NR 2.2015
|
WRZESIEŃ 2015
|
ISSN 2449-7967
|
www.kurier-karlowicki.pl
>> JESTEM Z KARŁOWIC Aktywność obywatelska to nie jest jednorazowa sprawa! Z Katarzyną Kajdanek, członkinią społecznej rady ds. Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego, rozmawia Paweł Suś Jakie są twoje związki z Karłowicami? Przede wszystkim emocjonalne i wciąż bardzo silne! Zamieszkałam na Karłowicach w 1988 roku. Przeprowadziłam się tu z rodzicami z niewielkiej miejscowości koło Zalewu Mietkowskiego. W tamtym czasie stacjonowała tu jeszcze Armia Radziecka. Po jednej stronie płotu mieliśmy polską szkołę wojskową, a z drugiej koszary radzieckie. Do koszar czasami chodziłam kupować atrament w kolorze, jakiego w żadnym sklepie papierniczym we Wrocławiu nie było, oraz zeszyty w formacie, który nie mieścił się w typowych okładkach A5. Wędrówka wzdłuż płotu z drutem kolczastym i omijanie wartowników – to była wyprawa z dreszczykiem emocji. Chodziłam do szkoły podstawowej nr 83, która mieściła się najpierw na ulicy Przybyszewskiego, a potem na Boya-Żeleńskiego. Doskonale pamiętam szkolny w-f na basenie w ZMECHU albo wycieczki edukacyjne, na przykład do Młyna Sułkowice, w trakcie których dowiadywaliśmy się, jak powstaje chleb. Po lekcjach spędzałam dużo czasu w osiedlowym klubie Pod Brzozami, który działał na ulicy Sportowej – dziś już niestety nie istnieje. Pamiętam, że we wczesnych latach dziewięćdziesiątych codziennie działo się tam coś ciekawego, były organizowane bale, mikołajki, teatrzyki, działało kino objazdowe, ale przede wszystkim było to miejsce spotkań i zabawy dla większości dzieci z ulicy Sportowej, a nawet tych z Koszarowej. Do dziś wiele moich koleżanek i kolegów ze szkoły mieszka na Karłowicach i wszyscy ciepło wspominają ten czas. Spędziłam tu wspaniałe dzieciństwo, ale nie poszłam, jak wielu moich znajomych z podstawówki, do Liceum nr 10 na ul. Pieszej, ale do „trzynastki” na ulicy Hauke-Bosaka. Co ciekawe, powróciłam na Karłowice na studia, ponieważ wybrałam kierunek na Wydziale Nauk Społecznych, który mieści się przy ulicy Koszarowej. Okolica bardzo się zmieniła od czasu, gdy się tu wprowadziłam. Teraz jest dużo większy ruch, o wiele więcej samochodów i autobusów. Z dawnych koszar zniknęli już radzieccy żołnierze, a wraz z nimi sklepik. W ich miejscu pojawił się kampus Uniwersytetu i szpital. Od 2015 roku zasiadasz w społecznej radzie ds. Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego przy Prezydencie Wrocławia. Czy możesz w kilku słowach wytłumaczyć, czym właściwie jest WBO?
Wrocławski Budżet Obywatelski to inicjatywa władz miasta, która ma umożliwić mieszkańcom dyskusję nad tym, co chcieliby zmienić w swojej najbliższej okolicy, a następnie wesprzeć ich we wcieleniu tych zmian w życie. Projekty do WBO mogą zgłaszać mieszkańcy. Co roku ogłaszany jest kolejny nabór wniosków. Jeśli wystarczająca liczba osób zagłosuje na dany projekt – zostanie on zrealizowany.
Zgłaszane przez mieszkańców projekty mogą obejmować inwestycje i remonty, ale również (choć nie jest to opisane w regulaminie) działania miękkie, społeczne. Wnioski muszą dotyczyć terenów należących do gminy Wrocław, ale jest szansa, że miasto porozumie
się np. z PKP czy zarządcami nadodrzańskich wałów w sprawie realizacji projektów na ich terenach. Bardzo ważne jest to, aby efekty projektów były dostępne dla wszystkich mieszkańców. Czyli jeśli na przykład rodzice uczniów zgłoszą i wygrają projekt realizacji boiska do gier zespołowych, to boisko, gdy zostanie wybudowane, musi być dostępne dla wszystkich, którzy chcą z niego korzystać – nie może być zamykanej bramki, kłódki itp. Jakie są najważniejsze zasady WBO w tym roku?
W tym roku na WBO przeznaczono dwadzieścia milionów złotych, co stanowi około pół procent całego budżetu miasta. Zgłoszone projekty zostały podzielone na trzy kategorie według progów kwotowych: małe (o wartości nieprzekraczającej 150 tysięcy złotych), średnie (o wartości pomiędzy 150 a 500 tysięcy złotych) oraz duże (o wartości powyżej 500 tysięcy, ale nie droższe niż 2 miliony złotych). W trakcie głosowania będzie można wskazać po jednym projekcie z każdego przedziału kwotowego. Głosowanie ruszy 28 września i potrwa do 12 października. Dzięki budżetowi obywatelskiemu możemy mieć wpływ na wydawanie miejskich pieniędzy. Jako mieszkańcy powinniśmy się z tego cieszyć i korzystać z tego prawa.
Tak, ale nie zapominajmy, że w idealnej sytuacji budżet obywatelski powinien umożliwiać wszystkim mieszkańcom decydowanie o tym, jak ma być realizowana cała polityka miejska i jak ma wyglądać struktura wydatków. Niestety wiele budżetów obywatelskich, w tym nasz wrocławski, jest raczej rodzajem konkursu pomysłów, plebiscytem, w którym wygrywają silni i dobrze zorganizowani gracze. Obecnie budżety obywatelskie wciąż niewiele mają wspólnego ze wspólnotowym zarządzaniem miastem, bo na przykład mieszkańcy dowiadują się o projekcie wpływającym na ich miejsce zamieszkania dopiero w momencie głosowania. Dodatkowo wiele zgłaszanych przez ludzi projektów dotyczy oddziaływania na twardą infrastrukturę miasta, czyli budowę dróg, chodników, ścieżek rowerowych, oświetlenia, placów zabaw, odnowienia podwórek lub nasadzenia zieleni, a przecież to powinno być po prostu załatwiane na bieżąco – z budżetu miasta! Niestety w obecnej koncepcji WBO mieszkańcy muszą rywalizować między sobą, bo jedni chcą chodnika na cmentarz, a drudzy placu zabaw dla dzieci, a trzeci i jednego, i drugiego. I pojawia się problem: co wybrać? A moim zdaniem to w ogóle nie powinno polegać na wybieraniu pomiędzy jednym a drugim. Jakie korzyści może przynieść WBO mieszkańcom Karłowic?
W tym roku na Karłowicach i Różance zgłoszono w sumie dwadzieścia pięć projektów. Są wśród nich głównie projekty inwestycyjne i remontowe: budowa chodników, dróg, pasów rowerowych, inwestycje w tereny zielone i rekreacyjne. Zatem mieszkańcy Karłowic mogą zyskać bardzo potrzebne miejsca do rekreacji i wypoczynku, wykorzystujące uroki położenia naszego
fot. z archiwum Katarzyny Kajdanek
osiedla nad Odrą. Gdyby udało się zebrać wystarczającą liczbę głosów na karłowickie projekty, mogliby na tym skorzystać wszyscy karłowiczanie, zarówno starsi, jak i młodsi. Być może udałoby się także stworzyć lepszą i bezpieczniejszą infrastrukturę przeznaczoną dla pieszych, rowerzystów i kierowców. Dlatego warto zagłosować. Co mogą zrobić mieszkańcy, jeśli zgłoszony przez nich projekt nie wygrał? Czy mogą podjąć jakieś działania, żeby mimo to został zrealizowany, a ich energia i inicjatywa nie zostały zmarnowane?
Po pierwsze, urzędnicy deklarują, że nie wyrzucają pomysłów mieszkańców do kosza, ale każdy projekt traktują jako wskazówkę, co zapisać do planów inwestycyjnych na kolejne lata. Można więc mieć nadzieje, że jeśli jakiś projekt nie przejdzie, to zostanie zapamiętany i w kolejnych latach będzie realizowany ze „zwykłego” budżetu. Po drugie, nie można się poddawać i należy złożyć wniosek w kolejnej edycji WBO, dbając jednocześnie o to, żeby dowiedziało się o nim jak najwięcej potencjalnych głosujących. Warto zaangażować do tego lokalnych partnerów: szkoły i przedszkola, parafię, radę osiedla, radnych, a przede wszystkim naszych sąsiadów.
Po trzecie, można szukać prywatnych sponsorów. Coraz więcej firm chętnie angażuje się w działania społeczne, zwłaszcza jeśli dotyczą one konkretnych spraw i konkretnych ludzi, a właściciele firmy sami wywodzą się np. z Karłowic. Najważniejsze to nie zniechęcać się po pierwszych niepowodzeniach. Aktywność obywatelska to nie jest jednorazowa sprawa! Katarzyna Kajdanek – doktor habilitowana, adiunkt w Zakładzie Socjologii Miasta i Wsi Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Autorka artykułów i książek, w tym o współczesnej suburbanizacji: Pomiędzy miastem a wsią i Suburbanizacja po polsku. Członkini społecznej rady ds. Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego. Działa w Stowarzyszeniu „Akcja Miasto”.
Wszystkie projekty do WBO z Karłowic przedstawiamy na stronach 8-11.
1
>> JESTEM Z KARŁOWIC MARIA WOŚ
Mój (?) Wrocław Mieszkam we Wrocławiu. Dlaczego? Bo pociąg dalej nie jechał. Wprawdzie mama – skoro już tak być musiało-wolałaby Gdańsk, ale nikt jej o zdanie nie pytał. Tak jak nie pytano jej o zdanie na lwowskim komisariacie, tylko schowano odebrany paszport do szuflady – podobnie jak paszporty kilkudziesięciorga innych wezwanych tego wieczora – i oświadczono, że albo podpisują obywatelstwo, albo – won! Będzie jeszcze tylko parę ostatnich transportów – i koniec. cka ze Lwowa, gdzie ich rodzice stracili domy rodzinne albo przez siebie budowane. Wszyscyśmy coś potracili... Baśkę Centkowską przywiozła z Pruszkowa jej młoda, przystojna macocha, która straciła poślubionego niedawno męża i tu przyjechała z nadzieją na lepsze życie i większe mieszkanie.
Pomnik ku czci Niemców z Karłowic i okolicy, poległych w czasie I wojny światowej (karłowicki rynek - Am Markte)
Tak zatem nasz transport bydlęcych wagonów, który wyszedł był ze Lwowa 11 czerwca 1946 roku, zakończył swój bieg we Wrocławiu, w miejscu, gdzie dziś wisi tablica z napisem „Ekspedycja towarowa”, przy ulicy Pułaskiego. Wtedy prawie w gruzach.
27 czerwca moja trzyosobowa rodzina przeniosła się z bydlęcego wagonu do poniemieckich bloków wybudowanych w latach trzydziestych XX wieku w centrum podmiejskiej dzielnicy Carlovitz. Plac zaprojektowany pięknie, z widoczną koncepcją urbanistyczną, ale cóż – obcy, a przy tym prawie wszystkie mieszkania zdewastowane przez popasającą tam przedtem Armię Radziecką, a potem doszabrowane przez kogo się dało. Tabliczka wisząca jeszcze na rogu podawała nazwę: Am Markte – Przy rynku. O tym, że był to śliczny ryneczek małego miasteczka, świadczyła jeszcze stylowa latania na osi i resztki skweru obsadzonego półkolem lip. Mecenas Andrzej Jochelson, jeden z najbardziej aktywnych – jak to się wówczas nazywało – pionierów (dziś młode pokolenie zżyma się na tę nazwę kojarzącą się z komunistyczną organizacją młodzieżową) przywołał dla ulic tej dzielnicy nazwiska polskich pisarzy okresu dwudziestolecia i Młodej Polski. Więc to był plac Jerzego Żuławskiego, potem zresztą przemianowany na plac Gottwalda (po tajemniczej śmierci tegoż w 1956 roku w Moskwie), a wreszcie po odzyskaniu niepodległości nobilitowany nazwiskiem marszałka Józefa Piłsudskiego. Ale wtedy, w parę dni po ulokowaniu, mama poszła do pracy, a mnie wysłała na kolonię – bardzo blisko – do Stabłowic. Zaraz pierwszego ranka kolonijna wychowawczyni weszła energicznie do sypialni z pytaniem: –Dziewczynki, która z was ma zegarek, która godzina? - Zerwałam się skwapliwie pierwsza: – Za pięć trzy na ósmą. –Cooo? Zwariowałaś? Jakie pięć? Jakie trzy? Po jakiemu ty mówisz? To która w końcu? – Za dwadzieścia ósma – powiedziałam cichutko, cała czerwona, a wychowawczyni stuknęła się w czoło, czemu towarzyszył gromki śmiech całej sypialni. Pierwsze doświadczenie inności. Przecież u nas we Lwowie tak się mówiło: Trzy na ósmą, to znaczy: trzy kwadranse na ósmą. Za pięć trzy na ósmą. No dobra, jeszcze zobaczymy, kto tu mądry. Potem w szkole na Karłowicach okazało się, że wszyscy byliśmy przybyszami skądś.
Anielka Kolbuszewska przyjechała aż z Rygi, gdzie jej ojciec, Stanisław, mój późniejszy profesor na filologii, stracił katedrę literatury polskiej. Dzidek Zasucha przyszedł z obozu na Sołtysowicach (Bugweide), gdzie stracił tatusia. Janka Łucka przybyła ze Skały Podolskiej (Boże, te cudowne nazwy!), a Ryśka Bobe-
2
>> NR 2.2015
>> WRZESIEŃ 2015
Najstarszy w klasie i najprzystojniejszy, tak wysoki, że aż przygarbiony Tadek Błoński chodził w aureoli bohatera, bo miał w głowie dwanaście odłamków z powstania warszawskiego, co go na mocy niepisanej umowy upoważniało do zaniedbywania wypracowań. Za to nasza niezwykła polonistka, pani Stanisława Nowakowa, która nas tymi wypracowaniami dręczyła, sama napisała dla nas dramat wierszowany pod tytułem A gdy Śląsk do Polski wrócił, więc recytowaliśmy z patosem, że „Teraz Polska jest tu wreszcie wszędzie i powieki wieków tutaj będzie”.
Trwałą obecność Polski gwarantowały urodzone tu dzieci, których życiorysy mnie właśnie przyszło dokumentować jako radiowej dziennikarce z siedmioletnim już wtedy stażem, kiedy dzieci te kończyły swoich lat dwadzieścia. Miasto urządzało im wówczas huczne, głośne jubileusze. Poznałam tedy pierwsze wrocławianki. Czarnowłosą, o smagłej cerze i smolistych oczach Bronkę Jangas, urodzoną jeszcze przed kapitulacją Wrocławia, 18 kwietnia 1945 roku, córkę dwojga młodych ludzi wypędzonych z Wielkopolski i pracujących tu niewolniczo przy budowie niemieckiego lotniska na placu nazwanym później Grunwaldzkim. Fizycznym przeciwieństwem Bronki była jasnowłosa i niebieskooka, cera – krew z mlekiem, Ania Kuligowska, urodzona w czerwcu 1945 roku córka pierwszego wiceprezydenta Wrocławia, Kazimierza Kuligowskiego. Dziś chyba obie są babciami. Ania na pewno, bo ją spotykam często z wnukami w naszej wspólnej dzielnicy, na Karłowicach. Po Karłowicach czasem przechadzają się nieznajomi. Parę lat temu moja sąsiadka spotkała na naszej klatce schodowej troje starszych ludzi. Kobieta stała na półpiętrze twarzą do okna wychodzącego na ogródek i płakała. Jak się potem okazało, byli to właściciele tego mieszkania, do którego ja z mamą i babcią trafiłam prosto z transportu. Nie dziwię się, że nieznajoma płakała. Ja też płakałam we Lwowie w 1969 roku, gdy po dwudziestu trzech latach nie mogłam poznać fasady mojej szkoły i dopiero, gdy ją dookoła obeszłam, poznałam od strony boiska. A gdy zapytałam grzecznie dzieci grające w piłkę. „Tiepier’ zdies’ szkoła”, usłyszałam w odpowiedzi: „Tiepier’ zdies’ Sowietskij Sojuz”. Dzieci – jak widać – były dobrze wyedukowane i przygotowane na spotkania z intruzami.
Bo okazało się, że wybrałam się do rodzinnego miasta w porze całkowicie nieodpowiedniej: w 1969 roku Zachodnia Ukraina święciła właśnie swoje trzydziestolecie przyłączenia do Związku Radzieckiego i na ulicach stały wielkie plansze z napisami: „1939 (dla nas bolesne wspomnienie wybuchu wojny i początku sowieckiej okupacji) – 1969”, a na obrazach widniała – jak żartowali uczestnicy naszej wycieczki – scena pornograficzna: ukraiński chłop w rubaszce tonący w ramionach radzieckiego żołnierza i całujący się z nim usta w usta. Więc także płakałam i przez wiele lat noga moja tam nie postała...
Plac Piłsudskiego i okolice, 1983
A od sąsiadki, z którą rozmawiali poprzedni właściciele naszego obecnego mieszkania, dowiedziałam się, że mój rówieśnik, który opuścił swój dom w wieku lat dwunastu – tak jak ja naszą zabytkową kamienicę przy ulicy Dominikańskiej, o wiele piękniejszej dla mnie niż plac Am Markte – że mój rówieśnik jest teraz głównym architektem Hanoweru. Widać w jego dziecinnym pokoju pozostał jakiś genius loci, bo chłopiec, który tam potem mieszkał od urodzenia do dyplomu, także został architektem. I dziś, kiedy ja w sąsiednim pokoju układam co tydzień moje słowa w ciągi zdań adresowanych do słuchaczy radia, on projektuje domy.
Moje słowa ulatują w eter, a tych parę domów, które on w tym mieście zbudował, przetrwa chyba dłużej. Czasem mu zazdroszczę. Ale tylko czasem...
Fragment książki Maria Woś, Duszeczko, nie graj łokciami: Felietony radiowe, Wrocław 2006, s. 15-18.
Fot. Mikołaj Nowacki
Maria Woś – pochodzi ze Lwowa. Na Karłowicach mieszka od 1946 roku. Absolwentka wrocławskiej polonistyki, dziennikarka Polskiego Radia Wrocław, autorka licznych reportaży, słuchowisk, audycji literackich i muzycznych, a także cotygodniowych felietonów, których wybór opublikowano w książce Felietony radiowe. Laureatka Nagrody Miasta Wrocławia.
>> PRZEWODNIK PO KARŁOWICACH
Jesteśmy w stanie zrobić wszystko Z Andrzejem Błaszczukiem i Klaudiuszem Teleszką z restauracji Yemsetu rozmawia Aleksandra Bolek
Fot. Paweł Suś
Restauracja sushi Yemsetu to nowe miejsce na mapie Karłowic. Mały lokal przy placu Piłsudskiego z grą słów w nazwie i dziecinnie prostym logo. Wnętrze minimalistyczne, bez udziwnień. Podstawowe kolory: biel, czerń, zieleń, naturalne materiały: drewno i papier. Chodzi o to, by nie odwracać naszej uwagi od tego, co tu najważniejsze – od jedzenia. Karta równie prosta, jak wystrój wnętrza: zestawy sushi, przystawki, napoje. Jednak jej zawartość kryje niespodzianki i ciekawe kombinacje.
Degustując zupę miso (wyśmienita!) oraz, z uwagi na upał, lody z zielonej herbaty, obserwuję przychodzących do restauracji ludzi i mam wrażenie, że Yemsetu wcale nie jest nowe. Kolejni goście bez słowa odbierają swoje zamówienia, czy to na miejscu, czy na wynos. Widać, że nie są tu po raz pierwszy. Dodatkowo lokal jest przyjazny rodzinom – znajdziecie tu krzesełko dla dzieci oraz zabawki. Charakter temu miejscu nadaje dwóch panów: Prezes oraz Kierownik, jak sami o sobie mówią. Para wspólników, która postanowiła tu właśnie postawić swoje pierwsze, niezależne kroki i oddać swoje serce kuchni. Ta japońska to tylko pretekst, zaczepka. Panowie są otwarci na wyzwania. Ich zapał zaraża. Opowiedzieli mi o swoich wrażeniach z Karłowic, spotkaniach z mieszkańcami i pionierskiej odwadze w dążeniu do celu. Jakie są wasze związki z Karłowicami? Lubicie to osiedle?
Andrzej Błaszczuk (Prezes): Bardzo lubię Karłowice. Mieszkałem tu przez większość swojego życia. Tu się wychowałem. Po ślubie co prawda się wyprowadziłem, ale niedaleko. Mam sentyment do tej dzielnicy. Nad Odrą łowiłem ryby, na brodziku grałem w kosza, do byłej Agory chodziłem na lekcje tańca, tam stanąłem też przed komisją wojskową i brałem udział w głosowaniach.
Natomiast Klaudiusz, mój wspólnik, z którym pracujemy razem już dziewięć lat, jest z Oleśnicy. Powoli poznaje to miejsce i czuje się tu coraz lepiej. Chciałby tu zamieszkać, szuka mieszkania w pobliżu. Klaudiusz Teleszko (Kierownik): Karłowice mi się podobają, choć potrzebuję więcej czasu, żeby się tu odnaleźć. Dużą zaletą jest to, że jadąc z Oleśnicy do pracy, nie muszę wjeżdżać aż do centrum – jest bliżej i wygodniej. Ulubione miejsce na Karłowicach?
AB: Brodzik. Widziałbym tam boisko – jak kiedyś. Basenu w tamtym miejscu już nie pamiętam, ale całe lato spędzałem tam, grając w koszykówkę. Niedawno reaktywowaliśmy zresztą naszą drużynę koszykarską. I lubię Odrę. Wybieralibyśmy
się tam razem z Klaudiuszem na ryby, ale na razie nie mamy prawie żadnego dnia wolnego. To się z pewnością zmieni, kiedy znajdziemy kogoś do pomocy. Dlaczego otwarliście restaurację na placu Piłsudskiego?
AB: Od dawna szukaliśmy czegoś w tej okolicy, z dala od centrum, na obrzeżach miasta. Usłyszeliśmy o tym lokalu i długo się nie zastanawialiśmy. Przenieśliśmy się z Rynku, gdzie pracowaliśmy w różnych restauracjach. Tutaj w końcu jesteśmy na swoim. Karłowice to miejsce idealne. Wyróżnia je spokój i cisza. Widzimy, że ludzie szukają wrażeń też poza centrum. No i tu jest darmowy, duży parking.
Widzę tu duże szanse, jeśli chodzi o rozwijanie działalności. Jest fajny placyk, liczymy na to, że będzie rewitalizowany w 2016 roku, że wymienią nawierzchnię, latarnie. Nasza kamienica też ma zostać wyremontowana. Będzie tak ładna, jak ta obok. Może i budynek byłej Agory się odmieni. Gdyby powstał tam hotel, to dla nas też byłoby korzystne. Teraz niestety nie ma tu nic. KT: Mam nadzieję, że jako pierwsi przetarliśmy szlak i po nas przyjdą kolejni odważni, którzy będą chcieli działać na Karłowicach. Czy karłowiczanie odwiedzają Yemsetu?
AB: Na pewno przyjeżdżają tu nasi starzy klienci z różnych części miasta. Jednak większość naszych gości to mieszkańcy Karłowic. I to nas cieszy. Wszyscy nam bardzo dobrze życzą. Nie mamy żadnych problemów z sąsiadami. Nawet jeśli nie znają sushi, to przychodzą, pytają, a my zawsze coś im polecimy. Bo przecież sushi nie musi być z surową rybą, jak się powszechnie kojarzy. Ryba może być upieczona lub usmażona. Powiem więcej, sushi niekoniecznie musi być z rybą. Robimy je też z kaczką czy z mięsem. Są wersje wegetariańskie, wegańskie. Oprócz sushi można zjeść u nas też dania ciepłe, sałatki, zupy. W porze lunchowej mamy zestawy, codziennie inne, świeże, z sezonowych składników, każdy kosztuje 35zł. Od wtorku do piątku pierwszemu gościowi zamawiającemu lunch serwujemy go w prezencie.
Jesteśmy otwarci na życzenia gości. Dzięki swojemu doświadczeniu w różnych wrocławskich restauracjach jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Jeśli wiemy z wyprzedzeniem, to nawet ulepimy pierogi. Kiedyś na prośbę gościa przygotowaliśmy kaczkę dla siedmiu osób. Miewamy w ofercie też ciasta i lody. Stawiamy przede wszystkim na jakość i świeżość. Ryby dostarczane są cztery lub pięć razy w tygodniu. Z tego powodu w poniedziałki Yemsetu jest zamknięte – w ten dzień nie ma dostaw świeżych ryb we Wrocławiu. Teraz wszyscy będą wiedzieć, że żadna restauracja w mieście nie ma świeżych ryb w poniedziałki. W branży właśnie przestali nas lubić! (śmiech)
Jak zachęcilibyście ludzi sceptycznych albo początkujących w sushi do odwiedzenia Yemsetu? Wszystkie te nazwy w menu brzmią egzotycznie. AB: Wystarczy bez krępacji przyjść, usiąść przy barze i zapytać. Klaudiusz i ja zajmiemy się taką osobą indywidualnie. Mamy na to czas, po to tu jesteśmy. Na pewno po rozmowie skuszą się państwo i gwarantujemy, że będzie smakowało. A nazwy przestaną być obce. SŁOWNICZEK YEMSETU, CZYLI SŁOWA DZIWNE:
TAKUAN – kiszona rzodkiew koloru żółtego KIMCHI – marynowane warzywa używane do sałatki GYU TATAKI – polędwica wołowa marynowana w zalewie przez 24 godziny PAJACYK – specjalność szefa Klaudiusza – Kierownika. Wypróbujcie koniecznie!
ZAPRASZAMY NA: www.yemsetu.pl www.facebook.com/pages/Yemsetu/1460644337560100 Andrzej Błaszczuk i Klaudiusz Teleszko – właściciele restauracji sushi Yemsetu na Karłowicach, kucharze eksperymentatorzy, miłośnicy kuchni japońskiej. Do gotowania podchodzą z humorem, fantazją i profesjonalizmem.
3
>> PRZEWODNIK PO KARŁOWICACH
Każdy smakosz znajdzie tutaj coś dla siebie Z Nicole Chrobot, właścicielką restauracji Zielona Oliwka, rozmawia Aleksandra Draus częściej odwiedzają nas także goście z coraz odleglejszych dzielnic Wrocławia. Bardzo nam schlebia fakt, że ktoś fatyguje się z drugiego końca miasta po to, by zjeść w naszej restauracji. Z jakimi opiniami mieszkańców na temat restauracji spotkała się pani dotychczas?
Klienci odbierają nas najczęściej bardzo pozytywnie. Twierdzą, że na Karłowicach brakowało takiego miejsca jak Zielona Oliwka. Często chwalą jedzenie, na przykład mówią, że nasze pizze przypominają im te, które mieli okazję jeść we Włoszech. Tego typu opinie bardzo nas cieszą i motywują do dalszego działania. Z drugiej strony, jeśli klienci zgłaszają jakieś uwagi, natychmiast bierzemy je pod uwagę i staramy się poprawić, aby sprostać stawianym nam wymaganiom. Jak w kilku słowach opisałaby pani swoją restaurację, żeby zachęcić tych, którzy jeszcze jej dotąd nie odwiedzili?
Fot. archiwum restauracji Zielona Oliwka
Aleksandra Draus: Co sprawiło, że na miejsce swojej restauracji wybrała pani właśnie Karłowice? Co wiedziała pani na temat Karłowic przed otwarciem lokalu? Nicole Chrobot: Wychowałam się na pobliskich Sołtysowicach i dlatego Karłowice są mi znane od dziecka. To duża i piękna dzielnica, trochę niedoceniana przez resztę wrocławian. Sentyment do tej części miasta sprawił, że zawsze chciałam otworzyć tu restaurację. W 2014 roku byłam już gotowa podpisać umowę najmu lokalu przy placu Piłsudskiego, ale z powodów technicznych miejsce nie nadawało się do działalności gastronomicznej. Zielona Oliwka działa w miejscu, w którym wcześniej przez wiele lat znajdowała się Pizzeria pod Strusiem. Jak ta zmiana została przyjęta przez lokalnych mieszkańców?
Przez pierwszy miesiąc nie zmieniliśmy niczego w elewacji budynku – wciąż wisiał szyld po na-
szych poprzednikach. Dlatego klienci byli bardzo zaskoczeni zmianami. Mówili: „Ooo, a to nie jest już Pizzeria Pod Strusiem?” i wychodzili. Potem najczęściej wracali. Dawny lokal funkcjonował w tym miejscu przez 15 lat, więc nie można się dziwić, że okoliczni mieszkańcy musieli tę zmianę po prostu przetrawić. Obecnie wiele osób chwali zmiany i jest naszymi stałymi gośćmi. Czy pani zdaniem Zielona Oliwka wpłynęła w jakiś sposób na życie mieszkańców osiedla? Myślę, że teraz mieszkańcy osiedla, żeby zjeść smaczny obiad lub napić się dobrej kawy, nie muszą wcale daleko jeździć, bo mają taki lokal na miejscu, po sąsiedzku. Zielona Oliwka stała się miejscem spotkań i wypadów rodzinnych. Co może pani powiedzieć o klientach Zielonej Oliwki? Kto najczęściej was odwiedza?
Zielona Oliwka to miejsce, w którym można przyjemnie spędzić czas i zjeść pyszne jedzenie przygotowywane z najwyższej jakości produktów. W ofercie posiadamy klasyczne dania kuchni włoskiej, czyli makarony i pizze z pieca opalanego drewnem. Ponadto serwujemy doskonałe sałaty i różnego rodzaju dania mięsne. Każdy smakosz znajdzie tutaj coś dla siebie. Nie stosujemy żadnych mrożonek, wszystkie dania przygotowywane są na świeżo. Gotują u nas kucharze z wieloletnim doświadczeniem zdobytym w najlepszych wrocławskich restauracjach. ZAPRASZAMY NA: www.facebook.com/zielonaoliwkawroclaw
Nicole Chrobot – absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Właścicielka klubu muzycznego Lavos oraz restauracji Zielona Oliwka.
Przeważają okoliczni mieszkańcy, czyli ci, na których najbardziej nam zależało. Ostatnio coraz
AGATA PAWLAK-LENART
Drewniana architektura szachulcowa na terenie Karłowic Spacerując po Karłowicach, z racji mojego zawodu i zamiłowania do piękna zwykle oglądam stare budynki. Mam zwyczaj zapuszczania się w nieznane mi rejony osiedla w poszukiwaniu perełek architektonicznych. Szczególnie interesują mnie stare, ładnie zachowane przedwojenne wille. Podziwiam mieszkańców, którzy pomimo powojennej niechęci do wszystkiego, co poniemieckie, jednak zdecydowali się zachować i utrzymać budynki w stanie oryginalnym.
4
>> NR 2.2015
>> WRZESIEŃ 2015
Na terenie Dolnego Śląska i Wrocławia, także na Karłowicach, występuje mnóstwo przykładów pięknej poniemieckiej architektury szachulcowej, która ostatnio przykuła moją uwagę. Wśród zabytków są dawne warsztaty rzemieślnicze, kuźnie, łaźnie, kawiarnie i restauracje, kościoły, mieszkania i budynki przemysłowe. Drewniana konstrukcja szkieletowa, zwana również szachulcową lub na terenach niemieckich fachwerkiem, na Dolnym Śląsku pojawiła się w XIII wieku wraz z przybyszami z Zachodu. Główną cechą takiej architektury jest połączenie drewna i elementów murowanych, widoczne na elewacji budynków. Tradycyjnie w konstrukcji szkieletowej elementy podtrzymujące konstrukcję budynku są wykonane z ciemnego drewna, a wypełnienie pomiędzy nimi stanowią jasne fragmenty muru. Bardzo często ele-
wacje wzbogacone są o ceglane detale, na przykład obramienia okien. Typowymi elementami są również bogato rzeźbione dekoracyjne werandy, balkony oraz ganki.
Spacerując aleją Kasprowicza, nie można nie zauważyć budynku zlokalizowanego przy skrzyżowaniu z ulicą Bończyka. Willa przy Kasprowicza 16, zbudowana pod koniec XIX wieku na planie litery L, jest znakomitym przykładem tzw. fachwerku technicznego. Posiada piękną werandę i balkon zrobione z ciemnego drewna – wyraźnie odznaczającego się na tle jasnej elewacji. Zwieńczona jest wysokim, pokrytym ceramicznymi dachówkami strzelistym dachem. Trochę niżej, w okolicy poddasza, można dostrzec wyraźne elementy szachulca w postaci belek i rygli wspartych na lekko wysuniętych z muru końcówkach belek podtrzymujących strop.
>> PRZEWODNIK PO KARŁOWICACH tury szachulcowej, ale mimo ewidentnych cech zabytkowych z jakiś powodów nie podlegał ochronie i nie został wpisany do rejestru zabytków. W grudniu 2008 roku został zburzony.
Jako architekt doskonale zdaję sobie sprawę z problemów, jakie gnębią właścicieli i mieszkańców zabytkowych budynków. Opieka konserwatora zabytków, ścisłe wytyczne co do sposobu przeprowadzania remontów i bieżących napraw zniechęcają potencjalnych inwestorów do takich budynków. Często, jeśli już coś się w takich budynkach zadzieje, jest to przeprowadzone po cichu, bez zezwoleń. Efektem takiego podejścia jest zasłanianie detali na elewacjach, zabudowywanie szachulca styropianem „żeby było cieplej” i w konsekwencji niszczenie historycznej architektury. W zeszłym roku pomagałam w pracach nad projektem docieplenia zabytkowego budynku z szachulcowym szczytem na Oporowie. Oczywiście budynek znajdował się pod opieką konserwatora zabytków, który wydał ścisłe wytyczne. Po ich zastosowaniu, odtworzeniu przez inwestorkę historycznych detali, rzeźbionych belek stropowych na elewacji efekt przeszedł wszelkie oczekiwania – ten stary budynek nabrał wyjątkowego blasku i klasy, która zachwyca. Dom na ul. Kasprowicza 16, fot. Paweł Suś
W zupełnie innym stylu jest dom stojący po przeciwnej stronie alei Kasprowicza, pod numerem 23. Jest to dużo mniejszy budynek mieszkalny, zbudowany na przełomie XIX i XX wieku. Znajduje się on w głębi działki, co sprawia, że jest nieco ukryty wśród zieleni. Na tle jasnej elewacji wyraźnie odcina się wyłożona kamieniem część cokołowa budynku, kryjąca piwnice, rysują się czerwone ceglane obramienia okien, mocno podkreślone narożniki ścian oraz ciemne drewno użyte w konstrukcji szkieletowej części poddasza. Słupy i rygle ułożone są podobnie, jak w przypadku willi na Kasprowicza 16, jednak tutaj ta konstrukcja jest znacznie lepiej widoczna. Różnorodność użytych materiałów czyni budynek wyjątkowo efektownym przykładem architektury szachulcowej.
zachowana willa znajdująca się przy ulicy Bogumiła Lindego 4. Elementy szachulca widać na frontowej ścianie oraz w sposobie konstrukcji okien na poddaszu. Jest to przykład wspaniale zachowanej architektury poniemieckiej ze wszystkimi detalami.
Przy okazji warto wspomnieć również wzniesiony w 1910 roku, nieistniejący od kilku lat budynek gospody Teichbaude, położony na skrzyżowaniu Placu Kromera i ulicy Boya Żeleńskiego. Przed II wojną światową mieściła się tam gospoda, na wysokim parterze znajdowała się restauracja, na poddaszu kilka pokoi dla gości. Budynek położony był nad niewielkim stawem, do dyspozycji gości był taras, dwie przeszklone werandy oraz ogród zimowy. Był znakomitym przykładem typowej, ryglowej architek-
Na Karłowicach wiele jest budynków, które, mimo że nie zaliczają się do typowo szachulcowych budowli, posiadają elementy tego stylu w swojej konstrukcji. Już na samej alei Kasprowicza znajdziemy kilka przykładów, takich jak willa pod numerem 18 – wybudowana w stylu historycznym z elementami stylu Landhaus*, czy zbudowana przed 1900 rokiem willa pod numerem 73 – z piękną, typowo szachulcową wieżyczką.
W podobnym stylu wybudowana jest bardzo dobrze
Z radością obserwuję, jak wiele w podejściu ludzi w tej dziedzinie się ostatnio zmienia. Świadomość społeczna powoduje, że coraz więcej osób chce mieszkać w historycznych budynkach, chce im przywracać dawny blask i świetność. Poszukujemy oryginalności, inności, historii, a to wszystko może nam dać zabytkowy budynek i jego wnętrza. Dbajmy o nasze otoczenie, o to, jak mieszkamy, jakimi przedmiotami jesteśmy otoczeni, jak wyglądają nasze domy – to nasze dziedzictwo, świadczące o naszej świadomości kulturowej i poszanowaniu historii. *Landhaus – styl architektoniczny oparty na idei angielskiego domu wiejskiego przeniesionej na grunt niemiecki przez Hermana Muthesiusa. Charakterystyczne elementy tego stylu to wielokątne wykusze, loggie i balkony, szerokie okna dzielone szczeblinami, trójkątne szczyty o konstrukcji szachulcowej, przykryte stromymi dachami. Bibliografia: Hanna Górska, Wrocławska drewniana architektura szkieletowa, Wrocław 2014. Agata Pawlak-Lenart – architekt z uprawnieniami, prowadząca jednoosobową pracownię projektową. Od 13 lat mieszkanka Karłowic, od 10 lat szczęśliwa żona karłowiczanina. Oboje są wielbicielami zwierząt – w ich domu mieszkają dwa koty i pies. Miłośniczka starych budynków i ich historii, pasjonatka urządzania wnętrz, ceni przedmioty z duszą i historią.
Budynek nieistniejącej gospody Teichbaude, źródło: www.dolny-slask.org.pl
>> MIĘDZY NAMI SĄSIADAMI KATARZYNA KUŚMIDER
L’ARCHE: Co to za logo, co to za nazwa? Niektórych mieszkańców Karłowic może zastanawiać, czym zajmuje się fundacja z francuską nazwą, której granatowe logo widnieje na jednym z budynków przy Parku Marii Dąbrowskiej. Zatem, drodzy Państwo, przedstawiamy dzisiaj Fundację L’Arche! Otóż fundacja prowadzi domy. Z jednej strony zwyczajne – żyją tam osoby, które czują się jak w rodzinie, wspierają się, wspólnie spędzają czas, świętują ważne chwile, każdy ma swoją rolę i obowiazki. Można by więc
zapytać, po co zakładać fundację, jeśli chce się prowadzić dom, co jest w tym niezwykłego? Już odpowiadam. Niezwykłe jest to, że w fundacyjnych domach mieszkają dorosłe osoby niepełnosprawne intelektualnie, nazywane domownikami, wraz ze swoimi asystentami, czyli przyjaciółmi-opiekunami. Takie rozwiązanie to połączenie fachowej opieki, której potrzebują osoby z niepełnosprawnością intelektualną, z rodzinną atmosferą. Dzięki temu domownicy nie są jedynie pensjonariuszami jakiegoś ośrodka, ale mieszkańcami domu. Łączą ich głębokie relacje, mogą wyrażać swoje zdanie, mają prawa i obowiązki – jak w rodzinie. Wpływa to bardzo korzystnie na ich rozwój, postrzeganie siebie i innych. A przede wszystkim, jako dorośli ludzie, niezależnie od możliwości intelektualnych, mogą żyć w prawdziwym domu, a nie w instytucji.
5
Pierwszy dom fundacji powstał na Karłowicach przy ulicy Jutrosińskiej już dwanaście lat temu. Mieszka w nim obecnie sześć osób z niepełnosprawnością oraz pięcioro asystentów. W drugim domu, otwartym w 2013 roku, mieszka kolejne sześć osób oraz czworo asystentów.
Sytuacja idealna to taka, kiedy każdy domownik ma swojego asystenta – tłumaczy dyrektor wspólnoty, Anna Szemplińska. – Wynika to przede wszystkim z tego, że osoby z niepełnosprawnością intelektualną mają bardzo duże potrzeby w zakresie codziennych czynności, są też wrażliwi na stres i wszelkie zmiany w otoczeniu, więc potrzebują wsparcia emocjonalnego. Poza tym nie zatrudniamy kucharek, sprzątaczek czy kierowców – wszystkie te funkcje pełnią asystenci, więc mają sporo pracy związanej z utrzymaniem domu w czystości, zrobieniem zakupów czy przygotowaniem posiłków. Żeby życie domu nie było jednym wielkim chaosem, dokładnie planujemy każdy tydzień – kto zmywa podłogę, kto robi kolację, a kto idzie z domownikami na warsztaty. Asystenci to najczęściej młodzi ludzie, którzy podejmują się zamieszkania na jakiś czas (od pół roku do nawet kilku lat) w domach fundacji. Wielu z nich mówi, że decydując się na zostanie asystentem, chcieli przede wszystkim pomóc, zrobić coś ważnego dla drugiego człowieka. Po czasie okazało się jednak, że mieszkanie z niepełnosprawnymi osobami to doświadczanie rzadko spotykanej dzisiaj akceptacji i autentyczności. W efekcie asystenci czują się innymi, lepszymi ludźmi i widzą, że wiele tutaj otrzymują.
Jak wygląda typowy dzień w fundacyjnym domu? Dzień dla nas zaczyna się już o 6.30 – opowiada Marta, jedna z asystentek. – Wtedy ktoś z nas budzi domowników, którzy idą na warsztaty „Muminki” na Kasprowicza. Ponieważ to bardzo blisko i droga prowadzi spokojnymi ulicami, idą na piechotę. Pod ich nieobecność sprzątamy dom i robimy obiad. Domownicy wracają około 15, wtedy siadamy razem do stołu, to dla nas bardzo ważny moment. Zanim zaczniemy jeść, łapiemy się za ręce i jeden z podopiecznych odmawia modlitwę. W ten sposób zaczynamy i kończymy każdy posiłek. Potem wspólnie sprzątamy po obiedzie i razem spędzamy czas. Często chodzimy na spacer do parku albo siedzimy w salonie, czasem pracujemy. Spotykamy się też na wspólnej modlitwie. Wieczorem oczywiście kolacja. Dzień kończymy o 22, wtedy domownicy idą spać. Odpowiednio wcześniej pomagamy im się do tego przygotować – czy to towarzysząc w wieczornej higienie, czy w ścieleniu łóżek. Fundacja prowadzi także Zespół Mieszkań Chronionych (ZMCh), który mieści się w nowym budynku. Mieszka tam, w osobnych małych mieszkankach, trzynaście osób z mniejszym stopniem niepełnosprawności intelektualnej. Część z nich chodzi do szkoły lub pracy, na zmianę
Fot. archiwum Fundacji L’Arche
gotują obiady i sprzątają – w ten sposób uczą się samodzielności. Wspierają ich w tym asystenci, którzy jednak mają tu nieco inną rolę niż w domach. Przede wszystkim nie mieszkamy tu z nimi – mówi Jacek, asystent w ZMCh. – Przychodzimy w określonych godzinach, jednak zawsze w budynku jest przynajmniej jeden asystent. Czy jest łatwo? Nie. Te osoby mieszkają tutaj dopiero dwa lata, wcześniej były w różnego rodzaju placówkach lub pod opieką swoich rodzin, często trudnych. Muszą się bardzo dużo nauczyć, oswoić z tym miejscem. Ale widzimy, że mieszkanie tutaj bardzo dużo im daje. Nie zostało jeszcze wyjaśnione, dlaczego fundacja, która działa na Karłowicach, ma francuską nazwę. Otóż L’Arche (czyt. larsz; z francuskiego Arka) powstała we Francji ponad pięćdziesiąt lat temu, kiedy Jean Vanier, oficer marynarki i filozof, zainspirowany przez dominikanina Thomasa Philippe’a, zamieszkał z dwoma niepełnosprawnymi intelektualnie mężczyznami. Tak powstała pierwsza wspólnota. W ciągu kilkudziesięciu lat misja L’Arche zainspirowała ludzi na wszystkich kontynentach i obecnie Federacja Wspólnot L’Arche liczy sto czterdzieści siedem wspólnot w trzydziestu pięciu krajach. W Polsce poza Wrocławiem są domy w Śledziejowicach pod Krakowem, w Poznaniu i w Warszawie. Fundacja prowadzi również Warsztaty Terapii Zajęciowej, Środowiskowe Domy Samopomocy oraz programy edukacyjne dla dzieci i młodzieży.
ty z rent domowników, mamy też kilkunastu stałych darczyńców. Wspiera nas również kilka firm, głównie Kogeneracja SA z Grupy EDF, wśród darczyńców są też firmy, które nie chcą, abyśmy publicznie im dziękowali. Otrzymujemy darowizny rzeczowe – od sklepu LeroyMerlin, środki czystości od PCC, sprzęt do siatkówki od sklepu Decathlon w Magnolii i firmy PAAK, banery reklamowe za darmo wydrukowała nam firma OrangeHouse. Niemniej w dalszym ciągu potrzebujemy około 80 tysięcy złotych rocznie. To duża kwota, jednak w przeliczeniu na jednego domownika to tylko około 250 złotych miesięcznie. Szukamy osób lub firm, które chciałyby nas wspierać regularnie. Każda kwota regularnie wpłacana na konto fundacji przez darczyńców to w skali roku istotna część naszego budżetu. Potrzebujemy stabilności, aby myśleć o rozwoju. Kolejnym problemem jest brak asystentów – bardzo utrudnia to codzienne funkcjonowanie domu. Wszystkich, którzy byliby zainteresowani lepszym poznaniem wspólnoty L’Arche na Karłowicach, zapraszamy w każdy poniedziałek w godzinach od 17 do 19. W domach Fundacji są wtedy dni otwarte, w trakcie których każdy może przyjść i po prostu spędzić czas z domownikami i asystentami.
Czego potrzebuje wspólnota L’Arche we Wrocławiu? Dzięki umowie z miastem otrzymujemy około 65 procent potrzebnych środków, kolejne 10 procent to wpła-
Katarzyna Kuśmider – niebawem absolwentka psychologii, od pół roku fundraiser w Fundacji L’Arche. Na Karłowicach pracuje od prawie pięciu lat.
Kim są domownicy Fundacji? Zobaczcie ich zdjęcia i przeczytajcie, dlaczego lubią mieszkać na Karłowicach!
Bardzo lubię zbierać kasztany w pobliskim parku! Milena
Lodziarnia Barton! Dużo ścieżek rowerowych i dobre połączenie z centrum. Kasia M.
Podobają mi się mosty kolorowe! Fajnie, że są blisko franciszkanie. Żyje się tu baaardzo fajnie! Wiola
Podoba mi się na Karłowicach to, że blisko jest Odra, wały, łódki i można chodzić tam na spacery. Miło, że za oknami jest park, bo mamy cicho. Kasia P.
Fundacja L’Arche ul. Jutrosińska 29 ZAPRASZAMY NA:
http://wroclaw.larche.org.pl Karłowice mi się podobają. Nie ma dużego ruchu, nie ma dużych samochodów. Chodzę na WTZ na Kasprowicza. Jest ogród. Pomagam w ogrodzie. Nie wyprowadziłbym się z Karłowic. Piotr
6
>> NR 2.2015
NEWSLETTER:
Dobrze, że jest blisko do kościoła, i że jest dużo zieleni. No i jest Arka! A w klasztorze w byłym szpitalu na Kasprowicza jest piękna kaplica. Emilka
>> WRZESIEŃ 2015
Jeśli chcecie dostawać regularnie informacje o działaności fundacji, napiszcie na adres: katarzyna.kusmider@larche.org.pl Przelewy można przesyłać na konto: BZ WBK S.A. 24 1090 1522 0000 0000 5219 20 29
>> MIĘDZY NAMI SĄSIADAMI
Pies nie może się nudzić Z Anną Hermińską, właścicielką szkoły psów Artemis, rozmawia Ewa Pater-Podgórna
Fot. Ewa Pater-Podgórna
Spotykają się na łączce, pod platanem. Atmosfera jest piknikowa — rozmowy, śmiechy, radosne poszczekiwanie. Dziesięć tandemów: człowiek i pies. Przez najbliższą godzinę ludzie będą pracować ze swoimi ulubieńcami pod czujnym okiem Anny Hermińskiej, która pomaga karłowickim czworonogom i ich właścicielom odnaleźć się w miejskiej dżungli.
Ile masz psów? Jest ich pięć. Nazywają się Jasper, Ergi, Avis, Gypsy, Pajero. Są rasy border collie.
kami, ćwiczenie komend, pokonywanie naturalnych przeszkód. Nawet zmiana trasy będzie dla psa urozmaiceniem codziennej spacerowej monotonii. A to ważne, bo znudzony pies to problem.
Wychodzę z założenia, że nie ma znaczenia, czy mieszka się w domku na wsi z potężną posesją, w bliźniaku z niewielkim ogródkiem na przedmieściach, czy w 40-metrowej kawalerce. Jeśli człowiek chce mieć psa, musi mieć dla niego czas. Wystarczy spełnić ten jeden warunek, bo psu warunki lokalowe są absolutnie obojętne.
Pies, który się nudzi, sam szuka sobie zajęcia. Czasem wybierze się w samotną, niebezpieczną, często bezpowrotną wędrówkę po okolicy. Bywa, że znudzony pies wchodzi w konflikty z innymi psami. Często widzę takich zawadiaków na wałach przy Odrze: snują się w sporej odległości od właściciela, szukając zaczepki. Niektóre psy nie ulegają prowokacjom, ale inne owszem — dochodzi wówczas do nieprzyjemnych konfrontacji.
Imponująca ilość — szczególnie we Wrocławiu. Wiele osób uważa, że miasto to nie miejsce dla psów.
O czym jeszcze musimy pamiętać, decydując się na posiadanie psa?
Pies jest zwierzęciem pracującym, w mieście często pozbawionym możliwości tradycyjnie rozumianej psiej pracy, na przykład stróżowania. Dlatego właściciel powinien poszukać takiej formy aktywności, którą może wykonywać wspólnie ze swoim podopiecznym. Ważne, by dopasować charakter i predyspozycje psa do swoich. Osoba aktywna nie powinna brać pod swój dach flegmatycznego basseta, a spokojna nie powinna wiązać życia z borderem, bo niedobrane pary są jak bomba zegarowa. Jakie rodzaje psich aktywności są dostępne mieszkańcom Karłowic?
Ze względu na stosunkowo nieduży ruch poza głównymi ulicami, obecność parków i nadodrzańskich wałów, bliskość lasów Karłowice to idealne miejsce do przejażdżek rowerowych i długich spacerów. Ważne! Spacer to nie właściciel rozparty na ławce w parku i pies biegający luzem, samotnie szukający rozrywek. Spuszczenie pupila ze smyczy na wale „żeby się wybiegał”, też nie rozwiązuje sprawy — a to częsty obrazek. Aby spacer był dla psa atrakcyjny, właściciel musi zaproponować mu coś od siebie. Mam na myśli całkiem proste rzeczy — zabawę w przeciąganie, aport, pływanie za zabaw-
Czym może grozić taka psia nuda?
Co powinien robić właściciel psa w mieście, żeby móc powiedzieć o swoim pupilu „dobry obywatel Wrocławia”?
Ze względu na zagęszczenie ludzi i psów życie w mieście bardziej niż gdzie indziej nakłada na właściciela obowiązek odpowiedniego wychowania czworonoga. Wymaga tego od nas kultura osobista, kultura współżycia. Niewychowany pies jest uciążliwy dla właściciela i dla osób postronnych, które wchodzą z psem w mniej lub bardziej pożądany kontakt. Co więcej, za zachowanie nieodpowiedzialnych właścicieli obrywają inni, często niewinni „psiarze”. Mechanizm jest prosty. Wyobraźmy sobie osobę, która na co dzień nie ma styczności z psami. Jeśli dziewięć na dziesięć spotkanych przez nią czworonogów będzie na nią skakać czy szczekać, to dziesiąty, który będzie zachowywał się poprawnie, i tak nie zmieni negatywnego wrażenia.
dana szkoła jest dobra, to psy prowadzącego — jego swoista wizytówka. Jeśli instruktor nie panuje nad swoimi zwierzętami, trudno uwierzyć, że właściwie zajmie się naszymi. Co jeszcze powinno być ważne dla właściciela psa mieszkającego w mieście?
Problem niby przegadany, a niestety wciąż aktualny — sprzątanie po psach. Ponura w konsekwencjach estetycznych i higienicznych tendencja do niesprzątania zaczyna się powoli zmieniać, jednak większość właścicieli wciąż po prostu olewa problem. To naprawdę nie jest trudne ani kosztowne. Przepisy się zmieniły, można wrzucać psie nieczystości do każdego kubła, więc brak koszy nie jest wymówką. W Parku Marii Konopnickiej koszów jest pod dostatkiem. Nie trzeba do tego specjalistycznych worków. Osobiście używam najtańszych woreczków śniadaniowych. Niektórzy noszą ze sobą saperkę i na miejscu zakopują psi prezent. Każde rozwiązanie jest dobre. Uważam, że nie warto popadać w przesadę, bo na terenach zielonych, rzadko uczęszczanych przez ludzi, nieczystości znikną wraz z pierwszym deszczem. Jeśli jednak pies załatwia się na chodniku, na ścieżce, w parku — sprzątajmy! Psia kupa zdecydowanie nie przyczynia się do ocieplania stosunków między psami a mieszkańcami miast. Lokalnym przykładem jest niesławny „kupodrom”, czyli teren brodzika przy ul. Berenta. Powstał pomysł, by miejsce to faktycznie poświęcić czworonogom — projekt psiego parku został zgłoszony do tegorocznej edycji Budżetu Obywatelskiego. Nie wiem jednak, czy znajdzie on poparcie u okolicznych mieszkańców, zmęczonych dotychczasowym zachowaniem niefrasobliwych właścicieli.
Na szczęście psie zachowanie można kształtować. Tak, żeby poradzić sobie z problematycznymi zachowaniami psa — lub zapobiegać ich powstawaniu w przyszłości — warto zainteresować się szkoleniem. Jeśli ma się w tym doświadczenie, można zająć się wychowaniem psa samemu, ale jeśli nie — nie warto szukać porad w Internecie, tylko wybrać się do psiej szkoły. Najlepszy wyznacznik, czy
Anna Hermińska – kynolog, przewodnik psów ratowniczych, instruktor szkolenia psów – czynnych zawodników wielu psich sportów. W czwartki o godzinie 18 prowadzi zajęcia dla właścicieli psów w Parku Marii Konopnickiej. Więcej o Ani i jej psach: www.artemis.edu.pl.
7
>> NASZE SPRAWY
Projekty do WBO na Karłowicach MACIEJ MATYKA, PAWEŁ SUŚ
Wrocławski Budżet Obywatelski jest projektem Urzędu Miasta Wrocławia, dzięki któremu możemy zdecydować, na co wydać część miejskich pieniędzy. Tegoroczna edycja jest rekordowa pod względem ilości projektów zgłoszonych przez mieszkańców Wrocławia. W całym mieście zgłoszono ich pięćset czterdzieści pięć, a na samych Karłowicach dwadzieścia. Przedstawiamy listę projektów z Karłowic wraz z krótkimi opisami. Zostały one opracowane na podstawie zgłoszeń przesłanych przez liderów do Urzędu Miasta Wrocławia. Ich oryginalne wersje znajdują się na stronie WBO.
ści. Kto może głosować? W głosowaniu mogą wziąć udział pełnoletni mieszkańcy Wrocławia. Nie muszą być oni zameldowani na terenie miasta.
Publikujemy również mapę, która pozwoli się wam zorientować, gdzie na osiedlu zlokalizowany jest dany projekt.
Ile jest do wydania? W puli Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego w 2015 roku do rozdysponowania jest 20 milionów złotych. Środki te zostały podzielone wedle trzech progów kwotowych wyznaczonych na podstawie szacowanej wartości projektów: MAŁE – do 150 tysięcy złotych; ŚREDNIE – od 150 do 500 tysięcy złotych; DUŻE – od 0,5 do 2 milionów złotych.
Jeśli się zmobilizujemy i licznie zagłosujemy, część propozycji uda się zrealizować. Nawet jeżeli żadnemu z lokalnych projektów nie uda się zdobyć wymaganej liczby głosów, to sama ich liczba będzie dla miasta czytelnym sygnałem, co jest dla nas ważne i co warto u nas poprawić w przyszło-
MAŁE PROJEKTY #51
KATEGORIA: piesze/rowerowe
Odmalowanie przejścia tunelowego pod torami kolejowymi przy ul. Boya-Żeleńskiego
8
>> NR 2.2015
#191
Jak głosujemy? Można głosować tylko raz, wskazując maksymalnie po jednym projekcie z każdej grupy. Można głosować w wyznaczonych miejscach (papierowo) oraz przez Internet. Kiedy?
Głosowanie ruszy 28 września i potrwa do 12 października.
Więcej informacji na: www.wroclaw.pl/wbo Oprac. Aleksandra Draus Fot. Paweł Suś
do 150 tys. zł KATEGORIA: place zabaw
Rozbudowa placu zabaw w Parku Jana Kasprowicza na Karłowicach
Tunelowe przejście dla pieszych pod wiaduktem jest obecnie w stanie budzącym strach i odrazę setek codziennie przechodzących nim osób.
W parku znajduje się plac zabaw, z którego zostały usunięte niektóre zużyte urządzenia. Aktualnie brakuje w nim atrakcji dla starszych dzieci.
DO ZROBIENIA: – odnowienie elewacji przejścia.
DO ZROBIENIA: – uzupełnienie placu zabaw o dwa urządzenia do wspinania, ewentualnie jedno wielofunkcyjne (drabinki, siatki do wspinania, ścianka wspinaczkowa) – wykonanie bezpiecznego podłoża dla placu zabaw.
>> WRZESIEŃ 2015
#287
KATEGORIA: inne
Roni-park dla psów – na brodziku przy ul. Berenta Na Karłowicach brakuje miejsca, w którym można bezpiecznie i aktywnie spędzić czas ze swoim pupilem i w którym właściciele psów mogliby się spotkać i wymieniać doświadczeniami.
#365
DO ZROBIENIA: – stworzenie placu, na którym będzie możliwe spuszczenie psa ze smyczy w celu zabawy i tresury; – postawienie przeszkód tj. slalom, równoważnia, kładka, tuby, regulowane drążki do skoków, miejsce do biegania, a także ławeczki dla właścicieli i oczywiście kubły na psie nieczystości.
KATEGORIA: piesze/rowerowe
Chodniki dla pieszych na ul. Koszarowej. Ustawienie słupków uniemożliwiających parkowanie na chodniku w sąsiedztwie szpitala i uniwersytetu na ul. Koszarowej
#299
Chodnik na Boya-Żeleńskiego od ul. Berenta do ul. Orkana Chodnik na tym małym frag mencie alei jest w fatalnym stanie. DO ZROBIENIA: – poprawa stanu chodnika i trawnika; – wyznaczenie miejsc postojowych dla samochodów.
NASZ KOMENTARZ:
chodnik został wyremontowany po złożeniu projektu
#671
Wokół wieży ciśnień znajduje się zaniedbany teren zielony, który posiada duży potencjał, wystarczy tylko o niego zadbać. DO ZROBIENIA: – wytyczenie utwardzonych ścieżek; – obsadzenie terenu roślinami według przemyślanego projektu.
DO ZROBIENIA: – uniemożliwienie nielegalnego parkowania na chodnikach poprzez ustawienie eleganckich betonowych słupków na chodniku, a przez to oddanie chodnika pieszym; – odnowienie zniszczonych przez auta trawników.
ŚREDNIE PROJEKTY KATEGORIA: zieleń/rekreacja
KATEGORIA: zieleń/rekreacja
Uporządkowanie i zagospodarowanie terenu zielonego wokół wieży ciśnień przy pl. Daniłowskiego na Karłowicach
Na drodze brakuje dyscypliny w kwestii parkowania. To uniemożliwia przejście przez chodnik pacjentom przychodni i szpitala, klientom apteki, setkom studentów i pasażerów MPK, którzy korzystają z przystanku autobusów A, 116, 119.
#2
KATEGORIA: piesze/rowerowe
#260
od 150 do 500 tys. zł KATEGORIA: rewitalizacja
Park Karłowice, plac zabaw i siłownia w parku przy Wyższej Szkole Oficerskiej przy ul. Czajkowskiego we Wrocławiu – podejście trzecie, prosimy o głos w słusznej sprawie :-)
Rewitalizacja placów zabaw i terenów zielonych w podwórzu międzyblokowym
Park jest zaniedbany i nie przyciąga mieszkańców. Proponujemy projekt, który przyczyni się do zwiększenia możliwości rekreacyjno-sportowych zarówno najmłodszych (plac zabaw), jak i najstarszych mieszkańców (siłownia na wolnym powietrzu). Plac zabaw może stać się punktem spotkań, co zwiększy integrację okolicznych rodzin z dziećmi, a urządzenia do ćwiczeń stworzą atmosferę sprzyjającą spotkaniom i rozmowom na wolnym powietrzu.
Brakuje miejsca do rekreacji dla dzieci i dorosłych pomiędzy w podwórzu pomiędzy al. Kromera, ul. Bydgoską i ul. Łąka Mazurska.
DO ZROBIENIA: – instalacja placu zabaw; – montaż siłowni na wolnym powietrzu.
DO ZROBIENIA:
– zakup i montaż huśtawek; – ogrodzenie piaskownic; – ustawienie bezpiecznych torów do zabaw dla dzieci; – ustawienie bramek piłkarskich, koszy do koszykówki i słupków do siatkówki na boisku i położenie odpowiedniej nawierzchni; – odtworzenie alejek i żywopłotu wokół podwórza; – uzupełnienie ławek.
9
#270
KATEGORIA: piesze/rowerowe
Modernizacja chodnika wzdłuż ul. Długosza pomiędzy ul. Boya-Żeleńskiego a Czajkowskiego przy nieruchomościach na ul. Długosza 34–68
#290
KATEGORIA: sport
Reaktywacja boiska na brodziku przy ul. Berenta
Chodnik służący zarówno klientom Lidla, jak i pracownikom rozbudowującego się obiektu biurowego przy ul. Długosza 60, jest obecnie w opłakanym stanie. DO ZROBIENIA: – modernizacja chodnika.
Przez bardzo wiele lat na karłowickim brodziku było boisko do koszykówki. Korzystały z niego dwa albo trzy pokolenia mieszkańców. Brodzik przez ostatnie lata bardzo podupadł, a mógłby być doskonałym i bezpiecznym miejscem rekreacji.
#420
KATEGORIA: place zabaw
Plac zabaw i ławki w parku u zbiegu ul. Krzywoustego, Długosza i Czajkowskiego
DO ZROBIENIA: – zorganizowanie konkursu na projekt dotyczący tego terenu i zrealizowanie zwycięskiej pracy.
#661
Osiedle-ogród. Bezpieczeństwo i rekreacja w miejscu zamieszkania. Aleja. Założenie ogrodowo-parkowe w obrębie ulic: Grudziądzka, Krzywoustego, Brücknera, Kętrzyńska, Giżycka. Aleja parkowa ma bardzo zniszczoną nawierzchnię. Jesienią, zimą i wiosną, a także w okresach deszczowych jest całkowicie wypełniona wodą, co znacznie utrudnia, a czasem wręcz uniemożliwia przejście. Modernizacja tego obszaru mogłaby podnieść standard życia oraz poziom bezpieczeństwa mieszkańców.
Okolice Placu Kromera i ulic Krzywoustego, Długosza oraz Czajkowskiego to jeden z najgęściej zaludnionych obszarów na terenie Osiedla Karłowice-Różanka. W blokach i domach mieszka wiele rodzin z dziećmi potrzebującymi ruchu, a także wielu seniorów, którzy chcieliby usiąść na ławce na świeżym powietrzu. W pobliżu nie ma jednak zbyt wielu terenów rekreacyjnych, które mogłyby służyć mieszkańcom. DO ZROBIENIA: – budowa placu zabaw z odpowiednim podłożem; – instalacja nowych ławek oraz koszy na śmieci.
#730
KATEGORIA: zieleń/rekreacja
KATEGORIA: zieleń/rekreacja
DO ZROBIENIA: – połączenie funkcji ogrodów działkowych z funkcją rekreacyjną dla mieszkańców osiedla.
#743
KATEGORIA: zieleń/rekreacja
Rewitalizacja placu Piłsudskiego – perły północnego Wrocławia!
Rekreacyjny park rowerowy dla dzieci i młodzieży wraz ze skwerkiem do wypoczynku dla rowerzystów w rejonie Karłowic i Psiego Pola
Plac Piłsudskiego to historyczny rynek Karłowic, a jednocześnie perełka architektoniczna. Niestety, od lat zaniedbywany, utracił dawny blask. Realizacja projektu ma na celu wzrost identyfikacji mieszkańców z miejscem zamieszkania, podniesienie standardu życia, przywrócenie miejscu wysokiej rangi w skali Karłowic i całego Miasta.
W naszym mieście powstało sporo ścieżek rowerowych, jednak nauka jazdy dla najmłodszych jest na nich niebezpieczna. Stąd pomysł na utworzenie miejsca dla dzieci w przedziale wiekowym 2-12 lat, w którym będą mogły szkolić swoje umiejętności jazdy na rowerze i propagować aktywny tryb życia.
DO ZROBIENIA: – zdobycie środków finansowych na pierwszy etap rewitalizacji placu w oparciu o główne założenia projektu wyłonionego w ramach konkursu „Akupunktura Miasta”.
10
>> NR 2.2015
>> WRZESIEŃ 2015
DO ZROBIENIA: – utworzenie skwerku dla wszystkich rowerzystów wraz ze stacją naprawczą, dętkomatem, miejscem do odpoczynku i tablicą informacyjną (jak poprawnie uczyć jeździć na rowerze + mapa rowerowa okolic).
#759
KATEGORIA: zieleń/rekreacja
Nowy Park – rekreacja i bezpieczeństwo. ul. Kasprowicza (naprzeciw kościoła) Teren przy ulicy Kasprowicza jest zdegradowany i zaniedbany. Gdyby odpowiednio go zagospodarować, mógłby służyć rekreacji mieszkańców osiedla.
#798
KATEGORIA: piesze/rowerowe
„Zabawa – doświadczenie – integracja” – wykonanie placu zabaw dla dzieci w wieku przedszkolnym, dosto sowanego do potrzeb dzieci z różnymi niepełnosprawnościami, przy przedszkolu na ul. Długosza 29 Przedszkole posiada ogród, który mimo systematycznego doposażania placu zabaw wymaga gruntownej rewitalizacji.
DO ZROBIENIA: – ochrona cennego starodrzewu i poprawa estetyki okolicy; – wykonanie oświetlonej alei parkowej, trawników i kwietników; – montaż ławek i śmietników; – stworzenie ekologicznych miejsc parkingowych.
DO ZROBIENIA: – wyrównanie terenu; – utworzenie stref zabawy, nauki, doświadczeń oraz rozwoju fizycznego; – dostosowanie placu do pot rzeb dzieci niepełnosprawnych.
DUŻE PROJEKTY #176
KATEGORIA: piesze/rowerowe
Budowa drogi: ulica Chrzanowskiego
Ulica Chrzanowskiego jest nieprzejezdną polną drogą z mnóstwem bardzo głębokich dziur. Nie ma na niej oświetlenia, studzienek kanalizacyjnych i chodnika dla pieszych. Po deszczu staje się wielkim bajorem, zaś w zimie lodowiskiem. Stwarza to nie tylko możliwość uszkodzenia samochodów, ale i zagrożenie dla pieszych, w tym osób niepełnosprawnych, które każdego dnia przemierzają tę ulicę (z ośrodka zlokalizowanego przy ul. Jutrosińskiej na ul. Kasprowicza), a także małych dzieci z przedszkola oraz żłobka udających się tą drogą do pobliskiego parku. Początek ulicy (mniej więcej do nr 20) został już zrobiony przez dewelopera. DO ZROBIENIA: – wybudowanie brakujących 600 metrów ulicy
#466
KATEGORIA: drogowe
Budowa drogi docelowej wraz z odwodnieniem i oświetleniem – chodzi o ul. Zawalną przy wejściu na wały
#271
od 500 tys. do 2 mln zł KATEGORIA: piesze/rowerowe
Ciąg pieszo-rowerowy łączący osiedle Sołtysowice z osiedlem Karłowice
Potrzebę wykonania ścieżki łączącej osiedle Sołtysowice z pozostałymi szlakami komunikacji rowerowej odczuwam głównie z powodu niepełnosprawnego brata. Realizacja projektu pozwoliłaby również młodzieży oraz studentom, licznie zamieszkującym nasze osiedle, na łatwiejsze dotarcie do innych części miasta. Przyczyni się to do poprawy bezpieczeństwa na drodze. Bezpośrednio wpłynie na rozładowanie ruchu w okolicy ul. Redyckiej. DO ZROBIENIA: – wybudowanie drogi dla pieszych i rowerzystów
#679
KATEGORIA: zieleń/rekreacja
Osiedle-ogród — Miasto-ogród Karłowice — Karłowickie centrum rekreacji
Plac Piłsudskiego jest założeniem historycznym. Należy przywrócić mu wysoką rangę, co będzie korzystne zarówno dla Karłowic, jak i całego miasta. Zaniechanie działań doprowadzi do dalszej degradacji tej przestrzeni. Droga wykonana jest z nasypu. Obecnie jest bardze uszkodzona, źle wyprofilowana, nie posiada odwodnienia ani oświetlenia. Ostatni remont przeprowadzono w 1969 roku. DO ZROBIENIA: – wybudowanie nowej drogi wraz z odwodnieniem i oświetleniem
DO ZROBIENIA: – wybudowanie placu zabaw, boiska wielofunkcyjnego, górki saneczkowej, małego skateparku; – postawienie koszy na śmieci; – instalacja ogrodzeń i oświetlenia; – postawienie obiektów małej architektury; – wykonanie utwardzonej nawierzchni alej i wykonanie układu wodno-kanalizacyjnego z makroniwelacją i drenażem terenu.
11
>> NIEZBĘDNIK OBYWATELSKI TADEUSZ MINCER
ABC aktywnego mieszkańca Partycypacja
– oznacza, że jako obywatel możesz współuczestniczyć w życiu publicznym swojej gminy lub państwa. Możesz aktywnie brać udział w wydarzeniach, które cię dotyczą, a nie tylko biernie poddawać się decyzjom innych. Partycypacja służy zarówno tobie jako mieszkańcowi, bo możesz decydować o różnych sprawach i czujesz się za nie odpowiedzialny, jak i władzy, bo w ten sposób zdobywa twoje zaufanie i poparcie. Są trzy rodzaje partycypacji: 1. SPOŁECZNA – gdy obywatele i władza wspólnie uzgadniają i podejmują decyzje; 2. PUBLICZNA – gdy władza mobilizuje obywateli do działania i podejmowania decyzji; 3. OBLIGATORYJNA – gdy przepisy prawa nakazują, aby głos obywateli był brany pod uwagę przy podejmowaniu decyzji (np. w formie konsultacji lub informowania).
Drabina partycypacji
– sposób, w jaki badacze opisują różne stopnie uczestnictwa. Najbardziej podstawowym jest informowanie mieszkańców o planowanych działaniach (np. prezydent miasta umieszcza informację o przetargu na stronie internetowej i na tablicy ogłoszeń). W tym wypadku komunikacja jest jednostronna. Lepszą formą są konsultacje, gdzie występuje komunikacja dwustronna – władze nie tylko informują o swoich planach, ale także starają się poznać opinie mieszkańców. Przykładem takich działań są sondaże. Najwyższym stopniem partycypacji jest współdecydowanie, kiedy to władze przekazują mieszkańcom część kompetencji w podejmowaniu decyzji, taka sytuacja ma miejsce budżecie partycypacyjnym.
Demokracja deliberatywna
– model demokracji, w którym najważniejsze jest wspólne rozważanie i podejmowanie decyzji. W demokracji parlamentarnej twój udział ogranicza się tylko do głosowania w wyborach – potem władza rządzi sama. W demokracji deliberatywnej najważniejsze jest twoje zaangażowanie między wyborami. Zdaniem wielu badaczy deliberacja jest sposobem ochrony demokracji przed różnymi jej patologiami.
Interesariusze
– wszystkie osoby, grupy osób lub instytucje, które mogą wpłynąć na daną sytuację lub same są pod jej wpływem. W teorii partycypacji przyjmuje się, że w podejmowaniu decyzji na dany temat powinni brać udział wszyscy interesariusze, czyli wszyscy ci, którzy mogą być zainteresowani powodzeniem lub niepowodzeniem danej sprawy. Jeśli dana sprawa w jakikolwiek sposób ciebie dotyczy – jesteś jej interesariuszem.
Budżet partycypacyjny
– to jedna z popularniejszych metod partycypacji polegająca na tym, że możesz sam zdecydować, w jaki sposób podzielić część ogólnego budżetu danego miasta. Możesz (najlepiej w grupie kilku mieszkańców) zgłosić swoją propozycję, która jest potem publicznie dyskutowana i poddawana głosowaniu. Idealny budżet obywatelski jest procesem długofalowym, w którym decyzje podjęte przez mieszkańców są wiążące (i nie mogą być zakwestionowane przez urzędników). Metoda ta pozwala nie tylko skierować środki finansowe na potrzebne inwestycje, ale również zaangażować mieszkańców do działania.
>> O NAS
Inicjatywa lokalna
– oznacza, że masz prawo złożenia pisemnego wniosku do władz swojej gminy, a władze te są zobowiązane do ustosunkowania się do tej prośby. Inicjatywa może dotyczyć inwestycji (nowa droga) lub zadania (np. warsztaty dla dzieci). Najważniejszym elementem inicjatywy jest nie tylko sam wniosek, ale i zaangażowanie mieszkańców w jego realizację (np. praca społeczna lub świadczenia rzeczowe).
Sondaż deliberatywny
– jest to przykład takiego konsultowania decyzji, który polega na dogłębnym przeanalizowaniu danego problemu. W takim sondażu nie wypełniasz po prostu ankiety, lecz zapoznajesz się ze stanem sytuacji i konsekwencjami możliwych rozwiązań po wspólnych debatach i spotkaniach z ekspertami. Sondaż taki trwa dłużej niż zwykłe badanie opinii publicznej, ale pozwala uniknąć przypadkowych lub nieprzemyślanych odpowiedzi. Tadeusz Mincer – badacz, animator i menedżer kultury, doktorant w Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego. Współpracuje z wrocławskimi organizacjami pozarządowymi przy realizacji projektów edukacyjnych i kulturalnych.
>> DOŁĄCZ DO NAS
„Kurier Karłowicki” to obywatelska gazeta tworzona przez mieszkańców wrocławskiego osiedla Karłowice-Różanka. Naszą misją jest integrowanie społeczności Karłowic wokół wspólnych tematów i spraw, ułatwianie mieszkańcom poznania się, wymiany pomysłów i budowanie poparcia dla oddolnych inicjatyw. Gazeta jest neutralna politycznie, a jej celem jest zachęcanie do otwartej dyskusji, inspirowanie do działania i podpowiadanie, jak się do niego zabrać, żeby uzyskać pożądany efekt.
Gazeta jest oparta na modelu dziennikarstwa obywatelskiego. Do pracy w redakcji i publikowania artykułów zapraszamy przedstawicieli różnych pokoleń i grup społecznych.
Równolegle do wersji papierowej prowadzimy stronę internetową www.kurier-karlowicki.pl, na której znaleźć można dodatkowe materiały, a także bieżące informacje o wydarzeniach realizowanych w ramach projektu Obywatelskie Karłowice.
REDAKCJA Marzena Gabryk (redaktor prowadząca, skład) Karolina Okurowska (redakcja i korekta tekstów) AUTORZY ARTYKUŁÓW Aleksandra Bolek, Aleksandra Draus, Katarzyna Kuśmider, Maciej Matyka, Tadeusz Mincer, Ewa Pater-Podgórna, Agata Pawla-Lenart, Paweł Suś, Maria Woś
Zachęcamy do współpracy z redakcją „Kuriera Karłowickiego”, zwłaszcza jeśli: – masz pomysły, jakie tematy warto poruszyć na łamach gazety, – chcesz napisać artykuł lub zrobić wywiad, – masz zdjęcia ciekawych miejsc na Karłowicach i chcesz się nimi podzielić, – chcesz pomóc nam w dystrybucji gazety, – masz energię, żeby włączyć się w inne nasze działania. Napisz do nas: media@teatr-nie-taki.pl
>> KONTAKT
media@teatr-nie-taki.pl
>> SZUKAJ NAS NA:
www.kurier-karlowicki.pl www.facebook.com/kurierkarlowicki
Kurier Karłowicki nakład: 1000 egz. ISSN 2449-7967 wydawca: Fundacja Teatr Nie-Taki
Fundacja Teatr Nie-Taki ul. Poleska 43/29 51-354 Wrocław www.teatr-nie-taki.pl
“Kurier Karłowicki” jest częścią projektu Obywatelskie Karłowice. Zadanie jest współfinansowane ze środków otrzymanych w ramach Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
12
>> NR 2.2015
>> WRZESIEŃ 2015