Kontakt nr 33: Bezdomność (zajawka)

Page 1

33 długa zima 2016/2017 TEMAT NUMERU:

BEZDOMNOŚĆ Adriana Porowska Pomoc bez przemocy

Adam Bodnar Zlikwidować problem bezdomności

Julia Wygnańska

Muzea w służbie polityki

Feras Daboul

Adam Leszczyński Sny o dobrobycie

OBYWATEL

KRAJOZNAWCZY

Język, którym mówił Jezus

POZA EUROPĄ

Magdalena Saryusz-Wolska

KULTURA

KATOLEW

WIARA

Najpierw mieszkanie

ZMIENNIK

MAGAZYN NIEUZIEMIONY magazynkontakt.pl



3 Od redakcji

magazyn nieuziemiony magazynkontakt.pl redakcja@kik.waw.pl

redaktor naczelny Misza Tomaszewski misza.tomaszewski@gmail.com zastępca redaktora naczelnego Cyryl Skibiński cyryl.skibinski@gmail.com sekretarz redakcji Zosia Mironiuk zosia.mironiuk@gmail.com

zespół redakcyjny: redaktor prowadzący numer Misza Tomaszewski Katolew Misza Tomaszewski

projekt graficzny Urszula Dubiniec urszula.dubiniec@gmail.com

Kultura Katarzyna Kucharska-Hornung

skład i łamanie Rafał Kucharczuk Zosia Mironiuk

Obywatel Konstancja Święcicka, Ignacy Święcicki

fotoedycja Tomek Kaczor

Poza Europą Paweł Cywiński Krajoznawczy Tomek Kaczor Wiara Ignacy Dudkiewicz Zmienna/Zmiennik Mateusz Luft Ala Budzyńska, Kamil Lipiński, Jan Mencwel, Maciek Onyszkiewicz, Joanna Sawicka, Jan Wiśniewski, Stanisław Zakroczymski, Jarosław Ziółkowski Redakcja dwutygodnika magazynkontakt.pl: Ala Budzyńska, Andrzej Dębowski, Anna Dobrowolska, Hanna Frejlak, Wanda Kaczor, Zuzanna Morawska, Ida Nowak, Szymon Rębowski, Maria Rościszewska, Stanisław Zakroczymski Stale współpracują: Rafał Bakalarczyk, Marta Basak, Dorota Borodaj, Stanisław Chankowski, Jędrzej Dudkiewicz, ks. Andrzej Gałka, Monika Grubizna, o. Kasper Kaproń, Piotr Karski, Karol Kleczka, Łukasz Kobeszko, Anna Libera, Jan Libera, Julia Lis, Katarzyna Majchrowska, Hanka Mazurkiewicz, Kuba Mazurkiewicz, Olga Micińska, ks. Wacław Oszajca, Maciej Papierski, Piotr Popiołek, Zofia Różycka, Antek Sieczkowski, Krzysztof Śliwiński, Joanna Święcicka, Agnieszka Wiśniewska, Krzysztof Wołodźko, Piotr Wójcik, Bartosz Wróblewski, Paweł Zerka, Marysia Złonkiewicz

ilustracja na pierwszej stronie okładki Piotr Karski komiks na str. 2–3 Kuba Mazurkiewicz zespolwespol.org korekta Ida Nowak, Ewa Wasilewska i zespół redakcyjny wydawca KIK Warszawa Poglądy wyrażane przez autorów tekstów nie są tożsame z poglądami wydawcy. prenumerata magazynkontakt.pl/prenumerata złożono krojami Range Serif, Bree, Tabac Sans Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jeśli sięgniemy do tekstów biblijnych, to okaże się, że doświadczeniem najczęściej towarzyszącym sytuacji nagości jest poczucie wstydu. Wstyd zaś – jak pisze Emmanuel Mounier – jest „odczuwanym przez osobę przeświadczeniem, że nie wyczerpuje się w tym, co wyraża, i że grozi jej, że ktoś mógłby to, co ona wyraża, uznać za to, czym ona jest”. Zanim nasze myśli powędrują ku nam samym i ku sytuacjom, w których odczuwaliśmy zażenowanie spowodowane jakimś nieprzemyślanym słowem lub spontanicznym odruchem, pomyślmy o tych, którzy muszą się wstydzić nieustannie. Których przykra dla otoczenia powierzchowność co i rusz ściąga na nich pogardliwe spojrzenia i złe słowa. Których widok kole w oczy, których zapach drażni nozdrza, których obecność w przestrzeni wspólnej jest niekończącym się aktem samooskarżenia. Pomyślmy o ludziach najbardziej dotkniętych wieloletnią bezdomnością, którzy w przeświadczeniu innych – a bywa, że również w swoim własnym przeświadczeniu – wyczerpują się w swoich znaczonych chorobą i nałogiem twarzach, w swoich śmierdzących moczem i wymiocinami ubraniach, w swoim zrozumiałym już chyba tylko dla siebie samych bełkocie i w swoich prowokujących do linczu bluzgach. Kiedy mówimy o chrześcijańskim obowiązku przyodziewania nagich, wyobrażamy sobie może żebraka rodem z przedstawień świętego Marcina z Tours. Rycerz nie zsiada nawet z konia i nie dotyka ubogiego. Nachyla się tylko w jego kierunku, ten zaś kieruje ku niemu swoje wdzięczne spojrzenie. Otrzymana połowa płaszcza ledwo zakrywa jego nagość. W zasadzie nie dochodzi tu do żadnego spotkania. Oto ikona miłosierdzia pomyślanego jako relacja skośna, w której role szlachetnego, zdjętego litością dobroczyńcy i pokornego, wdzięcznego za otrzymane łaski nędzarza są z góry rozdane. Raz wyuczone, będą odgrywane również w innych scenografiach, aż do momentu, w którym nędzarz wyjdzie ze swojej roli: okaże niewdzięczność, zwymyśla swojego ofiarodawcę, sprzeda otrzymane od niego pół płaszcza, a pozyskane w ten sposób pieniądze przepije… Czy nie tego właśnie oczekujemy od nagich, których z trudem godzimy się przyodziać? Czy udzielona im pomoc nie staje się w naszych rękach narzędziem służącym do ich dyscyplinowania? Czy nie myślimy o niej jako o ponadobowiązkowym akcie dobrej woli, który powinien się spotkać z wdzięcznością, a jeśli się z nią nie spotyka, to tylko przez wzgląd na roszczeniowość obdarowanego, która zwalnia nas z moralnych obowiązków względem niego? Przyodziać nagiego to nie tylko dać mu wierzchnie okrycie, które ochroni go przed brudem i chłodem. To również nawiązać relację, w której nie będzie się on wstydził, to znaczy wyczerpywał w swojej przykrej dla zmysłów powierzchowności. Tego jednak nie da się zrobić, jeśli nie będzie się tej powierzchowności fizycznie dotykać, dotykając tym samym – jak naucza dobry papież Franciszek – ciała samego Chrystusa.


4

numer:

33

ZIMA 2016

Bezdomność

4

Rozmowa z Adrianą Porowską:

Pomoc bez przemocy

11

Maciej Papierski:

O łaknących sprawiedliwości

Przekonanie, że mamy pełnię kontroli nad swoim życiem, jest fałszywe. Każdy z nas potrzebuje innych ludzi, by unikać życiowych mielizn. Dlatego obwinianie osób bezdomnych za ich los służy wyłącznie usprawiedliwieniu naszej obojętności.

16

Ignacy Dudkiewicz: Rodzina Nikodema

24

Katarzyna Górniak:

Bezbronni terroryści codzienności

30

Andrzej Dębowski:

Powszechne poczucie dyskomfortu

34 Infografika:

Kim jest polski bezdomny

36

Rozmowa z Adamem Bodnarem:

System istnieje tylko teoretycznie

44

Marta Czapnik:

Bezdomny kontra państwo

50

Julia Wygnańska:

Wejście awaryjne

56

Marcjanna Nożka:

Bezdomne przestrzenie

63

Jan Wiśniewski: Ćwiczenia z milczenia


5

f ot or e p orta ż

p oz a e u ropą

66

Adriana Porowska, Kuba Mazurkiewicz:

102

Rozmowa z Ferasem Daboulem:

Nie ma ludzi straconych

Mit Maluli

w i a r a

k r a j o z n a w c z y

72

Rozmowa z ks. Grzegorzem Michalczykiem:

108

Rozmowa z Andrzejem Grzymałą-Kazłowskim:

Ciało – mieszkanie Boga

Zdjęcie kół z cygańskich wozów

78

Ks. Andrzej Draguła:

Bóg poza murami miasta

83

Ignacy Dudkiewicz: Matka polskiej ekumenii

Wędrujący po polskich drogach Cyganie byli policzkiem dla Polski Ludowej. W realnym socjalizmie bezrobocie – nawet tak kolorowe – formalnie nie istniało. Tabory musiały więc zniknąć, co wiązało się z tragicznymi skutkami dla dużej części romskiej społeczności.

k a t o l e w

84

Misza Tomaszewski:

Zupełnie nieznane światy

90

Łukasz Kobeszko:

Utopia, która zobowiązuje

94

118

Amudena Rutkowska:

Kramarza żywot marny

o by wat e l

122

Rozmowa z Adamem Leszczyńskim:

Przełamać porządek biedy

Maciek Onyszkiewicz: Jan Zieja

128

Aleksander Bukowski:

Anatomia cudu

k u lt u r a

96

Rozmowa z Magdaleną Saryusz-Wolską:

Historie, od których bolą nogi i głowa

zmiennik

134

Rozmowa z Jagodą Pietrzak:

Dane na ratunek


6

bezdomność

Pomoc bez przemocy Przyszło do nas dwóch panów spod Mostu Świętokrzyskiego. Jeden z nich nie chciał zostać. „Bo ja mam wszy” – powtarzał. Bardzo się bał i wstydził. Jedyne, co mogłam zrobić, to po prostu stanąć koło niego i go przytulić.

Z Adrianą Porowską rozmawiają Kamil Lipiński i Misza Tomaszewski Zofia Rogula

Kim jest bezdomny?

Jak „zwykły człowiek” staje się bezdomny?

Wielu ludziom wydaje się, że bezdomNie ma reguły. Czasem chodzi o nany to ktoś, kto mieszka na Dworcu­ kręcającą się latami spiralę długów, Centralnym­. Kto ma reklamówki na a czasem wystarczy rozwód. Zazwynogach i dużo pakunków. Kto jest brudczaj kobieta zostaje wtedy z dziećmi, ny, śmierdzący, zawszawiony. Krótko a mężczyzna odchodzi. Bywa i tak, że mówiąc, kiedy myślimy o bezdomnoczłowiek po kilku latach przyjeżdża ści, mamy zazwyczaj przed oczami zaz zagranicy, ale okazuje się, że nie ma puszczonego kloszarda. dokąd wracać. Dzieci go nie poznają, żona nie wytrzymuje z nim pod jedNiestety, to samo wyobrażenie nadaje kształt pomocy, którą adresujemy do nym dachem, a on nie daje sobie z tym osób bezdomnych. Sądzimy, że powinwszystkim rady. Najpierw coś wynajny one mieć co jeść, mieć gdzie spać, muje, potem mieszka kątem u kolegi, mieć w co się ubrać i w zasadzie tyle. na końcu ląduje na ulicy. Problem polega na tym, że bezdomność to coś więcej. Że to także brak godnej W którym momencie zaczyna się jego pracy, brak relacji społecznych, brak bezdomność? poczucia własnej wartości. Nasze poDobre pytanie. Przeprowadzając wymaganie kończy się jednak na jadłodajwiady z panami, którzy zgłaszają się niach i noclegowniach. Zresztą dobre do naszego ośrodka, pytamy ich, od i to, bo w wielu mniejszych miejscokiedy są osobami bezdomnymi. Jeden wościach nawet tego brakuje.­ mówi, że od wczoraj. W toku rozmowy

okazuje się, że od dziesięciu lat pomieszkuje w hotelach robotniczych, że coś tam czasem wynajmie, że zdarza mu się sypiać w schronisku. Za osobę bezdomną uznał się jednak dopiero wtedy, kiedy musiał iść na dworzec. Inny ma poczucie, że jest bezdomny od dwudziestu lat, bo wychował się w domu dziecka. Jeszcze inny twierdzi, że w ogóle nie jest bezdomny, bo mieszka przecież w schronisku, a nie na ulicy. Dla każdego z nich bezdomność oznacza coś zupełnie innego. Zresztą mało kto powiedziałby chyba o sobie, że jest osobą bezdomną.

Powiem więcej: mam tu cały dom pełny osób niebezdomnych. Co chwila słyszę: „Wie pani, jacy oni są. Ja nie, ale cała reszta…”. Panowie mieszkający w moim pensjonacie są dokładnie tacy sami jak moi →


7

→


8

bezdomność

sąsiedzi z bloku. Przecież nie tak dawno oni też mieszkali w jakimś bloku. Niektórzy z nich oburzają się na mnie, kiedy mówię, że nie ma czegoś takiego jak bezdomność z wyboru. „Jak to nie ma? A ja?”. „Pan jest bezdomny z wyboru?” – pytam. „Tak, proszę pani, bo jak żona zaczęła mnie wyzywać, to ja się wyprowadziłem z domu”. „No i co? Podoba się panu bezdomność?” „Nie”. „Chce pan mieć mieszkanie?” „Tak”. „To wybrał pan bezdomność czy nie?” On wybrał ją tylko jako sposób na przetrwanie jakiegoś kryzysu. Ludzie myślą, że jeśli ktoś nie chce iść do schroniska, to znaczy, że wybrał bezdomność. A on wybrał tylko spanie na klatce schodowej. Wystarczy wysłuchać opowieści jednej czy drugiej osoby bezdomnej, żeby zrozumieć, że w tym wszystkim może tak naprawdę chodzi o ucieczkę przed różnymi formami przemocy. Na przykład?

Osobom przebywającym w schronisku stawia się bardzo wysokie wymagania: spanie w wieloosobowej sali, przestrzeganie regulaminu, niekończące się prace na rzecz ośrodka. Albo przeciwnie, nie prowadzi się z myślą o nich żadnego programu aktywizacji zawodowej. Jeśli ktoś jest dobrym kucharzem, wsiąka w strukturę schroniska. Znam życiorysy ludzi, którzy w ten sposób utknęli już na zawsze. Znam też takich, którzy mieszkają pod gołym niebem, byle uniknąć rozdzielenia z partnerem lub partnerką (w stolicy nie ma ani jednego schroniska rodzinnego). Nie wspominając już o tym, że są miejsca, w których po prostu strach przebywać: zapluskwione, niedoinwestowane, niezaopiekowane. Bardzo często dochodzi w nich do aktów przemocy. Ich mieszkańcy z lęku przed kradzieżą śpią na przykład w pełnym umundurowaniu. To też jest przemoc. Podłe pomaganie jest przemocą. Ile bezdomnych osób mieszka na terenie Warszawy?

Ministerstwo doliczyło się dwóch i pół tysiąca. Wszyscy jednak doskonale

wiemy, że jest ich przynajmniej trzy razy więcej. Nie sposób policzyć osób przebywających w miejscach niemieszkalnych w ciągu jednej nocy. Jeśli ktoś akurat poszedł do jadłodajni, na skup złomu albo na klatkę schodową, to służby go nie zastały. Nasz streetworker próbuje nieraz namierzyć kogoś przez dwa tygodnie, a ta osoba ciągle mu umyka, bo ma swoje sprawy. Skoro zaś nie wiemy, ile jest osób bezdomnych – ile kobiet, ilu mężczyzn, ilu młodych, ilu starych – to jak mamy projektować dla nich infrastrukturę? Od czego należałoby zacząć?

Od zbudowania relacji opartych na zaufaniu. Dopiero wtedy osiągamy poziom minimum. Dalej są łaźnia, jadłodajnia, noclegownia. W tych miejscach, nie licząc osób udzielających interwencyjnej pomocy, powinni pracować psychologowie i psychiatrzy, którzy byliby w stanie ocenić, czy dany człowiek wymaga pomocy farmakologicznej lub szpitalnej. Bo przecież wcale nie jest powiedziane, że każdy bezdomny powinien trafić do schroniska. Wiele osób potrzebuje tylko tego, żeby dopłacić im do czynszu. Stąd pomysł na mieszkania treningowe: dogadujemy dwóch lub trzech panów, wynajmujemy mieszkanie na prywatnym rynku, a następnie im je podnajmujemy. Takie programy mieszkaniowe powinny docelowo zastąpić system schroniskowo-noclegowy. Jaki jest więc sens budowania noclegowni?

Gdybym to ja miała o tym decydować, najchętniej pominęłabym poziom schronisk i inwestowała tylko w mieszkania treningowe. Zawsze pozostanie jednak grupa osób, która w pewnym momencie będzie potrzebowała interwencyjnej pomocy. Ale jeśli ograniczymy się w naszych działaniach wyłącznie do podtrzymywania biologicznych funkcji życiowych osób bezdomnych, to doprowadzimy do sytuacji, w której będą one traktowane przez instytucje pomocowe w okrutny sposób. Będą spychane

przez pracowników ośrodków pomocy społecznej, przez strażników miejskich, przez osoby odpowiedzialne za funkcjonowanie schronisk i noclegowni… Co to znaczy, że będą „spychane”?

Dam przykład. Kilka dni temu zadzwoniła do nas pewna kobieta. Powiedziała, że na Barską trafił obywatel Ukrainy, któremu amputowano obydwie nogi. Odmroził je?

Gangrena. Kobieta znała tego pana, bo sypiał w pobliżu jej sklepu. Wielokrotnie zwracała się do pomocy społecznej z prośbą, żeby ktoś przyszedł i zrobił z nim wywiad środowiskowy, ale zawsze spotykała się z odpowiedzią: „On jest obcokrajowcem, nie przysługuje mu ubezpieczenie. Ma prawo tylko do interwencyjnej opieki medycznej”. No i najpierw obcięli mu jedną nogę, potem drugą. I co wymyślili? Powiedzieli, żeby sobie poszedł, bo jeśli nie, to wezwą straż graniczną. Kiedy rozmawiałam o tym z pielęgniarką, usłyszałam: „Wie pani, tamta kobieta to jest bezczelna. Przywiozła człowieka na izbę przyjęć i sobie poszła”. A co miała zrobić? Asystować przy operacji? Człowiek spotyka bezdomnego i w dobrej wierze zostawia go w szpitalu, a potem okazuje się, że w zasadzie to powinien go zameldować w swoim mieszkaniu… W tym momencie powinien się chyba uruchomić system wspierania osób bezdomnych, ale powiedzmy sobie jasno, że takiego systemu po prostu w Polsce­nie ma. Stać nas na to? Bezdomność generuje przecież niemałe koszty. Instytucje pomocowe, służba zdrowia, sprawy sądowe… Czy nie lepiej byłoby działać prewencyjnie?

Kilka lat temu, przy okazji współpracy z ośrodkiem pomocy społecznej, dowiedziałam się, że w Ursusie nie ma osób bezdomnych (nie licząc tych, które mają już miejsce w schronisku). „A ile jest osób z wyrokami eksmisyjnymi?” – spytałam. „Sto rodzin”.


9

Sto potencjalnie bezdomnych rodzin.

Właśnie. I na tym etapie powinniśmy interweniować. Nasz program polegał na tym, że namówiliśmy spółdzielnie mieszkaniowe i dzielnicowy Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami do namierzania osób o niewielkim zadłużeniu. Dla ludzi, którzy mało zarabiają, niezapłacenie trzech czy czterech rachunków może generować olbrzymie koszty. Wpadają wtedy w pułapkę, z której nie są już w stanie się wydostać. Przecież to nie jest trudne do wyobrażenia, prawda? Mamy kobietę i mężczyznę, świetnie im się wiedzie, biorą nawet kredyt na remont mieszkania… I w pewnym momencie jedno z nich zapada na zdrowiu. Nie dość, że samo przestaje zarabiać, to na dodatek drugie również musi zrezygnować z pracy, żeby opiekować się tą chorą osobą i zajmować się dziećmi. Jeśli ci ludzie mają na miejscu rodzinę i znajomych, to pewnie jakoś dają sobie radę. A jeśli nie? Zresztą kiedy po dziesięciu latach w końcu wykaraskają się z tej choroby – albo i nie – to będą mieli do spłacenia dług z takimi odsetkami, że sami nie będą w stanie tego zrobić. Wsparcie dla nich trzeba uruchomić jak najwcześniej.

Ale tak się nie dzieje.

Nasz system opiera się na założeniu, że człowiek musi sam przyjść, zapukać do drzwi i powiedzieć: „Potrzebuję pomocy”. A przecież jeżeli ktoś umie ocenić, że potrzebuje pomocy, to już jest bardzo dużo. Bywa i tak, że ktoś przez kilka miesięcy śpi na dworcu albo na klatce schodowej i dalej nie czuje, że przydałoby mu się wsparcie. Dlaczego?

Bo system tak daleko nie sięga. Wracamy do punktu wyjścia: mówiąc o osobach bezdomnych, myślimy o lokatorach Dworca Centralnego. Co wspólnego z takim stanem może mieć na przykład niezapłacenie jednego czynszu…? W jakich jeszcze obszarach, nie licząc prewencji, nasz system niedomaga?

Profesor Irena Lipowicz, z którą właśnie rozmawiałam o problemach zdrowotnych osób bezdomnych, zaprosiła mnie na spotkanie z przedstawicielami dwóch ministerstw: Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Rodziny, Pracy­ i Polityki Społecznej. Opowiedziałam im o tym, że w związku z lukami

w prawie, nie dość, że musimy w schroniskach wykonywać pracę opieki zdrowotnej, to pewne zapisy nam ją dodatkowo utrudniają. Nie wiem, czy wiecie, ale nie mam prawa zatrudnić tutaj pielęgniarki. Poskutkowało?

Ministerstwo znalazło rozwiązanie: zabroniono nam trzymać w schroniskach osoby chore. I po kłopocie, nie? Ustawa o pomocy społecznej, artykuł 48a, ustęp 5, mówi, że w schroniskach, noclegowniach i ogrzewalniach nie mogą przebywać osoby „niesamoobsługowe”. No i skończyła się awantura o pielęgniarkę, bo skoro ona powinna pracować w domu pomocy społecznej, a nie tutaj, to jest to problem samorządu, a nie administracji centralnej. Co z tego, że samorządy razem z nami wołają, że w DPS-ach nie ma miejsc, a jeśli nawet jakieś miejsce się znajdzie, to procedury związanie z umieszczeniem osoby w DPS-ie trwają do kilku miesięcy? Ministerstwo w odpowiedzi policzyło, że wolnych miejsc jest prawie tysiąc dwieście, tyle że rozsianych po całej Polsce­. No to w czym problem? Nam zaś w myśl przepisów może grozić nawet do dwudziestu →


10

bezdomność

Ministerstwo doliczyło się w Warszawie dwóch i pół tysiąca osób bezdomnych. Wszyscy wiemy, że jest ich trzy razy więcej.

tysięcy złotych kary za to, że trzymamy w schronisku bezdomnych „niesamoobsługowych”. Czasami myślę sobie, że trzeba mieć nierówno pod sufitem, żeby się tym w ogóle zajmować. Bo człowiek staje się nagle wrogiem wszystkich dookoła: rządu, wojewody, samorządu, a czasami nawet tych, którym się pomaga, bo im też pewnie nie zawsze pomaga się tak, jak oni by chcieli. Jakie są kryteria sukcesu w pracy z osobami bezdomnymi?

Każdy dzień ich pobytu w schronisku jest sukcesem. Zdarzają się takie osoby jak pan Franciszek, który co i rusz dzwoni, żeby zaprosić mnie do swojego nowego mieszkania, a ja nie mam nawet czasu, żeby do niego podjechać. Rok temu prawie się ze mną pokłócił, kiedy kazałam mu się wyprowadzić ze schroniska do mieszkania komunalnego. Odwlekał tę decyzję przez kilka tygodni, bo bał się samotności i samodzielności. A teraz jest zachwycony. To niewątpliwy sukces. Ale sukcesem jest też to, co udało mi się w ubiegłym tygodniu. Przyszło do nas dwóch panów spod Mostu Świętokrzyskiego­. Jeden z nich, Karol­, przewędrował wcześniej na piechotę drogę z Sopotu do Warszawy. Nie chciał zostać. „Bo ja mam wszy” – powtarzał. Mówiłam mu, że przecież zaraz się wykąpie, że nie trzeba będzie nawet włosów obcinać, że wszystko

będzie dobrze. Ale on bardzo się bał i wstydził. Jedyne, co mogłam zrobić, to po prostu stanąć koło niego i go przytulić. Od dwóch miesięcy uciekał od ludzi, bo był brudny, śmierdzący i miał wszy. To, że Karol został z nami, też jest sukcesem. Doświadczenie wstydu powraca w niemal każdej opowieści o bezdomności.

Osoby bezdomne często przyznają, że wielokrotnie korzystały z pomocy oferowanej im przez bliskich. Za którymś razem zdecydowały jednak, że nie pojadą do siostry, bo szwagier krzywo patrzy. Zresztą nie oszukujmy się, to nie są przecież anioły. Nierzadko są cholerykami – albo z powodu jakiejś choroby, albo z powodu alkoholu, dzięki któremu stają się odważniejsi. Taki człowiek zapuka do siostry, a to jest właśnie ten moment, w którym siostra nie otworzy, bo on jest pijany. Alkoholizm bywa przyczyną bezdomności, ale bywa też jej skutkiem, sposobem na przystosowanie się do życia na ulicy. Jak ktoś kiedyś powiedział, „spróbuj na trzeźwo zasnąć na klatce schodowej”. Inny popularny stereotyp głosi, że osoby bezdomne chcą żyć na koszt innych. Dlaczego tak trudno im pójść do pracy?

Jeśli ktoś mieszka na klatce schodowej, to bez przerwy zarywa noce. Jaką pracę można dostać, jeśli jest się

niewyspanym, niedomytym i nieubranym? Zresztą po tym, jak człowiek przez kilka lat nie pracował, nie bardzo nawet wie, jak się do tego zabrać. Wpadnięcie w bezdomność jest tąpnięciem, po którym trudno odzyskać wiarę w siebie. Gdy taka osoba przychodzi do nas, staramy się jej pokazać, jak może wykorzystać swoje doświadczenie. Być może trudno w to uwierzyć, ale 70 procent mieszkańców naszej placówki pracuje. Wszystko ma tu sprawiać wrażenie, że jest to przynajmniej namiastka domu. Ale wiadomo przecież, do cholery, że to nie jest ich dom! Przecież i oni to wiedzą, i ja to wiem. Kiedy w Wigilię składamy sobie życzenia, płaczą. Dziękują za to, co jest, ale uczciwie deklarują: „Wie pani, ale ja to bym chciał stąd pójść”. Temat bezdomności jest w Polsce medialny, ale nie przekłada się to na realną poprawę sytuacji osób bezdomnych. Dlaczego?

Dla TVN Meteo śmiertelność osób bezdomnych zimą jest takim samym wskaźnikiem jak opad śniegu. Można powiedzieć, że spadło dwadzieścia centymetrów śniegu albo że zamarzło trzech bezdomnych. Na jedno wychodzi. Tam, gdzie zamarzło czterech, było pewnie trochę zimniej niż tam, gdzie zamarzło dwóch. Na wiosnę przylatują bociany, w zimie umierają bezdomni. Inna sprawa, że to właśnie zimą ludzie zdają sobie sprawę z tego, że nie


11

ma bezdomności z wyboru. Mało prawdopodobne, żeby ktoś, kto zasypia na dziesięciostopniowym mrozie, sam wybrał swoją kondycję. Zimą odbieram też sporo telefonów interwencyjnych. Niekiedy ludzie wręcz krzyczą na mnie: „Jak to nie ma pani wolnego miejsca? Przecież pani pomaga bezdomnym!”. Nie denerwuję się na nich, bo to dobrze, że są wrażliwi. Niech krzyczą, może ich krzyk przełoży się na zwiększenie liczby miejsc dostępnych w schroniskach. W tej chwili w pensjonacie „Święty Łazarz” przebywa pięćdziesiąt osób ponad stan. Ludzie śpią na materacach we wszystkich pomieszczeniach. Nawet w pokoju psychologa wygospodarowaliśmy miejsce dla bezdomnej pary. Czy coś się w Polsce zmienia, jeśli chodzi o społeczne postrzeganie zjawiska bezdomności?

Bardzo dużo zrobił w tej sprawie papież Franciszek, który mówi o ubóstwie i o bezdomności w nowy sposób. Że człowiek bezdomny to nie jest ktoś, na kogo mam patrzeć z góry i komu mam pomagać z tego, co mi zbywa. To ktoś podobny do mnie. Zawsze powtarzam, że za całym tym pomaganiem musi iść zmiana sposobu myślenia nas wszystkich. Bo ja też w swoim zabieganiu popełniam­ czasami­ błędy.

Kiedyś przyszedł do nas pan ubrany w puchową kurtkę. Śmierdział tak podle, że chłopaki się z nim awanturowali i chcieli mu tę nasiąkniętą moczem kurtkę zabrać. Do tego niewyraźnie mówił. Wpadłam na dół i wepchnęłam mu inną kurtkę, siłą wyrywając z rąk tamtą. Potem się okazało, że bardzo głupio się zachowałam, bo ta jego śmierdząca kurtka była znacznie lepsza. Miała puchowy kaptur i była na tyle duża, że mógł pod nią założyć kilka swetrów. To, że śmierdziała, nie miało dla niego żadnego znaczenia. W pewnym momencie zobaczyłam, że ten człowiek ma bardzo poranione nogi. Mówię: „Musi pan iść do Lekarzy­Nadziei” i daję mu adres. A on na to: „Ale po co?”. W tym momencie zrozumiałam. Co z tego, że on śmierdzi, że ma brudną kurtkę i że innej nie chce, skoro powinnam w pierwszej kolejności zapytać o te nogi? Ale on już nie chciał ze mną rozmawiać. To jeden z przypadków, w których straciłam swoją szansę. W naszym ośrodku mamy taki sam węch jak każdy, stosujemy odświeżacze powietrza, otwieramy okna. Przecież ci ludzie wiedzą, że śmierdzą. Więc to musi wyjść od nas: „Woli pan najpierw zjeść czy się wykąpać?”. Czasami tego właśnie brakuje – zastanowienia się nad tym, co bym chciała, co bym chciał, żeby ktoś zrobił dla mnie.

Adriana Porowska jest pracownikiem socjalnym. Pełni funkcje dyrektorki Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej i kierownika Pensjonatu Socjalnego „Święty Łazarz”. Przewodnicząca Komisji Dialogu Społecznego ds. Bezdomności, współprzewodnicząca Komisji Ekspertów ds. Przeciwdziałania Bezdomności powołanej przez Rzecznika Praw Obywatelskich.

Zofia Rogula zofiarogula@gmail.com



33

CENA : 15 PLN (W TYM 5% VAT)


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.