moment #48

Page 1


intro

Intro intro patronaty zapowiedzi temat miesiąca news kalendarium wywiad felietony zapowiedzi filmowe recenzje muzyczne twój moment tu nas znajdziesz relacje wykrywacz talentów kulinarna zadyszka

Wydawca:

Moment dostępny w:

FABRYKA C Sp. z o. o. 85-055 Bydgoszcz ul. Zduny 8 tel. 52 322 52 83 moment@moment.pl general manager: Wojciech Jaworski project manager: Arkadiusz Hapka Redakcja: Kuba Ignasiak (redaktor naczelny) kuba@moment.pl Liwia Jezierska Piotr Aftka Remigiusz Ławniczak Justyna Król Janek Świerkowski Marek Szpak aka Screwball Tytus Błaszczak aka Tytt Jakub Chmielewski aka TV Monika Balcer

Partnerzy:

Współpracownicy: Dorota Androsz Karol Wąsik aka Vonsko Sławomir Richert Rafał Iwański Jarek Jaworski Jarosław Krawczewki aka Counter Arek Wiśniewski aka Pestka, Pe Foto: Dawid Błażewicz (okładka) Sylwia Bartchodzie Natalia Kuligowska Projekt: FABRYKA C Sp. z o. o. Szymon Milner (design, skład, reklamy) Dawid Wiśniewski aka Dawit (kalendarium) Zwonimir Barski vel Dzionas (reklamy) Bartłomiej Pawlicki (DTP)

Szymon Kaźmierczak...... www.biteme.pl

Marketing:

2 | magazyn moment

Arkadiusz Hapka (project manager) - ahapka@fabrykac.pl tel. kom. 0 504276675 tel. kom. 0 505121011 Wojciech Jaworski - wjaworski@fabrykac.pl

http://www.facebook.com/magazyn.moment

www.biteme.pl


News

Moralist zostaje! Z Jarkiem Krawczewskim (Counterem) menadżerem klubu Moralist rozmawiamy o planowanej rozbiórce Vanili, przyszłości trwającym remoncie Moralista i

Savoya.

Ostatnimi czasy na mieście nie ustaje dyskusja o planowanym zamknięciu Vanila Club. Internauci łączą się w grupy, ślą do prasy protesty przeciw zburzeniu ich ulubionej dyskoteki. Jak to jest z tą Vanilą? Rzeczywiście, z tego co słyszałem, są prowadzone z firmą rozmowy dotyczące wykupienia Vanili. Co prawda na chwilę obecną wciąż nie dotarło żadne oficjalne pismo, dokument potwierdzający rozpoczęcie procedury wywłaszczeniowej. Natomiast sprawa wygląda tak, że w ramach przebudowy tego węzła komunikacyjnego i projektu budowy linii tramwajowej, jej fragment przechodził będzie właśnie przez część budynku, w którym mieści się Vanila. Dokładnie dotyczy to sali, na której jest główna scena. Do przebudowy ulicy Zygmunta Augusta potrzebny jest właśnie fragment posesji, na której znajduje się klub Vanila. Wiemy, że wszczęta jest procedura, zgodna z ustawą wywłaszczeniową. Przebudowa ta ma cel społeczny, związany z rozwojem metropo-

lii. Działa to na takiej zasadzie, że nagle właściciel danej nieruchomości dowiaduje się, że coś takiego jest w planach miasta i już nic nie da się tutaj zdziałać... Czyli decyzja jest już pewna i zaklepana. Nie ma już odwrotu? Z tego, co wiem, to tak, aczkolwiek jak już mówiłem, żadne oficjalne pismo w tej sprawie wciąż do nas nie wpłynęło. Niemniej prowadzone są już bardzo poważne rozmowy na temat harmonogramu prac i całej metodologii przejęcia. Warto dodać, że jest to sprawa bez precedensu, ze względu na to, że przejmowany jest fragment nieruchomości, a nie całość. To niesie za sobą cała masę problemów natury prawnej. Czy znana jest już jakaś konkretna data, kiedy Vanila zostanie oficjalnie zamknięta? Niestety nie wiemy kiedy to nastąpi. Może dopiero za kilka miesięcy. Konkretnej daty zdecydowanie nie ma, a to jest dla firmy ogromne utrudnienie bo trudno cokolwiek zaplanować. Jak rozumiem, dopóki nie wjadą buldożery klub będzie normalnie funkcjonował? Tak. My wciąż naciskamy na to, by otrzymać jakiś konkretny termin przejęcia. Chodzi o to, że ludzie odpowiedzialni za klub Vanila chcieliby zorganizować dla fanów lokalu imprezę pożegnalną. Podziękować za te wszystkie wspólne lata... Czy właściciele planują przeniesienie Vanili do jakiegoś innego lokalu w Bydgoszczy? Ja nic nie wiem o takim pomyśle. Na chwilę obecną raczej nie ma takich planów. Zacząć należy od tego, że taka akcja możliwa by była dopiero po znalezieniu odpowiedniego lokum, bo przecież Vanila nie jest małym klubem, tylko dużą dyskoteką. No dobrze, przejdźmy teraz do drugiej puli spekulacji snutych przez klubowiczów – co z Moralistem?

Moralist zostaje na swoim miejscu i w obecnym kształcie. Budynek zostanie nienaruszony. Wywłaszczenie dotyczy tylko tej części nieruchomości, w której znajduje się główna sala Vanili. Wszelkie plotki na temat tego, że Moralist też znika chciałbym w tym miejscu oficjalnie zdementować. A czy osoby, które dziś uczęszczają do Moralista powinny się obawiać, że zmieni się profil klubu? Słowem, czy Moralist planuje przejęcie części dzisiejszej klienteli Vanili? Nie. Moralist pozostaje taki, jakim jest i był. Już prędzej w tym kierunku zmieni się Savoy. Jest na pewno zbliżony profilem i „nowy” Savoy będzie próbował „równać w górę”, właśnie po to, by skusić swą formą dzisiejszych klientów Vanili i nie tylko. Niemniej Moralist również na tym zyska. Wiadomo, że firma dostanie za to wywłaszczenie odszkodowanie i niewykluczone, że część tych pomiędzy zostanie zainwestowana właśnie w rozwój Moralist. Są takie plany. Skoro poruszyliśmy już temat Savoya, to powiedz proszę jak tam wygląda harmonogram prac remontowych? Prace trwają, ale jest to sytuacja dość skomplikowana. Chodzi o to, że mimo remontu klub cały czas funkcjonuje, więc prace trwają dłużej, ale remont trwa. Widać to, kiedy wchodzi się do lokalu. Część posadzki została już wymieniona. Można by rzec, że remontujemy Savoya segmentami. A jest wyznaczony jakiś deadline? Ciężko to określić, szczególnie teraz, kiedy pojawiła się decyzja o zburzeniu Vanili. Chodzi o to, że nas w związku z tym również czeka sporo pracy. Oczywiście nie my będziemy Vanilę rozbierać, jednak jest przy tym sporo zamieszania. Właściciele nieruchomości muszą prace rozbiórkowe po prostu nadzorować.

Kuba Ignasiak


zapowiedzi

Idzie luty, podkuj buty... Do

tańca!

Karnawałowe harce wkraczają w decydującą fazę. Z nieba pięknie prószy, dlatego TabuBar proponuje wam w nadchodzącym miesiącu muzyczne gry i zabawy na

śniegu...

Na rozgrzewkę polecamy turntablistyczne lepienie bałwana pod ścisłym nadzorem cyklu PePres, czyli piątkowych imprez, które prezentują dj’ów wywodzących się z hip hopu, jednak śmiało zanurzających się w pokrewne style. Już 5 lutego śnieżne kule pomogą nam stworzyć Fun_Key – propagator scratch music i rezydent toruńskiego NRD oraz Soulitary – kojarzony z rytmami hiphop/groove/jazz. Garnek na bałwanią głowę włożą tydzień później Stosunkowodobry i Funkomat, a przygrywać temu będzie szerokie spektrum brzmień – od hip hopu, poprzez szeroko pojętą elektronikę, funk i jego odmiany, a skończywszy na soul czy disco. Węgielki na oczy i guziki dostarczą 19 lutego Daniel Drumz i Soulitary. Klubowe sety Daniela to mix deep funku, post-ATCQ hiphopu, afrobeatu, dancefloor jazzu, soulu i rzeczy pokrewnych – od editów beatowych, przez neo-soul, kończąc na nu-jazzie i broken beacie. Ostatni piątek to czas na marchewkę na nos, a tę na deckach wyhodowali dobrze wam znani Demar i Funkomat. Rozgrzani lepieniem bałwana z bujających dźwięków? Czas przejść na lodowisko – proponujemy jazdę figurową na łyżwie. Jednej – lub jeśli wolicie – MONO-łyżwie. 6 lutego Ja-

magazynmoment moment 44||magazyn

cob Seville i Tom Palash gościć będą na swej imprezie Paryssa. Każdy, kto lubi wcinać Bułki Parysskie na lodowisku, będzie zachwycony występem tego wszechstronnego solisty. Jego sety to mieszanka klasycznego electro, tech-house’u, minimal’u z dużą dawką zaskakujących dźwięków. Nie ogranicza się do technicznych brzmień – muzyka dla niego to ciągłe poszukiwania. Rozgrzani serią tulupów i rittbergerów na MONO-łyżwie? Czas przejść do szatni saneczkarzy. Na tor wyprowadzą was 13 lutego Haze i Tytt na imprezie We Love House. DJ Haze, czyli Tim Hazell to walijski producent, właściciel wytwórni Pierogi Records i dj mieszkający w Poznaniu. Preferuje saneczkarstwo elektroniczne, a szczególnie deep house’owe i house’owe. Tytt w swoich setach skupia się przede wszystkim na harmonijnym współgraniu linii basu i melodii. Sporty zimowe uprawia głównie w barwach stylistyki deep-tech-minimal, choć nie stroni od disco i house. Melodyjny house na sankach rozgrzał was jeszcze bardziej? Czas na mocne uderzenie. Ciężki bobslej hardcore’u i drum and bassu wjedzie w bloki startowe 20 lutego. A na bobsleju… Tort i świeczki, w trakcie jazdy świętować bowiem będziemy urodziny DJ Screwballa z Bydgoszczy. Jego kariera na scenie muzycznej rozpoczęła się od grania oldskoolowych i hardcore’owych utworów. Przez lata produkował breakbeat w każdej formie - od hip hopu do dnb - by w końcu zamknąć się w swym bobsleju i po kilku miesiącach wrócić z setami pełnymi hardcore breaks i nurave’u. Wszystkich biorących udział w tym wyścigu czeka miła niespodzianka! Po przejażdżce bobslejem proponujemy wam niezwykle odprężające robienie orzełka na wielobarwnym śniegu – 27 lutego starujemy z pierwszą imprezą cyklu Technicolor. Zaprezentują się wam niebanalni artyści, posiadający spory dorobek, zarówno pod kątem swych

wydawnictw, jak i umiejętności doboru repertuaru, nienagannego miksowania i grania live. Podczas tych technicznych nocy Tabu będzie miejscem spotkań dla ludzi nieustannie poszukujących doznań i dźwięków. Na początek robimy orzełka z Inq.pl – wystąpią Kuba Sojka Live i Kayenne + Eswuer. Kubie muzyka towarzyszyła od zawsze, już jako dziecko zaczął uczyć się gry na keybordzie, by z czasem kontynuować swą edukację w szkole muzycznej. Inspiracja muzyką elektroniczną przyszła później. Eksperymentuje z dźwiękiem, a obecnie inspiracje czerpie z różnych muzycznych rejonów od smooth jazzu, funku czy R&B starej daty po soul. Kayenne natomiast od zawsze fascynował deep. Ogromna systematyczność w kreowaniu indywidualnego stylu oraz duża dawka energii sprawiają, że jej twórczość cieszy się coraz większym uznaniem. Towarzyszyć jej będzie bydgoski DJ Eswuer. Tabu Luty 2010 w TabuBar: 5.02, PePres (Fun_Key + Soulitary) 6.02, MONO (Paryss + Jacob Serille + Tom Palash 12.02, PePres (Stosunkowodobry + Funkomat) 13.02, We Love House (Haze + Tytt) 19.02, PePres (Daniel Drumz + Soulitary) 20.02, Urodziny Screwballa 26.02, PePres (Demar + Funkomat) 27.02, Technicolor (Kuba Sojka Live + Kayenne + Eswuer)

Kuba Sojka


Geografia ludzkiego umysłu

Międzynarodowa wystawa

„Przeszłość

jest obcym krajem”, którą od końca stycznia (do 7 marca) możemy podziwiać w toruńskim CSW „Znaki czasu” to prezentacja prac artystów, którzy materializują miejsca ze wspomnień, ożywiają wymyślone geografie, zadają pytanie o ich związek z tożsamością, ale także analizują i przedstawiają naturę procesów pamięci i zapominania.

Przestrzeń wystawy, zaaranżowana przez holenderskiego artystę Jeroena de Vries, nawiązuje do frenologii - powstałej na przełomie XVIII i XIX wieku malowniczej teorii naukowej, wiążącej geografię i ludzki umysł. Opisywała ona mózg jako mozaikę różniących się wielkością i strukturą obszarów, odpowiadających za poszczególne funkcje fizjologiczne człowieka. Franz Joseph Gall, niemiecki anatom oraz twórca koncepcji uważał, że z kształ-

Levi van Veluw, Krajobrazy

tu i rozmiaru czaszki można wyczytać m.in. sprawność pamięci, płynność mowy lub bardziej abstrakcyjne właściwości, jak intensywność przywiązania do rodzinnego domu czy umiejętność rozbudzania w sobie nadziei. Im bardziej zaawansowany rozwój danych cech czy predyspozycji, tym większa wypukłość „obszarów” za nie odpowiedzialnych. Jacobus Doornik porównał frenologię do kartografii: czaszka jest jak mapa z zaznaczonymi miejscami ludzkiej percepcji, pragnień, słabości i przyzwyczajeń. Zaproszeni do projektu artyści dokumentują różnego rodzaju miejsca, m.in.: miejsca utopijne (np. „Przywrócony raj” Jaspera Rigole), archetypiczne (np. „Kalendarz” Agnieszki Polskiej), bliskie (np. dyptyki z serii „Briesen” Krzysztofa Zielińskiego), historyczne (np. „Przepowiednia spełnia się” Deimantas’a Narkevičius’a). Obrazują także przestrzenie niczyje, opisane przez antropologa Marc’a Augé jako nie-miejsca (np. „Tutaj jest wszędzie” Persijn’a Broersen’a i Margit Lukács). Mówią też o doświadczaniu tęsknoty za swoim miejscem na ziemi, jak otwierająca wystawę praca „HomeSICK” Šejli Kamerić. „Przeszłość jest obcym krajem” nakreśli mapę odtworzonych lub wymyślonych miejsc, kumulacji różnych emocji – nostalgii, zwątpienia, ironii, radości – stawiając przed widzem pytanie: czym dzisiaj jest miejsce? CSW PRZESZŁOŚĆ JEST OBCYM KRAJEM 22.01.2010-7.03.2010, CSW „Znaki czasu”, Toruń


Gruba trasa, czyli dancehall w Yakizie Niewątpliwie jednym z najciekawszych wydarzeń lutego, będzie koncert czołowych artystów rodzimej sceny dancehall i hip-hop. Już w sobotę, 13 lutego na specjalną walentynkową imprezę zawita GRUBA TRASA czyli BOB ONE, BAS TAJPAN i MIUOSH wspierani przez JAHDAS selecta. Wokaliści związani z takimi projektami jak: FANDANGO, RUB PULS, USHAT SOUND - rozkołyszą i spowodują uśmiech na twarzy. Uśmiech tym większy, że tym razem, jak zapewniają organizatorzy, Bas Tajpan na pewno do Bydgoszczy dotrze. To dobra wiadomość dla tych, którzy na próżno wyczekiwali go podczas grudniowego występu Junior Stress’a w Mózgu. Wówczas, z przyczyn niezależnych od organizatorów, Bas Tajpan nie dojechał, ale jak mówi znane polskie przysłowie: co się odwlecze, to nie uciecze...

Lokalnych miłośników muzyki garściami czerpiącej ze swych jamajskich korzeni z pewnością ucieszy też fakt, że w końcu w grodzie nad Brdą wystąpi Bob One aka Don Bobone, który coraz pewniej czuje się na polskim rynku muzycznym, o czym świadczyć może wydana w zeszłym roku, świetna solowa płyta Boba - „Jeden”. Jeśli chodzi o selektorskie umiejętności Jahdasa, to o nich chyba nikogo zapewniać i przekonywać nie trzeba – kto gibał w Mózgu na wspomnianym koncercie Junior Stress’a ten wie. A kto nie gibał, niech żałuje i więcej tego błędu nie popełnia... Walentynkowy set koncertowy zawierać będzie materiał z ich niedawno wydanych (Miuosh - „Pogrzeb”, Bob One - wspomniana „Jeden”) lub nadchodzących (Bas Tajpan - „Korzenie i kultura”) solowych albumów. Ponadto jest to jedna z niewielu okazji, żeby usłyszeć na żywo ich wspólne numery z albumów takich jak „Fandango Gang” czy też „Fandango Mixtape vol.I”. Na pewno będzie gorąco, na pewno będzie pozytywnie i na pewno poziom będzie wysoki, a i okazja (Walentynki) sprzyja miłosnemu przesłaniu muzyki, którą reprezentują i zaprezentują zaproszeni goście. Jedna miłość... kig Gruba trasa 13.02.2010, BCSK Yakiza, Bydgoszcz, godz. 21 Bilety: 15/20 zł

Koncert Pyskatego w NRD Legenda warszawskiej sceny hip-hopowej debiutuje solowym materiałem PYSK W PYSK! Pyskaty to jeden z pionierów warszawskiego rapu. Obecny jest na polskiej scenie hip-hopowej od 1995 roku. Wcześniej znany jako Zeke był jednym z członków Edytoriału. Po rozpadzie grupy Pyskaty razem z Cyggim stworzyli w latach 2002 - 2005 skład Skazani Na Sukcezz . Pod tą marką wypuścili szereg utworów, które pomimo niekomercyjnego i niemainstream’owego charakteru spotkały się z bardzo pozytywnym odbiorem słuchaczy. Po tragicznej śmierci Cyggiego, Pyskaty kontynuował działalność artystyczną w pojedynkę, aż do momentu kiedy razem z PIH-em reaktywował markę Skazani na Sukcezz. Wydarzenie to zaowocowało wydaniem w 2006 roku nakładem Camey Records bardzo dobrze przyjętej przez fanów płyty pt. „Na Linii Ognia”, która promowana była przez teledyski do 2 singli: „Szukaj Mnie Na Projektach/ Od Zawsze” oraz „Na Linii Ognia”. Album „Pysk w Pysk” jest debiutem solowym Pyskatego, uznanym przez wielu nie tylko za jedno z najważniejszych wydawnictw 2009 roku, ale i minionej dekady. Koncert w NRD jest częścią trasy promującej album, jednak oprócz nowych numerów będzie można usłyszeć też starsze produkcje rapera. Janek Świerkowski

Bob One

6 | magazyn moment

Pysk w pysk 19.02.2010, eNeRDe, Toruń, godz. 20 Bilety 15/18 zł


zapowiedzi

Maleo Reggae Rockers

ZAMIENIADA

– nowa impreza cykliczna w Eljazz’ie

W myśl zasady: z nowym rokiem nowym krokiem w bydgoskim Eljazz’ie od lutego rusza nowa impreza cykliczna. Zamieniada odbywać się będzie co tydzień – w każdy poniedziałek miesiąca o godz. 20.

Jak zapewniają właściciele lokalu, Zamieniada kierowana jest do wszystkich (niekoniecznie samych kobiet!), niezależnie od ich wieku, gustów czy upodobań muzycznych i nie tylko. Zamieniada kierowana jest po prostu do wszystkich zainteresowanych. Założenie jest takie, że uczestnicy tego nietypowego eventu powinni wymieniać się ubraniami. Jeśli jednak konfekcyjne roszady z jakiegoś powodu będą nie możliwe - dopuszczalny jest obrót gotówkowy. Od każdej transakcji odprowadzona będzie symboliczna kwota do puszek, w których zbierane będą pieniądze dla potrzebujących dzieci. Przynajmniej takie są założenia, bowiem nie od dziś wiadomo, że nie da się kontrolować wszystkich uczestników zabawy, niemniej cel jest jak najbardziej szczytny, więc organizatorzy imprezy liczą na uczciwość uczestników... My również! Wracając jednak do podstaw Zamieniady sprawa wygląda tak - jeżeli ktoś posiada ubrania, buty, książki, pościel, zabawki itp., którymi chciałby się wymienić, sprawiając radość tym, których na takie dobra nie stać, niech je przyniesie je w poniedziałek do Eljazz’u. Stąd trafią one (bezpłatnie) do Domu Samotnej Matki w Bydgoszczy lub innej potrzebującej placówki. Dodatkową atrakcją pierwszej edycji Zamieniady, która odbędzie się w poniedziałek, 1 lutego 2010 roku będą stanowiska z kolczykami oraz ubraniami powyżej rozmiaru 38... Zamieniada Od 1 lutego 2010 (każdy poniedziałek miesiąca) Eljazz, Bydgoszcz, godz. 20. Wstęp wolny!

Zespół został założony w 1997 r. przez Dariusza „Maleo” Malejonka. W 1997 r. ukazała się pierwsza płyta spod szyldu Maleo Reggae Rockers „Za-Zu-Zi”. Niemal 10 lat później, bo 21 listopada 2006 roku ukazała się druga studyjna płyta zespołu pt. „Reggaemova”, od tego czasu zespół działa nieprzerwanie i bardzo prężnie, przyciągając na swoje koncerty rzesze fanów. Wszystkich fanów utykającej muzyki z Karaibów zapraszamy do toruńskiego klubu Lizard King. ah Maleo Reggae Rockers 4.02.2010, Lizard King, Toruń

kig

magazyn moment | 7


zapowiedzi

Polska – Belgia Fed Cup w Łuczniczce To chyba pierwszy raz, kiedy w „Momencie” publikujemy zapowiedź imprezy nie tyle kulturalnej, co sportowej. Można by rzec: ewenement na skalę Momentową! Nie znaczy to oczywiście, że w przededniu piątych urodzin naszego miesięcznika radykalnie zmieniamy profil. Nic z tych rzeczy. Po prostu uznaliśmy, że wydarzenie to jest na tyle ciekawe, że może Was – drodzy Czytelnicy zainteresować. No,

ale do rzeczy...

W dniach 6-7 lutego w bydgoskiej HSW „Łuczniczka” odbędzie się mecz tenisowy kobiet Polska - Belgia w Fed Cup. Wszystko wskazuje na to, że w tej nowoczesnej i coraz bardziej popularnej w sportowym świecie hali dojdzie do zaciętego (zapewne) pojedynku: Agnieszka Radwańska vs. Kim Clijsters. Co prawda oficjalne składy zostaną podane zaledwie tydzień przed meczem (a więc już po wypuszczeniu tego numeru „Momentu” do druku), ale jak informuje biuro prasowe Polskiego Związku Tenisowego obsługujące ten turniej, można również spodziewać się udziału Urszuli Ra-

8 | magazyn moment

dwańskiej oraz deblistek Klaudii Jans i Alicji Rosolskiej. Po drugiej stronie siatki najprawdopodobniej stanie też Yanina Wickmayer... W sobotę (6 lutego) będziemy świadkami dwóch gier pojedynczych. W niedzielę (7 lutego) odbędą się dwa kolejne mecze (z udziałem tych samych zawodniczek, chyba że kapitanowie drużyn zdecydują się na zmiany), a na końcu turnieju gra podwójna. Sporo pracy jak na dwa dni... Warto dodać, że bydgoski Fed Cup to pierwsza runda Grupy Światowej II, do której Polki awansowały w ubiegłym roku, po dramatycznym zwycięstwie nad Japonią 3:2. Stąd już tylko krok do elitarnej Grupy Światowej... Już słyszymy głosy sceptyków, że to „tylko” pierwsza runda. To fakt, tyle że „aż”, bo drugiej rundy... właściwie nie będzie. Zwyciężczynie czterech meczów (pozostałe pary w naszej grupie to Australia - Hiszpania, Estonia - Argentyna i Słowacja - Chiny) zmierzą się z pokonanymi w meczach pierwszej rundy Grupy Światowej (Ukraina - Włochy, Czechy Niemcy, Serbia - Rosja i Francja - USA). To z kolei oznacza walkę o miejsce w tenisowej elicie! Pokonane w Bydgoszczy będą bronić się przed spadkiem z Grupy Światowej II: zagrają baraże z najlepszymi drużynami z rozgrywek

Agnieszka Radwańska

strefowych (Grupy: Euroafrykańska I, Amerykańska I oraz Azji i Oceanii I). Szykuje się więc zacięta rywalizacja na światowym poziomie... Szczegóły dotyczące lutowych zmagań najlepszych tenisistek na świecie można śledzić na stronie Internetowej PZT: www.pzt.pl w zakładce Fed Cup.

kig

Polska – Belgia Fed Cup 6-7.02.2010, HSW „Łuczniczka”, Bydgoszcz Bilety: 30/40 zł (normalny), 20/30 zł (ulgowy) Karnety: 50/65 zł (normalny), 30/50 zł (ulgowy)


zapowiedzi

Najlepsze fotografie w CSW

Sung Nam-Hun, South Korea, for Photonet

Od 22 stycznia do 21 lutego, już po raz drugi w toruńskim CSW „Znaki czasu” gości najbardziej prestiżowa wystawa najlepszych fotografii prasowych 2008 roku, wyłonionych przez niezależne jury spośród tysięcy zdjęć nadesłanych z całego świata. Tegoroczna edycja bije wszelkie rekordy, zarówno pod względem ilości zgłoszonych fotografii, jak i liczby fotografów.

część ceremonii wręczenia nagród. Następnie ekspozycja rozpoczyna trwającą do marca przyszłego roku podróż po przeszło 100 miastach na całym świecie.

Wystawa WORLD PRESS PHOTO, organizowana od 1955 roku, cieszy się niesłabnącą popularnością wśród publiczności. Konkurs obejmuje zarówno fotografie pojedyncze, jak i serie, rozpatrywane w 10 konkretnych kategoriach. W tym roku 5.508 fotografów ze 124 krajów nadesłało ponad 96 tysięcy zdjęć!

Tegoroczna edycja wystawy obejmuje 196 zdjęć, w tym zdjęcie roku – zwycięską fotografię Anthony’ego Suau, przedstawiającą uzbrojonego oficera wkraczającego do domu w Cleveland po dokonaniu eksmisji zadłużonych wskutek kryzysu mieszkańców. Jak twierdzi przewodnicząca tegorocznej komisji, MaryAnne Golon, jury było zgodne w przeświadczeniu, że wielka fotografia prasowa powinna zachęcać widza do myślenia i wzbudzania tylu pytań, ile daje odpowiedzi – właśnie w sposób, w jaki czyni to ta konkretna fotografia.

Każdego roku nagrodzone fotografie prezentowane są w formie wystawy pokonkursowej, otwieranej w kwietniu w Amsterdamie jako

W tym roku zanotowano znaczny wzrost zainteresowania konkursem pośród polskich fotoreporterów – swoje zdjęcia nadesłało

104 fotografików. Nagrodzone zostały prace Wojciecha Grzędzińskiego (III nagroda za cykl fotograficzny w kategorii „Wydarzenia w zbliżeniu”), Tomasza Gudzowatego (III nagroda za zdjęcie pojedyncze w kategorii „Wydarzenia w zbliżeniu”), Kacpra Kowalskiego (II nagroda za fotoreportaż w kategorii „Sztuka i rozrywka”), Justyny Mielnikiewicz (II nagroda za serię w kategorii „Ludzie i Wydarzenia”) oraz Tomasza Wiecha (III nagroda za zdjęcie pojedyncze w kategorii „Życie codzienne”), którego projekt fotograficzny, zatytułowany „Skawce”, uzupełnia tegoroczną edycję wystawy WORLD PRESS PHOTO. CSW World Press Photo 09 22.01.-21.02.2010, CSW „Znaki czasu”, Toruń

magazynmoment moment || 9 magazyn


zapowiedzi

2. urodziny Buena Vista Luke Neville

Lovely Laura Urodziny to dzień kiedy lat przybywa, stajemy się coraz starsi, wspominając przeszłość i patrząc w przyszłość. Podsumowanie zeszłego roku w Buenie mogliście znaleźć w styczniowym numerze „Momentu”. Kolejny rok to nowe plany i wyzwania. Już teraz możemy zapowiedzieć, że będzie ich na pewno wiele. Najbliższe już w ostatni weekend karnawału, kiedy klub obchodzić będzie drugą rocznicę powstania Buena Vista. Zapowiada się bardzo ciekawie… Świętowanie rozpocznie się już 11 lutego urodzinową edycją Ladies Night, podczas której w klubie zaprezentowana zostanie wystawa zdjęć autorstwa Szymona Muszyńskiego pt. „Kolory Hawany”. Dochód uzyskany ze sprzedaży prac Szymona przekazany będzie na cel charytatywny. O oprawę muzyczną tego wieczoru zadba niezawodny dvj Rink. Wstęp na imprezę tylko z zaproszeniami, które są dostępne w klubie. Niewątpliwie najsłodszym „składnikiem” urodzinowego tortu będzie piątkowa impreza pod szyldem Hed Kandi. To jedna z najbardziej rozpoznawalnych i cieszących się największymi sukcesami marek muzycznych, rozrywko-

10 | magazyn moment

wych oraz „lifestyle’owych” na świecie. To także wytwórnia płytowa odnosząca liczne sukcesy - sprzedaż na poziomie ponad miliona płyt CD rocznie, program radiowy, międzynarodowe noce klubowe i styl graficzny, które pobudzają wszystkie zmysły. Ear Candy - świetna muzyka do słuchania, czyli uczta dla uszu w połączeniu z Eye Candy - świetnymi rzeczami do oglądania, czyli rajem dla oczu - stanowią idealne połączenie dwóch kluczowych zmysłów w efekcie końcowym dając Hed Kandi! Fenomen Hed Kandi tkwi nie tylko w muzyce na światowym poziomie, ale przede wszystkim w unikatowym i rozpoznawalnym przez rzesze ludzi stylu i tożsamości marki, podkreślanej wyróżniającą się oprawą graficzną. Bogata scenografia i dekoracja każdej z imprez, a także pełne seksapilu i dynamiczne ilustracje, których prekursorem był brytyjski rysownik Jason Brooks, to jeden z kluczowych elementów wizerunku. Śmiało można powiedzieć, że dziewczyny z okładek Hed Kandi to kwintesencja ekskluzywnego stylu, z którym utożsamiają się fani na całym świecie. Więcej info o tej wytwórni znajdziecie na oficjalnej stronie www.hedkandi.com. Już 12 lutego Buena Vista zaprasza na niezapomniane doznania muzyczno-rozrywkowe w seksownym klimacie Hed Kandi. Warto zaznaczyć, że jest to debiut tej marki w Bydgoszczy. Początek imprezy o 21. Gośćmi specjalnymi będą saksofonistka Lovely Laura oraz dj Luke Neville – światowi ambasadorzy marki. O odpowiedni warm up zadbają: Monosystem, Emsta oraz Deep Pressure. Na zakończenie urodzinowego weekendu, w sobotę, zapraszamy na pojedynek gigantów – Michael Jackson vs. Justin Timberlake. Wyjątkowego smaku temu eventowi doda specjalnie na tę okazję przygotowany set audio-wizualny dvj’a Wingera. Wsparcia za konsoletą udzieli mu rezydent – Gambit. Zapowiadają się więc trzy gorące dni urodzinowej, muzycznej orgii. Szykujcie się więc drodzy klubowicze, bo w ten weekend nie będzie ziewania i odpoczywania! bvc


zapowiedzi

Era Nowe Horyzonty ń Tournee

Od lutego rusza w Polskę związany z Wrocławiem Festiwal Era Nowe Horyzonty. Kilkanaście polskich miast będzie mogło zapoznać się z kompilacją najciekawszych filmów 2009 roku, które w czerwcu będą miały swoje premiery DVD.

Głód

W naszym województwie Era Nowe Horyzonty Tournee będzie można zobaczyć w Kinie Centrum działającym prężnie przy Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” w Toruniu. To ostatnie dobrze działające kino studyjne w województwie zabłysnęło w styczniu przedpremierowym pokazem „Białej wstążki” Michaela Haneke, a w wakacje, jak co roku, wypełni się widzami Festiwalu Filmowego Toffifest. Era Nowe Horyzonty Tournee to 6 wybitnych filmów. Poczynając od sławnego już „Głodu” Steve’a McQueen’a (nie tego, o którym myślicie:) - filmu opisującego strajk głodowy więzionych bojowników IRA w 1981 roku, poprzez „Las” Dumały - pierwszy film aktorski tego światowej sławy animatora, dalej „Tlen” Iwana Wyrypajewa, rosyjskiego reżysera teatralnego i dramaturga, debiutującego roli filmowca (na marginesie w Bydgoszczy z sukcesem była wystawiona jego „Merlin Mongoł”), kończąc na: „Plażach Agnes”, „Burrowing” i „Dublu”. Na koniec warto dodać, że Era Nowe Horyzonty Tournee to najlepiej skonstruowany przegląd filmowy od kilku już lat. Marka „Gutek Film” wciąż (nieprzerwanie) trzyma najwyższą klasę. I właśnie dla tego ENH Tournee to pozycja absolutnie obowiązkowa. A więc... Do zobaczenia! ah

Las

Era Nowe Horyzonty Tournee 5-11.02.2010, Kino Centrum CSW „Znaki Czasu”, Toruń Szczegóły: www.enh.pl oraz www.csw.torun.pl/centrum/kino

magazyn moment | 11


zapowiedzi

Et Tumason w Estradzie

Blues z Islandii - to brzmi dosyć egzotycznie, prawda? Nie można więc przegapić okazji, by zobaczyć przedstawiciela tego gatunku na żywo. Tych, których jeszcze nie odstraszyła nasza zapowiedź, należy poinformować, że Et Tumason zaczął grać na gitarze w wieku 5 lat, a jako trzynastolatek znalazł na śmietniku stare nagrania Roberta Johnsona i Freda McDowella. Właśnie wtedy blues stał się jego życiem. Gdy osiągnął pełnoletniość, wyjechał do Berlina, gdzie w barze 8MM przy Schönhauser Allee zostawił swoje demo, nie licząc nawet, że ktoś się nim zainteresuje. Właściciele klubu byli jednak tak zachwyceni jego hipnotyzującym brzdąkaniem, że zaczęli go szukać w całym mieście. Et w końcu znalazł się w najpodlejszej berlińskiej dzielnicy czerwonych latarni. Zaproponowali mu tyle piwa, ile jest w stanie wypić w ciągu 14 dni i dali możliwość grania koncertów w 8MM. Tak rozpoczęła się kariera pana Tumasona,

Dzikie i nieprzewidywalne koncerty Eta zyskały sławę w całym mieście, dzięki której zagrał

Et Tumason 14.02.2010, Estrada, Bydgoszcz, godz. 20

12 | magazyn moment

potem w niezliczonych innych klubach Berlina. Mimo to, nikt nie wie dlaczego, wyjechał w końcu do Kopenhagi. Może chciał osiedlić się w osławionej Christianii? Czegokolwiek wciąż szuka, miejmy nadzieję, że dla dobra jego muzyki, nie znajdzie tego nigdy. Latem 2007 roku nakładem labelu 8MM Musik ukazała się minimalistycznie wydana płyta, będąca zapisem jednego z koncertów w 8MM z dwoma utworami z jego dema na dokładkę. Wśród wykonywanych utworów znajdziemy min. niesamowity cover Roberta Johnsona „Dust My Broom”. Tumason gościł już w Polsce. W lutym przyjechał na pięć koncertów, które zagrał w wypełnionych po brzegi kameralnych salach. W październiku zawita do Polski po raz drugi. Ten człowiek to prawdziwy oryginał. Podczas pięciu dni w naszym kraju potrafił wypić ponad 60 piw i cały czas jednocześnie trzymać fason, zdarzyło mu się też w połowie koncertu wybiec do toalety bądź przerwać występ po 20 minutach, bo… zapomniał swoich piosenek. Po lutowej trasie koncertowej ET przeprowadzał się do czeskiej Pragi. Co zabrał ze sobą? Trampki, laptopa, mały plecak z ciuchami i oczywiście… gitarę. To powinno mi wystarczyć do życia - skwitował krótko. Gdzie obecnie mieszka ET? Trudno powiedzieć. Nawet sam artysta nie do końca potrafi się określić. Trochę w Pradze, trochę w Kopenhadze, Berlinie i Reykjaviku... a.


zapowiedzi

Jamal w Estradzie Historia zespołu rozpoczęła się w 1999 roku. Dwóch pochodzących z Radomia muzyków Tomasz „Miód” Mioduszewski i Łukasz Borowiecki rozpoczęli współpracę, tworząc głównie kawałki rapowe. Demo Jamala spotkało się z dużym zainteresowaniem wytwórni Pomaton EMI, która zaproponowała zespołowi kontrakt płytowy. W czerwcu 2005 nakładem tejże wytwórni ukazał się debiutancki krążek Jamala „Rewolucje”, który spowodował ogromny

wzrost popularności, głównie za sprawą singli „Policeman”, „Tubaka”, czy „Kiedyś będzie nas więcej”. Na płycie znalazły się utwory reggae, raggamuffin, hip-hop, a nawet numery inspirowane jazzem. Utwór „Warto to przetrwać” znajdujący się na płycie Jamala tak bardzo spodobał się brytyjskiej kapeli Mattafix, że umieścili go na własnej płycie „Rythm & Hymns”, pisząc do muzyki własny tekst po angielsku („Freeman”). Jamal zagrał mnóstwo koncertów zarówno z żywym składem, złożonym głównie z jazzowych muzyków (bas, gitara, klawisze, perkusja, saksofon, puzon, trąbka), jak również z Dj’em jako Jamal Sound System. Od niedawna zespół zrezygnował z sound systemów na rzecz grania tylko z żywym składem. a. Jamal 12.02.2010, Estrada, Bydgoszcz, godz. 20

REBELLION

TOUR 2010

25 lutego Bydgoszcz odwiedzi Rebellion Tour 2010 z udziałem dobrze znanych na polskiej (i nie tylko) scenie kapel Hate i Darzamat. Oprócz nich zobaczymy na tych koncertach Vedonist oraz 3 innych zespoły. Na Rebellion Tour 2010 będzie występował także między innymi bydgoski zespół Mala Herba, w połowie złożony z muzyków Sammath Naur. Mala Herba to zespół działający w murach bydgoskiego studia nagrań Invent Studio, tworzony jest przez jego właścicieli i przyjaciół. W skład wchodzą muzycy związani z takimi zespołami jak: Sammath Naur, Upside Down i Vidian. Mala Herba to metal Xperymentalny, łączący X-tremalne rozwiązania z łamaną dynamiką i przestrzenną elektroniką.

a.

Rebellion Tour 2k10 25.02.2010, Estrada, Bydgoszcz, godz. 18 Bilety: 25/30 zł

magazyn moment | 13


zapowiedzi

Metalowe Walentynki

Gangsterski Chwyt

13 lutego w bydgoskiej Estradzie odbędzie się kolejna edycja „Metalowych Walentynek”. W tym roku skład prezentuje się jeszcze ciekawiej niż w 2009. Główną gwiazdą koncertu będzie poznańska legenda heavy-metalu TURBO. Zespół powrócił na scenę po kilku latach rewelacyjnym albumem „Strażnik Światła”. Podczas koncertu na pewno nie zabraknie największych hitów Turbo z lat 80. Kolejną kapelą, którą będzie okazja zobaczyć w sobotę w Estradzie jest CHRIST AGONY. Dowodzona przez Cezara black-metalowa kapela zawsze miała grupę wiernych fanów w naszym regionie, którzy z pewnością nie odpuszczą kolejnej okazji do zobaczenia tego zespołu w akcji. Gospodarzem koncertu będzie, podobnie jak w zeszłym roku, CHAINSAW. Zespół długo już nie gościł na bydgoskiej scenie. Przez ostatni rok niezwykle intensywnie koncertował w całym kraju na trasach między innymi u boku Vadera, czy Marduk. W końcu przyszła kolej na rodzinne miasto. Skład koncertu uzupełnia CARNAL, która będzie promowała na tym koncercie swój najnowszy album „Re-Creation” oraz cierpicki band DEATHCALLER.

A na toruńkie walentynki polecamy stary dobry punkowy przytup w legendarnym Pilonie. Członkowie zespołu sami o sobie: „Zespół rozpoczął działalność w lutym 2008 z inicjatywy Rolnika (wokal) i Ziemka (bas). Dosyć szybko dobrali perkusistę Łukasza Utę z polecenia Darka Liberation. Po pierwszej próbie na gitarę doszedł Łukasz Semi również z polecenia. W grudniu do składu dołącza Grzesiek Sid. W sierpniu 2008 nagraliśmy >>Demo<< 4 utwory. 6-minutowy materiał został nagrany w sali prób dzięki uprzejmości Krzyśka Zawadki. Jeden kawałek z sesji >>Demo<< ukazał się na kompilacji CD-R „Ściana Wschodnia Zine składanka część I”. 10 - 14 października 2008 zarejestrowaliśmy materiał w studio Serakos i całość zatytułowaliśmy >>Kurwa Mać

Metalowe Walentynki 13.02.2010, Estrada, Bydgoszcz, godz 18 Bilety: 33/40 zł

14 | magazyn moment

Punki Grać<<. Nagrania zostały wydane własnym sumptem jako split CD ze śląską kapelą NIHILIZZM pt. >>ŚLĄSKO - MAZOWIECKA UNIA PRZECIW NIESPRAWIEDLIWOŚCI TEGO ŚWIATA<<. Jeden kawałek z sesji studyjnej >>Siedem pokoleń wstecz<< ukazał się na składance benefitowej dla ANTIFY wydanej nakładem No Pasaran Records. W grudniu ‚09 numer >>W imię wolności i demokracji<< pojawił się na benefitowej składance CD >>Solidarność Naszą Bronią<<. Założenie było proste - grać szybkiego HC Punka z tekstami o zabarwieniu polityczno-społecznym”. Źródło: www.myspace.com/gangsterskichwyt Gangsterski Chwyt 14.02.2010, Pilon, Toruń

a.

Ganksterski Chwyt


Luty w Moralist Urodziny już za nami, rozpoczynamy kolejny rok. Chcemy aby drugi rok naszej działalności różnił się od pierwszego. Dlatego postanowiliśmy wprowadzić pewne zmiany w tym, co się u nas będzie działo... Ale do brzegu. Czwartkowe Afery w lutym ponownie otworzy DJ Grzana, już 4 lutego. Pierwsza sobota bieżącego miesiąca to nowy cykl jednego z naszych stałych gości - DJ’a Boogie’go. Impreza pod nazwą BOOGIE WOOGIE to coraz bardziej popularny Mash Up brzmień klubowych, wychodzących mocno poza sztywne ramy muzyki house. Ma to być funk, disco, soul oraz wszelkiego rodzaju pochodne, a wszystko to podane w sposób tanecznie-smakowity. DJ Boogie za konsoletą pojawi się obok DJ’a Jarre-ckiego. Gorąco polecamy wizytę właśnie w ten dzień, gdyż tego typu imprezy, to przyszłość takich miejscówek jak Moralist. Jedziemy dalej. Czwartkowa Afera (11 lutego) z DJ’em Face na wstępie ostatniego tygodnia karnawału. 13 lutego mamy VALENTYNKI i jednocześnie koniec karnawału. Na tę okazję ponownie zagości u nas projekt CLASSIC TRACK, czyli klasyki muzyki house z dźwiękiem saksofonu. Za konsoletą: Aimar, Jarre-cki, El Commendante, a na saxie Kobojek. Sprawdzony i bardzo dobrze rokujący projekt, zapewniający zawsze dobrą imprezę. Czy ponownie dowiodą tego, że są tak dobrzy jak ostatnio? Przekonajcie się sami. Dodatkowo, z racji tego, że będą też wspomniane VALENTYNKI klimat zapewne lekko osłodzimy. 15 lutego będzie miało miejsce bardzo cie-

kawe wydarzenie dla bydgoskiej gastronomii. Druga edycja konkursu barmańskiego połączonego z imprezą GASTRO. Uprzedzamy, że będzie to bibka na zaproszenia, dlatego warto o takie się postarać, bo podczas imprezy będziemy świadkami pojedynku najlepszych ekip barmańskich z bydgoskich klubów. Smakowite drinki i świetna zabawa połączona z dużą ilością napojów wyskokowych - tak się bawi, tak się bawi GASTRONOMIA! Zapraszamy zainteresowanych... Kolejną Czwartkową Aferę (18 lutego) poprowadzi DJ Vibe. Następnie, sobota i wizyta DJ’a z warszawskiej Klubokawiarni. Tym razem będzie to Sunny. Wesprze go wasz i nasz ulubieniec - dj KETA. :) 25 lutego Czwartkowa Afera z DJ’em BAJO, który od stycznia gości w Bydgoszczy tylko w klubie Moralist. Luty zamkniemy imprezą C.B.Ś powiązaną z urodzinami DJ’a Seb Brandta. Po raz pierwszy z chłopakami zagra saksofonista. Będzie to oczywiście Banan. Co wyjdzie z tego połączenia - przekonajcie się sami. Do zobaczenia w Moralist! Counter Luty 2010 w Moralist 4.02, Czwartkowe Afery (DJ Grzana) 6.02, Boogie Woogie (DJ Boogie + DJ Jarre-cki) 11.02, Czwartkowe Afery (DJ Face) 13.02, VALENTYNKI – CLASSIC TRACK 15.02, Konkurs Barmański + Gastro 18.02, Czwartkowe Afery (DJ Vibe) 20.02, DJ Sunny + DJ Keta 25.02, Czwartkowe Afery (DJ Bajo) 27.02, C.B.Ś + Banan SAX

dj boogie

magazyn moment | 15


zapowiedzi zapowiedzi

BiFF w Mózgu

BiFF to projekt, znanych z zespołu Pogodno, Ani Brachaczek i Hrabiego Fochmanna. Zasila ich „najlepsza sekcja rytmiczna w kraju” (wg źródeł samozwańczych – przyp. red.), czyli Jarek Kozłowski i Michał Pfeiff. Grupa określa swoją muzykę jako oniryczny punk lub „piosenkę ekspresową”. Taneczne, bigbitowe, czasem glamrockowe utwory z pewnością spodobają się publiczności. Zespół wydał we wrześniu zeszłego roku płytę „Ano”, która spotkała się z bardzo dobrym odbiorem słuchaczy i recenzentów. Płyta zawiera kilkanaście piosenek. Do jednej z nich tekst napisała Dorota Masłowska. Za realizację płyty odpowiada Marcin Bors znany ze współpracy z m.in.: Pogodno, Kasią Nosowską i Hey. Na koncercie BiFF można pokręcić nóżką i wzruszyć się przy słodkich i melodyjnych, a jednak ironicz-

16 || magazyn magazynmoment moment 16

Sing Sing Penelope gra do filmu “Wicher” nych i rockandrollowych piosenkach. BiFF zagra piosenki z „Ano” a także premierowy materiał. a. BiFF 5.02.2010, Mózg, Bydgoszcz, godz. 21

Zespół Sing Sing Penelope na zaproszenie krakowskiego festiwalu kina niemego - Kino Kobiet - przygotował muzykę do filmu – WICHER (THE WIND) w reżyserii Victora Sjöströma (USA 1928, 77`) Jest to najgłośniejszy film z hollywoodzkiego okresu twórczości szwedzkiego reżysera. Dramatyczna historia kobiety opętanej wiatrem i pustynią, zmuszonej poślubić obcego, gburowatego mężczyznę. Ostatnia wielka kreacja Lillian Gish. Grupa Sing Sing Penelope należy do najlepszych zespołów z kręgu nowoczesnego jazzu w Polsce i uznana jest za jeden z tych projektów, który zmienia oblicze muzyki jazzowej, a według krytyków i dziennikarzy muzycznych SSP to „nowe tchnienie” na europejskim rynku muzycznym. Bydgoszczanie mają na koncie cztery płyty, z czego w ostatniej, koncertowej, udział wziął nestor jazzowej trąbki Andrzej Przybielski. a. Sing Sing Penelope – “Wicher” 12.02.2010, Mózg, Bydgoszcz, godz. 21 Bilety: 5 zł


zapowiedzi

Nathalie And The Loners / Stalagmit

Nowa wysta-

wa w toruńskiej Wozowni. Piotr

Florianowicz „tatatatatata”

Po sukcesach Marii Peszek i Gaby Kulki debiut Nathalie and The Loners to kolejny wyrazisty, „alternatywny” kobiecy głos na polskim rynku. Album zatytułowany „Go, Dare” to efekt współpracy znanej z Orchid i Happy Pills Natalii Fiedorczuk – autorki tekstów i muzyki oraz Piotra Maciejewskiego (Drivealone, Muchy), który odpowiada za brzmienie płyty. Kameralne piosenki wykonane z akompaniamentem pianina (Natalia F.) i elektrycznej gitary (Piotr M.) powinny spodobać się fanom PJ Harvey, Cat Power czy nawet Tori Amos. W ramach suportu wystąpi Stalagmit - bydgoski twór eksperymentalno–alternatywny bliżej nieokreślonego kształtu. Głównie przez to, że nigdy nie wiadomo, z kim pojawi się na scenie TranDescencjAlny wokalista Miko Zieliński. Z pewnością można jednak założyć akustyczny charakter tejże jego odsłony, zgoła inny, choć zarazem lekko symilarny z działalnością kojarzoną z The Day After. Coś dla palących papierosy, dla pań z pociągu i dla Twojego umysłu. a. Nathalie

Natalie And The Loners + Stalagmit 26.02.2010, Mózg, Bydgoszcz, godz. 21

Piotr Florianowicz jest absolwentem Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Dyplom z rysunku pod kierunkiem prof. Bogdana Chmielewskiego i dr Elżbiety Jabłońskiej. W 2007 roku został nagrodzony medalem im. Janusza Boguckiego. W 2008 roku otrzymał także dyplom z wyróżnieniem z projektowania graficznego pod kierunkiem prof. Sławomira Janiaka. Obecnie doktorant w Zakładzie Projektowania Graficznego na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Wśród obszarów sztuki i kultury wizualnej, którymi się zajmuje najważniejsze są: grafika użytkowa, plakaty, ilustracje, a także rysunek multimedialny i instalacje wideo. Wystawa „tatatatatata” to rozbudowany projekt składający sie z obrazu, dźwięku i zapachu - Piotr Florianowicz zadaje pytania o rolę ojca w życiu współczesnego mężczyzny. źródło:www.wozownia.pl ah

P. Florianowicz, „tatatatatata” 5-21.02, Wozownia, Toruń

magazyn moment | 17


zapowiedzi

Snowman w Mózgu Działają od 2002 roku w Poznaniu. Mają za sobą koncerty w Polsce, w Niemczech i we Francji, udział w Gdynia Summer Jazz Days, Malta - Nowe Nurty, Globalbeat, Festiwal Rockowy w Węgorzewie, Festiwal Teatralny Malta, Sztuka Ulicy, Trzydniówka Teatralna, supporty przed Archive, Karate czy składem Yanna Tiersena. Charakterystyczną cechą Bałwana jest wyświetlanie wizualizacji podczas koncertów. Czyni to ich koncerty awangardowymi i nadaje charakteru nowoczesności. Muzycznie krążą w okolicach offowych zahaczając też rewiry kojarzone przeze mnie z panną PiDżej Ejdż. Na zaproszenie DKF-u Akademickiego skomponowali muzykę do niemego filmu „Nosferatu: Symfonia grozy”. Wraz z „Nosferatu” wystąpili odtąd wielokrotnie, także w Berlinie oraz podczas imprezy „Scena-Poznań”, kiedy to wraz z nimi pojawił się gościnnie Mikołaj Trzaska. Skomponowali muzykę do filmu „Prześwit” (scen. i reż. Julia Szubert) oraz do etiud operatorskich Mariusza Suszka (PWSFTviT, Łódź). Są laureatami przeglądu zespołów niezależnych „Młode Wilki” (2005), organizowanego przez Klub Stodoła, Samorząd Studentów PW oraz Urząd Miasta Warszawa. W listopadzie 2008 roku ukazał się ich pierwszy oficjalny album „Lazy”, a we wrześniu 2009 roku nominowani zostali do nagrody radiowej Trójki Mateusze 2009 w kategorii debiut roku. a. Snowman 6.02.2010, Mózg, Bydgoszcz, godz. 21 Bilety: 15/20 zł

KINO Niebieski Kocyk przedstawia „REWERS” Błyskotliwy debiut Borysa Lankosza okazał się najlepszym filmem tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, zdobywając aż jedenaście nagród – w tym WIELKĄ NAGRODĘ „ZŁOTE LWY” i stał się polskim kandydatem do Oskara. Akcji filmu nie będę opowiadał, wylano już na ten temat sporo atramentu, więc nie ma sensu na kolejny elaborat. Co można powiedzieć na temat tego filmu? Prawda jest taka, że to udana próba stworzenia czarnej komedii i zarazem pierwszej komedii o czasach mrocznego stalinizmu. Akcja toczy głównie się w latach 50, dzięki czemu możemy podziwiać koloryt (mimo że film jest czarno – biały) budującej się od nowa Warszawy i absurdów systemu totalitarnego. Klimat filmu nieco przypomina styl braci Coen, ale obraz ten jest mocno osadzony w kinie europejskim. Film nie jest obowiązkowy, ale przyjemnie się go ogląda. „Rewers” 23.02.2010, Kino Niebieski Kocyk (Klub Od Nowa), Toruń, godz. 19:00, Bilety: 5/10 zł

18 | magazyn moment


zapowiedzi

DAGADANA

Pectus w Od Nowie

Powstanie zespołu to efekt trzyletniej znajomości muzyków z Polski i Ukrainy. Daga Gregorowicz (Poznań), Dana Vynnytska (Lwów), Miko Pospieszalski (Częstochowa) to muzycy obracający się w różnych nurtach muzycznych – od folku po breakebeat - poznali się przy okazji eksperymentowania z jazzem na międzynarodowych warsztatach „International Summer Jazz Academy in Cracow”. Jak mówi Dagmara „801 kilometrów nie dzieli nas a łączy”. Od samego początku muzyce Dagadana towarzyszyły wpływy muzyki ludowej, a ich koncertom – niepowtarzalna atmosfera zabawy. Szerokie horyzonty muzyczne i trudny do zaszufladkowania styl, który reprezentują – to przeplatające się folk, jazz, drum&bass i elektronika, które układają się w niepowtarzalną zmysłową całość z elementami disco kiczu. Podczas koncertu poznajemy kolejne odsłony temperamentu zespołu, który nie raz potrafi zaskoczyć swoją zmiennością. Dzięki kameralnej formie dostrzec możemy dialog, nie tylko kultur, ale i przyjaźni, w której językiem jest dźwięk i wrażliwość na drugą osobę. W maju tego roku do projektu na stałe został zaproszony Miko Pospieszalski (student Akademii Muzycznej w Krakowie), który grą na kontrabasie dopełnia całości brzmienia zespołu i nie pozwala zapomnieć o wspólnych korzeniach jazzowych. Tyle oficjałki. Prawda o Dgadanie jest taka, że to fantastyczny zespół koncertowy. Mieszanka temperamentów obu wokalistek daje kosmiczną wypadkową niesamowitego aliansu polskiej i ukraińskiej mentalności tworząc piękną emanację słowiańskiej duszy w bardzo nowoczesnej i atrakcyjnej formie. Gorąco polecamy. ah

Pectus powstał wiosną 2005 roku w Rzeszowie. Zespół jest finalistą 44. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej „Debiuty” (Opole 2007), zdobywcą Grand Prix Międzynarodowego Festiwalu Piosenki „Carpathia Festival” (Rzeszów 2006). W styczniu 2007 roku zespół wydał promocyjny mini-album, na którym znalazło się pięć autorskich utworów. W sierpniu 2008 roku Pectus zdobył Słowika Publiczności podczas Sopot Festival. Od tego momentu kariera zespołu nabrała tempa. Piosenka „To, co chciałbym, Ci dać” stała się jednym z najczęściej granych utworów w polskich stacjach radiowych. Debiutancki album ukazał się 27 lutego 2009 roku. Podczas 46. Sopot Festival 2009 zespół Pectus odebrał Złotą Płytę za tenże album, który od dnia premiery sprzedał się w ponad 15 tysiącach egzemplarzy. Już powstaje materiał na drugi album, który ukaże się w 2010 roku. Muzycznie Pectus, mimo że sam siebie określa zespołem rockowo-progresywnym (WTF???), jak dla mnie odwołuje się do znanej sprzed dekady Muzycznej Jedynki. Nie ma więc co przytaczać słów Kazika Staszewskiego... Swoją drogą wynika z tego, że dominującą grupą społeczną w naszym dziwnym kraju wśród kupujących płyty i wysyłających sms pod czterocyfrowy numer są 12-latki. W pierwszym przypadku bardziej bolesne i mniej zrozumiałe niż w drugim. Brawa należą się rzeszowskiemu Urzędowi Miasta. Świetna organizacja promocji a. Pectus 5.02.2010, Od Nowa, Toruń, godz. 19 Bilety: 30/35 zł

w Toruniu

Dagadana 17.02.2010, Lizard King, Toruń

magazynmoment moment || 19 magazyn 19


akademicka przestrzeń rozmów kulturalnych

Emigracja A.D. 2010 Polska emigracja to głównie Wielka Brytania, lub inne kraje anglojęzyczne. W najnowszej historii Polski można naliczyć cztery fale wyjazdów z kraju. Pierwsza po II Wojnie Światowej, kolejna to lata 80. - Solidarność i te klimaty, następnie nowy układ, czyli początek lat 90. No i teraz ta największa, w okolicach 2004 roku, czyli po otwarciu granic, wejściu do Unii Europejskiej. Ten temat oczywiście był już klepany z każdej strony, niczym panna młoda na wiejskim weselu, jednak wydaje się, że cały ten emigracyjny szał już nieco osłabł. Wielu rodaków wraca na święta do Polski. W związku z powyższym skorzystałem z okazji i przeprowadziłem wywiad z dwójką z nich Anią Lewandowską oraz Błażejem Siejkiem.

Jak się zaczęła wasza przygoda z emigracją? Ania Lewandowska (A.L.): Muszę sięgnąć pamięcią do lat licealnych. Po raz pierwszy za granicę pojechaliśmy na miesiąc czy półtora. To było między trzecią a czwartą klasą. Uczyliśmy się w I LO, w klasie angielskiej. Pojechaliśmy do Londynu, tak trochę „na mordę”. Błażej Siejek (B.S.): Wtedy jeszcze na nielegalu, na tzw. „zaproszenie”. A.L.: To było w 2003 roku. Akurat wtedy fajnie się złożyło - mieszkanko, tu jacyś znajomi, tam jakaś pracka na miesiąc czy dwa tygodnie. Trochę pozwiedzaliśmy, trochę pościemnialiśmy, trochę się przestraszyliśmy i trochę nauczyliśmy.

20 | magazyn moment

Rozumiem, że byliście tam jakąś większą bandą? A.L.: Tak. Najpierw trzy dziewczyny, potem dojechało jeszcze paru znajomych... Mieliśmy po 17 czy 18 lat. Zupełnie nie wiem czemu rodzice nas puścili. Czyli to była po prostu taka wakacyjna przygoda? A.L.: Tak, ale w torbach mieliśmy tyle kasy, żeby tam przeżyć najwyżej tydzień czy dwa i zawinąć się do domu. Ale jakoś się tam zakręciliśmy, byliśmy ponad miesiąc i jeszcze do chaty kasę przywieźliśmy. I pewnie do dzisiaj macie tę kasę... A.L.: Tak, do tej pory siedzi w banku. Teraz nic nie robię, tylko liczę procenty. Hehe... A u ciebie Błażej jak to wyglądało? B.S.: No ja byłem tam razem z Anią w Londynie, a z rok później wyjechałem do Stanów. To już było na wizie studenckiej. Na początku miałem tam siedzieć cztery miesiące, ale to się przedłużyło. Świat się zmniejszył. Jakbyśmy bardzo chcieli, to byśmy wskoczyli za chwile w samolot do Anglii, zrobili kilka fikołków i na kolację wrócili do Bydgoszczy. Natomiast Stany to już jest poważniejszy wypad. Jak już tam pojedziesz, to za tydzień raczej jeszcze nie wrócisz. Jak postrzegasz ten kraj, gdzie byłeś? B.S.: Oj, byłem w wielu miejscach. Wyjechałem tam jeszcze zanim weszliśmy do Unii albo jakoś w tych okolicach. Kosztowało to dosyć dużo

Anna Lewandowska

pieniędzy. Inna bajka niż wyjazd tutaj, do Europy. Poza tym – wiadomo - wszelkie formalności związane z wizą. Na początku byłem w Reno (Nevada). Miałem tam załatwioną pracę przez biuro, które mi organizowało cały wyjazd. Pracowałem w kasynie. Potem zdecydowałem zostać trochę dłużej, pojechałem do Chicago, gdzie było dwoje moich znajomych. Z nimi objechaliśmy kawałek Stanów. Czyli najpierw pracowałeś w kasynie, a później co robiłeś? B.S.: Wiesz, różne różności. Przez rok udało mi się odłożyć trochę pieniędzy. A poza twoimi znajomymi poznałeś też jakąś inną polską emigrację? B.S.: Tak. W Chicago. Szczególnie, tam jest bardzo dużo Polonii, przeszło milion. I jak Amerykanie postrzegają tam swoich NATO-sojuszników? B.S.: Myślę, że specjalnie ich to nie obchodzi. Mają to w dupie? B.S.: Mają to w dupie. Ale ogólnie mówiąc emigracja do Stanów nie ma teraz za dużego sensu. Dolar spadł i raczej nie ma już takiego wielkiego „halo” na ten kraj, jak kiedyś. A ty w jakim dokładnie celu tam jechałeś? B.S.: Podszkolić język, trochę zarobić, zobaczyć to miejsce, inną kulturę. Wszyscy znamy Stany z filmów, a jak tam jest naprawdę? B.S.: To jest trochę inny świat. Z mojego punktu widzenia, to inna kultura, inne nastawienie do życia. To znaczy? B.S.: Amerykanie są egocentryczni, wydaje im się, że są pępkiem świata. Zapominają, że ich kraj został zbudowany przez Europejczyków. To widać właśnie w tych filmach. Jak atakuje UFO, Doktor Zło czy świerzb to prawie wyłącznie na gwieździste sztandary, hamburgery i amerykańskiego prezydenta. B.S.: Czuć, że ten kraj nie ma historii, że czterysta lat temu nic tam nie było. Wydawało mi się też trochę, jakby to był nieco sztuczny twór. Ale to ogromny kraj, sam Texas jest wielkości Polski. Na pewno to jest interesujące miejsce i warto je zobaczyć, ale nie chciałbym tam mieszkać.


akademicka przestrzeń rozmów kulturalnych

Aniu, zanim przejdziemy do Edynburga, w którym gdzieś tam koło siebie z Błażejem mieszkaliście, opowiedz czy mieszkałaś jeszcze w jakimś innym kraju? A.L.: Byliśmy na Teneryfie, ale to też była taka kolejna, lekko przedłużona wakacyjna przygoda. Ze dwa i pół miesiąca. Wyjechaliśmy zaraz po maturze. Pamiętam, że jak wróciliśmy, mieliśmy piętnaście dni na przepakowanie rzeczy z wakacyjnych na trochę cieplejsze, po czym wyjechaliśmy do Edynburga. Także po maturze, jak już się zerwałam z łańcucha… To nie wróciłaś do dziś? A.L.: Tak, chociaż oczywiście przyjeżdżam tutaj co jakiś czas na kilka tygodni czy miesiąc. Ale to raczej tylko w odwiedziny. Czyli ile trwa już twój wyjazd? A.L.: Pięć i pół roku. A u ciebie Błażej jak to wyglądało? B.S.: Jak wróciłem ze Stanów, siedziałem tutaj mniej więcej rok. Jak mówiłem wcześniej, byłem już tutaj na studiach, wyjazd wziąłem na dziekankę. Zacząłem robić następny rok, praktycznie go kończyłem, ale w międzyczasie aplikowałem na uniwersytet w Edynburgu. Czemu właśnie tam? B.S.: Byli tam już moi znajomi, m.in. Ania. No właśnie Aniu, czemu akurat Szkocja? A.L.: Chcieliśmy jechać do większego miasta niż Bydgoszczy, ale nie chcieliśmy już wracać do Londynu ze względu na koszt studiów... B.S.: Koszt życia w ogóle. A.L.: Studiów, życia i wszystkiego razem. Poza tym, jak na mój mały mózg, Londyn jest za duży, zbyt wiele się tam dzieje. Żeby odwiedzić znajomych na jednym końcu miasta, to już szybciej można dolecieć do Polski. Natomiast w samej Szkocji Glasgow jest być może większe od Edynburga, ale chcieliśmy też łyknąć trochę kultury. Czyli co, siedzieliście z mapką i tak sprawdzaliście – tu za dużo smrodu, tu za dużo głodu? A.L.: Kolega wpadł na ten pomysł. Jego siostra wcześniej tam była.

B.S.: Trzeba podkreślić, że to był świetny pomysł. A.L.: Tak, aczkolwiek z chęcią bym już się gdzieś przeniosła. Wracając jeszcze do Londynu, byłem tam przez kilka chwil i odniosłem wrażenie, że to miasto wyciska ludzi jak cytrynki. B.S.: Niektórzy to lubią, potrzebują lansu. Miasta, w którym będzie się zapierdalało i dużo działo. A.L.: Ja nie do końca to rozumiem - jeżeli ktoś chce lansu, no to chyba łatwiej to zrobić w mieście, w którym zostanie się zauważonym. A tam jest tylu lansiarzy, że ty prawdopodobnie nigdy się nie wybijesz. No, tylko że jeżeli tam się wybijesz to jesteś już na samym topie. B.S.: Wiadomo, że ten lans to tylko uproszczenie. Ogólnie życie w Londynie dużo kosztuje, nie mówię tylko o pieniądzach. A.L.: Lubię żyć wygodnie i to sobie cenię. Tylko dlatego, żeby być w Londynie i mieć większe możliwości nie poświęciłabym połowy komfortu i standardu, który mam teraz. Nigdzie nie można się tak zgubić, jak tam. Jest taki plan, jednym z miejsc, w którym będę ubiegała się o pracę będzie Londyn. Ale nie pojadę tam „na żywca”, tylko kiedy będę wiedziała, że mam już pewne gwarancje. Nie chciałabym odliczać drobnych na metro. Życzę w takim razie powodzenia i dziękuję za rozmowę.

Screwball www.apk.byd.pl Błażej Siejek

magazyn moment | 21


temat miesiąca

W Alpy na narty...

Tanio!

Wyjazd w Alpy na narty jeszcze do niedawna kojarzyć mógł się z luksusem dla wybranych. Swetry w choinkę, Roman Polański wypoczywający z rodziną, a z rąk tego oprawcy ratuje nas koniecznie Bernardyn z beczułeczką rumu – generalnie hajlajf. Faktycznie jeśli chcielibyśmy wybrać się do Chamonix już kupno miejscowego oscypka może nadwyrężyć studencki budżet, ale wystarczy pokombinować i... w Alpach będziemy bawić się taniej niż w Zakopanym! Załóżmy z grubsza, że w Zakopanym za 7 dni noclegu wraz z jedzeniem zapłacimy 700 zł. Dojazd w dwie strony z Kujaw to mniej więcej 200 zł - niezależnie czy samochodem czy pociągiem, bo w samochodzie jest zrzutka na wachę, a w pociągu jednak lepiej jechać kuszetką. Karnet całodniowy na Kasprowy to mniej więcej 80 zł za dzień, czyli 560 zł. Doliczając „drobne” wydatki w stylu alkohol, oscypki i szeroko rozumiany „fun” trzeba liczyć spokojnie 1800 zł... Tymczasem najtańsze oferty wyjazdu w Alpy bez zbytniego kombinowania (czytaj: organizowane przez biura podróży) zaczynają się w okolicach 1000 zł (bez wyżywienia). Dolicza-

22 | magazyn moment

jąc makaron, sos i najdroższy w całej imprezie parmezan, śnieżna wycieczka do Francji, Włoch czy Austrii może nas kosztować 1500 zł. Co zrobić, żeby taką ofertę znaleźć? Odpalić Google i się nie poddawać... Hasło które wpisujemy to po prostu „narty + Włochy” albo „narty + Francja” i szukamy. Mitem jest twierdzenie, że najlepsze oferty ma jakiś konkretny serwis – sytuacja jest na tyle dynamiczna, że główną wiedzą tajemną, którą trzeba posiadać przy wyszukiwaniu, to umiejętność czytania ze zrozumieniem. Warto jednak pamiętać, że najtańsze turnusy znajdziemy zaraz na początku grudnia, na tak zwane „otwarcie sezonu”, kiedy karnety dostajemy za darmo lub z końcem marca tym razem, na „zamknięcie sezonu” – znów karnety gratis. Dojazd jest dość uciążliwy jeśli wybierzemy autokar – podróż zajmuje w najlepszym przypadku 24h. Żeby wytrzymać arcytrudne warunki bytowe przez ten jeden dzień najlepiej znieczulić się w wiadomy sposób. Tylko w takim przypadku nie przeszkadzają nam mankamenty jedynej możliwej pozycji sennej, fachowo określanej mianem „pionowej embrionalnej”. Dużo lepszym rozwiązaniem jest wyprawa w kilka osób własnym samochodem. Jedzie się krócej, załatwianie potrzeb fizjologicznych też idzie jakoś sprawniej, a cenowo wychodzi podobnie. Najlepiej i wcale nie dużo drożej jest polecieć samolotem. Dopłata za tego typu przyjemność to około 300 zł, a więc cały wyjazd to wciąż tyle, co do Zakopanego… Wyżywienie zapewniamy sobie sami. Z reguły w pokojach, w których zostaniemy zakwaterowani oprócz łazienki znajduje się też aneks kuchenny. Trzeba więc po prostu zapakować do torby odpowiednio dużo suchego prowiantu i tego, co da się przyrządzić w 5 minut. Zresztą ceny w miejscowych supermarketach wcale nie przerażają, dlatego i bez zbytniej wałówki przeżyjemy w Alpach za nieduże pieniądze.

Tyle jeśli chodzi o biura podróży. Jadąc wyciągiem spotkałem Słoweńca który wykupił za 100 euro tę samą wycieczkę, którą ja za 800 zł. Zadzwonił po prostu do ośrodka, spytał się czy mają wolne miejsca i przyjechał. Prawdę mówiąc wydaje się to być najrozsądniejsze i o rezultatach takiego działania poinformuję Was w już w kwietniu, kiedy sam tak zrobię. Tymczasem są też i minusy wyjazdu w Alpy… Niestety trasy będą świetnie przygotowane, będzie ich 10 razy więcej niż w Polsce, wyciągi będą krzesełkowe, śnieg jest gwarantowany… A nie cholera, coś pokręciłem z tymi minusami! Janek Świerkowski


felietony

Podgrzewany

sosik wzajemnych pretensji

Stereotypy. Tak sporo ich mamy na składzie w regionalnym piekiełku. W obiegowej opinii dla torunian ich sąsiad to miasto nieokreślonego chaosu i brzydoty, czyli „Brzydgoszcz”. Dla bydgoszczan Toruń to mały, wkurzający cycek mający wciąż jakieś pretensje i uważający się za nie-wiadomo-kogo. Sosik podgrzewają politycy, ale gotujemy się w nim wszyscy.

Ale może wystarczy?

polskich. Wszystkim zapyziałym „czysto-torunianom” i „czysto-bydgoszczanom” komunikuję – to bardzo zła wiadomość. Ile już razy pisałem, że 200 + 370 daje 570. Tysięcy mieszkańców. Tylko jako 600-tysięczny organizm damy rade Poznaniowi, Gdańskowi, Łodzi. Tylko wtedy będzie tu tyle miejsc pracy, by klasa kreatywna nie musiała opuszczać regionu. W roku wyborczym mówię też głośno - temu regionowi nie potrzeba polityków/politykierów, tu potrzeba męża stanu, który wzniesie się i na przekór wszystkim powie „mój program to współpraca tych dwóch miast”. Mimo pełnej świadomości ryzyka jakie z takiej współpracy wynika – zawsze coś ważnego trafi nad Brdę, a nie nad Wisłę, nigdy nie da się podzielić pieniędzy „po równo”. Ale czy ktoś zaryzykuje doraźną przegraną w lokalnych wyborach 2010 dla realizacji idei, do której dopiero dojrzewamy? Na razie zatrzymaliśmy się na etapie stereotypów. „W Bydgoszczy jest syf”. To można usłyszeć w Toruniu. No fakt, Bocianowo i stare śródmieście wciąż dramatycznie się sypie. Ale wystarczy odrobina dobrej woli, by zobaczyć to inaczej. Toruń nie ma tak dużej, kom-

Pisuję dla „Momentu” felietony od dłuższego czasu. Od dłuższego czasu obserwuję też pewną prawidłowość. Teksty odsłaniające ewidentne plusy kultury obu miast, mówiące o sensowności współpracy i budowania razem oblicza kulturalnego regionu – trafiają w próżnię. Równie dobrze można by napisać, że w Rzeszowie są fajne koncerty. Coraz bardziej wydaje mi się, że tylko retoryka agresji – jakieś sympatyczne opluwanko, mogłoby wywołać reakcję z jednej lub drugiej strony. Zaglądam czasem na fora internetowe w regionie i tam aż ścieka od śliny, a nawet gorzej. Czuć też, że zaczął się rok wyborczy. Co bardziej nieciekawe postaci zaczynają stary taniec – podgrzewamy sosik wzajemnych pretensji. A to Toruń ma „złego” marszałka co grabi biedną Bydzię, a to zła Bydzia kradnie Toruniowi jakiś urząd. Ostatnio głośno mówi się, że upadł rządowy projekt budowy sieci metropolii

pleksowej i potencjalnie pięknej wielkomiejskiej dzielnicy XIX-wiecznej. Bo Bydgoskie Przedmieście, mimo całej sympatii, wielkomiejskie nie jest. „Bo w Bydgoszczy nie ma zabytków”. Są. Mniej, inne, ale są. Mają swój urok i niejednemu miastu życzyłbym takiej Wyspy Młyńskiej czy „dzielnicy muzycznej” koło Filharmonii. „A Toruń to jest zadufany w sobie, mały a krzyczy” - a może warto spojrzeć na to tak, że Toruń jak na miasto swojej wielkości jest jednak ewenementem w skali kraju? Jest unikatowym zespołem zabytkowym, z wielką historią i znakomitymi markami, jak Kopernik, pierniki i gotyk. I może dlatego czasem rzeczywiście ma prawo chcieć w niektórych dziedzinach więcej, niżby wykazywała zasada proporcjonalności. Tyle wystarczy. Chodzi tylko o jedno - przetrzyjmy oczy zabryzgane śliną wściekłości. Wtedy zobaczymy jaki jest naprawdę Toruń i jaka jest Bydgoszcz. Niech dotrze do głów to, że już zawsze będziemy sąsiadami, nikt nas nie „przesunie”. Odległość T-B nie wzrośnie nagle do 120 km. Toruń jest też małą ojczyzną bydgoszczan, a Bydgoszcz - torunian. I chwała im za to, że są tak różnorodne. Bo co by nam przyszło z tego gdyby były takie same? Jarek JARRY Jaworski

SubDoom

magazyn magazynmoment moment || 23 23


laboratorium muzyczne

O dziewczynach i remontach, czyli o dwóch rzeczach, które nigdy nie kończą się tak, jak powinny

- Lennon idzie pierwszy, jest kapłanem, dlatego jest ubrany cały na biało. Za nim Ringo – właściciel zakładu pogrzebowego, w lśniących butach i dobrze skrojonym garniturze. Dalej bosy Paul, który jest trupem i na końcu George, który robi za grabarza. Co więcej, Paul trzyma papierosa w prawej ręce, a przecież był leworęczny. Nie wiem czy zwróciłaś uwagę na tego Garbusa po lewej stronie. Rejestracja LMW 28IF – co oczywiście znaczy, że gdyby Paul żył, miałby 28 lat. Wiesz, IF to po angielsku gdyby. Nie mówię, to że trzyma fajkę w ręce, którą nie pisze, nie musi niczego przesądzać. Ja na przykład jestem ukrytym mańkutem i palenie lewą ręką wychodzi mi całkiem nieźle. Ale nie zastanawia Cię to? Spojrzałem na nią. Siedziała obok i patrzyła się na coś, czego nie potrafiłem zlokalizować, ale na pewno to nie było to, o czym mówiłem. Może już się zastanawiała, w którym momencie popełniła błąd zgadzając się na to spotkanie. A jeszcze parę godzin temu wykazywała tyle zainteresowania... Tak, posiedzimy jeszcze chwilę, pogadam bez sensu, stracę resztki honoru i całkowi-

24 | magazyn moment

cie ją przekonam o tym, że jestem pajacem. Pożegnamy się przed klubem, poda mi rękę, nie sądzę by zdecydowała się na coś więcej. W autobusie, w drodze powrotnej, przez trzydzieści minut będę się zastanawiał, jak skonstruować sms'a i czy lepiej dla mnie będzie jeśli napiszę enigmatyczny, czy tajemniczy. Każda opcja ma swoje dobre i złe strony. Ona odpisze, że jestem naprawdę sympatyczny i zabawny, ale teraz będzie się musiała uczyć do sesji. Poza tym na pewno za niedługo nadarzy się okazja spotkać się w większym gronie. Siedzę więc. W sumie to już straciłem werwę i zaczynam mieć doła. Rozglądam się nerwowo po klubie. Muszę przyznać, że od początku coś mi nie leżało sposobie, w jaki układa włosy. To ciekawe, że dziewczyny decydują się na farbowanie włosów na bordowo. Zwłaszcza pod światło wyglądają, jak zagubione żony George’a Clinton’a z okładek Funkadelic. Kiedy ją tu spotkałem, dwa tygodnie temu, na koncercie niepewnie się uśmiechała i patrzyła na mnie wielkimi oczami. Ja z miną redaktora naczelnego opiniotwórczego magazynu wydawałem osądy na temat pocących się na scenie muzyków. Robiło to na niej wrażenie, a mi

przychodziło o tyle łatwo, że już nie pamiętałem kiedy skończyłem pić piąte piwo. Jaraliśmy fajki i mieliśmy ściśle określone role, nie do końca zgodne ze stanem faktycznym. Ona nie wydawała się być zmanierowaną panienką, a ja wcale nie byłem tak pewnym siebie dwudziestoparolatkiem. Do tej właśnie chwili. Starałem się wykorzystać siłę autosugestii – pamiętaj, najlepszą obroną jest okazanie braku zainteresowania. Przez chwilę pomyślałem, że jej powiem, że jestem gejem, ale w porę przypomniałem sobie, że ma jeszcze całkiem fajne koleżanki. Kiedy tak dumałem, przypomniała mi się pewna rzecz z dzisiejszego ranka. Siostra poprosiła mnie o pomoc przy remontowaniu i urządzaniu jej nowego mieszkania. Wynajmuje je razem ze szpakowatą Mariolą i jej chłopakiem, i Angeliką - nimfomanką. We dwójkę pojechaliśmy do Castoramy. Teraz coś mnie tknęło i zszokowany skonstatowałem, że pobyt w Castoramie i kupno trzech kilogramów gipsu, 10 litrów farby i czapeczki z gazety dla mnie, oznacza dopiero początek remontu w jej mieszkaniu ze mną w roli głównej... kasper.linge

Beatles Abbey Road


kulinarna zadyszka

Smaczny i zdrowy wieszcz narodowy

Kto żyw – a studentem być nie zaprzestał – zapewne od miesiąca wytrwale pracuje na swoje własne, prywatne, jego i tylko jego... wrzody żołądka. Woody Allen powiedziałby, że są wielkości piłki do koszykówki i czuć je przy każdym ruchu. Jakżeby inaczej, skoro mamy do opanowania kolejny, perfidny trzynastozgłoskowiec – okrutne księgi wiedzy tajemnej i nieokiełznanej. Sesja! Piętrzące się stertami studenckie przerażenie. A za oknem – jak się patrzy - „gryka jak śnieg biała” w zaawansowanej wersji zimowej czyli... Śnieg jak gryka biały? Hmmm... A to i nawet dobrze! Owa gryka zdrowa rzecz! Wytwarzana z niej kasza gryczana to wspomożenie niewiernych. Niewiernych systematycznej nauce. Nic tak nie zwiększa zdawalności egzaminów jak ukryta w ziarnach szlachetność o lekko orzechowym smaku. Poezja ku uciesze Mickiewicza! Ku zachwytowi dietetyków! Na pohybel zwolennikom awitaminozy (kasza gryczana jest źródłem dóbr wszelakich, a jej białku nie dorównuje ponoć nawet białko zbóż!).

W związku z powyższym uwalniam ducha kuchni staropolskiej i proponuję, zamiast kolejnej piramidy życiodajnych kanapek, prażoną kaszę z jajem. Przygotowana zgodnie z przepisem porcja powinna zadowolić jednorazowo nawet trzy osoby. Sponsora finansowego również, bo nijak nie da się przekroczyć pięciu złotych budżetu. W tym przypadku dziesięć złotówek karmiłoby jednego studenta przez prawie tydzień... Prażona kasza gryczana z jajem: • 200 g gryczanej (i żadnej innej!) kaszy - taką ilość można zdobyć za niecałą złotówkę • 1 jajko (40 groszy) plus ewentualnie dodatkowe jajka, jeśli chcemy zaserwować kaszę z jajem sadzonym (po jednym na osobę powinno wystarczyć) • 500 ml bulionu lub wrzątku (nie każcie mi tego wyceniać!) • 1 cebula, pokrojona drobno (20 groszy) • 3 łyżki smalcu (groszy dziesiąt – w zależności od jakości) • zielenina (wystarczy za ok. 50 groszy)

Na smalcu (ze skwarkami mile widziany – o zgrozo wegetariańska!) podsmażamy cebulę. W misce rozbełtujemy jajko i obtaczamy całą kaszę bardzo dokładnie. W rozgrzanym rondlu podprażamy ją (na sucho), nie ustając w mieszaniu przez 3 - 5 minut. Gdy zrobi się sypka, dodajemy cebulę i zalewamy wrzątkiem/bulionem. Doprawiamy wedle uznania pieprzem i solą. Pod przykryciem gotujemy 15 - 20 minut. W trakcie gotowania mieszamy kilka razy, a gdy cały płyn zostanie wchłonięty, osławiona gryczana powinna być gotowa. Najzacniej smakuje na gorąco z pietruszką i sadzonym jajkiem. Proste? Proste. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Pan Tadeusz w swej szlachetnej płynnej postaci mógłby temu daniu potowarzyszyć. Nie omieszkam spróbować, ale najpewniej dopiero po sesji. Tymczasem inwokacja pod adresem bohaterki tego tekstu nie przestaje być zasadna, więc powiem tylko: „(Kaszo!) Ty jesteś jak zdrowie/ile Cię trzeba cenić/ten tylko się dowie, kto...”. To się akurat okaże po sesji egzaminacyjnej... Makaka

magazyn moment | 25


wykrywacz talentów

Marcin Szpak Katarzyna Konieczka

Marcin Szpak – polski (ur. w Bydgoszczy) fotograf niezależny, zajmujący się fotografią kreacyjną, sztuką konceptualną, portretem, modą itp. Bardzo wszechstronny, koncentrujący się głównie na formie. Prezentowane prace powstały przy współpracy z młodą, zdolną projektantką - Kasią Konieczką w sopockim klubie Sfinks. Katarzyna Konieczka - projektantka mody, kostiumograf, stylistka. Tworząc kostiumy kreuje postaci baśniowe, nierealne. Jest absolwentką Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru. Laureatka wielu nagród i wyróżnień na konkursach dla projektantów ubioru. Fot.: Marcin Szpak; kostiumy i stylizacja: Katarzyna Konieczka; make-up: Agnieszka Kwiatkowska, modelka: Ewa Pawłowska

26 | magazyn moment


zapowiedzi

magazyn moment | 27


kalendarium

28 | magazyn moment


kalendarium

magazyn moment | 29


wywiad

Ska do porannej kawy Jest kilka wydarzeń, które może nie tyle co zaważyły o losie Barwinków, ale na pewno ten los ubarwiły. Na pewno jest to Przystanek Woodstock, na który chłopaków zaproszono chwilę po uformowaniu składu. Płyta „24 godziny”, program „Kawa czy herbata”, i Wojewódzki. O tych zdarzeniach, ale i o nowej płycie opowiada Kuba Kaczmarek, wokalista Całej Góry Barwinków.

Chyba największą ciekawość w przypadku waszych medialnych wojaży budzi poranna „Kawa czy herbata”... To było fajne, ciekawe wydarzenie, niestety bardzo wczesno-poranne. Dlaczego się tam pojawiliśmy? Ja nie mam żadnych oporów przed dotarciem do szerszej publiczności, uważam wręcz, że jest to obowiązkiem artysty. W mediach nie musi przecież wciąż panować tandeta. Myślę, że jeśli sami nie weźmiemy tego w swoje ręce, nie spróbujemy tego zmienić, to tak pozostanie. Bardzo mi się podoba to, co teraz robi Gaba Kulka czy Czesław Śpiewa. Oni nie mają żadnych oporów. Bo czy to ma być powód do dumy, że nikt ich czy nas nie zna i o nas nie usłyszy? „Kawa czy herbata” posłużyła nam tutaj jako środek do osiągnięcia właśnie takiego celu. Mam nadzieję, że ludzie odbierają to właśnie w taki sposób, a jeśli ktoś widzi to inaczej, to ja takiej publiczności nie chcę. Mnie zależy na publiczności, która potrafi myśleć, łączyć fakty, być otwartą . Jeśli ktoś udaje, że telewizji nie ma, to ma problem.

30 | magazyn moment

O ile do „Kawy…” zgłosiliście się sami, o tyle w sprawie Woodstocku skontaktował się z Wami całkiem niespodziewanie Owsiak. Jak to wyglądało? To był sam początek naszego grania. Pierwszy koncert wyjazdowy zagraliśmy właściwie w maju tego samego roku, potem zadzwonił Jurek i zapytał czy nie chcielibyśmy zagrać w wakacje na festiwalu. Bardzo długo się przygotowywaliśmy do tego koncertu, próby graliśmy właściwie codziennie. Myślę, że na Woodstocku na scenę nawet najbardziej doświadczony zespół wychodzi na miękkich nogach, a co dopiero my - debiutanci. Niewiele pamiętam z tego występu. Tyle tylko, że od gitarzysty dzieliła mnie ogromna odległość, a wtedy było to dla nas coś całkowicie nowego. To było niesamowite przeżycie. Tym bardziej dlatego, że ta muzyka trafiła do ludzi. Ludzie bardzo miło nas przyjęli, choć całkowicie nie znali naszych kawałków. Chciałbym sprawdzić, jak to by wyglądało dzisiaj. Niedługo nowa płyta Barwinków. Każda z poprzednich nagrywana była w waszym rodzinnym mieście, każda luźno opowiadająca o zarówno tych poważniejszych sprawach, jak i tych błahych. Jak będzie tym razem? Całkowicie nie mam dystansu do tej płyty. Nagrywaliśmy ją już dość długo, bo od czerwca 2009 i mam już kompletnie osłuchane te kawałki. „Kocham kłopoty”, bo taki tytuł nosi nowy album, ukazał się w styczniu (premiera płyty odbyła się podczas tegorocznej edycji toruńskiej

„Afryki” - przyp red.). Na pewno jest bardziej ska niż reggae. Można powiedzieć, że stworzyliśmy własny styl - ska z niewielkimi elementami reggae. Jest więcej nawiązań do klasyki. Pojawiły się też dwa covery. Wybraliśmy je tak, by podkreślić właśnie tę częściową zmianę naszego grania. Nie są to już takie typowe zabawne kawałki. Coverujemy tym razem nieco poważniejsze, istotniejsze przekazowo utwory. Gościnnie na płycie pojawili się także chłopaki z Dubska. Planujemy większą część płyty umieścić na Myspace, by każdy mógł najpierw posłuchać, a jak się spodoba, kupić płytę. Kiedy zakładaliście kapelę mieliście dość głębokie inspiracje w związku z jej nazwą. Nie myśleliście kiedyś, żeby zaśpiewać jakiś tekst Harasymowicza? To jest poeta, który był dla mnie niegdyś wielką inspiracją. Cała Góra Barwinków to nazwa tomiku jego wierszy. Był czas, że żałowałem takiej nazwy kapeli, wykonywaliśmy ruchy, by ją zmienić. Co do poezji Harasymowicza, jest dość trudna, niegramatyczna. Elżbieta Adamiak śpiewała kiedyś jego wiersz „Rzeczywiście tak jak księżyc ludzie znają mnie tylko z jednej, jesiennej strony…”. Okazuje się, że można jego poezję śpiewać. Kto wie, może na następnej płycie i nam się uda zagrać coś do jego słów. Kasia Skrzypiec (Radio Uniwersytet)

CGB


zapowiedzi filmowe

Zapowiedzi filmowe

Kołysanka Pierwsza w dorobku Machulskiego („Seksmisja”, „Kiler”, „Dzień świra”) komedia grozy. Niezwykle udana, przewrotna zabawa konwencją. W pewnym miasteczku w niezwykłych okolicznościach zaczynają ginąć ludzie. Prowadzone przez policję śledztwo nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Niepokój narasta. Mroczna tajemnica nabiera rumieńców.

Świnki

Podobnie jak w jednym z poprzednich obrazów Glińskiego- „Cześć, Tereska”, również tym razem dostajemy możliwość zmierzenia się z problemem, o którym nie mówi się ani zbyt głośno, ani zbyt dosadnie. Zamiast względnie już oswojonego kinowo, wielkomiejskiego blokowiska, podglądamy co dzieje się w miasteczku na polsko-niemieckiej granicy, gdzie poziom bezrobocia jest standardowo wysoki, a standard życia niski. Chyba, że uda się dorobić, chociażby przemytem. Choć dla odpowiednio młodych są też inne, bardziej dochodowe zajęcia...

Kwiat pustyni

Ekranizacja bestsellerowej powieści pod tym samym tytułem, będącej autobiografią Waris Dirie - Somalijki, urodzonej wśród koczowników, obrzezanej w wieku 5 lat, a w wieku lat 13 sprzedanej na żonę. Jak to możliwe, że ta sama kobieta kilka lat później została supermodelką i co skłoniło ją, by dziś pracować jako rzecznik ONZ? Obraz uhonorowany Nagrodą Publiczności na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastian.

Niezasłane łóżka Uniwersalny portret pokolenia otwartych granic. Frywolna ale i przekonująca opowieść o życiu we współczesnej komunie typowego londyńskiego squatu. Życiu możliwie otwartym, ale i ludziach tylko wbrew pozorom pozbawionych zahamowań i uprzedzeń. Historia tworzenia się skomplikowanych więzi między osobami, które prawie nic o sobie nie wiedzą

KO

reżyseria: Juliusz Machulski; scenariusz: Adam Dobrzycki; zdjęcia: Arkadiusz Tomiak; gatunek: czarna komedia data premiery: 2010-02-12 reżyseria: Robert Gliński; scenariusz: Robert Gliński, Joanna Didik; zdjęcia: Petro Aleksowski; muzyka: Cornelius Renz; gatunek: dramat obyczajowy data premiery: 2010-02-26 reżyseria: Sherry Horman; scenariusz: Sherry Horman, Charles McKeown; zdjęcia: Ken Kelsch; muzyka: Martin Todsharow; gatunek: dramat data premiery: 2010-02-19 reżyseria: Alexis Dos Santos; scenariusz: Alexis Dos Santos; zdjęcia: Jakob Ihre; gatunek: dramat, komedia romantyczna data premiery: 2010-02-26

magazyn moment | 31


felietony

Miłość? C8-H11-N Jakiś czas temu nauka zadała cios Erosowi, poddając go głębokiej analizie biochemio fizycznej. Okazało się, że czar miłości to tak naprawdę świat cząsteczek i atomów. Że miłość jest dziełem związków chemicznych i neuroprzekaźników. Ściślej - ma postać fenyloetyloaminy, która – urocze – strukturą i działaniem przypomina amfetaminę. Wsparcie fenyloetyloaminie udziela znana równie dobrze wszystkim imprezowiczom dopamina. Powodują one poczucie euforii, podniecenia, przyspieszają tętno… Ale niestety rodzą także niepokoje i lęki. Innymi słowy: wszyscy znamy uczucie uniesienia jakie towarzyszy początkom związków. Uśmiechy, spojrzenia, słowa... Odliczanie czasu, którego wciąż zakochanym mało... Obsesje, zazdrość, dyskomfort i żal, gdy kochana osoba nie odwzajemnia uczucia... No właśnie - czy można być zakochanym

na zawsze?

Z rzeczy wiecznych miłość trwa najkrócej Niestety, poziom fenyloetyloaminy systematycznie spada po okresie zakochania i nasz rozkwitający związek może się skończyć, zanim na dobre się rozpocznie. W sukurs wspólnemu szczęściu przychodzą jej zastępcy: endorfiny, oksytocyna i wazopresyna.. Te pierwsze to kuzynki morfiny - oksytocyna u kobiet odpowiada za uczucia bliskości i przywiązania. Wazopresyna zaś odpowiada za bliskość

32 | magazyn moment

i przywiązanie u mężczyzn. Jak wiadomo – w praktyce bywa różnie. Podobno mężczyźni są bardziej skłonni do zdrady – miłość, w ujęciu socjobiologii, to instrument do skutecznego rozsiewania własnego nasienia. Do, że się tak wyrażę, sadzenia drzewek. Dbałość o przetrwanie genotypu zdaje się tu być jedynym i prawdziwym paliwem miłości. Poza tym mężczyźni „są winni” z jeszcze jednego powodu: wyższego poziomu hormonu pożądania – testosteronu. Kayah na przykład oskarża go niemal o wszystko… W ujęciu socjobiologii strategia kobiet z kolei wymaga zatrzymania przy sobie partnera, aby pomógł jej i ich dzieciom. Przynajmniej do czasu, w którym ponownie będzie mogła zajść w ciążę... To oczywiście dość redukcjonistyczne postrzeganie miłości. Tak przecież powszechna dziś monogamia to niewątpliwe zwycięstwo kobiet i dowód na to, że miłość to coś więcej niż narzędzie prokopulacyjne! Dowód na to, że nie jesteśmy predysponowani wyłącznie do zdrady! Że stały, dojrzały związek nie musi być złudą, parą wodną skroploną na szybie samochodu, istniejącą dopóty, dopóki ciała kochanków trwają w prokreacyjnym splocie. Naukowcy zgodni są co do tego, że poziom fenyloetyloaminy systematycznie opada. Zwykle zamyka się to w okresie trzech lat, czasem trwa i osiem. Spory dotyczą raczej intensywności uczuć w odniesieniu do mijającego czasu. Otóż istnieją badania, które pokazują, że pary z 20–letnim stażem mogą być w sobie tak samo zakochane jak te, które dopiero zaczynają być razem. Skany mózgu wykazały podobną aktywność jego pracy, choć już niekoniecznie tych samych jego rejonów (u osób wcześnie zakochanych kontrolują one bardziej obsesję i lęk, podczas gdy długoterminowe pary bardziej korzystają z części mózgu związanej ze spokojem i zniesieniem/tłumieniem bólu). Znowu kłania się różnica pomiędzy działaniem fenyloetyloaminy a oksytocyną, wazopresyną i endorfinami. Poka-

zuje to również, w jak dużym stopniu miłość i zakochanie zależne są od poziomu naszych wewnętrznych dopalaczy. Miłość jako ostra psychoza na tle seksualnym Podobne mechanizmy towarzyszą chorobom psychicznym – wiele z nich tłumaczy się właśnie poprzez zaburzenia neuroprzekaźnictwa i układu hormonalnego. Nic więc dziwnego, że słynny polski psychiatra, Tadeusz Bilikiewicz, napisał w jednej ze swoich prac, że stan zakochania to ostra psychoza na tle seksualnym. W istocie zaburzenia psychotyczne opisuje się poprzez kilka kryteriów. Czy miłość je spełnia? Oceńcie sami: chory zmienia się, jest inny niż wszyscy naokoło; mówi niejasno, w sposób dla otoczenia niezrozumiały; ciężko nam odczytać poprawnie jego uczucia i emocje, błędnie opisuje rzeczywistość; jego zachowanie jest niezrozumiałe, często sprzeczne z własnym interesem, a nawet zagrażające własnemu życiu i zdrowiu. Powyższą definicję wypełnia w stu procentach odurzenie narkotyczne, ale wnikliwy czytelnik zdążył się już oswoić z myślą, że miłość ma coś wspólnego z narkomanią… Miłość to sztuka… Tak czy inaczej chcemy wierzyć, że miłość to rzecz nieodgadniona, pełna tajemnic i boskiego tchnienia. Erich Fromm uważał nawet, że miłość to sztuka. I dlatego wymaga od nas pełnego poznania teorii, zanim podejmiemy się trudu obcowania z nią w świecie realnym. Miłości trzeba się po prostu nauczyć. Czy to możliwe? (…) Happy Valentines!

Tytus


felietony

Życie na miarę

Nie wiem dokładnie, kiedy to się zaczęło. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Czy coś takiego w ogóle istnieje? Spotykaliśmy się zawsze o tej samej porze w tym samym miejscu. Dwa razy dziennie: rano, gdy szedłem do pracy i wieczorem, kiedy wracałem do domu. Podobała mi się od samego początku, owszem. Ale podobała mi się tak jak wiele innych. No bo przecież nie ona jedna. Wokół pełno podobnych, niemal identycznych. Dlatego nie potrafię precyzyjnie określić momentu, w którym mnie olśniła. Pewnego dnia ubrana była w zwiewną, wiosenną spódniczkę i jasnozieloną, cienką koszulkę na ramiączkach. Zauważyłem, że sterczą jej sutki. Musiały być twarde, jak małe kamyczki. Tej nocy przyśniła mi się nago. Później już mi nie wystarczały krótkie widzenia rano i wieczorem. Przychodziłem pod sklep, kiedy tylko mogłem i spędzałem z nią całe godziny. W domu tęskniłem i myślałem. Zrobiłem się zazdrosny o ekspedientki, które ją stroiły, o klientów sklepu, o przechodniów zatrzymujących się przed wystawą. Wreszcie, kilka dni przed Wigilią, postanowiłem coś zrobić. Przyszedł czas, pomyślałem, aby zmienić wreszcie swoje życie. Powziąłem

zamiar porwania jej. Zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństw, które mi grożą. Wiedziałem, że to szaleństwo, ale kochałem ją miłością szaloną przecież. Nie mogłem bez niej żyć. Przygotowałem się starannie. Włożyłem gruby czarny płaszcz i kominiarkę. Na ulicy nikogo nie było. Ludzie szykowali się do Świąt. Bałem się, że zaraz wyskoczy zza rogu patrol milicji obywatelskiej i zgarną mnie na izbę wytrzeźwień. Miała na sobie grube zimowe palto i futrzaną czapkę. Całe szczęście - pomyślałem z czułością - nie zmarznie. Usłyszałem jednostajny hałas i ukryłem się za rogiem. Ale okazało się, że to tylko łomot mojego serca. Uspokojony, biorąc siebie w garść, ruszyłem. Poszło łatwo. Rozbiłem szybę sklepu,

wskoczyłem do środka i błyskawicznie ściągnąłem ją z witryny. Nie stawiała oporu. Teraz opowiadam o tym z uśmiechem, ale wtedy nie było mi wesoło. Obawiałem się, że ktoś mógł mnie widzieć, jakiś przypadkowy świadek. W gazecie przeczytałem, że policja podejrzewa kibiców. Ze sklepu nie zginęło nic prócz manekina, kasa z utargiem pozostała nietknięta. Wszystko wskazuje, że to bezsensowny akt wandalizmu, jakich ostatnio coraz więcej w naszym mieście. Co na to władze? Co na to prezydent? Co na to milicja? Nie było nam lekko. Zwłaszcza na początku. Musisz pamiętać, że praktycznie się nie znaliśmy. Kiedy sprawa nieco przycichła, zorganizowałem naszą ucieczkę na południe. Zamieszkaliśmy na uboczu. Szybko znalazłem pracę i po kilku miesiącach udało nam się urządzić jako tako. Ona wciąż pozostawała w bezruchu i milczała, ale miałem nadzieję, że przyjdzie czas, gdy przemówi i ożyje. Pewnego wieczoru, oglądaliśmy jakiś głupi film w kinie nocnym. - Widziałam to już dwa razy – powiedziała. – Nie masz czegoś ciekawszego na video? Były to pierwsze słowa, które wypowiedziała. Włączyłem kasetę, otworzyłem butelkę siwuchy i świętowaliśmy do białego rana. Żylibyśmy długo i szczęśliwie gdyby nie pewien fotograf, którego poznaliśmy podczas urlopu w Mediolanie. Obiecał, że zrobi z niej gwiazdę. Dla mnie już nią była. Ale zawrócił jej w głowie, więc została we Włoszech. Czasami oglądam relacje z pokazów mody. Patrzę na nią, jak prezentuje się na wybiegu. Ma tę przewagę nad innymi modelkami, że na niej zawsze wszystko leży po prostu doskonale. Ma to we krwi. Marcin Karnowski

magazyn moment | 33


Recenzje muzyczne

Beach House „Teen Dream” Dream pop

The xx „xx” Indie rock/electronic

Do Make Say Think „Other Truths” Post-rock

Dużo pisze się w gazetach, o tym że muzyka jest, jak narkotyk, że nie sposób się od niej uwolnić, a znajomi, których spotykasz wyglądają rzeczywiście na narkomanów, opowiadają ci o płytach, które po tobie spływają. Ale styczeń 2010 roku miał dla ciebie coś, co uratuje cię od bycia muzycznym nie-narkomanem. Dawno nie słyszałem tak intensywnej muzyki, która powala od pierwszego usłyszenia. I Beach House jest największym utrapieniem The xx, ponieważ nie dają o sobie zapomnieć, nie dają bez siebie żyć, nie nudzą się, nie dają czasu na nic innego. Muzyka jest rzeczywiście marzycielska, senna, jakby zupełnie z innej planety. Taka ścieżka dźwiękowa do „Alicji w krainie czarów”, tylko bez świrowania. Na tej płycie kumuluje się wszystko to, co najlepsze w tytułowych nastoletnich snach - eteryczna atmosfera, zwiewne melodie i emocje na kilogramy - coś jak palenie fajek po kryjomu za dzieciaka. Właściwie nie ma słabego utworu, a w towarzystwie można się przekrzykiwać, który lepszy i każdy będzie miał rację. Płyta na pewno nikogo nie poróżni, a wspólne ćpanie „Teen Dream” jest mocno zalecane. Jak śpiewali liverpoolczycy: „I’d love to turn you on”. Joanno zapraszam.

Z „xx“ sprawa wygląda podobnie, jak z „Teen Dream“. Wciąga od pierwszej minuty i przemawiają za nią te same atuty. Specyficzny, intymny klimat i melodie, które są w stanie opętać najtwardszych. I aż dziw bierze, że wszystko to za pomocą dziecinnie prostych środków. Muzyka jest mocno selektywna, twórcy świadomie postawili na minimalizm, wszystko sprowadza się do perkusyjnych bitów z maszyny, gitary i basu, jakichś organków i damsko-męskich wokali. Muzyka mocno wyrasta z klimatu lat 80. Czuć zimno-falowy chłód, Joy Division i epigonów z Interpol. Bity dodają jakby dance’owego klimatu, jakieś szczeniackie Depeche Mode, czy Pet Shop Boys. Wszystko utrzymane w takim niby-depresyjnym klimacie (trochę mroczniejsze JJ), ale podane w bardzo subtelny sposób, tak żeby nikogo nie skrzywdzić. Płytę genialnie otwiera „Intro”, po którym wiadomo już z czym mamy do czynienia. Są ładne, śpiewane utwory, w których pani ma tak bardzo przekonujący głos, że prawie za każdym razem mam wrażenie, jakbym jej słuchał pierwszy raz. Ale jest też np. „Fantasy”, który jest tym kapitalnym łącznikiem między popem, a intymnością.

Co uważniejszy słuchacz zainteresuje się na dzień dobry tytułami utworów, które wyglądają mniej więcej tak: 1. Do 2. Make 3. Say 4. Think. Jeżeli to go nie zadowoli, zainteresuje się pozostałymi pięcioma płytami Kanadyjczyków. Od jakiegoś czasu Kanadyjczykom jakby brakowało pomysłu. „Other Truths” to szósty ich album i w sytuacji, kiedy nagrywało się utwory średnio po 10 minut, rzeczywiście można się było wypstrykać. Rzeczom, które ostatnio nagrywają, brakuje tych specyficznych post-rockowych melodii z poprzednich wydawnictw, które w połączeniu z jazzowym, gęstym brzmieniem były czymś wyjątkowym. Na ostatnich dwóch płytach utwory niekiedy nabierają jakby wesołkowatego charakteru, co moim zdaniem z nimi zupełnie nie koreluje. Ale z drugiej strony na „Other Truths” słychać już bardzo dużą sprawność w budowaniu nastroju, co wcześniej czasami szwankowało – trąbki w „Make” robią ciary. DMST zastępują jedną wartość, inną. Bo mimo, że nie są to już gitarowe pajęczyny i utwory z dwiema perkusjami, mamy np. „Think”, gdzie aż żal, że to pitolenie się kończy.

kasper.linge

kasper.linge

kasper.linge


recenzje gra / film / książka

Modern Warfare 2 Infinity Ward

Rok temu przy okazji recenzji „Call of Duty: World at War” zwracałem uwagę, że serię Call of Duty robią na przemian dwie ekipy developerskie: Infinity Ward oraz Treyarch, z czego ta pierwsza uważana jest powszechnie za tę „prawdziwą” i w ogóle lepszą. Kiedy dwa lata temu IW stworzyło pierwszą z serii grę, która przeniosła się z realiów II Wojny Światowej do współczesnych, gra zyskała podtytuł Modern Warfare. Pozycja ta, to najprawdopodobniej jedna z najlepszych gier pierwszej dekady XXI wieku. Teraz nadszedł czas powrotu na „nowoczesne pole bitwy”. Czy ekipa Infinity Ward po raz kolejny udowodniła, że jest prawdopodobnie najzdolniejszym team’em developerskim na świecie? Ciężko powiedzieć. Gra jest napakowana akcją, cały czas coś się dzieje, nie ma ani sekundy na zamulanie. Jednak efekt „O, matko!” występuje tu znacznie rzadziej, niż w przypadku poprzedniczki. Po prostu to wszystko już było. To klasyczny sequel robiony metodą „więcej, szybciej, głośniej”. Co oczywiście nie zmienia faktu, że gra się świetnie. Nie sposób nie wspomnieć o trybach dla wielu graczy. Klasyczny multi to rozwinięcie poprzednich koncepcji. Jest jak zwykle fantastycznie, ale multiplayer w CoD’ach to zawsze było mistrzostwo świata. Nowością jest tryb SpecOps, czyli cykl misji kooperacyjnych. Na początku wydawało mi się to trochę głupie, wolę jak w trybie kooperacji można po prostu przejść całą kampanię, jednak przygotowane przez twórców poziomy naprawdę daję radę. Polecam od razu ustawić na najwyższy poziom trudności. Wtedy gra przynosi najwięcej satysfakcji. Screwball

Wojciech Smarzowski „Dom zły”

Po wyjściu z kina (multi, bo w Pomorzaninie nadal galoty i garnki królują) czułem, że jestem lekko wstawiony. Waliło ode mnie czystą. W ustach pozostał smak wódki (co w sumie dziwne, bo nic nie piłem). Następnego dnia rano miałem lekkiego kaca (przez chwilę pomyślałem nawet, żeby wziąć „użetkę”). Więc jeśli chcesz tego uniknąć i wspaniale się bawić (zajebisty luzik, tej, klimacik, czilałcik, niezłe jaja), jeśli chodzisz do kina, aby pochrupać popcorn i poprzytulać się w ostatnim rzędzie, jeśli uważasz, ze Paweł Deląg jest aktorem, że Kasia Cichopek jest aktorką, a Maciej Ślesicki reżyserem, jeśli popłakałeś/ aś się na „Titanicu” itd., to nie idź na „Dom zły” Smarzowskiego. Stracisz czas, a i kasy szkoda (drożyzna jak ch.. z tymi biletami, za komuny było lepiej). Natomiast jeśli oczekujesz od kina czegoś więcej, warto „Dom zły” zobaczyć. Zostaje w pamięci. A propos komuny, to akcja filmu osadzona jest w tamtych czasach. Jest ciężko, mroczno, chropowato i duszno. Aktorsko ekipa Smarzowskiego ociera się o geniusz. Scenariusz nietuzinkowy, chociaż jeśli pamięta się „Niespodziankę” Ślusarskiego z Teatru Telewizji, znika element zaskoczenia (zdaje się, że mało kto zauważył ewidentne zapożyczenia z tamtego spektaklu). Jak dla mnie, rewelka. Zdróweczko!

Marcin Karnowski

Andrzej Czyżewski „Piękny dwudziestoletni. Biografia Marka Hłaski”

„Piękny dwudziestoletni. Biografia Marka Hłaski”, to książka autorstwa Andrzeja Czyżewskiego, kuzyna Marka Hłaski. Po śmierci Marii Hłasko (matki Marka), zaczął Czyżewski porządkować rodzinne archiwum, jednocześnie gromadząc nowe materiały i propagując twórczość Hłasko w kraju i zagranicą. Dzięki Czyżewskiemu właśnie, Barbara Stanisławczyk napisała książkę (niedawno mającą swoją reedycję) „Miłosne gry Marka Hłaski”. Można zadać sobie pytanie czym akurat biografia A. Czyżewskiego różni się od wielu innych i co stanowi o jej wyjątkowości? Po pierwsze fakt, że jako młodzi chłopcy Czyżewski i Hłasko byli blisko: znali swoje rodziny, ich historie, a ich samych łączyła dziecięca przyjaźń. Zaznaczmy, że powyższe fakty nie stanowią normy w relacjach biograf - pisarz i w tym kontekście tworzą fakt szczególny. Po drugie najlepszą rekomendacją do sięgnięcia po „Pięknego dwudziestoletniego” są słowa samego autora, A. Czyżewskiego: „Ludzie piszący dotychczas o Hłasce robili to pod kątem sensacji dziennikarskiej (…). Dlatego zdecydowałem się przedstawić swoją wersję. Każde zdanie, każdy przytoczony fakt jest udokumentowany. (…) Gdy nie byłem czegoś pewny, pisałem >>być może<<. Ci, którzy szukają w tej książce kolejnego zbioru zabawnych anegdot czy opowieści pijacko-romansowych, będą zawiedzeni”. Dodajmy, iż recepcja osoby Marka Hłaski „bije” nie (tylko) z monograficznych analiz mu poświęconych, lecz przede wszystkim z tekstów samego Hłaski (np. genialny „Ósmy dzień tygodnia” czy dramatyczny „Pierwszy krok w chmurach”). Książka Czyżewskiego w jakiejś mierze pomaga nam to zrozumieć. Monika Balcer


kalendarium

wykrywacz talent贸w

foto. Marcin Szpak

36 | magazyn moment


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.