Catwalk #16
LISTOPAD 2016
Odio&jakub pieczarkowski Acephala Szymon Kurpiewski Marta Dyks
REDAKCJA Anna Pajęcka Redaktor naczelna Justyna Mysior-Pajęcka Zastępca redaktor naczelnej AUTORZY Katarzyna Wójcik Michał Strzelecki Klaudia Litkowska Natalia Miler Justyna Mysior-Pajęcka
Catwalk 2|Catwalk#16
ZDJĘCIA Dominika Jarczyńska Alice Nowicka Łukasz Auguściak, Barbara Bagińska ZDJĘCIE OKŁADKOWE: Alice Nowicka OPRAWA GRAFICZNA Maria Nóżka KONTAKT magazinecatwalk@gmail.com facebook.com/MagazineCatwalk
SŁOWEM WSTĘPU Czy feministki walczyły z modą? Niekoniecznie. Okazuje się, że w walce o prawa i równościowe traktowanie kobiet, moda może stać się użytecznym narzędziem, ale też feminizm stał się, co obserwujemy, modą intelektualną. Szczególnie ostatnio, kiedy przez Polskę przeszły fale ubranych na czarno kobiet, w walce o swoje prawa, gdzie, przy okazji, właśnie strój stał się środkiem wyrazu buntu i sprzeciwu. My za to postanowiliśmy przyjrzeć się, jak siła kobieca rezonuje w świecie mody, jakie kształty i formy przybiera. Rozmawiamy z twórcami marki Acephala, którzy w kolekcji „Femme Maison” przedefiniowali pojęcie „kobiety domowej”; z topmodelką Martą Dyks, która aktywnie uczestniczy w walce o prawa kobiet, w kontekście wydarzeń ostatnich miesięcy; z projektantami - Aleksandrą Ozimek i Jakubem Pieczarkowskim, którzy, choć obecnie pracują osobno, opowiadają nam o zaletach pracy w duecie; oraz artystą, Szymonem Kurpiewskim, który opowiada nam o współczesnym pojęciu męskości. Na naszych stronach poszukujemy też odpowiedzi na pytania o to kim były modowe superbohaterki, czy moda jest kobietą, jakie są jej związki z feminizmem oraz kto tak naprawdę stoi za rewolucją w ubiorze. Anna Pajęcka redaktor naczelna
Catwalk#16|3
SPIS TREŚCI 6| Moda w służbie ideologii o związkach mody i feminizmu pisze Michał Strzelecki 12| Rozmowa z duetem Acephala rozmawia Anna Pajęcka 18| Nie tylko Coco Chanel o prawdziwych modowych rewolucjonistkach pisze Justyna Mysior-Pajęcka 22| Edytorial Dominiki Jarczyńskiej 34| Rozmowa z Szymonem Kurpiewskim Michał Strzelecki 42| Kobiece spojrzenie o fotografii kobiecej pisze Anna Pajęcka 48| Modowe superbohaterki kto rządził polską modą? Szuka odpowiedzi Kasia Wójcik 52| Edytorial Barbary Bagińskiej
4|Catwalk#16
58| Rozmowa z Martą Dyks Klaudia Litkowska 64| Edytorial Alice Nowickiej 82| Czy moda jest kobietą? Poszukuje odpowiedzi Natalia Miler 84| Women choose women Klaudia Litkowska przypomina prekursorki polskiej sztuki feministycznej 86| Rozmowa z Aleksandrą Ozimek i Jakubem Pieczarkowskim Justyna Mysior-Pajęcka 94| Edytorial Łukasza Auguściaka
Catwalk#16|5
MODA W SŁUŻBIE IDEOLOGII Moda to kulturowy fenomen, jak i estetyczne medium. Służy wyrażaniu idei, pragnień i „wierzeń” cyrkulujących w nowoczesnym społeczeństwie. Zwłaszcza obecnie w jednakowym stopniu pozostaje ona nie tylko sferą wolności indywidualnej ekspresji jednostki i sferą ponadjednostkowego wyrazu danej zbiorowości, ale także obszarem presji. Historia pokazuje nam, jak ściśle związana jest z przemianami społecznymi, a co za tym idzie, strategią, którą kobiety posiłkowały się w procesie swojej emancypacji.
Michał Strzelecki
6|Catwalk#16
Catwalk#16|7
Na fali Wyrażanie siebie poprzez ubiór odgrywało i wciąż to robi, rolę zwiększenia autonomii jednostki – może dawać estetyczne alibi kobietom, stając się „rozpuszczalnikiem” opresywnego, patriarchalnego systemu norm. Bez wątpienia korelacja między feministycznymi ideałami a modą zachodziła w narracji lat 90tych. W tym okresie feminizm szturmem wdarł się także do rock’n’rollowego świata, sporo w nim namieszał i postanowił zostać na dłużej. A wszystko to za sprawą rozkrzyczanej Kathleen Hanny i kilku innych ciekawych kobiet. Wściekłych, głośnych i bezkompromisowych założycielek ruchu riot grrrl. Choć nie są pierwszymi dziewczynami, które grały ostro i głośno. Przed nimi były chociażby Siouxsie Sioux, Patti Smith czy Kim Gordon. Dziewczyny z Riot wpisujące się w owy ruch mający na celu z pomocą punka i rocka obalać płciowe stereotypy, deklarowały, że nie przywiązują dużej uwagi do ubrań. Mówiły, że nie chcą stać godzinami przed lustrem, zastanawiając się, co ubiorą, być niewolnicami mody i wykreowanego przez media kanonu piękna. Ale powiedzieć, że riotki nie interesowały się ubraniami, byłoby wyraźnym nadużyciem. Najbardziej charakterystycznymi elementami ubioru dziewczyn były przykrótkie podarte szorty. Kathleen Hanna z Bikini Kill i spółka zamieniły ubrania w nośnik idei, w broń. Kathleen Hanna na koncerty ubierała t-shirt z nadrukowanym muskularnym, naoliwionym mężczyzną w skąpych majtkach. Czy robiła to, by sprowadzić do parteru mężczyzn, którzy traktowali kobiety jako obiekt seksualny? Po części tak, ale Hanna deklarowała, że ubiera taką koszulkę, bo chce wyzwolić mężczyznę wewnątrz siebie – bo każdy z nas ma w sobie zarówno mężczyznę, jak i kobietę. Wokalistka na scenie nie oszczędzała seksistów, ale wyraźnie zaznaczała, że feministki nie muszą nienawidzić mężczyzn, wręcz przeciwnie: pomiędzy płciami powinna panować zgoda i równość. Trzecia fala feminizmu niebawem wpłynęła na całą kulturę lat 90-tych. Hasła dotyczące równości płci, rasizmu, zaczęły pojawiać się u kolejnych światowych gwiazd, aktorek i piosenkarek. Rewolucja zaczęła dokonywać się
8|Catwalk#16
w takich gatunkach muzycznych jak hip-hop czy R&B. Missy Elliott, która pisała, rapowała i produkowała muzykę, zanim jeszcze ludzie o niej usłyszeli, często mówiła o niezależności: „dziewczyny, zarabiajcie kasę, nieważne czy siedząc w pracy od 8 do 16, czy machając tyłkiem: nie wstydźcie się i róbcie swoje”. Odrzucała także standardy narzucane kobietom w mediach: „słodka twarzyczka, pulchna talia, grube uda - jestem w formie”. Ważny głos zawarty przez gwiazdy w sprawach kobiet powodował, że były naśladowane także, pod kątem ubioru. A moda podążała szlakiem tych kobiet i dziś znów o nich przypomina. Styl charakterystyczny dla lat 90. Nowa Generacja Także aktualnie równość płci to jedno z najgorętszych społecznych haseł, które co chwila zaznacza swoją obecność w popkulturze i show-biznesie. Moda od kilku sezonów buduje wizerunek kobiecości w oderwaniu od stereotypowych wyobrażeń kobiety. Współcześnie działalność feministek nie jest już może tak spektakularna, jak ubiegłowiecznych prekursorek, lecz równie ważna i przyczyniająca się do rozwoju świadomości oraz poprawy warunków życia kobiet na całym świecie. Wbrew panującym opiniom, prawdziwy feminizm nie jest wrogo nastawiony do mężczyzn. Opiera się natomiast na dualizmie płci, gdzie każdy – bez względu na nią – ma prawo realizować się społecznie i zawodowo. Mimo że ideologia ta związana jest silnie z ruchem równouprawnienia kobiet, dąży również do poszanowania godności ludzkiej mężczyzny i dziecka. To pokolenie, dla którego nowe szpilki od Saint Laurent i zabójczo czerwona pomadka nie wykluczają feministycznych poglądów. Nie muszą (chociaż jeśli chcą, mogą!) wkładać, jak modelki na wybiegu Chanel, rewolucyjnych mundurków. Również Lena Dunham nie uważa, że seks i feminizm muszą się wykluczać. W związku z promocją książki nagrała zabawną serię filmików „Ask Lena”. W jednym z nich na pytanie: „Jestem feministką, ale lubię ubierać się seksownie, jak to pogodzić?”, odpowiada: „Być feministką to pozwolić innym kobietom na wybory, których my same może byśmy nie dokonały. Wydaje ci się, że chęć pokazania ciała
jest sprzeczna z twoimi poglądami, ale w rzeczywistości dają ci one prawo, aby wyglądać sexy, jeśli czujesz, że tego chcesz”. Moda od kilku sezonów przechodzi intensywną przemianę – zamiast narzucać cokolwiek kobietom, wsłuchuje się w ich potrzeby. Kiedyś mówiło się, że seks sprzedaje, teraz feminizm stał się seksowniejszy od seksu. Malala dostaje Nagrodę Nobla, Emma Watson i Victoria Beckham przemawiają na zgromadzeniu ONZ o prawach kobiet. Nawet Rihanna przyłącza się do instagramowej akcji #Bringbackourgirls, która nagłaśnia problem porwań młodych dziewcząt w Nigerii. Gwiazdy porzucają wizerunek rozkapryszonych diw czy wyluzowanych imprezowiczek. Pionierką pop-feministek jest Madonna, która potrafiła wpływać na tożsamość dziewczyn na całym świecie przez sygnalizowanie: możesz być taka jak ja. Wysyłała feministyczny przekaz: nie czekaj na faceta, tylko wyjdź naprzeciw swojemu losowi, zaurocz go, a potem porzuć – wyjaśnia prof. Melosik. Zaznacza jednak, że gwiazdy żonglują feminizmem, przywołując go i odwołując w zależności od potrzeb i trendów. Raz Madonna występuje w teledyskach jako radykalna feministka, innym razem jako dziewica. Inne kobiece gwiazdy pop też zmieniają tożsamości. Mogą być konserwatystkami, rebeliantkami, a ostatnio feministkami. Dlaczego? Bo dzisiejszy wykształcony odbiorca nie chce kobiety zniewolonej. Współczesne gwiazdy są kreowane tak, by w ich wizerunku mogli się odnaleźć przedstawiciele wszystkich grup społecznych. Feminizm jest dla nich jak gadżet, po który sięgają, żeby zabawić się z widownią i pokazać, że są wyzwolone. Teraz pustka w głowie oznacza medialną śmierć. Liczy się misja i poglądy. Jednocześnie postawa aktywistki nie oznacza wcale przybrania wizerunku, z którym stereotypowo kojarzy nam się feminizm. Wyciągnięte T-shirty, spodnie bojówki, nieogolone nogi – to wszystko jest archaiczną karykaturą. Gdy w 1990 roku feministka i krytyk literacki Elaine Showalter napisała w „Vogue’u” artykuł „Profesor nosi Pradę”, przyznając się, jak bardzo kocha ubrania, wywołała falę krytyki swojego środowiska. Dziś młode feministki nie wstydzą się mody. Wiedzą, że między wizerunkiem seksownej lalki,
a wcieleniem szarej myszki, jest cała gama możliwości. Ale zamiast bezmyślnie podążać za trendami, kupują świadomie. Ubrania nie są dla nich celem, a jedynie narzędziem do jego osiągnięcia. Dla nich moda to język. Wiedzą, że negując go, stają się w pewnym sensie analfabetkami. Skończyła się epoka projektantów, którzy traktowali kobiety jak klejnoty. Którzy wierzyli, że jedyne, co potrafią, to wyglądać pięknie. Którzy wyznaczając trendy sprowadzali kobietę jedynie do roli przedmiotu i oglądu w patriarchalnej strukturze społecznej. Stella McCartney, Phoebe Philo czy Isabel Marant to nowa generacja projektantek, które nie owijają kobiet w falbany, kokardy ani żakardy. Miuccia Prada dwa sezony wstecz nadrukowała na sukienki rysunki inspirowane feministycznymi muralami z Los Angeles. J.W. Anderson lansuje na wybiegach golfy, plisowane spódnice
Catwalk#16|9
i mokasyny, takie jak w późnych latach 60. nosiła sama Simone de Beauvoir. Riccardo Tisci głośno deklaruje w wywiadach: „Jestem feministą. Świat byłby lepszy, gdyby rządziły nim kobiety”. Tak, coraz głośniej słychać również mężczyzn, kreatorów mody, którzy utożsamiają się z ideologią feministyczną i wspierają ją na polu swoich zawodowych działań. Swoją miłość do kobiet i poparcie dla równości płci postanowiło wyrazić także Acne Studios. Bluzy, swetry i szale z propagującymi feminizm i równość płci hasłami i naszywkami, zostały wykonane w charakterystycznej dla szwedzkiej marki, minimalistycznej estetyce W najnowszej męskiej kolekcji szwedzkiej marki znalazły się bluzy i swetry z hasłami „Women Power”, „Gender Equality” oraz „Radical Feminist”.
10|Catwalk#16
Interesujące spojrzenie na zjawisko, jakim jest moda, została zaprezentowana także podczas wystawy ‘Women Fashion Power”. To ważny znak naszych czasów, który usuwa modę z kontekstu ciała, figury, urody i lekkomyślnego blichtru. Pozwala skupić się na jej kulturotwórczym aspekcie, zrozumieć, że mądrze użyta, służy do podkreślania osobowości, a może być także zbroją użytą podczas zdobywania świata i realizacji życiowych celów. Inteligentne kobiety biorą z mody to, czego potrzebują. Kolejnym znakiem naszych czasów w modzie jest fakt, że dyrektorem kreatywnym jednego z najbardziej luksusowym domów mody na świecie została kobieta. Jeszcze lepsza jest jednak sama kolekcja ss/2017 z koszulką z napisem „We should all be feminists” (Wszyscy powinniśmy być feministami), odnoszącą się do wypowiedzi nigeryjskiej pisar-
ki Chimamandy Ngozi Adichie. T-shirt zdążył już zrobić karierę w internecie, ale i inne części kolekcji Chiuri dla Diora zasługują na uwagę. Transparentne, zmysłowe spódnice, obroże na szyję czy wycięte koszulki na ramiączkach przypominające styl dziewczyn z buntowniczego ruchu muzycznego Riot Grrrl z lat 90., a do tego bluzy i kurtki nawiązujące do stylu szermierzy. W tej kolekcji jest siła. Kobieca siła. Ruch kobiecy wywarł ogromny wpływ na przemiany form ubioru i sposobu myślenia o nim. Feminizm jako ruch ma więc i dziś, na pewno, duże sukcesy na tym polu. Największym jego osiągnięciem jest chyba jednak nieustanna obecność w dzisiejszym świecie, która stała się gwarancją zmiany na lepsze. Być może w niektórych krajach rozwija się wolniej, w innych na całym świecie, nie da się i nie wolno przecenić.
Catwalk#16|11
ŁAMAĆ STEREOTYPY I ZASKAKIWAĆ z duetem Acephala rozmawia Anna Pajęcka
12|Catwalk#16
Duet Acephala współtowrzą Monika Kędziora i Bartek Korzeniowski. Ich ostatnia kolekcja - Femme Maison - nawiązuje do twórczości Louise Bourgeois i stanowi grę ze stereotypem “kobiety domowej”. O łamaniu stereotypów, modzie konceptualnej i feminizmie rozmawiamy z twórcami marki.
Catwalk#16|13
Film „Femme Maison” promujący najnowszą kolekcję obrazuje to, czego wyrazem ma być Wasza marka – podważa stereotypy związane z kobiecością, w tym przypadku, z wyobrażeniem o „kobiecie domowej”. Dlaczego akurat taka narracja?
Każda nasza kolekcja stanowi próbę igrania z jakimś stereotypem. “Kobieta domowa” to jedno z najbardziej usankcjonowanych w kulturze wyobrażeń, obraz często uproszczony i krzywdzący. Z jednej strony, według tradycyjnych podziałów, dom jest naturalną przestrzenią aktywności kobiety, miejscem w którym sprawuje ona niepodzielne rządy; jednak z obrazem kobiety w domu zbyt często skleja się pejoratywne określenie “kury domowej”. Nasza bohaterka filmowa (ale też muza kolekcji) daje prztyczka w nos każdemu, komu określenie “kobieta domowa” automatycznie kojarzy się właśnie z “kurą domową”. Pokazuje, że nic nie wiemy o tych wszystkich “kurach domowych”, które przecież mogą być bardzo cool. Dzięki decyzji o nakręceniu filmu, udało nam się jedną z takich alternatywnych historii, które opowiadamy sobie podczas pracy nad kolekcją, pokazać, wprowadzić w świat naszej marki, zapoznać ze sposobem w jaki myślimy inaczej, niż poprzez same ubrania. W filmie „Femme Maison” mamy do czynienia z performatywnym potraktowaniem codziennych czynności domowych, a ubrania z kolekcji dekonstruują elementy ubioru, które kojarzymy z przebywaniem w przestrzeni domowej. Film promujący kolekcję może funkcjonować jako niezależny video-art. Wraz z premierą filmu odbyła się również wystawa w Poznaniu. Moim zdaniem pokazujecie, że moda należy do sztuki i jest po prostu jej formą wyrazu. Takie było założenie?
To nie jest do końca tak, że chcemy za wszelką ceną udowodnić, że moda jest dziedziną sztuki, ale na pewno są to dziedziny bardzo sobie bliskie, czerpiące z siebie nawzajem, czasami się przenikające. Dla wszystkich naszych kolekcji i projektów, w które się angażujemy, sztuka stanowi bezpośrednie źródło inspiracji i płaszczyznę twórczego dialogu.
14|Catwalk#16
Wspominacie o rozmyciu się sfery publicznej i prywatnej. Czy we współczesnej modzie jest to możliwe? Wydaje się, że jest ona kojarzona nierozerwalnie właśnie ze sferą publiczną. Jaki skutek miałoby mieć przeniesienie elementów kojarzących się z „modą prywatną” do „mody publicznej”?
Rozmywanie granic pomiędzy opozycyjnymi rzeczywistościami wydaje się podstawą dzisiejszego świata – także świata polityki czy sztuki. Moda po prostu na to reaguje. Burzenie decorum i zamazywanie podziałów pomiędzy tym co wysokie i niskie możemy zaobserwować w wielu ostatnich kolekcjach nobliwych domów mody. Nasze mówienie o “publiczności” i “prywatności” kieruje nas raczej ku aspektom użytkowości mody, wprowadza temat kontekstu noszenia (takich a nie innych) ubrań. Gdy przyjrzymy się temu, co dzieje się, jak przenosimy elementy garderoby “prywatnej” do strefy publicznej, zauważymy całą masę kreatywnych zgrzytów, które pozwalają mówić o tak różnych kwestiach jak: bunt, prowokacja, osobność, nonszalancja, udomowienie przestrzeni publicznej… Powstająca kolekcja ma być dla Was wypadkową dwóch czynników – inspiracji wizualnych i teoretycznych. Co zainspirowało „Femme Maison”?
Na początku był koncept i refleksja nad przestrzenią domu i sposobom bytowania w domu. Koncept-hasło pokierowało nas do twórczości Louise Bourgeois, potem do elementów domowej garderoby, wreszcie do sprzętów używanych w domu. W trakcie pracy wiele rzeczy pojawia się w sposób nie do końca zaplanowany. Jakie jest wasze podejście do mody konceptualnej? Czy moda konceptualna ma wynikać tylko z formy, czy może, podobnie jak w sztuce konceptualnej, już samo obudowanie kolekcji jakąś ideą, manifestem, mogłoby sugerować jej przynależność do takiego nurtu? Staramy się, żeby koncept i forma wzajemnie się uzupełniały, żeby forma wynikał z konceptu, a koncept nadawał znaczenie formie. Odnosząc się do tego, że we wszystkich kolekcjach nawiązujecie do kobiety i jej miejsca
Catwalk#16|15
w świecie albo w historii – współczesne kobiety są inspirujące? Na przykład wydarzenia z ostatnich tygodni, które pokazały ogromną siłę polskich kobiet – współczesna kobieta zapisze się w historii? To, co dzieje się aktualnie w polityce i na polskich ulicach, pokazuje, że feminizm nie jest określeniem tylko i wyłącznie historycznym. Wciąż jest o co walczyć, a niestety ostatnio ma się wrażenie, że część bitew trzeba stoczyć na nowo. Solidaryzujemy się z polskimi kobietami, które są dla nas inspiracją! Aktywnie bierzemy udział w protestach. Zorganizowaliśmy też wystawę fotograficznych portretów kobiet wypowiadających się przeciwko zawłaszczaniu kobiecego ciała (autorstwa Kasi Woźniak). Jakim kobietom dedykowana jest marka Acephala?
Indywidualistkom, które lubią eksperymentować z własną kobiecością i bawić się swoim wizerunkiem. Kobieta Acephali przykłada wagę do wybieranych ubrań, jest w stanie docenić eksperymentalne tkaniny i formy, zwraca uwagę na pochodzenie i składy tkanin, docenia konstrukcję, szuka ubrań, które nie są na jeden sezon i niespecjalnie ogląda się na trendy. Jako jedna z dziewięciu polskich marek pokazaliście swoją kolekcję w showroomie zorganizowanym przez PAFF w Nowym Jorku, promowaliście najnowszą kolekcję w showroomie podczas Mediolańskiego Tygodnia Mody, ale już od dawna realizujecie światowy kalendarz tworzenia kolekcji, z rocznym wyprzedzeniem. Sprzedajecie częściej na rynku polskim czy zagranicznym? Dzięki temu, że prowadzimy Acephala Concept Store na warszawskim Powiślu, chyba wciąż więcej sprzedajemy w Polsce, ale mamy coraz więcej zamówień z zagranicy, więc po cichu liczymy, że wkrótce proporcje się zmienią.
Acephala Concept Store, to miejsce, które łączy funkcje butiku, sklepu marki i przestrzeni wystawienniczej dla współczesnych artystów. Jak w praktyce sprawdza się takie założenie? ACS to z założenia przestrzeń hybryda, nie do końca zdefiniowana. Dla nas jednocześnie jest
16|Catwalk#16
showroomem, butikiem, galerią, miejscem wystaw i eventów. Na tyłach działa nasze atelier, więc w sklepie pojawiają się także niekiedy projekty unikatowe i mini-kolekcje. Mamy jeszcze kilka niezrealizowanych pomysłów na jej funkcjonowanie – możemy zdradzić, że cyklicznie pojawiać się będą kolekcje projektantów z różnych części Europy i świata. Dla nas taka formuła się sprawdza, bo pozwala nam na ciągłą zmianę, testowanie różnych pomysłów. Nie mogę się powstrzymać, aby nie zadać tego pytania – jak współcześnie odnoszą się do siebie moda i feminizm? Mam wrażenie, że moda już nie jest traktowana jako uprzedmiotawiająca kobiety, ale wręcz przeciwnie – może być narzędziem do upomnienia się o ich prawa. Może i powinna, feminizm zresztą zdaje się wracać do mody - w obu znaczeniach tego słowa. W jednej z kolekcji nawiązujecie do postaci Aliny Szapocznikow, teraz do Louise Bourgeois, nazwę marki zainspirował motyw z fotografii Francesci Woodman. Wyobraźnią Acephali, można powiedzieć, rządzą artystki! Zdecydowanie! Współczesne i dawniejsze artystki to nasze muzy. Można powiedzieć, że popularyzujemy sztukę kobiecą.
To na koniec zapytam o Wasze plany i projekty na najbliższą przyszłość? Dalej łamać stereotypy i zaskakiwać!
Catwalk#16|17
NIE TYLKO COCO CHANEL Och, ta Coco Chanel. Choć zrobiła dla mody naprawdę wiele, to niestety dzisiaj bardziej popularny jest jej wizerunek niż rzeczywiste osiągnięcia. Wokół jej postaci tworzy się tak wiele mitów jak wokół śmierci Marylin Monroe, przez co jej prawdziwa biografia staje się coraz bardziej niepewna. Wielu osobom błędnie wydaje się, że była ona jedyną kobietą, która w XX wieku dokonała rewolucji w modzie, a pozostałe kroki należały do mężczyzn. Dior, Yves Saint Laurent, Balenciaga, McQueen. Każdy wie, że zrobili dużo dla mody.
Justyna Mysior-Pajęcka
Rzadziej jednak mówimy o kobietach, tylko ta jedna zdaje się być wyjątkiem. Nie chcę w żaden sposób umniejszać Chanel, bo nie można temu zaprzeczyć, była wielką projektantką. Warto jednak pamiętać, że rewolucja w modzie miała różne twarze, może nie tak spektakularnie opiewane. Były to twarze kobiet, które nie chciały zamykać się w wytyczonych ramach, bez ogródek mówiły „nie” panującym trendom i tworzyły nowe. I choć nie sposób o wszystkich opowiedzieć na kilku stronach, wiele jest takich, które robią to nadal. Wszystko zaczyna się od swetra, czyli największa rywalka Chanel W latach 20., kiedy Chanel posiada już słynny dom mody przy Rue Cambon, a jedne z najsłynniejszych perfum na świecie robią furorę, Elsa Schiaparelli przyjeżdża do Paryża. Przyjaźni się z dadaistami – Man Rayem, Duchampem, Picabią. Chwilę później wymyśla swój słynny sweter, od którego wszystko się zaczyna. Wełniany pulower w odcieniach czerni i bieli z kokardą przy szyi, wkomponowaną w materiał, powsta-
18|Catwalk#16
ły we współpracy z ormiańską mistrzynią robótek na drutach stał się kamieniem milowym w jej karierze w świecie mody. Wszyscy chcą nosić swetry Elsy, sprzedaje się on w setkach egzemplarzy, a ona otwiera butik. Miejsce dość prestiżowe, bo Rue de la Paix 4, pomieszczenie wynajęte jednak po kosztach, ulokowane na czwartym piętrze, niskie i niezbyt przyjemne. Nie zraża to kobiet, które chcą wyglądać jak Anita Loos w jednym z prestiżowych tytułów. Dziewczyna, której wcześniej ciągle brakowało pieniędzy, która chwytała się raczej dorywczych prac i jak sama przyznaje nie ma pojęcia o krawiectwie, nagle odnosi sukces, którego się nie spodziewa. Nie zważa na trendy, tworzy dokładnie to, na co ma ochotę, czerpie ze sztuki. Poszerza ramiona w marynarkach, żeby podkreślić kobiecą talię, maluje na sukienkach fałszywe plisy. Już od pierwszego projektu doskonale wie, jak wykorzystać złudzenia optyczne. Ubiera kobiety w wieczorowe piżamy, nosi spektakularne peruki, które specjalnie dla niej tworzy Antoni Cierplikowski, znany jako Antoine.
W myśl głoszonej przez siebie zasady, że „kobieta powinna kupować mało, przy czym tylko to co najlepsze albo najtańsze” zaczyna tworzyć sztuczną, tanią, plastikową biżuterię, która staje się alternatywą dla drogich klejnotów promowanych przez konkurentów. Do ozdabiania sukien używa kryształów Swarovskiego, nieświadomie przyczyniając się tym do przyszłego sukcesu marki, która święci triumfy po dziś dzień, choć dom mody Schiaparelli został zamknięty sześć dekad temu. Projektantka podobnie jak Chanel tworzy rzeczy, których nikt wcześniej się nie spodziewał. Myśli nowocześnie, w pewien sposób wyprzedza własną epokę. Dzisiaj chyba każdy kojarzy słynne buteleczki perfum Jeana-Paula Gaultiera w kształcie kobiecego czy męskiego popiersia. Nawiązują one do tego, co kilkadziesiąt lat wcześniej zrobiła Elsa, tworząc flakon swoich perfum „Schocking”, który był wzorowany na sylwetce, a przede wszystkim, pięknym biuście ówczesnej piękności Mae West. Korzysta z dorobku artystów, z którymi się przyjaźni. We współpracy z Salvadorem Dali i jego żoną tworzy jedne ze swoich najbardziej znanych projektów – suknię z wizerunkiem homara, założoną przez Wallis Simpson, przyszłą księżną Windsoru; suknię szkielet z zaznaczonymi żebrami i kapelusz w kształcie buta na obcasie. Rysunki Jeana Cocteau przy pomocy haftu przenosi na płaszcze i sukienki. Zleca stworzenie tkaniny z wycinków z gazet na temat jej projektów, zarówno tych przychylnych jak i krytycznych. Później tworzy z niej apaszki, torebki czy bluzki, a kobiety, które je noszą zaczynają pełnić rolę „żywej reklamy” jej mody. Na chwilę przed wybuchem II wojny światowej odbywa się najbardziej eklektyczny, kolorowy i spektakularny z jej pokazów. To prawdziwy triumf jej twórczości. Mimo wybuchu wojny nie przestaje też tworzyć, walczy o haute couture, o to, żeby jej zawód przetrwał, zbiera pieniądze na kształcenie w tym fachu francuskich dzieci. Na czas okupacji przenosi się do Ameryki. Po powrocie do Francji nie do końca odnajduje się w powojennej rzeczywistości.
Była odpowiedzią na poniekąd depresyjną, pozbawioną koloru modę, której zwolenniczką była m.in. Coco Chanel, a teraz jej dawne klientki, wymęczone wojną, chciały zatrzymać stracony czas i pragnęły czegoś innego, niż to, co proponowała, mimo dobrej prasy jej kolekcji. Historia Schiaparelli jest równie barwna jak jej kolekcje, to jak wiele zrobiła dla mody ciężko zmieścić nawet na kartach obszernej biografii, ale najważniejszym osiągnięciem jest to, że z dziedzictwa projektantki korzystamy do dziś. Odczarować (i oczarować) Anglię Przenieśmy się na chwilę do Londynu lat sześćdziesiątych, kiedy Beatlesi rozpoczynają karierę, a Mary Quant otwiera butik „Bazaar” na King’s Road. Niepozorny sklep, w zasadzie niczym nie wyróżnia się spośród podobnych i nic nie zdaje się wskazywać na to, jak przy pomocy jednego fasonu odmieni się życie tej krótkowłosej dziewczyny. Wszystko zaczęło się, kiedy znajoma z sąsiedztwa, z pozoru zwykła nastolatka pracująca w sklepie fryzjerskim, o niesamowitej urodzie i wdzięku Lolity, zaczęła odwiedzać „Bazaar”, żeby przymierzać ubrania.
Catwalk#16|19
Nazywała się Lesley Hornby, szerzej znana pod pseudonimem Twiggy. Za chwilę miała zacząć się jej kariera, a wraz z nią pojawić styl stworzony przez Mary, spopularyzowany przez modelkę. Spódniczka mini, za której twórczynię uważano Quant, noszona w towarzystwie butów za kostkę lub kozaków za kolano, krótkie włosy, szorty, kolorowe rajstopy, mocno podkreślone oczy, płaszcze z tkaniny PCW z których do tej pory tworzono wykładziny to były znaki rozpoznawcze stylu, który pokochały brytyjskie kobiety. Kosmetyki do makijażu, które tworzyła w latach siedemdziesiątych szokowały barwą i charakterem. Mówi się, że to ona jako pierwsza stworzyła wodoodporny tusz do rzęs. Szybko stała się postacią popkultury i znalazła naśladowczynie także poza Anglią, a Londyn stał się ważnym miastem nie tylko dla męskiej mody jak miało to miejsce wcześniej. Mówiła głośno o prawach kobiet, sprawiła, że stały się bardziej wyzwolone i chciały to komunikować za pomocą mody. Przemawiała do swoich odbiorców także tym, że tworzyła modę masową, jej ubrania były tańsze niż te od Diora czy Chanel. Ta druga zresztą nie znosiła minispódniczek, uważała, że to skandal, ale w czasach, kiedy świat żył w rytmie rock’n’rolla nikt się tą opinią nie przejmował. Na King’s Road ma też początek kariera Vivienne Westwood, ekscentrycznej projektantki, której moda będzie szokować nie tylko Brytyjczyków. W latach siedemdziesiątych wraz z drugim mężem – menadżerem Sex Pistols, otwiera butik, który początkowo przyjmuje nazwę „Paradise Garage”, później będzie ją zmieniał wielokrotnie, ale cały czas to adres King’s Road 430 będzie miejscem w którym powstaje manifest kultury punkowej. Dzisiaj nikogo nie dziwią t-shirty z agresywnymi czy nawet wulgarnymi hasłami, ale wtedy wywołała skandal. Przenosi na ulicę motywy charakterystyczne dla ubrań erotycznych rodem z sex shopów, używa nietypowych wtedy akcesoriów jak żyletki czy łańcuchy, nienawidzi konformizmu, łączy pozornie niepasujące do siebie style, charakterystycz-
20|Catwalk#16
ne perły, podobne do tych, które w tym czasie nosi Margaret Thatcher zestawia z piercingiem i mocnym makijażem. Tak jak w przypadku Schiaparelli i Quant w parze z modą idzie tu silna osobowość, która przyciąga swoich zwolenników. Westwood nie kryje się ze swoimi poglądami politycznymi i opinią na temat różnych zjawisk społecznych, co można zauważyć w tworzonej przez nią modzie. Odziera mieszkanki Londynu z zakorzenionej w nich głęboko brytyjskości w której tradycja zbyt często staje się synonimem konserwatyzmu. Dekonstruuje znaczenie pojęcia wartości otwierając granice tolerancji na odmienność w modzie. Pokazuje jak ważna jest różnorodność. Poprzez ubrania odsłania tę twarz Anglii, którą znamy do dziś, pełną skrajności, które jednak wzajemnie się nie wykluczają, łączącą tradycję z nowoczesnością. Siła spokoju przeciwko skandalom Spokojniejszą i bardzo przemyślaną formę rewolucji w modzie wybrała Stella McCartney. Córka znanego muzyka mogła odcinać kupony od popularności ojca i wykorzystać ją jako trampolinę w drodze po sławę. Projektantka postanowiła postąpić jednak całkiem odwrotnie i zupełnie samodzielnie pracować na swoje nazwisko. Pracę w modzie zaczyna w wieku 16 lat, zatrudniając się u Christiana Lacroix. Następnie pracuje dla Edwarda Sextona, który pomaga jej w stworzeniu kolekcji na zakończenie studiów w Central Saint Martins College of Art&Design. Stella odnosi sukces, jej ubrania wykupuje jeden z londyńskich domów mody, a chwilę później można je zobaczyć na witrynach wielkich amerykańskich sieci. Przy okazji pierwszych wywiadów McCartney zaczyna budować swój wizerunek medialny, pokazuje, że można robić modę bez skandali, że można być projektantką w dżinsach, bez wymyślnej fryzury i ekscentrycznego makijażu, wierną swoim wartościom bez krzyków i niepotrzebnego poklasku. Jest w tym wszystkim niezwykle naturalna i sprawia wrażenie dziewczyny z sąsiedztwa, czym przyciąga do siebie ludzi. Mówi, że chce tworzyć modę, którą będzie
chciało nosić jej pokolenie. Nie zamierza tworzyć mody dla elit, a codzienne ubrania dla kobiet. Nawet, kiedy otwiera swój pierwszy paryski butik wybiera miejsce oddalone od świata stereotypów. Udowadnia, że można robić modę tak, aby nie ucierpiało na tym ani jedno zwierzę, zarzeka się, że nigdy nie użyje futer ani skór do produkcji ubrań, a syngowanymi swoim nazwiskiem akcesoriami zamyka usta tym, którzy twierdzą, że nie da się zrobić wartych uwagi, trwałych i dobrych jakościowo butów czy torebki bez użycia naturalnej skóry. Tworzy własną linię kosmetyków o nazwie „Care”, która nie dość, że jest w całości oparta na naturalnych składnikach, nie zawiera też substancji pochodzenia zwierzęcego. Urzeka zwyczajnością, spokojem, dobroczynnością i pokazuje, że stereotypy na temat elitarnego świata mody mogą być niezwykle mylące. Uosobieniem siły spokoju można nazwać Rei Kawakubo, projektantkę marki Comme des garcons, która swoimi projektami wprowadziła niepokój w kolorowy do tej pory świat mody. Czerń, która do tej pory zarezerwowana była tylko dla wieczorowych kreacji wykorzystuje przy tworzeniu codziennych ubrań. To dość szokujące, biorąc pod uwagę ówczesne upodobania mieszkańców Tokio do pastelowych, kolorowych ubrań. Kawakubo zadziwia też w Paryżu. Rok 1981. Entuzjaści mody i osoby z branży przyzwyczajeni do stylu glamour widzą coś co jest absolutnym przeciwieństwem. Celowo niewykańczane ubrania, spodnie rozdarte w kolanach, płaskie buty, awangarda, dekonstrukcja początkowo nie znajdują wielu entuzjastów. Jest to nowość, coś co nie wpasowuje się w ówczesne kanony piękna. Kolejny paryski pokaz także budzi mieszane uczucia. Słychać głosy, że to przecież przeczy wszelkiej elegancji, że to moda dla kloszardów. Rei jednak nie odpuszcza, choć jej droga jest długa, pomaga jej konsekwencja. Szokują nie tylko jej projekty, ale też forma ich przedstawienia. Idealnie oddaje to sytuacja z prezentacji jej perfum, kiedy to nie zostały one umieszczone w eleganckich flakonikach, co do tej pory dla odbiorców było
oczywiste, a w foliowych workach podobnych do tych w których przechowuje się mocz w szpitalach czy laboratoriach. Nie wspominając o tym, że do stworzenia perfum używała takich połączeń jak zapach palonej gumy, górskiego powietrza i lakieru do paznokci w kompozycji z innymi zaskakującymi aromatami. Zadziwiają też jej wypowiedzi w wywiadach, niewzruszona mimika, jej odwaga i spójność wszelkich działań w końcu zostają docenione. Po latach konsekwentnych działań i dzięki temu, że przez cały ten czas jej twórczość nie zeszła na inny tor, że nawet nie próbowała się dostosować nikt nie zastanawia się, czy ubrania Comme des garcons są potrzebne na rynku mody, a Kawakubo jest wręcz uważana za jedną z najbardziej utalentowanych projektantek na świecie. Czy Rei chodziło o skandal? Raczej o wolność tworzenia, często podkreśla, że nie chodzi o to, żeby ludzie rozumieli jej modę, inspiracje i założenia, ale żeby widzieli w niej piękno. Jej historia może przekonać współczesnych młodych projektantów, że warto odważyć się na wszystko, podążać nieznaną ścieżką, bo szukając inspiracji w miejscu, gdzie nikt ich wcześniej nie szukał zaprzeczamy temu, że wszystko już było i nie można stworzyć niczego nowego.Chanel, Kawakubo, Schiaparelli, McCartney, Qual i Westwood to tylko kilka przykładów kobiet, które zrewolucjonizowały rynek mody albo rozpoczęły pewną rewolucję, którą kontynuował ktoś inny. Jest jeszcze przecież Madeleine Vionnet, Diane von Frustenberg, Katharine Hamnett czy Sonia Rykiel. Jest wiele innych. Co sezon ktoś proponuje być może niewielką rewolucję, która może być krokiem do ogromnych zmian. Cały czas ktoś zmienia jakiś lokalny rynek, być może potrzeba kilku lat, żeby usłyszeli o tym wszyscy. Jak już wspomniałam rewolucja ma wiele twarzy. I często jest to kobieca twarz i nie zawsze należy do Coco Chanel.
Catwalk#16|21
zdjęcia: Dominika Jarczyńska
modelka: Róża Cybulska @SPECTO stylizacja: Fed Anikin
22|Catwalk#16
Catwalk#16|23
Catwalk#16|27
WHO’S THAT BOY? Wszyscy artyści są w jakiejś mierze uwikłani wielowątkowo w swoiste źródła inspiracji. One z kolei często sprowadzają ich w mroczne rejony własnej świadomości i osobistych przeżyć. Ten proces trzeba widzieć, jako pewną konieczność, bez której twórczość nie osiągnęłaby tej siły i wartości, jaką w efekcie zdobywa. Autor chłopięcych portretów, poprzez swoje pop-kulturowe fascynacje i psychologiczne zabiegi wprowadza nas w swój nostalgiczno-refleksyjny punkt widzenia rzeczywistości.
34|Catwalk#16
O wystawie „Who’s that boy ?” i sposobie ujęcia współczesnego ja z Szymonem Kurpiewskim rozmawiał Michał Strzelecki
Witaj Szymonie, cieszę się, że znów możemy porozmawiać na temat Twojej kolejnej wystawy, której wernisaż miał miejsce w Galerii Żywej w Warszawie. Cześć. Może wspólnie uda nam się znaleźć odpowiedź na pytanie „Who’s that boy?” Nawiązując do naszej ostatniej rozmowy, mówiłeś o tym, że będąc uwikłanym w popkulturową rzeczywistość dokonujesz zupełnie nieświadomie faworyzacji medialnych, estetycznych ciał. Tym razem również przedstawiasz nam portrety młodych chłopców, mężczyzn, nie przekraczasz „pewnej granicy wieku”. Czy Twoje portrety z ostatniej wystawy stanowią jakiś manifest odnoszący się współczesnej kultury? Nie traktuję tych portretów jako manifestu. Oczywiście, znajduje się w nich odbicie tego, co się dzieje we współczesnej kulturze. Wolimy przecież oglądać ładne, gładkie twarze, od tych szorstkich, chropowatych zupełnie już niemedialnych i nieapetycznych. To się lepiej sprzedaje, a chyba o to chodzi, że ma się sprzedawać. Nie musi budzić refleksji i powodować pojawienia się jakiejkolwiek głębszej myśli niż ta o chęci posiadania. Młodość pieniąca się erotyzmem. Emocjonalne rozedrganie, na granicy fizycznego popędu i totalnie bezmyślne. Uważam, że „manifest” to zbyt duże słowo. Te portrety to bardziej ekshibicjonistyczna potrzeba opowiedzenia
swojej historii. Historii wewnętrznego konfliktu, zagubienia, przesytu i utraty kontroli. Pokazujesz estetyzującą wersję męskości w popkulturowej rzeczywistości. Co ona dla Ciebie za sobą niesie? Co chcesz przez to pokazać? Ta estetyzacja męskości, o której wspominasz, to trend współczesnej popkulturowej rzeczywistości. Wszystko musi być idealne, niebrzydkie, nieskazitelne, uśmiechnięte i pełne energii. To nie miejsce na rzeczy szorstkie i brudne. To nie czas na niewygodne emocje, problemy, słabości. Nie wypada mówić „nie mam siły”, „nie cieszy mnie to”, „mam problem…”. Popkulturowa codzienność nie toleruje słabości, dlatego dla wielu osób staje się fasadą, za którą kryją się te wszystkie szorstkie emocje. Dla mnie też stała się sposobem na przetrwanie, na nieradzenie sobie. To taka maska i poza, za którą się schowałem ze swoimi demonami. Tutaj nawiązujesz do tytułów swoich prac jak np. „nie bądź nieśmiały”, ale pojawiają się również nawiązania do postaci świętych jak: św. Sebastian i św.Michał, których legenda od renesansu stanowi stały element kodu homoerotycznego. Co stanowi klucz do rozwikłania nazw tytułów w Twoich obrazach ? Tytuły portretów dotykają bardzo szerokiego zakresu, począwszy do emocji, psychiki, a kończąc na fizyczności i erotyce. W większości wynikają
Catwalk#16|35
36|Catwalk#16
Catwalk#16|37
z autobiograficznych wątków. Czasami jest to zwykła przekora, a czasami walka. W przypadku świętych, których wspominasz, była to chęć pokazania ich bardziej współczesnymi i namacalnymi, jednocześnie dotykając ludzkiej hipokryzji. Analizując „żywoty świętych”, bardzo często okazuje się iż święci byli zwykłymi ludźmi, takimi jak my. Jedli, defekowali, mordowali i uprawiali seks, byli homoseksualistami (pewnie się teraz narażę wielu osobom). Dopiero poprzez splot różnych wydarzeń i zazwyczaj śmierci w ich wyniku, byli wynoszeni na ołtarze. Po lekturze „żywotów” pojawił się we mnie bunt przeciwko hipokryzji i bezmyślności. Chciałem sprawdzić jaka relacja zajdzie pomiędzy sakralnym charakterem postaci, a jej współczesnym, popkulturowo nacechowanym wizerunkiem. W oparciu o odbiór i reakcję widza, chciałem określić, jak dużą swobodę mam na eksponowanie tożsamości innej, niż ta już określona i uwarunkowana historycznie. Okazało się że tej swobody jest niewiele. Zderzyłem się ze ścianą hipokryzji, niewiedzy i nietolerancji. Na pierwszy plan w przedstawionych przez Ciebie postaciach wysuwają się oczy, które kierują wzrok do przodu w kierunku odbiorcy. Spojrzenie intuicyjnie utożsamiane jest z poznawaniem, podobnie jak zęby, to też bariera obronna jednostki przeciwko otaczającemu światu. Co niesie za sobą wzrok Twoich bohaterów?
Masz rację, spojrzenie gra tutaj główną rolę. Jest dla mnie punktem zaczepienia, tym elementem który powoduje rozdźwięk w odbiorze obrazu jako całości. Nie masz wrażenia, patrząc na którykolwiek z portretów, że niby jest ok, ale coś jednak nie gra? Że te oczy jakby chciały opowiedzieć zupełnie inną historię, daleką od idealnych rysów twarzy, od euforycznej gry kolorów? Moim zamierzeniem było wywołanie takiego dysonansu przez zbudowanie głębokiego kontrastu, między spojrzeniem portretowanego chłopaka a jego fizjonomią, często nadmiernie, ale celowo, idealizowaną. Spojrzenie zmuszające widza do interakcji. Czasami bardzo agresywne, natarczywe i pełne erotycznego napięcia, a czasami zimne i puste. Patrzysz na obraz, ale
38|Catwalk#16
tak naprawdę widzisz tylko te oczy. Reszta jest tylko tłem. Czujesz się nieswojo bo znasz to spojrzenie, wiesz co się za nim kryje. Wychodząc od bardzo wąskiej historii jednej osoby, doszedłem do bardzo szerokiego, uniwersalnego przekazu, co potwierdza stawiane przeze mnie tezy o „niedopasowaniu”. Ten kontrast powoduje, że zaczynamy zastanawiać się nad treścią przekazu, która po głębszym wniknięciu zaczyna obnażać naturę osobową sportretowanych przez Ciebie chłopców. Co jeszcze za nimi się kryje ?
To ja powoli czuję się obnażany – potraktuj to jako komplement… Twoje pytania budzą te najbardziej niewygodne demony w mojej głowie. Wiesz, to jest tak, że często kiedy boimy się i nie mamy odwagi sami przed sobą powiedzieć o czymś na głos, nasza podświadomość robi to za nas. Czasem wrzaskiem, a czasem w bardzo subtelny sposób. Nierzadko jest nam łatwiej o czymś powiedzieć, kiedy czujemy się anonimowi, kiedy możemy schować się za maską lub rozmawiać online i nie czuć na sobie spojrzenia drugiej osoby. Stan, który towarzyszył mi przy powstawaniu tych portretów, i który był w zasadzie punktem wyjścia do ich stworzenia, mógłbym porównać do uzależnienia, zniewolenia, wewnętrznego brudu… to taka emocja która rozsiada się na żebrach i skrobie po przeponie nie pozwalając o sobie zapomnieć. Chyba nadal nie jestem w stanie powiedzieć o tym nic więcej, nazwać tego stanu, wypowiedzieć go. Czy poprzez swoją twórczości starałeś się także dotrzeć do polimorficznej męskiej seksualności znajdującej się poza różnicą płci? Łączysz w sowich portretach wyostrzone rysy twarzy (męskie) z delikatnością i subtelnością warg, oczu, spojrzenia. Raczej starałbym się rozpatrywać to w szerszym kontekście, ale kontekst seksualności jest w tym przypadku rzeczywiście bardzo istotny, choć nakłada się na niego wiele innych wątków. Wspólnego mianownika dla nich dopatrywałbym się w kryzysie tożsamościowym, poczuciu alienacji, odsunięcia, bezsilności, frustracji… no i robi się nieciekawie i nieprzyjemnie. Seksualnośćw
kontekście tego projektu bardziej jest punktem wyjścia niż jego wypadkową. Jej fizyczny aspekt, utrata kontroli… To kontrastowanie, o którym wspomniałeś w pytaniu, to chęć zderzenia ze sobą zewnętrznego, akceptowalnego społecznie wizerunku z wewnętrznym brudem emocjonalnym. Tak jak mówisz, portrety emanują innym wewnętrznym światem, w którym pogrążeni młodzieńcy, będący częścią rzeczywistości, wydają się być jednocześnie z niej wyalienowani. Chcesz przez to pokazać stan zagubienia, głębokiej melancholii, potencjalny stany kryzysu i osamotnienia?
Miałeś kiedykolwiek takie poczucie funkcjonowania „za szybą”, jakby wszystko działo się obok ciebie? Taki moment, kiedy idąc miastem, wśród ludzi, czułeś się bardziej obserwatorem niż uczestnikiem? Tak jakby cię w ogóle nie było… W takiej chwili czujesz się bardzo sam. Wręcz chcesz, żeby ktoś cię trącił łokciem, żeby ktoś rzucił w twoją stronę choć jedno, nawet niemiłe, spojrzenie. Czekasz na jakąkolwiek interakcję… Wpatrujesz się w ludzi dookoła ciebie, prowokujesz spojrzeniem, szukając kontaktu wzrokowego, a oni jakby ciebie nie zauważali. Czujesz się brudny. Mam wrażenie, że bardzo głęboko wczytałeś się w treść tych portretów. Chyba zaczynam się obawiać kolejnego pytania! Twoje obrazy mają dla mnie wyraz młodzieńczego psychicznego zmagania, ale jednocześnie i zachwytu dla rodzącej się w nich zmysłowości. Wojciech Juszczak w „Młody Weiss” pisał: ... upojenie ekstazą płciową z jej tajemniczą , demoniczna potęgą…; upojenie pieniącą się młodością i wiośnianą radością, upojeniem zachwycającym natchnieniem i szałem dionizyjskim, tęsknotą i bólem. Czy stąd może poniekąd wywodzić się również zmysłowy a jednocześnie niepokojący charakter Twoich obrazów ?
Jest dokładnie tak jak mówisz. Jednoczesny młodzieńczy zachwyt i zmaganie się. Dołożyłbym tu jeszcze równoległą, powolną utratę kontroli nad tą zmysłowością, zwłaszcza nad jej fizycznym aspektem i jego demon-
iczną potęgą, która zaczyna przerastać tych młodzieńców, obezwładniać ich. Wkroczenie w stan, czy jeszcze jest fajnie czy już strasznie. To trochę jak z prowadzeniem auta. Upajasz się narastającą prędkością jazdy. Dociskasz, chcesz mocniej, szybciej, więcej i nawet nie zauważasz kiedy tracisz nad tym kontrolę. Dochodzisz do momentu kiedy stajesz się zakładnikiem, kiedy zwoje mózgowe wpadają w permanentny stan nerwowego rozedrgania, niezaspokojenia, głodu. Pieniąca się młodość zaczyna cię dławić, a radość ustępuje miejsca frustracji. Poprzez pokazanie różnorodnych aspektów i etapów męskiej psychiki, starasz się wyemancypować mężczyznę na miarę nowego wieku ?
Mam bardzo silne poczucie niedopasowania męskiej, ludzkiej psychiki do oczekiwań i wyzwań nowego wieku. Już dawno przestaliśmy nadążać. Nie radząc sobie w tym zakresie przybieramy sztuczne pozy zgodne z ogólnie akceptowalnym wzorcem. Taka sztuka przetrwania. Poza tym przesyt i potrzeba coraz silniejszych bodźców powodują zapadanie się w skrajność, uzależnienie. Depresyjna euforyczność. Totalna dwubiegunowość. Najgorsze chyba jednak jest to, że sami siebie katujemy coraz to bardziej wyśrubowanymi wymaganiami, chęcią przeżywania coraz to silniejszych bodźców seksualnych, smakowych, emocjonalnych, skazując z góry na frustrację niespełnienia. To wszystko jest chore, ten pęd, tylko za czym? Dlatego właśnie ten, jak to określiłeś „nowy wiek” nazwałbym bardziej „erą niedopasowania”. Czy mężczyźni potrzebują ruchów emancypacyjnych? Nie wiem. Chyba skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że bardziej potrzebujemy, jako ludzie, oddechu, możliwości spojrzenia na siebie i otoczenie z dystansu, czasu, zrozumienia. Tak, właśnie tego brakuje, czasu na autorefleksję. Uważasz ze tego tupu „niedopasowanie”, jest przykładem uwolnienia z jednorodnego modelu tożsamości? Jeśli tak, to tworzy nam się ich kilka – chociażby symbol konsumpcyjnego wzorca męskości. Wręcz odwrotnie. Mam wrażenie spychania
Catwalk#16|39
w ten jednorodny model. Nawet jeśli jest kilka takich modeli, to co w sytuacji kiedy nie pasujesz do żadnego? Przestrzeń, jaką sobie pozostawiamy pochłaniając zewnętrzne bodźce i wzorce, jest ograniczona do minimum. Z czasem, atakowani bodźcami konsumpcyjnych wzorców i własnych popędów, całkowicie zatracamy swobodę funkcjonowania w obszarze własnego „ja”, co w konsekwencji prowadzi do narastającego poczucia braku akceptacji i odrzucenia. To „niedopasowanie” bardziej rozpatruje pod kątem zagubienia się w tym tylko pozornym uwolnieniu od schematów. Mamy wówczas dylematy współczesnego człowieka, który, by sprostać światu relatywizmu, wielowymiarowości, możliwości i dynamicznych przemian, kształtuje złożoną tożsamość o płynnej i zależnej od okoliczności strukturze. Przez to czujemy się zagubieni i niepewnie, mimo, jak powiedziałeś, „pozornej” autonomii w budowaniu własnego „ja” Właśnie o to mi chodzi, że gubimy się w tej mnogości opcji i bodźców. Dlatego właśnie pytam, ile w tej obfitości wzorców tożsamościowych jest nas samych, a ile walki o przetrwanie i chęci dopasowania się. Ta dynamiczna wielowymiarowość przemian powoduje, że się zaczynasz gubić. Zatracasz realną granicę między ja, a przyjętym/narzuconym modelem tożsamości. Znów pojawia się poczucie niedopasowania i funkcjonowania bardziej obok niż brania czynnego
40|Catwalk#16
udziału w realnym świecie. Czy taka wieloraka tożsamość jest twoim zdaniem warunkiem funkcjonowania w dzisiejszej rzeczywistości?
Dla mnie ta ciągła potrzeba przekraczanie granic, wynika bardziej z ilości dostarczanych nam bodźców i ich intensywność. Ogromna ich ilość, wywołuje stan przesytu i zobojętnienia, ale i głodu zarazem. To jest jak z odczuwaniem bólu. Uderzane miejsce z czasem ulega zobojętnieniu. Musisz zwiększać siłę uderzenia, żeby wywołać reakcję. Przesuwasz cały czas próg bólowy w górę. Wszystko jest dobrze dopóki potrafisz nad tymi bodźcami panować, równoważyć je i znaleźć zdrowy dystans. Ja się chyba posypałem w tym zakresie. Wyjaśnij mi tutaj proszę sposób w jaki współczesny świat popkultury wpływa na budowanie tożsamości
Odpowiem krótko tym razem i bardzo subiektywnie – miażdży ją. Mam poczucie przeprowadzania naturalnej selekcji. Wykluczanie słabych, niedopasowanych jednostek. I na sam koniec, kim są sportretowani przez ciebie chłopcy? Kto się tak naprawdę za nimi kryje? Kim są? Każdym z nas. Każdym, który w tych spojrzeniach rozpoznał znajomą, szorstką emocję.
Catwalk#16|41
KOBIECE SPOJRZENIE Zdawałoby się, że w fotografii mody spojrzenie zza aparatu zazwyczaj występowało po stronie mężczyzny. Nic bardziej mylnego. Moda, a zatem również sztuki, które wchodzą z nią w relacje, jest światem, w którym wszystko dzieli się po równo – mężczyźni nie zdominowali krawiectwa, kobiety nie zdominowały wybiegów, a Helmut Newton i Richard Avedon, chociaż uchodzą za tych największych obiektywu, muszą dzielić swoją pozycję z Annie Leibovitz czy Diane Arbus. Anna Pajęcka
42|Catwalk#16
Chociaż w latach osiemdziesiątych feministyczny kolektyw artystyczny The Guerilla Girls, za pomocą bilbordu, pytał: Czy kobiety muszę być nagie, aby znaleźć się w muzeach? Odwołując się do statystyk, według których mniej niż 3% artystów pokazywanych w galeriach to kobiety, natomiast 83% aktów, to akty kobiece. To wykluczenie i polaryzacja świata sztuki, według reguł którego, wydawałoby się, miejsce kobiety jest przed obiektywem, a nie za nim, w pewien sposób ominęła modę, jeśli spojrzeć na to, że jednym z pierwszych fotografów w tej dziedzinie była kobieta. Lady Klementyna Hawarden pierwsze zdjęcia wiktoriańskich strojów wykonywała już na początku drugiej połowy XIX wieku. Dzisiaj kobiety, tak samo jak mężczyźni, występują po obydwu stronach – na szczęście. Demoniczność świata mody, jeśli chodzi o kwestie uprzedmiotowienia, nadal balansuje gdzieś na granicy mitu i wydarzenia, za którym nie stoją mechanizmy branży, ale pojedynczy człowiek i jego motywacje. Próba wyróżnienia tego, czym mogłaby być „fotografia kobieca” z pewnością skończyłaby się porażką. Trudno mówić o jakimś wspólnym rdzeniu, który łączyłby ze sobą wszystkie style, jakimi operują fotografki. Kiedy Linda Nochlin pytała w tekście „Dlaczego nie było wielkich artystek?”o to, czy jest możliwe wyróżnienie czegoś takiego jak kobiecy styl, od razu zaproponowała kilka potencjalnych odpowiedzi. Po pierwsze, kwestia sytuacji i doświadczenia kobiet, także artystek, w społeczeństwie, które jest radykalnie odmienne od męskiej perspektywy. Ale gdyby to miał być wspólny rdzeń, powstałaby z tego sztuka feministyczna albo sztuka kobieca, która tworzyłaby metanarrację na temat bycia artystkąkobietą i tego, co się z tym wiąże. Nochlin pisze, że „żadna subtelna esencja kobiecości nie wydaje się łączyć prac takich artystek jak Artemisia Gentileschi, Mme Vigée-Lebrun, Angelica Kauffmann, Rosa Bonheur, Berthe Morisot, Suzanne Valadon, Kathe Kollowitz, Barbara Hepworth (…)”. Kolejnym punktem zaczepienia mogłoby być przeciwstawienie czegoś, co można ująć jako określenie kobiecości i męskości. Tutaj dochodzimy do fotografii mody, w której np. fotografie Helmuta Newtona są tak zmysłowe,
być może dlatego, że odchodzi od kulturowo uwarunkowanego męskiego spojrzenia, traktującego modelkę jako piękny przedmiot, który należy wyeksponować, ale uwzględnia jej pełną podmiotowość. Nie tylko seksualność. Gdyby zarzucić Helmutowi Newtonowi, że jego fotografie są zwłaszcza efektem pragnienia, taki sam zarzut można byłoby skierować w stronę Annie Leibovitz, ale teoria męskiego spojrzenia, którą w filmie, co można odnieść również do fotografii, zawdzięczamy Laurze Mulvey, nie obejmuje spojrzenia nieheteroseksualnego. Ciekawa i niezbadana jest kwestia heteroseksualnego spojrzenia kobiety na kobietę, z którego wychodzą portrety i fotografie uchodzące za najbardziej sensualne obrazy ukazujące kobiece piękno. Na przykład Eve Arnold, którą świat poznał przez to, że stworzyła najpiękniejsze zdjęcia Marylin Monroe, ale była jednocześnie absolutnie bezkompromisowa i nie uznawała żadnego tabu, o czym świadczy okładka magazynu „Life”, jej autorstwa, na której zamieszczono zdjęcia porodu. Arnold była też pierwszą kobietą, którą zatrudniła prestiżowa agencja fotograficzna Magnum Photos, na zaproszenie Roberta Capy. Milowym krokiem, który wykonała artystka, było wyjście ze studia fotograficznego w stronę fotografii quasireportażowej, na co pozwoliła jej bardzo osobista współpraca z każdą fotografowaną osobą. Arnold nie uznawała dystansu, jaki obiektyw wytwarza pomiędzy fotografem a fotografowanym. Wchodziła w bliskie relacje, bardzo często również przyjaźnie, co pozwoliło jej przyjąć zupełnie inny tryb pracy. Trudno powiedzieć, że osobisty, ale na pewno bardzo podmiotowy. Dużym przełomem w fotografii mody było pojawienie się w branży androginicznej nastolatki, która dzisiaj jest gwiazdą światowych wybiegów. Kate Moss, bo o niej mowa, na pierwszych polaroidach zachwyciła Corinne Day. Byłą modelkę, która rozpoczynała swoją przygodę po drugiej stronie obiektywu. Spotkanie tych dwóch osobowości wprowadziło do historii tego medium zupełnie nową jakość – wykreowało styl heroin chic, czyli przeformułowało myślenie o kanonie, w którym wpisywało się do tej pory modelki takie jak np. Cindy Crawford. Heroin chic w fotografii reprezentuje coś na kształt fetyszu: bardzo chude
Catwalk#16|43
modelki z bladą cerą, chłopięcą budową ciała, androgeniczną urodą, fotografowane na ulicach, niekoniecznie w bardzo dobrze przygotowanym studio, bez profesjonalnego sprzętu. Sama nazwa nurtu jest znacząca o tyle, że rzeczywiście, nawiązuje do gloryfikacji narkotykowej kultury, która pod koniec lat osiemdziesiątych zaczęła znajdować swoje wyrazy. Przez całe lata dziewięćdziesiąte trend heroin chic był jednym z dominujących, nie tylko w modzie, za sprawą rozkwitającej kariery wspomnianej już Kate Moss, Jamie King czy Joddie Kidd, ale reklamie – w kampaniach domów mody m.in. Calvina Kleina, które zaczęły go sprzedawać. Corinne Day pozostała wierna swojemu naturalistycznemu, neorealistycznemu stylowi i dzisiaj zestawia się jej fotografie, chociaż najmocniej osadzone w fotografii mody, ze zdjęciami reporterskimi, wykonywanymi przez Larry’ego Clarka czy Nan Goldin. Ta ostatnia, uchodząca za pierwszą damę nurtu, który dzisiaj można byłoby określić jako „estetykę snapshot”, jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych artystek na polu fotografii. Nan Goldin, jeśli spojrzeć na to ze współczesnego pola widzenia, robiła dokładnie to, co dzisiaj, za sprawą aplikacji, stało się powszechne. Fotografowała swoje otoczenie w najbardziej codziennych oraz intymnych aspektach życia. I chociaż obecnie takie zacięcie reporterskie rodzi się w nas za sprawą promowanego przez kulturę aplikacji wojeryzmu, u Nan Goldin atrakcyjność takiego obrazu zrodziła się nie tylko z najbardziej awangardowej formuły, jaka mogła wtedy zaistnieć: utrwalania na kliszy momentów słabości, zero retuszu, wchodzenie w najbardziej intymne aspekty życia, takie jak nagość, seks, płacz, sen. Dużą rolę odegrało środowisko, w którym Goldin żyła: transwestyci, homoseksualiści, prostytutki, ówczesna bohema. Pierwszą wystawę, fotografii drag queens, miała w wieku piętnastu lat, w Bostonie. Trudno powiedzieć o świecie, który istnieje na fotografiach Goldin, że jest atrakcyjny. Raczej brudny, ciemny, taki, który obnaża co naprawdę działo się w latach osiemdziesiątych, przed epidemią AIDS, w momencie narkotykowego boomu, kiedy ideały wykreowane przez lata sześćdziesiąte zaczęły wygasać i trzeba było sięgać po nowe, żeby nie popaść w większy nihilizm.
44|Catwalk#16
Goldin, w jednym z wywiadów, powiedziała o sobie: „Chciałam być ćpunką. Intryguje mnie to. Częściowo pewnie przez Velvet Underground, i tak dalej, ale tak naprawdę tak bardzo chciałam się odróżnić od matki (…) i życia na przedmieściach, w których się wychowałam”. Pochodziła z rodziny, w której rządziła zasada, że z domu nie wynosi się tego, co dzieje się w czterech ścianach. Jej siostra w wieku kilkunastu lat popełniła samobójstwo. Goldin fotografię traktowała poniekąd jako próbę przepracowania traum. Może nie samobójstwa, z którym się zetknęła, ale każdej kolejnej, jaka spotykała ją w życiu. Nie bez powodu innym określeniem, którego używa się, aby opisać jej twórczość jest „fotografia intymna”. Chociaż na antypodach do Nan Goldin, ale blisko Helmuta Newtona, można ustawić Ellen von Unwerth. Jej kariera rozpoczęła się w latach osiemdziesiątych, kiedy jej fotografie ukazały się w magazynie „Jill”, wcześniej przez kilka lat pracowała jako modelka, co dało jej zupełnie nowe spojrzenie na to, w jaki sposób powinno się pracować przed obiektywem. Ellen udowadnia, że nagość w fotografii wcale nie musi wiązać się z uprzedmiotowieniem modelki, ale może być swego rodzaju afirmacją kobiecej seksualności. O aktach, które stanowią dużą część jej portfolio, mówiła, że są to fotografie mody, tylko jest na nich mniej ubrań. Ale nawet, gdy tych ubrań było więcej, pozostawała bezkompromisowa. Porównanie z Helmutem Newtonem, które zrobiłam na początku, jest po to, aby uwidocznić różnicę – podczas gdy u Newtona ta erotyka jest subtelna, u Ellen von Unwerth widać czystą afirmację, wykorzystanie stylistyki kabaretu, spektaklu, aby ograć powagę, jaka często wynika z samego zadania fotografowania nagiego ciała. Być może, powracając do tezy postawionej na początku tekstu, kobiecość fotografii jako medium oraz próba ukształtowania kobiecego kanonu, bierze się z większego dystansu oraz zupełnie innej perspektywy pokazywania ciała, gdzie znosi się wszelkie granice, które wyznacza płeć. Gdyby zestawić fotografie von Unwerth z aktami, które wykonywała dekady wcześniej Bernhard Ruth, można
NAN GOLDIN
CORINNE DAY Catwalk#16|45
ELLEN VON UNWERTH byłoby przeprowadzić ciekawe studium porównawcze perspektywy kobiecego spojrzenia na kobiece ciało. Akty, które wykonywała Ruth są diametralnie inne – bardzo zmysłowe, bardzo subtelne, trochę zachowawcze. Słowem kluczem na pewno byłaby tutaj prostota. Korzystając chociażby z powyższego zestawienia, trudno określić jednoznacznie czym byłby pożądany kobiecy kanon albo jakie wspólne włókna łączyłyby tkaninę, którą nazwiemy fotografią kobiecą. Być może można, podobnie jak proponowała Nochlin, poszukiwać w kobiecym doświadczeniu społecznym, ale taki trop mógłby okazać się zwodniczy, ponieważ fotografia jest takim medium, że jej estetykę bardzo często opiera się na doświadczeniu, niezależnie od czynników, które to doświadczenie determinują. Bo, poszukując wśród historii kobiet w fotografii, widzimy, jak różnorodne jest to doświadczenie i jak różnorodne obrazy z niego wynikają.
46|Catwalk#16
EVE ARNOLD
BERNHARD RUTH Catwalk#16|47
MODOWE Superbohaterki Można nie lubić historii, twierdzić, że to co było przeminęło, więc nie powinno być już wałkowane. Teraz, wielu traktuje modę jako dozwolone jednosezonowe szaleństwo. Inaczej rzecz miała się w dwudziestoleciu międzywojennym i PRL, wtedy ubiór kontestował rzeczywistość, podkreślał nieugiętość i kreatywność narodu. Kasia Wójcik|www.modownik.pl
48|Catwalk#16
Powiedzieć, że Polak Potrafi, to za mało. W czasach, gdy wszystko było na kartki, brakowało podstawowych materiałów, a nad wszystkim czuwała cenzura, wręcz roiło się od pomysłowych rozwiązań. Patchworkowe sukienki, damskie płaszcze z męskich szlafroków, turbany z farbowanej gazy, to tylko niektóre z idei często widywanych na rodzimych ulicach. Poszukiwanie inspiracji, robienie czegoś z niczego i przeróbki były często jedynym rozwiązaniem dla spragnionych mody. W ten sposób dawaliśmy pstryczek w nos władzy, walcząc z systemem, który miał wszystko zdusić. Na kartach historii zapisały się liczne nazwiska kobiet, których hart ducha i ambicje wykształciły gusta całego pokolenia. Te znam głównie z książek i opowieści, ale ręczę, że lekcje odrobiłam z nawiązką. Nie wyobrażam sobie bowiem, by nie znać rewolucjonistek, prawdziwych bohaterek dnia codziennego. Mam nadzieję, że dasz się zabrać w tę nostalgiczną, ekspresową podróż.
Zofia Hebda
Cudowna, przedsiębiorcza, właścicielka Studia Mody „Falbanka”. Efektowny budynek z wąskimi, półkolistymi oknami mieścił się przy obecnych Alejach Jerozolimskich 23 w Warszawie. W środku wystrój na bogato, kryształowe żyrandole, piękne lustra i stare, choć starannie dobrane meble. Zofia Hebda doskonale znała się na modzie, potrafiła wykorzystać jej moc zaskakiwania. Ugniatając, a to podpinając sukienki, koszule, czy inne części garderoby, uzyskiwała zupełnie nowy twór, który zachwycał ówczesne modnisie. Te z kolei uwielbiały przychodzić w jej progi, by obejrzeć najświeższe, ciężkie do zdobycia żurnale. Na zachowanych z tamtego okresu fotografiach aż dziw bierze, że w „Falbance” wszystko miało się bez zarzutu, pięknie wystrojone panie ze stoickim spokojem przeglądały czasopisma, gdy na zewnątrz świat było szaro, ponuro.
Zofia Arciszewska
Z wykształcenia malarka, autorka licznych dzieł, głównie portretów, które porzuciła na rzecz szeroko pojętej kultury. Z kawiarni „Sztuka i Moda” uczyniła miejsce spotkań popularnych artystów. SiM stanowił salon literacko-muzyczny, promujący zakazaną w tamtym czasie muzykę i sztukę polską. Codziennie, w siermiężnych czasach okupacji elita warszawska dostawała sceniczne popisy najlepszych artystów swego fachu, w tym Miry Zimińskiej i Witolda Lutosławskiego. Arciszewska krzewiła modę polską, prezentując w SiM wraz z grupą modelek, właściwiej rzecz ujmując panien z towarzystwa, pokazy własnych projektów. Te promowały kreacje z rodzimych tkanin, które podobno nie odbiegały fasonem od francuskich.
Jadwiga Grabowska
Starsza pani ubrana w garsonkę, z turbanem na głowie. Doskonale asertywna, mająca światowe znajomości i niesamowity wpływ na urzędników. Niewiarygodnie barwna postać, nasza „polska Coco Chanel”. Tuż po wojnie na gruzach Warszawy, przy zbiegu ulic Koszykowej i Marszałkowskiej postawiła butik. „Feniks” miał jedno naczelne zadanie: odbudować polską kobietę, korzystając z modowych narzędzi. Mierzono, szyto, doprawiano szczyptą starego, dobrego smaku. Mimo sporego ruchu w biznesie „Feniks” zamknięto, sklep padł ofiarą ustawy o handlu, która skutecznie uniemożliwiła go mniejszym przedsiębiorcom. Grabowska nie dała za wygraną i zatrudniła się w Cepelii, posiadającej podległych 208 spółdzielni rękodzieła artystycznego oraz 105 zakładów przemysłu artystycznego. Sprytnie wymyśliła, że przed urzędnikami pokaże swoją koncepcję mody, sugerującą strój dla całego ludu. Utworzyła Biuro Mody Ewa, w późniejszym czasie przekształcone w Modę Polską. Jako dyrektor artystyczny dopilnowywała każdego szczegółu kolekcji, które dyktowały tendencje społeczeństwu. Ubrania Mody Pol-
Catwalk#16|49
skiej były piekielnie drogie, bo pieczołowicie odszyte, z najlepszych, niedostępnych nigdzie indziej materiałów. Modelki zaś, nauczone manier, w dodatku o niewypowiedzianej urodzie, cieszyły się zainteresowaniem na całym świecie i nierzadko wychodziły za mąż za wybitnych artystów i przedstawicieli intratnych biznesów.
Barbara Hoff
Przez 13 lat pracowała dzień i noc, właściwie za darmo. Za wierszówkę. W tym czasie zarządzała modowym imperium, pierwszym przejawem masowej produkcji ubrań, cieszącej się ogromnym zainteresowaniem. Najlepsze zakłady krajowe, Cora i Odra, tworzyły dla Hofflandu ponad 200 modeli rocznie, w przeróżnych kolorach i materiałach, a mimo to, popyt przewyższał podaż. Sprzedawczynie błagały projektantkę, by im tego nie robiła, bo nie radziły sobie z tłumem. Lata wcześniej, Barbara Hoff zasłynęła na łamach „Przekroju”. Publikacje, w których uczyła kreatywnej przeróbki ubrań i dodatków były zdecydowanym must-read każdej fashionistki. Jej sztandarowym projektem są „baleryny”, zwane „trumniakami”. Białe tenisówki pozbawiano dziurek na sznurówki, następnie obficie pastując lub smarując tuszem. W ten sposób otrzymywano buty inspirowane modą włoską. Oprócz inspiracji modowych czytelniczki „Przekroju” zyskiwały coś jeszcze, nowe określenia na ubrania, takie jak wdzianko, lejba i kufajka. W 1967 roku Barbara Hoff wraz z dyrektorem Centralnego Domu Towarowego wyruszyła do Cory. Gotowa na pertraktacje, w ręku niesie teczkę rysunków. Podpisują umowę na 11 tysięcy sztuk ubrań, po tysiąc z każdego modelu. Szaleństwo zaczyna się od wyprzedanej na pniu kolekcji ubrań sztruksowych i mini, później nadszedł czas kwiecistych marynarek, swobodnej adaptacji motywów ludowych. Barbara Hoff promowała damskie spodnie, kurtkę a’la ramoneskę oraz ubrania w charakterze sportowym. Asymetryczne sukienki, „koszule dziadka”. Wyszła z pomysłem kanonu fasonów, które dzięki urozmaiceniu, co sezon zyskiwały zupełnie nowego charakteru.
50|Catwalk#16
Grażyna Hase
W latach sześćdziesiątych jako modelka współpracowała z Jadwigą Grabowską i Barbarą Hoff, a także instytucjami i zakładami przemysłowymi, Telimeną, Centralnym Biurem Wzornictwa i ZPO Cora. Pierwszą, autorską kolekcję zrealizowała w 50. rocznicę rewolucji październikowej. Mocne odniesienia do historii Rosji, stroje przywodzące na myśl postaci Anny Kareniny, Siemiona Budionnego oraz Włodzimierza Lenina, zapewniły projektantce szybki rozgłos, również za granicą. Designerkę można było podziwiać między innymi w angielskim „Sunday Times”. Na zdjęciu uśmiechnięta młoda dziewczyna, cały pokaz zresztą wykonany był w podobnej koncepcji. Lansujące długość mini modelki przedefilowały przed publicznością tańcząc, bawiąc się i skacząc w rytm bigbitowej muzyki. Po odcięciu się od Cory, Grażyna Hase była dyrektorem artystycznym spółdzielni „Moda i Styl”. Tam, w wirze zamówień dla rozmaitych firm, projektowała przynajmniej cztery kolekcje rocznie. Każdym sezonem rządziły reguły, podobnie jak teraz wytyczano paletę kolorystyczną i modne fasony. W latach 80. projektantka wymarzyła sobie własne miejsce, coś na kształt atelier. Ministerstwo nie poparło pomysłu, ale zgodziło się na galerię sztuki współczesnej. Tym samym na mapie Warszawy pojawiła się Galeria Grażyny Hase na Marszałkowskiej.
Catwalk#16|51
zdjęcia: Barbara Bagińska | Imago Fotografie modelki: Weronika Parys, Izabela Gettel asysta: Piotr Pazdyka, Olga Wąsik
52|Catwalk#16
Catwalk#16|53
54|Catwalk#16
Catwalk#16|55
56|Catwalk#16
Catwalk#16|57
58|Catwalk#16
WALCZY RAZEM Z NAMI Piękna i odważna - z Martą Dyks, światowej sławy modelką, rozmawiamy o prawach kobiet, feminizmie i doświadczeniach w branży modelingu. rozmawiała Klaudia Litkowska
Catwalk#16|59
Co w sytuacji, w której znalazły się obecnie polskie kobiety - którym grozi ograniczenie podstawowych praw do wolności i samostanowienia - najbardziej skłoniło Cię do działania i organizacji Marszu Godności? Kiedy organizowałyśmy Marsz Godności było już gorąco w temacie projektu ustawy, jednak nikt nie sądził, że sprawa aż tak się zaogni. Ten projekt był impulsem, momentem, kiedy mówi się dość. Marsz Godności poruszał jednak więcej problemów, na jakie napotykają kobiety. Walczyłyśmy o karanie gwałcicieli, poszanowanie godności, skuteczne ściąganie alimentów, przeciwdziałanie przemocy domowej, która ma różne oblicza, oraz dostęp do nowoczesnej medycyny, ochronę naszego życia i zdrowia oraz samostanowienia. My te prawa teoretycznie mamy, tylko nie są one respektowane w praktyce.
Po Marszu Godności nadal angażujesz się w walkę o prawa kobiet. W jaki sposób działasz? Staram się mówić o prawach i problemach kobiet gdzie tylko mogę. Wierzę, że kropla drąży skałę. Włączam się we wszystkie akcje prokobiece, a jako sztab Marszu Godności uczestniczymy w organizowaniu i wspieraniu innych protestów, działamy razem, wraz z innymi stowarzyszeniami, fundacjami, organizacjami i ruchami oddolnymi. Przede wszystkim edukuję się w tym zakresie, uczę się od najlepszych, od kobiet, które poświęciły lata na obronę praw kobiet i wspieranie kobiet. Prawo, historia, retoryka. Biorę udział w seminariach, wykładach i warsztatach. Natomiast na przyszły rok, jak się uda, to na pierwszą połowę roku planuję swoją akcję społeczną, kierowaną do kobiet i wspierającą kobiety. Czeka mnie dużo pracy, ale poruszę temat, który, mam nadzieję, przyda się każdej kobiecie bez względu na wiek, wygląd, miejsce zamieszkania, wyznanie czy sympatie polityczne. Myślę też o jakiejś formie edukowaniu najmłodszych, ponieważ wszystko zaczyna się w przedszkolu. Dlaczego Jaś ma być silny i dzielny, a Ala ładna i grzeczna? Dlaczego to dziewczynka ma pomagać mamie, a chłopiec tacie. Niczyja tożsamość płciowa nie zostanie
60|Catwalk#16
zaburzona. Warto uświadamiać pewne rzeczy od małego. Chcę odczarować stereotyp tego potwora- feminizmu.
Podróżujesz po całym świecie. Na co dzień spotykasz się z innymi kulturami. Czy w jakimś innym kraju, w którym przebywałaś, sytuacja kobiet wygląda podobnie? Sprawa jest prosta. Jest siedem państw, gdzie aborcja jest całkowicie nielegalna pod groźbą kary więzienia. To Salwador, Nikaragua, Gwatemala, Chile, Watykan, Dominikana, Malta. Możemy zaraz stać się numerem 8 w tej grupie barbarzyńskiego traktowania kobiet. To najbardziej restrykcyjne prawo z możliwych w tym zakresie, nie dopuszcza nawet sytuacji wyjątkowych. Badania i statystyki dowodzą, że zaostrzenie prawa nie zmniejsza ilości przeprowadzanych aborcji, zwiększa natomiast śmiertelność i powikłania zdrowotne. Nie mówimy już nawet o sytuacji wolnego wyboru, czasami po prostu to konieczność w celu ratowania życia lub zdrowia kobiety. Proszę zobaczyć jak mało jest tych krajów i co to są za kraje, jaką politykę się tam stosuje. To z jednej strony, a z drugiej w kraju zachodnim ucywilizowanym wsiadam do samolotu, bladym świtem z kilka osobami, o nowoczesnych liberalnych poglądach i co słyszę? „ Nie dość, że mamy koszmarny lot bladym świtem to jeszcze kobieta jest pilotem” Kurtyna…
„Nawet złe doświadczenia są nauką na przyszłość” - jaką lekcję możemy wynieść dla siebie z sytuacji, która obecnie ma miejsce w Polsce? To bardzo dobra, ale brutalna lekcja. To piwo, którego sami sobie nawarzyliśmy. To skutek zaniedbań ze strony polityków i poprzednich partii, ale też wina nas – społeczeństwa, niedojrzałej demokracji, to też nasze zaniedbanie. Przyzwyczailiśmy się do tego, że jest dobrze, jest cicho, rozleniwiliśmy się jako społeczeństwo. Nastąpiło przebudzenie. To dobra lekcja dla demokracji, zwłaszcza dla mojego pokolenia. Zdamy sobie sprawę, że ten kraj i jego losy są w naszych rękach i to od nas zależy jak dalej będzie wyglądało nasze życie, że polityka to nie smutni panowie na ulicy Wiejskiej w Warszawie, polityka to nasze życie, nasza przyszłość.
Dużo ludzi zrozumiało, że wybory to ważny element i to nie tylko prawo, ale też obowiązek. Może właśnie zdaliśmy sobie sprawę z tego, że to ważne. Liczę na to, że frekwencja w każdych następnych wyborach będzie o wiele wyższa.
Co musiałoby się stać, żebyś pomyślała: „Osiągnęłam cel, naprawdę pomogłam tym kobietom, dałyśmy radę”? Ciężko mi to sobie wyobrazić, bo chyba już pogodziłam się z tym, że nie spocznę. Niestety, moją największą wadą jest perfekcjonizm i to nie związany z wyglądem czy ubiorem albo czystością mieszkania, ale chyba ten bardziej zgubny – jak coś robię, to na 150%, jak się za coś zabieram, to na maksa, wszystko albo nic i ciągle mi mało. Zazwyczaj myślę sobie – można było lepiej, chociaż wcześniej staram się dać z siebie najwięcej, żeby nie dopuścić do sytuacji kiedy mówię – mogłam więcej. Temat praw obywatelskich, praw kobiet i realnej pomocy to jeszcze bardziej skomplikowana sprawa. Myślę, że nie ma utopijnej rzeczywistości, kiedy dochodzimy do czegoś w tym temacie i mówimy sobie, teraz jest super, wreszcie można odpuścić. Pytanie, czy chcę być realistką, czy idealistką. Mi zawsze bliżej było do tego drugiego, ale spójrzmy prawdzie w oczy – pewne rzeczy są niemożliwe. Jaki jest cel, co mi się marzy? Żeby nie było przemocy domowej, psychicznej, fizycznej, ekonomicznej, żeby kobiety nie doświadczały gwałtów, żeby nie były traktowane z przymrużeniem oka, tylko na równi, żebyśmy mogły decydować same o sobie, o swoim ciele i sumieniu, żebyśmy nie były traktowane protekcjonalnie, żebyśmy mogły osiągać sukcesy w karierze bez przytyków i komentarzy o tak zwanych „znajomościach” ładnie mówiąc. To wszystko brzmi super, ale to co możemy zrobić to dążyć powoli do celu, (usunęłam „to” )pracować nad edukacją, nad dążeniem do karania przestępców, jednak nie wyeliminujemy całkowicie tych problemów. Pozostaje stawiać cele krótkoterminowe i je osiągać, a nad długoterminowymi pracować i dążyć do zmniejszania ilości problemów, szukania ich rozwiązań, a przede wszystkim edukowania. Kropla drąży skałę. Pomyślałam – osiągnęłyśmy cel, udało się po czarnym poniedziałku, kiedy kobiety i mężczyźni tłumnie wyszli na ulice i chwilowo
zablokowałyśmy projekt ustawy. To jednak był cel krótkoterminowy, bo to dopiero wierzchołek góry lodowej, ale wiem, że jeśli chcemy to możemy.
Powiedziałaś kiedyś, że nigdy nie doświadczyłaś przedmiotowego traktowania w świecie mody. Myślisz, że to dlatego, że jesteś silna? Nie doświadczyłam osobiście, ale wiem, że to może się zdarzać i na pewno się zdarza. Widziałam takie sytuacje, co więcej, było kilka takich sytuacji, kiedy próbowano i mnie tak potraktować, ale tu pojawia się ten moment na reakcję, u mnie nigdy nie skończyło się to przedmiotowym potraktowaniem. Do tego moment, o którym mówię, miał miejsce w wyjątkowym czasie – fashion week, ostatnie miasto Paryż, środek nocy, milion godzin bez snu i perspektywa kolejnych, wszystkim udziela się zmęczenie i stres. Nie wybielam tej branży, jednak nie oszukuję się, że ktoś będzie obchodził się ze mną jak z jajkiem. Wiem po co przychodzę, wiem co jest moim zadaniem, znam zasady, oprócz mnie jest masa innych dziewczyn i ekipy, która równie bardzo chce iść spać. Nic dziwnego, że ktoś w ramach przyspieszenia pracy staje się mniej ludzki. Oczywiście, to niefajne, ale trochę empatii dla świata i ludzi nikomu nie zaszkodziło. Po prostu wiem kiedy odpuścić, bo to tak zwany wypadek przy pracy, a kiedy powiedzieć stanowcze nie, bo ktoś jest po prostu chamem. Tak samo jest w tej branży, jak i każdej innej, a najczęściej niestety w życiu prywatnym i tak zwanym spożywczaku. Ludzie po prostu zaczynają się traktować przedmiotowo bez względu na dziedzinę, w której pracują. Można wymieniać bez końca, korporacje, świat filmowy, polityka, medycyna. Częściej się z tym spotykam prywatnie niż zawodowo. Branża, w której pracuję jest wyjątkowo sfeminizowana.
Swoją drogą, czy świat mody jest rzeczywiście tak przemocowy wobec kobiet, jak pokazują produkcje filmowe, głoszą plotki i obiegowe opinie, czy może dokonała się w nim jakaś zmiana? Modeling i cała ta branża jest strasznie demonizowana. Rozumiem, jest to kontrowersyjne, młode dziewczyny, wielki świat, mierzenie ciała,
Catwalk#16|61
samotne wyjazdy z dala od domu, pieniądze. Nie wiem czy dokonała się zmiana, bo zmiana przede wszystkim, to dokonać się może w myśleniu i stereotypach, a tak się raczej nie wydarzy. Jak oglądam filmy o modelkach, to przepraszam, ale zazwyczaj jestem mocno zażenowana. Wszystkie są takie same, modelki są postaciami tragicznymi, wręcz głupimi, wyjazd z domu rodzinnego zawsze z małego miasteczka, zostawianie rodziny, nastoletniego chłopaka, młoda naiwna dziewczynka trafia do wielkiego miasta, seks, koks, gwałty, jakieś ciąże, no i klasyk – romans z fotografem, molestowania, imprezy, alkohol, o samej pracy jakoś najmniej. Strasznie dużo jak na jedną postać. Nie widziałam jeszcze filmu, który pokazałby, albo próbował pokazać, jak jest naprawdę. Zabieranie się za film o modelkach z założeniem podtrzymania stereotypu bądź mocowania scenariusza na stereotypie, to dość marne założenie na początek. Nie wiem też o jakiej przemocy w ogóle mówimy. Branża mody jest jedną, jak nie jedyną, sfeminizowaną branżą, a już na pewno jedyną, gdzie to kobiety zarabiają więcej od mężczyzn. Proszę zauważyć błąd logiczny, którzy „hejterzy” sami sobie wykładają. Będę używała słownictwa, którego używa się w tym kontekście. Jedną z rzeczy, którą zarzuca się modelkom, to sypianie z kimś w celu zdobycia pracy, prestiżu czy bóg wie czego, z drugiej strony mówi się, że w branży są sami geje. No i gdzie tu logika? Poza tym, o tym, czy ktoś dostaje zlecenie, czy nie, nie decyduje jedna osoba. To sztab ludzi – od fotografa, po casting directora, włącznie z ludźmi z marketingu danej marki. W tych plotkach jest dużo emocji, a mało trzeźwego osądu. To z czym się zgadzam i co chętnie bym oprotestowała, to przyjmowanie do agencji i wpuszczanie w wielki świat pracy, bo to przede wszystkim praca, dziewczyn, które są jeszcze dziećmi i na pracę mają jeszcze dużo czasu w swoim życiu, a przede wszystkim nie mają dojrzałości, która jest niezwykle ważna. Masz dwa domy - Warszawę i Nowy Jork. Myślę, że są to dwa różne światy. W Ameryce kobiety muszą walczyć, czy mogą być spokojne o swoje prawa? Przede wszystkim należy pamiętać, że w Stanach Zjednoczonych mamy prawo stanowe, więc
62|Catwalk#16
nie można uogólniać, bo one się od siebie różnią. Kobiety w USA borykają się z wieloma utrudnieniami. Stany Zjednoczone są jedynym państwem zachodnim i jedynym z trzech na świecie, które nie zapewniają płatnego urlopu macierzyńskiego. Po urodzeniu dziecka jest tylko 12 tygodni bezpłatnego urlopu. To trochę kiepska perspektywa, a potem co? Żłobki i przedszkola są niewiarygodnie drogie, kobiety maja rozterki, czy zostawać z dzieckiem, czy wracać do pracy. Tam też pojawiają się problemy, jednak jest to problem zupełnie innej natury niż ten w Polsce, gdzie naraża się nasze zdrowie i życie. Poniedziałkowy strajk, weekendowe demonstracje w Łodzi, Warszawie i wcześniejsze w całej Polsce pokazały, że kobiety nie boją się zabierać głosu. Obserwujesz to i jesteś dumna z Polek? Nie boimy się zabierać głosu, tylko szkoda, że tak długo czekałyśmy. Zażartuję, że to typowo kobiece. Siedzimy cicho, ale jak miara się przebierze, to jest afera. Jestem dumna nie tylko z Polek, jestem dumna przede wszystkim z kobiet, bo były z nami kobiety innych narodowości, wspierano nas z zagranicy, jestem dumna też z tego, że wreszcie ocknęli się też panowie i bardzo nas wspierali. Na co dzień nie da się tak bardzo odczuć kobiecej solidarności, chociaż im jestem starsza, tym doświadczam tego częściej. Wydaje mi się, że te dni, protesty spowodowały, że poczułyśmy się silniejsze, jest nas dużo, nie jesteśmy same, czujemy się bezpieczniejsze, bo wiemy, że możemy. Mamy tę moc!
Catwalk#16|63
powerpuff
zdjęcia: Alice Nowicka AKR Photo modelka: Wiktoria Kuźma asystentka: Karolina Bloch
64|Catwalk#16
CZY MODA JEST KOBIETĄ? Aby odpowiedzieć na to pytanie, połączę w tym tekście tak różne wątki, że niektórym mogłyby nawet wydać się to zupełnie nielogiczne. Jednak przekonamy się, że całkiem spójnie ze sobą współgrają i tworzą odpowiedź na powyższe pytanie. Powtórzę je jeszcze raz: czy moda jest kobietą? Natalia Miler
82|Catwalk#16
Osobiście nigdy takiego pytania przed sobą nie postawiłam, ale myślę, że nie ja jedna. Zazwyczaj wcielamy się w rolę konsumenta – dokonujemy pewnego zakupu, wymiany „towar za pieniądz” i mniej lub bardziej cieszymy się nowonabytą rzeczą. Nawet jeśli ktoś interesuje się modą, regularnie odwiedza różne portale lub blogi, śledzi nowości wydawnicze, raczej nie znajdzie tam takiego pytania. A skoro już ono padło, jaka jest odpowiedź? Rzeczownik moda w języku polskim jest rodzaju żeńskiego, podobnie jak w języku francuskim, włoskim, hiszpańskim, rosyjskim, a nawet arabskim. Pochodzi od łacińskiego słowa modus, które to jest już w rodzaju męskim, a oznacza m.in. miarę, rozmiar (zatem jakiś związek z dzisiejszym znaczeniem jest zachowany). Jednak nie traktujmy tego łacińskiego przodka aż tak poważnie i stwierdźmy, że obecnie w języku moda jest kobietą. Można tutaj zauważyć analogię między pierwszymi ludźmi – Adamem i Ewą. Ewa powstaje z Adama, więc musi on mieć w sobie dwie cząstki: zarówno męską, jak i żeńską. Natomiast Ewa jest kobietą stworzoną z mężczyzny, więc podobnie jak Adam, posiada te same dwie cząstki. Jednak to ona będzie mogła dać życie. A czy moda nie jest aktem twórczym, rodzącym? Czy projektant nie jest tym, który płodzi? W tym wypadku moda jest androgynią, jest pierwszą parą ludzi, jest kobietą i mężczyzną. W średniowieczu, około XI wieku, pojawia się w kulturze kult kobiety. Liczne rzeźby i portrety Matki Boskiej pojawiają się m.in. dlatego, że oddaje się jej cześć właśnie jako kobiecie. Poezja trubadurów, wierzenia katarów, wszystko prowadzi do uwielbienia
kobiety. Chwali się ją, wielbi, a nawet ubóstwia. Moje nawiązanie do średniowiecza również ma tutaj swój cel. Otóż dziś wielu projektantów to mężczyźni. Mężczyźni, którzy jednak tworzą głównie dla kobiet. Wielkie nazwiska jak Dior, Gucci, Lagerfeld, Valentino, Armani, wspaniali Elie Saab, Zuhair Murad, Tom Ford, Alexander McQueen. Starsi i młodsi, żywi i umarli – wszyscy tworzyli dla umiłowania kobiety. Czy nie oddawali hołdu tym, które ich urodziły? Tym, które kochali, uwielbiali lub nienawidzili? Matki, kochanki, przyjaciółki, wzory do naśladowania. Yves Saint Laurent jest pierwszym, który zaprojektował damski garnitur. Każdy z tych mężczyzn tworzy lub tworzył rzeczy, których kobiety pożądają i pragną. W końcu są to rzeczy właśnie dla kobiet i z myślą o nich stworzone. Więc nawet, jeśli moda byłaby w tym wypadku mężczyzną, a nie można jednoznacznie opowiedzieć się za tym stanowiskiem, bo przecież mamy również kobiety-projektantki – to jednak jej dusza jest kobietą. Co z tego wynika? Nie odpowiem jednoznacznie moda jest mężczyzną lub moda jest kobietą. Myślę, że jest zarówno kobieca, jak i męska, równie delikatna, jak i silna, zmysłowa i pociągająca. Tworzą ją i mężczyźni i kobiety dla siebie nawzajem, próbując odgadnąć swoje potrzeby i nanosząc odrobinę kobiecego lub męskiego szlifu. Czy jest ciałem mężczyzny, a duchem kobiety? Czy jest antyczną androgynią? Osobiście chciałabym, aby była jak Adam i Ewa, którzy w sobie mają swój początek i jedno nie może istnieć, jeśli nie istnieje drugie. A zatem, ani bez mężczyzny, ani bez kobiety nie byłoby mody.
Catwalk#16|83
WOMEN CHOOSE WOMEN Droga kobiet do zdobycia prawa tworzenia sztuki na szeroką skalę była długa i miała wiele etapów. Poczynając od tego czasu, w którym kobiety były tylko obiektem inspiracji, przez walkę o zdobycie głosu w latach 60. XX wieku, kończąc całkowitą możliwością tworzenia oraz odbioru tego przekazu przez masy. Na początku swojego istnienia, sztuka feministyczna atakowała. Klaudia Litkowska
84|Catwalk#16
Przez emocje, histeryczną złość, pewność siebie i określone cele, takie kobiety jak Judy Chicago, Miriam Schapiro, Sheila Levrant de Bretteville, Linda Nochlin zapewniły feminizmowi stałe miejsce w zmaskulinizowanej rzeczywistości. Obalono mit płci pięknej i dawny sposób myślenia o niej. Kobiety jako masy, później indywidulane jednostki tworzące trudne do zdefiniowania zjawisko sztuki feministycznej, zaczęły mieć swoje miejsca w kulturze na całym świecie. Niezgoda na uprzedmiotowienie i zwrócenie uwagi na zmniejszanie wartości prac, do których przypisał kobiety współczesny świat, sprawiły, że mają one moc sprawczą i potrafią „odczarować” wiele stereotypów dotyczących kobiecości, tworzonych od stuleci przez mężczyzn. Kobiet w Polsce, które dokonują przemian świadomości społeczeństwa dzięki sztuce, jest wiele. Ewa Partum, 71-letnia artystka, która zajmuje się szeroko pojętą sztuką konceptualną i performancem zajmowała się także pozycją kobiety w świecie sztuki. Pod koniec XX wieku poruszała tematy związane z cielesnością, wiekiem oraz samoświadomością w performance – „Mój problem jest problemem kobiety”, gdzie naga wśród ludzi poddaje się postarzającej charakteryzacji tylko połowy ciała. Głównym narzędziem artystycznym Partum jest właśnie jej ciało. To nim protestuje przeciwko większości mężczyzn wśród wystawców na „Polskiej Awangardzie 1930-90”. W „Stupid Woman” parodiowała zachowania kobiet (obiektów), które spełniają pragnienia i oczekiwania mężczyzn. W jednym z wywiadów, dla „Wysokich Obcasów”, mówi: „Kobietę, która się rozbiera publicznie, ukazuje się jako wroga, nieposiadającą ludzkich uczuć.”
I Ewa Partum, jako wróg, walczyła dla kobiet – „Kiedy zobaczyłam, że mężczyźni mimo moich wczesnych realizacji nie doceniają mnie jako artystki konceptualnej, to był dla mnie impuls, żeby wyjść poza sztukę, którą tworzyłam do tej pory. Żeby mówić o czymś, co nie dotyczy tylko sztuki, ale ma związek z rzeczywistością.”. Natalia Lach-Lachowicz od 1975 r. zajmowała się feminizmem, czyli jak sama mówi „sztuką kobiet”. Walczyła o to, żeby kobiety weszły w dobrą sztukę i żeby zaistniały w pełni. Jakiś czas mieszkała w Nowym Jorku, bo tam dostała stypendium Fundacji Kościuszkowskiej, ale jak podkreśla „kocha Europę” i dlatego do niej wróciła. Tak jak w przypadku Partum, Natalia LL w sztuce operowała ciałem. Wiązało się to konceptualizmem i body-artem. W jej pracach i performance’ach chodziło o pokazywanie ciała, przemian biologicznych i popędów. Już nieżyjąca i ostatnia z trzech artystek uważanych za prekursorki sztuki feministycznej w Polsce Maria Pinińska-Bereś zajmowała się głównie rzeźbą. Pracując pod okiem Xawerego Dunikowskiego szukała własnego stylu, ale też podkreślała, że: „Jemu zawdzięczam dbałość o formę”. Różowy, cukierkowy kolor stał się jej znakiem rozpoznawczym. Była niezależna i tego samego oczekiwała od innych, między innymi od swojej, wtedy małoletniej, córki Bettiny, która również jest artystką. Podobno „problemy kobiet będą istniały dopóki istnieją mężczyźni” i moim zdaniem dobrze, że one i oni istnieją. W innym przypadku nie byłoby tych wielkich nazwisk kobiet, tych przemian, tych nowych nurtów. Czyli to wszystko dzięki mężczyznom?
Catwalk#16|85
86|Catwalk#16
DUET, KTÓRY MA W GŁOWACH KOSMOS Z Aleksandrą Ozimek i Jakubem Pieczarkowskim rozmawiała Justyna Mysior-Pajęcka
Catwalk#16|87
Chwilę temu w sieci pojawiły się lookbook i sesja promująca najnowszą kolekcję marki Odio, założonej przez Aleksandrę Ozimek. W ostatnich sezonach projektantkę kojarzyliśmy głównie jako połowę duetu „Odio i Jakub Pieczarkowski” znanego z awangardowych pokazów mocno zapadających w pamięć. Widzę solowy projekt i wyobrażam sobie jak pojawiają się plotki o rozpadzie tej kolaboracji, bo przecież „jak to?!” Odio bez Pieczarkowskiego to jak Dolce bez Gabbany, Viktor bez Rolfa. Na wywiad umawiam się z Olą w ich łódzkiej pracowni. Zakładam, że obejrzę nową kolekcję i trochę o niej porozmawiamy. Mam w głowie jakiś ustalony plan, ale jak to zwykle bywa z planami, wszystko zmierza w odwrotnym kierunku. Na miejscu okazuje się, że ubrań to za bardzo nie pooglądam, bo kolekcja jest już gdzieś w obiegu i w większości znajdują się one z dala od pracowni. Chociaż sukienka w paski, którą decyduję się przymierzyć daje mi pewność, że będą one świetnie leżały niezależnie od sylwetki osoby, która zdecyduje się je nosić. Naprawdę dawno nie czułam się tak dobrze w jakiejkolwiek sukience, nie mówiąc o tym jak dobrze wyglądały moje biodra, których na ogół nie uważam za atut. Ubrań brakuje, ale jest Jakub Pieczarkowski, ja przekonuję się, że ten duet ma w głowach kosmos, a rozmowa schodzi na tematy zupełnie niepowiązane z nową kolekcją Odio. Po chwili spędzonej w ich towarzystwie materiału mam tyle, że spokojnie wystarczyłoby na rozdział książki, choć do dyspozycji mam przecież kilka stron Catwalku. Jak widać między projektantami wszystko jest jak najbardziej w porządku i nie zamierzają rezygnować ze współpracy, choć każde z nich chce też rozwijać własne projekty. Pracują na deadline, mają długoterminowe plany, pracę nad nową kolekcją zaczynają jeszcze w trakcie tworzenia poprzedniej. – Czasem nowe pomysły pojawiają się, kiedy mamy już zaplanowany
88|Catwalk#16
cały pokaz, nie ma sensu ich włączać do tego co już jest praktycznie skończone, ale jeśli są dobre chcemy korzystać z nich później – mówią. Choć sam proces tworzenia kolekcji trwa około dwóch tygodni, praca nad koncepcją zajmuje nawet pół roku. Pracując nad nią potrafią spędzić tyle czasu w pracowni, że po pokazie nawet nie mają ochoty do niej wchodzić. Kiedy nie przygotowują się do pokazu tworzą inne, może trochę bardziej komercyjne projekty jak ten dla festiwalu „Domoffon”. Miejmy nadzieję, że idea się przyjmie i kupią ją inne podobne wydarzenia. Rozmawiamy o modzie, o Michale Witkowskim i o tym czy potrafiliby nie pracować w duecie. Przepięknie uszyty jest ten płaszcz (*biało-czarny z nowej kolekcji Odio). Kuba: Jak nikt go nie kupi, to ja to zrobię. Ola: Prawdopodobne, że nikt go nie kupi. Te najcięższe rzeczy zwykle zostają u nas najdłużej. Klienci boją się je kupować. Kuba: Ale umówmy się, płaszcze są po to, żeby podbić całą kolekcję. Na przykład te z kolekcji „Rat Salad” sprzedały się po trzech latach za pierwszą cenę. Może po prostu pokazujemy te rzeczy za wcześnie?
Korzystacie z sitodruku, który wydaje się być zapomnianym rzemiosłem. Kuba: Bo nikomu się nie chce brudzić rączek. Ja poznałem sitodruk pięć lat temu dzięki Oli i wiem, że to ma nieskończone możliwości. Ola: Myślę, że w tym jest właśnie ta siła, że nikomu się nie chce tego robić. Można powiedzieć, że sitodruk jest podobny do fotografii. To jak nakładanie negatywu na materiał światłoczuły. Kuba: To też jest świetne rozwiązanie, kiedy nie ma odpowiednich tkanin. Zobacz, że polscy projektanci ciągle szyją z tego samego. Lepiej trochę się pomęczyć i zrobić coś zupełnie swojego.
Ola: Właśnie, ja nie znoszę momentu, kiedy kupimy jakiś materiał i później ktoś go używa, nawet jeśli jest to u nas materiał na podszewkę. Później widzę tylko „sukienkę z podszewki”. A to wynika z tego, że wszyscy kupują tkaniny w Polsce? Kuba: W Polsce brakuje dobrych tkanin, a jak już są, to jest ich mało. Wszyscy znają trendy. Często same ubrania też niewiele się różnią. Jak będzie modny camelowy płaszcz na zimę to wszyscy będą chcieli mieć tę samą camelową wełnę. Ostatnio często słyszę, że ludzie już nie chcą nosić naturalnych materiałów, chcą domieszek, poliestru. Mówią „nie, przecież to się będzie gniotło”. Troszkę mnie to przeraża. Ola: Ale w przypadku niektórych tkanin nie da się tego uniknąć, więc lepiej to wykorzystać jako coś dobrego. Niech się gniecie tak, żeby nikt nie uznał, że to przypadek. Kuba: Trzeba zrobić z tego atut. Tak, żeby każdy widział, że te rzeczy wyprasowane wyglądałyby dużo gorzej. Na przykład my tak robimy. Gramy kartami, które mamy. Wyobrażacie sobie w ogóle nie pracować w duecie? Ola i Kuba: Tak. Kuba: Ale jednocześnie też coś wspólnie robiąc. Ola: Z nami jest tak, że każde z nas ma swoje bardzo mocne skille i się po prostu odciążamy. Nie wyobrażam sobie wszystkiego przeprowadzić sama, kolekcja, pokaz. Chyba bym oszalała. Kuba: Mam dokładnie tak samo. Myślę, że tak dobrze się dobraliśmy, że to wszystko weszło na taki poziom, że w pojedynkę byśmy tego nie osiągnęli. Zresztą zanim zaczęliście działać jako duet, Ty już robiłaś grafiki do kolekcji Kuby.
Ola: Tak, właściwie od razu jak się poznaliśmy wiedzieliśmy, że musimy coś zrobić razem. Od początku wszystko szło w odpowiednim kierunku. Kuba: Wiadomo, że są jakieś sprzeczki, ale tyle czasu już to robimy, że kiedy robię jakieś zlecenie z kimś innym pojawia się pewien dysonans. To już nie jest to samo. Utrzymujecie się już całkowicie ze swoich kolekcji? Dwa lata temu mówiłaś, że cały czas pracujesz na etacie. Ola: I nadal pracuję. Robię inne rzeczy, dla zupełnie różnych klientów niż to co robimy tutaj. Kuba: Ja akurat nie pracuję na etacie, ale biorę różne zlecenia, na przykład czasem stylizuję. Ale myślicie, że gdybyście sprzedawali swoje rzeczy drożej, to sprzedawałyby się lepiej albo na podobnym poziomie? Kuba: Na pewno nie tutaj. Może jakbyśmy znaleźli jakiś kanał zagranicą, jakbyśmy podjęli współpracę z jakąś agencją, wtedy ceny też musiałyby być wyższe. Ola: Podejmowaliśmy już różne rozmowy w innych krajach, ale targowanie się o ceny mnie przerosło. Niektórzy proponują tak śmieszne pieniądze, że nawet nie masz ochoty się za to zabierać. Wasze rzeczy będzie można znaleźć też w Sodomie, która niedługo otwiera się w Łodzi. Kuba: Tak, to w ogóle będzie świetne miejsce. Ubrania też są na przykład w Cat Cat czy Fashion Dealers. Jest tylko taki mały problem, że to są zawsze miejsca, które prowadzą nasi znajomi, dlatego wiemy, że będą wypłacalni i ta współpraca się dobrze układa. Inaczej mogłoby być, gdyby to był ktoś zupełnie obcy. Ola: I wtedy tracisz więcej energii na przepy-
Catwalk#16|89
90|Catwalk#16
chanki niż na robienie nowych rzeczy. Teraz jest dużo bogatych dzieciaków, które chcą robić ciuchy, zakładać showroomy, brać rzeczy w komis. Proponują horrendalne stawki za wieszak. Kuba: Bo to jest teraz modne, taki chwilowy boom po „Project Runway”, to zaraz minie. Ola: Ale wydaje mi się, że to już dość długo trwa, jakieś cztery lata. Kuba: No i jeszcze tyle potrwa, ale później ucichnie. To trochę jak ze szkołami tańca po „Tańcu z Gwiazdami”. Kuba: No właśnie, zostały te, które istniały wcześniej albo powstałyby i bez tego. Jak był program „Idol” to każdy chciał nagrać płytę. Ja też chciałem być piosenkarzem. Ola: Teraz wszyscy chcą gotować. Zakładać knajpy. Kuba: Pamiętasz? My też chcieliśmy. Wracając do mody, niektórzy projektanci zaczynają świetnie, mają super projekty, a później zupełnie znikają albo robią sobie przerwę i próbują wrócić po tak długim czasie, że nikt nie pamięta tych dobrych początków. Kuba: Bo brakuje im ciągłości. Niektórzy jak na początku nie zarabiają to za szybko odpuszczają. A Ty musisz ludziom pokazać, nawet narzucić, że to co robisz jest dobre. Nawet jak nie masz pokazu czy kolekcji, to jakimiś projektami trzeba przypominać, że nad czymś ciągle pracujesz, że nie jesteś niedzielnym projektantem. Ola: A czasami te rzeczy tylko wydają się dobre, a najgorzej jest, jak zobaczysz je z bliska. Kuba: Albo jak ktoś robi ubrania dla szalonego płetwonurka w kosmosie, które nie mają żadnej funkcji, żadnego przeznaczenia, których nie możesz nosić razem ani z niczym zestawić, bo jest bogatym dzieciakiem i może sobie na to
pozwolić. Wszyscy w niego wierzą, ale to nie jest współmierne z jego umiejętnościami. Fajnie mieć taką sytuację, ale to też się kiedyś kończy. Mam wrażenie, że najfajniejsze projekty wcale nie zaczynają się od dużej kasy, a częściej jej braku. Kuba: No raczej. Zawsze tak jest, że te ograniczenia sprawiają, że jak chcesz, żeby coś wyglądało tak jak to wymyśliłeś to musisz pracować na tym co masz i często efekty są lepsze niż się spodziewasz. Ola: Nasze „ii +oW3rS” powstało tak naprawdę ze ścinków, które zostały z czyszczenia sit, mieliśmy tego 50 worków, przeglądaliśmy je, szukaliśmy największych. To było po „Rat Salad” i chcieliśmy wtedy zrobić kolekcję bez czerni, bardzo kolorową. Mieliśmy koncepcję. I to się super wpasowało w ten moment, bo byliśmy wtedy na dnie finansowym. Ja do tej pory się cieszę, że to w ogóle wyszło, bo nikt nie drukuje na takich futerkach. Kuba: Pamiętasz jak skończyliśmy spódnicę nad którą siedzieliśmy w pracowni jakieś 25 godzin? Płakaliśmy ze szczęścia, chociaż nie wiedzieliśmy co z tego będzie na drugi dzień. Czytacie w ogóle recenzję, śledzicie to co o Was piszą? Kuba: Od jakiegoś czasu nie śledzę. Jak ktoś nas gdzieś oznaczy, to sprawdzam. Już sam nie szukam. Nie mam potrzeby się denerwować tym, co ktoś napisał. Ola: Może to niekoniecznie dobrze, może za mało śledzimy to, czy ktoś założył coś naszego, czy jest gdzieś o nas jakaś informacja. W końcu to zawsze jakaś promocja. A pracując nad kolekcją, myślicie o grupie
docelowej, o tym dla jakich klientów tworzycie? Kuba: Oczywiście, my działaniami wokół po-
Catwalk#16|91
kazów, około artystycznymi sami w jakiś sposób kreujemy tę grupę. Wpływamy na ludzi, żeby oni chcieli to mieć. Ola: Stojąc gdzieś na targach zawsze wiem kto kupi te nasze rzeczy. Mogą to być bardzo różni ludzie. Może to być jakaś starsza babka po sześćdziesiątce, może to być Jaga Hupało, Witkowski, ale to są często ludzie, którzy mają bardzo dużo w głowie. Kuba: Ja zawsze patrzę na buty. Jak widzę w tłumie, że ktoś ma ładne, to zawsze przychodzi. Jeśli latem podchodzi dziewczyna w balerinach, to wiem, że nawet nie mam po co wstawać z krzesła. W ogóle to uważam, że baleriny powinny zostać zniszczone. Ola: Super jest to, że nasze rzeczy się pięknie niszczą, starzeją, że z biegiem czasu będą wyglądać zupełnie inaczej, ale nadal będzie się je dobrze nosiło. Widzę, że naszym klientom, którzy już mają nasze ciuchy od kilku lat, one cały czas dobrze służą. Właśnie, Witkowski, mówicie, że część ubrań z nowej kolekcji jest u niego. Was skandal z symbolem SS do niego nie zniechęcił. Ola: Oczywiście, że nie. Ja go uwielbiam. Ostatnio mnie nakłonił do przeczytania swojej książki, mówiąc, że jest o mnie. Kuba: Ja nie wiem jak można deprecjonować w naszym zaścianku modowym osobę, która ma dorobek literacki na takim poziomie. Większość osób, które to robią nie może się pochwalić nawet częścią tego w swojej dziedzinie. Jak można posądzać faceta w kolorowych ciuchach, ubranego w kryształki, który pisze
92|Catwalk#16
pedalskie książki o propagowanie SS? W ogóle osoby, z którymi współpracujemy, są super. Na przykład Jaga Hupało wydawała nam się niedostępna, bo to w końcu gwiazda, a okazało się że od razu złapaliśmy kontakt. Mamy super flow od początku. Ola: Jak się poznałyśmy, ja weszłam na backstage w żółtych włosach, krótkich ogrodniczkach i koszykarskiej koszulce. Miałam wczorajszy makijaż, bo za późno wstałam. Pomyślałam, że na backstage’u mnie umalują. Kuba: Ja pasowałem do ciebie wtedy, bo miałem kombinezon narciarski Adidasa. W każdym razie, Jaga podeszła do Oli i powiedziała „jesteś taka śliczna, najpiękniejsza na backstage’u”. Później zaczęliśmy się wszyscy przytulać. Współpracujemy cały czas, bo takie rzeczy trzeba pielęgnować.
zdjęcia: Sandra Gałka asystentka: Aleksandra Gałka modelka: Margareta Banaszewska model: Pete Wyszyński make up: Joanna Wilinska retusz: Janek Kwiatkowski
Catwalk#16|93
zdjęcia: Łukasz Auguściak model: Filip B. / Panda Models stylizacje: Krystian Sierszyński
94|Catwalk#16
facebook.com/MagazineCatwalk