MLK 8 2015

Page 1

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

NIESPOTYKANY ALBUM PAPIESKI!

m a g a z y n

)RWRJUDğH :DOGHPDU %]XUD 7HNVW -HU]\ .UXV]HOQLFNL VWU [ FP SDSLHU NUHGRZ\ RSUDZD WZDUGD ODNLHURZDQD REZROXWD ISBN: 978-83-7553-190-9

Nr 8/2015 (227) Cena 14,50 zł (8% VAT) • ISSN 2083-7747 • Indeks 334464

K

Z

FHQD GHWDO ]ï QH ]GMÚFLD EOLVNR QDWXU\ XMÚFLDPL QDSRW\NDQ\FK SR GURG]H NRĂFLöïNöZ NDSOLF VWDU\FK Pï\QöZ Lb]DPNöZ 'Ub -HU]\ .UXV]HOQLFNL VïRZHP ]DĂ REMDĂQLï ]MDZLVND SU]\URGQLF]H ]Z\F]DMH WDPWHMV]\FK ]ZLHU]ÈW OLF]QHJR SWDFWZD &DïRĂÊ X]XSHïQLD b XQLNDWRZ\FK ]GMÚÊ DUFKLZDOQ\FK SU]\EOLĝDMÈF\FK SRVWDÊ ¥ZLÚWHJR QD V]ODNDFK NDMDNRZ\FK 3R]QDQLH PïRG]LHñF]\FK SDVML .DUROD :RMW\ï\ SR]ZDOD OHSLHM ]UR]XPLHÊ ZLHOH -HJR SöěQLHMV]\FK MXĝ SDSLHVNLFK GHF\]ML LbZ\SRZLHG]L RUD] -HJR JïÚERNL NRQWDNW ]b%RJLHP

%LDï\ .UXN 6S ] R R XO 6]ZHG]ND .UDNöZ WHO IDNV H PDLO PDUNHWLQJ#ELDO\NUXN SO ZZZ ELDO\NUXN SO

ISSN 1234-0200

9 771234 020157

8 / 2 015

Wöĝ QLH Vï\V]Dï Rb Z\SUDZDFK NDMDNLHP SR U]HNDFK Lb MH]LRUDFK SLHUZV]D Zb b U NVLÚG]D Db QDVWÚSQLH ELVNXSD NDUG\QDïD .DUROD :RMW\ï\ SU]\V]ïHJR ZLHONLHJR 3DSLHĝD" .WR MHGQDN ]QD EOLĝHM WUDV\ W\FK Z\SUDZ" 1LHZLHOX :EUHZ SRZV]HFKQHPX PQLHPDQLX QLH SU]HELHJDï\ RQH W\ONR SU]H] 0D]XU\ :XMHN MDN QD]\ZDOL *R WRZDU]\V]ÈF\ 0X SU]\MDFLHOH Sï\ZDï WDNĝH SR 3RPRU]X =DFKRGQLP ZĂUöG %RUöZ 7XFKROVNLFK U]HNDPL 3RZLĂOD Lb :DUPLL 3XV]F]\ $XJXVWRZVNLHM 6XZDOV]F]\]Q\ ']LÚNL WHM NVLÈĝFH PRĝHP\ GRNïDGQLHM SR]QDÊ FR LbGODF]HJR WDN EDUG]R ]DIDVF\QRZDïR SU]\V]ïHJR SDSLHĝD ZbQDV]\FK SöïQRFQ\FK UHJLRQDFK QDNRPLW\ IRWRJUDğN Vï\QQ\ SLHZFD 0D]XU LbSROVNLHM SU]\URG\ :DOGHPDU %]XUD W\P UD]HP Z\EUDï VLÚ QD Z\SUDZÚ ZDNDF\MQ\PL ĂODGDPL .DUROD :RMW\ï\ WX Lb öZG]LH X]XSHïQLDMÈF IDQWDVW\F]-

08


KSIĄŻKA, KTÓRĄ CZYTA CAŁY ŚWIAT Premiera w Polsce już 22 października!

Wydawnictwo Sonia Draga ࡨ ࡨ

Najszybciej sprzedający się debiut w Wielkiej Brytanii

6

96!2-!Ě@ 638;8'; £+-'8$A@0! 63>!£32'+3 ;8!+'&-íT 0;Õ8'/ 2-' 1Õ+Ě <2-02íࣗW

Co sekund ktoś w Stanach Zjednoczonych kupuje tę książkę

Długo wyczekiwana pierwsza część drugiego KWARTETU LOS ANGELES.

Na pierwszych miejscach list bestsellerów dłużej niż „Kod Leonarda da Vinci”

3>-'ঔࣗ £!<8'!;! !+83&@ 32$3<8;Õ>W Ěõ#303 638<9A!/í$@ 3#8!A >3/2@ &313>'/ > -#!2-'W

-õ02! - 8'!£-9;@$A2! 63>-'ঔࣗT 0;Õ8! 90Ě!2-! $A@;'£2-0Õ> &3 1@ঔ£'2-! 2-' ;@£03 3 -22@$,T !£' - 3 93#-'W

„James Ellroy to jeden z największych współczesnych pisarzy kryminalnych, a także prowokator, skandalista i ekspert od prania amerykańskich brudów”. WPROST

Nie znasz jej, ale ona zna Ciebie. Rachel codziennie dojeżdża do pracy tym samym pociągiem. Wie, że pociąg zawsze zatrzymuje się przed tym samym semaforem, dokładnie naprzeciwko szeregu domów. Zaczyna się jej nawet wydawać, że zna ludzi, którzy mieszkają w jednym z nich. Uważa, że prowadzą doskonałe życie. Gdyby tylko mogła

być tak szczęśliwa jak oni. I nagle widzi coś wstrząsającego. Widzi tylko przez chwilę, bo pociąg rusza, ale to wystarcza. Wszystko się zmienia. Rachel ma teraz okazję stać się częścią życia ludzi, których widywała jedynie z daleka. Teraz się przekonają, że jest kimś więcej niż tylko dziewczyną z pociągu.

2-0£->' 9;<&-<1 1!2-6<£!$/-T 0;Õ8! &3683>!&A! &3 3#Ěõ&<X 2!031-;@ 23>@ 63£90- 08@1-2!ĚW

3#-2932 3;8A@1!Ě >-'£' 2!+8Õ& A! 9'8-õ A &';'0;@>'1 !209'1T ;! 09-í৹0! ;@£03 63;>-'8&A! /'+3 1-9;8A39;>3W

2;'£-+'2;2!T '13$/32</í$! - 6'Ě2! 68A'13$@ ,-9;38-! 3 &'9;8<0$@/2'/ 9-£' ;>Õ8$A3ঔ$-W '9;9'££'83>@ 90!2&@2!>90- 08@1-2!ĚW

www.soniadraga.pl, tel. 32 782 64 77, www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga



spis treści

W numerze   Ostatni dowcip Baltazara Numer 8 (227) Redaktor naczelny: Piotr Dobrołęcki Z-ca red. naczelnego: Ewa Tenderenda-Ożóg Sekretarz redakcji: Krzysztof Masłoń Zespół: Łukasz Gołębiewski, Joanna Hetman, Paweł Waszczyk Stale współpracują: Janusz Drzewucki, Joanna Habiera, Jarosław Górski, Piotr Kitrasiewicz, Bogdan Klukowski, Tadeusz Lewandowski, Marek Ławrynowicz, Lech Mergler, Wanda Morawiecka, Tomasz Nowak, Urszula Pawlik, Bożena Rytel, Grzegorz Sowula, Michał Zając, Tomasz Zapert Reklama: Ewa Tenderenda-Ożóg Sekretariat: Ewa Zając Kolportaż: Elżbieta Habiera Prenumerata: Ewa Zając Adres redakcji: 00-048 Warszawa, Mazowiecka 6/8 pok. 416, tel.: 828 36 31, tel./fax (22) 827 93 50 Internet: www.rynek-ksiazki.pl, e-mail: marketing@rynek-ksiazki.pl facebook.com/magazynliteracki http://issuu.com/magazynliteracki Wersja elektroniczna dostępna jest w e-sklepach: Virtualo.pl, Publio.pl i Koobe.pl Łamanie: TYPO 2 Wydawca: Biblioteka Analiz Sp. z o.o. 00-048 Warszawa, ul. Mazowiecka 6/8 pok. 416 Prezes zarządu: Łukasz Gołębiewski Prenumerata: 1) Redakcja: tel. (22) 827 93 50, fax (22) 828 36 31 www.rynek-ksiazki.pl/sklep/czasopisma 2) Garmond Press Kraków: www.garmond.com.pl 3) Kolporter S.A.: www.kolporter.com.pl 4) Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 7175959 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora.

2

W najnowszym numerze zamieszczamy artykuł Tomasza Gardzińskiego o Sławomirze Mrożku. Pretekstem jest druga rocznica śmierci (15 sierpnia) wybitnego prozaika, dramaturga, rysownika, publicysty, autora scenariuszy i reżysera filmowego. Po jego śmierci pozostały nierozwiązane pytania: Jakie było znaczenie tego wszystkiego? Dlaczego potoczyło się właśnie tak, a nie inaczej? Czy w przyszłości będzie się czytać autora tak zróżnicowanego? Zabawnego i smutnego zarazem, wybitnego i odważnego, a jednocześnie nieśmiałego i czasem nadmiernie tradycyjnego. „Według mnie Mrożka warto czytać, ale częściowo dlatego że to autor ważny dla mojego pokolenia – mówi prof. Jerzy Bralczyk. Ale czy będzie on nadal czytany w przyszłości? Nie wiem. W ograniczonym zakresie pozostanie Schulz, ponadczasowy Gombrowicz, Iwaszkiewicz, ale już w stosunku do Witkacego mam wątpliwości. Chciałoby się żeby Mrożek i inni przetrwali, lecz niektóre postaci zanikają jako pisarze pokoleniowi” 14-17

Fantastyczne historie  Wymyśliłem tę rzecz wyłącznie dla niego, chcąc zainteresować syna lekturą, bez planu, że „Zwiadowcy” staną się osobną książką. Postępowałem chytrze. Prosiłem, by sprawdził, czy moje historie mogłyby się spodobać innym. Przez dwa kolejne piątki otrzymywał jakiś kolejny krótki tekst. Kiedy w trzecim tygodniu nic nie dostał, przyszedł z pretensjami: „Gdzie opowiadanie?!”. W jednym z pierwszych nowel Will Treaty wspina się na wieżę i wślizguje się do komnaty. Wtedy jakaś ręka niespodziewanie chwyta zwiadowcę za nadgarstek. Nim Michel skończył czytać, przytuptał, oznajmiając, że sytuacja go przeraża. Do tej chwili nie sądził, że z kartek papieru potrafi wyłonić się lęk – z Johnem Flanaganem rozmawia Tadeusz Lewandowski 18-19

Wrzesień z książką dla najmłodszych Na jesieni warto zabrać swoje pociechy do bibliotek, można bowiem wziąć udział w bardzo ciekawych zajęciach animacyjnych poświęconych literaturze i czytaniu. „Czytam sobie w bibliotece” to akcja społeczna skierowana do bibliotek, realizowana przez Centrum Edukacji Obywatelskiej i wydawnictwo Egmont, przy wsparciu Instytutu Książki. Proczytelnicza kampania skierowana jest do najmłodszych czytelników – dzieci w wieku 5-8 lat. Z kolei pod koniec września ( 25-27 września) na Zamku Królewskim w Warszawie w Arkadach Kubickiego odbędzie się Festiwal Książki dla Dzieci i Młodzieży „Czytajmy”. Podczas trzydniowej imprezy wszyscy odwiedzający nieodpłatnie będą mogli wziąć udział w kilkudziesięciu warsztatach, spotkaniach z autorami i bohaterami ulubionych bajek oraz w innych atrakcjach przygotowanych przez organizatorów 8

Książki miesiąca  „Pakt Piłsudski-Lenin” Piotra Zychowicza i „Prawda i inne kłamstwa” Saschy Arango 22 „Antoine Cierplikowski” Marty Orzeszyny i „Kuchnia Słowian” Hanny Lis i Pawła Lisa 23

Proponujemy także Wydarzenia 4-7 • Bestsellery z komentarzem Krzysztofa Masłonia 10-12 • Między wierszami 20 • Na-molny książkowiec 21 • Felieton Marka Ławrynowicza 26 • Recenzje 24-36 m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5



Wydarzenia

J

Czytanie według Merlina

eden z czołowych sklepów internetowych przeprowadził badanie dotyczące zwyczajów czytelniczych Polaków. Na pytanie, jak często czytelnicy sięgają po książki, aż 55 proc. ankietowanych odpowiedziało, że codziennie, 38 proc. natomiast twierdzi, że kilka razy w tygodniu, a jedynie 7 proc., że rzadziej. Ponadto blisko 50 proc. ankietowanych jako źródło pochodzenia swoich książek wskazało księgarnie internetowe. Kolejne 20 proc. wskazało na księgarnie tra-

dycyjne, około 15 proc. zadeklarowało, że źródło książek stanowią dla nich znajomi i rodzina, a około 10 proc. kupuje je w antykwariatach. Najmniej, bo około 5 proc. zadeklarowało zakup książek z supermarketów. Z badania sklepu Merlin.pl wynika również, że interesujących książek polscy czytelnicy szukają przede wszystkim w internecie. Nieco mniejsza, lecz też liczna grupa opowiedziała się za przeglądaniem list bestsellerów. Czytelnicy stawiają także na rekomendacje w mediach oraz ocenę znajomych i rodziny. Natomiast wśród najczęściej wskazanych gatunków są: kryminał, literatura piękna, proza polska i obca, fantastyka, literatura faktu, sensacja, historia, romans, literatura młodzieżowa, książki podróżnicze, kulinarne, poradniki i komiksy. (pw)

Na ratunek!

R

adni miasta Krakowa proponują preferencyjne czynsze oraz minigranty na prowadzenie działalności kulturalnej. W ten sposób postanowili wesprzeć działalność kameralnych księgarni, które znikają z mapy Krakowa w zastraszającym tempie. Dodatkowo radni zapostulowali do prezydenta miasta o wprowadzenie preferencyjnych stawek czynszowych dla księgarnio-kawiarni. Obecnie w Krakowie działa blisko 90 księgarń. „To o 15 mniej niż przed trzema laty, kiedy stolica Małopolski uzyskała prestiżowy tytuł Miasta Literatury UNESCO” – mówi Robert Piaskowski, zastępca dyrektora Krakowskiego Biura Festiwalowego, koordynator projektu Kraków Miasto Literatury UNESCO. (pw)

Marka kanonu klasyki

O przyszłości PIW

O

statnie miesiące to jeden z najbardziej niespokojnych okresów w historii Państwowego Instytutu Wydawniczego. Jego los zależy w największym stopniu od decyzji dwóch ministrów: skarbu i kultury. Według prof. Małgorzaty Omilanowskiej, szefowej resortu kultury, w obecnej sytuacji Instytutu najważniejsze jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, w jakiej strukturze prawnej można wydawać książki pod logiem PIW-u rezygnując ze struktur przedsiębiorstwa państwowego. „Według naszej koncepcji PIW jako marka będzie firmował projekt wydawania przede wszystkim polskiej klasyki prowadzony ze środków polskiego podatnika” – stwierdziła minister w jednej z medialnych wypowiedzi na ten temat. Jej zdaniem na ofertę wydawniczą PIW-u powinien składać się „kanon lektur, które nie są interesujące dla wydawcy komercyjnego ponieważ ich sprzedaż nie przynosi zysku, ale które z uwagi na wartości kulturowe powinny być dostępne”. Jednocześnie należy pamiętać, że powołany przez Ministra Skarbu Państwa Zarządzeniem nr 9 z dnia 31.01.2012 roku zespół opiniodawczo-doradczy w celu monitorowania procesu likwidacji PIW pod kątem ochrony i zabezpieczenia dorobku kulturowego PIW (prawa wydawnicze, znak towarowy i zbiór egzemplarzy żelaznych) po wskazaniu przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego instytucji odpowiedzialnej za zabezpieczenie dorobku kultury narodowej wypracowanego przez PIW, wziął pod uwagę proponowany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego sposób jego zabezpieczenia, który zakłada, że: –  prawa autorskie będą w pierwszej kolejności udostępnione, otwierane w domenie publicznej na podstawie Creative Commons 3.0 z uznaniem autorstwa lub, kiedy będzie to niemożliwe, udzielane będą nieodpłatne licencje dla wydawców, –  prawa do serii wydawniczych mogą być udostępniane zainteresowanym wydawcom, –  marka PIW będzie znakiem nowego programu MKiDN – „PIW – kanon polskiej klasyki” (nazwa robocza). Zadaniem programu będzie zagwarantowanie stałej dostępności wszystkich najważniejszych dzieł polskiej literatury w księgarniach i bibliotekach. Pozycje te będą wskazane przez ekspertów i będą przedmiotem nowych opracowań naukowych i redakcyjnych, a następnie wydane zostaną na najwyższym poziomie. Obecnie trwają prace przygotowawcze, a uruchomienie programu planowane jest w 2016 roku –  zbiór egzemplarzy żelaznych, będący w posiadaniu PIW, zostanie przekazany do zainteresowanej Biblioteki Akademickiej. Tymczasem od początku lipca PIW ma nowego likwidatora. Został nim mecenas Maciej Szudek, który zastąpił na tym stanowisku Rafała Skąpskiego, wcześniej – od 2005 roku – pełniącego funkcję dyrektora wydawnictwa. (pw) Dotychczasowy brak podstawowych danych i bieżącej analizy trendów był poważną przeszkodą dla wszystkich przedsiębiorców w prawidłowym zarządzaniu i planowaniu, a także w rozmowach z samorządami. „Zaniepokojeni alarmującym trendem zanikania księgarń – instytucji kultury o ważnym fot. archiwum

Powstaje Ogólnopolska Baza Księgarń

P

rojekt Ogólnopolskiej Bazy Księgarń współtworzą Instytut Książki i Polska Izba Książki. Jego celem jest utworzenie ogólnodostępnego, bezpłatnego portalu internetowego, informującego o księgarniach ze wskazaniem na ich lokalizację, profil i aktywności. Gromadzenie danych według opracowanej struktury pozwoli jednocześnie na systematyczne badanie rynku księgarskiego. 4

znaczeniu społecznym – pragniemy w rzetelny i wiarygodny sposób zaprezentować rodzimy rynek księgarski. Chcemy unaocznić wszystkim, że tradycyjne księgarnie odgrywają dużą rolę w promocji czytelnictwa i są ważnym miejscem spotkań z literaturą. Badanie ma także na celu ustalenie m.in. ile funkcjonuje dziś księgarń, jakie jest zatrudnienie w księgarniach, jakie są potrzeby klientów i jakich korzyści oczekują” – czytamy w liście intencyjnym zaangażowanych w projekt organizacji. (pw)

Zmiany na rynku praw

O Marcin Biegaj i Andrew Nurnberg

m a g a z y n

l i t e r a c k i

d 1 września ruszy warszawski oddział agencji literackiej Andrew Nurnberg. Placówką pokieruje Marcin Biegaj, dotychczas Senior Agent i Dyrektor Sprzedaży Agencji Literackiej Graal. To wynik decyzji Andrew Nurnberg Associates o rozstaniu z Agencją k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


Wydarzenia

Księgarnie, które czytają!

W

ydawnictwo Sonia Draga uruchomiło nowatorski projekt pod nazwą „Księgarnie, które czytają!”. Oficyna chce zachęcić do współpracy księgarzy, którzy lubią podejmować czytelnicze wyzwania. Wydawnictwo deklaruje chęć wysyłania do księgarzy recenzenckich egzemplarzy swoich publikacji. Warunkiem jest rejestracja księgarni na stronie wydawnictwa www.soniadraga.pl (zakładka „Księgarnie, które czytają!”). „Zebrane dane pozwolą na utworzenie mapy polskich księgarń, które czy­tają, a czytelnikom ułatwią znalezienie przyjaznego miejsca zakupu książek. Wspie­rajmy księgarnie prowadzone z pasją!” – czytamy w komunikacie wydawnictwa So­nia Draga. (p)

Ridero dla selfpublisherów

R

idero to nowy serwis umożliwiający samodzielne przygotowanie książki do publikacji, druku i jej późniejszej dystrybucji. Przeznaczony jest m.in. dla self-publisherów, blogerów, niezależnych twórców i wykładowców piszących podręczniki. Przygotowanie i skład publikacji w Ridero jest bezpłatny, o ile użytkownik skorzysta z któregoś z dostępnych szablonów. Korzystając z przeglądarki może bowiem wybrać układ tekstu, szablon okładki, wgrać tekst swojej książki, a następnie pobrać jej wersję elektroniczną w formacie epub lub zlecić druk. Serwis umożliwia też edycję i modyfikację tekstu książki, nawet po jego załadowaniu. Jesienią serwis umożliwi także sprzedaż książek w internecie w wersji elektronicznej i drukowanej. Jeśli użytkownik zdecyduje się skierować książkę do dystrybucji, Ridero automatycznie nada jej numer ISBN, a za sprzedaż książek nie będzie pobierać od autorów żadnych opłat. Ponadto w serwisie zostanie udostępniona także funkcja osobistego asystenta dla osób, którym obsługa może sprawić trudność. (pw)

m a g a z y n

l i t e r a c k i

Marta Orzeszyna, autorka biografii „Antoine Cierplikowski. Król fryzjerów”

Z nożyczkami do sławy –  Jak to się stało, że samouk z Sieradza wspiął się na szczyt mody światowej? –  Talent, ciężka praca, wiara we własne możliwości i szczęście. To cztery podstawowe składniki jego sukcesu. Antoine był na pewno bardzo zdolny, ale do tego dołożył wielką pracowitość. Od początku swojego pobytu w Paryżu zrozumiał, że w tym mieście, gdzie roiło się od podobnych mu młodych, zdolnych ludzi marzących o wielkiej karierze, nie może odpuścić nawet na chwilę. Pracował po kilkanaście godzin dziennie od samego początku i szacunek dla pracy pozostał mu na zawsze. Nie znosił sprzeciwu w sprawach zawodowych, uznając, że zna się na tym najlepiej. Traktował swój zawód jak sztukę, a tworzenie fryzur jak rzeźbienie, więc obywał się bez rad. I potrafił zdziałać cuda, bo do Antoine’a przyprowadzano wszystkie kobiety wymagające nowego wyglądu. Prowincjuszki – by nabrały paryskiego szyku, panny na wydaniu – by szybciej znalazły męża, młode aktorki – by nadał im charakteru, kochanki – by dodać im klasy. Jego talent nie budził żadnych wątpliwości i każda kobieta chciała być uczesana przez niego, a marzeniem była fryzura zrobiona specjalnie dla niej. Jak ta, którą chwaliła się Zelda Fitzgerald – „na piwonię”. –  Nie powiodło mu się jedynie w Polsce… –  Od 1927 roku miał w Warszawie salon przy ulicy Mazowieckiej 12, w modnym wówczas miejscu, w sąsiedztwie „Małej Ziemiańskiej” i księgarni Mortkowicza. Jednak nie stał się on tak znany jak jego salony w Paryżu, w Cannes, w Nowym Jorku czy w Londynie. Jako jedyny nie był pod kontrolą Marie-Berthe, żony Antoine’a, a i on sam pojawiał się w nim zbyt rzadko, by nadać mu odpowiedniej rangi. Potem zaczęły się problemy finansowe, jakieś nieporozumienia z osobami odpowiedzialnymi za nadzór nad salonem i Antoine stracił do niego serce. Jego polskie klientki i tak odwiedzały go regularnie w Paryżu i w Cannes. W Polsce był również bardzo znany, o czym świadczą artykuły, które zamieściłam w aneksie do książki; było ich jednak nieporównywalnie mniej niż za granicą. I tak jest niestety do dzisiaj. Być może kiedyś się to zmieni, bo to w końcu jedyny dyktator mody, jakiego się dorobiliśmy. Wszyscy go znali, od królowych po kurtyzany, od artystów po biznesmenów i wszyscy uznawali za geniusza w dziedzinie fryzjerstwa. Jego kariera była inspiracją dla sztuki „Coiffeur pour dames” (Damski fryzjer), która została dwukrotnie zekranizowana. Śpiewano o nim piosenki, parodiowano go i naśladowano, były nawet plany ekranizacji jego autobiografii w Hollywood. Podbił cały świat i rzucił go do swoich stóp. Był Polakiem, który zrobił jak dotąd największą światową karierę w modzie, jeśli wziąć pod uwagę rozpoznawalność jego marki, sławę i sukces finansowy. –  Lista sławnych klientek Antoine’a obejmuje kilkaset głów, nierzadko koronowanych. A kto strzygł jego? –  Zazwyczaj żona, bo przez lata dobrze opanowała tajniki zawodu. Miał też do wyboru najlepszych fryzjerów na świecie, bo większość jego uczniów zrobiła zawrotne kariery. –  Dlaczego w rubrykę zawód wpisywał: rzeźbiarz? –  Chciał być rzeźbiarzem, to było jego wielkie marzenie. Brał lekcje u Xawerego Dunikowskiego. Pokazywał nawet swoje rzeźby na kilku wystawach w Paryżu, zbierając pozytywne recenzje, ale szybko zrozumiał, że jest przede wszystkim utalentowanym fryzjerem. Zwłaszcza, kiedy za sprawą nożyczek i grzebienia przyszły bardzo szybko konkretne pieniądze. Stał się bogaczem dużo wcześniej niż jego koledzy po pędzlu czy dłucie i to on zaczął im pomagać finansowo. Ale rzeźbił nadal i nigdy nie przestał fascynować się sztuką. Może było w nim nieco niespełnienia, ale wynikało ono raczej z faktu, że długo musiał słuchać słowa „fryzjer” wypowiadanego z lekceważeniem. Rozmawiał Tomasz Z. Z apert fot. Krzysztof Wolf

Literacką BookLab. Ta ostatnia będzie odpowiedzialna za istniejące umowy zawarte przed 1 lipca do ich naturalnego wygaśnięcia. „Cieszę się, że Marcin dołącza do zespołu. Jego reputacja wśród lokalnych wydawców i właścicieli praw międzynarodowych wyprzedza go i z niecierpliwością oczekujemy realizacji naszych wspólnych ambitnych celów jakim jest najlepsza literacka reprezentacja agencji w Polsce” – powiedział Andrew Nurnberg komentując to wydarzenie. „Po blisko dwudziestu latach aktywnej działalności na rynku praw BookLab staje się niezależną agencją literacką” – poinformowała z kolei Aleksandra Łapińska, prezes tej agencji literackiej. Wcześniej, w grudniu ubiegłego roku, po osiemnastu latach działalności, agencja ANAW zmieniła nazwę na BookLab Sp. z o. o. (pw)

Książki marzeń

M

inisterstwo edukacji realizuje program „Książki naszych marzeń”, który ma umożliwić zakup książek do bibliotek szkol-

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5

nych w celu promocji czytelnictwa wśród dzieci i młodzieży oraz rozwijania ich kompetencji i zainteresowań czytelniczych. Na to zadanie MEN przeznaczy w tym roku 20 mln zł. Kolejne 4 mln dołożą samorządy. 5


Wydarzenia rozmowa z Piotrem zychowiczem, autorem książki „Pakt Piłsudski-lenin”

O KrOK Od iMPEriUM fot. archiwum

– Polska flaga na Kremlu w 1920 roku – albo nawet rok wcześniej – to brzmi jak fantasmagoria… – Historia Polski to historia zmarnowanych szans. Wojna polsko-bolszewicka jest tego najlepszym przykładem. Dwukrotnie – latem-jesienią 1919 i we wrześniu 1920 roku – reżim bolszewików znalazł się na skraju przepaści. Zdecydowane polskie uderzenie z Zachodu przypieczętowałoby jego los. Komunizm przestałby istnieć. Niestety Józef Piłsudski nie chciał sprzymierzyć się z białymi generałami. W 1919 roku z Antonem Denikinem, a w 1920 roku z Piotrem Wranglem. Zamiast tego podjął tajne negocjacje z bolszewikami, wstrzymał wojska i pozwolił „czerwonym” rozprawić się z rosyjską kontrrewolucją. – O zatrzymaniu naszej ofensywy zadecydowały antyrosyjskie fobie Komendanta? – Nie, to zbyt mocno powiedziane. Motywy decyzji były skomplikowane. Oczywiście Piłsudski, który przez całe życie walczył z caratem w ramach ruchu rewolucyjnego, nie przepadał za obozem „białych”. Uważał go za „czarną reakcję”. Zadecydowała jednak również kalkulacja. Naczelnik Państwa uznał po prostu, że Rosja „czerwona” będzie dla Polski mniej groźna niż Rosja „biała”. Właśnie dlatego zdecydował się ocalić bolszewizm. Moim zdaniem był to błąd. Totalitarny komunizm był wrogiem o tysiąckroć groźniejszym niż rosyjski imperializm. – Antybolszewicka opozycja – Sawinkow i carska generalicja – dążyła do sojuszu z II RP? – Borys Sawinkow to odrębna historia. Piłsudski lansował tego esera i byłego terrorystę na wodza wymyślonej przez siebie Trzeciej Rosji. Czyli ani bolszewickiej, ani „reakcyjnej” tylko demokratycznej. To była całkowita mrzonka. Jedynym realnym sojusznikiem dla Polaków w Rosji byli „biali”. Ich stosunek do Rzeczpospolitej był zaś różny. Generał Denikin, choć uznawał niepodległość Polski, nie chciał się zgodzić na przyznanie jej ziem wschodnich. Generał Wrangel był już bardziej elastyczny. Jego hasło brzmiało: „Przeciwko bolszewikom, choćby z diabłem”. Piłsudski, mimo ustępstw Wrangla, nie chciał jednak tego sojuszu. Wolał żeby w Rosi zatriumfowali „czerwoni” niż „biali”. – Mam wątpliwości, czy w krucjacie antybolszewickiej moglibyśmy liczyć na Ukraińców i Litwinów… – Na Ukraińców jak najbardziej. Świadczy o tym mężna postawa sprzymierzonej z nami armii Semena Petlury w sierpniu 1920 roku. Ukraińcy bronili Polski niezwykle dzielnie. Na litewskich nacjonalistów zaś oczywiście liczyć nie mogliśmy. Oni Polski po prostu nienawidzili. Na tym polegał cały dramat ówczesnej sytuacji. Narody Europy Wschodniej: Estończycy, Łotysze, Litwini, Polacy, Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy skakały sobie do gardeł w walce o skrawki terytorium, zamiast zjednoczyć siły przeciwko wspólnemu zagrożeniu jakim był bolszewizm. Europa Wschodnia zapłaciła za to straszliwą cenę w roku 1945, gdy wszyscy znaleźliśmy się pod buciorem Stalina. Rozmawiał Tomasz z. z apeRT

Wielkość środków przyznanych szkołom na zakup książek do bibliotek szkolnych będzie zależeć od liczby uczniów. Maksymalnie wyniesie 1000 zł dla szkół liczących do 70 uczniów; 1300 zł dla szkół liczących od 71 do 170 uczniów; 2170 zł dla szkół liczących więcej niż 170 uczniów. Za pieniądze z programu biblioteki szkolne będą kupować książki, które nie są podręcznikami. Książki te będą wybierane przez uczniów, czyli mają to być lektury, którymi autentycznie są zainteresowani, bliskie ich doświadczeniom w poznawaniu i rozumieniu współczesnego świata. Jednak z danych zgromadzonych przez MEN wynika, że z 20 mln zł, które resort chciał przeznaczyć na dofinansowanie bibliotek szkolnych, swój cel znajdzie 15 mln zł. Do programu zgłosiło się bowiem 10 tys. z prawie 13 tys. uprawnionych do udziału w nim szkół. Najwięcej wniosków złożono w województwie mazowieckim – z 1500 szkół wnioski o pieniądze z programu złożyło 87 proc. Najmniejszy procent szkół w regionie ubiegających się o dotację zanotowano w województwie pomorskim (68 proc.). (pw)

I

Promotorzy debiutów

nstytut Książki i Fundacja Tygodnika Powszechnego oraz partnerzy: Festiwal Conrada, Krakowskie Biuro Festiwalowe i „Tygodnik Powszechny” ogłosiły konkurs pod nazwą „Promotorzy debiutów”, skierowany do oficyn wydawniczych, które zdecydowały się na publikację debiutanckiego utworu (powieści, zbioru opowiadań lub esejów, tomu wierszy, książki dla dzieci, a nawet powieści graficznej), ale nie mają w swoich zasobach finansowych wystarczających środków na pokrycie kosztów wydawniczych. Spośród nadesłanych propozycji jury wybierze osiem oficyn wydawniczych, z których każda otrzyma wsparcie finansowe w wysokości 10 tys. zł. Szczegóły na www.Promotorzydebiotow.pl. (pw)

Witkowski niewinny

P

rokuratura Rejonowa Łódź-Polesie umorzyła dochodzenie w sprawie publicznego propagowania faszyzmu przez Michała Witkowskiego, który pojawił się na zeszłorocznym Fashion Week Poland w czapce z naszytym symbolem przypominającym symbol „SS”. W ocenie prokuratora brak jest podstaw do stwierdzenia, że zachowanie Witkowskiego, jak i projektanta czapki wypełniło znamiona przestępstwa. (pw) 6

Elementarz do wymiany

„N

asz elementarz” w podstawówkach zadebiutował 1 września 2014 roku – trafił do 97 proc. szkół w Polsce. Z założenia rządowe podręczniki – bezpłatne z punktu widzenia rodziców – mają służyć kolejnym trzem rocznikom. Ale jeśli książka zostanie zniszczona – szkoła może ją wymienić, może też zażądać od rodziców zwrotu kosztów, czyli 4,34 zł za książeczkę. Już wiadomo, że trzeba będzie wymienić ok. 5 proc. pierwm a g a z y n

l i t e r a c k i

szej i 3,5 proc. drugiej odsłony podręcznika dla pierwszoklasistów. (pw)

Nagrody

N

a wniosek Polskiej Izby Książki i Fundacji Teraz Książka wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński przyznał 16 osobom związanym z branżą wydawniczą nowe odznaczenie resortowe o nazwie „Oznaka Honorowa za Zasługi dla Rozwoju Gospodarki Rzeczpospolitej Polskiej”. I tak, honorowe odznaczenia k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


Wydarzenia ministra go­spodarki otrzymali: Marcin Beme – szef i założyciel firmy Audioteka.pl, Sonia Draga – prezes wydawnictwa Sonia Draga, Grażyna Grabowska – prezes spółki Targi w Krakowie, Barbara Jóźwiak – przewodnicząca rady nadzorczej Wy­dawnictwa Naukowego PWN oraz prezes Stowarzyszenia Autorów i Wydawców Copyright Polska, Ja­nina Krysiak – prezes wydawnictwa Arkady, Maciej Makowski – prezes wydawnictwa Prószyński Media, Ja­cek Marciniak – redaktor naczelny wy­dawnictwa Studio Emka, Marek No­wakowski – prezes spółki ABE-IPS, Marianna Okuniewska – dyrektor za­rządzający spółki Książnica Pol­ska, Jerzy Okuniewski – prezes spółki Książnica Polska, Grażyna Szpon­ der – wiceprezes Domu Wydawnicze­go Rebis, Tomasz Szponder – prezes Domu Wydawniczego Rebis, Bogdan Szymanik – dyrektor wydawnictwa Bosz, Hen­ryk Woźniakowski – prezes Społecznego Instytutu Wydawniczego Znak, Anna Zarem­ba-Michalska – prezes Wydawnictwa Literackiego oraz Tadeusz Zysk – prezes wydaw­nictwa Zysk i S-ka. (pd) 14 książek zostało zakwalifikowanych do kolejnego etapu 10. edycji Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Nominację otrzymały: „Księga zapomnienia” Wasyla Słapczuka (Ukraina), „Lubczyk na poddaszu” Natalki Śniadanko (Ukraina), „Mezopotamia” Serhija Żadana (Ukraina), „Ptaki Wierchowiny” Adama Bodora (Węgry), „Widziałem ją tej nocy” Drago Jancara (Słowenia), „Cisza w Pradze” Jaroslava Rudisa (Czechy), „Ma-

tei Brunul” Rumuna Luciana Dan Teodorovicia (Rumunia), „Boginie z Zątkovej” Kateriny Tuckovej (Czechy), a także publikacje polskich autorów – „Matka Makryna” Jacka Dehnela, „Śpiewaj ogrody” Pawła Huelle, „Wschód” Andrzeja Stasiuka, „Siódemka” Ziemowita Szczerka, „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk oraz „Szum” Magdaleny Tulli. We wrześniu poznamy siedem książek zakwalifikowanych do finału tegorocznej edycji, a zwycięzcę 17 października. Nagroda Found in Translation Award za rok 2014 trafia w ręce Ursuli Phillips, autorki przekładu powieści „Choucas” Zofii Nałkowskiej opublikowanej przez Northern Illinois University Press. Ursula Phillips związana jest ze School of Slavonic & East European Studies na University College of London. Szczególnym zainteresowaniem darzy polskie pisarstwo kobiece z XIX oraz początków XX wieku: zajmuje się badaniem, tłumaczeniem i popularyzacją autorek tego okresu. Found in Translation Award przyznawana jest dorocznie tłumaczowi/tłumaczce najlepszego w minionym roku kalendarzowym przekładu literatury polskiej na język angielski, który ukazał się w formie książkowej. Laureat/ka otrzymuje nagrodę pieniężną w wysokości 10 tys. zł, dyplom oraz trzymiesięczną rezydencję w Krakowie, fundowaną przez Instytut Książki. Organizatorami nagrody są Instytut Książki, Instytut Kultury Polskiej w Londynie oraz Instytut Kultury Polskiej w Nowym Jorku.

m a g a z y n

k s i ą ż k i

l i t e r a c k i

8 / 2 0 1 5

Olga Tokarczuk otrzymała międzynarodową nagrodę Brueckepreis, przyznawaną przez Zgorzelec i Goerlitz, miasta po obu stronach Nysy Łużyckiej, tworzące Miasto Europejskie. Uzasadniając decyzję o przyznaniu wyróżnienia właśnie Oldze Tokarczuk, prezes Towarzystwa Nagrody Brueckepreis Willi Xylander oświadczył, że pisarka „rozszerzyła spojrzenie na nową literaturę w Europie Środkowej i Wschodniej, stając się mocnym środkiem porozumiewania się między przedstawicielami rożnych narodów”.

Personalia

A

ndrzej Kosiński zajął stanowisko dyrektora dystrybucji i sprzedaży w dziale książek Edipresse Polska. Z kolei Natalia Gowin została w nim redaktor prowadzącą. Andrzej Kosiński prowadzi jednocześnie własną firmę McBook Andrzej Kosiński. W przeszłości pracował m.in. jako doradca zarządu Empiku i NFI Empik Media & Fashion. Był też prezesem Bauer-Weltbild Media i zajmował się projektem akwizycji wydawnictw Buchmann, W.A.B. oraz Wilgi przez EM&F. Natalia Gowin z branżą wydawniczą jest związana od kilkunastu lat. Wcześniej pracowała m.in. jako product manager w wydawnictwie Nasza Księgarnia, wydawca w wydawnictwie naukowym PWN i kierownik produktu w Forum Media Polska (wcześniej Raabe). 

7


Wydarzenia

Wrzesień z książką dla najmłodszych

Festiwal „Czytajmy” W

dniach 25-27 września na Zamku Królewskim w Warszawie w Arkadach Kubickiego odbędzie się Festiwal Książki dla Dzieci i Młodzieży „Czytajmy”. Podczas trzydniowej imprezy wszyscy odwiedzający nieodpłatnie będą mogli wziąć udział w kilkudziesięciu warsztatach, spotkaniach z autorami i bohaterami ulubionych bajek (m.in. z Cecylką Knedelek i Ciekawskim Georgem) oraz w innych atrakcjach przygotowanych przez organizatorów. – W tym roku korzystając z pomocy władz miejskich zaprosiliśmy do udziału teatry szkolne i młodzieżowe, ale też dziecięce, a jednocześnie chcemy zaakcentować 250. rocznicę powstania teatru publicz­nego w Polsce. Właśnie teraz w poro­zumieniu z tymi teatrami tworzymy pro­gram festiwalowy – powiedział Waldemar Michalski, dyrektor Festiwalu. W Warsztatowni, współorganizowanej razem z firmą Astra, odbędą się warsztaty oraz lekcje na wesoło, w Strefie Małego Słuchacza dzieci posłuchają czytanych przez animatorów bajek

oraz obejrzą pokazy animacji, w Czytelni pod Chmurką będzie można zrelaksować się na leżakach przeglądając magazyny parentingowe, poczytać dziecku bajkę lub zagłębić się w ulubionej lekturze. Ważną częścią jest oczywiście strefa targowa z książkami, grami i zabawkami edukacyjnymi. Wśród wystawców znajdą się m.in. Zielona Sowa, Bajki Grajki, FK Olesiejuk, Nasza Księgarnia, Tashka, Muchomor, Dwie Siostry, Bellona i wielu innych. Zaplanowano również wystawy: prac Aleksandra Baszuna do „Bajki o Siwobrodym Krasnalu”, nowatorskich typograficznych ilustracji Moniki Godlewskiej do książki „Po prostu… od A do Z” i przestrzennych ilustracji do książki Grzegorza Kasdepke „Zaskórniaki i inne dziwadła z krainy portfela”. Pierwszego dnia Festiwalu odbędzie się konferencja dla specjalistów zajmujących się promocją czytelnictwa wśród dzieci i młodzieży. Organizatorami Festiwalu jest Bractwo Kawalerów Gutenberga, Fundacja Historia i Kultura oraz Zamek Królewski w Warszawie – Muzeum. Mecenat

nad wydarzeniem objęły Warszawskie Targi Książki. W prace nad Festiwalem włączyło się także Narodowe Centrum Kultury, Warszawski Program Edukacji Kulturalnej, Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń, Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich, Związek Harcerstwa Polskiego, Muzeum Książki Dziecięcej, Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy, Muzeum Warszawskiej Pragi, Muzeum Drukarstwa, Se-Ma-For Muzeum Animacji, Polska Sekcja IBBY, a także firmy Astra, Ameet, trzymyszy.pl i drukarnia Lotos. Szczegółowy program Festiwalu będzie można znaleźć w pierwszych dniach września na stronie https://www.festiwalczytajmy.pl oraz na Facebooku https://www.facebook.com/festiwalczytajmy. Ewa Tenderenda-Ożóg

Czytam sobie w bibliotece N

a jesieni warto zabrać swoje pociechy do bibliotek, można bowiem wziąć udział w bardzo ciekawych zajęciach animacyjnych poświęconych literaturze i czytaniu. „Czytam sobie w bibliotece” to akcja społeczna skierowana do bibliotek, realizowana przez Centrum Edukacji Obywatelskiej i wydawnictwo Egmont, przy wsparciu Instytutu Książki. Proczytelnicza kampania skierowana jest do najmłodszych czytelników – dzieci w wieku 5-8 lat. Do akcji włączyło się 900 bibliotek, które otrzymały komplety dziewięciu książek z serii „Czytam sobie” wydawnictwa Egmont (łącznie ponad 8 tys. egzemplarzy) wraz ze scenariuszami do zajęć z dziećmi oraz materiałami promocyjnymi, a także dostęp do filmów instruktażowych. Na podstawie tych materiałów bibliotekarze zorganizują zajęcia, na których dzieci w twórczy sposób zinterpretują literaturę korzystając z takich form wyrazu jak film, animacja, plastyka czy teatr. Efekty tych działań zostaną upowszechnione w środowisku szkolnym i bibliotecznym. – Jesteśmy zachwyceni, że akcja „Czytam sobie w bibliotece” to pomysł z taką przyszłością. Głęboko wierzymy w dalekosiężne skutki tej akcji. Wierzymy, że człowiek, którego w dzieciństwie zarazimy

8

bakcylem czytania i nauczymy otwartości w myśleniu – będzie lepiej wyposażony do funkcjonowania w społeczeństwie obywatelskim. Nie przez przypadek organizatorem jest Centrum Edukacji Obywatelskiej – powiedziała Maria Deskur, Dyrektor Zarządzający Egmont. – Dzięki naszemu projektowi bibliotekarki i bibliotekarze zdobędą nowe narzędzia, umiejętności i wiedzę do prowadzenia zajęć animacyjnych wokół literatury, biblioteki wzbogacą swoje księgozbiory i staną się miejscem aktywności lokalnej, dzieci natomiast zdobędą i rozwiną nowe umiejętności, a przede wszystkim zaczną kojarzyć czytanie z przyjemnością! – zachwala akcję Marta Rynkiewicz – koordynatorka akcji z Centrum Edukacji Obywatelskiej. Lista bibliotek, które włączyły się w projekt znajduje się na stronie http://www.ceo. org.pl/pl/czytamsobie/opis-projektu. Są tam również materiały niezbędne do realizacji warsztatów z dziećmi, z których korzystać mogą bezpłatnie wszyscy chętni. Przypomnijmy, że redakcja „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” przyznała akcji „Czytam sobie” tytuł Wydarzenie Roku 2013 oraz Nagrodę im. Filipa Kallimacha za wybitne osiągnięcia w sferze edukacji. m a g a z y n

l i t e r a c k i

„Czytam sobie” to niezwykła wizytówka współczesnej polskiej literatury dla dzieci, która za sprawą plejady najwybitniejszych i najbardziej rozpoznawalnych autorów i najwybitniejszych ilustratorów (Wojciech Widłak, Grzegorz Kasdepke, Małgorzata Strzałkowska, Agnieszka Frączek, Zofia Stanecka, Ewa Nowak, Rafał Witek, Joanna Olech, Jona Jung, Joanna Rusinek) w nowoczesny i przyjazny sposób rozwija pasję czytania. W każdej z książeczek z serii jest zajmująca historia, opowiedziana słowem i obrazem, która zaciekawia i pobudza wyobraźnię. Każda z nich napisana jest bogatą polszczyzną, każda rozbudza zaciekawienie językiem. Seria „Czytam sobie” niesie ze sobą przesłanie, że czytanie jest przyjemne, czytanie jest dobrą zabawą, czytanie jest radością. Ukazuje, że książka może stać się najlepszym przyjacielem dziecka, i to na długie lata. (et) k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5



Bestsellery

Książki sierpnia

lekarze i znachorzy Policjant Patrick Hedstrom, mąż pisarki Eriki Falck, głównej bohaterki książek Camilli Läckberg, w tym także „Pogromcy lwów”, „siedział przy biurku w komisariacie w Tanumstude. Rozkoszował się tym, że nic się nie dzieje. Wcześnie przyszedł, więc ominęło go ubieranie dzieci i prowadzenie ich do przedszkola. Stało się to męką, odkąd bliźnięta z rozkosznych bobasów zamieniły się w Damiena z filmu »Omen«. Nie rozumiał, jak to możliwe, że dwóch małych ludzików kosztuje go tyle wysiłku. Najbardziej lubił te wieczory, kiedy siedział przy ich łóżeczkach i patrzył, jak śpią. Wtedy przepełniała go czysta, wielka miłość, nieskalana rozpaczą, którą odczuwał, kiedy wrzeszczeli: – Nie! Nie cem!”. No i co dalej? Oczywiście, zadzwonił telefon.

1

Powiedziałem mu zresztą o tym, zanim osunął się na ziemię, pozostawiając na murze smugę krwi. Nie sądzę wprawdzie, żeby z tego powodu zrobiło mu się lżej. Kiedy mnie ktoś będzie miał zastrzelić, wolałbym, żeby to było z osobistych pobudek. Nie powiedziałem też tego wcale po to, by jego duch mnie nie nawiedzał, bo nie wierzę w duchy. Po prostu nic innego nie przyszło mi do głowy. Oczywiście mogłem się zamknąć i zwykle się zamykam. Coś więc musiało sprawić, że nagle stałem się taki rozmowny. Może nadchodzące święta. Słyszałem, że my, ludzie, w czasie Bożego Narodzenia usiłujemy się do siebie zbliżyć”. W rzeczy samej, a zwierzęta nawet mówią ludzkim głosem.

„Odnaleziony” Harlana Cobena to ta powieść, w której znany autor napisał o „polskich obozach koncentracyjnych”. W polskim wydaniu obozy stały się „nazistowskimi”. Ale „niemieckie” nie przeszło przez gardło temu ulubieńcowi czytelników na całym świecie. A w anglojęzycznej, najpopularniejszej wersji, wszystko zostało po staremu.

10

„Tron z czaszek. Księga 1” Petera V. Bretta opowiada o tym, co nastało, gdy upadli herosi. A co nastało? To, co wieszczył Maks w nieśmiertelnej „Seksmisji” „Ciemność widzę, ciemność”.

11

„Książka pod tytułem. Tom 2” Robert Trojanowski – powodzenie poOdkrywczy dialog z „Okularnika” przedniej części dzieła (patrz. poz. 9), 6 Katarzyny Bondy: sprawiło, że jak raczej młody wiekiem W powieści „Znalezione nie kra- „– To Stepan nie był gejem? odbiorca książki dokumentnie zniszczy 2 dzione” Stephen King przeraża lu– W tamtym czasie gejów nie było – tom pierwszy, otrzyma tom drugi, z któdzi pióra wizją czytelnika, który tak umi- przerwał jej Piotr całkiem poważnie. – rym zrobi to samo. łował postać literacką, że gdy autor po- To była dewiacja, choroba psychiczna, kierował jej losami w sposób – zdaniem którą należało leczyć. Każdy gej jak najfana – niewłaściw y, najzw yczajniej szybciej znajdował sobie małżonkę. Mó13 Twórcze pomysły związane z książw świecie zabił pisarza. Co, niewyklu- wiłem, że Stepana »zrzucili z helikopteką „Zniszcz ten dziennik. Wszęczone, spotkać może i naszych mistrzów ra« po szkoleniach w Moskwie. Nikt do dzie” Keri Smith realizować można, zgodkońca nie znał jego życiorysu”. Pięknie, nie z tytułem, w każdych okolicznościach. prozy. za komuny Amerykanie zrzucali nam Podejrzewam, że tom kolejny będzie noz nieba stonkę, a Sowieci – jak się oka- sił podtytuł „Zawsze” i też zostanie beBohater i współautor „Życia na peł- zuje – gejów. Oczywiście tych, których stsellerem. 3 nej petardzie, czyli wiary, polędwi- wtedy nie było. cy i miłości” ks. Jan Kaczkowski gościł niedawno na Przystanku Woodstock, Warto przeczytać książkę „»Masa« gdzie w tamtejszej Akademii Sztuk PrzeW kwestii marihuany Jerzy Zięba, 14 o porachunkach polskiej mafii” Ar7 autor przebojowych „Ukrytych te- tura Górskiego i Jarosława Sokołowskiego, pięknych powtórzył swoje zdanie: „Z Jurkiem (Owsiakiem) to chętnie bym poszedł rapii” jest „za”, ale dokonuje wyraźnego bo niedługo instytucja świadka koronnego do piekła”. Ponoć wcześniej powiedział rozróżnienia między „marychą” jako ta- w Polsce przejdzie do historii. Tacy już staje na jakimś zlocie franciszkanów, gdzie ką, a otrzymywanym z niej olejem konop- niemy się praworządni, że tylko siwobrody jednak się nie spodobało. Niespecjalnie nym. Dla tej pierwszej w szpitalach miej- „Masa” snuć będzie opowieści z mchu i pasca nie widzi, dla tego drugiego jak naj- proci o rodzimych gangsterach. dziwię się franciszkanom. bardziej.

12

Wojciech Sumliński, autor „Niebez„Kuba” Jakuba Błaszczykowskiego piecznych związków Bronisława KoJeden z bohaterów książki „Złe psy. 15 i Małgorzaty Domagalik to książka, 8 W imię zasad” Patryka Vegi opo- która znacznie przekroczyła krąg czytelmorowskiego” twierdzi, że „choć każdy polityk ma swojego trupa w szafie”, to jego wiada o raporcie, jaki pewien policjant niczy wyznaczony zainteresowaniami fut„bohater” miał tam całe cmentarzysko. chcąc się przenieść z innej jednostki do bolowymi. Zachęcam do lektury i do trzydrogówki złożył swym przełożonym: mania kciuków za bohatera tej niezwykłej „Prośbę swą motywuję tym, że mam trud- opowieści. Nie tylko przez kibiców. Płatny zabójca z „Krwi na śniegu” ną sytuację finansową w domu”. 5 Jø Nesbo niewiele wie, ale jak już coś wie, to na pewno. Na przykład: 16 Głośnej powieści „Szczygieł” Don„Wiem tylko, że stojący przede mną męż„Książka pod tytułem. Tom 1” Rony Tartt patronuje i Dickens, i Do9 bert Trojanowski to efekt mody na stojewski, a cytatami z Camusa możnaby czyzna wkrótce umrze – tych drgawek nie da się pomylić z niczym innym. (…) To tzw. kreatywną destrukcję. Dla dzieci obdzielić kilka równie obszernych ksiąnie miało żadnych pobudek osobistych. z ADHD pozycja wymarzona. żek. I chyba to właśnie w tej niezłej, ale

4

10

m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


Bestsellery Bestsellery „Magazynu literackiego KsiĄżKi”

sierpień 2015 Miejsce liczba  w poprzednim notowań  Poz. notowaniu na liście Tytuł

Autor

Wydawnictwo

ISBN

Liczba punktów

1

1

4

Pogromca lwów

Camilla läckberg

Czarna Owca

978-83-8015-115-4

444

2

17

2

znalezione nie kradzione

stephen King

Albatros

978-83-7885-599-6

367

Jan Kaczkowski, Piotr żyłka

WAM

978-83-2771-012-3

366

3

3

4

życie na pełnej petardzie,  czyli wiara, polędwica i miłość

4

2

4

Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego

Wojciech Sumliński

Wojciech Sumliński Reporter

978-83-9389-429-1

363

5

15

2

Krew na śniegu

Jo Nesbø

Wydawnictwo Dolnośląskie

978-83-2715-339-5

313

6

7

3

Okularnik

Katarzyna Bonda

Muza

978-83-7758-980-9

312

7

18

2

Ukryte terapie

Jerzy Zięba

Egida Halina Kostka

978-83-9407-831-7

284

8

4

3

Złe psy. W imię zasad

Patryk Vega

Wydawnictwo Otwarte

978-83-7515-342-2

277

9

21

4

Książka pod tytułem. Tom 1

Robert Trojanowski

Kaktus

978-83-6519-000-0

273

10

26

2

Odnaleziony

Harlan Coben

Albatros

978-83-7885-576-7

245

Tron z czaszek. Księga 1

Peter V. Brett

Fabryka Słów

978-83-7964-068-3

244

11

nowość

12

13

2

Książka pod tytułem. Tom 2

Robert Trojanowski

Kaktus

978-83-6519-001-7

216

13

10

2

Zniszcz ten dziennik. Wszędzie

Keri Smith

K.E. Liber

978-83-64853-04-3

215

14

9

3

Masa o porachunkach polskiej mafii

Artur Górski, Jarosław Sokołowski

Prószyński i S-ka

978-83-7961-214-7

199

978-83-2801-215-8

195

15

22

2

Kuba

Małgorzata Domagalik, Jakub BłaszBuchmann czykowski

16

5

3

Szczygieł

Donna Tartt

Znak

978-83-2402-652-4

166

17

25

9

Zniszcz ten dziennik

Keri Smith

K.E. Liber

978-83-6485-300-5

163

18

nowość

19

19

20

12

21 22

8

23

6

24 16

26

C.J. Daugherty

Wydawnictwo Otwarte

978-83-7515-361-3

160

Anna Herbich

Znak

978-83-240-3053-8

154

3

Gra cieni

Charlotte Link

Sonia Draga

978-83-7999-191-4

147

nowość

Simona

Anna Kamińska

Wydawnictwo Literackie

978-83-0805-523-6

136

Resortowe dzieci. Służby

Dorota Kania, Jerzy Targalski, Maciej Marosz

Fronda

978-83-6409-571-9

133

4 4

1945. Wojna i pokój

Magdalena Grzebałkowska

Agora

978-83-2682-215-5

131

nowość

Pozdrowienia z Korei

Suki Kim

Znak

978-83-240-2744-6

127

Oddech

Monika Jaruzelska

Czerwone i Czarne

978-83-7700-190-5

126

3

Wróć, jeśli pamiętasz

Gayle Forman

Nasza Księgarnia

978-83-1012-845-4

121

27

14

nowość 3

Tajne akta S

Jurgen Roth

Zysk i S-ka

978-83-7785-691-8

116

28

24

4

Dziennik cwaniaczka. Droga przez mękę

Jeff Kinney

Nasza Księgarnia

978-83-1012-868-3

113

Pochłaniacz

Katarzyna Bonda

Muza

978-83-7758-688-4

112

Thomas Piketty

Wydawnictwo Krytyki Politycznej

978-83-6468-236-0

100

29 30

nowość nowość

Kapitał w XXI wieku

Lista Bestsellerów – © Copyright Biblioteka Analiz 2015

25

Niezłomni Dziewczyny z Syberii

3

Lista bestsellerów „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” jest przedrukowywana w „Rzeczpospolitej”, w tygodniku „Angora”, magazynie „Literadar”, w serwisie Swiatczytnikow.pl oraz prezentowana w programie „Xięgarnia” emitowanym w TVN24.

Jak powstaje lista bestsellerów „Magazynu literackiego KsiĄżKi”? Zestawienie powstaje na podstawie wyników sprzedaży w ponad 300 księgarniach całego kraju, w tym w sieciach: Empik, Matras, regionalnych Domach Książki. Pod uwagę bierzemy wyniki sprzedaży z 30 dni, zamykamy listę 15 dnia miesiąca poprzedzającego wydanie aktualnego numeru „Magazynu”. O kolejności na liście decydują punkty przyznawane za miejsca 1-5 w poszczególnych placówkach księgarskich; przy czym za pierwsze miejsce dajemy 5 punktów, za piąte – 1.

m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5

11


Bestsellery jakże eklektycznej prozie drażni najbardziej. Gdyby nie „Zniszcz ten dziennik” Keri Smith, Robert Trojanowski nie stworzyłby swoich „Książek pod tytułem” (patrz poz. 9 i 12). Zatem prekursorskie zasługi są oczywiste.

17

„Niezłomni” C.J. Daugherty to ostatnia część popularnego cyklu „Wybrani”. Na szczęście? Zdania są wyraźnie podzielone.

nawiść do Niemców. Ale nie jest w tym odosobniony. To czas, gdy słowo Niemcy oficjalnie jest pisane z małej litery. Polscy urzędnicy, kolejarze, dziennikarze, nauczyciele, dzieci, staruszki i strażnicy Obozu Pracy w Łambinowicach nienawidzą wszystkiego, co germańskie”. No proszę, a przecież powinni nienawidzić kogoś zupełnie, ale to zupełnie innego. Mianowicie nazistów. Tyle, że w 1945 roku ci beznadziejni Polacy nie wiedzieli, kto to taki.

18

Bohaterki „Dziewczyn z Syberii” Anny Herbich zostały wywiezione na koniec świata, „gdzie zaspy śnieżne mają po kilka metrów, gdzie noc trwa pół roku, gdzie drogi prowadzą donikąd”. Wywiezione do „kraju wielkiego cierpienia, gdzie życie ludzkie nie ma żadnej wartości”. Co zapamiętały? Że „śnieg sięgał po pas i było tak zimno, że zamarzały nam oddechy”.

19

Okazuje się, że książki Charlotte Link, autorki m.in. „Gry cieni”, chętnie czyta nasza nowa Pierwsza Dama. To nie byle jaka rekomendacja, zważywszy i na to, że Pani Prezydentowa Agata Kornhauser-Duda jest germanistką.

20

Ojcem bohaterki książki Anny Kamińskiej „Simona” był Jerzy Kossak, dziadkiem Wojciech Kossak, pradziadkiem Juliusz Kossak, ciotkami Magdalena Samozwaniec i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Z jej narodzin w 1943 roku rodzice nie byli zadowoleni; miała być chłopcem i jak przodkowie – malować konie. Została profesorem nauk leśnych. O Simonie Kossak, kobiecie niezwykłej opowiada ta niezwykła biografia: odważna, krytyczna, której autorka nie kryje fascynacji swą bohaterką, ale też nie upiększa jej życiorysu. Trudnego, bolesnego, poharatanego.

21

Wnioski z lektury „Resortowych dzieci. Służb” Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza są smutne: w III RP peerelowskie służby specjalne mają się dobrze, a dawni funkcjonariusze MSW w chwale dożywają swych dni, zapewniwszy swoim dzieciom prominenckie posady.

22

Komendanta obozu w Łambinowicach, dowiadujemy się z książki Magdaleny Grzebałkowskiej „1945. Wojna i pokój”, „przepełnia czysta, czarna nie-

23

12

przyjacielem lub po prostu być kimś potrzebnym«”. „Wróć, jeśli pamiętasz” Gayle Forman to kontynuacja „Zostań, jeśli kochasz”. Te czytelniczki, które płakały przy tamtej książce, teraz znów ronią łzy. To ponoć dobrze robi oczom, taka kąpiel.

26

Dyskusja wokół „Tajnych akt S.” Jurgena Rotha jakby przycichła, co nie znaczy, że nie wróci ze zdwojoną siłą, gdy w dyskursie publicznym znów zaistnieje katastrofa smoleńska.

27

Autorka „Pozdrowień z Korei” Suki Kim trafiła za tę najgrubszą dzisiaj żelazną kurtynę jako rzekoma nauczycielka i misjonarka. Pracowała na Uniwersytecie Naukowo-Technologicznym w Pjongjanpu, a o swoich wychowankach tak mówiła dla czytaj.pl: „Jeden z uczniów zapytał mnie, czy ludzie w innych krajach też mówią po koreańsku, inny chciał wiedzieć, czy to prawda, że naengmywn (koreański narodowy przysmak) uważa się powszechnie za najsmaczniejsze danie na świecie. Ich brak wiedzy ogólnej był zadziwiający. Wielu z nich nie miało pojęcia, czym jest Wieża Eiffla czy Tadż Mahal. Myśleli, że ich intranet, poddawana ciągłej cenzurze sieć załadowanych uprzednio informacji, to Internet. Mimo że wszyscy studiowali nauki ścisłe i kierunki techniczne, nie mieli pojęcia, kiedy człowiek stanął na Księżycu. Ale wszyscy potrafili bezbłędnie wyrecytować, kiedy i za ile Stany Zjednoczone kupiły Alaskę – to była lekcja o imperializmie. Znali też książkę »Przeminęło z wiatrem«, choć tytułowali ją »Zniknęło z wiatrem«. Zawsze się zastanawiałam, czy czytali ją dlatego, że opowiada o wojnie pomiędzy Północą i Południem – w której wygrywa Północ!”.

24

W „Oddechu” Monika Jaruzelska napomina: „Już mi się nie chce zwracać uwagi. Może zresztą nie wypada kogoś towarzysko pouczać. Jednak coraz częściej słyszę, jak młodzi, nawet inteligenci i humaniści, błędnie używają przymiotnika »spolegliwy« w znaczeniu »uległy«, »ten, który ustępuje i poddaje się innym«. Na nic walka językoznawców, nawet tak wybitnych autorytetów jak Jerzy Bralczyk. W mediach też lubią słowa »spolegliwy« używać w przeciwnym do prawdziwego znaczeniu. Powtarzam zatem dobitnie: obywatele i obywatelki, spolegliwy znaczy opiekuńczy, ten, na kim można polegać jak na Zawiszy, ten, który opiekuje się innym, a nie sobą! Jest to termin sformułowany przez profesora Tadeusza Kotarbińskiego, który tłumaczył, dlaczego warto istnieć: »Żeby poznać świat, kochać kogoś, być czyimś

25

m a g a z y n

l i t e r a c k i

„Dziennik cwaniaczka. Droga przez mękę” Jeffa Kinneya dowodzi, że fundując sobie i najbliższym rodzinne wakacje, nie zdajemy sobie sprawy z grozy czekającego nas przedsięwzięcia. Okazuje się, że jest to szkoła przetrwania nie tylko dla nas, ale i dla naszych pociech. A przecież podobno to dla nich robimy!

28

Katarzyna Bonda, autorka „Pochłaniacza”, w rozmowie z Martą Guzowską porównuje się: „Nie jestem Camillą Läckberg i nie piszę o zwyklej kobiecie, która jest na co dzień matką i gospodynią domową, a tylko przypadkiem rozwiązuje zagadki kryminalne, zwykle zresztą udaje jej się to cudem, na przykład w trakcie pieczenia ciasta. To przecież żenujące i nieprofesjonalne! Dla mnie to oczywistość, a o tym nie warto pisać. Nie wykluczam, że każę Saszy prać, sprzątać czy gotować. Szkoda mi jednak cennego czasu powieściowego na rzeczy trywialne”. Na razie jednak trywialna Läckberg to numer 1 naszego rankingu. Ale wszystko przed Bondą (zobacz również poz. 6).

29

„Kapitał w XXI wieku” napisał francuski ekonomista Thomas Picketty. A Russell Jacoby w „New Republic” obiecuje: „Dla tych, którzy skręcają się z bólu od ciągłych bredni o tym, dlaczego nie można podnieść płacy minimalnej, dlaczego tych, którzy »tworzą miejsca pracy« nie można opodatkować i dlaczego amerykańskie społeczeństwo jest niby najbardziej otwartym na świecie, Picketty jest lekarstwem przepisanym przez dobrego lekarza”. Obawiam się jednak, że nasi decydenci wolą swoich doktorów, co prawda podejrzewanych o znachorstwo, ale uznawanych za autorytety. No, niech będzie, że sami za takich się uważają. R anking sporządziła Ewa Tenderenda-Ożóg Komentarz K rzysztof M asłoń

30

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5



Ostatni dowcip Baltazara

Rzecz o Sławomirze Mrożku

P

zwątpienie. Czy można pisać o Mroż-

partyjne wazeliniarstwo i emigracyjną melancholię. Jego życiowy wybór padł na „Sło-

ku, nie spotkawszy nigdy Mrożka? Ile znajomych mu osób, tyle opinii o autorze „Tanga”. Wydany niedawno zbiór wspo-

nia”, „Indyka”, „Rzeźnię”, a ostatnim słowem był „Baltazar”. Na razie jednakże wciąż jesteśmy na

mnień „Mrożek w odsłonach. 39 opowieści z różnych miejsc i czasów” to wielkie kompendium zdań wzajemnie się wykluczających. Prawdziwa groteska. Jedni mówią „milczek”, „mruk”, a nawet „Ten Skąpy Skurwysyn Sławek Mrożek”. Inni nie szczę-

polskiej ziemi – zniszczonej działaniami zbrojnymi, wyzwolonej (?) innymi działaniami zbrojnymi i szykującej się na kolejne u boku Wielkiego Brata. W nowej rzeczywistości Mrożek odnalazł się bez wielkich problemów natury moralnej, ale też bez nadmiernego entuzjazmu. Dramatopisarz nie miał w młodości ugruntowanych poglądów politycznych (choć tuż po wojnie brał udział w antyradzieckiej manifestacji), a chaos poznawczy dodatkowo utrudniały problemy natury osobistej. Skonfliktowany z ojcem, tęskniący za zmarłą w 1949 roku matką, niemogący znaleźć sobie miejsca na żadnym uniwersyteckim kierunku, cierpiał (podobnie jak większość ówczesnej krakowskiej młodzieży) wielką biedę. Z tamtych

Akademii Sztuki Pięknych i Wydziału Architektury, przyniosła skutek w postaci stałej pracy w czasopiśmie „Szpilki”. Z inicjatywy „komunisty entuzjasty” Włodka narodził się zaś pomysł na reportaż o Nowej Hucie, który miał ukazać się w „Przekroju”. Mąż Szymborskiej na autora wybrał właśnie Mrożka. Niesławny reportaż, w którym powstanie Nowej Huty przedstawiane zostało jako bajkowy raj i początek świetlanej przyszłości nowej Polski stał się po latach przyczynkiem do wielu komentarzy. Duch groteski unosi się nad lekturą „Mroż-

czasów zachowały się głównie wspomnienia o początkach, jak przyznają wszyscy z nim włącznie, nieszczególnie udanej karie-

ka w odsłonach” najczęściej właśnie przy okazji tego reportażu. Wspominają o nim bowiem tylko ci, których zamiarem jest

ry dziennikarskiej.

rozgrzeszenie autora z tego błędu młodości, zaś dawni znajomi, dla których w tam-

dzą pochwał: „dusza towarzystwa”, „ciepły, wsłuchujący się w drugiego człowieka”. Dualizm odczuć w stosunku do Mrożka jest zastanawiający, ale czy jak twierdzi wielu – tajemniczy? Artyści to ludzie dwubiegunowi. W końcu nie bez powodu najzabawniejszych z nas często uznajemy też za tych refleksyjnych i nieraz wewnętrznie smutnych. A mało który dramatopisarz potrafił tak dobrze operować humorem. Nie zawsze tak było. Jedną z pierwszych pasji urodzonego latem 1930 roku w Borzęcinie Mrożka była armia, a w dwudziestoleciu międzywojennym z Wojska Polskiego żartować nie było wolno. Późniejsze lata wojennej traumy też nie zachęcały do wybuchów radości. Życie po 1939 roku było – jak sam mówi w autobiografii – wejściem w nowy świat, który nastąpił po szybkim upadku poprzedniego. Niewątpliwie wojenny horror wpłynął na kształtowanie się charakteru młodego Mrożka, a więc także na jego dzieła, choć nie poprzez bezpośrednie nawiązanie do wydarzeń II wojny światowej. To wtedy zaczęło się trwające do śmierci „nieprzystosowanie ogólne”. Nienawidzący zaszufladkowania Mrożek właśnie dlatego odrzucił chłopskie pochodzenie ojca, otrzymaną w szkolę łatkę inteligenta, a w ciągu kolejnych lat życia patriotyczne nadęcie,

14

Tak zwane błędy i wypaczenia Powojenny Kraków widział niewiele więzi tak silnych jak przyjaźń Sławomira Mrożka i Leszka Herdegena. To właśnie marzący o karierze aktorskiej Herdegen zapoznał na początku lat pięćdziesiątych Mrożka z ówczesnym mężem Wisławy Szymborskiej Adamem Włodkiem i towarzystwem ze Związku Literatów. Dzięki znajomości z Włodkiem talenty Mrożka zaczęły dojrzewać, a przyszły zawód powoli się krystalizować. Mania tworzenia drobnych rysunków satyrycznych, nieodpowiednia dla m a g a z y n

l i t e r a c k i

fot. Piotr Dobrołęcki

ierwszą pojawiającą się emocją jest

tych latach „zaróżowił się jak rzodkiewka” o Nowej Hucie milczą. Słusznie zakładając, że tematy tabu doskwierają sumieniu najmocniej. Sam Mrożek odniósł się do swej reporterskiej kariery i późniejszego wstąpienia w szeregi partii na kartach „Baltazara”. W jednym z najciekawszych fragmentów autobiografii porównuje swoją sytuację do młodych Niemców werbowanych w szeregi Hitlerjugend, ciesząc się jedynie, że jako młody komunista w 1950 roku miał dużo mniejsze możliwości wyrządzania zła niż początkujący nazista w trakcie wojny. Zmarły niedawno Günter Grass, którego k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


z Mrożkiem łączyła podobna wrażliwość i ironiczny humor, z pewnością by się zgo-

Artur Tyszkiewicz, który w swoim dorobku ma kilka adaptacji Mrożka (ostatnio „Rzeź-

dził. Wraz z postępującą sławą autor bez żalu zrezygnował i z nudzącego go dzienni-

nię” w Teatrze Ateneum): „Mrożka w teatrze prawie się nie gra. W przestrzeni publicz-

karstwa, i z partii. Rysownicza współpraca Mrożka z „Przekrojem”, zwłaszcza w kontekście jego relacji

nej kojarzy się go głównie z rysunków satyrycznych, przez co wiele osób zaczyna mieć wrażenie, że to trochę taki Andrzej Mleczko

z redaktorem pisma Marianem Eilem urosła do rozmiarów legendy. Eile był bez wątpienia największym promotorem kultury w PRL

czy Marek Raczkowski. O literaturze Mrożka mało kto słyszy, »Tango« nic dużej części społeczeństwa nie mówi.”. Ikona Mroż-

-u, lecz lansowana po latach teza jakoby to właśnie redaktor „Przekroju” odkrył Mrożka

ka-humorysty ugruntowana przez wczesny okres jego twórczości wciąż żywo oddzia-

wydaje się mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością. Wychodzące w Krakowie pismo było niezwykle poczytne i z pewnością

łuje na Polaków. Mimo że w perspektywie całej jego działalności artystycznej pierwsze utwory to zaledwie przystawka do główne-

rozpropagowało modę na specyficzny humor Mrożka, ale patrząc z dzisiejszej perspekty-

go dania.

wy, miało to więcej negatywów niż pozytywów. Jest niezbyt przyjemnym chichotem historii fakt, że większość współczesnych swój jedyny kontakt z Mrożkiem ma właśnie poprzez, mimo wszystko dosyć schematyczne w formie i treści, rysunki. Ewolucja dzieł satyrycznych nie może się równać ze zmianą, jaka zaszła w jego pisarstwie. Obrazki oparte na ironicznym odwróceniu ról, zestawieniu prozaicznej sytuacji życiowej i mitu (narodowego, socjalistycznego czy filozoficznego) bawią, ale na krótką metę. Rysowniczy fragment twórczości Mrożka należy poznawać, badać i udostępniać szerokiej publiczności. To samo tyczy się działalności publicystycznej (rubryka „Postępowiec”). Nie może się to jednak odbywać kosztem dzieł dramaturgicznych i opowiadań, o co apeluje choćby reżyser teatralny

Od absurdu do filozofii Dla każdego początkującego pisarza, a zamieszkały w krakowskim Domu Literatów Mrożek był nim nawet w kontekście lokatorskim, debiut jest sprawą kluczową. O wydanym w 1953 roku zbiorze opowiadań „Półpancerze praktyczne” autor wspomina lakonicznie. O „Opowiadaniach z Trzmielowej Góry” wręcz milczy. Nie jest w tym nic bardzo zaskakującego, zwłaszcza, że Mrożek niechętnie rozmawiał o własnych książkach. Na temat „Półpancerzy praktycznych” zawzięcie milczy też współczesna krytyka, potwierdzając tym brakiem zainteresowania uniwersalną skądinąd prawdę, że istnieje wiele dróg do wybitnej literatury i nie każdy debiut musi być debiutem na miarę Hłaski. Mrożek nie był Hłaską z wyglądu i stylu bycia, „Półpancerze praktyczne” również nie są „Pierwszym krokiem w chmurach”.

Nawet w tych pierwszych opowiadaniach widać teatralne umiejętności Mrożka. Kryjący się po toaletach ostatni patriota, uczciwy meteorolog, który wbrew zaleceniom aktywów partyjnych donosi o deszczu i nadgorliwy dobosz to fantastyczne, bardzo barwne postaci w sam raz na scenę. Humor w „Słoniu” jest trochę ironiczny i groteskowy, trochę sytuacyjny, ale brakuje mu jeszcze tej kluczowej odrobiny tragizmu, czy też może szaleństwa, dzięki którym sukcesy odnosiły komedie Szekspira czy znacznie później filmy Chaplina. Dość szybko zresztą w dziełach Mrożka pojawił się ten filozoficzny rys. Ogromną siłą autora „Słonia” jest umiejętność łączenia w jednym utworze wielu, często skrajnych estetyk. Oznacza to nie tylko, że jak podkreśla Tyszkiewicz: „pisał z humorem o rzeczach poważnych”, ale również, że tworząc utwory tematyczne, starał się dodać do tego rzetelne ludzkie emocje (choć lepiej udawało się to Mrożkowi w opowiadaniach, niż dramatach). Humor z czasem stał się dodatkiem, wartościowym to prawda, ale mylnie uważa się go za wyznacznik stylu Mrożka. „Mrożek już mnie nie bawi, ale wbrew pozorom nie musi to oznaczać czegoś negatywnego. Mówiąc to, bardziej mam na myśli, że zacząłem traktować go poważnie. Pierwszy kontakt z Mrożkiem to był kontakt z satyrykiem, który za pomocą świetnego języka pokazywał absurdy rzeczywistości. Trochę w stylu Tyma i Barei. Już w »Słoniu«” i »Weselu w Atomicach« zauważyć można coś głębszego, ale dopiero zbiór opowiadań »Deszcz« to pierwszy

Z każdym kolejnym zbiorem opowiadań twórczość Mrożka dojrzewała. „Słoń” był jeszcze niejako odbiciem satyrycznej natury autora. Zawarte w nim utwory począwszy od „Lwa” przez „Ostatniego husarza” i najbardziej znane opowiadanie tytułowe mają za zadanie wykpić typowe dla Polaków tamtych czasów mentalności. Trudno powiedzieć na ile Mrożek „mścił się” na niepasującej mu rzeczywistości, wyciągając na wierzch jej absurdy, dość powiedzieć, że choćby nietykalne w trakcie dwudziestolecia międzywojennego wojsko stało się głównym poletkiem jego żartów. Rok później w dramacie „Policja” oberwało się całemu aparatowi państwowemu. m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5

15


zmienia faktu, że jest autorem wymagają-

Mrożek na poważnie, mówiący dużo o naturze ludzkiej i budzący refleksję bardziej

cym dla reżysera i aktorów. Obecnie panuje w polskim teatrze moda na przerabianie

niż wybuchy śmiechu. Podobnie było z dramatami. Rozmowy chłopów w »Indyku« to

oryginalnych tekstów, a utwory Mrożka czy Gombrowicza się temu łatwo nie poddają. Wobec tego rzadko się bierze tych twór-

scenki humorystyczne par excellence, ale w »Tangu« śmiać się było dużo trudniej.” – potwierdza znany językoznawca prof. Jerzy

ców na tapetę. Jak już Mrożek jest w teatrze grany, to z kolei sprawia wiele trud-

Bralczyk. Trzeba również rozgraniczyć wczesny żart Mrożka mocno związany z PRL-em, obecnie czasem niezrozumiały, a na pewno

ności aktorom. Z całym szacunkiem dla mistrza, ale czasami zamiast ludzi tworzył on idee, a umiejętne przedstawienie tychże

już nie tak zabawny, i humor z późniejszych dzieł, któremu odrobina refleksyjności nada-

jest wręcz awykonalne. Zawsze staram się znaleźć wraz z aktorem człowieka w idei, inaczej czuje się w tym fałsz”. Problem

ła uniwersalnego charakteru. Nastała w Polsce po 1956 roku odwilż pozwoliła młodemu pisarzowi na zagraniczne podróże nie tylko do ZSRR, ale i Wiednia, i Wenecji, a potem Francji, Stanów Zjednoczonych i Włoch. Te zaś utwierdzały go w przekonaniu o istnieniu lepszej rzeczywistości. Pełne otwarcie nastąpiło dopiero na emigracji, ale w myśl powiedzenia, że podróże kształcą, twórczość Mrożka nabierała nowych rysów. Najlepsze dzieła z „Wesela w Atomicach” zapowiadają jeszcze bardziej udane utwory z nadchodzących lat. „Wina i kara” to początek rozliczenia z sumieniem, które osiągnęło mistrzostwo w „Małym przyjacielu”. W „Profesorze Robercie” widać z kolei pierwsze zarysy koncepcji „natężania się” z „Monizy Clavier”. Mrożek nie bał się rozliczać we własnych dziełach z osobistych kompleksów i słabostek. W Paryżu jaśniej niż kiedykolwiek zdał sobie sprawę z poczucia niższości, które on i inni Polacy odczuwali w stosunku do Zachodu, a co nadrabiali miną i hektolitrami wypitego alkoholu. Odpowiednie przekazanie czytelnikowi wszystkich tych obserwacji w przenikliwych scenkach znanych z dzieł Mrożka nie byłyby jednak możliwe, gdyby nie doskonały język autora „Tanga”.

swoistego nadmiaru idei w scenicznych tekstach odrzuca niektórych czytelników

Słowo Mrożka „Za co myśmy tak prześladowali, tak męczyli tych biednych artystów?” – postawione w „Policji” pytanie dobrze obrazuje stosunek do wielu wybitnych polskich pisarzy. Mało kto zwraca uwagę na wybitną w skali europejskiej rytmiczność i poetykę utworów Mickiewicza, innowacyjność narracji w „Lalce” Prusa czy w końcu fenomenalny, wręcz antropologiczny język Mrożka: „Zaczął od parodii. Pod względem języka to nie było jeszcze nic oryginalnego, ale pisarz który ma wyczulone ucho na parodię

Tango z Hamletem

wobec rzeczywistości. Obnażając zarazem, że język wywiera presję na nasz sposób myślenia. Kwestia Edka w »Tangu«, że po-

8 czerwca 1963 roku Mrożek wraz z żoną pod pozorem wyjazdu na wakacje do włoskiego Chiavari wyemigrował na Zachód, lecz wcześniej w jego życiu nastąpił największy przełom – stał się pełnoprawnym pisarzem, dramaturgiem i artystą. Premiera „Policji” w warszawskim Teatrze Dramatycznym pociągnęła za sobą falę sztuk wystawianych na deskach wielu rodzimych oraz zagranicznych teatrów. Nie wszystkie były równie udane, w pamięci pozostały te najlepsze. Niektóre dramaty krytykowali po latach recenzenci i sam autor, który zakazywał wznawiania i wystawiania pojedyn-

stęp to »Przodem do przodu. A tył? Tył też do przodu« pokazuje w jaki sposób Mrożek

czych sztuk. Mimo wszystko, zjawisko nadprodukcji twórczej Mrożka trudno uznać za

traktował zbitki pojęciowe. Jeszcze inną kwestią jest przedstawienie różnych tradycji językowych w »Emigrantach«. Klisza-

coś przesadnie negatywnego. Oczywiście, najlepiej byłoby gdyby każda sztuka stała na równym, a jednocześnie wybitnym po-

mi operują obaj bohaterowie. Zniewolenie językiem jest takie samo, mimo że wyro-

ziomie, ale to myślenie życzeniowe. Teatr był dla Mrożka nieodłączną czę-

śli z innych tradycji wypowiadania się.” – wskazuje prof. Bralczyk. Wiele pomysłów w twórczości Mrożka zakłada, że czytelnik zna konteksty językowe, dlatego wraz

ścią istnienia. Cykl życia rozpoczęty po wojnie pierwszym obejrzanym przez Mrożka spektaklem, jakim było „Wesele” Wy-

może później z jeszcze lepszym skutkiem stworzyć coś własnego. Z czasem absurd u Mrożka nie wynika już z ideologii, lecz pewnych językowych klisz. Autor uwidacznia nieszczelność i nieadekwatność języka

z rozwojem talentu autora wzrastał również poziom odbiorców. Na jeszcze inny aspekt tego zagadnienia wskazuje Tyszkiewicz: „Mrożek potrafi przełożyć swoją myśl widzom w przystępny sposób, co nie

16

od Mrożka. Preferują oni dzieła prozatorskie, które przed przesytem treści refleksyjnej ratuje krótka forma. Sam Mrożek zapewne nie bardzo się tym przejmował. Dla niego teatr był synonimem życia.

m a g a z y n

l i t e r a c k i

spiańskiego, nabrał nowego znaczenia po premierze „Policji”, dał mu wiele powodów do dumy na emigracji, a w końcu stał się jednym z najważniejszych powodów jego powrotu do Polski. Sam Mrożek wielokrotnie podkreślał, że nie rozumie k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


teatru, ale był to zabieg retoryczny, działanie w kontrze do ewentualnych zarzutów

w maju 2002 roku. Jego wynikiem była afazja, czyli zaburzenie funkcji językowych

krytyki. W rzeczywistości doskonale rozumiał zarówno ducha teatru, jak i zasa-

powstałe w wyniku uszkodzenia mózgu. Dla żyjącego słowem pisarza była to katastrofa. Wiele spośród znajomych mu osób

dy nim rządzące. Co więcej, dodatkowo je zaostrzał. Zbiór reguł zgodnie, z którymi można było wystawiać sztuki Mrożka, czy-

twierdzi, że po afazji charakter zmienił się mu na gorsze, według innych choroba po

li „Autor zwariował albo Ostatni Mohikanin”, choć podany w nieco ironicznej formie, był dla niego czymś ze wszech miar

prostu wzmocniła już wcześniej istniejące cechy. Wszyscy podkreślali jednak, że Mrożek wspomagany przez Susanę się nie pod-

poważnym. Biada każdemu, kto nie dostosował się do zaleceń Mrożka. Z tego po-

dał. Sam autor zdradził, że jego wewnętrzna przemiana była następstwem snu, w którym nadane zostało mu nowe imię – Bal-

wodu zerwał on znajomość z reżyserem teatralnym Jerzym Jarockim. Mrożek miał też inne teatralne obsesje, jak określanie do najmniejszego szczegółu scenografii i kostiumów oraz legendarne didaskalia. Prawdziwe zatrzęsienie didaskaliów. Dlatego nie było mu szczególnie po drodze z teatrem nowoczesnym i eksperymentalnym, którego nie akceptował. Zresztą z wzajemnością. Rok po wyjeździe Mrożka w czasopiśmie „Dialog” ukazała się jego najważniejsza z perspektywy czasu sztuka, czyli „Tango”. Najważniejsza niekoniecznie musi od razu oznaczać najlepsza, choć to ona najmocniej przysłużyła się do rozpropagowania osoby Mrożka na świecie. Przynależność do kanonu sprawia, że „Tango” jest dla większości osób pierwszym kontaktem z jego pisarską twórczością także we współczesnej Polsce. Nie do końca jest to zgodne z interesem autora, ponieważ najlepiej znana sztuka, paradoksalnie nie należy do najbardziej dla Mrożka typowych. Przede wszystkim pod względem atmosfery. Groza pojawiała się czasem u Mrożka, choćby w „Na pełnym morzu”, ale nigdy w takim natężeniu i powadze. Tango nie do końca rozśmiesza, nie do końca wzbudza refleksję, nie ma tu (częstych u Mrożka) tendencji moralizatorskich, mimo że sam temat konfliktu pokoleniowego i klasowego aż się o to prosi. Atmosfera grozy, zagubienia i farsy, momentami czysty katastrofizm to wyznaczniki stylu Witkacego, lecz nie Mrożka, który był mimo wszystko teatralnym tradycjonalistą. „Tango” jest jak na niego sztuką wyjątkowo współczesną, prawie że postmodernistyczną! Jako jedyna nie do końca wpisuje się w trend przechodzenia od śmieszności do filozoficznej powagi, tak jakby Mrożek nie m a g a z y n

l i t e r a c k i

chciał się do końca poddać władzy kogokolwiek, nawet samego siebie.

Dwa sny

tazar. Dla autora wyszukanej groteski, który przez afazję nie mógł pisać nawet najbar-

Emigracja służyła Mrożkowi znacznie lepiej niż bohaterom dramatu „Emigranci”. Gdyby nie podróże nie poznałby pewnie Miłosza, Herlinga-Grudzińskiego i Witolda Gombrowicza, z którym łączyła go przyjaźń, zdrowa rywalizacja, a po części nawet zazdrość. Stosunek Mrożka do ustroju socjalistycznego pogarszał się z każdym wyjazdem, a na emigracji osiągnął apogeum, doprowadzając nawet do publicznego protestu przeciwko interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji.

dziej prozaicznych zdań, nowe, oryginalniejsze od pierwotnego imię było wybawieniem. Baltazar narodził się dla świata i żył na nim jeszcze przez kilka lat, ramię w ramię ze Sławomirem, aż nadszedł drugi sen. Ostatni sen Mrożka, który był ostatnim żartem Baltazara. Po jego śmierci pozostały nierozwiązane pytania: Jakie było znaczenie tego wszystkiego? Dlaczego potoczyło się właśnie tak, a nie inaczej? I co dalej? Czy w przyszłości będzie się czytać autora tak zróżnicowanego? Zabawnego i smutnego zarazem, wybitnego i odważnego, a jed-

Za granicą poznał również Susanę Osorio, która w 1987 roku została jego drugą żoną i powierniczką najskrytszych myśli. Wyjazd do Meksyku, tak szokujący dla wielu w kraju, nie był w gruncie rzeczy ni-

nocześnie nieśmiałego i czasem nadmiernie tradycyjnego. „Trudno odpowiedzieć czy zanika zapotrzebowanie na Mrożka, gdyż w teatrze się go nie gra. Gdyby było tak, że Mrożka wystawia się na wszystkich sce-

czym nieodpowiednim dla osoby o charakterze Mrożka. Za oceanem, na oddalonym od cywilizacji ranczo nikt nie mógł

nach, a sale świecą pustkami to mógłbym powiedzieć, że faktycznie nikt go już nie chce” – mówi Tyszkiewicz, a prof. Bralczyk

narzucać mu swojej woli, czego przecież nie cierpiał. Nikt nie wymagał komentarzy

wtóruje mu w niepewności: „Według mnie Mrożka warto czytać, ale częściowo dlatego

na temat losu rozpoczynającej nowy rozdział Polski, bo w Meksyku nikogo nie interesowały poglądy polityczne Mrożka (a te

że to autor ważny dla mojego pokolenia. Ale czy będzie on nadal czytany w przyszłości? Nie wiem. W ograniczonym zakresie pozo-

były w gruncie rzeczy nie mniej negatywne w stosunku do polityków demokratycz-

stanie Schulz, ponadczasowy Gombrowicz, Iwaszkiewicz, ale już w stosunku do Witka-

nych). W ostatnich latach tworzył znacznie mniej, bardziej niż w dramatach odnajdując się w formie listownej i felietonowej, choć powstała w Meksyku sztuka „Miłość

cego mam wątpliwości. Chciałoby się żeby Mrożek i inni przetrwali, lecz niektóre postaci zanikają jako pisarze pokoleniowi”. Ostatnią emocją znów jest zwątpienie. Mija ono

na Krymie” była jedną z najlepiej ocenia-

jednak po otwarciu znajomych kart. Mroż-

nych w jego karierze. Powrót do Polski dziewięć lat później obchodzono hucznie zwłaszcza w Krakowie, ale najważniejszym wydarzeniem, zmie-

ka nadal nie poznałem, lecz zagłębiając się ponownie w zdania „Monizy Clavier”, zdaję sobie sprawę, że wcale nie było takiej potrzeby.

niającym Mrożka na stałe był udar mózgu

TOMASZ GARDZIŃSKI

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5

17


rozmowa numeru rozmowa z Johnem Flanaganem

Fantastyczne historie – Pierwszego czytelnika sam pan stworzył. Tylko pański syn, Michel, słuchał na początku fabuł ze świata „Zwiadowców”. – Tak. Wymyśliłem tę rzecz wyłącznie dla niego, chcąc zainteresować syna lekturą, bez planu, że „Zwiadowcy” staną się osobną książką. Postępowałem chytrze. Prosiłem, by sprawdził, czy moje historie mogłyby się spodobać innym. Przez dwa kolejne piątki otrzymywał jakiś kolejny krótki tekst. Kiedy w trzecim tygodniu nic nie dostał, przyszedł z pretensjami: „Gdzie opowiadanie?!”. W jednym z pierwszych nowel Will Treaty wspina się na wieżę i wślizguje się do komnaty. Wtedy jakaś ręka niespodziewanie chwyta zwiadowcę za nadgarstek. Nim Michel skończył czytać, przytuptał, oznajmiając, że sytuacja go przeraża. Do tej chwili nie sądził, że z kartek papieru potrafi wyłonić się lęk.

ni, zwróciłem się zatem ku nim. W rezultacie rozwinęła się osobna seria, oparta na tych samych zasadach. Śledzimy przygody młodych ludzi oraz ich mentorów. Oczywiście, musi wystąpić także kobieta… Młodym dziewczynom sięgającym po moje powieści pragnąłem dać idolkę. Na razie „Drużyna” istnieje od trzech lat. Powstają następne tomy.

– Tyle, że świat „Drużyny” zahacza co prawda o mityczny Araluen ze „Zwiadowców”, lecz Skandia funkcjonuje samodzielnie. – Siadłem pewnego dnia do komputera. Napisałem: „»Drużyna«. Rozdział pierwszy”. I zamarłem. Gdzie się podziali moi starzy przyjaciele?! Gdzie bohaterowie, z któ– Oto miara pisarskiego sukcesu! Ożywił rymi zżyłem się przez ostatnie lata?! Poczułem się osamotniony. Po czym, z braku pan słowa. – Tak, tylko dodam, że pierwszą książkę lepszego pomysłu, ruszyłem prostym diaprzepisywałem czterokrotnie. Chociaż są logiem. Dobra metoda dla początkujących w niej zdania, których nigdy nie zmieni- prozaików. Tyle, iż ostatecznie wydawca łem. australijski zmienił kolejność rozdziałów; początkowy dialog trafił na dalsze stro– Poczuł się pan jak Aleksander Milne, ny… który Krzysiowi zbudował czarodziejski las i wymyślił Kubusia Puchatka? – „Drużynę” czytelnicy od razu zaakcep– Rozumowałem skromniej. Bardzo długo towali? nie zamierzałem wydać moich opowiadań – Najpierw byłem poważnie zmartwiow formie drukowanej. W szufladzie pierw- ny, kiedy krzywili się na innych bohatesi „Zwiadowcy” przeleżeli piętnaście lat. rów niż Halt, Will czy Gilan albo Alice Aż wreszcie tekst wyszperała córka i rozkazała zrobić powieść. – Wcale się nie dziwię. Pracuję z książkami już całe dziesięciolecia, więc na ogół zachowuję sceptycyzm, zwłaszcza jeśli chodzi o utwory młodzieżowe. „Zwiadowcy” urzekli mnie od pierwszego rozdziału. Dziękuję pana dzieciakom! Kolejny cykl, „Drużyna”, też powstał dzięki potomstwu? – Nie. Przecież wiedziałem, że saga „Zwiadowcy” kiedyś dobiegnie końca. Trzy lata przed zamknięciem tomu dwunastego zacząłem przemyśliwać, co trzeba począć dalej. Mieszkańcy Skandii, obecni również na kartach cyklu „Zwiadowcy”, są cudow-

18

m a g a z y n

l i t e r a c k i

fot. archiwum

– Na pańskim przykładzie widać, że warto mieć dzieci… – Dzieci dają doświadczenie życiowe. Nie muszę wymyślać moich młodych bohaterów, wciąż spotykam ich pierwowzory.

ze „Zwiadowców”. Lecz łaska młodzieży na pstrym koniu jeździ; teraz wielu czytelników zna tylko „Drużynę”, a nic nie wie o „Zwiadowcach”! Sądzę, że siłą „Drużyny” jest możliwość odbywania swobodnych dalekich morskich podróży wraz z bohaterami cyklu. Zabieram się do kolejnego tomu; moi bohaterowie wypłyną tym razem do Ameryki. Później trafią do kraju, który będzie przypominał Turcję. Bardzo chętnie ich do owej „Turcji” poślę, zwłaszcza że prawdziwy władca Konstantynopola nie ufał rodakom. Straż przyboczną stworzył z wikingów, takich jak chłopcy występujący w „Drużynie”. – Odniósł pan niekłamany sukces. Łączny nakład pańskich dwudziestu tomów zebranych w trzy cykle liczy się w milionach egzemplarzy. Na listach bestsellerów „New York Timesa” niektóre utrzymywały się ponad siedemdziesiąt siedem tygodni. Otrzymał pan liczne nagrody, tom „Okup za Eraka” dostał tytuł australijskiej powieści roku. – Nagrody cenię, lecz prawdziwą dumę odczuwam z tego, że moje książki tak długo gościły na prestiżowej liście. Mogę na każdym tomie umieszczać informację: „Bestsellerowy autor NYT”. Duża sprawa! Przy okazji, skoro już wspomniał pan k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


rozmowa numeru o trzecim moim cyklu, dodam, że obecnie liczy on dwa tomy.

Kiedy amerykańscy czytelnicy piszą do mnie, że uczą się ze „Zwiadowców” oraz „Drużyny” historii, odpisuję: błądzicie, to nie jest prawdziwe średniowiecze, ale umowny świat. W którym istnieje średniowieczna pyszna kawa oraz inne bynajmniej nie średniowieczne wynalazki. Autor ma prawo do swoich pomysłów. Korzystam z tego prawa.

– Cykl „A Jessy Parker Mystery” zawiera opowieści o detektywie z USA. – W październiku ukaże się tom trzeci z osadzonej w realiach Ameryki serii kryminałów dla dorosłych. Chciałem ją wydać pod pseudonimem John Forrest.

– Wokół pana książek powstał cały ruch społeczny. Są fankluby, strony internetowe, fora dyskusyjne, organizuje się, również w Polsce, obozy przetrwania, itd. – Fakt, pod własnym nazwiskiem został Uczestniczy pan w ruchu, jaki powstał pan doceniony. W bieżącym roku ma naz pańskiego poduszczenia? wet powstać film, którego scenariusz na– Nie wyobrażałem sobie w najśmielszych pisano w oparciu o pierwszy tom „Zwia- wspólną osią fabularną. Pomogła mi żona, marzeniach takiego sukcesu. Wolę jednak dowców”. dzięki niej zrozumiałem, co trzeba zrobić. zostawić inicjatywę czytelnikom. Czasa– Miesiąc temu w Stanach jadłem kola- Zwłaszcza jeśli chodzi o rytm, pozwalają- mi co prawda wchodzę na któryś fanpację z producentem „Ruin Gorlanu”. Dłu- cy stworzyć płynną opowieść. Pisząc, sły- ge, sprawdzam, co myślą i mówią na mój go gawędziliśmy. O wszystkim, tylko nie szę słowa i oddaję je wiernie. Przepływa- temat. Posługuję się pseudonimem. Choć o filmowym projekcie. Wreszcie nie wy- ją kadencje zdań, tworząc tekst… Tego się pewnego razu nie wytrzymałem, odpisatrzymałem. „No, co się dzieje?”. Spojrzał nauczyłem pracując między innymi w re- łem czytelnikowi. Od razu się zdekonspizdziwiony. „A co się miałoby dziać? Pra- klamie, gdzie trzeba działać bardzo nowo- rowałem… cujemy. Po co strzępić język?” I tyle. Ode- cześnie. tchnąłem. Trwa dokumentacja plenerowa. – Wywiezie pan z Polski pomysł na jakąś Latem ruszają zdjęcia. Film zostanie nakrę- – Pańskie książki prowadzą czytelnika fabułę? cony. Na sto procent. przez cały świat. Toczą się jednak mię- – Nie wiem, zorientuję się, moja mapa dzy umownymi geografią oraz historią jest już pełna. W każdym razie nigdy nie – Zalicza się pan do pisarzy o niewątpli- średniowiecza. Konsekwentnie omija pan potraktuję was tak, jak Węgrów, których wym talencie epickim, jak nasz noblista, własne australijskie kąty. Dlaczego?! uczyniłem czarnymi charakterami. Henryk Sienkiewicz. Od zawsze nosił pan – Epoka średniowiecza nie dotyczyła Auw sobie umiejętność konstruowania tak stralii. – Co dodałby pan na koniec spotkania? potoczystych, pełnych zwrotów akcji i po– Skończę naszą rozmowę słówkiem – Fakt. Ale kto zabroni umownym Wikin- o planach na najbliższe lata. Jednak wrómysłowych fabuł? – Na pewno pomaga mi doświadczenie gom pchnąć drakkary ku brzegom, gdzie cę do świata „Zwiadowców”, pisząc dwa wieloletniej pracy jako copywrightera oraz żyją kangury? prequele zasadniczych opowieści. Napiszę scenarzysty. Ale tak, skłonność do kon- – Och, Australijczycy widokiem dłu- też ostatni tom „Zwiadowców”, z główstruowania opowiadań noszę w środku od gich łodzi byliby tak zaskoczeni, że ak- ną bohaterką imieniem Meggy. Akcja bęzawsze. Wszystko zaczęło się od krótkich, cja powieści całkiem by zamarła. Dosyć dzie się rozgrywała rok po zakończeniu zwięzłych opowiadanek. Moja wydawczy- już, że chłopaków z „Drużyny” wysła- przygód w tomie dwunastym. Planuję też ni dostrzegła w nich potencjał, chociaż łem do Japonii. Poważnie zaś mówiąc, następną „Drużynę”, z akcją osadzoną natychmiast zmusiła mnie do budowania po to wprowadziłem mityczne realia, w Ameryce. rOzmawiał TadEusz LEwandOwski dużych, masywnych całości połączonych by nie troszczyć się o historyczny detal. – Dlaczego pan zrezygnował? – Jak wtedy miałbym się chwalić wysokim miejscem na liście bestsellerów NYT?!

Instytut Książki i Polska Izba Książki zainicjowały wspólny projekt stworzenia Ogólnopolskiej Bazy Księgarń. Celem projektu jest utworzenie ogólnodostępnego, bezpłatnego portalu internetowego, informującego o lokalizacji, profilu i działaności księgarń w całym kraju. Jeżeli posiadacie Państwo księgarnię, zachęcamy do jej zgłoszenia. Szczegółowe informacje: ewa@rynek-ksiazki.pl, tel. 22 828 36 31

dołącz do Ogólnopolskiej Bazy Księgarń! m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5

19


Między wierszami

Grosik w fontannie P

ierwszy weekend astronomicznego lata miałem możność spędzić w Szczecinie. Za sprawą moderowania spotkań czytelniczych w ramach organizowanego już po raz trzeci przez Muratora i lokalne władze Miasteczka Literackiego. Funkcjonowało ono przez weekend na Placu Lotników. Ustawiono tam pasaż ze stoiskami wydawniczymi oraz estradę, z której goście opowiadali o swym dorobku. Nie zawsze pisarskim, jak choćby w przypadku Barbary Bursztynowicz. Przy okazji prezentacji wspomnieniowych migawek pt. „Jak w życiu” (Burda Książki) indagowano ją oczywiście o telenowelę „Klan”, w której od początku (17 lat!) gra jedną z kluczowych ról. Natomiast Jan Nowicki miast omawiać swój wcale niemały (cztery tytuły) bagaż literacki snuł potoczysty monolog ogniskujący w sobie rozmaite zagadnienia; od starości w III RP do coraz bardziej użytkowej roli naszej kinematografii. Z kolei Stanisław Tekieli, autor pracy pod enigmatycznym tytułem „Burdubasta” (Poradnia K), apelował o reanimacje martwego języka, jakim coraz bardziej staje się łacina. Jeszcze w PRL-u musieli ją jako tako znać farmaceuci, lekarze i prawnicy, a dziś także osoby uprawiające te zacne profesje częściej chyba mają do czynienia z jej wersją kuchenną, niż kościelną. Elwira Fibiger opowiadała o „Duszy zaklętej w fortepianie” (Burda Książki), czyli o losach własnych antenatów, właścicieli renomowanej fabryki fortepianów i pianin powstałej w XIX-wiecznym Kaliszu, a znacjonalizowanej 67 lat temu podpisem komunistycznego ministra kultury i sztuki Włodzimierza Sokorskiego. Bogusława Sochańska mówiła o wyjątkowości spuścizny Jana Christiana Andersena, najsławniejszego Duńczyka wszechczasów. Pisarza – jak podkreślała – nie tylko dziecięcego. Dowodem krajowa edycja jego monumentalnego dziennika, przetłumaczona przez tę wybitną skandynawistkę, w latach dziewięćdziesiątych zeszłego stulecia radcę kulturalnego naszej ambasady w Kopenhadze. Swoją drogą polskie przedstawicielstwo dyplomatyczne przy duńskim dworze królewskim było nieobce ludziom literatury. W międzywojniu reprezentował nas tam Jarosław Iwaszkiewicz, u progu III RP – Jerzy St. Sito. Nie wiem czy do krainy klocków Lego dotarł Tomasz Sekielski. Dziennikarz

20

śledczy ostatnimi miesiącami wojażuje z kamerą i mikrofonem po zapalnych punktach kuli ziemskiej. W międzyczasie sięga po pióro, czego dowodem „Sejfowy” tryptyk (Rebis), czyli saga powieściowa rozgrywająca się w swojskiej scenerii, dyskontująca sytuacje napotkane przez autora na jego dziennikarskim szlaku. Na kanwie tej prozy powstał scenariusz sensacyjnego filmu. Może zagra w nim Aneta Skarżyński (niekoniecznie rolę rozbieraną), artystka multimedialna. Po fachu wokalistka, mająca na koncie sukcesy na scenach operowych, operetkowych i musicalowych, wzięta malarka, której wernisaże gromadzą tłumy, a ostatnimi czasy także interesująca pisarka, niczym wykwintna koronczarka tkająca kolejne tomy swego literackiego archipelagu pamięci („Wyspy Naftalinowe”, „Wyspy Paprykarzowe”, obie nakładem oficyny Psychoskok). Dopełnienie autorskiego spotkania tej wysokiej urody szczecinianki z kresową genealogią stanowił jej minirecital. Jak wieść niesie, tangowy evergreen „Jalousie” był dedykowany mężowi, Czesławowi, cenionemu działaczowi polonijnemu rodem z Polesia, kilkanaście lat temu zmuszonemu salwować się ucieczką do Polski w obawie przez sankcjami reżimu Aleksandra Łukaszenki. Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o powitalnej kolacji w Gospodzie Zbójnickiej z sandaczem w roli wiodącej oraz Kaliną Błażejowską, Dorotą Sadowińską, Marią Czarnocką, Iwoną Kienzler, Rafałem Skąpskim, Arturem Danielem Liskowackim, Czesławem Czaplińskim i Jackiem Popiołkiem w znaczących epizodach. Następnego wieczoru, mocno już zbratane towarzystwo autorów i organizatorów szczecińskiej imprezy – wzbogacone o Jacka Oryla, szefa Muratora – spotkało się podczas gali wieńczącej III edycję nagrody Gryfia (dla najlepszej polskiej książki roku 2014, napisanej przez kobietę). Trofeum (50 tys. zł) decyzją jury przypadło Ewie Winnickiej za tom reportaży „Angole” (Czarne), poświęcony naszym krajanom, którzy w ciągu minionego ćwierćwiecza wyjechali za chlebem do ojczyzny Szekspira. Gwoździem wieczoru w Centrum KulturalnoEdukacyjnym „Stara Rzeźnia” była zupa rybna. Porcji zjedzonych przez niżej podpisanego nie da się policzyć na palcach jednej ręki… m a g a z y n

l i t e r a c k i

Nic dziwnego tedy, że rozstawałem się z pięknym Szczecinem z sentymentem – długo wspominał też będę obfite i wszechstronne śniadania w hotelu Campanile – pozostawiając w parku fontann grosik z nadzieją powrotu tu za rok. Być może w towarzystwie Gabriela Michalika, którego świetną książkę „Wniebowzięty. Rzecz o Zdzisławie Maklakiewiczu i jego czasach” (Vis-a-vis Etiuda) przedstawiono w Centrum im. Jana Nowaka Jeziorańskiego. Fragmenty esejów, inkrustowanych pierwszorzędnymi dykteryjkami, przeczytała Zofia Czerwińska, której towarzyszył pies imieniem Dżek, rasy sznaucer. Chociaż spotkanie z racji żywej dyskusji – w której prócz autora dzieła prym wiedli: Maria Bojarska, Marta Maklakiewicz, Andrzej Bober, Tadeusz Wojtych, Jerzy Przeździecki oraz Stanisław Jędryka – trwało niemal dwie godziny, zachowywał się nadzwyczaj grzecznie. Nawet nie zaszczekał. Bukinistyczny sezon promocyjny 2014/15 zakończyło w stolicy spotkanie autorskie Zbigniewa Zbikowskiego i jego najnowszej powieści „Berlin Indigo” (fragmenty przeczytał – w księgarni Resursa-PWN – Mateusz Wyrwich). To nieformalne dopełnienie literackiego debiutu autora – sprzed czterech lat – „Berlin blue”. Zbikowski, którego poprzednią książkę pt. „Transprussia” uważam za arcydzielną (i nie jestem w tym odosobniony), nie zdradził jakim „kolorem” zwieńczy swą berlińską trylogię. Znając jednak jego talent narracyjny i niesamowitą wyobraźnię jestem jednak przekonany, że będzie to barwa szczęścia. (to-rt) Eda Ostrowska

„Oto stoję w deszczu ciała” Poetycki dziennik dwudziestoletniej, ponadprzeciętnie wrażliwej dziewczyny, pensjonariuszki szpitala psychiatrycznego. Opowieść snuta przez autorkę jest zapisem procesu dojrzewania, buntu przeciwko zastanej rzeczywistości, norm społecznych i relacji międzyludzkich, i ostatecznie – rozczarowania, które popycha do destrukcyjnych zachowań.

www.jirafaroja.pl k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


Na-molny książkowiec

Jak w naszych dniach płonie poezja? W

reszcie, choć w wigilijny wieczór nikt już chyba nie zwracał na nią uwagi, Dziewczynka ze starej baśni odnalazła klientkę. Jedną jedyną klientkę chętną na jej byle jakie zapałki. Tą klientką okazała się ona sama. Ale i tak w końcu zamarzła na ulicach obojętnego miasta, wyczerpawszy ze szczętem cały zapas lichego towaru. Nim wreszcie udała się ponad obłoki, na spotkanie z nieżyjącą od dawna babcią, dygocząc, wyobrażała sobie w kolejnych rozbłyskach nasączonych siarką drewienek, rozmaite cenne dobra, jakich Dziewczynce zawsze dotkliwie brakowało: żelazny piecyk, przy którym można by się ogrzać, pieczoną kaczkę, bo dzięki niej zaspokoiłaby wieczny głód, jasną choinkę, spadającą z nieba gwiazdę. Tylko czy wiedziała, że taka gwiazda niechybnie zapowiada czyjąś rychłą śmierć? Chyba w okolicach 1990 roku zaprosili mnie literaci, jako wówczas redaktora naczelnego miesięcznika „Wydawca”, bym przedstawił im perspektywy edytorskie w nowej rzeczywistości gospodarczej. Salka widowiskowa kamieniczki Johna przy Krakowskim Przedmieściu była szczelnie wypełniona ludźmi pióra chciwymi nowin. Cieszyłem się, miałem dla pisarzy dobre wiadomości: - Możecie państwo już nie czekać po kilka lub kilkanaście lat na zmiłowanie oficyn wydawniczych – perorowałem. – Możecie nie wydawać służbom trzech kolegów, by wydać swój następny tomik [nie, nie, wróć, to ostatnie zdanie pomyślałem sobie tylko z małpią złośliwością, patrząc na niektórych zgromadzonych]. Wystarczy z grubsza dwa tysiące złotych, odrobina inicjatywy własnej i wasze produkcje trafią do wszystkich chętnych. Okazało się, że sławiąc wolny poetycki rynek, posyłam literatom spod minionej, częstokroć ciemnej, gwiazdy pocałunek śmierci. Zwłaszcza poetom, marznącym z tęsknoty za płomieniami, za żarem. Bo ich zapałki, pardon, tomiki, nikogo już nie interesowały. Wypaliły się.

Ogrzewali nimi przeważnie tylko osobiste ambicje, prywatne nadzieje, dumę i zawiść. Umierali więc, z nadzieją na jakąś życzliwą w niebiesiech babcię. Erato zaś, namiętna muza zakochana w liryce, litościwie spoglądała na nich z góry, cierpliwie czekając, aż się u jej progów zameldują. I meldowali się, kolejno, wmaszerowując na nieistniejący poetycki Olimp, jak liryczni żołnierze z mitycznego Westerplatte, gdzie strofy zastępują nasz powszedni armat huk. A ja do teraz każdego dnia smętnie gapię się w osiem metrów bieżących półek, na których w moim gabinecie spoczywa kilkaset książeczek, nikomu właściwie poza mną niepotrzebnych. Ileż tam gnieździ się straconych złudzeń, ile gorzkiego piołunu i szarego jak popiół smaku porażki. Chociaż, to nie żart ani ironia, ileż te książeczki kryją między kartkami doskonałych wierszy… Czy czytamy poezję? I jaką czytamy? Czy spadające gwiazdy wróżą umieranie słowa poetyckiego? Czy poeci, jak Dziewczynka z zapałkami, osobistym towarem umieją rozgrzać w zaganianym obecnym świecie tylko siebie, ewentualnie rodzinę oczekującą dedykacji? Takie są twarde pytania kapitalistycznego rynku książki. Odpowiedzi udzielają socjologowie kultury: teksty z górnego obiegu czyta około 2 proc. całej czytającej populacji. Mówić „teksty trudne”, mam na myśli wiersze oraz eseistykę. Przy czym ogromna większość ludzi, sięgając po poezje, wybiera tylko klasykę, a z niej sięga po ledwie kilka zgranych ze szczętem nazwisk, które śpieszmy się kochać, bo tak szybko odchodzą… Tym bardziej godna uznania wydaje mi się decyzja Tadeusza Zyska, który ośmielił się luksusowo wydać, podobno w sporym nakładzie, obfity zbiór Ernesta Brylla „Ciągle za mało stary”. Fenomen osiemdziesięcioletniego dziś Brylla fascynuje mnie od dawna; opublikował przez lata twórczej aktywności kilkadziesiąt (!) tomów, mimo że głównonurtowa krytyka nie rozpiesz-

m a g a z y n

k s i ą ż k i

l i t e r a c k i

8 / 2 0 1 5

czała go (jak, powiedzmy, Adama Zagajewskiego), nadmiarem uwagi. Widać na ton obecny w Bryllowym poezjowaniu czułe ucho ma przynajmniej wspomniane 2 proc. ludzi kochających książki nieoczywiste do kochania – jeśli na nie spoglądać z perspektywy oczywistych bestsellerów. Rzecz obecności lub nieobecności autorów mniej schlebiających gustom powszechnym wymagałaby poważniejszej refleksji, znacznie przekraczającej niepowagę wszelkiego felietonu. Stwierdzę więc po prostu, że jakimś cudem wśród Dziewczynek z zapałkami przewijają się też tacy poeci, którzy nie muszą wystawać w Wigilię na rogach opustoszałych ulic, udaje im się przeżyć do Nowego Roku, a nasiarkowane drewienka nie tylko ich ogrzewają. Tadeuszowi Zyskowi składam gratulacje za odwagę wsparcia poezji; podobnie zresztą kłaniam się nisko Magdalenie Koperskiej z Anagramu, bo i ona kiedyś, już w obecnych czasach, niełatwych dla poezji, poważyła się opublikować miniaturę Brylla. Z autorów znacznie młodszych, w przeciwieństwie do Ernesta Brylla zbuntowanych przeciw dyktatowi oficyn wydawniczych, specjalnie mocno zwracam Państwa uwagę na twórczość Jacka Podsiadły. Nie chodzi o nagrodę Silesiusa, jaką w tym roku otrzymał. I nie o to, że umie przystosować się do warunków komercyjnego rynku, znaczną częścią osobistej poetyckiej aktywności przepłukując trzewia internetu. Mam na myśli rzetelną, niekłamaną jakość dorobku Podsiadły, który – w moim przekonaniu – wyrósł na następcę Czesława Miłosza. W dodatku nie szukając taktycznych sprzymierzeńców; duża to sztuka w świecie, który zdominowały układy, powiedzmy układziki, na przykład spod znaku TVP Kultura. Dziewczynki z zapałkami reprezentujące tzw. „środowisko” umieją zresztą chyżo zadzierać kiecki. Niby ukazując, że tam płonie zasiarczony ognik… Jestem złośliwy, wiem. Jednak spór uważam za duszę gry. Grajmy, Dziewczynki i Chłopczyki. Komu zapałki, komu?! Tadeusz Lewandowski 21


Książki miesiąca

HISTORIA

Piotr zychowicz

Pakt Piłsudski-lenin rebis, Poznań 2015, s. 450, 44,90 zł, isBN 978-83-7818-7707

N

PROZA OBCA

owa książka autora „Obłędu” jest bodaj najciekawszą z tych, jakie dotąd napisał. Jak w żadnej jawi się on tu czytelnikowi jako twórczy kontynuator myśli politycznej braci Mackiewiczów, Władysława Studnickiego, Mariana Zdziechowskiego. A także, co cieszy mnie szczególnie, jako wnikliwy znawca literatury kresowej ze sławną książką Józefa Mackiewicza „Lewa wolna” na czele. Książką, której „Pakt Piłsudski–Lenin” stanowi rozwinięcie i to niebywałe, przeprowadzone z iście sienkiewiczowską fantazją. Tak się składa, że niemal równolegle z „Paktem Piłsudski–Lenin” ukazała się praca prof. Andrzeja Nowaka „Pierwsza zdrada Zachodu. Zapomniany appeasement – 1920”, w istocie traktująca o tym samym, a mianowicie o trudnym do wytłumaczenia wstrzymaniu (i to dwukrotnym) polskiej ofensywy w trakcie wojny z bolszewikami. Marszałek nie chciał pomóc „białym” Rosjanom i tym samym praktycznie wsparł chylącą się ku upadkowi Rosję bolszewicką. A po wygranej wojnie milcząco przystał na hańbiące warunki pokoju ryskiego. Takie są fakty, o których nie zwykło się u nas mówić głośno, bo jeśli ktoś

nawet przywoła negocjacje w Rydze, po których oddaliśmy 1,5 mln Polaków bolszewii na pewną śmierć, to winnym przyjęcia tak beznadziejnych warunków pokojowych uzna Stanisława Grabskiego, skądinąd jakże słusznie przez wnuka Tadeusza Rejtana nazwanego „Kainem”. Tymczasem to jednak Piłsudski trzymał wówczas w ręku władzę i choćby nawet musiał zrezygnować ze swoich planów federacyjnych, to nikt nie byłby w stanie przymusić go do milczącej zgody na coś tak niewiarygodnego: po zwycięskiej wojnie, po trumfach w bitwie warszawskiej i niemeńskiej lekką ręką pozbyć się 350 tys kilometrów kwadratowych naszej ojczyzny czyli połowy Rzeczypospolitej. I 18 milionów obywateli! A jak mogło dojść do tego? „Profesor Andrzej Nowak w książce »Polska i trzy Rosje« napisał – czytamy – iż Piłsudski nie wsparł Denikina dlatego, że nie mógł, i dlatego, że nie chciał. W rzeczywistości było inaczej. Piłsudski nie wsparł Denikina dlatego, że nie chciał, chociaż mógł”. Piłsudczycy zawyją na te słowa ze zgrozy. Jak to, ich Marszałek, wbrew temu, co wielokrotnie deklarował, zrezygnował z Polski wielkiej na rzecz Polski małej, rzekomo

spójnej etnicznie, co propagował, i owszem, ale… Roman Dmowski. Z kolei o stosunku naszych neoendeków do „Paktu Piłsudski – Lenin” nie będę się rozwodzić, bo wszystko jest jasne – spalą książkę i już. Ale zanim spalą, będą ją czytać po nocach z wypiekami na twarzy. Jak wszyscy zresztą. Bo to naprawdę niesamowita lektura, dowodząca m.in. tego, jak wielką wartością być może, tak postponowany w latach PRL, imperializm, a jakim zagrożeniem jest nacjonalizm. Przywykliśmy w Polsce do historii, która wszystkie nasze niepowodzenia przypisuje wrażym działaniom jawnych i ukrytych nieprzyjaciół. Autor „Paktu Piłsudski-Lenin” winy szuka znacznie bliżej. I skłania do smutnych refleksji, bowiem jak to jest, że nawet naszych zwycięstw nie potrafimy zdyskontować. Przykład „Solidarności” pokazuje, że w tej materii niewiele zmienia się na lepsze. I jeszcze jedno: Piotr Zychowicz nazywa traktat ryski rozbiorem Polski, sugerując, że dzień jego podpisania – 18 marca (1921 roku) winien być dniem żałoby narodowej. krzyszTOf masłOń

sascha Arango

Prawda i inne kłamstwa tłum. dariusz guzik, sonia draga, Katowice 2015, s. 328, isBN 978-83-7999-188-4

Z

nakomity debiut prozatorski niemieckiego scenarzysty filmowego. Powieść wyrafinowana, napisana świetnym językiem, z wielką elegancją. Styl pisarstwa przypomina Harukiego Murakamiego – poetycki, oniryczny, odwołujący się do podświadomych obrazów. Akcja jest tu właściwie tłem dla pokazania postaci, niby jest to thriller, ale tak naprawdę studium samotności, rozpaczy, obsesji, a przede wszystkim iluzji. Bohater jest uznanym pisarzem, choć w rzeczywistości to niewykształcony półanalfabeta, miłośnik gotowania i spokojnego życia na uboczu. Jak to możliwe? Jest mistrzem gry pozorów, powieści pisze jego żona, on je podpisuje i udaje kogoś innego, a to mu wychodzi znakomicie. Prawda w tej książce jest raczej przypadkowym błędem w życiu stworzonym z kłamstw. A mimo to bohater wciąż wikła się w zdarzenia,

22

w których oczekuje się od niego prawdy właśnie. Jest jednak arcymistrzem mistyfikacji. Opanowany, niewzruszony, a jednocześnie zwyczajnie sympatyczny. Choć naprawdę jest psychopatycznym mordercą, trudno go nie lubić. Elegancki i dobrze ułożony, uczynny, empatyczny. Obarczony brzemieniem koszmarów dzieciństwa, w krytycznych sytuacjach zachowuje się jednak jak zaszczute dzikie zwierzę, jak kuna, która zamieszkała u niego na strychu. Świetna plejada postaci drugoplanowych – przenikliwa, obdarzona nadprzyrodzonym instynktem żona, naiwna redaktorka z wydawnictwa, schorowany, poszukujący ostatniej miłości właściciel wydawnictwa i jego wścibska sekretarka szukająca rad w kartach tarota, policjant prowadzący śledztwo, który tropi niczym pies gończy, stary serbski rybak i jego żona, którzy przeżyli piekło zbrodni wojny domowej, a także m a g a z y n

l i t e r a c k i

dawny szkolny kolega bohatera, jego prześladowca, obsesyjnie zawistny, żyjący tylko dla zemsty, niewyobrażalnie samotny. Postaci te stanowią jakby scenografię dla psychiki bohatera. To zaskakujące, że scenarzysta filmowy napisał tak statyczną, kameralną powieść, w której mało jest dialogów, mało akcji, za to dużo ważkich zdań na temat wrażliwości i sumienia. Wydawca anonsuje tę książkę jako kryminał. Są tu zbrodnie, jest śledztwo, ale czytelnik – jako jedyny uczestnik świata stworzonego przez Arango – cały czas zna prawdziwy przebieg zdarzeń. To także mistrzowski zabieg konstrukcyjny. Na kartach powieści dochodzi do wielu niezwykłych zwrotów akcji, ale śledzimy je niejako ex post, z komentarzem narratora. Znakomicie napisana książka. łukasz gOłĘBiEwski k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


LITERATURA FAKTU

Książki miesiąca

Marta Orzeszyna

Antoine Cierplikowski.  Król fryzjerów, fryzjer królów znak, Kraków 2015, 44,90 zł, s.352, isBN 978-93-2403-050-7

S

KULINARIA

krupulatną i wszechstronną biografię bohatera tej książki uzupełnia lista jego najsławniejszych klientek. Widnieje na niej 113 nazwisk. Arystokratki, multimilionerki, w pierwszym rzędzie artystki: Pola Negri, Gloria Swanson, Mary Pickford, Josephine Baker, Greta Garbo, Joan Crawford, Claudette Colbert, Bette Davis, Danielle Darrieux, Ginger Rogers, Judy Garland, Brigitte Bardot czy zupełnie dziś zapomniana Arletty, której karierze zaszkodziło oskarżenia o kolaborację z niemieckim okupantem (w Paryżu z lat 1940-44). Antoine Cieplikowski – w przeciwieństwie do gros francuskiej socjety – nie musiał się tłumaczyć z tego, co robił podczas II wojny światowej, ponieważ spędził ją w Stanach Zjednoczonych, gdzie zyskał nowe klientki z pierwszych stron gazet, a co za tym idzie poszerzył i tak już bajeczny kapitał. Opuszczając Francję w 1940 roku wykazał się przenikliwością, ponieważ

w latach dwudziestych na biurku najsławniejszego fryzjera wszechczasów stała fotografia Benito Mussoliniego. Nawiasem mówiąc w towarzystwie zdjęcia generała Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego. Tuż przed II wojną światową kupił na Fire Island willę, gdzie spędzał wszystkie wolne od pracy chwile. Zapraszał tam homoseksualnych znajomych. Ich obecność, choć drażniąca dla tubylców, przynosiła namacalne korzyści finansowe, zwłaszcza gdy w ślad za Antoine’em zaczęli się tam osiedlać kolejni sławni i bogaci homoseksualiści. Między autochtonami a przybyszami powstał niepisany pakt o koegzystencji. Obowiązujący do dziś. Ale Antoine do historii przeszedł z zupełnie innego powodu. Dzięki niemu fryzjerstwo zyskało rangę sztuki. Nowatorskie uczesanie kobiet – specialite da la maison – „chłopczyca”, czyli włosy krótkie, zrazu wywołało szok, chwilę później aplauz.

Marta Orzeszyna wytrwale podąża życiowym szlakiem naszego krajana, o którym znacznie więcej wiedzą dziś obcokrajowcy niż Polacy. Detalicznie opisuje jego sieradzką młodość, zawodowe pierwociny w Łodzi i kolejne stopnie profesjonalnego wtajemniczenia w Paryżu. Przypomina, że ów ekscentryk (spał w kryształowej trumnie, zamówił sobie kubistyczne auto, chadzał w ekstrawaganckich strojach) był nie tylko „papieżem lokówki”, ale i utalentowanym rzeźbiarzem, uczniem Xawerego Dunikowskiego, którego posiadane prace podarował Polsce. Podobnie jak stworzoną własnoręcznie cenną kolekcję peruk, która zaginęła w zagadkowych okolicznościach. Równie enigmatycznie ulotnił się niebagatelny majątek geniusza grzebienia. U schyłku życiu spisał testament czyniąc spadkobiercą jakiegoś księdza, a ów przejąwszy fortunę zniknął bez śladu. TOmasz z. zapErT

hanna lis, Paweł lis

Kuchnia słowian Nasza Księgarnia, Warszawa 2015, s. 320, isBN 978-83-10-12652-8

P

rzepięknie wydana książka, która zachwyci nie tylko miłośników kuchni, ale też tych, którzy zafascynowani są kulturą i historią Słowian. Obok blisko stu dwudziestu średniowiecznych przepisów, receptur, które odtworzyli autorzy publikacji – Hanna i Paweł Lisowie – w książce znaleźć można ogrom wiadomości na temat życia dawnych Słowian, postrzeganego od kuchni właśnie. Co nasi przodkowie jadali na co dzień, a co od święta? Jak pozyskiwali składniki do swoich dań? Jakie miały znaczenie w ich życiu potrawy, które przyrządzali? Jak gotowali i jak konserwowali jedzenie? Co dziś pozostało w naszej kuchni jako echa tamtego czasu? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi znaleźć można w tej książce. I to odpowiedzi w formie pasjonujących opowieści, gdzie znalazło się miejsce również na odniesienie do źródeł, z których autorzy czerpali swoją wiedzę. Warto podkreślić, że autorzy nie zapomnieli o tym, że czas mija, a świat się

zmienia, więc wiele odtworzonych przepisów opatrzyli przydatnymi komentarzami, z których można się dowiedzieć, jak z przygotowaniem potraw poradzić sobie bez konieczności poszukiwania odpowiedniego do kucharzenia miejsca, rozpalania ogniska czy kopania jamy w ziemi. Choć oczywiście zaznaczają, że jeśli chciałoby się poczuć dawny smak, to jednak dobrze byłoby wykonać wszystkie etapy przygotowywania potrawy tradycyjnie. Jeśli więc ktoś jednak pokusi się o przeprowadzenie procesu zgodnie z wytycznymi, może być pewien, że dzięki książce uzyska informacje także o technikach smażenia, wędzenia, pieczenia, gotowania w glinianych naczyniach. Z przepisów i komentarzy zamieszczonych w książce można wnioskować, że Słowianie stosowali całkiem zdrową, urozmaiconą dietę obfitującą w warzywa, gdzie mięso stanowiło niewielki procent pożywienia. Kto wie, czy nie warto byłoby przenieść niektórych ich zwyczajów do naszej współczesnej diety? A skoro już przy zde-

m a g a z y n

k s i ą ż k i

l i t e r a c k i

8 / 2 0 1 5

rzeniu współczesności z historią jesteśmy, to ciekawe jest również to, że dzięki tej lekturze możemy stwierdzić, które zwyczaje wciąż obecne w codziennym życiu są pokłosiem umiejętności i wiedzy naszych przodków. Uroku książce zdecydowanie dodaje piękne wydanie. Świetny jakościowo papier, na którym została wydrukowana książka już przy pierwszym kontakcie sprawia, że obcowanie z tą pozycją to czysta przyjemność. Do tego dochodzą ilustrujące książkę fotografie – ciepłe, klimatyczne, nieraz reportażowe, nienarzucające się – idealnie dopełniają całości i podkreślają jej charakter. To wszystko sprawia, że „Kuchnia Słowian…” świetnie nadaje się na prezent. Prezent dla kogoś wyjątkowego, prezent niebanalny. Bo ta książka jest jak wspaniała potrawa – w idealnych proporcjach połączono w niej składniki, by wyszło coś naprawdę niezwykłego. urszuLa wiTkOwska

23


Recenzje Proza polska

Rozmowa z Richardem A. Antoniusem, autorem „Czasu beboka”

Zaczynając od Zdroju Jana

Ryszard A. Antonius Zastanawia mnie czy Ryszard Antoniszczak (tak brzmią prawdziwe presonalia R.A. Antoniusa) nadal w rubrykę zawód wpisuje plastyk, ewentualnie reżyser. Bo po przeczytaniu „Czasu beboka” uważam, że równie dobrze mógłby określać się jako pisarz. I to tęgi. Nie tylko z uwagi na fakt, że jego debiutancka powieść liczy 736 stron. Niemałego formatu. Fabuła tej metafizyczno-obyczajowej powieści toczy się w Polsce bierutowskiej. Bohaterem jest uczeń szkoły powszechnej imieniem Adaś. Z jego perspektywy oglądamy ówczesny świat, z tak zapewne egzotycznymi dla współczesnego czytelnika postaciami jak dżoler, bumelant, stachanowiec, czy też z planem sześcioletnim. Świat, z którego usiłowano usunąć Boga. Nasuwają się skojarzenia z filmami „Dreszcze” Wojciecha Marczewskiego oraz „Niedzielne igraszki” Roberta Glińskiego. W świetnie zrekonstruowane krajobrazy Nowego Sącza, Krakowa i Katowic (w latach 1953-1956 Stalinogrodu) autor umiejętnie wpisuje elementy z pisarskiej spuścizny Michaiła Bułhakowa, Brunona Schulza oraz braci Strugackich. Nie jest to lektura łatwa, ale głęboko zapada w pamięć. (to-rt) Muza, Warszawa 2015, s. 736, 44,90 zł, ISBN 978-83-7758-945-8

Jarosław Borszewicz

Mroki

Napisana trzydzieści pięć lat temu książka Jarosława Borszewicza ukazuje się drukiem dziś – i słusznie. Bo jest to czytadło jakby stworzone dla czytelników literacko wyedukowanych na facebookowych statusach Julii Szychowiak, Łukasza Najdera czy Jakuba Żulczyka. Dla czytelników ceniących błyskotliwą obserwację, celną puentę i zgrabne sformułowanie, nie mających jednak zbyt wiele czasu i cierpliwości na śledzenie zawiłości fabuły tudzież rozmyślanie nad sensem złożonych wydarzeń. Książka Borszewicza to utwór z pogranicza prozy, poezji, publicystyki i kompulsywnych zapisków. Składa się z krótkich, bardzo błyskotliwych i nieco mniej błyskotliwych (a także – cóż, tak to bywa w nadmiarze) całkiem niebłyskotliwych przemyśleń, fragmentów, obserwacji, rozważań, fabułek, dialogów, złotych myśli, połączonych postaciami bohaterów (narrator, Wiktor – przyjaciel z rzeczywistości, czy może z wyobraźni, Nieobecna – ukochana, także nie wiadomo, czy realna, czy wyobrażona), motywem wiecznie planowanej książki pod tytułem „Du du du”, a także obsesyjnym myśleniem o śmierci, dostrzeganiem jej w każdym okruchu życia i zakręcie losu. Lektura to istotnie w dużej części błyskotliwa, a jednak – właśnie tak jak najbłyskotliwsze facebookowe statusy, rozpływająca się w pamięci niemal bez śladu. (jg) Iskry, Warszawa 2015, s. 232, 29.90 zł., ISBN 978-83-244-0397-4

Stefan Türschmid

Mrok i mgła

Sonia Buriagina, 17-letnia komsomołka z Leningradu, przez krótką chwilę patrzyła Stalinowi w oczy. Było to w 1935 roku, nazajutrz po zabójstwie Kirowa, kiedy sekretarz generalny partii bolszewików przybył do stolicy rewolucji i jadąc samochodem do Smolnego na jednym ze skrzyżowań zawiesił na moment wzrok na stojącej na chodniku ładnej dziewczynie, która przypomniała mu dawną miłość. Ich spojrzenia na sekundę spotkały się, po czym samochód pomknął dalej. On szybko o tym zapomniał, a w niej ta sekunda pozostała na resztę życia. Jednak pełna zapału dla nowego ustroju Sonia po kilku latach zrozumiała, że propaganda kłamie, niewinni ludzie są rozstrzeliwani lub wysyłani do łagrów, a państwo nazywane rajem klasy pracującej jest w rzeczywistości gigantycznym obozem pracy, w którym ludzie traktowani są jak niewolnicy reżimu. A ściślej mówiąc, są niewolnikami samego Stalina, bo nikt – łącznie 24

m a g a z y n

–  Od jak dawna i dlaczego dzieli pan czas między Szwecję i Hiszpanię? –  W roku 1981 wziąłem bezpłatny urlop z krakowskiego Studia Filmów Animowanych, gdzie byłem reżyserem. Postanowiłem zająć się na poważnie literaturą, a równocześnie wybierałem się do Hamburga, gdzie znajomy organizował produkcję filmu o życiu Beethovena. Miałem tam pracować jako animator. Ale w listopadzie wyjechałem z żoną i małym dzieckiem do Szwecji. W tym kraju miałem już wcześniej nawiązane kontakty w świecie animacyjnym. Projekt filmowy o Beethovenie upadł, a w Polsce ogłoszono stan wojenny. I tak rozpocząłem moje drugie życie, emigracyjne. W latach dziewięćdziesiątych ponownie pojawiłem się w Krakowie. Teraz jednak dojeżdżałem ze Sztokholmu do pracy w studiu filmowym, gdzie realizowałem według swoich scenariuszy serial dla TVP oraz filmową adaptację swej książki „Miki Mol i straszne płaszczydło”. Niestety Telewizja Polska zaprzestała zamawiać filmy animowane dla dzieci, a krakowskie studio filmów animowanych przestało istnieć. Równocześnie w Szwecji produkowałem filmy, byłem ilustratorem książkowym i pracowałem w biurze reklamowym, również jako grafik komputerowy. Od zawsze jednak uważałem siebie za pisarza. –  Jak długo „podróżował pan przez 205 tysięcy słów”? Kim jest Ella, której książka jest dedykowana? –  To była wielka podróż literacka. „Czas beboka” zawiera fragmenty moich młodzieńczych opowiadań! Jest tam autentyczny wierszyk, który napisałem, mając 8 lat. Ella z dedykacji to moja żona Grażyna. Jesteśmy już razem 40 lat. Mam to szczęście, jak co poniektórzy pisarze, że moja cudowna żona jest również moją muzą. Już w książkach i filmach o Miki Molu pojawia się tajemnicza Grażynka. To także ona. Poznaliśmy się jeszcze w Studiu Filmów Animowanych na Kanoniczej. Jej nazwisko widnieje w czołówkach moich filmów, ponieważ była moją asystentką. I tak już zostało. Jeśli jednak chodzi o chodzenie po ziemi, to role raczej się odwracają i to ona jest szefem. –  Artystyczną przygodę inaugurował pan w Zdroju Jana… –  Na Akademii Sztuk Pięknych założyłem wraz z kolegami ze Śląska zespół kabaretowo-muzyczny Zdrój Jana. Warto zauważyć, że poprzednio istniał na ASP kabaret o tej samej nazwie, założony przez mojego starszego brata, Juliana. Zasilałem mój zespół tekstami. I tu niespodzianka. Jeden z owych tekstów znalazł się w „Czasie beboka” na stronie 317! Do tego wiersza kompozytor ze Zdroju Jana, Piotr Antoni Walewski – znany jako twórca muzyki do sławnego utworu „ Dezyderata” – skomponował przepiękną muzykę. Ta właśnie kompozycja jest i będzie czymś w rodzaju muzycznego sygnału „Czasu beboka”. Parę lat temu zespół Zdrój Jana nagrał i wydał płytę pt. „Zdrój Jana – CD (ciąg dalszy)”. Po 40 latach! Można ją kupić w internecie. Rozmawiał Tomasz Zb. Z apert fot. Grażyna Antoniszczak

Czas beboka

z dygnitarzami, marszałkami, sławnymi artystami – nie był pewien czy nagle nie zostanie aresztowany. Sama Sonia minęła się o włos ze śmiercią, kiedy po zakończonej Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej trafiła do więzienia NKWD, bo w czasie wojny, w Murmańsku, dokąd alianci przywozili okrętami dostawy, pełniła funkcję tłumaczki z angielskiego, a to tworzyło już podejrzenie o współpracę z zachodnim wywiadem. Zwłaszcza, że zakochała się, i to z wzajemnością, w angielskim oficerze. l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


Recenzje Nie da się nie zauważyć fascynacji autora znanym cyklem powieściowym Anatolija Rybakowa zapoczątkowanym przez „Dzieci Arbatu”. Konwencja jest podobna: losy Saszy Pankratowa i jego przyjaciół odmalowane na tle epoki stalinowskiego terroru z równoległym wątkiem z życia Stalina pogłębionym o analizę osobowości genseka. Pomimo tego epigonizmu książkę Stefana Türschmida, 69-letniego łodzianina, autora „Olimpiady zabójców” i „Cienia Lucyfera” czyta się z zainteresowaniem: wiele w niej jest bowiem autentycznego ludzkiego dramatu oraz realiów lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku w ZSRR, jak również prawdy o zawiłościach psychiki człowieka, który przez niespełna 30 lat stał na czele największego państwa świata pozostawiając po sobie, oprócz wzrostu prestiżu sowieckiego imperium na arenie międzynarodowej, morze łez i miliony ofiar. (pk)

A jeśli macie „Alergie na pióra pudrowe”, to pewnie was zainteresuje problem dziewczyny, która chciała wyjść, ale dziadek najpierw musiał umrzeć. Za mąż chciała się wydać, bo rozumiecie, Boluś czeka, a dziadek jakoś nie umiera… W każdym razie cokolwiek napiszę, nie odda bogactwa jakie kryje się w tej hipnotyzującej, onirycznej, zwięzłej i niepokojącej książce. A może raczej bogactwa, które wypełniają za sprawą słów tak a nie inaczej przez Weronikę Murek ułożonych, umysły czytających, by zaskakiwać, bawić, zastanawiać i inspirować. To książka, po którą zdecydowanie warto sięgnąć, a do lektury należy podejść z umysłem otwartym i gotowością na niespodzianki! Ula Witkowska Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015, s. 140, ISBN 978-83-8049-024-6

Rebis, Poznań 2015, s. 448, ISBN 978-83-7818-685-4

Proza obca

Tomasz Lipko

Notebook Czytanie ze smartfonem? Po raz pierwszy zdarzyło mi się, żeby lektura wymusiła korzystanie z telefonu. I naprawdę spodobało mi się! To pionierski pomysł i wykonanie, bo udało się ze świetnym skutkiem wpleść w fabułę materiały filmowe, które są doskonałym dopełnieniem opowieści, a czytelnikowi pozwalają wejść w wykreowany przez autora świat. Za pomysłem stoi Tomasz Lipko, na co dzień fotoreporter, dziennikarz i producent filmowy. Jest również, podobnie jak bohater jego książki – prokurator Radosław Bolesta, prawnikiem z wykształcenia, choć zarzeka się, że nawet przez minutę nie wykonywał tego zawodu. Za to przez ostatnie 10 lat pracował jako reporter sejmowy i korespondent wojenny Radia Zet, następnie był reporterem głównego wydania Wiadomości TVP, reporterem i prowadzącym program TVN Uwaga. Pisał reportaże m.in. dla „Polityki”, „Gazety Wyborczej”, „Przekroju” i magazynów kobiecych. Obecnie jest właścicielem studia filmowego. „Notebook” to dobrze skonstruowany thriller, bardzo realistyczny, osadzony bowiem we współczesnych czasach, odkrywający ciemną stronę internetu, ukazujący, że pogoń za nowinkami technologicznymi może doprowadzić do tragedii, nie tylko jednostki. Młody prokurator zostaje wezwany do wypadku. Na jego oczach umiera dziewczyna, a on znajdzie się w posiadaniu tajemniczych i niebezpiecznych informacji, ale nim dowie się, z czym ma do czynienia, mocno zaangażuje się w poznanie bliżej dotychczasowego życia Dagmary Frost. „Notebook” to ciekawa i porządnie napisana powieść. Powieść inna niż wszystkie. Wychodzi poza ramy i przenosi się do wirtualnego świata, ale wszystko tu jest spójne i uzupełniające się. (et) Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015, s. 446, ISBN 978-83-08-05592-2

Weronika Murek

Uprawa roślin południowych metodą Miczurina Maria „o tym, że nie żyje, dowiedziała się jako ostatnia” i wcale nie chciała przyjąć tego do wiadomości, nie chciała się bratać z innymi zmarłymi i –  tak mi się zdaje – żyć też jej się w zasadzie nie chciało. No więc tak sobie jest gdzieś między tym a tamtym. Ani od tamtego nie odwykła, ani do tego nie przywykła i tylko ci wszyscy wokół wiedzą lepiej, co jej wolno, a czego nie… A to dopiero początek, kilka słów o pierwszym opowiadaniu ze zbioru Weroniki Murek. Tak na przystawkę, żeby apatytu narobić. Po więcej zapraszam niedaleko, za okładkę inspirowaną renesansowym obrazem Rogiera van der Weydena „Portret damy w czepku”. Jak tam dotrzeć? Bardzo prosto, wystarczy pójść trochę „W tył, w dół, w lewo“ i dojdziecie, gdzie chłopak od chleba doszedł, do domu Marii z opowiadania otwierającego „Uprawę roślin południowych metoda Miczurina“. A później, po podwieczorku zapoznawczym dla zmarłych i kilku innych przygodach, w tym wizycie u Matki Boskiej, kiedy już z Marią się pożegnacie, to zawsze możecie pomóc paniom przedszkolankom w „Organizacji snu w przedszkolu” i postarać się razem z nimi wytłumaczyć dzieciom, że Piotruś jest z mięsa, owszem, ale to nie powód, żeby go wyśmiewać i poniżać. A że mu Jezusek pod łóżkiem siedzi i grozi, że kapcie zabierze – to już inna sprawa. m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

Lori Nelson Spielman

Słodycz wybaczenia Poskładać zdruzgotane serce do kupy, znaleźć satysfakcjonującą pracę, a przede wszystkim wybaczyć: matce, ojcu, sobie… Przed Hannah Farr życie postawiło naprawdę trudne zadania. Ale matce wybaczyć nie potrafi. Tymczasem jeszcze prowadzi popularny program telewizyjny. Spotyka się z przystojnym politykiem, z którym planuje przyszłość. Ale już młodsza ambitna koleżanka kopie pod nią dołki, a jej ideał mężczyzny pod ładną fasadą jest wyrachowanym i bezdusznym draniem. Jedyną szansą na odmianę, szczęście i nową karierę wydaje się pomysł Fiony Knowles, dawnej koleżanki Hannah, która wymyśliła „kamyki wybaczenia” i uzdrowienia swojego życia. Szał wysyłania ogarnął całą Amerykę. Fiona zachęca bliźnich do naprawiania zadanych i doznanych krzywd. I to właśnie Hannah była jedną z pierwszych osób, do których Fiona wysłała kamyk. A miała ją za co przepraszać. Znęcała się nad nią w szkole. Upokarzała ją. Winiła o rozwód swoich rodziców i wszystkie późniejsze nieszczęścia. Teraz przekona się, że droga do wybaczenia jest wyboista i dobrymi chęciami wybrukowana. Wyznanie prawdy nie zawsze przynosi ukojenie i katharsis, a nierzadko grozi zrujnowaniem przyjaźni, a nawet miłości. Mimo wszystko postanawia nie ślizgać się dłużej po powierzchni życia i zajrzeć w głąb własnej duszy. Przekona się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a ona sama jest odważniejsza, niż myślała. Ale kogo jeszcze poprosi o wybaczenie? „Słodycz wybaczenia” to ciepła, optymistyczna i pełna humoru powieść, którą czyta się z przyjemnością, jednym tchem. Spielman jest skuteczną pocieszycielką zranionych lub zniechęconych serc. Potrafi przekonać swoje czytelniczki, że w każdej chwili jest dobry moment na zmianę, nie ma sensu czekać do poniedziałku. (hab) tłum. Katarzyna Karłowska, Rebis, Poznań 2015, s. 416, ISBN 978-83-7818-692-2

Wulf Dorn

Koszmarna cisza Nastoletni Jan zabrał młodszego braciszka na nocną wycieczkę nad jezioro i Sven już nigdy nie wrócił do domu. Zniknął. Tej samej nocy ojciec Jana zginął w wypadku. Wkrótce potem matka popełniła samobójstwo. W dorosłym życiu Jan został psychiatrą, choć nie zdołał poradzić sobie z poczuciem winy. I nigdy nie przestał szukać brata. Żona go rzuciła, nie wytrzymała jego obsesji, a pracę stracił, gdy dotkliwie pobił pedofila podczas przesłuchania. Po 23 latach wraca do rodzinnego miasteczka i zaczyna pracę w tutejszym szpitalu psychiatrycznym. Już pierwszego dnia staje się świadkiem samobójstwa byłej pacjentki Leśnej Kliniki. Ta śmierć jest rodzajem klamry w jego życiu. Dawno temu dziewczyna, 8 / 2 0 1 5

25


Recenzje w której się kochał, także zginęła na jego oczach. Okazuje się, że takich morderstw upozorowanych na samobójstwa było w tym mieście znacznie więcej. Ożywają traumy z przeszłości, a wszystkie tropy prowadzą do Leśnej Kliniki. Jan prowadzi prywatne śledztwo, które narazi jego życie na niebezpieczeństwo, ale może wreszcie uwolni od koszmarów. Wulf Dorn z zawodu jest psychiatrą i naprawdę zna się na ludzkiej psychice, zna także jej siłę. Psychika potrafi zniszczyć człowieka, ma moc, by kazać mu niszczyć innych, stwarza nieistniejące światy i uczucia, i – by ich nie stracić – człowiek jest gotów zabić. Bohaterowie Dorna przekonują się o tym na własnej skórze. W porównaniu z bardzo udanym literackim debiutem Dorna „Po drugiej stronie jaźni”, „Koszmarna cisza” jest thrillerem bardziej klasycznym, wciąż niepokojącym i mrocznym, ale zdecydowanie rozgrywa się „po tej stronie jaźni”, co z pewnością spodoba się bardziej tradycyjnym wielbicielom gatunku, którzy z niecierpliwością czekają na kolejne tytuły niemieckiego autora. (hab) tłum. Barbara Niedźwiecka, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2015, s. 368, ISBN 97883-7999-310-9

Roger Zelazny

Kroniki Amberu. Tom II Każdego roku 30 kwietnia ktoś próbuje zabić młodego informatyka Merle’a Coreya. Tak dzieje się od siedmiu lat, kiedy (to było po raz pierwszy) w tym szczególnym dniu o mało nie został przejechany przez ciężarówkę, kiedy szedł chodnikiem lub nie spłonął we własnym mieszkaniu na skutek tajemniczego pożaru (pięć lat później). Teraz – jest właśnie kolejny ostatni dzień kwietnia – Corey nastawia się duchowo na zmierzenie z oczekiwanym wyzwaniem, gdy znajomy przekazuje mu zaklejoną kopertę z listem od byłej dziewczyny Merle’a, Julii. „Wiem, kim jesteś. Grozi Ci niebezpieczeństwo. Muszę się z Tobą zobaczyć. Mam coś, co będzie Ci potrzebne. To bardzo ważne. Zadzwoń albo przyjdź jak najszybciej” – pisze w alarmującym tonie Julia. Kiedy Corey przybywa do jej mieszkania, znajduje swoją byłą dziewczynę martwą, leżącą w kałuży krwi. Po chwili rzuca się na niego zwierzę nie z tego świata: „paręsetkilowy psiopodobny stwór pokryty szorstką, przypominającą pleśń, żółtą sierścią, o uszach jak narośle grzyba i paszczy pełnej wielkich zębów”. Zwykły człowiek nie miałby najmniejszych szans w walce z takim przeciwnikiem, ale Merle Corey nie jest normalnym homo sapiens. Jest bowiem czaro-

Obrona Mercedes Münchhausena D

awno nie mieliśmy dyskusji literackiej. Zresztą te, co były, były diabła warte. Najpierw pewna autorka poskarżyła się, że za mało zarabia. Załapało się na to paru publicystów, ale ci pisarze, co zarabiają dużo, siedzieli jak mysz pod miotłą, bo wiadomo – Polacy naród zawistny. Potem mieliśmy dyskusję na temat trójkąta literacko-seksualnego: pan pisarz, pani krytyk i pan juror. Też mało interesująca. Teraz zaś mamy wielką (na szczęście wygasającą) debatę, ponieważ pisarz Twardoch dostał mercedesa i został twarzą tej marki. Za otrzymanie mercedesa Twardoch został z różnych

26

m a g a z y n

dziejem Merlinem, synem księcia Corwina z Amberu i Dary z Dworców Chaosu, a jego nadnaturalna moc pozwala mu zabić potwora. To jednak dopiero początek tragicznych wydarzeń, w jakich przyjdzie mu uczestniczyć, został bowiem wplątany w dworskie intrygi dwóch walczących ze sobą o władzę magicznych światów. Tom drugi „Kronik Amberu”, pióra klasyka amerykańskiej literatury fantasy Rogera Zelaznego, zawiera w jednym obszernym zbiorze pięć powieści tego pisarza. Są nimi: „Atuty zguby”, „Krew Amberu”, „Znak Chaosu”, „Rycerz cieni”, „Książę Chaosu”, a ich światowa praedycja nastąpiła w latach 1985-1991. (pk) tłum. Piotr W. Cholewa. Zysk i S-ka, Poznań 2015, s. 762, 49,90 zł, ISBN 978-83-7785-581-2

Karine Giebel

Tylko cień

Do niedawna Cloé była gwiazdą dużej paryskiej agencji reklamowej, wkrótce miała awansować na prezeskę. I nagle ta kobieta, tak przekonana o własnej wartości, talencie i predyspozycjach, zaczyna się staczać. Spóźnia się, nie przychodzi do pracy, wszędzie węszy spisek, oskarża współpracowników, obraża rodzinę i przyjaciół. „Podobno każdy ma swój kawałek cienia, brak cienia jest dowodem nieistnienia”, śpiewał Grzegorz Turnau. Cóż, dla Cloé Beauchamp cień staje się powodem nieistnienia. Powoli, ale metodycznie, doprowadza ją do szaleństwa. Kradnie jej życie. I duszę. Ale nikt Cloé nie wierzy. Ani przyjaciółka, ani siostra, ani narzeczony, ani – co gorsza – policja. Ktoś przestawia w jej domu przedmioty, przesuwa meble? Napełnia jej pustą lodówkę? Potajemnie truje? Ktoś napadł na jej ojca? Chodzi za nią w czarnym kapturze? Przecież to absurd. Jej niewzruszoną pewność biorą za studium szaleństwa. Im dalej w las, tym mniej ludzi wokół niej. W końcu na tej pustyni pozostaje tylko Cloé i jej Cień. A ponieważ bohaterka jest antypatyczna, arogancka, zimna, bezwzględna i egoistyczna, nawet czytelnik nie wierzy w jego istnienie. I czeka, aż kobieta kogoś zamorduje i thriller się ziści. Tylko inspektor Alexandre Gomez wierzy Cloé. Tyle że Gomez też nie przypomina wzoru normalności. Niby odkryje jeszcze jedną ofiarę Cienia, ale jego śledztwo wpadnie w ślepą uliczkę. „Tylko cień” to udany mroczny, psychologiczny thriller z zapętloną, sugestywną i dołującą fabułą. Francuska autorka nie szuka łatwych rozwiązań. Nie przejmuje się dobrym samopoczuciem czytelników.

stron potępiony, uświadomiono mu, że z mercedesem już nie jest godnym szacunku pisarzem, którego należy recenzować i nagradzać na wszelkie sposoby. Muszę powiedzieć, że w ogóle tego nie rozumiem. Co ma piernik do wiatraka? Zasiadł Twardoch w mercedesie i zapomniał jak się pisze? Zamiast gadać bzdury, powinniśmy wyciągnąć z tego wnioski. Skoro beemka jest symbolem ludzi z miasta, niech mercedes się stanie symbolem literatury. Niech Polak widząc samochód tej marki pomyśli: „jak nic pan pisarz jedzie” i popatrzy w ślad za pojazdem z szacunkiem. Ja wiem, że mercedes to samochód drogi i mało którego człowieka pióra na niego

l i t e r a c k i

stać. Ale przecież nie musi być nowy i wypasiony jak Twardocha. Są używane, starsze modele, do Niemiec mamy niedaleko, zawsze się tam jakiś mercedes znajdzie. Śmiało koledzy literaci! Wyobraźcie sobie na przykład „Noc poetów” w domu kultury w Sokółce. W środku opary poezji, piękne dziewczyny, a przed placówką na parkingu same mercedesy. A jakże pięknym widokiem byłby specjalny parking dla merców z okazji targów książki! Zaczęłoby się zupełnie inne życie literackie. A przy okazji może by firma utworzyła jakiś fundusz stypendialny dla polskich autorów? Kto wie?

k s i ą ż k i

M arek Ł awrynowicz

www. szkielkoioko.com

8 / 2 0 1 5


Edukacja wbQDMOHSV]HM IRUPLH Bogata oferta publikacji dla wszystkich segmentów edukacyjnych, również szkolnictwa zawodowego. Podręczniki – ponad 1,5 tys. tytułów w ofercie, co roku kilka milionów użytkowników. Zeszyty ćwiczeń i inne pomoce dla uczniów – jakość poparta ponad 65 latami doświadczenia. Obudowa metodyczna dla nauczyciela – kompletna pomoc w przygotowaniu lekcji i pracy z uczniami.

E-booki – stale rozwijana, największa w Polsce oferta podręczników elektronicznych. E-ćwiczenia – najobszerniejszy zbiór ćwiczeń na platformie WSiPnet.pl. Ponad 500 tys. użytkowników! Aplikacje edukacyjne – pierwsze w Polsce, powiązane z programem nauczania. Egzamer.pl – jedyny portal z egzaminami próbnymi i ich rozwiązaniami do wszystkich poziomów nauczania.

SA 2013 Nagroda BE odręcznik yp za najlepsz ropie! w Eu


recenzje Potrafi nas zaintrygować, omamić i zarazić strachem swojej bohaterki. W pulsującym rytmie obsesji i obłędu z każdą stroną odbiera nam nadzieję na szczęśliwe zakończenie. (hab)

serie wydawnicze – sonia draga

Muchachas

Agnieszka Rasińska-Bóbr, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2015, s. 488, ISBN 978-83-7999-314-7

Kjell Eriksson

Czarne kłamstwa, czerwona krew Autor „Księżniczki Burundi” powraca z nową powieścią kryminalną, kolejną wciągającą historią z cyklu o Ann Lindell. Tym razem przebojowa, ładna i inteligentna policjantka poszukuje zaginionej nastolatki. Uczestniczy też w wyjaśnieniu tajemniczej śmierci bezdomnego, ale gdy okazuje się, że trop prowadzi do jej ostatniego kochanka Andersa Branta, dziennikarza, szybko odsuwa się w cień. I rozsypuje się kompletnie, gdy dowiaduje się, że mężczyzna wyjechał w siną dal i miał na boku ciemnoskórą piękność. „Znowu w życiu mi nie wyszło” – zanuciłaby, gdyby znała przebój Budki Suflera. Na szczęście może liczyć na przyjaciela z pracy, ma też dla kogo żyć – synek bardzo jej potrzebuje. Tymczasem śledztwo w sprawie nastoletniej Klary nieoczekiwanie komplikuje się i wcale nie przybliża Ann do prawdy. Ginie też kolejna osoba, która może mieć związek z zamordowanym bezdomnym. Czy Brant miał z tym coś wspólnego? Czemu nagle uciekł do Brazylii? I co ma do tego wszystkiego rosyjska mafia i Putin? Zagadek w tej książce jest wiele, a ich rozwiązaniem zajmują się łebscy policjanci, ludzie z krwi i kości – o czym przypomina szwedzki pisarz: „Ludzie nie wierzą, że widzimy, wdychamy, odczuwamy ból. Nie, mamy być glinami, jakimiś karykaturami z wideo. (…) Ludzie nie chcą znać prawdy. Chcą wiedzieć o naszej pracy wszystko prócz tego, jaka jest naprawdę”. Jak Ann, której nie udaje się poukładać swojego życia prywatnego. Kjell Eriksson pod płaszczykiem kryminalnej intrygi „przemyca” wiele trafnych spostrzeżeń dotyczących ludzkiej natury i współczesnego świata. Kto jeszcze nie czytał – warto zanotować to nazwisko. (eT) tłum. Ewa Chmielewska-Tomczak, Amber, Warszawa 2015, s. 368, 39,80 zł, ISBN 978-83-241-5478-4

Gilles Legardinier

do usług szanownej pani Główny bohater Andrew Blake jest wdowcem, właścicielem małej, ale dobrze prosperującej firmy i nieco zmęczonym lub raczej znużonym codziennością starszym, osamotnionym mężczyzną. Pod wpływem impulsu postanawia całkowicie odmienić swoje życie. W jego szalonym planie pomaga mu przyjaciel od czasów dzieciństwa, Richard Ward. I tak z dnia na dzień Andrew przekazuje kierowanie firmą swej zaufanej asystentce i wyjeżdża do Francji, ojczyzny swej ukochanej żony, by rozpocząć pracę w charakterze majordoma w posiadłości wdowy Nathalie Beauvillier. Na miejscu nikt nie zna jego prawdziwej tożsamości i to mu się podoba. Jednak prawie wszystko jest inne niż sobie wyobrażał, a problemy piętrzą się niemal z godziny na godzinę. Na szczęście powoli wszystko zaczyna się układać, poznane nowe osoby okazują się sympatyczne, szczere i godne przyjaźni. Trzeba tylko rozgryźć dziwne zachowanie kota i wkraść się w jego łaski, ułatwić pracę kucharce i docenić jej wyśmienitą kuchnię oraz pomóc w kłopotach pokojówce, zarządcy majątku i oczywiście pani Beauvillier. Życie angielskiego majordoma z każdym dniem nabiera rumieńców, a czytelnicy z każdą kolejną stroną będą śmiać się coraz głośniej. Starszy pan bowiem nie umie przejść obojętnie wobec cudzych problemów i ma nietuzinkowe sposoby na ich rozwiązanie. A jakie, przekonajcie się sami. Dobra zabawa gwarantowana. Gorąco polecam na urlop, wakacyjny wypad lub wolny weekend. Lektura poprawi humor i optymistycznie nastroi do życia. (map) tłum. Marta Olszewska, Sonia Draga, Katowice 2015, s. 384, ISBN 978-83-7999-395-6

28

m a g a z y n

Na powrót bohaterów poprzedniej trylogii („Wolny walc żółwi”, „Wiewiórki z Central Parku są smutne w poniedziałki”, „Żółte oczy krokodyla”) – musieliśmy trochę poczekać, ale było warto. Wróciły wyjątkowe kobiety, które potrafią walczyć ze światem o swoje, stawiać czoła przeciwnościom, nigdy nie dają za wygraną. To muchachas –Twardzielki, dla których zemsta, pragnienie wolności, miłość, nadzieja to siła napędowa. Ambitna Hortense przez życie idzie jak burza– wie, że świat stoi przed nią otworem. Wkrótce zostanie najsłynniejszą projektantką mody, lepszą od Coco Chanel. Gary kocha Hortense. Kocha muzykę. I kocha Calypso, brzydką, uduchowioną i utalentowaną skrzypaczkę. W Paryżu Zoé, nastoletnia siostra Hortense, mieszka ze swoim ukochanym Gaétanem. Joséphine wreszcie zrozumie, że zasługuje na miłość, a szacunku musi wymagać nie od innych, lecz od siebie. Sześcioletni Junior wciąż jest genialny i kocha Hortense, ale wygląda na to, że pojawi się godna kandydatka na przyszłą towarzyszkę geniusza. Autorka przedstawiła nam także kilku nowych przyjaciół: Stellę ze złomowiska i jej sponiewieraną przez męża matkę – Léonie. Losy „starych” i „nowych” się splotą, gdy Stella odkryje, że miały z Joséphine wspólnego ojca… Powieści Katherine Pancol, pisarki obdarzonej wspaniałą wyobraźnią, wrażliwością i darem opowiadania, są zarazem realistyczne i magiczne, bliskie rzeczywistości i cudownie bajkowe. Na wskroś kobiece, pełne prawdziwych uczuć i emocji, wielowymiarowych problemów, pełnokrwistych bohaterów, którym miłość potrzebna jest do życia jak powietrze. Pancol pisze trylogie, dzięki czemu spotkanie z naszymi literackimi przyjaciółmi trwa dłużej, ale również dłużej trwa oczekiwanie na to spotkanie. Cieszmy się więc ich towarzystwem i czekajmy cierpliwie na kolejną trylogię. Co będzie dalej z Calypso, Hortense i Garym? Jaką zemstę szykuje bogata hrabina Elena? Pancol postawiła swoich bohaterów na rozstaju dróg, a czytelnicy muszą cierpliwie poczekać, co najmniej trzy, albo nawet cztery lata (tyle czasu dzieliło pierwszą trylogię od drugiej) na kolejne części sagi. (hab)

Fiodor Sołogub

Mały bies

Akcja utworu rozgrywa się w prowincjonalnym mieście jednej z zapyziałych guberni imperium carskiego, a głównym bohaterem jest Ardalion Pieriedonow, nauczyciel mieszkający razem z siostrą w wynajmowanym mieszkaniu. Jest on szarym, nieciekawym człowieczkiem, tytułowym „Małym biesem”, którego ponura, pozbawiona perspektyw wegetacja i nieciekawe otoczenie przyprawiają o postępującą paranoję. Pieriedonow marzy o posadzie wizytatora, roi sobie, że nadaje się znakomicie do pełnienia tej funkcji i ma ku temu realne szanse, ale l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


Recenzje w ziszczeniu marzeń przeszkadzają mu knowania podłych współobywateli, nędznych „pluskiew”. Staje się podejrzliwy i przesadnie czujny. Robi się coraz bardziej agresywny. Wszędzie dopatruje się wrogów, knuje intrygi przeciwko Bogu ducha winnym ludziom, znęca się nad uczniami, oczernia kolegów i przełożonych. Węszy szpiegów i boi się otrucia. Paranoja zbiera w końcu okrutne żniwo: nauczyciel zabija „pluskwę”, czyli swojego jedynego przyjaciela. „Nie bez kozery ukuto z nazwiska Pieriedonowa wyraz-pojęcie o zasięgu prowerbialnym – pieriedonowszczyzna, które weszło w swoim czasie do słownictwa języka rosyjskiego na równi z takimi terminami jak »cziczikowszczyzna«, »maniłowszczyzna«, »obłomowszczyzna« itd. Kreśląc postać Pieriedonowa utrafił bowiem Sołogub w sedno nader istotnej sprawy. Nie łudźmy się, że tylko rosyjskiej. Zjawisko Pieriedonowów ma zasięg uniwersalny, pojawia się pod każdą szerokością geograficzną” – napisał w posłowiu historyk literatury rosyjskiej Rene Śliwowski. Powieść Fiodora Sołoguba powstała w 1907 roku, a jej autor był wówczas znanym rosyjskim poetą, nowelistą i powieściopisarzem, tworzącym w stylu modnego wówczas dekadentyzmu. Przesycony mrocznym psychologizmem „Mały bies” posiada cechy prozy Dostojewskiego oraz Czechowa, a także filozofii Artura Schopenhauera, którym Sołogub był szczególnie zafascynowany, podobnie jak „Kwiatami zła” Baudelaire’a. W Polsce powieść wydano po raz pierwszy w 1973 roku nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego. (pk) tłum. Rene Śliwowski, Zysk i S-ka, Poznań 2015, s. 462, 39,90 zł, ISBN 978-83-7785-662-8

Philip K. Dick

Oko na niebie

tłum. Michał Alenowicz, Wydawnictwo Wiatr od Morza Michał Alenowicz, Gdańsk 2015,

Nigdy dość pochwał dla przedsięwziętego przez wydawnictwo Rebis wydania dzieł wybranych Philipa Dicka, jakby na przekór dzisiejszej „oszczędnościowej” praktyce wydawniczej, w świetnych przekładach, z opracowaniem najlepszych znawców twórczości autora „Ubika” i w znakomitej oprawie graficznej, z ilustracjami Wojciecha Siudmaka. Tym razem czytelnik dostaje do rąk jedną z wczesnych powieści Dicka, napisaną w 1955 roku, wydaną dwa lata później. Moment powstania powieści jest, mimo jej ponadczasowych walorów, istotny, bo jest to w Ameryce czas maccartyzmu, rzeczywistego i urojonego (jedno drugiego nie wyklucza, a wręcz wzmacnia) zagrożenia sowiecką agresją i komunistycznym szpiegostwem, konserwatywno-bigoteryjnego wzmożenia. Jest to także czas ogromnych nadziei i jednocześnie panicznych obaw związanych z rozwojem nauki i kolejnymi odkryciami w zakresie fizyki jądrowej. Główny bohater powieści, Jack Hamilton, w towarzystwie żony i przyjaciela zwiedza bewatron – cud techniki, gigantyczne urządzenie służące naukowcom do przyspieszania protonów. W pewnym momencie platforma obserwacyjna załamuje się, a zwiedzający – także przewodnik i czwórka nieznanych Jackowi osób – spadają w czeluść maszynerii. Co było dalej, czytelnik sobie doczyta, wielokrotnie przekonując się, że skonstruowana przez Dicka historia to labirynt, w którym, aby dojść do rozwiązania, trzeba cofnąć się z wielu ślepych uliczek. Wielokrotnie też zastanowi się, czy rozwiązanie w ogóle istnieje, i to nie tylko w powieści, ale także w rzeczywistości, w której sam podobno się znajduje. „Oko na niebie” bowiem to bodaj pierwsza w dorobku Dicka powieść, która niezwykle sugestywnie uświadamia czytelnikowi, że rzeczywistość niekoniecznie musi być czymś obiektywnym, poddaje w wątpliwość nasze zakorzenienie w materialnym, namacalnym świecie. Jarosław Górski tłum. Katarzyna Mioduszewicz, Rebis, Poznań 2015, s. 292, 49.90 zł., ISBN 978-83-7818-577-2

Michael Crummey

Sweetland

Chance Cove to niewielka osada na wysepce Sweetland znajdującej się gdzieś na krańcach Nowej Fundlandii. Kiedyś żyło się tu całkiem znośnie – rybołówstwo zapewniało skromną, ale spokojną egzystencję. Niestety zapaść tej gałęzi gospodarki znacznie ograniczyła możliwości m a g a z y n

zarobkowania. Co bardziej przedsiębiorczy mieszkańcy opuścili rodzinne strony i udali się za pracą w głąb kraju. Ci nieliczni którzy zostali, są zbyt starzy lub leniwi, by szukać szczęścia poza swoją małą ojczyzną. Choć ich życie to wegetacja, nie płaczą, że nie mają więcej i nie boją się, że utracą to co zdobyli. Okazja do poprawy losu nadarza się, kiedy kanadyjski rząd proponuje mieszkańcom osady opuszczenie wyspy w zamian za atrakcyjną rekompensatę. Warunkiem jej wypłaty jest uzyskanie zgody na wyprowadzkę od wszystkich mieszkańców Chance Cove. Jedynym, który sprzeciwia się propozycji jest Moses Sweetland. Emerytowany latarnik ani myśli opuszczać miejsce, w którym spędził – z kilkuletnią przerwą – całe swoje życie: zbyt wiele wspomnień trzyma go na wyspie, zbyt wiele niewiadomych czeka poza jej granicami. Przez długi czas broni się przed coraz bardziej natarczywymi prośbami sąsiadów o zmianę stanowiska. W końcu przystaje na propozycję rządu – czy jednak faktycznie ma zamiar opuścić miejsce, z którym jest tak związany? Michael Crummey po raz kolejny umieścił akcję swojej powieści w pięknej, acz nieprzyjaznej człowiekowi Nowej Fundlandii. Tym razem jest ona tłem do pokazania jak łatwo przekroczyć cienką granicę między wiernością ideałom a ślepym uporem i jak zgubne mogą być tego skutki. W szerszym kontekście to przepięknie nakreślony portret mieszkańców małych społeczności, w których życie tylko pozornie upływa pod znakiem prostych wyborów i sielskiej atmosfery. „Sweetland” to lektura trudna, chwilami przygnębiająca, ma jednak w sobie tak niezwykły urok, że na długo zapada w pamięć. (mo)

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

s. 370, ISBN 978-83-9366-537-2

Joseph Sheridan Le Fanu

W ciemnym zwierciadle Z nazwiskiem Josepha Sheridana Le Fanu zetknąłem się po raz pierwszy jako młody chłopak, czytając edytowany w 1975 roku przez Wydawnictwo Literackie obszerny wybór opowiadań grozy różnych autorów (m.in. Balzaka, Merimeego, Dostojewskiego), zawierający jego utwór zatytułowany „Obserwator”. Nowelę tę oceniłem wówczas jako jedną z najlepszych w tym tomie, dzięki mistrzowsko wykreowanej atmosferze narastającego zagrożenia, stopniowanego napięcia i autentycznemu dreszczykowi wywoływanemu przez upiorne perypetie głównego bohatera, oficera marynarki, prześladowanego przez zjawę zakatowanego przed laty na jego rozkaz marynarza. Okazuje się, że opowiadanie pochodziło z tomu „W ciemnym zwierciadle”, wydanego w 1872 roku, na rok przed śmiercią pisarza. Wymieniony utwór jest oczywiście w zbiorze wydanym przez oficynę Zysk i S-ka, aczkolwiek pod innym tytułem („Prześladowca”) i znacznie dłuższy. Wydawnictwo Literackie skróciło go na rzecz edycji z 1975 roku, co zresztą wyszło utworowi na dobre, bo zwięzłość skondensowała atmosferę grozy, natomiast zaprezentowanie go w pełnej objętości nieco ją rozprasza. Styl Le Fanu bywa bowiem, jak to w prozie anglosaskiej XIX wieku, rozwlekły i monotonny, co widać szczególnie w dwutomowej powieści „Dom przy cmentarzu”, którą pisarz wydał w roku 1863, a polskiej edycji doczekała się w 1977 roku. Ale to właśnie opowiadania przyniosły autorowi największy rozgłos, i to te pochodzące z wydanego u schyłku życia zbioru „W ciemnym zwierciadle”. Oprócz wymienionego „Prześladowcy” vel „Obserwatora” są to: „Zielona herbata”, „Sędzia Harbottle”, „Pokój w gospodzie Le Dragon Volant” oraz „Camilla”, przy czym w tym ostatnim utworze niektórzy upatrują literacki wpływ na twórcę postaci Draculi, Brama Stokera, rodaka Le Fanu. Łączy je postać Martina Hesseliusa, niekonwencjonalnego lekarza i filozofa, próbującego wyjaśnić opisywane przypadki ingerencji sił nadprzyrodzonych na ludzi i doprowadzających ich do upadku. Wyjaśnić – za pomocą myślenia racjonalnego i wiedzy z dziedziny psychopatologii. Czyżby więc opisane zjawy, upiory i wampiry były po prostu wytworem chorego umysłu? Tak twierdzi doktor Hesselius, ale autor 8 / 2 0 1 5

29


Recenzje pozostawia czytelnika w stanie niedopowiedzenia, czyli czymś, co we współczesnym horrorze lub thrillerze nazywa się „zawieszeniem”. Piotr Kitrasiewicz tłum. Mira Czarnecka, Zysk i S-ka, Poznań 2015, s. 550, 39 zł, ISBN 978-83-7785-184-5

Leszek Szaruga

Logo Reya

Maggie O’Farrell

Zalecenia na wypadek upałów W Londynie trwa upalne lato. Z powodu wielomiesięcznego braku opadów władze zarządzają obowiązujący wszystkich tzw. water restriction, czyli zakaz marnowania wody. W czasie tej fali upału zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a ludzie zachowują się tak, jakby nie byli sobą. Robert Riordan, oddany mąż i ojciec, wstaje od śniadania, wychodzi po gazetę i znika. Po jedenastu godzinach jego nieobecności w domu, żona Gretta zaczyna wydzwaniać do dzieci. Rozpoczynają się poszukiwania. Rodzina Riordanów zjeżdża się do Londynu. Monica, Michael Francis i „czarna owca” w rodzinie – Aoife postanawiają odszukać ojca. Nikt z nich nie przypuszcza, że wyjaśnienie zagadki znajduje się w rękach matki. Powieść przedstawia typową irlandzką rodzinę w Wielkiej Brytanii. Tło historii stanowi słynne upalne lato 1976 roku, kiedy to w Londynie woda znajdowała się już tylko w hydrantach. Autorka umiejętnie przedstawia życie rodziców imigrantów i ich brytyjskich dzieci, które nie mają pojęcia o tym, jak żyli ich rodzice w Irlandii. O’ Farrell fantastyczne opisuje swoich bohaterów. Każdy z członków rodziny Riordanów ma swój mroczny sekret, który ujawniany jest stopniowo w powieści. Bardzo szczegółowo rozbudowane są relacje między siostrami – Monicą a Aoife oraz między Michaelem Francisem a jego żoną Claire. To niesamowita opowieść o potędze miłości, rywalizacji i zazdrości między rodzeństwem, która trzyma w niepewności do samego końca. Jak zakończy się ta historia? Zdradzę jedynie, że finał jednych może zaskoczyć, innych rozczarować. Ale tak naprawdę to nie on jest najważniejszy w tej powieści. (map) tłum. Ewa Borówka, Sonia Draga, Katowice 2015, s. 344, ISBN 978-83-7999-394-9

Sarah Lark

Złoto Maorysów

Zbiór wierszy „Logo Reya” Leszka Szarugi – niegdysiejszego przedstawiciela Nowej Fali, dzisiaj jednego z czołowych poetów średniego, a może nawet już starszego pokolenia – składa się z trzech części. Pierwsza to cykl wierszy opatrzony mottem z Mikołaja Reja z Nagłowic, druga – seria „Haiku”, czyli trójwersowych lapidarnych i metaforycznych miniatur nawiązujących do klasyki poezji japońskiej, trzecia, zatytułowana „Wyświetlenie” to ponumerowana liczbami od 1 do 56 opowieść wierszem i prozą o sensie życia i twórczości artystycznej w słowie. Materią wiersza jest słowo. Słowem organizującym przestrzeń wierszy składających się na tom zatytułowany tyleż jednoznacznie, co wieloznacznie „Logo Reya”, słowem będącym fundamentem poezji tego autora jest „słowo”. Nikt tak, jak Szaruga, żaden z tworzących dzisiaj w języku polskim poetów, nie jest równie wyczulony na poszczególne, pojedyncze słowo: zarówno słowo w kontekście innych słów, jak i słowo z kontekstu innych słów wyrwane. Cóż, „słowo” powtarza się w wierszach tego tomu częściej niż często. Poeta mówi o pisanym przez siebie wierszu: „byliśmy / po słowie”, patrzy prosto w twarz „zbielałym pobladłym / słowom”, interesują go „rzeczy słowa”, „domy słów”, „włócznie słów”, „ostrza słów” i „ziarno słowa”, zachwyca się „obłokami słów”, czasem błądzi „we mgle słów”, przysłuchuje się „słowom w ustach ślepców, widzi jak „słowa się rozpadają / w drobne maku ziarna”. Owszem, zdarzają się „słowa / za trudne do wymówienia”, „szarpane słowa”, ale wierzy, że chociaż skazany jako poeta na „okruchy wielkich słów”, chociaż przeraża go „miażdżący siebie chaos słów”, to jednak słowa „zszywają nicość”. Wyobraźnię poety rozpala „słowo odarte z ciała”, dzięki któremu może z czystym sumieniem wyznać: „nie wierzę własnym / oczom a wierzę ci na słowo”. Dzięki świadomości słowa poeta w czasach postmodernistycznych, nadal tworzy metafory, maluje metaforyczne obrazy. W świecie jego wyobraźni do pomyślenia jest zatem: „mróz milczenia”, „ocean łzy”, „łza snu”, „rzeka wyrzeczeń”, „hieroglif słońca”, „mleko czarne”, „nuty liter”, „nuty bezczasu”, „śniegi bezczasu”, „kropelki czasu”, „bezczas snu” „akcenty ciszy”. Tak, materią poety jest słowo, jego żywiołem język. Aby nie było wątpliwości: język mówiony, nie pisany, żywa mowa. (jd) Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2015, s. 144, ISBN 978-83-7606-657-8

Powieść jest czwartym tomem bardzo popularnej nowozelandzkiej sagi. Jak na rodzinną opowieść przystało, poznajemy kolejne pokolenia bohaterów. Czytelników ponownie czeka mnogość dramatycznych wątków, zaskakujących zwrotów akcji i bogactwo krajobrazów Nowej Zelandii. Historia rozpoczyna się w Hrabstwie Wicklow, w Irlandii, w 1846 roku. Kathleen O’Donnell i Michael Drury kochają się i chcą razem opuścić Irlandię. Potajemnie zaręczona para marzy o lepszym życiu w nowym świecie, ale jej plany zostają udaremnione, gdy Michaela skazują na zesłanie do Australii za działalność dywersyjną. Ciężarna Kathleen zmuszona jest poślubić handlarza bydłem i wyjechać z nim do Nowej Zelandii. Na szczęście Michaelowi udaje się zbiec z kolonii karnej, dzięki pomocy pewnej kobiety, z którą udaje się do Nowej Zelandii. Choć już na statku dzieli z nią łoże i wspólnie układa z nią życie, nie umie zapomnieć o swojej wielkiej miłości do Kathleen. Czy jeszcze kiedyś ją zobaczy? Proszę mi wierzyć, los szykuje im wiele niespodzianek. Autorka i tym razem z wielkim zaangażowaniem podeszła do swej powieści, dbając o wszelkie szczegóły, zarówno przy kreowaniu postaci bohaterów, oddawaniu piękna przyrody, jak i przybliżaniu kultury Maorysów. Wszystko jest tu wyważone i umiejętnie powiązane w całość, a przy tym nie brak w książce uczuć i emocji. Jeżeli jednak ktoś nie czytał wcześniejszych części, to warto by zaczął od pierwszego tomu sagi czyli od „W krainie białych obłoków”. (map) tłum. Anna Makowiecka-Siudut, Sonia Draga, Katowice 2015, s. 664, ISBN 978-83-7999-185-3

30

biografie, wspomnienia

m a g a z y n

Anthony Peake

Philip K. Dick. Człowiek, który pamiętał przyszłość

Któremu z czytelników twórczości Philipa Dicka nie zdarzyło się odczuć dreszczu wywołanego mieszaniną podziwu, lęku i niedowierzania, kiedy w fabule powieści sprzed kilku dziesięcioleci odkrywał wyraźne wizje wynalazków, zjawisk czy instytucji powstających dopiero na naszych oczach? Internet, ciągłe bycie online, zbyt inteligentne maszyny wypowiadające człowiekowi posłuszeństwo, rzeczywistość wirtualna, która pochłania ludzką wyobraźnię tak, że już nie jest ona w stanie odróżnić tego, co dzieje się na niby i naprawdę, symulacja pięknej rzeczywistości oddalająca człowieka od świadomości nędzy własnego życia, a nawet bombardujące nas z każdego zakątka tej i tamtej rzeczywistości spersonalizowane reklamy, od których nie sposób uciec, to wszystko znalazło się w powieściach i opowiadaniach twórcy „Ubika” jako autorska fantazja. Im więcej takich spełnionych przepowiedni, z tym większym niepokojem odbieramy wizje, których spełnienie jeszcze nie nadeszło (czyżby?). Lektura biografii Dicka pióra Anthony’ego Peake’a niepokojów tych raczej nie rozwieje, a może nawet wzmocni. Autor, specjalista od spraw niewyjaśnionych i wymykających się racjonalnemu badaniu, nie pozostawia wątpliwości: Dick to w istocie wizjoner czy też jasnowidz, nie odgadujący czy dedukujący, ale właśnie widzący przyszłość precyzyjnie i bez żadnych wątpliwości. Ów dar bywał dla samego Dicka przekleństwem, a wiązał się, l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


Recenzje według autora biografii precyzyjnie zbierającego i analizującego kolejne przypadki prekognicji, z licznymi psychicznymi i fizycznymi dolegliwościami pisarza. Z lektury książki Peake’a wyłania się obraz życia Dicka jakby wyjęty z jego własnych powieści: oto człowiek szarpany niezrozumiałymi dla siebie samego emocjami, obsesjami i paranojami, potwornie przez to cierpiący, niemogący ustabilizować swojego bytu, związków i relacji z innymi, żyjący licznymi obsesjami, z których najsilniejsza każe mu, wbrew wszystkiemu, przelewać na papier swoje nieposkromione wizje. Jarosław Górski tłum. Tomasz Hornowski, Rebis, Poznań 2015, s. 342, 44.90 zł., ISBN 978-83-7818-540-6

poezja Eda Ostrowska

Edessy

Jest to bardzo nietypowy utwór, bo nie dosyć, że „poemat sowizdrzalski” (a w każdym razie tak nazwała go autorka), to jeszcze zbudowany z „edess” (stąd tytuł całości). Różni poeci wydawali i niekiedy ciągle jeszcze publikują zbiory swoich dzieł poetyckich nadając im proste nazwy pochodzące od gatunku literackiego, jakim się posługują. Są więc: „Sonety”, „Pieśni”, „Fraszki”, „Ody”, „Haiku”, rzadziej „Oktawy” (bo najtrudniejsze pod względem formy) oraz inne, w sumie mniej lub bardziej znane. Ale Eda Ostrowska zaskakuje! Malo kto bowiem wie, że edessa to „misterny i zarazem misteryjny krótki utwór alegoryczny, cztero-bądź trzywersowy, po jednym wyrazie w wersie. Tematykę wywodzi z duchowości chrześcijańskiej, traktując świat jako otwartą księgę (…) W klimacie żartu na pograniczu purnonsensu mówi o mistycznym przeżywaniu codzienności”. Tak brzmi w każdym razie definicja autorki. Ale gdyby nie wstęp nie dałoby się zrozumieć nie tylko czym są (lub nie są) edessy, ale w ogóle o czym traktuje „poemat”. Bo na szczęście w dalszej części wprowadzenia Eda Ostrowska zaczyna pisać bardziej zrozumiale. Czytelnik dowiaduje się więc, że płodziła swoje dzieło trzy lata, „wiele cierpiała” oraz „przyrosła do biurka i komputera” i „tworzyła nocami, niewiele śpiąc, zamrożona, wyłączona z obiegu”. To imponujące poświęcenie doprowadziło do tego, że „przeżyła iluminacje, widziała czerep w świetle latarni turlający się po konturach, słyszała echa dzwonów w szale nakręconych”. Po takim wprowadzeniu treść właściwej części zbioru czyli samego „Poematu sowizdrzalskiego” już nie dziwi. Składa się on z 215 edess cztero – (częściej) lub trzy – (rzadziej) wersowych. Niektóre brzmią jak fraszki (strzela/z mauzera/rączką/jubilera), inne są jak surrealistyczne wizje („wpadła/do miasta/sosna/ z kadzidłem), jeszcze inne tchną turpizmem („na dwoje/podzieloną/krowę/w słoje”). Kilka edess autentycznie podobało mi się, na przykład „sowizdrzał/z drabiny/dziewczyny/gwizdał”, (edessa nr 50), „odziera/ze skóry/bandzior/niedzielę” (nr 143), „amatorsko/wdzięczy się/zmarszczka/ na nosku” (nr 150). A także słowa–wersy poświęcone „śp. Tadziowi Kwiatkowskiemu-Cugow” – „w potrzebie /opuściły/władyko/ciebie”, i dalej „na dudka/wystrychnęły/łyko/i wódka”. I na koniec jeszcze fragment ze wstępu autorki: „Kierowałam się matematyczną logiką, gdzie pozornie banalny liczman mówi o rzeczach ostatecznych. Precyzyjne a zarazem wizyjne, dalekie od lingwizmu, twardo chodzą po ziemi”. Hm, no tak? Michał Zdun Episteme, Lublin 2015, s. 46, ISBN 978-83-62495-70-2

Jarosław Marek Rymkiewicz

Koniec lata w zdziczałym ogrodzie „Koniec lata w zdziczałym ogrodzie” Jarosława Marka Rymkiewicza ukazuje się w dwa lata po zbiorze „Pastuszek Chełmońskiego”. Rymkiewicz – jeden z najwybitniejszych żyjących i tworzących w dzisiejszej Polsce poetów – nawiązuje w nim do formy oktostychu, spopularyzowanego niemal sto lat temu przez Jarosława Iwaszkiewicza. Oktostych to wiersz składający się z ośmiu wersów, podzielonych na cztery dwuwersy. m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

W poszczególnych wierszach pojawiają się postaci Iwaszkiewicza i innych Skamandrytów: Antoniego Słonimskiego i Jana Lechonia. Poeta wielokrotnie odwołuje się do Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego, ale także do Kazimierza Przerwy-Tetmajera i Antoniego Słonimskiego, co ciekawe, przywołuje także postaci marszałka Piłsudskiego i generała Jaruzelskiego. Świat opisywany przez poetę to świat natury i kultury. Z jednej strony: stokrotki, jaśminy, lilie, przebiśniegi, oleandry, hortensja, czeremcha, jarzębina, jabłonka, wierzba, brzózki, sosenki, maliny, winorośl, osy, szerszenie, żabki, lisy, jeże, kot, gawron, wiewiórka, biedronka, ślimak, ćma, trzynogi, ale także cmentarne pnącza; z drugiej: muzyka Händla, Mozarta, Schumanna, Pucciniego, Debussy’ego i Mieczysława Karłowicza, mitologia grecka, cywilizacja łacińska, historia antyczna i nowożytna. Wiersz Rymkiewicza jest precyzyjny, zamknięty w regule ośmiu wersów, wers zaś w porządku jedenasto-, dwunasto–  i przede wszystkim trzynastozgłoskowca. Aby uwydatnić znaczenie reguły, poeta raz na jakiś czas pozwala sobie na subtelne odstępstwa, na wyjątki regułę potwierdzające. Wiersz Jarosława Marka Rymkiewicza to wiersz – ut ita dicam – fizyczny, który można dotknąć, a więc zmierzyć, ma bowiem kształt, wysokość i głębokość, wielkość, ma swoją wagę, ma wreszcie swój niepowtarzalny rytm i dźwięk. Poeta wspomina dzieciństwo, młodość. Wszystko to przeszłość, będąca tyleż historią, co snem, marzeniem sennym, powidokiem. W tej konwencji utrzymanych jest kilka utworów, m.in. „Bal w Pałacu Staszica”. Ten ostatni utwór powstał, wedle świadectwa autora, zaraz po przebudzeniu, wczesnym świtem 30 czerwca 2014 roku jako zapis senny. Bohaterem snu jest profesor Kazimierz Wyka. Spotykamy go na konferencji w Pałacu Staszica w Warszawie, zapewne w Instytucie Badań Literackich. Potem zaczyna się bal, w którym bierze udział sam poeta, zaś niczym Deus ex machina zjawiają się rosyjscy żołnierze. Poezja Jarosława Marka Rymkiewicza jest zarówno polityczna, jak i metafizyczna. Janusz Drzewucki Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2015, s. 54, ISBN 978-83-61967-83-5

historia Anna Sigismund

Seks w III Rzeszy „Dzieci, dzieci, i jeszcze więcej dzieci” – przytacza hasło narodowych socjalistów autorka tej książki, cytując dyrektywę profesora higieny rasowej dr. Lenza: „Kiedy młodzi ludzie wcześniej się pobiorą, mogą mieć nawet 30 dzieci”. Berlińska ulica skomentowała ją żartem: „Na rozkaz Fuehrera ciąża zostanie skrócona z 9 do 7 miesięcy”. Adolf Hitler domagał się kontroli życia intymnego Niemców w celu wyhodowania idealnych pod względem rasowym obywateli „1000-letniej Rzeszy”. Tolerowano więc wielożeństwo, płodzenie dzieci przez reproduktorów rasy panów, głównie z szeregów SS, wprowadzono zakaz używania środków antykoncepcyjnych, pielęgnowano kult wielodzietności. „Za aborcję groził w III Rzeszy wieloletni pobyt w więzieniu lub obozie koncentracyjnym – czytamy w książce. – W 1943 roku za złamanie 218 paragrafu wyznaczono nawet karę śmierci, złagodzoną jednak w poszczególnych przypadkach uwarunkowanych wojną i kwestiami rasowymi. Przy gwałtach dokonanych przez żołnierzy Armii Czerwonej nie stosowano kary. To samo przestępstwo dokonane przez żołnierzy zachodnich aliantów nie było powodem do dokonania legalnej aborcji”. Seksualność poddano niemal wojskowym rygorom, miała służyć zmniejszaniu strat wojennych. Na straży tego stało gestapo i NSDAP. Przestrzegano też wzorców estetycznych: „60 na 100 niemieckich dziewcząt w wieku 6 lat ma jeszcze blond włosy, ale później już tylko 19 z nich jest jasnowłosych. Dlatego Schwarzkopf specjalnie dla nich wyprodukował szampon Extra-Blond. »Żeby zachować lub przywrócić złocisty kolor nawet ciemnym włosom«”–  głosił slogan reklamowy firmy kosmetycznej funkcjonującej do dziś. Także na polskim rynku. (to-rt) tłum. Barbara i Daniel Lulińscy, Bellona, Warszawa 2015, s. 312, ISBN 978-83-11-13582-6

8 / 2 0 1 5

31


Recenzje Ian Ballantyne

Jerzy Pertek

Kto wie czy ta zajmująca książka by powstała, gdyby nie osobiste doświadczenie jej autora. Ian Ballantyne przeżył dramatyczne chwile, kiedy okręt, na którego pokładzie przebywał, został zmuszony do wykonania manewru wymijającego, gdy radziecka jednostka podwodna odpaliła torpedę. Wcześniej – i później – pływał na rozmaitych statkach wojskowych. Swe rejsy relacjonował w brytyjskiej prasie. Szczególnie wymagające były wyprawy do baz rosyjskich; wywiadowi z admirałem w Kronsztadzie towarzyszyło 16 toastów wódką „za piękne kobiety”. O tym w pracy wzmiankuje, skupiając się jednak na tajnej wojnie podwodnej Royal Navy z sowiecką marynarką wojenną w latach 1945-90. Liczba groźnych incydentów nieznanych opinii publicznej – ataków bombami głębinowymi, taranowania okrętów przez nieprzyjaciela i kolizji, w oficjalnych relacjach opisywanych jako zderzenia z „górami lodowymi” – pokazuje, jak często marynarze okrętów podwodnych balansowali na granicy życia i śmierci, a co istotniejsze, pomiędzy pokojem a globalnym konfliktem militarnym. Kiedy po zakończeniu II wojny światowej stosunki między Zachodem i Wschodem się zaogniły, pod powierzchnią mórz i oceanów toczyły się zimnowojenne gry. Znaczone niebezpiecznymi wyprawami pod lodem, prześlizgiwaniem się przez płytkie kotwicowiska, nierzadko z bronią jądrową na pokładzie. Od dowódców i załogantów Royal Navy, do których dotarł autor, dowiadujemy się m.in., jaką rolę odegrały okręty podwodne podczas kryzysu kubańskiego oraz wojny o Falklandy. Tomasz Z. Z apert

Wspaniała książka, którą czytało, a często wręcz pochłaniało, wiele pokoleń czytelników od czasu jej pierwszego wydania w 1946 roku, a potem od jej wznowienia w 1957 roku. Łącznie ukazało się dotąd 11 wydań tej pracy, która była „księgą życia” autora, opisującą dzieje Polskiej Marynarki Wojennej w czasie II wojny światowej. Jej uzupełnieniem była „Druga mała flota” o polskiej marynarce handlowej (cztery wydania) oraz „Pod obcymi banderami” o polskich marynarzach walczących w siłach alianckich (trzy wydania) oraz tom „Mała flota wielka duchem”. Do końca lat sześćdziesiątych autor opublikował czterdzieści opracowań o polskiej flocie w czasie II wojny światowej, a część jego tytułów była jeszcze wznawiana. Opublikował też blisko dwa tysiące artykułów o tematyce morskiej. Jak czytamy we wzorowym wstępie do obecnego wznowienia autorstwa komandora porucznika Waltera Patera, kierownika Działu Historyczno-Naukowego Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, „zafascynowanie działalnością Polskiej Marynarki Wojennej w latach 1939-1947 udzieliło się czytelnikom jego książek”, oraz „książka ta wywarła wpływ na kształtowanie świadomości młodych czytelników i wielu z nich zachęciła do służby w Marynarce Wojennej”. Ducha pisarstwa Jerzego Pertka, największego piewcy chwały polskiego oręża na morzu, najlepiej oddaje odautorska dedykacja, która brzmi: „Marynarzowi Polskiemu, który nie szczędził krwi ani życia w walce o Polskę silną na morzu”. Myśl ta przebija z każdej strony jego epopei, w której kolejno omawia wydarzenia od obrony Westerplatte przez kampanię wrześniową na morzu i na wybrzeżu po działania polskich jednostek na obcych akwenach, inwazję w Normandii i udział niszczyciela „Błyskawica”, który dzisiaj stoi przy gdyńskim nadbrzeżu jako statek-muzeum, w operacji „Deadlight”. Pojawiają się też inne również legendarne nazwy: okręty podwodne „Orzeł”, „Sokół” i „Dzik”, niszczyciele „Burza”, „Piorun”, „Garland”, „Ślązak” czy „Krakowiak” oraz krążowniki „Dragon” i „Conrad”. Książka zaopatrzona jest w cenne dopełnienia, a wśród nich jest kalendarium wydarzeń, obszerna bibliografia oraz wykaz okrętów Polskiej Marynarki Wojennej 1939-1945 z sylwetkami i danymi taktycznotechnicznymi, a także wykaz prac legendarnego autora. (pd)

Podwodni myśliwi

Wielkie dni małej floty

tłum. Katarzyna Bażyńska-Chojnacka, Piotr Chojnacki, Rebis, Poznań 2015, s. 576, ISBN 978-83-7818-676-2

Teresa Kaczorowska

Obława augustowska Obława augustowska to największa i do dziś niewyjaśniona zbrodnia stalinowska w powojennej Polsce. W lipcu br. od jej przeprowadzenia minęło 70 lat. Operacji dokonały liczące ok. 45 tysięcy oddziały Armii Czerwonej oraz jednostki 62. Dywizji Wojsk Wewnętrznych NKWD, wspomagane przez UB, MO oraz 160 polskich żołnierzy 1 Praskiego Pułku Piechoty. Siły te wkroczyły na teren Puszczy Augustowskiej i jej peryferie, zatrzymując ok. 7 tys. osób podejrzanych o sprzyjanie podziemiu niepodległościowemu. Aresztantów z powiatów: augustowskiego, suwalskiego, sejneńskiego i sokólskiego przetrzymywano w tzw. obozach filtracyjnych. Byli poddawani represjom cielesnym. Po brutalnych przesłuchaniach wyselekcjonowano ponad 600 osób, które wywieziono w nieznane. Do dziś nie ustalono ich losu. Najbardziej przekonujące wydają się informacje pochodzące z kręgów funkcjonariuszy UB – między innymi Jana Szostaka, od połowy lat pięćdziesiątych, po relegowaniu ze służby, zajmującego się… rzeźbiarstwem – wskazujące, że miejscem kaźni i pochówku osób wówczas schwytanych są okolice Grodna. W 1987 roku utworzono Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w Lipcu 1945. Podejrzewano, że ciała zamordowanych pochowano w zbiorowych mogiłach w lesie koło Gib. Jednak przeprowadzone w tym miejscu ekshumacje (1987 i 1989 rok) udowodniły, że w grobach znajdowały się szczątki żołnierzy niemieckich. Teresa Kaczorowska gruntownie omawia ten tragiczny epizod naszej historii najnowszej, stawiając hipotezę, że rozwiązanie mrocznej tajemnicy znajduje się w czeluściach postsowieckich sejfów. (tzz) Bellona, Warszawa 2015, s. 180, ISBN 978-83-11-13759-2

32

m a g a z y n

Zysk i S-ka, Poznań 2015, s. 670, 49,90 zł, ISBN 978-83-7785-707-6

Literaturoznawstwo Alexandra Popoff

Żony. W cieniu mistrzów literatury rosyjskiej Panuje powszechna opinia, że zawód pisarza jest lekki i przyjemny. Prawda jest jednak taka, że to zajęcie bardzo samolubne, wymagające podporządkowania niemal całego życia trudnej pisarskiej sztuce, a przy tym nie zawsze łaskawe dla pisarza, który marzy, by jego dzieła znalazły uznanie wśród czytelników. Czy równie trudne jest życie żony (kochanki, muzy) pisarza? Alexandra Popoff przekonuje, że tak, ba – bywa nawet trudniejsze, zwłaszcza gdy towarzyszem życia jest rosyjski twórca. Popoff, specjalistka od literatury rosyjskiej, od lat bada życiorysy nie tylko najwybitniejszych pisarzy swojej ojczyzny, ale i ich towarzyszek. Na bazie analiz powstały „Żony”, czyli portrety sześciu niezwykłych kobiet, bez których twórczość ich mężów z pewnością nie byłaby taka, jaką ją znają czytelnicy. Dla Jeleny Bułhakow, Anny Dostojewskiej, Nadieżdy Mendelsztam, Very Nabokov, Natalii Sołżenicyn i Zofii Tołstoj bycie „żoną pisarza” okazało się bowiem niezwykle trudnym, ale sprawiającym wiele satysfakcji zawodem, czy wręcz powołaniem, w którym odnalazły sens życia. Nie chodzi bynajmniej jedynie o konieczność dzielenia trosk i radości dnia codziennego z wybitnymi l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


Recenzje twórcami (mającymi często dość trudny charakter czy przeświadczenie o sprawowaniu wyjątkowej roli w świecie). Jak udowadnia autorka, żony stawały się „cieniami swoich mężów” – rezygnowały z karier i ambicji zawodowych, by móc wspierać swoich partnerów w ich pisarskiej drodze, tj. pomagać w tworzeniu i dbać o to, by świat o tych utalentowanych osobowościach i ich twórczości nie zapomniał: „były stenografkami, redaktorkami, maszynistkami, zbierały materiały, przekładały i wydawały utwory mężów. (…) Żyjąc pod rządami surowych reżimów, kobiety te walczyły z cenzurą i chroniły archiwa mężów, często narażając się na niebezpieczeństwo. Ustanowiły własną tradycję, która na Zachodzie nie miała odpowiednika”. Poznając kulisy życia i pracy rosyjskich pisarzy, i ich muz czytelnik dowie się jakimi problemami i radościami żyły te wyjątkowe pary, jak powstawały największe dzieła rosyjskiej literatury, a w szerszym kontekście – jak tamtejsze władze dbały o swoich twórców lub niszczyły ich, w zależności od tego, kto stał u szczytu. (mo) tłum. Alina Siewior-Kuś, Świat Książki, Warszawa 2015, s. 382, ISBN 978-83-7943-420-6

kulinaria (red.) Barbara Orlicz, Maria Zagnińska

Liczę kalorie

Książka z serii „Zdrowie w pigułce”, traktuje nie tylko o modnej obecnie, ale i słusznej praktyce liczenia kalorii. Dzięki tej praktyce możemy uniknąć zbędnych kilogramów. Potrzebna jest jednak wiedza na ten temat, aby orientować się, w jaki sposób kalorie spalamy i ile ich potrzebujemy. Książka podpowiada, ile kalorii potrzebują ludzie w różnym wieku, zarówno kobiety, jak i mężczyźni, ile kalorii spalamy, czym są proteiny, węglowodany, tłuszcze czy witaminy i w jaki sposób ich właściwości wpływają na nasz organizm. Przypomina się też tutaj o korzystnym wpływie ziół na nasze zdrowie, znaczeniu stałych godzin posiłków, odpowiednim łączeniu składników odżywczych, sokach owocowych i jarzynach zielonych. (br) tłum. Zofia Pająk, Wydawnictwo Jedność, Kielce 2015, s. 62, ISBN 978-83-7660-298-1

Monika Małkowska

Życie na przekąskę „Wtedy, u progu lat dziewięćdziesiątych, zajmowałam się nie tylko krytyką sztuki. Również malowałam, a także gotowałam, na domowo-towarzyski użytek. A nie było łatwo, jednak w porównaniu do końcówki lat osiemdziesiątych – po maśle. I właśnie doświadczenia ‘z przełomu’ zrelacjonowałam w dzienniku kulturalno-kulinarnym. Miał się już, już ukazać w wydawnictwie Watra. Rok 1991, tomik złożony, ilustracje gotowe, korekta dokonana, recenzje wewnętrzne napisane. Ba, nawet kasa wypłacona. I buch, babkę w brzuch! Oficyna plajtuje. Jeden z pierwszych upadków firm, które w starym systemie znakomicie prosperowały, a wraz z nastaniem nowego nadawały się tylko na przemiał. Nie płakałam – odebrałam maszynopis, odłożyłam na półkę, poszłam dalej. Po ponad dwudziestu latach sięgnęłam po szarą teczkę… Gdyby nie ten pamiętnik, chyba bym nie uwierzyła, jakich cudów na kiju dokonywałam w małej, ślepej kuchni” – pisze we wstępie do tej bezpretensjonalnej i lekkostrawnej książki, wyróżniająca się seksapilem autorka, krytyk sztuki, (dr warszawskiej ASP, od lat cumująca w redakcji „Rzeczpospolitej”), akcentując, że „w tamtych latach nikt nie myślał o sylwetce ani o tym, co przyspiesza jej deformacje. Większości Polaków marzyło się tylko wielkie żarcie”. Przy okazji opisu rzeźb Adama Myjaka, dowiadujemy się, że jego żona upiekła „postrajkowy keks” z drożdżowego ciasta. Kōji Kamoji, japoński plastyk zamieszkały w Polsce, po „którego wernisażu oczekiwano na golonkę jak na Mesjasza”, nauczał jak rozpoznawać najlepsze gatunki ryżu. Pyszne „gnioty z kawą”, prezentujące się jak kozie bobki, zaserwował autorce artystyczny tandem: Emilia i Wojciech Freudenreich. m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

Ponadto moją uwagę przykuły: „selerowe kotlety w sosie imitującym beszamel, kostki rybne, na domowy użytek zwane fizdetami, ziemniaki w sosie rokpolowym oraz omlet á la pizza dla szwagra, który wrócił z saksów”. Czy i niżej podpisanemu będzie dane ich skosztować? Tomasz Z. Z apert Świat Książki, Warszawa 2015, s, 352, ISBN 978-83-7943-866-2

reportaż Lucjan Wolanowski

Poczta do nigdy-nigdy Legendarna książka zmarłego w 2006 roku jednego z mistrzów polskiego reportażu, dzięki której pokolenia, żyjące w czasach Polski Ludowej, mogły poznać, chociaż tylko z lektury, „wielki ląd tam, w dole globusa” czyli Australię. Pierwsze wydanie ukazało się w 1968 roku nakładem Czytelnika w ilości 15 tys. egz. i liczyło blisko 700 stron. Po dwóch latach wznowiono taki sam nakład. Kolejne 20 tys. egz. wydrukowano w 1972 roku. Wydanie czwarte „poprawione i uzupełnione” do 744 stron ukazało się w 1978 roku w 20 tys. egz., a piąte wydanie, też „uzupełnione” (!), chociaż liczyło już tylko 512 stron, ukazało się w 1989 roku w 20 tys. egz. Obecne wydanie jest wiec szóste z kolei, albo, jak zaznaczył wydawca, „Wydanie 1 w tej edycji”. Do tego dochodzi zupełnie nowa okładka opracowana „na podstawie pomysłu Janusza Grabiańskiego”, zmarłego w 1976 roku wielkiego grafika książkowego „za zgodą spadkobierców artysty”. Książka była też dobrze znana czytelnikom w krajach dawnego bloku wschodniego, bo ukazała się w Niemieckiej Republice Demokratycznej (1970), Czechosłowacji (1970 i 1985), ZSRR (1976), Rumunii (1977) i na Węgrzech (1985). Wydawca na okładce przytacza znamienne słowa autora: „nie twierdzę, że znam Australię. Ale chyba mam prawo twierdzić, że widziałem Australię”. I to jest kredo tego autora, które najlepiej pozwala zrozumieć sukces jego twórczości. Podtytuł tej klasycznej pozycji w dziejach polskiego reportażu brzmi: „reporter w kraju koala i białego człowieka” i dobitnie wskazuje, jak autor patrzył na południowy kontynent. Od czasów jego podróży wiele się na świecie i w samej Australii zmieniło, jednak teksty Lucjana Wolanowskiego w dalszym ciągu potrafią zainteresować współczesnego czytelnika. Może teraz warto, aby poznański wydawca zainteresował się niewydaną dotąd inną książką autora zatytułowaną „Nieznana Australia: Rzeczywistość przekracza fantazję”, która pozostaje w maszynopisie w Archiwum Książek i Dokumentów Lucjana Wolanowskiego w Brwinowie. (pd) Zysk i S-ka, Poznań 2015, s. 718, 39,90 zł, ISBN 978-83-7785-556-0

muzyka Jolanta Fajkowska

Muzyka z profilu i en face Dwadzieścia wnikliwych rozmów urodziwej dziennikarki z czołowymi polskimi jazzmanami. Nie tylko o ich działalności zawodowej. Andrzej Dąbrowski na pytanie: „Podobno dziś ma Pan cztery samochody…” odpowiada: „To nie jest mój najlepszy wynik, bywało, że miałem sześć. (…) Zbieram samochody używane, bo nie mam pieniędzy, a właściwie nie mam pieniędzy przez samochody. (…) Pod względem aut nie uważam siebie na normalnego człowieka i chyba powinienem się leczyć. (…) W sumie mam 64 puchary, czyli 64 razy stałem na podium w różnych imprezach motorowych. Płyt nagrałem mniej”. Pasją Urszuli Dudziak, „młodej kobiety z długim stażem” – jak się przedstawia – jest tenis. „Henio Sawka przyniósł mi rysunek. Dwóch te8 / 2 0 1 5

33


recenzje nisistów na korcie, a w tle gra kobieta. Jeden do drugiego mówi: »Słyszałem, że ta Dudziak też śpiewa«. Obrazek wisi u mnie nad pucharami” . Bogdan Hołownia wspomina obowiązkową w PRL-u służbę wojskową: „Porucznik, dowódca, pyta kto gra w szachy. Podniosłem rękę. Potem pyta, a kto gra na fortepianie. Podniosłem drugą. Okazało się, że dostałem dwie kolejki czyszczenia toalety. Tam były białe i czarne kafelki. Jak pola na szachownicy, albo klawisze klawiatury”. Marek Karewicz ujawnia, czemu w jego przepastnym archiwum fotograficznym brak zdjęcia Louisa Armstronga: „Pojechałem z Andrzejem Jaroszewskim do Pragi na koncert Satchmo, który w Polsce nigdy nie wystąpił”. Ponieważ do wieczora mieli kilka godzin, poszli do piwiarni. „Pojawiła się panienka. Zaprzyjaźniłem się z nią i zaprosiłem na koncert Armstronga. Ona zdziwiona. »To zapraszam cię do siebie, mam jego płytę«. W ten sposób nie zobaczyłem na scenie wielkiego trębacza”. „Często rezerwowano nam jednoosobowy pokój hotelowy na nazwisko Alber Strobel” – opowiada Janusz Strobel. – „Naszym (duetu gitarowego Henryk Alber-Janusz Strobel – przyp. To-RT) menażerem był Herrnhut, a akustykiem Kreusch. Gdy przejechaliśmy do Katowic, organizatorzy przyszli nas odebrać z… tłumaczem”. Krzesimir Dębski wspomina kłopoty związane ze swym imieniem: „Ciągle mam dokument, że Urząd Stanu Cywilnego nie zgadza się na imię Krzesimir. Ojciec słał podania do Rady Państwa przez półtora roku. W gazetach nawet pisano, ze półtora roku ma obywatel Wałbrzycha i nie ma jeszcze imienia. Wreszcie Józef Cyrankiewicz, niesławnej pamięci premier, napisał, że zgadza się na Krzesimira…”. Bracia muzyka nazywają się: Sławosz i Wisław; bratanice: Ulesława oraz Jarosława, bratanek Renesław, synowie: Radzimir i Tolisław, a córki: Dobromiła i – uwaga – Maria. Kontynuując wątek prostuję: dyrygent Debich nosił imię Henryk (s. 172), inny muzyk z batutą nazywał się Ciuksza (162), Dynasy słynęły z wyścigów kolarskich (170), a Ady Rosner mógł opuścić Sowiety po interwencji prezydenta Nixona (165). Tomasz z. z apeRT Bellona, Warszawa 2105, s. 384, ISBN 978-83-11-13233-7

POrAdNiKi Łukasz Gołebiewski

Koniak

Wbrew pozorom ta niewielka książka nie jest książką skromną, bo jej bohaterem jest jeden z najwspanialszych trunków świata czyli koniak. Autor nie zatrzymuje się jednak na opisie samego alkoholowego lidera i jego słynnych marek, ale poświęca wiele miejsca regionowi, w którym powstaje. Jak wiadomo, prawo do nazwy koniak, a właściwie cognac mają tylko alkohole pochodzące z obszaru leżącego wzdłuż liczącej 360 km i wpadającej do Atlantyku rzeki Charente, którego najważniejsze miasto nosi oczywiście nazwę Coniac. Alkohol o tej nazwie jest „najszlachetniejszy ze wszystkich trunków świata, należy do najdroższych, najbardziej luksusowych i najbardziej złożonych alkoholi”. Jego produkcja i przechowywanie obrosło wielkowiekową tradycją, co wiąże się też z licznymi tajemnicami, bo – jak dalej pisze autor – „maestria koniaku polega właśnie na sztuce zestawienia różnych alkoholi, jest to widza pilnie strzeżona, przechodząca z pokolenia na pokolenie”. Książka miała premierę w najbardziej trafionym momencie i miejscu, bo na stoisku Francji, czyli gościa honorowego majowych Warszawskich Targów Książki. Autor opowiadał o swoich wrażeniach z pobytu u producentów koniaku i zachęcał, aby podążyć jego śladem. Szczególnie polecane są oczywiście świetnie znane wielkie marki, jak Hennessy, Rémy Martin, Martell, Courvoisier, Camus i Otard, ale pozostałe 54 gatunki zaprezentowane w książce również mają swoich zwolenników. Nie są to jednak wszystkie gatunki, bo autor podaje, że jest ponad 350 producentów koniaku, ale na eksport o skalę masową koniak produkuje zaledwie kilkanaście firm. Dlatego warto wybrać się w malownicze okolice, podążając za wskazówkami autora i jego tropem „odwiedzić wszystkie duże domy koniakowe i wiele mniejszych”, a także „małe rodzinne przedsiębiorstwa, które nie butelkują 34

m a g a z y n

własnych trunków”, lecz je „odsprzedając do sławnych kupaży, sami pozostają anonimowi”. A jak nie można jechać, to warto skorzystać w kraju z oferty koniaków oraz innych trunków w licznych specjalistycznych salonach wydawcy tej książki. (pd) M&P Alkohole i Wina Świata, Warszawa 2015, s. 102, ISBN 978-83-941039-0-3

rEligiA Toni Matas

Franciszek i Klara Przyszli na świat w odległym średniowieczu, ale ich życie, wartości i ideały, które prezentowali, budzą nieustanne zainteresowanie również w czasach współczesnych. Historia Franciszka i Klary, pochodzących z pięknego Asyżu, przedstawiona jest w książce Toni Matasa w formie barwnego, dowcipnego i przejrzystego komiksu. Autor uwzględnił szczegółowo wiele interesujących wydarzeń z życia obydwojga świętych przyjaciół, którzy życie swoje poświęcili dla dobra ludzi i chwały Boga. Dzieci na pewno zainteresują się opisanymi i ciekawie zilustrowanymi przygodami sytuacyjnymi, spotkaniami Franciszka i Klary z różnymi ludźmi, przemianą Franciszka z hulaki i utracjusza w ofiarnego, troskliwego człowieka. Żeby dowiedzieć się, jak to czynił oraz w jaki sposób spotkał się z Klarą i co było celem ich życia, trzeba koniecznie zajrzeć do tej książki. (bR) tłum. Karolina Tudruj-Wrożyna, Wydawnictwo Jedność, Kielce 2015, s. 78, ISBN 978-83-7660-994-2

Caffarel

Nowe listy o modlitwie Niniejsza książka jest kontynuacją napisanej w podobnej konwencji pozycji Caffarela „Sto listów o modlitwie”. Jest jednak dziełem niezależnym, nie wymagającym czytania poprzedniej pozycji. „Nowe listy o modlitwie” zachwycają swoją mądrością, a przy tym prostotą i oryginalnością wyrażania myśli. Adresowane są przyjaźnie do każdego człowieka bez względu na przekonania religijne. Caffarel zwraca się do czytelnika: „zapraszam cię, byś czytał te listy jako skierowane właśnie do ciebie. Życzę ci, aby przez ten czy inny list Duch Boży dotarł do ciebie z osobistym przesłaniem. Dlatego zapraszam cię, byś czytał je »sercem«, tym »sercem nowym«, o którym mowa w księdze proroka Ezechiela. Pewne rzeczy można bowiem dobrze zrozumieć tylko sercem. Zachęcam cię do wewnętrznego wyciszenia, by mogło wybrzmieć w tobie w pełni echo tego, co szeptem powie ci Bóg. Módl się podczas lektury: prawdziwy sens rozważań o modlitwie uchwyci tylko ten, kto słuchając ich, jednocześnie się modli”. W tych listach możemy odnaleźć odpowiedzi na rozmaite pytania i wątpliwości, a także wysłuchać wielu pożytecznych rad, zgodnie z potrzebami adresatów, zwracających się ze swoimi problemami do autora. boŻena RYTel tłum. Agnieszka Kuryś, Wydawnictwo Księży Marianów MIC, Warszawa 2015, s. 158, ISBN 978-83-7502-546-0

dlA dziECi i MłOdziEży Iwona Chmielewska

abc.de

Najnowsza książka Iwony Chmielewskiej to niezwykły alfabet, który wiedzie czytelnika przez meandry kulturowych kontekstów, bardzo rozległych i powiązanych siecią zaskakujących skojarzeń. Tym razem Chmielewska sięga do niemieckiego kręgu kulturowego. Z wyrafinowanej, wielopoziomowej i niejednoznacznej narracji wizualnej wyłaniają się fragmenty filozofii, historii sztuki, literatury, muzyki… Możemy l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


recenzje odczytywać je na wielu poziomach, bazujÄ…c na wĹ‚asnym doĹ›wiadczeniu kulturowym. „abc.deâ€? nie jest dzieĹ‚em finalnym, autorka zostawia przestrzeĹ„ dla czytelnika, podsuwa tropy i zachÄ™ca do odszukiwania poukrywanych kontekstĂłw. Podczas gdy skojarzenia z jednymi literami sÄ… jednoznaczne, inne wymagajÄ… od czytelnika duĹźo wiÄ™cej wysiĹ‚ku. Forma alfabetu przenosi nas w odlegĹ‚e czasy. Wyklejki przywodzÄ… na myĹ›l stare zeszyty w jednolitych, tekturowych okĹ‚adkach, wewnÄ™trzna strona obwoluty i fragment kaĹźdej strony kojarzÄ… siÄ™ z blokiem kreĹ›larskim, na ktĂłrym widniejÄ… atramentowe, odrÄ™cznie pisane sĹ‚owa. Te z kolei prowadzÄ… do 24 finezyjnych ilustracji powiÄ…zanych grÄ… sĹ‚Ăłw albo niemieckÄ… genealogiÄ…. Zaczynamy od poczÄ…tku, albo nawet pra-poczÄ…tku: sĹ‚owa der Apfel (jabĹ‚ko), po ktĂłre siÄ™gajÄ… pierwsi ludzie, Adam i Eva z obrazu Lucasa Cranacha. Dalej, nad strumieniem (der Bach) spotykamy Jana Sebastiana Bacha, a za chwilÄ™ patrzymy na dĹ‚onie (die Hände) G. F. Händla dotykajÄ…ce klawiszy fortepianu. Alfabet zamyka litera Z powiÄ…zana ze sĹ‚owem „der Zweigâ€?, oznaczajÄ…cym gaĹ‚Ä…Ĺş i bÄ™dÄ…cym nazwiskiem Stefana Zweiga (literata o Ĺźydowskim pochodzeniu, ktĂłry na znak protestu przeciw faszyzmowi w 1941 roku wraz z ĹźonÄ… popeĹ‚niĹ‚ samobĂłjstwo). KsiÄ…Ĺźki Zweiga widniejÄ… w biblioteczce na ostatniej ilustracji. Samego pisarza brak. Jest tylko samotna gaĹ‚Ä…Ĺş, puste biurko i pociÄ…g (der Zug) na sÄ…siedniej ilustracji, kojarzÄ…cy siÄ™ w tym momencie z konkretnym rozdziaĹ‚em niemieckiej historii. anna czaRnowska-Ĺ‚ abÄ™dzka Wydawnictwo Warstwy, WrocĹ‚aw 2015, s. 90, ISBN 978-83-64841-36-1

Ks. Zbigniew Sobolewski

Mali pomocnicy misjonarzy Kaşdy moşe zostać misjonarzem, nie tylko ksiądz, zakonnik czy siostra zakonna, ale równieş ludzie świeccy. Nawet dzieci, które dzięki opisanemu tu festynowi z okazji święta patrona parafii, podjęły się opowiedzieć przybyłym osobom o misjach w Afryce. Opowieść swoją ujęły w formę przedstawienia. Zaś te z nich, które umiały rysować, wykonały

kartki z Ĺźyczeniami, ktĂłre sprzedawaĹ‚y na festynie. WspĂłlnie zorganizowano teĹź loteriÄ™ fantowÄ…, dziÄ™ki zaangaĹźowaniu wszystkich dzieci w pracÄ™ koĹ‚a misyjnego. W ten wĹ‚aĹ›nie sposĂłb dzieci staĹ‚y siÄ™ pomocnikami misjonarzy, a za zarobione pieniÄ…dze mogĹ‚y kupić trzy maszyny do szycia, tak bardzo potrzebne w afrykaĹ„skim buszu. Ta ksiÄ…Ĺźka opowiada o róşnych formach pracy na misjach, jakÄ… wykonujÄ… wĹ‚aĹ›nie Ĺ›wieccy. Na czym ta praca polega, w jaki sposĂłb przebiega oraz jakie sÄ… potrzeby w dziaĹ‚alnoĹ›ci misyjnej, moĹźna dowiedzieć siÄ™ wĹ‚aĹ›nie od „Malych pomocnikĂłw‌â€?. (bR) Wydawnictwo Jedność, Kielce 2015, s. 34, ISBN 978-83-7971-169-7

Melinda Salisbury

Córka zjadaczki grzechów „Jestem idealną bronią, mogę zabić jednym dotknięciem� – mówi o sobie Twylla, nastoletnia bohaterka powieści. Jak na młodą debiutantkę, ta powieść jest naprawdę dobrze skrojona, na miarę młodego czytelnika, z wartką akcją, błyskotliwymi dialogami i przede wszystkim nietuzinkową fabułą. Podobno autorka, jako dziecko, święcie wierzyła, şe ksiąşka „Matylda� Roalda Dahla to jej biografia. Utwierdzały ją w tym przekonaniu przynajmniej dwa fakty – dziadek, który przekręcając jej imię nazywał ją właśnie Matyldą oraz panie w bibliotece, które krytykowały jej lektury, dochodząc prawdopodobnie do wniosku, şe powieści dla dorosłych nie nadają się dla małej dziewczynki‌ Twylla jest córką zjadaczki grzechów. Jej matka poprzez rytualne spoşycie poşywienia i napoju bierze na siebie grzechy innej osoby, uwalniając jej duszę od złych uczynków i pozwalając jej odejść w spokoju. Dziewczyna miała to kontynuować, ale została przeznaczona. Zamieszkała w zamku jako córka Bóstw i narzeczona księcia. Odtąd nosi imię Daunen Wcielona. Ma teş pewien dar, który jest

*Â’8’ŗǔ‘ 8E˜ 8*‘ǔ(8 '—™ ( 25 š š 35 Âľ ˜3Ć• 2 6 2 2 5 2 ÂŤ A0m 1 030 Â? 3 0

' 2œ — š 35 2 ™3 2 6

2 — š 35 2 2Âł ‘'—* ž ´ ´Â?ÂŽ ´Ž ´

Publikacja jest skierowana do bibliotekarzy, nauczycieli, animatorĂłw kultu Âł 2 3 M Âł 5M 2 Ĺ° 3x2 2 253

2 2 MƊ63 3 6 3 5 25 2 6 3 2 362 2 6 2 6 ¾ ™ š Ɗ2 3ƕ 2 6 2 2 5 ş 5 ³ 5M 3 x3ƕ6 3 526 2³ 3 MƊ6 3 5

ĆŠ 3 x3 2 52 6 2 5 25 2 6 Âł 6 5 3 2 2 Ĺ° 35 6 2x 5 M 56

M 3 2 şŲ + Âł x3 ĆŠ Âł 3 3 x Âł 2 3 3 2 2 Ĺ° 36 56 53 Âł 2 ĆŒ 2 5 5 6 Âľ

5 Âľ ÂŽ 62 xÂł 3 2 2 Ĺź

2

2 M ĆŠ Ć•.

˜ 2x 2ĆŠ Âś Âľ * 3 x3Ć• Âł ´ Â? 82 2 2 5 ¾œ Â? Â?Âł 5 ¾DŽ 2ÂœÂś ÂŽ Âľ š Âľ Âł ´ 2 Âś 2 9 š Âľ m a g a z y n

l i t e r a c k i

k s i Ä… Ĺź k i

•

8 / 2 0 1 5

35


Recenzje przekleństwem – zabija swoim dotykiem. W jej skórze znajduje się śmiercionośna trucizna, której używa na rozkaz królowej, by zgładzić niepokorne dusze. Dziewczyna niemal pogodziła się ze swoim losem, aż do czasu gdy na zamek przybywa chłopak z innego królestwa i wyjawia jej, że „król jest nagi”. Czytelnik przekonuje się, czym jest perfidna manipulacja i do czego może doprowadzić krętactwo i zachłanność. Powieść wzbudza wiele emocji i nie pozwala o sobie zapomnieć. A to dopiero początek trylogii. (et) tłum. Michał Kubiak, Zielona Sowa, Warszawa 2015, s. 368, ISBN 978-83-7983-187-6

Minionki. Historia prawdziwa Powieść napisana na podstawie scenariusza filmu animowanego „Minionki”. Zilustrowana rysunkami i kadrami z obrazu. Wydrukowana dużą czcionką, w sam raz do samodzielnego czytania. Fani żółtych stworków będą zachwyceni. Nawet ci, którzy nie oglądali wcześniej filmu, bowiem książka doskonale przedstawia fabułę filmu. Małoletni zwariowali na ich punkcie, potrafią nawet rzucać cytatami, a trzeba podkreślić, że bohaterowie mówią w dziwnym i niezrozumiałym językiem, łamanym angielskim i hiszpańskim i nie wiadomo jakim jeszcze. Tymczasem zdania dorosłych na temat obrazu są bardzo podzielone. Ile osób, tyle opinii. Bo sam pomysł jest zaskakujący. Minionki potrzebują przywódcy, kogoś, kto ich poprowadzi, bo sami nie są w stanie funkcjonować. Jarzmo swobody jest dla nich nie do udźwignięcia. Dobór mistrzów jest zaskakujący – tyranozaur, Czyngis-chan, Napoleon, Drakula. Postaci zmieniają się, a to tylko dlatego, że… wszystkich ich przypadkowo zgładziły. W przypadku tej historii rola dorosłego, który wytłumaczy, na czym polegają ironia, czarny humor, jest bardzo ważna. Warto poszukać pretekstu do rozmowy, bo młodocianym zapatrzonym w wesołe, żółte stworki, umknąć może przesłanie. (et) tłum. Patrycjusz Tomaszewski, Jaguar, Warszawa 2015, s. 112, 24,90 zł, ISBN 978-83-7686-393-1

Anna Nahajska

To jest Warszawa Stolica Polski, mimo że została w czasie drugiej wojny światowej niemal całkowicie zburzona, oferuje turystom i mieszkańcom wiele interesujących miejsc. W tętniącej życiem Warszawie można spędzić bardzo ciekawie czas. Do podróży po warszawskich ulicach i uliczkach małych czytelników zaprasza Anna Nahajska. Jak przystało na przewodnik po największym mieście w Polsce, książka ma całkiem pokaźny format. Skierowana jest przede wszystkim do młodszych czytelników, chociaż, jestem przekonana, zachwyci też i starszych. Autorka skupiła się na wskazaniu najważniejszych wyróżników i zalet miasta spod znaku Syrenki, przywołuje jej najważniejsze symbole, jak Bazyliszek czy Zamek Królewski. Pokazuje małym warszawiakom, w jak pięknym mieszkają mieście, jak wiele atrakcji i możliwości rozwoju na nich czeka. Teksty są przystępnie napisane, w skondensowanej formie. Na uwagę zasługują barwne ilustracje Sabiny Twardowskiej, absolwentki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Szata graficzna jest zachwycająca. To książka dla ciekawych świata małych ludzi. Chociaż nie, nie tylko małych. (et) Historytellers. pl, Warszawa 2015, s. 32, ISBN 987-83-939278-9-0

William Grill

Wyprawa Shackletona Przed rokiem, w ramach uczczenia setnej rocznicy transantarktycznej wyprawy Ernesta Shackletona, brytyjski rysownik, William Grill stworzył wyjątkową książkę obrazkową, ilustrującą tę ekspedycję. Dzięki 36

m a g a z y n

wydawnictwu Kultura Gniewu, „Wyprawa Shackletona” trafia właśnie do rąk polskich czytelników. Grill konstruuje swoją opowieść wokół historii irlandzkiego podróżnika, który w 1914 roku na pokładzie statku „Endurance” podejmuje próbę przemierzenia Antarktydy. Spośród 5000 ochotników, Shackleton skrupulatnie dobiera 27 towarzyszy podróży. Irlandczyk ceni ciekawość świata, otwartość i zainteresowania swoich marynarzy. I dlatego, gdy „Endurance” zostaje uwięziony w lodowych krach, nikt nie podupada na duchu. Załoga buduje miasteczko dla 69 towarzyszących jej psów, organizuje arktyczne derby albo czyta encyklopedyczne hasła z „Britanniki”. Mimo że ekspedycja nie zostaje ukończona, a statek tonie, Shackleton zapisuje się na kartach historii jako perfekcyjny organizator i znakomity dowódca ostatniej Bohaterskiej Wyprawy Antarktycznej. Dzięki niemu wszyscy członkowie „Endurance” zostają uratowani. Bogaty w encyklopedyczne dane tekst poszerza naszą wiedzę, ale to rysunkowa opowieść stanowi najmocniejszą stronę „Wyprawy Shackletona”. Grill używa wyłącznie kredki, kolorowe rysunki urzekają prostotą, a jednocześnie zachwycają różnorodnością. Oglądamy więc subtelną kreskę miniaturowych, zbliżonych do pisma obrazkowego ilustracji, przedstawiających uczestników wyprawy albo ekwipunek, a za chwilę zupełnie inne w wymowie konkretne, gęste pociągnięcia kredki w chłodnych barwach, obrazujące potęgę natury. Rok wystarczył, by rysunki brytyjskiego artysty zostały zauważone. „New York Times” przyznał „Wyprawie Shackletona” miano najlepszej ilustrowanej powieści dla dzieci i młodzieży 2014 roku, autor zdobył także jedną z najważniejszych branżowych nagród, World Illustration Award. Czy polskich czytelników William Grill zachwyci równie mocno? Anna Czarnowska-Ł abędzka tłum. Agata Napiórska, Kultura Gniewu, Warszawa 2015, s. 80, ISBN 978-83-64858-11-6

Marlena Happach

Archi.tekturki Współpraca architektki-urbanistki i grafika-malarza zaowocowała niezwykłą publikacją dla dzieci. „Archi.tekturki” to pierwsza książka o architekturze dla dzieci w formacie 3 D. Wielkoformatowa publikacja pomieściła w sobie informacje o kilkudziesięciu obiektach istotnych na architektonicznej mapie stolicy. O obecności w książce nie decydowały jednak kryteria piękna albo wartości historyczne, a raczej ciekawe rozwiązania architektoniczne. Marlena Happach pracowała nad tekstem niemal trzy lata. Szukała języka, który ułatwi młodemu czytelnikowi przyswojenie wiedzy o architekturze powojennej Warszawy. Poza informacjami na temat daty powstania (obiekty ułożono chronologicznie), twórcy projektu czy założeń architektonicznych, autorka wspomina ważne wydarzenia (wybuch gazu w Rotundzie), anegdoty (warszawskie osiedla) albo tłumaczy kontekst historyczny (trasa W-Z). Każdemu budynkowi przypada w udziale cała rozkładówka, o jednych obiektach Happach pisze w kilku zdaniach, innym poświęca całą stronę. Tekst współgra z utrzymanymi w konsekwentnej kolorystyce ilustracjami Roberta Czajki. Począwszy od okładki, przez wyklejkę i poszczególne strony, aż do spisu treści ilustrator używa pięciu barw: białej, szarej, żółtej, czerwonej i ciemnego brązu. „Archi.tekturki” dobrze się czyta, ilustracje przyjemnie ogląda, ale to przestrzenne, trójwymiarowe konstrukcje z tektury wzbudzą największe zainteresowanie młodych czytelników. Dziewięć misternych makiet budynków w technologii pop-up dosłownie wyskakuje z wnętrza stron. Obok obiektów oczywistych i utrwalonych w świadomości, jak np. Pałac Kultury i Nauki, Rotunda albo Dworzec Centralny, pojawiają się makiety nowszych budynków, m.in. biurowca Metropolitan albo Muzeum Powstania Warszawskiego. Każdy tekturowy pop-up klejony był ręcznie, każdy egzemplarz „Archi.tekturek” wymagał więc misternej pracy. To z pewnością jedna z ciekawszych pozycji z zakresu edukacji estetycznej. Anna Czarnowska-Ł abędzka ilustracje Robert Czajka, Instytut Stefana Starzyńskiego/Muzeum Powstania Warszawskiego, Warszawa 2015, s. 108, ISBN 978-83-64308-01-7

l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

8 / 2 0 1 5


KSIĄŻKA, KTÓRĄ CZYTA CAŁY ŚWIAT Premiera w Polsce już 22 października!

Wydawnictwo Sonia Draga ࡨ ࡨ

Najszybciej sprzedający się debiut w Wielkiej Brytanii

6

96!2-!Ě@ 638;8'; £+-'8$A@0! 63>!£32'+3 ;8!+'&-íT 0;Õ8'/ 2-' 1Õ+Ě <2-02íࣗW

Co sekund ktoś w Stanach Zjednoczonych kupuje tę książkę

Długo wyczekiwana pierwsza część drugiego KWARTETU LOS ANGELES.

Na pierwszych miejscach list bestsellerów dłużej niż „Kod Leonarda da Vinci”

3>-'ঔࣗ £!<8'!;! !+83&@ 32$3<8;Õ>W Ěõ#303 638<9A!/í$@ 3#8!A >3/2@ &313>'/ > -#!2-'W

-õ02! - 8'!£-9;@$A2! 63>-'ঔࣗT 0;Õ8! 90Ě!2-! $A@;'£2-0Õ> &3 1@ঔ£'2-! 2-' ;@£03 3 -22@$,T !£' - 3 93#-'W

„James Ellroy to jeden z największych współczesnych pisarzy kryminalnych, a także prowokator, skandalista i ekspert od prania amerykańskich brudów”. WPROST

Nie znasz jej, ale ona zna Ciebie. Rachel codziennie dojeżdża do pracy tym samym pociągiem. Wie, że pociąg zawsze zatrzymuje się przed tym samym semaforem, dokładnie naprzeciwko szeregu domów. Zaczyna się jej nawet wydawać, że zna ludzi, którzy mieszkają w jednym z nich. Uważa, że prowadzą doskonałe życie. Gdyby tylko mogła

być tak szczęśliwa jak oni. I nagle widzi coś wstrząsającego. Widzi tylko przez chwilę, bo pociąg rusza, ale to wystarcza. Wszystko się zmienia. Rachel ma teraz okazję stać się częścią życia ludzi, których widywała jedynie z daleka. Teraz się przekonają, że jest kimś więcej niż tylko dziewczyną z pociągu.

2-0£->' 9;<&-<1 1!2-6<£!$/-T 0;Õ8! &3683>!&A! &3 3#Ěõ&<X 2!031-;@ 23>@ 63£90- 08@1-2!ĚW

3#-2932 3;8A@1!Ě >-'£' 2!+8Õ& A! 9'8-õ A &';'0;@>'1 !209'1T ;! 09-í৹0! ;@£03 63;>-'8&A! /'+3 1-9;8A39;>3W

2;'£-+'2;2!T '13$/32</í$! - 6'Ě2! 68A'13$@ ,-9;38-! 3 &'9;8<0$@/2'/ 9-£' ;>Õ8$A3ঔ$-W '9;9'££'83>@ 90!2&@2!>90- 08@1-2!ĚW

www.soniadraga.pl, tel. 32 782 64 77, www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga


l i t e r a c k i

k s i ą ż k i

NIESPOTYKANY ALBUM PAPIESKI!

m a g a z y n

)RWRJUDğH :DOGHPDU %]XUD 7HNVW -HU]\ .UXV]HOQLFNL VWU [ FP SDSLHU NUHGRZ\ RSUDZD WZDUGD ODNLHURZDQD REZROXWD ISBN: 978-83-7553-190-9

Nr 8/2015 (227) Cena 14,50 zł (8% VAT) • ISSN 2083-7747 • Indeks 334464

K

Z

FHQD GHWDO ]ï QH ]GMÚFLD EOLVNR QDWXU\ XMÚFLDPL QDSRW\NDQ\FK SR GURG]H NRĂFLöïNöZ NDSOLF VWDU\FK Pï\QöZ Lb]DPNöZ 'Ub -HU]\ .UXV]HOQLFNL VïRZHP ]DĂ REMDĂQLï ]MDZLVND SU]\URGQLF]H ]Z\F]DMH WDPWHMV]\FK ]ZLHU]ÈW OLF]QHJR SWDFWZD &DïRĂÊ X]XSHïQLD b XQLNDWRZ\FK ]GMÚÊ DUFKLZDOQ\FK SU]\EOLĝDMÈF\FK SRVWDÊ ¥ZLÚWHJR QD V]ODNDFK NDMDNRZ\FK 3R]QDQLH PïRG]LHñF]\FK SDVML .DUROD :RMW\ï\ SR]ZDOD OHSLHM ]UR]XPLHÊ ZLHOH -HJR SöěQLHMV]\FK MXĝ SDSLHVNLFK GHF\]ML LbZ\SRZLHG]L RUD] -HJR JïÚERNL NRQWDNW ]b%RJLHP

%LDï\ .UXN 6S ] R R XO 6]ZHG]ND .UDNöZ WHO IDNV H PDLO PDUNHWLQJ#ELDO\NUXN SO ZZZ ELDO\NUXN SO

ISSN 1234-0200

9 771234 020157

8 / 2 015

Wöĝ QLH Vï\V]Dï Rb Z\SUDZDFK NDMDNLHP SR U]HNDFK Lb MH]LRUDFK SLHUZV]D Zb b U NVLÚG]D Db QDVWÚSQLH ELVNXSD NDUG\QDïD .DUROD :RMW\ï\ SU]\V]ïHJR ZLHONLHJR 3DSLHĝD" .WR MHGQDN ]QD EOLĝHM WUDV\ W\FK Z\SUDZ" 1LHZLHOX :EUHZ SRZV]HFKQHPX PQLHPDQLX QLH SU]HELHJDï\ RQH W\ONR SU]H] 0D]XU\ :XMHN MDN QD]\ZDOL *R WRZDU]\V]ÈF\ 0X SU]\MDFLHOH Sï\ZDï WDNĝH SR 3RPRU]X =DFKRGQLP ZĂUöG %RUöZ 7XFKROVNLFK U]HNDPL 3RZLĂOD Lb :DUPLL 3XV]F]\ $XJXVWRZVNLHM 6XZDOV]F]\]Q\ ']LÚNL WHM NVLÈĝFH PRĝHP\ GRNïDGQLHM SR]QDÊ FR LbGODF]HJR WDN EDUG]R ]DIDVF\QRZDïR SU]\V]ïHJR SDSLHĝD ZbQDV]\FK SöïQRFQ\FK UHJLRQDFK QDNRPLW\ IRWRJUDğN Vï\QQ\ SLHZFD 0D]XU LbSROVNLHM SU]\URG\ :DOGHPDU %]XUD W\P UD]HP Z\EUDï VLÚ QD Z\SUDZÚ ZDNDF\MQ\PL ĂODGDPL .DUROD :RMW\ï\ WX Lb öZG]LH X]XSHïQLDMÈF IDQWDVW\F]-

08


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.