OPOWIEŚCI O MORZU Malowane pędzlem Andrzeja Flacha
Mamy zaszcz y t przeds tawić pana Andrzeja Flacha, utalentowanego artystę, członka Fundacji Sztuki Osób Niepełnosprawnych, od 69 lat mieszkańca K rakowa , specjalizującego się w malarstwie marynistycznym. Wspólnie przygotowujemy kalendarz na 2021 rok. Przy okazji tej pracy, pan Andrzej zgodził się opowiedzieć kilka słów o sobie i swojej pasji. Panie Andrzeju, zacznijmy od początku – urodził się Pan w Gdańsku, skąd w wieku pięciu lat przeniósł się wraz z rodzicami do Krakowa. Tak , to prawda. Urodził em się rok p o u s taniu w o j e nn e j za w i e ru c hy, w Gdań sku-Wr ze s zc zu , w X VII wiecznym pałacu, stojącym przy ulicy Wajdeloty, a należącym niegdyś do najbogatszego przemysłowca Gdańska – Schulza. Był on współzałożycielem kompanii Danziger Aktien Bierbrauerei, zarządzającej międz y innymi
browarem, młynem oraz manufakturą, w której wytwarzano kotwice i łańcuchy. Mój ojciec po wojnie był kierownikiem spedycji w Browarze Gdańskim. Oprócz pracy w DAB, miał własną firmę spedycyjną. Niestety, w powojennej rzeczywistości ustrojowej, w której przyszło nam żyć, nie było miejsca na prywatny biznes. Nieprzychylne polityczne wiatry sprawiły, że w roku 1951, wraz z całą rodziną przeprowadziliśmy się aż do Krakowa. Wyjechał Pan stamtąd mając pięć lat, czy ma Pan może jakieś wspomnienia z Gdańska? Dzieciństwo, które pamiętam, to częste wycieczki do Sopotu. Z opiekującą się mną piastunką wiele czasu spędzałem na tamtejszej plaży oraz na molo. Myślę, że to właśnie wtedy morze, bryza oraz plażowy piasek stały się nieodłącznymi elementami mojego naturalnego otoczenia.
Wspomnienia oraz nadmorskie pochodzenie nie pozwoliły Panu porzucić morza oraz wody… Ukochałem wodę, nie w yobrażałem sobie bez niej życia. Byłem ratownikiem, należałem do drużyny żeglarskiej. Każde wakacje spędzałem albo na Mazurach albo nad morzem, albo na rejsach. Rejsy to najpiękniejszy okres mojego młodzieńczego życia. No właśnie, ma Pan bogatą karierę żeglarską. Rozpocząłem ją w żeglarskim klubie "Budowlani" w Krakowie, a pier wszy poważny rejs odbyłem z komandorem Bolesławem Romanowskim na „ Zawisz y Czarnym”. Pł ynęliśmy do Sztokholmu, Kopenhagi, Helsinek i Leningradu. W 1962 roku, jako jedna z 12 osób wybranych ze wszystkich drużyn żeglarskich z całej Polski, byłem na rejsie szkoleniow ym mar ynarki wojennej na szkunerze „Iskra”. Wtedy właśnie na Zatoce Botnickiej przeżyłem jedyny „porządny” sztorm (do dzisiaj chcę namalować taki sztorm i nie udaje mi się). Podczas szkolenia na instruktora żeglarstwa przepłynęliśmy na szalupach klasy DZ przez całe nasze wybrzeże – od Helu do Zalewu Szczecińskiego. Chciał em z wiązać swoje życie z żeglarstwem – niestety, pomimo zdania egzaminu wstępnego, nie było mi to dane. Miałem wujka w Anglii, a w tamtych czasach nie było to wartością dodaną… Wraz z upływem lat i zmianą sytuacji rodzinnej moja żeglarska prz ygoda dobiegła końca. Pozostały mi tylko wspomnienia. Można powiedzieć, że moja żeglarska przygoda ciągle trwa- we wspomnieniach i obrazach, które maluję. Przejdźmy zatem do malowania. Skąd się to wzięło – nie ma Pan wykształcenia w tym kierunku. Po pięćdziesiątce podupadłem na zdrowiu, poszedłem na rentę chorobową,
16 | Lato 2020 | Uwielbiamy pomagać