2 minute read

I Słodka woda, słona woda

Next Article
I Dzida Blus

I Dzida Blus

Fot. Aneta Skorek-Czyżewska, osmeniebo.pl

Darek Dzida

Advertisement

Z notatnika Wodnika

Słodka woda, słona woda

Co mnie podkusiło, żeby ostatnio pisać o zawracaniu biegu rzek od morza w góry? W pewnym sensie wywróżyłem taką sytuację. W naszej drugiej co do wielkości rzece, czyli Odrze, pojawiła się słona woda i martwe ryby, oczywiście słodkowodne. I to nie pojedyncze sztuki, a setki, tysiące! Gdyby to był rok 1975 nie zdziwiłbym się. Żaden rozsądny wędkarz nie łowił wtedy tych nielicznych ryb – mutantów w Wiśle oraz Odrze. Krążyła plotka, że w Wiśle już w zakolu pod Wawelem można wywołać zdjęcia, gdyż płynęła tam mieszanka całej tablicy Mendelejewa. Zakłady przemysłowe zrzucały wszystko, co popadnie. Polska rosła w siłę itd. Istniała wprawdzie Liga Ochrony Przyrody, ale zajmowała się śmieciami w lesie i trawnikami na osiedlach. Nie miała żadnych uprawnień dotyczących kontroli tego, co się odprowadza do rzek, wywozi do albo z lasu. Nazywaliśmy to potocznie gospodarką rabunkową. Jej celem było za wszelką cenę (głównie za cenę zniszczonej przyrody) doskoczyć z poziomem uprzemysłowienia oraz standardem życia do krajów zachodnich, które oczywiście krytykowaliśmy na każdym kroku. Ciekawa schizofrenia. Z jednej strony podziw, z drugiej branie garściami przykładu. Nasz wieczysty przyjaciel Związek Radziecki zasadniczo robił to samo. Jako że Kraj Rad nie tracił czasu na zachęcanie obywateli do pracy, zmuszał ich do tego systemem niewolniczym wziętym choćby ze starożytnego Egiptu.

Wydawałoby się, że te czasy już minęły bezpowrotnie. Jesteśmy wolnym krajem, standardy państw zachodnich realizujemy w ramach dobrych praktyk Unii Europejskiej, do której należymy. W mojej branży kontrolujemy nasz produkt, czyli wodę od miejsca poboru do punktu sprzedaży. Posiadamy zdalne systemy monitoringu zarówno parametrów hydraulicznych, jak i jakościowych wody pitnej. Wykonujemy setki analiz wody rocznie, aby mieć pewność, że woda wodociągowa jest bezpieczna o każdej porze i zdatna do picia bez przegotowania. Są to niemałe koszty, o których zapominają często nasi klienci – ich wiedza o zużywanej wodzie niejednokrotnie sprowadza się do wysokości płaconych rachunków.

Oczyszczane przez nas ścieki, odprowadzane do odbiorników, spełniają wszelkie nakazane parametry. Są kontrolowane również w sposób ciągły. Bywało kiedyś, że ich jakość była lepsza od wody płynącej w rzece. Co zatem się stało? Okazuje się, że odpowiedź nie jest łatwa. W przyrodzie istnieje ciąg powiązań, które trzeba znać, aby zrozumieć przyczynę ostatniej katastrofy. Można odpowiedzieć krótko: winny jest człowiek. Człowiek, który przekształca otoczenie dla swoich potrzeb bez zrozumienia choćby zjawiska obiegu wody w przyrodzie.

Wycinając nadmiernie drzewa w lasach niszczymy, zmniejszamy ich naturalną retencję, opóźnienie spływu wód deszczowych, możliwość naturalnego oczyszczania wody infiltrującej w grunt, skracamy czas odpływu wody z gruntu do potoków i rzek (w tym do nieszczęsnej Odry). Do tego dochodzą długotrwałe susze spowodowane brakiem parującej wody. Dlaczego nie paruje? Patrz zdanie pierwsze. W efekcie wody w odbiornikach jest coraz mniej, nurt jest coraz wolniejszy, temperatura wody rośnie, a wraz z nią maleje natlenienie. Zmieszanie niewielkiej ilości przegrzanej wody z odprowadzanymi przez wiele podmiotów, źle oczyszczonymi ściekami powoduje mieszankę, której ryby nie wytrzymały. Co było do udowodnienia – mówiąc językiem matematycznym.

Traktowanie przez nas rzek jest smutnym tematem. To jednak efekt próżności człowieka w dążeniu do maksymalizacji zysku i zwykłej wygody. Przyroda czasem nie wytrzymuje i odzywa się w taki ponury sposób jak ostatnio. W kolejnych felietonach porozważam sposoby na poprawę tej sytuacji.

This article is from: