Miasta Kobiet czerwiec 2018

Page 1

czerwiec 2018

Iwona Hartwich Z MATKAMI NIKT NIE WYGRA str. 6-7


SZANSA NA GODNE ŻYCIE

WYDAWCA: Polska Press sp. z o.o. Oddział w Bydgoszczy ul. Zamoyskiego 2 85-063 Bydgoszcz Prezes Oddziału: Marek Ciesielski Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor Biura Reklamy: Agnieszka Perlińska Menedżer produktu: Dominika Kucharska, tel. 52 326 31 34 dominika.kucharska@polskapress.pl Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch, tel. 52 326 31 65 lucyna.tataruch@polskapress.pl Teksty: Mariusz Sepioło mariusz.sepiolo@polskapress.pl Tomasz Skory tomasz.skory@polskapress.pl

Czerwcowe „Miasta Kobiet” zaczynamy od tematu, obok którego nikt nie przechodzi dziś obojętnie. Trwa protest rodziców niepełnosprawnych dzieci. Iwona Hartwich, torunianka, mama dorosłego już Kuby, od ponad miesiąca przebywa w Sejmie. W rozmowie z Mariuszem Sepioło (str. 6-7) opowiedziała nam o tym, dlaczego nie widzi szans na szybki powrót do domu. Co musi czuć rodzic, który wie, że nie może pomóc swojemu dziecku - bo nie ma pieniędzy na niezbędną rehabilitację, sprzęt czy buty ortopedyczne? Jak to jest, gdy mąż, harując na rodzinę, jeszcze nigdy nie miał wolnej soboty? Ile wysiłku trzeba włożyć w to, by dziecko raz w roku mogło pójść do kawiarni? Trudno odpowiedzieć na te pytania, nie mając w rodzinie podobnych problemów. Warto jednak słuchać osób, które mierzą się z tym każdego dnia. Rodzice niepełnosprawnych są w stanie zrobić wszystko, by poprawić jakość życia swoich dzieci. Wiedzą, że jeśli odpuszczą, to nikt już im nie pomoże. - Chodzi o najsłabszą grupę społeczną. Oni nie wyjdą na ulicę, nie pójdą z transparentami - mówi pani Iwona. Dlatego nie zamierza się poddać.

Jan Oleksy jan.oleksy@polskapress.pl Lucyna Tataruch lucyna.tataruch@polskapress.pl Paulina Błaszkiewicz paulina.blaszkiewicz@polskapress.pl Justyna Król Projekt: Ilona Koszańska-Ignasiak Skład: Dagmara Potocka-Sakwińska Ilona Koszańska-Ignasiak Zdjęcie na okładce: Bartek Syta Sprzedaż: Tomasz Maliszewski, tel. 609 050 446 tomasz.maliszewski@polskapress.pl Przemysław Wacławski, tel. 697 770 284 przemyslaw.waclawski@polskapress.pl

CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 piotr.krol@polskapress.pl

Ten numer wysyłamy do drukarni w piątek, zaraz przed Dniem Matki. Dla Iwony Hartwich i innych przebywających w Sejmie kobiet będzie to 39. dzień protestu. Żadna z nich nie czeka na banalny prezent z tej okazji. Wszystkie walczą o coś, co im i ich rodzinom się zwyczajnie należy. O szansę na godne życie. Polecam Wam nasz okładkowy wywiad.

LUCYNA TATARUCH redaktorka prowadząca „MIAST KOBIET”

ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.PolskaPressGrupa

„Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca. Przez cały miesiąc są dostępne w punktach partnerskich w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl

2

miastakobiet.pl


Siła kwiatów ST YLIZACJA AGNIESZKA CESARZ

f lower power

wygodnie i z klasą

u l . J a g i e l l o ń s k a 3 9 - 47

Zwiewna, długa sukienka w kolorze brudnego różu to idealna propozycja dla romantyczek. Stylizację uzupełnia delikatny błękitny kardigan. Całość tworzy elegancki i bardzo kobiecy look.

Spódnico-spodnie to jeden z hitów tego sezonu. Te koronkowe są nie tylko bardzo wygodne, ale i szykowne. W spodniach o takim kroju najlepiej prezentują się panie o wąskich biodrach.

TATUUM sukienka | 369,99 zł SOLAR sweter | 219 zł WITCHEN pasek | 169 zł RESERVED torebka | 79,99 zł

RESERVED spódnico-spodnie | 159,99 zł SIMPLE bluzka | 199,90 zł GINO ROSSI buty | 459,90 zł PATRIZIA ARYTON torebka | 399 zł

Zapraszamy do C.H. FOCUS na Stylowe Soboty ze stylistką

GINO ROSSI okulary | 129,90 zł PROMOD bransoletka | 49,99 zł SWISS zegarek Lars Larsen | 980 zł

Umów się na bezpłatne spotkanie na www.focusmall-bydgoszcz.pl/stylistka/

008331902

VENEZIA buty | 339 zł RESERVED kolczyki | 29,99 zł SWISS zegarek Citizen | 980 zł


Biel i dżins w roli głównej

Jak nosić biel, by wyglądała stylowo? Na co zwrócić uwagę, szukając idealnych dżinsów? Jak połączyć ze sobą te dwa klasyczne elementy? Podpowiada Angelina Felchner, stylistka i doradca ds. wizerunku z Centrum Handlowego Zielone Arkady w Bydgoszczy.

S T YLO WA B I E L Odpowiednio dobrany biały zestaw pozwala świetnie wysmuklić sylwetkę. Kostium - na przykład kamizelka i spodnie - nadaje się do pracy lub na biznesowe spotkanie. Podstawą jest jednak to, aby całość utrzymana była w jednej tonacji. Inspiracją mogą być tu choćby stylizacje Angeliny Jolie, która od dawna stawia na monochromatyczny look. Decydując się na biel, powinnyśmy przede wszystkim kierować się jakością materiału. Tkanina musi być odpowiednio gruba i nieprzeźroczysta. Nawet jeśli zakładamy pod spód cielistą bieliznę, to cienki transparentny materiał i tak nie będzie na niej dobrze wyglądał. Oczywiście dobre jakościowo ubrania znajdziemy nie tylko w drogich butikach, ale także w sieciówkach. Warto jednak zwrócić na to uwagę od razu - sprawdzić w przymierzalni, czy materiał dobrze się układa i nie gniecie. Zwykle czuć to już przy pierwszym dotyku. DECYDUJĄC SIĘ NA BIEL, POWINNYŚMY PRZEDE WSZYSTKIM KIEROWAĆ SIĘ JAKOŚCIĄ MATERIAŁU. TKANINA MUSI BYĆ ODPOWIEDNIO GRUBA I NIEPRZEŹROCZYSTA.

BIEL I DŻINS To połączenie zawsze się sprawdza. Dżinsy i biały T-shirt nigdy nie wychodzą z mody. Z kolei dżinsowe spodnie i biała marynarka to świetne przełamanie typowej elegancji. Do białych elementów warto dodawać też odważniejsze wersje spodni, na przykład krótkie dzwony, idealne dla kobiet z chłopięcą sylwetką, których

problemem jest brak wyraźnie zaznaczonych bioder. Takie dżinsy pomagają optycznie dodać kształtów. Pasują nie tylko do szpilek, ale i do sportowych butów, dzięki czemu pozwalają na wiele różnych interpretacji. Całość jest ciekawą alternatywą szczególnie dla tych osób, które na co dzień są ograniczone przez dress code, ale po pracy chciałyby pokazać się w nieco innej odsłonie.

IDEALNE DŻINSY Każda z nas powinna mieć je w szafie. Jednak wcale niełatwo trafić na takie, które będą idealnie do nas pasować. W jednym sklepie możemy znaleźć nawet 40 różnych modeli, z czego najczęściej tylko 3-4 okażą się dobre dla naszych kształtów. Co więc zrobić? Mierzyć i nie zniechęcać się. Obecnie dostępne są spodnie praktycznie na każdą figurę. Najważniejsza przy wybieraniu dżinsów jest znajomość swojej sylwetki. Jeśli chcemy zatuszować masywne nogi, to lepiej odpuśćmy sobie boyfriendy albo grube typowe Levi’sy czy Big Stary - podkreślą jedynie to, co chcemy ukryć. W tym przypadku zdecydowanie bardziej sprawdzi się coś z scieciówki, miękki, wygodny dżins ze streczem (ale nie w formie legginsów!). Ważny jest też odpowiedni kolor - nie może być za ciemny ani za jasny. Jeżeli natomiast naszym problemem jest płaska pupa - coś, co dżinsy mogą jeszcze bardziej uwidocznić - to zacznijmy od dobrej, modelującej bielizny. To naprawdę pomaga!

ZAKUPY ZE STYLISTKĄ Szukasz modnych inspiracji? A może chcesz odmienić swój wizerunek? Skorzystaj z bezpłatnych usług NASZEJ profesjonalistki! Wybierz się na 2-godzinne zakupy w towarzystwie stylistki i odkryj swój styl! To również idealny pomysł na prezent dla bliskiej Ci osoby!

Usługa dostępna w każdy piątek w godz. 15.00-21.00. Rezerwacja terminów pod nr. tel. 52 370 36 00 lub osobiście w punkcie informacji na poziomie 0.

4

miastakobiet.pl

Szczegóły na www.zielonearkady.com.pl

PROMOCJA 038132070


przede wszystkim jakość kostium Aggi TOUS - kamizelka 329,90 zł, spodnie 239,90 zł biało-czarne sandały na słupku BADURA 319,99 zł torebka z drewnianymi rączkami TOUS 1619 zł cielisty top AGGI 149,90 zł bransoletka TOUS 2389 zł

L I S TA S K L E P Ó W D O S T Ę P N A N A :

www.zielonearkady.com.pl

lniana marynarka UNITED COLORS OF BENETTON 359,90 zł torebka TOUS 539 zł biały T-shirt UNITED COLORS OF BENETTON 59,90 zł okulary RAY BAN Z LYNX OPTIQUE 616 zł dżinsy UNITED COLORS OF BENETTON 199,90 zł szpilki z wiązaniem BADURA 199,99 zł okrągłe kolczyki TOUS 1059 zł złoty łańcuszek z dwiema zawieszkami TOUS 1179 i 1599 zł zdjęcia: Patrycja Skwarczyńska przy współpracy z agencją 052b modelka: Sandra Jaskólska

makijaż: Martyna Wachnicka / Inglot fryzura: Studio Stoppel


Z D J Ę C I E B A R T E K S Y TA

jej portret

IWONA HARTWICH Z SYNEM KUBĄ I INNYMI RODZINAMI OD 18 KWIETNIA TEGO ROKU PROTESTUJE W SEJMIE.

Z MATKAMI NIKT NIE WYGRA Łatwo nas krytykować, wytykać szalik za 10 zł albo zegarek, który mąż kupił mi 23 lata temu. Ludzie mają dużo fantazji, a mniej współczucia. Z Iwoną Hartwich*, mamą niepełnosprawnego Kuby, od miesiąca protestującą w Sejmie, rozmawia Mariusz Sepioło Daje Pani jeszcze radę? Mamy siłę dzięki naszym dzieciom. To ich protest. My, rodzice, jesteśmy tylko ich głosem. Jaka jest sytuacja na dzisiaj, 28. dzień protestu? Nie padła żadna konkretna propozycja ze strony rządu. Dla nas najważniejsze byłoby pochylenie się nad dwoma podstawowymi postulatami. Pierwszy to wprowadzenie dodatku rehabilitacyjnego dla osób niepełno-

6

miastakobiet.pl

sprawnych, niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu 18. roku życia - 500 złotych miesięcznie bez kryterium dochodowego. Drugi to zrównanie renty socjalnej z najniższą rentą z ZUS z tytułu całkowitej niezdolności do pracy (obecnie 877 zł netto). Dziś renta socjalna wynosi 745 zł, a zasiłek pielęgnacyjny 153 zł. Nawet jeśli rząd zdecydowałby się na wprowadzenie dodatku, nie osiągnęlibyśmy wymaganego minimum na w miarę - podkreślam, w miarę - godne życie. I tak nie wystarczy na lecze-

nie, buty ortopedyczne, rehabilitację. Byłyby to pieniądze tylko na podstawowe rzeczy - na jedzenie, na chleb z masłem. Jaka to część wydatków rodziny z niepełnosprawną osobą? Odpowiem na własnym przykładzie: Kuba tak naprawdę wymaga codziennej rehabilitacji. Jej koszt to 100 zł za godzinę. Pięć razy w tygodniu po godzinie - łatwo policzyć, że tylko na rehabilitację potrzeba 2 tys. zł miesięcznie. Oczy-


jej portret wiście nie stać mnie na to, dlatego Kuba ma mniej godzin. Oprócz tego, jak każdy, pragnie czasem pójść na basen, do kina czy raz w roku do kawiarni. Mój syn bardzo pasjonuje się sztukami walki, więc chciałby też od czasu do czasu zobaczyć walkę na żywo. Bo każdy, także niepełnosprawny, ma swoje zainteresowania. Ale Pani, jako mama niepełnosprawnego, nie może podjąć pracy zawodowej, dzięki której żyłoby się Wam łatwiej. Zrezygnowałam z pracy po narodzinach Kuby w 1994 roku. Nie narzekam - nie mam problemu z tym, że syn potrzebuje mojej pomocy, dokonałam takiego wyboru. Wcześniej normalnie pracowałam, skończyłam szkołę handlową, zajęłam się kosmetyką. Ale kiedy pojawił się Kuba, nie byłam w stanie pogodzić codziennej 24-godzinnej opieki z pracą zawodową. Tym bardziej że Kuba od 6. do 15. roku życia przeszedł sześć operacji na nogi, miał też problemy z oczami. Ten czas spędzaliśmy głównie w szpitalach. A później nogi w gipsie i rehabilitacja. Ma Pani wsparcie ze strony męża. Tak, mąż haruje na rodzinę. Pracuje w firmie produkującej metalowe meble. Jeszcze nigdy nie miał wolnej soboty. Nigdy. Raz do roku dostaje dwa tygodnie urlopu, które staramy się jak najlepiej wykorzystać. Wtedy wyjeżdżamy na upragnione wakacje, jesteśmy razem i odpoczywamy. Już w 2014 roku, podczas pierwszego protestu, właśnie przez zdjęcia z wakacji w Chorwacji wylał się na mnie hejt. Nie ukrywa Pani, że staracie się normalnie żyć, jak wszystkie inne rodziny. Pewnie, że nie. Gdyby tylko starczyło mi czasu i zasobów w portfelu, to chciałabym Kubie pokazać cały świat. Tak naprawdę nikt z tych, którzy hejtują, nie kwapi się, by chwycić wózek i pchać go po plaży albo górach. Łatwo za to krytykować, wytykać szalik za 10 zł albo zegarek, który mąż kupił mi 23 lata temu po narodzinach Kuby. Ludzie mają dużo fantazji, a mniej współczucia. Czy jako mama niepełnosprawnego syna ma Pani czas dla siebie? Dwa razy w tygodniu staram się być na fitnessie. Utrzymuję kontakty towarzyskie, choć głównie z innymi mamami z Torunia. W Sejmie są ze mną dwie torunianki, mamy niepełnosprawnych: Aneta Rzepka i Marzena Stanewicz. Jesteśmy dobrymi koleżankami, spotykamy się, wspieramy. Jak zaczął się tegoroczny protest? Pani poseł Joanna Scheuring-Wielgus z Torunia zaprosiła nas do Sejmu. Przyszliśmy do jej biura i zapytaliśmy, czy możemy zorganizować konferencję. Zgodziła się. Nie mówiliśmy jej, że zostaniemy w Sejmie, choć mieliśmy w planach odwieszenie protestu z 2014 roku, który tak naprawdę nigdy się nie zakończył. Jak wygląda Wasza codzienność w Sejmie? Budzimy się o 5-6. Wstajemy, robimy toaletę i zajmujemy się naszymi dziećmi. Kancelaria

Sejmu zapewnia nam posiłki. Poza tym uczestniczymy w spotkaniach, konferencjach prasowych, udzielamy wywiadów. Muszę powiedzieć, że jesteśmy bardzo zgraną grupą rodziców. Lepszej nie mogłabym sobie wymarzyć. Co zmieniło się od ostatniego protestu w 2014 roku? Dla osób niepełnosprawnych po 18. roku życia nie zmieniło się nic. Kiedy protestowaliśmy 4 lata temu, mój Kuba był pełnoletni. Już wtedy biliśmy na alarm, że w ogóle nie myśli się o niepełnosprawnych dorosłych. Czara goryczy przelała się, kiedy powstał program „Za życiem”. Jeździliśmy do Warszawy na różne spotkania i pytaliśmy: skoro „za życiem”, to co z życiem naszych pełnoletnich dzieci? Nigdy nie dostaliśmy odpowiedzi. Protestowaliśmy też w 2015 i 2016 r. Ramię w ramię stała wówczas z nami minister Elżbieta Rafalska. Powiem więcej: już jako minister pacy i polityki społecznej obiecywała nam pomóc. Dziś jest czas, żeby się z tych obietnic wywiązać. Nie tylko minister Rafalska podczas poprzednich protestów okazywała Wam wsparcie. Poseł Arkadiusz Mularczyk z PiS przynosił nam kanapki, jedliśmy je razem. Pojawiali się panowie Ziobro i Cymański, wcinali z nami jogurty. Pani poseł Kempa przynosiła nam fajne, ciepłe koce. Dziś tych osób w ogóle przy nas nie ma. Są niektórzy posłowie opozycji. Poseł Joanna Mucha wychodzi z naszymi dziećmi na spacer. Joanna Scheuring-Wielgus pierze nasze brudne ubrania! Oprócz tego są naprawdę dobrymi psycholożkami. Bardzo dobrze działają na nasze dzieci, potrafią z nimi rozmawiać. Podczas spacerów z panią Scheuring-Wielgus Kuba rozmawia nie o proteście, ale zwyczajnie, o życiu. To ważne, ludzkie gesty. Ostatnio odwiedził nas też kardynał Kazimierz Nycz. I okazał wielkie zrozumienie. Usłyszeliśmy, że podziwia naszą heroiczną walkę. Zadeklarował modlitwę. Jak się Pani czuła, kiedy poseł Bernadeta Krynicka przed Wami uciekała? Prosiłam ją o rozmowę. Odpowiedziała, że nie chce. Pojawił się zarzut, że przetrzymujemy tutaj nasze dzieci na siłę. Ja chciałam na te bzdury odpowiedzieć. Dopiero Kuba wykrzyczał, że nikt go tutaj nie przetrzymuje. To dorosły facet, który dyskutuje z politykami jak równy z równym. Ma swoje zdanie i mówi, co myśli. Nie ma takiej możliwości, żeby do czegokolwiek go zmusić. Nikt naszych dzieci tutaj nie zadręcza. Powiem więcej: one się przez ten protest uspołeczniają. Znoszą to wszystko lepiej niż my, rodzice. Wyjdą z Sejmu silniejsze? Myślę, że tak. Wśród rodziców pojawiają się kryzysy. Mamy lepsze i gorsze dni. Ale nasze dzieci świetnie sobie tutaj radzą. Czego dowiedziała się Pani o politykach dzięki temu protestowi?

Że nie spełniają swoich obietnic. Że nie czują odpowiedzialności za słowa. I że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Wie pan, dla mnie poseł na Sejm to powinien być człowiek, który w swoim regionie słucha ludzi, zbiera ich potrzeby, a potem - może zabrzmi to śmiesznie - na białym koniu pędzi do parlamentu, żeby te problemy rozwiązywać. A naprawdę jest tak, że ten, który rządzi, od razu zapomina, co kiedyś obiecywał. Obliczyliśmy, że na realizację naszych postulatów rząd wydałby 1 miliard 623 miliony złotych rocznie. Jestem pewna, że Polska nie zbankrutuje, kiedy doda 500 zł niepełnosprawnym na ich codzienną egzystencję. Walką o prawa niepełnosprawnych zajmuje się Pani od lat. Drugi raz protestuje Pani w Sejmie. Jak Pani myśli, dlaczego politycy ciągle nie potrafią rozwiązać Waszych podstawowych problemów? Trudno mi o tym mówić… Skąd mur, który został przed nami postawiony? Nie rozumiem, dlaczego rząd widzi przeciwnika w najsłabszych. Myślę, że obnaża to kondycję tej władzy. Pokazuje, jak mało jest w niej empatii. Jest tylko buta. Trudno mi to zrozumieć, zwłaszcza że chodzi o najsłabszą grupę społeczną. Oni nie wyjdą na ulicę, nie pójdą z transparentami. Jeśli rząd się nie zreflektuje, to ja nie widzę końca naszego protestu. A jeśli miałaby Pani zostać w Sejmie przez następny miesiąc? Nie ma we mnie obaw i lęku. Im bardziej jestem poniżona, tym bardziej chce mi się walczyć o swoje dziecko. Zbliża się szczyt NATO, ma się odbyć w Sejmie 25 maja. I my podczas tego szczytu zostaniemy na swoich miejsach. Pokażemy światu, o co walczymy. Dochodzą do nas słuchy, że dzień przed szczytem możemy zostać z Sejmu wyprowadzeni. Nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby dotknąć wózek mojego syna lub jego samego. Według najnowszego sondażu Wasze postulaty popiera 87 proc. społeczeństwa. Ta świadomość pomaga? Oczywiście. Dostajemy setki wiadomości, kartek, listów od ludzi, którzy często nie są związani z problemem niepełnosprawności. W małych i dużych miastach odbywają się protesty poparcia dla nas. Daje to nam dużo energii. Nikt i nic nie pozbawi nas ducha walki. Jutro odwiedzi nas pani Wanda Traczyk-Stawska, żołnierka Armii Krajowej ps. Pączek. Powiedziała, że nikt z matkami nie wygra. I ma rację. CP

*Iwona Hartwich torunianka, mama 23-letniego niepełnosprawnego Kuby. Szefowa stowarzyszenia „Mam przyszłość”. Jedna z liderek protestu rodziców dzieci niepełnosprawnych w Sejmie w 2014 r. Na rzecz praw osób niepełnosprawnych i ich rodzin działa o wielu lat. miasta kobiet

czerwiec 2018

7


kultura w sukience szerokość minimalna 15 mm

TEATRALNY BILET dla Czytelników „Miast Kobiet” Z czerwcowym numerem „Miast Kobiet” bilety na spektakl „Beksińscy” w cenie 15 zł! Zapraszamy w terminach: 15 czerwca, godz. 19.00 16 czerwca, godz. 19.00 17 czerwca, godz. 16.00

2i3

czerwca

Jeden egzemplarz „Miast Kobiet” uprawnia do zakupu maksymalnie 4 biletów na jeden spektakl w promocyjnej cenie.

DOBRY MOMENT KORTEZA BYDGOSZCZ, FILHARMONIA POMORSKA IM. I.J. PADEREWSKIEGO 2 i 3 CZERWCA, GODZ. 20

To jeden z najbardziej wyróżniających się artystów na polskim rynku muzycznym. W swojej twórczości łączy muzyczną powściągliwość i moc przekazu. W oszczędnych aranżacjach na gitarę i fortepian potrafi zawrzeć szerokie spektrum emocji. Kortez, bo o nim mowa, to artysta z duszą i życiowym doświadczeniem, które słychać w jego głosie i tekstach. W tym roku muzyk promuje swoją drugą płytę „Mój dom”, która po dwóch tygodniach osiągnęła status Złotej Płyty, debiutując na liście OLiS na pierwszej pozycji. Singiel „Dobry moment” dotarł na szczyt Listy Przebojów, m.in. radiowej Trójki, a na YouTube przekroczył już 3 mln odsłon. Lepiej pospieszyć się z kupnem biletów!

ALICJA RĄCZKA, DYREKTORKA KINA HELIOS, POLECA: Tuż przed zakończeniem roku szkolnego chciałabym zaprosić nauczycieli wraz z ich podopiecznymi ze szkół podstawowych na nowy projekt Akademia Bezpieczeństwa. To cykliczne spotkania dydaktyczne, na których wyświetlany będzie film oraz odbędzie się lekcja z pokazem przygotowana przez ekspertów. Warto zarezerwować miejsca na najbliższą Akademię z filmem „Bella i Sebastian 3” - 13 czerwca, godz. 10. Uczestnicy dowiedzą się m.in., na czym polega bezpieczna zabawa nad jeziorem, rzeką lub morzem, jak rozmawiać z obcymi i jak wezwać pomoc podczas wypadku. Po spotkaniu każde dziecko otrzyma dyplom „Bezpieczne wakacje” oraz drobny upominek. Film familijny „Bella i Sebastian 3” będzie można zobaczyć także w regularnym repertuarze kina od 1 czerwca. Przypominamy o możliwości skorzystania z oferty biletów rodzinnych. A jeśli ktoś wyjeżdża w weekend na działkę, wówczas zapraszamy w Tanie Wtorki. 8 czerwca swoją premierę będzie miał film przygodowy z wątkami science-fiction - „Jurassic World: Upadłe królestwo”. Przedsprzedaż biletów już trwa. Polecam też inną propozycję, „Twój Simon”, ekranizację powieści Becky Albertalli. To zabawna i wzruszająca opowieść o dorastaniu, poznawaniu prawdy o sobie i pierwszym uczuciu. Główny bohater, siedemnastoletni Simon, jest gejem, ale nie powiedział o tym jeszcze nikomu ze swojego otoczenia. Jaka będzie reakcja najbliższych osób? Tego dowiemy się 15 czerwca. 20 czerwca o godzinie 18.30 zapraszam Panie na kolejne Kino Kobiet z filmem „Ocean’s 8”. Osiem kobiet planuje napad w Nowym Jorku - dlatego tym razem motywem przewodnim będą przebrania w gangsterskim klimacie. Nie zapominamy również o Kulturze Dostępnej, czyli najlepszych polskich filmach za 10 złotych, w każdy czwartek o godzinie 13 i 18. W czerwcu w ramach tego projektu wyświetlimy: „Najlepszy” - 7 czerwca, „Beksińscy. Album wideofoniczny” - 14 czerwca, „Twój Vincent” - 21 czerwca, „Botoks” - 28 czerwca. Najmłodszych zachęcam do spędzenia z nami weekendu z okazji Dnia Dziecka - od 1 do 3 czerwca. Przed wybranymi seansami: „Bella i Sebastian 3”, „Futrzaki ruszają na ratunek”, „Han Solo: Gwiezdne wojny - historie” oraz „Wyszczekani”, odbędą się konkursy z nagrodami. Ponadto zapraszam do udziału w Filmowych Porankach w co drugą niedzielę. 10 czerwca zagramy „Tomek i przyjaciele. Wielki wyścig”, a 24 czerwca zestaw bajek „Strażak Sam”.

czerwiec

RÓŻNE OBLICZA KOBIETY 10

czerwca

22-24

czerwca

TORUŃ, CKK JORDANKI 10 CZERWCA, GODZ. 19 Jaka jest kobieca natura? Na to pytanie będą się starali odpowiedzieć artyści podczas wyjątkowego wieczoru w toruńskich Jordankach. Na scenie zaprezentują się wokaliści związani z Agencją CODA, soliści łódzkiej i warszawskiej sceny muzycznej - Anna Kutkowska-Kass, Jolanta Bobras, Agnieszka Greinert czy jeden z najwybitniejszych wokalistów musicalowych, kierownik muzyczny Teatru Rampa w Warszawie, Jakub Wocial. Wokaliści zaśpiewają klasyczne utwory przedstawiające kobiety jako niezwykłe, intrygujące i niebanalne. Nie zabraknie też różnorodności gatunkowej, zabaw słowem i nawiązań do klasyków: Mariana Hemara czy twórców Kabaretu Starszych Panów. Akompaniować będzie zespół pod kierunkiem Adama Manijaka.

KURS NA FESTIWAL WYSPA MŁYŃSKA/RZEKA BRDA 22-24 CZERWCA Festiwal Wodny „Ster na Bydgoszcz” to cykliczna impreza odbywająca się w Bydgoszczy, która co roku jest największym w regionie świętem wodniaków i unikalnym przedsięwzięciem łączącym światy żeglarzy, artystów i podróżników. W tym roku odbędzie już po raz jedenasty. Wśród atrakcji jarmark festiwalowy ze specjałami i wyrobami rękodzielniczymi, parada jednostek pływających na Brdzie czy warsztaty żeglarskie. Można też będzie liczyć na wrażenia artystyczne. Zagrają takie zespoły jak Mikromusic, AudioFeels czy Aga Zaryan i European Jazz Quartet (w amfiteatrze Opery Nova). Festiwal jest przyjazny dla rodzin z dziećmi. Na najmłodszych czeka wiele dobrego: show balonowy czy interaktywny spektakl dla dzieci „Morskie opowieści”. Wstęp - dla wszystkich - wolny!


018055779

E

K

L

A

M

A

2001

Wieloletnie doświadczenie

w księgowości firm handlowych, produkcyjnych, usługowych Siłą Biura Rachunkowego PROSPERO są zawsze pracownicy - jesteśmy prężnym zespołem wykształconych osób z wieloletnim doświadczeniem w księgowości firm handlowych, produkcyjnych, usługowych, również Spółek z kapitałem zagranicznym.

2008

Dokumentacje w językach obcych język niemiecki, angielski, włoski

Naszym atutem jest niewątpliwie wieloletnie doświadczenie w obsłudze spółek z udziałem kapitału zagrnicznego - sporządzamy dokumentację w językach obcych; Niemiecki, Angielski, Włoski. Doświadczenie i wiedza, którą posiadamy gwarantuje, że nasze usługi są wykonywane z należytą starannością i w sposób zgodny z obowiązującymi przepisami prawa.

2016

Na bieżąco śledzimy nowości

z zakresu prawa, finansów i rachunkowości Wysoka jakość świadczonych usług opiera się na ciągłym zgłębianiu wiedzy przez naszych pracowników, systematycznie szkolimy się, aby móc zapewnić klientom najwyższy poziom obsługi księgowej i zadbać o to, aby ich rozliczenia z Fiskusem były prawidłowo sporządzone. Jesteśmy stałymi czytelnikami publikacji i specjalistycznych serisów informacyjnych z naszej branży.

PROSPERO Biuro Rachunkowe Monika Tyszka-Skocka Toruń, ul. Grudziądzka 110-114 (Business Park) tel. + 48 56 652 23 21, kom. +48 502 181 405, kom. +48 53 3381 405 www.biuroprospero.pl

008353598

R


KOMUNIKATYWNY - czyli jaki?

Dzieci uwielbiają wcielać się w postaci rycerzy, piratów i księżniczek… Tworzą dialogi, przemawiają jak ich ulubieni bohaterowie. U nas dzieje się to po angielsku i podczas zabawy klockami Lego. Z Izabelą Wika-Wiśniewską rozmawia Justyna Król

angielski:

dla dzieci

dla młodzieży

Czy znajomość języka angielskiego jest jeszcze naszą narodową piętą achillesową? Zależy, co mamy na myśli. Rozumiemy dużo więcej, bo język angielski jest dziś wszechobecny i osłuchujemy się z nim nawet mimo woli. Rośnie też grono osób, które potrafiłyby porozumieć się po angielsku poza krajem, ale co to tak naprawdę znaczy porozumieć? W CV Polaków często widujemy tzw. angielski komunikatywny… Bardzo nie lubię tego określenia - kojarzy mi się z odtwarzaniem dialogów z płyt, by zapamiętać podstawowe zwroty. Dzisiejszy młody człowiek w moment poradzi sobie z nawiązaniem kontaktu w języku angielskim, bo to język globalnej wioski. Kupienie jajek na śniadanie podczas pobytu w Londynie nie jest już wyzwaniem dla nikogo. Powinniśmy dążyć do tego, aby ta komunikacja była na jak najwyższym poziomie. Bądźmy świadomymi użytkownikami języka. Nie zadawajmy już pytania „Do you speak English?”, ale „How do you speak English?”. Dlatego taki nacisk kładzie się dziś na mówienie w języku angielskim już u dzieci? Wstyd znać jedynie podstawy ze szkoły? Angielski jest nam coraz bardziej potrzebny, i to już od najmłodszych lat. Klasy w polskich szkołach nadal w większości są liczne i podczas lekcji w takich grupach trudno jest umożliwić każdemu uczniowi częste wypowiadanie się. Tymczasem kluczem do sukcesu w nauce dzieci języka obcego jest ciągłe rozbudzanie entuzjazmu i chęci. Ucząc małą grupę, możemy to osiągnąć, traktując

10

miastakobiet.pl

dla dorosłych młodszy o kilka lat sąsiad Krzyś, a za tablicę służyła nam meblościanka w moim pokoju.

bardzo indywidualnie każdego ucznia. Takie podejście jest konieczne, zwłaszcza że dzieci są obecnie przebodźcowane, przez co jeszcze trudniej o ich koncentrację i odnalezienie szczerej, głębokiej fascynacji językiem obcym. W dużej grupie potencjał dziecka nie zostanie wydobyty. Pochodzi Pani z rodziny nauczycielskiej? Skądże. Ale predyspozycje do pracy w tym zawodzie chyba mam od dziecka (śmiech). Już jako dziewczynka w szkole podstawowej uwielbiałam dzielić się wiedzą, bawić się w nauczycielkę. Uczniem był zwykle mój

Były to lekcje języka angielskiego? Niekoniecznie, choć z językami obcowałam od najmłodszych lat. W czasach bez internetu odkrywało się język obcy dzięki telewizji anglojęzycznej i niemieckojęzycznej - VIVA, MTV, BBC… Tego się nie zapomina. Odgrywało się scenki z teleturniejów, śpiewało zagraniczne piosenki. Pierwszej kasety New Kids On The Block namiętnie słuchałam chyba już mając siedem lat - z uchem przytkniętym do „jamnika”, by wysłyszeć każde słowo. Bardzo lubiłam otaczać się językami obcymi. Z czasem zrodziło się moje zamiłowanie kulturą krajów anglosaskich i tamtejszym lifestylem. Gdy rodzice oglądali zagraniczne filmy, wsłuchiwałam się w zagłuszane lektorem słowa i dopytywałam, co one oznaczają, a kiedy spotkaliśmy gdzieś obcokrajowców, od razu wyostrzał mi się słuch i chciałam zrozumieć, co oni mówią. Byłam zafascynowana brzmieniem języków obcych i chyba dlatego złapałam bakcyla. W dobie internetu i dostępności urządzeń mobilnych łatwiej czy trudniej otoczyć dzieci językiem? W jakimś sensie na pewno jesteśmy na niego mniej wrażliwi, przyzwyczailiśmy się, że jest wszechobecny. Dlatego tym bardziej należy sięgać po niego świadomie, wybierać trafnie. Może on zaistnieć w domowych warunkach - podczas oglądania filmu, programów na YouTube, korzystania z mediów społecznościowych czy nawet grania w anglojęzyczną grę. Jednak dopiero w ramach zorganizowanych zajęć nadamy tej nauce właściwy rytm.


Jak wyglądają współczesne pozaszkolne zajęcia językowe dla dzieci? Od siedzenia w ławkach już się raczej odchodzi, choć pewnie dla wielu jest to skuteczna forma zdyscyplinowania. My, widząc potrzebę ekspresji dzieci, zdecydowanie nie chcemy ich ograniczać, krępować. Zwłaszcza że bardzo różnią się od siebie. Sama mam dwoje w podobnym wieku, o zupełnie innych temperamentach - córeczka jest wulkanem energii, a synek przeciwnie. Każde z nich potrzebuje odrębnego traktowania, by otworzyć się na język. Właśnie w tak zindywidualizowany sposób podchodzimy do podopiecznych w naszej szkole. To, czego ich uczymy, nie jest tylko mówieniem, ale też formą użycia „body language”, bo język obcy to też pewien rodzaj aktorstwa. Dzieci wcielają się w role, podpatrują mimikę i gesty obcokrajowców. Często, mówiąc po angielsku, wygłupiamy się razem przed lustrem. Chcemy, by było swobodnie. Tym sposobem naturalnie i bez presji zanurzamy dzieci w języku. A osoba otoczona językiem obcym od najmłodszych lat ma większą łatwość w jego przyswajaniu. Proponuje Pani też lekcje oparte na zabawie klockami Lego. Chyba pierwsze takie w Bydgoszczy… Tak, powstał w naszej szkole Storytelling Lego Club. Dzieci w zabawie uwielbiają wcielać się w postaci rycerzy, piratów i księżniczek… Tworzą dialogi, przemawiają jak ich ulubieni bohaterowie. U nas dzieje się to po angielsku i podczas zabawy klockami Lego. Zaczynamy od Lego Duplo, ale starsze dzieci mają już te mniejsze klocki. Poznają kolory, kształty, podstawowe czynności, a potem używają słów, które poznały, opowiadając historie swoimi postaciami. Taka komunikacja między sobą w zabawie jest dla nich w pełni naturalna, a zdecydowanie przełamuje barierę w mówieniu po angielsku. A jak to wygląda u młodzieży? Zajęcia z nastolatkami opieram na wystąpieniach TED, czyli krótkich przemówieniach na różne tematy. Współpracujemy również w różnych celach egzaminacyjnych. Skąd pomysł na taką akurat formę zajęć? Jest niesamowicie rozwijająca. Dzisiaj prezentowanie siebie jest niezmiernie ważne, a powerpointowa prezentacja to już zdecydowanie za mało. Nasz „body language” i umiejętność swobodnego wypowiedzenia się na każdy temat mają siłę, dlatego uczymy tego nastolatków przy okazji poznawania języka angielskiego… Sprytne. Pewnie skupiając się na trudnościach z konstruowaniem zdań po angielsku, zapominają o stresie związanym z samym przemawianiem i występowaniem… Zdecydowanie tak. To się dzieje jakby przy okazji. Koncentrujemy się na rozbudzaniu ciekawości wybraną tematyką. Nasi nastolatkowie nierzadko sami dobierają content, zgodnie ze swoimi fascynacjami z życia codziennego. Dużo mówimy o pasjach. Wspólnie je analizujemy i wyłuskujemy to,

co najważniejsze, co daje do myślenia, na czym można oprzeć dyskusję. Mamy też dyskusyjny klub filmowy, gdzie konkluzja typu „it was a nice film” to dla nas mało. Uczymy się spierać, konfrontować różne punkty widzenia, a nawet konstruktywnie rywalizować o swoje racje. Taka burza mózgów w języku angielskim odbywa się u nas zawsze w kameralnym gronie i sympatycznej atmosferze. To się z pewnością później przydaje… Dzisiejsze nastolatki dużo częściej wyjeżdżają - na zagraniczne wakacje, obozy, wymiany językowe czy do pracy na lato, gdzie mogą w praktyce sprawdzić swoje umiejętności językowe. Naszym celem jest, aby potrafiły nie tylko zamówić obiad, taksówkę czy kupić bilet do muzeum, ale wyrazić swoje zdanie na każdy temat. Porozmawiać z rówieśnikami o muzyce, kinie, sporcie, poglądach politycznych czy wspomnieniach z dzieciństwa. Kto wie, może zechcą studiować poza Polską? Dodam jeszcze, że nie trzeba być osobą wielce ekspresyjną, aby posiąść umiejętności swobodnego porozumienia się i wyrażania własnego zdania w języku obcym. W naszej szkole obalamy mit, że introwertycy są kiepskimi mówcami. „Practice makes progress!” - to nasza dewiza. Swoje dzieci uczy Pani sama? Nie, nie uczę. Z angielskim mają kontakt codziennie w anglojęzycznym przedszkolu. Nie prowadzę dla nich lekcji w domu, ale jesteśmy aktywnie otoczeni językiem każdego dnia. Mamy swoje rytuały w języku angielskim - bawimy się po angielsku, czytamy, śpiewamy, wystawiamy teatrzyki… Uczą się u Pani także dorośli… Oczywiście, jest i miejsce dla dojrzalszych adeptów nauki. Zwykle są to osoby z jakąś przeszłością językową, czynne zawodowo bądź też nie. Podzieliłabym je na te potrzebujące języka biznesowego lub branżowego i te, które potrzebują angielskiego do celów prywatnych. Tej drugiej grupie język obcy ma np. ubogacać wyjazdy zagraniczne, pomagać w porozumiewaniu się podczas spotkań w gronie obcokrajowców - ten rodzaj nauczania określiłabym mianem „lifestyle English”.

Really Nice English to: • aktywna nauka języka angielskiego dla dzieci, młodzieży i dorosłych • zajęcia indywidualnie lub w małych grupach • całkowita ekspozycja na język poprzez kontakt z zaangażowanymi lektorami, komunikującymi się wyłącznie po angielsku • wartościowe, a zarazem interesujące materiały dydaktyczne • komfortowe warunki nauki • lokalizacja w samym sercu Bydgoszczy • miejsca parkingowe do dyspozycji kursantów

DOŁĄCZ DO NAS: Really Nice English Ul. Jagiellońska 111/31 85-027 Bydgoszcz

ZAPISY TRWAJĄ! Chcesz wiedzieć więcej?

ZNAJDŹ NAS:

www.reallyniceenglish.pl

ZADZWOŃ: 515 464 900 lub NAPISZ:

biuro@reallyniceenglish.pl

W żadnym wieku nie jest za późno na naukę? Jeśli jest motywacja, wszystko możemy zrobić w sferze języka - bez względu na wiek i etap życia. Bywa, że w jakimś momencie nauczania powstaje blokada, powstrzymująca nas przed swobodnym wyrażaniem myśli, ale przychodzi czas, kiedy chcemy się z nią zmierzyć. Nic nie stoi na przeszkodzie, by się jej pozbyć - zapraszam!CP *Izabela Wika-Wiśniewska - założycielka bydgoskiej szkoły językowej Really Nice English, lektorka języka angielskiego z wieloletnim doświadczeniem, także w nauczaniu języka specjalistycznego, mama dwójki dzieci, pasjonatka mody i zdrowego stylu życia. miasta kobiet

PROMOCJA 008332226, 008332234

czerwiec 2018

11


ZDJĘCIE TOMASZ CZ ACHOROWSKI

jej pasja

NIE MA CZEGO SIĘ BAĆ Kontuzje to dla mnie bardziej wyzwanie niż problem. Kiedy masz uszkodzoną górną kończynę i nie możesz nią ruszać, to wtedy kombinujesz, jak w najlepszy sposób użyć reszty ciała. Z Martą Wojdat*, zawodniczką sztuk walki, rozmawia Tomasz Skory

12

miastakobiet.pl

O, masz limo. Kto Cię tak urządził? Wróciłam właśnie z Mistrzostw Europy w MMA, gdzie oberwałam od jednej z dziewczyn. Ledwo mnie drasnęła, ale trafiła w to samo miejsce, w które miesiąc temu uderzył mnie kolega na treningu i się odnowiło. Wiem już, że na tych mistrzostwach zajęłaś trzecie miejsce. Przez telefon nie brzmiałaś jednak na zadowoloną. Liczyłaś na więcej? Nie cieszę się, bo wiem, że mam duży potencjał i że mogłabym być jeszcze lepsza. Na pewno stać mnie na więcej. Jesteś ambitna. Studiujesz psychologię, zdobywasz stypendia naukowe, wzorowo się uczysz… a po godzinach tłuczesz ludzi na ringu. Nie masz wrażenia, że coś tu nie pasuje? Myślę, że nie. Nigdy nie patrzyłam na to, jak na kontrasty. Jedno i drugie to pasja, może i nawet ze wspólnym mianownikiem - psychologią sportu. A jako dziecko byłaś typem grzecznej dziewczynki czy rozrabiaki? Kurczę, chyba byłam trochę taką łobuziarą. Mam film z dzieciństwa, jak gonię siostrę i okładam ją drewnianą łyżką po głowie - przepraszam za ten incydent! (śmiech) Wychowałyśmy się w okolicy, gdzie było pełno dzieci w naszym wieku. Codziennie więc bawiłyśmy się na podwórku w różne, często niebezpieczne zabawy, które oparte były na rywalizacji. Kilka razy byłam zmuszona zmienić klasę przez przeprowadzki lub dziecinne konflikty, ale zawsze miałam nie najgorsze stopnie.


jej pasja W którym momencie stwierdziłaś, że chcesz nauczyć się bić? Sztuki walki trenuję od niedawna. W podstawówce byłam bardzo aktywna, dużo biegałam, ale później miałam dłuższą przerwę. Dopiero cztery lata temu postanowiłam to zmienić, zaczęłam znowu codziennie biegać, chodzić na siłownię. Specjalnie wybrałam taką, na której były zajęcia z boksu. Poszłam na nie i okazało się, że dają mi mnóstwo radości! W tym samym miejscu było jeszcze K1. Później zapisałam się już do typowego klubu MMA. Po drugim treningu zaczęłam zastanawiać się, czy mogę kiedyś być w tym najlepsza. Policzyłam sobie, ile kobiet trenuje MMA, ile czasu potrzeba na treningi, i oszacowałam, że jeszcze przed 30. rokiem życia mam szansę dostać się do UFC. Jest to trochę szalone marzenie, ale wykonalne. Jak wyglądają teraz Twoje treningi? Gdy zaczynałam, to miałam wrażenie, że będzie jak z bieganiem. Biegać można tyle, ile „pary w nogach” - nasze ciało nie ma wyznaczonych granic, a im więcej trenujemy, tym jesteśmy w stanie przebiec dłuższe dystanse z lepszym czasem. Jednak w sztukach walki „coraz więcej” często nie znaczy „coraz lepiej”. Trzeba pracować w przemyślany sposób. Aktualnie mam dziennie jeden trening siłowy i jeden trening sztuk walk, potem dzień aktywnego relaksu. Moim głównym klubem jest Golden Dragon, gdzie trenuję MMA pod okiem Damiana Domachowskiego, K1 z Michałem Grabarkiem i boks z Rafałem Okońskim. Dodatkowo chodzę do klubu XYZ, w którym ćwiczę brazylijskie jiu-jitsu u Macieja Tazbira, a w Centrum Kultury Fizycznej i Sportu UKW mam jeszcze treningi siłowe i judo pod okiem dr. Ryszarda Pujszy. Miałaś już jakieś poważniejsze kontuzje? Tylko parę drobnych, ale za każdym razem było to bardziej wyzwanie niż problem. Kiedy masz uszkodzoną górną kończynę i nie możesz nią ruszać - nie z powodu bólu, tylko przez „mechanizm” - to wtedy kombinujesz, jak w najlepszy sposób użyć reszty ciała. Chcesz powiedzieć, że trenowałaś, nie mogąc poruszać ręką?! Tak. Wydaje mi się, że sportowcy to taka grupa ludzi, na których wszystko szybko się goi. Ciało, które jest przyzwyczajone do wysiłku i wie, że niebawem znów je to czeka, musi się szybko zregenerować. Ludzie mają różne reakcje na podobny ból. To zależy m.in. od wzorców emocjonalnych, mechanizmów obronnych ego i sposobów radzenia sobie w trudnych sytuacjach.

Rodzice nie próbowali wybić Ci walk z głowy? Nie mówią, że to niebezpieczne? Nie. Myślę, że nawet są zadowoleni. Nie interesują się aż tak sztukami walki, ale dopingują mnie. Kiedy jadę na zawody, mama powtarza „tylko wal mocno!”. Niektórzy ludzie spędzają wolny czas na siedzeniu w pubach do bladego świtu. Trenowanie nie jest najgorszą alternatywą. Środowisko, w jakim przebywamy, jest bardzo ważne. Cieszę się, że Bydgoszcz stała się aktywnym miastem, które umożliwia zdrowy styl życia. A nie boisz się krzywego nosa czy porozcinanych warg? Jakoś nigdy się tym specjalnie nie przejmowałam. Ludzie często boją się tego, czego nie znają. Miałam już problem z nosem, na drugi dzień po walce dosłownie nie poznawałam swojej twarzy w lustrze, ale później wszystko „wsiąkło” i wyglądam normalnie. Poza tym, w razie czego mogę się zaszpachlować (śmiech). Niewiele jest chyba dziewczyn w tym sporcie? Na zdjęciach z klubu prawie zawsze jesteś z samymi kolegami. Na zajęciach MMA jestem jedyną kobietą w zaawansowanej grupie i - jak zauważył mój trener - jedyną dziewczyną w Bydgoszczy startującą w tej dyscyplinie. Jednak w Dragonie mamy bardzo dobre dziewczyny startujące w K1, a w klubie XYZ są również dobre zawodniczki BJJ. Jest nawet grupa boksu tylko dla pań. Lepiej Ci się ćwiczy z facetami? Nie wiem, dlaczego, ale wydaje mi się to bardziej… normalne. Chyba po prostu przyzwyczaiłam się do trenowania z kolegami. Ale na pewno dobrze jest od czasu do czasu powalczyć z kimś w swojej wadze, żeby przyzwyczaić się do ciężaru, z jakim będziemy mieli do czynienia na zawodach. Masz chłopaka? Nie mam. Jakich cech wypatrujesz u mężczyzn? Bardziej kręcą Cię sportowcy czy naukowcy? Dobrze, żeby był to ktoś wysportowany. Niekoniecznie zawodnik, raczej osoba, która po prostu lubi się ruszać. Ktoś, kto nie ćwiczy, może próbować odciągnąć mnie od treningów, mówić „zostań dziś w domu”, a nie ma takiej opcji! Na pewno musi to być osoba, która ma też olej w głowie oraz z którą będę dobrze się dogadywać. Bezkonfliktowy, wysoki optymista.

Jak faceci reagują, gdy dowiadują się, że walczysz w MMA? Jedni trochę się dziwią i wypytują o wszystko. Inni uważają to za normalne, może dlatego, że sami mają jakieś zainteresowania. Z niektórymi mam dużo wspólnych tematów o siłowni i jedzeniu. Ale są i tacy, którzy przytakując, pewnie wyobrażają sobie, że pomyliłam te trzy litery z jakąś nazwą fitnessu. Ostatnio spotykam też facetów, którzy udają, że patrzyli gdzie indziej, gdy dostrzegą limo po drugiej stronie mojej twarzy (śmiech). Znajomi powiedzieli mi kiedyś, że jestem kobietą, do której mężczyźni podchodzą ostrożnie. O dziwo, nawet ci, którzy nie wiedzą, że trenuję sztuki walki. Może mam coś takiego w wyglądzie lub charakterze? A przecież nie ma się czego bać. Co trzeba mieć w sobie, żeby osiągnąć sukces w MMA? Tak na start? Trzeba lubić się bić (śmiech). Na pewno bardzo ważne jest to, jak szybko człowiek się uczy. Jest wiele technik i potrzeba dużo czasu, by je opanować. Siłę, szybkość i wytrzymałość da się zrobić, ale trzeba mieć motywację, by powtarzać kolejne ćwiczenia. To wymaga dyscypliny. Masz jakiś swój rytuał - coś, co robisz przed zawodami? Mam taką potrzebę uporządkowania wszystkiego w kalendarzu na następne trzy miesiące. Jak jest porządek, to mam spokojną głowę i wiem, że jestem dobrze przygotowana. Z kolei po zawodach zawsze zostaje we mnie jeszcze energia i zastanawiam się, co mogę zrobić. Kiedyś posprzątałam szafę. Innym razem zapisałam się na półmaraton. Pobiegłam następnego dnia i miałam całkiem dobry wynik. Trenujesz w dwóch klubach, chodzisz na siłownię, a jeszcze znajdujesz czas na studia i działalność naukową. Jak to wszystko godzisz? Wszystko zależy od planu dnia. Czasami im więcej mamy do zrobienia, tym jesteśmy lepiej zorganizowani. Pomaga mi to, że nie jestem perfekcjonistką. Trzeba wybierać najważniejsze rozdziały, a nie czytać całe książki. Wiedzieć, na czym warto się skupić. Co chciałabyś robić po studiach? Chciałabym zostać psychologiem w wojsku. Skończyłam szkolenie Legii Akademickiej i w te wakacje zostanę kapralem. Oprócz tego kończę weekendową szkołę masażu, więc w razie czego mam - dosłownie - fach w ręku. Chodzi mi po głowie też taki szalony pomysł, by wyjechać na doktorat do Stanów Zjednoczonych, ale czas pokaże, czy się dostanę.CP

*Marta Wojdat studentka psychologii, dwukrotna stypendystka naukowa Rektora UKW, dwukrotna laureatka konkursu „Curie Awards” dla młodych naukowców. Trenuje boks, K1, judo, brazylijskie jiu-jitsu i startuje w walkach w formule MMA. Zdobyła dwa brązowe medale na Akademickich Mistrzostwach Polski w BJJ, drugie miejsce na Pucharze Polski w MMA i trzecie na Mistrzostwach Europy Amatorskiego MMA. miasta kobiet

czerwiec 2018

13


008365997


Dlaczego muzyka? Muzyka towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Była ona od zawsze ważną częścią życia, począwszy od wypełniania czasu wolnego, czasu poświęconego pracy, a skończywszy na wzbogacaniu uroczystości religijnych czy państwowych.

W

polskim systemie edukacji ciągle marginalizowana. Obcinane godziny z przedmiotu muzyka, połączenie swego czasu muzyki z plastyką w jeden przedmiot – sztuka, a także usunięcie z przedszkoli publicznych rytmiki lub zajęcia dwa razy w tygodniu po 20 minut… Dokąd to zmierza? Do zablokowania potencjału, który jest w każdym dziecku. Do odebrania dzieciom możliwości lepszego rozwoju. Naukowcy z Harvard Medical School udowodnili, że u dzieci, które co najmniej 2,5 godziny w tygodniu poświęciły na grę na instrumencie w czasie 15 miesięcy, zaobserwowano znaczne zwiększenie objętości obszaru mózgowia, odpowiadającego za przesyłanie informacji między półkulami. Mocny argument! Jest ich o wiele więcej! Muzyka rozwija zmysły, pamięć i koncentrację. Grające na pianinie dziecko integruje w jednym momencie postawę ciała, pracę rąk, kontrolę wzrokowo-słuchową muzycznej treści, a także przeżywa utwór emocjonalnie. Dzieci uczestniczące zaś w grupowych zajęciach muzycznych chętniej otwierają się przed rówieśnikami, podnoszą poczucie własnej wartości, stają się bardziej pewne siebie, a muzyka jako uniwersalny język pozwala przełamywać wszelkie bariery. Ma także właściwości terapeutyczne. Zależnie od jej charakteru może wpływać na nasze emocje, nastrój, a także być stosowana podczas terapii dzieci z zaburzeniami rozwoju. Do Re Mi, czyli pierwsze muzyczne kroki Wszystkie powyższe zjawiska stały się motorem do działania dla małżeństwa bydgoskich muzyków – Wiktorii i Michała Pancerzy. Są to absolwenci Akademii Muzycznej, czynni muzycy. Michał Pancerz – artysta chóru Opery Nova w Bydgoszczy. Wiktoria Pancerz – pedagog, nauczyciel gry na fortepianie, dyrygent chórów dziecięcych oraz seniorskich. Pancerzowie postanowili zrobić pierwszy krok do zmian w polskiej edukacji, dać szansę dzieciom, aby obcując z muzyką, mogły się lepiej rozwijać, stawały się wrażliwsze i spokojniejsze w dzisiejszym hałaśliwym, pędzącym świecie. Obserwując swoje dziecko i jego zainteresowanie instrumentami

muzycznymi, wrażliwość na dźwięki dobiegające z otoczenia oraz na prezentowane utwory muzyczne, postanowili swoimi działaniami objąć także inne bydgoskie maluchy. Tak powstało Przedszkole Muzyczne Do Re Mi. Swoją działalność przedszkole ma rozpocząć od września 2018 roku, nabór zaś jest prowadzony już od lutego. Placówka mieści się przy ulicy Tadeusza Kościuszki 12, w ścisłym centrum, zaledwie kilka kroków od dzielnicy muzycznej. Przedszkolaki będą się kształciły pod okiem wykwalifikowanej kadry. Będą miały szansę na co dzień obcować z muzyką, poznawać instrumenty podczas audycji muzycznych, a także występować i prezentować swoje umiejętności dla przedszkolnej społeczności oraz poza nią. Dzieci będą miały także możliwość uczestniczenia w zajęciach indywidualnych nauki gry na wybranym instrumencie lub śpiewu. Czy to wszystko znaczy, że każde dziecko ma być kształcone na przyszłego muzyka? Nic bardziej mylnego! Muzyka ma być środkiem, a nie celem. Środkiem do poprawy samopoczucia, funkcjonowania organizmu, lepszych wyników w nauce. Poza muzyką czeka na przedszkolaki w Do Re Mi masa kreatywnych zajęć, takich jak: warsztaty plastyczne, dogoterapia, robotyka i wiele wiele innych. Systematycznie będą się uczyć języka angielskiego, a także dbać o zdrową postawę ciała, zdrowe zęby i zdrowe odżywianie dzięki cateringowi z Przepis Bistro. Dlaczego Do Re Mi? Bo to trzy pierwsze dźwięki gamy, coś co każdy poznał, o czym gdzieś już słyszał. Do Re Mi w muzyce to tak jak Raz Dwa Trzy w matematyce. Pierwsze kroki. Drodzy Rodzice! Pozwólcie więc swoim dzieciom rozwinąć skrzydła i skierujcie ich pierwsze muzyczne kroki do Do Re Mi.

PrzedszkoleMuzyczneDOREMI 660 864 780

www.przedszkoledoremi.pl

kontakt@przedszkoledoremi.pl 008348705


kobieca perspektywa

JAK W HOGWARCIE Dopiero w Toruniu nauczyłam się tak naprawdę myśleć kreatywnie. Dziś chcę w swojej sztuce mówić o ważnych rzeczach. Nie tylko o ładnych. Z Julią Riks*, studentką Wydziału Sztuk Pięknych UMK pochodzącą z Uzbekistanu, rozmawia Mariusz Sepioło

ZDJĘCIE GRZEGORZ OLKOWSKI

Niedawno mogliśmy oglądać w Galerii Sztuki Wozownia wystawę „Kobiety malują kwiaty”, w której znalazły się m.in. Twoje prace. Dlaczego kwiaty? Miały być punktem wyjścia do pewnego rodzaju rozmowy między moją a waszą, polską kulturą. Kwiaty były też metaforą tego, jak kobiety odbierane są w sztuce. Mamy pokazywać piękny świat, bez problemów, tworzyć krajobrazy, malować szczęśliwych, uśmiechniętych ludzi. Albo kwiaty. Bo o rzeczach ważnych mogą mówić tylko mężczyźni. W Twoim kraju jest podobnie? Mój naród jest bardzo „posłuszny”. Jakiś czas temu widziałam na Facebooku wpis koleżanki - jej mama jest dziennikarką i odwiedziła małą wioskę w Kotlinie Fergańskiej. Wielu ludzi ma tam problem z podstawowymi rzeczami, takimi jak dostęp do wody, energii elektrycznej, gazu, benzyny. W niektórych miejscach mieszkańcy czerpią wodę pitną ze sztucznego zbiornika wypełnianego m.in. deszczówką. I co ciekawe: nie wyrażają swojego niezadowolenia, nie protestują. Po prostu żyją. Kiedy pojawiła się tam wycieczka dyplomatyczna ze Szwajcarii,

16

miastakobiet.pl

jej uczestnicy nie mogli uwierzyć w to, co widzą. W pewnym momencie mały chłopiec nabrał ze zbiornika wodę i zaczął ją pić. Pani z ambasady się rozpłakała. Z czego wynika to cierpliwe znoszenie codzienności? Z kultury, ale także religii - dominującym wyznaniem jest islam. Taki jest po prostu narodowy charakter. Cieszymy się z tego, co mamy. Ludzie w Uzbekistanie są szczęśliwi. Mają słońce, mogą zagospodarować kawałek ziemi, wyhodować wszystko, co im potrzebne do przeżycia. Czego więcej mogą chcieć? Może tylko tego, by wydać swoje dzieci za mąż, na co przez całe życie zbierają pieniądze. Ślub to najważniejsze wydarzenie dla uzbeckiej rodziny. Jest taka zasada, że im więcej gości na weselu, tym lepiej. Świadczy to o pozycji i zamożności danej rodziny. Na weselach bywają więc całe wsie, to przyjęcia na 400-500 osób. To też pokazuje, że w Uzbekistanie kultura jest bardziej nastawiona na budowanie wspólnoty, a nie na indywidualizm. Twojej rodzinie też zależało na tym, żebyś wyszła za mąż?

Mam bardzo „niestandardową” mamę. Przez całe życie była samodzielna, długo mieszkała z dala od rodziców i późno wyszła za mąż. Nigdy jej też specjalnie nie zależało, żeby mieć wnuki. Nie czułyśmy z siostrą, że „coś musimy”, czegoś się od nas wymaga. Przez to łatwiej było jej też przyjąć, że mieszkam daleko od domu, w innym kraju. Skąd sztuka w Twoim życiu? Zawsze mówię, że jestem malarką od urodzenia (śmiech). Od najmłodszych lat coś tworzyłam. W przedszkolu rysowałam obrazki, plakaty. Zawsze widziałam swoje prace na ścianach. Moi rodzice również się do tego przyzwyczaili i nie blokowali mojej artystycznej ścieżki. Tata sam skończył szkołę artystyczną, a potem przez rok studiował architekturę. W końcu trafił na ekonomię i w tym zawodzie pracował, ale też zawsze coś tworzył. Dobrze wychodziła mu rzeźba. Pracował w domu. Pamiętam, że ciągle leżała u nas czarna, zafoliowana kula plasteliny, z której rzeźbił. Może zostało w nim jakieś niespełnione marzenie i chciał, żeby spełniło się dzięki dzieciom…


kobieca perspektywa W Uzbekistanie przez siedem lat uczyłaś się sztuki w szkole średniej i na studiach wyższych. To była klasyczna szkoła sztuki, skupiona na technice, realizmie. Ale dopiero w Toruniu nauczyłam się tak naprawdę myśleć kreatywnie. Dziś chcę w swojej sztuce mówić o ważnych rzeczach. Nie tylko o ładnych. Co interesuje Cię najbardziej? Używam różnych form i różnych narzędzi. Teraz odchodzi się od tego, co standardowe. Nie musimy dzielić sztuki na grafikę czy malarstwo. Możemy coś wyświetlić na obrazie za pomocą projektora - i to też będzie sztuka, tyle że intermedialna. Czym jest sztuka dla Ciebie? Chcę, żeby sztuka była dla mnie sposobem na wyrażenie tego, co mam do powiedzenia światu. Nieważne, za pomocą jakiego narzędzia. To mój język. Obecnie robię pracę dyplomową dotyczącą problemów migracji i w jakimś sensie tematu uchodźców. Podchodzę do tego delikatnie. Dzisiaj to bardzo popularny temat, który trochę się zużył. Mam zamiar wnieść do niego inną estetykę. A zajęłam się tym, bo przecież dotyczy to mnie bezpośrednio. W jaki sposób? Kiedy wracam do domu, podróżuję przez kilka krajów, m.in. Rosję, Białoruś. Przeżywam czasem duży stres. Z Warszawy do Taszkentu nie ma bezpośredniego połączenia - tylko przez Mińsk lub najczęściej przez Moskwę. Ja wymyśliłam inny sposób: z Kaliningradu do Moskwy, a stamtąd do Taszkentu. Kilka lat temu wprowadzono obowiązek posiadania pozwolenia na wjazd do obwodu kaliningradzkiego, co czasem wiąże się z długimi godzinami czekania i niepewnością, czy w ogóle się uda. W zeszłym roku nie chciano mnie wpuścić, bo nie miałam tego jednego papierka. Znala-

złam w końcu jakieś autobusowe połączenie, wsiadłam, czekałam trzy godziny na granicy, nie wiedząc, czy dotrę do Uzbekistanu. Ostatnio mniej ciągnie mnie do domu. Trochę właśnie przez problemy w podróży, a trochę dlatego, że coraz więcej spraw i ciekawych projektów mam tu, w Polsce. Co Cię tutaj najbardziej zaskoczyło? Na przykład to, ile dni jest w roku wolnych. Przyszłam kiedyś na uczelnię 15 grudnia i wydział był zamknięty. Dla mnie to był szok. W Uzbekistanie zajęcia odbywają się nawet dzień przed świętami. W Polsce jest większy luz, więcej uczę się w domu niż na uczelni. Trochę jak w Hogwarcie, gdzie Harry Potter sam wybiera sobie zajęcia, które go interesują (śmiech). Początki pobytu były trudne? Na początku bardzo tęskniłam za domem, za rodzicami i siostrą. W Taszkencie żyło nam się dość wygodnie, komfortowo. Decyzja o wyjeździe nie była łatwa, ale wiedziałam, że prędzej czy później to nastąpi. Nie widziałam tam dla siebie przyszłości w sztuce. Mogłam założyć biznes albo pójść do pracy, żyć spokojnie i wszystko mieć pod ręką, ale zawsze czegoś mi brakowało. Dziś patrzę czasem na dziewczyny z Uzbekistanu, które mieszkały chwilę poza krajem, ale wróciły. Tam czują się lepiej. Nie wszyscy mogą wyjechać, bo to duży psychiczny wysiłek. Szczególnie jeśli nie zna się języka. Jak widzisz swoją przyszłość? Zamierzam zostać w Polsce, ale zamieszkam pewnie w innym mieście. Mam nadzieję, że znajdę swoje miejsce w Warszawie. Dlaczego? Bardzo dobrze się tam czuję. Żyje tam wiele osób z całego świata. A ja sama - chociaż nie czuję się już „obca” - zawsze będę „nie stąd”. To jest zapisane w moim paszporcie. I w moim sercu.CP

Chociaż nie czuję się już „obca” - zawsze będę „nie stąd”. JULIA RIKS

*Julia Riks - artystka interdyscyplinarna pochodząca z Uzbekistanu, studentka Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Autorka prac wystawianych m.in. w toruńskiej Galerii Sztuki Wozownia (na zdjęciu) czy pubie Czarny Tulipan.

miasta kobiet

czerwiec 2018

17


008317704


PIZZA  PASTA I WIĘCEJ

ZAREZERWUJ STOLIK I SPĘDŹ WIECZÓR Z KIMŚ BLISKIM!

008282944

rezerwacja stolika 726 800 330 ul. Watzenrodego 2, Toruń

R

E

K

L

A

M

A

Wybierz się w kulinarną podróż po smakach Pomorza i Kujaw! Dla Prenumeratorów Expressu Bydgoskiego i Nowości – Dziennika Toruńskiego oferta specjalna:

19,95

Przedstaw dowód zakupu prenumeraty za ostatni miesiąc w oddziale lub przesyłając skan na adres ksiazka@polskapress.pl Cena regularna 29,40 zł

Książka do kupienia w biurach ogłoszeń: • Bydgoszcz, ul. Warszawska 13, czynne od pon. do pt., w godz. 8.00-17.00 • Bydgoszcz, ul. Zamoyskiego 2, czynne od pon. do pt., w godz. 8.00-17.00 • Toruń, ul. Podmurna 31, czynne od pon. pt., w godz. 8.00-17.00 lub w sklepie internetowym www.czytajwkuchni.pl

PARTNER WYDANIA

008371012


jej pasja

PA R T N E R T E M AT U

JEDNA DYSCYPLINA TO ZA MAŁO Nigdy nie targają mną emocje - czy iść na trening, czy leniuchować. Robię to, co lubię, co sprawia mi ogromną frajdę i napędza do działania. Z Agnieszką Kostyrą, prezeską Toruńskiego Klubu Triathlonowego, rozmawia Jan Oleksy

Na co Ci to wszystko? Mam wielką satysfakcję, kiedy sama trenuję, a także, gdy pomagam innym jako trener. Cieszę się, jeśli moi zawodnicy odnoszą później sukcesy. Realizuję się w tym, cały czas staram się podnosić swoje kwalifikacje, zdobywać nowe umiejętności i wiedzę. W triathlonie sama jestem zawodniczką, a trenowanie tej dyscypliny otwiera mi nowe spojrzenie na sport, kształtuje mentalnie, psychicznie i oczywiście fizycznie. Jest także odskocznią od codzienności. Ucieczką? W pewnym sensie. Sport towarzyszy mi od zawsze, wypełnia moje życie. Na początku było pływanie, nieco później pojawiła się piłka nożna. Teraz jestem dodatkowo sędzią piłkarskim. Ciągle musisz się sprawdzać? Tak jak każdy sportowiec, mam potrzebę sprawdzenia samej siebie, tego, na jakim jestem poziomie wytrenowania, nad czym jeszcze muszę popracować. Przed sezonem najważniejsze jest dla mnie wyznaczenie celu, do którego dążę. A najlepszym testem sprawdzającym formę są zawody.

20

miastakobiet.pl

Dlaczego wybrałaś triathlon? Mówiłaś, że zaczęłaś od pływania, a tu jeszcze rower i bieganie. Nie wystarczyła Ci tylko jedna dyscyplina? Jedna dyscyplina to za mało ambitne. Bieganie zawsze szło u mnie w parze z pływaniem. Nigdy nie sprawiało mi to trudności. Triathlon pojawił się w moim życiu w 2012 roku, kiedy jako 22-latka przygotowywałam swojego pierwszego zawodnika Bartosza Michalskiego do mistrzostw USA w Ironmanie na pełnym dystansie. Od tamtego czasu triathlon stał się dla mnie ważny, zaczęłam zajmować się sportowcami, którzy próbowali w tym swoich sił. Dopiero kilka lat później sama stałam się zawodniczką. Wytłumacz mi, dlaczego jest taka kolejność w triathlonie: pływanie, rower, bieg? Jeszcze w latach 70. nie było ustalonych zasad i nawet ta kolejność była inna. Pierwsze rozegrane zawody rozpoczynały się od 6 mil biegu, 5 mil jazdy rowerem oraz 500 jardów pływania. Dopiero w roku 2000 triathlon pojawił się jako dyscyplina olimpijska. Zadebiutował na igrzyskach w Sydney w nowej formule. Zmieniono kolej-

ność. Komitetowi olimpijskiemu zależało na tym, aby zawody były bardziej emocjonujące i atrakcyjne. Powstały strefy zmiany, na których kibice mogli dopingować zawodników zarówno na rowerze, jak i w biegu. Dzięki temu zawody stały się bardziej widowiskowe. Zapytam jak laik, czy rower jest „odpoczynkiem” po pływaniu? Rower jest bardzo ważny w triathlonie, przy dobrej technice i sile w nogach można zdecydowanie poprawić czas, zrobić bardzo dobry wynik na zawodach, a nawet je wygrać! Uważam, że jazda rowerem nie jest odpoczynkiem. Jesteś potwierdzeniem, że można prezesować, sędziować i uczyć dzieci, a jednocześnie znaleźć czas na treningi. Przez całe życie musiałam godzić treningi najpierw z zajęciami szkolnymi, następnie ze studiami, a teraz z pracą. Precyzyjne ułożenie planu i wybór priorytetów to podstawa. Można powiedzieć, że jesteś osobą dobrze zorganizowaną? Staram się.


jej pasja

PA R T N E R T E M AT U

Kto Ci kibicuje? W pierwszej kolejności kibicuje mi rodzina. Najbliżsi wspierają mnie na każdym kroku, bym mogła spełniać swoje marzenia. Dopingują mnie również koleżanki i koledzy z Toruńskiego Klubu Triathlonowego.

Ile czasu poświęcasz na treningi? Uzależnione jest to od tego, w jakim jestem cyklu treningowym, od dyspozycyjności, a także od tego, czy mam starty w zawodach lub sędziowanie meczów piłkarskich. Średnia liczba treningów w tygodniu to 9-11 godzin.

Który udział w zawodach najlepiej wspominasz? Zawsze najlepiej zapamiętuje się swój debiut. Dla mnie był to start na 1/8 dystansu w Mroczy, gdzie zajęłam trzecie miejsce. Na własnym organizmie poczułam wtedy, czym naprawdę jest triathlon i jakie emocje mu towarzyszą. Mam sentyment do tego miejsca, dlatego wystartuję też w tym roku. Dobrze wspominam swój debiut w aquathlonie w Kruszwicy, gdzie miałam możliwość zmierzenia się z zawodnikami trenującymi wyczynowo pływanie. Do dziś pamiętam słowa spikera, który wykrzykiwał, że byłam „pierwszą kobietą, która ukończyła zawody”.

Na co musisz zwracać uwagę? Dłuższa przerwa, źle dostosowany program treningowy, nieodpowiednia dieta mogą skutkować problemami na zawodach albo kontuzją. Mnie się na szczęście to nie zdarzyło. Wspominasz o diecie... Powinna być „pudełkowa”? Nie, to sprawa indywidualna. Ja staram się ograniczać słodycze, tłuste potrawy, jem to, co jest szybko przyswajalne przez organizm. Wiadomo, że inna dieta obowiązuje podczas przygotowań, a inna przed samym startem. Wtedy preferuję makarony i dbam o dodatkowe nawadnianie organizmu.

E

W jaki sposób triathlon Cię zmienił? Myślę, że dzięki temu zmienił się mój charakter, stałam się bardziej obowiązkowa i konsekwentna. A to jest w życiu ważne. Jeżeli podejmuję się jakichś zadań, to staram się je wykonywać jak najlepiej i doprowadzać do finału. W tej chwili pracuję nad doktoratem z wychowania fizycznego. Chcę go obronić z końcem tego roku, a najpóźniej w połowie 2019. Kiedyś moim marzeniem było założenie klubu triathlonowego. Dzięki grupie pasjonatów udało się to zrealizować. Jakie dzisiaj jest marzenie triathlonistki? Ukończenie całego dystansu Ironman, czyli 3,8 km pływania, 180 km jazdy na rowerze i 42,2 km maratonu. Daję sobie na to dwa lata.CP

O czym myślisz podczas biegu? Hmm, dobre pytanie. Myśli są różne. Najczęściej, że jeszcze mogę kogoś dogonić, że za chwilę już koniec i… meta.

Walczysz o wyniki, czy traktujesz zawody jako okazję do poznawania własnych możliwości? Jak każdy zawodnik, walczę o uzyskanie lepszego wyniku, o poprawienie swojej życiówki. Na zawodach bardzo lubię wyzwania, dzięki którym poznaję swoje możliwości, słabości oraz siłę charakteru. Zawsze walczę od początku do końca, dając z siebie wszystko. A po zawodach czuję satysfakcję

R

Co Ciebie urzeka w triathlonie? Niepowtarzalna atmosfera, jakże różna od panującej na stadionach piłkarskich, oraz pozytywny doping kibiców: „Dasz radę, jeszcze tylko kawałek przed tobą!” Zawodnikom udzielają się emocje kibiców, którzy przyszli pomachać, pogratulować i przybić piątkę. Zachwyca mnie zdrowa rywalizacja. Bardziej doświadczeni triathloniści dzielą się swoją wiedzą, podpowiadają np., jak ustawić rower przy zmianie, czy jaki dobrać kask, cieszą się z sukcesów swoich rywali.

z rywalizowania z najlepszymi. Natomiast zdobyte miejsce jest sprawą drugorzędną. Uzyskany wynik jest wyznacznikiem celu na kolejny sezon.

Wydaje mi się, że jest moda na triathlon. Co powiesz tym, którzy dopiero chcą zacząć? Rzeczywiście, triathlon jest na topie. Osobom zainteresowanym mówię, że nie ma nad czym się zastanawiać, ani się czego bać. Warto spróbować i na początku sprawdzić się na 1/8 dystansu, czyli 450 m pływania, 22 km na rowerze i 5 km biegu. Od czegoś trzeba zacząć.

K

L

*Agnieszka Kostyra torunianka, lat 28, absolwentka wychowania fizycznego na UKW, aktualnie kończy doktorat z wychowania fizycznego na AWF w Gdańsku, triathlonistka i prezes Toruńskiego Klubu Triathlonowego, sędzia piłki nożnej, nauczycielka w Szkole Salezjańskiej w Toruniu.

A

M

miasta kobiet

A

czerwiec 2018

21

008308122

Masz chwile zwątpienia? Nie myślisz czasami, że może lepiej poleżeć na kanapie? Nigdy nie targają mną emocje - czy iść na trening, czy leniuchować. Robię to, co lubię, co sprawia mi ogromną frajdę i napędza do działania.


kobieca perspektywa

ZMORA CYFROWEGO NARCYZMU Gdzie kobieta, która na co dzień jest kasjerką w supermarkecie, wykaże się pomysłowością, gdzie zaistnieje jako osoba godna uwagi, atrakcyjna? Na kasie? Tu dotykamy kwestii kreacji. Instamatki, zanim opublikują zdjęcia na swoim koncie, starannie się do tego przygotowują. Z dr Magdaleną Mateją* rozmawia Paulina Błaszkiewicz

Słyszałaś o instamatkach? Słyszałam (śmiech). Na to hasło od razu przychodzi mi do głowy obraz jednej z nich. Maja Bohosiewicz. Promuje wszystko, co wiąże się z jej życiem osobistym: okres ciąży, potem macierzyństwa, w którym sprawdza się od niedawna, bo zaledwie od 2016 roku. Jej dzieci będą rosły, a Instagram będzie „puchnąć” od kolejnych zdjęć i krótkich historyjek, które towarzyszą obrazom. Maję Bohosiewicz znam jako bohaterkę portali plotkarskich, których zawartość badam od dekady. Jednak na potrzeby naszej rozmowy sprawdziłam jej konto na Instagramie. Pozy, które zaobserwowałam, oraz sposób komentowania to nic innego jak lokowanie produktu w przestrzeni nowomedialnej. Hashtag „instamatka” dodano już do ponad 325 tysięcy postów publicznych. To oznacza, że wśród instamatek są nie tylko celebrytki, ale i zwykłe Polki. Myślisz, że Instagram jest medium, które pozwala się lansować? Trudno mieć wątpliwości. Instamatki to ciekawe zjawisko ze względów kulturowych, ale także komercyjnych. Po spopularyzowaniu takich portali jak Plotek i zwłaszcza Pudelek, w bardzo krótkim czasie również Instagram stał się platformą do promowania towarów i usług. W jednej ze swych ostatnich prac - „O aparycji współczesności. Idole i niedole” - socjolog kultury Marian Golka pisze wprost, że kiedyś ludzie potrzebowali autorytetów, a teraz mamy gwiazdy, idoli, celebrytów czy choćby kilkudniowych bohaterów.

22

miastakobiet.pl

Czym różni się autorytet od celebryty? Na autorytet można spojrzeć jak na wzór, za którym chce się podążać w sferze zachowań czy wyznawanych wartości. Można też mieć autorytet u kogoś. Celebryta, jak pisał Wiesław Godzic, to człowiek, który jest bohaterem tzw. newsa syntetycznego. Osoba o nikłych dokonaniach na jakimkolwiek polu, która jest znana z tego, że jest znana. Taka osoba trafia zwykle na Pudelka, na którego zaglądają kobiety. Tak, z badań wynika, że to głównie kobiety zaglądają na tego typu portale. A skąd się bierze to zainteresowanie cudzym życiem? To naturalne, że interesuje nas życie innych. Kiedyś intrygowali nas sąsiedzi i ich życie osobiste, sukcesy, ale w jeszcze większym stopniu porażki. Dziś jesteśmy członkami „globalnej wioski”, dzięki wszechobecnym mediom mamy poszerzone granice plotkarskiego świata. W związku z tym plotkujemy o tych, którzy są znani. Jednym z wymiarów plotki jest to, że ona łączy. Ja wiem, ty wiesz, ona wie i dzięki temu posiadamy wiedzę, która czyni z nas grupę. Robin Dubar porównał plotkowanie do iskania się małp, które w ten sposób budują relacje, podtrzymują więzi. Z kolei moi studenci nazwali to zjawisko „monitoringiem osiedlowym”. Mieli na myśli kobiety, które dla zabicia nudy kładą poduszkę na parapecie otwartego szeroko okna, opierają się na łokciach i obserwują, co się dzieje na podwórku.

One też zaglądają na Pudelka? One może nie, ale panie, które pracują w administracji, w znacznej części to robią. Właściciel Pudelka zlecił kiedyś badania, z których wynikało, że kilka godzin po rozpoczęciu pracy panie zasiadały do drugiego śniadania albo do kawy i… zaglądały na ten portal. A reszta? Starsze pokolenie konsumuje plotki podane w formie tradycyjnej, na łamach „Faktu” i „Super Expressu”. Młodsi używają smartfonów albo służbowych laptopów. Jest w nas potrzeba podglądania, podpatrywania życia innych, ale ostatnio dużo czasu poświęcamy też drugiej stronie zjawiska, czyli eksponowaniu samych siebie. No właśnie: Facebook, Twitter, Instagram… Wbrew nazwie nie są to „social media”, tylko media wybitnie egotyczne, nastawione na autoprezentację. Społeczność ma nas podziwiać… To prawda, że jak się nie ma Facebooka, to się nie żyje? Znam kilka osób, które nie mają Facebooka, i czują się z tym znakomicie. Kilka… Kilka, które należą do mojego pokolenia. Natomiast nie znam nikogo młodszego, kto świadomie, dobrowolnie by z tego zrezygnował. W świadomej rezygnacji z użytkowania mediów społecznościowych widzę swoisty akt etyczny: „nie chcę zasilać wartkiego nurtu komunikatów bez istotniejszego znaczenia”. Myślę,


kobieca perspektywa że coś takiego może przyświecać osobom, które odrzucają Facebook czy Instagram. Jednak większość z nas korzysta z tych narzędzi z zupełnie prostego powodu. Jakiego? Z powodu kontaktu, który może nam przynieść niejedną korzyść. Ludzie, którzy nie mogą do nas dotrzeć dostępnymi kanałami komunikacji, prędzej czy później zrezygnują z nas, przestaną się z nami liczyć. Są różnice między kobietami a mężczyznami, jeśli chodzi o korzystanie z mediów elektronicznych? Na pewno. Z szeregu badań można wyciągnąć informacje, kto jakimi produktami interesuje się w sieci, kto ile czasu spędza na tzw. surfowaniu, jakich rozrywek szuka. Z panelu Gemius wynika, że w grudniu 2017 roku z internetowej pornografii w przeważającej mierze korzystali mężczyźni, amatorów tych treści było 7,2 mln. Nowomedialną pornografią zainteresowało się 3,8 mln kobiet. Co ciekawe, szczególnie aktywni na portalach pornograficznych są mieszkańcy wsi. W sieci niewiele rzeczy mnie już dziwi. Choć wracając do instamatek, to znalazłam wśród nich jedną panią kasjerkę popularnego supermarketu, która prezentowała swoją córeczkę w ubraniach z różnych sieciówek. Dlaczego cię to dziwi? A gdzie ta kobieta wykaże się pomysłowością, gdzie zaistnieje jako osoba godna uwagi, atrakcyjna? Na kasie? Tu właśnie dotykamy kwestii kreacji. Zakładam, że instamatki, zanim opublikują zdjęcia na swoim koncie, starannie się do tego przygotowują. Czyimś hobby może być fotografowanie przyrody, gotowanie albo bieganie ekstremalne. Będzie o tym informował znajomych, korzystając chociażby z portali społecznościowych. Natomiast dla niektórych osób swoistą odmianą wizerunkową i pomysłem spędzenia wolnego czasu będzie robienie sobie sesji zdjęciowych techniką selfie. W przypadku zwykłych Polek na tym się skończy, a co z tymi matkami celebrytkami, które odcinają kupony od popularności? Najlepszym przykładem na to, jak skutecznie wykorzystać media społecznościowe do promocji samej siebie, są nasze fitmama Lewandowska oraz „jeszcze-nie-mama” Chodakowska (śmiech). Na profilu Mai Bohosiewicz, od którego zaczęłyśmy rozmowę, mamy do czynienia z prywatnością wykreowaną. Trudno oprzeć się wrażeniu, że za jej autoprezentacją stoi profesjonalista. Maja Bohosiewicz jest zawsze korzystnie kadrowana, w swoich opowieściach prezentuje stosunkowo bogaty język. Podobnie jest z Anną Lewandowską. Jej wypowiedzi w programach telewizyjnych nie należą do kwiecistych, natomiast teksty internetowe są zgrabnie zredagowane. Szczególnie ostatnio uruchomiony blog „Baby by Ann” wyróżnia się starannością. Zresztą trenerka personalna już nie ukrywa swego teamu, przechodząc na pozycje menedżerki i inspiratorki projektów. Anna Lewandowska to przy-

kład świetnie zaplanowanej kariery, nie tylko sportowej. Ona realizuje się na różnych polach, a Instagram jest kolejnym narzędziem promocji jej coraz liczniejszych marek i działań biznesowych. Mimo obecności zdjęć Anny Lewandowskiej z córką Klarą, warto w niej dostrzec nie tylko instamatkę, ale też biznesmatkę. Umiejętnie „sprzedała” wizerunek swój, męża, rodziny i pary - w każdej konstelacji towarzyskiej osiągając sukces marketingowy. Lewandowscy to polscy Beckhamowie, tak silną markę zbudowali. I na pewno duży w tym udział mają media społecznościowe. Jaki jest efekt takiego sprzedawania wizerunku? Niektóre kobiety Annę Lewandowską podziwiają, a inne parodiują. To dowód na to, że zjawisko stało się popularne. Rozpoznaje je wielka liczba użytkowniczek i użytkowników Internetu. Dlatego u części z nas zaczyna budzić politowanie i ironiczne reakcje. Nadreprezentacja Lewandowskiej w mediach elektronicznych już doczekała się parodii jej stylu bycia i prowadzenia biznesu, mogliśmy to zobaczyć w jednym z najnowszych odcinków „Ucha Prezesa”. W rolę Anny Lewandowskiej wcieliła się utalentowana aktorka Agnieszka Więdłocha. Warto wspomnieć, że zjawisko autoprezentacji, ekspozycji samych siebie, ma nawet osobną nazwę. Badaczka nowych mediów Magdalena Szpunar mówi o kulturze cyfrowego narcyzmu. Potrzebę dokumentowania własnego życia, rejestrowania własnego wizerunku wyprowadziła z mitu o Narcyzie. Prymat obrazu nad innymi tworzywami komunikacji jest ewidentny. Historycy sztuki twierdzą, że zanim człowiek zaczął pisać, to już malował. A później nauczył się korzystać z narzędzi, które dziś potrafi obsłużyć dwuletnie dziecko. Marian Golka mówi o „mentalności dotyku”. Nowe urządzenia niwelują granice między rzeczywistością a iluzją. Mamy poczucie sprawstwa, dotykamy czegoś - coś automatycznie zmieniamy. Do kontrolowania ekranu dotykowego używamy zazwyczaj palca wskazującego, który w komunikacji niewerbalnej ma ogromne znaczenie, np. grozimy nim. Mamy poczucie, że wchodzimy w świat wirtualny. To niebezpieczne, ponieważ granica pomiędzy życiem realnym a wirtualnym zaczyna się zacierać. Tym samym zaciera się granica między prawdą a fikcją. Ty też masz profil na Facebooku, konto na Instagramie, ale trudno na nim znaleźć zdjęcia np. niedzielnego obiadu czy wakacji. Dosięgła mnie zmora cyfrowego narcyzmu, zaczęłam się więc kontrolować. Jeśli idę na jakieś wydarzenie kulturalne czy spotykam się z ludźmi, których nie widziałam przez dłuższy czas, to pozwalam sobie na zrobienie kilku zdjęć. Nie udostępniam ich jednak od razu na Facebooku, zastanawiam się, czy to zrobić. Jeśli decyzja jest pozytywna, poddaję fotografie selekcji i edycji. Czasem rezygnuję z wykonywania fotografii. Chcę patrzeć na to, co się dzieje, moimi oczami, a nie przez pryzmat obiektywu małego, wielofunkcyjnego urządzenia.

Instamatki pokazują swoje dzieci w różnych sytuacjach. Dobrze robią? Matki powinny chronić wizerunek swoich dzieci ze względu na rozmaite przestępstwa. Należy do tego podchodzić z rozwagą. Od wielu lat przestrzega się rodziców przed upublicznianiem zdjęć dzieci, zwłaszcza w sytuacjach intymnych, np. w trakcie kąpieli albo gdy biegają po plaży. Chodzi o to, by nie pokazywać nagich dziecięcych ciał, bo oglądając te fotografie, ludzie o zaburzeniach pedofilskich mogą czerpać satysfakcję. Instamatki narażają siebie na kontakt, którego nie pragną - na kontakt swojego dziecka z jakimś psychopatą, który być może kiedyś zechce wykorzystać to, co widzi. On już wie, że ta kobieta ma dziecko, wie, w jakim ono jest wieku. Może obserwować codzienne rytuały i zaatakować - w przestrzeni realnej, nie wirtualnej - w najmniej oczekiwanym momencie. Nie zapominajmy o tym, że to my w świetle prawa dysponujemy wizerunkiem dziecka i możemy to robić w sposób głupi, nieodpowiedzialny, albo tak rozważnie i merkantylnie, jak czyni to Anna Lewandowska. Prawdopodobnie pokazanie twarzy Klary będzie dla „firmy” Lewandowskich pokonaniem kolejnego finansowego progu, ponieważ wizerunki samej matki i ojca już nieco się opatrzyły. Teraz czekamy na wizerunek córki. Co Klara Lewandowska będzie reklamować? Wkrótce się przekonamy (śmiech). Dobrze, że żyjemy w czasach Instagrama i Facebooka? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, nie wróżę z fusów. To po prostu jest, a co z tym robimy, zależy w dużej mierze od nas. Technologie same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Nóż służy do krojenia chleba, ale za jego pomocą można też kogoś pokaleczyć lub nawet zabić. Podobnie portale społecznościowe służą propagowaniu szlachetnych akcji i tzw. hejtowaniu, za jedno i drugie odpowiadają konkretni ludzie. Dlatego warto dbać o edukację medialną, o uświadamianie młodych użytkowników nowych mediów, jakie cyberzagrożenia na nich czyhają, ale też - jak najskuteczniej mogą wykorzystywać urządzenia elektroniczne i technologie.CP

*dr Magdalena Mateja adiunkt w Katedrze Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UMK w Toruniu. Członkini redakcji pisma naukowego „Nowe Media”, autorka ponad 50 publikacji z zakresu medioznawstwa i komunikowania. Analizowała m.in. dyskurs medialny na temat ofiar katastrofy smoleńskiej, wyniki badań przedstawiła w książce „Między newsem a mitem. Prasa wobec śmierci polityka”. Mieszka w Bydgoszczy, pracuje w Toruniu i uważa, że miasta te nie mogą bez siebie istnieć.

miasta kobiet

czerwiec 2018

23


test auta

NIE BĘDZIE NUDNO

ZDJĘCIA TOMASZ CZ ACHOROWSKI

Liczy się klimat, przyjemność z jazdy i idealne wpasowanie się najnowsze trendy. BMW z modelem X2 po raz kolejny w tym nie zawodzi. TEKST: Lucyna Tataruch

N

a to auto czekali wszyscy, którzy czuli niedosyt po całkiem przyjemnym BMW X1.Wszak klienci tego segmentu (w szczelności fani małych i drogich SUV-ów) potrafią być wymagający. Płacą za to, by nie było nudno, typowo i tradycyjnie. Na szczęście żadne z tych określeń nie pasuje do nowej propozycji bawarskiego producenta - BMW X2. Choć ta wersja jest mniejsza od X1, już przy pierwszej jeździe widać i czuć, czym nadrabia. Chodzi o wrażenia i - co tu dużo ukrywać - prestiż.

OD KONCEPCJI DO PRODUKCJI Nazywanie BMW X2 SUV-em może budzić kontrowersje - jego linia bardziej przypomina hatchback. Auto jest przysadziste, muskularne, wręcz napompowane. Całość od razu przyciąga oko, szczególnie że wiele ciekawych rozwiązań z wersji koncepcyjnej zostało wykorzystanych w produkcji - choćby przesadnie wielkie końcówki wydechu, osłony czy logo na tylnych słupkach. To ostatnie jest nawiązaniem do klasycznych coupé 2000 CS z końcówki lat 60. ubiegłego wieku. W środku jest jak w kompakcie. Za ciasno? Być może faktycznie jest to wersja dla drobnych osób. Po chwili jazdy umyka jednak wrażenie braku miejsca, szczególnie po dopasowaniu siedziska. Dużą wadą jest tu jedynie widoczność przez boczne szyby - słupki A i B ewidentnie wchodzą w pole widzenia niezależnie od ustawionej pozycji fotela. Na skrzyżowaniu trzeba się więc solidnie wychylać. Wokół kierowcy i pasażera nie brakuje miejsc na napoje, telefon czy okulary, co zabiera też sporo przestrzeni, ale ostatecznie jest bardzo funkcjonalne. Zaproponowany kokpit to już klasyka w nowych modelach BMW. Wykończenia, niebieskie akcenty czy pomarańczowe podświetlenia

24

miastakobiet.pl

dodają charakteru. System inforozrywki jest łatwy w obsłudze, na dodatek nie wymusza na kierowcy zabawy ekranem dotykowym (nie każdy lubi!). Jako drugą opcję mamy tu umiejscowiony pod ręką, wygodny dżojstik.

NO I CO Z TEGO? „Radość z jazdy” - takim hasłem producent reklamuje ten model. Moim zdaniem całkiem trafnie. 192 koni mechanicznych daje się odczuć. 7,7 s do setki brzmi obiecująco, w dodatku na terenie miasta można zmieścić się w 8,5 litra benzyny na 100 km (w trasie przy niewielkich staraniach nawet o dwa litry mniej). Jednocześnie auto jest dynamiczne, zwarte, elastyczne, przez co wydaje się wręcz lekkie. 7-stopniowa dwusprzęgłowa skrzynia biegów działa płynnie, nie straszy szarpnięciami i opóźnieniami przy zmianach. Drogę ułatwia czytelny wyświetlacz head-up czy systemy bezpieczeństwa (takie jak asystent jazdy w korku po autostradzie - przy prędkości do 60 km i aktywnym tempomacie, auto samo w ustalonej odległości podąża za samochodem przed nim, o ile mamy przynajmniej jedną rękę na kierownicy). Kolejne opcje spersonalizowania trybu jazdy ujawniają się przy dłuższej „zabawie”. Wszystko działa jedynie na plus. Znajdą się tacy, którzy powiedzą, że to zdecydowanie za mało, jak na tę cenę (164 tys zł). Inni (całkiem duża grupa) skomentują: no i co z tego? Tu liczy się coś zdecydowanie mniej uchwytnego - klimat, przyjemność z jazdy, wpasowanie się w najnowsze trendy. I w tym BMW po raz kolejny nie zawodzi. Warto to sprawdzić samemu.CP

Auto do testów zostało użyczone przez BMW Dynamic Motors.


008330010


SFINKSA NIKT NIE WYGŁADZA Dzięki fotografii można na zawsze zachować to, co już się nigdy nie powtórzy… na przykład przekota Andrzeja. Z fotografką Anną Wojciulewicz* rozmawia Jan Oleksy

26

miastakobiet.pl


jej pasja Mówi się o Tobie, że należysz do ścisłego grona specjalistek od fotografowania kotów... Każdy, kto mnie chociaż troszkę zna, wie, że jestem kociarą. Koty nie są zwierzakami, które żyją obok mnie - są moimi przyjaciółmi. Wystarczy spojrzeć na mojego Facebooka. Ale gdybym mogła sobie pozwolić na psa, który byłby ze mną szczęśliwy, to też bym go wzięła. A fotografią zwierząt zajęłam się dość dawno i rzeczywiście - pierwsze były koty. A słonie, nosorożce? Aż tak nie. Najdziwniejsze jak na razie były kury, część rodziny pewnych państwa. Najczęściej zajmuję się tworzeniem portfolio kocich i psich hodowli oraz fotografowaniem domowych pupili. Bardzo chciałabym przekonać ludzi do tego, że warto fotografować swoje zwierzaki. Po śmierci mojego przekota Andrzeja uświadomiłam sobie, że właściwie nie mam jego zdjęć, które nadawałyby się na duże wydruki. Gdy po nim przyszedł Koszmarek, to pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, była sesja zdjęciowa. Zwierzęta chyba niechętnie pozują? Przede wszystkim zwierzaka nie da się oszukać. Wyczuwa lęk i niepewność. Moich modeli czasem trzeba ośmielić, czasem wyciszyć, do tego niezbędna jest znajomość zwierzęcej psychiki. Przy tworzeniu portfolio zwierząt rasowych ważna jest też znajomość charakterystycznych cech danej rasy - sfinksa nikt nie wygładza. Poza tym te sesje mają dużo wspólnego z fotografowaniem dzieci - kupki, karmienie, pojenie… Od czego się zaczęła Twoja przygoda fotograficzna? Dla mnie to nigdy nie była przygoda. Pisałam magisterkę i równocześnie prawie 10 lat temu zakładałam swoją pierwszą firmę Marylin Photo. Zdjęcia zaczęłam robić już podczas studiów, bo gdy się kończy taki kierunek, jak polonistyka… Sam wiem, że trzeba mieć jakiś pomysł na życie... Ale dlaczego wybrałaś fotografię? Odkryłaś w sobie duszę artystki? Studiując polonistykę, w pewnym momencie chyba zrozumiałam, że w książkach najfajniejsze są obrazki. Na pewno uważam, że jestem na właściwym miejscu. Nie żałuję tego wyboru. Los mi sprzyja i pcha mnie w dobrym kierunku. Zaczynałam jako fotoreporter - to były dla mnie ważne lata, w których się ukształtowałam i wiele się nauczyłam. Efekty prezentowałaś na wystawach. Jako fotoreporter robiłam dużo zdjęć z koncertów, przez trzy lata byłam właściwie na każdym. Filmowiec Marcin Gładych powiedział mi, że skoro mam tyle ciekawych zdjęć, to powinnam zrobić wystawę. Marcin jak nikt umiał inspirować, zawsze bardziej wierzył w innych, niż oni sami w siebie. I namówił mnie. W ten sposób powstała pierwsza wystawa - tryptyk „Toruńska scena muzyczna”. Twoja najciekawsza praca to...? Wszystko, co działo się przy kręceniu filmu „Panoptikon”. Byłam tam fotografem planu, przez rok dokumentowałam powstawanie kolejnych scen. Za te zdjęcia dostałam stypendium ministerstwa kultury. Ale tak naprawdę każdy temat może być wyzwaniem. Wesele też? Oczywiście. Fotografia ślubna nie urąga moim artystycznym ambicjom. W tej dziedzinie też można się wykazać. Dzisiaj już nikt nie robi popeliniastych zdjęć przy kotlecie. Uważam, że jest to jeden z najbardziej wymagających rodzajów fotografii. Jeżeli zniszczy się komuś zdjęcia ślubne, to zniszczy się dokumentację najważniejszego dnia w życiu. A czego nie lubisz robić? Omijam fotografowanie przedmiotów i wszystkiego, co jest martwe. Lubię mieć kontakt z człowiekiem, mam duszę fotoreportera. Odpowiada mi sytuacja dynamiczna, wówczas pracuję zgodnie z moją naturą. Co Cię pociąga w fotografii? W fotografii najcenniejsze jest to, że dzięki niej można na zawsze zachować to, co już się nigdy nie powtórzy… na przykład przekota Andrzeja.CP

*Anna Wojciulewicz - torunianka z wyboru, absolwentka filologii polskiej na UMK, prowadzi Studio Mia; pracowała jako fotoreporter w Radiu Gra i „Gazecie Pomorskiej”, przez wiele lat fotografowała toruńską scenę muzyczną, na swoim koncie ma wiele wystaw oraz dwa Stypendia Kulturalne Miasta Torunia i stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

miasta kobiet

czerwiec 2018

27


lek. med. Iwona Skonieczna-Makarewicz specjalista ginekolog-położnik GABINET GINEKOLOGICZNY ul. Dworcowa 13, 85-009 Bydgoszcz rejestracja codziennie 10-19, tel. 52 320 50 94; tel. 600 99 21 26 www.ginekologbydgoszcz.pl, www.iwonamakarewicz.ginweb.pl

Pyszne i pięknie podane zakąski i dania ciepłe! organizacja przyjęć / wesel / imprez okolicznościowych

• leczenie menopauzy, osteoporozy • leczenie nadżerek • kriokonizacja • usg • usg trójwymiarowe 3D/4D

Oferujemy wyśmienitą kuchnię oraz kompleksową i profesjonalną obsługę imprez. Nie masz czasu na przygotowywanie potraw? Zrobimy to za Ciebie!

008296696

• opieka położniczoginekologiczna • profilaktyka onkologiczna • badania cytologiczne, bakteriologia • badania piersi • antykoncepcja

CATERING NA KAŻDĄ OKAZJĘ!

ul. Mickiewicza 107/1, 87-100 Toruń www.twojamagdalenka.pl

| |

+48 696 482 513, +48 (56) 664 11 61 info@twojamagdalenka.pl 008287406

R

E

K

L

A

M

A

196 - 29

3 444 000 52 322 22 22

52

• psychiatrzy • psychoterapeuci • psychodietetyk • mediacje • szkolenia

MOŻLIWOŚĆ PŁACENIA KARTĄ

Zamów Taxi z aplikacji:

Bydgoszcz, Aleje A. Mickiewicza 17 /2 Rejestracja ogólna od poniedziałku do piatku 8.00-18.00 - odpowiadamy również na SMS-y

www.19629.pl

570 024 105

www.terapeutica.pl

–20% do i z Fordonu i poza miasto 007781078

R

E

K

008296642

L

A

M

Gabinet Dermatologiczno-Alergologiczny

STUDIO FIGURA drogą do realizacji marzeń o pięknej sylwetce Studio Figura Bydgoszcz Fordon, Osiedle Bajka, ul. Szczęśliwa 3 Program treningowo-zabiegowy idealnie dopasowany do indywidualnego celu klientki a Kosmetologia estetyczna a Indywidualny program dietetyczny a Zdrowe oczyszczanie – suplementy diety wg unikalnej receptury Studio Figura a Profesjonalne zabiegi kosmetyczne na produktach z Linii Professional Line Studio Figura

dr n. med. Elżbieta Korzeniowska-Żuk

a

Zadzwoń i umów się już dziś na bezpłatne konsultacje

specjalista dermatolog-wenerolog, alergolog

tel. 504 005 377

A

ul. Łęczycka 13, 85-737 Bydgoszcz Rejestracja:  52 342 11 34  604 511 599

 konsultacje dermatologiczne i alergologiczne dla dorosłych i dzieci  testy alergiczne wziewne, pokarmowe i kontaktowe  odczulanie

A jaki jest Twój CEL? Przyjdź do Studio Figura Bydgoszcz Fordon, a pomożemy Ci go zrealizować.

008296814

ZAKRES USŁUG:

008304950

R

E

K

L

A

M

A

Medycyna estetyczna Bydgoszcz dr Beata Kościałkowska Jestem dyplomowanym lekarzem medycyny estetycznej, specjalistą anestezjologii i intensywnej terapii, właścicielem nowoczesnego, przyjaznego każdemu pacjentowi gabinetu, w którym wykonuję zabiegi korygujące urodę i poprawiające fizyczną atrakcyjność. Dzięki mojej pracy, troszczę się nie tylko o Państwa wygląd, ale również pomagam wzmacniać poczucie własnej wartości. Zapraszam do skorzystania z bogatej oferty usług.

KONTAKT • lekarz medycyny Beata Kościałkowska • ul. Kurpińskiego 12/9A, 85-096 Bydgoszcz / +48 606 870 109 • Rejestracja telefoniczna po godzinie 16 2 bkoscialkowska@gmail.com Gabinet czynny od poniedziałku do piątku. Godziny przyjęć ustalam indywidualnie - po wcześniejszej rejestracji. www.estetycznabydgoszcz.pl

008308379

Moje motto to: Ze wszystkich sztuk medycyna jest najszlachetniejsza. Hipokrates

008307424


008049948


męska perspektywa

ZDJĘCIE TOMASZ CZ ACHOROWSKI

PO PROSTU POMAGAM Kiedy było minus 20, to zasypiając, myślałem o tych wszystkich ludziach, którzy w tym momencie spędzali noc pod gołym niebem. Na przykład pani Kasia. Adres: śmietnik. Wiele osób znało jej sytuację, nikt nie pomógł - wspomina Grzegorz Przesławski, twórca akcji „Bezdomna Bydgoszcz”. TEKST: Mariusz Sepioło

K

oczują w pustostanach, śmietnikach, bramach, opuszczonych garażach. Czasem w lesie, bywa, że na gołej ziemi. Najtrudniej jest zimą, kiedy temperatury sięgają kilkunastu stopni na minusie. Wielu z nich nie jest w stanie przetrwać takich warunków. Spotykamy ich na co dzień. Proszą o parę groszy, najczęściej na jedzenie, czasem na papierosy. Większość z nas odmawia. - Panowie, czy macie może fajkę? - zagaja starszy pan w brudnych ubraniach, z długą brodą i foliową torbą wypchaną dobytkiem życia. Nie,

30

miastakobiet.pl

ale mamy parę złotych. - Bardzo panom dziękuję i życzę miłego dnia - oddala się, a ja pytam, czy to jeden z nich. - Nie, jego nie znam - mówi Grzegorz Przesławski, przedsiębiorca i twórca akcji „Bezdomna Bydgoszcz”. - Ale może kiedyś będę miał okazję.

ŻYCIE POD PRĄD Grzegorz jest skromny. Dziwi się, że w ogóle ktoś chce o nim pisać. „Bezdomna Bydgoszcz” to akcja, która trwa głównie zimą. Teraz jest wiosna, temperatura rośnie, więc bezdomnym,

choć są ciągle w trudnej sytuacji, nie zagraża najgorsze. Spotykamy się w śródmieściu Bydgoszczy, w siedzibie jego firmy „Everest”, zajmującej się m.in. remontowaniem kominów przemysłowych, pracami na wysokościach. Ekipa właśnie wyjeżdża „na robotę”. Grzegorz wszystkiego musi dopilnować, choć to nieduże zlecenie - usunięcie reklamy ze ściany budynku. Wsiadamy do auta i po drodze na miejsce rozmawiamy o pomaganiu. - Wiesz, wszyscy dzisiaj za czymś pędzimy - mówi Grzegorz. - Jesteśmy zajęci swoimi sprawami, mamy swoje


męska perspektywa „BEZDOMNA BYDGOSZCZ” TO KONKRETNE WSPARCIE DLA KONKRETNYCH LUDZI. ZUPA I KAWA NA OGRZANIE SIĘ, CZASEM CIEPŁE CIUCHY, SZUKANIE NOCLEGU, ALE TEŻ ROZMOWA, UWAGA.

zmartwienia. I rzadko kiedy rozglądamy się wokół. Nie zwracamy uwagi na tych, którym jest gorzej od nas. - Ty zwracasz? - pytam. - No, jakoś to mnie obchodzi - odpowiada. - Przejmuję się ludźmi, dlatego im pomagam. Tak samo, jak przejmuję się zwierzętami, dlatego od 30 lat nie jem mięsa - śmieje się. Ma 48 lat, pochodzi z Bydgoszczy. Prowadził wcześniej bary ze zdrową żywnością. Pierwszy założył, bo, jak mówi, „chciał mieć gdzie jeść”. Na co dzień w firmie zajmuje się czymś, co wzięło się z jego pasji - wspinaczki. Obecnie uprawia ją rekreacyjnie. Z umiejętności korzysta też w inny sposób. We współpracy z fundacją „Dr Clown” uczestniczy co rok w „Zjeździe Superbohaterów”. Ze swoimi pracownikami przebiera się za postaci z komiksów - Batmana, Spidermana i Supermana. Potem razem zjezdżają po ścianie Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. dr. A. Jurasza w Bydgoszczy na linach alpinistycznych. Chore dzieci mogą dzięki temu na chwilę zapomnieć o codzienności, a nawet przytulić swojego ulubionego superbohatera. Grzegorz podobno zawsze się buntował. Za komuny - przeciw systemowi i szarej rzeczywistości. Wyrazem tego buntu był punk. Cały czas jest fanem takiej muzyki, w samochodzie ma sporo płyt, a gdy może, to jeździ na festiwale. I nadal żyje trochę pod prąd. - Nie chcę wyjść na kogoś, kto tylko narzeka, nie jestem sfrustrowany - mówi. - Ale wiele rzeczy w tym świecie i w tym kraju mnie wkurza. Jedną z nich jest ogólnie panująca znieczulica.

WSZECHOBECNA KONSUMPCJA Któregoś dnia trzy lata temu jechał samochodem za miastem. W lesie przy drodze zobaczył pijanego, zataczającego się mężczyznę. Grzegorz zatrzymał się, podszedł do niego i zaproponował podwózkę. Tak się zaczęło. Potem od straży miejskiej zdobył informacje, gdzie mogą przebywać bezdomni. Tych miejsc w Bydgoszczy są dziesiątki. To nie zawsze przysłowiowe „pod mostem”. Często ludzie, by znaleźć choćby fragment „własnej” przestrzeni, szukają opuszczonych budynków, ale też tuneli ciepłowniczych, w których mogliby się ogrzać. Kiedy „Bezdomna Bydgoszcz” doczekała się profilu na Facebooku, Grzegorz zaczął dostawać wiadomości z kolejnymi lokalizacjami. Akcja skupiła też wokół siebie kilkunastu wolontariuszy - prywatnych osób, którym chciało się zrobić coś dla innych. Grzegorz Przesławski: - Kiedy było minus 20, to zasypiając, myślałem o tych wszystkich ludziach, którzy w tym momencie spędzali noc pod gołym niebem. Nie mogłem

obok tego przejść obojętnie. Na przykład pani Kasia. Adres: śmietnik. Wiele ludzi znało jej sytuację - nikt nie pomógł. Wkurzyłem się i oczywiście musiałem coś zrobić. „Wyciągnąłem” ją z tego śmietnika, przewiozłem do jadłodalni, potem do hostelu. Pomogłem wyrobić dowód osobisty i znalazłem dla niej miejsce w ośrodku terapeutycznym. Skąd bierze się znieczulica? - Jedni ludzie myślą o tym, jak przetrwać do pierwszego, a ci bogatsi - jak mieć jeszcze więcej. Takie są dzisiaj ludzkie potrzeby - mówi Grzegorz. - Wokół panuje wszechobecna konsumpcja. Przeważnie każdy myśli tylko o sobie i swoich przyjemnościach. Nie ma miejsca i czasu na pomaganie innym ludziom. „Bezdomna Bydgoszcz” to konkretne wsparcie dla konkretnych ludzi. Zupa i kawa na ogrzanie się, czasem ciepłe ciuchy, szukanie noclegu, ale też rozmowa, uwaga. Grzegorz Przesławski dociera do bezdomnych i poznaje ich potrzeby. Pan Piotr mieszka pod gołym niebem na obrzeżach miasta? Przyda się przyczepa kempingowa - dla niego będzie to luksus. Pani Basia jest w stanie zapłacić 300 zł miesięcznie za wynajęcie pokoju? Potrzebna jest dobra dusza, która zechce ją przyjąć pod dach. Czasem pomoc potrafi zmienić czyjeś życie o 180 stopni. Tak było w przypadku Rafała, Janusza, Wiesława albo rodziny trzyosobowej z ul. Toruńskiej. Dzięki akcji otrzymali od bydgoskich firm kontenery mieszkalne. Łukasz w najgorsze mrozy spał na ziemi. Jego przypadek pokazuje, że nie potrzeba wiele. „Kilka porannych wizyt u Łukasza z gorącą zupą i kawą w mroźne dni, kilka noclegów w hostelu, rozmowy, przekazanie czystych ubrań, zakup jedzenia i środków czystości. Razem 200-300 zł” - pisał na Facebooku Grzegorz. Najważniejsze dla Łukasza było jednak znalezienie pracy. I to też się udało. Pieniądze pochodzą nie tylko od prywatnych osób. - Jakiś czas temu wysłałem maile z prośbą do 3 tys. bydgoskich firm. Odpowiedziało kilka - mówi Grzegorz Przesławski. - M.in. dzięki tej pomocy udało się nieco „naprawić” parę pustostanów - wymurować ścianę, zreperować gdzieś zamek do drzwi, gdzieś indziej wstawić okna. „Bezdomna Bydgoszcz” nie dąży do sformalizowania. Nie jest fundacją ani stowarzyszeniem, tylko wolnym, oddolnym ruchem. - W akcji chodziło też o to, żeby zdopingować do pomocy innych. Stąd profil na Facebooku - opowiada Grzegorz. - Nie było to łatwe, bo ludzie najczęściej się od takich problemów odwracają. Na szczęście zgłosiły się osoby, które zaczęły np. organizować zbiórki jedzenia czy środków czystości.

KOCHA JAK BRATA - Jak wygląda kontakt z bezdomnymi? - pytam. - Na początku bywa trudno - mówi Grzegorz. - To są ludzie, którzy mają za sobą najgorsze życiowe doświadczenia. Niełatwo zdobyć ich zaufanie. Ale w końcu zaczynamy się trochę lepiej poznawać, a później jestem już „swój”. Jeden powiedział mi, że „kocha mnie jak brata”. Wiesz, oni często poza mną nie mają nikogo. Niektórym załatwiłem telefony komórkowe, więc mamy kontakt. W ubiegłym roku w Bydgoszczy bezdomnych było 381 - tylu doliczył się urząd miasta. Działacze społeczni mówią, że może być ich nawet 500. W województwie kujawsko-pomorskim funkcjonuje łącznie 27 placówek, które udzielają schronienia, oraz 34 placówki zapewniające posiłek. Łącznie to 1,3 tys. miejsc, przy ok. 1,8 tys. wszystkich potrzebujących takiego wsparcia w regionie. Z informacji Regionalnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Toruniu wynika, że najczęstszymi przyczynami bezdomności są uzależnienia oraz brak stałych dochodów. Innym powodem jest m.in. opuszczenie zakładu karnego czy rozpad rodziny. - Nigdy nie wnikałem, dlaczego ich sytuacja jest taka, a nie inna. Po prostu pomagałem - mówi Grzegorz. - Pytasz, czego to uczy. Na pewno większej wrażliwości. Z drugiej strony, mam silny charakter i jestem raczej twardy. Nie bałem się wchodzić w różne ciemne zakamarki, pustostany i tam nawiązywać kontakty. Dawniej na ruchliwym rondzie Toruńskim w Bydgoszczy często widział mężczyznę, który prosił zatrzymujących się kierowców o parę złotych. Mimo mrozu chodził w lekkich butach i cienkiej kurtce. Grzegorz z kumplem postanowili zrobić niecodzienny happening - postawili tam znak „stop” z dopiskiem: „Przygotuj 1 zł dla potrzebującego, który stoi na dole przed rondem”. Komentarze na Facebooku pod informacją o akcji nie napawały optymizmem. Ale Grzegorz uodpornił się na hejt. Zawsze pojawi się ktoś, komu „Bezdomna Bydgoszcz” się nie spodoba. - Nauczyłem się z tym żyć - mówi Przesławski. - Nie przejmuję się i robię swoje. Na akcję ze znakiem „stop” Grzegorz założył charakterystyczną maskę aktywistów Anonymous, która stała się symbolem sprzeciwu wobec systemu i władzy. Potem razem z kumplem stanęli z boku i patrzyli, jak kierowcy zatrzymują się, odsuwają szybkę i dają mężczyźnie po kilka złotych. Teraz wspomina z uśmiechem: - No, takie akcje to ja lubię. Niech się ludzie trochę otrząsną.CP miasta kobiet

czerwiec 2018

31


008369757


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.