nasze miejsca spotkań
grudzień 2015
BOŻENA SAŁ ACIŃSK A Seniorzy chcą być atrakcyjni str. 6-8
1485415BDBHA 1519915BDBHA
Wyjątkowe chwile N A
K A R N A W A Ł
ylwestrowe stylizacje powinny być pełne blasku. Cekinowa Ssukienka w kolorach czerni i złota, uzupełniona klasycznymi
szpilkami tworzy modne i niezwykle eleganckie zestawienie.
Jesienna stylizacja z kapeluszem w roli głównej. Zestaw z piękną, kolorową koszulą i dominującym, wielki szalem w szarym kolorze, dopełniony oryginalną torbą i butami typu Oxford wygląda znakomicie! PROMOD pasek - 79 HOUSE torba - 119,99 HOUSE buty - 69,99 SWISS zegarek Bering - 490
MAKE-UP
N A
Ś W I Ę T A
Zapraszamy na zakupy do FOCUS MALL BYDGOSZCZ!
FRYZURA
1494315BDBHA
ORSAY spódnica - 99,99 ORSAY bluzka - 99,99 ORSAY naszyjnik - 32,90 ORSAY pierścionek - 19,90 NEW YORKER narzutka - 129,95 NEW YORKER torebka - 39,95 NEW LOOK buty - 79 TIME TREND zegarek Bulova - 1090
MEDICINE koszula - 119,90 MEDICINE szal - 79,90 MEDICINE naszyjnik - 59,90 PROMOD kapelusz - 79 PROMOD spodnie - 119
Podkreślająca kobiecą figurę spódnica z ozdobnymi wstawkami z koronki, połączona z kobiecą bluzką tworzy delikatny, a zarazem tajemniczy look. Uzupełniony gustownymi dodatkami będzie idealnym rozwiązaniem na specjalne okazje.
OLAPLEX Rewolucyjna usługa!!! Jeden krok do idealnej dekoloryzacji i rozjaśniania już dostępna w Salonie Jean Louis David w Focusie
Adres: ul. Jagiellońska 39- 47, Bydgoszc z
N A
R A N D K Ę
NEW LOOK sukienka - 199 NEW LOOK kurtka - 219 NEW LOOK bransoletka - 19,99 VENEZIA buty - 299 NEW YORKER torebka - 84,95 PARFOIS bransoletka - 9,90 TIME TREND zegarek Guess - 789
Na szarym zapleczu Pani Anna, bohaterka tekstu Lucyny Tataruch (str. 12-13) zaobserwowała, że wielu więźniów za kraty zaprowadziło ślepe pragnienie osiągnięcia sukcesu. Jej zdaniem świat szuka ludzi sukcesu, a zarazem nadmiernie ich eksponuje. Chodzi tu o sukces związany z dobrami materialnymi, statusem społecznym, urodą, popularnością. Jestem przekonana, że coś w tym jest, choć nie tłumaczyłabym tym argumentem żadnej poważnej zbrodni. Zderzyłam jednak ten aspekt z codziennym życiem wielu zwykłych ludzi, nie siedzących wcale za kratkami, u których również obserwuję coraz wyraźniejszy pęd do stricte materialnego sukcesu. Czasem to pragnienie bierze górę nad każdym innym. Wiele osób, również tych mi bliskich, przestaje zauważać dobre rzeczy, które dzieją się w ich życiu. Nie zasługują one bowiem na status „sukcesu”. Zdają się być zbyt małe, zbyt ciche, zbyt powszednie, zbyt zwyczajne. Stają się tym, co jest oczywiste, co każdy przecież ma. Coś spektakularnego Czy człowiek sukcesu to dziś taki, który po prostu wiedzie harmonijne życie? Albo taki, który spełnia się jako trener dziecięcej drużyny sportowej w małej miejscowości? Albo nauczyciel matematyki w szeregowej podstawówce, którego uczniowie chwalą, lubią i mają świetne wyniki? Czy w ogóle sukcesem może być dzisiaj fakt, że ma się fajną rodzinę, zadbane, dobrze wychowane dzieci? Albo, że się ich nie ma, a czas wolny spędza się prowadząc fascynujące zajęcia w osiedlowej bibliotece? Odnoszę wrażenie, filtrując to wszystko oczami „publiczności”, że do osiągnięcia statusu „człowieka sukcesu”, to jest dzisiaj zdecydowanie za mało. Dokonywanie małych, zwykłych, powszednich cudów w szarej codzienności nie jawi się jako coś spektakularnego. Na pierwszy rzut oka Sukcesem w rozumieniu dzisiejszego świata będzie natomiast rozwijanie swojego biznesu pod własną marką, podróże służbowe na zagraniczne targi, spotkania z prominentnymi ludźmi, nienaganny strój, oczywiście markowy, wyczucie trendów, odpowiednio podkreślona uroda. Na co dzień widzę, jak wielu ludzi dodaje sobie splendoru, nosząc produkty ze znakami drogich marek, po to tylko, by zostać zaklasyfikowanym przez przechodniów, tak chociaż na pierwszy rzut oka, jako człowiek sukcesu. Chodzi o to, aby np. stojąc w kolejce w centrum handlowym inni patrzyli, podziwiali, nabierali przekonania, że ta dama z klasą i logotypem, na pewno jest kobietą sukcesu. W końcu bez sukcesu, nie stać by jej było na taką torebkę.
Kobiety-coache Jak silny jest pęd do materialnego, biznesowego sukcesu obserwuję też u znanych mi kobiet, które bardzo często pomniejszają swoje zasługi. Ktoś został handlowcem miesiąca, kogoś córka dostała się na wymarzone studia, ktoś po długim czasie poszukiwań i skomplikowanym procesie rekrutacji otrzymał interesującą pracę. Na moją reakcję: „Ale to sukces! Musisz być bardzo dumna!”, słyszę: „No przestań, jaki to sukces, zwykła rzecz po prostu. Ledwie wiążemy koniec z końcem, mieszkamy w bloku, raz coś się udało, a ty to nazywasz od razu sukcesem”. Dla takich kobiet, ludźmi sukcesu są bizneswoman w damskich garniturach, które pędzą w korporacyjnym wyścigu szczurów, żony bogatych biznesmenów, oczywiście celebrytki, a nade wszystko kobiety - coache, które mówią o tym, że biznesowy sukces jest przecież w zasięgu każdej ręki. Wiele kobiet, które spotykam, namiętnie uczestniczy w spotkaniach motywacyjnych z „ludźmi sukcesu”, utwierdzając się za każdym razem w przekonaniu o własnej mizerii. Bo skoro sukces jest tak blisko, muszę być bardzo beznadziejna, jeśli nie udaje mi się go osiągnąć… My też w Miastach Kobiet promujemy często kobiety, które osiągnęły materialny sukces. Uważam, że należy je zauważyć, ciekawi nas zawsze ich osobowość, droga do pieniędzy, ich „złote myśli”. Wiele z nich to naprawdę wspaniałe, a do tego skromne kobiety, które nie patrzą na siebie przez pryzmat sukcesu. Bywa, że wcale nie są modnie ubrane, a pytane o swoje osiągnięcia, odpowiadają, że do sukcesu nigdy nie dążyły, on się jakoś zdarzył tak przy okazji. Są bez udawania, szczerze skromne i wydają się być całkiem zwyczajne. Tak, jak zwyczajny w pozytywnym znaczeniu tego słowa, wydał mi się Michał Szymanowski, człowiek sukcesu, finalista konkursu chopinowskiego, z którym wywiad przeczytacie na stronach 36-37. Zwykłe rzeczy W Miastach Kobiet promujemy też jednak coraz częściej kobiety sukcesu, których osiągnięcia mają niewiele wspólnego z pieniędzmi. Mam tu na myśli kobiety, które np. szyją ubrania czy zabawki, choć nie przynosi im to wielkiej kasy, ale po prostu chcą robić to, co lubią. Kobiety, które pomagają innym. Kobiety, które mają coś ciekawego do powiedzenia. Kobiety, o których mało kto słyszał, bo działają na zapleczu wielkiego świata, np. w organizacjach pozarządowych albo Uniwersytecie Trzeciego Wieku (czytaj na str. 6-8). W tym, świątecznym numerze jest mnóstwo takich właśnie wyjątkowych kobiet sukcesu. Nie bez powodu. Życzę Wam w te święta, byście były dla siebie łaskawe, doceniały te tylko pozornie zwykłe, dobre rzeczy. Życzę Wam, byście przez pryzmat świątecznej gwiazdki, zauważyły inne oblicze swojego sukcesu.CP
WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Redaktorki prowadzące: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Lucyna Tataruch, tel. 52 32 60 798 l.tataruch@expressmedia.pl Teksty: Justyna Król j.krol@expressmedia.pl Jan Oleksy j.oleksy@expressmedia.pl Lucyna Tataruch l.tataruch@expressmedia.pl Tomasz Skory t.skory@expressmedia.pl Dominika Kucharska d.kucharska@expressmedia.pl Justyna Niebieszczańska Zdjęcie na okładce: Tomasz Czachorowski Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak Sprzedaż: Michał Kopeć, tel. 56 61 18 156 m.kopec@nowosci.com.pl Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 a.suminska@express.bydgoski.pl
CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 p.krol@expressmedia.pl
ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.Nowosci.ExpressBydgoski
EMILIA IWANCIW redaktorka prowadząca „MIASTA KOBIET” „Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca, jako dodatek do „Expressu Bydgoskiego” i „Nowości - Dziennika Toruńskiego”. Przez cały miesiąc są dostępne również w 91 miejscach w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl
4
miasta kobiet
grudzień 2015
31015T4JBA
SENIOR CHCE BYĆ
atrakcyjny
Ci, którzy działają, zamiast siedzieć w domach, nie rozczulają się tak nad sobą. Nie mają czasu na wymyślanie problemów. Z Bożeną Sałacińską*, liderką bydgoskich seniorów, rozmawia Justyna Król ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski Życie na emeryturze bardzo się zmienia? Świat wywraca się do góry nogami. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Ja, od zawsze aktywistka, nagle spałam do trzynastej. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Mąż wracał do domu, pytając o obiad, a ja odpowiadałam: jaki obiad, chyba śniadanie? (śmiech). Początkowo tłumaczyłam to sobie zmęczeniem, potrzebą odespania wcześniejszej, niemałej przecież aktywności, ale szybko znów zaczęłam czuć potrzebę zagospodarowania swojego czasu maksymalnie.
6
miasta kobiet
grudzień 2015
Więc zaczęła Pani działać na rzecz seniorów w Kazimierzowskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku… Trafiłam tam początkowo jako słuchaczka. Okazało się, że szefem Rady Programowej jest profesor Ossowski, mój dawny wykładowca. Pamiętam, jak jeszcze jako magister w trakcie doktoratu opowiadał nam, studentom, jaki potencjał jest w pokoleniu seniorów, jak wiele możemy im dać, i oni nam… Wtedy wydawało mi się to odległe, ale zapamiętałam te słowa
i wróciły do mnie po latach, wraz z nadejściem emerytury. I została Pani przewodniczącą Rady Słuchaczy w KUTW… Tak, znowu działam. Organizuję imprezy. Szukam sponsorów. Wymyślam nowe sekcje zainteresowań dla seniorów. Odkrywam talenty w ludziach. Żyję szybko, tak jak lubię. Na zdrowie nie mam kiedy ponarzekać. Słyszy pani tę chrypkę? Chodzę z nią od roku i śmieję się,
jej portret że tylko na nią mogę umrzeć. Nic więcej mi nie dolega. Seniorzy na uniwersytetach nie marudzą, że ich łupie w kręgosłupie? Ci, którzy działają, zamiast siedzieć w domach, nie rozczulają się tak nad sobą. Nie mają czasu na wymyślanie problemów. Rozwijają się na tych polach, na które wcześniej nie mogli poświęcić czasu. Często bardzo się dzięki temu dowartościowują. Kiedyś koleżanka zaprosiła nas na sushi. Przypadkiem zobaczyłam jej rysunki i zaczęłam drążyć, aby je gdzieś wywiesiła, mówiąc, że może je pochwalimy, a może skrytykujemy, ale na pewno czegoś się o sobie dowie. Posłuchała mnie, obecnie startuje w konkursach. Rozkwita nam tak wiele talentów. W grupie malarskiej np. mamy tegorocznego laureata nagrody Ociepki. Seniorzy uczą się też zupełnie nowych rzeczy - poznają techniki szybkiego czytania czy zapamiętywania. Ćwiczą tai chi. Takie uniwersytety wyrastają jak grzyby po deszczu… Tak, jest wiele fundacji i stowarzyszeń, które proponują seniorom coraz to nowe warsztaty. Unia zabezpieczyła ogromne środki na ten cel, z samego ASOS była to czterdziestomilionowa pula. My, niestety, nie korzystamy ze środków unijnych, bo nie jesteśmy organizacją pozarządową, ale za to mamy ogromne wsparcie ze strony Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Zapraszamy do aż trzydziestu sekcji! Do której Pani należy? Do żadnej. Nie mam na to czasu. Odwiedzam jednak wszystkie sekcje, aby udokumentować ich pracę. Robię zdjęcia, piszę relacje i zamieszczam to na stronie www.kutw.pl, którą administruję. W wolnych chwilach, ruszam do Myślęcinka na nordic walking. Chętnie podróżuję z mężem, jeżdżę z dziećmi na basen. Jakie są współczesne babcie? Te, które pozwalają sobie na wychodzenie z domu, są zadbane, ładnie ubrane i uczesane. Korzystają z usług kosmetyczek. Chodzą do kina, na koncerty, do teatru i filharmonii. Lubią też angażować się społecznie, dlatego na KUTW mamy sekcję wolontariacką. Tylko, żeby wychodziły… Jest z tym problem? Ludzie zamykają się w czterech ścianach? Wielu seniorów korzysta z ofert uniwersytetów trzeciego wieku, domów i klubów seniora, ale jest też gros ludzi, którzy po śmierci współmałżonka zostają zupełnie sami w swych czterech kątach. Przeważnie są to mężczyźni, ich trudniej wyciągnąć do ludzi. Druga kwestia, że wdów jest więcej, bo panowie szybciej odchodzą… Osiemdziesiąt procent słuchaczy KUTW to kobiety. Wdowców jednak można policzyć na palcach, większość panów przychodzi z żonami. Pani także jest babcią. Bardzo aktywną.
Tak, niestety mój czteroletni wnusio Tymek wie, że babcię trudno zastać, bo albo jej nie ma, albo gada przez telefon lub siedzi przy komputerze albo pali papierosa (śmiech). Na szczęście syn ożenił się z sąsiadką i mieszka piętro niżej, więc nie zdążymy za sobą zatęsknić. I dzięki temu babcia może wspierać inne babcie… Ruch senioralny w Polsce jest naprawdę żywy. Zapoczątkowała go Halina Szwarc i to działanie okazało się niesamowicie potrzebne. Ludzie, którzy przechodzą na emeryturę łakną takich rozwiązań. Chcą, by im coś zaproponować, podpowiedzieć… Dać bodziec do działania! Statystują Państwo w filmach, biorą udział w pokazach mody… Dzisiejszy senior ma jakieś granice? Nie. Ja do niedawna umiałam nawet zrobić szpagat (śmiech). Jak będzie trzeba, nadal przeskoczę przez płot czy wejdę na drzewo. Po jednym z pokazów mody podeszła do mnie starsza pani, dziękując za inspirację i przypomnienie, że my - seniorzy - też chcemy być modni, kolorowi. Nie chcemy nosić wiszących, szaroburych ubrań w za dużych lub za małych rozmiarach, a dopasowane - stworzone z myślą o nas. Lubimy o siebie dbać, podobać się, słuchać komplementów, to się z wiekiem nie zmienia. Senior chce i może być atrakcyjny!
Senior nie bierze już udziału w tym wyścigu szczurów. Nie walczy o premię, etat, awans… On się realizuje już tylko i wyłącznie dla siebie. I to jest piękne! BOŻENA SAŁACIŃSKA KAZIMIERZOWSKI UNIWERSYTET TRZECIEGO WIEKU
Panią widziałam w reklamie telewizyjnej promującej ekologię… Tak. Wszyscy pytali, ile zarobiłam, a moim zyskiem była głównie kolejna przygoda. Trzeba mieć trochę dystansu do siebie. Senior potrafi narysować, zaśpiewać… A wie pani co go odróżnia od młodszych pokoleń? On to robi z prawdziwą radością. Nie bierze już udziału w tym wyścigu szczurów. Nie walczy o premię, etat, awans… On się realizuje już tylko i wyłącznie dla siebie. I to jest piękne! Pani z pasją fotografuje… Tak, kocham to. I wcale nie zaraziłam się od męża ani syna, którzy są fotografami. Zawsze fotografowałam. Kiedyś nawet wygrałam jakiś
konkurs, ale już mi się nie chce przeczesywać dysków, aby odszukać konkretne kadry. Żyję ciągle w biegu. Widzę torbę na kółkach - dużo ma Pani na co dzień dźwigania? W sumie tak. Seniorzy potrzebują gratyfikacji, więc nieustannie jestem w trakcie pozyskiwania dla nich jakichś nagród. Książek, kremów czy przyrządów do wydłubywania pestek… Każdy drobiazg cieszy. Nie mam auta, bo miałam ciężką nogę i je zajeździłam, więc teraz z Fordonu do miasta jeżdżę autobusami. Bywało, że dźwigałam po dziesięć książek na każdym ramieniu. Koleżanki sprezentowały mi taką praktyczną torbę, dbają o mnie (śmiech). Odwiedzacie z występami artystycznymi domy seniora… Tak. Chcemy ich bawić, przynosić radość. Wielu tam smutnych ludzi, część pewnie jest samotna. Współpracujemy też z fundacją Dr Claun, wspierającą chore dzieci. Słyszałam, że w świecie seniorów, wbrew stereotypom, coraz więcej multimediów, nowoczesności… Jak odchodziłam z pracy, nie lubiliśmy się z komputerem, czas na wdepnięcie w świat informatyki przyszedł na emeryturze. Facebooka opanowałam. Sprawnie zgrywam fotki, piszę relacje z wydarzeń. Aktualizuję naszą stronę www. Moje koleżanki także śmigają po sieci. Wrzucają zdjęcia swych obrazów na fanpejdże, zanim jeszcze wyschnie farba. Cieszą się z lajków tak samo jak młodzi. Wrzucają do netu kadry ze spaceru z ukochaną wnusią. Potrafią przez internet wyszukać lekarza, a na kursach komputerowych uczą się obróbki zdjęć w Photoshopie i programów graficznych. Nadążają, a nawet potrafią młodszym pokoleniom zaimponować… Od razu jawi się mi obrazek, gdy dziadek pokazuje coś wnuczkowi… Zawsze mówiło się, że senior jest najmądrzejszym członkiem rodu. Dziś jednak musi walczyć o swój autorytet, co wcale nie jest takie proste. Trzeba być na bieżąco, także po to, by nie być uzależnionym od młodych. Oczywiście nie każdy tak to widzi. Od niejednej koleżanki słyszałam: aaa, syn mi to zrobi, nie muszę tego umieć. Ale guzik prawda! Młodzi dziś żyją intensywnie i nie są na każde nasze zawołanie, musimy sobie radzić sami. Senior też nie jest na każde zawołanie… I bardzo dobrze. Znam babcie i dziadków, którzy są bardzo asertywni. Wspierają swoje dzieci, kiedy mają czas, ale otwarcie mówią, że np. w czwartek grają w brydża albo w szachy i nie będą dyspozycyjni. Dziś tzw. babcia na gwizdek, już nie jest normą, ale ma prawo do swojego życia. Ci którzy bezrefleksyjnie podporządkowują się młodym, bywają wykorzystywani. Moja rada: chcesz być szanowany, szanuj siebie! Młodzi to rozumieją? miasta kobiet
grudzień 2015
7
jej portret przybył z delegacją z pobliskiego zakładu pracy i śmiał się, że widać mi halkę… Tak to się zaczęło (śmiech). Po czterech latach wzięliśmy ślub, a po dziesięciu pojawił się Radek, nasz jedyny syn.
Tak, bo tu nie chodzi o to, by nie pomagać im wcale, ale by nie być na wyłączność. Wbrew pozorom kochające dzieci szybko odkrywają, jak dobrze mieć dziadka czy babcię, którzy są aktywni. I nawet doceniają, że jest z naszym seniorem o czym porozmawiać, że ma dobry humor, nie dzwoni z każdą pierdołą, nie siedzi godzinami przed telewizorem z pilotem w ręku, a ma ciekawe życie. To widzą nawet wnuczęta. W zeszłym roku do jednego z moich sędziwych kolegów, który był Mikołajem w galerii handlowej, podeszła dumna wnusia i powiedziała: ten mój dziadek to wszystko potrafi! Tak, senior nadal może być autorytetem. Nie jest tylko przykutym do łóżka, bezwolnym staruszkiem.
Została Pani Seniorką Roku w plebiscycie „Expressu Bydgoskiego”. Uniwersytet Kazimierza Wielkiego uhonorował Panią prestiżowym medalem Casimirus Magnus… Ludzie doceniają to, co robię społecznie i to cieszy, ale nagrody tego typu zawsze zaskakują i są miłym uhonorowaniem mojej pracy.
Walczy Pani z tym stereotypem? Sama pamiętam swoją babcię. Jej siwy koczek, szarobure, acz dostojne ubranie… Skromność i podporządkowanie. Kiedyś myślałam, że też taka będę na starość. Teraz myślę: nie ma mowy! Chcę żyć kolorowo, ciekawie. I działać, działać, działać!
Ale bywa, że życie emocjonalne seniora nabiera rumieńców, gdy ten się zakochuje… Tak. O miłości seniorów można niejedną książkę napisać! W każdym wieku jest na nią czas i zawsze przynosi te same emocje. Owdowiali seniorzy rzadko ponownie biorą ślub, ze względu na dzieci i ewentualne konsekwencje spadkowe, ale łączą się w pary i są szczęśliwi.
Jednak chyba część seniorów tęskni za wielopokoleniowymi domami… Też prawda, mieszkamy na większych przestrzeniach, z daleka od siebie, odwiedzamy się rzadko… Kiedyś wszyscy spali pod jednym dachem, jak było ciasno, obijali się o siebie, ale była między nimi więź. Dziś można się czuć samotnym we własnym domu. Nie twierdzę, że dawniej wszyscy seniorzy byli szczęśliwi, bo życie rodzinne też potrafi dać w kość. Ale nie było w ich oczach takiej samotności…
32015T4JBA
E
Ma Pani w ogóle czas dla siebie? Nie mam prywatności w tej chwili. Nawet z mężem, godzinami rozmawiamy o seniorach i tym, co jest do zrobienia. Czasem myślę, że to chore, ale ciągle trzeba myśleć o pozyskiwaniu środków na kolejne inicjatywy, nie jest to łatwe i wymaga czasu. Poza tym - mimo wszystko - dobrze mi z tym. Czuję się spełniona.
Słyszałam, że wiele Pani dla mieszkańców miasta zrobiła. Zawsze było tak szybko, aktywnie i społecznie? Od dziecka uwielbiałam pełnić ważne funkcje - przewodniczącego w szkole, starosty na studiach… A potem przyszły poważniejsze tematy. Współtworzyłam bydgoskie Towarzystwo Zapobiegania Narkomanii, w czasach, gdy w Polsce MONAR dopiero raczkował. Udzielałam się na rzecz przeciwdziałania alkoholizmowi. Działałam w harcerstwie. Chyba mogę powiedzieć, że praca społeczna stała się moją pasją. Czasochłonną, ale przy jednym dziecku mogłam sobie na to pozwolić.
I lęku przed tym, że bliscy mogą ich oddać do domu opieki? To dziś niestety modne. Dokładnie - niestety. Senior to nie mebel, który można wystawić z domu, kiedy się zestarzeje. Mnie osobiście bardzo się to nie podoba. Sama zmuszona byłam po trzecim wylewie oddać mamę do domu opieki, ale bardzo to przeżyłam. Nie chciałam tego, ale nie byliśmy już w stanie sami jej pomagać, ze względu na niezbędną aparaturę. Takie sytuacje jestem w stanie zrozumieć. Ale jeśli babcia czy dziadek normalnie sobie żyją, są mobilni, chodzą na spacery, potrafią zrobić sobie kanapkę, kiedy są głodni, sami załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne i nagle są separowani od rodziny, są - moim zdaniem - okrutnie krzywdzeni - i to przez najbliższych. R
Działa też Pani w Ministerstwie Polityki Społecznej… W radzie senioralnej zostałam zaproszona do współpracy. Pracuję w Sejmowej Komisji Polityki Senioralnej, nie będąc posłanką. Jestem członkiem Bydgoskiej Rady Seniorów. Będziemy walczyć o kolejne łóżka geriatryczne dla Bydgoszczy, bo mamy ich zdecydowanie za mało. Brakuje też lekarzy specjalizujących się w leczeniu seniorów, do którego z powodu wielu schorzeń należałoby podchodzić całościowo.
Bardzo się Pani zmieniła z wiekiem? Myślę, że nie. Zawsze byłam ambitna i pracowita, a jak się czegoś podejmowałam, to na sto procent. Tak mi zostało. Uważam, że ludzie się nie zmieniają, tylko życie się zmienia….CP
*Bożena Sałacińska Przewodnicząca Rady Seniorów w KUTW. Przed emeryturą pracowała m.in. w poradni psychologiczno-pedagogicznej, w urzędzie miasta, w szkole i na uczelni. Zajmowała się resocjalizacją na różnych stanowiskach - od szeregowego pracownika po wizytatora.
Jakie studia Pani skończyła? Pedagogikę szkolną, zaczęłam od pracy w szkole podstawowej. To tam poznałam mojego męża. W Dniu Nauczyciela zresztą. Miałam na sobie bardzo modną wówczas sukienkę z wystającą spod spodu białą koronką. Miłosz K
L
A
M
A
1523615BDBHA 935815TRTHA
NA POGRANICZU SNU
HELIOS BYDGOSZCZ - GALERIA POMORSKA KULTURA DOSTĘPNA ZA 10 ZŁ, KAŻDY CZWARTEK, GODZ. 18.00
każdy czwartek
do
31
stycznia
W ramach festiwalu Camerimage w Galerii Miejskiej bwa została otwarta wyjątkowa wystawa. Prezentuje prace znanego na całym świecie artysty - Zdzisława Beksińskiego. Wśród ponad 200 prac znajdziemy nie tylko rysunki, ale także fotografię, malarstwo, grafikę. Malarstwo powstałe w dojrzałym i późnym okresie życia Beksińskiego, reprezentuje najwięcej prac o charakterze fantastycznym. Wiele z nich prezentowano na wystawach w kraju i za granicą. Niezwykła twórczość Polaka, na pograniczu snu, jest bowiem bardzo ceniona na świecie. Wystawę pt. „Zdzisław Beksiński. Poza snem” oglądać możemy do końca stycznia 2016.
ZDZISŁAW BEKSIŃSKI, XY42, POCZ. LAT 70., 122 X 98 CM, OBRAZ ZE ZBIORÓW MUZEUM HISTORYCZNEGO W SANOKU
Polskie filmy to nie tylko kultowe komedie Barei, lecz coraz szerszy wachlarz współczesnych produkcji. Doceniane przez widzów realizacje minionych kilku lat można oglądać w ramach projektu „Kultura dostępna w kinach” we wszystkich kinach Helios w kraju, a więc i w naszym bydgoskim w Galerii Pomorskiej. Dzięki inicjatywie minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, każdy z filmów dostępny jest za jedyne 10 złotych! W ramach cyklu zobaczymy m.in. film „Być jak Kazimierz Deyna” (26.11.), opowiadający historię Kazika, który chce być jak słynny sportowiec, który strzela gola w meczu z Portugalią. Niestety, chłopcu brak talentu do piłki nożnej… Wyświetlony zostanie także film „Polskie gówno” (3.12.), według scenariusza Tymona Tymańskiego, opowiadający historię bandu, który podczas trasy koncertowej kładzie na szalę własne ideały i przyjaźń. Wybrać się można też na „Nieulotne” (10.12.), poznając historię słodko-gorzkich hiszpańskich wakacji Michała i Kariny. A na koniec, tuż przed świętami, wyświetlona zostanie „Pani z przedszkola” (17.12.), która wkroczy w życie pewnego znudzonego małżeństwa. Nikt już chyba nie ma wątpliwości, że jesienne i zimowe, czwartkowe wieczory warto zarezerwować właśnie dla kina Helios - zwłaszcza, że każdy seans kosztuje tylko 10 zł! Start filmu zawsze o godzinie 18.00.
GALERIA MIEJSKA BWA BYDGOSZCZ, CZYNNA DO 31 STYCZNIA 2016
1494215BDBHA
GDZIE JEST GRANICA? TEATR IM. W. HORZYCY TORUŃ, 1-3 GRUDNIA Nie ma Cię w internecie? Nie istniejesz. To stwierdzenie już nie szokuje, a już na pewno nikogo z grona nastolatków. „Cyber Cyrano” w reżyserii Uli Kijak, to opowieść inspirowana prawdziwą historią, osadzoną w świecie portali typu Facebook czy Twitter. Okazuje się, że to wirtualna rzeczywistość i nasze bycie lub niebycie w niej decyduje o naszej atrakcyjności, popularności, a nawet… egzystencji. W cyberprzestrzeni kwitnie miłość, przyjaźń, ale też manipulacja emocjami i ludzkimi potrzebami, żerowanie na zaufaniu i naiwności… Jak radzą sobie z tym młodzi ludzie? Aktorzy Teatru im. W. Horzycy opowiedzą nam o tym na scenie na zapleczu aż czterokrotnie z początkiem grudnia - o różnych godzinach. Bilety 20-30 zł.
1493015BDBHA
R
E
K
MOZAIKA MELODII
5
DWÓR ARTUSA TORUŃ, 5 GRUDNIA, GODZ. 18.00
grudnia
1-3
grudnia
L
Do muzycznej przestrzeni pełnej światła i emocji w najczystszej postaci zaprasza formacja FOURS collectiva, która wystąpi w toruńskim Dworze Artusa już 5 grudnia. Słynący ze swych eksperymentów z dźwiękami artyści zostali dostrzeżeni nie tylko w siódmej edycji Mam Talent (półfinaliści), są także laureatami Konkursu Instytutu Muzyki i Tańca na Jazzowy Fonograficzny Debiut Roku 2014. A lubią mieszać i zaskakiwać, łącząc m.in. drum’n bass, muzykę klasyczną, jazz i etno, funk i elektronikę. Jak im to wychodzi? Na pewno niebanalnie, ale najlepiej sprawdzić tę mozaikę melodii osobiście. Bilety już w sprzedaży w cenie 30-35 zł.
A
M
grudzień
KULTURALNA ZADYSZKA
kultura w sukience
A
prezenty
Xperia Z5 Compact - telefon Bonda SONY CENA: 2599 zł
Zestaw do wina Garcon and Co L'atelier du Vin CENA: 164 zł
Książka „Dziewczyna z pociągu“ Wydawnictwo: Świat Książki CENA: 30 zł
DLA NIEGO COŚ DLA GADŻECIARZY, TELEMANIAKÓW, ELEGANTÓW, FANÓW ADRENALINY… A CO TWÓJ MĘŻCZYZNA ZNAJDZIE POD CHOINKĄ?
Serial „Breaking Bad” - kolekcja DVD CENA: ok. 100 zł za sezon
Klasyczny zegarek Atlantic CENA: 895 zł
Dior Sauvage woda toaletowa Sephora CENA: od 309 zł
Skok ze spadochronem
Bujające się szklanki do whiskey Sagaform CENA: od 79,90 zł
Modny krawat typu Stanford Vistula CENA: od 119 zł
Kubek TINGU CENA: 29 zł
Słuchawki bezprzewodowe bluetooth Philips CENA: 190 zł
miasta kobiet
grudzień 2015
11
CENA: od 500 zł
tabu
Dyplom z godności CZŁOWIEKA
Świat się teraz z tego śmieje… Ale ten sam świat też mami i szuka ludzi sukcesu. A za kratami jest dużo takich, którzy chcieli mieć ten sukces szybko i łatwo. TEKST: Lucyna Tataruch ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski
A
nna Stranz pierwszy raz w więzieniu była 12 lat temu. Pamięta, że od wejścia czuła się tam źle. Ona niewysoka blondynka o łagodnych rysach twarzy i trzask krat, kontrole służby więziennej, szara sceneria. Ludziom, których spotkała w środku, nawet nie spojrzała w oczy. Ta wizyta nie trwała długo, ale pani Anna zdążyła wykonać swoje zadanie. Tego dnia była pilotem grupy Jana Budziaszka, perkusisty Skaldów, który znany jest nie tylko ze swojej muzycznej działalności, ale i jako świecki rekolekcjonista. Już wtedy jeździł do więźniów i głosił Słowo Boże. - Nie planowałam tego, ale mówi się, że w życiu nie ma przypadków - tłumaczy cicho, z lekkim uśmiechem. - Kiedy szliśmy tam w maju, w Roku Różańca, wydawało nam się, że to będzie tylko jedno spotkanie. Ale tak zrodziła się cała działalność: spotkania, warsztaty, programy artystyczne, modlitwy, świadectwa. Poczuliśmy, że do tych ludzi po prostu trzeba trafić. Do tych ludzi, czyli do więźniów, skazanych, osadzonych. Lub do braci, jak mówią członkowie Bractwa Więziennego. Co to za osoby? - Nie ma reguły. Spotkaliśmy doktora historii sztuki, prawników, lekarzy, talenty - wymienia.
12
miasta kobiet
grudzień 2015
- Ludzi po studiach i takich bez szkoły podstawowej, od zawsze w kryminale. Nikt z nas się nad tym nie zastanawia, to nie ma znaczenia. Czy to morderca, gwałciciel, złodziej czy niewinnie zamknięty? Nie wiemy.
TRZASK KRAT Ja też tego nie wiem, gdy pewnej środy stawiam się pod wskazany mi przez panią Annę Oddział Zewnętrzny Aresztu Śledczego w Bydgoszczy. Podejrzewam jedynie, że nie jest to miejsce dla przestępców największego kalibru. Przecież chyba nie pozwolono by mi, ot, tak wejść i posiedzieć bez opieki obok kogoś, kto wcześniej mordował? Jest trzask krat, są kontrole i zdawkowe rozmowy z funkcjonariuszami. - Więźniowie uczestniczą w tych spotkaniach tak szczerze, z chęci? Czy jedynie po to, żeby nie siedzieć w celi? - pytam policjanta, który chowa moją torbę do szafki. - Nie wiem, proszę ich o to pytać - odpowiada niechętnie. - Przychodzimy tu co tydzień. Fajnie jest - mówi mi później jeden z osadzonych, Maurycy, na oko 30-letni, któremu zostało jeszcze 2,5 roku więzienia. Siedzi naprzeciwko mnie przy stole w sali widzeń, choć pokój ten wygląda jak zwykła świetlica szkolna. Chłopak uśmiecha
się do mnie. Nie wiem, czy mówił poważnie, bo przez kilka kolejnych godzin już nie rozmawiamy. Najpierw słuchamy programu poetyckiego zaproszonej na występ Kornelii Kijak. Potem Maurycy razem z innymi więźniami śpiewa pieśni religijne przy akompaniamencie gitary pani Anny i modli się ze złożonymi rękoma. Patrzę na niego, nie kryjąc zdziwienia, on jednak zupełnie tego nie zauważa. Ma na sobie niebieskie dresy, czarną koszulkę, jest łysy. Takich chłopaków jak on mijam codziennie w mieście. Nie wyglądają na zbyt religijnych. Na to spotkanie przyszło ośmiu więźniów. Z reguły jest ich więcej. Każdy, kto wchodzi, bez wahania mówi: „Szczęść Boże”. - Trudno powiedzieć, czy te osoby, które przychodzą, są naprawdę wierzące - wyjaśnia mi Anna Stranz. - W liście świętego Jakuba możemy przeczytać, że diabeł wierzy i drży, tylko nie słucha. Sama wiara o niczym nie świadczy. Ale generalnie wszyscy raczej deklarują swoją wiarę. Pytanie tylko, czy kochają Boga? Wie pani, kochać Boga to znaczy być mu posłusznym. Więźniowie raczej nie byli, chociaż są różne przypadki. Pani Anna podkreśla, że więźniowie są na Bractwo otwarci. Niektórzy przychodzą porozmawiać lub poprzeszkadzać, ale wolontariusze zawsze starają się dotrzeć do ich wnętrza.
tabu Jakie są efekty? Tego tak naprawdę nigdy się nie dowiedzą, ale twierdzą, że po dwóch godzinach spotkania widać już, że osadzeni inaczej się zachowują. Nawet jeśli ktoś się kręci, śmieje się czy hałasuje, to przecież trzeba zrozumieć. Takie tłumaczenie kojarzy mi się z opisem niesfornych chłopców w szkole, jednak po chwili słyszę: „…bo przecież jak jeden z drugim całe życie kradł czy bił, a teraz ma przyjść i słuchać poprawnych rzeczy, może jeszcze ręce złożyć, no to dla niego to jest śmieszne”. - Zauważamy dobre sygnały. Na przykład teraz we wrześniu był ślub jednego z naszych podopiecznych, Andrzeja, recydywisty - dodaje pani Anna i z tonu jej głosu wnioskuję, że naprawdę lubi tego człowieka. - 20 lat z ogonkiem odsiedział. Jak przyszedł do nas pierwszy raz, miał zamiar jedynie się pokłócić Stało się inaczej. Został wiernym uczestnikiem spotkań Bractwa. Musiał przejść przez wielką przełęcz, przeskoczyć na inny sposób myślenia, porzucić swoją subkulturę, co nie zawsze jest takie bezkarne. Obecnie wraz z żoną Laurą prowadzą prywatną firmę. Pracują, rozwiązują problemy i bawią się na trzeźwo, a nawet pomagają innym. Słyszę też o Tomku spod Solca Kujawskiego, który odsiedział około 5 lat za rozboje i napady. Był narkomanem, dzisiaj ma stałą pracę, do której potrafi wstać o 6 rano i jeszcze 5 kilometrów iść pieszo przez las, bo nadal jeszcze ma zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Nie narzeka, pomaga innym i całkowicie zerwał z dawnym środowiskiem. - Odciąć się od przeszłości to jest podstawa - przekonuje pani Anna. - I nie jest to łatwe, bo dawni koledzy próbują odzyskać dawnego przyjaciela. Jest jeszcze przypadek szczególny, czyli Paweł recydywista, który trafił do więzienia jako narkoman, nawet bez szkoły podstawowej. - Dzięki wsparciu Bractwa ukończył podstawówkę, liceum i studia na kierunku resocjalizacji. Ukończył też dwuletni kurs terapeutyczny. Obecnie ma zatartą karę - wymienia pani Anna.
ŚWIĘTY ZZA KRAT Sukcesów jest więcej. Działalność Bractwa Więziennego to również współpraca z innymi organizacjami, seminaria czy sympozja, na które zapraszani są ludzie ze świata nauki, duchowni i świeccy. Odbyło się już kilka poważnych konferencji, np. „W poszukiwaniu alternatywnych metod resocjalizacji” 13 maja 2006 roku w KPSW, w 25. rocznicę zamachu na Jana Pawła II, z inspiracji nieżyjącego już księdza dr. Jerzego Woźniaka, czy seminarium w AŚ „Jesteście skazani, ale nie potępieni”. W 2009 roku na ich wniosek Episkopat Polski ogłosił Ogólnopolski Dzień Modlitw za Więźniów. Rok temu w ramach Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej udało się zorganizować w WSG debatę „Stop ekonomii wykluczenia”. - To są bardzo ważne akcje, bo zmieniają optykę społeczeństwa. Wielu ludzi deklaruje swoją wiarę i zamiast osądzać, przekreślać innych, powinni włączyć się w modlitwę kościoła. Grzesznicy przecież są też na wolności, a wielu świętych wyjdzie zza krat - podkreśla pani Anna. Odnoszę wrażenie, że jest w stu procentach pewna tego, co mówi.
Po resocjalizacji, już na wolności zawsze najtrudniejsze jest zderzenie ze starą rzeczywistością. Finał bywa różny. - Kolega wolontariusz zapytał kiedyś więźnia na spotkaniu: „Bracie, kiedy Ty ostatni raz byłeś na przepustce?”. A on na to: „Byłem tydzień temu i zarobiłem 33 lata”. Okazało się, że zamordował żonę, a teścia prawie - wspomina pani Anna, spuszczając wzrok. - Patrzyłam na tego człowieka i zastanawiałam się, co on może czuć, co na to jego sumienie. Wydawało mi się, że ma niepokój w oczach. Potem widziałam też, jak pracował społecznie w tym więzieniu… i chyba te wyrzuty sumienia jednak w nim były. Ukryte. Człowiek jest tajemnicą. Nigdy nie wiadomo, czy to ziarno i dobre słowo, które rzucamy na twardy grunt, nie wyda dobrego owocu. Pani Anna kiełkujące ziarno widziała już nieraz.
Na to spotkanie przyszło ośmiu więźniów. Każdy, kto wchodzi, bez wahania mówi: „Szczęść Boże”. Trudno powiedzieć, czy te osoby, które przychodzą, są naprawdę wierzące. ANNA STRANZ BRACTWO WIĘZIENNE
OFIARY PO OBU STRONACH Czy ta wiara niekiedy nie jest naiwna? Pytam panią Annę, co musiałoby się stać, by zwątpiła w drugiego człowieka, a raczej w szansę na jego poprawę. - Wśród tych setek ludzi, których poznałam, zdarzyło się może dwóch, którzy w relacjach z nami mieli prawdziwego ducha złodziejstwa - tłumaczy spokojnie. - To taka postawa wyłudzacza, dwie osobowości. Jedna stara się współpracować, druga oszukać. Inni nasi podopieczni, którzy trwali w złu, sami twierdzą, że mieli manifestacje demoniczne, spotkali złego ducha, a dziś oburącz trzymają się wspólnoty - wracają do Kościoła, korzystają z sakramentów, zdarza się, że i z posługi egzorcysty. Generalnie świat się teraz z tego śmieje… Ale ten sam świat też mami i szuka ludzi sukcesu. A za kratami jest dużo takich, którzy chcieli mieć ten sukces szybko i łatwo. Może już wiedzą, że nie warto? Wśród tych setek historii, była jednak taka, o której pani Anna dużo myślała. Tego więźnia dobrze pamięta - wyglądał bardzo subtelnie, był inteligentny i na spotkaniu pięknie czytał przygotowane przez wolontariuszy treści. Chciał iść z Bractwem na pielgrzymkę dla niepełnosprawnych, pchać wózek. - Nie wiedzieliśmy, za co
siedzi - przyznaje. - Okazało się, że zamordował dziewczynkę na tle seksualnym. Mówił, że to nieprawda. Ale gdy wyszedł, na przerwę albo może na warunkowe, to zrobił drugi raz to samo. Na kolejnych spotkaniach Bractwa nadal był proszony o czytanie. Pani Anna oczami wyobraźni widziała wtedy na jego rękach krew. - Było mi bardzo ciężko. Znam taką kobietę z Bydgoszczy, której syn został zamordowany przez sąsiada. Widziałam jej głęboki ból, z którym musiała normalnie żyć. Przeżywała nieustannie cierpienie swojego dziecka. Ale gdy towarzyszyłam jej w rozmaitych sytuacjach, zawsze mówiła mi też, że ofiary są po obu stronach. Ten, który dopuścił się takiego czynu, tak naprawdę też kasuje swoje życie - bo co to za życie za kratami? No i często traci rodzinę, bliscy się odsuwają.
BEZ OGRANICZEŃ - Do pracy w Bractwie najbardziej nadają się ci, którzy myślą, że się nie nadają - stwierdza pani Anna na bazie własnego doświadczenia. - Ja sama nie grałam na gitarze, nauczyłam się po to, żeby prowadzić zajęcia i śpiewać. Lubię to robić. Drukuję więzienne śpiewniki, na jednej kartce 30 piosenek, rozdaję więźniom. Oni przez ten śpiew też się otwierają. Gdy pytam o motywację, słyszę o pasji. Tylko ona nie obumiera, gdy potrzeba jest jakichś poświęceń. A na taką działalność poświęca się przede wszystkim czas. - Trzeba zrezygnować trochę z kontaktu ze znajomymi, z tych rodzinnych seriali, nad którymi akurat najmniej boleję. Zawsze jest coś za coś. Do mnie to przyszło, gdy myślałam, że już wszystko w życiu zrobiłam. Że teraz będzie już tylko laba, wycieczki, wygoda. Okazało się, że to najbardziej pracowity czas w moim życiu. Mam to po mamie, dla której drugi człowiek zawsze był ważny. Pamiętam do dziś jak było w dzieciństwie. Nie mieliśmy zbyt wiele pieniędzy. Ale gdy chodzili kolędnicy, to mama zawsze zapraszała ich do środka i sprawdzała, kto ma mokre skarpety albo jest głodny. Nam brakowało, ale dzieliłyśmy się swoim. To w człowieku zostaje. Ogromne wrażenie zrobił na pani Annie, Nick Vujicic, autor książki „Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń”, którą podczas naszej wizyty w areszcie dostał w prezencie więzień Maurycy. - Przeczytaj to, zobaczysz, że wszystko jest możliwe - tłumaczyła mu spokojnie. - Jeżeli taki człowiek jak ten Nick potrafi robić tak wielkie rzeczy, jedną drobną stópką pisać, grać i zadziwiać świat, to ile może jeszcze ktoś inny, kto nie zna swojego potencjału? Robiliśmy wcześniej warsztaty malarskie. Proszę sprawdzić na naszej stronie internetowej, jak więźniowie malowali reprodukcje znanych obrazów - przekonuje mnie moja więzienna przewodniczka. - Nie pomyślałaby pani, że to oni… Może to tylko takie zwykłe zajęcia, ale my w trakcie tego malowania rozmawialiśmy na różne tematy, poznawaliśmy się. To wyzwala. Potem kilka osób wychodziło na wolność i widać było, że ci ludzie do czegoś dążą. Dla nich te prace były jak dyplom z godności człowieka.CP napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl miasta kobiet
grudzień 2015
13
mama
ODJECHANE
INSTRUKTORKA BUGGYGYM - MONIKA KAMIŃSKA (PIERWSZA Z LEWEJ) SAMA JEST ŚWIEŻO UPIECZONĄ MAMĄ
Jasne, że można iść na spacer z wózkiem i z nudów obdzwaniać koleżanki, których nie widziałyśmy 10 lat. Ale w tym czasie można też zrobić coś dla siebie - mówią dziewczyny z BuggyGym i pokazują, na co je stać. TEKST: Dominika Kucharska ZDJĘCIA: Tomek Czachorowski
14
miasta kobiet
grudzień 2015
B
ywają takie dni, że szybciej je usłyszysz, niż zobaczysz. Gdy jeden maluch zaczyna łkać, wystarczy chwila, by kolejne solidarnie dołączyły się do chóralnego płaczu. Improwizowany utwór nie trwa długo, ale zdąży ściągnąć spojrzenia przechodniów na tę nietypową, wesołą grupę. Tak więc, gdy nie tylko usłyszysz, ale i dostrzeżesz na swoim osiedlu ekipę matek, robiących pompki albo wymachy nóg, opierając się na rączce dziecięcego wózka, wiedz, że z nimi wszystko OK, a nawet i lepiej.
WÓZKOWA SIŁOWNIA Wspomniane wygibasy przy wózkach to buggygym, czyli, w wolnym tłumaczeniu, wózkowa siłownia. Do Polski tę aktywność sprowadziły dziewczyny z Bielska-Białej. Natomiast prekursorką na naszym lokalnym gruncie jest bydgoszczanka - Monika Kamińska. - Uwielbiam sport, ruch. Jak zostałam mamą, to absolutnie nie miałam zamiaru tego zmieniać. Wpadłam na pomysł, że fajnie byłoby lepiej spożytkować czas, który przeznaczamy na spacer z dzieckiem. W trakcie codziennej przechadzki, zamiast wydzwaniać do znajomych, których nie widzieliśmy dziesięć lat, można się trochę poruszać i zgubić pociążowe kilogramy - wspomina. Monika swoją wizją pobiegła podzielić się z koleżanką Karoliną Łengowską. Ta ogarnęła to swoim mene-
dżerskim umysłem i uznała pomysł za świetny. - Pomyślałyśmy, że to genialne, innowacyjne i trzeba to koniecznie rozpropagować w całej Polsce! Internet zweryfikował nasze dalekosiężne plany, bo okazało, że na ten genialny pomysł ktoś wpadł parę miesięcy wcześniej. Po prostu ktoś wcześniej urodził dzieci - śmieją się. Zamiast od podstaw rozwijać własną ideę, pod koniec lipca dołączyły do Stowarzyszenia BuggyGym Polska i założyły bydgoski oddział. Z ofertą wspólnych treningów uderzały do wszystkich miejsc, w których gromadzą się mamy. Na liście były więc kluby mam, szkoły rodzenia, poradnie, żłobki, kawiarenki… - Gdzie szłyśmy, tam rozdawałyśmy ulotki - wspominają. Niezawodny okazał się też internet, w tym portale internetowe dla rodziców i oczywiście Facebook. W międzyczasie do projektu dołączyła jeszcze Dominika Iwanek, kolejna bydgoszczanka zakręcona na punkcie sportu, która na co dzień pracuje w Domu Dziecka. Monika i Dominika zdobyły tytuły instruktorek BuggyGym, a Karolina wzięła na siebie część organizacyjną.
EKSPANSJA ODJECHANYCH MAM Od pomysłu do realizacji minęły zaledwie trzy tygodnie. Bydgoszczanki entuzjazmem zaraziły dużą grupę kobiet, które na Facebooku same upomina-
mama
ĆWICZENIA NA BRZUCH ją się o treningi. Obecnie regularnie ćwiczy z nimi nawet 50 mam. Na pojedynczym treningu stawia się około 10-15 uczestniczek. Co ważne, na zajęcia mamy mogą zabrać starsze dzieci. - Zdarza się, że maluchy przyjeżdżają na hulajnodze i próbują ćwiczyć z nami. Jedna mama przyprowadza swoją czteroletnią córkę, która dumnie prowadzi przed sobą mały wózek z lalką - mówią. Na początku spotykały się tylko w Myślęcinku, ale z czasem zaczęły organizować treningi także tam, gdzie mieszka najwięcej zainteresowanych BuggyGymem. Wszystko po to, żeby było wygodniej. Padło na osiedle Wyżyny oraz okolice nad Kanałem Bydgoskim. W planach jest dalsza ekspansja, choć już teraz na treningach zjawiają się mamy spoza Bydgoszczy.
WÓZKOWE MOŻLIWOŚCI Cały trening trwa godzinę i składa się z trzech części - rozciągania, części właściwej i części wyciszającej. Ćwiczeń, które można wykonywać z wykorzystaniem wózka, jest zaskakująco dużo. Dodajmy, że wózek może być najzwyklejszy. Nie trzeba kupować takiego z dodatkowymi funkcjami. Instruktorki BuggyGym podczas treningu najbardziej skupiają się na tych partiach ciała, które po ciąży wymagają wzmocnienia. Uczestniczki robią przysiady, pajacyki, wymachy, pompki… Są zakwasy, są i efekty zauważalne już po paru treningach. Podczas ćwiczeń na poziomie ziemi, mamy wyciągają dzieci z wózków i kładą je na rozłożone maty. Brzdące swobodnie raczkują, bawią się. - Potem ważne jest tylko, żeby do wózka odstawić swoje dziecko - żartuje Karolina. COŚ DLA SIEBIE - Czego chcą kobiety po ciąży? Zrzucić zbędne kilogramy, odzyskać sylwetkę i kondycję. My im to organizujemy. Mama kilkumiesięcznego brzdąca nie pójdzie z nim na fitness. Za to na spacer chodzi regularnie. Wiem doskonale, jak trudno samej zmobilizować się do ćwiczeń w domu, gdy dopiero co zostało się mamą. Zawsze jest coś ważniejszego, tyle nowych obowiązków, życie odwrócone do góry nogami. To powtarza-
ne „później” staje się tak odległe, że całkowicie ginie. Przez to kobiety zapominają o sobie. W grupie ćwiczy się raźniej. Mobilizujemy się wzajemnie. Uczestniczki mają jakiś plan na tydzień, a nie tylko ogólne „zajmę się dzieckiem”. No i przede wszystkim robimy coś dla siebie - podkreśla Monika. Latem ćwiczyły trzy razy w tygodniu. Zimą nie zamierzają rezygnować z treningów. - Przecież na spacer z dzieckiem wychodzi się także wtedy, gdy jest chłodniej. Jasne, że treningi zimowe nie będą tak samo forsujące jak te letnie. Będziemy ćwiczyć dwa razy w tygodniu. Jedne zajęcia będą na świeżym powietrzu, a drugie na sali. Oczywiście na salę zabieramy także dzieci.
NIC NA SIŁĘ BuggyGym można ćwiczyć tak długo, jak długo dziecko chce siedzieć w wózku. A kiedy można zacząć trenować? Nie ma jednej, konkretnej odpowiedzi. Każda kobieta po ciąży dochodzi do siebie w innym tempie. Sześć tygodni połogu nie zawsze wystarcza, aby w pełni czuć się na siłach. Dołączając do BuggyGym nie trzeba od razu wykonywać wszystkich ćwiczeń. - Podkreślamy, żeby słuchać swojego organizmu, nie robić nic na siłę. Zresztą spotykamy się w towarzystwie, gdzie przeżywamy podobny okres w życiu, mamy podobne obawy, problemy, rozumiemy się. Jak dziecko trzeba nakarmić, to mama robi sobie przerwę, a grupa w tym czasie wykonuje ćwiczenia stacjonarne, żeby się potem nie gonić. - Jak na ten wasz fitness przy wózkach reagują główni obserwatorzy, czyli dzieci? - dopytuję. - Maluchy, które mają już 4-5 miesięcy, bacznie obserwują wszystko, co dzieje się wokół. Dla nich taki urozmaicony spacer to możliwość poznawania nowych rzeczy. Dbamy, żeby podczas treningu dziecko miało kontakt wzrokowy z mamą. Podczas ćwiczeń stacjonarnych wózki są tak ustawione, żeby dziecko widziało ćwiczące. Widać zaciekawienie w oczkach. No i pewnie część z nich główkuje, co ta moja mama najlepszego wyczynia….CP napisz do autora d.kucharska@expressmedia.pl
- ćwiczy mama z dzieckiem Brzuszki z maluchem siedzącym na brzuchu mamy. Mama i dziecko są zwróceni do siebie twarzami. Ćwiczenia wzmacniające miednicę i pośladki - mama leży na plecach, nogi zgięte w kolanach, dziecko siedzi na brzuchu mamy. Mama i dziecko są zwróceni do siebie twarzami. Mama unosi biodra do góry i powoli opuszcza. 2 serie po 10 powtórzeń.
JAK BEZPIECZNIE WZMACNIAĆ MIĘŚNIE BRZUCHA, CZYLI JAK PRAWIDŁOWO WYKONYWAĆ BRZUSZKI? 1. P odczas ćwiczenia dolna część kręgosłupa powinna być przyklejona do podłoża. Jeśli nie jesteś w stanie ustabilizować w prawidłowy sposób odcinka lędźwiowego, poszukaj innej pozycji wyjściowej lub wykonaj ćwiczenie w takim zakresie, w którym jest to możliwe. 2. U stawienie odcinka szyjnego kręgosłupa w pozycji końcowej powinno pozostać takie samo, jak w pozycji wyjściowej. 3. P rawidłowo wykonany ruch podczas brzuszków polega na uniesieniu górnej części tułowia, czyli zgięciu odcinka piersiowego. 4. P rzed rozpoczęciem ćwiczeń właściwych powinnyśmy opanować umiejętność świadomej kontroli mięśnia poprzecznego brzucha. miasta kobiet
grudzień 2015
15
trendy
SOLAR SPÓDNICA 500 PLN
H&M SUKIENKA 229 PLN
RYŁKO CZÓŁENKA 280 PLN
NIECH SIĘ SKRZY
MANGO ŻAKIET 230 PLN
MANGO CLUTCH 190 PLN
YES PIERŚCIONEK 100 PLN
16
STRADIVARIUS TOREBKA 50 PLN
GIACOMO CONTI
KRUK KOLCZYKI 500 PLN
miasta kobiet
grudzień 2015
SOLAR SPÓDNICA 350 PLN
KAZAR CZÓŁENKA 500 PLN
1481915BDBHA
kontrowersje
Płeć bez tytułu
18
miasta kobiet
grudzień 2015
TEKST: Lucyna Taataruch
ZDJĘCIA: Monika Kokoszyńska
kontrowersje
Te fotografie nie zdradzają rewolucyjnych aspiracji. Nie są elementem walki politycznej ani kampanii społecznej. Pokazują jednak te same pęknięcia, z którymi spotkaliśmy się między innymi przy wyborze na posłankę osoby transseksualnej. Te same miejsca nadszarpnięcia społecznych szwów… - Tożsamość - to w tej perspektywie konstrukcja, chybotliwa, niejednoznaczna, zmienna i uszyta z nie zawsze pasujących do siebie materiałów - mówi Monika Kokoszyńska, autorka zdjęć. Niesamowitość jej fotografii rodzi pewną niewygodę. Odczuwaną tym silniej, im dłużej wpatrujemy się w anonimowe postaci. Są obce. Nie noszą znaków, dzięki którym możemy je ulokować w jakimś znanym nam kontekście, uczynić znajomymi. Są nagie i ową nagość,
rezygnację z jakiejkolwiek maski, wystawiają na pokaz. Widz nie może uciec w wygodną ocenę, bo brak tu jakichkolwiek wskazówek. Mógłby próbować podążyć za śladem permanentnego makijażu albo wyregulowanych brwi, ale niedaleko go to doprowadzi. Identyfikacja sportretowanych osób niepokojąco rozmywa się na oczach widza… Swoich bohaterów i bohaterki fotografka pokazuje w taki sposób, aby ich tożsamość płciowa była niejednoznaczna. Wydobywa momenty, które swoim niedookreśleniem wymykają się normie, jednocześnie ją kwestionując. Wykonane przez nią portrety pokazują, że owa norma wcale nie jest tak uniwersalna, tak wszechobowiązująca i tak nienaruszalna, jak chciano by wierzyć.CP
więcej zdjęć: monika.kokoszynska.com
miasta kobiet
grudzień 2015
19
PARTNER CYKLU
święta
CZEKAJĄC NA PIERWSZĄ GWIAZDKĘ Boże Narodzenie to przede wszystkim czas, kiedy powinniśmy być razem. Nie wychodźmy z założenia, że wszystko zrobimy lepiej. Włączmy w przygotowania naszych bliskich. To zaprocentuje nie tylko domem pachnącym świętami, ale radosnym śmiechem dzieci przy wigilijnym stole i umocnieniem rodzinnej więzi. TEKST: Justyna Król
Ś
więta, święta i po świętach… Dlatego warto zacząć się nimi cieszyć na długo przed Wigilią - nawet z końcem listopada. Już w tym okresie bowiem jest najlepszy czas, aby zasiąść z pociechami przy stole i przygotować ciasto na pierniczki. Gdy zapach przypraw korzennych rozejdzie się po domu, wszyscy domownicy poczują, że nadchodzi ten wyjątkowy, rodzinny, zimowy czas. Zaczną się marzenia o białym puchu i te, które warto wpisać na listę wyśnionych prezentów… Zanim jednak zabierzemy się za pisanie listu do Gwiazdora tudzież Mikołaja, warto zaplanować dzień na tzw. pierniczkowanie. Dzieci to uwielbiają! W co trzeba się zaopatrzyć? Poza składnikami typu mąka, jaja, proszek do pieczenia, miód, cynamon lub gotowa przyprawa do piernika, ważne będą foremki do wycinania kształtów. A na rynku znajdziemy już nie tylko
20
miasta kobiet
grudzień 2015
gwiazdkę, dzwonek i serduszko - jak za dawnych lat, ale też foremkę renifera, wiewiórki i wiele finezyjnych propozycji w iście bożonarodzeniowym klimacie. Ostatnimi czasy popularne są np. kształty imitujące nadgryzione ciastko. Gdy już obsypani mąką i uradowani z wyciętych pierniczków, włożymy je do piekarnika, możemy zacząć się zastanawiać nad tym, jak je ozdobimy. Z tym jednak należy zaczekać przynajmniej jedną dobę, aby pierniczki zdążyły ostygnąć. Opcji jeśli chodzi o ozdabianie pierniczków jest sporo. Mogą się tutaj przydać pisaki z lukrem, słodkie perełki i posypki w wielu kolorach. Dla chcących być bardziej eko i dbających o zdrowie, dobrą propozycją jest przygotowanie tych materiałów do ozdabiania własnoręcznie. Zwykły lukier można zabarwić naturalnie, np. burakiem, aby uzyskać róż - tego typu instrukcji znajdziemy w internecie bez liku. Zamiast gotowych cukro-
wych perełek zaś przygotować możemy drobno pokrojone suszone owoce, takie jak morele, żurawina, rodzynki. Do dekorowania wykorzystać można także samodzielnie przyrządzoną skórkę pomarańczy oraz orzechy czy migdały.
ZAPACHY I AROMATY Kiedy dom pachniał już będzie piernikami, z pewnością zapragniemy, by dodać jeszcze trochę tego świątecznego klimatu, a przemycać go możemy do naszych wnętrz stopniowo. Oczywiście wraz z latoroślami, które zawsze chętnie włączą się w takie zajęcia, bo po prostu lubią spędzać czas z rodzicami. A jeśli przy tym mogą działać twórczo, są jeszcze bardziej chętne do współpracy. Wśród propozycji na początek wymienić warto zabawę światłem, a mianowicie wprowadzenie do naszych domów świątecznego klimatu za pośrednic-
PARTNER CYKLU
święta
E
K
L
NIEIDEALNIE, ALE RAZEM! Angażujmy dzieci we wszystko, co możemy. Niech przeżywają te święta z nami. Niech pomogą nam dokonać wyboru bożonarodzeniowego drzewka, uczestniczą w jego ozdabianiu. Na zmuszajmy ich to podporządkowania się sztywnym regułom strojenia choinki, np. naszej wizji estetycznej, a dajmy im się ponieść fantazji. Zróbmy z naszymi dziećmi własne ozdoby na choinkę, np. łańcuchy - z szyszek, suszonych owoców, orzechów lub tradycyjne, papierowe, które wracają do łask jak jeden z sentymentalnych, iście polskich elementów bożonarodzeniowych. Wieszajmy na choince słodycze, które nasze dzieci będą mogły potem ukradkiem wykradać z gałązek. Pozwólmy naszym pociechom pomóc w przygotowywaniu opakowań do prezentów. Spróbujmy na przykład sami wykonać torebeczki z wyklejonymi przez dzieci z kolorowego papieru reniferami czy gwiazdorkami, albo przygotować świąteczne przywieszki do prezentów pakowanych w papier. Możemy stworzyć zabawne podpisy do upominków lub nawet - jeśli się wyrobimy - pokusić się o stworzenie autorskich kartek świątecznych, które wyślemy do bliskich. Niech będzie tradycyjnie! Takie spersonalizowane życzenia i upominki zawsze cieszą najbardziej. Gdy nadejdzie dzień Wigilii, postarajmy się nie generować niepotrzebnego stresu, a zadbać o spokój w tak pięknie przygotowanym domu. Wypatrujmy razem pierwszej gwiazdki. Pozwólmy dzieciom pomóc w nakrywaniu do stołu, pamiętając, że nie musi by idealnie! Musi być rodzinnie, wspólnie i ciepło. O to przecież chodzi w świętach, a tym najważniejszym bożonarodzeniowym akcentem niech będzie rubaszny śmiech dziecka, które czuje się szczęśliwe i kochane w gronie najbliższych - to najpiękniejsze zakończenie roku, jakie można sobie wyobrazić.CP A
M
A
385415TRTHC
DLA MAŁYCH RĄCZEK Im bliżej świąt, tym bardziej chcemy czuć ich aromat, zapach i smak. Sięgamy więc po to, R
one zaproszą nas do siebie na Wigilię i zaskoczą własnoręcznie ulepionymi pierogami.
co jeszcze bardziej charakterystyczne. Wracamy myślami do własnych lat dziecięcych, by odkopać wspomnienia rodzinnych chwil pod choinką. Z tym okresem kojarzą się m.in. cytrusy - mandarynki i pomarańcze. I one przydadzą się do dekorowania otoczenia. Wbijając goździki w pomarańczę możemy niemalże rysować, a przynajmniej tworzyć na niej obrazki - spróbujmy więc przenieść na świąteczny owoc kształt dzwonka, gwiazdki czy charakterystycznej dla świątecznego lizaka laski. Dzieci mogą zrobić coś śmiesznego, po swojemu. Nie narzucajmy im niczego, a z pewnością przekonamy się, że mają już własne skojarzenia z Bożym Narodzeniem. Aromatyczne pomarańcze możemy też pokroić w plastry i wysuszyć na kaloryferze - tutaj polecam też cytrynę, by było bardziej kolorowo. Kiedy już plasterki będą ładnie szkliste można je wykorzystać do powieszenia w mieszkaniu - choćby przywiązując je rafią do naturalnej gałązki, a tę w poziomie wieszając w widocznym miejscu. Suszone plastry cytrusów świetnie nadadzą się też do naszych lampionów lub świec czy tworzonych z ich użyciem stroików, a nawet posłużyć jako ozdoba przy pakowaniu prezentów. Święta to także smaki - i w tej płaszczyźnie, a więc podczas przygotowywania potraw, możemy się kapitalnie bawić z naszymi dziećmi. A co je ucieszy? Choćby lepienie pierogów. Nie wychodźmy z założenia, że wszystko zrobimy lepiej, dokładniej, precyzyjniej. Nasze pociechy, nawet te kilkuletnie potrafią świetnie wymieszać składniki w misce, zarówno te na farsz jak i na ciasto. Pomogą nam je przygotować, a potem swymi zwinnymi rączkami z radością będą lepić pierogi. Nie trzeba tu żadnych specjalnych przyrządów do gotowania z dziećmi. Najzwyklejszy, tradycyjny przepis na pierogi zda egzamin. Do wycinania kółek użyjmy szklanki, a do wykańczania brzegów po złożeniu - widelca. Bawmy się i uczmy nasze dzieci jak kultywować te piękne zwyczaje. Może za kilka lub kilkanaście lat to
twem świeczek, lampionów lub lampek. Bawmy się tym! Oczywiście możemy razem z dziećmi porozwieszać łańcuchy lampek wzdłuż karniszy albo zaszaleć w stylu nowoczesnym i owinąć rower w pokoju naszego nastolatka lub inny lubiany przez niego element (np. lustro dorastającej córki) takimi światełkami. Zachęcamy jednak do zrobienia czegoś jeszcze, a mianowicie samodzielnego przygotowania lampionów i świec - wspólnie. Być może w domu jest jeszcze trochę zużytego wosku po andrzejkowych eksperymentach lub kilka niepotrzebnych świec. Rozpuśćmy je z dzieckiem w garnku, oczywiście czuwając nad bezpieczeństwem. Przywiążmy knot do patyczka (do szaszłyków) i wpuśćmy go do wybranego wcześniej naczynia zwężanego w dół, a potem zalejmy woskiem (po lekkim przestudzeniu). Ważne, by najpierw na dnie umieścić jakiś świąteczny element mogą to być fragmenty lasek cynamonu, ziarna kawy lub pachnące goździki. Tak wykonaną świeczkę możemy później umieścić na podstawku, w filiżance, miseczce lub każdym innym naczyniu - wraz z odrobiną zieleni - gałązką świerku lub dowolnego drzewka, niosącego skojarzenia z Bożym Narodzeniem. Wystarczy by każdy z domowników przygotował jedną, a dodamy otoczeniu świątecznych akcentów. Świetną zabawą dla dzieci jest robienie lampionów. Do tego zadania użyć można m.in. słoików po przetworach - większych, mniejszych - niech będzie ciekawie. Należy obwiązać je rafią bądź ładną świąteczną wstążką, przytwierdzając do niej igliwie, laskę cynamonu albo wcześniej upieczony i udekorowany, radosny pierniczek. Tak naprawdę przy przygotowywaniu takich ozdób nie ma sztywnych reguł. Chodzi o to, by włączyć wyobraźnię i dobrze się bawić.
felieton
ZWOLNIJ, SELEKCJONUJ W przedświątecznym okresie leniwie wylegiwać mogą się tylko precyzyjnie ulepione uszka i perfekcyjnie wyprasowane obrusy. My musimy pracować na pełnych obrotach, nie tracąc czujności ani na chwilę, nawet w duszących oparach kiszonej kapusty.
Dziennikarka i PR-owiec, w życiu stroni od skrajności, wychodząc z założenia, że nic nie jest po prostu czarne lub białe.
A miało być tak pięknie… Pięć, w porywach do siedmiu kilo mniej. Soczysta podwyżka na inwestowanie w przyjemności. Francuski w małym paluszku. Aaa… i dymek miał pójść z dymkiem… Tymczasem z torebki nadal wystaje paczka ulubionych fajek. Nie ma to jak bilansik z końcem roku. Tak na dobicie. Przecież nie będziemy się cieszyć, że morfologia dobra, a pensja nadal wpływa na konto… Albo, że nadal mamy dwie ręce! I dwie nogi, które zapominają pobiegać dla zdrowia czy wskoczyć na rower i popedałować dla polepszenia kondycji. Z końcem roku całe to nasze wyobrażone lenistwo poczynione względem noworocznej „check listy” wylewa się na nasze samopoczucie niczym wiadro pomyj. W dodatku zbliża się czas, by po raz kolejny podnieść poprzeczkę…
W KOLEJCE DO OPŁATKA A tu trzeba postać w rybnym za karpiem, choinkę zorganizować i zadecydować co komu Gwiazdor przyniesie - jakby choć raz na kilka lat nie mógł sam sprawy załatwić. Czemu tak trudno nam poczuć bożonarodzeniową magię, czekając z pachnącymi mandarynkami w kolejce do wagi w markecie lub przeciskając się pomiędzy klientami zatłoczonej księgarni, wypełnionej dźwiękami kolęd? Dlaczego najchętniej rzucilibyśmy świątecznymi zakupami o podłogę, by zakopać się pod kołdrę i nie wyściubiać spod niej nosa, najlepiej do Trzech Króli? Końcówka roku, choć oficjalnie jest klimatycznym, rodzinnym okresem, bywa frustrująca. A im bliżej dzielenia się opłatkiem, tym bardziej napięcie rośnie. ŚWIĄTECZNE LENISTWO? Powód jest jeden: choć w okresie Bożego Narodzenia większość z nas teoretycznie nie pracuje, wiąże się z nim najwięcej deadlinów.
E
K
L
1523415BDBHA
R
Konsumpcjonizm nas zżera. Oczekiwania rosną, a wraz z nimi ranga świąt, które mam wrażenie, przestały nieść spokój. Mamy coraz więcej do odhaczenia, kosztem czasu… choćby na przemyślenia. Nie ma tłumaczenia i wykręcania, bo świąt nie przesuniemy, ani o jeden dzień. Wszystko ma czekać na tę wielką chwilę. W przedświątecznym okresie leniwie wylegiwać mogą się tylko precyzyjnie ulepione uszka, barszcz zachęcający aromatem do skosztowania, perfekcyjnie wyprasowane obrusy i już zapakowane prezenty, finezyjnie ułożone pod świątecznym drzewkiem. My musimy pracować na pełnych obrotach, nie tracąc czujności ani na chwilę, nawet w duszących oparach kiszonej kapusty. By potem, gdy już przetoczymy się przez cały ten poligon, rozpłaszczyć się w fotelu i… obejść się smakiem! Bo przecież trzeba dbać o sylwetkę przed sylwestrem, żeby wbić się w upolowaną na świątecznych wyprzedażach kieckę…
MNIEJ = LEPIEJ? Jaki jest sens tej gonitwy? A może by tak trochę inaczej zmodyfikować bożonarodzeniową tradycję, skoro i tak szlag ją trafia, generując więcej stresu niż przez cały rok? Gdyby na przykład tym razem zamiast dwunastu potraw, przygotować te trzy ulubione? Albo zabawić się, niczym w szkole, w losowanie, kto komu kupuje w tym roku prezent i dzięki temu znaleźć czas, by jak za dawnych lat tak naprawdę wspólnie, bez pośpiechu ozdobić choinkę, podśpiewując kolędy? Może na szczycie listy noworocznych postanowień powinniśmy dopisać: zwolnij, a nie zagęszczaj ruchy? A w punkcie drugim: selekcjonuj, zamiast: gromadź, dokładaj, konsumuj....CP
A
M
A
102015BDBHJ
Justyna Król
WESOŁE WTORKI Kolorowy plac zabaw, kącik plastyczny oraz cała masa gier i zabaw! Takie atrakcje czekają na maluchy w każdy wtorek na parterze Focus Mall Bydgoszcz, przy sklepie Smyk. Animatorzy zapraszają do zabawy w godzinach od 11 do 20.
ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski
1514315BDBHA
Szczegółowy plan akcji na stronie www.focusmall-bydgoszcz.pl
miasta kobiet
grudzień 2015
23
jej pasja
Codziennie coś sobie
UDOWADNIAM
Faceci do garów, a kobiety na traktory? Każdy według uznania. Mnie ani gary, ani traktory nie przeszkadzają. Z armwrestlerką Martą Opalińską* rozmawia Jan Oleksy
Śledząc Twoją karierę, trzeba sobie przedefiniować określenie „słaba płeć”… W walce czy na treningach jestem silna, ale w życiu mam swoje słabości, jak każdy. Wytłumacz mi, skąd takie zainteresowanie męską dyscypliną u młodej kobiety? Wiele kobiet na świecie trenuje sporty walki czy sporty siłowe. Nie jest to już jakieś zaskoczenie. Od dziecka lubiłam sport. Do dziś uważnie śledzę wydarzenia w różnych dyscyplinach. Jak się okazało, do siłowania na rękę miałam po prostu większe predyspozycje niż do innych. Dlaczego właśnie armwrestling? Do rozpoczęcia treningów zachęciła mnie moja obecna trenerka Marlena Wawrzyniak. Wtedy była nauczycielką wychowania fizycznego w gimnazjum, do którego uczęszczałam. Początki nie były łatwe, ale z czasem armwrestling stał się częścią mojego życia.
24
miasta kobiet
grudzień 2015
Nie obraź się, ale siłowanie się na rękę kojarzy się raczej z zadymioną knajpą, gdzie tzw. prawdziwi mężczyźni chcą pokazać, kto tu rządzi… Niestety, w Polsce ten sport rzeczywiście może się tak kojarzyć. Jednak jest to bardzo wymagająca dyscyplina. Zawodnicy poświęcają wiele czasu na przygotowania do zawodów. W naszym kraju działa Federacja Armwrestling Polska, która jest zrzeszona w europejskiej i światowej federacji. Organizowane są krajowe, kontynentalne i światowe mistrzostwa. Jest wiele zasad, których należy przestrzegać podczas walki, a nad jej przebiegiem czuwają sędziowie. Obecnie armwrestling jest naprawdę profesjonalnym sportem. Chcesz w ten sposób sobie coś udowodnić? Codziennie coś sobie udowadniam. Rozwijam się, pokonuję swoje bariery, poznaję lepiej siebie i innych ludzi. Staram się być lepsza niż jestem.
Masz taką silną potrzebę rywalizacji? Czy po prostu potrzebujesz adrenaliny? Rywalizacja i idąca za tym adrenalina jest nieodłączną częścią sportu. Motywują do działania, by piąć się coraz wyżej. Trzeba to lubić. Co Ci daje uprawianie tej dyscypliny? Oczywiście oprócz tytułów mistrzowskich… Uprawianie sportu szlifuje charakter, pozwala oderwać się od codzienności, daje możliwość poznawania nowych ludzi, nowych miejsc. To mnie tworzy i rozwija. Daje wielką satysfakcję. Pamiętasz, gdy pierwszy raz położyłaś kogoś na rękę? To było zupełnie amatorsko na szkolnych zawodach. Później nie zdarzało się już tak często, ponieważ nadeszła bardziej profesjonalna rywalizacja. Czy w szkole z chłopakami też się siłowałaś? Raczej nie. Nie chcieli próbować.
jej pasja
MARTA OPALIŃSKA Z TRENERKĄ MARLENĄ WAWRZYNIAK
Jak wygląda Twój trening? Siłownia, bieganie, ciężary? Oczywiście podstawą jest siłownia, ale nie tylko elementy typowo siłowe. Skupiamy się również na technice, wytrzymałości, refleksie. Podczas walki często o zwycięstwie decydują szczegóły. A odpowiednia dieta? Trzeba trzymać wagę? Na zawodach startujemy podzieleni na kategorie wagowe. Często zdarza się sytuacja, gdy trzeba zrzucić parę kilo do ważenia. Staram się odżywiać odpowiednio, ale to mi różnie wychodzi, ponieważ uwielbiam jeść. Gdzie na co dzień trenujesz? Na co dzień trenuję w swoim rodzinnym mieście Grudziądzu, w klubie Arm Fanatic Sport, pod okiem najsilniejszej kobiety w Polsce w armwrestlingu - Marleny Wawrzyniak.
ARMWRESTLING TO PO ANGIELSKU „SIŁOWANIE SIĘ NA RĘCE” LUB DOKŁADNIE „ZAPASY NA RĘKĘ”. TO SPORT WALKI W FORMULE JEDEN NA JEDNEGO. DWIE ZAWODNICZKI, LUB DWÓCH ZAWODNIKÓW WALCZY, STOJĄC PRZY SPECJALNYM STOLE. ŁOKCIE RĄK WALCZĄCYCH OPARTE SĄ O PODŁOKIETNIKI. ZWYCIĘŻA TEN, KTO DOCIŚNIE RĘKĘ PRZECIWNIKA DO PODUSZKI STOŁU.
Takie osiągnięcia na pewno dodają pewności siebie, ale trudno mi powiedzieć, czy akurat na sali sądowej. Nie mam jeszcze skonkretyzowanych planów zawodowych. Jak reagują na Ciebie profesorowie? Czują jakiś respekt? Staram się być dobrą studentką i myślę, że nie mają ze mną problemów. A przy okazji sukcesów, spotykam się z pozytywnymi reakcjami. Jakie to uczucie zostać wielokrotną mistrzynią, stać obok najlepszych zawodników na świecie? To trudne do opisania. Wrażenie jest niesamowite. Bycie jedną z najlepszych w dyscyplinie sportu, którą się uprawia, to spełnienie marzeń chyba każdego zawodnika.
Jesteś na V roku prawa na UMK. Wystarcza Ci czasu? Staram się wszystko pogodzić. Jak się chce to się zawsze znajdzie czas. Jest go mało, ale da się. Czasem trzeba też coś wybrać.
Armwrestling to sport dla każdego? Co poradzisz tym, którzy dopiero chcą zacząć? Radziłabym znaleźć najbliższy klub - a jest ich całkiem sporo w Polsce - i nauczyć się podstaw od wyczynowych zawodników. Poznać ten sport. Nie bać się treningów. Sprawdzić siebie.
Wybrałaś prawo, bo tam mamy również masz do czynienia z siłowaniem się na… argumenty? Coś w tym jest. W prawie też potrzeba silnej psychiki, charakteru i poświęcenia.
Czy przed walką, przed przystąpieniem do stołu, wkurzasz się, kumulujesz złość, by wygrać? Raczej nie. Przy stole staram się być spokojna i skupiona. Czasem nerwy biorą jednak górę.
Zwycięstwa w sporcie dają tę pewność siebie, która jest potrzebna na sali sądowej?
Patrzysz w oczy przeciwniczce? Zdarza się, ale raczej patrzę na ręce.
Rozmowa z Martą Opalińska we wtorek (24.11) o godzinie 9 i 16 oraz w środę (25.11) o godzinie 6 i 11 na antenie Radia Eska. 94,4 fm (Bydgoszcz) 104,6 fm (Toruń)
Masz swój sposób na zaczarowanie? Może jakieś zaklęcia - przekleństwa? Nie. Koncentruję się bardziej na sobie. Walczę z własną psychiką. Nie obawiasz się kontuzji, albo tego, że ktoś ci złamie rękę? Obawa o kontuzję jest zawsze. Widziałam już parę złamanych rąk na zawodach. Rzadko się to jednak zdarza zawodowcom. Trzeba wiedzieć, jak sobie nie zrobić krzywdy, choć armwrestling to bardzo kontuzjogenny sport. Czy po walce śpisz spokojnie? Emocje długo trzymają. Często przeżywam jeszcze swoje walki, analizuję. Gorycz przegranej też Cię wzbogaca? Staram się, żeby zarówno wygrana i przegrana mnie motywowały do dalszego działania. Wygrana dodaje pewności siebie, a przegrana wytyka błędy, które można potem naprawić. Czy na armwrestlingu można zarobić dobre pieniądze? Raczej nie. Zdarza się, że zawodnicy łączą w różny sposób pasję sportową z karierą zawodową i sposobem na zarobek. Z samych startów i nagród dorobienie się byłoby chyba niemożliwe. Jakie masz jeszcze marzenia? Jest ich wiele. Chciałabym się rozwijać w karierze sportowej i zawodowej. Podróżować, poznawać, uczyć się… Przede mną dużo zawodów i na każdych chcę wypaść jak najlepiej. Wygrywać z tymi zawodniczkami, z którymi stanę przy stole. Faceci się Ciebie boją? Z reguły nie przepadają za silnymi kobietami… Nie zauważyłam, żeby ktoś się mnie bał, ale to możliwe. Wszystko to kwestia gustu. Nie wiem, czy trudno będzie znaleźć męża, bo na razie nie próbowałam. Jednak wiele zawodniczek ma partnerów, założyło rodziny i mają od nich wsparcie. Nie zrezygnowały ze sportu. Czy według Ciebie, następuje zamiana ról - faceci do garów, a kobiety na traktory? Każdy według własnego uznania. Mnie ani gary, ani traktory nie przeszkadzają.CP napisz do autora j.oleksy@expressmedia.pl
*Marta Opalińska Wielokrotna mistrzyni Polski w armwrestlingu, zdobywczyni Pucharu Polski, medalistka turniejów międzynarodowych, wicemistrzyni Europy juniorów do lat 18, dwukrotna wicemistrzyni świata juniorów, wicemistrzyni Europy juniorów do lat 21, brązowa medalistka mistrzostw świata 2015 w Kuala Lumpur w kategorii seniorek. Trenuje pod okiem Marleny Wawrzyniak w klubie UKS Arm Fanatic Sport Grudziądz, aktualnie studentka V roku prawa na UMK. miasta kobiet
grudzień 2015
25
kobieca perspektywa
INNA STRONA ŻYCIA Czytanie bywa potrzebą fizjologiczną, a książka niewyczerpanym źródłem inspiracji. Z pomocą naszych rozmówczyń podpowiadamy, którą książkę warto włożyć do torebki, by mieć ją pod ręką tej zimy. WYPOWIEDZI ZEBRAŁA: Justyna Król
K A T A R Z Y N A K L U C Z W A J D
M O N I K A GOTLIBOWSKA
pracuje w Książnicy Kopernikańskiej
współwłaścicielka restauracji „Oberża” i „Kuranty”
C
zytam wszędzie - przenoszę się wówczas do książkowego świata, więc miejsce nie ma znaczenia. Robię to, żeby poznawać - także siebie. Żeby marzyć i surfować po światach wyobrażonych przez innych. Żeby ćwiczyć rozum, zmysł analizy i krytycyzmu, doskonalić język. Żeby nie zwariować… Najchętniej sięgam literaturę faktu - wszystko, co ma tło lub podtekst historyczny, ukazuje złożoność świata i naszej psychiki. Na beletrystykę ostatnio nie mam czasu. Chętnie wracam do literatury ponadczasowej, dającej możliwość odnajdowania kolejnych sensów i treści. Po pozycje Leca, Orwella czy Lema. „Bajki robotów” Stanisława Lema np. uwielbiam za genialną zabawę słowem. To tylko pozornie powrót do dziecięcej krainy bajek, ale też opis mechanizmów społecznych i historycznych. Lekturą obowiązkową powinna być „1945. Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej, ukazująca uniwersalizm cierpienia i ponadczasowość zła, zmuszająca do refleksji. To historia niemal dotykalna, a nawet minimum empatii sprawia, że opowiedziane tu losy żywo dotykają czytelnika, prowokują do zadawania pytań. Cenię też twórczość Hanny Krall. Natomiast za uniwersalną opowieść o życiu jako sztuce wyborów uważam „Lalkę” Bolesława Prusa.
26
miasta kobiet
grudzień 2015
B
ardzo lubię pozycje prezentujące biografie kobiet, które swoim działaniem zapisały się bądź zapiszą na kartach historii. Potrzeba czytania o nich bierze się chyba z tego, że tak mało mówi się o angażowaniu się kobiet w wiele inicjatyw. Inspirują mnie one i zachęcają do pokonywania trudności na swojej drodze. Szczególnie polecam całą serię „Prawdziwych historii” wydawnictwa Znak, m.in. „Dziewczyny wojenne”, „Dziewczyny z powstania”, „Kobiety dyktatorów”. Z wielkim zainteresowaniem czytałam „Skandalistki, historie kobiet niepokornych” czy „Igły, polskie agentki, które zmieniły historię”. To historie kobiet, które wzbudzają nasz podziw i nie przestają fascynować, mimo, że w ich życiorysach pojawiają się sytuacje wywołujące niesmak. Natomiast „Róża” Róży Thun jest współczesną opowieścią o jednej z europejskich polityczek, łączącej tradycyjną rolę kobiety z działalnością społeczną i zawodową. To swoisty podręcznik dla kobiet stojących przed swoim życiowym wyzwaniem. Z beletrystyki bardzo lubię książki ze służbami specjalnymi, salą sądową czy polityką w tle. Polecam Mariusza Zielke, a z zagranicznych pisarzy Johna Grishama. Nie jest to tzw. literatura kobieca, ale dla mnie osobiście bardzo ciekawa, dostarczająca dużo rozrywki. Nie wyobrażam sobie życia bez książek. Zawsze jedna aktualnie czytana leży w sypialni przy łóżku, a reszta cierpliwie czeka na swoją kolej.
L U C Y N A BRZEZIŃSKA-ELUSZKIEWICZ prowadzi dział TuCzyTam w Kamienicy 12
C
zytanie to dla mnie fizjologiczna potrzeba. Czytam, bo muszę. Czuję, że to ma sens, bo pozwala zrozumieć siebie, drugiego człowieka i świat. Czytam najczęściej w łóżku lub w fotelu, przy kawie czy herbacie. Książki nie mają płci. Mogą być bardzo dobre, przeciętne lub złe. Miniona zima kojarzy mi się z zajmującymi mnie bardzo długo „Księgami Jakubowymi” Olgi Tokarczuk. Pochłonęła mnie w nich nie tyle historia Jakuba Franka, ale gęsty klimat południowo-wschodnich rubieży Rzeczypospolitej Obojga Narodów - ta wielość zapachów, kolorów, narodowości i wyznań. Bardzo lubię czytać reportaże, szczególnie pisane tak wprawnym piórem jak to robili Aleksijewicz, Kapuściński czy Krall. Twórczość tej ostatniej wprost uwielbiam. Tym, którzy nie znają jej dorobku, proponuję wydane tego roku „Sześć odcieni bieli i inne historie”, gdzie doskonale splata się początek obecności Hanny Krall w polskiej literaturze z tym, co proponowała później. Warto przeczytać również „Zdążyć przed Panem Bogiem” oraz pozycje mówiące nam więcej o samej autorce, jak „Reporterka”, będąca zbiorem dysput Jacka Antczaka z Hanną Krall i „Krall” autorstwa Wojciecha Tochmana i Mariusza Szczygła, stanowiącej rejestr inteligentnych konwersacji zaprzyjaźnionych osób z dwóch pokoleń, starych tekstów bohaterki tej książki i zdjęć.
kobieca perspektywa
J O A N N A P O Z I E M S K A
J O L A N T A N I W I Ń S K A
K A T A R Z Y N A Ł U K O W S K A
właścicielka Europejskiego Centrum Doradczego CONSLIS
koordynuje ogólnopolskie akcje bookcrossingu
właścicielka SKIN EXPERT
U
wielbiam czytać i uczyć się czegoś nowego, analizować, wyciągać wnioski. Każda książka jest dla mnie źródłem inspiracji - niezależnie, czy to naukowa, popularnonaukowa czy zwykły kryminał. Czytam zawsze, gdy mogę i zawsze do końca. Bywa, że nie potrafiąc oderwać się od książki, zarywam noc lub… przypalam obiad. Najchętniej czytam przy kominku, pod kocem, z kotem w nogach i lampką czerwonego wina w ręku. Pozycją, do której regularnie wracam, jest „Wszystko czerwone” Joanny Chmielewskiej - są w niej sceny, które czytane nawet setny raz, wywołują u mnie napady śmiechu. Mój światopogląd naprawiła „Era pięciorga” Trudy Canavan - mojej ulubionej autorki fantasy, tworzącej światy pełne magii, wciągającej fabuły i wyrazistych postaci, za którymi się tęskni po przeczytaniu książki. Lubię czytać książki biograficzne czy wywiady rzeki - i to nie tylko z ludźmi, którzy już są dla nas inspiracją. Polecam np. „Marzenia i tajemnice” Danuty Wałęsy i Piotra Abramowicza - książka ta była dla mnie odświeżającym spojrzeniem na postać Lecha Wałęsy i czasy PRL - oraz „Życie jest piosenką” Jacka Cygana - pozycję, dzięki której przeniosłam się w świat dzieciństwa. Warto sięgnąć także po książkę „Blackout” Marca Elsberga, obrazowo przedstawiającą, co się stanie ze światem, jeśli zabraknie prądu. Książka potrafi przewrócić wszystko do góry nogami. Kilka lat temu moje życie odmieniła popularnonaukowa propozycja Martina Seligmana „Optymizmu można się nauczyć”.
W
obec książek jestem bezbronna, mają nade mną władzę absolutną. Czytając je, dajemy się uprowadzić w inny świat, w inny czas, odrywając się na moment od własnych, przyziemnych problemów. Dzięki literaturze poznajemy horyzonty odmiennych światów oraz literacki wachlarz postaw i systemów wartości, zdobywając zdolność modelowania swojego życia w sposób przemyślny, celowy, intensywny. Nawyk i pasję czytania przejęłam po rodzicach. Czytam wszędzie, gdzie się da. Książkę zawsze mam w torbie, noszę ze sobą, aktualnie: „Kaukaz. Wspomnienia z dwunastoletniej niewoli” Mateusza Gralewskiego. Jadąc samochodem odsłuchuję audiobooki, najczęściej na autostradzie. Najchętniej czytam po południu i wieczorem, przed snem, choćby kilka stron. Polecam najnowszą powieść Marii Nurowskiej pt. „Wariatka z Komańczy” - przeczytałam i przeczytam każdą książkę tej autorki. Sympatykom reportaży i wszystkim pragnącym dowiedzieć się czegoś więcej na temat Indii polecam książkę Pauliny Wilk „Lalki w ogniu”. Autorka dysponuje imponującą wiedzą o Indiach. Genialny styl, niesamowita narracja. Lubię twórczość Moniki Szwai. To literatura z serii lekkich, przy której można się odprężyć, pełna magii i ciepła. „Anioł w kapeluszu” nie jest wyjątkiem - polecam na leniwy wieczór z dużym kubkiem gorącej herbaty. Książkę czyta się naprawdę przyjemnie - jest pełna humoru i dobrych emocji.
C
zytam, kiedy tylko mam czas. Gdy pragnę poprawić sobie humor, sięgam po książkę, która mnie bawi. By się wyciszyć, wybieram ulubione powieści. Bardzo często wracam do podręczników z rozwoju osobistego i duchowego - kilka z nich odmieniło moją postawę, wzmocniło mnie psychicznie i dodało energii. Ostatnio znajoma z liceum powiedziała do mnie: „Kasiu, jesteś zupełnie inną osobą”. A ja jestem taka sama, tylko moje postrzeganie świata i ludzi się zmieniło, właśnie dzięki literaturze. Przez ostatnie pięć lat wpadały mi w ręce książki, które okazały się niezbędne. Wchodziłam do księgarni i kupowałam je intuicyjnie, by sięgnąć po nie w odpowiednim momencie. Czułam, którą książkę powinnam kupić. Czasem przez wiele miesięcy była tylko częścią biblioteki, ale po jej przeczytaniu okazywało się, że zawiera odpowiedź na pytanie, które zadawałam sobie od dłuższego czasu. Najczęściej czytam w wannie. Przy świecach, w ciszy, z ulubionym czerwonym winem. Nic nie może mnie rozpraszać. Jestem osobą bardzo aktywną zawodowo, dlatego celebruję chwile, gdy mogę zrównoważyć pęd życia. Znaczącą rolę odegrały dla mnie książki: „Przebudzenie” Anthonego de Mello, „Alchemik” Paulo Coelho, „Księga kodów podświadomości” Beaty Pawlikowskiej, „Magia kobieca” Alli Alicji Chrzanowskiej. Natomiast biografia Heleny Rubinstein zmieniła mnie w kobietę, dla której nie ma rzeczy niemożliwych. „Helena Rubinstein. Kobieta, która wymyśliła piękno” autorstwa Michele Fitoussi fascynuje, irytuje, bawi, budzi podziw i szacunek.
miasta kobiet
grudzień 2015
27
W ŚW IECIE
pralin, trufli i czekolady Z pralinami jest tak, że zawsze jest na nie ochota. Kuszą nas kształty i kolory, nie zawsze wiemy, co znajdziemy w środku. Każdy chciałby skosztować wszystkich smaków, a jest ich u nas coraz więcej. Rozmowa z Żanetą Korpal, cukiernikiem Działu Dekoratorni Cukierni SOWA Praliny i trufle kojarzą się nam z prawdziwymi delikatesami, spotkałem się nawet z określeniem, że to arystokracja wśród słodyczy. Dlaczego wszyscy je tak lubimy? Każdy lubi czekoladę, bo czekolada poprawia humor, a w pralinach mamy ponadto niespodziankę w postaci nadzienia. I każde może być inne! Ludzie lubią ten moment, gdy się załamuje czekoladowy korpus i czuć rozpływające się w ustach nadzienie. Kusi nas różnorodność smaków, a kolory i kształty cieszą oczy, więc wszyscy chcieliby spróbować każdej pralinki. A jest w czym wybierać!
1482215BDBHA
Ty przy pralinach pracujesz na co dzień, znasz pewnie wiele ich sekretów. Powiedz, proszę, jak się rozpoczęła Twoja przygoda ze słodyczami? Pracę w Cukierni SOWA zaczęłam w 2010 roku. Pracowałam krótko jako sprzedawca, ale zaproponowano mi przeniesienie do dekoratorni. Na początku byłam bardzo wystraszona, bo zupełnie nie wiedziałam, co mnie tu czeka. Przez pierwsze dwa miesiące tylko pakowałam praliny dla odbiorców i musiałam głównie uważać, by nie mylić pudełek, ale w międzyczasie z ciekawością podglądałam, co robią moi współpracownicy. Moja przełożona zaczęła po trochu mnie w to wszystko wtajemniczać i z czasem pomagałam jej np. napełniać trufle. W końcu nasz kierownik stwierdził, że zespołowi przyda się moja pomoc i poprosił ją, by wszystkiego mnie nauczyła. Od tamtej pory minęło już pięć lat, w trakcie których sama miałam okazję przekazać tę wiedzę kilku osobom. Po pięciu latach etapy produkcji pralin znasz pewnie na pamięć. Możesz je nam przybliżyć? Nie jest to takie proste zajęcie, jak mogłoby się wydawać. Przede wszystkim każdą pralinkę robimy ręcznie. Najpierw pryskamy foremki masłem kakaowym z naturalnym barwnikiem. To ten moment decyduje o tych wszystkich fantazyjnych wzorach i kolorach, jakie przyjmują praliny. Potem wylewamy foremki czekoladą, by uzyskać cieniutki korpus, w którym znaj-
28
miasta kobiet
grudzień 2015
dzie się nadzienie. To bardzo precyzyjne zajęcie, potrzeba wprawy, by nadać im odpowiedni wygląd. W tym czasie gotujemy też ganasze, czyli nadzienie, które znajdziemy w każdej pralinie i trufli. Nakładamy je do korpusu i zamykamy pralinę, zalewając ją czekoladą. Masz swoje ulubione nadzienie? Najbardziej lubię praliny karmelowe, które są chyba najsłodsze ze wszystkich. Z tych, które znajdują się w stałej ofercie, najpopularniejsza jest marakuja i trufla whisky extra gorzka. Regularnie pojawiają się też smaki sezonowe. Ostatnio wprowadziliśmy do naszej oferty praliny miodowe i orzech włoski, a na zbliżające się święta pojawią się też trufle piernikowe i cynamonowe, czekolady piernikowe ze skórką pomarańczową oraz czekoladowe bałwanki i choinki. Cały czas myślimy nad nowymi smakami. Nie poddajemy się rutynie i monotonii. A są to przepisy zaczerpnięte ze świata czy Wasze autorskie pomysły? Wszystkie receptury opracowywane są tutaj, przez naszych Mistrzów Cukierników. Warto wiedzieć, że Cukiernia SOWA została 50. firmą na świecie, która posiada swoją własną markę czekolady. Nasze szefostwo samo wybrało się do Belgii, by smakować i dobrać składniki, z których dziś wytapiamy tabliczki i inne produkty. Zdradź jeszcze, ile tych pralin i trufli produkujecie każdego dnia? Mnóstwo! Codziennie wyjeżdżają od nas 3-4 wózki po 13 blach, na których mieści się 6 foremek. A w każdej foremce znajduje się od 21 do 24 sztuk pralin. To kilka tysięcy pralin, które są sprzedawane każdego dnia na terenie całej Polski. I wszystkie powstają tu, w naszej sześcioosobowej pracowni. A nie masz już dość słodyczy, jak tak dużo przy nich pracujesz? Bywały dni, gdy już nie mogłam patrzeć na słodkości, jednak z pralinami jest tak, że zawsze jest na nie ochota.(śmiech)
BADAM SIĘ,
MAM PEWNOŚĆ BEZPŁATNE BADANIE MAMMOGRAFICZNE
co 2 lata dla kobiet w wieku 50–69 lat
BEZPŁATNE BADANIE CYTOLOGICZNE
co 3 lata dla kobiet w wieku 25–59 lat
www.wok.co.bydgoszcz.pl
Populacyjne Programy Wczesnego Wykrywania Raka Piersi oraz Profilaktyki i Wczesnego Wykrywania Raka Szyjki Macicy Wojewódzki Ośrodek Koordynujący Centrum Onkologii im prof. Franciszka Łukaszczyka w Bydgoszczy 85-796 Bydgoszcz, ul. Romanowskiej 2 | tel./fax: 52 374-34-36
Populacyjny program wczesnego wykrywania raka piersi / Populacyjny program profilaktyki i wczesnego wykrywania raka szyjki macicy finansowany przez ministra zdrowia w ramach Narodowego programu zwalczania chorób nowotworowych.
MAMMOGRAFIA Mammografia jest rentgenowskim badaniem piersi i obecnie najlepszym sposobem wykrywania wczesnych zmian. Takie wczesne wykrycie pozwala zastosować leczenie oszczędzające (bez konieczności amputacji piersi) i daje szansę na pełne wyleczenie. Ucisk stosowany w czasie mammografii nie uszkadza piersi i jest konieczny w celu uzyskania zdjęć wysokiej jakości. Idąc na badanie pamiętaj zabrać wcześniej wykonane badanie mammograficzne.
CYTOLOGIA Badanie polega na pobraniu i ocenie wymazu z szyjki macicy za pomocą specjalnej szczoteczki i jest bezbolesne. Cytologia pozwala wykryć wczesne groźne zmiany szyjki macicy, kiedy nie dają jeszcze objawów. Zmiany te wykryte odpowiednio wcześnie są całkowicie wyleczalne. Na cytologię najlepiej zgłosić się: nie wcześniej niż 2 dni po zakończeniu miesiączki i nie później niż 2 dni przed miesiączką co najmniej 4 dni po użyciu globulek dopochwowych co najmniej 1 dzień po badaniu przez ginekologa w dniu badania nie należy wykonywać irygacji
1503315BDBHA
1504715BDBHA
1545915BDBHB
1540615BDBHA
934615TRTHB
1545915BDBHA
tabu
- Dziesięciolatka instruowała nas, jakie mleko lubi jej kilkumiesięczna siostrzyczka, kiedy ją wykąpać i że musi być drapana za lewym uchem przy usypianiu… Sama nie zmrużyła oka, póki maleństwo nie zasnęło, zachowywała się jak matka - mówi Adam Nowaczyk, który od 9 lat z żoną Dorotą prowadzą wioskę dziecięcą.
SOS
Rodzina
TEKST: Justyna Król
32
miasta kobiet
grudzień 2015
NA ZDJĘCIU CZWORO Z OŚMIORGA DZIECI PAŃSTWA NOWACZYKÓW
A
dam Nowaczyk pochodzi z Bydgoszczy. Kiedyś artykułami wypełniał łamy stron sportowych w „Expressie Bydgoskim”. Dziś jego życie wygląda zupełnie inaczej. Jest psychoterapeutą, zawodowo pomaga innym mierzyć się z ich trudnościami. Jego żona Dorota, kiedy chce pomyśleć, pobyć w samotności, biegnie przed siebie, bo kocha biegać - to jej jedyny czas dla siebie. Ich świat kręci się wokół ósemki ukochanych dzieci, dzieci wioskowych… - Jesteśmy ich rodzicami zastępczymi, choć one nie są sierotami. Ich rodzice z jakiegoś powodu nie mogą się nimi zajmować. My znaleźliśmy w tym sens życia - tłumaczy Adam. - Dlaczego? Przewartościowaliśmy sobie pewne kwestie. Oboje z żoną pracowaliśmy w mediach. Szybko, długo, w wiecznej gonitwie. Zazdrościliśmy tym, którzy mogą się skupić na rodzicielstwie, spacerować spokojnie po parku w niedzielę. Ja zawsze musiałem być na posterunku. Adam i Dorota są pedagogami, wiedzieli, jak wygląda praca z dziećmi. Decyzja o założeniu wioski dziecięcej do prostych nie należała, ale zapadła ostatecznie. - Po wielu nieprzespanych nocach, rozważaniach i wypełnianiu formularzy, złożyliśmy dokumenty aplikacyjne. Procedura trwała wiele miesięcy. Wtedy strasznie się nam dłużyło, ale z perspektywy czasu wiemy, że to
jest bardzo mądrze przygotowane. Rodzice zastępczy muszą być w pełni świadomi swej decyzji. Przecież gdyby się rozmyślili… To byłby straszny zawód dla dzieci, których już wcześniej los nie oszczędzał. Przez ten czas oczekiwania rozwialiśmy dylematy typu: czy na pewno się do tego nadajemy, czy damy radę? - wspomina Adam. W rozważaniach nie mogli pominąć jeszcze jednego faktu, a mianowicie tego, że już są rodzicami. Ich córka Gosia miała wtedy 4 lata.
SPAKOWAĆ CAŁE ŻYCIE W Polsce są tylko cztery wioski dziecięce. Karlino w Zachodniopomorskiem było najbliżej, pozostałe trzy znajdują się na południu. SOS Wioska Dziecięca to wydzielony w mieścinie teren, takie miniosiedle, na którym stoi kilkanaście identycznych domów. W każdym z nich żyje jedna rodzina tzw. Rodzina SOS. Padło więc na Karlino. Nowaczykowie przeprowadzili się tam 9 lat temu. Zaczęli nowe życie, z dala od bliskich i z ogromnym wyzwaniem przed sobą. - Z dużego miasta trafiliśmy na prowincję. Wszystko było nowe. Mnie odkrywanie tego przychodziło naturalnie. Także Gosi, bo była w idealnym wieku do zmian. Cieszyła się, że ma teraz kontakt z dziećmi, a my cieszyliśmy się, że uczy się funkcjonowania w grupie, rywalizacji, ustę-
powania sobie nawzajem. Już nie była sama - opowiada Dorota. Jedynaczka nagle dostała od losu piątkę rodzeństwa - trzy dziewczynki i dwóch chłopców z jednego domu, bo nierozdzielanie rodzeństw to jedna z reguł funkcjonowania wiosek dziecięcych. Najstarsze dziecko oddane pod opiekę małżeństwu Nowaczyków miało lat 10, najmłodsze osiem miesięcy. By było łatwiej, nowi rodzice wzięli małą do swojej sypialni, znajdującej się na parterze. Reszta dzieci dostała pokoje na piętrze, wedle zasady: dziewczynki z dziewczynkami, chłopcy z chłopcami.
TESTY NA RODZICACH - Przez kilka lat zajmowaliśmy się piątką rodzeństwa. Gdy najstarsza Dagmara przeszła do kolejnego etapu usamodzielnienia, dołączyło do nas trzech braci. Obecnie mieszka u nas zastęp przyszłych sportowców i artystów - śmieje się Adam. W wiosce dzieci rozwijają się, uczą życia, wspierają i kłócą - jak to rodzeństwo. Na początku jednak zawsze jest etap docierania. - Dzieci nas testowały, sprawdzały. Każdy musi przejść okres adaptacyjny. Ja już trzeciego dnia w wiosce miałem kryzys. Co ja tutaj robię? - pomyślałem zaraz po otwarciu oczu, słysząc zabawę dzieci o szóstej rano w niedzielę, ale to były chwile. Po prostu musieliśmy się siebie nauczyć i wypracować kompromisy. Każdy żył wcześniej innym rytmem, teraz żyjemy wspólnie - przyznaje Adam. Do rodzin wioskowych trafiają różne dzieci. Inaczej zachowa się w nowej sytuacji takie, które było bite. Inaczej dziecko alkoholika, a jeszcze inaczej dziecko z domu, w którym rodzice finansowo nie dawali sobie rady i w związku z tym otarło się o biedę. - Naszym zobowiązaniem jest nie tylko praca z dziećmi i ich deficytami, ale też praca z tymi rodzinami, a zarazem zbliżanie ich do momentu, gdy dzieci będą mogły wrócić, taki jest kierunek - opowiada Adam. Dla niektórych rodziców odebranie dzieci jest momentem kryzysowym i przełomowym jednocześnie. Podejmują oni współpracę z ośrodkami, specjalistami, wychodzą na prostą, walcząc o odzyskanie potomstwa. Niektóre dzieci faktycznie wracają, ale dzieje się tak rzadko. - Każde dziecko ma pragnienie, by wrócić do domu. Część z nich jednak szybko przestaje mieć złudzenia, wiedząc, że ich rodzice nie są w stanie nic zrobić w tej sytuacji. Niektóre dzieci dopiero po usamodzielnieniu wracają do obcowania z biologicznymi rodzicami - mówi Adam. W ROLI DOROSŁEGO Często, gdy dzieci przychodzą z domu rodzinnego i zaczynają życie w wiosce, podejmują role zupełnie nieadekwatne do ich wieku, okresu w życiu, dźwigając na swych barkach ogromny ciężar. Na przykład dziesięciolatka pełni rolę matki dla swojej kilkumiesięcznej siostrzyczki, bo było tak w jej domu rodzinnym. - Jest to wytłumaczalne, ale my od początku staramy się im przywrócić dzieciństwo. Są dziećmi i powinny się nimi czuć, mieć beztroski czas, bez odczuwania odpowiedzialności godnej dorosłego człowieka - podkreśla Adam.
Gdy Nowaczykowie dostali pierwsze rodzeństwo tak właśnie było. Najstarsza dziewczynka zajmowała się tą najmłodszą. - Dziesięciolatka instruowała nas, jakie mleko lubi jej kilkumiesięczna siostrzyczka, kiedy ją wykąpać, że musi być drapana za lewym uchem przy usypianiu… Sama nie zmrużyła oka, póki maleństwo nie zasnęło, zachowywała się jak matka. Naszą rolą jest zadbać o to, by dzieci nie musiały się bawić w dorosłych. - Kilka miesięcy pracowaliśmy na to, aby dziewczynka przestała się martwić o siostrzyczkę, poczuła, że my się nią dobrze opiekujemy, że może nam w tej kwestii zaufać. Pamiętam, kiedy przyszła nam powiedzieć, że strasznie nam dziękuje, bo po raz pierwszy od wielu lat się wyspała… Rozczulające i tragiczne zarazem - podkreśla pan Adam. Dzieci z trudnych domów często mają zwyczaj gromadzenia jedzenia na zapas, bo kiedyś go brakowało. Czują się mniej wartościowe, gorzej ubrane. Mają poczucie, że nic nie ma sensu, że nic nie warto robić, bo po co. Te lęki trzeba stopniowo wyciszać, by w rezultacie dla nikogo nie miało znaczenia, czy w domu jest kromka chleba więcej czy mniej, a wzrastanie w otoczeniu rówieśników stało się po prostu przyjemnością.
ZDOLNY ZASTĘP Najmłodsza córka Nowaczyków to dziewięcioletnia Amelia. Muzycznie natchniona trzecioklasistka uwielbia grę na bębnach. Właśnie realizuje swoje wielkie marzenie o występie z Maleo Reggae Rockers. Marta ma lat 13 i też jej w duszy gra. Była członkinią orkiestry dętej, dużo śpiewa. Piętnastoletniego Krystiana aktualnie najbardziej fascynuje piłka nożna, ale wspomina też, że może zostanie kucharzem. Jego starszy brat - siedemnastoletni Adrian, już uczy się w szkole zawodowej na piekarza cukiernika. Wspomniana Dagmara mieszka we wspólnocie młodzieżowej, uczy się zawodu fryzjera. Na praktykach pani z zakładu powiedziała, że dziewczyna ma talent. - Łezka się w oku zakręciła, gdy się wyprowadzała. Miała wtedy zaledwie 16 lat, ale takie są reguły - mówi Adam. Jest jeszcze trzech chłopców. Siedmioletni Mateusz - typ sportowca. Uwielbia rolki, rower, grę w nogę. Dziesięcioletni Michał trenuje w miejscowym klubie piłkarskim, kibicuje Realowi Madryt i planuje zostać piłkarzem. Najstarszy, dwunastoletni Marek, chodzi do piątej klasy. Jest najspokojniejszy z całej trójki, refleksyjny i podobnie jak bracia marzy o karierze na boisku. Gdzieś pośrodku jest dziś już trzynastoletnia Gosia. Humanistka po rodzicach, po których odziedziczyła także pociąg do mediów - udziela się w szkolnej gazetce. KAŻDY SWOIM RYTMEM Ich codzienna rutyna - 6.45 pobudka, dzieci się ubierają, Adam szykuje się do pracy, Dorota przygotowuje kanapki dla wszystkich. Potem cała ósemka rusza do pobliskiej podstawówki i gimnazjum. Adam jedzie do Kołobrzegu. W wiosce zasada jest taka, że mama powinna mieć wykształcenie pedagogiczne, aby się orientować, jakie deficyty mogą mieć takie dzieci. Tata nie musi mieć takiego wykształcenia, ale ma
BIEGANIE TO DLA DOROTY I ADAMA JEDYNY CZAS WOLNY obowiązek pracować poza wioską, aby pokazać dzieciom, że pieniądze nie produkują się same, że trzeba na nie zapracować. Gdy rano za gromadką zamykają się drzwi, Dorota rzadko może odetchnąć. Przy ósemce dzieci prace domowe to harówka. - Pralka chodzi non stop. Wiadomo. Do tego zakupy, obiad dla dziesięciu osób. Zawsze jest coś do zrobienia. Samo podpisywanie zeszytów przed każdym wrześniem zajmuje mnóstwo czasu, ale dzieci się tak cieszą, gdy dostają coś nowego. Warto się dla tych uśmiechów starać - opowiada pani Dorota. Po szkole jedzą obiad, a po nim zabierają się za odrabianie lekcji. Tu z pomocą rodzicom zastępczym spieszą dochodzący opiekunowie, którzy mogą udzielać korepetycji z wybranych przedmiotów. - Mamy też stały kontakt z psychologami i pedagogami. Dokształcamy się w zakresie rozwoju naszych dzieci, by wzrastać razem z nimi - dodaje Adam. O 18 jest kolacja. Po niej zwykle dzieci wychodzą na dwór, przewietrzyć się, pobiegać w ogrodzie. Około 20 jest czas kąpania. Potem czasem oglądają rodzinnie film. Dobranoc mówią sobie około 22. Porządek dnia musi być, by dzieci w domu czuły się bezpieczne i kochane.
BUNT NA POKŁADZIE - Staramy się dzieci czymś zainteresować. Uświadomić im, że nauka może być dla nich drogą do lepszego życia w przyszłości. One, obserwując dorosłych, wzrastają, najpierw w domu rodzinnym, potem tutaj - mają za wzór nas, ale też trenerów, nauczycieli, rówieśników, którzy odnoszą sukcesy, coś im się udaje… Warto podkreślić, że dzieci mają fantastyczne zdolności adaptacyjne. Potrafią szybko docenić, że mają opiekunów, którzy zawsze z nimi są, że są razem z rodzeństwem, bezpieczne - opowiada pan Adam. - Zdarza się i bunt. Jak w każdym domu. Dzieci nie chcą po sobie sprzątać czy odrabiać lekcji, więc i takie momenty musimy razem przechodzić, bo mamy w domu dorastających nastolatków. Martwiłbym się, gdyby się nie buntowali, to jest naturalnie wpisane w rozwój - tłumaczy. By rodzina czuła, że jest razem, wystarczy niewiele. - Proste rzeczy, typu wspólne gotowanie - mówi Adam. - Bywa, że spędzamy przedpołudnie przy frytkownicy i jest to nasz czas. Proszę sobie wyobrazić te ilości frytek. Siedzimy więc tak w kuchni, obieramy ziemniaki, kroimy, smażymy, rozmawiamy, śmiejemy się. Jesteśmy razem, dla siebie i o to chodzi.CP napisz do autora j.krol@expressmedia.pl miasta kobiet
grudzień 2015
33
DERMATOLOGIA ESTETYCZNA I LASEROWA DERMATOCHIRURGIA SPRAWDŹ SPRAW A DŹ AK AKTUALNE PROMOCJE ZABIEGI LASEROWE
DERMATOLOGIA ESTETYCZNA
usuwanie nadmiernego owłosienia, popękanych naczynek na twarzy i nogach, rumienia, przebarwień, trądziku, trądziku różowatego, blizn, rozstępów, tatuaży, fotoodmładzanie
usuwanie zmarszczek (Botox, Azzalure, Restylane, Radiesse, Sculptra), powiększanie i modelowanie ust, mikrodermabrazja, peelingi, leczenie nadpotliwości, Cosmelan, Dermamelan, makijaż permanentny
LASER FRAXEL RE: PAIR
laserowe/chirurgiczne usuwanie brodawek, znamion, nowotworów skóry, włókniaków, tłuszczaków, wrastających paznokci itp.
THERMAGE
bezinwazyjne, niechirurgiczne leczenie nowotworów skóry, trądziku, trądziku różowatego, brodawek wirusowych
ULTRACONTOUR
mikroskopowe badanie włosów
DERMATOCHIRURGIA
niechirurgiczny lifting twarzy, szyi, powiek i brwi, usuwanie cellulitu i zwiotczenia skóry (brzuch, pośladki, nogi, ramiona) bezinwazyjny zabieg redukcji tkanki tluszczowej i cellulitu, modelowanie sylwetki
www.fenomed.pl
TERAPIA FOTODYNAMICZNA
TRICHOGRAM
1497015BDBHA
laserowy lifting twarzy i szyi, wygładzanie zmarszczek twarzy, okolic oczu, ust, korekcja blizn potrądzikowych, pooperacyjnych
CHOROBY SKÓRY, WŁOSÓW, PAZNOKCI
Bydgoszcz, ul. Paderewskiego 22 tel. 52 381 30 58
APTEKI w Chojnicach
w Nakle nad Notecią
w Przychodni Medyk ul.Towarowa 2 a tel. 512 239 242 pn. - sb. 8-21
Osiedle B. Chrobrego 16/4 tel. (52) 385 15 36 pn.-nd. 8-21
w Malborku
ul. Zamkowa 19 tel. (56) 474 02 33 pn.-nd. 8-22
w Koninie
ul. Słowackiego 71/1 tel. (55) 247 62 95 pn.-nd. 8-21
-III
w Brodnicy
ul. Chopina 9 tel. (63) 243 70 13 pn.-nd. 8-22
-IV
w Koronowie
ul. Korczaka 10b tel. (55) 279 78 43 pn.-sb. 8-20
w Szubinie ul. 3 Maja 23 tel. (52) 371 63 13 pn.-nd. 8-22
w Bydgoszczy
ul. Grunwaldzka 71 tel. (52) 347 84 90 pn.-nd. 8-22
w Kwidzynie
ul. Kościuszki 4 tel. (52) 382 28 78 pn.-nd. 8-21
w Warlubiu
-V
w Bydgoszczy
Punkt apteczny Alba STOLNO 112 w Urzędzie Gminy tel. (56) 679 20 43 pn.-pt. 8-16
w Turku
ul. 18-tego Lutego 2 tel. (52) 332 64 86 pn.-pt. 8-18, sob. 8-12
ul. Skłodowskiej-Curie 26 / E.LECLERC tel. (52) 346 06 96 pn.-sb. 8-21, nd. 10-16
w Stolnie
w Chełmnie
ul. Konińska 24 tel. (63) 289 22 49 pn.-nd. 8-22
ul. Dworcowa 18 tel. (56) 686 17 25 pn.-nd. 8-21
-VI
w Bydgoszczy
ul. Pielęgniarska 13 (Stary Fordon) w przychodni „Nad Wisłą” tel. (52) 343 98 28 pn.-nd. 8-22
w Bydgoszczy
ul. Wielorybia 109 tel. (52) 349 05 06 pn.-nd. 8-22
Apteki CAŁODOBOWE Apteka „Pod Orłem”
1540815BDBRA
-bis w Bydgoszczy
w Bydgoszczy
w Inowrocławiu
ul. Skłodowskiej-Curie 1 tel. (52) 346 01 11, 346 12 93
ul. Gdańska 140 tel. (52) 345 57 57
ul. Dworcowa 33 tel. (52) 318 39 99
z gr. w Świeciu nad Wisłą ul. Księcia Grzymisława 4 tel. (52) 33 111 80
w Grudziądzu
we Włocławku
ul. Legionów 37 tel. (56) 46 334 99, 517 108 182
ul. Wiejska 18a/4 tel. (54) 236 63 65
I N F O R M U J E MY, I Ż Z AWA RL I Ś MY A K T UAL N E U M O W Y Z N F Z
zdrowie i uroda
DWA PROBLEMY - DWIE PORADY Trwa cykl porad eksperckich, w ramach którego wraz z Marią Minicz i zespołem profesjonalistów z toruńskiego Feminarium odpowiadamy na pytania związane z urodą. Jeśli masz problem takiej natury, napisz do nas: feminarium@expressmedia.pl
Spojrzenie na co dzień podkreślam subtelnym, eleganckim makijażem, ale niesamowicie kuszące wydaje mi się także przedłużanie rzęs. Myślę o nim od jakiegoś czasu, ale zastanawiam się czy takie rzęsy można/trzeba jeszcze malować? Czy należy na nie jakoś szczególnie uważać? Choćby kąpiąc się, czy będąc na basenie? I czy to prawda, że takie rzęsy mogą się utrzymać nawet do dwóch miesięcy? Trzeba je w tym czasie pielęgnować jakimiś specjalnymi kosmetykami? Co potem? Czy jeśli nie zdecyduję się na kolejny zabieg przedłużania, trudno będzie mi wrócić do swoich rzęs? Beata, 36 lat
Chciałbym sprezentować mojej żonie wyjątkowy wieczór w salonie kosmetycznym, jednak nie wiem, na co się zdecydować. Wybór wszędzie jest ogromny, a zależy mi na tym, by trafić w dziesiątkę. Moja żona dużo pracuje i codziennie wraca zmęczona. Czy mogłaby Pani polecić jakiś zabieg lub serię zabiegów, dzięki którym się zrelaksuje, odpocznie i wyjdzie jak nowo narodzona? Żona lubi długie kąpiele, ciepło i zapach świeżych owoców. Tomek Panie Tomku! Gratuluję pomysłu! Każda kobieta, która do nas trafia z takim prezentem, jest zachwycona. Faktycznie, gama zabiegów jest ogromna. Wybór zależy od tego, jaki budżet chce Pan przeznaczyć na prezent. Na dłużej rozplanować można pakiet, stworzony w oparciu o diagnozę cery lub ciała, gdzie kosmetolog realizuje wybrane zabiegi przez określony okres, finalnie uzyskując efekt, o jakim marzyła klientka. Doskonałym prezentem może być też pakiet zabiegów na jeden dzień, a tutaj najpopularniejsze opcje, takie jak: manicure i pedicure, orientalny masaż ciała, wybrany zabieg pielęgnacyjny na twarz, a na zakończenie makijaż. Personel recepcyjny w salonie jest pomocny przy spakietowaniu zabiegów, jeśli jednak nie chce Pan ryzykować, proponuję wykupienie bonu za konkretną kwotę (np. 500 - 1500 zł), a wtedy żona sama decyduje, z czego najbardziej pragnie skorzystać. Po takim maratonie pielęgnacyjnym u nas panie wychodzą zrelaksowane, zadbane i piękne od stóp do głów.CP 745315TRTHB
Pani Beato! Rozumiem w pełni Pani marzenie, bo sama nosiłam przez ponad trzy lata rzęsy przedłużane i zagęszczane metodą 1:1. Dobrze założone utrzymują się maksymalnie 6 tygodni, tak jak naturalny cykl wzrostu rzęsy. Niektóre rzęski tuż po założeniu wypadną. Takich rzęs nie można zmywać tłustymi mleczkami, a jedynie delikatnym płynem micelarnym lub żelem beztłuszczowym do demakijażu oczu. Kształt i długość rzęs jest bardzo różna, od prostych w linii J do mocno wywiniętych w linii C. Tak samo z grubością. Mogą wyglądać jak naturalne, a mogą być bardziej spektakularnie aż do efektu wręcz teatralnego. Jeśli założy Pani bardzo cieniutkie rzęsy, to z pewnością będzie kusiło, żeby je malować. Teoretycznie można, ale z praktyki wiem, że im więcej dotykamy, malujemy, zmywamy, tym gorsza jest trwałość rzęs. Proponuję założyć rzęsy nie dłuższe niż 11 mm i nie za grube. Zbyt teatralny efekt dodaje wieku i z daleka widać, że są sztuczne. Taki piękny wypracowany wachlarz rzęs zapewni Pani osoba z dużym doświadczeniem w aplikacji rzęs, dobierze dla Pani odpowiednią metodę i zabieg wykona sprawnie (normalny czas na założenie wynosi 1,5 h, a na uzupełnienie 1 h), sterylnymi materiałami i antyalergicznym klejem i nie poskleja rzęs. Rzęsy należy uzupełniać raz na 3-4 tygodnie, tylko wtedy wyglądają jednakowo zjawiskowo jak po pierwszej aplikacji. Nie proponuję zakładać tego typu rzęs na jednorazową okazję - wówczas lepiej przykleić rzęsy w kępkach, które można łatwo samej zdjąć w domu bez naruszania własnych rzęs. Po zdjęciu rzęs po semipermanentnym przedłużaniu i zagęszczaniu zawsze należy stosować odżywki odbudowujące rzęsy. Te najlepsze dostępne są w dobrych salonach urody. Mogą one tak pięknie wydłużać i zagęszczać rzęsy, że osobiście zrezygnowałam kontynuowania przedłużania rzęs, ponieważ teraz mam swoje, naturalne długie i gęste rzęsy.
miasta kobiet
grudzień 2015
35
męska perspektywa
Nie chcę być celebrytą Wiele miłosnych historii ma swój początek na koncercie - słuchaczka zakochuje się w wykonawcy lub odwrotnie. Znam osobiście kilka takich przypadków. Może taka reklama zachęciłaby młodych ludzi do chodzenia na koncerty muzyki klasycznej? Z pianistą Michałem Szymanowskim* rozmawia Tomasz Skory zdjęcie: Studio NONSENSFOTOGRAFIA Chyba Cię trochę zaskoczyłem, gdy zaproponowałem temat rozmowy… „muzyka i kobiety”? Trochę tak, zwłaszcza, że było to zaraz po konkursie chopinowskim. Zainteresowanie mediów tym wydarzeniem było ogromne, ale w zdecydowanej większości dziennikarze pytali głównie o moje odczucia po konkursie - jak mi się grało, jaka była atmosfera, czy jak oceniam swoje i innych występy. Pytań o kobiety się nie spodziewałem (śmiech). W takim razie zacznijmy! Nie masz chyba zbyt wielu koleżanek po fachu… Dlaczego nie? Pianistek jest wiele i niektóre z nich to wielkie artystki, jak choćby Martha Argerich czy Maria Joao Pires. W jury wspomnianego już konkursu chopinowskiego przewodniczącą była przecież też kobieta, prof. Katarzyna Popowa-Zydroń. Myślę, że mimo dużej dominacji mężczyzn, na przestrzeni wieków fortepian zawsze był reprezentowany także przez płeć piękną. Sztandarowe są postacie Marii Szymanowskiej czy Clary Schumann - wirtuozek epoki romantyzmu. Jednak na listach laureatów konkursów przeważają panowie. Może jest tak dlatego, że, wbrew pozorom, jest to trudny, obciążający fizycznie zawód? To niejednokrotnie wielogodzinne próby, ćwiczenia, częste wyjazdy, męczące tournee, więc potrzebny jest silny charakter, wytrzymałość, upór. Może to stereotypowe, ale cechy te kojarzymy przeważnie z pierwiastkiem męskim. Z drugiej strony, choć zabrzmi to trywialnie, wydaję mi się, że mężczyźni grający na fortepianie mają dość mocno rozwinięty pierwiastek kobiecy. Taką ponadprzeciętną wrażliwość, o którą zazwyczaj mężczyzn się nie podejrzewa. Z kolei kobiety na odwrót - muszą być bardziej twarde, „męskie”, zwłaszcza grając witalistyczne utwory, np. Prokofiewa czy Bartoka. Czasem mam więc wrażenie, że pianistki są bardziej męskie od innych kobiet. Nie wszystkie oczywiście, ale jest trochę takich „twardzielek”. Wspominałeś o Clarze Schumann, porozmawiajmy więc o kompozytorkach. Tu jednak nie da się ukryć, że było ich w historii znacznie mniej niż mężczyzn kompozytorów. Wiesz może z czego to wynika? To trudne pytanie i nie czuję się ekspertem, żeby wyrokować, ale myślę że wynikało to z uwarunkowań kulturowych. Kobietom nie wypadało być kompozytorkami - było to w złym tonie. W innych dziedzinach podobnie - znasz jakąś malarkę albo rzeźbiarkę z renesansu, baroku, klasycyzmu? Z pewnością nie jest to kwestia tego, że kobiety nie miały nic do powiedzenia poprzez muzykę. Przychodzi mi teraz do głowy na przykład Hildegarda z Bingen - kompozytorka, mistyczka, bardzo oświecona osoba. Żyła i tworzyła w głębokim średniowieczu, czyli w czasach dalekich od równouprawniania, a mimo to była bardzo aktywna, komponowała, pisała, tworzyła. Oczywiście Hildegarda jest wyjątkiem, ale im bliżej naszych czasów, tym więcej kobiet - kompozytorów. Wśród znanych Polek do głowy przychodzi mi choćby Grażyna Bacewicz. A co z dyrygentkami? Wciąż panuje stereotypowe myślenie, że jest to zawód zarezerwowany dla mężczyzn. Na pewno nie jest to zajęcie dla każdej kobiety - to życie na walizkach, duży stres, konieczność nawiązania kontaktu z zespołem orkiestrowym, zdobyciem jego szacunku i zaufania. Myślę, że to ostatnie może stanowić problem, bo w praktyce kobiecie dużo trudniej niż mężczyź-
36
miasta kobiet
grudzień 2015
nie zdobyć autorytet wśród orkiestry. Całe szczęście czasy się zmieniają, jest coraz więcej kobiet na kierowniczych stanowiskach. Świetnym przykładem kobiecego sukcesu na stanowisku dyrygenta jest Agnieszka Duczmal, szefowa Orkiestry Kameralnej Polskiego Radia „Amadeus”. Przedstawicielek płci pięknej pośród dyrygentów jest coraz więcej i myślę, że to dobrze, bo wprowadza pewne urozmaicenie do branży. Przyszła pora na bardziej osobiste pytania. Zacznijmy od tego, które zdeterminuje dalszy bieg rozmowy. Masz ukochaną? Tak! Mam wspaniałą żonę Sarę. Mamy też prawie dwuletniego syna Stasia. Poznaliście się dzięki muzyce? Nie i bardzo się z tego cieszę, bo nie wpłynęło to na naszą relację. Sporo jest takich przypadków, że ktoś wpierw zakochuje się w czyjejś grze, a dopiero potem poznaje wykonawcę jako człowieka. Sara nie kocha mnie dlatego, że gram, a ja jej za to, że napisała książkę. Myślę, że to dobrze rokuje na przyszłość. Kochamy się za to, jakimi jesteśmy, a nie, co robimy. Chociaż muszę przyznać, że poznaliśmy się w dość zaskakujących okolicznościach, w pociągu. Było to niedługo po Międzynarodowym Konkursie im. I. J. Paderewskiego w Bydgoszczy w 2011 roku. Zająłem wtedy trzecie miejsce, otrzymałem nagrodę dla najlepszego Polaka i wiele nagród w postaci koncertów. Grałem między innymi w Belwederze dla pary prezydenckiej. Dzień po koncercie wracałem pociągiem z Warszawy do Bydgoszczy i tam poznałem Sarę. Zabierasz ją teraz ze sobą na koncerty? Jeśli jest taka możliwość, to bardzo chętnie. Ale nie jest to takie proste. Sara też pracuje, podróżowanie z małym dzieckiem wymaga wiele wysiłku, a nie zawsze taki wyjazd jest tego wart. Nie ma sensu zabierać ze sobą rodziny, jeśli nie ma się dla niej czasu, np. podczas tournee, kiedy prawie codziennie nocuje się w innym miejscu. Ale gdy okoliczności są sprzyjające, to staramy się podróżować razem. W większości przypadków jeżdżę jednak sam. Sara bardzo mnie wspiera i rozumie specyfikę tego zawodu. Na szczęście moje wyjazdy nie są też strasznie długie, zwykle to parę dni. Jakiej muzyki słucha Sara? Przekonałeś ją do muzyki poważnej? Nie musiałem, bo zawsze była ona obecna w jej życiu. Też grała kiedyś na fortepianie, ukończyła pierwszy stopień szkoły muzycznej. Myślę, że mogłem przybliżyć jej trochę mniej znane oblicza muzyki klasycznej, nauczyć bardziej krytycznego słuchania, oceniania wykonania, wskazywania różnic interpretacyjnych. Pewnie mimowolnie wszczepiłem jej trochę analitycznego bakcyla, nie odbierając - mam nadzieję - przyjemności ze słuchania. Natomiast ja jej zawdzięczam powolny proces poznawania muzyki rozrywkowej, o której do niedawna za dużo nie wiedziałem. Byłem ignorantem, ale nie wynikało to z mojej złej woli, tylko z braku styczności z tą muzyką. Spędzając większość czasu pośród dźwięków, czy to przy fortepianie, czy studiując partytury, w czasie wolnym mam nieraz ochotę od muzyki odpocząć. Sara pomogła mi nadrobić zaległości, ale do dziś to ona lepiej zna się na tych rzeczach. Mówi „o, to jest taki zespół, grają taki kawałek”, a ja zwykle mogę tylko stwierdzić „to jest G-dur, a to C-dur” (śmiech). A czy jest jakiś rodzaj muzyki, której nie lubisz? Nie lubię złej muzyki, a każda muzyka może być zła: klasyczna, jazzowa, rockowa… Oczywistym jest, że zaczynając od najbardziej wysublimowanych
przejawów muzyki, jestem bardzo wymagającym słuchaczem i nie zadowalam się byle czym. Nie znoszę miernoty i prymitywizmu. Zespół „Weekend”? (śmiech) Nie słucham, ale nie przeszkadza mi, że ludzie czerpią z tego radość. Czyli nie przeszkadzałoby Ci, gdyby Twoja żona była fanką? Nie byłaby wówczas moją żoną! (śmiech) Są pewne rzeczy, które się wykluczają. Przeciwieństwa się przyciągają, ale czy tak odległe galaktyki? Chyba nie. W takim razie zmienię wątek. Powiedz, pianiści mają wzięcie? Hmm, mogą mieć. Podczas koncertu pianista jest gwiazdą wieczoru, zazwyczaj elegancko ubrany, przy ładnym instrumencie, swoją grą porusza emocjonalne struny. Myślę, że to atrakcyjne dla płci przeciwnej. W pewnym sensie bycie pianistą jest prestiżowe. Pianista-solista zwraca na siebie uwagę, jest w centrum zainteresowania, nie jest anonimowy. A gdy pięknie gra - zdobywa serca słuchaczek. Wiele miłosnych historii ma swój początek na koncercie - słuchaczka zakochuje się w wykonawcy lub odwrotnie. Znam osobiście kilka takich przypadków. Może taka reklama zachęciłaby młodych ludzi do chodzenia na koncerty muzyki klasycznej? (śmiech) A muzycy klasyczni mają takie fanki, które ustawiają się pod hotelami, piszczą, polują na autografy? Z tym piszczeniem to przesadziłeś (śmiech). Oczywiście, nie jest to taki fanklub, jaki mają piłkarze czy przystojni aktorzy, ale pianiści też mają swoich wielbicieli i wielbicielki. Myślę, że sam mam w Bydgoszczy coś na kształt fanklubu. To grupa osób, która bardzo się interesuje moimi muzycznymi poczynaniami i ilekroć gram w Bydgoszczy czy okolicach, zawsze licznie przychodzą na moje koncerty. To jest bardzo miłe, dzięki takim fanom czujemy się potrzebni. W naszej świadomości funkcjonuje stereotyp, że muzyk to zwykle postać barwna, im bardziej kontrowersyjna, tym lepiej… Rzeczywiście, taki mit artysty rockowego, który pije, bierze dragi i co koncert ma nową kochankę. Mam na ten temat nawet swoją teorię. Wydaje mi się, że im większy rozdźwięk między euforią na koncercie a ciszą po nim, tym większe niebezpieczeństwo wejścia w nałóg. Podczas występu są ogromne emocje, stres, ale i reakcje ludzi, brawa, czasem nawet owacje na stojąco. Po koncercie natomiast emocje opadają powoli, zostajemy z nimi sami, spędzamy samotną noc w hotelu czy wracamy po nocy do domu. Następuje pewna pustka po euforii koncertowej. Gdy człowiek nie potrafi sobie poradzić z tą różnicą, to zaczyna wariować. Stara się za wszelką cenę zapełnić czymś tę pustkę i stąd biorą swój początek różnego rodzaju nałogi - ucieczka w alkohol, seks czy narkotyki. Nie jestem celebrytą, ale jeśli na mój koncert przychodzi tysiąc czy nawet pięć tysięcy osób, ludzie biją brawa na stojąco, a po chwili siedzę sam w aucie lub mam zasnąć w pokoju hotelowym, to jest to niesamowity przeskok. Powiem szczerze, po każdym koncercie nie mogę spać do drugiej - trzeciej w nocy, czasem w ogóle. To są takie emocje. A miałeś takie momenty, że po koncercie chciałeś sobie zaszaleć, odreagować? Są różne sposoby na odreagowanie, nie trzeba od razu nie wiadomo jak szaleć. Można iść na basen, do sauny, poczytać książkę, wypić melisę (śmiech). Ja po koncertach bardzo lubię gdzieś wyjść, spotkać się ze znajomymi, porozmawiać, wypić piwo, potańczyć, ale nie zawsze jest taka możliwość. Zawsze z utęsknieniem czekam też na spotkanie z rodziną. Uwielbiam koncerty i to uczucie euforii, które im towarzyszy, ale wydaje mi się, że dość mocno stąpam po ziemi. Nigdy nie chciałem być gwiazdą, nie mam takich ambicji, by ludzie mnie uwielbiali. Moim celem było zawsze dobre granie i doskonalenie swoich umiejętności. To jest to, co chciałbym robić przez całe życie, by gdzieś pod jego koniec móc stwierdzić, że faktycznie dałem z siebie wszystko. Myślę, że to będzie piękna puenta tej rozmowy. Ciekawe, co na to czytelnicy. Panie pewnie wolałyby wolnego strzelca, który powiedziałby, że uwielbia jak na koncercie rzucają w niego stanikami. A ja mam żonę, dziecko i jestem tylko nudnym pianistą (śmiech).CP napisz do autora: t.skory@expressmedia.pl
* Michał Szymanowski Jeden z najbardziej obiecujących polskich pianistów młodego pokolenia. Absolwent Akademii Muzycznej w Bydgoszczy oraz Hochschule für Musik Hanns Eisler w Berlinie. Laureat 16 ogólnopolskich i 7 międzynarodowych konkursów, m.in. Ogólnopolskiego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie i Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy. Koncertował, m.in. w Pałacu Narodów ONZ w Genewie, dla papieża Benedykta XVI w Watykanie, dla pary prezydenckiej w Belwederze oraz w filharmoniach na całym świecie. miasta kobiet
grudzień 2015
37
kobieta przedsiębiorcza
NIE CZEK AJ na prezent od Mikołaja Przez kilka lat starałam się bardzo o pewien prezent. W końcu udało się. Mój pięciokilogramowy prezent wyrwał mi serce z piersi. Taka to była radość! Justyna Niebieszczańska*
D
zielę się opowieścią o tym prezencie z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ pokazuje, że Mikołaj jest kobietą. Nie ma się czemu dziwić - to nie „Seksmisja”, ale rzeczywistość. Myślisz o prezentach dla innych? Dbasz o to, aby ucieszyły najbliższych? Pięknie je opakowujesz? Nie masz sań ani reniferów, choćby jednego Rudolfa, a dajesz radę! Po drugie, wierz w Świętego Mikołaja i wystawiaj skarpetę, ale aktywuj również plan B i zostań swoim osobistym Mikołajem. Od przybytku głowa nie boli, a im więcej prezentów, tym więcej radości. Mawia się, że najlepsze prezenty to te trafione, czyli takie, które są odpowiedzią na najskrytsze marzenia. Coś w tym jest, ale dla mnie najpiękniejsze są prezenty, które zmieniają życie nadając mu zupełnie nową, niespodziewaną wartość. Doświadczyłam tego na własnej skórze.
WALCZ, BY TO MIEĆ Zatem o tym prezencie rozmawialiśmy długo, bo dotyczył naszej rodziny i tym samym był prezentem dla każdego z nas z osobna, ale i dla nas razem. Zawsze było co najmniej kilka argumentów na „nie”. Bardzo racjonalnych, przyznaję. Powstała długa lista, nad którą jak sztandar łopotało słowo odpowiedzialność. W pierwszej dziesiątce listy znalazły się następujące myśli: tak jak jest, jest dobrze, po co dodatkowe koszty, dziecko jest za małe, zbyt długo pracujemy, wyjazdy będą ograniczone.
38
miasta kobiet
grudzień 2015
Czy to spowodowało, że mniej pragnęłam tego prezentu? Skądże! Jeżeli czegoś pragniesz mimo mocnych argumentów na „nie”, to walcz o to, aby to mieć, przeżyć, zobaczyć. Cokolwiek to jest, nie odpuszczaj! Pierwsze rzymskie prawo public relations głosi: gutta cavat lapidem non vi, sed saepe cadendo, czyli kropla drąży skałę częstym padaniem, a nie siłą.
TO NA SZCZĘŚCIE Są prezenty, które wymagają czasu i konsekwencji w ich zdobywaniu. Mam wrażenie, że zbyt często rezygnujemy z cudownych podarunków tylko dlatego, że nie są do zdobycia od zaraz albo dlatego, że są obwarowane jak forteca rozsądną argumentacją. Myślę, że jesteś przygotowana na pytanie, dlaczego ten prezent jest nierealny, prawda? Za drogi, zbyt absorbujący, burzący poukładane życie… A co jeżeli to ten prezent mógłby dać ci szczęście? Chcesz żałować, że nic nie zrobiłaś, aby go dostać? Jak ta kropla konsekwentnie pracowałam i nadszedł 6 grudnia 2009 roku - dzień spotkania z prezentem. Wybraliśmy opcję odbioru osobistego. Tego dnia siedzieliśmy w pokoju wypełnionym trofeami, proporcami, pucharami i słuchaliśmy o tym, czym jest troska i odpowiedzialność. Było poważnie i przez chwilę pomyślałam, że możemy oblać ten test i nici z cudownego dnia i życia. Nagle zadzwonił dzwonek i gospodyni wyszła, aby zrealizować nasze zamówienie. Rzuciliśmy się do okna,
aby zobaczyć jak go niosą. Na tle dużej sylwetki pana w czarnej kurtce był jasnym punktem. On. Mały i nieporadny. Najpierw wylądował w rękach mojego syna i zobaczyłam panikę w jego oczach. Chłopiec przekazał go w pewniejsze ramiona mojego męża. Zabraliśmy wyprawkę, listę przykazań, walące z przejęcia serca i zapakowaliśmy się całą rodziną do samochodu. Miałam nieodparte wrażenie, że w końcu jesteśmy w komplecie. Nazwaliśmy go Tytus, chociaż jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że jak rzymski imperator będzie władał naszymi sercami. Ułożyliśmy go w koszyczku i wyruszyliśmy w naszą pierwszą podróż do domu. Przystanek był prędzej niż się spodziewaliśmy. Nasz pupil załatwił swoją potrzebę. Z uśmiechem jak banan trzepałam kocyk z psich bobków na poboczu i wiedziałam, że to na szczęście!CP
*Justyna Niebieszczańska Specjalistka PR. Od ponad 5 lat pisze blog o komunikacji i PR. Właścicielka Agencji Public Relations BRIDGEHEAD PR. Manager kanadyjskiej firmy SciCan na Polskę i kraje nadbałtyckie. Współorganizatorka Charmsów Biznesu. Zachęca do pobrania darmowego „Przewodnika pisania bloga cz. 1 Od czego zacząć?” ze strony www.bridgehead.pl
1466515BDBHA
800815TRTHA