nr 1.2017
|
ISSN 2449-7967
|
www.kurier-karlowicki.pl
>> TERAZ BRODZIK KRZYSZTOF ZIENTAL
Brodzik, czyli jak wziąć sprawy w swoje ręce Czy wspomnienia mogą wspomóc działania społeczne? Czy można wygrać, jeśli się przegra? Czy dzięki Wrocławskiemu Budżetowi Obywatelskiemu da się pomnażać kapitał społeczny? Przykład karłowickiego brodzika potwierdza, że tak.
Brodzik widoczny w tle, na pierwszym planie plac zabaw, ok. 1976 r., fot. z arch. Grażyny Bronickiej
Piknik sąsiedzki na Brodziku 1.10.2017 r., fot. Krzysztof Ziental
Karłowice wyrosły na koncepcji miasta-ogrodu, założenia architektoniczno-urbanistycznego, które zakłada zatopienie malowniczej niskiej zabudowy w zieleni przydomowych ogródków, obsadzonych szpalerem drzew alei oraz publicznych parków. W sercu tego osiedla na początku XX w. wyznaczono obecny plac Piłsudskiego, który miał pełnić rolę osiedlowego rynku. W jego pobliżu zachował się zaś teren niezabudowany, połączony wewnętrzną ścieżką z dwiema ważnymi arteriami Karłowic – al. Kasprowicza oraz ul. Berenta, który zagospodarowano w latach 60. XX w. Przybrał on formę terenu rekreacyjnego wyposażonego w boisko, plac zabaw, alejkę spacerową z ławkami oraz brodzik. Ten ostatni element wyróżniał go tak znacznie, iż od niego wzięła się powszechna nazwa tego terenu.
Brodzik mokry, brodzik suchy
Czasy świetności terenu rekreacyjnego przy ul. Berenta, a więc czas, gdy brodzik był mokrym zbiornikiem, to koniec lat 60. oraz lata 70. XX wieku. Okres lat 80. to już powolna degradacja, która w latach 90. ostatecznie doprowadziła do porośniętego krzakami terenu, pozbawionego urządzeń zabawowych oraz ławek, z przestarzałym boiskiem i wreszcie suchym brodzikiem. Teren utracił swoje walory rekreacyjne, ale nie potencjał społeczny, który wokół niego się zrodził. To właśnie on spowodował, że los brodzika nie pozostał obojętny mieszkańcom Karłowic.
Krok 1: Sprzeciwiaj się, kiedy trzeba!
Zdegradowany teren publiczny, pozbawiony swojej pierwotnej funkcji i walorów, stał się w oczach urzędników miejskich obszarem do wykorzystania pod inne cele publiczne. Dlatego w 2015 r. powstał projekt zagospodarowania brodzika na przedszkole. Większość
Brodzik widoczny w tle, ok. 1990 r., fot. z arch. K. Zientala
działki zostałaby zabudowana, a pozostała część wykorzystana na parking. Grupa aktywistów, w tym radnych osiedlowych, sprzeciwiła się jednak tym planom. Widzieli oni potrzebę budowy przedszkola, jednakże niekoniecznie w tym miejscu. Brodzik jako teren zielony, ogólnodostępny wydawał się cenniejszą potrzebą niż przedszkole, które nie tylko znacznie pomniejszyłoby zielone tereny publiczne, lecz także stałoby się generatorem zwiększającym w okolicy ruch samochodowy. Szczęśliwie udało się realizację tego pomysłu zatrzymać i brodzik pozostał terenem wolnym od inwestycji.
Krok 2: Rozmawiaj z mieszkańcami
W 2014 r. Fundacja Teatr Nie-Taki zorganizowała we współpracy z Teatrem Modrzejewskiej z Legnicy Piknik Teatralny na Karłowicach w ramach projektu Teatr w podwórkach – Laboratorium ESK Wrocław 2016, który odbył się na brodziku. Małymi krokami przywracano więc to miejsce mieszkańcom. Na tej fali pod koniec 2015 r. grupa społeczników i mieszkańców spotkała się na warsztatach Teraz Brodzik zorganizowanych w ramach projektu Obywatelskie Karłowice Fundacji Teatr Nie-Taki, finansowanego z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. Miałem przyjemność moderować to spotkanie. Założyłem, że z jednej strony poznamy przeszłość tego miejsca, następnie spróbujemy rozpoznać potencjalnych użytkowników tej przestrzeni, by potem spróbować przedstawić różne wizje na nią. Pamięć o miejscu oraz chęć przywrócenia funkcji rekreacyjnej spowodowały, iż uczestnicy przychylnie odnieśli się do projektu przywrócenia świetności brodzika. Energia, która się wtedy wytworzyła, spowodowała, że wyłonił się z tej grupy lider, który stał się lokomotywą przyszłych projektów Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego.
Krok 3: Czasem aby wygrać, musisz przegrać W 2016 r. do Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego zgłoszono projekty dotyczące zagospodarowania terenu dawnego brodzika. Niestety, głosowanie wygrał jedynie mały projekt rejonowy (250 tys. zł), gdyż duży przegrał z boiskiem przy Szkole Podstawowej nr 50 z Różanki. Częściowe zwycięstwo pozwoliło jednak na opracowanie koncepcji dla całego terenu brodzika i stworzenie wizualizacji, które posłużyły w promocji projektów WBO w 2017 roku. Ta właśnie edycja przyniosła pełen sukces, brodzik wygrał bowiem w głosowaniu zarówno na projekt mały, jak i duży, a więc okrągły milion złotych na realizację. W sumie więc teren ten otrzymał dofinansowanie w kwocie 1 250 000 zł.
Po pierwsze, nie szkodzić
Historia karłowickiego brodzika zwieńczona jest ogromnym sukcesem, do którego droga jednak nie była usłana różami. Pokazuje ona, iż przestrzeń publiczna osiedla to sprawa mieszkańców, którą należy brać w swoje ręce. Narzędzia, które pomagają w osiągnięciu celu, są różne: protest, rozmowa, wspominanie przeszłości, piknik, wreszcie żmudna praca u podstaw związana z promowaniem projektu WBO. Niech ten karłowicki casus będzie lekcją dla innych liderów osiedlowych – lekcją determinacji, „trzymania ręki na pulsie”, posiadania radaru społecznego. Niech będzie również lekcją dla decydentów, aby obficie korzystać z możliwości rozmowy z mieszkańcami. Im wcześniejsza diagnoza „pacjenta”, tym większa skuteczność „leczenia”, a czasem możliwość uniknięcia gwałtownej „choroby” w postaci protestów. Naprawianiu miasta powinna przyświecać bowiem nie tylko chęć leczenia za wszelką cenę, lecz także stara jak cywilizacja zasada: po pierwsze, nie szkodzić! KRZYSZTOF ZIENTAL – historyk sztuki, zabytkoznawca, karłowiczanin.
1
>> TERAZ BRODZIK MACIEJ MATYKA
Brodzik! Ta przestrzeń jest dla nas! WYGRALIŚMY WBO 2017 #MILIONDLAKARŁOWIC!!! WBObrodzik2017 Mamy to! #Karłowice będą miały #nowemiejsce boisko i plac zabaw – blisko SP83, ścieżki, ławeczki. Będzie pięknie! DZIĘKUJĘ OSOBIŚCIE WSZYSTKIM ZA ORGANIZACJĘ ORAZ GŁOSY! Zrobiliśmy to dla siebie i naszych dzieciaków no i w końcu JEST JEST JEST!!! – MM Powyższą wiadomość na Facebooku wyświetliło ponad dwadzieścia siedem tysięcy osób, zebrała ona czterysta szesnaście polubień, a dalej przekazało ją ponad pięćdziesiąt osób. Ten propagandowy sukces odniósł projekt budowy placu zabaw i boiska w sercu osiedla Karłowice, nieopodal wieży ciśnień, na terenie przyległym do budynku dawnego Centrum Kultury Agora. Jest rok 2017, piątek 13. października, godzina 10:15, rozpoczyna się spotkanie prasowe dotyczące wyników WBO, na którym wiceprezydent Miasta Wrocławia wspomina Karłowice jako dzielnicę, która osiągnęła najbardziej wyrazisty sukces tegorocznej edycji.
Kto za tym stoi?
Jesteśmy grupą mieszkańców Karłowic. Niektórzy z nas mieszkają tu od dziecka, inni mieli tu dziadków i swoje dorosłe życie związali z tym miejscem, część z nas wychowuje tu dzieci, a niektórzy są już dziadkami i babciami. Są też tacy, którzy tu mieszkali, ale wyjechali za pracą aż do Zanzibaru, oraz tacy, co wyjechali tylko kilka dzielnic dalej. Wszystkich nas połączył projekt brodzika – miejsca, które w naszych oczach może być naprawdę fantastyczne. Zachciało nam się placu zabaw i boiska dla dzieciaków, które po skończeniu zajęć w szkole podstawowej nr 83 przy Boya-Żeleńskiego nie bardzo mają co ze sobą zrobić. W pobliżu brakuje dla nich atrakcji: Agory już dawno nie ma na placu Piłsudskiego, legendarny Bar Zbyszko przeniósł się z Zawalnej na Różankę, a najbliższe dostępne boisko i plac zabaw znajdują się dopiero na Kasprowicza i są oblegane przez tłumy od rana do wieczora. Potrzebny był jednak na ten cel milion złotych.
WBO 2016 słodko-gorzki smak Projekt placu zabaw i boiska złożony przez nas do Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego przegrał o włos w roku 2016 z projektem przy Szkole Podstawowej nr 50. Ileż to było nerwów dla nas, szczególnie że różnica była niewielka (ok. 80 głosów przy ponad 2000 zdobytych!). Sukcesem jednak okazał się wtedy tzw. projekt mały, czyli ten z placem zabaw za 250 tys. zł. Jego zdobycie pozwoliło nam, we współpracy z biurem architektonicznym 3XA oraz biurem ZIM UM Wrocławia, stworzyć projekt całości terenu brodzika.
Nowy Brodzik
Etapy Plac zabaw oraz Boisko będą realizowane ze środków Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego.
Jedna z wizualizacji przedstawia rzut na cały teren z lotu ptaka. Oprócz nowych nasadzeń drzew (niestety, centralne drzewo jest chore i musimy je wyciąć, ale zasadzony zostanie tam piękny platan) powstanie wyjątkowy plac zabaw zbudowany według autorskiego pomysłu biura 3XA – sześć sześcianów o wymiarach ok. 3x3x3 metry, rozmieszczonych na wyznaczonym terenie. Zabawki będą miały wszelkie potrzebne certyfikaty bezpieczeństwa, ale nie będą standardowe. Dużo kosztowała nas ta decyzja i wcale nie była łatwa, ale na koniec okazało się, że tak wykonany plac będzie relatywnie tani, opłaciło się więc podjąć ryzyko i zdecydować na to rozwiązanie. Boisko powstanie w miejscu dawnego boiska asfaltowego. Będzie lekko zmniejszone w stosunku do tego, co jest teraz (ze względu na drzewa, których nie chcemy wycinać, bo są zdrowe). Będzie miało ono wymiary boiska do koszykówki, a nawierzchnia będzie taka jak przy byłym gimnazjum – miękka i bezpieczna. Będzie można grać zarówno w koszykówkę, jak i w piłkę nożną na bramkach do piłki ręcznej. Nie będą to twarde, metalowe bramki zintegrowane z koszami, ale bramki z zawieszoną siatką, a nad nimi, na żurawiach, tablice do koszykówki.
W miejscu, gdzie jest piękny klon i gdzie teraz wiele osób przesiaduje na ławeczkach, znajdą się dwa stoliki z ławkami. W stolikach zatopione mają być plansze do gier – szachów, chińczyka, młynka i backgammona. To nasza „strefa seniora”. Oczami wyobraźni widzimy babcie i dziadków z wnukami, którzy przychodzą z woreczkami pionków i rozgrywają partie różnych gier. Do tego mamy minisiłownię, też z myślą o osobach starszych, oraz stół do ping ponga i minizestaw workout. Teren brodzika zostanie otwarty na ulicę Kasprowicza (dróżka przyległa do terenu dawnej Agory). Między niecką brodzika a boiskiem pozostanie trawa, chcielibyśmy tam mieć miejsce na składowanie sprzętu sportowego i innego, potrzebnego do różnych działań. Najprawdopodobniej stanie tam kontener podobny do tego na Polanie Karłowickiej. Oprócz tego, wbite zostaną dwa paliki pod trawiaste boisko do siatkówki. Sama niecka nie może pozostać niezabezpieczoną dziurą, dlatego zostanie wyrównana do poziomu gruntu, a murek dookoła zostanie wzbogacony o drewnianą ławę na całym obwodzie. Mamy nadzieję, że będzie pełniła funkcję miejsca spotkań i różnych aktywności (pikniki, kino letnie, zabawy dzieci, rolki etc.). Możemy ją zagospodarowywać według potrzeb. Może uda się na niej rozłożyć jakiś płaszcz wodny w ciepłe lato? Może namalujemy tam jakieś plansze do gier? Do tego ścieżki, ławeczki, niskie, parkowe oświetlenie, zieleń i mamy to!
Na tym koniec? Brodzik to temat rzeka – mieliśmy dziesiątki pomysłów na to, jak go zagospodarować, tymczasem na tę chwilę nie ma możliwości technicznych i pieniędzy, aby przywrócić mu rolę brodzika, odkrytego minibasenu (chociaż pojawiły się pomysły, aby zrobić tu basen kryty). W projekcie jednak zdecydowaliśmy się na opcję minimum, która da maksimum efektu społeczności z Karłowic. Ta przestrzeń jest dla nas. Od nas zależy, jak ją użyjemy. Co dalej po brodziku? Czy wciąż będzie się nam chciało? Czy za rok zagłosujemy na remont jego niecki? Czy pójdziemy na całość, pisząc wniosek o basen na brodziku? A może mamy szansę przywrócić dom kultury na Karłowicach? Czy po prostu za rok zagramy mecz na brodziku pomiędzy Brodzik Team i Fundacją Nasze Karłowice, a nasze dzieciaki będą się wtedy bawić na placu zabaw?
Teraz nic nie jest pewne oprócz tego, że WYGRALIŚMY WSPÓLNIE WBO 2017! Harmonogram realizacji projektów WBO na brodziku: 2016 – wygrana WBO, projekt mały (plac zabaw)
styczeń-sierpień 2017 – powstaje projekt zagospodarowania całości terenu
wrzesień/październik 2017 – głosowanie i wygrana w WBO, projekt duży (boisko) i mały (2. etap placu zabaw) 2018 – realizacja trzech etapów projektu (plac zabaw etapy 1 i 2 oraz boisko) z budżetu WBO
MACIEJ MATYKA – od ponad dziesięciu lat mieszka na Karłowicach (wcześniej mieszkał tu jego dziadek). Na co dzień pracuje na Uniwersytecie Wrocławskim. Z zamiłowania i z potrzeby chwili zajmuje się działalnością społeczną na Karłowicach. Opracowuje koncepcje na projekty do Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego dla Karłowic, współtworzy wnioski, składa je i realizuje, o nowych wciąż myśli. Współpracuje m.in. z Fundacją Nasze Karłowice, zespołem Brodzik Team oraz wieloma osobami prywatnymi, mieszkańcami i instytucjami. KONTAKT maciej.matyka@gmail.com tel. 504322979
Wizualizacje terenu brodzika wykonane i dostarczone przez biuro 3XA
2
>> PRZEWODNIK PO KARŁOWICACH GRAŻYNA BRONICKA
Gold Cafe – miejsce ze stuletnią tradycją 23 lipca 2016 roku na rynku wrocławskich Karłowic powstaje kawiarnia Gold Cafe. Jak feniks z popiołów, a może raczej jak pyszna latte ze spienionego mleka. Powstaje na nowo, w lokalu przy placu Piłsudskiego 1, który sto lat temu został wybudowany z przeznaczeniem na cukiernię.
Źródło: dolny-slask.org.pl
Może nie byłoby w powstaniu kawiarni w takim miejscu nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że obecnie mało jest na Karłowicach miejsc, w których można się spotkać. Nostalgia mieszkańców osiedla za miejscem, gdzie można zatrzymać się na chwilę i pogrążyć się w rozmowie, najlepiej przy małej czarnej, która pobudza zmysły od setek lat, jest tym, co sprawia, że kibicujemy Gold Cafe. Poza nastrojowym wnętrzem, gorąca kawa z pysznym kawałkiem ciasta to niewątpliwie domena kawiarni pani Doroty. Amatorzy słodkich wypieków z pewnością się nie zawiodą! Czekają tu na nich smakowite tiramisu, mascarpone, tartaletki, tarty, serniki, szarlotki, torty bezowe oraz inne delicje.
Słodkie ciacho i gorąca kawa to dla wielu duet idealny. Oczywiście, o gustach się nie dyskutuje i dlatego w kawiarni Gold Cafe każdy może skomponować swoją własną idealną parę za pomocą olbrzymiego wyboru kaw i herbat.
Latem dla wielu idealnym duetem były pyszne naturalne lody i lemoniada. Dzisiaj, gdy zrobiło się chłodniej, właścicielka lokalu poleca „zimową” herbatę z cynamonem, pomarańczą i goździkami. Gold Cafe jest idealnym miejscem także dla studentów pobliskich uczelni, którzy mogą oderwać się tu od nauki lub, wręcz przeciwnie, odświeżyć wiadomości przed zbliżającymi się egzaminami. Jesień i jej słota przegania z placów zabaw małe dzieci, które Gold Cafe zaprasza do siebie. Przygotowany dla najmłodszych kącik i specjalna południowa promocja to propozycja dla osób przyzwyczajonych do spotkań i rozmów na placu zabaw w pobliskim parku. A duży taras pomieści każdy rower.
Miejsce już zostało dostrzeżone na mapie Karłowic przez wielu mieszkańców i wierzymy, że tak już pozostanie.
A teraz o historii, która zatoczyła swoje stuletnie koło
W 1914 roku pod nazwą Am Markt powstaje rynek dzielnicy Miasto-Ogród Karłowice, czyli obecny plac Marszałka Józefa Piłsudskiego we Wrocławiu. Na parterze narożnego budynku numer 1, zwróconego witrynami zarówno do placu, jak i ku alei Kasprowicza, został zaprojektowany sklep cukierniczy z kawiarnią i tarasem. Obecna kawiarnia Gold Cafe powstała dokładnie w tym samym lokalu, w części wychodzącej na plac Piłsudskiego, jest więc kontynuacją tej długiej tradycji tego miejsca. Budynek został zaprojektowany w 1914 roku tak, aby wyróżniać się zarówno swym położeniem, akcentującym wjazd na karłowicki rynek od strony alei Kasprowicza, jak również obecnością, która miała zachęcić do odwiedzenia placu i skorzystania ze słodkich przyjemności. Pierwszym właścicielem kawiarnio-cukierni, od 1915 roku, był Gustaw Bunke. Powodzenie kawiarni pan
Źródło: fanpage Gold Cafe na Facebooku
Fot. Krzysztof Bronicki
Bunke wieńczy jej rozbudową. W 1924 roku powstał projekt przekształcenia tarasu znajdującego się od strony obecnej alei Kasprowicza w przeszkloną werandę. Rycinę z budynkiem mającym werandę odnajdziemy na ścianie kawiarni, podobnie jak inne stare zdjęcia obecnego placu Piłsudskiego. Kolejna rozbudowa cukierni miała miejsce w 1929 roku i polegała na dobudowaniu pawilonowego skrzydła po stronie zachodniej, równoległego do obecnej alei Kasprowicza, z ogrodem, w którym znalazły się stoliki dla gości cukierni.
Od 1930 roku wnętrze pawilonu służyło okresowo za kino. Niestety, ta część cukierni nie pełniła zbyt długo swojej funkcji. W 1935 roku nowy właściciel cukierni Paul Tschentscher wydzierżawił pawilon Wrocławskiej Kasie Oszczędnościowej (Städtische Sparrkasse Breslau). W latach powojennych pawilon po części odzyskał swoją funkcję, ponieważ znajdowała się w nim restauracja. W latach 60. ubiegłego wieku restauracja zostaje przekształcona w rewolucyjny, jak na tamte czasy, pierwszy na Karłowicach samoobsługowy sklep spożywczy „Delikatesy”. Sklep istniał w tym miejscu do końca lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Budynek miał zaplecze piekarnicze, w którym rozpoczęła w 1966 roku działalność znana karłowicka piekarnia pana Leona Czwordona. Obecnie siedziba piekarni znajduje się na ulicy Micińskiego. Dziś budynek byłego pawilonu jest po generalnym remoncie i został rozbudowany o dodatkowe piętro – znajduje się w nim centrum świadczące usługi rehabilitacyjne. Również lokal w kamienicy numer 1 przy placu Piłsudskiego w okresie powojennym stracił swoją funkcję. Przeszklona weranda niestety nie przetrwała do naszych czasów. W miejscu obecnej kawiarni Gold Cafe powstał w latach 60. sklep spożywczy. Od początku swojego istnienia prowadzony był przez panią Anię i panią Zosię, wspominane przez mieszkańców do dziś. Obiekt pełnił funkcję sklepu spożywczego do lat 90. XX wieku. Następnie został podzielony. W części znajdującej się od alei Kasprowicza powstał sklep MiniMarket, który obecnie jest znanym we Wrocławiu lokalem specjalizującym się w wysokiej jakości wyrobach, co podkreśla obecną nazwą Swojskie Wyroby. W drugiej części sklepu, z wejściem od karłowickiego rynku, powstał Drink Bar. Zamknął on swą działalność kilka lat temu i w jego miejscu powstała kawiarnia Gold Cafe.
Powrót kawiarni jest przywróceniem miejscu jego pierwotnego przeznaczenia. Wierzymy, że wraz z Gold Cafe – genius loci – czyli duch opiekuńczy miejsca – powrócił!
GRAŻYNA BRONICKA – socjolog, mieszkanka placu Piłsudskiego we Wrocławiu, wnuczka Pionierów Wrocławia, była Radna Rady Osiedla Karłowice-Różanka.
3
>> PRZEWODNIK PO KARŁOWICACH ALEKSANDRA BOLEK
Karłowice pizzą stoją
Ponoć ilu Polaków, tyle opinii. Na potrzeby tego artykułu troje, w tym dziecko, musiało zgodzić się przynajmniej w kilku kwestiach, ponieważ okazało się również, że ile pizzerii, tyle pomysłów na pizzę. Wspólnie sprawdziłyśmy więc ofertę tych karłowickich, degustowałyśmy ich propozycje, każdą pizzę rozkładałyśmy na składniki pierwsze, jadłyśmy ją oczami i... nosami. Do stołu zasiadły: Aleksandra Bolek, czyli autorka tego tekstu i redaktorka „Kuriera Karłowickiego”, Justyna Dolecka z Lodziarni i Cukierni Zawalna oraz Miłka Krawczyk, przedstawicielka najmłodszego pokolenia wielbicieli pizzy. Pizzą uraczyły nas pizzerie: DaGrasso z Czajkowskiego, Uno z Kamieńskiego, Zielona Oliwka z Berenta, Mania Smaku z Krzywoustego oraz Pizza Przyjedzie i Projekt Pizza, obie z Zawalnej. Szybko okazało się, że wybór nie jest ani łatwy, ani oczywisty, a nasz gust i oczekiwania są bardzo różne. Każda pizzeria ma do zaoferowania coś innego, każda czymś się wyróżnia. Jednym słowem, nudno nie było.
Rzut oka
Wyglądem zachwyciła nas pizza z Uno, była kolorowa i wesoła, Pizza Przyjedzie to harmonia i symetria, Mania Smaku i Zielona Oliwka jest ukłonem w stronę Włoch: składniki rozrzucone w artystycznym nieładzie, Projekt Pizza to mnogość i różnorodność. DaGrasso wizualnie wypada zwyczajnie, żeby nie powiedzieć blado.
Na spodzie
Pod względem ciasta pizze wpisują się w dwie kategorie: to w stylu włoskim jest cienkie, a amerykańskim – grube. Mania Smaku, Zielona Oliwka, Pizza Przyjedzie i DaGrasso przygotowują pizzę na cienkim cieście, w Zielonej Oliwce jest najcieńsze, w Manii rośnie długo, niespiesznie, bo na zakwasie, receptura tego z Pizza Przyjedzie pochodzi od prawdziwej włoskiej rodziny. Uno serwuje zdecydowanie grubsze placki. Projekt Pizza plasuje się gdzieś pomiędzy, bo nie było tak chrupkie ani tak wyrośnięte, miało resztki semoliny na brzegach. Owe brzegi to także odrębna kwestia. Ci, którzy zwykle zostawiają niezjedzone kawałki brzegów ciasta na talerzu, nie będą zawiedzeni, zamawiając pizzę od Pizza Przyjedzie i Pizza Uno. Tamtejsza pizza zwyczajnie ich nie ma! Oba lokale serwują pizzę od środka aż po brzegi. Ciasto z Oliwki i Manii miało miło przypalone, pęcherzykowate ranty. Z kolei to z DaGrasso wyróżniało się słodkim posmakiem, a z Projektu Pizza słonym.
do 42 centymetrów. Największą pizzę (45 cm) kupimy w Projekcie Pizza, 42-cm w Pizza Uno i DaGrasso, za relatywnie tę samą cenę w pozostałych pizzeriach dostaniemy produkt o nawet 10 centymetrów mniejszy (32-36 cm). Wpływ na to zapewne mają jakość i pochodzenie składników.
Charakter
Mieszkańcy Karłowic nie powinni narzekać, pizzerii doliczyłyśmy się sześć, a każda inna, więc jest w czym wybierać. Głodni niech udadzą się do DaGrasso i Pizza Uno. Tam, za rozsądną cenę (tu delikatnie na korzyść Uno), najedzą się do syta. Warto dodać, że DaGrasso jest częścią sieci, system produkcji i doboru składników jest ujednolicony, a to po to, by goście odnaleźli ten sam smak w każdej restauracji bez względu na miejsce. Zwolennicy eksperymentów polubią Projekt Pizza za niespotykane połączenia smaków i duży wybór pizz. Wyrafinowani smakosze, którzy przedkładają jakość nad ilością, swoją pizzę odnajdą w Manii Smaku i Zielonej Oliwce. Mania Smaku oferuje dodatkowo pizze wegańskie z roślinnym serem i szynką. To nowatorskie posunięcie, bo żadne inne miejsce nie postawiło jeszcze na wegańskich odbiorców. Mocno kibicujemy najmłodszej stażem pizzerii Pizza Przyjedzie, tym bardziej że właściciele to rodowici karłowiczanie. Niech się rozwijają, bo mają potencjał!
Werdykt Fot. Aleksandra Bolek
Na wierzchu Składniki oraz ich dobór zasługują na odrębny wątek i to niekrótki. W liczbie i finezji kombinacji przoduje Projekt Pizza, znajdziemy tam odważne połączenia (kurczak z mandarynką czy ananas z pestkami słonecznika). Pizza Uno zapewnia dostatek składników w tradycyjnych kombinacjach (kurczak z pieczarkami i kukurydzą). Na jakości składników i ich oryginalności (pod względem pochodzenia) z pewnością nie oszczędzają Mania Smaku, Zielona Oliwka oraz Pizza Przyjedzie. Jest tam i szynka włoska prosciutto (zarówno crudo, jak i cotto), i salami, chorizo, mozzarella, mascarpone (!) czy włoski bekon pancetta. Nie ma tu miejsca na zwiędniętą rukolę lub produkt seropodobny. Sos pomidorowy, nierzadko robiony na miejscu, domowy, jest intensywny, choć w Pizza Przyjedzie było go mało, a w Oliwce był mniej aromatyczny niż w Manii Smaku. DaGrasso stawia na sprawdzone smaki, jednak składniki ustępują miejsca konkurencji pod względem jakości, bo szynka konserwowa nigdy nie wygra z oryginalnym prosciutto.
Tanio czy drogo
Cena żadnej pizzy nie przekroczyła 30 złotych za rozmiar duży lub średni (różnie nazywany), czyli od 32
Finalnie na podium stanęły Mania Smaku, Zielona Oliwka i Pizza Uno. Reszta depcze im po piętach. Wszystkie pizzerie (oprócz Zielonej Oliwki) dowożą pod wskazany adres, wszędzie (oprócz Pizza Przyjedzie) zjemy również na miejscu. Każda pizzeria znalazła swojego amatora: panią Justynę oczarowała pikantna Chorizo (z jalapeño) z Zielonej Oliwki, Miłka objadała się Margaritami/Margheritami (było ich kilka, z reguły dzieci wybierają i uwielbiają właśnie ją), mnie do gustu przypadła Capriciosa Veg z Manii Smaku. Choć weganką nie jestem, przepadłam dla greckich oliwek i karczochów. Jesteśmy przekonane, że każdy znajdzie coś dla siebie, wszak dobrej pizzy się nie odmawia. A już na Karłowicach zwłaszcza! Dziękuję wszystkim pizzeriom za umożliwienie degustacji, a Lodziarni Zawalna za gościnę. DaGrasso, ul. Czajkowskiego 63/1A, tel. 504 916 614 Mania Smaku, ul. Krzywoustego 87B, tel. 71 307 12 23 Pizza Przyjedzie, ul. Zawalna 2, tel. 733 369 903 Projekt Pizza, ul. Zawalna 11A, tel. 71 727 88 87 Pizza Uno, ul. Kamieńskiego 12, tel. 71 320 83 83 Zielona Oliwka, ul. Berenta 68, tel. 785 909 700 ALEKSANDRA BOLEK – mieszkanka Karłowic, kocha je jako wspaniałe miejsce do życia. Stoi za inicjatywą „Karłowice gotują – się”. Z zawodu lektorka języka angielskiego.
>> MIĘDZY NAMI SĄSIADAMI IREK BIERNACKI
Chodzimy po wodzie!
Sport pochodzi z Hawajów, a szaleństwo na jego punkcie ogarnęło cały świat. Pasjonatów znalazł też w naszym kraju. Atutem deski SUP jest to, że można na niej pływać niemal wszędzie na akwenie o minimalnej głębokości ok. 50 cm. Nieważne, czy jesteśmy nad rzeką, jeziorem, czy nad morzem. Oprócz niewątpliwych ko-
4
Fot. SUP Wrocław
Stand Up Paddleboard, w skrócie SUP, czyli wiosłowanie stojąc na desce, to sport wodny, który daje wiele frajdy i dużo swobody każdemu, bez ograniczeń wiekowych.
>> MIĘDZY NAMI SĄSIADAMI rzyści, jakie płyną ze zwykłej frajdy pływania na desce, SUP ma też wiele walorów zdrowotnych i tak naprawdę nie ma żadnych przeciwwskazań do uprawiania tego sportu, wystarczy tylko chcieć.
Deska SUP wydaje się być najbardziej przyjazną i najłatwiejszą dyscypliną wśród sportów wodnych dla początkujących. Wystarczy opanować równowagę i już możemy podziwiać rzekę, jezioro czy morskie wybrzeże z nowej, ciekawej perspektywy. Wiem to z własnego doświadczenia, ponieważ prowadzę zajęcia pływania na desce SUP z osobami stawiającymi swoje pierwsze kroki w tej dyscyplinie. Po godzinnej sesji każdy uczestnik zajęć potrafi już stać na desce i płynąć samodzielnie. Sam, mimo sześćdziesięciu lat, pływam na desce SUP z sukcesami, zarówno w zawodach, jak i rekreacyjnie. Moja przygoda z tym sportem zaczęła się w 2015 roku, w weekend majowy, i trwa do dziś – dyscyplina ta stała się już moją pasją, a sezon na pływanie trwa u mnie przez cały rok. We Wrocławiu, dzięki gęstej sieci rzecznej, mamy wspaniałe warunki do uprawiania tej dyscypliny sportu. Obecnie pływamy z coraz większą grupą sympatyków SUP po Odrze pomiędzy Mostem Trzebnickim a Mosta-
mi Warszawskimi. W ten sposób poprawiamy swoją koordynację w dogodnym dla nas tempie i dodatkowo możemy podziwiać miasto z perspektywy wody.
Jeśli masz ochotę rozpocząć swoją przygodę z deską SUP, możesz się do mnie zgłosić za pośrednictwem Fundacji Nasze Karłowice, z którą ściśle współpracuję, albo przez nasz fanpage na Facebooku SUPWrocław. Obecnie dysponujemy kilkoma pompowanymi deskami SUP dla osób początkujących oraz bardziej zaawansowanych. Wspólnie z Fundacją Nasze Karłowice bierzemy też czynny udział w cyklicznej akcji Fundacji OnWater.pl „Sprzątamy Rzeki Wrocławia” – tej jesieni zaplanowano porządkowanie nabrzeży oraz samej rzeki Oławy. Zapraszam wszystkich chętnych do spróbowania swoich sił w nowej dyscyplinie sportu lub podnoszenia własnych umiejętności chodzenia po wodzie na desce SUP. IREK BIERNACKI – wielki fan aktywnego wypoczynku. Zodiakalny Wodnik, w szczególności miłośnik sportów na świeżym powietrzu, obecnie desek SUP, podróży rowerowych, jazdy na rolkach/ łyżwach, wcześniej wyczynowo uprawiał kajakarstwo. Opolanin z urodzenia, obecnie karłowiczanin.
Fot. SUP Wrocław
IZABELA KARBOWNIK
Na końcu świata
Karłowice? To chyba okolice Koszarowej, prawda? Przecież to na końcu świata! Tak wyglądała nasza rozmowa, gdy jedenaście lat temu przeglądaliśmy oferty sprzedaży mieszkań we Wrocławiu. Do tej pory mieszkałam w zupełnie innych rejonach miasta: Fabryczna, Krzyki. Natomiast północ Wrocławia była dla mnie terenem całkowicie nieznanym, moje rzadkie wizyty w tej okolicy niezmiennie napawały mnie zdziwieniem – nie znałam tam ani jednego zakątka, ani jednej ulicy, czułam się jak w zupełnie obcym mieście.
Jednak mimo tych wątpliwości zdecydowaliśmy się obejrzeć mieszkanie „na końcu świata”. Okolica wyglądała przyjaźnie, choć chaotycznie – poniemieckie szeregówki, przedwojenna dzielnica willowa, bloki z płyty i pojedyncze nowe budynki. Ale było coś pociągającego w tym bałaganie, a samo mieszkanie okazało się być na tyle atrakcyjne, że zdecydowaliśmy się tutaj zapuścić korzenie. Cóż mogę powiedzieć po jedenastu latach? To naprawdę nietuzinkowe miejsce. Z jednej strony ma niemal wszystko, co szanująca się dzielnica mieć powinna. Mieszkając tutaj, z zachwytem odkryłam, że w zasięgu spaceru mam wszystko, czego potrzebuję: sklepy spożywcze, piekarnię, przychodnię, szkołę, park, lodziarnię, restaurację, kawiarnię, pocztę, straż pożarną, policję, szpital... Mogłabym wymieniać jeszcze długo.
Z drugiej strony panuje tu kompletny chaos. Osiedle nie wygląda jak uporządkowana struktura zaprojektowana w głowie urbanisty, lecz jakiś bliżej nieokreślony zbiór elementów, jakby przypadkowo porozrzucanych po okolicy. Albo raczej warstw, które pojawiały się wraz z kolejnymi pokoleniami mieszkańców i ich potrzebami: na poniemieckiej siatce ulic, wokół przepięknych willi z historią, urosły powojenne obiekty, jak szkoły, budynki instytucji, sklepy. A w nielicznych wolnych przestrzeniach rozpanoszyło się kilka współczesnych budynków, które, co prawda, nie bardzo tutaj pasują, ale przecież ta dzielnica bałaganem stoi. Ale duszę dzielnicy stanowią jej mieszkańcy. Mieszkałam w różnych miejscach: w blokowisku, w dzielnicy domków jednorodzinnych, w centrum miasta, ale chyba nigdzie nie miałam poczucia takiej wspólnoty jak tutaj. Należę raczej do osób średnio się integrujących, wystarczy mi „dzień dobry” na schodach. Ale tutaj tacy jak ja nie mają łatwo! Tu rozmawia się z każdym, nie tylko o pogodzie. Odprowadzając dziecko do szkoły, co chwilę się z kimś witam, bez pogawędki w sklepie ze sprzedawczynią niczego nie kupię, a na poczcie mogę nawet liczyć na zawarcie głębokiej przyjaźni ze współkolejkowiczem (kto był, ten wie).
Ale żarty na bok – lokalna wspólnota to bardzo cenna wartość. To właśnie integracja mieszkańców jest siłą napędową wielu wartościowych przedsięwzięć. Sukces projektu „Brodzik” jest jednym z najbardziej spektakularnych osiągnięć. Dzięki niestrudzonym społecznikom takich większych i mniejszych sukcesów Karłowice mają sporo na swoim koncie. Jak to było? Karłowice to ta dzielnica, gdzie wszyscy się znają? Inni mogą się od nas uczyć, na czym polega „społeczeństwo obywatelskie”. Zapał aktywistów udziela się szarakom, w tym niżej podpisanej, która nigdy nie zdecydowałaby się popełnić artykułu do gazety (!), gdyby nie poczuła potrzeby zaangażowania się w sprawy dzielnicy, biorąc za wzór tych bardziej aktywnych. Ogromnie cieszy mnie to, co dzieje się teraz na Karłowicach, to naprawdę „moja” dzielnica, z którą czuję się bardzo związana. Ach, i jeszcze jedno: „na końcu świata” ma opinię najmniej zakorkowanej dzielnicy w mieście – to słowa taksówkarza, który kiedyś wiózł mnie do domu. I ja mu wierzę.
IZABELA KARBOWNIK – wrocławianka od zawsze, mieszkanka Karłowic z wyboru. Zawodowo zajmująca się słowem pisanym, prywatnie matka uczennicy i właścicielka ciekawskiego kota.
MAGDALENA SACIUK
Oswoić Karłowice
Na początku było marzenie. Marzenie o domu. A konkretnie o domu na Karłowicach. Wśród znajomych na świat zaczęły przychodzić dzieci. Znajomi zaczęli migrować za większym metrażem, a że i u nas pojawiło się dzieciątko, to i nam zrobiło się trochę za ciasno w dotychczasowym mieszkaniu.
Marzenie o domu na Karłowicach było o tyle skomplikowane, że szybko okazało się, że: a) dużo osób chciałoby zamieszkać na Karłowicach, b) oferta nieruchomości na Karłowicach była bardzo ograniczona, ponieważ c) nikt nie chce się z Karłowic wyprowadzić, a jeśli już, to bardzo niewielu. Dziś wiem, że są mieszkańcy, którzy spędzili tutaj całe życie.
A jednak marzenie się spełniło i kupiliśmy tu dom. Był w opłakanym stanie i do dziś nie wiemy, co było bardziej odstraszające: jego widok czy jego cena… Jednak moja wizualizacja tego, jak może wyglądać w przyszłości, przeważyła nad naszymi wątpliwościami i tak dom stał się naszą własnością.
Minęło pięć miesięcy ciężkiego remontu i zaczął się proces „osiadania” na Karłowicach. Szybko odkryliśmy delikatesy Pola, a działającą jeszcze wtedy pizzerię Pod Strusiem znaliśmy, nim zamieszkaliśmy na Karłowicach, odwiedzaliśmy też piekarnię przy Micińskiego. Wały, do tej pory dobrze nam znane od drugiej strony Mostów Warszawskich, zaczęliśmy zgłębiać w stronę Różanki, a po drodze obowiązkowo odwiedzaliśmy plac zabaw w parku przy Kasprowicza lub na Polanie Karłowickiej (o tej nazwie dowiedziałam się dopiero niedawno). Lody na Zawalnej lub w Bartonie też znalazły się na naszej mapie spacerowej. Wszędzie blisko, tak zwany rzut beretem, a to z gromadą dzieciaków „na plecach” jest dość cenne. Bo pięć lat mieszkania na Karłowicach szybko minęło, a nam przybyło dzieci – troje.
5
>> MIĘDZY NAMI SĄSIADAMI Dom nadaje się już do pierwszego malowania wewnątrz, gdyż biel na ścianach stała się już szarawa. Także narożniki ścian proszą o metamorfozę (efekt zabaw trójki naszych pociech). Dorobiliśmy się kota czy kotki – nie odważyliśmy się sprawdzić. Przychodzi od strony ogrodu na miskę mleka co dwa, trzy dni, czasem rzadziej, ku uciesze naszej i dzieciaków. Wypija, daje się podrapać za uchem i znika. Kiedyś zostawił nam na progu domu upolowanego ptaka, widać polubił i nas. Gdy nie ma go dłużej, tęsknimy. Oswoiliśmy sąsiadów, a myślę, że i sąsiedzi nas, choć na początku niektórzy byli podejrzliwi i niechętni do kontaktów. Dziś jedni przynoszą jeszcze ciepłe domowe ciasto czy własnoręcznie wypieczony chleb owinięty w babciną lnianą ściereczkę, inni z kolei przyprowadzają psy, by... skorzystać z naszego trawnika przed domem. Wiem, który sąsiad sprząta po swoim pupilu, a który udaje, że jego pies ot po prostu przystanął na chwilę w dziwnej pozie. Są tacy, którzy na własnej skórze odczuli ostrość mojego języka w tej kwestii. Kolejna sprawa: pięćset autobusów codziennie przejeżdżających moją ulicą, które dosłownie rozwalają nam dom. Ściany pękają, chałupa się trzęsie (autobusy star-
tują z pętli ok. godziny 3:40 i tak do późnego wieczora, a w godzinach szczytu można odnotować od czterech do pięciu autobusów jeden za drugim). Wszyscy sąsiedzi z mojej ulicy podpiszą się pod tym, że mamy tych autobusów dość. Ponoć szykuje się remont ulicy – pożyjemy, zobaczymy.
Brodzik, zwany pieszczotliwie kupodromem, zamiast cieszyć jako miejsce spotkań dorosłych i dzieci, zarasta po pachy w psie kupy i puste butelki po piwie. Są plany na zmiany – pożyjemy, zobaczymy. Nawet plakat powiesiłam na bramce, by głosować na brodzik we Wrocławskim Budżecie Obywatelskim. Ktoś jednak go zerwał pod osłoną nocy – takie ludzkie „egzemplarze” też mamy na Karłowicach... Ostatnie radosne doniesienia są takie, że daliśmy radę, Karłowice!!! Mamy ten projekt, wygraliśmy w WBO! Będzie brodzik! Jeszcze będzie pięknie!
Dziś na Karłowice patrzę głównie przez pryzmat dzieci. Najmłodsza pociecha ma rok, więc moja codzienność to spacery, zakupy, place zabaw, ewentualnie kawa na wynos lub przy stoliku (w Gold Cafe, Zielonej Oliwce czy w Concepcie Stu Mostów). Odnajduję moje Karłowice piękne, zadbane, te z okazałymi przedwojennymi wil-
lami czy budynkami wielorodzinnymi, które po gruntownych remontach odzyskują swoją dawną świetność.
Ale są i Karłowice brzydkie, zaniedbane, zapomniane. Sąsiedzi różnie podchodzą do utrzymania posesji w jako takim porządku. A szkoda. Wszystkim nam tutaj żyłoby się ładniej, przyjemniej. Sama właśnie skończyłam wygrzebywać mech zarastający płyty chodnikowe przed domem. I robię to głównie dla siebie, bo lubię mieć ładnie i czysto, ale i dla Ciebie – sąsiedzie, przechodniu! Grabię liście przed domem, odgarniam śnieg z chodnika, sypię piaskiem (z piaskownicy dziecka) czy solą (tą kuchenną), by nie było ślisko i byś nie połamał rąk czy nóg. A nie każdy o tym pamięta i nie każdy lubi to robić... Jako mama na urlopie macierzyńskim mam ten przywilej niespiesznego przyglądania się ludziom i miejscom (zwykle podczas spacerów), dlatego może tyle we mnie chęci do analizy i przemyśleń, ale przede wszystkim do działania. Karłowice to mój dom, to ludzie, to spotkania, to miejsca.
MAGDALENA SACIUK – prywatnie żona i matka, Niespokojna dusza i marzycielka. Między pieleniem ogródka a zakupami online pisze do szuflady. Na Karłowice przeniosła się w 2012 roku z sąsiedniego Ołbina.
PAWEŁ DUNIEWSKI
Przeklęty „Roku onego ogień piekielny zeszedł na wzgórza i doliny Sedaru. Najwyższy szczyt gór prastarych, zniszczonych przez czas, Ad’Sedar, czy też Jedyny, Co Pozostał, znikł z powierzchni. Nikt z żyjących nie wie, co przyczyną tegoż kataklizmu było. Mnogo ludzi i stworzeń wszelakich w ogniu owym przepadło”. fragment dziejopisu mnichów z klasztoru Niebieskiego Pana
„Powiadają ludzie na rzeczy się znający, że w na wpół zburzonej wieży niejakiego maga Pitrosa, żyjącego ze dwie setki lat temu, straszy duch. Gdy się śmiałek jakowyś zbliży do zrujnowanej studni na dziedzińcu, usłyszeć może z jej głębin jęki: Ja gorę, ja gorę. Swąd spalenizny bije wtedy z czeluści owej. Nikt nie wie, co głos tego potępieńca znaczy ani co cierpienia jego ukoić może”. fragment Xsięgi Duchów i Upiorów Asgarthu Gehar otarł wierzchem dłoni spocone czoło. Rozejrzał się po okolicy i poczuł kolejną falę wszechogarniającego zmęczenia. Tęsknym wzrokiem spojrzał na gliniane dwojaki czekające na niego pod pobliską gruszą. Wiedział, że została mu jeszcze jedna bruzda do zaorania, zanim będzie mógł się posilić. Dziś Otha przyniosła mu zasmażaną kapustę i ziemniaki, a do tego zsiadłe mleko do popicia. Otrząsnął się z miłych rozmyślań o posiłku i energicznie smagnął batem woły, które cierpliwie ciągnęły pług. Słońce przeszło już połowę drogi na nieboskłonie. Cała przyroda zdawała się przysypiać, słychać było leniwe bzyczenie pszczół, od czasu do czasu ptasi świergot. Gehar czuł przyjemny chłód płynący od lasu po jego prawej stronie. Na samym polu panował niemiłosierny skwar. Ze swojego miejsca widział całą okolicę jak na dłoni. Samotny, majaczący w oddali szczyt Półrogu, pobliskie wzgórza i dolinę, w której niczym kwoka na grzędzie rozsiadła się jego rodzinna wieś, Uphal. Gehar stęknął głośno i zmusił woły do zatrzymania się. Nareszcie mógł spocząć i się pożywić. Została mu jeszcze trzecia część pola do obrobienia i miał nadzieję zakończyć mozolną orkę w przeciągu dwóch następnych dni. Rozsiadł się z westchnieniem ulgi, podniósł pokrywę pierwszego garnka i zamarł. Nad Półrogiem rozbłysło drugie słońce, którego blask oślepiał i ranił wzrok. Gehar siedział z rozdziawioną gębą i widział, jak kula nieprawdopodobnie jasnego ognia rozrasta się z zastraszającą szybkością. Odruchowo zasłonił oczy i zdezorientowany siedział dalej, nie wiedząc, czy modlić się do wszystkich znanych bogów, czy też brać nogi za pas. Uderzył w niego silny podmuch, który przewrócił go na plecy. Podmuchowi towarzyszył ogłuszający ryk powietrza. Gehar na całym ciele poczuł potworne gorąco i zaczął wrzeszczeć. Koszulę, którą kupili z Othą zaledwie tydzień temu na jarmarku, zatliła się i zatańczyły na niej
6
płomienie. Gehar krzyknął rozdzierająco i zaczął tarzać się po ziemi, próbując ugasić płomienie, ale po chwili nawet łzy, które spływały mu po policzkach, wyparowały pod wpływem kolejnego uderzenia morderczego gorąca.
Nahos zacisnął dłonie na stylisku łopaty. Złapał kolejny oddech i całą siłą woli zmusił się do powstrzymania narastającej fali mdłości. Wziął zamach, po czym odrzucił następną grudę rozmokłej ziemi. Deszcz padał całe popołudnie i zrobiło się tak ciemno, że miał wrażenie, jakby zapadał się wraz z całym światem coraz głębiej w wilgotną glebę. Wciąż czuł smród rozkładającego się ciała i nie mógł powstrzymać się przed zerkaniem w stronę leżącego nieopodal bezkształtnego pakunku, który cały nasiąkł krwią. Mistrz użył jednego ze swych zaklęć, by ukarać nianię za jej niefrasobliwość. Ze starej piastunki została poskręcana kupa ścięgien, kości i mięśni, które Nahos musiał pozbierać, zawinąć i zakopać pod wewnętrznym murem wieży. Aelia, którą opiekowała się niania, zginęła zupełnie przypadkowo. W trakcie zabawy spadła ze schodów i skręciła kark. Mistrz już od dwóch dni siedział zamknięty ze zwłokami zmarłej córki i nie chciał słyszeć o pogrzebie. Nahos próbował go przekonać, płakał i zaklinał na wszystkich bogów, ale Pyrros milczał jak zaklęty i nie otwierał drzwi pracowni. Nahos pamiętał burzowy wieczór, kiedy mistrz wrócił z wyprawy do Kastarty z małym, kwilącym zawiniątkiem. Nie powiedział nic na temat pochodzenia dziewczynki, ale traktował ją z wyjątkową czułością, której Nahos nie zaobserwował u niego nigdy wcześniej. Aelia miała nieograniczony dostęp do pracowni maga, a Nahos, będąc jego uczniem, nadal musiał czekać cierpliwie na każdą wizytę u Pyrrosa. Nahos wiedział, że to zupełnie absurdalne uczucie, ale bywał zazdrosny o trzyletnie dziecko. Teraz dręczyły go z tego powodu wyrzuty sumienia, z którymi nie mógł sobie poradzić. Nadal zaciskał kurczowo dłonie na stylisku łopaty i drgnął wyrwany z zamyślenia. Woda skapywała mu z czubka nosa i dopiero teraz zorientował się, że cały przemókł. Rygiel zamykający drzwi wieży odsunął się gwałtownie i na progu ukazał się Pyrros. W ramionach trzymał owinięte w całun ciało córki. – Siodłaj konia, Nahos – zakomenderował twardym, nieznoszącym sprzeciwu głosem i spojrzał zimnym wzrokiem na swojego ucznia. – Jeżeli kiedykolwiek powiesz komuś o piastunce, zginiesz. Zapamiętaj to. Nahos jak przez mgłę pamiętał drogę do stajni. Osiodłał konia maga, mechanicznymi ruchami poprawił popręgi i wyprowadził wierzchowca na dziedziniec wieży, po czym otworzył główne wrota. Pyrros przełożył zwłoki dziecka przez łęk siodła i płynnym ruchem wskoczył na koński grzbiet. Nie obejrzawszy się na nic,
OPOWIADANIE NAGRODZONE I MIEJSCEM W FANTASTYCZNYM KONKURSIE LITERACKIM JA GORĘ ORGANIZOWANYM PRZEZ CENTRUM KULTURY AGORA ruszył z kopyta. Nahos, wciąż nie wiedząc, co się z nim dzieje, zamknął wrota i wrócił do wieży. Musiał zakopać rozkładające się szczątki niani, ale nie mógł zmusić się do powrotu na dziedziniec. Starał się zrozumieć, dlaczego Pyrros tak okrutnie postąpił ze starą kobietą, i pojął, że równie dobrze to on mógł skończyć na jej miejscu. Znów zrobiło mu się niedobrze. Usiadł na jednej z ław w przedsionku i rozejrzał się otępiałym wzrokiem dookoła. Wszędzie panował nieład, a drzwi prowadzące do pracowni maga były otwarte. Po chwili, nie mogąc oprzeć się pokusie, Nahos wszedł do środka i niepewnym krokiem zbliżył się do pulpitu, który znajdował się w centralnym punkcie obszernej komnaty. Przed nim leżała księga, spisana starożytnym alfabetem Xantu, którego tajniki były mu znane. Przeczytał fragment z otwartej stronicy: „Weź zezwłok, któren chcesz ożywić, i zacznij rytuał konyukcyji, najlepiej na szczycie wysokim. Bądź pewien, iże przenikną się światy i zbiegną się historie, co są, były lub mogły być. Tak też kataklizm wielki i pomór sprowadzisz na ziemie okoliczne, a jest to warunek konieczny, by martwe do żywego przywrócić”. Zrozumiał ten tekst dopiero kilka dni później, gdy z miasta zaczęły dochodzić plotki o zagładzie, która strawiła prawie cały Sedar, krainę położoną na wschód od ich siedziby. Wtedy też powrócił Pyrros. Z całą i zdrową, żywą i rozszczebiotaną Aelią. Kilkanaście lat później Nahos nie był wcale bliżej zakończenia terminu u mistrza Pyrrosa. Stał się bardziej sługą niż uczniem i przyzwyczaił się do myśli, że nic już w jego życiu się nie zmieni. W niewytłumaczalny dla niego samego sposób przywiązał się do Aelii i nie był już w stanie odejść. Wiedział, że Pyrros popełnił okrutną zbrodnię, skazując na zagładę tysiące ludzi, i w głębi ducha brzydził się nim. Podejrzewał też, że na jego miejscu zrobiłby dokładnie to samo. Teraz miał chociaż tydzień względnego spokoju, bo mag wybrał się w podróż, której celu jak zawsze nikt nie znał.
>> MIĘDZY NAMI SĄSIADAMI Nahos, popatrz tutaj – z zamyślenia wyrwał go głos Aelii. Dziewczyna stała na dziedzińcu, trzymając w prawej dłoni bogato zdobiony miecz – zobacz, tatuś podarował mi nowy miecz do ćwiczeń. Aelia uśmiechnęła się i wywinęła młyńca mieczem, po czym ruszyła do ataku na wyimaginowanych wrogów. Na bogów, pomyślał Nahos, kto by pomyślał, że wyrośnie z niej taka wojownicza dziewucha. Pamiętał jak Pyrros starał się stłumić w Aelii pociąg do broni i walki. Równie dobrze mógłby próbować zgasić słońce. Dziewczyna nie mogła wytrzymać bez zabaw w wojnę i wymykała się z wieży tylko po to, żeby bić się i walczyć z chłopskimi dziećmi z pobliskiej wioski. W końcu zdobyła wśród nich taki posłuch, że zorganizowała bandę wyrostków terroryzujących całą okolicę. Nikt nie śmiał się jej przeciwstawić, wiedząc, czyją jest córką. Pyrros, który w końcu dowiedział się o wyczynach Aelii, zmusił ją do zaprzestania wypraw i zaczął zatrudniać nauczycieli fechtunku, żeby w odpowiedni sposób ukierunkować jej energię i zapał do wojaczki. Nie obyło się bez prób zachęty do nauki magii, ale dziewczyna nie paliła się do zgłębiania arkanów wiedzy tajemnej. Całkiem sprawnie radziła sobie z podstawami, jakie Pyrros jej przekazał, jednak czuła, że jej powołaniem na pewno nie jest życie czarodziejki. – Aelia, uważaj z tym rożnem, bo jeszcze mnie pokaleczysz – z udawaną powagą Nahos skomentował jej kolejny wyskok i pchnięcie ostrzem. – Dobrze wiesz, jak nie cierpię, kiedy żartujesz z moich ćwiczeń – Aelia przystanęła zadyszana i gniewnie potrząsnęła głową. – Bo skaczesz jak pchła i sieczesz powietrze bez celu – zaczął Nahos, brnąc dalej. – Do tego… – nie zdążył dokończyć. – A co ty wiesz o walce? – warknęła Aelia, przerywając mu wpół zdania. – Tyle pewnie co i o magii, czyli wielkie nic. – Nahos otworzył usta, żeby rzec coś, co rozładuje napięcie, ale nie zdołał tego zrobić. – A może powiedzieć ci prawdę, dlaczego ojciec cię trzyma, co? – Aelia zbliżyła się do niego ze złośliwym uśmiechem malującym się na twarzy. – Powiem ci, staruszku. Kiedyś usłyszałam od niego, że trzyma cię tylko dlatego, że dobrze oporządzasz konie – roześmiała się, a Nahos poczuł narastający w nim gniew. – Milcz, dziewczyno. Lepiej, żebym ja nie rzekł ci czegoś, co by ci pokazało, jaki naprawdę jest twój ukochany tatuś. – Całuj psa w nos, Nahosie. W tym może byłbyś dobry. – Aelia zakręciła się na pięcie i odeszła w stronę wieży. Narastająca wściekłość sprawiła, że Nahosowi pociemniało przed oczami. Zerwał się z miejsca i pobiegł za Aelią. – Stój, do ciężkiej cholery! – Wrzasnął. – Chcesz zobaczyć, kim jesteście naprawdę? – Dogonił ją i złapał za ramię. Aelia próbowała wyrwać się z jego rąk, ale był silniejszy. – Chodź i zobacz sama. – Puść mnie, bydlaku! – krzyknęła. Nahos poczuł, że złość zaczyna z niego ulatywać. Pozostawały tylko poczucie doznanej krzywdy i frustracja. – Aelio – zaczął, a w jego głosie czuć było wielkie zmęczenie – muszę ci coś pokazać. Naprawdę. Być może mnie znienawidzisz, ale muszę to zrobić. Dziewczyna spojrzała na niego ponurym wzrokiem,
ale dała się poprowadzić w miejsce pochówku starej niani. Nahos rozkopał grób, pokazał jej poskręcane w nienaturalny sposób kości i wszystko opowiedział. Na koniec przypomniał jej kataklizm sprzed wielu lat i wyjaśnił, co według niego było jego przyczyną. Aelia stała jak skamieniała. Po chwili rzekła: – Uznam, że to wszystko nie miało miejsca i nigdy nie uraczyłeś mnie tymi chorymi wymysłami. Wolnym krokiem odeszła do wieży, a Nahos nie mógł ruszyć się z miejsca. Sądził, że mówiąc jej o tym wszystkim, postąpił okrutnie i niewłaściwie. Chociaż jednego był pewien – stara piastunka na pewno zginęła z rąk Pyrrosa. Co do reszty nie miał pewności. Tylko mówiąc o tamtych zdarzeniach, mógł udowodnić przed samym sobą, że pomimo milczenia przez tyle lat nie jest współwinny zbrodni. Nagle poczuł, że ogarnia go strach. Przecież Pyrros może się dowiedzieć, że zdradził jego tajemnicę Aelii. Tydzień później Nahos z rosnącym niepokojem czekał na przybycie Pyrrosa. Aelia przez cały ten czas unikała Nahosa i rzeczywiście nie rozmawiała z nim ani razu. On z kolei cieszył się w głębi ducha, że nie jest zmuszony do konfrontacji z impulsywną dziewczyną. W dzień przyjazdu maga Nahos nie mógł skupić się na żadnym zajęciu. Wciąż zastanawiał się, czy nie powinien odejść bez słowa, nie zważając na przywiązanie do miejsca i Aelii. Jeżeli Pyrros dowie się o niedochowaniu tajemnicy, to będzie miał poważne kłopoty. Nahos przygotowywał stajnię, starając się wykonać prace porządkowe jak najlepiej. W głowie dźwięczały mu słowa Aelii, które wypowiedziała w gniewie. O jego mierności, braku perspektyw i śmieszności. Miał być potężnym czarodziejem, a został chłopcem stajennym, który zna kilka starożytnych alfabetów i przestudiował tuzin mało znaczących ksiąg. Zrozumiał, że na miejscu trzymał go przede wszystkim strach. Gdyby zbiegł, Pyrros odnalazłby go bez większego trudu. Z ponurych rozmyślań wyrwał go dźwięk kołatania do wrót dziedzińca. Wyszedł ze stajni i drżącą ręką uchylił niewielką furtkę. Rozpoznał sylwetkę Pyrrosa. – Otwieraj – rzucił komendę mag. Nahos posłusznie otworzył wrota, skłonił w milczeniu głowę i przejął z dłoni czarodzieja lejce wierzchowca. – Czy w trakcie mojej nieobecności zaszło coś, o czym powinienem wiedzieć? – Zapytał Pyrros. Nahosa oblał zimny pot, pomimo że mag po dłuższej nieobecności zawsze chciał wiedzieć to samo. – Nie, panie, wszystko było pod kontrolą. Żadnych nieprzewidzianych kłopotów, panienka Aelia czuje się dobrze – jednym tchem wyrzucił z siebie Nahos i pochylił się jeszcze bardziej. Pyrros przyjrzał się uczniowi wnikliwie i już otwierał usta, aby zadać kolejne pytanie, ale przerwał, ujrzawszy stojącą w drzwiach wieży Aelię. Nie powiedziała ani słowa, odwróciła się i weszła z powrotem do środka. Nahos prawie siłą ciągnął konia do stajni, byleby tylko jak najszybciej zejść magowi z oczu. Kiedy Pyrros szybkim krokiem zmierzał w stronę wieży, Nahos skrył się w stajni i odetchnął z ulgą. Powziął postanowienie, że następnego dnia wymówi służbę czarodziejowi. Nie wiedział, jak rozpocząć z nim rozmowę, ale miał przecież całą noc, by obmyślić argumenty. Ucieczka nie wchodziła przecież w grę. Nahos mimo wszystko poczuł ulgę i wyszedł przed stajnię. Z oddali
słychać było grzmoty nadchodzącej burzy, a on po raz pierwszy od dawna poczuł, że staje się panem własnego losu. Po niespokojnej, burzliwej nocy Nahos mył się przy studni. Oblewał się lodowatą wodą z cebrzyka i nie usłyszał, jak Pyrros wychodzi z wieży. W pewnym momencie poczuł, że ktoś oblewa go solidną porcją lepkiej cieczy. Zerwał się i odwrócił, odruchowo próbując strząsnąć z siebie oleistą substancję. Przed nim stał Pyrros, który w ręku trzymał pusty słój. Przyglądał mu się przez krótką chwilę, podniósł dłoń i powiedział: – Płoń. W jednej chwili całe ciało Nahosa objął płomień. Potworny ból oślepił go niemal zupełnie, a z piersi wyrwał się przeraźliwy krzyk: – Ja gorę, ja gorę! Biegł przez chwilę, usiłując bez skutku uciec od wszechogarniającego go cierpienia, po czym ostatkiem sił rzucił się do otwartej studni. Jego krzyk nagle ucichł. Pyrros stał przez chwilę, upuścił pusty słój na ziemię i wrócił do wieży. Wszedł po schodach na ostatnie piętro i wkroczył do pokoju Aelii. Wszystko leżało poukładane w nienaturalnym porządku. Jej zabawki z dzieciństwa były równo ustawione na półkach. O poręcz łoża stał oparty miecz, który ostatnio jej podarował. Szaty nie leżały rozrzucone w każdym z możliwych miejsc, tylko były poskładane i ułożone w komodzie. Tuż przy oknie, na haku służącym do mocowania kotary, kołysało się ciało jego córki. Pyrros usiadł przy stole i po raz kolejny wbił wzrok w list, który leżał na lśniącym blacie. „Ojcze, na początku nie wierzyłam w to wszystko, o czym powiedział mi Nahos. Weszłam jednak do twojej pracowni i znalazłam dowody, znalazłam twoje zapiski dotyczące rytuału koniunkcji. Dowody na to, że zabiłeś tysiące ludzi tylko po to, żebym ja mogła żyć. Zabiłeś też moją piastunkę, bo wydawało ci się, że przyczyniła się do mojej śmierci. Nie sądziłam, że kiedykolwiek tak pomyślę, ale bądź przeklęty. Bądź przeklęty ty i ja razem z tobą, bo nie mogę żyć ze świadomością, że moje istnienie jest okupione cierpieniem tylu istot. Drugi raz mnie nie ożywisz, potworze – w księdze, w której znalazłam opis rytuału, jest też podany sposób, jak zabezpieczyć ciało przed jego działaniem. Zrobiłam to, więc nawet nie próbuj”. Mag kurczowo zacisnął dłoń na brzegu stołu, a jego ciałem wstrząsnął niemy szloch.
>> NASZE SPRAWY
Inicjatywy po sąsiedzku Trudno orzec, czy to niedostatek wydarzeń kulturalnych, sportowych i społecznych, czy może nagła mnogość źródeł finansowego wsparcia spowodowały prawdziwą falę oddolnych inicjatyw mieszkańców na Karłowicach. Jedno jest pewne: tęskniliśmy za sąsiedzką integracją i w ostatnich miesiącach próbowaliśmy na różne sposoby wypełnić istniejącą od lat lukę.
Stosunkowo łatwe formalności sprawiają, że każdy może stać się autorem i liderem swojego pomysłu-projektu, zdobyć dofinansowanie i działać. Takie możliwości oferują programy mikroGRANTY ESK i Wrocławski Fundusz Małych Inicjatyw. Do udziału w wymyślonym i realizowanym przez siebie projekcie można zaprosić sąsiadów i wszystkich zainteresowanych danym tematem, a oni mogą nieodpłatnie włączyć się w wydarzenie lub działanie.
W trakcie ostatnich miesięcy sąsiedzkich propozycji było tak dużo, że zdarzały się dni, kiedy trzeba było wybrać pomiędzy równoległymi wydarzeniami, bo nie dało się być na kilku jednocześnie.
Na następnych stronach przedstawiamy inicjatywy karłowickie, które odbywały się od lipca do października. O każdej z nich opowiada ich lider. Tych późniejszych nie udało się już przedstawić, ponieważ ten numer “Kuriera Karłowickiego” szedł do druku, nim miały miejsce. Warto zwracać uwagę na lokalne ogłoszenia, plakaty w sklepach i na tablicach ogłoszeń oraz śledzić informacje o osiedlowych wydarzeniach w Internecie, by znaleźć coś dla siebie i bliżej poznać swoich sąsiadów.
>>
7
>> NASZE SPRAWY ALEKSANDRA BOLEK
RENATA PUCIŁOWSKA
Karłowickie przekąszanie, czyli wędrujący stoliczek nakryj-się
Eksplozja energii – wakacje z Zumbą Gold dla każdego
Od 2016 roku, pod hasłem Karłowice gotują – się, organizuję warsztaty łączące kulinaria i kulturę – zgodnie z moim zamiłowaniem do gotowania, a także do biesiadowania i chęci poznawania sąsiadów. Karłowickie przekąszanie to kolejna odsłona tych działań, które mogłam zrealizować przy wsparciu Mikrograntów ESK 2016.
Początek lipca, początek wakacji. Dzień jest długi, słońce świeci intensywnie i jest już bardzo ciepło. Wtedy też wzrasta ludzka energia, a u uczestników zajęć Zumba Gold wzrasta wielokrotnie.
AGNIESZKA AMES GONSOWSKA
Karłowice się (u)noszą! 12 sierpnia 2017 roku, w letnie, sobotnie popołudnie, zorganizowałam na Polanie Karłowickiej rodzinne warsztaty sitodruku pod hasłem „Karłowice się (u)noszą”. Wszystko to było możliwe dzięki dofinansowaniu z Wrocławskiego Funduszu Małych Inicjatyw.
Fot. Paweł Suś
Fot. Irek Biernacki
Tym razem projekt miał formę spacerów po osiedlu, które odbyły się w sierpniu tego roku. Wraz z uczestnikami wydarzenia wędrowaliśmy po Karłowicach ze stoliczkiem-nakryj-się, odwiedzając miejsca zapomniane lub walczące o ocalenie od zapomnienia. Na każdym postoju nakrywałam stoliczek obrusem i wspólnie zapełnialiśmy go przygotowanymi przez siebie przekąskami. Wątkiem przewodnim było więc jedzenie i stół, wokół którego spotykaliśmy się i rozprawialiśmy o Karłowicach, ale jednocześnie chodziło mi o zwrócenie uwagi sąsiadów na ciekawe miejsca na naszym osiedlu. Punkty postoju stoliczka wybrałam nieprzypadkowo. Pierwszy przystanek mieliśmy na Placu Piłsudskiego – to serce i rynek Karłowic, który, miejmy nadzieję, odzyska w niedalekiej przyszłości swój dawny blask i funkcję społeczną. Kolejny postój był na Brodziku. Ten zielony teren, niegdyś pełniący funkcję rekreacyjną, jest obecnie opuszczony i zaniedbany, ale już niedługo znowu zacznie tętnić życiem, a to dzięki wygranym projektom w ramach WBO. Zatrzymaliśmy się również na podwórku przy opuszczonej kamienicy na ul. Długosza 9 – tam wyobrażaliśmy sobie, jak pięknie i romantycznie mogłoby wyglądać, gdyby było odnowione. Był to miło spędzony czas wśród innych karłowiczan i dobrego jedzenia.
Czym jest Zumba Gold? Zumba to fitness połączony z tańcem latynoskim. W Zumba Gold tańczymy w rytmie merengue, salsy, cha-chy, cumbii, tango, tańca brzucha, swinga i muzyki pop. Zumba Gold to program skierowany do osób początkujących, tych, które długo nie praktykowały żadnej aktywności fizycznej lub, ze względu na problemy z nadwagą, stawami czy kręgosłupem, mają ograniczone możliwości ruchowe, a także dla osób starszych. Zajęcia oparte są na podobnej formule co Zumba klasyczna, a podstawowa różnica dotyczy intensywności i tempa ćwiczeń. Zumba na Polanie Na początku wakacji, w trakcie Zumby Gold prowadzonych w klubie Stowarzyszenia Żyć Inaczej na Kamieńskiego i Stowarzyszenia Żółty Parasol, pojawił się pomysł zorganizowania zajęć na świeżym powietrzu połączonych ze spotkaniem integracyjnym w miłym towarzystwie i „zarażenia” kolejnych osób energią Zumby i muzyki latynoskiej. Razem z Barbarą Wolną oraz Anną Fiedorek postanowiłyśmy napisać projekt i skorzystać z funduszy Gminy Wrocław w ramach Wrocławskiego Funduszu Małych Inicjatyw. Formalności nie były skomplikowane i w sierpniu udało nam się zorganizować cztery sobotnie spotkania z Zumbą Gold połączone z degustacją domowych ciast, pysznej kawy i oryginalnej zielonej herbaty. Spotykaliśmy się na Polanie Karłowickiej przy pawilonie Parku ESK, dzięki współpracy z Fundacją Nasze Karłowice. Miejsce to nie było wybrane przypadkowo, korzystaliśmy z terenu, który nabrał rekreacyjnego charakteru dzięki projektom WBO. Sierpień upłynął nam więc pod znakiem dobrej zabawy i miłej sąsiedzkiej atmosfery. Fajnie było patrzeć, jak z tygodnia na tydzień powiększa się grono sympatyków Zumby Gold i jak nawiązują się coraz bliższe znajomości. Była to też dobra okazja do zapoznania się z innymi działaniami realizowanymi na terenie naszego osiedla. Za rok również planujemy zorganizować wakacyjne zajęcia na naszej polanie.
Fot. Paweł Suś
Do udziału zaprosiłam mieszkańców oraz sympatyków Karłowic. Chciałam w ten sposób zintegrować uczestników, wciągnąć ich do wspólnego działania oraz zapoznać ich z techniką sitodruku. Na potrzeby warsztatu stworzyłam cztery grafiki z charakterystycznymi motywami dzielnicy, między innymi wizerunkiem wieży ciśnień oraz z napisami „Karłowice” i sercem. Z przygotowanych matryc każdy chętny mógł własnoręcznie wykonać nadruk na koszulce, torbie bawełnianej albo na przyniesionych ze sobą tkaninach. Wszystkie koszulki oraz worki, które otrzymali ode mnie uczestnicy wydarzenia, zostały uszyte w lokalnie działającej Szwalni Wrocławskiej z polskich tkanin.
Całe wydarzenie cieszyło się dużym zainteresowaniem, a długa kolejka sprawiła, że uczestnicy musieli nieco poczekać na swoją kolej. Szacuję, że nawet ponad sto osób wzięło udział w warsztacie i użyło mojej rakli drukarskiej.
A skąd w ogóle pomysł na warsztaty sitodruku? Zajmuję się nim w swojej małej, karłowickiej, przydomowej pracowni od prawie pięciu lat. Projektuję wzory na tkaniny, drukuję, a następnie szyję z nich ubrania dla dzieci i dorosłych oraz akcesoria do wystroju wnętrz. Sitodruk to technika, którą z powodzeniem można wykonywać samodzielnie w domu przy niewielkim wsparciu niezbędnego sprzętu. Nie ma przeciwwskazań do drukowania również w plenerze, a farby, których używam, są wodne, więc bezpieczne dla dzieci i środowiska.
Fot. Irek Biernacki
ALEKSANDRA BOLEK – mieszkanka Karłowic, kocha je jako wspaniałe miejsce do życia. Stoi za inicjatywą „Karłowice gotują – się”. Z zawodu lektorka języka angielskiego.
8
RENATA PUCIŁOWSKA – mieszkanka Karłowic, swoja pasję do zumby przerodziła w pomysł na prowadzenie zajęć pod hasłem Zumba Gold na Karłowicach i nie tylko.
AGNIESZKA AMES GONSOWSKA – mama i karłowiczanka, pod marką Sus Kids realizuje się w swojej pasji, czyli sitodruku. Sama projektuje tkaniny, następnie szyje z nich prawdziwe cuda. Premierę mają właśnie nowe jesienne wzory.
>> NASZE SPRAWY KRYSTYNA KAMIŃSKA JADWIGA GRODZICKA DOROTA KUCHTA
Cała naprzód! 11 września 2017 roku o godzinie 10:00 przy Przystani Amfiteatralnej kapitan statku „Rusałka” włączył syrenę i silnik. Ciekawa wrażeń grupa stu czterdziestu wrocławskich seniorów wyruszyła na trzygodzinny rejs po Odrze…
DOMINIKA CHYLIŃSKA
MAREK ZATOR
Nietuzinkowi
Bitwa bramkarska na Polanie
Fundacja L’Arche Wspólnota we Wrocławiu istnieje na Karłowicach od prawie piętnastu lat. Prowadzimy dwa niewielkie domy pomocy społecznej o charakterze rodzinnym oraz wspólnotę sąsiedzką w formule zespołu mieszkań chronionych, gdzie na co dzień wspieramy dwadzieścia jeden dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną. Spektakl Nietuzinkowo, który dwukrotnie pokazaliśmy w październiku we Wrocławskim Teatrze Lalek oraz w szpitalu przy ul. Kamieńskiego, to efekt udanej kilkumiesięcznej współpracy otwartych i obdarzonych pozytywną energią ludzi. Najpierw w fundacji L’Arche Wspólnota we Wrocławiu zorganizowaliśmy warsztaty teatralne dla naszych mieszkańców, osób z niepełnosprawnością intelektualną. Prowadzili je Robert Maniak z Wrocławskiego Teatru Lalek oraz nasza terapeutka Katarzyna Przyślewicz. Szybko pojawił się pomysł, że można dodatkowo zaprosić do udziału wolontariuszy – mieszkańców Karłowic – i stworzyć wraz z nimi integracyjny spektakl teatralny. W tym pomyśle wsparła nas Fundacja Nowa Muzyka Nowa Edukacja, dzięki której udało się otrzymać dofinansowanie w ramach mikroGRANTÓW ESK Wrocław 2016 na przeprowadzenie warsztatów muzycznych i stworzenie ścieżki muzycznej do powstającego spektaklu. W ten sposób zaczęli z nami współpracować muzycy i edukatorzy muzyczni ze Szkoły Muzyki Nowoczesnej – Maciej Duszyński i Maciej Skowron.
Fot. z arch. organizatorek projketu
Ale maszyny zostały uruchomione ponad trzy miesiące wcześniej, kiedy pojawiła się możliwość starania się o dofinansowanie tak zwanych małych inicjatyw, realizowanych przez trzy niepowiązane ze sobą formalnie osoby. W Klubie Seniora „Nazaret”, prowadzonym przez Fundację Tobiaszki na Karłowicach, ktoś rzucił pomysł, żeby spróbować wcielić w życie małą inicjatywę na rzecz seniorów. Jadzia podpowiedziała: „Może rejs po Odrze?”. Pomysł się spodobał, a jego autorka automatycznie weszła w skład Trójki. Ona też wskazała Dorotę, która już miała do czynienia z pisaniem wniosków o dofinansowanie i realizacją projektów, a także Krystynę, która z racji swojego doświadczenia była w stanie udźwignąć organizację tego, jakby nie było, niemałego wyzwania. I tak uformowała się grupa Kapitalnych Kapitanek, na które ta rola spadła trochę jak grom z jasnego nieba…
Domownicy z L’Arche i wolontariusze bez problemu weszli w nowe dla siebie role – aktorów i muzyków. Pomógł im w tym scenariusz, który zakładał, że nie będą odgrywać wymyślonych sytuacji i dialogów, ale sami opowiedzą o tym, kim są i jakie są ich marzenia, a dodatkowo zaproszą do wspólnej zabawy widzów. I tak też się stało... W każdy poniedziałek w godzinach 17:00-19:00 zapraszamy do odwiedzenia i poznania naszych mieszkańców i ich asystentów.
Cóż było robić – rozpoczęłyśmy nasz rejs. Żeglowałyśmy po bardzo burzliwym morzu. Często byłyśmy bardzo blisko dna. Chwilami wydawało się nam, że nasz wniosek nie przejdzie, że inni będą lepsi. Gdy jednak się udało, znów zwątpiłyśmy, czy rejs się uda. Trwało lato, czas wakacyjny, który już rozplanowałyśmy – a tu nagle tak duże zadanie do wykonania. A i pieniędzy na jego realizację było za mało, więc przewodnik miejski, muzycy, grafik, wodzirej, catering, pielęgniarka, hostessy – wszyscy zostali poproszeni o wykonanie pracy na rzecz rejsu prawie lub w ogóle bez wynagrodzenia. Okazało się, że tak niewinny projekt, jak trzygodzinny rejs z muzyką, poczęstunkiem i opowieściami przewodnika miejskiego, wymaga załatwienia i sprawdzenia miliona rzeczy, o których łatwo zapomnieć, oraz bezinteresownej pomocy wielu osób i instytucji. Targały nami watpliwości chyba niewiele mniejsze od tych, których doświadczają prawdziwi żeglarze podczas sztormu.
17 września 2017 roku na Polanie Karłowickiej zorganizowałem wydarzenie sportowe pod nazwą Mini Bitwa Bramkarska – Karłowice 2017. Projekt został zrealizowany w ramach Wrocławskiego Funduszu Małych Inicjatyw i współfinansowany ze środków gminy Wrocław.
Fot. Krzysztof Misztal
Pomysł rozegrania zawodów sportowych w takiej formule został zainspirowany Bitwą Bramkarską, która jest rozgrywana od siedmiu lat we Wrocławiu i ma ogólnopolski zasięg. Organizatorem i pomysłodawcą tego wydarzenia jest Akademia Bramkarska Total Goalkeeping – bardzo pomogła nam na Karłowicach, użyczając swój sprzęt sportowy. W akademii pracuję jako trener bramkarzy, szkoląc młodych następców Boruca, Fabiańskiego i Szczęsnego. Jestem też nauczycielem w Szkole Podstawowej nr 83. Czuję się związany ze społecznością lokalną, współpracuję z Pawłem Susiem z Fundacji Nasze Karłowice oraz z lokalnym społecznikiem – Maciejem Matyką z inicjatywy Park Karłowice. To właśnie dzięki ich pomocy mogłem zorganizować turniej na Polanie Karłowickiej, a także skorzystać z kontenera ESK wraz z całym wyposażeniem. Piłka w grze Wszyscy uczestnicy biorący udział w turnieju rozegrali kilka meczów na specjalnie przygotowanych boiskach. Każda rozgrywka trwała 1,5 minuty, a zadaniami bramkarzy były celne strzały i skuteczna obrona strzałów przeciwnika. Wygrywała osoba z większym dorobkiem bramkowym. W turnieju wzięło udział 57 dzieci w kategoriach: skrzat, żak, orlik, młodzik i trampkarz oraz 12 rodziców. Podczas zawodów nie tylko graliśmy, ale również zdobywaliśmy nową wiedzę – dla starszych uczestników przeprowadziliśmy warsztaty Jak dbać o zdrowie piłkarza dotyczące automasażu, czyli rolowania. Dzięki wszystkim wyżej wymienionym osobom i instytucjom udało się zorganizować pierwsze i, mam nadzieję, nie ostatnie rozgrywki dla bramkarzy z Karłowic i całego Wrocławia, a także stworzyć okazję do aktywnego spędzenia wolnego czasu.
Kiedy statek odbił od nabrzeża, na jego pokładzie zaczęło się dziać! Były śpiewy, tańce, jedzenie, napoje, ale i muzyka poważna oraz poezja i ciekawe informacje na temat Wrocławia. Nasz stres jeszcze nie opadł, ale żywy udział, zainteresowanie, radość i uśmiechy seniorów pozwalały i nam zacząć się uśmiechać. A kiedy o 13:00 statek ponownie przybił do Przystani Amfiteatralnej, już wiedziałyśmy, że i my, Kapitalne Kapitanki, szczęśliwie zawinęłyśmy do portu – do którego warto było żeglować, choćby i po rozszalałym oceanie… Nie mamy możliwości podziękowania wszystkim, którzy nam pomogli, ale musimy zaznaczyć, że projekt udał się w dużej mierze dzięki pomocy franciszkanina, brata Rafała Gorzołki, który umożliwił Kapitalnym Kapitankom korzystanie z obiektów Klubu Seniora przy parafii św. Antoniego na Karłowicach.
Autorami zdjęć są wolontariusze Fundacji L’Arche
DOMINIKA CHYLIŃSKA – fundraiserka w Fundacji L’Arche na wrocławskich Karłowicach.
MAREK ZATOR – nauczyciel świetlicy w SP 83, trener bramkarzy w Akademii Bramkarskiej Total Goalkeeping, autor bloga Złodziej Kilometrów, na którym opisuje autostopowe podróże – swoją drugą pasję. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec.
9
>> NIEZBĘDNIK OBYWATELSKI EWA SUCHOŻEBRSKA
Bez Rady nie da rady Rady Osiedla, a jest ich na terenie Wrocławia czterdzieści osiem, mają pomagać miastu w realizacji jego zadań. Terenem działania Rady jest obszar osiedla. Każda składa się z Radnych, a ich liczba zależy od wielkości osiedla. W przypadku Karłowic-Różanki jest ich dwudziestu jeden. Radni wybierani są w wyborach, które odbywają się raz na cztery lata. Organem wykonawczym osiedla jest Zarząd, a uchwałodawczym Rada. Nadzór nad działalnością osiedla sprawują Rada Miejska oraz Prezydent.
Prezydium Rady składa się z Przewodniczącego Rady i jego zastępcy. Zarząd natomiast, jako osobne ciało, liczy pięciu członków: Przewodniczącego Zarządu, Wiceprzewodniczącego Zarządu, Sekretarza, Skarbnika i Członka Zarządu. Czym zajmuje się Rada Osiedla? Rada wspiera i inspiruje działania lokalne, które mają poprawić warunki zamieszkiwania i życia mieszkańców osiedla. Może wnioskować do organów Miasta w praktycznie każdej sprawie związanej z terenem osiedla. Jej zadaniem jest też opiniowanie projektów uchwał, zarządzeń i decyzji dotyczących m.in.: zamiaru likwidacji, łączenia lub przekształcania jednostek organizacyjnych o charakterze lokalnym, zmian w funkcjonowaniu komunikacji zbiorowej na obszarze Osiedla czy wydawania zezwoleń na sprzedaż i podawanie napojów alkoholowych. Ważnymi rolami Rady są także inicjowanie i organizowanie różnych aktywności i wydarzeń, których celem jest m.in. integracja lokalnej społeczności, pogłębianie kompetencji obywatelskich i przede wszystkim wspieranie mieszkańców w rozwiązywaniu różnych problemów związanych z terenem osiedla.
Czy Radni otrzymują wynagrodzenie za pracę w Radzie? Rada Miejska specjalną uchwałą ustaliła reguły, według których dieta może przysługiwać Przewodniczącemu Zarządu i Radnym Osiedlowym. Co do zasady praca w organach osiedlowych jest pracą społeczną, ale Radny może pobierać dietę z tytułu poniesionych kosztów. Jej wysokość zależy od decyzji Rady. Wysokość diet jest różna. W naszej Radzie waha się od trzydziestu do trzystu złotych miesięcznie. Od czego zależy budżet danego osiedla? Podstawowy budżet Rady Osiedla ustalany jest przez Radę Miejską Wrocławia i zależny jest od liczby mieszkańców. Nasze osiedle jest trzecim pod względem wielkości we Wrocławiu, a budżet naszej Rady wynosi obecnie 49 250 zł. Poza tym Rady Osiedli mogą ubiegać się o dofinansowanie zadań społecznych, takich jak: klub seniora, świetlica młodzieżowa, festyn osiedlowy, chór osiedlowy, mikołajki, wigilia, turniej sportowy itd. z Wrocławskiego Centrum Rozwoju Społecznego. Skąd mieszkańcy osiedla mogą czerpać wiedzę o działaniach podejmowanych przez Radę? Statutowym obowiązkiem Zarządu Osiedla jest kontakt z mieszkańcami i informowanie o tym, czym Rada się zajmuje, jakie ma plany oraz z jakimi problemami się boryka. Na naszym Osiedlu przy budynku RO jest tablica informacyjna, na której znajdują się dane kontaktowe i najważniejsze informacje o naszych działaniach. Mamy również stronę internetową i fanpage na Facebooku. Wszystko po to, aby mieszkańcy mieli łatwy dostęp do informacji.
W jaki sposób mieszkańcy mogą powiadomić Radę o potrzebie interwencji w jakiejś sprawie? W Radach działają Komisje skupiające Radnych posiadających dane kompetencje oraz tych zainteresowanych działaniem na rzecz rozwiązywania konkretnych problemów osiedla i jego mieszkańców. Dlatego ważne, aby mieszkańcy w pierwszej kolejności kierowali swoje kroki do konkretnej komisji.
Kurier Karłowicki nakład wydania: 2000 egz. ISSN 2449-7967
Komisja, po zapoznaniu się ze sprawą, może zainicjować podjęcie uchwały w tej sprawie przez Radę. Jeżeli nie wiadomo, do której Komisji się zgłosić, warto skontaktować się z Zarządem Osiedla, którego posiedzenia są otwarte i odbywają się minimum raz w miesiącu. Oczywiście, mieszkańcy zawsze mogą uczestniczyć w sesjach RO i przedstawiać bezpośrednio wszystkim Radnym swoje problemy i sprawy, które ich niepokoją. Terminy sesji RO i Zarządu podawane są na stronie internetowej i na tablicy ogłoszeń przy siedzibie Rady. Zabiegamy u władz miasta o dodatkowe tablice, gdyż teren naszego osiedla jest bardzo rozległy i zdajemy sobie sprawę z tego, że część mieszkańców nie wie, że RO w ogóle istnieje – i to między innymi chcemy zmienić w trakcie trwania obecnej kadencji.
PREZYDIUM RADY OSIEDLA Przewodnicząca Rady Osiedla EWA SUCHOŻEBRSKA tel. 691 033 783 Mam magisterium z zarządzania i przedsiębiorczości, jestem doradcą personalnym, trenerką, coachem. Wspłprowadzę wrocławską firmę doradczo-szkoleniową ATTESTOR, jestem autorką innowacyjnych rozwiązań sprzyjających poprawiu sytuacji na rynku pracy ludzi młodych i osób dorosłych zagrożonych wykluczeniem społecznym. Aktywnie współpracuję z wrocławskimi uczelniami i inkubatorami przedsiębiorczości. Prywatnie jestem szczęśliwą mężatką, mamą i kolekcjonerką czterolistnych koniczynek. Jestem zorientowana na sprawy młodzieży, współpracę międzysektorową (szczególnie wzmocnienie współpracy lokalnych organizacji pozarządowych z przedsiębiorcami) oraz integrację społeczności naszego Osiedla.
Wiceprzewodniczący Rady Osiedla MICHAŁ ZAPOROWSKI tel. 506 930 999
Urodziłem się we Wrocławiu, mieszkam na Karłowicach. Jestem społecznikiem, wolontariuszem, miłośnikiem sportu w każdym wydaniu. Pomaganie innym, załatwianie spraw, w ramach swoich skromnych możliwości oraz wspieranie ludzi to mój żywioł.
Przewodniczący Zarządu Osiedla GRZEGORZ MAŚLANKA tel. 503 533 220
Ukończyłem politologię na Uniwersytecie Wrocławskim, studia podyplomowe z zakresu zarządzania na Akademii Ekonomicznej i studia podyplomowe z zamówień publicznych w Wyższej Szkole Bankowej. Pracowałem w Urzędzie Miejskim Wrocławia i we Wrocławskim Centrum Rozwoju Społecznego, gdzie zajmowałem się współpracą z radami osiedli. Obecnie pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej. W latach 2009-2012 byłem radnym i wiceprzewodniczącym Zarządu Osiedla Karłowice-Różanka. W obecnej kadencji Rady zajmuję się budżetem, sprawami infrastrukturalnymi i promocją Osiedla. Prywatnie jestem żonaty, mam dwoje dzieci. Interesuję się historią, muzyką, social mediami.
Wiceprzewodnicząca Zarządu Osiedla MARIOLA SKOWRON tel. 791 188 848
Na terenie Osiedla Karłowice-Różanka mieszkam już trzydzieści trzy lata. Z wykształcenia jestem technikiem ekonomistą. Od 2015 roku jestem ławnikiem sądowym przy Sądzie Rodzinnym Wrocław-Śródmieście. Angażuję się w działania społeczne na rzecz konkretnych osób i lokalnej społeczności. Prywatnie lubię pracę w ogrodzie, na którą poświęcam każdą wolną chwilę.
Sylwetki pozostałych radnych prezentujemy na stronie: www.kurier-karlowicki.pl
REDAKCJA
Komisja promocji: 1. Grzegorz Maślanka 2. Agnieszka Marcinkowska 3. Wojciech Olszewski 4. Mariusz Lipiński – przewodniczący 5. Ewa Suchożebrska
Komisja spraw społecznych, gospodarczych i edukacji: 1. Jakub Józefiak 2. Mariusz Lipiński 3. Katarzyna Figaszewska – przewodnicząca 4. Przemysław Zankowski 5. Barbara Borzymowska
Komisja infrastruktury i zagospodarowania przestrzennego: 1. Henryk Kozłowski – przewodniczący 2. Jakub Józefiak 3. Małgorzata Jarmusz 4. Jan Niemczyk 5. Artur Klamka Komisja organizacji wydarzeń kulturalno-oświatowych: 1. Mariusz Lipiński 2. Anna Salamon – przewodnicząca 3. Barbara Borzymowska 4. Przemysław Zankowski Komisja rewizyjna: 1. Mariusz Lipiński 2. Dorota Dzioba 3. Katarzyna Figaszewska 4. Magdalena Kaczkowska – przewodnicząca 5. Przemysław Zankowski Komisja bezpieczeństwa: 1. Przemysław Zankowski 2. Edward Milewski 3. Jan Łukowski – przewodniczący
Komisja ds. remontu siedziby Rady: 1. Jan Niemczyk – przewodniczący 2. Jan Łukowski 3. Dorota Dzioba 4. Katarzyna Figaszewska 5. Przemysław Zankowski
Komisja rozwoju zasobów zielonych: 1. Barbara Borzymowska – przewodnicząca 2. Magdalena Kaczkowska 3. Anna Salamon
Komisja projektów: 1. Przemysław Zankowski – przewodniczący 2. Wojciech Olszewski 3. Jakub Józefiak 4. Ewa Mazela 5. Henryk Kozłowski
DANE KONTAKTOWE
RADA OSIEDLA KARŁOWICE-RÓŻANKA ul. Bałtycka 8 51-120 Wrocław e-mail: karlowice@osiedle.wroc.pl Facebook: www.facebook.com/RadaOsiedlaKarlowiceRozanka www.osiedle.wroc.pl/karlowice-rozanka Dyżury Radnych odbywają się w poniedziałki i środy w godzinach 17:00-18:00. Poradnia prawna działa w poniedziałki w godzinach 18:00-19:00.
Marzena Gabryk (redaktorka naczelna), Aleksandra Bolek (redaktorka prowadząca), Izabela Karbownik, Magdalena Saciuk Agnieszka Darian (korekta)
DOFINANSOWANIE
WSPÓŁPRACA Projekt pn. „Wydanie kolejnego numeru Kuriera Karłowickiego przez mieszkańców osiedla” jest dofinansowany w ramach projektu „Wrocławski Fundusz Małych Inicjatyw” realizowanego ze środków Gminy Wrocław.
10
SKŁAD KOMISJI
>> SZUKAJ NAS NA:
www.kurier-karlowicki.pl www.facebook.com/kurierkarlowicki
>> KONTAKT
kontakt@kurier-karlowicki.pl