nasze miejsca spotkań
styczeń 2014
portret
Mocne uderzenie
Aneta Rygielska
str. 16-19
R
E
K
L
A
M
A
1477313TRBRA
kobieca perspektywa
Epidemia męskiej bezradności „Mężczyzna jak to mężczyzna, jest konsekwentny, stanowczy, ale nie brutalny”. Co Wy na to? Ilu takich młodych mężczyzn widzicie dookoła? Emilia Iwanciw - redaktorka prowadząca „Miasta Kobiet”
W nowym, nieco karnawałowym wydaniu „Miast Kobiet” miało być lekko, wesoło i przyjemnie. I w pewnym sensie jest. W bloku tematów lekkich polecam błyskotliwy reportaż o bydgoskiej drag queen, wywiad ze zdolną toruńską bokserką Anetą Rygielską, reportaż o Polkach, które żyją z obcokrajowcami, porady dotyczące karnawałowych trendów i felieton Leny Kałużnej o zgubnej zakupowej gorączce przed balem. Okazuje się jednak, że w „Miastach Kobiet” tak całkiem lekko być nie może. Nawet w karnawale.
Facet na życie Niepozorna rozmowa o urodzie z kosmetolożką odsłania kobiece kompleksy napędzane męską frustracją. Katarzyna Łukowska głosi kontrowersyjny pogląd, że dużą część winy za popularność operacji plastycznych ponoszą panowie. Karolina Rzepa, niewidoma mistrzyni w kręglach, wspomina o problemie ze znalezieniem partnera, którym nie będzie musiała się opiekować. Prof. Tomasz Szlendak udowadnia, że w XXI wieku brakuje odpowiedzialnych mężczyzn, z którymi kobiety chciałyby mieć dzieci. Jego zdaniem, na matrymonialnym rynku brak nie tylko książąt na białych koniach. Nie ma już nawet zwyczajnych, godnych zaufania, dojrzałych facetów na życie. Janusz Milanowski w swoim felietonie tęskni do czasów, gdy mężczyźni byli szarmanckimi dżentelmenami. Podobny wątek porusza Kamila Jezierska, instruktorka tańca. Przyznaje, że w tangu najbardziej urzeka ją powrót do klasycznych ról społecznych: „Mężczyzna powraca do swojej siły, jest tym, który opiekuje się partnerką, dba o nią, zaprasza. (…) Mężczyzna, jak to mężczyzna, jest konsekwentny, stanowczy, ale nie brutalny”. Co Wy na to? Ilu takich młodych mężczyzn widzicie dookoła?
Samo tak wyszło Ten temat wraca w naszym miesięczniku jak bumerang. Faceci się zmienili. Nie jest to zmyślona przez nas teza, pod którą poszukujemy bohaterek artykułów. Nie zamierzałyśmy wcale tak dużo miejsca poświęcać w „Miastach Kobiet” płci przeciwnej. Samo tak wyszło. Nasi rozmówcy i bohaterki reportaży wskazują poważny problem społeczny, który w aktualnym wydaniu zręcznie opisuje prof. Tomasz Szlendak. Choć z dystansem podchodzę do wielu wątków jego socjologicznej tyrady, nie będę udawać, że nie widzę epidemii męskiej bezradności. Rozleniwieni macho Są pewne nowe męskie cechy, które nam, kobietom, pasują. Delikatność, czułość, wrażliwość… A jednocześnie wokół siebie widzę coraz więcej kobiet, które tęsknią za wytartymi męskimi cechami. Chcą facetów zdecydowanych, pewnych siebie, dobrze zorganizowanych. Okazuje się jednak, że facet delikatny i czuły nie zawsze jest w stanie być również zdecydowanym i stanowczym. Mężczyzna, którego partnerka jest samowystarczalną bizneswoman, nie widzi sensu, by służyć jej silnym, męskim ramieniem i szarmancko przepuszczać w drzwiach. Empatyczny miłośnik literatury pięknej, nie może być jednocześnie umięśnionym macho. Faceci nam zniewieścieli i się rozleniwili. W dużej mierze same jesteśmy temu winne. Powłóczyste spojrzenia Chciałyśmy mieć więcej władzy i możliwości. I mamy. Mężczyźni już nie muszą sami zarabiać na dom. Tym obowiązkiem podzielili się z nami. Niektórzy panowie, widząc naszą zaradność, w ogóle z zarabiania zrezygnowali.
Nie muszą płacić rachunków, zakładać lokat, robić remontów, wymieniać oleju w samochodzie. Olej wymieni mechanik, remont zrobi fachowiec, a założyć lokatę i zapłacić rachunki możemy same. Staranie się o względy drugiej strony, zwane potocznie podrywaniem, również spadło na panie. W zadymionych salach dyskotek i klubów siedzą modnie ufryzowani panowie w oczekiwaniu, aż poślemy im porozumiewawcze, powłóczyste spojrzenie. Panowie w kobiecej zaradności zaczęli widzieć zagrożenia, ale też korzyści.
Recepty nie ma Przeczytałam na ten temat kilka rozpraw naukowych, kilkanaście artykułów i felietonów. Wielkiej społecznej recepty na męską bezradność nie ma. Można szukać na rynku matrymonialnym resztek zbłąkanych męskich twardzieli. Albo cieszyć się nowymi, kobiecymi możliwościami i wyzwaniami. Mam jednak cichą nadzieję, że jest jeszcze trzeci rodzaj męskości. Jakiś kompromis pomiędzy mocnym twardzielem a wątłym wrażliwcem. Wierzę, że poza ogranymi kliszami i karykaturalnymi kontrastami, które przytoczyłam wyżej, są jeszcze prawdziwi faceci. Prawdziwi, czyli tacy wystarczająco dopasowani do każdej z nas. Nie idealni. Wystarczająco dobrzy. A Wy co myślicie?
NAPISZCIE DO NAS Czekamy na maile i listy z Waszymi spostrzeżeniami. Przesyłajcie je pod adresem mailowym: miastakobiet@expressmedia.pl albo tradycyjną pocztą: Express Media, ul. Warszawska 13, 85-058 Bydgoszcz.
WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13, tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz, Redaktor Naczelny: Artur Szczepański, Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa, Redaktorka prowadząca: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863, e.iwanciw@expressmedia.pl Teksty: Lucyna Tataruch, Dominika Kucharska, Janusz Milanowski, Lena Kałużna, Jan Oleksy, Zdjęcie na okładce: Jacek Smarz, Projekt: Iwona Cenkier, i.cenkier@expressmedia.pl Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak, Iwona Cenkier Sprzedaż: Angelika Sumińska, a.suminska@express.bydgoski.pl, tel. 691 370 521, Michał Kopeć, m.kopec@nowosci.com.pl, tel. 56 61 18 156 Zdjęcie na okładce: Jacek Smarz, makijaż: Marta Skałecka PANNA ZALOTKA www.pannazalotka.blogspot.com
2
miasta kobiet
styczeń 2014
1477413TRBRA
relaks
Odnajdują się wzrokiem W tangu najbardziej fascynujący jest powrót do klasycznych ról społecznych. Mężczyzna powraca do swojej siły, jest tym, który opiekuje się partnerką, dba o nią, zabiega, zaprasza. Z tancerką Kamilą Jezierską* rozmawia Janusz Milanowski
W pięknym filmie „Tango” Carlosa Saury mężczyźni mówią do kobiet „nie mogę bez ciebie żyć”. Czy tango jest takim wołaniem do Niego, do Niej? Daleka jestem od tego, żeby tak uważać. Tangere po łacinie znaczy dotykać. Dla mnie to choreografia ludzkich namiętności: tango miłości, tango nienawiści, ostatnie tango, tango noturno, tango pożegnania, tango muerte... Długo można wymieniać. Tango mówi: chcę spędzić z tobą czas... Zaczyna się od cabeseo, od spojrzenia partnera i partnerki na siebie. Wyobraź sobie... milonga - czyli wieczorek tangowy, piękna duża pałacowa sala, urzekające dźwięki starego tanga i dwoje ludzi odnajduje się wzrokiem. Ona patrzy na niego, on na nią i w ten sposób poprzez tłum mówią sobie: „Tak, chcę spędzić z tobą czas”. Tango zaczyna się od spojrzenia. Gdy kobieta nie odwróci wzroku, mężczyzna podchodzi bliżej... Wtedy ona wstaje i zaczynają tańczyć tandę, czyli trzy lub cztery utwory trwające około 12 minut. To jest magia. To znaczy, że tango zaczyna się od niewypowiedzianego porozumienia dusz. Można tak powiedzieć...
4
miasta kobiet
styczeń 2014
Tak to widzę. No i tak się zaczyna tango. Stajesz naprzeciwko niej i dalej nie wiesz, co będzie? To, co dla mnie jest najbardziej fascynujące w tangu, to powrót do takich klasycznych ról społecznych. Mężczyzna powraca do swojej siły, jest tym, który opiekuje się partnerką, dba o nią, zabiega, zaprasza. A kobieta ma chwilę, by odpuścić ten korowód, który ciągnie często sama przez życie… i przez tandę jest z nim i tańczy dla niego. Ale mężczyzna musi napierać w tańcu? Nie powiedziałabym „napierać”. Mężczyzna, jak to mężczyzna, jest konsekwentny, stanowczy, ale nie brutalny. On prowadzi i proponuje. Im bardziej doświadczony tancerz, tym więcej będzie dawał przestrzeni partnerce na odpowiedź. Będzie pozwalał jej błyszczeć, a nie tylko sięgać po swoje. To tak, jak w życiu. I teraz myślę, że chodzi o coś więcej niż „chcę spędzić z tobą czas”. Wiesz co, tango to jest tango, a życie to jest życie. Dwanaście minut na parkiecie trzeba oddzielić od tego, co jest poza nim. To jest taniec towarzyski. Niezależnie więc od tego, jak cudowną tandę przeżywa kobieta, to i tak wraca do swojego partnera.
Kiedy jest cudownie? Gdy zamyka oczy, gdy czuje tylko partnera i nie liczy się nic wokół. Zamknęłaś kiedyś oczy? O, tak (uśmiech). Często zamykam oczy, by tańczyć i się w tym zatracać, a nie oceniać, myśleć i się przez to blokować. Trzeba wiedzieć, że podczas milongi tańczy się tandy. Tanda to trzy, cztery tanga, które partner tańczy z partnerką i w złym tonie jest to przerwać. Raz, gdy otworzyłam oczy, widzę, że partner mi dziękuje. Jak to? Przecież to dopiero pierwsze tango!? - Nie Kamilo, czwarte… - odpowiedział. Odpłynęłaś. Absolutnie odpłynęłam. Zamknąć oczy, żeby bardziej czuć partnera... Coraz bardziej wydaje mi się to zmysłowe. Mój przyjaciel mówi o tangu tak: ja tańczę dla partnerki, partnerka tańczy dla mnie. To wyraźnie wskazuje na różnicę, kiedy jest tylko wykonanie i technika, czyli kompletnie nic się nie dzieje. A zupełnie inaczej jest, gdy partnerka jest z tobą. To jest jak z dotykiem. Możesz po prostu położyć komuś rękę na ramieniu, albo zrobić to tak, żeby nawiązała się więź.
relaks Jak długo tańczysz tango? Tańczę w ogóle prawie ćwierć wieku. A tango na poważnie zaczęłam w 2007 r., kiedy wyjechałam do Islandii. Na początku trudno mi było znaleźć pracę w zawodzie tancerki lub nauczyciela tańca, a potrzebowałam ruchu dla siebie. Z przyjaciółką chodziłyśmy tam na milongi. Tak poznałam odpowiednich ludzi i w końcu zaczęłam nie tyle uczyć tanga, co opracowywać ćwiczenia ruchowe, poprawiające motorykę ruchu w tangu. Poznałam też Ozgura Demira, tangero na światowym poziomie, który obecnie robi karierę międzynarodową. On mnie uczył tanga, a ja uczyłam go tańca współczesnego. Do Islandii wyjechałam na trzy miesiące, a spędziłam tam cztery lata. Ucząc tanga? Nie. Byłam dyrektorem wydziału tańca współczesnego w jednej ze szkół w Reykjaviku i choreografem islandzkiej kadry łyżwiarstwa figurowego na lodzie. Uczyłam też tańca współczesnego, choreografii i kompozycji. Występowałam, tworzyłam. A potem były Indie? Tak. W pewnym momencie, tam w Islandii, zbudziłam się z taką świadomością, że jestem w kraju, gdzie czuję się bardzo bezpiecznie, mam pracę, mieszkanie, świetnych przyjaciół, zostałam zaproszona do Związku Tancerzy Zawodowych na Islandii, co było dla mnie dużym wyróżnieniem i zaczęłam mieć poczucie, że jest dla mnie zbyt bezpiecznie. I co? - myślę sobie. Pewnego dnia obudzę się z dwójką dzieci i mężem u boku w miejscu, które wiem, że nie jest moje. Otworzyłam komputer i kupiłam bilet do Indii.
R
E
K
L
A
M
A
Uciekłaś od wszystkiego, co zdołałaś zbudować? Tak… Wtedy przeraziło mnie to, że miałabym gdzieś osiąść, zatrzymać się… Niespokojny duch nadal chciał gnać, doświadczać, zmieniać… Mój świat nagle zaczął migać jak w kalejdoskopie, wszystko się nagle przetasowało i nie pytaj o szczegóły. Nauczyłam się, że bez względu na to, ile tysięcy kilometrów się przejedzie, to i tak znajdziesz się w tym samym miejscu, które właśnie opuściłeś. Może sceneria inna i aktorzy nie ci sami, ale role i schematy identyczne.
miasta kobiet
styczeń 2014
5
relaks Hindusi tańczą tango? Wyobraź sobie, że tak! Dla mnie niesamowite było to, że dotyk w Indiach nie jest czymś takim jak w Europie. Patrzyłam na moich studentów i zastanawiałam się, jakie bariery wewnętrzne muszą pokonać, żeby tańczyć w objęciach. Jako nauczycielka tańca przeżyłaś dwa skrajne doświadczenia kulturowe. W Islandii siedmiolatki mówiły do mnie na „ty”, bo tak tam jest. W Indiach moi rówieśnicy i starsi ludzie zwracali się do mnie per „mam”, czyli z angielska „proszę pani”. Nauczyciel traktowany tam jest prawie na równi z Bogiem. Uczyłam swoich studentów także masażu, bo po ośmiu godzinach pracy tancerza jest to niezbędne. Demonstrowałam to na chłopaku, zaczynając od masażu stóp, które w hinduskiej kulturze są „nieczyste”, i raczej się ich nie dotyka, chyba że na znak uniżenia, szacunku. Po lekcji ów student, z kasty braminów, czyli kapłanów, przyszedł do mojego kantorka i powiedział, że bardzo źle się czuje z tego powodu, że dotknęłam jego stóp. Uklęknął i poprosił o błogosławieństwo. Położyłam dłonie na jego głowie, wtedy on dotknął moich stóp, podziękował i wyszedł. Mnie, jako nauczycielowi, Indie otworzyły nową perspektywę, nowe spojrzenie na uczenie innych.
fowie czy baletmistrze - to taniec ludu, efekt spotkania różnych kultur na emigracji. Taniec ma być przyjemnością. Kowalski chce sprawić żonie przyjemność i zapisze się na tango, nie musi robić stu brzuszków dziennie. Oczywiście, że nie musi! Ale może (śmiech). A czego może się spodziewać? Tango, ze względu na pozycję ciała, daje facetowi więcej pewności siebie. Mężczyzna w tangu jest wyprostowany, z mocno wypiętą klatką, ale obejmuje delikatnie. Tango uzewnętrzni jego męstwo, jeśli gdzieś je zagubił, przypomni, że ma być szarmancki i dbać o kobietę, a nie przepraszać, że żyje, lub siłą, dyktatorsko, forsować swoje racje. Gdy powtarzam swoim uczniom, „Wyprostujcie się”, to widzę, jak ich twarze stają się bardziej pociągające, pewne siebie i atrakcyjniejsze. Pan Zenon, który w kapciach szura sobie po domu, staje się zupełnie kimś innym, jakby wyrwał się z jakiegoś iluzorycznego pudła, w którym tkwił przez lata. Tango jest tu istnym wehikułem czasu… Zmieniając w ten sposób nawyki ciała, otwieramy to, co gdzieś, kiedyś zamknęliśmy w sobie. To piękny widok, gdy mężczyzna staje przed kobietą i porywa ją pewnością siebie, a nie siłą.
A czego uczysz w Toruniu? Tanga dla Fundacji Terapii Tangiem Cotango oraz tańca współczesnego. Od stycznia prowadzę treningi psychosomatyczne - ćwiczenia relaksacyjne, rozluźniające z napięć, automasaż, praca ze świadomością ciała, rozciąganie.
Mówiłaś, że to powrót do tych klasycznych ról społecznych. Mężczyzna prowadzi, a my za nim podążamy i czasami to jest jedyny moment w życiu, kiedy możemy za nim podążać, bo całą resztę ogarniamy często same. Takie Zosie-samosie.
O czym powinienem myśleć, zaczynając naukę tanga? Przede wszystkim o tym, żeby się bawić, a nie oceniać siebie, bo to zabija przyjemność. Jeśli potrafisz chodzić, to przy odrobinie chęci i wytrwałości nauczysz się tanga. Mało tego, nie trzeba mieć stałego partnera, by tańczyć tango, tu każdy tańczy z każdym, jeśli oczywiście chce. To tylko trzy kroki: do przodu, do tyłu, w bok i piwot (obrót) oraz nieskończona liczba ich kombinacji. Pamiętaj, że tango to jest to, co się zdarza w objęciach ramion, a nie to, co widzą ludzie z zewnątrz. Zdążę przed imprezą karnawałową? Wystarczy kilka lekcji, żeby już zacząć się tym tangiem bawić. Więc nic straconego, od styczniu zaczynamy kolejny, karnawałowy kurs tanga od podstaw, przyjdź, a doświadczysz tej magii na własnej skórze lub raczej ciele…
Feministki powinny bojkotować tango. Jak chcą? Wyobrażam sobie, że rozsądna feministka powie jak moja babcia: mądra kobieta potrafi tak pokierować sytuacją, żeby mężczyzna myślał, że wszystko to jego pomysł (uśmiech). Kobiety mogą czerpać olbrzymią przyjemność z tego, co robią ze sobą przed milongą, to istny rytuał, kiedy dobierają sukienkę, buty, robią makijaż, a wszystko po to by błyszczeć. Panowie z kolei dbają o siebie, skrapiają się perfumami, żeby podobać się partnerkom. Dlatego twierdzę, że jest to powrót do dawnych porządków, ale dobrych porządków. Jestem samodzielną kobietą, ale uwielbiam, gdy mężczyzna otwiera przede mną drzwi i o mnie dba. Mądra kobieta wie, że nie powinna zmieniać opon w samochodzie, nie dlatego że nie umie (śmiech). Jeśli kompletnie zatrzemy te role, to będzie nam trudno żyć.
Naprawdę? Mówisz coś bardzo fajnego, bo przeciętny Kowalski swoje wyobrażenie o tańcu czerpie z „Tańca z gwiazdami”. Dla mnie to jest cyrk albo jakaś lekkoatletyka, a każdy Polak na weselu po którejś secie „trzyma ramę”. Dokładnie! Z jednej strony, te programy spopularyzowały taniec, a z drugiej - stworzyły jakiś chory mit o tym, czym on jest. I to smutne… Tango wymyślili prości ludzie, którzy po prostu chcieli się bawić. Nie wymyślili tanga choreogra-
Tango nam o nich przypomina? Tango to sposób spędzania wolnego czasu podkreślę jeszcze raz. Ale rzeczywiście - przypomina. Obserwuję w Toruniu pewną małżeńską parę. Nie wiem jak długo są ze sobą, chyba z 15 albo i więcej lat. Na milondze czasem siadają w przeciwnych krańcach sali i zaczynają cabeseo, czyli „łapią się” spojrzeniami. Wyobrażam sobie, że to przywraca magię ich związku. Tango to takie subtelne rejestry.... Najlepiej, jak ci to pokażę, wstań proszę!
6
miasta kobiet
styczeń 2014
Mężczyzna w tangu jest wyprostowany, z mocno wypiętą klatką, ale obejmuje delikatnie. Tango uzewnętrzni jego męstwo, jeśli gdzieś je zagubił, przypomni, że ma być szarmancki i dbać o kobietę. KAMILA JEZIERSKA
* Kamila Jezierska Tancerka, choreograf, instruktor tańca, wielokrotna laureatka festiwali tanecznych i teatralnych, członek The Icelandic Association of Professional Dancers, certyfikowana masażystka dźwiękiem metodą Petera Hessa, pedagog, trener rozwoju osobistego, a prywatnie zwolenniczka radowania się. Obecnie w rodzinnym Toruniu, gdzie dzieli się swoim doświadczeniem prowadząc lekcje, kursy, warsztaty.
Restauracja Panorama Szczególna dbałość o zdrowe, ekologiczne menu, przygotowywane z użyciem produktów pierwszej jakości oraz produktów ekologicznych dostępnych na rynku, przyrządzane bez zatapiania w głębokim tłuszczu podczas smażenia, to wszystko sprawiło, że Restauracja Panorama zdobyła w kolejnych latach 2012 oraz 2013 nagrody Marszałka Województwa w konkursie na „Najlepszy Produkt Spożywczy Pomorza i Kujaw” w kategorii Restauracje.
OFERUJEMY: > organizację wesel, chrztów komunii, styp, obiadów rodzinnych, imprez firmowych (bankiety, spotkania biznesowe) > obsługę szkoleń i konferencji z wyżywieniem > usługi cateringowe DYSPONUJEMY: > salą konferencyjną, bankietową, restauracyjną, barową, kominkową (kolacje we dwoje, Walentynki 2014) > parkingiem
Sala konferencyjna z rzutnikiem i ekranem elektrycznym
Toruń ul. Żelazna (róg Grudziądzkiej) Rezerwacje: tel. 56 62 10 121, 603 58 58 45 kontakt@panorama-restauracja.pl www.panorama-restauracja.pl
1484713TRTHA
1486813TRTHA
1469313TRTHA
focus na modę 5 3
2 1
4
9 6 8
7
zima w pełni
11
12
13 14
10
Jak nie dać się zaskoczyć zimie? Już teraz warto zaopatrzyć się w okrycia wierzchnie, które będą modne i ciepłe. W Focus Mall Bydgoszcz znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz: czapki, szale, zimowe buty, płaszcze i kurtki, a także stylowe torebki. Zimowe kolekcje - idealne na mroźne dni, czekają na Ciebie!
15
23 18 20 16
19 22 17 21
1. Rękawiczki Tatuum - 29,99 zł 2. Bluza Medicine - 159,90 zł 3. Buty Deichmann - 139 zł 4. Płaszcz Simple - 899,90 zł 5. Apaszka Stradivarius - 44,90 zł 6. Kurtka Mothercare - 119,90 zł 7. Czapka Oysho - 69,90 zł 8. Czapka Butik I Like - 39,90 zł 9. Aktówka Ochnik - 399,90 zł 10. Kurtka Wittchen - 1699 zł 11. Spodnie narciarskie 4F - 399,90 zł 12. Portfel Sumatra - 219 zł 13. Torebka Solar - 169 zł 14. Torebka Stradivarius - 79,90 zł 15. Kamizelka Olsen - 419 zł 16. Buty Kazar - 689 zł 17. Etui Glitter - 34,90 zł 18. Torebka Gerry Weber - 429 zł 19. Torba Ryłko - 429,90 zł 20. Buty Oodji - 69,90 zł 21. Śniegowce Zebra - 1499 zł 22. Buty Venezia - 599 zł 23. Lakier Inglot - 21 zł Focus Mall Bydgoszcz: ul. Jagiellońska, www.focusmall-bydgoszcz.pl, czynne codziennie od 9 do 21
8
miasta kobiet
styczeń 2014
focus na modę 26 27
24
25
29
28 31 30
32
35
modnie i ciepło
33
34
Co warto nosić w domu i w pracy, by wyglądać modnie i czuć się wygodnie? Bluzy, swetry, dzianinowe spódnice, szykowne czółenka, a także dodatki, które ocieplą atmosferę, znajdziesz w markowych sklepach Focus Mall Bydgoszcz. Komfortowe ubrania, zgodne trendami poprawią Twój nastrój w zimowe dni. Odśwież swoją szafę ma zimę! 37 39
40
41
36 38 42
Focus Mall Bydgoszcz: ul. Jagiellońska, www.focusmall-bydgoszcz.pl, czynne codziennie od 9 do 21
miasta kobiet
styczeń 2014
9
2349013BDBHA,B
24. Polar 4F - 149,90 zł 25. Świeca Home&You - 39 zł 26. Poduszka Almi Decor - 69 zł 27. Sweter Oodji - 79,90 zł 28. Golf Gatta - 229,90 zł 29. Naszyjnik Stradivarius - 69,90 zł 30. Szlafrok Atlantic - 159,99 zł 31. Skarpety Oysho - 19,90 zł 32. Sukienka Simple - 699,90 zł 33. Szpilki Deichmann - 29 zł 34. Bluza Medicine - 99,90 zł 35. Sukienka C&A - 69,90 zł 36. Kapcie Oysho - 149 zł 37. Szpilki Kazar - 499 zł 38. Szpilki Venezia - 439 zł 39. Naszyjnik Glitter - 84,90 zł 40. Spódnica Solar - 499 zł 41. Bluza Bershka - 59,90 zł 42. Bluza Butik I Like - 39,90 zł
kontrowersje
BRUTALNY
rynek matrymonialny
To jest jedna z tych strasznych informacji, której kobiety nie lubią słuchać. Jeśli kobieta zarabia cztery miliony dolarów rocznie, to będzie szukała pana, który zarabia sześć. Z prof. Tomaszem Szlendakiem* z UMK rozmawia Paulina Błaszkiewicz Większość osób mówi, że dobieramy się w pary na zasadzie podobieństw albo przeciwieństw, które podobno się przyciągają. Co na ten temat mówią socjologowie? To, co mówią socjologowie na temat dobierania się ludzi w pary, zabrzmi brutalnie, ponieważ łamie pewne przekonania, które mamy i w które szczególnie wierzą kobiety. Po pierwsze, nie mamy do czynienia z przypadkiem. Na istotę, która jest dopasowana bardzo mocno różnymi parametrami społecznymi do nas, nie trafiamy przypadkiem.
10
miasta kobiet
styczeń 2014
To znaczy, że… Mam na myśli osobę, która ma to samo wykształcenie, mniej więcej podobny poziom atrakcyjności fizycznej, podobny poziom zarobków. Takie osoby spotykamy w konkretnych miejscach, które socjologia nazywa rynkami matrymonialnymi albo rynkami seksualnymi. Kiedyś to wszystko działo się w sąsiedztwie, mężczyźni i kobiety dobierali się w miejscach takich jak szkoła. Jeszcze za czasów PRL-u w latach siedemdziesiątych szkoła była jednym z głównych rynków matry-
monialnych i właściwie pod koniec liceum czy technikum było po sprawie, bo każdy był sparowany. Dzisiaj bardzo mocno to się rozsypało. Czy to oznacza, że nie mamy już szansy na związek? Aż tak źle nie jest. Mniej więcej 15 procent młodzieży licealnej ma jednak kogoś do pary. Reszta w ogóle nie funkcjonuje w tym układzie, bo ludzie poszukują partnera między 25 a 30 rokiem życia. Nie zazdroszczę jednak dziś
kontrowersje paniom, a zwłaszcza studentkom kierunków humanistycznych. Chodzenie do klubów, kiedy te pary zawiązują się po studiach, też nie ma większego sensu, a stare strategie, gdzie panie farmaceutki poszukiwały panów na sąsiednim wydziale lekarskim, też należą do przeszłości. A co z tym znanym powiedzeniem, że przeciwieństwa się przyciągają? Ludzie nie stosują takiej strategii? Ludzie dobierają się w pary w obrębie własnej grupy, co nazywamy homogamią. To oznacza, że szukamy partnerów na zasadzie podobieństw według parametrów społecznych (podobny światopogląd, wykształcenie, zarobki). Jeśli zwiążemy się z kimś, kto od nas znacznie odbiega, wspólne życie jest bardzo trudne. Mężczyźni nie szukają partnerek, które są ulokowane w hierarchii społecznej wyżej od nich. Robią to tylko kobiety, o których mówimy, że są hipergamiczne. W praktyce oznacza to, że kobiety z klasy średniej szukają mężczyzn nieco lepiej zarabiających i nieco lepiej wykształconych. To jest jedna z tych strasznych informacji, której kobiety nie lubią słuchać. Jeśli kobieta zarabia cztery miliony dolarów rocznie, to będzie szukała pana, który zarabia sześć. I wcale nie będzie szukała kogoś, kto ma poczucie humoru, jest sympatycznym misiem, czy doskonale nadaje się do opieki nad dziećmi, a jednocześnie nie pracuje. Będzie poszukiwała kogoś, kto jest lepiej uposażony niż ona sama i jest to tendencja nieprzezwyciężalna, co oznacza, że w ogóle nie widzimy w socjologii wyjątków od tego trendu. Gdzie kobiety powinny szukać tych odpowiednich mężczyzn? Jest w tym kłopot, który polega, między innymi na tym, że 70 procent polskich studentów stanowią kobiety i łatwo sobie policzyć, jaki odsetek kobiet i mężczyzn kończy studia, przy założeniu, że ponad połowa ludzi w wieku 20-25 lat na tych studiach jest. To oznacza lekko licząc, że 30 procent kobiet z licencjatem lub magisterium nie znajdzie odpowiedniego partnera. Panie będą musiały rozglądać się niżej, pośród mężczyzn, którzy mają średnie wykształcenie i niższe zarobki. Kobiety tego nie robią. Raz to zrobiły w historii naszej kultury po I wojnie światowej, kiedy kilka milionów francuskich mężczyzn zginęło. Tylko wtedy Francuzki zaczęły się rozglądać za nieco słabszymi i młodszymi. Socjologowie brytyjscy mówią dziś, że duży odsetek kobiet w ogóle nie znajdzie partnerów albo nawet nie będzie ich szukać, a jeśli już, to będą to związki z mężczyznami już zajętymi, którzy mają żony lub partnerki. Ale jeśli takich odpowiednich i wolnych mężczyzn nie ma, to może kobiety powinny przymknąć oko i obniżyć poprzeczkę, jeśli chodzi o oczekiwania wobec wymarzonego partnera? To jest coś, co spędza sen z powiek nie tylko socjologom, ale i politykom społecznym, bo dlaczego tak słabo się rozmnażamy? Dlatego, że kobiety nie znajdują dla siebie odpowiednich
partnerów. Takich, którzy mają odpowiednie cechy, by wychować z nimi dziecko. Politykom społecznym przychodzi do głowy pytanie, dlaczego kobiety nie zwiążą się z mężczyzną wykształconym, ale gorzej zarabiającym, za to z większym poczuciem humoru, które gwarantuje, że będziemy przyjemnie spędzać czas? Kobiety nie zmieniają jednak swoich preferencji. Owszem, rozglądają się za tymi, którzy mają poczucie humoru, ale najlepiej byłoby, gdyby byli jeszcze bogaci. Kobiety są dziś coraz lepiej wykształcone i doskonale radzą sobie na rynku pracy, a to oznacza, że same mogą utrzymać swoje gospodarstwo domowe. Wydaje się też, że w takiej sytuacji mogą mieć partnerów, którzy wcale nie są majętni… Kobiety jednak nie zwracają uwagi na takich mężczyzn. Do tych starych cech dokładają nowe. Poczucie humoru jest dokładane do pieniędzy, przez co jeszcze bardziej zawęża się pula partnerów do szukania na rynku matrymonialnym. Nie brzmi to zbyt romantycznie…. Socjologowie odzierają wszystkie związki z ducha romantyzmu. Po raz pierwszy zrobił to w 1967 roku William Kephart, który badał na jednym z amerykańskich campusów preferencje małżeńskie kobiet i mężczyzn. W tym celu zadał historyczne pytanie: Czy gdybyś znalazł idealną partnerkę, ale byś jej nie kochał, ożeniłbyś się z nią? Co odpowiadają mężczyźni? Nie, nie kocham jej, więc się z nią nie ożenię. To samo pytanie Kephart zadał kobietom: Czy gdybyś spotkała mężczyznę, który byłby idealny, ale go nie kochasz, wyszłabyś za niego za mąż? Kobiety odpowiadają: nie wiem. Nie będąc zakochaną, mogę się z czasem zakochać? Są to tzw. adaptatywne strategie matrymonialne. Socjologia jest przekonana, że ludzie zakochują się we właściwych osobach. Zwłaszcza kobiety zakochują się w kim trzeba. Zawsze tłumaczę swoim studentom, co wywołuje nieodmienny śmiech po jednej stronie i lekkie zażenowanie po drugiej, że jeśli mówimy o jakiejkolwiek romantycznej płci, to są to mężczyźni. To oni się zakochują i nie racjonalizują. Kobiety racjonalizują i nie ma w tym nic dziwnego. Dlaczego? Muszą, dlatego że nie mogą pozwolić sobie na dziecko, które jest inwestycją i wylądować z byle kim. Do czego mogą doprowadzić duże różnice między partnerami? Różnice klasowe destabilizują małżeństwa. Całkowicie niestabilne będzie, np. małżeństwo, gdzie kobieta jest z nieco wyższej klasy i więcej zarabia. Patrząc na dane statystyczne, taki związek nie ma szans na przetrwanie. Jeśli jednak kobieta zarabia mniej, to mamy do czynienia z odwrotną sytuacją - związek będzie trwały. Kobiety rzadko wychodzą z takich małżeństw. Z kolei w sytuacjach, kiedy mężczyźni tracą pracę, albo są mniej przedsiębiorczy, kobiety mają tendencję do kończenia takich związków. Dzieje się tak w skali całego świata, gdzie dopuszczalne są rozwody.
To u nas jest chyba dużo tych różnic. Ile mamy rozwodów w Polsce? Ponad 30 na 100 nowo zawartych małżeństw się rozpada, a pamiętajmy o tym, że otrzymanie rozwodu w Polsce nie jest wcale takie łatwe. Powodem rozwodu są często sytuacje kiedy mamy do czynienia z dysproporcją ekonomiczną lub różnicami w wykształceniu. To ciekawe zjawisko, bo 24 procent par w Polsce to właśnie takie małżeństwa, w których mężczyźni wypadają na niekorzyść. Różnica charakterów - to podobno najczęstszy powód, który pary podają na wniosku rozwodowym. Ludziom się wydaje, że najczęstszą przyczyną rozwodów jest zdrada, a to kompletna nieprawda. Zdrada przez kobiety, szczególnie te aktywne zawodowo, nie jest traktowana jako zagrożenie. W większości chodzi po prostu o pieniądze lub problemy z podziałem prac domowych. To są najczęstsze ogniska zapalne. Mężczyźni stanęli na maturze, a kobiety szły na studia. Ryzyko rozwodu jest wyższe w takich sytuacjach, ponieważ to kobiety lądują w dobrych miejscach pracy, gdzie koledzy mają inne parametry niż ich mężowie, którzy najczęściej zajmują się pilotem od telewizora. Mężowie nie są interesujący dla swoich żon. Największe ryzyko rozwodu jest jednak na najniższym piętrze hierarchii społecznej, gdzie, np. mężczyzna jedzie do pracy gdzieś na saksy i pozostawia rodzinę. Tam również pozew o rozwód wnoszą kobiety. A gdzie nie ma rozwodów? Tylko w jednej klasie, tam gdzie w grę wchodzą ogromne pieniądze, ludzie się nie wygłupiają. Do tej klasy w Polsce należy jakieś 250 tysięcy ludzi. Rodzice zapoznają odpowiednie osoby z odpowiednimi osobami. Mezalianse się nie zdarzają. Jest to też jedyna klasa, gdzie kobiety nie są aktywne zawodowo. Pracują mężczyźni. Do tego jest mnóstwo środków w rodzinie. Rozwód jest więc wykluczony. Tak jak w XV, XVI, czy XVII wieku małżeństwo to instytucja finansowo-reprodukcyjna. Kto ma dzisiaj gorzej w poszukiwaniach partnera? Kobiety czy mężczyźni? Powiedziałbym, że wszyscy. W połowie XX wieku ktoś, kto miał rękę i nogę, bez problemu mógł mieć męża. Dziś kobiety, które są aktywne zawodowo, nie mają czasu na angażowanie się w związek, który jest ciężką robotą. Do tego media dokładają, a szczególnie prasa dla kobiet podkreśla hasła w stylu: pracuj nad związkiem itp… Im bardziej kobiety to robią, tym bardziej mężczyźni się wycofują. Obie płcie mają dziś trudno i dla mnie jako członka prezydenckiego zespołu ds. polityki społecznej jest jasne, że dzieci to z tego nie będzie. *Prof. dr hab. Tomasz Szlendak Profesor nadzwyczajny, doktor habilitowany, dyrektor Instytutu Socjologii na UMK w Toruniu. Bada przemiany obyczajów w kulturze zachodniej, zwłaszcza w kulturze polskiej oraz biospołeczne uwarunkowania życia seksualnego. miasta kobiet
styczeń 2014
11
wizerunek
Jak zabłysnąć podczas balu? Przed nami kilka tygodni karanawału. Każda kobieta podczas imprezy czy innej okazji chciałaby wyglądać wyjątkowo. Jak to zrobić? TEKST: Paulina Błaszkiewicz
R
adzą nam: projektantka Joanna Będkowska ze Studia Mody Deja, makijażystka Marta Skałecka znana jako Panna Zalotka oraz Aleksandra Czajkowska ze Studia fryzjerskiego Czajkowska.
15 Joanna Będkowska, STUDIO MODY DEJA
Marta Skałecka, PANNA ZALOTKA
Strój karnawałowy powinien być dopasowany do naszej sylwetki. Jeśli chodzi o kolorystykę, która dominuje w tym roku w karnawale, to polecam czerwienie, burgundy i kolory wina. Kontrastem dla niektórych pań może być khaki. Materiały najlepsze na ten sezon to zdecydowanie żakardy. Nie brakuje też cekinów i motywów florystycznych, które towarzyszą nam już od wiosny. Karnawał to czas, kiedy chcemy zabłysnąć nie tylko na parkiecie. My same mamy błyszczeć, o czym świadczą różne udziwnienia na strojach, ale nie każda kobieta może sobie na to pozwolić. Najlepiej w takich rzeczach wyglądają wysokie i szczupłe kobiety. Najlepszym sposobem jest przerobienie starej sukienki. Każda kobieta powinna mieć w szafie klasyczną małą czarną, z której można zrobić oszałamiającą kreację. Wystarczy dopiąć oryginalną broszkę lub inne zdobienia i jesteśmy królową parkietu.
Wizerunek kobiety, która chce zabłysnąć w karnawale dopełnia makijaż, który często jest naszą drugą skórą. Nowy sezon to czas na błyszczący make-up, w którym króluje czerń, brokaty i sztuczne rzęsy. Możemy go zrobić same, ale pamiętajmy o tym, żeby poświęcić na to więcej czasu i uwagi niż na co dzień. Korzystajmy ze sprawdzonych i dobrze znanych kosmetyków, by uniknąć wpadek i niepotrzebnych stresów. By wyglądać perfekcyjnie trzeba odpowiednio przygotować twarz. Potrzebny nam dobry krem nawilżający, podkład i puder matujący. To podstawa. Fixer w sprayu sprawi, że makijaż będzie trwały przez kilka godzin. Na wieczorne wyjście radzę zabrać ze sobą bibułki matujące, które są prawdziwym wybawieniem dla kobiet, które mają problemy z tak zwaną strefą T, czyli świecące czoło, nos i broda. Dobrą alternatywą jest też puder w kamieniu lub kompakcie.
Aleksandra Czajkowska, STUDIO FRYZJERSKIE CZAJKOWSKA W tym sezonie mistrzowie grzebienia stawiają na naturalność. Skończyły się czasy, kiedy królował brokat i duża widoczna warstwa lakieru na włosach. W modzie są klasyczne fryzury: gładkie upięcia, włosy lekko pofalowane lub całkowicie proste. Jeśli jesteśmy posiadaczkami krótkich włosów, ale mamy, np. dłuższą grzywkę, to doskonale możemy ją wykorzystać. Ciekawą propozycją jeśli chodzi o krótkie włosy jest tzw. artystyczny nieład lub irokez kierowany do odważnych pań. Kolorystyka w tym sezonie to głównie kolory ciepłe: blondy, rudości i brązy, ale z doświadczenia wiem, że kobiety boją się zmian, dlatego nagłe zmiany jeśli chodzi o farbowanie przed balem zdarzają się niezwykle rzadko. A może czasem warto zaszaleć?
Rozmowa ze stylistką o karnawałowych trendach już 4 i 5 stycznia o godzinie 8.00 w Radiu ZET Gold 92,8 fm oraz na www.zetgold.pl
12
miasta kobiet
styczeń 2014
Trendy z 1
4
2
6
5
7 9
3 8 10
11
14 12
karnawał
15
16 19
20
21 23
13 17
z klasą
Mocną zimową tendencją jest intensywny blask. W szczególności sprawdzi się w karnawale, ale w tym sezonie można też błyszczeć na co dzień. Zimą postaw na bogactwo faktury, formy i zdobienia. Przełam prostą klasykę. Wybierz glamour z nutką elegancji. Anna Deperas-Lipińska stylistka Toruń Plaza
18
22 25
24
Toruń Plaza: ul. Broniewskiego 90, www.torun-plaza.pl, czynne codziennie od 9 do 21
miasta kobiet
styczeń 2014
13
2348613BDBHA
1. Kombinezon Tally Weijl - 199,90 zł, Toruń Plaza 2. Kieliszki Home &You - 15 zł, Toruń Plaza 3. Komplet biżuterii YES - 259 zł, Toruń Plaza 4. Sukienka Orsay - 70 zł, Toruń Plaza 5. Naszyjnik Bershka - 69,90 zł, Toruń Plaza 6. Oprawki Miki Ninn Vision Express - 299 zł, Toruń Plaza 7. Kolorowe soczewki All Vue COLORS TWOJE SOCZEWKI - 40 zł, Toruń Plaza 8. Bluzka United Colors of Benetton - 129 zł, Toruń Plaza 9. Sukienka Stradivarius - 169,90 zł, Toruń Plaza 10. Sandały Gino Rossi - 529,90 zł, Toruń Plaza 11. Torebka Stradivarius - 179,90 zł, Toruń Plaza 12. Czółenka Venezia - 449 zł, Toruń Plaza 13. Torebka Ochnik - 299,90 zł, Toruń Plaza 14. Spodnie Big Star - 229,90 zł, Toruń Plaza 15. Naszyjnik Tally Weijl - 29,90 zł, Toruń Plaza 16. Szpilki Wojas - 349 zł, Toruń Plaza 17. Spodnie Lee Wrangler - 389 zł, Toruń Plaza 18. Figurki Home&You - 49 zł, Toruń Plaza 19. Torebka CCC - 79,99 zł, Toruń Plaza 20. Szpilki Kazar - 569 zł, Toruń Plaza 21. Nauszniki 4F - 19,90 zł, Toruń Plaza 22. Szpilki Deichmann - 79,99 zł, Toruń Plaza 23. Lakierki Bartek - 209,90 zł, Toruń Plaza 24. Pasek Primamoda - 169 zł, Toruń Plaza 25. Szpilki Wojas - 349 zł, Toruń Plaza
felieton Trencz, który gra główną rolę: Camaieu 199,90 zł
Najdroższa sukienka Słono zapłacisz za czas spędzony w towarzystwie obcych ludzi. Bywam złośliwa, dlatego wspomnę jeszcze, że utkniesz tam na wieki, czekając na transport powrotny. Lena Kałużna*
Jest taki jeden dzień w ciągu całego roku, kiedy wielu moich znajomych nie ma ochoty się bawić. A trzeba. Mam na myśli noc sylwestrową. Taki trochę jakby przymus społeczny. Jeszcze się jesień dobrze nie zacznie, a już wypytują „Co robisz w sylwka?”. Czasem jest to też najdroższa impreza w skali całego roku. Rezerwacja stolika sporo kosztuje nawet w tanim na co dzień barze. Gratis dadzą Ci oranżadę, tanią wódkę i jeszcze tańszego szampana. Z zakrętką. Nawet sobie korkiem nie strzelisz o północy. Oraz catering, który jest najczęściej zimny i ciężkostrawny. Możesz pomachać nóżką czy bioderkiem w rytm rzępolenia zespołu z wokalistką, która wakacje spędzała w Afryce. Na 100 procent musiał jej wtedy słoń na ucho nadepnąć. Słono zapłacisz za czas spędzony w towarzystwie obcych Ci i obojętnych ludzi. Bywam złośliwa, dlatego wspomnę jeszcze, że utkniesz tam na wieki, czekając na transport powrotny. Trudności w ściągnięciu jakiejkolwiek taksówki masz gwarantowane.
W co się ubrać? Cenę nocy sylwestrowej znacząco podnoszą nasze kobiece dylematy „w co się ubrać”. Wczoraj zadzwoniła do mnie Agnieszka, błagając o pomoc. Jedzie na bal do eleganckiego hotelu. Kupiła już trzy sukienki, nie wie, którą wybrać i chce iść ze mną na do galerii handlowej po kolejną. Nie ma bowiem pewności, czy którakolwiek się nada. Ani jakie dobrać do nich buty czy rajstopy.
14
miasta kobiet
styczeń 2014
Mnie zapala się czerwona lampka. Wydatki trzeba rozsądnie planować. Porządne pieniądze lokujemy tam, gdzie jest nas dużo i często, gdzie mamy rzeczywiste potrzeby. Noc sylwestrowa zdarza się raz do roku. To jakby oczywiste, a jednak znam wiele przypadków, w których inwestuje się ogrom czasu, energii i pieniędzy, żałując natychmiast po przebudzeniu 1 stycznia. Przemyśl więc zakupy, żeby nie okazało się, że za bajońskie sumy nabyłaś właśnie kieckę, buty, kopertówkę, kolię, pończoszki, które… założysz tylko raz. Przecież nie będziesz chciała iść za rok w tej samej kreacji!
Góralskie swetry Słyszałam historię od pewnej pani, która wybierała się na sylwestra z nowym ukochanym. On, zamożny biznesmen, zaplanował huczną imprezę w gronie swoich przyjaciół w centrum Zakopanego. Ona, chcąc błysnąć, nabyła kosztowną czerwoną suknię do ziemi i markowe złote pantofelki. Szkoda, że wszyscy ubrani byli zwyczajnie i jak przystało na góralski klimat hoteliku, we wzorzyste ciepłe swetry. Sukni ani pantofelków nie było jej dane założyć do dziś. A wspomniany sylwester miał miejsce dobre 10 lat temu... Każdy wyjątkowy Nie widzę nic złego w tym, że chcemy wyglądać i czuć się wyjątkowo. Jestem też przekonana, że fajnie jest wydać na siebie „okrągłą sumkę”. Znając jednak wspomnianą Agnieszkę wiem, że żadnej z trzech
zakupionych sukienek już nigdy więcej nie założy. Cały rok przebiega natomiast w byle dżinsach znalezionych na wyprzedaży, twierdząc, że nie ma kasy na porządne ciuchy. Chciałabym, żeby nasze pragnienie bycia gwiazdą wieczoru w tę jedną noc przeniosło się na kolejnych 365 dni. Żebyśmy codziennie czuły się, jakbyśmy wchodziły w nowy rok, nowe możliwości. Każdego dnia witały się w lustrze z nową piękniejszą sobą. Ostatni w tym roku felieton zakończę więc prośbą, przykazaniem i życzeniem jednocześnie: INWESTUJ W DZIEŃ POWSZEDNI. I niech każdy będzie dla Ciebie wyjątkowy.
* Lena Kałużna Socjolożka, trenerka wizerunku. Pomaga kobietom odnaleźć własny styl. Szczegóły na www.kobiecaperspektywa.pl
Zabłyśnij!
spódnica Reserved 79,99 zł bluzka Camaieu 99,90 zł dodatki Mohito: buty 249,99 zł kopertówka 89,99 zł naszyjnik 49,99 zł kolczyki 24,99 zł
Lena Kałużna trenerka wizerunku
Kreacje sylwestrowe na ogół są czarne. Może w tym roku zaskoczysz wszystkich kolorami? Prym w naszej pierwszej stylizacji wiedzie radosna malinowa bluzka. W połączeniu ze złotą ołówkową spódnicą wygląda bardzo szykownie! Kolejna propozycja to elegancka śliwkowa sukienka, wykończona subtelnymi przezroczystościami. Idealna dla Pań o kobiecych kształtach. Trzeci zestaw jest dla Pań, które lubią stonowane barwy. W towarzystwie długiej sukni, błyszczące granatowe bolerko i szpilki grają „pierwsze skrzypce”. Jeśli planujesz Sylwestrową Noc spędzić w domu, nie pozwól sobie na „bylejakość”. Wybierz kobiecy sweterek i zabłyśnij! W końcu - jaki nowy rok, taki cały rok! Jeśli i Ty posiadasz modowe dylematy, w każdą środę możesz skorzystać z bezpłatnych porad stylistek Galerii Pomorskiej. Wystarczy zapisać się za pomocą specjalnej aplikacji na Facebooku Galerii Pomorskiej: www.facebook.com/Galeria.Pomorska
Kolory
w roli głównej malinowy
granatowy
suknia Promod 269,90 zł bolerko Quiosque 129,99 zł szpilki Ryłko 289,90 zł kopertówka SIXX 64,90 zł opaska Promod 59,90 zł pierścionek SIXX 24,90 zł
śliwkowy
czerwony sweter Lara Fabio 169 zł spodnie Reserved 99,99 zł szpilki Badura 359 zł kopertówka Estilo 37 zł kolczyki SIXX 22,90 zł bransoletka SIXX 29,90 zł
BEZPŁATNIE W KAŻDĄ ŚRODĘ. Wejdź na: www.galeriowaszafa.pl
DO STYLIZACJI WYKORZYSTANO:
Twoje indywidualne spotkanie ze stylistką
MAKIJAŻ
FRYZURA
sukienka Monnari 499 zł torebka Monnari 99,90 zł kolia Takko 39,90 zł kolczyki Takko 19,99 zł
KERASTASE BAIN CHROMA CAPTIVE KERASTASE CHROMA CAPTIVE JLD Fix spray JLD Design spray JLD Nutri Serum
miasta kobiet
styczeń 2014
15
MODELKA: Justyna Krzanik FOTOGRAFIE: Marta Pawłowska STYLIZACJA: Lena Kałużna
stylistka poleca
jej portret
16
miasta kobiet
styczeń 2014
› fot. Jacek Smarz
jej portret
Mama obawiała się, że mnie obiją, złamią mi nos i że się zniechęcę do tego sportu. Dopiero, gdy zdobyłam medal, to uwierzyła we mnie i zaczęła mi kibicować. Z Anetą Rygielską*, mistrzynią świata juniorów w boksie rozmawia Jan Oleksy ZDJĘCIA: Jacek Smarz, Laura Trawińska
Jakim byłaś dzieckiem? Mama mówi, że bawiłam się lalkami, ale też samochodami. Miałam parę koleżanek, ale większość czasu spędzałam z chłopakami na boisku. Bywało różnie, od spokojnych zabaw aż po strzelaniny.
do miasta. Musiałam przerwać, bo mama bała się o moje samodzielne dojazdy z Czerniewic do centrum. Później przez krótki czas trenowałam taekwondo. Dobrze się w tym nie czułam. I wtedy przyszedł czas na boks.
Nie sprawiałaś kłopotów? Myślę, że rodzice nie mieli nigdy ze mną problemów wychowawczych, raczej byłam grzeczną dziewczynką. Uważam, że na dużo mi pozwalali, ale ja tego nie wykorzystywałam. Nie ograniczali mnie. Było to typowe bezstresowe wychowanie. Miałam swobodę, mogłam spędzać czas, z kim chciałam. Jeżeli przebywałam w towarzystwie męskim, to mama nie miała nic przeciwko temu. Zawsze twierdziła, że lepiej, iż się kumpluję z chłopakami, bo w razie czego mogą mnie obronić. Naprawdę na rodziców nie mogę narzekać.
Co zadecydowało, że wybrałaś boks? Spodobały Ci się walki oglądane w telewizji? Kiedyś koledzy przynieśli do szkoły rękawice bokserskie. Zainteresowałam się, co będą robić. Jak dowiedziałam się, że po lekcjach idą się bić, to z ciekawości poszłam z nimi. Nauczyli mnie trzymać gardę. I po prostu biłam się z nimi. Zauważyli, że mam zacięcie do walki, więc namówili mnie, bym poszła z nimi na prawdziwy trening. Trener zauważył moje zdolności, zabrał na zawody, a po półtoramiesięcznych treningach zdobyłam tytuł mistrza Polski. Wtedy już na dobre wsiąkłam w boks. Potrzebowałam rywalizacji.
Czy Twoje zainteresowania sportowe zaczęły się od boksu? Na początku trenowałam judo, było to jeszcze w podstawówce, w której odbywały się treningi. Później treningi zostały przeniesione
Co rodzice mówili na ten Twój wybór? Na początku mama nie była zadowolona z moich treningów. Mówiła „dobrze, dobrze”, ale miała nadzieję, że szybko z tego zrezygnuję. Jak jej powiedziałam o pierwszych mistrzo-
stwach Polski, na które wysłali mnie trenerzy, to była bardzo zaskoczona, ponieważ krótko trenowałam, a ranga zawodów była bardzo wysoka. Po zdobyciu medalu jej radość była ogromna i od tamtego czasu dzielnie mnie wspiera. Tato nigdy nie miał nic przeciwko mojej decyzji. Nie dziwią się ludzie, że dziewczyna uprawia boks? Myślę, że teraz już są takie czasy, że dziewczyny trenują piłkę nożną, sztuki walki czy kulturystykę, czyli sporty, które uważane są za męskie. Sport staje się coraz bardziej demokratyczny. A jak faceci reagują na kobietę, która boksuje? Patrzą z podziwem, zazdrością, czy obawą? Są różne typy chłopaków. Niektórzy zazdroszczą, inni może czują jakiś respekt, a jeszcze innym jest to po prostu obojętne. Jakie cechy trzeba mieć, żeby osiągnąć sukces w tym sporcie? Przede wszystkim trzeba mieć silną psychikę. Można być świetnym na treningach, mieć miasta kobiet
styczeń 2014
17
jej portret
doskonałą wytrzymałość, być supersilnym, ale jeżeli nie ma się odpornej psychiki, nie osiągnie się sukcesu. Znam takie osoby, które na treningach są mistrzami, a na ringu sobie nie radzą. Stres je zjada. Trzeba być zaciętym i umieć przegrywać, bo jak to w sporcie bywa, nie zawsze się zwycięża. Czy płaczesz, jak zdarzy Ci się przegrać? Znam smak przegranej, poznałam go na mistrzostwach Europy i na poprzednich mistrzostwach świata. Po takich walkach zdarzało mi się poryczeć. Co robisz przed wyjściem na ring? Przed zawodami już od samego rana jestem skupiona i myślę tylko o walce i o swojej przeciwniczce. Dbam o to, by być wypoczęta, choć nieraz w nocy śni mi się boks. Umiem nawet zadawać ciosy we śnie. Z reguły wygrywam. Uspokaja mnie muzyka, ale mogę też zwyczajnie przed walką posiedzieć pod ścianą i się wyciszyć. I ciągle myślisz o przeciwniczce? Boisz się? Do każdej walki podchodzę inaczej, bo każda wymaga innej strategii. Wychodzę na ring bardzo skoncentrowana, choć czuję lekki stres, a niekiedy nawet strach. Ale już po pierwszym gongu ten niepokój mija. Mam ułożony plan i myślę tylko o jednym, żeby walkę zakończyć na własną korzyść i... wygrać. Boksera bym o to nie spytał, ale Ciebie spytam. Czy można uderzać w piersi? Nie można. Dla bezpieczeństwa zakładamy jednak specjalne ochraniacze na piersi. Zdarzało się nieraz, że po walce miałam popękane ochraniacze. Oczywiście zabezpieczają tylko w pewnym stopniu. Czy lepiej być najedzonym przed zawodami, czy raczej walczyć na głodniaka? To zależy od człowieka. Ja lubię najeść się na trzy godzinki przed walką. Wtedy czuję się najlepiej. Nie jestem ani głodna, ani pełna. Ale znam zawodników, którzy wolą walczyć „na głodnego”. To wzmaga agresję. Ja jednak nie lubię, jak mi burczy w brzuchu, bo nie mogę się skupić. Czy używasz kosmetyków przed walką? Jedyny środek, jaki stosuję, to wazelina. Smaruję nią twarz, aby cios zadany przez przeciwniczkę „ześlizgiwał się” i nie pozostawiał siniaka.
› fot. Laura Trawińska
18
miasta kobiet
styczeń 2014
Siniaki są chyba dla boksera czymś normalnym. Widoczne ślady walki po zawodach. Czasami siniaki zostają na twarzy, zakrywam je wtedy podkładem i pudrem. Ostatnio „zaliczyłam” siniaka od trenera. Nieraz szybko schodzą, ale ten trzymał mi się przez tydzień. Był żółty, zielony, wszystkie kolory tęczy.
jej portret
› fot. Laura Trawińska
Jestem ciekaw, czy boisz się o swoją urodę? Czy nie straszą Cię nieco spłaszczone nosy bokserów? W ogóle nie czuję takich zagrożeń. Ostatnio byłam u lekarza, który pocieszył mnie, że mam małą kość nosową i z moim nosem nie powinno się nic stać. Jak będzie, zobaczymy. Oprócz treningów musisz jeszcze znaleźć czas na naukę. Teraz jestem w klasie maturalnej, zdaję sobie sprawę, że poważne egzaminy przede mną. Nauczyciele starają mi się pomagać, jednak muszę nadrabiać wszystkie zaległości. Na szczęście nie mam większych luk. Koleżanki i koledzy również mnie wspierają. Co po maturze? Jeszcze nie podjęłam decyzji, nie wybrałam kierunku studiów. Chciałabym trafić do wojska lub do policji i oczywiście dalej boksować, bo z tym sportem wiążę swoją przyszłość. Wiem, że trudno będzie pogodzić te dwie rzeczy. Masz zatem bardzo mało czasu wolnego, bo z jednej strony treningi, z drugiej - szkoła i jest jeszcze Twój chłopak. Wojtek dopiero teraz wrócił ze Szkocji, gdzie pracował. Sam w przeszłości trenował przez kilka lat piłkę nożną, więc rozumie moją sportową pasję i to, że poświęcam mu mniej czasu. Wolne są tylko soboty i niedziele, kiedy mam po jednym treningu i nie mam szkoły. Ale po całym męczącym tygodniu wolę
dłużej poleżeć w łóżku i odpocząć. Nie mam siły na jakieś imprezy. Chyba że małe zakupy w galerii handlowej.
z pewnością okaże się silniejszy ode mnie. Wtedy najlepszym rozwiązaniem jest ucieczka. Jestem szybka.
Co sobie sprawiłaś po zdobyciu tytułu mistrzyni świata? Oczywiście nowe ciuchy i... torebkę Louisa Vittona. To ostatnie to oczywiście żart.
Czyli nie jesteś agresywna i nie przekładasz zadziorności z ringu na życie prywatne? Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała wykorzystywać swoich umiejętności poza ringiem. Jestem osobą spokojną, ale o to najlepiej spytać mojego trenera.
Czy na ringu również obowiązuje moda? Nowe trendy widać w ciuchach do trenowania. Zawsze coś modnego wchodzi na rynek, np. koszulki czy buty. A jak się ubierasz poza ringiem? Sportowo albo elegancko. Wszystko zależy od tego, ile mam czasu rano, jakie ciuchy zdążę sobie przygotować, a także jakie mam samopoczucie. O czym marzy bokserka? Oczywiście o igrzyskach olimpijskich, żeby przynajmniej tam wystartować. Obecne treningi są już przygotowaniami do olimpiady. Od stycznia wejdę w seniorski boks. To będzie trudny rok, choć mam nadzieję, że szybko się odnajdę. Co daje boks? Poprawia poczucie własnej wartości? A może przydaje się w ciemnej ulicy, wtedy mniej się boisz? W ciemnej ulicy to jestem dość strachliwą osobą, bo przecież mogę spotkać kogoś, komu nie dam rady. Na przykład wielki facet
*Aneta Rygielska Młodzieżowa mistrzyni świata w boksie, zawodniczka klubu Pomorzanin Toruń, w Plebiscycie na Sportowca Torunia - 3 miejsce za 2010, 2 miejsce za 2011, uczennica klasy maturalnej VIII LO w Toruniu. Uwielbia zakupy. Ma 20 lat.
miasta kobiet
styczeń 2014
19
tabu
Tomek
jest damą Chyba nie zaprzeczysz, patrząc na mnie, że jestem 120-procentową prawie kobietą? Porozmawiajmy więc jak kobiety. TEKST: Lucyna Tataruch
20
miasta kobiet
styczeń 2014
› fot. Paweł Janczak
ak
tabu
N
a spotkanie umówiłam się z Tomkiem, lecz zamiast niego przyszła wytworna Madamme Zula. - Tomek czasem zostaje w garderobie - mruga do mnie pomalowanym barwnie okiem diva. Patrzę na siebie - dżinsy, bluza, płaskie buty. Boję się wstać, Zula jest wysoka, a do tego ma jeszcze obcasy, na oko 15-centymetrowe. Nie miałam dziś czasu się pomalować. Co ona o mnie pomyśli? Pewnie że nic nie wiem o tym, jak to jest być kobietą...
WIĘCEJ NIŻ KOBIETA Madamme Zula jest artystką. Występuje na scenie, robi profesjonalne drag queen show. Wypracowała swój niepowtarzalny styl. Każdy występ to inna bajeczna kreacja, nie do pomyślenia jest dla niej, by pojawić się na scenie dwa razy w tej samej sukni. - To przecież brak szacunku dla publiczności - stwierdza z pełnym przekonaniem w głosie. - Moje występy są pełne światła, dobrej muzyki. Staram się przekazać dużą dawkę pozytywnej energii, tak żeby wszyscy się świetnie bawili. Jej największym atutem jest doskonała figura. Zula jest szczupła, wysoka i ma piękne, kształtne piersi. Marzenie niejednej dziewczyny. - Chyba nie zaprzeczysz patrząc na mnie, że jestem 120-procentową prawie kobietą? Porozmawiajmy więc jak kobiety. Zdradzę ci tajemnicę poliszynela. Te cycki są oczywiście sztuczne - mówi głośno i bez ogródek. Zula to tak naprawdę Tomek. I tak się przedstawił przy pierwszej rozmowie. Dodał jednak od razu, że już prawie nikt ze znajomych nie używa jego imienia. Zula zdominowała jego życie, jest nią już nawet na co dzień.
Solenizant był zachwycony, zaproponował nawet, by Tomek dał swój popis w klubie na osiedlu Leśnym, obok Czarnego Kota. Wystąpił w laczkach na wielkim obcasie, w rozciągniętym białym swetrze, pod którym schował swój pierwszy sztuczny biust zrobiony z balonów. - To było straszne - wspomina ze śmiechem. - Przez te balony mój pierwszy pseudonim brzmiał... nie wiem, czy mogę, powinnam się wstydzić... Cycofon. Na szczęście nie przyjął się! Madamme Zulę wymyślili ludzie z jednego z największych gayclubów w Polsce. Po tym śmiesznym bydgoskim występie dostałam od nich propozycję prawdziwego show w Narangaset, w Łodzi. Wyszło to zupełnie przypadkiem, po prostu właściciel tej knajpy widział mnie wtedy z tymi balonami na scenie. Musiałam już wtedy zabłysnąć talentem. Pojechałam do Łodzi, a tam wisiały już plakaty zapowiadające mój występ. Ech, łezka w oku, piękne czasy i oficjalny początek Zuli.
CAŁYM SERCEM Po Łodzi była Warszawa, Poznań, Sopot, a wkrótce cała reszta Polski. - Nie uwierzysz, jak to się szybko potoczyło. Zaczęło mnie już to nawet przerastać. Pracowałam wtedy w restauracji, a tu nagle w jednej z bydgoskich gazet artykuł o mnie i moje zdjęcie na całą stronę. Zrobiło się głośno, nawet zaczęłam się przejmować, co będzie, jak ktoś mnie rozpozna. I to był ten moment, kiedy trzeba było odpowiedzieć sobie na pytanie - wchodzę w to czy nie. Sama widzisz, jaka była odpowiedź. Zrezygnowałam z pracy. Zresztą co tu ukrywać, z czterech występów miałam większą kasę niż normalnie przez cały miesiąc w restauracji.
TOMEK KOCHA ZULĘ CAŁYM SERCEM, ONA JEST DLA NIEGO WSZYSTKIM. A ZULA KOCHA PIÓRA, CEKINY, MUZYKĘ, SCENARIUSZE I SZTUKĘ. SHOW MUST GO ON. Formy żeńskie zawsze mile widziane, choć nie ma problemu, gdy ktoś się pomyli. Nie jest transseksualistą, nie chce zmieniać płci. Zula to pewna rola, a przebieranie się w damskie szałowe ciuchy daje Tomkowi satysfakcję. To część jego osobowości.
POWINNAM SIĘ WSTYDZIĆ - Gdybym nie udzielała wywiadów, to prawdopodobnie już bym zapomniała o tym, jak to się zaczęło. - śmieje się. - Sporo czasu minęło... Pytanie o wiek nasuwa mi się mimowolnie, Zula od razu kręci głową: - Powiedzmy, że jestem już dojrzałą kobietą o doskonałym wigorze. Jak Amanda z „Seksu w wielkim mieście”, więc wyobraź sobie. Zaczynam już nawet myśleć o pierwszym botoksie! Lata temu na urodzinach znajomego Dj-a Tomek postanowił dla żartu się przebrać. Z szafy swojej matki wyjął bardzo nietwarzową oliwkową garsonkę, na placu Piastowskim w Bydgoszczy kupił tanią perukę. - Jak widać, do dziś ten żart trwa, lecz już w lepszym stylu - komentuje.
Tomek zaczął angażować się w bycie Zulą na sto procent, to właśnie wtedy zdominowała jego życie. - Teraz powiem tak, jakbym miała rozdwojenie jaźni, ale nie traktuj wszystkiego poważnie - ostrzega z uśmiechem. - Tomek kocha Zulę całym sercem, ona jest dla niego wszystkim, to jego miłość życia. A Zula kocha pióra, cekiny, muzykę, scenariusze i sztukę. Show must go on. Zula gościła w telewizyjnych programach, udzielała wywiadów, wspomina też limuzyny, hotele i gwar. Miłe czasy, ale w pewnym momencie wszystkiego już było za dużo. Postanowiła więc uciec, odpocząć i nabrać sił. Jej chłopak dostał propozycję pracy w Wielkiej Brytanii, wyjechali więc razem. Minął tydzień, miesiąc i nagle okazało się, że są tam już prawie dwa lata. - Myślałam, że już nie potrafię żyć normalnie, pracować bez tego całego zgiełku, który mnie męczy, ale jednak daje adrenalinę. A mimo to wróciłam do spokojnego trybu. Doskonale sobie radzę pracując w jednej z największych sieci hoteli. Namierzyła mnie jednak polonijna prasa i zagraniczni fotografo-
wie. Zostałam doceniona jako fotomodelka. Tu, do Bydgoszczy, przyjeżdżam raz na jakiś czas. Na przykład 22 lutego wystąpię w naszym klubie Red Club, zaproszono mnie jako gościa specjalnego imprezy Divas Carnival.
TO NIE JEST DLA WSZYSTKICH Rozmawiamy o planach na życie. Kiedyś Zula planowała założyć szkółkę, taki kabaret drag queen dla młodych ludzi, którzy chcieliby się tym zająć. To nie jest takie proste, jak się wydaje. Artystka podkreśla, że nie każdy da sobie radę. Trzeba być pewnym siebie, mieć zdolności, czar w sobie. I uwielbiać ten klimat. Tutaj nikt się nie oszukuje, oczywiście że jest to kicz. Ale za to jak efektowny! Wszystko, o czym mówi, widzę przed sobą. Pytam, jaki naprawdę jest ten ich świat. Czy faktycznie to, co widać już na pierwszy rzut oka, czyli makijaż, cekiny, imprezy? Zula odpowiada od razu: - Ten świat jest kolorowy, musi taki być, inaczej nie byłoby zabawy! My prywatnie jesteśmy bardzo pozytywnymi ludźmi, lubimy żartować wszędzie i ze wszystkiego. Z naburmuszonej pani na poczcie czy z parówek w mięsnym, razem z ekspedientką. Jeśli nie masz dużego poczucia humoru i dystansu do siebie, nie możesz zostać Drag Queen. Obecnie wielu chłopaków startuje w organizowanych konkursach Drag Queen, 99 procent z tych osób liczy tylko na łatwe pieniądze. Dają z siebie naprawdę mało, a to już nie te czasy, kiedy wystarczyło ubrać się w starą garsonkę matki. Poprzeczka jest bardzo wysoko. Kiedy ja zaczynałam, w sklepach nie było tylu pięknych materiałów, bogactwa kosmetyków. Kojarzysz jedną z najlepszych w tej profesji Drag Queen, Drugą Marylę, obecnie sobowtór Maryli Rodowicz? Przyjaźnimy się, w dawnych czasach to m.in. ona musiała mi przywozić profesjonalne kosmetyki z Berlina, bo tu nic nie było. BLONDI BEZ BILETU W rozmowie pojawia się wątek rodziny. Już samym pytaniem sugeruję Zuli, że pewnie nie było łatwo. Szybko wyprowadza mnie z błędu: - Już nieraz o tym wspominałam, mamy normalne relacje w rodzinie. Nie wiem, czego się wszyscy spodziewają? W domu mówiłam otwarcie, że idę do pracy, bo przecież to praca. Według mnie taka, jak każda inna. Nie kradnę, nic złego nie robię, wręcz przeciwnie, daję innym radość. Kocham ludzi i oni to odwzajemniają. Wiem o tym, że to kontrowersyjny temat i część ludzi pewnie myśli, że na każdym kroku spotykam się z jakimiś przejawami nietolerancji. Może jestem szczęściarą, ale mnie to nie dotyczy. Wszyscy są bardzo mili. Miałam mnóstwo przyjemnych sytuacji i ani jednej złej. Kiedyś kontroler biletów w autobusie rozpoznał mnie, to było zaraz po programie Ewy Drzyzgi, w którym występowałam. Często też jeżdżąc pociągami żartuję z konduktorami, kiedy trzymam na siedzeniu perukę, a oni pytają, czy ta blondi jedzie bez biletu. Możesz nie wierzyć, ale tak właśnie jest. Ta dobra energia wraca do człowieka, wszyscy mnie kochają! miasta kobiet
styczeń 2014
21
wizerunek
Vintage w cenie Stylizacja: Paulina Borowska Zdjęcia: Jacek Smarz Tekst: Janusz Milanowski
S
econd handy
to miejsca do stylistycznych improwizacji, bo nic w nich nie jest przewidywalne, dla pań z fantazją i wyobraźnią. W takich miejscach ubierają się nie tylko kobiety z chudym portfelem. Spotkamy w nich elegantki obok zbuntowanych blogerek, modelki i urzędniczki, panie starsze i młodsze, feministyki i matki Polki, słowem: wszystkie panie. Do sklepu z używaną odzieżą można wejść mając 100 zł w portfelu, by w efekcie wyglądać jak milion dolarów. My odwiedziliśmy jeden z toruńskich lumpeksów. Efekty widać na zdjęciach.
22
miasta kobiet
styczeń 2014
Na Pa
Pa sk sw sp leg to bu
Ol tu sk leg bu to
We pła sw sp bu to
koszula H&M - 15 zł kamizelka Mexx - 29 zł spódniczka MNG - 25 zł torebka - 39 zł rajstopy - 10 zł buty - 39 zł skóra Zara - 159 zł
wizerunek
Na zdjęciu u góry modelki od lewej: Paulina Borowska, Ola Pytel, Weronika Topolewska Paulina: skóra ekologiczna Pimke - 69 zł sweter Promod - 35 zł spódniczka H&M - 25 zł leginsy czarne Pimke - 19 zł torebka ze skóry ekologicznej - 29 zł buty ze skóry ekologicznej Next - 39 zł Ola: tunika Next - 35 zł skóra ekologiczna - 59 zł leginsy - 19 zł buty ze skóry ekologicznej - 39 zł torebka - 39 zł Weronika: płaszcz skórzany Zara - 159 zł sweter Massimo Dutti - 39 zł spodnie One Street - 25 zł buty ze skóry ekologicznej Atmosphere - 39 zł torebka - 39 zł
sweter Top Shop - 39 zł bluzka H&M - 15 zł spodnie czerwone Esprit - 25 zł buty beżowe skóra - 49 zł plecak - 25 zł
czapka - 19 zł
skóra eko - 69 zł szal - 25 zł
torebka - 39 zł
zdrowie
Bon na zabieg od Romea
W moim gabinecie kobiety oświadczają wprost: „Mój mąż chce, żebym miała większe usta, albo żebym usunęła te i te zmarszczki”. Z kosmetolog Katarzyną Łukowską* rozmawia Janusz Milanowski Skoro kobieta okazuje się być silniejszą, to dlaczego nie zaproponuje facetowi, żeby najpierw zrobił coś ze swoją opuchniętą od piwa gębą? Niezależne ekonomicznie kobiety i świadome swych zalet pozwalają po sobie skakać. Ta wasza siła wydaje się być przereklamowana w takim przypadku. Kobiety są niezależne, ale w tym świecie zewnętrznym. Nie czarujmy się... W związku z mężczyzną potrzebujemy ciepła i dobrego słowa. Co z tego, że kobieta te wszystkie cudne słowa i komplementy słyszy od obcych mężczyzn. One nie są istotne. A poza tym, jaką mamy pewność, że one są prawdziwe? Decydując się na związek z mężczyzną, otwieramy się na niego. My inaczej patrzymy na relacje w związku niż mężczyźni. Dla zachowania wewnętrznej równowagi, w domu pragniemy wsparcia, opieki, docenienia. Należałoby zapytać psychologów, dlaczego mężczyzna czuje się pewniej przy kobiecie, gdy robi jej krzywdę.
Odnoszę wrażenie, że istnieje jakaś brutalna relacja między urodą a życiem. Kobiety żyją pod presją poprawnego piękna… W przeogromnej i wszechobecnej presji. Kobiety przy kawie potrafią godzinami rozmawiać o urodzie, o byciu wiecznie piękną i młodą. Zaczyna się to stawać pewną „trendologią”. Wiele kobiet ulega kulturowym naciskom i modzie. Idea bycia nieskazitelną staje się celem samym w sobie. Niech zgadnę... Koleżanka wstrzyknęła sobie botoks, więc ja też chcę. Koleżanka powiedziała: „powinnaś to sobie koniecznie zrobić, poczujesz się lepiej!”. I ja też tak chcę jak, i tu pada imię i nazwisko owej koleżanki. Zdarza się, że przychodzą do mnie panie ze zdjęciem idolki w gazecie i chcą mieć takie same usta albo kontur twarzy. Oczywiście prawie zawsze jest to nierealne. A czy nie dzieje się tak również z powodu nacisku mężczyzn? Tak! To jest powszechne. Decyzje wielu kobiet właśnie z tego wynikają. Chcę, żebyś miała usta i biust jak Natalia Siwiec - mówi wieloryb siedzący z piwem przed telewizorem. (śmiech) Nie wiem, jak to wygląda w domu. W moim gabinecie kobiety oświadczają wprost: „Mój mąż chce, żebym miała większe usta, albo żebym usunęła te i te zmarszczki”, albo powinnam zredukować tę konkretną bliznę. I to jest dla Pani argument, żeby taki zabieg przeprowadzić? Nie. To jest pierwsze kryterium odmowy wykonania zabiegu. Podczas konsultacji pytam najpierw: co naprawdę pani przeszkadza, co pani chciałaby poprawić, z czym pani się źle czuje, a nie z czym czuje się źle pani mężczyzna albo, na co namawiają panią koleżanki! To błędna droga, która nie da kobiecie satysfakcji z zabiegu i nie sprawi, że poczuje się lepiej.
24
miasta kobiet
styczeń 2014
Dlaczego, Pani zdaniem, faceci tak postępują? Znak czasów, w których kobiety są silne, niezależne.
Strzela w ten sposób do siebie. Tak, bo on nie przyciągnie jej bardziej. Załóżmy, że jakaś Julia dostała od swojego Romea bon na zabieg. W większości gabinetów nie odmówią jej, nawet gdy nie ma wskazań. I wszystko byłoby w porządku, gdyby Romeo po tym zabiegu okazał radość, powiedział taktownie, że Julia znacznie lepiej wygląda, etc. Ale to się raczej nie zdarza! Jaki jest sens zmieniać swój wygląd dla kogoś? Uważam, że prawdziwa miłość jest przecież mimo wad, a nie z powodu zalet!
Mężczyźni czują się przez to zagrożeni? Nie chcę generalizować. Mówię wyłącznie o tym, co słyszę od kobiet. Niejednokrotnie, gdy rozmawiamy dłużej, analizując jej potrzebę przeprowadzenia zabiegu, okazuje się, że mężczyzna tak się niepewnie przy niej czuje, że wpada w kompleks niższości. I tenże przenosi na kobietę, wytykając rzekome defekty jej urody. Słysząc to wiele razy, kobieta zaczyna w to wierzyć.
Koleżanki z mojej redakcji twierdzą, że modne ostatnio jest przeprowadzanie korekcji miejsc intymnych. To też zasługa facetów, jeśli nie ma wskazań medycznych. Podejrzewam, że żadna z kobiet nie wpadłaby na chęć przeprowadzenia takiego zabiegu, gdyby nie chęć podobania się mężczyznom. To jest mniej lub bardziej świadomy wybór w przypadku każdej korekty zwiększającej erotyczną atrakcyjność. Robi się to dla
Ale poprawi jej relacje z partnerem. Wątpię!
zdrowie mężczyzn albo po to, żeby konkurować z innymi kobietami, ale znowu pod kątem mężczyzn. Ale czy kobiety są szczęśliwsze po takich zabiegach? Oczywiście, że nie. Tak naprawdę kobieta czuje się dobrze we własnym ciele, kiedy wie, że to jest kwestia jej natury. Kobieta myśląca, że jestem piękna, bo zrobiłam sobie usta, bo usunęłam cellulit, podświadomie nie do końca czuje się z tym dobrze. Ona wie, że kwas hialuronowy wchłonie się za pół roku i wszystko trzeba będzie powtórzyć. Oczywiście nie mówię tu o dysproporcjach twarzy czy szpecących defektach - sytuacjach gdy zabieg jest słuszny i wydobywa piękno kobiety. Czy według Pani, kobiety nie znosiłyby tak źle upływu czasu, gdyby nie presja nas, mężczyzn? Myślę, że tak... Więc to wszystko nasza wina?! Podkreślam, że mówimy cały czas o Pani doświadczeniu zawodowym. Absolutnie nie chcę czynić z mężczyzn głównych winowajców! Kobiety przychodzą do mnie z różnych powodów. Kilkakrotnie odmówiłam wykonania zabiegu i nie tylko z powodu braku wskazań. Podsumujmy zatem przesłanki decyzyjne. Upływ czasu, ale z tym dałoby się żyć, gdyby nie męska presja. Inna - przemysł kulturowy i programy w rodzaju „Być łabędziem” (czy innym drobiem). Kobiety traktowane w nich są jak tkanka łączna z parą smutnych oczu. Smutnych, bo urodziłam dziecko i mam rozstępy. Bohaterki tych programów są zdepersonalizowane, a sens i radość życia przywraca im dopiero skalpel. Ciężko powiedzieć, co taka kobieta naprawdę czuje po operacji plastycznej. Na pewno jest szczęśliwsza wtedy, gdy pozbywa się kompleksu. Dramat dzieje się wtedy, gdy nie osiągnie celu, ale tego w telewizji nie zobaczymy. Prawdopodobnie dla wielu z tych kobiet życie zmienia się na lepsze. Medycyna estetyczna, kosmetologia medyczna, chirurgia plastyczna są darem dla osób, którym faktycznie można pomóc. Gorzej, jeśli decydujemy się na zabieg, ale nie do końca jest nam on potrzebny. Trudno wtedy o pełne zadowolenie. Kobieta myśli, że to dlatego, iż poprawiła nie to, co powinna i decyduje się na kolejny zabieg, a potem na jeszcze jeden i w rezultacie, w pogoni za wymyślonym, przeprowadza ich całą serię, aż przestaje być do siebie podobna. I kto powinien się wtedy pojawić? Psychiatra? Specjalista kwalifikujący do zabiegu. To specjaliście powinna zapalić się w tym momencie czerwona lampka. Ale ją zgasi, bo ma z tego pieniądze. A jak powinien zareagować? Powiedzieć... - Pani Julio, na tym etapie ja już zrobiłem wszystko, co mogłem. Spotkajmy
się za rok, bo musimy poczekać, aż preparaty zadziałają w skórze albo się wchłoną. Botoks czy kwas hialuronowy ma kilkumiesięczny okres działania, a czasami nawet do dwóch lat. W tym czasie nie powinno się więc powielać zabiegów. Nie wszyscy mówią o tym, że między jednym a drugim zabiegiem musi upłynąć pewien czas, bo wszystko zależy od rodzaju preparatu i rodzaju tkanki. O tym się jednak nie mówi, tylko wykonuje kolejny zabieg, gdy pani przyjdzie z gotówką. W efekcie jeden preparat nakłada się na drugi. Każdy chirurg plastyczny zdaje się być ideałem dżentelmena pochylającego się z troską nad każdą zmarszczką. Kobieta już po pierwszej wizycie czuje się lepiej i piękniej. Zastrzegam, że nie myślę o tych wspaniałych lekarzach ratujących poparzone twarze. Pamiętajmy, że nie da się usunąć wszystkich zmarszczek! Nasza twarz nie powinna wyglądać jak maska, musi zachować naturalną mimikę. Usunięcie wszystkich zagłębień sprawi, że stanie się ona płaska, zatraci proporcje. Wiek metrykalny można wizualnie cofnąć o maksimum 10 lat. Jeśli kobieta w wieku „50 plus” słyszy, że będzie wyglądała jak dwudziestolatka, to niech w to nie wierzy! Zmarszczki, blizny, wiotkość skóry można jedynie zre-du-ko-wać! Nie ma czegoś takiego, jak usunięcie. A takie obietnice padają? Nagminnie! A co można usunąć? Nadmiar skóry, tkankę tłuszczową, znamię barwnikowe. Podkreślam, że to są zabiegi rewitalizujące, a nie photoshop!
A jeśli wyjdą dwa razy większe? Jeśli określiłyśmy przed zabiegiem, o co nam chodzi, to mamy możliwość coś z tym zrobić. W umowach podpisywanych przed zabiegiem raczej nie ma żadnych haczyków, ale są tak sformułowane, że dbają o bezpieczeństwo gabinetu. Głównie zawarte w nich są informacje o przeciwwskazaniach, efektach ubocznych i działaniu preparatu. Pamiętajmy też, że często ani specjalista, ani osoba, która poddaje się zabiegowi, nie są w stanie przewidzieć jakiegoś niespodziewanego efektu, będącego wynikiem, np. uczulenia na składnik preparatu. Przeciwwskazaniem do takich zabiegów jest ciąża, więc jeżeli kobieta nie jest jej świadoma, a zdecydowała się na zbieg, to sama ponosi odpowiedzialność. Podsumujmy teraz proces decyzyjny. Kobiety nie powinny przeprowadzać zabiegu bo: tak sobie życzy facet albo tak jej radzą koleżanki. Jeżeli nie kochamy się same, to mężczyzna nas nie pokocha. Już św. Augustyn twierdził innymi słowy, że jeżeli w związku nie dbasz o siebie, to nie dbasz o związek. Tak. Kochajmy bardziej siebie i nie podejmujmy takich decyzji pod wpływem emocji ani trendów. Nie słuchajmy koleżanki, która przy kawie powie, że ta zmarszczka między brwiami postarza cię o 15 lat. Nie porównujmy się z photoshopem, bo upodabniamy się do istot, które nie istnieją. I jeszcze rada bardzo praktyczna: weryfikujmy to, co powie nam jeden specjalista, u drugiego specjalisty.
Strony internetowe gabinetów, w których poprawia się urodę, epatują zdjęciami kobiet „przed” i „po”. Pamiętajmy, że ten sam zabieg u każdej osoby może dać zupełnie inny efekt, bo każda skóra jest inna. Jak odróżnić lekarza „przyjaciela pieniędzy” od eksperta z zasadami? Jest bardzo cienka granica między faktyczną potrzebą a „zachcianką”. Ekspert wie, kiedy może, a kiedy powinien się wstrzymać od wykonania zabiegu. Specjalista wyjaśni, dlaczego chce leczyć te, a nie inne partie. Warto zapytać „dlaczego”, „co, to zmieni w moim wyglądzie”. W tym momencie dajemy sygnał, że nie będziemy decydować się na te zabiegi tylko dlatego, że lekarz tak twierdzi. Absolutnie nie poddawajmy się tzw. zabiegom promocyjnym. Jeśli „gabinet X” ogłasza promocje na zabiegi wypełniania bruzd, to może dlatego, że kończą się w nim serie preparatów albo chce zwiększyć rotację w gabinecie. Na takie zabiegi decydujemy się świadomie, z własnej, nieprzymuszonej woli. Na co jeszcze należy zwrócić uwagę? Na proporcje twarzy. Kobieta musi wyraźnie i konkretnie określić to, czego chce, w jakim stopniu jej usta - na przykład - mają być skorygowane i wyglądać naturalnie.
* Katarzyna Łukowska Mgr kosmetologii z wieloletnim doświadczeniem w medycynie estetycznej. Współpracuje z lekarzami. Jest twórczynią linii dermokosmetyków Passion by Katarzyna Łukowska. miasta kobiet
styczeń 2014
25
kultura w sukience W nowym roku nie zabraknie ciekawych wydarzeń kulturalnych. Zaczynamy już od stycznia! Lucyna Tataruch
Noworoczne symfonie BYDGOSZCZ, FILHARMONIA POMORSKA, 10/24 STYCZNIA, GODZ. 19, CENA: 15-50 ZŁ
W noworocznym repertuarze Filharmonii Pomorskiej nie zabraknie atrakcji. W pierwszej połowie miesiąca zapraszamy na Romantyczną Symfonikę, koncert pod dyrygenturą Michaela Maciaszczyka, z udziałem wybitnych światowych instrumentalistów, którzy specjalnie na tę okazję odtworzą dzieła największych twórców epoki romantycznej. Pod koniec stycznia proponujemy brawurowy wieczór w amerykańskim stylu, podczas którego dyrygent Mariusz Smolij poprowadzi orkiestrę przez tematy muzyczne ze znanych i lubianych filmów, takich jak James Bond, Indiana Jones czy Zapach kobiety.
Toruńska epidemia TORUŃ, CSW, do 12 STYCZNIA, CENA: BEZPŁATNIE
Wystawa Epidemic nawiązując do filmu Larsa von Triera o tym samym tytule, rozprawia się z pytaniem o relacje między twórcą a odbiorcą, reżyserem i widzem. Opowieść skonstruowana po linii eseju, staje się idealną okazją do poznania różnorodnych narracji oraz sposobów przedstawiania fikcji i świata rzeczywistego. Do Centrum Sztuki Współczesnej na refleksję o procesie twórczym zapraszamy nie tylko fanów duńskiego reżysera „trylogii europejskiej”.
BYDGOSZCZ, MCK, 24 STYCZNIA, GODZ. 19, CENA: 15/20 ZŁ
„Ostatni dzień” to najnowsze wydawnictwo zespołu George Dorn Screams. Tę swoistą dokumentację podróży, w jaką wybrali się członkowie bydgoskiej grupy, odkryć można podczas styczniowego koncertu w Miejskim Centrum Kultury. Współtowarzyszem tej drogi będzie warszawska formacja Sorry Boys, znana z krajowych list przebojów Radia Roxy, Eski Rock czy Trójki. Zespół zaprezentuje, m.in. utwory z nowego albumu. Warto sprawdzić.
Napój miłosny BYDGOSZCZ, OPERA NOVA, 16/18/19 STYCZNIA, GODZ. 19, CENA: OD 50 ZŁ
W styczniu po raz pierwszy w historii bydgoskiej sceny operowej zaprezentowany zostanie utwór wyróżniony Nagrodą im. Jana Kierupry dla najlepszego spektaklu muzycznego. „Napój Miłosny” to komiczna opera o odwiecznym problemie odmienności między kobietą i mężczyzną, pogodna wizja zmiennej natury, różnorodności charakterów i wszystkiego czego doświadczamy na co dzień. Dwuaktową fabułę w reżyserii Krzysztofa Nazara ubarwi 60-osobowy chór operowy. Tej wyjątkowej okazji nie można przegapić.
Małżeński rajd BYDGOSZCZ, ADRIA, 17 STYCZNIA, GODZ. 20, CENA: OD 75 ZŁ
O tym jak często nasze spory i kłótnie pozbawione są sensu, na teatralnych deskach bydgoskiej Adrii opowiedzą Katarzyna Pakosińska i Mirosław Zbrojewicz. Komedia „Małżeński Rajd Dakar” to urocza parodia obrazująca nasze codzienne zatargi i nieporozumienia. Czy miłość na pustynnym rajdzie okaże się fatamorganą czy ostatnią podróżą życia? Warto się przekonać.
Afrykańskie przedbiegi TORUŃ, NRD, 24-25 STYCZNIA, GODZ. 20, CENA: 10 ZŁ
Styczniowe mrozy idealnie zgrają się z propozycją gorących jamajskich klimatów, jakich doświadczyć można w trakcie Afrykańskich Przedbiegów. Po raz szósty zobaczymy najlepsze sound systemy i projekcje filmów z Jamajki. Zapraszamy na niezwykły reggae wieczór do toruńskiego klubu NRD.
Gospodynie malują BYDGOSZCZ, MCK, 25 STYCZNIA, GODZ. 10-14, CENA: 50 ZŁ
Kino na obcasach
Od stycznia zapraszamy na kurs malarstwa olejnego organizowany przez Koło Gospodyń Miejskich. W programie przewidziano sześć spotkań z Anną Tomasik, pod okiem której panie nauczą się malować portrety czy martwą naturę. Całość zakończona będzie wystawą prac uczestniczek. Polecamy!
BYDGOSZCZ, MULTIKINO, 8 STYCZNIA, GODZ. 20, CENA: OD 17 ZŁ
Jazz club duet
Zapraszamy na kobiecy seans w ramach cyklicznego Kina na Obcasach. Tym razem na duży ekran trafi francuska komedia „Wyszłam za mąż, zaraz wracam”, opowieść o miłosnych perypetiach młodej dziewczyny obarczonej rodzinną klątwą. Isabelle choć ma wszystko o czym można marzyć, musi oszukać swoje przeznaczenie. Jak pozbyć się ciążącej wróżby szybkiego rozwodu? Przekonać można się już w pierwszy wtorek stycznia.
26
MUZYCZNA PODRÓŻ
miasta kobiet
styczeń 2014
TORUŃ, OD NOWA, 22 STYCZNIA, GODZ. 20, CENA: 5/10 ZŁ
Na nietypowe dźwięki bogatej strukturalnie muzyki autorstwa multidyscyplinarnego artysty Jeffa Gburka zapraszamy do toruńskiej Od Nowy. Gitarzysta wystąpi w towarzystwie skrzypaczki Karoliny Ossowskiej. Koncert ten jest wypadkową długiej i owocnej drogi artystycznej muzyków, od Poznania po sam Berlin. Zapraszamy!
1466913TRTHA
1486213TRTHA
jej pasja
Wycisza mnie Wahadło Foucaulta...
Człowiekowi nauki czy po prostu takiemu, który zadaje pytania, wydaje się, że znajdzie rozwiązanie. Jednak często odkrywa, że rozwiązań nie ma. Z Moniką Wiśniewską*, szefową „Młyna Wiedzy”, rozmawia Janusz Milanowski
Posiadanie wiedzy wiąże się z ryzykiem, bo jeśli wierzyć Księdze Koheleta - „komu przybędzie wiedzy, przybędzie boleści”. Zawsze myślałem, że ludziom nauki jest trudniej w życiu. (uśmiech) O, rany?! Ja jestem prostym fizykiem! To o filozofii będziemy rozmawiać? A ja prostym humanistą. O wszystkim więc możemy rozmawiać. (uśmiech) Dobrze.
Czasami wydaje mi się, że tak... W sytuacjach ekstremalnych wiedza pomaga, ale powoduje też zadawanie pytań. Człowiek, który ma większą wiedzę albo chęć dociekania, zadaje kolejne i kolejne pytania... Drąży i dowiaduje się o różnych niebezpiecznych zakończeniach dziejącej się właśnie wokół niego historii, na przykład - choroby bliskiego człowieka. Osobom mniej dociekliwym na pewno jest łatwiej. Z drugiej jednak strony nie byłoby postępu, gdyby niektórzy nie zadawali pytań.
...więc jak to jest z punktu widzenia „prostego fizyka”? Łatwiej jest żyć ludziom, którzy mają mniej wiedzy?
Istnieje jeszcze ten ruch motylich skrzydeł nad Pekinem, który wywoła tornado w Londynie. Dotyczy to obydwu przypadków.
28
miasta kobiet
styczeń 2014
Wiem o tym z własnego doświadczenia, ale nie będę o tym mówić... Mogę jedynie podsumować ten wątek następująco. Człowiekowi nauki czy po prostu takiemu, który zadaje pytania, wydaje się że znajdzie rozwiązanie. Jednak często odkrywa, że rozwiązań nie ma. I w tym sensie nie sposób nie zgodzić się z Koheletem. Z własnego doświadczenia wiem, że dla ludzi pracujących w tzw. obszarach wiedzy rzeczywistość jest bardziej nieokreślona niż dla tych, którzy zakładają osiągnięcie zysku. Ten zysk może się różnić od założonego, ale jest. I życie staje się przewidywalne.
jej pasja Może nie tyle nieokreślona, co nie taka prosta. Człowiek zadaje sobie kolejne pytania i wciąż nie wie, co będzie dalej. Jednych ten stan przeraża, drugich fascynuje. Ja w większości przypadków należę do tych drugich.
Nie cierpię sportu, ale bardzo lubię chodzić po górach. Uwielbiam podróże, ale dobrze jest mi tylko w małych miejscowościach bez monumentalnych budowli. MONIKA WIŚNIEWSKA DR FIZYKI
Ale Pani, jako fizyk, wie o teorii nieoznaczoności... (uśmiech) Nie posuwajmy się tak daleko. Wiadomo, że jedno jest mniej pewne, a inne bardziej pewne. Tu chodzi o proste pytania życia codziennego. Na przykład, prowadząc Młyn Wiedzy, zastanawiam się czy mogłabym coś zrobić lepiej albo inaczej i nigdy nie ma końca poprawiania, ulepszania. Cały czas jest proces jakiegoś tworzenia. Młyn Wiedzy to imponująca instytucja! Czy jej forma to Pani dzieło? To jest dzieło wszystkich! Wynik pracy wielu, bardzo zaangażowanych osób. To jest też praca projektantów budynku i budowlańców, pracowników Młyna - nie sposób wszystkich wymienić. Ja jestem na końcu tej drogi. Natomiast sama wstępna koncepcja jest zasługą Rady Programowej. Dzięki temu nasze Centrum jest inne za sprawą najdłuższego w Polsce, na stałe zamontowanego wahadła Foucaulta („Serce” Młyna Wiedzy umożliwiające obserwację zjawiska obrotu Ziemi wokół własnej osi. 35-kilogramowa, chromowana kula wypełniona piaskiem, zawieszona na 33-metrowej linie, biegnącej od dachu po parter placówki przez wszystkie kondygnacje). Co Pani czuje patrząc codziennie na wahadło Foucaulta? Czasami mnie uspokaja. Jestem dość energiczną osobą i nieraz wielokrotnie przemierzam kondygnacje Młyna. Lubię zatrzymać się przy nim i wyciszyć (uśmiech). Przez chwilę czas biegnie wolniej, ale to są naprawdę bardzo krótkie chwile. Proszę opowiedzieć coś o swojej drodze naukowej? O rany... „Droga naukowa”, jak to brzmi?!
Pani jest torunianką? Nie. Pochodzę z Inowrocławia. W Toruniu studiowałam fizykę. Spodobała mi się fizyka i doświadczalna, i teoretyczna, bo jest logiczną, poukładaną nauką, w której jedno wynika z drugiego. Potem były studia doktoranckie. Chciałbym zacytować nazwę Pani specjalizacji. Zajmowałam się materiałami scyntylacyjnymi, które wykorzystuje się, m.in. jako detektory promieniowania jonizującego. A mniej mądrze? Zajmowałam się promieniowaniem wysokoenergetycznym, czyli fotonami gamma mającymi ogromną energię. W scyntylatorze zamieniane są na promieniowanie z zakresu widzialnego i potem stosunkowo łatwo je zdetektować i zaobserwować przez różne układy. Jeden foton gamma zamienia się na miliony fotonów widzialnych (śmiech). Fan-ta-sty-cznie! A gdzie to ma zastosowanie? W różnych aplikacjach. W Belgii uczestniczyłam w dużych międzynarodowych badaniach nad zastosowaniem tego w tomografii pozytonowej, czyli PET. Tego typu urządzenie działa w np. bydgoskim Centrum Onkologii. To dzięki niemu np. można wykrywać komórki rakowe w bardzo wczesnym stadium. A co się działo po doktoracie? Częściowo zrobiłam go w Belgii i w Hamburgu ze względu na charakter badań. Potem pracowałam na prywatnej uczelni, ale po pewnym czasie znowu wróciłam do Belgii na dalsze badania, znowu powrót do Polski i wyjazd do Stanów, do pracy w laboratorium rządowym. W takim Secret City? To ciekawe, gdzie to było? Oak Ridge w stanie Tennessee. Niesamowite! Pracowała Pani w mieście powstałym w ramach Projektu Manhattan. To w Oak Ridge podczas II wojny kobiety pracowały nad bombą atomową. Nadal pracują tam przede wszystkim kobiety? Mówimy o bardzo rodzinnym południu Stanów - południu, z wszelkimi tego konsekwencjami. Miasta bez chodników, z pięknymi placami zabaw. Wszystko załatwia się nie wysiadając z samochodu. Miałam biuro w takim długim korytarzu i oprócz mnie pracowały tam jeszcze tylko dwie kobiety. Chciałam, żeby moja córka poznała jakieś dzieci, jeszcze przed pójściem do przedszkola. I pewnego razu znajomy z laboratorium mówi: - Wiesz, moja żona spotyka się z innymi mamami przy jednym z placów zabaw. Pojechałam tam i rzeczywiście: mnóstwo zaparkowanych aut i mam z pociechami. No i te mamy tak krążą wokół mnie i krążą zaciekawione, aż w końcu jedna z nich ośmieliła się zapytać, czy ja naprawdę mam tylko jedno dziecko. - No, tak - odpowiedziałam i zapadła cisza. Dla nich to było
niepojęte. Amerykańskie Południe to rodzina z czwórką, a nawet szóstką dzieci, kobieta jest w domu, a mąż zarabia. A jak się Pani znalazła tutaj? Po dwóch latach wróciłam ze Stanów i na prywatnej, bydgoskiej uczelni prowadziłam wydział lotnictwa. Poznałam dzięki temu wielu ciekawych ludzi z pasją i energią. Na tym wydziale były dwie specjalności: mechanika lotniczego i zarządzanie obsługą naziemną. Pierwszy z kierunków uzyskał certyfikat Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Tutaj, w Toruniu, znalazłam się, ponieważ wygrałam konkurs, a namówił mnie do tego mój mąż. Podróżując po Stanach, odwiedziliśmy niejedno centrum nauki. Po powrocie do kraju zastanawialiśmy się, dlaczego w Polsce nie ma tego typu miejsc. W tych centrach dobrze się bawiłam. Nie wierzyłam, że wygram konkurs. Wypełniłam dokumenty, ale to mąż złożył je za mnie i tak od września 2011 roku pracuję tutaj. I nie tęskni Pani za materiałami scyntylacyjnymi? Nie. To był ważny etap, ale myślę, że tu się lepiej spełniam, bo nauka wymaga pokory i cierpliwości, a ja jestem energicznym człowiekiem. Gdy pytam ludzi o prywatne pasje, to najczęściej wymieniane są książki, jazda na rowerze, sport, film, etc. A jak to jest w pani przypadku? Jeżdżę z córką na rowerze. Natomiast nie cierpię sportu, ale bardzo lubię chodzić po górach. Uwielbiam podróże, ale dobrze jest mi tylko w małych miejscowościach bez monumentalnych budowli. Gdy mieszkaliśmy w Belgii, często zwiedzaliśmy Francję, ale nie tę „topową” z obowiązkowym Paryżem, tylko z zapomnianymi miejscowościami Normandii albo wioskami południa, mając w ręku rozpiskę terminów miejscowych targów. A Pani marzenia? Są bardzo osobiste. Kiedyś chciałabym pokazać córce te wszystkie miejsca, w których żyliśmy, gdy była mała.
* Monika Wiśniewska Dr fizyki, dyrektorka Centrum Nowoczesności Młyn Wiedzy w Toruniu. miasta kobiet
styczeń 2014
29
reportaż
› Na zdjęciu Agnieszka i Jaap
EGZOTYCZNY, ale dobry Babcia martwi się skrycie, co ludzie powiedzą. Nic nie mówią, bo to już nie te czasy. TEKST: Lucyna Tataruch ZDJĘCIE: Marta Pawłowska
K
asia przywiozła swojego chłopaka z wakacji na drugim końcu świata. Marta męża z Węgier poznała na studenckiej imprezie. Agnieszkę partner namówił, by po latach życia w Holandii zamieszkać razem w jej ojczystym kraju.
TAK WYSZŁO, PO PROSTU Agnieszka do Holandii pojechała, gdy miała 18 lat. Spędziła tam ponad dekadę. Nauczyła się języka, skończyła studia i podjęła pracę. Pewnego dnia, gdy wracała do domu, Jaap zagadał ją na przystanku. Kojarzył, że mieszkają na tym samym osiedlu i mijają się codziennie po drodze. - W Polsce obcy facet zaczepiający dziewczynę na ulicy wygląda podejrzanie, ale Holendrzy są inni. Wiedziałam o tym, ale mimo wszystko byłam sceptyczna - wspomina Agnieszka. - Tak łatwo mu nie poszło. Dopiero po długim czasie udało mu się namówić mnie na spotkanie i tak się zaczęło. Od tego momentu są razem, choć żyją już w innym kraju. Dziś mieszkają w Bydgoszczy. ON BYŁ INNY Zoltan w Polsce był akurat służbowo. Mieszkał w Budapeszcie, pracował w Amsterdamie,
30
miasta kobiet
styczeń 2014
interesy załatwiał w całej Europie. Kraj Marty był jednym z przystanków w jego napiętym grafiku. - Miał tu znajomych studentów i to oni wyciągnęli go na piątkową toruńską imprezę. Opowiadał mi później, że od razu zwrócił na mnie uwagę, głównie przez moje rude włosy i przez to, że dużo mówiłam. Zresztą cały wieczór przegadaliśmy po angielsku. Nie ukrywam, od początku coś zaiskrzyło. Marta wspomina, że miała duże wątpliwości, była już kiedyś w związku na odległość. - Myślałam o tym, jak to będzie, czy on będzie do mnie przyjeżdżał z Węgier? Mojemu byłemu chłopakowi nie chciało się podróżować z Warszawy do Torunia. Zoltan był inny. Przyjeżdżał przynajmniej raz w miesiącu przez pół roku. W końcu przeprowadził się do Polski na stałe.
ANDREW Z MADAGASKARU - Ja nie planowałam związku. Rozstałam się z chłopakiem, przerwałam źle wybrane studia, nie miałam pojęcia co dalej - przyznaje Kasia. - Kiedyś siedziałam u babci na wersalce, piłam herbatę. Nagle do domu bez pukania wszedł starszy czarnoskóry mężczyzna. To musiało dość śmiesznie wyglądać, całkiem nieźle się przestraszyłam, ale babcia uśmiechnęła się
szeroko. To był Andrew z Madagaskaru, mąż jej siostry, którego wcześniej nie miałam okazji poznać - wspomina. Jak się okazało, wujek doskonale znał polski i był bardzo rozmowny. Zaproponował, żebym ich odwiedziła, zobaczyła trochę świata. Dlaczego nie? Szalony pomysł. Przecież to podróż na Ocean Indyjski. Niewyobrażalnie drogi bilet na samolot studził mój zapał, ale Andrew zaproponował pokrycie kosztów. I poleciałam. Wszystko było dobrze do czasu, gdy po dwóch miesiącach Kasia wróciła i przywiozła ze sobą Michaela - wielkiego mężczyznę z dreadami. - Pamiętam to dobrze, „moja Kasia jest z murzynem”, podsumowała ze smutkiem babcia w rozmowie z moją mamą.
CO LUDZIE POWIEDZĄ? Znajomi Marty byli bezlitośni. - Twój chłopak ma na imię Zoltan? Zoltan Władca Galaktyk. Zoltan Niszczyciel Planet. Postać z komiksu, która chce pokrzyżować plany superbohaterów - dziewczyna przytacza słowa przyjaciół. Drwili jawnie i bez ogródek. Chłopak nic sobie z tego nie robił. Ruda czupryna Marty dopełnia komiksowego obrazu. - My Red Dragon, tak mnie przedstawia wszystkim. Ludzie go akceptują i lubią. Czasem
reportaż ZOLTANA DZIWIŁY RZECZY, NA KTÓRE MARTA NIGDY NIE ZWRACAŁA UWAGI. NA PRZYKŁAD TO, ŻE GDY SPACERUJĄ, DZIEWCZYNA CZASEM IDZIE PO JEGO LEWEJ STRONIE. WEDŁUG NIEGO NA WĘGRZECH TAK PROWADZI SIĘ… PANIE LEKKICH OBYCZAJÓW. mam wrażenie, że bardziej niż mnie. Jest dla nich ciekawostką z obcego świata. W przekonywanie babci Katarzyny zaangażowała się cała rodzina. - Moja mama jej powtarzała, że przecież jej siostra też ma męża z zagranicy, jest szczęśliwa i dobrze jej się układa. Ale babcia dalej swoje. Siostra na drugim końcu świata, pewnie już nigdy jej nie zobaczy. I mnie pewnie też tak straci, ja na pewno zaraz też wyjadę. Ale Kasia nigdzie się już nie wybierała, a Michael miał co robić w Polsce. Znalazł pracę, uczy angielskiego i bardzo mu się tu spodobało. Babcia nie była zadowolona. - Ciężar zmartwień z „wyjazdu na zawsze” przeszedł na „co ludzie powiedzą” - opowiada dziewczyna. - Ludzie nic nie mówili, przynajmniej nie wprost. Owszem, zdarzają się rasistowskie słowa od obcych, tak na ulicy. Ale nie jest najgorzej. Babcia martwiła się skrycie, lecz spotykanym koleżankom spokojnie tłumaczyła. - Słyszałam, jak mówi sąsiadce „Michał to kolega wnuków mojej siostry. Kasia poznała go na wakacjach. Choć spotkali się na Madagaskarze, on pochodzi z Francji, jest od niej dwa lata starszy. To dobry chłopak, taki egzotyczny, ale dobry. I nawet nie wierzy w innego Boga.”
NIE ODEJDZIESZ OD STOŁU Michael nie wierzy w żadnego Boga, podobnie jak Kasia. Póki co, babci to jakoś wystarcza. Bała się, że chłopak przeciągnie ją na tę gorszą stronę, wywiezie, przeobrazi, zasłoni twarz chustą. Ale nic złego się nie dzieje, a on zna już dobrze polskie tradycje i święta. Do Bożego Narodzenia w krajowym stylu przyzwyczaić musiał się także Jaap. - W Holandii to zwykle proszona kolacja z rodzicami, normalne danie, wino, rozmowa i koniec. U mojej rodziny zastał uginający się od domowego jedzenia stół, kuzynów, ciotki i wujków. Musiał jeść wszystko, co przygotowała moja matka, nie wypadało przecież odmówić. Następnego dnia uratowały go krople żołądkowe - opowiada ze śmiechem Agnieszka. Zoltan już podczas swojego świątecznego debiutu ostro podpadł. W pierwszych chwilach przy stole wyszło już na jaw, że nie je mięsa. Moja ciotka pytała po cichu, co on wyznaje. Tłumaczyłam, że wegetarianizm nie ma nic wspólnego z żadną religią. I że to nie jest cecha obcokrajowców. Polscy chłopacy też tacy są. Co usłyszałam w odpowiedzi? „Twój poprzedni taki nie był. I mógł się sam wypowiedzieć, mówił po polsku. Ten nic nie mówi...”. NA WIEŻY BABEL - Byłoby łatwiej, gdyby moi rodzice znali języki przyznaje Marta. Nadal musi tłumaczyć wszystko, co mówi Zoltan, ale nawet jej to odpowiada. - Mam przynajmniej pewność i kontrolę nad
tym, co do nich z jego słów dotrze. Nie to, żebym bała się jego wypowiedzi, ale tak jest jakoś bezpieczniej. Znam ich lepiej i wiem, które żarty pominąć. Para między sobą rozmawia tylko po angielsku. Chłopak od lat powtarza, że polski jest trudny, ona z węgierskiego się tylko śmieje. Trwa to niezmiennie od pierwszego wieczoru, gdy poznali się na tej pamiętnej imprezie. - Zaproponowałam wtedy, by pod koniec zabawy znajomi wymawiali najdłuższe słowo po polsku. Gdy do gry ze swoimi propozycjami przyłączył się Zoltan, konstantynopolitańczykowianeczka nie robiła już na nikim wrażenia. Siedziałam oczarowana i rozbawiona. Myślałam nawet, że on recytuje jakiś wiersz, tak to brzmiało. Okazało się, że wymówił jedynie nazwę swojej ulubionej kanapki. Agnieszka holenderski znała już, zanim spotkała Jaapa, dogadują się więc bez problemu. Jej matka mówi trochę po angielsku, ojciec zna podstawy włoskiego. - Jaap mógłby nauczyć się polskiego, ale nie ma okazji, tu wszyscy chcą trenować z nim swój obcy język. Mieszkając tu, przywykł już do polskiego i dużo rozumie, nauczyłam go czytać i wymawiać słowa, ale wypowiedzi w moim języku nie ryzykuje. Michael dawno temu zapisał się na kurs polskiego i teraz idzie mu względnie dobrze. Z Kasią jednak nadal łatwiej mu dogadać się po angielsku. Ponoć w takich związkach największym problemem jest wyrażanie skomplikowanych emocji, bardzo łatwo o nieporozumienia. I o frustracje, że on mnie jednak tak do końca nigdy nie zrozumie. - Bzdura - twierdzi dziewczyna. - Mówimy o ukochanej osobie, ona zrozumie to, co chcesz powiedzieć. Nie musimy silić się na precyzję rodem z pism naukowych. Jednojęzyczne pary się rozleniwiają, dostają wszystko na tacy, a i tak ich związki bywają pełne konfliktów. No i mamy też ten cały język ciała… Czasem może nawet lepiej nie mówić czegoś dosłownie? Marta przyznaje, że zdarza jej się w nerwach wyzywać Zoltana po polsku. - Wiem, że nie będę musiała za wszystko przepraszać - śmieje się - Bywa mi później głupio, no ale pozwalam sobie. Potem tłumaczę mu to w jakiejś łagodnej wersji. Czasem podejrzewam, że on zaczyna już te słowa rozumieć. Prędzej czy później skończy się to większą awanturą. Ale to mój wentyl bezpieczeństwa, to tak dla zdrowia psychicznego.
CZYM SKORUPKA ZA MŁODU… Agnieszka widzi przepaść między tym, jak Polacy i Holendrzy traktują kobiety. I nie zawsze wychodzi to na plus obcokrajowcom. - Wszystko jest kwestią wychowania w innej kulturze, w innej rodzinie. Niektóre Polki czasem lubią być traktowane inaczej niż kumpel, Holenderki
o to nie dbają. Jaap nie znał na przykład zwyczaju przepuszczania kobiet w drzwiach. Nauczył się tego, lecz nie było to łatwe. Zdarzało się, że wysiadł z metra pierwszy i szedł przed siebie, nie oglądając się na to, czy jestem za nim. Agnieszka opowiada, że parę razy specjalnie jechała dalej. - Kochanie, o czymś chyba zapomniałeś… Tylko tak mogłam go przyzwyczaić do tego, że pewne gesty są dla mnie istotne. Podział obowiązków domowych to na pierwszy rzut oka ideał. Obydwoje gotują, sprzątają i piorą. Gorzej jest, gdy popsuje się coś poważniejszego. Cieknący kran bywa prawdziwym problemem. W Holandii nie naprawia tego ani kobieta, ani mężczyzna w związku. Coś się psuje, od tego są fachowcy. Czasem nie ma ku temu potrzeby, usterka to 15 minut pracy. Ale kto ma ją wykonać? - Już teraz robi to Jaap, ale nigdy wcześniej nie było to dla niego tak oczywiste jak dla mnie - przyznaje Agnieszka. Zoltana dziwiły rzeczy, na które Marta nigdy nie zwracała uwagi. Na przykład to, że gdy spacerują, dziewczyna czasem idzie po jego lewej stronie. Według niego na Węgrzech tak prowadzi się… panie lekkich obyczajów. - Nie wiem, czy on tego przypadkiem nie wymyślił, to trochę dziwne jednak - śmieje się Marta - na dodatek to właśnie z tej strony mam gorszy profil. No ale dobrze, trzymam się tej prawej.
JAK DRUGI DOM Polak i Węgier, dwa bratanki - z dumą powtarza ojciec dziewczyny, gdy spędza z zięciem kolejny wieczór przy wspólnym piwie. - Mało przy tym rozmawiają, ale Zoltan wrósł już w te nasze relacje - komentuje Marta. - I tak już zostanie, nigdzie się nie wybieramy na stałe. Za to często podróżujemy po kontynencie. Jaap z Polski jest zadowolony, lecz nadal dziwią go pewne sytuacje. Razem z Agnieszką starał się o tę samą pracę, wymagali tej samej pensji przy podobnych kwalifikacjach. On pracę dostał, Agnieszka usłyszała, że chce za dużo. - W Holandii byłoby to nie do pomyślenia komentuje zdziwiony. Jednak nie żałuje tego, że sam namawiał Agnieszkę, by tu zamieszkali. Przywieźli tu swoje życie, chwilowe plany, pasje i trzy rowery. Może się jeszcze kiedyś gdzieś wyprowadzą, kto wie co będzie w przyszłości. Póki co, nie myślimy o tym, żyjemy chwilą, jest dobrze i intensywnie - dodaje dziewczyna. Kasia na pewno na Madagaskar już nie poleci, to jednak za duży wydatek. Michaelowi zresztą jakoś specjalnie na tym nie zależy, nie mieszkał tam długo. - Odwiedzaliśmy już jego matkę we Francji, bardzo sympatyczna, wykształcona kobieta. Wiem, że Michael czasem chciałby widywać się z nią częściej, na szczęście dużo rozmawiają przez skype’a. Jedno jest pewne, moja babcia może być spokojna. On nigdzie nie planuje mnie wywozić. Polki, które żyją z obcokrajowcami, w jednym są zgodne - udanego związku nie podzielą żadne granice. Rodzina się przyzwyczai, komentarze innych są do przełknięcia. Nie żyjemy już odcięci od świata. Możemy być z kim chcemy i jak chcemy. A z krajowym chłopakiem wcale nie byłoby lepiej. Wiedzą o tym, bo przecież wcześniej już próbowały. miasta kobiet
styczeń 2014
31
atlas kobiet
Generał Elżbieta Zawacka
B
Chwile szczęścia „Zo” Wyprężeni oficerowie będą strzelać obcasami i salutować przed Nią - jedyną kobietą komandosem, która nigdy nie bała się śmierci. TEKST: Janusz Milanowski
T
pracować w Londynie. Miłość wzywała. Był tylko jeden sposób, żeby do niej wrócić: na spadochronie. Przeszła mordercze szkolenie cichociemnych spadochroniarzy AK. Wytrzymują je tylko najwytrzymalsi z najwytrzymalszych, najdzielniejsi z dzielnych i Ona, „Zo” - jedyna kobieta. Skakała w środku nocy z grupą innych komandosów. - Jezu, baba! - wrzeszczał partyzant z ubezpieczania desantu, który chwacko chwycił ją za kombinezon, żeby pomóc ustać na nogach. - No, musiał piersi poczuć, bo byłam nie do odróżnienia od mężczyzn - uśmiechała się, wspominając. I tak ją przywitała Miłość.
oruń, 13 czerwca, 2006. Słoneczny dzień. Wielka Sala Mieszczańska w Ratuszu Staromiejskim wypełniona jest ludźmi i kwiatami. Z tłumu wyróżniają się oficerowie w galowych mundurach i eleganccy starsi ludzie w czarnych beretach z biało-czerwonymi przepaskami - weterani Armii Krajowej. Na honorowym miejscu przed tą niezwykłą publicznością siedzi zamyślona starsza pani. Jeszcze jest pułkownikiem, ale wyjdzie z tej sali jako najwyższa stopniem spośród zgromadzonych: gen. bryg. Elżbieta Zawacka, akademicki profesor w cywilu. Wyprężeni oficerowie będą strzelać obcasami i salutować przed Nią - jedyną kobietą komandosem, która nigdy nie bała się śmierci. Bała się tylko tortur na metalowym łóżku podłączonym do prądu. A wszystko dla miłości życia - Polski. Po wojnie komuniści podziękowali jej za tę miłość dziesięcioletnim wyrokiem.
WYBACZYŁAM... Nominacja generalska dla prof. Zawackiej została przyznana przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego już 3 maja. Jednak legendarna kurierka, która niedawno skończyła 97 lat, nie mogła odebrać jej osobiście. Dlatego przedstawicielka prezydenta wręczyła ją w Toruniu. - Tylu nas zginęło. Przecież nie ja powinnam tu być, tylko moje przełożone - to były jej pierwsze słowa na tej uroczystości. W sali zapadła cisza. Zamyślona Pani Generał zaczęła opowiadać... - My, kobiety żołnierze Armii Krajowej, nie bałyśmy się śmierci, jak boją się teraz żołnierze. Bałyśmy się aresztowania i tortur. Bo człowiek nie wie, ile może wytrzymać - opowiadała cichym głosem. Urodzona w Toruniu w 1909 r. Elżbieta Zawacka była jedyną kobietą wśród cichociemnych spadochroniarzy o pseudonimie „Zo”. Pełniła funkcję zastępcy szefa „Zagrody” - Działu Łączności Zagranicznej Oddziału V Sztabu Komendy Głównej AK. Jako kurier w lutym 1943 r. pokonała trasę przez Niemcy, Austrię, Francję i Hiszpanię do Anglii, stając się legendą wśród kurierów. Do Polski wróciła, zrzucona na spadochronie na własną prośbę, we wrześniu 1943. Pracowała w szefostwie
32
miasta kobiet
styczeń 2014
NAJWYŻEJ SIĘ ZABIJĘ Ryzykowała nieustannie. Gestapo zajęło się jej rodziną... Bydlaki torturowali koleżanki na tym elektrycznym łóżku. Żadna nie wytrzymała. Zanim umarły z bólu,
Przeszła mordercze szkolenie cichociemnych spadochroniarzy AK . Wytrzymują je tylko najwytrzymalsi z najwytrzymalszych, najdzielniejsi z dzielnych i Ona „Zo” - jedyna kobieta.
ju
zn
aw
Wojskowej Służby Kobiet KG AK. W latach 1951 - 55 odsiadywała dziesięcioletni wyrok w stalinowskim więzieniu. W 1972 r. podjęła pracę na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, skąd odeszła przedwcześnie z powodu szykan SB.
TWARZ ŚWIECI NOCĄ - W Pirenejach w nocy nakrył nas patrol, strzały... - wspominała. - Grupa się rozpierzchła. Zostałam sama. Schowałam się za skałę. Co robić? W harcerstwie nauczyłam się, że twarz w nocy świeci, więc trzeba zamazać ją błotem i tak zrobiłam, i tak siedziałam za tą skałą do rana…. Potem przedostała się do Londynu z meldunkiem dla naczelnego wodza. Na próżno jej było tłumaczyć, że już nie musi ryzykować, że może
zeznały wszystko. „Zo” wybaczyła i walczy dalej. Sieć wokół niej zaciska się. W pociągu między Warszawą, a Krakowem zobaczyła szpicla i czuła, że ją rozpoznał. - Najwyżej się zabiję - pomyślała wtedy, decydując się na skok w biegu. - Bałam się tylko, żeby głową nie uderzyć w słup, bo to było w nocy - przyznała przed wpatrzonymi w Nią wojakami wolnej Polski. Bo śmierci się nie bała. - Gdybym sto razy nie miała szczęścia, to sto razy bym nie żyła. Zawsze od śmierci ratowała mnie ta chwila szczęścia... Najdzielniejsza z dzielnych odeszła 10 stycznia 2009 r. w swoim kochanym Toruniu. Od grudnia jeździmy po nowym moście im. Gen. Elżbiety Zawackiej - Honorowej Obywatelki miasta.
BADAM SIĘ, WIĘC MAM PEWNOŚĆ BBEZPŁATNE BADANIA CYTOLOGICZNE co 3 lata dla kobiet w wieku 25-59 lat
Wojewódzki Ośrodek Koordynujący ordynujący Populacyjne Programy Wczesnego o Wykrywania Raka Piersi oraz Profilaktyki i Wczesnego Wykrywania Raka Szyjki Macicy. dgoszczy Centrum Onkologii w Bydgoszczy ul. Dr. I. Romanowskiej 2, 85-796 Bydgoszcz
Telefon kontaktowy: 52 374 34 36 Internet: www.wok.co.bydgoszcz.pl 1058413BDBHA
BOGATY WYBÓR DAŃ Z CAŁEGO ŚWIATA Specjalizujemy się w organizacji imprez okolicznościowych: } WESELA } KOMUNIE } CHRZCINY } STYPY
już 13 stycznia
ul. Kościuszki 41/47, Toruń
znajdziesz także w Internecie!
(wejście od strony osiedla, obok lecznicy dla zwierząt)
Informacje i rezerwacje: telefon 0-56 623 44 55 i 0692/292623
a w nim:
DOMOWA SZOPKA ZDZISŁAWA PRUSSA Czym ogrzewać dom i jak oszczędzać energię Piece kaflowe wracają do łask - sprawdź, ile kosztują Podpowiadamy jak urządzić małe mieszkanie
polecają:
Godziny otwarcia:
niedziela - czwartek w godz. od 12:00 do 22:00 piątek - sobota w godz. od 12:00 do 23:00 Kuchnia pracuje do godziny 21:30 1482913TRTHA
1634613BDBHD
felieton
CHAMiejemy! „Spostrzegłem dzisiaj pierwszy siwy włos na twojej skroni. I widzisz, Miła, przed wzruszeniem trudno się obronić” KAZIMIERZ WINKLER
*Janusz Milanowski Zadźwięczała mi w głowie stara pocztówka dźwiękowa, którą niegdyś tato puszczał mamie z adapteru. Reminescencja przeszłości, w której upływ czasu ludzie postrzegali bardziej ze wzruszeniem niż z frustracją. Retrospektywa zakręciła mi w głowie podczas wywiadu z panią Katarzyną (str. 24-25). Rozmawialiśmy o motywacjach kobiet decydujących się na zabiegi upiększające, tudzież operacje plastyczne. Moja rozmówczyni często słyszy, że „inspiracją” są w takich przypadkach mężczyźni, którzy wprost domagają się powiększenia ust, biustu, korekcji miejsc intymnych.
Kopnęłabym go w... Chamstwo to najprostsza przykrywka własnych niedoskonałości, które każdy z nas ma. Trzeba z nimi żyć i tyle, bo zawracanie natury jest zawracaniem rzeki kijem. Można oczywiście wnikać głębiej w przyczyny owych męskich postulatów, że to kompleksy biorące się degradacji rangi i znaczenia naszych odwiecznych ról, etc. Ale co to da? Im dalej w las, tym ciemniej. Tu trzeba wyciągnąć wnioski z refleksji nad obyczajowym barbarzyństwem, zanikiem prostego poczucia taktu. I to akurat dotyczy ludzi w ogóle. Znana
Wzór inspiracji Nie jestem mimozą, lubię golonkę pod zimną wódkę i obejrzeć profesjonalne mordobicie. Pokerek w dymie też mi nieobcy, podobnie jak treningowa szatnia. A jednak targnęło mną jak na wietrze, gdy to usłyszałem. Zastanawiam się, skąd faceci czerpią pomysły, żeby swej bogdance tak chamsko przytruć. Na pewno w tajemnicy przed nią oglądają R
1108713TRTHB
E
polska modelka przyznała publicznie, jak po wielu latach związku zostawiła partnera, gdy ten skończył 40 lat i „zaczął mieć brzuch”. Jak widać, barbarzyństwo jest czymś totalnym. Róbcie, co chcecie w takich sytuacjach, ale reagujcie (!) zamiast iść pod nóż ze smutkiem w gardle i jeszcze za to płacić. Nie jesteście przecież tylko tkanką łączną. Znakomity publicysta ks. Stanisław Musiał wygłosił kiedyś w krakowskim kościele kazanie składające się z jednego słowa. - Chamiejemy - rzekł. ...I nikt już nie śpiewa: „Mam przecież w oczach dzień, gdy pierwszy raz ujrzałem Ciebie, pamiętam każde słowo, każdy uśmiech twój”.
pornole, bo nie podejrzewam, że inspirują się malarstwem, dziełami geniuszy, którzy całymi dniami studiowali uśmiech modelki i naturę światła w zarysie bioder. A jeśli nie pornole, to zapewne te głupie programy o operacjach plastycznych, co na jedno wychodzi. Szkoda więc, że tym samym spada oglądalność kanałów sportowych, gdzie znaleźliby pomysł na odflaczenie siebie.
K
L
*Janusz Milanowski Dziennikarz, publicysta, fotograf. Miłośnik długodystansowego pływania i jazzu. A
M
A
1451513TRTHA
1482413TRTHA
1468413TRTHA
1455513TRTHA
35
styczeń 2014
miasta kobiet
jej pasja
Omijam rynny Niewidomych kobiet grających w kręgle jest bardzo mało. Jeszcze mniej jest tych, które podchodzą do tego na poważnie. TEKST: Dominika Kucharska ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski
B
CO JA NAJLEPSZEGO ZROBIŁAM Do rozpoczęcia treningu zostało jeszcze trochę czasu, więc przed zimnem chowamy się w redakcji. Od Karoliny bije pozytywna energia. Dużo się śmieje. Zadaję pytanie, które nurtuje mnie od chwili, gdy tylko usłyszałam o sukcesach tej młodej dziewczyny. Jak rodziła się idea, by osoba niewidoma grała w kręgle? - Brałam udział w projekcie językowo-sportowym „Na fali”. Raz w miesiącu wyjeżdżaliśmy na zajęcia do Warszawy. Jak dowiedziałam R
2360613BDBHA
E
po torze. Kulę trzymają tak samo jak osoby widzące. - To było bardzo pomocne. Dostałam się do finału i potem poszło już z górki.
się, że mamy chodzić na kręgle, to złapałam się za głowę. Pomyślałam, że to będzie jakaś katastrofa. Byłam przekonana, że moja kula zawsze trafi do rynny i tak się skończy ta cała zabawa - wspomina. - Dopiero później moja wychowawczyni z internatu powiedziała, że jej mąż poszukuje kogoś do gry w bowling. Bez zastanowienia palnęłam, że mogę się zgłosić. Gdy zbliżał się termin, dotarło do mnie, co najlepszego zrobiłam, ale głupio było mi się wycofać - mówi, śmiejąc się. Poszła na zajęcia i okazało się, że strach ma wielkie oczy. Po raz pierwszy ktoś cierpliwie wyjaśniał jej wszystko krok po kroku. Zaczynała od gry oburącz. - Wiedziałam, że dzieje się coś dobrego. Kule nie szły jak zwykle w rynnę. Ćwiczyłam kroki. Robiłam postępy. Wzięłam nawet udział w szkolnych zawodach - opowiada. Trener powiedział Karolinie, że jeśli będzie zdobywać określoną liczbę punktów, ma szansę wziąć udział półfinałach mistrzostw Polski. Pojawiły się też nowe zasady - niewidomi grali z barierkami, które pomagają im poruszać się
londynka w modnym, czarnym płaszczu czeka przy głównym wejściu na dworzec PKP. W ręku ma białą laskę. - Po tym mnie poznasz bez problemu - powiedziała, gdy umawiałyśmy się telefonicznie. Karolina Rzepa ma 20 lat. Jest niewidoma. Reprezentuje Łuczniczkę Bydgoszcz w kręglach. Po zdaniu matury zaczęła naukę masażu w szkole policealnej w Gdyni. Do Bydgoszczy przyjeżdża prawie co weekend trening to rzecz święta. Wsiada do pociągu i gna do miasta, w którym mieszkała przez 12 lat.
K
L
NIE BYŁO RÓŻOWO Karolina będąc dzieckiem nie myślała o sobie jako o dobrym materiale na sportsmenkę. Lubiła po prostu coś robić, działać. W liceum w jej tygodniowym planie widniał cały szereg zajęć dodatkowych. - Robiłam wiele rzeczy, ale nie miałam przekonania, że którąś z nich chcę się zająć na poważnie. Było tak do czasu pojawienia się kręgli - przyznaje. W bydgoskim internacie zamieszkała, gdy miała 7 lat. Opuściła rodzinny dom w niewielkiej miejscowości obok Gdyni. Bardzo tęskniła. Była nieśmiałym dzieckiem, więc to usamodzielnianie się nie było łatwe. - W szkole mieliśmy zajęcia z orientacji przestrzennej. Trafiłam na niezwykle wymagającą nauczycielkę. Dostawaliśmy trasę do pokonania. Celem było dotarcie na miejsce. Trafić zawsze trafiłam. Blokada włączała się w momencie, gdy pojawiały się kolejne zadania w stylu „zapytaj A
M
A
LUPA ZAPAROWAŁA Trening zacznie się za pół godziny. Wychodzimy z redakcji. Zauważam, że Karolina chodzi bardzo szybko. - To przez to, że kiedyś miałam resztki wzroku - wyjaśnia. - Prawe oko było silniejsze i korzystałam z tego, co jeszcze miałam. Brałam lupkę i pisałam SMS-y na komórce. Gdy zaczynałam grać w kręgle, coś jeszcze widziałam. W drugiej klasie liceum z dnia na dzień było gorzej. Myślałam, że lupa jest zaparowana, że może ekran komórki się ubrudził. Potem usłyszałam, że to zaćma. Możliwy był zabieg, ale nikt nie gwarantował, że się powiedzie - mówi. ŚLEPAKI WSZYSTKIEGO PRÓBUJĄ Wsiadamy do taksówki. Rozmawiamy o bowlingu. - Kręgle to przeżytek. Squash jest genialny - wtrąca w pewnej chwili kierowca. Zastygam po tych słowach. Taksówkarz nie zauważył, że Karolina jest niewidoma. - Ślepaki to wszystkiego próbują, pewnie i w squasha grali, ale ja tam kręgli nie porzucę - odpowiada dowcipnie, bez śladu wyrzutu, z dystansem, którego mógłby jej pozazdrościć każdy. - Mówię ślepaki, bo jak R
E
BEZ ULGOWEGO PODEJŚCIA - Wygrana zawsze cieszy. Największą radość czuję jednak wtedy, gdy wysoko postawię sobie poprzeczkę. Umówmy się, że niewidomych kobiet grających w kręgle jest bardzo mało. Jeszcze mniej jest tych, które podchodzą do tego na poważnie. Często w trakcie zawodów kobiety rywalizują z mężczyznami. W takiej sytuacji dostajemy bonusowe punkty, a moim celem jest bycie lepszą o tyle punktów, żeby żaden mężczyzna nie zarzucił mi, że wygrałam, bo miałam fory - podkreśla. Karolina chciałaby w przyszłości założyć rodzinę, ale nic na siłę. - Wielu chłopaków w moim wieku zachowuje się tak, jakby byli strasznie niedojrzali - mówi. - Nie chcę spędzić życia z kimś, kto myśli tak jak mój 12-letni brat. Zastanawiam się, czy jestem zbyt wymagająca. Wiem na pewno, że nie chciałabym trafić na faceta, którym musiałabym się zajmować jak dużym dzieckiem. Muszę być odpowiedzialna za siebie. Nie chcę dodatkowego obciążenia - mówi. - W przyszłości chciałabym móc jeździć na bowling, tam gdzie chcę i kiedy chcę. Nie patrząc na koszty. Chcę robić postępy. Być coraz lepsza. No i oczywiście zrobię wszystko, żeby ukończyć szkołę. Chciałabym nauczyć się też gotować. Na razie kisiel do przyrządzenia w kubku jest szczytem moich możliwości. To byłby ogromny krok do przodu. Mogę sobie wymyślić, że chcę zamieszkać sama, ale to nie miałoby teraz sensu. Przede wszystkim na to mnie nie stać. Co to za samodzielne mieszkanie, jeśli za wszystko płaciliby rodzice? To zwykła fanaberia. Do tego muszę jeszcze dojrzeć.
mam mówić. Członkowie Polskiego Związku Niewidomych? Błagam, po co te opisy. Musi być konkretnie - wyjaśnia. Pod budynkiem kręgielni dołącza do nas pan Kazimierz, asystent Karoliny. Wieje mroźny wiatr. Pod bramą stoi już kilku graczy. Pracownica kręgielni otwiera drzwi. Wchodzimy do środka. W powietrzu unosi się zapach imprezy andrzejkowej. Jeszcze kilka godzin temu zamiast kręgli królowały tu drinki, dym papierosowy i szaleństwo na parkiecie. - Pan Kazimierz jest dla mnie niesamowitą podporą. Zna moje błędy. Wie, jak wyjaśnić mi, co robię źle - mówi Karolina. Dzięki ich wspólnej, ciężkiej pracy zawodniczka ma na swoim koncie zwycięstwa w zawodach o Puchar Warmii i Mazur oraz w pierwszym Pucharze Polski w bowlingu. Asystent przy podejściu do toru ustawia metalową barierkę i podaje Karolinie niewielką torbę ze sprzętem. Dziewczyna zaczyna rozgrzewkę. Na jej twarzy maluje się skupienie. Wyjmuje swoją kulę i klubową koszulkę. Rozpoczyna od wymachów. Odchyla prawą rękę do tyłu, by po chwili powoli unieść ją do góry. Jej ramiona doskonale znają tę sekwencję. Pilnie wsłuchuje się w słowa pana Kazimierza. Robi kilka kroków do przodu. Lekko ugina kolano. Po kilku minutach rzucania „na brudno” zaczyna grać. - Znosi mnie na lewo - mówi. - Za długa przerwa. Musisz częściej trenować - odpowiada spokojnie jej asystent. Idzie jej dobrze. Poszczególne kręgle upadają. Dziewczyna pilnie wsłuchuje się we wskazówki, niweluje niedociągnięcia. Pan Kazimierz jest jej oczami. Kula przewraca kolejne kręgle. Karolina o tym nie wie. W napięciu czeka na werdykt. Po każdym rzucie nadstawia ucho, wysłuchując, jaki ma wynik.
o numer autobusu”, „idź do sklepu i zrób zakupy”. Wtedy nie było różowo. Często kończyło się tak, że stałam na przystanku i nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa. W głowie kołatały mi się myśli. Zastanawiałam się, jak zbudować zdanie, jakich wyrazów użyć. Wracałyśmy do szkoły, a w następnym tygodniu czekało mnie to samo zadanie. I tak do skutku. Trwało to kilka lat. Teraz raz na jakiś czas zdarza się, że mam opory pytać obcych o drogę czy poprosić o pomoc, ale potrafię się przełamać. Inaczej byłabym wiecznie zależna od kogoś - mówi.
K
L
A
M
miasta kobiet
A
styczeń 2014
37 2085913BDBHA
kobieta w podróży
Powrót do korzeni Dla rodziny w Indiach było szokiem, że Sumita przyjechała z narzeczonym, a nie z mężem. TEKST: Jan Oleksy
O
jciec Satindar Kumare jest Hindusem z Pendżabu. Matka Raisa pochodzi z Hajnówki. Poznali się podczas studiów w byłym Związku Radzieckim. Pobrali się w Polsce, ale przez 12 lat mieszkali w Indiach. Tam przyszły na świat dzieci: Wikas i Sabina. Najmłodsza Sumita Mira urodziła się już w Polsce.
LUBIĄ WIEDZIEĆ Imię Sumita znaczy przyjaźń, Mira - pokój, a nazwisko jest przewrotne, bo oznacza „pole bitwy”. Sumita Sangar na przełomie września i października (zaraz po monsunie) wraz z rodzicami i narzeczonym Piotrem wybrała się po raz pierwszy w rodzinne strony ojca. Nie była to typowo krajoznawcza wyprawa, a raczej podróż do korzeni, której głównym celem było poznanie rodziny, spotkania z wujami, kuzynami i licznym gronem hinduskich przyjaciół ojca. - Jadąc do Indii wywołaliśmy zdjęcia dla naszych znajomych, by pokazać na miejscu całą moją rodzinę, a zwłaszcza mojego narzeczonego, bo w Indiach lubią wszystko o wszystkich wiedzieć. Niestety, każdemu z osobna musieliśmy opowiadać te same historie - mówi Sumita. Przed wyjazdem dużo czytali, ciekawiły ich informacje od osób, które wędrowały do Indii z Europy. Przygotowywali się na szok, bo opinie o tym kraju są bardzo różne, niekiedy skrajne. - I takie są właśnie Indie - mówi Sumita. - Jedni wracają zachwyceni, odmienieni, zaczynają medytacje, a inni zarzekają się, że już nigdy w życiu tam nie pojadą, bo totalny brud, smród i ubóstwo. Ja nie przeżyłam tam
38
miasta kobiet
styczeń 2014
skrajnych emocji, może dlatego, że opowieści o Indiach w mojej rodzinie były zawsze żywe - wyjaśnia.
Z POŁUDNIA NA PÓŁNOC Drogi w Indiach są koszmarne, więc podróż samochodem jest męcząca. - Wyprawę zaczęliśmy od Delhi, następnie pojechaliśmy do Agry, Jaipuru, a później do niewielkiego wojskowego miasteczka o nazwie Ambala - kreśli trasę wyprawy. - Tam ojciec mieszkał przez dłuższy czas, tam chodził do szkoły. Na szlaku znalazł się też Chandigar, który zwiedzaliśmy dość powierzchownie, bo większość czasu spędzaliśmy u rodziny - mówi z pewnym żalem. Później zawitali do Roorkee - miasteczka uniwersyteckiego, gdzie gościli u przyjaciela ojca, profesora mechaniki. CHCESZ ODMIENIĆ SWOJE ŻYCIE? Byli też w Rishikesh, turystycznym mieście u podnóża Himalajów. Przybywają tam tłumnie nawiedzeni Europejczycy i Amerykanie, którzy chcą zmienić swoje życie. W latach 70. przyjeżdżały tam rzesze hippisów. W mieście działa tysiąc centrów różnych medytacji, jogi, buddyzmu, zen. - Zjawiskowe są wiszące mosty przerzucone przez Ganges. Tam poruszaliśmy się wyłącznie jeepami, inaczej się nie dało. Przeszkadzały też wszechobecne krowy „zdemoralizowane” przez białych turystów - wspomina. W Rishikesh odwiedzili dom kuzyna, który podjął ich typową południową potrawą - dosa, coś w formie chrupkiego naleśnika, w środku z farszem warzywnym, polewanego słodkim chutneyem.
ŚWIĘTA RZEKA Oczywiście w programie wyprawy znalazł się Haridwar, gdzie przez pewien czas mieszkali rodzice Sumity. Jest to indyjskie święte miasto, cel pielgrzymek. Hindusi mówią, że jedzie się tam, aby umrzeć i wydostać się z ciągu reinkarnacji. - Wszędzie olbrzymie plastikowe baniaki na wodę z Gangesu, którą zawsze trzeba mieć w domu jak naszą święconą - wyjaśnia Sumita. - Ogromna masa żebrzących, ludzi epatujących swoim kalectwem. A dookoła świeczki, które podczas wieczornej modlitwy puszcza się na wodę w określonej intencji. Wielu Hindusów przyjeżdża tu, aby rytualnie oczyścić się w Gangesie. Choć wielu zwyczajnie się kąpie. MUZEUM IKONY Niezwykle ciekawe było Muzeum Indiry Gandhi. Ta bohaterka narodowa zginęła męczeńską śmiercią, zastrzelona przez własną ochronę. Hindusi ją czczą, otaczając kultem, więc również jej muzeum jest oblegane. W Luwrze nie widziałam takich tłumów. Miejsce, w którym zginęła, jest obecnie pomnikiem w formie kryształowego deptaka - wyjaśnia. Jednym z najpiękniejszych zabytków w Indiach jest kompleks Qutb Minar, czyli ruiny meczetu z najwyższym minaretem. Obiekt wpisany na listę UNESCO został wybudowany na początku XIII wieku. Centralnym punktem jest czerwona wieża z piaskowca, przepięknie zdobiona. Z KOBIETAMI INACZEJ - Wszędzie byliśmy goszczeni, więc mogliśmy zobaczyć prawdziwe życie od środka - mówi
A A
PIĘKNE WZORY NA WESELE Zgodnie z tradycją hinduski ślub Mehndi Ceremony odbywa się pod baldachimem na wolnym powietrzu. Narzeczeni siedzą na dywanie lub na ziemi. Pan młody ubrany jest w tradycyjny strój hinduski, a panna młoda zakłada na tę okazję czerwone lub różowe sari. Dodatkowo może ozdobić skórę wymyślnymi wzorami namalowanymi henną. - Doświadczyłam tego na naszej ceremonii Mehndi. Miałam wytatuowane henną ręce, od dłoni aż po ramiona - opowiada Sumita. W tych wzorach ukryte jest zawsze imię wybrańca. A pan młody podczas obrzędu musi je jak najszybciej odnaleźć. Tatuaże te zmywają się stopniowo, a im dużej schodzą, tym lepiej młoda mężatka będzie traktowana przez teściów. Również kolor ma znaczenie. - Jeżeli henna będzie głębokiej barwy, to również miłość będzie głęboka. Moje wzory były ciemnobrązowe - śmieje się nasza „panna młoda”.
L
SUMITA W SARI, A PIOTR W KURCIE Sumita i Piotr postanowili spróbować, jakby wyglądało ich wesele w Indiach. - Z wielką radością przebraliśmy się w stroje indyjskie. Ja założyłam sari, czyli bardzo długi pas materiału, którego się nie zszywa - opowiada o przygotowaniach do próby weselnej. Ten ubiór, zwykle długości 5-6 metrów, może być drapowany na kilkanaście stylów. Najbardziej popularnym jest zawijanie dookoła talii, z końcem udrapowanym na ramieniu. - Mój mężczyzna na tę okoliczność włożył „kurtę”, czyli długą, bawełnianą zdobną koszulę - wyjaśnia Sumita.
M
podróżniczka. - Inaczej tam się traktuje kobiety. Zdziwiłam się, gdy na spotkaniu towarzyskim mężczyźni w pewnym momencie wyszli i siedzieli w swoim gronie, a my kobiety zostałyśmy. Dla rodziny było szokiem, że Sumita przyjechała z narzeczonym, a nie z mężem. - Początkowo ojciec proponował, żeby mój chłopak pojechał w charakterze przyjaciela rodziny! Ja miałam spać z mamą, a Piotr z moim ojcem? Nie bardzo mi się ten pomysł podobał. W końcu jednak rodzina jakoś to przełknęła i dostaliśmy wspólny pokój - wspomina kłopotliwą sytuację.
E
SŁUŻBA NA KAŻDE SKINIENIE Indie są krajem, gdzie absurd goni absurd. - Widziałam slumsy, a w nich domki zrobione z folii z antenami satelitarnymi na dachach przywołuje obrazki z pamięci. - Straszna bieda. A w innych miejscach przepych. W Indiach nadal popularna jest służba. Byłam w bogatych domach, w których było dużo służby. Jak spadł mi papierek, to zaraz ktoś podnosił. Nawet dużo biedniejszy kuzyn, który oszczędza na posag dla córki, zatrudnia służbę - dziwi się. W zakresie obowiązków służących jest codzienne mycie podłóg, ogólne dbanie o czystość, a także gotowanie.
K
KAKOFONIA ZAPACHÓW Wiele osób, które odwiedziły Indie, twierdzą, że tam brzydko pachnie. - Ja tego nie czułam, mimo że było bardzo wilgotne powietrze po monsunie - wspomina Sumita. - Mnie jedynie drażnił intensywny, niezbyt przyjemny zapach achaaru, który był sprzedawany na wszystkich targowiskach. Są to pikle z niedojrzałych mango, przyrządzone na bardzo ostro, o lekko gorzkawym smaku. I choć w domu rodzice używali achaaru, to ja się do niego nigdy nie przekonałam - twierdzi podróżniczka.
Muzealniczka, p.o. kier. Działu Promocji Muzeum Okręgowego w Toruniu, interesuje się kolekcjonerstwem, sztuką współczesną, filmem, jest wielbicielką podróży.
R
* Sumita Mira Sangar
2298013BDBHA
1474213TRTHA
1466113TRTHA