WYDANIE SPECJALNE
2016
|
ISSN 2449-7967
|
www.kurier-karlowicki.pl
>> KARŁOWICE-RÓŻANKA. RAZEM CZY OSOBNO?
Bariery są w głowie Z Grażyną Mosur, dyrektorką Centrum Kultury Agora, rozmawia Marzena Gabryk Z osiedlem Karłowice-Różanka jest pani związana już od wielu lat. Jaka jest, według Pani, specyfika tego miejsca? Kiedy zaczynałam pracę w Centrum Kultury Agora, było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, że Karłowice i Różanka to administracyjnie jedno osiedle. Te miejsca bardzo się różnią demografią, zabudową i sposobem funkcjonowania. Można powiedzieć, że Karłowice są starsze demograficznie, że pod względem kompetencji kulturowych i wykształcenia są zamieszkiwane przez inteligencję.
Natomiast Różanka to przede wszystkim budownictwo z „wielkiej płyty”, zamieszkiwane przez mundurowych, bo to głównie rodziny wojskowych z Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych otrzymywały tutaj przed laty mieszkania. Teraz się to zmienia, starsze pokolenie przekazało mieszkania swoim dzieciom, więc Różanka się odmłodziła i żyje tu coraz więcej rodzin z dziećmi. Oczywiście ta charakterystyka jest uproszczona, ale tak to wygląda na podstawie naszych doświadczeń z pl. Piłsudskiego i z ul. Serbskiej. Minęło już siedem lat, od kiedy Centrum Kultury Agora przeniosło się z Karłowic na Różankę. Niestety, wraz z opuszczeniem przez was placu Piłsudskiego, życie kulturalne na Karłowicach niemal zamarło, a plac utracił funkcje społeczne dla mieszkańców. Także sprzedany przez miasto budynek popadł w ruinę. Nie żałuje Pani czasem tej przeprowadzki?
Budynek starej Agory na pl. Piłsudskiego, choć urokliwy i z przepięknym parkiem, powstawał w latach dwudziestych ubiegłego wieku i został zaprojektowany pod zupełnie inne działania niż centrum kultury. Niestety, jego architektura i związane z nią ograniczenia zaczęły mocno rzutować na nasze funkcjonowanie. Poza codzienną działalnością w pracowniach, wyspecjalizowaliśmy się wówczas w organizacji dużych, masowych imprez miejskich, takich jak Noc Świętojańska, Kalejdoskop Kultur, a jeszcze wcześniej Święto Odry. Pomieszczenia były za małe na wszystkie nasze aktywności. W przypadku aktualnej siedziby mieliśmy bardzo duży wpływ na ostateczny kształt budynku i jego funkcjonalność, korygowaliśmy mocno projekt architektoniczny, byliśmy niemal codziennie na budowie, aby to miejsce było jak najlepiej dostosowane do naszych potrzeb.
Budynkiem na Różance zainteresowałam się wraz z dyrektorem Miejskiej Biblioteki Publicznej, Andrzejem Ociepą. On realizował wtedy strategię rozwoju bibliotek miejskich, która polegała na rezygnacji z malutkich bibliotek osiedlowych na rzecz centrów społecznych, takich jak Mediateka. Doszliśmy do wniosku, że w opuszczonym budynku na Serbskiej mógłby powstać taki obiekt – łączący funkcje biblioteki i centrum kultury. Wcześniej miało być tu przedszkole dla dzieci rodzin wojskowych. Prace budowlane były mocno zaawansowa-
ne, ale inwestycja została wstrzymana, budynek niszczał, a jego stan się pogarszał. Zaczęliśmy więc zabiegać o akceptację naszego pomysłu w rozmowach z urzędnikami miejskimi. Sugerowaliśmy, że jesteśmy gotowi zrezygnować z obiektu na Karłowicach na rzecz rozbudowy budynku na Serbskiej. Być może to był błąd. Optymalne, z dzisiejszej perspektywy, byłoby utrzymanie obu miejsc, co pozwoliłoby zadowolić wszystkich mieszkańców. Wiem, że mieszkańcy Karłowic ubolewają nad naszą wyprowadzką, że zostali bez ważnego miejsca łączącego ich społeczność, że stracił na tym cały pl. Piłsudskiego, który pod względem architektonicznym w naturalny sposób może funkcje społeczne pełnić.
Mieszkańcy Karłowic często narzekają, że do waszej siedziby na Różance mają za daleko. Co robicie, aby przekonać ich do tego, że warto się do was wybrać? Mam przede wszystkim nadzieję, że mieszkańców przekonają do nas projekty angażujące lokalną społeczność i to one sprawią, że Agora na powrót stanie się domem kultury zarówno dla ludzi z Karłowic, jak i z Różanki.
Myślę, że bariera odległości jest w głowie, bo połączenie komunikacyjne między tymi częściami osiedla nie jest takie złe – na trasie jeździ kilka linii autobusowych. Karłowice-Różanka to bardzo duży obszar i nawet niektórzy mieszkańcy Różanki mają do nas dalej niż osoby z Karłowic. Z naszych badań wynika, że ponad połowa ludzi, którzy przyjeżdżają na zajęcia do Agory, to osoby spoza osiedla – z Kozanowa, Popowic lub z centrum. Jak więc widać, odległość nie jest aż taką barierą. Niedawno diagnozowaliście potrzeby kulturalne mieszkańców osiedla. Jakie najważniejsze wnioski wyciągnęliście z tego badania?
Diagnoza społeczna, którą zleciliśmy zewnętrznej firmie, pokazała, że naszymi głównymi odbiorcami są rodziny z dziećmi i seniorzy. Wciąż musimy walczyć o odbiorców w średnim wieku. Diagnoza potwierdziła też nasze intuicyjne myślenie, co do konieczności zmiany kierunku programowego Agory. To, że się dziś spotykamy, świadczy o tym, że Agora przemodelowuje swój wizerunek. To znaczy, że z instytucji, która kreuje nowe trendy w sztuce i pokazuje eksperymenty plastyczne, teatralne, muzyczne, przekształcamy się w miejsce otwarte bardziej na działania lokalne i społeczne. Nie oznacza to jednak, że całkowicie zrezygnujemy z naszych dotychczasowych działań, ale postaramy się zachować złoty środek.
W tym roku realizujecie Kuźnię Projektów, inicjatywę, dzięki której animatorzy z osiedla Karłowice-Różanka mają okazję wcielić w życie swoje lokalne projekty adresowane do współmieszkańców. Czy możemy liczyć na to, że Agora będzie teraz zwiększać udział społeczności osiedla w tworzeniu swojej oferty?
Fot. z arch. CK Agora
Pierwszym naszym działaniem z lokalną społecznością był dwuletni projekt Historie Różankowe, dofinansowany przez MKiDN. Jego idea polegała na budowaniu osiedlowej wspólnoty i wyzwoleniu patriotyzmu lokalnego. Zaczęło się od konkursu literackiego na opowieść o Różance. Potem zaprosiliśmy mieszkańców na cykl warsztatów literackich, aktorskich i reżyserskich, a w ich efekcie, dzięki współpracy z profesjonalnymi artystami, zrealizowaliśmy przedstawienie z udziałem mieszkańców. Spektakl udało się pokazać dwukrotnie. Reżyserował go Andrzej Ficowski, długoletni mieszkaniec Różanki, muzykę skomponował Marek Otwinowski – także z Różanki, dodatkowo zagrało też dwoje profesjonalnych aktorów. Ten projekt dał dużą satysfakcję mieszkańcom i nam. Był pierwszym krokiem do tego, aby nie tworzyć oferty dla mieszkańców, ale z nimi, włączając ich w aktywne kreowanie naszych działań.
Kuźnia Projektów jest już drugim dużym projektem z tego nurtu. Możliwym dzięki grantowi z NCK w programie Dom Kultry+. Dzięki temu przedsięwzięciu poznaliśmy liderów działających na osiedlu. Wiemy, że współpraca z nimi będzie kontynuowana. Także Rada Osiedla zadeklarowała, że włączy się w nasze działania. Będziemy się starać, aby projektów społeczno-kulturalnych, realizowanych z mieszkańcami naszego osiedla, było w programie Agory coraz więcej.
Grażyna Mosur – dyrektorka Centrum Kultury Agora. Absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim oraz teorii organizacji i zarządzania na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu.
1
>> KARŁOWICE-RÓŻANKA. RAZEM CZY OSOBNO?
Co mogą dać sobie nawzajem Karłowice i Różanka? ZEBRAŁA I OPRACOWAŁA EWA PATER-PODGÓRNA
MACIEK WIŚNIEWSKI
animator, streetworker, członek stowarzyszenia Tratwa i Rady Działalności Pożytku Publicznego, mieszkaniec Karłowic.
Karłowice to przestrzeń, która swym urokiem przyciąga wielu Wrocławian. „Miasto-ogród” – bo tak brzmiała koncepcyjna nazwa osiedla, niewiele zmieniło swój charakter od momentu rozpoczęcia jego budowy w 1911 r. Osiedle przetrwało wojnę właściwie bez większych strat. Cisza i spokój to uroki bardzo wysoko cenione przez tutejszych mieszkańców. Tereny zielone pomiędzy zabytkowymi domami, a także nad Odrą, pozwalają szybko oderwać się od wielkomiejskiego zgiełku. Różanka jest z tej perspektywy „młoda”, powstała obok i dzięki wysiłkom zaangażowanych mieszkańców dopiero nabiera charakteru.
Uważam, że we współczesnych społecznościach lokalnych jest olbrzymia potrzeba nawiązywania znajomości, poczucia wspólnotowości. Będą one jednak oparte na innych zasadach niż w czasach gdy Franek wołał Janka na podwórko, stojąc pod oknami, czy kiedy szło się do sąsiadki pożyczyć cukier. Dopóki nie zawiążemy tej sąsiedzkiej bliskości na nowo, ciężko jest mówić o zależnościach pomiędzy tymi de facto dwoma osiedlami. Ze strony lokalnych aktywistów na pewno przyjdzie wsparcie dla tego typu działań.
GRAŻYNA MOSUR
dyrektorka Centrum Kultury Agora
Myślę, że podziały na Karłowice i Różankę w mentalności stety-niestety istnieją, więc może lepiej zapytać po prostu, co nawzajem mogą dać sobie ludzie? A mogą dać wymianę myśli, umiejętności, doświadczeń. Spotykajmy się, rozmawiajmy, zobaczymy, co z tego wyniknie.
Można też spojrzeć na temat bardziej konkretnie. Nie mieszkam na żadnym z tych osiedli, dość długo trwało, zanim poznałam Różankę, z Karłowicami było prościej, bo to mniejszy obszar i dłużej tam pracowałam. Ale jestem zachwycona dwoma miejscami na Różance. Pierwsze to ogólnodostępne tereny zielone przed Mostem Milenijnym. To rozlewisko Odry, niedaleko kluby żeglarskie mają swoje siedziby. Zapraszamy Karłowiczan na spacery w to miejsce. Drugie miejsce to przestrzeń między blokami między ulicą Jugosłowiańską i Chorwacką – to tam odbył się niedawno festyn organizowany z Fundacją Motywy w ramach Kuźni Projektów. To przepiękna przestrzeń: plaster miodu zamknięty wieżowcami, a w środku świetna infrastruktura sportowa, pełno ławeczek. Miejsce na spotkanie, na zintegrowanie się, miejsce gdzie cała rodzina może aktywnie spędzać czas – jest nawet boisko do piłki siatkowej czy tenisa.
Fot. Piotr Duszeńko
Fot. z arch. CK Agora
Fot. z arch. Maćka Wiśniewskiego
Karłowice i Różanka. Na pierwszy rzut oka różnic jest wiele. Administracyjnie tworzą całość, ale czy łączy je coś poza decyzją urzędników? Czy można mówić o wspólnej tożsamości ich mieszkańców? Postanowiliśmy zapytać o to osoby zaangażowane w życie tych dwóch osiedli.
MACIEJ MATYKA
lokalny działacz, lider projektów WBO realizowanych na Karłowicach, prowadzi stronę Park Karłowice na Facebooku
Myślę, że powinna zapaść decyzja o podzieleniu Rady Osiedla Karłowice-Różanka na dwie oddzielne jednostki. Wtedy Rady pracowałyby bardziej wydajnie na rzecz lokalnych społeczności, które niezbyt są do siebie podobne. Specyfika tych dwóch miejsc jest zupełnie inna. Różnice widzę przede wszystkim w architekturze – Różanka żyje w ekosystemie dużego osiedla, zabudowa jest bardzo gęsta, infrastruktura bogata. Zupełnie inaczej niż na Karłowicach. Po przeprowadzeniu takiego podziału kompetencyjnego ludzie działając w radzie Karłowic, mogliby osiągnąć więcej i w dużo lepszym klimacie, niż współpracując z osiedlem o tak odmiennym charakterze.
GRAŻYNA BRONICKA
Struktura socjologiczna mieszkańców Karłowic i Różanki bardzo się różni – zarówno demograficznie, jak i społecznie. Różanka to duże, postfabryczne osiedla, Karłowice – zabudowa willowa. Nic dziwnego, że mieszkańcy tych dwóch osiedli mają różne oczekiwania i potrzeby. Weźmy przykładowo boiska czy place zabaw: kiedy jako radni rozmawiamy z mieszkańcami Różanki, słyszymy: „dziękujemy, my na osiedlu mamy wszystko”. Z kolei na Karłowicach w tym temacie są tylko wspomnienia tego, co było, bo infrastruktury rekreacyjnej jest bardzo niewiele.
Karłowice mają za to dwa parki i tereny zielone nad Odrą, chętnie odwiedzane przez mieszkańców Różanki i nie tylko. Już teraz przyjeżdżają do nas ludzie z całego miasta i pewnie będzie ich coraz więcej, chociażby ze względu na osiedla rozbudowujące się po drugiej strony rzeki, które takich terenów zielonych nie mają. Dlatego społeczność lokalna Karłowic stara się o kolejny teren rekreacyjny w miejscu dawnego Brodzika przy ulicy Berenta, który posłuży zarówno nam, jak i ludziom z sąsiednich osiedli.
2
>> WYDANIE SPECJALNE
Fot. Marzena Gabryk
socjolog, radna Rady Osiedla Karłowice-Różanka
>> KARŁOWICE-RÓŻANKA. RAZEM CZY OSOBNO?
Historie Różankowe Jaka jest Różanka widziana oczami jej mieszkańców? Przedstawiamy fragmenty dwóch opowiadań, które wpłynęły na konkurs literacki w ramach projektu Historie Różankowe organizowanego przez CK Agora w 2015 roku. TADEUSZ GAGAN
Na obrzeżach Wrocławia, od jego strony północnej, rozpościerały się nizinne tereny rolnicze. Wypasano tutaj hodowane w gospodarstwach zwierzęta. Bez większych oporów wyzbyto się nieużytków rolnych, przeznaczając je na cmentarne pochówki lub pod budowę koszar i wojskowe fortyfikacje. W różnych czasach różne tu było słychać odgłosy: po niemiecku, rosyjsku i polsku. Od lat grzmiał tutaj dryl wojskowy ludzi związanych z obroną ojczyzny. Wypasały się tu kiedyś dorodne rumaki dosiadane w celach obronnych przez pruską kawalerię, zamienione później na konie mechaniczne. Tylko człowiek niezmiennie musiał wylać wiele potu, aby zadowolić swoich wojskowych przełożonych. Wykształcono tutaj wybitnych oficerów, spośród których najwybitniejsi dosłużyli się rangi generalskiej. Przed drugą wojną światową echo niosło tu rozkazy i polecenia w języku niemieckim, a osiedle zwało się Rosenthal. W czasie działań wojennych nacierające wojska przeklinały Hitlera po rosyjsku. Po wyzwoleniu tereny zagospodarowali przesiedleńcy z Kresów Wschodnich. Powiało wschodnim akcentem bałakających lwowskich baciarów. Domy, które przetrwały okres wojny, były bardzo nowoczesne, a ich sylwetki i dziś nie przyniosłyby swym wyglądem wstydu. Jednak tymczasowość zamieszkania i niepewność jutra na tych terenach sprawiły, że osadnicy niezbyt dbali o swe zdobycze, a te, bez należytej konserwacji i troski, ulegały naturalnej erozji. Była to jedna z przyczyn, dla których władze wywłaszczając stąd rolników, postanowiły stworzyć tutaj nowe osiedle robotnicze, budując wiele dziesięciopiętrowych budynków z „wielkiej płyty”. Powstały nowe ulice: Bałkańska, Jugosławiańska, Bałtycka, Wołoska, Bezpieczna... Był taki czas, że grzęźliśmy w budowlanym błocie i bez gumowych butów życie było koszmarem. Wtedy to ulicę Bezpieczną nazywaliśmy Gnojną.
Dzięki „wielkiej płycie” zaroiło się od nowoprzybyłych mieszkańców. Wojskowa Centrala Handlowa z trudem zaopatrywała nagromadzony tu potencjał ludzki w najpotrzebniejsze produkty żywnościowe. Po artykuły przemysłowe urządzaliśmy wyprawy do tak zwanego miasta. Dziś Różanka to piękne zielone osiedle kolorowych wieżowców w spokojnym zakątku nadodrzańskiego wybrzeża z kompleksem podstawowych szkół. W nich młodzież może wygodnie wyżywać się na basenie i boiskach szkolnych. Mieszkańcy osiedla swoje potrzeby zaopatrzeniowe realizują w wielu supermarketach i mają do dyspozycji mnóstwo aptek, przychodni i punktów usługowych.
DAGMARA ADWENTOWSKA
Sygnały
Tomek miał konopne włosy, ale ciemne brwi i lekko skośnawe oczy; nic niezwykłego, taka wschodnia uroda. Irena, w której podkochiwaliśmy się wszyscy, najładniejsza dziewczyna na Żmigrodzkiej, miała takie same i mówiła z takim samym melodyjnym zaśpiewem. Barabasze przyjechali na Różankę po wojnie spod Lwowa. Tomek chwalił się, że ojciec jego jest kolejarzem, dziadek i pradziadek i jak daleko nie popatrzeć wstecz, wszyscy z jego rodziny pracowali na kolei. On sam upatrzył sobie wiodącą przez osiedle linię wąskotorową z Wrocławia do Trzebnicy. Jak tłumaczył przekornie, ze względu na swój podły, niski wzrost woli pociągi mikrusy, pełnowymiarowe składy zostawiając wspa-
Fot. Piotr Mitelski
Historia Różankowa
niałomyślnie rodzinie. Wmawiał mi nawet, że pierwszą lokomotywę też nikt inny, jak jakiś Barabasz prowadził. Wierzyłem... Mieli we krwi te pociągi. Oraz taką kozacką zadziorność, junacką dziką brawurę, by zrobić coś niesamowitego i szalonego, by wszystkim wokół oko zbielało ze zgrozy i podziwu.
Gdy przed zimą na plac przed willą, w której mieszkała piękna Irena, furman zrzucił górę węgla, Tomek wprosił się do pomocy i nie dał sobie zabrać łopaty. Przybiegł potem do nas czarny jak kominiarz, od stóp do głów w węglowym pyle. Oznajmił z dumą, że Irena mu do szuflowania przyniosła oranżady, a jak zsypał górę urobku w otchłań piwnicy pod poniemieckim domem, pocałowała go prosto w usta. Trochę mu z resztą chłopaków nie dowierzaliśmy, ale zazdrościliśmy i tak z całą mocą, na jaką stać serca dwunastolatków. To była ostatnia zima Tomka Barabasza. Zginął późną wiosną następnego roku, dziesięć dni przed trzynastymi urodzinami. Wpierw jednak zapoznał mnie z kapitanem Nemo... *** I śluza, i jaz Różanka przyciągały nas zawsze z ogromną siłą, tym większą, im mniej mieliśmy obowiązków. W wakacje następowało apogeum naszego zainteresowania i nie było siły, która mogłaby nas powstrzymać. Tym bardziej, że osobom postronnym, a już zwłaszcza podrastającym chłopaczyskom, którym nie wiadomo, co do głowy strzeli, do budynków śluzy ani do jazu zbliżać się nie było wolno... Parowce, barki i pchacze „odprawialiśmy” więc z brzegu albo przewieszeni wpół przez barierki mostu Osobowickiego. Oczywiście, dopóki kapitan Nemo nie zaprowadził mnie i Tomka do tej Arkadii za ręce.
Naprawdę nazywał się Fryderyk Ostrowski. Był wtedy parę miesięcy po przejściu na emeryturę. Choć siwy jak gołąbek, trzymał się prosto, chodził dziarsko i energicznie, a łagodny uśmiech rzadko opuszczał jego twarz. Mimo to widać było, że tęskni za swoją pracą, szumem Odry, śluzą i statkami. Czasem, gdy z brzegu lub z mostu przyglądaliśmy się zatłoczonej rozmaitymi jednostkami rzece, on stał tuż obok. Wzdychał ciężko i pogwizdywał „O mój rozmarynie”. Gdy na pokładach mijających nas barek dostrzegał znajomych z dawnych lat, gwizdał jeszcze głośniej i przykładał palce do wyblakłej czapki, niegdyś części swojego służbowego munduru. Ci z pokładu robili to samo, a nawet pozdrawiali go krótkim sygnałem syreny, choć – wtedy jeszcze tego nie wiedziałem – było to zabronione. Wtedy poznałem subtelną różnicę pomiędzy „nie wolno” a „nie można”. Dawać sygnałów w celach czysto towarzyskich tak samo bowiem nie było wolno, jak wpuszczać postronnych do budynków węzła wodnego. Jednak, jak niebawem się okazało, gdy się chce, to można wszystko. Niemiecką starą kolejkę, miniaturową lokomotywkę, wagony i tory Tomek Barabasz znalazł w kartonowym pudle na śmietniku. Tak przynajmniej twierdził, choć
mnie wydaje się nieprawdopodobnym, że ktoś wyrzucił ładną i cenną, nawet jeśli popsutą zabawkę. Prawdy nie dowiedziałem się nigdy, nie ona jednak była tu najważniejsza, ale miejsce, do którego zawiozła nas niemiecka ciuchcia – na śluzę Różanka, z krótkim postojem w domu kapitana Nemo.
Tomek mógł pokazać kolejkę dziadkowi, ojcu lub któremuś ze swych licznych braci. Mógł wreszcie naprawić ją sam. On jednak zaniósł ją do pana Fryderyka. Z początku, jak się przyznał nie bez oporów, żeby dać mu zajęcie i zatrzymać staruszka w domu. Podejrzewał, że dawny śluzowy może podkablować obecnym o naszych planach podpłynięcia tratwą pod jaz. Jednak w miarę upływu czasu, gdy rozmontowywana na części pierwsze kolejka zajmowała kolejne płachty gazet rozłożonych na podłodze w jedynym pokoiku pana Fryderyka, spędzał tam coraz więcej godzin i coraz częściej zabierał mnie ze sobą. Przy lampie naftowej, bo u staruszka nie było prądu, słuchaliśmy o żegludze odrzańskiej, wielkich przygodach i niemałych niebezpieczeństwach. I zapragnęliśmy pracować na rzece i pływać aż do Szczecina, chyba tak samo mocno jak pragnął tego pan Fryderyk. *** Mój najlepszy przyjaciel Tomek i pan Fryderyk, mój mentor i mistrz w fachu śluzowego. odeszli tego samego dnia i tej samej godziny. Zabrała ich Odra.
Gdy już wyszedłem z rozpaczliwego niedowierzania i uspokoiłem się na tyle, by pytać i słuchać, dowiedziałem się, że poszli razem nad rzekę. Pan Fryderyk łowić ryby na wędkę, a Tomek chciał się wykąpać. Jak zwykle zrobił to, co chciał; na brzegu znaleziono potem jego spodnie i koszulę, złożone w kostkę na tenisówkach z odciętymi palcami. Setki razy pływał w Odrze. I ten jeden raz musiało wydarzyć się nieszczęście. Tak powiedzieli milicjanci, bo świadków nie było żadnych. Był tylko najbardziej prawdopodbny ciąg wydarzeń, ustalony w toku rozpoznania na miejscu wydarzenia i dalszego śledztwa. Tomek poszedł popływać, a pan Fryderyk rozłożył wędki. Mój przyjaciel musiał zacząć się topić, może złapał go skurcz, może się zachłysnął... Emerytowany śluzowy skoczył mu na ratunek tak jak stał, w butach i ubraniu. Obydwu porwał nurt, to była jeszcze wiosna, często padało i rzeka toczyła ogromne ilości wody. *** Wiele się zmieniło. Na Różance zniknęły niektóre stare domy, wyrosły rzędy nowych. Kolejkę wąskotorową do Trzebnicy, na której Tomek chciał być maszynistą, zlikwidowali w późnych latach sześćdziesiątych. Na rzece z roku na rok coraz mniej było barek i statków, wiele z tych, którym przypatrywałem się jako dziecko, umierało w zapomnieniu, rdzewiejąc bezużytecznie na nabrzeżach. Inne poszły pod palnik. Jednak śluza zawsze będzie potrzebna. Ona jedna trwała niezmiennie na swoim miejscu.
3
>> KUŹNIA PROJEKTÓW
Społecznie nadpobudliwe Z Agnieszką Pieniak, Anną Kosińska i Ewą Masłosz z Fundacji Motywy, organizatorkami Pikniku Osiedlowego w stylu lat osiemdziesiątych na boisku przy ul. Jugosławiańśkiej i Chorwackiej na Różance, rozmawia Adrian Podgórny. Skąd wziął się pomysł na zorganizowanie pikniku na Różance? Najpierw przeczytałyśmy o Kuźni Projektów, o tym, że jest możliwość uzyskania dofinansowania na jakąś aktywność. Zrobiłyśmy burzę mózgów i „urodził się” piknik. Na Różance nie ma takich inicjatyw, nie dzieje się nic „sąsiedzkiego”. Stwierdziłyśmy, że to może być fajny pomysł, żeby rozwinąć trochę kulturę sąsiedzką. W czerwcu nastąpiło ogłoszenie wyników Kuźni Projektów. W lipcu ruszyłyśmy już z przygotowaniami. Uznałyśmy, że koniec września to dobry termin na piknik. Po pierwsze w tym czasie żegnamy lato, a po drugie szkoły już działają, więc można dobrze wypromować piknik wśród uczniów i rodziców.
Dlaczego akurat lata osiemdziesiąte były motywem przewodnim pikniku? Szukałyśmy czegoś, co jest w stanie przyciągnąć jak najwięcej ludzi. Lata osiemdziesiąte to czas dzisiejszych trzydziesto-, czterdziestolatków. Chciałyśmy, żeby przyszli ze swoimi dziećmi i bawili się razem z nimi – stąd w programie dużo zabaw popularnych właśnie w latach osiemdziesiątych. Nie chciałyśmy na pikniku tych wszystkich dmuchanych zamków i podobnych rzeczy. Jak na imprezę zareagowali mieszkańcy okolicznych bloków? Czy były jakieś negatywne głosy? Było tak głośno, że nic nie było słychać (śmiech). Po pikniku byłyśmy na spotkaniu z przedstawicielami spółdzielni mieszkaniowej: nikt na piknik się nie skar-
żył. Bawiło się z nami bardzo dużo osób. Więcej niż zakładałyśmy, składając wniosek do Kuźni Projektów. Jednym z punktów programu był warsztat robienia latawców. Przygotowałyśmy materiałów na pięćdziesiąt sztuk, tymczasem po dwóch godzinach trzeba było jechać do sklepu po nowe artykuły! Tworzycie razem Fundację Motywy. Opowiedzcie, czym się zajmujecie, jakie macie plany.
Pomysł na fundację zrodził się w zeszłym roku. Poznałyśmy się. działając w Radzie Rodziców w Szkole Podstawowej nr 50 na Różance. Każda z nas miała już doświadczenia związane z trzecim sektorem czy wolontariatem. Postanowiłyśmy połączyć siły – tę nadpobudliwość społeczną, którą wszystkie mamy. W naszej fundacji chcemy organizować bezpłatne zajęcia dla dzieci, myślimy też o czymś w rodzaju klubu osiedlowego, gdzie mieszkańcy Różanki mogliby rozwijać swoje pasje. Złożyłyśmy niedawno do Funduszu Inicjatyw Obywatelskich wniosek o środki finansowe na zorganizowanie takiego miejsca. Jeśli to się uda, to może rozwiniemy swoją działalność poza Różankę, ale teraz skupiamy się na naszym osiedlu. Czy myślicie o organizacji kolejnego pikniku?
Tak! Musimy tylko znaleźć jakieś dofinansowanie.
Czy, Waszym zdaniem,połączenie Karłowic i Różanki w jeden organizm administracyjny to dobre rozwiązanie?
Gdybyśmy zaczęli szatkować Wrocław na mniejsze rejony, to chyba trudniej byłoby o większe fundusze dla osiedli. Chociaż akurat w przypadku Karłowic i Różanki mieszkańcy są mocno przywiązani do podziału na te dwa osiedla. Jeśli ktoś jest z Karłowic, to często nawet nie sprawdza, co się dzieje na Różance i na odwrót. Myślę, że to nie wynika ze złej woli, tylko po prostu z naturalnego podziału. Ponieważ to duży kawałek Wrocławia, często lokalne społeczności się po prostu nie znają. Myślę, że dobre byłoby spotkanie najbardziej aktywnych mieszkańców obu osiedli – wspólnie moglibyśmy więcej zdziałać. Same jesteśmy z różnych części Karłowic i Różanki: z Kamieńskiego, Koszarowej, Obornickiej. Czy znacie inne organizacje, lokalnych liderów działających na Różance?
Duża część osób z takim potencjałem „społecznikowskim” działa przy Radach Rodziców w szkołach, ale siły starcza im tylko na to. Nie ma miejsca, wokół którego takie osoby mogłyby się skupić. Nie ma jakiejś kawiarni czy restauracji, w której można by się spotkać. Może, jeśli uda nam się stworzyć klub osiedlowy, to on stanie się takim centrum? Jakie są Wasze ulubione miejsca na Różance?
Nieczynne torowisko obok dawnej fabryki Malmy i wały przy Odrze, tam najlepiej się odpoczywa.
Zdjęcia w artykule pochodzą z arch. CK Agora
4
>> WYDANIE SPECJALNE
>> KUŹNIA PROJEKTÓW KAROLINA OKUROWSKA
Różankowy Cyrk Klementyny Stonki Lata osiemdziesiąte XX wieku. Na Różankę przyjeżdża cyrk. Tłumy gromadzą się pod namiotem Klementyny Stonki, słychać wesołe krzyki dzieci, rodzice stoją zniecierpliwieni. Wszyscy przyszli oglądać dziwolągów. Po chwili okazuje się, że występ nie może się odbyć – zabrakło głównej atrakcji wieczoru – tajemniczego akrobaty. Nie ma wyjścia – trzeba go odnaleźć. To zadanie dla całej społeczności osiedla Różanka-Karłowice. Kilkuosobowe drużyny wyruszają na poszukiwanie. Po drodze czekają na nich tajemnicze osobowości ulokowane w uliczkach osiedla. Znane ulice i budynki, na co dzień całkiem zwyczajne, teraz stają się areną gry. Można tu spotkać wampira, starą cygankę, ducha, mówiącego kota. Postacie nie z tego świata dają wskazówki, ale tylko, jeśli wykona się zadanie. W końcu zawodnicy orientują się, że biorą udział w rozwiązaniu miłosnej zagadki kryminalnej. Akrobata wcale nie zniknął przez przypadek.
Gra została zorganizowana przez Centrum Kultury Agora. Młodzież pod kierunkiem specjalistów z różnych dziedzin przez cały wrzesień pracowała nad koncepcją gry i wykonaniem całości. Jak sami przyznają, przygotowanie gry miejskiej nie jest łatwe. Trzeba zaplanować trasę, wymyślić fabułę i zasady, skonstruować wskazówki i zadania, zaprosić mieszkańców. Trzeba określić sylwetki bohaterów, zaprojektować i wykonać dla nich stroje, ucharakteryzować. To także trudne zadanie dla aktorów. Każdy musi być cały czas w roli, zachować charakterystyczny sposób poruszania się, głos i mimikę. Działanie tylko częściowo odbywa się według ustalonego wcześniej scenariusza, w dużej mierze polega na improwizacji – trzeba spontanicznie reagować na pytania graczy, rozmawiać z nimi bez wychodzenia z roli. Taki wysiłek przynosi dobre efekty i ogromną dozę satysfakcji. Grę wieńczy wspólna zabawa na placu przed Centrum Kultury Agora. Są tańce, rozmowy, warsztaty z chodzenia na szczudłach i kręcenia poi, czyli kulkami na sznurku. Cyrkowcy po wyczerpującym dniu zajadają się zasłużoną pizzą.
Na te kilka godzin mieszkańcy mogli przenieść się do innego świata, zjednoczyć siły, spojrzeć pod innym kątem na ulice, którymi codziennie chodzą do szkoły, pracy, na spacer z psem. Mogli spędzić naprawdę fajną, rodzinną niedzielę – zintegrować się. Bawić się razem w miłej atmosferze – dzieci z rodzicami, mężowie z żonami, dziewczyny z chłopakami, przyjaciele z przyjaciółmi. Chciałoby się jeszcze więcej takich inicjatyw.
Zdjęcia w artykule pochodzą z arch. CK Agora
5
>> KUŹNIA PROJEKTÓW
Fotogeniczna samotność 13 października w Centrum Kultury Agora na wernisażu wystawy fotografii autorskiej Samotność można było podziwiać efekty pracy warsztatowej pod kierunkiem Pawła Marcinkowskiego. Przez trzy jesienne dni ośmioro pasjonatów fotografii poznwało zasady obsługi aparatu analogowego. Uczestnicy próbowali swoich sił w ciemni fotograficznej, gdzie uczyli się samodzielnie wywoływać film negatywowy oraz wykonywać odbitki pod powiększalnikiem. Potem ruszyli z aparatami w teren na poszukiwanie otaczającej nas samotności. Każde zdjęcie kryje w sobie jakąś historię, refleksję, interpretację rzeczywistości. Przedstawiamy po jednym zdjęciu każdej z osób wraz z jej komentarzem.
KATARZYNA ZAJAC-WALENCIAK Deszczowa aura pierwszych jesiennych dni zachęciła mnie do poszukiwania inspiracji fotograficznych. Mam bowiem czasem nieodparte wrażenie, że świat pokryty gęstym kożuchem chmur i zatopiony w różnych odcieniach szarości jest odzwierciedleniem duszy osób samotnych, opuszczonych, zapomnianych. Przypomina nam on wówczas o trudnych, niechcianych emocjach – smutku, żalu, strachu. Kobieta, którą ujrzałam na ławce, stała się dla mnie uosobieniem samotności. Tajemnicza, nieruchoma, oczekująca na lepsze jutro. Wśród pustki, na którą inni zerkają tylko kątem oka.
IWONA SZABARKIEWICZ Każdy człowiek na sztukę patrzy z własnego punktu estetycznych doznań. Ołbin jest częścią dzielnicy Śródmieście. Kojarzy się nam ze starym, szarym osiedlem Wrocławia. Wychowałam się tam i lubię spacerować po jego zakamarkach. Na ul. Roosevelta, na ścianie w bramie przejazdowej prowadzącej do rewitalizowanego podwórka, zobaczyłam w/w kolaż. Uznałam go za perełkęw otaczającej nas szarej rzeczywistości. Czy to jest sztuka? Czy działanie rękodzielnicze? Proszę sobie odpowiedzieć. Cieszę się, że murale powstają i malarstwo wychodzi z budynków na ulicę, aby cieszyć oko. Może w waszej okolicy jest jakaś perełka? Musicie sami poszukać.
MAGDALENA BZOWY Niezrozumienie indywidualnych potrzeb, konflikty, brak wsparcia i komunikacji, nieobecność mimo pozornego bycia razem – to wszystko powoduje, że poczucie samotności dotyka nawet tych, którzy na pierwszy rzut oka nie są samotni.
ANDRZEJ KOTWICA W dzisiejszym zabieganym świecie, w tłumie ludzi, jesteśmy sami. Każdy ma swój własny cel, do którego dąży.
6
>> WYDANIE SPECJALNE
>> KUŹNIA PROJEKTÓW
PAWEŁ MARCINKOWSKI Na pierwszy rzut oka samotność wydaje się tematem mocno depresyjnym. W rzeczywistości okazuje się, że coraz częściej samotność jest świadomym wyborem, chwilową ucieczką od pędzącego świata. Najczęstszym tematem moich zdjęć są wschody słońca. Uwielbiam ten moment, kiedy budzi się dzień, a wschodzące słońce rozjaśnia cienie nocy. Daje mi to olbrzymią dawkę pozytywnej energii. A samotnie spędzone chwile w oczekiwaniu na ten najciekawszy kadr są po prostu moje. Lucjan Demidowski, który zajmuje się od ponad pięćdziesięciu lat fotografią konceptualną, w jednym z ostatnich wywiadów powiedział: Fotografia powstaje w samotności, albo też z powodu samotności*. *Cytuję za „OBIEKTYW Magazyn nie tylko o fotografii” 2016, nr 2.
MARTA BOGUSŁAWSKA Prosty układ i równomierne kształty wywołują wrażenie spokoju, ale równocześnie oddają uczucie samotności, które jest tak samo statyczne, przewidywalne, niepokojące i zimne. Sama kolorystyka czerni i bieli narzuca refleksyjny nastrój zdjęciu i potęguje jego wartość. Żyjemy razem, jednak osobno, ciągnąć swoją linię życia w skupieniu, bojąc się krzyżować ścieżki z innymi ludźmi. A przecież paradoksalnie gromadzimy się wokół podobnych spraw. Wszystkim nam zależy na tych samych fundamentalnych rzeczach.
ELIZA IGNASIAK Być pojedynczym.
PRZEMYSŁAW ŚWIGON Popatrz na mgłę, ileż cudów ukrywa mgła! Chcesz do nich dojść, lecz niewiele masz szans, mgła cię pochłonie, ale wiedz – kiedy przegrasz z nią, zęby zaciśnij i idź jeszcze raz! Władimir Wysocki
>> KUŹNIA PROJEKTÓW DOROTA GAWARKIEWICZ
Najlepszy pokaz filmowy Pomysł na projekt Sąsiedzkie kino był w naszych głowach od dawna. Uczestniczyłyśmy z Kasią w wielu podobnych inicjatywach, a nawet same organizowałyśmy liczne warsztaty dotyczące animacji społecznej. Szukając inspiracji, natknęłyśmy się na filmik w internecie, na którym było pokazane kino letnie dla dzieci w ogrodzie. Od razu pomyślałyśmy, że jest to idealny plan na warsztaty. Kiedy pojawiła się możliwość realizacji projektu w ramach Kuźni Projektów, stwierdziłyśmy, że trzeba w końcu to zrobić. W ramach Sąsiedzkiego kina zaprosiłyśmy do współpracy zarówno dorosłych, jak i dzieci – ideą było nie tylko wspólne działanie sąsiedzkie, lecz także integracja międzypokoleniowa. Wspólnie budowaliśmy „ekosamochody” i inne siedziska potrzebne do stworzenia kina letniego, dyskutowaliśmy o filmach, integrowaliśmy się przy rożnych zabawach. Energia podczas spotkań była niesamowita. Bardzo szybko, twórczo i intensywnie mijały kolejne dni. Niestety, finałowy pokaz filmu, z powodu bardzo brzydkiej pogody, musiał odbyć się we wnętrzu CK AGORA. Udało się jednak odtworzyć klimat kina plenerowego – dzieci siedziały w swoich samochodach, dorośli w różnego rodzaju siedziskach powstałych na warsztatach. Frekwencja była zaskakująca – sala pełna entuzjastów kina. Ale nas najbardziej ucieszyła obecność całych rodzin – cel projektu został spełniony. Po pokazie uczestnicy nie chcieli się z nami rozstać, a widzowie jednogłośnie orzekli, że był to najlepszy pokaz filmowy, w jakim dotychczas uczestniczyli. Bardzo podobał się luźny klimat na sali kinowej, gdzie dzieci przytulone do rodziców mogły razem z nimi oglądać film. Warsztaty okazały się sukcesem i mam nadzieję, że zainspirowały również innych do tworzenia kin plenerowych w swoich ogrodach czy pobliskich parkach. Dorota Gawarkiewicz – animatorka kultury, rękodzielniczka związana z pracownią szycia w spółdzielni Panato. Artystyczna dusza o niekonwencjonalnym podejściu do życia, czego wyraz daje w swoich oryginalnych produktach. Szycie to jej pasja. Zdjęcia w artykule pochodzą z arch. CK Agora
Małe dzieła sztuki Rozmowa z Iwoną Szabarkiewicz, prowadzącą Warsztaty szycia, czyli jak uszyć sobie torbę w ramach Kuźni Projektów. Po co uczysz ludzi, jak uszyć sobie torbę na maszynie, skoro można łatwo i szybko kupić gotową w sklepie? Można kupić tanie rzeczy w sieciówkach sklepowych, ale najlepszą frajdą jest uszyć sobie coś, co jest unikalne – nie spotkamy innej osoby z takim produktem. Mamy satysfakcję, że zrobiliśmy to własnoręcznie, według naszego projektu. Sami określamy swoje potrzeby – dobieramy materiał, wielkość, krój. Szycie, jak inne dziedziny rękodzieła artystycznego, daje nam czas na odprężenie, stajemy się stylistami i wykonawcami własnego wizerunku.
8
>> WYDANIE SPECJALNE
Czy szycie na maszynie jest trudne? Czy każdy może się tego nauczyć? Szycie jest proste. Trzeba tylko wiedzieć, jaka jest kolejność wykonywania działań i poznać swoje narzędzia pracy; nauczyć się obsługi maszyny do szycia, doboru i regulacji naprężenia nici, rodzajów i użycia ściegów. Kto uczestniczył w Twoich warsztatach?
W warsztatach uczestniczyły osoby pozytywnie zakręcone, które odkryły w sobie chęć spędzenia wolnego czasu kreatywnie i praktycznie. Posia-
>> KUŹNIA PROJEKTÓW dły wiedzę na temat krawiectwa i stworzyły małe dzieła sztuki, zaprojektowane według własnego pomysłu i wykonane własnoręcznie. Czy uczestnicy byli zadowoleni z efektów swojej pracy?
Mam nadzieję, że tak. Liczę też, że zasiałam w nich ziarno tworzenia rękodzieła krawieckiego. Uczestniczki uszyły piękne rzeczy, byłam pod wrażeniem ich kreatywności. Kilka dziewczyn kontynuuje swoje zainteresowania już w cyklicznych zajęciach w CK Agora, które odbywają się w środy. Iwona Szabarkiewicz – prowadzi warsztaty ze sztuk plastycznych: malarstwa, rysunku, zdobienia odzieży farbami do tkanin, wikliny papierowej, sgraffito tuszowego, masy solnej, recyklingu. Związana z pracownią szycia Panato. Inspirują ją rzeczy z pozoru nieużyteczne, uwielbia pracę z dziećmi.
GWIAZDKA Z NIEBA
Świąteczne Rodzinne Warsztaty Florystyczne Zapraszamy 11 grudnia do Centrum Kultury Agora od 10.00 do 13.00 na bezpłatne warsztaty florystyczne. Warsztaty adresowane do rodzin z dziećmi w wieku szkolnym (od 7. roku życia) poprowadzi mistrz florystyki Marek Kucharski. Pomysłowe ekologiczne ozdoby bożonarodzeniowe na choinkę i stół, m.in. gwiazdka, będą wykonane techniką kreszowania, splatania, wtykania i klejenia. Zgodnie z trendami do tworzenia użyte zostaną materiały ekologiczne, które z dawien dawna wykorzystywali twórcy ludowi, czyli słoma, siano, igliwie, liście, szyszki itp. Mamy też propozycję dla uczestników w wieku 10–15 lat. Tym razem pod okiem artysty-plastyka Iwony Buraczewskiej-Opani młodzież wykona nietypowe bombki.
LISTOPAD Fundacja Tobiaszki ZRÓB Z NAMI SPEKTAKL (projekt w toku) Przedszkole Mali Zdobywcy WARSZTATY Z KSIĄŻKĄ 12, 16 i 19 listopada Muzułmańskie Centrum Kulturalno-Oświatowe WIECZÓR FILMOWY 17 listopada
Po zakończeniu warsztatów uczestnicy wspólnie ubiorą choinkę w holu Agory.
Podczas warsztatów będzie czynny minikiermasz – okazja do kupienia niepowtarzalnego upominku „z duszą”.
W ofercie znajdą się m.in. ceramiczne patery i miseczki, anioły, szklane obrazy, grafiki, których autorami są uczestnicy pracowni artystycznych CK Agora. Zapisy: irena.lukaszewicz@ckagora.pl, 71/3251483 w. 107 Ilość miejsc ograniczona, decyduje kolejność zgłoszeń.
Minikiermasz potrwa od 11 do 14 grudnia i będzie czynny w godz. 10.00 – 20.00.
GRUDZIEŃ Studio Fotograficzne Strop WARSZTATY FOTOGRAFII 3 i 10 grudnia Fundacja Tobiaszki ZRÓB Z NAMI SPEKTAKL 17 grudnia – finałowy pokaz
więcej informacji na: www.facebook.com/domkikultury
9
>> KULTURA STOŁU ALEKSANDRA BOLEK
Co to za pomysł, ten Concept? W industrialnym wnętrzu Conceptu, mocno nawiązującym do sąsiadującego Browaru Stu Mostów, pachnie mieszanką piwa i świeżego chleba. W gablocie prezentuje się pieczywo, w lodówkach słoiki z czarnymi nakrętkami, a w środku nich autorskie przetwory. Po przeciwnej stronie, na półkach, akcesoria do kawy i browarniane suweniry: koszulki, kufle, torby zakupowe. W specjalnych suszarniach dojrzewają połcie mięsa. Chce się coś zjeść. Centrum miasta się przejadło. Dosłownie i w przenośni. Na lokalizacje poza centrum decydują się już nie tylko pizzerie i pierogarnie, lecz także restauracje z autorskim menu. Nie boją się wykluczenia poza gastronomiczny margines. Każda dzielnica zaczyna mieć swoje specjały. Karłowicom w udziale przypadł (obok wiadomych innych dobroci) Browar Stu Mostów, a od niedawna jego dziecko – Concept Stu Mostów. Śniadaniowe delikatesy. Kawa i kanapka? Też. I coś znacznie więcej. Są tu unikalne rarytasy, niepowtarzalne smaki, zadziwiające kombinacje. Concept i Browar żyją w ścisłej symbiozie. A raczej: Concept żywi się Browarem, naturalnie z niego wypływa, stanowi link do Browaru. Bazą do jego wyrobów jest piwo z Browaru oraz elementy procesu warzenia: słody, młóto i brzeczka*.
Pracują tu prawdziwi rzemieślnicy – piekarz, serowar, masarz i kucharz. Wytwarzają wszystko na miejscu, ręcznie. W produkty do swoich wyrobów zaopatrują się u lokalnych dostawców, od warzyw, przez mleko, przyprawy, mąki, po mięso. To sprawia, że Concept jest tutejszy, osadzony mocno w tych okolicach. Jak mówi Michał Czekajło, autor receptur, eksperymentator, poszukiwacz nowych smaków w Concepcie, gwarant jakości produktów, krąg dostawców zamknął się w promieniu stu kilometrów. Tłumaczy, że to, co powstaje w Concepcie, podąża za pracą Browaru i uzależnione jest od sezonowej oferty dostawców. Jeśli Browar warzy ciemne piwo, to na bazie takiego młóta powstaje ciemne pieczywo. Latem serwowane były słodkie bułki z sezonowymi owocami i kajmakiem, niedługo skosztujemy jesiennego keczupu z dyni i jarzębiny.
Zdjęcia z arch. Conceptu Stu Mostów
To Michał nadał ostateczny kształt produktom dostępnym w delikatesach. Najpierw wziął na warsztat brzeczkę, jest słodka. Zaczął na niej piec. Potem dodawał ją do sosów i winegretów, łamiąc jej słodycz octem i cytryną. Tą drogą eksperymentów powstał pierwszy flagowy produkt Conceptu – precel. Jest na bazie słodu i młóta, z Pilsem stanowią parę idealną. Musztarda, inny wiodący wyrób, to też wynik poszukiwań Michała i kolejny mariaż z Browarem. Gorczyca biała jest zalewana gorącą brzeczką na tydzień. W musztardzie jest mocno wyczuwalna, grubo mielona, przez co ma dużo smaku, który powoli się otwiera i nabiera siły. Każdy produkt zawiera w sobie element Browaru.
Concept jest kolejnym krokiem, poszerzeniem tych poszukiwań. Choć zapewne to dopiero początek. A kupimy tu wszystko, czego potrzeba do śniadania. Pozornie, bo to wszystko jest jakieś inne. Chleby, bułki i precle, ale na piwie i słodach, majonez, ale z chmielem, musztardę, ale z brzeczką, keczup, ale z buraka, kajmak, ale z solą. Do tego sery dojrzewające podpuszczkowe z dodatkami i wołowinę sezonowaną dwadzieścia jeden dni oraz tę na steki. Trzeba spróbować, choćby z szacunku dla tej przekory. Dziękuję Michałowi Czekajło za rozmowę.
10
>> WYDANIE SPECJALNE
SŁOWNICZEK Słód – najpierw namoczone, wykiełko-
wane i wysuszone ziarno zbóż. Najczęściej jęczmienia, ale również pszenicy, żyta, orkiszu czy owsa. W zależności od sposobu suszenia możemy wyróżnić słód jasny, karmelowy, czekoladowy, ale też palony. Słody, jako produkt wartościowszy niż same zboża, stosuje się do wzbogacania smaku i aromatu pieczywa. Słody palone dodatkowo nadają ciemną barwę pieczywu.
Brzeczka słodu.
Młóto –
– wodny roztwór składników
składniki słodu pozostające po produkcji brzeczki. Składają się przede wszystkim z błonnika, dużej zawartości białka i niewielkiej (ok. 1-2%) zawartości węglowodanów. Zazwyczaj stosuje się je jako paszę dla zwierząt, ale wg. badań, świetnie zwiększa wartość żywieniową wielu produktów, takich jak np. pieczywo.
>> KULTURA STOŁU ALEKSANDRA BOLEK
Karłowice ugotowały Ugotowały i to jak! Warsztaty pichcenia na Karłowicach pod hasłem Karłowice Gotują (się) odbyły się dzięki dofinansowaniu z programu mikroGRANTY w ramach Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Karłowiczanie mieli okazję wziąć udział w trzech spotkaniach, każde poświęcone było innej tematyce: zdrowemu gotowaniu międzypokoleniowemu, tworzeniu pysznej śniadaniówki pod okiem dietetyka oraz kuchni bezglutenowej i bezcukrowej. Niesamowici uczestnicy, wspaniali prowadzący, magia w kuchni, obłędne smaki. To wszystko sprawiło, że zwykłe pichcenie przerodziło się w biesiadowanie, celebrowanie posiłku i rozmowy przy stole. Rozmowy o tym, co na talerzu, o tym, co lubimy jeść, co gotowały nasze babcie, o trendach, o Karłowicach. Wszyscy poczuli sąsiedzką moc, którą wyzwoliło w nich dobre jedzenie – poczuli się bliżej siebie. Bo przecież wiadomo, że najlepsze imprezy kończą się w kuchni.
Co się gotowało?
Warsztat Gotowanie Łączy Pokolenia w Fundacji Tobiaszki poprowadziły psychodietetyczki Beata Jankowska i Edyta Skorupska (autorka bloga Przy Zielonym Stole). Seniorzy wraz z wnuczętami odkrywali kuchnię roślinną. Przygotowali wegeburgery z kaszy jaglanej podane w bułce orkiszowej z majonezem z pestek słonecznika, do tego pastę z pieczonej papryki i trufle daktylowe. Rodzice wraz z dziećmi, czyli uczestnicy warsztatu Zdrowa Śniadaniówka, w Przedszkolu nr 70 Tęczowa Kraina pod okiem dietetyczki Joanny Szmitki-Łuszczyk z Gabinetu Kwestia Diety przygotowywali pasty kanapkowe na bazie warzyw, amarantusowe kulki z płatków owsianych i deser dyniowo-kokosowy.
Co z tym cukrem i glutenem? – odpowiedzi na to pytanie szukali uczestnicy warsztatu w Centrum Kultury Agora. W trakcie spotkania prowadzonego przez Panią Tatianę Leszkiewicz, rodowitą karłowiczankę i miłośniczkę kuchni bez cukru i glutenu, powstała zupa dyniowa, gulasz z czarnej soczewicy, a na deser karobowa nutella. Najciekawsze przepisy z warsztatów zostaną wydane w formie ulotki i będą dystrybuowane na Karłowicach. Wypróbujcie je sami!
Kulinarne hity i poczucie wspólnoty
Każdy warsztat miał swoje hity, głównie słodycze – zdrowe trufle, amarantusowe kuleczki, karobową nutellę. Zjadaliśmy warzywa, owoce, orzechy, ziarna. Piekliśmy, mieszaliśmy, blendowaliśmy, doprawialiśmy. Poznawaliśmy dziwne nazwy: karob, ksylitol, amarantus. Robiliśmy mleko kokosowe. Degustowaliśmy różne rodzaje chleba. W tym wszystkim jednak ważne było coś innego. Tak naprawdę pod przykrywką warsztatów kulinarnych przemycaliśmy coś, co w dobie smartfonów, mobilnego internetu i wirtualnej rzeczywistości pragniemy ocalić od zapomnienia: poczucie wspólnoty. Ludzie spoza Karłowic, z którymi rozmawiałam przy okazji promowania akcji, byli zaskoczeni tym, że na Karłowicach wszyscy się znają, że mieszkańców łączą głębokie więzi, że powstaje tu mnóstwo działań oddolnych, które służą temu, aby życie osiedla było łatwiejsze i bardziej komfortowe. Mieszkajmy razem, nie obok siebie. Tak mieszka się o wiele przyjemniej. Mam nadzieję, że moda na gotowanie, która dotarła na Karłowice, szybko nie minie i przerodzi się w tradycję wspólnych spotkań przy stole. Nawet bez okazji. Postaram się kontynuować akcję Karłowice Gotują (się) już bez wsparcia ESK. Mam nadzieję, że się uda. Zapraszam na profil na Facebooku Karłowice gotują – się, gdzie można znaleźć fotorelacje ze wszystkich warsztatów oraz śledzić kulinarne życie naszego osiedla.
www.facebook.com/karlowicegotujasie
Fot. Aleksandra Bolek
Aleksandra Bolek – mieszkanka Karłowic, kocha je jako wspaniałe miejsce do życia. Stoi za inicjatywą „Karłowice gotują – się” na Facebooku, gdzie obserwuje kulinarną stronę osiedla. Obecnie realizuje projekt warsztatów pichcenia na Karłowicach w ramach mikroGrantów ESK 2016. Z zawodu lektorka języka angielskiego.
11
>> NASZE SPRAWY MACIEJ MATYKA, PAWEŁ SUŚ
WBO Brodzik – pospolite ruszenie na Karłowicach W tegorocznej edycji Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego grupa mieszkańców naszego osiedla wspólnymi siłami wymyśliła, zgłosiła, a następnie promowała dwa projekty zagospodarowania terenu dawnego brodzika przy ulicy Berenta. Jednym z nich był plac zabaw, a drugim boisko wielofunkcyjne. Udało się – mieszkańcy wybrali projekt na stworzenie placu zabaw przy brodziku, który powstanie w roku 2017! Brawo! Niestety, łyżką dziegciu jest porażka w głosowaniu na boisko (projekt duży) – tu przegraliśmy o 91 głosów z projektem na budowę boiska przy Szkole Podstawowej nr 50 przy ul. Czeskiej.
Co jest szczególnego w tym wydarzeniu? Energia, która wyzwoliła się w trakcie prac nad pomysłem, zaangażowanie osób zajmujących się promocją, efekty w postaci warsztatów, spotkań, opracowań, trzech filmów reklamowych, banerów, ulotek, czy wreszcie pikniku, przez który przewinęło się ponad pięciuset mieszkańców naszego osiedla. Wyjątkowy jest też wynik. Zdobyliśmy ponad 2200 głosów na osiedlu, na którym dominują domy jednorodzinne, nie ma wielkich blokowisk, a połowę jego powierzchni zajmuje Wyższa Szkoła Oficerska.
Nie ma brodzika...
Brodzik to zielony teren pomiędzy ulicami Kasprowicza i Berenta, sąsiadujący z budynkiem starej Agory. Wciąż jest tam niecka po dawnym kąpielisku oraz ślady po placu zabaw i pozostałości nawierzchni boiska. Od kilkunastu lat to miejsce popada w ruinę. Nasze projekty nawiązują do przeszłości tego miejsca – mają przywrócić je społeczności Karłowic i stworzyć przestrzeń, w której każdy będzie mógł spędzić aktywnie czas. Całkiem niedawno były w mieście plany, aby powstało tu wielooddziałowe przedszkole. Lokalna społeczność oprotestowała jednak ten pomysł, dzięki czemu nasza propozycja, aby w tym miejscu stworzyć Karłowickie Centrum Rekreacji dla najmłodszych i dla tych nieco starszych, ma szansę zostać wcielona w życie.
Piknik „Spotkajmy się na Brodziku” zorganizowany 1 października przez liderów projektów #5 i #115 w ramach promocji głosowania w WBO.
okolicznych dzieciaków. Chcemy, by teren odżył i zaczął być dla nas użyteczny. Oczami wyobraźni widzimy tam w niedalekiej przyszłości zadbaną zieleń, ławki, oświetlenie.
Wiele osób pytało, czy nie chcemy na tym terenie odtworzyć kąpieliska. Cóż, zrobienie basenu to wydatek rzędu kilkudziesięciu milionów złotych. Kompletnie poza naszymi możliwościami. Padł też pomysł, że może warto nieckę po brodziku wyremontować, zrobić drewniane ławy na całej długości krawędzi, a pusty środek oddać mieszkańcom na ich własne inicjatywy. Byłoby to wówczas miejsce i na sąsiedzkie kino letnie, i na kameralne koncerty osiedlowe, i do jazdy na rolkach. Można by też rozstawiać tam namioty i organizo-
wać co niedzielę targ osiedlowy. Pomysłów jest wiele i możemy je zrealizować razem!
Na pewno za rok będziemy składać do Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego projekty, które pozwolą na realizację kolejnych etapów odnawiania i ożywiania Brodzika. Mamy też pierwsze sygnały od osób prywatnych, które chciałyby wesprzeć społecznie projekt odbudowy tego miejsca. Takie wsparcie też jest możliwe, a jeśli zebrałoby się nas więcej, moglibyśmy wspólnymi siłami teren wyremontować. Jeśli ktoś z państwa dysponuje środkami, materiałami, pomysłami, jak taki społeczny projekt wesprzeć, zapraszamy do kontaktu z nami: parkkarlowice@gmail.com.
Będzie Brodzik!
Stawiamy kolejne kroki na drodze do przywrócenia Brodzika Karłowicom. Chcielibyśmy ten teren „otworzyć”, tak, aby możliwe było wejście tam z alei Kasprowicza i z placu Piłsudskiego. Pracujemy też nad pomysłem na wyjątkowy i atrakcyjny plac zabaw. Poza tym nie rezygnujemy z marzeń o boisku rekreacyjnym dla
Kurier Karłowicki nakład wydania specjalnego: 2000 egz. ISSN 2449-7967
REDAKCJA Marzena Gabryk (redaktorka naczelna, skład) Aleksandra Bolek Karolina Okurowska Ewa Pater-Podgórna Paweł Suś KOREKTA Agnieszka Darian
>> KONTAKT
kontakt@kurier-karlowicki.pl
>> SZUKAJ NAS NA:
www.kurier-karlowicki.pl www.facebook.com/kurierkarlowicki
Współwydawcą specjalnego numeru „Kuriera Karłowickiego” jest Centrum Kultury Agora. Zadanie realizowane jest w ramach Kuźni Projektów, dofinansowanego ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu Dom Kultury+ Inicjatywy lokalne 2016.
12
>> WYDANIE SPECJALNE