fot. Marta Borowiec
3
Maszkety rychtujóm
4
Jodło na łobrozkach
62
Rozgrzewająca zupa krem z kukurydzy Zupa krem z kurczaka Kaszanka Bigos Kiełbaska po węgiersku Szarlotka tatrzańska
64
40
Jodło do duszy
6
Co warzóm u sómsiadów: Rusy i Białe Rusy
Czebureki Solianka Białoruska babka ziemniaczana Draniki z maczanką Solona słonina Pielmieni
16
32
Jodło do szijorzy
Ze Śląskiem w tle
Klaun prezydentem – co jada Donald Trump?
42
Ino gymizy
18
Pieczone kasztany Lembas Nachos grande Kanapka kubańska „Cubanos” Trufle czekoladowe Kremowe piwo
26
Ślónzoki rajzujóm
Gruzja Góry zimą
Fizymatynta ło kafyju
Etyczna kawa
66
Bombóny i zisty
Ciasteczka gryczane Kruche ciasteczka z herbatą Krakersy serowe Kruche ciasteczka z oliwkami i rozmarynem Krakersy z pistacjami Racuszki kukurydziane z chili
Krem z pasternaku z pieczonym kalafiorem i pekanami Pizza z fioletowymi ziemniakami Pierożki z soczewicą i marchewką Pęczotto z wężymordem (skorzonerą) Pasztet z selera Brownie z burakiem
72
52
Zielenina na cały rok
5 x Kutz
Jodło ku filmóm
Poczytejcie bajtlóm
Meksyk na widelcu – co się jada w tym kraju, a co warto spróbować
Zima w Meksyku
Szerokim kątem
Kącik fotograficzny
74
76
Dejcie na to pozór!
Grajfka mom – poradza som
Marchewki
54
Czym sie rozgrzoć i sie nie naprać
Piernikowe latte Domowy Chai Latte Grzaniec z pomarańczą Gorąca sangria Rozgrzewająca zielona herbata Egg nog latte
78
Po szychcie, czyli naszo inszo stróna
80
Recepisy za rajom
w numerze:
1
Wstympniok
Maszkety rychtujóm:
Magdalena Cielenga-Wiaterek Redaktor naczelna zielenina.blogspot.com
Katarzyna Godlewska Sekretarz redakcji, opracowanie graficzne wedlug-lokatej.blogspot.com
Urszula Mazurowska Składmistrzyni, opracowanie graficzne eksperymentsobotni.blox.pl
Bernadeta Jarnot-Manecka mojkulinarnypamietnik.blogspot.com
Anna Poloczek namiotle.pl
Magdalena Kozłowska Projekt winiety www.rogalikblog.pl
Aneta Wojciechowska planeta-smaku.blogspot.com
Anna Żak ania-od-kuchni.blog.pl
Marta Borowiec pass-the-food.blogspot.com
Barbara Salamon-Szympruch www.podrozehani.pl
Małgorzata Gutral osmykolorteczy.blog.pl
Iwona Starzec decorate-a-cake.blogspot.com
Joanna Furgalińska www.furgaleria.pl/blog
Magdalena Bury mrs-berry.blogspot.com
Dominika Zagrodzka foodie.blog.onet.pl
Dagmara Gładysz-Raiwa pocztowkizirlandii.wordpress.com
Anna Mrowiec www.facebook.com/anna.mrowiec.969
www: magazynmaszkety.pl kontakt: magazynmaszkety@gmail.com
fot. Magdalena Cielenga-Wiaterek
Wstympniok Magdalena Cielenga-Wiaterek redaktor naczelna
Jerona! Za nami rozdanie Oskarów, a my dopiyro lecymy z nowymi „Maszketami”! Ale jak to godajom – lepiyj późno niż wcale. Jak już pośmigocie na bednorkach, wejrzijcie se, jakie ciekawe artykuły dla Was mamy. Możecie się przenieść na zimę do Meksyku – na pewno nie mają takich mrozów jak my! Chociaż mnie taka zimna zima bardzo cieszy – lubię wyraziste pory roku. Mniej cieszy mnie smog, który wyjątkowo dokucza nam tego roku. Żeby sobie osłodzić niemożność zaczerpnięcia głębokiego oddechu, zakąszam skorzonerę i przeglądam rekomendacje lektur dla dzieci, które będziemy czytać z moimi pociechami w coraz krótsze zimowe wieczory! A w wolnej chwili przypomnę sobie filmy ze Śląskiem w tle. No to pyrsk!
bednorki – narty no to pyrsk – no to cyk Maszkety
3
Maszkety
4
Maszkety
5
Kiedy siedząc przy restauracyjnym stole, dostajemy świeżo przygotowane porcje potraw, nie myślimy, że ten zwyczaj przyszedł do nas i całej zachodniej Europy z Rosji. We Francji ma nawet nazwę service à la russe. Do XIX wieku bowiem podczas wszelkich uroczystości wzorem bankietowym na stole układano na półmiskach zakąski i ryby oraz zupę, które oczekiwały na przyjście gości, stygnąc i tracąc świeżość. Podobno zmianę zaszczepił w Paryżu nadworny kucharz cara Aleksandra, któremu zawdzięczamy jeszcze jeden zwyczaj, mianowicie dekorowania stołu świeżymi kwiatami zamiast porcelanowymi ozdobami. używany jest do dziś głównie na wsi i wśród politycznej opozycji.
Słysząc nazwę Białoruś, przed oczami staje raczej była republika radziecka, niż państwo o bogatej historii. Jakże więc porównywać jego dziedzictwo kulturowe z wielowiekową Rosją? Na początek trzeba rozgraniczyć dwie sprawy. Białoruś jako państwo zaistniała około 100 lat temu. Natomiast Białorusini jako naród wywodzą się z plemion wschodniosłowiańskich. I o ile w X wieku ciężko mówić o różnicach między plemionami, do których należeli i Białorusini, i Ukraińcy, i Rosjanie, to zmiany polityczne i podziały feudalne wzmogły proces różnicowania języków i narodowości. I choć droga do posiadania państwowości była długa, to jej posiadanie nie stało się gwarantem niezależności, a co za tym idzie utrwalano wpływy rosyjskie. Rusyfikacja ciągnęła za sobą również ograniczenie tradycyjnych elementów w kuchni. Propagowano rozwój kultury radzieckiej, dążono do stworzenia od początku „nowej kuchni” – na nowo wymyślano nazwy potraw i przepisy. Sytuacja ta zmieniła się dopiero po 1991, kiedy Rada Najwyższa BSRR ogłosiła niepodległość republiki i przemianowała na Republikę Białorusi, nie podjęto jednak próby odwrócenia skutków rusyfikacji. Przez co język białoruski, mimo że urzędowy,
Tak jak język, tak tradycyjna kuchnia przetrwała w sposobach przygotowania potraw na wsi. Na tym poziomie między kuchnią białoruską a rosyjską nie ma specjalnych różnic. Obie wykorzystywały produkty i metody obróbki dostępne ludziom pracującym fizycznie. Do XVI stulecia dieta szlachty, mieszczaństwa i włościan była bardzo zbliżona, różniła się jedynie jakością i regularnością. Warstwy wyższe mniej odczuwały niedogodności przednówku czy klęsk głodowych, ale importowane produkty, takie jak przyprawy, herbata czy cukier, rzadko gościły na stołach. Specyfika obu kuchni łączy się z regionem zamieszkania, co odzwierciedlało się w żywności dostępnej w naturze oraz tym, co można było uprawiać, czyli głównie zbożach i warzywach bulwiastych. Zanim jednak się upowszechniły ziemniaki, uprawiano rzepę, która pełniła podobną do nich rolę w kuchni. Także powszednia niegdyś brukiew została stopniowo wyparta z jadłospisu i obecnie jest rzadkością.
Maszkety
6
– Co warzóm u sómsiadów: rusy i białe rusy –
Kuchnia tradycyjna nie miała w sobie za wiele mięsa, dopiero poprawa warunków życia wprowadziła je do użytku codziennego. Unikatowe potrawy oraz napoje powstały w wyniku nawiązania kontaktów z sąsiednimi narodami. Równocześnie elementy tradycyjnej kuchni przeniknęły do kuchni sąsiadów. W Polsce te potrawy są obecne w kuchni podlaskiej, bowiem na terenie północno-wschodniej Polski od wieków żyją obok siebie Polacy, Białorusini, Ukraińcy, Litwini, Tatarzy, Rosjanie i Żydzi. Kuchnię białoruską wzbogaciły zwyczaje kulinarne emigrantów. Żydzi przybyli z Niemiec, wprowadzili potrawy z ziemniaków, np. babkę ziemniaczaną podobną do żydowskiego dania kugel. Tatarzy przywieźli potrawy z baraniny, koniny i gęsiny oraz warzywa i przyprawy pochodzące z imperium osmańskiego. Choć charakterystyczna dla kuchni rosyjskiej różnorodność wynika głównie z wchłonięcia dań narodowych krajów wchodzących w skład Związku Radzieckiego, to różne wpływy w kuchni pojawiały się znacznie wcześniej – herbata została przywieziona do Rosji w 1640 roku z mongolskiej ordy, makaron przywędrował z Włoch w XVIII wieku i w Odessie w 1797 powstała pierwsza fabryka makaronu. XVIII i XIX wiek miał też wpływ na kuchnię ze względu na wojny napoleońskie.
fot. Urszula Mazurowska
Smak tradycyjnej kuchni białoruskiej pozostaje od wieków nieodłącznie związany z darami lasu. Wiele potraw przyrządzanych jest na bazie ziemniaków z warzywami i grzybami. W porównaniu z kuchnią polską, zestaw warzyw jest zdecydowanie uboższy, niemniej jednak występują nieznane u nas zupy mleczno-warzywne oraz zupy na zakwasie chlebowym. Przykładami charakterystycznych potraw są: zrazy, kołduny, maczanka z blinami i placki kartoflane (draniki) ze śmietaną, syrniki, a z napojów – sok brzozowy i kwas chlebowy. Popularne są również bliny sporządzane z mąki pszennej, gryczanej lub owsianej oraz ciasta drożdżowe napełniane wytrawnymi farszami – paszteciki i pierogi. Bliny również popularne są i w Rosji, ale oprócz śmietany i masła, z luksusowym dodatkiem kawioru. I tak, jak kuchnia białoruska kojarzy się z prostymi potrawami, tak rosyjska z wyrafinowanymi. Wykwintna kuchnia klas średniej i wyższej przeżywała okres swojej największej świetności sto lat przed Maszkety
7
wybuchem rewolucji w 1917 roku. Znaczny wpływ na narodową kuchnię w europejskiej części Rosji wywarły nakazy kościoła prawosławnego z bardzo dużą liczbę dni postnych w roku. W związku z tym w tej kuchni znajdziemy bogaty wybór przepisów na potrawy z rybami, do których łatwy dostęp wynikał z warunków geograficznych. Kuchnia rosyjska słynie z kawioru, z tradycji podawania zimnych i gorących zakąsek, od których dawniej rozpoczynał się każdy ważny posiłek, oraz kiszonych warzyw. Zupy podawane są z różnorodnymi dodatkami: pirożkami (paszteciki), kaszami, kulebiakiem, blinami i watruszkami. Z kuchni tradycyjnej rosyjskiej pochodzą dania z podrobów, częste stosowanie ugotowanych jaj do nadzienia mięsnego i dodawanie ziół. Oprócz nich używa się dużej ilości innych przypraw oraz musztardy, będącej tym dla Rosjan, czym papryka dla Węgrów.
Maszkety
8
Cechą wspólną obu kuchni jest to, że przeważają potrawy pieczone i duszone. Wynika to z używanych od początku XV wieku nie posiadających płyt kuchennych tzw. „ruskich pieców”. Wykonane najczęściej z gliny i opalane drewnem, wykorzystywane były także do ogrzewania domu i do spania. Współczesne kuchnie białoruska i rosyjska łączą w sobie tradycję z nowoczesnością, wyraźnie widać za czym mieszkańcy tych krajów najbardziej tęsknią i co jest im najbliższe. Białorusini powołali stowarzyszenie kucharzy-szefów metropolitalnych restauracji „Суполкакухараў”, którego głównym celem jest podejmowanie akcji, mających za zadanie doprowadzenie do odrodzenia tradycyjnej kuchni białoruskiej, a Rosjanie przywrócili ponad 3000 artykułów z okresu komunizmu.
Mapa kulinarna Rosji, rys. Joanna Kośmider - Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=43116789
– Co warzóm u sómsiadów: rusy i białe rusy –
– Co warzóm u sómsiadów: rusy i białe rusy – przepis i zdjęcie: Bernadeta Jarnot-Manecka
Czebureki ciasto: 450 g mąki pszennej, 250 ml wody, ½ łyżeczki soli, 1 łyżka masła, 1 jajko, 1 łyżka spirytusu lub octu farsz: ok. 250 g tłustej wieprzowiny, ok. 150 g wołowiny, 2 cebule, ½ szklanki kefiru, posiekana natka pietruszki, 1 łyżeczka suszonego majeranku, sól, pieprz, olej do głębokiego smażenia Wodę gotujemy z solą i masłem. Zdejmujemy z palnika i wsypujemy 150 g mąki. Całość dokładnie mieszamy, po czym odstawiamy do ostudzenia. Mąkę wysypujemy na stolnicę, dodajemy lekko przestudzoną masę i zagniatamy ciasto. Dodajemy łyżkę spirytusu lub octu, wbijamy żółtko i dokładnie wyrabiamy na stolnicy. Ciasto musi być elastyczne, miękkie i odstawać od ręki. Jeśli okaże się, że mąki jest za wiele, dodajemy porcjami gorącą wodę, aby wszystko ładnie się zagniotło. Wyrobione ciasto owijamy w folię i wkładamy na 20 minut do lodówki, aby odpoczęło. W tym czasie przygotowujemy nadzienie: surowe, mielone mięso mieszamy z kefirem i przyprawami. Cebulę bardzo drobno siekamy i razem z pietruszką dodajemy do mięsa. Wszystko mieszamy. Ciasto rozwałkowujemy dość cienko i wykrawamy okręgi od talerzyka deserowego. Na porcję ciasta wykładamy czubatą łyżkę nadzienia, brzeg ciasta smarujemy białkiem, składamy na pół i dokładnie zlepiamy brzegi. Smażymy z obu stron na rozgrzanym oleju, na patelni z grubym dnem. Po usmażeniu odsączamy na papierowym ręczniku.
Maszkety
9
– Co warzóm u sómsiadów: rusy i białe rusy – przepis i zdjęcie: Bernadeta Jarnot-Manecka
Solianka 1 ½ l bulionu wołowego, 200 g wędzonego boczku, 200 g aromatycznej kiełbasy, 2 średnie cebule, 1 ostra czerwona papryczka, garść kaparów, 3 ząbki czosnku, 3-4 większe ogórki kiszone, garść kapusty kiszonej, ½ szklanki zalewy z ogórków kiszonych (solianka), ½ szklanki gęstego przecieru pomidorowego, 2 listki laurowe, 3-4 ziarna ziela angielskiego W garnku podgrzewamy bulion. Boczek, kiełbasę, cebulę kroimy w niedużą kostkę. Boczek obsmażamy na silnym ogniu, często mieszając. Gdy zacznie brązowieć, dodajemy kiełbasę i smażymy, aż boczek będzie chrupiący. Gotowe mięso przekładamy do miseczki, a na pozostały na patelni tłuszcz wrzucamy pokrojoną cebulę. Gdy się zeszkli, dodajemy bardzo drobno posiekaną papryczkę (bez pestek!) i przeciśnięty przez praskę czosnek. Smażymy jeszcze kilka minut, co jakiś czas mieszając. Wszystkie usmażone składniki przekładamy do gotującego się bulionu. Wlewamy soliankę, czyli zalewę z ogórków kiszonych. Mieszamy, dodajemy przecier pomidorowy, liście laurowe, ziele angielskie, majeranek, paprykę w proszku oraz pieprz do smaku. Gotujemy 10 minut na niezbyt dużym ogniu. Na koniec dodajemy kapary, poszatkowaną i odcedzoną kapustę kiszoną oraz kilka ogórków pokrojonych w niedużą kostkę. Gotujemy kolejne 10 minut. Przed podaniem na każdej porcji zupy kładziemy „kleks” kwaśnej śmietany oraz plasterek cytryny.
– Co warzóm u sómsiadów: rusy i białe rusy –
przepis i zdjęcie: Małgorzata Gutral
Białoruska babka ziemniaczana 1 ½ kg ziemniaków, 1 jajko, 200 g cebuli, 100 g wędzonego boczku (opcjonalnie), 30 g mąki pszennej, 1 łyżeczka majeranku, sól i pieprz do smaku Ziemniaki obieramy i ścieramy na drobnej tarce, jak na placki ziemniaczane. Odstawiamy na około 10 minut, aż oddzieli się płyn. W tym czasie podsmażamy drobno pokrojony boczek i cebulę na złoty kolor. Odsączamy masę ziemniaczaną z soku. Dodajemy jajko, mąkę i przyprawy. Mieszamy. Dodajemy cebulę i boczek bez wytopionego tłuszczu i ponownie mieszamy. Formę keksową o wymiarach 15 cm x 22 cm lekko natłuszczamy i wykładamy pergaminem. Masę przekładamy do formy i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180°C przez około 60 minut. Studzimy i podajemy z kwaśną śmietaną. Maszkety
11
– Co warzóm u sómsiadów: rusy i białe rusy – przepis i zdjęcie: Małgorzata Gutral
Draniki z maczanką 500 g wieprzowiny (mięsa żeberek, karkówki lub łopatki bez kości), 200 g cebuli, 200 g pikantnej wędzonej kiełbasy, 20 g mąki pszennej, 100 g kwaśnej śmietany 18%, natka pietruszki, sól, pieprz do smaku, 1 łyżka oliwy lub smalcu, 2 ziarna ziela angielskiego, liść laurowy, 1 kg ziemniaków, 100 g cebuli, 20 g mąki pszennej, 1 jajko, olej do smażenia (ok. 125 ml) Mięso kroimy na niewielkie kawałki, a następnie obsmażamy na rozgrzanym tłuszczu z każdej strony. Dodajemy pokrojoną w grubą kostkę cebulę. Po 2-3 minutach całość oprószamy mąką i jeszcze chwilę przesmażamy. Gulasz podlewamy wodą lub bulionem w taki sposób, by mięso było prawie zanurzone w płynie. Dodajemy ziele angielskie i liść laurowy i dusimy pod przykryciem do miękkości. W razie konieczności, uzupełniamy płyn. Na 20 minut przed końcem duszenia kroimy w kostkę kiełbasę i podsmażamy ją na patelni na złoty kolor. Odsączamy kiełbasę z nadmiaru tłuszczu i dodajemy do gulaszu. Gdy mięso jest miękkie, hartujemy śmietanę w niewielkiej ilości gorącego sosu i dodajemy do gulaszu. Na koniec posypujemy całość natką pietruszki i doprawiamy do smaku. Odstawiamy. Przygotowujemy draniki: cebulę i ziemniaki trzemy na tarce o najdrobniejszych oczkach. Odstawiamy na 10 minut, a następnie odsączamy wytrącony płyn. Dodajemy mąkę, jajko, sól oraz pieprz. Mieszamy łyżką i smażymy na rozgrzanym oleju niewielkie placki ziemniaczane, z obu stron na złoty kolor. Podajemy draniki z maczanką. Maszkety
12
– Co warzóm u sómsiadów: rusy i białe rusy –
przepis i zdjęcie: Urszula Mazurowska
Solona słonina/sało ½ kg grubej słoniny bez skóry, 1-1 ½ kg soli kamiennej wersja I: czosnek w plasterkach wersja II: kminek, majeranek, słodka papryka W szklanym lub emaliowanym naczyniu na dno wysypujemy około 1 cm soli. W wersji pierwszej układmy połowę plasterków czosnku, na to dajemy słoninę i znowu czosnek. Całość zasypujemy solą i odstawiamy na minimum 2 tygodnie do lodówki. W wersji drugiej mieszanką przypraw nacieramy dokładnie słoninę, a z solą postępujemy jak uprzednio. Po upływie okresu peklowania usuwamy z powierzchni sól. Tak przygotowaną słoninę po owinięciu pergaminem możemy przechowywać w lodówce do 1 roku. Przed podaniem kroimy na cienkie plasterki, które powinne być przezroczyste. Podajemy z razowym chlebem, ogórkiem i surową cebulą oraz oczywiście jako zakąskę do kieliszka zimnej wódeczki. Maszkety
13
– Co warzóm u sómsiadów: rusy i białe rusy –
Maszkety
14
– Co warzóm u sómsiadów: rusy i białe rusy –
przepis i zdjęcie: Katarzyna Godlewska
Pielmieni na ciasto: 300 g mąki, 180 ml ciepłej wody, łyżka oleju, szczypta soli na farsz: 450-500 g mielonego mięsa (najlepiej połączenie wieprzowiny, wołowiny i baraniny), mała cebula, 50 ml bulionu lub wody, żółtko, sól, pieprz Z mąki, wody, oleju i soli wyrabiamy ciasto przez ok. 10 minut. Powinno być elastyczne i gładkie, tak by bez większego problemu móc je rozwałkować, ale żeby nie kleiło się do stolnicy. Ciasto kładziemy na talerz, przykrywamy folią i odstawiamy na godzinę do lodówki. Cebulkę drobno siekamy i podsmażamy na patelni. Mięso dokładnie mieszamy z cebulą, żołtkiem, bulionem oraz przyprawami. Powinno mieć jednolitą konsystencję. Ciasto dzielimy na części tak, by wygodnie było nam je rozwałkować. Wałkujemy dość cienko, ale nie na tyle, by prześwitywało (ok. 2 mm). Wykrawamy z ciasta okrągłe placuszki kieliszkiem lub szklanką, na każdy placek ciasta nakładamy ok. łyżeczkę farszu i formujemy pielmieni. Najpierw składamy ciasto na pół i mocno zaciskamy brzegi (tak jak klasyczne pierogi), a następnie lekko naciągamy brzegi i łączymy je ze sobą (podobnie jak uszka). Pielmieni układamy na stolnicy mocno oprószonej mąką. Gotujemy we wrzącej i osolonej wodzie przez 3 minuty od momentu wypłynięcia. Trzeba pamiętać, żeby nie wrzucić ich zbyt wiele na raz, gdyż potrzebują miejsca do swobodnego wypływania w garnku. Podajemy ze śmietaną lub masłem i pieprzem. Maszkety
15
1 – ze śl ąskiem w tle–
5 x Kutz
Swoją obecność na ekranach kin Śląsk zawdzięcza człowiekowi urodzonemu prawie 90 lat temu w Szopienicach, dzisiejszej dzielnicy Katowic. Kazimierz Kutz i jego filmy, także książki i felietony, pomagają zrozumieć fenomen Śląska i Ślązaków, ich specyfikę, niezależność i istnienie na tym terenie od wielu lat. Bardzo szanuję Kazimierza Kutza i całą jego twórczość. Dziś zajmę się pięcioma z jego filmów, mocno związanymi z miejscem, gdzie żyję i mieszkam od urodzenia tekst: Scoutek / moviemovie.blox.pl, zdjęcia: Joanna Furgalińska (1, 4), Piotr Leszczyński (2, 3) Pierwszym z jego znanych filmów o tej ziemi i ludziach była słynna Sól ziemi czarnej. To, zrealizowana w 1969 roku na terenie Nikiszowca (fot. 1, 4), dzielnicy Katowic, poetycka opowieść o II powstaniu śląskim. Siedmiu braci Basistów bierze w nim udział, są to prości ludzie stąd, którzy w obronie swojego miejsca na ziemi biorą do ręki broń i stają do walki. Jest sierpień 1920 roku, najmłodszy Gabriel przekrada się w zdobytym mundurze niemieckim do Niemców i zakochuje się w sanitariuszce, młodziutkiej Niemce. Powstańcom pomagają Polacy, ale Niemcy są silniejsi. Bohaterowie mówią gwarą, ale język jest zrozumiały dla ludzi spoza Śląska. Pełen pełnokrwistych postaci, w znakomitej obsadzie – Olgierd Łukaszewicz, Jerzy Bińczycki, Jerzy Cnota, Wiesław Dymny, Jan Englert, Bernard Krawczyk, młodziutki Daniel Olbrychski, Jan Bógdoł, Marian Dziędziel, Jerzy Trela, Andrzej Wojaczek (brat poety Rafała)… Świetny montaż i cudowna muzyka Wojciecha Kilara dopełniają obraz. Dwa lata po premierze Soli, w 1971 roku pojawia się w kinach druga część zatytułowana Perła w koronie, Maszkety
16
którą wiążą z pierwszą bohaterowie i aktorzy. Kutz także ten obraz kręcił w Nikiszowcu, ale również w kopalniach „Wieczorek” (Katowice) i „Rozbark” (Bytom). Akcja filmu dzieje się w latach trzydziestych, a jest to opowieść o małżeństwie Jasia Basisty przedstawiona na tle akcji strajkowej na kopalni. To z tego filmu pochodzi słynna scena mycia ojca po powrocie do domu, a także złodziejska akcja synków Jasia, którzy kradną ojcu z talerza jedyny karminadel, zwany również karbinadlem, a gdzie indziej znany jako kotlet mielony. Do obsady aktorskiej znanej z Soli ziemi czarnej dołączyli: przepiękna Łucja Kowolik (zagrała żonę Jasia) i Franciszek Pieczka (w roli Huberta Sierszy). Muzykę ponownie skomponował Wojciech Kilar. Paciorki jednego różańca to film, który pojawił się w 1979 roku i jest mi o tyle bliski, że na osiedlu, którego historię opowiada, mieszkałam kilkanaście lat. Tym razem to historia współczesna z lat 70., małżeństwo Habryków zamieszkuje jeden z domków na osiedlu Giszowiec. Osiedle to powstało na początku XX wieku z myślą o pracownikach pobliskiej
– ze śl ąskiem w tle –
kopalni. Ślicznie rozplanowane, ładnie położone wśród drzew (nawet nazywane osiedlem ogrodem) w latach 70. postanowiono wyburzyć, by w tym miejscu postawić blokowisko. Film Kutza opowiada historię starego, emerytowanego górnika, którego chcą wysiedlić z domu przeznaczonego do wyburzenia i przenieść do mieszkania w bloku. Karol Habryka (w tej roli wystąpił naturszczyk Augustyn Halota) robi wszystko, by się nie wyprowadzić, bo to dom, w którym mieszkał całe życie. Historia bardzo prosta, bez żadnych fajerwerków zrobiła wrażenie – wstrzymano wyburzanie Giszowca i zaprzestano dalszej budowy blokowiska. Dom, w którym kręcono Paciorki stoi do dziś. Wszystkie zachowane domki są wpisane do rejestru zabytków i objęte ochroną konserwatorską. Kilka lat temu, gdy ocieplano bloki powstałe w latach 70., na elewacjach namalowano cienie domków, które tam kiedyś stały. Film jest arcydziełem, szczególnie uderza gra aktorów-amatorów. Obrazowi i tym razem towarzyszy znakomita muzyka Wojciecha Kilara. W 1994 roku Kazimierz Kutz pokazał dwa filmy. Pierwszy to Zawrócony. Robotnik należący do PZPR, Tomasz Siwek, oddelegowany zostaje na katowicki wiec „Solidarności”, gdzie ma szpiegować kolegów. Pod wpływem emocji zaczyna z wiecującymi śpiewać religijną pieśń i zostaje uznany przez milicjantów za opozycjonistę. Po długim pościgu zostaje aresztowany i poddany męczącym przesłuchaniom. Ma podać nazwiska wiecujących, ale nie robi tego. Sceny, w których podaje wyłącznie swoje nazwisko i adres są znakomite, a występujący w roli Siwka Zbigniew Zamachowski nieprawdopodobnie autentyczny.
Pościg (fot. 3) za uciekającym Siwkiem jest ekscytujący, zrealizowany m.in. na zapomnianym cmentarzu żydowskim przy ulicy Kozielskiej w Katowicach (fot. 2). Film ma wiele humorystycznych akcentów, ale klimat jest poważny, pokazuje pęknięcia zachodzące wtedy (i teraz niestety również) w rodzinach. Brat Siwka zostaje przyjęty do ZOMO, więc brat uznany za opozycjonistę raczej mu przeszkadza. Poza Zamachowskim w filmie zagrało wielu znakomitych aktorów, m.in. Henryk Bista czy Zofia Rysiówna. Muzykę – znakomicie oddajacą nastrój – stworzył Jan Kanty Pawluśkiewicz. Śmierć jak kromka chleba to film, który się Ślązakom należał. I nie mógł go zrobić nikt inny. Opowieść o strasznych chwilach ciemnych, grudniowych nocy roku 1981 w Katowicach to historia prawdziwa do bólu. Zaczyna się tak, jak stan wojenny – śnieg i czołgi na rondzie, internowania i przejmujące uczucie strachu. Ale zapada decyzja o strajku w kopalni „Wujek”, a potem o jego pacyfikacji. Opowieść o tym, jak doszło do śmierci Dziewięciu z Wujka, jest jedną z wielu ważnych opowieści o nas samych, o determinacji, odwadze i strachu. Trzynaście lat po tym strasznym grudniu Kutz zrobił kolejny ważny film dla siebie, ale myślę, że to jeden z ważniejszych filmów dla Ślązaków. Zagrali znani i nieznani, wystąpili m.in. Janusz Gajos, Andrzej Grabowski, Adam Bauman, Mariusz Benoit, Jerzy Trela, Jerzy Radziwiłłowicz, Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Jan Peszek… Całość oprawił muzycznie Wojciech Kilar, człowiek również związany z Katowicami. Pamiętam te dni sprzed 35 lat, jakby to było wczoraj, a film Kutza oddaje doskonale ich nastrój.
2
3
Maszkety
17
4
Jodło ku filmóm Magdalena Kozłowska
Jedzenie w filmach bardzo często odgrywa drugoplanową, lecz ważną rolę. Chyba każdy z nas zna takie przysmaki jak kremowe piwo z Harrego Pottera czy lembasy, którymi Frodo i Sam posilali się w trakcie niebezpiecznej wyprawy z pierścieniem. Nie od dziś wiadomo, że dobry film i dobre jedzenie świetnie się uzupełniają, więc jeśli chcecie spróbować dań, którymi objadają się ekranowi bohaterzy, to proponujemy Wam kilka sprawdzonych przepisów.
przepis i zdjęcie: Marta Borowiec
Pieczone kasztany Stawka większa niż życie
400 g kasztanów, 500 ml wody Piekarnik nagrzewamy na 200°C. Dużą blachę do pieczenia wykładamy papierem do pieczenia. Kasztany myjemy, od wypukłej strony robimy nacięcie w kształcie krzyża za pomocą ostrego noża. Kasztany przekładamy do rondla, dodajemy szczyptę soli, zalewamy zimną wodą, aż przykryje kasztany. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy 3 minuty. Następnie odcedzamy kasztany i przekładamy je na blachę. Pieczemy przez 15-20 minut, podajemy ciepłe. Maszkety
18
– jodło ku filmóm –
Maszkety
19
– jodło ku filmóm –
przepis i zdjęcie: Małgorzata Gutral
Lembas
Władca pieścieni 260 g mąki pszennej, 100 g masła lub masła roślinnego, 25 g roztopionego masła, 1 łyżeczka ekstraktu słodowego, 6 g soli morskiej, 10 g cukru, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, około 125 g gazowanej wody mineralnej Mąkę przesiewamy z proszkiem do pieczenia. Dodajemy 100 g zimnego masła, sól, cukier oraz ekstrakt słodowy. Masło rozcieramy w palcach razem z mąką i pozostałymi składnikami. Stopniowo dolewamy gazowaną wodę, do uzyskania ciasta o konsystencji ciasta pierogowego. Wodę gazowaną i ekstrakt słodowy możemy zastąpić słodowym piwem lub cydrem. Wyrobione ciasto wałkujemy na grubość ½ cm i smarujemy roztopionym masłem. Składamy na trzy części i ponownie wałkujemy. Kroimy ciasto na kwadraty o boku ok. 5-7cm. Na każdym z nich odciskamy tępą stroną noża przekątne linie. Pieczemy w 200°C przez około 20 minut lub do momentu, aż krakersy będą złociste i chrupkie. Ciastka powinny być twardawe od razu po wyjęciu z piekarnika, miękkie w środku są niesmaczne. Maszkety
20
– jodło ku filmóm –
przepis i zdjęcie: Bernadeta Jarnot-Manecka
Nachos grande Grindhouse Death Proof
paczka ok. 150 g gotowych chipsów typu nachos, pasta guacamole, salsa pomidorowa, 50 g sera, 2 łyżki kwaśnej śmietany (12% lub 18%) Nachosy układamy w żaroodpornym naczyniu. Na wierzch kładziemy pomidorową salsę, całość posypujemy startym serem. Zapiekamy przez ok. 20 min. w temp. ok. 180°C, aż ser się roztopi. Po upieczeniu na wierzch wykładamy guacamole i kwaśną śmietanę. Guacamole awokado, łyżeczka oliwy z oliwek, sok z 1 limonki, 2 ząbki czosnku, 1 czerwona cebula, 1 czerwona papryczka chili, sól do smaku Awokado obieramy ze skórki, wyjmujemy pestkę. Miąższ rozgniatamy widelcem, mieszamy z sokiem z limonki, czosnkiem drobno pokrojonym, solą, pieprzem, łyżeczką oliwy z oliwek, kawałkiem chili i drobno posiekaną cebulą. Mieszamy razem na gładką masę. Salsa pomidorowa 2 pomidory, ½ czerwonej cebuli, kawałek papryczki ostrej (np. jalapeno), ząbek czosnku, 1 łyżeczka soku z limonki, ½ łyżeczki cukru, sól, pieprz do smaku Pomidor kroimy na drobne kawałki, paprykę (oczyszczoną z pestek) i czosnek bardzo drobno siekamy. Dodajemy cukier i sok z limonki. Mieszamy. Doprawiamy solą i pieprzem. Schładzamy w lodówce.
Maszkety
21
– jodło ku filmóm –
Maszkety
22
– jodło ku filmóm –
przepis i zdjęcie: Marta Borowiec
Kanapka kubańska „Cubanos” Chef
na kanapkę: pszenna bagietka, korniszony, ser żółty dobrej jakości, musztarda miodowa, masło, marynowana wieprzowina „Mojo” Wieprzowinę kroimy na plastry i podsmażamy na małej ilości masła, aż się zrumieni. Korniszony i ser również kroimy w plastry. Bagietkę kroimy wzdłuż na pół, smarujemy masłem po wewnętrznej stronie. Obsmażamy bagietkę na patelni od strony posmarowanej masłem, aż się zrumieni. Następnie środek smarujemy musztardą i warstwami nakładamy plastry wieprzowiny, sera i korniszonów. Smarujemy bagietkę masłem po zewnętrznej stronie z obu stron i opiekamy na patelni, dociskając kanapkę talerzem z obciążeniem lub ciężkim garnkiem. Podajemy ciepłą. marynowana wieprzowina „Mojo”: 1 kilogram karkówki wieprzowej, 100 ml oliwy z oliwek, 100 ml soku z pomarańczy, 50 ml soku z limonki, pęczek świeżej kolendry, 2 łyżki świeżej mięty, skórka z 1 pomarańczy, 3 ząbki czosnku, 1 łyżeczka suszonego oregano, 1 łyżeczka pieprzu, 1 łyżeczka kminu rzymskiego, 1 łyżeczka soli Wszystkie składniki na marynatę umieszczamy w blenderze i mielimy na gładką pastę. Mięso umieszczamy w dużym worku strunowym, zalewamy marynatą i chowamy do lodówki na całą noc. Następnego dnia przekładamy mięso do naczynia żaroodpornego z pokrywką (lub przykrywamy folią aluminiową). Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180°C przez 1 ½ godziny pod przykryciem, a następnie 30 minut bez przykrycia, by mięso się zrumieniło. Studzimy przed podaniem. Maszkety
23
– jodło ku filmóm – przepis i zdjęcie: Marta Borowiec
Trufle czekoladowe Czekolada
250 g gorzkiej czekolady 70%, 100 ml śmietany 30%, 50 g masła, 1 łyżka likieru orzechowego, gorzkie kakao Śmietanę wraz z masłem umieszczamy w rondelku i podgrzewamy, nie doprowadzamy do wrzenia. Do gorącej mieszanki dodajemy posiekaną drobno czekoladę i odstawiamy na 1-2 minuty. Za pomocą trzepaczki dokładnie mieszamy składniki, do uzyskania gęstej i jednolitej masy, następnie dodajemy likier i ponownie mieszamy. Masę czekoladową przelewamy do szerokiego naczynia i chowamy do lodówki na 30-60 minut. Gdy masa stężeje (ale nie będzie całkiem twarda), formujemy z niej kulki i obtaczamy w gorzkim kakao. Przechowujemy w lodówce.
Szekuladowe trufle 25 deka gorkij szekulady 70%, 100 ml śmiytónki 30%, 5 deka masła, 1 łeżka likeru z łorzechów, gorki kakał Śmiytónka wloć do tyglika, dociepać masło i podgrzoć do kupy (dejcie pozór, niy śmie wreć). Dosuć ku tymu potrzito szokulada i łodstawić na 1-2 minuty. Wymiynszać akuratnie kloprym do gynstości, doloć liker i zaś wymiynszać. Masa przeloć do szerokigo noczynia i wrazić na 1 godzina do kilszranku, co by wytyngło (dejccie pozór, masa niy śmie być blank tyngo). Ukulać trufle, malućki choby łorzechy i osuć kakałym. Wrazić do kilszranku.
Maszkety
24
– jodło ku filmóm – przepis i zdjęcie: Bernadeta Jarnot-Manecka
Kremowe piwo Harry Potter
300 ml wody gazowanej, 200 ml kremówki 30%, ½ szklanki brązowego cukru, 2 łyżki cukru pudru, 2 łyżki masła, 2 łyżeczki ekstraktu waniliowego Do garnuszka wlewamy cztery łyżki śmietany kremówki i podgrzewamy na małym ogniu. W tym czasie resztę śmietany ubijamy na sztywno, pod koniec dodajemy cukier puder. Całość wstawiamy do lodówki, żeby dobrze schłodzić. Do kremówki w garnuszku dodajemy brązowy cukier i podgrzewamy, mieszając, aż się rozpuści. Następnie dodajemy masło i ekstrakt waniliowy. Mieszamy dokładnie do połączenia składników. Na koniec wlewamy wodę gazowaną, szybko mieszając, aby cukier się nie skrystalizował. Gotowe piwo wlewamy do kufli, na wierzchu dekorujemy ubitą śmietaną.
Krymowe piywo 300 ml zeltra, 200 ml śmiytónki 30%, ½ szklónki ciymnego cukru, 2 łeżki cukru pudru, 2 łeżki masła, 2 łeżki esyncu waniliowego Wloć do gorczka sztyry łeżki śmytonki i podgrzoć na małym łogniu. Reszta śmytónki utrzaskać na sztajfno, dosuć puder cuker i wrazić do kilszranku. Do gorczka ze śmiytónkóm dosuć ciymny cuker, podgrzoć do rozpuszczynio. Dociepać ku tymu masło i esync waniliowy, wymiynszać akuratnie. Na łostatku wloć zelter i gibko wymiynszać. Jak piwo bydzie fertig, wloć go do kufli i przyłoblyc utrzaskanóm śmiytónkóm.
Maszkety
25
– Ślonzoki rajzujom –
Nowy rok, nowe plany, nowe wyzwania i nowe podróże – jestem przekonana, że nie tylko mi towarzyszą te kluczowe słowa wraz z nadejściem stycznia. Wśród wielu planów tworzonych na początku roku zawsze myślę o tym, jak zagospodarować mój urlop i gdzie chciałabym się wybrać. Tym razem chcę Wam opisać jeden z ubiegłorocznych wyjazdów i zachęcić do rozważenia wyjazdu do Gruzji. Tekst i zdjęcia: Katarzyna Godlewska
Gruzja leży na pograniczu Europy i Azji, w basenie Morza Czarnego, granicząc z Rosją, Azerbejdżanem, Armenią oraz Turcją. Jej historia sięga daleko czasów starożytnych, a dwa najważniejsze momenty w jej historii to pierwsza połowa IV wieku, kiedy za sprawą św. Nino władca Gruzji przyjął chrzest, czyniąc Gruzję jednym z najstarszych krajów chrześcijańskich na świecie oraz koniec XI wieku, za panowania króla Dawida Budowniczego. Przez czasy średniowieczne Gruzja była ciemiężona przez państwo osmańskie, a następnie przez Rosję – w czasach Romanowów jeden z nich zasiadał na tronie królestwa. Gruzini niepodległość ogłosili dopiero w 1991 roku. W związku z tym, oprócz gruzińskiego, większość mieszkańców zna także język rosyjski. W większych miastach (Kutaisi lub Tbilisi) dużo osób mówi po angielsku, zwłaszcza młodzi oraz ci, którzy mają kontakt z turystami, jednak w małych wioskach podstawą komunikacji jest rosyjski, ale jeśli go nie znacie, to się nie przejmujcie – my również go nie znaliśmy, a pod koniec wyjazdu Maszkety
26
posługiwaliśmy się piękną mieszanką polsko-rosyjską, dogadując się ze wszystkimi. Podstawowym zwrotem, który warto kojarzyć, jest pytanie „Odkuda wy?”, bo odpowiedź „my z Polszy” wywołuje promienny uśmiech i opowieści o tym, jak pan kierowca wiózł kogoś z Poznania, deklaracje o posiadaniu zdjęć Warszawy lub ewentualnie zdziwione pytania: „To dlaczego nie mówicie po rosyjsku?”. Do Gruzji najłatwiej i najszybciej dostaniemy się samolotami linii LOT z Warszawy oraz WizzAir z Warszawy oraz Katowic, ceny biletów (w zależności od linii oraz terminu) oscylują w granicach 100 – 1000 zł, a lot trwa ok. 3 godziny. Na miejscu sposobów poruszania się jest kilka – można wynająć samochód, na głównych trasach można skorzystać z pociągów, ale dwie najpopularniejsze opcje to tzw. marszrutki, czyli busiki na kilkanaście osób, które kursują kilka(naście) razy dziennie po całym kraju i są zdecydowanie najtańsze (średnia cena za 100 km to ok. 10 zł od osoby) oraz „taksówki”, czyli miejscowi kierowcy wożący swoim prywatnym
– Ślonzoki rajzujom –
samochodem za określoną z góry kwotę (cena zależy od kierowcy i umiejętności negocjacji pasażerów). Warto się jednak nastawić, że niezależnie od tego, jaki drogowy transport wybierzecie, jazda po Gruzji będzie pełna wrażeń i przygód – tutaj ograniczenia prędkości są traktowane jak wskazówka, a wyprzedzanie „na trzeciego” jest całkowicie normalną formą jazdy. Obowiązującą walutą jest lari gruzińskie (GEL), dość kłopotliwe do zakupu w Polsce, więc najlepszą opcją jest zabranie dolarów lub euro i wymiana na miejscu. W wielu miejscach nie ma problemu, żeby zapłacić kartą lub znaleźć bankomat, jednak za transport albo noclegi i tak trzeba zapłacić gotówką. Nie bez powodu rozpoczęłam opis tego małego państwa od wymiany dwóch najważniejszych okresów historycznych, bo to właśnie zabytki z tych czasów przyciągają wielu turystów do Gruzji. Wśród wielu świątyń wczesnochrześcijańskich na wzmiankę zasługują dwa monastyry, skalne kompleksy-miasta, Dawid Garedża oraz Wardzia, w których przez lata mnisi mieszkali w celach wydrążonych
w skałach! A kompleks w Wardzi służył dodatkowo jako schronienie dla miejscowej ludności przed agresorami, mieszcząc w kilku tysiącach jaskiń od 20 do 50 tys. osób. Oprócz monastyrów skalnych, warte uwagi są inne cerkwie, niektóre z nich zostały wybudowane we wczesnym średniowieczu, inne odrestaurowane, ale wszystkie zdecydowanie się różnią od dobrze nam znanych kościołów w Polsce. Dla miłośników tego typu zabytków ciekawym miejscem na pewno będzie Mccheta, jedno z najstarszych miast w Gruzji oraz Tbilisi, stolica kraju. W stolicy, oprócz architektury sakralnej, możemy zwiedzić również tradycyjne łaźnie lub stare miasto, spacerować po współczesnych parkach i zasmakować nieco nocnego życia przy alei Szoty Rustawelego. Jedną z większych atrakcji jest kolejka linowa, która wwozi turystów na wzgórze, skąd rozpościera się panorama miasta. Kolejnym wartym uwagi miasteczkiem na mapie jest Signagi, zwane również gruzińską Weroną. Signagi położone jest w Kachetii, czyli rejonie, z którego pochodzi większość gruzińskiego wina. Tuż obok
Maszkety
27
– Ślonzoki rajzujom –
znajduje się monastyr Bodbe, jednak już sam spacer po mieście oraz okolicy sprawia ogromną przyjemność, a dodając do niego kieliszek gruzińskiego wina, macie zapewniony świetny wieczór. Zabytki i miasta to tylko jedna strona Gruzji. Zdecydowanie warto doświadczyć także tego, co dla mnie osobiście było najpiękniejsze – przyrody. Pod tym względem Gruzja jest bardzo zróżnicowana i nie da się jej dobrze poznać, jadąc tylko w jedno miejsce. Na północy kraju majestatyczne góry Kaukazu są na wyciągnięcie ręki, a dwa najpopularniejsze miejsca – Stepancminda (nazywana także Kazbegi) oraz rejon Mestii przyciągają rzesze turystów, podróżników oraz wielbicieli gór. Do małych wiosek dojeżdżają marszrutki oraz prywatne taksówki, a tam Gruzja wygląda nieco inaczej. Miasteczka bez asfaltu, z krowami czy świniami chodzącymi po drogach, dzikimi końmi pasącymi się na łąkach i gościnnymi, choć biednymi ludźmi. Będąc w Kazbegi, wybierzcie się na krótki trekking pod kościół Świętej Trójcy, który położny jest ponad 2 tys. m.n.p.m., a tuż za nim
Maszkety
28
góruje majestatyczny Kazbek. Jeśli chcecie wybrać się w góry na cały dzień, możecie wybrać się dalej, na lodowiec Gergeti. Nie jest to jednak wycieczka dla każdego, a w jej trakcie należy zachować ostrożność – lodowiec jest pełen szczelin, a przy gorszych warunkach atmosferycznych mogą być przydatne raki oraz miejscowy przewodnik. Na południowym wschodzie tereny robią się bardziej pustynne, a wycieczka do monastyru Dawid Garedża to także okazja do krótkiego trekkingu wzdłuż granicy z Azerbejdżanem i podziwiania widoków zapierających dech w piersi. W drodze do tego miejsca można zatrzymać się w miejscowości Udabno, której nazwa jasno określa, gdzie się znajdziemy – na pustyni. To miasto widmo, sztucznie utworzone i obecnie zamieszkałe przez 300 osób, gdzie do baru (prowadzonego przez Polaków!) miejscowi przyjeżdżają konno. Na południu, po drodze do Wardzi, znów pojawia się zieleń i wzgórza przypominające nasze polskie. Warto zatrzymać się w Borjomi, które chociaż jest
– Ślonzoki rajzujom –
miastem, to dzięki swojej uzdrowiskowej naturze i źródłom wody o tej samej nazwie, posiada przyjemny mikroklimat, park zdrojowy, a wokół roztaczają się tereny parku narodowego. Na zachodzie kraju znajduje się wybrzeże nad Morzem Czarnym – dla osób lubiących plaże oraz kąpiele może być wartym uwagi punktem wycieczki. W trakcie wyjazdu do Gruzji nie można zapomnieć o ważnych elementach kultury mieszkańców – jedzeniu oraz miejscowym alkoholu, w postaci narodowego trunku jakim jest czacza (dość mocny, ok. 40-60%, produkowany z winogron) oraz wina. Kuchnia gruzińska należy do tłustych i ciężkostrawnych, bazuje głównie na mięsie, serze oraz potrawach mącznych. Nie zmienia to faktu, że chaczapuri z miejscowym serem, szaszłyki mcwadi czy chinkali (sakiewki z ciasta z nadzieniem, zbliżone do pierogów) powinny być obowiązkowym punktem wycieczki. Dodatkowo w większości restauracji oraz pensjonatów dostaniecie domowe wino, które na
ogół jest wytrawne, jednak naprawdę bardzo smaczne – w końcu to z tych rejonów świata wywodzi się ten trunek. Nieraz wieczorami będą towarzyszyć wam gospodarze, którzy alkohol leją bardzo hojnie i już po kilku łykach będziecie rozumieć wszystkie historyjki opowiadane po rosyjsku. W barze w Kazbegi może się okazać, że będziecie się bawić z obsługą, Wy przy czaczy, oni przy polskiej Żubrówce, a wszystko to w rytm gruzińskiej muzyki. Mam nadzieję, że zachęciłam was do odwiedzenia Gruzji – pięknej, choć nieco dzikiej. Jeśli spytacie: „Kiedy najlepiej tam pojechać?” – odpowiem, że kiedy chcecie! W zimie będziecie mogli skorzystać z powstających ośrodków narciarskich, na wiosnę zobaczyć, jak natura budzi się do życia, w lecie towarzyszyć będzie Wam piękna, choć miejscami upalna pogoda, a jesienią możecie trafić na festiwal wina. Niezmiennie po drogach będą chodzić krowy, a Gruzini na każdym kroku oferować nocleg, transport lub po prostu uśmiech. Maszkety
29
– Ślonzoki rajzujom –
Nareszcie – przez niektórych wyczekiwana długo, ze zniecierpliwieniem, przez innych przywitana ze szczerą niechęcią i grymasem złości – przyszła zima. Taka prawdziwa, ze śniegiem i mrozem. Rozpanoszyła się wszędzie, zarówno w górach, jak i po miastach, przykrywając białym kożuchem wszystko – dachy domów, ulice, chodniki, przystanki autobusowe, klomby w kwietnikach, korony drzew w parkach i huśtawki na placach zabaw. Tekst i zdjęcia: Natalia Paszek W miastach raczej nie bywa mile widziana. Większości ludzi zawadza – bo ślisko na drodze, bo autobus się spóźnił, bo trzeba odśnieżyć, bo drętwieją dłonie zaciśnięte na siatce z zakupami, bo sól z chodników niszczy buty. Tak szczerze i prawdziwie w mieście cieszą się nią tylko dzieci – głównie dlatego, że dzieci posiadają cudowną cechę cieszenia się wszystkim, co je otacza, obojętnie, czy są to barwne skrzydła spłoszonego motyla, bure odmęty chodnikowej kałuży czy wirujące płatki nadeszłej zimy. Zupełnie inaczej sprawa przedstawia się w górach, które po smutnej, częstokroć szarej i melancholijnej jesiennej pustce, wraz z opadem pierwszego porządnego śniegu ożywają i zaczynają się napełniać roześmianym, wesołym gwarem ludzkim. Wielekroć spotkałam się ze stwierdzeniem, że lato spędza się nad szeroko pojętą wodą – najczęściej
Maszkety
30
nad morzem, a zimę w górach. O ile, co do okresu letniego zdania są mimo wszystko trochę podzielone – wciąż nie brak amatorów zwiedzania dużych miast, górskich wędrówek czy obozów harcerskich w samym sercu nizinnych lasów, o tyle, co do okresu zimowego większość jest raczej zgodna – góry. Dlaczego właśnie zimą górskie rejony stają się tak atrakcyjne? Zadaję to pytanie z leciutko ironicznym uśmiechem, bo przecież odpowiedź jest oczywista, a pytanie prowokacyjne albo naiwne – ludzie przyjeżdżają w góry, żeby pojeździć na nartach lub na snowboardzie. Rzecz jasna są wyjątki, ale jednak nieliczne. Przykucnięta, z rękami splecionymi wokół kolan patrzę w mojej głowie na obraz ludzi stłoczonych w kolejce do gondoli i zastanawiam się, czy próbowali kiedyś czegoś innego w zimowych górach.
– Ślonzoki rajzujom –
Nie chciałabym, żeby ktoś posądził mnie tutaj o choćby cień pogardy dla klasycznego szusowania po przygotowanych trasach, wręcz przeciwnie – sama praktykuję to i lubię. Niemniej góry dają tyle innych możliwości. Zostańmy już nawet przy nartach, ale zmodyfikujmy je lekko. Spróbujmy zamienić te zwykłe, zjazdowe na biegówki lub skitury, które pozwolą nam opuścić przygotowany stok i wybrać się na dalszą wędrówkę w głąb Beskidów. Oczywiście nie musimy od razu przemierzać leśnych odmętów i tonąć w puchowych zaspach. Można rozpocząć przygodę z narciarstwem biegowym od którejś ze specjalnie przygotowanych tras, ot, choćby na przełęczy Kubalonka łączącej Wisłę z Istebną lub na leżącej nieopodal, tuż za czeską granicą Girovej. Wspomniawszy leśne odmęty i śnieżne zaspy, pozwolę sobie napomknąć, że i one mogą się stać bardziej przystępne, jeżeli z kolei zdecydujemy się przywdziać rakiety śnieżne. Zimowe wędrówki potrafią niestety zaskoczyć nieprzygotowanego turystę ilością śniegu na szlaku. Częstokroć trzeba brnąć zanurzonym po kolana, uda lub pas w białej masie, co bardzo męczy i wydłuża czas wyprawy. Wybierając się na rzadziej uczęszczany szlak, warto zabrać właśnie rakiety, które pozwolą nam sprawnie kroczyć po śniegu, zamiast zapadać się w nim i we frustracjach. W tym miejscu pozwolę sobie dodać, że krajobrazy zimowe potrafią być iście bajkowe i prześliczne i że warto zagłębić się w ich poszukiwaniu w las. Śnieg przystraja świerki i jodły w obszerne szaty, osiada na bukowych gałązkach i tworzy fantastycznych kształtów zaspy w lesie. Wiatr z kolei maluje przeróżne wzory na pniach i kamieniach, formuje czupurne lodowe igiełki na odosobnionych drzewach. Przepięknie prezentują się także zimowe panoramy, zarówno pobliskich Beskidów, jak i oglądanych z daleka bielutkich Tatr czy Małej Fatry. Na koniec poddam jeszcze pomysł zaczerpnięty z tej bardziej dziecięcej części mnie. Nawet, jeżeli decydujemy się pozostać przy zjeżdżaniu po stoku, czemu dla odmiany nie zamienić nart i snowboardu na coś bardziej szalonego? Kiedy ostatni raz zjeżdżaliśmy na sankach czy jabłuszkach? Czy pamiętamy jeszcze zasapaną radość z wdrapania się z powrotem na szczyt górki, z której znów będzie można zjechać? A czy kiedykolwiek próbowaliśmy zjeżdżać na łopacie? W worku na śmieci? W pokrowcu na plecak? Osobiście za najlepszy pojazd śnieżny uważam dętkę od traktora, choć tu muszę ostrzec, że należy
podejść poważnie do osiąganych prędkości, aby nie wylądować niekontrolowanie w lesie lub na drodze. Należy również uważać na wentyl – zarówno w kontekście swojego zdrowia, jak i zdrowia dętki, która po urwaniu wspomnianego ma tendencje do szybkiego sflaczenia… Jak widać, góry zimą to nie tylko sztandarowe narty. Przy czym nie miałam zamiaru udowadniać nikomu wyższości jednej formy śnieżnej górskiej aktywności nad inną. Chciałam tylko pokazać, że te inne są. I że warto. Bo zima w górach jest tak śliczna, że dobrze wchłonąć ją do syta w każdy możliwy sposób. I może po powrocie zostanie w nas choć trochę uśmiechu dla burego, śliskiego chodnika, który nie jest przecież winny temu, że leży w mieście.
Maszkety
31
Bernadeta Jarnot-Manecka
Zima minęła, a z nią minęły aktywnie spędzone ferie. To był dobry czas na weekendowe wypady w góry, na stok – i to nie tylko narciarzy czy wielbicieli snowboardu, ale chętnie też wyjeżdżały osoby z dziećmi, które chciały spędzić aktywnie kilka godzin na świeżym powietrzu, wśród śnieżnych zasp. To była okazja na spędzenie wolnego czasu z bliskimi, realizowanie wspólnej pasji aktywnie i radośnie. Dla wielu dorosłych to był czas wspomnień okresu dzieciństwa. Chętnie zabieraliśmy nasze rodziny tam, gdzie sami odpoczywaliśmy zimą z naszymi rodzicami. A po kilku godzinach na śniegu i mrozie zaostrzają się nasze apetyty, skutecznie zresztą pobudzane przez nęcący zapach smażonej kiełbaski, kaszanki, bigosu czy oscypków z górskich knajpek. Chętnie z tego korzystamy, bo w ciągu roku w domu pewnie rzadko takie rzeczy się jada. I okazuje się, że zwykła kiełbasa z grilla przy temperaturze -5 stopni zjedzona na świeżym powietrzu smakuje jak danie z najlepszej restauracji. Takie chwile warte są zapamiętania, trzeba więc się czasami ruszyć sprzed telewizora i skorzystać rodzinnie z darów zimy, póki jeszcze przychodzi. Również w domu możemy przygotować gorące, barowe posiłki, które znakomicie się sprawdzą po powrocie ze spaceru, lepieniu bałwana i bitwie na śnieżki, a dodatkowo przypomną nam ferie spędzone na zimowisku.
Maszkety
32
– jodło do szijorzy –
przepis i zdjęcie: Magdalena Kozłowska
Rozgrzewająca zupa krem z kukurydzy 2 puszki kukurydzy, korzeń pietruszki, 2 małe marchewki, ćwiartka niedużego selera, mała, suszona papryczka chili, sproszkowany imbir, świeżo mielony pieprz, sól, uprażony sezam (do posypania) Kukurydzę odsączamy na sicie. Marchew, pietruszkę oraz seler obieramy, kroimy na kawałki, zalewamy 1 ½ l wody i gotujemy, aż zmiękną. Kukurydzę dodajemy do wywaru z ugotowanymi warzywami i wszystko blendujemy na gładki krem (jeśli chcemy, aby zupa była idealnie gładka, musimy w tym momencie przetrzeć wszystko przez sito). Dodajemy pokruszoną papryczkę chili (możemy usunąć ziarenka, żeby zupa nie była zbyt pikantna), pół łyżeczki sproszkowanego imbiru, dwie duże szczypty świeżo mielonego pieprzu oraz sól do smaku. Doprowadzamy zupę do wrzenia, cały czas mieszając. Podajemy posypaną ziarenkami sezamu.
Maszkety
33
– jodło do szijorzy –
przepis i zdjęcie: Małgorzata Gutral
Zupa krem z kurczaka 500 g udek kurczaka, 200 g marchwi, 150 g korzenia pietruszki, 150 g selera naciowego, 100 g korzenia selera, 150 g pora, kilka ziaren pieprzu, 3 ziarna ziela angielskiego, 200 g śmietanki kremówki, ok. 2 l wody, sól i pieprz do smaku Warzywa obieramy i kroimy na duże kawałki, jak do rosołu. Umyte mięso, przyprawy i warzywa zalewamy zimną wodą i gotujemy na wolnym ogniu do miękkości. Przed końcem gotowania usuwamy mięso i warzywa z rosołu. Mięso obieramy z kości, usuwamy też skóry i błony. Do blendera wkładamy oczyszczone mięso i około ⅓ warzyw. Dolewamy niewielką ilość rosołu i miksujemy na gładki krem. Zawartość blendera łączymy z pozostałą częścią rosołu i doprawiamy do smaku. Na koniec dodajemy kremówkę i zagotowujemy całość. Podajemy z grzanką. Maszkety
34
– jodło do szijorzy –
przepis i zdjęcie: Bernadeta Jarnot-Manecka
Kaszanka kaszanka lub krupniok, cebula, pieprz, folia aluminiowa Folię tniemy na arkusze. Cebulę kroimy w drobną kostkę. Na każdym arkuszu układamy kaszankę, trochę cebuli i doprawiamy pieprzem. Wszystko dokładnie zawijamy i grilujemy, aż cebulka i kaszanka zmiękną.
Maszkety
35
– jodło do szijorzy –
– jodło do szijorzy –
przepis i zdjęcie: Bernadeta Jarnot-Manecka
Bigos 1 ½ kg kiszonej kapusty, 500 g wieprzowiny (łopatka), 250 g wędzonego boczku, 250 g kiełbasy zwyczajnej, 250 g słoniny albo podgardla, 5 cebul, 100 g suszonych śliwek, 100 g suszonych grzybów, 3 listki laurowe, 4 ziarna jałowca, 4 ziarna ziela angielskiego, 4 łyżki powideł śliwkowych, 300 ml wina czerwonego wytrawnego, 4 łyżki cukru, świeżo zmielony pieprz Mięso czyścimy, myjemy i kroimy na kawałki. Kiełbasę kroimy na kawałki. Boczek i słoninę lub podgardle kroimy w kostkę i podsmażamy na patelni. Zdejmujemy powstałe skwarki, a na tłuszcz pozostały na patelni dajemy pokrojoną w kostkę cebulę i mięso. Smażymy przez kilka minut, aż cebula się zrumieni, a białko mięsa się zetnie. Przygotowujemy kapustę – jeśli jest bardzo kwaśna, wtedy musimy ją wypłukać i odcisnąć. W dużym garnku układamy warstwami naprzemiennie, do wyczerpania się składników kapustę, mięso, kiełbasę, cebulę i skwarki, liście laurowe, ziele angielskie, jałowiec oraz suszone śliwki. Wstawiamy garnek do piekarnika nagrzanego do 160°C i dusimy powoli przez ok. 2 h. Kilkakrotnie mieszamy w trakcie duszenia, uważając, aby bigos się nie przypalił. Bigos gotujemy przez 5 dni, dodając kolejne składniki wg podanego schematu. Drugiego dnia zalewamy grzyby wodą i moczymy przez godzinę. Następnie gotujemy ok. 20 minut. Grzyby razem z wodą dodajemy do bigosu, mieszamy, podgrzewamy 2 h. Trzeciego dnia wlewamy wino, mieszamy i znowu podgrzewamy 2 h. Czwartego dnia dodajemy powidła, mieszamy, podgrzewamy 2 h. Piątego dnia pod koniec drugiej godziny gotowania dodajemy karmel do smaku. Karmel przygotowujemy, wsypując cukier na suchą patelnię i topimy na ciemną masę. Dodajemy do bigosu, mieszamy, podgrzewamy, aż się rozpuści. Gotowy bigos doprawiamy do smaku pieprzem. Nadmiar bigosu możemy włożyć do słoików, pamiętając, że musi być gorący, zakręcić i postawić do góry dnem. Możemy również nadmiar włożyć do pojemników i zamrozić. Maszkety
37
– jodło do szijorzy –
przepis i zdjęcie: Małgorzata Gutral
Kiełbaska po węgiersku 4 porcje
500 g pikantnej wędzonej kiełbasy, 500 g czerwonej papryki, 250 g cebuli, 400 g pomidorów bez skórki, 1 łyżeczka wędzonej papryki, ½ łyżeczki ostrej papryki, ½ łyżeczki mielonej kolendry, sól, pieprz do smaku, 2 łyżki oliwy Paprykę i cebulę kroimy w dużą kostkę, a kiełbasę w ukośne plasterki. W garnku z łyżką oliwy podsmażamy cebulę, gdy lekko zmięknie, dodajemy paprykę i jeszcze chwilę podsmażamy. Dodajemy pomidory i doprawiamy papryką i kolendrą. Na patelni z łyżką oliwy podsmażamy kiełbasę z każdej strony. Przekładamy do garnka z warzywami bez wytopionego tłuszczu. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem i dusimy pod przykryciem jeszcze kilka minut. Papryka powinna zostać jędrna. Podajemy od razu z pieczywem lub ryżem.
Maszkety
38
– jodło do szijorzy –
przepis i zdjęcie: Małgorzata Gutral
Szarlotka tatrzańska forma 20 cm x 30 cm
250 g masła, 500 g mąki pszennej, 50 g kwaśnej śmietany, 100 g drobnego cukru, 2 żółtka, ½ łyżeczki soli, 3 kg jabłek szara reneta lub golden delicious, 5 g cynamonu. Mąkę z solą i cukrem przesiewamy do dużej miski. Dodajemy zimne masło pokrojone w kostkę i rozcieramy je w palcach razem z mąką, aż powstanie konsystencja mokrego piasku. Dodajemy śmietanę oraz żółtka i szybko zagniatamy kruche ciasto. Dzielimy je na 2 nierówne części – ⅓ i ⅔ całości. Zawijamy w folię i schładzamy przez 30 minut do 1 godziny w lodówce. Jabłka obieramy i usuwamy gniazda nasienne. Szatkujemy je na cienkie plasterki i oprószamy cynamonem, uważając, by ich nie połamać. Większą część ciasta wałkujemy i wykładamy na dno blachy. Następnie ciasno układamy plasterki jabłek. Na wierzch ścieramy mniejszą część ciasta za pomocą tarki do warzyw. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 170°C i pieczemy przez około 60 minut. Wyjmujemy z piekarnika i lekko studzimy. Jeszcze ciepłą szarlotkę oprószamy cukrem pudrem i podajemy z bitą śmietaną lub lodami śmietankowymi. Maszkety
39
– jodło do duszy –
Klaun
prezydentem –Pierwszą co jada Donald Trump? rzeczą, którą zrobiłam po przebudzeniu w środę, 9 listopada, było włączenie telewizora. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam na ekranie liczby nie pozostawiające złudzeń. Amerykanie wybrali swoją post-prawdę – Donald Trump będzie następnym prezydentem Stanów Zjednoczonych tekst: Dominika Zagrodzka „Post-prawda” została uznana za słowo roku 2016. Określenie to oznacza prawdę, która nie jest już obiektywną wartością, ale jest kreowana przez poszczególne jednostki – to „czyjaś” prawda, prawda nie-prawda, półprawda, niecała i nie do końca prawda. Donald Trump przez całe swoje życie tworzył swój wizerunek, opierając się właśnie na post-prawdzie. W celu zyskania poklasku tłumów, wykorzystał nawet jedzenie. O tym, że jedzenie może być tak samo istotnym elementem kampanii wyborczej jak wygłaszane poglądy, wie każdy kandydat. Stąd też publiczne pojawienie się w danej restauracji czy spacer z kanapką popularnej sieciówki w ręku są zwykle przemyślanym chwytem marketingowym. Donald Trump wielokrotnie dał się poznać jako człowiek nie przywiązujący zbyt wielkiej wagi do przyjemności stołu. Biznesmen jest dowodem na to, że pieniądze nie zawsze łączą się z dobrym smakiem. Trump jest fanem mocno wysmażonych steków, a obiad najchętniej je w fast foodach. Na Twitterze podczas kampanii pojawiło się jego zdjęcie w jednym z prywatnych samolotów, kiedy to je kawałki kurczaka z kubełka KFC nożem i widelcem, popijając colę i przeglądając „Wall Street Journal”. Tym samym Trump pokazał swoim wyborcom,
Maszkety
40
że mimo iż jest bogaczem, uwielbia proste, tanie jedzenie. Jedzenie, do którego spożywania wiele osób nie chce się przyznać, uważając to za wstydliwe. Jednocześnie Trump nie je palcami – podkreśla tym samym znaczenie manier, które uznaje za bardzo ważne. Sprzeczność? Jak najbardziej, Donald to uwielbia.
– jodło do duszy –
Sposób odżywiania się Trumpa był często komentowany w mediach. Dziennikarze twierdzą, że to dieta lekkomyślnego nastolatka, a nie przyszłego przywódcy narodu. Dieta Trumpa odzwierciedla jego charakter – rozbrykanego dużego dziecka, któremu wydaje się, że wszystko wolno i że wystarczy opowiedzieć daną historię wiele razy, by stała się prawdą, w którą wszyscy uwierzą. Co ciekawe, mocno krytykowane są także restauracje znajdujące się w Trump Tower, a wielu znanych kucharzy odmówiło propozycji, by otworzyć swój lokal w przybytku należącym do Donalda Trumpa. Rene Redzepi, szef kopenhaskiej NOMY, zawiadomił media, że w środę 9 listopada, został zasypany aplikacjami kucharzy z USA o przyjęcie na staż… Początkowo wydawało się, że start Trumpa w wyborach prezydenckich to po prostu kolejna fanaberia amerykańskiego bogacza, której nie należy brać na poważnie. Ot, pośmiejemy się, a potem wybierzemy poważnego kandydata. Podejrzewam, że aż do końca, mamieni wynikami sondaży, nie spodziewaliśmy się, że Amerykanie mogą zagłosować na człowieka, który wpawdzie robi kontrowersyjne show, ale nie ma pojęcia o polityce. Niewiele osób zdawało sobie sprawę, jak poważne konsekwencje może przynieść wybór Trumpa na prezydenta. Zmiana kucharzy w Białym Domu i serwowanie przywódcom innych państw hamburgerów to z pewnością najmniej niebezpieczne z nich.
fot. @realDonaldTrump / Twittre, Instagram, Youtube
Jako prawdziwy populiasta, przyszły prezydent uwielbia też McDonald’s. Kanapkę „filet-o-fish” określił nawet mianem „rybnego uniesienia” (‘fish delight’), a w 2002 roku wystąpił w reklamie Maca (wyobraźcie sobie, co by było, gdyby to Hillary Clinton pokazała się z zestawem z McDonald’s w ręku – lincz). Ogromne znaczenie ma dla Trumpa higiena. Uważa, że w fast foodach nie ma ryzyka zjedzenia czegoś, co nie przeszłoby wyśrubowanych norm czystości. W trakcie kampanii częste wizyty swojego sztabu w sieciówkach tłumaczył pośpiechem. Szybkie jedzenie chciałby jednak wprowadzić również do Białego Domu. Trump oświadczył bowiem, że zamiast wystawnych obiadów podczas spotkań z przedstawicielami innych państw powinno serwować się hamburgery – w ten sposób rozmowy przebiegałyby szybciej, a ich uczestnicy byliby bardziej skoncentrowani na temacie. I znów kolejna sprzeczność – Donald optuje za wybudowaniem w Białym Domu sali balowej, żeby przyjmować zagranicznych dostojników. Bardzo nie podobają mu się namioty, w których do tej pory wyprawiano wieczorne przyjęcia. Kieruje się ukutą przez siebie maksymą: „Za każdym razem, kiedy możesz zbudować salę balową, zrób to”. Do tego Trump, oczywiście z pełnym zadowolenia z siebie uśmiechem na ustach, wygłasza tak absurdalne uwagi jak ta, że aby nie przytyć (tusza i łysina to dwie rzeczy, których według bogacza, mężczyzna powinien unikać jak ognia) je tylko dodatki z pizzy, ciasto zostawiając innym.
Maszkety
41
Magdalena Cielenga-Wiaterek
Skorzonera, fioletowe ziemniaki, topinambur czy dość znana soczewica. A może jarmuż, pasternak czy brukiew? To nasze, rodzime warzywa – pożywne, bardzo zdrowe, proste i tanie w uprawie. A jednak mało popularne i zapomniane. Część z nich, jak jarmuż czy topinambur, wracają do łask, co mnie bardzo cieszy! Większość z tych pyszności jest dostępna zimą, co stanowi mocny argument na marudzenie, że wegetariańska zima jest nudna, bo w kółko ziemniaki i marchewka na talerzu! Pokażemy Wam, że zima może być kolorowa i ciekawa. Zapraszam do skosztowania dań z warzyw retro!
Maszkety
42
Maszkety
43
– Ino gymizy –
Maszkety
44
– Ino gymizy –
przepis i zdjęcie: Małgorzata Gutral
Krem z pasternaku z pieczonym kalafiorem i pekanami 400 g pasternaku, 150 g ziemniaków, 100 g białej części pora, 300 g różyczek kalafiora, 50 g pekanów, 200 ml kremówki, sól, biały pieprz do smaku, 50 ml oliwy, 2-3 ziarna ziela angielskiego, 1-2 liście laurowe. Pasternak obieramy i kroimy na ćwiartki. Układamy w naczyniu żaroodpornym, skrapiamy oliwą, oprószamy solą i pieczemy w 180°C przez około 30 minut. Na łyżce oliwy szklimy drobno pokrojone ziemniaki i białe części pora. Następnie dodajemy upieczony pasternak i zalewamy wodą lub bulionem warzywnym. Dodajemy ziele angielskie i liść laurowy i doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy około 15 minut. aż ziemniaki zmiękną. W tym czasie kalafior dzielimy na małe różyczki, skrapiamy oliwą i doprawiamy solą. Wstawiamy do piekarnika na 15 minut, aż się zacznie rumienić. Na suchej patelni prażymy orzechy, aż zaczną intensywnie pachnieć. Zrumienione pekany siekamy niezbyt drobno. Zupę miksujemy na gładki krem. Ponownie stawiamy na ogniu, dodajemy śmietankę i doprawiamy do smaku solą i białym pieprzem. Doprowadzamy do wrzenia i zestawiamy z ognia. Na porcji zupy układamy różyczki kalafiora i posypujemy orzechami. Maszkety
45
– Ino gymizy – przepis i zdjęcie: Małgorzata Gutral
Pizza z fioletowymi ziemniakami na 2 średnie pizze
1 szklanka letniej wody, 2 szklanki mąki pszennej typ 00, ½ łyżeczki soli, 60 ml oliwy, 1 łyżeczka suszonych drożdży, szczypta cukru, 150 g sera mozzarella, 150 g czerwonej cebuli, 300 g fioletowych ziemniaków, 1-2 ząbki czosnku, 1 łyżeczka oregano, ½ łyżeczki estragonu, ½ łyżeczki majeranku, sól, pieprz. Mąkę przesiewamy do dużej miski. Dodajemy z jednej strony drożdże, z drugiej sól i stopniowo dodajemy wodę, jednocześnie zarabiając ciasto. Dodajemy 2 łyżki oliwy i wyrabiamy ciasto ręcznie lub za pomocą robota kuchennego, aż stanie się elastyczne i będzie odchodziło od dłoni. Przykrywamy czystą ściereczką lub folią spożywczą i odstawiamy na 2 h do wyrośnięcia. W tym czasie obgotowujemy ziemniaki w mundurkach przez około 15 minut i odstawiamy do wystygnięcia. Gdy ciasto jest wyrośnięte, przygotowujemy dodatki: cebulę kroimy w drobne piórka, wystudzone ziemniaki obieramy i kroimy w cienkie plasterki, mozzarellę trzemy na tarce, zioła mieszamy, a czosnek przeciskamy przez praskę. Piekarnik rozgrzewamy do 230°C. Ciasto dzielimy na dwie części (lub pozostawiamy w całości, jeśli chcemy zrobić 1 dużą pizzę) i rozciągamy lub wałkujemy cienko. Układamy na blasze. Smarujemy pozostałą oliwą i przeciśniętym czosnkiem. Posypujemy ziołami i startym serem. Na górze układamy cebulę i ziemniaki. Doprawiamy solą i pieprzem. Ponownie skrapiamy całość oliwą i pieczemy przez około 10-15 minut na złoty kolor. Podajemy od razu.
Maszkety
46
– Ino gymizy – przepis i zdjęcie: Magdalena Bury
Pierożki z soczewicą i marchewką ciasto: 100 g zimnego masła pokrojonego w kostkę, 150 g mąki pszennej, 2 łyżki kwaśnej śmietany, szczypta soli, 50 ml zimnej wody, 1 jajko farsz: 1 szklanka soczewicy, 1 czerwona cebula, 2 duże marchewki, olej do smażenia, 1 ½ łyżki przyprawy curry, natka pietruszki, sól i pieprz Przy użyciu robota kuchennego mieszamy masło z mąką oraz solą, aż do momentu otrzymania kruszonki. Następnie dodajemy śmietanę i zimną wodę, mieszamy tylko do momentu uformowania się kuli, którą potem wykładamy na oprószoną mąką stolnicę i wyrabiamy ostrożnie przez krótką chwilę. Ciasto znów formujemy w kulę, owijamy w folię spożywczą i wkładamy do lodówki na godzinę. Soczewicę gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu, gotową odstawiamy, by ostygła. W garnku rozgrzewamy olej do smażenia, wrzucamy do niego pokrojoną cebulę oraz obraną i pokrojoną w drobną kosteczkę marchew. Smażymy ok. 5 minut. Dodajemy przyprawę curry i doprawiamy solą i pieprzem. Garnek ściągamy z ognia, do warzyw dorzucamy soczewicę oraz pokrojoną natkę pietruszki, mieszamy i odstawiamy na czas schładzania ciasta na pierożki. Rozgrzewamy piekarnik do 175°C. Schłodzone ciasto wyciągamy i wykładamy na oprószoną mąką stolnicę. Rozwałkowujemy je i używając szklanki lub miseczek, wykrawamy w nim koła, na których środek wykładamy farsz. Brzegi koła zwilżamy odrobiną wody, by się dobrze złączyły, kiedy złożymy je na pół. Następnie dociskamy je widelcem. Wierzch gotowych pierożków smarujemy jajkiem roztrzepanym z odrobiną wody. Przekładamy je na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i wkładamy do nagrzanego piekarnika na 20-25 minut, aż się zarumienią.
Maszkety
47
– Ino gymizy –
Maszkety
48
– Ino gymizy –
przepis i zdjęcie: Magdalena Cielenga-Wiaterek
Pęczotto z wężymordem, inaczej skorzonerą 4 porcje
1 szklanka pęczaku, 250 g skorzonery (wężymordu), ¼ małej dyni hokkaido, 100 g świeżej żurawiny, 2 duże liście jarmużu, 1 duża cebula, 1 ząbek czosnku, 1 łyżeczka soli, ½ świeżo zmielonego pieprzu, ¼ łyżeczki gałki muszkatołowej, 4 łyżki pestek dyni, 2 łyżki oleju, 1-1.2 l bulionu jarzynowego (niesolonego) Bulion trzymamy w rondelku na palniku obok tego, na którym przygotowujemy pęczotto, dbając, aby cały czas był gorący. Cebulę obieramy, kroimy w kostkę. Dynię myjemy, osuszamy. Odkrawamy ćwiartkę dyni, usuwamy pestki, obieramy i kroimy w zgrabną kostkę. Żurawinę myjemy i osuszamy. Jarmuż myjemy, osuszamy, odkrawamy grube łodygi, a liście kroimy na małe kawałki. Wężymord obieramy i kroimy na plasterki. Uwaga! Warzywo to szybko się utlenia i barwi ręce na intensywny pomarańczowy kolor, więc dobrze ubrać rękawiczki. Pęczak płuczemy. W sporym garnku rozgrzewamy olej, szklimy cebulę. Dodajemy pęczak, mieszamy, aby dobrze go okleił tłuszcz. Dodajemy dynię i skorzonerę, mieszamy. Wlewamy chochlę bulionu, gotujemy na małym ogniu, dodając kolejne porcje płynu dopiero wtedy, gdy poprzednia się wchłonie. Gdy kasza jest już miękka, dodajemy pozostałe warzywa, starty na tarce czosnek oraz przyprawy. Mieszamy i podajemy gorące, posypane pestkami dyni. Maszkety
49
– Ino gymizy –
przepis i zdjęcie: Marta Borowiec
Pasztet z selera 600 g obranej bulwy selera (startej na tarce o grubych oczkach), 1 mały por, 300 g ugotowanej kaszy jaglanej, 2 ząbki czosnku, 1 łyżeczka majeranku, 1 łyżeczka lubczyku, 2 jajka (0 lub 1), 90 ml oleju, 2 łyżki sosu sojowego tamari Na patelni rozgrzewamy olej, następnie dodajemy posiekany czosnek i por. Podsmażamy przez 3 minuty i dodajemy starty seler oraz przyprawy. Smażymy, aż warzywa staną się miękkie. Odstawiamy do ostudzenia. Zawartość patelni przekładamy do blendera, dodajemy ugotowaną kaszę jaglaną oraz jajka i miksujemy na gładką pastę. W razie potrzeby doprawiamy. Masę przekładamy do keksówki o wymiarach 20 cm x 11 cm, wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy przez 60-70 minut w temperaturze 180°C. Studzimy w piekarniku, a następnie przekładamy do lodówki na całą noc. Maszkety
50
– Ino gymizy –
przepis i zdjęcie: Marta Borowiec
Brownie z burakiem 300 g ugotowanych buraków, 3 jajka, 250 g czekolady, 150 g cukru trzcinowego, 120 g mąki pszennej, 100 ml oleju kokosowego, 100 g czekolady na polewę Buraki ścieramy na tarce o drobnych oczkach i przekładamy do blendera. Czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej i dodajemy do buraków wraz z cukrem, jajkami, przesianą mąką i roztopionym olejem kokosowym. Miksujemy na gładką masę. Dno foremki o średnicy 20 cm wykładamy papierem do pieczenia i przekładamy do niej masę. Pieczemy w temperaturze 170°C przez 35-40 minut. Podajemy ostudzone, udekorowane roztopioną czekoladą i suszonymi buraczkami.
Maszkety
51
– Meksyk na widelcu – co się jada w t ym kraju, a co warto spróbować –
Zima w Meksyku „Meksyk na widelcu – co się jada w tym kraju, a co warto spróbować” – część trzecia tekst i zdjęcia: Dominika V. Nowak Zima w Meksyku występuje, co może niektórych zaskoczyć. Jest oczywiście inna niż w Polsce, a jej przejawy nie są takie same dla całego kraju. Dwa najważniejsze czynniki powodujące te różnice (bo decydujące o klimacie danego miejsca), to położenie geograficzne oraz wysokość nad poziomem morza (a w ostatnich latach także wpływ globalnego ocieplenia). Nie ma podziału na cztery pory roku. Są dwie – sucha i deszczowa, które w poszczególnych częściach Meksyku wyglądają inaczej. Rzadko wspomina się o bardzo krótkiej wiośnie i takiej samej jesieni. Możemy jednak wyznaczyć trzy zimowe miesiące. Są to grudzień, styczeń i luty. Charakteryzuje je brak lub względny brak opadów deszczu, a w niektórych rejonach największa dzienna amplituda temperatury (zwykle od kilku stopni w nocy i wczesnym rankiem do prawie 30. Maszkety
52
wczesnym popołudniem). Zdarza się też, że co kilka, kilkanaście lat, mieszkańcy górzystych terenów w środkowej części kraju, w tym stolicy – miasta Meksyk, doświadczają śniegu. Media biją wtedy na alarm, bo w kraju incydentalnie instalowane są kominki, a piece grzewcze i kaloryfery to już prawdziwa rzadkość. Mimo wszystko ludzie radzą sobie z niedogodnościami. Wyposażają się w koce i pledy, zakładają ciepłą odzież (nie ma specjalnej, nosi się po prostu kilka warstw zwykłych ubrań, ewentualnie zakłada grubszą kurtkę czy sweter). Kobiety otulają się kolorowymi, dużymi szalami – rebozos (które w innym czasie częściej wykorzystują np. do noszenia małych dzieci). Spędziłam w Meksyku trzy zimy, wszystkie na południu kraju, w stanie Chiapas. O tej porze doświadczymy tam zarówno całodobowych upałów
– Meksyk na widelcu – co się jada w t ym kraju, a co warto spróbować –
(na wybrzeżu Pacyfiku), nieco chłodniejszych nocy i ciepłych dni (np. w stolicy stanu – mieście Tuxtla Gutiérrez oraz w rejonie lasów dżungli Lakandońskiej), a także wspomnianej, największej dziennej amplitudy temperatury (np. w górzystym rejonie Los Altos, m.in. w mieście San Cristóbal de Las Casas). Zmienia się też dostępność do lokalnie rosnących warzyw i owoców. Przykładem jest owoc mamey zapote, który na targu pojawia się tylko zimą. Wspólne dla całego stanu są godziny wschodu i zachodu słońca (około siódmej rano i siódmej wieczorem). Wtedy to, przy najliczniej uczęszczanych drogach i ulicach, spotkamy sprzedawców ciepłych napojów. Rano zaoferują nam kawę (w wersji bez mleka oraz jako cafe con leche) lub arroz con leche – mleko z ryżem, cukrem i cynamonem. Kawę gotuje się w garnku, choć niestety coraz częściej, proponowana jest rozpuszczalna. Czasem uda się spróbować tradycyjnego atole – gęstego, słodkiego napoju na bazie gotowanych ziaren kukurydzy. Do słodzenia używa się piloncillo (inaczej panela; to produkt przyrządzany z soku z trzciny cukrowej, w formie stałej i suchej, formowany w stożki lub krojony w prostokątne kawałki). Są liczne warianty atole – z dodatkiem orzechów ziemnych, kakao lub owocowe (z mango, truskawką, gujawą czy ananasem). Poranki potrafią być naprawdę chłodne, więc gorący napój pozwoli dobrze rozpocząć dzień. Piją je mieszkańcy w drodze do pracy, a także znużeni nocną podróżą turyści. Przy okazji jest to szansa na zdobycie potrzebnych informacji (co do dalszej podróży lub zakwaterowania). W zimne wieczory (a także z okazji różnych uroczystości i świąt przypadających na okres jesienno-zimowy, zwłaszcza na Boże Narodzenie) spożywa się ponches. Sprzedawane są na ulicach lub gotowane w domu. To gorące, aromatyczne napoje na bazie świeżych i suszonych owoców lub płatków kwiatu hibiskusa (flor de jamaica). Z owoców wykorzystuje się: śliwki, jabłka, gujawę, tejocotes (małe, pomarańczowe kuleczki, wyglądem przypominające rajskie jabłuszka), cytrusy, laski trzciny cukrowej, rodzynki lub owoce tamaryndowca. Niezastąpionym składnikiem są przyprawy (m.in. goździki, cynamon, wanilia, anyż, ziele angielskie, kardamon i imbir), a wyraźną słodkość nadaje cukier lub piloncillo. Ponches pije się z alkoholem lub bez (w Chiapas jest to produkowany z trzciny cukrowej pox – czyt. „poś” lub „posz”). Można też dostać wersję z pokruszonymi ciastkami typu biszkopty. Maszkety
53
Małgorzata Gutral
Wyobraź sobie, że wracasz właśnie z zimowego spaceru. Policzki szczypią od mrozu, palce mrowieją z zimna, a uśmiech nie schodzi Ci z twarzy mimo wszystko. Takie właśnie są uroki zimowych wędrówek. Siadasz wygodnie w fotelu, przeglądasz zdjęcia, na których lepisz z dziećmi bałwana lub robisz orła w świeżym śniegu. Uśmiechasz się jeszcze szerzej i sięgasz po ulubiony kubek pełen gorącego, rozgrzewającego napoju. Czy będzie to korzenna herbata, czy może gęsta i kremowa gorąca czekolada, a może aromatyczny grzaniec lub latte z pianką? Zima jest długa i niejeden taki spacer jeszcze przed Tobą. Warto zaopatrzyć się w oręż najlepszych przepisów na rozgrzewające napoje, by po przedniej zabawie móc cieszyć się nie tylko ich ciepłem, ale też wyśmienitym smakiem i aromatem. Takie gorące zakończenie spaceru z pewnością na długo zapadnie w Twojej pamięci i będzie jeszcze jedną okazją do miłego spędzenia czasu z bliskimi. Moje dzieci w takich chwilach najbardziej lubią domowy kompot truskawkowy z wanilią, a ja chętnie sięgam po pyszną kawę mocha z kremową i puszystą jak śnieg pianką. Dla Ciebie natomiast, Drogi Czytelniku, nasze pomysłowe blogerki opracowały zestaw najlepszych przepisów na grzańce i inne rozgrzewające napoje, by powroty z zimowych spacerów były równie udane, co same zabawy na śniegu, a odliczanie do kolejnej wyprawy rozpoczynało się tuż po zakończeniu poprzedniej.
Maszkety
54
– czym sie rozgrzoć i sie nie naprać –
Maszkety
55
– czym sie rozgrzoć i sie nie naprać –
przepis i zdjęcie: Magdalena Bury
Piernikowe latte 250 ml pełnotłustego mleka, 1 laska cynamonu, ¼ łyżeczki mielonego imbiru, 3 goździki, 2 łyżki ciemnego cukru trzcinowego, 250 ml świeżo zaparzonej kawy, 150 ml śmietany kremówki, kilka kropel pasty z wanilii Mleko wlewamy do garnka, dodajemy przyprawy korzenne oraz cukier i ustawiamy na bardzo małym ogniu. Często mieszając, czekamy, aż mleko będzie gorące, ale nie zacznie się gotować. Odstawiamy je wtedy z gazu. Śmietanę kremówkę zmieszaną z wanilią ubijamy na sztywno. Do dwóch szklanek nalewamy po połowie świeżo zaparzonej kawy i połowie piernikowego mleka. Na górę nakładamy łyżką sporą ilość bitej śmietany, którą możemy posypać cynamonem lub pokruszonymi ciastkami korzennymi. Podajemy na gorąco.
Maszkety
56
– czym sie rozgrzoć i sie nie naprać –
przepis i zdjęcie: Iwona Starzec
Domowy Chai Latte 2 torebki czarnej herbaty, 400 ml wody, 4-5 goździków, ½ łyżeczki cynamonu, ½ łyżeczki imbiru, ½ łyżeczki gałki muszkatołowej, ½ łyżeczki kardamonu,4 łyżeczki miodu, 200 ml mleka Do rondla wlewamy wodę i wsypujemy wszystkie przyprawy. Wszystko doprowadzamy do wrzenia, następnie odstawiamy na 5 minut. Do wywaru wrzucamy torebki herbaty i 2 łyżki miodu, ponownie doprowadzamy do wrzenia i odstawiamy wszystko na ok. 10 minut. Zawartość rondla przelewamy przez sito z bardzo małymi oczkami lub przez gazę. Mleko podgrzewamy, dodajemy pozostały miód.Można je lekko spienić za pomocą spieniacza lub zwykłej trzepaczki. Mleko mieszamy razem z przygotowanym wcześniej wywarem. Rozlewamy do kubków i posypujemy odrobiną cynamonu. Maszkety
57
– czym sie rozgrzoć i sie nie naprać –
przepis i zdjęcie: Magdalena Kozłowska
Grzaniec z pomarańczą 750 ml wytrawnego wina czerwonego, 2 łyżki miodu, 3 łyżki syropu z owoców czarnego bzu, sok z 1 pomarańczy, ¼ łyżeczki cynamonu lub kawałek kory cynamonu Wszystkie składniki podgrzewamy na małym ogniu, aż wino będzie gorące. Nie gotujemy. Rozlewamy do szklanek i ozdabiamy plasterkami pomarańczy. Pijemy, póki gorące.
Maszkety
58
– czym sie rozgrzoć i sie nie naprać –
przepis i zdjęcie: Bernadeta Jarnot-Manecka
Gorąca sangria 1 butelka czerwonego wina stołowego hiszpańskiego, ¼ szklanki świeżego soku pomarańczowego, ¼ szklanki brandy, 3 łyżki cukru brązowego, 1 pomarańcza, szklanka mrożonych wiśni lub żurawiny, 1 cytryna, laska cynamonu. Do garnka wlewamy wino, sok i brandy. Dodajemy cukier i podgrzewamy na średnim ogniu, aż cukier się rozpuści. Pomarańczę i cytrynę myjemy, kroimy na cienkie plasterki. Dodajemy razem z cynamonem, żurawiną (lub wiśniami) do garnka z alkoholem, gotujemy całość na małym ogniu przez ok. godzinę. Wlewamy do szklanek, dekorujemy skórką pomarańczową. Maszkety
59
– czym sie rozgrzoć i sie nie naprać –
przepis i zdjęcie: Iwona Starzec
Rozgrzewająca zielona herbata 2 saszetki zielonej herbaty (najlepiej zwykłej, nie smakowej), 400 ml wrzątku, 1 laska cynamonu, 4-6 goździków, 1-2 gwiazdki anyżu, pomarańcza, cytryna, kilka łyżek miodu Herbatę zalewamy wodą, pamiętąc, aby nie zalewać wrzątkiem, tylko chwilę poczekać, bo najlepsza temperatura dla zielonej herbaty to 70°C. Do zaparzonej już herbaty wrzucamy wszystkie przyprawy. Wyciskamy sok z połowy cytryny i pomarańczy, który następnie wlewamy do herbaty. Dodajemy miód wedle uznania. Pozostałe połówki cytrusów kroimy na plastry i wrzucamy do herbaty. Całość mieszamy i odstawiamy na chwilę, aby przyprawy oddały swój aromat. Maszkety
60
– czym sie rozgrzoć i sie nie naprać – przepis i zdjęcie: Marta Borowiec
Egg nog latte 2 filiżanki
Egg nog: 3 żółtka (0 lub 1), 70 g drobnego cukru, 400 ml mleka, 100 ml złotego rumu lub brandy, ⅓ łyżeczki gałki muszkatołowej, ⅓ łyżeczki cynamonu, 1 łyżka ekstraktu waniliowego, laska cynamonu Żółtka ubijamy na jasną i puszystą masę, następnie partiami dodajemy cukier, stale ubijając jaja. W rondlu podgrzewamy mleko wraz z przyprawami, następnie partiami dodajemy do mleka zmiksowane jajka, cały czas mieszając. Należy pamiętać, by nie doprowadzić mleka do wrzenia. Podgrzewamy masę jeszcze przez 2-3 minuty, stale mieszając. Wyciągamy laskę cynamonu, a po ostudzeniu dodajemy alkohol. Przechowujemy w lodówce. Egg nog latte: 200 ml mleka, 60 ml espresso, 100 ml egg nog, gałka muszkatołowa, bita śmietana (opcjonalnie) Mleko podgrzewamy, dzielimy na dwie części. Pierwszą część mieszamy z egg nog i kawą, drugą spieniamy na puszystą piankę. Mleko z egg nog i kawą przelewamy do filiżanek, na wierzch wykładamy mleczną piankę i dekorujemy szczyptą gałki muszkatołowej. Opcjonalnie egg nog latte można udekorować bitą śmietaną.
Maszkety
61
To nie będzie obiektywna recenzja, wybaczcie. Ale ponieważ rodzicielka komiksy kocha od dawien dawna, to uknuła sobie chytry plan, by dzieci tym uczuciem zarazić od razu. By wypiły ją z mlekiem matki i to dosłownie. Zatem z syniem przy piersi i małą córką na kolanach śledziliśmy kadr po kadrze. Krok po kroku, powolutku, strona po stronie tłumaczyłam, o co chodzi w tych śmiesznych kwadracikach z obrazkami, jednocześnie ucząc niełatwej sztuki komiksu na łatwiejszych przykładach (niezastąpiony Guzcio i Cezar). Aż pewnego dnia moja córka przydreptała z Hildą pod pachą, z prośbą, by czytać. O jakże matce gorąco na sercu się zrobiło! Moja krew, cały wysiłek nie poszedł na marne! tekt i zdjęcia: Józefina Hądz A prawda jest taka, że Hilda to po prostu świetna seria książek. Zatem po kolei, w nieco telegraficznym skrócie, bo o Hildzie mogłabym się rozwlekać na wiele, wiele stron. Hilda i Troll to pierwsza z czterech książek o przygodach dziewczynki z niebieskimi włosami. Hilda mieszka z mamą i Rożkiem w górach, uwielbia przyrodę, godzinami może wędrować po górach i lasach. Pewnego dnia pojawia sie w ich okolicy niespodziewany przybysz. Hilda i Nocny Olbrzym to historia o małych elfach zamieszkujących tuż obok Hildy (o czym przez wiele lat nie miała pojęcia), ale także historii miłosnej pradawnych olbrzymów. Kończy się niespodziewanym zwrotem akcji, którego kontynuacja następuje w trzeciej części Hilda i Ptasia Parada. Tym razem Hilda musi opuścić spokojne rejony i przenieść się do miasta, gdzie będzie musiała odnaleźć się w zupełnie nowych miejscach i sytuacjach. Uratuje też pewnego niezwykłego ptaka. Część czwarta – Hilda i Czarna Bestia – to pokątki, stworki mieszkające tuż obok ludzi. Hilda ma już przyjaciół, a w Trolbergu pojawia się tajemnicza bestia. Za co kochamy Hildę? Za jej chęć do przeżywania przygód, odwagę, energię i śmiałość. Za wiarę, że nawet w mieście może na każdym rogu skrywać się skarb, wystarczy chęć, by go odkryć. Hilda jest odważna, bardzo pomocna, szczera i ciekawa świata. To ona zainspirowała nas, by
Maszkety
62
włóczyć się godzinami po lesie, zbierać dziwne skarby i nie bać się podglądać sarnę czy lisa. Komiksy o Hildzie mają łatwą i logiczną konstrukcję, plansze są czytelne, a same ilustracje przejrzyste, gdyż autor Luke Pearson pomyślał o młodych odbiorcach. Same książki są pięknie wydane, z płóciennymi grzbietami we wzory nawiązujące do treści. Jeśli chcecie rozpocząć przygodę z komiksem i uwielbiacie niesamowite przygody a do tego cenicie dobrą kreskę, to Hilda was nie zawiedzie. Nasza miłość do Hildy trwa nieprzerwanie i głęboko wierzę, że między innymi dzięki jej lekturze moje dzieci tak chętnie przedzierają się z lornetką przez krzaki, by podglądać dziecioły i wiewiórki. A do tego od najmłodszych lat uwielbiają komiks, który jest medium bardzo niedocenianym wsród czytelników. Gorąco zachęcamy – pożyczcie Hildę (dobrze jest zacząć od pierwszej części), powoli prześledźcie historię kadr po kadrze, rozkoszujcie się pięknymi ilustracjami i świetną fabułą, a potem ubierzcie się odpowiednio, weźcie lupę i lornetkę albo zwykły kawałek kija i idźcie odkrywać świat. To chyba jedna z najlepszych rzeczy, jaka może wypływać z lektury. Luke Pearson, Hilda i Troll, Hilda i Nocny Olbrzym, Hilda i Ptasia Parada, Hilda i Czarna Bestia, Centralka 2013
– Poczy tejcie bajtlóm –
q
Poznajcie Binka – chłopca, który w zupełnie przypadkowy sposób odkrywa tajemnice świątyni Majów. W zasadzie to nie do końca przypadkowo, a dzięki Pulpetowi – to jego pies jamnik (chyba?), który postanawia odłączyć się od wycieczki (bo co go tam jakieś robienie zdjęć, lepiej pobiegać). Binek jako odpowiedzialny pan zrywa się w pogoń za pupilem i tym sposobem obaj znajdują się w ruinach świątyni pełnej labiryntów, niesamowitych stworów i zagadek. Akcja lepsza niż u Indiany Jonesa, a przy tym przystępna dla maluchów, bo o dziwo – bez liter!
Binek i Pulpet w Świątyni Majów to picture book, historia obrazkowa przygód chłopca i jego psa uwięzionych w labiryncie. Binek w pogoni za swoim psem musi pokonać tunele, przejść przez zwodzony most, skoczyć nad przepaścią ( i polecieć w przebraniu ptaka!), pokonać ogromnego węża, wspinać się i zjeżdżać na linie. To wszystko pod czujnym okiem małp złodziejek, które niekoniecznie Binkowi pomagają. Każdy Binek to inna sytuacja, trzeba bardzo dokładnie śledzić jego przygodę, odwracać strony, wracać z końca na początek książki i z powrotem. Można się w tym trochę pogubić, ale w końcu nie ma przygód bez pomyłek, zgubionych butów i potarganych włosów. Oprócz wędrówki Binka i Pulpeta, na każdej stronie czekają dodatkowe wyzwania, trzeba odszukać ukryte zwierzęta i rozszyfrować sekretną wiadomość Majów. Pierwsze odkrywanie przygód z Binkiem może wydać się nieco skomlikowane. Należy bardzo uważnie śledzić każdy krok bohaterów, dokładnie sprawdzając, gdzie się znajdują, w którym pomieszczeniu i w jakim otoczeniu. Ale jak już raz się rozszyfruje trasę wędrówki, to chce się wracać od nowa, bo za każdym razem można odkryć coś, czego nie zauważyło się przedtem. Historia pełna niespodziewanych zwrotów i szalonych perypetii, wymagająca skupienia, dokładnego śledzenia i… licznego przewracania stron. Bo to nie jest typowa książka, która zaczyna się na pierwszej i kończy na ostatniej stronie, ale najlepiej przekonajcie się o tym sami. Dodatkowym plusem jest format (A4) i kartonowe strony, które wytrzymają liczne przerzucanie stron tam i z powrotem (i zęby małych moli książkowych). Ilustracje Adama Wójcickiego są bardzo barwne i czytelne, a cała koncepcja i scenariusz wymyślony przez Krzysztofa Łaniewskiego-Wołłka sprawia, że książka staje się dobrą zabawą. Polecamy gorąco wszystkim poszukiwaczom przygód, którzy w przerwach między jednym a drugim zjazdem na sankach lubią pomarzyć o przygodach w dalekiej, dzikiej dżungli. Ale też tym, którzy pod kocem z gorącym kakao nie mogą się już doczekać cieplejszych dni. Jedno jest pewne – przygody Binka i Pulpeta wywołają wypieki na policzkach u każdego czytelnika. Binek i Pulpet w świątyni Majów, Wydawnictwo Dwie Siostry, 2016
Maszkety
63
tekst i zdjęcie: Katarzyna Godlewska
sytuacji małych producentów i lokalnych społeczności w rejonach, skąd pochodzi m.in. kawa. Na czym te zasady polegają? Podstawową i najważniejszą jest uczciwa i stabilna cena za produkt, która jest ustalana na podstawie ogólnych warunków, panujących w danym rejonie, wystarczająco wysoka, by zapewnić pokrycie kosztów zrównoważonej produkcji. Fair Trade ma także na celu zbudowania relacji pomiędzy producentami a organizacjami handlowymi, zmniejszyć liczbę pośredników i zapewnić, by wynagrodzenie było na czas. Dla osób pracujących na plantacjach, Fair Trade oznacza bezpieczeństwo w trakcie pracy, równe traktowanie finansowe kobiet oraz mężczyzn, pensję pozwalającą na utrzymanie rodziny, nieprzymuszanie do pracy oraz niewykorzystywanie pracy dzieci. Oprócz tego Fair Trade skupia się na przyjaznym dla środowiska procesie produkcji i przestrzeganiu wielu ekologicznych zasad. Jak rozpoznać kawę produkowaną wg. zasad Sprawiedliwego Handlu? Przede wszystkim wiele firm czuje się dumnych, że funkcjonuje zgodnie z tym ruchem, więc informują o tym w widocznym miejscu. Jeśli jednak chcecie mieć 100% pewności, to poszukajcie odpowiednich znaków np. Fairtrade, który jest używany dla systemu certyfikacji produktów. Kolejną kontrowersją w świecie kawy jest najdroższa kawa świata – kopi luwak. I myśląc
Etyczna kawa Myśląc o wyborze kawy zastanawiamy się, czy lepsza będzie arabica, czy robusta? Jasno palona czy może tradycyjnie ciemno? Jak ją zmielić? W czym zaparzyć? Z mlekiem czy bez? Lepiej wybrać kawę z Ameryki Południowej, Afryki czy może z Azji? I na tym ostatnim pytaniu chciałabym się dzisiaj skupić, bo większość plantacji kawy znajduje się w tzw. krajach rozwijających się i w krajach Trzeciego Świata, choć te pojęcia nie są jednoznacznie zdefiniowane, to myślę, że wszyscy jesteśmy świadomi, że chodzi o kraje raczej ubogie, bez wielkich przemysłów, gdzie ludzie często muszą przeżyć za kilkaset dolarów rocznie. Planowałam napisać o tym, jak smakowo różnią się kawy pochodzące z różnych stron świata, bo zdecydowanie tak jest i już krótka lektura opisów na stronie sklepu czy palarni wyraźnie zaznacza różnicę. Jednak uznałam, że zamiast na różnicach, chcę skupić się na tym, co łączy plantacje kawy na całym świecie i o najważniejszych wyborach, których dokonujemy jako konsumenci – o Fair Trade i etycznie produkowanej kawie. Jeśli ktoś jeszcze nie spotkał się z określeniem „Fair Trade”, może kojarzyć jego polski odpowiednik tj. „Sprawiedliwy Handel”. Odnosi się do rozwoju wymiany handlowej właśnie w rejonach tzw. Globalnego Południa na odpowiednich i uczciwych zasadach, które w efekcie mają przynosić poprawę Maszkety
64
– Fizymat y nta ło kafyju –
o kontrowersji, nie mam na myśli faktu, że ziarna wydobywane są z odchodów łaskunów, zwierzątek mieszkających w lasach tropikalnych Azji południowo-wschodniej. W dobie informacji myślę, że wielu z Was słyszało o „kawie z kupy”, a ci, którzy mieli okazję odwiedzić Azję, pewnie spotkali się z ofertą wycieczki na plantację takiej kawy lub możliwością jej spróbowania. Niestety, to tylko jedna, „turystyczna” strona, a często zupełnie pomija się drugą, pełną okrucieństwa wobec zwierząt. Tradycyjnie zwierzęta żyjące w dżungli wśród pożywienia wybierały najbardziej dojrzałe ziarna kawy, które po przetrawieniu były znajdowane przez ludzi, oczyszczane i parzono z nich kawę. Kawa ta, uważana za rarytas, była sporym wydatkiem, więc miejscowi znaleźli prosty sposób na biznes – masową produkcję kopi luwak. Jednak do produkcji masowej nie wystarczą zwierzaki w dżungli, spożywające pojedyncze ziarna kawy – z tego powodu na plantacjach kopi luwak, łaskuny są zamykane w klatkach, a kawa stanowi większość ich pożywienia. W efekcie, sama kawa znacznie straciła na jakości, a zwierzęta są niedożywione, trzymane w niewoli i wykorzystywane, tylko po to, żeby mieszkańcy Zachodu mogli zapłacić krocie za filiżankę kawy. Oczywiście istnieją firmy produkujące kopi luwak etycznie, ale cena za filiżankę ich kawy może być liczona w tysiącach. Kawa może być codzienną przyjemnością, zwłaszcza kiedy coraz bardziej świadomie podchodzimy do jej wyboru. Warto się jednak zastanowić, czy nasza świadomość powinna się kończyć w obrębie ścian naszej kuchni i jaki
wpływ możemy mieć na życie ludzi oraz zwierząt na końcu świata zwykłą decyzją w trakcie robienia zakupów?
Pojęcia związane z Fair Trade: • Fair Trade lub Sprawiedliwy Handel – międzynarodowy ruch konsumentów, organizacji pozarządowych, firm importerskich i handlowych oraz spółdzielni drobnych producentów w krajach Globalnego Południa itp., mający na celu pomoc w rozwoju drobnych wytwórców (rolników, rzemieślników), posługując się metodami wypracowanymi przez biznes, tworząc niezależny system handlowy o zasięgu globalnym. Jest to zarazem jeden z nurtów ekonomii społecznej, której naczelną zasadą jest uznanie, iż człowiek jest ważniejszy od zysku. [1] • Fairtrade – system certyfikacji i oznaczania produktów należący do organizacji Fairtrade International. [2] • fair trade lub sprawiedliwy handel – uczciwość i sprawiedliwość w szeroko pojętym handlu, relacjach handlowych itd. nie tylko odnosząc się do ruchu Fair Trade. [3]
Źródła: [1] Wikipedia – https://pl.wikipedia. org/wiki/Sprawiedliwy_handel [2] Wikipedia – https:// pl.wikipedia.org/wiki/Fairtrade [3] http://www.fairtrade. org.pl/sprawiedliwy-handel/ fair-trade-vs-fairtrade/
Maszkety
65
Maszkety
66
Anna Poloczek
Małe, zgrabne, chrupiące i pyszne. Chociaż wymagają trochę więcej pracy od wsunięcia blachy z ciastem do piekarnika, to efekt końcowy jest tego warty. Na słodko lub na słono, przyjemne dla oka i podniebienia, a gdy sięgniesz po jedno, nie sposób przestać, więc bierzesz drugie, trzecie, czwarte, aż znikną wszystkie. Idealne na spotkania z przyjaciółmi, na filmowe wieczory lub do pochrupania przy kawie. Małe co nieco, na jeden kęs.
przepis i zdjęcie: Magalena Kozłowska
Ciasteczka gryczane 180 g mąki gryczanej, 100 g mąki pszennej, 125 g miękkiego masła, 120 g cukru trzcinowego,1 jajko, łyżeczka proszku do pieczenia, szczypta soli Masło ucieramy z cukrem trzcinowym. Dodajemy jajko, dosypujemy mąkę gryczaną i pszenną oraz szczyptę soli. Wyrabiamy, formujemy kulę, owijamy folią spożywczą i wkładamy na godzinę do lodówki. Po godzinie wyciągamy ciasto z lodówki i wałkujemy na grubość pół centymetra. Wycinamy ciasteczka dowolną foremką. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180°C przez około 15 minut. Maszkety
67
– Bombón y i zist y –
przepis i zdjęcie: Iwona Starzec
Kruche ciasteczka z herbatą 200 g miękkiego masła, 2 szklanki mąki, ⅔ szklanki cukru pudru, 3 łyżeczki herbaty Earl Grey, 200 g białej czekolady Herbatę rozcieramy w moździerzu na pył. Wszystkie składniki razem z herbatą mieszamy w misce. Dobrze ugniatamy. Ciasto odstawiamy na 30 minut do lodówki. W tym czasie możemy zrobić szablon do wycinania ciastek. Potrzebujemy do tego kawałek kartonu/tektury i torebkę herbaty. Torebkę odrysowujemy i wycinamy. Gdy ciasto już się schłodzi, bierzemy część, rozwałkowujemy na grubość ok. 1-1 ½ cm. Za pomocą szablonu wycinamy ciastka, przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, przed włożeniem w ciastkach na górze robimy dziurki na sznureczek za pomocą wykałaczki. Ciastka pieczemy w temp. 180ºC przez ok. 10-15 minut, aż się zrumienią. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Wystudzone ciastka zanurzamy w czekoladzie, ale tylko końcówkę, na mniej więcej 3 cm. Takie ciastka kładziemy na papierze do pieczenia, odstawiamy w chłodne miejsce (najlepiej do lodówki), czekamy, aż czekolada zastygnie. Na koniec robimy sznureczki z karteczką i przewlekamy je przez dziurki w ciastkach. Maszkety
68
– Bombón y i zist y –
przepis i zdjęcie: Anna Poloczek
Krakersy serowe 150 g twardego żółtego sera (startego na tarce albo pokrojonego w kostkę), 100 g masła (z lodówki), 150 g mąki pszennej, gałązka rozmarynu, ¾ łyżeczki soli, świeżo mielony pieprz (do smaku), 2-3 łyżki zimnej wody Ser wsypujemy do miski malaksera i chwilę miksujemy, żeby się rozdrobnił. Do sera dosypujemy drobno posiekany rozmaryn, mąkę, masło, sól i pieprz. Miksujemy pulsacyjnie, aż powstaną okruszki (mniej więcej wielkości kaszy mazurskiej). Na końcu dodajemy wodę i miksujemy jeszcze kilka sekund. Ciasto po wymieszaniu powinno wyglądać jak gruboziarnisty, mokry piasek. Wykładamy ciasto na blat, zagniatamy kilkoma ruchami, owijamy w folię spożywczą i wkładamy na pół godziny do lodówki. Schłodzone ciasto rozwałkowujemy na grubość 1–2 mm. Foremką wycinamy krakersy i układamy na blaszce. Można też pokroić ciasto na kwadraty. Ważne, żeby były dość małe, bo w tym ich urok. Krakersy pieczemy w temperaturze 200°C przez 10–12 minut. Gdy zaczynają się rumienić na brzegach, wyjmujemy je z piekarnika. Z jednego przepisu możemy upiec krakersy w różnych smakach, dodając różne gatunki sera i różne zioła. Maszkety
69
– Bombón y i zist y –
Maszkety
70
– Bombón y i zist y –
przepis i zdjęcie: Marta Borowiec
Kruche ciasteczka z oliwkami i rozmarynem 200 g mąki pszennej, 100 g schłodzonego masła, 30 g oliwy z oliwek, 50 g startego parmezanu, 1 łyżeczka posiekanego rozmarynu, 1 łyżeczka soli morskiej, pieprz czarny Mąkę pszenną przesiewamy przez sito, dodajemy posiekane masło, oliwę z oliwek, parmezan oraz rozmaryn i przyprawy. Zagniatamy gładkie i elastyczne ciasto. Z ciasta formujemy wałek, zawijamy w folię i schładzamy w lodówce przez 30-60 minut. Piekarnik rozgrzewamy do 180°C, blachę wykładamy papierem do pieczenia. Ciasto wyciągamy z lodówki i kroimy na plastry grubości 1 cm. Przekładamy na blachę i wkładamy do piekarnika. Pieczemy około 12-15 minut, aż ciastka lekko się zezłocą. Studzimy na kratce.
przepis i zdjęcie: Magdalena Bury
Krakersy z pistacjami 150 g zimnego masła, 1 łyżeczka soli morskiej, świeżo mielony pieprz, 150 g mąki pszennej, 4 łyżki zimnej wody, 60 g zmielonych pistacji, 1 jajko Używając robota kuchennego, mieszamy ze sobą masło pokrojone w kostkę, mąkę, sól, pieprz oraz 30 g pistacji. Jeśli masa nie jest zwarta, dodajemy łyżkę wody (lub dwie, jeśli będzie potrzeba). Z gotowego ciasta formujemy walec o średnicy ok. 6 cm, który owijamy folią spożywczą i wkładamy do zamrażarki na godzinę. Piekarnik rozgrzewamy do 200°C. Schłodzone ciasto odwijamy z folii i kładziemy na oprószony mąką blat. W miseczce roztrzepujemy jajko i 2 łyżki zimnej wody. Używając pędzelka, rozsmarowujemy masę jajeczną na cieście i obtaczamy je w zmielonych pistacjach. Następnie kroimy je na talarki grubości ok. 1-2 cm. Przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i pieczemy ok. 13-15 minut, aż brzegi się zarumienią. Maszkety
71
przepis i zdjęcie: Małgorzata Gutral
Racuszki kukurydziane z chili 250 g kukurydzy z puszki (lub ugotowanych ziaren), 1 ostra papryczka chili, ½ łyżeczki tajskiej bazylii świeżej lub suszonej, 1 jajko, 100 g mąki ryżowej, ½ łyżeczki proszku do pieczenia, ½ łyżeczki soli, ½ l oleju do smażenia Kukurydzę dokładnie odsączamy na sicie. Papryczkę i tajską bazylię siekamy drobno i dodajemy do miski razem z kukurydzą. Następnie wsypujemy mąkę, proszek do pieczenia oraz sól i mieszamy. Na koniec dodajemy jajko i za pomocą łyżki wyrabiamy ciasto na racuszki. Powinno dać się nakładać łyżką na rozgrzany olej. Jeśli jest zbyt gęste, dodajemy niewielką ilość mleka, a jeśli zbyt płynne – mąki. W garnku rozgrzewamy olej do 180°C i za pomocą łyżki nakładamy niewielkie porcje ciasta. Smażymy na złoty kolor. Podajemy z sosem chili lub innym ulubionym dipem.
– Szerokim k ątem –
Za oknem trzaskający mróz, śniegu ciągle przybywa – wiem, że nie namówię Was na zdjęcia w terenie. Nie wszystko jednak stracone, wiedzę fotograficzną można poszerzać nie tylko z zajęć praktycznych, ale także z wielu innych źródeł. W związku z powyższym zapraszam dziś do zapoznania się z fotografią na najwyższym światowym poziomie, taką jaką każdy powinien znać. Wszystko można sfotografować, a co ważniejsze, każdy z nas może stać się światowej sławy fotografem. Próbujmy, fotografujmy, szukajmy inspiracji. Niech stanie się nią niniejszy artykuł. Naszą fotograficzną podróż rozpoczniemy od najdroższego zdjęcia na świecie… a przedstawiającego brzeg rzeki Ren. Mowa tu o fotografii autorstwa andreasa gursky’ego (fot.1), wykonanej w 1999 roku, a sprzedane w listopadzie 2011 roku przez
Dom Aukcyjny Christie`s za bagatela 4.338.500,00 dolarów! Fotografia ta, oprócz zawrotnej ceny, nie jest obrazem szczególnie poruszającym. Nie zaskakuje, nie „wbija w fotel”. Widzimy na niej kawałek zielonego brzegu, asfaltową dróżkę i płynącą rzekę. Nie ma ludzi. Nie ma emocji. Niebo, stanowiące połowę obrazu, lekko zasnute chmurami, nie robi wrażenia – nie jest to niebo burzowe czy też piękny zachód słońca, lecz zwykły widok (jakich wiele) wycinka linii brzegowej Renu. Co jest więc siłą tego obrazu? Dlaczego jest tak droga? Prawdy nigdy nie poznamy. Pewne jest, że prostota przekazu i wielkość samej fotografii jest jej największym atutem – (207 cm wysoka i 385 cm szeroka). Patrząc na to zdjęcie, odnosimy wrażenie, że każdy z nas zrobi taką samą…
Próbujmy, fotografujmy, szukajmy inspiracji. Niech stanie się nią niniejszy artykuł. Naszą fotograficzną podróż rozpoczniemy od najdroższego zdjęcia na świecie… Tekst i zdjęcia: Agnieszka Ciszewska Oglądając zdjęcia z zeszłorocznego 59. konkursu world press photo, już nie mamy takiego wrażenia. Ukazane tam fotografie to pełne emocji, fantastyczne zdjęcia. Większość z nich mówi oczywiście o najbardziej dotkliwym dla Europy problemie zeszłego roku – o uchodźstwie i problemach migracji. Zeszłoroczny konkurs został wręcz zalany zdjęciami o tej tematyce, w sumie napłynęło 80 tys. prac z 128 krajów, wykonanych przez ponad 5500 fotografów. Najwyższą nagrodę, grand prix, otrzymało zdjęcie wykonane nocą na granicy Serbii i Węgier. Jej autorem jest warren richardson (fot.2) z Australii. Fotografia o tytule „Hope for a New Life” ukazuje przekazywanie sobie malutkiego dziecka
Maszkety
72
pod ogrodzeniem z kolczastego drutu. Praca ta jest pełna emocji. Czujemy napięcie, zimno nocy, pośpiech. Mały człowiek rozczula, czujemy ten strach, niebezpieczeństwo, ale i nadzieję, że im się uda, nadzieję na nowe życie właśnie. Trzecie zdjęcie, o którym chcę napisać, to oczywiście jedno z najbardziej znanych fotografii na świecie. Ukazuje małżeństwo – Yoko Ono leżącą na podłodze oraz oplatającego ją, nagiego Johna Lennona. Prosty, a jednak niesamowicie ujmujący kadr. Nagi mężczyzna wręcz woła, skomle o miłość. Jaki ogrom przywiązania i miłości w jednym ujęciu! Fotografię tę wykonała annie leibovitz (fot. 3). Zdjęcie to wprawia w osłupienie nie tylko dlatego, że niesie
– Szerokim k ątem –
ogromny ładunek emocjonalny, ale też dlatego, że jest to ostatnie zdjęcie Lennona… parę godzin później został zastrzelony przed swoim mieszkaniem. Autorkę doceniono, zdjęcie ukazało się na okładce magazynu „Rolling Stone”, a sama okładka w 2005 roku została uznana za najlepszą w ostatnich 40 latach. Nie możemy nie zajrzeć na „nasze podwórko”. Wśród tak wielu wybitnych polskich fotografów, których nie sposób tu wszystkich wymienić, wspomnę dwie osoby, ryszard horowitz – niezwykła postać, ocalały z niemieckiego obozu koncentracyjnego, doctor honoris causa, znawca sztuki, fotograf wizjoner – prekursor komputerowego przetwarzania obrazu. Tu zdjęcie „40-Elies-Tune-99” (fot.4). Drugą osobą będzie niezwykła Polka, nieżyjąca już zofia nasierowska. Fantastyczna portrecistka, członek ZAPF-u, uhonorowana została tytułem „Artiste FIAP” – nadawanym przez Międzynarodową Federację Sztuki Fotograficznej. Wśród tysięcy zdjęć portretowych, wykonanych przez artystkę, odnaleźć można również krajobrazy i reportaże. Jej domeną pozostały jednak portrety. Wśród najbardziej udanych sama autorka wymieniała te wykonane dla Krystyny Jandy, Jerzego Kawalerowicza, Gustawa Holoubka (fot. 5) czy Anny German. Doskonale wyczuwała charakter swojego modela, miała „oko” i nos do zdjęć. Publikowana i wielokrotnie nagradzana, fantastyczna! Ostatnie zdjęcie… aby nam się wszystkim lżej i cieplej na sercach zrobiło. Zostało wykonane w Rosji, w Jakucku, na tzw. światowym biegunie zimna, gdzie temperatura w dzień dochodzi do -45°C! Wykonał je amos chapple, a przedstawia oblodzony dom w centrum miasta (fot.6). Nie
wiem jak Wy, ale ja się cieszę, że na Śląsku było zaledwie -25°C i to w nocy! PS. O dziwo, nawet przy takim mrozie nadal funkcjonuje u nich komunikacja miejska – fascynujące. Ciepło pozdrawiam, byle do wiosny! FOTOGRAFIE: 1. Andreas Gursky, Rhein II, http://wiadomosci.onet.pl 2. Warren Richardson, Hope for a New Life, http://csw.torun.pl 3. Annie Leibovitz – Yoko i John Lenon, http://fotograficzno.pl/ annie-leibovitz 4. Ryszard Horowitz, 40-Elies-Tune-99, http://ryszardhorowitz.com/ analog.html 5. Zosia Nasierowska, Gustaw Holoubek, https://pl.wikipedia.org/ wiki/Zofia_Nasierowska 6. Amos Chapple, www.theguardian.com
Maszkety
73
– Dejcie na to pozór! –
W rok po wydaniu pierwszej książki ukazała się kolejna książka Magdy Cielengi-Wiaterek Zielenina bez glutenu. Podobnie jak pierwsza, Zielenina na talerzu, najnowsza pozycja również jest podzielona według pór roku, a rozdziały na poszczególne posiłki. Wszystkie dania nie zawierają glutenu, a dodatkowo są przygotowane na bazie lokalnych składników. Przepisy są proste, nieskomplikowane, oparte na polskich kaszach – jaglanej czy gryczanej, uzupełnionych dużą ilością warzyw i owoców.
Zielenina na cały rok Książka jest skierowane nie tylko do osób, które nie mogą spożywać produktów zawierających gluten. Każdy, kto lubi gotować kolorowo i zdrowo, znajdzie w niej coś dla siebie. Zainteresuje osoby, które chcą jeść mniej mięsa lub w ogóle z niego zrezygnować, a także te, które pragną włączyć do swojej kuchni więcej warzyw. Będzie również inspiracją dla tych, którzy chcieliby poznać bogactwo lokalnych składników oraz odżywiać się zgodnie z rytmem natury. Magda sama nie jest na diecie bezglutenowej, jednak ten dział jej bloga Zielenina rozwija się bardzo prężnie. Czytelnicy często pytają o takie przepisy i cieszą się one niesłabnącym zainteresowaniem. Maszkety
74
Wynika to z ciągle rosnącej liczby osób, u których diagnozuje się różne formy nietolerancji glutenu. Tak właśnie narodził się pomysł na książkę. Aby pokazać, że kuchnia bezglutenowa nie jest aż tak trudna, a także może być smaczna i nie bazować na drogich, zagranicznych składnikach. Książka ma pomagać w codziennym gotowaniu. Z przepisów Magdy można ugotować szybko smaczny obiad, przygotować zdrowe śniadanie, a nawet upiec chleb! Z prawdziwie chrupiącą skórką, z miękkim miąższem. A kromkę posmarować pyszną pastą, których wiele znajdziecie w Zieleninie bez glutenu.
– Dejcie na to pozór! – zielen ina, Dlaczego utenu? i to bez gl
1 , kulinarnego jego bloga złym naz wa mo 6 lat . W zes Zielenina to już prawie dzę a wa ążk którego pro pierwsza ksi wo, ła się moja ko, sezono roku uk aza wegetariańs tyment talerzu — m duży sen Zielenina na widać, ma wegejak c tem jes wię lokalnie, wielu lat zielone. Od ma niczego, do tego, co łospisie nie z w moim jad . Wynika to tarianką — ą ci zwier ząt ier śm zwier ząt leż ga ie co wyma prawa i życ iania ma ekonań — sób odżyw spo moich prz i Tak a hodowla na sercu. sow ma ny, mi bardzo icz ekt ekolog odpadów, też silny asp romne ilości ż twarz a og szę równie zwier ząt wy anych. Mu co ów cieplarni i lok alnie, o ow w tym gaz on gotuję sez pro że lić, ość reś ksz podk a wię przeważając z Polsk i, a oznacz a, że m, pochodzi i rych uży wa dnie z poram duktów, któ kuchni zgo się w mojej iają jaw po roku.
w i o s n a —— o b i a dy
Z U PA Z FA S O L K Ą S Z PA R AG OWĄ , G R O S Z K I E M I K A S Z Ą J AG L A N Ą Jest to zupa o wyrazistym, kwaśnym smaku, który zawdzięcza sporej ilości soku z cytryny. Gotuję ją dosłownie chwilkę, aby warzywa pozostały jędrne i chrupiące. Składniki na 4 porcje:
1. Warzywa myjemy, osuszamy. Ze szparagów
z u pa z f a s o l k ą s z pa r ag o wą , g ro s z k i e m i k a s z ą j ag l a n ą
½ łyżeczki pieprzu ¼ łyżeczki gałki muszkatołowej 4 szklanki bulionu warzywnego sok z 1 cytryny 1 łyżka oleju słonecznikowego ½ pęczka natki pietruszki, posiekanej
100 g zielonej fasolki szparagowej 200 g liści szpinaku 100 g zielonego groszku 1 cebula ½ szklanki kaszy jaglanej 1 łyżeczka soli
2. Wsypujemy kaszę jaglaną, gotuję
odłamujemy zdrewniałe końcówki. Szparagi i fasolkę kroimy na dwucentymetrowe kawałki. W garnku rozgrzewamy olej, szklimy cebulę. Wlewamy bulion, doprowadzamy do wrzenia.
10-12 minut do miękkości. Wrzucamy warzywa, z wyjątkiem szpinaku, gotujemy 2–3 minuty. Wlewamy sok z cytryny, dodajemy szpinak. Doprawiamy gałką i pieprzem. Podajemy z posiekaną natką.
32 —— 33
l at o —— ś n i a d a n i a
A M A R A N T U S OWA G R A N O L A Z J O G U R T E M O R Z E C H OW Y M Przyjemnie jest rano pochrupać coś słodkiego, szczególnie z dodatkiem owoców. Podaję granolę z mlekiem czy jogurtem roślinnym albo zimnym sokiem jabłkowym, który doskonale orzeźwia w upalny poranek. Składniki na 1 słoik granoli:
a m a r a n t u s o wa g r a n o l a z j o g u r t e m o r z e c h o w y m
2 łyżki siemienia lnianego 2 łyżki złotego lnu 2 łyżki pestek dyni 1 łyżka babki płesznik ½ szklanki soku jabłkowego, niesłodzonego ¼ szklanki dowolnej melasy
1 szklanka płatków gryczanych ½ szklanki płatków amarantusowych ½ szklanki płatków jaglanych 1∕3 szklanki otrębów gryczanych 1 szklanka rodzynek ½ szklanki ekspandowanego amarantusa ¼ szklanki pestek słonecznika
i mieszamy, aby były dokładnie oklejone. Przekładamy na blachę, wyrównujemy.
1. Dużą blachę do pieczenia wykładamy
papierem. Piekarnik nagrzewamy do 150 stopni.
4. Opiekamy 45 minut, mieszając co jakiś
czas, aby równomiernie się zrumieniła. Do ciepłej dodajemy rodzynki. Przechowujemy w szklanym słoiku. W wersji czekoladowej można dodać 4 łyżki kakao i 1 szklankę groszków czekoladowych.
2. Energicznie mieszamy melasę z sokiem
jabłkowym. 3. Wszystkie rodzaje płatków mieszamy
z otrębami, ekspandowanym amarantusem oraz nasionami i pestkami — z wyjątkiem rodzynek. Wlewamy mokre składniki
Składniki na 1 l jogurtu: 2 tabletki/fiolki bakterii probiotycznych bez żelatyny
½ szklanki obłuskanych orzechów laskowych 1 l wody, niechlorowanej 4 suszone daktyle 1. Orzechy namaczamy razem z daktylami
na noc. Płuczemy, zalewamy świeżą wodą, miksujemy na gładko w blenderze. Dodajemy probiotyk, dokładnie mieszamy. Odstawiamy
w ciepłe miejsce na 12–24 godziny przykryty czystą ściereczką. Jogurt jest gotowy, gdy zgęstnieje i ma ładny „jogurtowy” zapach. Przechowujemy w lodówce.
62 —— 63
Zielenina bez glutenu, Magdalena Cielenga-Wiaterek, Druga Strona, 2016 Zielenina na talerzu, Magdalena Cielenga-Wiaterek, Druga Strona, 2015
Maszkety
75
Grajfka mom, poradza som
Markiewki Anna Poloczek
Maszkety
76
– Grajfka móm – poradza sóm –
pieczenia strona przylegająca do blaszki nieco się spłaszczy i bardziej przypiecze. Przed pieczeniem smarujemy ciasto białkiem wymieszanym z odrobiną pomarańczowego barwnika lub żółtkiem rozmieszanym z odrobiną mleka. Marchewki pieczemy do uzyskania jasnozłotego koloru. Gdy brzeg ciasta (u podstawy) zacznie się rumienić, wyjmujemy marchewki z pieca. Ciasto bardzo ładnie odchodzi od foremek.
Marchewki można upiec z kruchego ciasta albo z ciasta francuskiego, które można przygotować z własnego przepisu lub wykorzystać sklepowego gotowca. To fajna wiosenna przekąska. Marchewki można nadziać słodkim kremem lub ziołowym twarożkiem. Udekorowane sałatą, będą wiosenną ozdobą wielkanocnego stołu. Do przygotowania foremek potrzebny będzie brystol lub cienka tekturka i folia aluminiowa. Tekturkę należy uformować w niewielki rożek (stożek) i owinąć go folią aluminiową. Nie trzeba tekturki sklejać, ponieważ folia aluminiowa utrzyma kształt foremki.
Przygotowane ciasto pociąć na paski o szerokości 1-1,5 cm. Długość pasków ciasta zależy od wielkości foremek i od tego, jakie duże mają być marchewki. Z paska ok. 30 cm długości, po upieczeniu, otrzymamy marchewki wielkości ok. 10 cm i szerokości 3 cm. Paski ciasta zawijamy i formujemy rulonik. Staramy się krótko toczyć rulonik,
w przeciwnym razie będzie cienki i będzie się rwać przy nawijaniu na foremkę. Powinien mieć grubość ok. 0,5 cm. Rulonik z ciasta nawijamy na foremkę. Zaczynamy nawijać od czubka. Początek rulonika dobrze jest lekko spłaszczyć, wtedy dobrze będzie przylegał do czubka foremki. Nie nawijamy ciasta na zakładkę, tylko tak, aby kolejne zwoje rulonika przylegały do siebie bardzo ciasno. Koniec rulonika dobrze sklejamy z poprzednią warstwą ciasta tak, aby ciasto w czasie pieczenia nie zaczęło się rozwijać. Jeżeli podstawa foremki będzie dobrze wyrównana, to marchewki będzie można piec na stojąco -wtedy, po upieczeniu, ciastka będą miały idealny kształt. Jeżeli położycie marchewki na blaszce (można piec i w ten sposób), to w czasie
Maszkety
77
urszulę mazurowską
rozpracowują Katarzyna Godlewska i Magdalena Cielenga–Wiaterek zdjęcie: Marcin Mazurowski Jesteś składmistrzynią naszego magazynu. Na czym polega Twoja praca, ile zajmuje czasu i czy jest raczej trudna, czy przyjemna? Moja praca w magazynie polega głównie na rzemieślniczej precyzji. Po tym, jak opracowałyśmy wspólnie szablon, są pewne rozwiązania, do których trzeba dopasować materiały (zdjecia, przepisy, artykuły, recenzje). Ułatwia to pracę i ją przyspiesza, co jest istotne o tyle, że normalnie na co dzień pracuję zawodowo, zajmuję się domem i działam społecznie. Trudność nie wyklucza przyjemności, bo po jakimś czasie wybiera się raczej projekty bardziej skomplikowane, które są wyzwaniem. Inaczej zjadłaby mnie rutyna. Nie jesteś rodowitą Ślązaczką. Jak odnajdujesz się na Śląsku, z jakimi różnicami między swoim regionem a południem Polski musiałaś się zmierzyć? Maszkety
78
Cierpię na brak przestrzeni, zwłaszcza w gęsto zabudowanym Bytomiu. A różnice między regionami najlepiej podsumował mój tata – inżynier budownictwa, który należy do pokolenia, które miało możliwość migracji na Śląsk, ale nie skorzystał z tego wówczas. To miejsce „sprzedawano” w świat, jako supernowoczesne dzięki prężnie rozwijającemu się przemysłowi, natomiast o Podlasiu powtarzano wiecznie, że jest to Polska B. Kiedy do nas przyjechał, zobaczył wychodki na półpiętrach kamienicy, nie było szklanych domów, których oczekiwał. Powiedział wtedy, że to największe oszustwo jego życia. Ja może nie oczekiwałam cudów, ale płaciłam frycowe za niewiedzę. Pierwsze mieszkanie mąż wynajął w bloku, gdzie nie było kaloryferów. Nie myśleliśmy o tym, że mogą być bloki z piecami kaflowymi lub że trzeba myśleć w nich o ogrzewaniu
– po szychcie –
elektrycznym. To był na szczęście ciepły listopad, ale szybko zaczął szukać innego mieszkania. Obecnie mieszkasz w Bytomiu i działasz w stowarzyszeniu „Piękna strona miasta”. Opowiesz nam, jak tam trafiłaś i czym się zajmujecie? Trafiłam najprościej z możliwych sposobów – zaprosiła mnie do niego koleżanka. Po raz pierwszy od dawna ktoś myślał o mieszkańcach w taki sposób – nie że trzeba im ułatwiać życie, ale żeby zmienić ich nastawienie do miasta, bo to od nich samych zależą wszelkie zmiany. A generalnie problemem tego miasta jest to, że znaczna część bytomian go nie lubi. Bo jest biedny, brudny i zaniedbany. Na to się nakłada postawa roszczeniowa „bo nam zamknięto kopalnie, huty itp.”, „kiedyś to było dobrze, bo państwo dawało...”. Te czasy już nie wrócą i pora zmienić sposób myślenia. Kiedy w czasie studiów mieliśmy zajęcia o PR-ze skierowanym do wewnątrz, nie sądziłam, że to może być tak ważne i jak może być trudne. Ale jak już wspominałam, trudność nie wyklucza przyjemności. Wiemy, że lubisz książki, a wyzwanie „52 książki w rok” to dla Ciebie żaden problem. Ale oprócz tego, że je czytasz, to zajmujesz się także składem. Dlaczego zajmujesz się „tworzeniem” książek czy magazynów i jak to jest brać udział w tym procesie? Składanie książek to chyba wyższy poziom miłości do nich. Najwyższy to ich pisanie, do którego jeszcze nie dorosłam, ale kto wie, co przyniesie przyszłość. Generalnie każdy, kto lubi gotować, wie jakie uczucia towarzyszą wykonaniu skomplikowanego dania. Zwłaszcza jak wiele radości ma się, gdy uda się coś, co za pierwszym razem nie wyszło. Tak samo jest przy łamaniu książki, ważne są proporcje, składniki i czas. Radość z trzymania w ręce efektu swojej pracy i myśl, jak wiele osób z tego skorzysta. Jestem pod tym względem szczęściarą, bo każdy chyba chciałby mieć satysfakcję ze swojej pracy, a nie każda daje taki efekt od razu. Znalazłaś w ostatnim czasie książkę godną polecenia? Zarówno w kwestii samej treści, jak i składu? Pod tym względem mam problem. Jest ich taka ilość na rynku, że ciężko przejrzeć je wszystkie. I choć powiedzmy, że polscy wydawcy doszli do pewnego poziomu, który już nie odrzuca, niestety często jest dość przeciętny. Po latach pracy w drukarni mam
pewne zboczenia zawodowe, np. oglądam oprawę. Książka, z której wypadają kartki, to fuszerka do reklamacji. Marginesy zmniejszone do minimum, żeby na jak najmniejszej objętości zmieścić jak najwięcej lub w drugą stronę, zwiększona interlinia i wielkość czcionki, żeby podbić objętość, to dla mnie brak szacunku dla czytelnika. Przyznam, że dlatego pokochałam picturebooki, bo są przemyślane na każdym poziomie. Z radością w pewnym momencie przestawiłam się na czytnik ebooków. Tam wszystko wynika z rozwiązań technicznych, które są z góry określone, ale ja mam wybór, czy chcę większą czcionkę, czy mniejszą, w dodatku z szeryfami, czy bez. Natomiast z godnych polecenia książek to treściowo bardzo długo we mnie została „Stacja Muranów” Beaty Chomątowskiej. A wizualnie podziwiam świeżutki picturebook Aleksandy Cieślak „Książka do zrobienia”. Do „Maszketów” trafiłaś jako autorka bloga „Eksperyment Sobotni” – skąd u Ciebie zainteresowanie gotowaniem oraz pomysł na blog i jego nazwę? Prawdopodobnie dlatego, że lubię dobrze jeść. A dobrze, to wbrew pozorom, nie ciągle to samo. Tradycja jest ważna, ale nie można się w niej zamykać. Poza tym tradycja to nie ograniczanie się do kilku potraw. Zauważyłam, że dużo łatwiej ludziom zrozumieć, że coś pcha kogoś do podróży na drugi koniec świata, niż że nie chcę mieć rosołu co niedzielę, a tu na Śląsku rolady z kluskami. Blog „Eksperyment Sobotni” wyszedł z innego bloga, na którym przepisy pojawiały się początkowo raz w tygodniu, zwykle w sobotę. Przepisów było coraz więcej, a formuła tamtego bloga się wyczerpała, więc założyłam drugi. Nie widzę sensu podawać sto pierwszego przepisu na rosół z makaronem, bo dołożenie suszonego grzyba, to nie epokowe odkrycie, wolę podać przepis na kulki z macy, o których mało kto słyszał, a które podawane są w żydowskim rosole. Jaki eksperyment w swojej kuchni planujesz na najbliższą sobotę? Na potrzeby tego numeru zgłębiałam kuchnię rosyjską i białoruską, ale ostatnio po skończeniu „Mojej walki” Karla Ove Knausgårda mam lekką fazę na kuchnię skandynawską. Po kilku książkach kulinarnych chodzą za mną różne przepisy i pewnie dopiero podejmę decyzję, gdy pójdę na zakupy i zobaczę, co jest dostępne od ręki. Maszkety
79
Recepisy za rajom Białoruska babka ziemniaczana | 11 Bigos | 37 Brownie z burakiem | 51 Ciasteczka gryczane | 67 Czebureki | 9 Domowy Chai Latte | 57 Draniki z maczanką | 12 Egg nog latte | 61 Etyczna kawa | 64 Gorąca sangria | 59 Grzaniec z pomarańczą | 58 Kanapka kubańska „Cubanos” | 23 Kaszanka | 35 Kiełbaska po węgiersku | 38 Krakersy serowe | 69 Krakersy z pistacjami | 71 Kremowe piwo | 25 Krem z pasternaku z pieczonym kalafiorem i pekanami | 45 Kruche ciasteczka z herbatą | 68 Kruche ciasteczka z oliwkami i rozmarynem | 71 Krymowe piywo | 25 Lembas | 20 Nachos grande | 21 Pasztet z selera | 50 Pęczotto z wężymordem, inaczej skorzonerą | 49 Pieczone kasztany | 18 Pielmieni | 15 Piernikowe latte | 56 Pierożki z soczewicą i marchewką | 47 Pizza z fioletowymi ziemniakami | 46 Racuszki kukurydziane z chili | 71 Rozgrzewająca zielona herbata | 60 Rozgrzewająca zupa krem z kukurydzy | 33 Solianka | 10 Solona słonina/sało | 13 Szarlotka tatrzańska | 39 Szekuladowe trufle | 24 Trufle czekoladowe | 24 Zupa krem z kurczaka | 34
Maszkety
80
fot. Marta Borowiec
@magazynmaszkety