nasze miejsca spotkań
czerwiec 2015
P
O
R
T
R
E
T
K ATAR Z Y NA
Żak
str. 6-8
Nie odcinam kuponów
WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl
Kobieca lojalność to żart? Janusz Milanowski pisze w tym numerze o relacjach między nastoletnimi dziewczynami (str. 16-17). W jego tekście najbardziej zainteresował mnie wątek „agresji nie wprost”, czegoś w rodzaju powiedzenia „kobieta kobiecie wilkiem” już od najmłodszych lat. Gimnazja - błąd polskiej edukacji - jak zauważa ekspertka, przypominają ule, w których rządzi królowa pszczół. Reszta jej robotnic niby się z nią przyjaźni, ale ta przyjaźń to „śliska sprawa”. Instrumentalna lub wynikająca ze strachu, pełna knucia, walki o pozycję i dominację. Powiedziałabym więc, pełna kompleksów. OK, pamiętam jeszcze swoją podstawówkę i jestem przekonana, że ten stan rzeczy to żadna nowość, ani znak współczesnych czasów. Tym bardziej nowe nie są nasze nastoletnie, dziewczyńskie kompleksy, które niejedną z nas w tym trudnym okresie kierowały w stronę chęci przypodobania się, konformizmu, przynależności do paczki popularnych koleżanek. Z perspektywy czasu w ogóle mnie to nie dziwi. Zastanawia mnie jednak, na ile z tych naszych szczeniackich gierek i podchodów jesteśmy w stanie wyrosnąć. Bardzo często słyszę, w jaki sposób o kobietach mówią inne kobiety. „Kobieca solidarność to mit”. „Kobieca lojalność to żart”. „Wystarczy, że jesteś młodsza i ładniejsza od swojej szefowej - już po tobie”. „Sama wolę pracować z facetami, z babami ciężko się dogadać”. Podobnych cytatów z pewnością słyszałyście mnóstwo. Przyznam wprost - one zawsze mnie bardzo denerwują. Może mam to niebywałe szczęście, że nie pamiętam ze swojego dorosłego życia watah podstępnych, zakompleksionych wilczyc, które - wedle zasady, by tylko dopiec innej kobiecie - czekałyby na każdy mój błąd. Pojedyncze przypadki, owszem, tak samo jak ich odpowiedniki w wydaniu płci męskiej. Ktoś powie, że może idealizuję, ale ja jestem przekonana, że to właśnie inni demonizują. W babskich relacjach służbowych łatwo o takie stereotypy. Ignorujemy to, że w poprzedniej firmie mężczyźni zachowywali się dokładnie tak samo. Pracowałyśmy z szefem albo kolegą, z którym trudno się było dogadać. Nikt jednak wtedy nie mówił frazesów o tym, że z facetami w pracy ciężko się porozumieć. W tych wyświechtanych hasłach o kobiecej zawiści denerwuje mnie coś jeszcze. Bije z nich przekonanie o tym, że „ja jestem spoko, a te wszystkie inne kobiety są fałszywe”. Serio? Myślę, że czasem mogłybyśmy po prostu zacząć od siebie. Zauważyć, że czasem same potwierdzamy stereotypy, w których solidarność kobieca rozbija się o pierwszy lepszy awans, pierwszego lepszego faceta, o pierwszą zmarszczkę widoczną u mnie, a nie u „przyjaciółki”. Nie jesteśmy zawistne ani fałszywe. Widzę to codziennie. Obserwuję to też na wielu stronach „Miast Kobiet”, z każdą kolejną bohaterką i jej historią, w której zawsze pojawiają się inne kobiety.
Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch, tel. 52 32 60 798 l.tataruch@expressmedia.pl Teksty: Jan Oleksy j.oleksy@expressmedia.pl Justyna Król j.krol@expressmedia.pl Janusz Milanowski j.milanowski@expressmedia.pl Lucyna Tataruch l.tataruch@expressmedia.pl Dominika Kucharska d.kucharska@expressmedia.pl Joanna Czerska-Thomas Dorota Kowalewska Zdjęcie na okładce: Piotr Serafin Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak Przygotowanie zdjęć do druku: Iwona Cenkier Sprzedaż: Michał Kopeć, tel. 56 61 18 156 m.kopec@nowosci.com.pl Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 a.suminska@express.bydgoski.pl
CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 p.krol@expressmedia.pl
ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.Nowosci.ExpressBydgoski
LUCYNA TATARUCH redaktorka prowadząca „MIASTA KOBIET”
Plebiscyt „Kobieta z Pasją roku 2014/15” trwa! Do etapu finałowego przeszło 10 naszych bohaterek. Ich historie przedstawialiśmy w poprzednich numerach „Miast Kobiet”. Zapraszamy do głosowania na Wasze faworytki. Więcej szczegółów na www.express.bydgoski.pl, w zakładce „Plebiscyty”.
2
miasta kobiet
czerwiec 2015
„Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca, jako dodatek do „Expressu Bydgoskiego” i „Nowości - Dziennika Toruńskiego”. Przez cały miesiąc są dostępne również w 91 miejscach w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl
13415T4JBA
kultura w sukience ZDJĘCIE: Materiały prasowe
W czerwcu nie trzeba zastanawiać się nad tym, czy pogoda nie zepsuje nam planów. Oprócz plenerowych koncertów, do wyboru mamy wystawy, kino, spektakle… Lucyna Tataruch
DAVE LOMBARDO Z ZESPOŁEM PHILM
Porysunki
Drums Fusion
Astrid Lindgren
TORUŃ, OD NOWA DO 12 CZERWCA, GODZ. 19, WSTĘP WOLNY
BYDGOSZCZ, MCK/WYSPA MŁYŃSKA
„Małe Bum” - pod takim tytułem swoje prace prezentuje w Toruniu Magdalena Danaj, której charakterystyczne komiksy znane są jako blogowe „Porysunki”. Jej rysunki pojawiały się m.in. w „Przekroju”, „Gazecie Wyborczej”, „Bluszczu”, „Gali”, na okładkach książek i płyt. Ich uproszczona forma graficzna zawsze połączona jest z ironicznym komentarzem do współczesności, stosunków międzyludzkich, zjawisk społecznych. To codzienność widziana z dystansu i przez przymrużone, kobiece oko. My z pewnością będziemy na tej wystawie w czerwcu. Zapraszamy!
Bydgoszcz jest miastem perkusistów. Grają oni w najważniejszych polskich i europejskich projektach, współpracują z najlepszymi artystami całego świata. Możecie przekonać się o tym na kolejnej IX edycji Festiwalu Drums Fusion. Nie zabraknie polskich i zagranicznych gwiazd (wśród których zobaczymy Dave’a Lombardo, byłego perkusistę zespołu Slayer, z grupą Philm), efektownych widowisk, warsztatów i konkursów. W tym roku możemy spodziewać się także próby pobicia rekordu Polski w jednoczesnej grze na perkusji. Szczegóły znajdziecie na stronie internetowej Miejskiego Centrum Kultury.
TORUŃ, KINO CENTRUM 30 MAJA - 3 CZERWCA, GODZ. 10/12/14, WSTĘP: 10 ZŁ
25-27 CZERWCA, WSTĘP WOLNY
BYDGOSZCZ, OPERA NOVA 8 CZERWCA, GODZ. 20 WSTĘP: 75/85 ZŁ
E
TORUŃ, DWÓR ARTUSA 8 CZERWCA, GODZ. 20 WSTĘP: 10/15 ZŁ
Monika Brodka BYDGOSZCZ, WYSPA MŁYŃSKA 19 CZERWCA, GODZ. 21, WSTĘP WOLNY
O fabule monodramu Sonii Bohosiewicz „Chodź ze mną do łóżka” lepiej nie mówić zbyt wiele, aby nie zepsuć niespodzianki i niezwykłych emocji, jakich ten spektakl Wam dostarczy. Jedno jest pewne - przewrotny tytuł zachęca lekkością, jednak nie będzie to typowa komedia. Perfekcyjnie odegrany dramat uderza swoją autentycznością. Sonia Bohosiewicz jest w świetnej aktorskiej formie. Przekonajcie się same, dlaczego po premierze spektakl zebrał tak gromkie brawa publiczności. R
Rewia Burleski
Jeśli macie ochotę zobaczyć pełnię kobiecości na scenie, w czarującym klimacie jazzu i swingu, to już teraz postarajcie się o bilety na prawdziwą Rewię Burleski. Na scenie Dworu Artusa zobaczymy spektakl w choreografii Lady AnnMart, z udziałem zaproszonych wokalistów, sekcji dętej, muzyków rockowych oraz tancerek BurlesQue i Ladies Squad by ODS z Łodzi. Kabaret, odrobina magii i kokieterii - to wszystko czekać będzie na nas 8 czerwca. Warto już dziś zarezerwować sobie ten gorący wieczór.
Na bydgoskiej scenie corocznego wydarzenia „Ster na Bydgoszcz” jak zwykle zobaczymy wiele gwiazd. Jedną z nich będzie Monika Brodka, która pierwszego dnia imprezy, o godzinie 21, zaprezentuje nam swoje największe przeboje. Wokalistkę znamy dobrze, pamiętamy jej sukcesy oraz głośne płyty „Granda” czy „Lax”. Liczymy na podobną dawkę energii w Bydgoszczy! Sprawdźcie to z nami! K
L
A
M
A
77615BDBHC
Sonia Bohosiewicz
Dzień Dziecka wcale nie musi trwać 24 godziny. Mało tego, obchodzić go mogą w towarzystwie najmłodszych również dorośli. Zapraszamy na pięciodniowy przegląd zekranizowanych bajek wybitnej szwedzkiej pisarki Astrid Lindgren. Podczas wydarzenia na uczestników czeka wyjątkowy konkurs. Na ekranie Kina Centrum zobaczymy m.in. bajki: „Dzieci z Bullerbyn”, „Nils Paluszek”, „Madika z Czerwcowego Wzgórza”, „Rasmus i włóczęga” czy „Ronja, córka zbójnika”. Seanse zaczynają się już w ostatnią sobotę maja, o godzinie 10. Polecamy.
444515BDBHB
667615BDBHB
674715BDBHA
jej portret
ZDJĘCIE: Marek Matusiak
nie odcinam kuponów My, kobiety w Polsce, boimy się opinii innych kobiet, boimy się opinii sąsiadek, boimy się, co ludzie powiedzą. Ale myślenie innych nie powinno nas ograniczać. Z aktorką, Katarzyną Żak* rozmawia Jan Oleksy Rozbawił mnie Pani adres mailowy z 007 na końcu… Moje dwie córki twierdzą, że to jest najbardziej obciachowy adres, jaki w życiu słyszały. Mój mąż całe życie jest dla mnie Jamesem Bondem, ja jestem kobietą Bonda (śmiech). A tak naprawdę, to strasznie dużo w Internecie Katarzyn Żak i trudno mi było znaleźć adres, który nie byłby zajęty… Proszę już nie tłumaczyć, to bardzo miłe, co mówi Pani o mężu… Długo jesteście Państwo razem? W wakacje w tym roku stuknie nam 30 lat! Pięknie! Jak to zrobić, żeby tak długo ze sobą wytrzymać? Ma Pani jakąś receptę? Nie ma recepty. Uważam, że małżeństwo to ciężka praca. Musi być na początku spełniony jeden bardzo podstawowy warunek, a mianowicie muszą się spotkać ze sobą tak zwane dwie połówki, które w różnych momentach życia z łatwością się do siebie dopasowują. Małżeństwo to jest nie tylko nieustająca praca, ale i też wielka umiejętność osiągania kompromisów.
6
miasta kobiet
czerwiec 2015
Mówi się, że trzeba się przede wszystkim lubić… Myślę, że może nawet nie lubić, ale przyjaźnić. To bardzo ważne. Mój mąż jest dla mnie przyjacielem. Mogę z nim porozmawiać o rzeczach trudnych, które mnie bolą i wiem, że zawsze mi doradzi. A jeżeli nie będzie umiał pomóc, to szczerze o tym powie, jak przyjaciel. I nie będzie mnie nigdy krytykował, co się niestety dość często zdarza w innych związkach. I to w towarzystwie?! To jest straszny obciach. To już pomijam.
współczucia, zainteresowania. To wszystko rozumiem pod ogólnym pojęciem adoracji. Oczekują uśmiechu, kwiatka, powiedzenia od czasu do czasu: „ach, jak ślicznie wyglądasz”, „jaką masz piękną, nową fryzurę”, bo wtedy czują się takie zaopiekowane, bezpieczne… … dowartościowane. Myślę, że im kobieta starsza, tym bardziej tego potrzebuje. A czym faceci imponują kobietom? Mnie się podoba inteligencja.
Czego jeszcze, oprócz przyjaźni, oczekuje Pani od mężczyzny? Panie Janie, myślę, że już niczego nie oczekuję! (śmiech)
Mądry? Tylko tyle? Facet musi być partnerem życiowym. Najważniejsza w związku jest umiejętność prowadzenia rozmów na wszystkie tematy, te najtrudniejsze też.
To wobec tego spytam ogólnie, czego oczekują kobiety? Kobiety przede wszystkim oczekują od mężczyzn… adoracji. Niestety, im dalej w las, tym jest gorzej! (śmiech) Potrzebują atencji, uwagi, skupienia się na ich problemach, docenienia,
Niedopowiedzenia się zbierają, potem się kumulują i… jest problem. W życiu borykamy się z wieloma problemami. Inaczej je postrzegamy. Młodzi ludzie, którzy spotykają się na swojej drodze, pochodzą z różnych rodzin, często o odmiennych trady-
jej portret cjach i korzeniach, o innych systemach wartości, a później we wspólnym życiu muszą sobie z tym bagażem wyniesionym z domu poradzić, wypracowywać kompromisy. To jest bardzo trudne i to trwa całe życie. Nie ma dobrej rady, nie można kliknąć na www.superudanyzwiązek.pl i sprawdzić, co zrobić. Każdy z nas, dzięki Bogu, jest inny. Zresztą nikt takich recept nie chce słuchać, nie ma zamiaru z nich korzystać. Zwłaszcza młodzi. Każdy jest najmądrzejszy. Może kobieta powinna wsłuchiwać się w męski głos? Kobieta powinna starać się odrzucić swoją emocjonalność. Ale uważam, że to niemożliwe. Chyba ponad siły? I jesteśmy znowu w punkcie zerowym! (śmiech) To zmieńmy temat. Przejdźmy do Pani ról. Siostra Przełożona w „Siostruniach”, siostra Bazylia w „Sile wyższej”… Uduchowione postacie… To nie moje pierwsze zakonnice, bo jeszcze wcześniej zagrałam siostrę Annę w „Wariacie i zakonnicy”. Z pozoru niewinną, jak to u Witkacego. Byłam też zakonnicą w spektaklu „Romans róży”. Ma Pani doświadczenie w chodzeniu w habicie… Habit nie wyznacza jakiegoś określonego sposobu grania, bo zakonnice to przecież przede wszystkim kobiety, o różnych cechach charakteru. Oczywiście to tylko zewnętrzny atrybut. Ale habit dyscyplinuje sposób zachowań, choć pod nim jest zawsze pełnokrwista kobieta. Jedna potrafi to uzewnętrznić, a inna to ukrywa. Wszystko zależy od scenariusza. Mnie się zresztą ta dyscyplina habitu bardzo podoba, bo tylko z pozoru nadaje pewną surowość. Poza tym moje córki - Ola i Zuzia - chodziły w pewnym okresie do szkoły prowadzonej przez siostry zakonne. Miałam tam przegląd różnych osobowości i charakterów. Habit nie ogranicza temperamentu. Pani w rolach sióstr, pan Cezary jako ksiądz Piotr w „Ranczu”… Czyli macie w domu mały kościół? Jest w tym coś rajcującego! Zakonnica z księdzem to rzeczywiście bardzo udany związek. Na szczęście nie w życiu i nie w jednym filmie. W „Ranczu” stworzyła Pani fenomenalną postać Solejukowej. Lubi Pani nowe wyzwania? Nie stawiając sobie wyzwań w tym zawodzie, nie poszukując, nie dotykając różnych rzeczy, człowiek stoi w miejscu. Aktorzy z olbrzymim dorobkiem podkreślają, że w tym zawodzie człowiek rozwija się do końca, do ostatniej roli. Każda rola jest wyzwaniem, białą kartą.
Jeżeli ktoś myśli, że to jest zawód, w którym w pewnym wieku już się odcina kupony, to jest w błędzie. Ja tego tak nie traktuję, dlatego cieszę z nowych wyzwań, takich jak recital czy monodram. Skoczyłam na głęboką wodę i przez cztery lata grałam monodram „Czterdziestka w opałach”. To było ważne doświadczenie zawodowe, wielka sztuka pokory, nauka dialogu z publicznością. Mam największą atencję dla widza i zawsze traktuję go nie jako przeciwnika, tylko partnera do rozmowy. Ale wróćmy na „Ranczo”, gdzie stworzyła Pani postać, która się wyróżnia, którą się pamięta. Czy piękna kobieta, bo za taką Panią uważam, nie bała się takiego pobrzydzenia? Marzyłam o tym, żeby się zmienić, pokazać widzom, że moje warunki nie muszą dyscyplinować propozycji, które otrzymuję. Charakteryzacja Solejukowej była po części moim pomysłem i początkowo reżyser nie chciał się zgodzić. Przekonałam go, bo intuicja aktorska podpowiadała mi, że muszę postać uwiarygodnić. Nie uwierzyłby mi widz, gdybym tylko założyła chustkę, stary sweter i wyglądała tak jak wyglądam. W tym wszystkim nie chodziło o to, żeby Solejukową „pobrzydzić”, tylko żeby pokazać, jak bardzo jest zmęczona życiem, mając męża pijaka i siedmioro dzieci oraz warunki, w jakich na początku mieszkała. Naprawdę było jej ciężko. Myślę nie tylko o wyglądzie zewnętrznym, ale o zbudowaniu postaci autentycznej, wiejskiej kobiety… Podstawą do zagrania tej roli była prawdziwa matka Polka, która dla dzieci zrobi absolutnie wszystko. Bo przecież jej kolejne pomysły wynikały wyłącznie z tego, że chciała dzieciom polepszyć życie. To, co jej się po drodze przydarzyło, to oczywiście jest już zasługą scenarzystów, którzy pokazali kobietom, iż niezależnie od wieku, miejsca zamieszkania, pozycji społecznej i wykształcenia, nigdy nie jest za późno, żeby realizować marzenia. My, kobiety w Polsce, boimy się opinii innych kobiet, boimy się opinii sąsiadek, boimy się co ludzie powiedzą. Natomiast Solejukowa ma tę piękną cechę, że myślenie innych ludzi jej nie ogranicza. Bardzo zależało mi na tym, żeby pokazać jej pełne emocji relacje z dziećmi. To było wyjściem do budowania roli. Ta postać okazała się bardzo inspirująca? Daje pomysł na życie, a przede wszystkim… nadzieję. Piszą do mnie kobiety, które zdecydowały się na założenie własnego małego biznesu, wzięły sprawy w swoje ręce. Jedna z nich, nie mając pieniędzy, założyła we wsi koło językowe dla wszystkich mieszkańców. Jej największym zwycięstwem było to, że na zajęcia przychodził dziadek z wnuczkiem. Ludzie się odważyli działać. To wzruszające. Czy pracując nad tą rolą czuła Pani odpowiedzialność za to, że tworzy dla kobiet
pozytywny wzór do naśladowania, do akcentowania swojej wartości? To nie jest moja zasługa, tylko scenarzystów. Ja tu tylko gram! Duża skromność… Dostaję scenariusz, nad którym się bardzo pochylam. To widać, nawet w kwestii języka. Męczące jest gadać gwarą… To wynikało z mojego egoizmu aktorskiego, bo kiedy się dostaje propozycję zagrania roli drugoplanowej w serialu, to trzeba włożyć wiele wysiłku, żeby widz zapamiętał postać. Sama wymyśliłam, że Solejukowa nie pochodzi z Wilkowyj, tylko z tzw. ściany wschodniej. Intuicja mnie nie zawiodła. Był to mój zabieg na wyróżnienie tej postaci, w którą dodatkowo jest wpisana nieprawdopodobna radość życia. Może się Pani nią podzielić z widzami… Tak, ja też mam wielką radość życia! Oczywiście na sukces serialu składa się wiele czynników, wiele wektorów, które muszą się spotkać. Jednym z nich jest obsada. W „Ranczu” się to udało. Rola jest doceniana nie tylko przez widzów. Dostałam nominację do Telekamery, a także w ubiegłym roku Katarzynkę w Piernikowej Alei Gwiazd. Wielki zaszczyt, wielka radość. Toruń o mnie pamięta. W zeszłym roku zaśpiewałam na Festiwalu Piosenki Filmowej, a kilka dni temu poprowadziłam koncert na Dzień Matki. Czyli lubi Pani Katarzynki? Katarzynki to całe moje dzieciństwo. Ile ja się nastałam w kolejkach! W czasach, gdy były słodycze na kartki, w sklepie firmowym Kopernika sprzedawano odrzuty nie do końca oblane kuwerturą. Ale to była słodycz! Zdobyta, wystana i w tym czekoladopodobnym świecie, smakowała jak małmazja! (śmiech) Myślę, że Katarzynka pięknie do mnie wróciła. Zatoczyła koło historii. I znowu wracamy do Torunia. Czy ma Pani ze swoim miastem fajne wspomnienia? Mam wyłącznie piękne wspomnienia. Zawsze z dumą podkreślam, że jestem torunianką, „piernikową dziewczyną”, chociaż w Toruniu nie mieszkam już od czasów matury. Mam tutaj wielu znajomych. Moja najbliższa przyjaciółka Jolanta Zagórska jest znanym toruńskim mecenasem. Przyjaźnimy się od 30 lat. To towarzystwo z V LO? I z „piątki”, i z podstawówki „trójki” i z przedszkola „dziesiątki”. (śmiech) Zawsze, gdy przyjeżdżam do Torunia, to muszę się chować, bo nie jestem w stanie spotkać się ze wszystkimi, a najwięcej czasu chciałabym poświęcić mamie. Cieszę się, że ciągle jest czynna zawodowo, nadal przyjmuje pacjentów. Jestem z niej bardzo dumna, mam nadzieję, że jak będę w jej wieku, to będę w takiej samej doskonałej formie, a moje miasta kobiet
czerwiec 2015
7
jej portret córki będą z podziwem patrzeć na mnie, jak ja na swoją mamę. Największe emocje budzi we mnie panorama miasta, za każdym razem, gdy przekraczam most, to czuję ścisk w gardle. Toruń jest piękny, na światowym poziomie. Mam skalę porównawczą, bo sporo podróżuję po świecie, także ze spektaklami. Ostatnio zagrałam recital w Darmstad, a miesiąc temu śpiewałam w Rzymie. Naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Ma Pani możliwość spojrzenia z pewnego oddalenia. Z perspektywy lepiej widać. Żal tylko, że mało czasu, by częściej bywać w Toruniu. „Mało czasu, kruca bomba, mało czasu”, jak to mówią (śmiech). A czas jest w końcu ciągle taki sam, aczkolwiek wydaje się, że coraz szybciej umyka? To prawda. Dożyliśmy takich czasów, że wszyscy pędzą. Nie wiem, co się z nami stało? Niby mamy lepsze środki komunikacji, mamy komputery, maile, telefony komórkowe, SMS-y, Skype’a. Teoretycznie powinno to nam życie ułatwiać i dawać więcej czasu, a niestety jest odwrotnie. Zdobycze techniki niewiele nam w tej kwestii pomogły. W podstawówce czas wolno płynął, a później to już poleciało… Dzieciństwo było fajniejsze… Popiera Pani akcję czytania dzieciom? Jestem ambasadorką czytania, bo uważam, że dzieciństwo naznaczone nawykiem czytania, przekłada się na rozwój wyobraźni i kształtowanie mowy. Wiedzą o tym moje dziewczynki Ola i Zuzia. Proszę zauważyć, że w tej totalnej globalizacji, tylko nasza kultura i mowa ojczysta odróżniają nas od innych nacji, bo wszędzie na świecie są takie same sklepy, takie same marki, a miasta wyglądają bardzo podobnie. Dlatego promuję czytanie wśród dzieci.
ZDJĘCIE: Piotr Serafin
Ma Pani wiele zainteresowań, również Pani śpiewa. Śpiewanie od bardzo dawna przewija się w moim życiu. Przypomnę płytę „Młynarski-Jazz”, na której wykonuję standardy jazzowe z tekstami Wojciecha Młynarskiego…
8
miasta kobiet
czerwiec 2015
…a później były role w musicalach „Chicago”, „Brassens”, „Piaf”… To bardzo silna nuta w mojej karierze. Aktualnie pracuję nad płytą, do której zgodzili się napisać piosenki Wojciech Młynarski, Jan Wołek, Jacek Cygan, Andrzej Poniedzielski, Artur Andrus i Michał Zabłocki. Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu. Te nazwiska gwarantują, że to nie będzie „tralalala”. Jest Pani rzeczywiście kobietą poszukującą. Wiem, że współpracuje Pani z Kongresem Kobiet, działając na rzecz aktywizacji polskich kobiet 40+.
Dzięki temu mam możliwość spotykania fantastycznych kobiet z różnych dziedzin życia, nie tylko z kultury, ale i polityki, biznesu, organizacji społecznościowych, które chcą coś zmienić, np. postrzeganie kobiet w Polsce, Polek w Europie i na świecie. Udział znanych kobiet, będących na świeczniku, podnosi prestiż kongresu. Ich głos ma większy wydźwięk społeczny. 40+ nie jest jakąś granicą emerycką, ale niestety, jak się patrzy na te wszystkie korporacje, to jest w nich miejsce wyłącznie dla młodych, najlepiej takich przed trzydziestką… Do tego doszliśmy, że nie ma przyzwolenia na starość. Temat śmierci stał się tematem tabu. O tym się nie mówi. Starość nie jest cool. Świat oszalał na punkcie młodego wyglądu. Starość jest de mode. Proszę zauważyć, że nasze społeczeństwo, nie tylko polskie, ale w ogóle europejskie, starzeje się w szybkim tempie. Ten problem za 10-15 lat będzie bardzo palący. Starości poświęca się mało czasu? Tak i z tego powodu jestem też ambasadorką budowy hospicjum w Chojnicach. Taką propozycję dostałam nagle, podczas mojego występu na „Nocy poezji”. Złożyły ją kobiety, które działają w zakresie opieki paliatywnej, zapewniają spokojną starość i pomagają ludziom godnie odejść z tego świata, wspierają rodziny, które borykają się z tym problemem. Cieszę się, że mogę uczestniczyć w ważnej sprawie. Na początku myślałam: „Boże, jak ja umiem pomóc?”. Okazało się jednak, że mam w sobie taką siłę, która pozwoliła mi otworzyć się na trudne sprawy. Trzeba tylko nie zamykać się na innych ludzi. I kochać ich i więcej nic. Oj tak, ja mam dużo miłości dla wielu, wielu ludzi. Życie może być piękne w każdym momencie? Życie jest piękne! napisz do autora j.oleksy@expressmedia.pl
*Katarzyna Żak Urodziła się w 1963 roku w Toruniu, absolwentka V LO w Toruniu, ukończyła PWST we Wrocławiu. Zagrała w wielu musicalach, na dużym ekranie oraz w popularnych serialach. Występuje w teatrach Roma, Och-Teatr, Capitol, Syrena i Komedia, a także z własnym recitalem oraz z monodramem „Czterdziestka w opałach”. Od 30 lat jest żoną Cezarego Żaka. Mama dwóch córek, Aleksandry i Zuzanny.
Modna
N A
S P A C E R
mama i córka
MAMA MONNARI spodnie - 179 TATUUM bluzka - 99,99 CAMAIEU kurtka - 149,90 ESPRIT torba - 299 NEW YORKER buty - 39,95 TATUUM bransoletka - 29,99
CÓRKA C&A: spodnie - 59,90 t-shirt - 17,90 / przecena z 27,90 kurtka - 69,90 chusta - 24,90 MOTHERCARE tenisówki - 99
Sportowy szyk, czyli prosty kombinezon w kolorze sezonu - khaki i białe trampki zestawione z kontrastującą narzutką. To świetne rozwiązanie dla kobiet ceniących sobie swobodny styl i wygodę. Doskonałym dodatkiem do zestawu będzie słomkowy kapelusz. Stylizacja dla dziewczynek bazuje na wiosennych barwach - niebieskie jeansy, żółty sweterek, t-shirt w kwiatki i wesołe trampki. MEDICINE kombinezon - 99,90 / przecena z 189,90 PROMOD narzutka - 199 MEDICINE kapelusz - 49,90 MEDICINE torba - 99,90 NEW YORKER tenisówki 39,95 NEW YORKER okulary - 39,95 CAMAIEU bransoletki - 29,90 PARFOIS zegarek - 109,90
Modnie, wygodnie i uroczo! Romantyczna sukienka uzupełniona delikatną narzutką i wyrazistymi dodatkami. Szyku całej stylizacji dodają powracające w wielkim stylu sandały na słupkowym obcasie. A dla małych księżniczek proponujemy różową sukienkę i dodatki w tym samym kolorze, zestawione z białym sweterkiem. SMYK sukienka - 49,99 bolerko - 39,99 sandały - 59,99 opaska - 11,99 KWIACIARNIA OLIVIA - kwiaty
MAKE-UP
E L E G A N C K O
Zapraszamy na zakupy do Focus Mall Bydgoszcz!
FRYZURA
ORSAY sukienka - 159,95 ORSAY narzutka - 139,95 VENEZIA buty - 199 PARFOIS torebka - 69,90 PARFOIS bransoletka - 39,90 PARFOIS naszyjnik - 49,90 TRIUMPH halka modelująca - 229,90
MOTHERCARE t-shirt - 49 spodenki - 99 buty - 85 sweter - 65 SMYK parasol - 24,99
Adres: ul. Jagiellońska 39-47, Bydgoszcz
Z A K U P Y
Lekko i wiosennie, a przede wszystkim komfortowo - idealnie na zakupy. Luźne, kolorowe spodnie zestawione z subtelną bluzką i dżinsową kurteczką, uzupełnione dużą torbą o intensywnym kolorze i znakomitymi na każdą okazję balerinami. Natomiast nasza mała modelka ma na sobie spodnie w kwiecistą łąkę, wygodne trampki za kostkę i uroczą apaszkę z pomponami.
W maju i czerwcu keratynowe prostowanie włosów w salonie Jean Louis David tylko 299 zł
605715BDBHA
N A
mama z pasją
1
PARTNER CYKLU
Nie tylko MATKA Dzieci są bardzo ważne, ale my również. Może to forma egoizmu, jednak żyjemy tak, aby nam, jako matkom, było po prostu dobrze. TEKST: Justyna Król ZDJĘCIA: Nadesłane
2 1 DOMINIKA KISS-ORSKA, mama bliźniaczek Klary i Feli, na co dzień koordynatorka ds. kulturalnych z Bydgoszczy
3
4
10
miasta kobiet
czerwiec 2015
5
Dzieciom, zwłaszcza swoim, należy zaufać. Można się zdziwić, jak potrafią się zasłuchać w muzykę na koncercie dla dorosłych, obserwować ludzi na wernisażu czy wystawie, znieść podróż w bardzo odległe od domu miejsce. Wiem, co mówię, bo mam roczne bliźniaczki. Żyjemy z nimi według zasady, że dzień jest dla dzieci i w związku z tym, w ciągu dnia nasze córki są zawsze z nami. Mamy taki specjalny wózek, z którym można biegać. Posiadamy nosidła, by dostać się tam, gdzie z wózkiem byłoby trudniej - jak na przykład na zamek krzyżacki w Świeciu, na którym niedawno byliśmy na wernisażu. Co więcej, tata Feli i Klary grał podczas tego wydarzenia na klarnecie, więc obawiałam się, jak sobie poradzę z dwójką w nosidłach. Na miejscu Klarę przejęła córka artystki i wszystko doskonale się udało. Dla nas podstawą do szczęśliwego rodzicielstwa jest pełna współpraca. Od czasu, gdy dzieci są na świecie, nie było jeszcze sytuacji, w której nie mogłabym pójść do teatru, kina, czy na koncert wieczorem. Tata zostaje wtedy z nimi. Gdy dzieci zasną, a my chcemy wyjść gdzieś razem, przychodzi do nas moja mama i pełni wartę w razie, gdyby któraś z małych się obudziła. Od lutego pracuję na pełnym etacie i bliźniaczkami na co dzień zajmuje się ich tata. Z ogromną radością, jak na skrzydłach biegnę do domu. Czas, który spędzam tam z rodziną jest naszym ukochanym czasem pełnym zabaw, spacerów, przytulania. Gdy Klara i Fela były maleńkie, podczas karmienia czytaliśmy książki, a gdy szły spać, w ramach relaksu oglądaliśmy szwedzki serial. Odkąd mamy dzieci nie marnujemy ani chwili i w związku z tym, mamy go odpowiednio dużo dla siebie i naszych córek.
2 JULIA KARCZEWSKA mama Zuzi i Tosi, na co dzień tworzy filmy, autorka teledysku „Happy Bydgoszcz” Wraz z pojawieniem się dzieci zmienia się wszystko. Dziecko weryfikuje nas samych, nasz związek, nasz sposób myślenia, otoczenie i przyjaciół. Jest to jednak proces rozłożony w czasie i to w jaki sposób do tych zmian podejdziemy, jest chyba najistotniejsze. Ważne żeby umieć się dostosować do nowej sytuacji, od początku dzielić obowiązki z partnerem. Mieć hobby, pozwalać sobie od czasu do czasu na weekend z koleżankami, czy zwykłe wyjście do kina. Obecnie Bydgoszcz i okolice proponują mnóstwo atrakcji dla rodzin z dziećmi i nie mówię tu o festynie z watą cukrową. Właściwie co weekend można uczestniczyć w przeróżnych warsztatach, zorganizowanych właśnie pod kątem aktywnego spędzania czasu z rodziną. Jest w czym wybierać. Nie można też zapominać o sobie. Ja mam ten komfort, że staramy się z partnerem na zmianę kłaść dzieci do snu, czyli zawsze jedno z nas ma wolny wieczór, który może dowolnie wykorzystać np. na słodkie nicnierobienie bądź wyjście ze znajomymi. Raz w tygodniu gram w tenisa, a na co dzień poruszam się rowerem, co też jest dla mnie ważne. W moich dzieciach staram się zaszczepić miłość do natury i wypoczynku na świeżym powietrzu. Telewizora nie mamy. Sporo spacerujemy, na zmianę z jazdą na rolkach, rowerze i hulajnodze. Poza tym mamy dużo gier planszowych, które są naprawdę fajną alternatywą dla tableta czy komórki. Dbamy też o integrację z innymi rodzinami, takimi jak my. Jeździmy razem na wakacje, spędzamy wspólnie czas. Nadrabiamy w ten sposób wymarłe już życie podwórkowe, podczas którego przecież nasze pokolenia znakomicie się socjalizowały.
mama z pasją
PARTNER CYKLU
4 BEATA YOUNG,
3 AGNIESZKA MATCZYŃSKA
W mojej opinii dzieci niczego nie zabierają, wręcz przeciwnie - poszerzają nasze horyzonty. Macierzyństwa nie postrzegam jako poświecenia, tylko jak pewną formę partnerstwa z rodziną. Dzieci są bardzo ważne, ale ja, mąż i nasza relacja również. Może to forma egoizmu, jednak żyję tak, aby mi, jako matce, też było po prostu dobrze. Zabrzmi to kuriozalnie, ale mam wrażenie, że dopiero teraz, mając dwóch synów i jeszcze więcej na głowie, spełniam się jako kobieta w 100 proc. Obecnie jestem na urlopie macierzyńskim. Często w ramach spaceru jeżdżę z wózkiem na rolkach, a gdy dzieci śpią, biegam, czytam książki. Regularnie bywam z dziećmi na basenie. Uwielbiamy też wyprawy w nieznane. Samochodem albo pociągiem. Ostatnio wybraliśmy się nad morze i na Kaszuby, dość spontanicznie. Z mężem dbamy o chwile dla siebie, wychodzimy na kolacje do restauracji. Wówczas dzieci zostają z moją mamą lub tatą. Korzystam też z ich pomocy, gdy dwa razy w tygodniu chodzę na angielski. Jeśli rodzice nie mogą, to i tak idę, zabieram synka ze sobą. Lubimy odwiedzać Wyspę Młyńską, myślęcińskie zoo. Gdy starszy syn był mały dużo chodziliśmy do filharmonii. Mąż też jest dla mnie dużym oparciem, zwłaszcza w sferze emocjonalnej. Rozumie, że nie wyobrażam sobie, by jako mama nie realizować się zawodowo. Zaraz po urlopie wracam do pracy i już nie mogę się doczekać.
R
E
5 BARBARA PUDELSKA,
mama Laury, właścicielka toruńskiej kawiarni
mama Aleksandra i Jędrzeja, na co dzień trenerka i specjalistka ds. rekrutacji z Potulic
mama Kai i Filipa, właścicielka kosmetycznego instytutu w Toruniu
Kiedy Laura się urodziła miałam 24-lata, żyłam wtedy bardzo szybko. Moja mama pomagała mi zajmować się córą, gdy ja pędziłam rowerem na korepetycje po drugiej stronie Wisły. Ambitnie podchodziłam do życia zawodowego i udawało mi się godzić je z macierzyństwem, co dziś procentuje. Z tamtych lat pamiętam zwłaszcza ogród zoobotaniczny, po którym także obecnie chętnie spaceruję z córką. Mam do tego miejsca ogromny sentyment. Jednym ze wspomnień jest też toruńskie planetarium, do którego każdy rodzic powinien choć raz zabrać swoje dziecko. Laura ma już lat 15 i teraz łączą nas głownie wspólne wypady do kina lub na zakupy ciuchowe. Mamy swoje tajemnice, czyli tak zwany „secret girls club”, do którego mężczyznom wstęp wzbroniony. Frajdę sprawia nam jeżdżenie na rolkach. Z ciekawych miejsc w grodzie Kopernika, poleciłabym Centrum Nowoczesności - mnóstwo atrakcji dla dzieci i młodzieży, a i dorośli nie będą się nudzić. W czerwcu rusza nowa wystawa, na którą na pewno się wybierzemy z Laurą. Jeśli ktoś ma chęci, zawsze jest co robić. Osobiście lubię szybkie tempo życia. Czas z bliskim jest dla mnie najważniejszy. Gdy mam chwilę, by tak naprawdę zwolnić, po prostu spoczywam na wygodnej kanapie, zarzucam nogę na nogę i leniwie spędzam czas z książką w ręku. Opcjonalnie serwuję sobie dobry film - to taka moja ulubiona chwila odprężenia tylko ze sobą.
K
L
Dzieci wprowadziły w nasze życie dużo radości. Córka Kaja ma obecnie sześć lat, synek cztery. Do dziewiątego miesiąca życia córki prowadziłam firmę, jednocześnie zajmując się małą. Gdy jest się mamą, to trochę trudniej o aktywność zawodową, ale da się to zrobić. Czasem posiłkuję się babciami, jednak bardzo dbam o to, by szybkie tempo życia nie szkodziło mojej rodzinie, a czas wolny rekompensował rozłąkę, dawał wytchnienie, odpoczynek. Dużo podróżujemy - zimą wyruszamy na narty w Alpy, latem do ciepłych krajów. Sylwestra zwykle spędzamy za granicą, w górskim klimacie. Chętnie przemieszczamy się także po Polsce. Gdy jesteśmy w rodzinnym Toruniu, sporo spacerujemy, jeździmy na rowerach czy rolkach po Barbarce, mamy swoje ulubione ścieżki na rodzinne wyprawy w teren. Taki wspólny, czynny wypoczynek sprawia nam zawsze masę radości. Lubimy także wyskoczyć na lody na starym mieście. Bardzo cenię sobie ten nasz czas razem, ale bywa też, że mam ochotę na chwilę tylko dla siebie. Każdy potrzebuje mieć taki swój mały azyl raz na jakiś czas. Mąż wówczas przejmuje opiekę nad Kają i Filipem, a ja umawiam się z koleżankami do kina lub na kawę. Ponieważ prowadzę kosmetyczny instytut, także na co dzień mam możliwość znalezienia tych kilku chwil tylko dla siebie, oddając się w ręce specjalistów - od masażu lub innych przyjemnych zabiegów. .CP
A
M
A
385415TRTHB
jej pasja
Piękna i bestie
SFINKS, ILUSTRACJA DO GRY „EARTHCORE: SHATTERED ELEMENTS” DIGITAL PAINTING
RYBA, RYSUNEK W WERSJI TRADYCYJNEJ
DRAVGR, ILUSTRACJA DO GRY „EARTHCORE: SHATTERED ELEMENTS” DIGITAL PAINTING
Gry pozwalają nam przyjąć role, niedostępne na co dzień, być w miejscach, których nie odwiedzimy w realnym życiu. Oderwać się na chwilę od codzienności, odreagować. Nie czyni to z ludzi potworów. Z współtwórczynią gier komputerowych, Dagmarą Gąską*, rozmawia Jan Oleksy Ma Pani nienormowany czas pracy. Praca od 7 do 15 to nie dla Pani? Freelancerce żyje się lepiej? Myślę, że to zależy od osoby. Nie wszystkim taki tryb pracy będzie odpowiadał. Wiele osób chwali sobie sztywny podział między życiem zawodowym a prywatnym. Kończą pracę o określonej godzinie, wychodzą i mogą zająć się innymi sprawami. Ma to swoje niezaprzeczalne zalety. Będąc freelancerem trudno jest zachować jakiś porządek, chociaż wierzę, że przy odrobinie samodyscypliny się da. Tak więc tkwię przed kompem, kiedy inni mają wolne, ale też mogę zrobić sobie wolne, kiedy inni pracują. Coś za coś. Moja praca jest mi bliska, więc nie cierpię z powodu jej ciągłych wtargnięć w moje życie prywatne. Jeśli idzie gładko, mogę pracować cały dzień, ale są i takie dni, kiedy nie ma innego wyjścia, jak odpuścić. Ale również obowiązują Panią deadline’y? Ano obowiązują! Ale z deadline’ami sprawa wcale nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Istnieje przekonanie, że jest to największy wróg wszystkich twórców, ale mają one też swoje dobre strony. Przede wszystkim wymuszają na człowieku dyscyplinę. Ma być zrobione za tydzień i koniec! Dzięki temu nie mogę siedzieć za długo nad jedną pracą. Z natury jestem raczej drobiazgowa i mogłabym jedną ilustrację męczyć rok, gdyby mnie nikt nie powstrzymał. Nie bez przyczyny mam
12
miasta kobiet
czerwiec 2015
bardzo niewiele swoich własnych prywatnych prac - ściany naszego salonu wciąż świecą pustkami, ale bynajmniej nie dlatego, że nic nie robię. Robię, tylko nie kończę… Dlatego na terminy narzekam rzadko, chociaż nie da się ukryć, że słynne ASAP („As Soon As Possible” - polecenie „najszybciej jak się da”, przyp. red.) potrafi napsuć krwi. Wiadomo, artystki nie da się zamknąć w czterech biurowych ścianach, musi mieć kontakt ze światem… i poczucie wolności. Zamknąć można, ale będzie to mało efektywna praktyka (śmiech). Jeśli człowiek może pracować swoim własnym tempem, wyjść, kiedy potrzebuje chwili przerwy, albo pół dnia przeglądać referencje bez szefa, zaglądającego mu przez ramię, to efekty pracy będą lepsze. Po prostu. Ale chyba bardziej od czterech ścian zabójcze dla kreatywności jest robienie wciąż tego samego, co niestety jest częstym problemem w pracy na etat. Pracowałam przez parę lat w takiej tradycyjnej firmie i ten aspekt był chyba najbardziej uciążliwy. Po studiach na UMK zajęła się Pani m.in. grami komputerowymi - dziedziną zdominowaną przez facetów. Zwykle słyszymy o grafikach - mężczyznach… Jak się Pani czuje w takim towarzystwie? Ani dobrze, ani źle. Tak po prostu jest i nie wiążę z tym żadnych szczególnych emocji. Myślę zresz-
tą, że to też będzie się powoli zmieniało - rynek gier się zmienia, pojawia się coraz więcej niezależnych produkcji, każdy znajdzie coś dla siebie. Gra coraz więcej kobiet. Czy to się całkowicie wyrówna - tego nie wiem. Ale czy wszystko musi być zawsze w proporcji pół na pół? Może faceci są górą w tej dziedzinie, bo już od dziecka pasjonują się grami komputerowymi? Częściowo pewnie tak. Gry są też wciąż częściej kierowane do nich. Niewykluczone, że zawsze będzie to forma rozrywki bliższa mężczyznom… Tego nie wiem. Ale sądzę, że ta dysproporcja będzie się zmniejszała. A Pani również gra po godzinach? W co najczęściej? Jestem aktywnym graczem w gry planszowe. Mamy ich sporą kolekcję oraz grono przyjaciół, z którymi regularnie spotykamy się na planszówkowe sesje. W gry komputerowe gram rzadko, ale był czas, że wracałam regularnie do „Heroes of Might and Magic”. Częściej zdarza mi się grać na tablecie. Nałogowo zagrywałam się w „Plants vs Zombies” albo w „Threes”. Pogrywam też czasem na konsoli. Polecam „Journey” - ze względu na niepowtarzalny klimat i piękną grafikę, albo również efektowną, chociaż zupełnie inną platformówkę „Trine”. No i oczywiście, zupełnie z innej beczki, jest jeszcze „Mortal Combat”…
jej pasja Co sądzi Pani o takich grach, gdzie się muskularni faceci walą po pyskach na ringu albo bez pardonu likwidują przeciwnika? Nie mam nic przeciw takim grom, chociaż sama raczej w nich nie gustuję… no może z wyjątkiem „Mortal Combat”! Nie demonizowałabym ich, to tylko gry. Pozwalają nam przyjąć role, niedostępne na co dzień, być w miejscach, których nie odwiedzimy w realnym życiu. Oderwać się na chwilę od codzienności, odreagować. Nie czyni to z ludzi potworów, podobnie jak nie czyni tego książka ani film. Wszystko rozbija się tylko o to, jak bardzo poważnie je traktujemy. Czy w ogóle świat może istnieć bez przemocy? Przemoc jest wpisana w ludzką naturę. Mogłoby się wydawać, że żyjąc w tak zwanym cywilizowanym świecie, ten problem schodzi na dalszy plan, ale to pozory. Wiemy z wielu eksperymentów psychologicznych, takich jak ten więzienny pod przewodnictwem Philipa Zimbardo, że naprawdę niewiele potrzeba, by z przeciętnego człowieka wydobyć agresję. A co z sytuacjami, w których chodzi o przeżycie? Myślę, że w tej kwestii akurat niewiele się będzie zmieniać. W Pani twórczości jest więcej finezji. Może kobiece spojrzenie czyni świat gier ciekawszym? Walka dobra ze złem? Och, od takiego idealizmu raczej staram się trzymać z daleka. O wiele bardziej pociągające są dla mnie odcienie szarości i może dlatego nawet dość mocno wyeksploatowane fantasy wciąż jest dla mnie inspirujące. Być może więcej uwagi poświęcam kontekstowi, w którym postaci się znajdują, może nieco bardziej skupiam się na emocjach. Może to jest właśnie kobiece spojrzenie? Ale Pani też nie tworzy sielankowych obrazów. Pojawiają się w nich mroczne potwory. Gobliny, golemy i inne bestie są niesamowite, niekiedy również straszne. Na co dzień jest Pani pogodna? Hmm, nie jestem pewna, czy pogodna jest właściwym słowem. Na pewno dużo się śmieję, jednak poczucie humoru miewam czarne. Jestem pozytywnie i optymistycznie nastawiona do życia, ale też zdecydowanie introwertyczna. Na pewno mój wewnętrzny świat dostarcza mi sporo rozrywki i inspiracji. Czy te mityczne stworzenia nie prześladują Pani? Nie śnią się po nocach? Nie, jesteśmy w bardzo dobrych relacjach! (śmiech) Rysuję je tak, jak je rozumiem, a skoro je rozumiem, na swój sposób oczywiście, to nie mają po co mnie prześladować. Na brak snów nie mogę narzekać, ale bohaterowie moich prac trzymają się od nich z daleka. Jak wygląda proces twórczy i co jest Pani inspiracją? Mitologie? Zależy to trochę od okoliczności - czy jest to ilustracja do książki, czy postać na kartę, czy moja własna, radosna twórczość. Zawsze jednak zaczynam od ogólnej wizji tego, co chcę zrobić: kolorystyka, z grubsza kompozycja, klimat ilustracji,
co ma być w niej dominantą. Potem szkic i praca nad nim. Szukam też sobie w międzyczasie referencji, czasem doczytuję o danej postaci. A co do inspiracji, to czerpię ją naprawdę zewsząd. Z mitologii oczywiście również, ale także książek, filmów, muzyki… Przeglądam zdjęcia, najróżniejsze grafiki, a potem, mając taką pożywkę, pozwalam już swojej wyobraźni robić z tym, co jej się podoba. Może przewijają się reminiscencje z dzieciństwa, może czytano Pani straszne bajki braci Grimm? Czytano mi sporo, bracia Grimm też się przewijali. Pamiętam niektóre książki z dzieciństwa bardzo dobrze, np. „Strach się bać” Tadeusza Wyrwy-Krzyżańskiego, „Krześlaki z rozwianą grzywą” Joanny Kulmowej albo „Sceny z życia smoków” Beaty Krupskiej. Bez wątpienia miały na mnie mniej lub bardziej pośredni wpływ. Od kiedy Pani rysuje? Kiedy pasja stała się Pani profesją? Rysowałam od kiedy pamiętam i - jak moja mama lubi wspominać - często przedkładałam rysowanie nad zabawę z innymi dziećmi. Ale traktowałam to raczej jak hobby, aż to ostatniej klasy liceum. Wcześniej kusiło mnie parę innych ścieżek kariery, z archeologią i religioznawstwem na czele. Brałam też pod uwagę astronomię, a nawet informatykę. Zdecydowałam się jednak na klasę humanistyczną i potem poszło już z górki. UMK obok tradycyjnych kierunków oferowało specjalności związane ze współczesnymi mediami i to pewnie zaważyło, bo już wtedy wydawało się to przyszłościowym wyborem. Uczelnia wywarła na Panią wpływ? Dała mi podstawy teoretyczne, pomogła w opanowaniu medium, w jakimś stopniu poszerzyła horyzonty, dodała troszkę pewności siebie. Zmieniła również nieco trajektorię mojej drogi na rynek pracy, skutecznie zniechęcając mnie do współczesnej sztuki przez duże S i artystycznego światka, ale też do projektowania graficznego, z którym początkowo wiązałam swoją przyszłość. Jestem całkiem zadowolona z tego bilansu. Jakimi jeszcze dziedzinami się Pani zajmuje? Ostatnio zajmuję się głównie grami, ale jest to wypadkową kilku rzeczy. Jestem fanką fantasy, science fiction, klimatów postapokaliptycznych, cyberpunkowych, a gry często się do nich odnoszą. Lubię tworzyć koncepty postaci, stworów, miejsc, a na rynku gier na concept arty jest spore zapotrzebowanie. Gry - planszowe, komputerowe, mobilne - to po prostu moja nisza. Ale zajmuję się też ilustracją książkową, czasem projektuję różne dziwne rzeczy, jak kostki do gry, albo karty do nauki angielskiego. Od animacji już właściwie odeszłam. Coraz częściej natomiast sięgam po cienkopisy, kredki akwarelowe. Lubię pełne detalu dekoracyjne grafiki, zupełnie różne od tego, co normalnie tworzę na potrzeby gier i jest to dla mnie przyjemna odskocznia. Karciana gra fantasy „Eartcore: Shattered Elements” ma, zdaniem fachowców, okazać
się hitem na rynku gier mobilnych. Duża w tym zasługa Pani talentu… Nie będę ukrywała, że „Earthcore” jest dla mnie ekscytująca przede wszystkim ze względów graficznych. Pracowało nad nią wielu świetnych grafików z Tomaszem Jędruszkiem na czele. Ale atutem tej gry jest też prosta, a zarazem nośna mechanika, budowanie własnej talii, crafting kart, zarządzanie ryzykiem i niebanalne tło fabularne. Wszystko to składa się w zgrabną i dynamiczną całość, więc hit jak malowany! Ciągle mieszka Pani w Toruniu, choć pracuje Pani dla innych ośrodków. Rozumiem, że w dzisiejszych czasach odległość nie stanowi problemu, ale czy Toruń to dobre miejsce na uprawianie sztuki? Sztukę można uprawiać wszędzie. Toruń to nieduże miasto i być może artyści tworzący sztukę wysoką, którzy planują wystawiać się w galeriach i co tydzień odwiedzać wernisaże, wybiorą Warszawę albo Kraków. Ale dla takich ludzi jak ja, których takie życie odpycha i wystarczy im komputer, ołówek i kartka papieru, Toruń jest idealny. To po prostu dobre miejsce do życia. Nie za duże, nie za małe, oferujące właściwie wszystko, ale nie w nadmiarze. Urocze i pozbawione wielkomiejskiego zgiełku. Nic więcej mi nie trzeba. Osiąga Pani sukcesy na miarę światową. Czego jeszcze chce od życia Dagmara? Brzmi to zbyt szumnie jak na mój gust. Dla mnie sukcesem jest to, że żyję z tego, co sprawia mi frajdę. W tej branży nie ma awansów, a ja nie mam w planach ani zarządzać firmą, ani nawet zespołem ludzi. Dyrektorem artystycznym już byłam! Nie pozostaje mi więc nic innego, jak doskonalić się i mówiąc szczerze, jest to dla mnie uspokajająca i krzepiąca myśl.CP napisz do autora j.oleksy@expressmedia.pl
* Dagmara Gąska Jest absolwentką Plastyki Intermedialnej na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Od ponad 7 lat zajmuje się profesjonalnie ilustracją, projektowaniem graficznym, animacją i concept artem. Współpracuje z rodzimymi studiami, tworzącymi gry komputerowe, aktualnie m.in. z wrocławską Tequila Games przy przygotowaniu karcianej gry fantasy „Earthcore: Shattered Elements”. miasta kobiet
czerwiec 2015
13
zdrowie
Marzenie o glutenie? Mody na różnego rodzaju diety są zawsze czymś w rodzaju kupowania marzeń i złudzeń. Dotyczy to także popularnej ostatnio diety bezglutenowej. Jednak zdarzają się przypadki nadwrażliwości na gluten i mogą dotyczyć 6 procent z nas. Rozmowa z Jadwigą Cackowską-Lisik*, właścicielką gabinetu Dietetica
Czy powinniśmy bać się glutenu? Nie ma czego. Gluten to wapń i błonnik, mieszanina białek roślinnych, które występują w ziarnach zbóż, takich jak pszenica, orkisz, żyto, owies i jęczmień. Jest niezbędny dla naszego organizmu. A jednak diety bezglutenowe są coraz bardziej popularne w ostatnim czasie… Mody na różnego rodzaju diety są zawsze czymś w rodzaju kupowania marzeń i złudzeń. Najczęściej są to marzenia o zgubieniu zbędnych kilogramów, natychmiastowym zdrowiu, lepszym samopoczuciu. Nie ma jednak żadnej jedynej i uniwersalnej diety, choć przynajmniej raz w tygodniu słyszymy o jakiejś kolejnej, najlepszej i najskuteczniejszej. Jedynym skutecznym sposobem na poprawę swojego stanu jest dieta skrojona na naszą indywidualną miarę, poprzedzona badaniem genetycznym. Mówi się, że najgroźniejsze są diety eliminacyjne, czyli takie w których na własną rękę rezygnujemy z jakichś produktów - np. tych z glutenem. Nasz organizm musi mieć wszystkie składniki pokarmowe, odpowiednio dobrane dla nas. Wyłączanie czegokolwiek bez potrzeby może być tak samo szkodliwe, jak i stosowanie tego składnika w przypadku nadwrażliwości. Istnieją jednak przypadki, w których wspomniany gluten trzeba wyeliminować. Jak często się to zdarza? Nadwrażliwość na gluten może dotyczyć nawet 6 proc. populacji. U takich osób występują symptomy choroby, przy braku innych charakterystycznych jej oznak. Ich układ odpornościowy
14
miasta kobiet
lipiec 2015
EKOZAKUPY.PL wytwarza przeciwciała w reakcji na ten składnik. A w przypadku celiakii gluten zawarty w pożywieniu prowadzi do uszkodzenia jelit. Czym jest celiakia? To choroba trzewna, poważne schorzenie genetyczne i immunologiczne. Dotyka przynajmniej 1 proc. populacji, ale ta liczba wzrasta, być może przez to, że możemy już coraz lepiej wykrywać to schorzenie. Na szczęście odpowiednio leczona celiakia nie zagraża zdrowiu i życiu. Jakie objawy powinny nas zaniepokoić? Oznakami nietolerancji glutenu mogą być m.in. zaparcia lub biegunki, wzdęcia, gazy, uczucie zmęczenia po spożyciu posiłku zawierającego gluten, na przykład bułek, makaronu, pierogów itp. Mogą wystąpić również bóle stawów, problemy z nastrojem, migreny. Są to jednak objawy niespecyficzne - nie świadczą zawsze o jednej chorobie. Dlatego w takiej sytuacji niezbędna jest konsultacja lekarska i badania, które wykonujemy także w naszym gabinecie. Gdy okaże się, że jesteśmy w tych sześciu procentach - co dalej? Wtedy musimy bezwzględnie wyeliminować z jadłospisu gluten. Produkty z glutenem można zastąpić na przykład brązowym ryżem, prosem, ziemniakami, fasolą, grochem. Dietę należy uzupełnić o takie składniki, jak siemię lniane, błonnik gryczany lub ryżowy, ryby z ośćmi, fermentowane produkty z soi, sezam czy jarmuż. Trzeba też bardzo uważać na produkty wysoko przetworzone. Po konsultacji ze specjalistą z pewnością otrzymamy szczegółowe wytyczne.
Dla klientów chorych na celiakię oraz tych, którzy wybrali dietę bezglutenową, nasz sklep posiada w ofercie następujące produkty: ● mąki (ryżowa, jaglana, gryczana, kukurydziana, kokosowa, z komosy, żołędzi, kasztanów, gotowe mieszanki do wypieków, a także dodatki typu zakwas, proszek do pieczenia, drożdże, skórki cytrynowe i pomarańczowe, agar, pieczywo, kasze, makarony m.in. ryżowy z algami, ryże, proso, quinoa, amarantus, rośliny strączkowe, orzechy, nasiona, gotowe sosy, pasty, budynie, musli, galaretki, dżemy, słodycze: m.in. batony, praliny, ciasteczka oraz słone przekąski typu chipsy, paluszki, krakersy. Z produktów mniej znanych mamy bezalkoholowe piwo oraz konjac. W naszych sklepach klienci znajdą także produkty dla najmłodszych: kaszki, gotowe dania, chrupki, zdrowe słodycze, napoje roślinne oraz soki. Oferujemy również ekologiczne świeże owoce i warzywa, a nawet zioła cięte. Aby jak najbardziej zadowolić oczekiwania klientów z nietolerancją glutenu, posiadamy też produkty, które złagodzą dolegliwości związane z celiakią: soki z aloesu z miąższem, zioła np. wiąz śliski, proszek z papai (enzym - papaina - pomaga strawić gluten), spirulinę, chlorellę oraz mieszanki alg. ZAPRASZAMY! www.ekozakupy.pl
85615T2BBA
670015BDBHA
414115TRTHA
kontrowersje
BYĆ KRÓLOWĄ ULA W gimnazjum nie ma takiej roli jak dobra uczennica, sportsmenka, artystka. Jest za to np. szara myszka - straszliwy stygmat. Dlatego dziewczyny najczęściej przystępują do grona lolitek. I wcale nie są z tym szczęśliwe. Z socjolożką, dr Anną Wójtewicz*, rozmawia Janusz Milanowski
W weekendowe wieczory na toruńskiej starówce można spotkać tłumy bardzo młodych dziewcząt. Wyzywająco ubranych, z ostrym makijażem, często pijanych. To może być ilustracja do książki, napisanej przez Panią wraz z Katarzyną Stadnik, „Anielice czy diablice? Dziewczęta w szponach seksualizacji i agresji w perspektywie socjologicznej”? Zamiast „bardzo młodych” powiedziałabym raczej: „dziewcząt, których wiek trudno określić”. Warstwa makijażu, bielizna uwydatniająca wdzięki i ostentacyjnie seksowne ubrania robią swoje. Bardzo mocno zatarła się granica między byciem dziewczyną, a byciem kobietą. Czym jest zjawisko seksualizacji? To przypisywanie dziewczętom znaczeń i funkcji seksualnych, nieadekwatnych do ich wieku i poziomu rozwoju psychoseksualnego. Moja koleżanka opowiedziała mi, że gdy była w ósmej klasie i mama pomalowała jej rzęsy, to ona wstydziła się pójść do szko-
16
miasta kobiet
czerwiec 2015
ły. Dlaczego nie wstydzą się „dziewczęta, których wiek trudno określić”? Bo żyjemy w kulturze obnażania i nie chodzi tylko o rzęsy, ale całe ciało. Nie ma w niej czegoś takiego, jak uczucie wstydu. Jej uczestnicy są wręcz nakłaniani do ekshibicjonizmu pod każdym względem. To jest stylistyka rodem z MTV, gdzie im więcej się pokaże, tym lepiej. Dodatkowo dzieciństwo i dorosłość się przenikają. Dlaczego? Między innymi dlatego, że to się opłaca. Z jednej strony mamy infantylnych dorosłych, a z drugiej dojrzałe dzieci, które tak naprawdę są małymi dorosłymi. Takim osobom można zaproponować więcej usług, produktów i rozrywek. Mówią o tym książki Susan Linn „Consuming Kids”, czy Joela Bakana „Dzieciństwo w oblężeniu: łatwy cel dla wielkiego biznesu”. Dziś określa się tzw. całożyciową wartość konsumenta. Dziecko się rodzi i potrzebuje pieluch, smoczka, mleka itd. Firma, która je oferuje, zdaje sobie sprawę, że dziecko za chwilę wejdzie w inny wiek i że
trzeba taką osobę do siebie przywiązać, żeby nie odeszła - od pieluch po kosmetyki. Mamy więc do czynienia z komercjalizacją dzieciństwa. Nie demonizowałabym jednak faktu, że młode dziewczyny postrzegamy w kategoriach seksualnych, jako takich… Lolitek? Tak, lolitek. Kulturowo to nie jest nic nowego. W wielu miejscach świata bardzo młode dziewczęta wydawane są za mąż i normą jest, że czternastolatka jest już matką. Z lolitkami kultury zachodniej jest jednak problem - ich seksualizacja nie idzie w parze z dojrzałością społeczną i psychologiczną gotowością ponoszenia jej konsekwencji, na przykład w postaci kontaktu ze starszym mężczyzną. Rozwój nie nadąża za wyglądem, a kobiecość jest sprowadzana do mało znaczących atrybutów. Z jednej strony nas to przeraża, a z drugiej eksploatujemy to zjawisko. Swego czasu wynikła afera z okładką pisma „Elle”, na której pojawiła się 13-letnia dziewczynka, córka znanych celebrytów, wystylizowana na dorosłą kobietę. Padały głosy i oburzenia, ale i akceptacji.
kontrowersje Celebryci to inna bajka. Zajmijmy się Anią z Torunia albo Solca. Jej rodzice pracują za te polskie dwa tysiące i starają się przekazać Ani dobre wzorce. I nagle nie rozumieją, dlaczego ich dziecko zakłada obcisłe spodnie z dziurami na pupie, bluzkę tak krótką, że widać pępek i prosi ich o zgodę na kolczyk w brzuchu. Co się stało z naszą Anią? To często zadawane pytanie. W przypadku nastolatków zachodzą istotne zmiany jeśli chodzi o wpływ, jaki jest wywierany na młodego człowieka. W dzieciństwie najważniejsza jest rodzina, a potem wkraczają szkoła, grupa rówieśnicza i media. Szkoła funkcjonuje na pewnych zasadach, które teoretycznie obowiązują nastolatki. Pracując nad książką widziałyśmy z Kasią Stadnik te wszystkie regulaminy, tablice z informacjami, że nie wolno przychodzić do szkoły w makijażu i skąpym ubiorze. To jednak tylko deklaracja stanu pożądanego ze strony nauczycieli. Pan zdaje sobie sprawę jak wyglądają szkolne, gimnazjalne korytarze? W praktyce na Anię wpływają przede wszystkim grupa rówieśnicza oraz media. I tam poszukuje ona wzorców lub są jej one narzucane. W przypadku dziewcząt wpływ grupy rówieśniczej jest bardzo specyficzny. Jeśli Ania nawet nie czuje klimatu lolitek, to będzie na nią wywierana taka presja, że w końcu prawdopodobnie się podda. Wiele naszych respondentek ujawniło, że znalazły się w obliczu dylematu: „dziwka albo szara myszka”. Możesz być jedną, albo drugą. I wie pan, co jest najgorsze? Że nie ma nic pośrodku? Tak. W gimnazjach nie ma takich ról, jak dobra uczennica, sportsmenka, artystka. Szara myszka to jest straszliwy stygmat. Dlatego najczęściej dziewczyny przystępują do grona lolitek. Paradoks polega na tym, że wcale nie są z tym szczęśliwe. Dlaczego? Bo nie czują się do końca sobą. Bo muszą bez przerwy walczyć o utrzymanie pozycji, potwierdzać przynależność do grona lolitek, są nieustannie dyscyplinowane przez dziewczyny stojące wyżej w hierarchii. Nawet królowa nie ma prawa czuć się bezpieczna. Każda dziewczyna chciałaby nią być, zawsze grozi jej detronizacja. Jak to się odbywa? Za sprawą mechanizmu tzw. agresji nie wprost i hierarchii porównywanej do sytuacji w ulu, gdzie królowa pszczół - lolitka dominująca - podporządkowuje sobie dziewczęta. Ania, żeby nie stać się poniżaną szarą myszką, najpewniej ulegnie wizji zaistnienia w sensie towarzyskim. A w mediach znajdzie potwierdzenie tego, co mówią jej koleżanki. Na szkolnych korytarzach widać dziewczyny, które temu nie uległy - są odseparowane i chłopcy się nimi nie interesują. Inna sprawa, to brak zainteresowania zapracowanych rodziców, którzy nie są w stanie dostrzec momentu, gdy zaczyna się dziać coś niebezpiecznego. Trzeba podkreślić, że sprawa jest wielowątkowa, że to nie są wyłącznie złe dziewczyny pochodzące z rodzin patologicznych.
Wiele gimnazjalistek ujawniło, że znalazły się w obliczu dylematu: „dziwka albo szara myszka”. Możesz być jedną, albo drugą i nie ma nic pośrodku. DR ANNA WÓJTEWICZ SOCJOLOŻKA
Czym jest „agresja nie wprost”? Dziewczęta rzadziej niż chłopcy okazują agresję w sposób fizyczny i otwarty - mówiąc w dużym uproszczeniu. Przejawem agresji nie wprost są sojusze, plotki, oczernianie przeciwniczek za pomocą mediów społecznościowych. Zdarzają się z tego powodu próby samobójcze. Rodzina dowiaduje się, że dziewczyna przez wiele miesięcy była nękana, ponieważ nie chciała się dostosować do oczekiwań grupy. Czy zatem już od młodych lat największym wrogiem dla kobiety jest druga kobieta? Agresja nie wprost wiąże się z kwestią solidarności i przyjaźni między kobietami. Stereotypowo mówi się, że owa przyjaźń to śliska sprawa, że nie wiadomo, czy ona naprawdę istnieje. Często przyjaźnie i sojusze zawieramy nie dlatego, że zgadzamy się z poglądami tej królowej pszczół, tylko ze względu na zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa. Jest to przyjaźń instrumentalna, podszyta obawą przed utratą popularności, zainteresowania ze strony chłopców i pozycji towarzyskiej. Rosalind Wiseman w swojej książce „Świat dorastających dziewcząt”, porównuje sytuację amerykańskich lolitek do dziewcząt płynących na tratwie po morzu. Z tej tratwy nie ma ucieczki; jesteśmy w jednej szkole i w jednej klasie. Można albo podporządkować się królowej, albo skoczyć. Oczywiście większość nie skacze tylko płynie, gdyż nie ma nic pomiędzy: dziwka albo myszka. Jakie mogą być konsekwencje seksualizacji? Seksualizacja - choćby w sferze wyglądu - powoduje, że chłopcy mają określone wyobrażenia o dziewczęcości i kobiecości. Oni nie wiedzą jak dziewczyna i kobieta ma normalnie wyglądać, bo też są bombardowani przekazami medialnymi i nienaturalnym wyglądem koleżanek. Nasze respondentki opisywały, że wstają dwie godziny wcześniej, by przygotować makijaż i stylizację. To jest nieco przerażające, bo widać jaka silna musi być presja, przez którą dziewczyna wstaje o piątej rano. Mamy więc konsekwencje w postaci oczekiwań chłopców, a w przyszłości mężczyzn - gdyż te oczekiwania mogą nie zostać zweryfikowane
w dorosłym życiu. Z drugiej strony, dziewczęta oczekują od chłopców powielania pewnych stereotypów, co może powodować, że oni sami są niezadowoleni z siebie. Mówi się o przypadkach chłopięcej anoreksji, albo zażywania sterydów na zwiększenie masy mięśniowej. Chłopcy w tym wieku wyglądają dziecinnie, a chcą się czuć mężczyznami. W gimnazjalnej rzeczywistości dzieciaki unieszczęśliwiają się wzajemnie, gdyż nie są w stanie kontestować przekazów medialnych. Czy to może skutkować w przyszłości pogardliwym sposobem traktowania kobiet przez mężczyzn? Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości; przy czym te kobiety w pogardliwym traktowaniu nie będą widziały nic złego. Ale mam taką hipotezę - niezweryfikowaną żadnymi badaniami - że z tej seksualizacji wyrasta się w liceum i następuje czas opamiętania po kolejnych etapach życiowych selekcji. To gimnazja są takim tyglem, ulem i błędem polskiej reformy edukacji. Nasza rozmowa nie prowadzi chyba do prognozy, że te wszystkie lolitki w dorosłym życiu utrwalą seksualizację, stając się takimi „sexy doll”? To tak przecież nie jest. Oczywiście, że nie jest. Ale część z nich być może będzie te wzorce powielać. Byłem raz zszokowany, gdy usłyszałem dialog dwóch nastolatek, bawiących z się z dmuchanym delfinkiem w jeziorze. Cytuję: „on powiedział, że nie jestem odważna, bo nie chcę z nim „na Hiszpana”! Jako socjologa i kobietę przeraża mnie to, że nie mamy rozwiązań, żeby sobie z tym radzić. To nie jest żadna nowość, że atrakcyjność cielesna odgrywa taką, a nie inną rolę, to są uwarunkowania psychoewolucyjne. Jeżeli jednak nawarstwiają się problemy, to nie powinniśmy zamiatać sprawy pod dywan. .CP napisz do autora j.milanowski@expressmedia.pl
* Dr Anna Wójtewicz Adiunkt w Pracowni Badania Jakości Życia w Instytucie Socjologii UMK. Zajmuje się socjologią ciała, zdrowia i medycyny oraz problematyką płci i konsumpcji. miasta kobiet
czerwiec 2015
17
641915BDBHA,B
Zanim zostaniesz
MAMĄ
Im szybciej zgłosimy się do lekarza na badania, tym większą mamy szansę na zajście w ciążę. TEKST: Dorota Kowalewska
20
miasta kobiet
czerwiec 2015
Kompleksową obsługę w zakresie badań laboratoryjnych przed i trakcie ciąży zapewnią w laboratoria Vitalabo. Wykonujemy wszystkie badania, nawet bez skierowania. Dla większej wygody pacjenta stworzono pakiety tematyczne ułatwiające ukierunkowanie badań na konkretne schorzenia lub profilaktykę. W pakiecie badania objęte są 11-proc. rabatem. Dodatkowo co tydzień jeden z pakietów dostępny jest z rabatem 20 proc.! W ofercie do wyboru mamy m.in.: pakiet hormonalny dla kobiet, pakiet dla kobiet planujących ciążę, pakiet dla kobiet w ciąży (w rozbiciu na kolejne trymestry) oraz pakiet na niepłodność, zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn, który może pomóc zdiagnozować istniejącą przeszkodę dla posiadania potomstwa. Zgłoś się do jednego z punktów pobrań (wszystkie adresy na www.vitalabo.com.pl) lub skorzystaj ze sklepu online NOWOŚĆ! (wybór badań w zaciszu domowym z możliwością doboru badań zgodnie z potrzebami). Wyniki badań dostępne są online natychmiast po wykonaniu i zatwierdzeniu ich przez wykwalifikowany personel. O gotowości wyników do odbioru powiadomi nas SMS.
312015TRTHA
zdrowie
PODSTAWOWE BADANIA DLA KOBIET PLANUJĄCYCH CIĄŻĘ HISTEROSALPINGOGRAFIA (HSG) Badanie rentgenowskie macicy i jajowodów. Dzięki niemu można ocenić budowę i kształt jamy macicy, sprawdzić drożności jajowodów oraz stan błony śluzowej macicy i przydatków. Umożliwia również wykrycie zmian rozwojowych macicy, polipów, niedorozwoju macicy, guzów, niewydolności szyjki macicy, niedrożności jajowodów czy gruźlicy narządu rodnego. Trwa kilkanaście minut. Może wymagać znieczulenia ogólnego, jednak raczej nie jest bolesne.
HISTEROSALPINGOSONOGRAFIA KONTRASTOWA (HYCOSY) Częsta alternatywa dla badania HSG, jeśli kobieta jest uczulona na środki kontrastowe, zawierające jod. Przez pochwę do macicy wprowadza się roztwór (zazwyczaj jest to sól fizjologiczna), potem wykonuje się badanie ultrasonograficzne. Pozwala ono ocenić prze-
TESTY PTC (PO STOSUNKU)
Jak sama nazwa wskazuje, badanie przeprowadza się kilka godzin po stosunku, w okresie okołoowulacyjnym. Optymalnie byłoby, aby tego dnia zaszła owulacja, ponieważ chodzi o zbadanie śluzu i zachowania się w nim plemników. Przed wykonaniem testu dobrze przez dwa, trzy dni wcześniej nie współżyć. Po upływie ok. 8-14 godzin od współżycia, lekarz za pomocą wziernika pobiera próbkę śluzu szyjkowego. Pobrany materiał badany jest pod mikroskopem. Daje to możliwość zobaczenia, jak zachowują się plemniki w śluzie - jaka jest ich ruchliwość, liczba itp. Wynik jest prawidłowy, gdy w śluzie nadal można znaleźć ruchliwe plemniki. Badanie jest bezbolesne.
BADANIA HORMONALNE, IMMUNOLOGICZNE, GENETYCZNE, BAKTERIOLOGICZNE Najczęściej są wykonywane z pobranej krwi. Zaleca się je, gdy istnieje podejrzenie, że za niepłodnością kryją się inne choroby, przez które zajście w ciążę lub donoszenie zdrowego dziecka nie jest możliwe.
BADANIA HORMONALNE
Oznacza się w nich stężenia gonadotropin, steroidów płciowych, progesteronu, testosteronu, prolaktyny, markery pomocne w ocenie rezerwy jajnikowej, hormonów tarczycy. Często badania te są wykonywane kilkukrotnie w czasie cyklu miesięcznego.
BADANIA IMMUNOLOGICZNE Pozwalają m.in. na wykrycie schorzeń natury odpornościowej, które utrudniają bądź uniemożliwiają zajście w ciążę lub donoszenie dziecka.
BADANIA GENETYCZNE
Są bardzo ważne, szczególnie jeśli w rodzinie występują choroby genetyczne lub para ma już dziecko urodzone z wadą genetyczną.
312015TRTHA
HISTEROSKOPIA
Inaczej wziernikowanie macicy. Pozwala ocenić stan macicy, a dokładnie to, jak wygląda endometrium, czyli błona wyścielająca ściany macicy. Poza tym umożliwia zlokalizowanie polipów, mięśniaków, zrostów czy guzów nowotworowych. W czasie badania można pobrać wycinki tkanek do badania. Histeroskopia trwa zazwyczaj około pół godziny. Najczęściej wykonuje się ją w znieczuleniu ogólnym.
Jeśli masz bardzo mało czasu i nie jesteś w stanie zgłosić się do punktu pobrań, my przyjedziemy do Ciebie. Nowa jednostka V-drive (wcześniej Labdrive) specjalizuje się w pobieraniu materiału do badań w domu pacjenta. Wystarczy z jednodniowym wyprzedzeniem zamówić usługę i bez wychodzenia z domu wykonać sobie, a nawet i całej rodzinie, komplet wybranych badań. Wyniki oczywiście odbieramy online, więc usługa umożliwia nam kontrolę stanu zdrowia bez kolejek, parkowania i tracenia czasu! Mogą być nieinwazyjne (badania krwi, USG genetyczne) lub inwazyjne (amniopunkcja).
BADANIA BAKTERIOLOGICZNE Bardzo ważnym czynnikiem, wpływającym na płodność, jest flora bakteryjna pochwy. Nawet niegroźne z pozoru zakażenia dróg rodnych mogą być powodem problemów. Do badania pobiera się wymaz z pochwy.
POKAZAĆ BIJĄCE SERCE MALUCHA - Wszystkie te badania mają na celu znalezienie przyczyny niemożności zajścia w ciążę lub donoszenia ciąży - tłumaczy doktor Karolina Waleśkiewicz-Ogórek. - Dopiero wtedy możemy zająć się leczeniem. Pamiętajmy, że im szybciej zgłosimy się do lekarza na badania, tym większą mamy szansę na zajście w ciążę. Często bywa tak, że leczenie trwa nie tygodnie, ale nawet miesiące czy lata. A im kobieta jest starsza, tym zmniejsza się szansa na urodzenie zdrowego dziecka. Czasami po wykonanych badaniach wiemy, że jedynym ratunkiem dla pary jest zabieg in vitro. On też wymaga przygotowań. Zdarza się również, że wszystkie badania są prawidłowe, partnerzy są zdrowi, a do zapłodnienia nie dochodzi. Wtedy szukamy przyczyn jeszcze głębiej. Nawet zalecamy konsultację u innych specjalistów, np. psychiatry czy psychologa. Nie bójmy się tego. Człowiek jest bardzo skomplikowaną maszyną i nawet nasza duża wiedza o tym, jak funkcjonujemy, nie odpowiada na każde pytanie. Ja jestem szczęśliwa, gdy robię USG parze bezskutecznie starającej się od lat o dziecko i mogę pokazać im bijące serce malucha - dodaje doktor Waleśkiewicz-Ogórek. miasta kobiet
czerwiec 2015
21
WYJAŚNIA: DR N. MED. KAROLINA WALEŚKIEWICZ-OGÓREK
DIAGNOSTYKA POGŁĘBIONA
pływ podanej substancji przez jamę macicy i, co najważniejsze, przez jajowody. Można też wykorzystać badania metodą Dopplera, aby ukazać, jaka jest dynamika poruszania się cieczy. Badanie pozwala stwierdzić, czy istnieje mechaniczna blokada, która nie pozwala przemieścić się komórce jajowej do macicy poprzez jajowody.
zdrowie
C
oraz więcej par nie może doczekać się dziecka. O niepłodności mówimy, gdy kobieta ma problemy z zajściem w ciążę po około roku regularnego współżycia płciowego z częstotliwością 3-4 stosunków tygodniowo, bez stosowania jakichkolwiek metod antykoncepcji. - Pierwszym i podstawowym krokiem w kierunku wykrycia przyczyn problemów z posiadaniem potomstwa jest wywiad lekarski - tłumaczy dr n. med. Karolina Waleśkiewicz-Ogórek, specjalista ginekolog-położnik. - Dzięki niemu lekarz uzyskuje informacje o ogólnym stanie zdrowia pacjentki, przebytych chorobach, zabiegach chirurgicznych etc. Czasami przyczyną niepłodności bywają choroby, np. tarczycy, cukrzyca. Wyleczenie ich lub dobranie odpowiednich leków, pozwala na zajście w ciążę i urodzenie dziecka. Jeśli wykluczymy choroby, które mogą mieć wpływ na płodność, zalecamy wtedy pogłębioną diagnostykę. Obejmuje ona również partnera, czyli przede wszystkim badanie nasienia, sprawdzające jakość, szybkość, ilość i budowę plemników.
.CP
678915BDDWA
636215BDBHA
W naszej ofercie: Meble ogrodowe Nasiona Cebulki kwiatowe Środki ochrony roślin Nawozy Materiały szkółkarskie Ziemia ogrodowa Kwiaty doniczkowe i sztuczne Akwaria i artykuły zoologiczne Zdrowa żywność Artykuły wyposażenia wnętrz Kosiarki Pilarki I wiele wiele innych produktów !
do h w cenac ziemia nta produce zł za 5l od 1,99
Ostaszewo k. Torunia tel./fax. 56 674 03 65, dział zoologiczny tel. 56 674 00 10 Czynne : pn.-pt. 9-18, niedz. 9-17,
www.co-ostaszewo.pl
411015TRTHA
CJE PROMO 9.99zł nice od
412815TRTHA
Basia z zielonego busa
Z reguły boję się improwizować, szczególnie, gdy towarzyszą mi zawodowi muzycy. To mnie onieśmiela, mam wrażenie, że wszyscy czekają na błąd, nieczysty dźwięk. Natomiast, gdy gram na ulicy, to totalnie odpływam. Z Basią Kamrowską*, wokalistką jazzową, rozmawia Dominika Kucharska Gdy widziałam Cię ostatnio, występowałaś na scenie w długiej sukni, pełnym makijażu i czarowałaś publiczność swoim głosem. Teraz siedzi przede mną filigranowa hipiska. Nie poznałabym Cię! (śmiech) Makijaż robi swoje. Tak wyglądam na co dzień, ale jak trzeba, to zakładam długą suknię i szpilki. Jazz - może błędnie, ale kojarzy mi się z dojrzałością. Ty masz zaledwie 21 lat… Do tego, aby być w jazzie naprawdę dobrym, potrzeba dojrzałości - tej mentalnej, jak i warsztatowej. Miłość jednak nie wybiera, a ja zakochałam się jazzie, kiedy po raz pierwszy pojechałam na warsztaty do Krakowa. Miałam 16 lat i przygotowany utwór Hanny Banaszak. Tam moja miłość do jazzu została przypieczętowana, a jednocześnie uświadomiłam sobie, jak wiele muszę się jeszcze nauczyć, bo bycie wokalistą jest bardzo absorbujące.
ZDJĘCIA: Tomek Czachorowski
Usłyszeliśmy o Tobie w 2011 roku, kiedy trafiłaś do programu X-Factor. Jak to wspominasz? Jak małe głupstwo. Dałam się namówić, poszłam na casting ze znajomymi. Nie miałam parcia, aby przejść dalej. To była pierwsza polska edycja tego programu, więc nikt nie wiedział, czego się spodziewać. Odczekałam 10 godzin, aby wejść na wielką scenę, gdzie miałam dla siebie 2 minuty. Zaśpiewałam „Fly Me to the Moon” Franka Sinatry - niezwykle ożywczy utwór, zeszłam i stety czy niestety przeszłam dalej. Dziś jest to dla mnie mało znaczący epizod. Łatwo buntować się przeciwko programom typu talent show, ale dla wielu zdolnych, ale jeszcze nieodkrytych, jest to jedyna furtka do tego, aby móc robić to, co się kocha... Oczywiście, że tak jest! Zdaję sobie z tego sprawę. Nie wracam do tych wydarzeń, ale wtedy, gdy miałam zaledwie 17 lat, ten występ był okazją, aby wyjść z cienia. Przed X-Factorem nawet moi znajomi ze szkoły nie mieli pojęcia, że śpiewam, bo wtedy trochę się alienowałam, nie lubię zbytniego szumu. Jak pokazali mnie w telewizji, to zrobiło się głośno, poczułam jaką moc mają media. Na tym szumie, którego nie lubisz, możesz wypłynąć na szeroką wodę…
jej pasja Jeszcze mam z tym kłopot. Gdy zbliża się mój koncert i idąc ulicą widzę plakat ze swoim zdjęciem, to czuję się dziwnie. Ostatnio grałam recital w Osielsku - mojej miejscowości. To było absolutnie najpiękniejsze, co mnie spotkało, bo organizatorzy dali mi wolną rękę, mogłam sama ułożyć program, pomyśleć nad aranżacjami, ale jak stanęłam na scenie, to poczułam ciężar. Jeszcze nie zbadałam, od czego to zależy, ale są występy, w trakcie których czuję całkowitą wolność, a są i takie, kiedy czuję się splątana. A co czujesz, gdy grasz z zespołem na ulicy? Uwielbiam to! Chłopcy są już zaprawieni w bojach, zaczynali jakieś 2 lata temu, ja dołączyłam do nich trochę z przypadku w zeszłym miesiącu. Wymyśliliśmy sobie, że wsiądziemy do kolorowego busa i będziemy jeździć nim do różnych miast. Pojechaliśmy do Budapesztu, Czech, gramy też w Bydgoszczy. Wytworzyła się między nami niesamowita energia. Sama siebie nie poznaję, bo z reguły boję się improwizować, szczególnie, gdy towarzyszą mi zawodowi muzycy. To mnie onieśmiela, mam wrażenie, że wszyscy czekają na błąd, nieczysty dźwięk. Natomiast, jak gram na ulicy, to totalnie odpływam. Ta wersja mnie jest dla mnie samej nowością (śmiech). Kolejną nowością jest szkoła muzyczna, którą godzisz ze studiami. Na korytarzach czuć to dzikie dążenie do perfekcji, pokazane chociażby w filmie „Whiplash”? W filmie było to zdecydowanie przerysowane. Nie znam muzyków ćwiczących tak długo, aż zaczynają krwawić im palce. Na konkursach na pewno jest rywalizacja - jak w każdej dziedzinie, co niestety zabija prawdziwość wykonania. Tam trzeba być tym „najlepszym”, a nie sobą. Natomiast ja jestem fatalnym przykładem, bo ćwiczę bardzo mało. Nie trenuję głosu, choć wiem, że powinnam. Dlaczego tego nie robię? Bo głęboko wierzę, że kiedy śpiewam, to wyrażam emocje i żadna rozśpiewka mnie do tego nie przygotuje, to płynie z serca. Zamiast czytać podręczniki o śpiewie, wolę podróżować w głąb siebie w poszukiwaniu prawdziwego brzmienia. Może za jakiś czas przestanę tak myśleć... Kto inspiruje Cię muzycznie? Od kilku lat najbardziej inspirującą artystką jest dla mnie NATU - Natalia Przybysz. Wiem, że to nie jest ikona jazzu. Oczywiście z pasją słucham też na przykład mistrzowską Elle Fitzgerald czy Billie Holiday, ale NATU jest kimś tu i teraz. Pochłaniam jej utwory, teksty. Jest dla mnie guru. Natomiast pierwszym nauczycielem, który pokazał mi drogę i wyjaśnił, jak ustawić się mentalnie i fizjologicznie do śpiewania jazzu, jest Janusz Szrom. Oni odnieśli sukces, a Ty Basia, jaki masz plan na siebie? To absolutnie najtrudniejsze pytanie! Cóż… Wykształcenie na jakie się zdecydowałam
sugeruje, że będę uczyć dzieci muzyki, co może być niezwykle inspirujące, ale i wyczerpujące, więc okaże się, czy uda mi się zmierzyć z tą materią. Mam jedno marzenie, związane z przyszłością. Chciałbym mieć małą knajpkę, swój azyl, gdzie mogłabym przyjmować gości i śpiewać. Bo widzisz, jestem trochę kurą domową. Kocham piec, mogłabym godzinami siedzieć w kuchni. Tam też świetnie mi się śpiewa. Najbardziej lubię występować w kuchennym fartuszku w duecie z Georgem Bensonem, kiedy tak słodko mi śpiewa „Feel like making love”. Niestety mam go tylko w wersji winylowej i obawiam się, że nie ma on zielonego pojęcia, jak często przy jego akompaniamencie wlewam ciasto na blachę (śmiech). Widzisz siebie na wielkiej scenie? Chciałbym jak najbardziej kiedyś się tam znaleźć! Zobaczymy, co przyniesie czas. Teraz śpiewam w dwóch zespołach. Pierwszy z nich to Banialuki. Chłopcy sami mnie odkryli i trochę wyciągnęli z tego Osielska, co było nie lada wyzwaniem. Drugi zespół to wspomniany już Zielony Bus Band, czyli grupa, która przemieszcza się kolorowym „ogórkiem” i z nimi koncertuję na ulicach. Masz na koncie kilka własnych tekstów. Celowo nie piszesz o miłości? Tworząc nawet się nad tym nie zastanawiałam. Za to ostatnio czytając wywiad z uwielbianą przeze mnie NATU, znalazłam odpowiedź. Ona też nie pisała o miłości, aż do momentu, kiedy postanowiła zmierzyć się z twórczością Janis Joplin. To pozwoliło jej wypluć z siebie, wykrzyczeć najbrudniejsze emocje. Dzięki temu przeżyła swoiste katharsis i pokochała siebie. Wtedy coś zaskoczyło, bo każdą piosenkę o miłości może dziś zaadresować także do siebie. Ja chyba też potrzebuję takiego katharsis. Tymczasem piszę o bzdurach (śmiech). Każdy tekst jest inny, pierwszy powstał z potrzeby usprawiedliwienia nagminnego spóźniania się.
wszystkim twarzą jakiegoś projektu, ale muzycy stanowią podstawę, bez której ja nie istnieję. Bez moich chłopaków, ani rusz! Lepiej Ci się pracuje z płcią przeciwną? Pracuję tylko z chłopakami i bardzo to sobie cenię. Nie ma niedopowiedzeń, nie ma innego traktowania, choć na pierwszej próbie chłopacy zrobili mi z drewnianego krzesła tron i napisali Princess Bacha (śmiech). Dziś już jest inaczej, czasem sama zastanawiam się, czy nie stałam się jednym z nich! Sprawy komplikują się, gdy dochodzą do tego nieplanowane relacje damsko-męskie. Trudno się dziwić - piękna, zdolna i jedyna dziewczyna w obu zespołach... Ja bym tego tak nie ujęła, ale zdarza się, że obok przyjaźni rodzi się coś więcej. … A! Zapomniałam dodać - jeszcze ten Twój zaraźliwy uśmiech! Z doświadczenia wiem, że jest on najlepszą receptą na szczęście, więc się uśmiecham, ile wlezie. Jestem w czepku urodzona. Spotykam na swojej drodze osoby, z którymi mogę dzielić pasje. Przykład pierwszy z brzegu - kocham pisać listy. Wziąć pióro do ręki i poświęcić parę godzin, przelewając słowa na papier. Mam przyjaciela, z którym te listy piszę, a trudno znaleźć osoby w moim wieku, które wolą iść na pocztę niż wysłać maila albo zostawić wiadomość na Facebooku. Dziś byłam pierwsza przy okienku, panie z poczty mnie poznają. Listy są magiczne, można dorzucić do nich coś słodkiego, dodać jakąś muzyczną niespodziankę. Taka już jestem trochę niedzisiejsza.CP napisz do autora d.kucharska@expressmedia.pl
Dziś byłaś punktualna! Bo się starałam. Ale bardzo często się spóźniam. Wciąż zdarza mi się gubić myśli, a potem beztrosko za nimi gonić, spacerując przy tym w żółwim tempie od uczelni do szkoły. Po 40 minutach okazuje się, że zaraz kończy się lekcja indywidualna, a ja znów wyciszyłam telefon. To bardzo niepraktyczna cecha. Masz to szczęście, że artystom więcej się wybacza. To kiedy będziemy mogli kupić Twoją płytę? Nie planuję wydawać płyty, jako Basia Kamrowska, bo Basia Kamrowska sama nie napisze muzyki. To byłoby oszustwem. Nie czuję się mocna w tworzeniu aranżacji, szczytem moich możliwości jest właśnie „Spóźniona”, gdzie zaczęłam śpiewać, grając na pianinie w kółko jeden akord. Jako wokalistka jestem przede
*Basia Kamrowska Ma 21 lat, jest wokalistką jazzową, studiuje edukację artystyczną na UKW, uczy się w szkole muzycznej. Jej występ uświetnił galę finałową plebiscytu „Firma i Biznesmen Roku 2014”, organizowanego przez nasze wydawnictwo.
Rozmowa z Basią Kamrowską we wtorek (26.05) o godzinie 9 i 14 oraz w środę (27.05) o godzinie 6 na antenie Radia Eska. 94,4 fm (Bydgoszcz) 104,6 fm (Toruń) miasta kobiet
czerwiec 2015
25
UL. KAROLA SZAJNOCHY 2 | wejście od Fordońskiej |
poniedziałek - piątek: sobota: niedziela:
10.00 - 19.00 10.00 - 16.00 10.00 - 14.00
( W Y BRAN E SK LEP Y )
www.klink.pl
GODZINY OTWARCIA:
www.domiwnetrze.bydgoszcz.pl
CALIFORONIA GOLD format 40x60x1,2 cm, łupek, kolor: ciemnoszary/zółtawy
STOŁEK OKRĄGŁY Z OBICIEM
QUEEN BEIGE
170 zł/m2
możliwość negocjacji
PADANG DARK format 60x40x2cm, granit, kolor: ciemnoszary
www.mandallin.pl
LOFT FOTEL Z OBICIEM
format 40,6x61x1,2 cm, marmur, kolor: beżowy
269 zł
260 zł/m2
możliwość negocjacji
150 zł/m2
możliwość negocjacji
WHITE LOFT
699 zł
KANAPA BROWN | LOFT
3 699 zł
'
CAYA DESIGN MODEL NICO
STÓŁ JADALNIANY GANGES
1 899 zł
www.restig.pl
13 050 zł
KRZESŁO DO STOŁU GANGES
339 zł
CAYA DESIGN | MODEL NICO
INVENTO | KOLEKCJA MORENA KRZESŁO 511 zł STÓŁ 1 969 zł
9 046 zł
FOTEL INNARI
NAROŻNIK
NAROŻNIK
BELLUNO
MALPENSA
od 5 562 zł
od 4 277 zł
www. meblesms.pl
668315BDBHB
od 2 281 zł
684115BDBHA
102015BDBHF 614515BDDWA
Bydgoski Ośrodek Rehabilitacji, Terapii Uzależnień i Profilaktyki „BORPA” PROGRAMY DLA DZIECI SZKÓŁ PODSTAWOWYCH zajęcia socjoterapeutyczne ogólnorozwojowe PROGRAMY DLA MŁODZIEŻY SZKÓŁ GIMNAZJALNYCH I ŚREDNICH zajęcia grupowe, warsztatowe zwiększające umiejętności interpersonalne i społeczne
PROGRAMY INTERWENCYJNE w kryzysy rozwojowe relacyjne społeczne używania substancji psychoaktywnych redukcja urazów i szkód
PROGRAMY DLA RODZICÓW Akademia Rodzica indywidualne poradnictwo konsultacje grupy wsparcia rodziców
PROGRAMY INTERWENCYJNE DLA RODZICÓW I WYCHOWANKÓW PROGRAMY SZKOLENIOWE DLA INSTYTUCJI, PLACÓWEK OŚWIATOWO-WYCHOWAWCZYCH, STUDENTÓW W FORMIE WARSZTATOWO-TRENINGOWEJ
TERAPIA DLA OSÓB UZALEŻNIONYCH
PROGRAM AMBULATORYJNY (3-4 razy w tygodniu) trwania leczenia 1-1,5 roku program spełniający standardy przewidziane do leczenia odwykowego z zastosowaniem IPT (Indywidualnych Programów Terapii) program czteroetapowy, realizowany w oparciu o terapię indywidualną i grupową
czas
ODDZIAŁ DZIENNY realizowany codziennie czas trwania do trzech miesięcy w oparciu o terapię indywidualną i grupową
program
GRUPY SAMOPOMOCOWE AA
GRUPY WSPARCIA
KLUB PACJENTA
TERAPIA
JEŻELI masz problemy z nadużywaniem alkoholu lub narkotyków stają się one problemem w życiu Twoim i twojej rodziny bliska Tobie osoba nadużywa alkoholu, narkotyków lub zachowuje się w sposób, który Cię niepokoi brakuje Ci wsparcia, poczucia bezpieczeństwa straciłeś nadzieję na wyjście z tej sytuacji
ZGŁOŚ SIĘ DO NAS! MOŻEMY CI POMÓC
ADRES 85-843 Bydgoszcz ul. Przodowników Pracy 12 FILIA FORDON ul. Janiny Porazińskiej 9 tel. 52 344-52-82
KO N TA K T T E L . tel./fax 52 375-54-05 52 361-76-82
636415BDBHA
PROFILAKTYKA
KO N TA K T M A I L e-mail: borpa@poczta.onet.pl
kobieta przedsiębiorcza
Dobrze jest Jak jest, każdy widzi. Jesteśmy po drugiej turze wyborów. Wybraliśmy prezydenta. Czy dobrze? Możesz zapytać - skąd taki temat w tekście o marketingu… TEKST: Joanna Czerska-Thomas
Ż
OKREŚL PROFIL SWOJEGO IDEALNEGO KLIENTA:
yjesz z dnia na dzień. Planujesz co najwyżej najbliższy tydzień. Na pytanie o budżet uśmiechasz się, a może nawet śmiejesz się w głos. Swoja firma, dzieci, dom, pies, kot, czasem fitness… Kto miałby czas na czytanie książek i planowanie przyszłości? Otóż Ty! Wybierając głowę państwa, planujesz swoją przyszłość. Tę prywatną i biznesową. Podejmując decyzję o urlopie, dniu wolnym czy godzinach pracy - planujesz. Ale co mają do tego wybory prezydenckie?
Po pierwsze, zrób listę dotychczasowych klientów: a| tych, z którymi praca była dla Ciebie przyjemnością, którzy doceniali Twój wysiłek i chętnie płacili za Twoje zaangażowanie, b| oraz tych, z którymi współpraca nie kojarzy Ci się przyjemnie i nie byli oni skłonni płacić za Twoje usługi/produkty.
Po drugie,
R
28
E
miasta kobiet
czerwiec 2015
określ wspólne cechy pierwszych: wiek, pracę, zarobki, zainteresowania, problemy, potrzeby i obawy. Określ, jak możesz im pomóc.
*
Joanna Czerska-Thomas
Po trzecie, gratuluję! Już wiesz, kto jest Twoim idealnym klientem. Wiesz, jak mu pomóc i możesz się teraz zastanowić, jak do niego dotrzeć.
Właścicielka Agencji Reklamowej M4Bizz (www.M4Bizz.pl). Wierzy, że reklama jest dobra na wszystko. Kreatywnie, spontanicznie i indywidualnie podchodzi do pracy z Klientami. Specjalistka PR oraz absolwentka Nowoczesnego Marketingu. Współorganizuje comiesięczne spotkania Biznes dla Kobiet (www.biznes-dla kobiet.org) oraz Konferencję CharmsyBiznesu (www.charmsy-biznesu.pl).
O tym, jak dotrzeć do poszczególnych grup klientów, napiszemy w kolejnym numerze. Dziś zachęcam Cię do odrobienia powyższego zadania. Uwierz, że określenie klienta docelowego to pierwszy krok do rozwoju Twojej firmy. Dzięki temu zobaczysz, jakie nowe perspektywy rysują się na horyzoncie.CP
K
L
A
M
A
331415TRTHA
WAŻNE WYBORY W prowadzeniu biznesu przychodzi taki moment, w którym już wiesz, że nie każdy klient będzie Twoim klientem. Decydują fluidy, chemia czy przeznaczenie - jakkolwiek to nazwiesz. Decydują też poglądy. Dlatego tak ważne jest, by poznać się z ludźmi, z którymi spędzisz kilka godzin, dni, a może nawet lat - współpracując. Dlatego w biznesie ważne są wybory. Wybór drogi marketingowej, którą podążasz, a także określenie klienta docelowego, to bardzo istotne kroki. Świetnie, jeżeli zrobisz to na początku. Dobrze, jeśli pomyślisz o tym dzisiaj, kiedy planujesz przyszłość biznesową. Kim jest klient idealny? To klient, który chce z Tobą pracować od zaraz i - co najważniejsze - widzi korzyści jakie, dzięki Tobie osiąga.
668815BDBHA
W LOKAAH JEJ DO TWARZY!
Lo Lokaah to rękodzieło z całego świata w zzasięgu Twojej ręki: biżuteria, modne dodatki i ggadżety, a także elementy wyposażenia wnętrz
Adresy sklepów w kuj-pom: Szeroka 26, Toruń Dworcowa 10, Bydgoszcz
333215TRTHA
Zapraszamy na orientalną, zmysłową podróż w sklepie z duszą.
tabu
WYSTARCZY JEJ POWIEDZIEĆ Kobieta ma takie poczucie, że jej się należą te wszystkie czułości, a jemu wystarczy penetracja. Z seksuologiem, prof. Zbigniewem Izdebskim*, rozmawia Janusz Milanowski Kobiety niesłusznie przypisują nam złe cechy mentalne. Przykład: mężczyzna często zasypia po swoim orgazmie, więc jest samolubnym samcem. Tymczasem jest to związane ze spadkiem aktywności kory mózgowej i z olbrzymim wyrzutem serotoniny. Jego mózg działa wtedy jak pod wpływem narkotyku… Z punktu widzenia fizjologii jest to uzasadniony przykład, ale niekorzystny dla jednej i drugiej strony, jeśli chodzi o relacje. Gdy kobieta nie wie zbyt dużo o fizjologii, to rzeczywiście może czuć się potraktowana instrumentalnie. Różnica reakcji po orgazmie jest dosyć znacząca. Dla kobiety jest ważne, żeby mężczyzna od razu nie odwracał się plecami. Nawet jeśli on nie jest w stanie wykwintnie konwersować, to może ją przytulić, pogłaskać i okazać bliskość. To jest kwestia dialogu w związku. Kobieta powinna powiedzieć, czego pragnie, a mężczyzna, z czym ma trudność.
Czy krótka gra wstępna i często szybki finał to także efekt męskiej fizjologii? Tak, bo podniecenie u niego następuje szybciej, ale żaden dbający o partnerkę mężczyzna nie chce, żeby stosunek trwał krótko. Niestety, fizjologia nie nadążą za sferą chęci i niektórzy mają problem. Warto wiedzieć, że od dwóch lat są leki leczące przedwczesny wytrysk.
636815BDBHA
E
Kobieta chce, żeby mężczyzna przeżywał seks w pryzmacie jej wrażliwości. Zawsze zachęcam ludzi, żeby rozmawiali o swoich odczuciach. Musimy też wiedzieć, że wielu kobietom nie zależy na grze wstępnej. Wolą seks dynamiczny i ostry, ale wstydzą się o tym mówić.
W jaki sposób kobiety rozumieją przedwczesny wytrysk? Myślą, że przedwczesny wytrysk jest wtedy, gdy mężczyzna przeżył orgazm wcześniej niż kobieta - kiedy stosunek trwał pięć, siedem albo i więcej minut. To jest zła interpretacja. Przedwczesny wytrysk, to taki, który następuję przed upływem dwóch minut.
Na co najczęściej skarżą się kobiety w gabinetach seksuologów? Na zbyt szybkie dążenie do rozpoczęcia stosunku, czyli krótką grę wstępną. Narzekają też, że mężczyzna jest za mało romantyczny, że nie dostrzega atmosfery całego dnia, która składa się na to, iż kobieta ma chęć i gotowość do współżycia. Kobiety wskazują na to, że wcześniejsza sytuacja konfliktowa nie jest dla partnera problemem, przeszkadzającym w pójściu do łóżka, podczas gdy ona ma zepsuty nastrój R
bodźcem urozmaicającym. W moim odczuciu problem jest dopiero wtedy, gdy Internet zaczyna ograniczać relacje z partnerką. Jeżeli częstotliwość kontaktów seksualnych nie spada, to nie ma co robić tragedii, nawet gdy kobieta nakryje go na masturbacji.
i dlatego nie ma ochoty. Skarżą się też na przedwczesny albo szybki wytrysk, ponieważ chcą, żeby partner wytrwał z nimi do końca.
A o czym wstydzą się mówić mężczyźni? W poczuciu błędnego pojmowania męskości wstydzą się mówić o tym, że oczekują pieszczot. Kobieta ma takie poczucie, że to jej się przede wszystkim należą te wszystkie czułości, a jemu wystarczy penetracja. Mężczyzna zaczyna więc odczuwać jakiś deficyt i może dążyć do zaspokojenia go poza związkiem. Tymczasem wystarczyłoby, żeby jej o tym powiedział. Od lat propaguję ideę zdrowia seksualnego wśród Polaków, której podstawą nie jest biologia i fizjologia, tylko komunikacja.CP
Jakie inne męskie zachowania są źle interpretowane? Częste oglądanie stron pornograficznych i masturbacja. Kobiety są zazdrosne o pornografię. Nie rozumieją, dlaczego on to robi, skoro współżyją w miarę regularnie.
*Zbigniew Izdebski Pedagog i seksuolog, specjalista w zakresie poradnictwa rodzinnego, profesor nauk humanistycznych, wykładowca akademicki.
Czy to jest istotny powód do niepokoju? To zależy od komunikacji w związku. Dla jednego mężczyzny może to być tylko dodatkowym K
L
A
M
A
APTEKI w Chojnicach
w Nakle nad Notecią
w Przychodni Medyk ul.Towarowa 2 a tel. 512 239 242 pn. - sb. 8-21
Osiedle B. Chrobrego 16/4 tel. (52) 385 15 36 pn.-nd. 8-21
w Malborku
w Koninie
ul. Słowackiego 71/1 tel. (55) 247 62 95 pn.-nd. 8-21
-III
w Brodnicy ul. Zamkowa 19 tel. (56) 474 02 33 pn.-nd. 8-22
ul. Chopina 9 tel. (63) 243 70 13 pn.-nd. 8-22
w Szubinie ul. 3 Maja 23 tel. (52) 371 63 13 pn.-nd. 8-22
-IV
w Bydgoszczy
ul. Grunwaldzka 71 tel. (52) 347 84 90 pn.-nd. 8-22
w Kwidzynie
w Koronowie
ul. Korczaka 10b tel. (55) 279 78 43 pn.-sb. 8-20
ul. Kościuszki 4 tel. (52) 382 28 78 pn.-nd. 8-21
w Warlubiu
w Turku
ul. 18-tego Lutego 2 tel. (52) 332 64 86 pn.-pt. 8-18, sob. 8-12
-V
w Bydgoszczy
ul. Skłodowskiej-Curie 26 / E.LECLERC tel. (52) 346 06 96 pn.-sb. 8-21, nd. 10-16
w Chełmnie
ul. Konińska 24 tel. (63) 289 22 49 pn.-nd. 8-22
ul. Dworcowa 18 tel. (56) 686 17 25 pn.-nd. 8-21
-VI
w Bydgoszczy
ul. Pielęgniarska 13 (Stary Fordon) w przychodni „Nad Wisłą” tel. (52) 343 98 28 pn.-nd. 8-22
Apteki CAŁODOBOWE
w Stolnie Punkt apteczny Alba STOLNO 112 w Urzędzie Gminy tel. (56) 686 51 17 pn.-pt. 8-16
w Bydgoszczy
ul. Wielorybia 109 tel. (52) 349 05 06 pn.-nd. 8-22
Apteka „Pod Orłem”
-bis w Bydgoszczy
w Bydgoszczy
w Inowrocławiu
ul. Skłodowskiej-Curie 1 tel. (52) 346 01 11, 346 12 93
ul. Gdańska 140 tel. (52) 345 57 57
ul. Dworcowa 33 tel. (52) 318 39 99
z gr. w Świeciu nad Wisłą ul. Księcia Grzymisława 4 tel. (52) 33 111 80
w Grudziądzu
we WłocŁawku
ul. Legionów 37 tel. (56) 46 334 99, 517 108 182
ul. Wiejska 18a/4 tel. (54) 236 63 65
I N F O R M U J E MY, I Ż Z AWA RL I Ś MY A K T UAL N E U M O W Y Z N F Z 401015BDBRA
412915TRTHA
ZDJĘCIE: Tomasz Czachorowski
MAŁŻEŃSTWO NA KREDYT NA ZDJĘCIU OD LEWEJ: ADW. MAŁGORZATA THIEDE-SZALATY, DZIEKAN ORA, ADW. JUSTYNA MAZUR, ADW. EWA CZERSKA, ADW. MARIOLA LEHMANN
Kiedyś dowodem zdrady był świadek albo np. list. Dziś są e-maile, archiwum gadugadu, SMS-y, sprawozdanie detektywa, świadków, zdjęcia, nagrania… Uzyskanie rozwodu z orzekaniem o winie w ciągu roku graniczy z cudem. Ze specjalistkami z Okręgowej Rady Adwokackiej w Bydgoszczy rozmawia Justyna Król Konkubinat to dziś chleb powszedni, a zatrważająca ilość rozwodów nie zachęca do formalizowania związków… Justyna Mazur: Aktualnie spraw rozwodowych w bydgoskim sądzie toczy się ok. trzech tys. rocznie. Rozpada się dużo bardzo młodych małżeństw, z dwuletnim czy nawet rocznym stażem. Mariola Lehmann: 10 lat temu kończyło się na dwóch tysiącach. Można też dodać, że najczęściej rozwodzą się osoby w wieku 32-36 lat. I o ile przepisy w zakresie rozwodów się nie zmieniły, o tyle mentalność Polaków bardzo. W tej chwili normą są związki konkubenckie, a tych par statystyki dotyczące rozwodów nie obejmują. Przesłanki do rozwodu pozostałe takie same? Ewa Czerska: Tak, nadal zgodnie z kodeksem, jest to zupełny, trwały rozpad rozpad pożycia małżeńskiego, czyli trzech więzi: emocjonalnej, gospodarczej i fizycznej. Małgorzata Thiede-Szalaty: Rozwód nie może być orzeczony, jeżeli np. domaga się go strona wyłącznie winna rozkładu pożycia, a druga
32
miasta kobiet
czerwiec 2015
strona nie wyraża zgody na rozwód; jak również wtedy gdy pożycie małżonków nie ustało. Dlaczego tak szybko nam dziś od ślubu do rozwodu? M.T.S.: Dawniej źródłem problemów małżeńskich były głównie trudności finansowe. Dziś częstym powodem rozstań są różnice w podejściu do życiowych priorytetów - np. co do oczekiwanego standardu życia, do wychowania dzieci. Rozstaniom sprzyja szybkie tempo życia, stres, wyjazdy zagraniczne do pracy jednego z małżonków, a w efekcie oddalenie się ich od siebie. M.L.: Przyczyny ekonomiczne nadal nierzadko ważą o losach związków. Młodzi mają takie przekonanie, że powinni od razu się wybudować lub chociaż kupić mieszkanie i sami sobie wiążą sznur na szyi, pakując się na samym początku w obciążenia finansowe, kredyty… M.T.S.: …i niestety bardzo często zdarza się, że do nowo wybudowanego domu nie wprowadza się już pełna rodzina, bo małżeństwo się rozpada. Wiele z tych domów jest zajmowanych przez komorników? J.M.: Tak, często dochodzi do takiej sytuacji, gdy majątek, który zgromadzili małżonkowie, nie wystarcza na pokrycie kosztów sądowych. Dom zostaje sprzedany, a kredyt np. jest we frankach i przewyższa wartość nieruchomości. I po rozwodzie ludzie zostają po prostu z długami. M.T.S.: Kiedyś głównym problemem dla rozwodzących się małżonków było ustalenie wysokości alimentów i opieki nad dziećmi. Obecnie równie ważna jest kwestia podziału majątku i związanych z nim kredytów, co sprawę komplikuje. E.C.: Problemem w sprawach o podział majątku jest kwestia zwolnienia przez bank jednego z małżonków ze wspólnie zaciągniętego zobowiązania kredytowego. Do banku byli małżonkowie muszą dostarczyć z reguły orzeczenie o podziale majątku. Potrzebne jest wzajemne zaufanie, o które w takiej sytuacji trudno…
A jak to jest ze zdradami? M.L.: Zawsze były i będą powodem rozstań. Przy czym podejście do lojalności małżeńskiej się zmieniło. Dawniej przysięga to była przysięga. W tej chwili małżonkowie lekko podchodzą do związku formalnego. Jest takie przekonanie, że zawsze można zacząć wszystko od nowa. M.T.S.: Teraz ważniejsze są osobiste pobudki - koncentracja na sobie, swoich potrzebach, marzeniach. Ludzie są też bardziej samodzielni ekonomicznie, co sprzyja rozstaniom. Dawniej bywało, że po rozwodzie nadal trzeba było mieszkać pod jednym dachem, co zniechęcało do wszczęcia sprawy o rozwód. M.L.: Także normy moralne bardzo się zmieniły. Kiedyś zwracało się uwagę na to, co powie sąsiad, dzisiaj społecznie akceptuje się już rozwody. Takie ukierunkowanie na „ja” zamiast „my” kończy się orzekaniem o winie? M.L.: Do mnie w zasadzie już nie trafiają sprawy bez orzekania o winie. Ludzie chcą walczyć o swoje, towarzyszą im ogromne emocje. E.C.: Zaznaczmy, że nie ma miarkowania winy w rozwodzie. Sąd orzekając o rozwodzie, orzeka czy i który z małżonków ponosi winę rozkładu pożycia. Jednakże na zgodne żądanie małżonków sąd zaniecha orzekania o winie. W jakich sytuacjach można liczyć na alimenty od byłego małżonka? M.T.S.: Na przykład, gdy kobieta przez wiele lat zajmowała się domem i dziećmi, gdy mąż zarabiał pieniądze, bo tak się umówili. Ona po rozwodzie musi sobie radzić sama i ma prawo starać się o alimenty od męża - jeżeli rozwód jest bez orzekania o winie to przez pięć lat, a jeżeli jest z jego winy, to aż do czasu ponownego zamążpójścia. Tu nie chodzi o chciwość, ale o zabezpieczenie egzystencji osobie, której sytuacja życiowa diametralnie się zmienia. A jak jest z podziałem majątku przy winie jednego ze współmałżonków?
J.M.: Wina, podobnie jak kwestia władzy rodzicielskiej, nie ma żadnego znaczenia przy podziale majątku. Ten jest dzielony co do zasady pół na pół. M.T.S.: Chyba, że jedna ze stron trwoniła majątek, piła, uprawiała hazard… Staramy się zawsze namawiać do polubownego załatwienia spraw majątkowych, bo walka się po prostu nie opłaca. Koszty postępowania są bardzo wysokie, więc lepiej się porozumieć. Pokusić się o mediacje czy pełnomocnika, który pomoże zminimalizować kwestie sporne i czas postępowania. W sprawach rozwodowych przerażają też odległe terminy, sprawy się przeciągają… M.L.: Kiedyś dowodem zdrady był świadek albo np. list. Dziś są e-maile, archiwum Gadu-Gadu, SMS-y, sprawozdanie detektywa, świadków, zdjęcia, nagrania… Uzyskanie rozwodu z orzekaniem o winie w ciągu roku graniczy z cudem. Najczęściej proces toczy się rok, 2 lata, a bywa, że i dłużej… J.M.: Na pierwszą sprawę czeka się od dwóch do trzech miesięcy. Mimo wszystko, czas orzekania się skrócił w stosunku do tego, co było za czasów posiedzeń pojednawczych. Na nich faktycznie dochodziło do pojednań? M.T.S.: Taki był cel posiedzeń pojednawczych, pierwsza sprawa miała pogodzić małżonków i czasem się to udawało. J.M.: Dziś sąd robi dokładnie to samo podczas pierwszej rozprawy, nakłaniając do ugody. Ale jeśli do niej nie dochodzi, to sprawa toczy się od razu, bez czekania na kolejny termin. Pewnie, że ludzie czasem zmieniają zdanie. Zdarza się, że ku zaskoczeniu małżonki mąż przychodzi na salę sądową z bukietem czerwonych róż i prosi o wybaczenie, wyznając miłość. Przy ustalaniu władzy rodzicielskiej, kontaktów z dzieckiem i alimentów zaczynają się kolejne schody. Jak to obecnie wygląda? M.T.S.: Kiedyś sąd powierzał władzę rodzicielską jednemu rodziców rodziców lub obojgu rodzicom w oparciu o opinię psychologa. Dziś do wspólnej władzy rodzicielskiej potrzebne jest pisemne porozumienie rodziców. E.C.: Nadal częściej władza rodzicielska powierzana jest matkom, ale osobiście zdarzyło mi się prowadzić sprawy, w których władzę przejmowali ojcowie. J.M.: Powodem przyznania opieki jednemu z rodziców jest więź z dzieckiem, ale też gwarancja zapewnienia mu lepszej opieki na co dzień, wypełnienie wszystkich obowiązków wobec dziecka. E.C.: Chodzi o to, by jedno z rodziców miało możliwość podejmowania kluczowych decyzji w imieniu dziecka na co dzień. M.L.: Kontakty oczywiście można sądownie ustalić, ale procesy egzekucyjne dotyczące ich respektowania są żmudne. A po tym nadal często zdarza się, ze rodzic, który mieszka z dziec-
kiem, utrudnia kontakt drugiemu. Np. nie wydaje dziecka: „bo nie”. A co z alimentami? E.C.: Ich wysokość zależy od usprawiedliwionych potrzeb małoletnich dzieci oraz możliwości rodzica, który ma je płacić. Nie ustala się ich raz na zawsze, z oczywistych względów mogą być zmieniane. J.M.: Alimenty dla dziecka w tym samym wieku mogą wynosić od kilkuset złotych do kilku tysięcy, bo ma ono prawo żyć na takiej samej stopie, na jakiej żyło, zanim nastąpił rozpad rodziny. A gdy nagle okazuje, że rodzic, który ma płacić alimenty, pracuje na czarno, zaniża dochody? J.M.: Sąd bada jego wykształcenie, doświadczenie, możliwości zatrudnienia. Nie można niczym Ferdek Kiepski twierdzić, że „w tym kraju nie ma pracy dla ludzi w moim zawodzie”. Dla sądu to mało wiarygodne, jeśli zdrowy mężczyzna latami nie może znaleźć żadnego zatrudnienia. Zdarza się jednak, że na sali sądowej dobrze sytuowany tata robi z siebie nędzarza… J.M.: Owszem. Czasem, żeby go zdemaskować, potrzebny jest prywatny detektyw. Korzystanie z drogich restauracji, kosztowanych wakacji, to oczywiste znamiona dobrobytu. Fakt, że ktoś jeździ drogim autem, zarejestrowanym na ubogą ciocię, również można udowodnić. Media społecznościowe i Internet są skarbnicą wiedzy tego typu, bo ludzie lubią się chwalić. Załóżmy, że alimenty są zasądzone, a ktoś nie płaci - co wtedy? J.M.: Kiedyś istniał fundusz alimentacyjny i ile zasądzono, tyle się z niego dostawało. Dziś ten obowiązek spoczywa na samorządach - gmina, w której zameldowane jest dziecko, wypłaca alimenty, ale nie są one już tak zróżnicowane. M.L.: Do 500 zł na dziecko i tylko przy spełnieniu niewysokiego progu dochodowego w przeliczeniu na domowników. Częstym problemem w relacjach po rozwodzie jest też tzw. „weekendowy tatuś”, fundujący dziecku atrakcje. J.M.: Fakt, bywa tak, że w ramach przekupstwa tata kupuje drogi sprzęt elektroniczny synowi, który chodzi w dziurawych butach… Zadaniem sądu jest ustalenie realnych kosztów utrzymania dziecka: wyżywienia, wykształcenia, odzieży, rozrywek, wakacji, spraw zdrowotnych. Rodzice powinni przede wszystkim w tych podstawowych kosztach partycypować. Jeżeli ten niemieszkający z dzieckiem, będzie chciał dodatkowo kupić hulajnogę bądź narty - ok, ale to nie pomniejsza jego alimentów. napisz do autora j.krol@expressmedia.pl
Rozmowa o rozwodach w sobotę (30.05) i niedzielę (31.05) o godzinie 7.40 w Radiu ZET Gold 92,8 fm oraz na www.zetgold.pl
ROZSTANIE Z KLASĄ Konflikty rodzinne są bardzo specyficzne - często wielowątkowe i długie. Z badań przeprowadzonych w 2008 roku przez Centrum Mediacji Partners Polska wynika, że Polacy starają się spokojnie i bez emocji rozmawiać o problemach. Jednak ponad połowa respondentów przyznaje, że porażka rozmów wynika z tego, że żadna ze stron nie przyjmuje argumentów drugiej. I wtedy zamiast traktować konflikt konstruktywnie, doprowadzamy do spotkania na sali rozwodowej. Tam, pełni żalu i pretensji, posuwamy się do karygodnych zachowań. Skutecznym sposobem na uniknięcie takich sytuacji są mediacje (alternatywa wobec postępowania sądowego), gdzie bezstronny i neutralny mediator pomaga w zdefiniowaniu kwestii spornych. Celem jest wypracowanie ugody, satysfakcjonującej obie strony. Mediacja może, ale nie musi być próbą pojednania. Jeżeli partnerzy podjęli decyzję o rozstaniu, mediacja pomaga rozejść się z tzw. klasą. Podczas mediacji możemy ustalić wysokość alimentów, stworzyć plan wychowawczy dziecka, podzielić majątek itp. Każda ze stron ma możliwość wyrażenia swoich obaw, potrzeb i oczekiwań oraz wspólnej pracy nad znalezieniem satysfakcjonujących rozwiązań. Rozwód nie rozwiązuje konfliktu, za to mediacja daje taką szansę. Jej największymi korzyściami jest możliwość współdecydowania, zamiana walki między ludźmi na pracę nad problemem oraz zatrzymanie eskalacji konfliktu - jest to bardzo istotne przy sprawach rodzinnych, gdzie relacje między członkami powinny być poprawne. Co ważne, ugoda zawarta przed mediatorem, po jej zatwierdzeniu przez sąd, ma moc prawną ugody zawartej przed sądem. Niestety, około 40 procent Polaków nie wie o takiej możliwości.
* Magdalena Markowska Psycholog, certyfikowany trener biznesu, mediator, wykładowca UKW i WSG w Bydgoszczy, www.lekert-szkolenia.pl miasta kobiet
czerwiec 2015
604415BDBHA
kobieca perspektywa
33
kobieta smakuje
na polskim
Przepisów na mięso z grilla jest całe mnóstwo. Kochamy grillowaną karkówkę i kiełbaski, ale warto w tym sezonie poszaleć ze smakami i spróbować czegoś nowego. Poniżej przepis dla amatorów drobiu, który również genialnie smakuje, przyrządzony na ruszcie. Jak w przypadku każdego mięsa, które planujemy grillować, podstawą jest marynata. Ta proponowana przez nas łączy ze sobą klasykę kuchni chińskiej - sos sojowy, oraz aromatyczny dodatek rodem z Indii - pastę curry. Przepis można modyfikować i dodawać swoje ulubione składniki, bo o to w końcu chodzi w gotowaniu.
P R Z E P I S :
SKŁADNIKI 2 FILETY Z PIERSI KURCZAKA PÓŁ SZKLANKI ZIAREN SEZAMU 1 DUŻA CUKINIA 2 CZERWONE CEBULE (MOGĄ BYĆ BIAŁE, ALE TE CZERWONE WYGLĄDAJĄ EFEKTOWNIEJ I MAJĄ CIEKAWSZY SMAK) 1 PAPRYKA
marynata do mięsa: 2 ŁYŻKI SOSU SOJOWEGO ŁYŻKA PASTY CURRY ŁYŻKA OLIWY Z OLIWEK ZIOŁA – TYMIANEK, BAZYLIA, ROZMARYN ŁYŻECZKA PAPRYKI W PROSZKU (w zależności od upodobań - słodka lub ostra)
P R Z Y G O T O WA N I E PIERSI Z KURCZAKA NALEŻY UMYĆ, OSUSZYĆ, OCZYŚCIĆ Z POZOSTAŁYCH KOSTEK I WŁÓKIEN. TAK PRZYGOTOWANE MIĘSO ROZBIJAMY DELIKATNIE TŁUCZKIEM, ABY W KAŻDYM MIEJSCU UZYSKAĆ PODOBNĄ GRUBOŚĆ, DZIĘKI CZEMU KURCZAK BĘDZIE GRILLOWAŁ SIĘ RÓWNOMIERNIE. SKŁADNIKI MARYNATY ŁĄCZYMY ZE SOBĄ. MIĘSO WKŁADAMY DO MARYNATY I NA MINIMUM PÓŁ GODZINY WSTAWIAMY DO LODÓWKI (NAJLEPIEJ, JEŚLI MIĘSO POLEŻY W MARYNACIE PRZEZ CAŁĄ NOC). CUKINIĘ MYJEMY, ODCINAMY KOŃCÓWKI. NASTĘPNIE KROIMY WARZYWO W KRĄŻKI I POSYPUJEMY JE SOLĄ, ABY PUŚCIŁO SOKI. W KRĄŻKI KROIMY RÓWNIEŻ OBRANĄ WCZEŚNIEJ CZERWONĄ CEBULĘ. PAPRYKĘ MYJEMY I KROIMY NA KAWAŁKI WEDLE UZNANIA - WAŻNE, ŻEBY NIE BYŁY ZBYT MAŁE, BO POSPADAJĄ NAM Z RUSZTU. MIĘSO WYCIĄGAMY Z MARYNATY I KŁADZIEMY NA ROZGRZANY RUSZT. POSYPUJMY FILETY SEZAMEM - NAJPIERW Z GÓRY, A PO 6 MINUTACH, GDY PRZEWRÓCIMY MIĘSO, OBSYPUJEMY SEZAMEM DRUGĄ STRONĘ. NA UGRILLOWANIE PIERSI WYSTARCZY OKOŁO 10 MINUT. MUSIMY PILNOWAĆ, ABY MIĘSO SPIEKŁO SIĘ Z ZEWNĄTRZ, ALE POZOSTAŁO SOCZYSTE W ŚRODKU. OBOK MIĘSA NA GRILL KŁADZIEMY WARZYWA. CUKINIĘ POSYPUJEMY PAPRYKĄ W PROSZKU, A CEBULĘ MOŻEMY ZAMOCZYĆ W MARYNACIE Z MIĘSA. WARZYWA BĘDĄ GOTOWE PO OKOŁO 7 MINUTACH. SMACZNEGO!
34
miasta kobiet czerwiec 2015
TEKST: Dominika Kucharska ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski
Trochę Chin i szczypta ruszcie Indii
672615BDBHA
636615BDBHA
ZDJĘCIE: Dariusz Bloch
męska perspektywa
Nasze światy się nie różnią Podoba mi się ten wzór supermężczyzny, który i pracuje zawodowo, i zajmuje się dzieckiem, i naczynia myje, obiady przygotowuje. Staram się taki być, ale też otwarcie przyznaję - to trudne. Z pisarzem, Michałem Tabaczyńskim*, rozmawia Lucyna Tataruch Nie ukrywam, że chciałabym Pana namówić na dość osobistą rozmowę - o kobietach… Dobrze, będę się starał (śmiech). Myśli Pan, że nasze światy - kobiecy i męski - bardzo się różnią? Chciałbym wierzyć, że nie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że w naszym społeczeństwie kobietom jest coraz lepiej, ale jednak wciąż trudniej niż mężczyznom. Takie mam przekonanie, feministyczne. Natomiast myślę, że poza uwarunkowaniami społecznymi, nasze wewnętrzne światy się nie różnią. Na tym też chyba ogólnie opiera się przekonanie o pewnej równości. A jeśli chodzi o literaturę - kobiety piszą tak samo jak mężczyźni? Tak, chociaż tu też istnieją takie porządki dyskryminacyjne - jak założenie, że kobiety piszą w jakiś specyficzny sposób. Zwykle jest to pejoratywne określenie. Literatura kobieca, w podtekście gorsza, lekka, romanse - jakaś taka fatalna zbitka. Jest też tak zwana literatura dla kobiet, pisana przez mężczyzn. Tu pewnie można by wymienić książki Janusza Leona Wiśniewskiego, na przykład. Myślę, że oba te porządki są fałszywe. Kobiety mogą pisać tak samo, jak mężczyźni i czytać to samo, co oni. Widzę tylko pewną ilościową nierówność - kobiet w kulturze ogólnie jest mniej. Zdarzają się takie okresy, gdzie w jakiejś dziedzinie są bardziej eksponowane. Teraz kryminał w tym sensie jest dość „kobiecy”. Mamy Katarzynę Bondę, Gaję Grzegorzewską… One stanowią jakościową przeciwwagę do ilościowej przewagi mężczyzn. Ale ogólnie
36
miasta kobiet
czerwiec 2015
w kulturze to wygląda różnie, proszę pomyśleć choćby o starożytnych filozofkach. Tak jest w wielu dziedzinach. W nauce często porównuje się dawne dokonania kobiet i mężczyzn, wytyka się, jak mało kobiety wynalazły. Trudno mieć inne wrażenie, skoro przez wieki miały stopowany dostęp, choćby do edukacji… Jasne. Przy okazji odniesień do historii, to ja zawsze promuję taki pogląd, że my tak naprawdę nie mamy do niej żadnego dostępu. Historia jest za każdym razem zafałszowana. Nie potrafimy sobie wyobrazić, jak to było, mamy jedynie swoją wizję, z perspektywy tu i teraz. Zostańmy więc we współczesności. Na jakich płaszczyznach kobietom wciąż jeszcze jest trudniej? Myślę, że na wielu. Ja oczywiście znam to tylko… …z męskiej perspektywy. Tak, i to jeszcze z takiej, która jest dość daleko ode mnie. Osobiście nie spotykam się z jakimiś jawnymi przykładami nierówności, na przykład w pracy. Ale żyję wśród ludzi, słyszę co mówią… Mówi się też, że współczesność z jednej strony nam, kobietom, otwiera drzwi, z drugiej nakłada na nas coraz więcej obciążeń. Może zaczyna nas uwierać rola superwoman - świetnej w pracy, świetnej w domu? To już kobiety muszą ocenić. Ja widzę i bardzo mnie to cieszy, że w tym samym czasie w kulturze promuje się też taki wzorzec ojca, który chyba nigdy wcześniej nie istniał, przynajmniej
nie w takim zakresie. To jest coś w rodzaju odpowiednika tej superwoman, czyli superojciec, supermężczyzna, który i pracuje zawodowo, i zajmuje się dzieckiem, i naczynia myje, obiady przygotowuje. Według mnie to jest fajne. Staram się tak działać na co dzień i tak wychowywać moje dziecko. Ale też otwarcie przyznaję, że jest to trudne. Inaczej wychowuje się córki, a inaczej synów? Trudno mi powiedzieć, mam tylko córkę. Natasza skończyła 5 lat… Nie sądzę, by w tym wieku jakieś różnice między chłopcami a dziewczynkami były istotne z punktu widzenia wychowania. Zabawki, różne dla chłopców i dziewczyn? Są takie podziały, wiem o tym. Jak kiedyś byłem na spotkaniu z Agnieszką Graff, to prowadząca przytoczyła nawet sytuację z przedszkola swojej córki, gdzie dziewczynki na Dzień Dziecka dostały coś w stylu różowego konika, a chłopcy lornetki. On ma poznawać świat, ona ma się bawić różowym koniem. Ten stereotyp istnieje. Ale myślę, że rodzice w wychowaniu próbują to zamazać. Moje dziecko lubi się bawić tak samo konikami, lalkami, jak i jakimiś piratami. Ja sam zawsze byłem i do tej pory jestem wielkim fanem bajek skandynawskich. One są konstruowane bardzo równościowo - dziewczynki w nich są niezależne, bojowe, mierzą się z watahą wilków. Czytałem je Nataszy i też je bardzo polubiła. Ale wśród innych dzieci w przedszkolu już dotknęła ją ta wtórna socjalizacja, która nadaje inne perspektywy. I teraz Natasza lubi też popularne „dziewczyńskie zabawki”. Rozumiem to, zresztą nigdy nie broniłem jej przed tym.
męska perspektywa Czyli ma różnorodność… Tak. Robiłbym jej krzywdę, gdybym zamykał przed nią tę drogę i możliwość uczestnictwa w grupie, z dziewczynkami, które lubią kucyki. Poza tym, wcale nie uważam, że te kucyki są czymś złym. Może je lubić tak samo, jak skandynawskie bajki. Jaka jest Pana żona? Moja żona jest świetna. Długo są Państwo razem? Muszę policzyć… chyba 19 lat, z czego 10 po ślubie. Aż trudno mi w to uwierzyć, strasznie to zleciało. Poznaliśmy się w trakcie przygotowań na studia, oboje zdawaliśmy na medycynę. Ja te studia po czterech latach porzuciłem, zmieniłem kierunek zainteresowań. Zwykle mówię, że jedyne, co mi z medycyny zostało, to żona. I to chyba najlepsze, co mogło mi zostać (śmiech). To była taka pierwsza, poważna miłość? Jak się okazało, tak. Chociaż wtedy pewnie jeszcze nie było wiadomo. Żaneta jest świetna. Łączy w sobie wiele różnych cech. Na przykład w takim wymiarze uczuciowym potrafi być i zasadnicza, i czuła, w innych chwilach wyluzowana. Cała zabawa polega na tym, żeby odpowiednio dopasować moment do zachowania i ona to robi doskonale. Potrafi oddawać się różnym skomplikowanym przedsięwzięciom naukowym i jednocześnie pospolitej rozrywce. Zawsze najbardziej interesowali mnie ludzie, którzy nie ulegali jakiejś tam roli, swojemu statusowi, temu, czego inni od nich oczekiwali… Ludzie bez kompleksów, którzy nie boją się tego, że się ośmieszą? Tak… Chociaż nie byłbym na tyle śmiały, żeby powiedzieć, że moja żona nie ma w ogóle kompleksów. Ona pewnie też by oponowała, gdybym ją w ten sposób idealizował. Ale myślę, że ona im nie ulega. W takim trybie zwyczajności próbuje z nimi walczyć i to mi niezwykle imponuje. Zresztą, zawsze była bardzo dzielna. Jest naukowcem, doktorem nauk medycznych, analitykiem medycznym. Jaka jest recepta na długi i szczęśliwy związek? Nie potrafię powiedzieć, znowu musiałby to być jakiś stereotyp. Poza tym… ja jestem jak najdalszy od pozytywnego waloryzowania długich związków, a potępiania w życiu zmian czy innych rozwiązań. Dlaczego miałbym to oceniać, czy twierdzić, że znalazłem receptę na coś… …co wcale nie jest lekiem na jakąś chorobę? No właśnie. Myślę, że nasz długi związek świadczy tylko o tym, że jest nam ze sobą dobrze, akurat tak. Nie, że nam się udało, w przeciwieństwie do innych, którzy tego nie mają. Podejrzewam, że jedyną receptą ogólnie na szczęście jest próba bilansowania swoich strat i zysków - z życia, nie tylko ze związku. Jeśli ten bilans jest w miarę dodatni, no to wszystko jest dobrze. Żona jest najważniejszą kobietą w Pana życiu?
Jest jeszcze Natasza. Teraz mam dwie, dużą i małą. Mała też zawładnęła moim życiem. Dorastałem głównie wśród kobiet. Ojciec zmarł, jak miałem cztery lata, więc ledwo go pamiętam. Zostałem z matką, babcią.
nie obniżyło to jego rangi uczucia do mojej babci. Ona zawsze była dla niego najważniejsza, wybrana. Tak mi się przez całe życie wydawało i moja matka też to potwierdza. Ten wzór też jest trudny, ale fajny…
Czym zajmowała się Pana mama? Była ekonomistką, pracowała w Państwowej Inspekcji Handlowej, a później w gastronomii i handlu, również na kierowniczych stanowiskach. Chyba przez to zawsze była trochę taka władcza.
Dzieci często psują relacje w związku? Zmieniają dużo. Z obserwacji - a nie z doświadczenia - wiem, że pojawienie się dziecka często zaburza te relacje, ludzie inaczej rozkładają akcenty we wspólnym życiu, może trochę zapominają o sobie nawzajem. Zdarzają się rozwody, niektórzy odczekują z tym, aż do momentu, gdy dziecko „wyjdzie z domu” - czyli do jego samodzielności. I przez jakieś kilkanaście lat toczy się w ich wspólnym życiu proces rozkładu.
Pamięta Pan, jak radziła sobie po śmierci męża? Byłem za mały. Podejrzewam, że radziła sobie kiepsko… Wiem - bo wprost o tym mówiła - że z moim ojcem była bardzo szczęśliwa. To było tylko kilka lat… Chociaż nie wiem, czy mówiąc „tylko” nie popełniam jakiejś niezręczności, bo może niektórzy nawet i tylu lat nie przeżywają w szczęściu. Ostatnio uczestniczyłem w takiej rozmowie z niezwykle atrakcyjną 70-letnią panią. To była kobieta, która została wdową, gdy miała 20 lat. Ktoś ją skomplementował, a ona odpowiedziała, że wygląda tak dobrze, bo miała takie strasznie ciężkie życie. Myślę, że moja matka jest podobną osobą. Na drodze zawodowej, jako pracująca samotna matka, pokonywała wiele barier? Chyba się nad tym nie zastanawiała. Nie wiem jak to teraz wygląda, ale w latach 80. PIH był dość sfeminizowaną instytucją. Poza tym, znakiem tamtych czasów był brak tej samoświadomości, najróżniejszej - kulturowej, politycznej, płciowej. Nam się wydaje, że o wielu rzeczach można było wiedzieć, zwracać na nie uwagę, ale dawniej coś blokowało ten proces. Ja też nigdy nie rozmawiałem z mamą na ten temat. Ona była i jest bardzo silna. Podejrzewam, że w swoim poczuciu musiała walczyć i robiła to skutecznie. Często była w domu? Była. Za czasów mojego dzieciństwa bardzo się o to starała. Pamiętam też, że zdarzało mi się chodzić z nią do pracy, co zresztą miło wspominam. Bywałem u niej w firmie, gdy miała wieczorne dyżury, jeździłem z nią na kontrole. To była dla mnie wielka atrakcja. Moja mama pracowała też przed śmiercią męża, wróciła do pracy, gdy ja już byłem na świecie. Mogła pewnie wybrać wygodne życie pani domu u boku męża adwokata, ale zdecydowała inaczej. Po śmierci ojca związała się z kimś jeszcze? Nie, nigdy nie wyszła powtórnie za mąż. Może to też wiąże się trochę z taką mitologią samozaradności. Ale tak naprawdę, to nigdy nie próbowałem sobie tego racjonalizować. Wychowywał mnie też dziadek, jej ojciec. Fantastyczny człowiek. Był trochę takim moim ojcem, na pewno bardzo się starał. To był dla Pana ten tak zwany męski wzorzec? Tak, na pewno staram się go naśladować w jednej rzeczy, którą zauważałem. W jego życiu dzieci nie zdominowały relacji domowych, bliskości rodzinnych. Oczywiście kochał je na zabój, ale
Panu udało się osiągnąć wzór dziadka? Mam nadzieję, że tak. Trudno o sobie wyrokować takie rzeczy, ale wydaje mi się, że na razie, przez pięć lat życia Nataszy, niewiele w mojej relacji z żoną się zmienia. Nie przechodzimy rozkładu (śmiech). To już jest coś, jakiś probierz. Jak ta dbałość o relacje wygląda w Państwa codzienności? Chyba nie mamy żadnych takich swoich rytuałów. Dużo czasu spędzamy razem. Mamy bardzo małe mieszkanie i to również wymusza na nas stały kontakt. Raczej nie odpoczywamy od siebie zbyt długo. Słyszałem wiele razy, że trzeba utrzymywać tę „pewną higienę”, czyli mieć coś tylko dla siebie… U nas to akurat dzieje się poza mieszkaniem, w pracy. Tam pewnie mamy jakieś chwile intymności. Nie pracujemy razem, nasze dziedziny się nie łączą, jesteśmy zdani na siebie… …zawodowo. A jeśli chodzi o pasje? Akurat moja pasja zrasta się z moim zawodem - jest to oczywiście literatura. Żaneta aż tak tego nie podziela, czyta książki, ale nie stanowi to dla niej takiego centrum zainteresowań. U nas ta codzienna relacja to bardziej kwestia wspólnych chwil. Oglądamy filmy, uwielbiamy amerykańskie seriale, jeździmy na wycieczki gdzieś do lasu. Chodzimy na koncerty, do teatru. To jest taka nasza pasja. W całości to dość sielankowy obraz. (śmiech) Tak, obrazy takie bywają. Nie ma między nami konfliktów, ale jednak nie sądzę, żeby to życie było sielankowe. Raczej jest trudne… Nie ze względu na nasze relacje, po prostu próbujemy się jednocześnie realizować i żyć bezpiecznie. To czasem rodzi stres. Myślę, że oboje mamy podobne odczucia, nawet jak tego nie mówimy sobie wprost. Ale radzimy sobie z tym dzielnie. .CP napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl *Michał Tabaczyński Tłumacz, eseista, krytyk literacki, dr n. hum. Autor kilku książek („Legendy ludu polskiego”, „Widoki na ciemność”), współautor kilku innych („Hrabal i inni”, „Tekstylia bis”, „Kultura niezależna w Polsce 1989-2009”). Mieszka w Bydgoszczy. miasta kobiet
czerwiec 2015
37
męskim okiem
Kawałek serca Nie jest cool wyznawać w prostych słowach miłość, tak żeby cały świat to usłyszał. Robili tak niegdyś poeci, zrobił tak też kiedyś mój kumpel, który na boisku pod akademikiem napisał białą farbą „Alina, kocham Cię”. Janusz Milanowski* Jak anioł stróż Miesiąc po tej rozmowie bydgoski Mistrz stanął do bardzo trudnych zawodów ogólnopolskich. Znów wygrał, a na Facebooku wyznał całemu światu, że „jest jedna cudowna kobieta” bez której żaden jego sukces „nie nabrałby takich barw”. Chłop - który jak uderzy to w tym miejscu trawa więcej nie wyrośnie - wyznaje, że jego największym sukcesem to „być z kimś takim, żyć, cieszyć się każdą wspólną chwilą, wspierać się na każdym kroku i wierzyć w rzeczy nieosiągalne” i dodaje... „Kocham Cię Beata i to jakie mamy szczęście, w postaci siebie samych wiemy tylko MY. Mogę tylko życzyć każdemu, aby przeżywał takie niezapomniane chwilę w swoim życiu, jakie towarzyszą mi u boku mojej jedynej ukochanej wybranki”. Mistrz przesłał mi ich wspólną fotografię z siłowni. On leży na ławeczce pod sztangą, na której jest grubo ponad 100 kg, Ona stoi nad nim jak anioł stróż, gotowa w każdej chwili pomóc, gdyby zabrakło mu pary w klacie.
Małżeński marketing Od ponad 20 lat jestem dziennikarzem i nigdy nie słyszałem takiego wyznania. Zawsze było coś w rodzaju: „wiele zawdzięczam żonie”, „nie wiem czy dałbym radę, gdyby nie Ona”, ot, taki małżeński marketing na zasadzie „dziękuję mamie, Akademii i współpracownikom”. Pan Mariusz nie bał się wyrazić czystych, szczerych emocji w czasach zaniku języka uczuć. Posłużył się słowem rycerskim, a ja zastanawiałem się dlaczego nie mogę uwierzyć w to, co słyszę? R
E
to usłyszał. Robili tak niegdyś poeci, zrobił tak też kiedyś mój kumpel, który na boisku pod akademikiem napisał białą farbą „Alina, kocham Cię” tak dużymi literami, że można to było odczytać z satelity. Sam jednak przyznał, że był nawalony, więc średnio się liczy taka ekspiacja. Można by snuć dalej, że nastolatek nie mówi już „chciałbym z tobą chodzić”, tylko „chciałbym cię wyhaczyć”, bo żyjemy w kulturze spod znaku MTV i nie wszyscy niestety mamy mdłości z tego powodu. Zapewne w ten sposób odpowiedziałbym sobie na pytanie, dlaczego nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem.
Popkulturowy chłód Znajduję jednak inną odpowiedź. Tylko silni, zdecydowanie określeni mężczyźni nie boją się mówić o swoich uczuciach. Inni markują jakiś dystans, popkulturowy chłód, na coś się zgrywają, pieprzą głodne kawałki i nawet nie widzą jak bardzo jest to zabawne dla ich towarzyszek. Nie trzeba mieć klaty, jak bydgoski Mistrz, żeby być silnym. Wystarczy kawałek porządnego serca.CP napisz do autora j.milanowski@expressmedia.pl
Chciałbym cię wyhaczyć Na myśl nasuwa mi się jeszcze jakiś moralitet o czasach języka „ludzi wydrążonych” jak u Eliota - że albo coś jest cool, albo nie jest, a już na pewno nie jest cool wyznawać w prostych słowach miłość, tak żeby cały świat K
L
*Janusz Milanowski Dziennikarz, publicysta, fotograf. Miłośnik długodystansowego pływania i jazzu. A
M
A
637615BDBHA
Niedawno rozmawiałem z Mariuszem Wasilewskim, znakomitym bydgoskim sportowcem, złotym medalistą z 2013 r. zawodów Arnold Classic w Madrycie. Czytelniczkom wyjaśnię, że pan Mariusz jest jakby mistrzem świata w kulturystyce, ale to nie Michał Anioł zbudował go jak posąg Dawida, tylko on sam to uczynił ciężkim treningiem. Osiągnięcie takiego sukcesu wymaga tytanicznej pracy, jak życie mnicha w regule klasztornej. Zapytałem go, czy on sam dla siebie gotuje te wszystkie ściśle odważone posiłki o określonych porach. Roześmiał się i powiedział, że robi to „jego ukochana narzeczona”. „Fantastyczna, wymarzona, jest całym moim światem”.
PO
kobieca perspektywa temat
MIEŚCIE W CAPTURZE
Renault Captur w wersji Intens, które miałam okazję testować, reklamowane jest hasłem: „Miejski crossover, który zmieni Twoje codzienne życie”. Potencjał do zmian poczuć można już przy pierwszej jeździe.
N
tekst: LUCYNA TATARUCH zdjęcia: TOMASZ CZACHOROWSKI
Nigdy nie poznałam jeszcze tej stereotypowej kobiety, dla której najważniejszą rzeczą w samochodzie jest jego kolor (choć skoro już możemy go sobie wybrać, to dlaczego nie?). Zwracamy uwagę na wszystko to, co sprawia, że auto jest funkcjonalne i dopasowane do naszych potrzeb. A te są różne, tak samo jak różne są kobiety. Mnie zależy na sprawnym przemieszczaniu się po Bydgoszczy, po której codziennie gonią mnie liczne służbowe sprawy. Auto, które mogłoby mi w tym pomóc, powinno być kompleksowo wyposażone, wygodne i bezpieczne. Renault Captur w wersji Intens, które miałam okazję jeździć, reklamowane jest hasłem: „Miejski crossover, który zmieni Twoje codzienne życie”. Prawdopodobnie kilka godzin za kółkiem to zbyt mało, aby zmiany te w pełni docenić, ale sam potencjał auta, które faktycznie mogłoby mi ułatwić wiele z codziennych sytuacji i nawyków, poczuć można od razu. Pierwszy rzut „kobiecego” oka, jeszcze z zewnątrz? Ciekawe dwukolorowe nadwozie. W wersji niebieskiej - eleganckie i nowoczesne. To oczywiście kwestia gustu, mnie ten miejski styl przekonuje. Podobnie jak cały design auta, który według zapewnień twórców, wpływa np. na dynamikę, dzięki wysuniętej i pochylonej przedniej szybie. Przyznam jednak, że pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to duże
koła i osłony dolnej części nadwozia - w sam raz na wymuszone krajobrazem podbijanie bydgoskich krawężników przy parkowaniu. W środku miła niespodzianka. Auto z zewnątrz wygląda kompaktowo, jednak już po otwarciu drzwi, kierowce i pasażerów uderzy przestrzeń. Wszystkie miejsca mają bezpieczne i wygodne mocowania do fotelików dziecięcych. W standardowym wyposażeniu znajdziemy innowacyjne, bardzo praktyczne schowki (na uwagę zasługuje szczególnie wysuwany przedni) tablet multimedialny Renault R-Link z ekranem dotykowym, nawigacją i dostępem do Internetu, system audio z 6 głośnikami, technologią Bluetooth z funkcją audio-streamingu i systemem nagłośnienia 3D Sound by Arkamys. Wyjątkowy okazuje się być także bagażnik, z kilkoma opcjami dzielenia przestrzeni - użyteczny zarówno przy zwyczajnych zakupach, jak i rodzinnej wyprawie na wakacje. Wysoko umieszczone miejsce kierowcy sprawia, że nawet niewysoka kobieta nie będzie narzekać na widoczność i kontrolę samochodu podczas jazdy. Zgodnie z zamiarem, w tym crossoverze, wnętrze ewidentnie łączy w sobie przestrzeń i funkcjonalność vana, co widać. Najważniejsza jest jednak sama jazda. Czy po niej także zostają pozytywne wrażenia? Auto prowadzi się niezwykle lekko i dynamicz-
nie. Układ kierowniczy wydaje się być bardzo mocno wspomagany, w żadnym wypadku jednak nie jest to wadą. Pod maską znajduje się silnik TCe 120, w którym zastosowano najnowsze technologie Renault, nazywane „best in class” pod względem niskiego zużycia paliwa i emisji CO2 (wynosi ona od 96g CO2/km). Przyspieszenie - przyzwoite, dla osób przyzwyczajonych do automatycznej skrzyni biegów. Pierwsza „setka” osiągalna jest po około 11 sekundach - wystarczający wynik, jak na miejskie warunki jazdy. Podczas jazdy towarzyszą nam cisza i komfort. W sam raz na bezpieczne i szybkie przemieszczanie się choćby z pracy do domu na drugim końcu miasta. To faktycznie jest w stanie zmienić codzienność, śmiem twierdzić, że nie tylko kobiet. /reklama
667615BDBHA
674415BDBHA