NR 1.2016
|
ISSN 2449-7967
|
www.kurier-karlowicki.pl
>> JESTEM Z KARŁOWIC
Raku znaczy radość
Z Maciejem Szczypką rozmawia Ewa Pater-Podgórna
W niepozornym budynku przy ulicy Berenta kryje się Studio Domek – pracownia form, którą zawiaduje Maciej Szczypka, człowiek wielu talentów i pasji: absolwent wzornictwa przemysłowego, ceramik, rzeźbiarz, fotograf, malarz, edukator. Tylko że potem powstają architektoniczne potworki, przypadkowe efekty pracy na komputerze. Wróćmy do tematu ceramiki, bo to wokół niej kręci się działalność Studia Domek.
Wzornictwo to też ceramika. Z ceramiki robi się części silników, okładziny do wahadłowców kosmicznych wytrzymałe na wysokie temperatury. Ceramika jest po prostu jednym z tworzyw. Potocznie myśli się o ceramiku jako o kimś, kto coś tam sobie wymyśla, wlewa gips do formy, wypala. Ale warto pamiętać, że ceramika to coś więcej, że łączy się z designem. A Ty czujesz się bardziej designerem czy ceramikiem?
Ja czuję się jednym i drugim. Nie tyle ceramikiem, bo nie kończyłem ceramiki, nie mam wiedzy na ten temat tak szerokiej jak u absolwenta pięcioletnich studiów na tym kierunku. Być może od takiego świeżo upieczonego absolwenta mam większe doświadczenie praktyczne, bo zwyczajnie robię to już od wielu lat. Ale nie, nie nazywałbym się stricte ceramikiem. Cytując Brombę Wojtyszki: „Kiedy latam, to jestem lataczem, A kiedy gżdam – to jestem gżdaczem!”. Jestem ceramikiem, kiedy zajmuję się ceramiką. Co może powstać w Studio Domek? Fot. Ewa Pater-Podgórna
Liceum plastyczne, potem wyższa szkoła sztuk plastycznych, projektowanie form przemysłowych. Dyplom robiłem u mistrza fajkarskiego w Przemyślu, to była robota w drewnie i trochę ceramiki. Zrobiłem wtedy z kamionki bolesławieckiej komplet – pojemnik na tytoń z ceramiki, fajkę wodną, korzystałem z drewna, gumy, ebonitu, łączyłem różne techniki.
Wzornictwo przemysłowe wyparł dziś termin „design”. Wtedy też funkcjonował, ale nie tak, jak teraz, to nie było takie słowo-wytrych. Mój kierunek nazywał się oficjalnie Wzornictwo Przemysłowe, chociaż, mówiąc szczerze, z przemysłem to miało niewiele wspólnego. Niestety, w Polsce przełożenie nauki projektowania na produkcję było i jest, z niewielkimi wyjątkami, praktycznie żadne. Swoją drogą, to była najmłodsza katedra, najmłodszy prowadzący na uczelni. Zapraszali do nas świetnych ludzi. Starali się pokazać, czym jest projektowanie. Kiedy kończyłem design, nie było jeszcze komputerów na uczelni, jeżeli ktoś miał prywatnie jakiegoś MacIntosha, to był niemalże bogiem, bo nie musiał używać ołówka. A ja tego wszystkiego uczyłem się po studiach, na uczelni projektowaliśmy tylko tradycyjnie: za pomocą linijki i ołówka. Co nie jest takie złe, bo taka umiejętność jest bardzo ważna. Prowadziłem kiedyś zajęcia z rysunku w weekendowej szkole projektowania wnętrz. Słuchacze byli na różnym poziomie – od studentów architektury, którzy z powodzeniem mogliby mnie wyręczyć, do osób na poziomie przedszkolaków. Nie chciałem dawać dobrych stopni za nic, mimo nacisków ze strony szefostwa, które argumentowało, że rysunek odręczny de facto nie jest dziś potrzebny, bo mamy AutoCada i inne świetne programy.
Wszystko! Mam piwnicę, taras, wypał jest na zewnątrz. Wypał ceramiki wykonanej techniką raku jest bardzo krótki. Teraz wprawdzie powstaje seria busów, czyli zlecenie komercyjne, ale oczywiście cieszę się, że są i takie zlecenia – każde to wyzwanie wymagające precyzji. Moje ulubione raku też, chociaż w inny sposób. Na czym polega raku?
Raku to technika japońska, zapoczątkowana tam przez pewnego imigranta z Korei. Mistrz zen zamówił u niego czarki do herbaty i tak się zaczęło. Kiedy okazało się, że naczynia te są do herbaty doskonałe, ów mężczyzna zmienił swoje nazwisko rodowe właśnie na „raku” – znaczy radość. W tamtym kręgu kulturowym ceremonia picia herbaty kojarzy się z czymś bardzo przyjemnym, poza tym, że jest to medytacja. A więc raku to właściwie i rodzina ceramików, i rodzaj techniki. Patrząc na to od strony technicznej – w okolicach Kioto prawdopodobnie znajdowały się charakterystyczne pokłady glinki – stąd specyficzny skład tych produktów. Tak jak narodziny porcelany w Chinach były możliwe dzięki obecności złóż kaolinu. Procesem rządzi ogień.
W pewnym sensie tak. Kiedy wypał się kończy, trzeba otworzyć piec i metalowymi szczypcami wyjąć wypalane przedmioty. Jest w tym pewna alchemia. Szczególnie wieczorem wygląda to pięknie, bo to są czerwone, rozżarzone, roziskrzone czerepy, które trzeba szybko wyjąć ze środka. Poza działalnością twórczą i wytwórczą prowadzisz też warsztaty ceramiczne.
Ceramiczno-rzeźbiarskie, ale też plastyczne. Chyba najbardziej przywiązany jestem do mojej grupy przed-
szkolnej z Przedszkola Integracyjnego nr 12. Mam uprawnienia do pracy z dziećmi z niepełnosprawnością. Papier to mało, bo tu znowuż podstawą jest doświadczenie. Od sześciu lat jestem też wolontariuszem w Klinice Hematologii. Dzięki tym zajęciom dzieci mogą na godzinę zapomnieć o swojej chorobie. Trzy lata przymierzałem się do tego, nie wiedziałem, jak się w tym odnajdę. Ale ceramiką można pomóc. Przykład z przedszkola integracyjnego: praca z gliną to praca manualna, sensoryczna. Wielu dzieciom zajęcia ceramiczne pomagają się skupić, skoncentrować. Są bardziej angażujące niż, dajmy na to, zajęcia z rysunku, gdzie medium jest dwuwymiarowy papier. Ołówek zawsze można odłożyć, a tu jak już ręce są brudne, nie ma odwrotu. W relacjach z dziećmi zdobywam naprawdę różne doświadczenia. Glina jest do tego świetna. A od jak dawna jesteś na Karłowicach?
To mój drugi rok w tym miejscu. Udało mi się przeprowadzić kilka warsztatów dla dzieci. Zapraszam wszystkich, którzy chcieliby się tu pojawić – chętnie poprowadzę zajęcia. Nie zamierzam jednak specjalnie inwestować w ten budynek, bo nie jest moją własnością. Chciałbym, żeby było tu ładniej, co staram się osiągnąć na własną rękę – w ogrodzie wysiewam kwiaty, powoje, zioła, bawię się w ogrodnika. Zresztą jednym z moich ulubionych warsztatowych tematów jest właśnie doniczka. To zadanie cementuje grupę, bo zostaje po takich zajęciach jakiś namacalny dowód wspólnej pracy – doniczka. W przypadku dzieci przedszkolnych wiosną sypiemy do doniczki ziemię, sadzimy kwiat i jest po nas pamiątka dla następnego rocznika. To bardzo fajne zadanie integracyjne. Można też na tym przykładzie prześledzić wszystkie elementy produkcji ceramiki: trzeba obiekt uformować, wysuszyć, można go szkliwić, potem wypalić w taki czy inny sposób, a na koniec – użyć. Dzieci są zaangażowane w zajęcia, po prostu je lubią. Często słyszę zresztą i od pań w przedszkolu czy rodziców dzieci, że „chętnie by polepiły”, jednak zwykle kończy się na deklaracjach. A ja mogę przecież prowadzić zajęcia dla osób w każdym wieku. Glinie naprawdę wszystko jedno, kto trzyma ją w rękach.
Studio Domek ul. Berenta 29/1 a, Wrocław tel. 506 218 853
1
>> PRZEWODNIK PO KARŁOWICACH ALEKSANDRA BOLEK
Znamy się, przynajmniej z widzenia Przed laty, gdy na Karłowicach działało Centrum Kultury Agora, mieszkańcy, poza uczestnictwem w wydarzeniach kulturalnych, mieli tam również swoje miejsce spotkań, w którym mogli tworzyć osiedlową wspólnotę. Obecnie Agora znajduje się na Różance, a obiekt po niej popadł w ruinę. Gdzie więc teraz toczy się życie społeczne Karłowic? Skąd, na przykład, dowiemy się, że zaginął pies, że są dni otwarte pobliskiej szkoły, że powstał sushi bar czy że lekcje zumby odbywają się we wtorki i czwartki? Odpowiedzi na te pytania zaprowadzą nas pod adres Micińskiego 11, czyli do sklepu spożywczego „Pola”. W historii „Poli” był też moment ciężki – otwarcie sieciowego dyskontu za miedzą. Prawdopodobnie wtedy właściciele zdecydowali o skierowaniu swojej działalności w stronę ekożywności. „Pola” przeobraziła się w coś na kształt luksusowych delikatesów, z topinamburem i batatami, z akcesoriami do domowego sushi, z wyselekcjonowanymi wędlinami i rybami, z rzemieślniczymi piwami czy z regałem pełnym artykułów bezglutenowych. To zapewne przekonało część klientów do powrotu.
W „Poli działa też stoisko mięsne Polesie, które sprzedaje produkty od małych, rodzinnych firm stawiających na smak i jakość. Są to artykuły bez dodatku glutenu, polepszaczy smaku czy konserwantów. W każdy wtorek mają też mobilną wędzarnię. Panie ekspedientki z uśmiechem gotowe są pokroić po trzy plasterki wybranej wędliny. Co na rosół, co na gulasz, co na mielone? One wiedzą i doradzą. Obok suchej krakowskiej czy salcesonu znajdziemy tam włoskie prosciutto czy węgierskie salami. Mają też sery kozie, sery długodojrzewające czy czeską musztardę. To jakby uzupełnienie asortymentu „Poli”. Sklep i stoisko razem tworzą jedno.
Dlaczego tak trudne może być znalezienie dzikiego ryżu, skoro sklep nie jest duży? Ponieważ ilość asortymentu oszałamia. Jest bezkonkurencyjny względem wielkopowierzchniowych super – czy nawet hipermarketów. W „Poli” znajdziemy wszystko – od produktów podstawowych do zdrowej żywności. Właściciele dbają o prozdrowotny i ekologiczny profil sklepu. I nie poprzestają na tym, co już mają. Wciąż pojawiają się nowi dostawcy, a ich produkty lądują na sklepowych półkach. Najpierw powoli, w dwóch, trzech egzemplarzach, aby wybadać popyt, a później ruszyć śmielej z dostawą.
„Pola” to więcej niż sklep, to niemal instytucja. Na jej czele stoi Szefowa – tak wszyscy ją nazywają. Można ją spotkać codziennie, oprócz niedziel, w godzinach „urzędowych”. Jest całkowicie oddana swojej pracy. Zwykle w poniedziałki rano widać ustawionych w rządku przedstawicieli handlowych ściskających w rękach swoje oferty – tradycyjne, na papierze lub elektroniczne, na modnych tabletach. Czekają na swoją kolej z Szefową. Nie wszyscy zostaną przyjęci. Jest też Mąż Szefowej. Szara eminencja. W części ekspozycji pojawia się rzadziej, ale można go czasami spotkać w strefie warzywno-owocowej. I w końcu, ale nie na końcu – młode pokolenie, też mające swój niemały wpływ na profil sklepu. Bo skąd w ofercie masło ghee czy czekolada z nieprażonych ziaren kakaowca?
2
>> NR 1.2016
Kim są klienci „Poli”? To z pewnością okoliczni mieszkańcy: bo mają blisko; bo zapomnieli o mleku lub właśnie go zabrakło na naleśniki; mieszkańcy stosujący metodę mieszaną, czyli tacy, którzy część zakupów robią w sieciówkach, a po wisienki na torcie wybierają się do „Poli”; dzieci ze szkoły po drugiej stronie ulicy, które przybiegają do sklepu podczas długiej pauzy; ludzie spragnieni kontaktów sąsiedzkich, przychodzący z nadzieją na miłe spotkanie przy okazji zakupów; świadomi konsumenci zdrowej żywności, którym mieszkańcy innych osiedli zazdroszczą wyboru bio kaszy jaglanej tuż pod domem i wreszcie przybysze z innych dzielnic, niezadowoleni z ubogiej oferty swoich sklepów. Oto mój subiektywny przekrój.
„Pola” ma niewątpliwie same zalety: bliskość, jakość produktów oraz poziom obsługi i pozytywne nastawienie do klienta. Czy ktoś stał tam kiedyś w kolejce dłuższej niż trzyosobowa? Ważne jest również silne osadzenie sklepu w realiach karłowickich. Właściciele pozwalają na zostawienie ulotek, plakatów i ogłoszeń sąsiedzkich; nawet „Kurier” ma tam swoje miejsce. Dbajmy więc o nią, tak jak ona o nas.
Fot. Paweł Suś
Oczywiście sklep spożywczy nie może zastąpić domu kultury. Obecnie jest to jednak ważne nieformalne miejsce spotkań lokalsów: wymiany nowinek w alejce z mrożonkami czy pogaduszek z obsługą przy kasie. Tu nie czujemy się anonimowi. Znamy się, przynajmniej z widzenia. Znamy obsługę. Zauważamy jej zaangażowanie i stałą obecność. Nie to, co w sieciówkach. Tam każdy z nas jest dla kasjera jak numer paragonu. W „Poli” mamy wrażenie, że obsługująca nas pani lubi swoją pracę, szanuje klientów, jest zorientowana w asortymencie sklepu i pomoże nam, do tego stopnia, że zapytana o miejsce dzikiego ryżu na półce, zejdzie z drabiny, na której akurat stoi, i zaprowadzi nas do celu.
Czy „Polę” można za coś nie lubić? Ktoś powie, że drożej. Cóż, żaden pojedynczy kupiec nie wygrał jeszcze z bezlitosną, żarłoczną machiną sieciówek. Klientka, pani Magdalena, zapytana, czemu robi tu zakupy, rzuca w pośpiechu: „Mam przez ulicę. Skończyły się kabanosy. A rocznemu dziecku na żądanie ‚Da!’ jak odmówić? Radość po wręczeniu kabanosa niemierzalna żadną miarą”. Z kolei na facebookowym profilu sklepu pani Jadwiga napisała: „Nie znam lepszego sklepu we Wrocławiu. [...] to obowiązkowe miejsce dla ceniących przede wszystkim zdrowe jedzonko”.
>> MIĘDZY NAMI SĄSIADAMI KAROLINA WASZKIEWICZ
Są miejsca, gdzie możemy żyć inaczej… Różnobarwny kwiat to logo Stowarzyszenia „Żyć Inaczej”. Jego nazwa wiele nam obiecuje, ale właściwie się za nim kryje i jaki jest jego cel? Nasze stowarzyszenie działa we Wrocławiu już od szesnastu lat. Od października 2001 roku prowadzimy Ośrodek Integracyjny przy ul. Kamieńskiego 10 b. Placówka ma charakter integracyjno-edukacyjny. Naszym zadaniem jest stworzenie przestrzeni do osobistego rozwoju oraz alternatywnej edukacji w zakresie zdrowia, ekologii, kultury, edukacji, sportu, bezpieczeństwa, integracji społecznej oraz aktywności zawodowej. A mówiąc prościej – w sposób kreatywny i pożyteczny spędzamy wspólnie czas, a bawiąc – uczymy. W ramach ośrodka działają: Klub Seniora i Związek Kombatantów oraz Klubowe Centrum Aktywności Dzieci i Młodzieży.
Klub Seniora
W klubie działają dwie grupy – wokalna, która spotyka się w środy, i plastyczna, zbierająca się w czwartki. Sekcję wokalną prowadzi Daria Khminko, o której członkinie grupy mówią w samych superlatywach: wspaniała i bardzo cierpliwa pani profesor, którą kochamy ciałem i duszą. Póki co zespół tworzą same panie. Niektóre są tu od samego początku, więc ich staż w zespole sięga piętnastu lat, ale są też osoby, które dopiero dołączyły.
chęcają się wzajemnie do pokazywania własnych prac, czego rezultatem do tej pory były wystawy mandali i obrazów tworzonych z zamiłowania do sztuki oraz zdjęć autorskich jednej z pań pasjonujących się fotografią. Ponadto wszelkie artystyczne wyroby wykonane na zajęciach można podziwiać w budynku Stowarzyszenia – ozdabiają to miejsce i ocieplają jego atmosferę. Klub Seniora to więcej niż warsztaty, to wspólnota, która wspiera się jak rodzina i przy boku której każdy odnajdzie swoje miejsce.
Przy Stowarzyszeniu działa także Związek Kombatantów Rzeczpospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych Koło „Różanka”, zrzeszający obywateli polskich, którzy walczyli o wolność, suwerenność i niepodległość ojczyzny w czasie drugiej wojny światowej. Obecnie ma około osiemdziesięcioro członków i podopiecznych w wieku ponad osiemdziesięciu lat. Skupia kilkanaście autonomicznych środowisk kombatanckich, a ich przedstawiciele spotykają się w każdy pierwszy piątek miesiąca.
Klubowe Centrum Aktywności Dzieci i Młodzieży Dzieciom i młodzieży proponujemy cały przekrój zajęć, które pozwalają rozwijać umiejętności twórczego działania i myślenia. Organizujemy warsztaty plastyczne, zajęcia taneczne z hip-hopu i disco dance, prowadzimy spotkania klubu kinomana. Młodzi mogą brać udział w turniejach piłkarzyków, tenisa stołowego czy unihokeja albo w rozgrywkach gier planszowych, komputerowych i terenowych. Cyklicznie organizujemy imprezy okolicznościowe, takie jak andrzejki, Dzień Dziecka oraz letni wypoczynek wakacyjny. Prowadzimy też zajęcia promujące zdrowy tryb życia i warsztaty rozwijające kompetencje społeczne, dzięki którym można się dowiedzieć, jak zostać wolontariuszem lub liderem. O tym, że Klub jest miejscem ważnym i potrzebnym, świadczą najlepiej wypowiedzi samych zainteresowanych.
Lubię przychodzić do klubu, ponieważ są różne zajęcia, np. taneczne, i można wspólnie sobie zagrać w gry planszowe (Agnieszka, 12 lat).
Przychodzę do tego klubu, dlatego że są fajne tańce hip-hop. Bardzo lubię tutaj robić prace plastyczne, np. literki przestrzenne, baranki z masy solnej i liski z rolek po papierze (Iza, 9 lat). Przychodzę tutaj, ponieważ bardzo dobrze czuję się w klubie. To miejsce, w którym się bawię, ale też się uczę. Jest tutaj dużo fajnych dzieci, z którymi mogę spędzić czas, i miłe panie. Przychodzę do klubu z moją najlepszą przyjaciółką (Iga, 8 lat). Chodzę do klubu, ponieważ są tu miłe panie i lubię, jak chodzimy na „salkę” lub na dwór (Daria, 12 lat).
Dołączyłam do tego klubu, ponieważ jest tutaj świetna atmosfera i poznaje się ciekawych, nowych ludzi (Aniela, 14 lat). Nasze centrum jest po prostu otwarte dla wszystkich, którzy mają głowy pełną pomysłów i chcieliby je zrealizować. Zapraszamy!
Grupa, jako jedyny zespół z Wrocławia, znajdowała się na Dolnośląskiej Liście Przebojów Ludowych, prowadzonej przez Polskie Radio Wrocław i „Gazetę Wrocławską”. Ponadto panie bardzo aktywnie działają: biorą udział w różnorodnych konkursach i przeglądach, stale koncertują, a nawet wyjeżdżają na wspólne kolędowania i śpiewy z innymi chórami. Jako zespół „Wapniaki” nagrały również płytę oraz brały udział w audycji radiowej. Gdy zapytałam panie, dlaczego przychodzą na warsztaty oraz czym są dla nich spotkania grupy, zgodnie odpowiedziały, że jest to dla nich rozrywka, mile spędzony czas z koleżankami, odskocznia od dnia codziennego, możliwość rozwoju pasji śpiewania, zwierzenia się ze swoich problemów, a nawet opowiedzenia kawałów. Natomiast artystki z grupy plastycznej zapytane, czym zajmują się na zajęciach, żartują, że w miarę możliwości wszystkim, na co pozwalają im zdrowie i chęci. Łączymy różne techniki, wykorzystujemy masę solną, technikę decoupage’u, wycinamy, szydełkujemy, tworzymy ozdoby okolicznościowe i tematyczne – przed świętami Wielkiej Nocy zdobimy jajka, a przed Bożym Narodzeniem dekorujemy bombki. – dodają. Część osób uczestniczy zarówno w zajęciach plastycznych, jak i muzycznych. Seniorzy mocno się wspierają i doceniają talenty oraz zainteresowania innych. Za-
Fot. z archiwum Stowarzyszenia „Żyć Inaczej:
Stowarzyszenie „Żyć Inaczej” ul. Kamieńskiego 10 a, Wrocław tel. 71 327 66 64 zycinaczej@zycinaczej.org.pl
www.zycinaczej.org.pl
3
>> MIĘDZY NAMI SĄSIADAMI BRAT RAFAŁ GORZOŁKA
Pomagamy zachować godność Franciszkańska Kuchnia Charytatywna przy parafii św. Antoniego na wrocławskich Karłowicach powstała w 1992 roku. Do jej założenia zainspirowała wrocławskich braci jadłodajnia działająca od wielu lat przy klasztorze franciszkanów i Papieskim Uniwersytecie Antonianum na Via Merulana w Rzymie. Na powołanie takiej inicjatywy wpływ miały także problemy ekonomiczne, z jakim spotykali się w parafii bracia: duża ilość bezrobotnych, osób borykających się z nałogami, ludzi starszych, rodzin wielodzietnych i bezdomnych. Sytuacja polityczna w kraju na początku lat 90. XX w. ulegała również przemianom, co spowodowało większą potrzebę wspierania społeczności lokalnej. Rynek pracy, gospodarka przechodziły wielkie zmiany, a Polacy dopiero uczyli się działać w nowym ustroju politycznym.
Kuchnia Charytatywna działa od dwudziestu trzech lat. Obecnie wydaje około pięciuset porcji zupy dziennie. Przez sześć dni w tygodniu o godzinie dwunastej do naszej stołówki przychodzą zarówno parafianie z parafii św. Antoniego, jak i mieszkańcy z całego miasta, bezdomni ze schronisk i noclegowni oraz osoby w potrzebie spoza Wrocławia. W miarę możliwości Kuchnia Charytatywna zaspokaja również inne potrzeby osób biednych: rozdajemy używaną odzież, dofinansowujemy zakup leków, pomagamy w uzyskaniu porad prawnych czy porad socjalnych. W okresach świątecznych przygotowujemy paczki żywnościowe: wigilijne, wielkanocne, mikołajkowe dla dzieci i dorosłych. Wszystkie te działania mają zmniejszyć poczucie społecznego odrzucenia osób w potrzebie.
Każdego roku organizujemy również wigilię dla osób ubogich i samotnych, w której uczestniczy około pięciuset osób. Wspólny stół ma nie tylko aspekt religijny, ale i społeczny – ma uczyć, jak się dzielić, i poznawać z innymi, podkreśla wartość i godność każdego człowieka. Poza tym, co roku przed każdymi świętami Bożego Narodzenia i Wielkanocą organizowane są rekolekcje dla osób korzystających z Kuchni.
W działania włączają się również młodzież karłowicka, harcerze oraz różne grupy działające przy kościele. Angażują się także sami korzystający z pomocy i to jest piękne, że doceniają nasze wsparcie i sami dzielą się tym, co mają – własnymi rękami do pracy.
Z bratem Rafałem Gorzołką rozmawia Paweł Suś Kim są ludzie, którzy przychodzą na posiłki? Mógłbym powiedzieć o trzech grupach. Pierwsza to ludzie starsi, z niską emeryturą, którzy pomagali dzieciom, a one ich opuściły. Niektórzy pobrali kredyty, a gdy zmarł współmałżonek, z jednej emerytury nie są w stanie spłacić długów. Sporo z nich to osoby niezaradne życiowo. Ta ich nieporadność wywodzi się z poprzedniego ustroju, gdy nie trzeba było tak mocno zabiegać o to, żeby coś mieć. System uczył, że po prostu było. Nie każdy potrafił nadążyć za szybkim trybem życia. Druga grupa to rodziny wielodzietne, które borykają się z problemami materialnymi. Trzecia to ludzie z różnorakimi problemami życiowymi, uzależnieni. Jest wielu młodych, w tym takich, którzy wyszli z zakładów karnych i nie mieli do czego wrócić. Nie wnikam w ich historie życia, ja po prostu daję im ciepły posiłek. Wśród młodych ludzi są również często osoby, które wychowały się w placówkach opiekuńczych i domach dziecka.
Jak można wesprzeć Kuchnię? Od 2016 roku kuchnię prowadzimy już w ramach utworzonej przez nas Fundacji Antoni. Łatwo zapamiętać, bo i parafia jest pod wezwaniem św. Antoniego. Zasadniczo w funkcjonowaniu kuchni nic się nie zmieniło. Jeśli ktoś chciałby pomóc, to na naszej stronie internetowej można znaleźć kontakt do nas, numer konta i dowiedzieć się, co się u nas dzieje. Mieszkańcy Karłowic od lat nas wspomagają i jesteśmy im bardzo wdzięczni za dar ich serca i wsparcie naszego wspólnego dzieła „Miłosierdzia”. To dobro nas jednoczy i uczy spojrzenia sercem na drugiego człowieka. Życzę wszystkim, abyśmy tacy właśnie byli, zawsze pełni miłości dla drugich.
Czy trzeba być wierzącym i praktykującym katolikiem, żeby przyjść po zupę do franciszkanów?
Mam świadomość, że wiele osób, które tu przychodzą, to ateiści. Nigdy nie patrzę na to, czy ktoś jest wierzący, czy nie, ani o to nie pytam. Każdy jest człowiekiem. Mamy dbać przede wszystkim o to, by zachowali swą godność. Jeżeli ktoś chce porozmawiać o sprawach duchowych, wtedy umawiam się z nim na osobności i rozmawiamy. Sami zaczynają te rozmowy, czasem chcą coś uregulować, ochrzcić dzieci, wziąć ślub albo kogoś pochować. Co to znaczy pomóc zachować godność? Brat Rafał Gorzołka – franciszkanin, prezes Fundacji Antoni, dyrektor Franciszkańskiej Kuchni Charytatywnej we Wrocławiu. Jest autorem książki Gotuj z franciszkanami, wydanej nakładem Franciszkańskiego Wydawnictwa św. Antoniego w 2008 roku. www.fundacjaantoni.pl
4
>> NR 1.2016
Bardzo mnie boli, gdy widzę ludzi szukających jedzenia w śmietniku. Nie tak powinno być. Myślę, że człowiek nie jest do tego stworzony, żeby do tego stopnia musiał upaść. Jesteśmy krajem cywilizowanym i na tyle rozwiniętym, że pewne minimum socjalne powinno być zapewnione wszystkim. Każdy powinien móc usiąść w czystym, ciepłym pomieszczeniu przy stole i zjeść posiłek. Nawet jeśli popadł w nałogi, co nie znaczy, że popieramy jego uzależnienia.
Fot. z archiwum Fundacji Antoni
>> MIĘDZY NAMI SĄSIADAMI AGNIESZKA KRYZA
Wrocław na rowerze – do przedszkola, do szkoły, do pracy Jesienią 2014 roku założyłam się z mężem, że jeżeli przez całą zimę będę jeździła na rowerze do pracy, to na wiosnę będę mogła sprawić sobie piękny skuter – Vespę albo Piaggo. Nie udało się. Przegrałam zakład, bo nie jeździłam na tyle często. Jesienią 2015 roku już nie podejmowałam kolejnego zakładu. Po prostu kupiliśmy dla całej naszej czteroosobowej rodzinki rower towarowy, tzw. cargo bike. Przejeździliśmy na nim całą zimę – do przedszkola, do szkoły i do pracy. Nie powstrzymały nas mróz, wiatr, śnieg czy deszcz. Dziś więc mogę śmiało powiedzieć, że zasłużyłam na ten skuter, ale tak naprawdę już go nie potrzebuję. Nasz cargo bike skutecznie zastąpił mi pojazd motorowy. Ale po kolei, jak to się zaczęło…
Rowerem na co dzień
Od zawsze rower był naszym ulubionym środkiem do przemieszczania się i podróżowania. Przez dwa lata zdobywaliśmy nawet puchary i medale na maratonach górskich. Jazda rowerem sprawia nam ogromną radości. Kiedy pojawiły się dzieci, nic się w tym względzie nie zmieniło. Jeździmy na rowerach codziennie! Niejeden rodzic powie, że z dzieckiem się nie da, że z maluchem jest trudniej, że pogoda i tak dalej... Według nas to stereotypy i wymówki. Mamy za sobą siedem lat podróżowania z dziećmi na rowerze – w różnych konfiguracjach, na różne sposoby, w różnych warunkach i na różnych terenach. Kiedy nasze córki były malutkie, woziliśmy je w amortyzowanej przyczepce rowerowej. Gdy już siedziały samodzielnie, rozpoczęliśmy przygodę z fotelikami rowerowymi.
Obecnie nasze dziewczynki mają cztery i siedem lat. Jeszcze rok temu obie chodziły do jednego przedszkola (każdy rodzic dwójki dzieci powie, że to bajka). Wtedy też obie jeździły w dwuosobowej przyczepce rowerowej lub w foteliku rowerowym. Czy słońce, czy deszcz tak sobie podążały do przedszkola, śpiewając, bawiąc się, czytając, rysując. Wysadzaliśmy je pod przedszkolem, a potem sami z przyczepką jechaliśmy do pracy. Niestraszna nam była nawet ulewa – dziewczynki siedziały w przyczepce szczelnie zamknięte i zabezpieczone osłoną przeciwdeszczową. A my zakładaliśmy przeciwdeszczowe ponczo! We wrześniu 2015 roku nasza starsza córka Zosia poszła do szkoły. Trzeba było więc zmienić trochę logistykę dojazdów: dostosować i wydłużyć trasę i wcześniej wstawać (o zgrozo!). Ale wszystko da się zrobić jeżeli jest de-ter-mi-na-cja, jak to mówi mój mąż. Poza tym Zosia postanowiła dojeżdżać do szkoły na swoim własnym rowerze. Młodsza córka wygodnie zasiadała więc w przyczepce lub foteliku rowerowym, a starsza podążała za nami na swoim pojeździe. Kiedy przyszły pierwsze przymrozki, Zosia stwierdziła, że jest zdecydowanie za zimno, szczególnie kiedy trzeba wyruszyć o siódmej rano. Ponieważ nasze dziewczyny już nie mieściły się do przyczepki, musieliśmy poszukać innego rozwiązania.
Gdy rozpoczęła się w naszym życiu era cargo bike’a, jeździmy w takiej konfiguracji: dziewczynki siedzą w skrzyni cargo, jeden rodzic nim kieruje, drugi wsiada na swój rower. I tak mkniemy z placu Kromera do przedszkola, potem do szkoły i na plac Solny do pracy. Czasem cargo kieruję ja, czasem mąż. Kiedy zdarzy się, że musimy z jakiegoś powodu wsiąść rano do auta, dziewczynki buczą, marudzą i pytają, dlaczego nie mogą jechać rowerem. Doskonale to rozumiem, ponieważ sama miałam okazję być pasażerką cargo i wiem, jaka to frajda jechać w skrzyni. Może was jeszcze zastanawiać, jak jeździć cargo, kiedy nie ma ścieżki rowerowej. My w większości mamy już utarte szlaki, ale gdy nie ma drogi rowerowej, zwykle wjeżdżamy na ulicę. Oboje wyznajemy zasadę, że nie przyklejamy się do krawężnika, jedziemy tak, żeby auto musiało nas wyprzedzić, a nie ominąć o milimetry. Zdarza się, oczywiście, że musimy wykorzystać chodnik, ale wtedy zawsze z pokorą, zawsze powoli, wtedy też nigdy nie używamy dzwonka, tylko grzecznie przepraszamy pieszych.
Cargo Bike na Karłowicach
W czerwcu tego roku uruchomiliśmy na ul. Długosza wypożyczalnię Cargo Bike Wrocław, aby promować transport rowerowy w mieście, a także zarażać innych zdrowym stylem życia i uwrażliwiać na ochronę środowiska. Zapraszamy do testowania i wypożyczania naszych rowerów. Cargo Bike Wrocław ul. Długosza 21/12, Wrocław tel. 508 182 145 Godziny otwarcia: od poniedziałku do piątku od 8:00 do 19:00, w soboty od 8:00 do 15:00 www.cargobike.wroclaw.pl
Era cargo bike’a
Dostaliśmy informację, że w Rowerowni przy Młynie Sułkowice jest do kupienia używany cargo bike. Miałam sporo obaw związanych z rozmiarem tego pojazdu. Myślałam, że pewnie ciężko będzie jeździć takim ogromnym rowerem, zastanawiałam się, gdzie będziemy go parkować, jak się nim poruszać – czy po ulicach, czy po ścieżkach rowerowych... W Rowerowni wypożyczyli nam jednak cargo na weekend do przetestowania. Wyobraźcie więc sobie taką sytuację: wsiadam na rower, w skrzyni przede mną dwie córki i w momencie, kiedy ruszam, mówię do dziewczyn i męża, że już go nie oddam! Okazało się, że to fantastyczny pojazd. Prowadzi się bardzo łatwo, jest wygodny, pakowny, bezpieczny. Pod górkę trzeba mocniej „depnąć”, ale to nie problem. Jedynie pod krawężniki nie chce podjeżdżać, ale mamy coraz więcej dobrych rozwiązań dla rowerzystów, coraz więcej kilometrów ścieżek rowerowych. Szkoda tylko, że musi aż tyle kosztować...
Fot. z archiwum Cargo Bike Wrocław
5
>> MIĘDZY NAMI SĄSIADAMI JOANNA BELKA
Człowiek jest ciekawy w każdym wieku! W 2016 roku uczniowie Gimnazjum nr 24 uczestniczyli w projekcie „Edukacja dla starości. Miasto Pokoleń 2016”, dzięki któremu mieli szansę zmienić swoje wyobrażenia na temat seniorów. Zajęcia dla nich prowadzili między innymi edukatorzy z Wrocławskiego Centrum Seniora, ale zapraszaliśmy do współpracy także innych karłowickich seniorów, aby podzielili się z młodymi swoim doświadczeniem, radami i dobrym słowem, którego tak bardzo brakuje młodemu pokoleniu w tych czasach. Projekt, w którym braliśmy udział, organizuje od dwóch lat Departament Edukacji – Wydział Gimnazjów i Szkół Ponadgimnazjalnych, Wydział Przedszkoli i Szkół Podstawowych oraz Wrocławskie Centrum Rozwoju Społecznego – Wrocławskie Centrum Seniora. Jednym z głównych celów przedsięwzięcia była zmiana postaw dzieci i młodzieży w stosunku do osób starszych, zwiększenie wrażliwości na potrzeby seniorów oraz pojmowanie starości wśród dzieci i młodzieży jako naturalnej fazy rozwoju.
Młodość za nimi, ale życie przed nimi
Stereotypy związane z osobami dojrzałymi zawierają zazwyczaj negatywne skojarzenia, bez względu na to, w jakiej grupie społecznej się je spotyka. Jednak najbardziej negatywne poglądy na temat starości można zauważyć u dzieci dorastających. W związku z tym, zajęcia w ramach projektu miały pokazać młodzieży, że starość to okres życia, w którym podobnie jak w innych, można realizować ciekawe zadania, obierać nowe cele, kontynuować dawne lub znajdować nowe zainteresowania i mieć wokół siebie przyjaciół. Młodzi poznali osoby, które już nie biorą udziału w wyścigu szczurów, nie walczą o awans, nie konkurują z otoczeniem, nie szukają drogi życiowej. Ale kiedy skończyły aktywne życie zawodowe, nie zamknęły się w czterech ścianach, by narzekać i biernie spędzać dnie przed telewizorem. Seniorzy pokazali młodym, że trzeci wiek to niesamowita szansa – na rozwój, na poszerzanie swoich horyzontów, uprawianie hobby, życie rodzinne i towarzyskie. Słowem – na wszystko, na co dotąd nie mieli czasu lub ten czas był bardzo ograniczony. Starsi ludzie, którzy zamiast narzekać, że przeszli na emeryturę, bezinteresownie dzielili się swoim doświadczeniem i wiedzą. To ich utrzymuje w formie, czują się doceniani i potrzebni. Trzeci wiek to także szansa na bliski kontakt z rodziną, z wnukami, na rozmowy i spacery, zwierzenia i dobre rady dla najmłodszych. To nie przypadek, że babcia czy dziadek są niejednokrotnie pierwszymi osobami, którym wnuk zwierzy się z niepowodzeń w szkole lub opowie o pierwszej miłości. Rodzice pracują, są zagonieni i zestresowani. Dziadkowie mają czas. Dla siebie, rodziny i przyjaciół. Jedną z osób, z którą spotkali się uczniowie, była pani Elżbieta Anwajler, seniorka z Wrocławskiego Centrum Rozwoju Seniora. 26 kwietnia przeprowadziła wykład dotyczący zdrowego trybu życia. Dzięki niej młodzież zapoznała się z „piramidą żywieniową” oraz poznała skutki i niebezpieczeństwa związane z uzależnieniem od narkotyków i internetu. Po prelekcji młodzi mieli okazję porozmawiać z panią Elżbietą.
Seniorzy są cudownymi ludźmi!
Przytoczę teraz kilka wypowiedzi uczniów naszego gimnazjum na temat osób przeżywających „jesień życia”.
6
>> NR 1.2016
Fot. Masur, domena publiczna
Julia: Osoby w podeszłym wieku są bardzo miłe i troskliwe. Zawsze próbują nam pomóc, ponieważ mają dobre serce. Być może ich twarz jest poorana zmarszczkami, ale jest to dowód na to, jak wiele w życiu przeżyli i jak bardzo los ich doświadczył. Magdalena: Seniorzy są cudownymi ludźmi! Opowiadają młodym ciekawe historie z lat młodości, niejednokrotnie poparte faktami z ich prywatnego życia. Inspirują mnie uprzejmością, uśmiechem, dobrą radą. Apeluję do młodzieży, aby pomagali osobom starszym. My też będziemy w tym wieku, dlatego nie bądźmy nieczuli! Michał: Starość to słowo pejoratywnie nacechowane. Jednak mimo swojego podeszłego wieku tacy ludzie niejednokrotnie potrafią nas zadziwić, rozbawić opowieściami. Kiedyś miałem takie zdarzenie: byłem z kolegami w pizzerii i zabrakło nam 29 groszy na pizzę. W pewnym momencie podeszła do nas starsza pani, uśmiechnęła się i wyjęła z portmonetki 29 groszy. Dziękowaliśmy bez końca, a ona nieustannie się uśmiechała. Nie zapomnę tego zdarzenia. Maciej: Lubię, akceptuję i szanuję osoby w podeszłym wieku. Są bardzo miłe, uprzejme i zawsze mają coś ciekawego do powiedzenia. Potrafią zaoferować bezinteresowną pomoc. Bardzo mocno się przywiązują do bliskich i kochają ich ponad wszystko. Dzięki swojemu doświadczeniu dysponują ogromną życiową mądrością, którą dzielą się z nami. Michał: Dla mnie osobiście starsze osoby są wielkim wzorem. Tacy ludzie, często nieśmiali, skromni i wycofani boją się młodych, którzy nierzadko dają zły przykład własnym postępowaniem. Niejednokrotnie zdarzało mi sie pomóc osobie starszej. Wówczas wyobrażam sobie siebie, kiedy będę potrzebował pomocy. Tylko, czy znajdzie się ktoś, kto mi jej udzieli? Mam nadzieję, że te wypowiedzi zachęcą innych młodych, aby towarzyszyli seniorom swoją obecnością. Ja również wzywam was, młodzi przyjaciele, byście traktowali ich wielkodusznie i z miłością. Starsi potrafią dać wam znacznie więcej, niż możecie sobie wyobrazić.
Spotkanie z panią Elżbieta Anwajler, fot. z archiwum Gimnazjum nr 24 im. Janusza Korczaka we Wrocławiu
Joanna Belka – nauczyciel języka polskiego w Gimnazjum nr 24 im. Janusza Korczaka we Wrocławiu.
>> NIEZBĘDNIK OBYWATELSKI MARTYNA ROGALA
Wolontariat – wartość dodana do Twojej codzienności Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek, co możesz zyskać, niosąc bezinteresowną pomoc? Jak bardzo wzbogacisz siebie, kiedy pomożesz drugiemu człowiekowi? Co wydarzy się, kiedy dołączysz do grona osób, którym nie jest obojętne otoczenie, w którym żyjecie? Tak wiele spraw rozstrzygasz, ważąc koszty, czas i energię. Teraz dla odmiany porzuć ten schemat i poznaj korzyści, które są na wyciągnięcie ręki za każdym razem, kiedy tylko zechcesz zostać wolontariuszem. Praca pro publico bono to dobra okazja do nabycia nowych umiejętności. Ciężko to powiedzieć na głos i przyznać się bez poczucia winy, ale rutyna w życiu rozleniwia. Sprawia, że czujemy się spokojnie i bezpiecznie. Mogłoby się wydawać, że nie ma w tym nic złego, ale od czasu do czasu warto przełamać wewnętrzne bariery i wcielić się w inną rolę, to właśnie wtedy uczymy się najwięcej. Nabieramy dystansu do codzienności, dając sobie szansę na spojrzenie na dany problem z innej perspektywy. Odpoczywamy, bo zmieniamy kontekst. Koncentrujemy się na kwestiach odmiennych od tych, które przerabiamy codziennie w pracy czy domu.
Przyszło nam żyć w czasach, w których liczą się efekt i zawrotne tempo. Mamy bardzo mało czasu i prawie wszystko wokół dostępne jest za pieniądze. Odskocznia od szarej rzeczywistości może okazać się fantastyczną formą pomocy innym, ale także niezapomnianą przygodą, która na długo zapadnie w naszej pamięci.
Wolontariat działa na zasadzie sprężenia zwrotnego. Raz dasz coś z siebie drugiej stronie, a po pewnym czasie włożona praca powróci do ciebie, w niespodziewanej formie ze zdwojoną siłą uderzenia! Poznajemy innych ludzi, poszerzamy własny krąg zainteresowań i angażujemy się we wspólne sprawy, bo jesteśmy istotami społecznymi. Badania dowodzą, że jeśli jesteśmy
otoczeni dużą liczbą szczęśliwych ludzi, nasz dobrostan także nie pozostanie obojętny i wyraźnie wzrośnie. Prawda, że warto? Czyniąc dobro, dokonując zmian, dajesz wzorzec innym. Nie tylko młodszemu pokoleniu, które potrzebuje inspiracji. Kwestia ta dotyka każdego, w każdym wieku. Nigdy nie jest za późno, żeby spojrzeć dalej niż czubek własnego nosa. To my jesteśmy kreatorami zmian. Budujemy dobro na skalę własnych możliwości. Nie jesteśmy w stanie zmienić sami rzeczywistości, ale w grupie możemy zdziałać więcej. A co ważne, metodą małych kroków zmieniamy najbliższe otoczenie. Czy na tym właśnie nie polega społeczeństwo obywatelskie, o którym tak głośno ostatnimi czasy?
Zaangażowanie w sprawy swojej grupy, swojego osiedla lub konkretnego miejsca sprawia, że bardziej dbamy o to, o co sami się postaraliśmy. W małych społecznościach tworzy się zgodność, zanika podział na „my” i „oni”, to, o co zabiegamy, staje się rzeczywistością. Dążenie do wspólnego celu jest silniejsze od konkurowania. I to właśnie z tą myślą powinniśmy budzić się każdego dnia. Działanie uszczęśliwia, daje poczucie satysfakcji i niezaprzeczalnie czyni nas bardziej atrakcyjnymi.
Martyna Rogala – z wykształcenia psycholog, z zamiłowania działaczka organizacji pozarządowych, od roku mieszkanka Karłowic. Autorka bloga www.mkreuje.wordpress.com
Rysunki: Martyna Rogala
7
>> NIEZBĘDNIK OBYWATELSKI MARZENA GABRYK
Domki Kultury na Karłowicach
Kiedy w 2013 roku pierwszy raz trafiłam na Karłowice, uderzyły mnie istniejące tu sprzeczności. Pośrodku pięknego i urokliwego osiedla, pomiędzy zadbanymi poniemieckimi willami i zabytkowymi kamieniczkami, znajdowały się budynki opuszczone i popadające w ruinę: dawny szpital, wieża ciśnień, kino czy ośrodek kultury. Zwłaszcza dwa z nich – po Kinie „Ognisko” przy skwerze Obrońców Helu i po Centrum Kultury Agora na pl. Piłsudskiego – najmocniej przykuły moją uwagę. Z rozmów z mieszkańcami szybko zorientowałam się, że te obiekty, które dawniej tętniły życiem kulturalnym, pełniły również bardzo ważne funkcje dla lokalnej społeczności. Nie tylko animowały aktywność kulturotwórczą mieszkańców i dostarczały rozrywki, ale były przede wszystkim miejscami, gdzie można się było spotkać, poznać, porozmawiać, razem spędzić czas i tym samym poczuć wspólnotę. Ich dotkliwy brak można było wyczuć podskórnie w nieco sennej i nostalgicznej atmosferze osiedla. Karłowice wymagały społeczno-artystycznej interwencji i właśnie z tych powodów wraz z Teatrem Modrzejewskiej w Legnicy i Fundacją Teatr Nie-Taki wybraliśmy je na jedno z miejsc realizacji dolnośląskiego projektu „Teatr w podwórkach”. Wiedzieliśmy, że nie reaktywujemy „Ogniska” i Agory, ale poprzez serię działań społecznych i kulturalnych staraliśmy się obudzić energię mieszkańców i odkryć artystyczny potencjał tego miejsca.
K jak Karłowice. K jak Kultura
W 2015 roku wraz z Fundacją Teatr Nie-Taki prowadziliśmy projekt „Obywatelskie Karłowice”. Na jednym
Zapisz się do biuletynu Parku Karłowice Na Karłowicach od ponad trzech lat działa grupa nieformalna Park Karłowice. Tworzą ją Klaudia, Maciej i Paweł.
z warsztatów obywatelskich rozmawialiśmy z mieszkańcami o tym, co możemy zrobić, aby jakoś rozwiązać sytuację braku silnego ośrodka kultury na osiedlu. Na wady obecnej sytuacji postanowiliśmy popatrzeć jak na zalety. Zmieniając perspektywę, zauważyliśmy, że choć nie istnieje centrum, to na osiedlu jest wiele miejsc, których gospodarze podejmują działalność kulturotwórczą. Na Karłowicach mamy Salonik Trzech Muz, Przedszkole „Mali Zdobywcy”, Studio Domek, Studio Fotograficzne Strop, Fundację Tobiaszki, Muzułmańskie Centrum Kulturalno-Oświatowe... Większość z tych miejsc opisywaliśmy na łamach „Kuriera Karłowickiego”. Część z nich mieści się właśnie w willach. Nie ma więc jednego Domu, są Domki.
Domki pełne kultury
W ten sposób narodziła się koncepcja, aby na Karłowicach zainicjować sieć miejsc, które stworzą ofertę kulturalną. W tym roku Domki Kultury na Karłowicach zorganizują dla mieszkańców i we współpracy z nimi warsztaty, pokazy, koncerty. Przedsięwzięcia będą związane z literaturą, filmem, fotografią, teatrem, muzyką, sztuką, działaniami artystyczno-społecznymi. Mieszkańcy natomiast dostaną kulturalną mapę Karłowic, która będzie ich przewodnikiem po tych miejscach.
Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego, organizują i współorganizują wydarzenia sportowe, społeczne, kulturalne na osiedlu, a także podejmują działania i interwencje związane z ulepszaniem przestrzeni na Karłowicach.
O swoich działaniach informują głównie na profilu Załącznik nr 2 na Facebooku (www.facebook.com/ParkKarlowice). Jeśli trudno Ci nadążyć za informacjami na ich W ramach swoich działań zgłaszają projekty do 2016 Księga Systemowa Wrocław
Marzena Gabryk – wiceprezeska Fundacji Teatr Nie-Taki, redaktorka czasopism i portali teatralnych, animatorka kultury, aktywistka miejska. Od 2013 roku koordynuje projekty kulturalno-społeczne na Karłowicach.
fanpage’u albo nie korzystasz z Facebooka, a chcesz wiedzieć, co ważnego dzieje się na Karłowicach, możesz zapisać się do newslettera. Wówczas dostaniesz na maila informację, kiedy będzie się zbliżać jakieś ważne wydarzenie. Link do formularza znajdziesz na stronie: www.parkkarlowice.pl
W KOLEJNYM NUMERZE:
>> DOŁĄCZ DO NAS Jeśli: – masz pomysły, jakie tematy warto poruszyć na łamach gazety? – chcesz napisać artykuł lub zrobić wywiad? – masz zdjęcia ciekawych miejsc na Karłowicach i chcesz się nimi podzielić? – chcesz pomóc nam w dystrybucji gazety? – masz energię, żeby włączyć się w inne nasze działania? Napisz do nas: kontakt@kurier-karlowicki.pl
Kurier Karłowicki nakład: 1000 egz. ISSN 2449-7967
Fundacja Teatr Nie-Taki ul. Poleska 43/29 51-354 Wrocław www.teatr-nie-taki.pl
REDAKCJA Marzena Gabryk (redaktor naczelna, skład), Aleksandra Bolek, Ewa Pater-Podgórna, Paweł Suś AUTORZY ARTYKUŁÓW W NUMERZE Joanna Belka, Aleksandra Bolek, Rafał Gorzołka, Agnieszka Kryza, Ewa Pater-Podgórna, Martyna Rogala, Karolina Waszkiewicz
Opiszemy wydarzenia społeczno-kulturalne zorganizowane przez mieszkańców i animatorów z osiedla Karłowe-Różanka w ramach projektu „Kuźni Projektów”, prowadzonego przez Centrum Kultury Agora. Więcej informacji o terminach szukajcie na www.ckagora.pl. W programie: - SĄSIEDZKIE KINO – bezpłatne, międzypokoleniowe warsztaty w konwencji kinowej zakończone otwartym pokazem filmowym. - GRA MIEJSKA – CYRK NA RÓŻANCE poprzedzona warsztatami z opracowania i koncepcji gry - WARSZTATY SZYCIA, czyli jak ze starych spodni zrobić sobie plecak. - WYJDZIESZ NA DWÓR?! – CZYLI SPOTKAJMY SIĘ. Festyn osiedlowy w stylu lat 80. - PROJEKT FOTOGRAFICZNY „SAMOTNOŚĆ” – warsztaty fotografii analogowej i fotospacer.
>> KONTAKT
kontakt@kurier-karlowicki.pl
>> SZUKAJ NAS NA:
www.kurier-karlowicki.pl www.facebook.com/kurierkarlowicki
KOREKTA Agnieszka Darian
Projekt “Teatr w podwórkach” jest realizowany w ramach zadania: Organizacja przygotowań do obchodów Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Projekt jest dofinansowanych ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodwego.
8
>> NR 1.2016