fot. Joanna Furgalińska
Maszkety rychtujóm
14
Bombóny i zisty
3
Wstympniok
Babeczki czekoladowo-buraczane Ciasto marchewkowe Zielony tort szpinakowy Ciasto z fasoli Muffiny z cukinią
34
Nalewki
Pigwówka Aroniówka Orzechówka Żenicha
40
Fizymatynta ło kafyju
4
Jodło na łobrozkach
Syfon
22 6
Sznity i klapsznity
Smalec Kanapka klubowa Bruschetta z pomidorami Bajgle
Jodło do duszy
W krainie łasuchów Jak smakuje miłość
26
42
„Trophy kitchen"
Ino gymizy
Cukinia faszerowana pomidorami Papryka faszerowana Śliwki nadziewane marcepanem
44
Grajfka mom – poradzo som
Posypka do cukierków
12
Ślónzoki rajzujóm
Kulturalne centrum Śląska
30
Dejcie na to pozór!
46
Po szychcie, czyli naszo inszo stróna
Joanna Furgalińska
Muzyka na widelcu Biobazar
50
Recepisy za rajom
Maszkety
1
w numerze:
2
Maszkety rychtujóm:
Magdalena Cielenga-Wiaterek Redaktor naczelna zielenina.blogspot.com
Katarzyna Godlewska Sekretarz redakcji, opracowanie graficzne wedlug-lokatej.blogspot.com
Urszula Mazurowska Składmistrzyni, opracowanie graficzne eksperymentsobotni.blox.pl
Magdalena Kozłowska Projekt winiety www.rogalikblog.pl
Bernadeta Jarnot-Manecka mojkulinarnypamietnik.blogspot.com
Anna Poloczek namiotle.pl
Marta Borowiec pass-the-food.blogspot.com
Aneta Wojciechowska planeta-smaku.pl
Anna Łabońska ania-od-kuchni.blog.pl
Iwona Starzec decorate-a-cake.blogspot.com
Barbara Salamon-Szympruch podrozehani.pl
Ewa Siuda-Szymanowska gebawniebie.blogspot.com
Józefina Hądz goodmoodfood-goodmoodfood.blogspot.com
Joanna Furgalińska www.furgaleria.pl/blog
Magdalena Ścibor worldonafork.blogspot.com
Dominika Zagrodzka foodie.blog.onet.pl
Ida Kasprzyk www.fabrykotki.pl www.facebook.com/fabrykotki
Agnieszka Sanecka wyslownik.blogspot.com
Dagmara Gładysz-Raiwa pocztowkizirlandii.wordpress.com
www: magazynmaszkety.pl kontakt: magazynmaszkety@gmail.com
fot. Marta Borowiec
Wstympniok Magdalena Cielenga-Wiaterek redaktor naczelna
rys. Anna Krztoń
Jesień dobiega już właściwie do końca, za moment Boże Narodzenie, ale chcemy Was jeszcze zaprosić do maszkecynio jesiennych specjałów. Jesienią zawsze szukam ciekawych rzeczy do czytania, głównie książek, ale chętnie sięgam też po ciekawą prasę. Mam wrażenie, że numer „Maszketów”, który właśnie oddajemy w Wasze ręce, powstał specjalnie z myślą o mnie – kipi tu od ciekawych artykułów! Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam relację z niedawno powstałej w Katowicach Strefy Kultury. Wciągnął mnie także artykuł o łasuchach na obrazie Breugla. Nie oparłam się urokowi nalewek, którym poświęcamy tym razem cały dział, bo jak tu przetrwać zimową część roku bez kieliszeczka „na wzmocnienie”, toteż przygotowałam kilka butelek według prezentowanych przepisów – będę się raczyć tymi pysznościami w długie zimowe wieczory, planując kolejny numer. To tylko kilka z propozycji, które zamieściłyśmy w tym wydaniu, zapraszam do czytania!
Maszkety
3
Maszkety
4
Maszkety
5
Maszkety
6
Sznity
i klapsznity Aneta Wojciechowska
Gdy myślisz o kanapce, rysujesz sobie w głowie obrazek przedstawiający kromkę chleba z żółtym serem i plasterkiem pomidora? Czas zmienić swoje skojarzenia. Bądź kreatywny! Wystarczy trochę fantazji, aby kromkę chleba zamienić w małe, kulinarne dzieło sztuki. W tym numerze prezentujemy kilka pomysłów na pyszne pasty, smarowidła i dodatki do pieczywa. Chcemy zainspirować Cię do tego, abyś pomyślał o kanapce nie tylko jako o zawiniętej w szary papier przekąsce, pakowanej codziennie w tej samej formie do torby na drugie śniadanie. Posmaruj pieczywo kolorową pastą, poświęć chwilę na zrobienie domowego smalcu lub zapiecz bagietkę z dodatkiem pomidorów. Nie pozwól, by było nudno!
Maszkety
7
– SZNIT Y I K L APSZNIT Y –
przepis: Iwona Starzec, zdjęcie: Katarzyna Godlewska
przepis i zdjęcie: Katarzyna Godlewska
Smalec (fet)
Kanapka klubowa
1 kg słoniny mielonej lub w kawałku
2 grillowane piersi z kurczaka, 2 usmażone plasterki boczku, 4 kromki chleba tostowego, 1 duży pomidor, 2 ogórki konserwowe, 1 czerwona cebula, 3 łyżki majonezu, 1 łyżka pesto, sałata
Słoninę w kawałku mielimy w malakserze na dosyć małe kawałki. Jeżeli mamy już zmieloną słoninę, omijamy ten krok. Przekładamy słoninę do małego garnka i wytapiamy na początku na dużym ogniu, następnie, gdy cały tłuszcz się już wytopi, zmniejszamy ogień do średniego i gotujemy, aż całość przybierze złoty kolor. Uwaga! Smalec bardzo szybko staje się brązowy i przez to gorzki. Smalec przelewamy do kamionkowego naczynia i odstawiamy do wystudzenia i stwardnienia. Smalec podajemy rozsmarowany na chlebie, posypany solą, w towarzystwie kiszonego ogórka.
Grillowane piersi z kurczaka kroimy na cienkie plasterki. Kroimy na plasterki również pomidory, cebulę i ogórki konserwowe. Majonez łączymy z pesto, a chleb opiekamy. Kromki smarujemy majonezem i układamy składniki – sałątę, pomidor, kurczaka, boczek, cebulę i ogórek. Przykrywamy górną kromką, przekrawamy na pół i podajemy.
Maszkety
8
– SZNIT Y I K L APSZNIT Y –
przepis i zdjęcie: Aneta Wojciechowska
Bruschetta z pomidorami 1 bagietka, 1 pomidor malinowy, ½ czerwonej cebuli, garść listków bazylii, 2 łyżki octu balsamicznego, 1 ząbek czosnku, 3 łyżki oliwy z oliwek, świeżo mielony pieprz, sól Bagietkę kroimy na kromki o grubości ok. 2 cm. Na talerz wylewamy 2 łyżki oliwy, dodajemy rozgnieciony czosnek i szczyptę soli. Każdą kromkę nacieramy tak przygotowaną oliwą. Układamy na ruszcie piekarnika i grillujemy przez około 5 minut. Pomidor zalewamy wrzątkiem, zdejmujemy skórkę. Kroimy na plastry, wyjmujemy miąższ z pestkami, a resztę kroimy w drobną kostkę. Przekładamy do miski, doprawiamy pieprzem, solą, posiekaną bazylią, octem balsamicznym i łyżką oliwy. Mieszamy. Nakładamy pomidory na zrumienioną bagietkę, po czym wstawiamy do piekarnika jeszcze na kilka minut. Maszkety
9
– SZNIT Y I K L APSZNIT Y –
Maszkety
10
– SZNIT Y I K L APSZNIT Y –
przepis i zdjęcie: Marta Borowiec
Bajgle 3 bajgle, 2 garści jarmużu, 2 garści kiełków brokułu, 1 czerwona cebula, pestki dyni, młotkowany pieprz hummus: 200 g ugotowanej ciecierzycy, 4 łyżki tahiny, ½ upieczonej dyni hokkaido, ⅓ szklanki zimnej wody, sok z ½ cytryny, 1 ząbek czosnku, sól do smaku Ciecierzycę, tahinę, posiekany czosnek oraz upieczoną dynię umieszczamy w blenderze i miksujemy na gładką pastę. Podczas miksowania dodajemy wodę oraz sok z cytryny do uzyskania pożądanej konsystencji. Doprawiamy solą. Bajgle kroimy wzdłuż na pół, obie strony smarujemy grubą warstwą hummusu i posypujemy młotkowanym pieprzem. Układamy warstwę jarmużu, plastry cebuli i kiełki, posypujemy pestkami dyni. Podajemy natychmiast. Maszkety
11
– ŚLONZOK I R A JZUJOM –
Kulturalne centrum Śląska Stało się! W końcu Śląsk doczekał się miejsca, którego zazdrości nam cała Polska. Chodzi o katowicką Strefę Kultury. To nie tylko Muzeum Śląskie z prawdziwego zdarzenia, które w ciągu kilku pierwszych tygodni funkcjonowania odwiedziło ponad sto tysięcy osób. To również nowa siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, jedna z najnowocześniejszych sal koncertowych w kraju, oraz imponujące Międzynarodowe Centrum Kongresowe. I pomyśleć, że jeszcze kilkanaście lat temu na tym terenie fedrowała kopalnia… tekst i zdjęcia: Barbara Salamon-Szympruch
Maszkety
12
– ŚLONZOK I R A JZUJOM –
Położona w samym centrum Katowic strefa kultury stała się modnym miejscem spotkań. I to nie dziwi! To już nie tylko słynny spodek, który towarzyszy katowiczanom od 1962 r., ale duży, zagospodarowany z pomysłem teren, w którym naprawdę można spędzić kilka godzin. Idąc od strony hali widowiskowo-sportowej, najpierw mijamy międzynarodowe centrum kongresowe. To prawdziwy kolos! Czarny, od razu przywołujący skojarzenia z węglem. I to nie pierwsze nawiązanie to śląskości. Na jego dachu urządzono trawiasty taras widokowy, z którego jak na dłoni widać pozostałe obiekty Strefy i panoramę miasta. Projektanci obiektu zadbali o to, by ogromny budynek nie przyćmił słynnej „kosmicznej” hali. Udało się – dzięki „zielonej dolinie” budynki świetnie ze sobą współgrają. Gdy nacieszymy już oczy widokami, możemy iść dalej − betonowa kładka przeprowadzi nas pod siedzibę narodowej orkiestry symfonicznej polskiego radia (NOSPR). Ten czerwony budynek autorstwa Tomasza Koniora nawiązuje z kolei do nikiszowieckiej cegły. Z zewnątrz obiekt zdecydowanie najlepiej wygląda wieczorem, gdy jest efektownie podświetlony. Za to środek powala zawsze! Sala koncertowa po prostu ścina z nóg − i to nawet wtedy, gdy nie ma koncertu. Wystarczy do niej wejść z surowego korytarza i… oczy otwierają się bardzo szeroko. Gdy jest się na koncercie lub choćby próbie, wrażenia się potęgują − akustyka sali jest idealna, a każdy dźwięk sprawia, że po plecach przechodzą ciarki. Sala koncertowa mieści aż 1800 melomanów i od czasu swego powstania nie raz była wypełniona po brzegi. Cieszy wiadomość, że już jesienią siedzibę NOSPR-u będzie można zwiedzać.
Po szczegóły odsyłam na stronę internetową instytucji (www.nospr.org.pl). Na placu przed budynkiem jest zielony labirynt. żywopłot odzwierciedla układ Wielkich Katowic wprost z 1926 r. w skali 1:20. Warto tam zajrzeć, idąc w stronę muzeum śląskiego. Jemu trzeba poświęcić zdecydowanie najwięcej uwagi. Jego budowa budziła zainteresowanie nie tylko katowiczan. Od dawna było widać, jak będzie wyglądała siedziba muzeum (choć nie do końca, bo widoczne na powierzchni szklane budynki to… świetliki). Jest ciekawie, tym bardziej, że wykorzystano industrialne pokopalniane pozostałości, jak choćby stary szyb, na szczycie którego urządzono taras widokowy. To kolejne miejsce w Strefie, z którego można oglądać panoramę miasta. Moim zdaniem taras widokowy jest równie wielką atrakcją jak muzealne ekspozycje. Na te ostatnie trzeba sobie zarezerwować co najmniej kilka godzin. Od dawna wiadomo było, że do nowego muzeum przeniesione zostaną zbiory malarstwa z dotychczasowej siedziby, natomiast sama wystawa o historii Śląska do dnia otwarcia (tj. końca czerwca br.) była tajemnicą. Niestety zawiedli się ci, którzy liczyli na skandal. Jest ciekawie, ale też bardzo poprawnie. Wystawa „światło historii” pokazuje dzieje Śląska do czasów prawie współczesnych. Najwięcej miejsca poświęcono XIX i XX w. Jest plastycznie, multimedialnie, ale jednocześnie dość ogólnie. Wydaje mi się, że wszystko jest zorganizowane tak, że osoba orientująca się w historii będzie wiedziała, o co chodzi. A inni? Nie wiem… Bardzo umiejętnie w całą ekspozycję wplecione są śląskie akcenty, mam nadzieję, że wielu zwiedzających je wyłapie. Najlepiej jeśli przekonacie się sami. Cała Strefa Kultury to miejsce, które nie tylko warto, ale po prostu TRZEBA zobaczyć.
Maszkety
13
Maszkety
14
Anna Poloczek
Chociaż ostatnie promienie słońca jeszcze ciepło grzeją, to złoto liści przegoniło wspomnienie po letnim biesiadowaniu przy owocowych deserach i lekkich ciastach z kolorową galaretką. Wieczory coraz chłodniejsze, chętnie owijamy się w koc, popijamy gorącą herbatę i zajadamy pyszne, „konkretne” ciasta. Idealnym jesiennym składnikiem ciast są warzywa: marchewka, burak, cukinia, fasola. Jeżeli nie próbowaliście ciast z dodatkiem warzyw, naprawdę polecam spróbować. Warzywa w ciastach są niewyczuwalne w smaku, a nadają wspaniałej konsystencji i długo utrzymują wilgotność wypieków. To co, moi drodzy? Siatka w dłoń, kurs do warzywniaka i zabieramy się do pieczenia!
przepis i zdjęcie: Katarzyna Godlewska
Babeczki czekoladowo-buraczane 150 g mąki pszennej, 200 g ugotowanych i obranych buraków, 75 ml oleju rzepakowego, 75 ml mleka, 3 jaja, 50 g gorzkiego kakao, 150 g cukru, 1 ½ łyżeczki proszku do pieczenia W jednej misce mieszamy wszystkie suche składniki (mąkę, kakao, cukier, proszek do pieczenia). Do drugiej wkładamy starte buraki, dolewamy mleko i olej, a następnie wszystko mieszamy. Dodajemy jajka i mieszamy. Masę dodajemy do suchych składników i mieszamy tylko do momentu połączenia składników. Nakładamy ją do foremek, wypełniając je do ok. ¾ wysokości. Pieczemy w 180°C około 15 minut, aż urosną i popękają. Można ewentualnie sprawdzić patyczkiem, czy już są gotowe. Maszkety
15
– BOMBÓN Y I ZIST Y –
przepis i zdjęcie: Anna Poloczek
Ciasto marchewkowe 300 g mąki pszennej, 250 g brązowego cukru, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, ¾ łyżeczki sody, 2 łyżeczki cynamonu, 2 szklanki utartej marchewki (na tarce o drobnych oczkach), 5 jajek (M), 250 ml oleju roślinnego, otarta skórka z 1 pomarańczy Masa 250 ml śmietany kremówki, 250 g serka mascarpone, cukier puder (do smaku) Całe jajka wbijamy do miski, dodajemy cukier i ucieramy na jasną, puszystą masę. Gdy masa wyraźnie powiększy swoją objętość, dodajemy olej i chwilę jeszcze ubijamy. Mąkę łączymy z proszkiem, sodą i cynamonem. Wszystko przesiewamy przez sitko. Do masy jajecznej wsypujemy mąkę z przyprawami i mieszamy mikserem na wolnych obrotach. Gdy składniki się połączą, dodajemy marchewkę i skórkę pomarańczową. Mieszamy przez chwilę, nie zwiększając obrotów miksera. Ciasto wylewamy do średniej tortownicy wysmarowanej tłuszczem i wysypanej tartą bułką (można też wysypać tortownicę mielonymi orzechami). Ciasto pieczemy w temperaturze 170–180°C przez godzinę. Sprawdzamy patyczkiem, czy ciasto jest upieczone – gdyby po tym czasie nie było jeszcze gotowe, zmniejszamy temperaturę i zostawiamy jeszcze na kilka minut w piekarniku. Ciasto po ostygnięciu może lekko opaść (ale niekoniecznie). Śmietanę ubijamy na sztywno, do ubitej śmietany dodajemy serek mascarpone. Wszystko ubijamy jeszcze przez chwilę, dosypując cukru pudru do smaku. Zimne ciasto kroimy na 3 placki i przekładamy masą. Wierzch można posypać kakao, orzechami albo płatkami migdałowymi. Maszkety
16
– BOMBÓN Y I ZIST Y –
Maszkety
17
– BOMBÓN Y I ZIST Y –
Maszkety
18
– BOMBÓN Y I ZIST Y –
przepis i zdjęcie: Marta Borowiec
Zielony tort szpinakowy Ciasto: 3 jajka, 120 g cukru trzcinowego, 190 ml oleju kokosowego (¾ szklanki) , 400 g szpinaku (mrożonego lub świeżego), skórka otarta z 1 cytryny, 2 łyżki jogurtu greckiego, 300 g mąki pszennej (typ 550), 2 łyżeczki proszku do pieczenia, duża szczypta soli morskiej , kilka łyżek mleka (opcjonalnie) Krem: 500 g sera mascarpone, 200 g białej czekolady, skórka otarta z 1 cytryny, sok z 1 cytryny Wszystkie składniki na ciasto powinny być w temperaturze pokojowej. Szpinak rozmrażamy na sicie, a następnie dokładnie odciskamy z nadmiaru wody. Przekładamy go do blendera i mielimy na gładką pastę. Tortownicę o średnicy 20 cm wykładamy papierem do pieczenia. Piekarnik nastawiamy na 180°C. W dużej misce miksujemy jajka z cukrem, aż masa będzie jasna i puszysta. Stopniowo dodajemy olej, a następnie partiami szpinak, jogurt i skórkę cytrynową. Na koniec dodajemy mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i solą. Jeśli ciasto okaże się zbyt gęste, dodajemy kilka łyżek mleka. Ciasto przekładamy do formy i wyrównujemy z wierzchu. Pieczemy przez 60-70 minut do suchego patyczka. Zostawiamy w piekarniku do całkowitego wystudzenia. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. W misce delikatnie miksujemy ser mascarpone. Stopniowo dodajmy ostudzoną czekoladę i sok ze skórką cytrynową. W razie potrzeby można dodać trochę cukru. Krem schładzamy w lodówce. Ostudzone ciasto kładziemy na blacie roboczym. Odcinamy wyrośnięty wierzch, który wykorzystamy do dekoracji. Resztę ciasta kroimy na trzy równe blaty. Pierwszy blat układamy na paterze i smarujemy ⅓ cytrynowego kremu. Na wierzch kładziemy kolejny blat i ponownie smarujemy ⅓ kremu. Układamy ostatni blat, rozsmarowujemy resztę kremu, a na wierzch kruszymy pozostałe ciasto. Wierzch dekorujemy świeżymi malinami. Tort schładzamy w lodówce na minimum 2-3 godziny przed podaniem. Maszkety
19
– BOMBÓN Y I ZIST Y –
przepis i zdjęcie: Iwona Starzec
Ciasto z fasoli 1 puszka czerwonej fasoli, 1 dojrzały banan, 3 łyżki kakao, 2 jajka, 2-3 łyżki miodu, 2 łyżki cukru trzcinowego, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, 1 tabliczka gorzkiej czekolady Wszystkie składniki (oprócz czekolady) wrzucamy do malaksera i miksujemy, aż do powstania gładkiej masy. Powstałą masę przekładamy do formy (keksówka 25 cm x 15 cm). Pieczemy w temperaturze 180°C przez 40-50 minut. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Po wyjęciu ciasta z piekarnika wylewamy na nie czekoladę i odstawiamy do ostudzenia.
Maszkety
20
– BOMBÓN Y I ZIST Y –
przepis i zdjęcie: Anna Poloczek
Muffiny z cukinią 90 g wiórków kokosowych, 125 ml mleka, 150 g brązowego cukru, 60 ml oleju roślinnego, 2 łyżeczki soku z cytryny, ¾ łyżeczki sody, 2 jajka, 150 g mąki pszennej, 1 szklanka startej cukinii Cukinię ścieramy (ze skórką) na tarce o drobnych oczkach. Formę na muffiny wykładamy papilotkami. W jednej misce łączymy jajka, cukinię, olej, mleko i sok z cytryny. Do drugiej miski wsypujemy wiórki kokosowe, cukier, mąkę i sodę. Suche składniki dokładnie mieszamy i wsypujemy do składników płynnych. Mieszamy krótko, tylko tyle, by składniki się połączyły. Papilotki napełniamy ciastem do ¾ wysokości foremki. Muffiny pieczemy około 20 minut w temperaturze 180-190°C. Sprawdzamy patyczkiem, czy muffiny się upiekły.
Maszkety
21
– JODŁO DO DUSZY –
Marzenie o samoprzygotowującym i samopodającym się jedzeniu to bynajmniej nie wymysł współczesności. Już w średniowieczu ludzie marzyli o krainie lenistwa, obfitującej w smakołyki. To marzenie przybrało bardzo konkretne kształty – utopii Kukanii. Jej tradycje odwołują się do znanego w kulturze toposu biblijnej krainy mlekiem i miodem płynącej,
raju, który istnieje gdzieś poza granicami znanego nam świata. Tego typu tęsknoty wydają się najsilniejsze w średniowieczu. Jak wyglądała owa szczęśliwa, wymarzona kraina? Wystarczy spojrzeć na obraz Petera Bruegla „Kraina szczęśliwości”. Trzej mężczyźni leżą na ziemi w centrum obrazu. Odpoczywają po wysiłku, jakim z pewnością nie była ciężka praca, ale raczej ciężkie obżarstwo.
W krainie łasuchów
Wydłużające się wieczory i jesienna chandra skłaniają do częstszego niż zwykle sięgania do kuchennych zapasów. Ręka sama wyciąga się po kawałek czekolady, plasterek bekonu czy słone paluszki. A teraz wyobraźcie sobie miejsce, w którym jedzenie przychodzi do Was samo, dokładnie takie, jak lubicie. Nie musicie ruszać się spod ciepłego koca, różne pyszności same wskakują Wam do ust. Zapraszam do krainy Kukanii tekst: Dominika Zagrodzka
Krajobraz, który rozciąga się wkoło nich, tylko to potwierdza. Tutaj się nie pracuje, bo i po co, skoro natura chętnie podaje naszym bohaterom pożywienie. I to pożywienie nie byle jakie. Po prawej stronie widzimy krzew placków, na drzewie znajduje się stół, stale zapełniany nowymi potrawami, mamy też daszek wypełniony apetycznymi tartami i płot z kiełbasek. Jedzenie nie tylko znajduje się na wyciągnięcie ręki, ale również samo przychodzi do mieszkańców tej cudownej krainy. Jajko ma nóżki, żeby mogło „podać się” temu, kto będzie miał na nie ochotę, kaczka kładzie głowę na talerzu, a świnia biega z nożem za pasem, żeby w każdej chwili można było odkroić z niej kawałek pysznego mięsa. Maszkety
22
Bruegel pokazuje, że z dobroci Kukanii mogą korzystać bez wyjątku wszystkie stany społeczne, ponieważ panuje w niej pełen egalitaryzm, nikt nie jest gorszy lub lepszy. Chłop, rycerz, duchowny, nieważne kim jesteś, możesz śmiało czerpać przyjemność z rozkoszy stołu. Dodajmy, że stołu zastawionego po pańsku, bowiem wszystkie dania Kukanii należały w owym czasie do produktów luksusowych. Taka sielankowa wizja stanowi odpowiedź na wiele społecznych lęków tamtego czasu. Z jednej strony pozwala zachwiać ustaloną hierarchią społeczną, z drugiej przynajmniej w marzeniu uciec od stale zagrażającego głodu. Jest jeszcze jeden, nie mniej ważny powód tworzenia tego typu utopii – chęć najedzenia się do syta bez wyrzutów sumienia.
– JODŁO DO DUSZY –
W średniowieczu obżarstwo było wartościowane bardzo negatywnie. Nawet nie dlatego, że sprzeciwiano się pochłanianiu dużych ilości jedzenia, ale ponieważ łączono łakomstwo z innymi grzechami. Sądzono powszechnie, że brak umiaru w jedzeniu, a co dopiero w piciu, skutkuje nieobyczajnym zachowaniem i wulgarnymi słowami. Na rycinach obżarstwo przedstawiano więc w parze z rozpustą, co do której nikt już nie miał wątpliwości, że jest czystym złem. Co ciekawe, tego związku można doszukać się także na obrazie Bruegla. Nie bez przyczyny przedstawieni mężczyźni są rozchełstani, z przejedzenia nie dbają o przyzwoity strój. Moraliści nie byliby jednak sobą, gdyby nie użyli motywu krainy Kukanii do swoich własnych celów. Nie ma przecież nic lepszego do pouczania bliźnich niż motywy dobrze znane, nawet prostemu człowiekowi. Dla moralistów Kukania to kraina leni i obżartuchów, stale i bezkarnie grzeszących
przeciw boskiemu porządkowi świata. To przestroga dla wszystkich tych, którym zdarza się choćby jedną nogą zbłądzić w świat łasuchów. Pamiętacie jak skończyła się przygoda Jasia i Małgosi z domkiem z piernika Baby Jagi? Kukania wielokrotnie pojawia się w opowieściach dla dzieci, służąc ostrzeganiu przed zasłużoną karą za łakomstwo. Motyw szczęśliwej krainy był w różnych wariantach popularny na całym świecie. Ciekawostką jest fakt, że w każdym kraju utopia podlegała modyfikacjom ze względu na to, jakie potrawy uznawano w konkretnej kulturze za najatrakcyjniejsze, stąd we Włoszech w Kukanii centralne miejsce zajmuje wielki makaronowy wulkan. W mojej wymarzonej krainie na pewno znalazłyby się drzewa obwieszone pierogami, chałwowe kamienie i rzeki musującego, brzoskwiniowego bellini. Dziwne zestawienie? Przecież jesteśmy w krainie fantazji, gdzie wszystko jest możliwe! A Wy bez czego nie wyobrażacie sobie Kukanii?
Maszkety
23
– JODŁO DO DUSZY –
Jak smakuje miłość? Miłość może pachnieć i smakować w określony sposób. Bo miłość i apetyt na życie zawsze łączą się z jedzeniem tekst i zdjęcie: Ewa Siuda-Szymanowska Bliskość. Namiętność. Radość i smutek. Zazdrość. Wierność i zdrada. Pożądanie. Intymność. Zaangażowanie. Wachlarz emocji, postaw, zachowań, reakcji. To temat niewyczerpalny i filmowe smaki miłości, które się tu pojawią, można by wyszukiwać w nieskończoność. Miłość może pachnieć i smakować w określony sposób. Bo miłość i apetyt na życie zawsze łączą się z jedzeniem – jak w filmie „Jedz, módl się, kochaj” Ryana Murphy’ego. Romans jest jak czekoladowy croissant. Trójkątny kawałek ciasta nadziany czekoladą odzwierciedla relację, jaka powstaje między Jane (Meryl Streep), jej kochankiem Adamem (Steve Martin) i byłym mężem Jakiem (Alec Baldwin) w filmie Nancy Meyers „To skomplikowane”. To smak miłosnego trójkąta, gdzie w centrum znajduje się namiętność. To troje ludzi po przejściach, noszących w sobie ślady byłych miłości i związków. Jane, prowadząca własną cukiernię, jest naznaczona nie tylko przez miłosne doświadczenia, ale przez drogę, którą przeszła, wgłębiając się w cukiernicze tajniki – Adam odkrywa na jej rękach „znamiona” pozostawione przez gorący karmel, roztopiony cukier i dużą francuską patelnię. Nieprzypadkowo randka kochanków, podczas której toczy się rozmowa o „tym trzecim”, odbywa się właśnie w cukierni Jane. Przy croissantach. Maszkety
24
– JODŁO DO DUSZY –
Samotność i uzależnienie od dawnej miłości smakują jak placek jagodowy (blueberry pie). W knajpce „Klucz” prowadzonej przez Jeremy’ego (Jude Law) w filmie „My Blueberry Nights” Wonga Kar Waia ciasto jagodowe pod koniec dnia zawsze stoi na półce nietknięte. Nie wiadomo, co jest z nim nie tak, bo, jak stwierdza Elizabeth (Norah Jones), smakuje całkiem nieźle. U Jeremy’ego to sernik i szarlotka są synonimami powodzenia u płci przeciwnej. Klienci zamawiają je często i chętnie.
fot. The Weinstein Company
Kiedy Elizabeth wyjeżdża, dla Jeremy’ego placek jagodowy staje się znakiem wierności i nadziei. Jeremy nadal piecze ciasta, których nikt nie kupuje – w razie, gdyby przyjaciółka wróciła i miała na nie ochotę. Samotność jagodowego placka zostaje w końcu odczarowana przez pocałunek. Zaufanie i bliskość mają smak gorącej czekolady z piankami. Jest w niej słodycz i ciepło. Kojarzy się z bezbronnością, którą wyzwala zgoda na przekroczenie pewnej granicy, pójście o krok dalej (czy też może: bliżej) w związku. W filmie „Holiday” Nancy Meyers Amanda (Cameron Diaz), otrzymując kubek gorącej czekolady z piankami, wchodzi w świat Grahama (Jude Law), jakiego wcześniej nie znała. Był dla niej mężczyzną, kochankiem, a teraz widzi go jako ojca dwóch córek, wdowca, Pana Serwetkę, który potrafi rozśmieszyć córeczki do łez. Zostaje zaproszona do wewnętrznej, prywatnej przestrzeni, którą dotąd dzielili tylko we trójkę – kiedy wchodzi do namiotu dziewczynek i razem z nimi, leżąc na poduszkach, ogląda wiszące papierowe gwiazdki.
Placek jagodowy (blueberry pie) ciasto: 370 g mąki, 200 g zimnego masła, 1 łyżeczka soli, 3 łyżki cukru, 130 ml zimnej wody, 1 żółtko (do posmarowania) nadzienie: 1 kg jagód, skórka otarta z 1 cytryny, 1 łyżka soku z cytryny, ½ szklanki cukru, 4 łyżki mąki ziemniaczanej Jagody mieszamy z sokiem i skórką z cytryny, cukrem i mąką ziemniaczaną. Odstawiamy. Zagniatamy ciasto z podanych składników, formujemy z niego kulę, którą schładzamy w lodówce przez około godzinę. Następnie dzielimy ciasto na dwie części, każdą rozwałkowujemy. Jedną z nich wykładamy dno natłuszczonej formy. Wykładamy owocowe nadzienie, na nim układamy drugą część ciasta. Zlepiamy brzegi, wierzch nacinamy i smarujemy roztrzepanym żółtkiem. Placek pieczemy około godziny w temperaturze 200-210°C.
Dojrzała miłość, oparta na przyjaźni i wierności, smakuje jak chleb. Jak świeży chleb posmarowany masłem. Prosto, najprościej jak się da. Stanowi pełnię, nie potrzebuje ostrych przypraw, polepszaczy smaku, spulchniaczy, sztucznych aromatów. W filmie „Julie & Julia” Nory Ephron podczas walentynkowej kolacji Paul Child (Stanley Tucci) mówi do swojej żony Julii (Meryl Streep): jesteś masłem na moim chlebie, jesteś oddechem mojego życia. To jedno z najpiękniejszych miłosnych wyznań, jakie można sobie wyobrazić.
Maszkety
25
Magdalena Cielenga-Wiaterek Jesień to wymarzona pora na nadziewanie. Tym razem przedstawiamy cały przekrój pysznych dań faszerowanych różnorakimi frykasami. Mam nadzieję, że skusicie się na tę pyszną kulinarną zabawę. Zapraszamy!
przepis: Iwona Starzec, zdjęcie: Marta Borowiec
Cukinia faszerowana pomidorami 1 średnia cukinia, 2-3 dojrzałe pomidory, 2 łyżki przecieru pomidorowego, 1 kulka mozzarelli, 1 średnia cebula, ząbek czosnku, świeża bazylia, sól, pieprz, olej Cukinię myjemy, przekrajamy na pół, usuwamy nasiona. Cebulę i czosnek obieramy i kroimy, podsmażamy na patelni z odrobiną oleju, soli i pieprzu. Przecier mieszamy z podsmażoną cebulą i czosnkiem, rozsmarowujemy na spodzie cukinii. Pomidory myjemy i kroimy w kostkę, następnie solimy i pieprzymy, dodajemy do nich drobno pokrojoną bazylię i przekładamy wszystko do cukinii. Tak przygotowane cukinie kładziemy na wyłożonej papierem blasze. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180°C, na ok. 30 minut. Mozzarellę kroimy na plastry, kładziemy na cukinię i podpiekamy w piekarniku przez ok. 5 minut, aż mozzarella się roztopi. Maszkety
26
– INO GYMIZY –
Maszkety
27
– INO GYMIZY –
przepis i zdjęcie: Katarzyna Godlewska
Papryka faszerowana 8 papryk, 1 duża cebula, 2 średnie cukinie, 200 g pieczarek, 150 g sera feta, 4 ząbki czosnku, 170 g kaszy bulgur, 500 ml bulionu warzywnego Myjemy warzywa, cukinię ścieramy na tarce o dużych oczkach, pieczarki kroimy na cienkie plastry, a z każdej papryki odkrajamy górną część i usuwamy gniazo nasienne wraz z pestkami. Kaszę zalewamy bulionem, przykrywamy i odstawiamy na 20 minut. Cebulę kroimy w drobną kostkę, wrzucamy na rozgrzany olej i smażymy na wolnym ogniu, aż się zeszkli. Dodajemy startą cukinię oraz pieczarki i smażymy, aż warzywa będą miękkie. Zmniejszamy ogień, dodajemy kaszę, ser, drobno posiekany czosnek, mieszamy farsz i doprawiamy do smaku. Nadziewamy papryki przygotowanym farszem, przykrywamy odciętą górą i układamy w naczyniu żaroodpornym. Pieczemy pod przykryciem w piekarniku nagrzanym do 190-200°C około 50 minut.
Filowano papryka 8 papryk, 1 srogo cybula, 2 strzednie cukinie, 200 g szmpiónów, 150 g syra feta, 4 zómbki czosku, 170 g krupów bulgur, 500 ml buliónu ze grincojgu Gymizy myjymy, cukina trymy na rubym tarle, szmpióny krejymy na szajdki, z kożdyj jednyj papryki trza odkroć dekiel i wydrzić nasióna ze pojstrzodka, abfale wyciepujymy. Krupy zalywómy buliónym, przikrywómy deklym i łostawiómy bez 20 minut. Cybula krejymy na malućki kónski, ciepiymy do tyglika na rozgrzóny fet i skwarzimy do zeszklynio. Ku tymu dociepujymy rain potrzito cukinia i pokróne szampióny, warzymy to do kupy bez kwila. Aż bydzie miyntki, dociepujymy krupy, strzaskany czosnek i syr - trza to wyketłać do kupy. Idzie ku tymu dosuć soli i korzyni. Do kożdyj papryki rain wrażómy filóng, na wiyrch dowómy oderżniynte dekle, układómy na blacha abo do brytfanki i wrzażómy do gorkij bratruły (190-200°C). Trza to piyc bez 50 minut. Maszkety
28
– INO GYMIZY –
przepis i zdjęcie: Magdalena Cielenga–Wiaterek
Śliwki nadziewane marcepanem 1 kg dużych śliwek np. renkloda, mieszaniec, 200 g masy marcepanowej, 100 g migdałów w słupkach, 100 g orzechów włoskich (po obłuskaniu), ½ łyżeczki cynamonu Śliwki myjemy, drylujemy, połówki układamy w naczyniu żaroodpornym. Orzechy i marcepan grubo siekamy, mieszamy z migdałami i cynamonem. Nadziewamy czubato śliwki. Zapiekamy 15-20 minut. Podajemy ciepłe lub zimne.
Maszkety
29
– DEJCIE NA TO POZÓR! –
Muzyka
na widelcu – Urszuli Mazurowskiej opowiada Aleksandra Prajs – prezeska stowarzyszenia Piękna Strona Miasta tekst: Urszula Mazurowska, zdjęcia: lokale biorące udział w akcji Od roku Piękna Strona Miasta prowadzi bardzo różnorodne działania mające na celu zmianę wizerunku Bytomia. We wrześniu dzięki waszej inspiracji w 14 lokalach gastronomicznych w Bytomiu zagościł duch dziewiętnastowiecznego kompozytora – Heinricha Schulza-Beuthena. Jak do tego doszło? W marcu 2015 r. podczas spotkania z pracownikami Muzeum Górnośląskiego po raz pierwszy usłyszałyśmy nazwisko Heinricha Schulza-Beuthena. Muzealnicy przygotowywali akurat duży projekt związany z tym urodzonym w Bytomiu, a zupełnie zapomnianym niemieckim kompozytorem, którego setna rocznica śmierci przypada w tym roku. Przypomnienie jego osoby wręcz idealnie wpisało się w naszą stowarzyszeniową misję krzewienia lokalnej tradycji i kultury. To spotkanie zainspirowało nas do znalezienia zupełnie innego sposobu przypomnienia go mieszkańcom Bytomia, odbiegającego od działań prowadzonych przez muzeum, czyli wykładów, koncertów i wystaw. Postanowiłyśmy działać dwutorowo: w świecie wirtualnym oraz w realu – wybierając miejsca, które nie zawsze kojarzą się z kulturą wysoką.
Maszkety
30
Wyjście z postacią historyczną poza mury muzeum było dość ryzykowne, nie obawiałyście się tego? Nasza działalność otrzymała zarówno wsparcie merytoryczne Muzeum Górnośląskiego, jak i zrozumienie lokalnego biznesu w postaci działających w Bytomiu kawiarń i restauracji. Restauratorzy inspirując się postacią kompozytora, historią, miastem i muzyką, tworzyli swoje kompozycje smakowe. I to był strzał w dziesiątkę, udało nam się nawiązać kontakt między współczesnymi bytomianami, a człowiekiem, który urodził się w ich mieście w 1838 roku. Jak tego dokonałyście? Nasz pomysł opierał się na stworzeniu na Facebooku miejsca, w którym Heinrich Schulz-Beuthen mógłby się dzielić swoimi wrażeniami z podróży sentymentalnej do swojego rodzinnego miasta. Założyłyśmy kompozytorowi prywatny profil, który w krótkim czasie zyskał prawie 700 znajomych. Za jego pośrednictwem nawiązałyśmy kontakt z bytomianami, z których część z pewnością częściej zasiada przed komputerem niż chodzi do muzeum. Z dnia na dzień widziałyśmy, jak coraz bardziej się angażują, zaglądają na tablicę artysty
– DEJCIE NA TO POZÓR! –
w poszukiwaniu ciekawostek z jego życia i obserwacji na temat współczesnego Bytomia, komentują, zadają pytania. Jednocześnie, 14 bytomskich kawiarń i restauracji wprowadziło do swojego menu pozycje dedykowane kompozytorowi, od dań obiadowych, przez pizze i hamburgery, po desery i kawy. Na klientów lokali czekały też przygotowane przez nas ulotki, zawierające zarówno informacje o artyście w dość nietypowej formie, bo zamiast noty biograficznej znalazła się tam listwa czasowa z najważniejszymi i najciekawszymi naszym zdaniem informacjami z życia kompozytora, modna ostatnio odstresowującą kolorowanka, kod QR, umożliwiający odsłuchanie jednego z utworów Mistrza i wreszcie lista lokali biorących udział w naszej akcji. Akcja trwała dwa miesiące – wrzesień i październik. Heinrich Schulz-Beuthen opuścił ponownie miasto? Wirtualnie tak, ale mamy nadzieję, że pozostał w ludzkiej pamięci. Zwieńczeniem naszych działań był „Podwieczorek z historią” – spotkanie bytomian z pracownikami Muzeum Górnośląskiego: dr Joanną Lusek oraz Maciejem Droniem, ekspertami w dziedzinie historii Bytomia i twórczości Heinricha Schulza-Beuthena, którzy w przytulnej atmosferze „Starej Piekarni”, wprowadzili nas w klimat dziewiętnastowiecznego Bytomia i przybliżyli postać kompozytora. Jednak to nie ostatnie spotkanie z kompozytorem w Bytomiu, 16 grudnia w Muzeum Górnośląskim nastąpi otwarcie wystawy „Heinrich Schulz-Beuthen. Życie–twórczość–inspiracje”, na którą serdecznie zapraszamy.
Menu dedykowane Heinrichowi Schulzowi-Beuthenowi:
Ozorki Blęder – Kulinarnie
Kawa piernikowa Cafe Bristol
Ciasto z marcepanem Cukiernia – lodziarnia Kwapisz Five o’clock a’la Beuthen Herbaciarnia Herbata
Czekoladowa terrina z sorbetem, spaghetti „nero di sepia”, kawowy drink – Pick Mi Up Kawiarnia Suplement
LODY – czekolada z chili, deser lodowy „Dziecięca symfonia” Lodziarnia u Fiołków
Pizza z suszonymi śliwkami kalifornijskimi, wędzoną szynką i kwaśną śmietaną na spodzie z sosem pomidorowo-śliwkowym Lucky Luciano
Sakiewka z polędwicy wieprzowej z kurkami i serem brie na sosie pieprzowym w asyście drążonego ziemniaka i karmelizowanej marchewki Restauracja Klimat
Torcik Czekoladowy Sapori Divini
Mushroom burger Srebrne Stawy Golf Club Restaurant by grillpoint
Polędwiczki w sosie śliwkowym z przyprawami korzennymi podawane z grillowanymi warzywami Stara Piekarnia
„Deser Schulza Beuthena z Krawieckiej", czekoladowe Cappuccino Schulza Beuthena ToTu cafe Kanaan
Przystwaka ze śledzi Wagon
Beuthen burger Zelter
Maszkety
31
Biobazar tekst i zdjęcia: Katarzyna Godlewska W zeszłym roku musiałam pożegnać się z moimi ukochanymi Gliwicami i zostawić Śląsk na rzecz Warszawy. Przeprowadzka nie wywołała u mnie dużego entuzjazmu – dobrze mi w rodzinnych stronach. Jednak cieszyło mnie jedno – w Warszawie jest wszystko! Kawiarnie, restauracje, sklepy ekologiczne, targi śniadaniowe i wiele innych atrakcji. Przyjeżdżając co jakiś czas w odwiedziny do rodziców, odkrywałam z coraz większym zadowoleniem, że to „wszystko” pojawia się także na Śląsku. Do tych miejsc należy także katowicki BioBazar, który został otwarty w ubiegłym roku na terenie dawnej Huty Baildon przy ulicy Brackiej 20 i zyskuje coraz większą popularność wśród mieszkańców Katowic oraz okolicznych miast. BioBazar to przede wszystkim targ z ekologiczną żywnością. Starannie wybrani wystawcy z produktami wysokiej jakości to ekologiczni i w dużej mierze lokalni producenci żywności. W ofercie prócz towarów mają również cenne informacje o nich, którymi chętnie się dzielą z klientami. Warto wdać się w rozmowę, bo doskonale znają się na tym, co sprzedają – jeśli chcecie posłuchać o czarnej marchwi lub dowiedzieć się nieco o produkcji sera, to jest to idealne miejsce. Wybór produktów jest bardzo bogaty – od warzyw i owoców, przez pieczywo i nabiał, do mięs i ryb. Na targu oprócz zakupów można na chwilę usiąść i zjeść coś dobrego – swoje miejsce ma „4SEASONS” Adriana Feliksa, gdzie zjemy zarówno śniadanie, jak i dobry obiad czy ciasto marchewkowe na deser, a potrawy są podawane na talerzach z… otrąb. Menu jest sezonowe np. w listopadzie królować w nim
Maszkety
32
– DEJCIE NA TO POZÓR! –
będzie kaczka. Na stoisku za rogiem dostaniemy kawę z aeropressu lub parzoną w tygielkach „w piachu”. Nie musimy się śpieszyć z zakupami, wystarczy usiąść na chwilę i odpocząć przy posiłku. Przyznam, że kiedy odwiedziłam BioBazar po raz pierwszy, byłam zaskoczona tym, jak wiele tu rodzin z małymi dziećmi. Jednak nic w tym dziwnego, bo organizatorzy chcą stworzyć nie tylko miejsce na zakupy dla dorosłych, ale także możliwość kreatywnego spędzenia sobotniego przedpołudnia dla dzieci – regularnie na bazarze odbywają się warsztaty kulinarne dla najmłodszych, gdzie oprócz dobrej zabawy można sporo dowiedzieć się o odpowiednim żywieniu. Stałą prowadzącą warsztaty jest nasza redaktor naczelna – Magda Cielenga-Wiaterek, autorka bloga „Zielenina”, która uczy maluchy piec i gotować. Oprócz zajęć kulinarnych odbywają się również warsztaty naukowe prowadzone przez Katarzynę Antonik-Heller z portalu Skrzydła Rozwoju, która jest diet coachem. A dla dorosłych raz w miesiącu wspólne gotowanie proponuje Adrian Feliks. W letniej porze przed budynkiem bazaru wystawiane są leżaki, gdzie na przekór przemysłowemu otoczeniu można się zrelaksować na zielonym trawniku. BioBazar zachęca do zmiany przyzwyczajeń: zamiast biegać w ramach sobotnich zakupów po centrum handlowym, dobrze zawitać tutaj, by wybrać sprawdzone produkty, porozmawiać z innymi ludźmi i dowiedzieć się nieco o zdrowej żywności. BioBazar Katowice jest czynny w każdą sobotę od 7:30 do 15:30.
W najbliższym czasie warsztaty będą odbywać się zgodnie z poniższym harmonogramem: 14 XI warsztaty kulinarne dla dzieci „Kolorowe potwory” godz. 10:00, 11:15, 12:30 z Ciocią Zieleniną Zapisy poprzez zielenina_blog@o2.pl 21 XI warsztaty naukowe dla dzieci „Andrzejkowe smaki" godz. od 10:00 do 15:00 ze Skrzydłami Rozwoju Zapisy poprzez biuro@biobazar.com.pl 28 XI warsztaty kulinarne dla dorosłych „Dania z dyni” z Adrianem Feliksem godz. od 10:00 do 13:00 Zapisy poprzez spoon.biuro@gmail.com 6 XII warsztaty naukowe dla dzieci „Warsztaty Mikołajkowe” godz. od 10:00 do 13:00 ze Skrzydłami Rozwoju Zapisy poprzez biuro@biobazar.com.pl 12 XII warsztaty kulinarne dla dzieci „Zdrowe pierniczki” z Ciocią Zieleniną godz. 10:00, 11:15, 12:30 Zapisy poprzez zielenina_blog@o2.pl 19 XII warsztaty kulinarne dla dorosłych „Ryba” godz. od 10:00 do 13:00 Zapisy poprzez spoon.biuro@gmail.com Maszkety
33
Marta Borowiec Jesień to czas chłodnego wiatru i przeszywającego deszczu, czas puchowych płaszczy i ciepłych rękawiczek. W tak niepewną pogodę często sięgamy po rozgrzewające herbaty wzmacniane „prądem”, które dodatkowo mają zlikwidować wirusy i wzmocnić naszą odporność. Nic tak dobrze się nie komponuje w mroźne wieczory jak herbata z nalewką, najlepiej domowej produkcji. Do wykonania domowej nalewki możemy użyć dowolnych owoców. Latem sięgamy po pyszne owoce sezonowe – maliny, truskawki, czereśnie czy wiśnie. Jesienią wybór jest równie szeroki. Nalewkę możemy przygotować z jabłek lub gruszek, nadadzą się także kwaskowate pigwy i pigwowce. Są to jednak oczywiste wybory, a jesień ma dla nas znacznie więcej materiałów na nalewkę, niż możemy przypuszczać. Wyjątkowo smaczną nalewką jest żenicha przygotowania z dzikiej róży, a także nalewka z owoców aronii i tarniny. W tych trzech przypadkach pamiętajmy o tym, by owoce wcześniej przemrozić – w ten sposób pozbędziemy się cierpkości i goryczy. Trudno powiedzieć, skąd dokładnie wziął się zwyczaj przygotowywania nalewek, ale wiadomo, że ich wyrobem zajmowano się już w starożytności. Wraz z rozpowszechnieniem się spirytusu zaczęto eksperymentować z różnymi wariantami smakowymi. Popularne były nalewki ziołowe, które miały działanie lecznicze. Dzisiaj nalewka to trunek na bazie wysokoprocentowego alkoholu, który łączy się z owocami i przyprawami. Aby przygotować doskonałą nalewkę, należy pamiętać o tym, by wszystkie składniki były świeże i wysokiej jakości. Standardowa procedura przy przygotowywaniu nalewki jest dosyć prosta, oczyszczone owoce zalewa się alkoholem, w którym się macerują. Po kilku tygodniach zlewa się alkohol i zasypuje owoce cukrem, by uzyskać słodki syrop, który później połączymy z alkoholem. W ten sposób możemy eksperymentować z różnymi owocami, a po lekturze działu przekonacie się też, że nalewki można przygotować na wiele różnych sposobów. W naszym nalewkowym dziale znajdziecie przepis na słodko-kwaśną aroniówkę i pigwówkę, a także tajemniczą żenichę i leczniczą orzechówkę. Zapraszamy do lektury!
Maszkety
34
przepis: Iwona Starzec, zdjęcie: Marta Borowiec
Pigwówka 1 kg owoców pigwy, 1 kg cukru, 1 l wódki, 0,5 l spirytusu, 50-100 g miodu Owoce myjemy, usuwamy gniazda nasienne i kroimy. Przekładamy je do słoików i zasypujemy cukrem. Słoiki z pigwą odstawiamy w zimne miejsce na 2-3 dni, aż owoce puszczą soki. Codziennie rano i wieczorem mieszamy zawartość słoików. Powstały sok zlewamy do butli, dodajemy wódkę, spirytus i miód do smaku. Wszystko odstawiamy na ok. 2 miesiące. Z pozostałych owoców można zrobić dżem.
Maszkety
35
– NALEWK I –
Maszkety
36
– NALEWK I –
przepis i zdjęcie: Marta Borowiec
Aroniówka 1 kg aronii, 1 ½ l wody, 1 kg cukru, 40 g kwasku cytrynowego, ½ l czystego spirytusu, 10 liści wiśni (opcjonalnie) 3-4 dni przed rozpoczęciem pracy aronię należy zamrozić, dzięki temu straci swoją cierpkość. Po rozmrożeniu owoce aronii i liście wiśni przekładamy do dużego garnka, zalewany zimną wodą, doprowadzamy do wrzenia i gotujemy na małym ogniu przez 30 minut. Po tym czasie odstawiamy w chłodne miejsce na jeden dzień. Następnie przecedzamy owoce przez sito, a do soku dodajemy cukier i kwas cytrynowy. Dokładnie mieszamy, aż cukier całkowicie się rozpuści. Na koniec dodajemy spirytus. Aroniówkę przechowujemy w szczelnie zamkniętych butelkach. Najlepiej smakuje schłodzona.
Maszkety
37
– NALEWK I –
przepis i zdjęcie: Katarzyna Godlewska
Orzechówka 10 orzechów włoskich, 500 ml spirytusu, 500 ml wody, 200 g cukru Orzechy najlepiej zbierać do końca lipca, aby bez problemów dało się je posiekać w całości. Pokrojone orzechy wrzucamy do słoika, zalewamy spirytusem i odstawiamy na 4-6 tygodni. Nalewkę następnie filtrujemy. Przefiltrowane orzechy zalewamy syropem cukrowym powstałym z wody i cukru i odstawiamy na kolejny miesiąc. Następnie filtrujemy i odstawiamy na kilka miesięcy (przynajmniej 6) w ciemne, chłodne miejsce. Po tym czasie nalewka jest gotowa do spożycia.
Maszkety
38
– NALEWK I –
przepis i zdjęcie: Urszula Mazurowska
Żenicha 1 kg owoców dzikiej róży, 1 l spirytusu, 8 goździków, 1 ½ łyżeczki suszonego kwiatu rumianku, 1 ½ łyżeczki suszonej mięty, 700 ml wódki, 500 ml miodu Zebrane owoce wkładamy do zamrażalnika na 2 dni. Następnie rozmrażamy, nakłuwamy wykałaczką, przekładamy do dużego słoja i zalewamy spirytusem. Wsypujemy rumianek, miętę i goździki. Szczelnie zakręcamy, odstawiamy w ciepłe i ciemne miejsce na 5 tygodni. Co kilka dni potrząsamy słojem. Po tym czasie nastaw przecedzamy, a owoce wyciskamy, sok z nich uzyskany przecedzamy i łączymy ze spirytusem. W 500 ml ciepłej wody rozpuszczamy miód, po ostudzeniu mieszamy z wódką i wlewamy do nastawu. Nalewkę odstawiamy na 2 tygodnie do sklarowania. Po sklarowaniu filtrujemy, rozlewamy do butelek i odstawiamy na przynajmniej 3 miesiące. Maszkety
39
tekst: Katarzyna Godlewska
Syfon Dobrze pamiętam moje pierwsze zetknięcie z alternatywnymi metodami parzenia kawy. Warsztaty w Katowicach, spotkanie blogerów i moje nieco sceptyczne nastawienie. Dlaczego ta kawa jest koloru herbaty? I to tak bez mleka? Ale temat tak mnie zainteresował, że zaczęłam go zgłębiać na własną rękę. Najpierw znalazłam palarnię i zaczęłam od parzenia w szklance. Później French press, metody przelewowe, gdzieś po drodze kawiarka i zakup porządnego młynka. Mój mąż się ze mnie śmiał, że przesadzam, ale teraz cukier w naszej kuchni jest prawie nieużywany, a mleko wtedy, kiedy mamy ochotę na kawę mleczną. I zgadnijcie kto sobie zabrał do pracy aeropress! Chociaż mamy ulubione palarnie i ziarna, to wciąż próbujemy nowych, a naszym gościom zawsze robimy krótki wykład z teorii, stawiając przed nimi chemex. Są jednak dziedziny i urządzenia, o których nie mam pojęcia. I pewnie mieć nie będę, bo na razie należą do mojej kategorii „przerostu formy nad treścią”. Jednym z takich urządzeń, chociaż pięknym i fascynującym jest syfon. Obawiam się, że nie umiałabym docenić całego procesu podczas porannego parzenia kawy, a dodatkowo w kuchni nie mam już miejsca na nowe gadżety. Mimo mojego braku doświadczenia, chciałam Wam przybliżyć syfon i proces parzenia, który miałam okazję podglądać w kilku polskich kawiarniach i porozmawiać o tym, jak to w zasadzie działa. Chociaż urządzenie wygląda jak część laboratorium chemicznego, to profesjonaliści twierdzą, że parzenie kawy w syfonie nie jest wcale dużo trudniejsze niż np. w kawiarce. Smakowo kawa jest wyrazista i intensywna, a ta metoda wydobywa czysty profil smaku, więc tym bardziej warto kupić kawę, która będzie smaczna. Samo urządzenie zostało zaprojektowane w XIX wieku we Francji i Niemczech, gdzie było produkowane. Jednak największą popularność zyskało w USA i Kanadzie w pierwszej połowie XX wieku. Maszkety
40
Później stało się mniej znane, by od kilku lat powrócić do kawiarni. Zasada działania jest banalnie prosta, jednak robi wrażenie. Opisując w skrócie: podgrzana woda z dolnego naczynia przesącza się do góry, a po zaparzeniu kawy z powrotem na dół. Syfon składa się z trzech najważniejszych części: • dolnego zbiornika, w którym podgrzewamy wodę i do którego przesącza się kawa (i który stanowi ciekawy dzbanek do kawy), • górnego zbiornika, w którym zachodzi proces parzenia kawy, • filtra pomiędzy zbiornikami, który nie pozwala drobinkom kawy dostać się do naparu. Do tej metody wybieramy kawę polecaną do metod alternatywnych, dobrej jakości (np. określana jako speciality), paloną dość jasno. Powinna być zmielona dość drobno, jednak nieco grubiej niż do aeropressu. Tradycyjnie stosujemy proporcję 6 g kawy na 100 ml wody. Syfony mają różne rozmiary i zależnie od tego możemy ustalić objętość przygotowanej kawy. Warto jednak pamiętać, że niezależnie czy mieścimy 250 ml czy 750 ml, woda nie powinna przekraczać poziomu ok. 4/₅ objętości dolnego naczynia. Proces parzenia możemy podzielić na etapy: 1. Umieszczamy filtr w górnym zbiorniku – należy to zrobić bardzo dokładnie. 2. Do dolnego zbiornika wlewamy odpowiednią ilość wody i umieszczamy zbiornik nad palnikiem. 3. Umieszczamy górne naczynie w dolnym – to również musi zostać wykonane starannie, aby było maksymalnie szczelne. 4. Woda po zagotowaniu przesączy się do górnego zbiornika, a kiedy to nastąpi wsypujemy zmieloną kawę i włączamy stoper. Co ważne – kawy nie mieszamy, możemy jedynie zatopić ziarna unoszące się na wodzie. 5. Zalecany czas parzenia to minuta do dwóch. Po tym czasie wyłączamy palnik i dzięki zmniejszającej się temperaturze kawa zacznie się przesączać do dolnego zbiornika. 6. Delikatnie rozmontowujemy syfon i rozlewamy kawę. Trzeba uważać, bo będzie gorąca!
– FIZYM AT Y NTA ŁO K AFYJU –
Maszkety
41 fot. Marta Borowiec
„Trophy kitchen”, czyli o kuchni niekoniecznie do gotowania
Maszkety
42
A showcase of contemporary kitchen designs at the Interior Design Show / plik udostępniony jest na licencji Creative Commons
tekst: Katarzyna Furgalińska
Lifestyle’owe gazety, wnętrzarskie portale i foldery producentów sprzętu kuchennego bombardują nas zdjęciami wystylizowanych, luksusowych kuchni, w których jeśli istnieje jakiekolwiek nawiązanie do jedzenia, to jest to idealnie zakomponowana misa z owocami. Misa musi być oczywiście zaprojektowana przez jednego z klasyków designu, a owoce dobrane kolorystycznie do tonacji kuchni. Monstrualna kuchenna wyspa, podobnie jak samochód typu SUV, stała się symbolem statusu. Wykonana z najlepszych materiałów i naszpikowana elektroniką, w istocie może kosztować tyle, co dobrej klasy samochód. „Trophy kitchen” nie ma w języku polskim swojego odpowiednika, ale w wolnym tłumaczeniu możemy przyjąć, że chodzi o kuchnię na pokaz. Powszechna moda na gotowanie i tak zwana kultura „foodie” w jakimś stopniu tłumaczy ten fenomen. Jeśli mamy ambicje, żeby gotować potrawy, jakie przyrządzają znani szefowie kuchni, to naturalnie chcemy to robić w podobnym otoczeniu i za pomocą równie profesjonalnych sprzętów. Imitując w domach styl restauracyjnych kuchni, często wybieramy stal nierdzewną i sprzęty podobne stylistycznie do tych używanych przemysłowo. Producenci AGD i wyposażenia kuchennego doskonale wiedzą, że po przekroczeniu pewnych umownych granic rozsądku cena przestaje mieć znaczenie, stąd stałe kreowanie zapotrzebowania na produkty z segmentu premium. Marka (najlepiej szwajcarska lub amerykańska), nazwisko designera czy popkulturowy status sprawiają, że klienci są w stanie zapłacić za dany gadżet kilkunastokrotnie więcej niż za przedmiot „niekultowy”. Do rozkręcenia ogromnego rynku gadżetów kuchennych przyczynili się niezmiernie kuchenni celebryci, którzy oprócz promowania konkretnych marek kapitalizują swoją sławę, wypuszczając serie naczyń, blenderów i wyciskarek do czosnku sygnowanych własnym nazwiskiem. Można zrozumieć potrzebę posiadania idealnej kuchni, jeśli jest się pasjonatem gotowania, ale „trophy kitchens” są równie istotnym elementem w domach, w których nie gotuje się prawie wcale, a najczęściej używanym urządzeniem jest kostkarka
do lodu. W programach typu MTV Cribs, pokazujących, jak mieszkają gwiazdy, kuchnie stają się pokojami szeroko rozumianej konsumpcji. Wyspy przybierają formy barów, przy których na oczach gości przygotowuje się wyszukane drinki. Przeszklone lodówki kuszą zimnymi napojami, a panoramiczne telewizory przywodzą na myśl sportowe puby. W tak rozumianej kuchni estetyka i standard wykonania stają się jeszcze bardziej istotne, bo mamy do czynienia z pomieszczeniem czysto reprezentacyjnym, którego podstawową funkcją jest podtrzymywanie udanego życia towarzyskiego. Niezależnie od przyjętego modelu niemalże niezmienny jest schemat funkcjonalny współczesnej „luksusowej” kuchni. Ciekawe z punktu widzenia architekta jest to, że oczekiwania użytkowników w tym względzie są wręcz boleśnie typowe: duża centralna wyspa, w tle wysoka zabudowa ze sprzętami AGD, a od frontu otwarcie na pokój dzienny i jadalnię. Popularność tego układu jest fenomenem, który można wytłumaczyć na wiele sposobów. Dla jednych jest to układ sceniczny – powtórzenie układów kuchni telewizyjnych, gdzie gotuje się przed kamerą. Inni przywołują skojarzenia z liturgią – wyspa jest przecież w istocie ołtarzem, gotowanie misterium, a kucharz − kapłanem. Niezależnie od teorii, kluczowy jest fakt stania twarzą do zgromadzonych. W projektowaniu kuchni odpowiednik Soboru Watykańskiego II miał miejsce mniej więcej w latach 90. XX wieku. Faktem jest, że ogólna tendencja łączenia kuchni, salonu i jadalni w jedną reprezentacyjną przestrzeń na dobre zmieniła sposób, w jaki dziś projektujemy. W momencie, gdy gotowanie przestało być obowiązkiem, a stało się świadomym wyborem, wręcz stylem życia, kuchnia awansowała w hierarchii pomieszczeń domowych z pomieszczenia technicznego na część salonu. Stała się centralnym punktem domu i przestrzenią, w której wykonując szereg, często bardzo prozaicznych, czynności, użytkownik pozostaje stale na widoku. Każdy może się dziś poczuć celebrytą we własnym domu, odgrywając codziennie własną wersję „gotowania na ekranie”. Do skutecznego wejścia w rolę kluczowy jest jednak odpowiedni entourage.
Maszkety
43
Grajfka mom, poradza som
Cukrowa posypka Anna Poloczek
Maszkety
44
– GR A JFK A MÓM – POR ADZA SÓM –
Do wykonania kolorowego cukru potrzebne będą: • woreczki strunowe (najlepiej 12 cm x 20 cm), • drewniany patyczek-mieszadełko do kawy, • rękawiczki jednorazowe, cukier kryształ (biały), • barwniki spożywcze w żelu lub paście
Do woreczka wsypujemy ¾ szklanki cukru. Woreczek o wymiarach 12 cm x 20 cm pomieści dużo więcej cukru, ale gdy wsypiecie go zbyt dużo, będzie go trudno równomiernie zabarwić. Do cukru dodajemy barwnik spożywczy. Barwnik nabieramy mieszadełkiem do kawy. Z woreczka usuwamy nadmiar powietrza i go zamykamy.
Maszkety
45
Palcami rozcieramy cukier z barwnikiem (przez woreczek). W pierwszym etapie, będą widoczne kryształki białe i zabarwione. Przechodzimy do kolejnego etapu. Zaczynamy rozcierać cukier tak, jakbyśmy zapierali plamę na koszuli. Trzeba to robić dość delikatnie, żeby nie zrobić dziury w woreczku. Kilkakrotnie w czasie rozcierania cukru otwieramy woreczek i sprawdzamy, czy cukier jest równomiernie zabarwiony. Jeśli w cukrze widać kawałki barwnika, trzeba rozcierać jeszcze przez jakiś czas. Zabarwiony cukier wysypujemy na talerz albo do płaskiego pojemniczka, aby go lekko przesuszyć. Cukier nie jest mokry, ale gdy użyjemy sporo barwnika, może mieć lepką konsystencję cukru muscovado. Po zostawieniu go na kilkanaście minut w płaskim pojemniku przeschnie i będzie sypki jak cukier kryształ. Cukier przechowujemy w woreczkach strunowych lub słoiczkach. Pamiętajmy, aby wszystkie prace wykonywać w rękawiczkach, ponieważ barwniki trudno zmyć z rąk.
joannę furgalińską,
maszketową ekspertkę od śląskiej godki, dzięki której możecie w każdym numerze Maszketów zobaczyć „Jodło w łobrozkach”, autorkę książek: „Ślónsko Godka. Ilustrowany słownik dla Hanysów i Goroli”, „Achim Godej” oraz „Ślónsko kuchnia dla Hanysów i Goroli. Wejrzij. Uworz. Pojedz.”, rozpracowuje Iwona Starzec zdjęcie Anka Łoza-Dzidowska Maszkety
46
– PO SZYCHCIE –
Jesteś rodowitą Ślązaczką, mieszkasz tu, zajmujesz się malarstwem, w którym pokazujesz śląską architekturę. Jak ważny jest dla Ciebie Śląsk? Śląsk to moja ojczyzna, mój hajmat. A to nie znaczy, jak się powszechnie uważa, mała ojczyzna. To najbliższa ojczyzna – ziemia, która jest mi szczególnie bliska, z której czerpię soki tożsamości, z którą odczuwam więź szczególną, bo tu urodzili się moi rodzice i dziadkowie. Tylko tu chleb smakuje tak wspaniale, a powietrze jest szczególnie gęste. Tylko tu zachodzące słońce ma tę niepowtarzalną, czerwoną barwę, a twardo stąpający po ziemi ludzie walą prawdę między oczy bez znieczulenia. Śląska architektura, pełna subtelnego koloru, inspiruje mnie i wzrusza niepowtarzalną prostą poetyką. Co skłoniło Cię do napisania tych wszystkich książek? Dlaczego kierujesz je do Hanysów i Goroli? Moje książki powstały z tęsknoty. Z tęsknoty za klimatami dzieciństwa, za światem, którego już nie ma, za smakiem babcinego kołocza z posypką i zapachem hodowanych przez dziadka róż, za podsłuchanymi przypadkiem rozmowami babcinych sąsiadek, toczącymi się przy kuchennym stole, który był sercem domu, za snutymi przez dziadkowych kamratów od skata przerażającymi opowieściami o pracy pod ziemią. Za specyficzną śląską wspólnotą, znaną mi z dzieciństwa, która odchodzi w niepamięć. Moimi książkami próbuję ocalić wspomnienie o ginącym świecie. O śląskiej tożsamości, która rozpływa się we współczesnej rzeczywistości. O śląskiej godce, śląskich zwyczajach, specyficznym śląskim poczuciu humoru i o śląskiej kuchni. Moje książki mają być przyjazne zarówno dla Hanysów, jak i dla Goroli. Mają łączyć, a nie dzielić, i służyć wzajemnemu poznaniu. Zwłaszcza, że po tylu latach wspólnego mieszkania na Śląsku wszyscy jesteśmy „krojcokami”. Wydałaś nową książkę pt. „Ślónsko kuchnia dla Hanysów i Goroli”, jakie przepisy tam znajdziemy? Chciałam pokazać, że śląska kuchnia to nie tylko rolada z kluskami i modrą kapustą, choć większość kojarzy ją z tym właśnie zestawem. Śląska tradycja kulinarna jest znacznie bogatsza, niż się powszechnie sądzi, także na Śląsku. Jest spleciona z wielu
zaskakujących wątków. W zapomnianym dziś jadłospisie były potrawy o korzeniach słowiańskich, czeskich, austriackich, niemieckich, a nawet włoskich, hiszpańskich czy tureckich, bo do śląskiej ziemi obiecanej ciągnęły w poszukiwaniu szczęścia zastępy rycerzy i awanturników z całej Europy. Biedna i oparta na lokalnych produktach kuchnia chłopska mieszała się tu z bogatą i wyrafinowaną kuchnią dworską, bo młode dziewczyny zatrudniane do pomocy w pałacowych kuchniach nabierały nowych, europejskich zwyczajów, twórczo je interpretując i adaptując do lokalnych możliwości. Stąd obok potraw takich jak wodzionka, bratkartofle z kiszką czy placki z kartofli mamy armeriter, kopę pszczyńską, kopę ornontowicką czy ptaszki cielęce. Mamy biedną – opartą na brukwi, ziemniakach i mleku – kuchnię Górali Beskidzkich, tłustą i energetyczną – obfitą w ziemniaki, kapustę i słoninę – kuchnię robotniczą z okresu rewolucji przemysłowej i zamożną – pełną wyrafinowanych wypieków i mięs – kuchnię mieszczańską. To wszystko elementy układanki zwanej śląską kuchnią. Myślisz, że zapomniane dania śląskie, takie jak niebo, dzięki tej książce ujrzą na nowo światło dzienne? Staną się tak znane jak rolada z kluskami i modrą kapustą? Nie wiem, czy staną się tak znane. Zapewne nie, ale warto przynajmniej przywrócić pamięć o nich. Prowadząc dyskusje o tym, czy prawdziwe śląskie kluski to te czarne, czy białe z dziurką, warto pamiętać, że w śląskim jadłospisie było kilkadziesiąt różnych rodzajów klusek i knedli. Niewiele osób wie, że na Śląsku (Górnym i Dolnym) były największe hodowle karpi w Europie i stąd pochodzi wiele ciekawych przepisów na przyrządzenie tej ryby, w tym modry karp, który w niemieckich restauracjach podawany jest jako karp po śląsku. Niektóre regionalne potrawy, jak słynne legnickie bomby, zniknęły z jadłospisów wraz ze społecznościami, z którymi były związane. Tam, gdzie pozostali rdzenni mieszkańcy, kultywuje się jeszcze dawne tradycje kulinarne, ale często mają one ograniczony zasięg. Śląska kuchnia uchodzi za ciężkostrawną, tłustą, wysokokaloryczną. Czy według Ciebie to prawda? Czy Twoja książka zmieni to przekonanie? Maszkety
47
– PO SZYCHCIE –
Śląska kuchnia jest bardzo różnorodna. Jest w niej wiele bardzo kalorycznych potraw. To pozostałości z czasów, gdy pracujący ponad siły górnicy i hutnicy musieli jeść tłusto i kalorycznie, żeby przetrwać. Jeśli jednak sięgniemy głębiej, do rolniczej kuchni z czasów przedindustrialnych, znajdziemy tam wiele lekkich, często wegetariańskich potraw, przyrządzanych z roślin wyhodowanych w przydomowym ogródku czy nawet z polnych ziół. Ja jako osoba pochodząca ze Śląska, rozumiejąca śląską godkę, zawsze się zastanawiałam, jak osoby spoza Śląska odbierają Twoje książki. Myślisz, że zarówno Hanysy, jak i Gorole odbierają ją tak samo? Czy może całkiem inaczej?
Maszkety
48
Moje książki są adresowane do szerokiego kręgu odbiorców. Do mieszkańców Śląska – zarówno rdzennych Ślązaków, którzy może przy lekturze uśmiechną się do swoich wspomnień, jak i nie-Ślązaków, którzy dzięki tym książkom lepiej poznają swoich sąsiadów. Adresowane są też do młodych Ślązaków, może zachęcą ich do bliższego poznania mowy ojców? Mieszkańcom innych części Polski moje książki stwarzają możliwość poznania i zrozumienia naszej kultury i naszych zwyczajów. A może przekonają ich, że nie taki Ślązak straszny? Zapewne każda z tych grup odbiera moje książki inaczej. Niektórzy, głęboko zanurzeni w śląskiej kulturze, znajdą w nich wiele braków, wszak to tylko edukacja przez zabawę. Dla tych, którzy nie mieli styczności
– PO SZYCHCIE –
ze Ślązakami, jest to kompletna egzotyka. Ale z reguły odbiór ich jest pozytywny, co daje mi motywację do dalszej pracy. Wśród młodych Ślązaków zauważyłam, że dzielą się na dwie grupy: tych, którzy gwarę pielęgnują i jej nie ukrywają, i tych, którzy się jej wstydzą i nie widzą potrzeby jej „promowania” czy zapamiętania. Myślisz, że dzięki tym wszystkim książkom śląski dialekt nie zostanie zapomniany? Wierzę, że się odrodzi. Jeszcze 10 lat temu wydawało mi się, że się rozpłynie w polszczyźnie, ale teraz sądzę, że ma szansę przetrwać. Ja w każdym razie zamierzam nad tym pracować. Jeśli tylko Ślązacy
będą wierzyć w siebie i w wartość swojej śląskości, to godka nie zginie. A wydaje mi się, że są coraz bardziej uparci i świadomi swoich praw i potrzeb. Przez kilkadziesiąt lat wmawiano Ślązakom, że są gorszymi Polakami, że są Wasserpolen, więc godanie było czymś wstydliwym. Młode pokolenie nie nosi już w sobie tych kompleksów. Śląskość staje się modna. Staje się sexy. „Niy ma gańby godać”, a godka coraz częściej pojawia się w mediach. Śląskość pozwala się wyróżnić i dla wielu staje się powodem do dumy. A uparte ignorowanie śląskich aspiracji przez polityków jedynie wzmacnia te aspiracje. Także językowe.
Maszkety
49
Recepisy za rajom
Aroniówka | 37 Babeczki czekoladowo-buraczane | 15 Bajgle | 11 Bruschetta z pomidorami | 9 Ciasto marchewkowe | 16 Ciasto z fasoli | 20 Cukinia faszerowana pomidorami | 26 Filowano papryka | 28 Kanapka klubowa | 8 Muffiny z cukinią | 21 Orzechówka | 38 Papryka faszerowana | 28 Pigwówka | 35 Placek jagodowy (blueberry pie) | 25 Smalec (fet) | 8 Syfon | 40 Śliwki nadziewane marcepanem | 29 Zielony tort szpinakowy | 19 Żenicha | 39 Maszkety
50
fot. Marta Borowiec