Magazyn Wyspy 7 (7) grudzień 2016

Page 1

M I E S I Ę C Z N I K B E Z P Ł AT N Y

O! KULTURA

Nr 7 (7) GRUDZIEŃ 2016

Dzieje się!

NATURA

Latające

piękno

Scena Jazz Club Central’a

SPORT

Rozbiegany

PARK

Karolina Leszczyńska i Darek Oleksyk




Drodzy Wyspiarze To nasze pierwsze wspólne święta. I pierwsze wspólne wejście w kolejny rok. Życzymy Wam, żebyście przeżyli ten czas najpiękniej, najpełniej i najspokojniej. Wszystkiego dobrego, lepszego, najlepszego! Redakcja Magazynu „Wyspy”

MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY Wydawnictwo Wyspy redakcja@magazynwyspy.pl www.magazynwyspy.pl +48 515 103 207 Redaktor naczelny Michał Taciak Skład Blauge - Robert Monkosa

Dział foto Karolina Gajcy, Robert Monkosa, Agnieszka Żychska Felietoniści Maja Piórska, Marek Kolenda, Bartek Wutke Współpraca Magdalena Monkosa, Karolina Leszczyńska, Renata Kasica, Katarzyna Baranowska, Karolina Markiewicz, Agata Butkiewicz-Shafik, Tomasz Sudoł

Wydawca Wydawnictwo Wyspy S.C. ul. Markiewicza 24/5, 72-600 Świnoujście Reklama Kamil Pyclik +48 721 451 721 reklama@magazynwyspy.pl Druk Drukarnia KAdruk S.C.

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów w nadesłanych artykułach. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam.

4

MAGAZYN


6 38 50 8

FELIETON Marek Kolenda. Wyspiarskie życzenia ambiwalentne Bartek Wutke. Zróbmy sobie ściankę Maja Piórska. Tradycja i nostalgia NASZA OKŁADKA Karolina Leszczyńska i Dariusz Piotr Oleksyk. Szefowa i Mały

16 78

ZDROWIE Po witalność do Uzdrowiska Załatwmy raka jedzeniem

18

SPA Odpręż się...

20

STYL ŻYCIA Siłownia w torebce

22

PSYCHOLOGIA Wszyscy potrzebujemy świąt

24

URODA Sylwestrowe metamorfozy. Zabłyśnij tej nocy

26

MODA Pierwsza gwiazda

30

NIERUCHOMOŚCI Witaj w świecie Mikulski Nieruchomości

32 36

MOTORYZACJA Same plusy Zadbaj o swoje auto

40 44

SPORT Rozbiegany park Młodzi z potencjałem

46

NATURA Latające piękno

52 57 58 60

KULTURA O! Dzieje się! Pomysły na prezent Słowo i obraz Wydarzenia. Piękne dźwięki, ważne treści

62

MIEJSCA Po prostu El Papa

66 72

KULINARIA Świąteczne prezenty z Twojej kuchni Karp – tradycja czy mit?

75

DIETA Zdrowa zima

76

ŚWINOUJSKI SZLAK KULINARNY Restauracja Osada. Klimat i tradycja

80

BIZNES PO ŚWINOUJSKU Salonik Antykwaryczny. Rembrandt by się przydał

86

FINANSE Nowy start dla Twojej firmy

88

TURYSTYKA Może Praga, może Zanzibar?

90

TRADYCJA Józef Pluciński. Kulinarne specjały nad Świną

96

STARE ŚWINOUJŚCIE Dekady na Placu Wolności

Grudzień

2016 8

40

46

52 MAGAZYN

5


felieton

WYSPY SZCZĘŚLIWE

Wyspiarskie

życzenia ambiwalentne Szukając tematu do kolejnego felietonu, uświadomiłem sobie w pewnej chwili, że mój grudniowy tekst nie może obejść się bez świątecznych życzeń. Dlatego zanim zapomnę, pragnę za pośrednictwem tej rubryki złożyć życzenia nie tylko garstce czytelników „Wysp”, która wertując nasz magazyn, z rzadka przystaje na stronach z nadtytułem Wyspy Szczęśliwe (zapewne zaciekawiona pięknymi ilustracjami). TEKST MAREK KOLENDA ILUSTRACJA KAROLINA MARKIEWICZ

C

hciałbym mianowicie złożyć świąteczne życzenia wszystkim mieszkańcom czterdziestu czterech wysp. I są to życzenia nie tylko gorące (jak znalazł w grudniu), ale przede wszystkim… ambiwalentne. Dlaczego ambiwalentne? Otóż mam nieodparte wrażenie, że tylko takie życzenia mogą wywołać na twarzach wyspiarzy prawdziwy i szczery uśmiech. Ich spełnienie z pewnością nie będzie łatwe, ale to już kłopot Świętego Mikołaja, Gwiazdora czy – jadąc (saniami) po bandzie – Dziadka Mroza. Na dobry początek chciałbym życzyć mieszkańcom Świnoujścia tunelu. Tunelu, który ułatwi nam wszystkim codzienne życie, oszczędzi mnóstwo zachodu, czasu, nerwów i pieniędzy. Także przyjezdnym, spragnionym w sezonie i poza sezonem wyspiarskich i nadmorskich atrakcji. Być może nawet czyjeś życie uratuje, gdy przemknie nim karetka spiesząca na ratunek. Jednocześnie życzę Wam, drodzy wyspiarze, aby tego tunelu nie było. Żeby nigdy nie powstał i już na zawsze pozostał pustą obietnicą wyborczą, nierealną mrzonką i niezrealizowanym marzeniem kolej-

6

MAGAZYN

nych pokoleń świnoujścian. Strach pomyśleć, co zostanie z naszego spokojnego miasteczka, gdy zaleje nas zmechanizowana fala. Gdy Świnoujście stanie się nie tylko celem, do którego bez trudu dojedzie autem każdy turysta uczulony na transport publiczny, ale również punktem przelotowym na międzynarodowych szlakach komunikacyjnych. Chciałbym Wam moi drodzy życzyć również mola. Najdłuższego mola na Bałtyku (wszak długość ma znaczenie). Mola nad inne mola! Molamolocha! Z przystanią dla jachtów, podwodnymi lokalami i trzema poziomami. Mola, które będzie ozdobą i zwieńczeniem nowoczesnych wielogwiazdkowych i pełnych przepychu hoteli rosnących jak grzyby po deszczu na skraju plaży. I życzę Wam także, aby już żaden nowy obiekt, w tym żadne molo, nie szpeciły tej pięknej plaży. Aby pozostała otwarta i szeroka od końca do końca. Abyśmy wciąż mogli spacerować spod wiatraka pod granicę, ciesząc oczy nieskalanym żadnym betonem złotem piasku. Życzę też naszemu miastu wielkich inwestycji. Napędzających jego rozwój i wytyczających drogę ku bogatej przyszłości. Takich jak ter-

minal kontenerowy, dzięki któremu nasz port zagra wreszcie w wyższej lidze portów w regionie i na świecie. Mieszkańcy zyskają wiele nowych miejsc pracy, a miasto miliony w budżecie. I zarazem życzę Wam, aby już żadna paskudna inwestycja przemysłowa nie zniszczyła pięknego wyspiarskiego krajobrazu. Niech naszego horyzontu nie szpeci kolejny industrialny koszmar. Niech zielony pejzaż prawobrzeżna pozostanie niezmieniony i dostępny dla wszystkich. Życzę Wam także, aby świnoujski szpital potrafił zapewnić pełną opiekę i pomoc dla wszystkich mieszkańców Świnoujścia. Przede wszystkim dla tych najmłodszych, dla których obecnie brakuje lekarzy lub nie ma odpowiednio wykwalifikowanych specjalistów. Ale z drugiej strony, życzę Wam wszystkim dużo zdrowia, abyście nigdy nie myśleli korzystać z usług szpitala, a dzieci niech zaglądają w te okolice tylko w drodze na pobliski plac zabaw. I jeszcze na koniec życzę młodym ciałem i duchem wyspiarzom nowego, równie tętniącego życiem ośrodka kultury i rozrywki jakim była


przez długie lata Scena. Tak samo niezwykłego i magicznego, w którym każda deska w podłodze przesiąknięta jest morzem wypowiedzianych przy piwie słów i oceanem wspaniałych muzycznych dźwięków. Chociaż szczerze mówiąc, życzę Wam i sobie, aby Scena pozostała Sceną, a jej deski nadal nasiąkały piwem przez kolejne lata. A na felieton zwyczajnie zabrakło miejsca.

MAGAZYN

7


8

MAGAZYN


KAROLINA LESZCZYŃSKA I DARIUSZ PIOTR OLEKSYK

nasza okładka

Szefowa i Mały

Okoliczności spotkania nie są najszczęśliwsze, ale samo spotkanie jest raczej wesołe. Darek spóźnił się, bo pomylił ulice, a potem nadrabiał straty słowotokiem. Ale Karolinie też udało się przemówić. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

MAGAZYN

9


Spotykamy się w smutnym kontekście końca Sceny. A jej początki? Darek: Wszystko zaczęło się od Darka Ryżczaka. Jakieś 10 lat temu. Z przodu, tak jak dzisiaj, była restauracja. Jazz Club Central’a. Odbywały się tam koncerty, różnego rodzaju imprezy, ale wciąż to była przede wszystkim restauracja. A że Darek zawsze lubił żywe, twórcze miejsca, w których coś się dzieje, na tyłach Central’i otworzył klub.

Scenę właśnie? Karolina: Wtedy nazywało się to Jazz Club Scena. Darek: Był szał. Mnóstwo świetnych rzeczy się tam działo. Zjeżdżali rozmaici fantastyczni artyści, bo Darek

10

MAGAZYN

znał wszystkich (śmiech). W tamtym czasie było to ulubione miejsce bywalców Famy.

To się akurat nie zmieniło. Darek: Fakt. Karolina: Fama nas lubi. A my ją.

Wracamy do historii. Karolina: Ty się tam wtedy zacząłeś kręcić. Darek: Zawsze się gdzieś kręciłem (śmiech). Przy Famie, przy MDK-u.

Wszędzie tam, gdzie coś się dzieje. Darek: Tak już mam. Bardzo wciągnęła mnie Fama. Pierwsza, druga… Pracowałem i przy dźwięku, i za barem. Dużo mnie było w tej Scenie.

W międzyczasie Darek, który miał na głowie w tym czasie Central’ę, Scenę i Konstelację, postanowił trochę odpuścić.

I „oddał” Scenę tobie. Darek: No tak. Pojawiła się taka propozycja. Nie od razu potraktowałem ją poważnie…

Dlaczego? Darek: Stary! Masz dwadzieścia kilka lat, a ktoś ci proponuje odstąpienie knajpy. To nie jest dobry pomysł…

Dla ciebie czy dla Darka? Darek: Dla obu (śmiech). Karolina: Ja myślę, że to był bardzo


KAROLINA LESZCZYŃSKA I DARIUSZ PIOTR OLEKSYK

dobry pomysł (śmiech).

Nie bez wątpliwości, ale propozycję przyjąłeś. Darek: Dofinansowany przez Urząd Pracy, z pomocą paru zaprzyjaźnionych osób, podjąłem wyzwanie.

Dawałeś radę na początku? Karolina: Darek jest znakomity w organizowaniu imprez czy koncertów, ale absolutnie nie radzi sobie z zarządzaniem pieniędzmi. Darek: Niestety, to prawda. Ktoś mnie musiał przypilnować. Trafiło na Karolinę (śmiech). A poważnie, Karolina świetnie ogarnia temat kasy, więc się doskonale uzupełnialiśmy. Bez niej byłoby słabo, a sama robota jest bardzo stresująca…

A może ty byłeś po prostu zbyt szczodry? Sam nie raz to odczułem… Darek: Tak, to na pewno! Dlatego Karolina musiała mnie czasem przytrzymać za włosy. Albo za rękę (śmiech). Karolina: W końcu Scena to był nasz wspólny cel. Radość, ale i praca. Ktoś musiał pilnować porządku. Wcześniej robiłam to z doskoku. Wreszcie skoncentrowałam się tylko na Scenie.

Stałaś się słynną w pewnych kręgach Szefową.

Karolina: Nigdy też nie zabiegaliśmy jakoś szczególnie o reklamę. Nawet szyldu nie mamy.

Trochę ekstrawaganckie, ale chyba tej reklamy nie potrzebowaliście. Historia miejsca zrobiła swoje. Wy dorzuciliście do niej własną. Ci, którzy powinni was znać, znają. Taka Scenowa wspólnota.

Od początku założyliśmy, że chcemy robić rozmaite rzeczy, nie zamykać się w obrębie dziedziny czy gatunku Darek: To fakt. Wszyscy się świetnie znamy. Zaraz, zaraz… A dlaczego tylko ja mówię?! Karolina: Bo jesteś taką cholerną gadułą! A ja chcę powiedzieć coś bardzo ważnego. To jest to, czego będzie nam najbardziej brakowało. Przez te lata zawiązało się wiele przyjaźni, dobrych znajomości. Darek: A imprezy to takie wielkie domówki. Scena jest jak „duży pokój”. Tak mówi nasz jeden kolega. I to, co się dzieje w Scenie, zostaje w Scenie. To jest dobre.

nasza okładka

Wspólnota, jak mówiłem… Darek: Racja. Ostatnio ktoś mi powiedział coś interesującego. Z grupą znajomych wszedł do jednego ze świnoujskich lokali i usłyszeli kątem ucha – O, Scena przyszła…

To chyba komplement dla was. Karolina: Tak to właśnie odczytujemy. Darek: To chyba też znak, że nie zepsuliśmy tego miejsca. A odpowiedzialność była spora. W momencie, w którym je przejmowaliśmy, Scena była czymś, miała swoją renomę. Stworzyliśmy na tym fundamencie coś własnego, sądzę, że wartościowego, z własnym stemplem. Oczywiście nie próbowaliśmy konkurować z legendą „starej” Sceny, Central’i, Teatralnej czy samego Darka Ryżczaka. Karolina: To prawda. Byliśmy tego świadomi i szanowaliśmy to. Ale i z czasem „stara”gwardia zaczęła się wykruszać. Coraz rzadziej zaglądali. Mieliśmy więc cel. Chcieliśmy pozyskać dla nowej Sceny nowe pokolenie. I myślę, że nam się to udało. Darek: O, tak. Przynajmniej jedno pokolenie „wychowaliśmy”. Przy okazji, pozdrowienia dla Pawła Pestki! Karolina: Wydaje mi się, że udało nam się przyciągnąć różnych ludzi,

Karolina: Groźną i złą (śmiech). Darek: I to było dobre. Najlepsze, co się mogło wydarzyć. Taki przełom Karolina: Zrobiliśmy remont. Popracowaliśmy trochę nad funkcjonalnością tego miejsca. Darek: Scena odżyła…

Zawsze działała w obecnej weekendowej formie? Darek: Zawsze. Były próby przełamania tego, ale mało udane. Karolina: Namawiano nas, żeby w tygodniu zrobić tu klasyczny pub, ale nie weszliśmy w to. Darek: Nie ma co się rozdrabniać. Trzymaliśmy się formuły piątkowosobotniej. Wydarzenia, koncerty, imprezy.

MAGAZYN

11


nasza okładka

KAROLINA LESZCZYŃSKA I DARIUSZ PIOTR OLEKSYK

którzy cechują się jakąś otwartością, luzem. Nie są spięci (śmiech). Darek: Bywalcy Sceny są też dzielni i wyrozumiali. Wiele wybaczają.

Wybaczają co? Darek: Na przykład to, że nam impreza nie wyjdzie. Albo że dostają drinka w pokalu, bo chwilowo nie ma niczego innego. Albo to, że nie zawsze jesteśmy mili (śmiech). Że Szefowa na nich krzyczy. I to oczami. Karolina: Ja?! Darek: Tak, ty! Ludzie czasem boją się na ciebie spojrzeć. Tak krzyczysz.

Nie widziałem cię w takim razie w akcji. Darek: Krzyk to nic. Karolinka potrafi postawić się gościowi większemu od niej. W słusznej oczywiście sprawie. Karolina: Nietrudno być większym ode mnie (śmiech). Darek: Karolinka się nie boi.

I pewnie dlatego jest Szefową. Darek: Tak.

12

MAGAZYN

Scena zmieniła nas, rozwinęła. Dużo pracy, dużo wyzwań, dużo problemów, dużo radości To porozmawiajmy trochę o twoim szefowaniu. Świetnie się w tym odnajdujesz. Karolina: Staram się, po prostu. No i mam swoje zasady. Darek: Jakie?! Karolina: Musi być tak, jak ja chcę (śmiech).

To bardzo uniwersalna zasada. Wyznaje ją większość ludzi. Karolina: Ale to Dariusz zrobił ze mnie złego policjanta. Darek: No bo ktoś musi być kochany, a ktoś musi być zołzą. Ja nie mogę być zołzą, sama rozumiesz. A poważnie, to od początku chodziło o to, żeby wszyscy zauważyli, że coś się

zmieniło. Że pojawiła się Szefowa. Karolina: Która ukróci kilka rzeczy (śmiech).

Czyli Darkową szczodrość, o której rozmawialiśmy? Karolina: Właśnie. Że skończyły się darmowe drinki… Darek: Cały czas są! Karolina: Ale w dużo mniejszej ilości. Darek: I jest jeszcze pomarańczowy zeszyt (śmiech).

Brzmi groźnie. Darek: Bo jest groźne. Ja ten pomarańczowy zeszyt kiedyś rozliczę (śmiech).

Zmiana tematu na mniej groźny. Wasza propozycja kulturalna. Dzieje się dużo i różnorodnie. Karolina: Od początku założyliśmy, że chcemy robić rozmaite rzeczy, nie zamykać się w obrębie dziedziny czy gatunku. Muzyka, kino, standup. jazz, punk rock, reggae, hip-hop, rock.


MAGAZYN

13


nasza okładka

KAROLINA LESZCZYŃSKA I DARIUSZ PIOTR OLEKSYK

Darek: Zawsze stawialiśmy na jakość. Bardzo dbaliśmy i dbamy o to, choć oczywiście nie uniknęliśmy też i wpadek. Nie wszystko szło tak, jak iść miało.

O wpadki nie pytam, ale sukcesy? Scenowe the best of? Darek: Mam! Night Marks Electric Trio z naszym Markiem Pędziwiatrem i Archeo Natalii i Pauliny Przybysz. Genialna współpraca. Genialne brzmienie. Dwa różne sety. Jeden set Marków, drugi – Marki z siostrami Przybysz. Wszystko znakomicie zagrało. Mnóstwo ludzi, świetny klimat. Dla mnie to zdecydowany top topów.

A twoje top topów, Karolina? Karolina: Ciężko powiedzieć. Zrobiliśmy naprawdę dużo świetnych rzeczy. Mniej nieudanych, ale o tych się szybko zapomina (śmiech). Na pewno Scena ukształtowała mnie muzycznie. Mamy też dzięki temu wielu przyjaciół muzyków. Darek: Istotne jest również to, że ogromna część artystów, którzy u nas występują, przyjeżdża tutaj dlatego, że chcą u nas być, wystąpić. Bo umówmy się, nie jest to żaden finansowy szczyt. Ale oni chcą do nas przyjechać, chcą się z nami zobaczyć, chcą się z nami napić (śmiech).

Niedługo będzie kolejna ku temu okazja, wasz festiwal pożegnalny… Darek: Nie nasz. Tu musimy bardzo, bardzo podziękować Tomkowi i Robertowi. Karolina: Zrobili nam tym wielką niespodziankę. Najpierw zarezerwowali weekend 9-10 grudnia, a dopiero po jakimś czasie powiedzieli nam, w jakim celu. Pamiętam, że poleciało mi wtedy nawet trochę łez. Rozczuliłam się… Darek: Bo ty potrafisz się rozczulić.

A ty nie? Darek: Ja? Tylko na filmach. Ale wracając do imprezy. Świetnie, że będzie. Świetnie, że tylu ludzi wspiera Scenę.

14

MAGAZYN

Karolina: Dokładnie. To fantastyczne i budujące, że mamy takich przyjaciół.

Co wam dała Scena? Darek: Zmieniła nas, rozwinęła. Dużo pracy, dużo wyzwań, dużo problemów, dużo radości.

Wyobrażacie sobie pierwsze styczniowe weekendy? Bez Sceny, wolne. Karolina: Ja będę wtedy w innym mieście. Darek: Wyśpię się. A, nie. Będę się bawił na festiwalu Akustyczeń w Szczecinie. Na pewno potrzebujemy oddechu. Teraz jest dużo stresu, zamykania. Karolina: Na pewno też będzie bardzo smutno…

jest nam smutno. Karolina: Dlatego właśnie mam plan ucieczki… Jakoś na ten moment nie widzę dla siebie innego miejsca w Świnoujściu. Nie wiem, dokąd miałabym pójść w weekend.

Podobnie jak większość bywalców Sceny. Darek: Pewnie ktoś coś otworzy… Z czasem.

Pewnie tak, ale dla wielu ten ktoś już na starcie będzie miał jedną wielką wadę – nie będzie wami.

Nie chciałem używać tego słowa na S, ale sama je wymówiłaś…

Darek: Połechtałeś moje ego (śmiech). Ale rzeczywiście, ludzie nas polubili. Nawet mimo tego, że bywamy nieznośni. Karolina: Ja natomiast mam nadzieję, że będziemy dobrze wspominani, że ludzie będą za nami tęsknić. Tak jak do dziś tęskni się za Keją.

Darek: Scena to jest niemała część naszego życia, więc oczywiście że

Już zaczynają tęsknić. Wiem o tym.



Po witalność

do Uzdrowiska

„Uzdrowisko Świnoujście” S.A. to niewątpliwy potentat na lokalnym i regionalnym rynku usług rehabilitacyjnych oraz leczniczych. Każdy może zadbać o swoje zdrowie i kondycję fizyczną, korzystając z bogatej oferty zabiegów, które przywrócą siłę witalną.

O jakości i skuteczności wykonywanych zabiegów w „Uzdrowisku Świnoujście” S.A. decyduje fachowy i wykwalifikowany personel medyczny, jak również specjalistyczny sprzęt rehabilitacyjny. Poniżej przedstawiamy wybrane opisy oferowanych przez nas zabiegów.

Laser biostymulacyjny Generowana wiązka światła wnika w głąb tkanek, mobilizuje naturalne mechanizmy obronne i naprawcze organizmu. Wskazania: choroby narządu ruchu, choroby skóry, choroby błon śluzowych, przyzębia, zatok, naczyń żylnych.

16

MAGAZYN

Krioterapia ciekłym azotem Jest to zabieg polegający na krótkotrwałym działaniu strumienia pary ciekłego azotu na powierzchnię ciała. Zabieg powoduje zmniejszenie bólu, działa przeciwzapalnie.

Taping (plastrowanie) Plastrowanie to metoda leczenia poprzez aplikację na ciele, w ściśle

określony sposób, nierozciągliwego lub elastycznego plastra. Nalepiony plaster jest źródłem bodźców wyłącznie mechanicznych i w zależności od rodzaju, sposobu i miejsca aplikacji, ma różnorakie oddziaływanie. Wskazania: leczenie stawów, obrzęki, rehabilitacja kręgosłupa, dysko-


ZABIEGI LECZNICZE I REHABILITACYJNE

zdrowie

Ćwiczenia w basenie solankowym Jest to ćwiczenie pod kontrolą rehabilitanta, w częściowym obciążeniu – połączenie rehabilitacji ruchowej z kąpielą solankową. Zabieg zmniejsza pobudliwość nerwów czuciowych i ruchowych, zwiększa ukrwienie skóry, normalizuje ciśnienie krwi, polepsza regulację krążenie krwi, zwiększa odporność organizmu. Wskazania: ograniczenia ruchowe w chorobach narządu ruchu i układu krążenia układu nerwowego.

patie, leczenie skoliozy, niedowład kończyn, choroby zwyrodnieniowe stawów, uszkodzenia mięśni, bóle i naciągnięcia mięśni.

Kąpiel kwasowęglowa Zabieg w wannie z wykorzystaniem wody ze zwiększoną zawartością

dwutlenku węgla, który ulega wchłanianiu przez skórę i układ oddechowy. Wskazania: choroby obwodowego układu krążenia, łagodne nadciśnienie i niedociśnienie krwi, cukrzyca, nerwica, otyłość.

Każdy z zabiegów powinien być przepisany przez lekarza specjalizującego się w balneologii. Dwie największe bazy zabiegowe znajdują się w obiektach ZPL „Rusałka” przy ul. Powstańców Śląskich oraz w Szpitalu Uzdrowiskowym „Bałtyk” przy ul. Słowackiego.

REKLAMA


SPA

ZIMOWY RELAKS

Odpręż się... Zima to czas, kiedy Twoje ciało wymaga szczególnej troski. Mróz, wiatr, gwałtowne zmiany temperatury i suche powietrze w pomieszczeniach sprawiają, że skóra staje się szorstka, sucha i ściągnięta a każdy jej centymetr woła o pielęgnację.

Krótkie, pochmurne dni i brak słońca sprawiają, że także Twój nastrój nie jest najlepszy. Sposobem na wypielęgnowane ciało i poprawę samopoczucia jest pobyt w hotelu Interferie Medical SPA w Świnoujściu.

Czekolada i gorące kamienie Doskonale wiesz, że nic tak nie poprawia Twojego nastroju jak czekolada. Możesz ją smakować, możesz się w niej zanurzyć. Zabieg czekoladowy na ciało sprawi, że Twoja skóra stanie się jedwabiście miękka i gładka. Stymulujący produkcję endorfin czekoladowy aromat spowoduje, że będziesz zrelaksowana i pogodna. Ciało uwielbia fachowo wykonany masaż. W Medical SPA masz do wyboru głęboko rozluźnia-

18

MAGAZYN

jący masaż gorącymi kamieniami lub stemplami, które łagodzą napięcia mięśniowe, wyciszają i koją napięcia skóry. Wyjątkowe przeżycia zapewni Ci masaż świecą. Ciepły, aromatyczny olejek ze świecy działa na wszystkie zmysły a powolne ruchy podczas wykonywania zabiegu wprawiają w doskonały nastrój. Do czekoladowego zanurzenia i relaksującego masażu dołącz pielęgnację rąk i stóp, które zimą wymagają przecież szczególnej uwagi. Wypróbuj Thermasofty, czyli ciepłe rękawiczki lub skarpetki z maską odżywczą zawierającą masło shea oraz serum sojowe. Odzyskasz wówczas poczucie wewnętrznej harmonii, relaksu i radości. Pozbędziesz się wewnętrznych napięć, stresu i nie-

pokoju, a Twoja skóra po pobycie w Medical SPA w Świnoujściu będzie cudownie nawilżona, jedwabiście gładka i miękka. Na sam koniec proponujemy odprężająco-leczniczy seans w nowoczesnej grocie solnej, przy relaksacyjnej muzyce. Tym bardziej, że zjonizowane powietrze wspomaga leczenie wielu chorób układu oddechowego.

Czytelnikom magazynu „Wyspy” oferujemy w grudniu powyższe zabiegi w naszym Centrum Spa & Wellness ze specjalnym rabatem 20%. Rezerwacji prosimy dokonywać pod tel: +48 91 381 25 26 (ilość miejsc ograniczona).



SIŁOWNIA

w torebce

Ostatnio była mowa o tym, że czasami ludzie boją się siłowni. Wstydzą się tam pójść. Bo są niewystarczająco wysportowani i tak dalej. To nie najlepsze założenie, ale jeśli już ktoś nie jest w stanie się przemóc – może sięgnąć po taśmy TRX. Oczywiście w asyście trenera personalnego.

TEKST MICHAŁ TACIAK

Potrzeba matką wynalazków. Ta słuszna maksyma doskonale opisuje powstanie TRX. Jego twórcą jest były amerykański komandos Randy Hetrick. Szukając pomysłu na treningi dla żołnierzy, którzy siłą rzeczy nie zawsze mają dostęp do siłowni, opracował lekki zestaw taśm. Umożliwił on ćwiczenia w rozmaitych, nawet najtrudniejszych warunkach.

Niemal wszędzie Zaczęło się od żołnierzy, ale z czasem popularność taśm TRX zatoczyła coraz szersze kręgi. Dziś używają ich sportowcy, trenerzy czy zwyczajni amatorzy. Nic dziwnego, skoro ćwiczyć z TRX można niemal wszędzie. W pomieszczeniach zamkniętych, ale i w plenerze. W domu, w hotelu, w lesie, w parku. Wystarczy jeden stabilny punkt – drzwi, kołek w ścianie, gałąź.

Bez obciążeń Praktyczność taśm TRX to jedno, ale ich zalet jest znacznie więcej. – Najważniejsze jest to, że używając TRX, ćwiczymy jedynie ciężarem własnego ciała. Dzięki temu nie obciążamy stawów i kręgosłupa – tłumaczy trener personalny Maciej Kłaput. Inaczej niż w przypadku ciężkiego sprzętu na siłowni, gdzie siłą rzeczy jesteśmy narażeni na różnego rodza-

20

MAGAZYN


TRENING Z TRX

ju obciążenia. – Z TRX nie możemy sobie właściwie zaszkodzić – dodaje trener.

W zawieszeniu Istotą treningu TRX, inaczej: treningu w zawieszeniu, jest podciąganie się trenującego i wykonywanie w ten sposób najróżniejszych ćwiczeń. Co ważne, ten sposób treningu pozwala na równoczesną pracę wielu grup mięśni. W tym mięśni tak zwanych głębokich, czyli takich, które mają wpływ na naszą prawidłową postawę i stabilną sylwetkę.

Setki ćwiczeń Treningi TRX mogą zastąpić siłownię. Sam Maciej Kłaput ćwiczy dziś

głównie z TRX. Różne źródła podają różne wartości, ale powszechnie mówi się, że z taśmami można wykonać od 300 do 500 ćwiczeń. Liczby imponujące, zważywszy na to, że same taśmy TRX wyglądają dość niepozornie – lonża w kształcie litery Y wykonana z wysokiej jakości, bardzo wytrzymałych pasów polimerowych.

Dobre na wszystko Niezależnie od tego, jakie cele przed sobą postawimy – zgubienie zbędnych kilogramów, utrata tkanki tłuszczowej, wymodelowanie sylwetki czy po prostu lepsza kondycja i samopoczucie – taśmy TRX zapewnią nam to wszystko. Tajemnica tkwi we właściwym doborze ćwiczeń, ale

styl życia

na tym polega właśnie rola trenera personalnego.

Kiedy zechcesz Każdy sposób na poprawę swojej kondycji jest dobry. Jeśli więc z jakichś powodów nie siłownia, nie bieganie, rowery czy piłka nożna, może tym sposobem będzie trening z taśmami TRX? Ta fantastyczna „siłownia w torebce”? Z pewnością warto spróbować. Bo czy jest coś bardziej kuszącego niż możliwość ćwiczenia zawsze wtedy, gdy przyjdzie na to ochota?

www.maciejklaput.com

MAGAZYN

21


WSZYSCY potrzebujemy

świąt

Święta. Dla jednych najpiękniejszy czas w roku. Dla innych – źródło stresu i zmęczenia. Jak sprawić, by naszym udziałem był jedynie wariant pierwszy? Rozmawiamy z psycholog Janiną Zborowską.

ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK

Świętom, a właściwie okresowi je poprzedzającymi, towarzyszy jakieś zadziwiające szaleństwo. Wręcz amok. To, co z gruntu pozytywne, potrafimy sobie skutecznie zepsuć. Zasiadamy do wigilii zmęczeni, niezadowoleni, nerwowi… Dlaczego sobie to robimy? To prawda, ale na początku chcę jednak podkreślić jedno. Święta – te czy jakiekolwiek inne – są nam wszystkim potrzebne. Towarzyszą ludziom od zawsze. Nasze życie w sposób naturalny, związany z przyrodą, naturą, cyklami słońca, potem z roz-

22

MAGAZYN

maitymi kultami czy obrzędami, dzieliliśmy sobie na różnego rodzaju okresy świąteczne. Prawdopodobnie, gdyby nie było świąt, to sami jakieś byśmy wymyślili.

Mówi pani o potrzebach, które są z gruntu pozytywne, a jednak realizuje się je często w niepozytywny sposób, niewłaściwie rozkładając akcenty. Wychodzę z założenia, że człowiek jest z gruntu pozytywny. Jednak różne czynniki zewnętrzne, w tym przypadku – cała machina komercyjna, handlowa – próbują tę dobroć wykorzystywać. Obecnie, każde święta służą w dużej mierze nakręcaniu naszego krajowego PKB. To

z kolei znaczne obciążenie dla naszego budżetu. Prezenty, potrawy… To wszystko kosztuje. A święto goni święto. Ledwie zdołamy podreperować finanse po poprzednim, już czeka nas kolejne. I tak w kółko. Nie da się ukryć, jesteśmy manipulowani.

Jak wobec tego się temu nie dać? W końcu to potrzeby firm, instytucji, niekoniecznie nasze. Może my chcemy zupełnie inaczej… Otóż to. Obserwuję ostatnio, że coraz częściej ludzie mówią: stop. Nie dają sobą manipulować, wkręcać w tę niezdrową machinę. Świadomie rezygnują z rzeczy, które nie zawsze mają na celu ich własne dobro, ich osobiste potrzeby. Przestają wierzyć,


ŚWIĄTECZNE PUŁAPKI

że to właśnie stos prezentów pod kolorową lśniąca choinką, obok pięknie przystrojonego stołu uginającego się pod ciężarem świątecznych potraw jest tym, co daje im szczęście.

jem. Chodzić na spacery, rozmawiać, wspólnie odpoczywać. Po prostu być ze sobą. Tak spokojnie, niespiesznie.

Te piękne obrazki widzimy wszędzie. Telewizja, internet, prasa, reklamy.

Tak. To jest ta podstawowa potrzeba przynależności, wspólnotowości. Tylko musimy sobie uświadomić, że nie muszą towarzyszyć temu żadne ekstrawarunki, stosy prezentów jedzenia, gadżety. Można bez tego. A w każdym razie można mniej, skromniej. Po to, by energię skupić na byciu z drugim człowiekiem.

Tak. A potem nierzadko czeka nas rozczarowanie. Bo zdajemy sobie sprawę z tego, że za tymi pięknymi obrazkami idealnych ludzi i sytuacji kryje się dużo zmęczenia, stresu, zaciągniętych kredytów etc.

My, młodsi, potrzebujemy starszych, rodziców, dziadków. To z nich bierze się nasza siła. Trudno być idealnym, gdy się jest zmęczonym. Nie ma takiej opcji. Zwłaszcza gdy za świętami stoi jedna kobieta, która to wszystko przygotuje. A to bardzo częste zjawisko.

Jak zatem nie być zmęczonym? Najważniejsze, żeby każdy z nas spróbował stać się wewnątrzsterowny. Żeby zaczął stanowić sam o sobie i jasno określać własne potrzeby, ale i możliwości. Każdy powinien odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: czego najbardziej pragnę w te święta? Wydać wszystko, co mam? Napracować się w kuchni, a potem wyrzucić to, co zostało? Przejeść się, a potem narzekać? Widzę pewien pozytywny trend. Coraz więcej osób wyjeżdża na święta do hoteli czy ośrodków. To oczywiście jest kosztowne, ale ma ogromną zaletę. Nie mamy wówczas żadnych obowiązków. Możemy więc skupić się jedynie na sobie nawza-

O to przecież chodzi. A w każdym razie powinno.

psychologia

rodziców, dziadków. To z nich bierze się nasza siła. Musimy więc nauczyć się pokory, akceptacji, szacunku – zarówno dla tych prostych, ale i trudnych rzeczy. Trzeba pamiętać o jednej rzeczy. Odcinając się od rodziny, od jej trudnej historii, odcinamy się też od tego, co dobre.

Pokora i akceptacja. Na święta jak znalazł.

Wiem, do czego pan zmierza. Do tego, że my nie potrafimy ze sobą być…

Zawsze, nie tylko na święta. Ale rzeczywiście, w tym czasie jest to o tyle cenniejsze, że powinniśmy świętować, cieszyć się. Gdy już przy tym świątecznym stole spróbujemy sobie uświadomić, że w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy podobni, że mamy wspólny rdzeń, będzie nam łatwiej zaakceptować nie tylko innych, ale i nauczyć się siebie.

Dokładnie.

Nie straszymy trochę tymi świętami?

Niestety, to prawda. Na co dzień żyjemy w pośpiechu i na taki realny, wartościowy kontakt pozostaje niewiele czasu. I potem, gdy przychodzą święta, gdy tego czasu dla siebie mamy jednak więcej, okazuje się, że sprawia nam to trudność.

Nie, skąd. Już na początku powiedziałam, że to dobre zjawisko, którego wszyscy bardzo potrzebujemy. Jeśli w naszej rozmowie jest coś strasznego, to raczej to, że nieumiejętnie do nich podchodzimy. Skupiamy na rzeczach, które nie są niezbędne do tego, żeby pięknie przeżyć ten czas. I tym sobie szkodzimy.

Czy przypadkiem nie trafiamy tutaj na minę?

Może więc zamiast spędzać całe dni w kuchni, a drugie tyle w centrach handlowych, czas ten poświęcilibyśmy na uczenie się bycia razem? Jest wtedy szansa na to, że do samych świąt zdążymy choć trochę, na powrót zbliżyć się do siebie… Generalnie, wszystko zaczyna się od rodziny i na tej rodzinie się kończy. A w każdej rodzinie pojawiają się trudności i trzeba ten fakt uznać. Od tych trudności nie odejdziemy. Podobnie jak nie uciekniemy od rodziny. Bo my z niej jesteśmy. Genetycznie. Często nas coś w niej drażni, uwiera, irytuje. Ale potrzebujemy jej. Jak powiedział twórca metody, według której pracuję, Bert Hellinger: My bez korzeni nie mamy skrzydeł.

Pięknie powiedziane. Prawda? Jednak tak właśnie jest. My, młodsi, potrzebujemy starszych,

Racja. Gdybyśmy więc mieli podsumować temat. Jak pięknie i spokojnie przeżyć święta? Przede wszystkim – spójrzmy uczciwie na potrzeby i możliwości. Własne i naszych bliskich. Czego pragniemy? Co możemy? To podstawa. I tego się trzymajmy. Główną uwagę skoncentrujmy na ludziach a nie rzeczach – na rodzinie, przyjaciołach. Na prawdziwych, ważnych relacjach. Wykorzystajmy ten czas na samopoznanie w kontekście tych relacji. Radujmy się. Czyż nie po to są właśnie święta?

Zatem, świętujmy. Akademia Zdrowia Malczewskiego 17/1, Świnoujście Telefon +48 502 155 554

www.akwamaryn.wixsite.com/janina-zborowska

MAGAZYN

23


Zabłyśnij tej nocy Sylwester to bez wątpienia najhuczniejszy i najbardziej wyczekiwany wieczór w roku. Każdy z nas chce spędzić go w wyjątkowy sposób, w końcu mówi się, że jaki sylwester, taki cały rok. Niezmiennie od lat w tę wyjątkową noc królują brokatowe stroje, sukienki z cekinami i połyskujące kolory. To czas szaleństw, na które możemy sobie pozwolić także w kwestii makijażu. Aby zabłysnąć na sylwestrowym balu, pomyślmy o fryzurze, wizażu, kreacji oraz dodatkach, które stworzą spójną całość, podkreślającą naszą urodę i charakter. Makijaż sylwestrowy ma olśniewać i przykuwać uwagę. Na ten wieczór

24

MAGAZYN

odpuszczamy sobie styl „no makeup”. Stawiamy na brokat, eyeliner, doczepione rzęsy oraz mocne, wyraziste kolory. Przedstawiamy trzy metamorfozy sylwestrowe. Każda z nich w zupełnie innym stylu. Inspiracją do wykonania stylizacji była niepowtarzalna uroda i charakter naszych modelek. Fryzury: Elżbieta Butkiewicz, Salon Fryzjerski Twój Styl, ul. Staszica 2, Świnoujście

Modelki: Kasia – styl ekstrawagancki Magdalena – styl romantyczny Martyna – styl Bollywood

Agata Butkiewicz-Shafik kosmetolog, wizażysta-stylista, linergistka, mistrzyni Polski w makijażu profesjonalnym. Salon „Visage” ul. Staszica 2, Świnoujście


SYLWESTROWE METAMORFOZY

MAGAZYN

uroda

25


Pierwsza

gwiazda ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY MAKEUP Natalia Krajewska MODELKA Marcelina Brzysko KOLEKCJA By o la la

Piastowska 2

ŚWINOUJŚCIE

26

MAGAZYN


DLA NIEJ

MAGAZYN

moda

27


28

MAGAZYN


MAGAZYN

29


Witaj w świecie

Mikulski Nieruchomości

Zakup czy sprzedaż nieruchomości to sprawa więcej niż poważna. Duże pieniądze, stres, trudne wybory. Dobrze wiedzieć, że jest ktoś, kto nam w tym pomoże. Mikulski Nieruchomości to jedno z najprężniej rozwijających się biur w województwie zachodniopomorskim. Nasze pierwsze biuro otworzyliśmy w 2012 roku w Goleniowie. Od tego czasu nieustannie poszerzamy zarówno obszar naszej działalności, jak i grono zadowolonych klientów.

1 firma, 5 biur, 35 osób, tysiące ofert Obecnie firma mieści się w pięciu biurach: w Goleniowie, Szczecinie, Stargardzie, Nowogardzie oraz w Świnoujściu. To w nich nasz 35osobowy zespół dba o klientów. Nad ofertami czuwają licencjonowani pośrednicy – mgr Monika Strzelecka (nr licencji 18986), mgr Monika

30

MAGAZYN

Mikulska (nr licencji 19622) oraz mgr inż. Rafał Mikulski (nr licencji 17866). Pracują z nami doradcy, którzy zajmują się tylko poszukiwaniem klientów kupujących i najemców. W naszej bazie posiadamy mieszkania, domy, działki budowlane, grunty rolne, lokale użytkowe, obiekty komercyjne, przemysłowe czy rekreacyjne.

Od A do Z Jesteśmy z Wami od momentu podjęcia decyzji o sprzedaży czy kupnie nieruchomości aż do jej wydania lub odbioru. Przeprowadzamy Was przez wszystkie etapy sprzedaży, kupna lub zamiany. Zajmujemy się

wynajmem oraz najmem. Obsługujemy osoby prywatne, jak i podmioty gospodarcze. Pomagamy w zgromadzeniu wszystkich dokumentów, sprawdzamy i regulujemy stan prawny każdej nieruchomości, tak aby podczas finalizacji transakcji nic nie zaskoczyło żadnej ze stron. Posiadamy własne cztery polisy OC na 250 tys. euro, które gwarantują klientom bezpieczeństwo naszych transakcji. U nas każda transakcja, to bezpieczna transakcja! Regulujemy również sprawy komornicze. Kupujemy nieruchomości za gotówkę. Oprócz bazy nieruchomości posiadamy również oferty kredytowe


WSPARCIE PROFESJONALISTÓW

kilkudziesięciu banków. Bezpłatnie dobieramy najlepszy i najtańszy na rynku kredyt, pomagamy we wszystkich formalnościach. Z nami klienci otrzymają kredyt dużo szybciej i łatwiej, bez zbędnych formalności

Nie stoimy w miejscu Jesteśmy w trakcie otwierania dwóch kolejnych biur. Powstaje również dział Rzeczoznawców Majątkowych Mikulski Nieruchomości. Widzimy potencjał na rynku zachodniopomorskich nieruchomości. Mile nas zaskakuje coraz większa ilość transakcji na terenie całego województwa. Już w 2017 roku mamy zamiar otworzyć firmę, która zajmie się projektami deweloperskimi dla budownictwa jedno i wielorodzinnego. Obecnie przygotowujemy dwa takie projekty. Mocną stroną naszej firmy jest innowacyjność i pomysłowość w działa-

Wyróżnia nas nasze doświadczenie, podejście do klienta oraz efektywność, która przekłada się na największą ilość przeprowadzanych transakcji w rejonie. niach marketingowych. Wyróżnia nas nasze doświadczenie, podejście do klienta oraz efektywność, która przekłada się na największą ilość przeprowadzanych transakcji w regjonie.

Świnoujski rynek nieruchomości Świnoujście jest miastem bardzo prężnie rozwijającym się. Pomaga nam w tym lokalizacja – bliskość granicy niemieckiej oraz dostęp do

nieruchomości

pięknej plaży i Morza Bałtyckiego. Ceny tutejszych nieruchomości są relatywnie wysokie. W roku 2016 zanotowaliśmy ich znaczny wzrost. Cena transakcyjna uzależniona jest od lokalizacji nieruchomości i kształtuje się na poziomie od 3 677 zł/m² do 27 785 zł/m², za mieszkanie bądź apartament natomiast dom sprzedajemy w kwocie od 2 966 zł/m² do 12 425 zł/m². W Świnoujściu istnieją trzy strefy cenowe: nadmorska, centrum i Wydrzany. Oddział w Świnoujściu otworzyliśmy w styczniu br. Pracują tu trzy osoby. W najbliższym czasie planujemy zatrudnić kolejne dwie.

Mikulski Nieruchomości ul. Gen. Józefa Bema 7/2 Świnoujście www.mikulski-nieruchomosci.pl

REKLAMA


Same plusy

Audi Select :plus to producencki program samochodów używanych, który stanowi zupełnie nową jakość na rynku samochodów używanych w Polsce. Stanowi wyjątkową ofertę starannie wyselekcjonowanych samochodów używanych dostępną wyłącznie u autoryzowanych Dealerów marki.

W ramach Programu Audi Select :plus Klienci mają możliwość zakupu samochodu używanego, który został kompleksowo sprawdzony oraz poddany szczegółowej ocenie technicznej. Wszystkie samochody w tym programie objęte są ponadto dodatkową gwarancją. Dzięki programowi prestiż marki Audi jest na wyciągnięcie ręki.

+ 117 punktów kontrolnych Każdy samochód w ofercie Audi Select :plus jest kompleksowo sprawdzany pod względem sprawności technicznej. Samochody przechodzą szczegółową inspekcję obejmującą sprawdzenie aż 117 punktów kontro-

32

MAGAZYN

lnych. W razie stwierdzenia jakichkolwiek wad lub usterek samochody poddawane są wszelkim niezbędnym usprawnieniom, wykonywanym wyłącznie w autoryzowanych stacjach serwisowych przez wysokiej

klasy wykwalifikowanych mechaników. Wynik badania technicznego jest zawsze dołączany do dokumentacji pojazdu. Tak gruntowna ocena techniczna


PROGRAM AUDI SELECT :PLUS

motoryzacja

samochodu gwarantuje Klientom programu, jakże oczekiwane przez nabywców samochodów używanych, spokój i pewność co do stanu technicznego pojazdu.

+ Pewny przebieg Wszystkie samochody oferowane w ramach Programu Audi Select :plus posiadają w 100% autentyczny przebieg. Dla jego weryfikacji korzystamy z diagnostyki komputerowej oraz systemów ewidencji przeglądów i prac serwisowo-naprawczych. Jedynie samochody, których przebieg nie przekracza 150 tys. kilometrów mogą zostać zakwalifikowane do Programu.

+ Sprawdzone pochodzenie Samochody w Programie Audi Select :plus zostają szczegółowo sprawdzone pod względem pochodzenia. Stacje dealerskie uczestniczące w Programie znają historię serwisową pojazdów oraz tzw. historię zdarzeń blacharsko-lakierniczych. W programie dostępne są wyłącznie pojazdy pochodzące z organizacji sprzedaży Audi: bezpośrednio z AUDI AG lub z parku stacji dealerskiej, a także samochody pozostawione w rozliczeniu przez Klientów punktów dealerskich, które w okresie ich użytkowania przez poprzednich właścicieli pozostawały pod opieką autoryzowanych stacji serwisowych. Tylko pojazdy, których wiek nie przekracza 5 lat, mogą zostać zakwalifikowane do Programu.

+ Gwarancja Ponieważ samochody w Programie Audi Select :plus poddawane są tak szczegółowej weryfikacji technicznej, bez żadnych obaw obejmujemy je aż 3 dodatkowymi latami gwarancji fabrycznej! W ten sposób Klienci nabywający w Programie np. roczny samochód mogą spać spokojnie,

bowiem jeszcze przez 4 lata ich samochód będzie objęty gwarancją Producenta. Z kolei starsze samochody, np. te pozostawione w rozliczeniu przez Klientów, otrzymują minimum 1 rok dodatkowej gwarancji na bazie ubezpieczenia kosztów naprawy.

+ Samochód w rozliczeniu Kupując samochód używany w Programie Audi Select :plus, Klienci mają możliwość pozostawienia dotychczas posiadanego samochodu w rozliczeniu. Partnerzy Programu

dokonają profesjonalnej oceny stanu technicznego i wyceny klienckiego samochodu, a w przypadku uzgodnienia warunków transakcji przejmą całość obowiązków, które normalnie Klient zmuszony byłby realizować we własnym zakresie (poszukiwanie i przyjmowanie potencjalnych kupców, przygotowanie oferty, przygotowanie umowy etc.). Przejmą również odpowiedzialność z tytułu rękojmi, która w innym przypadku spoczęłaby w całości na Sprzedającym. Uzgodniona kwota odkupu dotychczas posiadanego samochodu może

MAGAZYN

33


motoryzacja

PROGRAM AUDI SELECT :PLUS

do jazdy testowej, do której gorąco zachęcamy naszych Klientów. Nic tak nie pomaga w podjęciu właściwej decyzji zakupowej jak osobiste doświadczenie z produktem – w tym przypadku przetestowanie upatrzonego samochodu. Każdy Klient ma możliwość osobiście wypróbować samochód, którym jest zainteresowany, i ocenić, czy testowany model pasuje do jego stylu jazdy.

+ Serwis ubezpieczeniowy

także zostać zaliczona na poczet nowo nabywanego samochodu używanego i odpowiednio obniżyć jego cenę. Taką wygodę i kompleksowość usługi Klienci otrzymują wyłącznie w Programie Audi Select :plus.

+ Kredyt + Leasing W Programie Audi Select :plus udostępniamy naszym Klientom preferencyjną ofertę sfinansowania zakupu wybranego samochodu: Audi Kredyt bądź Audi Leasing. Tylko dla samochodów oferowanych w ramach programu dostępne są dedykowane produkty finansowe, których atrakcyjność porównywalna jest z ofertą dla samochodów nowych. Ogół formalności związanych z uzyskaniem finansowania zała-

34

MAGAZYN

twić można na miejscu w salonie, korzystając z fachowego doradztwa wykwalifikowanych handlowców.

+ Jazda testowa Samochody oferowane w Programie Audi Select :plus są gotowe

Specjalnie dla klientów programu stworzone zostały rozbudowane pakiety ubezpieczeń komunikacyjnych z licznymi opcjami dodatkowymi, które dobierać można według indywidualnych wymagań w ramach oferty Audi Serwis Ubezpieczeniowy. Ubezpieczenia zapewniają bardzo szeroki zakres assistance (wraz z bezpłatnym samochodem zastępczym aż do 7 dni), a w przypadku szkody gwarantują wymianę części na nowe, oryginalne. Pakiety ubezpieczeniowe nie zawierają udziałów własnych. Honorowane są zniżki z poprzednich towarzystw ubezpieczeniowych. Ponadto, Klienci Programu Audi Select :plus otrzymują poza innymi zniżkami dodatkowy, specjalny rabat na ubezpieczenie w wysokości 10%.

Konarzewski ul. Nowotoruńska 15 85-854 Bydgoszcz Telefon: +48 52 32 08 813



ZADBAJ

o swoje auto Łamiemy stereotypy! Autoryzowane serwisy samochodowe wcale nie są droższe od tych, które świadczą standardowe usługi. Wręcz przeciwnie. Często za taką samą cenę, jakość obsługi klienta i spektrum oferowanych udogodnień są niewspółmiernie większe. 36

MAGAZYN


AUTORYZOWANE SERWISY

Czy dla pozornych oszczędności warto ryzykować sprawność naszego samochodu? Odpowiedź jest oczywista. Mimo to wielu przedsiębiorców (i nie tylko) w sytuacji konieczności naprawiania auta nie kieruje się do autoryzowanych serwisów, lecz do zwykłych warsztatów samochodowych.

Kontakt z klientem Te pierwsze zyskały sławę drogich i specjalistycznych. Tymczasem szczecińskie przykłady autoryzowanych serwisów Toyoty czy Lexusa pokazują, że wysoka jakość usług, innowacyjne propozycje dla klientów oraz dobrej klasy standard idą w parze z konkurencyjną ceną. – Stawiamy na kontakt z klientem. Przypominamy mu, że na przykład kończy się przegląd, zbliża się okres wymiany opon bądź jakakolwiek inna usługa, która wcześniej była z klientem umawiana. Naszym standardem jest to, że podjeżdżamy do klienta po samochód, kiedy ten uległ usterce. Często naprawiamy go na miejscu, jeżeli jest taka możliwość. Po naprawie odprowadzamy samochody do domu klienta. Pytamy o zastrzeżenia i uwagi – mówi Jarosław Turtoń, dyrektor Salonu Toyota Szczecin.

Wcale nie drożej Klienci są informowani o promocjach oraz o nowych ofertach przygotowywanych przez salon, na przykład na okoliczność premier czy inicjatyw sezonowych. Dwa razy do roku organizowane są Dni Otwarte serwisu. Klienci zapraszani są także do warsztatów, gdzie mogą zobaczyć, w jakich warunkach odbywają się naprawy. – Często klienci wchodzą na serwis i są pod wrażeniem, że w warsztacie może być tak czysto i schludnie. U nas to norma. Teraz jest sezon na wymianę opon. Robimy to na miejscu, a klient może poczekać, wypić kawę, skorzystać z internetu czy odbyć jazdę próbną nowym modelem. Opony ściągane z auta zostają wyczyszczone i zapakowane. W tym

sezonie mamy dodatkową promocję dla naszych klientów: przy każdej wymianie opon przegląd bezpieczeństwa pojazdu gratis. Staramy się jak najbardziej ułatwiać życie naszym klientom – mówi Jarosław Turtoń. Ceny? – Proszę sprawdzić. To, że w autoryzowanych salonach jest drożej, to jest stereotyp nieprzystający wcale do rzeczywistości – dodaje.

Pełen profesjonalizm Jakie mogą być konsekwencje tego, że będziemy starali się oszczędzać na warsztacie samochodowym? Znaczące. Choćby wartość samochodu. Auta serwisowane są zwykle rynkowo warte nawet 10 proc. więcej niż te, które w książeczce pojazdu nie mają pieczątek z autoryzowanego salonu. – Oferujemy programy lojalnościowe, a także wnioski dobrej

motoryzacja

świadczone ponadprogramowo są wyznacznikiem jakości salonów autoryzowanych. Klienci to doceniają, ale czy to wystarczy, by przekonać ich do stałego korzystania z takich usług? Doświadczenia pokazują, że rezygnują oni z salonów autoryzowanych, gdy kończy się gwarancja auta. Dealerzy przekonują, że kryterium ceny w tym momencie nie powinno być najistotniejsze, tym bardziej że różnic nie ma albo są naprawdę minimalne. – Warto wspomnieć o promocjach sezonowych także pod takim kątem, że w zwykłym warsztacie zrobią jedynie to, o co poprosimy. Klient korzysta u nas z fachowości, najlepszej jakości sprzętu, ale i z samochodu zastępczego, jeżeli jest taka potrzeba. W Lexusie podkreślamy usługę door-to-door i nawet do stu kilometrów możemy ten samo-

Troska o samochód wymaga traktowania go niemal jak członka rodziny. Wizyta w autoryzowanym salonie może być więc porównywana do wizyty u lekarza. woli, na mocy których wiele napraw pojazdów jest wykonywanych na koszt Dealera bądź importera. W serwisach niezależnych takiej opcji po prostu nie ma – mówi Jarosław Turtoń. – Czy to mechanik, czy doradca serwisowy, każdy jest szkolony z produktu i jakości obsługi klienta. Wszyscy zatrudniani mechanicy posiadają certyfikaty. Są doszkalani na bieżąco, a my staramy się motywować ich, by pogłębiali swoją wiedzę. – mówi Krzysztof Dranikowski, dyrektor Salonu Lexus Kozłowski w Szczecinie.

Jak członek rodziny Obsługa klienta i dodatkowe usługi

chód od klienta odebrać i dostarczyć mu auto zastępcze – dodaje Krzysztof Dranikowski. Troska o samochód wymaga traktowania go niemal jak członka rodziny. Wizyta w autoryzowanym salonie może być więc porównywana do wizyty u lekarza. Lepiej oddać coś, co jest dla nas cenne i ma nam służyć długie lata, w sprawdzone i odpowiedzialne ręce.

Toyota Szczecin Kozłowski ul. Mieszka I 25B 71-007 Szczecin Telefon: +48 91 43 37 389

MAGAZYN

37


38

MAGAZYN


WYSPA SPORTU

felieton

Zróbmy sobie

ŚCIANKĘ

Spokojnie, nie zmieniamy tematyki rubryki na tę związaną z poradami budowlanymi. Chociaż o budowaniu właśnie będzie. Chciałbym zachęcić czytelników „Wyspy sportu” do wsparcia pewnego projektu. Marzy mi się mianowicie, a wierzę że nie tylko mi, powstanie w Świnoujściu prawdziwej ścianki wspinaczkowej. Po co? Już wyjaśniam. TEKST BARTEK WUTKE ILUSTRACJA TOMASZ SUDOŁ

P

o pierwsze, bezpieczeństwo. Miniony sezon letni pokazał, że wyprawy w polskie góry są – oczywiście zaraz po wyprawie nad polskie morze – najpopularniejszym kierunkiem wakacyjnych podróży Polaków. Przyczyniły się do tego nie tylko walory górskich szlaków, ale także wszechobecne poczucie zagrożenia

terrorystycznego oraz – choć to może nieco dyskusyjne – wsparcie naszych budżetów przez program 500+. Niestety, spora była też liczba wypadków, a ratownicy mieli roboty co niemiara. Części z nich – wyłączając zwykłą głupotę – można było uniknąć, gdyby turyści mieli choć odrobinę wiedzy, jak zachować się w wyższych partiach gór. A tego właśnie można nauczyć się, idąc na lokalną ścianę wspinaczkową, zakładając specjalne buty, poznając tajniki asekuracji. Po drugie, zdrowie. Oczywiście sporo osób kojarzy wszelaką wspinaczkę z dość kontuzjogenną dyscypliną, żeby nie powiedzieć: wręcz zabójczą. Nic bardziej mylnego. Wspinaczka wymaga siły, zręczności i logicznego myślenia. Kontuzje, owszem, zdarzają się. Jak w każdym sporcie. Żeby ich uniknąć, trzeba nie tylko zapoznać się z metodami asekuracji. Trzeba mieć kondycję, żeby wytrzymać trudy ścianki. Trzeba mieć siłę, żeby utrzymać się na chwytach. Przyda się też „gibkość” i koordynacja ruchowa. No i przede wszystkim trzeźwa głowa. Każdy ruch na ścianie musi być przemyślany!

Po trzecie, zabawa. Nie mam tu na myśli tylko popularnych ciągle imprez okolicznościowych organizowanych na ściankach wspinaczkowych. Chociaż i te są warte zachodu. Każdy, kto kiedykolwiek próbował przejść się po linie (tak, tak, i takie atrakcje są możliwe), ten wie, ile w tym frajdy. Adrenalina, radość po udanym przejściu itp. itd. W zgodnej opinii wspinaczy amatorów – raz spróbujesz wspinaczki, zajawka już cię nie opuści. Mało tego, później warto spróbować swoich sił w plenerze. Zwiedzając przy okazji urokliwe zakątki np. Jury Krakowsko-Częstochowskiej. A kto wie, może dzięki ściance w Świnoujściu wychowa się następca Kukuczki, Messnera czy Bieleckiego? Co trzeba zrobić, żeby ścianka powstała? Póki co – pogadać. Im więcej będzie pomysłów i uwag (w tym tych krytycznych), tym łatwiej będzie wypracować skuteczny model działania. Są cztery główne problemy: miejsce, kasa na budowę, kasa na utrzymanie, obsługa. Na facebookowym forum (Ścianka Wspinaczkowa Świnoujście) są już pierwsze sugestie. Zapraszam do dyskusji i działania!

MAGAZYN

39


Rozbiegany PARK Sobotni poranek. Słońce ledwie wstało zza widnokręgu, a już skryło się za gęstą zasłoną z chmur. Dziś nie będzie ładnej pogody. Na dodatek jest zimno i w każdej chwili może spaść deszcz. Typowa, wyspiarska aura.

40

MAGAZYN


PARKRUN

sport

TEKST BARTEK WUTKE ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

Mimo to w alejkach Parku Zdrojowego roi się od kolorowo ubranych ludzi. Z przenośnego głośnika sączy się rytmiczna muzyka. Właśnie trwa rozgrzewka do 20. edycji parkrun Świnoujście. Imprezy, która przebojem zdobywa nie tylko wyspiarskie serca, ale i te na całym świecie.

Bezcenny kod Z czym się to je? Zanim jeszcze przejdziemy do samych zawodów, konieczne będzie skorzystanie z komputera i zarejestrowanie się jako zawodnik na stronie parkrun. Otrzymamy wówczas nasz indywidualny kod kreskowy, dzięki któremu będzie można później zobaczyć swój wynik. Podobno są nawet tacy, którzy ten kod sobie wytatuowali…

Dzień 0 Teraz przechodzimy do dnia biegu. Po pierwsze, musisz zdobyć się na nadludzki wysiłek i wstać przed 9 rano w sobotę. Następnie ubrać sportowe wdzianko – nie ma się co przejmować, jeżeli kurtka okaże się być założona na lewą stronę, a skarpetki będą nie do pary. Nikt na to nie zwróci uwagi. Teraz kolejne wyzwanie, trzeba udać się stałe miejsce spotkań. W Świnoujściu jest to wspomniany Park Zdrojowy, na wysokości boiska i placu rekreacyjnego, tuż przy skrzyżowaniu ulic Bolesława Chrobrego i Henryka Sienkiewicza. Jeżeli uda nam się ta sztuka, to dalej pójdzie już łatwo.

Globalna liga Idea parkrun powstała zaledwie 12 lat temu w Teddington, podmiejskiej dzielnicy Londynu. W parko-

wych alejkach Bushy Park zebrało się… trzynastu biegaczy. Szału nie było, jednak z czasem udało się przekształcić poranne spotkanie zapaleńców w światową zajawkę dla biegaczy, którzy lubią biegać w grupie. I rywalizować, bo jedną z podstawowych zalet parkrun jest możliwość porównania swojego wyniku z czasem gościa „drałującego” swoje pięć kilometrów np. w Vancouver. Trudno sobie wyobrazić drugą, globalną ligę o tym zasięgu.

Jasne, proste i przejrzyste Drugim znakiem rozpoznawczym parkrun jest obecność podczas zawodów wolontariuszy. Właściwie bez nich bieg nie mógłby się odbyć. Są odpowiedzialni za oznakowanie trasy, pomoc uczestnikom, rozdawanie wody czy wafelków, odczytywanie wyników i tak dalej. Dlatego, kiedy już dotrzesz na miejsce imprezy, wszystko stanie się jasne, proste i przejrzyste. Na pierwszej angielskiej edycji wolontariuszy było pięcioro. Zasada jest prosta – nie możesz danego dnia pobiec, nie chcesz stać z założonymi rękoma – wyślij zgłoszenie organizatorom i przyjdź do parku. Tam zostaną ci przydzielone zadania i do roboty. Bieg się sam nie zrobi. Najfajniejsze jest to, że wszyscy się tu znają, kibicują i wspomagają.

Można wszędzie Trzecia rzecz, która wyróżnia parkrun to możliwość wzięcia udziału w zawodach na całym świecie. A przynajmniej w całej Polsce. Tak robi na przykład Agnieszka z Poznania, która biegnąc w Świnoujściu,

MAGAZYN

41


zaliczyła tym samym piątą lokację w Polsce. Zresztą, w ten sam sposób parkrun przywędrował nad Wisłę. Jakub Fedorowicz, koordynujący działania fundacji w Polsce, przywiózł tę ideę z emigracji w Anglii. Chciał dalej biegać w ramach parkrun, więc zorganizował zawody w Trójmieście. Dalej już poszło samo.

1000 biegów Polska była trzecim, po Anglii i Danii krajem w którym zagościła idea parkrun. Rekord kraju wśród kobiet dzierży zawodowa triatlonistka Agnieszka Jerzyk (17:04), a wśród panów siedmiokrotny mistrz Polski na długich dystansach – Artur

42

MAGAZYN

Kozłowski (14:41). Jeżeli chodzi o „niezawodowców”, do powyższych wyników trzeba doliczyć mniej więcej dwie minuty. W tej chwili w sobotnie poranki biegacze zbierają się w czternastu krajach, na wszystkich kontynentach. W ten sposób odbywa się około 1000 biegów jednocześnie. W Polsce raptem 39, ale inni nadrabiają. Czasy – zbliżone do tych z Polski.

Parkrun po świnoujsku A w Świnoujściu? Średnia uczestników waha się na poziomie sześćdziesięciu kilku osób. Impreza wystartowała w połowie lipca i w momencie, w którym magazyn ukazuje się w druku, powinna odbywać się

jego 22. edycja. Rekordzistą trasy jest Sebastian Wojciechowski, który pokonał ją z czasem 17:46. Wśród kobiet prowadzi Ada Szmygin (21:09). Średni czas wszystkich uczestników to 30:50. Jak widać, wyspiarze mają się całkiem nieźle w stosunku do reszty kraju i świata.

Bez nich nie ma parkrunu I tutaj bardzo ważna rzecz – świnoujski parkrun nie zakotwiczyłby się na wyspie, gdyby nie ludzie, którzy zarazili się ideą. Kogo tu wymienić… Na pewno Agnieszkę i Arkadiusza Drzewieckich oraz koordynującą nasz parkrun Elżbietę Jabłońską. Niezmiernie istotne jest wsparcie Fundacji Motywacja i Działanie,


PARKRUN

Stowarzyszenia Trzeźwościowego HOL, Klubu Włóczykije, Hotelu Trzy Wyspy oraz Uzdrowiska Świnoujście. Tak naprawdę w tym miejscu powinienem też wymienić wszystkich biegaczy i wolontariuszy, którzy dotychczas wzięli udział w imprezie…

sport

Wspólna zabawa

łość pozyskanych środków przeznacza na organizację biegów. A skąd parkrun czerpie fundusze? Uspokajam widzów Wiadomości TVP – są to dobrowolne wpłaty uczestników oraz zysk ze sprzedaży gadżetów i koszulek związanych z imprezą. Są też sponsorzy, na przykład sieć Wiggle, produkująca m.in fantastyczne stroje kolarskie i całą serię sportowego wyposażenia. Całość wspiera, choć raczej dobrym słowem, Ministerstwo Sportu i Turystyki. A wracając do gadżetów – pokonanie konkretnej liczby biegów upoważnia nas do nabycia specjalnej koszulki. W ten sposób tworzą się kluby mniej lub bardziej wybitnych „parkrunowców”.

Wypada dodać jeszcze dwie rzeczy. To, że udział w biegu jest całkowicie darmowy, nie oznacza, że parkrun napędzany jest powietrzem. Nic z tych rzeczy. Została powołana do życia fundacja non-profit, która ca-

Mimo że na zawodach padają „życiówki”, wszystko odbywa się totalnie bez napinki. Bo nadrzędną zasadą dla wszystkiego jest po prostu dobra, wspólna zabawa. REKLAMA


sport

MIĘDZYNARODOWY TURNIEJ PIŁKI NOŻNEJ O PUCHAR PREZESA GAZ-SYSTEMU

Młodzi z potencjałem W niedzielne przedpołudnie 27 listopada młodzież zrzeszona w polskich klubach, a także ich rówieśnicy z niemieckich klubów, zagrała w organizowanym przez UKS Prawobrzeże Świnoujście halowym turnieju przeznaczonym dla chłopców z rocznika 2005 oraz młodszych.

Zwyciężyła drużyna Mewy Resko. Tuż za nimi uplasowali się kolejno: Akademia Piłkarska Reissa oraz Eintracht Ahlbeck. Gospodarze z Prawobrzeże Świnoujście zajęli czwartą lokatę. Turniej, który miał na celu między innymi integrację polskiej i niemieckiej młodzieży, pokazał potencjał piłkarski, jaki tkwi w świnoujskiej młodzieży grającej w różnych klubach oraz szkółkach piłkarskich. Wszystkie drużyny otrzymały puchary, a zawodnicy – pamiątkowe medale. Wybrano również najlepszego zawodnika. Został nim Michał

44

MAGAZYN

Kotowski z Mewy Resko. Miano najlepszego bramkarza przypadło Przemysławowi Markowskiemu z Akademii Reissa. Sponsorem Głównym turnieju była firma Gaz-System. Zarząd oraz zawodnicy klubu Prawobrzeże Świnoujście dziękują firmie Gaz-System za wsparcie organizacji turnieju, a przybyłym trenerom, zawodnikom oraz kibicom – za stworzenie niezwykłych piłkarskich emocji.



Latające piękno Klejnocik, diamencik, niebieska strzała, koliber północy, klejnot w koronie, a nawet „Casanova rzecznych riwier”, jak w twórczym natchnieniu nazwał go pewien baczny obserwator zwyczajów godowych tego ptaka. Jednym słowem: zimorodek. A dokładniej: zimorodek zwyczajny, po łacinie Alcedo atthis.

Nie dajmy się jednak zwieść nazwie! Specjalista wie, a laik być może właśnie się dowie, że „zwyczajny” w nazwie gatunkowej nic wspólnego z potocznie rozumianą zwyczajnością nie ma. Malowany przez Van Gogha i Boscha, jest zimorodek ptaszkiem niewiele większym od zwykłego wróbla, a jednak tak oddziałuje na wyobraźnię i emocje, że niektórzy dosłownie życie mu po-

46

MAGAZYN

święcają – a w każdym razie tę jego część, którą po dniu pracy poświęcić mogą. A przecież nie brak w naszym kraju innych ptaków i pięknych, i kolorowych...

które, nota bene, podobno zwiastuje powodzenie i szczęście w życiu, nabieramy ochoty, by dowiedzieć się o tej szczególnej istocie czegoś więcej.

Cóż takiego szczególnego jest akurat w zimorodku, że w swoich admiratorach-obserwatorach często rodzi wręcz uzależnienie? Zazwyczaj dopiero po pierwszym z nim spotkaniu,

Patrzymy na zimorodka w zadziwieniu nad jego olśniewającym wręcz ubarwieniem i nie możemy oprzeć się wrażeniu, że widzimy latające

Zachwyca i bawi


O ZIMORODKACH

natura

uznanie i szacunek ma zimorodek zapewniony na zawsze. Co więcej, jeśli przypomnimy sobie mitologię grecką, to w pełni zrozumiemy też pewien interesujący mit: w tak pięknego ptaka mogła zostać zamieniona tylko wyjątkowo mocno zakochana i piękna kobieta! Znacie? To posłuchajcie.

Antyczny rodowód

TEKST AGNIESZKA ŻYCHSKA ZDJĘCIA KRZYSZTOF CHOMICZ

piękno. Nie dzięki pigmentowi i opalizacji, ale dzięki specjalnej strukturze piór na skrzydłach, która rozszczepia światło, ptak ten migocze jaskrawym turkusem, odcieniami szmaragdu i intensywnym błękitem. Z tymi barwami silnie kontrastuje rdzawo-pomarańczowy brzuszek. Ale jest jeszcze coś. Niewielka jego postać wcale nie jest doskonale harmonijna: duża w porównaniu

do tułowia głowa, krótka, niemal niewidoczna szyja, długi, nieproporcjonalnie gruby dziób i króciutkie nóżki sprawiają, że zimorodek może wydawać się zabawny, jakby trochę dziwny – na niektórych zdjęciach wygląda jak taki pocieszny, mały „paker”. Tak, zimorodek nie tylko się podoba, ale może też bawić. Jeśli, na dodatek, uda nam się zaobserwować, w jak mistrzowski sposób poluje,

Grecka nazwa zimorodka zwyczajnego to Αλκυόνη – Alkyónē lub Halkyónē. Alkione była córką boga wiatrów Eola, żoną Keyksa. Para ta stanowiła bardzo zakochane w sobie małżeństwo. Czy swoim szczęściem wzbudzili zazdrość odwiecznie skłóconych i wzajemnie zdradzających się bogów Olimpu? Według niektórych źródeł tak, gdyż zakochani ośmielili się pieszczotliwie mówić do siebie per Zeus i Hera! Tego było za wiele. Keyks ginie w katastrofie morskiej. Zrozpaczona Alkione popełnia samobójstwo, rzucając się do morza. Wzruszyło to jednego z bogów, który wykazał się litością i wskrzesił oboje, zamieniając jednak Alkione w zimorodka, a jej męża – według Owidiusza – w nurka, a według innych autorów również w zimorodka, co w mityczny sposób pięknie by wyjaśniało znikomy dymorfizm płciowy u tego gatunku. Samiczka zimorodka w przeciwieństwie do wielu innych gatunków ptaków skromnisią nie jest i od samczyka różni się jedynie trochę jaśniejszym dziobem. Taki oto antyczny rodowód ma nasz ptasi bohater i nic dziwnego, że symbolizuje miłość i wierność małżeńską, domową harmonię i kobiece piękno. Co ciekawe, w konfrontacji z rzeczywistością mit znowu upada. Zimorodek nie jest bowiem ptakiem monogamicznym, nie łączy się w pary na całe życie i zaledwie tydzień po odchowaniu młodych przegania i je, i ich matkę ze swojego terytorium, nie mówiąc już o tym, że w okresie godowym czasami łączy się nie tylko w pary, ale i w trójkąty: dwie samiczki i samiec lub na odwrót. Swojego zaś terytorium potrafi strzec stanow-

MAGAZYN

47


natura

O ZIMORODKACH

przychodzą na świat zimą, ale to potoczne przekonanie jest wciąż dość silne. „Lodowe ptaki” – jak nazywa się je w języku niemieckim (Eisvogel) – tak naprawdę wykluwają się wiosną i latem w… podziemnych norkach. Być może kiedyś po polsku nazywały się ziemiorodkami, a potem nazwa skróciła się do zimorodków? Tak podają niektóre opracowania, jednak bez wskazania na konkretne źródła, więc informacji tej nie możemy potraktować jako pewnej. Nazwa tego ptaka jest tak sugestywna, że legenda trwa, a informacje o wyprowadzaniu lęgu zimą można nadal znaleźć w niektórych bardziej popularnych opracowaniach i współczesnych utworach poetyckich. W czasach antycznych o zimowym lęgu zimorodka pisał też taki autorytet jak Arystoteles w swojej „Zoologii” i Pseudo-Platon w dialogu „Zimorodek”.

Ptak pisarzy

czo i agresywnie. Pozostańmy więc przy jego pięknie…

Zimorodkowe dni Opowieść o Alkione przynosi jednak mityczne wytłumaczenie nie tylko dla zimorodkowego uroku, ale również dla czasu, który we współczesnym języku greckim nazywa się alkionides meres, czyli zimorodkowe dni. To przyrodnicza prawidłowość zaobserwowana już przez starożytnych. Oto zimą, w dzisiejszych czasach mniej więcej w połowie stycznia, na Morzu Egejskim następuje około dwutygodniowy okres spokoju, ciszy i słońca na zimowo wzburzonych wodach i jest jednym z pierwszych zwiastunów zbliżającej się wiosny. Współczesna meteorologia mówi o wyrównujących się w tym czasie ciśnieniach między północą a południem Europy, a grecki mit opowiada o Alkione, która pod postacią zimorodka starała się wychować nad morzem swoje po-

48

MAGAZYN

tomstwo. Niestety, sztormy porywały zrozpaczonej matce kolejne skrzydlate pokolenia dzieci, aż litość po raz kolejny zwyciężyła. Zeus, czy też może Eol, nakazuje morzom uciszyć się przez tydzień przed i tydzień po zimowym przesileniu, by Alkione pod postacią zimorodka mogła w spokoju wychować dzieci.

Wiosnorodek? Dzisiaj wiemy, że zimorodki nie

Współcześnie z frazą alkionides meres możemy w języku greckim zetknąć się także na przykład w tytułach utworów muzycznych czy nazwach zespołów. Co ciekawe, dni mogą być zimorodkowe również w języku angielskim. Wyrażenie halcyon days we współczesnej angielszczyźnie odnosi się najczęściej do melancholijnie wspominanego szczęśliwego okresu młodości. A „ów halcyjon” z pamiętnego wiersza Przybosia? Dlaczego został przez poetę nazwany również „ptakiem Słowackiego”? Nie, nie o uznanie dla


się przemieszczać w poszukiwaniu niezamarzniętej wody i wiele z nich tego okresu niestety nie przetrwa, giną z wychłodzenia. Zimorodki w większości zostają w Polsce na zimę, ciesząc nas swoim widokiem cały rok, ale niektóre z nich, szczególnie młode, potrafią w poszukiwaniu źródeł pożywienia zawędrować bardzo daleko. Zaobrączkowane u nas osobniki docierają na Wyspy Brytyjskie, do Hiszpanii, Francji, Szwajcarii czy Niemiec.

przystojnej twarzy naszego wieszcza tu chodzi. W szkołach raczej o tym nie uczą, ale Słowacki również napisał „Pana Tadeusza”, a właściwie raczej zaczął pisać trzynastozgłoskowy utwór, który miał być kontynuacją, prawdopodobnie bardziej mroczną i realistyczną, mickiewiczowskiej epopei. W początkowych fragmentach Słowacki daje sugestywny

opis zimy na Litwie tak surowej, że zmarznięte zimorodki zlatują się do dworku w Soplicowie w poszukiwaniu schronienia i pożywienia...

Pokochać zimorodka Zima, nawet ta łagodniejsza niż opisana przez Słowackiego litewska, dla zimorodków jest okresem bardzo trudnym. Uzależnione od ryb muszą

Zimorodek to więc nie tylko po prostu piękny ptak, ale ptak interesujący i pod względem swoich obyczajów, i pod względem roli, jaką odgrywa w kulturze. Większość z nas prawdopodobnie nigdy nie będzie miała okazji zobaczyć go na żywo, ale mamy nadzieję, że fotografie Krzysztofa Chomicza pozwolą go poznać, zrozumieć i być może pokochać… REKLAMA


TRADYCJA i nostalgia

Jeszcze nie tak dawno mieliśmy ciepłe lato. Potem nadeszła jesień. Szary listopad zdążył odejść w zapomnienie. Jest grudzień, czyli czas nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Na samą myśl o nich czuję zapach goździków i pierników. Napływają wspomnienia świąt w domu rodzinnym… TEKST MAJA PIÓRSKA ILUSTRACJA KATARZYNA BARANOWSKA

B

o to czas łączenia się. Rodziny starają się być blisko, by wspólnie zasiąść przy wigilijnym stole. Jednak nie wszystkim dane są takie wspólne przeżycia. Mam na myśli oczywiście rodziny marynarskie. Kiedy mąż, ojciec lub syn jest na morzu, żona, dzieci czy rodzice w szczególny sposób odczuwają brak tej bliskiej osoby. W naszym mieście wiele jest takich rodzin. W tym tekście mnie będzie niewiele. Głos oddaję tym, którzy znają to najlepiej. Krystyna Iwan tak wspomina święta – Kiedy mój, nieżyjący od kilku lat, mąż Bogusław przez ponad dwadzieścia lat pływał po morzach i oceanach, takich świąt bez Niego było bardzo dużo. Trudno je zliczyć. Zawsze jednak przy stole było miejsce dla męża, bo chociaż był daleko wiedziałam, że myślami był ze mną i synem. Nasze myśli biegły ku morzu, czyli tam, gdzie wśród kolegów znajdowała się najbliższa nam osoba. Trochę nadrabiałam miną, uważając, że jest to normalne. Czasem udało się porozmawiać telefonicznie, złożyć sobie życzenia, usłyszeć głos. I mimo że rodziny marynarskie przyzwyczajone są do rozłąki, to w święta, za każdym razem było nam smutno.

50

MAGAZYN

W swoich dawnych dziennikarskich zapiskach znalazłam wspomnienia Bogusława Iwana. Boże Narodzenie opisywał tak: Różne są święta na morzu… Zawsze uroczyste i zawsze ciężko przeżywa się je z dala od najbliższych. Przeżywałem je na statkach rybackich, cargowych polskich i obcych bander. Miłe wspomnienia świąt mam na statkach łowczych, chociaż pamiętam też święta bardzo pracowite, bo ryba szła i trzeba było pracować. A kolację wigilijną jedliśmy zmianami. Miło wspominam święta na Morzu Śródziemnym. Załoga mieszana, polsko-włoska. Wszyscy świątecznie ubrani, wspaniale przygotowane stoły, piękne życzenia kapitana dla całej załogi, dużo uśmiechów. A po kolacji, gdy popatrzyło się na tych ludzi, to jakby nie ci sami. Myślami byli gdzieś daleko, wśród swych najbliższych. Jeśli na statku są Polacy, święta są bardziej rodzinne. Jest czas na rozmowy, na kolędy. Na obcych statkach bywa różnie, zawsze jednak tęskni się do najbliższych. Zupełnie inne święta spędzałem w Norwegii. Staliśmy wtedy w porcie na północy Norwegii. Po wigilijnej kolacji wyszliśmy na spacer i ze zdziwieniem zobaczyłem, że przed doma-

mi, w ogródkach, w oknach palą się pojedyncze świeczki. Po powrocie na statek dowiedziałem się, że w okresie świąt rodziny norweskie zapalają te świece dla tych, którzy zginęli gdzieś na morzu. Jest to dla nich taki rodzaj gwiazdki. Piękny zwyczaj. W marynarskim zawodzie spędzanie świąt na morzu, szczególnie bożonarodzeniowych, jest koniecznością, na którą decydują się w chwili wyboru tego zawodu. Jurek Porębski – ichtiolog, brał udział w wielu rejsach badawczych na oceanach. Kiedyś zapytałam go, czy spędzał Boże Narodzenie na morzu. Odpowiedź zawarł w książce Z rybakami w świat (IX): (…) Trzy razy na „Siedleckim” (rejsy: Afryka Południowa, Argentyna, Antarktyka), trzy razy na „Wiecznie” (północno-zachodnia Afryka, Falklandy), dwa razy na „Gople” (Pacyfik – Chile, Atlantyk) i pewno jeszcze dwa razy, nie pamiętam na jakich statkach (…) (…) Upływ czasu i to, że stanowi chyba najważniejszą wartość w życiu, marynarze odczuwają najbardziej chyba w czasie świąt bożonarodzeniowych, gdy spędzamy je na dalekich, obcych, nieraz egzotycznych łowiskach lub portach. Właśnie wte-


ŚWIĘTA NA MORZU

felieton

dy my Polacy, przesiąknięci tradycją wigilijnego stołu, pasterki, śpiewania kolęd, gdzieś na dalekim oceanie powracamy myślami do kraju, do domu… Jednak dla wielu pływających święta Bożego Narodzenia spędzane w morzu są czymś pięknym i ważnym, chociaż połączonym z nostalgią. Ja też należę do tych, co twierdzą „gdybym nie spędził samotnych Świąt w morzu jako członek załogi statku wykonującego swoje zadania, to świat moich odczuć – emocji byłby dużo uboższy”… Czytelnikom, w tym marynarskim rodzinom, życzę ciepła i serdeczności przy wigilijnym stole oraz skrzącej się, pachnącej lasem choince.

MAGAZYN

51


O! Dzieje się!

O!Środek Działań Teatralnych istnieje od 2010 roku. Powstał z inicjatywy i wyobraźni aktorki Anety Kruk. Choć jego siedzibą od początku jest Miejski Dom Kultury w Świnoujściu, scenę dla swoich poczynań znajduje wszędzie. Bo miasto też jest sceną. TEKST MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA ARCHIWUM ODT

Intryguje już sama nazwa i ten wykrzyknik wewnątrz wyrazu „ośrodek”. O! Przed laty Kora śpiewała – O! Po co tyle hałasu… W tym przypadku właśnie o ten hałas chodzi,

52

MAGAZYN

o ferment twórczy. A ten nigdy nie jest cichy. Od początku było jasne, że aktywność O!Środka nie zamknie się w czterech ścianach sali teatralnej, że trzeba ruszyć w miasto, ubarwić ulicę, zaangażować przechodniów, że trzeba wszelkich interakcji.

Zaproszenie – Ludzi noszących w sobie kreatyw-

ność, pewną abstrakcję, spotkać można wszędzie – mówi Aneta. Przez lata do O!Środka dołączały osoby w różnym wieku, o różnych zawodach i pasjach, ale zawsze z tym niezbędnym wspólnym mianownikiem: otwartą głową, potrzebą ekspresji, z głodem poszukiwań niebanalnej zabawy, szaleństwa, „zaczarowanych” sytuacji. I z gotowością do po-


NASZ ARTYSTA

jest ogromna, wydaje się nie mieć granic. Podobnie jak zdaje się ich nie mieć samo miasto, jakby na przekór swej przygraniczności. O!Środek ochoczo korzysta z możliwości, jakie daje topografia i charakter Świnoujścia. Raz po raz zawłaszcza tę wyjątkową przestrzeń, ukazując jej inne, nieznane dotąd oblicze. Eksploruje miejsca nieoczywiste. Nieoczywiste przynajmniej w kontekście działań teatralnych. Czy będzie to prom, czy promenada, plac miejski, czy park.

Spontaniczność i ramy

FOTO ROBERT IGNACIUK

dejmowania wyzwań. Teatr bowiem nie jest sztuką łatwą. Bycie aktorem, nawet w sytuacjach amatorskich, nie jest prostym zadaniem. Trzeba posiadać odwagę, by zaistnieć wobec innych, zainteresować ich sobą. Zaprosić do wspólnego działania i sprawić, by nie tylko to zaproszenie przyjęli, ale i nie wyszli w połowie opowieści…

Bez granic A było takich opowieści już wiele. Tych precyzyjnie konstruowanych jako spektakle klasyczne i tych podążających za żywiołem jako happeningi uliczne. Wyobraźnia twórcza Anety i jej podopiecznych

– Najważniejszy jest ten naturalny przepływ pewnego szaleństwa, wariacji, spontaniczności – uważa Aneta. Zaraz jednak dodaje – Oczywiście, że zaczynamy od niczym niezmąconej spontaniczności, ale zaraz potem trzeba ją okiełznać, wziąć w ramy, nadać jej formę. Zawsze w służbie efektu końcowego, ale też i w służbie samorozwoju, nauki. Nie jest bowiem możliwe, nawet w ruchu amatorskim, by w procesie zabawy, przygody nie zanurzyć się rzetelnie w tajniki, arkana sztuki teatralnej. Nawet jeśli uczestnicy nie myślą o tym, by z amatorów stać się profesjonalistami, to najzwyczajniej ta przygoda ich wzbogaca, otwiera, ośmiela. A o to właśnie w O!Środku chodzi. Otwarte umysły przyciągają kolejne, podobne sobie i twórczo współdziałają z korzyścią dla siebie samych i dla innych.

Pokrewne dusze Takim właśnie złowionym dla O!środka talentem i przyjacielem jest artysta malarz January Korff. Jak na pasjonatów przystało, trudno im oddzielić pracę od prywatności, te dwa światy niezmiennie się im przenikają. January swoim talentem ubogaca wizualną stronę każdego przedsięwzięcia. Tworzy wspaniałe dekoracje, scenografie i oryginalne rekwizyty. – To bezcenna pomoc i niezwykłe wsparcie, bez którego działania O!środka na pewno nie byłyby tak kolorowe – mówi Aneta. – To preteksty, by z drugim artystą

kultura

iść kreatywnie, przez chwilę, w tym samym kierunku – dodaje.

Na 200 procent Działania artystyczne (kompletnie bez znaczenia jest tutaj dziedzina czy stopień zawodowstwa) mają tę cechę, że zawsze wkłada się w nie całe serce. A nawet o wiele więcej. Jakieś 200 procent siebie. – Żadna nasza akcja nie zaistniałaby na pół gwizdka, bez naszego całkowitego zaangażowania – mówi Aneta. To pasja wychodząca poza cały etat. Bez wakacji. Wyobraźnia jest nieustannie w ruchu, twórcze napięcie, wymiana myśli, inspiracji, pomysłów. A jest wokół wiele pretekstów, żeby coś zrobić, pokazać. Stąd niektóre działania O!Środka wpisują się w kalendarz polskich świąt czy rocznic, a inne biorą się wprost z wyobraźni. Zawsze z tym samym oddaniem.

Śmieszno-strasznie Scenicznym debiutem O!Środka była inspirowana programem Kabaretu Hrabi wariacja na temat legendarnego Draculi, zatytułowana… Hrabia MDKula. Nie trzeba pytać, dlaczego. Artystycznym owocem zaledwie dwumiesięcznej pracy był ponadgodzinny wieczór łączący w sobie kabaret i horror. Wyszło wspaniale. Twórcy zadbali o wszystko, dopracowali każdy szczegół. Był więc odpowiednio mroczny nastrój, kostiumy i makijaże, charakterystyczna scenografia, rekwizyty. Do dziś niektórzy wspominają ten spektakl. I domagają się powtórki. Spektakl

MAGAZYN

53


kultura

NASZ ARTYSTA

ukryte wśród drzew, klimatyczne Zaduszki, z budującą nastrój muzyką Marka Grechuty i poezją Tadeusza Nowaka. Był happening Jesienne Róże, już kilkakrotnie wyczarowywane z kolorowych liści klonu. Był fantastyczny, barwny, edukacyjny spektakl dla dzieci Zaczarowany Las z ekologicznym przesłaniem. Były Jasełka, Walentynki i wiele, wiele innych. Każdy powód jest dobry, by uruchomić kreatywność… pokazał bowiem, że jest w tej grupie potencjał i siła. A przede wszystkim kreatywność, której należy dać ujście.

Słowianie, Grechuta i las Dowodów na wspomnianą kreatywność O!Środka świnoujścianie otrzymali już wiele. Był piękny i wzruszający, grający archetypami spektakl Gość Oczekiwany. Był wspaniały ukłon w stronę naszych korzeni, czyli akcje Noc Świętojańska oraz Słowianie u źródeł – wydarzenie, które otrzymało w Warszawie Nagrodę Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej za wyróżniające się przedsięwzięcia o charakterze kulturowym i kulturotwórczym. Były Uczty Dekadenckie, skupiające przy jednym stole persony nie z tego świata, zapraszające przechodniów do wspólnego świętowania. Były

54

MAGAZYN

Preteksty na ulicy Kreatywność rodzi kreatywność i przyciąga ją. O!Środek ma od wielu lat twórczych i biorących udział w jego wydarzeniach przyjaciół: January Korff, Iwona Dominiak, Marek Żymła, Paweł Pelc, Jordan

Rzepko, Beata Król, Maciej Darcz, Małgorzata Załoga, Elżbieta Gołaszewska, Jakub Milewski, Iwona i Sebastian Dziekońscy, Daniel Zyzik, Katarzyna Rybarczyk, Julia Owsińska i wielu, wielu innych. Wymienić ich wszystkich nie sposób. O!Środek jest nieustannie otwarty na nowych uczestników. Okazuje się bowiem, często nieoczekiwanie dla nas samych, że tkwi w nas głęboka potrzeba nierzeczywistości, pragnienie przeistaczania się, chęć zmierzenia się z nieznaną materią. W imię sztuki. W imię zabawy. Jest pewne, że dopóki mamy Anetę Kruk i O!Środek Działań Teatralnych MDK, pretekstów do tego nie zabraknie. I raczej nie trzeba będzie ich szukać. Same nas znajdą.




POMYSŁY NA PREZENT

kultura

Bosko fałszować Uznawana za najlepszą aktorkę na świecie Meryl Streep w roli uznawanej za najgorszą śpiewaczkę na świecie Florence Foster Jenkins – to nie lada wydarzenie. Świnoujskim kinomanom z jakiegoś powodu zostało ono oszczędzone i film nie trafił do tutejszego kina, ale na ratunek idzie DVD. Boska Florence Stephena Frearsa to słodko-gorzka, oparta na faktach, opowieść o spełnionych marzeniach. Choć być może lepiej było pozostawić je niespełnionymi? Bohaterka bardzo kocha muzykę, ale muzyka nie kocha jej wcale. Florence śpiewa, choć nie powinna, by na łożu śmierci stwierdzić – Ludzie mogą powiedzieć, że nie umiałam śpiewać, ale nikt nie powie, że nie śpiewałam… Brawo, Florence! Nie, nie za muzykę. Za postawę. Boska Florence, reż. Stephen Frears, 2016

Szczęśliwi jak duńczycy Tak już mamy jako naród, że w kwestii poczucia szczęśliwości nasze notowania nie są najwyższe. I nie brzmi to dumnie, więc może ta książka nam pomoże? Nasz piękny język nie tłumaczy jednym słowem, czym jest to tytułowe hygge, które pozwala Duńczykom być najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. A chodzi tutaj o coś zupełnie prostego. O sztukę cieszenia się codziennością. O umiejętność znajdowania przyjemności w niewielkich pozornie rzeczach. O zdolność relaksowania się. O satysfakcję płynącą z obcowania z drugim człowiekiem. Brzmi to wszystko banalnie, prawda? Prawda. Tyle że w praktyce takie już nie jest. Bo tego wszystkiego zwyczajnie trzeba się nauczyć, wypracować. Szczególnie jeśli – jak my Polacy – największe szczęście znajdujemy w umartwianiu się i szukamy dziury tam, gdzie zacerowane. Zatem, przyjemnej (!) lektury. Marie Tourell Søderberg, Hygge. Duńska sztuka szczęścia, 2016

Umarł król, nie ma króla 2016 to rok w muzyce osobliwy. Legenda nagrywa genialną płytę i… po chwili umiera. Tak było z Davidem Bowiem. Tak stało się z Leonardem Cohenem. W październiku ukazała się czternasta płyta Leonarda Cohena You Want It Darker. Ostatnia, jak się okazało trzy tygodnie później. Któż nie kojarzy tego głosu: niskiego, zmysłowego, choć i chropowatego? W otwierającym album utworze bard melodeklamuje nim słowa: jestem gotów, Panie… Płyta jako testament. Tym bardziej poruszający jest fakt, że w jej nagraniu jako producent uczestniczył syn artysty, Adam. Dziewięć mrocznych, wzruszających pieśni. Gitara, pianino, skrzypce, chór z montrealskiej synagogi. I ten głos… You Want It Darker nie jest albumem rewolucyjnym, bo i po co miałby takim być. Wystarczy, że jest rewelacyjny. Leonard Cohen, You Want It Darker, 2016 MAGAZYN

57


kultura

SŁOWO I OBRAZ

Piekło w gębie i inne historie Można jeszcze wspomnieć, że autor prezentował ją niedawno na 25. Targach Książki Historycznej w Warszawie, ale to już fakt nieco mniej znaczący.

Nową książkę Jarosława Molendy można całkiem zgrabnie opisać liczbami. I to okrągłymi. Dwudziesta piąta w karierze, piąta o roślinach – po pięciu latach od pierwszej o tej tematyce. A na dodatek, wydana dziesięć lat od literackiego debiutu.

Książka nosi smakowity tytuł Od chili do wanilii. Historia roślin apetycznych. Wiadomo zatem mniej więcej, o czym opowiada. Jak się jednak okazuje, nie do końca o roślinach. Sam autor nazywa ją „książką kucharską, ale bez przepisów”. Znajdziemy tu więc barwne, „Molendowe gawędy” nie tylko o tytułowej wanilii czy chili, ale i o chlebie, makaronie czy lodach. Zdaniem Paola Graffiego, szefa kuchni popularnej włoskiej restauracji Le Chalet na Podhalu, to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy są ciekawi, jak jedzenie odmieniło nasz świat… Bo Jarosław Molenda nie byłby sobą, gdyby skupił się jedynie na tym, żeby swoich „bohaterów” opisać

i sfotografować. Jest na to zbyt dociekliwy. Z wielkim zaangażowaniem zgłębia ich historię, podąża ich śladami, nierzadko odkrywa ich tajemnice. I dowodzi, że często dana rzecz nie jest tym, czym nam się powszechnie wydaje. Że niekiedy stoi za nią bardzo zaskakująca opowieść. Na przykład lody. Kto je wymyślił? Wiele wskazuje na to, że Chińczycy. A te włoskie wcale nie są włoskie. Podobnie z makaronem. Stworzyli go oczywiście Włosi, prawda? Otóż, nieprawda. Może i oszaleli na punkcie makaronu. Może i produkują taki w kształcie piłki nożnej, łącząc swoje dwie pasje. Ale to w Chinach odnaleziono najstarsze szczątki makaronu. A Europa zawdzięcza go… Arabom. Zajmujących opowieści znajdziemy w książce Jarosława Molendy dużo więcej. Byłoby złośliwością zdradzanie tych smaczków. Zatem, pysznej lektury!

Zagęszczone miasto Szczecińskie Centrum Dialogu „Przełomy”, filia Muzeum Narodowego, to miejsce hołubiące nową historię Szczecina oraz Pomorza Zachodniego. Wśród mnóstwa interesujących treści i eksponatów znajduje się obraz dla świnoujścian wyjątkowy. Edward Dwurnik (rocznik 1943) to malarz niezwykle płodny. Stworzył ponad 3,5 tysiąca obrazów i 10 tysięcy rysunków. Nigdy nie krył swojej fascynacji słynnym artystą naiwnym – Nikiforem (pamiętacie film z genialną rolą Krystyny Feldman?), którego uważa za swojego jedynego mistrza. Fascynacji autentycznością,

58

MAGAZYN


o topograficzną wierność, a tkankę miejską traktuje dość swobodnie. Bez szkody dla tejże. W 1967 roku Dwurnik namalował nasze miasto. Dociekliwy świnoujścianin zapewne dojrzy w tym gąszczu szczegółów jakieś charakterystyczne punkty. Świnoujście w ujęciu malarza jest żywe, hałaśliwe, barwne, dynamiczne. Jest tu miejsce na codzienność, ale i na ludyczność. Może to Fama? Przyjrzyjmy się uważnie…

po lewej obraz Świnoujście, z cyklu Podróże autostopem - Edward Dwurnik

prostotą, syntetycznością, dziecięcym spojrzeniem na świat krynickiego twórcy, jego niebywałym wyczuciem koloru. Dwurnik swój bodaj najsłynniejszy cykl Podróże autostopem rozpoczął

już pół wieku temu. Odwiedzał miasta duże, średnie, małe. I malował je. Zawsze w ten sam sposób. Pejzaże miejskie, tak zwane weduty, widziane z lotu ptaka. Pełne detali, obiektów, budynków czy ludzi. Dowody na życie miasta. Artysta nie dba

„Przełomy” warto odwiedzić nie tylko dla tego obrazu, z sentymentu do miasta. Ekspozycja jest przebogata i niezwykle zajmująca. A sam budynek to prawdziwe dzieło sztuki, zbierające nagrodę za nagrodą – choćby ostatnio na World Architecture Festival 2016 w Berlinie. „Przełomy” zdobyły Grand Prix oraz pierwszą nagrodę w kategorii „Kultura”. REKLAMA


kultura

WYDARZENIA

Piękne dźwięki, ważne treści Ten nie do końca straszny, jak się ostatecznie okazuje, listopad stał się w Świnoujściu tłem dla wielu pięknych dźwięków i ważnych treści. Muzyka łagodzi wszystko, nie tylko obyczaje. Znalazła się też przestrzeń dla literatury.

Zna go każdy miłośnik dobrego reggae, a tych w naszym mieście nie brakuje. I dla nich właśnie Damian Syjonfam przemierzył niemal cały kraj, jadąc tu aż ze Świdnika. Jak sam mówi – Muzyka ma dawać ludziom przyjemność, ukojenie, zabierać ich do miejsc, za którymi tęsknią ich serca… Jak powiedział, tak uczynił. Świnoujska (i nie tylko!) publiczność była wniebowzięta, bo taki przekaz – pełen ciepła i miłości – jest dziś bardzo potrzebny.

Tego wyjątkowego wieczoru Marina Nikoriuk i jej śpiewający podopieczni postanowili wywoływać duchy, Duchy wojny. Zbyt młodzi, by to pamiętać, jednak wystarczająco dojrzali, by to sobie wyobrazić, a przynajmniej spróbować… Świat nie pozwala o tym nie myśleć. W każdym momencie gdzieś toczy się wojna. Ludzie ginęli dla idei, giną i ginąć będą. A koncert był pięknym przypomnieniem o tym niepięknym fakcie.

11.11., Sala Teatralna MDK

5.11., Jazz Club Central’a - SCENA

Debiutantka z najważniejszą nagrodą literacku w kraju. Bronka Nowicka zaczynała od reżyserowania. Kręciła etiudy filmowe, robiła spektakle teatralne. Ba, ma w portfolio także słynną „Supernianię” z telewizji! Spróbować też sił w literaturze i napisała Nakarmić kamień. Rzecz okazała się na tyle smakowita, że zaspokoiła wymagające apetyty kapituły przyznającej nagrodę Nike. Nasyciła nią również świnoujścian.

15.11., Miejska Biblioteka Publiczna

60

MAGAZYN

To był prawdziwie integrujący koncert. Jedna scena stała się miejscem spotkania trzech pokoleń z wielu regionów. Tytuł wydarzenia Krótka msza dziecięca można odczytywać nieco przewrotnie. Bo nie dziecięca, tylko wielopokoleniowa. A do tego, na szczęście dla słuchaczy, wcale nie taka krótka. W tym niezwykłym muzycznym nabożeństwie wystąpili młodsi i starsi ze Świnoujścia, Gorzowa Wlkp., Goleniowa oraz Wolgastu.

19.11., Kościół p.w. Błogosławionego Michała Kozala


kalendarium

Grudzień w mieście

09-30.12. – Świąteczny Kiermasz Sztuki, Galeria ART Miejskiego Domu Kultury 09-10.12. – SC’END Fest – Pożegnanie Sceny, Jazz Club Central’a - SCENA, bilety 20/25 zł (jeden dzień), 40/50 zł (cała impreza)

13.12., godz. 15.30 – Koncert Trzech Tenorów, Sanatorium Uzdrowiskowe „Rybniczanka”, bilety 30 zł

17.12., godz. 17.00 – Świąteczny koncert fortepianowy, Galeria ART Miejskiego Domu Kultury, wstęp wolny

16.12., godz. 17.00 – Spotkanie wigilijne dla mieszkańców – Jasełka i kolędy, Filia MDK Warszów, wstęp wolny

20.12., godz. 10.00 – Jasełka dla dzieci, Filia MDK Warszów, wstęp wolny

17-30.12. – Jarmark świąteczny i Karuzela wenecka, Plac Wolności, wstęp wolny 17.12., godz. 9.00-14.00 – Pchli targ, Targowisko Miejskie „Zielony Rynek pod Zegarem”

09.12., godz. 12.00 – Impreza Pozytywnie Zakrętkowa, Sala Teatralna MDK, wstęp „za zakrętki”

17.12., godz. 10.00-14.00 – Jarmark Rękodzieła Artystycznego, Pasaż Rondo, wstęp wolny

10.12., godz. 10.00-14.00 – Jarmark Rękodzieła Artystycznego, Pasaż Rondo, wstęp wolny

17.12., godz. 11.00-13.00 – Świąteczne pływanie z OSiR „Wyspiarz” i WOPR, Pływalnia Miejska

10.12., godz. 15.00 – Świąteczno-noworoczne warsztaty rękodzieła dla dzieci i dorosłych, Filia MDK Przytór, wstęp wolny

17.12., godz. 16.00 – Spotkanie przedświąteczne z Kołem Emerytów i Rencistów – życzenia i koncert, Filia MDK Przytór, wstęp wolny

22.12., godz. 17.00 – Wspólna wigilia mieszkańców osiedla, Filia MDK Karsibór, wstęp wolny 31.12., godz. 20.00 – Zabawa Sylwestrowa, Filie MDK Przytór (bilety w cenie 60 zł od osoby), Filia MDK Warszów (bilety w cenie 150 zł od pary) 31.12., godz. 23.30 – Sylwester Miejski. Pokaz fajerwerków i laserów z podkładem muzycznym, plaża przy bazie WOPR, wejście od ul. Powstańców Śląskich

Pełny program imprez na stronach: www.mdk.swinoujscie.pl www.swinoujscie.pl REKLAMA


Po prostu

El Papa

Na miano kultowego lokal nierzadko pracuje latami. El Papie wystarczyły dwa.

Dziś jest jednym z najbardziej wyjątkowych miejsc w Świnoujściu. Wręcz magicznym. Ma swoich miłośników. Ci, którzy znają El Papę, wiedzą, o czym piszę.

TEKST MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

Pomysł na własna kawiarenkę, ale w Manchesterze, pojawił się za sprawą Marka, młodszego syna Eli, który od lat tam mieszka. Ożyły wtedy jej marzenia, skrywane gdzieś na dnie serca. Do pomysłu dołączył Bartek, syn starszy. Wspólnie przemierzali tamtejsze uliczki, szukali inspiracji, zaglądali do lokalnych kawiarni.

62

MAGAZYN

W tym mniej więcej czasie okazało się, że tu, w Świnoujściu, pojawiła się możliwość przejęcia lokalu, w którym obecnie znajduje się El Papa. Koncepcja zmieniła lokalizację, ale samo marzenie pozostało nietknięte. Rodzinna, klimatyczna kawiarnia w ukochanym Świnoujściu.

Piasek i morze Z wolna wizja zaczęła się urzeczywistniać. Pojawił się lokal przy ulicy Bohaterów Września. Pojawiła się

nazwa. Stoi za nią Bartek, człowiek pióra, lubiący Ernesta Hemingwaya. El papa – mawiano na pisarza. Eli i Markowi pomysł na Hemingwaya jako patrona kawiarni bardzo się spodobał. Czy ma tu znaczenie fakt, że nazwa zawiera cząstkę „el”, która jest obecna również w imieniu Eli? Ona twierdzi, że w tamtym momencie raczej nie miał. Choć z czasem, i siłą rzeczy, wkrótce przylgnął do niej przydomek – El Ela. Prace ruszyły, a lokal zyskiwał kolory.


EL PAPA - CAFE HEMINGWAY

miejsca

Od początku było jasne, że będą to barwy piasku i morza. Wizja była bardzo precyzyjna. Trochę trwało znalezienie odcienia idealnego…

Tak musiało być – Wierzę w znaki… – mówi Ela. Co ma na myśli? Z lokalem zajmowanym obecnie przez El Papę wiąże się fantastyczna historia. Wcześniej była tu kawiarnia Magdalenka, która później zmieniła nazwę na Regata. Nie nazwy są jednak w tej historii najważniejsze. Chodzi o fakt, że w dniu otwarcia Magdalenki Ela była jej pierwszym gościem. Zajrzała, wypiła kawę, porozmawiała z prowadzącymi… Nie myślała wówczas, że to miejsce będzie kiedyś tak istotną częścią jej życia. Ale już wtedy dobrze się tu czuła.

Dzieło zbiorowe El Papa to przede wszystkim dzieło Eli, Bartka i Marka. Ale i grupy przyjaciół, którzy podzielili się z nimi swoim czasem, talentem i umiejętnościami. Dzięki temu mamy do czynienia z miejscem niezwykłym, gdzie na każdym kroku i w każdym momencie czuje się wyjątkowy, familiarny klimat. Wspaniałe pomysły Jagny, obrazy Januarego, sugestie kolorystyczne Anety, upór Eli, Bartka i Marka… Meble zebrane z różnych

zakątków, posiadające duszę, własną historię… Wszędzie mnóstwo książek – na półkach, na oknach, na stolikach. Przypominają one o patronie El Papy, ale i są „codziennym przyjacielem” współtwórcy lokalu, Bartka.

Rodzina El Papy Na początku na rodzinę El Papy składały się trzy osoby – Ela, Bartek i Marek. Z biegiem czasu ta rodzina znacząco się powiększyła. Jest Ala i Mikołaj, czyli partnerka i synek Marka. Są inni członkowie ich familii. Są przyjaciele. Tacy, którzy byli tu

od początku. Tacy, którzy dołączyli później. Wciąż przybywa nowych. El Papa ma bowiem ogromną moc przyciągania. Zaglądają tu mieszkańcy, turyści, niemieccy sąsiedzi, ludzie z całego świata. Zaglądają i… chcą wracać. Bo to jak powrót do domu, do bliskich.

Gościnność w standardzie Klient – to brzmi bezosobowo. I jest zupełnie nie w stylu El Papy, bo w tutaj nie ma klientów. Są goście. Zawsze serdecznie witani. Obdarzeni szczerym, niewymuszonym uśmiechem, chwilą rozmowy, zainteresowaniem. Wielka w tym zasługa prowadzących kawiarnię, ale i młodych, fantastycznych ludzi z nimi pracujących. Natalia, Olga i Tomek nie są tu z przypadku. Oni lubią i chcą być w El Papie. Lubią odwiedzających to miejsce gości, a to jest zawsze wyczuwalne. I stanowi jedną z niezliczonych zalet lokalu.

Mandolina i marabuty El Papa to znacznie więcej niż kawiarnia. To żywe miejsce, otwarte na wszelkiego rodzaju działania artystyczne, kochające ludzi twórczych. Pisarzy, muzyków, plastyków, młodych artystów szukających swojego miejsca. Wieczory literackie, wernisaże czy koncerty są istotnym punktem El Papowego życia. To tutaj

MAGAZYN

63


miejsca

EL PAPA - CAFE HEMINGWAY

swoje spotkania autorskie mieli Iwona Żytkowiak czy Jarek Molenda. To tutaj usłyszeliśmy kojące dźwięki mandoliny i pianina. To tutaj już wkrótce zobaczymy marabuty namalowane przez Artura Cieślara. W El Papie działo się, dzieje i dziać się będzie.

Smaczne i piękne – Smaki z dzieciństwa towarzyszą mi każdego dnia, a El Papowe ciasta muszą być takie jak w moim domu rodzinnym: smakowite i urodziwe – mówi Ela. I tak właśnie jest. To prawdziwe dzieła sztuki kulinarnej. Już samo patrzenie na nie sprawia przyjemność. A to dopiero prelu-

64

MAGAZYN

dium. Zamiłowanie do pieczenia ma po mamie. To kolejny dobry duch tego miejsca. Nie bez powodu w menu kawiarni znajdujemy Sernik Mamy czy Szarlotkę Babci Jadzi. Każde proponowane przez El Papę ciasto ma swoją nazwę i historię. Mały Książę, Wyspa Skarbów, Zaczarowany Ogród, Biały Kot, Rozmarynowe Lowe... Brzmią i smakują wspaniale. A opowieści o nich z pewnością pojawią się kiedyś na El Papowej półce z książkami.

Ławeczka À propos marzeń… Te El Papowe często się spełniają. Dowodem najbardziej wymownym jest sama

kawiarnia. Eli marzy się ławeczka z siedzącym na niej Hemingwayem lub z dziewczyną czytającą książkę i chłopcem z paletą i pędzlem. Takiej jeszcze nie ma, ale niedawno przed kawiarnią pojawiły się dwie piękne małe ławeczki, na których siadają i nasi mieszkańcy, i goście przybywający do Świnoujścia. Kto wie, może już wkrótce usiądzie tu dziewczyna z książką oraz chłopak z paletą i pędzlem? A obok nich sam mistrz Hemingway? El Papa - Cafe Hemingway Bohaterów Września 69 Świnoujście facebook.com/elpapacafe



66

MAGAZYN


HANDMADE NA SŁODKO

kulinaria

Świąteczne prezenty

z Twojej kuchni

TEKST, ZDJĘCIA I PRZEPISY KAROLINA LESZCZYŃSKA

Z

roku na rok święta jakby co raz bardziej tracą swoją magię. Już od listopada zalewani jesteśmy falą świątecznych reklam, które wmawiają nam,

że potrzebujemy nowego telefonu, perfum, komputera i całe mnóstwo innych drogich rzeczy. Pieniędzmi nie trzeba się martwić, bo w kredytach i szybkich pożyczkach można przebierać do woli. W tej całej pogoni za nowym, droższym i ładniejszym, tracimy wszystko to, co w świętach jest najważniejsze – piękny, rodzinny czas w wyjątkowej atmosferze, pełen rozmów i wspomnień. Warto się zatrzymać. Osobiście wolę dawać i dostawać prezenty zrobione własnoręcznie. To może być drobnostka. Najważniejsze jest to, że ktoś daje więcej od siebie, poświęca swój czas i myśli. To jest najpiękniejsze. Przygotowałam kilka propozycji na proste kulinarne prezenty, które zrobić może każdy. Niby nic specjalnego, ale z pewnością wywoła uśmiech na twarzy obdarowywanego.

MAGAZYN

67


Pierniczki Składniki 50 g masła 125 g miodu 1 łyżka kakao 2 łyżeczki korzennej przyprawy do piernika 150 g mąki orkiszowej 1 łyżeczka proszku do pieczenia 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej 2 łyżki cukru trzcinowego 1 jajko

Masło przełożyć do garnka, dodać miód, kakao i przyprawę korzenną. Podgrzewać, stale mieszając, aż wszystko się rozpuści. Garnek zdjąć z ognia i lekko przestudzić. W misce wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia, sodą i cukrem. Wlać płynne składniki i rozbełtane jajko. Wyrobić ciasto. Będzie ono klejące, ale nie dodawać więcej mąki. Ciasto włożyć na 30 minut do lodówki. Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Ciasto rozwałkować na cienki placek, podsypując go mąką. Wykrawać dowolne kształty pierniczków, układać je na blasze wyłożonej pergaminem. Piec ok. 10-12 minut, aż pierniczki urosną i nabiorą złotego koloru. Przed wręczeniem można udekorować je lukrem.

68

MAGAZYN


HANDMADE NA SŁODKO

kulinaria

Likier

kawowy Składniki 1 puszka mleka kokosowego (400 ml) 4 łyżeczki espresso w proszku 6 łyżek cukru trzcinowego lub kokosowego 250 ml dobrej whiskey Mleko kokosowe przelać do rondelka, dodać kawę i cukier, doprowadzić do wrzenia i gotować ok. 10 minut. Ostudzić. Do rondla dodać alkohol i wymieszać. Likier przelać do ozdobnej butelki. Przechowywać w lodówce.

MAGAZYN

69


70

MAGAZYN


HANDMADE NA SŁODKO

Czekolady

z własnymi dodatkami

kulinaria

Składniki 400 g białej czekolady

suszona żurawina

400 g gorzkiej czekolady

mieszane orzechy

kilka kropli soku z buraków

gruboziarnista sól morska

cukrowe laski

suszone płatki chili

Czekolady roztopić w kąpieli wodnej. Do białej czekolady dodać sok z buraków i wymieszać niezbyt dokładnie. Czekoladę przelać do przygotowanej foremki wyłożonej folią spożywczą. Wierzch posypać połamanymi laskami cukrowymi i żurawiną. Roztopioną gorzką czekoladę rozdzielić pomiędzy dwa naczynia. Jedną udekorować orzechami, drugą solą morską i chili. Czekolady włożyć do lodówki. Przed wręczeniem zawinąć w folię celofanową.

Herbata lawendowa

z melisą i miód lawendowy Składniki 100 g herbaty earl grey 30 g melisy 5 łyżeczek suszonych kwiatków lawendy 100 g ulubionego miodu 2 łyżeczki zmielonych suszonych kwiatków lawendy Herbatę wymieszać z melisą i lawendą. Przesypać do słoika. Miód wymieszać z lawendą i także przełożyć do słoiczka. Przed wręczeniem udekorować.

MAGAZYN

71


Karp – tradycja czy mit? Choć do wigilii pozostało jeszcze kilkanaście dni, a nasze głowy zajmuje wybór choinki, stawy rybne pustoszeją w zastraszającym tempie. Już od początku grudnia hodowcy przygotowują się do odłowu symbolu polskich świąt – karpia. Karp na święta musi być! – powtarzają Polacy, stojąc w kilkudziesięciometrowych kolejkach, żeby tylko go dostać. Dlaczego azjatycka ryba stała się symbolem naszej wigilijnej tradycji?

Jedna z wielu Powód był dość banalny. Dawniej nie potrafiono transportować ryb znad morza na duże odległości (jedynym wyjątkiem był solony śledź). Nie znano też sposobów na ich dłuższe przechowywanie. Rzeki i jeziora nie zawsze dawały wystarczającą ilość ryb, zwłaszcza w zimie, dlatego karp okazał się strzałem w dziesiątkę. Jego hodowlę można było założyć wszędzie i rybę wyłowić tuż przed Wigilią. Bo w Wigilię w dawnej Polsce na stole musiały być ryby. To była bardzo silna, chrześcijańska tradycja. Miały nam one zapewnić zdrowie, pomyślność i obfite zbiory na następny rok. Nigdy jednak nie było tradycji jedzenia konkretnych ryb. W XVIII czy XIX wieku stoły polskiej szlachty i mieszczaństwa uginały się od najrozmaitszych gatunków. W słynnej Kuchni polskiej Lucyny Ćwierczakiewiczowej znajdujemy propozycje skromnych i wystawnych obiadów wigilijnych, wśród których królował łosoś z rusztu, lin duszony, sandacz w galarecie. Były też przepisy na karpia, ale jako jedna z wielu wigilijnych propozycji.

Z Azji do Europy Karp pochodzi z Azji i w naturze w polskich wodach nigdy nie żył. Idealnie nadaje się jednak do hodowli. Jest niezwykle odporny i bardzo szybko adaptuje się do nowych warunków. Potrafi przeżyć

72

MAGAZYN

w zupełnie obcych dla siebie polskich rzekach i zalewach, tyle że się w nich nie rozmnaża. Szybko rośnie, bo je niemal wszystko, co znajdzie w mule - nadgniłe odpadki i części roślin. By rósł jeszcze szybciej i nie chorował, jest sztucznie dokarmiany granulatami i zbożami. Jego pierwsze hodowle powstały w starożytnych Chinach, gdzie wzmianki o stawach karpiowych pochodzą już z V wieku p.n.e. Wiadomo też, że były znane także w starożytnej Europie. Wspominają o nich między innymi grecki filozof Arystoteles oraz historyk i pisarz rzymski Pliniusz Starszy w I wieku n.e.

Król z przymusu Do Polski sprowadzili go prawdopodobnie w XII wieku cystersi, którzy założyli pierwsze stawy. Wkrótce na naszych ziemiach rozpoczął się planowy chów udomowionych karpi lustrzeni. Wzmianki dotyczące hodowli można znaleźć w opracowaniach źródłowych Stanisława Krzyżanowskiego i Bolesława Ulanowskiego, a także w rękopisie kapituły katedry krakowskiej z 1450 r. Nie wiadomo, ile takich hodowli powstało. Można się tylko domyślać, że karp był wówczas rarytasem, zagraniczną nowinką, a przyrządzane z niego dania podawano wyłącznie na specjalne okazje. Karp, uważany za część świętej wigilijnej tradycji, pojawił się na polskich stołach z musu. I został. Warto go w końcu zastąpić czymś smaczniejszym i zdrowszym.

Wigilia bez karpia? Detronizacja karpia wcale nie byłaby


O KARPIU WIGILIJNYM

sprzeczna ze staropolską tradycją. Karp zaczął królować w Polsce niepodzielnie na wigilijnych stołach dopiero w czasach powojennych. Był najtańszą i najłatwiejszą w hodowli rybą, a więc mógł zaspokoić zapotrzebowanie wigilijne w czasach, kiedy o żywność nie było łatwo. Już w 1948 r. ówczesny minister przemysłu Hilary Minc, zagorzały komunista i zwolennik gospodarki nakazowo-rozdzielczej, rzucił hasło „karp na każdym wigilijnym polskim stole” i zainicjował tworzenie Państwowych Gospodarstw Rybackich. Hodowle rosły więc jak grzyby po deszczu, choć i popyt był taki, że wciąż nie nadążały z produkcją. Olbrzymią większość karpi zjadamy w Wigilię. I to właśnie hodowcom zapewne najbardziej zależy, aby podtrzymać tę wigilijną pseudotradycję.

Zdrowsze niż karp Karp nie może równać się z innymi rybami nie tylko pod względem walorów smakowych, ale przede wszystkim zdrowotnych. Jest dość tłusty – ma od 2 do 7 proc. tłuszczu, a na przykład mięso szczupaka zaledwie 1 proc. A poza tym ma niezbyt korzystne proporcje kwasów omega-3 i omega-6. A tylko w odpowiedniej proporcji kwasy te obniżają poziom złego cholesterolu i przyspieszają spalanie tkanki tłuszczowej. Nie można powiedzieć, że mięso karpia jest niezdrowe. Jeżeli ktoś lubi karpia, niech je go na zdrowie. Jest jednak bardzo dużo ryb, które przewyższają go wartościami odżywczymi i smakiem, jak choćby pstrąg, który w porównaniu z karpiem ma zdecydowanie lepsze proporcje kwasów omega-3 i omega-6. Specjaliści od zdrowego żywienia uważają, że najlepiej by było, gdyby na wigilijnym stole zaczęły królować ryby morskie. Niekoniecznie muszą być drogie i egzotyczne. Gdybyśmy chcieli dobierać rybę na święta pod kątem właściwości odżywczych,

a jednocześnie korzystnej ceny, niekwestionowanym królem polskiego stołu wigilijnego powinien zostać swojski śledź. Warto rozważyć też łososia, pstrąga, solę czy dorsza.

Jeśli już karp, to jaki? Jeżeli mimo to decydujemy się na zakup karpia, warto rozejrzeć się za rybą, której jedzenie dostarczy nam przyjemności, a nie będzie ofiarą

Jak rozpoznać dobrego karpia? 1. Oczy wyjętego z wody karpia powinny być skierowane w dół. Tak jakby patrzył na swój brzuch. Gdy patrzy w górę, to znak, że zdycha. 2. Brzuch i podbrzusze powinny mieć kolor przechodzący w mosiądz. Białe świadczą o karmieniu sztucznymi paszami. 3. Grzbiet powinien być koloru ciemnooliwkowego. 4. Skóra powinna być gładka, bez żadnych ran, otarć czy wżerek. Świadczy to o dobrym traktowaniu w trakcie połowu i transportu 5. Na skórze nie może być żadnych pasożytów ani pijawek 6. Skrzela powinny być mocno czerwone

w imię zachowania tradycji. W Polsce hoduje się wiele odmian karpia, choć w sklepach najczęściej gości lustrzeń, zwany też królewskim. Zdaniem smakoszy najsmaczniejsza jest jednak odmiana zwana karpiem pełnołuskim. Przyrządzenie królewskiego jest mniej uciążliwe niż pełnołuskiego, bo praktycznie nie trzeba go skrobać. Brak łusek sprawił jednak, że mają o wiele grubszą skórę niż karpie pełnołuskie. Królewskie odmiany są więc bardziej tłuste i mają mniej smaczną skórę.

Najtaniej? Najgorzej! Unikajmy raczej najtańszych ryb, bo z pewnością nie były one prawidłowo karmione. Zazwyczaj różnica w cenie wynika z czasu rośnięcia ryby i karmy, jaką podaje się rybom w stawach. Karmiony zbożem karp,

kulinaria

który stopniowo przybiera na wadze, nadaje się do sprzedaży po trzech latach. Natomiast ryba karmiona tanimi, wysokoenergetycznymi granulatami może być sprzedawana już po dwóch latach, co bardzo obniża koszty, ale również mocno wpływa na jakość mięsa. W niektórych hodowlach karpie karmi się przemysłowymi paszami, których jakość jest bardzo zła. Te najtańsze karmy składają się ze starego, wielokrotnie używanego oleju wymieszanego z przeróżnymi odpadami żywnościowymi. Trudno się dziwić nieprzyjemnemu smakowi mięsa tak karmionej ryby. Bywa, że ryba źle smakuje, bo oprócz złego karmienia często jest też źle przechowywana. Kiedy widzimy, że w sklepie w basenie dla ryb nie ma dobrego napowietrzania, kiedy pośród żywych karpi pływają również śnięte sztuki, nie kupujmy tam ryb!

Świeże i żywe Jak twierdzą kucharze i smakosze karpiego mięsa, najlepiej jeżeli zdecydujemy się na rybę świeżą i żywą. Wypatrzmy w basenie rybę szybko i zwinnie ruszającą się, pełną energii, bo takie zachowanie świadczy o jej dobrym zdrowiu. Jeśli zaś sklep oferuje zabite karpie, obejrzyjmy skrzela. Jeśli mają kolor żywo czerwony, ryba jest świeża. U śniętej od dłuższego czasu skrzela są szaroróżowe. Pamiętajmy, że sprzedawca, również ten w markecie, powinien mieć certyfikat pochodzenia ryb. Karpie w wannach powinny też żwawo pływać, bo jeśli leżą na boku, to są wycieńczone. Kupujmy najlepiej sztuki ważące od 1,2 do 1,7 kilograma. Takie są najsmaczniejsze. Życzę udanych zakupów pysznego karpia!

Krzysztof Wierzba

Manager gastronomii i szef kuchni Hotel & SPA „Trzy Wyspy” Cieszkowskiego 1, Świnoujście

MAGAZYN

73



Zdrowa

ZIMOWE PORADY

ZIMA

dieta

Rodzina Eskimosów radośnie wybiegła na taras, żeby nakryć stół. Rozstawili talerze, wnieśli sałatki, wino, ciepłe jeszcze bagietki posypane ziołami, pokrojone w plastry pomidorki z bazylią polane oliwą oraz wodę z kostkami lodu, cytryną i miętą…

Coś w tej historii brzmi fałszywie? A może to nie eskimoska, ale włoska rodzina? Albo polska, która nie zauważyła, że za oknami śnieg i mróz, lato się skończyło, a pomidory i sałatę może i uświadczysz w markecie, ale na pewno nie w ogrodzie. Kto więc nie zauważył, przypominam – mamy zimę. A zasady dbania o siebie zimą i latem różnią się co najmniej tak jak opony letnie od zimowych. Nie ma prawa powiedzieć, że o siebie dba ten, kto nie stosuje się zimą do poniższych zasad.

1. Jedzmy warzywa ale... U podnóża piramidy zdrowia, podobnie jak latem, są warzywa. Ale uwaga! Nie pomidorki, papryka czy szczególnie chłonąca nawóz sałata witające nas zaraz po wejściu do marketu. Zimą jemy warzywa, które od lata czy jesieni do zimy przetrwały: kapustę, marchew, seler, buraki, kiszone ogórki. Kupujemy warzywa strączkowe w puszkach oraz mrożone mieszanki warzywne – warzywa w nich zawarte zebrano w pełni sezonu, kiedy były najtańsze i najdorodniejsze. Mrożenie jest najłaskawszą formą konserwacji dla obecnych w nich witamin. Róbmy z nich zupy i gorące kubki (www.rownowaznia. pl/goracy-kubek). Unikajmy sałatek

warzywnych z majonezem. Wszystkie witaminy zostają w wodzie, którą wylewamy po ugotowaniu w nich warzyw. Proceder ten w połączeniu z majonezem z bomby witaminowej robi nam bombę kaloryczną.

2. Dbajmy o naszą florę jelitową Żyjące na końcu naszego przewodu pokarmowego bakterie mogą być albo naszymi wielkimi sprzymierzeńcami albo wrogami w walce o zdrowie i dobre samopoczucie w trudnych zimowych warunkach atmosferycznych. Aby rozwijały się w nas sprzyjające nam szczepy, jedzmy jogurty. Najlepiej takie, które mają podany na opakowaniu konkretny szczep bakterii lub dopisek „probiotyczny”. Wskazane są również kiszonki i banany. Tak! Zimą jest właściwy sezon na banany.

3. Pilnujmy poziomu witaminy D Jest to jedyna witamina, której niezależnie od pory roku nie da rady dostarczyć z jedzeniem, w potrzebnych organizmowi ilościach. Latem jednak z łatwością jest syntezowana w organizmie dzięki częstej eks-

pozycji na promienie słoneczne. Zimą wystawiajmy więc twarz do słońca, ile się da. Ponieważ jednak z innymi częściami ciała może być ciężko, kupmy i systematycznie zażywajmy witaminę D w tabletkach lub – jeśli ktoś ma sentyment do smaku z dzieciństwa – tran. Dawniej tran podawano jedynie dzieciom, z obawy o krzywicę. Dziś wiemy już, że witamina D jest równie potrzebna dorosłym. Na przykład kobietom po menopauzie, które ze względu na zmiany hormonalne szczególnie są narażone na spadek gęstości kości. Niedobory witaminy D podejrzewane są o powiązania z coraz większą ilością nowotworów oraz chorób autoimmunologicznych.

4. Dotleniajmy się Badania skuteczności różnych sposobów podnoszenia odporności (w tym produktów spożywczych, suplementów diety i lekarstw) pokazały, że nic tak skutecznie nie podnosi odporności jak minimum 30-minutowy spacer żwawym tempem. Trzymajcie się więc ciepło i aby do wiosny!

Renata Kasica, Dietetyk, autorka bloga rownowaznia.pl

MAGAZYN

75


Klimat i tradycja

Idea Osady jest prosta. Ma być miejscem rodzinnych i przyjacielskich spotkań, rozmów. Stąd dość odważna w dzisiejszych czasach decyzja o likwidacji Wi-Fi czy usunięcie telewizorów. Tam, gdzie nie ma technologii, łatwiej o koncentrację. 76

MAGAZYN


RESTAURACJA OSADA

Lokal w obecnej odsłonie funkcjonuje zaledwie od 10 miesięcy, a już stał się ulubioną restauracją niemieckich turystów. Chętnie zachodzą tu również świnoujścianie. Dla niektórych tradycją stały się już niedzielne obiady w Osadzie, gdzie zawsze można otrzymać pyszny rosół z kaczki. Kameralność miejsca sprawia, że świetnie sprawdza się również podczas wieczornych spotkań. Osada stawia przede wszystkim na polskie potrawy tradycyjne, ale i posiada w menu akcenty europejskie. Flagowym daniem lokalu jest kotlet schabowy w rozmiarze XXL, o średnicy 30 centymetrów. Jest gdzieś w mieście większy? Inne popisowe potrawy Osady to placek po

świnoujski szlak kulinarny

węgiersku oraz golonka. W menu restauracji znajdziemy też oczywiście ryby – między innymi rewelacyjnego świeżego pstrąga. Również wegetarianie będą z Osadowych propozycji zadowoleni. Klimat i tradycja – te dwie rzeczy dla Osady szczególnie ważne. Ma to odbicie zarówno w wystroju wnętrza, jak i w menu. Niewiele jest miejsc, gdzie można smacznie zjeść, a jednocześnie pobyć z bliskimi, spokojnie porozmawiać. Jeśli więc macie taką potrzebę, zajrzyjcie do Osady! Restauracja Osada Wybrzeże Władysława IV 30A Świnoujście

MAGAZYN

77


Załatwmy raka

jedzeniem

Nowotwór. To brzmi więcej niż groźnie. Wszyscy jesteśmy tego świadomi. Ale czy wiemy, że można mu przeciwdziałać, nie wychodząc nawet z własnej kuchni? Znajdziemy tam zapewne wiele produktów, które mogą ochronić nas przed rakiem. Antyoksydanty i kwasy tłuszczowe omega-3 Pod tymi pojęciami kryją się elementy chroniące nas przed nowotworami. Pierwsze z nich to związki chemiczne, które usuwają z organizmu nadmiar wolnych rodników (które odpowiadają między innymi za raka). Drugie natomiast to dobroczynne substancje przeciwnowotworowe czy przeciwzawałowe. To naturalnie ogromny skrót, ale i nie jest to wykład biochemiczny. Najistotniejsze jest to, żywność zawierająca te składniki jest dla naszego zdrowia nie do przecenienia.

Jakie to produkty?

Nie jesteśmy medykami, więc nie będzie to specjalistyczny tekst o nowotworach. Będzie raczej o tym, co możemy zrobić sami, we własnym zakresie, żeby z nimi walczyć. Nie dać się im. Nie musi to być oczywiście proste i niezawodne, ale jednak możliwe. Profilaktyka żywieniowa na pewno nie zaszkodzi, a może jedynie pomóc.

Dieta antynowotworowa W naszym organizmie każdego dnia może powstawać nawet milion komórek rakowych. Ta liczba musi robić wrażenie. Sam organizm posiada pewne mechanizmy, które te komórki zabijają, ale pomocne są tutaj także czynniki zewnętrzne. Na przykład spożywanie odpowiednich produktów, czyli tak zwana dieta antynowotworowa. Zwracając uwagę na to, co jemy, możemy nie dopuścić

78

MAGAZYN

do tego, że nowotwór rozwinie się w naszym organizmie. Okazuje się, że takich zbawiennych produktów jest więcej niż nam się wydaje. Mało tego, wiele z nich mamy na co dzień pod ręką!

Można tu wymienić wszelkie produkty bogate w witaminy C i E. Będą to więc różnego rodzaju oleje (lniany, z czarnuszki czy konopi), zielona herbata, kiszonki, przyprawy i zioła (imbir, czosnek, kurkuma, rozmaryn, rumianek, mięta pieprzowa czy papryczka chili). W diecie antynowotworowej istotne miejsce zajmują warzywa i owoce – spożywajmy więc pomidory, buraki, aronię, marchew,


DIETA ANTYNOWOTWOROWA

zdrowie

produktów ze wspomnianym niskim indeksem glikemicznym zadowoli nie tylko cukrzyka.

Ostrożnie z mięsem Dieta antynowotworowa jest w dużej mierze wegetariańska. Nie oznacza to oczywiście, że należy całkowicie rezygnować z mięsa. Warto jednak zwrócić szczególną uwagę na jakość spożywanych wyrobów. Nie polecamy więc absolutnie wysokoprzetworzonego produktów mięsnych, jak na przykład niskiej jakości wędliny.

nać pietruszki, szpinak, maliny, wiśnie, jeżyny, truskawki, janbłka, śliwki czy brzoskwinie. Czyli samo zdrowie!

Rak lubi cukier W przypadku walki z nowotworami bardzo ważną rolę odgrywają produkty o niskim indeksie glikemicznym, zalecane dla cukrzyków. Chodzi o to, żeby nie podwyższać poziomu glukozy we krwi, gdyż – jak mawiają – rak lubi cukier. A im więcej glukozy, tym większe ryzyko namnażania się komórek rakowych. Cukier odżywia je, wspomaga ich wzrost, daje im siłę. A nie o to nam przecież chodzi. To my mamy rosnąć w siłę. Nie nowotwór.

dodatków zdecydowanie zmniejsza ryzyko zachorowania.

Podsumowując, pomagajmy sobie, jak możemy. Walczmy z rakiem na wszelkie możliwe sposoby. Załatwmy go także jedzeniem. Eko-Wyspa nas w tym wesprze.

Eko-Wyspa walczy z rakiem Z „antyrakowych” produktów na pewno wymienić trzeba oferowane przez sklep, bogate w kwasy omega-3, oleje. Przede wszystkim lniane – od firm Ol’Vita, BioOil czy Oleofarm. Te same firmy oferują również inne dobroczynne oleje – z czarnuszki, z pestek moreli, konopny. Znajdziemy tu także certyfikowane, bogate w błonnik kiszonki, soki z kiszonych warzyw. W ofercie Eko-Wyspy jest bardzo duży wybór zielonych herbat. Mamy tu wszystkie potrzebne zioła, ze świeżą kurkumą na czele. Szeroki asortyment

Ekologia = Eko-Wyspa Wszystkie wymienione wcześniej produkty są zbawienne dla naszego zdrowia, a dla nowotworów wrogie. Warto jednak zwracać uwagę na to, żeby były one ekologiczne. To mocno zwiększa ich skuteczność. A jeśli ekologiczna żywność, to oczywiście Eko-Wyspa. Po kilku ostatnich numerach „Wysp” wiadomo już, że to swoiste synonimy. I w tym temacie nie spotka nas zawód, gdyż Eko-Wyspowe półki uginają się pod ciężarem żywności pomagającej nam rozprawiać się z nowotworami. Brak konserwantów czy sztucznych

MAGAZYN

79


80

MAGAZYN


SALONIK ANTYKWARYCZNY

biznes po świnoujsku

Rembrandt by się przydał

Zakochani w antykach, od lat wspólnie realizują tę pasję, prowadząc Salonik Antykwaryczny przy ulicy Bohaterów Września. To spełnienie największego marzenia Małgorzaty i Roberta Walczaków. Prym w rozmowie wiedzie zdecydowanie Małgorzata. Robert włącza się z rzadka, ale jest to oczywiście odnotowane. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

Skąd wzięło się wasze zainteresowanie antykami? Ta potrzeba otaczania się pięknymi przedmiotami? Z antykami jesteśmy związani właściwie od zawsze… Stało się to za sprawą mamy Roberta, która prowadziła Desę w Legnicy. Robert tę pasję wyssał więc z mlekiem matki (śmiech). Ja się tego nauczyłam przy niej, pracując z nią. Zawsze pociągało mnie to, co było kiedyś. Stare przedmioty, wykonywane z takim niezwykłym pietyzmem. Bardzo cenię sobie dawne rzemiosło, dawną sztukę użytkową. Siłą rzeczy więc własny antykwariat stał się naszym marzeniem. W Legnicy, czy w ogóle w większych miastach, było to dość trudne. Zresztą mieliśmy wówczas małe dzieci. Nie był to dobry czas na tego rodzaju wolty.

W końcu jednak jej dokonaliście. Z Legnicy przeprowadziliście się do Świnoujścia. Dlaczego akurat tutaj? Tutaj przed laty zamieszkała moja mama. Często więc w Świnoujściu bywaliśmy. Znaliśmy je. Głównym

powodem był jednak nasz starszy syn, który chorował w tamtym czasie, a tutejszy klimat bardzo mu służył. Zupełnie inny od tego, w którym żyliśmy wcześniej.

postanowiła zająć się czymś innym i zaproponowała nam swój lokal. Było to dla nas bardzo korzystne, gdyż miejsce to było już w mieście znane, ludzie tu zaglądali.

Poza tym, to piękne miasto…

Pamiętam, że na samym początku, gdy załatwialiśmy wszelkie formalności, musieliśmy pojechać w jakiejś sprawie do Legnicy. W pociągu powiedziałam do Roberta – Tak bardzo się cieszę, że aż się boję… To była przecież odważna decyzja. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę.

Tak. Zawsze zachwycał nas jego potencjał. Miasto portowe, przygraniczne. Rozwijające się. Byliśmy przekonani, że nic nie zatrzyma Świnoujścia, że pięknie rozkwitnie. I to się cały czas dzieje.

Nie od razu trafiliście tutaj, do lokalu, w którym właśnie jesteśmy. Zgadza się. Zanim znaleźliśmy to miejsce, był już na tej ulicy antykwariat. Prowadzony przez przemiłych ludzi, jednak nie do końca wyglądający jak ten z naszych marzeń. Pomyśleliśmy więc, że i dla nas znajdzie się w Świnoujściu przestrzeń, że możemy zaproponować tu coś innego, coś nowego… Początkowo trochę się tułaliśmy po różnych miejscach. Mieliśmy jednak sporo szczęścia, ponieważ pani ze wspomnianego antykwariatu

(W tym momencie do rozmowy włącza się mąż, Robert) Żona nie przesadza. Sprzedaliśmy mieszkanie i zainwestowaliśmy wszystko w antykwariat. Przez jakiś czas żyliśmy w wynajętym mieszkaniu.

Coś za coś. Spełnialiście marzenie życia… To prawda. Później mąż wypatrzył lokal, w którym obecnie się znajdujemy. Zachwyciliśmy się nim, ponieważ dla nas ogromnie istotne są witryny. Chcemy przyciągać klientów tym, co mamy w środku, a to trzeba

MAGAZYN

81


zobaczyć już z zewnątrz. Musi być widoczne, wyeksponowane.

Był rok 2000. Tak. Gdzieś w połowie grudnia. Wszyscy nam mówili, że nie ma nic gorszego niż otwieranie sklepu tuż przed Bożym Narodzeniem.

Dziwne... Wydawałoby się, że wtedy panuje największe zakupowe szaleństwo. Teoretycznie tak. Każdy wówczas coś kupuje. Z drugiej strony jednak otworzyć antykwariat w połowie miesiąca, na dziesięć w sumie dni… Potem styczeń, luty, czyli czas stagnacji… Straszono nas tym. Może i było to ryzykowne, ale nie daliśmy się.

Widzę tu przeogromną ilość przedmiotów, mebli, obrazów… Skąd to pozyskujecie? Jak to działa? Działa to w bardzo prosty sposób. Przyjmujemy przedmioty od klientów w komis, podobnie jak kiedyś Desy. To podstawa naszej działal-

zagraniczne i zachodnie domy aukcyjne to jest znakomita sprawa. W Polsce nie ma jeszcze tej tradycji. Tutaj dom aukcyjny brzmi dumnie. Kojarzy się z elitą, celebrytami, bogactwem. Rzeczywiście, ich oferta jest z najwyższej półki, a co za tym idzie – droga. W Europie natomiast system domów aukcyjnych można porównać do… zwykłych wyprzedaży. Można tam znaleźć absolutnie wszystko. I telewizor, i XVIII-wieczny obraz. Dużym ułatwieniem jest fakt, że nie trzeba tam być, żeby coś kupić. Wystarczy internet.

I długie godziny poszukiwań, szperania. To prawda, ale bardzo to lubimy. To bardzo pociągające zajęcie. Trzeba przejrzeć setki stron, czasami zaryzykować. Potem pojechać, odebrać zakup. Niekiedy można się rozczarować, innym razem pozytywnie zaskoczyć. Robert uwielbia te poszukiwania, nie może się od tego powstrzymać. Dlatego mamy tak dużo wszystkiego (śmiech). Niekiedy to taka wręcz detektywistyczna praca. Obecnie na przykład próbujemy odnaleźć malarza, który nazywa się Witkowski, T. Witkowski. Taki podpis widnieje na obrazie, który do nas trafił. Ale kto to? Nie mamy pojęcia. Jesteśmy w trakcie poszukiwań.

82

MAGAZYN

(Robert) A mamy tylko jeden komputer. Nie zdecydowaliśmy się na dwa. I słusznie, bo wtedy byśmy przepadli…

Macie dwóch synów. Kochają antyki podobnie jak wy? Czy może wręcz przeciwnie. Uciekają od nich? Młodszy syn Krystian ma to po nas. Jest podobnie jak my – użyję takiego brzydkiego słowa, ale z przymrużeniem oka – „śmieciarzem” (śmiech). Książki po sam sufit. I wiecznie znosi kolejne. Lubi też rozmaite drobiazgi. Jego mieszkanie jest szalone. Natomiast starszy, Sebastian, chyba się trochę zmęczył antykami. Mieszka w bardzo nowoczesnym stylu, ale kilka akcentów z przeszłości oczywiście tam jest (śmiech).

Jesteście w stanie powiedzieć, ile przedmiotów tutaj macie? Idzie w tysiące?

Odpoczywacie w ogóle? Bo mam wrażenie, że żyjecie tym. Wciąż w pracy. Głowy cały czas pracują.

W tysiące? Nie, raczej nie… Ale rzeczywiście jest ich bardzo dużo. Tyle że remanent, który robimy zawsze pod koniec roku, nie pokazuje nam, ile dokładnie mamy przedmiotów. Czasami jako jedna sztuka jest traktowana filiżanka, a innym razem cały serwis. Nie wiemy więc, ile rzeczy tutaj posiadamy. Ale tysięcy to chyba nie.

Ale my to kochamy, to nasza pasja. Więc praca to przyjemność.

Ja widzę tysiące.

Świetnie, że możecie ją dzielić wspólnie. ności. Oprócz tego dużo kupujemy, jeździmy na wszelkie możliwe giełdy czy targi staroci. Jest też oczywiście internet, który sprawia, że dziś możemy kupować interesujące nas rzeczy zewsząd. Świat stał się bardzo otwarty, a wszędzie znajdzie się ktoś, kto coś interesującego zbiera lub zbierał i teraz to sprzedaje. Aukcje

Latem sporo czasu spędzam, jeżdżąc na rowerze. Ale wieczorem i tak komputer kusi. I wyrywamy go sobie z rąk (śmiech). Bo każdy chce poszperać, poszukać czegoś…

(Robert) Rzeczywiście, świetnie się razem bawimy i uzupełniamy. Ale trzeba też mieć jakąś odskocznię. Żeby nie zwariować.

Dla was ta odskocznia to… Robert ma swoją siatkówkę. Ja często chodzę na basen, dużo czytam.

Może to tylko wrażenie spowodowane tym, że lokal jest nieduży?

Może tak być. Ale ilość jest tu w sumie nieistotna. Ważny jest fakt, że jest tutaj mnóstwo pięknych i wyjątkowych rzeczy. Tak. Powiedziałam już o tym, jak je zdobywamy, ale muszę wspomnieć o jeszcze jednym. Współpracujemy również z innymi antykwariatami. To bardzo pomocne, choćby z tego


SALONIK ANTYKWARYCZNY

biznes po świnoujsku

MAGAZYN

83


biznes po świnoujsku

SALONIK ANTYKWARYCZNY

Bardzo cieszy nas fakt, że zaglądają do nas także młodzi ludzie. Z dobrym smakiem. Zafascynowani na przykład sztuką lat 60. czy polskim designem, który nareszcie wydaje się być należycie doceniony. Młodzi ludzie posiadają tę umiejętność łączenia stylów, są otwarci.

Kto jest waszym najczęstszym klientem? Polak? Niemiec? Zdecydowanie Polak. To jakieś 95 procent naszych klientów. Są to ludzie z całej Polski, często zaglądają do nas przy okazji wakacji. Mieszkańcy miasta zaglądają rzadko, choć mamy stałych bywalców, kolekcjonerów wśród świnoujścian.

względu, że następuje w ten sposób wymiana informacji. Poza tym, każdy antykwariusz ma jakiegoś swojego konika, w czymś się specjalizuje. Pomagamy sobie w ten sposób, podsuwamy sobie różne rzeczy. Mamy zaprzyjaźnione antykwariaty rozsiane po całej Polsce.

Waszym konikiem jest – z tego, co widzę wokół – porcelana. Zgadza się? Trochę tak… Ale nie tylko porcelana. Wiele tematów nas interesuje. Posiadamy na przykład świetne malarstwo, naprawdę dobre. Co prawda Kossaka czy Malczewskiego u nas się nie kupi (śmiech), ale mamy naprawdę zacne nazwiska, znane nawet w całej Europie.

Aktywnie działacie w internecie. Wasze przedmioty można znaleźć na Allegro. Tak. Korzystamy ze wszystkich możliwości XXI wieku, a sprzedaż internetowa to dziś codzienność. Allegro to największy portal handlowy w naszym kraju. Dzięki temu mamy także sporo znajomych i klientów. I wielu polskich kolekcjonerów to nasi stali bywalcy.

84

MAGAZYN

Pytanie z gatunku nieładnych. Czy na antykach da się zarobić? Czas, gdy to było możliwe, gdy na antykach można było zarobić naprawdę duże pieniądze, minął. My się trochę spóźniliśmy. W latach 90. Desy przekształcały się w prywatne antykwariaty. I to był ten czas. My wystartowaliśmy nieco później… Te rzeczy mają ogromną wartość, ale to nie oznacza, że my – jako prowadzący antykwariat – zarabiamy fortunę. Tak naprawdę żyjemy skromnie. Za to w otoczeniu pięknych przedmiotów. To nasza radość.

Właśnie… W pracy otaczacie się mnóstwem pięknych, starych rzeczy. A w domu? To samo czy może – dla odmiany – surowość i minimalizm? Nie, tak się nie da. W każdym razie my byśmy nie potrafili. Do łask zresztą wraca słowo „eklektyzm”. Dziś już niekoniecznie odwołuje się ono do historii sztuki czy architektury, a oznacza po prostu łączenie stylów, różnorodność. Jest miejsce i na nowoczesność, i na antyki. Nie lubię zresztą wnętrz, które są utrzymane w jednym tylko stylu. Chyba że to muzea.

Zresztą, nieistotne skąd pochodzą. Ważne, że są to naprawdę wspaniali ludzie. Z ogromną wiedzą, oddani pasji. Kolekcjoner, gdy już się skoncentruje na danym temacie, to nikt inny nie wie o tym tyle, ile właśnie on. Jeśli na przykład zbiera zegarki kieszonkowe, to zna wszystkie, absolutnie wszystkie fabryki na świecie. Wie też wszystko o mechanizmach etc. To niesłychane, ale tak to działa. Powtórzę więc – mamy wspaniałych klientów. I wiele się od nich uczymy.

Marzenie o własnym antykwariacie spełnione. Jest coś, o czym marzycie obecnie? (Robert) O wyjeździe na Kubę, zanim wszystko się tam kompletnie pozmienia. To jednak bardzo kosztowne marzenie, więc jego realizację na razie regularnie odkładamy. Pomógłby nam w tym z pewnością jakiś Rembrandt, ale na razie go jeszcze nie mamy.

Wobec tego życzę zarówno Rembrandta, jak i Kuby. Dziękujemy (śmiech).

Salonik Antykwaryczny Bohaterów Września 52/9 Świnoujście


MIEJSCA

nowe w mieście

Drogeria Natura

Chilli Mili

Atelier #1

Druga w Świnoujściu i jedna z najdłużej działających polskich sieci drogeryjnych. Natura i apteka Dbam o Zdrowie to także pierwsi najemcy w nowym budynku przy ul. Armii Krajowej. W Naturze znajdziemy szeroki wybór kosmetyków do pielęgnacji ciała, makijażu, stylizacji włosów oraz akcesoria kosmetyczne. Czynne od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00-20:00, w soboty do 16:00. W niedziele zamknięte.

Niewielki bar w samym sercu miasta. Kulinarna specjalność – chrupiący kurczak serwowany na różne sposoby. Skrzydełka, nóżki, stripsy w kubełkach, w urozmaiconych zestawach i na sztuki. W menu także tortille, kanapki i dwa rodzaje sałatek jako danie główne. Ładne, przyjazne wnętrze, 2- i 4-osobowe stoliki oraz miejsca dla samotnych. Darmowy dowóz przy zamówieniu powyżej 20 zł.

Studio urody w okolicy Osiedla Platan. W ofercie m.in. zabiegi na twarz i ciało, makijaż permanentny, opalanie w formie masażu oraz jedyna w mieście depilacja pastą cukrową. O urodę klientów troszczy się trzyosobowy personel, w tym stylistka paznokci i rzęs. W grudniu zabiegi w promocyjnych cenach. Gabinet czynny jest od poniedziałku do piątku w godzinach 10:00-18:00, w soboty do godziny 15:00.

ul. Armii Krajowej 14b

ul. Armii Krajowej 1/3

ul. 11 Listopada 5/U3 REKLAMA


Nowy start dla Twojej firmy Nowy rok to dla wielu czas postanowień, zmian i kolejnych początków. Zmiana kalendarza sprzyja przełomowym decyzjom i daje motywację do realizacji celów. Co byś zrobił, gdybyś dowiedział się, że taka druga szansa może przyjść także do Twojej firmy? W naszej pracy często spotykamy się z przedsiębiorcami, którzy wskutek życiowych zakrętów, złych doradców, niesumiennych kontrahentów albo po prostu splotu niesprzyjają-

86

MAGAZYN

cych okoliczności popadli w długi i przestali zarabiać na swojej pracy. Pożyczkę łatali pożyczką, a teraz pozostały im po tym tylko egzekucje komornicze, długi podatkowe

oraz wpisy w Krajowym Rejestrze Dłużników. Większość z nich przychodzi do nas za późno, kiedy jedyne, co możemy


O RESTRUKTURYZACJI

zaoferować, to pomoc w przeprowadzeniu postępowania upadłościowego i ochrona niektórych składników majątkowych. Nie chcesz być jednym z nich? Przeczytaj ten artykuł!

Restrukturyzacja Alternatywą dla upadłości jest restrukturyzacja. Czym jest ona w praktyce? Możliwością na uratowanie swojej firmy poprzez przeprowadzenie w odpowiedniej, przepisanej przez prawo procedurze, negocjacji z wierzycielami i sporządzenie z nimi układu. Układ jest propozycją zmiany struktury zobowiązań. Można proponować rozłożenie niektórych z nich na raty albo zmianę wysokości rat czy też umorzenie odsetek. Ważne, żeby dłużnik miał perspektywę spłaty i mógł ją wykazać. Prawo daje nam do wyboru kilka różnych postępowań restrukturyzacyjnych oraz postępowanie sanacyjne. Wybór tego odpowiedniego powinien być poprzedzony rozmową ze specjalistą (doradcą restrukturyzacyjnym lub podatkowym albo prawnikiem), ponieważ w dużej mierze od początkowej decyzji i odpowiedniego dopasowania trybu restrukturyzacji będzie zależał jej sukces. O jakich trybach mowa?

Postępowanie o zatwierdzenie układu – samodzielność przede wszystkim Postępowanie o zatwierdzenie układu jest najmniej skomplikowane proceduralnie. Przeznaczone jest dla przedsiębiorców w początkowym stadium niewypłacalności. W jego trybie dłużnik (przedsiębiorca) samodzielnie zbiera głosy wierzycieli pod zaproponowanym samodzielnie układem, aby następnie skierować do sądu restrukturyzacyjnego wniosek o jego zatwierdzenie. Możliwość zatwierdzenia układu powstaje po zebraniu przez dłużnika określonej ustawowo większości głosów wierzycieli. Ta regulacja stawia na aktywność przedsiębiorcy oraz jego elastyczność w rozmowach z kon-

trahentami. Cała procedura odbywać się musi pod kontrolą doradcy restrukturyzacyjnego, który bada zgodność przedkładanych propozycji z prawem oraz nadzoruje proces zawierania układu.

Postępowanie układowe – stare rozwiązanie w nowej odsłonie Postępowanie układowe jest znowelizowanym dotychczasowym postępowaniem upadłościowym z możliwością zawarcia układu. Jednak zmiana nazwy tego postępowania i przekazanie jego prowadzenia sądom restrukturyzacyjnym (rejonowym sądom gospodarczym) powoduje, że traci ono swój negatywny wydźwięk i ma mniej dotkliwe konsekwencje dla przedsiębiorcy. Jest ono przeznaczone dla osób na skraju niewypłacalności albo już niewypłacalnych. We wniosku do sądu przedsiębiorca ma obowiązek przedstawić już swoje propozycje układowe. Co do zasady zarządzanie majątkiem pozostaje w jego rękach, jednak pod ścisłą kontrolą organów państwowych.

Przyspieszone postępowanie układowe – kiedy czas nagli Przyspieszone postępowanie układowe jest trybem pomiędzy postępowaniem o zatwierdzenie układu a postępowaniem układowym. Do zawarcia układu dochodzi w tym przypadku nie w trybie samodzielnego zbierania głosów przez dłużnika, ale na zwoływanym przez sąd zgromadzeniu wierzycieli. Istnieje także możliwość zabezpieczenia majątku dłużnika poprzez zawieszenie egzekucji wierzytelności objętej układem, jeżeli egzekucja mogłaby utrudnić lub uniemożliwić zawarcie układu. Przewiduje się, że to postępowanie będzie trwało około 3 miesięcy.

Postępowanie sanacyjne – pomiędzy restrukturyzacją a upadłością Postępowanie sanacyjne przeznaczone jest dla przedsiębiorstw niewypłacalnych, których sytuacja

finanse

rokuje jednak poprawę i wskazuje na opłacalność przeprowadzenia restrukturyzacji. Uwzględnia się w niej nawet takie przedsiębiorstwa, które wcześniej bezskutecznie przeszły inne tryby restrukturyzacji. Postępowanie sanacyjne umożliwia restrukturyzację zobowiązań, majątku i zatrudnienia, wprowadzając korzystne dla dłużnika rozwiązania prawne. Dłużnik musi się jednak liczyć z tym, że zostanie pozbawiony możliwości zarządzania swoim majątkiem oraz poddany ścisłemu nadzorowi sędziego komisarza i wierzycieli. Mimo wszystko jest to atrakcyjne rozwiązanie dla firm chcących uchronić się przed upadłością.

Nie czekaj – walcz o swoją firmę! Jeśli problemy finansowe widnieją już na Twoim horyzoncie albo powoli zaczynają topić Twoje przedsiębiorstwo – to najlepszy czas na zdecydowane kroki. Nie tylko dlatego, że nadchodzi Nowy Rok. Także dlatego, że nie warto rezygnować za szybko z tego, co sami zbudowaliśmy. Każdy biznes powinien przynosić zyski, a jeżeli przestał, koniecznie trzeba to zmienić. My znamy na to sposoby. Zainteresowanym uchylimy rąbka tajemnicy. Centrum Restrukturyzacji Sp. z o.o. z siedzibą w Szczecinie Specjalizujemy się w postępowaniach restrukturyzacyjnych dla przedsiębiorców, a także w oddłużaniu osób fizycznych. W kompleksowy sposób podchodzimy do każdego klienta i w porozumieniu z nim wspólnie znajdujemy właściwe rozwiązanie. Jeżeli masz pytania lub chcesz umówić się na spotkanie – zadzwoń lub napisz. Pierwsza konsultacja nic Cię nie kosztuje. Centrum Restrukturyzacji Sp. z o.o. al. Niepodległości 22 70-412 Szczecin Telefon: +48 733 880 887 biuro@centrumrestrukturyzacji.com.pl www.centrumrestrukturyzacji.com.pl

MAGAZYN

87


turystyka

EUROPA KONTRA EGZOTYKA

Może Praga, może Zanzibar? Wsiąść do pociągu byle jakiego, Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet, Ściskając w ręku kamyk zielony, Patrzeć jak wszystko zostaje w tyle… To tyle teorii jeśli chodzi o słowa popularnej piosenki, które dotyczyć mogą co najwyżej studentów na wakacjach lub samotnych „niebieskich ptaków”. W praktyce, pomimo coraz lepszej infrastruktury transportowej i turystycznej, aby dobrze i beztrosko wypoczywać, trzeba się zawczasu solidnie przygotować. Dobra rzecz, że dzięki stale optymalizowanej ofercie biur podróży większość przygotowań polega na podejmowaniu właściwych decyzji.

Bliżej czy dalej Oto kilka kryteriów, o których warto pomyśleć, aby wybierając się na „stary kontynent”, odkryć go zupełnie na nowo, a przemierzając tysiące kilometrów podczas wyprawy na drugi koniec świata, uniknąć chaosu i gonitwy. Dzięki stosunkowo niskim cenom przelotów coraz częściej zadajemy sobie klasyczne pytanie: Europa czy Egzotyka?

Więcej świata Pamiątki i zdjęcia z podróży zostają do końca życia. Ze wspomnieniami jest trochę inaczej. Po jakimś czasie od powrotu z wakacji możemy co prawda nie pamiętać konkretnych nazw, faktów historycznych czy szczegółów architektury, jednak nastrój, który nam towarzyszył, pozostaje z nami na lata, nierzadko poszerzając nasze horyzonty. Powtarzającym się elementem w relacjach

EUROPA

EGZOTYKA

Polecamy wypoczynek na wyspach hiszpańskich i greckich, a w szczególności cały czas bardzo popularnych Kanarach oraz wycieczki objazdowe do Barcelony, Pragi, Andaluzji i Toskanii.

Polecamy wyjazdy wypoczynkowe na Dominikanę, Zanzibar i Mauritius oraz zwiedzanie Kuby i Meksyku

krótki lot • szeroka oferta wylotów nawet ze Szczecina • możliwość podróżowania autokarem (wersja nie tylko dla tych, którzy boją się latać) • nie potrzeba dodatkowych ubezpieczeń, wystarczy podstawowe ubezpieczenie zdrowotne i obowiązująca w Europie karta EKUZ • nie potrzeba dodatkowych szczepień • kraje podobne kulturowo, bliska nam mentalność, zwyczaje, smaki itp. • w większości krajów wystarczy dowód osobisty

dużo turystów

coraz szersza i popularniejsza oferta • ceny wyjazdów egzotycznych stają się porównywalne z wyjazdami do europejskich kurortów • dobra pogoda przez cały rok; coraz częściej jeździmy na urlop również zimą, a ta pora roku jest właśnie idealna na podróże egzotyczne • rośliny, zwierzęta, klimat i zapachy, jakich nie ma w Europie • możliwość poznania całkowicie odmiennych kultur, widoków, architektury • coraz więcej bezpośrednich połączeń (dla wygodnych – możliwość wybrania klasy biznes)

długie loty i tzw. JET LAG, czyli okres adaptacji organizmu do nowych stref czasowych, sprawiają, że zalecany jest urlop dwu- lub nawet trzytygodniowy.

wielu podróżujących osób jest twierdzenie, że im więcej świata się poznaje, tym większy i ciekawszy się on staje. A więc w drogę!

Zapraszamy do Biura Aktywnej Turystyki PARTNER w Pasażu Żeglarska przy ul. Boh. Września 83/13

88

MAGAZYN


Gdzie leżą WYSPY? Urząd Miasta, Wojska Polskiego 1/5

Beauty Point, Chrobrego 14/2

Centrum Informacji Turystycznej, Pl. Słowiański 6/1

Siłownia i Fitness „Champions Academy”, Woj. Polskiego 1/19

Miejska Biblioteka Publiczna, Piłsudskiego 15

Przewozy Pasażerskie „Emilbus“, Wybrzeże Władysława IV 18

Biblioteka Pedagogiczna, Piłsudskiego 22

Księgarnia „Neptun“, Bohaterów Września 81

G.H. Corso poziom -1, regał z książkami, Dąbrowskiego 5

Restauracja „Jazz Club Central’a”, Armii Krajowej 3

Jazz Club Central’a – Scena, Armii Krajowej 3

Restauracja „Neptun“, Bema 1

Sklep papierniczy „ERGO“, Matejki 35

Restauracja „Nebiollo“, Orzeszkowej 6

Aso Renault Nierzwicki, Lutycka 23

Restauracja „Qchnia“, Piłsudskiego 19

Hotel Interferie Medical SPA, Uzdrowiskowa 15

Restauracja „Swojska“, Piłsudskiego 18/2

West Baltic Resort, Żeromskiego 22

Restauracja „Na Dziedzińcu“, Wybrzeże Władysława IV 33D

Hotel Hampton by Hilton, Wojska Polskiego 14

Restauracja „Pinocchio“, Promenada, Uzdrowiskowa 18

Apartamenty „44wyspy.pl“, Orzeszkowej 5

Restauracja „Mila“, Promenada, Uzdrowiskowa 18

Visit Baltic, Wojska Polskiego 4b/5a

Restauracja „Casablanca“, Promenada, Uzdrowiskowa 16-18

Biuro Podróży „Slonecznie.pl“, Grunwaldzka 21

Restauracja „Dune“, Promenada, Uzdrowiskowa 12-14

Biuro Turystyczne „Wybrzeże“, Słowackiego 23

Restauracja „Baltic“, Promenada, Uzdrowiskowa

Biuro Turystyczne „Travel Partner”, Bohaterów Września 83/13

Bistro-Pub „Sabroso“, Plac Słowiański 6/7

Collegium Świnoujście, Pływalnia, Żeromskiego 62

Pizzeria „Batista“, Os. Platan, Wojska Polskiego 16/6

Jubiler „Malwa“, Promenada, Uzdrowiskowa 16

Pizzeria „Grota“, Konstytucji 3 Maja 59

Perfumeria „Douglas“, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5

Bar „Maki“, Bohaterów Września 9/3, wejście od Monte Cassino

Media Expert, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Bar Kanapkowy „Bułki z bibułki”, Wybrzeże Władysława IV

PSB „Mrówka“, Karsiborska 6

Bar „American Chicken”, Monte Cassino 43/1

Hurtownia Wielobranżowa „Paulhurt“, Rycerska 76

EVKA Vegebar, Bohaterów Wrzesnia 50/4

VEMME Day Spa, Wybrzeże Władysława IV 15C

El Papa Cafe Hemingway, Bohaterów Września 69

Centrum Dietetyczne „Naturhouse“, Konstytucji 3 Maja 16

Cafe „Rongo“, Os. Platan, Wojska Polskiego 16

Przychodnia Lekarska T. Czajka, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Cafe „Paris“ Plac Wolności 4

Centrum Medyczne „Rezydent-Med“, Kościuszki 9/7

Cafe „Gabriela“, Promenada, Uzdrowiskowa 20

Gabinet Stomatologiczny Anna Pyclik, Chełmońskiego 15/1

Cafe „Venezia“, Promenada, Uzdrowiskowa 16

Klinika Stomatologiczna „Morze Uśmiechu“, Plac Słowiański 6

Cafe „Havana“, Promenada, Uzdrowiskowa 14

Foto-Studio JDD Chmielewscy, Monte Cassino 43

Cafe „Kredens“, Promenada, Uzdrowiskowa 12

Optyka, Bema 7/1

Columbus Coffee, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5

Optyka, Wojska Polskiego 2a

Kawiarnia „Sonata“, Marynarzy 7

Perfekt-Optik, STOP SHOP, Kościuszki 15

Kawiarnia „Czuć Miętą“, Promenada, Uzdrowiskowa 20

Perfekt-Optik, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5

Eda Glas, Piłsudskiego 16

Perfekt-Optik, Kaufland, Matejki 1d

EKO-WYSPA, Grunwaldzka 1A

Perfekt-Optik, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Apteka „Pod Kasztanami“, Warszawska 29

Salon Mody „Andre“, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Kwiaciarnia „Ewa“, Markiewicza 21

Salon Mody „By o la la...!“, Piastowska 2

Zakład Fryzjerski „Kazik“, Konstytucji 3 Maja 14

Salon Mody „Coco“, Armii Krajowej 1

Salon Fryzjerski „Piękne Włosy“, Konstytucji 3 Maja 5

Salon Mody „UNIQUE”, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Salon Fryzjersko-Kosmetyczny „Wanessa“, Grunwaldzka 1

Salon Mody „TEOFIL”, Monte Cassino 1A

Salon Fryzjerski „Studio 5“, Konst. 3-go maja 16

Salon Mody MY POEM, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Salon Fryzjerski Beata Grygowska, Wojska Polskiego 1/19

Salon Mody Dziecięcej HAPPY DAY, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Zakłada Fryzjerski „IRO“, Bema 11/1 REKLAMA


TARG RYBNY W ŚWINOUJŚCIU, POCZĄTEK XX WIEKU

KULINARNE SPECJAŁY

nad Świną Rybactwo w rejonie ujścia Świny było od wielu wieków podstawowym źródłem utrzymania zamieszkujących tu ludzi tak w epoce prostych wiosłowych i żaglowych łodzi, jak i pełnomorskich kutrów. Bo też warunki, jakie stworzyła tu natura, były wyjątkowo dobre – płytka, niezwykle bogata biologicznie Zatoka Pomorska, Zalew Szczeciński, szeroka urozmaicona delta Odry, rzeka Świna, a wreszcie liczne jeziora tak na Wolinie, jak i Uznamie. TEKST JÓZEF PLUCIŃSKI

90

MAGAZYN


RYBACY I RYBOŁÓWSTWO

Rybołówstwo morskie w tym rejonie bazowało na połowach przybrzeżnych, głównie na wodach Ławicy Odrzańskiej lub u południowych wybrzeży Bornholmu. Każdego ranka żagle rybackich łodzi ginęły na horyzoncie, by ukazywać się znów pod wieczór. Jedna po drugiej wchodziły do macierzystych przystani po obu stronach Świny. Do późnej nieraz nocy trwała potem praca całych rodzin, nad zagospodarowaniem tego, co morze podarowało. A było ono wówczas znacznie hojniejsze. Otóż przed wiekami Zatoka Pomorska, najbliższy Świnoujściu akwen morski, słynęła z nieopisanego bogactwa ryb. W starych opisach przedstawiano to na różne sposoby, m.in. i tak: Ryby płyną tu tak ciasno, iż włożony między nie drąg lub halabarda nie przewraca się. W innej przypowieści mówiło się o tym, jak to pewnego razu, na wodach Zatoki Pomorskiej żaglowiec płynący z dobrą szybkością zatrzymany został przez potężną ławicę śledzi poruszających się kursem przeciwnym. Była to z pewnością przesada, ale pozostaje faktem, że znakomicie nasłonecznione, płytkie wody Zatoki, wzbogacone pokarmem niesionym przez rzekę, sprzyjały bujnemu rozwojowi fauny morskiej. Bogactwem słynęły również wody Świny i Zalewu Szczecińskiego. W starych annałach wymienia się aż 37 gatunków ryb poławianych tu dla celów spożywczych. Najprzedniejszymi były jesiotry, szczupaki, węgorze, sandacze, turboty i łososie również. Szlachetne ryby, jak jesiotry czy łososie występowały niegdyś w licznych legendach opowiadanych wieczorami w rybackich chatach.1

Rybie delicje Jesiotr zachodni (Acipenser sturio) występujący obecnie tylko w hodowlach, plenił się tu nad wyraz obficie. Łowili go rybacy znad Świny i jak przekazała tradycja, nawet pewien Anglik, który w XVIII wieku tu się

osiedlił, płacił rocznie sporą wówczas kwotę 54 talarów za prawo połowu, przerabiania i wywozu jesiotra. Jeszcze w pierwszych dekadach XX wieku trafiały się tu okazy naprawdę imponujących rozmiarów. W wyginięciu tego gatunku niewątpliwie przyczyniło się przekopanie i stałe pogłębianie drogi wodnej Szczecin – Świnoujście z Kanałem Piastowskim. Zmieniło się bardzo na tym akwenie zasolenie, zniszczone zostały żerowiska i to spowodowało wywędrowanie tego gatunku. Taką przyczynę podawali w każdym razie niemieccy ichtiolodzy przed ponad 100 laty, dla uzasadnienia roszczeń odszkodowawczych miejscowych rybaków, z tytułu utraty akwenów połowowych i strat w połowach. Nawiasem mówiąc owe dość wysokie odszkodowania rybacy wówczas otrzymali.2

W starych annałach wymienia się aż 37 gatunków ryb poławianych tu dla celów spożywczych. Najprzedniejszymi były jesiotry, szczupaki, węgorze, sandacze, turboty i łososie. Nie inaczej było z łososiem (Salmo salar), który obecnie na tych wodach śladowo nawet nie występuje. O popularności tego gatunku świadczy informacja, która brzmi obecnie jak anegdota. Otóż w jednej z pobliskich miejscowości nad Zalewem Szczecińskim robotnicy rolni zatrudnieni sezonowo w majątku grafa von Fleming, wnieśli za pośrednictwem miejscowego pastora skargę do zarządu prowincjonalnego w Szczecinie na to, że karmieni są bez umiaru głównie łososiem w różnej postaci. Losy skargi nie są znane, łososi natomiast tak, po prostu ich nie ma.

tradycja

Smakowite sandacze, węgorze, turboty i szczupaki pozostawały także miejscową specjalnością, chętnie przyjmowaną na każdym, książęcym nawet stole. Dla książąt pomorskich wody te były nieprzebraną spiżarnią wspaniałych ryb, których dostawa była srodze egzekwowanym obowiązkiem rybaków. Gdy zaś Świnoujście stało się modnym kąpieliskiem, zapotrzebowanie na ryby wzrosło jeszcze bardziej. Przybywający „do badu” letnicy wysoko sobie cenili smak świeżo złowionej rybki. Wędzone flądry i węgorze robiły zawrotną wręcz karierę. O wędzonym węgorzu z Przytoru wspominało nawet libretto jakiejś berlińskiej operetki jednego sezonu. Miejscem sprzedaży świeżych ryb był odcinek Wybrzeża Władysława IV, między muzeum a ulicą Marynarzy – zwany z tej racji Fischmarkt. Sprzedawano tu codziennie, już od rana, świeżą lub wędzoną rybę, według gustów największych nawet smakoszy. W początkach XX stulecia rybacy byli drugą co do wielkości grupą zawodową na wyspie Uznam. W okresie międzywojennym Świnoujście pozostawało siedzibą okręgu rybackiego, w którym zarejestrowanych było 407 przedstawicieli tego zawodu. Przeważało naturalnie rybołówstwo małe, łodziowe, rzadziej kutrowe. Działało tu także laboratorium badawcze rybołówstwa, odpowiednik, acz skromniejszy, naszego Morskiego Instytutu Rybackiego. W Świnoujściu w niewielkiej stoczni budowano też łodzie i kutry rybackie.

Jego wysokość śledź Rolę wyjątkową spełniał od wieków pospolity śledź (Clupea harengus). Ta skromna, nikczemnej postury rybka zaliczana jest do najważniejszych, żyjących w Bałtyku, gatunków. Śledź bałtycki to ryba chuda i niezbyt wielka w porównaniu do swych pobratymców z Morza

MAGAZYN

91


się to faktycznie przyczyną upadku gospodarczego pomorskich miast i zubożenia tysięcy ludzi.

HANDLARZ RYB I RYBACY, POCZĄTEK XX WIEKU

Północnego. Choć tak skromna, w dziejach Pomorza odegrała rolę wyjątkową. Była ważnym czynnikiem rozwoju gospodarczego, żywiła i bogaciła. We wczesnym średniowieczu głównym ośrodkiem połowu śledzi na Bałtyku była wyspa Rugia. Oprócz mieszkańców tej wyspy śledzie poławiali też rybacy z innych rejonów bałtyckiego wybrzeża. Łowili oni śledzie przybrzeżne, mniej dorodne niż rugijskie, ale również bardzo poszukiwane. Główne nasilenie tych połowów przypadało na miesiące luty-kwiecień oraz sierpień -wrzesień, gdy u wybrzeży pojawiały się wielkie śledziowe ławice. Tym rytmem żyli też rybacy zamieszkujący uznamskie i wolińskie wybrzeże. Pierwsze wiadomości o połowach tej ryby przy pomorskim brzegu zawdzięczamy zakonnikowi Herbordowi, który towarzyszył biskupowi Ottonowi z Bambergu w jego pierwszej misyjnej podróży na pogańskie Pomorze w 1124 r. Z zachwytem wspominał on wielkie, miejscowe bogactwo, jakie stanowiły te ryby: Za jednego denara – pisał – można dostać tu pełną taczkę świeżych, tłustych śledzi. Ta relacja zakonnego braciszka ni na jotę nie była

92

MAGAZYN

przesadzona. W czystych naówczas, a nieprzełowionych wodach Bałtyku występował on w niezwykłej obfitości. Handel nim stał się podstawą rozwoju wielu nadmorskich miast, że wspomnę Kołobrzeg, Lubekę czy miasta południowej Szwecji. Dopiero w II połowie XVI wieku śledź na zachodnim Bałtyku zaniknął, przeniósł się na Morze Północne. Stało

Wracajmy jednakowoż na nasz teren. Pomorski, odławiany wówczas śledź stanowił nie tylko podstawę miejscowego menu, ale był rozprowadzany po dalekich nieraz krainach. I tak, złowiony po wschodniej stronie wyspy Uznam, a więc w naszym rejonie, wędrował m.in. aż w okolice Wrocławia, dokąd transportowali go własnym statkiem odrzańskim braciszkowie z jednego z tamtejszych klasztorów. Trudnili się tym także karsiborscy zakonnicy – cystersi z istniejącego tam od połowy XIII w. klasztornego gospodarstwa. Ich statki zwalniane były każdego roku przez książąt pomorskich z obowiązku opłacenia ceł. Pierwszą udokumentowaną próbą regulowania sprawy połowów śledzi w rejonie wyspy Wolin i Kamienia stanowił przywilej księcia pomorskiego Barnima I dla Kamienia, z 1274 r. Zwalniał on rybaków łowiących na wodach będących własnością miasta od opłat na rzecz księcia. Wprowadzał tez swoiste rozgraniczenie wód u ujścia Dziwny,

SPRZEDAŻ RYB W MAŁEJ DOMOWEJ WĘDZARNI, POCZĄTEK XX WIEKU


RYBACY I RYBOŁÓWSTWO

rzece Pianie i Zalewie Kamieńskim.3

Świeży, solony, wędzony,

Śledź w pewnym sensie także w naszym regionie dyktował rytm życia, decydował o nędzy lub dostatku ludności. Już w okresie zimy i przedwiośnia wykonywano i naprawiano sieci śledziowe, które rybacy rozstawiali wiosną, kiedy na tarło do Zatoki Greifswaldzkiej i wzdłuż wybrzeża Uznamu, aż do ujścia Świny, ciągnęły ławice śledzi. Były to sieci z oczkami o prześwicie 20-24 mm. Rozpinały je pionowo w toni na górze korkowe pływaki, a na dole obciążające je ołowiane „koraliki”. Całą sieć utrzymywały na obu końcach ciężkie kotwice. Gdy zaś złowione śledzie znalazły się na lądzie, całe rodziny, od starców do dzieci, wydobywały je z sieci, tak aby żadna sztuka nie została zmarnowana.

podawany na przeróżne

Dla potrzeb transportu śledzi wytyczano i utrzymywano drogi, organizowano składy soli i lodu niezbędnych do ich przechowywania.

Jak konserwowano i przetwarzano śledzia By w pełni zagospodarować dane przez morze śledziowe bogactwo,

sposoby, ratował nieraz bardzo biednych mieszkańców tych piaszczystych rejonów od głodowej śmierci. Nazywano go też „chlebem morza”, szanowano, nawet legendy układano. miejscowi rybacy nauczyli się już przed wiekami konserwować i odpowiednio je przetwarzać. Od czasów średniowiecza podstawowym środkiem konserwującym ryby była sól. Już wtedy zaobserwowano, że duża koncentracja soli powstrzymuje proces psucia się, a dziś wiemy, iż zapobiega rozwojowi szkodliwych mikroorganizmów. Stosowano wówczas, a chyba i dzisiaj, dwa sposoby solenia. Prostszy, polegający na zasypaniu ryb solą, no i drugi, przez przetrzymywanie śledzi w solance. Była to metoda bardziej wyrafinowa-

tradycja

na, stosowana przy produkcji śledzia solonego, produktu o dużej trwałości i wysokich walorach smakowych. Już od wieków średnich ten rodzaj solenia wykonywali wtajemniczeni w arkana tej sztuki, zrzeszeni w we własnym cechu solarze, albo inaczej nazywani śledziennicy. Mieli oni naturalnie swoje skrzętnie strzeżone metody solenia ryby, tak by miała ona ten jeden jedyny, niepowtarzalny smak. W najprościej mówiąc: śledzie były początkowo wymieszane z niewielką ilością soli w drewnianej beczce i leżakowały tam 1 do 2 dni. Po owym czasie, zalewane były roztworem soli – solanką, której stężenie i dodatki smakowe, oczywiście były tajemnicą mistrza solarza. Beczułka z tą zawartością przechowywana była w chłodnym miejscu, gdzie dojrzewała pod troskliwą kontrolą mistrza. Po około sześciu tygodniach solony śledź był gotów! Absolutnie zasadniczą rolę spełniała w tym procesie sól. Była ona też od czasów wczesnego średniowiecza towarem niezwykle poszukiwanym. W najbliższym nam regionie handel i dystrybucja soli była także przedmiotem specjalnych przywilejów

JEDEN Z OSTATNICH TAK WIELKICH JESIOTRÓW ZŁOWIONYCH W POBLISKICH AKWENACH, POCZĄTEK XX WIEKU

MAGAZYN

93


PRZYSTAŃ RYBACKA W BASENIE ZIMOWYM

oraz monopolu książąt pomorskich, a potem królów pruskich. W nabrzeżnych wioskach rybackich na Uznamie sól przechowywano w specjalnie budowanych szopkach solnych, stojących na nadmorskich wydmach. Sól obłożona była wysokim podatkiem przez państwo

94

MAGAZYN

i dopiero w 1820 r. w wyniku starań pastora Hartwiga z Liepe na Uznamie, miejscowi rybacy zostali z niego zwolnieni. Także w Świnoujściu w końcu XVIII w., tam, gdzie dzisiaj stacjonują okręty Straży Granicznej, wzniesione zostały dwa spichlerze solne, a rozdziału i sprzedaży soli

dokonywał tzw. inspektor solny. Dostarczana tu sól pochodziła głównie z Inowrocławia.4

Wędzony król Bałtyku Pokrótce jeszcze o tym, iż śledzie, tak jak inne ryby, od stuleci były też wędzone. Oczyszczone i posolone


RYBACY I RYBOŁÓWSTWO

Śledź w cieście piwnym

Śledź inaczej, na karsiborski sposób

tradycja

Śledź po polsku

Składniki:

Składniki:

Składniki:

2 śledzie solone z beczki 4 cebule na ciasto naleśnikowe: 2 jajka, 1,5 szklanki mąki, 2,5 szklanki piwa, klarowane masło

2-3 duże śledzie na osobę 50 g masła mąka, musztarda gałka muszkatołowa mielona sól, pieprz

4 śledzie solone mleczaki z beczki 10 ziaren pieprzu, ziele angielskie, liście laurowe 4 cytryny 0,5 l słodkiej śmietanki pół łyżeczki cukru pudru

Wymoczone i sprawione śledzie bez skóry

Śledzie wyfiletować, przyprawić solą

pokroić w paseczki, a cebule w kostkę.

i pieprzem, dobrze posmarować musztar-

Dorodne śledzie mleczaki moczymy

Ciasto naleśnikowe powinno być gęstsze

dą. Potem obtoczyć w mące i smażyć na

(nawet 24 godziny jeśli słone), ściągamy

niż zwykle. Dodajemy składniki do ciasta

chrupko.

skórę, odkładamy mlecze, dzielimy filety

i smażymy na klarowanym maśle złote placuszki. Dobrze smakują z czerwonym barszczem lub surówką z kiszonej kapusty.

i oczyszczamy z ości. Filety układamy

Pory posiekać na małe krążki i dusić

w szklanym słoju, przekładając je cieniut-

w maśle. Doprawić do smaku solą i gałką

kimi talarkami cebuli i przyprawami oraz

muszkatołową. Śledzie wyłożyć na talerz

plasterkami cytryny (bez skóry i pestek).

pokryty zielonym szczypiorkiem. Serwu-

Śmietankę łączymy z sokiem wyciśniętym

jemy z gotowanymi ziemniakami.

śledziki, nadziane na metalowych prętach, do 30 sztuk na jednym, wędzono w temperaturze 60-90° w dymie z drewna odpowiednich gatunków. Zwykle było to drewno bukowe, a w ostatniej fazie wędzenia czasami też olcha. Te sprawy były również zawodową tajemnicą każdego niemal wędzarza. Trzeba też wiedzieć, że małe wędzarnie znajdowały się niegdyś niemal w każdym przydomowym ogródku.5 Rybołówstwo śledziowe, jako się rzekło, z czasem straciło na znaczeniu. Śledź bałtycki nie wytrzymywał bowiem konkurencji ze znacznie tłustszym i większym pobratymcem holenderskim czy szetlandzkim, które to wypierały z rynku chudego pomorskiego kuzyna. Dla miejscowej ludności pozostawał on jednak nadal, wraz z ziemniakiem, podstawową pozycję w codziennym wyżywieniu. Świeży, solony, wędzony, podawany na przeróżne sposoby, ratował nieraz bardzo biednych mieszkańców tych piaszczystych rejonów od głodowej śmierci. Nazywano go też „chlebem morza”, szanowano, nawet legendy układano. Pobliski Heringsdorf stworowi temu swą nazwę i herb zawdzięcza. Theodor Fontane, znany niemiecki pisarz, związany także ze Świnoujściem, w swej autobiograficznej po-

z 3 dużych cytryn oraz mleczem śledziowym przetartym przez sitko. Dodajemy

wieści przytoczył również zabawną historyjkę o miejscowym notablu, senatorze Krause, kupcu i armatorze, nazywanym „Królem Świnoujścia”. Na przyjęciach w jego domu daniem głównym pozostawał zawsze śledź solony i ziemniaki. Jego zdaniem, dla Pomorzanina lepszy przysmak nie istniał. Współcześni mu jednak twierdzili, iż był to raczej przejaw wyjątkowego skąpstwa, które zresztą legło u podstaw jego fortuny.

cukier puder. Sosem tym zalewamy filety ułożone w słoju, potrząsamy, obwiązujemy papierem i stawiamy w chłodnym miejscu. Po 24 godzinach śledzie są dojrzałe. Jest to danie obiadowe, najlepiej smakuje z pieczonymi ziemniakami w łupince, lekko posmarowanymi masłem.

Przypisy Rolfs Peter August – Die Insel Wollin. Die Insel Usedom. Ein Heimatbuch und Reiseführer; Swinemünde 1933. 1

Gdy zaś Świnoujście stało się modnym kurortem, poczciwy śledź utrzymywał nadal swoja pozycję. Przybywający tu letnicy całkiem nieźle płacili za tę rybkę serwowaną im w każdej postaci. Była ona zawsze świeża i smakowita, nabywana zwykle na targu rybnym. Mieścił się on na Wybrzeżu Władysława IV między dawnym Domem Rybaka a ulicą Marynarzy. Także w minionym 70-leciu nasz przybrzeżny śledź chudzina, jakoś się wybronił. Chociaż daleko mu do matjasów, zapewnia jednak w dalszym ciągu całkiem godziwe życie kolejnej już generacji naszych przybrzeżnych „oraczy morza”, świnoujskich, karsiborskich czy międzyzdrojskich rybaków.

Burkhardt Robert – Geschichte der Stadt Swinemünde bis zum Jahre 1806; Swinemünde 1920, s.3 – 7. 2

Pluciński Józef – Świnoujścian chleb powszedni; Świnoujście, 2012, s.35 – 39. 3

Pluciński Józef – Świnoujścian chleb powszedni; Świnoujście, 2012, s.35 - 39 4

Senck Willi , w; Die Insel Wollin. Die Insel Usedom. Ein Heimatbuch und Reiseführer; Swinemünde 1933, s.122 – 134. 5

Receptury na podstawie: Krzeptowski M., Krzeptowska J. – Zasolony król; Gdynia 2012 oraz Rügen-Usedom Kochbuch. Geschichten und Rezepte; Stralsund 2011.

MAGAZYN

95


DEKADY

na Placu Wolności Tym razem państwo Chmielewscy zapraszają na spacer po miejscu, które wszyscy świetnie znamy. Pewnie każdy z nas przynajmniej raz dziennie jest na Placu Wolności... Druga połowa lat 50

Druga połowa lat 50

Druga połowa lat 50

Druga połowa lat 50 XXX yyy

96

MAGAZYN

Lata 60


Z ARCHIWUM CHMIELEWSKICH

stare świnoujście

Lata 60

Lata 60

Lata 60

Lata 70

Lata 70

Lata 70

Lata 70

MAGAZYN

97





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.