lato 2016 temat numeru:
Lepsza Zmiana Stanisław Mazur Zderzenie administracji z polityką
Rafał Bakalarczyk Państwo silnie opiekuńcze
Ewa Łętowska
Dyplomacja kulturalna
Tongdong Bai, Antoni Radziwiłł Klasa średnia w Państwie Środka
KULTURA
Anna UmińskaWoroniecka
POZA EUROPĄ
Chrześcijańska ekonomia
KRAJOZNAWCZY
Paul H. Dembinski
KATOLEW
WIARA
Nadmierny legalizm sądów
OBYWATEL
magazyn nieuziemiony magazynkontakt.pl
ZMIENNIK
1
31
1 magazyn nieuziemiony magazynkontakt.pl redakcja@kik.waw.pl
redaktor naczelny Misza Tomaszewski misza.tomaszewski@gmail.com zastępca redaktora naczelnego Cyryl Skibiński cyryl.skibinski@gmail.com
Od redakcji
sekretarz redakcji Zosia Mironiuk zosia.mironiuk@gmail.com
zespół redakcyjny: redaktor prowadzący numer Cyryl Skibiński Katolew Misza Tomaszewski
projekt graficzny Urszula Woźniak urszul.wozniak@gmail.com
Kultura Katarzyna Kucharska-Hornung
skład i łamanie Rafał Kucharczuk Zosia Mironiuk
Obywatel Konstancja Święcicka, Ignacy Święcicki
fotoedycja Tomek Kaczor
Poza Europą Paweł Cywiński Krajoznawczy Tomek Kaczor Wiara Ignacy Dudkiewicz Zmienna/Zmiennik: Mateusz Luft Ala Budzyńska, Kamil Lipiński, Jan Mencwel, Maciek Onyszkiewicz, Joanna Sawicka, Jan Wiśniewski, Stanisław Zakroczymski, Jarosław Ziółkowski Redakcja dwutygodnika magazynkontakt.pl: Ala Budzyńska, Andrzej Dębowski, Anna Dobrowolska, Hanna Frejlak, Wanda Kaczor, Zuzanna Morawska, Ida Nowak, Maciej Papierski, Szymon Rębowski, Maria Rościszewska, Stanisław Zakroczymski Stale współpracują: Rafał Bakalarczyk, Marta Basak, Dorota Borodaj, Stanisław Chankowski, Helena Dąbrowska, Jędrzej Dudkiewicz, ks. Andrzej Gałka, Monika Grubizna, o. Kasper Kaproń , Piotr Karski, Karol Kleczka, Łukasz Kobeszko, Anna Libera, Jan Libera, Julia Lis, Katarzyna Majchrowska, Hanka Mazurkiewicz, Kuba Mazurkiewicz, Olga Micińska, ks. Wacław Oszajca, Piotr Popiołek, Zofia Różycka, Antek Sieczkowski, Krzysztof Śliwiński, Joanna Święcicka, Agnieszka Wiśniewska, Krzysztof Wołodźko, Piotr Wójcik, Bartosz Wróblewski, Paweł Zerka, Marysia Złonkiewicz
ilustracja na pierwszej stronie okładki Kuba Mazurkiewicz komiks na str. 2–3 Kuba Mazurkiewicz zespolwespol.org korekta Ida Nowak, Ewa Wasilewska i zespół redakcyjny nakład 1000 egzemplarzy wydawca KIK Warszawa prenumerata magazynkontakt.pl/prenumerata złożono krojami Range Serif, Bree, Tabac Sans Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Czujemy się państwowcami. Tak jak Prawo i Sprawiedliwość, jesteśmy zwolennikami silnego państwa. Rozumiemy pod tym pojęciem jednak zupełnie co innego niż ta partia. Nie tęsknimy za rozbudowanym aparatem kontroli obywateli. Siła państwa to dla nas sprawność jego instytucji oraz przejrzystość procedur. Także tych, które w demokratycznym państwie prawa ograniczają pokusy rządzących, żeby postawić się ponad prawem. Polityka dzieje się gdzie indziej, a w każdym razie nie tylko tam, gdzie pojawiają się kamery telewizyjne. Rządzenie państwem nie sprowadza się przecież do codziennej walki politycznej i przepychanek personalnych. W niniejszym numerze skupimy się na tych mechanizmach działania państwa, które mają duży, choć często niedoceniany wpływ na ostateczny kształt i sposób realizacji decyzji podejmowanych przez rządzących polityków. Nie zgadzamy się z przekonaniem, że im mniej państwa tym lepiej. Nie chcemy opłacać z naszych podatków „stróża nocnego”, ale kogoś zdolnego prowadzić przekrojową politykę społeczną. Słabe państwo spycha odpowiedzialność za rozwiązywanie problemów społecznych na innych – rodziny osób potrzebujących, organizacje pozarządowe, wspólnoty lokalne. Silne państwo umie ich słuchać, systemowo wspierać i z nimi współpracować. Także z Kościołem, nie przekraczając jednak cienkiej linii, oddzielającej go od świeckiej sfery publicznej. Doceniając to, co udało się w III RP osiągnąć w zakresie rozwiązań systemowych i budowy instytucji publicznych, szukamy rozwiązań, które poprawiłyby funkcjonowanie niektórych spośród nich. W numerze „Lepsza zmiana” piszemy o wybranych fragmentach działalności państwa, które wydają nam się istotne, a które w ostatnich miesiącach stały się przedmiotem szczególnej uwagi partii rządzącej.
2
numer:
31
lato 2016
Lepsza zmiana
5
Redakcja:
Polska układanka
12
Rozmowa ze Stanisławem Mazurem:
Zderzenie administracji z polityką
19
Kamil Lipiński:
Balast, fantom i dozorca
Polacy nie ufają państwowym instytucjom. Za wcześnie jednak, aby ogłaszać wyjątkową w naszej historii narodową jednomyślność. Każdą z klas społecznych cechują inne przyczyny tej niechęci. Dobitnie świadczą o tym losy trzech bohaterów artykułu.
24 Infografika:
Jak Polacy widzą Państwo?
26
Misza Tomaszewski:
Lewą nawą
32
Rozmowa z Piotrem Burasem:
Nieroztropne schadenfreude
38
Stanisław Łubieński:
Co z tym godłem?
42
Rafał Bakalarczyk:
Państwo silnie opiekuńcze
48
Rozmowa z Ewą Łętowską:
Waga odwagi Temidy
3
f ot or e p orta ż
p oz a e u ropą
54
90
Rozmowa z Tongdong Baiem:
American dream chińskiej klasy średniej
Dawid Zieliński: Kolejka do Europy
Autor sportretował uchodźców, którzy w swojej drodze na północ Europy utknęli w obozach na wyspach Kos i Lesbos oraz w Pireusie. Jedno ze składających się na ten fotoreportaż zdjęć zostało wybrane zdjęciem roku w konkursie GRAND PRESS PHOTO 2016. w i a r a
60
Rozmowa z o. Henrykiem Cisowskim:
Kochać – to prawdziwe zwycięstwo
66
Karol Kleczka:
W słabości kształtuje się moc
71
Ignacy Dudkiewicz: Być wszystkim dla wszystkich
Rozmowa z Paulem H. Dembinskim:
Zapomniane ogniwo łańcucha ekonomicznego
78
Paul H. Dembinski, Simona Beretta:
Dziurawe sieci solidarności
84
Maciej Papierski: Marie-Dominique Chenu
k u lt u r a
Rozmowa z Anną Umińską-Woroniecką Polska dyplomacja kulturalna, czyli Kopernik w BBC
k r a j o z n a w c z y
98
Barbara Pawlic-Miśkiewicz:
Polscy muzułmanie
102
Karolina Cicha:
Urwana nuta
106
Rozmowa z Michaelem Voigtländerem:
Niemcy do wynajęcia
112
Konstancja Święcicka:
Kultura wynajmu
zmiennik
Przodująca siła chińskiego narodu
Rozwiązaniem problemu braku mieszkań nie jest zwiększenie dostępności kredytów. Zamiast uwiązywać u szyi obywateli ciążący im przez kilkadziesiąt lat kamień, lepiej postawić na rozwój rynku wynajmu. Przy udziale i kontroli państwa.
86
Antoni Radziwiłł:
o by wat e l
k a t o l e w
72
94
:
118
Rozmowa z Anną Alboth:
W jednej bańce z uchodźcami
4
  lepsza zmiana
Maciej Januszewski
5
Polska układanka To nie kolejny „raport o stanie państwa”. Piszemy o pięciu sferach polskiej rzeczywistości, w których zmiana wydaje nam się wyjątkowo potrzebna, a niedostatki bolesne. Na dobry początek krótko i zwięźle. Większość z poruszonych tutaj wątków rozwijamy w dalszej części numeru.
Prawo do prawa Stanisław Zakroczymski
„R
zeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Siła tego zdania, konstytucyjnej definicji naszego państwa, wybrzmiewa ostatnio głośno na demonstracjach antyrządowych. Jednak stan państwa prawa przez ostatnie 27 lat pozostawiał wiele do życzenia. Państwem prawa jesteśmy, zgodnie z Konstytucją, od 1989 roku. To stwierdzenie ma znaczenie fundamentalne. Zmienia, a przynajmniej powinno zmieniać, ogół stosunków społecznych w państwie, zarówno między obywatelami, jak i między obywatelem a państwem. Zasada rządów prawa jest niczym szczyt piramidy, jaką jest system prawny i ustrój polityczny. Kluczową różnicą, którą „robi” państwo prawa, jest to, że obywatel może traktować prawo poważnie. Jeśli czyta w Konstytucji, ustawie czy rozporządzeniu, że przysługuje mu takie czy inne uprawnienie, to wie, że będzie mógł go skutecznie dochodzić. Nasza ustawa zasadnicza postawiła władzom wysoko poprzeczkę, jeśli chodzi o standard tworzonego prawa.
Poza klasycznymi, liberalnymi prawami i wolnościami obywatelskimi, zawiera również bardzo rozwinięty pakiet norm socjalnych. Znajdziemy w niej takie klauzule, jak „społeczna gospodarka rynkowa oparta na dialogu partnerów społecznych”, obowiązek władz publicznych „prowadzenia polityki zmierzającej do pełnego, produktywnego zatrudnienia poprzez realizowanie programów zwalczania bezrobocia […]” czy też „wspierania rozwoju budownictwa socjalnego oraz popierania działań obywateli zmierzających do uzyskania własnego mieszkania”. Gołym okiem widać, że wiele z nich pozostało na papierze. Innym problemem jest skuteczność instytucji państwowych, które mają pomagać obywatelom w dochodzeniu swoich praw. Wydaje się, że możemy być dumni z dwóch spośród nich. Polski Rzecznik Praw Obywatelskich ma, w stosunku do swoich odpowiedników w innych państwach, bardzo duże uprawnienia. Może nie tylko składać wnioski do Trybunału Konstytucyjnego czy też wystąpienia do wszelkich instytucji państwowych, ale także dołączać się, na ostatecznym etapie, do każdej sprawy sądowej, wizytować urzędy lub
zakłady karne. Niestety duża ilość jego interwencji nie znajduje odzewu. A niektóre urzędy, jak choćby resort zdrowia, regularnie odmawiają odpowiedzi na jego wnioski. Bardzo wiele w kontekście przestrzegania prawa zawdzięczamy Trybunałowi Konstytucyjnemu. Jego wyroki niejednokrotnie zmieniały sytuację prawną „zwykłych obywateli”. Tylko w ostatnich miesiącach uznał on chociażby, że osoby zatrudnione na umowach cywilnoprawnych mają prawo zrzeszać się w związkach zawodowych, zaś kwota wolna od podatku nie może być niższa niż minimum egzystencji. Niestety oba wyroki pozostają do tej chwili na papierze, a ostatnie działania rządzących nie rokują zmiany. Inne instytucje działają w tym zakresie miernie. Państwowa Inspekcja Pracy jest faktycznie pozbawiona możliwości rozwiązywania realnych problemów pracowniczych, a sądy tak obłożone pracą, że na sprawiedliwość czekamy często długie lata. Swoje robi również niebywały bałagan w zakresie stanowienia prawa. Dzienniki Ustaw z roku na rok pęcznieją, liczba regulacji jest przytłaczająca. Nie ma się co dziwić, że obywatele, do niedawna pozbawieni pomocy prawnej, nie łapią →
6
lepsza zmiana
się w tym gąszczu. Socjologowie lubią się przy tym zżymać na „niską kulturę prawną społeczeństwa”. Może i mają rację. Niestety przykład przez lata szedł z góry. W sytuacji, w której konflikt o istotę funkcjonowania najważniejszych instytucji nie schodzi z pierwszych stron gazet, pora dokonać rzetelnego przeglądu jakości naszego państwa prawa i zadać sobie pytanie, jak sprawić, aby każdy obywatel czuł, że jego utrzymanie i wzmocnienie leży w jego własnym interesie. Należy porzucić samozadowolenie elit III RP i wysnuć wnioski z frustracji obywateli. W przeciwnym razie jedyną odpowiedzią na deficyty naszego państwa prawa będzie jakaś forma autorytaryzmu. Lekcja II RP jest w tej kwestii wymowna.
Samorząd na Wiejskiej Jan Mencwel
K
ażdy działacz lokalny i społecznik, który próbuje zmieniać rzeczywistość swojej miejscowości, prędzej czy później zderzy się ze ścianą, na której wypisane są trzy słowa: NIE DA SIĘ. Zdobycie przychylności władz, skuteczna presja medialna, zorganizowanie mieszkańców wokół wspólnych postulatów – wszystko, co wydaje się kluczem do przeprowadzenia zmiany społecznej, w wielu przypadkach okazuje się nie wystarczać. Przyczyna jest prosta: wiele zmian lokalnych wymaga zmiany na poziomie prawa krajowego. Władze samorządowe w takich sytuacjach rozkładają ręce i mówią: „Chcielibyśmy, ale krępują nas przepisy”. Dobrym przykładem ilustrującym ten problem jest historia walki z nielegalnymi reklamami zewnętrznymi, szpecącymi polskie miasta i wsie. Całe lata zajęło zwrócenie uwagi samych mieszkańców, a następnie władz lokalnych na to, że należałoby poddać większej kontroli reklamy zewnętrzne. A gdy już masa krytyczna społecznego niezadowolenia została
osiągnięta, okazało się, że „się nie da”. Bo tak naprawdę samorząd nie dysponuje narzędziami pozwalającymi w skuteczny sposób ujarzmiać zapędy zarówno lokalnych przedsiębiorców, jak i wielkich międzynarodowych firm, dla których przestrzeń publiczna jest atrakcyjna głównie jako powierzchnia reklamowa. Wieloletni impas udało się przełamać dopiero w 2015 roku, kiedy w życie weszła tak zwana ustawa krajobrazowa. I ona jednak omal nie osiągnęłaby sukcesu, bo okazało się, że w Sejmie większe przebicie od samorządowców, czekających na narzędzia do walki z reklamami, mieli lobbyści firm „outdoorowych”. W efekcie ustawę wykastrowano, a siłę rażenia przywrócił jej dopiero Senat, który ugiął się pod presją ogólnopolskiej kampanii „Posprzątajmy reklamy”. Tak nie musi, a nawet nie powinno być. To, że oczekiwane na poziomie lokalnym zmiany rozbijają się o przepisy prawa ogólnopolskiego, a z kolei zmiana tych przepisów napotyka na opór
ze strony rządu i posłów (podsycany przez lobbystów, działających w interesie prywatnych firm), kompromituje państwo i podważa zaufanie do niego. Trudno o bardziej wymowny symbol tego kryzysu niż wiszące na budynkach wielkoformatowe płachty reklamowe, których nie da się zdjąć mimo wypracowanej w pocie czoła zgody mieszkańców i lokalnych władz. Dlatego nie sposób wyobrazić sobie naprawy państwa bez wzmocnienia pozycji samorządów w procesie stanowienia prawa. Jak w praktyce to wzmocnienie mogłoby wyglądać? Droga jest w zasadzie jedna i wiąże się z inną postulowaną przez różne środowiska polityczne zmianą: przekształceniem Senatu. Druga izba parlamentu powinna zostać przekształcona w reprezentację samorządów. To zresztą model funkcjonujący w wielu krajach europejskich – na przykład Francji, Holandii czy Chorwacji, a więc nie tylko w „starych demokracjach”. Oznaczałoby to być może koniec wyborów powszechnych
7
do Senatu (we Francji senatorowie wybierani są przez radnych gminnych oraz posłów).W obecnym jednak kształcie, nawet mimo funkcjonowania jednomandatowych okręgów wyborczych, Senat i tak jest zupełnie zdominowany przez działaczy największych partii. Stanowi „czyściec” dla bardziej doświadczonych działaczy przed udaniem się na polityczną emeryturę. Ale polskie prawo nie tylko krępuje władze samorządowe przed wprowadzaniem zmian. Działa ono także na niekorzyść samych zmian politycznych w samorządzie. Obecnie obowiązująca ordynacja wyborcza, wraz ze stosowanym w Polsce przelicznikiem liczby oddanych głosów na mandaty (tak zwana metoda D’Hondta), zdecydowanie premiuje duże ugrupowania kosztem małych lokalnych komitetów. Teoretycznie próg wyborczy w wyborach samorządowych jest taki sam jak w ogólnopolskich i wynosi 5 procent. Ale w praktyce stosowanie metody d’Hondta sprawia, że komitet wyborczy może otrzymać nawet 10 procent głosów i nie zdobyć żadnego mandatu! (przypadek komitetu My-Poznaniacy w wyborach do rady miasta w 2010 roku). Tymczasem wiele krajów decyduje się nie tylko na stosowanie innego, bardziej sprawiedliwego przelicznika, ale także na obniżanie progu w wyborach lokalnych, na przykład do 3 procent. Takie zmiany mogłyby sprawić, że tak częste dzisiaj poczucie odcięcia od „świata władzy” zamieniłoby się na poziomie lokalnym w przekonanie o realnej sprawczości i współodpowiedzialności. Łatwo można się domyślić, jak dobry miałoby to wpływ na budowanie społeczeństwa obywatelskiego i poczucia zaufania do władz, w których mogliby zasiadać prawdziwi lokalni liderzy zmiany społecznej. Wprowadzenie tych dwóch zmian – prostych, ale głębokich – dałoby szansę na naprawę relacji mieszkańców z władzą samorządową oraz relacji samorządu z państwem. A bez tego trudno sobie wyobrazić odbudowę zaufania do państwa.
Administracja bez głowy Janusz Pezus
P
aństwo polskie przypomina BMW z początku lat 90., ztiuningowane przez dwudziestokilkuletniego właściciela – spojler, chromowany wlew paliwa i świeżo pomalowana w biało-czerwone pasy karoseria. Silnik jest jednak zdezelowany, tylny wahacz wybity i trudno skupić się na drodze, bo po przekroczeniu osiemdziesiątki coś niepokojąco stuka. Na pierwszy rzut oka z Polską wszystko jest w porządku. Gospodarka nieprzerwanie się rozwija. Należymy do NATO i Unii Europejskiej. Politycy z pierwszych stron polskich gazet pojawiają się na zachodnich salonach, choć jedni wstępują tam w roli prymusów, inni krnąbrnych uczniów, którym gospodarze chętnie grożą palcem. Gdy jednak zajrzeć pod maskę, obraz nie jest ciekawy. Silnik, serce państwa, pracuje nierytmicznie. Doskwiera nam słabość instytucji oraz niedostateczna koordynacja ich działań. Politycy u władzy nie potrafią lub nie chcą korzystać z administracyjnych metod rządzenia. Dla doraźnych celów politycznych nagminnie lekceważone są wymagane prawem procedury i standardy nowoczesnego państwa prawa. Skrajnym przykładem takiej sytuacji jest oczywiście sposób, w jaki rząd PiS rozgrywa konflikt z Trybunałem Konstytucyjnym. Jest to jednak codzienna logika działania nie tylko tej, ale też poprzednich ekip rządzących. Od wielu lat problemem jest choćby niska jakość i niestabilność prawa. Tworzone jest często na chybcika, z pominięciem lub tylko zamarkowaniem istotnych elementów procesu, jak choćby konsultacje społeczne. W efekcie nowe regulacje płyną niepokojąco szeroką rzeką, bo niedopracowane projekty trzeba zaraz po ich uchwaleniu poprawiać. W rzece tej toną wszyscy – zwykli obywatele, przedsiębiorcy oraz urzędnicy samorządowi, bo w stale zmieniającym się otoczeniu prawnym nie są w stanie skutecznie i w pełni legalnie działać.
Lekceważenie procedur, przekonanie, że „jakoś to będzie”, a gdy los jednak trochę nas poobija, to „się wyklepie”, potrafi mieć poważne skutki. Przyczyną Katastrofy Smoleńskiej był nieszczęśliwy zbieg okoliczności, któremu państwo nie potrafiło się przeciwstawić przez nieprzestrzeganie procedur oraz niedociągnięcia w czasie przygotowania i w trakcie wizyty. Porażające jest to, że śmierć pasażerów Tupolewa niczego nas nie nauczyła. Po sześciu latach od tamtej tragedii doszło do kolejnego wypadku z udziałem głowy państwa. W pędzącym autostradą aucie z prezydentem w środku pękła opona. I znów: kolumna jechała zbyt szybko, zlekceważono ostrzeżenia komputera, jedna z opon była stara, pozostałe nadwyrężone przez forsowny przejazd po kamienistej drodze. Chyba tylko Przenajświętszej Panience zawdzięczamy to, że prezydencką limuzynę wystarczyło wyklepać. Brak koordynacji działania administracji widać na każdym kroku. Zwłaszcza przy tworzeniu tak zwanej e-administracji. Przez lata wydano na nią kilkaset milionów złotych. Poszczególni ministrowie za unijne pieniądze tworzą kolejne, niewspółpracujące ze sobą portale i serwisy. Rządzący nie wiedzą, ile ich jest. Obywatele nie znają ich adresów. Większość działa słabo, bo nie ma środków na ich utrzymanie i rozwój. →
8
lepsza zmiana
Niechęć polityków, mediów i sporej części społeczeństwa do urzędników skutkuje tym, że hasła typu „tanie państwo” są niezwykle chwytliwe. Nie twierdzę, że nie należy szukać oszczędności w sferze publicznej, że części pieniędzy nie można było wydać lepiej. Zbytnie ograniczanie poziomu wynagrodzeń wyższych urzędników, których odpowiedzialność i kompetencje porównywalne są do stanowisk menedżerskich w prywatnych korporacjach, skutkuje jednak negatywną selekcją osób gotowych podjąć służbę publiczną. Tanie państwo jest też państwem tandetnym. Zakorzenione w nas przekonanie o nieskuteczności państwowych instytucji utrudnia ich należyte finansowanie. Skoro wrodzoną cechą sfery publicznej jest jej nieudolność, zwiększenie wydatków na działanie w jej ramach jest nieomal jednoznaczne z marnotrawstwem. Że część tych „immanentnych” wad wynika właśnie z niedofinansowania, w ogóle nie przychodzi nam do głowy. A obdrapane korytarze szpitalne zastawione łóżkami z chorymi i dworce autobusowe pod gołym niebem, z których można dojechać w coraz mniej miejsc, budzą zrozumiałą irytację i nieufność obywateli do własnego państwa. W narzekaniu na urzędników jest sporo słuszności. Część z nich zapewne robi wszystko, żeby się nie przepracować,
duża część stara się nie wychylać, swoją kreatywność trzymając na bardzo krótkiej smyczy. Ale administracja sama się nie uzdrowi. Potrzebuje lidera politycznego, który będzie wiedział, jak uwolnić jej potencjał i w pełni go wykorzystać.
Partnerski rozdział państwa i Kościoła Ignacy Dudkiewicz
T
o nie jest wizja oderwana od rzeczywistości. Wyobraźmy to sobie. Podczas Światowych Dni Młodzieży, na które do Krakowa zjeżdżają się miliony ludzi z całego świata, w tym przynajmniej setki tysięcy z Polski, papież Franciszek – tłumacząc, czym jest miłosierdzie – odnosi się również do tematu przyjmowania uchodźców. Nawet nie mówi nic nowego, raczej powtarza to, co wszyscy o jego poglądach wiemy. Słuchają tego młodzi Polacy, wśród których niechęć do przyjmowania ofiar wojny w Syrii jest największa spośród wszystkich grup wiekowych. Słuchają – nawet nie będąc obecni podczas uroczystości – przedstawiciele polskich władz, w tym także premier Beata Szydło, która dzień po zamachach w Brukseli powiedziała, że „nie widzi możliwości, by w tej chwili Polska przyjęła imigrantów”. Słuchają również polscy biskupi,
których głos w sprawie uchodźców jest co prawda jednoznaczny, ale wciąż zbyt słabo słyszalny. Dla wielu przedstawicieli katolicko-prawicowych mediów czy partii politycznych nie będzie to stanowiło problemu. Od dawna część z nich prowadzi politykę w najlepszym wypadku ignorowania słów papieża Franciszka, w gorszym – ich jednoznacznego dyskredytowania, niekiedy de facto przestając uznawać go za prawowitego przywódcę Kościoła. Dla wielu z nich, zwłaszcza dla części środowisk narodowych, jedność z Kościołem zdaje się nie być już szczególnie istotną wartością. Raczej wykorzystuje się ją instrumentalnie wtedy, kiedy diagnozy i oceny biskupów czy papieży akurat nie stoją w sprzeczności z tymi stawianymi przez samych narodowców. Czy jednak – gdyby do tego doszło – do puszczenia mimo uszu słów papieskiego napomnienia byliby skłonni obecnie rządzący politycy, którzy nieustannie podkreślają swoje przywiązanie do Kościoła i chrześcijaństwa? Czy byliby gotowi pójść na starcie z niemałą częścią swojego elektoratu celem ochrony pryncypiów – wynikających z wartości ewangelicznych? Byłoby im pewnie o to przynajmniej nieco łatwiej, gdyby głos polskiego Kościoła w sprawie przyjęcia uchodźców był nie tylko słuszny, ale też donośny.
9
Uwikłany w sieć zależności od władzy, zajęty (niewątpliwie istotnymi) sporami na froncie kulturowym i bioetycznym, a także – być może – czujący się, o czym więcej pisze Misza Tomaszewski w swoim tekście, zakładnikiem prawicy – zwłaszcza skrajnej, ma trudność z postawieniem sprawy na ostrzu Ewangelicznego noża. Wydaje się bowiem, że Kościół instytucjonalny – którego przedstawiciele wciąż jeszcze zdają się niekiedy przekonani o swojej potędze – ma coraz mniejszy wpływ na poglądy Polek i Polaków. I dotyczy to nie tylko postaw w sprawie antykoncepcji, poglądów na in vitro, ale także – a może zwłaszcza – przyjmowania uchodźców. Polscy biskupi niewątpliwie, co trzeba docenić, próbują napominać w tej sprawie wiernych, ale robią to jakby bez
przekonania. Być może potrzebują oni właśnie tego – jeszcze wyraźniejszego, skierowanego prosto do nich, niemożliwego do pominięcia sygnału od papieża, by przełamać strach przed podziałem Kościoła w Polsce. Strach zrozumiały, słuszny i uzasadniony. Ale strach, który nie może nas paraliżować. Tylko Kościół odważny i silny Ewangelią będzie miał bowiem możliwość przełamywania strachu wśród swoich wiernych. Tylko taki Kościół ma szansę być nośnikiem wartości i międzyludzkiej solidarności, tak potrzebnych nie tylko we wspólnocie religijnej, ale także w całym społeczeństwie. Taki Kościół mógłby stać się dla państwa realnym partnerem w radzeniu sobie ze społecznymi wyzwaniami – również takimi jak zwiększające swój zasięg i radykalizm poglądy
ksenofobiczne i nacjonalistyczne. Jeżeli Kościół i instytucje państwowe nie wystąpią z całą siłą w obronie tych, których zmieniające się nastroje społeczne mogą dotknąć najmocniej – także w obronie uchodźców – będziemy mieli na sumieniu poważny grzech zaniechania. By być w tym wiarygodnym, musimy jednak stanąć także po stronie ubogich, wykluczonych, marginalizowanych, prekariuszy, nisko opłacanych pracowników najemnych... Nie oznacza to zapominania o rozdziale między państwem i Kościołem. Ale są sprawy, w których ich działania mogą się przynajmniej uzupełniać, jeśli nie wręcz wzajemnie wspierać. Papież Franciszek, który budzi sumienia i zapewne będzie chciał budzić w lipcu także nasze, polskie, wskazuje drogę. Trzeba mieć odwagę nią pójść. →
10
lepsza zmiana
Nowe państwo opiekuńcze Maciek Onyszkiewicz
D
yskusje na temat polityki społecznej przebiegają zgodnie ze znanym schematem. Lewica krytykuje państwo za to, że okazało się słabe i za mało opiekuńcze. Źródeł wszelkich problemów doszukuje się w „planie Balcerowicza” i neoliberalnej transformacji. Liberalne centrum broni zbudowanego przez ojców założycieli „najlepszego z możliwych światów”. Z kolei prawica obarcza odpowiedzialnością postkomunistyczny układ lub zarzuca „lewakom” nostalgiczny sentyment za socjalizmem, którego wady poznaliśmy na własnej skórze. Pomimo niewątpliwych niedomagań PRL była egalitarnym państwem względnego bezpieczeństwa socjalnego. Współczynnik Giniego jeszcze w roku 1990 wynosił niecałe 0,19, czyli prawie dwukrotnie mniej niż obecnie. Bezrobocie teoretycznie nie istniało, a w praktyce było niewielkie. Powszechny był dostęp do usług publicznych – nawet jeśli ich jakość pozostawiała sporo do życzenia. Z kolei opowieść o III RP jako bezdusznym państwie, które z dnia na dzień odwróciło się od większości obywateli, pojawiła się raczej w odpowiedzi na neoliberalną retorykę ówczesnych elit niż politykę realizowaną przez państwo. Z jednej strony liberalni politycy dążyli do ograniczenia zadań administracji publicznej i zastąpienia ich indywidualną przedsiębiorczością. Towarzyszył temu aplauz ze strony wąskiej, ale wpływowej grupy tych, którzy na transformacji zyskali najwięcej i uwierzyli, że każdy jest kowalem własnego losu, a ubodzy i bezrobotni sami są sobie winni. Z drugiej strony neoliberalne reformy starano się łagodzić osłonami socjalnymi, których nieudolne stosowanie do dziś odbija się czkawką (jak pomysł Jacka Kuronia, żeby osoby, które straciły pracę w wyniku prywatyzacji, masowo wysyłać na renty lub wcześniejsze emerytury). Nie ma jednak wątpliwości, że potransformacyjna Polska nie poradziła
sobie z wieloma nowymi wyzwaniami społecznymi. Ograniczenie bezrobocia do poziomu średniej europejskiej zajęło nam dwadzieścia lat. Wybiórczo stosowany kodeks pracy pozwolił „Januszom biznesu” na uelastycznienie praktyki stosowania prawa do tego stopnia, że procent osób pracujących na podstawie niestandardowych form zatrudnienia dwukrotnie przekracza unijną średnią, a założenie związku zawodowego w prywatnej firmie graniczy z cudem. Jednocześnie ani dostęp do usług publicznych, ani celowe świadczenia skierowane do konkretnych grup, ani pomoc społeczna nie chronią skutecznie przed wykluczeniem grup najbardziej na nie narażonych: długotrwale bezrobotnych, rodzin wielodzietnych czy mieszkańców poprzemysłowych miast i popegeerowskich wsi. To głównie te słabości III RP doprowadziły w 2005 roku do zwycięstwa „Polski solidarnej” nad „Polską liberalną”, a później polityki odwołującej się do godnościowego hasła „powstania z kolan” nad polityką „ciepłej wody w kranie” w roku ubiegłym. Jednocześnie jednak zmiany proponowane przez PiS są jedynie efektownymi plastrami, przykrywającymi najbardziej widoczne dziury w systemie polityki społecznej. Silne państwo opiekuńcze powinno sprzyjać inkluzji grup wykluczonych, zapewniać obywatelom poczucie bezpieczeństwa na różnych etapach życia oraz podnosić i wyrównywać jego jakość. Budowa takiego państwa wymaga całościowej reformy systemu zabezpieczenia społecznego, polityki rynku pracy i pomocy socjalnej. Reforma polityki społecznej nie może powstać w jedną noc, w zaciszu gabinetów najważniejszych polityków. Wymaga konsultacji, ekspertyz i, przede wszystkim, autentycznego dialogu społecznego. Musi być projektem całościowym, uwzględniającym zróżnicowane potrzeby interesariuszy, a nie ograniczać się do, często koniecznego, bezpośredniego wsparcia finansowego dla konkretnych grup. W silnym państwie
potrzebna jest sieć usług skierowanych również do klasy średniej, a nie tylko do wąskiego grona odbiorców pomocy społecznej. Potrzebna jest polityka sprzyjająca powstawaniu stabilnych i przyzwoicie płatnych miejsc pracy. Potrzebna jest presja na pracodawców, by zapewniali pracownikom lepsze warunki pracy i płacy, wywierana między innymi przez skuteczną egzekucję prawa oraz wsparcie związków zawodowych szczególnie w tych działach gospodarki, gdzie dzisiejsze ustawodawstwo oraz presja kapitału nie pozwalają na ich powstawanie. Potrzebny jest wreszcie program całościowego wsparcia dla osób, które z różnych powodów nie są zdolne do w pełni samodzielnego funkcjonowania. Podczas ostatniej kampanii wyborczej PiS zapowiadał odbudowę Polski „ze zgliszcz” i budowę silnego państwa, również w sferze społecznej. Jednak pomimo szumnych zapowiedzi, celności niektórych diagnoz oraz kilku ważnych i potrzebnych reform prowadzona przez PiS polityka na razie nie składa się w całościowy projekt solidarystycznego i silnego państwa opiekuńczego, jakiego potrzebujemy.
11
Maciej Januszewski maciejjanuszewski.com
→
31
cena : 15 pln (w tym 5% VAT)