Rok 2009, nr 3
3 sierpnia 2009
IŃSKIE POINT XXXVI IŃSKIE LATO FILMOWE G
A
Z
E
T
A
F
E
S
T
I
W
A
L
O
W
A
Antychryst. Redakcyjne konsultacje społeczne
W T Y M N U M E R Z E :
Antychryst
2
Tengers
3
Nocni lokatorzy
4
Przez ciernie do gwiazd
4
Tajemnica rajskiego wzgórza
5
Wojna polsko–ruska
6
Rusałka
7
Królik po berlińsku
7
Reżysera trzeba albo leczyć, albo zabrać do burdelu. Diana Dąbrowska Jeden z tych seansów, które po obejrzeniu chciałbym wymazać pamięci, co nie znaczy jednak, że jest to film zły. Po prostu... Nie wiem, o co chodzi. Bartek Zając Seks, kurwy, konserwy, Antychryst bez przerwy. Niczego mądrzejszego o tym filmie nie potrafimy powiedzieć, ponieważ jest to ten typ dzieła, którego cała moc lub niemoc leży w odbiorze. Nam się podobał. Ale czy to ważne?
Antychryst – pochwała głupoty Chcesz zobaczyć lisa mówiącego chaos rządzi, przerażającego jelonka, diabolicznego kruka oraz inne dyrdymały? Do tego bawi cię, gdy bohaterowie odcinają sobie genitalia, wszędzie tryska krew, przerażające żołędzie uderzają o dach mieszkania, a na dodatek lubisz grafomańsko-pornograficzne produkcje, to tak, Antychryst jest idealnym filmem dla ciebie. A także dla przedstawicieli Polskiego Instytutu „Sztuki‖ Filmowej, którzy wsparli ten wiekopomny i doniosły dla promocji naszego kraju projekt. Pozostałych z mniej perwersyjnymi upodobaniami zachęcam do nie wspierania najnowszego filmu Larsa von Triera.
Natalia Królikowska & Aleksander Lisowski
Biuro Ińskiego Lata Filmowego Kino Morena ul. Przybrzeżna 1 tel. 091 5623084
Klub Festiwalowy na małej plaży koło bazy płetwonurków spotkania z twórcami
Kasa biletowa
koncerty
katalog 36. ILF-u — 5 zł
inne atrakcje
Książka Gdzie woda czysta… Ińskie Lato Filmowe 1973-2007 — 25 zł
Michał Dondzik
K O M U N I K A T Bezpośrednio po projekcji filmu Wspaniały świat pralni (Kino Morena, 3 sierpnia godzina 19) odbędzie się spotkanie z bohaterami filmu.
S t r o n a
2
I Ń S K I E
P O I N T
Archeolog Lars von Trier, czyli tylko po co?! Koty mruczą nie tylko, gdy są zadowolone, mruczą też, gdy są zestresowane, gdy cierpią i umierają. Mruczenie jest kocim sposobem na sytuacje podbramkowe. 100 minut projekcji Antychrysta Larsa von Triera znosiłam, wzorem kota Bolesława, mrucząc pod nosem. P r ó c z s ł ów p ow s z ec h n i e uznanych za nieparlamentarne, najczęściej w moich mruczeniach przewijało się „ale o co chodzi?!―. Najnowszym skandalem von Triera poczułam się zdezorientowana podwójnie, jako filmoznawczyni i jako feministka. Film jest nudny, przewidywalny od pierwszej sceny, poniekąd pretensjonalny formalnie i nie zawsze spójny narracyjnie. Do tego dodać należy nieszlachetną patynę mizoginicznych uprzedzeń i fobii. Owe 100 minut mruczenia urozmaicałam sobie szukaniem mi ej sc a pękni ęc i a, które pozwoliłoby potraktować dziełko jako przewrotne, lub chociaż wziąć w nawias owo antykobiece zadęcie. Nic z tego. Fabuła jest dojmująco prosta. Gdy On i Ona uprawiają seks w łazience, dziecko wychodzi z łóżeczka, ogląda rodziców, następnie po stole wdrapuje się na okno i wypada wprost na baśniowy śnieg. Zdarzenie owo wywołuje zrozumiałą traumę. Kobieta trafia do szpitala; mążterapeuta uznając, że dawkowanie leków jest znacząco przesadzone, zabiera Ją do domu, by poddać psychoterapii. Niewiara w możliwości psychiatrii mści się, bowiem brak leków, wyjazd do lasu i emocjonalne grzebanie się w bebechach ujawni w ukochanej czarownicę. Pierwszym tego objawem jest
coraz gwałtowniejsza inicjatywa seksualna – to Ona zmusza Go d o współ życi a, a prób y zapanowania nad popędami przechodzą od prośby, by Ją uderzył, do obcięcia łechtaczki. Pierwsza podejrzana zatem to kobieca seksualność. Ów psychopatyczny rys uszczegółowiony zostaje o przekonanie, że kobiety nie kontrolują ciała i są przez to bliższe naturze. Natura jest zła, natura jest światynią Szatana, stąd już tylko krok do objawienia, że kobieta jest jego narzędziem. Do takich wniosków doszła nasza bohaterka, oddając się studiom nad procesami czarownic. On sprowadza rzecz do błędu metodologicznego (przejście od perspektywy krytycznej do przyjęcia punktu widzenia oprawców), ale w końcu, w samoobronie dusząc wiedźmę, przyznaje Jej – i katom! – rację. Płomienie stosu unicestwiają grzech, mężczyzna opuszcza Eden, do którego zmierza tłum kobiet, zapewne sióstr, jak nazywała je nieświętej pami ęc i żona. Wszy stko unurzane w mniej lub bardziej spójnym – ale za to natrętnie ob ecnym – symboliczno intertekstualnym sosie. Aby nieco zaradzić poważnej konfuzji, przeprowadziłam, ni ekon kl uz y wne ni e s tet y , konsultacje społeczne (patrz strona 1), a też przejrzałam, co napisali tzw. fachowcy. O Antychryście mówi to niewiele, ale wskazuje wytrychy używane do usprawiedliwiania reżysera. Pierwszym jest wyjaśnianie kształtu produktu osobistymi perypetiami twórcy. Tenże cierpiał na depresję, a to, co
obejrzeliśmy, to efekt terapii przez pracę. Jak nam objawił w wywiadzie, w tak dramatycznych okolicznościach zapomina się o politycznej poprawności. Traumatyczne doświadczenia mają zatem usprawiedliwić przeżute i wyplute wypiski z Weiningera, obowiązkowo unurzan e w zestawieniu czarownic i feministek, a też zapewnić, że to, co oglądamy, to intymne zwierzenie Artysty. Filmoznawcza intuicja podpowiada mi, by ze szczególną rezerwą podchodzić do autobiograficznego klucza w wypadku kinematografii głównego nurtu, dla niepoznaki czasem zwanej artystyczną, ale przecież powstającej w warunkach przemysłu filmowego. Ze szczerością jest mniej więcej tak, jak ze zbliżeniem penetracji z p r o l o g u A n t y ch r y s t a : n i b y zaświadczamy, że to się dzieje naprawdę, ale rzecz wykonali profesjonalni dublerzy. Kolejny wytrych lokuje się po sąsiedzku: mamy do czynienia z kinem autorskim. Von Trier nie robi filmu porno, ani tym bardziej horroru. On robi film autorski, kierowany do wyrafinowanej publiczności, która doskonale wie, że nie wolno brać filmów dosłownie. Jeśli zatem jakaś krytyczka wysunie zarzut mizoginii, dowie się, że nawet jeśli film w istocie jest mizoginiczny, to przecież nikt nie potraktuje tego serio. Naprawdę? chciałoby się zapytać. Ostatni z wytrychów, autorstwa Wojciecha Orlińskiego, zasadza się na stwierdzeniu, że jest możliwe alternatywne odczytanie: otóż, von Trier, zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, utożsamia się z prześl ad owanymi kobi etami . Winien jest mąż. Alternatywnie
R o k
2 0 09 ,
n r
3
S t r o n a
odczytać da się wszystko; mniej więcej podobnie jest z autoeksplikacjami twórców. Von Trier, zapytany, czy jest mizoginem, zaprzeczył i natychmiast przyznał, że ma problemy z kobietami. Na jednym oddechu dodał, że trudno jest je zrozumieć i cały czas kuszą. Antychrysta różni od wcześniejszych (w moim przekonaniu – również mizoginicznych) filmów von Triera znamienne poszerzenie pola zainteresowań. Mamy nie tylko naturalny okaz w naturalnym otoczeniu – współczesną wiedźmę (jak mieliśmy robotnicę czy młodą małżonkę), ale też tło, grupę, do której owa wiedźma należy, a która składa się z osobniczek obdarzonych takimi samymi cechami. Czarownice słusznie palono na stosach, słusznie „leczono― histeryczki, słusznie też praktykuje się wycinanie łechtaczek. Kobiety są szalone, okrutne, cielesne, opętane niszczycielskim żywiołem. Trzeba je skutecznie poddać kontroli; represjonowanie kobiecej seksualności jest ze wszech miar zasadne, inaczej bowiem, zatraciwszy się w zwierzęcym pożądaniu, kobieta zapomina o swej najważniejszej roli, macierzyństwie, i pozwala dziecku wypaść przez okno. Wracając do wytrychu numer jeden – depresyjna szczerość pozwala to wszystko, zakłamywane przez polityczną poprawność, powiedzieć. Mizogini są wśród nas, a feministek boją się jak diabeł święconej wody. Nie dziwią zatem odniesienia do feminizmu – znamienne użycie słowa siostry czy neologizm kobietobójstwo jako tytuł ostatniego rozdziału i ksiażki, którą przygotowywała bohaterka. Charakterystyczny jest tu zresztą błąd polskiego tłumacza, który angielskie gynocide potraktował jako błąd i przełożył jako ludobójstwo, zacierając wyjątkowość p r ze ś l a d ow ań k ob i et. V o n Tr i e r prześladowców usprawiedliwia, tłumacz zaś unieważnia główny wyróżnik prześladowanych. Jeśli coś dziwi, to owo „postępowe wstecznictwo― (określenie Tadeusza Sobolewskiego); wprawdzie gadającego liska wygenerował komputer, ale to, o czym gada, kurzy się od wielu lat w kącie społecznych debat. Można, czemu nie. Tylko po co?!■ rode
3
Kino społeczne w wersji clay Reżyser Michael J. Rix pytania. Rix ukazuje odbiorcy zaprasza nas do świata tytuło- codzienność przesyconą kowych Tengersów (mieszkańców rupcją i zakłamaniem. Dawne prowincji Gauteng), aby spojrzeć hasła Apartheidu odchodzą w na brutalne realia RPA. Anima- zapomnienie. Rob i Christine cja wykonana techniką claymo- zdają sobie z tego sprawę, ale tion (tworzenie postaci z gliny) czy są jeszcze w stanie coś nie należy może do przyjemnych zmienić? dla oka, jednak temat, który Animacja ukazuje postępupodejmuje, wydaje się nader jący proces brutalizacji społeinteresujący. czeństwa, co zilustrowane Pierwsza scena prezentuje zostaje między innymi wielką specyfikę miasta, jego problemy ilością wulgaryzmów. Tłem dla i zagrożenia. Rob, główny boha- większości scen są odgłosy ter, wchodzi do banku w komi- strzelanin. Nie bez znaczenia niarce i od razu staje się podej- jest też napis guns (broń) porzanym o napad. Johannesburg jawiający się na większości to niebezpieczne miasto, każdy sklepowych szyldów. Johanwydaje się podejrzany, co dopie- nesburg w tym obrazie staje ro zamaskowany mężczyzna. On się mekką przestępców i morjednak przychodzi w innym celu derców. Sam główny bohater – chce zobaczyć kostwierdza, że „Rix nawołuje bietę swoich marzeń bez broni nie bez zwracania na sie- do zmian. Tylko wychodzi z bie uwagi. domu. Dla one mogą Akcja toczy się kontrastu ze dość wolno i zanim zatrzymać falę złym i zepsuzostaniemy wprowatym światem dzeni w główny wątek, agresji i pojawia się musi minąć trochę przemocy.” muzyka klaczasu. Rob to biedny syczna, która pisarz, który spróbował szczę- staje się momentami domiścia na loterii. Wygrał dożywot- nantą filmu. Rix nawołuje do nią pensję. Od tej pory nie jest zmian. Tylko one mogą zatrzybezpieczny: włamano się do mać falę agresji i przemocy. jego mieszkania, grożono ukoKoniec animacji na długo chanej. Bohater podejrzewa, że pozostaje w pamięci. Rob po to sprawka władz loterii, które stracie Christine odnalazł sens nie chcą wypłacać pieniędzy. życia. Dokończył książkę, poNic bardziej mylnego... Przeciw- wrócił do malowania i przyko Robowi knuje jego najlepszy znał, że pieniądze szczęścia przyjaciel. nie dają. Najważniejsza jest W animacji Rixa wartości miłość. Rozstrzygnięcie sensu wyznaczające standardy nasze- podsumowania pozostawić go życia zostają poddane spraw- należy odbiorcy, reżyser poindzianowi. Czy przyjaźń okaże się tuje bowiem całość myślą: ważniejsza od pieniędzy? Czy Ostatnie zdanie jest do kitu. człowiek jest w stanie docenić Skasuj, skasuj, skasuj...■ swoich bliźnich? Próżno szukać Ewa i Lila pozytywnych odpowiedzi na te
S t r o n a
4
I Ń S K I E
P O I N T
Sprostowanie. Popołudniowe uwagi o Nocnych lokatorach
Co można zrobić w ciągu 53 minut? Można na przykład przeczytać kilkadziesiąt stron dobrej powieści lub upiec jabłecznik czy wyprowadzić psa na całkiem porządny spacer. Każdego dnia zmuszeni jesteśmy dokonywać wyboru, co w danym momencie jest najbardziej warte naszego czasu, którego przecież pomimo wakacji ciągle coraz mniej. Pomóc nam w tym mają np. programy festiwalowe, które w kilku zdaniach opisują wszystkie projekcje, informując krótko o temacie i nastroju zaplanowanego widowiska. Jest to szczególnie przydatne w przypadku filmów mniej znanych lub tych, które nie weszły na ekrany kin. Mozambijski obraz Licinia de Azevedego zaliczyć można do obu tych kategorii. Przy jego wyborze kierowałam się tylko i wyłącznie programową „zajawką‖, w której
przeczytać można, iż Nocni lokatorzy to zadziwiająco optymistyczna opowieść o squattersach, zamieszkujących podupadły Grande Hotel w Beira. Pomimo tego, że jej bohaterami są ludzie, którzy w wyniku wojny i dramatycznej sytuacji ekonomicznej kraju stracili dach na głową, nie jest to (…) opowieść o biedzie, ale o radości życia. Załamana stanem psychicznym i kondycją intelektualną jednego z moich ulubionych reżyserów (sobotnia projekcja Antychrysta Larsa von Triera), dzisiaj z nadzieją na obiecywany przez autorów katalogu powiew świeżości, zaopatrzona w bagaż własnych, squaterskich doświadczeń, szłam na afrykański dokument. Otrzymałam nudny (jak samo życie pokazanych osób) i statyczny obraz kiepskich warunków mieszkaniowych w jednym z najbiedniejszych zakątków świata.
Rozczarowań, a właściwie nieścisłości, jest niestety więcej. Przede wszystkim, nie jest to film o squatersach, ponieważ sam squatting (czyli zajmowanie bez zgody właściciela opuszczonego budynku lub pomieszczenia), wywodzący się z ruchów anarchistycznych i kontrkulturowych, jest formą alternatywnego stylu życia. Przypadek nocnych lokatorów hotelu Grande ma zupełnie inną proweniencję, której jednak sam film również nie potrafi atrakcyjnie wydobyć. Pograć można było także ciekawą przestrzenią i symboliką iście monumentalnego hotelu, ale i tego atutu nie wykorzystano. Napięcia na stykach pojęć nomada/turysta, wczoraj/dziś/jutro zostały skutecznie uziemione. Nocni lokatorzy nie porażają.■ Natalia Królikowska
Dwudziestoczterogodzinna katastrofa lotnicza... Tymi słowami jeden z uczestników określił terenowy rajd Tecate SCORE Baja 1000. Dan Brown, reżyser dokumentu Przez ciernie do gwiazd, opowiada historię tego ekstremalnego maratonu, odbywającego się od ponad czterdziestu lat na półwyspie Baj a (Meksyk). W filmie umiejętnie łączy dynamiczną fotografię sportową – relację z wyścigu rozegranego w 2008 roku – z wywiadami cofającymi nas aż do drugiej połowy lat 60. Dla Browna równie emocjonujące są fragmenty ukazujące karkołomną przełajową jazdę, jak i subiektywne wspomnienia rajdowców, któ-
rzy stworzyli mitologię asfaltowego odcinka, by tego wydarzenia. tam, z dala od publicznych Trasa prowadząca dróg, mogli kontynuować przez tysiąc mil, z miejsco- rajd. Wyścig Baja 1000 wości La Paz do „Baja 1000 staje stał się już Ensenady, od częścią się w obiektywie h i s t o r i i kilku dekad poBrowna zostaje niezmien„Dzikiego na. Krajobraz doświadczeniem Zachodu‖. pustynny przeci- egzystencjalnym.” Być może nają asfaltowe dlatego drogi, na których zawodni- policjanci zdecydowali się cy mijają „cywilne‖ samo- go nie przerywać, mimo iż chody, co czyni rajd nie w tego samego dnia w niepełni legalnym. W jednej szczęśliwym wypadku zgize scen widzimy na przy- nął tam jeden z widzów. kład, jak policja zatrzymuPrzez ciernie do gwiazd je siedemdziesiąt maszyn, wrzuca nas w sam środek niemal doprowadzając do wyścigu i otaczającej go zakończenia wyścigu. Po legendy. Obraz zarejestrochwili zawodnicy ruszają wany z ponad pięćdziesiędalej – funkcjonariusze ciu kamer, umieszczonych zdecydowali się eskorto- między innymi na startująwać kierowców do końca cych samochodach
i motocyklach, ale i na monitorujących przebieg wyścigu helikopterach, wpływa na zmysłową immersję widza, a wypowiedzi, w których młodzi zawodnicy opowiadają o szacunku dla pionierów rajdu, częstokroć ich własnych ojców, wzmagają nasze emocjonalne zaangażowanie. Baja 1000 staje się w obiektywie Browna doświadczeniem egzystencjalnym. Wielokrotnie podkreślany jest mistyczny wymiar tego motoryzacyjnego święta, w którym zawodnicy nieraz ryzykują śmierć tylko po to, by stać się częścią tej historii i inspiracją dla innych sportowców.■ Bartek Zając
R o k
2 0 09 ,
n r
3
S t r o n a
Rodzinna przygoda Kolejny piękny poranek filmowy, tak jak i poprzedniego dnia, rozpoczął się projekcją przeznaczoną dla dzieci. Tym razem była to Tajemnica Rajskiego Wzgórza w reżyserii Gabora Csupo (Most do Terabithii). Pełna sala kinowa potwierdza, że zaadresowanie wydarzeń festiwalowych także do dzieci jest pomysłem jak najbardziej trafionym. Z dziećmi do kina wybierają się rodzice – i ich także, jak się okazuje, mogą zauroczyć filmy teoretycznie przeznaczone dla najmłodszych, stając się prawdziwą, rodzinną przygodą. W Tajemnicy Rajskiego Wzgórza mamy wszystkie klasyczne wyznaczniki dobrego kina dla dzieci, które również posiada wartość samą w sobie dla widza dorosłego. Prosta historia, której scenariusz powstał na podstawie powieści Elizabeth Goudge, wydanej w 1946 roku, a więc ponad 60 lat temu (!), przenosi nas w świat magii i niezwykłości, tajemniczych książek i legend oraz, a może właśnie przede wszystkim, w czasy, kiedy miłość i szlachetność potrafiła sprawić cuda. Po nagłej śmierci ojca Maria wyjeżdża do wuja, który wydaje się człowiekiem zgorzkniałym i surowym. Nasza bohaterka nie poddaje się biernie losowi i zaczyna walczyć o własne przeTo jest Sztuka a nie ciężki seks więc nie pytaj o czym jest... O czym jest film Xawerego Żuławskiego Wojna polsko-ruska? Na to pytanie próbują odpowiedzieć widzowie po seansie.
(cisza)
Nie wiem – mówi siedząca obok Magda. – Może o naszym odwiecznym polskorosyjskim konflikcie?
Może... – zastanawia się Grzegorz – o tym, że nie trzeba wyjeżdżać na Zachód, bo co polskie jest dobre.
konania. Kiedy okazuje się, że dolina w finałowej scenie galopu wyłaniająMoonacre, w której znajduje się po- cych się z morza jednorożców. Jest siadłość wuja, zostateż kilka pięknych nie zniszczona na „Widz znajdzie w filmie wizualnie scen, któskutek klątwy rzuco- niedociągnięcia , ale czy re niewątpliwie podnej przed wiekami, kreślają znaczenie warto się nimi Maria – jako jedyna ukazywanej treści. obdarzona wystarcza- przejmować, skoro Najważniejsza – a jącymi zdolnościami i można na chwilę przy tym jakże draobwołana ostatnią zanurzyć się w świecie matyczna! – odsłoKsiężycową Księżnicz- dzieciństwa?” na rozgrywa się boką – postanawia znawiem w całkowitym, leźć sposób, by odwrócić czary i nie bardzo wymownym milczeniu i podopuścić do katastrofy. I jak to w zbawiona jest, jak to w większości baśniach – wszystko kończy się po- produkcji dla dzieci (i, niestety, nie zytywnie i dobro triumfuje. Ale nie tylko...) bywa, patetycznych i nieponależy zapominać, że w drodze do trzebnych słów. Niewątpliwym atuostatecznej harmonii bohaterowie tem jest również humor, który rozłazmierzą się nie tylko ze sobą nawza- dowuje nagromadzone napięcie. jem, ale również z własną dumą i Oczywiście, widz dorosły znajdzie w lękami. W osiągnięciu szczęścia nie filmie niedociągnięcia i błędy, ale pomogą im ani żadne czary, ani nie- czy naprawdę warto się nimi przejzwykłe moce – tylko pokonanie sie- mować, skoro można choć na chwibie i poświęcenie się w imię wyższej lę zanurzyć się raz jeszcze w świecie sprawy. Film zwraca też uwagę na to, dzieciństwa? że zło ma zawsze swoją przyczynę i Takie filmy jak Tajemnica Rajkażdemu człowiekowi należy się dru- skiego Wzgórza powinny powstawać ga szansa. i dla dzieci, i dla dorosłych. W dobie W Tajemnicy Rajskiego Wzgórza komputeryzacji, racjonalizacji istniewiele szczegółów można odnieść do nia i szybko rozwijającej się techniki, znanych nam wcześniejszych ekrani- wyobraźnia oraz wrażliwość schodzi zacji wielkich dzieł literatury. Mamy na dalszy plan, a szkoda... Czy histotu więc trochę Tajemniczego ogrodu rie pełne magii mają jeszcze rację i Władcy Pierścieni, jak również bytu w dzisiejszym świecie? Dla Ostatniego jednorożca, szczególnie mnie dzisiaj odpowiedzią były wpatrzone w ekran zafascynowane twaS o n d a rze, zarówno dzieci, jak i dorosłych.■ Wiem! – krzyczy drugi Grzegorz – Nie bierz dragów, bo jeszcze ci się poprzestawia w głowie!
Zdania są więc podzielone... Pytamy więc dalej... Czy dla widzów film zawiera może jakiś morał? Pani się mnie pyta czy ja zrozumiałem ten film..? A! Chodzi o morał... Trzeba by było się głęboko zastanowić... – spostrzeżenie Widza jest ironiczne. – Nie, nie... Ani w książce Masłowskiej, ani w filmie Xawerego nie ma żadnego morału.
Mroos
Cóż więc pozostaje..? Jak to powiedział Silny: pokażcie mi kogoś, kto mi powie jaka jest prawda Fiołek + Mroos
Proszę mnie nie pytać o czym jest film i czy posiada morał. To jest sztuka, a Sztuka nie posiada Morału – mówi Wytrawny Widz Festiwalu.
5
R o k
2 0 09 ,
n r
3
S t r o n a
Ruskie idą! czyli dlaczego Żuławski (vel Żurek Junior) zabrał się za Masłowską? O wielkości dzieła literackiego Doroty Masłowskiej (czy też może jej braku?) zadecydowała chyba osobliwa sprawność, którą dziewczyna skrzętnie prezentuje na poziomie językowym. Uwidacznia się to zwłaszcza w wyspecjalizowanych, (mało) finezyjnych słownych konstrukcjach, których największym atutem jest to, że skupiają w sobie zarówno prowincjonalne prostactwo, jak i swojego rodzaju werbalną elegancję czy wręcz szlacheckość. Jeżeli idzie o treść… mogę was uspokoić – wojny na pewno nie ma i raczej nie będzie. Z ostrożnością też chwaliłabym olbrzymi talent autorki do socjologicznych obserwacji. Jakoś nie jest łatwo spotkać w drodze do osiedlowych delikatesów zakręcony dream team nieuka i nieroba Silnego… Zwróćcie na to państwo uwagę, idąc następnym razem do sklepu. Zabierając się do jakiegokolwiek dzieła, czy to literackiego czy filmowego, warto umiejscowić wysoko w hierarchii zadawanych sobie (i jemu) pytań – najlepiej na pierwszym miejscu – bardzo proste i bardzo ważne: po co? Po co na ekranach Masłowska? Stara anegdota mówi nam że, jeśli nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze… Następnie, dobrze też się zastanowić nad tym, kim są przerysowane i mocno przesadzone w swej stereotypowej budowie postacie działające w ramach tej zapętlonej narracji. Mamy tu oczywiście Andrzeja Robakowskiego aka Silnego, a z nim całe mnóstwo jego cierpień i zwątpień, dziwnych n ad p ob ud l i w yc h z ac h ow ań (wiadomo też, co stanowi ich źródło…). Silny, typ prawdziwie nie-
smaczny, bezpamiętnie zakochany jest w Magdzie. Dlaczego? Bo ona jest najlepsza i ma dobre serduszko, co z tego, że jest szmatą, flądrą i dziwką sumiennie i obowiązkowo uczęszczającą do solarium, do tego paralityczną umysłowo. Pokłócili się, ale dokładnie nie wiadomo o co, może chodziło o ruski s(a)iding? W historii Andrzeja miejsce swoje znajdą jeszcze przynajmniej trzy kobiece postacie. Jedną z nich jest bezbożny, przeceniony w promocji trup na baterie, sadomaso-gotyk kurwa Andżela, niespełniona poetycka dusza, członkini organizacji animacji ekologicznej (walczącej o emancypację polskich zwierząt, o ich własny głos!). Zdystansowana do życia, niezwykle beztroska (z charakterystyczną d ylatacj ą g ał ek ocznych) przechodzi inicjację seksualną właśnie z Silnym. Andżelika sprzedała się szatanowi, istnieje dla niej tylko czarny pan i czarna biblia. Poprawna genderowo (nie ma kobiet i mężczyzn, nie ma płci!), ma swoje święte zasady: nie je mięsa, cukru i… jajek i nigdy się nie zakocha, ani w dziewczynie, ani w chłopaku. W tym zacnym gronie pojawia się też kumpela Silnego, uzależniona od wciągania bielinki monstrualna pakerka Nata(sza). To ona wpada na genialny pomysł wyciągnięcia jakichś większych funduszy z kieszeni byłego chłopaka Andżeli, piaskowego potentata Roberta Sztroma. Po wielu perypetiach (i wyjątkowo ciekawie zrealizowanej scenie walki pomiędzy Silnym a Lewym, rodem z kultowego już Fight Clubu) następuje konfrontacja dwóch kompatybilnych sił – na
komisariacie przesłuchuje Andrzeja Robakowskiego nie kto inny jak Dorota Masłowska. Wówczas daje mu ona do zrozumienia, że jest niczym innym jak tresowanym psem, że nie żyje, totalnie nie istnieje, jest tylko wymysłem jej (wybujałej i zboczonej?) nastoletniej wyobraźni. Widz od początku zdaje sobie sprawę, że status świata przedstawionego, w którym porusza się Silny, jest niepewny. To Masłowska już na wstępie staje się suflerem, podpowiadającym kwestie czy to Silnemu, czy to Żanecie. Wydaje mi się jednak, że nie wszyscy, tak jak cnotliwa filmowa Alicja, są tak zakochani w młodej dziewczynce z Wejherowa, nie doceniają jej ciekawości, oryginalności, jej wielkiego talentu. Nie każdy kupuje etos zagubionego w wielkim świecie biedactwa, które nieśmiało, ale dzielnie broni się swoim piórem. Doceniłabym w tym filmie scenariusz i grę aktorską, nie tylko Borysa Szyca, ale też i całej reszty. Film ma ogólnie rzecz ujmując niezły rytm i tempo, ale jest stanowczo za długi, przez co zbyt skomplikowany w odbiorze. Wojna polsko-ruska z pewnością nie jest polską odpowiedzią na Trainspotting czy Pulp Fiction, ale warto obejrzeć Żuławskiego kino atrakcji wizualnej. Tyle że nie każdy widz kupi w całości te błyskotki i świecidełka, przecież nie każdy człowiek na widowni jest wygłodzoną sroką.■ Diana Dąbrowska
6
S t r o n a
7
I Ń S K I E
P O I N T
Rusałka – prawie robi różnicę Rosjanie uwielbiają kopiować zachodnie pomysły i robią to od niepamiętnych czasów, by udowadniać, że to oni zostali skrzywdzeni i okradzeni. Zasada ta obejmowała wszystkie dziedziny życia, omijając jednak kinematografię. W przypadku filmów to Zachód zachwycał i inspirował się dokonaniami radzieckich mistrzów. Zmianę przyniósł upadek ZSRR oraz fascynacja kinematografią zachodnią. Tendencję tę widać zwłaszcza w ostatnich latach. 9. kompania Fiodora Bondarczuka została okrzyknięta rosyjskim Szeregowcem Ryanem, Paragraf 78 Michaiła Chleborodowa imitował amerykański film akcji, a zeszłoroczny pretendent do Oskara, Dwunastu Nikity Michałkowa, to remake kultowego w Stanach filmu Dwunastu gniewnych ludzi Sidney'a Lumeta. Podobnie tegoroczny kandydat, Rusałka Anny Melikian czerpie z rozwiązań sprawdzonych na Zachodzie w filmach takich jak Biegnij Lola biegnij Toma Tykwera czy Amelia Jeana-
Pierre’a Jeuneta. Tytułowa bohaterka to efemeryczna dziewczyna, która z trudem odnajduje się w otaczającym ją świecie. Obserwujemy jej rozwój od dziecięcych marzeń o zostaniu baletnicą do momentu dorosłości, gdy usiłuje zbudować stały związek z mężczyzną. Jej wrażliwość i niemożność dostosowania się do środowiska, w jakim żyje, jest cechą otwierającą możliwości doznania nieznanej innym rzeczywistości. Niestety, przyczynia się również do serii zawodów oraz finałowego załamania. Reżyserka robi, co może, aby zatrzeć wrażenie obcowania z nachalną kopią zachodnich produkcji. Jednak nie sposób nie zauważyć niemal identycznego jak w Amelii przewodniego motywu muzycznego, specyficznych, przesyconych kolorami zdjęć czy aury „magiczności‖, jaką stara się stworzyć twórczyni. To, co stanowi o oryginalności Rusałki, to duża doza brutalności i przemocy, jaką napotyka na swojej
drodze Alisa. Spełniające się życzenia niejednokrotnie niosą ze sobą śmierć i destrukcję (huragan, zgon niedoszłego studenta czy spalenie mieszkania). Również przełamujące schemat happy endu zakończenie rozbija misternie tkaną przez cały film atmosferę bajkowości. Alisa zostaje przejechana przez samochód na jednej z moskiewskich ulic. Jej głos wyjaśnia zdumionym widzom, że to przecież nic szczególnego. Co roku ginie w stolicy 2000 osób zabitych przez nierozważnych kierowców. W rezultacie mało wiarygodne wydaje się zapewnienie dystrybutora, że film nie jest całkiem komedią, ale i nie dramatem. Jest w nim wszystkiego po trochu. Jak w życiu. Zamierzona niekonwencjonalność powoduje, że Rusałka może zawieść zarówno osoby, które liczyły, że zobaczą rosyjską Amelię, jak i te, które chciały poznać realistyczną opowieść o współczesnej młodzieży rosyjskiej. Czy to wystarczy, aby zdobyć Oskara? Osobiście szczerze wątpię...■ Michał Dondzik
Pasztet dziejów Wszyscy, których zastanawiała wszechobecność królików kicających po berlińskim Tiergarten, po obejrzeniu dokumentu Bartosza Konopki wiedzą już, że pokolenia szarych skoczków od 1961 roku do lat 90. całkiem legalnie zamieszkiwały przestrzeń politycznie dzielącą Wschód i Zachód. Najpierw zaskoczyła je sielanka pierwszych lat po wojnie (jakkolwiek szokująco to brzmi): połacie trawy gotowej do skonsumowania i żadnych drapieżników wokół. Innymi słowy: króliczy raj na ziemi niczyjej. Potem zmiany. Uszczelnianie ogrodzenia i celowniki karabinów poszukujące uciekinierów wszelkiej maści. Inaczej: więzienie. Na koniec zaś „koniec Historii‖, czyli ruiny muru i finał w sosie śmietanowym na mieszczańskim talerzu. Oczywiście wiedza z zakresu zoologii to nie jedyna korzyść z obejrzenia Królika po berlińsku. Opowiedzenie politycznych perypetii muru berlińskiego z perspektywy świadków historycznej kołomyi to pomysł iskrzący błyskotliwością i absurdalnym humorem. Konopka skleił swój film z materiałów archiwalnych, wywiadów oraz inscenizowanych fragmentów z królikami w rolach głów-
nych. Wszystko opatrzył „przyrodniczą‖ narracją czytaną z off-u przez Krystynę Czubównę. Tym samym głos generacji królików, jako surrealistycznych rezydentów ziemi granicznej, konfrontowany jest kolejno z ujęciami żołnierzy rodzącego się NRD, personami powojennej polityki (fenomenalnie wmontowane ujęcia uśmiechniętego Honeckera jako „przyjaciela zwierząt‖), czy – już po upadku muru i w mało optymistycznym tonie – z myśliwymi amatorami, którzy mogą przyrządzić królika na wiele sposobów. Nieodparty komizm tych nonsensownych kolizji to najsilniejsza strona filmu. Za słabość należy uznać zbyt dosłowną alegoryczność. Sugerowanie wysmakowanej metaforyki jest w Króliku po berlińsku dość ryzykownym przedsięwzięciem. Zwierzęta są tu oczywiście przedmiotami Historii, a nie jej podmiotami i można ich los czytać z historią społeczeństw komunistycznych w pamięci. Dużo więcej radości przynosi jednak dostrzeżenie niedorzeczności wielkiej polityki, która odsłania się nam z innej perspektywy. Z punktu widzenia kicającego królika.■ Michał Pabiś
XXXVI IŃSKIE LATO FILMOWE
„Ińskie Point‖ wyprodukowali: K O Ł O N A U K O W E F I L M O Z N A W C Ó W U N I W E R S Y T E T U Ł Ó D Z K I E G O
Lilianna Antosik Diana Dąbrowska Michał Dondzik Bogusia Fiołek Sonia Grzelak Ewa Kazimierczak Magda Kowalska Natalia Królikowska Aleksander Lisowski Agnieszka Mroziewicz Michał Pabiś Dagmara Rode Joanna Rozwandowicz Bartek Zając