The world belongs to the brave!

Page 1

c z a s o p i s m o

b e z p ł a t n e

#55

/

f r e e

m a g a z i n e

STYCZEŃ-LUTY / JANUARY-FEBRUARY 2012

Szkocka ekspresja polskiej duszy s.12

A Scottish Expression

Of The Polish Soul

p.13

Weterynarz na harleyu A Vet On A Harley s.8

p.9

Powrót do Polski! Back To Poland s.14

Kibicuj Boro! s.18

p.15

Keep Shouting For Boro!

p.19


TO JEST MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ.

advertise

with us!

CENY JUŻ OD £ 30 !!! NIE ZWLEKAJ!

2B@nepco.org.uk

2B@nepco.org.uk


3

REDAKTOR NACZELNY / EDITOR :

Danka Kudłacik REDAKTORZY INTERNETU / INTERNET EDITORS:

Joanna Lompart-Chlaściak, Grazyna Winniczuk OPRACOWANIE GRAFICZNE / GRAPHIC DESIGN :

A.Kropiwnicka ZESPÓŁ REDAKCYJNY / EDITORIAL TEAM :

Joanna Lompart-Chlaściak, Anna Fraszczyk, Grażyna Winniczuk, Kasia Makarewicz, Rachel Clements, Piotr Surmaczyński, Agata Mertyn, Peter Walecki, Chris Morrison WSPÓŁPRACA:

Emilia Łapińska, Arek Alberciak, Barbara Garrick DYSTRYBUCJA / DISTRIBUTION :

Szymon Wierzchowski, Radek Florczak, Anna Retkowska, Michał Chantkowski KOREKTA POLSKA / POLISH PROOFREADING :

Ewelina Rolka KOREKTA ANGIELSKA / ENGLISH PROOFREADING :

Rachel Clements, Kasia Makarewicz, Peter Walecki FOTOGRAFOWIE / PHOTOGRAPHS :

Piotr Wiktorski, Andrzej Czas ZDJECIE Z OKLADKI / COVER PHOTO: Grazyna Winniczuk, Praca Bernarda Wisniewskiego Sunflowers / Bernard Wisniewski’s work Sunflowers WYDAWCA / PUBLISHER: NEPCO CIC KONTAKT Z REDAKCJĄ / CONTACT US :

2B@nepco.org.uk Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, jednocześnie zastrzegając sobie prawo do skracania i redagowania materiałów. Przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. WE ACCEPT NO RESPONSIBILLITY FOR THE CONTENT OF ADVERTISING MATERIAL

The written and visual contents of this magazine are protected by copyright. You may not reproduce our articles online or in print without first obtaining written permission.

Do odważnych świat należy! Zastanawiacie się czasem, jak to się dzieje, że życie opiera się na powtarzanym schemacie dompraca-dom, podczas gdy inni mają fascynujące historie do opowiedzenia? 2B jest pełne inspirujących historii o Polakach z regionu, którym „się udało”, osiągnęli sukces lub po prostu robią coś ciekawego ze swoim emigracyjnym życiem. Czujecie czasem, że „Oni to mają dobrze!”, że to inni zdobywają nowe kwalifikacje, podróżują, biorą udział w ciekawych zajęciach, kiedy u nas stare problemy. Co sprawia, że są tacy, którzy chcą się (i mogą!) rozwijać? Może i jest to indywidualna sprawa, a każdy z nas ma swoje osobiste motywy, ale wszyscy mamy wspólną cechę – wewnętrzny głód poznania i doświadczenia czegoś nowego. W numerze styczniowolutowym piszemy o kilku przykładach tego właśnie głodu: o Bernardzie Wiśniewskim, malarzu polskiego pochodzenia tworzącym w Newcastle; o polskim weterynarzu Marcinie Lato i jego Harleyowej pasji; o triatlonie, czyli zawodach dla Ludzi z zelaża i o piłce halowej. Nasi autorzy donoszą o tym, że w dzisiejszych czasach warto rozważyć powrót na studia do Polski i radzą, jak sprawić, żeby wakacje były wyjątkowe i „inne niż wszystkie”. Wszyscy nasi bohaterowie znajdują czas na rozwijanie swoich zainteresowań. Chcielibyśmy inspirować naszych czytelników do myślenia o samorozwoju. Ponadto zachęcamy do spróbowania naszego wyjątkowego Walentynkowego przepisu: małżeństwo czekolady z buraczkami! Podobno niebo w gębie – jakkolwiek niecodziennie brzmi to połączenie, warto spróbować. Do odważnych świat należy! Miłej lektury! Danka Kudłacik

The world belongs to the brave! Do you sometimes wonder why life seems based around the same old routine, while others have fascinating stories to tell? This issue of 2B is full of inspiring Poles from the region who have achieved success and made the most of their life here in North East England. Does it sometimes seem as though others enjoy their lives while yours is filled with worries? That they gain new skills, travel, participate in interesting events? What makes some people want to develop? Perhaps it is a personal matter and each of us has different reasons (and excuses!), but we all have one thing in common - the desire to learn and experience something new. In this January-February issue we include a few examples of this, such as Bernard Wisniewski, a painter of Polish origin who creates his work in Newcastle and Polish vet Marcin Lato with his passion for Harleys. We write about indoor soccer and Iron Man triathlons. In another article, we see how the cost of education in the U.K. is becoming so high that some of us consider returning to Poland to study. We also offer advice on how to make your holidays exceptional. All of our subjects have interesting hobbies, or try to find time to develop their interests. We would like to inspire our readers to follow their example. In addition to this, we encourage you to try our special Valentine’s Day recipe: the marriage of chocolate and beetroot! Even though it sounds like a very strange combination, don’t dismiss it. The world belongs to the brave! Enjoy reading! Danka Kudłacik

W NUMERZE:

IN THIS ISSUE:

Podróżuj, śnij, odkrywaj...........................4 Wyskok angielsko-polski........................6 Weterynarz na harleyu......................8-10 Szkocka ekspresja polskiej duszy...12-14 Powrót do Polski..................................14 Jak podjąć potrójne wyzwanie?............16 Kibicuj Boro!...........................................18 POLE MEETS GEORDIE..........................20 Tania siła robocza z Polski...................22 Polskie akcenty......................................24 Piękna nam Orkiesta zagrała................24 20-lecie Fundacji Młodej Polonii..........26 Złap ten uciekający pociąg!..................26

WIĘCEJ INFORMACJI: www.2B.nepco.org.uk

JESTEŚMY NA FACEBOOKU: "2B North East"

SZUKAJ NAS NA NASZEJ KLASIE: www.nk.pl

Explore. Dream. Discover......................5 Anglo-Polish Leap Of Faith....................7 A Vet On A Harley..............................9-11 A Scottish Expression Of The Polish Soul...........................13-15 Back To Poland.....................................15 Time To Tri?...........................................17 Keep Shouting For Boro!.......................19 GEORDIE MEETS POLE........................21 Cheap Migrant Workers.......................23 Polish Accents.....................................25

Fancy joining us? Write to: 2B@nepco.org.uk

We are on facebook : “2B North East” g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

-

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r


4

Podróżuj. Śnij.

Odkrywaj… Zejdź z utartej ścieżki!

Świat się skurczył, a podróżowanie w dzisiejszych czasach już chyba nie mogłoby być łatwiejsze. Wystarczy trochę gotówki, zorganizować się, spakować i w drogę. Jak? O tym w archiwalnych wydaniach 2B: 51, 52 oraz 53. W tym numerze natomiast chciałabym was zachęcić do podróżowania z głową, ale bez kurczowego trzymania się planu i mocno udeptanego szlaku.

Grunt to dobry plan, czy grunt to brak planu?

Nie planujcie wszystkiego bardzo dokładnie, jednak warto w zarysie wiedzieć, co by się chciało zobaczyć. W końcu to ma być wypoczynek, a nie morderczy wyścig w celu „zaliczenia” atrakcji turystycznych. Podczas podróży trafiamy do miejsc, które absolutnie uwielbiamy, ale również do takich, których szczerze nienawidzimy. Jeżeli nasz plan jest elastyczny, to nie musimy tkwić w nielubianym miejscu, tylko spakować się i wyjechać następnego ranka. W ten sposób zyskamy czas na eksploracje miejsc, które przynoszą nam radość.

Przewodniki

Bez wątpienia najbardziej popularne są przewodniki wydawnictwa „Lonely planet”. Obfitują one w cenne informacje, mapy, adresy. Aczkolwiek musimy sobie zdać sprawę, że skoro miliony podróżników czytają te same przewodniki, będą również jeść w tych samych barach, szukać noclegu w tych samych hostelach, podążać tymi samymi trasami. Jeżeli nie mamy nic przeciwko tłumom, a czasem również zawyżonym cenom, to super, ale jeżeli szukamy czegoś innego, czasem wystarczy krótki spacer i w niewielkiej odległości od rekomendowanego przez przewodnik miejsca znaleźć takie, które będzie tańsze, może ładniejsze i zdecydowanie mniej oblegane. Zamiast sztywnego powielania tras proponowanych w przewodnikach turystycznych, inspiracji szukajcie w książkach, blogach, na stronach internetowych podróżników, w relacjach przyjaciół i osób poznanych po drodze. I tak na przykład Wojciech Cejrowski i Beata Pawlikowska świetnie piszą o Ameryce Południowej, Martyna Wojciechowska pięknie opisuje codzienne życie kobiet w przeróżnych zakątkach świata, w podróż autostopem zabiera nas Kinga i Chopin w „Poprowadził nas los”, a o ekstremalnych ekspedycjach i sztuce podróżowania uczy Jacek Pałkiewicz.

Zejść z utartych turystycznych!

szlaków

Warto jest zwiedzać świat „na własną rękę”, aby uniknąć tłumu turystów, głębiej poznać odwiedzany kraj oraz kulturę

2B #55 2012

Fot: Emilia Łapińska

Ktoś kiedyś powiedział mojej koleżance (również zapalonej podróżniczce), że jej życie jest takie, jak innych sen… Nowy rok, nowe noworoczne postanowienia, więc czemu by tak nie postanowić sobie, że w końcu ruszymy się z domu i osobiście przeżyjemy nasze sny.

i zwyczaje ich mieszkańców. Zbierajcie informacje, mapy, ulotki o miejscach, które chcielibyście zobaczyć, a następnie spróbujcie się tam dostać we własnym zakresie. Nie zapominajcie, że oprócz samolotu, autobusu i pociągu macie do dyspozycji również skuter, rower, autostop, statki, łodzie, kajaki, grzbiet słonia, wielbłąda itp. Podczas zeszłorocznej podróży po Kambodży bardzo chciałam zobaczyć jeden z kompleksów budowli Angkoru, ten, w którym dżungla porasta, wręcz pochłania, ruiny świątyń. Szkopuł w tym, że chciałam to zrobić bez towarzystwa głośnych, „dzikich” tłumów wycieczek. Jak to zrobić, wiedząc, że rocznie przybywa tu ponad 2 miliony turystów? Przejrzałam ulotki, odwiedziłam lokalne biura turystyczne i zauważyłam, że wycieczki nie docierają do interesującego mnie kompleksu do około godziny po wschodzie słońca. Następnego dnia, tuż po świcie wynajętą motorikszą dotarłam do ruin i nie pomyliłam się, pięknie skąpane w ciepłym świetle wschodzącego słońca Imperium Khmerów miałam tylko dla siebie. Mimo że tylko przez niecałą godzinę, ale to była jedna z najpiękniejszych godzin podczas całej wycieczki. Nie ograniczajcie się przewodnikami, sztywnymi planami, czasem zejdźcie z utartych ścieżek, pozwólcie się prowadzić „losowi”, odkrywajcie nowe trasy, poszukujcie miejsc nieskażonych przemysłem turystycznym, delektujcie się chwilą, pięknem miejsca, zapachem, smakami tak długo, jak tylko macie ochotę. Starajcie się nawiązać kontakt z miejscową ludnością, poznać ich zwyczaje i codzienność. Jeżeli zabraknie wam czasu, aby zobaczyć słynną budowlę, ruinę, muzeum, to nie szkodzi (zobaczycie później, na przykład w Internecie). Według mnie najważniejsze są momenty, napotkani ludzie, ich opowieści, wtapianie się w atmosferę danego miejsca. Emocje - to się pamięta najdłużej. Niezapomnianych wrażeń! Emilia Łapińska

Prawdziwy podróżnik nie ma ustalonych planów i nie skupia się na dotarciu do celu. Lao Tzu

Nie idź tam, gdzie prowadzi ścieżka, zamiast tego idź tam, gdzie nie ma ścieżki i zostaw po sobie nowy szlak. Ralph Waldo Emerson


5

Explore. Dream. Discover… Off the beaten track!!! Someone once said to my friend (an enthusiastic traveller, too) that her life was like other people’s dreams. Since it is a New Year, and time for New Year’s resolutions, why not decide to finally make a move and start living our dreams...

Which is better… a good plan or no plan?

While it is good to have an outline and a rough idea of what you would like to see, it might be counterproductive to plan your trip in too much detail. In the end, it is a holiday, not a deadly race to tick off all possible tourist attractions. During your travels you will get to places that we will absolutely love, but you are also bound to come across some that you will truly hate. If your plan is flexible, there is no need to be stuck in the place you do not like. You can just pick up your bag and leave the next morning. This will give you more time to explore the places that you enjoy.

Travel guides

“Lonely Planet” guide books are without a doubt the most popular ones. They are full of valuable information, maps and addresses. Although bear in mind that if millions of other travellers read the same guidebooks, they will also eat in the same bars, use the accommodation in the same hostels and follow the same routes. If you do not mind crowds and occasional overpricing – that’s fine, but if you are looking for something different, sometimes all you need is a short walk and within a short distance from the place recommended by the guide book you may find a place that is cheaper, quite possibly nicer and much less busy. Instead of slavishly following the routes proposed in tourist guides, turn to books, blogs, and websites for g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

inspiration; find out what’s worth seeing from your friends and people you meet on the way. I would recommend books by Wojciech Cejrowski and Beata Pawlikowska who offer gripping stories about South America. Martyna Wojciechowska beautifully describes the daily life of women in various parts of the world, while Kinga and Chopin take us on a hitchhiking journey around the world in “Led by Destiny”. In his books, Jacek Pałkiewicz teaches about extreme expeditions and the art of travel.

Fot: Emilia Łapińska

The world is getting smaller, and travelling today probably could not be any easier. All you need is to take some money, get organised, pack and go. How? Read all about it in 2B archives: issues 51, 52 and 53. In this article however, I would like to encourage you to travel sensibly, yet without clinging to your plan too tightly.

lasted only for less than an hour, it was still one of the most beautiful hours of the entire trip. Do not let travel guides and inflexible plans limit you. Get off the beaten path; allow destiny to lead you. Discover new routes and places untouched by the tourist industry. Enjoy the moment, the beauty of the place as long as you want. Try to make contact with the locals, learn about their habits and everyday life. If you run out of time to see the famous buildings, ruins, museum, it does not matter – you can see them later on the Internet. For me, single moments, the people you meet, their stories, the atmosphere of the place are the most important. Emotions – that is what you will remember for longest. Have unforgettable experiences in your travels! Emilia Łapińska

Get off the beaten track!

It is worth exploring the world entirely “off your own bat” in order to avoid the crowds of tourists, to deeply explore and understand the country you are visiting, its culture and customs. In order to do so, collect information, maps, leaflets about places that you would like to see, and then try to get there on your own. Do not forget that apart from the plane, bus and train you can also hitchhike or travel by scooter, bicycle, boat, canoe, elephant, camel, etc. Last year, during my trip to Cambodia, I wanted to see one of the Angkor complexes, the one whose temples are overgrown, sometimes totally absorbed by a wild jungle. The trouble was that I wanted to do it without the company of loud groups of tourists. How to do it, knowing that over 2 million people visit the site every year? I looked over flyers, visited local tourist agencies and noticed that all tours to the complex I was interested in start an hour after sunrise. The next day, just after dawn, I hired a tuk-tuk that took me to the ruins and I was not wrong – I had Khmer Empire to myself, beautifully bathed in warm light of the rising sun. Even if the peace E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

A real traveller has no fixed plans and does not focus on getting to his destination. Lao Tzu

Do not go where the path may lead; go instead where there is no path and leave a trail Ralph Waldo Emerson -

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r


6

Wyskok angielsko-polski

Rozmowa „Ja to zrobię, jeżeli ty też to zrobisz” miała miejsce w maju 2011 r. Dwóch nauczycieli było na niezbyt ekscytującym dyżurze na szkolnym boisku. W jakiś sposób rozmowa zeszła na uczestnictwo w niebezpiecznych sportach, takich jak wspinaczka skałkowa, i na potrzebę przełamywania strachu.

Szkolenie było dosyć łatwe. Dowiedzieliśmy się, że będziemy skakać z wysokości 13 tys. stóp (prawie 4 kilometry)! Do wysokości 5 tys. stóp będziemy spadać swobodnie i wtedy (miejmy nadzieję) otworzy się spadochron. Instruktor pokaże nam wtedy jak „kierować” czaszą w celu zmiany kierunku. Przy wyskakiwaniu z samolotu ramiona powinny być skrzyżowane na klatce piersiowej, głowa odchylona do tyłu, plecy wygięte w łuk, a kolana powinny dotykać tyłu. Powtarzana mantra brzmiała: „Wygnij się w łuk lub zgiń!”. Inną rzeczą do zapamiętania było podniesienie nóg tak wysoko jak tylko jest to możliwe przy lądowaniu. Podobno w przeszłości studentom łamali nogi instruktorzy lądujący na nich! Powiedziano nam również, dlaczego skoki spadochronowe nie są bezpieczne przy zachmurzonym niebie. Podobno swobodne spadanie przez chmurę można porównać do prysznica igieł spadających z prędkością 100 mil na godzinę! To ważne, żeby instruktor widział, gdzie się kierować przy lądowaniu. Lotnisko było tak blisko wybrzeża, że istniało duże zagrożenie lądowania w morzu! Najgorszą częścią doświadczenia było czekanie. W końcu nasze nazwiska zostały wywołane i weszliśmy do hangaru po sprzęt. Międzynarodowy angielsko-polski temat został podtrzymany, kiedy Danka dostała biało-czerwony kostium spadochronowy w kolorach polskiej flagi, a mój spadochron był czerwono-biało-niebieski w kolorach brytyjskiej flagi. Również, zupełnie nieoczekiwanie, mój instruktor był polskiego pochodzenia i mówił po polsku. Zanim się zorientowaliśmy, szliśmy z całym sprzętem w stronę pasa startowego. Nie było siedzeń, co przypominało samoloty pewnej taniej linii lotniczej irlandzkiego pochodzenia, z której usług miałem przyjemność ostatnio

2B #55 2012

korzystać. Samolot uniósł się w powietrze! Byliśmy na wysokości 13 tys. stóp i drzwi się otworzyły. Z tamtej chwili nie pamiętam uczucia strachu. Koncentrowałem się na właściwej pozycji wyjściowej – siedzeniu w drzwiach samolotu z wygiętymi plecami i nogami pod samolotem. I wyskoczyliśmy! Pędziliśmy w stronę ziemi z prędkością 120 mil na godzinę. Sama radość! Kiedy spadochron się otworzył, zwolnienie było bardzo gwałtowne... A potem wszystko ucichło. Mój instruktor wytłumaczył mi, jak nawigować spadochronem. Miałem czas nacieszyć się widokami na Durham i wybrzeże zanim miękko wylądowaliśmy na lotnisku. Niesamowite doświadczenie! Amerykanie nazwali by je „awesome” (wspaniałym). Byłoby miło, gdyby nasze doświadczenie zachęciło innych do spróbowania skoku spadochronowego. Koszt to 255 £ przy zakupie przez Internet. Można również skakać dla wybranej organizacji charytatywnej. Wszystkie potrzebne informacje można znaleźć na www.skydiveacademy.org. uk. Danka i ja polecamy znalezienie kogoś, z kim można „podzielić się strachem”. A zatem, znajdź kogoś, z kim możesz skoczyć i ruszaj do działania! Wszystko, co musisz zrobić potem, to wyskoczyć z samolotu na wysokości 13 tys. stóp, krzycząc „Geronimo!”. Michael Donoghue Tłumaczenie: Danka Kudłacik

Fot:Mark Savage

Powiedziałem, że zawsze chciałem skoczyć ze spadochronem, ale nie sądziłem, że kiedykolwiek będę miał odwagę, żeby to zrobić. Moja polska koleżanka z pracy również o tym myślała i zaproponowała wspólny skok. Decyzja o wyskoku z narażeniem życia i kończyn została podjęta w mgnieniu oka. A więc stało się. Danka i ja przyjechaliśmy na lotnisko Peterlee w Shotton Colliery, żeby dokonać naszego „wyskoku nadziei”. Przyłączyliśmy się do kolejki. W powietrzu czuć było strach! Niestety (albo na szczęście, w zależności od perspektywy) niebo było zachmurzone i wiał wiatr. Zaczynało również padać. Po szybkiej kawie zastaliśmy wezwani na szkolenie. Instruktor Steve bardzo się starał nas „uspokoić”, opowiadając anegdoty, które miały nas... śmiertelnie przestraszyć. Moja ulubiona to ta, w której student był tak przerażony perspektywą skoku, że kiedy drzwi samolotu się otworzyły, zaparł się i instruktor musiał prawie połamać mu ręce i nogi, żeby go wypchnąć z samolotu. Popatrzyliśmy się wtedy nerwowo na siebie, myśląc: „Dlaczego my w ogóle zgodziliśmy się to zrobić?”.


7

Anglo-Polish Leap of Faith

I said that I had always fancied doing a parachute jump but doubted that I’d ever have the courage to do one. My Polish colleague said that she also fancied doing a parachute jump and suggested doing one together. In no time at all we had agreed to risk life and limb diving out of a plane. So it was, Danka and I arrived at Peterlee Airfield in Shotton Colliery to make our leap of faith and joined the queue to register. You could almost smell the fear! Unfortunately, (or fortunately, depending on your point of view) it was cloudy and quite windy. Also, it was starting to rain. After a quick coffee, we were called for training. The instructor, Steve, went out of his way to put us at our ease by telling us anecdotes designed to scare the life out of us. My favourite was the one about the student who was so terrified that, when the door of the plane opened, he jammed himself so strongly in the doorway that his instructor just about had to break his arms and legs to get him out of the plane. We looked at each other with the same nervous expression that said, “Why on Earth did we agree to do this?” The training was quite straightforward. We would be jumping from 13,000 feet (nearly 4 kilometres)! We would be free-falling until 5,000 feet when (hopefully) the parachute would open. Our instructor would then show us how to manoeuvre the canopy to change direction. As you leave the plane your arms should be folded across your chest, your head should be up, you need

g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

to arch your back and bend your knees so that your heels touch your backside. The mantra was, “Arch or die!”. The other thing to remember was to lift your legs as high as possible as you come in to land. Apparently, in the past, students have had their legs snapped by instructors landing on them! We were also told why it was unsafe to jump when the weather was cloudy. Apparently free-falling through a cloud would be like being blasted with a shower of needles at over 100 mph! And it was quite important that the instructor was able to see the landing area. As the airfield was so near the coast there was a real danger of ending up in the sea! The worst part of the experience was the waiting around. At long last, our names were finally called and we went into the hangar to get geared up for the jump. The international Anglo-Polish theme was maintained as Danka was provided with a jumpsuit in the red and white colours of the Polish flag, and my parachute canopy was in the red, white and blue of the Union Jack! Also, amazingly, my instructor was of Polish extraction and was a Polish speaker. Before we knew it we were all geared up and walking down the runway to the plane. There were no seats, not much different from the planes of a certain budget airline of Irish extraction that I’ve had the joy to fly on in the past. Then the plane was in the air! Before long we were at 13,000 feet and the door was opened. I can’t remember

E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

feeling any fear at this point. I was concentrating too hard on getting my exit position right – sitting on the edge of the doorway, back arched and legs pushed back underneath the plane. Then we were away! We then hurtled towards the ground at around 120 mph – really exhilarating! When the parachute opened the slowing down was fierce. And then everything was quiet. My instructor explained how to manoeuvre the canopy and I had time to enjoy views of Durham and the coast before we headed back to the airfield and a soft landing. The whole thing was the most brilliant experience! Americans would have called it “awesome”! It would be nice if our experience could encourage other people to try a parachute jump. The cost is £255 per person when booked on-line. You can support a chosen charity as well. All the necessary information can be found on: www.skydiveacademy.org.uk. Danka and I found that it was good having someone else to share the terror with. So, find someone to jump with and go for it! Then all you have to do is fall out of a plane at 13,000 feet and shout, “Geronimo!” Michael Donoghue -

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r

Fot:Mark Savage

The “I will, if you will!” conversation took place back in May 2011. Two teachers were doing lunch-time supervision on the school yard, usually not the most exciting aspect of a teacher’s day. Somehow the conversation turned to taking part in dangerous activities such as rock-climbing, and the need to conquer fear.


8

Weterynarz na harleyu Newcastle i region północno-wschodniej Anglii przyciągają ludzi z różnych względów. Mogą to być możliwości zatrudnienia czy edukacji. Nie ulega jednak wątpliwości, że wiele osób, których praca, studia lub kariera naukowa powiązane są z naukami przyrodniczymi i ścisłymi, osiada właśnie tutaj.

Reputacja Newcastle jako zagłębia rozwoju nauki doprowadziła do uhonorowania miasta tytułem „Miasta nauki”. Na takie wyróżnienie ze w zględu na jakość i różnorodność prac badawczych i rozwoju nauk przyrodniczych w mieście i okolicach zasłużyło jedynie 6 miast na terenie całego kraju. Akcja „Newcastle – miasto nauki” (www.newcastlesciencecity.com) powstała w celu wspierania dalszego rozwoju lokalnego „królestwa nauk przyrodniczych”. Pod jej banderą, w czwartej i ostatniej części serii artykułów przedstawiamy kolejną sylwetkę Polaka, który dołączył do grona „naukowej” społeczności regionu.

Szok u weterynarza

Do mojego pierwszego spotkania z Marcinem Lato doszło w poczekalni gabinetu weterynarynarynego. Moja psinka wymagała operacji wycięcia sporego guza na jej boku. Czekałem na rozmowę z weterynarzem przed odebraniem jej po zabiegu. Gdy słowa ‘guz’ i ‘operacja’ pojawiają się w jednym zdaniu, nietrudno się martwić, więc i ja byłem wówczas mocno zaniepokojony. Jednak wydarzenie następnej chwili KOMPLETNIE mnie zdezorientowało. Zawołał mnie weterynarz ... wymawiając moje nazwisko poprawnie! Byłem tak zadziwiony tym faktem, że przez chwilę nie zorientowałem się, że to ja jestem proszony. Mój ojciec przybył do Wielkiej Brytanii po wojnie. Przez całe moje życie nie zdarzyło mi się, aby ktokolwiek, z wyjątkiem najbliższej rodziny, wymówił moje nazwisko bezbłędnie. „Winowajcą” był pan Marcin, którego do tej pory nie spotkałem w lecznicy. Po zapewnieniu mnie, że mój pies wróci do zdrowia, udało nam się zamienić kilka słów; pan Marcin jest niesłychanie zapracowany, jednak uprzejmie zgodził się na wywiad.

Edukacja kiedyś i dziś

Pan Marcin urodził się w Kielcach, a szkołę podstawową i średnią ukończył w Jędrzejowie. 2B: Czy mógłby Pan przybliżyć nam system edukacyjny w Polsce i opowiedzieć o swoim wykształceniu? M. L.: Od czasu, gdy byłem uczniem, wiele się zmieniło w polskim systemie edukacyjnym. Za moich szkolnych czasów podstawówka trwała osiem lat. Kończyło się ją w wieku 15 lat, potem były cztery lata w liceum. Oprócz liceów ogólnokształcących, można było wybrać „profilowane”, gdzie pro-

2B #55 2012

gram przygotowywał do edukacji wyższej w bardziej sprecyzowaną stronę, na przykład handlu lub kierunków technicznych czy plastycznych. Moje liceum ukierunkowane było na nauki przyrodnicze. Wybrałem je, ponieważ już w tym wieku wiedziałem, że chcę być weterynarzem lub lekarzem. Aby dostać się na studia, po ukończeniu liceum, musiałem zdać egzaminy wstępne z odpowiednio wysokim wynikiem, żeby zapewnić sobie miejsce na wybranym kierunku. Studia w Polsce potrafią być bardzo oblegane, na niektóre kierunki może startować kilkadziesiąd kandydatów na miejsce. Rekordowe liczby liczone są w setkach! Obecnie, polski system edukacyjny jest bardzo podobny do brytyjskiego. Miejsce na studiach uzyskuje się na podstawie wyników egzaminów maturalnych, choć zupełnie niedawno zostały wprowadzone zmiany w prawie zezwalające uczelniom na przeprowadzanie swojej rekrutacji. 2B: Dokąd pokierowało Pana życie po liceum w pogoni za wymarzonym zawodem? Studiowałem Weterynarię w Lublinie, dyplom zdobyłem w 2002 r. W tym zawodzie jednak nauka nie kończy się nigdy. Nieustannie pojawiają się nowe wyniki badań, nowe techniki pracy, nowy sprzęt, itd. Nie mogę pozwolić sobie na zaniedbanie rozwoju zawodowego, bo szybko zostałbym w tyle, co natychmiast negatywnie odbiłoby się na jakości mojej pracy. W Wielkiej Brytanii niektóre szkolenia są obowiązkowe, bez nich można stracić prawo do wykonywania zawodu.

Kusi nieznany szlak

2B: Czy przyjechał Pan do Anglii zaraz po ukończeniu studiów? M.L.: Nie, prawdę mówiąc wówczas nie myślałem o wyjeździe z Polski. Przez kolejne 2 lata pracowałem w szpitalu weterynaryjnym w Łodzi. Potem nastał rok 2004, który był dla mnie bardzo obfity w wydarzenia. Razem z przyjacielem otworzyłem prywatny gabinet. Tego samego roku wziąłem też ślub. Chęć podróżowania pojawiła się w końcu półtora roku później. Pomimo sukcesu naszego gabinetu, zrezygnowaliśmy z dalszej pracy, zapakowaliśmy samochód i wyjechaliśmy z przyjaciółmi do Norwegii. Jednak już po paru miesiącach wracaliśmy do Polski. 2B: Co poszło nie tak? M.L.: Największym problemem był język! Pracę znaleźliśmy bez problemu. Mieliśmy się z czego utrzymać w trakcie

∂ str. 10


9

A Vet on a Harley

Newcastle and the North of England attract people for a variety of reasons: it may be employment or family, or perhaps to attend local universities, but what is clear is that many people working, studying or researching within the fields of science make Tyneside their destination of choice.

No doubt encouraged by the exceptional reputation the region has developed as a scientific ‘hotbed’, Newcastle is recognised as one of only six ‘Science Cities’ within the UK, an accolade bestowed based upon the quality and diversity of the scientific community within the area, and the research, work and developments for which they are responsible. Newcastle Science City ( www.newcastlesciencecity.com ) strive to support and encourage further growth within the realms of the scientific community, and this, the fourth and final part of our series of articles introduces (and welcomes!) another foreign national to the North – East community.

Surprised On a Visit to the Vet

When I first met Marcin Lato, it was in his professional capacity as a veterinary surgeon. My dog had needed surgery to remove a large lump on her side, and I was sat in the reception area, waiting to talk to the vet before collecting her after the operation. I guess most people feel a bit worried when the words ‘lump’ and ‘surgery’ appear in the same sentence (even if the patient is a dog, not a person!), so I guess I was a little distracted as I sat there. What happened next REALLY took me by surprise! The vet appeared and called for me ... and actually pronounced my surname correctly! I was so astonished that for several moments it did not even register that it was ME who was being called – my father came to the UK following the invasion of Poland by Germany, and in all of my life, this was the very first time that someone outside of my family had actually pronounced our family name correctly! The ‘culprit’ was Marcin, who I had

g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

not met previously. After a re-assurance that my dog was OK, and likely to be with me for the foreseeable future, we had a brief chat – he is extremely busy at work – and he kindly agreed to this interview.

the same course. In many cases, there could be 50 or 60 applicants for a single place, and in some extremes, that number ran into hundreds! Currently, the system is very similar to that in the UK, where a place at University may be offered based on your exam results at college, but there has been recent legislation that allows Universities to still conduct their own entrance exams, under certain circumstances, and very often this applies to courses such as Medicine and Law. 2B: So, in pursuit of your career, where did life lead after college? Five and a half years (!) at the university in Lublin saw me qualify as a Veterinary Surgeon in 2002, though it is important for anyone wishing to become a vet to realise that training and education are virtually constant throughout your career: knowledge, and the information we need to assimilate, increases with the latest research, and new techniques and equipment etc are constantly being developed. If you stop studying, you quickly fall behind with these updates, and performance suffers. Some of the study and training is mandatory (within the UK): your registration can be suspended if you do not comply!

Education Then and Now

Born in Kielce, Marcin attended both primary school and college in nearby Jędrzejów, within an educational system quite different to that found within the UK: 2B: Marcin; could I begin by asking you to explain a little about the education system in Poland, and your own education there? Since I was at school, the education system within Poland has changed so that in many ways it is now more like the one found here in the UK. ‘Primary’ school for me lasted eight years, until I was approximately 15 years old, at which stage I moved into the Polish ‘College’ system of that time for a further four years. Some colleges offered a specialised curriculum in addition to the more usual subjects. For example, one college may have offered courses that would lead pupils towards further education in Technology, or perhaps Commerce; others may have been more appropriate for pupils wishing to pursue an interest in Engineering, or even Fine Arts. My own studies were heavily biased towards the study of Biological sciences and Chemistry, as even at this age I felt that I wished to have a career within Veterinary services, or perhaps even Medicine. The structure in place when I studied required that we sit further entry examinations before being offered a place at University. Even at this level, passing was not enough as your mark also had to be high enough to compete with others who also wished to study

E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

The Travel Bites

Bug

2B: Did you travel to the UK straight after qualifying? No – in fact, at this stage, I had no plans at all beyond Poland. I worked for the next two years at a veterinary hospital in Lodz, and then 2004 was a very eventful year: a friend and I opened our own practice in the city, AND I got married! The urge to travel finally arrived around 18 months later: though a suc-

∂ p 11

-

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r


10

poszukiwania zatrudnienia w zawodzie. W Norwegii praktycznie wszyscy dobrze znają angielski, więc nie było problemów z komunikacją. Jednak od każdego potencjalnego pracodawcy słyszeliśmy, że bez znajomości norweskiego nie możemy liczyć na pracę jako weterynarze. Próbowałem, naprawdę! Jednak każdy, kto miał kontakt z językiem norweskim musi przyznać, że brzmi on dziwnie nawet dla polskiego ucha. Czułem, że nie byłbym w stanie przyswoić języka na tyle, żeby móc tam pracować jako weterynarz, więc wróciliśmy do Polski. Potem nastąpiły tygodnie intensywnych poszukiwań, uwieńczone najpierw rozmową kwalifikacyjną, a potem ofertą pracy w Leeds. Nie było to co prawda dokładnie to, o czym marzyłem. 2B: Co to była za praca? Pracowałem jako kontroler jakości mięsa. Ta praca bardzo różni sie od pracy weterynarza, jednak pozwoliła mi stanąć na własnych nogach po przeprowadzce do Anglii. Ten zawód jest ściśle kontrolowany w Wielkiej Brytanii i wymaga konkretnych kwalifikacji. Jednak uzyskanie licencji do wykonywania tej pracy jest kosztowne, chętnych brakuje, w wyniku czego jest spore zapotrzebowanie na stanowiska. Weterynarz ma automatyczne upoważnienia do wykonywania tej pracy, jednak brytyjscy weterynarze nie garną się do tego. Dla mnie był to etap – stałe zatrudnienie w Anglii na czas znalezienia zatrudnienia w weterynarii. Już po kilku miesiącach z radością wróciłem do zawodu. Najpierw pracowałem w szpitalu weterynaryjnym w Middlesbrough. Pewnego dnia pojechaliśmy z żoną zwiedzić Durham i stwierdziliśmy, że to jest miejsce dla nas. Wkrótce przeprowadziliśmy się do włąsnego domu w okolicach Durham. W końcu wszsytko zaczęło się układać. Gdy pojawiła się możliwość pracy w przychodni w Gateshead, nie wahałem się ani chwili!

Czy tu jest Dom?

2B: Dlaczego Gateshead? Co Pana tutaj przyciągnęło? M.L.: Pracuję dla PDSA ( ww.pdsa.org.uk). Jest to organizacja charytatywna, która oferuje szeroko zakrojone usługi weterynaryjne przeznaczone dla zwierząt należących do osób w

potrzebie. Tak więc w mojej pracy nie tylko pomagam chorym zwierzakom, ale dodatkowo mogę w pozytywny sposób wpłynąć na życie osób, którym może akurat szczęście nie bardzo w danej chwili dopisuje. Gdy rozpocząłem tu pracę, mieszkaliśmy już na tyle blisko, że dojazdy nie stanowiły problemu. Jednak dla mnie bardzo istotne były lokalne możliwości rozwoju zawodowego, dalszych szkoleń, z których wiele jest monitorowanych przez Królewski Koledż Weterynaryjny (RCVS, www.rcvs.org.uk). Mam duże doświadczenie w chirurgii tkanek łącznych, jednak zawsze pociągała mnie chirurgia ortopedyczna. Teraz nareszcie mogę zacząć się rozwijać w tym kierunku, a w przyszłości chciałbym zrobić specjalizację. Nasza przychodnia jest niesłychanie oblegana. Codziennie przewijają się tu różnorodne zwierzaki. Zdarzyło mi się leczyć psy wyższe ode mnie, gdy stoją na tylnych łapach! To jednak dla mnie nie problem, bo jestem całkowicie oddany swojej pracy. 2B: Czym się Pan interesuje poza pracą? Co Pan robi dla odprężenia? ( To pytanie wywołało ogromny uśmiech na twarzy Pana Marcina) M.L.: Motocykle! A ściślej mówiąc OGROMNE motocykle!!! Zawsze uwielbiałem motocykle, chociaż dopiero kilka lat temu zrobiłem prawo jazdy. Miałem Suzuki Bandit, jednak moim marzeniem zawsze był Harley Davidson, ta piękna legenda ze Stanów. Dwa lata temu w końcu zrealizowałem to marzenie i zostałem dumnym właścicielem Harley’a, jednak trochę byłem rozczarowany. Motocykl wprawdzie był wspaniały; uwielbiałem być w drodze, a mam teraz łatwy dostęp do pięknych miejsc regionu. Niestety, motocykl okazał się lepiej przystosowany do niekończących się prostych autostrad Ameryki. Serpentyny i kręte dróżki Weardale i Northumbrii wymagają nieco bardziej zwrotnego sprzętu. 2B: Serdecznie dziękuję za rozmowę! Aktualnie Pana Marcina można spotkać, gdy przemierza okolice na grzbiecie pięknego BMW K1200S, zapewne z tym samym uśmiechem. Peter Walecki Tłumaczenie z angielskiego: Kasia Makarewicz ( kasia.m@virgin.net)

Osoby, które pociąga zawód weterynarza, będą musiały uzyskać uniwersytecki dyplom weterynarii. Informacje o dostępnych kierunkach znajdują się na stronie Brytyjskiego Stowarzyszenia Weterynarzy ( www.bva.co.uk). zależnie od uczelni, studia trwają pięć lub sześć lat. Wymagania dla kandydatów są wysokie, choć różnią się na każdej uczelni. Zwykle uczelnie oczekują 3 egzaminów na poziomie A-levels z przedmiotów takich jak biologia, chemia, matematyka i fizyka. Wymagane oceny z egzaminów to A lub B. Uczelnie oczekują również egzaminów na poziomie GCSE z takich przedmiotów jak: nauki przyrodnicze, matematyka i język angielski. Wszystkie uczelnie oczekują od kandydatów doświadczenia w pracy ze zwierzętami, na przykład w lecznicy weterynaryjnej lub przy hodowli zwierząt. Studia weterynaryjne przygotowują do leczenia wszystkich zwierząt, z jakimi weterynarze mają kontakt w pracy (n.p.: krowy, konie, owce, świnie, psy, koty, czy ptaki). W czasie studiów nie ma mozliwości specjalizacji w obrębie jednego wybranego gatunku. Przygotowanie do egzaminów na poziomie A-level oferują Gateshead College (www.gateshead.ac.uk ) oraz Newcastle College ( www.ncl-coll.ac.uk ).

2B #55 2012


11

cess, we closed the practice, packed up the car, and with friends, headed for Norway! Unfortunately, this lasted no more than a few months, and we then headed back to Poland.” 2B: What happened; what went wrong? The biggest single problem was the language! At first my friend and I easily found work: it paid the bills and supported us while we looked for jobs as vets. English is widely spoken in Norway, virtually as a second language, so communicating was not an issue, but without exception every potential employer I spoke to told me I would need to learn Norwegian before they would employ me! I tried, but as anyone familiar with the Norwegian language knows, it sounds very alien, even to Polish ears! I knew that I would never be able to speak their language well enough to work there, so we returned to Poland. Weeks of frantic job – searching followed, which led to an interview in Leeds, and a job offer, though perhaps it was not exactly what I had in mind when I first decided to come to the UK! 2B: In what way? Well, the job was actually as a meat inspector – very different to being a vet, but it meant that we could move to the UK and be independent. The job of a meat inspector is heavily regulated in the UK, and requires specific quali-

the PDSA exists to care for the pets of people in need, so as well as being able to help with the treatment of sick animals, I’m also able to make a positive impact on the lives of people who may be down on their luck in general. We already lived close enough to make travelling to work practical, but one of the most important attractions was the support available here, and the opportunities I now have for further study and training, much of which is monitored by the RCVS (Royal College of Veterinary Surgeons – www.rcvs.org.uk ) I had done a lot of soft – tissue surgery, but I have always been interested in orthopaedic surgery, and I now find myself in a position where I can study and train for this discipline, perhaps allowing specialisation at some time in the future. Our surgery and practice are incredibly busy, but I’m completely absorbed with the work: it’s not all puppies and kittens – I’ve treated dogs that are taller than me when they stand on their hind legs, and we see a wide variety of animals on a daily basis. 2B: Away from the surgery, where do your interests lay, Marcin? What do you do for relaxation? (The smile on his face is ample evidence of a second passion in Marcin’s life – motorbikes! Actually, very BIG motorbikes!!!) I’ve always loved motorbikes, but obtained my licence only a few years ago. I had a Suzuki Bandit, but my dream had always been to own a Harley-Davidson: one of those beautiful, iconic American bikes. About two years ago, I realised that dream, and became the proud owner of a Harley – but it was a mixed blessing! In most respects, the bike was superb: I love to be on the road, and I’ve now got easy access to some spectacular roads and countryside here in the North-East. Unfortunately, the bike was almost certainly better suited to the long straight stretches of road that you see in America: the twists and turns of Weardale or Northumberland needed something just a little more agile”, explained Marcin, who can now occasionally be seen cruising happily around the North-East countryside astride a beautiful BMW K1200S – probably with that same smile on his face! 2B: Thanks Marcin – it really was a pleasure to meet you!

fications. However, the qualification is expensive to obtain, and not very popular, so meat inspectors were in demand: co-incidentally, a veterinary surgeon is also qualified to do this work, but most UK vets prefer not to do so. For me, it was a stepping-stone: steady employment in the UK whilst I looked for work as a vet. I was very happy to start working again properly as a vet within just a few months, initially at a private veterinary hospital in Middlesbrough. Following the interview for that job, my wife and I drove on to see Durham, and realised that this was where we really wanted to be, in the North-East of England. Although the job had accommodation with it, within a fairly short time we were able to move into our own house in a fairly rural location outside of Durham. Things had finally started to happen for us, and when an opportunity arose to work at a surgery in Gateshead, I jumped at the chance!”

Home At Last?

2B: Why Gateshead Marcin? What was the attraction up here? I now work for the PDSA (the People’s Dispensary for Sick Animals – www. pdsa.org.uk ), which is a charity – based organisation offering a comprehensive range of veterinary services:

Peter Walecki & Kasia Makarewicz

Anyone interested in pursuing a career as a vet will need to obtain a veterinary degree from university, available from locations throughout the UK. Full details can be found on the website of the British Veterinary Association (www.bva.co.uk ) The courses last from five to six years depending on location. Entrance requirements are very high and differ at each university. Usually three ‘A’ levels are expected in subjects such as Biology, Chemistry, Physics and Maths - the grades expected are very high - A’s and B’s. A broad range of GCSE’s will also be expected, with particular attention paid to Science, Maths and English. All of the universities require applicants to have work experience before their application, e.g. in a Veterinary Practice, or on a farm handling livestock. All veterinary courses cover the major species of animals encountered in practice (e.g. cattle, sheep, pigs, horses, dogs, cats and birds). It is not possible to specialise in one particular species or discipline until the veterinary degree is obtained. Appropriate ‘A’ level courses are available locally at both Gateshead College (www.gateshead.ac.uk ) and Newcastle College (www.ncl-coll.ac.uk )

g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

-

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r


12

Szkocka ekspresja polskiej duszy

Fot: G. Winniczuk

Pośród nas, tak zwanej nowej polskiej emigracji, żyją ludzie, których ojcowie przybyli tu po wojnie. Zasymilowali się tak doskonale, że tylko nazwisko mówi nam, skąd tak naprawdę pochodzą i jakie są ich korzenie. 2B spotkało się właśnie z taką osobą, panem Bernardem Wiśniewskim, artystą mieszkającym w Newcastle. Gościliśmy w jego pracowni w Biscuit Factory, gdzie pracuje w jasnym i przestronnym studio.

2B: Twoje nazwisko jest jednym z popularniejszych nazwisk w Polsce. Jak to się stało, że je nosisz i gdzie są twoje korzenie? B.W.: Mój ojciec pochodził z Tczewa i przybył do Szkocji podczas wojny. Po wkroczeniu Niemców stanął przed wyborem: albo dołączy do niemieckiej armii, albo zostanie rozstrzelany. Nie chciał żadnej z tych rzeczy, więc opuścił Polskę i zawędrował do Caen w północno-wschodniej Francji. Spotkał tam wielu Polaków i dołączył do Polskich Wolnych Sił Zbrojnych, które ostatecznie wylądowały w Szkocji. Po wojnie nie chciał wracać do komunistycznej Polski, więc osiedlił się tutaj i poznał moją matkę, która oczywiście była Szkotką. 2B: Jak czterdzieści lat temu żyło się w Newcastle? B.W.: Oprócz tych, których poznaliśmy w Newcastle, mieliśmy mnóstwo polskich przyjaciół. Nasz dom był mieszaniną szkockiej i polskiej kultury oraz języka. Mój ojciec był jednym z fundatorów Klubu Polskiego Biały Orzeł na West Endzie; był w to aktywnie zaangażowany aż do śmierci. Polski Klub był wtedy punktem centralnym całej polskiej społeczności, wszyscy się tam spotykali. Mieliśmy polskie klasy i mój ojciec mnie do nich posyłał, ale raczej z marnym skutkiem (śmiech). Krótko mówiąc, nigdy nie nauczyłem się polskiego. 2B: Czy pamiętasz jakieś problemy związane ze swoim polskim pochodzeniem? B.W.: W lokalnej społeczności - absolutnie żadnych. Moim jedynym rozczarowaniem w tym względzie było to, że kiedy

2B #55 2012

opuściłem szkołę, zostałem odrzucony przez Royal Air Force ze względu na fakt, że Polska była w tym czasie zarządzana przez Związek Radziecki i byliśmy w środku zimnej wojny. Myślę, że to było zrozumiałe, ale ja podszedłem do tego filozoficznie i byłem pewien, że pojawią się inne możliwości. Później zaangażowałem się w przemysł oświetleniowy i naukę o tym uznałem za wielce interesującą. Kiedy zdobyłem konieczne umiejętności inżynieryjne, otworzyłem swoją firmę produkcyjną, która projektowała i produkowała wykonywane na zamówienie oświetlenie dla architektów i większych odbiorców. Nasza firma miała dobrą reputację, sprzedałem ją kilka lat temu. 2B: Więc jak to się stało, że zacząłeś malować? B.W.: Zaczęło się to w szkole, gdzie miałem wyjątkowo dobrego nauczyciela. Miał na nazwisko Rafferty i przezwaliśmy go „Chips”, po znanym irlandzkim pisarzu. Był człowiekiem dającym się lubić i prawdziwym pasjonatem sztuki malarskiej. Jeśli nie lubił twojej pracy, dowiadywałeś się o tym bardzo szybko! Swoje pierwsze zlecenie otrzymałem, gdy jeden z nauczycieli poprosił mnie o namalowanie swojego cennego zestawu szachów. W nagrodę otrzymałem mój pierwszy zestaw farb olejnych. Kiedy miałem opuszczać szkołę, „Chips” powiedział mi, że pokazał moje prace w Newcastle Art College, gdzie chętnie zaoferują mi miejsce. Ja jednak odrzuciłem tę propozycję na rzecz znalezienia pracy. Malowanie w tym okresie było dla mnie sprawą drugorzędną - pracowałem i założyłem rodzinę. 2B: Tęskniłeś za malowaniem? B.W. Tęskniłem, ale wciąż czerpałem przyjemność z oglądania prac innych artystów i myślę, że dobrze wykorzystałem ten czas na rozwój swojego własnego stylu. Moja praca w branży oświetleniowej w dużym stopniu związana była z

∂ str. 14


13

A Scottish expression of the Polish soul

Fot: G. Winniczuk

Amongst us, the new Polish emigration, live people whose fathers came to the UK after the war. They assimilated with British society so well that only their surnames tell us where they really come from or where from their roots are. 2B met one of this generation, Bernard Wisniewski, an artist who lives in Newcastle. We met him at the Biscuit Factory, where he works in a light and roomy studio.

2B: Your surname is a very common Polish surname. How did you come by it, and where are your roots? B.W.: My father was from Tczew and came to Scotland during the war. When the Germans invaded, he had a very clear choice: join the German Army or be shot. He didn’t want either, so he left Poland and made his way to Caen in north western France. There he met lots of Polish people, and joined the Polish Free Forces, ending up in Scotland. After the war, he didn’t want to go back to communist Poland, so he settled there and met my mum who of course was Scottish. 2B: How was it back then, 40 years ago, to live in Newcastle? B.W.: We had lots of Polish friends besides those we met in Newcastle. Our house had a mix of Polish and Scottish culture and language. My father was one of the founders of the White Eagle Polish Club in Newcastle’s West End; he was actively involved right up to his death. The Polish Club was a focal point of the whole community, everyone was meeting there, we had dances, and the club was very active generally. My dad knew everyone and we got on well. We had Polish classes and my father sent me there, but with rather modest results (laughs). I never learned any Polish to speak of. 2B: Do you remember any problems due to the fact, that you were Polish in origin? B.W.: None whatsoever with the local people. My only disappointment in this respect was when, on leaving school,

g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

I was turned down by the Royal Air Force, due to the fact that Poland was at that time governed by the Soviets and we were in the middle of the “cold war”. Understandable really I suppose, but I was philosophical about it and felt sure there were other opportunities. I subsequently became involved in the lighting industry and found the science of it very interesting. Once I had achieved the necessary engineering skills, I started up a manufacturing company which designed and produced custom built products for architects and large users. Our Company had a good reputation, and I sold it several years ago. 2B: So how come you started painting? B.W.: It started at school; I had an extremely good art teacher. His surname was Rafferty, and we nicknamed him “Chips” after the famous Irish writer. He was likeable, and most passionate about art. He would not suffer fools gladly however, and if he didn’t like your work you soon knew about it! I got my first art commission at school

E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

when one of the teachers asked me to do a painting of his prized chess set. I received my first set of oil paints as reward for this. When I was due to leave school, “Chips” told me he had shown my work at Newcastle Art College who were happy to offer me a place. I turned the opportunity down however in order to find work. Painting was then quite secondary to the fact that I was working and raising our family. 2B: Did you miss it during that time? B.W.: I would miss painting, but I still got pleasure from looking at other artists’ work and I think this was still time well spent in developing my own ideas and style. My work in the lighting industry involved a lot of design and this tended to fulfil the creative desires in me. 2B: Which school do you really find you identify with most? B.W.: No doubt about it - the Scottish

∂ p 15

-

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r


14

∂ projektowaniem, dzięki czemu miałem możliwość zaspokajać swoje kreatywne zapędy. 2B: Z jaką szkołą malarską się identyfikujesz? B.W.: Nie mam wątpliwości, że jest to szkoła szkockich kolorystów - Francis Cadell, Samuel Peplow, Leslie Hunter, John Ferguson. W Edynburgu na początku 1900 r. postrzegani byli jako młodzi ze względu na ekstrawaganckie użycie koloru. Mieli na nich wpływ francuscy impresjoniści i Fauves („Dzika Bestia”, ze względu na dzikie używanie kolorów). Podobnie myśląca i zbieżna w czasie była szkoła z Glasgow, która jest bardziej znana, ale dla mnie szkoła edynburska bije ich na głowę. Malowali oni eleganckie sceny w najbardziej wibrujących kolorach i dziś ich prace mają ogromną wartość kolekcjonerską. Obecnie jestem szczególnie zainteresowany elegancją, którą portretowali. Pracuję teraz nad martwą naturą, która pokazuje dawne kapelusze, butelki perfum, perły i przedmioty z epoki edwardiańskiej. Artyści tamtego okresu chodzili malować do swoich studiów w trzyczęściowych garniturach! Ja noszę kombinezon tak sztywny od farby, że pęka (śmiech). Myślę, że Szkoci mają generalnie większe zamiłowanie do obrazów niż Anglicy. Kilka lat temu przeszedłem szlak Rob Roy i byłem zaskoczony faktem, że nawet w małych B&B można zobaczyć oryginalne obrazy wiszące na ścianach w korytarzach. Nawet dzisiaj mamy wielu wybitnych szkockich artystów. 2B: Czym według Ciebie różni się dobry obraz od złego? B.W.: Dla mnie obraz powinien wywoływać uczucie „wow”, czyli powinien od razu działać na emocje. To nie ma nic wspólnego ze zdolnościami artysty - jest wiele ekstremalnie dobrych warsztatowo obrazów, które nie wywołały żadnych emocji.

Kilka lat temu miałem szczęście być na wystawie szkockich kolorystów w Edynburgu i na każdy bez wyjątku obraz reagowałem emocjonalnie. Jeśli nadarzy się komuś okazja, aby oglądać ich prace, polecam. 2B: Twój styl bez wątpienia jest bardzo ekspresjonistyczny. Jak myślisz, skąd to się wzięło? B.W.: Myślę, że mają na to wpływ moje polskie geny. Aby malować, muszę mieć odpowiedni stan umysłu – słucham muzyki i staram się czuć temat, który będę malował, pragnę przelać emocje, moje uczucia związane z tym tematem. Kiedy jestem w odpowiednim nastroju, obraz maluje się sam, znajduje swój własny rytm. Kiedy zabiera mi to zbyt wiele czasu, czuję, że się nad tym męczę i traci to na spontaniczności. Myślę, że emocje w moich pracach pochodzą z polskiej strony, a kolory ze szkockiej - mam nadzieję, że to dobra kombinacja. 2B: Oprócz martwej natury malujesz sporo budynków z North East, szczególnie pubów. Dlaczego? B.W.: Wiele lat temu miałem plakat z obrazem Van Gogha, który nosił tytuł „Taras kawiarni w nocy”. Niebo było ciemne i gwiaździste a ciepłe, jasne światło spływało na taras kawiarni. Obraz miał w sobie coś z magii i teraz maluję puby, by tę magię odzwierciedlić – aby wnętrze wyglądało zachęcająco i biło z niego ciepło pośród zimnego otoczenia. 2B: Czy kiedykolwiek malowałeś w Polsce? B.W.: Nie, ale chciałbym pojechać tam na wakacje moim motocyklem - jestem pewien, że zrobiłbym wiele rysunków i zdjęć do moich obrazów. Oprócz zamiłowania do sztuki, jestem zapalonym motocyklistą i generalnie uwielbiam wieś. Chris Morrison, Grażyna Winniczuk

Powrót do Polski Kilka lat temu, gdy to czasopismo dopiero powstawało, opublikowałem w nim artykuł opisujący moje doświadczenia Anglika mieszkającego w Polsce. Kiedy artykuł szedł do druku, akurat wracałem do Newcastle z 12-miesięcznego pobytu w Poznaniu. Wówczas powodem mojego pobytu na terenie RP było stypendium z Unii Europejskiej. W chwili pisania aktualnego artykułu, siedzę w barze na lotnisku Doncaster-Sheffield. Jeszcze godzina do wylotu. Lecę do Poznania. Może domyslacie sie Państwo, że tym razem powodem wyjazdu do Polski były odwiedziny znajomych. Muszę przyznać, że poza noclegiem u koleżanki, nie zamierzam odwiedzać znajomych. Tym razem przyczyną mojego przyjazdu jest początek nowego życia studenckiego w Polsce.

W roku akademickim 2009-2010 skończyłem studia licencjackie na Uniwersytecie Northumbrii. Studiowałem filologię niemiecko-hiszpańską. Od dawna chciałem odbyć studia magisterskie i ewentualnie doktoranckie. Tematem mojej pracy pewnie będzie historia języków germańskich. Newcastle University posiada jeden z najlepszych wydziałów studiów historii języka. Urodziłem się w Newcastle i tutaj mam rodzinę. Pewnie warto zapisać się i mieszkać u mamy. Taniej i lepiej. Nieźle. Taki pomysł jest dla mnie niestety niczym więcej niż marzeniem. Pewnie dobrze Państwo wiedzą, że rząd mojego kraju kilkakrotnie podniósł koszty studiów. Jednak mogą Państwo nie wiedzieć, że jednocześnie rząd ograniczył fundusze na badania w naukach humanistycznych. Co to dokładnie oznacza? Znaczy to, że studenci interesujący się

2B #55 2012

studiami II stopnia w dziedzinie nauk humanistycznych muszą sami zapłacić za studia,co wynosi 5 tys. £ na rok. Już nie ma stypendiów od państwa brytyjskiego. Jestem lektorem. Kocham swoją pracę, jednak wynagrodzenie za taką pracę jest niestety małe i tak zawsze będzie. Wielu studentów podobnych do mnie marzy o możliwości odbycia studiów magisterskich i doktoranckich, ale wielu z nich, tak jak ja, pracuje w oświacie jako lektorzy, nauczyciele lub asystenci. Przy zarobkach 12 – 15 tys. £ rocznie jak można zaoszczędzić na studia II stopnia? Gdzie mam znaleźć te 5 tys. £, abym mógł się zapisać na uniwersytet w Anglii? Jest to niemożliwe. Dlatego siedzę dzisiaj na lotnisku Doncaster-Sheffield, czekając na lot do Polski. Polska ma bowiem lepszą ofertę. Przez następne dwa lata będę studiował anglistykę w Wyższej Szkole Języków Obcych w Poznaniu. Ta polska szkoła wyższa jest w stanie zaproponować mi studia za jedynie tysiąc funtów rocznie. Nie tylko są studia wielokrotnie tańsze od tych w Anglii, lecz także są w języku angielskim. Szkoła proponuje wszystkich kandydatom szeroki wybór seminariów magisterskich, w tym historię języków germańskich. W roku 2007 siedziałem na lotnisku, czekając na lot do Polski, bo wtedy Polska zaoferowała mi doświadczenia w ramach programu Erasmus, których nie mogły zaproponować mi inne kraje Unii. Tym razem siedzę tu, bo Polska proponuje mi lepsze możliwości studiowania niż własny kraj. Czy za kilka lat będę tu znowu siedzieć bo w Polsce znajdę lepszą ofertę pracy niż w Anglii? Anthony Ash


15

∂ Colourists, Francis Cadell, Samuel Peplow, Leslie Hunter, John Ferguson. They were in Edinburgh in the early 1900’s and very much regarded as the young upstarts because of their flamboyant use of colour. They in turn had been influenced by the French Impressionists and the Fauves (“wild beasts” because of their wild use of colour). They were concurrent to the Glasgow School, which is much more widely known, but for me the Edinburgh School beat them hands down. They painted elegant scenes in the most vibrant colours and their work is now collectable and extremely valuable. I’m particularly interested in the elegance they portrayed, and at the moment I’m working on some still life paintings showing period hats, perfume bottles, pearls and Edwardian finery. They went to their studios and worked in three piece suits! I wear overalls that are now so thick with paint that they crack (laughs) I think the Scots have a greater love of painting than the English generally. I did the Rob Roy Walk a few years ago, and was struck by the fact that even in small

B&B houses you would see all kinds of original art hanging in the hallways. Even today there are lots of fine Scottish artists. 2B: What distinguishes a good painting from a bad one for you? B.W.: For me it has to have the “wow” factor. That is, when I look at a work, it has to produce an immediate emotional response. This has nothing to do with the artist’s skill – there are many extremely skilled pieces of work about that fail to produce this. I was fortunate to see an exhibition of the Scottish Colourists in Edinburgh some years ago, and every single painting produced this emotional response – I would recommend anyone who gets the chance to see their work not to miss it. 2B: You are clearly Expressionistic in style. Where do you think that comes from? B.W.: I would say a lot of it comes from my Polish genes. In all of my paintings I have to be in the right frame of mind. I have the right music on while I’m doing it, and I try to get a feel about the subject and convey the emotion that it conjures up inside me, how I feel about it. When I’m in the mood, it just happens. It tends to find its own pace;

if I find it is taking too long it becomes laboured, and loses its spontaneity. I would think it fair to say that the emotion in the work comes from my Polish side, and the colour in the work comes from my Scottish side – a good combination I hope. 2B: Apart from Still Life work, you do seem to paint a lot of North East buildings, particularly Pubs. Why is that? B.W.: Many years ago I had a poster of Van Gogh’s painting “Café Terrace at Night” The sky was dark and starry, and warm bright light was spilling onto the café terrace. It’s a magical painting and I paint pubs to try to reproduce this magic where the tavern looks warm and inviting in its cold surroundings. 2B: Have you ever painted in Poland? B.W.: No, but I’d love to go there on a motorcycling holiday – I’m sure I would get lots of pictures and sketches for my art. Apart from art, I’m a keen biker and just love the countryside generally. Chris Morrison, Grażyna Winniczuk

Back To Poland A few years ago, I wrote a text for one of the first issues of ‘2B’ describing my experience of an Englishman living in Poland. I was just on my way back to the UK from a 12-month stay in Poznan as the text was ready to print. Back then I stayed in Poland as a recipient of an EU scholarship. This time around, I am writing my text for ‘2B’ in a café at the DoncasterSheffield Airport. My flight is due in an hour; I am flying to Poznan. You might be thinking I am going over to visit friends: I must say that with one exception of stopping over with a friend, I am not intending to see anyone. This time, I am going to Poland to start a new life as a student over there. In the academic year of 2009-2010, I graduated from Northumbria University with a BA degree in German and Spanish Philology. I have wanted to do a Masters degree, followed possibly by a PhD for a long time. My dissertation would be on the History of Germanic Languages. Newcastle University has one of the best faculties of language history studies. I was born in Newcastle and my family lives here. I suppose it g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

would make sense to enroll here and live with my mum. Cheaper that way; Sorted. Unfortunately, that scenario is but a dream for me. As you are likely to be well aware, the UK government have been increasing university fees. However, you might not know that at the same time, the funds available for research within Humanities have been reduced. What does that mean exactly? It means that the students interested in postgraduate courses in Humanities have to pay the entire university fee which is £5000 a year, as there are no grants available from the British government. I am a lecturer. I love my job; unfortunately the salary for this type of a job is low and always will be. Many students like me dream about being able to do MA and PhD degrees. Many of them work in the education system as lecturers, teachers, assistants at schools, earning £12,000 - £15,000 a year with the cost of living reaching around £10,000. Where can they find money to pay for their degrees? How can I get that £5000 that would let me enroll at a university in the UK? Impossible. E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

That is why I am sitting at the Doncaster-Sheffield Airport today waiting for my flight to Poland. Poland has much more to offer. For the next two years, I will be studying English Philology at the Foreign Languages University in Poznan. That Polish higher education centre can offer me a course for only £1000 a year. Not only is it many times cheaper than studying in the UK, but also the entire course is in English. The university has a wide range of subjects on offer for MA degrees seminars, including the History of Germanic Languages. In 2007, I was at the airport waiting to fly to Poland, because Poland could offer me a unique experience within the European Erasmus scholarship program that other EU countries could not. This time I am sitting here, because Poland gives me better education possibilities than my own country. Am I going to be sitting here again in a few years’ time, because Poland will offer me a better employment than England? Anthony Ash

Translation to English Kasia Makarewicz (kasia.m@virgin.net)

-

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r


16

Jak podjąć potrójne wyzwanie? W miarę młody sport a jednak coraz więcej ludzi postanawia go uprawiać. Może i wy chcielibyście podjąć to potrójne wyzwanie w tym roku olimpijskim?

Fot:Agata Mertyn

Olimpijskie marzenia Wraz z przybyciem 2012 roku uwaga wszystkich amatorów sportu kieruje się ku Londynowi i nadchodzącym igrzyskom olimpijskim. Tegoroczni organizatorzy olimpiady zastanawiają się, jak Londyn wypadnie w porównaniu z Pekinem, Atenami czy innymi poprzednimi igrzyskami? Podczas gdy pytanie to dominuje w debatach politycznych, fani sportowi w Wielkiej Brytanii zaabsorbowani są innym naglącym pytaniem: któremu brytyjskiemu atlecie uda się uwiecznić dzięki zdobyciu złotego medalu na ziemi ojczystej?

Najlepsi triatloniści

Jednym ze sportów, w których Wielka Brytania jest liderem światowej klasy, jest w miarę nowa dyscyplina wśród sportów olimpijskich - triathlon. Dyscyplina ta weszła do rozgrywek olimpijskich w 2000 r. na Igrzyskach w Sydney. Zespół brytyjski może jechać do Londynu ze świadomością, że mają prawdziwą szansę na zdobycie medali zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn. Proces selekcji zespołu olimpijskiego jest skomplikowany, ale brytyjscy triatloniści, tacy jak Helen Jenkins czy Alister Brownlee, którzy na arenie Mistrzostw Świata w Triathlonie już królują, są niewątpliwie faworytami. Mimo iż w Polsce triathlon nie jest jeszcze tak dobrze ugruntowany, polscy atleci, tacy jak Maria Cześnik, Agnieszka Jerzyk, Ewa Dederko oraz Marek Jaskóła, biorą udział w międzynarodowych zawodach wysokiej rangi i, kto wie, może ich też zobaczymy w dniu wyścigu w Hyde Park. Biorąc jednak pod uwagę nieprzewidywalność dyscypliny, która składa się z pływania, kolarstwa i biegu oraz radzenia sobie w strefie zmian, bycie faworytem wyścigu nie gwarantuje zdobycia medalu!

Ludzie z żelaza

Jako dyscyplina sportowa, triathlon jest młodzieniaszkiem. Dyskusje nadal mają miejsce, co do tego, gdzie oficjalnie sport ten się narodził. Według wielu triatlonistów miejscem narodzin tej dyscypliny są Hawaje. Tutaj bowiem w 1978 r. odbył się pierwszy wyścig „Ironman”. Wyścig ten został zorganizowany w celu rozstrzygnięcia sporu pomiędzy pływaczami, kolarzami i biegaczami o to, kto z nich jest najbardziej wysportowany. W tym celu zorganizowali oni jeden wyścig składający się z tych trzech dyscyplin, a zwycięzca uzyskał szacunek pozostałych atletów i tytuł Człowieka z Żelaza (Iron Man). Niestety, dla przeciętnego śmiertelnika, mającego ochotę na wzięcie udziału w takim wyścigu, dystans, który został wybrany przez pionierów sportu, może okazać się ekstremalny. Wyścig „Ironman” wymaga od atlety pokonania dystansu 3,8 km pływania,

2B #55 2012

180 km jazdy na rowerze oraz 42 km biegu, jedno po drugim. Warto dodać, że światowej klasy atleci są w stanie ukończyć cały taki wyścig (wliczając pływanie, jazdę na rowerze i bieg oraz czas w strefie zmian) w nieco mniej niż 8 godzin!

Próba dla śmiertelników

Takie długie wyścigi zapewniały ogromne wyzwanie, ale szybko stało się jasne, iż krótszy dystans wyścigu, zachowującego taki sam kształt (pływanie, kolarstwo i bieg), może zapewnić nieco inne wyzwanie. Zmniejszenie dystansu umożliwi najlepszym atletom ściganie się na najwyższych obrotach na całej długości trasy, ale jednocześnie pozwoli ono zwykłym śmiertelnikom rozważenie wzięcia udziału w wyścigu w celu po prostu ukończenia go i w ten sposób sprawdzenia swojej wytrzymałości. To właśnie wyścig o krótszym dystansie wszedł do igrzysk olimpijskich. Triatloniści w Londynie będą się ścigać na trasie obejmującej: 1500 m pływania, 40 km jazdy na rowerze i 10 km biegu. Najszybsi atleci dotrą do mety po około godzinie i 45 minutach. Oczywiście, są oni bardzo utalentowani i szybcy we wszystkich trzech dyscyplinach!

Ręka na pulsie

Podczas gdy atleci światowej klasy i złote medale będą latem tego roku w centrum zainteresowania, wielu triatlonistów amatorów będzie się przygotowywało do wyścigów lokalnych. Jak można się spodziewać po regionie mającym bzika na punkcie sportu, mieszkańcy północno-wschodniej Anglii, zainteresowani podjęciem tej coraz bardziej popularnej w Wielkiej Brytanii dyscypliny sportowej mają duży wybór. Możliwość wzięcia udziału w wyścigach pasjonaci tego sportu będą mieli niemal w każdy weekend w ciągu lata. A może i ty chciałbyś podjąć potrójne wyzwanie w roku Igrzysk Olimpijskich w Londynie? Jeśli tak, to odwiedź stronę internetową: www.trinorthernpulse. co.uk, na której znajdziesz informacje o klubach lokalnych i wyścigach regionalnych. Jeśli jednak jesteś „atletą fotelowym”, możesz obejrzeć zmagania sportowców na stronie: www.ITU.org. Steve Robertson Tłumaczenie: Agata Mertyn


17

Time to Tri?

Fot:Agata Mertyn

It is a relatively young sport, but it’s making a big impact as more and more people decide to have a go. Maybe you’d like to take up a triple challenge in this London Olympic year?

Olympic dreams Now that “2012” has finally arrived, all sporting eyes are turning towards London, and the forthcoming Olympic games. The host nation is anxious to see how London will compare to Beijing, Athens, and other previous Olympics. While this question dominates political debate, sports fans in the UK are concerned with an altogether more pressing question: which athletes will immortalise themselves by winning a gold medal on home soil?

Top Triathletes

One of the sports where Great Britain is a world leader is a relative newcomer to the Olympic party, triathlon. This sport gained Olympic status as recently as the year 2000 at the Sydney games. The British team can go into London knowing that it has a very real chance of winning medals in both the male and female disciplines. The team selection process is complicated but British athletes like Helen Jenkins and Alistair Brownlee who are already reigning world champions are amongst the favourites. While triathlon is perhaps not as well established in Poland, athletes including Maria Czesnik, Agnieska Jerzyk, Ewa Dederko and Marek Jaskola compete at the very highest level internationally and who knows, maybe they will be in the mix on race day in Hyde Park. However, given the somewhat unpredictable nature of a sport that features swimming, biking, running and transitioning from one to the other, being the race favourite is no guarantee of a medal! g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

Iron Men

endurance. It was a shorter-distance race format that was eventually accepted for inclusion in the Olympic programme. The athletes in London will be racing a 1500m swim, 40km bike and 10km run, with the fastest athletes finishing in around 1 hour 45 minutes. Clearly, they are very talented and quick in all three disciplines!

As a sport, triathlon is a relative youngster. There is much debate as to when it was formally created but many triathletes consider its birthplace to be Hawaii, in 1978. It was here that the very first “Ironman” triathlon took place to settle an argument between swimmers, cyclists and runners as to who was the fittest. The result was the decision to hold a single race, combining all three disciplines, with the winner earning the respect of the other athletes and the right to call themselves an “Iron Man”. Unfortunately, for mere mortals hoping to take part, the distances those pioneers chose were rather extreme. An “Ironman” race requires the athletes to complete a 3.8km swim, 180km bike race and 42km run, one after the other. It’s worth noting that the world’s top athletes can now complete the whole event - swim, bike and run in under 8 hours!

Finger on the pulse

While it is top athletes and gold medals that will be getting all the attention this summer, many amateurs will be preparing for “race day” too, but will be entering one of a wide range of local races instead. As you might expect, in a sports-mad region, North East residents looking to take part in the fastest growing participation sport in the UK are well catered for. As a triathlete in the North East, it’s possible to take part in a race almost every weekend during the summer, and each event has its own distinct character. Maybe you’d like to take up a triple challenge in this London Olympic year? If so, the North East region has its own website at www.trinorthernpulse.co.uk where there are lists of local clubs and races plus details of how to enter. If, however, you are more of an “armchair athlete” you can always watch the top athletes do the hard work instead at www.ITU.org! Steve Robertson

Mortals can tri

While these early long races provided a huge challenge, it became apparent that shorter races, still using the same swim bike run format, could provide a different sort of challenge. Shortening the distance allows top athletes to race flat out for the whole distance, and “mere mortals” could think about taking part, aiming to complete the event and in this way testing their E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

-

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r


18

Kibicuj Boro!

Fot:Ben Peare

Damon Shaw, prezes i manager Middlesbrough Futsal Club, w rozmowie z Łukaszem Samkiem, opowiada o klubie.

2B: Jak opisałbyś futsal osobom, które wcześniej nigdy nie zetknęły się z tym sportem? Zespoły składają się z pięciu zawodników. Gra się na hali, a zasady gry wpływają na kreatywność i szybkość rozgrywek. W Anglii futsal jest ciągle sportem amatorskim. Czy dostrzegasz możliwość przejścia na zawodowstwo? Bezustannie lobbujemy, aby rozgrywki ligi futsalu rozszerzyć na teren całego kraju. Dopiero wtedy będziemy mieli możliwość wykonać krok w stronę profesjonalizmu, gdyż rywalizacja pomiędzy uczestnikami rozgrywek podniesie się na wyższy poziom. Niewątpliwie taki stan rzecz wpłynie na większe zainteresowanie ze strony mediów i przyciągnie sponsorów. Klub powstał w 2007 roku. Jaki jest dotychczasowy największy sukces Middlesbrough Futsal Club? Największym osiągnięciem był udział w fazie play–off w 2009 r., po wygraniu rozgrywek regionalnych. Mieliśmy wtedy bardzo dobry zespół, z którego niestety większość zawodników zmieniła barwy klubowe. Musieliśmy przebudować zespół i teraz po trzech latach znowu możemy liczyć się w walce o najwyższe trofea. 2B: Gdzie drużyna rozgrywa swoje mecze? Gramy w hali Thornaby Pavilion w Thornaby, jakieś dziesięć minut drogi od Middlesbrough. 2B: Mamy za sobą połowę sezonu. Jakie są założenia na dalszą część rozgrywek? Przewodzimy tabeli ligowej wespół z Manchester Futsal Club. Jedyną drużyną, która pokonała nas w dotychczasowych meczach, był zespół Sheffield. Mam nadzieję, że nadal podtrzymamy dobrą formę i zakończymy rozgrywki w czołowej dwójce. Czeka nas spotkanie wyjazdowe z Sheffield i będzie to bardzo ważny mecz, którego po prostu nie możemy przegrać. Przed sezonem założyliśmy sobie walkę o mistrzostwo i to pozostaje bez zmian. 2B: Klub ma świetny doping zarówno w meczach u siebie, jak również podczas spotkań wyjazdowych. Czy mógłbyś przybliżyć nam temat kibiców Middlesbrough?

Futsal zaczyna być popularny w Teesside i coraz więcej osób interesuje się tą dyscypliną. Grupa kibiców Red Faction z Middlesbrough tworzy oprawę naszych meczów! Po raz pierwszy w skali całego kraju możemy zaobserwować żywiołowy doping w futsalu. 2B: W zespole występuje kilku reprezentantów Anglii, były reprezentant Hiszpanii do lat 21, a honorowym prezydentem klubu jest reprezentant Anglii i piłkarz Liverpool FC – Stewart Downing. Czy trudno jest pozyskać do klubu takie osoby? W 2008 r. Stewart Downing został honorowym prezydentem klubu, po tym jak miałem możliwość odwiedzenia ośrodku treningowego Middlesbrough FC. Stewart od dziecka był fanem futsalu, który z powodzeniem uprawiał w młodości, dlatego zgodził się promować drużynę. Zawodnicy reprezentujący Anglię pochodzą z regionu i są związani z naszym klubem od dłuższego czasu. Natomiast Ernesto Cassan dołączył do zespołu po tym, jak pomogłem mu w przeprowadzce do Anglii. 2B: W grudniu 2011 r. Middlesbrough Futsal Club w turnieju w Szwajcarii Unicorns International Futsal Cup 2011 zajęło drugie miejsce. Jak wspominasz tę rywalizację? To był świetny turniej, dobrze zorganizowany. Osiągnęliśmy bardzo dobry wynik, zwłaszcza że w zmaganiach uczestniczyliśmy w bardzo okrojonym składzie. Niewątpliwie zawodnicy zdobyli cenne doświadczenie. Dojście do finału jest sukcesem dla każdej drużyny, a zwłaszcza w międzynarodowym turnieju, w którym udział wzięły zespoły prezentujące różne style gry. 2B: Jakie są Twoje ambicje jako prezesa klubu? Chcę, aby Middlesbrough Futsal Club był jedną z najlepszych drużyn futsalowych w Europie, w której kluczowe role będą odgrywać zawodnicy wywodzący się z Teesside. Uważam, że w regionie jest wystarczająca ilość utalentowanych piłkarzy, którzy sprostają takim wyzwaniom. 2B: Czasopismo 2B jest magazynem dwujęzycznym dla Polaków oraz osób mówiących w języku angielskim. Czy klub ma jakieś powiązania z Polską i polską społecznością? Nasz księgowy jest Polakiem! Wiele razy byłem w Polsce i udało mi się nawiązać bardzo dobre relacje z poznańskim klubem Akademia Futsal Club. Chciałbym kiedyś pojechać tam na tournee, trenować oraz rozgrywać mecze sparingowe. 2B: Czy mógłbyś powiedzieć, gdzie można znaleźć więcej informacji na temat klubu? Wszystkie informacje dostępne są na stronie www. BoroFutsal.com lub wyszukując frazę BoroFutsal na Facebooku bądź Twitterze. Bardzo dziękuję za wywiad i życzę powodzenia. Łukasz Samek

Futsal – odmiana piłki nożnej rozgrywanej na hali. Jej nazwa pochodzi od portugalskiego futebol de salao i hiszpańskiego futbol de salon, co można przetłumaczyć jako halowa piłka nożna.

2B #55 2012


19

Keep shouting for Boro!

2B: How would you describe Futsal to people who never heard about this sport? It’s 5-a-side, played indoor with a specific set of rules to promote a creative, fast game. 2B: Futsal is still an amateur sport in the UK. What needs to be done to develop Futsal and go professional? We need to push for a national league in England, rather than just regional competitions, and then maybe we can make strides to becoming professional as there will be a much higher level of competition and more media interest to attract better sponsors. 2B: Middlesbrough Futsal Club was founded in 2007. What has been the biggest achievement for the club? Playing in the playoffs in 2009 after winning the North League was the best achievement so far. We had a good team that year, and most of them left so we had to rebuild and now we are in a position to challenge again, 3 years on. 2B: Where do Middlesbrough Futsal Club play home matches? In Thornaby, about 10 minutes outside of Middlesbrough at Thornaby Pavilion. 2B: The season is half way through. Could you tell us about results so far and what your aim for this season is? We are joint top with Manchester Futsal Club and have only lost one game so far this season against Sheffield at home. Hopefully, we can carry on this form and stay in the top two. We’ve to play Sheffield away, which is a big game and one we can’t afford to lose. The aim at the start of this season was to challenge for the national title and that remains the same. 2B: Middlesbrough Futsal Club has a great support home and away. Could you say a little bit more about

Fot:Ben Peare

The Manager and Chairman of Middlesbrough Futsal Club, Damon Shaw talks about the club in an interview with Lukasz Samek.

the supporters? The game is growing in Teesside and more and more people are talking about the club. The Red Faction are a group of Middlesbrough supporters and they form the basis of our support and certainly all the noise! They have brought noise and colour to Futsal for the first time in this country. 2B: Middlesbrough Futsal Club players include England team members and a former Spanish Under 21 player. The honorary president of the club is Liverpool and England player – Stewart Downing. Is it difficult to attract that sort of people to club? Stewart Downing was recruited in 2008 after I visited the Middlesbrough FC training ground and signed him up! He was a fan of the game having played a version as a child and was happy to put his name to a local club. The England players are all local and have come through the club. That’s a pull to all players. Ernesto Cassan joined the club after contacting me and I helped him with his move to England. 2B: In December 2011 Middlesbrough Futsal Club finished second in Unicorns International Futsal Cup 2011 in Switzerland. What are your thoughts about that tournament? It was a great tournament and well

run. We did well considering we had a small squad of players there but those that did go will have learnt some valuable experiences in futsal. To get to a final is great for any team, especially a European tournament with lots of different cultures and styles of playing. 2B: What’s your ambition as the chairman of the club? I want Middlesbrough to become a top European club, with the best players hailing from Teesside. There is enough talent locally to do that. 2B: “2B” is a bilingual magazine for Poles and people who speak English. Have you got any links between the club and Poland / the Polish community? Our Treasurer is Polish! I’ve been to Poland several times and we have a good relationship with Akademia Futsal Club from Poznan. I’d like to tour there one day hopefully, using our links to get set up with training and matches while we are there. 2B: Could you tell us where to find more information about the club? Everything can be found on BoroFutsal.com or by searching for BoroFutsal on Facebook and Twitter. Thank you for the interview and best of luck. Łukasz Samek

Futsal is a format of five-a-side football. Its name is a portmanteau of the Portuguese futebol de salao and the Spanish futbol de salon, which can be translated as indoor football. g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

-

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r


20

POLE MEETS GEORDIE

Makowiec z jabłkiem

Uwielbiam szperać w Internecie w poszukiwaniu łatwych i smacznych potraw. Kiedy natknęłam się na ten przepis, nie mogłam się oprzeć i postanowiłam go wypróbować. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności my, Polacy, uwielbiamy mak i często wykorzystujemy go w naszej kuchni. To ciasto zrobiłam już dwa razy i za każdym razem było tak samo cudownie wilgotne, z delikatnym posmakiem rumu. Polecam! Składniki: ½ l mleka 2 szklanki wody 250g maku 120g masła 200g cukru 5 jajek 100g kaszy manny łyżeczka proszku do pieczenia 4 jabłka 150g rodzynek moczonych przez noc w rumie skórka pomarańczowa łyżeczka esencji waniliowej szczypta soli

Mak wypłukać, zalać mlekiem zmieszanym z wodą. Gotować na małym ogniu przez pół godziny, mieszając od czasu do czasu, aby mak się nie przypalił. Osączyć na gęstym sitku, po czym zemleć używając na przykład blendera. Oddzielić żółtka od białek. Żółtka utrzeć z cukrem, dodać miękkie masło i kaszę mannę zmieszaną z proszkiem do pieczenia, wymieszać. Jabłka obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach, białka ubić z odrobiną soli. Do masy z masła, żółtek i kaszy dodawać kolejno mak, jabłka, osączone rodzynki, skórkę pomarańczową i esencję waniliową. Na koniec dodać ubitą pianę z białek i delikatnie wymieszać. Masę wlać do wysmarowanych masłem i posypanych kaszą manną podłużnych form, włożyć do nagrzanego do 180˚C piekarnika i piec około 45 minut. Ciasto nie rośnie zbyt wysoko, więc formy można wypełnić do 1/3 wysokości.

Kiedy ciasto wystygnie, można je dekorować na różne sposoby lub jedynie posypać cukrem pudrem.

Fot: G. Winniczuk

• • • • • • • • • • • • •

Sposób wykonania:

Grażyna Winniczuk

Ciasto czekoladowe z buraczkami Czekolada i romans idą w parze. Jakim słodkim wypiekiem można by zaskoczyć bliską nam osobę w najbliższe Walentynki? Coś czekoladowego zawsze się sprawdza, gdyż czekolada i miłosne chwile idą ze sobą w parze. Niezwykłość tego przepisu polega na tym, że zawiera on w swoim składzie także buraczki, tak więc wasza ukochana osoba dostaje oprócz słodkości zdrową porcję warzyw. Ten przepis ma w sobie same zalety: dodaje nutkę romantyzmu do wspólnej konsumpcji, jest zdrowy oraz świetnie smakuje. Ciasto możemy wykończyć czekoladową polewą lub podawać z bitą śmietanką. I kto twierdzi, że Anglicy nie mają w sobie romantyzmu ? (Tak mówią chyba tylko Francuzi).

Sposób wykonania:

Rozgrzać piekarnik do 180ºC. Formę do pieczenia wysmarować tłuszczem. Przesiać mąkę, kakao, sól oraz proszek do pieczenia. Do wszystkiego dodać cukier, buraka, roztopioną czekoladę oraz masło i jajka. Wszystkie te składniki ze sobą wymieszać. Przygotowaną masę umieścić w formie i piec przez 5060 minut. Gdy góra ciasta już się przypiecze, nakłuwamy wykałaczką i sprawdzamy czy ciasto jest gotowe.

Składniki: • • • • • • • • •

8 uncji mąki typu self-raising 1 uncja kakao 1 łyżeczka proszku do pieczenia 4 uncje cukru pudru odrobina soli 3 uncje roztopionej gorzkiej czekolady 3 uncje roztopionego masła 4 uncje surowego, utartego buraka 2 ubite jajka 1 uncja to około 28 gram

Barbara Garrick

2B #55 2012

Tłumaczenie z angielskiego: Arek Alberciak


GEORDIE MEETS POLE

Poppy seed cake with apples I love browsing the Internet and looking for easy and tasty dishes to make. When I spotted this recipe, I couldn’t resist and decided to try it. For some strange reason, we Poles love poppy seeds and often use them in our kitchens. I have made this cake twice already, and each time it proved to be delightfully moist, with a subtle taste of rum!

Ingredients: : • • • • • • • • • • • • •

Preparation: Rinse the poppy seeds, add milk and water and cook on low heat for half an hour stirring occasionally. Drain on a very fine strainer so the poppy seeds do not wash through and then blend in a food processor. Crack the eggs and separate yolks from whites. Cream yolks and sugar until white, add soft butter and semolina with baking powder. Mix well.

½ cup of milk 2 cups of water 250 g poppy seeds 120g unsalted butter 200g sugar 5 eggs 100g semolina 1 tsp baking powder 4 apples 150g sultanas soaked overnight in rum Italian mixed peel 1 tsp vanilla essence Pinch of salt

Peel the apples and coarsely grate them. Beat the whites with a pinch of salt. To the mixture of egg yolks, butter and sugar, add in sequence: poppy seeds, apples, drained sultanas, Italian mixed peel and vanilla essence. Then, carefully stir in the beaten egg whites into the mixture.

Preheat the oven to 180˚C. Butter and flour oblong cake dishes, pour the poppy seed mixture in and place them in the oven; bake for around 45 minutes. This cake doesn’t rise too much, so you can fill the dish up to 1/3 of the depth. Fot: G. Winniczuk

When the cake is cold, you can decorate it just as you wish, or simply dust with icing sugar.

Grażyna Winniczuk

Beetroot Chocolate Loaf Chocolate and romance go together! What to cook for the one you love this Valentine’s Day (February 14th)? Something chocolaty is always good! Chocolate and romance seem to go together. The beauty of this recipe is that it also contains beetroot, so your loved one is getting his / her healthy vegetables as well. Romantic, healthy, tasty - what’s not to like? You could smother the cake in chocolate butter cream icing to finish it off, or serve with cream. Who said the English aren’t romantic (I think it was the French). Ingredients : • 8oz SR flour, • 1oz cocoa powder, • 1 tsp baking powder, • 4oz caster sugar, • Pinch of salt, • 3oz dark chocolate melted, • 3oz butter melted, • 4oz raw grated beetroot peeled weight, • 2 eggs beaten

g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

Directions: Heat the oven to GM4/180’C/350’F. Grease and line a 2lb-loaf tin. Sift together the flour, cocoa powder, salt and baking powder. Stir in the sugar, beetroot, melted chocolate and butter and the eggs. Turn into the tin and bake for 5060 minutes until firm on top and an inserted skewer comes out clean.’ TIP: The addition of raw grated beetroot gives this cake a lovely moist texture as well as a fresher flavour than cooked beetroot. Use a really good dark chocolate with 70% cocoa fat.

Barbara Garrick

(Translation to Polish Arek Alberciak: arek_alberciak@yahoo.co.uk) E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

-

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r

21


22

POLSKIE AKCENTY

Tania Siła Robocza z Polski?

Sprawozdanie z Seminarium „Migrant Workers Impact on Construction Industry”

15 grudnia 2011 r. w Centrum ProBE na uniwersytecie Westminster w Londynie odbyło się seminarium pt.: „Wpływ migrantów zarobkowych na zmiany w budownictwie w Wielkiej Brytanii”. Zostało ono zorganizowane jako seryjne spotkanie dyskusyjne, dotyczące ważnych tematów związanych z migracją zarobkową oraz zatrudnieniem Polaków w budownictwie w UK. Podczas spotkania przedstawiciele Westminster Business School i School of Architecture and Built Environment, którzy wspólnie prowadzą badania naukowe, wzięli udział w dyskusji z zaproszonymi gośćmi:

Ian Fitzgerald, badacz naukowy i wykładowca w Northumbria University w Newcastle upon Tyne, przeprowadził dyskusję na podstawie opinii, jakie publikowane zostały w mediach na temat polskich migrantów. Przed masowym napływem migrantów media informowały o problemach ekonomicznych w Polsce, o wysokim poziomie bezrobocia, o kryzysie politycznym i infrastrukturalnym oraz o nieprzestrzeganiu przez Polskę wymaganych przez Unię Europejską dyrektyw w kształceniu zawodowym. W późniejszym okresie brytyjskie media nawoływały do walki przeciwko taniej sile roboczej, która przyczyniała się do utraty etatów wśród lokalnych społeczności regionu. W 2005 r. tabloidy informowały o coraz większej ilości straconych miejsc pracy w dokach stoczni w Tyneside na rzecz taniej siły roboczej ze wschodnich krajów oraz o 10-procentowych oszczędnościach budżetowych, kiedy to polscy pracownicy podejmowali pracę w budownictwie za mniej niż połowę minimalnej stawki w UK. Z biegiem czasu pojawiła się krytyka dotycząca przekazania kontraktów produkcji promu i statku połowowego do stoczni remontowej w Gdańsku oraz na temat importu polskich domów prefabrykowanych, których produkcja w Polsce była tańsza niż w Londynie. Podczas dyskusji potwierdzono również brak adekwatnych informacji, które wyjaśniłyby, jakimi kryteriami kierują się polscy pracownicy, którzy decydują się na podjęcie pracy w przemyśle budowlanym po znacznie zaniżonych stawkach płacowych, w porównaniu do ich brytyjskich współpracowników. Podczas dyskusji podkreślono również problemy pojawiające się podczas określania kwalifikacji zawodowych i akademickich wśród polskich pracowników. Steven Cruse (student) na podstawie szkoły budowlanej we Wrocławiu przedstawił prezentację dotyczącą polskiego szkolnictwa oraz systemu edukacyjnego funkcjonującego w polskich szkołach budowlanych oraz gimnazjach. Próbował odpowiedzieć na często pojawiające się pytanie: dlaczego polski pracownik jest w stanie wykonać większość procesów budowlanych podczas swojego zatrudnienia, natomiast brytyjski pracownik zawęża swoje możliwości do wyuczonej specjalizacji? Steven opowiadał również o zasięgu kwalifikacji, o teorii oraz o praktyce specjalistycznej jaka obecnie obowiązuje w polskich szkołach budowlanych i na uniwersytetach. Zaznaczył też, że obecnie w szkołach polskich, począwszy

2B #55 2012

od szkoły podstawowej po uniwersytety, dużo uwagi poświęca się nauce języków obcych, takich jak francuski i niemiecki, a dominującym jest język angielski. Tylko pokolenie postkomunistyczne ma problemy językowe. Steven nadmienił również, że obecnie w środowiskach edukacyjnych w UK zauważalny jest nacisk na wprowadzenie zmian do brytyjskiej edukacji i implementacja systemów dydaktycznych na przykładzie krajów europejskich takich jak Niemcy, Francja i w szczególności Polska.

Kasia Bobrzak, przedstawicielka organizacji polonijnej PEGAZ oraz inżynier i projektant w przemyśle morskolądowym, która przyczyniła się do realizacji inwestycji konstrukcyjnych w Dubaju, Kuwejcie, Kazachstanie, w Wielkiej Brytanii oraz w Polsce, zaprezentowała problematyczną sytuację uznawalności wyższego wykształcenia wśród społeczności polskiej zamieszkującej północną Anglię przez instytucje akredytujące, takie jak NARIC i RIBA. Dwadzieścia lat temu polskie kwalifikacje w przemyśle budowlanym były dyskredytowane i nierozpoznawalne. Obecnie osoby przyjeżdżające do UK z polskim wykształceniem i doświadczeniem zawodowym muszą poddać się procesowi oceny i uiścić wysokie opłaty, często nierealne dla nowoprzybyłych, w celu klasyfikacji poziomu kwalifikacji i udowodnienia swoich umiejętności zawodowych. Proces ten nadal przypomina stary system nostryfikacji dyplomu, gdzie brane są pod uwagę dyrektywy unijne, ale wynik tej oceny zdecydowanie zaniżają osiągnięte w Polsce kwalifikacje. Fakt ten zainteresował i zadziwił uczestników seminarium i jednocześnie pobudził do aktywnej dyskusji. Wyjaśnił on również po części efekt tworzenia się zasobów taniej siły roboczej w budownictwie.

W seminarium wzięły również udział Justyna Deidda i Paulina Burzyńska, przedstawicielki instytucji RIFT, które przedstawiły zakres działalności swojej firmy. Od momentu powstania działu międzynarodowego, RIFT zajmował się pomocą polskiej mniejszości narodowej w odzysku nadpłaconych podatków w Wielkiej Brytanii oraz szerokim zakresem usług finansowych i pomocowych przy współpracy z lokalnymi związkami zawodowymi. Seminarium zakończyło się dyskusją oraz szeregiem pytań i odpowiedzi na tematy poświęcone polskiej masowej migracji zarobkowej w UK, a także na temat wkładu, jaki wnoszą polscy pracownicy manualni oraz ci z wyższym wykształceniem w ekonomię oraz kulturę brytyjską na Wyspach. Goście seminarium wzięli również udział w projekcji filmu dokumentalnego pt. „En Construccion”, nagrodzonego jako Najlepszy Film Dokumentalny w 2011 r. w UK poświęcony migrantom hiszpańskim. Projekcja tego filmu zastąpiła film Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru”, który czasowo nie zmieścił się wyznaczonym programie seminarium. Kasia Bobrzak


POLISH ACCENTS

Cheap Labour from Poland?

23

Seminar Report - Migrant Workers Impact on Construction Industry

On the 15th December 2011 the Centre for the Production of the Built Environment (ProBE) University of Westminster (London) hosted a seminar of UK and Polish professional and academic participants, as part of a regular series of events and activities. The objective of the seminar was to underline the important role that Polish migrant workers have recently played in the UK construction industry. It also highlighted that this role has often not been acknowledged with many Polish skills not recognised and Polish workers themselves often seen as a cheap alternative to other British workers. Ian Fitzgerald (lecturer and researcher at the School of the Built and Natural Environment, Northumbria University in Newcastle upon Tyne) held a discussion based on the perception of the British media to the Polish migration. Prior to accession the media reported on poverty in Poland, high levels of unemployment, problems with the economy, a political crisis and an inadequate infrastructure. It was also said that the country had an insufficient education system. Following accession newspapers were publishing information on the fight against cheap labour in the region, which was apparently decreasing the chances of employment for locals. In 2005 the tabloids reported loss of contracts in the Tyneside shipyards. In addition, it was reported that local employers had saved 10% in construction costs due to Polish builders, who had decided to take up employment for less than half the national minimum wage. Further, criticism was raised on importing to the UK prefabricated houses produced in Poland, which were cheaper that locally produced items in London. Audience and panel discussion identified that a lack of information was often the key to understanding why Polish people initially worked for less money than their English counterparts. It was also highlighted that the UK system had failed to recognize the sometimes superior qualifications that Polish workers had; this was taken up later by Kasia Bobrzak. Steve Cruse (student) then presented evidence to show how wrong the previous media perception was; his presentation demonstrated how Polish workers obtained their qualifications in Poland. He did this by presenting the rules and principles

g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

of the Polish education system and in particular based this on a school in Wrocław. He sought to answer the often asked question: Why does the Polish worker employed as builder often perform the majority of building tasks needed through to the completion of the project? This is in contrast to the British worker who is more restricted in his practices often only undertaking the one specialization which he has learned. Steven highlighted the range of current qualifications in Poland, he showed examples of where theory meets with the practical work on site and the current principles enforced in Poland trade schools, universities and polytechnics. He also pointed out that currently in Poland, from primary schools to the universities, English is the dominant language with German and French also taught. Finally he ended his presentation by saying that currently in UK there is a pressure to make changes within British education systems and to implement the models based on European countries such as France and Germany and in particular, Poland. Kasia Bobrzak who represented the Polish Community Organisation PEGAZ and the Polish Community in North East of UK, then spoke to give a clear view on what it was like for a Polish migrant in the UK. Kasia is an engineer and designer in the marine and heavy engineering construction industry, who have contributed to the construction of projects in Dubai, Kuwait, Kazakhstan, UK and Poland. She highlighted though that her Polish higher education qualifications were not recognized by the accreditation institutions NARIK and REBA for the UK construction industry. So her Polish qualifications and work experience were discredited and not recognized until she graduated in UK. Currently Poles who came to the UK can undertake an assessment after payment of a high registration fee, often not achievable for

E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

new-comers, to assess the level of Polish qualifications. This process is similar to the old one, where the European directives are taken in to considerations, but the result of the assessment is often undercutting the already achieved qualifications in Poland. Many of the audience were unaware of this and shocked at this poor situation, discussion then turned to accreditation and professional bodies wanting to protect themselves, by charging fees for new qualifications and trying to limit professional membership. Justyna Deidda and Paulina Burzynska were also invited to the seminar to represent the company RIFT, which helps Polish individuals and Polish companies in the UK recover overpaid taxes. RIFT also provides a wide range of advice and other financial services to Poles in the UK in partnership with local trade union representatives. The seminar ended with discussion of all guests which praised the contributions that all Polish workers, manual, skilled and professional, have made to the economy and culture of UK life. The seminar ended with a documentary “En Construccion” awarded the Best UK Documentary 2011. Unfortunately the Polish film by Andrzej Wajda “Man of Marble” was not able to be shown because of its three hour length. Kasia Bobrzak

-

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r


POLSKIE AKCENTY Smakowita książka z polskim akcentem

Fot:Paper Cat

W sprzedaży dostępna jest książka kucharska z przepisami znanych i cenionych mieszkańców Darlington. Znajdujący się przy ulicy Grange Road w Darlington sklep Cooks & Kitchens wydał książkę kucharską, z której cały dochód zostanie przeznaczony na obchodzące w tym roku 25–lecie działalności hospicjum St Teresa’s Hospice. Książka zawiera 101 przepisów kulinarnych. Słowo wstępne napisał znany kucharz Kenny Atkinson z Rockliffe Hall. Wśród innych znanych osób, które przedstawiły swoje przepisy, znaleźli się m.in. znany gracz w krykieta Ian Botham, Alberto Alessi z firmy Alessi czy Emma Bridgewater. „Chcieliśmy w jakiś sposób pomoc hospicjum St Teresa’s Hospice. Jesteśmy zachwyceni książką” – powiedziała właścicielka sklepu Cooks & Kitchens pani Mary Atkins. W książce, za sprawą Łukasza Samka prezentującego przepis na gołąbki, obecny jest również polski wątek. Książkę można nabyć w sklepie Cooks & Kitchens w cenie 7,5 £.

Piękna nam Orkiesta zagrała

Fot:A. Czas

24

XX Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Newcastle upon Tyne zorganizowany został 8 stycznia w Toy Cafe. Wspaniała impreza odbyła się dzięki ciężkiej pracy naszych wolontariuszy i wielu anonimowych osób. Mieliśmy licytację, w której czynnie uczestniczyła nasza Polonia i która budziła wiele emocji. Licytowaliśmy specjalnie przygotowany tort w kształcie serca, wspaniałe ciasteczka w kształcie serduszek, figurki ogrodowe, gadżety przysłane ze Sztabu Głównego WOŚP, różne przedmioty ofiarowane przez anonimowych darczyńców oraz maskotki, koszulki i wiele innych przedmiotów. Aukcję prowadziliśmy podczas przerw w koncertach. Podczas Finału wykazać się mogli młodzi artyści - Natalia Szutenberg, Agnieszka Chojnacka, Kamil Szutenberg, Mateusz Majtyka, Patryk Włodarczyk, Rafał Dzienniak oraz ci najmłodsi: Sandra Krasowska, Lena Karhu, Nataniel i Stasiu. Publiczność bawiła się doskonale, artyści dawali z siebie wszystko, za co 2B #55 2012

bardzo dziękujemy. Najmłodsi uczestnicy imprezy mieli okazję pobawić się na soft play area, poskakać na dmuchanym zamku, rysować, malować i lepić z modeliny. Niektórzy ustawili się w kolejce do Darii Dziegiel, która profesjonalnie malowała dzieciom twarze. O godzinie 20 mieliśmy zebrane 361,94 funtów, jednak to nie wszystko; nadal puszki stały w polskich sklepach Groszek i Malgosia’s, Restauracji Gospoda i Polskim Klubie. Ostatecznie udało się zebrać 506,31 funtow i 5 euro. Sztab WOŚP w Newcastle upon Tyne składa serdeczne podziękowania wszystkim uczestnikom, sponsorom, reklamodawcom oraz wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do przygotowania i przeprowadzenia tak wspaniałej imprezy. Dziękujemy: Portalowi Polska Chata, North East Polish Community Organisation, Polskiej Szkole Sobotniej w Newcastle, International Community of Sunderland, Magazynowi 2B (proszę bardzo!), Portalowi Polnews, Sklepowi


POLISH ACCENTS

25

Celebrities get cooking for hospice

Fot:Minimalist Photography

Local celebrities have contributed to a kitchenware firm’s fundraising recipe book. Cooks & Kitchens, in Darlington, has produced the cookbook featuring 101 recipes to raise money for St Teresa’s Hospice’s 25th anniversary. It includes a foreword by Michelin star chef Kenny Atkinson, from the Orangery at Rockliffe Hall, Hurworth. Other celebrities who have contributed recipes include cricketer Ian Botham, Alberto Alessi, from Italian kitchen utensil company Alessi, and ceramics manufacturer Emma Bridgewater. Mary Atkins, owner of Cooks & Kitchens, said: “We wanted to do something to help St Teresa’s Hospice. We are absolutely delighted with the book.” The cookbook also contains a Polish recipe – stuffed cabbage rolls (gołąbki) provided by Lukasz Samek. The book is £7.50, available from the store. All profits will go to the hospice.

20th Anniversary of the Young Polonia Foundation

Fot:A. Czas

This year we are celebrating the 20th anniversary of the Young Polonia Foundation, one of few foundations who through their actions during the period of political transitions in Poland contributed and still supports the Polish Youth in Poland and around the world. The aims of the Young Polonia Foundation are to promote and cultivate Polish Heritage and to guide young Polish people towards achieving their goals. In 2012 in the UK there will be the ninth edition of the international competition called Poloniada 2012, for Polish youth 16-24 years of age. There will be prizes to be won, diplomas, books, scholarships, and study at Polish universities. The volunteers play the key role in the Foundation because they are providing support to the young people throughout the competitions. Therefore I would like to encourage all parents and guardians, teachers and activists of the Polish community to support our youth during this interesting and important event in the UK. Katarzyna Bobrzak Foundation of Young Polonia North UK e-mail: pfmpuk@gmail.com www.pfmpuk.weebly.com

g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

E u r o p e a n

F o o d s

Fot:A. Czas

Groszek, Pracownikom Sklepu Małgosia’s w Newcastle, Pani Basi za wspaniały tort WOŚP-owy, Pani Agnieszce za smaczne babeczki, Restauracji Gospoda oraz Pani Agnieszcze Orlicz-Błońskiej za cudowne, jak co roku, ciasteczkowe serduszka, Firmie Marcel Bass, Panu Marcinowi Orchowskiemu za przygotowanie naszych grafik i plakatów oraz wszystkim anonimowym osobom, które nas wspierały i pomagały. Największe podziękowania dla wszystkich, którzy ofiarowali swoje ciężko zapracowane pieniądze na tak szczytny cel: „Zdrowa mama, zdrowy wcześniak, zdrowe dziecko”, czyli na zakup najnowocześniejszych urządzeń dla ratowania życia wcześniaków oraz pomp insulinowych dla kobiet ciężarnych z cukrzycą. Dziękujemy! Sztab WOŚP Newcastle oraz Multicultural Organisation CHALLENGER - organizator XX Finału. &

M a ł g o s i a

-

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r


26

POLSKIE AKCENTY

Złap ten uciekający pociąg!

Teatr offowy z Newcastle zaprasza na przedpremierowe czytanie sztuki “Uciekający pociąg”. Autorem dramatu jest Piotr Surmaczyński, który przez ponad cztery lata mieszkał w leżącej w naszym regionie miejscowości Billingham i od dwóch lat współpracuje z Magazynem 2B. Autor o swoim tekście mówi: -Przez ponad pięć lat życia na emigracji w Wielkiej Brytanii usłyszałem od podobnych mi ludzi wiele historii, które zainspirowały mnie do napisania tej sztuki. „Uciekający pociąg” nie jest jednak opisem losów jednej osoby. Jest to jakby patchwork losów kilku osób, składający się na zbiorowy obraz problemu, który opisuję w sztuce. Temat sztuki najlepiej opisze cytat z drugiego aktu dramatu: „...Tak naprawdę i tak umarłem dla nich wszystkich z chwilą wyjazdu stamtąd. Nie można żyć równocześnie w dwóch miejscach. Miałem wyjechać tylko na chwilę, ale z chwilą wyjazdu straciłem to życie, które pozostawiłem za sobą. Przez ten czas, kiedy sobie tego nie potrafiłem uświadomić, nie żyłem wcale. Byłem jakby zawieszony pomiędzy małym miasteczkiem na wschodzie i wielką metropolią na zachodzie. Nie należałem wtedy jeszcze z pewnością do londyńskiego świata. Nie miałem tu wtedy jeszcze nikogo bliskiego. Nie potrafiłem jeszcze mieć – nie byłem gotowy na bliskość. Złudzenie tymczasowości mojej sytuacji pozwalało mi mieć

nadzieję, że powrót jest realny. Potem już liczyłem na to, że powrót będzie jednak możliwy. Ale, tak naprawdę, nie należałem już do świata, który pozostawiłem tam, za sobą. Tak naprawdę nie należałem nigdzie...” Piotr mówi: - Bardzo liczę na to, że po wysłuchaniu sztuki będę miał okazję do dyskusji z publicznością na temat poruszanych w tekście zagadnień. Chciałbym, by ewentualne przedstawienie teatralne na podstawie mojego tekstu dramatycznego dało ludziom w Polsce obraz tego, co jest naszym doświadczeniem tu na emigracji. Często bowiem nasze życie w Wielkiej Brytanii postrzegane jest w kraju przez pryzmat barejowskiego „Misia” lub jeszcze gorzej, przez pryzmat telewizyjnej telenoweli „Londyńczycy”. Liczę, że rozmowa z widzami w Newcastle pozwoli mi uzyskać nowe inspiracje, które przełożą się na ewentualne zmiany w tekście dramatu. Uciekający pociąg odjedzie ze stacji Restauracja Gospoda w niedzielę 5 lutego 2012 r. o godz. 17. Wszystkich serdecznie zapraszamy. Bilety pierwszej klasy dla niepalących tym razem są bezpłatne. Magazyn 2B będzie patronem medialnym podróży. Inicjatywa wspierana jest przez PEGAZ i Fundację Mlodej Polonii

20-lecie Fundacji Młodej Polonii W tym roku obchodzimy 20-lecie Fundacji Młodej Polonii, jednej z niewielu fundacji, która dzięki swym działaniom w okresie transformacji ustrojowych w Polsce przyczyniła się do rozkwitu swej działalności i do tej pory wspiera młodzież polską w kraju, jak i polonijną na całym świecie. Działalność Fundacji skierowana jest również do tradycji polskich, obecnej sytuacji dnia ludzi poza granicami Polski. W tym roku odbędzie się już 9. edycja międzynarodowego konkursu Poloniada 2012. Zachęcam do wzięcia w nim udziału młodzież polonijną z Anglii w wieku 16 - 24 lat. Do zdobycia będzie nagroda GRAND PRIX oraz drugie i trzecie miejsca oraz nagrody rzeczowe, dyplomy, albumy, stypendia, a także studia na uczelniach polskich, z którymi Fundacja podpisała akty patronackie. Dla Fundacji oraz jej przedstawicieli w danym kraju znaczącą rolę odgrywają również wolontariusze oraz opiekunowie. Dzięki ich wsparciu oraz zaangażowaniu wiele poprzednich olimpiad nie mogłoby się odbyć. Dlatego zachęcam wszystkich rodziców, opiekunów, nauczycieli oraz działaczy środowisk polonijnych i edukacyjnych do wspie-

2B #55 2012

rania naszej młodzieży podczas tego ciekawego i ważnego wydarzenia, jakim będzie Poloniada 2012 w UK. Katarzyna Bobrzak Przedstawicielstwo Fundacji Północna Anglia e-mail: pfmpuk@gmail.com www.pfmpuk.weebly.com


NE

cS

NE

north east community solutions CIC

cS 27

north east community solutions CIC

North East Community Solutions CIC is a social enterprise and a company registered in England and Wales. Registration number: 7601003.

North East Community Solutions CIC jest przedsiębiorstwem, które ma na celu pomagać ludziom. Jest zarejestrowane w Aglii i Walii. Numer rejestracji: 7601003.

ABOUT NECS CIC North East Community Solutions CIC is a Community Interest Company (non profit). We work to improve the quality of life of people living in Sunderland and the North East of England and enhance social cohesion in Sunderland and the North East. We are doing it through a broad range of activities, such as events, workshops, activities and one to one support. Our current services include the stop smoking advice, for which we hold a contract with the NHS, as well as translation and interpreting services from English to Slovak and Polish and the other way round We have experience of the community sector, translations and interpreting. We are qualified stop smoking advisors We are committed to the principles of social enterprise. Any surplus from our company is therefore donated to a charitable course. We are community focused and outcome driven. We organise and facilite meetings and events with the Polish community. These include cultural, information and consultation events.

O NAS North East Community Solutions CIC jest organizacją typu non profit. Działamy po to, aby pomagać ludziom, którzy mieszkają w Sunderland, ale także w regionie Nort East. Organizujemy różnego rodzaju przedsięwzięcia takie jak spotkania, warsztaty i udostępniamy miejsce gdzie jest udzielana pomoc. Zajmujemy się między innymi akcją Stop smoking i pomagamy w tłumaczeniach z języka angielskiego na język polski i słowacki, wypełnianiu aplikacji i formularzy. Ukończyliśmy wiele kursów uprawniających nas do pracy w tego typu organizacji, a także mamy w tym doświadczenie. Współpracujemy głownie z organizacją polską ICOS, ale także jesteśmy otwarci na inne organizacje.

FEAR THE POSTMAN NO MORE! With us you will: • Receive help with correspondence, forms and applications • Learn how to do it for yourself, so you won`t need to ask again • Learn formal English and relevant wording for official business

POMOC PRZY REDAGOWANIU PISM URZĘDOWYCH Masz trudności w odpowiadaniu na anglojęzyczne listy czy wypełnianiu formularzy i aplikacji? Nasz projekt jest dla Ciebie i nasze usługi są nieodpłatne! POMOŻEMY CI: • Wypełnić aplikacje i formularze oraz odpowiedzieć na urzędowe listy • Nauczymy Cię, jak robić to samemu, byś nie musiał już prosić o pomoc • Nauczymy Cię języka urzędowego

Help is available in your language. Our service is free. For more information or to book an appointment!

HELP TO QUIT SMOKING AVAILABLE! Living in Sunderland/Gateshead/South Tyneside? Want to quit smoking? Quit with us! We help to quit smoking! This service is available to adults (18+) living in Sunderland, South Tyneside or Gateshead. We are qualified Smoking Cessation advice. Remember people who use the Stop Smoking Service are 4 times more likely to succeed! If you have the NHS exemption card, you! We will be eligible for free medications Advisors, certified by the NHS. Tried to stop before but did not work? Or perhaps you want to give it a try? Come to speak to us for free, confidential individual.

POMAGAMY W RZUCANIU PALENIA! Głównym zadaniem tego projektu jest propagowanie wśród naszej społeczności zdrowego trybu życia, w tym walki z nałogiem tytoniowym. Nasze działania prowadzimy dzięki współpracy z Contiuum CIC, poprzez organizacje spotkań, na których macie szansę dowiedzieć się, jak rzucić palenie. Możesz przyłączyć się do naszego projektu i zmienić swoje złe przyzwyczajenia! POSZUKUJEMY WOLONTARIUSZY! Czy chcesz rozpocząć współpracę z naszą organizacją jako wolontariusz? Zapraszamy do naszej siedziby!

VOLUNTEERS NEEDED! Do you want to help us with our tasks? You can do this! Come to us and become ICOS volunteer!

DODATKI,ZAPOMOGI Chcesz otrzymywać dodatki, czy zapomogi? Więcej informacji na stronie: www.surveymonkey.com\s\LL83RKV

NEW BENEFICIARIES Do you want to reach new beneficiaries? Polish Translations for NGOs questionnaire available at: www.surveymonkey.com\s\LL83RKV

KONTKAT Daniel Krzyszczak e-mail: daniel@necs.org.uk, mobile: 07783433674, Michal Chantkowski: e-mail: michal@necs.org.uk, mobile: 07926984180

CONTACT: Daniel Krzyszczak e-mail: daniel@necs.org.uk, mobile: 07783433674, Michal Chantkowski: e-mail: michal@necs.org.uk, mobile: 07926984180

We are

looking for people

who would be

interested in

marketing

2B Magazine

POTRZEBUJESZ OBROŃCY SĄDOWEGO?

k

org.u

@

o. nepc

g ł ó w n y

s p o n s o r

n u m e r u

-

E u r o p e a n

F o o d s

&

M a ł g o s i a

-

t h i s

i s s u e ’ s

B akt 2 kont

s p o n s o r


28

ABOUT US: The International Community Organisation of Sunderland came to being in June 2009 as an unincorporated association governed by a constitution. Since that time, we have grown to over 200 members and we were registered as a charity in April 2011. We work all over the North East and you can benefit from our work whether you live in Co Durham, Sunderland, Gateshead, South Tyneside or Newcastle. We are here to help ethnic minorities as well as the whole local community. We are also involved in organising numerous art and cultural projects, such as Meet your Neighbour and the Made in Poland Festival. ICOS also organises social events where people from different communities can come together and get to know each other.

You can make a donation for ICOS!

We encourage you to bring spare items such as clothes, shoes and bags to our office. In this way you will help us in collecting funds for our organisation. If you would like to make a donation you can also do it by texting ICOS09 £1/£2/£5£10 to 70070 eg. ICOS09£5.

WHERE CAN YOU FIND US? You can find us on our website: http://www.icos.org.uk/ and also on facebook. Our office: Arrow Business Club, 14 Foyle Street, Sunderland, Tyne and Wear, SR1 1LE.

WE OFFER: • • •

English classes Family Work Club, where we can help you to write your CV We can register cases of discrimination through ARCH

g ł ó w n y

Volunteer and gain valuable experience. Find out about access to welfare benefits s p o n s Develop o r n u and m e use r u your - Etalents u r o p e a n

F o o d s

&

CONTACT:

Chairperson: Daniel Krzyszczak e-mail: daniel@icos.org.uk, mobile: 07783433674 Secretary: Michal Chantkowski: e-mail: michal.chantkowski@icos.org.uk, mobile: 07926984180

M a ł g o s i a

-

t h i s

i s s u e ’ s

s p o n s o r

Opening hours: 11am-7pm (please ring us if you would like to call in).


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.