MLK 8 2017

Page 1

k s i Ä… Ĺź k i m a g a z y n

l i t e r a c k i

: 52.8 3,Â’68'6.,(*2

Nr 8/2017 (251) Cena 14,50 zł (8% VAT) • ISSN 2083-7747 • Indeks 334464

Nie przepadam za komarami, ktĂłre czÄ™sto nie dajÄ… mi spokojnie wÄ™drować po puszczy. A w szkole fizyki baĹ‚em siÄ™ jak ognia. Po lekturze KudĹ‚atej nauki staĹ‚ siÄ™ cud – polubiĹ‚em jedno i drugie. To Ĺ›wietna pozycja opowiadajÄ…ca o tym, jak prawa fizyki dziaĹ‚ajÄ… w Ĺ›wiecie zwierzÄ…t.

Adam Wajrak

200 str. 75 ilustracji

format 20,5 x 25 cm twarda oprawa

69

]ĂŻ Cena detaliczna: ISBN: 978-83-7553-225-8

www.bialykruk.pl

9 771234 020171

%LDĂŻ\ .UXN 6S ] R R XO 6]ZHG]ND .UDNĂśZ WHO IDNV H PDLO PDUNHWLQJ#ELDO\NUXN SO 3U]\ ]DPĂśZLHQLX QD NZRWĂš SRZ\Ä?HM b]ĂŻ NRV]W\ SU]HV\ĂŻNL b]ĂŻ SRQRVL Z\GDZQLFWZR

08

graficznym MarszaĹ‚ka. Prostuje w nim wiele faĹ‚szywych poglÄ…dĂłw na temat tego wielkiego Polaka, ktĂłrego juĹź za Ĺźycia obrzucano kalumniami (skÄ…d my to znamy!), a w czasach komuny albo usiĹ‚owano przemilczeć, albo zafaĹ‚szować. Na uwagÄ™ zasĹ‚uguje oryginalna oprawa graficzna, w tym 75 unikatowych ilustracji; fantastyczne rysunki, grafiki oraz wiele dokumentalnych fotografii, a wszystko to na 200 stronach fascynujÄ…cej lektury. Otrzymujemy w Roku PiĹ‚sudskiego, w 150. rocznicÄ™ jego urodzin, popularne i zarazem godne wspaniaĹ‚ego jubileuszu dzieĹ‚o.

8 / 2 017

D

zieĹ‚o upamiÄ™tniajÄ…ce spuĹ›ciznÄ™ MarszaĹ‚ka, twĂłrcy niepodlegĹ‚oĹ›ci Polski! NajwaĹźniejsze opinie JĂłzefa PiĹ‚sudskiego dotyczÄ…ce naszej historii, polityki, charakteru i mentalnoĹ›ci narodowej pochodzÄ…ce z caĹ‚ego jego niezwykĹ‚ego Ĺźycia – od czasĂłw PPS-owskiej konspiracji, przez dziaĹ‚alność strzeleckÄ…, Legiony Polskie, wojnÄ™ polsko-bolszewickÄ…, przewrĂłt majowy, aĹź po ostatnie lata. Wyboru tekstĂłw dokonaĹ‚ wybitny znawca postaci i dorobku PiĹ‚sudskiego, a zarazem Ĺ›wietny pisarz (autor przeszĹ‚o 50 ksiÄ…Ĺźek!) Bohdan Urbankowski. PoprzedziĹ‚ zbiĂłr bogatym i bĹ‚yskotliwym szkicem bio-

Premiera

27września


ŚWIATOWE BESTSELLERY JESIENIĄ W POLSCE! 24–26.10.2017 DAN BROWN W POLSCE Nowa intrygująca powieść autora thrillera wszech czasów!

Niezwykła opowieść o ostatnim skoku bukinierów – piratów kradnących utwory literackie, zdolnych zrobić wszystko to, przed czym wzdragają się wydawcy i pisarze…

www.soniadraga.pl

Czy kontrowersyjny policjant wraz z ekscentrycznym pomocnikiem zdołają zakończyć koszmar kobiety, nim sami padną ofiarą szaleńczego planu? Klasyka skandynawskiego thrillera!

Harry Bosch – bohater stworzony przez Connelly’ego – jest jedną z najbardziej popularnych i nieprzemijających postaci w amerykańskiej powieści kryminalnej. Na podstawie cyklu powstał kultowy serial.

www.fb.com/WydawnictwoSoniaDraga

tel. 32 782 64 77



Spis treści

W numerze W poszukiwaniu nie-ludzkiego ducha numer 8 (251) Redaktor naczelny: Piotr Dobrołęcki Z-ca red. naczelnego: Ewa Tenderenda-Ożóg Zespół: Łukasz Gołębiewski, Joanna Hetman, Paweł Waszczyk Stale współpracują: Małgorzata Janina Berwid, Anna Czarnowska-Łabędzka, Janusz Drzewucki, Tomasz Gardziński, Jarosław Górski, Joanna Habiera, Piotr Kitrasiewicz, Bogdan Klukowski, Tadeusz Lewandowski, Marek Ławrynowicz, Krzysztof Masłoń, Wanda Morawiecka, Małgorzata Orlikowska, Urszula Pawlik, Bożena Rytel, Grzegorz Sowula, Michał Zając, Tomasz Zapert Reklama: Ewa Tenderenda-Ożóg Sekretariat: Ewa Zając Prenumerata: Ewa Zając Adres redakcji: 00-048 Warszawa, Mazowiecka 6/8 pok. 416 tel.:(22) 828 36 31 Internet: www.rynek-ksiazki.pl e-mail: marketing@rynek-ksiazki.pl facebook.com/magazynliteracki http://issuu.com/magazynliteracki Wersja elektroniczna dostępna jest w e-sklepach: Virtualo.pl, Publio.pl i Koobe.pl

„Sekretne życie drzew” pióra niemieckiego leśnika i działacza na rzecz ochrony przyrody Petera Wohllebena to jeden z najbardziej zaskakujących bestsellerów ostatnich lat. Przyrodniczy esej nie był do niedawna gatunkiem, którego najszersza czytelnicza publiczność poszukiwała na księgarnianych półkach i w internetowych wyszukiwarkach, a pewnie niejeden wydawca popularnej literatury popukałby się w głowę, gdyby usłyszał propozycję wydania książki opowiadającej o drzewach. Tymczasem dzieło Wohllebena bije rekordy popularności na Zachodzie, a więc i u nas zostało wydane i, jak się okazało, z wielkim sukcesem – nad przyczyną popularności rozmaitych opowieści o przyrodzie zastanawia się Jarosław Górski 14-18

prawie koniec dzieciństwa, czyli odeszła epoka Małgorzata Karolina Piekarska wspomina Wandę Chotomską, która zmarła na początku sierpnia: tak myślę, że chociaż wraz z nią odeszła pewna epoka, to moje dzieciństwo wciąż jeszcze trwa. I to nawet nie dlatego, że cały czas żyją jeszcze inne autorki, na których się chowałam, ale dlatego, że naprawdę „czarne przegrywa, kolor wygrywa”, bo ta Chotomska jest wiecznie żywa, a jej książki ponadczasowe jak każda dobra literatura 8-9

Czas na dobre wzorce Znam bardzo wielu odpowiedzialnych osiemnasto- czy dwudziestolatków. To, że coś staje się coraz bardziej powszechne, wcale jeszcze nie oznacza, że jest normalne czy dobre. A z drugiej strony, pewne rzeczy stają się coraz bardziej powszechne, ponieważ literatura i film przedstawiają je jako powszechne. Może czas znowu zacząć pokazywać dobre wzorce, które przecież też istnieją i wcale nie są rzadkie, zamiast skupiać się na tym jak ktoś niszczy sobie życie i jeszcze bez wskazania drogi wyjścia? Staram się opowiadać czytelnikom o rzeczach, które sprawdziłam. Czasem na sobie, czasem korzystam z cudzych, ale zawsze zweryfikowanych doświadczeń. Owszem, potrafię korzystać z wyobraźni, ale dobry autor to ten, który wyobraźnię podpiera solidnym badaniem – z Anną Łaciną, autorką książki „Zadzwoń, kocham cię”, rozmawia Anna Pietruczak 23

Łamanie: TYPO 2 Wydawca: Biblioteka Analiz Sp. z o.o. 00-048 Warszawa, ul. Mazowiecka 6/8 pok. 416 Prezes zarządu: Ewa Tenderenda-Ożóg

Książki miesiąca „Zapisane w gwiazdach” Lucie Di Angeli-Ilovan i „Lem. Życie nie z tej ziemi” Wojciecha Orlińskiego 28 „Zginęli, bo byli Polakami” Nikołaja Iwanowa i „Święty Jan Paweł II na znaczkach pocztowych świata 1978-2005” ks. Waldemara Chrostowskiego

29

Prenumerata: 1) Redakcja: tel. (22) 828 36 31, www.rynek-ksiazki.pl/sklep/czasopisma 2) Garmond Press Kraków: www.garmond.com.pl 3) Kolporter S.A.: www.kolporter.com.pl 4) Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 7175959 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora.

2

proponujemy także Wydarzenia 4-7 • Bestsellery z komentarzem Krzysztofa Masłonia 10-12 • Na-molny książkowiec – felieton Tadeusza Lewandowskiego 20 • Fragment książki „Zadzwoń, kocham cię” Anny Łaciny 22 • Książka zaczyna się od okładki – książki dla dzieci poleca Anna Czarnowska-Łabędzka 25 • Między wierszami – felieton Tomasza Zaperta 26 • Co czytają inni – felieton Grzegorza Sowuli 27 • Recenzje 30-40 m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7



Wydarzenia   Dynamiczny rozwój

Literacki Debiut Roku

S

fot. archiwum

„Z naszej bajki”

F

undacja Nowoczesna Polska realizuje projekt „Z naszej bajki”, którego celem jest przywrócenie polskiej kulturze tradycji bajki ludowej. Nad merytoryczną stroną projektu czuwa zespół redakcyjny, w skład którego weszli: prof. Joanna Papuzińska, dr hab. Katarzyna Smyk, Antoni Beksiak i Jarosław Lipszyc. Współcześnie za bajkę tradycyjną uważa się opracowania literackie, w szczególności XVIII- i XIX-wieczne opracowania braci Grimm i Hansa Christiana Andersena, najczęściej w postaci niedoskonałych, wiel4

Danuta Chlupová zwyciężczynią

„B

lizna” Danuty Chlupovej zwyciężyła w VI edycji konkursu Literacki Debiut Roku organizowanego przez Wydawnictwo Novae Res, pod honorowym patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Uroczysta gala odbyła się 22 lipca w Hotel Mercure Gdynia Centrum. Do konkursu nadesłano ponad 200 zgłoszeń. Danuta Chlupová w swojej książce przedstawiła tragiczne losy wioski leżącej po czeskiej stronie Śląska Cieszyńskiego. W czasie wojny zginęło tam kilkudziesięciu Polaków. Na tle wydarzeń historycznych rozgrywają się osobiste dramaty fikcyjnych bohaterów. Poznajemy ich blizny fizyczne i psychiczne, które mają wpływ na ich miłosne i moralne wybory. Podczas rozmowy z Tomaszem Olszewskim, prowadzącym galę, okazało się, że ta historia jest autorce bardzo bliska. Niedaleko jej domu stoi pomnik, który upamiętnia tamto wojenne wydarzenie. Oprócz tego Danuta Chlupová jako dziennikarka miała okazję rozmawiać z wieloma świadkami historii i wysłuchać wielu opowieści, które skłoniły ją do napisania książki. Podczas gali można było wysłuchać kilku fragmentów książki w interpretacji Mirosława Baki. Drugie miejsce w konkursie na Literacki Debiut Roku zajęła Ewa Brol-Mecner. Jej „Krakowski kwintet” opowiada o piątce nieudaczników, którzy zakładają na krakowskim Kazimierzu firmę Non omnis moriar i odnoszą spektakularny sukces, organizując teatralne ceremonie pogrzebowe dla zamożnych staruszków. Natomiast trzecie miejsce przypadło Piotrowi Biedrzyckiemu i jego powieści przygodowo-podróżniczej pt. „Siedemdziesiąt siedem słoni”. Jest to zapis podróżniczych i sensacyjnych przygód bohatera na tle współczesnych Indii, gdzie znajdziemy slumsy, Bollywood, narkotykową intrygę oraz słonie. Kapituła konkursu podkreślała, że wybór był trudny, gdyż poziom tegorocznych tekstów nadesłanych przez początkujących pisarzy był bardzo wysoki. Książka Danuty Chlupovej zostanie wydana jeszcze w tym roku. Premierę będzie miała podczas Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie. Ewa Tenderenda-Ożóg fot. archiwum

ieć Księgarnie Świat Książki obecnie liczy 85 placówek. Nowe lokale powstają przede wszystkim w miastach, w których do tej pory nie były obecne. Od początku 2017 roku przybyło ponad 20 nowych księgarń: w Bełchatowie (księgarnia wolnostojąca przy pl. Narutowicza 20), w Bielsku-Białej (CH Sarni Stok), w Chorzowie (CH AKS), w Dębicy (Galeria Raj), w Gliwicach (aż dwie księgarnie – jedna wolnostojąca przy al. Zwycięstwa 16, druga w PH Arena), w Gnieźnie (Galeria Gniezno), w Gorzowie Wielkopolskim (CH Nova Park), w Kaliszu (Galeria Tęcza), w Koszalinie (CH Atrium), w Krakowie (dworzec autobusowy MDA), w Ostrowie Wielkopolskim (Galeria Ostrovia), w Płocku (Galeria Wisła), w Przemyślu (Galeria Sanowa), w Słupsku (CH Jantar), w Wałbrzychu (księgarnia wolnostojąca przy ul. J. Słowackiego 1), w Warszawie (aż trzy nowe księgarnie: dwa lokale w przejściu podziemnym dworca kolejowego Warszawa Centralna i jedna księgarnia wolnostojąca przy pl. Europejskim 3), w Zamościu (Galeria Twierdza), w Zduńskiej Woli (księgarnia wolnostojąca przy ul. Łaskiej 21) i w Zielonej Górze (księgarnia wolnostojąca przy Starym Rynku 22). W najbliższym czasie planowane są kolejne otwarcia: w Bolesławcu (Galeria Bolesławiec City), w Bytomiu (CH Agora Bytom), w Częstochowie (Galeria Jurajska), w Gorzowie Wielkopolskim (Galeria Askana), w Krośnie (Galeria Vivo!), w Lublinie (Ikea), w Starogardzie Gdańskim (Galeria Neptun), w Szczecinie (Galaxy Centrum), w Wałczu (wolnostojąca przy ul. Kilińszczaków 38), w Warszawie (Galeria Mokotów, Galeria Wileńska i Galeria Północna) oraz we Wrocławiu (Wroclavia). (pw)

konakładowych adaptacji. Bajka w kulturze popularnej, w szczególności w komercyjnej kulturze masowej, funkcjonuje pod silnym wpływem anglosaskim. Podobnie jak w innych dziedzinach „sztuki ludowej”, przeciętny odbiorca ma stereotypową wiedzę opartą na opracowaniach i stylizacjach, nierzadko zaprzeczających charakterowi oryginału. „W ramach tego projektu chcemy wykorzystać ogromną popularność biblioteki Wolne Lektury do przywrócenia polskiej bajce należnego jej miejsca w domu i szkole, umożliwić kontakt masowej publiczności z depozytariuszami kultury tradycyjnej oraz wzmocnić tożsamość – dumę z uczestnictwa w kulturze lokalnej” – czytamy w komunikacie Fundacji Nowoczesna Polska. W ramach projektu powstanie lista bajek, które mogą wejść w skład kolekcji, organizator pozyska także prawa do nagrań bajek w oryginalnej postaci gwarowej, dokonanej przez przedstawiciela kultury tradycyjnej lub współczesnego twórcę ludowego. (pw)

27 lat Rebisu

1

sierpnia minęło 27 lat od rozpoczęcia działalności przez Dom Wydawniczy Rebis. „Od tego czasu wydano prawie 3000 tym a g a z y n

l i t e r a c k i

tułów napisanych przez blisko tysiąc autorów w nakładzie ponad 28 tys. egz.” – twierdzi Tomasz Szponder, prezes Rebisu. Założycielami Domu Wydawniczego Rebis byli Tomasz Szponder i Tadeusz Zysk, wcześniej pracownicy Zakładu Psychologii PAN w Poznaniu. Tadeusz Zysk odszedł z Rebisu po trzech latach, w 1993 roku, zakładając wydawnictwo Zysk i S-ka. Od tego czasu Tomasz Szponder prowadzi wydawnictwo wraz z żoną Grażyną. (r) k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


Wydarzenia   Ofensywa Kameralnych Księgarń

D

Wyniki badania

Z

Ze śmiercią w herbie – Debiutancką powieść odebrałem jako głos w kwestii kary śmierci. A jakie jest przesłanie nowej książki? – To prawda. „Mędrzec kaźni” to powieść bardzo serio. Stanowi moją odpowiedź na poziom dyskusji, z którym spotykałem się w tak zwanej sferze publicznej, a dotyczącej właśnie kary ostatecznej. Ludzie wypowiadając się o zabijaniu drugiego człowieka, robią to często bardzo powierzchownie, bardziej przy wsparciu emocji niż przemyślanych argumentów i w sposób często ocierający się o najgorszy rodzaj demagogii. Chciałem, choć można to potraktować jako przejaw nieusprawiedliwionej niczym megalomanii, żeby mój tekst zmusił czytelnika do przemyślenia kwestii kary śmierci w sposób licujący z tematem, czyli pozbawianiem innej istoty ludzkiej życia, nawet jeśli ta nie zasługuje na miano człowieka. Natomiast „Rozmowy na trzech grabarzy i jedną śmierć” podejmują również tematy giganty: religia, sztuka, sumienie, samobójstwo, eutanazja, patriotyzm, ale w sposób lekki, trochę prześmiewczy. Cmentarz, śmierć, grabarze, duchy – to jedynie tło całej historii. – Dlaczego ogniskuje pan swe pisarstwo wokół umierania? – Mógłbym powiedzieć, że to przypadek. Ale chyba tak nie jest. Faktycznie fascynuje mnie śmierć. Jej mroczna strona, ale również sztuka sepulkralna, dotycząca całej sfery okołopogrzebowej. Lubię makabrę oraz jej zabawniejszą stronę – makabreskę. Nie wynika to z jakichś traumatycznych zdarzeń z dzieciństwa, które mogłyby być najprostszym tego wyjaśnieniem. Po prostu lubię oswajać śmierć, między innymi przez uśmiech i żart. Uwielbiam na przykład twórczość nieżyjącego już Macieja Zębatego, który z taką lekkością śpiewał o pogrzebie czy prosektorium. Lubię również takich twórców jak muzycy z zespołu Tiger Lillies czy reżyser Tim Burton. Zresztą całkiem niedawno pewien portal internetowy określił mnie mianem śląskiego Tima Burtona, czym sprawili mi nie lada przyjemność. Podsumowując, myślę, że pomału zaczynam wyrabiać sobie jako pisarz swój własny styl i znak rozpoznawczy, a jest nim śmierć. – Skąd tak wnikliwa znajomość grabarskiego rzemiosła? – Z obserwacji. Dużo czasu spędzam na cmentarzach. Przyglądam się przebywającym tam ludziom, tym odwiedzającym groby bliskich, jak również tym, którzy tam pracują. Nie boję się tych miejsc. Tak jak w mojej powieści, również w życiu, cmentarze są dla mnie czymś w rodzaju tajemniczego ogrodu jak u Frances Hodgson Burnett. Szczególnie lubię nekropolie usadowione w dużych, ruchliwych, tętniących życiem miastach. Za ich murami w ciszy, w otoczeniu ogromnych, starych drzew i zamyślonych, kamiennych posągów mogę wreszcie usłyszeć bicie swego serca i szum oddechu – tych dowodów życia. – Grabarze o filozoficznych ciągotach – to chyba mało prawdopodobne… – Jak paląca papierosy śmierć, czy chlający jabole wampir. Nie w tym jednak rzecz. Moja książka skierowana jest do ludzi niepotrafiących uznać pewnych zasad, jakimi kieruje się współczesny świat. Tych, którzy nie żyją tylko po to, by wybudować nowy dom, by być wysportowanym i z wieczne naklejonym uśmiechem na gębie podskakiwać na bieżni w markowym ubraniu. Dla których nie liczy się tylko to, co praktyczne i opłacalne. To właśnie oni, nie widząc możliwości wpływu na kierunek biegu teraźniejszości, przyjmują postawę wycofania i emigrują gdzieś w głąb samych siebie, otaczając się wyselekcjonowaną grupą znajomych, a w ostatecznym rozrachunku stawiają sobie taki wewnętrzny, cmentarny mur, po to, by funkcjonować na uboczu. Rozmawiał Tomasz Zb. Z apert fot. archiwum

zięki programowi MKiDN „Partnerstwo dla Książki”, kameralne księgarnie w całym kraju mają jeszcze większe szanse na zrealizowanie rozmaitych szkoleń, spotkań czy warsztatów. Kolektyw Księgarzy Kameralnych, czyli organizacja inicjująca akcję Książki Kupuję Kameralnie, jeszcze w tym roku zrealizuje dwa projekty promujące najlepsze księgarnie w Polsce: bogato ilustrowany przewodnik po księgarniach zatytułowany „Rezerwaty książek” oraz cykl wideoreportaży. Czytelnicy dzięki przewodnikowi będą mogli odbyć – najpierw na papierze – podróż do 25 najciekawszych kameralnych księgarń. Pierwszy nakład publikacji nie trafi do sprzedaży – posłuży jako wizytówka polskiego księgarstwa i zostanie sprezentowany dziennikarzom, pisarzom, decydentom oraz księgarzom. Premiera wydawnictwa planowana jest na jesienne Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie. Drugi projekt – cykl reportaży „Misja: księgarnia” – powstaje dzięki współpracy Anny Karczewskiej z Marcinem Wilkiem, dziennikarzem, autorem książek i blogerem prowadzącym Wyliczanka.eu. Założeniem twórców jest stworzenie ciekawych, dynamicznych reportaży z wizytowanych księgarń i tym samym zachęcenie do odwiedzania ich – zwłaszcza nowych bywalców, dla których przygoda z księgarnią dopiero się zacznie. Reportaże zostaną zrealizowane w pięciu księgarniach: w Sopocie, Płocku, Krakowie, Cieszynie i Krośnie. Premiera pierwszych odcinków planowana jest na październik. (pw)

Rozmowa z Tomaszem Kowalskim

daniem naukowców sprzedaż książek wcale nie rośnie, kiedy z sieci systematycznie usuwane są ich pirackie kopie – takie wyniki przynosi raport z badań przeprowadzonych przez zespół badaczy z Uniwersytetu Warszawskiego, pod kierownictwem dr. hab. Michała Krawczyka z Wydziału Nauk Ekonomicznych. W eksperymencie analizie poddano ok. 240 książek, które w roku 2016 ukazywały się na polskim rynku. Były to zróżnicowane publikacje – należące do różnych gatunków literackich i wydawane przez 10 wydawnictw. Książki te dobrano w pary publikacji podobnych, po których można się było spodziewać, że ich sprzedaż będzie porównywalna. W każdej parze losowano, która z książek będzie poddana ochronie antypirackiej, a która nie. A wydawnictwa zobowiązały się, że nie będą – w przypadku tych publikacji – podejmowały ze swej strony żadnych dodatkowych działań przeciw piratom. Z badań wynikło, że mimo stosowania ochrony antypirackiej sprzedaż książek w po-

równywanych parach była podobna. „To, czy pirackie kopie książek były łatwo czy trudno dostępne, nie miało realnego przełożenia na sprzedaż książki” – podsumowuje dr Krawczyk. (pw)

m a g a z y n

k s i ą ż k i

l i t e r a c k i

8 / 2 0 1 7

Rowling przed Pattersonem

M

agazyn „Forbes” opublikował kolejny ranking najlepiej zarabiających pisarzy 5


Wydarzenia

Powstaje muzeum komiksu

W

ładze Łodzi zainicjowały budowę Centrum Komiksu i Narracji Interaktywnej. Centrum powstanie w dawnych warsztatach najstarszej łódzkiej elektrowni, określanych roboczo mianem „EC1 Południowy Wschód”. Rozpoczął się już gruntowny remont obiektu. Budżet projektu opiewa na 20 mln zł. Blisko 85 proc. tej kwoty pozyskano z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.

fot. Piotr Deoniziak

na świecie. Zestawienie powstaje w oparciu o szacunki zarobków uwzględniające wyniki sprzedaży książek, a także informacje o przychodach z realizacji filmów telewizyjnych i kinowych na podstawie twórczości pisarzy. Poniżej lista pisarzy, którzy w okresie od czerwca 2016 do maja 2017 roku zarobili najwięcej: 1. J.K. Rowling – 95 mln dolarów 2. James Patterson – 87 mln dolarów 3. Jeff Kinney – 21 mln dolarów 4. Dan Brown – 20 mln dolarów 5. Stephen King – 15 mln dolarów 6. John Grisham – 14 mln dolarów 6. Nora Roberts – 14 mln dolarów 7. Paula Hawkins – 13 mln dolarów 8. E.L. James – 11,5 mln dolarów 9. Danielle Steel – 11 mln dolarów 9. Rick Riordan – 11 mln dolarów. (pw)

Nadmorski Plener Czytelniczy w Gdyni

Do udziału w Literackim Pikniku nad Wisłą organizatorzy zapraszają m.in. wydawców literatury pięknej, popularnonaukowej, reportażu, albumów, literatury dla dzieci i młodzieży, komiksów, fantastyki, książek artystycznych, poradników i przewodników z różnorodnych dziedzin. „Stawiamy na bliską współpracę z Miastem Warszawą. Liczymy, że na Pikniku można będzie znaleźć kolekcję wydawnictw poświęconych historii miasta i jego współczesności, a także kulturze i sztuce, wydawanych przez miejskie instytucje kultury jak: Dom Spotkań z Historią, Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Muzeum Warszawy” – deklarują organizatorzy wydarzenia. Gośćmi Literackiego Pikniku nad Wisłą będą znani i lubiani autorzy, którzy zaprezentują się podczas spotkań w nadwiślańskim amfiteatrze, w tym laureaci Warszawskiej Nagrody Literackiej w kategorii Warszawski Twórca: Hanna Krall, Eustachy Rylski i Józef Hen. (et)

Eksportowy Storytel Original

„J

Centrum ma składać się z trzech kondygnacji i ma pełnić funkcje zarówno rozrywkowe, jak i edukacyjne. Goście będą mogli zwiedzać specjalnie zaprojektowane interaktywne ekspozycje. Na parterze i pierwszym piętrze znajdą się sale świata gier, drugie piętro zostanie w całości poświęcone komiksowi. Pełnię swoich możliwości Centrum osiągnie w 2019 roku. (pw)

Literacki Piknik nad Wisłą

W

dniach 16-17 września na Bulwarach Wiślanych w Warszawie (Bulwar Bohdana Grzymały-Siedleckiego, między mostami Śląsko-Dąbrowskim a Świętokrzyskim) odbędzie się „Literacki Piknik nad Wisłą”. Organizatorem wydarzenia jest spółka Murator Expo, organizator wykonawczy Warszawskich Targów Książki, Śląskich Targów Książki w Katowicach oraz plenerów literackich w Szczecinie i Gdyni. 6

ednooki król” Jakuba Ćwieka to pierwszy z polskich seriali audio, który zadebiutuje na zagranicznych rynkach. W najbliższych miesiącach tytuł zostanie wydany w Holandii, Szwecji i Danii. Wkrótce w ślad za „Jednookim…” ruszą inne historie wydawane w ramach projektu Storytel Original. „Jesteśmy dumni, że polski serial audio wydany w ramach Storytel Original zadebiutuje za granicą. To świetna opowieść, która została bardzo dobrze przyjęta przez polskich słuchaczy. Jej popularność to dowód na to, iż projekt Storytel Original warto rozwijać. Dlatego rozbudowujemy zespół redaktorów i nieustannie szukamy ciekawych historii, które wydamy na polskim i zagranicznych rynkach. W Polsce jest wielu utalentowanych, ale nieznanych dotychczas autorów, którzy dzięki projektowi Storytel Original mają szansę zadebiutować na rynku audiobooków” – mówi Michał Szolc, Country Manager Storytel.pl.

m a g a z y n

l i t e r a c k i

Storytel Original rozwija się bardzo dynamicznie. W lipcu premierę miał pierwszy wyłoniony w formule konkursowej tytuł – „Rozpad połowiczny” Patrycji Żurek w interpretacji Joanny Osydy. Jeszcze w tym roku wydane zostaną kolejne seriale autorów wyróżnionych w konkursach: „Zeitgeist” Michała Protasiuka, thriller czytany przez Antoniego Pawlickiego, oraz kontynuacja losów „Pani doktor” Weroniki Wierzchowskiej, czytana przez Adę Fijał. (p)

PIW darczyńcą

W

lipcu Państwowy Instytut Wydawniczy w ramach akcji upowszechniającej czytelnictwo nieodpłatnie przekazał ponad 6000 książek kilkudziesięciu instytucjom publicznym oraz organizacjom pożytku publicznego. Pozycje, które zasiliły zbiory biblioteczne instytucji to tytuły, które ukazały się w sztandarowych seriach Państwowego Instytutu Wydawniczego, w tym w cyklu „Biografie Sławnych Ludzi” (m.in. „Hannah Arendt i Martin Heidegger” Antonii Gruneneberg, „Darwin” Jerzego Kierula, „Mario Vargas Llosa” Urszuli Ługowskiej), w serii „Biblioteka Myśli Współczesnej”, nazywanej popularnie serią „Plus Minus Nieskończoność”, a także współczesna literatura piękna (m.in. „Przejechał cyrk” i „Zagubiona dzielnica” laureata literackiej nagrody Nobla Patricka Modiano), zbiory listów Stanisława Ignacego Witkiewicza, wybór dramatów Moliera, wybór komedii Aleksandra Fredry, „Utwory zebrane” Mirona Białoszewskiego, „Gawędy warszawskie” Marka Kwiatkowskiego, pozycje humanistyczne, m.in. „Henryk Sienkiewicz. Kalendarium” opracowane przez prof. Juliana Krzyżanowskiego. Wartość przekazanych książek wynosi ponad 250 tys. zł. Wśród odbiorców znalazły się m.in. Biblioteka Narodowa, Instytut Kultury Polskiej UW, Narodowy Instytut Fryderyka Chopina, Biblioteka Uniwersytecka w Białymstoku, gmina Czarne w Bieszczadach, zakłady karne w Grudziądzu i Białymstoku oraz liczne wypożyczalnie miejskie. (p)

Ułatwienia dla wydawców

I

nstytut Książki wprowadził zmiany w Programie Translatorskim © POLAND. To jeden z flagowych projektów Instytutu Książki, który ma na celu promocję literatury polskiej za granicą. Jest adresowany do zagranicznych i polskich wydawców zainteresowanych wydawaniem polskich książek w tłumaczeniach na inne języki. Programem objęte są m in.: literatura piękna (proza, poezja i dramat); utwory szeroko rozumianej humanistyki dawnej i współczesnej (ze szczególnym uwzględnieniem książek poświęconych kulturze i literaturze Polski); literatura faktu (reportaż literacki, biografie, wspomnienia, eseistyka); utwory historyczne (eseistyczne i popularyzatorskie, z wyłączeniem utworów k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


Wydarzenia o charakterze typowo specjalistyczno-naukowym); literatura dla dzieci i młodzieży; komiks. Dotychczas wydawcy mieli jedynie rok na opublikowanie i rozliczenie konkretnej publikacji, która otrzymała dofinansowanie w ramach Programu. Obecnie czas ten został przedłużony do dwóch lat. Oznacza to, że jeśli wydawca nie zdąży z publikacją dzieła w ciągu roku, może uzyskać zgodę na prace nad wydaniem dzieła na kolejny rok. Udział finansowy Instytutu Książki jest przeznaczony na sfinansowanie części kosztów publikacji dzieła, w tym między innymi: tłumaczenia dzieła z języka polskiego na inny język, zakupu licencji prawnoautorskich, druku dzieła. (pw)

Prozaik, eseista, publicysta i tłumacz, autor „Trylogii rzymskiej” oraz działacz opozycji demokratycznej w PRL – Jacek Bocheński odbierze w tym roku statuetkę Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida „Dzieło życia” przyznawanej za całokształt twórczości. Taki werdykt podjęła kapituła nagrody. Ponadto w kategorii literatura nominację do Nagrody im. C. K. Norwida otrzymali: Marek Ławrynowicz za książkę „Mundur”, Dariusz Suska za tom poetycki „Ściszone nagle życie” i Krzysztof Varga za zbiór esejów „Langosz w Jurcie”. Wyboru w kategorii literatura za książkę wydaną w 2016 roku dokonują: Janusz Drzewucki, Jarosław Klejnocki, Krzysztof Masłoń – przewodniczący, Krzysztof Mrowcewicz, Jan Rejczak, Marek Wawrzkiewicz, Tomasz Wójcik. Zwycięzców poszczególnych kategorii poznamy 25 września.

nagrody

W

tegorocznym Plebiscycie Czytelników Biblioteki Śląskiej na Książkę Roku 2016 najwięcej głosów oddano na „Dobrze się myśli literaturą” Ryszarda Koziołka (31,30 proc.). Drugie miejsce zajęła książka „Fałszerze pieprzu. Historia rodzinna” Moniki Sznajderman (27,60 proc.). Trzecie miejsce zajęła książka „Zostawić Islandię” Huberta Klimki-Dobrzanieckiego (23,31 proc). Do nagrody Śląski Wawrzyn Literacki 2016 nominowano następujące pozycje: 1. „Metro na Żerań” Adama Wiedemanna; 2. „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka” Cezarego Łazarewicza; 3. „Zostawić Islandię” Huberta Klimki-Dobrzanieckiego; 4. „Spadający nóż” Zbigniewa Mentzla;

Personalia

5. „Dobrze się myśli literaturą” Ryszarda Koziołka; 6. „Litery” Tomasza Różyckiego; 7. „Fałszerze pieprzu. Historia rodzinna” Moniki Sznajderman; 8. „Życie w rozproszonym świetle. Eseje” Jacka Gutorowa; 9. „Projekt »Orfeusz«” Marka K.E. Baczewskiego. Uroczyste wręczenie nagrody Śląski Wawrzyn Literacki 2016 odbędzie się w Bibliotece Śląskiej we wrześniu.

N

owym dyrektorem Działu Sprzedaży i Marketingu Wydawnictwa Burda Książki został Łukasz Wolak, dotychczasowy dyrektor handlowy. Łukasz Wolak jest związany z Burda International Poland od prawie czterech lat. Wcześniej pracował m.in. w Grupie Empik i Wydawnictwie Pascal. Będzie raportował do Katarzyny Sobańskiej-Helman, dyrektor zarządzającej Działem Książek i Kolekcji Burdy. Będą mu podlegały dwa zespoły: sprzedaży (Agnieszka Ilczuk, Marzenna Kielak i Justyna Wieczorek) i promocji (Aleksandra Kurowska, Ilona Ostrowska, Izabela Janiszewska).

Zamów prenumeratę

Magazynu Literackiego KSIĄŻKI

tel. 22 828 36 31 e-mail: marketing@rynek-ksiazki.pl www.rynek-ksiazki.pl/sklep/czasopisma

m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7

7


Wspomnienie

Prawie koniec dzieciństwa, czyli odeszła epoka Wanda Chotomska (26.10.1929-2.08.2017) odobno dzieciństwo kończy się nie wtedy, gdy stajemy się dorośli, ale wtedy, gdy umierają nasi rodzice. To na pewno prawda, ale nie cała. Dla namiętnych czytelników książek dzieciństwo trwa dłużej, a kończy się bardzo powoli wraz ze śmiercią autorów, na których twórczości się wychowywali. Mnie kończyło się powolutku już kilka razy. Najpierw w liceum wraz ze śmiercią Adama Bahdaja (†1985 – m.in. „Podróż za jeden uśmiech”, „Stawiam na Tolka Banana”), potem już na studiach wraz ze śmiercią Zbigniewa Nienackiego (†1994 – cykl książek o Panu Samochodziku) i Hanny Ożogowskiej (†1995 – m.in. „Głowa na tranzystorach”, „Tajemnica zielonej pieczęci”), a następnie Tove Jansson (†2001 – cykl książek o Muminkach), Astrid Lindgren (†2002 – „Dzieci z Bullerbyn”, „Fizia pończoszanka”) i Miry Jaworczakowej (†2009 – „Jacek, Wacek i Pankracek”, „Oto jest Kasia”). Teraz, 2 sierpnia br., zmarła Wanda Chotomska. Myślę, że nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, ile wniosła nie tylko do naszej literatury, ale i kultury. Rok temu, przy okazji pracy nad moim portalem genealogicznym, przegrywałam z kaset magnetofonowych na pliki mp3 stare nagrania zrobione przez mojego nieżyjącego już tatę. Na jednym z nagrań mam niecałe cztery lata. Piskliwym, niewyrobionym głosem śpiewam: „Czarne wrony czarno kraczą w czarnych barwach widzą świat. I na próżno im tłumaczą mądrzy ludzie już od lat”. Niemal wykrzykując po chwili: „Czarne przegrywa, kolor wygrywa, w kolory grajmy dziś. W jabłka z jabłonek, w skrzydła biedronek w każdy zielony liść. I jeszcze te zboża, znad Wisły i Odry i słońce, co mówi nam dzień dobry!”. Piosenkę Gawędy, zespołu harcerskiego, który mi jako dziecku bardzo impono8

wał, pamiętam do dziś. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że autorką słów jest Wanda Chotomska. A to ona napisała dla nich także m.in. piosenkę „Kundel bury” oraz „A ja mam psa” – uwielbiane przeze mnie, dziewczynkę marzącą o własnym czworonogu. Nie wiedziałam również tego, że to ona stworzyła „Jacka i Agatkę”, choć myłam się mydłem „Jacek i Agatka” (w obiegu były takie w czerwonej, żółtej i niebieskiej etykiecie), używałam szamponu „Jacek i Agatka”, a być może moja mama smarowała mnie takąż oliwką. Dziś jednak nawet spytać nie mam już kogo, bo rodziców od prawie 20 lat mi brak. Gdy jako kilkulatka zaczynałam przygodę z filatelistyką, Poczta Polska wypuściła serię znaczków z polskimi bajkami. Na czterech znaczkach znalazły się: smok Telesfor z programu „Pora na Telesfora”, „Bolek i Lolek”, „Reksio”, a także właśnie „Jacek i Agatka”. To jeden z bohaterów bajki – Jacek był inicjatorem „Orderu Uśmiechu” – jedynego odznaczenia nadawanego przez dzieci. To Agatka dała imię znakowi drogowemu oznaczającemu przejście dla pieszych, z którego dzieci często korzystają. Wanda Chotomska dała jednak nam, polskim dzieciom, wiersze w „Misiu”, „Świerszczyku” czy „Płomyczku”, a przede wszystkim ponad 200 książek. Ja chowałam się m.in. na takich jak: „Dzieci Pana Astronoma”, „Opowieść o arrasach”, bo tata, jako historyk sztuki kupował mi wszystko to, co mogło dziecko związać z muzeum. Były też w mojej biblioteczce „Wiersze pod psem”, które przez długie lata musiały mi zastąpić posiadanie prawdziwego własnego czworonoga, bo mama była przeciwna trzymaniu psa w bloku na trzecim piętrze bez windy. Było też „Dziesięć bałwanków”, były i „Koziołki Pana Zegarmistrza”. Te oryginalne pierwszy raz na własne oczy zobaczyłam dopiero jako studentka historii sztuki, ale to dzięki bajce w uszach mi brzmiało: „Wszedł Zegarmistrz na wieżę, słowa więcej już nie rzekł, m a g a z y n

l i t e r a c k i

fot. Krzysztof Dubiel

P

nie jadł, nie spał i nie pił, wziął wskazówki – przyczepił, wziął godziny – przymierzył, zrobił zegar na wieży. Zrobił zegar z kozłami, co się bodą rogami. A o której? W południe, gdy na mieście najludniej”. Tak, jak ilekroć wsiadam do samolotu nucę: „Ja mam ciocię w samolocie” i od razu raźniej mi lecieć. Chotomska towarzyszyła też mojemu synowi. Pierwszą dobranocką, jaką pozwoliłam obejrzeć urodzonemu w 1993 roku Maćkowi była bajka „Pingu” (kiedyś myślałam, że skandynawska, ale okazało się, że szwajcarska). Bohater – mały pingwinek nie wypowiadał nawet jednego słowa. Były tylko dźwięki i akcja. Gdy bajka kończyła się, maluch wpadał w czarną rozpacz. Tak strasznie płakał, że co tydzień mieliśmy dylemat, czy włączać telewizor, czy może jednak nie. I nagle… z pomocą przyszła Wanda Chotomska. W 1996 roku wydawnictwo Egmont opublikowało dwie książeczki o przygodach Pingu. Obie z jej wierszami i oryginalnymi ilustracjami z dobranocki. To był szał! Do dziś całe fragmenty bajki „Pingu i foka” oraz „Pingu i przyjaciele” znam na pamięć, bo każdą z nich musiałam czytać na głos co najmniej raz dziennie. Pamiętam też moment, kiedy kupiłam te książki i niezwykle uradowana pokazałam w pracy. Było to w jednej z redakcji pism młodzieżowych. Pracująca tam wówczas młoda k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


Wspomnienie i bezdzietna dziewczyna przygotowująca skład zajrzała do środka, przeczytała kawałek i krzyknęła: „Ta Chotomska chyba oszalała! Co za bzdury dla tych dzieci wypisuje!” I zaczęła czytać na głos fragment wiersza o tym, jak Pingu rozbił beczkę i postanowił z jej klepek zrobić sobie narty, mówiąc: „Narty z klepek to jest nowość, model wart ze sto balonów. O sto gwoździ się założę, że to będzie gwóźdź sezonu”. „Co za bzdury – grzmiała koleżanka. – Skąd dziecko ma wiedzieć co to gwóźdź sezonu?! Co za model wart sto balonów! Ta baba nie zna się na dzieciach!”. Tymczasem to właśnie Chotomska miała rację. Dzięki jej książkom dziecko poznawało różne związki frazeologiczne i popularne powiedzonka. Trzylatek nie pytał, o co dokładnie chodzi. Treść bajki rozumiał, a powiedzonka przyjmował i sobie utrwalał. Pytania o ich dokładne znaczenie przychodziły z wiekiem. Maciek miał 10 lat, gdy w jego książeczkach o Pingu (trochę pogiętych i z plamami kakao) pojawiły się autografy Wandy Chotomskiej. Przygotowywa-

łam film z okazji stulecia Ireny Jurgielewiczowej, a Wanda Chotomska zgodziła się opowiedzieć do kamery o starszej koleżance. Postanowiłam więc wykorzystać okazję. Dzięki temu wiem, że na pewno każdy dostawał „swój” wierszyk od pisarki. Mojemu synowi napisała: „Maćkowi kłaniają się wszystkie foki i pingwiny, a ja przesyłam pozdrowienia dla całej Rodziny”. Kiedy jako pisarka trafiłam do Agencji Autorskiej „Autograf” Gabrysi Niedzielskiej, zaczęłam częściej jeździć na spotkania autorskie. Bywało, że jechałam „szlakiem Wandy”, bo ona była tam np. kilka dni przede mną. Zawsze słuchałam cudownych anegdot ze spotkań. Szczególnie zapamiętałam jednak historię, jak obie ugrzęzłyśmy tego samego dnia na peronach dworców. Ja z powodu zderzenia pociągów w Katowicach, ona z powodu spóźnienia w Gdyni, w której wtedy był nieczynny dworzec. Gabrysia zadzwoniła do PKP z prośbą o pomoc. Powiedziała, że na peronie siedzi zziębnięta Wanda Chotomska. I nagle znalazło się ciepłe pomieszczenie u za-

wiadowcy stacji, a także gorąca herbata i kanapki. Wszystko przygotowali polscy kolejarze, dla autorki, na której się wychowywali. A kto tam zaglądał i dowiadywał się, że to Chotomska siedzi, to od razu autograf brał. Wanda Chotomska miała niezwykłą łatwość rymowania. Miała też dowcip. My – autorzy związani z Agencją – często powtarzaliśmy sobie historyjki o tym, jak parafrazowała polską klasykę. Pamiętam, że spłakałam się ze śmiechu z jej wersji „Rzepki” Juliana Tuwima, która brzmiała: „Babcia za dziadka, dziadek za rzepkę i wyciągnęli Grzesia Kasdepke”. I tak myślę, że chociaż wraz z nią odeszła pewna epoka, to moje dzieciństwo wciąż jeszcze trwa. I to nawet nie dlatego, że cały czas żyją jeszcze inne autorki, na których się chowałam, ale dlatego, że naprawdę „czarne przegrywa, kolor wygrywa”, bo ta Chotomska jest wiecznie żywa, a jej książki ponadczasowe jak każda dobra literatura. M ałgorzata K arolina P iekarska


bestsellery Książki sierpnia

ekrany na dotyk i parę innych rzeczy Złota myśl z „Czarnej Madonny” Remigiusza Mroza: „Osoby wierzące nie powinny bać się złych duchów. Nie mają ku temu powodów”. Ależ tak właśnie jest i zapewnienie najpoczytniejszego obecnie w kraju pisarza [patrz poz. 23] jest potwierdzeniem dawno sprawdzonej tezy.

przykład z „Neli i tajemnic oceanów” o tym, że krowy morskie to przemiłe stworzenia. W ogóle krowy są stanowczo niedoceniane. Wiedział coś o tym sławny Kisiel, który do swojej żony zwracał się właśnie per „Krowo”. Bardzo czule. [Patrz też poz. 17.]

W powieści „Zapisane w wodzie” Paula Hawkins każe swojej bohaterce wrócić do rodzinnej miejscowości i na własnej skórze doznać wszelkich toksyn, które są tam rozsiewane. O kraju lat dziecinnych najpiękniej pisał Adam Mickiewicz. Potem było już coraz gorzej, a obecnie – wiadomo – pierwsze lata życia to jedna wielka trauma. Także nic nowego.

Fragment „Za zamkniętymi drzwiami” B.A. Paris: „Wszyscy przekrzykują się nawzajem i śmieją głośno, a ja spog ląda m ze smut k iem na kobiet y i zastanawiam się, jak to jest być kimś takim jak Esther czy Diane i nie mieć na głowie kogoś takiego jak Millie. Natychmiast ogarnia mnie wstyd, bo kocham siostrę ponad wszystko i mogłabym oddać za nią życie”. Dla pełnej informacji: Millie ma zespół Downa.

1

2

W „Wandzie. Opowieści o sile życia i śmierci. Historii Wandy Rutkiewicz” Anna Kamińska pisze o swojej bohaterce: „Lubiła, a może przyzwyczaiła się do tego, że często jest pierwsza i słyszy, że jest pierwsza. Pierwsza na zawodach w pchnięciu kulą, pierwsza w skoku w dal, pierwsza w rzucie oszczepem, pierwsza w skoku wzwyż. (…) Życie wciąż wybierało dla Wandy rolę prymusa. Pierwsze dziecko w rodzinie, które poszło do szkoły dwa lata wcześniej, niż wskazywał na to wiek. Pierwsza osoba z rodziny, która podniosła z ruiny dom. Pierwsze przejście kobiece wschodniej ściany Aiguille du Grepon. Pierwsze kobiece przejście wschodniego filaru Trollryggenu. Pierwsze polskie wejście na Mount Everest. Pierwsze… Jedynie mówiąc o rajdach, nie można zacząć zdania od »Wanda jest pierwszą kobietą…«. Ze sportem samochodowym nie wyszło. Wyjątek potwierdzający regułę. Dziś wielu polskich himalaistów, przyjaciół i krewnych mówi o Wandzie nieraz sprzeczne rzeczy, ale wszyscy, na przykład Aniela Lizon-Łukaszewska, powtarzają jak mantrę: »Żyła tak, że wyprzedzała swój czas«”.

3

i jego tajemnice”, czy4 „Macierewicz li Tomasz Piątek w roli dziennikarza śledczego. Trudno w to uwierzyć, a jednak tak to właśnie ma wyglądać.

5 10

I od Neli Małej Reporterki można się dowiedzieć ciekawych rzeczy. Na

6

Po zeszłorocznej, świetnej dylogii o legendarnej piastowskiej księżniczce i skandynawskiej królowej Świętosławie („Harda” i „Królowa”), Elżbieta Cherezińska powróciła do „Odrodzonego królestwa”, jak dotąd swojego największego bestsellera. Za punkt honoru postawiła sobie w tej, sfinalizowanej teraz, trylogii rewitalizację dawnych dziejów Polski, zdawałoby się raz na zawsze już opowiedzianych i ocenionych. I całkiem na nowo, nie zważając na zaszłości szkolnej edukacji historycznej, uczyniła z Piastów – pierwszych polskich dynastów – bohaterów jak najbardziej współczesnych, postaci pasjonujące, żywe, bliskie każdemu czytelnikowi, i temu wykształconemu, nierzadko posiadającemu głęboką wiedzę historyczną, jak i zupełnemu neoficie, któremu dopiero lektura takich powieści jak wydana właśnie „Płomienna królowa” otworzyła oczy na uroki historii.

7

„Nowa Jadłonomia. Roślinne przepisy z całego świata” Marty Dymek przynosi m.in. recepturę na afrykański gulasz z jarmużu, który – jak się okazuje – łatwo można zastąpić niezgorszą potrawą sprokurowaną z warzyw łatwo dostępnych w każdym krajowym zieleniaku. Słowem, tak czy inaczej dojdziemy do nieśmiertelnej marchewki z groszkiem. [Patrz także poz. 29.]

8

9

„Czarne narcyzy” Katarzyny Puzyńskiej to kolejny tom historii o polim a g a z y n

l i t e r a c k i

cjantach z Lipowa. Gdyby nie to, że naśladują oni we wszystkim prowincjonalnych stróżów prawa z USA czy Szwecji, byłoby to do przyjęcia. A tak jest tak sobie. „Był sobie pies. Ten świat jest naprawdę pomerdany” Bruce’a W. Camerona przenosi nas w rzeczywistość kompletnie wymyśloną, wykreowaną i… o ileż milszą i sympatyczniejszą niż ta, w której żyjemy. I tak pieski świat staje się światem wymarzonym.

10

W „Lokatorce” J.P. Delaney’a, jak w tysiącach innych książek tego rodzaju, wszystko zaczyna się od niefortunnego wynajęcia mieszkania. A potem, cóż… „najpierw zatruł jej umysł, a potem ją zabił”.

11

„Prokurator” Pauliny Świst obfituje w takie oto głębokie przemyślenia: „»Marność nad marnościami i wszystko marność« – pomyślałam, słysząc banalne zagadanie faceta, który z wyglądu przypominał ósmy cud świata. Podałam mu pierwsze lepsze imię, jakie przyszło mi do głowy, ale najwyraźniej nie zorientował się, że go wkręcam. Zachowałam pozory, choć w myślach umierałam ze śmiechu. Popatrzyłam na jego ręce, kiedy powolnym ruchem obracał w miejscu szklankę z whisky. Wiedziałam, że nie powinnam już pić, tylko grzecznie zawinąć się do domu, ale w moich żyłach krążyła już taka mieszanka alkoholi, że postanowiłam sobie odpuścić. Raz w życiu zrobić coś głupiego. Olać konwenanse i wszystkie zasady, które zawsze definiowały moje życie, a dwa tygodnie temu okazały się gówno warte… Umysł znowu zaczął skręcać w rejony, z których w tym stanie mogłam wyjść tylko zapłakana i załamana. Wypiłam zdrowie z bardzo przystojnym, choć niekoniecznie bystrym towarzyszem po lewej i w tym momencie położyłam lachę na wszystkie zasady wpajane mi od dziecka”.

12

W kontekście sporów o wycinkę Puszczy Białowieskiej „Sekretne życie drzew” Petera Wohllebena nabiera niesłychanej aktualności. I pomyśleć, że jeszcze wcale nie tak dawno ekologów traktowano jak nawiedzonych fiksatów. Co nie znaczy, by wszystkie działania Zielonych były sensowne. [Patrz także poz. 14.]

13

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


bestsellery bestsellery „magazynu Literackiego KSiążKi”

sierpień 2017 Miejsce Liczba w poprzednim notowań Poz. notowaniu na liście

1

nowość

Tytuł

Autor

Wydawnictwo

ISBN

Liczba punktów

Czarna madonna

Remigiusz mróz

Czwarta Strona

978-83-7976-710-6

414

2

1

3

zapisane w wodzie

paula hawkins

świat Książki

978-83-8031-708-6

400

3

11

2

Wanda. opowieść o sile życia anna Kamińska i śmierci. historia Wandy Rutkiewicz

Wydawnictwo Literackie

978-83-08-06357-6

360

nowość

Macierewicz i jego tajemnice

Tomasz Piątek

Arbitror

978-83-9483-310-7

314

nowość

Nela i tajemnice oceanów

Nela Mała Reporterka

Burda Książki

978-83-7596-644-2

266

6

Za zamkniętymi drzwiami

B. A. Paris

Albatros

978-83-7985-938-2

254

nowość

Płomienna korona Cykl: Odrodzone królestwo, Tom III

Elżbieta Cherezińska

Zysk i S-ka

978-83-8116-058-2

252

Nowa Jadłonomia. Roślinne przepisy z całego świata

Marta Dymek

Marginesy

978-83-65586-97-1

239

Czarne narcyzy

Katarzyna Puzyńska

Prószyński Media

978-83-8097-164-6

235

Był sobie pies. Ten świat jest naprawdę pomerdany

Bruce W. Cameron

Wydawnictwo Kobiece

978-83-65506-98-6

218

4 5 6

14

7 8

2

3

9

9

2

10 11

16

2

Lokatorka

JP. Delaney

Wydawnictwo Otwarte

978-83-7515-078-0

213

12

20

2

Prokurator

Paulina Świst

Akurat

978-83-287-0630-9

207

13

6

11

Sekretne życie drzew

Peter Wohlleben

Wydawnictwo Otwarte

978-83-7515-187-9

195

Peter Wohlleben

Wydawnictwo Otwarte

978-83-7515-462-7

194

14

7

4

Duchowe życie zwierząt. Edycja ilustrowana

15

5

3

Czerwień jarzębin

Katarzyna Michalak

Znak

978-83-240-3814-5

189

16

4

4

13 powodów

Jay Asher

Dom Wydawniczy Rebis

978-83-8062-186-2

184

17

10

4

Nela i skarby Karaibów

Nela Mała Reporterka

Burda Książki

978-83-7596-647-3

178

18

15

4

Dziennik cwaniaczka. Ryzyk-fizyk Część 11

Jeff Kinney

Nasza Księgarnia

978-83-10-13132-4

177

Luz. I tak nie będę idealna

Tatiana Mindewicz-Puacz

Agora

978-83-268-2514-9

170

19

nowość 8

2

Ponad wszystko

Nicola Yoon

Wydawnictwo Dolnośląskie

978-83-271-5678-5

161

21

12

4

Wzgórze psów

Jakub Żulczyk

Świat Książki

978-83-8031-350-7

150

22

26

2

Jezu, Ty się tym zajmij. Ojciec Dolindo Ruotolo - życie i cuda

Joanna Bątkiewicz-Brożek

Esprit

978-83-65349-52-1

149

23

3

3

Deniwelacja

Remigiusz Mróz

Filia

78-83-8075-251-1

130

24

18

5

Pragnienie

Jo Nesbø

Wydawnictwo Dolnośląskie

978-83-2715-597-9

125

25

23

2

Wilcze leże

Andrzej Pilipiuk

Fabryka Słów

978-83-7964-245-8

120

26

19

Chata (okładka filmowa)

William Paul Young

27 28

5 nowość

22

2

Brulion zabaw w podróży

Nowa Proza

978-83-7534-061-7

119

Wilga

978-83-2804-425-8

118

Opowieść podręcznej

Margaret Atwood

Wielka Litera

978-83-80321-71-7

110

29

Jadłonomia. Kuchnia roślinna – 100 przepisów nie tylko dla wegan

Marta Dymek

Dwie Siostry

978-83-6369-635-1

108

30

Złowrogi cień Marszałka

Rafał A. Ziemkiewicz

Fabryka Słów

978-83-7964-140-6

107

Lista Bestsellerów – © Copyright Biblioteka Analiz 2017

20

Lista bestsellerów „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” jest przedrukowywana w „Rzeczpospolitej”, w tygodniku „Angora”, w serwisie Swiatczytnikow.pl oraz prezentowana w programie „Xięgarnia” emitowanym w TVN24.

Jak powstaje lista bestsellerów „magazynu Literackiego KSiążKi”? Zestawienie powstaje na podstawie wyników sprzedaży w ponad 600 księgarniach całego kraju, w tym w sieciach: Empik, Matras, BookBook i Książnica Polska. Pod uwagę bierzemy wyniki sprzedaży z 30 dni, zamykamy listę 15 dnia miesiąca poprzedzającego wydanie aktualnego numeru „Magazynu”. O kolejności na liście decydują punkty przyznawane za miejsca 1-5 w poszczególnych placówkach księgarskich; przy czym za pierwsze miejsce dajemy 5 punktów, za piąte – 1.

m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7

11


Bestsellery „Duchowe życie zwierząt” Petera Wohllebena wywołuje mniej kontrowersji niż podobna książka tego autora o drzewach. Co prawda zwierzęta ludzkim głosem mówią wyłącznie w wieczór wigilijny, ale to nie znaczy, by we wszystkie inne dni nie miały nic do powiedzenia. [Zobacz także poz. 13.]

14

Na pozór „Czerwień jarzębin” Katarzyny Michalak opowiada o miłości i przyjaźni, ale naprawdę w powieści najwięcej jest zła. Ktoś to już powiedział, że dla literatury zło stanowi lepszą pożywkę niż dobro. Ale po co za mędrcem tym powtarzać tę smutną prawdę w nieskończoność?

15

„13 powodów” Jaya Ashera przedstawia przyczyny, dla których Twoja, Drogi Czytelniku, przyjaciółka popełniła samobójstwo. Może Ty byłeś jednym z tych powodów, kto wie, czy nie decydującym? W każdym razie warto uświadomić sobie, że w Polsce rocznie dokonywanych jest ponad 6 tys. prób samobójczych kończących się śmiercią.

16

„Nela i skarby Karaibów” Neli Małej Reporterki może być dla dziecka, powiedzmy dziesięcioletniego, zaproszeniem do wielkiej przygody. O ile, rzecz jasna, nie pozostawimy młodego czytelnika z książką całkowicie sam na sam. W końcu na dorosłą wyprawę też nie udajemy się samotnie. Dzieje Robinsona są pod tym względem wyjątkiem potwierdzającym regułę. [Zobacz również poz. 5.]

17

się tak długo na liście 18 Utrzymywanie jedenastej części „Dziennika cwaniaczka” Jeffa Kinneya, zatytułowanej „Ryzyk-fizyk” świadczy jednie o tym, że w literaturze dla starszych dzieci, wbrew pozornej obfitości, nie dzieje się nic godnego uwagi. I tak nie będę idealna” Tatiany 19 „Luz. Mindewicz-Puacz, czyli jak zbudować poczucie własnej wartości, będąc dorosłą kobietą. Odpowiedź w gruncie rzeczy jest prosta: określić, co naprawdę musimy zrobić, a co możemy sobie odpuścić. I wcale tej drugiej kategorii nie ograniczać. Męczy mnie jednak co innego: jak zbudować poczucie własnej wartości, będąc dorosłym mężczyzną. Może to samo? Bohaterka „Ponad wszystko” Nicoli Yoon cierpi na alergię. Na wszystko. No proszę, a większość rodaków, ze mną włącznie ma alergię albo na PiS, albo na PO. Czyli jesteśmy do przodu.

20

Już początek „Wzgórza psów” Jakuba Żulczyka zapowiada powieść pokoleniową: „Wy młodzi, myślicie, że

21

12

każdy z was jest pępkiem świata, że każdy wasz problem to wojna światowa. Że wszystko się kręci dookoła tych waszych problemów. Jesteście jak zabawki na korbkę. Nakręcane samochodziki. Takie samochodziki zasuwają, ile wlezie, przed siebie, ale wystarczy jedno małe wybrzuszenie w podłodze, jedna mała nierówność, aby się wywaliły. I po zabawie. I cześć. I tak sobie myślę, że gdybyście wzięli całą tę siłę, którą zużywacie na to zapieprzanie, na to przejmowanie się, na pierdolenie o tym przejmowaniu się na lewo i prawo, na to całe hałasowanie, to może nawet byście coś stworzyli, może nawet byście coś wymyślili. Nie wiem co. Nie pytajcie mnie. Ale coś innego niż to, co jest teraz. Co jest teraz? No? Gówno”. „Jezu. Ty się tym zajmij” Joanny Bątkiewicz-Brożek przypomina o tym, co w religii najważniejsze i najpotężniejsze. O modlitwie.

22

„Deniwelacja” Remigiusza Mroza opowiada o makabrze odsłoniętej przez śnieg topniejący pod Giewontem. Nic tak nie wzmaga zainteresowania czytelników jak seryjny morderca…

23

W „Pragnieniu” Jo Nesbø znajdziemy podobne sceny: „Wiedziała, że jest za późno. Coś opadło jej na usta i pociągnęło ją do tyłu. W desperacji wystawiła rękę przez szparę nad łańcuchem, chwyciła futrynę od zewnątrz, próbowała krzyczeć, ale wielka, cuchnąca nikotyną dłoń za mocno przyciskała się do jej ust. Jedno szarpnięcie i drzwi się przed nią zamknęły. Głos szepnął jej do ucha: – Nie spodobałem ci się? Ty też nie wyglądasz tak dobrze jak na tym zdjęciu na profilu, baby. Musimy się lepiej poznać, wtedy nie zdążyliśmy. Ten głos. I to ostatnie wstrętne zająknięcie się. Już je kiedyś słyszała. Próbowała się wyrwać, kopać, ale jakby uwięziono ją w imadle. Mężczyzna zaciągnął ją przed lustro. Położył głowę na jej ramieniu. – To nie twoja wina, że mnie skazano, Elise. Dowody mówiły same za siebie. Nie dlatego tu jestem. Uwierzysz, jeśli powiem, że to przypadek? Potem wyszczerzył zęby w uśmiechu. Elise nie mogła oderwać oczu od jego ust. Sztuczna szczęka wyglądała na zrobioną z żelaza. Czarna, zardzewiała, z ostrymi zębami na górze i na dole, przypominała potrzask na lisy. Rozległ się lekki zgrzyt, kiedy mężczyzna szerzej otworzył usta. Szczęka musiała działać na sprężynę. Przypomniała sobie teraz szczegóły tamtej sprawy. Fotografie z miejsca zdarzenia. I zrozumiała, że niedługo umrze”.

24

m a g a z y n

l i t e r a c k i

Meneli – dowiadujemy się z „Wilczego leża” Andrzeja Pilipiuka – dzielimy na białych i niebieskich. „Biali piją wszystko, co zawiera alkohol, ale nie tkną denaturatu, a niebiescy leją w gardło jak leci. Obie grupy sobą ostentacyjnie gardzą i żrą się jak kibole różnych drużyn”.

25

Wiele zdań wyrwanych z powieściowego kontekstu brzmi niczym wypisy z humoru zeszytów. Na szczęście, o czym przekonuje „Chata” Williama Paula Younga, bywa inaczej. Bo przecież: „Wybaczenie to nie zapomnienie. Chodzi w nim o to, żeby puścić czyjeś gardło…”.

26

„Brulion zabaw w podróży” uszczęśliwić ma podróżnego, który zazwyczaj bezmyślnie gapi się w okno zamiast zająć się czymś, no może nie od razu pożytecznym, za to zapewne ciekawym. Obyśmy tylko nie przedobrzyli. W końcu podróżnym jest także, dajmy na to, kierowca samochodu i lepiej byłoby, żeby on akurat nie zajmował się w trakcie jazdy nawet tak prostą zabawą jak kółko i krzyżyk.

27

Z „Opowieści podręcznej” Margaret Atwood: „Leżę spokojnie i wyobrażam sobie baldachim nad głową. Przypomniała mi się rada, której królowa Wiktoria udzieliła swojej córce: zamknij oczy i myśl o Anglii. Ale to nie Anglia. Żeby się tylko pospieszył”. Ponoć coś podobnego usłyszała też pani Walewska.

28

„Jadłonomia. Kuchnia roślinna – 100 przepisów nie tylko dla wegan” Marty Dymek obejmuje, na przykład, wskazówki, jak przyrządzić bezmięsny pasztet na świąteczny stół. Nieśmiało spytam, a jakie święto uczcimy tym wykwintnym daniem? [Zobacz również poz. 8.]

29

W „Złowrogim cieniu Marszałka” Rafał A. Ziemkiewicz diagnozując obecną sytuację polityczną w Polsce, wskazuje na „identyfikację plemienną: piłsudczycy – antypiłsudczycy, postsolidarność – postkomuna, III RP – IV RP. […] Tego zaś, kto stoi moralnie wyżej, a kto niżej, nie da się ustalić według żadnego obiektywnego kryterium. Przeniesienie sporu politycznego w kategorie odwiecznej walki dobra ze złem unieważnia mechanizm demokratyczny – większość przy urnach przecież nie jest władna ani zdolna rozstrzygać o moralności”. I tak mamy naród rozerwany na dwa nienawidzące się plemiona, na polskie Hutu i Tutsi niezdolne do jakichkolwiek porozumień. R anking sporządziła Ewa Tenderenda-Ożóg Komentarz Krzysztof Masłoń

30

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7



fot. Jan Bruegha

W poszukiwaniu nie-ludzkiego ducha „Raj i grzech pierworodny”, obraz Jana Brueghla (starszego) i Petera Paula Rubensa z ok. 1615 roku

„S

ekretne życie drzew” pióra niemieckiego leśnika i działacza na rzecz ochrony przyrody Petera Wohllebena (wydane u nas przez wydawnictwo Otwarte w 2016 roku) to jeden z najbardziej zaskakujących bestsellerów ostatnich lat. Przyrodniczy esej nie był do niedawna gatunkiem, którego najszersza czytelnicza publiczność poszukiwała na księgarnianych półkach i w internetowych wyszukiwarkach, a pewnie niejeden wydawca popularnej literatury popukałby się w głowę, gdyby usłyszał propozycję wydania książki opowiadającej o drzewach. Tymczasem dzieło Wohllebena bije rekordy popularności na Zachodzie, a więc i u nas zostało wydane i, jak się okazało, z wielkim sukcesem. Wohlleben to znakomity stylista, pisarz o fantastycznym talencie do przystępnego opowiadania o kwestiach dla przeciętnego czytelnika trudnych, wielki w swojej dziedzinie erudyta, a do tego praktyk z gawędziarskim zacięciem.

Duch drzew Jednak to, co wyróżnia „Sekretne życie drzew” spośród wielu książek o przyrodzie pisanych przez bardzo literacko uzdolnionych i znakomitych stylistycznie znawców tematu, to niezwykłe połączenie fachowej i naukowej wiedzy z perspektywą dla naukowców i fachowców niecodzienną. Wohlleben opowiada o drzewach, używając języka, który do tej pory zarezerwowany był do opisu świata psychicznego i społecznego ludzi, a jeśli opisywał świat przyrody: zwierząt czy tym

14

m a g a z y n

bardziej roślin, to najwyżej w tekstach fantastycznych i symbolicznych, ale z pewnością nie naukowych czy popularnonaukowych: w baśniach, bajkach, przypowieściach. Drzewa w opowieści Wohllebena mają wolę, potrafią planować i uczyć się, także na własnych błędach, potrafią również w pewnym stopniu przekazywać innym to, czego się nauczyły. Umieją się przyjaźnić i być dla siebie nawzajem wrogie, zdolne są do ofiarnego altruizmu, choć nieobcy jest im także skrajny egoizm. Ważne są dla nich więzy rodzinne: rodzice troszczą się o dzieci, a dzieci, gdy podrosną, odpłacają się tym samym niedołężnym już rodzicom. Nieobcy im jest patriotyzm. Wiele z nich źle znosi samotność, choć są i takie, które nie czują się najlepiej w tłumie. l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


Posługują się językami, całkiem odmiennymi od ludzkich, bo nie dźwiękowymi, ale wystarczającymi, aby ostrzec pobratymców przed niebezpieczeństwem, poprosić o pomoc, wyrazić ból czy rozpacz. Drzewa bywają indywidualistami, miewają odmienne niż ich bracia (czy siostry) z tego samego gatunku charaktery, upodobania, dążenia, ale rozumieją potrzebę działań zespołowych. Gdy widzą cel, umieją współpracować także z istotami zupełnie innymi: z roślinami innych gatunków, grzybami, zwierzętami… Chyba najtrudniej im dogadać się z ludźmi, zbyt chciwymi i zbyt zadufanymi w sobie, żeby zrozumieć, że współdziałanie polega na wzajemnym świadczeniu sobie pomocy i przysług (co rozumie nawet sarna ogryzająca młode pędy buka i podsypująca mu w zamian nieco pożywnego nawozu), a nie na wyrywaniu innym tego, czego się zapragnie. Przyjęty przez Wohllebena język opisu może u tradycyjnie i scjentystycznie nastawionych czytelników wywoływać protest. Przecież takie słowa – mogliby powiedzieć – jak miłość, przyjaźń, bohaterstwo, poświęcenie itp. mają swoją wagę i winny być używane do opisu ludzkich emocji i zachowań, a nie do objaśnienia dających się opisać naukowo mechanizmów działania roślin, zarówno pojedynczych, jak i tworzonych przez nie ekosystemów. Posadzony w dużej odległości od innych drzew buk czy świerk nie czuje się samotny, pozbawiony przyjaźni i opieki innych drzew, ale po prostu rozwija się gorzej ze względu na brak wytworzonej przez inne drzewa ściółki, zbytnią ekspozycję liści czy szpilek na palące słońce, brak osłony od wiatru mogącego połamać gałęzie itp. Nie reaguje wcale na takie warunki przygnębieniem czy rozpaczą, ale wytwarza substancje chemiczne, które nie pozwalają mu dożyć sędziwego wieku, jest mniej odporny na działanie pasożytów… Czytelnicy tacy mają oczywiście rację, jednak dlaczego zaproponowany język opisu miałby pasować wyłącznie do roślin czy zwierząt, a nie do człowieka, który przecież także na różne warunki życiowe reaguje sekrecją pewnych substancji chemicznych, zmianami odporności i zachowań, jest ewolucyjnie przystosowany do łączenia się w takie czy inne grupy. Im bardziej poznajemy fizjologię człowieka, tym łatwiej nam pewne jego stany, choćby smutek czy zakochanie, opisać językiem chemii hormonów i mechaniki naczyń krwionośnych. Tylko czy taki opis da nam lepszy, głębszy wgląd w to, co się dzieje w nas samych i naszych bliźnich? I czy stosowanie odmiennych pojęć do podobnych (a może nawet takich samych) zjawisk w świecie ludzkim i nieludzkim, nie powoduje, że my, ludzie, tracimy właściwą perspektywę i zaczynamy postrzegać samych siebie jako istoty o wiele bardziej niezwykłe, niż jesteśmy nimi w istocie? Spójrzmy choćby, jak Wohlleben rozważa kwestię społecznych skłonności drzew. „Dlaczego jednak drzewa są do tego stopnia istotami społecznymi – pyta – dlaczego dzielą się pokarmem z krewniakami z tego samego gatunku, a przez to tuczą konkurencję? Powody są identyczne z tymi, którymi kierują się ludzkie społeczności – razem łatwiej sobie radzić. Drzewo nie jest lasem, samo nie wytworzy lokalnego, zrównoważonego klimatu, jest bez reszty wydane na pastwę wiatru i pogody. m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

Natomiast wiele drzew tworzy wspólnie ekosystem, który łagodzi skutki skrajnych upałów i mrozów, gromadzi dużą ilość wody i produkuje bardzo wilgotne powietrze. W takim środowisku drzewa mogą rosnąć bezpiecznie i dożywać matuzalemowego wieku. By to osiągnąć, społeczność musi za wszelką cenę trzymać się razem. Gdyby wszystkie okazy troszczyły się tylko o siebie, wówczas niejeden nie doczekałby starości. (…) A zatem każde drzewo jest cenne dla społeczności i zasługuje na jak najdłuższe utrzymywanie przy życiu. Z tego powodu nawet chore okazy zyskują wsparcie i zaopatrzenie w składniki pokarmowe, póki nie wyzdrowieją. Następnym razem sytuacja może się przecież odwrócić i pomocy będzie potrzebowało drzewo świadczące dziś wsparcie”. Fragment ten opisuje przecież zarówno społeczeństwo (tak!) drzew, jak i to, które tworzą, a przynajmniej usiłują tworzyć ludzie. Tyle że ludzie swoim usiłowaniom przypisują wyższą, duchową proweniencję, a odmawiają jej usiłowaniom drzew, roślin, zwierząt.

Boom na opowieści o duchowości przyrody Wohlleben bardzo konsekwentnie widzi świat przyrody jako przeniknięty duchem wcale nie różnym od tego, który nam, ludziom, pozwala myśleć, czuć, tworzyć więzi, czemu dał wyraz także w książce pod wymownym tytułem „Duchowe życie zwierząt” (Otwarte, 2017). Zwierzęta, inaczej niż drzewa, a podobnie jak my, potrafią się poruszać, a więc przykłady zwierzęcej inteligencji, przenikliwości, zmysłu przewidywania, czułości, ofiarności, odwagi, chociaż także roztargnienia, egoizmu, złośliwości czy tchórzostwa wydają się bardziej przekonującymi argumentami na rzecz ich duchowej natury. Nawet gdy są to zwierzęta, które zwykliśmy postrzegać jako kierujące się ślepym instynktem, takie jak pszczoły. Ale niemiecki leśnik nie jest jedynym autorem przyrodniczego eseju, którego rzetelna, akademicka wiedza i powiązane z nią uważne obserwacje ożywionego świata skłaniają do wskazywania bliższych niż zwykliśmy widzieć podobieństw świata roślinnego czy zwierzęcego i ludzkiego. Rynek książki przeżywa dziś prawdziwy boom na opowieści o duchowości przyrody. Brytyjski entomolog Dave Goulson w książce „Żądła rządzą. Moje przygody z trzmielami” (Marginesy), fascynującej opowieści o sympatycznych owadach, które możemy spotkać niemal na każdym skrawku ukwieconej łąki czy ogrodu, tak przystępnie, na ile to możliwe wyjaśnia, skąd biorą się społeczne i altruistyczne skłonności błonkoskrzydłych, a więc te ich cechy, które od wieków fascynowały twórców kultury naszego 8 / 2 0 1 7

15


gatunku dopatrujących się w tych owadach jakiejś nadzwyczajnej inteligencji, a nawet próbujących stawiać je naszym bliźnim za wzór ofiarnej miłości, poświęcenia, dyscypliny. Trzmielim, pszczelim i osim samicom, dowodzi Goulson, bardziej opłaca się pomagać własnym matkom w wychowaniu sióstr, niż starać się o własne potomstwo, a więc opłaca się także żyć w rojach, w których przeznaczona jest dla nich wyłącznie rola bezdzietnej robotnicy. Dlaczego? Dowie się czytelnik po przeczytaniu genetycznego wywodu, którego streścić tu nie mam możliwości, ale gwarantuję, że jeśli ktoś nie odrobił licealnych lekcji genetyki, po tej lekturze uzupełni zaległości, a przy okazji zacznie nieco inaczej – i jak sądzę, nieco głębiej – patrzeć na te ludzkie cechy, którym skłonni jesteśmy przypisywać duchową proweniencję i nazywamy cnotami. I tu także od nas zależy, czy szklankę duchowości uznamy za w połowie pełną, czy w połowie pustą. Na marginesie: książka Goulsona, oprócz bardzo barwnych opowieści o zwyczajach trzmieli i kompetentnych wyjaśnień zachowań tych owadów, zawiera także bardzo poważną przestrogę: trzmiele, pszczoły, a więc owady zapylające znakomitą większość potrzebnych nam roślin, owady, od których człowiek jest, bez najmniejszej przesady, uzależniony, masowo giną, i nie wiadomo, czy ten trend da się odwrócić. Kiedy one zginą, i nasze dni będą policzone. Są więc trzmiele nieświadomymi (czy aby na pewno?) altruistami świadczącymi dobro gatunkowi, od którego nie spotyka ich raczej nic dobrego. W swojej niezwykłej książce wspomnieniowej „Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii” (Czarne, 2017), wybitny biolog (i syn biologa) Berndt Heinrich niejednokrotnie wskazuje, że między duchowością zwierzęcą i naszą – w podobnym stopniu wywodzącą się z fizjologicznych uwarunkowań – nie ma aż tak ogromnych różnic, jakie nauczyliśmy się widzieć. Pisze choćby Heinrich, przy okazji wspominania własnych relacji z ojcem, o jednej z tych spraw, którym nasza kultura poświęciła niezliczone dzieła i wyobrażenia: o rozstaniu kochających się ludzi, dzieci i rodziców: „Żadna ze stron nie musi wiedzieć, dlaczego jest ewolucyjnie zaprogramowana do miłości, nienawiści lub pragnienia wolności. Uczucia to środki do osiągania na ogół nieuświadamianych sobie przez podmiot działania celów adaptacyjnych i z zasady nie mają nic wspólnego z rozumem. Na przykład młode kruki kilka miesięcy po opierzeniu się odczuwają pragnienie wędrówki, ale jeżeli samorzutnie nie opuszczą rodzinnego terytorium, ich rodzice coraz mniej im pomagają, stają się nietolerancyjni, a w końcu agresywnie próbują wyrzucić młode. Potrzebują terytorium i jego zasobów dla siebie i do wychowania kolejnego miotu”. Skoro nasze, ludzkie, zachowania i uczucia są podobnie jak zwierzęce warunkowane ewolucyjnym przystosowaniem, to dlaczego te zwierzęce mielibyśmy cenić niżej? Ze względu na mniejszy stopień komplikacji? Nieumiejętność nadawania im artystycznego kształtu? Brak samoświadomości?

16

m a g a z y n

Ptaki i ludzie Noah Strycker, amerykański ornitolog i redaktor pisma „Birding” przeznaczonego dla ogromnej i wciąż rosnącej rzeszy obserwatorów ptaków, swojej książce „Rzecz o ptakach” (Muza, 2017) nadał znaczący podtytuł: „Ptaki powiedzą nam wiele o nas samych”. A w książce tej przeczytamy wiele i o zdolności ptaków do przeżywania bardzo skomplikowanych uczuć, i o ich samoświadomości. Przeczytamy o zachowaniach altruistycznych świadczonych przez chwostki, maleńkie australijskie ptaszki, niespokrewnionym przedstawicielom tego samego gatunku, a więc wcale nie motywowanych dążeniem do reprodukcji własnych genów. Przeczytamy o twórczości artystycznej altanników, owszem, najczęściej służącej celom godowym, ale tylko najczęściej i doskonalonej także wtedy, gdy sukces prokreacyjny został już osiągnięty. Przeczytamy o świadomości srok, melomanii papug, romantyzmie albatrosów. Strycker dla każdego z opisywanych przez siebie zjawisk stara się odnaleźć racjonalne, a więc sprowadzające się do indywidualnej bądź ewolucyjnej korzyści, wyjaśnienia. Jednak podobne wyjaśnienia, wskazuje, można odnieść do ludzkiego romantyzmu, samoświadomości, zmysłu estetycznego, czy potrzeby bezinteresownej twórczości. Czy z tego powodu powinniśmy stwierdzić, że świat ducha nie istnieje w ogóle, czy że właśnie istnieje, ale człowiek wcale nie jest jego jedynym mieszkańcem? Pisze Strycker o altruizmie: „Szklanka altruizmu może być dla jednych w połowie pełna, dla drugich w połowie pusta. Naukowcy i filozofowie często stają po jednej stronie dyskusji, chociaż żadna z nich nie jest błędna. Wybór obozu zależy od światopoglądu”. Popularność propagowanego przez Stryckera birdwatchingu, czyli obserwowania ptaków, jest bardzo ciekawym znakiem naszych czasów i, jak sądzę, ważnym kontekstem dla zrozumienia fenomenu wydawniczego boomu na książki o przyrodzie. Ptaki są piękne pod każdym względem. Zachwycają bogactwem barw, kształtów, głosów, tańców godowych i sposobów lotu. Są zwierzęcą rodziną, która jako tako oparła się niszczącemu działaniu człowieka i przetrwała w ogromnym bogactwie gatunków (w Polsce można zobaczyć ok. 450 gatunków ptaków mających tu lęgi, przylatujących na dłużej lub sporadycznie zalatujących). Jednak wielu obserwatorów przyznaje się do tego, że u ptaków poszukują nie tylko zewnętrznego piękna, ale także, a może nawet przede wszystkim, tego, co nazwać możemy podmiotowością, duchowością. „Dwanaście srok za ogon” Stanisława Łubieńskiego (Czarne, 2016) to opowieść o pasji podglądania ptaków, także takich jak miejskie sroki, wrony czy gawrony, które nie odznaczają się rzadkością czy egzotyką, nie śpiewają szczególnie pięknie, l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


ale ich zachowanie wskazuje na nie tylko wysoką operacyjną inteligencję, ale także bogate życie wewnętrzne. Umiejętność przewidywania skutków własnych działań, używanie mniej czy bardziej skomplikowanych narzędzi, a także uczenie używania tych narzędzi innych osobników, udoskonalanie narzędzi i ich dostosowywanie do zmieniającego się otoczenia, zamiłowanie do bezinteresownej zabawy, także z użyciem zabawek, i duże poczucie humoru – to cechy, wydawałoby się, wyłącznie ludzkie, a jednak także ptasie, wronie. Jeśli dodamy do tego także sporą dozę bezinteresownej złośliwości, przejawianej także z narażeniem zdrowia i życia – a pisze o tym m.in. Nathanael Johnson w swoistym podręczniku dla amatorów botaniki i zoologii, którzy nie mają czasu na dłuższe wyjazdy na łono natury: „Sekrety roślin i zwierząt w miejskiej dżungli” (Vivante, 2017) – to możemy zacząć wątpić w to czy duch, a także kultura przynależne są wyłącznie nam, ludziom.

Bezduszne Do Polskiego Związku Łowieckiego należy niemal 115 tysięcy osób i liczba ta z roku na rok rośnie. Nie są to oczywiście wszyscy Polacy, którzy polują na dzikie zwierzęta, dodać tu należy sporą liczbę stałych czy okazjonalnych kłusowników. Polują oni wszyscy zresztą nie tylko na dzikie zwierzęta, przecież co roku ofiarą myśliwych padają tysiące domowych psów i kotów (niektóre ustrzelone nawet na podwórkach właścicieli), a także istot, które myśliwi jakoś dziwnie łatwo mylą z dzikami (czy komuś z niepolujących czytelników zdarzyła się kiedyś taka pomyłka?): krów, koni, czy ludzi mających nieszczęście wybrać się w pobliże lasu, w którym trwało polowanie, w tym nawet kolegów-myśliwych. Jak tłumaczą sami myśliwi, łowiectwo jest ulubioną formą spędzania wolnego czasu przez ludzi kochających przyrodę, chcących ją czynnie chronić (choćby przez eliminację drapieżników lub zimowe dokarmianie zwierząt), pielęgnujących tradycję. Argumenty takie poddaje wiwisekcji Zbigniew Kruczyński, niegdyś zapalony myśliwy, a dziś działacz na rzecz ochrony przyrody (ochrony, która – według niego – jest nie tylko możliwa, ale i bardziej efektywna, gdy nie wiąże się z rekreacyjnym zabijaniem zwierzyny). W swojej bestsellerowej już książce „Farba znaczy krew” (wyd. 2 rozszerzone m.in. o rozmowy ze znawcami myślistwa, psychologami, obrońcami przyrody; Czarne 2017) Kruczyński dowodzi, że czerpanie satysfakcji z polowania możliwe jest m.in. dzięki temu, że myśliwi stworzyli całą kulturę zaprzeczania i wypierania wiedzy o zwierzęcych emocjach, więziach, zdolności do odczuwania bólu, przerażenia, rozpaczy po utracie dzieci, rodziców czy partnerów, a więc o tym, co nazwać możemy życiem wewnętrznym czy duchowym. Myśliwy, który postrzelił zwierzę, ale nie chce mu się zbyt długo go tropić, tłumaczy sobie i kolegom, że jego ofiara „wym a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

liże się”, choć elementarna wiedza i doświadczenie wskazują, że najpewniej skona w straszliwych męczarniach. Mimo iż powszechna jest wiedza o tym, że gęsi łączą się w monogamiczne pary na całe życie, a utrata partnera jest dla ptaka tego gatunku (a także dla samego gatunku) stratą nie do odrobienia, myśliwi nie mają oporów przed urządzaniem polowań. Zwierzę, na które się poluje, należy przedstawić już nie jako istotę, ale jako żywy, poruszający się przedmiot, najlepiej jeszcze szkodliwy (jak dziki czy sarny podjadające uprawy), którego zniszczenie stanie się nie tylko świetnym sposobem spędzania wolnego czasu, ale i szlachetnym uczynkiem. Książka Kruczyńskiego jest wielkim głosem w obronie nie tylko zabijanych zwierząt, ale i naszego człowieczeństwa, wrażliwości na ból, cierpienie, na które my, ludzie, nie mamy wcale monopolu. A Adam Wajrak, chyba najbardziej znany w Polsce dziennikarz przyrodniczy, w swojej książce „Wilki” (Agora, 2017) przypomina, między innymi, dzieje prześladowań najbardziej znienawidzonego zwierzęcia Europy i naszego kraju. Wilkom, niesłusznie, przypisywano irracjonalny instynkt mordowania, obwiniano je za, najczęściej powstałe z winy ludzkich myśliwych, zmniejszenie się pogłowia dzikiej zwierzyny, straszono nimi dzieci. I bezlitośnie, z pomocą całych aparatów państwowych, tępiono. W wielu krajach Europy Zachodniej wytępiono je do szczętu, a u nas niemal do szczętu. W wieku XIX i na początku XX służby leśne zakładały wnyki i potrzaski, wybierały wilczęta z gniazd, żeby zaraz rozprawić się z nimi uderzeniem siekiery. Z dorosłymi osobnikami rozprawiano się za pomocą broni palnej i trucizny. W początkowym dwudziestoleciu PRL dogmat o szkodliwości wilków był tak rozpowszechniony, że postanowiono wytępić te zwierzęta całkowicie, a służby leśne płaciły 1000 złotych (przy średniej miesięcznej płacy 1200) za zastrzelenie dorosłego osobnika i 200 zł za szczenię zabite w gnieździe. Poradniki dla chcących w ten sposób dorobić obfitowały w niezwykle drastyczne wskazówki. Od 20 lat, co prawda, wilk nie jest zwierzęciem łownym, aczkolwiek ze strony środowisk myśliwskich mających dziś ogromne poparcie na najwyższych szczeblach, słychać postulaty wznowienia polowań i znane od dawna argumenty, że trzeba rozprawić się z rabusiami, przez których wciąż mniej u nas pięknych sarenek i jeleni (do których można strzelać). W tej sytuacji książka Wajraka ma niezwykły walor: pokazuje wilki jako zwierzęta obdarzone dużą inteligencją i – tak właśnie! – bogatym życiem duchowym, a także posiadające odmienne indywidualności i charaktery (jak wilczy znajomi Wajraka: Wiki i Kazan). No i, w przeciwieństwie do ludzkich myśliwych, nie zabijające dla rozrywki. Kruczyński i Wajrak piszą o zjawisku, na które wskazuje także Wohlleben: to nasze eksploracyjne, przedmiotowe nastawienie do przyrody skłania nas, ludzi, do zamykania oczu na roślinną 8 / 2 0 1 7

17


i zwierzęcą duchowość, a wręcz do wytwarzania kultury zaprzeczania temu, co możemy zobaczyć niemal na pierwszy rzut oka i światopoglądów nadających wyłącznie nam podmiotowy status.

Sympatyczny darwinizm Wiele, nie tylko wymienionych wyżej, książek tworzących dzisiejszy „przyrodniczy” boom na rynku wprowadza do naszej przyrodniczej i humanistycznej świadomości pewien bardzo istotny element. Ukazują one mechanizmy (bądź też duchowość) przyrody w sposób o wiele bardziej „sympatyczny”, niż dotąd wyglądały one w potocznej świadomości, głównie za sprawą różnych paskudnych ideologii głoszących czy to indywidualną, czy zbiorową walkę wszystkich ze wszystkimi. Czy nacjonalistyczno-faszystowskie (z rodzimą odmianą endecką), czy neoliberalne wizje rzeczywistości społecznej, a ostatnio także ideologie „wojny cywilizacji” opierają się na, nazywanym często darwinizmem społecznym, rozumieniu natury i wraz z nią świata ludzkiego, jako areny niekończącej się walki, na której silni pożerają słabych. Czy Darwin rzeczywiście przedstawiał naturę jako arenę wyłącznie bezwzględnej walki? Wcale nie, i o tym można przeczytać choćby w kolejnym wydawniczym przeboju ostatniego czasu, książce „Galapagos. Historia naturalna” Henry’ego Nicholsa (W.A.B. 2017). Archipelag, który zainspirował wielkiego uczonego do stworzenia teorii ewolucji, pokazał mu się jako miejsce tętniące duchem, arena nie tylko

walki, ale także, a może przede wszystkim współzależności, czy – moglibyśmy powiedzieć – współpracy najróżniejszych form życia. Przecież aby zwały wulkanicznego błota mogły stać się siedliskiem zadziwiających endemicznych legwanów, żółwi i nielotnych kormoranów, a także kolejnych odmian słynnych zięb, musiały minąć tysiąclecia żmudnego zasiedlania wysp przez niezliczone rośliny, grzyby, drobnoustroje, którym – dlaczego nie użyć tutaj naszego, humanistycznego języka? – kolejne formy zawdzięczały stworzenie bardziej przyjaznego środowiska, i często odwdzięczały się swoim wkładem we wspólne miejsce. I być może to jest właśnie jedna z ważnych przyczyn dzisiejszej popularności opowieści o przyrodzie: mamy już trochę dość świata, w którym każe się nam wiecznie rywalizować, dawać się wykorzystywać i wykorzystywać innych, walczyć, podgryzać się, wyrywać innym wszelkie możliwe dobra i nie dać ich wyrwać sobie. Marzymy o sympatycznym świecie, w którym moglibyśmy żyć z innymi w przyjaźni, współpracować z wielostronną korzyścią, doświadczać czułości i być troskliwymi… I dlatego chętnie opuszczamy świat cywilizowany, aby odnaleźć wytchnienie w świecie przyrody.

JAROSŁAW GÓRSKI



na-molny książkowiec

Pokłosie W

uchu aparat słuchowy. Uważne spojrzenie zza okularów. Od czasu do czasu uśmiech, bystry. Karol Modzelewski, rocznik 1937, kiedyś jeden z najdłużej siedzących więźniów słusznie minionego ustroju. Spokojny, skupiony. Takim go oglądam. Obok bardzo stary pan, z wydatnym brzuszkiem. Niski, jakby odprężony, jakby leniwie patrzący, powściągliwy, nawet nieobecny. Pozory. Kiedy się odzywa, słychać z każdego bez pośpiechu wypowiadanego słowa, że myśli formułuje wciąż bystro, a jego sądy nadal brzmią wyjątkowo inteligentnie. Andrzej Werblan, rocznik 1924, prominentny przedstawiciel najwyższych władz Polski Ludowej, facet z samej wierchuszki dawnych elit, znawca mentalnych i fizycznych zakamarków gmachu KC PZPR. Obaj od dekad profesorowie historii, obaj lewicowcy, tyle że poglądy oraz zachowania każdego z tych dwóch w przeszłości wyrzucały ich na całkiem inną orbitę systemu. Modzelewskiego wepchnęły na dziewięć lat za kraty, Werblana zaś do Biura Politycznego partii rządzącej w „kraju miłującym kraj miłujący pokój” (tak o zwasalizowanej wobec ZSRR Polsce pisał kiedyś w pamflecie antyustrojowym Piotr Wierzbicki). Relacjonuję wieczór autorski w staromiejskim Klubie Księgarza. 29 maja 2017 roku. Moderuje dziennikarz związany z lewicą, twórca pytań do obydwu bohaterów spotkania, Robert Walenciak. We trzech wymyślili świetny tom, który zawiera ważny zestaw uwag oraz opinii na temat pierwszych czterech dekad powojnia. Mechanik oraz antymechanik systemu, wraz z jego późnym, lecz życzliwym dla ustroju komentatorem. Za wspólnym stołem. Z boku ekipa wydawcy tomu „Modzelewski-Werblan. Polska Ludowa” (Iskry 2017) dyskretnie sprzedaje egzemplarze. Uczestnicy spotkania kupują dużo, temat ich osobiście kręci. Sala nabita nie tylko ludźmi, ale też emocjami, promocyjne spotkanie zgromadziło mnóstwo osób wciśniętych ongiś w sploty rozmaitych uwikłań PRL-u. Jest Eleonora Syzdek z mężem, są Joanna Rawik, Andrzej Kurz, Marek Wawrzkiewicz, Ewa Boniecka, Andrzej Friszke, Rafał Skąpski, Aleksander Bukowiecki. Mnóstwo osób, na ogół w latach albo wręcz leciwych. Tylko przy drewnianych schodach prowadzących z parteru do pomieszczeń 20

Klubu Księgarza na piętrze kulą się wstydliwie przedstawiciele młodszych pokoleń. Domyślam się wśród nich głównie studentów historii, wyspecjalizowanych w dziejach najnowszych kraju. Spotkanie trwa długo, aż paruje od emocji. Co prawda namiętność zebranych dotyczy głównie przeszłości, niekiedy zamierzchłej z dzisiejszego punktu widzenia, ale dla uczestników zgromadzenia to były przecież lata najważniejsze. W dodatku gotów jestem iść o zakład, że większość zaliczała się do dużych figur minionych gier. Też w nich zresztą, tzn. w grach czasu przeszłego, uczestniczyłem, bo żyłem w naszym kraju. Może bez entuzjazmu, lecz brałem udział, rozumiejąc i przyjmując do siebie prawdy kolejnych etapów. Jako pionek przeważnie (choć jako mała figurka także). Teraz gapię się na osoby znane z pierwszych stron peerelowskich gazet. Są razem, jakby wciąż zanurzeni w przeszłości, pełni sentymentów i resentymentów. Wielu z nich stara się nadal aktywnie uczestniczyć w komentowaniu aktualiów. Dmą na starą nutę. Przypomina mi się fragment piosenki z legendarnego repertuaru Salonu Niezależnych: „Być współcześnie, to nie znaczy razem”. Bardzo ciekawe wymiany poglądów, podążająca do przodu masywnymi kęsami zdań. Zdań łowiących historię aż do chwili, kiedy drżący głos Mieczysława Rakowskiego zakomunikował w Sali Kongresowej: „Sztandar Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyprowadzić!”. Jednak nim dyskutanci w Klubie Księgarza dojdą do rozwiązania Partii, autorzy wywiadu-rzeki długo meandrują, rozpoczynając refleksje od zasadniczych epizodów dotyczących tworzenia zrębów systemu opresji, zwanego później socjalistycznym braterstwem. Przypomina mi się dowcip sprzed lat. Pytanie: „Dlaczego z Francją się tylko przyjaźnimy, a z ZSRR łączy nas braterstwo?”. Odpowiedź: „Bo rodziny nikt sobie nie wybiera!”. Fantastyczne, od niechcenia właściwie rzucane uwagi Werblana. Zanotowałem dwie, brzmiały niepokojąco współcześnie: „W państwie autorytarnym intrygi są namiastką demokracji” oraz „Prokuratorzy to nie najszczęśliwsze towarzystwo dla historyków”. Nie wiem, czy ktoś nagrywał tę rozmowę, raczej nie, szkoda! Są takie wieczory, których powtórzyć się nie da… W części nieoficjalnej ubolewano, że tom „Modzelewski-Werblan. Polska Lum a g a z y n

l i t e r a c k i

dowa” nie wzbudził polemik stosownych do rangi książki oraz tematu; główny komentarz, a i to krytyczny, należał do Krzysztofa Masłonia. Poza nim właściwie cisza. Osobiście uważam, że Krzysztof zbyt surowo ocenił książkę, ale mniejsza z tym. Pretensje więc starszych państwa zgromadzonych w Klubie Księgarza. Krytykują brak silnej prasowej reakcji na znakomity dyskurs zebrany w grubą książkę. Ja to jednak uważam za zjawisko pozytywne. Dlaczego? Oni zapomnieli, ile czasu minęło od upadku PRL-u. Ludzie urodzeni u schyłku Systemu dziś liczą sobie w okolicach czterdziestki! Czyli rozmowy o sprawach, które przeorały także mój życiorys, dla większości żywych i aktywnych zawodowo Polaków przypominają dyskusje o II światówce. Ciekawe czasy, ale zaprzeszłe. Miłosz już dawno napisał: „A ta historia, co ich znała, okaże się niezrozumiała”. Bardzo dobrze, że PRL podlewa się dziś perfumą albo piżmem mitu. Tak samo, jak bardzo dobrze, że ci młodzi historycy, cisnący się przy schodach prowadzących do Klubu Księgarza, będą umieli zrozumieć oraz przekazać więcej tym, którzy kiedyś zdecydują się brodzić w archeologii ich własnych dziejów. My, starcy oglądający się wciąż na gruzy PRL -u niczym żona Lota chciwa obrazu płonącej Sodomy, zastygamy w słupy soli. Oni pójdą dalej, zasiewać swoje dzieje. Znakomity tom. Mnóstwo refleksji. Pod spodem samotność emerytów i rencistów. tadeusz lewandowsKi k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7



Fragment książki Anna Łacina

Zadzwoń, kocham cię W

eronika zakochała się podczas dogrywki meczu Polska–Szwajcaria. Miłość spadła na nią jak letni deszcz, gwałtowny i długo wyczekiwany po fali dusznego upału; deszcz, który nie pyta o pozwolenie, tylko wylewa się przez rozdzierane błyskawicami niebo szumiącym wodospadem, ogarnia i zatapia wszystko. Ignoruje peleryny i parasole, moczy włosy, twarz, dłonie, płynie chodnikiem jak rzeka, wlewa się do butów, wpada za kołnierz i nie ma sposobu, by się przed nim zabezpieczyć. Oczywiście, można siedzieć w domu, obserwując ulewę przez szybę. Ale jeśli ktoś decyduje się wyjść akurat w czasie burzy, z pewnością nie wróci do domu suchy. Kiedy Szwajcaria remisowała z Polską, niebo pociemniało, zerwał się wiatr, więc Weronika szybko zdjęła z balkonu pranie, które wywiesiła na początku drugiej połowy. Zdziwiła się, że już wyschło, nie minęło nawet czterdzieści pięć minut. Kiedy je segregowała, za oknem rozpętało się pandemonium. Błyskawice co chwilę rozjaśniały niebo, po szybach spływały strumienie wody, drzewa chłostane deszczem biły niskie pokłony, rośliny w skrzynkach porzuciły leniwą wegetację i próbowały wyrwać się z korzeniami z rozmiękłej ziemi, jakby chciały polecieć do Francji obejrzeć dogrywkę. Weronika patrzyła na tonące w strugach deszczu osiedle i nagle głośno wciągnęła powietrze. – Dziadek siedzi na ławce – powiedziała ze zdumieniem. Ojciec i Maks, wpatrzeni w telewizor, nie zareagowali. – Dziadek siedzi na ławce – powtórzyła. – W taką ulewę… – Jaki dziadek? – zdziwił się ojciec. Mecz właśnie się skończył, więc co nieco zaczęło do niego docierać. Maks nadal wgapiał się w ekran. – No ten… – Nie wiedziała jak go określić, chociaż niemal codziennie widywała go z okna, kiedy drobniutkim kroczkiem, wsparty na lasce, powoli przemierzał osiedle. Charakterystyczne szuranie rozlegało się kilka razy dziennie, gdy dokądś szedł lub skądś wracał. Weronika, mijając go na ulicy czy w sklepie, parę razy spełniła jego prośbę, by coś mu przynieść, podać albo kupić. Nie wiedziała jak się nazywa ani gdzie mieszka, sam czy z kimś, był po prostu częścią krajobrazu. – No ten… – powtórzyła. – Co tak wolno chodzi. Pewnie nie zdążył do domu przed burzą. Siedzi na ławce. 22

Ojciec podniósł się z kanapy i zerknął przez okno. – Rzeczywiście… – mruknął. – Teraz to już po ptokach. Ale leje! Chyba oberwanie chmury. – Przecież nie można go tak zostawić! – oburzyła się. – Maks – szturchnęła brata – chodź, weźmiemy parasole i zejdziemy do niego. Trzeba mu jakoś pomóc. – Daj spokój! – Maks machnął ręką, jakby oganiał się od natrętnej muchy. – Pewnie specjalnie tak siedzi, ma darmowy prysznic i pralnię. Ciepło jest, nic mu nie będzie. – Oszalałeś?! Wcale nie jest ciepło! Zbieraj się! – Szturchnęła go mocniej. – Idziemy! To starszy człowiek. – Ale co mu pomożesz jak już jest cały przemoczony? – Spojrzał na nią z politowaniem. – Przecież on chodzi pół centymetra na godzinę! Zaniesiesz go? – Popukał się w czoło i wrócił do kontemplacji telewizora. – Nawet jeśli mieszka dwa kroki stąd – dorzucił – to zanim się dowlecze, skończy się dogrywka! Dziadkowi nie pomożesz, a sama zmokniesz. Weronika gniewnie zacisnęła usta. „Dogrywka”! Zabrała z przedpokoju największy parasol i wybiegła z domu. Trudno. Sama sobie poradzi. Kiedy otworzyła drzwi klatki schodowej, zrozumiała, że się przeliczyła. Mimo to brnęła przed siebie, wspierając się na parasolu jak na lasce. Nawet nie próbowała go otwierać. Miała wrażenie, że znalazła się nie na osiedlu, ale na środku wzburzonego morza. Woda zalewała ją ze wszystkich stron, wiatr szarpał i popychał. W pewnej chwili tuż obok niej wylądował z trzaskiem spory konar. Przyśpieszyła kroku. Nie, nie zawróci, nie ma mowy! Maks śmiałby się z niej przez miesiąc i wyzywał od naiwnych idealistek albo Matek Teres. Skręciła za róg i wreszcie znalazła się wewnątrz nieforemnego kwadratu, w jaki ustawiono budynki, więc szło się trochę łatwiej. Kątem oka zarejestrowała obecność jeszcze kogoś, kto wybiegł z sąsiedniego bloku i pochylony, parł w stronę ławki, na której, nawet oślepiona deszczem, wciąż mogła dostrzec nieruchomą sylwetkę dziadka. Weronika też zaczęła biec. Dopadła ławki chwilę po niespodziewanym sprzymierzeńcu; teraz, z bliska, mogła dostrzec, że to chłopak. Pochylony nad staruszkiem, o coś się dopytywał. Razem pomogli dziadkowi się podnieść i pod osłoną parasola Weroniki ruszyli powolutku drogą między blokami. Chłopak trzymał parasol w mocnym uścisku, nie pom a g a z y n

l i t e r a c k i

zwalając, by wiatr wyrwał mu go z ręki albo przewrócił na lewą stronę. Co prawda nie zabezpieczało to nikogo przed zacinającym ze wszystkich stron deszczem, ale przynajmniej dziadkowi nie lało się już na głowę. Po nieskończenie długim marszu znaleźli się przed drewnianym domkiem na tyłach ulicy Leśnej. Na pewno powstał w czasach, gdy budowa osiedla Karolin nikomu się jeszcze nie śniła. – Bój się Boga, panie Stasiu, jest pan po prostu cały mokry! – wykrzyknęła korpulentna kobieta, gdy tylko weszli na zapuszczone podwórko. Stała na progu, w otwartych drzwiach, z naręczem grubych ręczników, podskakując z niecierpliwości. Weronice skojarzyła się z piłką plażową w niebieskie i białe pasy. (…) – Kiedy wychodziłem, była piękna… – bronił się dziadek, ale pani nie dopuściła go do głosu. – Szybciutko teraz gorąca, że tak powiem, kąpiel! Po prostu widziałam przez okno, że idziecie, to już napuściłam wody – wyjaśniła. – A potem, że tak powiem, do łóżka, bo się pan, panie Stasiu, po prostu przeziębi! A wy się wytrzyjcie w kuchni – wskazała uchylone drzwi po prawej – tam już stoi dla was, że tak powiem, gorąca herbata, śpieszcie się, zanim wystygnie, tylko nie wiem, w co byście się, że tak powiem, suchego mogli przebrać… – Nie trze… – zaczął chłopak, ale i jemu pani nie pozwoliła dokończyć zdania. – Żadne „nie trzeba”! Nie trzeba to się, że tak powiem, krygować, przecież na tę ulewę nie wyjdziecie, bo jeszcze was, po prostu, szlag trafi! – zaśmiała się. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Nasza Księgarnia k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


Rozmowa numeru Rozmowa Anną Łaciną, autorką książki „Zadzwoń, kocham cię”

Czas na dobre wzorce

–  Akcja powieści rozgrywa się w lipcu. To czas wakacyjnych wyjazdów, którym zawsze towarzyszył dreszcz emocji. Do tej pory było to jednak pozytywne uczucie, tak odmienne od dzisiejszego lęku związanego z zamachami terrorystycznymi. Czy doświadczenie Weroniki powinno być dla młodych czytelników lekcją, przestrogą czy może czymś innym? –  Raczej „czymś innym”, chociaż jeśli ktoś chce z tego wyciągnąć lekcję czy przestrogę, z pewnością może. I niekoniecznie musi być „młodym czytelnikiem”. W bibliotece najwięcej wypożyczeń moich książek jest od czytelników w wieku gimnazjalnym, a potem od pań powyżej trzydziestki aż do wieku emerytalnego. Myślę, że jeśli ktoś lubi podróżować, to ten dreszczyk pozytywnych emocji zawsze będzie mu towarzyszył, niezależnie od czasów, w jakich żyje. Kiedy planum a g a z y n

l i t e r a c k i

jemy wyjazd, tęsknimy za nim, cieszymy się na spotkanie czy to z jakimś miejscem, czy człowiekiem. Zupełnie inaczej ma się rzecz w sytuacji, gdy coś nas do tej podróży zmusza – człowiek lub okoliczności. Pamiętam jak na studiach mieliśmy zajęcia terenowe. Po drugim czy może trzecim roku pojechaliśmy w Tatry. Powinnam szaleć z radości, bo lubię chodzić po górach. Do tego nadarzyła się rzadka okazja zobaczenia rzeczy, których na co dzień nie zobaczę, możliwość wejścia w takie miejsca, do których „zwykłych” ludzi się nie wpuszcza, na przykład do ścisłego rezerwatu. Był tylko jeden problem – wyprawa została nam narzucona, termin też. A ja miałam własne plany. Więc jechałam z niechęcią. A szkoda, bo mogłam ten wyjazd wykorzystać dużo lepiej, gdybym podeszła do niego z większym entuzjazmem. To jest częsty błąd, który popełniają dorośli w stosunku do dzieci i młodzieży: zakładają, że jeśli proponują atrakcyjne miejsce i atrakcyjny program, to już wystarczy, a potem się dziwią, że delikwent siedzi skwaszony, ze słuchawkami na uszach i z oczami wlepionymi w ekran smartfona. W „Zadzwoń, kocham cię” nie było aż tak drastycznie, było o wiele drastyczniej. Właśnie w imię „ja wiem, co dla ciebie dobre”. To jest książka o tym, że strach nie jest dobrym doradcą. Biologia twierdzi, że w sytuacji strachu człowiekiem przestają rządzić płaty czołowe mózgu, a ster przejmuje ta jego część, która nazywana jest „mózgiem gadzim”. To właśnie dlatego człowiek czy zwierzę, przyparte do muru robi się niebezpieczne. Kiedy słyszę, że ktoś się kogoś czy czegoś boi, zapala mi się lampka ostrzegawcza. Człowiek, który się poddaje strachowi w najlepszym wypadku działa głupio i irracjonalnie, w najgorszym – zdolny jest do największych podłości. –  Główni bohaterowie, chociaż młodzi i bardzo zakochani, zachowują się wyjątkowo odpowiedzialnie według zasady, że „miłość musi dojrzeć”. Czy to nie zbyt wyidealizowany obraz? –  Moim zdaniem wcale nie są idealni, mają swoje wady, czasem postępują głupio, czasem popełniają błędy. Może właśnie to jest normalny obraz? Znam bardzo wielu odpowiedzialnych osiemk s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7

fot. Magdalena Piasecka

–  Jest pani autorką bajek edukacyjnych, opowiadań fantastycznych i powieści obyczajowych, właśnie ukazała się pani kolejna książka. Skąd łapie pani pomysły? –  Każdy autor ma pewnie swoją własną technikę łapania pomysłów. U mnie przeważnie jest tak, że najpierw pojawia się problem, o którym chciałabym opowiedzieć, a dopiero potem szukam historii, poprzez którą mogę o tym opowiedzieć. Na przykład pomysł na „Czynnik miłości” nosiłam w sobie od dawna, długo jednak nie znajdowałam nośnika. Dopiero kiedy pojawiła się moda na „Zmierzch” znalazłam odpowiednią historię, do której mogłam się odwołać, by uczynić problem bohaterów bardziej zrozumiałym. Dla odmiany pomysł na „Telefony do przyjaciela” przyśnił mi się, ale potrzebowałam pięciu lat by swój sen przełożyć z języka fantasy na język literatury obyczajowej. Owszem, mogłam napisać powieść fantasy o syrenach, ale zmierzenie się z czymś takim w realnych dekoracjach wydało mi się o wiele ciekawsze. Z pomysłami jest jak z nasionami. Czasem naprawdę nie mamy pojęcia, co z tego ziarenka wyrośnie, myślimy, że wysiewamy rzodkiewkę, a tymczasem wyrasta jarmuż albo maciejka. „Zadzwoń, kocham cię” początkowo miało być trochę inną historią, ale w trakcie zbierania materiału odkryłam ciekawszy trop i pozwoliłam mu się pociągnąć.

nasto–  czy dwudziestolatków. To, że coś staje się coraz bardziej powszechne, wcale jeszcze nie oznacza, że jest normalne czy dobre. A z drugiej strony, pewne rzeczy stają się coraz bardziej powszechne, ponieważ literatura i film przedstawiają je jako powszechne. Może czas znowu zacząć pokazywać dobre wzorce, które przecież też istnieją i wcale nie są rzadkie, zamiast skupiać się na tym jak ktoś niszczy sobie życie i jeszcze bez wskazania drogi wyjścia? Staram się opowiadać czytelnikom o rzeczach, które sprawdziłam. Czasem na sobie, czasem korzystam z cudzych, ale zawsze zweryfikowanych doświadczeń. Owszem, potrafię korzystać z wyobraźni, ale dobry autor to ten, który wyobraźnię podpiera solidnym badaniem. –  Dzięki telefonom komórkowym w każdej chwili możemy być w kontakcie z najbliższymi. Staje się to szczególnie ważne w sytuacjach zagrożenia, o czym przekonali się pani bohaterowie. Czy pani też nie wyobraża sobie życia bez komórki? –  Wyobrażam sobie życie bez komórki, nie wyobrażam sobie życia bez internetu. To znaczy mogłabym, mam bujną wyobraźnię, ale cenię sobie to okno na świat. Komórki owszem, są wielką wygodą i nie rozstaję się ze swoją, ale dlatego, że mam tam zegar, kalendarz i kilka pożytecznych aplikacji. Niespecjalnie natomiast lubię rozmawiać przez telefon. Zdecydowanie wolę pisać, jestem typowym zwierzęciem czatującym. Rozmawiała A nna P ietruczak 23



Dla dzieci i młodzieży

Książka zaczyna się od okładki je też cechy wspólne dla zwierząt i ludzi. W rozdziale: „Jaki pan, taki pies” przeczytamy o podobieństwie pomiędzy jednymi i drugimi: „Osoba przywiązująca dużą wagę do wyglądu wybierze eleganckiego psa. Mężczyzna w typie macho wybierze umięśnionego towarzysza. (…) Przyjrzyjcie się ludziom spacerującym ze swoimi pupilami. Z pewnością uda się wam odnaleźć wspólne cechy”. Według autora możemy niemal w pełni odczytać emocje rządzące naszymi pupilami. Kluczem do sukcesu jest jak najbliższe poznanie ich natury. To zaś jest wynikiem wnikliwej obserwacji, na którą, w przypadku gdy chcemy mieć psa czy kota, albo już mamy jedno z nich – powinniśmy zawsze znaleźć czas. Antonio Fischetti

psy i koty pod lupą naukowców tłum. Sylwia Sawicka, Wydawnictwo Polarny Lis, Warszawa 2017, s. 60, 44, 90 zł, ISBN 978-83-946509-3-3

A

ntonio Fischetti, francuski naukowiec, wykładowca fizyki i popularyzator nauki, a także autor programu telewizyjnego o zachowaniu psów i kotów, w swojej publikacji bierze pod lupę najbardziej udomowione ze wszystkich zwierząt. „Psy i koty pod lupą naukowców” wbrew temu, co może sugerować tytuł publikacji, nie jest wnikliwym, naukowym studium o zachowaniu zwierząt. Jej treść składa się z dwóch części: psiej i kociej, zebranych w przystępne, esencjonalne rozdziały. Tytuł każdego rozdziału został napisany niebieską czcionką dużymi, drukowanymi literami, a wybrany fragment tekstu zaznaczony na czerwono. Rozdziałom towarzyszą całostronicowe, barwne, w większości humorystyczne ilustracje o subtelnej kresce Sébastiena Mourraina. Obok wielu popularnonaukowych informacji, Fischetti podaje sporo ciekawostek, które znacznie pomagają w rozumieniu kociej i psiej natury. Autor wyjaśnia m.in. pochodzenie psów, objaśnia „gramatykę szczekania”, a także tłumaczy, w jaki sposób tworzy się psie rasy. Dowiadujemy się też, dlaczego koty zawsze spadają na cztery łapy, czy posiadają temperament i czy merdanie psim ogonem zawsze oznacza ekscytację. Publikacja Fischettiego obok próby objaśnienia zwierzęcej natury, pokazum a g a z y n

l i t e r a c k i

Justyna Bednarek

pora na pomidora (w zupie) seria „Czytam Sobie”, Egmont, Warszawa 2017, s. 32 ISBN 978-83-281-3181-1

Z

nana ze świetnie przyjętych tytułów „Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek” i „Pięć sprytnych kun” Justyna Bednarek tym razem napisała książkę zachęcającą do samodzielnego czytania. W połączeniu z apetycznymi ilustracjami Darii Solak „Pora na pomidora” staje się smakowitym kąskiem dla najmłodszych, głodnych samodzielnej lektury bibliofilów. k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7

Zupa pomidorowa to jedno z tych dań, które uwielbiają niemal wszystkie dzieci. Jednak nie wszystkie wiedzą, co sprawia, że jest tak smaczna. Za sprawą głównej bohaterki „Pory na pomidora” mają szansę poznać tajniki powstawania potrawy. Doświadczona kucharka zdradzi im jak skomponować składniki, by stworzyć najlepszą pod słońcem zupę pomidorową. Odpowiedzialną za ilustracje Darię Solak czytelnicy mogą kojarzyć z wydanej przed rokiem nakładem Dwóch Sióstr książki „Ala ma kota. A Ali?”. Młoda ilustratorka i projektantka graficzna jest autorką ilustracji prasowych, publikowanych m.in. w „Bluszczu” i „Art Hunting” oraz plakatów tworzonych w ramach współpracy z Wars Sawa Design. Jej rozpoznawalna kreska łączy w sobie soczyście kolorowe barwy z elementami stylu retro. „Pora na pomidora” została wydana w ramach serii „Czytam Sobie” – edukacyjnego programu wspierającego naukę czytania dla dzieci od 5 do 7 lat na trzech poziomach zaawansowania w czytaniu. Seria została opracowana przez najlepszych polskich autorów i ilustratorów, konsultowana i rekomendowana przez ekspertów. Liczy ponad 50 tytułów. Obok typowo literackich opowieści, seria przybliża także ważne wydarzenia z historii i nauki, wśród nich historię Titanica, Apollo czy postać Marii Skłodowskiej-Curie. Książka Justyny Bednarek reprezentuje pierwszy, najłatwiejszy poziom lektury. Cała historia zamyka się w kilkudziesięciu słowach, zebranych w nieskomplikowane, krótkie zdania z pominięciem trudniejszych głosek. Duża czcionka ułatwia czytanie, a ramki z wyrazami pozwalają na ćwiczenie głoskowania. W sam raz dla najmłodszych, głodnych pierwszych samodzielnych lektur smakoszy. a nna czarnowsKa-ł aBędzKa 25


Między wierszami

Gem, set i nuty H

ala Mera w Warszawie to czołowa inwestycja sportowa końca dekady gierkowskiej. Podobno budowę nadzorował osobiście ówczesny dygnitarz Aleksander Kopeć, entuzjasta tenisa. Miał zatem gdzie grać, ale nienormowany czas pracy spowodował trudności ze sparingpartnerami. W końcu znalazł się dyspozycyjny – Marian Bińkowski, uznany szkoleniowiec narybku siatkarskiego płci żeńskiej. Gotowość gry o każdej porze profitowała talonem. Na fiata 125p. W kortowej scenerii miała miejsce konferencja prasowa miksta Agnieszka Radwańska – Artur Rolak, czyli bohaterki i autora książki „Nazywam się Isia” (Burda). Najlepsza polska tenisistka – jak głosi napis na okładce (moim zdaniem była nią jednak Jadwiga Jędrzejowska, choćby z racji większej liczby finałów wielkoszlemowych, w których uczestniczyła) odpowiada także na kwestie pozasportowe. „–  Polityka interesuje się tobą i od czasu do czasu wtrąca się do twojej kariery. –  To, niestety, »zasługa« ojca. Zawsze był politycznie bardzo zaangażowany i wciągał w to także nas. Stawiając często przed faktem dokonanym. Od początku odbijało się to nam – mnie i Uli – czkawką. Chciałam i chcę być apolityczna. (…) –  Kiedy zrobiono zdjęcie, przez które ludzie zaczęli cię kojarzyć z Prawem i Sprawiedliwością? –  W pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Byłam na Rynku z tatą. Aby oddać hołd Prezydentowi i wszystkim, którzy zginęli w Smoleńsku. Chyba nie ma w tym nic nadzwyczajnego, prawda? A przyczepiono mi łatkę, jakby ktoś w ogóle znał moje poglądy polityczne”. Zawodniczka ustosunkowuje się także do religii: „Nie rozumiem, skąd wzięło się tak wielkie zainteresowanie w internecie moją wiarą. Tak, jestem katoliczką. Jak większość Polaków. Nie chodzę do kościoła w każdą niedzielę, bo przez osiem miesięcy w roku nie ma mnie w Polsce. Ślub wezmę kościelny, dzieci ochrzczę. I koniec, kropka. –  Nie stawiajmy, proszę, jeszcze tej kropki. Byłaś ambasadorką akcji »Nie wstydzę się Jezusa«. Jak do tego doszło? 26

–  To jedna z wielu inicjatyw ojca, pod które nas podpinał. Nie powiem, że nas do tego zmuszał, ale podejmował decyzje w naszym imieniu. O wszystkim dowiedziałam się już po fakcie. Byłam wtedy jeszcze nie dość dojrzałą, aby powiedzieć »Nie«.” Czytamy też o używkach w życiu „Isi”: „Nigdy nie miałam w ręku papierosa, naprawdę. W ogóle nie ciągnęło mnie do palenia i nadal nie ciągnie. Ten smród petów wręcz wszystko mi obrzydza! Alkohol też mógłby dla mnie nie istnieć, bo po prostu mi nie smakuje. Nie powiem jednak, że nigdy nie próbowałam. (…) Generalnie jednak, jeśli wypiję drinka trzy razy w roku, to maks. Zimą, kiedy jestem notorycznie przeziębiona, a leczyć się mogę tylko aspiryną i vitaminą C, dobrze mi robi odrobina pigwówki dolana do herbaty”. Inne specyfiki wspomina Elżbieta Ryl-Górska. Zapewne nazwisko to mówi dziś niewiele, ale nie może być inaczej, skoro sztuka, którą reprezentuje, znikła z Warszawy (a na dobrą sprawę również z Polski) wraz z transformacją ustrojową. I trudno się dziwić, skoro operetce stołecznej szefowała Urszula Trawińska-Moroz, trafnie zdiagnozowana przez Bernarda Ładysza jako sopran nomenklaturowy. Ryl-Górska, bohaterka książki Karoliny Prewęckiej i Piotra Świętoreckiego pt. „Uśmiech primadonny”, rekomendowanej przez wydawcę (Demart) w Klubie Księgarza, przywołuje wiele charakterystycznych postaci. Choćby Ludwika Sempolińskiego, który ofiarował jej pierwsze teatralne szminki: „Zapakował je do pudełka po papierosach. Nie przypominały dzisiejszych. Miały kształt lasek. Barwiłam nimi twarz. Najpierw trzeba było ją natłuścić. Zwykle wtedy w tym celu musiał wystarczyć smalec. Drugą warstwę nakładałam z wazeliny i dopiero rozprowadzałam kolor. Na koniec pudrowałam twarz mąką kartoflaną”. Józefa Prutkowskiego spotykała – jakżeby inaczej – w SPATiF-ie: „Przychodził regularnie o dwunastej i pokazując panu Frankowi, szatniarzowi, gwiazdę szeryfa, mówił: »W samo południe«. Wódki nie zamawiał wprost, ale tekstem: »Raz kozie ćwierć«. (…) Przedstawiając się komuś mawiał: »Niech pan pozwoli, Prutkowski…Nazwisko nic panu nie powie…«. Było trzech bram a g a z y n

l i t e r a c k i

ci Nachtów ze Lwowa. Każdy miał inne nazwisko” (oprócz Prutkowskiego – Rogowski i Martula – przyp. to -rt). Śpiewaczka odnosi się do muzycznej teraźniejszości: „Pewnego dnia podjęłam odważną decyzję, że wsłucham się w muzykę Krzysztofa Pendereckiego i dopiero po takim dłuższym kontakcie wygłoszę swoją opinię. Wybrałam się na jego koncert, ale – mimo najszczerszych chęci – po około dziesięciu minutach przestałam się starać, by się wsłuchać. Muzyka z półtonami, ćwierćtonami, bez linii melodycznej nie przemawia do mnie. A z drugiej strony mamy strasznie uproszczoną, opartą na trzech tonach muzykę młodzieżową, popową. Jest bez wyrazu, płaska, a czasem denerwująca”. Ciekawe, co na ów temat sądzą opisani w książce Emilii Padoł „Piosenkarze” (Prószyński i S-ka), zaprezentowanej w klubie Kalinowe Serce. Zrazu publikacja miała nosić inny tytuł. Dlaczego uległ zmianie, buńczucznie wyjaśnia Edward Hulewicz: „Zakwalifikowanie mnie do grona »piosenkarzy PRL-u« zamyka mnie jako piosenkarza wyłącznie tamtej epoki, gdy tymczasem ja zawodowo żyję, działam, i to bardzo intensywnie, koncertuję, nagrywam nowe piosenki i nowe płyty”. Wykonawca przeboju „Za zdrowie pań” próbował swych sił i w literaturze: „Przypuszczalnie młodym poetą, który wprowadził Hulewicza w środowisko literackie (poznając go m.in. z Jarosławem Iwaszkiewiczem i Jerzym Andrzejewskim) – pisze autorka – był Bogusław Wit, sekretarz Jerzego Zawieyskiego”. Czy łączyła ich wyłącznie poezja? Dodajmy, że Wit-Wyrostkiewicz był też wieloletnim i wyjątkowo szkodliwym TW SB („Krzysztof”), co ujawniła Joanna Siedlecka w „Biografiach odtajnionych”. „Od dzieciństwa pływał w Wiśle, jako nastolatek jest zapalonym kajakarzem. Jedynki, dwójki, czwórki i tytuł trzykrotnego mistrza Polski. W 1964 roku staje przed szansą sprawdzenia się na olimpiadzie w Tokio” – pisze Padoł o Andrzeju Zausze. I mija się z prawdą, gdyż przyszły wokalista „Dżambli” liczył wtedy lat piętnaście. Liczono, że wystartuje na igrzyskach w Meksyku – rok 1968 – ale kilkanaście lat wcześniej zamienił wiosło na mikrofon. (to -rt) k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


Co czytają inni

Cześć oddawaj swemu wieprzku J

ay Rayner – kucharz, krytyk kulinarny (miażdżące acz wiarygodne recenzje w brytyjskich mediach drukowanych), twarz doskonale znana z telewizyjnych programów, w których nie odpuszcza kandydatom na mistrzów patelni. I „okropny Żyd” wedle własnych słów – wyczytać tę autoprezentację można już we wstępie jego niewielkiej, liczącej zaledwie 140 stron książki „The ten (food) commandments” (Pegnuin Books), czyli „Dziesięć (żywieniowych) przykazań”. Rayner deklaruje się jako Żyd z urodzenia, przekonany ateista i osobnik uważający, że gdyby Mojżesz załapał się na „bacon sandwich”, czyli kanapkę z białego chleba z plasterkami lekko podsmażonego boczku dosmaczonego angielskim brązowym sosem (Amerykanie znają go jako sos do steków), to z pewnością zakaz jedzenia wieprzowiny nigdy by Żydów nie obowiązywał. I co z takim gościem począć?

Autor sam pisze z humorem, dlatego też pozwalam sobie na ironię, ale oceniając książkę serio, trudno nie skonstatować, że jest to całkiem poważna rozprawa poświęcona konsumpcji – składnikom, metodom przetwarzania, samemu jedzeniu, doborowi potraw, nawykom dietetycznym i innym podobnym sprawom. Rayner swoje dziesięcioro przykazań formułuje niczym wyzwanie, wręcz kontrę wobec naszych przyzwyczajeń i narzuconych nam zasad. Stąd mocne hasło pierwszego już przykazania: „Jedz rękami”. I podobne obrazoburcze maksymy: „Nie usuwaj tłuszczyku”, „Szanuj resztki”, „Nie pogardzaj smrodliwymi daniami” czy użyte przeze mnie w tytule „Honour thy pig”.

Ja bym mu uwierzył – ma dar przekonywania. Nie tylko, gdy mówi o dekalogu, według niego zestawie głównych haseł zaprezentowanych społeczności bez ujawniania „drobnego druku”. Przywołany przez niego Majmonides, XII-wieczny filozof żydowski, w swoim „Powtórzeniu Tory” omówił 613 – sześćset-trzy-naś-cie – przykazań prawa Mojżeszowego. Co Rayner skwapliwie podkreśla, wyciągając zakazy zupełnie dziś niezrozumiałe, w tym wiele dotyczących jedzenia i odżywiania się (gdyby komuś chciało się sprawdzać, u Majmonidesa mają numery od 176 do 208). I konkluduje: potrzebujemy własnego Mojżesza kulinariów, „kogoś z wiedzą, powagą, rozeznaniem i zębami”. Jest taki! Nie musimy szukać! Panie i panowie – Jaaaaay Rayyyyyner!

Dwa rozdziały książki wyróżniam szczególnie, bo pod pozorem krotochwilnego dyskursu kryją głębokie prawdy. To „Nie myl farmaceutyków z pożywieniem” i „Dobieraj z uwagą kompanów przy stole”. Pierwszy jest, z racji tematu, dość szokującym wywodem na temat dominacji handlarzy superfoods, czyli suplementów żywieniowych albo dietetycznych, jak lubią je określać. Ich zalety są żadne – zero, null, nix. Potwierdzają to autorytety medyczne, zaprzeczają handlowcy, którym, dziwna sprawa, nie dowierzam. Argumenty Raynera są porażające i powinny przekonać każdą myślącą osobę. „King’s College Hospital, jeden z największych szpitali w Londynie – pisze – wydaje rocznie na jedzenie dla pacjentów od 3 do 4 mln funtów. Na medykamenty – od 70 do 80 milionów. Ogromna porcja tych leków ma zaradzić problemom związanym z odżywianiem”. A przecież jeszcze pół wieku temu lekarze i pielęgniarki wiedzieli, jakie znaczenie ma w zwalczeniu choroby właściwa dieta, oparta na na-

m a g a z y n

k s i ą ż k i

l i t e r a c k i

8 / 2 0 1 7

turalnych składnikach, nie zastępowana suplementami. Studia medyczne niestety nie poświęcają kwestiom dietetyki wiele uwagi, studenci nie muszą się obawiać pytań z tej dziedziny podczas egzaminów.

Dobór zaś gości – no, tu chyba nie ma co tłumaczyć. Zabawne, że Rayner swoją selekcję zaczyna już od momentu wyboru dań z karty: nie cierpi ludzi, którzy wpatrują się w nią niczym sroka w gnat. „Goście gapiący się w kartę bez końca po prostu nie lubią jedzenia”, mówi. Coś w tym jest, choć zdecydowanie nie zgadzam się z jego zarzutem, iż czynią to, dopatrując się w każdym daniu jakiejś pułapki zastawionej przez kucharza. Rayner odrzuca kategorycznie zainteresowanie ofertą, ciekawość, jaką budzą mniej znane potrawy – nie każdy włóczy się po knajpach jak autor książki. Według niego wychodzimy do restauracji z podjętą już podświadomie decyzją: chcemy rybę albo mięso. I w czym tu przebierać? Aczkolwiek kilka stron dalej sam sobie przeczy: „Powiedzmy sobie uczciwie: mało kto wybiera się do restauracji, by zaspokoić głód. Idziemy z jakiejś okazji, dla nowego doznania, by spotkać ludzi”. Czuję się w tej sytuacji rozgrzeszony – mogę wczytywać się w kartę bez końca, mogę równie długo grzebać w talerzu (kolejny grzech na liście autora). Po lekturze skorzystałem z rady zawartej w pierwszym przykazaniu – zasiadając do porcji sushi odrzuciłem pałeczki i zajadałem, przytrzymując maki i nigiri palcami. Wygodniej. Gdy pomyśleć, to przecież bardzo wiele potraw tak spożywamy, od humusu nabieranego kawałkami gorącej pity po krewetki czy rybę. „Bo to ma sens”, powtarzam za Raynerem. Grzegorz Sowula

27


PROZA POLSKA

Książki miesiąca

Lucie Di angeli-ilovan

zapisane w gwiazdach zysk i S-ka, poznań 2017, s. 592, 45 zł, iSbn 978-83-8116-062-9

D

BIOGRAFIE, WSPOMNIENIA

ebiutancka proza Lucie Di AngeliIlovan, zatytułowana „Żniwo gniewu”, została przed sześcioma laty wyróżniona w plebiscycie Festiwalu Literatury Kobiet Pióro i Pazur. Wartka i sugestywne narracja, dyskontująca rodzinną historię, oczarowała i czytelników, i krytykę. Na kolejny tom tej autorki polskiej (czego nie dostrzegają niektórzy księgarze, eksponując publikację na półkach z literaturą… zagraniczną), mieszkającej od lat w USA – a wcześniej we Francji – przyszło nam czekać długo. Ale nie dowiadujemy się, co dalej działo się z Kaszmirą i Maruszką, głównymi bohaterkami „Żniw gniewu”, siostrami z Kresów Wschodnich, które uciekły ze swej małej ojczyzny po zajęciu jej przez Sowietów, by kolejne lata II wojny światowej spędzić w partyzantce tudzież na robotach w folwarku niemieckiego arystokraty. Di Angeli-Ilovan nie napisała

bowiem – używając terminologii filmowej – sequelu, lecz prequel. Poznajemy zatem wcześniejsze losy zabużańskiego rodu Góreckich, oglądamy młodość Kaszmiry i Maruszki oraz ich młodszego brata Józka, aż po dramatyczny czas II wojny znaczony tułaczką oraz wywózkami na Sybir. To umiejętne połączenie powieści historycznej i obyczajowej, z akcentem na tę drugą. Opisowa szczegółowość i żółwie tempo akcji mogą sprawić trudności w czytaniu. Lecz kiedy już wciągnie nas wir narracji, nie oderwie się od tekstu oczu aż do ostatniego akapitu. Punkt wyjścia stanowi mezalians. Dziewczyna z rodziny ziemiańskiej zakochała się w chłopcu stajennym. Niepomna na różnicę sfer i sprzeciw bliskich zachodzi w ciążę, co skutkuje wydziedziczeniem. Żyje w biedzie, rodząc kolejne dzieci. Jedno z nich – imieniem Paulina – wychodzi za mąż, będąc nastolat-

ką. Małżonek okazuje się pijakiem i nie dba o rodzinę. Dzieje przodków są silnie osadzone w historii. W każdym z rozdziałów czuć ducha epoki. Autorka wiernie ukazała klimat, język, obyczajowość oraz przyrodę Kresów. W tych sielskich pejzażach pojawia się zło. Nadchodząca katastrofa zwiastuje narastający szowinizm rusiński. Bohaterów poznajemy od podszewki. Wiemy, co jedzą, jak się ubierają, czym interesują, gdzie mieszkają, jakie mają zapatrywania, mankamenty, pasje… Wartkie niczym strumień dialogi przerywają niekiedy przydługie dygresje. Rozmowy stanowią katalizator fabuły, będącej – jak mniemam – peanem na cześć kobiet. Wytrwałych, odważnych, stanowczych, przedsiębiorczych i nierzadko zdecydowanie bardziej odpornych na nieszczęścia dziejowe od mężczyzn. toMasz zB. zaPert

Wojciech orliński

Lem. życie nie z tej ziemi Czarne/agora, Wołowiec 2017, s. 438, iSbn 978-83-8049-552-4

J

ak nie sięgnąć po książkę, gdy trąbią o niej wszystkie niemal media, Trójka serwuje mi co wieczór jakiś fragment, „Wyborcza” zachwala ją przy każdej okazji (Agora jest partnerem wydania). Moja przekorna natura kazałaby mi machnąć na taki tytuł ręką, bynajmniej jej nie wyciągać, ale co zrobić, jeśli bohaterem tomu jest Lem, wielki Lem, pisarz odrywający czytelników od ziemi – niemal dosłownie, bo przenoszący ich w inne światy: fantazji, nauki, futurologii, ale i przewrotnej baśni, wypełnionej aluzjami i metaforami, które zaskakują czujnych cenzorów, a odczytywane są ze zrozumieniem przez odbiorców Lemowego pisania. Jak bardzo świat zna polskich pisarzy? Coraz lepiej, można powiedzieć, ale nie czarujmy się – ani zacni nobliści, z Sienkiewiczem rozsławionym przez „Quo vadis”, ani hołubieni przez rozmaite media współcześni twórcy wielkiego rozgłosu nie zdobyli i nie zdobędą. Na gombrowiczowskiej zasadzie „Słowacki wielkim poetą był” – był, dla wybranych. Wybrani czytają i literackie omówienia pisane przez znanych recenzentów, i książki przez nich podsuwane. Ale, jak pokazuje praktyka (zwłasz28

cza księgarska), klienci chętniej kupują książki przez owych recenzentów wytrwale pomijane. Lema czytano na całym świecie, miał miliony (!) wiernych odbiorców w krajach anglo- i niemieckojęzycznych (tu nie sposób nie wspomnieć zasług Karla Dedeciusa, wielkiego Lemowego orędownika, który poświęcił mu tom w swej „Bibliotece Polskiej”), został członkiem panteonu Zdobywców Gwiazd (jest taki? No dobrze, właśnie go powołałem). Lem jest przypadkiem specyficznym – już chciałem napisać, że „miał szczęście”, ale to bzdura. Był w pełni świadomym twórcą. Wojciech Orliński, autor jego biografii, mówi: „Pisał o robotach, żeby uciec od tego, co robią ludzie”. Oczywiście inaczej było to odbierane na Zachodzie – Lem nie chciał pisać o ludzkim cierpieniu, którego doświadczył aż nadto, stąd jego wejście w fantastykę. Jednocześnie wszystkie jego wojenne i powojenne doświadczenia, ukrywanie żydowskiego pochodzenia, konieczność stworzenia własnego universum (bardzo specyficznego, nie był chomikiem dotkniętym okupacyjnymi fobiami) wywarły wpływ zarówno na temat, jak i na sposób pisam a g a z y n

l i t e r a c k i

nia. Pastisz, peryfraza, hiperbola, nade wszystko zaś bajka – sięgając po baśniowe otoczenie, a nawet szukając w nim ukrycia, Lem pozwalał sobie na wiele: kpinę, ironię, niemal otwarte „darcie łacha” z systemu, jaki wtedy rządził. Co najlepsze – nikt nie mógł się przyczepić. Jego polityczne aluzje były tak subtelne, że cenzorzy po prostu ich nie wyłapywali. Zaś fabuły, konstrukcje powieści były zwyczajnie „nie-z-tego-świata” – fascynowały, zaskakiwały i wciągały. Lem podsuwał czytelnikom a to niebywałe podróże w inne galaktyki, a to pseudobajki, w których miejsce Jasia i Małgosi zajmowały roboty, a to znów miłosne historie pełne technicznych wizji (mam na myśli „Powrót z gwiazd”, którego Lem nie cierpiał, ja zaś uważam za utwór prosty, acz niedoceniany). Biografia Orlińskiego jest tomem pełnym informacji, anegdot, komentarzy, przypuszczeń, spekulacji i założeń podpartych rzetelną kwerendą – to dobrze, dzięki temu czyta się ją z zainteresowaniem, umiejętnie przez autora podsycanym. grzegorz sowula k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


Książki miesiąca

HISTORIA

nikołaj iwanow

zginęli, bo byli polakami Rebis, poznań 2017, s. 206, 69 zł, iSbn 978-83-8062-243-2

Z

agłada polskiej ludności w ZSRR w latach 1937-1938, jaka została nazwana przez oficjalne sowieckie czynniki „operacją polską”, jest niemal nieobecna w świadomości społecznej, ale także w badaniach historycznych. A przecież „dwieście tysięcy Polaków mieszkających w Związku Sowieckim padło ofiarą bestialskich mordów, tortur i deportacji. Ich wioski zrównano z ziemią, a kościoły zburzono lub zamieniono na magazyny. Dzieci zgładzonych trafiły do upiornych domów dziecka, gdzie zostały wynarodowione”. I jeszcze: „to, co spotkało Polaków w okresie stalinowskiego »wielkiego terroru«, przerasta nawet cierpienia innych narodów ZSRR. Było to ludobójstwo na tle narodowościowym”, a „Polacy na zawsze weszli do historii Związku Sowieckiego jako »pierwszy naród ukarany«”.

Pomimo, że publikacja ma charakter wzorowo pod względem edytorskim przygotowanego albumu, jest udokumentowanym opracowaniem historycznym. Dzięki tej formie może trafić do szerszego kręgu odbiorców, co z pewnością leżało w zamyśle wydawcy, a także instytucji wspierającej, czyli Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, która jest – jak napisano –„wyłącznym mecenasem”. Jej prezes Piotr Woyciechowski we wstępie podkreśla, że „upamiętnienie dziejów ojczystych uważamy za część swej społecznej misji”. Dodatkowym walorem jest umieszczenie w książce tekstu w dwóch językach – po polsku i po angielsku – co zapewni, że zapis o sowieckim ludobójstwie będzie dostępny również czytelnikom zagranicznym. Podkreślmy jeszcze, że redaktorem prowadzącym w imieniu wydawcy był Piotr Zychowicz, dobrze znany jako au-

tor bestsellerowych książek publicystycznych o historii Polski i Europy XX wieku. Szczególne znaczenie ma również fakt, że autorem opracowania jest rosyjski historyk, dawny dysydent. Od 1984 roku mieszka w Polsce, jest pracownikiem naukowym Zakładu Historii Najnowszej Instytutu Historycznego Uniwersytetu Opolskiego oraz Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Jego tekst został uzupełniony i zilustrowany ogromnym zestawem niezwykle sugestywnych ilustracji – reprodukcji, fotografii, grafik, map. Dzięki temu współczesny czytelnik ma możliwość „spojrzenia w oczy” zarówno ofiarom, jak też oprawcom i ich mocodawcom – Stalinowi, Dzierżyńskiemu, Wyszyńskiemu czy Jeżowowi, bezpośredniemu organizatorowi „operacji polskiej”. Piotr doBrołęcKi

ALBUM

Waldemar Chrostowski

święty Jan paweł ii na znaczkach pocztowych świata 1978-2005 biały Kruk, Kraków 2017, s. 442, iSbn 978-83-7553-227-2

K

s. prof. Waldemar Chrostowski jest znanym biblistą i kaznodzieją, znaczącą postacią polskiego Kościoła. Tym razem przygotował jednak nie kolejne dzieło teologiczne, lecz katalog filatelistyczny, który jest wynikiem jego ogromnej pasji kolekcjonerskiej. We wstępie do wzorowo wydanej publikacji autor wspomina, jak zaczął zbierać znaczki związane z papieżem Janem Pawłem II. Przed wyborem Karola Wojtyły na urząd Piotrowy interesował go temat „Stary Testament na znaczkach pocztowych”, lecz zaprzyjaźniony właściciel sklepu filatelistycznego, usytuowanego w pobliżu Watykanu, w maju 1979 roku pokazał serię znaczków, z których na jednym był wizerunek nowego papieża, wydaną przez pocztę… Dominikany. Jak wspomina autor, „widząc moje wahanie, ponieważ treści przedstawione na znaczkach nie dotyczą Starego Testamentu, powiedział »przecież to wasz [czyli polski] papież«, po czym znacznie obniżył cenę i za 500 lirów wszedłem w posiadanie tej emisji”. Od tego czasu papieska kolekcja autora albumu rozrosła się do 440 emisji,

które obejmują 1572 znaczki, 203 bloki, 213 arkusików oraz 10 zeszytów znaczkowych. Filateliści znają te terminy i doceniają wspaniałość zbioru, a zapewne wielu z nich ogląda go z zazdrością! Wkrótce wszyscy będziemy mogli zobaczyć ten zbiór w oryginale, gdyż trafi do powstającego Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, jakie powstaje w pierścieniu kopuły Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Jan Paweł II odbył 104 podróże zagraniczne i odwiedził 129 krajów, a w większości z nich pielgrzymki te zostały uwiecznione i zapisane właśnie w formie znaczków pocztowych. Jak znaczące dla polityków były spotkania z papieżem, niech świadczy potrzeba wspólnego uwiecznienia się na znaczkach pocztowych. I kto się z papieżem portretował lub był portretowany? Są więc wizerunki Michaiła Gorbaczowa z papieżem na znaczku wydanym w pierwszą rocznicę spotkania w Watykanie w 1989 roku przez pocztę – trudno byłoby zgadnąć – na archipelagu Komorów. Przykładowo jeszcze dodajmy, że w Kongo w 1992 ro-

m a g a z y n

k s i ą ż k i

l i t e r a c k i

8 / 2 0 1 7

ku wydano serię, która obejmuje znaczki z wizerunkiem Jana Pawła II oraz Martina Luthra i Mahatmy Ghandiego (co może nie tak bardzo dziwić), ale też Konrada Adenauera, zmarłego w 1967 roku kanclerza Niemieckiej Republiki Federalnej. Portretów przywódców krajów, jakie odwiedzał papież, jest znacznie więcej, a wśród nich jest nawet gen. Wojciech Jaruzelski i to na bloku wydanym w nakładzie 100 tys. egz. podczas pierwszej papieskiej pielgrzymki do kraju w czerwcu 1987 roku. Dodajmy jeszcze, że w Urugwaju ukazała się seria dwóch znaczków – jeden z papieżem, a drugi z Lechem Wałęsą, a okazją była Światowa Wystawa Filatelistyczna „Polska ‘93” w Poznaniu. Z tej samej okazji w Mongolii wydano blok z trzema znaczkami, na których obok papieża widzimy Mikołaja Kopernika i Fryderyka Chopina. Jak widać, znaczki z papieżem ukazywały się na całym świecie, a zapewne motyw ten będzie jeszcze długo kontynuowany. Potwierdza to, jak szeroko sięga kult najwybitniejszego z Polaków. Piotr doBrołęcKi 29


Recenzje proza polska Marcin Grygier

Nie myśl, że znikną Wątek zemsty motywującej do działań – negatywnych, obiektywnie rzecz biorąc, choć większość z nas, czytelników (a podejrzewam, że i obywateli), subiektywnie plasuje je wysoko na skali dobrych uczynków – jest jednym z częściej pojawiających się w powieściach kryminalnych. Stanowi proste wytłumaczenie działań protagonistów, jest wiarygodny i, co chyba nie dziwi, najchętniej „rozgrzeszany” przez odbiorców fabuł książkowych i filmowych. Komisarz Roman Walter, wypalony w pracy glina, niespełniony mściciel – likwidacja jego rodziny to wystarczający motyw – po kolejnej porażce chce zerwać z przeszłością, sprzedaje więc mieszkanie na warszawskim Powiślu i za uzyskane pieniądze (niemałe, można sądzić) szuka wolnego od codziennych trosk życia w miasteczku u wschodniej granicy. Nie dane mu jest nawet rozgościć się w świeżo wynajętym domu, telefon z centrali przekonuje go do objęcia wysokiego stanowiska w komendzie w Katowicach. Nim zdążył się rozpakować, już spadły mu na biurko akta sprawy tak świeżej, że jeszcze nikt nie zdążył się zastanowić, czy nie warto jej aby zamieść pod dywan. A Walter na pewno nie jest policjantem, który gotów byłby na coś takiego przystać. Śledztwo dotyczące brutalnego morderstwa znanego przedsiębiorcy szybko staje się sprawą „rozwojową” – przybywa trupów, mnożą się poszlaki, ślady się urywają. Walter krąży, gubi trop, popełnia błędy, ma zresztą do czynienia z lokalnymi układami, powiązaniami biznesowymi. Typem pociągającym sznurki jest ostoja prawości, prokurator, którego bratanek jest policjantem. Podległym Walterowi, choć szykowany był na jego miejsce. I można by powiedzieć, że Walterowi nie pomaga, a nawet przeszkadza, gdyby nie to, że młodziaka nie interesuje nic poza zboczonym seksem i do innych rzeczy nie ma głowy. Seksu w tej powieści znacznie więcej niż w przeciętnym kryminale i nie zawsze, moim zdaniem, ma uzasadnienie, choć jest wielkim motywatorem działań. Przeważa jednak zemsta – i, co nie dziwi zbytnio, czytelnik staje po stronie mścicieli, wymierzających sprawiedliwość bez pardonu, na zasadzie „nie ma zmiłuj”. Nawet sekundy wahania, czytamy, dwa pozostałe ścierwa rozwalone, nora spalona razem z tymi padalcami. I z niedowierzaniem patrzymy na Waltera, który wymachuje pistoletem, protestując: „Nie jesteś sędzią ani katem, nie możesz tego robić!”. Czyżby? Przecież pan komisarz najchętniej sam zlikwidowałby owe ścierwa, wiemy o tym. Nie martwmy się, w kolejnym tomie Roman Walter na pewno będzie musiał zostać sędzią i katem. Bo, zgodnie z tytułem, zmory z przeszłości nie znikną tak łatwo. (gs) Prószyński i S-ka, Warszawa 2017, s.448, ISBN 978-83-8097-189-9

Paulina Świst

Prokurator Zachęcona tytułem i zaintrygowana kuszącym obwieszczeniem na okładce, że „jeszcze żadna nowa gwiazda nie eksploatowała z taką siłą”, ochoczo sięgnęłam po książkę, by na własnej skórze odczuć siłę zapowiadanej eksplozji, a przy okazji przekonać się, na ile polski kryminał prawniczy odbiega od obcojęzycznych powieści tego gatunku. Pierwsze strony zaprowadziły mnie do zadymionej dyskoteki, w której na dobre pulsowała „gorączka sobotniej nocy”, podlewana sporą dawką różnorodnych alkoholi z podpitą trzydziestolatką i zblazowanym przystojniakiem w sile wieku na pierwszym planie. Ona po kilku solidnych drinkach czyni wszystko, by oderwać się na tę jedną noc od przerażającej rzeczywistości, z którą musi się zmagać. On z papierosem w zębach i szklaneczką whisky poluje przy barze na atrakcyjną nastolatkę, by nudną rzeczywistość zamienić na tę jedną noc w ekscytującą przygodę erotyczną. 30

m a g a z y n

Przypadek sprawia, że wpadają na siebie i wspólnie opuszczają bar, by resztę nocy spędzić pod wspólną kołdrą i o świcie odejść do swoich spraw. Ona do bronienia groźnego gangstera wbrew swojej woli i zasadom. On do pakowania za kratki przestępców różnego autoramentu zgodnie z własnymi przekonaniami i zasadami. I jak to bywa w figlarnym życiu różne drogi okazują się wcale nie takie różne, gdyż bohaterowie spotykają się na tej samej sali sądowej. Ona w roli obrońcy. On w roli oskarżyciela. Oboje muszą wygrać. Ona, by uniknąć zemsty gangu w przypadku zapuszkowania szefa. On – by otworzyć sobie drogę do kariery w przypadku wsadzenia tegoż szefa za kratki. Historia jednej sprawy sądowej opisana inteligentnie z punktu widzenia dwojga profesjonalistów stojących po różnych stronach barykady, mających sprzeczne cele, zmuszonych walczyć ze sobą i z własnym pożądaniem, grających znaczonymi kartami i notorycznie łamiących reguły gry. „Prokurator” to pełna emocji powieść o wartkiej akcji, ukazująca od środka świat prawniczy daleki od ideału, o wciągającej fabule, ciekawej konstrukcji, interesującej narracji komentującej z dwóch perspektyw te same fakty i wydarzenia. Szkoda tylko, że tak pełna wulgaryzmów, zgoła nie pasujących do bohaterów, w wielu przypadkach niepotrzebnych i zupełnie nieuzasadnionych. No cóż, do dosadnego, a mimo to ładnego i równocześnie ekspresyjnego języka trzeba dorosnąć. Trzymam kciuki, żeby w przypadku Pauliny Świst dorastanie przebiegło jak najszybciej! Urszula Pawlik Wydawnictwo Akurat, Warszawa 2017, s. 320, ISBN 978-83-287-0630-9

Anna Łacina

Zadzwoń, kocham cię „Weronika zakochała się podczas dogrywki meczu Polska–Szwajcaria. Miłość spadła na nią jak letni deszcz, gwałtowny i długo wyczekiwany po fali dusznego upału; deszcz, który nie pyta o pozwolenie, tylko wylewa się przez rozdzierane błyskawicami niebo szumiącym wodospadem, ogarnia i zatapia wszystko. Ignoruje peleryny i parasole, moczy włosy, twarz, dłonie, płynie chodnikiem jak rzeka, wlewa się do butów, wpada za kołnierz i nie ma sposobu, by się przed nim zabezpieczyć. Oczywiście, można siedzieć w domu, obserwując ulewę przez szybę. Ale jeśli ktoś decyduje się wyjść akurat w czasie burzy, z pewnością nie wróci do domu suchy”. Tak rozpoczyna się opowieść o Weronice i Wawrzyńcu, którzy poznali się podczas szalejącej burzy, gdy pomagali starszemu sąsiadowi w dotarciu do domu. Miłość spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Szybko jednak zrozumieli, że związek to nie tylko wspólne wyjścia, romantyczne wyznania, żarliwe pocałunki i słone (sic!) konfitury z płatków dzikiej róży serwowane na śniadanie. To także, a może przede wszystkim, tęsknota, niepewność i lęk o życie drugiej osoby. W swojej najnowszej powieści Anna Łacina, autorka „Czynnika miłości” czy „Telefonów do przyjaciela” opowiada o miłości w niebezpiecznych czasach, w jakich przyszło nam żyć. Jej bohaterowie podczas wakacyjnych podróży odwiedzają miejsca, w których w ubiegłym roku zaszły tragiczne wydarzenia. Są naocznymi świadkami zamachów terrorystycznych na promenadzie w Nicei czy w centrum handlowym w Monachium. To, czego doświadczają, ma ogromny wpływ na ich zdrowie i dalsze życie. Anna Łacina napisała bardzo piękną i mądrą opowieść o miłości dwojga młodych ludzi. Zawarła w niej wiele życiowych prawd, o których być może zapomnieliśmy lub nie mieliśmy szansy usłyszeć (chodzi tu o młodszych czytelników), ponieważ obecnie powszechnie promowane są inne wzorce do naśladowania. Warto więc przeczytać tę powieść, niezależnie od wieku, by przypomnieć sobie między innymi o tym, że istnieje kilka języków miłości, że miłość musi mieć czas, by dojrzeć (podobnie jak owoc), że strach jest złym doradcą, a dorośli nie zawsze mają rację. (map) Nasza Księgarnia, Warszawa 2017, s. 320, ISBN 978-83-10-13247-5

Rozmowa z autorką na stronie 23 l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


Bestseller „New York Timesa”! pRoza obCa Charlotte Link

oszukana

Kontynuacja

U źródeł każdej zbrodni leżą tajemnice z przeszłości, zemsta, zadawnione krzywdy, traumy. W rozmaitych odsłonach. To znak rozpoznawczy Charlotte Link, niemieckiej królowej kryminału. Można powiedzieć, że stworzyła podgatunek w kryminalnej kategorii. Albo mówiąc prościej: doskonały klimatyczny melanż thrillera psychologicznego, kryminału i powieści sensacyjnej na wysokim poziomie, zawsze z niebanalnym finałem. Charlotte Link jest w swoim fachu niezrównana. Potrafi splatać losy bohaterów tak, że czytelnik gubi się w labiryncie jej pomysłów i daje się wciągnąć w pajęczynę zagadek. Czego możemy się spodziewać po „Oszukanej”? Zajmującej historii, plejady pełnokrwistych bohaterów i pulsującej od napięcia atmosfery. A wszystko to zbudowane na solidnym i wiarygodnym rusztowaniu fabularnym. Link słynie z wielowątkowości, więc zawsze możemy być pewni, że na dwóch wątkach się nie skończy, a my będziemy musieli je wszystkie połączyć, żeby się połapać. Tym razem zaczyna się od morderstwa emerytowanego gliniarza. Jego córka Kate Linville, także policjantka, postanawia znaleźć mordercę na własną rękę. Oficjalne śledztwo prowadzi nadkomisarz Caleb Hale. Oboje wkrótce przekonają się, że przeszłość Linville’a skrywa mroczne tajemnice, a jego śmierć była ich konsekwencją. Jest jeszcze Jonas Crane, znany scenarzysta, który wraz z żoną i synem wyjeżdża na wakacje w leśną głuszę, by odciąć się od świata. Ich śladem podąża biologiczna matka chłopca i jej podejrzany konkubent… Oczywiście wszystkie wątki prędzej czy później się połączą, a kunszt Link polega właśnie na pomysłowości i oryginalności fabularnych szwów. Czyta się jednym tchem. Jak zawsze. (hab)

PIKANTNEJ SERII! CALENDAR GIRL

tłum. Anna Makowiecka-Siudut, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2017, s. 552, ISBN 978-83-7999-930-9

Wygnana królowa Wiktoria Eugenia Battenberg, piękna, czarująca, pełna wdzięku angielska księżniczka miała już z racji samego pochodzenia zapewnioną świetlaną przyszłość. Wszystko wydawało się sprzyjać dziewczynce i ją chronić. Uwielbiana przez kochających się rodziców i królewską babkę, królową Wiktorię, rosła pod kloszem w przepychu i spokoju, marząc – jak każda nastolatka – o wielkiej miłości, księciu z bajki, wspaniałym ślubie, o którym będzie się długo mówiło i gromadce dzieci. I jak to w życiu czasami bywa, marzenia się spełniły, a nawet – wydawać by się mogło – przerosły oczekiwania. Zamiast księcia pojawił się przystojny król, w osobie Alfonsa XIII, władca Hiszpanii. Wraz z nim przybyła na dwór angielski wielka miłość, którą Alfons zapałał do nastolatki i którą ona odwzajemniła. Był też ślub, o którym mówiła cała Europa. Niestety, nie z powodu dostojnych gości, drogich prezentów, oszałamiających toalet oraz klejnotów, ale z powodu przerażającego zamachu na świeżo poślubionych małżonków w drodze z katedry na przyjęcie weselne i krwi 28 ofiar z eskorty towarzyszącej królewskiemu pojazdowi, których krew zbryzgała ślubną suknię panny młodej. Pojawiła się też upragniona gromadka dzieci, których Wiktoria Eugenia urodziła aż sześcioro. Niestety, wyczekiwane potomstwo było obarczone hemofilią, groźną chorobą, którą babka Wiktoria i dziadek Albert przekazali dzieciom i wnukom. Szybko sielankowe życie młodziutkiej królowej zmieniło się w koszmar, a spełnienie marzeń stało się jej największym dramatem. Oskarżana o przywleczenie choroby, która dotknęła królewskie potomstwo, znienawidzona z tego powodu przez męża, stale drżąca o życie dzieci Wiktoria zaczęła pogrążać się w coraz większej rozpaczy. Z coraz też większym trudem stawiała czoła przeciwnościom losu oraz niepokojom politycznym w kraju, próbując zachować resztki godności.

Mia Saunders potrzebuje pieniędzy, dużo pieniędzy. Ma rok na spłacenie długu, który zaciągnął jej ojciec. Teraz przestępcy grożą jej rodzinie, bo chcą odzyskać kasę. Przecież chodzi o milion dolarów. Żeby pomóc ojcu i uratować swoją rodzinę, Mia musi spłacić dług, zatrudnia się więc jako ekskluzywna dziewczyna do towarzystwa, aby co miesiąc dokonywać spłat. Wystarczy, że spędzi miesiąc z bogatym facetem, z którym nie musi uprawiać seksu, aby mieć na kolejną ratę. Łatwizna? W sprzedaży!

Fotolia

Mercedes Salisachs

Nowość!

Wkrótce!

2ZPǃǏRH KVZ[LJWUH ^L ^Za`Z[RPJO KVIY`JO RZPLJNHYUPHJO VYHa UH hitsalonik.pl AUHQKǍ UHZ UH! facebook.com/edipresseksiazki instagram.com/edipresseksiazki


Recenzje

tłum. Magdalena Adamczyk, Między Słowami, Kraków 2017, s. 320,

rządne”. Wątek kryminalny, jaki pojawia się w książce – kradzież rzadkich woluminów i wyciętych z nich stron z weneckiej biblioteki – też wydaje się wskazywać na brak praworządności: hrabia Falier wspomina słynny rabunek starych książek z neapolitańskiej Biblioteki Girolamini. Straty liczone na tysiące odkryto w 2013 roku, złodziejem okazał się Marino Massimo de Caro, dyrektor placówki. Był znany w kręgach handlarzy i antykwariuszy, miał polityczne poparcie, które zapewniło mu stanowisko i lata bezkarności. Biblioteki włoskie są niestety na samym końcu listy obiektów kultury dotowanych przez państwo, brak im pracowników, katalogów, ochrony. Nie brak zaś wokół bogatych kolekcjonerów… (gs)

ISBN 978-83-240-2710-1

tłum. Małgorzata Kaczarowska, Noir sur Blanc, Warszawa 2017, s. 292,

„Wygnana królowa” to wspaniała, opowiedziana w pierwszej osobie, głosem hiszpańskiej królowej, historia jej dramatycznego życia, utraconych marzeń, zdeptanych złudzeń, odtrącenia, ciągłego strachu o dzieci, nieustannego zmagania się z tragediami, będących jej udziałem, nienawiści i poświęcenia, które na nic się nie zdało. To poruszająca, świetnie napisana książka, która na długo zapada w pamięć i nad którą nie sposób przejść obojętnie. To także pouczająca opowieść o tym, jak niebezpieczne mogą być marzenia. Słowem – godna polecenia powieść, którą czyta się jednym tchem i do której się wraca. Urszula Pawlik

ISBN 978-83-65613-26-4

Sophie McKenzie

Naomi Ragen

Zaufaj mi

„Zadzwoń. Proszę. Muszę z tobą porozmawiać” – prosi Julia swoją przyjaciółkę. Gdyby Livy zadzwoniła… Może dowiedziałaby się, że Julia się zakochała. Że trafiła na trop mordercy Kary, młodszej siostry Livy, która zginęła przed laty. Że zgłosiła się do Słodkich Serduszek, agencji tropiącej niewiernych partnerów, by śledzić… męża Livy. Ale Livy nie ma czasu. Jest na przyjęciu, gdzie daje z siebie wszystko, by robić dobrą minę do złej gry. Bo w pobliżu kręci się była kochanka Willa, jej męża. Z każdą stroną robi się coraz trudniej. Bo Livy dzień później znajduje Julię martwą w jej mieszkaniu. Policja, rodzina, znajomi, wszyscy są przekonani, że popełniła samobójstwo. Tymczasem Livy czuje się winna, że zawiodła, a przy tym nabiera coraz mocniejszego przekonania, że Julia została zamordowana. I krok po kroku odkrywa coraz bardziej mroczne sekrety. Myśli, że mąż znowu ją zdradza. Podejrzewa narzeczonego Julii o złe zamiary. Odbiera anonimowe groźby. A czytelnik zaczyna podejrzewać, że bohaterka wpada w paranoję. I o to chodzi autorce bestsellerowego thrillera „Zamknij oczy”. Jej bohaterowie boją się zaufać nawet najbliższym. Czytelnicy nie ufają tu nikomu. A McKenzie po mistrzowsku buduje napięcie, potrafi zaskakiwać i szarpać emocjami czytelnika. (hab) tłum. Monika Wyrwas-Wiśniewska, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2017, s. 416, ISBN 978-83-7999-918-7

Donna Leon

Gra pozorów Kolejny tom opowieści o Wenecji, która jest odbiciem Italii – commissario Brunetti, jego rodzina i współpracownicy otwarcie dyskutują o bolączkach i problemach kraju. Jest ich niemało, choć prócz tych typowych dla wszystkich regionów – przeludnienie, wyludnienie, nadmiar albo niedobór turystów, przerost biurokracji, umacniająca się mafia, która sięga po coraz to nowe źródła dochodów (w Rzymie monopolizuje rynek narkotyków, dochody inwestując w turystykę), wszechobecna korupcja i nepotyzm – dochodzą jeszcze specyficzne dla Serenissimy: miliardy euro topione w projekt zapory, która ma odcinać miasto od morza i nie pozwolić na jego zalanie, czy blokujące wenecki port ogromne transoceaniczne statki wycieczkowe, przerastające najwyższe gmachy i wypluwające hordy turystów, którzy wydeptują jedynie ścieżkę do placu św. Marka i z powrotem, inne uroki pozostawiając, bo plan ich wycieczki nie daje im więcej czasu. To już dwudzieste trzecie spotkanie z Brunettim, a właściwie jego miastem i rodakami. Leon, która mieszka w Wenecji od lat, jest wnikliwą obserwatorką i nie szczędzi Italii krytycznych słów. Czy dlatego nie pozwala na publikację swych powieści we włoskich przekładach? Wątpię, w końcu od dłuższego już czasu nie brak książek znacznie ostrzej pokazujących poziom upadku, jak chcą niektórzy, państwa włoskiego, polityków piętnujących z nazwiska i otwarcie domagających się szybkiej poprawy sytuacji. Narracja Leon jest łagodna, choć nawet ona zaczyna chyba wątpić w możliwość zmian – podczas kolacji u rodziców Paoli, żony commissaria, jej ojciec mówi otwarcie, że wyprowadza pieniądze z Italii, by „inwestować w kraje z przyszłością, kraje prawo32

m a g a z y n

Nic nie mów Na okładce idiotyczna naklejka „Kobiety to czytają”. Głupia, bo w Polsce to kobiety czytają, o czym każdy wie. Czy chodzi o to, by więcej kobiet sięgnęło po książkę, czy też hasło ma przyciągnąć zazdrosnych o lekturę (!) mężczyzn? Denerwująca, czerwona plama. Przyciąga uwagę, ale mnie odpycha – gdybym nie dostał powieści bezpośrednio od wydawcy, zapewne bym po nią w księgarni nie wyciągnął ręki, odstręczony antyreklamową naklejką. Ale przeczytałem. Nie żałuję, choć to lektura wredna – ze względu na temat, czyli przemoc wobec dzieci. Nie seksualna (całkowicie wykluczyć się jej nie da, ale nie o to w powieści chodzi), to pranie mózgów i znęcanie się fizyczne. Dorośli okazują władzę. Tak odrażająco, jak tylko potrafią. Z pewnością zdolni są do jeszcze gorszych czynów, ale autorka powstrzymała się od pełnej deskrypcji. „Baruch haszem”, jak dziękuje jedno z dzieci. Fabuła w skrócie: małżeństwo nowojorskich Żydów, panny z bogatej rodziny i luftmensza (po naszemu „nicpotem”) bez talentów i umiejętności, przenosi się do Izraela, by szukać korzeni, sensu życia, a i zbliżyć się do Boga. Kobieta, jak typowa „jidisze mame”, urabia sobie ręce do łokci, by zadbać o dom (początkowo jest to przyczepa kempingowa) i rodzić kolejne dzieci, mężczyzna szuka drogi do Najwyższego, studiując święte księgi. I szukając ochoczo podobnych sobie oczajduszy, rozmodlonych i pełnych uniesienia, nie baczących na ziemskie problemy. W Izraelu ortodoksi, tacy jak opisani w książce charedim, ultrakonserwatywni fundamentaliści, mogą żyć z powietrza – nie płacą podatków, państwo daje im stypendia, omija ich służba wojskowa, obowiązkowa dla pozostałych obywateli. Naiwny i podatny na manipulację mężczyzna gotów jest, szukając Boga, poświęcić wszystko – w tym własne dzieci. Może mi ktoś zarzucić powierzchowne odczytanie, ale nie odpuszczę: pokłady motywowanej religią głupoty, jakie drzemią w ludziach, są niepomierne. Posługując się wiarą, bojaźnią bożą, można wmówić wszystko: fałszywy cadyk, który zagiął parol na dwunastoletnią córkę bohaterów powieści, grozi, że jeśli nie pozwolą mu się z nią ożenić, „na rodzinę spadnie jakaś tragedia. Dał do zrozumienia, że karą byłaby śmierć dziecka”. Dobrze powołać się na kabałę, przekonując zwolenników, że byli świadkami cudów – choć kabały „należy absolutnie zakazać, traktować na równi z bałwochwalstwem i czarami”, jak twierdzą rabini. Przyznam, że powoli opadały mi ręce, gdy czytałem coraz więcej bzdurnych argumentów za „przybliżaniem królestwa pokoju”. Główna bohaterka wykrzykuje swoje prawdy: „Moje życie jest lepsze i świętsze niż wasza płytka pobożność amerykańskich ortodoksyjnych żydów [bez] wierności religii”. A cadyk dodaje: „Szósty zmysł, cudowna zdolność zamknięta w każdym z nas, która otwiera nas na obecność pozaludzkich istot. (…) Istnieją naprawdę i można z nimi rozmawiać”. Anglicy taki bełkot (niektórzy całą religię) określają pogardliwym mianem „mumbo-jumbo”, tu jednak mamy do czynienia ze świadomą hipokryzją, motywowaną przez seks i tłumione pożądanie. I nikt mi nie wmówi, że jest inaczej – autorka, ortodoksyjna Żydówka mieszkająca w Izraelu, twierdzi, że to „tylko” powieść, ale przyznaje, że fabułę oparła na faktach – pozbieranych, powybieranych, l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


Recenzje wyciągniętych ku przestrodze. W posłowiu przypomina ślepo wierzących wyznawców rozmaitych sekt, gotowych za swymi kapłanami wejść w ogień, dosłownie oddać życie. Jeśli sądzimy, że to specyfika „reszty świata” i nas to z pewnością omija, jesteśmy w grubym błędzie – zaślepieniu sprzyja każda ortodoksja, jarmułka nie różni się niczym od moherowego beretu… (gs) tłum. Anna Maria Nowak, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017, s.408, ISBN 978-83-8097-142-4

Emmy Abrahamson

Jak się zakochać w facecie, który mieszka w krzakach

Tytuł wyjaśnia właściwie wszystko – mamy do czynienia z komedią romantyczną. Może nie jestem entuzjastką tego typu książek, ale akurat z tą przyjemnie było spędzić letnie popołudnie. Powieść napisana z humorem, pełna przerysowanych sytuacji, zrodzić się mogła jedynie w głowie osoby o niezwykle bujnej wyobraźni. Strzała Amora dosięga Julię w ojczyźnie Arnolda Schwarzeneggera i Conchity Wurst. Jest Szwedką, od kilku lat uczy języka angielskiego w austriackim Berlitzu. Marzy o tym, by zostać pisarką, chciałaby się zaprzyjaźnić ze swoją sąsiadką Elfriede Jelinek. Tą Elfriede Jelinek! Jej wybranek serca pochodzi z Kanady, nie ma stałego adresu, chwilowe miejsce pobytu – krzaki w Stadtparku. Bosy, zarośnięty, brudny i śmierdzący. Dwudziestoczterolatek zamknięty w ciele młodszego brata Hagrida z Harry’ego Pottera. A do tego jeździ na dziecięcym rowerku i chwali sobie życie niebieskiego ptaka. Jak tu się nie zakochać? Obok perypetii dwójki kochanków, która za nic ma uprzedzenia i stereotypy, autorka, co warto odnotować – pochodzenia polskoszwedzkiego – nie omieszkała wpleść swoje spostrzeżenia na temat Austriaków („potrafią być aroganccy i nieprzyjemni, ale też umieją cieszyć się życiem. Lampka dobrego winka, krótszy dzień w pracy w piątki, opera, teatry, dobre wypieki, jarmarki świąteczne… No i panuje tu pewna schyłkowa atmosfera, jakbyśmy mieli żyć wiecznie albo jutro umrzeć”), czy Kanady („To nie jest kraj z rozwiniętą kulturą. Nie tak jak Austria. Wszędzie same prostaki”. I Indianie, hipisi i ćpuny). Jest też słowo o bezdomnych Polakach („Pieprzone Austriaki przestały deportować ludzi. Kiedyś wystarczyło tylko rzucić kamieniem w tramwaj i fiuty od razu wysyłały mnie do Polski. Mogłem sobie uprać ciuchy i nażreć się u mamuśki”). Podobno opowieść zainspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami. Jedno jest pewne, trzeba autorce oddać umiejętność wnikliwej obserwacji otoczenia. (et) tłum. Bratumiła Pawłowska-Pettersson, Rebis, Poznań 2017, s. 272, 32,90 zł, ISBN 978-83-8062-171-8

Philip K. Dick

biografie, wspomnienia Matt Haig

Dość dobre powody, aby pozostać przy życiu „Potwory są prawdziwe. Tak jak i duchy. One żyją w nas. I czasami wygrywają” – przestrzega Stephen King. Milion ludzi rocznie popełnia samobójstwo, a próbę podejmuje dziesięć do dwudziestu razy więcej osób. Nie wypadki ani choroby, lecz depresja jest najczęstszą przyczyną śmierci mężczyzn poniżej 45. roku życia. Ta choroba dotyka aż 17 proc. populacji ludzkiej. Brytyjski pisarz Matt Haig był bliski odebrania sobie życia. Miał 24 lata, gdy wpadł w czarną dziurę niekończących się dni, obezwładniającej paniki, paraliżu woli, myśli samobójczych. Mieszkał na Ibizie. Stanął na krawędzi klifu i… W swojej książce wyjaśnia powody, dla których wtedy nie skoczył. Opisuje mozolny proces odszukiwania światła w tunelu, sensu, radości, woli życia – czyli historię swojego wychodzenia na prostą. To kronika podróży do piekła, tam i z powrotem. Od czego się zaczęło? „W lustrze widziałem obcą osobę”. „Chodziłem z płonącą głową, ale nikt tych płomieni nie widział”… Swoją przekonującą i krzepiącą książką wspiera tych, którzy czują rozpacz. W swoistym przewodniku po sensie życie daje świadectwo, że z piekła można wyjść. Haig afirmuje życie i zaraża optymizmem. Dociera do nas prostymi i zrozumiałymi słowami, bo „mówienie jest terapią. Jeśli jest rozmowa, jest nadzieja”. Jak słusznie zauważył jeden z recenzentów: ta książka „powinna być przepisywana zamiast leków”. (hab) ISBN 978-83-7999-895-1

Philip K. Dick płodnym pisarzem był. Dobrze pokazuje to już piąty (!) tom opowiadań tego autora zebrany przez specjalizujący się w tego typu literaturze Dom Wydawniczy Rebis. W „Elektrycznej mrówce” zaprezentowane zostały krótkie teksty prozatorskie z ostatniego okresu twórczości Dicka, gdy jego sława sięgnęła zenitu. Inna sprawa, że w pisarstwie, chyba najbardziej ze wszystkich dziedzin sztuki, płodność ma najmniejsze przełożenie na jakość. I tak niestety jest również z „Elektryczną mrówką” Philipa K. Dicka. To zbiór bardzo obszerny i na pierwszy rzut oka kompletny. Mniej zróżnicowana jest sama twórczość tego autora. Amerykański pisarz bardzo często powtarza motywy i narracyjne chwyty. Jego bohater jest przeważnie urzędnikiem średniego szczebla, rzuconym wbrew własnej woli w nienormatywny świat. Niekiedy przynosi to pozytywne rezultaty. Takie opowiadania jak „Wiara ojców”, „Łańcuchy z powietrza, sieć z eteru” czy „Dziwne dywagacje o śmierci” potral i t e r a c k i

tłum. Janusz Szczepański, Rebis, Poznań 2017, s. 580, 59,90 zł, ISBN 978-83-8062-141-1

tłum. Justyna Kukian, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2017, s. 280,

Elektryczna mrówka

m a g a z y n

fią wyjść poza schemat, zadając ciekawe pytania o kondycję ludzką, z których słyną powieści Dicka. To zresztą powszechnie znany fakt, że większość jego powieści stanowi rozwinięcie pomysłów spisanych pierwszy raz w formie opowiadania. Szansy na rozwinięcie swoich charakterów nie mają jednak w tych opowiadaniach kobiety – postawione zawsze w roli głupiej sekretarki lub czepialskiej żony. „Elektryczna mrówka” jest doskonałym świadectwem, że jeszcze gorzej od prezentowanej w dawnej fantastyce naukowej technologii zestarzały się ówczesne poglądy. Philip K. Dick przoduje w tym mało chwalebnym wyścigu. Nieco lepiej prezentują się filozoficzno-kosmiczne teksty Dicka (ze „Sprawą Rautavaary” na czele), lecz one również cierpią na powtarzalność motywów. Wszystko to sprawia, że „Elektryczna mrówka” bardziej irytuje niż zachwyca, nudzi niż prowokuje do przemyśleń. Szukający pasjonującej literatury fantastycznonaukowej powinni sięgnąć raczej po którąś z powieści K. Dicka. Tomasz Gardziński

k s i ą ż k i

Dominique Bona

Berthe Morisot. Tajemnica kobiety w czerni Młoda kobieta w czarnej sukni o wielkich melancholijnych oczach spoglądająca na nas z okładki to Berthe Morisot. Jej twarz o dumnych rysach skrywa jakąś tajemnicę. Czy to jedna z wielu modelek Édouarda Maneta? Nie: to jedyna kobieta w grupie impresjonistów, która także jak oni próbuje okiełznać światło i przelać je na płótno. Berthe Morisot urodziła się na francuskiej prowincji w 1841 roku. Była najmłodszą córką prefekta, najbardziej niespokojną i nieposłuszną. Malowała i wystawiała wraz z grupą mężczyzn sprzeciwiających się regułom oficjalnej sztuki, na razie głównie krytykowanych i odrzucanych przez ówczesną publiczność. Byli wśród nich: Manet, Degas, Monet, Renoir. Opętańczo wręcz dążyła do perfekcji, co objawiało się lekką anoreksją i ciągłym przygnębieniem, związanym z brakiem pewności siebie. Żarliwa, ale tajemnicza, delikatna, namiętna, kochająca życie rodzinne, a jednocześnie modelka i przyjaciółka (a może, kto wie… ktoś 8 / 2 0 1 7

33


Recenzje więcej) Édouarda Maneta, którego brata poślubiła. Była oddaną żoną i bezgranicznie kochała jedyną córkę. Jednak najważniejsze było dla niej malarstwo, całe życie szukała własnego niepowtarzalnego stylu. Nieustannie walczyła też o równorzędną z mężczyznami pozycję artystki. Dominique Bona ożywiła postać malarki, która jest raczej mało znana współczesnym. Jednak autorka nie skupia się tylko na Berthe i jest to chyba największą zaletą tej biografii. Autorka, na podstawie licznych źródeł, w tym wielu niepublikowanych dokumentów, roztacza przed czytelnikiem barwny obraz całej epoki impresjonizmu, zaludniając go znanymi i mniej znanymi postaciami, wyraziście przedstawiając ich sylwetki, a także ówczesne obyczaje społeczne i towarzyskie. Nie zapomina także o tle historycznym, choć ani przez chwilę nie staje się ono przytłaczające. To udany portret tamtych czasów, oczywiście z Morisot i Manetem na pierwszym planie. (map) tłum. Maria Żurowska, Noir sur Blanc, Warszawa 2017, s. 350, ISBN 978-83-65613-06-6

Mirosław Wlekły

Tu byłem. Tony Halik Mieszkał w Polsce, Francji, Anglii, Argentynie i Meksyku. Wciąż podróżował i lubił się tym chwalić. Miał niepospolity dar narracji, gawęda stanowiła jego żywioł, aczkolwiek często swe perypetie ubarwiał. Rozpierała go ciekawość świata. Zakamarki ziemskiego globu przez kilkadziesiąt lat przybliżał i polskim telewidzom. Niemniej interesujący był jego własny życiorys, który Mirosław Wlekły rozkłada na czynniki pierwsze. Halik należał do pokolenia Kolumbów. Urodził się w Toruniu. Mieszkał w Lubowidzu w powiecie mławskim, wcielonym – jesienią 1939 roku – do Rzeszy. Cztery lata później Mieczysława – bo takie imię wówczas nosił – powołano do… Wehrmachtu, konkretnie 6. Baterii Szkolnej 11. Ciężkiego Zapasowego Dywizjonu Obrony Przeciwlotniczej w Królewcu. W tej jednostce przeszedł szkolenie. Po kilku miesiącach przeniesiono go do baterii dział przeciwlotniczych. Miał szczęście, że stacjonującej nie na froncie wschodnim, a we Francji. Tam poznał pierwszą małżonkę – Pierrette (urodziła mu syna, Ozanę), z której pomocą nawiązał kontakt z francuską partyzantką. Z Wehrmachtu zdezerterował wiosną roku 1944, wstępując do résistance. Uczestniczył w wyzwalaniu departamentu Charente-Maritime, a potem otrzymał zgodę francuskich przełożonych na angaż do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Poza ojczyzną pozostawał przez dekady, a kiedy w latach siedemdziesiątych powrócił nad Wisłę (dla drugiej żony, Elżbiety Dzikowskiej) znalazł się na celowniku peerelowskich służb specjalnych. Czym to skutkowało? Zapraszam do lektury. Zajmującej. Tomasz Zb. Z apert Agora, Warszawa 2017, 49,99 zł, s. 488, ISBN 978-83-268-2467-8

ku upadkowi, a to przejawia się w coraz mniejszej znajomości świętych tekstów”. Dlatego warto zwrócić szczególną uwagę na ostatnich artystów, którzy tę kulturę posiadali. Zaskakująca jest obecność tematu biblijnego u wielkich impresjonistów. W 1888 roku w przejmującym obrazie Paul Gauguin przedstawił „Walkę Jakuba z aniołem” znanym też jako „Wizja po kazaniu”. Jak czytamy, „żadna scena biblijna nie wydaje się tak trudna do zinterpretowania, jak to całonocne zmaganie Jakuba z tajemniczym przeciwnikiem, w braku poznania dokładniejszej jego tożsamości zwyczajowo zwanym »aniołem«”. Vincent van Gogh namalował w 1890 roku „Dobrego Samarytanina”, a na ten sam temat obraz stworzył wcześniej, bo w 1849 roku, Eugéne Delacroix. Bliżsi naszym czasom artyści też jeszcze tworzyli pod wpływem biblijnych przekazów. Dobrze znany jest wielki cykl ilustrujący sceny biblijne Marca Chagalla. Swoje biblijne wizje pozostawili nam też Gustav Klimt (fascynująca „Judyta z głową Holofernesa”) i Salvador Dali („Ostatnia wieczerza”, która sugestywnie nawiązuje do arcydzieła Leonarda da Vinci). Czy wróci zainteresowanie tematami biblijnymi wśród wielkich artystów teraźniejszości i przyszłości, czy rozdział ten został już na zawsze zamknięty? Miejmy nadzieję, że nie! (pd) tłum. Wiesław Szymona OP, Jedność, Kielce 2017, s. 224, ISBN 978-83-7971-531-2

Ekumeniczna encyklopedia świętych i wielkich postaci chrześcijaństwa Święci chrześcijańscy doczekali się już wielu opracowań, od najprostszych słowniczków po wielkie encyklopedie. Rzadko jednak otrzymujemy kolekcję wielkich postaci, jakie zapisały się w historii religii w różnych obrządkach i Kościołach, właśnie w duchu ekumenizmu, jak głosi tytuł pięknego albumu. Jak trudny do realizacji był ten zamysł, przyznają sami autorzy, którzy konstatują, że „kiedy rodził się pomysł tej książki, wielu konsultantów twierdziło, że będzie to niewykonalne”. Jednak niemożliwe stało się możliwe, może w tym przypadku za wstawiennictwem wszystkich świętych ujętych w tym dziele. Układ książki jest kalendarzowy, czyli zaczyna się od przypisanej do dnia 1 stycznia Najświętszej Marii Panny oraz czczonych 2 stycznia Bazylego Wielkiego, Grzegorza z Nazjansu i Serafina z Sarowa, a kończy na biskupie Egwinie z Worcester (30 grudnia) i papieżu Sylwestrze I (31 grudnia). Autorzy stworzyli jednak nie tylko kalendarz, ale prawdziwą encyklopedię i to bogato ilustrowaną, jak jest zresztą określone w oryginalnym angielskim tytule dzieła. Imponuje ogrom informacji i wspaniałe reprodukcje mniej lub bardziej znanych dzieł sztuki i zabytków, co sprawia, że można do tej książki sięgać nie tylko dla sprawdzenia poszukiwanej wiadomości, ale też dla pouczającej lektury ukazującej historię kościołów chrześcijańskich. (pd) tłum. Przemysław Hejmej, Jedność, Kielce 2017, s. 224, ISBN 978-83-7971-153-6

religia

Kard. Robert Sarah, Nicolas Diat

Gérard Denizeau

Biblia objaśniona obrazami mistrzów malarstwa

Tematy biblijne od zawsze były inspiracją dla twórców, szczególnie malarzy. Powstały tysiące dzieł, od lat wydaje się ich najróżniejsze wybory w albumach zatytułowanych „Biblia w malarstwie” lub podobnie. Tym razem jednak otrzymujemy coś znacznie więcej – dociekliwy wykład z historii sztuki poparty głęboką wiedzą teologiczną. Autor przedstawia i wnikliwie analizuje dzieła ponad 50 twórców, wskazując nam na wiele elementów i związków, jakie zazwyczaj umykają uwadze czytelnika. Dobrze wiadomo, że Stary i Nowy Testament fascynowały dawnych mistrzów, ale współcześni twórcy odeszli od malarstwa figuratywnego i portretowego. Autor pisze: „obserwujemy na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci niepokojące zjawisko: tradycyjna kultura religijna, zwłaszcza na Zachodzie, spektakularnie wręcz chyli się 34

m a g a z y n

Moc milczenia

Nicolas Diat, pisarz, uznany specjalista od tajników Watykanu i Kościoła zadaje kard. Sarah pytania na temat milczenia i ciszy. Pozycja wprowadzająca czytelnika na szczyty kontemplacji. Do niezwykłej rozmowy o milczeniu autorzy zaprosili dom Dysmasa de Lassus, generała Zakonu Kartuzów, od czterdziestu lat żyjącego w wielkiej ciszy kontemplacji. Tekst książki zawiera liczne cytaty zaczerpnięte ze skarbnicy literatury chrześcijańskiej minionych dwóch tysiącleci: od Ojców Kościoła wschodnich i zachodnich po pisarzy XX wieku. Wypowiadają się też święci. Ich pełna lista wraz ze źródłami obejmuje blisko osiemdziesiąt pozycji. Prawdziwa uczta – pisze w przedmowie abp Henryk Hoser SAC. A w posłowiu kard. Sarah powie: „Pora podnieść bunt przeciwko dyktaturze hałasu, która usiłuje zniszczyć nasze serca i umysły. Hałaśliwe społeczeństwo jest smutną dekoracją z kartonu, światem bez konsystencji, niedojrzałą ucieczką. Hałaśliwy Kościół staje się próżny, niewierny i niebezpieczny”. Bożena Rytel tłum. Agnieszka Kuryś, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa 2017, s.346, ISBN 978-83-7257-877-8

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


Recenzje poezja Stanisław Grochowiak

Wiersze zebrane Oto cały Stanisław Grochowiak (1934-1976) – jako poeta. Bo jest przecież także Grochowiak – dramaturg, prozaik i eseista. Grochowiak poeta, jeden z najwybitniejszych powojennych poetów polskich. Dzisiaj, niestety, jakby zapomniany. Imponująco pod względem edytorskim wydane dwa potężne tomy w wyborze, opracowaniu i pod redakcją Beaty Symber, która każdy z tych tomów opatrzyła solidnymi, solennymi i sumiennymi notami edytorskimi. Całość otwiera zaś wstęp napisany przez prof. Jacka Łukasiewicza, wybitnego znawcę twórczości „Kanonu” i „Agrestów”, jego przyjaciela z czasów szkolnych w Lesznie. W zwięzłym szkicu Łukasiewicz przedstawia drogę twórczą Grochowiaka, zwracając przy tym uwagę na podstawowe elementy fenomenu jego liryki. Na tom pierwszy składają się wiersze z wszystkich zbiorów wydanych za życia poety, poczynając od tomów „Ballada rycerska” z 1956 roku i „Menuet z pogrzebaczem” (1958), przez „Nie było lata” (1965), „Polowanie na cietrzewie” (1972), kończąc na „Bilardzie” z 1975 roku. Tom pierwszy zamyka de facto zbiór lirycznych miniatur „Haiku-images” z roku 1978, przygotowany jednak do druku za życia autora. Szczególną uwagę warto zwrócić na zbiór, a właściwie poemat „Totentanz in Polen” z roku 1969, pozostający chyba w cieniu słynnych tomów „Agresty” (1963) i „Kanon” (1965). Ów poemat to składający się z czternastu wierszy cykl o tym, co bolało Polaków w roku 1968, gdy utwór był pisany, ale i o tym, co boli nas dzisiaj. Tom drugi to wiersze, jakie poeta ogłosił w prasie literackiej, ale nie zdecydował się na ich publikację w żadnym ze zbiorów. Większość tych wierszy wielbiciele Grochowiaka znają z publikacji opracowanej w roku 1996 przez Łukasiewicza „Wiersze nieznane i rozproszone”. Do tego dochodzą wiersze odczytane z rękopisów, z których wiele ukazuje się po raz pierwszy w książce. Zaskakujące i zdumiewające, ale wierszy, których Grochowiak nie ogłosił w książkach jest niemal tyle samo, co wierszy w książkach ogłoszonych. Utwory w tym tomie podzielone zostały na kilka okresów: 1953-1956, 1957-1963, 1964-1969, 1970-1976. Dla kogoś, kto zna Grochowiaka z wydanych za życia poety zbiorków, lektura drugiego tomu będzie nie lada gratką. Bo o ile tom pierwszy ukazuje, jak znakomitym poetą był autor „Rozbierania do snu”, co właściwie dobrze wiemy, o tyle ten drugi przekonuje nas, jak bardzo był pracowitym. A przy tym świadomym tego, co pisze, a na dodatek surowym względem tego, co pisze, skoro aż tylu arcydzielnych utworów nie zdecydował się opublikować w systematycznie wydawanych zbiorkach. Stanisław Grochowiak chociaż, jak się wcześniej rzekło, dzisiaj nieco zapomniany, to jednak jest pisarzem mającym swoje – poczesne zresztą – miejsce w historii literatury polskiej XX wieku. Lekturę jego „Wierszy zebranych” polecam każdemu młodemu poecie in spe, który właśnie zaczął machać piórem, a raczej walić w klawiaturę komputera. Janusz Drzewucki Wrocławskie Wydawnictwo Warstwy, Wrocław 2017, t. I s. 656, t. II s. 552, ISBN 978-83-65502-19-3

Jan Polkowski

Gdy Bóg się waha. Poezje 1977-2017 Pierwszy tak obszerny tom wierszy Jana Polkowskiego, poety, który nigdy nie zabiegał ani o poklask czy sławę, ani o nagrody. Urodzony w 1953 roku, zadebiutował w roku 1978 w drugim obiegu i tam, w drugim, czyli niezależnym, bezdebitowym, a więc nielegalnym z punktu widzenia władz PRL-u, publikował aż do roku 1989. Już jego wczesne tomy „To nie jest poezja”, „Oddychaj głęboko”, wydane w latach 1980-1981, zwróciły na siebie uwagę krytyki. Nie inaczej zbiory następne: „Ogień” i „Drzewa” z lat 1983-1987, w których poeta pokazał, że ma swój styl – z jednej strony, a z drugiej – że pisze wyłącznie o zagadnieniach dla nas wszystkich ważnych i najważniejszych. m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

Na książkę zredagowaną przez Józefa Marię Ruszara (jego przyjaciela z czasów studiów na filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego) – będącego także autorem dwu not: „Od Wydawcy” i „O Autorze” – składają się ponadto wiersze wydane już po pamiętnym 1989 roku, po zniesieniu cenzury, wreszcie po rozpadzie PRL-u: czyli z tomu „Elegie z Tymowskich Gór” z 1990 oraz ze zbiorów ogłoszonych w XXI wieku, takich jak: „Cantus”, „Cień”, „Głosy”, „Gorzka godzina”. Uważna lektura tej książki nie może nie przekonać, że Polkowski – poeta z tej samej generacji co Bronisław Maj, Krzysztof Lisowski, Antoni Pawlak czy Tomasz Jastrun – to jeden z najwybitniejszych twórców, jaki zadebiutował po pokoleniu Nowej Fali, czyli po takich autorach, jak Stanisław Barańczak, Julian Kornhauser czy Adam Zagajewski. Z jednej strony zaangażowana ideowo, społeczna i polityczna w wymowie, a z drugiej strony – medytacyjna i konfesyjna, a nawet religijna, by nie powiedzieć metafizyczna liryka tego twórcy budzi podziw i szacunek. Polkowski to bowiem poeta wyjątkowo ważący słowa, znający doskonale ich znaczenie i wartość. Gdy pisze: „Jestem więc umieram”, „Co jest ważne? Tylko to co już przeżyłem utraciłem?”, „Wszystko co powiedziałeś w kamień się zamienia”, a także „Im bardziej zbliżam się do śmierci / tym mniej wyraźnie słyszę siebie / gubię swój ślad”, wiadomo, że w tej poezji nie ma zbytecznych słów. Poezja Jana Polkowskiego to poezja pytań fundamentalnych, spraw ostatecznych. (jd) Instytut Myśli Józefa Tischnera – JMR Trans-Atlantyk, Kraków 2017, s. 368, ISBN 978-83-935061-6-3

Julian Wołoszynowski

Wiersze wybrane To już tom dwunasty „Biblioteki Zapomnianych Poetów”, zainicjowanej w roku 2012 przez Piotra Mitznera, poetę, eseistę, redaktora „Nowej Polszy” i profesora Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. „Wiersze wybrane” Juliana Wołoszynowskiego (1898-1977) ukazują się w wyborze Piotra Matywieckiego i opatrzone jego posłowiem zatytułowanym „Teatr i prawda”. Wołoszynowski – na co słusznie zwraca uwagę Matywiecki, sam zresztą znakomity poeta i eseista – to przede wszystkim prozaik, autor m.in. fantasmagorycznej opowieści „O Twardowskim, synu ziemianki, obywatelu piekieł, dziś księżycowym lokatorze” z 1927 roku oraz biograficznej powieści poświęconej Juliuszowi Słowackiemu z 1929, a także książek wydanych po wojnie, takich jak „Opowiadania podolskie” (1959), które spotkały się z uznaniem Jarosława Iwaszkiewicza oraz tomu nowel „Przed wschodem słońca”. To także autor utworów dramatycznych, zebranych w roku 1962 w zbiorze „Teatr miniatur” oraz szkiców o Warszawie, wydanych w 1957 w książce „Cóż to za nieznajome miasto?”. Uprawiał krytykę literacką, ale także teatralną i filmową. Co ciekawe, był nawet aktorem. W dwudziestoleciu międzywojennym występował w Teatrze Polskim w Kijowie, a także w teatrach Małym i Rozmaitości w Warszawie, był członkiem legendarnej Reduty. Mniej znany jest jako poeta, a przecież właśnie jako poeta zadebiutował w roku 1926 zbiorem wierszy „Okulary”. Cztery wiersze z tego tomu: „Barbara”, „Katastrofa”, „Katarynka” oraz „Bielany” otwierają przygotowane przez Matywieckiego „Wiersze wybrane”. Pozostałe zaczerpnął Matywiecki z „Wierszy wybranych”, jakie ogłosił Wołoszynowski w roku 1958. Niektóre z nich, takie jak „Juliusza Słowackiego z Drezna do Londynu wojaż bryczką”, powstały jeszcze przed wojną, pozostałe pochodzą z okresów wojennego i powojennego. Poeta z wielką swobodą posługiwał się w nich zarówno wierszem rymowanym, klasycystycznym wręcz, np. w „Monotonnych zaśpiewach Marii” czy w „Liściu pierwszym”, jak i w wolnym, czego przykładem np. „Modlitwa”, „Nowenna do M.B. Nieustającej Pomocy” lub „Spacer”. Przez lata w opinii krytyki uchodził za twórcę pozostającego pod wpływem poetów z grupy „Skamander”, m.in. Iwaszkiewicza, Tuwima czy Lechonia, nazywano go wręcz „satelitą »Skamandra«”, tymczasem antologista zwraca uwagę, że był raczej pod wpływem Guillaume’a Apollinaire’a oraz Józefa Czechowicza. Tak czy owak, warto przyjrzeć się zapomnianemu poecie Julianowi Wołoszynowskiemu, podobnie jak wcześniej wydanym w tej serii 8 / 2 0 1 7

35


6]NROHQLD QD PLDUÛ SRWU]HE :VSLHUDP\ QDXF]\FLHOL L G\UHNWRUµZ V]NµĄ UR]ZLMDP\ NRPSHWHQFMH ]DSR]QDMHP\ ]bQDMQRZV]\PL WUHQGDPL L ]PLDQDPL Z RĝZLDFLH SRPDJDP\ GRVNRQDOLÉ ZDUV]WDW SUDF\

2IHUXMHP\ praktyczne szkolenia dla rad pedagogicznych i dyrektorów, SRQDG WHPDWµZ V]NROHĆ ] REV]DUµZ HGXNDFML GRUDG]WZR GOD G\UHNWRUµZ V]NµĄ Z ]DNUHVLH VSUDZRZDQLD QDG]RUX SHGDJRJLF]QHJR

3R]QDM QDV]Ç RIHUWÛ 801 220 555

ZZZ RUNH SO


Recenzje poetom, m.in. Janowi Śpiewakowi, Arnoldowi Słuckiemu, Stanisławowi Wygodzkiemu czy Bogdanowi Ostromęckiemu. Maciej Molnar Wydawnictwo Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN, Lublin 2017, s. 80, ISBN 978-83-65444-16-5

historia Joshua Rubenstein

Ostatnie dni Stalina Autor publikacji rozważa, czy śmierć bohatera książki uratowała życie kilku milionom Żydów żyjących w ZSRR. Nagonkę antysemicką zwiastował artykuł Stalina zamieszczony 5 stycznia 1953 roku na łamach „Prawdy” o aresztowaniu żydowskich lekarzy. Gensek określił ich tam „podłymi szpiegami i zabójcami pod maską profesorów medycyny”. Ujawniony przez niego „brak czujności w organach bezpieczeństwa” oznaczał wyrok na Ławrentija Berię. Ów jednak nie zamierzał podzielać losów poprzedników – Nikołaja Jeżowa oraz Gienricha Jagody – i postanowił kontratakować. Zaprojektował spisek, w który zaangażowali się też Nikita Chruszczow i Georgij Malenkow. Wykorzystali wywołaną przez Stalina kampanię. 2 marca osobisty lekarz tow. Koby, Żyd z pochodzenia, został osadzony na Łubiance z oskarżeniem o liczne zaniedbania obowiązków. Beria – podczas tradycyjnej popijawy sowieckiej wierchuszki – miał dodać Stalinowi do wina środek zapobiegający krzepnięciu krwi, który w ciągu kilku dni mógł spowodować wylew, zaś Chruszczow z Malenkowem mieli ograniczyć do minimum pomoc lekarską. Dowodem tych działań mają być słowa Berii wygłoszone na pierwszym po pogrzebie generalissimusa na posiedzeniu Biura Politycznego KPZR. Ku zaskoczeniu zgromadzonych rzekł: „Ten szubrawiec! To ścierwo! Dzięki Bogu, uwolniliśmy się od niego! (…) On nie wygrał wojny! My wygraliśmy wojnę! Mało tego – wojny można było uniknąć!”. Joshua Rubenstein utrzymuje, że zgon Stalina pokrzyżował wdrożenie planu antysemickich prześladowań. Żydzi mieli stać się wrogiem numer 1 w kolejnym totalitaryzmie. Czy wtedy komunizm doczekałby się swojej Norymbergi? Tomasz Zb. Z apert tłum. Jarosław Skowroński, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017, s. 304, 45 zł,

Katarzyna Lubaszewska

Ale pycha!

Ciekawa propozycja dla młodych amatorów gotowania. 36 przepisów, umieszczonych na sztywnych kartkach na spiralnych stronach, podzielono na trzy sekcje: „Na słodko”, „Na słono”, i „Na słodko albo na słono”. Każdy może skomponować własne menu. Receptury nie powinny nastręczać trudności tym bardziej wprawnym w kuchni, młodsi powinni wesprzeć się pomocą kogoś dorosłego. A zachęcam do rodzinnego spędzania czasu na pichceniu, to daje mnóstwo radości, rozwija zdolności manualne i kreatywność. Wśród kulinarnych propozycji znalazły się: szaszłyki drobiowe, sałatka z kaszy perłowej, faszerowana papryka, kalafior w cieście, leniwe, placki ziemniaczane, lody czekoladowe, masło orzechowe czy blok czekoladowy. Zamiast typowych fotografii potraw książkę zdobią pastelowe ilustracje, wykonane ręką Agnieszki Serwickiej, która jest też autorką projektu i opracowania graficznego. (et) Juka-91, Warszawa 2017, s. 30, ISBN 978-83-7874-825-0

poradniki Erica Laïs

Eliksiry dla zdrowia i urody Autorka sięgnęła po stare sprawdzone receptury domowe, proponując 50 przepisów na naturalne lecznicze preparaty. Preparaty te wykonać można z ziół o właściwościach moczopędnych, oczyszczających, wzmacniających czy antyseptycznych. W postaci napojów, win, piwa, eliksirów czy octów są wyjątkowo proste do zrobienia i skuteczne w rozmaitych dolegliwościach, o których autorka wspomina. Napoje te można pić, wykorzystywać je do przygotowania kompresów, a nawet inhalacji. Najlepiej przygotowywać je w niewielkich ilościach, a jeśli zajdzie taka potrzeba – zrobić nową porcję. Bożena Rytel tłum. Zofia Pająk, Wydawnictwo Jedność, Kielce 2017, s.64, ISBN 978-83-7971-401-8

Melinda Marton

ISBN 978-83-8097-186-8

Modne ozdoby dla superdziewczyny Poradnik dla nastolatek, który uczy niepowtarzalnego stylu, tworzenia oryginalnej biżuterii i odświeżania garderoby. Ponadto znaleźć tu można pomysły na fantazyjną torbę na zakupy i bransoletki. Jest też pomysł na opaski na włosy, komin pleciony rękami, także modne fryzury, schowki na biżuterię, piórnik ze starych dżinsów. Jeśli lubisz szyć, pleść, wycinać, sklejać, dłubać, to ta książka podpowie, co jeszcze więcej możesz… Bożena Rytel

kulinaria Ewa Hangel

Vege kociołkowanie Pora na kociołkowanie – gotowanie wspólnie ze znajomymi w plenerze, przy ognisku. Tak biesiadują Węgrzy, czemu nie zaszczepić tego pomysłu wśród Polaków, którzy także lubią celebrować spotkania? Takie gotowanie nie wymaga zbyt wielu umiejętności, nie jest pracochłonne, ale jest oryginalne, pozwala na dużą swobodę w łączeniu składników, a do tego jest zdrowe – zachęca autorka. „Kulinarna wariatka”, jak pisze o osobie, skomponowała ponad 70 przepisów na dania jednogarnkowe, w których prym wiodą warzywa. Oddzielny rozdział poświęcony został daniom z niskim indeksem glikemicznym – z myślą o osobach zmagających się z cukrzycą i insulinoodpornością. Każdy z przepisów można wykorzystać zarówno w plenerze, nad ogniskiem, jak i we własnej kuchni. W kociołku śmiało uważyć można krumplifőzelék, czyli węgierską zupę krem z ziemniaków, lebbencs leves (zupę kluseczkową po węgiersku), ratatouille, musakę, grzybowe kaszotto z pietruszką, vege bigos z papryką chilli i soczewicą czy paellę z warzywami. Pysznie! (et) Studio Emka, Warszawa 2017, s. 132, 29 zł, ISBN 978-83-65068-36-1

m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

tłum. Paulina Zaborek, Wydawnictwo Jedność, Kielce 2017, s.64,ISBN 978-83-7971-554-1

publicystyka Jarosław Iwaszkiewicz

Rachunki włóczęgi Włóczył się ten Iwacha, oj, włóczył. Europę przemierzył w tę i z powrotem, wschodnie jej części poznał, gdy to jeszcze było możliwe, na zachód wracał z każdą okazją, dobrze się czuł tu i tam, w Polsce też nie narzekał zbytnio, bo i nie miał za bardzo na co. A że pisał dużo i często, z potrzeby chwili i nakazu serca, komentując spotkania, widoki, miejsca, wydarzenia, to i zebrało się tych szkiców wcale niemało, choć rozproszonych po rozmaitych łamach. Dobrym pomysłem 8 / 2 0 1 7

37


Recenzje Radosława Romaniuka było przesianie tekstów i wybranie dwudziestu sześciu, które złożyły się na kolejny tom nader cennej serii „Podróże”, publikowanej przez Fundację Zeszytów Literackich. O czym pisze Iwaszkiewicz? Jak sam mówi, co roku, „zazwyczaj ku końcowi grudnia”, dokonuje remanentu minionych dwunastu miesięcy. Polega on na przyjrzeniu się – czasem z dystansu lat, czasem tylko tygodni, zawsze z innej perspektywy – odwiedzonym miejscom i przeżytym w nich doświadczeniom. Ciągnęło go nadzwyczajnie do Italii, nic więc dziwnego, że połowa niemal tej książeczki włoskim rejonom i klimatom jest oddana. Pierwsze teksty tyczą jednak podróży tużpowojennych do Londynu i Paryża, Rzym pojawia się na kartkach z podróży, przysyłanych do „Przekroju” i tu wybranych z lat 1959-1960. Opisuje deszcz, i to nie letnią ulewę trwającą godzinę, tylko solidny, nieprzerwany potop, który przez pięć dni podniósł poziom Tybru do połowy mostowych filarów. „Smutno – i miasto robi się czymś obcym, zamkniętym”. Ale rzymskich opowieści jest więcej, wiele z nich tyczy lata: „Na Zatybrzu rozrosły się platany. Kobiety plotkują, robią na drutach i popijają kawę przy stolikach wystawionych na trotuary”. Pisał to 45 lat temu z okładem. Wciąż można znaleźć takie uliczki Zatybrza. Iwaszkiewicz mówi specyficznym stylem, zwraca się do ludzi, co do których miał chyba cały czas jakieś złudzenia – zmieniło się w Polsce po wojnie, społeczności się wymieszały, inteligencji zbrakło, ale on jakby nie chciał tego zauważyć, monologuje, bo trudno nazwać jego zapiski konwersacją, licząc na zainteresowanie, a co więcej zrozumienie szczegółów i klimatów, o jakich opowiada czytelnikom. Umiejętnie lawiruje między Scyllą wiarygodności a Charybdą autocenzury – przykładem relacja z rzymskiego zjazdu Towarzystwa Kultury Europejskiej, spędu intelektualistów, którzy w 1971 roku analizowali takie zagadnienia jak granice „pomiędzy »intelektualistą« a »człowiekiem kultury«, pomiędzy »polityką kulturalną« a »polityką pospolitą«”. Za Giuseppem Tomasim powtarza, że jest „stary i niepotrzebnie mądry”, dzięki czemu „miło jest [mu] odnajdywać tę treść młodego życia, która zawsze pozostaje dnem naszej osobowości”. Powojenna Polska musiała być dla Iwaszkiewicza rzeczywistością mimo wszystko trudną do przyjęcia. Czy ją akceptował? „Im człowiek robi się starszy, tym mniej lubi poznawać nowe miejsca, tym bardziej lubi powracać na stare”. Jak znalazłby się w dzisiejszej Polsce? Nie wiem. Ale myślę, że mimo całej swej ciekawości życia i kameleonowej umiejętności adaptacji obecny świat mocno by go zmęczył. I szybko zmógł. Emigracja wewnętrzna nie leżała w jego naturze, a zdaje się, że znów szybkim krokiem zmierzamy do społeczności exulów. (gs) Zeszyty Literackie, Warszawa 2017, s.150, ISBN 978-83-64648-43-4

Ryszard Kalisz

Ryszard i Polska „Urodziłem się osiem miesięcy po tragicznym poznańskim Czerwcu, pracę magisterską broniłem 17 września 1980 roku, niecałe trzy tygodnie po podpisaniu porozumień sierpniowych i w dniu rocznicy napaści ZSRR na Polskę w 1939 roku. W trakcie Okrągłego Stołu kończyłem 33 lata. W III Rzeczpospolitej w wieku 36 lat zostałem zastępcą przewodniczącego Trybunału Stanu, a ministrem konstytucyjnym – mając 47 lat. Byłem posłem na Sejm przez 14 lat. Popełniałem błędy i podejmowałem trudne, słuszne i ważne decyzje. Byłem krytykowany, jak to bywa w polityce, rzadziej chwalony. Jako minister spraw wewnętrznych i administracji wynegocjowałem wejście Polski do strefy Schengen”, pisze we wstępie autor, znany i popularny polityk, który od dłuższego czasu nie pojawia się często publicznie. Jak zapewnia, z sukcesem wrócił do profesji adwokackiej. Nerw polityczny nie pozwala mu jednak na milczenie, które przerywa wydaniem książki. Podejmuje się próby odpowiedzi na pytanie „dlaczego” – dlaczego tak się stało w polskiej polityce? Z jednej strony odwołuje się do własnego – ciekawego i barwnego – życiorysu, z drugiej przywołuje wydarzenia bardziej lub mniej znane szerokiej publiczności. Dokonuje też szeregu ocen, w tym tak ważkich jak chociażby: „dzisiejszy kształt Rzeczpospolitej jest optymalny 38

m a g a z y n

z punktu widzenia bezpieczeństwa”. Książka ma też charakter źródła historycznego, szczególnie w rozdziałach poświęconych zmarłym przyjaciołom autora – Józefowi Oleksemu i Barbarze Blidzie. Jak widać, tekst nie jest jednorodny, co powoduje, że jest tym bardziej ciekawy. Dodajmy jeszcze, że w przedostatnim rozdziale Ryszard Kalisz przedstawia „koncepcję nowego systemu prokuratury, procesu karnego i oskarżenia publicznego”. Warto do tego sięgnąć, szczególnie w atmosferze niedawnych wydarzeń wokół polskiego sądownictwa. (pd) Edipresse, Warszawa 2017, s. 144, 44,90 zł, ISBN 978-83-7945-273-6

PigOut

Świnia ryje w sieci Zabierałam się do tej książki jak nie przemierzając przysłowiowy pies do jeża. Na okładce świnia, w tytule świnia, autor… Pig, a na dokładkę w podtytule „z pamiętnika hejtera”. Przyznacie Państwo sami, szału nie ma. A tymczasem w redakcji tyle śliczności, z którymi chętnie spędziłabym czas. Ale w końcu przyszła i na nią pora, wszak „liczy się wnętrze”. Wystarczył mały fragment i już mnie PigOut miał w garści. To najdowcipniejszy, najinteligentniejszy i najrozsądniejszy hejter z jakim miałam do czynienia. Jak sam o sobie pisze, „hejter z klasą”. A do tego „miłośnik trzypiętrowych burgerów, fan popkultury, entuzjasta podróży i kontestator rzeczywistości”. Jego spostrzeżenia się tak celne, jak oko Wilhelma Tella. Jego krótkie wywody, soczyście unurzane w młodzieżowym slangu, odzwierciedlają kondycję kultury masowej i naszego społeczeństwa. Jak drze łacha, to na całego. Z polityków, celebrytów, korpoludków, fejsbukowiczów, januszów i sebków. Jest śmiesznie, jest strasznie. Świat blogosfery coraz intensywniej wkracza na księgarski rynek. To cieszy, że zadrukowane stronice wciąż są przedmiotem pożądania, kradną czas, wypisują z biegu codzienności. Książka PigOuta i zainteresowanie wokół niej jest kolejnym dowodem na bujnie rozwijający się rynek literatury popularnej. A spójrzmy na ogromny sukces Piotra C., blogera, autora słynnego „Pokolenia Ikea” czy ostatniej książki „Brud”, której sprzedaż osiągnęła już ponad 100 tys. egz. (te) Edipresse, Warszawa 2017, s. 254, 39,90 zł, ISBN 978-83-8117-000-0

Paulina Wilk

Między walizkami Niewielki tom, niecałe cztery dziesiątki felietonów o standardowej objętości trzech stron, czasem nawet krótszych, rzadko dłuższych. Ale bardzo gęstych, wymagających skupionej lektury. Autorka jest uważną obserwatorką życia – otoczenia, wydarzeń, ludzi. Refleksjami, jakie te obserwacje u niej budzą, dzieli się z czytelnikami. Dziwić może, że spostrzeżenia kobiety zaledwie 37-letniej, w dodatku znanej i cenionej jako pisarka, dziennikarka, współorganizator Big Book Festival, książkowej imprezy o międzynarodowej renomie – tak wypełnione są melancholią, smutkiem, wręcz rezygnacją. Jednak owa skupiona lektura dowodzi, że faktycznie, zbyt wielu powodów do optymizmu, radosnego spojrzenia w przyszłość raczej nie mamy. Paulina Wilk buduje swoje felietony na przeciwieństwach nigdy dla nas korzystnych, zderza bowiem teorię z praktyką. Jadąc pociągiem, powinniśmy cieszyć się widokami, kontemplując je w ciszy; zamiast tego „wydzwaniamy, plotąc idiotyzmy”. Mamy środki, żeby zlikwidować natychmiast głód na świecie – ale marnujemy jedzenie, głodnym pozwalając ich los tłumaczyć boskim wyrokiem. Spotykamy się z rodziną i bliskimi przy bożonarodzeniowym stole, by złożyć sobie życzenia i porozmawiać, tyle że „coraz trudniej powiązać [słowa] z treścią, potraktować jako coś, co waży i stoi, a nie wiruje w wirtualności”. Mówiąc wprost – nie potrafimy już zapanować nad własnym życiem. Co gorsza, znikąd pomocy – korzystaliśmy z gazet, wierzyliśmy mediom, ale „autorzy, którzy dawniej objaśniali globalną mechanikę, (…) dziś przypominają zagubionych, przemęczonych robotników umysłowych. (…) Aktualnie i sumiennie donoszą o naszej niewiedzy”. l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


Recenzje

W drodze, Poznań 2017, s. 176, ISBN 978-83-7906-146-4

reportaż Paweł Zgrzebnicki

Tam, gdzie kończy się świat Udana próba opisania miejsca nieobecnego w folderach turystycznych. Papua-Nowa Gwinea to ciągle tabula rasa. Paweł Zgrzebnicki – renomowany podróżnik, fotograf i eksplorer (odbył wyprawy do przeszło siedemdziesięciu państw!) – przedstawia jej dzieje, kulturę, przyrodę i obyczajowość rzeczowo. Koloryzując narrację własnymi przeżyciami z pobytu na tej wyspie. W efekcie obcujemy z relacją obrazującą tereny wciąż określane jako dziewicze. To jedno z ostatnich miejsc globu, gdzie ciągle nie dotarła cywilizacja. Dzikie plemiona Asaro i Simbu, kultywujące tajemnicze rytuały i zabobony, przerażają. Trzeba tym bardziej docenić odwagę autora narażającego się na niebezpieczeństwo, by do nich dotrzeć. Zgrzebnicki w „Papui-Nowej Gwinei” spotkał też… krajana. Był nim misjonarz. Potwierdzający, że na wyspie ciągle można spotkać się z… kanibalizmem. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko życzyć państwu smakowitej lektury! (to-rt) Muza, Warszawa 2017, s. 352, 37 zł, ISBN 978-83-287-0663-7

literatura faktu Ewa Ornacka

Kombinat zbrodni Ewa Ornacka, dziennikarka śledcza i scenarzystka, od lat zapoznaje czytelników ze światem polskiej mafii. W swojej ostatniej książce na warsztat wzięła tzw. grupę mokotowską, która w mafijnym świecie zyskała na znaczeniu (i popularności) po rozpadzie gangów wołomińskiego i pruszkowskiego. Dowodzona przez Andrzeja H. „Korka” grupa specjalizowała się w rozbojach, kradzieżach, praniu brudnych pieniędzy i handlu narkotykami. W swojej działalności uciekała się też do uprowadzeń, pobić i morderstw. Jej koniec nastąpił, kiedy szef bandy trafił do więzienia za nieudaną próbę przemytu narkotyków. Aby otrzymać niższy wyrok zaczął sypać swoich kompanów, przypisując im różne przestępstwa (podobną taktykę stosowali następnie kolejni zatrzymani gangsterzy). Jednemu z nich, Bajbusowi, typowanemu zresztą na następcę „Korka”, przyszło zapłacić za tę szczerość bardzo wysoką cenę: jego żona została brutalnie zamordowana przez nieznanych sprawców, co było notabene złamaniem jednej z podstawowych zasad panujących w mafii – w gangsterskie porachunki nie wplątuje się rodziny. m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

Rozmowa z Pawłem Zgrzebnickim

Sztuczny kraj

–  Dla etnografa chyba nie ma atrakcyjniejszego zakątku kuli ziemskiej niż Papua-Nowa Gwinea…. –  To z pewnością jedno z najbardziej tajemniczych miejsc na Ziemi. Podobnie jak reszta Melanezji, ma w sobie coś niebywałego dla Europejczyka – autentyczność i pierwotność. Niesamowite, że jeszcze w XXI wieku gdzieś na świecie możemy doświadczać sposobów bycia społecznego podobnego do tego, jaki powszechnie występował na świecie wiele tysięcy lat temu. Melanezja to bardzo ciekawe miejsce zarówno dla etnografa, antropologa, jak i człowieka w ogóle. Na nowo pozwala postawić pytanie kim, jako gatunek ludzki, właściwie jesteśmy? –  Czy ludność tego państwa tworzy naród? –  Obszar będący obecnie terytorium zarządzanym przez administrację państwową był zamieszkany przez wiele wspólnot plemiennych, zupełnie odrębnych, władających setkami oddzielnych języków. Wiele z tych grup nie miało żadnych wspólnych interesów, nawet w ogóle nie wiedziało o swoim istnieniu, a ich tradycje były odmienne. Papuę-Nową Gwineę stworzono zaledwie cztery dekady temu, nieco na siłę, to znaczy w procesie odgórnego przyznawania terenom postkolonialnym samodzielnej tożsamości prawnej. Powstał sztuczny kraj złożony z połowy wyspy Nowej Gwinei oraz tysięcy pomniejszych wysp, które nie mają ze sobą wiele wspólnego. –  Co może zjednoczyć liczne plemiona zamieszkujące ten kraj? –  Obrona wspólnych wartości, jeśli tylko ludność uświadomi sobie, że takie posiada. Budowanie wspólnoty w oparciu o wskazywanie oponenta to moim zdaniem nie jest dobra metoda na tworzenie prawdziwej wspólnoty. Przeciwko wrogom gromadzimy się na chwilę, ale naród nie może wciąż prowadzić wojny, choćby mentalnej. To wyniszczające. Dobrze, gdy ludzi łączy obrona wspólnych wartości, ale w rozumieniu podejmowania starań pozytywnych, zmieniających na lepsze świat, w którym żyją. Dlatego, skoro w Melanezji mocarstwa, między innymi Chiny, dewastują przyrodę masowymi wycinkami drzew, zatruciem rzek i przemysłem wydobywczym, to zamiast walczyć z nimi, lepiej wprowadzać prawo i działania chroniące posiadane dziedzictwo. Uważam, że trzeba skupić się na wspieraniu życia, a nie kulturze śmierci i strachu. Choć Papuasi mają walkę we krwi, w konfrontacji z potęgą militarną i gospodarczą swoich potencjalnych przeciwników stoją na straconej pozycji. –  Przypadki kanibalizmu wciąż się zdarzają? –  Owszem, ale są bardzo rzadkie i nie mają takiego pełnego wymiaru rytualnego jak dawniej. Obecnie to głównie morderstwa kobiet posądzanych o czary, zwykle brutalnie męczonych i palonych. Nie mają one wiele wspólnego z bogactwem formy i tradycjami, które panowały na Nowej Gwinei jeszcze sto lat temu. Współcześnie to szokujące opinię publiczną skandale, które ujawniane są dość rzadko, nie słyszałem też, aby zjadano obecnie przyjezdnych. To jeden z literaturowych mitów, który dobrze wyglądał w hollywoodzkim kinie: turyści, wielki garnek i gotowanie. Takie rzeczy raczej nie miały tam miejsca. Fragmenty ciał ludzi ze swojego albo wrogiego plemienia zjadano z zupełnie innych, ściśle określonych obyczajowo powodów. Rozmawiał Tomasz Zb. Z apert fot. archiwum

To słowa wytrawnej dziennikarki. Bardzo łagodne, dodam, łaskawe dla środowiska żurnalistów, bo inni autorzy w słowach nie przebierają, flekując media ile wlezie – na ich własne życzenie. Wystarczy wsłuchać się w dobór wiadomości w radiowych czy telewizyjnych dziennikach, przeczytać podsycane emocjami informacje w gazetach. Z rzeczywistością przegrywają i fakty, i opinie. I jeszcze jedno spostrzeżenie – myślałem, że to mnie, staremu zgredowi, zdarza się skarżyć na atmosferę w kraju. Nie mówię o powietrzu, raczej o smogu trującym nasze umysły. Jeden z felietonów Pauliny zaczyna się tak: „Jedną z największych przyjemności związanych z wyjazdami z Polski jest dla mnie poczucie oddalania się od zawiści”. Jej przykładów można podać znacznie więcej niż autorka tekstu, w konfrontacji z krajami Zachodu przepadamy – Paulina mówi o naszej „zdolności do życia przeciwko sobie, we wrogim napięciu”. To bardzo smutna prawda. Inne miasta, inne kraje też mają pokręconą historię, ich mieszkańcy jednak nie pozwolili, by opętała ich bezinteresowna zawiść, chęć niszczenia, radykalnych podziałów, gen autodestrukcji. Ale to, że inni – autorka nie jest z pewnością jedyna – też to odczuwają, wcale mnie nie raduje. (gs)

8 / 2 0 1 7

39


Recenzje Książka dokumentuje historię grupy mokotowskiej. Na podstawie rozmów z mafiozami, policjantami, specami od przestępczości i przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości Ornacka odtwarza jej początki, najgłośniejsze przestępstwa i okoliczności prowadzące do rozbicia struktur mafijnych. Lektura książki przynosi smutne refleksje. Trudno rozstrzygnąć, czy w gorszym świetle ukazani są w niej pozbawieni skrupułów kolesie terroryzujących miasto, czy wymiar sprawiedliwości i policja nieudolnie walczący z przestępczością. (mo)

wroza. Byk był zły, rozjuszony, nikt nie miał nawet odwagi (poza gospodarzem, który poniósł porażkę) podjąć próby, aby go poskromić. Kale podszedł zwierzę po dobroci i odniósł spektakularne zwycięstwo. Ta historia o smalandzkim torreadorze jest budująca, okazuje się, że nawet mały człowiek może pokonać silniejszego konkurenta, i to wcale nie siłą, a mądrością i sprytem. (et)

Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2017, s. 302, ISBN 978-83-8062-175-6

Pajączek Kędziorek

turystyka Mateusz Pyrek, Edi Pyrek

Mateusz na tropie św. Graala Myśl o świętym Graalu wywołuje we mnie skojarzenie z filmem „Indiana Jones i ostatnia krucjata”. Uwielbiałam śledzić przygody archeologa, poszukiwacza skarbów. Okazuje się, że rodzice Mateusza Pyrka też i właśnie ten udany wytwór amerykańskiej kinematografii stał się przyczynkiem do powstania książki. Siedmioletni chłopiec wraz z rodzicami wyrusza na poszukiwanie św. Graala. Odwiedzą Glastonbury, Londyn, Paryż, Barcelonę, Walencję i Porto. Ich relacja z poszukiwań tajemniczego kielicha jest arcyciekawa. Książka napisana dowcipnie, opowieści pobudzają wyobraźnię. Do tego autorzy w atrakcyjny sposób przemycają wiedzę, nie zabrakło ramek z ciekawostkami czy wyjaśnieniem trudnych słów. Widać, że mocno wgłębiają się w fascynujące ich tematy. Całość okraszona fotografiami. To książka, która odkrywa przed młodymi czytelnikami świat, jest wspaniałą inspiracją, choć chyba nie każdy rodzic odważyłby się rzucić wszystko i wyruszyć z dwulatkiem w świat. Teraz Mateusz Pyrek ma lat siedem i odwiedził już 40 krajów. (et) Juka-91, Warszawa 2017, s. 168, 39,99 zł, ISBN 978-83-7874-823-6

tłum. Anna Węgleńska, Zakamarki, Poznań 2017, s. 28, 29,90 zł, ISBN 978-83-7776-147-2

Diana Amft

Lubicie pająki? A boicie się ich? Co za pytania, pewnie, że mało kto je lubi i prawie wszyscy się ich boją. Dlaczego? No właśnie, na to pytanie nawet Kędziorek szukał odpowiedzi. Mały pajączek także nie miał pojęcia, dlaczego ludzie przed nim uciekają. Utkał właśnie samodzielnie swoją pierwszą sieć i usłyszał, jak ludzie nazwali ją okropną. Bardzo więc posmutniał i postanowił dowiedzieć się, dlaczego tak już jest, że ludzie boją się pająków. Na początek poszedł do mamy, potem do wujka, cioci, przyjaciela, kuzynów i babci. Co od nich usłyszał? Czy znalazł przekonującą odpowiedź? Ta niedługa, pięknie ilustrowana i wzruszająca opowieść pomoże zmienić nastawienie naszych pociech do pająków i innych stworzeń, które do tej pory je przerażały. Może także zmieni i nasze. Sympatyczny Kędziorek potrafi przekonać, że pajączki w gruncie rzeczy to miłe stworzenia, które nikomu nie wadzą i po prostu wiodą sobie swój spokojny żywot gdzieś niedaleko nas. Książka Diany Amft, niemieckiej aktorki, która również bała się pająków, z jednej strony oswaja dzieci z ośmioma nóżkami, zmniejszając tym samym lęk przed nimi, a z drugiej strony porusza ważną kwestię akceptacji inności i szacunku dla przyrody w każdej jej formie. Dzięki takim publikacjom istnieje szansa, że nasze dzieci nigdy nie będą zagrażać zwierzętom, lecz traktować je z szacunkiem. Wakacje to najlepszy czas na wypoczynek na łonie natury. Być może po lekturze tej książki nie będziecie już z krzykiem uciekać na widok małego pająka i pozwolicie mu dalej spokojnie snuć jego sieć. Gorąco polecam. (map) tłum. Agata Janiszewska, Wydawnictwo Debit, Katowice 2017, s. 32,

dla dzieci

ISBN 978-83-805-7148-8

Paula Navarro, Angels Jimenez

Guido von Genechten

Jeśli lubisz eksperymentować, z zapałem i dociekliwością odkrywać świat nauki, to książka ta jest dla ciebie. Znajdziesz w niej cztery arcyciekawe działy: eksperymenty z dźwiękami, eksperymenty z barwami i światłem, eksperymenty chemiczne, eksperymenty z elektrycznością i magnetyzmem. Na podstawie opisów i kolorowych, humorystycznych ilustracji możesz skonstruować instrument muzyczny czy orkiestrę z butelek. Poza tym poeksperymentujesz z wodą, światłem, kolorem, zrobisz kompas, elektromagnes, a nawet elektryczny ołówek. Zatem powodzenia w domowym laboratorium! Bożena Rytel

Autor nie boi się poruszać trudnych tematów, które nurtują dzieci, potrafi stworzyć taką opowieść, która pozwoli oswoić się z lękiem czy problemem. Tym razem mierzy się z tematyką nocnikową. A dokładnie z tematem kup. Król, zwany Kupko I ogłasza wielki Konkurs Kup. Wygra ten, kto jak najciekawiej zaprezentuje wytwór. Chętnych nie brakuje, a każdy ma inny pomysł. Przed obliczem króla paradują więc z ekskrementami rozmaite zwierzęta, od krowy i słonia po myszy, mewę i mrówkę. Ciekawy sposób na oswojenie dzieci ze wstydliwym tematem. (et)

Moje domowe laboratorium

Wielki Konkurs Kup

tłum. Ryszard Turczyn, Adamada, Gdańsk 2017, s. 32, ISBN 978-83-7420-833-8

tłum. Sławomir Stodulski, Wydawnictwo Jedność, Kielce 2017,s.144, ISBN 978-83-7971-600-5

Clara Lidström, Annakarin Nyberg

Zrób to

Astrid Lindgren

Jak Kalle rozprawił się z bykiem Piękna i mądra książka szwedzkiej pisarki, cudownie zilustrowana przez nieznaną dotychczas w Polsce ilustratorkę Marit Törnqvist. Obrazy przez nią wykreowane są niezwykle plastyczne, sugestywne, przenoszą czytelnika do innego świata, sielskiej Smalandii. Jej sposób rysowania jest magiczny, poetycki i pozostawia pole dla wyobraźni czytelnika. Opowieść przywołuje na myśl biblijne postaci Dawida i Goliata. Siedmioletni wiejski chłopiec sposobem pokonał rozjuszonego byka Adama Engelbrekta, który nagle w wielkanocny ranek zerwał się z po40

m a g a z y n

Tylko 52 strony a tyle pomysłów! Moja córka, która uwielbia robić coś z niczego, jest tą książką zachwycona. Torebka i sznurowadła ze starego T-shirta, „potworna” zakładka, szczudła z puszek, lampa z zabawkowymi figurkami… To tylko kilka z propozycji zamieszczonych w książce, a jestem pewna, że będą zachętą dla kreatywnych czytelników do własnych eksperymentów. Autorki postarały się o przejrzyste instrukcje, opatrzone materiałem fotograficznym, by prowadzić młodych majsterkowiczów krok po kroku. „Zależało nam na tym, żebyśmy my, dorośli, byli przy tych pracach jak najbardziej zbędni”. (et) tłum. Katarzyna Skalska, Zakamarki, Poznań 2017, s. 52, 39,90 zł, ISBN 978-83-7776-125-0

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 7


ŚWIATOWE BESTSELLERY JESIENIĄ W POLSCE! 24–26.10.2017 DAN BROWN W POLSCE Nowa intrygująca powieść autora thrillera wszech czasów!

Niezwykła opowieść o ostatnim skoku bukinierów – piratów kradnących utwory literackie, zdolnych zrobić wszystko to, przed czym wzdragają się wydawcy i pisarze…

www.soniadraga.pl

Czy kontrowersyjny policjant wraz z ekscentrycznym pomocnikiem zdołają zakończyć koszmar kobiety, nim sami padną ofiarą szaleńczego planu? Klasyka skandynawskiego thrillera!

Harry Bosch – bohater stworzony przez Connelly’ego – jest jedną z najbardziej popularnych i nieprzemijających postaci w amerykańskiej powieści kryminalnej. Na podstawie cyklu powstał kultowy serial.

www.fb.com/WydawnictwoSoniaDraga

tel. 32 782 64 77


k s i Ä… Ĺź k i m a g a z y n

l i t e r a c k i

: 52.8 3,Â’68'6.,(*2

Nr 8/2017 (251) Cena 14,50 zł (8% VAT) • ISSN 2083-7747 • Indeks 334464

Nie przepadam za komarami, ktĂłre czÄ™sto nie dajÄ… mi spokojnie wÄ™drować po puszczy. A w szkole fizyki baĹ‚em siÄ™ jak ognia. Po lekturze KudĹ‚atej nauki staĹ‚ siÄ™ cud – polubiĹ‚em jedno i drugie. To Ĺ›wietna pozycja opowiadajÄ…ca o tym, jak prawa fizyki dziaĹ‚ajÄ… w Ĺ›wiecie zwierzÄ…t.

Adam Wajrak

200 str. 75 ilustracji

format 20,5 x 25 cm twarda oprawa

69

]ĂŻ Cena detaliczna: ISBN: 978-83-7553-225-8

www.bialykruk.pl

9 771234 020171

%LDĂŻ\ .UXN 6S ] R R XO 6]ZHG]ND .UDNĂśZ WHO IDNV H PDLO PDUNHWLQJ#ELDO\NUXN SO 3U]\ ]DPĂśZLHQLX QD NZRWĂš SRZ\Ä?HM b]ĂŻ NRV]W\ SU]HV\ĂŻNL b]ĂŻ SRQRVL Z\GDZQLFWZR

08

graficznym MarszaĹ‚ka. Prostuje w nim wiele faĹ‚szywych poglÄ…dĂłw na temat tego wielkiego Polaka, ktĂłrego juĹź za Ĺźycia obrzucano kalumniami (skÄ…d my to znamy!), a w czasach komuny albo usiĹ‚owano przemilczeć, albo zafaĹ‚szować. Na uwagÄ™ zasĹ‚uguje oryginalna oprawa graficzna, w tym 75 unikatowych ilustracji; fantastyczne rysunki, grafiki oraz wiele dokumentalnych fotografii, a wszystko to na 200 stronach fascynujÄ…cej lektury. Otrzymujemy w Roku PiĹ‚sudskiego, w 150. rocznicÄ™ jego urodzin, popularne i zarazem godne wspaniaĹ‚ego jubileuszu dzieĹ‚o.

8 / 2 017

D

zieĹ‚o upamiÄ™tniajÄ…ce spuĹ›ciznÄ™ MarszaĹ‚ka, twĂłrcy niepodlegĹ‚oĹ›ci Polski! NajwaĹźniejsze opinie JĂłzefa PiĹ‚sudskiego dotyczÄ…ce naszej historii, polityki, charakteru i mentalnoĹ›ci narodowej pochodzÄ…ce z caĹ‚ego jego niezwykĹ‚ego Ĺźycia – od czasĂłw PPS-owskiej konspiracji, przez dziaĹ‚alność strzeleckÄ…, Legiony Polskie, wojnÄ™ polsko-bolszewickÄ…, przewrĂłt majowy, aĹź po ostatnie lata. Wyboru tekstĂłw dokonaĹ‚ wybitny znawca postaci i dorobku PiĹ‚sudskiego, a zarazem Ĺ›wietny pisarz (autor przeszĹ‚o 50 ksiÄ…Ĺźek!) Bohdan Urbankowski. PoprzedziĹ‚ zbiĂłr bogatym i bĹ‚yskotliwym szkicem bio-

Premiera

27września


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.