nasze miejsca spotkań portret
Joanna Koroniewska Lubię swoją siłę str. 6-8
kwiecień 2015
WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch, tel. 52 32 60 798 l.tataruch@expressmedia.pl Teksty:
Ciocia Dobra Rada Czy też czasem czujecie, że doskonale znacie się na wielu sprawach? Macie własne sposoby na to, jak stawić czoło kłopotliwym sytuacjom? Zdarza Wam się słuchać czyichś zwierzeń i myśleć jednocześnie: „byłam tam, przeszłam to, wiem, co powinnaś zrobić”? - Ciocia Dobra Rada - powie ktoś prześmiewczo. - Wszystko wie i na wszystkim się zna. Pozjadała wszystkie rozumy. To nie tak. Przeczytajcie, co na ten temat Jankowi Oleksemu powiedziała Joanna Koroniewska (str. 6-8). Etykietki „Cioci Dobrej Rady” się nie wstydzi, uwielbia w ten sposób pomagać i dobrze jej to wychodzi. Przyznaje, że wiele przeszła i dzięki temu może odnaleźć się w różnych sytuacjach. Przyznam, że nieraz zdarzało mi się zareagować irytacją na jakąś „złotą radę”. Na te wszystkie hasła: „Ja na twoim miejscu zrobiłabym to czy tamto”. Przecież nikt nie jest i nigdy nie będzie na moim miejscu. Prawda jest jednak taka, że zdecydowanie częściej czyjeś wskazówki, podpowiedzi czy doświadczenia oszczędzały mi wielu kłopotów, czasu i zmartwień. Pokazywały rzecz z innej perspektywy. I w gruncie rzeczy nie pozostaje mi nic innego, jak za te dobre drogowskazy podziękować wszystkim tym, którzy w odpowiednim momencie się na nie zdobyli. My w „Miastach Kobiet” też otwarcie radzimy. Podpowiadamy, jak uniknąć żywieniowej obsesji (str. 14-15), jak być bardziej asertywną (str. 16-17), jak wybrać przedszkole dla dziecka (str.18, 20) czy urządzić wiosenne wnętrze (str. 26). Głosem naszych bohaterek i rozmówców przekonujemy, że warto dzielić się swoimi doświadczeniami, z których każdy może wyciągnąć wnioski dla siebie. Nawet tymi trudnymi, jak w reportażu Janusza Milanowskiego o traumie rodzin żołnierzy (str. 10-11). Przy okazji radzimy również, by wziąć udział w naszym konkursie! W trakcie świątecznych przygotowań na pewno wiele z Was przyrządza dla bliskich coś specjalnego w kuchni. Podzielcie się z nami swoimi wiosennymi przepisami. Najlepszy z nich opublikujemy w następnym numerze, ale to nie jest jedyna nagroda. Więcej szczegółów znajdziecie na str. 4.
Justyna Król j.krol@expressmedia.pl Jan Oleksy j.oleksy@expressmedia.pl Janusz Milanowski j.milanowski@expressmedia.pl Lucyna Tataruch l.tataruch@expressmedia.pl Dominika Kucharska d.kucharska@expressmedia.pl Dorota Kowalewska Zdjęcie na okładce: Studio 69 Projekt: Iwona Cenkier i.cenkier@expressmedia.pl Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak Przygotowanie zdjęć do druku: Kamil Mójta Sprzedaż: Michał Kopeć, tel. 56 61 18 156 m.kopec@nowosci.com.pl Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 a.suminska@express.bydgoski.pl
CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 p.krol@expressmedia.pl
Spokojnych, radosnych świąt oraz wielu cennych rad. ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.Nowosci.ExpressBydgoski
LUCYNA TATARUCH redaktorka prowadząca „MIASTA KOBIET” „Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca, jako dodatek do „Expressu Bydgoskiego” i „Nowości - Dziennika Toruńskiego”. Przez cały miesiąc są dostępne również w 91 miejscach w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl
2
miasta kobiet
kwiecień 2015
187115TRTHA
Pobite gary! Wyrzuć stare, zgarnij nowe
Potrafisz wyczarować w kuchni prawdziwe cuda? Bliscy nie mogą nachwalić się Twoich pyszności? A może znasz wyjątkowy sposób na najlepsze wiosenne danie?
Zdradź nam swój przepis! Wystarczy, że do 20 kwietnia prześlesz go do nas, pod adresem mailowym konkurs@expressmedia.pl
DO WYGRANIA ZESTAW KUCHENNY MARKI ZEPTER
W treści maila wpisz również swoje imię, nazwisko, numer kontaktowy, oraz oświadczenie wg wzoru: „Oświadczam, że jestem autorem przepisu na wiosenne danie, wysłanego do konkursu Pobite Gary i posiadam do niego wszelkie prawa autorskie”.
Autor wybranego przepisu otrzyma: • MixySy do mielenia, rozdrabniania, miksowania i ubijania • patelnię do smażenia, pieczenia, duszenia lub gotowania bez tłuszczu • lasaghnerę ze stali szlachetnej do pieczenia i serwowania dań
Najciekawszą propozycję opublikujemy w następnym wydaniu Miast Kobiet.
Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest ukończenie 18. roku życia. Nagrody nie podlegają wymianie na równowartość pieniężną. W dniu 22.04.2015 organizator będzie kontaktował się trzykrotnie ze Zwycięzcą. W przypadku braku mozliwości kontaktu telefonicznego Zwycięzca traci prawo do nagrody.
SPONSOR NAGRÓD
Regulamin konkursu dostępny na stronach internetowych: www.express.bydgoski.pl oraz www.nowosci.com.pl
215915TRTHA
R
E
K
L
A
M
A
6415T4JBA
miasta kobiet
kwiecień 2015
5
jej portret
Lubię swoją siłę Moja agentka się śmieje: „Dziewczyno, załóż szpilki, wylaszcz się!”. Mówię: nie. Jestem normalna, czasami z makijażem, czasami bez. Tak jest lepiej. Nie będę świecidełkiem, jakimś ładnym ozdobnikiem. Z Joanną Koroniewską* rozmawia Jan Oleksy ZDJĘCIA: Sławomir Kowalski Cieszę się, że znalazła Pani chwilę czasu na pogawędkę… Dla waszej gazety zawsze mam czas! Często bywa Pani w Toruniu, czyli w swoim rodzinnym mieście? Niestety rzadko, z powodu braku czasu. Bardzo trudno jest być dobrą mamą, a jednocześnie pracować w zawodzie. Nie sposób tego oddzielić. Będąc mamą, niekiedy zmuszona jestem poświęcić pracę dla rozwoju emocjonalnego mojego dziecka. Ostatnio musiałam zrezygnować z paru spektakli teatralnych, ponieważ okazało się, że nie byłoby mnie w domu niemalże codziennie wieczorem. To ogromna strata dla dziecka, więc dozuję sobie przyjemności zawodowe. Cieszę się, że jestem na takim etapie, że mogę sobie na to pozwolić…
6
miasta kobiet
kwiecień 2015
JOANNA KORONIEWSKA ODKRYWA „KATARZYNKĘ” W PIERNIKOWEJ ALEI GWIAZD
A D
jej portret Czy sześcioletnia Janinka czuje, że ma znaną mamę? Nie epatuję tym, że mam zawód, w którym czasem mnie widać. Na pewno już nie zaskakują jej nieznane osoby podchodzące do mnie po autografy. Janka uczęszcza do przedszkola, w którym są dzieci aktorów, muzyków. Zawód jak każdy inny. Myślę, że nie ma to dla niej większego znaczenia. Staram się ją tak wychować, żeby nie uzurpowała sobie prawa do tego, by czuć się kimś lepszym. Ja z tego powodu, że gdzieś tam czasem występuję, nie czuję się absolutnie kimś wyjątkowym. Nie jest to prestiż zawodu lekarza. Bardzo chciałabym uleczyć człowieka… W pewnym sensie Pani również leczy… … dając ludziom emocje. Ostatnio odkryłam też, że uwielbiam radzić. Im jestem starsza, tym bardziej lubię to robić. Myślę, że czasem jestem w tych poradach nawet bardzo skuteczna. W tych dotyczących spraw sercowych również? Jestem „ciocia dobra rada” w wielu sprawach. Jakiś czas temu radio RMF zaproponowało mi prowadzenie cyklu poradnikowego „Zaradna i romantyczna”, który trwa już drugi czy trzeci sezon. Pracuję bez scenariusza, odpowiadam na pytania słuchaczy i naprawdę bardzo to lubię. Nagle okazuje się, że o wielu rzeczach wiem. I to nie dlatego, że jestem specjalistą od wszystkiego. Po prostu moje życie zawsze było dosyć skomplikowane, nigdy nie wybierałam najłatwiejszej drogi. Dzięki temu z wieloma problemami się zetknęłam. Bardzo fajnie jest móc komuś podać rękę, poradzić. Jeżeli będzie miał pan jakiś problem, począwszy od ortopedycznych, a skończywszy na sercowych, to bardzo chętnie pomogę, służę poradą. Spróbuję znaleźć rozwiązanie. Dzięki, w takim razie zapiszę sobie numer telefonu do Pani. Może raczej powinna Pani zostać psychologiem? Gdybym się nie dostała za pierwszym razem do szkoły filmowej, to na pewno zdawałabym na psychologię. W aktorstwie chyba poniekąd również można realizować się jako psycholog. W jakimś sensie moje zajęcie też jest trochę psychologizującym zawodem, bo wcielając się w różne postaci, trochę prowadzimy terapię na sobie. Wcielanie się w rolę jest męczące? Bywa, ale uwielbiam, kiedy rola jest daleko ode mnie. Bardzo lubiłam wcielać się w Małgosię z „M jak miłość”, bo sama jestem zupełnie inna - nie jestem rozpieszczona, nie mam w sobie cech „zimnej ryby”, jestem kompletnie z innego świata. To jednak ma dwie strony - po tej roli nagle zaczęto mnie utożsamiać z kimś takim i to już nie było fajne. Jednym z najtrudniejszych wyzwań była rola kochanki w spektaklu „Jabłko”. Jest to historia o miłości, zdradzie i umieraniu, opowiedziana niebanalnie, mądrze, ale w bardzo prosty sposób. Grałam razem z Gosią Foremniak i Janem Jankowskim. Musiałam bronić bardzo negatywnej postaci. Sama jestem osobą dobrą.
Nawet, jeżeli już zrobię komuś krzywdę, to zaraz za nią przepraszam. I nigdy nie krzywdzę specjalnie! Nie jestem też mściwa… Czy również nikomu Pani nie zazdrości? Mam w sobie pozytywną zazdrość - zazdroszczę wszystkim, którym się udaje, którzy robią coś fajnego. Jest to dla mnie kwestia budująca, a nie coś negatywnego. To nakręca? Mobilizuje do działania. Oscar dla „Idy” jest dla wszystkich polskich aktorów czymś absolutnie wyjątkowym. Cieszę się, że Agata Kulesza zetknęła się ze światem, z którym wydawałoby się, że nikomu z Polaków się nie uda. Marzy Pani o nagrodach? Nagrody są przyjemną wypadkową naszego zawodu, ale najważniejsze jest to, żeby się spełniać w aktorstwie. Myślę, że każdy trzeźwo myślący aktor nie myśli o Oscarze, tylko o tym, żeby zagrać fajne role. Nagrody mogą być tego konsekwencją, nie odwrotnie. Jakie role są Pani marzeniem? Młodej i pięknej? Nie młodej i pięknej… Jakoś szczególnie nie poprawiam swojej urody. Im więcej role wymagają ode mnie pracy, tym lepiej! Wszystkie introwertyczne postaci, takie w których musiałbym też złamać swój wygląd fizyczny, bardzo mnie kręcą. Pamiętam, że od pierwszej chwili, kiedy grałam w „M jak miłość”, prosiłam, żeby mnie trochę zbrzydzić. Zależało mi na tym, by moja bohaterka była taką swojską babką chowaną na mleku. Ważne, by grać rolę, a nie być sobą w rolach, które się odtwarza. A co Pani najbardziej ceni i lubi w sobie? Myślę, że swoją siłę. Im jestem starsza, tym czuję w sobie coraz większą siłę do walki. Na pierwszy rzut oka widać, że jest Pani szalenie dynamiczna! Zaczęłam swoją przygodę teatralną z Dorotą Stalińską i Dorota mnie namaściła. To nie wymaga komentarza. Czyli jest Pani taką herszt babą? Jestem herszt babą, ale potrafię też być kobietą. Jestem zodiakalnym Bliźniakiem, więc mam dwoistą naturę. Trochę delikatna i subtelna, a trochę wojująca. Mąż Maciek daje sobą kierować? Nie rozmawiam o życiu prywatnym z tego powodu, że oboje z mężem wykonujemy podobną profesję. Zazwyczaj pisze się o nas bzdury, przeinacza fakty. Dlatego w mediach o sobie nie mówimy. OK, zostawmy rodzinę w spokoju. W takim razie, co się Pani podoba w facetach? Cenię poczucie humoru, inteligencję, osobowość. Najbardziej mnie kręci w mężczyźnie, gdy on ma swoje pasje, jest moim dopełnieniem, ale też jest trochę kimś innym. Wydaje mi się, że życie z kimś zupełnie takim samym jest… ciągłą
walką. To, czego najbardziej oczekuję w związku, to szczerość, lojalność i przyjaźń. Muszę się z facetem kumplować, a nie być jak adorowana księżniczka, żyć na puchowych kołderkach. To mnie nie interesuje. Nominacja w konkursie Viva Najpiękniejsi ma dla Pani jakieś znaczenie? To nie jest dla mnie najważniejsze. Fajnie, jak ktoś mnie nominuje, ale nie spędza mi to snu z powiek. Myślę, że w naszym zawodzie bardzo ważna jest pokora. Tylko ona daje możliwość dobrej współpracy z reżyserem, pozwala się oddalać i grać postać. Miałam okazję pracować z jednym z najlepszych reżyserów, z Janem Englertem. Bałam się tego spotkania, ale od pierwszych chwil świetnie się rozumieliśmy. W „Intrydze” gram osobę antypatyczną i mało komunikatywną. To moje przeciwieństwo. W tym projekcie teatralnym przechodzę metamorfozę. Tak dobieram role, żeby zaskakiwać widzów. Czy wzorem innych aktorów myśli Pani o reżyserii? Nie mówię nie! Na razie jestem młodą osobą, wydaje mi się, że doświadczenia w tej kwestii nabiera się z biegiem lat. Zajmuję się wieloma sprawami, też piszę. Nie wiem, co będzie w przyszłości. Faktem jest, że pragnę w życiu spróbować różnych rzeczy. Szukam, nieustannie tworzę… Taka niespokojna dusza? Dwa lata temu zrezygnowałam ze świetnie odbieranego serialu „M jak miłość”. Wydawałoby się, że nic głupszego nie mogłam zrobić… A ja dzięki tej decyzji przeżywam bardzo fajne momenty w życiu zawodowym. Jestem szczęśliwa, bo mogę wybierać i robić to, co chcę, a nie to, co muszę. To jest fajne! Zrezygnowała Pani, bo serial Panią wyjaławiał, nudził? Pomyślałam, że dużo czasu spędziłam z tą postacią. Poczułam, że to jest taki moment, w którym już się nie rozwinę. Wiedziałam, że po takiej roli będzie przerwa, że nie od razu zagram trzy główne role w innych serialach, ale nie jest to dla mnie sensem życia. Ważne jest, by się rozwijać, ale w trochę innym tempie i w trochę inny sposób. Jest Pani piękną kobietą, ambasadorką Avonu. Czy ładnym jest łatwiej w życiu? Dziękuję bardzo, ale nie wiem, bo nigdy się nie czułam ładna. Przez wiele lat miałam nadwagę. Czasem czułam się atrakcyjna, ale raczej tylko pod względem osobowości, a nie wyglądu. Jakby pan mnie zapytał, ile mam zmarszczek na czole… Nie zapytam! … odpowiem - nie wiem, bo się za bardzo nie przeglądam w lustrze. Nie przywiązuję dużej wagi do swego wyglądu, a może o tym świadczyć chociażby liczba publikacji paparazzi, którzy mnie łapią gdzieś na ulicy. Moja agentka się śmieje: „Dziewczyno, załóż szpilki, zrób jak inne laski, wylaszcz się!”. Mówię: nie. Jestem normalna, czasami z makijażem, czasami bez. Tak jest lepiej. Taka jest prawda. Mój zawód predestynuje mnie miasta kobiet
kwiecień 2015
7
jej portret do tego, by grać, a nie żeby być świecidełkiem, jakimś ładnym ozdobnikiem. Absolutnie tego nie chcę! Lubi Pani gotować? Mam na myśli nowy program telewizyjny „Tajemniczy składnik”… Po prostu dostałam zaproszenie na casting i… wygrałam. Jak już mówiłam, lubię radzić, a ten program ma charakter poradnikowy. Dotyczy nie tylko gotowania, są tam porady z różnych dziedzin. Na castingu zaproponowałam swoją wersję zdrowego żywienia i to się spodobało. Wierzę, że przypadki chodzą po ludziach. Tak samo dostałam się do programu „Kocham Cię, Polsko” i do innych. Sama Pani również gotuje? Oczywiście. Natomiast, gdy nie gotuję w domu, to wiem, gdzie chodzić. Wiem, co jem! Przykłada Pani wagę do jedzenia? Do zdrowego jedzenia. Staram się nie jeść niezdrowych rzeczy, zwłaszcza od czasu, gdy urodziło mi się dziecko. Została Pani wegetarianką? Nie jestem wegetarianką, jem mięso, natomiast nie przesadzam z kurczakami, unikam żywności modyfikowanej i wszystkich ulepszaczy. A lubi Pani pierniki? Lubię toruńskie pierniki, ale jestem też zakochana w waflu „Teatralnym”. Za każdym razem, jak ktoś przyjeżdża do mnie z Torunia, to zawsze z waflami. Nie na darmo ma Pani swoją „Katarzynkę” w Piernikowej Alei Gwiazd. To był dla mnie wyjątkowy moment. Spotkałam tylu ludzi ze swojej przeszłości, nauczycieli, znajomych… Było to niesamowite przeżycie, prezent od losu. Okazuje się, że Toruń kocha swoich ludzi. To miasto jest zresztą mekką artystycznych dusz. Piotruś Głowacki, Magda Czerwińska… graliśmy razem w toruńskim Spiętym Teatrze Spinaczy przy MDK-u. Gosia Kożuchowska, Grzegorz Ciechowski, Grażyna Szapołowska, Bogusław Linda, Olga Bołądź, Jakub Gierszał, nie mówiąc o Macieju Dowborze i Kasi Dowbor. Dużo nas z Torunia! Wiem już, że lubi Pani pierniki. A lody? Smakowała je Pani w jednej kampanii reklamowej. Jak ktoś mi proponuje bycie ambasadorem marki, to przede wszystkim muszę w nią wierzyć. Zawsze tak wybieram. Nie jestem osobą, która zrobi wszystko dla pieniędzy. Do tej pory wystąpiłam tylko w paru reklamach, zawsze z przekonaniem, że firmuję wartościowy produkt. Rozmawiamy chwilę i już czuję, że od Pani emanuje tyle dobrej energii… … pozytywnej energii! Myślę, że w związku z tym ma Pani dużo przyjaciół… Mam wielu przyjaciół. Niestety nadal jestem naiwna i się nabieram. Czasami niektórzy przyja-
8
miasta kobiet
kwiecień 2015
JOANNA KORONIEWSKA NA SPOTKANIU Z FANAMI
To, czego najbardziej oczekuję w związku, to szczerość, lojalność i przyjaźń. Muszę się z facetem kumplować, a nie być jak adorowana księżniczka, żyć na puchowych kołderkach. To mnie nie interesuje. JOANNA KORONIEWSKA AKTORKA
ciele przychodzą i… odchodzą, bo nie są takimi osobami jak ja. Chcą Panią wykorzystać? Znam prawdziwych przyjaciół, takich jeszcze z dzieciństwa. I z tego się cieszę. Sentymentalny powrót do przeszłości? Jestem bardzo melancholijna… Płacze Pani w kinie? Zawsze. Nawet na trailerze jestem w stanie się popłakać. Wczoraj widziałam trailer o triathlonie i od razu się poryczałam. Płaczę nawet na reklamie, w teatrze, wszędzie. Jestem bardzo naiwna? Nie ma się czego wstydzić. Mój zawód jest mocno związany z emocjami. Tak się pocieszam… Ma Pani ciekawość świata? Tak, dlatego radzę ludziom. Mam rozbudzoną ciekawość świata także w sensie podróżowania.
Dowiedziałem się, że właśnie wylatuje Pani do Ameryki… To zawodowy wyjazd. Zostaliśmy zaproszeni do teatrów w Toronto, w Chicago, a później w Sztokholmie i w Niemczech. To bardzo prestiżowe występy. Cieszymy się z nich, szczególnie, że w ostatnim czasie jest ich rzeczywiście dużo. Także na terenie całej Polski. Skoro lubi Pani radzić, to co poradziłaby Pani Czytelniczkom „Miast Kobiet”? Doradziłabym, żebyśmy my, kobiety, bardziej dbały o siebie. Niekoniecznie w takim sensie, że zaczniemy chodzić do kosmetyczki, robić manicure, biegać do fryzjera i… zaniedbywać dzieci i męża. Myślę o kontekście zdrowotnym, żebyśmy robiły coś wyłącznie do siebie, poszły do siłowni, uprawiały nordic walking, pojechały w ciekawe miejsce. Nabierzemy więcej sił, lepiej się poczujemy. Ale nie namawia Pani, by zostały egoistkami, albo jeszcze gorzej heterami? Absolutnie nie. Mężczyźni są do kochania, ale pamiętajmy o tym, żeby najpierw kochać siebie, bo kochając tylko dzieci i męża, zapomnimy o sobie. Musi istnieć zdrowa równowaga. Nie radzę nikomu być heterą w związku, bo pewnie wtedy mężczyzna ucieknie. Jeżeli będziemy harmonijne, to odnajdziemy szczęście.CP
l o
napisz do autora j.oleksy@expressmedia.pl
*Joanna Koroniewska Aktorka, ur. w Toruniu w 1978 r. Znana z występów na scenach warszawskich teatrów Rampa, Bajka i Komedia, a także z wielu seriali, m.in. „M jak miłość”, „Niania”, „Daleko od noszy”. Ma swoją „Katarzynkę” w Piernikowej Alei Gwiazd. Żona Macieja Dowbora, mama Janiny.
C O
„Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu.” ~ Władysła w Tatarkiewicz
Wszystko, czego potrzebuje
Twoje wnętrze!
Jesteśmy polską firmą z rodzinnymi tradycjami i dużym doświadczeniem w branży ogrodniczej. Pozwala nam to idealnie dopasować ofertę do potrzeb każdego klienta. Realizujemy także zamówienia indywidualne. Oferujemy ogromny wybór roślin, kwiatów, artykułów związanych z wystrojem, dekoracją i pielęgnacją ogrodów i wnętrz. Szczególną popularnością cieszą się nasze donice: od plastikowych, po ceramiczne, w różnych stylach i rozmiarach - wszystkie w niezwykle atrakcyjnych cenach! Otwierając się na potrzeby rodzin z dziećmi i prawdziwych hobbystów, poszerzyliśmy także swój asortyment o sklep zoologiczny i akwarystykę.
Zapraszamy!
lampiony od
25 zł donice od
dekoracje od
kwiaty od
10 zł
9,90 zł
CENTRUM OGRODNICZE OSTASZEWO Ostaszewo 59, 87-148 Łysomice tel. 56/ 674 03 65 e-mail: sklep@co-ostaszewo.pl
|
|
244015TRTHA
19 zł
znajdź nas na Facebook
tabu
Nie wyobrażam sobie, miły, abyś na wojnę kiedyś szedł. Życia nie wolno tracić, miły, Życie jest po to, by kochać się. („Jestem kobietą” - Kora)
Leczę wewnętrzne rany Na każdym kroku widziała u niego objawy stresu bojowego, zmiany osobowości po ciężkich przeżyciach. Psychiatrzy powiedzieli, że to nie przejdzie samo. TEKST: Janusz Milanowski
M
agdalena ma szare oczy, ale nawet płynące z nich łzy są dziwnie pogodne, gdy wspomina wznoszący się samolot albo gazik, który pewnego zimowego dnia zjawił się pod oknem. Kiedy gazik odjechał, ona usiadła na podłodze i zapłakała. Później nic już nie było takie samo, jak wtedy, gdy jej żołnierz pisał do niej za listem z list. Policzyła te listy. Wyszło 147. Ma je do dziś, choć żołnierz pewnego dnia wyszedł z domu i zniknął.
BĘDZIESZ TYLKO MOJA Byli bardzo młodzi. Ona zaczynała liceum w Toruniu, on szkołę chorążych. To z tego czasu pochodzą te listy. - Były cudowne. W każdym wyznawał miłość i pisał „będziesz tylko moja” - Magdalena się uśmiecha. - Wiele z nich ma pieczątkę „ocenzurowane”, bo był stan wojenny. Pobrali się po jego promocji w połowie lat 80. Żołnierz był prymusem, zdobył rzadką specjalizację i dlatego mógł wybrać jednostkę. Wybrał tę w Toruniu, żeby być blisko rodziny. Byli szczęśliwi, choć często wyjeżdżał - nawet na pół roku.
10
miasta kobiet
kwiecień 2015
Magdalena przez dziesięć lat czuła się jak żona marynarza. Czekała sama. Potem skończyły się te długie wyjazdy. Żołnierz stacjonował na miejscu. - Zawsze był najlepszy i wszystko musiało być„naj” - wspomina Magdalena. Gdy zaczął rwać się na misję, mieli już troje dzieci. Chciał jechać do Kambodży. Nosiło go. Z jednej strony nie wahał się jej zostawić, a z drugiej czuła, że chciałby ją zabrać ze sobą. Targało nim uczucie, które jest zmorą żołnierzy, marynarzy i mężczyzn pracujących z dala od domu - zazdrość. Magdalena nie zgodziła się na Kambodżę. Pojechał ich sąsiad, który po powrocie robił ze swoją żoną to samo, co później mąż Magdaleny po Iraku. Sąsiadka zmarła. Zabił ją stres.
TO MÓGŁ BYĆ KAŻDY Po 11 września 2001 Ameryka tworzy doktrynę ataku prewencyjnego. Dlatego dwa lata później siły koalicji lądują w Zatoce Perskiej, a ich najmłodsza córka przystępuje do Pierwszej komunii świętej. Żołnierz wyrusza z Torunia na misję stabilizacyjną. - Czwartego lipca zobaczyłam jak wzlatuje w niebo samolot
tabu z moim mężem… Nigdy tego nie zapomnę - opowiada Magdalena łamiącym głosem. - Boże, czy on do mnie jeszcze wróci, czy nie… Ja chyba nie mogę mówić… Tych łez nie da się opisać. Magdalena zaczęła spędzać czas przed telewizorem „jak przed Panem Bogiem”. Podczas tej pierwszej zmiany mieli dobry kontakt. On wykonywał tam pracę sztabową - tak twierdził. Często ze sobą rozmawiali, pili razem kawę przez telefon. On w pałacu Husajna w Babilonie, ona w Toruniu. Mimo częstego kontaktu, była przerażona. Tabletki nie pomagały. Dlatego modliła się codziennie: żeby wrócił cały, żeby szybko złapali albo zabili Husajna. - Głupio mi się do tego przyznać jako osobie wierzącej, ale rzeczywiście modliłam się o śmierć dyktatora Iraku - przyznaje. Szóstego listopada 2003 r. Magdalena robiła zakupy, gdy radio powiedziało, że w Iraku zginął pierwszy polski żołnierz. Prawie zemdlała w sklepie. Nasza armia skompromitowała się wtedy, informując najpierw media, a następnie rodzinę zabitego. - Nie było powiedziane, kto zginął i ja w tym sklepie przeżyłam szok - wspomina Magdalena. - To mógł być każdy! Dopiero później, słysząc informacje o kolejnych zabitych, wiedziałam, że rodzina jest najpierw powiadomiona i nie mdlałam ze strachu. Szóstego listopada zginął major Hieronim Kupczyk, śmiertelnie trafiony w szyję podczas konwoju. Żołnierz Magdaleny wrócił w styczniu cały i zdrowy. Tylko ona widziała, że ma wewnętrzne rany.
MAJĄ DEPRESJĘ I BIJĄ SIĘ DALEJ Wracającym z misji armia zapewniała pomoc psychologiczną w postaci ulotki: „Funkcjonowanie żołnierzy po powrocie z misji. Charakterystyczne zachowania, uczucia, problemy ponownej integracji z rodziną, źródła wsparcia”. Magdalena ma ją do dziś. Był inny - wyciszony i wycofany. Bardzo długo spał, późno wstawał i tak przez pół roku. Silny, pewny siebie mężczyzna kompletnie się zapadł. Dom był na jej głowie. Jemu nie chciało się nawet sprawdzić, czy córka odrobiła lekcje. Brał zwolnienie za zwolnieniem. „Mogą występować trudności ze snem, zasypianiem lub nadmierną sennością. Możesz czuć się obco w miejscu, do którego wróciłeś. Możesz mieć poczucie, że do niego nie pasujesz. Te uczucia są normalną częścią procesu przystosowania” - ostrzega ulotka. Jego „proces przystosowania” miał wszelkie symptomy depresji. - Oni mają depresję i jeszcze raz jadą na wojnę! Wiem to od chłopaków, których poznałam w klinice leczenia stresu bojowego - zauważa Magdalena. Żołnierz był zazdrosny nawet o ojca franciszkanina, który wspierał Magdalenę duchowo. Oskarżał ją o nieczułość, wmawiał, że tylko dzieci kocha. - Choćbym nie wiem, jak go przytuliła, to i tak byłoby nie dość - wspomina ze smutkiem. Znowu chciał wyjechać do Iraku, ale odroczono jego prośbę ze względu na drobną kontuzję. NOCNY PATROL OD DO Po pewnym czasie, z potrzeby serca, stali się rodziną zastępczą. Przygarnęli pod swój dach
troje nastolatków z trudną przeszłością. I wtedy, gdy w ich domu było sześcioro dzieci, żołnierz oświadczył, że wylatuje znowu do Iraku, ponieważ „nie ma żony”. Tak powtarzał. Magdalena zaprotestowała, była wściekła. A po cholerę ma tam jechać, mają przecież z czego żyć - powtarzała. Nic to nie dało. Pewnego dnia pod ich dom podjechał wojskowy gazik. Żołnierz objął beztrosko Magdalenę, jakby wyjeżdżał tylko na parę dni i lekko nią potrząsnął. - „No, to cześć”, usłyszałam tylko - wspomina. - A ja, tak jak stałam, usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Odezwały się w niej uczucia, które są zmorą wszystkich żon żołnierzy i marynarzy: tęsknota i wściekłość. Ale Magdalena radziła sobie sama. Wszystkie pieniądze, które mąż zarobił na misji, odłożyła. Uzbierało się tego na siedmioosobowy samochód. Podczas drugiej zmiany mąż Madgaleny zgłosił się na akcję. Latał śmigłowcami na nocne patrole. Magdalena nie wie, czy zabijał, czy był pod ostrzałem. Wie tylko, że tych patroli było mnóstwo, kiedyś przejrzała jego kalendarz. „Nocny patrol od do”, „nocny patrol od do”, „nocny patrol od do”… Tylko takie suche notatki. Wrócił znów cały. Był apatyczny, drażliwy. I znów zaczęło się zwolnienie za zwolnieniem. Dużo czasu spędzał na działce u znajomych. - Wychodząc powtarzał: „Wyganiasz mnie z domu” i cały czas zachowywał się tak, jakbym ja była winna temu, co przeżył. Pewnego dnia Magdalena dostała SMS-a: „Nawet Benedykt XVI widząc, co mi robisz, abdykował”.
GDY CHCIAŁAM GO PRZYTULIĆ… Z czasem żołnierz w domu stawał się coraz bardziej drażliwy, coraz bardziej agresywny.Cierpiał na dziwne bóle, zaczął chrapać w nocy, uciekał z sypialni, ale uważał, że to ona go wygania. Kiedyś robił coś na strychu, ona tam weszła, on warknął: - Nie zachodź mnie od tyłu. Magdalena skontaktowała się ze specjalistami, żeby rozpoznać jego wewnętrzne rany. Na każdym kroku widziała typowe objawy PTSD - zespołu stresu pourazowego (ang. posttraumatic stress disorder), zwanego inaczej stresem bojowym bądź nerwicą okopową. Straszne stany, dopadające ludzi po ciężkich przeżyciach na wojnie, w obozie koncentracyjnym, więzieniu. Mogą prowadzić do trwałych zmian osobowości. Psychiatrzy powiedzieli Magdalenie, że to nie przejdzie samo. Będzie się tylko nasilać. Żołnierz zaczął znikać z domu na bardzo długo. Nie wiedział, co zrobić, gdy zachorowała córka. Wyprowadzał psa na wiele godzin, ale nie był w stanie pójść z nim do weterynarza. Magdalena szukała pomocy w wielu miejscach: u dowódcy, księdza, lekarzy. Pewnego dnia zjawił się w ich domu weteran, który usłyszał o ich problemach. Obcy człowiek, który znał wojnę i chciał pomóc. Po długiej, męskiej rozmowie, weteran rozłożył ręce: - Słuchaj, on jest w takim stanie, że gdybyś z córką była zagrożona, to on nie będzie was bronił. Jest zablokowany. W sytuacji krytycznej nie pomoże nikomu.
- Gdy zbliżałam się i chciałam naprawdę go przytulić, to on zaczynał się bronić, jakby był atakowany. Kiedyś, gdy mnie o coś obwiniał, powiedziałam mu: „Jeśli ktoś jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień”. I pieprznął we mnie Biblią…
TERAPIA MAGDALENY Dużo czasu upłynęło, zanim uzmysłowiła sobie, że jest współuzależniona. Powiedziała kiedyś do dzieci, żeby wykupiły ojcu skok ze spadochronem. Żołnierz skoczył i zaczął skakać, a Magdalena zrozumiała, że postąpiła jak żona alkoholika, która mężowi kupuje wódkę dla świętego spokoju. Trafiła do Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego w Warszawie. - Jesteś lalunią, bo tylko lalunie się leczą - usłyszała od męża. W klinice poznała Grażynę Jagielską, żonę Wojciecha Jagielskiego - wybitnego korespondenta wojennego. Grażyna napisała wstrząsającą książkę o swoich przeżyciach - „Miłość z kamienia”. Magdalena ma tę książkę z dedykacjami żołnierzy, którzy tam się leczyli. „Non dormit qui me custodit (nie śpi kto mnie strzeże)” - napisał Robert. „Podziwiam Twoją siłę w ocaleniu małżeństwa” - głosi inny wpis. Tam poznała też Włodka, którego historią żyła cała Polska. Był weteranem misji w Iraku i Libanie, żołnierzem specjalnej jednostki, odpowiedzialnej m.in. za werbowanie agentów. Odszedł z armii w 2006 r. z przyczyn zdrowotnych. Dostawał rentę do 2008 roku. Wtedy odebrano mu świadczenie, bo nie stawił się na kolejnej komisji. Z domu zniknął w czerwcu 2011 roku. Rodzinie powiedział, że wyjeżdża za granicę, nie będzie go przez kilka lat oraz żeby nie szukała z nim kontaktu. Odnaleziono go prawie zamarzniętego w szałasie w Tatrach. Amputowano mu nogi. Zmarł po roku walki z nowotworem i z PTSD. - Włodek był na pierwszej misji z moim mężem. Jestem zaszczycona, że go poznałam. Po tym, co przeżył, nie potrafił odnaleźć się w rodzinie i poszedł w góry - opowiada Magdalena. Dzięki jej udziałowi w terapii, weterani z kliniki przy Szaserów zrozumieli, co zrobili swoim żonom. Powiedział to głośno jeden z nich, który pewnego dnia kompletnie pijany wsiadł do auta. Jego żona wezwała wtedy policję. SZAŁAS PRZED OCZYMA W kwietniu 2013 r. żołnierz wyszedł z domu. Było to przed ślubem córki. Magdalenie przypomniała się historia Włodka. I znów była przerażona. Nikt nie wiedział, gdzie on jest. Przed oczyma miała szałas w Tatrach. Żołnierz odezwał się po pewnym czasie. Złożył pozew o rozwód. Któregoś sylwestra przysłał SMS-a: „Szczęśliwego Nowego Roku z Rio de Janeiro”. Załączył zdjęcie słynnej figury Chrystusa. Obecnie pojawia się i znika, dzwoni z zastrzeżonego numeru. Pewnego razu powiedział: - Wiesz, dobrze, że mnie tu nie ma, bo w ten sposób chronię cię przed sobą. Magdalena nie chce się rozwieść. - Kocham go - wyznaje.CP * imię bohaterki zostało zmienione na jej prośbę
napisz do autora j.milanowski@expressmedia.pl
miasta kobiet
kwiecień 2015
11
236915TRTHA
temat
12
miasta kobiet
kwiecień 2015
236915TRTHA
Wiosna
mody
pełna
Luźne, komfortowe, a przede wszystkim supermodne spodnie typu boyfriend, zestawione z dopasowaną kurteczką to świetny wybór na wiosenne dni. Kolejny modny akcent stanowią tu buty w intensywnym kolorze oraz duży, pojemny plecak. NEW YORKER kurtka - 79,95 koszulka - 54,95 NEW LOOK jeansy - 149,90 balerinki - 79,99 plecak/torba - 129,90 okulary - 29,90 MEDICINE paski - 14,90/szt. bransoletka - 19,90
393215BDBHA
Piękny, niezwykle kobiecy kombinezon stanowi świetną alternatywę dla klasycznej małej czarnej. Stylizacja została rozświetlona jasnym żakietem i modnymi w tym sezonie dodatkami w kolorze nude. OODJI kombinezon - 129,90 żakiet - 79,90 (przecena z 129,90) NEW LOOK buty - 99,90 naszyjnik - 69,90 GERRY WEBER torebka kopertówka - 429
w e e k e n d o w o
b i zn e os w o Klasyczny dress code - ciemna spódnica zestawiona z jasną koszulą i delikatną biżuterią. Stylizacji odrobiny szaleństwa dodaje okrycie wierzchnie - soczysty i wyrazisty płaszczyk o pudełkowym kroju. NEW YORKER koszula - 59,95 torebka - 59,95 naszyjnik - 22,95 NEW LOOK spódnica - 69,99 buty - 149,90 MEDICINE płaszczyk - 249,90
Zapraszamy na zakupy do Focus Mall Bydgoszcz! FRYZURA
MAKE-UP
Adres: ul. Jagiellońska 39-47, Bydgoszcz
w i e c zo r o w o
A
da, 34 lata, jest z zawodu tłumaczką, wykształconą freelancerką. Szybko podbiła rynek zawodowy i cieszy się niezależnością. Biegle zna języki: niemiecki, angielski i jej ukochany francuski. W Paryżu mieszkała podczas studiów. Pół roku wystarczyło, by pokochała to miasto, jego klimat, zapachy i smaki… - Z Francją kojarzą się słodkie, chrupiące croisanty na śniadanie, ale tamtejsze kobiety bardzo o siebie dbają. Są zjawiskowo piękne, zawsze modne i zdrowo wyglądające. Zaraziłam się ich dietą, chcąc na co dzień promienieć jak one - opowiada Ada.
Zdrowa obsesja Rady, jak „mądrze” się odżywiać, są dziś dostępne wszędzie. Sęk w tym, że jakby je wszystkie połączyć ze sobą, zrodzi się ortoreksja, bo okazuje się, że nie istnieje nic, co możemy jeść ze spokojem. TEKST: Justyna Król
14
miasta kobiet
kwiecień 2015
PANUJĘ NAD WSZYSTKIM Jadła częściej, ale mniejsze porcje. Sporo ryb, do tego warzywa, piła dużo wody. Nigdy nie miała problemów z wagą, ale na tej diecie czuła się ogólnie zdrowsza. - Panowałam nad wszystkim i było mi z tym dobrze. Co to za problem wykluczyć fast foody, chipsy, colę… Francuska dieta dawała mi sporo możliwości. Jednak w miarę jedzenia apetyt rośnie, także ten na zdrowie - podkreśla 34-latka. Czytała jak przyrządzać potrawy, urozmaicać swą codzienną dietę. Jednak zamiast ją wzbogacać, sukcesywnie wykluczała kolejne jej elementy. Zgłębiając temat, trafiła na mnóstwo rad dotyczących doboru składników, pochodzenia i przetwarzania żywności. Przeraziła się, ile chemii jest w tym, co kupuje. Zaczęła maniakalnie czytać etykiety, analizować skład kupowanych towarów. Eliminować konserwanty, barwniki, polepszacze smaku. TO NIE ANOREKSJA - Najpierw odstawiłam wędliny i kiełbasy, jako te przetworzone. Potem mięso całkowicie, bo jego pochodzenie zawsze budziło wątpliwości. Przekonałam do tego też Pawła, mojego ówczesnego narzeczonego. Nie był zbyt chętny, ale byliśmy na etapie planowania ślubu, wszystko by dla mnie zrobił - wspomina Ada. Rodzice naciskali, by na weselu pojawiły się potrawy mięsne. Wszystko odbyło się więc zgodnie z polską tradycją. - Męczyłam się okrutnie, patrząc, jak inni jedzą moje ulubione zrazy, ale nie złamałam się, byłam twarda. Dla zdrowia. Paweł niestety nie wytrzymał i wtedy wrócił do mięsa - opowiada 34-letnia ortorektyczka. - Ortorektycy nie mają jadłowstrętu, to nie anoreksja. Takie osoby w jedzeniu szukają sposobu na poprawę stanu zdrowia, żyją tym. Jedzenie jest dla nich wszystkim - tłumaczy Anna Czyż, dietetyczka z bydgoskiego gabinetu FreshLife. DIETA ZA DIETĄ Po ślubie Ada szybko zaszła w ciążę. Dieta przyszłej mamy nakazywała nie tylko odstawić alkohol. Ze względu na kofeinę i teinę Ada wykluczyła kawę i herbatę, a ponadto: cytrusy, orzechy, grzyby, sery pleśniowe, cukier, sól oraz wszystkie produkty zawierające tłuszcze utwardzane czy piekarnicze. Z jadłospisu na stałe wyleciało więc wszystko, co smażone w głębokim tłuszczu, a także kostki rosołowe, krakersy, wafelki, ciastka, gotowe ciasta…
- Nadal jadłam dużo warzyw, nauczyłam się też sama wypiekać pieczywo pełnoziarniste. Mąż naciskał, bym dla dobra dziecka wróciła do jedzenia mięsa. Jednak ja żelaza szukałam w szpinaku. Nie wchłaniało się jak należy, bo wyniki wyraźnie wykazywały deficyt, ale gdy urodził się Kryspin, upewniłam się, że można zdrowo żyć bez tych wszystkich rzeczy. Był idealny! Dostał 10 punktów w skali Apgar, a ja, choć bardzo osłabiona po ciąży i porodzie, czułam się przeszczęśliwa - wspomina początki choroby.
WZDYMAJĄCE, ALERGIZUJĄCE Karmiła piersią przez ponad rok, dokładnie sprawdzając reakcje synka na spożywane przez nią posiłki. - Odstawiłam też wszystko, co wzdymające, a więc rośliny strączkowe - groch fasolę, ale też kalafior, brokuły. Wcześniej sporo ich jadłam, bo bardzo lubię, ale mały miewał kolki. Zdarzały mu się też wysypki. Wyczytałam, że poza cytrusami i orzechami, najczęściej alergizują: czekolada, kakao, truskawki, poziomki, soja, mleko, jajka, pomidory, a nawet ryby, na których dotąd bazowałam. Odstawiałam produkt po produkcie, by odżywiać siebie i moje dziecko naprawdę zdrowo - opowiada Ada. - Rady, jak „mądrze” się odżywiać, są dziś dostępne po prostu wszędzie - w Internecie, mediach, reklamach, poradnikach. Sęk w tym, że jakby tak je wszystkie połączyć ze sobą, to może zrodzić się ortoreksja, bo okazuje się, że nie istnieje nic, co możemy jeść ze spokojem - informuje Anna Czyż. - Pierwszy raz myśl o tym, że coś jest nie tak, przemknęła mi przez głowę, gdy poszła mi krew z nosa podczas zabawy z trzyletnim synkiem. Niestety tylko przemknęła - opowiada Ada. - Kilka dni później zemdlałam na placu zabaw, patrząc jak Kryspin się huśta. Gdy tylko się ocknęłam, znalazłam wytłumaczenie. Za dużo pracuję, muszę więcej spać. Zaczęłam brać mniej zleceń. Mimo to coraz częściej czułam się słaba. RYTUAŁ: PLANOWANIE Paweł, 35-letni handlowiec, oddaje się życiu zawodowemu. Choć od dawna przyglądał się temu, jak dokładnie żona planuje posiłki, niczego nie podejrzewał. - Trudno mu się dziwić, ciągle powtarzałam, że to dla zdrowia, a on obiady w tygodniu jadał w pracy. Z rana dostawał ode mnie własnoręcznie wypieczone, ciemne bułeczki z warzywami i żółtym serem, który jest świetnym źródłem białka - wyczytałam, że lepszym niż twaróg. Do tego sezonowe owoce, jogurt naturalny. Dbałam o niego - tłumaczy Ada. W weekendy zdarzało im się pokłócić. Gdy mąż chciał zabrać rodzinę do restauracji, a Ada - z nieufnością podchodząc do przygotowywanych przez innych posiłków - odmawiała lub szukała wymówek. Przestali też odwiedzać znajomych, bo jedzenie, które było u nich serwowane, miało nieznane pochodzenie. - Kiedy już gdzieś wyszliśmy, krytykowałam to, co Paweł miał na talerzu, traktując to jako potencjalne zagrożenie dla jego zdrowia. Bardzo dbałam też o Kryspina. Ze względu na niego wyszukałam bezpiecznego dostawcę wieprzowiny i zaczęłam robić pieczenie. Wołowinę i drób odstawiliśmy mu całkowicie. Przygotowywałam też przetwo-
zdrowie
Ortoreksja
Patologiczna obsesja na punkcie spożywania zdrowej żywności. Ortorektycy unikają określonych produktów, także tych związanych z konkretnymi sposobami obróbki żywności (przetwarzanych, gotowanych, smażonych). Ich codzienność zdominowana jest przez czasochłonne planowanie, kupowanie i przygotowywanie posiłków. Odstępstwo od ustalonych zasad wywołuje u nich poczucie winy i lęk.
ry owocowe. Mroziłam warzywa, by zimą synek miał zdrowie na talerzu. Nie ufałam już tym ze sklepu, nawet ekologicznego - mówi Ada.
CHEMIA W ŻYWNOŚCI Sama jadła coraz mniej, bo choć po odstawieniu dziecka od piersi nie musiała się aż tak ograniczać, rośliny strączkowe nadal kojarzyły jej się z bólem brzucha. Na dobre zrezygnowała z pryskanych cytrusów, ale wróciła do naszych polskich orzechów, bo jej nie alergizowały, a są bardzo wartościowe. Podnoszą kaloryczność posiłków, podobnie jak oleje, oliwa. - Dziecku długo dawałam wszystko, co powszechnie uważa się za zdrowe, tylko w niedużej ilości, tak dla bezpieczeństwa. I zawsze obserwowałam reakcje jego organizmu. Nic się nie działo, ale i tak, profilaktycznie, przygotowując posiłki dla synka, bazowałam głównie na naszych polskich ziemniakach, marchwi, owocach sezonowych, własnym pieczywie i pieczeniach - zapewnia Ada. - Żyjemy w czasach chemii w żywności. Zaczynamy się przed tym bronić, ale przybiera to skrajne postacie, przesadną formę. Choć ortoreksja nie jest ściśle związana z odchudzaniem, a raczej z dążeniem do dbałości o zdrowie, to jednak my, kobiety, jesteśmy na nią bardziej narażone. To my najczęściej robimy zakupy, przyrządzamy posiłki dla całej rodziny, a także decydujemy, co będziemy jeść, jak karmić dziecko. Wiedza na temat żywności bywa niebezpieczna. Co chwilę pojawiają się nowe doniesienia, zalecenia, analizy produktów. Trzeba uważać, aby się w tym nie pogubić i bazować przede wszystkim na tym, co jest sprawdzone. My, dietetycy, również jesteśmy w grupie zwiększonego ryzyka zachorowania na ortoreksję - mówi Anna Czyż. LICZY SIĘ KAŻDY KĘS To właśnie pewien lekarz, badając alergię i odrzucając ze względu na nią kolejne produkty, jako pierwszy zaobserwował u siebie ortoreksję. Współpracując z pacjentami, zauważył, że oni również, dla zdrowia, odrzucają jeden produkt po drugim, bo ma to czemuś służyć. Takie elimi-
ORTOREKTYK ZACZYNA IZOLOWAĆ SIĘ OD BLISKICH NA TYLE SKUTECZNIE, ŻE KOŃCZY W ZUPEŁNYM WYOBCOWANIU. W SAMOTNOŚCI - LICZĄC KALORIE I ELIMINUJĄC KOLEJNE POSIŁKI. nowanie tego co niezdrowe, niedobre, niewskazane, z czasem przeradzało się w obsesję. Każdy składnik ma bowiem jakieś szkodliwe działanie. - Jednocześnie ortorektyk nie dostrzeże, że rezygnacja z jakichś produktów pogorszy jego stan zdrowia. Kierując się takimi zasadami, można siebie doprowadzić do bardzo groźnego stanu niedożywienia - podkreśla Anna Czyż. Ortorektycy bardzo pilnują stałych pór posiłków, jedzą regularnie - 5-6 razy dziennie. Myślenie o jedzeniu, doborze i zdobywaniu składników, przyrządzaniu i spożywaniu posiłków nieustannie zaprząta im głowy. Jedni liczą kalorie, inni kęsy. - Zgodnie z zasadami zdrowego żywienia, powinno się 20 razy przeżuć jeden kęs. Znam osoby, które skrupulatnie liczą, przeżuwają nawet do 50 razy i dopiero wtedy przełykają. Miałam pacjenta, który nawet zapisywał sobie dokładnie to, co i ile razy przeżuł. Notował o której rozpoczynał i kończył posiłek, co do sekundy. Każdorazowo, dzień po dniu, tydzień po tygodniu - opowiada Anna Czyż.
O JEDZENIU CAŁY CZAS - Wstanę, zjem płatki owsiane na wodzie. Kiedyś robiłam je na mleku, ale już je wyeliminowałam - krowa, która je dała, mogła przecież mieć wstrzyknięte hormony, być faszerowana antybiotykami, jeść nawożoną trawę. Dodaję do płatków pestki dyni lub słonecznika. Z suszonych owoców zrezygnowałam, bo są za słodkie, a poza tym mogą być siarkowane - planuje kolejny dzień Ada. Ortorektyk już wieczorem żyje tym, co będzie jadł jutro. Myśli nad posiłkami dla siebie i innych członków rodziny. Potem w ciągu dnia dalej zastanawia się, czy ma wszystkie produkty, dostrzega jakieś braki, które niezwłocznie trzeba uzupełnić. Sprawdza stan lodówki, upewnia się, czy czegoś jeszcze nie potrzeba. - Z anoreksją i bulimią ortoreksja ma tyle wspólnego, że o jedzeniu myślimy cały czas, swoje życie dopasowujemy do żywienia całkowicie, mimowolnie. Ortorektyk obserwuje swój organizm, sprawdza, jak dieta na niego działa, ale często tak naprawdę nie wyciąga żadnych wniosków. Jeśli już, to te błędne, że można jeszcze coś wyeliminować - tłumaczy Anna Czyż. ŻYWIENIOWA KONTROLA - W dobie ortoreksji, jako dietetycy mamy coraz trudniejsze zadanie. Musimy jeszcze bardziej uważać, zalecając komuś zbilansowaną dietę. Przyglądać się baczniej jego reakcjom, zachowaniom, dalszym krokom. Ja w większości przypadków unikam już podawania dokładnej gramatury i kaloryczności produktów - określona jest ona w miarach domowych, np. łyżka stołowa lub łyżeczka, pół szklanki - po to, by nie podkreślać wagi tej ilości, nie budować przesadności
wymierzania proporcji, wyeliminować wszystko, co może prowadzić do obsesyjnego myślenia o jedzeniu. Pacjenci mają możliwość wyboru potraw i wymiany różnych produktów - tłumaczy Anna Czyż. Jak przy każdej obsesji, ortorektyk miewa lepsze i gorsze momenty. Popełnia małe grzeszki, jak skosztowanie czegoś, co już odstawił. Czuje się wtedy bardzo źle. Często kara siebie wyłączeniem kolejnego składnika z diety. Np. wcześniej obiecał sobie, że nie tknie mięsa. Eliminuje je całkowicie, ale na bankiecie nie mógł się pohamować i skusił się na kawałek. Gdy przywoła się do porządku, odstawi na stałe nie tylko mięso, ale coś jeszcze, na przykład twaróg, który wcześniej był obecny w diecie. I tak bez końca. Do czasu, gdy zaczną za niego decydować inni.
ZMĘCZENIE I NIEDOŻYWIENIE - Najszybciej pojawiają się stany niedożywienia białkowego. Z kolei po wyeliminowaniu warzyw lub owoców jesteśmy narażeni na zakwaszenie organizmu. Braki w diecie grożą też: poczuciem zmęczenia, obniżoną odpornością, problemami ze skórą, wypadaniem włosów, zawrotami głowy, w końcu anemią, osteoporozą, niewydolnością narządów. To wszystko powinno być sygnałem dla nas i otoczenia, że dzieje się coś złego - ostrzega Anna Czyż. Ada brała coraz mniej zleceń. Zrezygnowała z wynajmowania biura, które dzieliła z przyjaciółką, bo nie miała tam wystarczająco dobrych warunków, by odpowiednio przyrządzać posiłki. Przestała widywać się z koleżankami. Nie mogła znieść, że zawsze chciały napić się kawy, która jest niezdrowa. Do tego przynosiły ciasto z cukierni. Pracowała już tylko w domu, ale była coraz słabsza, dużo spała. Brakowało jej energii na spacery z dzieckiem, więc zatrudniła nianię do pomocy. Ta jednak długo nie wytrzymała, patrząc, jak mały Kryspin funkcjonuje. Nie rozumiała, dlaczego dziecku nie wolno dawać nie tylko słodyczy i parówek, ale też żadnych soków i owoców, „ze względu na pestycydy”. To opiekunka zasygnalizowała ojcu dziecka, że powinien interweniować. Ten długo nie przyjmował do wiadomości, że można mieć zbyt zdrowe podejście do żywienia. U lekarza psychiatry znaleźli się dopiero, gdy Ada kolejny raz zasłabła i niania wezwała karetkę. Psychoterapia i dietoterapia trwa. Przynosi efekty. Rodzina przetrwała. Na szczęście, bo często bywa tak, że ortorektyk zaczyna izolować się od bliskich na tyle skutecznie, że kończy w zupełnym wyobcowaniu. W samotności - licząc kalorie i eliminując kolejne posiłki.CP
napisz do autora j.krol@expressmedia.pl miasta kobiet
kwiecień 2015
15
kobieca perspektywa
Baba z fochami Po 20 latach życia w cieniu męża, trudno nagle powiedzieć: Stop, chcę inaczej! Ale da się to zrobić. Z Magdaleną Markowską*, psycholożką, mediatorką, trenerką biznesu, rozmawia Justyna Król
Co właściwie oznacza to modne dziś słowo „asertywność”? Mówienie „nie” tak, aby nie zranić nikogo. Czasem wyrażanie krytyki, emocji i postaw. Na pewno jest to jedna z kluczowych kompetencji społecznych, choć bywa trochę niewdzięczna. Dlaczego? Osoby asertywne - odmawiające, niechcące czegoś zrobić - często są odbierane negatywnie, jako aroganckie lub po prostu egoistyczne. Mimo to dobrze być asertywnym w dzisiejszym świecie? Tak, ta umiejętność przydaje się i w życiu zawodowym, i w prywatnym. Nie zmienia to faktu, że jest to trudna sztuka i wiele z nas musi się jej po prostu nauczyć. Świadomie powiedziałam „wiele”, a nie „wielu”, bo panowie jakoś tej asertywności nie poszukują. Nawet jeśli jej nie mają, zwykle nie odczuwają tego. Z czego wynika brak asertywności u kobiet? Pewne predyspozycje bądź ich brak sprawiają, że mamy jej w sobie więcej lub mniej. Nie rodzimy się z tymi kompetencjami, ale możemy je kształtować przez całe życie. Zaczynamy już w dzieciństwie. Dużo zależy od wychowania, od tego, w jakim środowisku dorastaliśmy, jak traktowali nas rodzice, czego od nas oczekiwali, czy w szkole mieliśmy prawo do wypowiadania się, sprzeciwiania. Niestety z dziewczynkami wiązano dawniej zupełnie inne oczekiwania.
Czyli nóżki razem, rączki na kolanka? Właśnie, dziewczynce nie wypadało mówić „nie”. Miała nosić białe rajstopki i ich nie wybrudzić. Chłopcom wolno było więcej, stąd ich dzisiejsza pewność siebie. W związku z tym asertywni mężczyźni są szanowani, a kobiety bywają sprowadzane do parteru, bo przecież powinny być do rany przyłóż? Tak, pokutuje tu stereotyp kobiety ciepłej, sympatycznej, rodzinnej, najlepiej godzącej się na wszystko, rezygnującej z siebie. Jeśli taka kobieta nagle, po 10 latach uległości powie: „Nie zrobię tego”, facet - czy to mąż, czy szef - pomyśli: „Zwariowała!” Dlatego kobiety boją się mówić wprost, tłumaczą się, jeśli czegoś nie chcą zrobić. Nie czują, że mają prawo myśleć i czuć inaczej, niż jest im to narzucone. I kłamią? Kłamią. Łatwiej im skłamać, że ciocia z Acapulco przyjeżdża i nie mogą przyjść, niż powiedzieć szczerze: „Nie mam ochoty, nie będzie mnie, jestem zmęczona, nie mam humoru”. Na naukę mówienia „nie” nigdy nie jest za późno? Nie. Wiele pań latami żyje, schodząc innym z drogi. Są uległe, bo tak je nauczono. Obecnie faktycznie dużo się o asertywności mówi i pisze, więc nasza świadomość wzrasta. Dzięki temu coraz więcej kobiet inwestuje w siebie i próbuje poprzez szkolenia bądź warsztaty zmienić podejście do życia, właśnie na tej płaszczyźnie. Po 20 latach życia w cieniu męża, trudno nagle powiedzieć: „Stop, chcę inaczej!”. Ale da się to zrobić. Panowie w ogóle nie biorą udziału w tego typu warsztatach? Bardzo rzadko. Albo są tak asertywni, że tego nie potrzebują, albo w ogóle nie chcą rozwijać kompetencji miękkich. Mężczyźni wolą twarde umiejętności, argumenty. Nie bez powodu kojarzą się z dobrymi negocjatorami, przez co też - siłą rzeczy - z osobami asertywnymi, które nie owijają w bawełnę. Z reguły mają też wyższe poczucie własnej wartości.
16
miasta kobiet
kwiecień 2015
A ono przekłada się na asertywność? Bardzo. Przez zaniżone poczucie własnej wartości kobiety też mniej agresywnie podbijają rynek zawodowy. Podczas indywidualnych konsultacji przyznają, że często są pełne obaw, lęków, nie wiedzą, czy podjąć jakąś decyzję. I stoją w miejscu, bo tak jest po prostu bezpieczniej. A kompetencji zawodowych wcale im nie brakuje. Są tak samo dobrymi fachowcami i specjalistami, ale nie potrafią zdobyć wymarzonej pracy? Owszem. Eksperci od rekrutacji podkreślają, że zdobywamy pracę w 70 procentach ze względu na swoje kompetencje twarde, czyli umiejętności zawodowe, a w 30 procentach ze względu na kompetencje społeczne. Pracodawcy szukają więc też w jakiejś części ludzi twórczych i asertywnych. Natomiast, co ciekawe, potem te cechy są jeszcze ważniejsze - statystyki wskazują, że tracimy pracę w 70 proc. ze względu na brak umiejętności społecznych, nie tych czysto zawodowych. Statystyki pokazują również, że mężczyzna aplikuje na stanowisko, jeśli spełnia zaledwie 60 procent wymagań, a kobieta dopiero przy 90 procentach. Tu znowu wracamy do poczucia własnej wartości. Na szczęście to się powoli zmienia. Panie walczą o swoje miejsce w społeczeństwie i na rynku pracy też to zaczyna być widoczne. Ile czasu potrzeba, by się asertywności wyuczyć? Zależy od osobowości. Jednym wystarczy jedno ośmiogodzinne szkolenie, innym trzeba wielu takich spotkań. Łatwiej będzie nauczyć się asertywności ekstrawertykowi niż introwertykowi. Są jednak i osoby, które mają postawę bierną i jest im z tym dobrze! Nic więc na siłę. Takie działanie musi wyjść od nas. Zmieniamy się, ale nadal kobiety i mężczyźni na tych samych stanowiskach rzadko zarabiają tyle samo. Niestety. Często czując wartość mężczyzny szefa, nie wierzymy we własne umiejętno-
Rozmowa o asertywności w sobotę (4.04) i niedzielę (5.04) o godzinie 7.40 w Radiu ZET Gold 92,8 fm oraz na www.zetgold.pl
Szybka ciąża, budowa domu, brak finansów. Kobieta rezygnuje z siebie, ale jej pragnienia są środku, drzemią i kiedyś się budzą na nowo. Naturalne w naszej kulturze jest to, że kobieta rodzi dziecko i przy nim zostaje, a mąż robi karierę, zarabia pieniądze. To smutne, ale przez ten fakt bywa, że kobiety dziecko postrzegają jako przeszkodę w realizacji swych marzeń. Natomiast w dużej części jest to po prostu kwestia dobrej organizacji swojego czasu, wyznaczania priorytetów, wsparcia drugiej osoby.
Zwykle słabo negocjujemy? Jeśli w ogóle. Boimy się wyśmiania, a często nie jesteśmy też do tego przygotowane.
To jak zawalczyć, gdy chcemy podwyżki? Musimy podać konkretne argumenty, twarde fakty, tylko wtedy możemy negocjować. Trzeba być rzeczową i konkretną, aby emocje, które nam podpowiada nasza gospodarka hormonalna, nie wypłynęły na przebieg rozmowy.
Boimy się też mówić, że chciałybyśmy rozmawiać… Tak, a to ważna potrzeba. Tymczasem tłumaczymy sobie, że powinnyśmy być zadowolone. Boimy się tej łatki „baba z fochami”. Jest duży opór przed byciem miękką, mówiącą o emocjach kobietą, by nie zostać potraktowaną jak wariatka, która ciągle czegoś chce. A nad tym naprawdę można popracować.CP
W takich sytuacjach zdarza się kompromis? Można ustalić z mężem: OK, będę z dzieckiem, ale do tego konkretnego momentu, powiedzmy aż skończy półtora roku czy dwa lata. Potem trzeba konsekwentnie się tego trzymać, nie przedłużać. Nie zawsze się to udaje. Jeżeli żyjemy z człowiekiem, dla którego pieniądze i dobra materialne są najważniejsze i nie dostrzega on innych korzyści z powrotu kobiety do pracy, to będzie trudno się skomunikować. Niestety, nie każdy potrafi wczuć się w rolę drugiej osoby. Prawda jest taka, że bycie z dzieckiem to nie jest tylko sielanka, dzieci wywołują też skrajne emocje, które mogą doprowadzić nawet do depresji.
W którym momencie kobiety zaczynają walczyć? Dzieje się to wtedy, gdy zaczynają myśleć: kurczę, na wszystko się ciągle zgadzam, w pracy nie mogę wynegocjować awansu, w domu nie mam nic do powiedzenia, bo mąż zawsze wie lepiej… Takie panie do mnie trafiają. Zauważają jakiś brak lub płaszczyznę, na której chcą się rozwijać.
napisz do autora j.krol@expressmedia.pl
A presja społeczna też jest duża... Oj, tak. Presja rodziny, koleżanek, społeczeństwa… Najsmutniejsze, że często przede wszystkim innych kobiet. I poddawanie się presji przekłada się na życie całej rodziny. Kobieta robi wszystko, mężczyzna tylko zarabia pieniądze… i w dodatku to on się liczy najbardziej. Nasz błąd.
Co się dzieje w domu, gdy faktycznie kobieta po latach zaczyna mówić, że chciałaby np. rozwijać się lub wrócić do pracy? Mąż myśli: tyle lat było dobrze, a teraz co? Będzie zdezorientowany. Ona powinna umieć obronić swoje stanowisko. Wytłumaczyć, że teraz jest wiele sprzyjających czynników: odchowałam dzieci, mam czas, energię. I to często działa.
*Magdalena Markowska Absolwentka psychologii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego oraz Moderatorskiej Zaawansowanej Szkoły Trenerów Biznesu. Obecnie doktorantka na Wydziale Psychologii Polskiej Akademii Nauk. Wykłada na UKW i WSG w Bydgoszczy, jest członkinią Polskiego Towarzystwa Trenerów Biznesu.
Dlaczego nasz? Pracujemy na to od początku związku. Zachowania negatywne są tak samo wyuczalne jak pozytywne. Mamy na to wpływ. Kobieta, chcąc
Dlaczego w ogóle musi dochodzić do tego momentu krytycznego? E
Jak temu zaradzić? Uzupełniajmy się. Ja wypiorę, a ty wyprasuj. Ja ugotuję, ty zrób zakupy. Ja będę dziecko ubierać, a ty je kąp. I tutaj potrzebna nam asertywność. Komunikowanie siebie, mówienie o swoich emocjach. Jest to trudne, ale warto. Sygnalizujmy więc: jest mi smutno, jestem zła, ale też np.: jestem zadowolona, radosna, jestem dumna z ciebie - rzadko się o tym mówi. Zamiast tego są formułki typu: wynieś śmieci, zakupy byś zrobił…
Na przykład zatrudnienia niani do kilkumiesięcznego dziecka? Tak, tylko co usłyszy taka kobieta? „Nikt nie zajmie się dzieckiem tak jak ty! Obca kobieta ma wychowywać twoje dziecko? Przecież musicie jej zapłacić prawie tyle, ile wyniesie twoja pensja…”. I kobieta rezygnuje z siebie. Zapomina o tym, co jeszcze chciała robić.
Na pytanie: „Ile chce pani zarabiać?”, nie wypada odpowiedzieć: „Tyle samo, co mężczyzna na tym stanowisku”? Taka odpowiedź byłaby ryzykowna, z jednej strony mówi o pewności siebie, posiadaniu świadomości swej wartości, z drugiej może mówić o niechęci do mężczyzn.
R
wywrzeć wrażenie na swoim potencjalnym przyszłym mężu, często robi to, co narzucają normy społeczne, a więc gotuje, sprząta, stara się zawsze pięknie wyglądać. Dla niego. Tylko, że po 15 latach ona się zmęczy tą gonitwą. Gdyby od początku było inaczej, on pewnie by się w tym odnalazł. Często to my wyrabiamy w facetach nawyk nicnierobienia.
K
L
A
M
A 392415BDBHA
ści, możliwość mówienia o naszych żądaniach, prawach. Godzimy się na daną propozycję - pensję, stanowisko - ciesząc się, że w ogóle nas doceniono. Przerwanie tego wymaga pracy, m.in. nad komunikatywnością, zdolnością negocjowania, asertywnością, zarządzaniem swoim czasem. Reasumując - podniesieniem poczucia własnej wartości poprzez zadbanie o wzrost kompetencji miękkich.
Szkolenia dla biznesu Akademia Trenera - szkolenia dla przyszłych trenerów, warsztaty dla szkoleniowców Szkolenia otwarte Konsultacje i mediacje Warsztaty dla szkół
tel. 694 611 308
www.lekert-szkolenia.pl
WSZYSTKO
mama
dla malucha
DZIECI PODCZAS ZAJĘĆ Z LOGORYTMIKI W PRZEDSZKOLU PRZY ZESPOLE SZKÓŁ NR 16 W TORUNIU
W wielu przedszkolach zajęcia adaptacyjne zaczynają się już rok przed zapisem. Dzieci mają czas, by nabrać zaufania do nowego miejsca. TEKST: Justyna Król
P
ubliczne, niepubliczne, społeczne, integracyjne? To nazewnictwo o samym przedszkolu mówi tak naprawdę niewiele, poza ceną - od 150 złotych w dofinansowanym przez gminę, do 600 złotych w prywatnym. Wybór przedszkola to dla rodziców poważna decyzja, choć często podyktowana bliskością miejsca zamieszkania. Warto jednak wziąć pod uwagę i inne aspekty, jeśli chcemy, by placówka ta stała się dla naszej pociechy takim drugim domem. Na co należy zwrócić uwagę - podpowiadają pedagodzy z lokalnych przedszkoli.
SZTUKA, TECHNIKA, ZWIERZAKI Obecnie niemal wszędzie stawia się na wielopłaszczyznowy rozwój już najmłodszych dzieci. Poza rytmiką, proponowana jest muzykoterapia, a tradycyjne zajęcia plastyczne wzbogaca arteterapia. Dzieci, które uwielbiają kontakt ze zwierzętami, na pewno cieszy dogoterapia, czyli zaznajamianie się z pieskami poprzez zabawę, czy też bardziej egzotyczna alpakoterpia, a więc zajęcia z alpakami. Propozycje przedszkoli urozmaicają często także: ceramika, robotyka, szachy, tańce, teatrzyki, gra na instrumentach, języki obce, basen.
18
miasta kobiet
kwiecień 2015
- W arteterapii priorytetem na przykład jest to, by dziecko za pomocą prostych metod i środków, robiło coś naprawdę wyjątkowego - i miało poczucie, że zrobiło to samo - tłumaczy Joanna Matusiak, dyrektorka bydgoskiego przedszkola BUZIACZEK. Zwraca również uwagę na inny, bardzo istotny cel - by dzieci w przedszkolu były po prostu szczęśliwe. - Dbamy o uśmiechy na twarzach naszych podopiecznych. Jakkolwiek by banalnie to brzmiało, jest to najważniejsze - mówi Joanna Matusiak. - Chodzi też o to, by każde dziecko czuło się bezpieczne, chciało do nas przychodzić i nie chciało wychodzić. Rodzice wiedzą, że oddają swoje skarby w dobre ręce i mogą spokojnie pracować, a nasi podopieczni bezstresowo się rozwijać - bawiąc i ucząc w gronie rówieśników.
znaje dyrektorka BUZIACZKA. - Odcinanie pępowiny w jednym czasie to naszym zdaniem nie najlepsza opcja, bo stres się tylko kumuluje, a czas adaptacji przedłuża. Nasze przedszkole proponuje stopniowe przyzwyczajanie dziecka do zabaw w grupie. Raz w tygodniu mamy zajęcia adaptacyjne dla rodziców i dzieci nawet półtorarocznych, dla których to mama jest gwarantem bezpieczeństwa. Wychodzimy z założenia, że najpierw miejsce musi zacząć się kojarzyć z czymś sympatycznym. Po roku bywania u nas, maluszki same lecą do sali, nie czekając na mamę i tatę. Najpierw zostają same na godzinkę. Skupiamy się na tym już w połowie wakacji i wdrażamy powolutku, aby przed wrześniem, gdy dojdzie dużo nowych dzieci, część była już po tym trudnym etapie.
ADAPTACJA NA ROK PRZED Wiele placówkek stawia na zajęcia adaptacyjne, dzięki czemu dzieci mają tyle czasu, ile potrzebują, by nabrać zaufania do nowego miejsca. Adaptacja rozpoczyna się nawet na rok przed zapisaniem do przedszkola, w obecności rodziców. - Płacz jest zaraźliwy, dlatego wrzesień w przedszkolach bywa dramatyczny - przy-
INTEGRACJA I EDUKACJA Większość placówek proponuje też nadzór logopedy, psychologa, gimnastykę korekcyjną. W niektórych przedszkolach działają tzw. grupy integracyjne. Tworzyć je można jeżeli zgromadziła się określona liczba dzieci, mających dokumenty z poradni psychologiczno-pedagogicznej, czyli orzeczenie o wczesnym wspomaganiu rozwoju (tzw. WWR), a w starszych
anglojęzyczna grupa trzylatków pełny wachlarz bezpłatnych zajęć dodatkowych zapraszamy na bezpłatne zajęcia dla dzieci
w każdy czwartek o godzinie 16.00.
Jest takie miejsce w Bydgoszczy z którego maluchy nie chcą wychodzić...
„Buziaczek” to tysiąc metrów kwadratowych przygotowanych z myślą o przedszkolakach. To ogromne, jasne i kolorowe sale dydaktyczne, ponad stumetrowy wewnętrzny plac zabaw (małpi gaj) na niepogodę, dwie sale gimnastyczne wyłożone bezpiecznymi matami, gabinety do specjalistycznych terapii, w tym integracji sensorycznej. Posiadamy dwa zewnętrzne place zabaw. Mniejszy przygotowany specjalnie z myślą o najmłodszych dzieciach i większy przeznaczony dla „starszaków”. Młoda entuzjastyczna kadra zapewnia dzieciom właściwą opiekę i czuwa nad ich prawidłowym rozwojem. 394515BDBHA
przyjmujemy dzieci już od drugiego roku życia
tel. 607-578-052
www.buziaczek.biz
TO, Nasze oddziały przedszkolne to: ZKOLE ZA IĘ PRZEDS B U „L I” bezpieczeństwo i opieka UB ŻE MNIE L UP Y KOTKI GR Z od 6:00 do 17:00, A K N Y T – MAR życzliwa i wykwalifikowana własny plac zabaw, kadra, opieka zajęcia wczesnego psychologiczno-pedagogiczna wspomagania rozwoju dziecka, (psycholog, pedagog, specjalistyczna terapia socjoterapeuta, logopeda), m.in. metodą Tomatisa i biofeedback.
102015BDBHK
366115BDBHC
Więcej informacji na stronie www.zs16torun.edupage.org oraz pod nr telefonu 56 648-19-68
236815TRTHA, 236715TRTHA
415415BDBHB
ul. Modrakowa 55
mama grupach orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego. Wówczas dyrektor placówki może dobrać do grupy zdrowe osoby i powstaje oddział integracyjny. - Mamy w naszym przedszkolu takie oddziały - mówi Radosław Nałaskowski, nauczyciel przedszkolny z Zespołu Szkół nr 16 w Toruniu. - Zdrowe przedszkolaki pozytywnie wpływają na te chore, ale działa to też w drugą stronę. Z reguły dzieci w takiej grupie bardzo się uwrażliwiają. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie jest to zasadą. Nie każde dziecko nadaje się do takiego oddziału. Psychika dziecka się zmienia, jego myślenie o świecie i o życiu w społeczeństwie również. Integracja między dziećmi w takiej grupie to niełatwa sprawa. Czasem trzeba ją stymulować bardziej, czasem przebiega to w pełni naturalnie. Dzieci mają różne dysfunkcje, różnie się zachowują, mają różną dozę tolerancji. Ważne, by się temu przyglądać, reagować, edukować podopiecznych w tym zakresie - opowiada nauczyciel.
LOGORYTMIKA DLA JĘZYKA W toruńskim przedszkolu realizowany jest także projekt „Mówię, więc jestem”, finansowany z puli edukacyjnej środków europejskich, w ramach konkursu na tworzenie miejsc przedszkolnych dla dzieci z różnego rodzaju dysfunkcjami. - Jako zespół szkół integracyjnych mamy rozbudowaną grupę pomocy psychologiczno-pedagogicznej - dodaje Radosław Nałaskowski. - Sygnalizowano nam rosnący problem wad wymowy u maluchów, dlatego postanowiliśmy stworzyć dla nich specjalne logopedyczne oddziały przedszkolne. Obecnie prowadzimy takie dwie piętnastoosobowe grupy czterolatków. Ścieżka terapii w tych grupach jest w pełni indywidualna, a program dostosowany do dziecka - od silnego seplenienia do opóźnionego rozwoju mowy. Dzieci objęte tą opieką mogą liczyć na przeróżne zajęcia, także z elementami socjoterapii. Niektórzy podopieczni mają zajęcia z integracji sensorycznej, biofeedback, logorytmikę. - Na comiesięcznych spotkaniach podsumowujemy naszą pracę i postępy dzieci w zakresie poprawy mowy są zachwycające. Wynika to z ilości godzin, zawierających elementy logopedyczne, jak również ich jakości. Nie mamy języków obcych, bo przecież dzieciom, mającym problemy z mówieniem w ojczystym języku, nie będziemy ich wprowadzać. Najpierw wyrównujemy ich umiejętności, to jest naszym celem - zaznacza pedagog z „szesnastki”. CHWYT NA TRZY PALCE Popularną formą pracy z dziećmi w wieku przedszkolnym stała się też metoda Montessori. Stawia ona przede wszystkim na rozwój motoryki małej. Dziecko, korzystając z przeznaczonych do tego zestawów, nabywa nowych umiejętności, np. przesypywania mąki przez sitko, przenoszenia jajka na łyżce, przesypywania składników z miski do miski, chwytania pęsetą koralików i umieszczania ich w dziurkach. Do tego typu manualnej zabawy przemyca się inne elementy, takie jak: kolory, kształty, liczby, wielkości.
20
miasta kobiet
kwiecień 2015
MAKS PODCZAS REHABILITACJI W CENTRUM TERAPII DZIECKA DZIAŁAJĄCYM PRZY PRZEDSZKOLU ENSINO
- Wprowadziłam tę metodę w naszym przedszkolu u maluszków i bardzo się spodobała, nie tylko samym dzieciom. Jej idea to, poza rozwojem manualnym, nawiązywanie do umiejętności, które dotyczą życia codziennego - mówi Katarzyna Śniegulska, nauczycielka przedszkolna z bydgoskiego przedszkola ENSINO. - Rodzice dzieci, które zetknęły się z metodą Montessori, zauważali, że ich pociechy przenoszą pokazywane przez mnie zabawy do domu - i o to chodzi. To proste zajęcia, jak zabawa w chwytanie klamerki, nauka tzw. chwytu trzypalcowego. Pozwalajmy więc dzieciom pomagać przy wieszaniu prania. W metodzie Montessori ważne jest też, by to dziecko samo wybierało, którego z zajęć chce się podjąć, czyli indywidualne podejście do rozwoju. To procentuje płynnym wchodzeniem w kolejne jego etapy - tłumaczy pani Śniegulska.
POKÓJ RODZICA Wyjątkowym miejscem w Bydgoskim Centrum Terapii Dziecka jest niewątpliwe pokój rodzica. Nieduże, ale przytulne pomieszczenie, w którym - poza wygodną sofą - znajduje się spory telewizor. Można na nim podglądać postępy swojego dziecka. Dzięki temu miejscu rodzic nie ingeruje w terapię, ale ma okazję się jej przyglądać. - Dzieci zupełnie inaczej pracują, gdy są sam na sam z terapeutą. Z drugiej strony rozumiemy też rodziców, którzy chcą wiedzieć, jak ich dziecko na takich zajęciach się zachowuje. Kamerkę możemy zainstalować w każdej z sal. Dzięki temu mama czy tata są spokojniejsi. To rozwiązanie sprawdza się też przy diagnozach innych specjalistów - mówi Jakub Mendry, dyrektor przedszkola ENSINO oraz Bydgoskiego Centrum Terapii Dziecka.
REHABILITACJA ZA DARMO Przy przedszkolu ENSINO działa również Bydgoskie Centrum Terapii Dziecka. Podopieczni z niepełnosprawnościami otaczani są tutaj profesjonalną opieką rehabilitacyjną - maksymalnie zindywidualizowaną i dopasowaną do potrzeb danego dziecka. Kilka kolorowych, nowocześnie wyposażonych i w pełni przystosowanych do działań terapeutycznych sal, służy terapii indywidualnej i grupowej. - Dla mnie liczba godzin i podejście pedagogów jest kluczowe - mówi mama Maksa, Karolina Wolter. - Mój chorujący na autyzm synek ma kilka razy więcej godzin terapii tygodniowo niż w innych placówkach. W dodatku - bezpłatnie. Nie płacimy nie tylko za same zajęcia rehabilitacyjne, ale także za pobyt w przedszkolu, a wszystko dzięki mądremu wykorzystaniu dotacji dla dzieci z orzeczeniem o niepełnosprawności. Bardzo zadowoleni jesteśmy też z zajęć na basenie, które są w ofercie.
WYBIERZ JUŻ DZIŚ W całym kraju rusza właśnie rekrutacja do przedszkoli. Placówki mają zróżnicowaną ofertę, a chętnych nie brakuje, bo zapotrzebowanie na miejsca dla przedszkolaków jest w tej chwili ogromne. Dla rozładowania kolejek rodziców, czekających z dokumentami swych pociech i z nadzieją na miejsce, a także dla wyrównania szans w kwestii przyjęcia do wybranego przedszkola, odbywają się już zapisy z wykorzystaniem elektronicznego systemu wspomagania. Warto dobrze przemyśleć, które przedszkole będzie najlepszym wyborem. Opcji jest naprawdę wiele, a każde dziecko ma inne potrzeby i to one powinny być dla nas najważniejszym drogowskazem.CP
napisz do autora j.krol@expressmedia.pl
APTEKI APTEKI w Brodnicy
w Kwidzynie
w Koronowie
w Przychodni Medyk w Chojnicach ul.Towarowa 2 a tel.Przychodni 512 239 242 w Medyk pn. - sb. 8-212 a ul.Towarowa tel. 512 239 242 pn. - sb. 8-21 w Malborku
w Nakle nad Notecią w Nakle Osiedle B. Chrobrego 16/4 nad Notecią tel. (52) 385 15 36 pn.-nd. B. 8-21 Osiedle Chrobrego 16/4 tel. (52) 385 15 36 pn.-nd. 8-21 w Koninie
ul. Zamkowaw 19Brodnicy tel. (56) 474 02 33 pn.-nd. 8-22 19 ul. Zamkowa tel. (56) 474 02 33 pn.-nd. 8-22
ul. Korczaka 10b w Kwidzynie tel. (55) 279 78 43 pn.-sb. 8-20 10b ul. Korczaka tel. (55) 279 78 43 pn.-sb. 8-20
ul. Kościuszkiw4Koronowie tel. (52) 382 28 78 pn.-nd. 8-21 4 ul. Kościuszki tel. (52) 382 28 78 pn.-nd. 8-21
w Szubinie
w Warlubiu
w Turku
ul. Słowackiego 71/1 w Malborku tel. (55) 247 62 95 pn.-nd. 8-21 ul. Słowackiego 71/1 tel. (55) 247 62 95 pn.-nd. 8-21
ul. Chopina 9w Koninie tel. (63) 243 70 13 pn.-nd. 8-229 ul. Chopina tel. (63) 243 70 13 pn.-nd. 8-22
ul. 3 Maja 23w Szubinie tel. (52) 371 63 13 pn.-nd. 8-22 ul. 3 Maja 23 tel. (52) 371 63 13 pn.-nd. 8-22
ul. 18-tego Lutego 2 w Warlubiu tel. (52) 332 64 86 pn.-pt. 8-18,Lutego sob. 8-12 ul. 18-tego 2 tel. (52) 332 64 86 pn.-pt. 8-18, sob. 8-12
ul. Konińska w 24Turku tel. (63) 289 22 49 pn.-nd. 8-22 24 ul. Konińska tel. (63) 289 22 49 pn.-nd. 8-22
-III -III
w Bydgoszczy
ul. Grunwaldzka 71 w Bydgoszczy tel. (52) 347 84 90 pn.-nd. 8-22 ul. Grunwaldzka 71 tel. (52) 347 84 90 pn.-nd. 8-22
-IV -IV
-V -V
w Bydgoszczy
ul. Skłodowskiej-Curie 26 / E.LECLERC tel. (52) 346 06 96w Bydgoszczy pn.-sb. 8-21, nd. 10-1626 / E.LECLERC ul. Skłodowskiej-Curie tel. (52) 346 06 96 pn.-sb. 8-21, nd. 10-16
Apteki CAŁODOBOWE Apteki CAŁODOBOWE
-bis -bis
w Bydgoszczy
w Bydgoszczy
ul. Skłodowskiej-Curie 1 w tel.Bydgoszczy (52) 346 01 11, 346 12 93 ul. Skłodowskiej-Curie 1 tel. (52) 346 01 11, 346 12 93
ul. Gdańska 140 w tel.Bydgoszczy (52) 345 57 57 ul. Gdańska 140 tel. (52) 345 57 57
Punkt apteczny Alba w Stolnie STOLNO 112 w Urzędzie Gminy tel. (56) 686 51 Alba 17 Punkt apteczny pn.-pt. 8-16 STOLNO 112 w Urzędzie Gminy tel. (56) 686 51 17 pn.-pt. 8-16 w Chełmnie ul. Dworcowaw18 Chełmnie tel. (56) 686 17 25 pn.-nd. 8-21 18 ul. Dworcowa tel. (56) 686 17 25 pn.-nd. 8-21
w Bydgoszczy
ul. Pielęgniarska 13 (Stary Fordon) Bydgoszczy w przychodni „NadwWisłą” tel.Pielęgniarska (52) 343 98 28 ul. 13 (Stary Fordon) pn.-nd. 8-22 „Nad Wisłą” w przychodni tel. (52) 343 98 28 pn.-nd. 8-22
w Stolnie
-VI -VI
w Bydgoszczy
ul. Wielorybia 109 tel. (52) 349 05 06 w Bydgoszczy pn.-nd. 8-22 109 ul. Wielorybia tel. (52) 349 05 06 pn.-nd. 8-22
Apteka „Pod Orłem” w Inowrocławiu ul. Dworcowa 33 w tel.Inowrocławiu (52) 318 39 99 ul. Dworcowa 33 tel. (52) 318 39 99
z gr. Apteka „Pod Orłem” w Świeciu nad Wisłą z gr. ul. Księcia Grzymisława 4 w tel.Świeciu (52) 33 nad 111 Wisłą 80 ul. Księcia Grzymisława 4 tel. (52) 33 111 80
w Grudziądzu
we WłocŁawku
ul. Legionów 37 w tel.Grudziądzu (56) 46 334 99, 517 108 18237 ul. Legionów tel. (56) 46 334 99, 517 108 182
ul. Wiejska 18a/4 we WłocŁawku tel. (54) 236 63 65 ul. Wiejska 18a/4 tel. (54) 236 63 65
I N F O R M U J E MY, I Ż Z AWA RL I Ś MY A K T UAL N E U M O W Y Z N F Z I N F O R M U J E MY, I Ż Z AWA RL I Ś MY A K T UAL N E U M O W Y Z N F Z
401015BDBRA
w Chojnicach
Now y lokalny magazy n dla mężczyz n HOBBY / SPORT / STYL ŻYCIA / GADŻETY
T WÓJ PRY WATNY OBSZAR
Wejdź i poleć innym www.meska-strefa.com.pl
401015BDBRA
W każdy pierwszy poniedziałek miesiąca z „Expressem Bydgoskim” i „Nowościami - Dziennikiem Toruńskim”
kultura w sukience MATERIAŁ PROMOCYJNY FILMU „CONSUMING SPIRITS”
Kino, muzyka, festiwale filmowe i operowe, a nawet połączenie sztuki z nauką - to wszystko czeka na nas w wiosenne, kwietniowe wieczory. Lucyna Tataruch
Groza z komedią Filmowy kwiecień w kinie „Helios” to mieszanka gatunków, wśród których każda z nas znajdzie coś dla siebie. Od dawna już wiemy, że tak zwane kino kobiece, to nie tylko romanse i klasyczne wyciskacze łez. Zacznijmy więc od innych emocji - 17 kwietnia zapraszamy na noc pełną grozy, czyli Maraton Horrorów. Na ekranie zobaczymy cztery najlepsze produkcje z ostatnich miesięcy - premierowo film „Piramida”, „Oculus”, „Coś za mną chodzi” oraz „Klątwa Jessabelle”. Jesteście na to gotowe? My tak! Zapraszamy na godzinę 23. Kilka dni później, czyli 22 kwietnia, przypomnimy sobie comiesięczny klimat babskich spotkań podczas „Kina Kobiet”. Jak zawsze czekać będzie na nas wiele dodatkowych atrakcji, takich jak konkursy z nagrodami. Zachęcamy do wspólnego wieczoru z przyjaciółką, mamą i siostrą! O godzinie 18.30 rozpocznie się seans „Dumni i wściekli”, czyli projekcja wyjątkowego europejskiego komediodramatu. Wyobraźcie sobie połowę lat 80. w Wielkiej Brytanii, strajki górników i pomagającą im grupkę gejów-aktywistów… Na ekranie to możliwe, a co więcej, efekt jest bardzo zabawny. Choć jest to dzieło debiutantów w swoim fachu (reżysera Matthew Warchusa i scenarzysty Stephena Bresforda), zbiera same pozytywne recenzje i opinie. Dołączmy do grona zadowolonych widzów. R
E
Operowy przegląd
BYDGOSZCZ, MIEJSKIE CENTRUM KULTURY, UL. MARCINKOWSKIEGO 12-14
BYDGOSZCZ, OPERA NOVA, UL. MARSZAŁKA FOCHA 5
Po czterech edycjach Festiwalu Filmów Animowanych ANIMOCJE, nikt już nie widzi w tym gatunku jedynie bajek dla dzieci. Tegoroczny festiwal odbędzie się 13-19 kwietnia. Spośród prawie 200 nadesłanych do konkursu filmów, organizatorzy wybrali 65 animacji, które obejrzeć będzie można w pokazach: ANIMOCJE Do-Grywka, konkursu głównego i specjalnych pokazach dla dzieci. Wśród filmów pełnometrażowych zobaczymy m.in. „Consuming Spirits”, po części autobiograficzny debiut Chrisa Sullivana. Dodatkowymi atrakcjami będą spotkania z wyjątkowymi gośćmi, warsztaty, wystawy i koncerty. Więcej szczegółów na stronie internetowej MCK.
Podczas Bydgoskiego Festiwalu Operowego publiczność podziwia renomowane zespoły operowe i teatralne oraz najgłośniejsze spektakle z różnych gatunków: opery, operetki, musicali, baletu klasycznego i nowoczesnego. W tym roku to dwutygodniowe święto kultury rozpocznie się 25 kwietnia legendą dramatyczną „Potępienie Fausta” Hectora Berlioza, według tragedii Johanna Wolfganga von Goethego. W kolejnych dniach również nie zabraknie atrakcji - cały repertuar dostępny jest na stronie internetowej Opery Nova. Ceny biletów: 60-140 zł.
Nauka ze sztuką TORUŃ, UMK, UL. GAGARINA 11
Dziewczyny akustycznie
17-21 kwietnia to cztery dni oko w oko z prawdziwą wiedzą - jak co roku zapewni nam to Toruński Festiwal Nauki i Sztuki. To już piętnasta odsłona, podczas której wszyscy chętni będą mogli poznać największe osiągnięcia pracy wielu przedsiębiorstw i instytucji, zarówno z naszego regionu, jak i z wielu innych zakątków świata. Zwiedzając naukowe laboratoria lub biorąc udział w przygotowanych warsztatach i spotkaniach, poznamy dogłębnie tajniki otaczającego nas świata. Warto spróbować!
TORUŃ, OD NOWA, UL. GAGARINA 37A
„Od Nowa Na Obcasach” to cykl koncertów charyzmatycznych wokalistek i zespołów kobiecych. Z pewnością do tej grupy pasuje zespół Dziewczyny. Artystki promują obecnie minialbum „Absurdalnie”. Utwory Dziewczyn w wersji akustycznej usłyszymy w toruńskim klubie Od Nowa, 10 kwietnia - początek o godzinie 20. Bilety: 15-25 zł. K
L
A
M
A
77615BDBHB
96915BDBHA
HELIOS BYDGOSZCZ - GALERIA POMORSKA
Czas na ANIMOCJE
77615BDBHB
Nie wywołuj odry z lasu Jeśli coraz więcej osób będzie rezygnować ze szczepień, to za kilkanaście lat czekają nas epidemie.
10215BDBHA
Z dr n. med. Iwoną Sadowską-Krawczenko* rozmawia Dorota Kowalewska
Amue żyje w Afryce. Ukończyła tylko dwie klasy szkoły prowadzonej w jej wiosce. Jest młoda, niedawno skończyła dwadzieścia cztery lata, ale tutaj, gdzie mieszka, to już dużo. Ma dwoje dzieci, trzecie urodzi niedługo. Nie różni się od swoich koleżanek. Wszystkie wiedzą, że organizacja humanitarna będzie szczepiła dzieci, dzień drogi od wioski, w której żyją. Szczęśliwa Amue zabiera dzieci i idzie w skwarze. Wie, że te szczepionki to szansa dla jej rodziny. Widziała już, jak umierali jej bliscy. Wie, że szczepienia nie rozwiążą wszystkich problemów, ale zabezpieczą jej dzieci przed niektórymi chorobami. Gdy urodzi już trzecie, też będzie czekała na informację o kolejnej akcji organizacji humanitarnej.
23
miasta kobiet
kwiecień 2015
Dlaczego niektóre Polki i mieszkanki bogatych krajów nie myślą tak, jak Amue? W naszym świecie zapomnieliśmy już o wielu chorobach zakaźnych i powikłaniach, które mogą doprowadzić nawet do śmierci. Dzięki szczepieniom zapadalność na wiele chorób zakaźnych zmniejszyła się. Niektóre z nich zostały też wyeliminowane, jak np. ospa prawdziwa, a przebieg innych infekcji jest lżejszy. Nawet, jeśli osoba zaszczepiona zachoruje, to objawy będą znacznie łagodniejsze, a możliwość wystąpienia groźnych powikłań będzie istotnie mniejsza. Drobnoustroje, przeciwko którym podajemy szczepionki, nadal krążą w naszym środowisku, ale dzięki szczepieniom mają ograniczoną możliwości przenoszenia się i powodowania zachorowań. Skąd więc ten strach przed szczepieniami? My, epidemiolodzy, często powtarzamy zdanie, że szczepienia stały się ofiarą własnego sukcesu. Chorób, przeciwko którym szczepimy dzieci, nie widzą rodzice. Stąd przeświadczenie, że nie ma się czego obawiać i nie warto się szczepić. Jednak, gdy coraz więcej rodziców będzie decydować się na nieszczepienie dzieci, to właśnie te dzieci będą przenosić chorobę i to one zachorują najciężej. Po drodze zarażą najsłabsze jednostki, np. maluchy, którym nie możemy podać niektórych szczepień z powodu ich przewlekłej choroby, seniorów w rodzinie, dla których groźne może być np. pneumokokowe zapalenie płuc. Jeśli coraz więcej osób będzie rezygnować ze szczepień, to za kilkanaście lat czekają nas epidemie. A co ze skutkami ubocznymi? Zawsze mówię rodzicom, że szczepienia są interwencją medyczną i że mogą zdarzyć się skutki niepożądane, natomiast w praktyce prawie ich nie obserwujemy. A jeśli wystąpią, to w postaci bardzo łagodnej - zazwyczaj bolesności w miejscu iniekcji czy podwyższonej temperatury ciała. To nieporównywalne do przechorowania takiego schorzenia, jak np. odry lub posocznicy,
spowodowanej przez meningokoki czy pneumokoki. Całą histerię wokół szczepień wywołał artykuł, wskazujący na związek szczepień z autyzmem. Publikacja ukazała się w dobrym czasopiśmie medycznym. Jak się później okazało, publikacja była kłamstwem, a autora, dr Andrew Wakefielda, pozbawiono prawa wykonywania zawodu. Zanim jednak do tego doszło, artykuł obiegł świat i wywołał ogromny niepokój wśród rodziców, czemu trudno się dziwić. Każdy chce dla swojego dziecka wszystkiego, co najlepsze. Po tej historii rzeczowe argumenty nie trafiały już do opinii publicznej. Pani zaszczepiła swoje dzieci? Oczywiście! Wszystkimi dostępnymi szczepionkami. Bo trzeba podkreślić, że z roku na rok mamy coraz więcej możliwości zapobiegania zachorowaniom. Poza tym zmienia się sytuacja mikrobiologiczna, chociażby przez globalizację, ciągłe podróże. Pamiętajmy, że wirusy i bakterie to pasażerowie na gapę. Aktualnie na co dzień kwalifikuję do szczepień noworodki i niemowlaki, pacjentów naszego oddziału i czasami Poradni Patologii Noworodka - także wcześniaki, które powinny być szczepione zgodnie z wiekiem kalendarzowym. Oczywiście mamy szczegółowe kryteria kwalifikacji tych niedojrzałych maluchów do szczepień. Zachęcamy też do szczepień rodzinę i opiekunów takiego dziecka. Co ciekawe, akurat w grupie rodziców wcześniaków nie spotykamy przeciwników szczepień. (promocja) *Dr n. med. Iwona Sadowska-Krawczenko Pediatra neonatolog i epidemiolog, pracuje na Oddziale Noworodków, Wcześniaków i Intensywnej Terapii Noworodka Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy.
historia miłości
Z koloratką bez celibatu
NADZIEJA I MIKOŁAJ HAJDUCZENIA PRZYSIĘGALI SOBIE MIŁOŚĆ 35 LAT TEMU
Sakrament małżeństwa nie przeszkadza w przyjęciu kapłaństwa. Jeśli ksiądz ma żonę, to w jego życiu nie ma miejsca na dwulicowość. TEKST: Jan Oleksy ZDJĘCIE: Jacek Smarz
24
miasta kobiet
kwiecień 2015
historia miłości
P
oznali się jesienią 1978 roku na weselu wspólnego kolegi. On był wówczas klerykiem w Wyższym Seminarium Duchownym w Jabłecznej. Ona mieszkała w pobliskich Nowosiółkach. Pobrali się w 1980 roku. Oboje byli wyznania prawosławnego, więc ślub się odbył w przyklasztornej cerkwi w Jabłecznej. Był to ważny rok w życiu państwa Nadziei i Mikołaja Hajduczeniów. Ślub, święcenia kapłańskie i objęcie parafii prawosławnej św. Mikołaja w Toruniu.
Z KORONĄ NA GŁOWIE Ślub w cerkwi zawsze jest bardzo uroczysty. Młodzi mają korony na głowach, jest dużo czytań z Pisma Świętego, pouczających wskazówek na życie. Dominują śpiewy. Sakrament małżeństwa składa się z dwóch części: zaręczyn, czyli wkładania obrączek i koronowania. - Zaręczyny, które w starożytności były zawsze przed ślubem, teraz zostały połączone w jeden ceremoniał - tłumaczy ksiądz Mikołaj. - Podczas wkładania obrączek kapłan wręcza nowożeńcom zapalone świece - symbol radości, ciepła i czystości. Wkłada pierścienie, najpierw narzeczonemu, a potem narzeczonej i trzykrotnie - jako symbol Trójcy Świętej - przemienia je. Po włożeniu obrączek młodzi przechodzą na środek świątyni. Kapłan pyta, czy dobrowolnie chcą zostać małżonkami i czy nie składali obietnicy komuś innemu. Po tym są odmawiane trzy modlitwy, w których uprasza się o błogosławieństwo boże dla łączących się sakramentem małżeństwa, wkładane są na głowy młodym bogato zdobione korony - symbol Królestwa Niebiańskiego, ale i symbol spokrewniony z męczeństwem. I pod koniec (tego nie ma w Kościele rzymskokatolickim), jest wspólne wypijanie wina zmieszanego z wodą, z jednego kielicha życiowych radości i boleści. Na zmianę trzy razy. To symbolizuje, że małżonkowie powinni być razem na dobre i na złe. CELIBAT NIE JEST KONIECZNY Celibat nie jest przymusowy i sakrament małżeństwa nie przeszkadza w przyjęciu sakramentu kapłaństwa. - Zachowujemy stare postanowienia z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Nic nie zmienialiśmy, niczego nie dodawaliśmy. W praktyce życia Kościoła prawosławnego prawie sto procent księży parafialnych to są duchowni z rodzinami - mówi ksiądz Mikołaj. Kościół prawosławny wychodzi bowiem z założenia, że kapłan obejmujący parafię musi mieć uporządkowane życie osobiste. Celibatu dochowują jedynie księża mnisi w klasztorach. - Tym się różnimy od Kościoła rzymskokatolickiego, że nic nowego nie wprowadzamy. U nas nikomu do głowy by nie przyszło, że jeżeli ktoś chce być księdzem, to musi żyć w celibacie - tłumaczy ksiądz. - Dlatego w trakcie kapłaństwa tak mało duchownych odchodzi do życia świeckiego. Stosujemy zasadę „jeżeli chcesz”. Wolność wyboru to jest słabość prawosławia i jednocześnie jego moc- podkreśla.
BYĆ ŻONĄ KSIĘDZA - Staram się żyć normalnie, jak każda inna żona, ale fakt, że stałam się osobą publiczną, wiąże się z określonymi obowiązkami. Żona pomaga mężowi, a mąż żonie. Tak być powinno - przekonuje Nadzieja Hajduczenia. Oprócz prowadzenia domu i pracy zawodowej, dochodzą jej dodatkowe powinności, związane z kościołem, z życiem parafii. - Ksiądz nie może sam wciągnąć żony do obowiązków, jeżeli ona tego nie chce - podkreśla ksiądz Mikołaj. - Chrystus nigdy nie mówił: „Musisz”. Tylko, jeśli chcesz… Ale moja żona, wychowanka parafii przyklasztornej, chętnie angażuje się w działalność cerkiewną. Ma to we krwi. Żona księdza wcale nie musi siedzieć w domu i pełnić roli gospodyni. Często jest to osoba wykształcona, realizująca się zawodowo - jak pani Nadzieja, która jest germanistką w IV LO, przewodnikiem po mieście, laureatką Ogólnopolskiego Konkursu Krasomówczego Przewodników. To ambitna kobieta. Wcześniej pracowała w służbie zdrowia, sześć lat jeździła w karetce reanimacyjnej, a mając trójkę dzieci skończyła studia. RODZINA BARDZO POMOCNA Cała rodzina wspiera księdza Mikołaja w tej nietypowej, diasporalnej i różnorodnej parafii. - Nie wyobrażam sobie pracy duszpasterskiej bez ich pomocy. Samemu byłoby to o wiele trudniejsze, a czasami wręcz niemożliwe - twierdzi ksiądz Mikołaj, który jest rozbiegany między Toruniem, Ciechocinkiem, Grudziądzem i Aleksandrowem Kujawskim. Świadczy też posługę kapłańską w wojsku. Ma wiele spraw do załatwienia. Jeśli pojawia się problem, to musi reagować. - Bywa, że od rana męża nie ma w domu. Nie ma stałych godzin pracy, niespodziewane wezwania, spotkania z wiernymi, nabożeństwa… - wylicza pani Nadzieja. Posiadanie rodziny ma jeszcze inne pozytywne aspekty. - Myślę, że jeżeli ksiądz ma żonę, to w jego życiu nie ma miejsca na jakąkolwiek dwulicowość. Człowiek musi być zawsze szczery i jednoznaczny, bez względu na to, co się dzieje. Opieka żony z jednej strony i opieka Boga z drugiej jest nieoceniona - oznajmia ksiądz. - U nas bardzo pomocna okazywała się rodzina, nawet w tak prostej kwestii, jak śpiewanie czy czytanie w cerkwi - dodaje żona księdza. - Zdarza się, że mąż przenosi problemy z cerkwi do domu. Wtedy żyją nimi wszyscy domownicy. BOGATE TRADYCJE ŚWIĄTECZNE W prawosławnej tradycji świątecznej, inaczej niż w rzymskokatolickiej, jest duża liczba postów. W ciągu roku w każdą środę i piątek, przez cały Wielki Post, czterdzieści dni przed Bożym Narodzeniem, dwa tygodnie przed Piotrem i Pawłem i przed Zaśnięciem Matki Boskiej (ostatnie w roku liturgicznym prawosławne święto - przyp. red.). Wskazane jest, by wierni w czasie postu spożywali jedynie pożywienie pochodzenia roślinnego. - Niektórzy
dopuszczają nabiał, ale receptą jest pokarm roślinny. W czasie postu jestem weganką, a na co dzień wegetarianką - wyjaśnia pani Nadzieja. Pani Hajduczenia na święta przygotowuje tradycyjne potrawy, które pamięta z domu. Trudno je spotkać w restauracjach czy u kogoś innego. Na Wielkanoc kultywowana jest u nich tradycja wykonywania pisanek. Pani Nadzieja malowania jajek nauczyła się w dzieciństwie. Tą sztuką zaraziła swoje dzieci i… męża. Pisanki wykonuje techniką batikową, przy użyciu stalówki, wosku i naturalnych barwników. Jajka są ważnym symbolem w Kościele prawosławnym - nawet w czasie nabożeństwa paschalnego ksiądz rozdaje wiernym kolorowe pisanki, rodzice chrzestni wręczają chrześniakom, dziewczyny dają je chłopakom. Na przewodnią niedzielę, tydzień po Wielkanocy, zanosi się pisanki na groby, by dzielić się radością Zmartwychwstania z tymi, którzy odeszli. Zawsze na Wielkanoc pani Nadzieja przygotowuje specjalną paschę z twarogu. - Istnieją różne przepisy, ja wykorzystuję wyjątkowy, który dostałam od żony księdza, który był tutaj przed nami. Była to pilnie strzeżona tajemnica rodzinna. Na co dzień domownicy uwielbiają placki z gotowanych ziemniaków. Jak zostaną z obiadu, to mielę je przez maszynkę, dodaję suszonych jagód i mąki (bez jajek i wody), wyrabiam, aż powstanie ciasto i smażę na oleju - opowiada pani Nadzieja.
CHÓR CERKIEWNY W DOMU Największą radością państwa Hajduczeniów są ich, teraz już dorosłe, dzieci. Cieszą się, że dali im wykształcenie i możliwość realizacji. Cała trójka jest utalentowana muzycznie. Michał, Łukasz i Marysia śpiewali od małego. - Głosy synów pięknie brzmią, nawet gdy występują tylko we dwóch. Ich śpiew sprawia wrażenie, jakbym słyszała chór stuosobowy. Teraz obaj synowie śpiewają profesjonalnie. W tercecie z Marysią wydali płytę „Triodion” - mówi z satysfakcją pani Nadzieja. Rodzinnie śpiewają głównie w okresie kolędowym, bo na co dzień coraz trudniej zebrać wszystkich razem. - Lubię oryginalność. Nawet imię mam nietypowe. Od młodych lat wyróżniałam się ubiorem. Zawsze byłam dumna z tego, że jestem wyznania prawosławnego. Staramy się żyć normalnie, wyznanie nie stanowi dla mnie problemu, chociaż czasami spotykam się z nietolerancją. Dziwi mnie najbardziej, że kojarzeni jesteśmy z Rosją. To niesłuszne stereotypowe myślenie, bo prawosławne kraje to Grecja, Bułgaria, Rumunia, Serbia… Dużo wyznawców prawosławia mieszka w każdym zakątku ziemi, między innymi też np. w Niemczech, Francji, Belgii, Holandii, USA.CP
napisz do autora j.oleksy@expressmedia.pl
miasta kobiet
kwiecień 2015
25
wieniec KARE DESIGN 50 zł
lampa sufitowa KARE DESIGN 2000 zł
poszewka IKEA 20 zł
lampa IKEA 30 zł
miska IKEA 40 zł
krzesło MEBLOTEKA 250 zł
półka ścienna KARE DESIGN 800 zł
Jak paczka landrynek Są takie aranżacje wnętrz, które na myśl przywodzą jedno słowo - wiosna! Kolor, lekkość formy, niesztampowe, odważne rozwiązania - to wszystko składa się na styl, który jest odzwierciedlaniem niedawno powitanej przez nas pory roku. To, co ciężkie i toporne, niech poczeka do zimy, teraz królują zielenie, biel i cała gama pasteli - trochę jak w paczce landrynek. Meble są tak zaprojektowane, że zdają się wisieć w powietrzu, a elementy dekoracyjne przypominają wiosenną łąkę. Już parę detali sprawi, że wnętrza rozkwitną jak kwiaty za oknem. Wpuść wiosnę do domu!
szafla ścienna IKEA 415 zł
taca IKEA 20 zł
fotel KARE DESIGN 1500 zł
TEKST: Dominika Kucharska
stolik kawowy KARE DESIGN 900 zł
fotel KARE DESIGN 1000 zł
zające ceramiczne DArte od 79 zł
fotel KARE DESIGN 3250 zł
233715TRTHA
312415BDBHA
męska perspektywa
Feminizm wymyślili faceci Gdy obserwuję ten ogłupiający wyścig szczurów, rywalizację zawodową między płciami, to nie dziwię się, że w sferze związków jest tyle nieszczęśliwych historii. Z Wiesławem Bieńkowskim*, chirurgiem plastycznym, rozmawia Lucyna Tataruch Spotykamy się krótko po Dniu Kobiet. Celebruje Pan jakoś to święto? Tak, chociaż nie w takiej formie, w jakiej robiło się to dawniej, gdy ten dzień był wykorzystywany do szerzenia idei i załatwiania celów władzy. Zapraszam żonę na kolację, daję kwiaty, staram się troszkę inaczej ten dzień uporządkować. Współcześnie ten dzień też służy szerzeniu pewnej idei - równouprawnienia. W całej Polsce odbywają się manifestacje feministyczne. Co Pan o tym myśli? Dla mnie to jednak dzień dla dwojga, podobny do innego święta, 14 lutego. Oczywiście to indywidualna sprawa, jak chce się go spędzać. Jeśli jednak chodzi o feminizm… to zgadzam się z pewną teorią, o której pisze dwóch psychologów w książce „Trudna Miłość. Jak pokonać kryzys” (autorzy: Tonino Cantelmi, Rachele Barchiesi - przyp. red.). Feminizm wymyślili faceci. Według autorów tej książki - po co? Żeby stworzyć nową grupę konsumencką, która podciągnęłaby wyniki finansowe i nakręcałaby koniunkturę sprzedaży w obliczu kryzysu gospodarczego. Ma Pan na myśli sytuację, w której kobiety uwolniły się od zależności finansowej i zaczęły same dysponować pieniędzmi, wydawać je na swoje potrzeby? Tak. Jak wiadomo, kiedyś kobiety nie miały tej swobody, były zupełnie inaczej ustawione w hierarchii społecznej. Dopiero uzyskanie pewnych praw i przywilejów umożliwiło im podejmowanie różnych decyzji - w tym też tych związanych z zarabianiem i wydawaniem pieniędzy. W ten sposób powstała najliczniejsza grupa konsumentów. Zresztą, większość działań marketingowych jest adresowana do kobiet.
28
miasta kobiet
kwiecień 2015
A co z innymi hasłami feminizmu? Szeroko rozumiane równouprawnienie w życiu społecznym wiąże się ze sferą ekonomiczną, ale nie tylko. Wie pani, ja myślę, że my już możemy mówić o równouprawnieniu, tylko że często ta cała idea jest wypaczana. Nikt w ostatnich latach nie odbiera kobietom praw, każdy może robić, co chce, ale sytuacja np. na rynku pracy jest podyktowana czymś innym. W niektórych zawodach kobiety sprawdzają się lepiej, w innych to mężczyźni lepiej sobie radzą. Znajdą się oczywiście wyjątki, ale nie możemy na nich budować świata, dopasowywać do tego większości i forsować tego na siłę. Są przecież typowo męskie zajęcia, które wymagają dużej siły fizycznej. Jak chciałaby pani to przeskoczyć? Myślę, że tu jednak bardziej chodzi o zawody, przy których ograniczenia fizyczne nie stanowią bariery. Problemem jest podważanie kompetencji kobiet na różnych stanowiskach, tylko ze względu na ich płeć. Jednak proszę zauważyć, że w naszej kulturze kobieta była zawsze szanowana… Była też palona na stosie. Ja bym wolał się cofnąć przy tym wątku do czasów starożytnej Grecji czy Rzymu, gdzie kobietę szanowano, ale nie do końca jej ufano. I coś w tym jest. W tym braku zaufania? Tak. Sam wielokrotnie się zastanawiałem, dlaczego tak to wyglądało. I jednak uważam, że w tych potocznych powiedzeniach typu „kobieta zmienną jest”, jest dużo prawdy. Kobiety mają np. trudności z podejmowaniem decyzji ryzykownych… Nie wszystkie, ale widocznie dało się zauważyć takie cechy u większości, skądś się te powiedze-
nia wzięły. Kobiety różnią się od mężczyzn, co wcale nie jest złe. Są takim buforem dla różnych zwariowanych pomysłów. Myślę, że gdy te dwie płcie się uzupełniają, to wszystko gra. W końcu jesteśmy na siebie skazani. Pana żona pracuje zawodowo? Pracowała. Skończyła studia, chemię, ale ponieważ mamy trójkę dzieci, to w większości spędzała czas na urlopach macierzyńskich i wychowawczych. Przepracowała łącznie kilkanaście lat. Teraz jest na emeryturze. Jak długo są Państwo małżeństwem? Od 1973 roku… No to mamy już 42 lata. Myśli Pan, że współcześni młodzi ludzie są jeszcze w stanie budować takie długie, trwałe związki? Z moich obserwacji wynika, że współcześni trzydziestolatkowie nie potrafią nawiązywać ze sobą takich relacji. Wiążą się w zupełnie innym celu, nie po to, żeby na poważnie zajmować się tworzeniem rodziny. To często nie są głębokie więzi, dużo jest w tym powierzchowności. Między młodymi ludźmi jest taka szyba, przez którą się kontaktują, tak żeby nie przekroczyć pewnej bariery. Boją się. Czego się boją? Siebie. Kobieta się boi, że jak się za daleko posunie, zaufa, pomyśli o dziecku i zajdzie w ciążę, to nie będzie miała już na kogo liczyć. I niestety, będzie miała rację. Facet boi się, że spadnie na niego obowiązek zajmowania się tą nową sferą i nie będzie mógł już robić tego, co robił dotychczas. A przecież w jego wizji świata to, co robił było wygodne. Mężczyźni boją się zobowiązań?
męska perspektywa Mężczyzna uciekający od odpowiedzialności to facet, który nie miał dobrych wzorców od ojca. Wyrasta na Piotrusia Pana. WIESŁAW BIEŃKOWSKI CHIRURG
Zna pani teorię miłości? Jest w niej intymność, namiętność i zobowiązania. W tym całym współczesnym pędzie za karierą, młodzi ludzie nie mają czasu na budowanie wspólnej drogi, ale mimo to decydują się na wspólne życie, żeby jakoś wypełnić i tę lukę. Kiedy pojawia się dziecko, to zaczynają się problemy z banalnymi sprawami - kto ma zrobić obiad, kto ma sprzątnąć. Wszystkiego uczą się od nowa. I zamiast tych trzech składowych z teorii miłości, zostają tylko zobowiązania. Młodzi boją się wejścia w ten etap, bo nie mają wcześniej przepracowanego schematu. Szczególnie, jeśli nie mają dobrych wzorców ze swojego domu. Jakie to są dobre wzorce? Takie, na których można się oprzeć, żeby w dorosłym życiu nie wyważać otwartych drzwi. To jak przejechany fragment drogi, do którego się wraca i jest łatwiej. Na przykład tradycyjny model rodziny? To jest za mocno powiedziane. Uważam, że to powinien być tak naprawdę związek partnerski, ale nie taki tylko z nazwy, którym wycieramy sobie usta, żeby pokazać jak bardzo nowocześni jesteśmy. To powinien być związek, w którym dwoje ludzi wymienia się tym dobrem z własnego domu, pewien kompromis. Dla każdego może być inny, ale fundament z lat młodości jest tu najważniejszy. Moim zdaniem współczesny mężczyzna, uciekający od odpowiedzialności, to facet, który nie miał dobrych wzorców od swojego ojca. Wyrasta na Piotrusia Pana. A współczesna kobieta? Myślę, że kobiety szukają u swoich partnerów podobieństwa do swojego ojca, tych pozytywnych cech, które znają. Spotkał się Pan z twierdzeniem, że kobiety wybierają partnerów podobnych do swoich ojców, nawet wtedy, gdy ten obraz jest negatywny? Tak, chociaż ja bym tego nie nazwał wyborem. To raczej coś w rodzaju syndromu sztokholmskiego. Matka tak miała i żyła z ojcem, ja też sobie jakoś poradzę - to nie jest świadoma decyzja. Czasem bywa tak, że to co negatywne jest łatwiejsze do osiągnięcia, przychodzi bez wysiłku, jest pod ręką i jest znane. A to lepsze jest obce i odległe - nie wiadomo, jak to ugryźć. Z tego błędnego koła nie da się wyjść?
Jest taka książka „Silna Kobieta. Odkryj swoją tożsamość” Ingrid Trobisch… Dużo Pan czyta takiej literatury? Zdarza się… Ta książka może być drogowskazem dla niejednej kobiety. Opisane są w niej wszystkie zawirowania tego, co teraz przeżywamy: upadku autorytetu rodziny, relacji między kobietą a mężczyzną. Gdy obserwuję ten ogłupiający wyścig szczurów, eskalację rywalizacji zawodowej między płciami, to nie dziwie się, że w sferze związków jest tyle nieszczęśliwych historii. Kobiety tym bardziej nie mają szans, żeby dopasować się z jakimś odpowiednim gościem. Może warto się zastanowić, czy nie lepiej było, gdy ludzie wiązali się mając na uwadze jakieś racjonalne przesłanki. Z punktu widzenia całej rodziny. Małżeństwa aranżowane? Nie musimy iść od razu w skrajności, nie chodzi o żadne przymuszanie do małżeństw, to jest sytuacja niedopuszczalna. Ale jakieś delikatne wskazania, czemu nie? Tak jak kiedyś było w dobrych, angielskich rodzinach, gdzie wszyscy spotykali się na herbacie, oceniali swój charakter. Był na to czas, było wsparcie najbliższych. I nikt z tych rodzin nie wychodził za mąż z przypadku. Powinniśmy wrócić do czasów, gdy związki z nieodpowiednimi ludźmi nazywano mezaliansem? Nie, ale warto pomyśleć, czy dziewczynie, której podpowie się taki odpowiedni związek, nie będzie później lepiej? Może nie zostanie sama z obowiązkami po nieodpowiedzialnym partnerze? A chłopakowi? Synów też powinno się w ten sposób kierować? Nie jestem zwolennikiem narzucania nikomu czegokolwiek. Ale jeśli chodzi o dzieci, to trzeba im ufać, ale i sprawdzać. Gdy dzieciak wybiera odpowiednio i wszystko idzie w dobrym kierunku, to niech idzie. No ale trudno pozwolić mu na to, by robił jakieś głupoty. Szkoda, żeby ludzie przegapiali ten swój najlepszy czas. Ogólnie to człowiek powinien się rozwijać do 40. roku życia, od 40. do 55. wykorzystywać potencjał, który zdobył, a potem już utrzymywać to, co ma. Nie mówię, że nie można się rozwijać i później, no ale wypada się pogodzić z tym, że największa witalność już za nami. Niektóre 50-letnie kobiety mówią, że ich życie dopiero się zaczyna. Tak, ale pewnym zmian biologicznych nie cofną… Te czysto wizualne mogą zamaskować. Zgodzi się Pan z tym, że oszukujemy się też np. dzięki chirurgii plastycznej? Nie zgodzę się z tym, że się oszukujemy. Dbamy o swój wizerunek. I robi to każdy, różne są tylko sposoby. Jest duży rozrzut, jeśli chodzi o wygląd kobiet, bo to zależy od uwarunkowań genetycznych i stylu życia. Uwarunkowania genetyczne nie są sprawiedliwie, ale można sobie pomóc. Do Pana gabinetu przychodzą pacjentki, które właśnie tego chcą?
Motywacje są różne. Nie mówimy tutaj o kompleksach, bo walka z nimi rozgrywa się najczęściej gdzieś między 20. a 25. rokiem życia. Później dochodzą historie związane z deformacjami ciała po macierzyństwie, chęcią utrzymania partnera, dobrych relacji zawodowych. Spotykam czasem 50-letnie panie na kierowniczych stanowiskach, które w pracy spędzają dużo czasu z młodszymi koleżankami. Widzą, że trzydziestolatki wyglądają inaczej. Same też chcą utrzymać swój status. Każdy ma do tego prawo i nie nam to oceniać. Wygląd jest aż tak ważny? W obecnej sytuacji jest to podstawowy element i nie ma co się oszukiwać. Dobry wygląd pomaga nam w kontaktach prywatnych i tak samo w życiu zawodowym. Ładnym dziewczynom łatwiej znaleźć pracę, pracodawcy chętniej je zatrudniają. Co to znaczy „ładna dziewczyna”? Ładną dziewczynę, tak jak i wszystko inne dookoła nas, kreują media. Kanon może się zmieniać, ale i tak działa pod dyktat świata mody i mediów. Ja pani na to pytanie nie odpowiem dokładnie, bo wystarczy włączyć telewizor albo spojrzeć na pierwszą lepszą gazetę. Nie uważa Pan, że to niesprawiedliwe, że kobiety są tym dyktatem obciążone bardziej? Tak działa biologia, tak dobierają się płcie, mężczyźni na pewne cechy wyglądu kobiet zwracają uwagę. Mówienie o jakimś seksistowskim podejściu w tym wypadku uważam za sztuczny wytwór. Każdy wykorzystuje tego typu dyskusje do swoich interesów. Nie czuję potrzeby, żeby w tym uczestniczyć. Sądzi Pan, że większość kobiet zgodziłaby się na operację plastyczną, gdyby miała taką możliwość? Powiem tak - są kobiety, które to robią i o tym nie mówią, a są też takie, które to robią i wszyscy o tym wiedzą. Całość jest jak góra lodowa. Pierwsza grupa jest większa i znajduje się pod wodą, to jest jakieś 75 proc. przypadków. Widać tylko resztę. Ludzie boją się skalpela, ale ciekawe jest to, że kiedy ruszał pierwszy sezon programu „Chcę być piękna” z doktorem Sankowskim, w którym kobiety poddawały się operacjom na oczach milionów widzów, to do castingu na 6 miejsc zgłosiło się ponad 800 osób. Przy czym w swojej pracy nie spotkam się z jakimiś fanaberiami czy dziwnymi życzeniami upodobniania się do gwiazd. W Bydgoszczy, tak jak i wszędzie w Polsce, najczęściej wykonuje się korekty nosa i piersi.CP napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl
*Wiesław Bieńkowski Specjalista chirurgii ogólnej, plastycznej i rekonstrukcyjnej estetycznej. Mąż, ojciec trzech dorosłych synów. miasta kobiet
kwiecień 2015
29
Dlaczego nie założyłem spódniczki
męskim okiem
Nie będziemy stroić się i krzyczeć: „Zgwałć mnie łobuzie!”. Gdyby zaproponowano nam zaklejenie ust i chodzenie w dybach po deptaku, to proszę bardzo. Nawet cały dzień aż do omdlenia. Janusz Milanowski* Niedawno ktoś głupi powiedział i wiem tylko, że był to polityk, iż „noszenie spódniczek to zaproszenie do gwałtu”. Natychmiast zareagowali mężczyźni z jakiejś bodajże gazety, którzy założyli spódniczki na spodnie i krzyczeli do obiektywów: „zgwałć mnie”. Filmy oczywiście zamieścili w Internecie. Zapamiętałem jednego, który szczególnie się wyeksponował: - Jestem zdrowym, silnym facetem, spróbuj mnie zgwałcić! - krzyczał do gwałciciela, który być może dybał już za rogiem.
Bez fałszywego wstydu Nie ma sensu rozwodzić się nad tezą wzmiankowanego na początku idioty. Tak łatwo ją rozgnieść przez analogię, że to aż wstyd dla mózgu. Można równie dobrze powiedzieć, że krawat to zaproszenie do samobójstwa, itp. Odmawiając, nie kierowaliśmy się fałszywym wstydem, myślowym ograniczeniem i nie wiem jeszcze czym. Nie zliczymy już, w ilu to protestach przeciwko złu uczestniczyliśmy w życiu. Warunek był i pozostanie jeden: forma musi być ekspresywnie adekwatna do problemu. Nie będziemy więc stroić się i krzyczeć: „Zgwałć mnie, łobuzie!” Gdyby zaproponowano nam zaklejenie ust i chodzenie w dybach po deptaku, to proszę bardzo! Nawet cały dzień, aż do omdlenia.
To jest żarcik Koleżanki w naszym dziale namawiały, żebyśmy też założyli spódniczki i dali się sfotografować i opublikować. My - czyli siedzący przede mną dziennikarz Jan Oleksy i ja - męski rdzeń redakcji „Miast Kobiet”, zgodnie odmówiliśmy, twierdząc, że nie chcemy wyglądać jak idioci - po prostu. Jan, po serii koszarowych żartów o tym, co by się z nim działo, gdyby założył spódniczkę, powiedział poważnie, co myśli o tej akcji. - To jest żarcik, niewspółmierny do wagi problemu przemocy wobec kobiet. Ja w tej rozmowie nie byłem już tak K
L
*Janusz Milanowski Dziennikarz, publicysta, fotograf; miłośnik długodystansowego pływania i jazzu. A
M
A
294515BDBHA
E
napisz do autora j.milanowski@expressmedia.pl
W spodniach Solidaryzuję się więc z kobietami, w spodniach, bo jestem mężczyzną. A co to właściwie znaczy? Otóż naczelna zasada naszej szorstkiej natury brzmi krótko:
Urologia. Seksuologia. Konsultacje. Porady. Zabiegi. Zaburzenia erekcji i wytrysku. Choroby narządów płciowych. Stulejka. Wazektomia. 415415BDBHC
R
bronić innych. Daję słowo, że jeśli będę świadkiem przemocy wobec kobiety, to bez pokory stanę w jej obronie, a potem przed panem bądź panią prokurator, z powodu „ciężkiego uszkodzenia ciała, skutkującego uszkodzeniem narządu powyżej siedmiu dni” (tak chyba brzmi ten paragraf). Sfotografuję się wtedy z przyklejoną do czoła kartką z tym paragrafem. I to będzie mój protest, a nie przedszkolna zabawa. Przy okazji wskażę na ułomność prawa, bo to jest problem i nie trzeba przypominać tu, jaką gehennę przechodzą kobiety zgłaszające gwałt policji. Dlaczego faceci, którzy urozmaicili sobie nudny dzień w pracy zabawą w spódniczkach, nie przykuli się do bramy jednego z warszawskich komisariatów, gdzie o swoją godność walczyła kobieta, zgwałcona w Lesie Kabackim? Powiem wprost: wymagałoby to posiadania jaj, a nie wydmuszek.
wyrafinowany: - Jeśli księża skrócą sutanny, to ja założę spódniczkę.
Kr. Jadwigi 18; Bydgoszcz Recepcja tel. 52 386 41 94 www.urologbydgoszcz.eu
ZDJĘCIE: Tymon Markowski
W czwartek, 12 marca, nastąpiło uroczyste otwarcie rozbudowanej części toruńskiego centrum handlowego Atrium Copernicus. Do największego tego typu obiektu w województwie kujawsko-pomorskim zaproszono klientów aż na cztery dni celebracji. Pierwszy dzień otwarcia był głównie dniem zakupów i ofert specjalnych. W 13 wybranych sklepach w nowej części centrum ukryte zostały „Złote Wieszaki”, a szczęśliwcy, którzy je odnaleźli, otrzymali karty prezentowe na zakupy. Kolejne dni były poświęcone: poszukiwaniom talentów z Katarzyną Cichopek, Marcinem Hakielem i Mateuszem Ziółko, wielkiej modzie w postaci stylizowanego przez Maję Sablewską pokazu i polowaniu na trendy przez blogerkę, Jessicę Mercedes. Ostatniego dnia Atrium Copernicus gościło trzy pokolenia gwiazd polskich seriali - Maćka Musiała, Joannę Koroniewską i Bożenę Dykiel. - W ciągu pierwszych czterech dni funkcjonowania Atrium Copernicus odwiedziło ponad 85 tys. klientów, czyli niemalże połowa mieszkańców Torunia. Obecnie zakupy można robić aż w 144 sklepach, mając tym samym o 57 ofert salonów więcej do wyboru, a na wszystkich klientów czeka wygodny, przestronny parking na 1470 miejsc. Jest to największa oferta zakupowa nie tylko w mieście, ale i w całym regionie - podkreśla Ewa Machowska, dyrektor Atrium Copernicus.
Atrium Copernicus błyszczało gwiazdami
ZDJĘCIA: Grzegorz Olkowski
147615TRTHB
333915BDBHA