Magazyn Wyspy 5 (5) październik 2016

Page 1

M I E S I Ę C Z N I K B E Z P Ł AT N Y

WYDARZENIA

70-lecie

Mieszka

Nr 5 (5) PAŹDZIERNIK 2016

PO SĄSIEDZKU

W ogrodzie

kamieni

TURYSTYKA

Dwa brzegi NASZ ARTYSTA

Chór Logos

Moc wielogłosu

Renata

Pliś Biegaczka nieobliczalna




Pasja

„Wyspy” są monotematyczne – pomyślałem niedawno, przeglądając jeden z numerów. Ani trochę mnie to nie zmartwiło. Przeciwnie. Uśmiechnąłem się. Do siebie i do innych. Do wszystkich, z którymi przyszło mi na potrzeby magazynu rozmawiać. Praca naczelnego jest absolutnie fantastyczna. Bez dwóch zdań i w całej rozciągłości. A tym, co lubię w niej najbardziej, są spotkania, rozmowy, wywiady. Ta monotematyczność z pierwszego zdania ma rzecz jasna przymrużone oko. Na tych „Wyspach” dzieje się przecież wiele i różnorako. Ale jest coś, co łączy wszystkie prezentowane tutaj postaci. Pewien wspólny mianownik. I nie chodzi mi wcale o Świnoujście. Tym czymś jest pasja. Ten szczególny błysk w oku. Ten uśmiech nieschodzący z twarzy, gdy opowiadają o tym, co robią, co ich zajmuje, interesuje. Jak mawiają za Konfucjuszem Chińczycy – Rób to, co lubisz, a nigdy nie będziesz musiał pracować. To powiedzenie zdaje się ożywać w biografiach naszych bohaterów. Jeśli więc żartuję, że „Wyspy” są monotematyczne, to na myśli mam właśnie to, że dużo jest w nich o pasji. I tak pozostanie. Ludzi z pasją u nas nie brakuje. Zacieram ręce. I uszy. Przyjemności

Michał Taciak Redaktor naczelny

MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY Wydawnictwo Wyspy redakcja@magazynwyspy.pl www.magazynwyspy.pl +48 515 103 207 Redaktor naczelny Michał Taciak Skład Blauge - Robert Monkosa

Dział foto Karolina Gajcy, Robert Monkosa, Agnieszka Żychska Felietoniści Maja Piórska, Marek Kolenda, Bartek Wutke Współpraca Magdalena Monkosa, Karolina Leszczyńska, Renata Kasica, Katarzyna Baranowska, Karolina Markiewicz, Agata Butkiewicz-Shafik, Tomasz Sudoł

Wydawca Wydawnictwo Wyspy S.C. ul. Markiewicza 24/5, 72-600 Świnoujście Reklama Kamil Pyclik +48 721 451 721 reklama@magazynwyspy.pl Druk Drukarnia KAdruk S.C.

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów w nadesłanych artykułach. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam.

4

MAGAZYN


6 44 52

8

FELIETON Marek Kolenda. Odkrywcy Tajemniczej Wyspy Bartek Wutke. Z dołu do góry, z góry na dół Maja Piórska. W stronę morza Postać Z OKŁADKI Renata Pliś. Biegaczka nieobliczalna

16

MIEJSCA Uzdrowisko ze stopniem admirała

18

ZDROWIE Na ratunek - odbudowa protetyczna zęba

20 26 30

32

36

MOTORYZACJA Seat Ateca. Hiszpański as

40

BEZPIECZEŃSTWO Przeszkolić całe miasto

46 50

56

58

KULTURA Chór Logos. Moc wielogłosu

62

KULINARIA Dynia - królowa jesieni

68

DIETA Budujemy zdrowe włosy

70

STYL ŻYCIA Eko-Wyspa. Z natury

72

76

54

58

BIZNES PO ŚWINOUJSKU Foto-Studio JDD Chmielewscy. Prawdziwe zdjęcie to takie, które można podrzeć FINANSE Jak przestać żyć na minusie

85

TURYSTYKA Dwa brzegi First Minute kontra Last Minute

86

PO SĄSIEDZKU W ogrodzie kamieni

88

STARE ŚWINOUJŚCIE Edukacja i historia

80

8

SPORT Memoriał Czesława Krygiera. Żeby chcieli Drużyna mistrzów WYDARZENIA Radość siedemdziesięciolatka 70-lecie Mieszka. To nasza młodość

54

2016

URODA Jesienna regeneracja Jesienne Smoky Eyes Nowy Ty, Nowa Ja MODA La Isla Bonita Styl w genach

22

Październik

80 MAGAZYN

5


felieton

WYSPY SZCZĘŚLIWE

Odkrywcy Tajemniczej Wyspy Było nas dwóch, kilkuletnich zuchów w szarych mundurkach. Nasza drużyna bawiła się w podchody w lesie za ulicą Szkolną, my zaś postanowiliśmy, że nie damy się znaleźć. TEKST MAREK KOLENDA ILUSTRACJA KATARZYNA BARANOWSKA

W

pewnej chwili starszy o rok kolega najzwyczajniej w świecie skręcił z leśnej drogi w gąszcz drzew. Rozejrzał się, policzył kroki i… podniósł pokrytą mchem i ściółką klapę w ziemi (a może trafił na nią całkiem przypadkiem?). Pod włazem ukryty był tunel, którego ściany wyłożono drewnianymi palami. Prowadził do zatopionego w mroku rozwidlenia. Zmierzchało. Reszta drużyny szukała nas od wielu godzin i pora już była na powrót do rzeczywistości. Nigdy później nie trafiłem w to miejsce. Ale wrażenie niesamowitości pozostało w pamięci na zawsze. Niedawno, całkiem przypadkiem, napotkałem w internecie zdjęcie z „zimy stulecia” z przełomu lat 1978/79. Przed oczami stanął mi zaraz obraz zamarzniętego morza w Świnoujściu. Temperatura -25 stopni zdołała pochwycić wzburzone fale w lodowych okowach, a wśród ciągnącego się daleko w głąb morza labiryntu zamrożonych szczytów i wąwozów biegał oszołomiony magią tego krajobrazu 6-letni Marek. Dla mnie, wówczas ledwie skrzata, te zastygłe morskie grzbiety były niczym góry, a widok przywodził na myśl inną planetę. I wygrzebując z pamięci tamten dzień, przypomniałem sobie natychmiast, że niezwykłość naszych wysp rozciąga się nie tylko w przestrzeni, ale także w czasie, we wspomnieniach z przeszłości.

6

MAGAZYN

To był świat, w którym dzielne drużyny młodych chwatów zapuszczały się w wiele innych czarodziejskich miejsc, a na dziecięcej mapie naszych wysp wciąż było mnóstwo białych plam. Najodważniejsi z nas, już o kilka lat starsi, wyruszali rowerami na dalekie wyprawy do Domku Generała czy na Dzwon oraz do pozostałych, niezbadanych jeszcze bunkrów, którymi dosłownie usiane były nadmorskie rewiry. Kryły one także inne owiane tajemnicą obiekty, jak Patelnia czy Lotnisko. A my byliśmy prawdziwymi odkrywcami tych niesamowitości. Wkradaliśmy się na Mulnik lub skakaliśmy do kanału na „Główkach” przy „promach szwedzkich”, gdzie chodziło się zbierać kapsle od zachodnich piw z Baltony, które potem służyły do gry. Eksplorowaliśmy tajemnicze lasy „za cmentarzem”, gdzie gęstwina skrywała otoczoną drutem kolczastym bazę wojskową z wieżyczkami wartowniczymi lub tak zwany las „za PZU”, w którym budowaliśmy ziemianki. A zimą zjeżdżaliśmy ze słynnej Góry Sankowej, choć pamiętam, że również las przy ulicy Szkolnej oferował kilka tajemniczych szczytów owianych legendą, a Hansa Park przy Chopina skrywał nie tylko sankowe stoki, ale także budzące grozę nagrobki. W owych niezwykłych latach nawet ulica Lutycka miała swoje sekrety znane tylko nielicznym. Mało kto zapuszczał się w tamte rejony, ponieważ zamieszkiwała je powszechnie

znana romska rodzina, a dla dzieciaków, jakimi byliśmy, inna kultura, wygląd i zwyczaje były wystarczającym powodem do strachu. Ale nieco dalej, w długim budynku przy owej ulicy mieszkały rodziny wojskowych, polskich i radzieckich. Pamiętam, że piwnice tego „bloku” kryły ogromne drewniane balie, a na ogrodzonym podwórku stały dwie duże drewniane szalupy. Często tam bywałem u kolegi i zapamiętałem to miejsce jako odrębny, odcięty od reszty miasta mikroświat. Istny Tajemniczy Ogród. Piłkę kopały w tym miejscu drużyny rdzennopolsko-cygańskoradzieckie, a wspomniane szalupy były miejscem pobudzającym wyobraźnię silniej niż wszystkie place zabaw. Ileż tam mil przepłynąłem, ile lądów odkryłem… W tamtych czasach na działki za ulicą Szkolną przechodziło się przez „pas graniczny”. I nie była to prosta procedura: najpierw dzwoniło się na posterunek starym wojskowym telefonem, potem przechodziło gęsiego, a ostatni w rządku grabił za sobą ślady. I za każdym razem rozglądałem się, szukając obserwujących nas niewidzialnych Strażników. To właśnie tam, na małej polanie z szopą zamiast stajni, żołnierze z WOP wypasali kilka koni i uczyli bandę dzieciaków jeździć konno na starej klaczy Baśce. Takie niesamowite miejsca rozsiane były wszędzie. Kto jeszcze pamięta, że w budynkach z czerwonej cegły


przy starym, poniemieckim dworcu kolejowym na ulicy Grunwaldzkiej mieszkania były dziwaczne i na przykład z kuchni do pokoju lub łazienki przechodziło się przez korytarz wspólny dla wszystkich lokatorów. Ale za to na rosnącym w dworcowym podwórzu drzewie zbudowany był największy, najwspanialszy drewniany domek w mieście, którego zazdrościłem koledze. W tym niemal bajkowym świecie wyspiarskiego dzieciństwa nie brakowało także magicznych i tajemniczych postaci. Część z nich budziła prawdziwą grozę wśród dzieciarni, o innych snuliśmy niestworzone historie. Któż nie słyszał o Jimmim Radyjko czy Malarzu z 11 piętra. A pod szkołami na przerwach pojawiali się regularnie leciwi czarodzieje. Jeden z domowej roboty lizakami i napojami w woreczkach, drugi z czarno-białymi zdjęciami filmowych fotosów z zachodnich gazet. Kupowało się te cuda za swoje pieniądze. Wystarczyło oddać butelki w skupie na Łużyckiej lub makulaturę w barakowozie przy Kołłątaja. Za to za żadne pieniądze nie można było kupić słodkiego mleka w puszkach, sucharów i guzików od munduru. Te należało wydębić od żołnierzy i marynarzy za uśmiech dziecka albo zakupy na mieście. Cóż. Nie ma już tamtej magicznej krainy. Odszedł bezpowrotnie nasz świat młodości, w którym tunel pod kanałem był nie tylko plotką, ale legendą kryjącą w sobie sporo prawdy, a lokalizacja bazy u-bootów była najściślej strzeżonym sekretem. Teraz magię udają pokemony szczerzące się z ekranów smartfonów.

MAGAZYN

7


8

MAGAZYN


RENATA PLIŚ

postać z okładki

BIEGACZKA

nieobliczalna

Typ spontaniczny. Nie planuje niczego. Bo i po co? Życie jest przecież takie nieprzewidywalne. Zamiast planować, marzy. I marzenia spełnia.

Renata Pliś. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

MAGAZYN

9


postać z okładki

RENATA PLIŚ

Przyjemność, ale i dyscyplina. Tak, chociaż nie zawsze się chciało. Bywało ciemno, zimno, nieprzyjemnie. Ludzie w domach, pod kocem, z herbatą, przy komputerze. A ja biegałam. Musiałam. Taki wewnętrzny imperatyw.

Co to znaczy: musiałam? Nie musiałaś… Niby tak… To chyba ta intuicja, o której wspominałam. Podpowiadała mi, że to jest właśnie to, co chcę robić.

Byłaś w tym sama, czy ktoś cię wspierał, motywował? Janusz Walkowiak, mój pierwszy trener. Musiał chyba widzieć we mnie potencjał, bo mnie mocno napędzał. Przepowiadał, że mogę wskoczyć na wysoki poziom, zaistnieć… Zaczęłam trenować w świnoujskim klubie sportowym Maraton, który reprezentuję zresztą do dziś.

Trener dobrze przepowiadał. Pojawiły się pierwsze sukcesy. Niemałe. To prawda. Nawet dość szybko. Moim celem były wówczas Mistrzostwa Polski. To był mój ówczesny pułap. Pierwszy medal zdobyłam, mając 15 lat. Brązowy. Później były kolejne. Nawet kilka złotych. Był taki rok, kiedy zdobyłam cztery złote medale. Trener do dziś żartuje, że to był taki mój „wielki szlem” (śmiech).

À propos liczby cztery. Mówisz, że masz pecha do czwartych miejsc. Biegałaś już dzisiaj? Nie.

Nie?! Nie. Mam w tej chwili przerwę. Odpoczywam (śmiech).

Czyli nie należysz do zawodniczek, dla których dzień bez treningu to dzień stracony. W sezonie to oczywiście wygląda zupełnie inaczej. Trenuję regularnie. Ale poza nim potrafię sobie wyobrazić dzień bez biegania. A nawet dwa (śmiech).

10

MAGAZYN

Ja potrafię sobie wyobrazić całe życie bez biegania. A ja nie (śmiech). I mam tak chyba od początku. Już jako dziecko czułam, że to dziedzina dla mnie. Że coś mogę w niej osiągnąć. Intuicja małej dziewczynki (śmiech). Miałam 14 lat, gdy zaczęłam biegać. Nie miałam o tym zielonego pojęcia, ale bardzo to lubiłam. Tak po prostu, dla siebie. To było długo przed dzisiejszym boomem. Dziś to sport niesamowicie popularny, nawet modny. Wtedy, dla mnie, zwykła przyjemność, dodatkowe zajęcie pozalekcyjne.

Zgadza się. I to na spektakularnych imprezach (śmiech). Na Mistrzostwach Europy w Paryżu 2011 roku i w Zurychu trzy lata później.

Szlag może trafić, co? Trafił, wierz mi (śmiech).

Po maturze był epizod w Szczecinie. Tak. Nietrafione studia i całe środowisko (śmiech). I w samym mieście niezbyt dobrze się czułam. Po spokojnym Świnoujściu tam było mi za szybko, za głośno… W zasadzie nic mi się wtedy nie podobało (śmiech). Pomyślałam, że jeśli coś się nie wy-


MAGAZYN

11


postać z okładki

RENATA PLIŚ

darzy, jeśli czegoś w swoim życiu nie zmienię, zwariuję.

Nie zwariowałaś, tylko zmieniłaś. Musiałam. Potrzebowałam tego. No więc po drugim semestrze przerwałam studia. Postanowiłam skupić się na treningach, tak na 100%. I wyjechać do Krakowa. Taki totalny

przewrót w życiu. Oczywiście trochę się tego obawiałam – to jednak spora zmiana. Ale wyjechałam. Z czystą kartą, ambicjami i determinacją.

Warto było? O, tak. Początki w nowym mieście co prawda łatwe nie były. Podobnie jak same treningi. Mocno w kość do-

stałam. Tutaj, w Świnoujściu, trener mnie nieco oszczędzał, nie przeciążał. Nie byłam więc przygotowana do tak intensywnych treningów, jakie mnie spotkały w Krakowie. Ale opłaciło się. Poszłam mocno do przodu. A raczej pobiegłam (śmiech). Zrobiłam wielki postęp. Ale po tej wolcie, rzuceniu wszystkiego, wyjeździe, nie miałam wyjścia. Musiało mi się udać (śmiech).

Prawda. Wracać z podkulonym ogonem, z poczuciem przegranej, to trochę głupio. Zgadza się. Tym bardziej, że wyjeżdżałam z myślą: Ja wam wszystkim pokażę, na co mnie jeszcze stać! (śmiech).

Obyło się jednak bez podkulonego ogona, za to z coraz lepszymi wynikami. Tak, bardzo się poprawiłam. Na różnych dystansach. 800, 1500 metrów…

W Krakowie poszłaś na studia. Zupełnie niesportowe. Nie chciałam już sportowych. Nie nadaję się na nie (śmiech). To, że biegam, nie oznacza, że muszę studiować na AWF-ie. Wybrałam pedagogikę resocjalizacyjną. Interesujący kierunek.

Plan B? Na czas sportowej emerytury? Kto wie. Ale niczego nie zakładam (śmiech). Jestem typem spontanicznym. To trochę dziwne jak na sportowca, który musi być doskonale zorganizowany. Ja kiedy trzeba, jestem. Ale kiedy nie trzeba… (śmiech) Bywam lekkoduchem i nie lubię niczego planować.

W tym zawodzie to chyba przeszkadza? Czasami tak. Ale nie potrafię robić dalekosiężnych planów. Nie chcę. Niektórych to bardzo denerwuje. Gdy na przykład menedżer ustala mój grafik i padają tam jakieś mocno odległe daty. Muszę go wtedy prostować. No bo skąd mam wiedzieć,

12

MAGAZYN


na imprezy zagraniczne, prestiżowe meetingi. Ale żeby to osiągnąć, trzeba się naprawdę mocno napracować, zdobyć tak zwane kwalifikacje. Udało mi się to w wieku 25 lat.

Czyli równą dekadę po pierwszym medalu. No popatrz, rzeczywiście (śmiech).

Twoja pierwsza duża, międzynarodowa impreza? Były to Halowe Mistrzostwa Świata w Katarze w 2010 roku. Niestety, odpadłam wówczas w eliminacjach. Debiut i niefart (śmiech). Potem jeździłam już na wszystkie międzynarodowe zawody.

Do Rio w tym roku nie dotarłaś. Długa historia. I chyba trochę drażliwa (śmiech).

Możemy zmienić temat.

co będzie za ileś miesięcy? W jakiej będę kondycji? W jakim punkcie?

Poczułaś Kraków? Nie tak od razu (śmiech). To była wyprawa w nieznane. Nie znałam tam nikogo. Nawet swojego trenera (śmiech). Trochę czasu zajęło mi zadomowienie się tam. Choć i tak nie mam poczucia, że to do końca moje miasto. Raczej baza wypadowa.

Stale w rozjazdach? Dokładnie. Wyjazdy, zgrupowania, obozy, zawody… Między wyjazdami najwięcej czasu spędzam w Krakowie. Więc chyba mogę powiedzieć, że tam mieszkam (śmiech).

Dość często bywasz w Świnoujściu. Jeśli tylko mam jakieś dłuższe przerwy w treningach lub jestem w pobliżu, przyjeżdżam.

I jak się tu wraca po latach? Znakomicie. Odpoczywam tu, ładuję akumulatory. To idealne miejsce do tego. Spokój, wszędzie blisko, czyste powietrze (śmiech). Inne niż w Krakowie. No i morze, cudowne morze. Gdy tu mieszkałam, rzadko tam chodziłam (śmiech).

Jak wielu tubylców. To prawda. Obecnie każdą wizytę w Świnoujściu rozpoczynam od spaceru na plażę. Podczas treningów również muszę o plażę zahaczyć.

Przypadkiem, hacząc o plażę, wróciliśmy do sportu. Nie da się od niego daleko uciec (śmiech).

„Wybiegałaś” sobie poziom seniorowski. Co to w zasadzie oznacza? Na przykład możliwość wyjazdów

Nie trzeba. Dam radę (śmiech). W największym skrócie i trochę z przymrużeniem oka – przyczyną mojej nieobecności na Olimpiadzie w Rio była… moja świetna kondycja (śmiech). A tak już poważniej. W marcu wzięłam udział w Halowych Mistrzostwach Świata w USA. Zdecydowałam się na to w ostatniej chwili, właściwie z marszu. Okazało się, że jestem w znakomitej, wręcz życiowej formie. Podium co prawda nie było, ale dobiegłam jako siódma. Z dobrym wynikiem. Po powrocie musiałam trochę odpocząć i tak naprawdę późno rozpoczęłam tak zwane szlify przed letnim sezonem. Przełożyło się to na słabe starty w maju. Swoje zrobiło też długie przebywanie w tak zwanym pokoju hipoksyjnym podczas obozu w Zakopanem.

Co to takiego? Jest to specjalny pokój z mniejszą zawartością tlenu w powietrzu. Chodzi tu o to, żeby organizm stymulował czerwone krwinki, sztucznie wytwarzał erytropoetynę. To może nieco skomplikowane, ale zasadniczo ma na celu poprawienie parametrów

MAGAZYN

13


postać z okładki

RENATA PLIŚ

krwi zawodnika. Coś na zasadzie efektu gór, pobytu na dużej wysokości nad poziomem morza. To z jednej strony pomaga, ale z drugiej – jest też trochę niebezpieczne. Wszystko w takim pokoju jest sztuczne… Spędziłam tam 14 nocy. Wcześniej tego nie robiłam – osiem nocy to było maksimum. Hipoksja w zestawieniu z bardzo intensywnymi treningami okazała się być zdradliwa. Mój organizm przestał się prawdopodobnie regenerować po ciężkich akcentach treningowych.

Przetrenowałaś się? Myślę, że tak. Tymczasem zaczął się sezon, a ja po powrocie z Zakopanego byłam zwyczajnie przemęczona. Jedne zawody nieukończone, drugie zawody nieukończone. Katastrofa. A czasu do Rio coraz mniej.

W końcu się rozpędziłaś.

Najlepiej i najszybciej jak potrafię. Choć forma w danym, tym najbardziej wymaganym momencie nie jest czymś, co da się przewidzieć. To wielka zagadka. Mój trener zresztą wciąż powtarza, że jestem biegaczką nieobliczalną. Nigdy nie wiadomo, jak ze mną będzie (śmiech). Gdy mogę sobie nieco odpuścić, idzie mi znakomicie. Gdy muszę się postarać, coś wychodzi nie tak. I tak w kółko (śmiech).

Wrócę jednak do planów. Tych bliskich. Jakieś zawody? Tak, Halowe Mistrzostwa Europy. Ale to dopiero początek marca przyszłego roku. Więc znów nie taki bliski ten plan (śmiech). Poza tym wszystko zależy od formy. Zamiar jest, ale czy kondycja będzie?

Żeby to wiedzieć, musisz odpowiednio wcześnie zacząć się przygotowywać.

Tak. Chociaż nie od razu zrobiłam dobry wynik. Tak już mam, że potrzebuję „rozpędu”, starty mnie nakręcają. Gdy wreszcie się rozbiegałam i osiągnęłam wymagany do kwalifikacji czas, było już po terminie. Zabrakło mi pięciu dni! Było to mocno frustrujące. Tym bardziej, że zrobiłam dwie kwalifikacje – na 1500 i 5000 metrów. To więc nie było tak, że byłam zupełnie słaba, że się nie nadawałam.

Intensywne treningi zaczynam w listopadzie. Do tej pory zamierzam odpoczywać (śmiech). Zawód sportowca zakłada, że wszystko kręci się wokół treningu. Musi tak być. A są one bardzo eksploatujące. Dlatego tak ważne jest, żeby znajdować czas na reset. Jedni potrzebują go więcej, inni mniej, ale bez tego długo się nie da.

Za cztery lata kolejne igrzyska. Będą twoje.

(śmiech) Tak właśnie jest! Wymyśliłyśmy to z koleżanką. No bo jak inaczej byś to nazwał? Śniadanie, odpoczynek, pierwszy trening, kąpiel, obiad, odpoczynek, drugi trening, kolacja, odpoczynek i sen. I tak przez trzy tygodnie. Jak inaczej to nazwać? (śmiech)

No niby tak. Ale to zbyt dalekosiężny plan (śmiech).

A te bliższe? Jestem teraz w takim punkcie i życia, i kariery sportowej, że – jak to sobie na własny użytek określiłam – jeszcze dużo mogę, ale nic nie muszę (śmiech). Taka myśl mi towarzyszy.

Myśl bardzo komfortowa. Rzeczywiście. To bardzo komfortowa sytuacja. Nie zamierzam bez końca rozpaczać z powodu tego, co się nie udało. Chcę robić swoje. Biegać.

14

MAGAZYN

wiele moich marzeń już się spełniło. Cieszę się, że bieganie to moja pasja i praca. To mój sposób na życie. Nie zawsze z sukcesami, fajerwerkami, ale też nie tylko o to chodzi. Choć to oczywiście miłe. Chciałam podróżować. I podróżuję. Zwiedziłam kawał świata. Nie byłam chyba tylko w Ameryce Południowej. Gdy byłam mała, wycinałam sobie Manhattan z gazety. Zachwycały mnie te budynki. A dziś zdarza mi się tam być, pić kawę, biegać. A z marzeń bieżących… Mam kilka takich osobistych, zupełnie prywatnych. Chcę być szczęśliwa, spełniona. Jak wszyscy (śmiech). No i chciałabym kiedyś na Mistrzostwach Świata dobiec szybciej niż na czwartej pozycji (śmiech).

A igrzyska za cztery lata? Igrasz z ogniem (śmiech). Może tak, może nie (śmiech). Jakiś rok, dwa lata temu powiedziałam sobie, że po roku olimpijskim 2016 powoli trzeba będzie kończyć ze sportem. I że takim zwieńczeniem mojej kariery ma być występ w Rio. Nie wyszło. Czy to znaczy, że ma ona potrwać jeszcze cztery lata? Do Tokio? (śmiech).

Nie wiem. Ja tym bardziej (śmiech).

Mówisz, że na obozach prowadzi się życie półduchowne…

W sumie racja. Ale wracając, planów nie czynisz. Nie odpowiesz mi więc pewnie na pytanie, gdzie się widzisz za 10 lat. Ale chyba marzysz o czymś? Za 10 lat?! W ogóle siebie nie widzę (śmiech). A co do marzeń… Zawsze się o czymś marzy (śmiech). Wiesz,

Renata Pliś

Od 2000 r. reprezentantka Maratonu Świnoujście. Multimedalistka Mistrzostw Polski. Finalistka Halowych Mistrzostw Świata Sopot 2014 i Portland 2016. Półfinalistka Mistrzostw Świata Daegu 2011, Moskwa 2013 i Pekin 2015. Zwyciężczyni Pucharu Europy Cheboksary 2015. Czwarta zawodniczka Mistrzostw Europy Paryż 2011 i Zurych 2014. Olimpijka z Londynu 2012. Absolwentka Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Krakowie.


MAGAZYN

15


Uzdrowisko

ze stopniem admirała

Regionalny Ośrodek Rehabilitacji Leczniczej Admirał I to prawdziwa perełka Uzdrowiska Świnoujście S.A. Ten XIX-wieczny obiekt przeszedł w ubiegłym roku generalny remont i został przystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych Budynek zyskał świeżość i komfort, nie tracąc jednocześnie na kameralnej atmosferze. Zupełnie od podstaw dobudowano budynek z basenem, kompleksem saun i nowoczesną bazą zabiegową. Basen, dostępny dla wszystkich, również dla mieszkańców naszego Świnoujścia oraz turystów i kuracjuszy z innych obiektów, jest czynny codziennie.

Relaks w najlepszym wydaniu Do południa na basenie odbywają się ćwiczenia rehabilitacyjne pod okiem najlepszych fizjoterapeutów. Z ćwi-

16

MAGAZYN

czeń może skorzystać każdy, jednak ze względu na duże zainteresowanie ilość miejsc jest bardzo ograniczona. Po południu kompleks jest otwarty dla wszystkich chętnych. Do dyspozycji zainteresowanych jest w tym czasie sauna zarówno sucha, jak i parowa. A napięcie i stres można rozładować w jacuzzi. Baza zabiegowa jest czynna do godz. 15.00, dlatego warto wcześniej zapisać się na jeden z kilkunastu zabiegów – m.in. masaż klasyczny i częściowy, okłady borowinowe, lasery, inhalacje solankowe czy lampy rozgrzewa-

jące typu SOLUX – wykonywanych w Regionalnym Ośrodku Rehabilitacji Leczniczej. Pracownicy Uzdrowiska to wybitni fachowcy w swojej dziedzinie.

Więcej niż uzdrowisko Podczas gdy rynek skoncentrowany jest głównie na SPA i Wellness, Uzdrowisko Świnoujście S.A. ewidentnie stawia na tradycję. Spółka rozwija tradycyjne lecznictwo uzdrowiskowe, specjalizując się w leczeniu schorzeń: reumatologicznych, kardiologicznych, dermatologicznych,


UZDROWISKO ŚWINOUJŚCIE S.A.

miejsca

ni, znajdujących się w przyziemiu obiektu. W sezonie letnim dla gości dostępny jest słoneczny ogród letni, położony na dachu obiektu. Można się na nim opalać z dala od zgiełku plaży i promenady. Admirał I to także miejsce spotkań i wielu wydarzeń artystycznych. W tym roku odbyły się tu koncerty w ramach Baltic Neopolis Festival, Famy, a także wiele imprez okazjonalnych, w tym koncerty saksofonowe i fortepianowe. Jak widać, jest to miejsce z wyjątkowo bogatą ofertą, z której skorzysta nie tylko ciało, ale i duch. Warto tu zajrzeć i zostać dłużej. Jest wiele do odkrycia, wiele do zyskania… endokrynologicznych, laryngologicznych czy pulmonologicznych. Jednak to nie koniec oferty Admirała I. Po kąpieli i zabiegach można zjeść

ciepły, smaczny posiłek w restauracji serwującej dania kuchni polskiej i europejskiej, a także napić się świeżo mielonej kawy czy herbaty w przytulnej restauracji lub kawiar-

Admirał I

ul. Żeromskiego 13, Świnoujście

REKLAMA


Na ratunek

- odbudowa protetyczna zęba

Utrata części lub całości korony zęba nie musi powodować konieczności jego usunięcia. Dentysta specjalizujący się w protetyce stomatologicznej poradzi sobie z tym problemem. Korony, czyli części zębów widoczne ponad dziąsłami, są narażone zarówno na urazy mechaniczne, jak i na niszczenie przez próchnicę. W przypadku uszkodzenia korony należy jak najszybciej skontaktować się z dentystą, celem zabezpieczenia zęba i jego późniejszej odbudowy. Zależnie od stopnia zniszczenia

18

MAGAZYN

Im większa skala uszkodzenia zęba, tym bardziej zaawansowane technicznie rozwiązanie trzeba będzie zastosować dla jego uratowania. Dlatego tak ważne jest systematyczne sprawdzanie stanu jamy ustnej dla wczesnego wykrywania chorób zębów.

korony lekarz wybierze właściwą metodę leczenia.

Uzupełnienie materiałem kompozytowym W przypadku niewielkich uszkodzeń dentysta wyczyści ubytek i uzupełni materiałem światłoutwardzalnym w kolorze zęba. Proces ten jest po-


PROTETYKA STOMATOLOGICZNA

Żadnej różnicy

tocznie nazywany plombowaniem. Nowoczesne materiały wypełnieniowe są trwałe, estetyczne i skutecznie zapobiegają dalszemu postępowaniu próchnicy.

Najnowsze technologie pozwalają na to, aby kształt i kolor koron protetycznych nie odbiegał od zębów sąsiednich. Dobrze wykonaną i zamocowaną koronę tylko wprawne oko stomatologa powinno odróżnić od naturalnego zęba.

Założenie korony porcelanowej W przypadku utraty większej części lub całości korony zęba dentysta doradzi wykonanie korony ceramicznej. Jest to rozwiązanie bardzo estetyczne, ale również funkcjonalne. Nowy ząb będzie naturalnie wyglądał oraz skutecznie pracował w zgryzie. Przy planowaniu pracy protetycznej najważniejsza jest diagnostyka stanu korzeni zęba, które będą filarami nowej konstrukcji. Może okazać się konieczne wcześniejsze przeleczenie kanałowe korzeni. Następnie można przygotować koronę wykonaną z metalu lub cyrkonu, z napaloną wierzchnią warstwą porcelany. Korona protetyczna zostanie osadzona na wcze-

zdrowie

śniej opracowanej części własnego zęba. Jeżeli ponad dziąsłem nie mamy naturalnego filaru, na którym korona mogłaby się oprzeć, konieczne będzie wykonanie z włókna szklanego lub metalu łącznika między własnym korzeniem zęba a koroną porcelanową. Korona protetyczna zostaje zacementowana na stałe, a Pacjent w żaden sposób nie odczuje czegoś nienaturalnego w swoich ustach.

Im większa skala uszkodzenia zęba, tym bardziej zaawansowane technicznie rozwiązanie trzeba będzie zastosować dla jego uratowania. Dlatego tak ważne jest systematyczne sprawdzanie stanu jamy ustnej dla wczesnego wykrywania chorób zębów.

Lek. stom. Dorota Jasiecka Klinika Stomatologiczna Morze Uśmiechu, Plac Słowiański 6/11, Świnoujście

REKLAMA


uroda

PO LECIE

Jesienna regeneracja Jesień to idealny moment na regenerację skóry wysuszonej i przebarwionej promieniami letniego słońca. Tym bardziej, że przed nami dni pełne wiatru, niższych temperatur i suchego powietrza w ogrzewanych pomieszczeniach. nym zapachem wybranym zgodnie z naszym życzeniem. Aromatyczny masaż ciepłym olejkiem z rozgrzanej świecy o zapachu pomarańczy i goździków zniewoli ciało jedwabistym dotykiem, doda energii i uwolni od stresu.

Regeneracja w głębi skóry

Taka gruntowna odnowa należy się nie tylko naszej twarzy, ale również całemu ciału. Czytelnikom magazynu „Wyspy” prezentujemy specjalny zestaw jesiennych zabiegów regeneracyjnych w Farmie Urody w INTERFERIE Medical SPA w Świnoujściu.

Relaks w wodzie na początek O dobrym wyglądzie naszego ciała decyduje przede wszystkim wypoczynek i dobre samopoczucie. Wielofunkcyjny basen, jacuzzi z hydromasażem, trzy rodzaje łaźni oraz saun, a także liczne stanowiska schładzania i hartowania ciała w INTERFERIE Medical SPA zapewniają nie tylko moc atrakcji, lecz także odprężenie. Taki dwugodzinny relaks pozwala dotlenić i nawilżyć skórę, a także oczyścić organizm z toksyn.

20

MAGAZYN

Czekoladowa słodycz, magia świecy i rytuał z Dalekiego Wschodu Kolejne etapy jesiennej regeneracji są jeszcze bardziej relaksujące. Kąpiel w czekoladzie nawilża, wygładza oraz wyszczupla ciało. Wyrównuje ponadto koloryt skóry i opóźnia proces starzenia, a rozkoszny czekoladowy zapach wpływa pozytywnie na nasze samopoczucie i nastrój. Niezwykłych doznań i zapachów Dalekiego Wschodu dostarcza również rytuał Miodowa Rozkosz. – Ceremonia pielęgnacyjna na bazie miodu, wanilii i kokosa zapewnia natychmiastowe efekty rozświetlenia i poprawy kondycji skóry – zapewnia Magdalena Kuc, menedżer Farmy Urody. Przygotowano tam jeszcze jeden wyjątkowy zabieg, który obezwładni zmysły niepowtarzal-

Nasza skóra potrzebuje nieustannej uwagi. Promienny wygląd pomogą osiągnąć nam różne peelingi, a w szczególności peeling połączony z mikrodermabrazją. Zabieg ten polega na nałożeniu na skórę twarzy odpowiednio dobranych składników czy innych preparatów z występujących w naturze kwasów owocowych. Substancje te przenikają w głąb naszej skóry, inicjując proces odnowy naskórka. Peeling działa odmładzająco, likwiduje drobne zmarszczki i inne niedoskonałości. Mikrodermabrazja, czyli zabieg usuwania warstwy rogowej naskórka, dodatkowo wygładza i rozjaśnia skórę twarzy. – Czas wykonania peelingu i mikrodermabrazji wykorzystujemy także na regenerację stóp lub dłoni. Klienci otrzymują specjalnie kosmetologiczne skarpety lub rękawiczki z maską odżywczą o intensywnym działaniu nawilżającym i wygładzającym – dodaje Magdalena Kuc.

Tylko teraz zestaw pięciu zabiegów regenerujących oraz dwugodzinny relaks w Aquacenter w promocyjnej cenie, a dla czytelników magazynu „Wyspy” dodatkowo specjalna niespodzianka: masaż na łóżku wodnym Hydro-Jet. Rezerwacje telefoniczne: 91 381 25 14 lub 91 381 25 00 oraz przez e-mail: spa@inmedicalspa.pl



moda

DLA NIEJ

La Isla

Bonita ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY MAKEUP AGATA BUTKIEWICZ-SHAFIK MODELKA Nikola Korniluk KOLEKCJA La Bonita KONSTYTUCJI 3-GO MAJA 17 ŚWINOUJŚCIE

22

MAGAZYN


MIEJSCE MARISOL, Bolesława Chrobrego 40 - 42, ŚWINOUJŚCIE

MAGAZYN

23


24

MAGAZYN


DLA NIEJ

MAGAZYN

moda

25


JESIENNE

Smoky Eyes

26

MAGAZYN


MAKIJAŻ KROK PO KROKU

uroda

Każda pora roku ma swoje prawa, obowiązki i zasady. Dotyczy to wszystkiego. Również makijażu. Oto Smoky Eyes – makijaż w ciepłych, jesiennych barwach. Mocno przydymiony, lekko połyskujący na powiekach, z metalicznym akcentem na ustach. Największą trudność przy wykonaniu tego typu makijażu sprawia idealne rozblendowanie, czyli roztarcie cieni. Jest to trudne do wykonania tym bardziej, że cienie często przy rozcieraniu osypują się pod oczy i na policzki, tworząc nieestetyczne plamy, których ciężko się pozbyć z uprzednio nałożonego podkładu. Proponuję rozwiązanie ułatwiające wykonanie makijażu, poprzez zdradzenie triku często stosowanego przez znanych wizażystów. Ten sekret to technika odwrócona…

Krok 1

Oczyszczamy skórę twarzy płynem micelarnym. Na usta nakładamy balsam pielęgnacyjny. Rzęsy i brwi przeczesujemy szczoteczką.

Krok 2

Cały make-up zaczynamy od makijażu oka. Na powiekę górną aplikujemy korektor jaśniejszy niż odcień skóry. Kącik wewnętrzny i zewnętrzny oka przyciemniamy matowym cieniem w kolorze średniego brązu. Dla wzmocnienia efektu głębi te same miejsca pokrywamy ciemniejszym odcieniem brązu. Dbamy, aby przejścia pomiędzy kolorami były płynne – pracujemy pędzlem, blendujemy.

Krok 3

Łączymy wewnętrzny i zewnętrzny kącik delikatnymi ruchami, używając szerokiego pędzelka do cieni. Na powiekę dolną aplikujemy połyskujący miedzianokasztanowy cień. Bawełnianym płatkiem nasączonym płynem micelarnym przecieramy okolicę pod oczami, usuwamy tym samym obsypane drobinki cieni. Nakładamy na twarz bazę odpowiednią do typu cery.

Krok 4

Centralną część powieki ruchomej akcentujmy, wklepując kremowy, złoty cień.

MAGAZYN

27


uroda

MAKIJAŻ KROK PO KROKU

Na górnej powiece malujemy kreskę eyelinerem. Kreska optycznie otworzy i powiększy oko. Rysujemy cienką linię, zaczynając od zewnętrznego kącika oka przy górnej powiece ku górze. Kąt nachylenia kreski wyznacza dolna linia oka. Kreska na górnej powiece stanowi jej przedłużenie. Czarną kredką zaznaczamy wodną linię oka. Tuszujemy rzęsy.

Krok 5

Na całą twarz nakładamy podkład – odpowiednio dobrany doda cerze blasku, ukryje oznaki zmęczenia, zatuszuje niedoskonałości. Następnie rozświetlamy jasnym korektorem okolice pod oczami i centralną część twarzy. Jeśli chodzi o wybór korektora pod oczy, powinien on być o ton jaśniejszy od odcienia karnacji. Jeśli po nałożeniu korektor wydaje REKLAMA

się szarawy i ziemisty, oznacza to, że jest zbyt jasny. Jeśli zaś miejsce jego nałożenia staje się bardzo żółte, korektor musiał być zbyt ciemny.

Krok 6

Pudrujemy całą twarz, najlepiej pudrem transparentnym, który idealnie dopasuje się kolorystycznie do pokładu i cery. Podkreślamy oraz zagęszczamy linię brwi przy użyciu cienia. Do modelowania twarzy używamy matowego brązera. Kosmetyki matowe w ciemniejszym odcieniu wyszczuplają i nadają efekt głębi. Nakładamy szerokim pędzlem brązer pod kości policzkowe, na skronie, delikatnie na skrzydełka nosa oraz brodę.

Krok 7

Aby nadać twarzy trójwymiaru, stosujemy rozświetlacz w złotym tonie.

Nakładamy go na policzki, grzbiet nosa, łuk kupidyna, delikatnie na czoło i brodę. Makijaż ust zaczynamy od zaznaczenia ich kredką w kolorze bakłażanowym. Kiedy mamy idealnie obrysowane usta, nakładamy na nie matową, płynną pomadkę w kolorze bordo.

Krok 8

Usta mogą zostać matowe, jednak hitem na sezon jesień/zima są usta metaliczne. Na pomadkę nakładamy metaliczny brązowo-miedziany cień. Całość utrwalamy fiksatorem lub wodą termalną. Agata Butkiewicz-Shafik kosmetolog, wizażysta-stylista, linergistka, mistrzyni Polski w makijażu profesjonalnym. Salon „Visage” ul. Staszica 2, Świnoujście



Nowy Ty, Nowa Ja Grupa uczestników ze Świnoujścia, którzy przeszli pomyślnie casting do programu „Nowy Ty, Nowa Ja”, pod koniec września zakończyła swoje zmagania o szczuplejszą sylwetkę. Na trzy miesiące każdy z nich trafił pod indywidualną opiekę specjalistów, którzy dokładali wszelkich starań, aby uzyskać satysfakcjonujący efekt końcowy. Każdego tygodnia uczestnicy odwiedzali Centrum Dietetyczne Naturhouse. Przez okres trwania kuracji odchudzającej zgubili zbędne kilogramy, nauczyli się zdrowych nawyków żywieniowych i poprawili stan swojego zdrowia. Przekonali się również o tym, że dietetyczne posiłki mogą być smaczne, a gubienie kilogramów nie musi łączyć się z uczuciem głodu.

Agata Płotnicka 12,6 kg

Jacek Jurkiewicz 21,5 kg

W trakcie trwania metamorfozy profesjonalni trenerzy personalni z siłowni Feniks poświęcili swój czas oraz wiedzę, aby uczestnicy osiągnęli jak najlepsze wyniki. Intensywne treningi kilka razy w tygodniu w połączeniu z dużym doświadczeniem trenerów wpłynęły pozytywnie na końcową przemianę. Metamorfoza Krainy 44 wysp zakończyła się zmianą wizerunku czterech osób, które odważyły się przyjść na casting i zrealizować swoje marzenia. Efekt końcowy przerósł nasze oczekiwania. Łącznie zgubili ponad 65 kilogramów! Wszystkim organizatorom, sponsorom, partnerom, patronom medialnym dziękujemy za współpracę, natomiast uczestnikom gratulujemy osiągniętych wyników i sukcesu w dalszej walce o szczupłą sylwetkę.

30

MAGAZYN

Natalia Lange 9,5 kg

Jarek Polepszak 21,8 kg


METAMORFOZA KRAINY 44 WYSP

MAGAZYN

uroda

31


Styl

w genach ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY MAKEUP AGATA BUTKIEWICZ-SHAFIK WŁOSY Karolina BAGIŃSKA MODELKi Anna Koncewicz i Nel KOLEKCJA MY POEM & HAPPY DAY GALERIA PROMENADA ŚWINOUJŚCIE

32

MAGAZYN


Matka i cรณrka

MAGAZYN

moda

33


moda

34

Matka i cรณrka

MAGAZYN


MAGAZYN

35


Hiszpański as Historia marki SEAT liczy sobie już ponad sześć dekad. W tym czasie zdołała dostarczyć niezapomnianych wrażeń milionom ludzi. Oto kolejna część tej opowieści – SEAT Ateca. Z myślą o tobie! 36

MAGAZYN


NOWY SEAT ATECA

Zauważalny Nie ma szans, żebyś przeszedł obok SEAT-a Ateca obojętnie! A gdy już go dostrzeżesz, nie oderwiesz wzroku. W nowej Atece zachwyci cię wysoki dach oraz eleganckie przetłoczenia 19-calowych felg. Cenisz ten sportowy styl, prawda? Dzieła dopełniają chromowane elementy nadwozia: podwójny wydech, obramowania szyb oraz srebrne relingi.

motoryzacja

Funkcjonalny

Komfortowy

Urlop? Zakupy? Weekendowy wypad za miasto? Teraz to takie proste, dzięki nowemu SEAT Ateca który oferuje przestrzeń aż do 510 litrów! Mało? Po rozłożeniu siedzeń do dyspozycji pozostaje 1604 litrów! Wygodny dostęp do bagaży zapewnia elektryczna klapa. Wystarczy przesunąć stopę pod zderzakiem i już otwarty! Bagażnik pełny! Przesuwamy stopę pod zderzakiem a bagażnik automatycznie nam się zamknie!

Wiesz, że jakość i komfort w aucie to podstawa. Tego szukasz. I właśnie znalazłeś! Nowego SEAT-a Ateca wykończono przy użyciu materiałów najwyższej jakości. Skórzane obicie kierownicy i drążka zmiany biegów zapewnia znaczny komfort prowadzenia. Ze wszystkich funkcji samochodu korzysta się niezwykle łatwo dzięki ergonomicznemu kształtowi deski rozdzielczej. Docenisz to, znasz się na rzeczy!

Bezpieczny

O nastrój dbasz nie tylko w domu. A w nowym SEAT-ie Ateca możesz wybrać jeden z ośmiu kolorów(od Ice White po Sunset Orange) oświetlenia wnętrza. To nie tylko odpowiedni nastrój, ale i harmonijna elegancja – kolor może idealnie współgrać ze stylistyką wnętrza czy kształtem drzwi. Czeka cię klimatyczna podróż!

Ważne jest dla ciebie bezpieczeństwo? Lepiej trafić nie mogłeś! Nowy SEAT Ateca pełen jest rozwiązań zapewniających bezpieczeństwo jazdy, na przykład system monitorowania martwego pola, ostrzegający o niewidocznych pojazdach. Natomiast Aktywny Tempomat (ACC) pozwoli ci na zachowanie bezpiecznej odległości od auta poprzedzającego. Bezpieczeństwo zapewnia także Asystent Jazdy w korku – kontroluje przyspieszanie i hamowanie oraz dba o odpowiedni dystans wobec innych pojazdów.

Oświetlony

Technologiczny Masz świadomość, że technologia ma ułatwiać życie. Szukasz więc zaawansowanych technologicznie rozwiązań. Nowa Ateca ma je dla cie-

MAGAZYN

37


motoryzacja

NOWY SEAT ATECA

bie! Napęd na cztery koła czy dwusprzęgłowa skrzynia automatyczna DSG to nie wszystko! Wrażenie robi też pokrętło Driving Experience pozwalające na szybki wybór trybu jazdy – sportowy, ekonomiczny i indywidualny. Z kolei napęd na dwie osie ułatwia pokonywanie bezdroży. Chcesz więcej? Wsiądź do SEAT-a Ateca! Auto dostępne jest w trzech wersjach wyposażenia: Xcellence, Style oraz Reference.

Zapraszamy do salonu: SEAT Krotoski-Cichy Sp.J. Autoryzowany Dealer ul. Białowieska 2 71-010 Szczecin Telefon +48 91 48 57 872

38

MAGAZYN



Przeszkolić całe miasto

Chociaż ratownicy kojarzą się nam przede wszystkim z latem, plażą i wodą, ich aktywność nigdy się nie kończy. O działaniach WOPR-u opowiada Jarosław Włodarczyk. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA POLA JANOWSKA

Wydawać się może, że poza sezonem Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe nie ma zbyt wiele roboty. Coś w tym jest i tak właśnie jesteśmy postrzegani. Wynika to pewnie z faktu, że w sezonie jesteśmy najbardziej widoczni. Świnoujska plaża jest niezwykle popularna. Nie każdy jednak wie, że podstawę naszej działalności stanowi – i to od wielu lat – profilaktyka. A ta aktywność nie jest już tak wyeksponowana.

W sezonie często można was zobaczyć też w mediach. To prawda. Ratownicy są wszędzie tam, gdzie jest woda. Na plażach,

40

MAGAZYN

nad jeziorami. Bezpieczeństwo staje się wówczas szczególnie atrakcyjnym tematem. Media chętnie to podchwytują. I dobrze. Bo to nam bardzo pomaga.

Jednak nacisk kładziecie na profilaktykę. Zdecydowanie tak. Im jej więcej, tym jest bezpieczniej. Tak to wygląda. Naszym celem jest wytwarzanie w ludziach świadomości na temat odpowiedzialnych zachowań. Gdzieś natknąłem się na statystyki dotyczące Australii, o ile dobrze pamiętam. Tam 98 proc. wszelkich działań związanych z ratownictwem wodnym to właśnie profilaktyka. Zaledwie 2 proc. to czynności praktyczne, interwencyjne. Społeczeństwo jest bardziej świadome, stąd samych

utonięć jest znacznie mniej.

Z Australii wróćmy do Świnoujścia. Jak długo tu działacie? To już kilkanaście, chyba jedenaście lat. Mam na myśli obecną formę, jako zarejestrowany oddział WOPR. Wcześniej, przez trzy, cztery lata funkcjonowaliśmy formalnie jako drużyna. Bo WOPR ma swoje określone struktury – jest drużyna, potem oddział, oddział powiatowy, wojewódzki etc. Kierownikiem naszej drużyny był wówczas Rafał Maraszek, który próbował nas, młodych, zarazić tym „ratowniczym bakcylem”. Skutecznie, bo udało się zebrać grupę entuzjastów, których połączył wspólny cel, czyli uświadamianie ludzi, również tych najmłodszych, jak ważna jest odpowiedzial-


WODNE OCHOTNICZE POGOTOWIE RATUNKOWE

ność w zetknięciu z wodą.

To wtedy z drużyny staliście się oddziałem. Zgadza się. Jako oddział wystartowaliśmy projektem „Błękitny Patrol”. Początkowo ruszył on tylko w dwóch miastach – w Świnoujściu i Szczecinie. Dziś funkcjonuje on na terenie właściwie całego województwa.

Czyli jesteście pionierami… Można tak powiedzieć (śmiech).

Na czym polega „Błękitny Patrol”? Początkowo projekt skierowany był do szkół gimnazjalnych. Chodziliśmy i staraliśmy się w atrakcyjny i przyjazny sposób zainteresować uczniów tematem. Pokazywaliśmy sprzęt ratowniczy, opowiadaliśmy o naszych aktywnościach, prezentowaliśmy techniki ratownicze. Wszystko po to, żeby nauczyć młodych ludzi tego, jak należy zachować się na kąpielisku, jak reagować w trudnych sytuacjach etc.

Później dotarliście do podstawówek. I w ten sposób powstał „Błękitny Patrol Junior”. Forma podobna i równie interesująca. Sztywne i suche wykłady nie są w stanie zaciekawić najmłodszych. Postawiliśmy więc tak zwane stacje, stanowiska, do których poszczególne grupy trafiają na jakieś 20-30 minut i w aktywny, dynamiczny sposób poznają tajniki pracy WOPR. Kilka lat temu wzbogaciliśmy projekt o multimedia, co znacznie uatrakcyjniło nasz przekaz. Teraz na przykład możemy edukować najmłodszych, używając do tego gry komputerowej powstałej specjalnie na nasze potrzeby. Dzieci to lubią, a nam łatwiej jest w takiej formie przekazać wiedzę. To procentuje.

z nami zaczynali, ale teraz już prowadzą własne życie, ukończyli studia na niezwiązanych z naszą działalnością kierunkach, ale wciąż chcą nam pomagać. Dzielą się z nami swoją wiedzą i umiejętnościami. Wzbogacają tym samym naszą ofertę. Tak powstała między innymi wspomniana gra komputerowa Wodomaniaki. Ktoś inny wymyślił edukacyjny quiz telewizyjny z udziałem znanych świnoujścian. Te niecodzienne formy „sprzedawania” wiedzy naprawdę działają. Juniorzy za nimi przepadają.

Ważną częścią waszej aktywności jest nauka udzielania pierwszej pomocy. Umiejętności przydatnej nie tylko nad wodą. Tak. Nigdy nie wiadomo, kiedy ona się przyda. A może się coś wydarzyć w każdej chwili. Choćby teraz, tobie lub mi… Zawsze zresztą powtarzam, że każdy potrafi pierwszej pomocy udzielić. Nie każdy jednak ma tę odwagę, żeby wyjść przed szereg, pierwszy podejść.

Może wydaje się nam, że ktoś inny na pewno zrobi to dużo lepiej? Tak to właśnie działa. Szczególnie, gdy wokół jest więcej osób. Odpowiedzialność się rozkłada. Czyli de

bezpieczeństwo

facto znika. My chcemy zmienić ten sposób myślenia. I uzmysłowić wszystkim, że tutaj liczy się każda minuta, nawet sekunda. Nie ma co czekać na to, aż ktoś inny zareaguje. Działajmy pierwsi, sami.

Po szkołach podstawowych przyszedł czas na przedszkola. Tutaj, wiadomo, skupiliśmy się przede wszystkim na zabawach, luźnych pogadankach o tym, co wolno, a czego nie… Dziś właśnie startujemy z tego typu projektem. Staramy się nieustannie urozmaicać nasz program. Nie chcemy się powtarzać. W tym roku udało nam się pozyskać fantastycznego sponsora – firmę Gaz-System – dzięki czemu możemy zrobić więcej i ciekawiej. Jednym z efektów tej współpracy jest zabawa przedszkolaków w… projektantów opasek na rękę, które w przyszłym roku będą rozdawane dzieciom na plaży.

Znakomity pomysł! Też tak myślę (śmiech). Już w tym roku rozdawaliśmy takie opaski, ale chcieliśmy je zmienić w sezonie następnym. Powstał nawet interesujący projekt, ale… pokazałem go mojemu 2,5-letniemu synkowi i spytałem: Leon, podoba ci się? Bez skrępowania

Wszystkie te inicjatywy powstają z pasji. Są z wami osoby, dla których jest to hobby, wpadają „po godzinach”, poświęcają WOPR-owi swój wolny czas. To wręcz misja, a nie hobby. Wciąż współpracujemy z ludźmi, którzy

MAGAZYN

41


bezpieczeństwo

WODNE OCHOTNICZE POGOTOWIE RATUNKOWE

odpowiedział: Nie (śmiech).

Dziecko – najlepszy tester. W końcu to opaski dla najmłodszych. Dokładnie. Pomyślałem, że innym dzieciom pewnie też się nie spodoba. Stąd pomysł, by to właśnie przedszkolaki zaprojektowały ten gadżet. Będzie to element towarzyszący akcji „Ja już wiem”, z której dzieciaki dowiedzą się, jak należy się zachowywać na plaży czy basenie, jak być dobrym ratownikiem etc.

Statystyki i medialne doniesienia pokazują, że należałoby przede wszystkim szkolić niezbyt odpowiedzialnych dorosłych… To fakt. Za większością nieszczęśliwych wydarzeń w wodzie stoją dorośli. Najczęściej nietrzeźwi. Z dorosłymi jednak jest tak, że nie lubią być pouczani. Z dużą satysfakcją jednak obserwowałem, pracując na plaży, że czasami takim nośnikiem informacji byli właśnie najmłodsi.

To oni pouczają rodziców, że jeśli na przykład wypili piwo, to do wody wchodzić nie powinni etc. Zmieniamy świadomość dorosłych poprzez ich dzieci. Ich głos jest bardziej słyszalny i mniej irytujący niż poucza-

nie innego, do tego obcego dorosłego (śmiech).

To też dowód na to, że wasze działania mają sens, przynoszą efekty. I że sama profilaktyka to już połowa sukcesu. A może i więcej. Jak w Australii… Zgadza się. Stanowi ona około 70 proc. naszej świnoujskiej aktywności. Nie chcę się tu chwalić, ale…

Chwal się, chwal. (śmiech) No dobrze. Od początku istnienia tutejszego oddziału wyedukowaliśmy w tym zakresie jakieś kilkanaście tysięcy ludzi. To bardzo dużo. Co istotne, wiele przeszkolonych osób przejmuje pałeczkę i kształci kolejnych. Młodzi edukują jeszcze młodszych. Koło się zamyka. Proces się napędza, a wiedza rozprzestrzenia. Któryś z dziennikarzy powiedział niedawno, że wkrótce każdy mieszkaniec Świnoujścia będzie przez nasz przeszkolony (śmiech). Odpowiedziałem, że taki właśnie mamy cel.

Życzę w takim razie jego realizacji. Tym bardziej że sam jeszcze szkolony nie byłem. Spokojnie, nadrobimy (śmiech).

42

MAGAZYN


ĭpbghncldb\a kZmhpgbd·p plib^kZ @:S&LRLM>F


44

MAGAZYN


WYSPA SPORTU

felieton

Z dołu do góry, z góry na dół Kilka tysięcy lat temu w tym miejscu był brzeg morza, a zbocza góry były klifem. Musiało to wyglądać obłędnie, ale nie ma czego żałować. Dzięki zmianom mamy teraz doskonałe tereny rekreacyjne i krajoznawcze. A że to już nieco inny kraj, to i tak jest jakby nasz. Przed Wami Golm Berg, 69 metrów naszych, uznamskich gór. TEKST BARTEK WUTKE ILUSTRACJA Karolina Markiewicz

P

o kilkunastu dniach przerwy wróciłem do biegania. Wybierając trasę, wahałem się między przebieżką do centrum i do lasu. Padło na bieg w okolice mojego ulubionego miejsca na wyspie. Co można robić na górze Golm? W sumie to brakuje tylko basenu, ale o tym kiedy indziej, bo problem jest, można by rzec, ogólnomiejski. Póki co trzymajmy się tego, że wróciłem do biegania. Najprostsza trasa biegowa wiedzie wokół samego wzgórza. W zależności od tego, gdzie kto mieszka, może to być szybki trening albo porządne niedzielne wybieganie. Trasy są oznakowane i mimo że to gęsty i roz-

legły las, zgubić się tu nie można. Chyba że w nocy, co mi się kiedyś przytrafiło, bo mimo mocnej „czołówki” są tu miejsca mało uczęszczane i dość gęsto porośnięte krzakami. Na szczęście prędzej czy później trafi się tu na szosę prowadzącą do Świnoujścia lub Garz i Kamminke. Jeżeli komuś mało, zawsze może połączyć Golm z trasą wokół jeziora Wolgastsee i Schwarzer Herz. Oczywiście ilość ścieżek, które nadają się do eksploracji, sprawia, że ilość wariantów jest niemal nieograniczona. I to nie tylko dla biegaczy. Jeden z moich kolegów potrafi na rowerze MTB, zaliczając tylko i wyłącznie podjazdy wokół Golm, wykręcić około 1500 metrów przewyższenia (czyli suma podjazdów i zjazdów). Robi wrażenie, zwłaszcza że mieszkamy nad morzem, a sama góra liczy sobie raczej niedużo. Jeżeli ktoś chce poćwiczyć interwały, góra sama wyznacza tempo. Oczywiście w dół jest znacznie przyjemniej. Podobno władze parku planują zamknąć wschodnią część góry. Trudno się temu niestety dziwić, bo przemierzając ten szlak, dostrzeżemy sporo śladów bytności lokalnych dzików. Dzików pijących piwo

i zajadających chipsy. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, chociaż „nieznani sprawcy” robią co mogą, żeby psuć atmosferę wokół tego miejsca. Przykład z ostatnich dni – ktoś radośnie opróżnił okoliczne śmietniki na samym szczycie Golm. Przypominamy, że cała okolica, wraz z Golm, leżą na terenie Uznamskiego Parku Natury (Natur Park Usedom). Choć nie jest to park narodowy czy ścisły rezerwat, to trzeba się stosować do przepisów obowiązujących na jego terenie. Nie wolno oczywiście zapominać o obecnym charakterze samej góry Golm. Niegdysiejszy punkt widokowy z restauracją i ścieżkami spacerowymi jest teraz miejscem pamięci o tragicznych losach tych ziem. To właśnie tutaj znajduje się cmentarz wojenny, na którym – oprócz poległych podczas Wielkiej Wojny oraz zmarłych z załogi świnoujskiego fortu – pochowano również ofiary nalotu z 12 marca 1945 roku. Sam teren cmentarza jest wydzielony i raczej nie należy uprawiać tam żadnej formy aktywności fizycznej. Na szczęście z każdej strony otaczają go fantastyczne ścieżki i na teren nekropolii nie musimy zaglądać. Zatem, do zobaczenia na szlaku!

MAGAZYN

45


Żeby chcieli

TEKST MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA AGNIESZKA NATORSKA

Geneza Memoriału Czesława Krygiera osadza się na pięknych ideach, motywach praktycznych, ale i wydarzeniu niezwykle smutnym. Uczestniczyliśmy w czwartej odsłonie tej imprezy.

Utrzymać internat Zespołu Szkół Morskich. Ożywić nie do końca wykorzystaną halę przy Gimnazjum Publicznym nr 3. Wesprzeć młodych ludzi w realizacji sportowych pasji. A przy okazji tego wszystkiego – popularyzować prawobrzeże. Takie cele postawiła przed sobą twórczyni przedsięwzięcia, Dorota Mikulska z Grupy Morskiej.

Gra do jednego kosza – Jestem pedagogiem i obywatelem. Czuję się w obowiązku troszczyć o młodych ludzi, którzy chcieliby

46

MAGAZYN

coś robić. Mało tego, powodować, żeby chcieli. Stwarzać im do tego jak najlepsze warunki – mówi Mikulska. Internat jako baza noclegowo-sportowa wydawał się więc znakomitym pomysłem. W jednym miejscu skupić młodych miłośników sportu, kształcić ich, pomagać im rozwijać swoje pasje, uczyć zdrowego współzawodniczenia. Inicjatywa ubrana w kostium turnieju z pewnością te zadania wypełnia. Hala przy gimnazjum, może nie najnowocześniejsza, ale zadbana, świetlista, z parametrami absolutnie wystarczającymi

dla grup młodzieżowych – miejsce wymarzone. Nic tylko działać. Nawet najlepsze i najbardziej wartościowe inicjatywy nie wydarzają się same, bez wsparcia odpowiednich, równie zainteresowanych ludzi. Mikulska już jest. Ale w pojedynkę zdziała niewiele, nawet ze swoją siłą i determinacją. – Na jednym z obozów sportowych poznałam chłopaków ze szczecińskiego Bombardiera. Zobaczyłam w nich niesamowitych wychowawców, kapitalnych trenerów, którzy się naprawdę znają na koszy-


MEMORIAŁ CZESŁAWA KRYGIERA

sport

kówce – wspomina Dorota Mikulska. To oni wsparli ją w ogarnięciu sportowej strony tego przedsięwzięcia. Połączyła ich idea. Gra do jednej bramki. A raczej, do jednego kosza.

Dlaczego Krygier? Z czasem pojawił się koncept, żeby formułę turnieju rozszerzyć, nagłośnić, puścić w eter. Po to, by jak najwięcej młodych ludzi dowiedziało się o tym, że jest takie miejsce. I takie przedsięwzięcie. – I wtedy zmarł Czesław Krygier… – wspomina Dorota Mikulska, zawieszając głos. – To był sierpień, a turniej był przewidziany na wrzesień – dodaje. Ten smutny fakt nie pozostał bez wpływu na przedsięwzięcie. W końcu Czesław Krygier był nie tylko wspaniałym człowiekiem, który z niezwykłą dbałością opiekował się młodymi ludźmi. Był też znakomitym koszykarzem. Trudno o lepszego patrona dla rodzącej się właśnie inicjatywy. Pomysł ten podsunął Mikulskiej ówczesny prezes Grupy Morskiej, Andrzej Szczodry. Stąd „memoriał”, a nie po prostu „turniej”. Twórczyni imprezy bardzo zależy na budowaniu autorytetu wśród młodych i nie jest to pusty slogan. Nie ma też na myśli autorytetu własnego. – Kiedy otwieram memoriał, a robiłam to już cztery razy, staram się mówić jak najmniej. Bo to nie o mnie chodzi. A zawodnicy skoncentrowani są bardziej na czekających ich zada-

niach sportowych. Ale zawsze wtedy mówię im, przypominam, o Czesławie Krygierze. Mam nadzieję, że będą go nieśli dalej, przez lata, jako pewien symbol – mówi. – Był to człowiek, o którym nikt nigdy nie powiedział do mnie złego słowa. To w dzisiejszych czasach wręcz zjawisko… – dodaje.

Doskonalić Dorota Mikulska ma świadomość, że to jeszcze nie jest wielki czy znaczący turniej. Nie stara się dodawać mu blasku, którego memoriał jeszcze nie posiadł. Wie, że warunki są umiarkowanie komfortowe. Wymaga on wciąż udoskonalania. Ale są już głosy świadczące o tym, że jest na dobrej drodze. Zdaniem Marcina Szewczyka, prezesa Bombardie-

ra, Memoriał Czesława Krygiera to jeden z najlepszych turniejów tej rangi na Pomorzu Zachodnim. Powiedział on tak, ku zdumieniu samej Mikulskiej. – Jak w takim razie jest gdzie indziej? – zastanawia się, mając na względzie niedoskonałości swojej imprezy. Niedoskonałości, które nie wpływają jednak na jej zapał organizacyjny, którym zresztą mogłaby obdarzyć niejedno takie przedsięwzięcie. Otoczona wspaniałymi ludźmi – organizatorami, uczestnikami, pomocnikami, gośćmi, sponsorami czy po prostu przyjaciółmi – których wymienić tu wszystkich nie sposób, krok po kroku dąży do tego, żeby memoriał żył, rezonował, niósł pamięć swojego patrona, rozwijał talenty młodych. Ożywia tym samym Warszów, który wciąż upomina się o równoważność z lewobrzeżem. Czy to wszystko się udaje? W jakimś stopniu na pewno. Czy satysfakcjonującym? Z roku na rok coraz bardziej. Może więc wkrótce Memoriał Czesława Krygiera będzie już najlepszym tego typu turniejem w naszym regionie? I to nie tylko dlatego, że gdzie indziej jest może gorzej? W zasadzie nie ma powodów, dla których nie mogłoby tak się stać…

MAGAZYN

47


Słoneczna sobota, 17 września. Na Warszowie głośniej i żywiej niż zazwyczaj. Powód? Memoriał Czesława Krygiera. I choć królową tego dnia była koszykówka, atrakcji było znacznie więcej. Barwny i smakowity festyn, stół uginający się pod fantazyjnie podanymi owocami, gry i zabawy dla najmłodszych z malowaniem buziek włącznie czy wyjątkowy trening fitness z Mistrzynią Świata Hanią GarbośPłaczkowską… A wszystko to w atmosferze radości, ale i sportowego napięcia. Kto najlepszy? W tym roku – młodzi koszykarze z Basket Szczecinek. Brawo! ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

48

MAGAZYN


MEMORIAŁ CZESŁAWA KRYGIERA

MAGAZYN

sport

49


Drużyna mistrzów Piłka nożna to dziwny sport. 22 zawodników ugania się za jedną piłką, czasem się poprzepychają, czasem pocieszą. A na końcu i tak wygrywają Niemcy. Jeszcze dziwniejsza jest jednak siatkówka. Zawodników mniej, kontaktu między nimi zero, a cieszą się co kilkanaście sekund, jakby zdobyli mistrzostwo świata. TEKST BARTEK WUTKE

sportu w kraju. Impulsem do założenia drużyny było ukończenie budowy nowej szkoły przy ul. Witosa. SP 10, bo o niej mowa, początkowo miała mieć basen. Z basenu nic nie wyszło, ale za to powstała całkiem fajna sala sportowa. Dzięki temu od samego początku starano się sprofilować szkołę na zajęcia sportowe. Z czasem podstawówka została przekształcona w gimnazjum i liceum, ale już sam patron wiele mówi. Nad placówką ewidentnie czuwają polscy olimpijczycy. MMKS Maraton od 1999 roku wyjątkowo regularnie zdobywa medale na Mistrzostwach Polski juniorów i kadetów. Z czasem powołano także działający przy Zespole Szkół Ogólnokształcących SMS Świnoujście.

FOTO MMKS „Maraton” Świnoujście

Za to na trybunach szał, emocje, śpiewy, zabawa. I spokój, żadnych zadym, bijatyk czy rac. No dobra, ale co to ma wspólnego z wyspami? Ano tyle, że od lat to właśnie w tej dyscyplinie sportu Świnoujście może pochwalić się regularnymi sukcesami na różnych szczeblach rozgrywkowych, a kilka nazwisk związanych z miejscowym klubem rozgrzewa głowy kibiców nie tylko w Polsce, ale i za granicą.

Zamiast basenu Kiedy w 1990 roku powstał Miejski Międzyszkolny Klub Sportowy Maraton Świnoujście, nikt nie sądził, że projekt, który miał zachęcić młodzież do gry w siatkówkę, tak mocno zapisze się w historii młodzieżowego

50

MAGAZYN

Człowiek legenda Niemal od samego początku, z klubem związany jest Zdzisław Gogol. Właściwie człowiek legenda polskiej siatkówki, przynajmniej w wydaniu młodzieżowym. Przez zawodników równie uwielbiany, co znienawidzony za rygor treningowy i nieowijaZDZISŁAW GOGOL. FOTO ARCHWIUM PRYWATNE

nie w bawełnę faktów. W jednym z wywiadów, udzielonych kilka lat temu dla Głosu Szczecińskiego, Gogol mówił – Powiem wprost. Jest część chłopaków, która w ogóle nie powinna przychodzić do naszej szkoły. Po prostu marnują swój czas. Nie widzą efektu końcowego, który my staramy im się wpajać. A trener wie, co mówi. Ci którzy potrafili znieść jego twardą rękę i ogromne wymagania odnoszą sukces.

Mistrz ze Świnoujścia Spod jego skrzydeł wyszło kilku zawodników, którzy nie tylko na stałe zagościli w najwyższych ligach Europy, ale sięgnęli po znacznie ważniejsze laury. Mowa tu choćby o dwóch – Michał Ruciak i Michał Kubiak. Ten pierwszy to rodowity świnoujścianin. Ruciak dość szybko wywędrował do lepszych klubów, ale często odwiedzał rodzinne miasto. Wiedziało o tym pół osiedla, bo na balkonie suszyły się wtedy koszulki aktualnego klubu lub nawet reprezentacji. W swojej karierze reprezentował barwy ZAKSA


SIATKÓWKA

sport

Największe sukcesy MMKS Maraton Świnoujście: • Mistrzostwo Polski Młodzików w roku 1999 • Mistrzostwo Polski Młodzików w roku 2003 • Wicemistrzostwo Polski Młodzików w roku 2001 • Brązowy Medal Mistrzostw Polski Młodzików w roku 2002 • Brązowy medal Mistrzostw Polski Kadetów w roku 2001 • Brązowy medal Mistrzostw Polski Młodzików w roku 2009 • Brązowy medal Mistrzostw Polski Kadetów w roku 2016 Michał Kubiak w barwach AZS Warszawa. FOTO BARTEK WUTKE

Kędzierzyn Koźle czy AZS Olsztyn. Dzięki świetnej postawie szybko znalazł też miejsce w podstawowym składzie Reprezentacji Polski. Jest Mistrzem Europy z 2009 roku, wygrał Ligę Światową w 2012. Oprócz tego posiada szereg medali w innym kolorze. W obecnym sezonie grał będzie w Espadonie Szczecin, więc kto chciałby Michałowi pokibicować, daleko nie ma.

Aż do Japonii Z kolei Michał Kubiak pochodzi z Wałcza. Do Świnoujścia trafił w 2002 roku. Zanim jeszcze wkroczył na ekstraklasowe, zawodowe salony siatkarskie, został Mistrzem Europy w siatkówce plażowej, w parze z inną wieloletnią podporą reprezentacji Zbigniewem Bartmanem. Zwycięzca Ligi Światowej w 2012 i Mistrz Świata z 2014 roku. Trzykrotny Mistrz Polski, ma też na koncie sukcesy w klubach zagranicznych. Osiągnąwszy w wieku 30 lat praktycznie wszystko, co w zawodowej siatkówce można, Kubiak zaczął chyba zwiedzać świat, bo od tego sezonu reprezentował będzie barwy japońskiego Panasonic Panthers Hirakata. Dalej się nie dało…

Do dziś współpracuje z Maratonem Świnoujście.

Optymistycznie w przyszłość Wróćmy jednak do trenera Gogola. Świetna praca z młodzieżą w klubie szybko została dostrzeżona przez siatkarski związek. W latach 2004-2008 był trenerem kadetów i juniorów Polski, a do największych sukcesów na pewno można zaliczyć Mistrzostwo Europy Kadetów z 2005 roku. Zasiadał również w Radzie Trenerów przy PZPS. Jest Przewodniczącym Wydziału Szkolenia Zachodniopomorskiego Związku Piłki Siatkowej w Szczecinie. Od wielu lat jest także Trenerem Koordynatorem

• Mistrzostwo Polski Juniorów w Piłce Siatkowej Plażowej w roku 2003 - Para Michał Kubiak – Artur Kulikowski • Mistrzostwo i Wicemistrzostwo Polski Kadetów w Piłce Siatkowej Plażowej w roku 2004

Kadr Wojewódzkich w kategoriach Młodzika i Juniora młodszego. Jaka przyszłość czeka siatkarską kuźnię talentów? Od kilku sezonów pełna nazwa klubu brzmi MMKS Maraton LNG Świnoujście. Zapewne teraz LNG zostanie zastąpione przez Gaz-System, co pozwala wierzyć, że mając wsparcie sponsora chętnie łożącego na młodzież, klub dalej będzie z powodzeniem funkcjonował.

Michał Ruciak reprezentował wiele klubów polskiej Plus Ligi. FOTO BARTEK WUTKE

Innym przykładem jest Artur Kulikowski, który choć nie zawojował ekstraklasy, został dość szybko świetnym trenerem dzieci i młodzieży.

MAGAZYN

51


felieton

KRÓTKI SPACER PO UZNAMIE

W stronę morza

W ostatnim numerze „Wysp” pokazałam Wam fragmenty wolińskiego Świnoujścia. Teraz zapraszam na wędrówkę po uznamskich ulicach naszego miasta. Równie pięknych. I równie moich. TEKST MAJA PIÓRSKA ILUSTRACJA TOMASZ SUDOŁ

J

ednym z pierwszych budynków, które mijam tuż po zejściu z promu jest dawny ratusz – dzisiejsze Muzeum Rybołówstwa Morskiego, posiadające bogaty zbiór fauny i flory morskiej. Jest tu wspaniała rafa koralowa, ale i modele statków rybackich, narzędzia połowowe czy kolekcja bursztynów. Trzecia kondygnacja poświęcona jest historii naszego miasta. Bardzo lubię kościół pw. Chrystusa Króla. Nie tylko ze względu na słynne organy… To miejsce z fascynującą historią – pierwsze wzmianki o nim pochodzą już z roku 1336, w obecnej formie wzniesiony w latach 17881792 jako kościół protestancki, a od 1946 – katolicki. Zwracają tu uwagę empora chórowa, duży drewniany ołtarz w formie tryptyku czy zawieszony w nawie głównej model okrętu, będący ozdobą świątyni od 1814 roku. Wiąże się z nim historia sięgająca czasów wypraw napoleońskich. Model wykonał, całkowicie z nudów, pewien hamburski kupiec i właściciel statku, skazany przez Francuzów na miesiące bezczynności, pod zarzutami złamania zarządzonej wówczas przez Napoleona blokady kontynentalnej. Dla nas istotny jest fakt, że kupiec postanowił podarować stworzony przy pomocy brata model kościołowi, w którym poślubi swoją wybrankę. Traf chciał, że był to właśnie świnoujski kościół.

52

MAGAZYN

Idąc w stronę morza z pewnością zauważymy kolejną świątynię – ceglany neogotycki kościół pw. NMP Gwiazdy Morza, z 1896 roku. Nad głównym wejściem wita nas piękna mozaika przedstawiająca Matkę Boską z Dzieciątkiem, w łodzi sterowanej przez anioły, na wzburzonym morzu. Po dużym kościele protestanckim Marcina Lutra, zniszczonym pod koniec drugiej wojny światowej, pozostała tylko wieża. Wchodząc na jej szczytowy taras widokowy, możemy zobaczyć zachwycającą panoramę miasta. Nieopodal mamy unikatowy Park Zdrojowy. Założony w XIX wieku według projektu Petera Josefa Lene, architekta ogrodów królewskich w Berlinie i Poczdamie, ze starodrzewiem liczącym około 150 lat. Z wolna zbliżamy się do morza… Ale zanim tam dotrzemy, ujrzymy najstarszą z trzech budowli fortyfikacyjnych Świnoujścia – Fort Anioła. Został zbudowany w latach 18541858, a swoją nazwę zawdzięcza podobieństwu do mauzoleum cesarza Hadriana w Rzymie. To imponująca, trzykondygnacyjna ceglana budowla o kształcie rotundy z tarasem i basztą obserwacyjną. Do 1863 roku fort otaczała fosa. W czasach międzywojennych był we władaniu

niemieckiej marynarki wojennej, po wojnie – marynarki radzieckiej. Dziś Fort Anioła to miejsce z żywą kulturą – spotkaniami, wystawami, wieczorami poetyckimi. Ostatni po tej stronie Fort Zachodni został wybudowany w latach 18561861 i był doskonałym punktem obserwacyjnym na wody Zatoki Pomorskiej i wejście do portu. Obiekt rozbudowywany przez kilkadziesiąt lat rozrósł się do potężnego, otoczonego fosą i wałami ziemnymi fortu redutowego. Obecnie w forcie działa muzeum historii twierdzy i skansen militarny. Jeszcze chwila i jesteśmy na plaży. Tej wspaniałej, szerokiej. Wita nas „Wiatrak” – stawa Młyny – symbol naszego miasta. Tu zawsze jest pięknie. Bez względu na porę roku. Może nawet jesienią najpiękniej? Wtedy jest najbardziej nasza…


MAGAZYN

53


wydarzenia

54

MAGAZYN

70-LECIE MIESZKA


Radość siedemdziesięciolatka Ach, co to były za urodziny! Kolorowe, głośne, wesołe, wzruszające… Były gwarne rozmowy w szkolnych ławkach, w przyjacielskim gronie, niekiedy po latach niewidzenia się. Był radosny, barwny i dumny przemarsz miastem, z siedziby szkoły do amfiteatru. I to w orszaku samego króla Mieszka! Była uroczysta akademia pełna pięknych, poruszających słów. Wspomnień i podziękowań. Pamięci o nieobecnych. Nadziei na dalsze szczęśliwe lata. Muzyki, również tej stworzonej specjalnie na tę okoliczność. Tego dnia każdy chciał być z Mieszka. ZDJĘCIA AGNIESZKA ŻYCHSKA (str. 54) ZDJĘCIA ROBERT MONKOSA (STR. 55)

MAGAZYN

55


Ta nasza młodość

To był najhuczniejszy i najpiękniejszy jubileusz na wyspach, obchodzony wspólnie przez kilka pokoleń. Miły czas spotkań i wspomnień. Okazją była 70. rocznica powstania Liceum Ogólnokształcącego im. Mieszka I. TEKST JAGNA CICHOWICZ ZDJĘCIA ARCHIWUM PRYWATNE

Ostatnia wrześniowa sobota przywitała wszystkich wciąż jeszcze ciepłym podmuchem słońca i piękną pogodą. Pogodą, która zazwyczaj nie zachęcała do pójścia do szkoły. Tego dnia jednak, spoglądając na miasto z góry, można było zobaczyć strumienie ludzi w różnym wieku, zmierzające w jednym kierunku.

Nasz dzień Coś nas łączyło w tym momencie. Ciekawość, radość, że za chwilę spojrzymy w oczy swojej dalszej lub niezbyt odległej młodości, że uściśniemy swoich przyjaciół. Za chwilę też dowiemy się o tych, którzy będą spoglądać na nas już tylko ze starych fotografii. Wspomnimy ich uśmiech, który na zawsze już pozostanie w kolorze sepii. Ale ten dzień miał należeć do nas. Absolwentów naszej starej szkoły, naszej „budy”, naszego Mieszka.

Kruczoczarny warkocz, kiedyś przeskakujący przez kałużę za swoją właścicielką, dziś dumnie srebrzył się w słońcu zapleciony w koszyczek, na głowie starszej pani, podpierają-

cej się laseczką. Uśmiecham się do niej, choć jej nie znam. Mamy nagle tyle samo lat, jesteśmy w tym samym czasie, we wspomnieniach ze swojego życia. Jesteśmy w szkole. Wszyscy w cudownych nastrojach. Starsi, pomimo upływu czasu, w zaskakująco dobrej formie. Przyszli całymi rodzinami. Ojcowie i synowie z pasją do tych samych przedmiotów, kontynuujący naukę w tej samej szkole. Przyszły wspólnie małżeństwa, pary, które połączyła pierwsza szkolna miłość… On pociągnął ją za rękę po schodach, jak kiedyś, szybko, niecierpliwie. Chciał odnaleźć, wyryty scyzorykiem na poręczy, dowód swojej miłości do niej. Czy znaleźli? Nie wiem. Ja poszłam w swoją stronę.

Uśmiech pani profesor Drzwi do kolejnych klas cały czas

56

MAGAZYN


70-LECIE MIESZKA

Zataczamy krąg

wydają się takie duże i nadal bojaźliwie je otwieram. Klasa francuskiego. Jedna z nas dzisiaj jest tłumaczem tego języka, inna mieszkała kilka lat we Francji. Siadamy w ławkach. Wspominamy…

Ktoś właśnie dowiedział się, że wystawa malarstwa jego przyjaciela jest w galerii tuż za rogiem. Inny, że wieczór poezji pewnego nieśmiałego chłopaka z klasy, odbędzie się już wkrótce. Ona wstąpiła do księgarni, bo z witryny przywołało ją znajome nazwisko…

Staję przy tablicy, biorę kredę i czuję w rękach jej biały smak. Białe, koślawe literki na tablicy to ślad moich niewprawnych palców, zbyt przyzwyczajonych dziś do klawiatury komputera. Byłyśmy tutaj, 2016 – zostawiamy na tablicy trzy imiona i napis, który zniknie pod gąbką na pierwszych, poniedziałkowych zajęciach. Dzieciaki pewnie postukają się w głowę, ale pani profesor od francuskiego może się uśmiechnie. Uśmiechnie się, bo pozna nas po imionach, nie tyle nietypowych, co od zawsze nierozłącznych. Zwiedzam kolejne piętra u boku swojej przyjaciółki. Od 38 lat trzymamy się razem, mocno, za rękę, tylko czasami zwalniając uścisk. Docieramy do auli. Do nowej sali pamięci, przygotowanej z myślą o tym dniu. Księgi pamiątkowe wystawione w szkole przyjmują dużo wpisów i chłoną je na zawsze. Niektórzy piszą, że nie odnaleźli się na wystawionych w szkolnej galerii zdjęciach, ale to nie szkodzi, bo i tak wszystko pamiętają.

Razem Z mojej klasy osób było niewiele. Wiemy, jak jest. Rozrzuceni po świecie, szukamy swoich miejsc. Mamy

wydarzenia

Absolwenci Mieszka są wszędzie, na całym świecie. Na misjach, na lodowcach, w telewizji, w teatrach, w kinach. Zdobywamy osiągnięcia sportowe, naukowe i artystyczne. Wygrywamy rajdy, żeglujemy. Bronimy ludzi, ratujemy życie, chronimy zwierzęta. Dajemy ludziom piękną

rodziny, które nas potrzebują, zwierzaki, których nie ma z kim zostawić, pracę, która zawsze w najmniej odpowiednim momencie nas zatrzyma. Tak właśnie wielu z nas tłumaczyło niemożność przyjścia. Niektórzy nie wiedzieli lub po prostu nie mieli chęci uczestniczyć w takim spotkaniu. Wielu też dołączyło do nas w trakcie przemarszu miastem. Nie było co stać z boku, po prostu wtopili się w tłum. I szliśmy tak razem przez miasto, barwnym korowodem, prowadzeni przez świtę Mieszka. Dla wielu z nas ta chwila wciąż trwa. Dziś wiemy o sobie więcej, pozostajemy w kontakcie, gratulujemy sobie, kibicujemy, pewnie też trochę niekiedy zazdrościmy. Odszukujemy wszelkie możliwe informacje o sobie, czytamy o osiągnięciach, podróżach.

muzykę, piękne domy, ogrody, dajemy im pomoc w codziennym życiu. Nasze marzenia i plany zaczęły się tutaj, na wyspach. Siedząc na plaży, przesypywaliśmy je z piaskiem, między palcami. Życzenia wysyłaliśmy w świat, wykrzykując je z wiatrem. Z nadzieją, że dolecą daleko. Wiele z nich doleciało. My też zataczamy kolejny krąg i wracamy… Na chwilę, na stałe. Bo z wyspy nie da się uciec.

MAGAZYN

57


MOC wielogłosu

– Chór realizuje cele nie tylko artystyczne. Pełni także funkcję społeczną, edukacyjną. Uczy wspólnotowości, tolerancji. Nie ma tu miejsca na zgrzyty, wyścigi, ego… Jest za to współpraca, wspólny cel, klimat – mówi

dyrygentka Elżbieta Naklicka, twórczyni chóru Logos. TEKST MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY (W KOLORZE) ZDJĘCIA MERCEDES LENC (CZARNO-BIAŁE)

58

MAGAZYN


NASZ ARTYSTA

Wszystko zaczęło się w 1998 roku, od… Logosu, czyli Liceum Społecznego Fundacji o tej właśnie nazwie. Muzyki uczył tam Krzysztof Naklicki, mąż pani Elżbiety. Była zima, czas przedświąteczny. Traf chciał, że przypadło mu wówczas „seryjne” zastępstwo. Ze wszystkim klasami, po kolei. Co robić? Śpiewać kolędy! Tak też się stało. I zupełnie nieoczekiwanie – świetnie wypadło. Okazało się, że młodzi ludzie chcą śpiewać i, co więcej, robią to dobrze. – Brzmiało to tak pięknie. Aż ciarki przechodziły – wspomina nauczyciel.

Spełnione marzenie W tym czasie w głowie pani Elżbiety kiełkowało już marzenie o stworzeniu i prowadzeniu chóru. A okazało się, że potencjał znajduje się tuż za przysłowiowym rogiem. Zapaliło się zielone światło, tym bardziej że dyrekcja Logosu również zainteresowała się tym pomysłem. Do tego stopnia, że początkowo sama uczestniczyła w próbach! Dołączali też inni nauczyciele. Muzyka integrowała środowisko szkoły. Marzenie pani Elżbiety urzeczywistniło się. Prowadziła własny zespół.

kultura

Pierwotnie chór składał się z samych dziewczyn. Było ich nawet czterdzieści. Cztery pełne głosy – dwa soprany oraz dwa alty. I wszystkie z jednej szkoły. Wieści o chórze szybko rozeszły się po mieście. Okazało się, że aspirujących chórzystek jest wiele także poza Logosem. Dziewczyn przybywało. Chór przestał być już „logosowy”. W rezultacie zaistniała potrzeba znalezienia dla niego innego, ogólnodostępnego miejsca. Tym miejscem stał się Miejski Dom Kultury. I trwa tak do dziś. Pamiątką po początkach została nazwa.

MAGAZYN

59


kultura

NASZ ARTYSTA

Chłopaki też śpiewają – Któregoś dnia na próbę przyszedł uczeń szkoły muzycznej. Uznał, że ja chyba dyskryminuję chłopaków. A on bardzo chce śpiewać – wspomina pani Elżbieta. – Byłam w szoku. Wydawało mi się, że działalność chóralna jest dla chłopców ze Świnoujścia mało atrakcyjna. Nic bardziej mylnego. I był czas, w którym ich liczba dochodziła do dwudziestu. W ten oto sposób powstały dwa składy. Dziewczęcy, jak na samym początku, oraz mieszany. Oba świetnie sobie radzą. Był na przykład taki konkurs, jeden z najważniejszych w kraju, z którego chór dziewczęcy przywiózł Grand Prix, a mieszany – drugą nagrodę. Dla prowadzącej musiało być to nie lada wydarzenie.

Tajna broń Po jednym z konkursów pewien zacny juror powiedział o chórze mieszanym: Na pierwszy rzut oka widać, że głosów męskich jest za mało. Ale kiedy chór zaczyna śpiewać, słychać, że niczego nie brakuje. Coś w tym jest. Zespół jest bardzo dobrze ustawiony. A tajną bronią chóru jest barwa, jednolite brzmienie. Jego osiągnięcie, przy takiej ilości głosów, wymaga ogromnej pracy. – Specyficzne brzmienie obu chórów to cecha charakterystyczna rzemiosła żony jako chórmistrza – mówi z uznaniem pan Krzysztof. W perfekcyjnie przygotowywanym utworze chóralnym nie ma miejsca na brzmienie pojedynczych głosów. – Nie należy mylić chórzysty z wokalistą – mówi pani Elżbieta. – Chórzysta wykonujący partię zespołową musi dokładać wszelkich starań, żeby współbrzmieć z resztą zespołu – dodaje pan Krzysztof.

Baza Muzyka nie ma wieku, więc w Logosie śpiewają młodsi i starsi. I gimnazjaliści, i studenci, którzy w miarę możliwości dojeżdżają na próby. Bo pasja nie kończy się wraz z wyjazdem z miasta. Wielu chórzystów kontynuuje swoją przygodę

60

MAGAZYN

w innych chórach. – Nasi śpiewają we Wrocławiu, w Poznaniu, w Szczecinie, w Krakowie… – śmieje się pani Elżbieta. Są też tacy, którzy wybrali studia muzyczne, rozpoczynają solowe kariery. Niektórzy chórzyści przyglądając się dyrygenckim poczynaniom pani Elżbiety, chcieliby pójść w jej ślady. Logos, choć to chór amatorski, daje świetne przygotowanie, bazę pod dalsze rozwijanie talentów, umiejętności. Od niedawna w Logosie śpiewają też dorośli. Na początku byli to rodzice chórzystów, do których z czasem dołączyli licznie inni miłośnicy śpiewu.

Wyczuć arcydzieło Muzyka sakralna, opracowania tematów ludowych, rozrywka… Repertuar chóru jest szeroki. W końcu muzyka nie jest po to, żeby ograniczać. – Chcemy, żeby młodzież posmakowała wszystkiego – mówi pani Elżbieta. Często zaskakują ją reakcje chórzystów na proponowane utwory. Zachwycają się rzeczami, co do których sama ma wątpliwości. Czy to dobry pomysł? Czy się spodoba?

– Chórzyści mają świetny zmysł do wychwytywania wartościowej muzyki – dopowiada pan Krzysztof. – Wyczuwają arcydzieło, zanim powiemy im, że to arcydzieło – śmieje się. Wacław z Szamotuł, Giovanni Pierluigi da Palestrina czy Wolfgang Amadeusz Mozart – to autorzy szczególnie cenieni przez młodych chórzystów. Spora w tym zapewne zasługa samych Naklickich. Potrafią kierować, sugerować, inspirować. Choć oni podchodzą do tego z dystansem – Jeśli utwór jest dobry, to co my na to poradzimy? Co my mamy z tym wspólnego? My go tylko pokazujemy – śmieją się. Chyba jednak mają z tym coś wspólnego. Bo mogliby nie pokazać…

Napięcie jak na meczu Żeby utwór wykonać w wielogłosie, najpierw należy nauczyć się poszczególnych partii, odrębnych głosów. To ogromna praca i wielka sztuka. I często chórzystom te odrębne partie brzmią dziwnie, niespecjalnie się podobają. Ale gdy przychodzi moment pracy nad współbrzmieniem, zaczyna być interesująco, a napięcie


rośnie. I przypomina emocje znane z meczów piłkarskich. Głos pierwszy z drugim, drugi z trzecim, wszystkie razem… Zdarza się nawet, że dziewczyny po wspólnym wykonaniu utworu się popłaczą. Takie to było piękne… – Dla nas takie reakcje są bezcenne. Dowodzą, że to działa, że muzyka ma moc, a nasza praca sens – mówi, sama wzruszona, Elżbieta Naklicka.

Macedońskie srebro Choć na koncie chóru mniejszych i większych osiągnięć konkursowych

niemało, sukcesem dla nich jest już sama możliwość wyjazdów. To doskonały sprawdzian umiejętności, ale i okazja do przyjrzenia się pracy innych zespołów, do nauki. Logos – w obu składach – był już w wielu miejscach, brał udział we wszystkich ważnych krajowych imprezach w swojej kategorii. I z większości z nich wracał z nagrodami. Sukcesy Logosu nie ograniczają się jednak tylko do Polski. Z powodzeniem występuje też poza jej granicami. W ubiegłym roku dotarł aż do Macedonii, na Ohrid Choir Festival,

gdzie wywalczył, a raczej wyśpiewał, srebro! Piękny wyjazd, wielka przygoda, znaczący sukces… I znając zaangażowanie i talenty chórzystów, a także determinację i pasję Elżbiety Naklickiej, można być pewnym, że takich dużych osiągnięć będzie jeszcze sporo. Może wymarzony konkurs w Hongkongu, prezent na 20-lecie istnienia Logosu? Kierunek może i nie najłatwiejszy, z pewnością nie najtańszy, ale czemu nie… W końcu, jak widać, marzenia się spełniają.

MAGAZYN

61


62

MAGAZYN


Jedz sezonowo

kulinaria

Dynia

królowa jesieni

TEKST, ZDJĘCIA I PRZEPISY KAROLINA LESZCZYŃSKA

N

iektórym osobom dynia kojarzy się głównie z Halloween – imprezą, która przywędrowała do nas zza oceanu i z roku na rok zyskuje

co raz większą popularność. W sklepach mamy wtedy prawdziwy wysyp dyń. Kupujemy je hurtowo, usuwamy miąższ i robimy z nich przepiękne lampiony. Pomarańczowy miąższ często (o zgrozo!) ląduje w koszu. Tymczasem można z niego wyczarować prawdziwe rarytasy: od zupy zaczynając i na słodkich deserach kończąc. Dynia jest zdrowa i bardzo uniwersalna. Znakomicie przyjmuje smaki przypraw, więc tak naprawdę w kreowaniu nowych przepisów ogranicza nas jedynie własna wyobraźnia. Do najbardziej popularnych w kuchni odmian należą te o zwartym miąższu, jak dynia piżmowa i hokkaido. Tej drugiej nie musimy nawet obierać, gdyż ma jadalną skórkę. Dynia rewelacyjnie się przechowuje, więc róbcie zapasy. Trzymana w chłodnej piwnicy wystarczy Wam do lata.

MAGAZYN

63


kulinaria

Jedz sezonowo

Placki dyniowe

z pomarańczą

i imbirem Składniki (na ok. 30 placków) 1 szklanka piure z pieczonej dyni 250 g ricotty 1 szklanka mleka sok z 1 pomarańczy 3 łyżki syropu klonowego 2 łyżki oleju kawałek imbiru wielkości kciuka 1 szklanka mąki gryczanej 2 łyżeczki proszku do pieczenia syrop klonowy do podania orzechy włoskie do podania

W misce połączyć piure z ricottą, mlekiem, sokiem z pomarańczy, syropem, olejem i startym imbirem. Wsypać mąkę i proszek do pieczenia, dobrze wymieszać. Rozgrzać dużą patelnię z nieprzywierającą powłoką, nakładać po jednej łyżce ciasta i smażyć placki z obu stron po ok. 2 minuty. Placki podawać polane syropem klonowym z kawałkami orzechów włoskich.

64

MAGAZYN


Zupa

dyniowa

z soczewicą Składniki (na 4 porcje) 1 cebula drobno posiekana 4 duże ząbki czosnku drobno posiekane 2 łyżki oleju 1 czubata łyżeczka mieszanki przypraw garam masala 1 czerwona papryczka chilli drobno posiekana 1/2 doniczki kolendry 1/2 dyni hokkaido (o wadze ok. 1,5 kg)

500 ml przecieru pomidorowego 750 ml wody 150 g czerwonej soczewicy sok z 1 limonki sól pieprz

W dużym garnku rozgrzać olej, dodać cebulę i smażyć ok. 7 minut. Dodać czosnek i smażyć jeszcze 2 minuty. Liście kolendry odłożyć na bok, łodyżki drobno posiekać, dodać do garnka razem z garam masala i chilli. Smażyć jeszcze minutę. Następnie wrzucić do garnka pokrojoną w kostkę dynię bez pestek, wlać wodę i przecier pomidorowy. Doprawić do wrzenia, zmniejszyć ogień i gotować ok. 20 minut, aż dynia zmięknie. Zupę zmiksować blenderem ręcznym na krem. Wsypać soczewicę i gotować jeszcze ok. 10 minut. Na koniec doprawić solą, pieprzem i sokiem z limonki. Zupę podawać z listkami kolendry.

MAGAZYN

65


Tarta z dynią i gruszką Składniki Kruche ciasto: 100 g mąki pszennej lub orkiszowej 100 g razowej mąki pszennej lub orkiszowej 1/2 łyżeczki soli 100 g zimnego masła 1 jajko Farsz: 1 szklanka piure z pieczonej dyni 1 bardzo dojrzała gruszka 2 duże jajka 100 g sera gorgonzola 1/2 łyżeczki suszonego tymianku świeżo zmielona gałka muszkatołowa sól pieprz Do podania: rukola orzechy włoskie oliwa Przygotować kruche ciasto. W misce miksera wymieszać obie mąki z solą, dodać pokrojone w kostkę masło. Wyrabiać mieszadłem miksera do uzyskania grubej kruszonki, wbić jajko i miksować, aż wszystko połączy się w całość. Ciastem wylepić formę do tarty wysmarowaną masłem. Spód podziurawić widelcem i włożyć na 30 minut do lodówki. W międzyczasie piekarnik nagrzać do 180 stopni. Schłodzone ciasto przykryć arkuszem papieru do pieczenia i obciążyć np. suszoną fasolą. Piec 15 minut, po czym zdjąć obciążenie i dopiekać jeszcze 7 minut. Ostudzić. W misce zmiksować blenderem ręcznym piure dyniowe razem z gruszką i jajkami. Masę doprawić solą, pieprzem, tymiankiem i świeżo zmieloną gałką muszkatołową. Na koniec wmieszać pokruszoną gorgonzolę. Nadzienie wylać na przygotowany spód i piec 40-45 minut. Tartę podawać lekko przestudzoną z rukolą i orzechami włoskimi oraz dobrą oliwą do skropienia.

66

MAGAZYN


Sernik dyniowy Spód: 100 g biszkoptów do tiramisu 50 g orzechów włoskich 75 g roztopionego masła Masa serowa: 500 g tłustego, zmielonego trzykrotnie sera 200 ml płynnej śmietanki 30% 125 ml syropu klonowego 1 szklanka piure z pieczonej dyni 2 łyżeczki mielonego cynamonu 1 czubata łyżka mąki 3 bardzo duże jajka Wierzch: 400 ml kwaśnej śmietany 18% skórka otarta z 1/2 pomarańczy 3 łyżki syropu klonowego

Wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową. Dno tortownicy o średnicy 24 cm wyłożyć papierem do pieczenia, wypuszczając jego końce poza obręcz. Biszkopty zmielić w robocie z ostrzem w kształcie litery „S” na proszek razem z orzechami. Wlać masło i miksować do uzyskania mokrego piasku. Wylepić nim dno tortownicy, mocno dociskając ręką. Włożyć do lodówki. W misie miksera umieścić ser, śmietankę, syrop klonowy, piure dyniowe, cynamon, mąkę i jajka. Miksować krótko tylko do połączenia się składników. Masę wylać na spód i piec 55 minut w temperaturze 180 stopni. Sernik powinien być ścięty na bokach i lekko niedopieczony w środku. W misce wymieszać kwaśną śmietanę z syropem i skórką pomarańczy. Delikatnie wysunąć sernik z piekarnika. Wylać na wierzch śmietanę i piec jeszcze 10 minut. Sernik studzić stopniowo, co jakiś czas otwierając szerzej drzwiczki piekarnika. Całkowicie ostudzony schładzać przez kilka godzin w lodówce. MAGAZYN

67


Budujemy zdrowe włosy Lato, lato i po lecie. Zostały wspomnienia gorących dni, podróży, piasku pod stopami, a tym, którzy czerpali z lata pełnymi garściami – zniszczone słońcem i słoną wodą włosy. Czy da radę przywrócić im blask zdrową dietą? Typowa odpowiedź eksperta: Tak i nie.

Zanim rozwinę tę jakże wyczerpującą powyższą ekspertyzę, przypomnijmy sobie krótko, czym właściwie są nasze włosy.

Nie taki martwy Nie jest przecież tajemnicą, że włosy składają się z martwych komórek białka zwanego keratyną, dzięki czemu możemy je bezboleśnie obcinać, wykręcać i nagrzewać – a martwi, jak powszechnie wiadomo, nie jedzą. I tu pojawia się nasze „ale”. Część włosa widoczna na głowie gołym okiem jest faktycznie martwa. Zaraz pod naskórkiem znajduje się jednak brodawka włosa, czerpiąca dzięki bezpośredniemu kontaktowi z naczyniami krwionośnymi wybrane substancje odżywcze.

68

MAGAZYN

Maseczka egzotyczna (nadająca elastyczność)

mały dojrzały banan 3 łyżki oleju kokosowego 1 żółtko 3 łyżki śmietany Do połączenia składników używamy blendera. Stosować jak maseczkę jajeczną, ale trzymać ją dłużej – nawet do dwóch godzin.

Tuż nad brodawką znajduje się również ukryta w skórze macierz włosa – istna fabryka. To tu dzielą się komórki wydzielające melani-

nę – barwnik decydujący o kolorze włosów. Tu również wytwarzane są komórki produkujące keratynę – cegły nakładane jedna na drugą. A właściwie wkładane jedna pod drugą. Cegła pod czy cegła nad – musi być spoiwo je łączące, a są nim związki dwusiarczanowe zapewniające keratynie odporność i sprężystość.

Nakarmić włosy Co by nasze włosy rosły szybko, a mur z cegłóweczek był gruby i silny, potrzebujemy produktów bogatych w białka siarkowe (głównie cysteiny i metioniny), a te znajdziemy w produktach zbożowych z pełnego przemiału, jajach, nabiale, rybach i mięsie.


O ODŻYWIANIU WŁOSÓW

I jeśli przeszło Ci teraz przez myśl, żeby faszerować się od dziś jajkami czy rybami w celu posiadania bujnej fryzury – przestrzegam. Cegły są niezbędne do zbudowania muru, ale same nie wystarczą. Potrzebni są jeszcze robotnicy, transport, zabezpieczenia zgodne z wymogami BHP, a i cisza nocna niezbędna. Jeśli więc w szale jedzenia jajek zapomnisz o warzywach, owocach, orzechach, olejach, kaszach, wysypianiu się, ruchu – nie ma takiej możliwości, żeby zaniedbany organizm miał piękne włosy. Piękne włosy są ostatnią rzeczą, która naszemu ciału jest potrzebna do szczęścia i materiały do budowy znajdą się dopiero wtedy, gdy zostanie ich trochę po zaspokojeniu bardziej istotnych potrzeb.

Domowe sposoby No dobrze. Przez cały rok dbaliśmy o naturalne, urozmaicone jedzenie. Nasze włosy rosły szybko i stały się

Maseczka jajeczna (regenerująca)

1 żółtko 1 łyżka oleju rzepakowego lub oliwy z oliwek łyżeczka soku z cytryny Składniki mieszamy, nakładamy na włosy, zakładamy gumowy czepek lub woreczek, zawijamy ręcznikiem lub nakładamy czapkę. Po ok. 20 minutach myjemy włosy. Stosować raz, dwa razy w tygodniu.

na tyle grube, na ile im nasze geny pozwoliły. Wakacje przetrwały w lepszej formie niż zazwyczaj, bo łańcuchy keratyny i wody były mocniejsze. Lato zrobiło jednak swoje i osłonka włosa, chroniąca jego korę,

dieta

straciła blask i stała się szorstka. Co teraz? Teraz wracamy do punktu drugiego początkowej ekspertyzy, czyli „nie”. Tu dieta już nie pomoże. Możemy udać się do fryzjera i podciąć końce. Bo im dostaje się najbardziej – i z racji położenia, i tego, że tu spoiwo łączące cegłówki jest już najstarsze i najsłabsze. Można również poprosić o zabieg regenerujący. Zabiegi takie mają jednak charakter powierzchowny i czas ich działania jest bardzo ograniczony. Zamiast wydawać kilkadziesiąt czy kilkaset złotych w salonie, można postawić na systematyczność i powzmacniać włosy domowymi sposobami. Poniżej przepisy na maseczki do przygotowania w domu. Sami budujmy zdrowe włosy!

Renata Kasica, Dietetyk,

autorka bloga rownowaznia.pl

REKLAMA


Z natury Eko-Wyspa to nie tylko zdrowa i ekologiczna żywność, jak mogłoby się po ostatnich tekstach wydawać. To również szeroka oferta najlepszych, naturalnych kosmetyków. Czyli takich, które pozbawione są chemicznych dodatków, wszelkich sztucznych zapachów czy barwników.

Sylveco – Biolaven oraz serię Vianek. Kosmetyki te są w dalszym ciągu w 100% naturalne, wzbogacone jedynie o olejki zapachowe, m.in. z lawendy czy pestek winogron. Wszystkie produkty są całkowicie hipoalergiczne. Powstają z surowych, tłoczonych na zimno olejów, z ekstraktów roślinnych o cennych właściwościach pielęgnacyjnych, a nawet leczniczych. Nie zawierają sztucznych barwników czy substancji zapachowych, a także konserwantów, które są zazwyczaj uczulające i podrażniające skórę. Kosmetyki Sylveco są pozbawione również silikonów i glikoli. Są niezwykle wydajne i skuteczne.

– W naszym sklepie mamy mnóstwo kosmetyków, które cieszą się ogromną popularnością u wymagających klientek. Takich, które zwracają uwagę na skład i walory używanych kremów, szamponów czy odżywek – mówi Monika Majcher z Eko-Wyspy.

oraz bardziej tłuste z masłem shea na noc lub dla skóry bardzo suchej. Kremy pod oczy, toniki, odżywki do włosów, szampony, peelingi, żele pod prysznic… Jest w czym wybierać i z pewnością każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Do wyboru do koloru

Klientki, które lubią kremy bardziej pachnące, docenią „młodszą siostrę”

Wielkie wzięcie mają kosmetyki marki Sylveco, jednej z nielicznych firm, które wykorzystują do produkcji jedynie naturalne surowce, nieprzetwarzane chemicznie. Między innymi niezwykle wartościowy ekstrakt z kory brzozy zawierający betulinę i kwas betulinowy. Substancje te znalazły zastosowanie w kosmetykach ze względu na szerokie spektrum działania, wysoką skuteczność oraz niezaprzeczalne walory pielęgnacyjne. Oferta Sylveco jest bogata. Kremy – lekkie na dzień

70

MAGAZYN

– Prawdziwy hit marki Sylveco to hibiskusowy tonik nawilżający, który niesamowicie uspokaja skórę i działa tak jak serum – mówi Monika Majcher. – Warto też wspomnieć o tym, że firma zadbała także o naszych milusińskich – dodaje. Znajdziemy tu krem pielęgnujący do twarzy i ciała, zasypkę, szampon, płyn do kąpieli oraz oczywiście niezbędną oliwkę. Wszystko to dla najmłodszych.

Świat kremów Inną odpowiadającą na potrzeby klientek firmą jest Sanbios, która również oferuje tylko naturalne produkty. Wielkim przebojem jest krem ze śluzem ślimaka. – Spokojnie, ślimaki mają się dobrze – śmieje się Monika Majcher. Jak tłumaczy, wytwarzanie kosmetyku opiera się ma laboratoryjnym „wyciąganiu” ze śluzu substancji o właściwościach rozjaśniających przebarwienia. Substancja ta jest następnie dodawana do masy kremowej. Sanbios oferuje także niezwykle popularny krem z rokitnika, czyli bogatego źródła witamin B, E, C i A – działa odżywczo, regenerują-


DLA CIAŁA

styl życia

pielęgnacji włosów. Cenione są w tej kategorii kosmetyki z Rosji – m.in. marek Babuszka Agafia i Syberica. Są to oczywiście produkty naturalne, bo o innych tu nie mówimy. Zawierają wyciągi z dobroczynnych ziół. Kosmetyki te cieszą się na tyle dużą popularnością, że na wyraźne sugestie klientek Eko-Wyspa zaczęła je sprowadzać. Nowością są naturalne i całkowicie wegańskie szampony, odżywki do włosów i balsamy. A także rosyjskie, pozbawione fluoru pasty do zębów.

co, przeciwzmarszczkowo, a także uszczelnia naczynia krwionośne i nadaje skórze złocisty odcień.

Krem z acerolą, zawierający dużą dawkę witaminy C, hamuje fotostarzenie się skóry, symuluje syntezę kolagenu, co w rezultacie prowadzi do ujędrnienia i regeneracji skóry. Jest jeszcze krem z komórkami macierzystymi. Doskonale dotlenia skórę, stymuluje syntezę kolagenu i co najważniejsze – wzmacnia żywotność komórek wszystkich warstw skóry.

Włosy pod ochroną Eko-Wyspa posiada także szeroki wybór naturalnych kosmetyków do

Wspomniane marki oferują też inne produkty, nie ograniczając się jedynie do pielęgnacji włosów. Można więc znaleźć w Eko-Wyspie produkowane w Rosji znakomite kremy czy mydła do ciała, w tym osławione już mydło czarne i kwiatowe, a także maski do twarzy. Na półkach w Eko-Wyspie można też znaleźć ogromny wybór produktów znanej polskiej marki Biały Jeleń. – Jak widać, wybór w naszym sklepie jest ogromny. Może zadowolić każdego. My sami zawsze służymy radą. A satysfakcja i uśmiech klientów to także nasza satysfakcja – puentuje Monika Majcher.

Sporym zainteresowaniem cieszy się nawilżający krem z kwasem hialuronowym. Jest lekki i świetnie się wchłania. Natłuszcza, chroni i koi skórę, a dodatkowo wspomaga magazynowanie wody w naskórku. Co ciekawe, doceniają go również panowie. Kolejna propozycja od firmy Sanbios to krem z kozim mlekiem. Oparty na naturalnych składnikach, hamuje łuszczenie się skóry, nawilża oraz poprawia wchłanialność składników odżywczych. Łagodzi podrażnienia, działa ujędrniająco i i uelastycznia skórę. Ważne – należy go przechowywać w lodówce!

MAGAZYN

71


Prawdziwe zdjęcie to takie, które można podrzeć

Urodziłem się w kuwecie – śmieje się Dariusz Chmielewski, właściciel Foto-Studio JDD Chmielewscy. To firma rodzinna z historią sięgającą roku 1954. Po takim początku nie mogło stać się inaczej. Musiał pójść w ślady rodziców. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

72

MAGAZYN


FOTO-STUDIO JDD CHMIELEWSCY

wykształcenie, zawód. Oboje kształcili się w tym kierunku. Udało mi się przed naszą rozmową znaleźć nawet dokumenty poświadczające zdane egzaminy na fotografa, świadectwo ukończenia nauki rzemiosła… Zbieram takie rzeczy, ślady przeszłości.

Mieszkaliście przy samym zakładzie. Był pan wtedy bardzo mały. Stąd ten żart o narodzinach w kuwecie? (śmiech) Od dziecka, od najmłodszych lat byłem w środku tego wszystkiego. Miałem wtedy jakieś trzy, cztery lata. Od zawsze więc przyglądałem się pracy rodziców. Przesiadywałem w ciemni, odkrywałem tajniki zawodu. Nasiąkałem tym klimatem.

A było chyba czemu się przyglądać. Ówczesna technologia była bardziej skomplikowana niż dziś. To prawda. Praca była wówczas znacznie bardziej czasochłonna. Wywoływanie, suszenie… Ale i była bardziej klimatyczna, jak sądzę.

W pewnym momencie przestał pan jedynie obserwować i zaczął pomagać rodzicom. Tak. Była zima. Zamykałem się w ciemni, włączałem radio, w piecu strzelał ogień, a ja sobie spokojnie kopiowałem zdjęcia. Miałem czas. Bardzo to lubiłem. Dziś wszystko musi być natychmiast. Nie ma już tego nastroju.

Czyli od początku było jasne, jaką drogę zawodową pan wybierze?

Spotykamy się na zapleczu zakładu. Miałem rozmawiać z obydwojgiem – Julitą i Dariuszem Chmielewskimi, ale nie udało się. Ruch w interesie. Klient za klientem. Pani Julita mocno zajęta. Ale jej głos dobiega do nas raz po raz.

Rodzice utworzyli firmę w roku 1954. Połączyła ich pasja? Można tak powiedzieć. Pasja oraz

Pamiętam takie wakacje, w okolicach piątej lub szóstej klasy szkoły podstawowej. Spędziłem je w pracy! (śmiech) Miałem wtedy jasno określony zakres obowiązków, dość ograniczony (śmiech). Zdjęcia wysuszyć, posortować i przygotować do wydania. Było przy tym sporo pracy, więc przychodziłem już o siódmej rano, żeby się z tym wyrobić i jeszcze pobiec na plażę. W końcu miałem wakacje (śmiech). Ale to właśnie ten okres nazywam swoim początkiem w zawodzie.

biznes po świnoujsku Wczesny początek, szósta klasa i co dalej? Zacząłem dostawać coraz poważniejsze zadania. Moim atutem na pewno był fakt, że pewnych rzeczy rodzice nie musieli mi nawet tłumaczyć. Znałem je. W końcu od zawsze się im przypatrywałem. Gdy czegoś nie wiedziałem, pytałem. Ale przyznam, że z jedną rzeczą mi nie szło najlepiej.

Czyli? Retusz. Moja pięta achillesowa. Pulpit, negatyw, matoleina, ołówek… Nużyło mnie to. Zasypiałem przy tym. Za to dostawałem też największe bury (śmiech).

Co nie zmienia faktu, że coraz bardziej angażował się pan w fotografię. I nie zniechęcał, mimo niepowodzeń w retuszu. (śmiech) To prawda. Ale nie tylko retuszu nie lubiłem. Jedną z takich rzeczy były też zdjęcia na pogrzebach… Niektórzy tego chcą, choć ostatnio rzadziej, praktycznie – już tego nie ma. Tak czy inaczej, nigdy za tym nie przepadałem. Mało przyjemne zadanie… Do większości zadań podchodziłem jednak z sympatią (śmiech).

Fotografia towarzyszyła panu nawet w wojsku. Tak. Trafiłem do Zamościa, do plutonu zajmującego się fotografią lotniczą. Udało mi się więc pozostać w zawodzie (śmiech). Można powiedzieć, że czas wojska spędziłem w ciemni. Nie narzekałem.

Według pana w zawodzie fotografa nie ma miejsca na pomyłki. Dokładnie. Jak u saperów (śmiech). Weźmy taki przykład – ślub. Nie da się go powtórzyć. Fotografie muszą więc być trafione w punkt. Ale pamiętam historię z pewnego ślubu, gdy zdjęcia nie wyszły. Negatyw okazał się fabrycznie wadliwy. Był to negatyw kolorowy, ale ojcu udało się go uratować w formie zdjęć czarnobiałych. Choć nie było to doskonałe, jakieś smugi pozostały…

MAGAZYN

73


biznes po świnoujsku Ojciec zawsze mi powtarzał: Pamiętaj, w tej branży wszystko razy dwa – dwa aparaty, dwa obiektywy, dwie lampy błyskowe. Nie jesteś w stanie wszystkiego przewidzieć. Warto więc się w ten sposób zabezpieczyć. Oczywiście w jego czasach tych niespodziewanych awarii było więcej niż obecnie.

Rodzice pewnie byli zachwyceni faktem, że tak konsekwentnie idzie pan w ich ślady? I tak, i nie. Zdawali sobie sprawę, że bywa ciężko, szczególnie w tamtych czasach, w PRL-u. Były kłopoty ze sprzętem, z materiałami, ze wszystkim właściwie. Później to się zmieniło, poprawiło. Zaczęły pojawiać się potrzebne rzeczy, ale z kolei i bariera finansowa. Nie na wszystko można było sobie pozwolić.

Ale jak widać, lata mijają, nawet dekady, a zakład wciąż istnieje i ma się dobrze. Wiele się w międzyczasie zmieniło, ale rzeczywiście – jesteśmy i dajemy

74

MAGAZYN

FOTO-STUDIO JDD CHMIELEWSCY

radę. Rodziców już nie ma, przejąłem zakład po nich. To nieustannie jest firma rodzinna. Obecnie prowadzę ją wspólnie z żoną, która po przyspieszonym kursie u teściów dołączyła do mnie (śmiech). Nie narzekamy na brak zajęć. Również syn Dawid wykształcił się w tej dziedzinie, ale nie poszedł w tym kierunku. Wybrał inną drogę, choć pasja fotograficzna pozostała.

Jak tradycyjna fotografia i praca przy niej radzą sobie w epoce cyfrowej? Wszystko się zmieniło, to fakt. Cyfryzacja z pewnością zweryfikowała wiele rzeczy i trzeba się dostosować. Ale i zachować ostrożność. Nie wszystko, co nowoczesne i ułatwiające życie, musi być dobre. A i może być zawodne. Często w maju, w okresie komunijnym, przychodzą rodzice z dziećmi. I jeden z nich, przeważnie ojciec, mówi: Miałem zdjęcia małego od samego urodzenia. W komputerze. Dysk padł i po zdjęciach. Nie do uratowania… Technologia zawodzi,

a dziecko zostaje bez historii.

Czyli trzeba „katastrofy cyfrowej”, żeby docenić tradycyjne metody wywoływania fotografii. Niestety tak. Osoby, którym się to przytrafiło, przychodzą, przynoszą, wywołują. Co ciekawe, niektórzy przynoszą zdjęcia w setkach! W związku z takimi sytuacjami zmodyfikowaliśmy nieco cennik i wprowadziliśmy tak zwane pakiety. Wiadomo, im więcej zdjęć, tym tańsza usługa. To zapotrzebowanie na „papier” jest coraz powszechniejsze. Bo prawdziwe zdjęcie to jest takie, które można podrzeć. Reszta – na ekranach telefonów, tabletów czy komputerów – to po prostu obrazki (śmiech).

Foto-Studio JDD Chmielewscy Zakład do grudnia 2003 roku mieścił się przy placu Słowiańskim 4, a od stycznia 2004 roku znajduje się na ul. Monte Cassino 43


MAGAZYN

75


Jak przestać żyć na minusie W dzisiejszych czasach nietrudno jest dać się złapać w pułapkę popularnych produktów finansowych oferowanych przez banki, parabanki oraz firmy pożyczkowe. Konsumenci uciekają z jednych zadłużeń w kolejne, aby uniknąć konfrontacji z wierzycielami, a w ostateczności z sądem czy komornikiem.

76

MAGAZYN


UPADŁOŚĆ KONSUMENCKA

Koszty utrzymania gospodarstwa domowego rosną razem z oczekiwanym poziomem życia, a czkawką odbijają się decyzje podjęte w trakcie kryzysu finansowego. W konsekwencji zadłużenie potęguje się i przerasta możliwości zarówno finansowe, jak i zarobkowe zwykłego obywatela. Z pewnym rozwiązaniem wychodzi naprzeciw prawo, a konkretnie niedawno gruntownie znowelizowana ustawa z dnia 28 lutego 2003 r. Prawo upadłościowe, w której w tytule V – Postępowanie upadłościowe wobec osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej zawarto zasady ogłaszania tzw. upadłości konsumenckiej.

Czym jest upadłość konsumencka? Upadłość konsumencka jest postępowaniem przewidzianym dla osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej, które straciły możliwość wykonywania swoich bieżących zobowiązań, czyli stały się niewypłacalne. Jej skutkiem może być zarówno częściowe, jak i całkowite oddłużenie osoby fizycznej, ale także maksymalizacja spłaty wierzycieli. W kilku prostych słowach – jeżeli nie prowadzisz działalności gospodarczej oraz spełniasz inne wymagania wynikające ze wspomnianej ustawy, masz otwartą drogę do postępowania upadłościowego, w którym możesz starać się o całkowite umorzenie swoich długów.

Jakie są warunki? We wniosku dłużnik zawiera szczegółowy wykaz swoich zobowiązań i ich wysokość, razem z zabezpieczeniami (zastawy hipoteki), a także spis swojego majątku. Szczególnie istotna jest rzetelność dłużnika. Sąd będzie badał, czy nie dokonał czynności z pokrzywdzeniem wierzycieli, czy nie zaniechał złożenia wniosku o upadłość albo czy w ostatnim czasie nie próbował już ogłosić upadłości konsumenckiej z negatywnym skutkiem. Ponadto konieczne

jest złożenie wniosku zawierającego dane zgodne z rzeczywistym stanem faktycznym, albowiem odstępstwo od tego wymogu może skutkować oddaleniem pisma.

Konsekwencje ogłoszenia upadłości konsumenckiej Najważniejszą z nich jest to, że majątek konsumenta staje się „masą upadłości”, którą zarządza wyznaczony przez sąd syndyk. Konsument może zawierać tylko drobne umowy życia codziennego i pokrywać ich koszty ze środków niebędących pod zajęciem dokonanym przez syndyka, a jego działania pozostają pod kontrolą sądu w zakresie ich rzetelności. Np. bezpodstawne odejście z pracy będzie oceniane negatywnie i może doprowadzić do umorzenia postępowania. Syndyk przeprowadza likwidację majątku dłużnika i w ramach możliwości dokonuje spłaty zadłużenia. Jeżeli dłużnik nie ma majątku, albo jeżeli majątek nie wystarcza na zaspokojenie wierzycieli, resztę zobowiązań spłaca się w ramach realizacji planu spłaty. Jeżeli natomiast dłużnik nie jest w stanie wykonać planu – można wnosić bezpośrednio o umorzenie zobowiązań.

Czym jest plan spłaty? Plan spłaty jest harmonogramem realizacji zobowiązań konsumenta. Sąd wskazuje, jaka część z dochodów upadłego będzie przekazywana na zaspokojenie wymagalnych wierzytelności oraz jak długo konsument będzie zobowiązany do realizowania planu spłaty (co do zasady od 36 do 54 miesięcy). W postanowieniu o ustaleniu planu spłaty sąd określa także, jaka część zobowiązań upadłego zostanie umorzona po realizacji planu. Alternatywą dla planu spłaty są propozycje układowe, tj. propozycja konsumenta, w której przedstawia on warunki likwidacji i restrukturyzacji swojego majątku i wierzytelności. Takie propozycje dłużnika są poddane pod głosowanie wierzycieli po ustaleniu przez sąd listy wierzytelności.

finanse

Jak często przeprowadza się upadłość konsumencką w Polsce? Odpowiedź brzmi: coraz częściej. W roku 2015 skutecznie przeprowadzono aż 2112 takich postępowań według danych Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej. Średnia wieku upadłego to 49 lat, jednak najmłodszy z konsumentów ogłaszających upadłość miał 11 lat, a najstarszy aż 86. Zdecydowany skok liczby upadłości konsumenckich w ostatnich latach jest zapewne wynikiem liberalizacji prawa i przystępności postępowania sądowego, a także pozytywnych doświadczeń poprzedników. W roku 2016 liczba prognozowana liczba upadłości konsumenckich ma wzrosnąć, tym bardziej że do tego postępowania kwalifikują się osoby, które mają kredyt bankowy we frankach szwajcarskich i nie są w stanie go spłacić.

Jak ogłosić upadłość konsumencką? W tym celu konieczne jest właściwe, rzetelne przygotowanie wniosku do sądu. W związku z tym zalecane jest skorzystanie z pomocy profesjonalisty, który oceni kompletność dokumentacji, właściwie dobierze argumenty oraz pomoże w przy negocjacjach z wierzycielami.

Centrum Restrukturyzacji Sp. z o.o. w Szczecinie Nowo powstała na rynku zachodniopomorskim firma zajmująca się kompleksową reprezentacją przy problemach z wypłacalnością. Zajmuje się zarówno pomocą osobom fizycznym nieprowadzącym działalności konsumenckiej w przeprowadzeniu postępowania upadłościowego oraz w kontaktach z windykatorami, jak i restrukturyzacją przedsiębiorstw. Pierwsze spotkanie – 0 zł! Wystarczy zadzwonić lub napisać i umówić się na spotkanie. Sprawdź, jak możemy Tobie pomóc! Telefon +48 790 452 102 biuro@centrumrestrukturyzacji.com.pl www.centrumrestrukturyzacji.com.pl

MAGAZYN

77



MIEJSCA

nowe w mieście

Optyk M. Ozimek

Apteka Gemini

Jubiler Wildgold

Zakład Optyczny Magdaleny Ozimek zmienił siedzibę. Działający przez 25 lat salon, z ulicy Bohaterów Września został przeniesiony do nowej kamienicy przy Wybrzeżu Władysława IV. W ofercie szeroki wybór oprawek znanych marek. Klienci mogą liczyć na bezpłatne badania i pomoc w doborze okularów. Zakład czynny od poniedziałku do piątku w godzinach 10.00 - 18.00.

Znana ogólnopolska sieć aptek Gemini rozpoczyna działalność w naszym mieście. Klienci znajdą tu nie tylko leki czy suplementy diety, ale także nowoczesne dermokosmetyki i preparaty tworzone z myślą o pielęgnacji najmłodszych. Apteka czynna od poniedziałku do piątku w godz. 8.00 - 20.00, w soboty w godz, 9.00 - 18.00, a w niedzielę od 9.00 do 15.00.

Nowy salon jubilerski na naszych wyspach. Klienci znajdą tu szeroki wybór biżuterii, w tym także dodatków modowych. W ofercie również zegarki renomowanych firm w przystępnych cenach. Ładne, przestronne i pomysłowo zaaranżowane wnętrze pozwala na wygodny dostęp do towarów. Szukającym pomysłu na prezent salon proponuje bony podarunkowe.

Wybrzeże Władysława IV 31

ul. Grunwaldzka 67

ul. Matejki 1d (Kaufland)

REKLAMA


Dwa brzegi

Miasta nadrzeczne mają dwa brzegi – prawy i lewy. Nic odkrywczego w tym stwierdzeniu nie ma. Ale już fakt, że obydwa brzegi bywają od siebie bardzo różne, każe mi pochylić się nad tematem i sprawdzić, jak rzeczy się mają w Świnoujściu. TEKST I ZDJĘCIA TOMASZ SUDOŁ

Tak się składa, że znane (i lubiane przeze mnie) grody polskie mają dominujące nad prawobrzeżem lewobrzeże. Warszawa, Kraków, Poznań (który zamieniłem na Świnoujście), Szczecin postrzegane są przez pryzmat lewej strony. Tam leży centrum, city, starówka. Na okazałych placach pysznią się kościelne i ratuszowe wieże, reprezentacyjne teatry, muzea i filharmonie. Tam też pysznią się ministrowie w swoich ministerstwach. Jest blichtr i lans. A za rzeką – poprzemysłowo, skromnie i sennie, ale za to bardziej swojsko i naturalnie. Na szczęście prawe brzegi budzą się z wolna. Bez kompleksów, za to z dużą energią manifestują swoją osobność i oryginalność. Warszawska Praga, krakowskie Zagórze czy poznańska Śródka ściągają ciekawskich, artystów, turystów. Stają się, że użyję brzydkiego słowa – modne. A jak jest na „drugim” brzegu Świny? Wsiadam na rower i jadę to sprawdzić.

Dietrichówka, której nie ma Widziana z pokładu „Bielika” uznamska panorama pokazuje swoją wyższość dosłownie i w przenośni – wieża Chrystusa Króla, wielkopłytowe „drapacze chmur”, komin gigant. Zjeżdżając z promu, uzmysławiam sobie, że właśnie stąd mogę pojechać

80

MAGAZYN

pociągiem, autobusem czy busem do wspomnianych wyżej miast. Ba, stąd mogę ruszyć nawet do miast zamorskich. Prawobrzeże bramą do Skandynawii! Jestem w Warszowie (niem. Ostswine). Obok dworca PKP niepozorny punkt handlowy. Nie jest to co prawda portowa hala rybna z prawdziwego zdarzenia, ale to właśnie tutaj i tylko tutaj można kupić świeżą bałtycką rybę! Sprzedawczyni to pierwsza prawobrzeżanka (choć nie warszowianka), z którą rozmawiam. Sympatyczna, życzliwa, kompetentna. I tak już będzie po tej stronie. Po sieję lub troć zajadę innym razem. Za przejazdem kolejowym mijam plac, na którym jeszcze w tym roku stała tzw. Dietrichówka, jeden z ostatnich reliktów architektury drewnianej i jedna z miejskich legend. Nieważne, czy prawdziwa.

Jestem wskazówką zegara Szkoda że tak łatwo przychodzi nam burzenie, a tak trudno odnawianie, z przydaną nową funkcją. Inaczej niż u bałtyckich sąsiadów – niemieckich, skandynawskich czy łotewskich (w portowej Lipawie zaskoczyła mnie swego czasu spora ilość zamieszkałych, historycznych domów z drewna). Jak widać, co kraj

to obyczaj. Jadę ulicą Barlickiego, przy której starej zabudowy już prawie nie ma. Mijam modernistyczną wieżę straży pożarnej i wjeżdżam w osiedle. Przy ulicy Norweskiej – ceglany budynek poniemieckiej szkoły, obecnie gimnazjum im. Orła Białego. Lewa strona budynku różni się kolorem cegły, to efekt odbudowy po zniszczeniach wojennych. Motyw drugiej wojny światowej będzie się przewijał podczas mojej wycieczki jeszcze wielokrotnie. Na szkolnym dziedzińcu oryginalny słoneczny zegar analemmatyczny. Wskazówką, która pokazuje czas, jest obserwator stojący w centrum zegara. Więcej szczegółów umieszczono na tablicy z instrukcją. Obok stał neogotycki kościół. Niestety nie ma po nim żadnego śladu. Mieszkańcy Norweskiej żyją jak w sosnowym lesie.

Lemoniada i krowa, która wie Zatrzymuję się przed jednym z domów, gdzie pewien operatywny przedszkolak Franek sprzedaje pod czujnym okiem babci cytrynowo-miętową lemoniadę. Ochoczo opróżniam szklankę, płacę, czym przyczyniam się do przybliżenia realizacji marzeń Franka o wyjeździe do poznańskiego ZOO. Za inicjatywę – brawo babcia, brawo wnuk! Ulica Wrzosowa prowadzi mnie przez las w stronę Ognicy (niem. Werder). Osiedle ciągnie się wzdłuż Świny.


PRAWOBRZEŻE

turystyka

MAGAZYN

81


turystyka

82

MAGAZYN

PRAWOBRZEŻE


Ta część naszego miasta zachowała w wielu miejscach wiejski charakter. Stare zabudowania gospodarcze, pasące się krowy. Jedna z nich została w oborze. Wymieniliśmy się spojrzeniami i odniosłem wrażenie, że zwierzę wie więcej niż ja. A na pewno wie swoje. Na brzegu kanału, za gęstymi trzcinami odkryłem drewniany wrak. W mijanych po drodze przydomowych ogródkach czerwieniły się do mnie pomidory. Pomyślałem sobie, parafrazując piosenkę Przybory: Saluto Pomidory! Te soczyste, sezonowe, prosto z krzaka. I muszę tu dobitnie zaznaczyć, że pomidory są jedną z tych rzeczy, bez których życie (przynajmniej moje) nie miałoby smaku i sensu.

Nonszalancja historyczna Wśród domostw przy ulicy Ludzi Morza wyróżnia się pięknie ukwiecony dom z czerwonej cegły. Od mieszkającego tu od lat 60. ubiegłego wieku starszego pana dowiaduję się, że przed wojną mieściła się tutaj jednoklasowa szkoła wiejska. Skręcam w lewo i jadę wzdłuż Nadmorskiego Szlaku Pieszego E9. I znów wojenna pozostałość. W środku lasu niespodzianie znajduję betonowy, jednoosobowy punkt strzelecki. Kawałek dalej w przydrożnej brzezinie – mój pierwszy w tym sezonie grzyb! – kozaka na wygiętej nóżce. Będzie zasuszoną pamiątką z tej wyprawy. Wreszcie Przytór (niem. Pritter), docelowe miejsce mojej wycieczki. Dawna samodzielna wieś o charakterze rybacko-letniskowym weszła w skład miasta w latach 60. XX wieku. Ulica Zalewowa biegnie równolegle do kanału Wielka Struga przez Przytór i dalej przez Łunowo. To przy niej pozostały ostatnie architektoniczne relikty dawnej zabudowy Pritter. Kryte strzechą zabudowania gospodarcze, stara chata o konstrukcji szkieletowej. Ich dni są jednak policzone… To, obok rozebranej Dietrichówki, kolejny i niestety jeden z wielu dowodów na naszą (mówiąc oględnie)

nonszalancję historyczną. Przy mądrej i dalekowzrocznej polityce te obiekty mogłyby być atrakcją turystyczną świadczącą o dbałości i ciągłości tradycji historycznej ziem przyznanych Polsce w wyniku traktatu jałtańskiego. Kolejny smutny przykład to niszczejący, malowany szyld na murze dawnego sklepu z artykułami kolonialnymi – Kolonialwaren.

Coś optymistycznego A teraz dla odmiany coś pozytywnego – otwarty przed rokiem szkolny ośrodek żeglarski. Przykład dobrej, współczesnej architektury nawiązującej do dawnych konstrukcji szkieletowych, wzbogacony elewacjami pokrytymi blachą. Mógłby pięknie dialogować z opisaną wcześniej chatą, ale raczej już nie będzie. Pierwszy szachulcowy kościół w Przytorze powstał w początkach XVIII wieku. Kiedy zaczął być ciasny, pomyślano o budowie większego. Nowy kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa projektowany był z perturbacjami przez pięć lat, a budowany zaledwie przez dwa i ukończony w 1902 roku. Dzwony ze starego kościoła zostały przeniesione do nowego, a w czasie pierwszej wojny światowej przetopiono je na armaty. Nowe dzwony zawisły w kościele w 1925 roku. Widnieją na nich niemieckie napisy. Na jednym czytamy psalm 96, a na drugim słowa: Losy wojny dwa dzwony zniszczyły. Przy Bożej pomocy na nowo odżyły. Ostatnia wojna oszczędziła tę neogotycką budowlę z 43-metrową wieżą. Przy kościele pomnikowy dąb Szyper. Przejeżdżając obok ceglanego budynku nowej szkoły, nasuwają mi się skojarzenia z ulubioną architekturą skandynawską.

kład wojskowych budowli technicznych, których tak wiele pozostało na terenie naszego miasta i które cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem pasjonatów. Warto by było ten i inne tego typu obiekty w większym zakresie oznaczyć i opisać na miejscu.

Odkrywajcie prawobrzeże Poza niedostępną częścią przemysłowo-portową to hektary lasu, wiejsko-sielskie osiedla wzdłuż kanałów, pozostałości powojenne, przykłady dobrej architektury współczesnej i niestety częste ignorowanie tej zastanej, przedwojennej. To przyjaźni mieszkańcy (z własną inicjatywą od najmłodszych lat). To alternatywa dla kurortowego, tłocznego lewobrzeża. Główny kierunek rozwoju prawobrzeża upatruję w projektach czerpiących z naturalnego położenia tego miejsca – wodne akweny, lasy, dzika bałtycka plaża, wreszcie granica Wolińskiego Parku Narodowego. Dochodzą obiekty pomilitarne czy latarnia. Stawiam więc na turystykę aktywną, sportową, agroturystykę i kibicuję prawobrzeżu w dalszym sensownym rozwoju. Wszystkich zaciekawionych Czytelników zachęcam do obejrzenia wystawy na placu Wolności. Już tylko w październiku można na niej prześledzić, jak zmieniało i zmienia się nasze miasto. Wśród starych zdjęć dociekliwi mogą odnaleźć prawobrzeżne miejsca opisane przeze mnie i te nieopisane, jak choćby wiatrak holender na fotografii Pritter z 1915 roku. Odkrywajcie dla siebie prawobrzeże. Po prostu.

Na koniec, mijając wrześniowe wrzosowiska, dojeżdżam do kolejnych wojennych pozostałości – bateria przeciwlotnicza „Pritter”. Rozrzucone po lesie ponure betonowe budynki i bunkry stanowią przy-

MAGAZYN

83



DOBRY CZAS NA WAKACJE

turystyka

First Minute kontra Last Minute Planując urlop, stajemy przed dylematem: zarezerwować wyjazd wcześniej, czy jeszcze trochę poczekać? A może też zagrać vabank i kupić w tzw. ofercie Last Minute? Zmieniający się rynek usług turystycznych powoduje, że coraz atrakcyjniejsza staje się oferta First Minute. Podpowiadamy, kto skorzysta na wcześniejszym zakupie. Nie zdajemy się na przypadek Rezerwując wczasy wcześniej, mamy duży wybór hoteli, lotnisk wylotowych oraz programów zwiedzania. Przy chęci wyjazdu na Last Minute może nas spotkać sytuacja, że nie ma wystarczającej ilości miejsc w samolocie na wybrany termin czy kierunek. Wcześniejsze rezerwacje dają również możliwość wyboru długości pobytu. W sezonie będą loty ze Szczecina m.in.: do Chorwacji, Czarnogóry, na Korfu i Kretę. Miejsca te sprzedają się bardzo szybko i dlatego warto kupić je już teraz.

Najniższe ceny Jest coraz więcej klientów, którzy przekonali się, że tak niskiej ceny jak w First Minute nie otrzymają, nawet gdyby były wolne miejsca na dwa dni przed wyjazdem. Niestety sytuacje, kiedy na witrynach okiennych widniały wyjazdy za 700 czy 900 zł na Last Minute minęły bezpowrotnie. Obecnie te ceny bardzo rzadko schodzą poniżej 2000 zł, a ich wybór jest bardzo ograniczony. Rezerwując oferty First Minute, otrzymujemy 40% rabatu od cen katalogowych, a dla dzieci nawet do 80%. Przy takich zniżkach ciężko

później zarezerwować wczasy w tak korzystnej cenie.

Urlop dobrze zabezpieczony Przy wczesnej rezerwacji otrzymujemy pakiet gwarancji w gratisie. Nic nie płacimy, a otrzymujemy możliwość zmiany terminu, hotelu czy kierunku wyjazdu. Organizator gwarantuje nam też najniższą i niezmienną cenę. Przed nieszczęśliwym wypadkiem, zachorowaniem czy nieplanowanym zdarzeniem losowym chroni nas ubezpieczenie od rezygnacji.

Dla kogo First Minute? Dla rodzin z dziećmi, dla tych, którzy mają już wybrane wymarzone miejsce na urlop, dla osób dysponujących ograniczonym czasem; dla osób lubiących promocje i rabaty, dla większej grupy osób wspólnie podróżujących.

Dla kogo Last Minute? Dla osób gotowych na wyjazd w nieznane i elastycznych czasowo, które mogą polecieć na urlop o dowolnej porze i z dowolnego lotniska; dla osób, które mogą zmienić datę urlopu, dla ludzi o stalowych nerwach.

Dodatkowe plusy Zaliczka, którą musimy zapłacić, żeby mieć zagwarantowane wymarzone wczasy to tylko 15%. Resztę zapłacimy dopiero na miesiąc przed wyjazdem.

Już dziś pomyśl o lecie! Trwa już sprzedaż oferty Lato 2017 z największymi rabatami i pakietem gwarancji gratis. Zachęcamy do przekonania się, że naprawdę warto wcześniej wybrać sobie urlop. Dołącz do coraz większej liczby klientów korzystających z First Minute. Zamiast zdawać się na los, sam zadecyduj, dokąd i kiedy pojedziesz. Zapraszamy do Biura Aktywnej Turystyki PARTNER w Pasażu Żeglarska przy ul. Boh. Września 83/13

REKLAMA


W ogrodzie kamieni Najmłodszy eksponat ma 80 milionów lat. Najstarszy prawie dwa miliardy. To okazy niezwykłej, jednak dość mało znanej wystawy w plenerze, oddalonej o zaledwie kilkanaście kilometrów od Świnoujścia. TEKST MAGDA MONKOSA ZDJĘCIA ROBERT MONKOSA

Kamienne relikty geologicznych pradziejów wprawiają w zadumę, ciekawią, fundując przede wszystkim edukacyjną podróż w czasy ostatniego zlodowacenia Ziemi sprzed 12 tysięcy lat. Jednak na gości odwiedzających nadleśnictwo w Nowej Pudagli czeka znacznie więcej atrakcji niż sam ogród prastarych głazów.

86

MAGAZYN

Bez zapłaty Mijamy Ahlbeck, Heringsdorf i Bansin. Kierując się w stronę Ückeritz, po lewej stronie trasy widzimy kierunkowskazy zachęcające do wjazdu w leśną ścieżkę. Kilka metrów za parkiem linowym znajduje się całkiem spore miejsce na pozostawienie samochodu. Za parking, podobnie jak za spacer po parku kamieni czy zwiedzanie obiektów muzealnych nadleśnictwa, nikt nie będzie wymagał zapłaty.

Z parkingu kierujemy się w stronę dawnego gospodarstwa rolnego. Z tym że dzisiaj w starej stodole znajduje się muzeum lasu wyspy Uznam, a w dawnej oborze – sklep z dziczyzną i punktem gastronomicznym. Swojej funkcji nie straciła jedynie siedziba nadleśniczego. Z tablicy pamiątkowej w centrum zabudowań wynika, że w tym domu przed ponad 70 laty pracował Helmut Hölzer, kontrowersyjny wynalazca elektronicznego komputera analo-


NIEZWYKŁE MUZEUM W NOWEJ PUDAGLI

po sąsiedzku

gowego. 31-letni współpracownik wojskowego instytutu badawczego w Peenemünde schronił się w leśniczówce przed bombardowaniami ośrodka. Tu poznał i poślubił córkę leśniczego, a po wojnie objął funkcję dyrektora NASA w Alabamie.

Osadnicy Usytuowany tuż za kompleksem nadleśnictwa park kamieni powstał w 1999 roku. Głazy znalezione w różnych częściach wyspy Uznam utworzyły ponad 300-metrową fantazyjną aleję. Prawie 150 eksponatów usystematyzowano według rodzaju, miejsca pochodzenia i wieku. W ubiegłym roku ścieżkę wyłożono kostką brukową. Teraz miejsce bez barier dostępne jest także dla osób niepełnosprawnych. Wszystkie głazy to swoiści osadnicy na naszej wsypie. Przez setki tysięcy lat docierały tu wraz górami lodowcowymi wolno przesuwającymi się ze Skandynawii. Każdy przebył długą drogę, wystawiony na różne siły natury. To spowodowało, że każdy z kamieni jest inny, wyjątkowy w swojej postaci i genezie. Ta indywidualność formy pozwala nam dzisiaj stać się świadkami wielomilionowych dziejów Ziemi. Szczególnie warty uwagi jest eksponat numer 78 – piękny zlepieniec różnorodnych, idealnie zaokrąglonych ka-

mieni z dna Bałtyku. Wyjątkowy jest też gigantyczny piaskowiec z Nexö. Na jego powierzchni zachowały się regularne ślady po lodowej podróży z wyspy Bornholm na Uznam.

Muzeum dla nietoperzy Niemniej interesujące jest muzeum dedykowane uznamskim lasom, usytuowane o przysłowiowy rzut kamieniem od wystawy głazów. Dwa piętra pełne eksponatów fauny i flory wprowadzają w świat zamierzchłych dziejów oraz współczesnego oblicza

wyspiarskich kniei. Parter zdominowały drapieżniki – jedenaście zwierząt, które jak żywe prezentują się na czterech łapach w sztucznej, leśnej scenerii. Na piętrze warta uwagi jest wystawa grzybów. 60 gatunków w rzeczywistej wielkości stworzono z niezwykłą starannością, aranżując przy tym bohaterów leśnej ściółki w ich naturalnym środowisku. Specyficzny zapach w starej stodole to sprawka niewielkich bywalców w budynku. Na poddaszu gnieździ się kilka gatunków nietoperzy, które czasami mogą zwyczajnie zabłądzić między muzealnymi eksponatami. Po spacerze po parku kamieni i zwiedzeniu zabudowań starej leśniczówki warto wybrać się na małą wędrówkę po okolicznych lasach. Jeżeli skorzystamy z edukacyjnej ścieżki wychodzącej wprost z kamiennego ogrodu, po kilku minutach dotrzemy do niezwykle malowniczego portu Stagnieß.

Usedomer Gesteinsgarten Forstamt Neu Pudagla Ückeritz, Niemcy www.wald-mv.de

MAGAZYN

87


Edukacja i historia Od 70 lat kolejne pokolenia młodych świnoujścian dumnie opuszczają mury Liceum Ogólnokształcącego przy ulicy Niedziałkowskiego. Mniej szczęścia miała niemiecka szkoła mieszcząca się przed drugą wojną światową w budynku dzisiejszego „Mieszka”. TEKST MAGDA MONKOSA

Historia szkoły jest krótka, liczy nieco ponad dwie dekady. Wystarczyły one jednak, żeby mocno ją doświadczyć. Nie oszczędziła szkoły polityka, nadając jej w pewnym momencie imię wyjątkowo niefortunnego patrona. Nie oszczędziły jej także bomby spadające na Świnoujście w marcu 1945 roku.

Kronikarz miasta

Początkowo był to niewielki obiekt, w którym funkcjonowała szkoła podstawowa dla chłopców. Chwilę potem szkołę rozbudowano o pokaźne lewe skrzydło oraz salę gimnastyczną. Uroczyste otwarcie nowej placówki nastąpiło 11 sierpnia 1930 roku. W gmachu mieściła się szkoła męska – także z oddziałami wyższymi, kończącymi się egzaminem maturalnym – oraz szkoła zawodowa.

Budynek przy dawnej Steinbrückstraße datuje się na rok 1922.

Nadzór nad obiema placówkami

88

MAGAZYN

sprawował Robert Burkhardt (18741954), postać niezwykle ważna nie tylko dla przedwojennej szkoły, ale przede wszystkim dla miasta i regionu. Kronikarz, historyk, autor ponad 40 pozycji, które do dzisiaj są podstawowym źródłem informacji dla współczesnych badaczy historii miasta Świnoujścia i Pomorza Zachodniego. Posadę rektora w szkole dla chłopców (Knabenschule) Burkhardt


W murach szkoły przy SteinbrückstraSSe

objął w 1924 roku. Jako demokrata krytykował nadzór szkolnictwa przez siły niezwiązane z pedagogiką – prawników i teologów, a także walczył o lepsze wyposażenie szkół. W okresie jego zarządzania szkołami powstała najbardziej znacząca część jego dorobku naukowego i publicystycznego, przede wszystkim fundamentalne prace dotyczące historii Świnoujścia. W wydanej w 1931 roku Geschichte des Hafens und der Stadt Swinemünde niezwykle obszernie i szczegółowo przedstawił obraz miasta od 1806 roku do końca lat 20. minionego wieku. Jak podaje dr Józef Pluciński, jest to faktycznie kompendium wiedzy historycznej o Świnoujściu.

Nowy patron Po przejęciu władzy w Niemczech przez narodowych socjalistów w 1933 roku Burkhardt nie wstąpił do partii, za co został odsunięty od szkolnictwa. Jego osoba cieszyła się powszechnym uznaniem w Świnoujściu, dlatego, mimo nieprzystających do czasów poglądów politycznych, otrzymał posadę kierownika miejskiego archiwum. Tutaj jego głównym zadaniem było wertowanie ksiąg kościelnych w poszukiwaniu aryjskich korzeni mieszkańców Świnoujścia. Tymczasem szkoła przy dzisiejszej ulicy Niedziałkowskiego otrzymała nowego patrona. Ze świnoujskiej książki adresowej z 1938 roku wynika, że w szkole męskiej im. Adolfa Hitlera piętnastu nauczycieli prowadziło przedmioty ogólne. Natomiast szkoła zawodowa edukowała chłopców w kierunku zawodów handlowych. Oprócz pedagogów, kształceniem zawodowym zajmowali się także mieszkańcy Świnoujścia – mistrzowie w swoim fachu. Nie zachowały się żadne dowody, że w szkole odbywało się kształcenie militarne. Pod koniec wojny w budynku nie prowadzono już lekcji. Obiekt prze-

stare świnoujście

piętnaście minut modliłem się, żeby to już się skończyło. Ale nadchodziły kolejne fale bomb. Strach, śmiertelny strach w samotności, kiedy się nie wie, czy rodzice zeszli do piwnicy. Potwierdziły się najgorsze obawy 14-latka. Po kilku godzinach odnaleziono ciało jego matki. Ułożono je na trawniku przed szkołą, w rzędzie ciał starców, mężczyzn i kobiet, dzieci i niemowląt. Przez kolejne dni chłopiec oczekiwał na znak życia od swojego ojca. Bezskutecznie.

Na nowej drodze życia Robert Burkhardt

znaczono na miejsce tymczasowego pobytu dla pensjonariuszy domu starców oraz licznych uchodźców uciekających przed armią radziecką. Kiedy 12 marca 1945 roku nad Świnoujściem pojawiły się amerykańskie bombowce, kilka pocisków trafiło w szkolny budynek.

Tragiczny marzec

Kiedy we wrześniu 1946 roku organizowano w mieście nauczanie dla polskiej ludności, szkoła przy Niedziałkowskiego była w fatalnym stanie. W gruzach leżała lewa część budynku, sala gimnastyczna uległa całkowitemu zniszczeniu. Dlatego pierwszy dzwonek Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Mieszka I zabrzmiał w gmachu obecnej Szkoły Podstawowej nr 1 ulicy Narutowicza. W 1948 roku, po kapitalnym

Kilka dekad później opisał je Horst Wegner, świadek tych tragicznych wydarzeń. Jako 14-latek zatrzymał się z rodziną w budynku szkoły, uciekając przed nadchodzącym od Kołobrzegu frontem. – Wszędzie, nawet w przejściach do pomieszczeń, tłoczyli się ludzie. Wskazano nam miejsce w korytarzu. Po tylu trudach mogłem tylko położyć się i spać – wspomina. W południe 12 marca Wegner czekał na szkolnym boisku w kolejce po zupę. Syren alarmowych nie słyszał. Kiedy spadły pierwsze bomby, wybuchła panika. – Setki ludzi pchało się przy małych wejściach, wszyscy chcieli dostać się do piwnicy, także ci, którzy schodzili z góry. Wskoczyłem w dół wypełniony popiołem. Od wewnątrz przytrzymywałem pokrywę, która unosiła się z każdą detonacją. Myślałem o tym, że nie dosięgnęły mnie odłamki. I o tym, że jeżeli mam pecha, bomba spadnie prosto na mnie i już mnie nie będzie. Dziesięć albo

Sala sportowa. OK. 1935 rok

remoncie prawego skrzydła, szkołę przeniesiono do obecnej siedziby. Kolejne dekady to okres nieustannych napraw, rozbudowy i konserwacji szkolnego gmachu. Prawie 100-letni obiekt zasłużył w końcu na generalny remont – z dużym prawdopodobieństwem prace zakończą się do setnych urodzin budynku poniemieckiej szkoły.

MAGAZYN

89


Gdzie leżą WYSPY? Urząd Miasta, Wojska Polskiego 1/5

Przewozy Pasażerskie „Emilbus“, Wybrzeże Władysława IV 18

Centrum Informacji Turystycznej, Pl. Słowiański 6/1

Księgarnia „Neptun“, Bohaterów Września 81

Miejska Biblioteka Publiczna, Piłsudskiego 15

Restauracja Jazz Club Central’a, Armii Krajowej 3

G.H. Corso poziom -1, regał z książkami, Dąbrowskiego 5

Restauracja „Neptun“, Bema 1

Jazz Club Central’a – Scena, Armii Krajowej 3

Restauracja „Muszla“, Promenada

Sklep papierniczy „ERGO“, Matejki 35

Restauracja „Nebiollo“, Orzeszkowej 6

Aso Renault Nierzwicki, Lutycka 23

Restauracja „Qchnia“, Piłsudskiego 19

Hotel Interferie Medical SPA, Uzdrowiskowa 15

Restauracja „Swojska“, Piłsudskiego 18/2

West Baltic Resort, Żeromskiego 22

Restauracja „Na Dziedzińcu“, Wybrzeże Władysława IV 33D

Hotel Hampton by Hilton, Wojska Polskiego 14

Restauracja „Tankowiec“, Wybrzeże Władysława IV 23a

Apartamenty „44wyspy.pl“, Orzeszkowej 5

Restauracja „Pinocchio“, Promenada, Uzdrowiskowa 18

Apartamenty „Na Wyspie“, Orzeszkowej 4

Restauracja „Mila“, Promenada, Uzdrowiskowa 18

Visit Baltic, Wojska Polskiego 4b/5a

Restauracja „Casablanca“, Promenada, Uzdrowiskowa 16-18

Biuro Podróży „Slonecznie.pl“, Grunwaldzka 21

Restauracja „Dune“, Promenada, Uzdrowiskowa 12-14

Biuro Turystyczne „Wybrzeże“, Słowackiego 23

Restauracja „Baltic“, Promenada, Uzdrowiskowa

Biuro Turystyczne „Travel Partner”, Bohaterów Września 83/13

Bistro-Pub „Sabroso“, Plac Słowiański 6/7

Collegium Świnoujście, Pływalnia, Żeromskiego 62

Pizzeria „Batista“, Os. Platan, Wojska Polskiego 16/6

Jubiler „Malwa“, Promenada, Uzdrowiskowa 16

Pizzeria „Grota“, Konstytucji 3 Maja 59

Perfumeria „Douglas“, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5

Bar „Maki“, Bohaterów Września 9/3, wejście od Monte Cassino

Media Expert, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Bar Kanapkowy „Bułki z bibułki”, Wybrzeże Władysława IV

PSB „Mrówka“, Karsiborska 6

EVKA Vegebar, Bohaterów Wrzesnia 50/4

Hurtownia Wielobranżowa „Paulhurt“, Rycerska 76

El Papa Cafe Hemingway, Bohaterów Września 73

VEMME Day Spa, Wybrzeże Władysława IV 15C

Cafe „Rongo“, Os. Platan, Wojska Polskiego 16

Centrum Dietetyczne „Naturhouse“, Konstytucji 3 Maja 16

Cafe „Paris“ Plac Wolności 4

Przychodnia Lekarska T. Czajka, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Cafe „Gabriela“, Promenada, Uzdrowiskowa 20

Centrum Medyczne „Rezydent-Med“, Kościuszki 9/7

Cafe „Venezia“, Promenada, Uzdrowiskowa 16

Gabinet Stomatologiczny Anna Pyclik, Chełmońskiego 15/1

Cafe „Havana“, Promenada, Uzdrowiskowa 14

Klinika Stomatologiczna „Morze Uśmiechu“, Plac Słowiański 6

Cafe „Kredens“, Promenada, Uzdrowiskowa 12

Foto-Studio JDD Chmielewscy, Monte Cassino 43

Columbus Coffee, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5

Optyka, Bema 7/1

Kawiarnia „Sonata“, Marynarzy 7

Optyka, Wojska Polskiego 2a

Kawiarnia „Czuć Miętą“, Promenada, Uzdrowiskowa 20

Perfekt-Optik, STOP SHOP, Kościuszki 15

Kawiarnia „Coffeeloffee“, Dąbrowskiego 1G

Perfekt-Optik, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5

Lodziarnia, os. Platan, Wojska Polskiego 2ae/3a

Perfekt-Optik, Kaufland, Matejki 1d

EKO-WYSPA, Grunwaldzka 1A

Perfekt-Optik, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Apteka „Pod Kasztanami“, Warszawska 29

Salon Mody „Andre“, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Kwiaciarnia „Ewa“, Markiewicza 21

Salon Mody „By o la la...!“, Piastowska 2

Zakład Fryzjerski „Kazik“, Konstytucji 3 Maja 14

Salon Mody „Coco“, Armii Krajowej 1

Salon Fryzjerski „Piękne Włosy“, Konstytucji 3 Maja 5

Salon Mody „UNIQUE”, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Salon Fryzjersko-Kosmetyczny „Wanessa“, Grunwaldzka 1

Salon Mody „TEOFIL”, Monte Cassino 1A

Salon Fryzjerski „Studio 5“, Konst. 3-go maja 16

Beauty Point, Chrobrego 14/2

Salon Fryzjerski Beata Grygowska, Wojska Polskiego 1/19

Siłownia i Fitness „Champions Academy”, Woj. Polskiego 1/19

Zakłada Fryzjerski „IRO“, Bema 11/1

90

MAGAZYN




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.