Catwalk
#9,5
FashionPhilosophy Fashion Week Poland #11
redaktor naczelna: Anna Pajęcka zastępca redaktor naczelnej: Justyna Pajęcka zdjęcia: Rafael Poschmann autorzy tekstów: Justyna Pajęcka Łukasz Zasłona Michał Strzelecki skład i oprawa graficzna: Anna Pajęcka kontakt: kontakt@catwalkmagazine.pl zdjęcie z okładki: Rafael Poschmann facebook.com/posh.photographie?ref=ts&fref=ts zdjęcie pochodzi z pokazu kolekcji: Odio & Jakub Pieczarkowski
zdjęcie z plakatu ze str. 2: Kamil Bogdański
SPIS TREŚCI 6 FPFWP czwartek – w obiektywie Rafaela Poschmanna 20 Koniec złuódzeń? – tekst Justyny Pajęckiej 26 Łódź you like? – rozmowa Michała Strzeleckiego z Moniką Gromadzińską 34 FPFWP piątek – w obiektywie Rafaela Poschmanna 56 Modopolis z Monopolis – tekst Łukasza Zasłony 64 OFF Out of Schedule – w obiektywie Rafaela Poschmanna 100 Fashion Week po polsku – tekst Michała Strzeleckiego 104 Moda potrzebuje rewolucji! – rozmowa Łukasza Zasłony z Maksymilianem Gorockiewiczem 112 FPFWP sobota – w obiektywie Rafaela Poschmanna 138 Klaudia Markiewicz – nowa marka – rozmowa Michała Strzeleckiego z Klaudią Markiewicz 146 ale to już było… - tekst Justyny Pajęckiej
WSTĘP Być może kazaliśmy Wam długo czekać, ale wreszcie udało nam się skończyć prace nad specjalnym wydaniem magazynu Catwalk, w całości poświęconym jedenastej edycji FashionPhilosophy Fashion Week Poland. Podczas tej samej edycji pierwszy raz objęliśmy patronat medialny nad pokazami strefy OFF Out Of Schedule i wystawy fotograficznej Young Fashion Photographers Now. Ale sam fakt objęcia patronatu medialnego w żaden sposób nie wpłynął na naszą ocenę całej imprezy, o czym będziecie mogli przeczytać na kolejnych stronach magazynu. Zauważycie też, że niezależna ocena trzech redaktorów Catwalk jest mocno zbieżna. Dlatego bez wahania jako twórcy najbardziej udanych kolekcji tej edycji wymieniani są: Monika Gromadzińska, Klaudia Markiewicz, Kas Kryst, Ola Bajer - BOLA, duet Odio & Jakub Pieczarkowski, Magda Floryszczyk i Paulina Ptashnik. Jako najlepszy pokaz 11. odsłony jednogłośnie wymieniliśmy The Puppies, czyli markę tworzoną przez Maksymiliana Gorockiewicza, który debiutował podczas tej odsłony tygodnia mody, dlatego tym bardziej należą mu się wielkie brawa. Jak zwykle po FPFWP rozmawiamy z twórcami, którzy zrobili na nas tak duże wrażenie, że chcemy dowiedzieć się jak najwięcej o ich działalności. Tym razem są to Monika Gromadzińska, wcześniej wspomniany twórca marki The Puppies i również debiutantka w fenomenalnym stylu - Klaudia Markiewicz. A oprócz tego mnóstwo zdjęć z pokazów autorstwa znakomitego Rafaela Poschmanna. Nie przedłużając - miłego czytania i oglądania oraz być może - do zobaczenia podczas wiosennej edycji! Anna Pajęcka redaktor naczelna Catwalk
FashionPhilosophy Fashion Week vol. 11 CZWARTEK zdjęcia: Rafael Poschmann
#Magda Floryszczyk #Claudia Danna #Katarzyna Łęcka #Kędziorek
Magda Floryszczyk
Magda Floryszczyk
Magda Floryszczyk
Magda Floryszczyk
Claudia Danna
Claudia Danna
Kędziorek
Kędziorek
Katarzyna Łęcka
Katarzyna Łęcka
Katarzyna Łęcka
KONIEC ZŁUÓDZEŃ? tekst: Justyna Pajęcka zdjęcia: Rafael Poschmann
#zwyrd #klaudiamarkiewicz #thepuppies #monikagromadzinska #kaskryst Kilka tygodni temu zakończyła się kolejna, jedenasta już edycja imprezy Fashionphilosophy Fashion Week Poland, zwanej szumnie polskim tygodniem mody. Dzisiaj ten tytuł brzmi dosyć ironicznie. Mam wrażenie, że bardziej odpowiednie byłoby określenie Festiwal Rozczarowań i czuję się trochę jakbym miała deja vu. Zmierzch polskiej mody Dokładnie rok temu pisałam o swoim rozgoryczeniu związanym z jedną z poprzednich odsłon. W międzyczasie pojawiła się kolejna edycja, a z nią nowe złudzenia. W końcu jubileuszowa dziesiątka zawsze kojarzy się z czymś dużego formatu. Nowa lokalizacja. Więcej pokazów. Tydzień mody zbliżył się nawet do tygodnia nie tylko z nazwy i miał trwać prawie siedem dni. Wyczekiwane fajerwerki w rezultacie zdawały się jednak przypominać zimne ognie, których widok jak wiadomo nie jest już tak spektakularny. Fashion Week znów wylał na mnie kubeł zimnej wody i przypomniał, że Łódź to nie Mediolan, a my wciąż nie zeszliśmy na ziemię. Pół roku później znów zaczynamy wielkie modowe święto jak samą imprezę określiła Prezydent Łodzi, wykazując się przy tym dużą dawką poczucia humoru bądź niekontrolowanym optymizmem. Tym razem jest podobnie. Sponsorem programu po raz kolejny jest rozczarowanie przez duże R. Tylko zrobiło się trochę jakby smutniej. Atmosfera jakaś taka grobowa, a grupa ładnych ludzi ubranych na czarno zgromadzona przed wejściem tylko potęguje wrażenie jakbyśmy zmierzali na pogrzeb. Czy to apokalipsa polskiej mody i tylko cienka czerwona linia dzieli nas od wybuchu skandalu? Wyolbrzymiam. Nie zmienia to jednak faktu, że prognozy dla samego wydarzenia nie są zbyt pozytywne. Zminimalizowana liczba pokazów. Kiepska selekcja modelek. Sala świecąca pustkami. Showroom przypominający wiejski jarmark. Zresztą chyba nawet tam mamy większy wybór produktów. Goście też jakoś tacy mniej kolorowi. Można dużo mówić o światowym poziomie. Rzucać hasłami o tysiącach gości. Międzynarodowym zasięgu. Zagranicznej prasie. Ale
to ciągle będą tylko hasła. Można opierać się na liczbach. Tyle, że te nie działają tutaj na korzyść. To jedenasta edycja. A w tym przypadku powinno procentować doświadczenie. Tu nie ma miejsca na błędy, których nie było nawet pięć lat temu, kiedy Fashion Week startował. Tak naprawdę najgorszą rzeczą jaką można zrobić, kiedy już zbudujesz markę to opierać się tylko na logotypie. Na tym, że wszyscy już o nas słyszeli. Bo torebka Chanel nawet jeśli będzie kiepska i tak znajdzie zwolenników, bo w końcu ma metkę Chanel. Tylko, że w ten sposób przez dłuższy czas można manipulować tylko grupą osób nieświadomych dla których liczy się tylko ta właśnie metka. Ale świadomość odbiorców rośnie i nawet najlepszy PR nie pomoże, jeżeli nie obroni się jakość. Oczywiście, nie jest tak, że możemy doszukiwać się tylko negatywów, tworząc listę skarg czy zażaleń i sam Fashion Week należy spalić, a na jego miejsce postawić stadion, ale jeżeli coś ma potencjał warto mówić o tym co jest nie tak zamiast entuzjastycznie przyznawać, że wszystko jest świetnie, jeżeli w rzeczywistości ma to niewiele wspólnego z prawdą. Ale uznajmy, że więcej grzechów nie pamiętam i spróbujmy krótko podsumować ostatnią odsłonę. A gdyby tak zażądać autonomii dla strefy Off? Off Out Of Schedule. Czasem mam wrażenie, że gdybyśmy z tej strefy zrobili całkowicie odrębną imprezę byłoby to wydarzenie prezentujące naprawdę wysoki poziom. Szkoda tylko, że tym razem ta część została w pewien sposób pominięta. O ile lokalizacja, Monopolis była dość przyjemna, bardzo łódzka, a nawet na chwilę przywróciła klimat Bielnika i Elektrowni znany z pierwszych edycji FFWP to zminimalizowanie liczby niedzielnych pokazów do trzech, na dodatek umieszczenie ich w godzinach, kiedy część gości odsypia sobotnie afterparty to zabieg dość krzywdzący dla projektantów. Pomijając ten fakt, na najlepszy pokaz czekaliśmy tak naprawdę przez cały Fashion Week. Monika Gromadzińska i jej ‚Łódź you like?’ przypomniały mi czego brakuje mi w polskiej modzie. Za często sięgamy do zagranicznych wzorców. Nie czerpiemy inspiracji z tego co rodzime. Mamy zbyt małą świadomość własnej kultury, sztuki. Wstydzimy się tego co polskie. Lubimy mówić, że tu niczego nie ma, a tylko to co odległe może przynieść natchnie-
nie do stworzenia czegoś wartościowego. I chyba właśnie dlatego wciąż nie możemy mówić o modzie polskiej, a jedynie o modzie z Polski. Monika robi w tym kierunku ogromny krok do przodu. Sięga do twórczości Władysława Strzemińskiego i Katarzyny Kobro, artystów z których twórczością miał styczność każdy, kto choć raz odwiedził łódzkie Muzeum Sztuki. Wygląda przez okno i poprzez swoją kolekcję maluje Łódź taką jaką mogą zobaczyć ją tylko mieszkańcy. Ci, którzy mieli okazję chłonąć ten klimat. Nie jest to jednak pomnik, a raczej lustrzane odbicie. Do tego podkład muzyczny i możemy przez chwilę zobaczyć kawałek historii miasta włókniarzy. Mam nadzieję, że więcej projektantów będzie chciało iść w tę stronę, bo to naprawdę dobry kierunek. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że tym razem Monika pokonała nawet Kas Kryst, która podczas ostatnich edycji była nieoficjalną królową Offa, a pod względem ilości entuzjastów jej marki zdominowała tę strefę. Najnowsza kolekcja może i nie jest tak spektakularna jak poprzednie projekty Kas Kryst, ale i tak należą się jej szczere gratulacje. Rzadko się zdarza, że tak młodzi projektanci tworzą kolekcje tak regularnie i tak świadomie budują własną markę. Projektantka po raz kolejny przekonuje, że nikt tak jak ona nie rozumie czerni, tego jak wiele zastosowań może mieć ten kolor. Znów też na chwilę przenosi się w czasie, żeby do współczesności przenieść kolejną garść inspiracji. Jest trochę grzeczniej niż zwykle, ale na pewno nie nudno. Dodatkowy plus za dostosowanie się do sezonu. Łódzki Fashion Week ma to do siebie, że niewielu twórców zwraca na to uwagę w swoich projektach. Regularnie tworzonych kolekcji możemy się spodziewać też w przypadku marki Zwyrd, której debiut mogliśmy oglądać podczas dziesiątej edycji. Przyznam, że najnowsza propozycja trochę rozczarowuje. Poprzedni pokaz pozytywnie zaskoczył. Podejrzewam, że i dziś mogłoby być podobnie, gdyby projektant pozostał przy męskich sylwetkach. Co prawda ‚Self Destruct’ na tle dość wtórnych, niewyróżniających się kolekcji prezentowanych w Alei Projektantów wypada naprawdę nieźle. Jednak w porównaniu z ‚Core’ sporo traci. Brakuje mi tu zaangażowania, którym młody projektant wyróżniał się podczas debiutu. Mężczyźni u Zwyrda w nowym sezonie nie wydają się też tak silni. Jest troszkę mniej mocy. I choć tym razem Grzegorz Marcisz równie ambitnie podszedł do tematu, projektując tak-
ZWYRD
KAS KRYST
że modę dla kobiet, ta część pokazu zupełnie do mnie nie przemawia. Być może moje wymagania były w tym przypadku zbyt duże, ze względu na to jak dobre wrażenie wywarł na mnie Zwyrd poprzednią kolekcją i swoim podejściem do mody. Debiuty jednak wszyscy oceniamy bardziej łagodnie. Przy każdej następnej prezentacji nie ma już taryfy ulgowej. Wciąż jednak trzymam się opinii, że modzie marki Zwyrd warto dać szansę i czekać na rozwój. Tylko czy znowu się nie łudzę? Może tak jak w przypadku dokonań muzycznych opinia na temat drugiej płyty zawsze jest najbardziej surowa? Pozostając w temacie debiutów warto zwrócić uwagę na dwa największe odkrycia tej edycji - The Puppies i Klaudia Markiewicz. Pierwszy pokaz przywrócił wiarę w nowe marki na rynku mody męskiej w Polsce, bo właśnie takiej mody bardzo brakuje na łódzkim Fashion Weeku. Przyznam, że kiedy czytałam opis kolekcji miałam wrażenie, że nie wyjdzie z tego nic
JAROSŁAW EWERT
dobrego. Mnogość wykorzystanych materiałów, synkretyzm inspiracji, potencjał metaforyczny. Zwykle w przypadku początkujących projektantów takie hasła okazują się zabiegiem marketingowym i niewiele mają wspólnego z prawdą. A tutaj mamy pozytywne zaskoczenie. Odważne zestawienia. Łamanie barier. Nowa jakość męskiej mody. Motyw broni budzi skojarzenia z rewolucją. Ta kolekcja to pewien przełom. Zerwanie ze stereotypem. Wprowadzenie nowych rozwiązań. Jeżeli to wizja przyszłości polskiej mody, to jestem zachwycona. Klaudia Markiewicz swoją kolekcją udowadnia, że w modzie chce zaistnieć nie tylko jako popularna blogerka, ale przede wszystkim projektantka z konkretną wizją. To chyba jedyny naprawdę warty uwagi pokaz strefy Studio. Jest mrocznie, ale nie banalnie. Dopracowane detale. Świetne stylizacje. Charakterystyczny motyw żuka sprawia, że kolekcja nie znika w tłumie. Ogromny plus za dodatki. I chociaż historia jest
o przemijaniu projektantka z pewnością szybko tów. Cóż, zanim przekroczyłam próg łódzkiej hali Expo myślałam nawet o tym, że może zrobię janie zniknie. kieś zakupy. 5 minut spędzonych w tej strefie zuAleja Rozczarowań pełnie pozbawiło mnie złudzeń. Zastanawiam się Szkoda, że główny wybieg swoim poziomem od- czy jedynym kryterium decydującym o zakwalifistaje od pozostałych stref. O dziwo to te niszowe kowaniu się do grona wystawców było kryterium pokazy, które nie cieszą się taką popularnością jak finansowe. Trochę szkoda, że ktoś zapomniał te z Alei Projektantów są zwyczajnie lepsze. Co o selekcji, bo naprawdę nie było w czym wybierać. drugi pokaz słynnej Designer Avenue zdaje się Strefę poza pokazami zdecydowanie ratuje wystaopatrzony hasłem ‚sponsorowany’, a nawet naj- wa Young Fashion Photographers Now. Co edybardziej zdolni projektanci trochę jakby odpuści- cję możemy dzięki niej poznać prace naprawdę li i zdają się przypominać gwiazdy pop podczas zdolnych fotografów. Wbrew pozorom nie tylko gościnnych występów na popularnych festiwa- skupiających się na modzie. Edytoriale niektólach, które to co najlepsze zostawiają na indywi- rych mogliście zresztą znaleźć w poprzednich dualny koncert. Oczywiście są wyjątki. Duet Odio wydaniach Catwalku. Tym razem swoje prace i Jakub Pieczarkowski cały czas trzymają poziom prezentowali m.in.: Adam Cekiera, Jakub Kulig, wprowadzając gości w delikatnie psychodeliczny Ola Bydlowska czy Tomek Mac. Zdecydowanie klimat. Pozwalają też snuć domysły, że kogoś sko- lepsze rozmieszczenie zdjęć niż podczas dziesiąpiowali, bo przecież ktoś z Polski nie mógł wpaść tej odsłony FFWP. Lepsza lokalizacja. Szkoda, że na tak dobry pomysł. Ola Bajer, czyli Bola rów- sam wernisaż oparł się na kilku słowach o tym jak nież prezentuje wzrost formy i pokazuje najlep- to fajnie, że mamy w Polsce młodych fotografów szą kolekcję w karierze. Na uwagę zasługuje też mody, więc cieszmy się tym i pijmy wino. O ile Jarosław Ewert. Czy to przypadek, że akurat au- ciekawiej dla samych odbiorców, a na pewno letorzy najlepszych kolekcji Alei zaczynali właśnie piej dla autorów zdjęć byłoby, gdyby każdy z nich od strefy Off? Nie mogę zapomnieć o genialnej miał okazję powiedzieć kilka słów o pokazanych jak zwykle kolekcji Nenukko, a w szczególno- pracach. ści oprawie pokazu. To historia o rozczarowaniu kulturą masową i tęsknotą za autentycznymi więziami międzyludzkimi, jak mówią projektanci. Rzeczywiście można było odczuwać te emocje. To nie tylko modowe show, ale przede wszystkim wartościowy spektakl z bardzo dobrej jakości odzieżą w tle. Czy warto wymienić kogoś jeszcze? Kolekcje, które również zapamiętałam to Paulina Ptashnik, Magda Floryszczyk i Malgrau. Ale na tym chyba koniec. Nie chcę generalizować. Być może zapomniałam o kimś kogo projekty także zasługują na uznanie, ale skoro już po kilku tygodniach, które minęły od wydarzenia nie mam ich w pamięci, widocznie nic nowego nie wniosły. To oczywiście tylko subiektywna opinia i można się z nią nie zgadzać, ale przecież nie obiecywałam, że będę obiektywna. Showroom, czyli nie kupuję u polskich projektantów Oprócz samych pokazów organizatorzy przygotowali również dla nas szereg innych atrakcji. Najważniejsza to oczywiście showroom projektan-
Cóż, jedenasta już edycja przynosi więcej pytań niż odpowiedzi. Każdy wydaje się być już coraz bardziej zmęczony szukaniem pozytywów. Czy ta Łódź już tonie? Czy często poruszany kilka edycji temu temat przeniesienia Fashion Weeka do Warszawy nie został zbyt szybko zamknięty? Czy naprawdę musimy wciąż obserwować jak dobrze zapowiadający się projekt staje się ubogim krewnym tygodnia mody, tańszą linią, wersją dostępną dla wszystkich? Kolejny towarzyski bankiet zamiast modowej imprezy o naprawdę światowym poziomie. Czy to nam wystarcza? Czy jako entuzjaści mody nie wymagamy zbyt mało? Koniec złudzeń, drodzy Państwo. Czas otworzyć oczy.
ŁÓDŹ
you like?
z Moniką Gromadzińską rozmawiał Michał Strzelecki zdjęcia: Rafael Poschmann
Sztuka jest sposobem patrzenia na świat. Moda, jeden z jej obszarów, należy do kluczowych elementów, które tworzą obszar współczesnej kultury masowej i popularnej. Umiejętne posługiwanie się nią możemy przekuć na stworzenie własnej narracji. Jedna z najlepiej zapowiadających się projektantek, wykorzystując ten swoisty język, odczarowuje miasto jakim jest Łódź. W tle tej historii nie mogło zabraknąć FashionPhilosophy Fashion Week Poland.
opowieści. Tworzenie kolekcji jest jak pisanie jakiejś historii, która dla odbiorcy musi pozostać zrozumiała i czytelna. W jaki sposób przygotowywałaś się do prezentowanej kolekcji?
Był to dla mnie naturalny proces, ponieważ na co dzień mieszkam w Łodzi. Przyglądam się temu miastu odkąd się tu przeprowadziłam. Mówi się, że najciemniej pod latarnią. Pomyślałam sobie… jak mogłam jeszcze nie wpaść na to, że w tym mieście jest tak wiele antagonizujących się miejsc, które są dla mnie inspirujące. Całe miasto i to, co się tutaj dzieje, jest ewenementem w stosunku do innych miast w Polsce. Całe piękno jakie można z niego wydobyć, ukryte jest w kontrastach i pozornej brzydocie. Myśl Strzemińskiego, cały konstruktywizm miesza się tutaj z PRL-em, współczesną termomodernizacją, którą zresztą przełożyłam na nadruki w swojej kolekcji. Słynny łódzki „Retkiński Egipt” jest tutaj moim ulubieńcem i właśnie m.in. ten motyw pojawił Po raz kolejny swoją kolekcją udowodniłaś, że się na ubraniach. jesteś zdolną projektantką. Z sezonu na sezon Kiedy przeczytałem co stało się inspiracją dla rozbudzasz coraz większe zaciekawienie, a co Twojej kolekcji, moje zaciekawienie sięgnęło za tym idzie, stawia się Tobie coraz większą zenitu. Zastanawiałem się w jaki sposób młody poprzeczkę. Odczuwasz presję? Czytasz projektant może interpretować miasto, które recenzje na temat Twoich kolekcji i czy krytyka większość ludzi uważa za odpychające pod działa na Ciebie mobilizująco? wieloma względami. Poza tym uwzględnienie Bardzo interesuję się podsumowaniem tego, co tak wielu wątków jak architektura, łódzcy udało mi się zrobić do tej pory, ale poprzeczkę artyści i popkultura jest dość odważne. Co stawiam sobie wyżej sama. Właściwie, nigdy było dla Ciebie kluczem przy projektowaniu? nie dostałam złej recenzji, którą musiałabym Wyjściem do tematu był wspomniany kontrast się przejmować. Krytyka, jeśli już występuje, i antagonizmy, które tworzą klimat tego miasta. to ze strony znajomych, którzy bardziej mi Nie przeniosłam bezpośrednio pewnych doradzają niż krytykują, co zresztą pomaga mi elementów już istniejących, nie chodzi przecież w myśleniu o zmianach. Jestem ciekawa opinii o to, aby nadrukowywać coś co istnieje, innych, staram się ich słuchać, ale nie zawsze tylko przetworzyć to na swój własny sposób. kieruje się nimi w stu procentach. Ostateczną Symbolem np. pałacowego tematu są nadruki decyzję zawsze podejmuję sama. marmurowe i kwiaty, które odnoszą się do secesji, Co jest takiego w modzie, ubiorze, przepychu jaki cechuje łódzką architekturę że postanowiłaś zająć się właśnie historyczną. Kolejnym odniesieniem, ale też nie bezpośrednim do architektury, są motywy projektowaniem? zaczerpnięte z dorobku artystycznego Kobro Moja fascynacja modą dotyczy jej różnorodnych i Strzemińskiego. Następnym etapem było właściwości – tego, że można ją czytać, różnie odwołanie się do łódzkich klubów piłkarskich, interpretować i nadawać zupełnie nowe które również wpływają na podział miasta. Stąd znaczenia. Wcześniej nie wiedziałam jakich wykorzystanie herbów piłkarskich w jednej środków używać do budowania własnej z sylwetek.
Wracając do inspiracji artystami, czemu była na pierwszym planie. W kolekcji którą właśnie Kobro i Strzemiński? Czemu nie mogłam teraz pokazać, dominował obraz. np. Modzelewski, Fijałkowski, Łódź Kaliska? W tej kolekcji myślałam o architekturze, ale nie przeniosłam jej na formę ubrań, lecz znalazła Opierałam się na przeciwieństwach, dlatego ona swoje ujście bezpośrednio na tkaninie. mój wybór padł właśnie na nich. Ich W tej chwili interesują mnie formy i nadruki wewnętrzny konflikt małżeński, także w jakiś rodem z modernizmu, które chciałabym sposób wypisuje się w sytuację Łodzi, w której kontynuować. wszystko jest w rozłamie. Poza tym sztuka Kobro, jej bryły stoją również nieco w kontrze Zastanawiasz się nad pójściem w bardziej do malarstwa Strzemińskiego, które przywołuje komercyjny obieg. Do jakich odbiorców na myśl organiczne formy. kierujesz swoją linię ubrań? Planowanie przestrzenne polskich miast nie należy do najlepszych. Nasz gust estetyczny nie jest rozpieszczany. Łódź jest przykładem miasta, gdzie ciekawa, niestety w dużym stopniu zaniedbana zabytkowa architektura, koresponduje z tą mniej udaną z czasu socrealizmu. A Tobie jednak udało się stworzyć „dobrą kolekcję” na podstawie obserwacji, „tego brzydkiego miasta”.
Właśnie do takich, którzy nie chcą chodzić tylko w szarym dresie. Niestety sklepy w Polsce, Internet i ulice są przepełnione tego typu kolorystyką i ubiorem na wskroś, gdzie wszyscy wyglądają jednakowo. Do tego co ja proponuję trzeba się przekonać. Pewnie nigdy nie będzie tak, że po moje rzeczy będzie sięgać rzesza ludzi. Osób, które myślą o ubiorze np. tylko pod względem utylitarnym, nie zainteresuje moja oferta. Ale tych, którzy chcą się wyróżnić, są Zazwyczaj jest tak, że jeżeli ktoś się inspiruje interesujący i nie boją się koloru, moje projekty jakąś architekturą, to właśnie nie polską. Sięga przekonają. się raczej po inspiracje Azją, Skandynawią. Rzeczywiście, możemy odnaleźć tam przykłady Gdzie teraz można zakupić Twoje ubrania? uporządkowanej i spójnej architektury, estetyki, Wiadomo, że showroomy internetowe chłoną która jest w mainstreamie. Może z tego wyjść wiele „świeżych” kolekcji. W całej masie dobra kolekcja, albo bardzo banalna. Patrząc na tego co proponują, trudno w odpowiedni naszą mało uporządkowaną przestrzeń miejską sposób wyeksponować swoją kolekcję. W jaki z pewnością trudniej jest się nią zainspirować sposób myślisz o dotarciu do szerszego pola i przełożyć na tworzywo jakim jest materiał. odbiorców? W jaki sposób zatem Ty patrzyłaś na to miasto Jak na razie jestem na showroom.pl. Myślę, aby i swoją kolekcję? zacząć sprzedawać tam moją zimową kolekcję, którą pokazałam na poprzedniej edycji FW. Łódź jest dla mnie wielobarwnym miastem. W tej chwili prowadzę jeszcze rozmowy Różnorodności tej nie chciałam przełożyć z innymi dystrybutorami odzieży, ale jeszcze 1:1 w procesie tworzenia kolekcji. Starałam się nic nie jest potwierdzone. Myślałam o targach, to wszystko przefiltrować w taki sposób, aby ale przez pryzmat finansowy nie na wszystkie powstała historia o Łodzi. Lubię, kiedy ludzie mogę sobie pozwolić. potrafią czytać i interpretować treści nie do końca pokazane wprost. Masz długoterminowy plan na rozwój własnej marki? Przyglądając się Twoim wcześniejszym kolekcjom, uplasowałbym Cię jako Myślę, że muszę w końcu zacząć z kimś minimalistkę. Tą kolekcją zaprezentowałaś się współpracować, ponieważ jestem ciągle z innej strony, sięgając po nadruki i aplikacje sama. Nie mogę w pełni być jednocześnie inspirowane awangardą. W jakim kierunku marketingowcem, własnym managerem zmierzasz? i projektantką. Rzeczywiście, poprzednie kolekcje cechuje Chciałbym zapytać Cię o FW. Wielu bardzo prostota form i nacisk na konstrukcję, która dobrze zapowiadających się projektantów, po
pierwszej, bądź drugiej edycji nie pokusiło się o zaprezentowanie swoich kolekcji ponownie. Ciebie na szczęście mogliśmy jeszcze zobaczyć. To już Twoja kolejna, czwarta przygoda z tą modową imprezą. Możesz powiedzieć o konkretnych korzyściach, jakie niesie za sobą pokazanie własnej kolekcji na FW? Pomysł na pokazanie w strefie OFF mojej aktualnej kolekcji zrodził się już w trakcie pracy nad poprzednią. Na sto procent jednak nie mogłam przewidzieć, czy ze wszystkim zdążę na obecną edycję. Kilka dni przed terminem nadsyłania zgłoszeń to sami organizatorzy wysłali do mnie oficjalne zaproszenie. Gdyby nie ten fakt, zaprezentowałabym ją w następnej edycji. Zauważyłam, że udział w strefie OFF to nie jest jakaś super medialna promocja. Tak naprawdę, jeżeli samemu się o to nie zatroszczysz to samo pokazanie kolekcji właściwie wiele nie zmienia. Myślę, że inni zrezygnowali z pokazania swoich kolekcji być może dlatego, że od początku mieli taki zamiar albo zabrakło im wytrwałości. Czyli to, co zakładali sobie organizatorzy, pod tym względem w niczym młodemu twórcy nie pomaga i w żaden sposób na nic wymiernego się nie przekłada? Przy strefie OFF muszę powiedzieć, że to się w ogóle nie sprawdza. W tej edycji byłam zadowolona z miejsca, w którym pokazy miały się odbywać. Powrót do pofabrycznej przestrzeni wydawał się trafiony. Niestety, na miejscu okazało się, że jest tam zbyt mało miejsca, aby pomieścić wszystkich zainteresowanych. Na moim pokazie, który był ostatnim w tej edycji, dało się zauważyć brak osób związanych z mediami. Ponadto, backstage był zdecydowanie za mały, aby pomieścić cała ekipę, modeli i kolekcje prezentowane danego dnia. Po tej edycji mam wrażenie, że strefa OFF została potraktowana bardzo marginalnie i jeśli jeszcze będę prezentować kolejną kolekcję podczas FW to już nie w tej strefie – choć jej założenia jak najbardziej mi odpowiadają. Myślę, że warto juz dla samych OFF-ów przyjechać do Łodzi na FW. Jednak ewidentnie ta edycja pokazała mi, że do ideału względem organizacji i podejścia do projektantów, traktowania ich równorzędnie z projektantami z Alei, nadal jest bardzo daleko.
FashionPhilosophy Fashion Week vol. 11 PIĄTEK zdjęcia: Rafael Poschmann
#Bajer Ola BOLA #Łukasz Jemioł #Klaudia Markiewicz #Odio i Jakub Pieczarkowski
Bajer Ola BOLA
Bajer Ola BOLA
A
Bajer Ola BOLA
Bajer Ola BOLA
Łukasz Jemioł
Łukasz Jemioł
Łukasz Jemioł
Klaudia Markiewicz
Klaudia Markiewicz
Klaudia Markiewicz
Klaudia Markiewicz
ODIO & Jakub Pieczarkowski
ODIO & Jakub Pieczarkowski
ODIO & Jakub Pieczarkowski
ODIO & Jakub Pieczarkowski
ODIO & Jakub Pieczarkowski
ODIO & Jakub Pieczarkowski
MODOPOLIS Z MONOPOLIS tekst: Łukasz Zasłona zdjęcia: Rafael Poschmann Dominującym trendem jedenastej edycji FashionPhilosophy Fashion Week Poland okazała się ogólna tendencja... do krytykowania łódzkiej imprezy. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jakiejś wyjątkowo parszywej wiedźmy, jad, który pozostawał dotychczas szczelnie zamknięty w kuluarach, szerokim strumieniem niepochlebnych komentarzy rozlał się w rodzimych mediach. Kto i w jakim celu odkręcił ten kurek często niczym nieumotywowanych zarzutów? Skąd nagle tyle odwagi? Czy łódzki tydzień mody chwieje się w posadach? Bzdura!
#Paulina Ptashnik #Kas Kryst #Acephala #Romana #Monika Gromadzińska
Klaudia Markiewicz
Główny oręż krytyki pod adresem imprezy wytoczyły osoby, które swą obecność na Fashion Week Poland ograniczyły do kilku pokazów z tzw. Alei Projektantów, będącej w istocie najsłabszym ogniwem minionej edycji. Zarzuty tyczyły się najczęściej „nieudolnej” organizacji, która „urągała ludzkiej godności”. Nie mniej rozgoryczenia wywołała także nieliczna atencja rodzimych celebrytów, w których blasku mieli najwyraźniej nadzieję, choć przez chwilę ogrzać się komentujący. Od biedy celem ataków stawali się goście press room’u - dziwacznie wystylizowani, a przede wszystkim za młodzi (jakby wiek i ubiór mogły stanowić wymierny wyznacznik posiadanych kompetencji...). O samej modzie mówiono niewiele i nie ma w tym nic zaskakującego. Trudno bowiem dostrzec sylwetki prezentowane na wybiegu przez mgłę urażonej dumy. Rada na przyszłość? Do leczenia kompleksów, znacznie odpowiedniejszym miejscem od tygodnia mody, wydaje się jednak kozetka specjalisty. Aby odciąć się od przygnębiającego grona prychającej z niezadowolenia kołtunerii, obserwując kolekcje, postanowiłem przyjąć założenia utożsamiane przez japońskie „Trzy mądre małpy”. Nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego. Nie chcąc wytykać nikomu braków w oryginalności, w czasie pisania artykułu zapominam o kolekcjach ‘Artisanal’ Margieli oraz wywrotowej twórczości duetu Meadham Kirchhoff. Tracę świadomość istnienia mody Rafa Simonsa, zarówno tej powstającej pod dachem autorskiej marki, jak i tej, projektowanej dla legendarnego Diora. Nic mi nie mówią historycznie i histerycznie uwikłane topielice z wybiegów Simone Rocha. Zapominam też o nowej męskiej estetyce z londyńskich pokazów JW Andersona czy Astrid Andersen, a co najważniejsze, mój wzrok staje się nieczuły na wszelkie odcienie szarości. Po wprawnie przeprowadzonej modowej lobotomii okazuje się nagle, że jasnych punktów na firmamencie Fashion Week Poland błyszczy się co nie miara. Zwłaszcza, jeśli poszukać ich na awangardowej scenie tygodnia mody, OFF Out Of Schedule, która w tej edycji powróciła wreszcie w podkreślające jej urodę wnętrza łódzkich fabryk. Do niegdysiejszych zakładów przemysłu spirytusowego Monopolis. Tercet na skrzypce, wiolonczelę i bęben, z ludowym przytupem przywitał nas na prezentacji naj-
Paulina Ptashnik
Paulina Ptashnik
nowszej damsko-męskiej kolekcji Pauliny Ptashnik, Messis wiosna/lato 2015. Po apokaliptycznej wizji Czarnobyla z poprzedniego sezonu, w której projektantka straszyła przeciwgazowymi maskami, tym razem wszystko skupiło się wokół sielskiej celebracji życiodajnej energii matki Ziemi. Mimo odmiennej scenerii, Ptashnik udało się dochować wierności estetyce swej marki, poruszającej się w ryzach ograniczonej palety barw i prostoty. Tradycja ludowa w interpretacji projektantki nie trąci cepeliadą, ani skansenem, nie jest też przaśna czy karnawałowa. Manifestuje się w pomysłowo dobranych, wyważonych detalach, które ludycznym charakterem zabarwiają neutralną bazę. Czy to w postaci kłosów zboża figlarnie wystających z kieszonek prostych koszulowych sukienek i sportowych plecaków czy też postrzępionych, surowych wykończeń workowatych spódnic, kołnierzyków koszul, spodni, a nawet płaszczy. Ów oszczędny, nowoczesny, lniano-bawełniany folk rozegrany w barwach rozmytego seledynu, bieli i szarości gdzieniegdzie poprzetykanych złotem, znacznie lepiej, niż w wiejskiej stodole, odnajdzie się latem na rozgrzanych ulicach miasta.
nej strefie”. Jak zatem ów rozwój przełożył się na prezentowane ubrania? „W tej kolekcji ważny jest detal. Przeskalowane kołnierze, kieszenie i płaszcze. Rożnego rodzaju plisowania, łączenie odmiennych faktur często pozornie niepasujących do siebie materiałów”. I choć w kolekcji nadal odnajdziemy wiele elementów charakterystycznych dla DNA marki - skontrastowane warstwy błyszczących i matowych tkanin, sportowe wtręty w postaci bluz i szortów z mięsistych materiałów o chropowatej fakturze - to trudno nie odnieść ogólnego wrażenia, że styl projektantki w istocie spoważniał i nieco się „uspokoił”. Pytanie brzmi, czy w podobnym tempie dojrzewa także jej dotychczasowy klient werbowany wśród głodnej nowości młodzieży? Czy okaże się gotowy, aby wymienić prezentowane dotychczas finezyjne ubrania, skrzące się niczym dyskotekowa kula, na plisowane spódnice? Wnioskując po ogromnej charyzmie projektantki oraz kultowym statusie, którym niemal od początku istnienia cieszy się marka, odpowiedź na te pytania wydaje się oczywista. To za Kas Kryst podążają klienci, nie odwrotnie. Znając zresztą cechujące ją zamiłowanie do eksperymentów, ów zwrot może okazać się jedynie stylistycznym flirtem, który nie przetrwa do „(...) Ta nić czarna się przędzie: następnego sezonu. Z tej perspektywy „klasyka”, ograniczona do jednej kolekcji, zamiast sztampą Ona za mną, przede mną i przy mnie, może, paradoksalnie, okazać się urozmaiceniem. Ona
w
każdym
oddechu, Pod intrygująca nazwą Acephala (kobieta bez głowy) skrywa się młoda marka tworzona przez Ona w każdym uśmiechu, duet projektantów, Monikę Kędziorę i Bartka KoOna we łzie, w modlitwie i w hymnie...” rzeniowskiego. Ich debiutancka kolekcja, Attitudes passionelles wiosna/lato 2015, zaprezentowaoraz, chciałoby się dodać, w głównej roli każdej z na w trakcie Fashion Week Poland, zbudowana dotychczasowych kolekcji. Słowa Norwida z po- na bazie monochromatycznych, wielowarstwowodzeniem mogłyby stanowić credo twórczości wych sylwetek o dość skomplikowanych konKas Kryst, projektantki, która od początku swej strukcjach, sugeruje, że w tym przypadku obcukariery pozostaje wierna off-owej scenie łódzkie- jemy z twórczością pretendującą do miana mody go tygodnia mody. Doniosły ton poezji wieszcza konceptualnej. Powstającej jako wyraz uprzednio wyjątkowo trafnie charakteryzuje także najnow- powziętej idei, którą, za pomocą ubrań i stylizasze propozycje marki, która tym razem, dokonu- cji pokazu, projektanci starają się przełożyć na jąc stylistycznej rewolty, podąża w stronę klasyki. wybieg. Jak czytamy we wprowadzeniu, źródW rozmowie z Kas Kryst, zainicjowanej przez łem inspiracji dla kolekcji okazała się atmosfenasz nie do końca pochlebny komentarz dotyczą- ra panująca w XIX-wiecznym szpitalu psychiacy kolekcji opublikowany na fan page magazynu, trycznym Salpêtrière oraz snujący się niegdyś, projektantka wyjaśniła nam przyczyny kryjące się jego zapewne mrocznymi i przygnębiającymi za wyborem nowej estetycznej ścieżki: „Chciałam korytarzami, rezydenci placówki. Zaprezentopokazać, że potrafię poruszać się w różnych sty- wane na wybiegu zestawy asymetrycznie krojolach. Chcę się rozwijać, a nie siedzieć w bezpiecz- nych ubrań, poszarpanych niczym w napadzie
Kas Kryst
ekstatycznego szału, według twórców stanowią garderobę współczesnej histeryczki. Sylwetki komponowane z utrzymanych w neutralnych barwach, luźno zwisających fragmentów materiału, łączonych ze sobą za pomocą sznurowań, przywodziły na myśl rozpadające się osobowości przebywających pod psychiatrycznym nadzorem bohaterek tego obiecującego debiutu. Aż strach pomyśleć, co czai się za rogiem kolejnego sezonu. Nowa kolekcja marki Romana, na pierwszy rzut oka stonowana i utrzymana w klasycznych formach, przy bliższym poznaniu przeobraża się w wielowątkową opowieść o modzie. DISGUISE wiosna/lato 2015 stworzyły damskie i męskie ubrania, które najlepiej oglądać pod lupą. Wówczas stajemy się świadomi wszystkich konstrukcyjnych i dekoracyjnych niespodzianek, którymi projektantka tak wprawnie obudowała prezentowaną kolekcję. Korzystając z sobie tylko znanego estetycznego kodu połączyła elementy psychodelicznej estetyki op-artu, cętki leoparda, kratę i typograficzne nadruki w zaskakująco spójną układankę. Tak skomponowane modowe puzzle zostały wzbogacone o niebanalne detale: asymetryczne kieszenie, frędzle i wijące się wokół sylwetek pasy materiału. Dzięki nim baza kolekcji, stworzona z prostych sukienek, długich, transparentnych spódnic, pudełkowych marynarek i płaszczy, a w męskiej części, z koszul i szortów, uległa modowej magii. Przy całej jednak różnorodności zastosowanych zaklęć, całość nie sprawia wrażenia przyciężkiej czy przeładowanej. To z kolei zasługa użytej palety kolorystycznej, skupionej wokół bieli, beżu i szarości, urozmaiconej przebłyskami czerwieni, lawendy i pomarańczu. Słowem, moda intymna, pełna sekretów, które stopniowo odkrywają obleczone w nią ciała. Projektant, który osiąga sukces, jak każdy artysta, posiada wysoko rozwiniętą umiejętność obserwacji świata. Potrafi dostrzec fragmenty i detale, które zwykłym zjadaczom chleba zazwyczaj umykają uwadze. To, co najpierw, w procesie poszukiwania inspiracji udaje mu się zaobserwować, przetwarza następnie w oryginalną artystyczną wizję. Sukces osiąga wtedy, gdy to, co pozornie dobrze znane i zaczerpnięte z zupełnie innego terytorium, osadzone w kontekście mody nienachalnie ją urozmaica. Stwarza nową, choć nadal użytkową jakość. Dostrzec potencjał w brzydocie i przeobrazić ją w piękno to nie lada wyzwanie. Tym
razem ta trudna sztuka udała się Monice Gromadzińskiej, która wszystkim kolegom po fachu, ślepo zapatrzonym w zachodnie wzorce, bezczelnie, a niekiedy zupełnie bezmyślnie kopiującym zagraniczne wybiegi, po mistrzowsku zabiła ćwieka najnowszą kolekcją zadedykowaną Łodzi. Jak gdyby zdawała się mówić: obudź się i otwórz oczy, oderwij wzrok od ekranu laptopa! Rozejrzyj się dookoła i zobacz ile nieodkrytego piękna znajduje się wokół ciebie. Jak wiele artystycznego potencjału kryje się w zwykłym spacerze, w wyglądaniu przez okno zachmurzonego blokowiska. Bądź oryginalny, wykorzystaj to, z czym stykasz się na co dzień, oczywiście jeśli potrafisz. A ona potrafi! Aby się o tym przekonać wystarczy przyjrzeć się najnowszej kolekcji. Szpetny sposób malowania miejskich blokowisk, będący solą w oku każdego estety, zyskuje nowe życie w postaci tęczowego nadruku zdobiącego ubrania. Odwieczna, pełna nienawiści walka między dwoma łódzkimi klubami piłkarskimi, wydająca na świat masę topornych, totemicznych emblematów, ożywa na nowo na transparentnej tkaninie prostych sukienek. Zbyt prozaicznie? Wielobarwne rzeźby Katarzyny Kobro oraz dzieła Władysława Strzemińskiego, postaci trwale wtopionych w historię miasta, przetworzone przez Gromadzińską, niczym płótna Mondriana w legendarnej kolekcji Yves Saint Laurent, nobilitują status prezentacji. W efekcie powstała kolekcja różnorodna jak samo miasto - delikatne i agresywne zarazem, pełne kontrastów, a mimo to tworzące spójną, nierozerwalną całość, w której brak przypadkowych elementów. I to właśnie ta metropolia, posiadająca długą tekstylną tradycję, wydaje się być właściwym tłem dla tego rodzaju pokazów. Czerwone dywany komercji i przewidywalności niech będą rozwijane w Warszawie. Łódź z kolei, podobnie jak Londyn, powinna stać się kolebką awangardy. Wylęgarnią najciekawszych, najbardziej postępowych pomysłów rodzimej mody. Kuźnią młodych talentów kształconych w najważniejszej szkole projektowania w tym kraju. Warto inwestować w ich potencjał, aby wraz z nim nadal rozwijały się idee, których próżno szukać gdzie indziej. Z reputacją miejsca skupiającego prawdziwych pasjonatów mody, którzy chcą i potrafią o niej dyskutować, a nie przypadkowych celebrytów, łódzkiej imprezie będzie jak najbardziej do twarzy.
Romana
OFF OUT OF SCHEDULE vol. 11 zdjęcia: Rafael Poschmann
#Baiba Ladiga #Kas Kryst #Paulina Ptashnik #The Puppies #Monika Gromadzińska #Romana #Zwyrd
Baiba Ladiga
Baiba Ladiga
Baiba Ladiga
Baiba Ladiga
Kas Kryst
Kas Kryst
Kas Kryst
Kas Kryst
Kas Kryst
Kas Kryst
Paulina Ptashnik
Paulina Ptashnik
Paulina Ptashnik
Paulina Ptashnik
Paulina Ptashnik
THE PUPPIES
THE PUPPIES
THE PUPPIES
THE PUPPIES
Monika Gromadzińska
Monika Gromadzińska
Monika Gromadzińska
Monika Gromadzińska
Romana
Romana
Romana
Romana
Romana
Zwyrd
Zwyrd
Zwyrd
Zwyrd
FASHION WEEK PO POLSKU tekst: Michał Strzelecki zdjęcia: Rafael Poschmann #Karolina Marczuk #Klaudia Markiewicz #Magda Floryszczyk #Ola Bajer - BOLA
Najważniejsze tygodnie mody na świecie odbywają się dzięki istnieniu silnego rynku mody i prognozom, które świadczą o tym, że mają one szanse na komercyjny sukces. FashionPhilosophy Fashion Week Poland przy swoim debiucie miało ogromny potencjał. Wraz ze wsparciem środowiska modowego, mogło stać się kluczowym wydarzeniem dla rozwoju tego sektora przemysłu w Polsce. Nie tylko sam przemysł miał skorzystać, ale również miasto – Łódź. Zobaczmy zatem jak wyglądała i co przyniosła jedenasta już edycja polskiego tygodnia mody. Czas jaki minął od hucznego startu pokazał niestety, że mimo tylu edycji, wciąż nie jest to wydarzenie reprezentatywne dla całej branży mody. Znaczenie tej imprezy zmalało, żeby nie powiedzieć, że przestało w ogóle być istotne dla wielu osób. Niestety, ale obecna edycja pokazała, że nawet lojalni projektanci, którzy coś w branży osiągnęli, nie pojawili się na niej. Zabrakło m.in. MMC, Chrabelskiej, Pauliny Plizgi, Klimas… Chcąc budować solidną markę, o założeniach jakie na początku postawili sobie organizatorzy, nie może być mowy o funkcjonowaniu tego typu wydarzenia bez ważnych dla krajowej mody projektantów. Głównie za ich sprawą do Łodzi przyjeżdżał szereg znaczących dziennikarzy i stylistów. Jak można było się przekonać, wiele redakcji nie pokusiło się o przybycie, bądź ograniczyło do wysłania stażystów. Jeden z głównych patronów medialnych, jakim jest Elle, postanowił swoją obecność zredukować do wyświetlania logo przed pokazami. Za dalszym rozwojem i marketingiem marek i nazwisk, zarówno znanych jak i debiutantów, stoją właśnie branżowe profesjonalne media. Myślę, że każdy kto interesuje się modą, chciałby przeczytać konkretne artykuły o polskich kolekcjach, profesjonalne opinie na temat tego, co na łódzkich wybiegach się pojawiło. Same zdjęcia z towarzyszących imprez oraz ciekawie ubranych ludzi nie wystarczą. Pomimo wciąż niesprzyjającej prasy, organizatorzy nadal próbują poprzez szereg inicjatyw pracować nad tygodniem mody. Z pewnością nie można odmówić im zaangażowania we współpracę z Lizbońskim i Berlińskim Fashion
Weekiem oraz pozyskiwania strategicznych partnerów. Ponadto wyróżnić trzeba starania o sprowadzenie do Łodzi wielu profesjonalnych kupców. Pytanie tylko, czy rzeczywiście jest czym handlować? Dzięki FPFWP polskie marki mogły pojawić się na wielu zagranicznych blogach i portalach. W szerszej świadomości odbiorców pojawili się także debiutujący projektanci, szczególnie ze sceny Studio i Off. Trzeba jednak wykonać jeszcze dużo pracy, aby wszyscy ci, którzy dobrze rokują pozostali przy tej imprezie i chcieli nadal współpracować, a nie myśleć o ucieczce do stolicy. Faktem jest, że z edycji na edycję coraz mniej znanych nazwisk polskiej sceny modowej uczestniczy w tym wydarzeniu. Wyjątek stanowią m.in. Dawid Tomaszewski, ODIO i Jakub Pieczarkowski, Michał Szulc i Łukasz Jemioł. Ci dwaj ostatni pokazują jedynie tańsze linie swoich kolekcji, jak Sold i Basic. Nazwiska panów sprawiają, że na ich prezentację licznie przybywa tłum, którego w ciągu dnia na innych pokazach brakuje. Ten fakt także powinien dać organizatorom do myślenia. Natomiast projektanci o mniej „celebryckim” statusie, także udowadniają, że warto zwrócić na nich szczególną uwagę. Zarówno debiutanci, jak i ci, którzy są weteranami Tygodnia Mody w Łodzi. Moją uwagę zwrócił pokaz Karoliny Marczuk, która w drugim dniu pokazów Studio zaprezentowała kolekcje Sea Eye. Projektantka konsekwentnie trzyma się obranej przez siebie drogi, dlatego po raz kolejny mogliśmy zobaczyć modę uliczną w najlepszym wydaniu. Ubrania wyróżniały geometryczne cięcia, zróżnicowane faktury zaakcentowane różnymi odcieniami m.in. bieli, błękitu i fioletu. Zabawa formą i konstrukcją podkreśliły lekkość i bezpretensjonalność ubrań. To co pokazała Karolina było żywą odskocznią od powtarzalności i nudy, jaką charakteryzowały się poprzednie kolekcje. Wszyscy, do których styl projektantki przemawia, z niecierpliwością powinni wyczekiwać momentu, kiedy kolekcja pojawi się w sprzedaży. Ostatni dzień pokazów Studio, zaowocował w jeszcze jeden godny uwagi pokaz. Na zakończenie Klaudia Markiewicz zrobiła ogromną przysługę wszystkim tym, którzy mogli zwąt-
pić w strefę Studio jedenastej edycji Fashion Weeka. Wybieg zawładnęła kolekcja „Vanitas”, którą, jak można się domyślać, zdominowała czerń. Kolor bardzo wymagający, nie dający się łatwo okiełznać. Ale jej się udało! Projektantka, dzięki różnym fakturom, pokazała nam mroczny kolor w jego najlepszej odsłonie. Mnogość odcieni korespondowała z formą ubioru i cięciami konstrukcyjnymi. Modelki zaprezentowały na sobie ubrania z ręcznie wykonanych dzianin o żakardowych wzorach, a także z holograficznym połyskiem skóry. Cały look dopełniały dodatki w postaci kopertówek i plecaków. Tak dopracowana i pełna kolekcja mogłaby z powodzeniem cieszyć nasze oko na Designer Avenue. Ze wspomnianej Głównej Alei warto przyjrzeć się propozycjom na sezon wiosna/lato 2015, choć w dalszym ciągu pozostaje ona najmniej spójna pod względem poziomu kolekcji i ich grup docelowych. Jak na dziewiętnaście pokazów i związane z nimi oczekiwania, był to słaby sezon. Gdyby na jego podstawie określić stan polskiej mody, powiedziałbym, że jest nudna i przewidywalna. Pomimo pojedynczych przypadków trudno o pozytywne komentarze i entuzjazm, z jakim chciałbym pisać o kolekcjach wyznaczających trendy na wiosnę/lato. Być może znów należałoby pytanie skierować do organizatorów, odnośnie kryterium w doborze projektantów? Ale wracając do tematu. Z pewnością pozytywny komentarz należy się Magdzie Floryszczyk. W poprzedniej edycji debiutowała w segmencie Studio, gdzie jej kolekcja spotkała się dużym uznaniem. Na nadchodzący sezon projektantka także postawiła na minimalizm i funkcjonalność. Dzięki temu jej przekaz jest prosty, czytelny, ale nie banalny. W kolekcji „Kalemba” połączyła prostą klasyczną formę ubrań, z elementami sportowymi, dbając jednocześnie o detale i najwyższą jakość materiałów. Nad dość zachowawczą paletą barw i bez zbędnych ozdobników, ubiór wyróżniała geometria, zabawa z symetrią i asymetrią. Magda wydaje się być świadomą projektantką, która umiejętnie łączy własną wizję z wymaganiami rynku. Jej moda przeznaczona jest dla osób, które znają się na niej, ale nie mają konieczności oznajmiania tego światu w ostentacyjny sposób. Myślę, że wiele z obecnych na polskim tygodniu mody osób
mogłoby się od projektantki uczyć. Kolejny transfer ze strefy Studio dokonał się u Oli Bajer – Bola. W tym przypadku, projektantka także nie zawraca z wcześniej obranej estetyki. W jej kolekcji wciąż możemy obserwować przewodnią myśl z geometrycznym traktowaniem materiałów. Udowadnia nam, że temat ten nie został przez nią wyeksploatowany i można go interpretować na nowo. Na damskich i męskich ubraniach pojawiły się autorskie nadruki. Zestawione ze sobą różne faktury i kolory stworzyły ciekawe połączenie. Dominowała biel, czerń i mocna czerwień. Świadomość łączenia ze sobą różnych aplikacji oraz świetna umiejętność gry kolorem zasługuje na podziw. Kolekcja SS „fylgir” została potraktowana z dużą dbałością o detale, a także samą stylizację. Dzięki dodatkom w postaci pierścieni i okrągłym okularom, całość nabrała dość awangardowego stylu. Ponadto marka Bola wyszła naprzeciw dzisiejszemu klientowi i swoją kolekcje potraktowała kompleksowo. Znajdziemy w niej niemal każdy element garderoby, od okryć wierzchnich po topy i czapki z daszkiem. Ola Bajer udowodniła tym samym, że wciąż się rozwija, nie powiedziała ostatniego słowa i z pewnością jeszcze nas zaskoczy. Obserwując poczynania tych młodych ludzi na naszym rynku mody, nie można oprzeć się wrażeniu, że FPFWP pod względem kształtowania obrazu sceny debiutantów spełnił oczekiwania. Takie odkrycia mogłyby zostać wyrazistym symbolem polskiej mody i polskiego Fashion Weeka, który stałby się marką rozpoznawalną nie tylko w kraju. Mógłby, ale brak sensownej strategii promocyjnej i udział w nim projektantów, stawia go pod coraz większym znakiem zapytania. Organizatorzy powinni postarać się, żeby Łódzki Fashion Week zamiast być narzędziem PR-u, stał się realnym biznesem, który pobudzi nie tylko rozwój mody w naszym kraju, ale również poprawi turystyczno-ekonomiczną sytuację Łodzi. Wciąż czekamy, aby udział w nim wiązał się z korzyścią i renomą wszystkich, którzy go tworzą.
Bajer Ola - BOLA
Magda Floryszczyk
MODA POTRZEBUJE REWOLUCJI!
fot. Krzysztof Wyżyński
z Maksymilianem Gorockiewiczem rozmawiał Łukasz Zasłona zdjęcia: Rafael Poschmann
„Paskudne brzydolisze, fuja”! Takie reakcje, na naszym fan page, wywołała kolekcja, którą jednogłośnie uznaliśmy za jedno z największych objawień jedenastej edycji Fashion Week Poland. Wcale nas to nie dziwi, gdyż moda projektowana przez Maksa Gorockiewicza, stawiającego pierwsze kroki w tym twardym biznesie, do najłatwiejszych nie należy. By ją zrozumieć potrzeba odrobiny kulturowego wyrobienia. By ją polubić, otwartego umysłu. O kulisach kontrowersyjnego debiutu rozmawiamy z założycielem marki The Puppies.
„strumienia świadomości”. Technika ta polega na subiektywnym zapisie umysłowego przeżywania człowieka, tego, co aktualnie słyszy, widzi, czuje, myśli oraz skojarzeń, które mu się nasuwają. Na powstanie kolekcji miały wpływ różne kręgi kulturowe i występujące w nich zjawiska: relacja ubiór męski-damski i ich wzajemna korespondencja, moda uliczna, antymoda, youth culture, sztuki wizualne, uniformizacja, hip hop, ruch LGBT oraz w dużej mierze media. Telewizja, gazety, ale głównie internet i estetyka tumblra, gdzie obok siebie spotykamy tak różne elementy, jak przemoc, sztukę, gender, erotykę Skąd pomysł na intrygującą nazwę marki? SM czy religię. Poetyka internetu idealnie odNazwa The Puppies funkcjonowała począt- wzorowuje synkretyzm ponowoczesności. kowo jako tytuł mojej pierwszej, niepubliko- Mówiąc o inspiracjach nie sposób pominąć wanej jeszcze, kolekcji. Idealnie wpisywała się pytania o religijne wtręty w kolekcji, które, w jej nieco fetyszystyczny charakter. Przyjęła się w kontrowersyjny sposób, zestawiasz z brona tyle, że wkrótce stała się także nazwą bran- nią, a tym samym z silnie agresywną, wojendu. The Puppies to z jednej strony delikatne, ną symboliką. Skąd pomysł na połączenie obu bezbronne, niewinne „szczeniaczki”, a z dru- porządków, przemocy i wiary? giej buntownicze, agresywne psy - „szczeniaki”. Ambiwalencja zawarta w nazwie współgra Umieszczenie „maryjek-butelek” w kieszeniach z charakterem mojej mody. W kolekcji można kamizelki z kolekcji, uważam za całkiem oczyodnaleźć nawiązania do youth culture, hip-ho- wiste. Cała sylwetka była dość militarna, figurki pu, ale też bardziej dziewczęcej, niewinnej styli- posłużyły zatem za zamienniki granatów, które styki. Jak ta z filmu Sofii Coppoli „Przekleństwa znajdują się zazwyczaj w podobnych miejscach niewinności”. w tego rodzaju odzieży. Analogiczne znaczenie posiadają także „maryjki” trzymane przez moW prezentacji, którą debiutowałeś na Fashion deli w dłoniach. W wielu sylwetkach nawiązuję Week Poland, zobaczyliśmy kominiarki i mi- do islamskiej estetyki. W naszym kraju można litarne bombery, ale także delikatną koronkę spotkać wielu maniaków religijnych, których i zmysłowe przezroczystości. Czemu ma służyć poglądy w swej skrajności niewiele różnią się od tak wyrazisty kontrast? Co chcesz w ten sposób tych posiadanych przez islamskich fanatyków. zamanifestować? Stąd też katolicka „maryjka” zastępująca formę Nieoczywistość mody we współczesności, granatu. Co ciekawe taka figurka kosztuje trzy ale także niepewny status samego człowieka, złote i pochodzi z Częstochowy. Wyjątkowy z którym moda jest nierozerwalnie związana. symbol religijny przybiera postać komercyjneWszechstronny kontekst pozwala wyrazić moją go, tandetnego produktu do nabycia za grosze. osobistą opinię na różne tematy oraz nawiązać To zresztą nie tylko figurka, ale też bidon, budo kręgów zainteresowań i zjawisk, które uwa- telka na wodę święconą z odkręcaną koroną. Z tych wszystkich względów stanowi dla mnie żam za istotne czy ciekawe estetycznie. idealnie postmodernistyczny rekwizyt. Sam wiJakie to zatem zjawiska? zerunek Matki Boskiej jest zresztą bardzo spopularyzowany i skomercjalizowany nie tylko Przede wszystkim postmodernizm, w którym w Polsce. W Ameryce Łacińskiej, wizerunek poszczególne elementy istnieją odrębnie, poza Matki Bożej z Guadalupe wykorzystywany kontektstem, a jednocześnie przywołują różne jest na wszelkie możliwe, niekiedy kuriozalskojarzenia. Sam proces projektowania kolek- ne sposoby. Zdobi torby, T-shirty, nawet skarcji mógłbym z kolei przyrównać do literackiego
petki sprzedawane na okolicznych straganach. Modne są również tatuaże z Matką Boską! Jej wizerunek wykorzystują więźniowie i gangsterzy. Broń, stanowiąca rozwinięcie swego rodzaju „terrorystycznej” estetyki kolekcji, to także część popkultury naszych czasów. Jest wszechobecna, podobnie jak motywy czaszek na koszulkach. Zabawy z bronią to szczeniacka gra, ale też poważny problem współczesności. Widoczny zwłaszcza w Stanach, gdzie każdy może posiadać pistolet, a zamachy w szkołach czy miejscach publicznych stają się coraz częstsze. Powszednieją, funkcjonują jako część codzienności. Nie bez powodu pistolety występujące w kolekcji zostały zahaftowane. To kolejny zdobniczy obszar mody zarezerwowany raczej dla kobiet. Poprzez multiplikację motywu broni i wykonanie haftu białą nicią na białym materiale uzyskałem zjawisko estetyzacji przemocy. W kolekcji niebezpieczne spluwy, to już tylko pistoleciki, tworzące swojego rodzaju delikatną fakturę. Komu zatem dedykowane są twoje ubrania? Ekstremistom? Kogo mam na myśli tworząc? Wspomniane na początku „szczeniaczki”, w szerokim rozumieniu tego słowa. Jeśli chodzi natomiast o konkretne osoby, które mogłyby nosić moje ubrania? Są nimi na przykład młodzi mieszkańcy wielkich, multikulturowych aglomeracji. Załóżmy, że wychodzą do klubu w sobotnią noc i na zwyczajny T-shirt zarzucają jeden z moich przezroczystych topów. Jednym elementem odzieży zmieniają całą sylwetkę. Takie widzę praktyczne zastosowanie dla organdynowych bomberów, jedwabnych bluzek czy przykrótkich T-shirtów - czyli tej mniej komercyjnej części kolekcji. Inna wizualizacja to gorąca plaża. Ociekający wodą osobnik wychodzi z morza i narzuca na siebie jedno z odzień The Puppies. Choć w tym kontekście nagość nie razi, to ultra lekkie ubrania z kolekcji, stwarzają pewnego rodzaju dystans. Chronią przed słońcem, lekko zakrywają i nonszalancko powiewają na wietrze (śmiech). Stroje The Puppies równie dobrze prezentują się na dziewczętach. Całkowicie popieram politykę wymiany garderoby. Skoro jakiś chłopak nie posiada wystarczającej charyzmy, aby włożyć
płaszcz z plisami, równie dobrze może go nosić jego dziewczyna. Zresztą moja wizja ogranicza się do wybiegu i sesji zdjęciowej. Na to, co potem dzieje się z ubraniami, nie mam właściwie żadnego wpływu. Interpretacji może być wiele, bo czy przezroczysta jedwabna bluzka z prostokątnym cięciem, uszyta z wełnianej tkaniny albo bawełnianej dzianiny mogłaby nie pasować komukolwiek w jakiejkolwiek sytuacji? W takim wypadku, co z “zasadami”? Czy nie łatwiej jest żyć w świecie, w którym chłop chodzi w spodniach, a kobieta w sukience? Po co dodatkowe “komplikacje”? Z drugiej strony można zapytać po co nam takie schematyczne podziały? Czy mają logiczne uzasadnienie? Gaultier trafnie stwierdził mówiąc, że materiał nie ma płci, bo jak można wprowadzać podział na damskie i męskie w przypadku tkaniny? A co pomiędzy? Utrzymywanie tego rodzaju podziałów w modzie świadczy o ograniczonym myśleniu. To pozostałości po czasach, w których ubiór był często narzędziem politycznej propagandy, określał pełnione role społeczne i kulturowe. Wróćmy jednak do materiałów, które odgrywają ogromne znaczenie w mojej kolekcji. Osobiście uważam koronkę za coś tandetnego i nieciekawego wizualnie. Zastosowanie jej jednak w męskiej sylwetce i zderzenie z dość agresywną maską i formą islamskiej tuniki, pozwoliło tchnąć nowe życie w materiał, który wydawał się martwy. Męska moda potrzebuje liftingu? Potrzebuje rewolucji! Dlatego właśnie zdecydowałeś się łamać schematy? Nie wiem, czy decydowałem się łamać jakiekolwiek konwencje. Ważniejszym założeniem było dla mnie stworzenie kolekcji bez oglądania się na innych. Bez powtarzania sprawdzonych, wyświechtanych rozwiązań. Nie przyświecała mi jednak chęć bycia kontrowersyjnym czy obrazoburczym. W trakcie tworzenia kolekcji poszedłem zresztą na pewne kompromisy wymuszone polskim rozumieniem mody. Odznacza się ono brakiem poparcia dla kreatywności i oryginalności, jeśli nie stoją za nimi wielkie nazwiska.
Polakom nadal brakuje modowego indywidualizmu, odwagi w doborze ubrań. Żyjemy w nietolerancyjnym kraju. Tak, i choć osobiście dostrzegam szansę powodzenia dla mojej mody w Polsce, to jednak dopiero wówczas, gdy podobny styl sprawdzi się na zachodzie. To trochę jak z rurkami u mężczyzn. Hedi Slimane wprowadził je u Diora kilkanaście lat temu. Polacy początkowo pukali się w głowy, a dziś połowa ulicy to faceci w rurkach. Wszystko wydaje się więc kwestią czasu... Po co zatem czekać i występować przed szereg? Nie kusiło cię, by podążyć za tłumem i tworzyć pod publiczkę? Zwłaszcza, że marka stawia dopiero pierwsze kroki? Oczywiście, że łatwiej jest iść za tłumem, ale w projektowaniu mody nigdy nie interesowało mnie kopiowanie oraz inne sposoby na poprawienie wyników sprzedaży. Mam absolutną świadomość, że moda to także biznes, ale tym niech zajmują się inni. Ja wolę skupić się na kreatywnej stronie projektowania. Z czasem pewnie pozbędę się tych utopijnych ideałów, ale póki co, chcę tworzyć tak, jak czuję. Czym zaskoczysz nas w najbliższej przyszłości? Sesją zdjęciową z Taleksandrą Niką Smolińską, która stanie się ostatecznym ukoronowaniem kolekcji „02 Virgin Suicides”. Studiuję także malarstwo i grafikę projektową, co chciałbym wykorzystać w pracy nad nowymi projektami. Tym zresztą zająłbym się najchętniej, właściwie już teraz. W głowie kiełkują pierwsze pomysły, pojawiają się kolory, formy... A teraz przede wszystkim chcę przetrwać jesień (śmiech).
FashionPhilosophy Fashion Week vol. 11 SOBOTA zdjęcia: Rafael Poschmann
#Aga Pou #Jarosław Ewert #Aleks Kurkowski #Nenukko #Michał Szulc SOLD
AGA POU
AGA POU
AGA POU
JAROSナ、W EWERT
JAROSナ、W EWERT
JAROSナ、W EWERT
ALEKS KURKOWSKI
ALEKS KURKOWSKI
ALEKS KURKOWSKI
ALEKS KURKOWSKI
NENUKKO
NENUKKO
NENUKKO
NENUKKO
NENUKKO
NENUKKO
MICHAŁ SZULC SOLD
MICHAŁ SZULC SOLD
MICHAŁ SZULC SOLD
MICHAŁ SZULC SOLD
MICHAŁ SZULC SOLD
zdj. Zuza Gołaś
KLAUDIA MARKIEWICZ NOWA MARKA rozmawiał: Michał Strzelecki zdjęcia z wybiegu: Rafael Poschman
Znana wcześniej dzięki swojemu blogowi, jako Nonszalnacka, na polską scenę tygodnia mody weszła z przytupem. Jej debiutancka kolekcja nie tylko została zauważona i doceniona, ale co najważniejsze – wywołała emocje i dyskusje. O umiejętności radzenia sobie w polskim świecie mody i budowaniu przyszłej marki z Klaudią Markiewicz rozmawiał Michał Strzelecki. Klaudio, gratuluję ostatniej kolekcji pokazanej na FashionPhilosphy Fashion Week Poland! Zbierasz wiele pozytywnych recenzji. Czy w związku z tym pojawiły się już na horyzoncie jakieś ciekawe propozycje? Dziękuję! Sama jestem zdziwiona, że są to same pozytywne opinie, zwłaszcza, że to mój debiut na FW. Dostałam kilka ciekawych propozycji, jednak głównie korzystnych marketingowo. Żeby osiągnąć jakieś znaczące zyski finansowe, muszę chyba jeszcze długo poczekać. W Polsce początkujący projektanci nie mają pod tym względem łatwo. Brałaś udział także w innych konkursach dla projektantów w Polsce. Czego Twoim zdaniem brakuje tego typu imprezom, aby młody twórca mógł pojawić się w świadomości szerszej publiczności i z powodzeniem mógł rozkręcić swój biznes?
kolekcję na Polskim Tygodniu Mody? Czy Twoje oczekiwania z nim związane zostały spełnione? Zajmuję się projektowaniem już pięć lat i stwierdziłam, że przyszła najwyższa pora, żeby wyjść ze swoimi pomysłami do szerszej publiki, zobaczyć jak moja praca zostanie odebrana przez ludzi. Udało się, zostałam zauważona przez Radę Programową FW i dostałam możliwość zaprezentowania kolekcji, więc spełniłam swoje plany. Tworząc kolekcje myślałaś jednocześnie o czynniku marketingowym, sprzedaży itd.? Pytam, ponieważ wiem, że jesteś po studiach I stopnia i zastanawia mnie fakt, czy uczelnia artystyczna, w Twoim przypadku ASP w Łodzi, przygotowuje młodego twórcę pod kątem biznesowym do zawodu projektanta? Chyba każdy projektant, który przedstawia swoją kolekcję, myśli w tych aspektach. Projektowanie to moja praca i chciałabym, żebym również z kolekcji które tworzę mogła się utrzymać. Ale zdaję sobie sprawę, że nic nie przychodzi od razu. Debiut więc traktuję bardziej marketingowo. Byłoby wspaniale, gdyby ludzie w ogóle zwrócili uwagę na to, czym się zajmuję. Jeśli chodzi o studia, to przez te pięć lat bez wątpienia w pewnym stopniu mnie ugruntowały, przynajmniej psychicznie. Jednak stwierdzam, że wszystko osiągam sama, szkoła niewiele pomaga.
Czy podział na segmenty studio i OFF jest dla Przede wszystkim dobrego marketingu. Na- Ciebie jasny i zrozumiały? Wiele osób z brangłośnienia tego typu imprez w mediach, próby ży zastanawia się nad sensem funkcjonowania znalezienia większej ilości sponsorów i zwróce- tych dwóch projektów na FW. nia uwagi firm z branży na młodych, zdolnych projektantów, których w Polsce mamy bardzo Nie do końca. Wydaję mi się, że Studio funkcjonuje jako przestrzeń pomiędzy Offem a Aleją, wielu! pret-a-porter a alternatywą niszą. Teoretycznie, Jeśli miałabyś jeszcze raz podejmować decyzję według założeń, bliżej mu do Designer Avenue, wzięcia udziału w FW, zrobiłabyś to bez wahania? ale tak naprawdę to połączenie dwóch światów. Do jednego worka zostają wrzucone i zestawioZdecydowanie tak. Pomimo ogromnego nakła- ne ze sobą bardzo różne kolekcje. Wydaję mi du pracy, sprawiło mi to ogromną przyjemność się, że chyba lepiej byłoby poszerzyć strefę Alei i satysfakcję. Kocham to co robię! I mam na- i OFF o parę pokazów i podzielić pomiędzy nie dzieję, że dostanę kolejną szansę podczas przy- projektantów Studio. Tak byłoby klarowniej dla szłej edycji. wszystkich. Co było powodem tego, że chciałaś pokazać swoją Wróćmy znów do Twojej kolekcji. Na Twoim
blogu non-szalancka.blogspot.com można zaobserwować, że lubisz bawić się kolorem, w kolekcji postawiłaś głównie na czerń. Czemu właśnie ten kolor? Wielu projektantów sięga po niego w swoich kolekcjach i nie zawsze udaje się im go obronić. Kocham czerń! Daje nieskończone możliwości, jest ponadczasowa, wieloznaczna i wielopłaszczyznowa. Według mnie to najlepszy kolor jaki istnieje, eksponuje cechy osoby, która ją nosi. Pomimo utartego stereotypu, że jest łatwa do „ogrania” przy projektowaniu, bardzo łatwo o potknięcie, stąd tak jak mówisz, nie zawsze udaję się obronić czerń w kolekcji.
bierana, jako osoba aspirująca do bycia tylko celebrytką. Mam nadzieję, że ten obraz w końcu się zmieni, bo prowadzenie bloga sprawia naprawdę dużo przyjemności! Jeśli chodzi o estetykę tych dwóch przestrzeni - strony i projektowania - to od samego początku oddzieliłam je od siebie grubą linią. I mimo że są zakorzenione w jednym, w modzie rzecz jasna, nie chcę żeby były tym samym, żeby odbierano je równoznacznie i równolegle. Dlatego blogowałam pod pseudonimem, a projektuję pod nazwiskiem. Strona była dla mnie alternatywą i rozrywką, tym jak kreowałam się w wirtualnym świecie, niejednokrotnie z przymrużeniem oka. Design natomiast jest moim życiem na co dzień, tym co robię na poważnie i co chcę robić w przyszłości. Z nim się identyfikuję, blogiem się bawię.
Skąd zrodziła się w Tobie chęć sięgnięcia po motywy marności, przemijania. Skąd pomysł na wykorzystanie w nadrukach Żuka? Niestety blog, w tym przypadku modowy, stał się na tyle powszechny i popularny, że nagle Ten motyw fascynował mnie od zawsze. Pomi- wszyscy poczuli się kompetentni do prowamo że wywodzi się z przestarzałej z dzisiejszej dzenia tego typu „internetowego dziennika”. perspektywy Księgi Koheleta, jako sam prąd Nie uważasz, że niestety większość tych ludzi intelektualny jest maksymalnie aktualny, wiele kompletnie nie ma pojęcia o modzie, merywspółczesnych twórców sięga po niego i go prze- torycznej wiedzy, a na jej temat się wypowiatwarza. Przemijanie jest czymś, co nas otacza, da? Tego typu osoby przyczyniły się do tego, nikogo nie omija i nie sposób go nie zauważyć. że jak sama powiedziałaś, wstydzisz się bycia Motyw vanitas ma tak szeroki zasób symboli, blogerką. że stanowi dla mnie niekończącą się inspirację. W tej kolekcji jednak najbardziej wpłynął na Niestety, najczęściej tak właśnie jest. Pół biedy mnie symbol żuka - jego budowa anatomiczna, jeśli nie mają merytorycznej wiedzy a przedstastruktura, kolorystyka. Po analizie, przełożyłam wiają jedynie swoje stylizacje, to jak się ubierają go na formy ubiorów, wzory żakardowe w dzia- i tylko do tego ogranicza się ich blogowanie. Nie ninach oraz podporządkowałam mu dobór ma- oczekujmy od nich wszystkich znajomości hiteriałów. Owady są dla mnie fascynujące. storii mody, bo do prowadzenia bloga wystarczy szczypta dobrego smaku i gustu. Gorzej, jeśli Chcesz tworzyć w estetyce, którą możemy aspirują do komentowania i wyrażania swoich oglądać blogerkę Nonszalancką, czy marka opinii na temat szeroko pojętej mody, pokazów, Klaudia Markiewicz będzie podążała raczej ideologii czy genezy trendów. Wtedy wychodzi w innym kierunku? każdy najmniejszy brak wiedzy, co prowadzi do ośmieszenia. A internet nie wybacza i pamięta Przez kilka lat prowadziłam blog o modzie (tetakie sytuacje. Mimo to, jak widać, niektórych raz mam na to zdecydowanie mniej czasu, poto nie zraża wcale. I to dzięki nim powstał właśświęciłam się bardziej projektowaniu) i to wtedy nie taki obraz blogera, który ciąży niestety nad nawiązałam wszystkie kontakty, nauczyłam się wszystkimi. jak poruszać się w środowisku. Chwilowo odeszłam od blogowania, gdyż bardzo nie podoba Będąc po swoim debiucie, myślisz już o budomi się sposób w jaki przedstawiani są blogerzy waniu wizerunku własnej marki. Jest już ktoś, w mediach. Moja strona internetowa dawała mi kto Tobie w tym pomaga? możliwość dzielenia się z ludźmi spojrzeniem na modę i stylizację, a w tym momencie bycie Zobaczysz jak o tym myślę śledząc rozwój moblogerką zakrawa o obciach. Nie chcę być od- jej marki. Poza tym, nie jestem w stanie prze-
widzieć co stanie się w przyszłości. Jeśli chodzi o pomoc, to póki co radzę sobie sama. Muszę! Masz określoną grupę dla jakiej chcesz tworzyć ? Bardzo nie lubię takiego precyzowania z góry. Chcę, żeby moje ubrania nosiły osoby, którym podobają się te rzeczy, ich estetyka. Jeśli założy je bizneswomen - super, jeśli zbuntowana nastolatka, starsza pani, moja mama czy koleżanka tak samo mnie to ucieszy. Ubrania są dla ludzi, nie ludzie dla ubrań, dlatego nie ma sensu z góry zakładać lub przekreślać kogokolwiek. Wszystkie pozytywne doniesienia, jakie można przeczytać o Twojej kolekcji, uznajmy za sukces. Musisz jednak być też przygotowana na tych, którzy chociażby z czystej zazdrości będą chcieli Ci dokuczyć. Miałabyś im coś do powiedzenia ? Owszem, dotarły do mnie pewne kuriozalne uwagi. Na samym początku, chciałabym serdecznie pozdrowić te osoby i pogratulować im bujnej wyobraźni oraz życzyć, żeby miała ona równie bogate odbicie w ich pracy i twórczości. Wtedy na pewno będą mieli szanse w końcu zabłysnąć czymś innym niż złośliwością! Wybiegając w przyszłość myślisz już o kolejnej kolekcji? Mogłabyś coś na jej temat zdradzić czytelnikom Catwalk Magazine? Tak! Jestem bardzo podekscytowana działaniem nad nową kolekcją. Mogę zdradzić, że pokażę się od trochę innej strony, przy zachowaniu kilku elementów bazowych, głównie technicznych. Jeśli rozmawiamy o przyszłości, myślisz o tym, aby spróbować swoich sił np.: na stażu w którymś ze światowych domów mody? Jeśli tak, to jaki kierunek byś obrała ? A może chcesz się skupić na karierze w Polsce? Teraz skupiam się nad rozwojem własnej marki. Jestem jednak bardzo otwarta na nowe doświadczenia i cały czas dużo się uczę, więc niczego nie wykluczam. Czas pokaże!
ale to już było.... tekst: Justyna Pajęcka
Można mówić, że polski Fashion Week jak na pięcioletnią imprezę radzi sobie świetnie i wcale nie trzeba tego poprawiać. Czasem obawiam się tylko, że to co najlepsze mamy już za sobą, a te jedenaście edycji to już za dużo i nie za bardzo mamy co proponować. Dlatego, kiedy mam wrażenie, że to już może być koniec, smutny finał imprezy, która przez ostatnie cztery lata stanowiła ważny punkt w moim kalendarzu myślę, że to dobry czas na krótkie podsumowanie, dlaczego było warto. Światła, seks, lasery Maldoror. Projektant totalny. Artysta. Kiedy projektował w Polsce nie dbał o konwenanse. Zresztą nadal nie dba. Ostatnio na wybiegu pokazał klapki Kubota. Bo może. Bo od zawsze robił to co chce i nie zastanawiał się czy ktoś to kupi. Kupili. Skandal wywołał przez przypadek. Przy okazji pokazał jaki wpływ na społeczeństwo w Polsce mają media, szczególnie te najtańsze. Wystarczyło kilka słów, a właściwie jedno nazwisko. Na wybiegu pojawi się Katarzyna W. Dowcip, sarkazm, prowokacja? Bulwarowa prasa podchwyciła temat, a o projektancie zrobiło się głośno. Jemu jednak nie chodziło o rozgłos. To był jego komentarz do nierozerwalnego związku polskiej mody z show-biznesem. Dosadny, mocny, bez zahamowań. Dokładnie taki jak projekty marki. Po tej sytuacji Grzegorz Matląg stał się w pewnych kręgach enfant terrible. Chwilę później uciekł z kraju, a polski rynek mody pomógł mu spakować walizki. Było to dosyć niewdzięczne zagranie, bo projektant był jedną z najważniejszych postaci polskiej mody niezależnej. Dzisiaj może trochę złagodniał, ale nadal robi swoje i nie dba o opinię tych, którzy chcieli zniszczyć jego własną. Pamiętam
mój pierwszy kontakt z modą marki Maldoror. Na wybiegu pojawiła się Jola Rutowicz, znana z kiepskiego telewizyjnego show gwiazdeczka klasy B. Bez lateksu, tandetnych tipsów, które były jej znakiem rozpoznawczym. To było zaskakujące, ale idealnie pasowało do koncepcji. Modelki czy modele Matląga to nie okładkowe piękności. Tutaj uwagę przyciąga charakter. Kolczyki, tatuaże, ogolona głowa. Wszystko jest na miejscu. Nie ma tematów tabu. Seks idzie w parze z religijnymi inspiracjami. Ktoś mógłby mi wtedy powiedzieć, że Maldoror prowokuje, tworzy modę w atmosferze skandalu. Jest w tym jednak zaskakująco prawdziwy. Tej autentyczności brakuje w świecie mody, gdzie mnogość kreacji jest wręcz zatrważająca. Przez kilka edycji Fashion Weeka na te pokazy czekałam z bijącym sercem. To był najjaśniejszy moment każdej odsłony. Rezygnując z jego udziału organizatorzy popełnili błąd. PR-owy zabieg? Ciężko powiedzieć, ale nie ma następców i raczej nie będzie. Francuska rewolucja To ciekawe, że najlepsi polscy projektanci tworzą poza granicami kraju. Zanim w ogóle powstała marka Maldoror, do Paryża uciekła stąd Paulina Plizga. Jedna z najlepszych projektantek niezależnej mody w Polsce, która po latach, wraz ze startem łódzkiego Fashion Weeka postanowiła przypomnieć o sobie rodzimym odbiorcom. Weteranka strefy Off od kilku edycji nie pojawia się w Łodzi. Skupia się na tworzeniu kostiumów teatralnych. Wbrew pozorom to trudniejsze zadanie niż realizacja pokazu mody. Jakie były jej kolekcje? Niebanalne. Wychodzące poza schemat mody użytkowej. Nikt się nie zastanawiał
czy to da się nosić do biura i jaka jest zdolność sprzedażowa projektów. Bo odbiorca twórczości tej artystki to nie przeciętny bloger, a raczej wytrawny koneser. Niektórych szokowała, inni byli zachwyceni. To co wydawało się brzydkie u niej nabierało nowego znaczenia. Ciężko przyzwyczaić się do Offa bez Plizgi. Jej moda najlepiej oddawała ducha tej strefy. To było coś więcej niż tylko poczekalnia przed głównym wybiegiem. Myślę, że nie tylko ja liczę na jej powrót. Męski kod Nie ukrywam, że moda męska jakoś od dawna ciekawi mnie bardziej niż damska. Dlatego też troszkę boli mnie fakt, że coraz rzadziej możemy obserwować męskie sylwetki na łódzkich wybiegach. Doskonale pamiętam, kiedy pokazy Off odbywały się w klimatycznym Bielniku i Elektrowni, a swoje kolekcje pokazywali tu Konrad Parol, Marcin Podsiadło czy Hyakinth. Ten pierwszy nie tak dawno wrócił z nową marką BLGR i stwierdził, że nie chce już robić pokazów. Pierwszą kolekcję nowego brandu pokazał w formie prezentacji. Jak to zwykle u Parola jakość ubrań robiła wrażenie. Podobnie funkcjonalność. Ceny są za to niższe, ale projekty na tym nie tracą. Wzrasta za to dostępność samej
„A pamiętacie słynne legginsy Agnieszki Maciejak? Początki Bohoboco? Pokazy Plastikowego? Roberta Kupisza na wybiegu? Kiedy showroom był pełen wysokiej jakości ubrań, a projekty marki Madox nie były perłą pośród tanich szkiełek.”
kolekcji, co zdecydowanie stanowi atut nowego pomysłu projektanta. Podsiadło nawet na chwilę wrócił na wybieg polskiego Fashion Weeka. Przypomniał o sobie, zaprezentował naprawdę świetną kolekcję i do Łodzi nie wrócił. Przynajmniej na razie. Mam wrażenie, że nie został odpowiednio doceniony przez gości imprezy. Być może miała na to wpływ kiepska godzina pokazu. Ciężko to określić. Cóż, pozostaje czekać na kolejny powrót. Hyakinth zachwycił mnie już od swojego debiutu w strefie Off. Z sezonu na sezon podwyższał własną poprzeczkę. Zrobił świetny pokaz w Alei Projektantów po czym zastosował ten sam chwyt co Parol czy Podsiadło. W Łodzi więcej się nie pojawił. Trudno powiedzieć co dziś dzieje się z marką Hyakinth. Jej założyciel Jacek Kłosiński rozwija nowy projekt i raczej nie wspomina o reaktywacji. Te trzy nazwiska to górna półka polskiej mody męskiej, a ich pokazy to była esencja polskiego Fashion Weeka. Samo zuo i cała reszta Podczas jedenastej edycji FFWP patrząc na liste projektantów ciężko mi było uwierzyć, że kiedyś na tym wybiegu swoje ubrania pokazywała Ania Kuczyńska, Anna Poniewierska, Custo Barcelona czy choćby duet Paprocki i Brzozowski. Wtedy jeszcze wiele mówiło się o prestiżu samej imprezy. Wiele było tych wartych zapamiętania pokazów, którym dziś trudno dorównać. Jak choćby ten marki Zuo Corp z charakterystyczną sukienką z nadrukiem stworzonych przez Roberta Kutę. To było show o którym trudno zapomnieć. Kolekcja, wobec której nie można było przejść obojętnie. A pamiętacie słynne legginsy Agnieszki Maciejak? Początki Bohoboco? Pokazy Plastikowego? Roberta Kupisza na wybiegu? Kiedy showroom był pełen wysokiej jakości ubrań, a projekty marki Madox nie były perłą pośród tanich szkiełek. Ja pamiętam to bardzo dokładnie i tym bardziej mi przykro, że odeszliśmy od tego poziomu. Bo wciąż mocno wierzę w polską modę i to że impreza, którą nazywamy tygodniem mody będzie odzwierciedleniem tego, co na tej płaszczyźnie mamy najlepszego.
catwalkmagazine.pl
facebook.com/MagazineCatwalk