5 minute read
Grzeczne sukienki dla anarchistki
from FASON 4_2019
Rozmawiała: Karolina Michalak
Odzieżowe Pole – marka, której charakterystyczny minimalizm pokochały Szwedki. Opowiada historię pracującej dziewczyny, która wyrywa się z biznesowego spotkania, zrzuca buty, zanurza się w swój świat i ma wszystko w nosie. Rozmawiamy z Marzeną Ratowską, projektantką i właścicielką marki Odzieżowe Pole.
Advertisement
Odzieżowe Pole to marka, która powstała w 1993 roku. 26 lat to całkiem sporo jak na nasze realia. Jak przez ten czas zmieniała się marka?
Przez to, że cały czas tworzę, a moja marka w ubiegłym roku obchodziła jubileusz, mam wrażenie, że jestem w środku drogi i jeszcze wiele przede mną. Z perspektywy tych lat mogę natomiast stanowczo powiedzieć, że zawsze było trudno. Zawsze pod górkę. Zaczynałyśmy we dwie, bo na początku drogi miałam wspólniczkę, jednak na przestrzeni czasu okazało się, że każda poszukuje czegoś innego i tak, od 2005 roku Odzieżowe Pole to Marzena Ratowska. Mój styl jest niezmienny i charakterystyczny, bo wychodzi prosto ode mnie. Zmieniały się czasy, a Odzieżowe Pole nie. Od momentu, gdy w sklepach nie było nic, po zachłyśnięcie się zachodnimi markami i konsumpcjonizmem po teraz, gdy stawiamy na oryginalność i poszukiwanie siebie poprzez ubranie, Odzieżowe Pole trwa. Ten czas to także współpraca ze szwedzkimi partnerami. Mimo że tamten rejon nie jest dostępny dla obcych marek, to okazało się, że kolekcje Odzieżowego Pola swoją stylistyką wpisują się w gusta Szwedek.
Jak z Twojego punktu widzenia zmieniała się w tym czasie moda?
W modzie wszystko już było. Obecnie widać dużą powtarzalność stylu lat 70., 80. czy 90. Trudno wymyślić w tej branży coś nowego. Wyjątkiem był nurt modowego dekonstruktywizmu w wykonaniu Margiela, który nie wpisywał się w powszechnie obowiązujące trendy, ale to też z czegoś wynikało i było konsekwencją wcześniejszych działań. Nie jest tak, że wymyśli się coś nowego. Sama często wykorzystuję wzory, które stworzyłam wiele lat temu, tylko z pewnymi modyfikacjami. Tu coś dodam, tu coś odejmę, ale baza pozostaje niezmienna.
Czy pamiętasz moment w swoim życiu, w którym pomyślałaś, że chciałabyś zająć się modą, że będziesz projektantką?
Od zawsze zajmowałam się modą. Szyłam dla siebie i znajomych. Dorastałam w czasach, kiedy niewiele było. To, co było dostępne, nie było tym, w czym chciałabym chodzić, nie pasowało do mnie i nie wyrażało mnie. To co było, było słabej jakości a ponadto lubiłam tworzyć. Mimo że moda była moją pasją i wydawało się, że naturalną koleją rzeczy będzie zdawanie na kierunek artystyczny związany z projektowaniem ubioru, to jednak wybrałam Uniwersytet Warszawski, na którym skończyłam informatykę i cybernetykę ekonomiczną. Dodam, że nigdy nie pracowałam w zawodzie.
Pamiętasz swoje pierwsze próby bycia projektantką?
Moja pierwsza próba sięga czasu szkoły podstawowej, a jej zwieńczeniem była bluzka, która powstała z dwóch, nomen omen, lnianych ściereczek.
Wypracowałaś swój indywidualny styl. Stonowane kolory, minimalistyczne formy. Co Cię inspiruje?
Natura i kobiety.
Dla kogo tworzysz? Jaka jest Twoja kobieta?
No właśnie! Tworzę grzeczne sukienki dla anarchistek. Moje kobiety są zapracowane. Przyjeżdżają do mnie po godzinie 20, bo wcześniej praca, dom i dzieci. Funkcjonują w pewnych określonych ramach, ale mają swoje pasje i nieokiełznanie, pewną chęć do zmiany i tworzenia czegoś nowego. Potrafią docenić małe rzeczy i cieszyć się życiem. Interesują się modą i są na czasie z trendami. Te ubrania mają pomóc kobietom funkcjonować w pewnym utartym schemacie. Z jednej strony mają wyglądać dość klasycznie, ale z drugiej strony mają pokazać pazur, który uwypukli ich indywidualność. Taka klasyka z nutką zadziorności.
Podpatrujesz trendy?
Oczywiście! Nie da się inaczej. Nie można być obok trendów. Trendy wynikają z potrzeb ludzkich, więc jeśli tworzysz dla ludzi, to nie możesz być wobec nich obojętny. Słucham swoich klientek, obserwuję też co noszą poza moimi wzorami. Organizuję dla nich spotkania, podczas których opowiadają o swoich potrzebach. Czasem nawet pokazuję im to, co zrobiłam i proszę, by wskazały co by w danym modelu poprawiły. Trzymam się podziału na sezony wiosna-lato i jesień-zima i dostosowuję projekty do indywidualnych potrzeb.
Temat ekologii w modzie jest ostatnio bardzo popularny. Coraz więcej firm tworzy ekologiczne kolekcje, deklaruje, że powstają w zgodzie z naturą i w poszanowaniu dla środowiska i drugiego człowieka. Wydaje się, że Odzieżowe Pole wyprzedziło modę i jest na czele polskich firm, które posługują się metką eko.
Nieskromnie powiem, że tak, że wyprzedziłam. Jak powstawała pierwsza kolekcja, właściwie pierwsze wzory, to dopiero wchodziła tematyka eko, ale w kontekście zdrowego żywienia. Wszyscy skupili się na jedzeniu, na kosmetykach, a nikt nie myślał o odzieży, że ważne jest również to, co nosimy blisko ciała. Na dobrą sprawę dopiero w przeciągu ostatnich dwóch lat, zaczęto rozmawiać i publikować informacje o szkodliwości biznesu odzieżowego. Gdy zaczęłam na poważnie myśleć o przygotowaniu eko kolekcji, to wyszłam od rozważań o naturze, że to, co nas otacza zostaje przez nas zagospodarowane. Zostają nam w głowie pewne fragmenty zapożyczone z natury. Dzięki temu, że żyjemy w określonym środowisku, wyciągamy z niego coś, co jest dla nas ciekawe i tworzymy fajne rzeczy. Tak przewrotnie powiem, że oddaję naturze, to co jej zabieram. Mam wrażenie, że choć jesteśmy gospodarzami tej planety, to nie umiemy nią zarządzać.
Najnowszą kolekcję marki Odziezowe Pole można było zobaczyć podczas galowego pokazu Targów Mody Poznań
Kiedy i z czego zrodził się pomysł na Eko Ego?
On się nie narodził, on był we mnie. Nie potrafię żyć bez natury, bez świadomości, że w każdej chwili mogę wyjść do lasu. Mam uczulenie na sztuczne tkaniny, barwniki dlatego pomyślałam, że w ramach Odzieżowego Pola wyjdę od siebie i zaprojektuję kolekcję, w której ja będę czuła się dobrze. Skoro ona będzie mi służyła, to być możne znajdą się i inne chętne kobiety. Chcę być uczciwa w tym co robię, dlatego to musiało wyjść ode mnie. Natomiast pierwszym produktem, który powstał były torby ekologiczne, które przygotowałyśmy w ramach wydarzenia „Bądź Światoczuły. Zakręcaj, wyłączaj, segreguj”. Nie czuję, że mam prawo do tego, by nakazać coś ludziom, ale chcę wskazać możliwość i pokazać alternatywę. Chciałabym na nowo wypromować len, który jest jednym z najzdrowszych włókien.
Czy jesteś szczęściarą?
Szycie traktowałam jako hobby. A dziś to hobby jest moją pracą, którą zarabiam na życie. Mogę zatem śmiało stwierdzić, że jestem szczęściarą, bo robię to, co kocham, i co wynika ze mnie. Oczywiście nie udało by się to, gdyby nie pomoc i cierpliwość innych. Chociażby mojego męża.