Uwaga, łobuziaki! Okropny Maciuś nadchodzi!
WKRÓTCE KOL E JNE CZ ĘŚ CI
!
nr 5/2013 (200) • maj 2013 Bezpłatny dodatek • ISSN 2083-7747 • Indeks 334464
P
ora już chyba przestać liczyć na mega bestsellery na rynku książki dla dzieci i młodzieży. Kolejny rok z rzędu obiera wydawców i księgarzy z nadziei na nowego Pottera czy na nową Meyers. Ale czy to oznacza, że nie jest ciekawie? Wcale nie! Ostatnie 12 miesięcy przyniosło sporo interesujących wydarzeń na scenie dziecięcej, takich, którym naprawdę warto się przyjrzeć. Zacznijmy jednak właśnie od bestsellerów.
Co kupowaliśmy najczęściej, czyli bestsellery Dwa nazwiska zdominowały zestawienia najlepiej sprzedających się tytułów dla najmłodszych: Suzanne Collins i Holy Webb. Dystopijna trylogia Collins okupuje listy bestsellerów od dłuższego czasu, dobrze przyjęty film na podstawie „Igrzysk śmierci” utwierdził zaś mocną pozycję cyklu. Z łatwością można przyjąć, że ekranizacje kolejnych tomów („W pierścieniu ognia” i „Kosogłos”) spowodują, że nazwisko autorki jeszcze bardzo długo będzie wymieniane na listach bestsellerów. Mimo co najmniej godnych pozazdroszczenia wyników sprzedaży, trylogia nie jest jednak fenomenem na miarę „Harry’ego Pottera”, choć niektórzy wydawcy zastanawiają się, czy nie będzie początk
s
i
ą
ż k
i
•
b
e
kiem swoistej mody na młodzieżową literaturę typu „dark future” („mroczna przyszłość”). Optymizm w tej mierze chłodzi dostrzeżenie, że sukces Collins nie ma daty wczorajszej, a naśladownictw – brak (z jednej strony) oraz że trudno byłoby w jakiś prosty sposób zdefiniować poetykę takiej potencjalnej dystopijnej, młodzieżowej mody (z drugiej strony). Z pewnego rodzaju zaskoczeniem (i chyba lekkim zażenowaniem…) został przyjęty przez część komentatorów sceny dziecięcej sukces drugiej autorki – Holly Web. Jej książeczki kierowane są do trochę innej grupy odbiorców niż historia łuczniczki Katniss (dziewczynek w wieku 8-10). Wydawnictwo Zielona Sowa publikuje rozchwytywaną serię tanich, krótkich i wzruszających książeczek, pozbawionych ilustracji, opublikowanych na niskiej jakości papierze, z lakierowanymi okładkami, w treści swojej odnoszących się przeważnie do smutnych losów kotków i piesków (najchętniej szczeniaczków!). Opowiastki Webb są czułostkowe i niezbyt wyrafinowane literacko, ale trafiają w oczywisty sposób w zapotrzebowanie emocjonalne dziewczynek. Pojawiły się już pierwsze rodzime produkty inspirowane sukcesem Holly Web (Agnieszka Stelmaszyk, seria „Kto Mnie Przytuli”, Wilga).
z p
ł
a
t
n y
d
o
d
a
t e
k
fot. Ewa Tenderenda-Ożóg
Książki dla dzieci i młodzieży
Na listach bestsellerów pojawiła się (i utrzymała przez parę miesięcy!) również nowa odsłona „Jeżycjady” Małgorzaty Musierowicz („McDusia”, Akapit Press). Coraz częściej w internetowych (i nie tylko) wyznaniach czytelniczek pojawia się jednak – zamiast ukontentowania z kolejnego tomu – poczucie trochę męczącego obowiązku wynikającego z wierności panieńskiej miłości czytelniczej. Coraz więcej opinii czytelniczek, że Musierowicz pisze pseudorealistyczne opowieści fantasy o świecie i ludziach, których dzisiaj już nie ma … Książka Agnieszki Chylińskiej (czy każda celebrytka przeżywa ten moment w życiu, kiedy MUSI napisać książkę dla dzieci?) była poniekąd skazana na sukces: „Zuzia i Giler” przemknęła więc przez notowania, nie zagrzała tam jednak miejsca na długo! Mocne pozycje trzymają produkty spod znaku publikowania sentymentalnego („jako dziecko sam czytałem/ sama czytałam – kupię”): „Najnowsze przygody Mikołajka” (Znak), „Poczytaj mi mamo” (Nasza Księgarnia) czy „Przygody Bolka i Lolka” (Znak – w tym przypadku „jako dziecko oglądałem”). I wreszcie kolejny tom cyklu fantasy – „Magiczne Drzewo” Andrzeja Maleszki – „Pojedynek” (Znak). Kolejne tomy serii powieściowej wspie•
m
a
j
2
0 1 3
1
Książki dla dzieci i młodzieży ranej przez sukces telewizyjnej ekranizacji pojawiają się na listach najlepiej sprzedających się tytułów dla najmłodszych. W efekcie Andrzej Maleszka – doskonały na spotkaniach autorskich! – porzucił nawet swój zawód, reżyserię, i poświęcił się twórczości literackiej.
Księgarstwo dziecięce Zjawisko, które na polskim rynku nie jest nowe (być może jego zwiastunem był start wiekowego już przecież „Czułego barbarzyńcy” w Warszawie), ale o którym warto napisać więcej w kontekście właśnie rynku książki dla dzieci i młodzieży, to wyspecjalizowane księgarnie. Oto nieomalże z każdym miesiącem przybywa u nas placówek, które zajmują się nie tylko sprzedażą publikacji dla najmłodszych, ale stają się w pewnej mierze centrami kultury skierowanymi dla tej grupy. Jest to szczególna oferta dedykowana rodzicom z klasy średniej, którzy chcą nie tylko znaleźć dla swoich pociech inspirującą i nietuzinkową lekturę, ale również starają się spędzić ciekawie czas. W Warszawie najważniejszą placówką realizującą taki program jest niewątpliwie „Badet” na Wilanowie. Odbywają się tutaj spotkania z autorami, zajęcia aktywizujące, warsztaty, ale można po prostu napić się herbaty czy kawy. Działalność Badetu (od wiosny 2012) wkroczyła w nową fazę: została założona fundacja „Dzieci Czytają”, której główną (jak na razie) akcją jest konkurs „Uzupełnij Kanon Lektur”. Inne podobne miejsca w stolicy to: „Efka”, „Bajbuk”, „Tarabuk”, „Słowo daję”, we Wrocławiu – „Pociąg do bajeczki”, w Toruniu – „Bajarka”, w Swarzędzu – „Pinokio”, w Olsztynie – „Za rogiem”, w Lublinie – „Fika” i „Tajemniczy ogród”… i wiele, wiele innych. Wspomniane tutaj firmy oprócz działalności księgarskiej prowadzą także często inne asortymenty „dziecięce” – głównie zabawki, ale także np. ubranka czy środki pielęgnacyjne. Księgarnie tego rodzaju są szczególnie cennym partnerem dla małych wydawnictw („lilipucich”): oferują nie tylko zbyt książek, ale także lokale na działania promocyjne (spotkania z autorami!), stymulują w środowiskach lokalnych zainteresowanie książką dla najmłodszych, w szczególności tą bardziej wysmakowaną. Prawdziwym mistrzem w wykorzystaniu takich dziecięcych księgarni są poznańskie Zakamarki, które potrafiły w oparciu o nie zbudować imponujący system działań marketingowych.
2
k
s
i
ą
ż k
i
•
b
e
W internecie… Zjawiskiem w pewien sposób związanym z powyższym (i również nienowym, ale nabierającym w ostatnich latach intensywności) jest „społecznościowa” promocja książek dla dzieci. Od lat (co najmniej 20) gremia zawodowo zajmujące się literaturą/ilustracją dla dzieci narzekały na brak zainteresowania mediów tą problematyką. Zanurzenie się w internecie udowadnia, że nieomalże niepostrzeżenie, po cichu powstała znacząca i często nawiedzana plejada wirtualnych „miejsc”, w których osoba (najczęściej matka) poszukująca rekomendacji lekturowej znajdzie naprawdę profesjonalne porady. Jako przykłady można tu przywołać choćby miejsca najbardziej znane: bogaty w treści wortal Qlturka.pl, kultowe i opiniotwórcze forum dyskusyjne przy „Gazecie Wyborczej”, profesjonalny i awangardowy blog Moniki Obuchow „Znak Zorro”, strona „Mały pokój z książkami”, strona (i profil na FB) „Polska Ilustracja dla dzieci” i bardzo wiele, wiele innych profili, blogów, stron, forów. Podobnie jak przywołane powyżej „dziecięce” księgarstwo, tak i rekomendacje internetowe docierają do elitarnego odbiorcy z klasy średniej, jakkolwiek warto pamiętać, że każdy kto chce znaleźć informację o wartościowych publikacjach może z łatwością i przy niewielkim wysiłku mieć do nich dostęp. Ta uwaga odnosi się przede wszystkim do bibliotekarzy, zbyt chyba łatwo i często narzekających na brak dostępu do wiedzy o dobrej literaturze dla najmłodszych. Miarą zasięgu „społecznościowej” promocji jest zaś prawie 6000 abonentów fejsbukowego profilu witryny „Polska Ilustracja dla dzieci”! Rzecz jasna – szukając optymizmu w internecie nie sposób zaprzeczyć, że telewizje i znakomita większość programów radiowych konsekwentnie ignorują istnienie literatury dla dzieci. Czasami nachodzi taka refleksja: a gdyby tak czas antenowy (a bywa to tzw. prime time) przeznaczony na publicystyczne biadania nad stanem polskiego czytelnictwa oddać na audycje popularyzujące literaturę… Może byłoby lepiej z tym czytaniem?
nia tych wydarzeń, a jedynie określenie ich charakteru! Poznańskie Spotkania Targowe – Książka Dla Dzieci i Młodzieży mocno wpisały się już w kalendarz rodzimych imprez branżowych – w tym roku odbyła się XII edycja tej imprezy. Spiritus movens Spotkań jest niezmordowana Olcha Sikorska. Dobrym posunięciem (realizowanym po raz kolejny) było połączenie Spotkań z Targami Edukacyjnymi – dzięki temu manewrowi imprezę odwiedziło w tym roku ponad 37 tysięcy osób. Impreza poznańska ma jednak w dominującej mierze charakter wystawowy i edukacyjny: wystawy ilustracji, spotkania autorskie i pokazy stanowią o jej obliczu. Stosunkowo niewielu wydawców decyduje się na wykupienie stoisk. Atrakcyjność oferty niekomercyjnej jest jednak tak duża, że w Poznaniu po prostu być trzeba! We Wrocławiu odbędą się po raz czwarty Targi Książki dla Dzieci i Młodzieży „Dobre Strony” które – trochę wbrew nazwie – oferują bogaty program o charakterze festynu literackiego, bardzo atrakcyjny dla najmłodszych gości. Gwoździem programu imprezy jest wręczenie Nagrody Prezydenta Wrocławia „Dobre Książki” (podczas ostatniej edycji targów nagroda ta przypadła wydawnictwu Media Rodzina za „Pamiętnik Blumki” Iwony Chmielewskiej). Krakowskie Targi Książki dla Dzieci mają krótszą historię niż wydarzenia wspomniane powyżej. W tym roku impreza odbędzie się po raz trzeci, w dniach 7-9 czerwca, weźmie w niej udział ponad 120 wystawców – oprócz wydawców, producenci zabawek, gier, ale także muzea, kina i ośrodki kultury. Obserwując krakowskie targi można odnieść wrażenie, że są najbardziej dynamicznie rozwijającą się imprezą w sektorze wystawienniczym.
Wydarzenia
Relacjonując polskie imprezy tego typu należałoby wziąć określenie „targi” w widoczny cudzysłów. De facto są to bowiem kiermasze książkowe z bardzo silnymi akcentami festynowymi, ludycznymi. Stwierdzenie takie nie ma oczywiście na celu deprecjonowa-
Niewątpliwie do miana najciekawszego wydarzenia na polskim rynku książki może pretendować seria edukacyjna Egmontu „Czytam Sobie”. Firma znana dotychczas z wysokiej jakości produktów popularnych, skierowanych do najszerszej publiczności, opartych głównie na licencjach medialnych (Disney, Mattel) zdecydowała się na mocne otwarcie na zupełnie innego rodzaju działania edytorskie. Do stworzenia poszczególnych tomów serii zaangażowano najbardziej znanych pisarzy (Grzegorz Kasdepke, Wojciech Widłak, Zofia Stanecka, Ewa Nowak, Joanna Olech i Rafał Witek) i ilustratorów (Ewa Poklewska-Koziełło, Jona
z p
k
Targi książki dziecięcej
ł
a
t
n y
d
o
d
a
t e
•
m
a
j
2
0 1 3
Jung, Emilia Dziubak, Joanna Rusinek i Daniel de Latour), w dużej mierze kojarzonych dotychczas z małymi, awangardowymi wydawnictwami. W efekcie powstało 9 książek, wysoko ocenianych przez specjalistów, ale także chętnie kupowanych przez rodziców. Seria (zgodnie ze swym sygnetem „Edukacyjny Egmont”) ma wysokie ambicje pobudzenia czytelnictwa dzieci w Polsce. Do każdego tomiku załączono naklejki i dyplomy sukcesu czytelniczego, dla łatwiejszej identyfikacji potencjalnych czytelników tytuły zestawione są w trzy poziomy trudności odbioru. Serię wspiera ciekawie prowadzona akcja promocyjna na Facebooku. Inicjatywa „Czytam Sobie” otrzymała Nagrodę im. Kallimacha oraz Komitetu Ochrony Praw Dziecka w konkursie „Świat Przyjazny Dziecku”, wyróżnienie w polskiej sekcji IBBY (nagroda Dong „w uznaniu świetnego pomysłu wydawniczego na samodzielną aktywizację czytelniczą”). Bardzo dużo emocji wywołały przygotowania do kampanii „Pierwsza książka mojego dziecka”. Do realizacji rozdawania swoistej „wyprawki” czytelniczej dla każdego nowonarodzonego przymierzano się już w Polsce wiele razy. Działania tego rodzaju przyniosły znaczące sukcesy w Skandynawii czy w Wielkiej Brytanii (akcja „Bookstart”). Projekt realizowany przez Fundację ABC XXI otrzymał pełne wsparcie finansowe Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w sprawę zaangażował się sam minister Zdrojewski. W tym roku mają ruszyć działania pilotażowe. Jednak, o ile sam pomysł „rozdawnictwa” nie budzi już szczególnych wątpliwości, o tyle część środowisk artystycznych i literackich z rezerwą przyjęła sam produkt wydawniczy, będący przedmiotem akcji. Zainteresowanie wreszcie wzbudził fakt pojawienia się edukacyjnych książek na licencji Disneya w ofercie firmy braci Olesiejuków. Dotychczas monopolistą w publikowaniu takich tytułów był w Polsce Egmont (jakkolwiek bodajże 10 lat temu, w okresie największych swych sukcesów kilka tytułów miało Wydawnictwo Prószyński i S-ka).
Ekscytujace nowości z zagranicy Interesującym wydarzeniem było pojawienie się na w grudniu 2012 roku powieści holenderskiego autora, laureat zeszłorocznej edycji nagrody ALMA (Astrid Lindgren Memorial Award), Guusa Kuijera „Księga wszystkich rzeczy” (Dwie Siostry). Opowieść o przemocy domowej, połączonej z silnie zarysowa-
nym wątkiem religijnym, wzbudziła gorące dyskusje tak wśród recenzentów, jak i rodziców (forum „Gazety”). Książka odrzuca część dorosłych czytelników brutalnością scen bicia matki przez ojca rodziny-tyrana (a jednocześnie fanatyka uzasadniającego swą agresję nakazami religijnymi), wzbudza zachwyt innych, ujętych siłą pozytywnego przekazu, nasyconego miłością i nadzieją. Drugim zagranicznym tytułem, który warto dostrzec, to opublikowana przez oficynę Bukowy Las a przeznaczona dla starszych nastolatków powieść Johna Greena „Gwiazd naszych wina”. Tytuł ten przyszedł do nas otoczony nimbem sławy i miesiącami pobytu na amerykańskich listach bestsellerów. Maria Nikołajeva (najwybitniejsza chyba na świecie specjalistka od literatury dla dzieci i młodzieży) przekonywała na swym blogu, że jest to najlepsza książka dla „young adults” jaką kiedykolwiek czytała. Minęły jednak już prawie dwa miesiące od polskiej premiery i… nie wydaje się, aby – rzeczywiście znakomita – powieść miała odnieść większy sukces. Może nasze nastolatki nie są gotowe na trudną, szarpiącą wrażliwość opowieść o miłości młodych skazanych na śmierć przez nowotwory?
Martyna dla Dzieci setki ciekawostek i zagadek pomysły na gry oraz zabawy porady psychologa, jak rozmawiać z Dzieckiem
Nagrody Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do nagród zagranicznych przyznawanych naszym ilustratorom. Ostatnia edycja nagród przyznawanych na Targach w Bolonii utrwala to przyzwyczajenie – swoją klasę potwierdziła Iwona Chmielewska otrzymując (co prawda w koreańskich barwach) nagrodę Bologna Ragazzi Award za „Oczy”. W kraju Nagroda Książka Roku (Polska Sekcja IBBY) przypadła Michałowi Rusinkowi za książkę dla dzieci „Wierszyki domowe” a parze pisarek ukrywających się pod pseudonimem Marcel A. Marcel za książkę dla młodzieży „Oro”. Nagrody „ilustracyjne” zostały zaś wręczone Iwonie Chmielewskiej za ilustracje i tekst „Pamiętnika Blumki” oraz Agacie Dudek za ilustracje do książki „Wędrując po niebie z Janem Heweliuszem” Anny Czerwińskiej-Rydel. Kolejna nagroda PS IBBY, Dong, (za rok 2012) trafiła do Wydawnictwa Czarna Owieczka za książkę „Doktor Proctor i koniec świata. Być może” Jo Nesbø z ilustracjami Pera Dybviga. Małym Dongiem (nagroda jury dziecięcego) zostało uhonorowane Wydawnictwo Dwie Siostry za wspomnianą już wcześniej „Księgę wszystkich rzeczy” Guusa Kuijera.
Więcej na: www.dzieciakiswiata.pl, www.zwierzakiswiata.pl facebook.com/martynawojciechowska PATRON:
Książki dostępne w księgarniach, na www.gjksiazki.pl i w sprzedaży wysyłkowej: tel. 22 360 37 77. Znajdź nas na Facebooku: G+J Książki.
Niezwykła podróż do świata muzyki z Justyną Steczkowską i Anną Kaszubską
Ta historia zabierze Was na wszystkie kontynenty, byście poznali ich mieszkańców, muzykę, legendy, instrumenty, a nawet smaki i kolory. Przeczytajcie jak Babcia Helenka obudziła muzykę świata, by ta mogła rozkołysać wszystkich i wszystko. Jak za pomocą drewnianej łyżki do mieszania powideł zbliżyć do siebie ludzi, kraje i kontynenty, by mogli cieszyć się jedną melodią i tęczą kolorowych motyli na tle nieba. A to wszystko po to, by zbudzić małego Leona zawiniętego szczelnie w kołdrę w niebieskie kwiatki...
polecamy
PATRONI:
Książki dostępne w księgarniach, na www.gjksiazki.pl i w sprzedaży wysyłkowej: tel. 22 360 37 77. Znajdź nas na Facebooku: G+J Książki.
Jury Ogólnopolskiej Nagrody im. Kornela Makuszyńskiego (pod przewodnictwem prof. Joanny Papuzińskiej) przyznało statuetkę Koziołka Matołka Renacie Piątkowskiej za „Wieloryba” (Literatura). Statuetka Pippi Langstrumpf dźwigającej swojego konia (czyli główne trofeum organizowanego przez Fundację ABC XXI konkursu literackiego im. Astrid Lindgren) trafiła w ręce Marcina Szczygielskiego w uznaniu jego (przygotowywanej do druku) powieści „Arka czasu”. W Warszawie nagrodę Literacką m.st. Warszawy 2013 w kategorii „Literatura dziecięca – tekst i ilustracje” otrzymali Dorota Sidor za tekst oraz Aleksandra i Daniel Mizielińscy za opracowanie graficzne do książki „Gdzie jest wydra? – czyli śledztwo w Wilanowie” (Wydawnictwo Dwie Siostry). I wreszcie nagroda Empiku Przecinek i Kropka, której laureatką za 2013 rok została „Niebieska Niedźwiedzica” Joanny M. Chmielewskiej z ilustracjami Jony Jung (Bajka).
Appsy Cyfrowa rewolucja i moda na aplikacje książkowe do urządzeń mobilnych (czyli tzw. appsy) cały czas nie może do nas dotrzeć. Można tylko powtórzyć te same wyjaśnienia – niewielka liczba iPadów w rękach polskich dzieci oraz oczekiwanie, że „appsy” winny być tanie – paraliżują rozwój tej dziedziny rynku wydawniczego w Polsce. Jakkolwiek, z drugiej strony faktem jest, że coraz więcej firm próbuje swoich sił na tym polu. Trudno wyrokować jednak o wynikach tych prób. Być może jakąś wskazówka byłby fakt, że Facebookowy profil Egmontu dedykowany ich aplikacjom polubiło przez pięć miesięcy zaledwie 60 osób. Inna sprawa, że oferta tego wydawcy wygląda obecnie raczej na testową. Warto jednak zwrócić w niej uwagę już teraz na ambitniejszą próbę w postaci aplikacji „Basia i słodycze” opartej na książce duetu Zofia Stanecka (tekst), Marianna Oklejak (ilustracje). Skoro mowa o ambitniejszych produktach, wspomnieć należy działania Fundacji Festina Lente – aplikacja „Dziad i baba” przygotowana na podstawie klasyka Kraszewskiego może zadowolić najbardziej wyrafinowane gusta estetyczne.
Co słychać u wydawców? Subiektywny (i ograniczony brakiem informacji) wybór Dość trudno powiedzieć co słychać… W czasach kryzysu na rynku „twarde”
dane udostępniane są raczej niechętnie, mało kto chce się chwalić spadkami sprzedaży czy liczby opublikowanych tytułów/egzemplarzy. Z pewnością nie ma się czego wstydzić Media Rodzina! Poznańskie wydawnictwo uczciło swoje dwudziestolecie sprzedażą 230 tysięcy egzemplarzy książek Suzanne Collins, publikacją sensacyjnego nowego tłumaczenia „Pinokia” ilustrowanego przez słynnego Roberto Innocentiego oraz konferencją na temat swojego „steadysellera” pt. „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” (jeden z pierwszych tytułów tego wydawnictwa, sprzedający się dobrze przez całe 20 lat). O sukcesie wydawnictwa wszystko mówią wyniki finansowe za 2012 rok: przychód ze sprzedaży książek sięgnął 13,76 mln zł, co daje 42,1 proc. wzrostu w stosunku do 2011 roku. Pozytywne wiadomości płyną także ze Znaku: w 2012 roku wydawca chwali się 28,6 proc. wzrostem w stosunku do 2011 roku. Jednak w podanym przez firmę zestawieniu bestsellerów, które ten wzrost uczyniły możliwym… brak jest tytułów dziecięcych. Z jednej strony na listach najlepiej sprzedających się tytułów dziecięcych pojawiają się (jak wspomniano wyżej) tytuły krakowskiej oficyny: najnowszy „Mikołajek” i „Bolek i Lolek”, z drugiej jednak można mieć trochę wrażenie, że katalog dziecięcy nie jest w Znaku przedmiotem tak wielkiej dumy jak w czasach „Nowych Przygód Mikołajka” oraz szczytowej sprzedaży „Koszmarnego Karolka”. Nasza Księgarnia nie może pochwalić się tak pozytywnymi wynikami jak te z Media Rodziny czy Znaku; z 16,46 mln zł przychodów ze sprzedaży książek w 2012 roku odnotowała spadek rzędu 8,1 proc. w stosunku do roku 2011. Najważniejszym wydarzeniem handlowym dla wydawcy w 2012 roku było powołanie wraz z sześcioma innymi wydawnictwami Platformy Dystrybucyjnej Wydawnictw Sp. z o.o. Najlepiej sprzedającymi się tytułami Naszej Księgarni w 2012 roku były powieści dla dorosłych Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk: „Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich”, „Cukiernia Pod Amorem. Zajezierscy”, wspomniana seria „nostalgiczna” „Poczytaj mi, Mamo” (Księga pierwsza oraz Księga trzecia), powieść Jeffa Kinney’a „Dziennik cwaniaczka. Biała gorączka”. Warto dostrzec, że wydawnictwo Nasz Księgarnia najbardziej chyba intensywnie spośród polskich oficyn dziecięcych inwestuje w rozwój i sprzedaż e-booków: w 2012 sprzedaż ta po
Książki dla dzieci i młodzieży raz po raz pierwszy przekroczyła 100 tys. zł). Brak jest informacji na temat wyników finansowych Egmontu pewne jednak jest, że długoletni lider naszej sceny dziecięcej szuka nowych kierunków rozwoju. Tezę taką potwierdza przede wszystkim pojawienie się prezentowanej wyżej serii „Czytam Sobie” (jak również staranność przyłożona do marketingowej oprawy tej serii). Wydawnictwo Olesiejuk – obecny lider sektora – także do chwili, kiedy pisałem ten tekst nie podał swoich wyników finansowych, wydaje się jednak, że oferta firmy: konserwatywna w swym wymiarze estetycznym, bardzo szeroka i tania, realizowana przez sprzedaż supermarketową sprawdza się cały czas. Nowe tytuły Disneya, sprzedaż przez własną platformę detaliczną mogły tylko tutaj pomóc! Łódzka Literatura konsekwentnie, od lat i ze sporymi sukcesami, pracuje z polskimi autorami i ilustratorami. W ostatnim czasie polem szczególnego zainteresowanie oficyny stał się rynek powieści dla starszych nastolatków. Wydawana przez Literaturę seria „Plus Minus 16”, cieszy się dużym powodzeniem. Nic dziwnego: udało
k
s
i
ą
ż k
i
•
b
e
się dla niej zebrać najlepszych polskich autorów piszących powieści obyczajowe dla młodzieży i zdobyć nastoletniego czytelnika tematyką najbliższą jego codzienności. Od sierpnia 2011 roku wydawnictwo Wilga wchodzi w skład wydawniczej części Grupy Empik (NFI EMF). W 2012 roku połączyło się z Wydawnictwem W.A.B. i Wydawnictwem Buchmann, tworząc Grupę Wydawniczą Foksal. W roku ubiegłym oficyna wydała 391 tytułów, w tym 203 nowości. Łącznie sprzedano 3,8 mln egz. W głównej mierze za pozytywne wyniki finansowe Wilgi „odpowiedzialne” są tytuły o charakterze edukacyjnym takie jak: „Zabawy edukacyjne dwulatka. Akademia Malucha”, „Ćwiczenia dla dwulatka”, „Filemon” czy „Bałwanek” (książka z wykrojnikiem). Bardzo interesującą pozycją z katalogu Wilgi jest seria utworów z klasyki literatury dla dzieci opublikowanych w niezwykle ciekawych pod względem artystycznym edycjach („Alicja w Krainie Czarów”, „Pinokio”). Nie traci formy wydawnictwo Bajka: na swojej stronie internetowej chwali się coraz dłuższą listą nagród. Obrana od początku strategia łączenia
z p
ł
a
t
n y
d
o
d
a
t e
k
wysmakowanej, na wysokim poziomie, ale nie straszącej awangardą ilustracji z tekstami dobrych autorów, przynosi cały czas pozytywne efekty. Nowością w działaniach oficyny (otwarciem na nową grupę czytelników?) jest publikacja książki Marcina Szczygielskiego „Czarownica piętro niżej”, bardzo dobrze przyjętej przez recenzentów, a skierowanej do 9-11 latków. Na marginesie zauważyć trzeba, że twórczość tego autora przeznaczona dla dzieci i młodzieży rozwija się w coraz bardziej efektowny i interesujący sposób. Wydawnictwo Dwie Siostry wyszło już zaś chyba z grupy wydawnictw lilipucich, choć estetyczne i ideologiczne korzenie ma zapuszczone w tę grupę głęboko. Jednakże tak rozmach działań, jak i wielkość katalogu zbliża „Siostry” do mainstreamu. Oprócz publikacji „Księgi wszystkich rzeczy” należy gratulować oficynie współpracy z małżeństwem Mizielińskich owocującej wieloma cennymi, nagradzanymi a przede wszystkim eksportowymi tytułami! Seria zaczynająca się na „D.O.M.K.u” a kończąca się na tomie „M.O.D.A” jest w tej mierze prawdziwym przebojem. Michał Zając
•
m
a
j
2
0 1 3
5
Książki dla dzieci i młodzieży Rozmowa z Joanną Kulmową
– Jest pani poetką, pisze prozę, jest autorką utworów scenicznych, reżyserką, aktorką oraz autorką książek dla dzieci i młodzieży… Sporo tego. Ciekawa jestem, w jakiej roli czuje się pani najlepiej? – Jeśli się przyznam, że najlepiej się czuję gdy mówię wiersze, to będzie trochę dziwne, ale ja wtedy jestem w swoim żywiole, bo właściwie mogę się w pełni wypowiedzieć. Moje wiersze są jakby pisane do czytania, ponieważ mają swoją melodię, jakiej wiersze współczesne nie mają i nie chcą mieć. A ja, jak piszę, to czuję tę falę melodii, i jak mówię, to nareszcie ona ze mnie wypływa. Lubię to wszystko robić, bo nic innego nie potrafię. – I robi to pani świetnie! Słyszałam, że oboje z panem Janem jesteście rodzicami chrzestnymi Sceny Kameralnej Filharmonii Narodowej, przemianowanej w 1966 roku na Warszawską Operę Kameralną. – Tak, założyliśmy ją w sporej grupie. Najpierw przyszedł do nas Stefan Sutkowski i zapytał Janka o repertuar. Mówił, że chciałby założyć taką scenę, ale nie bardzo wie, jaki jej kształt nadać. Janek wtedy miał w TVP dużo pracy operowej. Wyciągał jakieś stare opery polskie i niepolskie i robił z nich bardzo oryginalne przedstawienia. Powiedział: „Wiesz co Stefan, to ja ci dam trochę tego i zrobimy do spółki”. – A który z kompozytorów klasycznych jest bliski pani sercu? – Zaczęłam moje miłości muzyczne od Mozarta, ale „on” jeszcze wtedy powiedział mi: „jestem lekki, a weźże sobie kogoś cięższego”. Przez Mozarta, przez Haydna i Haendla, przez Schuberta doszłam do Beethovena. Na Beethovenie moja miłość się zatrzymała. Muzyki współczesnej nie trawię. Uważam, że jest to zabawa w robienie czegoś na odwrót. Tak samo jest ze współczesną poezją i ze współczesnym malarstwem. Za wszelką cenę zrobić tak, żeby było oryginalnie, niekonwencjonalnie. Musi być dodekafonia, musi być powykręcanie wszystkich zasad muzycznych. A harmonia? Poszła do lasu! – Należy pani do osób, które nie boją się zadawać trudnych pytań. Myślę o pani współpracy z opozycją i konsekwencjach, jakie musiała pani ponieść.
6
k
s
i
ą
ż k
i
•
b
e
fot. Małgorzata Berwid
Harmonia poszła do lasu
– Współpraca z opozycją nie była nigdy poświęcana, nigdy nie była oficjalna, tylko gdy gdzieś nasi przyjaciele mieli kłopoty, to myśmy pomagali. I cała ta Solidarność była bardzo biedna, więc postanowiliśmy za darmo robić różne przedstawienia, jeździliśmy na msze, ja mówiłam psalmy, które wtedy przełożyłam dla Jana, bo Jan został organistą, ostatecznie, w kościele, u nas na wsi. Został organistą, ponieważ nie mieliśmy z czego żyć, bo wszystkie zarobki literackie urwały się, jak nożem uciął. Jan poszedł do księdza i zdobył u niego etat (śmiech) księżowski. Tam robiliśmy także przedstawienia; Jan muzykę, ja tekst. Zrobiliśmy najpierw „Jasełka”, a potem to się rozrosło. Najlepsze były „Gorzkie żale”. Wzięliśmy te cudowne melodie i teksty oryginalne, które zresztą przypisane są do Kościoła Św. Krzyża w Warszawie. No i potem zaczęliśmy jeździć z tym towarzystwem, z dziećmi. Musiałam się nauczyć „wysadzać” dzieci, ponieważ nigdy tego nie robiłam (śmiech), nie mieliśmy dzieci tylko mnóstwo kotów. I były przygody przedziwne, bo jak na przykład Jan dla tych pociech wynajmował cały wagon sypialny, to wchodziła milicja, albo jacyś inni panowie i robili kontrolę i spraw-
dzali, kogo on tu wiezie (śmiech), ale jak widzieli dzieci, to tracili cały animusz. – Tworzycie państwo niezwykłą parę z panem Janem… – Trafiło się nam, że się znaleźliśmy. Na zasadzie przyjaźni bliskiej małżeństwa się udają wszystkie. – Myślę, że państwo razem „gracie w jednej orkiestrze”… – Różnie bywa, bo jak małżeństwo się starzeje, to zaczyna mieć mnóstwo różnych pretensji; gdzie postawiłeś, położyłeś książkę a dlaczego nie śpisz? I rozmaite inne pretensje. Po 60. latach wspólnego pożycia można mieć takie pretensje, gorzej jak ludzie mają po roku pretensje do siebie o byle bzdurę. Żona musi pamiętać, że jest kobietą, więc musi ustąpić, co jest bardzo niemodne dzisiaj. Powinnam już właściwie skończyć z popularyzowaniem siebie, ale nawet jak ja słabnę i przestaję o sobie myśleć, co jest rzadkie, to myśli o mnie Jan. To on mnie „wykopał w górę”, jeśli można tak się wyrazić (śmiech), bo ja często się boję, wstydzę, mam kompleksy, nie mam ochoty, a on mówi: „musisz to zrobić, musisz tam iść, musisz publikować, zrobię ci występ, musisz mieć ‘lecie’ jakieś tam”, i tych „leci” było mnó-
z p
k
ł
a
t
n y
d
o
d
a
t e
•
m
a
j
2
0 1 3
Książki dla dzieci i młodzieży stwo, wszystkie własnym sumptem, ponieważ nikt się o nas nie stara poza Jankiem. Jan sam rezygnuje z siebie, bardzo. Robił świetne rzeczy w telewizji, miał wielkie nagrody, a potem nagle powiedział – nie, nie chcę tego jarmarku próżności, będę pisał swoją pracę filozoficzną. I pojechaliśmy na wieś. Janek, bez którego nie byłoby żadnych publikacji, wymógł na mnie, żebym zebrała wiersze ze „Stacji nigdy w życiu” – to jest pierwsza moja książka dla dzieci. Nie wiem, czy wiesz Małgosiu, ale… – Znam tę kreskę… – „Stacja nigdy w życiu” jest ilustrowana przez Bohdana Butenkę. Ja wtedy Butenkę wprowadziłam w świat. Siedział w Naszej Księgarni i był strasznie „deptany” przez starszych grafików, a mnie się spodobały te jego śmieszne rysuneczki, powiedziałam, że on musi ilustrować. Ja mu rysowałam plan, a on go rozrysowywał. Na każdej stronie jest Janek. Za każdym razem jest trochę inny (śmiech). I Butenko ilustrował tę książkę cztery lata bodajże. Książka „Wio Leokadio”, która była napisana potem, wyszła jako pierwsza, bo Bohdan tak strasznie długo doglądał, żeby było dobre. Wyszła śmieszna książka i nawet miała powodzenie. – A „Topografia myślenia”? To nieduża i jakże mądra książka. Wprowadza nas w pani świat, świat wrażliwej dziewczynki, która zwracała uwagę na lewą i prawą stronę. – Dla mnie książka powinna być rozpostarta na jakimś kręgosłupie. Najpierw trzeba wymyślić dla niej jakąś zasadniczą oś, szkielet, dopiero potem można pisać prozę. Tutaj szkieletem stała się lewa i prawa strona. To dla mnie są najważniejsze strony, siedzą we mnie od wczesnego widzenia, słyszenia i smakowania. A druga sprawa to jest jazda po tych wszystkich smakach. Tu nie ma układu akcji. To się leje, dzięki temu że jest inny kręgosłup, to się przelewa po tym kręgosłupie. Widziałaś kiedyś jak jest zrobiony sękacz? – Tak. – To właśnie ja w ten sposób piszę moją prozę, jeżeli w ogóle piszę, rzadko to robię, bo jestem krótkodystansowcem, chcę pisać krótko, a nie długo… – Czytając „Topografię myślenia” wczuwałam się w pani emocje. I nie ukrywam, że trudno było mi się oderwać od tej książki. Podzielenie się osobistymi smakami – jak pani mówi – zmysłami powoduje, że czytelnik mocniej może się z książką identyfikować. – A jak można pisać bez zmysłów? Trochę mnie to zawsze dziwi. Teraz każdy, kto ma umiejętność stawiania literek mówi, że pisze pamiętnik. No dobrze, ale Boże zlituj się, na czym on to opiek
s
i
ą
ż k
i
•
b
e
ra! I te opisywanie: „wszedłem do pokoju, nacisnąłem klamkę, klamka ugięła się pod moją ręką, drzwi się otworzyły”. Na miłość Boską! Nie można pisać wszystkiego po kolei. Dzieci mają za mało zmysłów w swoich książkach dziecięcych. A tu one są. To właśnie zmysły pobudzają od razu wyobraźnię i tak właśnie odebrałam „Topografię myślenia”. – Tak sobie myślę, że ta książka jest dla dorosłych, ale też dla dziecka od 8 lat, do wspólnego czytania. – To mi nie przyszło do głowy. – Chwilę porozmawiajmy o poezji. Pani wiersze są zmienne w nastroju, oprócz liryzmu i refleksji zawierają elementy dowcipu i groteski. Chętnie też odwołują się do świata wyobraźni i humoru, np. wiersz „Pies i ogon”, bardzo mi się podoba. – „Lepiej mieć zadrę w jaźni, niźli żyć bez ogona”. – Tak, właśnie tak. Albo o nie fruwaniu nie skrzydeł… – To już jest z innej topografii, że tak powiem. Siedzi to wszystko we mnie. Jakaż jestem pełna rozmaitych skłonności. To wszystko jest wzięte z życia i jest życiem przeżarte, i dlatego piszą się takie wiersze. Mój wiersz o Januszu Korczaku miał trzy części, z których dwie są „do chrzanu”, tylko jedną kolportuję. Chociaż ostatnio zrobiono mi fan klub (śmiech) i tam poszła właśnie jedna część „Wycieczki”, zupełnie inna, której ja nie chwalę. – Są też wiersze żartobliwe i bardzo zabawne: „Lwi pazur”, „Igła”… – Taka jestem. To nie jest tak, że siadam i myślę, że dzisiaj napiszę zabawne, albo dzisiaj napiszę poważne wiersze… Wylewa się to ze mnie. – Proszę opowiedzieć o „Milczeniu jajecznic”. To wiersz poświęcony Antoniemu Słonimskiemu. – To było straszne, że wtedy w ogóle zlekceważono wszelkie struktury poetyckie. A zaczął to Przyboś, którego teorii ja szczerze nie znoszę. Z którym rozmawiałam zresztą. Dziwny to był człowiek, pewno strasznie zakompleksiony i chyba miłość do poezji zaczęła się mu od niechęci do innych poetów, którzy byli wielcy (śmiech). Wiele w nim było niechęci. Tak mi przykro powiedział o Tuwimie, że ja wolę tego nie pamiętać: „Nie jest takim kokietem jak Tuwim”. Tuwim nie był kokietem! Tuwim był świetnym poetą! Teraz za mało się o nim mówi. – Mamy rok Tuwima, więc może nie będzie tak źle. A dlaczego ten wiersz poświęcony jest Antoniemu Słonimskiemu? – Dlatego, że właśnie Słonimskiego bolało to odrzucenie wszelkich rygorów, bolało go to, że poeci silą się pi-
z p
ł
a
t
n y
d
o
d
a
t e
k
sać oryginalnie, a piszą „ble,ble”. „Porządni poeci” trzymają się zasad poetyckich i starają się coś powiedzieć. Wiersz piszą wtedy, gdy chcą przemówić do człowieka. I mówią to językiem hermetycznym, w sposób taki, żeby człowiek słabo zrozumiał. Miłosz i Szymborska pisali kiedyś wiersze, które trzymały się tych wszystkich zasad struktury i w pewnym momencie powiedzieli sobie: „a nie, to ja pofigluję” i zaczęli zupełnie inaczej. Wtedy dopiero zaczęto mówić: „no tak, to jest współczesny poeta”. A „W Rzymie na Campo di Fiori…”? Przecież to jest cudowny wiersz, ale zniknął sobie gdzieś w tym wszystkim, spokojny, grzeczny, zrytmizowany, zrymowany. Zniknęły pierwsze wiersze Szymborskiej. Jest taki wiersz: „Imiona krzyczą z pociągu” piękny… Z Wisławą rozmawiałam, ale nigdy nie zapytałam, dlaczego tak zrobiła. Podobno taką poezję lepiej tłumaczy się na inne języki. – To co wydaje się troszkę niezrozumiałe, ludziom wydaje się nowoczesne… – Ale nie czytają tego! Przyszedł do nas Władysław Kopaliński, świętej pamięci, był z nami zaprzyjaźniony, często tu do nas zaglądał i mówi: „Słuchajcie, ja nie rozumiem, mnie się bardzo podobają niektóre wiersze Szymborskiej, ale ja ich nie potrafię z pamięci powiedzieć, to jest nie do zapamiętania. A wiersz musi stać się własnością człowieka, żeby on go z pamięci, z siebie wydobywał”. I tu się z nim zgadzam. To chyba jest główna przyczyna słabego odbioru poezji w tej chwili. Poezja jest zadeptana, nie ma jej. Zadeptana przez samych poetów, zaczęli tupać nogami i tym tupaniem zadeptali własną poezję. – Kiedy pani zaczęła pisać wiersze? – Pisałam od dawna, od chwili, kiedy skończyłam pięć lat. Typowo, dziecięco. Wiersze stawały się coraz lepsze. Dzięki temu, że było tyle tego pisania, to zdaje się zrobiłam sobie całą skrzynkę rymów. I już nie muszę ich szukać. Ale żeby nie Jan, to ja bym prawdopodobnie nie wylazła poza pisanie do poduszek. Janek powiedział: „Ty się wygłupiasz, Piszesz wiersze i nigdzie ich nie drukujesz. Teraz już zrobimy porządek. Zaprowadzę cię do jakiegoś wydawnictwa”. I nie zaprowadził, bo myśmy byli w Zakopanem. Tuwim umarł tego dnia, napisałam o tym w poemaciku „Notatnik Zakopiański”. Jan kazał mi posłać ten poemacik do Wisławy Szymborskiej, która była wówczas kierownikiem działu poezji „Życia Literackiego”. Ona odpisała, nie pamiętam całego listu, ale było tam tak: „proszę jeszcze pisać, nie zamieszczę tego, ale ubawił mnie fragmencik: •
m
a
j
2
0 1 3
7
Książki dla dzieci i młodzieży warkoczyki cienkie jak mysie ogonki, Język w ruchu, żeby lepiej szło. Podłożyli pod pupkę dwa tomy Żeby palce dosięgły rameau…” A to kuzynka Janka grała na fortepianie. (śmiech) A w ogóle to skandal, pisarz, który opisuje ze swoich przeżyć rzeczywistość o jakichś głupich sprawach, że dziewczynka siedzi za nisko i w dodatku do rymu, i w dodatku z rytmem, i jeszcze pisze tam w tym samym fragmenciku o śmierci Tuwima. To trochę za dużo na raz dla współczesnych poetów… – Podobno przeczytała też pani Wisławie Szymborskiej inny swój wiersz… – To była króciutka fraszka o tym, że czas jest okrutny: „Oto czas, Od którego wszyscyśmy zależni Albowiem biegnąc Nas Używa jako bieżni…”. „O co chodzi?” – zapytała Wisława. Ja jej odpowiedziałam: „Czekaj no, niewyraźnie powiedziałam, to może wyraźniej powtórzę”. I jeszcze dwa razy powiedziałam. A ona nadal: „Nie, nie rozumiem”. Myślę, że może ona nie była wrażliwa na tę krótką formę, że nie czuła, że to jest zmieszczenie w czterowierszu całej myśli… Była świetna poetką, ale zupełnie innego rodzaju. – Spotkała pani Czesława Miłosza? – Nie wiem czy ja się spotkałam z Miłoszem, w każdym razie Miłosz się nie spotkał ze mną. Zostałam nagle niespodziewanie przewodniczącą warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Usiłowałam być bardzo czynna i wymyśliłam, że sproszę tych największych, żeby mieli spotkanie autorskie. To był kłopot, bo kogo zaprosić jako wielkiego pisarza, żeby się inni nie obrazili. Wiadomo było, że się nie obrażą, gdy będzie Miłosz i Szymborska. Szymborska nie chciała, powiedziała, że już nigdy nie będzie miała spotkania autorskiego. No, tylko przyrzekła jednej osobie i jeszcze z tą osobą musi gdzieś być. Janek pyta: „A z kim?” Ona powiedziała: „Z Czesławem Miłoszem”. A Jan na to: „Aleś wpadła, właśnie on ma być”. Musiała ustąpić, przyjechała. Gdy podpisywała książki wszyscy się na nią pchali, krzyczała do mnie: „Joanna ratuj, bo mnie zgniotą, ratuj bo mnie zgniotą”. Musiałam ludzi dosłownie łokciami odpędzać (śmiech). Byłyśmy w dobrych stosunkach. Ale Miłosz w ogóle nie wiedział, że to ja go sprowadziłam, że ja jestem. I w ogóle cały czas mnie nie dostrzegał. Ale w ostatnim roku jego życia jego bratowa, która jest naszą sąsiad-
8
k
s
i
ą
ż k
i
•
b
e
ką, powierzyła mi klucze od mieszkania żebym nakarmiła jej koty. Poszłam o właściwej godzinie, dobieram się do zamków, dobieram i nic. Cztery klucze pasują, piąty nie chce się przekręcić. Myślę sobie – o Boże, przecież koty umrą z głodu. Miałam telefon do Miłosza w Krakowie, zadzwoniłam. Miłosz zapytał, kto dzwoni. Jego bratowa powiedziała, że to ta osoba, która sprowadzała cię na spotkanie z Wisławą. Miłosz dopytywał się: „A co ona robi?”. Bratowa mówi: „Jest poetką”. „A jak się nazywa?” dopytuje się Miłosz. „Kulmowa” – słyszy w odpowiedzi. I nagle, gdy już dochodzi godzina wigilijna, telefon. „Pani poznaje kto mówi?” – Ja na to: „Chyba tak, pana głos jest znany”. „Tutaj mówi Czesław Milosz. Pani jest tą osobą, która napisała te trzy wiersze zamieszczone w ‘Tygodniku Powszechnym’? Bardzo dobre wiersze, bardzo dobre wiersze” – trzy razy powtórzył. Odpowiedziałam: „Zrobił mi pan wielki prezent gwiazdkowy, nigdy nie myślałam, że będę miała taką miłą niespodziankę w samą wigilię”. Na tym się skończyła nasza znajomość, tak jak się zaczęła, ale ja nigdy nie słyszałam tyle zdumienia w czyimś głosie. Ale muszę powiedzieć, że przyjemność była duża. Ktoś mnie nie widzi, nie zauważa, a potem mówi aż taki komplement, a w dodatku się nazywa Czesław Miłosz. To jest frajda. – Czy pisała pani piosenki? – Moją najpiękniejszą piosenkę zaśpiewała Anna German. Wymieniają jej wszystkie piosenki, a mojej nikt nie reklamuje, a ona mówiła, że bardzo ją kocha. I, że jej mąż podobno oświadczył się o tę piosenkę. „Kiedy wszystko zgaśnie” to jedyny erotyk, jaki w swoim życiu napisałam. Muzykę skomponowała Katarzyna Gartner, a German to cudownie, tym swoim jasnym, ale i płaczliwym leciuteńko głosem zaśpiewała. Człowiek ma pewne marzenia w dzieciństwie, wydaje mu się, że musi być wielki, sławny i znany, potem to się zaczyna realizować, albo nie. U mnie się nie realizowało, przez długie lata mnie nie było, teraz nagle wyskoczyłam, już jest za późno właściwie. Jest za późno żebym ja umiała to docenić, mnie to raczej śmieszy jak się robię taka strasznie ważna. Nie jestem ważna i nie chcę nic więcej, wystarczy. – Warto jednak mówić o pani poezji. – Chciałabym żeby do dzieci i młodzieży trafił dobry tekst, wiersz, który ma melodię, ma rytm. Dzieci lubią wiersze, lubią mówić wiersze. Dobre wiersze. Chodzi też o to, żeby wiersz miał taki rytm, żeby nie łakomili się
na niego muzycy, bo jak muzyk zaczyna dorabiać swoją melodię, to właściwie oznacza to podłą jakość wiersza, jeżeli mu nie wystarcza bycie wierszem. Mnie się to zdarzyło parę razy, ale nie jestem wtedy szczęśliwa. „Lubię – powiada – smutek mój drański – dobrze mi z sobą, bom ja słowiański, coś z tych odwiecznych – powiada – dram. Idzie ulicą, idzie ulicą sam. Choćby ze światem było Bóg wi co idę ulicą, idę ulicą sam”. – W wierszach dla dzieci łączy pani humor i głęboki liryzm. – Co ja mam na ten temat powiedzieć? To po prostu jestem ja. – Stosuje pani eksperymenty słowne, odwołuje się pani do dziecięcych przeżyć i wyobraźni. Ma pani chyba w sobie cały czas takie dziecko, prawda? – Właśnie mi to uświadomiłaś, bo nie wiedziałam (śmiech). – Tak? – Profesor Miodek ostatnio się bardzo ładnie wyrażał o tym, co ja piszę, „że ja tak sobie dobrze dłubię w polszczyźnie”. To jest dla własnej przyjemności. U diabła, wiersze się pisze dla własnej przyjemności. Człowiekowi coś zaśpiewa, zagra w duszy, to musi to wyrazić, najlepiej jak umie, jakby chciał. – Jakie swoje książki lubi pani najbardziej? – Na pewno „Wio Leokadio” i „Topografię myślenia”. Jeszcze napisałam jedną książkę, której w ogóle nigdzie nie ma, nie będzie i prawie jej nie było. To była powieść. Iskry zamówiły u mnie powieść dla młodych dziewcząt. Powieść jest o dziewczynce, to się nazywa „Trzy”, bo tam są trzy jej osobowości. Jak to zaniosłam do Iskier, to usłyszałam: „No dobrze, ale to nie jest dla nastolatków, to jest dla dorosłych, no ale skoro jest to wydajemy”. I wtedy się zaczął Marzec’68… I strasznie się denerwowali fragmentami, ponieważ to jest napisana monografia strachu. Krzyczą holokaust, holokaust. A to jest inaczej powiedziane, ani razu nie było słowa na „ż”…. – Zrobiła pani i robi wielką literaturę dla dzieci: dojrzałą, mądrą… – Nie dla dzieci, dla ludzi. – Ale dziecko jest „ludziem”. – Twierdzę, że w ogóle jest mądrzejsze. Do pięciu lat to ono jest znacznie mądrzejsze od dorosłego, bo zadaje pytania, a nam się wydaje, że wszystko wiemy. My nie wiemy niczego. Rozmawiała Małgorzata J. Berwid
z p
k
ł
a
t
n y
d
o
d
a
t e
•
m
a
j
2
0 1 3
Książki dla dzieci i młodzieży Danuta Gellnerowa
Cukrowe miasteczko „Miałam Mamę poetkę. Urodziłam się wśród wierszy” – tymi słowami Dorota Gellner otwiera tomik wierszy i wierszyków dla dzieci autorstwa nieżyjącej już poetki Danuty Gellnerowej, doskonale znanej rodzicom i dziadkom z „Misia”, „Świerszczyka” czy „Płomyczka”. Dokładnie rok temu w wywiadzie dla „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” Dorota Gellner wyznała: „Teraz pracuję nad zbiorem wierszy mojej mamy. Niech ukażą się wreszcie w pięknie wydanej książce i niech na nowo zalśnią swoim blaskiem”. Jej pragnienie się spełniło. Do rąk czytelników trafił zbiór w starannym opracowaniu graficznym liczący blisko 30 wierszowanych poruszających wyobraźnię historyjek, ułożonych tematycznie – od tych o tematyce wiosennej po te w zimowym klimacie. Rymowanki łatwo wpadają w ucho. Są dowcipne, pełne finezji, pisane pięknym językiem. Antologia ukazała się w 10. rocznicę śmierci poetki. Na zbiór składają się utwory drukowane niegdyś na łamach czasopism dziecięcych, ale też bajki dotąd niepublikowane, jak chociażby tytułowe „Cukrowe miasteczko”.
k
s
i
ą
ż k
i
•
b
e
Wydawnictwo Bajka dokonało wyśmienitego wyboru ilustratora. Wiersze cudownie uzupełniają ilustracje Agnieszki Żelewskiej. Dzięki pomysłom artystki na każdej stronie jest kolorowo, wesoło, pięknie. Jej kolaże są kapitalne. „Cukrowe miasteczko” czyta się i ogląda z przyjemnością. Pyszna lektura, warta polecenia! (et)
cji przedstawienia „Ania z Zielonego Wzgórza”. Ponad 12 godzin wysokiej klasy słuchowiska. Polecam to każdemu, bez względu na to czy ma 11 czy 21 albo 101 lat. (et)
Bajka, Warszawa 2013, s. 60, 29,90 zł, ISBN 978-83-61824-59-6
Wakacje Fryderyka
Lucy Maud Montgomery
Ania z Zielonego Wzgórza Z pr z yjemno ś ci ą przypomniałam sobie, a właściwie odkryłam na nowo słynne dzieło kanadyjskiej pisarki, a to za sprawą audiobooka w nowym przekładzie Ewy Łozińskiej-Małkiewicz. Przygody Ani Shirley czyta Joanna Pach-Żbikowska, która doskonale oddaje stan emocjonalny barwnej osobowości dziewczynki zmieniający się w zależności od sytuacji, w której się znajduje. Klasyczna pozycja dla dzieci i młodzieży w nowej formie tylko zyskała i stała się jeszcze bardziej zajmująca. Zarówno Joanna Pach-Żbikowska, jak i realizatorka nagrania, Klementyna Walczyna, współpracują w Teatrze 6. Piętro przy realiza-
z p
ł
a
t
n y
d
o
d
a
t e
k
tłum. Ewa Łozińska-Małkiewicz, Biblioteka Akustyczna, Warszawa 2013, 24,90 zł, CD MP3, ISBN 978-83-7878-032-8
Walter R. Brooks Genialna seria żyjącego w latach 1886-1958 amerykańskiego pisarza, której bohaterami są domowe zwierzęta, to zapomniana na wiele lat, a w Polsce zupełnie nieznana perła literatury dziecięcej, którą właśnie postanowiło przywrócić czytelnikom wydawnictwo Jaguar. Walter R. Brooks w naszym kraju zasłynął jako twórca postaci niezapomnianego Eda z serialu „Ed, koń, który mówi”, emitowanego w Stanach Zjednoczonych w latach 1961-1966 a w naszym kraju w latach siedemdziesiątych. Ciepłe i mądre historie Waltera R. Brooksa o mówiących zwierzętach były niezwykle popularne aż do lat sześćdziesiątych. Później popadły w zapomnienie. Zdaniem Rogera Sale, krytyka literackiego, „Prosiaczek Fryderyk i dzięcioły” zainspirowały George`a Orwella do napisania „Fol-
•
m
a
j
2
0 1 3
9
Książki dla dzieci i młodzieży warku zwierzęcego”. Mnie nieco przypomina ulubioną z dzieciństwa brytyjską serię o doktorze Dolittle i jego zwierzętach. To opowieść o mieszkańcach farmy państwa Beanów – prosiaczku Fryderyku, koniu Hanku, krowie Wandzie, psie Robercie, kaczuszkach Alicji i Emmie i jeszcze kilku innych stworzeniach, które postanawiają udać się na zimę w cieplejsze miejsce. Zainspirowały się wędrówką jaskółek i w ślad za nimi podążają na słoneczną Florydę. Mały czy duży, pies czy kot, łapa w łapę maszerują ku lepszemu życiu, by na koniec odkryć, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Nie ma wśród nich lidera, decyzje podejmowane są wspólnie, jest przyjaźń, braterstwo, solidarność. Ich przygody, jak np. tę o spotkaniu z aligatorami, albo wąsaczem, który chciał ukraść wędrowcom skarb, czyta się niemal z zapartym tchem, bohaterowie budzą sympatię i życzliwość zarówno u młodszych, jak i starszych czytelników. Historyjki uczą właściwego stosunku do świata zwierząt. Dodatkową wartością książki jest świetny przekład Stanisława Kroszczyńskiego oraz oryginalne ilustracje Kurta Wiese. Całość wydana kunsztownie. Polecam gorąco! (et)
Serie wydawnicze – Media Rodzina
Fantastyczna Seria do Kieszonki To prawda, ta seria jest fantastyczna! Autorką tekstów i ilustracji jest Anita Głowińska, pisarka znana z cyklu o Kici Koci. Zabawne książeczki w poręcznym formacie i w solidnych twardych okładkach, z dużą czcionką skierowane są do dzieci, które samodzielnie czytają. Co jest w nich najlepsze? Prościutka fabuła, głównie podpatrzone z życia codziennego sytuacje z lekką nutą magii i dużo bezpretensjonalnych ilustracji. Zizi, Kapsel i Maks to trójka zwariowanych przyjaciół z osiedla, którzy razem tworzą zgraną paczkę. Wspólne wygłupy, zaskakujące przygody, niespożyta energia bohaterów pozytywnie nastraja. Autorka skutecznie potrafi rozpalić wyobraźnię czytelników i przekonać ich, że to, co pozornie zwykłe, jak na przykład kałuża na podwórku, może być bardzo tajemnicze, a dorośli potrafią czasem wrzucić na luz. Anita Głowińska ma niezwykle lekkie pióro, duże poczucie humoru i zmysł obserwacji, dzięki czemu lekturę pochłania się w mgnieniu oka. (et)
tłum. Stanisław Kroszczyński, Jaguar, Warszawa 2013, s. 208,
Spotkamy się z urwisem w okularach jeszcze nie raz, ponieważ „Mateuszki” to seria siedmiu książek („Mateuszek”, „Mateuszek i kłopoty”, „Jestem super-Mateuszek”, „Mateuszek i tajemne sprawki”, „Mateuszek w trasie”, „Głupek i ja”, „Mateuszek” oraz „Sekret Mateuszka”). Joanna Habiera
32,90 zł, ISBN 978-83-7686-193-7
tłum. AnnaTrznadel-Szczepanek, Nasza Księgarnia, Warszawa
haczyć wytropioną roślinę, wykonane zadanie czy doświadczenie. Doskonałym uzupełnieniem książki jest umieszczony na końcowych stronach atlas roślin. Proponowany zestaw ćwiczeń przez zabawę zapoznaje czytelnika z bardzo bogatym i ciekawym światem roślin, zaspokaja naturalną ciekawość świata. (et)
2013, s. 162, ISBN 978-83-10-12472-52
Papilon, Poznań 2013, s. 128, 29,90 zł, ISBN 978-83-245-9889-2
Mateuszek i kłopoty
Joanna Winiecka-Nowak
Caroline Lawrence
i marzyciel-rozrabiaka oraz jego przyjaciel Uszatek, brat Głupek, niezawodny Dziadek, szczera do bólu Pani Wychowawczyni, sąsiedzi, koledzy i oczywiście rodzice, znani nam są już z poprzedniej książki „Mateuszek” – „encyklopedii życia” hiszpańskiego ośmiolatka. Cóż tym razem spotyka sympatycznego urwisa? Zostaje nakryty przez mamę z papierosem w ręku (jest prawie niewinny). Nie raz oberwie kuksańca od rodzicielki. Kompletnie nie zna się na piłce nożnej i okrywa się przez to hańbą. Bawi się we fryzjera, a jego pierwszym klientem jest Głupek, który od dziś nosi nową fryzurę – łysą. Idzie z kolegami kraść – łup chowają w majtkach i zostają przyłapani na gorącym uczynku. Zakładają Bandę Brudnych Nóg, której koniec jest szybki – do najbliższego mycia. Można nazwać hiszpańskiego Mateuszka dalekim krewnym francuskiego Mikołajka. Obaj są równie wyluzowani. Z ciut innym poczuciem humoru i zestawem przygód – niektórym podoba się mniej, innym bardziej, ale niewątpliwie jest zabawny i zupełnie niepoprawny „polityczno-pedagogiczne”. Świat z dziecięcej perspektywy wygląda całkowicie poważnie. Czasem śmiesznie, czasem strasznie. Czasem słodko, często gorzko. Chłopakom się spodoba. Dobrze się czyta i ma fajny, pozytywny klimat. Dlatego – jak radzi Mateuszek – „Przygotuj miejsce na półce, bo to dopiero początek”.
Sięgając po tę publikację przypomniały mi się moje pierwsze książki, z którymi z przyjemnością odkrywałam przyrodę – był to cykl Marii Kownackiej „Razem ze słonkiem” z ilustracjami Zbigniewa Rychlickiego. Tomy, każdy poświęcony innej porze roku, miały swój niepowtarzalny klimat, zawierały wierszyki, zagadki, opowiadania i mnóstwo ciekawych informacji przyrodniczych. Byłam nimi zachwycona! Współczesnym dzieciom polecam książkę „Detektyw przyrody. Świat roślin”, napisaną przez fachowca – ekspertkę, doktora biologii, współautorkę podręczników do nauczania początkowego, nauczycielkę i mamę czwórki dzieci. Zgrabny zeszyt, okraszony mnóstwem ilustracji, przede wszystkim barwnymi fotografiami omawianych roślin, zawiera pomysły, jak atrakcyjnie i twórczo spędzić wolny czas. Przewodnikiem czytelników jest Alojzy Mniszek, detektyw, który udziela odpowiedzi na tak trudne pytania jak: Czy rośliny się opalają? Czy rośliny się przyjaźnią? Dlaczego na łące nie rosną drzewa? Treść została podzielona na 20 rozdziałów, a lektura każdego powinna skończyć się badaniem w terenie. W tym celu opracowany został „Dzienniczek obserwacji terenowych”, z którym należy wyruszać nawet na krótki spacer na osiedlu, by móc od-
Stany Zjednoczone, druga połowa XVIII wieku. Beztroskie dzieciństwo dwunastoletniego P. K. Pinkertona przerywa tragiczna śmierć przybranych rodziców zamordowanych przez szajkę bandytów, którzy szukają pewnego cennego dokumentu. Pismo to gwarantujący wielkie pieniądze akt własności ziem, na których leżą kopalnie węgla. By zyskać do nich prawa P. K. musi przedłożyć dokument stosownym władzom stacjonującym w nieodległym Chicago. Goniony przez bandziorów roszczących sobie prawo do dokumentu chłopak chce czym prędzej dotrzeć do celu podróży. Po drodze zatrzymuje się w niewielkim miasteczku Virginia City. Jak się okazuje, niezwykle trudno wydostać się z niego wydostać: łatwowierny i prostolinijny P. K. spotyka na swojej drodze mniej lub bardziej życzliwych ludzi, którzy raz po raz starają się mu pomóc lub przeszkodzić w realizacji celu. Dzięki wrodzonemu wdziękowi, uczciwości i inteligencji bohaterowi udaje się jednak wyjść cało z każdej opresji... i osiągnąć zamierzenie – choć nie zupełnie tak jak planował. „Sprawa trzech desperado” to wciągająca powieść przygodowa z gatunku western dla dzieci. Autorka dołożyła starań, by w lekturze znalazło się wszystko, czego po tego rodzaju powieści mogą oczekiwać mali czytelnicy: są niezwykle plastycznie i wiernie odtworzone realia amerykańskiej prowincji sprzed paru wieków, jest wartka akcja, która raz po raz odmienia losy bohatera i szaleńcze pościgi oraz efektowne rewolwerowe pojedynki. Największym
z p
k
Elvira Lindo
Mateuszek – optymista Detektyw przyrody
10
k
s
i
ą
ż k
i
•
b
e
ł
a
t
n y
d
Sprawa trzech desperado
o
d
a
t e
•
m
a
j
2
0 1 3
Książki dla dzieci i młodzieży atutem książki jest jednak sympatyczny i inteligentny bohater, którego urokowi nie sposób się nie oprzeć. (mm) tłum. Maciejka Mazan, Egmont Polska, Warszawa 2013, s. 294, ISBN 978-83-237-5495-4
Justyna Steczkowska, Anna Kaszubska
Muzyka świata czyli jak obudzić Leona Ileż to można stracić, przesypiając ranek. Nie zobaczy się wschodu słońca, nie usłyszy ptasich treli, nie posmakuje słodkiego kakao. Czasem śpiocha może ominąć coś zupełnie wyjątkowego. Jak w przypadku Leona, którego co wakacje gości pod swoim dachem babcia Helenka. Pewnego dnia postanawia zgotować wnukowi nie lada pobudkę. Zaprasza do swojego domu sąsiadkę, łudząco podobną do Justyny Steczkowskiej, artystkę o niebywałej skali głosu. Mimo anielskich śpiewów Leon ani myśli wstawać. Babcia, dzięki rozległym znajomościom, sprasza kolejne znakomitości by postawić chłopca do pionu – pana Mariana hejnalistę, dudziarza Johna ze Szkocji, Pipaluka, bębniarza z Grenlandii, Indian z plemienia Navaho… Czytelnik zgłębia tajniki mu-
k
s
i
ą
ż k
i
•
b
e
zyki z całego świata, podróżuje przez różne zakątki globu, uczy się rozpoznawać instrumenty charakterystyczne w konkretnych krajach, flagi konkretnych państw, a nawet zwyczaje i smaki. A Leon nic. Śpi. Historia wnuczka skończyła się jednak zupełnie inaczej niż wiersz Ludwika Jerzego Kerna o „Panie Tygrysie”, który „przymknąwszy oczy, zmarszczywszy brwi, (…) w hamaku sobie śpi”, a po interwencji dzięcioła był w stanie jedynie powiedzieć: „Psssschyyyyyy…” Znana piosenkarka i kompozytorka razem z pedagogiem i autorką wielu bajek (obie są szczęśliwymi matkami), stworzyły zabawną opowieść, która z całą pewnością rozbudzi w młodych czytelnikach ciekawość świata i chęć poznania źródła, z którego pochodzą dźwięki. Książka zwraca uwagę na różnice kulturowe, które mogą dotyczyć właściwie każdego aspektu naszego funkcjonowania. Historię uzupełnia kilka zadań, aktywizujących i utrwalających zdobyte wiadomości. Całości dopełniają oryginalne ilustracje malarki Katii Sokolowej-Zyzak, które przywodzą na myśl ludową sztukę rosyjską. Powstała przeurocza książka do czytania, oglądania, aż szkoda, że jeszcze nie do słuchania. Płyta CD z nagranymi dźwiękami z różnych kontynentów i oczywiście dźwięcznym głosem Justyny Steczkowskiej byłaby całkiem na miejscu. (et) G+J, Warszawa 2013, s. 90, 24,90 zł, ISBN 978-83-7596-517-9
z p
ł
a
t
n y
d
o
d
a
t e
k
Philipa Gregory
Odmieniec Pierwszy tom nowej serii „Zakon Ciemności” autorstwa Philipy Gregory, królowej powieści historycznej. Bardzo udany początek cyklu, zajmujący, intrygujący, porywający w czasy średniowiecza i rozbudzający ciekawość. Autorka zręcznie buduje opowieść, a świetny warsztat literacki sprawia, że czyta się ją z narastającym zainteresowaniem. Akcja powieści rozgrywa się w 1453 roku, tuż po tym jak Osmanowie podbili Konstantynopol. Młody Luca Vero został mianowany inkwizytorem i na polecenie papieża ma tłumić ruchy heretyckie, tropić oszustwa i wyjaśniać podejrzane sprawy. Jedną z nich jest przypadek zakonu żeńskiego, w którym dzieją się dziwne rzeczy – siostry lunatykują, zdradzają oznaki obłędu, a niektóre z nich noszą na rękach stygmaty. Nowicjusz (tytułowy „odmieniec”) rozgryzający zagadkę poznaje w zakonie Izoldę, córkę zmarłego niedawno króla. I tu akcja nabiera rozpędu, mamy ucieczki, intrygi, niecne knowania, wreszcie wątki miłosne. Czytelnik ma okazję przebyć z bohaterami niebezpieczną drogę i śledzić ich burzliwe perypetie. Autorka buduje ciekawe postaci, a wśród nich postać Iszrak, dziewczyny ze Środko-
•
m
a
j
2
0 1 3
11
Książki dla dzieci i młodzieży wego Wschodu, buńczucznej i mężnej. Ta dziewczyna mówi odważnie o sytuacji ówczesnych kobiet, które uważane są za gatunek drugiej kategorii: „Ludzie boją się kobiet wykształconych, kobiet, które mają pasję. Ja jestem młodą wykształconą kobietą o ciemnej skórze, wyznającą nieznaną religię i własna wiarę, więc dla ludzi (…) wydaję się równie obca jak bestia”. Autorka piętnuje różne zachowania, jak pragnienie władzy, posiadania. Polecam miłośnikom zajmujących historii. Rewelacyjny pomysł na serię. Książka ze wszech miar godna polecenia. Czyta się szybko i przyjemnie. Czekam na kolejną część. (et) tłum. Maciejka Mazan, Egmont, Warszawa 2013, s. 286, ISBN 978-83-237-5709-2
Marcin Przewoźniak
Zgaduj zgadula Pomysłowa książeczka ze sprawdzonej serii „Centrum Edukacji Dziecięcej”, adresowana do dzieci powyżej trzeciego roku życia. Zabawne rymowanki dostarczą maluchom mnóstwa frajdy i rozpalą małoletnią wyobraźnię („Gdy burzy czerń zmyka przed słońcem, na niebie barwny most się zjawia”). Czasem przydaje się znajomość lektur, bowiem rytmiczne wierszyki traktują nie tylko o roślinach, zwierzętach czy przedmiotach codziennego użytku, ale też o bohaterach bajek, takich jak Pinokio, Śpiąca Królewna czy Pan Twardowski. Jeśli już mały czytelnik odgadnie odpowiedź, może ją w tej książeczce napisać lub narysować. Autor zeszytu połączył przyjemne z pożytecznym, rozrywkę z wiedzą. Książka świetnie sprawdzi się w dłuższej podróży, w poczekalni, w czasie niepogody, albo też podczas wspólnych zajęć w przedszkolu czy świetlicy. (et) Papilon, Poznań 2013, s. 120, 19,90 zł, ISBN 978-83-245-2272-9
Jeff Kinney
Dziennik cwaniaczka. Trzeci do pary Cykl o Gregu Heffleyu cieszy się w Stanach Zjednoczonych niesłabnącym powodzeniem, a jego twórca został okrzyknięty przez czasopismo „Time” jednym ze stu najbardziej wpływowych ludzi świata. Serię rekomenduje Whoopi Goldberg: „To książka dla twoich dzieci, jeżeli lubią czytać… a zwłaszcza jeżeli nie lubią”. Co jest takiego w tych książeczkach, że małoletni chętnie po nie sięgają? Jeff Kinney zgotował młodym czytelnikom nie lada strawę, mieszając garście re12
k
s
i
ą
ż k
i
•
b
e
Serie wydawnicze – Papilon
Surykatki Ninja
Były Wojownicze Żółwie Ninja, teraz przyszła pora na wojownicze surykatki, którym nie straszne są przeciwności losu. Każdy z czterech bohaterów (Jet Turbo-Grzmot, Chuck Kobra-Killer, Donnie Łup-Chrup i Bruce Stopa-Smoka) jest inny, jeden wymiata mieczem, inny biegle włada nunchaku, trzeci ma silny wykop, czwarty zaś najlepiej zna się na nowinkach technologicznych. Wspólnie są nie lada problemem dla ich odwiecznego wroga – Mistrza Areny i jego bandy klaunów. W tomie „Klan Skorpiona” bystre futrzaki ratują tygrysicę posiadającą nadzwyczajne moce. Jeśli trafi w niepowołane ręce, może stanowić niewyobrażalne zagrożenie. Książeczki z przygodowej serii adresowane są dla dzieci powyżej szóstego roku życia. Ich atutem jest wartka akcja, interesujące sceny walki (bez agresji) i oryginalni bohaterowie z poczuciem humoru. (et)
alistycznych historii z życia gapowatego ucznia z mnóstwem przezabawnych rodzinnych scenek, dodając po szczypcie różnych emocji, od radości po smutek czy wstyd i absolutnie unikając dydaktycznego smrodku. Wszystko okrasił wesołymi ilustracjami. W siódmym już tomie cyklu Greg (tytułowy cwaniaczek) przygotowuje się do szkolnego balu walentynkowego, co oczywiście wiąże się z niezwykłymi perypetiami bohatera. Nim sięgniecie po książkę znajdzie sobie należyte miejsce, bo lektura wywołuje niekontrolowane wybuchy śmiechu. (et) tłum. Joanna Wajs, Nasza Księgarnia, Warszawa 2013, s. 224, 24,90 zł, ISBN 978-83-10-12399-2
Andreas Steinhöfel
Rico, Oskar i złodziejski kamień To już nie są ci sami chłopcy co w pierwszym tomie „Rico, Oskar i głębocienie”. Mają za sobą bogaty bagaż doświadczeń, w końcu rozwiązali już kilka kryminalnych i nie tylko zagadek. Ale wciąż trudno im zrozumieć skomplikowany świat dorosłych, poczynając od mikrośrodowiska berlińskiej kamienicy przy ul. Majowej 93. Jej mieszkańcy skrywają wiele tajemnic. Zwłaszcza jeden z sąsiadów – pan Fitzke – dostarczy im nie lada powodu, aby rozpocząć nową przygodę i wyruszyć z Berlina aż nad Bałtyk. Tym razem mali detektywi tropią złodzieja tajemniczego kamienia. Opowieść o „głęboko utalentowanym” Rico i genialnym Oskarze wciąga bez reszty. To przede wszystkim książka z dreszczykiem, autor świetnie buduje napięcie, nie odkrywa wszystkich kart podczas lektury, potrafi zaciekawić, zainteresować. Stworzone przez niego postacie są skomplikowane, niekonwencjonalne i prawdziwe. „Rico, Oskar i złodziejski kamień” to książka łącząz p
ł
a
t
n y
d
o
d
a
t e
ca w sobie świetny kryminał, powieść psychologiczną, ale zawiera też elementy filozoficzne i egzystencjalne. Przede wszystkim to opowieść o życiu, pełna niewymuszonej mądrości. Spodoba się każdemu, i dziecku i dorosłemu. Po raz kolejny jestem zachwycona! (et) tłum. Elżbieta Jeleń, WAM, Kraków 2013, s. 320, 34,90 zł, ISBN 978-83-7767-167-2
Martyna Wojciechowska
Zwierzaki świata W tej książce jest wszystko, co tygryski lubią najbardziej. Wciągające emocjonujące historyjki, w których zło przeplata się z dobrem, są też ulubieni bohaterowie maluchów czyli zwierzęta, do tego mrowie ciekawostek, nieznanych faktów i mnóstwo barwnych, wysokiej jakości fotografii. Opracowanie graficzne zasługuje na szczególną pochwałę. Atrakcyjny i bardzo potrzebny przewodnik, bo uczy młode pokolenie poszanowania praw natury, praw przyrody, rozwija wrażliwość na jej piękno, skupia uwagę na szkodliwej działalności człowieka i na konieczności zmiany tego stanu rzeczy. Inspiruje do wspólnych rodzinnych dyskusji na temat otaczającego świata, znanego i nieznanego. Na tom składa się pięć opowiadań, każde poświęcone innemu stworzeniu. W rolach głównych: Carlito, mrówkojad z Wenezueli, Happy, orangutan z Borneo, Balgir, biały szczur z Indii, Fisu, słonik z Kenii i Jessika, hipopotam z RPA. Słynna podróżniczka Martyna Wojciechowska po raz pierwszy występuje w roli autorki tekstów dla dzieci i śmiało można pogratulować jej debiutu. Jako mama kilkuletniej Marysi doskonale wie, czym zainteresować kilkuletnich czytelników. Książka testowana na dzieciach. Polecam każdemu od 3 do 103 lat. (et) G+J RBA, Warszawa 2013, s. 162, 34,90 zł, ISBN 978-83-7596-508-7
k
•
m
a
j
2
0 1 3
Uwaga, łobuziaki! Okropny Maciuś nadchodzi!
WKRÓTCE KOL E JNE CZ ĘŚ CI
!
nr 5/2013 (200) • maj 2013 Bezpłatny dodatek • ISSN 2083-7747 • Indeks 334464