listopad 2018
PAULINA WOŹNIAK ŚWIAT CUDÓW I MOŻLIWOŚCI str. 6-7
ZWYKŁE-NIEZWYKŁE Katarzyna Gębarowska, fotografka i kuratorka wystaw, powiedziała mi kiedyś podczas wywiadu, że dopiero na studiach zrozumiała, dlaczego wcześniej w szkole nie lubiła lekcji historii - bo nie było na nich nic o kobietach. Mogę się pod tym podpisać. W przedstawianym nam biegu wydarzeń główne role przeważnie odgrywali mężczyźni. Historia zapisana jest z męską końcówką i dawniej nikt nawet nie próbował tego podważać. Wśród tylu bohaterów, odkrywców czy uczonych mi również trudno było znaleźć kogoś, z kim mogłabym się w pełni utożsamiać. To prawda - kobiet dokonujących wielkich rzeczy w dziejach ludzkości było mniej, bo nikt nie ułatwiał im drogi na szczyty. Jednak z czasem odkryłam, że w każdej dziedzinie znajdzie się przynajmniej kilka takich postaci. Upodobałam sobie szczególnie nauki ścisłe - tam kobieca aktywność wydała mi się wyjątkowo spektakularna. Choćby życiorys Lise Meitner, która po raz pierwszy wyjaśniła zjawisko rozszczepienia atomu (nagrodę Nobla za to odkrycie otrzymał Otto Hahn…). Albo Cecili Payne Gaposchkin - to ona ustaliła, z czego składają się gwiazdy, czy też genialnej Milevy Marić, pierwszej żony Alberta Einsteina, której przypisuje się większość obliczeń matematycznych twórcy teorii względności. Dziś nasze córki w tym względzie mają już łatwiej - np. za sprawą takich książek, jak „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek. 100 historii niezwykłych kobiet” - bestselleru, w którym znaleźć można idolkę praktycznie z każdej sfery życia. Do dawnych wielkich nazwisk dochodzą kolejne, w tym również Polek. W telewizji jeden z banków reklamuje się pytając: „Dlaczego na banknotach nie ma kobiet?”, a przechodnie odpowiadają: „Trzeba to zmienić”. Pamięć o ważnych kobietach pielęgnuje także bohaterka naszej rozmowy ze stron 8-10 - dr Agnieszka Wysocka, kuratorka wystawy „One budowały Niepodległą. (Nie)zwykłe kobiety z terenu dzisiejszego województwa kujawsko-pomorskiego”. W setną rocznicę odzyskania niepodległości i wywalczenia przez kobiety praw wyborczych przypomina często pomijane sylwetki pań. To one przetarły nam szlaki w jednym z trudniejszych momentów dla naszego kraju. I to o nich również powinniśmy uczyć się na lekcjach historii.
WYDAWCA: Polska Press sp. z o.o. Oddział w Bydgoszczy ul. Zamoyskiego 2 85-063 Bydgoszcz Prezes Oddziału: Marek Ciesielski Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor Biura Reklamy: Agnieszka Perlińska Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch, tel. 52 326 31 65 lucyna.tataruch@polskapress.pl Teksty: Lena Szuster lena.szuster@polskapress.pl Mariusz Sepioło mariusz.sepiolo@polskapress.pl Tomasz Skory tomasz.skory@polskapress.pl Jan Oleksy jan.oleksy@polskapress.pl Lucyna Tataruch lucyna.tataruch@polskapress.pl Joanna Hynek Projekt: Ilona Koszańska-Ignasiak Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak Dagmara Potocka-Sakwińska Zdjęcie na okładce: Tomasz Czachorowski Sprzedaż: Przemysław Wacławski, tel. 697 770 284 przemyslaw.waclawski@polskapress.pl Tomasz Maliszewski, tel. 609 050 446 tomasz.maliszewski@polskapress.pl
CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 piotr.krol@polskapress.pl
Zachęcam Was bardzo do przeczytania tego wywiadu, a później do poznania biografii kolejnych inspirujących postaci - ze świata, z Polski, z naszego regionu: artystek, naukowczyń, polityczek, pisarek, nauczycielek, zwykłych-niezwykłych kobiet. Milej lektury!
ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.PolskaPressGrupa
LUCYNA TATARUCH redaktorka prowadząca „MIAST KOBIET”
„Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca. Przez cały miesiąc są dostępne w punktach partnerskich w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl
Zapraszamy do C.H. FOCUS na Stylowe Soboty ze stylistką Agnieszką Cesarz u l. J a g i e ll o ń s k a 39 - 47
Umów się na bezpłatne dwugodzinne spotkanie na www.focusbydgoszcz.pl/stylistka
jesienne barwy
1.
Skóra to niewątpliwie materiał sezonu. Wiele kobiet od dawna ma w szafach trzy podstawowe modele ubrań z tego surowca – kurtkę ramoneskę, spódnicę i spodnie. Tej jesieni dokładamy do tego również skórzane sukienki. Najbardziej hot jest tzw. total look, czyli zestawienia góra-dół – coś, co spodoba się bardziej odważnym paniom. Co ważne: kolory nie muszą nas ograniczać! W pierwszej odsłonie proponujemy czerń jako bazę – kolor wyjściowy dla innych barw, w tym przypadku fioletowego płaszcza. Prosta ołówkowa spódnica ze skóry oraz dopasowany golf sprawdzą się przy wielu okazjach. Jesienią dodajemy do tego botki lub wysokie kozaki, wiosną mokasyny albo białe trampki. Głównym punktem drugiej stylizacji jest trapezowa sukienka w odcieniu karmelu z dekoltem w kształcie litery V, który wysmukla szyję. Przeciwstawną fakturą całości jest tu narzucony na ramiona pleciony kardigan. Idealnym dopełnieniem będą kozaki muszkieterki. Pamiętajmy: skóra im starsza, tym szlachetniejsza – to inwestycja na lata.
OCHNIK sukienka 999,90 zł PROMOD kardigan 189,90 zł VENEZIA torebka 299 zł RYŁKO kozaki 379,99 zł RESERVED kolczyki 19,90 zł SWISS zegarek Rosefield 390 zł
MONNARI golf 139 zł FRATELLI spódnica 699 zł
kontrast
SIMPLE płaszcz 1499,90 zł SIMPLE beret 299,90 zł RYŁKO torebka 299,99 zł CCC botki 129 zł
MAKE-UP: JOANNA WALCZYK
FRYZURA:
STYLIZACJE: AGNIESZKA CESARZ ZDJĘCIA: NATALIA KULIGOWSKA PHOTOGRAPHY
008630615
TOTALNIE SKÓRA
2.
MODNIE I ETYCZNIE MAMY OLBRZYMIĄ MOC SPRAWCZĄ - WYBIERAJĄC I WSPIERAJĄC MARKI, KTÓRE DZIAŁAJĄ ETYCZNIE, MOŻEMY W REALNY SPOSÓB WPŁYNĄĆ NA TO, JAK BĘDZIE WYGLĄDAŁ NASZ ŚWIAT. KORZYSTAJMY Z TEJ SIŁY. Rozmowa z Angeliną Felchner, stylistką i doradcą ds. wizerunku z Centrum Handlowego Zielone Arkady w Bydgoszczy Można połączyć modę i etykę? Można i trzeba. Myślę, że to bardzo ważne - być świadomym tego, co się nosi, jak to zostało wyprodukowane, jakie są koszty ekologiczne. Na szczęście żyjemy w czasach, w których dostępne są różne technologie, różne materiały, możemy więc pozwolić sobie na to, żeby wybierać odpowiedzialnie, nie szkodzić środowisku czy innym istotom żywym. Bądźmy więc świadomi - naprawdę warto. Na co kładzie nacisk moda etyczna? Właściwie na wszystkie wymiary i etapy powstawania ubrań - od projektowania, przez szycie, aż do sprzedaży i użytkowania. Mówiąc o modzie etycznej, mówimy o warunkach pracy, fair trade, dbałości o środowisko naturalne oraz o ochronie zwierząt. Ważne jest pochodzenie i sposób wytwarzania materiałów, dbałość o zasoby naturalne, ograniczenie chemikaliów oraz odpadów. Tutaj bardzo wiele zależy od nas samych. Jako konsumenci mamy naprawdę olbrzymią moc sprawczą - wybierając i wspierając marki, które działają etycznie, możemy w realny sposób wpłynąć na to, jak będzie wyglądał nasz świat. Korzystajmy z tej siły. Wspomniałaś o ochronie zwierząt. Na dworze coraz zimniej, czas więc wyciągnąć z szaf kurtki, płaszcze, czapki i… futra? Jeszcze jakiś czas temu futro było symbolem statusu, prestiżu i elegancji. Teraz jest wręcz
przeciwnie. Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z tego, jak nieludzka i brutalna jest hodowla lisów i jenotów. Warunki, w których żyją te zwierzęta i jak są zabijane… to wręcz nie do opisania. Naprawdę żadne ubrania i żadna moda nie jest warta czegoś takiego. I ludzie zdają sobie z tego sprawę - według badań przeprowadzonych w 2015 roku ponad 66 proc. Polaków chciałoby zakazu hodowli zwierząt na futra. Myślę, że dzisiaj ten odsetek byłby jeszcze większy. Duże poparcie ma też projekt ustawy, pod którą podpisy zbierają Otwarte Klatki.
Niektórzy wciąż jednak po futra sięgają. Myślę, że po części wynika to z nieświadomości. Dlatego tak ważna jest edukacja społeczna, różne kampanie, wsparcie gwiazd i przykłady płynące od największych marek modowych. Tutaj też warto przypominać, że futro jest wykorzystywane przy różnych dodatkach: wykończeniach kurtek czy płaszczy, butów i rękawiczek z futerkiem, a nawet do breloczków, które czasem przyczepiamy do toreb albo plecaków. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy i bez złych intencji sięga po takie produkty. Ale jest też druga strona medalu…
Z futer rezygnuje wiele polskich i zagranicznych marek. Ostatnio Donatella Versace oficjalnie sprzeciwiła się hodowli i zabijaniu zwierząt na futra. Za to w jednej z jej najnowszych kolekcji zwierzęta pojawiły się na printach, detalach i naszywkach. Wcześniej futra ze swoich kolekcji wycofały też inne marki premium - Gucci, Giorgio Armani, Michael Kors czy Hugo Boss. Powołano międzynarodową koalicję Sklepy Wolne od Futer (Fur Free Retailer), skupiającą marki, które zobowiązały się do niesprzedawania naturalnych futer oraz wszelkich dodatków futrzanych. Do programu należy blisko 930 firm i projektantów z całego świata, w tym między innymi takie polskie marki, jak Cropp, House, Simple, Reserved czy Mohito. Wszystko to są bardzo pozytywne działania.
Czyli? Osoby, marki i celebryci sięgający po futra albo nawet je promujący. Dla mnie to nie do pojęcia, bo nie ma żadnych racjonalnych powodów dla noszenia futer. Niektórzy mówią na przykład, że futra najlepiej chronią przed zimnem. Jak już jednak wspomniałam, mamy takie środki i technologie, że spokojnie możemy tworzyć ciepłe ubrania z innych materiałów. Tutaj świetnym przykładem jest przemysł kożusznikarski, który niemal całkowicie przeszedł na produkcję syntetyczną. Dodajmy jeszcze, że futra są niepraktyczne w użytkowaniu, bardzo ciężko się je czyści, są także alergenem, bo bardzo łatwo rozwijają się w nich drobnoustroje. Nie ma więc żadnych argumentów, które uzasadniałyby ich produkcję czy noszenie. Warto o tym pamiętać i robić zakupy świadomie. Nasze wybory mają znaczenie.
zakupy ze stylistką Szukasz modnych inspiracji? A może chcesz odmienić swój wizerunek? Skorzystaj z bezpłatnych usług NASZEJ profesjonalistki! Wybierz się na dwugodzinne zakupy w towarzystwie stylistki i odkryj swój styl! To również idealny pomysł na prezent dla bliskiej Ci osoby!
Usługa dostępna w każdy piątek w godz. 9.00-21.00. Rezerwacja terminów pod nr. tel. 52 370 36 00 lub osobiście w punkcie informacji na poziomie 0.
4
miastakobiet.pl
Szczegóły na www.zielonearkady.com.pl
PROMOCJA 038499120
L I S TA S K L E P Ó W D O S T Ę P N A N A :
www.zielonearkady.com.pl
2.
1.
ORSKA: kolczyki 280,00 zł UNITED COLORS OF BENETTON: T-shirt 499,90 zł zamszowe trapery 399,90 zł beret 79,90 zł sztruksowe spodnie 219,90 zł swetrowa narzutka 299,90 zł
ZARA: sukienka 139,90 zł BERSHKA: kożuszek 249,90 zł BADURA: kozaki z ukrytym koturnem 529,99 zł
modelka: Martyna Grzębska zdjęcia: Natalia Kuligowska/052b agencja kreatywna makijaż: Martyna Wachnicka/Inglot fryzura: Studio Stoppel stylizacja: Angelina Felchner
ZDJĘCIE TOMASZ CZ ACHOROWSKI
kobieta przedsiębiorcza
ŚWIAT CUDÓW I MOŻLIWOŚCI Zawsze chcieliśmy mieć coś, co moglibyśmy robić razem - Popaopa jest spełnieniem tych marzeń. Łączenie biznesu z życiem prywatnym nie jest łatwe, ale warto się zmobilizować i znaleźć czas na realizację swoich pasji. Z Pauliną Woźniak*, pomysłodawczynią i właścicielką bydgoskiego sklepu Popaopa, mamą trójki dzieci, rozmawia Lena Szuster Nie mogłam się powstrzymać i musiałam zajrzeć do tych książek. Bardzo mi się podobają. Czytamy je też naszym dzieciom w domu. Naprawdę trafiają do maluchów, są interesujące, mają świetny aspekt edukacyjny i nawet dla dorosłych mogą być ciekawe. Bo czy wcześniej wiedziałaś na przykład, jak wygląda przekrój bambusa? Albo liść ukęśli indyjskiej? Ja też nie (śmiech). Myślę, że to naprawdę super, że takie pozycje powstają i że przy okazji poruszają różne ważne tematy w przystępny dla najmłodszych sposób. W książce, którą właśnie oglądasz, jest mowa o tym, jak długo rośnie drzewo, jaką historię ze sobą niesie i że dbałość
6
miastakobiet.pl
o przyrodę jest ważna. Są też genialne pozycje o dinozaurach, ewolucji zwierząt, o tym, jak powstały pierwsze kwiaty albo jakie są zwyczaje pszczół. To pozycje dla dzieci w wieku od pięciu do ośmiu lat. Ale mamy również literaturę dla maluchów od trzeciego miesiąca życia. Takie dziecko najlepiej widzi kontrastowe kolory - biel, czerwień, czerń, więc książeczki muszą być tworzone w specjalny sposób. Prowadzicie też akcję wspólnego czytania z rodzicami i ich pociechami. Zaczęliśmy pół roku temu. Jestem bardzo dumna z tego projektu, bo łączy ludzi, tworzy aktywną, fajną społeczność, angażuje rodzi-
ców we wspólne spędzanie czasu z dziećmi, a do tego jeszcze edukuje. Czytanie z Popaopa odbywa się w każdy piątek, mniej więcej około godziny dziewiętnastej. Zdecydowaliśmy się na nowoczesną formę - czyli relacje wideo na Instagramie, znajdziecie nas pod hasztagiem #popaopaczytadzieciom. Dzięki temu do akcji mogą dołączyć osoby, które normalnie nie miałyby czasu czy możliwości, żeby przyjechać na spotkanie stacjonarne w sklepie. Książki czytają rodzice, nagrywają filmy i wszystko to udostępniamy na naszym profilu. Później przez tydzień mamy zniżkę na daną pozycję. Akcja się rozwija i zgłasza się do nas coraz więcej rodziców, którzy chcą czytać razem z dziećmi.
kobieta przedsiębiorcza
Można powiedzieć, że dzięki akcji „Popaopa czyta dzieciom” budujecie całą prężnie działającą społeczność. Tak, tworzymy rodzinę Popaopa (śmiech). Cieszy nas, że tyle osób nam zaufało. Staramy się budować wokół sklepu społeczność, której znak rozpoznawczy to hasztag #popaopafamily. Na Facebooku z kolei założyliśmy grupę Popaopa Backstage, w której przyjaciele Popaopa mogą się poznać, porozmawiać, wymienić doświadczeniem z bycia rodzicem, poradzić oraz - co przecież bardzo ważne - okazyjnie kupić produkty z naszego asortymentu. Grupę tworzyliśmy z myślą o stałych klientach z Bydgoszczy i okolic, ale obecnie jest w niej także sporo osób z innych stron. Po dwóch latach udało nam się także zorganizować Wymieniadę - to akcja, podczas której można wymieniać, sprzedawać i kupować rzeczy dziecięce. Wyszło rewelacyjnie - handel handlem, ale zintegrowaliśmy się i świetnie bawiliśmy. W listopadzie odbędzie się druga edycja. Ciągle szykujemy niespodzianki, mamy w głowie masę pomysłów i nie możemy się doczekać, aż wcielimy je w życie. Czy przy tylu pomysłach i działaniach udaje się znaleźć równowagę między życiem prywatnym a zawodowym? Mam nadzieję, że tak (śmiech). Razem z mężem bardzo się wspieramy, dzielimy obowiązkami, współpracujemy zarówno w domu, jak i pracy. Każde z nas ma swoją dziedzinę, zadania, w których czuje się najlepiej. Jerzy zajmuje się formalnościami i obsługą klienta w internecie, ja - organizacją pracy i doborem asortymentu. Uzupełniamy się. Razem pokonujemy przeciwności. Myślę, że ważne jest też to, że robimy coś, co kochamy. Realizując swoje pasje, łatwiej znaleźć czas, godzić różne, często zupełnie zwariowane obowiązki. To chyba klucz do sukcesu. Skąd pomysł na Popaopa? Zawsze chcieliśmy mieć coś, co moglibyśmy robić razem - Popaopa jest spełnieniem tych marzeń. Pomysł pojawił się wraz z narodzinami drugiego dziecka. Już wcześniej interesowały mnie tematy związane z rodzicielstwem, wychowywaniem dzieci, różnymi produktami, narzędziami i metodami, które pomagają maluchom dobrze i zdrowo się rozwijać, ale do przekucia tej pasji w biznes zabraliśmy się właśnie po tym, jak na świecie pojawiła się Zosia. Sklep otworzyliśmy w listopadzie 2015 roku, kiedy miała osiem miesięcy. Staś liczył sobie wtedy dwa lata i to jemu zawdzięczamy nazwę - to zbitek sylab, które wypowiadał, gdy chciał, żebyśmy wzięli go na ręce. Trudno było rozwijać biznes i jednocześnie zajmować się dwójką małych dzieci? Na pewno było to spore wyzwanie logistyczne. Jeszcze bardziej skomplikowane, gdy nasza rodzina powiększyła się o Tadzika. Mówimy o nim, że jest „dzieckiem Popaopa”, bo pracował z nami w sklepie już od czwartej doby życia (śmiech). To chyba dzięki temu jest taki towarzyski i otwarty, bardzo łatwo łapie kontakt z ludźmi. Teraz dzieciaki już podrosły - Staś i Zosia są przedszkolakami, Tadzik chodzi do żłobka, mamy więc więcej czasu na rozwijanie biznesu. Oczywiście dzieci odwiedzają nas w sklepie, ale są bardzo ruchliwe, nie usiedzą w miejscu dłużej niż piętnaście minut (śmiech). Zawsze chcieliśmy mieć trójkę maluchów - dwójkę własnych i jedno adoptowane. Wyszło tak, że jest trójka własnych… Ale ta myśl o adopcji wciąż w nas siedzi, jest taka potrzeba serca, więc kto wie, może rodzina Popaopa jeszcze się rozrośnie.
Mówiłaś już, że czytacie dzieciom książki, które sprowadzacie do sklepu. Czy maluchy pomagają też w wyborze asortymentu? Bardzo! Największym testerem produktów dla najmłodszych jest Tadzik, właściwie wszystko przechodzi przez jego rączki (śmiech). Staś i Zosia wspierają nas w wyborze zabawek i akcesoriów dla starszaków. Ich perspektywa, spojrzenie na świat, radość z odkrywania nowych rzeczy, entuzjastyczne reakcje dają olbrzymiego kopa i bardzo motywują. Często razem podróżujemy, jeździmy na targi, które odbywają się nie tylko w Polsce, ale i całej Europie. Wyszukujemy rzeczy nietypowe, ciekawe i unikatowe. Myślę, że to nasz największy atut - stawiamy na coś nowego i innego. Oferujemy produkty, których nie znajdziesz w zwykłym sklepie, markecie czy sieciówce. Staramy się też, żeby oferta była jak najszersza, na różne kieszenie i potrzeby, dla noworodków i kilkulatków. Chcemy, żeby Popaopa było miejscem przyjaznym, rozwijającym, pełnym cudów i możliwości. Żeby przychodzące tu dzieci mogły się zachwycić światem. Co było dla Was największym wyzwaniem? Wyzwań było dużo, ale prawdę mówiąc, z perspektywy czasu myślę, że mieliśmy dużo szczęścia i dobrze poradziliśmy sobie z różnymi trudnościami. Chyba taką największą bolączką była kwestia lokalowa. Tutaj, na ulicę Gackowskiego, przenieśliśmy się w tym roku we wrześniu. Wszystko jeszcze pachnie nowością! Wcześniej prowadziliśmy sklep w domku jednorodzinnym moich rodziców na ulicy Gołębiej. Tam lokal nie był przystosowany do handlu, nie mieliśmy też miejsca na odpowiednią ekspozycję. Teraz jest przestrzenniej i przytulniej. Mogliśmy zaaranżować naprawdę ładny, rozbudowany kącik dla maluchów - dzieciaki mają miejsce do zabawy i są bezpieczne, podczas gdy rodzice robią zakupy. Wyzwaniem było też wpasowanie się w rynek, bycie elastycznym i konkurencyjnym czy znalezienie równowagi pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym. Kiedy zaczynaliśmy, nasz zespół był trzyosobowy, w tym my dwoje (śmiech). Dziś sklep Popaopa tworzy już osiem osób - cztery na pełen etat, dwoje naszych przyjaciół, którzy regularnie nas wspierają, a do tego my. Cieszę się, że po urodzeniu Tadzika się nie poddaliśmy - po prostu zaadaptowaliśmy się do sytuacji i rozwijaliśmy razem. Pomiędzy rodziną i prowadzeniem biznesu znajdujesz jeszcze czas na inne aktywności. Staramy się być jak najbardziej zaangażowani w życie lokalnej społeczności. Tutaj jako taka akcja integrująca rodziców i dzieci świetnie sprawdza się wspomniane już wcześniej „Popaopa czyta dzieciom”. Poza tym planujemy na przykład udział w grudniowej akcji charytatywnej, w której będziemy zbierać fundusze dla potrzebującego malucha. Sprawa jest jeszcze w trakcie omawiania, nie mogę więc zdradzić więcej szczegółów. Poza tym w ramach targów rodzinnych organizowaliśmy bezpłatne warsztaty chustowania, prowadzone przez najlepszą doradczynię chustonoszenia - Paulinę Jermak z Bydgoszczy. Cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. A sam temat jest wart promowania - z jednej strony to naprawdę duża wygoda dla rodziców, z drugiej budowanie relacji z maluchem, które wpisuje się w ideę rodzicielstwa bliskości oraz wspiera rozwój dziecka. Powiesz coś więcej o rodzicielstwie bliskości? Każdy rozumie je indywidualnie. Dziecko czuje emocje rodziców - nigdy nie zapominajmy, że życie to nie tylko rodzicielstwo, dlatego spełnienie czy komfort psychiczny oraz fizyczny mamy i taty zaowocują radością dziecka. Dla mnie rodzicielstwo bliskości to czułość, zaangażowanie, otwartość na potrzeby małego człowieka. Jednocześnie jednak spełnianie moich osobistych aspiracji - z tym jednak zastrzeżeniem, że nie obok ani wbrew rodzinie, tylko z nią, umiejętnie włączoną w cały proces. Dzieci bardzo interesują się naszą pracą i pasjami. Rozmawiamy z nimi otwarcie i bez infantylizacji, a maluchy kiwają głowami, dopytują i robią poważne miny. To cudowne momenty.CP
*Paulina Woźniak - razem z mężem prowadzi wyjątkowy sklep dla maluchów Popaopa przy ulicy Gackowskiego 1C. Jest mamą trójki dzieci: pięcioletniego Stasia, trzyletniej Zosi i dwuletniego Tadzika. miasta kobiet
listopad 2018
7
PROMOCJA 008692265
Ojcowie też czytają? Tak, coraz więcej tatusiów bierze udział w akcji i w ogóle w wychowaniu dzieci. To bardzo pozytywny trend, bo przecież rodzicielstwo nie jest tylko domeną kobiet. Jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu rzeczywiście było tak, że ojcowie raczej nie chodzili na urlopy wychowawcze albo nie zajmowali się dziećmi w domu. Teraz to się zmienia. Z doświadczenia w pracy w sklepie mogę powiedzieć, że ojcowie potrafią i chcą być zaangażowani. Bardzo dobrze orientują się w asortymencie, wiedzą, co do czego służy, jakie ma zastosowanie, nie krępuje ich zmienianie pieluch i tak dalej. To jest super, bardzo wspieramy takie postrzeganie rodzicielstwa.
temat
8
miastakobiet.pl
atlas kobiet
KOBIECA STRONA NIEPODLEGŁOŚCI Po wojnie kobiety były gotowe podjąć się nowych zadań, poczuły, że mają w sobie niezależność. Wróciły co prawda do swoich wcześniejszych ról, ale nigdy nie były już takie same. Z dr Agnieszką Wysocką*, kuratorką wystawy „One budowały Niepodległą. (Nie)zwykłe kobiety z terenu dzisiejszego województwa kujawsko-pomorskiego”, rozmawia Mariusz Sepioło
Jak żyły (nie)zwykłe kobiety, bohaterki Pani wystawy? Podam przykład: Aleksandra Aspis, założycielka pensji dla dziewcząt we Włocławku, przez całe życie lawirowała między policją, donosicielami i cenzurą rosyjską. Wszystko po to, by „panny aspisanki” - jak mówiło się o pensjonariuszkach - mogły uczyć się języka polskiego i polskiej kultury. Z kolei pod zaborem pruskim kobiety dostały prawo zrzeszania się, ale chwilę potem Bismarck wprowadził tzw. ustawę kagańcową, czyli prawo zabraniające używania języka polskiego w miejscowościach, gdzie Polacy stanowili mniej niż 60 proc. ludności. Mimo to potrafiły się zorganizować. Ta wystawa ma więc pokazywać kobiety zaangażowane w odzyskiwanie niepodległości, ale też z drugiej strony - odzyskujące własną tożsamość, niezależność. Efektem tego procesu było uzyskanie przez Polki praw wyborczych po odzyskaniu przez Polskę niepodległości sto lat temu. O przyznaniu kobietom praw wyborczych do dziś wiemy niewiele. Co doprowadziło do tego momentu? Życiorysy bohaterek wystawy pokazują, jak długi i złożony był to proces. Przykładem jest choćby Wincentyna Teskowa, która swój posag ślubny przeznaczyła przed wojną na wydanie pierwszych numerów „Dziennika Bydgoskiego”. Dziś pamięta się głównie o jej mężu Janie, ale to Wincentyna w czasie I wojny światowej, pod nieobecność męża samodzielnie wydawała „Dziennik”, a w powstaniu wielkopolskim organizowała przeprawę ochotników. Warto też wspomnieć o kobietach zajmujących się edukacją w trudnych warunkach, w pełnej konspiracji. W Toruniu była Wanda Szuman, we Włocławku Aleksandra Aspis a w Bydgoszczy Wanda
Rolbieska, która gdy tylko stało się to możliwe, w 1920 roku założyła pierwszą szkołę polską dla dziewcząt. Panie z naszego regionu świetnie odnalazły się też potem w polityce, dwie weszły w skład pierwszego polskiego sejmu. Te kobiety pochodziły z różnych środowisk. Zależało mi na tym, by pokazać, że przed odzyskaniem niepodległości kobiety sprawdzały się w bardzo różnych rolach. Są wśród nich też osoby zamożne, pochodzące ze sfer ziemiańskich - jak np. hrabina Aniela Potulicka czy hrabina Maria Skórzewska z Radziwiłłów - które pomagały kobietom zagubionym w życiu, ofiarom rewolucji przemysłowej, bezrobotnym, pozbawionym perspektyw. Fundowały kursy zawodowe, dzięki którym kobiety mogły odbić się od dna, utrzymać się, przetrwać. Oprócz tego powstawały też np. „czytelnie dla kobiet”, w których śpiewano patriotyczne pieśni, wysta-
która już w 1920 r. została dyrektorką Teatru Miejskiego w Bydgoszczy i starała się wystawiać ambitny polski repertuar, co nie do końca się tu sprawdziło. Kulturę, choć fizyczną, tworzyły wybitne sportsmenki, jak lekkoatletka Zofia Staruszkiewicz z Grudziądza. To zadziwiające, jak, mimo wielu przeciwności, potrafiły dać się zaborcom we znaki. Szczególnie w zaborze pruskim miały w sobie wykształcony etos ciężkiej pracy, nie bały się trudnych zadań, wchodzenia w męskie role. Sam Bismarck twierdził, że polskich kobiet trzeba się bać, bo tylko spiskują (śmiech).
A spiskowały? Raczej edukowały swoje najbliższe otoczenie. Miały silne charaktery. W zaborze pruskim mawiało się, że jeśli Niemiec wyjdzie za Polkę, to właśnie ona najbardziej wpłynie na wychowanie dzieci. Bo mężczyzny najczęściej nie było w domu, musiał zarabiać na rodzinę albo wojować. W zaborze rosyjskim, gdzie panował znacznie ALEKSANDRA ASPIS MIAŁA większy analfabetyzm, to TYLKO 19 LAT, KIEDY ZAŁOŻYŁA WE kobiety dbały o nauczanie języka polskiego. WŁOCŁAWKU SZKOŁĘ DLA KOBIET. Czy wyobraża pan sobie, że Aleksandra Aspis miała tylko 19 lat, kiedy założyła swoją szkołę? wiano jasełka Konopnickiej, czytano polskojęDziś trudno to sobie wyobrazić. zyczną prasę itd. Wszystko w pełnej konspiracji. We Włocławku pensję dla dziewcząt prowaDrogę do niepodległości torowały też artystki. dziła Izabela Zbigniewska, dawniej zaangaNie tylko Apolonia Chałupiec z Lipna, czyli żowana w powstanie styczniowe. Przez to popularna Pola Negri? straciła możliwość wykonywania zawodu. Także Wanda Siemaszkowa, przed wojną aktorŚwietnie wykształcona w Petersburgu Aspis przybyła do Włocławka, by kontynuować dzieło ka teatrów we Lwowie, Warszawie, Krakowie, miasta kobiet
listopad 2018
9
atlas kobiet Zbigniewskiej. Musiała jednak bardzo uważać. Dlatego zajęcia z literatury odbywały się podczas lekcji z gimnastyki czy robótek ręcznych. Kiedy władze przysyłały do pensji wizytatorki, Aspis robiła co mogła, żeby panie zasnęły, by dalej prowadzić zajęcia z polskiego. Wszystkie kobiety działały w pewnym społecznym kontekście, a mimo to potrafiły wywalczyć sobie odrębną pozycję. Zdarzało się, że w przemysłowej Bydgoszczy, kiedy umierał przedsiębiorca, przez następne 5-10 lat firmę prowadziła samodzielnie jego żona. Dlaczego? Bo czekała, aż w odpowiedni wiek wejdzie jej syn i przejmie obowiązki. Zadawałam sobie pytanie: jak one sobie radziły? Jak robiły te wszystkie wspaniałe rzeczy w takich czasach? Po wybuchu I wojny światowej zamieniły się rolami z mężczyznami? Przyszedł rok 1914, mężczyźni szli do wojska, często nie wracali. W naszym regionie dużo było niemieckich garnizonów, które potrzebowały np. sprzętu medycznego, bandaży, prześcieradeł. Wytwarzały to kobiety. Musiały też pracować jako nauczycielki - dotąd było to domeną mężczyzn - ale też pielęgniarki, urzędniczki, konduktorki. Pracowały w monopolu tytoniowym i przemyśle chemicznym, co odbijało się na ich zdrowiu. Żyły w straszliwych warunkach. W kwietniu 1917 r. odbyła się demonstracja głodowa kobiet - bydgoszczanki rzucały w ratusz kamieniami, by zwrócić uwagę na panujący w mieście głód. Protest okazał się skuteczny. Magistrat stworzył społeczną komisję do spraw rozdziału żywności. Niewiele osób o tym wie. Cieszę się, że powstaje dużo wystaw i publikacji poświęconych kobietom, bo nie znamy ich dorobku i niezwykłych życiorysów. Po wojnie kobiety były gotowe podjąć się nowych zadań, poczuły, że mają w sobie niezależność. Wróciły co prawda do swoich wcześniejszych ról, ale nigdy nie były już takie same. Radość z niepodległości przykrywała też trudną, bolesną przeszłość. Dziś myślę sobie, że celebrując setną rocznicę odzyskania niepodległości, trochę zapominamy, jak wiele złego uczyniła na naszych terenach pierwsza wojna. Nie pamiętamy, że po 1918 r. powstało w Polsce wiele szpitali psychiatrycznych. Wojna spowodowała też np. rozwój chirurgii plastycznej. A rzeźbiarze zaczęli się zajmować tworzeniem masek, w których po ulicach mogli chodzić okaleczeni przez wojnę ludzie. Uważam, że tego etapu historii nie przerobiliśmy. Jak czas kształtowania niepodległości wpłynął na kobiety? To ciekawe: na początku wielkiego kryzysu ekonomicznego, który rozpoczął się w 1929 r., w gazetach zaczęły pojawiać się odezwy do kobiet, by zwalniały miejsca pracy mężczyznom.„Niech wracają do domu i zajmują się dziećmi” - pisano. Pojawiały się artykuły, w których autorzy zastanawiali się, do czego to podobne, żeby kobieta była policjantką. A obok satyryczny rysunek policjantki, która zamiast gonić złodzieja, robi makijaż. Jednak na te odezwy odpowiadały kobiety. Pisały: nie życzymy sobie takiego traktowania. Głośno mówiły, że to ich praca i że się w niej spełniają. Przykładem były telefonistki, które w czasie wojny praktycznie zdominowały tę profesję i pozostały w niej także w nowych czasach. Kobiety wykonały ogromny skok, dzięki któremu poczuły, że wreszcie mogą decydować o sobie i swojej zawodowej karierze. Zwieńczeniem tego procesu było nadanie kobietom praw do głosowania? Co nie było takie proste, bo sprzeciwiał się temu Kościół katolicki. Wincentyna Teskowa musiała jeździć do Gniezna, by tłumaczyć się z tekstów, które drukowała w „Dzienniku Bydgoskim”. Tematykę emancypacyjną łatwiej można było podejmować na terenach zaboru rosyjskiego. W zaborze pruskim dominował model tradycyjnej rodziny, w której kobieta zna swoje miejsce i jeśli działa, to po cichu, u podstaw.
Dlaczego ciągle zbyt mało wiemy o roli kobiet w budowaniu niepodległości? Z jednej strony, aktywnie działających kobiet w porównaniu do zaangażowanych mężczyzn było niezbyt wiele. Z drugiej, większość z nich, mimo swojego silnego charakteru, odwagi i samozaparcia, była jednak zależna od mężczyzn. Wyjątkiem stały się te kobiety, które posiadały niezależność finansową, jak hrabina Aniela Potulicka, która wychowała się w majątku niedaleko Nakła nad Notecią. Miała pieniądze, więc nikt - nawet najbardziej wpływowy mężczyzna - nie mógł jej powiedzieć, co ma robić. Wie pan, jestem absolwentką Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który niedawno obchodził swoje stulecie. Pojechałam na obchody tej rocznicy i zobaczyłam, że w wystawie portretów ludzi zasłużonych na KUL-u byli sami panowie. Byłam zszokowana, że nie ma tam wielu wybitnych profesorek, ale też właśnie hrabiny Potulickiej, bez której KUL by nie powstał. Pewnie ciągle niewiele osób z naszego regionu wie, że nawet osławiona Pola Negri pochodziła z Lipna. W Bydgoszczy tramwaje mają swoje imiona. Patronem jednego z nich jest Jan Teska. Ostatnio zachodziłam w głowę: dlaczego obok Jana Teski nie mogła znaleźć się jego żona Wincentyna, wybitna działaczka społeczna? Dlaczego nie znalazło się dla niej miejsce? Sto lat po uzyskaniu praw wyborczych przez kobiety ciągle mamy problem z uznaniem ich roli choćby w przestrzeni publicznej? Na uczelniach wyższych ciągle zdarza się, że mężczyźni tytułowani są swoimi stopniami naukowymi, a kobiety po imieniu. Jestem na takie sytuacje bardzo wyczulona. Na szczęście ze stworzeniem mojej wystawy nie miałam problemu. Mój projekt spodobał się pani dyrektor Ewie Krupie i teraz po kilku tygodniach obecności przed siedzibą Kujawsko-Pomorskie-
W KWIETNIU 1917 R. ODBYŁA SIĘ DEMONSTRACJA GŁODOWA KOBIET - BYDGOSZCZANKI RZUCAŁY W RATUSZ KAMIENIAMI, BY ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA PANUJĄCY W MIEŚCIE GŁÓD. PROTEST OKAZAŁ SIĘ SKUTECZNY. MAGISTRAT STWORZYŁ SPOŁECZNĄ KOMISJĘ DO SPRAW ROZDZIAŁU ŻYWNOŚCI.
go Centrum Kultury w Bydgoszczy wyruszy - mam nadzieję - do różnych instytucji na terenie całego województwa. Chciałabym, żeby bohaterki wystawy dotarły także do innych miejscowości. Muszę też powiedzieć, że bardzo efektowna strona wizualna wystawy to zasługa graficzki Darii Wojnickiej. Nie miała łatwego zadania. Fotografii nie ma wiele do wyboru, ich jakość często pozostawiała wiele do życzenia. Czego się od tych kobiet uczymy dziś? Tego, że można. Że się da - pomimo różnych trudności. Mnie osobiście marzy się, by ich historie trafiły do jak największej liczby placówek w regionie, ale też, by te kobiety stały się np. bohaterkami murali czy patronkami ulic. Skąd „nie” w słowie „(nie)zwykłe”? Mam wrażenie, że bohaterki mojej wystawy - choć dla mnie były nadzwyczajnie - tak o sobie nie myślały. No, może tylko Pola Negri, przez grzeczność, nie zaprzeczyłaby (śmiech).CP
*DR AGNIESZKA WYSOCKA - bydgoszczanka, pracuje w Pracowni Dziedzictwa Kulturowego Kujawsko-Pomorskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy i Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, kuratorka wystawy „One budowały Niepodległą. (Nie)zwykłe kobiety z terenu dzisiejszego województwa kujawsko-pomorskiego”.
10
miastakobiet.pl
PIĘKNY I ZDROWY UŚMIECH
Aparaty ortodontyczne kojarzą się głównie z dziećmi. Dorośli też je noszą? Jak najbardziej! Przy obecnym rozwoju technik ortodontycznych możemy zadbać o piękny i zdrowy uśmiech pacjenta w każdym wieku. Jedynym przeciwwskazaniem są niektóre schorzenia ogólne lub zła higiena jamy ustnej. Ale dorośli często uważają, że w ich wieku już nie warto zakładać aparatu ortodontycznego. Nic bardziej mylnego. Zawsze rozmawiam z takimi
A dlaczego warto leczyć ortodontycznie nasze pociechy? U dzieci leczenie skupione jest wokół prawidłowego rozwoju kości szczęk. Ważne jest też budowanie świadomości rodziców i ograniczenie parafunkcji, czyli nieprawidłowych nawyków, takich jak ssanie palca czy obgryzanie paznokci, a także dysfunkcji - na przykład złej pozycji języka w trakcie przełykania. Niestety prowadzą one do wad zgryzu.
Jednak dużo osób uważa, że aparat będzie źle wyglądał. Czasem trudno też wygospodarować czas na wizyty i regulowanie aparatu. Na szczęście są już techniki, które rozwiązują te problemy. Standardowe aparaty ortodontyczne coraz częściej ustępują miejsca aparatom samoligaturującym, dzięki czemu wizyty kontrolne mogą odbywać się rzadziej. To świetna opcja dla osób, które mają mało czasu, dojeżdżają z innych miast albo nawet z zagranicy. Najbardziej wymagającym możemy zaoferować estetyczne aparaty z ceramicznymi zamkami lub aparaty lingwalne, umieszczane od językowej strony zębów, a zatem zupełnie niewidoczne! Do dyspozycji mamy również alignery, czyli system leczenia zestawem przezroczystych nakładek.
Jak wygląda pierwsza wizyta? Zaczynamy od konsultacji ortodontycznej. Razem z pacjentem omawiamy oczekiwania, odpowiadamy na pytania, dobieramy najlepsze rozwiązania i techniki. Przeprowadzamy dokładne badanie, robimy zdjęcia pantomograficzne, cefalometryczne oraz zewnętrzi wewnątrzustne. Do tego pobieramy wycisk do modeli diagnostycznych. Nową techniką są modele cyfrowe 3D, dzięki którym na ekranie komputera możemy dokładnie pokazać pacjentowi i wspólnie z nim omówić plan leczenia. To bardzo przydatne i o wiele wygodniejsze! Jak widać, badań i przygotowań jest więc sporo - wszystko po to, żeby jak najlepiej dostosować leczenie do indywidualnych potrzeb. Dzięki temu każdy z naszych pacjentów może się cieszyć pięknym i przede wszystkim zdrowym uśmiechem.
Czy przy noszeniu aparatu możemy się spodziewać bólu? Może wystąpić niewielki dyskomfort, ale tylko w pierwszym tygodniu po założeniu aparatu. Bardzo wrażliwym pacjentom proponujemy sesję laseroterapii, która zadziała przeciwbólowo i przeciwzapalnie. Zwykle nie jest to jednak konieczne. W późniejszych etapach leczenia tkanki adaptują się do aparatu i dyskomfort pojawia się bardzo rzadko albo wcale.
*Sylwia Jagła - zajmuje się ortodoncją i stomatologią ogólną z protetyką. Swoje zainteresowania zawodowe skupia na estetycznym ujęciu stomatologii, również z elementami medycyny estetycznej. Za cel stawia sobie tworzenie pięknego uśmiechu pacjentów.
GABINET ORTODONTYCZNO-STOMATOLOGICZNY UL. WATZENRODEGO 12/1, TORUŃ TEL. 535 305 225
PROMOCJA 008671954
ROZMOWA Z LEKARZEM DENTYSTĄ SYLWIĄ JAGŁĄ* Z GABINETU STOMATOLOGICZNEGO ORTOSFERA
pacjentami, rozwiewam ich wątpliwości, razem szukamy najlepszego rozwiązania. Bo ortodoncja wpływa nie tylko na estetykę uśmiechu, odmłodzenie twarzy, ale też na prawidłową wymowę czy zdrowie zębów. Wielu pacjentów przyznaje, że aparat zmotywował ich do większej dbałości o uśmiech. Niektórzy zauważają, że dzięki niemu pozbyli się szkodliwych nawyków dietetycznych i zrezygnowali z niezdrowych przekąsek.
temat
NIE MA ZWIĄZKU BEZ KŁÓTNI Nie oceniajmy partnera, nie wyrzucajmy mu, że zrobił coś źle, bo automatycznie ustawimy go w pozycji obronnej. Zamiast tego powiedzmy, jak jego zachowanie wpłynęło na nasze samopoczucie i emocje. Z dr Magdaleną Miotk-Mrozowską*, psychologiem i terapeutą, rozmawia Lena Szuster
12
miastakobiet.pl
Czy kłótnie mogą być dobre dla związku? Zdecydowanie! Powiedziałabym nawet, że bez kłótni nie ma związku. To integralna część relacji międzyludzkich - czy to formalnych, na przykład w pracy, czy osobistych, niezależnie od ich długości i zażyłości. Konflikty zawsze będą się pojawiały - i dobrze, bo niosą ze sobą olbrzymi potencjał, energię do działania i zmian. Kłótnia może być dla związku bardzo pożyteczna, pod warunkiem oczywiście, że zostanie dobrze spożytkowana - że tę energię przekujemy w coś pozytywnego, wyciągniemy wnioski, będziemy ewoluować. Są jednak pary, które twierdzą, że nigdy się nie kłócą. Czy to możliwe? Wyróżniłabym tutaj dwa rodzaje niekłócenia się. Pierwszy dotyczy par, które są bardzo dojrzałe, mądre, mają wypracowane sposoby radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. W takim związku do konfliktu nie dochodzi, ponieważ partnerzy prowadzą dialog, rozwiązują problemy na bieżąco, kłótnia po prostu nie jest potrzebna - to najwyższy poziom bycia w relacji z drugim człowiekiem. Takim parom należy gratulować i kibicować. Dobrze by było, gdybyśmy wszyscy umieli radzić sobie w podobny sposób!
nie jesteśmy nauczeni, jak sobie radzić z silnymi emocjami, jak je wyrażać, jak wykorzystać energię nie w działaniach agresywnych, ale w konstruktywnym dialogu. W takiej sytuacji sięgamy po coś, co fachowo nazywamy zachowaniami manipulacyjnymi - dogryzanie, sabotowanie, komentarze rzucane gdzieś obok partnera, w powietrze. Niekiedy wybieramy takie metody nieświadomie, w innych przypadkach - absolutnie celowo. Wówczas mamy do czynienia z naprawdę niedobrą sytuacją w związku, bo świadome stosowanie tego typu manipulacji jest jedną z najtrudniejszych form zachowań przemocowych. Często takie zachowania bardzo ranią drugą osobę. Problemem jest też to, że pozostają niedookreślone, niejawne, nie możemy więc ich łatwo wskazać, nazwać i - w efekcie - wyeliminować.
A drugi rodzaj? Związki, w których brak dialogu, porozumienia i kompromisu. Tak naprawdę to jest udawanie, że problemu nie ma, że jakoś razem funkcjonujemy, a tymczasem…
Jak sobie radzić w takiej sytuacji? Mamy do wyboru dwa sposoby reakcji. Możemy wejść z manipulującą osobą w otwarty konflikt, co nierzadko wiąże się z kłótnią, agresją, z decyzjami o rozstaniu. Drugą opcją jest uległość, odłożenie na bok swoich potrzeb i trwanie w relacji pomimo dyskomfortu. Podkreślmy jednak, że żadna z tych dróg nie umożliwia ani konstruktywnego rozwiązania sytuacji, ani osiągnięcia satysfakcji w związku! Na dłuższą metę ciągła konieczność walki jest męcząca, zabiera mnóstwo energii, uległość z kolei prowadzi do frustracji, desperacji, bezsilności, które czasem mogą nawet przerodzić się w agresję.
Złe emocje się nawarstwiają? To po części wynika z naszych uwarunkowań społeczno-kulturowych. Najprościej mówiąc:
Wtedy dochodzi do wybuchu… Bardzo stara teoria hydrauliczna Freuda mówi, że jesteśmy w stanie pomieścić w sobie tylko
relacje pewną ilość negatywnych emocji. Później, tak jak przepełniony zbiornik z wodą, albo wybuchamy, albo gdzieś się „rozszczelniamy” i te emocje uchodzą bokiem, zmieniają się na przykład w kolejne zachowania manipulacyjne. Jak się w zatem kłócić, żeby ta kłótnia była konstruktywna i pomagała naszemu związkowi? Zacznijmy może od przybliżenia dynamiki konfliktu. W dużym uproszczeniu możemy go podzielić na trzy etapy - przed wybuchem, wybuch, wyciszenie. W pierwszej fazie mamy jeszcze szansę powstrzymać konflikt, rozwiązać go dzięki spokojnej, racjonalnej dyskusji, ale najczęściej już nas ponoszą emocje, już padają różne słowa i oskarżenia. Często wiemy, że wcale nie chcemy czegoś powiedzieć, wcale tak nie myślimy, ale jest za późno. Dochodzi do wybuchu. Po nim następuje uspokojenie i powrót do poznawczej oceny, czyli rozsądnej analizy sytuacji. To jest kluczowy moment. Dlaczego? Właśnie w fazie uspokojenia kryje się największy potencjał oraz szansa na pozytywne zmiany w związku. Jak ten potencjał wykorzystać? Powinniśmy zadać sobie kilka trudnych pytań, zrozumieć, co się właściwie wydarzyło i jak konstruktywnie spożytkować tę sytuację. To nie jest łatwe, dlatego wiele par zamiast porozmawiać, okopuje się na swoich pozycjach. Niektórzy mówią, że muszą odreagować emocje - idą pobiegać, robią zakupy albo sprzątają. To błędne podejście! Przecież emocje już zostały odreagowane, wyrzuciliśmy je z siebie podczas wybuchu, teraz powinniśmy dążyć do zrozumienia jego przyczyn. Jeżeli tego nie zrobimy, problemy będą się nawarstwiać - a my oddalimy się od siebie. Okopywanie się na pozycjach brzmi trochę jak tzw. ciche dni. Ciche dni mogą pojawiać się w dwóch etapach konfliktu: przed wybuchem oraz w fazie wyciszenia. I w żadnym z tych momentów nie są dobrym rozwiązaniem - z tej metody korzystają pary, które nie wiedzą, w jaki sposób rozmawiać o swoich potrzebach, w ten sposób manifestują więc niezadowolenie i frustrację, brak satysfakcji czy spełnienia w związku. Ciche dni można niestety zakwalifikować do zachowań manipulacyjnych. Często są celowo i świadomie stosowane. Ludzie, którzy posługują się tą metodą, mówią: „Czekam, kiedy on/ona się w końcu ogranie i przyjdzie mnie przeprosić”. Wówczas pytam: „A co ty zrobiłeś lub zrobiłaś, żeby zaprosić partnera do rozmowy?”. To budzi zdziwienie - przecież to ta druga strona powinna wykonać pierwszy ruch! Bo chyba wiele osób uważa, że kłótnię ktoś musi wygrać, ktoś zaś przegrać. A wiadomo, że lepiej wygrać! Mamy taką tendencję do rozsądzania, oceniania i mówienia: „To ja miałam lub miałem rację”. Chcemy nie tylko wygrać, ale jeszcze zmienić partnera według jakichś swoich wyobrażeń. Nie tędy droga. Cała idea związku to spotkanie dwójki różnych ludzi - i dialog pomiędzy nimi.
Ciągła zmiana, zaciekawienie sobą nawzajem, odkrywanie nowych płaszczyzn relacji - to jest to, co pomaga nam być razem. W kłótni powinniśmy więc szukać kompromisu? W niektórych sytuacjach kompromis rzeczywiście będzie dobrą opcją. Ale jeszcze lepszą jest coś, co nazywamy rozwiązaniem integrującym. Kompromis zakłada, że każda ze stron musi z czegoś zrezygnować, tymczasem celem rozwiązania integracyjnego jest znalezienie drogi, która będzie w pełni satysfakcjonująca dla obojga partnerów. Na przykład przy podziale obowiązków domowych warto zadbać o to, żeby każda ze stron robiła to, co lubi i w czym się dobrze czuje. Ktoś może woleć odkurzanie, a ktoś inny prasowanie - i wykonywanie tego konkretnego obowiązku nie będzie wiązało się z rezygnowaniem z czegoś czy kompromisem. To oczywiście trudniejszy sposób - wymaga więcej czasu, zaangażowania i współpracy. Ale warto, bo już sam proces niesie w sobie dużo pozytywnych emocji i zmian w relacji. Podsumowując: potrzeba chęci, umiejętności rozmawiania i czasu - w takiej kolejności. Czasem mamy ciche dni i milczymy, a czasem mówimy za dużo - na przykład coś, czego powiedzieć wcale nie chcemy. Jak nie przekroczyć tej granicy? Przede wszystkim unikajmy komunikatów „ty”, zawsze mówmy „ja”. Nie oceniajmy zachowania partnera, nie wyrzucajmy mu, że zrobił coś źle, bo w ten sposób tylko automatycznie ustawimy go w pozycji obronnej. Fachowo określamy to zjawiskiem reaktancji. Zamiast tego powiedzmy, jak się czujemy w obliczu czyjegoś zachowania. Przestawienie się na taki sposób mówienia jest trudne, ale to jak z nauką pisania - trzeba ćwiczyć. Zazwyczaj już po kilku miesiącach świadomej pracy terapeutycznej pojawia się zmiana na lepsze. Udaje nam się rozmawiać w sposób świadomy, bardziej empatyczny, bez przemocy i ataków. A jeżeli ataków jest wiele? Jak stwierdzić, czy kłócimy się za dużo i czy potrzebna nam pomoc z zewnątrz? Wszyscy bilansujemy swoje związki. Kiedy jesteśmy szczęśliwi i zachowujemy równowagę pomiędzy tym, co sami dajemy, a co otrzymujemy w relacji, taki rodzaj bilansu odbywa się nieświadomie, nie skupiamy na nim uwagi. Ale jeżeli przyłapujemy się na tym, że coraz częściej zadajemy sobie pytania typu: „Czy jest mi w tym związku dobrze?”, „Czy wytrzymam?”, to znak, że dzieje się coś niedobrego. Czasem pojawiają się też porównania: „Może z kimś innym byłoby mi lepiej”. To trudniejsza sytuacja - choć nie beznadziejna, jeżeli z obu stron jest chęć, żeby nad związkiem popracować, wtedy jak najbardziej warto. Problem jest tylko taki, że wizyta u psychoterapeuty to wciąż swego rodzaju tabu. I tak jest już lepiej, niż było, świadomość społeczna wzrasta, ale wciąż pokutuje myślenie, że na terapię idziemy, gdy jesteśmy chorzy psychicznie. A przecież praca terapeutyczna to
nie zawsze praca z problemem, to także edukacja i prewencja, ćwiczenie sposobów komunikacji, wzajemnej percepcji, empatii w związku. Po prostu ułatwianie sobie życia. Z mojego doświadczenia wynika, że do gabinetu częściej przychodzą kobiety i to one stopniowo zapraszają partnerów, oswajają pojęcie psychoterapii. Ale ważne jest, żeby obie strony naprawdę chciały zmiany i były gotowe do pracy nad związkiem - bez tego nic się nie zmieni. Na początku naszej rozmowy wspomniałaś o społeczno-kulturowym podłożu tego, jak radzimy sobie z konfliktami. Co miałaś na myśli? Przez wiele lat jako społeczeństwo byliśmy wtłoczeni w kulturę kolektywistyczną - nie liczyła się jednostka, tylko zbiorowość. Osobiste potrzeby, systemy wartości, prawa do różnych zachowań - wszystko to musiało zostać podporządkowane działaniom na rzecz grupy. Długo nie mieliśmy wzorców tego, jak wyrażać siebie, swoje emocje, pragnienia, w tym także gniew. Nie znaliśmy i wciąż często błędnie pojmujemy pojęcie asertywności. Bo asertywność to nie tylko mówienie „nie”, to dbanie o swoje prawa i potrzeby przy zachowaniu szacunku dla praw i potrzeb naszego partnera czy w ogóle drugiej osoby. To jeszcze poruszmy kwestię stereotypów. Zwykło się uważać, że kobiety kłócą się bardziej emocjonalnie, roztrząsają różne kwestie, a mężczyźni unikają mówienia o problemach. Myślę, że to wynika z faktu, że wszyscy pełnimy pewne role społeczne - na przykład rolę matki czy żony - i w ramach tych ról mamy narzucone pewne wzorce zachowań. Większość z nas stara się do tych wzorców dostosować. Z drugiej jednak strony olbrzymie znaczenie mają nasze charaktery i osobiste cechy. Znam bardzo wrażliwych mężczyzn, znam też silne, odporne kobiety, którym bliżej do tego, co kwalifikujemy jako „męskie” zachowanie. Tutaj warto chyba wspomnieć o koncepcji płci psychologicznej, zupełnie niezależnej od płci biologicznej. Każdy z nas ma w sobie w różnych proporcjach pierwiastki żeńskie i męskie. Co ciekawe właśnie pod kątem funkcjonowania w związkach, osoby o płci androgynicznej, czyli takiej, w której charakterystyki męskie i żeńskie się równoważą, najlepiej adaptują się do różnych sytuacji.CP
*DR MAGDALENA MIOTK-MROZOWSKA - psycholog, psychoterapeuta w trakcie szkolenia, specjalizuje się w problemach wychowawczych, prowadzi psychoterapię w okresie okołoporodowym oraz terapię par. Pracuje w Instytucie Psychologii UKW, współpracuje z Kliniką Położnictwa, Ginekologii Onkologicznej i Chorób Kobiecych w Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy. miasta kobiet
listopad 2018
13
MODA DLA KAŻDEGO
temat
ZDJĘCIA JULIA JARMULSKA
14
miastakobiet.pl
moda i trendy Nie zamierzamy zmieniać się w firmę, która działa na zlecenie kogoś innego. Nie o to nam chodzi. Chcemy sami wybierać. Freeshion to przecież wolna moda. Z projektantką Izabelą Szymoną i jej mężem Bartłomiejem Borkowskim* rozmawia Lena Szuster
Dużo się u was dzieje. Iza: To prawda, trochę ciężko się z nami spotkać, bo wciąż jesteśmy w rozjazdach. Niedawno otworzyliśmy nowy sklep w Centrum Praskim Koneser w Warszawie. To dla nas olbrzymi powód do radości i dumy. Jak do tego doszło? Bartek: Trochę przypadkiem. Szukaliśmy przeciwwagi dla internetu. Chcieliśmy znaleźć miejsce ciekawe, z potencjałem, raczej nie galerię handlową. To nie do końca dla nas. Wtedy usłyszeliśmy o Koneserze. Spóźniliśmy się z aplikacją o dwa tygodnie, ale musiała się spodobać, bo w przeciągu doby dostaliśmy telefon. Potem było jeszcze spotkanie. Wychodząc z niego już wiedzieliśmy - udało się! Iza sama o tym nie wspomni, bo jest bardzo skromna, pochwalę się więc za nią: mnóstwo osób pojawiło się na otwarciu specjalnie po to, żeby ją poznać. Spotkania z fanami marki są motywujące? Iza: Raczej stresujące (śmiech). Jestem skryta i cicha, nie lubię publicznych wystąpień, bycia w centrum uwagi, całego tego zamieszania. Oczywiście bardzo cieszy mnie, że klientki lubią nosić moje ubrania! Ale prawdę mówiąc, najlepiej czuję się, kiedy mogę po prostu projektować. Bartek: Ale jesteś też genialna w relacjach z ludźmi. Iza tworzy świetną atmosferę. Jest wesoła, uwielbia się śmiać, zawsze rzuca jakieś zabawne teksty, nawet kiedy ja próbuję powiedzieć coś poważnego. Dziewczyny uwielbiają z nią pracować i narzekają, kiedy wyjeżdża na dłużej. Myślę, że to też olbrzymi atut dla klientek, że mogą z Izą normalnie porozmawiać - jak z koleżanką, bardzo bezpośrednio. Atutem jest też to, że Wasze ubrania zawsze dobrze się noszą i wyglądają - bez względu na figurę czy wzrost kobiety. Iza: Zawsze w projektowaniu uwzględniam aspekt praktyczny, nie kieruję się tylko jakąś odległą, artystyczną wizją. To chyba jest problem różnych małych i większych projektantów - choć mają ciekawe pomysły, ich ubrania się nie sprzedają. Myślę, że z jednej strony wynika to z bardzo zawyżonej ceny. Z drugiej - te projekty często mają taką… usztywnioną, zbyt wymyślną formę. To świetnie wygląda na zdjęciach lub na wybiegu. Ale w życiu? Takie ubrania nie nadają się do pracy, na randkę, na kawę z przyjaciółką. Mając je na sobie, nie dasz rady odprowadzić dziecka do przedszkola albo skoczyć na szybkie zakupy. Bartek: Ubrania Freeshion są jednocześnie kobiece i wygodne, eleganckie i praktyczne, dla wszystkich i na każdą okazję. Iza wybiera uniwersalne, ciekawe kroje. Ma do tego nosa, po prostu
ZDJĘCIE TOMASZ CZ ACHOROWSKI
czuje, co się będzie dobrze nosiło. W efekcie powstają świetne ubrania. Niektóre to prawdziwe bestsellery, na przykład bluza Carly. To ta z nadrukiem z jednorożcem? Iza: Tak, szyjemy ją już prawie dwa lata, zmieniamy tylko print - kiedyś był samochód, później abstrakcyjna twarz, teraz właśnie jednorożec. Świetnym produktem jest też przedłużana, oversize’owa koszula Frankie, sukienka Ida z wygodnej, dresowej dzianiny i jeszcze sukienka Foxy w etniczne wzory, które my nazywamy liski-łapki (śmiech). Niedawno wypuściliście też kolekcję Darii Ładochy. Bartek: To było nowe doświadczenie, na pewno wiele się przy nim nauczyliśmy. Daria przyszła do nas już z częściowo gotowymi pomysłami, potem jeszcze dużo rozmawiała z Izą, robiły sobie burze mózgów, dopracowywały projekty. Poza kolekcją Darii produkowaliśmy też własne ubrania, więc mieliśmy sporo rzeczy do ogarnięcia od strony organizacyjnej, szczególnie że to były skomplikowane, pracochłonne projekty, często szyte z trudnych do obróbki materiałów. Iza: Ale kolekcja udała się bardzo dobrze. Teraz przygotowujemy z Darią kolejną - chcemy, żeby pojawiła się już w listopadzie, skupimy się w niej na dzianinach. Myślę, że to fajny projekt i spodoba się klientkom. Bartek: Na razie nie planujemy jednak współpracy z innymi projektantami czy celebrytami. Darię znamy osobiście i bardzo lubimy, dobrze się nam razem działa, nie chcemy tego stracić albo zmienić się w firmę, która działa na zlecenie kogoś innego. Nie o to nam chodzi. Chcemy sami wybierać. Iza: Freeshion to przecież wolna moda.
miasta kobiet
listopad 2018
15
ZDJĘCIA JULIA JARMULSKA
moda i trendy
Zaczynaliście od ubrań, ale teraz Wasza oferta jest dużo szersza. Iza: Ruszyliśmy na przykład z kolekcją ceramicznej biżuterii. Ja projektuję, a wykonaniem zajmuje się artystka rękodzielniczka z Torunia. Nasza biżuteria jest z wypalanego kolorowego szkła. Fajnym produktem są też torby - ostatnio Bartek wybrał do nowej partii świetne kolory. Są super. Bartek: Przez przypadek wybrałem (śmiech). Przez przypadek - to znaczy? Bartek: Musiałbym chyba zacząć od tego, jak w praktyce wygląda działanie Feeshion. Każdy proces zaczyna się od Izy - ona jest najważniejsza. Projektuje, wymyśla, dosłownie wszędzie szuka inspiracji i czuje, co się będzie podobać, a co nie. Potem na podstawie projektu powstaje prototyp - często jeszcze nie z właściwego materiału, a ze skrawków innych, podobnych. Czasem szwaczki przychodzą i pokazują mi taki prototyp, a ja się dziwię i mówię, że to przecież dziwnie wygląda. Po prostu nie mam takiej wyobraźni jak Iza i nie widzę w głowie tego końcowego produktu. Ale jak już zobaczę… Jeżeli jakiś produkt dobrze schodzi, doszywamy kolejną partię, często dodając jakieś nowe materiały albo kolory dla urozmaicenia. Kiedy dorabialiśmy torebki, Iza akurat była w Warszawie, więc ja musiałem zrobić zamówienie i wybrać jakieś kolory. Iza: Pięknie wybrałeś. Granat, bordo i camel. Ten camel jest fenomenalny… Na początku byliście małą, lokalną firmą - dziś jesteście rozpoznawali w całej Polsce i za granicą. Co było najtrudniejsze? Iza: Och, całe mnóstwo rzeczy (śmiech). To wszystko z zewnątrz wygląda na łatwiejsze niż jest w praktyce. Dla mnie najtrudniejszy był i zawsze będzie stres związany z tym, czy dany model się przyjmie, czy się spodoba, czy fajnie wyszedł, czy druk jest ciekawy… Chyba zawsze trochę w siebie powątpiewam. Ale na razie się udaje! Bartek: Na Izie spoczywa olbrzymia odpowiedzialność - za całą firmę, za ludzi, którzy z nami pracują i na nas polegają. Nie możemy myśleć tylko o sobie. To jedna rzecz, a druga - prowadzenie firmy kosztuje dużo czasu i energii. Trudno to
przeliczyć na pieniądze. Bardzo przez te sześć lat urośliśmy, ale wciąż jesteśmy małą firmą, dużo rzeczy robimy sami, nie mamy wielkiego sztabu ludzi. A największe sukcesy? Tylko, Izo, nie mów, że nie ma sukcesów! Iza: Dobrze, postaram się (śmiech). Jestem bardzo dumna z otwarcia sklepu w Warszawie - w świetnym miejscu, w modnej, prestiżowej lokalizacji. I jeszcze z Bartka jestem bardzo dumna - to on wszystko spina od strony formalnej. Wytworzył mechanizm, który świetnie działa, mamy elastyczny system produkcji, własną szwalnię, jesteśmy samowystarczalni. Właściwie każde ubranie możemy uszyć w kilka dni - szybciej niż znane i duże sieciówki! To wszystko jest zasługa pracy Bartka. Bez niego nigdy by się nie udało. Bartek: I vice versa. Jak chcielibyście, żeby marka funkcjonowała za kilka lat? Iza: Tak bardzo lubię swoją pracę, że chyba za bardzo o tym nie myślę. Skupiam się na tu i teraz, na kolejnych projektach, kolekcjach, materiałach i wzorach. Najbardziej zależy mi na tym, żeby marka po prostu się rozwijała, żebyśmy mieli za co żyć i mogli zapewnić dobrą przyszłość naszej córce. Bartek: Iza mówi, że nie ma planów, ale ja ją znam i wiem, że ma w głowie jakieś pomysły (śmiech). Jest bardzo ambitna i odważna. Na pewno już planuje następne kolekcje, już wie, jakie ubrania chce stworzyć, z jakich materiałów skorzystać. Cały czas konsekwentnie rozwija markę. Chciałaby - oboje byśmy chcieli - żeby Freeshion było dla wszystkich. To nie mają być drogie ubrania dla wybranych. Staramy się utrzymać jak najlepszy stosunek jakości do ceny. Może nie wypada się aż tak chwalić, ale tworzymy naprawdę świetne produkty - nasze ubrania możesz prać i nosić przez lata, a mimo to nadal będą dobrze wyglądać. To nasz cel: dobra jakość, dobra cena, dobre ubrania dla wszystkich. Iza: Właściwie… Jak już zaczęliśmy mówić o planach na przyszłość, to przyznam, że marzy mi się też taka bardziej szalona kolekcja, raczej jako dodatek i gdzieś tam w przyszłości, ale kto wie? I jeszcze jeden sklep w Warszawie - może na Nowym Świecie. I więcej czasu dla nas - tego cały czas brakuje (śmiech).CP
*IZABELA SZYMONA I BARTŁOMIEJ BORKOWSKI - razem prowadzą Freeshion - markę ubrań, która stawia na wolność, jakość, wygodę i kobiecość. Iza projektuje, Bartek zajmuje się logistyką, a Freeshion rośnie w siłę. Mieszkają w Chełmży razem z córką.
16
miastakobiet.pl
Laser na chrapanie
Polub nas na Facebooku W listopadzie do wygrania zabieg likwidujący chrapanie. Kto z nas nie pragnie, aby po męczącym dniu odpocząć i porządnie się wyspać? Niestety, nie każdemu jest to dane, a na pewno nie domownikom chrapiącej osoby. ilości tlenu, a człowiek zaczyna się dusić. Dramatyczna walka o oddech doprowadza do nagłego przebudzenia się chorego. Bezdechy mogą prowadzić do schorzeń serca i mózgu (zawały, udary), chorób układu krążenia (miażdżyca), osłabienia libido i depresji. Chrapiący ludzie są rozdrażnieni, zmęczeni i śpiący, a to z kolei może prowadzić do krótkotrwałych mimowolnych drzemek. To bardzo niebezpieczne nie tylko dla samego pacjenta, ale również otoczenia (może on zasnąć np. podczas jazdy samochodem). Leczenie chrapania
Centrum Medyczne PESMED, ul. Józefa Sułkowskiego 15, tel. 501 23 26 29, e-mail: pesmed.bydgoszcz@gmail.com
Zdarza się, że podczas snu powietrze wciągane do płuc napotyka na pewne przeszkody. Z trudem przepływające powietrze wprawia tkanki miękkie gardła i krtani w drgania, a towarzyszy temu charakterystyczny odgłos chrapania – wyjaśnia dr n. med. Piotr Sawicki, otolaryngolog, chirurg głowy i szyi z Centrum Medycznego PESMED. - Barier w układzie oddechowym może być wiele. Są nimi na przykład zapadające się podniebienie miękkie, powiększone migdałki, polipy w nosie czy skrzywiona przegroda nosa. Innymi przyczynami chrapania mogą być też alergie, gdyż przepływ powietrza
może utrudniać również zalegająca w nosie wydzielina śluzowa i obrzęknięte małżowiny nosa, a także używki takie jak papierosy czy alkohol. Niebezpieczeństwa Chrapiący nie tylko nie dają spać innym, ale i są narażeni na realne zagrożenie zdrowia, a nawet życia. - Dużym zagrożeniem towarzyszącym chrapaniu jest także tzw. obturacyjny bezdech senny (OBS) - wyjaśnia doktor Piotr Sawicki. - Można go opisać jako krótkotrwałe, ale całkowite zatrzymanie oddychania podczas snu. W czasie bezdechu organizm nie pobiera wystarczającej
• • • • • • • • • •
LARYNGOLOGIA PEDIATRIA ORTOPEDIA REUMATOLOGIA CHIRURGIA CHIRURGIA DZIECIĘCA NEUROLOGIA UROLOGIA DERMATOLOGIA MEDYCYNA ESTETYCZNA • CHIRURGIA TARCZYCY • ENDOKRYNOLOGIA • NEUROCHIRURGIA
CENTRUM DIETETYKI KLINICZNEJ CENTRUM LECZENIA CHRAPANIA I BEZDECHÓW SPECJALISTYCZNE GABINETY LEKARSKIE
Leczenie HEMOROIDÓW (żylaki odbytu)
zabieg STULEJKA (dzieci i dorośli)
MEDYCYNA REGENERACYJNA STAWÓW (PRP)
USUWANIE ZMIAN SKÓRNYCH
008679754
Dlaczego ludzie chrapią?
Laserowe leczenie chrapania stosowane w naszym Centrum Medycznym jest pierwszym tak skutecznym zabiegiem zwalczającym to uciążliwe schorzenie bez konieczności stosowania rozległych operacji, znieczulenia ogólnego i długotrwałej rekonwalescencji. W odróżnieniu od wielu laserów „kosmetyczno-dermatologicznych” nasz laser to prawdziwe urządzenie chirurgiczne, które powoduje odparowanie struktur podniebienia miękkiego, języczka lub nasady języka w celu jego usztywnienia i obkurczenia. Kiedy tkanki zregenerują się po zabiegu, powstają nowe włókna kolagenowe, a leczona przestrzeń zyskuje na jędrności, sprężystości i sztywności, tak że przestaje wibrować i zatykać drogi oddechowe podczas snu. Nie wymaga również szczególnego przygotowania ze strony pacjenta, a po zakończeniu procedury medycznej pacjent może natychmiast wrócić do domu - tłumaczy doktor Piotr Sawicki.
NOWOCZESNE METODY LECZENIA CZERNIAKA We wczesnym stadium czerniak jest wyleczalny, tzn. gdy jego głębokość nie przekracza np. 0,5 mm – nawet jeśli jest rozlany na skórze. Dlatego chcę zmotywować ludzi do badań profilaktycznych. stadium czerniak jest wyleczalny, tzn. gdy jego głębokość nie przekracza np. 0,5 mm – nawet jeśli jest rozlany na skórze. Dlatego chcę zmotywować ludzi do badań profilaktycznych. Pacjent nie jest w stanie sam określić, jak głęboko sięga czerniak. Jeśli przyjdzie do lekarza i okaże się, że zmiana jest mała, nie krwawi, nie zaczęła się rozrastać i nie jest guzowata, to trudno mówić tu o nowotworze. Ale tylko lekarz jest w stanie to ocenić.
Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. Wojciechem Zegarskim, specjalistą chirurgii onkologicznej, koordynatorem Oddziału Klinicznego Chirurgii Onkologicznej w CO w Bydgoszczy.
Dlaczego czerniaka uznaje się za jednego z najgroźniejszych nowotworów? Dlatego, że ma on bardzo dużą skłonność do dawania przerzutów, ale tylko w tym momencie, kiedy jest już bardziej zaawansowany, czyli nacieka głębsze warstwy skóry. Chciałbym zaznaczyć, że czerniak ma niską śmiertelność, z powodu tego nowotworu umiera kilka procent osób. Ci wszyscy, którzy mają wycinane zmiany wczesne, żyją nawet i sto lat. Nic się z nimi złego nie dzieje. Kiedy można mówić, że czerniak jest zaawansowany? Wtedy, gdy przekroczy pewną barierę, czyli guz jest grubszy niż jeden milimetr. W tym czasie zaczyna naciekać na naczynia chłonne, żylne i łatwo daje przerzuty. Jego potencjał mnożenia się jest ogromny. Nie chodzi mi jednak o to, by kogoś straszyć - we wczesnym
Czy słońce i czerniak to dobrana para? Tak. Zdecydowanie tak. Najlepszy dowód to fakt, że w Australii notowano gigantyczny wzrost zachorowań na czerniaka. I tam właśnie rozwinęły się różne metody profilaktyki – głównie ochrony przed słońcem. Dzięki temu w ciągu 20 lat liczba zachorowań ogromnie zmalała. A zasady fotoprotekcji są proste. Unikanie nasłoneczniania, stosowanie kremów z filtrami, zakrywanie skóry odzieżą. Nam też udało się wprowadzić pewne zasady, które mogą ochronić nas przed czerniakiem, np. zakaz korzystania z solariów osobom poniżej 18. roku życia. Mówiąc, że nam się udało, mam na myśli działalność Akademii Czerniak, która skupia specjalistów wielu dziedzin medycyny zajmujących się chorymi z czerniakiem. Co powinien zrobić pacjent, jeśli już ma potwierdzoną diagnozę? Zazwyczaj po prostu wycinana się to znamię. Najlepiej jak zadecyduje o tym chirurg onkolog lub dermatolog. My możemy się posiłkować badaniem za pomocą nowoczesnego dermoskopu, który został zakupiony z dofinansowania unijnego. Używając go, można zrobić i zapisać skan powierzchni skóry. Po trzech miesiącach albo nawet roku możemy badania porównać i wskazać te zmiany, które są do usunięcia. Wycinanie wszystkich
zmian na skórze nie ma najmniejszego uzasadnienia medycznego. Załóżmy, że pacjent ma czerniaka powyżej 1 mm grubości, co wtedy się z nim dzieje? Leczy się go jak każdego pacjenta z zaawansowanym nowotworem. Duży guz należy wyciąć i zrobić badania całego ciała. Zobaczyć, czy czerniak jest tylko na kończynie górnej, czy dolnej, czy nie ma przerzutów w wątrobie lub w płucach... Jednak najpierw sprawdzamy okoliczne węzły chłonne. Robimy badanie USG. Jeśli ono nic nie wykaże, to wtedy kierujemy na bardziej precyzyjne badania. U chorych, którzy są z grupy większego ryzyka, gdy czerniak jest grubszy niż jeden milimetr, albo jest na przykład inwazja nowotworu do naczyń, należy zrobić izotopowe badanie węzłów chłonnych. Nazywa się to badaniem węzła wartowniczego. Jeśli jest przerzut, to dopiero wtedy decydujemy się na usunięcie okolicznych węzłów chłonnych. To wszystko po to, by nie usuwać wszystkich węzłów, gdy tylko jest podejrzenie przerzutów. Do 1995 roku taka była praktyka. Czy w przypadku czerniaka, tak jak przy innych nowotworach, stosuje się terapie celowane? Tak. Polegają one na precyzyjnym badaniu mutacji genetycznych. Jeśli chory jest nosicielem konkretnej mutacji nowotworu, stosuje się ściśle określone leki. Blokują one odpowiednie receptory. Czy NFZ finansuje tego rodzaju leczenie? Oczywiście, że tak. W ramach kontraktu możemy też stosować u chorych immunoterapię. To inna grupa leków popularnie nazywana leczeniem biologicznym. Działanie tych substancji czynnych polega na odblokowywaniu receptorów, które mogą uruchamiać limfocyty mające zdolność do niszczenia komórek nowotworowych.CP
P R O M O C J A 008656982
18
miastakobiet.pl
OSW Barbarka w Świnoujściu Jesienny relaks dla zdrowia
3.11-22.12.2018
Jesień to dobry czas na wypoczynek i relaks za atrakcyjną cenę. Zaplanuj więc swój wypoczynek właśnie tu, w naszym przytulnym i komfortowym miejscu. Intymność, spokój, cisza, familijny nastrój to atuty, a na dopełnienie uśmiechnięty, opiekuńczy i czujny personel sprawi, że wypoczynek będzie bezpieczny i taki niezapomniany.
W pakiecie:
7 noclegów w przytulnych i komfortowych pokojach wyżywienie urozmaicone, zdrowo przyrządzone i wyjątkowo smaczne (bufet śniadaniowy i kolacyjny, dwa zestawy obiadowe do wyboru serwowane do stołu) kameralna kawiarenka, w której przy dźwiękach nastrojowej muzyki pobudzą się zmysły, aromatyczną kawą, domowym ciastem i lampką wina z różnych zakątków świata bezprzewodowy Internet cykliczne koncerty skierowane do odbiorców muzyki klasycznej w miękkim wydaniu, muzyki popularnej i folkloru BONUS – 10 zabiegów GRATIS! Przy pobycie 14-dniowym – 30 zabiegów BONUS – voucher do kawiarni wartości 30 zł.
Zabiegi dla zdrowia i relaksu:
Profesjonalnie wyposażona baza zabiegowa dla Twojego zdrowia z czuwającym personelem medycznym sprawi, że poczujesz się zregenerowany i taki zdrowszy. Aerodyn Diadynamic Galwanizacja Jonoforeza Magnetoterapia Lampa Sollux Ultradźwięki Lampa Solaris Inhalacje Tlenoterapia Borowina – okłady Krioterapia punktowa Dodatkowo płatne: Zwierzęta – 30 zł/doba Parking monitorowany niestrzeżony – 15 zł/doba Obowiązkowa opłata Uzdrowiskowa płatna w recepcji w wysokości 4 zł/doba – dzieci do lat 7 bez opłaty. Przy pakietach promocyjnych nie uwzględnia się kart rabatowych.
Cena pakietu:
3.11-17.11. 2018
w pokoju 1-os. 842 zł w pokoju 2-3-os. 786/osoba
17.11-22.12. 2018
639 zł 639 zł
Rabaty: Dzieci do 5,99 lat – bezpłatnie /wspólne spanie na łóżku z osobą pełnoletnią Dzieci 6-13,99 lat – 50% na dostawce Dorośli – 50% noclegu/wspólne spanie
REZERWACJE: OSW BARBARKA, Kasprowicza 8, 72-600 Świnoujście tel. 91 321 25 31 91 321 54 06 www.interferie.pl/barbarka e-mail: barbarka@uzdrowisko-polczyn.pl 008667150
R
E
K
L
A
M
A
Express czy Nowości?
plus.expressbydgoski.pl plus.nowosci.com.pl
008667150
Prenumeruj e-wydanie ulubionej gazety już od 40 złotych miesięcznie
jej pasja
PA R T N E R T E M AT U
PSIAKI
ZDJĘCIE
JACEK SMARZ
JAK BUTELKI DO SKUPU
Powoli pozbywam się poczucia winy. Dziś już nie dręczę się tak bardzo sytuacjami, na które nie mam wpływu. Wiem, że nie zbawię całego świata i nie uratuję wszystkich zwierząt, ale przynajmniej pomagam. Z Agnieszką Szarecką*, kierownikiem toruńskiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt, rozmawia Jan Oleksy Pies czy kot? Pyta pan, czy jestem psiarzem, czy kociarzem? Gdybym musiała wybierać, to zdecydowałabym się na koty, bo przez większą część dnia nie ma mnie w domu, a z psami trzeba wychodzić, poświęcać im więcej czasu. Ja mam to szczęście, że moje psy Leya i Quanti mogą ze mną przychodzić do pracy. To wszystko z miłości do zwierząt? Mój tata jest weterynarzem, więc ze zwierzakami jestem związana od najmłodszych lat. Zawsze były w domu. Nie wyobrażam sobie bez nich życia. W tej chwili też mam domowe stadko. Oprócz psów są jeszcze dwa koty: Majeranek i Pietruszka, oraz papugi Klara i Leoś. One rządzą. Był także kot Pierniczek, ale niedawno odszedł. W tej sytuacji praca w schronisku okazała się naturalnym wyborem? W tym roku mija 29 lat od momentu, gdy jako wolontariuszka związałam się z toruńskim schroniskiem, którym wówczas kierował mój tato. Mieściło się ono wtedy przy Kociewskiej. Z tego nieszczęśliwego miejsca przy wysypisku śmieci
20
miastakobiet.pl
udało nam się w 1991 roku przenieść na obrzeże parku na Bydgoskim Przedmieściu. Schronisko zaczęliśmy organizować od podstaw, z pomocą rodziny, kuzynów, wujków. Wszyscy pomagali, żeby jak najszybciej przenieść zwierzaki w nowe, lepsze miejsce. Kierownikiem zostałam w 2011 roku, gdy tato przeszedł na emeryturę.
jak np. husky. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że są to psiaki, które muszą cały czas eksplorować przestrzeń, biegać, przemierzać kilometry. Jeżeli ktoś myśli, że pies tej rasy będzie pilnował ogródka, to się myli. Takie zwierzęta uciekają i w efekcie jako bezpańskie trafiają do naszego schroniska. Jest ich coraz więcej.
A czy słyszała Pani, że o ludziach, którzy kochają zwierzęta, mówi się, że nie kochają ludzi? Myślę, że to jest kwestia wrażliwości. Nie można być wrażliwym na dobro zwierząt, a przejść obojętnie obok krzywdy ludzkiej. To mi się nie mieści w głowie. Powiem, że „kij ma dwa końce”, bo właściciele zwierząt, którzy je porzucają, podrzucają do schroniska, oddają… jak butelki do skupu, też chyba wyzuci są z ludzkich uczuć. Niestety, w tej chwili posiadanie zwierzęcia jest często traktowane jak posiadanie każdego innego dobra materialnego, nowego telewizora czy kanapy…
Czego nauczyła się Pani dzięki pracy w schronisku? Pokory do świata, do rzeczywistości. Nauczyłam się, żeby mocno nie przeżywać i nie denerwować się rzeczami, na które naprawdę nie mam wpływu. Wiem, że nie zbawię całego świata i nie uratuję wszystkich zwierząt. Nie oczekuję też od każdego człowieka, by kochał zwierzęta tak jak ja, chociaż chciałabym, żeby tak było.
Ci ludzie sprawiają sobie pieska modnej rasy? Ta moda odbija się później w schronisku, zwłaszcza w przypadku ras dość wymagających,
Czy ta miłość do zwierząt nie powoduje, że przenosi Pani problemy schroniska do domu? Nie mam osobnego życia w schronisku i osobnego w domu. Cały czas żyję schroniskiem, bo rzeczywistość ciągle nas zaskakuje, co chwilę dostajemy jakieś zwierzęta po wypadkach. Przeprowadzamy diagnostykę, określamy
jej pasja
PA R T N E R T E M AT U
sposoby leczenia, zajmujemy się profilaktyką, zwierzęta trzeba odpchlić, odrobaczyć, obciąć pazury, zaszczepić, ocenić wiek, stan zdrowia. Śmieję się, że moja praca polega na ciągłym gaszeniu ognisk zapalnych, rozwiązywaniu kryzysowych sytuacji, gdy np. nagle przybywa do nas kilkanaście szczeniąt w kartonach. Trzeba się nimi zająć. Nie możemy odmówić, zamknąć bramy i powiedzieć, że przepraszamy, ale my już więcej zwierząt nie przyjmiemy. Cały czas są znajdowane kolejne bezdomne zwierzaki.
nisku, znajduje prawdziwy dom. Adopcja to pełnia szczęścia, jednak wtedy radość miesza się ze smutkiem. Pożegnania są dla mnie trudne, szczególnie gdy zdarza mi się odwozić swojego podopiecznego do nowego domu. Zawsze płaczę w takich sytuacjach, bo zwierzę myśli, że je porzucam. Nie wie, że tam mu będzie lepiej. Schronisko to nie jest cudowne miejsce. To jedynie miejsce potrzebne. Zwierzak ma miskę, dach nad głową, ale nie ma swojego właściciela na wyłączność. To nie jest prawdziwy dom.
dzić, by nie widzieć smutnych zwierząt zza krat. My to rozumiemy. Każdy jednak może żyć sprawami schroniska, chociażby dzięki mediom społecznościowym. Co Panią najbardziej drażni w zachowaniu właścicieli psów? Bardzo mnie boli, gdy na spacerach widzę ludzi, którzy nie pozwalają psom na kontakty wewnątrzgatunkowe. Kiedyś to było normalne, że psy do siebie podchodziły, witały się, obwąchały, właściciele zamienili trzy słowa. W tej chwili na widok innego psa ludzie momentalnie zaciągają smycze, czyli od razu dają sygnał, że zbliża się niebezpieczeństwo. Te psy są nienauczone własnego języka, nie potrafią dawać sygnałów pozytywnych, ani ich odczytywać. Nic dziwnego, że reagują agresją. Dlatego przy schronisku stworzyliśmy psi park, w którym zwierzęta mogą ze sobą spędzać czas, „pogadać”, pobawić się, nauczyć czytania siebie nawzajem.
Więcej jest bezdomnych psów czy kotów? Więcej trafia do nas psów, ale niestety również liczba kotów rokrocznie rośnie. Aktualnie mamy 320 psiaków, ponad setkę kotów, około 50 królików, którymi zajmują się dziewczyny z Fundacji Azyl dla Królików, i… liska, którego jako porzucone szczenię znaleźliśmy na Rubinkowie. W ciągu roku pojawia się u nas ponad dwa tysiące różnych zwierząt.
Ta liczba się zwiększa czy zmniejsza? Ciągle się zwiększa. To jest syzyfowa praca, czasami mam wrażenie, że im więcej robimy, tym więcej mamy pracy. Każde nagłośnienie akcji adopcyjnej przynosi dobre, ale również i złe efekty. Znajdujemy zwierzętom nowe domy. Niektórzy widząc to podrzucają nam swoje niechciane zwierzaki, bo przecież prędzej czy później trafią tu na nowych właścicieli. A przecież schronisko to miejsce dla zwierząt bezpańskich. Jesteśmy od tego, żeby pomagać, ale w trudnych sytuacjach - kiedy ktoś dopuści się złamania prawa i zwierzę porzuca, albo gdy umiera właściciel. Nie jesteśmy od wyręczania i zdejmowania ludziom ciężaru z pleców, bo zrobili coś nieodpowiedzialnego.
Nie myśli sobie Pani czasami, że bezdomność może dla zwierzęcia oznaczać wolność? Zgarniamy go na siłę z jego środowiska… Po prostu wiem, co zwierzętom na tej „wolności” grozi. Trafiają później do mnie po wypadkach, poranione, przypalone, pozwiązywane sznurkami, z powydłubywanymi oczami. Wysoka jest cena tej wolności.
Najtrudniejsze momenty w Pani pracy? Ciężko ranne zwierzęta, które do nas trafiają, zwierzaki po wypadkach i takie, które doznały drastycznej krzywdy od człowieka. Widzimy to na co dzień.
Czy swoją pracę traktuje Pani jak misję? Nie podchodzę do tego w górnolotny sposób. Po prostu przeogromnie się cieszę, że mogę robić to, co lubię. Że nie muszę iść do biura na 8 godzin. Kocham to miejsce, cieszę się, że ono się rozwija. Mój kapitał to wolontariusze i ludzie, z którymi pracuję, oraz wszyscy, którzy nam pomagają, wspierają finansowo i rzeczowo. Dziękujemy za życzliwość.
Słyszałem takie stwierdzenie, że każdy człowiek przynajmniej raz w życiu powinien odwiedzić schronisko. Nie, to tak jakby każdy musiał zobaczyć, jak funkcjonuje dom dziecka. Nie wiem, czy takie przelotne spojrzenie pozwala zobaczyć frustracje zwierząt, usłyszeć ich płacz, gdy zostają same. Bardzo wiele osób nie chce tu przycho-
A piękne chwile? Gdy nasz podopieczny, wyratowany, wyleczony, albo taki, który już długo przebywa w schro-
Czy dzięki zwierzętom stajemy się lepsi? One uczą nas wielkoduszności, szczerej przyjaźni, obdarzania innych bezinteresownym uczuciem. Zwierzęta są miłe nie dlatego, że im się to opłaci. One niczego nie planują. Żyją tu i teraz. CP
*AGNIESZKA SZARECKA - torunianka, od lat 90. wolontariuszka schroniska, od 2000 pracownik, a od 2011 kierownik, jest technikiem weterynarii, skończyła studia podyplomowe z psychologii zwierząt oraz studia ekonomiczne z zarządzania. Mąż Piotr jest groomerem, z wykształcenia zootechnikiem ze specjalizacją leśnictwo i gospodarka zwierzętami leśnymi, na zwierzęta poluje jednak tylko z aparatem fotograficznym. K
L
A
M
miasta kobiet
A
listopad 2018
21
008308144, 008308129
E
008308168
R
NIE TYLKO DO WOŻENIA TOWARU
test auta
Berlingo? To raczej mało kobiecy samochód – pomyślałam, gdy zaproponowano mi test nowego kombivana. Po weekendzie za kółkiem mogę powiedzieć: kobiecy może i mało, ale na pewno rodzinny i użyteczny. TEKST: Joanna Hynek
22
miastakobiet.pl
C
itroën berlingo do tej pory kojarzył mi się z niezbyt atrakcyjnym dostawczakiem, przydatnym, gdy ktoś prowadzi niewielką hurtownię, ale poza tym niewyróżniającym się niczym szczególnym. Tymczasem berlingo trzeciej generacji, choć wizualnie wciąż nawiązuje do debiutanta z 1996 roku, przeszedł prawdziwą metamorfozę. Wyższa i bardziej zwarta maska, charakterystyczny przedni pas z dwupoziomowym układem świateł, kolorowe wstawki wokół reflektorów oraz panele boczne zapobiegające uszkodzeniom – to wszystko sprawia, że nowy berlingo wygląda jak młodszy, ale bardziej wyrośnięty brat ostatniego C3, a więc wpisuje się w styl charakteryzujący najnowsze pojazdy Citroëna. Samochód jest dostępny w dwóch wersjach: standardowej (4,40 m) oraz przedłużonej (4,75 m). Zwiększyła się też dostępna paleta kolorów – możemy wybrać nadwozie w ośmiu barwach, a do tego dobrać oddzielnie pakiety „look” i wstawki przy reflektorach – więc mamy więcej możliwości personalizacji niż w starszych modelach. Trochę szkoda, że do wyboru są tylko dwa „bonusowe” kolory, ale i tak jest ciekawiej niż do tej pory. ZAGLĄDAMY DO ŚRODKA A jednak to samochód typowo dla kobiet! - śmieję się gdy odkrywam, że lusterko w osłonie przeciwsłonecznej jest tylko po stronie kierowcy. Wnętrze berlingo jest jednak dość oszczędne i poza standardową tapicerką do wyboru mamy tylko wersję z pomarańczowymi wstawkami na oparciach foteli. Zaskakuje natomiast liczba dostępnych opcji i akcesoriów pozwalających dowolnie zaaranżować pojazd pod kątem funkcjonalnym. Jednak pierwsze, co rzuca się w oczy, to to, jak bardzo przestronne jest wnętrze. Choć do testów dostałam berlingo w wersji stan-
dardowej, i tak w środku jest więcej miejsca niż w większości aut, jakimi przemieszczałam się do tej pory. Bagażnik w wersji M ma imponującą pojemność 775 l, która w opcji XL rośnie do 1050 l. Przestrzeń tę możemy powiększyć składając fotele, albo przeznaczyć ją na miejsca dla kolejnych pasażerów - obie wersje berlingo są dostępne w konfiguracji 5- i 7-osobowej. Pojemność bagażnika miałam okazję przetestować wybierając się na kiermasz ogrodniczy. Podczas gdy przy zwykłej osobówce musiałabym wykazać się kreatywnością, tu bez problemu zmieściłam do środka zakupione kwiaty. I choć jadąc przez miasto czułam się trochę jak dostawca, jestem sobie w stanie wyobrazić, że dla rodziców małych dzieci tak przestronne auto będzie znacznym udogodnieniem. Spokojnie do bagażnika wejdzie wózek bez składania, a jeszcze zostanie miejsce na duże, rodzinne zakupy. ODPALAMY SILNIK I W DROGĘ Nowy citroën dostępny jest w wersji z manualną skrzynią biegów i silnikiem benzynowym PureTech o pojemności 1,2 litra i mocy 110 KM lub silnikiem diesla BlueHDi o pojemności 1,5 litra i mocy 75, 100 lub 130 KM. W drugiej połowie 2019 roku na rynku mają być dostępne też modele z automatyczną skrzynią biegów EAT8. Testowany przeze mnie egzemplarz był cichy i dynamiczny, czego nie spodziewałabym się po aucie o takich gabarytach. Komfort jazdy podnoszą na pewno wygodne fotele i podwyższona pozycja za kierownicą oraz przemyślane, podręczne schowki. Dzięki kamerze cofania i czujnikom parkowania nie będzie ono sprawiać problemów tym, którzy nie czują się pewnie w większych samochodach. Poza tym duża powierzchnia przeszklona zapewnia doskonałą widoczność, a panoramiczny dach pozwala cieszyć się naturalnym światłem. To w końcu auto zaprojektowane z myślą o pasażerach, a nie tylko o przewożeniu towarów.CP
008578399
tabu
SEKS - JAKOŚĆ NIE ILOŚĆ Niezaspokojenie potrzeb seksualnych u kobiet może powodować nie tylko cierpienie psychiczne, ale i objawy fizyczne, takie jak np. bóle w podbrzuszu. Z seksuologiem mgr Martą Żyłą* rozmawia Tomasz Skory Natrafiłem ostatnio na dość pobieżny artykuł o zespole Kehrera, czyli dolegliwościach wywołanych brakiem seksu. Pacjentki zgłaszają się do Pani z tym problemem? W tych czasach jest to raczej rzadkość. Oczywiście, pojawiają się kobiety, które zgłaszają ten problem, ale nie jest to taka fala, jak w przypadku innych zaburzeń - dyspareunii, pochwicy, a nawet niechęci do seksu, czy jak u mężczyzn - zaburzeń erekcji lub przedwczesnych wytrysków. Nie znaczy to jednak, że tego problemu nie ma. Raczej chodzi o to, że jest bardzo wstydliwy. Borykające się z nim kobiety często spotykają się ze negatywnymi komentarzami, dlatego boją się mówić na głos o swoich dolegliwościach. To widać szczególnie w internecie, gdzie pod tekstami na ten temat często sypią się żarty, złośliwości i głosy, że to zmyślony problem lub po prostu inaczej nazwana nimfomania. W tym miejscu chyba warto podkreślić, czym te dolegliwości różnią się od siebie? U nimfomanek mamy do czynienia z podwyższonym libido, co objawia się chęcią do odbywania bardzo częstych kontaktów seksualnych. Niekoniecznie muszą być one zakończone za każdym razem orgazmem - tak jak w przypadku innych uzależnień behawioralnych chodzi przede wszystkim o wykonywanie samej czynności. Natomiast zespół Kehrera wynika z braku zaspokojenia potrzeb seksualnych u kobiet z prawidłowym poziomem libido. Podczas gdy nimfomanki dążą do jak największej liczby stosunków, tu kobietom zależy na ich jakości.
24
miastakobiet.pl
A niezaspokojenie tych potrzeb powoduje u nich cierpienie psychiczne, które po pewnym czasie zaczyna przekładać się też na objawy fizyczne. Jakie są to objawy? Początkowo jest to podobne do napięcia przedmiesiączkowego. Kobieta jest rozdrażniona, nerwowa, czasami wręcz agresywna. Ale do tego dochodzą też objawy typowo somatyczne, czyli bóle w podbrzuszu, zaburzenia miesiączkowania, żylaki odbytu, obrzęki oraz świąd sromu i pochwy. Przy czym trzeba pamiętać, że u kobiet libido jest uzależnione od hormonów, więc w takim największym wydaniu ten zespół niezaspokojenia daje o sobie znać w trakcie dni płodnych, kiedy nasila się ochota na seks. Chwilę później przychodzi okres napięcia przedmiesiączkowego, więc najczęściej kobiety zwalają winę na okres. Następnie występuje miesiączka i rozpoczyna się kolejna faza cyklu, kiedy te objawy powinny ulec osłabieniu. Jeśli dolegliwości się utrzymują, to wtedy diagnozujemy, że jest to zespół Kehrera. Mówi się, że jest to „choroba wdowia”, ale problem ten nie dotyczy tylko kobiet, które straciły partnerów… To określenie powstało lata temu, kiedy mężczyźni wyjeżdżali na wojny, kobiety zostawały same w domach, a uwarunkowania religijne i kulturowe nie pozwalały się masturbować. Te kobiety faktycznie były wówczas niezaspokojone, ale czasy się zmieniły. Podczas gdy nasze matki i babcie o seksie prawie nie rozmawiały,
my dziś jesteśmy znacznie bardziej świadome własnego ciała, wiemy, jak się zaspokajać, i mamy do dyspozycji wiele gadżetów, więc problem ten występuje znacznie rzadziej. Natomiast wciąż są kobiety, które żyją w związkach, ale partnerzy nie zaspokajają ich potrzeb i to też powoduje u nich różne dolegliwości. I pewnie nie chcąc ich urazić, nie mówią parterom, że są niezadowolone ze swojego życia erotycznego? Wciąż jeszcze funkcjonują u nas naleciałości po poprzednich pokoleniach, gdy mówiło się, że kobieta musi być cnotliwa i nie powinna tej swojej seksualności pokazywać. Nawet młode dziewczyny wstydzą się nieraz mówić głośno o swoich potrzebach, w obawie, że ktoś je wyśmieje lub nazwie nimfomankami. Ale warto pamiętać, że jeśli partnerka ma jakieś niezaspokojone potrzeby, to nie zaspokoi też odpowiednio potrzeb partnera - to działa w dwie strony. Dlatego tak ważna jest komunikacja w związku. Mam dużo par, które przychodzą, żeby rozwiązać problemy w sypialni. Często okazuje się, że wcale nie leży on w strefie technicznej, tylko w tym, że partnerzy nigdy nie rozmawiali ze sobą o seksie. On myśli, że ona jest romantyczna i delikatna, a po latach się okazuje, że ona lubi ostry seks, a taki delikatny ją nudzi. Albo na odwrót. Niestety, jeśli nie zakomunikujemy wprost swoich potrzeb, to ta druga osoba ma prawo się ich nie domyślić. I jeżeli robimy to „na odczepnego”, taki seks nie zaspokaja naszych potrzeb i czujemy narastającą frustrację.
tabu Czyli jest to problem bardziej psychologiczny niż fizyczny? I seks sam w sobie nie uwolni od dolegliwości? Zespół ma podłoże psychiczne i dopiero gdy ta reprezentacja naszego popędu zostanie zaspokojona, to znikają te objawy fizyczne. Natomiast są oczywiście kobiety, które nie potrzebują stałego partnera ani więzi emocjonalnej, by czuć radość z seksu. Jak go potrzebują, to albo znajdują jednorazowych partnerów, albo same się zaspokajają. Takich związków, w których ludzie spotykają się ze sobą dla seksu, ale każdy żyje na własną rękę, jest całe mnóstwo.
jest w stanie do pewnego stopnia to zastąpić. W Japonii mnóstwo par tak żyje, więc jest to możliwe.
E
To tak podsumowując, jak pomaga się osobom z zespołem Kehrera? Jeżeli ktoś jest w stałym związku, w którym nie odczuwa satysfakcji, to na pewno pomocą będzie wspólna terapia. Czasami problem leży w tym, że mężczyzna ma zaburzenia erekcji czy przedwczesny wytrysk i nie jest po prostu w stanie zaspokoić partnerki - wtedy trzeba zlikwidować przyczynę, która jest po drugiej stronie. Jeżeli ktoś nie ma partnera, a nie potrafi się masturbować, to trzeba go poinstruować, co może robić. Ostatecznym rozwiązaniem są leki obniżające libido, ale nie o to chodzi, bo seks ma też dawać radość. Na szczęście kobiety są dziś świadome swojego ciała, seksualności - i chcą się nią cieszyć.CP
Wiemy, ile osób może borykać się z zespołem Kehrera? Nie wiemy, bo jak wspomniałam, te osoby rzadko się ujawniają. Na pewno wielu znalazłoby się ich wśród niepełnosprawnych. Z tym że te osoby same się do gabinetów nie zgłaszają, bo większość jest uzależniona od innych. A od tematu seksualności niepełnosprawnych się ucieka. Uważa się, że te osoby nie są seksualne, a one też przecież mają libido. Często coś czują, ale nie potrafią się samemu zaspokoić. Szczególnie jeżeli ktoś jest niepełnosprawny od urodzenia - fizycznie czy psychicznie - to z nim się na te tematy nie rozmawia. Co więcej, wręcz zakazuje się kontaktów seksualnych. A te osoby też mają potrzeby, które niezaspokojone stają się źródłem ich cierpień.
A co w przypadku związków na odległość, gdy partnerzy czują to przywiązanie, ale z różnych powodów rzadko mogą spotykać się na żywo? Teraz już nie ma tak, że ktoś wyjeżdża i nie ma z nim żadnego kontaktu. Mam pary, które żyją ze sobą na odległość, ale wchodzą w cyberseks, czyli kochają się przez Skype'a czy inne komunikatory, gdzie widzą się na kamerkach. Taki kontakt mogą mieć codziennie. Oczywiście, nie daje on możliwości nawiązania takiej więzi, jak widując się na żywo. Bo seks, oprócz roli prokreacyjnej i hedonistycznej, jest też więziotwórczy. Kiedy nie ma tej bliskości fizycznej, dotyku to nie wydziela się w organizmie tyle oksytocyny. Natomiast seks przed monitorem R
ko jest ogólnodostępne i jakoś nikt tego nie nadużywa.
Od paru lat w Czechach tym problemem zajmują się tzw. asystentki seksualne… W Czechach to normalnie funkcjonuje, ale w Polsce nie ma takiego zawodu jak „partner zastępczy”. I nie zanosi się na szybką zmianę. Jednak o czym tu mówimy, jeśli w tej chwili wycofuje się z aptek maści pobudzające, a wielu lekarzy nie chce przepisywać tabletki „po” czy viagry. A np. w Niemczech to wszystK
L
*MARTA ŻYŁA - psycholog, seksuolog, terapeuta Centrum Psychologii Vena w Bydgoszczy. Członek Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, biegły sądowy przy Sądzie Okręgowym i Sądzie Biskupim. A
M
A
018055779
Sprawdź ceny dla swojego modelu!
Sezonowa Promocja Serwisowa
DOSKONAŁE PRZYGOTOWANIE DO SEZONU. WYMIANA OLEJU
PIÓRA WYCIERACZEK
Olej syntetyczny DEXOS + filtr + wymiana
(przód z wymianą)
199 zł*
79 zł
z silnikiem benzynowym. Podane ceny są maksymalnymi cenami brutto. Promocja dotyczy samochodów osobowych marki Opel i obowiązuje w Autoryzowanych Serwisach Opel do 31.12.2018 lub do wyczerpania danego produktu. Szczegóły sezonowej oferty dostępne są na stronie www.opel.pl/Usługi serwisowe oraz w Autoryzowanych Serwisach Opla.
OPEL SERWIS
Opel Mikołajczak Bydgoszcz, ul. Fordońska 59, tel. 52 365 02 01, ul. Armii Krajowej 250, tel. 52 320 31 01 www.opelmikolajczak.pl Inowrocław, ul. Staszica 69, tel. 52 353 99 43 008641030
NOWOCZESNE APARTAMENTY NA GÓRZYSKOWIE Perłowa Dolina jest inwestycją realizowaną na Górzyskowie u zbiegu ulic Kossaka, Pięknej i Orlej, obejmująca budowę 235 mieszkań. W ramach I etapu do dyspozycji lokatorów oddajemy 133 mieszkania w zróżnicowanych metrażach od 27 do 180 m². Pod budynkiem znajduje się hala garażowa z miejscami postojowymi oraz komórkami lokatorskimi. Teren zewnętrzny wokół budynku to przede wszystkim zieleń z ławkami, siłownią zewnętrzną oraz placem zabaw dla najmłodszych. Lokalizacja inwestycji przy malowniczej Dolinie Pięciu Stawów pozwala na korzystanie z udogodnień miejskiej infrastruktury oraz umożliwia rekreację w otoczeniu natury.
SALON SPRZEDAŻY: 85-068 Bydgoszcz, ul. Stary Port 9 biuro@perlowadolina.pl
tel. 48 669 79 00 50; 48 669 79 00 30 008685055
temat
IDEAŁ, KTÓRY NIE POTRAFI KOCHAĆ 28
miastakobiet.pl
kontrowersje Psychopata traktuje ludzi wyłącznie instrumentalnie. Potrafi w ułamku sekundy zerwać relację, nie doświadczając przy tym żadnego poczucia winy. Jego partnerka zostaje całkowicie zdezorientowana, zdruzgotana i nie potrafi zrozumieć, co się stało. Z kpt. Agnieszką Busk-Kaczmarek*, starszym psychologiem ośrodka diagnostycznego Aresztu Śledczego w Bydgoszczy, rozmawia Tomasz Skory
Spotykamy się, by porozmawiać o tym, jakie niebezpieczeństwa niesie ze sobą związek z psychopatą. Zacznijmy może więc od wyjaśnienia, kim właściwie jest taka osoba? W klasyfikacjach zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania nie istnieje taka jednostka chorobowa jak „psychopatia”, zatem to pojęcie jest bardziej potoczne niż oficjalne. Psychopatą nazywamy kogoś, kto ma pewien typ osobowości, posiada charakterystyczny dla niej zestaw cech. O pojęciu tym nie możemy mówić jednak w sposób zero-jedynkowy, czyli, że u jakiejś osoby jest albo nie występuje. Tak naprawdę każdy z nas ma w sobie coś z psychopaty - tylko u jednych te cechy występują w mniejszym, a u innych w większym natężeniu. A o jakich cechach mówimy? Przede wszystkim u psychopaty dominuje skrajnie, patologicznie nasilony egocentryzm. Egocentryzm jest normą rozwojową dla nas wszystkich, kiedy jesteśmy w wieku przedszkolnym, jednak psychopatom towarzyszy on przez całe życie. Takie osoby mają przekonanie, że wszystko kręci się wokół nich. Ale sam egocentryzm nie czyni chyba jeszcze psychopaty? Na to nakładają się kolejne cechy. Co najistotniejsze, psychopata nie odczuwa emocji tak jak przeciętni, normalni ludzie. Jest to osoba, która ma wyraźne braki w empatii. Przy czym badacze rozróżniają dwa rodzaje empatii: empatię chłodną, racjonalną, która dotyczy rozumienia, jak ktoś może się czuć w danej sytuacji, oraz empatię gorącą, emocjonalną, czyli współodczuwanie tego, co czuje druga osoba. Psychopaci nie są zdolni do tej empatii emocjonalnej, ale jeżeli chcą, to mogą nauczyć się rozpoznawać, jak ktoś reaguje w danych sytuacjach. I później udawać te emocje. Są niesamowitymi aktorami, potrafią manipulować ludźmi i „owijać sobie ich wokół palca”. Nie liczą się z ich potrzebami czy emocjami, dla nich inny człowiek jest tylko narzędziem do osiągania celów. Psychopaci w ogóle nic nie czują? Nie można mówić, że w ogóle nie odczuwają emocji, bo te emocje u nich są, ale bardzo wypłycone. Odczuwają je zdecydowanie słabiej. Żeby poczuć to, co my czujemy np. oglądając rybki w akwarium, psychopata musiałby stanąć na krawędzi mostu lub skoczyć na bungee. Nawet w najbardziej wymagających i najtrudniejszych sytuacjach nie doświadczają lęku. Fale mózgowe obserwowane u normalnych ludzi w stanie medytacji, senności czy też drzemki - tzw. fale teta - u psychopatów obserwuje się w stanach czuwania, a nawet silnego pobudzenia. Wiąże się z tym także ich zwiększona potrzeba stymulacji, poszukiwania wrażeń i de facto podejmowania ryzyka. Inną charakterystyczną dla nich cechą jest brak poczucia winy, wyrzutów sumienia i przerzucanie odpowiedzialności za swoje zachowanie na inne osoby. Dużo osób przejawia cechy psychopatyczne, ale nie każda z nich kończy w kryminale… Rzeczywiście, szacuje się, że tylko 7 procent psychopatów przebywa w więzieniach. Większość z nich jest na wolności. Co więcej, często są to osoby szanowane, pełniące ważne funkcje, jak prawnicy, lekarze, politycy, osoby z wyższej kadry zarządzającej, mundurowi. Cechy, które wykazują psychopaci, rzeczywiście predysponują do tego, żeby osiągnąć sukces
zawodowy. Takie osoby roztaczają wokół siebie charyzmatyczną aurę i wzbudzają podziw. Mądrze wykorzystując swoje cechy, mogliby daleko zajść. Niestety, w większości budują karierę „po trupach”, kosztem innych ludzi. Niepokojące jest to, że w naszym społeczeństwie takie funkcjonowanie leży w kręgu pożądanych. Obserwujemy coraz więcej osób przejawiających cechy narcystyczne i psychopatyczne. Serialowy Sherlock często nazywany jest psychopatą, na co zawsze odpowiada, że jest „wysoko funkcjonującym socjopatą”. Na czym polega różnica? Media bardzo kochają psychopatów. Fascynują nas bohaterowie takich seriali jak „Dexter” czy „Sherlock”. Ale w popkulturze często dochodzi do mieszania pojęć, bo zamiennie stosuje się pojęcie psychopaty, socjopaty, osoby z zaburzeniami osobowości typu dyssocjalnego, a nawet charakteropaty. Nie są to jednak pojęcia tożsame, choć łączy je to, że każde z nich zawiera w sobie pierwiastek nieliczenia się z normami społecznymi. Jednak socjopatą człowiek staje się w trakcie życia, czyli kształtuje go środowisko. Psychopatą natomiast, jak twierdzą psychiatrzy, człowiek się rodzi. Czyli przychodzi na świat z pewnym wyposażeniem genetycznym. I tutaj naukowcy, doszukując się winowajcy psychopatii, wskazują na tzw. gen wojownika czy też dodatkowy chromosom Y - który jest związany z wysokim poziomem agresji i nadpobudliwością. Psychopatę da się „wyleczyć”? Niestety, terapia psychopatów po prostu nie jest skuteczna. Nie da się nią zmienić naszych genów czy struktur w mózgu i przywrócić połączeń odpowiedzialnych za empatię emocjonalną. Poza tym psychopaci podczas terapii potrafią sprawnie wyprowadzić w pole terapeutę i przekonać do swojej trwałej zmiany na lepsze. Ich udział w terapii niesie ze sobą kolejne zagrożenia dla otoczenia, ponieważ w jej trakcie uzbrajają w psychologiczną i terapeutyczną wiedzę, którą potem wykorzystują, aby jeszcze lepiej manipulować ludźmi. A czy psychopaci mogą się zaprzyjaźnić albo zakochać? Niestety, z uwagi na deficyty emocjonalne i interpersonalne, psychopaci traktują ludzi wyłącznie instrumentalnie. Więc nie możemy mówić tu o miłości, ani nawet o przywiązaniu. Psychopata potrafi udawać te uczucia, a potem w ułamku sekundy zerwać relację, nie doświadczając przy tym żadnego poczucia winy czy też sentymentów. Jeżeli nie czują do nikogo przywiązania, to dlaczego niektórzy psychopaci żenią się lub wiążą z kimś na długie lata? Jest to dla nich wyłącznie sposób na osiągnięcie jakiegoś celu, zrealizowania ich potrzeb. A celem może być choćby stworzenie przykrywki dla swoich niecnych czynów. Znamy mnóstwo takich przypadków. Na potrzeby społeczne tworzony jest obraz obywatela prawidłowo funkcjonującego w roli męża, ojca, pracownika, a pod maską normalności kryje się sprawca gwałtów, morderstw, przemocy psychicznej czy też innych przestępstw. Do tworzenia tych związków psychopaci na celownik obierają sobie zwykle kobiety, które będą im posłuszne i uległe. Wybierają zatem te wrażliwe emocjonalnie, słabe, takie, którymi będzie im łatwiej manipulować. „Polują” jednak także na kobiety o wysokim statusie, aby móc czerpać z tych znajomości jak największe korzyści. miasta kobiet
listopad 2018
29
kontrowersje Kobieta jest w stanie zorientować się, że jej wybranek jest psychopatą? Przeciętny człowiek, jak usłyszy słowo „psychopata”, to sobie zwykle wyobraża szaleńca biegającego z nożem, szerokim uśmiechem i obłędem w oczach. Niestety, na nasze nieszczęście, psychopaci z wyglądu niczym się nie wyróżniają. Wyglądają przeciętnie, więc nigdy nie wiemy, czy nasz sąsiad, szef bądź kolega zza biurka nie jest psychopatą. Nierzadko przecież słyszymy historie, że mąż zabił całą rodzinę, a wszyscy sąsiedzi wokoło mówią o nim, że „przecież to był taki dobry człowiek”. Psychopata jest w stanie wszystkich zwieść i bardzo trudno rozpoznać, z kim mamy do czynienia. Tym bardziej trudno jest zidentyfikować psychopatę kobiecie na początku związku. Jak wygląda taki związek z psychopatą? Możemy podzielić go na kilka etapów. Na początku psychopata zawsze ocenia, czy dana kobieta jest warta tej relacji, czyli co może mu dać i czy będzie mu uległa. Jeżeli będzie ona dla niego łakomym kąskiem, to wtedy atakuje. I jak wygląda taki atak? Można zażartować, że jak rodem z harlequina. Mężczyzna jest czarujący, obsypuje kobietę kwiatami i prezentami, zasypuje komplementami, mówi kobiecie to, co ona chciałaby usłyszeć. Psychopata jest mistrzem manipulacji i tak potrafi okręcić ją wokół palca, że ona raz-dwa się zakochuje. Na tym pierwszym etapie związku wszystko jest idealne, mężczyzna wydaje się fantastyczny, a ona dzięki temu czuje się wartościowa i wyjątkowa.
dotyczące swojego zniknięcia, np. że miał wypadek, przez ten miesiąc czy dwa był w śpiączce, dlatego się z nią nie kontaktował. I ona mu w te kłamstwa wierzy. Jakie zagrożenia wiążą się z takim związkiem? Kobieta traci wszystkie posiadane przez siebie dobra, atrakcyjne dla psychopaty. Poza sytuacją finansową pogarsza się także jej stan emocjonalny, psychiczny i fizyczny. Co więcej, w wyniku poszczególnych faz rozwijania się tego związku, w pewnym momencie psychopata zaczyna izolować kobietę od jej najbliższego otoczenia, czyli rodziny i znajomych, po to żeby jeszcze bardziej owinąć ją sobie wokół palca. I jeżeli to otoczenie się od niej odwróciło, bo całą swoją uwagę skupiała na partnerze, to po takim związku zostaje zupełnie sama. Jej samoocena spada, doświadcza dezorientacji, stanów depresyjnych i bardzo trudno jej wrócić do równowagi. Często kobiety te podejmują próby samobójcze. Znajomi pierwsi mogliby zauważyć, że coś z tym jej partnerem jest nie tak… Owszem, bo nie są emocjonalnie zaangażowani, uwikłani w sieć kłamstw i manipulacji. Często tak się dzieje, że próbują odradzić jej ten związek. Ona jednak nie chce uwierzyć w to, co mówią. Według niej partner jest fantastyczny. Na dodatek nierzadko taka kobieta ze wszystkiego zwierza się swojemu mężczyźnie. On wtedy jeszcze bardziej utwierdza ją w przekonaniu, że inni próbują rozbić ich związek z zazdrości.
Kiedy kończy się ta sielanka? Po tej wstępnej fazie psychopata zaczyna pokazywać „fochy”, w sytuacjach, kiedy spotyka się z brakiem zainteresowania. Może to przyjmować formy pretensji, czasem grożenia wprost odejściem, ale znacznie częściej ta kara wygląda tak, że np. psychopata przestaje dzwonić do kobiety, bądź też nie przychodzi na umówione na spotkanie. Zachowaniem swoim chce wzbudzić w partnerce niepokój, poczucie winy i lęk przed byciem porzu-
To jak powinno się postępować, gdy podejrzewamy, że partner bliskiej nam osoby może być właśnie takim żerującym na niej manipulatorem? Sytuacja jest bardzo delikatna, bo sami ponosimy odpowiedzialność za swoje związki i nie możemy wchodzić z butami w czyjeś życie. Jednak jednocześnie na przyjaciołach leży też obowiązek, by zareagować, gdy widzimy, że ktoś bliski jest krzywdzony. Nie chodzi o dawanie rad, bo te mogą być źle odebrane. Bardziej sprawdzi się tu zakomunikowanie, co czujemy, gdy obserwujemy taką sytuację, np.: „Martwię się o ciebie, bo znowu płaczesz i obawiam się, że on cię krzywdzi”. Albo SZACUJE SIĘ, ŻE TYLKO 7 PROCENT PSYCHOPATÓW o zadawanie takich pytań, które skłonią do reflekPRZEBYWA W WIĘZIENIACH. WIĘKSZOŚĆ Z NICH sji, np.: „Czy myślisz, że mężczyzna, który naprawdę kocha, zachowuje się w ten sposób?”, „W jakim JEST NA WOLNOŚCI. CO WIĘCEJ, CZĘSTO SĄ TO stopniu związek ten zaspokaja Twoje potrzeby?”, OSOBY SZANOWANE, PEŁNIĄCE WAŻNE FUNKCJE. „Czy obydwoje sprawiedliwie inwestujecie w związek?”. Nawet jeśli na początku kobieta to zignoruje, z czasem może dać jej to do myślenia.
coną. Spotykając się z pretensjami kobiety odnośnie do tych zachowań, psychopata będzie jej wmawiał, że to nie on, ale ona sama zachowuje się nierozsądnie i demonizuje problem. Będzie racjonalizował swoje zachowania i tak zniekształcał rzeczywistość, że ta kobieta przestanie ufać własnemu osądowi i paradoksalnie zacznie przepraszać psychopatę za swoje zachowanie. Temu wszystkiemu towarzyszą krótkie romantyczne zrywy. Dochodzi do momentu, gdy całe jej życie skupia się tylko wokół tego mężczyzny i zaspokajania jego potrzeb. Wszystko z nim konsultuje i całkowicie się od niego uzależnia. Nie zapala jej się ostrzegawcza lampka, że adorator zmienia się w dyktatora? Powinna, ale psychopaci tak umiejętnie stosują mechanizmy nagród i kar, że kobieta nie jest w stanie spojrzeć z dystansu na to, co się dzieje. Kiedy psychopata maksymalnie wyeksploatuje już swoją ofiarę i „wydoi” z niej wszystko, co chciał, porzuca ją z dnia na dzień, nie doświadczając żadnego poczucia winy. Oczywiście może to zrobić także wcześniej, kiedy upoluje „grubszą rybę”. I tu dochodzimy do kolejnej fazy związku z psychopatą, jaką jest porzucenie. W fazie tej kobieta jest całkowicie zdezorientowana, zdruzgotana i - nie potrafiąc zrozumieć, co się stało - obwinia siebie za rozpad związku. Ale to nie koniec jej historii z psychopatą, ponieważ często się zdarza, że taki mężczyzna próbuje po jakimś czasie wrócić do porzuconej przez siebie kobiety, wymyślając absurdalne wymówki
30
miastakobiet.pl
Czy są jakieś sygnały, na które powinniśmy szczególnie zwracać uwagę? Jakbym miała wskazać jedną rzecz, to byłaby kwestia podnoszona przez wszystkie kobiety pokrzywdzone w związkach z psychopatami. Każda z nich, co do jednej, wspomina, że na początku relacji był to mężczyzna idealny - pod każdym względem. Psychopata tak umiejętnie rozpoznaje potrzeby kobiety i dopasowuje się do nich, że staje się ucieleśnieniem „księcia z bajki”. Jeżeli więc kobieta uważa, że facet, z którym się spotyka, jest doskonały, to już powinna zapalić się jej czerwona lampka. Puenta może się wydać zaskakująca - nie należy szukać ideałów. Bo ich nie ma! Jeżeli mamy wady - a wszyscy przecież je mamy - to nie szukajmy na partnera kogoś idealnego. Zacznijmy po prostu pracować nad swoimi, a przy doborze partnera pamiętajmy o tym, że wspólny rozwój osobisty i wspólna praca nad związkiem umacnia wzajemną więź. Droga do ideału trwa całe życie, to codzienny trud i nierzadko ciężka praca. Nie dajmy się zwieść komuś, kto chce nam wmówić, że ideałem jest już teraz.CP
*AGNIESZKA BUSK-KACZMAREK - starszy psycholog ośrodka diagnostycznego Aresztu Śledczego w Bydgoszczy.
008049986
kultura w sukience
TORUŃ, CIECHOCINEK, BYDGOSZCZ
ALICJA RĄCZKA, DYREKTORKA KINA HELIOS, POLECA:
listopad
październik - listopad
KOBIETA W ROLI GŁÓWNEJ II EDYCJA METAMORFOZY, MAGDA FOELLER STUDIO NOWE ODCINKI W KAŻDĄ NIEDZIELĘ O GODZ. 20.00
15
MARCELINA, ARTUS FESTIVAL Marcelina to wokalistka, autorka tekstów i kompozytorka, jest uważana za jedną z najbardziej uzdolnionych artystek młodego pokolenia. Jej koncerty to niesamowita dawka energii. Pod koniec września 2018 roku ukazał się najnowszy album studyjny Marceliny. Typowa dla wokalistki forma piosenki i melodyjność utworów została wzbogacona elektronicznymi brzmieniami charakterystycznymi dla producenta płyty Kuby Karasia (The Dumplings). Płytę zapowiada singiel „Tańcz”.
„Kobieta w roli głównej” to niezwykła akcja, której celem jest motywowanie i pokazywanie sposobów na pełniejsze, zdrowsze życie. Bohaterką tegorocznej edycji jest Magda Kalka, która dzięki pomocy specjalistek ma nadzieję odnaleźć w sobie siły i inspirację do zmian. Metamorfoza obejmuje treningi personalne, opiekę dietetyczną, zabiegi na ciało, twarz oraz włosy, zadbanie o uśmiech, dobór odpowiedniej bielizny sportowej i codziennej, a także detoks szafy i zakupy. Postępy bohaterki można śledzić na fanpage'u „Magda Foeller Studio”. Metamorfoza potrwa do końca grudnia i zakończy się konferencją poświęconą zmianom estetycznym i mentalnym, eksplozji kobiecości oraz zachęcającą do wejścia w nowy rok z dużą dozą motywacji.
ZDJĘCIE: NADESŁANE
listopad
listopada
DWÓR ARTUSA, TORUŃ 18 LISTOPADA, GODZ. 19.00
Co roku na jesień „Miasta Kobiet” we współpracy z „Nowościami” i „Expressem Bydgoskim” organizują wydarzenie poświęcone profilaktyce raka piersi oraz znaczeniu motywacji w walce z nowotworem. Tym razem hasłem wystawy była „Siła KobieTY”. Żeby ją jak najlepiej pokazać, przed obiektyw zaprosiliśmy dwanaście niesamowitych, odważnych kobiet, które walczyły z rakiem i go pokonały. Po drugiej stronie aparatu stanęła fotografka Anna Wegner. W efekcie powstały pełne energii i radości zdjęcia, doskonale oddające siłę bohaterek, ich niezłomność w obliczu przeciwności, optymizm oraz nadzieję. Wystawę będzie można zobaczyć w: Galerii 011 w Od Nowie (od 24 do 31 października), CH Plaza Toruń (od 1 do 8 listopada), Sanatorium Wrzos w Ciechocinku (od 9 do 15 listopada) oraz Salonie BMW w Bydgoszczy (od 16 do 18 listopada). Serdecznie zapraszamy!
18
listopada
KURS MALARSTWA DZIKICH KOBIET KOŁO GOSPODYŃ MIEJSKICH, BARKA LEMARA, BYDGOSZCZ 15 LISTOPADA, GODZ. 17.00 Podczas regularnych spotkań Koła Gospodyń Miejskich można zapoznać się z historią sztuki: ekspresjonizmem, kubizmem, surrealizmem, abstrakcjonizmem i różnymi technikami malarskimi, a także spróbować swoich sił w malarstwie na dużych formatach, na których można wyrazić siebie, swoje pragnienia i emocje. Celem jest odnalezienie wewnętrznej dzikości, hamowanej przez kulturę masową oraz role społeczne.
L I S TO PA D
Listopad w kinie zapowiada się naprawdę wyjątkowo. Na ekrany zawitają długo wyczekiwane premiery, kontynuacje filmowych hitów, seanse specjalne - na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! W tym miesiącu Kino Kobiet odbędzie się aż dwa razy. Na pierwszym spotkaniu (7 listopada) przedpremierowo zagramy „Planetę Singli 2”. W rolach głównych Maciej Stuhr i Agnieszka Więdłocha jako para, której losy połączyła randkowa aplikacja. Czy ich związek przetrwa próbę czasu? Czy przebojowy celebryta będzie chciał się ustatkować? Tego dowiemy się już wkrótce. Na pewno nie zabraknie humoru, wzruszeń i pozytywnej energii. Motywem przewodnim wieczoru będą bajkowe przebrania, ponieważ 5 listopada obchodzimy Dzień Postaci z Bajek. Drugie spotkanie odbędzie się 28 listopada - więcej informacji na naszej stronie internetowej w zakładce Kino Kobiet. Zapraszamy również na „Bohemian Rhapsody” (premiera 2 listopada), czyli niezwykłą historię zespołu Queen. Rami Malek wcieli się w legendę rocka - Freddy’ego Mercury’ego. Tego samego dnia na ekrany trafi animacja „Jeszcze dzień życia”, inspirowana książką Ryszarda Kapuścińskiego historia reportera, który szuka prawdy o wojnie. Akcja rozgrywa się w 1975 roku w szarpanej konfliktami zbrojnymi Angoli. 16 listopada zapraszamy na MiniMaraton Fantastycznych Zwierząt, podczas którego zagramy „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” oraz premierowo „Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda”. W najnowszej części miłośnicy Harry’ego Pottera znajdą wiele nawiązań do historii i postaci Dumbledore’a, najwybitniejszego dyrektora Hogwartu. Magiczne przygody, niesamowite stworzenia, czarodziejski świat, który pokochały miliony czytelników i widzów - jesteśmy przekonani, że taka dawka emocji jeszcze długo po powrocie do domu nie pozwoli Wam zasnąć. W listopadowym repertuarze znalazły się także propozycje dla najmłodszych kinomanów: „Dziadek do orzechów i cztery królestwa” (premiera 2 listopada), animacja „Klakson i spółka” (9 listopada) oraz „Grinch” (30 listopada). Dla fanów polskich filmów przygotowaliśmy pokazy w ramach projektu „Kultura Dostępna” - w każdy czwartek o godzinach 13 i 18 bilety na seans kosztują tylko 10 zł! W listopadzie zagramy: „Wieża. Jasny dzień” (1 listopada), „Młynarski. Piosenka finałowa” (8 listopada), „Twarz” (15 listopada), „Zimna wojna” (22 listopada) oraz „Dywizjon 303. Historia prawdziwa” (29 listopada). Wszystkich zapraszamy do kina Helios w Bydgoszczy, bilety kosztują tylko 14 zł, a repertuar jest bardzo kuszący. Do zobaczenia!
SIŁA KOBIETY - WĘDRUJĄCA WYSTAWA
KOLEJNA EDYCJA BiznesTrendy2018 PRZED NAMI! BYDGOSKIE CENTRUM TARGOWO-WYSTAWIENNICZE, 23 LISTOPADA, GODZ. 10.00-16.30
Chcesz rozwijać swój biznes? Poznać trendy marketingowe? Spotkać opiniotwórczych ekspertów? Weź udział w BiznesTrendy2018 - drugiej edycji największej konferencji biznesowej w Bydgoszczy. Gwarantujemy: przegląd najważniejszych trendów dla Twojego biznesu, wiedzę ekspertów i praktyków w pigułce, ciekawe tematy i porywające dyskusje.
W tym roku zapraszamy również do udziału w AfterBiznesTrendy, czyli spotkaniu „po godzinach”. Nie zabraknie czasu na swobodne rozmowy z prelegentami, wymianę opinii i doświadczeń oraz poszerzenie grona kontaktów biznesowych. Na AfterBiznesTrendy zapraszamy do Hotelu i Restauracji WODNIK, ul. Nakielska 86 w Bydgoszczy. W cenie biletów zapewniamy poczęstunek lunchowy w części konferencyjnej oraz poczęstunek bankietowy w części wieczornej.
W PROGRAMIE M.IN.:
• Jak wygrać w świecie cyfrowego biznesu? - Andrzej Jacaszek
ZAREJESTRUJ SIĘ JUŻ DZIŚ: www.biznestrendy2018.evenea.pl
• Usługi kognitywne jako flagowy przykład Sztucznej Inteligencji - Jarosław Zarychta • Video, które sprzedaje - Grzegorz Zajączkowski
Jesteś zainteresowana udziałem? Skontaktuj się z nami - z unikatowym kodem promocyjnym od Agencji Marketingowej TANDEM otrzymasz zniżkę od regularnej ceny biletów!
• Zarządzanie wizerunkiem własnym i organizacji - Maciej Orłoś • Jakie brytyjskie rozwiązania sprawdzą się na polskim rynku? Program Pracowniczych Planów Kapitałowych - Hubert Szczepanik
SZCZEGÓŁY NA STRONIE www.biznestrendy2018.pl R
E
K
L
A
M
A
008426330
NZOZ Remedis - Ośrodek Psychoterapii i Rozwoju Osobistego
87-100 Toruń, ul. Piastowska 1 tel. 668 476 791 e-mail: pro@remedis.pl www.remedis.pl Działamy na rynku usług medycznych od 2006 roku. Oferujemy następujące formy pomocy i leczenia: W ramach kontraktu z NFZ: A Poradnia Psychologiczna: terapia grupowa i indywidualna A Oddział Dzienny Leczenia Zaburzeń Nerwicowych, Behawioralnych i Zaburzeń Osobowości W zakresie usług prywatnych: A psychoterapia indywidualna A terapia rodzinna A terapia par A poradnictwo dla dzieci i młodzieży A terapia uzależnień A terapia seksuologiczna A psychiatria dzieci i młodzieży A psychiatria dorosłych A diagnoza psychologiczna
W miłej i kameralnej atmosferze dołożymy wszelkich starań, by dobrać biustonosz w odpowiednim rozmiarze, właściwej konstrukcji i na każdą okazję dla każdej z Pań. Zapraszamy serdecznie.
Galeria Miedzyń – Pasaż Handlowy ul. Nakielska 86, 85-358 Bydgoszcz 880 299 901 602 791 183 2 brasklepik@wp.pl 008422913
008581060
R
E
K
L
A
M
A
Studio Fit
Profesjonalne szkolenia z zakresu stylizacji rzęs
✆ 536-096-439
Szkolenia odbywają się z ramienia marki z jedynym instruktorem w województwie kujawsko-pomorskim.
Oferujemy szkolenia: A Stylizacja rzęs metodą 1:1 A Stylizacja rzęs metodami objętościowymi A Lifting i laminacja rzęs
A A A A A
ul. Gdańska 36, Bydgoszcz tel. 663 814 569 www.noblelashes.pl f @StudioUrodyBydgoszcz @judyta_kukawka_noblelashes
trener do spraw odżywiania i suplementacji zdrowe i pełnowartościowe odżywianie odchudzanie bez uczucia głodu i efektu jo-jo profesjonalne i kompleksowe wsparcie treningowe zwiększenie ilości energii
*Powołanie się na tę reklamę
uprawnia do bezpłatnej analizy składu ciała.
* Dla czytelniczek -10% na każde szkolenie przy okazaniu gazety.
008684488
008689528
R
E
K
L
A
M
SALON FRYZJERSKI
Małgorzata Adamczewska
SALON KOSMETYCZNY ul. Białogardzka 21 Bydgoszcz
Gajownik & Lustig
\ 501 620 967
[ 535 881 042 [ 664 139 413 ul. Stroma 33, Bydgoszcz
Manicure hybrydowy
Stylizacja włosów Przedłużanie Wizaż R
E
A
Pazugo
tylko 45 zł! 008684381
K
008684436
L
A
M
A
Aloesowe Centrum Zdrowia i Urody
to miejsce, gdzie w sposób holistyczny zatroszczymy się o Twoje zdrowie, urodę. W swojej ofercie posiadamy niezwykle skuteczne programy, które pomogą Ci osiągnąć oczekiwane efekty. Znajdziesz także nasze autorskie warsztaty i konsultacje kosmetyczno-dietetyczne, usługi z zakresu Lifestyle Medicine oraz autorskie zabiegi na bazie aloesu, który jest bazową rośliną naszego centrum. Jest to linia „Aloe You Vera Much”.
Zapraszamy do zapoznania się z naszą ofertą. ✆ 692 533 388 facebook: @aloesowecentrum.bydgoszcz
Zapraszamy!
BYDGOSZCZ, ul. Cieszkowskiego 5/4 0 biuro@artmedpolska.pl
/ 52 345 55 55 008684150
Więcej informacji na www.porzych.pl 008689492
Medycyna estetyczna na jesień i zimę
dr n. med. Sylwia Oczachowska-Szafkowska
Jest ekspertem medycyny estetycznej z wieloletnim doświadczeniem, pracownikiem naukowym, nauczycielem akademickim, autorem wielu publikacji naukowych i wystąpień na sympozjach oraz kongresach w kraju i za granicą. Jest współwłaścicielem Kliniki Medycyny Estetycznej Dr Szafkowscy przy ulicy Kujawskiej 48/U5 w Bydgoszcz. Jakie zabiegi laserowe są dostępne w Pani Klinice? Klinika Medycyny Estetycznej Dr Szafkowscy dysponuje najnowocześniejszą platformą laserową Fotona Dynamis SP. Jest to urządzenie, które stanowi połączenie dwóch rodzajów laserów: Er:YAG i Nd:YAG. Taka konfiguracja pozwala na stworzenie jednej z najbardziej wszechstronnych platform laserowych na świecie. Naszym laserem możemy przeprowadzić bardzo wiele procedur od fotoodmładzania skóry począwszy na leczeniu chrapania skończywszy. Jaki zabieg laserowy Pani doktor szczególnie poleci? Zabiegiem, który mogę szczególnie polecić jest Fotona 4D. W trakcie jednej sesji wykonujemy aż 4 różne procedury laserowe. Zaczynamy od Endoliftingu - terapii, którą prowadzimy wewnątrz jamy ustnej powodując poprawę napięcia i elastyczności policzków, wygładzenie bruzd nosowo-wargowych, zmarszczek wokół ust i linii marionetki. Następnie wykonujemy FRAC3, kiedy za pomocą metody frakcjonowania 3D tworzymy głęboko w skórze punkty termiczne silnie stymulujące produkcję nowych włókien kolagenowych. Kolejny etap to procedura Piano - głęboki termolifting, mający na celu zwiększenie napięcia skóry twarzy na całej grubości. A na koniec Superfacial, czyli, zimna ablacja laserem poprawiająca teksturę i gładkość naskórka. Fotona 4D to kompleksowa nieinwazyjna terapia, która w krótkim czasie pozwala na poprawę jędrności skóry, spłycenie zmarszczek czy wypełnienie bruzd nosowo-wargowych. Spektakularne efekty widoczne są nawet po jednym zabiegu. Nic dziwnego, że korzysta z niej wiele gwiazd w Polsce i na całym świecie. Obecnie ta nowoczesna terapia dostępna jest również dla pacjentów w naszym regionie. Zapraszam do Kliniki Medycyny Estetycznej Dr Szafkowscy przy ulicy Kujawskiej 48/U5.
008635238
Pani doktor za oknami jesień. Czy to dobry czas na zabiegi medycyny estetycznej? Okres jesienno-zimowy wyjątkowo sprzyja zabiegom z zakresu medycyny estetycznej. Skóra jest zmęczona po letnim intensywnym działaniu światła słonecznego. Ultrafiolet zawarty w świetle słonecznym oprócz opalenizny powoduje też szereg zmian przyspieszających procesy starzenia skóry, czyli tak zwany photoaging. Po długotrwałym opalaniu często obserwujemy przebarwienia, wysuszanie skóry, pogłębienie zmarszczek. W walce z tymi problemami doskonale radzi sobie medycyna estetyczna i antyaging. Jakie zabiegi medycyny estetycznej są szczególnie polecane o tej porze roku? Jesień i zima, to czas, kiedy w pełnym zakresie możemy wykorzystać możliwości nowoczesnych laserów medycznych. Urządzenia laserowe nowej generacji otwierają przed nami ogromne możliwości działania. Jednak skóra po intensywnych procedurach laserowych jest bardzo wrażliwa. Wystawienie jej na intensywne światło słoneczne może spowodować trudne w leczeniu przebarwienia. Dlatego okres jesienno-zimowy, kiedy światła słonecznego jest najmniej, to najlepszy czas na poddanie się takim zabiegom. Od lat wiele słyszymy o zabiegach laserowych. Co możemy dzięki nim uzyskać? Nowoczesna terapia laserowa daje szeroki wachlarz możliwości terapeutycznych. Możemy uzyskać odmłodzenie i resurfacing skóry twarzy, usuwać przebarwienia, zmiany naczyniowe, rumienie, likwidować blizny, rozstępy, nadmierne owłosienie, wygładzać zmarszczki czy redukować nadmiar tkanki tłuszczowej. Czy zabiegi laserowe są bezpieczne? Światło laserowe działa na naszą skórę bardzo intensywnie. Terapia może przynieść doskonałe rezultaty. Ale, aby je osiągnąć należy spełnić dwa podstawowe warunki. Po pierwsze zabieg musi być wykonany przy użyciu wysokiej jakości nowoczesnego sprzętu. A po drugie zabieg musi być wykonany przez doświadczonego lekarza, który potrafi precyzyjnie dobrać zarówno rodzaj procedury, jak i szczegółowe parametry zabiegu. Skóra pacjenta różni się grubością, poziomem nawilżenia czy fototypem. Jeśli nie weźmie się tego pod uwagę, to efekty nie będą zadowalające, a nawet można spowodować trwałe uszkodzenie skóry.
008586545