona pada ofiarą żądz japońskich żołdaków, ona patrzy na cierpienie i śmierć matki, ona bierze na swoje barki ciężar obmyślonego przez siostrę podstępu, mającego ukryć ich wspólną tajemnicę, ona znosi pogardliwe uwagi teścia i wykonuje polecenia teściowej, ona ponosi skutki bezmyślnego uczynku siostry, próbującej „okazać się dobrą Amerykanką”, i wreszcie to ona dowiaduje się po latach, za co odpłaciła swoją wielkodusznością… Ale czy rzeczywiście May jest szczęśliwsza?
Ghostgirl Zakochana Zjawa Hurley Tonya
Jak trudne może być życie młodej dziewczyny najlepiej wiedzą chyba tylko amerykańskie uczennice High School. Tam bowiem
Na to pytanie czytelnik musi sam sobie odpowiedzieć. Przedstawione w powieści realia nie będą zupełną nowością dla kogoś, kto czytał Na Złotej Górze, za to w portretach kilku postaci ukryta jest spora porcja wiedzy o psychice człowieka (weźmy choćby zwierzenia Yen-Yen czy finałową rozmowę Pearl i May!). To czyni Dziewczęta z Szanghaju lekturą dość uniwersalną, nadającą się nie tylko dla wielbicielek typowych melodramatów, ale i dla czytelniczek szukających w literaturze prawdy historycznej czy psychologicznej. Tytuł: Dziewczęta z Szanghaju Autor: Lisa See Tłumacz: Magdalena Słysz Wydawnictwo: Świat Książki Liczba stron: 366 Cena: 34,90 zł Informacje dodatkowe: oprawa miękka
w szkolnych murach codziennie od nowa rozgrywa się stary konflikt: piękne cheerleaderki poniżają szare myszki, sportowcy gnębią „frajerów”, nikt nie lubi kujonów, a ekscentryk zawsze jest tylko dziwakiem. Stereotypowy podział szkolnej społeczności na popularnych uczniów i życiowe fajtłapy z lekką ironią sportretowała Tonya Hurley tworząc żartobliwą książkę Ghostgirl. Zakochana zjawa. Charlotte rozpoczyna rok szkolny z postanowieniem gruntownej przemiany. W szkolnej hierarchii zajmowała dotąd najniższy szczebel niedostrzeganej przez nikogo szarej myszki. Nawet nauczyciele mieli problem z zapamiętaniem jej imienia. Zdeterminowana nr 2 Listopad 2010 r.
83
<<< CZYTAJ recenzję! Felix Castor
nastolatka zmienia strój i uczesanie, starannie dobiera zajęcia szkolne wybierając te, na które uczęszczają najpopularniejsi uczniowie. Postanawia nawet zapisać się do cheerleaderek, by przynależeć do najsilniejszej grupy w szkole. Wszystko by zmienić swój wizerunek i zdobyć serce ukochanego chłopaka – Damena. Wysiłki Charlotte okazują się daremne. Nadal pozostaje na marginesie życia szkolnego, a dla Damena ciągle najważniejsza jest Petula, piękna przywódczyni cheerleaderek. Petula, choć kocha tylko samą siebie, jest dziewczyną Damena, w myśl niepisanej zasady, że najpiękniejsza z cheerleaderek po prostu musi chodzić z najprzystojniejszym chłopakiem w liceum, gwiazdą szkolnej drużyny. Być może wszystko jeszcze ułożyłoby się po myśli Charlotte, wystarczył jednak jeden mały żelek miś, by sprawy ŚMIERTELNIE się skomplikowały. Charlotte dławi się żelowym cukierkiem i umiera. Z reguły romanse dla nastolatek skonstruowane są wokół baśniowego motywu brzydkiego kaczątka. Na początku bohaterka jest zaniedbana i nieśmiała, a w szczęśliwym epilogu zmienia się w atrakcyjną i pewną siebie dziewczynę. W Ghostgirl jest inaczej. Poznajemy Charlotte już w trakcie jej przemiany, jako dziewczynę zdecydowaną i konsekwentnie, wręcz obsesyjnie, dążącą do swojego celu. Nastolatka koncentruje się na zmianie wizerunku, nie myśląc zupełnie o własnej hierarchii wartości. Niemniej, w swoim uporze i zorientowaniu na cel, daleko dystansuje wszystkie książkowe „brzydkie kaczątka”. Nawet po śmierci nie rezygnuje z Damena. Przygnębia ją też i złości fakt, że przyczyną jej śmierci był prozaiczny misiek żelek, a nie na przykład spektakularny wypadek samochodowy godny pokazania w wieczornych wiadomościach. Myśl, że jej śmierć nie wzbudziła niczyjego zainteresowania 84
nr 2 Listopad 2010 r.
jest bolesna. Życie pośmiertne ją rozczarowuje i nie może się powstrzymać przed ingerencją w sprawy żywych. Pomaga jej w tym Scarlet, ekscentryczna dziewczyna o silnej osobowości, zafascynowana gotyckimi klimatami. Tradycyjny trójkąt miłosny zmienia się w czworokąt, przy czym jeden z kątów zajmuje zakochana zjawa. Ghostgirl nie jest jednak nudnawym wykladem o problemach dorastających nastolatków. Nie ma tu moralizatorskich tyrad i irytujących pouczeń. Esencją książki jest czarny humor i klimat typowy dla filmów Tima Burtona. Opisy zmarłych uczniów przypominają postacie z kultowego filmu Sok z żuka (Beetlejuice). Z lekko gotyckim klimatem powieści współgra niekonwencjonalna szata graficzna. Czarną okładkę zaprojektowano jako trumnę z przeroczystym wiekiem, opasaną cmentarną wstęgą z napisem „Spoczywaj w sławie”. W jej wnętrzu widać zjawę o kobiecej sylwetce. Rozdziały rozpoczynają się od portretów Charlotte – czarnej zjawy utrzymanych w konwencji kreskówki. Na odwrocie strony, w białych ramach na czarnym tle znajduje się przewodnia myśl rozdziału. Koncentruje ona uwagę czytelnika na wewnętrznym rozwoju Charlotte, tłumaczy jej zachowanie i podjęte decyzje. Wszystkie strony ozdobione są roślinnymi motywami. Dominuje czerń, srebro i róż. Tonya Hurley jako scenarzystka i producentka filmów dla młodzieży, doskonale wpasowała się w preferencje nastoletnich czytelników. W Stanach Zjednoczonych, ojczystym kraju autorki, książka długo gościła na listach bestsellerów. W zasobach YouTube można znaleźć liczne recenzje i filmiki inspirowane Ghostgirl, a nawet rewelacyjny animowany trailer reklamujący trzeci już tom przygód zakochanej zjawy. Na oficjalnej stronie inter-
Kropla krwi Nelsona >>>
netowej Ghostgirl, oprócz typowych informacji okołoksiążkowych, fani Charlotte w goth boutique mogą kupić koszulkę, parasolkę, a nawet świece z jej podobizną. Narzuca się pytanie, czy Ghostgirl to wartościowa lektura, czy profesjonalnie wypromowane czytadło? Mimo, że Tonya Hurley porusza wiele trudnych tematów tj. śmierć, samoakceptacja, to nie da się ukryć, że jej książkowy debiut jest bardzo niedoskonały. Najgorzej wygląda sportretowanie bohaterów, szczególnie uczniów „zaświatowej klasy”. Autorka skupia się na opisie zewnętrznym, który owszem jest intrygujący i komiczny, ale nic poza tym. Brakuje pogłębionej charakterystyki. Ponadto, po zabawnym opisie „upiorni” uczniowie są niemal zupełnie pomijani w dalszej akcji, tak jakby tych klika dowcipnych zdań miało ożywić drętwą i przewidywalna fabułę. Nawet postać Charlotte sprawia wrażenie nie do końca prze-
myślanej. Trudno uwierzyć, by tak zdeterminowana i uparta osoba była niezauważana przez otoczenie. Książka jest nierówna. Po rewelacyjnym początku zaczyna się dłużyć, zachowanie Charlotte z zabawnego staje się iryujące. Ghostgirl to zmarnowany książkowy potencjał. Warto po nią sięgnąć dla kilku znakomicie napisanych scen, dla czarnego humoru, lekko gotyckiego klimatu i wreszcie dla urokliwej szaty graficznej. Niemniej trzeba pamiętać, że Ghostgirl to niezbyt dobrze napisany romans, pośmiertne życie nastolatki w wersji light, a w najlepszym razie szkolna satyra. Tytuł: Ghostgirl. Zakochana Zjawa Autor: Hurley Tonya Tłumacz: Fabianowska Małgorzata Wydawnictwo: Egmont Liczba stron: 336 Cena: 39,90 zł
Agathy Christie. Do niedawna bowiem powieść kryminalna uchodziła za gorszy gatunek literatury, stawiany obok Etnolog w mieście tanich, kupowanych w kioskach grzechu. Powieść romansów i kwalifikowany głównie jako lektura do podróży, na wakacje, kryminalna jako bądź jako „odmóżdżacz”, po który świadectwo człowiek kulturalny może i sięgnie, antropologiczne ale potraktuje lekturę z dystansem i na pewno się nią nie zachwyci. Mariusz Czubaj Na szczęście od jakiegoś czasu da się zauważyć ruch w kierunku do„To tylko kryminał” – tego typu wartościowania kryminałów i nadania im wstydliwe usprawiedliwienia można było rangi „prawdziwej” literatury. Zarówno czasem usłyszeć z ust niektórych czytel- naukowcy, traktujący je jako pole badań ników, kiedy, zapytani, co czytają, wsty- i przedmiot refleksji, jak i coraz chętniej dliwie pokazywali okładkę z nazwiskiem sięgający po nie czytelnicy, wydają się winr 2 Listopad 2010 r.
85
<<< Wywiad z Elżbietą Cherezińską
dzieć w kryminałach coś więcej niż płytką lekturkę. Książka Mariusza Czubaja Etnolog w mieście grzechu może być dostatecznym dowodem na to, że powieści kryminalne mogą być nie tylko wartościową lekturą, ale i cennym źródłem wiedzy. Czubaj, znany antropolog kultury, wielokrotnie dawał dowody swojej ogromnej wiedzy i pasji, jaką darzy literaturę kryminalną. Wraz z Wojciechem J. Bursztą opublikował książkę Krwawa setka, opisującą najważniejsze kryminały wszechczasów, ponadto sam spróbował swoich sił jako autor powieści – przy współpracy z Markiem Krajewskim napisał Aleję samobójców oraz Róże cmentarne, samodzielnie zaś 21:37. W Etnologu Czubaj ponownie zabiera się za powieść kryminalną od strony naukowej, analizując ją głównie pod kątem antropologii literatury. Wszystkich zainteresowanych tematem, ale obawiających się hermetycznego żargonu naukowego, charakterystycznego dla badań literackich, pragnę uspokoić – Etnolog w mieście grzechu to porywająca lektura, nie tylko dla znawców tematu. Autor bowiem funduje czytelnikom nie tylko bogaty przegląd literatury (warto zaopatrzyć się w notes i wynotowywać co bardziej intrygujące tytuły i nazwiska), ale także jej wnikliwą analizę. Czubaj pokazuje, jak cennym źródłem wiedzy może być powieść kryminalna, potraktowana jako tytułowe świadectwo antropologiczne – ilustracją kondycji społeczeństwa i nurtujących je problemów, a także przedmiotem refleksji humanisty, który jest w stanie znaleźć w książce więcej, niż 86
nr 2 Listopad 2010 r.
tylko odpowiedź na pytanie „kto zabił”. Autor z dużą wprawą porusza się po różnych zagadnieniach, nie tracąc przy tym wątku i nie przytłaczając czytelnika nadmiarem informacji. Szczególnie interesujące są fragmenty, analizujące literaturę kryminalną pod kątem obrazów społeczeństwa wielokulturowego i istniejących w nim relacji społecznych. Niezwykle ciekawa jest także interpretacja przedstawionych w kryminałach relacji do ciała i cielesności. Autor odwołuje się do licznych teorii z zakresu nauk społecznych (wyraźnie trzyma przy tym rękę na pulsie w kwestii aktualnych tendencji w badaniach), robi to jednak z dużą lekkością, językiem swobodnym i bynajmniej nie skierowanym do wąskiego grona specjalistów. W rezultacie wiedzę chłonie się mimowolnie, pozostając przy tym pod wrażeniem erudycji i błyskotliwości Czubaja. Etnolog w mieście grzechu to pozycja, która nie tylko przedstawia literaturę kryminalną w innym świetle – to także niezły przewodnik po różnych zagadnieniach antropologii, który warto postawić na półce jako bogate źródło wiedzy. Książka jest niewątpliwie wartościowa i pouczająca – no i mało prawdopodobne, aby po jej lekturze czytelnik wypowiedział jeszcze kiedyś zdanie „to tylko kryminał”. Tytuł: Etnolog w mieście grzechu. Powieść kryminalna jako świadectwo antropologiczne Auror: Mariusz Czubaj Wydawnictwo: Oficynka Stron: 360 Cena: 34.90 zł Oprawa miękka
Ignorant, czyli kto? >>>
Sky Doll Scenariusz i rysunki:
Alessandro Barbucci, Barbara Canepa
Alessandro Barbucci i Barbara Canepa to duet odpowiedzialny za światowy sukces skierowanej do dziewcząt (ale czytanej też przez chłopców!) serii W.I.T.C.H.. Przywodzące na myśl skojarzenia z mangowymi przygodami Czarodziejki z księżyca losy pięciu dorastających nastolatek, również w Polsce cieszą się ogromną popularnością. Tymczasem w ramach kolekcji Science fiction wydawnictwo Egmont postanowiło pokazać zupełnie inną stronę dorobku Barbucciego i Canepy. Sky Doll to przykład komiksu, którego pod żadnym pozorem nie należy oceniać po okładce. Chyba, że, bez uprzedzeń, chce się docenić jej doskonałe wykonanie i ukryty, niepokojący przekaz. O uprzedzenie zaś nietrudno, gdyż wizerunek atrakcyjnego seksualnie, niewinnego, jakby przestraszonego dziewczęcego androida kieruje myśli ku motywom znanym w komiksie japońskim. Figura bezbronnego cyborga, który trafia pod opiekę mężczyzny to popularny wątek fabuł japońskich mang. Zazwyczaj dziewczynka-robot pełni w nich funkcję bezwolnego, uzależnionego od mężczyzny obiektu seksualnego, a jej młody wygląd wpisuje się w powszechne w Kraju Kwitnącej Wiśni relacje dziewczęco-męskie. Proszę wdzięcznego czy-
telnika o docenienie, jak bardzo się staram, nie użyć tu słowa „pedofilia”. Początek Sky Doll sugeruje, że autorzy znowu czerpią z mangowego źródła. Noa, śliczna androidka, dziwnym zbiegiem okoliczności trafia do kompanii Roya i Jaha, galaktycznych dyplomatów. I choć Roy i Noa „mają się ku sobie”, w ich relacji nie ma miejsca na seksistowskie uproszczenia. Ba, androidka w odpowiedzi na sugestie Jaha, że została stworzona tylko po to, by zaspokajać żądze mężczyzn, odparowuje, że ci nie korzystaliby z usług robotów, gdyby byli zdolni do relacji z prawdziwymi kobietami. To tyle w kwestii bycia przedmiotem. W tej maszynie siedzi duch i do tego nie daje sobą pomiatać. W fantastycznie pokolorowanym uniwersum Sky Doll to właśnie sprawy duchowe grają pierwszoplanową rolę. W świecie przyszłości toczy się nieustanna, rozgrywająca się na ekranach telewizorów, wojna o rząd dusz. Okrutna papienr 2 Listopad 2010 r.
87
x3
<<< Konkurs
życa Ludwika w trakcie specjalnych show ukazuje swoją moc i podtrzymuje wiarę, równocześnie tępiąc wszelkie przejawy kultu zepchniętej do podziemia przeciwniczki. Nie trzeba chyba dodawać, że istotnym elementem w tym sporze staje się właśnie Noa, a kartezjański „duch w maszynie” zyskuje w jej przypadku niemal dosłowne znaczenie. Sytuację komplikuje fakt, że Roy i Jah pracują dla papieżycy. Rozgrywające się w trzech zebranych w jeden tomach wydarzenia, w które zostają wplątani, sprawią, że ich przyjaźń i przekonania zostaną wystawione na próbę. Gdyby tematyka komiksu pozostawiała jakieś wątpliwości, że jest to tytuł skierowany dla osób dorosłych, pozostaje wskazać jeszcze momentami wulgarne słownictwo i nasyconą erotyzmem atmosferę komiksu. Trudno mówić tu o pornografii, ale kilka scen jest naprawdę odważnych. Dlatego rodzice czytelniczek W.I.T.C.H.,
Alicja Jacek Piekara
Jacek Piekara znany jest przede wszystkim jako autor opowiadań o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie i najczęściej kojarzony jest z literaturą fantastyczną. Alicja jest przykładem na to, że autor nie jestniewolnikiem tego nurtu, choć akurat w przy88
nr 2 Listopad 2010 r.
proszę spojrzeć na okładkę i zwrócić uwagę na znaczek „tylko dla dorosłych”. Nie znalazł się tam bez powodu. Sky Doll to również komiks zaskakujący. Jest pozycją stosunkowo lekką i rozrywkową, ale w najlepszym wydaniu. Doskonale nadającą się do nasycenia się kunsztem w zakresie rysunku i koloru oraz płynnego prowadzenia opowieści. Ale przy tym właśnie zaskakująco inteligentną zabawą z popkulturowymi kliszami, a przez to twórczą i nie popadającą w ograny na dziesiątą stronę schemat. Tytuł: Sky Doll Scenariusz i rysunki: Alessandro Barbucci, Barbara Canepa Wydawca: Egmont Polska Tłumaczenie: Jacek Drewnowski Stron: 144 Cena: 53 zł
padku tej książki nie udaje mu się uwolnić do końca. Pierwotnie Alicja ukazała się w dwóch, niewielkich tomach. Nowe wydanie powieści Jacka Piekary, zawiera obie części zatytułowaneoraz Alicja i Ciemny Las. Przyznać trzeba jednak, że obie części są od siebie zupełnie różne, choć łączą je główni bohaterowie – Aleks, zblazowany facet przed czterdziestką i Alicja, niezwykła, nastoletnia dziewczyna. Alicja i Miasto Grzechów opowiada o przemianie, jaką przechodzi Aleks, uzdolniony człowiek, pogrążony w życiowym marazmie. Nie może się wybić ponad przeciętność i szarość otaczającego go świata. Spotkanie z czternastoletnią Alicją diametralnie odmienia jego życie. Dziewczyna w niczym nie przypomina swoich rówieśników – jest nad wyraz dojrzała,
W środku powieść
METRO 2034 (fragment)
czasami nawet bardziej niż Aleks, ma w sobie sporo charyzmy i odznacza się silnym charakterem. Jest także motorem ogromnych zmian w życiu Aleksa, od kilku lat żyjącego marzeniami o ukończeniu scenariusza filmowego – przepustki do pieniędzy i sławy. Wydarzenia towarzyszące obojgu choć niesamowite, zawsze pozostają w granicach prawdopodobieństwa. Każą jednak czytelnikowi stawiać pytania: kim tak naprawdę jest Alicja, czego chce od Aleksa i gdzie zmierza ich znajomość. Druga część książki jest zupełnie odmienna od tego co autor oferuje na pierwszych 200 stronach. Alicja i Ciemny Las rozgrywa się trzy lata po zakończeniu pierwszej części i opowiada o mistycznej podróż po tytułowym Lesie, który nieustannie przypomina czytelnikowi koszmarną wersję świata, do którego trafiła Alicja z dzieła Lewisa Carrolla. Zresztą autor nie kryje się ze swoimi inspiracjami – wielokrotnie w czasie lektury główny bohater wspomina treść i bohaterów Alicji w Krainie Czarów, sama podróż po Lesie przepełniona jest dziwacznymi zdarzenia-
Mechanizm serca Mathias Malzieu
„Po pierwsze, nie dotykaj wskazówek. Po drugie, opanuj złość. Po trzecie, nigdy, przenig-
mi i symboliką. I znów czytelnik pozostawiony jest w domysłach, co do natury przygód Aleksa – czy są one prawdziwe, czy stanowią wytwór jego umysłu? Pierwsza część wypada znacznie lepiej od drugiej – historia kontrowersyjnej relacji pomiędzy dorosłym mężczyzną, a nastoletnią dziewczynką, choć w literaturze już nie raz wałkowana, ma w sobie coś niezwykłego, co sprawia, że czytelnik ciekaw jest finału opowieści. Druga połowa książki nuży i choć rozwiązanie fabuły pozostaje zadowalające, to równie dobrze można było obejść się bez nieco przydługiej i niewiele wnoszącej drugiej części. Alicja, choć niepozbawiona mankamentów, pozostaje lekką książką na dwa wieczory. Tytuł: Alicja Autor: Jacek Piekara Wydawnictwo: Fabryka Słów Liczba stron: 368 Cena: 32,90 zł Oprawa: miękka
dy nie zakochaj się. Wtedy bowiem duża wskazówka na zawsze przebije Ci skórę, Twoje kości rozsypią się, a mechanizm serca znowu pęknie.” Nie licząc dedykacji, są to pierwsze słowa tej niewielkiej książeczki. Pierwsze i już przerażające. Nie kochać? Dla wielu nie kochać to nie żyć. Bo czy ktoś wyobraża sobie życie, nie wegetację, ale pełne życie – bez miłości? Te słowa ostrzeżenia – zaklęcia skierowane są do Małego Jacka. To syn prostytutki, urodzony w Edynburgu 16 kwietnia 1874 roku, w najzimniejszym dniu w dziejach świata, w domku Madelaine – lekarki, nazywanej przez okolicznych mieszkańców czarownicą. Jego serce zamarzło i aby mógł żyć, nr 2 Listopad 2010 r.
89
<<< CZYTAJ recenzję! Zapiski z wielkiego kraju
Madeleine wsatwiła mu zegar z kukułką. Ale z takim zegarem życie nie jest proste... Wie o tym, że silne emocje są dla niego niebezpieczne. Ale gdy spotyka małą śpiewaczkę, niepomny ostrzeżeń, zakochuje się po uszy. Od tej pory już nie zawaha się ani razu. Zrezygnować z uczucia i być zdrowym – to nie wchodzi w grę! Jack zrobi wszystko, aby jego miłość okazała się szczęśliwa. I spełniona. W końcu „katarynka to mechanizm, który w środku skrywa emocje”. Podtytuł głosi, że Mechanizm serca jest baśnią dla dorosłych. I rzeczywiście, okładka, treść, zakończenie – wszystko wskazuje na to, że dzieci nie powinny tego czytać. Mimo pięknego języka, porównań, które wprowadzają magiczną atmosferę, wiele tu makabry. Sama galeria postaci może przerazić. Tu każdy przeżył coś, czego w naszym życiu wolelibyśmy uniknąć. Narrator jest pierwszoosobowy, czas teraźniejszy. Jednak brak tu konsekwencji. Czas zmienia się na przeszły, po czym powraca do teraźniejszego bez widocznej przyczyny, wiele wskazuje też na to, że narrator zna przyszłe wypadki, chociaż nie powinien... Autorem tej książki jest muzyk rockowy, wokalista mało znanego w Polsce zespołu
Życie na drzwiach lodówki Alice Kuipers
90
nr 2 Listopad 2010 r.
Dionysos. Wcześniej napisał jeszcze dwie nie wydane u nas pozycje. Trudno mu cokolwiek zarzucić, a jednak powieść zawodzi. Po jej przeczytaniu pozostaje niedosyt, że nie wykorzystał tak dobrego pomysłu, że nie pogłębił znaczeń i nie podszedł do tematu mniej banalnie. Bo zakończenie jest zaskakujące jak na tego typu literaturę, ale z drugiej strony jest tak prozaicznie życiowe! Od lektury, bądź co bądź baśni, oczekuję mimo wszystko czegoś więcej niż ilustracji życia. Każde kolejne zdanie zdradzałoby ciąg dalszy i zakończenie, a tego recenzentowi nie wolno robić. Dodać więc pozostaje tylko, że ta ksiażeczka jest jak tekst popularnej piosenki. Chwytliwa, ale nie prezentuje sobą nic nowego. Tytuł: Mechanizm serca Autor: Mathias Malzieu Tłumacz: Magdalena Krzyżosiak Wydawnictwo: Świat Książki Liczba stron: 168 Cena: 24,90 Informacje dodatkowe: Oprawa twarda Wkótce powieść ma zostać zekranizowana.
Alice Kuipers, Angielka z pochodzenia, swoją debiutancką powieść wydała w 2007r. Życie na drzwiach lodówki ukazało się jak dotąd w 21 krajach i stanowi idealny przykład czegoś co powinno się znać, ale czego nie trzeba kupować. Powieść ma formę luźnego zbioru wiadomości-notatek, które prawie codziennie zostawiają dla siebie na lodówce matka i córka w przeciętnej, przypuszczalnie angielskiej rodzinie. Je-
Córka alchemika CZYTAJ recenzję! >>>
dyne informacje jakie czytelnik uzyskuje o obydwu głównych bohaterkach, znajdują się we wzmiankach w tych właśnie notatkach. I choć jest to relacja intymna, to jednak na swój sposób typowa. Bo historia opisana w tej powieści mogła się wydarzyć w tak wielu rodzinach na świecie… Mamy więc bohaterów powieści: matka, rozwiedziona lekarka i jej piętnastoletnia córka, Claire. Na dalszym planie pozostają Gina i Nicole, bliskie szczególnie dla matki, ojciec dziewczynki, jej chłopak Michael, koleżanka Emma i królik Peter, których działania i stany wspominane są mimochodem w notatkach. Czas bezpośredniej akcji obejmuje z grubsza 9 miesięcy, podczas których czytelnik wraz z bohaterkami dowiaduje się o raku piersi kobiety i ma okazję śledzić ich zachowanie podczas wyczerpującej walki z chorobą. Powieść jest napisana prostym, potocznym językiem, który bez problemów zrozumie każdy czytelnik. Autorka wcale nieźle konstruuje wypowiedzi płynące od dwóch, zupełnie różnych nadawców: matki, której wyrozumiały ton nie jest jednak pozbawiony wychowawczego charakteru oraz córki – młodej, przedwcześnie dojrzałej, dziewczyny. Są jednak pewne mankamenty w konstrukcji bohaterów. Można odnieść wrażenie silnej idealizacji bohaterek, których konflikty zdają się być czasem sztuczne i naciągane. Jak większości „dorosłych”, tak i autorce sprawia wyraźną trudność wtopienie się w luźny język współczesnych nastolatków, co z kolei skutkuje nieprawdziwym obrazem nastolatki, która
z jednej strony ma pretensje do matki o jej ciągłą nieobecność, ale z drugiej w niektórych sprawach stawia ją przed faktem dokonanym (nocowanie u koleżanki bez pytania, wyjazd do ojca). Sama forma notatek nie pozwala też na głębszą analizę bohaterek, których sylwetki są szkicowe, można wręcz powiedzieć, skrojone do wymogów współczesnej kultury masowej. Nie jest do książka do której czytelnik wracałby wiele razy. Z drugiej strony, ciepło jakie emanuje z tej powieści, jest wyraźnie odczuwalne i w tym względzie jest to cenna pozycja. Autorka delikatnie, ale stanowczo zwraca uwagę czytelnika na sprawy współcześnie bardzo istotne, chociażby brak czasu dla bliskich, których możemy stracić w każdej chwili. Bo skłania do zastanowienia fakt, iż mimo odkrycia raka piersi u kobiety, matka i córka nie zmieniły formy komunikacji i nadal porozumiewały się notatkami na lodówce. Sporadycznie wspominane są ich rozmowy na żywo, ale mimo wszystko trzonem komunikacji pozostają bezosobowe żółte karteczki. A to, że my w codziennym życiu zamieniamy te karteczki na sms-y, bądź też króciutką wymianę zdań przy śniadaniu zdecydowanie powinno dać do myślenia. Tytuł: Życie na drzwiach lodówki Autor: Alice Kuipers Tłumacz: Anna Bernaczyk Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS Liczba stron: 232 Cena: 33,90 zł Informacje dodatkowe: oprawa twarda nr 2 Listopad 2010 r.
91
<<< CZYTAJ recenzję! Reguła dziewiątek
Felix Castor Mice Carey
Raymond Chandler przewróciłby się w grobie. Gdyby przyszło mu żyć w świecie opisanym przez Mike’a Careya w cyklu powieści o Feliksie Castorze – prywatnym egzorcyście do wynajęcia, choć nie zawsze i nie przez każdego. Ale to dobry znak, bo w tym świecie zmarli przewracają się w grobach, niezależnie od słów i czynów żywych. Potem zaś, kiedy jest już im – zmarłym – dostatecznie niewygodnie, powstają ze swoich grobów i wychodzą na powierzchnię. Nie pytając o zgodę. Mike Carey jest autorem znanym fanom komiksu dużo lepiej zapewne, niż fanom książek. Zaczynał karierę w komiksowej branży od niezależnych wydawnictw, współtworzył 92
nr 2 Listopad 2010 r.
między innymi biograficzny komiks o Ozzym Osbourne, tworzył potem dla wydawnictw takich jak 2000 AD, DC Comics, czy Marvel Comics. W Polsce wydawana jest seria „Lucyfer”, jego współautorstwa. Miłośnikom innej niż komiks twórczości, najwięcej z jego komiksowych dokonań zapewne może mówić udział w tworzeniu serii Hellblazer – opowiadającej o przygodach Johna Constantine’a – których fragment sfilmowano w produkcji z 2005 roku o tytule właśnie – „Constantine”. Tak zresztą kuszą potencjalnego nabywcę okładki książek z serii o Feliksie Castorze, przedstawiając autora jako „twórcę Constantine’a”. Nie jest to do końca zgodne z prawdą, jako że Carey zaczął pisać scenariusze do komiksów o przygodach Johna Constantine’a od zeszytu 175, zatem dość daleko od momentu stworzenia tej postaci. Ale Feliks Castor nie jest jak John Constantine. Moim zdaniem jest dużo lepszy. W czterech jak dotąd wydanych w Polsce książkach: Mój własny diabeł, Błędny krąg, Przebierańcy i Krew nie woda, pokazał się jako nieodrodny spadkobierca Philipa Marlowe’a – zgorzkniały, ale nieugięty detektyw, zgłębiający każdą tajemnicę aż do jej mrocznego sedna, bez względu na cenę, jaką za to zapłaci. A płaci zazwyczaj sporą. Świat stworzony przez Carey’a w cyklu powieści o Feliksie Castorze, jest alternatywną wersją naszej współczesności. Rzecz dzieje się Londynie, na początku XXI wieku. Londynie podziemnych linii metra, idących estakadami betonowych obwodnic, doków portowych, finansowego City, nocnych klubów, neonów, komputerów, internetu i telefonów komórkowych. Ale także duchów, zombi, demonów i loup garou. Świat ten, pod koniec jego XX-go stulecia, wywinął metafizycznego kozła, a zmarli przewrócili się w grobach. Dosłownie.
Orły nad Europą CZYTAJ recenzję! >>>
Akcja książek rozpoczyna się mniej więcej dziesięć lat po tych wydarzeniach, które decydują o zasadniczej różnicy pomiędzy światem Feliksa Castora a naszym. Przewijają się one na kartach powieści jako wspomnienia głównego bohatera (książki prowadzone są w narracji pierwszoosobowej), dużo rzadziej są przedmiotem dialogów pomiędzy bohaterami. O tym, co naprawdę się stało na kilka lat przed nastaniem nowego millenium, czytelnik wie zatem dość mało, przynajmniej na początku pierwszej powieści, zdecydowanie mniej niż bohaterowie. Nie zdradzając niczego z niespodzianek fabuły – pewnego dnia zmarli po prostu zaczęli pojawiać się pomiędzy żywymi en masse, w ilościach które najśmielszych autorów opowieści grozy pozostawiły z szeroko otwartymi ustami. Zaczęli przebywać pomiędzy żywymi, czy to pod postaciami duchów, czy to zombi – duchów, które nawiedziły własne, martwe ciało, czy to loup garou – duchów, które opętały jakieś zwierzę, naginając jego umysł i ciało do swojej woli. Żeby zaś wszystkich przestraszonych przestraszyć jeszcze bardziej, z dołu zaczęli również pukać tegoż dołu niemal już zapomniani mieszkańcy – demony. Carey nie rozwodzi się szczególnie nad społecznymi skutkami takiego fenomenu, książki z jego cyklu są kryminałami, nie literaturą zaangażowaną. Niemniej jednak, co jest silną stroną wszystkich powieści, skutki te dobrze wymyśla, trafnie opisuje i w wiarygodny sposób wplata w fabułę. Świat przedstawiony dzięki temu jest łatwy dla czytelnika do przyjęcia, a z drugiej strony, dzięki wprowadzonym do niego elementom nadprzyrodzonym, skutecznie zaskakuje, wykorzystywany przez autora do znajdowania nieoczekiwanych wyjść z pozornie jednoznacznych sytuacji fabularnych.
Niezależnie od pomysłu na świat przedstawiony, powieści o Feliksie Castorze są przede wszystkim rasowymi kryminałami, nawiązującymi do najlepszych tradycji Chandlera czy Hammeta. Sam Feliks Castor to klasyczny bohater czarnego kryminału. Niech nie zwiedzie jego deklarowana profesja egzorcysty, w istocie to detektyw, który do każdej poleconej mu sprawy podchodzi metodami nie do końca być może detektywistycznymi, ale zawsze z celem dotarcia do prawdy. Każda powieść to opis jednej takiej sprawy, rozwiązywanej przez Castora czy to na polecenie klienta, czy też, czasami, wbrew temu poleceniu. Jak przystało bowiem na alter ego Philipa Marlowe’a, Felix Castor jest nie tylko zgorzkniały, zubożały, cyniczny i niewyparzony w gębie, wiecznie na kacu albo na drodze do tegoż. Przede wszystkim podąża za swoim wewnętrznym moralnym kompasem, do którego nie raz ma nawet o to wyrażany w myślach żal, a który czyni go kimś bardziej bezkompromisowym niż większość otaczających go bogatych i porządnych ludzi. Posługując się inteligencją, znajomością ludzi i duchów, a także swoim talentem egzorcysty, Feliks Castor zmierza zawsze na przełaj wydanym mu poleceniom, ostrożności i cudzym interesom, wprost do odkrycia prawdy, jaka kryje się za wydarzeniami, w których przyszło mu brać udział. A ta prawda, jak przystało na czarny kryminał, nieodmiennie jest gorzka, wstydliwa, dotykająca boleśnie cudzej przeszłości i z rozmysłem pogrzebana pod wieloletnim nalotem kłamstw i przemilczenia. Feliks Castor o tym wszystkim wie. Zna powody i rozumie motywy. Ale wbrew sobie samemu, nie potrafi przymknąć oczu na zarówno na drobne jak i wielkie podłości. Z uporem, godnym dużo większych, niż otrzymuje pieniędzy, zachowuje się zgodnie nr 2 Listopad 2010 r.
93
<<< CZYTAJ recenzję! Opowieści z meekhańskiego pogranicza
z moralnością zwykłego porządnego człowieka, ignorując korzyści, obietnice, groźby, a nawet kuszenie. Czy ściga normalnych, żywych przestępców, czy duchy, czy demony, chce po prostu postąpić godnie. I, jak przystało na konwencję gatunku, płaci za to cenę. Do Feliksa dołącza barwna grupka postaci drugoplanowych, przewijających się przez więcej niż jedną powieść. To jego znajomi, przyjaciele, sojusznicy, ale też rywale i wrogowie. Dobrze, wiarygodnie opisani, robią wrażenie żywych (choć nie wszyscy z nich żywymi są) i realnych, budzą autentyczną sympatię lub antypatię. Są wśród nich: niezwykle inteligentny i ogarnięty paranoją zombi, przyjaciółka wynajmująca Castorowi mieszkanie i uprawiająca czary, twardy jak skała i brutalny policjant, bojownicy ortodoksyjnej kościelnej sekty walczącej z nieumarłymi, czy wreszcie… i tu trzeba zamilknąć. Świat wokół bohatera żyje, nie wszyscy jego wrogowie są nimi od samego początku i nie wszyscy przyjaciele. Wydarzenia zmieniają z tomu na tom i samego Castora, i jego otoczenie. Utrzymany w konwencji czarnego kryminału jest także język wszystkich powieści. Pierwszoosobowa narracja prowadzi czytelnika przez fabułę widzianą oczyma Feliksa Castora, opisaną jego słowami. Zarówno w opisach, jak i w doskonale napisanych dialogach, pełno jest sarkastycznego humoru. Oczywiście, obowiązkowo czarnego i gorzkiego. Dzięki językowi właśnie, całość znakomicie się czyta i pomimo właściwej dla gatunku przewidywalności fabuły – bohater dotrze do prawdy, popełniając przy tym po drodze gruby błąd i schodząc na fałszywe tropy, ale wróci na trop właściwy, po czym dostanie ciężki łomot, ale dzięki łutowi szczęścia i sprytowi, w ostatniej 94
nr 2 Listopad 2010 r.
chwili odwróci karty na swoją korzyść – nie nuży ani przez chwilę. To książki, od których trudno się oderwać, kiedy już wciągnie się w akcję. Przyznać trzeba, że nie są pozbawione wad. Po pierwsze, nie są sobie równe. O ile pierwsza: Mój własny diabeł, jest błyskotliwa i poruszająca, druga i trzecia: Błędny krąg i Przebierańcy, są zauważalnie słabsze. Nie jest to różnica drastyczna, raczej zejście z poziomu bardzo dobrego na dobry, niemniej odczuwalna. Naprawia to jednak z nawiązką powieść czwarta: Krew nie woda – najlepsza jak dotąd z całego cyklu, wychodząca poza konwencję kryminału, w tle stawiająca pytania tyleż nieprzyjemne, co ważne. Odrobinę nużyć może również ilość pobić, jakich ofiarą pada Castor w każdej powieści. Momentami można odnieść wrażenie, że próbuje pokonać w wytrzymałości na ciosy Bruce’a Willisa. Ale to drobiazgi, które nie przysłaniają faktu, że dla miłośnika dobrego kryminału to po prostu znakomite książki. Rok temu wyszła już w Wielkiej Brytanii kolejna – The Naming of the Beasts – pozostaje tylko czekać na polskie tłumaczenie. Raymond Chandler przewróciłby się w grobie. A kiedy znudziłby się już przewracaniem, wyszedłby z niego, tak jak wielu umarłych robi to w świecie powieści Carey’a. Gdyby potem sięgnął po opowieści o Feliksie Castorze, jestem przekonany, że spodobałyby mu się. Mike Carey Mój własny diabeł Mike Carey Błędny Krąg Mike Carey Przebierańcy Mike Carey Krew nie woda Przełożyła Paulina Braiter Wydawnictwo Mag
KONKURS Barwy Jesieni Jesień to chłodniejsze ranki i wieczory, ptaki odlatujące na zimę do ciepłych krajów, deszcz i mgła, ostatnie prace na polach i ostatnie plony lasów, blask lampek na grobach naszych bliskich. Jesień to wreszcie cała paleta barw w parkach i lasach. Poszukajmy tych barw i tego jesiennego nastroju podając tytuły znanych powieści, wierszy i piosenek: 1. Spotkania w cukierni 2. Niebieskawa melancholia w Przemysława grodzie 3. W parku czerwony liści deszcz 4. Płachty pól szarych, oziminę przyjąć gotowych 5. Rudy grad 6. Na mogile – jak co roku – znicz i białe goździki od Zuzanny 7. Łagodny smętek natury Na odpowiedzi zawierające numery pytań i tytuły utworów prosimy nadsyłać do 15 listopada na adres: konkursy@literadar.pl Do wygrania 3 zestawy książek: Nieprzyjaciel Boga, Następcy, Rock Mann czyli jak nie zostałem saksofonistą Czaropis. Sponsorami konkursu są wydawnictwa: Znak Prószyński Media Instytut Wydawniczy Erica
x3
Rozwiązanie konkursu z poprzedniego numeru: 1. Carlo Collodi Pinokio 2. Henryk Sienkiewicz Latarnik 3. Lucy Maud Montgomery Ania z Zielonego Wzgórza 4. Bolesław Prus Lalka 5. Carlos Maria Dominguez Dom z papieru 6. William Shakespear Romeo i Julia 7. John Grisham Firma
Spośród osób, które nadesłały największą liczbę prawidłowych odpowiedzi wylosowaliśmy 4 laureatów: Krzysztof Kondrak, Kielce Ewa Miedzińska, Poznań Joanna Rajczyk, Świnoujście Anna Perła-Grajek, Swarzędz
emy!
Serdecznie gratuluj
<<< CZYTAJ recenzję! Wydział Lincoln
Nelsona Kropla krwi Odsłona
druga
A skoro o anarchii, to w polecanym podkładzie będzie: The guns of Brixton The Clash. Jako trunek adekwatny do tematu: Ale Ale Corneliusa. Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale Joe Strummer – lider The Clash, po latach grania, zaczął organizować spotkania przy ognisku. Po prostu – ludzie spotykali się, siadali i rozmawiali. Pewnie o latach 70-tych i napędzającym je punkowym buncie, pewnie o muzyce, życiu, piciu, seksie i o setkach innych spraw, o których przy ognisku się rozmawia. Zapewne ktoś wyciągnął gitarę, ktoś inny organki, a na koniec ktoś nasikał na ognisko. Tak było od zawsze. Od dziesiątek tysięcy lat ludzie siadali przy ognisku, ogrzewali się przy nim, jedli i gawędzili. Ich tematy zapewne były różne od strummerowskich, ale na pewno dzieliły się na dwa nurty – męski i kobiecy. Panie rozprawiać musiały o dniu codziennym: o dzieciach, połatanych portkach szwagra i dziurawym garnku na zupę. Faceci za to koncentrowali się na polowaniach, zasadzkach i walkach o dominację. Zapewne rozprawiali o dawnych przewagach i wielkich bohaterach. Starcy przymykali oczy i wibrującym głosem przywoływali ze swej pamięci wielkie sceny, młodzi z zapartym tchem wpatrywali się w ogień i chłonęli słowa starców. Tak powstała męska literatura. Do tej właśnie tradycji odniósł się Bernard Cornwell tworząc trylogię arturiańską – cykl niedawno wznowiony, dla którego warto nie tylko złamać felietonowe założenia, ale i poświęcić jej cały krwisty tekst.
96
nr 2 Listopad 2010 r.
Krwawy południk CZYTAJ recenzję! >>>
Legenda o królu Arturze – rycerz w lśniącej zbroi odbiera miecz od Pani z Jeziora, spotyka czarodzieja Merlina, tworzy Okrągły Stół, do którego zaprasza najznamienitszych rycerzy ze swego królestwa – wszyscy to znamy. Większość z nas zapewne wie, że to absolutna bujda, nawet jak na legendę. Słynny Artur prawdopodobnie żył w V/VI wieku i był królem Brytów (dla porządku: mających odrobinę wspólnego ze współczesnymi Walijczykami, a nie Anglikami, jak niektórzy zapewne sądzą). Bryci musieli odpierać ataki rudych, bladych i brzydkich Anglów oraz Sasów (dla porządku praprzodków Wayne’a Rooney’a). Arturowi wychodziło to całkiem nieźle, chociaż na końcu i tak zawiódł … Zapewne ktoś to widział. Zapewne, ktoś był jego życia świadkiem. Być może nawet ktoś umiałby o tym opowiedzieć... Umieśćmy zatem tego naocznego świadka przy ognisku. Patrzą na niego ogorzałe twarze, suche gałęzie strzelają w płomieniach, ktoś zanucił żałobną pieśń, ktoś inny nerwowo przeczesał ręką zatłuszczone włosy. Wreszcie chrząknięcie, wszyscy spoglądają na świadka – na tego suchego pozbawionego ręki starca, którego życie bezpowrotnie odeszło, a które może jedynie przywołać snując swoje opowieści. Wsłuchajcie się w nie, bo warto – Cornwell sięgnął w nich do prapoczątków męskiej literatury – przywołał ducha męskiego braterstwa i smutnej awalońsko-brytyjskiej legendy. Odświeżył jeden z częściej odsmażanych kotletów światowej literatury – le-
gendę arturiańską. A zrobił to w taki sposób, że zapiera dech w piersiach. - On kłamie, panie. Zawsze kłamał. - Wiem o tym – odparł Artur, nie mogąc opanować drżenia. – Ale niektórych kłamstw trudno słuchać i nie sposób ich wybaczyć. – Zapałał nagle gniewem i wyciągnąwszy Ekskalibura odwrócił się do osaczonych wrogów. – Czy ktoś stanie do walki w obronie kłamliwych słów waszego króla? – krzyknął z furią, idąc wzdłuż linii wroga. – Żaden z Was? Nikt nie chce walczyć za tego konającego bydlaka? Nikt? Więc jego dusza będzie przeklęta na wieczność! Rzucam wam wyzwanie! – Wymachiwał Ekskaliburem w kierunku uniesionych tarcz wrogów. – Walczcie, kanalie! – Jego gniew był równie straszny jak wszystko, co zdarzyło się tego dnia w dolinie. Ogłaszam w obliczu bogów – zawołał – że wasz król, jest kłamcą, bękartem i pozbawionym honoru zerem! – Splunął na wrogów, po czym zaczął zdejmować jedną ręką mój skórzany napierśnik, kóry nadal miał na sobie. Rozpiął klamry na ramiona, ale nie w pasie i napierśnik zwisał mu treraz na brzuchu jak fartuch kowala. – Ułatwię wam zadanie! – krzyczał. – Nie mam zbroi ani tarczy! Stańcie do walki! Udowodnijcie, że wasz król-dziwkarz mówi prawdę! Nie ma odważnych? – Nie kontrolował już swojego gniewu, gdyż owładnęli nim bogowie. Budził we wszystkich przerażenie. Splunął znowu w kierunku wrogów, krzycząc: – Stare zdziry! – Nagle obrócił się na pięcie, zobaczywszy w murze tarcz Cuneglasa. – Może ty, szczeniaku? – Wyciągnął ku niemu miecz. - Będziesz walczył za to ścierwo? nr 2 Listopad 2010 r.
97
<<< CZYTAJ recenzję! Polskie rekolekcje
Cuneglas, podobnie jak wszyscy, był przerażony wybuchem wściekłości Artura, ale wyszedł bez broni zza muru tarcz i stanąwszy przed nim padł na kolana. - Jesteśmy zdani na twoją łaskę, lordzie Arturze – powiedział. Trzy atuty prozy Cornwella, które uderzają, niczym Witalij Kliczko Shanona Briggsa. Lewy prosty, czyli realizm. Zastanawialiście się może nad skalą walk pod np. Cedynią? Albo pod Poitiers (prawdopodobnie jedna z największych bitew swoich czasów)? Wiele dziesiątek tysięcy wojów po obu stronach? Setki tysięcy? Bzdura. Kilka tysięcy słabo uzbrojonych wojowników to była prawdziwa armia. Czyli mniej więcej tyle osób, ile jeździ na mecze wyjazdowe Kolejorza. To fantastycznie obrazuje Cornwell. Mini skala, lecz dramaty wielkie – 60 wojów zasilających armię Artura, to ważna siła, mogąca przesądzić o powodzeniu Brytów, lub skazać ich na śmiertelną
98
nr 2 Listopad 2010 r.
porażkę. Przy tym autor nie tworzy, żadnych spektakularnych obrazów, wzdraga się przed heroizmem – tworzy swoją narrację tak, jak mogła wyglądać ta wojna naprawdę – ściana tarcz naprzeciw ściany tarcz, zaciśnięte mocno szczęki, wykrzywione gniewem oblicza – śmierć, krew, ostatecznie zwycięstwo lub porażka. Nie ma Artura w lśniącej zbroi, nie ma Lancelota na pięknym rumaku, a i Galahad nie ściska w ręku świętego Graala. Złakniony bohaterstwa czytelnik obejdzie się smakiem. Za to miłośnik realizmu i umiaru będzie nader kontent. Cornwell rozprawia się również z mitem Merlina paradującego w spiczastej czapie, nie rezygnując jednak z magii jako takiej. Ponownie pokazuje ją tak, jak mogła wyglądać – brudni, brodaci szamani, skaczący na jednej nodze przed liniami przeciwnika, albo sikający na próg pokoju, w którym rodzą się dzieci – słowem gusła i zabobony zamiast ognistych płomieni. Angielski pisarz zamknął wielki mit w realistyczne ramy, nadając mu namacalny i brutalny kształt.
Krzyżacka zawierucha CZYTAJ recenzję! >>>
Lewy sierpowy, czyli narracja. Historia Artura, opowiedziana w kompozycji szkatułkowej, przez złamanego i przegranego weterana jego wojen, nabiera osobistego wymiaru. Wszystko wydaje się dzięki temu bliższe, bardziej dojmujące. Po prostu – bardziej nas to wszystko obchodzi. Lecz nie tylko to, o czym opowiada ta książka jest tu istotne, ale również jak to robi. Język jest bowiem tych książek niezaprzeczalnym atutem – lekki, nieco archaiczny, pełen opisów, słowem kawał dobrej literatury. Na tle bełkotliwych wypocin wielu dzieł fantasy, wypada niczym diament przy cyrkonii. Urzeka też wierność oryginalnemu językowi – używanie niewymawialnych dla zdrowego człowieka nazw, w sposób który nie razi i jest nader spójny. Ba w pewnym momencie czujemy jak bardzo się nam podobają i jak bardzo tu pasują. A przecież bądźmy szczerzy, nazwa Caer Sws do najfajniejszych z pewnością nie należy. Żeby jednak ta kombinacja ciosów była skuteczna, musi zakończyć ją mocny akcent. Prawy sierpowy, czyli nie zabicie legendy. I za to jestem chyba najbardziej Cornwellowi wdzięczny – nie pochował uroku legendy arturiańskiej, nie zbrukał jej, nie spowszednił. Mimo nałożenia na nią ciasnego chomąta, nie uczynił ze wspaniałego rumaka kobyły. Przeciwnie wciąż widzimy mgły rozciągające się nad celtycką Brytanią, wciąż czujemy bohaterstwo skazanych na niepowodzenie wysiłków Artura i jego wojowników. Już nie tak naiwne, już nie tak barwne, ale za to pełnokrwiste. A takie w Kropli Krwi Nelsona lubimy najbardziej.
Ale ten sierpowy nie polega jedynie na zaniechaniu pogrzebania mitu. Jego siła tkwi gdzie indziej, a zasadza się na uczuciu, które mamy nie wtedy, kiedy ognisko pięknie płonie, a wszyscy wokół niego tańczą i śpiewają. Nie, mamy je wówczas, gdy ognisko powoli dogasa, płomień nie znajduje już paliwa zdolnego go podsycić, a ziemia wokół jest wilgotna od porannej rosy. Patrzymy na nie i rozglądamy się za szczapami drewna, które moglibyśmy rzucić, żeby ocalić płomienie, ale widzimy jedynie kilka suchych gałęzi. Nadchodząca wówczas nostalgia musi być niczym, wobec nostalgii za odchodzącą epoką, za ginącym ludem, z jego obyczajami, legendami i historią. Smutek, który rodzi się, gdy odchodzi znany nam świat jest esencją trylogii arturiańskiej. P.S.: 22 grudnia minie osiem lat od śmierci Joe Strummera. Miał wówczas niewiele ponad 50 lat. I to też jest cholernie smutne. Z poważaniem
nr 2 Listopad 2010 r.
99
www.biblionetka.pl