wrzesień 2018
MAŁGORZATA KACZOREK ŻYĆ NAPRAWDĘ str. 6-8
BRZMI JAK BANAŁ?
WYDAWCA: Polska Press sp. z o.o. Oddział w Bydgoszczy ul. Zamoyskiego 2 85-063 Bydgoszcz Prezes Oddziału: Marek Ciesielski Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor Biura Reklamy: Agnieszka Perlińska Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch, tel. 52 326 31 65 lucyna.tataruch@polskapress.pl Teksty:
Co to znaczy „żyć naprawdę”? Na przykład: czerpać z codzienności całymi garściami. Odczuwać wszystko bardziej, intensywniej. Nie tracić czasu na błahe sprawy. Tak żyją bohaterowie tekstów z wrześniowych „Miast Kobiet”. Małgorzata Kaczorek z naszej okładki na co dzień pomaga seniorom (str. 6-8). Dba, by byli samodzielni i mieli dostęp do sprawdzonych informacji, rozrywki, opieki medycznej. To właśnie seniorzy nauczyli ją doceniać chwile, dryfować zamiast ścigać się z czasem, śmiać się i patrzeć na wszystko z większym optymizmem. Bez pretensji do losu i szukania dziury w całym. Podobnie do życia podchodzą przewodnicy z Niewidzialnego Domu (str. 20-21) - niewidomi, pomagający innym poznać swój świat. Jest to możliwe w miejscu, w którym oczy przestają mieć znaczenie. W ciemności liczą się inne zmysły, mogące działać ze zwiększoną mocą. Wizyta w Niewidzialnym Domu to niesamowite wrażenia? Raczej prawdziwa szkoła wrażliwości. Niekiedy kończąca się łzami. Zdarza mi się mówić: nie pociesza mnie to, że ktoś ma gorzej. Nie przeskoczę przecież swoich problemów tylko dlatego, że mogłyby być większe. A jednak gdy czytam wypowiedzi naszych bohaterów, jest mi głupio. Refleksja zostaje ze mną na dłużej. Być może uda nam się w tym numerze zwrócić Waszą uwagę na ludzi, od których możemy się wiele nauczyć. Mimo barier i trudności, jakich zbyt często doświadczają, nie załamują się. Powtarzają za to: Po co się martwić? Życie jest jedno. Nie ma czasu na troski. Założę się, że słyszeliście to nieraz. W tych okolicznościach nie będzie to jednak brzmiało jak banał. Przekonajcie się sami, czytając ten numer.
LUCYNA TATARUCH redaktorka prowadząca „MIAST KOBIET”
Lena Szuster lena.szuster@polskapress.pl Mariusz Sepioło mariusz.sepiolo@polskapress.pl Tomasz Skory tomasz.skory@polskapress.pl Jan Oleksy jan.oleksy@polskapress.pl Lucyna Tataruch lucyna.tataruch@polskapress.pl Paulina Błaszkiewicz paulina.blaszkiewicz@polskapress.pl Projekt: Ilona Koszańska-Ignasiak Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak Dagmara Potocka-Sakwińska Zdjęcie na okładce: Zuzanna Lewandowska Sprzedaż: Przemysław Wacławski, tel. 697 770 284 przemyslaw.waclawski@polskapress.pl Tomasz Maliszewski, tel. 609 050 446 tomasz.maliszewski@polskapress.pl
CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 piotr.krol@polskapress.pl
ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.PolskaPressGrupa
„Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca. Przez cały miesiąc są dostępne w punktach partnerskich w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl
2
miastakobiet.pl
Zapraszamy do C.H. FOCUS na Stylowe Soboty ze stylistką Agnieszką Cesarz u l . J a g i e l l o ń s k a 3 9 - 47
Umów się na bezpłatne dwugodzinne spotkanie na www.focusbydgoszcz.pl/stylistka
miejska dziewczyna
1.
Biała koszula to modowy must have - wyraz siły i kobiecości. Z szafy mężczyzn zapożyczyłyśmy ją pod koniec XIX wieku. Współcześnie funkcjonuje w bardzo wielu odsłonach i przy najróżniejszych okazjach. Nasza pierwsza propozycja wykorzystuje połączenie bieli i czerni. Przedłużona koszula bez rękawów przewiązana miękkim paskiem idealnie współgra z dzwonami i ponadczasowymi perłami. Po tego typu zestawienie barw sięgają takie domy mody, jak: Chanel, Dior i Givenchy. Druga stylizacja to elegancja na luzie. Koszula służy za bazę, a towarzyszą jej marynarka w wielokolorowe pasy i minispódniczka w kształcie litery A. Taki fason szczególnie pasuje paniom o figurze gruszki. Białe sneakersy na hiperpodeszwie to idealne rozwiązanie, jeśli czeka nas dzień pełen biegania po mieście.
SIMPLE koszula 449,90 zł SIMPLE pasek 249,90 zł H&M spodnie dzwony 79,90 zł RYŁKO buty 339 zł PATRIZIA ARYTON naszyjnik 169 zł PATRIZIA ARYTON bransoletka 79 zł GINO ROSSI okulary 69,90 zł PATRIZIA ARYTON torebka 429 zł GROVANA-TIME TREND zegarek 865 zł TATUUM koszula 99,90 zł H&M marynarka 149,90 zł RESERVED spódniczka 99,90 zł
de luxe
TRUSSARDI ROYAL COLLECTION torebka 579 zł AIR MAX 97 NIKE buty sportowe 759 zł SEIKO TIME TREND zegarek 749 zł
MAKE-UP
FRYZURA
STYLIZACJE: AGNIESZKA CESARZ ZDJĘCIA: NATALIA KULIGOWSKA PHOTOGRAPHY
008545797
Biała koszula
2.
Czas na
WZORY
Wzory w stylizacji to sprawa bardzo indywidualna, uzależniona od szeregu czynników - nie tylko sylwetki, ale i osobowości czy sposobu, w jaki się poruszamy.
Rozmowa z Angeliną Felchner, stylistką i doradcą ds. wizerunku z Centrum Handlowego Zielone Arkady w Bydgoszczy
Łączenie wzorów, czyli… Przynajmniej dwa wzory w jednej stylizacji. Nazywamy to print blockingiem. Łączyć możemy na przykład te same wzory, ale w innym kolorze - lub w drugą stronę, kontrastowe wzory, które uzupełnia podobna gama kolorystyczna. Ważny jest też rozmiar printu. Na pewno ciekawie wyglądają połączenia wzorów geometrycznych - to zawsze daje mocny, wyrazisty efekt. Ale - czy nie za mocny? Czy takie stylizacje nie balansują na granicy kiczu? Łączenie wzorów jest ciekawe, ale też… odrobinę ryzykowne! Od jakiegoś czasu panuje moda na eklektyzm. Media i znani projektanci mówią nam, że możemy robić wszystko, dowolnie łączyć wzory, kolory, fasony, dodatki, co często daje efekt braku spójności. Dlatego musimy pamiętać, by w stylizacjach zachować wrażliwość, dobry smak i estetykę. Można łączyć ze sobą bardzo różne rzeczy, ale trzeba dbać o spójność, mieć pomysł na stylizację. Efekt końcowy powinien być harmonijny. To bardzo ważne, bo przy eklektyzmie łatwo popełnić modowy błąd. Co więc zrobić, by nie przekroczyć granicy dobrego smaku? Wzory w stylizacjach to sprawa bardzo indywidualna, uzależniona od szeregu czynników - nie tylko sylwetki, ale i osobowości, ruchu, gestów. Nie możemy więc powiedzieć: jeżeli chcesz łączyć wzory, rób to w taki konkretnie sposób. Na przykład do osób o drobnej sylwetce będą pasować duże wzory. Nie jest to jednak twarda reguła. Równie ważne jest,
żeby stylizacja po prostu dobrze się nosiła. Warto się inspirować i podpatrywać, w jaki sposób robią to domy mody. Jest kilku projektantów, którzy bawią się wzorami - Gucci, Dolce & Gabbana, Zara - co sezon w ich kolekcjach możemy zobaczyć szalone połączenia, ale zawsze przy zachowaniu spójności. Przyglądajmy się też osobistościom znanym z dobrego smaku. Przykładowo Monika Olejnik ubiera się bardzo odważnie, jej stylizacje są niecodzienne, często wykorzystuje wzory i dużą biżuterię. Czy wzory pasują wszystkim i w każdym wieku? Osoby dojrzałe świetnie wyglądają w mocnych, geometrycznych wzorach - takie stylizacje dodają im energii, dynamiki, są ciekawe. Weźmy na przykład Iris Apfel, która słynie z tego, że zawsze ma na sobie tony biżuterii, wzorów, jest kolorowym ptakiem. I wygląda świetnie! Ale oczywiście nie każdemu będzie pasować podobny styl. Są kobiety, które tego nie lubią - nic na siłę, w modzie nie można się zmuszać. Są też osoby, które kochają kolory, wzory, bogate dodatki, znajdują w nich energię. Jakie dodatki będą pasowały do takich stylizacji? Tutaj znów wszystko zależy od nas i naszego wyczucia stylu. Dodatki mogą być delikatne lub wręcz przeciwnie! Anna Wintour często zestawia wzorzyste kreacje z bardzo wyrazistą biżuterią, na przykład bogatą kolią. Takie stylizacje pasują do jej chłopięcej sylwetki - i osobowości.
Co poradziłabyś czytelniczkom, które chcą łączyć wzory, ale nie wiedzą, od czego zacząć? Nie musimy od razu łączyć ze sobą kilku wzorów - dobrze będzie prezentować się sukienka z jednym printem, do której dobierzemy szeroki pasek, podkreślający talię, przełamujący wzór i dodający stylizacji charakteru. Ciekawe wyglądają długie sukienki połączone z butami na koturnie - to wyróżniający element. Pamiętajmy również, że przy wzorach ważny jest dekolt - głębszy w naturalny sposób oddzieli wzór od twarzy, dzięki czemu stylizacja nas nie przytłoczy. W ogóle wzorzyste ubrania warto przymierzać w makijażu. Jeżeli chcemy wprowadzić wzory do pracy, świetnym pomysłem będą marynarki z grubych żakardowych tkanin, które możemy założyć do koszuli lub T-shirtu. Często mówi się, że w modzie wszystko już było. Czy podobnie jest z eklektyzmem i łączeniem wzorów? Oczywiście! W historii polskiej mody mamy ciekawy przykład łączenia wzorów i zabawy kolorami - mówię o tzw. bikiniarzach (subkultura młodzieżowa funkcjonująca w Polsce do końca lat 50. XX w. - przyp. red.). Stawiali na jaskrawe kolory, wzory, ciekawe materiały - przez strój wyrażali swoje poglądy, sprzeciw wobec władzy. Ich stylizacje przełamywały klasyczne zasady elegancji. Inspirację dla bikiniarzy stanowił pisarz Leopold Tyrmand. Często mówi się o jego skarpetkach. Rzeczywiście nosił skarpety w kratę - dobrej angielskiej marki - i często łączył je z marynarkami tweedowymi. Takie marynarki bardzo lubi również książę Karol.
ZAKUPY ZE STYLISTKĄ Szukasz modnych inspiracji? A może chcesz odmienić swój wizerunek? Skorzystaj z bezpłatnych usług NASZEJ profesjonalistki! Wybierz się na dwugodzinne zakupy w towarzystwie stylistki i odkryj swój styl! To również idealny pomysł na prezent dla bliskiej Ci osoby!
Usługa dostępna w każdy piątek w godz. 9.00-21.00. Szczegóły na
www.zielonearkady.com.pl
Rezerwacja terminów pod nr. tel. 52 370 36 00 lub osobiście w punkcie informacji na poziomie 0. PROMOCJA 018499120
L I S TA S K L E P Ó W D O S T Ę P N A N A :
www.zielonearkady.com.pl
1.
luźna bluza z kapturem UNITED COLORS OF BENETTON 119,90 zł torebka DESIGUAL 319,90 zł aksamitka i zawieszka SUPER POWER TOUS 119 zł i 239 zł lakierowane botki BADURA 399,99 zł plisowana spódnica DESIGUAL 399,99 zł
Za udostępnienie wnętrz dziękujemy sklepowi Desigual
2.
kurtka DESIGUAL 759,90 zł elastyczne jeansy DESIGUAL 319,90 zł botki BADURA 389,99 zł torebka TOUS 759 zł pierścionki ORSKA (różne kolekcje)
modelka: Martyna Grzębska zdjęcia: Natalia Kuligowska / 052b agencja kreatywna
Inglot: Kornelia Piechulska fryzura: Studio Stoppel stylizacja: Angelina Felchner
jej portret
ŻYĆ NAPRAWDĘ
Małgorzata Kaczorek z rodzicami - Henrykiem i Bożeną
Seniorzy są cudownie bezpretensjonalni. Nie knują, nie manipulują, nie tracą czasu na jakieś dwuznaczności. Po prostu chcą cieszyć się życiem, takim, jakie ono jest. Imponuje mi to podejście. Z Małgorzatą Kaczorek*, prezesem firmy All4Care, fundacji Tak dla zdrowia®, właścicielką portalu www.senior24h.pl i kawiarni „Irenka”, rozmawia Lucyna Tataruch
6
miastakobiet.pl
jej portret Ile ma Pani lat? 38. Pytam wprost, bo na co dzień zajmuje się Pani działalnością na rzecz aktywizacji seniorów… …a sama seniorem nie jestem (śmiech). Tak, to może wydawać się dziwne. Przy czym od razu zaznaczę, że dla mnie senior to osoba starsza doświadczeniem - trochę tak, jak rozumie się to słowo w języku angielskim. Nie skupiam się na tym definicyjnym „60+”. Myślę, że powinniśmy już zacząć patrzeć na tę grupę nieco inaczej, odpowiedzialniej.
ZDJĘCIE
JACEK KUTYBA
Czyli jak? Nie jak na staruszków, którzy niczego od życia nie oczekują. Współczesny senior przede wszystkim ma więcej wolnego czasu i w końcu może skupić się na sobie. Doskonale wie, co jest bardziej, a co mniej ważne. Wystarczy spojrzeć na kobiety po sześćdziesiątce. Czasem nawet trudno odgadnąć, że faktycznie mają tyle lat. Rozkwitają, są zadbane i piękniejsze niż około czterdziestki, gdy musiały łączyć obowiązki zawodowe z rodzinnymi. Teraz odpoczywają, uczą się, chodzą na fitness, czytają książki. W oczach mają zupełnie inną energię. Seniorzy chcą korzystać z życia, rozwijać się. Przychodzi jednak też taki czas, kiedy faktycznie potrzebują naszej pomocy, opieki. Powinniśmy świadomie się z tego obowiązku wywiązać. Zastanawia mnie Pani motywacja. Obawia się Pani o swoją starość? Nie. Powiem więcej - zważywszy na tempo życia, choroby, wypadki i inne niespodziewane sytuacje, bardzo bym chciała, żeby ta starość nastąpiła. Wszystko wokół nas jest bardzo nieprzewidywalne. Niedawno odeszła Kora, wcześniej w młodym wieku Ania Przybylska - to są zawsze zaskakujące sytuacje… Chciałabym żyć długo, ale wiem już, że nie mam na to wpływu. Staram się cieszyć każdą chwilą, bliskimi, zarządzać swoimi zasobami i planować ścieżkę zawodową tak, żeby później nie mieć problemów na emeryturze. Jednak pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Najważniejsza jest świadomość, że to przyszłość nas wszystkich. Nie można się bać. I trzeba pamiętać o perspektywie starszych osób. To moja największa motywacja. Co dokładnie ma Pani na myśli? Wszystko, co jest tu i teraz, czyli życie moich rodziców, ich przyjaciół, bliskich mi osób w starszym wieku. Chcę, żeby byli samodzielni, szczęśliwi, otwarci na świat. I mieli dostęp do tego, co jest im potrzebne - sprawdzonych informacji, rozrywki, opieki medycznej i możliwości, jakie daje Internet, w tym np. znalezienia igły w stogu siana (śmiech). Społeczeństwo się starzeje, więc siłą rzeczy świat staje się coraz bardziej przyjazny dla seniorów. Musimy jednak pamiętać, że to się nie dzieje samo, a nam - młodszym ludziom - niekiedy brakuje jeszcze tej świadomości i chęci wzięcia na siebie tej społecznej odpowiedzialności za inne pokolenia. Skupiamy się na sobie, zapominając przede wszystkim, że wcześniej ktoś poświęcił dla nas pół swojego życia. Mogę powiedzieć to wprost: bardzo wielu seniorów cierpi z powodu samotności, bo jest odrzucanych przez rodzinę. Nikt się nimi nie interesuje - czasem może tylko ksiądz albo zaprzyjaźniony lekarz. A przecież nie tak miało być. Ci ludzie wychowali dzieci, z których są dumni, a jednocześnie nie dostali nic w zamian. Na dodatek, ukrywają te emocje, nie chcą nikomu o tym powiedzieć. Wstydzą się? Tak. Nie zwierzają się z samotności. Sąsiadom o swoich dzieciach opowiadają same wspaniałe rzeczy i zamykają się w domu, żeby
nikt nie zauważył, jaka jest prawda. To musi się zmienić. Oczywiście nie chodzi mi o to, żeby teraz każdy brał rodziców pod swój dach na siłę. Patrzę na to realnie: wystarczy codzienny kontakt, rozmowa, telefon, czasem towarzystwo, także wnuków, które też powinny dbać o dziadków. I - co bardzo ważne - pomoc w uczeniu się nowych rzeczy, wskazywanie możliwości. Jeśli chodzi o możliwości, wspomniała Pani o Internecie. Każdy wie, że jest to okno na świat, tym bardziej dla seniorów. Jeśli starsza osoba nauczy się funkcjonowania w sieci, wyszukiwania informacji itp., to od razu staje się bardziej samodzielna. Dlatego nasza działalność - w fundacji Tak dla zdrowia®, firmach All4Care i Kiwi Art - w dużej mierze opiera się na tej sferze. Prowadzimy portal www.senior24h.pl, na którym zamieszczamy przydatne informacje i porady, organizujemy sprzedaż produktów z dostawą do domu, udostępniamy seniorom przestrzeń do wypowiadania się. Wystartowaliśmy również w anglojęzycznej wersji www.senior24h.com, gdyż zależy nam na popularyzacji polskich terenów i firm wśród osób, które wyjechały za granicę i seniorów spoza Polski. Współpracujemy przy tym z przedsiębiorstwami, które poświęcają się polityce senioralnej i mają coś wartościowego do zaoferowania naszym czytelnikom. Organizuje też Pani szkolenia dla seniorów z poruszania się po sieci, zakładania konta w banku, obsługi Skype’a i innych aplikacji. Tak, to dla nas bardzo ważny aspekt. Kampanię nazwaliśmy „Razem dla seniora” i włączyliśmy do niej specjalistów wielu dziedzin. Dzięki naszym partnerom, np. firmie Amplifon czy Medisystem, takie szkolenia kosztują symboliczną cegiełkę - 2 albo 5 złotych. Muszę przyznać, że są całkiem popularne, a pomaga nam m.in. marketing szeptany. Gdy jedna pani już się do nas przekona, namawia do udziału swoje sąsiadki i koleżanki. Czasami informacja idzie od wnuków, którzy mogą zostać wolontariuszami i razem z nami szkolić starszych. Współpracujemy z uniwersytetami trzeciego wieku, kościołami, opiekunami, psychologami i lekarzami. Środowisko medyczne jest bardzo otwarte na takie inicjatywy, ponieważ seniorzy oswajają się przy okazji z nowoczesnymi narzędziami: telemedycyną, kontaktem z lekarzem przez Skype’a. Korzyści jest mnóstwo. Znam starsze panie, które dzięki aktywności w Internecie znalazły koleżanki do wspólnych wyjazdów zagranicznych. Inni umawiają się online na pielgrzymki. Udzielają się na grupach tematycznych „senior gotuje”, „senior na rowerze”, „senior w ogrodzie”. A senior na Facebooku? Mamy nawet taką akcję, którą roboczo nazywamy „załóż babci Facebooka” (śmiech). Zachęcamy do tego, żeby angażować dzieci w tę relację. Jeśli nasz syn czy córka przesiaduje przy komputerze, to niech poświęci odrobinę czasu na pokazanie babci, jak to działa. Niekiedy jest to strzał w dziesiątkę, bo właśnie to młodsze pokolenie potrafi dotrzeć do seniora, ma też więcej czasu niż np. zabiegana i zapracowana córka. Nie trzeba przy tym pokazywać dziadkom całego swojego internetowego życia i wzajemnie się krępować. Facebook daje obecnie szerokie możliwości ustawień prywatności. Aktywność w mediach społecznościowych pozwala też na bieżący kontakt z seniorem. Dzięki temu widzimy, że wszystko jest w porządku - że dziadek wstał i jest dostępny. Trudno jest przekonać seniorów do Internetu? Zdarza się, że na początku podchodzą do tego sceptycznie. Przeraża ich widok młodych ludzi, którzy nie potrafią się oderwać od komputera czy smartfona. Lecz gdy starsze osoby poznają już tajniki Internetu, doskonale odnajdują się w świecie online i potrafią zachować zdrowe proporcje między swoją aktywnością w sieci, a realem. Mało tego - producenci telefonów założyli błędnie że dla tej grupy idealne będą jedynie toporne aparaty miasta kobiet
wrzesień 2018
7
jej portret
Stereotypowo uważa się raczej, że to ludzie zamknięci na nowe rzeczy. Zamknięci i jeszcze na dodatek siedzący tylko w kościele - to bzdura. Seniorzy chcą dowiadywać się nowych rzeczy, są ciekawi świata. Mają ugruntowane poglądy i faktycznie w większości są osobami wierzącymi, ale to nieprawda, że nie potrafią wziąć pod uwagę innego punktu widzenia. Oczywiście skrajne postawy się zdarzają, ale tak jest w każdej grupie społecznej. Walczę z takimi uproszczeniami i uogólnieniami. Podam pani konkretny przykład: stereotyp seniora rolnika. Wielu ludziom od razu przyjdą do głowy pejoratywne określenia, jak np. „zacofany”. A prawda jest taka, że starsze osoby ze wsi, mieszkające przy gospodarstwach rolnych, potrafią być dużo bardziej otwarte na nowinki technologiczne niż seniorzy z miast. Ich sytuacja wręcz to wymusza. Bo jak inaczej dowiedzieć się o nowych trendach? Jak sprawdzić, co to za robale pojawiły się nagle na różach? (śmiech) Sami dla siebie uczą się krok po kroku funkcjonowania w sieci. Jest to również najtańsza forma edukacji - co jest istotnym aspektem dla ludzi w każdym wieku. Co według Pani jest największym problemem dla seniorów w tej sferze? Jednym z większych jest na pewno nasz brak cierpliwości. Dla młodszych osób pewne rzeczy wydają się oczywiste, proste, a dla starszych to nauka od podstaw. Na ogarnięcie nowych technologii potrzebują więcej czasu. I zdarza się, że trzeba im coś powtórzyć głośniej, wytłumaczyć wolniej. To wywołuje irytację. Na dodatek seniorzy boją się pytać. Obawiają się, że znowu np. czegoś nie dosłyszą i ktoś się zdenerwuje. Wolą odpuścić. Szkoda, bo gdy taka osoba już się czegoś nauczy, to jest ogromnie wdzięczna za pomoc i nie potrzebuje kolejnych tłumaczeń. Zapamiętuje, co się do niej mówi. Dlatego też - wbrew kolejnemu stereotypowi - seniorzy są bardzo dobrymi pracownikami. Rynek pracy to dostrzega? Coraz bardziej i sprzyja temu obecny brak rąk do pracy. Przedsiębiorstwa potrzebują ludzi na stałe - np. do recepcji czy sekretariatu; osób, do których klienci będą mogli się przywiązać. Seniorzy doskonale sprawdzają się na takich stanowiskach. Są sumienni, nie chorują, choć mogłoby się wydawać inaczej. Nie zadzwonią
do pani rano, że dziś nie przyjdą do pracy. Radzą sobie z papierami, z wypełnianiem tabelek, z monotonnymi czynnościami. Nie mają z tym problemu, bo wiedzą, że ktoś to musi zrobić. Trzymają się zakresu obowiązków, pilnują przerw, nie chodzą na papierosa co 15 minut. Dla wielu firm taki pracownik to skarb. Zmianę widać też w podejściu do seniora jako klienta.
ZNAM STARSZE PANIE, KTÓRE DZIĘKI AKTYWNOŚCI W INTERNECIE ZNALAZŁY KOLEŻANKI DO WSPÓLNYCH WYJAZDÓW ZAGRANICZNYCH.
Klienta, który ma pieniądze? Tak, bo bieda w tej grupie społecznej to kolejny mit. Według statystyk wśród osób między 23. a 35. rokiem życia jest większy odsetek ludzi ubogich, niż wśród seniorów. Osoby starsze mają regularne przychody i potrafią zarządzać swoimi pieniędzmi. Oszczędzają, wiedzą dokładnie, ile w danym miesiącu mogą wydać, trzymają się tego. Są wypłacalne i wiarygodne. To dobrzy klienci, o których warto się zatroszczyć. Ta troska czasem jest karykaturalna. Mam na myśli firmy, które oferują seniorom słynne pokazy garnków. Współcześni seniorzy, np. nasi rodzice, nie dają się już w takim stopniu nabierać na garnki, na wnuczka czy inne sposoby. Jeśli ktoś nadal bazuje na przekonaniu o nieświadomości tej grupy, może się bardzo zdziwić. Z drugiej strony wiem, że osoby starsze chodzą na te pokazy, oglądają nowinki, a potem szukają ich w dobrej cenie na ryneczku. Wykorzystują takie sytuacje, nie dając sobie niczego wcisnąć. Warto uczyć się od nich takiej zaradności. A czego Pani się uczy od osób starszych? Radości z każdego dnia, dystansu i cierpliwości, choć przyznam, że to niełatwe. Jestem dość szybką, temperamentną osobą, ale uczę się zatrzymywać, doceniać momenty. Jak byłam młodsza, uważałam, że z prądem płyną tylko zdechłe ryby (śmiech). Teraz już wiem, że jeżeli wkładam w coś całe serce, wiedzę i zapał, to wzrasta prawdopodobieństwo, że to się uda - może później, ale za to we właściwym momencie. Czasem trzeba po prostu podryfować, zobaczyć co się dzieje, odpuścić i nie gorączkować się.
Wiem już, że głową muru nie przebijesz. To efekt moich codziennych kontaktów ze starszymi ludźmi. Dlatego też ostatnio przeprowadziłam się do Ciechocinka i postanowiłam założyć tu rodzinną kawiarnię i centrum szkoleniowe, w przepięknej willi na Kościuszki 16. Kawiarnia „Irenka” - nazwa po babci? Tak, po mojej babci, ale okazuje się, że bardzo wiele osób ma w rodzinie kogoś o tym imieniu, z kim wiążą się miłe wspomnienia. Będziemy pić tu pyszną herbatę, kawę, kosztować desery od najlepszych cukierników i kucharzy w regionie, korzystać z ogrodu, ale i prowadzić szkolenia oraz warsztaty. Mamy świetny zespół. Dobry i pełen empatii. Każdy docenił to miejsce z duszą, historią i tradycjami od 1820 roku, dla wyjątkowych gości - mam nadzieję, że mieszkańcy i kuracjusze również dostrzegą jego urok. Czas poza pracą również spędza Pani z seniorami? Mam przyjaciół w różnym wieku, spotykamy się wszyscy nie patrząc, ile kto ma lat. Urzeka mnie to, że w pewnym okresie życia między ludźmi nie ma już takiej rywalizacji. Zawsze, gdy idziemy na bankiet, a średnia wieku w towarzystwie jest powyżej tej sześćdziesiątki, to bawimy się w najlepsze, śmiejemy się w głos, nikt nikomu niczego nie zazdrości. Czuć za to ogromne zaufanie. Seniorzy są cudownie bezpretensjonalni. Nie knują, nie manipulują, nie tracą czasu na jakieś dwuznaczności. Po prostu chcą cieszyć się życiem, takim, jakie ono jest. Imponuje mi to podejście. Najlepszym przykładem są moi rodzice i przyjaciele zarazem - Heniu i Bożenka. Jesteśmy typem włoskiej rodziny, gdzie każdy musi głośno wyrazić swoje zdanie (śmiech). Mój tata do dziś mówi do mnie „dzieciaku”, a mama szykuje pyszne obiady w słoiki. Ostatnio została mistrzem fotografii rodzinnej. Zdjęcia przesyła nam przez Messengera i WhatsAppa, tworząc tym samym kronikę rodzinną. Nie zraża się pomyłkami. Ani filtrami w aparacie, ani autokorektą w wiadomościach. Niedawno posadziłam wrzosy i udostępniłam jej zdjęcie. Odpowiedź mamy: „jakie piękne wrzody!” (śmiech). Jak widzi Pani przyszłość seniorów w naszym kraju? Pozytywnie. Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby zaczęli do nas przyjeżdżać seniorzy z całej Europy. To piękny kraj, umiarkowany klimat. Chciałabym, by pielęgniarki, które musiały wyjechać za granicę, mogły wrócić tu właśnie do opieki nad osobami starszymi. Mam nadzieję, że polskich seniorów będzie już stać na takie usługi i, co za tym idzie, zaczną czuć się dobrze oraz żyć pełną życia - na co w jesieni swojego życia jak najbardziej zasługują. Wszyscy mamy na to wpływ. Kiedyś będziemy na ich miejscu.CP
*MAŁGORZATA KACZOREK prezes firmy All4Care, Kiwi Art, fundacji Tak dla zdrowia®, właścicielka portalu www.senior24h.pl, www.takdlazdrowia.pl, kawiarni „Irenka” w Ciechocinku; od początku pracy zawodowej związana z zarządzaniem projektami i optymalizacją procesów, głównie w zakresie sprzedaży, PR i marketingu oraz CSR, członkini rady Narodowego Komitetu Seniora, jej motto: „Wyjdź poza schemat!”.
8
miastakobiet.pl
PROMOCJA 008526411
z wielkimi guzikami. Tymczasem okazuje się, że seniorzy bardzo dobrze radzą sobie ze smartfonami, jeśli pokaże się im, na czym polega obsługa takich urządzeń. Chętnie operują touch penem. Na początku warto rozgryźć z mamą czy tatą pięć przydatnych aplikacji. Gwarantuję, że gdy się do nich przyzwyczają, sami zaczną ściągać kolejne.
008505896
R
E
K
L
A
M
A
008426330
jej pasja *Katarzyna Trotzek, Dobrawa Tokarczyk - założycielki Azylu dla Świń „Chrumkowo” w Zajączkowie pod Chełmżą, działaczki na rzecz praw zwierząt, weganki.
ŚWINIA JEST PARTNEREM Jak to powiedział Churchill: „Lubię świnie. Psy łaszą się do nas, koty patrzą na nas z góry, a świnie traktują nas jak równych sobie”. Z Katarzyną Trotzek i Dobrawą Tokarczyk*, założycielkami Azylu dla Świń „Chrumkowo”, rozmawia Lena Szuster ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski
10
miastakobiet.pl
Kiedy ludzie chcą kogoś obrazić, mówią do niego: ty świnio… Katarzyna Trotzek: To powinien być komplement. Świnie są piekielnie inteligentne. W badaniach genialnie radzą sobie w testach na inteligencję, rozumowanie, w grach wideo, posługiwaniu się joystickiem. A już najlepiej w zadaniach, w których motywatorem jest jedzenie (śmiech). To chyba zresztą jedyna obiegowa opinia, która pokrywa się z prawdą - świnie naprawdę lubią jeść. Ale reszta stereotypów jest bardzo krzywdząca. Dobrawa Tokarczyk: Świnie bardzo przywiązują się do ludzi. I są też czyste. Naprawdę! Może trudno
jej pasja zasadzać na równości. Źle traktowana świnia nie zaufa, nie będzie naszym przyjacielem. Dobrawa: Świnie są bardzo charakterne, mądre. Widać to też w ich ustalaniu hierarchii - robią to raz-dwa, nie chcą tracić czasu na głupoty, wolą po prostu żyć. Cieszyć się życiem. A od czego zależy ta hierarchia? Od wielkości? Siły? Dobrawa: Od siły charakteru. Mamy na przykład małą świnkę, Malwinę, która rządzi całą brygadą. Nawet Elek, największy w stadzie, boi się Malwiny. Czyli w Azylu jest Elek, Malwina… I kto jeszcze? Katarzyna: Moja imienniczka Kasia. Udało nam się ją wyciągnąć z tuczarni - przeszła dwa cykle tuczenia, w sumie dziesięć miesięcy, podczas których miała osiągnąć sto kilogramów wagi. Okazało się jednak, że nie chciała jeść, nie przytyła. Dzięki temu mogłyśmy ją wyciągnąć. Zachowanie Kasi po przyjeździe tutaj… To było straszne. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, miała wtedy rok, ale całe życie spędziła w zamknięciu, więc pierwszy raz widziała trawę, była przerażona. Zdarzały się takie momenty, że myślałam, że się podda, odejdzie. Próbowałam podsuwać jej różne smakołyki. Bez skutku. Pewnego razu dałam Kasi winogrona. Na początku nie była chętna, ale w końcu spróbowała… I zaskoczyło. Szczególnie zasmakowała w owocach. Do tej pory woli je od ziarna, co jest bardzo dziwne. Na ogół świnie preferują właśnie zapychacz, a owoce traktują jak deser. Ale nie Kasia. Ona uwielbia banany, jabłka, dałaby się pokroić za arbuza! Dwie nasze największe świnie to bracia Darek i Elek, jeden czarny, drugi biały. Wykupiłyśmy ich za nieduże pieniądze, kiedy mieli po sześć tygodni. Darek był cherlakiem, najmniejszy z miotu, niedożywiony, nie miał wielkich szans na przeżycie. Elek był dwukrotnie większy i robił Darkowi za bodyguarda, zasłaniał go własnym ciałem. Widać było, że są ze sobą mocno związani, więc - choć początkowo planowałyśmy wziąć tylko Darusia - gdy zobaczyłyśmy ich razem, musiałyśmy przygarnąć obu. Dobrawa: Teraz świnie przyjeżdżają do Azylu z całej Polski, ludzie zwracają się do nas, dzwonią. Na przykład Gosia, duża wietnamska świnka, została uratowana przez aktywistkę, która działa na rzecz lisów i mieszka pod Krakowem. Z kolei Dobrusia należała do studenta weterynarii - dostał ją od kolegi w prezencie na urodziny i trzymał w akademiku, co było niezgodne z przepisami uczelni. Miała wtedy może z tydzień czy dwa. Uratował ją pan, który jeździ po całej Polsce i pomaga gołębiom. Julek natomiast błąkał się po Katowicach. w to uwierzyć, bo są trzymane w zamknięciu, w chlewach, nigdy nie wychodzą na zewnątrz, dlatego po prostu nie mają miejsca i możliwości, żeby dbać o higienę. A i tak próbują, chociaż to nie jest możliwe na tak małej przestrzeni. W naszym Azylu, w naturalnych warunkach, nigdy nie zdarzyło się, żeby świnie zabrudziły któryś ze swoich domków. Część z nich mieszka albo odwiedza nasz dom i wcale nie musiałyśmy ich uczyć zachowania czystości. Same od razu rozumiały. Powąchaj, jak pięknie pachną. Już wącham! Rzeczywiście. Pachną trochę jak… Katarzyna: Przyprawy. Dobrawa: I orzechy (śmiech). Czy da się porównać zachowanie świń do zachowań psów lub kotów? Katarzyna: Świnia na pewno nie jest dla człowieka, który chce mieć władzę nad zwierzęciem. Nie można jej tresować. Świnie są na to za bardzo samodzielne, przekorne, mają swoje charaktery. Nie będą po prostu wykonywać poleceń. Doskonale rozumieją, co się do nich mówi, ale czasem dla zabawy robią coś zupełnie odwrotnego. Bardzo nie lubią krzyku, złego traktowania. Świnia jest partnerem. Jak to powiedział Churchill: „Lubię świnie. Psy łaszą się do nas, koty patrzą na nas z góry, a świnie traktują nas jak równych sobie”. I to jest prawda. Relacja ze świnią musi się miasta kobiet
wrzesień 2018
11
jej pasja
ŚWINIE SĄ PIEKIELNIE INTELIGENTNE. W BADANIACH GENIALNIE RADZĄ SOBIE W TESTACH NA INTELIGENCJĘ, ROZUMOWANIE, W GRACH WIDEO, POSŁUGIWANIU SIĘ JOYSTICKIEM.
Wasi podopieczni mają bardzo ciekawe imiona. Jak je wybieracie? Dobrawa: Kasia i Dobrusia noszą imiona po nas. Ale poza tym na nazywanie robimy licytacje. Dla Darka imię licytowała Daria. Dla Elka - Ela. Czyli świnie często dostają imiona po swoich patronach. Rodzinkę świń z Wrocławia nazywałyśmy same. Na przykład Tadzik wyglądał jak dzik, stąd jego imię (śmiech). Skąd w ogóle pomysł na założenie Azylu? Katarzyna: Odpowiedź jest bardzo prosta: kochamy świnie, chcemy je ratować. Azyl istnieje od ponad roku, ale moja przygoda ze świniami zaczęła się dużo wcześniej. Najpierw miałam mikroświnkę, była wspaniała, niestety zmarła w wyniku powikłań poszczepiennych. Wtedy już wiedziałam, że chcę założyć Azyl - przede wszystkim dla świń hodowlanych, chociaż przyjęłyśmy też sporo świnek wietnamskich i mikroświnek. Niektóre miały trafić do rzeźni, inne były kupione jako zwierzaki domowe, ale właściciele nie przewidzieli, że urosną, że ich wychowanie wymaga specjalnych warunków. Tak trafiły do nas. Dobrawa: Kasię poznałam w zeszłym roku w listopadzie. Wówczas pierwszy raz odwiedziłam Zajączkowo, później drugi, trzeci… A dwa miesiące temu przyjechałam na dobre. Wcześniej przez pięć lat mieszkałam w Anglii, angażowałam się w różne akcje na rzecz zwierząt. Uwielbiam świnie, więc kiedy zobaczyłam Azyl, od razu się zakochałam. Na wielu płaszczyznach. Czy trudno było doprowadzić do powstania Azylu? Katarzyna: Od dawna o tym marzyłam, pisałam do różnych dużych fundacji, organizacji pozarządowych itp. Szukałam kogoś, kto by wsparł ten pomysł organizacyjnie, prawnie i finansowo. Ze swojej strony mogłam zaoferować ziemię i czas. Chciałam się zajmować świniami, ale potrzebowałam pomocy w ogrodzeniu terenu, w budowie domków, bo to są wszystko ogromne koszty. Odzewu nie było. Aż w końcu przez przypadek trafiłam na Facebooku na wiadomość udostępnioną przez znajomą - padło tam pytanie, dlaczego ratujemy psy, ale świń już nie. Odpowiedziałam - w takim razie ratujmy! Ratujmy, ja się nimi zaopiekuję! Od tego się zaczęło. Założyłyśmy zbiórkę na ogrodzenie i pierwszy duży domek, potem sprawa się rozkręciła. Największym naszym problemem jest tak naprawdę zapewnienie świniom wyżywienia, bo mają bardzo pojemne brzuchy (śmiech).
12
miastakobiet.pl
jej pasja Dobrawa: Na Facebooku prowadzimy bazarek. Dzięki temu właściwie starcza nam na codzienne utrzymanie zwierząt. Z bazarkiem jest trochę zachodu. Staramy się pozyskiwać ciekawe fanty, biżuterię, kubki, akcesoria domowe - wszystko oczywiście z motywem „świnkowym”. Katarzyna: Dodatkowo przy specjalnych okazjach zakładamy osobne zbiórki i korzystamy z pomocy ludzi o dobrym sercu. Na przykład niedawno przyjechało do nas pięć nowych, czarnych świnek z wrocławskiego schroniska dla zwierząt - było ich tam dwadzieścia, nie miały odpowiednich warunków, planowano przekazanie ich do gospodarstw, więc zdecydowałyśmy się kilka przyjąć. O sytuacji poinformowała nas znajoma, która sama mieszka ze świnką. Ona sfinansowała dla nich domki. Mamy też zbiórkę na domek dla dwójki rudzielców uratowanych z likwidowanej hodowli. Jak na pomysł utworzenia Azylu zareagowali Wasi znajomi? Sąsiedzi? Katarzyna: Obracamy się raczej w środowisku ludzi zainteresowanych prawami zwierząt, więc dla naszych znajomych ta decyzja nie była niczym dziwnym (śmiech). Nawet okoliczni mieszkańcy nie byli zaskoczeni. Mieszkam tutaj już od kilku lat i zawsze słynęłam z tego, że a to mięsa nie jem, a to pozwalam psom i kotom mieszkać w domu, więc chyba przyzwyczaili się do moich pomysłów. Świnki też przybywały po kolei, nie wszystkie naraz, więc nie było szoku, nie było krytykowania. Powiedzcie, jak wygląda codzienność w Azylu. Katarzyna: Nie utrzymujemy się tylko z bazarku i zbiórek, Dobrawa pracuje, a ja w tym czasie zajmuję się naszym zwierzyńcem. Co robię? Właściwie wszystko (śmiech). Karmię, sprzątam, mówię do świń, zajmuję się nimi - świniom trzeba poświęcić czas, dzięki temu są kontaktowe, szczęśliwe. Właściwie spędzam z nimi całe dnie. To nie jest łatwa praca, ale daje mnóstwo satysfakcji i radości. Bo świnie są bardzo mądre. Uczą się reagować na imię w przeciągu godziny! Czyli znacznie szybciej niż pies! I potrzebują ciągłego kontaktu z człowiekiem - mówienia, głaskania, drapania. Dobrawa: Na przykładzie wspomnianych wcześniej świnek z Wrocławia - kiedy do nas trafiły, były totalnie dzikie. Bałyśmy się, jak sobie poradzimy. Ale okazało się, że już po dwóch dniach przytulały się i dawały drapać po brzuchach. To kwestia podejścia do nich. Bardzo szybko wyczuwają człowieka, jego zamiary. I na troskę, dbałość odpowiadają zaufaniem. Co przysparza Wam najwięcej problemów? Katarzyna: Bardzo poważnym problemem jest teraz ASF (afrykański pomór świń, choroba wirusowa - przyp. red.). Przez to świnie często są wybijane, nawet te zdrowe. Wystarczy, że trafiłaby do nas świnia niewiadomego pochodzenia, a legalne byłoby wybicie całego stada. Musimy więc bardzo pilnować, żeby nasze świnie pochodziły z konkretnego źródła, w którym jest numer stada, możemy zrobić legalne przeniesienie i mamy wszystkie dokumenty. Bo nasze świnie są normalnie zarejestrowane tak, jakbyśmy były hodowcami. Z ASF wiąże się kolejny problem - prawdopodobnie konieczne będzie podwójne ogrodzenie, żeby świnie nie zaraziły się przez płot od dzików. Nie wiem, jak damy sobie radę, ogrodzenie to olbrzymi koszt… Są też mniejsze, codzienne problemy. Głównie wspomniane już jedzenie. Nie karmimy świń paszą, wprawdzie raz dziennie dostają ziarno śrutowane, ale poza tym uzupełniamy ich dietę o owoce i warzywa. Kupujemy arbuzy, banany itp. Chcemy, żeby próbowały różnych rzeczy. W porównaniu ze świniami my, ludzie, prawie w ogóle nie odczuwamy smaków! Jeżeli świnia dostanie jakiś nowy przysmak, coś słodkiego, czego wcześniej nie jadła, potrafi jeszcze pół godziny po zjedzeniu mlaskać z radości. Patrzenie na to sprawia nam olbrzymią frajdę. Czy są inne wzruszające momenty? Co sprawia Wam największą radość?
Katarzyna: Na pewno przyjazd nowych świń. Uwielbiam ten moment, kiedy świnia z przestraszonej, unikającej dotyku, czasem nawet agresywnej, po jednym dniu dobrej opieki zmienia się nie do poznania. Świnie uwielbiają, jak się z nimi rozmawia, gada do nich. Wtedy otwierają się, zaczynają ufać, pozwalają się drapać po brzuchach - to jest cudowny moment. Ta chwila, gdy nowy podopieczny otwiera się na nas, rozumie, że nie stanie mu się już żadna krzywda… To dla nas największe szczęście. A jak reagują goście, którzy odwiedzają Azyl? Katarzyna: Najczęściej odwiedzają nas osoby, które nie jedzą mięsa i chcą zobaczyć świnie w ich naturalnych warunkach, ale oczywiście zapraszamy każdego, kto chce przekonać się, jakie świnie są naprawdę, jak się zachowują. Świnia żyjąca w chlewie według mnie niewiele ma wspólnego z prawdziwą świnią - nie może być sobą, nie realizuje wszystkich swoich podstawowych potrzeb. Świnia musi ryć, żerować, skubać trawę. To jej sprawa olbrzymią radość. Dobrawa: Chciałybyśmy też podkreślić, że świnie żyjące w warunkach zgodnych z ich potrzebami nie są w najmniejszym stopniu zagrożeniem dla człowieka, pomimo tego że to duże zwierzęta. Są uparte, czasem przekorne, czasem kapryśne, mają humory… Zupełnie jak ludzie. Ale nigdy nie są agresywne bez powodu. Jakie macie plany na przyszłość? Powiedzmy, że wygrałybyście miliony. Co byście wówczas zrobiły? Katarzyna: Och, wykupiłybyśmy ziemię dookoła, żeby mogło tu żyć mnóstwo świń! (śmiech) Może przygarnęłybyśmy też kilka cielaczków, bydła hodowlanego. Ale głównie świnie. Kontakt, relacja, więź ze świnią jest niesamowita. Nigdy byśmy z tego nie zrezygnowały. Zdajemy sobie sprawę, że nie mamy możliwości wyjazdów, podróżowania, musimy zawsze być w Azylu, ale nie chcemy żyć w inny sposób. To jest cudowne. Spełnione marzenie.CP miasta kobiet
wrzesień 2018
13
jej smak
JEDZENIE PEŁNE TEKST: Maja Erdmann
Afrodyzjakami mogą być zapachy, owoce, przyprawy, a nawet… mięso.
N
iektórych naprawdę podnieca zapach świeżo usmażonego steku, jako zapowiedź wgryzania się w soczyste włókna pełne smaku. Jednak jeszcze 100 lat temu na południu Europy w kuchni kochanków gościł aromat smażonych na oliwie krewetek, które uważano za jeden z najskuteczniejszych afrodyzjaków. Nic dziwnego, owoce morza zawierają dużo cynku, który zwiększa libido. Wiedział o tym najsłynniejszy kochanek Casanova i ponoć co rano zjadał 50 ostryg polanych jedynie sokiem z cytryny. Teraz działamy w sposób bardziej obliczony na mocny efekt i podajemy na przykład przegrzebki z patelni z dodatkiem sałatki z zielonych warzyw, która dodatkowo poprawia pracę mózgu i sprawia, że będzie on wrażliwszy na podniety. W takiej sałatce dobrze, by pojawił się seler, jeden z najmocniejszych afrodyzjaków warzywnych, który zwiększa wydzielanie testosteronu. W miłosnej kuchni przydadzą się też orzechy, zawierające dużo witaminy E przydającej ciału witalności.
SEKS W PRZYPRAWACH W Indiach, z których pochodzi „Kamasutra”, kobiety od tysiącleci przekazują sobie z pokolenia na pokolenie przepisy na miłosne doprawianie napojów i potraw. W mieszankach przypraw nie może więc zabraknąć kardamonu, cynamonu czy imbiru. W Grecji natomiast za afrodyzjak uznano bardzo mało efektowne ziółko - cząber. Natomiast z Ameryki Południowej przywędrowały do nas dwa oczywiste afrodyzjaki: wanilia i ziarno kakaowca. Czekolada bowiem to prawdziwa podnieta dla naszego mózgu - prowokuje go do wydzielania hormonu szczęścia, dopaminy. Zapach wanilii pobudza z kolei wydzielanie feromonów.
MAŁE I DUŻE DZIWACTWA Do najbardziej znanych afrodyzjaków w starożytności należały: korzeń żeń-szenia, potrawy z niektórych węży, gadów, wyciągi z pająków, np. tarantuli, ekstrakt z muszek hiszpańskich, rogi jelenia syberyjskiego, gniazda jaskółcze, ale to nie wszystko. Nasi przodkowie stosowali też rozwiązania totalne. Wybierali więc żółć hieny, ogon krokodyla albo korzeń mandragory - koniecznie tej, która wyrosła pod stopami wisielca na miejscu kaźni. W Chinach do dziś jako afrodyzjaku używa się sproszkowanego tygrysiego penisa. Na całym świecie znajdą się też niestety chętni na sproszkowany róg nosorożca.
14
miastakobiet.pl
SEKS W NOSIE Kilka lat temu naukowcy postanowili zbadać, jak zapachy wpływają na nasze libido. Okazało się, że na mężczyzn pobudzająco działa zapach róży, a kobiety stymuluje zapach piżma. Są jednak wyjątki i o tym trzeba pamiętać. Dlatego lepiej nie eksperymentować i nie zaskakiwać partnera zbyt intensywnym zapachem, który na dodatek nie jest w jego guście. Jeśli już poznamy preferencje drugiej osoby, nie żałujmy sobie doznań. Olejek ylang ylang doda odwagi, paczula pobudzi zmysły, a jaśmin zapewni nutę romantyczności. Co ciekawe, także zapach świeżego ogórka działa na nas stymulująco. Z zapachów, które uwodzą, korzystano już dawno na dworach królewskich. Elżbieta, córka Łokietka, wymyśliła kompozycję zapachową zwaną Wodą Królowej Węgier. Jej głównym składnikiem był rozmaryn. Królową zaś znano między innymi z tego, że jeszcze po skończeniu 70 lat miała wielu kochanków.CP
„Miłosne” rośliny IMBIR W starożytnych Indiach w postaci suszonego proszku dodawano go do napojów, by zwiększał potencję u mężczyzn. Działa rozgrzewająco i ma dużo cynku. CYNAMON Stosowano go przede wszystkim w starożytnych Chinach. Poprawia krążenie, wzmaga siły witalne, ma właściwości pobudzające. GAŁKA MUSZKATOŁOWA Tylko w połączeniu z awokado! Związek zawarty w gałce muszkatołowej wchodzi w reakcję z bromokryptyną w tym owocu, a to ma pozytywny wpływ na energię seksualną mężczyzn. GOŹDZIK Ma rozgrzewające i pobudzające układ nerwowy właściwości. KARDAMON Wzmacnia organizm i witalność. Wiedzieli o tym starożytni Arabowie, którzy za jeden z najskuteczniejszych afrodyzjaków uważają kawę przyprawioną szczyptą kardamonu i miodem. SELER Jego korzeń działa wzmacniająco i rozluźniająco, natomiast nać zwiera substancje, dzięki którym sprawniej pracują gruczoły płciowe. PIETRUSZKA Rozszerza naczynia krwionośne, a więc skóra staje się wrażliwsza na dotyk. SZPARAGI Pobudzają produkcje hormonów, zawierają witaminy K, B i C oraz żelazo, fosfor, potas i cynk. POMIDORY To jeden z najmocniejszych afrodyzjaków, ponieważ zawiera potas, który ma działanie podobne do dopaminy.
dr n. med. Elżbieta Korzeniowska-Żuk specjalista dermatolog-wenerolog, alergolog
Vestiario Boutique
ul. Łęczycka 13, 85-737 Bydgoszcz
• NAJNOWSZE TRENDY MODY WŁOSKIEJ • LUKSUSOWA BIŻUTERIA • UNIKALNE TOREBKI
Rejestracja: 52 342 11 34 604 511 599
Przyjdź i sprawdź! Ul. Dworcowa 35, Bydgoszcz 609 103 077 Zapraszamy: Pon.-pt.: 10.00-18.00; sob.: 10.00-14.00 facebook:@VestiarioBoutique
konsultacje dermatologiczne i alergologiczne dla dorosłych i dzieci testy alergiczne wziewne, pokarmowe i kontaktowe odczulanie R
E
008496210
ZAKRES USŁUG:
K
L
A
008496366
Gabinet Dermatologiczno-Alergologiczny
M
A
GAGO damsko-męski sklep odzieżowy
Bydgoszcz ul. Grunwaldzka 33 / 602 185 612
Gwarancja dobrej jakości! Miła i profesjonalna obsługa. R
E
K
Galeria Miedzyń – Pasaż Handlowy ul. Nakielska 86, 85-358 Bydgoszcz 880 299 901 602 791 183 2 brasklepik@wp.pl
008493200
Godziny otwarcia: pon.-pt.: 8.00-18.00 sob.: 8.00-15.00
L
A
M
008422913
W miłej i kameralnej atmosferze dołożymy wszelkich starań, by dobrać biustonosz w odpowiednim rozmiarze, właściwej konstrukcji i na każdą okazję dla każdej z Pań. Zapraszamy serdecznie.
A
KOSMETYKI WŁOSY
CIAŁO PAZNOKCIE
SKLEPY STACJONARNE: Bydgoszcz Gdańska 54, Twardzickiego 33b, [ 604-221-551 [ 52 342 09 05
Sprawdź naszą ofertę: www.ladysi.com.pl lub przyjdź osobiście z kuponem 10% rabatu * Promocja ważna tylko do 15.09 w sklepach stacjonarnych,
ON
KUP
* % 0 1 BATU RA
008554773
DEBIUT PRZEDSZKOLAKA
mama
Rodzicu, jeżeli wierzysz we wszystko, co dziecko opowiada o przedszkolu, to my nauczyciele - zaczniemy wierzyć we wszystko, co opowiada o swoim domu. Z psychologiem Moniką Misiak* o problemach przedszkolaków rozmawia Tomasz Skory
16
miastakobiet.pl
Kiedy powinniśmy zacząć myśleć o przygotowywaniu naszego dziecka do przedszkola? Tak naprawdę przygotowujemy je na ten moment już od urodzenia. Tylko nie myślimy o tym w ten sposób, bo na początku mamy inne priorytety - żeby nam nie zachorowało na zapalenie płuc, żeby się nie potłukło, jak zaczyna chodzić, itd. Co chwilę stają przed nami nowe wyzwania rozwojowe, dlatego bywa tak, że rodzice w ostatniej chwili uświadamiają sobie: „przecież moje dziecko zaraz pójdzie do przedszkola!”. Chyba że starają się o miejsce w publicznej placówce, wtedy z konieczności myślą o tym wcześniej. Oczywiście są i tacy, którzy potrafią wspomagać rozwój swojego dziecka w różnych sferach już dużo wcześniej. Na czym polega to wcześniejsze przygotowywanie? Od początku dostarczamy dziecku różne bodźce, np. poprzez zabawy, które wspierają rozwój we wszystkich strefach - poznawczej, fizycznej, społecznej i emocjonalnej. Ważne, żeby nie ograniczać tych bodźców, czyli np. kiedy dziecko zaczyna chodzić, to nie usuwajmy mu wszelkich przeszkód z drogi. Zakładanie takiego klosza ochronnego bardzo szybko odbije nam się czkawką. Jeżeli będziemy powtarzać „tam nie idź, tego nie rób, tamtego nie dotykaj”, to mogą pojawić się u dziecka zaburzenia przetwarzania sensorycznego. Bardzo często wychodzą one na jaw właśnie w przedszkolu, kiedy obserwujemy zachowania malucha wśród rówieśników, w nowej sytuacji. Takie dzieci mogą mieć zaleconą terapię SI, gdzie pod okiem terapeutów robią to, na co wcześniej nie pozwalali im rodzice. Czyli im więcej różnorodnych bodźców dostarczymy dziecku, tym lepiej będzie przygotowane na to, co czeka je w przedszkolu? Dokładnie. Dla mnie, jako psychologa, najważniejszy jest oczywiście rozwój społeczny i emocjonalny, dlatego podkreślam, by pozwalać dziecku na jak najwięcej doświadczeń w tych sferach. Rodzic powinien wejść w rolę moderatora: chodzić z nim na place zabaw, żeby miało kontakt z innymi dziećmi, a od czasu do czasu także do różnych sal zabaw - tylko uważajmy na warunki higieniczne w tych miejscach! Tam jest dużo bodźców, hałas, kolory, sporo dzieciaków, które obijają się o siebie jak piłeczki w maszynie losującej.
To potrzebne, bo zazwyczaj chodzimy cały czas na te same place zabaw i spotykamy te same dzieci, a tu mamy coś nowego. Pozwala to zobaczyć, jak dziecko zachowuje się w takich sytuacjach. A co możemy zrobić, by ułatwić dziecku adaptację, gdy już faktycznie zbliża się ten pierwszy dzień w przedszkolu? Dać mu wsparcie informacyjne: opowiedzieć o tym, co je czeka, zbudować pozytywny obraz pobytu w przedszkolu, zabrać na drzwi otwarte i spotkania adaptacyjne, jeśli jest taka możliwość. A tam: pokazać salę, w której będą zajęcia, zapoznać z wychowawczynią. Wiem, że rodzicom zależy nieraz, by ich dzieci chodziły do jakiegoś konkretnego przedszkola, ale dobrze, by nie było ono na drugim końcu miasta, bo dzieci budują sobie obraz świata wokół najbliższego środowiska - jest to dla nich w tym wieku najbezpieczniejsze. Najpierw ich pokój, potem dom, podwórko, najbliższa okolica i właśnie przedszkole. Dobrze jest od czasu do czasu pokręcić się z dzieckiem wokół tego przedszkola. Jeśli maluch nie lubi dużych przestrzeni, np. często płacze w supermarketach z powodu nadmiaru bodźców, to warto wybierać mniejsze grupy i budynki. Co ważne, nie straszymy i nie szantażujemy dziecka przedszkolem, ale też nie opowiadamy bajek, że będzie tam nie wiadomo jak super. Może być tak, że nadmierna ekscytacja rodzica będzie niespójna i nieadekwatna do tego, co czuje dziecko. Nie przekupujemy go też, że jak pójdzie do przedszkola, to np. dostanie potem lody, bo może zacząć ich oczekiwać za każdym razem. Rodzice często się boją, że jak zostawią dziecko w przedszkolu, to będzie za nimi płakać… Zdarzają się dzieci, które bardzo przeżywają, że nie ma przy nich mamy czy taty, ale generalnie maluchy radzą sobie w tej nowej sytuacji. Czasem to rodzice mają trudności z adaptacją (śmiech). Dorośli się boją, a dzieci doskonale to wyczuwają. Gdy jeszcze rodzice zaczną rozczulać się nad swoimi dziećmi i biadolić: „ojej, ojej, zostawiam cię, moje biedne dziecko”, to ono naprawdę uwierzy, że jest w beznadziejnej sytuacji. Wsparcie emocjonalne jest bardzo ważne, ale nie polega to na tuleniu dziecka na godzinę przed wyjściem do przedszkola. Poprzytulać można się w domu, a gdy idziemy do przedszkola, to cel jest inny.
mama Słyszałem, że ojcom w tych sytuacjach łatwiej pożegnać się krótko i konkretnie. Może tak być, ale zdarzają się też tatusiowie, którzy przeżywają rozstanie z dzieckiem trudniej niż mamusie (śmiech). Ale tak, pożegnania powinny być krótkie. Buziak, piątka, do zobaczenia. Ważne, żeby nie zaprzeczać przy tym emocjom dziecka. Nie możemy mówić, że nic się nie dzieje, bo dziecko w to nie uwierzy. Lepiej powiedzieć: „rozumiem, że się martwisz, ja też będę za tobą tęsknić, ale wiem, że przyjdę po ciebie po obiedzie, a w domu razem się pobawimy”. A co z tymi dziećmi, które faktycznie bardzo trudno przechodzą rozstanie? Powiem coś, czego rodzice bardzo nie lubią słyszeć - niekiedy trzeba dać dziecku po prostu czas. Warto zastanowić się nad przyczyną, ale ważne, żeby nie zmieniać co chwilę przedszkola. Dla niektórych jest to rozwiązanie na wszystko, ale to kolejny stres i kolejne przyzwyczajanie się. Nie róbmy od razu tak radykalnych zmian, bo rzadko służą one dzieciom. Ewentualnie spróbujmy poeksperymentować ze zmianą grupy. Może się okazać, że w grupie z inną wychowawczynią to dziecko lepiej pracuje. Bo np. jedna pani ma taki kolor włosów jak jego mama, a inna nie. Albo pani Ania ma ton głosu, który bardziej dziecku przypadnie do gustu, a pani Basia jest bardziej „przytulaśna”.
uderzyć - bo nie potrafi zareagować inaczej. Musi się tego nauczyć i w tym możemy mu pomóc. Jak to zrobić? Werbalizując emocje - swoje i dziecka. Powiedzmy mu: „widzę, że jesteś smutny, to normalne w takiej sytuacji” lub „zdenerwowałam się, bo coś się wydarzyło, a teraz muszę wyjść na chwilę do kuchni i zaparzyć sobie herbatę, bo mnie to uspokaja”. Dla rodziców to nieraz abstrakcja, że mają coś takiego powiedzieć do dziecka, ale to naprawdę pomaga. Gdy nauczą się nazwać i akceptować emocje, będzie im łatwiej nad nimi zapanować. I w efekcie - pomogą dziecku w samokontroli. A jak reagować, gdy nasze dziecko jest nielubiane? To jest już bardziej skomplikowany problem, bo trzeba znaleźć powód tego nielubienia. Są np. dzieci z zaburzeniami przetwarzania sensorycznego, co objawia się w taki sposób, że maluch nie czuje, jak mocno coś chwyta. I łapie lub ciągnie inne dzieci, przez co nikt nie chce się z nim bawić czy ustawiać w parze. Inne częste przyczyny nielubienia to bicie, obrażanie się, psucie zabawek i prac plastycznych. Można się z tym uporać, jeśli odkryje się przyczynę. „Nielubienie” kolegi czy koleżanki jest też zjawiskiem dość ulotnym w tej grupie wiekowej - za parę minut, godzin lub dni maluchy zapominają, o co poszło.
Pomówmy teraz o tym, co może się przydarzyć już po adaptacji. Rodzice wysyłają dzieci do przedszkola i myślą, że wszystko jest w porządku. A potem nie mogą uwierzyć w to, co mówi pani wychowawczyni, bo dziecko zachowuje się tam zupełnie inaczej niż w domu. Dziecko zawsze będzie inaczej się zachowywało w przedszkolu, a inaczej w domu. Często sama słyszę oburzenie rodziców: „chyba nie mówi pani o naszym dziecku!?”. Mówię, ale dziecko zachowuje się inaczej, bo w przedszkolu są zupełnie inne bodźce, inne wymagania, zasady, normy i inna osoba, która kieruje grupą. My też przecież zachowujemy się inaczej w domu, w pracy czy na imprezie.
A czy przedszkolaki mogą kogoś nie lubić, dlatego że jest „inny”? Ze względu na niepełnosprawność, kolor skóry? Dzieci w tym wieku nie przestają nikogo lubić z byle powodu. To musi być dla nich coś naprawdę nieprzyjemnego, jak to ciągnięcie za rękę czy dokuczanie. Nie zwracają uwagi na różnice kulturowe, a wiele spraw potrafią łatwiej zaakceptować niż dorośli. Znam dzieci z diagnozą autystycznego spektrum zaburzeń (ASD), które są najbardziej lubianymi dziećmi w klasie. Ale znam też niestety rodziców, którzy - w XXI wieku! - wierzą, że autyzm jest zaraźliwy i zabraniają swoim dzieciom bawić się wspólnie. To nie jest nagminne, ale zdarzają się takie jednostki i one bardzo psują reputację przedszkolakom z „diagnozami”.
Myślę, że taką niepokojącą informacją dla rodzica może być też to, że jego dziecko wdaje się w kłótnie z rówieśnikami. Dzieci kłócą się z rówieśnikami. To nic niezwykłego. W ten sposób uczą się kompetencji społecznych - że nie każdy chce się dzielić zabawkami, że nie wszyscy wszystko lubią, że każdy jest inny. Takie konflikty są w przedszkolu na porządku dziennym. W trzecim roku życia dopiero zaczyna kształtować się w mózgu kora przedczołowa, która jest odpowiedzialna m.in. za kontrolę emocji. To znaczy, że dziecko w tym wieku ma prawo jeszcze nad nimi nie panować. I jak się zdenerwuje, może kogoś
Ze szkoły czy podwórka dzieciom zdarza się przynosić złe nawyki. A czy dotyczy to też maluchów w wieku przedszkolnym? Tak, przedszkolaki też wszystko chłoną i naśladują. Usłyszą od kolegi brzydkie słowo, a potem stają w domu i mówią „dupa, dupa, dupa”. Jak zwykle reaguje rodzic? Przerywa to, co robi, zwraca uwagę na dziecko, na jego twarzy pojawia się silna ekspresja emocji, reaguje często krzykiem lub dosadnym tonem. Dziecko zapamiętuje, że to przynosi efekt - przykuwa uwagę dorosłych i potem może powtarzać eksperyment. Co lepiej zrobić? Oczywiście, są miejsca i sytuacje, gdy musimy zareagować, ale jeśli
ewidentnie widać, że dziecko sprawdza naszą reakcję, to niekiedy wystarczy zignorowanie. Zmyślone opowieści też powinniśmy ignorować? Zmyślone opowieści były, są i będą. W pewnym okresie, mniej więcej około 5. roku życia, może pojawić się zmyślony przyjaciel. Nie jest to nic złego, to tylko ćwiczenie wyobraźni i nie ma się czym przejmować, chyba że naprawdę przyjaciel przeszkadza w funkcjonowaniu, zdominował życie i decyzje dziecka. A co, gdy dziecko opowiada niestworzone historie o tym, co się działo w przedszkolu? Albo w przedszkolu o tym, co się dzieje w domu? Jest takie zabawne, ale bardzo prawdziwe powiedzenie: „rodzicu, jeżeli wierzysz we wszystko, co dziecko opowiada o przedszkolu, to my - nauczyciele - zaczniemy wierzyć we wszystko, co opowiada o swoim domu” (śmiech). Konfabulacja też jest w tym wieku normalna. Trzeba natomiast zwrócić uwagę, w jakich sytuacjach dziecko kłamie lub wymyśla. Jeśli jego opowieści krążą cały czas wokół jednego tematu, są uporczywe, powtarzalne, to być może odczuwa w tej sferze niezaspokojenie potrzeb. Jakie jeszcze sytuacje czy problemy mogą wyjść na jaw po tym, jak dziecko pójdzie do przedszkola? Na co powinno się zwrócić uwagę? Jako psycholog zwracam uwagę przede wszystkim na zaburzenia rozwoju. Te najczęstsze, które spotykamy w przedszkolach, to zaburzenia związane z poszczególnymi zmysłami. Dziecko chowa się pod stół, siedzi i zatyka uszy dłońmi, płacze podczas posiłków, chodzi w kółko po sali, turla się, nie bierze udziału w zabawach grupowych... Często spotykamy się również z zaburzeniami rozwoju społecznego i emocjonalnego - lękami, nieśmiałością, mutyzmem, wycofaniem. Ale, jak wspomniałam, trudności z radzeniem sobie z emocjami lub sytuacjami społecznymi są normalne w tym wieku. Trzeba uważać też z wydawaniem wyroków na temat zaburzeń hiperkinetycznych, zwanych ADHD. Można zauważyć pewne sygnały, bo np. większość dzieci wysiedzi przy kolorowance, a jedno nie. Jednak pamiętajmy, że przedszkolaki mają prawo do różnych dzikich, nieskoordynowanych zachowań. A jeśli coś nas niepokoi i mamy jakieś wątpliwości co do zachowania dziecka? Warto omówić je z wychowawcą. W jakiej sytuacji dziecko tak się zachowuje, co dzieje się przed, a co po tym zachowaniu i jak reaguje nauczyciel. Co roku przez ręce nauczyciela przechodzi w przedszkolu kilkadziesiąt dzieci, więc naprawdę potrafi on rozpoznać, czy to, co nas niepokoi, jest czymś naturalnym w tym wieku, czy trzeba skonsultować się z psychologiem.CP
*MONIKA MISIAK - psycholog, nauczycielka, terapeutka dzieci ze spektrum autyzmu w podejściu niedyrektywnym, założycielka Centrum Rozwoju Rodziny Misiak w Toruniu. Pomaga rodzicom w kwestiach wychowawczych i rozwojowych, organizuje warsztaty psychoedukacyjne, prowadzi konsultacje w przedszkolach i szkolenia dla kadry pedagogicznej. miasta kobiet
wrzesień 2018
17
UBEZPIECZENIE DLA DZIECI
Jak długo dzieci mogą korzystać z ubezpieczenia zdrowotnego jako członkowie rodzin? Rozmowa z Januszem Janczewskim, naczelnikiem Wydziału Spraw Świadczeniobiorców Kujawsko-Pomorskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia w Bydgoszczy
Dzieci i ucząca się młodzież mają prawo korzystać z ubezpieczenia jako członkowie rodzin. Czy to dotyczy wszystkich dzieci? W świetle prawa „członkiem rodziny” są dzieci biologiczne i te z poprzednich związków małżeńskich, dzieci przysposobione, przyjęte na wychowanie na przykład w ramach rodziny zastępczej. Wnuki mogą korzystać z ubezpieczenia dziadków, jeśli ci są ich jedynymi opiekunami. Dziecko korzysta ze statusu ubezpieczonego członka rodziny do 18. roku życia pod warunkiem, że zostanie zgłoszone przez rodzica lub dziadka. Jeśli jednak nadal się uczy, okres ten zostaje przedłużony do ukończenia 26 lat. Wyjątek stanowi sytuacja, gdy lekarze orzekli w stosunku do dziecka niepełnosprawność w stopniu znacznym – wtedy bez ograniczenia wieku korzysta ono z ubezpieczenia przysługującego mu jako członkowi rodziny. W przypadku niektórych dzieci ubezpieczenie zdrowotne jest finansowane ze środków publicznych. Kogo to dotyczy? Przede wszystkim dzieci, które przebywają w placówkach wychowawczych, opiekuńczych, resocjalizacyjnych lub leczniczych. Do ubezpieczenia zgłasza je i opłaca składki placówka, w której przebywają. Druga grupa objęta tego rodzaju ubezpieczeniem to dzieci, które nie podlegają jeszcze obowiązkowi szkolnemu, a ich opiekunowie nie mają tytułu ubezpieczenia zdrowotnego. W ich przypadku do ubezpieczenia zgłasza je ośrodek pomocy społecznej, a później – kiedy zaczną podlegać obowiązkowi szkolnemu – szkoła, i to ona opłaca za nie składkę ubezpieczeniową. Jest jeszcze grupa dzieci posiadających pełne prawo do darmowego leczenia, pomimo niezgłoszenia w żaden sposób do ubezpieczenia zdrowotnego. Mowa tu o dzieciach obywatelstwa polskiego do ukończenia 18. roku życia. Do tej grupy dołączono też małoletnie dzieci zamieszkujące na terytorium Polski, które uzyskały w Polsce status uchodźcy lub ochronę uzupełniającą lub zezwolenie na pobyt czasowy udzielone celem połączenia się z rodzicem-cudzoziemcem mającym przyznany status uchodźcy lub ochronę czasową.
A co ze studentami? Wszystko zależy od statusu studenta. Jeżeli jest zatrudniony na umowę o pracę, do ubezpieczenia zgłasza go jego pracodawca. Jeżeli prowadzi własną działalność gospodarczą, obowiązek ten należy do niego. Dopiero w trzeciej kolejności obowiązek zgłoszenia studenta do ubezpieczenia mają jego rodzice. I tu ważna sprawa: przepisy mówią, że każdy student, także studiów doktoranckich, od dnia ukończenia 26. roku życia zostaje wyrejestrowany z ubezpieczenia jako „dziecko” zgłoszone przez rodzica. Jak długo dziecko może korzystać z ubezpieczenia jako członek rodziny? Jeśli dziecko kontynuuje naukę, może być zgłoszone do ubezpieczenia jako członek rodziny nie dłużej niż do ukończenia 26 lat. Po tym czasie, o ile nie jest ubezpieczone z żadnego własnego tytułu, powinno powiadomić szkołę lub uczelnię, która będzie zobowiązana zgłosić je do ubezpieczenia w NFZ. Jeśli natomiast młody człowiek ukończył szkołę ponadgimnazjalną, nie mając już statusu „członka rodziny”, zachowuje prawo do świadczeń opieki zdrowotnej przez sześć miesięcy od zakończenia nauki. W przypadku, gdy kończy szkołę wyższą, ma prawo do korzystania z ubezpieczenia zdrowotnego przez cztery miesiące od momentu ukończenia szkoły. Jeśli nasze dziecko utrzymuje się już samo, to powinniśmy je wyrejestrować z ubezpieczenia? Ważne jest, że osoba, która zgłosiła członka rodziny, ma obowiązek zgłosić też jego wyrejestrowanie w sytuacji, gdy ustają okoliczności pozostawania członkiem rodziny. I tak należy wyrejestrować ze swojego ubezpieczenia: dziecko, które ukończyło 18 lat i nie kontynuuje nauki, które mając 18 do 26 lat ukończyło szkołę ponadpodstawową lub uczelnię, zgłoszone wcześniej jako członka rodziny przez rodzica z chwilą, gdy uzyska ono własny, obowiązkowy tytuł do ubezpieczenia – na przykład podejmie pracę, zostanie zarejestrowane przez Urząd Pracy itp. Dziecko, które wstąpi w związek małżeński, a współmałżonek jest objęty ubezpieczeniem zdrowotnym, może korzystać z jego ubezpieczenia jako członek rodziny. Nie ma tutaj ograniczeń wiekowych.CP P R O M O C J A 008522033
18
miastakobiet.pl
008501423
R
E
K
L
A
M
A
018055779
W CIEMNOŚCI WIDAĆ LEPIEJ
W Niewidzialnym Domu rozwijamy zdolności patrzenia na świat w inny niż dotąd sposób. Z nami zobaczysz dużo więcej, niż się wydaje. TEKST MARIUSZ SEPIOŁO
P
ierwszy raz w życiu widzę tandem - myślę i zaraz robi mi się głupio, bo przypominam sobie, że przecież nie widzę nic, otacza mnie absolutna ciemność. Pod palcami czuję jednak charakterystyczny kształt: kierownica, rama, koła i dwa siodełka. Mogę sobie wyobrazić, jak wygląda przedmiot, po którym właśnie przesuwam dłońmi. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu myślę, że jest niebieski. Wydaje mi się, że sufit w pomieszczeniu wisi tuż nad moją głową, że za chwilę nabiję sobie guza. Ale podobno strop jest wysoko i jestem
20
miastakobiet.pl
bezpieczny. Na własnej skórze przekonuję się, jak na co dzień wygląda życie osoby niewidomej. Mogę tego doświadczyć w jedynym takim miejscu w regionie - Niewidzialnym Domu w Toruniu.
IDEA Niewidzialny Dom realizuje ideę „Poczuj - zrozum”. Takich miejsc na całym świecie jest tylko pięć. Ci, którzy nie mają problemów ze wzrokiem, dzięki doświadczeniom z Niewidzialnego Domu mogą zrozumieć, jak bardzo nie doceniają sprawności tego zmysłu. „Często wydaje się nam, że świat jest taki, jakim go widzimy. Nic bardziej mylnego” - piszą twórcy Niewidzialnego Domu na stronie internetowej. „Wykorzystują to iluzjoniści, którzy bez trudu usypiają czujność widowni, wyłączają nasz wzrok, słuch, dotyk. W świecie Niewidzialnego Domu nie oszukujemy zmysłów, poszerzamy płaszczyzny ich funkcjonowania. Odkrywamy to, co nieznane. Rozwijamy zdolności patrzenia na świat w inny niż dotąd sposób. Z nami zobaczysz dużo więcej, niż się wydaje”. Zaczęło się od pomysłu Artura Kasprowicza, doktora nauk ekonomicznych, pracownika Katedry Gospodarki Turystycznej Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy, związanego m.in. z fundacją Papillon. Kasprowicz odwiedził „Niewidzialną Wystawę” w Warszawie i postanowił stworzyć podobne miejsce w Toruniu.
Niewidzialny Dom został otwarty wiosną 2018 roku przy ul. Strumykowej. - Na początku trochę się bałem - mówi Paweł, kierownik Niewidzialnego Domu. - Nie wiedziałem, jak powinien wyglądać kontakt z niewidomym, o co mogę zapytać, a o co pytać nie wypada. Ale po pierwszej takiej rozmowie obawy zniknęły. Paweł był studentem Artura Kasprowicza. Wykładowca zaraził go ideą miejsca, w którym widzący mogą doświadczyć życia w ciemnościach. Tak się zaczęło. - Odwiedzających najpierw szczegółowo instruujemy - opowiada Paweł. - Instalacja jest całkowicie zaciemniona, rozmieszczona w czterech różnych pomieszczeniach. Klientów oprowadzają nasi przewodnicy - osoby niewidzące. Niewidzialny Dom to nie escape room - jak zaznacza - ale miejsce o walorze edukacyjnym, które ma w odwiedzających wzbudzić refleksję. - Najlepiej widać to, kiedy klienci wychodzą z zaciemnionych pomieszczeń - mówi Paweł. - Dla wielu jest to szok, zdarzają się łzy. Wrażenie na zwiedzających robi też to, że po godzinie spędzonej w ciemnościach mogą zobaczyć swojego przewodnika. Przekonać się, że to, czego przed chwilą doświadczyli, jest codziennością osób niewidomych. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w Polsce jest około 1,8 mln osób niedowidzących i niewidomych. Codziennie muszą borykać się z wieloma niedogodnościa-
inna perspektywa JAKO OSOBY WIDZĄCE MAMY TENDENCJĘ DO OCENIANIA INNYCH PO WYGLĄDZIE. PATRZYMY I OD RAZU MAMY GOTOWY POGLĄD DOTYCZĄCY DANEGO CZŁOWIEKA. TA PRACA UŚWIADAMIA, ŻE NIE WARTO OCENIAĆ KSIĄŻKI PO OKŁADCE. WE WNĘTRZU ZAWSZE KRYJE SIĘ COŚ CIEKAWEGO.
mi, które utrudniają im wykonywanie często najprostszych nawet czynności. Polski Związek Niewidomych opracował listę strat ponoszonych przez osoby niewidzące. Jest długa i smutna. Wraz z częściową lub całkowitą utratą wzroku zostajemy m.in. pozbawieni możliwości osiągnięcia samodzielności zawodowej i finansowej, a także niezależności osobistej. Mamy problemy z podstawowymi czynnościami, takimi jak jedzenie, picie, ubieranie się, korzystanie z telefonu, gotowanie, robienie zakupów, posługiwanie się pieniędzmi, utrzymanie mieszkania w dobrym stanie. Bariery fizyczne przekładają się na poważne konsekwencje psychologiczne, np. depresję, apatię, zupełne wycofanie się z życia społecznego. Zagrożenie załamaniem psychicznym jest dużo większe w przypadku osób, które utraciły wzrok w dorosłym życiu, w wyniku choroby albo wypadku. Osoby niewidome od urodzenia lub wczesnych lat dziecięcych z reguły nieco łatwiej znoszą swoją sytuację.
ENERGIA Przed zwiedzaniem Paweł pokazuje nam przedmioty, które pomagają niewidomym w codziennym funkcjonowaniu. Maszyna do pisania alfabetem Braille’a jest mała i niepozorna. Sześć podłużnych klawiszy - po trzy na każdą dłoń - odpowiada określonej kombinacji kropek, które z kolei oznaczają daną literę tradycyjnego alfabetu. Z pozoru pisanie alfabetem Braille’a jest trudne, ale w praktyce osoby niewidzące w mig się go uczą. Dziś posługują się najczęściej klawiaturami komputerowymi, tak jak osoby widzące. Nawet nie zauważamy, że są wyposażone w specjalne elementy, które niewidomi wyczuwają opuszkami, dzięki czemu mogą ułożyć palce w odpowiedniej konfiguracji. Smartfon? Niewidomi używają go bez problemu za pomocą specjalnych aplikacji rozpoznających polecenia głosowe i odczytujących treści. Jest jeszcze kwestia ubioru. Jak odpowiednio dobrać kolory i nie straszyć przechodniów? Dawniej było to trudniejsze, dziś - m.in. dzięki takiemu urządzeniu jak Colorino - sprawa jest dużo prostsza. Colorino to małe,
Maszyna do pisania alfabetem Braille’a jest mała i niepozorna
czarne pudełko, przypominające pilot do telewizora, które identyfikuje kolory (dzięki technice rozpoznawania nasilenia światła) i odczytuje je niewidzącemu użytkownikowi. Podobnie działa penfriend, czyli przyrząd, który za pomocą sygnału dźwiękowego informuje o nasileniu światła w pomieszczeniu. Korzyść? Nie zostawimy zapalonej lampki na całą noc i nie będziemy musieli przepłacać za rachunek. Ale nie tylko technika sprawia, że przewodnicy z Niewidzialnego Domu to osoby pogodne i uśmiechnięte, które energią zarażają zwiedzających i obsługę. - My, osoby widzące, zapominamy, jak wygodne jest nasze życie - mówi Paweł. - Od naszych przewodników uczę się radości. Mimo niepełnosprawności potrafią cieszyć się każdym dniem, spotkaniem, pracą. Mają pasje. Podróżują po świecie. Kiedy przychodzę do pracy zmartwiony, często jakąś błahostką, przewodnicy potrafią sprawić, że się rozpogadzam. Praca z niewidomymi rozwija wrażliwość - na innego człowieka, świat, niepełnosprawnych i ich sytuację. - Uczy też czegoś innego, ważnego - dodaje kierownik Niewidzialnego Domu. - Jako osoby widzące mamy tendencję do oceniania innych po wyglądzie. Patrzymy i od razu mamy gotowy pogląd dotyczący danego człowieka. Ta praca uświadamia, że nie warto oceniać książki po okładce. We wnętrzu zawsze kryje się coś ciekawego.
ŻYCIE Wchodzimy. Kiedy zamykają się ostatnie drzwi, zapada całkowita ciemność. Na początku oczy z trudem się do niej przyzwyczajają. Idziemy za głosem przewodnika - pana Józefa. Zachęca nas, żebyśmy wyciągnęli ręce i spróbowali odgadnąć, w jakim pomieszczeniu jesteśmy. Zupełnie po omacku szukamy punktów zaczepienia. Natrafiam na pojedyncze przedmioty, z których buduję w wyobraźni obraz całości. To mój przywilej: wiem, jak wygląda biurko, ziemniak, kierownica od roweru. Ci, którzy nigdy nie widzieli, muszą wyobrażać sobie te kształty na swój sposób. I zapamiętywać. - Nasi przewodnicy mają niezwykłą pamięć - mówi Paweł. - Są niczym chodzące komputery. Bez wzroku wyostrzają się inne zmysły. Osoby niewidzące radzą sobie dzięki rozpoznawaniu dźwięków, dotykaniu przedmiotów, badaniu terenu za pomocą białej laski. O niej pan Józef mówi „drugie oczy”. W zaciemnionych pomieszczeniach możemy tego doświadczyć. Musimy uważać, by nie upaść, nie wpaść na innego zwiedzającego albo przewodnika. Słuch, węch i dotyk pracują na wysokich obrotach. Przedmioty codziennego użytku, w „normalnym” świecie niezauważane, stają się nagle czymś kluczowym i najważniejszym. Podczas zwiedzania pan Józef opowiada, że wzrok zaczął tracić w wieku trzech lat. To była choroba. Dziś z trudem przypomina sobie świat, który zdążył zobaczyć jako dziecko: nieokreślone kształty, namiastki kolorów. Wszystko jest niewyraźne. Teraz, jeśli przysunie gazetę bardzo blisko oczu, może tylko zobaczyć jaśniejsze i ciemniejsze miejsca. Stojąc w oknie dostrzega nieco światła. Mieszka w Toruniu, ma żonę, ona też jest niewidoma. Wychowali dwoje dzieci, które widzą, skończyły studia, znalazły życiową stabilizację. Pan Józef do pracy w Niewidzialnym Domu trafił zaraz po otwarciu, dojeżdża tu codziennie, korzystając z miejskiej komunikacji. Świetnie sobie radzi na dworcach, szybko znajduje wskazówki dla niewidomych w alfabecie Braille’a umieszczone w najważniejszych miejscach. I zapewnia, że jest człowiekiem szczęśliwym. Pytam, jak to jest, że z jego ust nie schodzi uśmiech. - A po co mam się martwić? - odpowiada i uśmiecha się jeszcze szerzej. - Zamartwianiem się nic nie zmienię, a życie jest tylko jedno. Trzeba je przeżyć po swojemu.CP miasta kobiet
wrzesień 2018
21
POŁOGOWA SAMOTNOŚĆ
tabu
- Chcesz zobaczyć, jak wygląda macierzyństwo? Zapraszam do mnie - mówi Agnieszka, mama Antka. - W pokoju sterty ubranek, w kuchni butelki, opakowania mleka, smoczki. Moja codzienność. Ostatni raz u fryzjera byłam w ósmym miesiącu ciąży, teraz dorobiłam się już odrostów. To mój nowy image. Nie zawsze znajduję czas, żeby umyć włosy. Ale od czego jest suchy szampon? To najlepszy przyjaciel świeżo upieczonej matki.
Problem depresji poporodowej istnieje nie od dziś, choć wciąż jeszcze stanowi tabu. Warto więc pokazywać różne oblicza macierzyństwa, odczarowywać stereotypowy wizerunek matki Polki. TEKST: Paulina Błaszkiewicz
22
miastakobiet.pl
NIE TAK TO SOBIE WYOBRAŻAŁAM Agnieszka nie wygląda jak matka z Instagrama. I wcale nie chce nią być. Marzy, żeby w końcu przespać pięć godzin bez przerwy albo wyrwać się do miasta. Robienie artystycznych zdjęć w kawiarni? O tym nawet nie zamierza myśleć. Szkoda jej czasu, bo od porodu nie ma go w ogóle. - Podziwiam te wszystkie „instamatki” i ich pięknie ubrane, modne niemowlęta. Antkowi najczęściej zakładam body lub pajacyka. Tak jest najwygodniej. Chociaż kiedy byłam w ciąży, też namiętnie kupowałam efektowne garniturki, marynarki, śliczne ciuszki. Teraz myślę, że dałam się nabrać. Uwierzyłam, że tak wygląda macierzyństwo. Przygotowując się do porodu, Agnieszka kompletowała wyprawkę - kolorowe ubranka, modny wózek, leżaczki, szumisie, kokony - ale zupełnie nie myślała o tym, co będzie, gdy już na świecie pojawi się Antek. - Nie wzięłam pod uwagę wielu rzeczy - mówi. - Tego, że mogę mieć problemy z laktacją, albo że będę wiecznie niewyspana, wykończona. Tymczasem właśnie tak wygląda macierzyństwo. Są brudne ubranka, dziecko nie chce spać, a mleko nie leci jak woda z kranu. Badania wskazują, że przed porodem 90 proc. kobiet inaczej wyobrażało sobie realia połogowe i samą siebie w roli matki. Zderzenie z rzeczywistością bywa bardzo niebezpieczne dla stanu psychicznego młodych mam. Według Światowej Organizacji Zdrowia problem depresji poporodowej dotyka od 12 do 30 proc. kobiet. Oznacza to, że problem dotyczy nawet do 100 tysięcy Polek rocznie. GORSZY SORT Z CESARKI O tym, że macierzyństwo nie jest kolorowe i beztroskie niczym na zdjęciach z Instagrama, przekonała się również Karolina, mama trzymiesięcznego Maćka. Karolina zaszła w ciążę po trzydziestce, pracowała do siódmego miesiąca, cały czas była aktywna. Ciąża przebiegała książkowo i Karolina miała nadzieję, że równie dobrze będzie po narodzinach syna. Tymczasem połóg okazał się najbardziej traumatycznym przeżyciem, jakiego doświadczyła.
tabu - Nie ciąża, nie poród, nie śmierć jej ojca - podkreśla. - To, jak się czułam i czego doświadczyłam po narodzinach dziecka, kompletnie mnie przerosło. Ciąża przebiegała dobrze, poród przez cesarskie cięcie też był bezproblemowy. Schody zaczęły się później. Owszem, w szkole rodzenia Karolina usłyszała, że często po porodzie kryzys przychodzi w szóstej dobie. Przyczyną jest burza hormonalna, podczas której kobieta nie chce słyszeć o wizytach gości i cudownych radach mam, cioć czy babć, tylko skupia się na sobie i dziecku. Ale ją kryzys dopadł już drugiego dnia. I trwał sześć tygodni. - Straciłam kontrolę. Nie potrafiłam podejmować racjonalnych decyzji. Górę brały emocje, nad którymi nie umiałam zapanować. Przez ciągłe ataki płaczu nie mogłam normalnie funkcjonować, zajmować się dzieckiem. Trudno to wytłumaczyć komuś, kto nie przeżył podobnego koszmaru. Zamknięcie w domu i samotność nasilały zły nastrój. Chciałam gości, ludzi wokół, pozytywnych emocji. Gdyby nie wsparcie rodziny i kilku życzliwych osób, nie wiem, co by się wydarzyło - wspomina, dodając, że jej stan pogarszały realne problemy. Maciek nie przybierał na wadze. Jednak położna środowiskowa tego nie zauważyła, ponieważ przychodziła na wizyty… bez wagi! Mówiła, że boli ją kręgosłup, więc nie może dźwigać. Karolina i jej partner szukali pomocy u specjalistów, ale nawet od lekarzy ciągle słyszeli: „Macie państwo dziecko z cesarki”. - Przez to czułam się tak, jakby mój synek był niepełnosprawny, jakbym wyrządziła mu krzywdę na całe życie. Lekarze na wszystko mieli jedną odpowiedź. Wzmożone napięcie mięśniowe? Efekt cesarki. Krótkie wędzidełko? Efekt cesarki. Mały nie ssie piersi? Efekt cesarki - mówi Karolina. - To lekarze zdecydowali o sposobie rozwiązania ciąży, nie ja. Ale wciąż czułam się winna, byłam w złym stanie psychicznym. Pamiętam, że nawet instruktorka od chustoszenia, która przyszła do nas do domu, sugerowała, że cesarskie cięcie oznacza nieodwracalne konsekwencje dla mnie i mojego dziecka. Kobiecie tak rozedrganej emocjonalnie jak ja wówczas nie powinno się mówić podobnych rzeczy. O tym, jak niewłaściwym słowem albo gestem można głęboko zranić młodą matkę, przekonywała w wywiadzie dla „Miast Kobiet” psycholożka Anna Morawska, autorka książki „Depresja poporodowa. Możesz z nią wygrać”: - Jedna z bohaterek mojej książki mówiła o tym, jak zabrano jej dziecko, bo nie dostała od razu pokarmu. Nie widziała maleństwa przez wiele godzin. Była tak przerażona, że po trzech godzinach dostała tyle pokarmu, że mogłaby wykarmić dwoje dzieci. Do dziś śni o tej koszmarnej sytuacji po nocach. Inna kobieta opowiedziała o położnej, która wytykała jej, że nie ma ślicznych, nowych ubranek dla dziecka. Z powodu gorszego statusu finansowego spotkało ją wiele nieprzyjemności. Od porodu minęło 40 lat, a ona nadal płacze, wspominając tę historię. To pokazuje, jak bardzo kobieta po porodzie jest wrażliwa i delikatna. Stąd mój apel o szczególne wsparcie dla młodych mam - zarówno ze strony personelu medycznego, jak i najbliższej rodziny.
TEŚCIOWA MUSI ZNIKNĄĆ Na wizycie kontrolnej u znanej w regionie pani neonatolog Nadia, mama trzymiesięcznego Wojtka, usłyszała: „A co ma pani innego do roboty poza karmieniem piersią?”. - Zignorowałam to, bo wiedziałam, że lekarka i tak mnie nie przekona. Moim największym, codziennym problemem jest jednak teściowa, która chce wszystko mieć pod kontrolą - opowiada Nadia. Wojtek urodził się miesiąc przed terminem i już w szpitalu Nadia usłyszała od teściowej, że jest temu winna, bo myła okna i w ogóle całe życie była chorowita - nic więc dziwnego, że nie donosiła ciąży. Teraz teściowa towarzyszy rodzinie Nadii na każdym kroku. Jest przekonana, że tylko ona potrafi „dojrzeć małego”. - Non stop słyszę, że coś robię nie tak: „Po co ściągasz mleko? Daj mu cyca! Boisz się, że ci piersi oklapną? Co z ciebie za matka?”. To przykładowy repertuar mojej teściowej - wylicza Nadia. - Według teściowej jestem winna wszystkiemu. Temu, że Wojtek płacze, a ja nie wiem dlaczego, że już dwa razy wylądowaliśmy w szpitalu z jelitówką albo że mały nosi brzydkie śpioszki. Bo przecież teściowa kupiła ładniejsze.
Co na to ojciec dziecka? Twierdzi, że żona wszystko wyolbrzymia. Jego matka chce przecież dobrze, sama wychowała dziecko, więc wie, jak pomóc niedoświadczonej kobiecie. Tymczasem Nadia raz w tygodniu, gdy teściowa zabiera wnuka na spacer, chodzi do terapeutki. Diagnoza: stan przeddepresyjny.
MACHO NA POMOC Magda, mama półrocznej Dorotki, ma trzydzieści lat, blond włosy i figurę modelki. Ciągle słyszy, że zupełnie nie widać po niej ciąży. Nie widać, że niedawno została matką. W dodatku samotną. W odpowiedzi na zdjęcie z porodówki ojciec Dorotki wysłał Magdzie wiązankę paskudnych przekleństw. I więcej się dzieckiem nie zainteresował. - Wszystko się we mnie zmroziło. Bałam się, że ze stresu stracę pokarm - wspomina. - W szpitalu cały personel wiedział, że jestem samotną matką. Byłam w kiepskim stanie po cesarce, kiedy usłyszałam: „Może chociaż karmić będziesz naturalnie, księżniczko”. To była aluzja do cesarki. Nie rodziłam siłami natury ze względu na wadę kręgosłupa. Po porodzie Magda była kompletnie sama. Ani ojca dziecka, ani rodziny, ani koleżanek, które wprawdzie deklarowały pomoc, ale potem chyba się przestraszyły. I tyle z tej pomocy było. Przy Magdzie został za to kumpel - taki od piwa po pracy, singiel, trochę macho, trochę szowinista, niezbyt grzeczny dla ludzi. Ale to on pomógł jej, gdy tego najbardziej potrzebowała. Zaczęło się od problemów z laktacją. Magda usłyszała, że powinna okładać piersi kapustą albo iść do doradczyni laktacyjnej. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić! Była zima, mróz, a Magda miała kilkudniowe dziecko i żadnego samochodu. Wkrótce okazało się, że Dorotka waży za mało, więc położna kazała karmić ją co dwie i pół godziny. - Przez trzy tygodnie doiłam się laktatorem jak krowa - mówi Magda. - Mała w końcu zaczęła ssać, ale karmienie piersią nie trwało długo. Mleko się skończyło, Dorotka płakała, a ja… Panikowałam. Nie wiedziałam, co zrobić. W końcu zadzwoniłam do kumpla od piwa. Do tego macho. Ryczałam do słuchawki, a gdy przestałam, usłyszałam najcudowniejszą rzecz w życiu: „Zaraz kupię ci mleko w aptece”. I kupił. W środku nocy przywiózł mleko, zajął się małą, gdy jej mama przygotowywała butelkę, pocieszył, pomógł. Magda śmieje się, że okazał się lepszy od poradni laktacyjnej i od obiecujących pomoc koleżanek.
NIE WZIĘŁAM POD UWAGĘ WIELU RZECZY. TEGO, ŻE MOGĘ MIEĆ PROBLEMY Z LAKTACJĄ, ALBO ŻE BĘDĘ WIECZNIE NIEWYSPANA, WYKOŃCZONA. TYMCZASEM WŁAŚNIE TAK WYGLĄDA MACIERZYŃSTWO. SĄ BRUDNE UBRANKA, DZIECKO NIE CHCE SPAĆ, A MLEKO NIE LECI JAK WODA Z KRANU.
Agnieszka, Karolina, Nadia i Magda to mamy, które zetknęły się z ciemniejszą stroną macierzyństwa. Takich kobiet jest jednak o wiele więcej. Anna Morawska w swojej książce pisze, że problem z odnalezieniem się w nowej roli najczęściej dotyczy kobiet, które wcześniej chorowały na depresję, samotnych matek bez wsparcia ze strony rodziny czy partnera i… perfekcjonistek. Kobiety sukcesu, których w dzisiejszych czasach jest coraz więcej, nie radzą sobie w sytuacji, w której trudno przecież o perfekcję, o bycie idealną.CP miasta kobiet
wrzesień 2018
23
test samochodu
N
SPORTOWA ELEGANCJA
a pierwszy rzut oka - potężny, muskularny, nowoczesny. Gdy stoję obok, gabaryty auta aż onieśmielają. Sylwetka zbliżona do coupé i sportowy charakter dodają oryginalności. zaprojektowany, z możliwoPrawdopodobnie nie tylko ja tak ścią obsługi na ekranie dotykouważam, bo co chwilę ktoś z przewym, poprzez kontrolera, głos lub gesty. chodniów zerka w stronę samochoHasło przewodnie BMW du. Atletyczne BMW X4 ewidentnie „Czysta radość z jazdy” nie wziębudzi zainteresowanie. Aż chce się wsiąść do środka. ło się znikąd. Doceni to każdy, Wnętrze utrzymane jest w sporkto wybierze jedną z siedmiu dostępnych wersji silnikowych towo-eleganckim klimacie. Czysto, z napędem xDrive i z 8-biegową przejrzyście, choć nie brakuje tu skrzynią automatyczną - trzech rozmaitych schowków oraz funkcji, benzynowych i czterech wysoktóre ułatwią i umilą jazdę. Uwagę od razu zwraca wysokość siedziska koprężnych. Rozpiętość mocy kierowcy oraz świetnie wyprofilomieści się od 184 do 360 KM. Najmocniejszy M40i do setki wane fotele z możliwością precyprzyspiesza w 4,8 sekundy. Co tu zyjnej regulacji. Nawet długa trasa dużo mówić, tę moc naprawdę nie powinna zmęczyć kręgosłupa. TEKST: Lucyna Tataruch czuć. Do tego dochodzi odzysk Już po kilku kilometrach można energii hamowania czy aktywadocenić też wygodę i funkcjonalność grubej kierownicy, która znakocja agregatów pomocniczych. Auto wydaje się idealmicie leży w dłoniach. Producent zachęca obietnicą ne dla tych, którzy stawiają „doskonałej dynamiki jazdy, innowacyjnej lekkiej konstrukcji z obnina klasę, jakość i bezpieczeństwo, a jednocześnie chcą się wyróżżonym środkiem ciężkości oraz jeszcze większą mocą”. Nie są to nić i nie zamierzają rezygnować z zabawy prędkością - oczypuste słowa. Wrażenia te potęguje zwinność, a jednocześnie stabilwiście wtedy, gdy można sobie na to pozwolić. Odbiorcą tego produktu może być dojrzały kierowca z rodziną podczas weekność, z jakimi porusza się auto - co jest zasługą m.in. adaptacyjnego sportowego układu kierownicy, przydatnego choćby podczas endowego wyjazdu (z torbami w pojemnym bagażniku 500 l ostrzejszych zakrętów. Pomocny w trudnych sytuacjach okazuje - z wygodnym systemem otwierania klapy ruchem nogi). Osoba, się też asystent parkowania, system ostrzegający przed opuszczektóra, choć ceni sobie komfort jazdy i bezpieczeństwo, lubi też poszaleć w wolnej chwili, czując się pewnie za kierownicą. I to auto niem pasa, regulacja prędkości i funkcja ochrony pieszych. zdecydowanie takie wrażenia gwarantuje. Pełnokolorowy wyświetlacz head-up w bezpośrednim polu widzenia kierowcy wskazuje m.in. aktualną prędkość i jej ograniczenia, inne znaki drogowe czy sygnały z nawigacji. Pozostałe wskaźniki na desce rozdzielczej są równie funkcjonalne i intuicyjne w odbiorze. Podobnie prezentuje się system inforozrywki - dobrze
24
BMW X4 jest idealne dla osób, które stawiają na klasę, jakość i bezpieczeństwo, a jednocześnie chcą się wyróżnić i nie zamierzają rezygnować z zabawy jazdą.
Auto do testów zostało użyczone przez BMW Dynamic Motors
miastakobiet.pl
008499033
kobieta w podróży Agnieszka Pancerz i Justyna Kucińska w Tajlandii podczas wolontariatu dla Lanta Animal Welfare
WAKACJE NA RATUNEK ZWIERZĘTOM Tajlandia kojarzy się z rajskimi plażami. Turyści wybierają ten kierunek w celach rekreacyjnych, ale Agnieszka Pancerz postanowiła inaczej. Zamiast beztroskich wakacji wybrała pracę wolontariuszki w Lanta Animal Welfare, czyli w domu opieki dla zwierząt. TEKST: Jan Oleksy
26
miastakobiet.pl
L
anta Animal Welfare to dziś już bardzo znana organizacja, która prowadzi schronisko dla psów i kotów wraz z kliniką weterynaryjną. Mieści się ono na pięknej wyspie Koh Lanta położonej na Morzu Andamańskim w południowo-zachodniej części Tajlandii, tuż przy Malezji. Wyspa uchodzi za turystyczny raj z przepięknymi plażami. Do tego ciepła woda stwarza idealne warunki do pływania, nurkowania i uprawiania sportów wodnych. Jednak Agnieszka Pancerz wybrała się do dalekiej Tajlandii w zupełnie innym celu. - Przede wszystkim po to, żeby pomagać zwierzętom i pracować jako wolontariuszka w LAW - wyjaśnia.
PRZYJEMNE Z POŻYTECZNYM Agnieszka Pancerz jest z zawodu lekarzem weterynarii i psychologiem zwierząt. Nic więc dziwnego, że los psów i kotów nie jest jej obojętny. - Od zawsze interesowały mnie również kraje azjatyckie, zwłaszcza Tajlandia. Słyszałam też bardzo pozytywne opinie o Lanta Animal Welfare od kolegów, którzy kilka lat temu pracowali w tamtejszej klinice schroniska jako lekarze weterynarii. Chcąc wyruszyć na tę niezwykłą wyprawę, zaproponowałam koleżance ze studiów wspólną podróż. Justyna wspierała mnie bogatym doświadczeniem w pracy klinicznej, a przede wszystkim swoją obecnością i dobrym słowem, co jest niezwykle ważne, gdy jest się 9 tys. kilometrów od domu - przyznaje Agnieszka. Justyna Kuścińska jest także lekarzem weterynarii. Pracę zaczynała w klinice wete-
kobieta w podróży rynaryjnej w Dubaju, a obecnie realizuje się zawodowo w Wielkiej Brytanii. Będąc rok temu na wakacjach na Koh Lancie, uczestniczyła w zajęciach w szkole gotowania prowadzonej przez restaurację Time for Lime. Wówczas dowiedziała się, jaki związek ma kuchnia tajska ze schroniskiem dla zwierząt. Właścicielka restauracji, Junie Kovacs, przerażona sytuacją psów i kotów na wyspie, 13 lat temu postanowiła założyć fundację LAW, w której walczy z cierpieniem zamieszkujących wyspę czworonogów, głównie poprzez kontrolę ich populacji. Ośrodek nie tylko przeprowadza zabiegi kastracji i sterylizacji. Prowadzi także klinikę weterynaryjną, w której leczone są zwierzęta przebywające w LAW, ale też pupile ludzi zamieszkujących wyspę. Miejsce to od pewnego czasu stało się atrakcją turystyczną z „kocią kawiarnią” dla odwiedzających. Aktualnie działa w nim sztab wolontariuszy z całego świata.
WZÓR DO NAŚLADOWANIA - Jestem zafascynowana założycielką LAW, jej talentami menedżerskimi, umiejętnościami pozyskiwania finansów od fundatorów, wykorzystywaniem środków pochodzących z jej restauracji i przede wszystkim zdolnością skupiania wokół siebie wyjątkowych ludzi z całego świata, którzy niosą bezinteresowną pomoc. Podziwiam jej fundację, która przez kilkanaście lat działania tak wiele osiągnęła - opowiada Agnieszka. Dzięki obecności Polek zespół kliniki weterynaryjnej LAW mógł wyjechać mobilną kliniką na sąsiednią wyspę, gdzie wykonywał zabiegi kastracji i sterylizacji. Zabiegowi zostało poddanych aż 250 zwierząt. - W tym czasie my zostałyśmy na wyspie. Leczyłyśmy zwierzęta przebywające w schronisku i przyjmowałyśmy pacjentów zewnętrznych. Musimy przyznać, że zdecydowanie częściej rolę lokalnych pupili pełniły koty. Szczególnie że były one jedyne w swoim rodzaju. Zarówno na Koh Lancie, jak i na Bali bardzo dużo kotów miało skróconą liczbę kręgów ogonowych - wyjaśnia Agnieszka. Te futrzaki od urodzenia mają krótkie ogonki, które są wynikiem mutacji zachodzącej w ich genotypie. Dzisiaj na terenie Koh Lanty nie widać wolno żyjących psów i kotów, a te, które przebywają w schronisku, mają zapewnione bardzo dobre warunki oraz szansę na nowy dom. Ośrodek Lanta Animal Welfare uruchomił program adopcyjny. Chętni z Europy, USA czy Australii, którzy chcą do siebie przygarnąć zwierzęta, ponoszą koszty lotu, a także wszystkich zabiegów wykonanych w schronisku, dzięki czemu osoby adoptujące pomagają nie tylko wybranemu pupilowi, ale także zwierzętom, które przebywają w LAW.
R
E
K
COŚ DLA SIEBIE - Na Koh Lancie poznałam ludzi z całego świata, którzy pracując bezinteresownie dla zwierząt, dzielili się swymi doświadczeniami. Mam satysfakcję, że mogłam dołożyć do tego swoją cegiełkę - cieszy się Agnieszka. - Zaprzyjaźniłyśmy się też z wieloma „pensjonariuszami” ośrodka. Wszystkie psiaki i kociaki, głównie dzięki ciężkiej pracy wolontariuszy, były bardzo pozytywnie nastawione do ludzi. Popołudniami wychodziłyśmy z psami na nadmorskie spacery, a w wolnym czasie wsiadałyśmy na wynajęty skuter i robiłyśmy wycieczki po wyspie. Oczywiście, jadąc tak daleko, chciałyśmy też zwiedzić tę część świata. Najpierw wybrałyśmy się do Indonezji, gdzie spędziłyśmy
mile czas na Bali oraz Gili T. Następnie, po krótkiej przerwie w Bangkoku, dotarłyśmy na Koh Lantę, wszędzie zwracając szczególną uwagę na żyjące tam zwierzęta. Chcąc być wolontariuszem w LAW, należy ponieść pełen koszt wyjazdu z własnych środków. Lot, szczepienia, nocleg, wyżywienie, wypożyczenie skutera, który był koniecznym środkiem transportu, dziewczyny pokrywały same. Cała organizacja była po ich stronie. - Mimo to niczego nie żałuję - dodaje Agnieszka. - Jeżeli czas pozwoli i będą możliwości, to wybiorę się w kolejną taką podróż, aby wzbogacać swoje doświadczenie weterynaryjne i życiowe. Moja ciekawość świata ciągle we mnie żyje, może następnym razem Afryka i jej zwierzęta?CP
L
A
M
A
CZYŚCIMY PROFESJONALNIE! Twoja Markowa odzież w sprawdzonych rękach!
Dane teleadresowe Toruń, ul Rydygiera 43 tel. 530 955 261 pn-pt: 8-19 sob: 8-14
008555530
Dowiesz się o aktualnych promocjach!
jej pasja
PA R T N E R T E M AT U
Z D J Ę C I E J U L I A K O WA C I C
Trzeba umieć zdrowo rywalizować. Ale, aby tak się stało, ważny jest cel i plan na siebie. Z Katarzyną Zillmann*, mistrzyni Europy w wioślarstwie, rozmawia Jan Oleksy
DAJĘ Z SIEBIE WSZYSTKO Proszę tylko nie nazywać mnie kajakarką! Wcale nie mam takiego zamiaru. Dlaczego o tym mówisz? Bo ludzie często mylą wioślarstwo z kajakarstwem, a to jest strasznie irytujące. Różnica jest zasadnicza, to inna dyscyplina. Wioślarz płynie tyłem, kajakarz przodem, używamy innych partii mięśni, łączy nas jedynie woda, bo nawet wiosła i łódki są skrajnie różne… Trudniej płynąć do tyłu, bez lusterka wstecznego? Tak jest efektywniej, można się zaprzeć nogami, założyć dźwignię, ale niestety co jakiś czas trzeba się odwracać, by mieć jakieś punkty odniesienia, wiedzieć gdzie skręcić, dokąd dopłynąć. Jest to trochę niebezpieczne, bywają kraksy na torach regatowych. Wioślarz musi umieć pływać? To podstawa, bo wypadki na wodzie się zdarzają. Z reguły jak się człowiek uczy wiosłować, to prędzej czy później musi się wywrócić. Doświadczeni wioślarze powtarzają: „trzy razy się wywrócisz i później będzie już OK”. Mnie się zdarzyło to dwa lata temu na zgrupowaniu klubowym w Kruszwicy. Najczęściej przydarza się to, gdy człowiek zbyt pewnie się poczuje albo jest skrajnie zmęczony. U mnie coś nie zagrało, puknęłam w odsadnię, wiosło wyleciało mi z ręki, trochę pobalansowałam i się wywróciłam. Więc tak, trzeba umieć pływać! Nawiązuję tym pytaniem do wydarzenia z kwietnia zeszłego roku, kiedy uratowałaś tonącego, który skoczył z mostu. Później się dowiedziałam, że skoczył z mostu. Byłam już po godzinnym treningu na Wiśle na mojej jedynce, a jego zobaczyłam w momencie, kiedy jeszcze utrzymywał się na wodzie, ale prąd wciągał go pod barkę. I wskoczyłaś do zimnej wody?
28
miastakobiet.pl
Usłyszałam wołanie o pomoc, więc co miałam zrobić? To był odruch bezwarunkowy. Miałaś później kontakt z uratowanym? Spotkałam się z nim w karetce. Był bardzo wyziębiony, miał chyba poniżej 30 stopni, ja zresztą też. Dopiero jak doszedł do siebie, to podziękował. Mieliśmy skontaktować się na Facebooku, ale jego konto zniknęło. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Wioślarstwo jest dyscypliną niszową. Dlaczego akurat ją wybrałaś? Wpływ rodziców? Mała Kasia podczas zabawy wydłubała sobie łódkę z kory… …nie było jak w bajce. Rodzice nie mieli z tym nic wspólnego. Nie byli typami sportowców, a mnie zawsze ciągnęło do sportu. Duży wpływ miał na mnie bratanek-rówieśnik, z którym się wychowywałam. Razem biegaliśmy, graliśmy w piłkę nożną, braliśmy udział w zawodach międzyszkolnych. Jest w tym także duża zasługa wuefistki Ireny Stachery z podstawówki nr 16, która odkryła mój talent sportowy, a także mojej Szkoły Mistrzostwa Sportowego o profilu wioślarskim i kolarskim. Jednak to przez bratanka trafiłam w 2009 roku na trening wioślarski. Trener Tomasz Lisewski od razu widział we mnie idealną wioślarkę. Wziął mnie na 10-dniowe zgrupowanie, choć wcześniej nie miałam z wiosłami nic do czynienia. Po obozie wystartowałam na swoich pierwszych mistrzostwach Polski młodzików i choć łapałam przysłowiowe „raki”, to jednak zdobyłam medal. Wtedy pojawiło się marzenie o igrzyskach. Mojemu pierwszemu trenerowi bardzo wiele zawdzięczam, dużo ze mną wycierpiał, bo byłam dość ciężkim przypadkiem. Co motywuje do pracy? Na pewno cel, a w efekcie medal, najlepiej ze złota, i mistrzostwo olimpijskie, które daje tytuł najlepszy z najlepszych. To jest największa motywacja…
…z której wynika złoto w Glasgow? Mistrzostwo Europy to nie jest priorytet, a szczebelek na drabinie do głównego celu, czyli olimpiady i po drodze mistrzostw świata w Plovdiv. To jest mój szczęśliwy tor, gdzie zdobyłam swoje pierwsze mistrzostwo świata młodzieżowe w czwórce podwójnej. Stresująca jest rywalizacja z najlepszymi? Przed zawodami jedni lubią sobie poprzybijać piątki, pokrzyczeć, pomotywować się, a ja wolę się skupić na celu, wyciszyć, uspokoić, żeby przed startem nie trzęsły mi się ręce. Jest ogromna presja, bo wiadomo, że cały rok trenujemy, by osiągnąć sukces. Masz swój sposób na wyciszenie? Mam plan w głowie, układam sobie scenariusz, co zrobię po zejściu na wodę, jak wejdę w blok startowy, jak się ustawię do startu… Powtarzam sobie, że jestem dobrze przygotowana. Że jestem najlepsza? To mnie nie kręci. Raczej to, że dawałam z siebie wszystko, solidnie trenowałam na ponad sto procent i że jestem gotowa do rywalizacji. Nie krępują mnie mistrzynie olimpijskie czy świata, z którymi startuję. Skupiam się wyłącznie na wykonaniu zadania. Lubisz rywalizację? Z chęcią rywalizacji trzeba się urodzić, a ponadto mieć trochę mocnego charakteru. Uważasz, że masz? Chyba tak, skoro udało mi się tyle osiągnąć. Nie miałam drogi usłanej różami, musiałam wszystko sama wywalczyć i pokonać wiele przeciwności losu, żeby dojść do tego, co mam. A masz chwile zwątpienia, gdy chciałabyś rzucić wiosła i zająć się czymś innym? Często takie czarne myśli się kłębią, ale trzeba je pokonać. Wiosłowanie to całe moje życie,
jej pasja
PA R T N E R T E M AT U
zajmuje mi około 300 dni w roku. Zgrupowania, obozy, treningi, zawody… W domu jesteś gościem, życie towarzyskie ogranicza się do grona przyjaciół sportowców? Żyjemy trochę jak w zamkniętym kręgu i nieraz trudno wytrzymać ze sobą wiele dni w roku. Trzeba umieć się w tym odnaleźć, nie dać sobie za bardzo wejść na głowę i nie przejmować się drobiazgami. Ważna jest rola trenera w stwarzaniu atmosfery? Nasz trener Kuba Urban ma na głowie 12 kobiet, więc nie ma łatwego życia. Zastąpił trenera Marcina Witkowskiego, który w zeszłym roku odszedł do kadry niemieckiej. Realizujemy jego plan. Czasami z płaczem i kłótniami. Zdarza się, że rzucamy wiosłami, wyzywamy się, a zmęczenie powoduje, że puszczają nerwy. Po treningu najgorszy jest kwas mlekowy, który zalewa nasze ciała, a krew buzuje w uszach. Po prostu chce się umrzeć, żeby już tego nie czuć.
łączny element wioślarstwa. Po starcie myślę nie tylko o sobie, bo w osadzie „szlakuję” łódkę, czyli jestem minikapitanem.
we poprawiamy na wiele sposobów: pływamy, ćwiczymy na siłowni, biegamy, jeździmy na rowerze szosowym, zaliczamy górskie szlaki.
Za to jesteś nielubiana? Tak to nie działa, bo wszystkie mamy wspólny cel, ale bywa, że „szlakowej” się nie lubi. Dziewczyny z osady, którą prowadzę, muszą się dopasować do mojego stylu. To ja wydaję komendy, wyznaczam tempo płynięcia i rytm, koryguję szybkość, rozłożenie sił. Ważne, żeby czuły mój flow. Jestem też odpowiedzialna za porażki.
Co Ci daje sport? Poczucie wyjątkowości? Cieszy mnie to, że nie jestem zwykłym zjadaczem chleba, szarym człowiekiem. Chcę być kimś więcej, a tytuł mistrzowski daje poczucie elitarności, bycia w gronie medalistów. Sport daje mi także niezależność finansową. Nie muszę liczyć na kieszonkowe od rodziców i mogę żyć na całkiem niezłym poziomie. W sporcie spełniam swoje marzenia, a „Mazurek Dąbrowskiego” na podium w Glasgow to pełnia szczęścia. Przed nami mistrzostwa świata i dopiero po nich będziemy mogły sobie pozwolić na jakieś wakacje.
Gorycz przegranej? Płacz? Ciężko się to przeżywa. Zamiast płaczu jest wściekłość, irytacja, bezradność, bo dajemy z siebie wszystko, a efektu nie widać. Nikomu tego nie życzę. Porażkę trzeba przeżyć, przeanalizować, poprawić błędy i brać się do roboty. Nie załamywać się i nie tracić wiary w siebie.
Dokąd się wybierasz? Możliwe, że w rejs jachtem po Adriatyku z ekipą wioślarską i pozawioślarską, albo polecę do USA, bo mam jeszcze przez 10 lat ważną wizę amerykańską przyznaną na mistrzostwa świata. Dzięki wioślarstwu można zobaczyć kawał świata. To dodatkowa zaleta uprawiania sportu.
Stare przysłowie mówi, że dobry wioślarz to i na drzwiach od hangaru popłynie? Potwierdzasz? Sprzęt jest niezwykle ważny, coraz doskonalszy, bardziej ergonomiczny, ale jest jedynie uzupełnieniem ciężko wypracowanej formy. To prawda, że nieraz decyduje on o zwycięstwie, ale najważniejsze są jednak umiejętności.
A po zawodach można paść i leżeć jak beton? Po dużym wysiłku, na skraju wytrzymałości, nie można się położyć, bo jeszcze bardziej bolą wszystkie mięśnie i już się nie wstanie. Trzeba się ruszać, żeby kwas mlekowy rozprowadził się po organizmie. Robić cokolwiek, byle nie leżeć.
23 lata, pasmo sukcesów, może odbić sodówa? Myślę, że może… ale pracuję nad tym, żeby tak się nie stało. Sukcesy nie przyszły mi łatwo, w domu też nie miałam najlepszych warunków, żeby uprawiać sport, choć mama bardzo się starała. Musiałam liczyć na siebie. Bardzo pomagali mi trenerzy, wyciągali z różnych opresji, szczególnie w okresie buntu szkolnego. Strasznie nie lubiłam ograniczeń. Miałam wątpliwości, czy warto uprawiać wioślarstwo, ale mój trener Lisewski był konsekwentny, przekonywał, że mam potencjał, którego nie warto zaprzepaścić.CP
A te zdobywa się ciężkimi treningami. Siłownia to chleb powszedni? Dla naszego trenera siła to podstawa. Ciężka siłownia przynajmniej trzy razy w tygodniu po dwie i pół godziny. Ale jest to tylko uzupełnienie dnia, bowiem rano czeka mnie długi wysiłek tlenowy. Trenujemy głównie na wodzie, ale swoją kondycję i parametry wydolnościo-
O czym myślisz podczas wiosłowania? Trzeba myśleć o odpowiednim zawieszeniu ciała na wiośle, o poprawności ruchu wioślarskiego i o tym, żeby jak najlepiej wykonać zadanie. Nieraz konieczne jest stłumienie bólu, bo kontuzje się zdarzają. Mam parę przepuklinek - nieod-
*KATARZYNA ZILLMANN torunianka, rocznik 1995, wioślarka, finalistka mistrzostw świata juniorów w czwórce bez sterniczki (2013) i mistrzostw świata młodzieżowców w ósemce ze sterniczką (2014), dwukrotnie zdobywała mistrzostwo świata młodzieżowców w rywalizacji kobiecych czwórek podwójnych (2015 i 2016). Wielokrotnie stawała na podium Pucharu Świata. Najważniejszy w karierze - srebrny medal Mistrzostwa Świata Seniorów Sarasota 2017, USA. W 2018 została mistrzynią Europy w czwórce podwójnej. Laureatka Złotych Karet „Nowości” i Nagrody Prezydenta Torunia.
E
K
L
A
M
miasta kobiet
A
wrzesień 2018
29
008308144, 008308129
R
kultura w sukience ALICJA RĄCZKA,
DYREKTORKA KINA HELIOS, POLECA:
STAND-UP KATARZYNY PIASECKIEJ
9
września
wrzesień
IV EDYCJA FESTIWALU FILMOWEGO „PRZEŹROCZA” KINO ORZEŁ, BYDGOSZCZ 27-30 WRZEŚNIA
27-30
Już we wrześniu startuje czwarta edycja festiwalu skierowanego do wszystkich kinomaniaków. „Przeźrocza” prezentują nowe nurty w polskim kinie, jednocześnie silnie odwołując się do filmowych tradycji naszego regionu. W tym roku główną nagrodę festiwalu, statuetkę „Otwartego Oka”, odbierze reżyserka Marta Prus, której film „Over the limit” święci triumfy na festiwalach w Polsce i zagranicą. W piątek premierowo będzie można zobaczyć najnowszy dokumentalny film bydgoszczanina Marcina Sautera pt. „Urosłam kiedy spałaś”. Na ekranie „Przeźroczy” także gwiazdy kina fabularnego: Tomasz Kot, Marian Opania, Łukasz Simlat i Justyna Wasilewska. Festiwalowi towarzyszyć będzie wystawa i premiera nowej książki Magdaleny Wichrowskiej pt. „Bydgoszcz movie”. „Przeźrocza” nie zapominają również o najmłodszych i zapraszają na pokazy w ramach sekcji „Przeźrocza dzieciom”, które odbędą się w sobotę 29 września. Do obejrzenia: „Basia”, „Piesek w kratkę” i slajdy czyli… przeźrocza. WSTĘP WOLNY. Kadr z filmu „Urosłam kiedy spałaś” w reż. Marcina Sautera
września
19
września
KLUB WIATRAKOWA, BYDGOSZCZ 19 WRZEŚNIA, GODZ. 19.00
Kasia to charyzmatyczna, odważna, bezpośrednia, najbardziej znana polska stand-uperka, która nie boi się tematów tabu. Jej znakiem rozpoznawczym jest żywy kontakt z publicznością i umiejętność rozmowy z widzami. Do Bydgoszczy zawita ze swoim najnowszym stand-upem „WINNA”. Nowe spostrzeżenia, nowa energia i jedna historia, bez której ten program nie mógłby powstać. Całość w charakterystycznej dla Kasi Piaseckiej formie - bezpośredniej i bezkompromisowej. Program przeznaczony dla dorosłych widzów.
Koncert w ramach ogólnopolskiego projektu muzycznego, w którym kobiece głosy mają moc. To impreza przeznaczona dla tych, którzy cenią pierwszorzędny pop, przebojowy, pełen chwytliwych melodii, ale podszyty mądrymi tekstami. 9 września w Toruniu wystąpią Paulina Przybysz, Kayah, Brodka, Katarzyna Nosowska, Natalia Przybysz oraz Mery Spolsky. Artystki będą świętować w stylu girl power oraz rozważać, co jeszcze można zrobić, by kobiecy głos był bardziej słyszalny.
23
września
BALLADY NA DWA SERCA DWÓR ARTUSA, TORUŃ 23 WRZEŚNIA, GODZ. 18.00
Dominika Żukowska i Andrzej Korycki zaprezentują publiczności emocjonalne ballady rosyjskie, utwory szantowe, a także własne impresje muzyczne. W programie piosenki m.in. Bułata Okudżawy, Włodzimierza Wysockiego oraz Żanny Biczewskiej. Czasami w wersjach oryginalnych, czasami w polskich przekładach. Duet słynie z niezwykłej emocjonalności i wrażliwości. Umiejętność nawiązywania kontaktu z publicznością i autorskie interpretacje znanych utworów zjednują Dominice i Andrzejowi kolejnych wielbicieli.
wrzesień
Wrzesień kojarzy się z nowym rokiem szkolnym, podręcznikami, zeszytami i… plecakiem. To właśnie plecak - mały, duży, sportowy, elegancki, modny lub wygodny - stanie się motywem przewodnim podczas najbliższego Kina Kobiet, które odbędzie się 26 września o godz. 18:30. Tym razem zagramy „Kamerdynera”(w kinach od 21.09) - opowiedzianą z epickim rozmachem, inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami historię splątanych losów Polaków, Kaszubów i Niemców na tle burzliwych wydarzeń pierwszej połowy XX w. Już we wrześniu rusza także 11 edycja projektu Kultura Dostępna. Zapraszam w każdy czwartek o godzinach 13:00 i 18:00 na specjalne pokazy polskich filmów. Bilety na seanse będą kosztować tylko 10 zł. W tym miesiącu na ekranach: „Kobieta sukcesu” (06.09), „Twój Vincent” (13.09), „Atak paniki” (20.09), „Książę i dybuk” (27.09). Jeśli lubisz dreszczyk emocji i dużą dawkę adrenaliny, koniecznie przyjdź na Maraton Horrorów. Startujemy 7 września o godz. 22:30. Wyświetlimy filmy: „Zakonnica” (premierowo), „Obecność”, „Obecność 2”, „Annabelle: Narodziny zła”. Najmłodszych kinomanów zapraszam 7 września na premierę animacji „Biały kieł”, pełnej mądrości, przygód i wzruszeń opowieść o czworonogu, w którego żyłach płynie krew domowego psa i dzikiego wilka. 21 września będziemy mogli zobaczyć „Księżniczkę i smoka”, a tydzień później przygodową animację „Mała stopa”. Johnny English powraca na ekrany kin 21 września! Nowa przygoda zaczyna się, gdy olbrzymi cybernetyczny atak ujawnia wszystkich tajnych agentów Wielkiej Brytanii, a ich szef zapowiada, że to dopiero początek kłopotów. Tajne służby mogą teraz liczyć tylko na Johnny’ego Englisha. A już 28 września długo wyczekiwana premiera najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego pt. „Kler”. Film w doborowej obsadzie - m.in. Janusz Gajos, Arkadiusz Jakubik, Robert Więckiewicz, Jacek Braciak. Prapremiera z udziałem aktorów, reżysera i twórców filmu odbędzie się 23 września w Kinie Helios w Bydgoszczy. Warto wspomnieć, że będziemy pierwszym miastem w Polsce, które pokaże „Kler”.
WOMEN'S VOICES CENTRUM KULTURALNO-KONGRESOWE JORDANKI, TORUŃ 9 WRZEŚNIA
196 - 29
makijaż permanentny powiększanie ust
3 444 000 52 322 22 22
52
korekta nosa wypełnianie zmarszczek wolumetria
MOŻLIWOŚĆ PŁACENIA KARTĄ
mezoterapia igłowa lipoliza iniekcyjna
Zamów Taxi z aplikacji:
www.19629.pl
008546008
Wenecja Kosmetyka i Kosmetologia Estetyczna
tel. 791 970 535, ul. Glinki 31B
–20% do i z Fordonu i poza miasto
Polub nas na Facebooku ZAPRASZAMY! 007781078
R
E
LIKATESY E D RYBNE
K
L
A
M
A
Osielsko, ul. Centralna 2L tel. 52 320-12-21 Bydgoszcz, ul. Karpacka 31A (Wzgórze Wolności), tel. 52 552-46-07 Bydgoszcz, ul. Pielęgniarska 17 (Fordon), tel. 52 552-46-06 Bydgoszcz, ul. Nakielska 241 (Miedzyń), tel. 52 552-96-61
WKRÓTCE !!! OTWARCIE
Bydgoszcz, ul. M. Skłodowskiej-Curie (Targowisko Bartodzieje), już te!!! OTWAR tel. 52 552-97-47
WyroBy WłaSne FB: www.facebook.com/DelikatesyFishka 008557411
008551107
R
E
K
L
A
M
A
OSW Barbarka w Świnoujściu BABIE LATO ,,NA 44 WYSPACH” WYPOCZYNEK I ZDROWIE DLA RODZINY Z 10% RABATEM
PROMOCJA REZERWACJE OD 24 SIERPNIA... W TERMINACH: 25.08- 01.09.2018 - 8 DNI ■ 15.09- 29.09.2018 - 8 DNI
OD 1155 ZŁ/OSOBA
W pakiecie oferujemy 7 noclegów w przytulnych, komfortowych pokojach pełne wyżywienie / śniadanie i kolacja w formie bufetu, obiad - dwa dania do wyboru serwowany do stolika konsultacja lekarska 10 zabiegów leczniczych w profesjonalnie wyposażonej bazie zabiegowej zleconych przez lekarza / szeroki wachlarz zabiegowy przy pobycie 14-dniowym BONUS - 30 zabiegów leczniczych voucher do kawiarni w wysokości 30 zł BONUS! 2 h rejsu statkiem Chateaubrland Lampa sollux Lampa biotron Inhalacje Magnetoterapia Okłady borowinowe Diadynamik Masaż wirowy kończyn dolnych
wieczorne koncerty miły i rodzinny klimat pobytu
REZERWACJE: OSW Barbarka 72-600 Świnoujście ul. Kasprowicza 8, tel. 91 321 25 31 91 321 54 06 www.interferie.pl/barbarka barbarka@uzdrowisko-polczyn.pl
008549819
Zniżki: *dzieci do 5,99 lat - pobyt bezpłatny /wspólne miejsce na łóżku z osobą pełnoletnią/*dzieci w wieku 6-13, 99 lat - 50% zniżki /nocleg na dostawce/*przy ofercie promocyjnej nie uwzględniamy kart rabatowych
Wyprzedaż oferty. Samochody do natychmiastowego odbioru Nowy Opel Corsa
Cena 2018 brutto 44 450 zł
1.4 75 KM TwinPort, 5 drzwi - fabrycznie nowy RP2018 Dane techniczne: nowy silnik – 1.4 16V 75KM, dynamiczny, nowoczesny i oszczędny, przeglądy co 30 000 km, technologia TwinPort, zużycie paliwa 5,2 l/100 średnio, emisja CO2 122 g/km Wyposażenie: przednie poduszki powietrzne kierowcy i pasażera, boczne i kurtynowe, wspomaganie układu kierowniczego, KLIMATYZACJA, radio, 4 głośniki, złącze AUX-in, elektrycznie sterowane szyby przednie, centralny zamek, elektrycznie sterowane lusterka zewnętrzne w kolorze nadwozia, koła stalowe 15’, fotel kierowcy z regulacją wysokości, kolumna kierownicy regulowana w pionie i poziomie, światła do jazdy dziennej, zderzaki w kolorze nadwozia.
Opel Astra IV Sedan
Cena 2018 brutto: 53 000 zł
1.6 16V 115 KM - fabrycznie nowy RP2018 Dane techniczne: dynamiczny, nowoczesny i oszczędny, przeglądy co 30 000 km, technologia TwinPort - zużycie paliwa 6,8 l/100 średnio, emisja CO2, 160 g/km Wyposażenie: układ ABS i stabilizacji toru jazdy ESP z TCS, przednie, boczne i kurtynowe poduszki powietrzne dla kierowcy i pasażera, klimatyzacja, radioodtwarzacz CD/MP3, elektrycznie sterowane szyby przód i tył, elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka zewnętrzne, światła do jazdy dziennej, fotel kierowcy z regulacją wysokości, kolumna kierownicy regulowana w pionie i poziomie, tylne siedzenia dzielone w proporcji 40/60, zaczepy Isofix w oparciach tylnych zewnętrznych siedzeń, Komputer pokładowy, temomat.
Opel Astra IV Sedan
Cena 2018 brutto: 64 100 zł
1.4 T 140 fabryczna instalacja LPG - fabrycznie nowy RP2018 Dane techniczne: Fabryczna instalacja LPG, przeglądy co 30 000 km, - zużycie paliwa ( benz./LPG ): 6,3/ 7,6 , emisja CO2 146/131 g/km Wyposażenie: układ ABS i stabilizacji toru jazdy ESP z TCS, przednie, boczne i kurtynowe poduszki powietrzne dla kierowcy i pasażera, klimatyzacja, radioodtwarzacz CD/MP3, elektrycznie sterowane szyby przód i tył, elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka zewnętrzne, światła do jazdy dziennej, fotel kierowcy z regulacją wysokości, kolumna kierownicy regulowana w pionie i poziomie, tylne siedzenia dzielone w proporcji 40/60, zaczepy Isofix w oparciach tylnych zewnętrznych siedzeń, Komputer pokładowy, temomat, bluetooth, czujniki parkowania tył.
Mokka SUV: Opel Mokka X
Cena wyprzedażowa brutto: 63 800 zł
1.6 115KM 5 drzwi – fabrycznie nowy RP2017 Dane techniczne: Silnik benzynowy 1.6 115 KM dynamiczny, nowoczesny i oszczędny, przeglądy co 30 000 km, zużycie paliwa 6,5 l/100 średnio, emisja CO2, 153 g/km Wyposażenie: układ ABS i stabilizacji toru jazdy ESP z TCS, poduszki powietrzne dla kierowcy i pasażera, boczne, poduszki kurtynowe, klimatyzacja, komputer pokładowy, radioodtwarzacz R300, elektrycznie sterowane przednie szyby, elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka zewnętrzne, światła do jazdy dziennej, fotel kierowcy z regulacją 6 kierunków, kolumna kierownicy regulowana w pionie i poziomie, tylne siedzenia dzielone.
Opel Mikołajczak
008550182
Zdjęcia samochodów są przykładowe. Na zdjęciach mogą być widoczne elementy, których nie ma w wyposażeniu.
Bydgoszcz, ul. Fordońska 59, tel. 52 365 02 00, ul. Armii Krajowej 250, tel. 52 320 31 00 www.opelmikolajczak.pl Inowrocław, ul. Staszica 69, tel. 52 353 99 42