Miasta Kobiet październik 2016

Page 1

nasze miejsca spotkań

październik 2016

Magdalena Cyrklaff Bunt na czysto str. 6-8


Z MIŁOŚCI DO SIEBIE 15 października obchodzimy Europejski Dzień Walki z Rakiem Piersi. Z tej okazji kolejny raz chcemy przypomnieć o tym, jak ważna jest profilaktyka zdrowotna. Zapraszamy na naszą wystawę fotograficzną (24-30.10) i na projekcję filmu „Ma ma” (25.10). Walka z rakiem piersi to trudny temat. Na co dzień odsuwamy od siebie myśli o chorobie. Zakładamy, że nas to nie dotyczy, a w najgorszym przypadku - zdążymy w porę zareagować. Tak sądziła też Magda, postać grana przez Penelope Cruz w filmie „Ma ma” oraz bohaterki naszej wystawy fotograficznej „O miłości kobiety do siebie”, zanim usłyszały diagnozę: „nowotwór”. Dziś jednak mówią wprost: nie ignorujmy tych czasem nieprzyjemnych myśli i zadbajmy w porę o swoje zdrowie. Nie odkładajmy życia na później. Zróbmy to z miłości do siebie. 24 października pokażemy Wam portrety kobiet, które wiedzą, czym jest rak piersi. Ich emocje i siłę uchwyciła w obiektywie Monika Ralcewicz-Ciaiolo. - Ten projekt to dla mnie niezwykle intymne spotkanie z drugim człowiekiem - przyznaje fotografka. - Z jednej strony jest to fotograficzne wyzwolenie, z drugiej dialog z kobietami, które doświadczyły więcej. Z pięknymi, prawdziwymi osobami, bez kreacji. Te zdjęcia opowiedzą historię każdej z nich. Na wernisaż zapraszamy 25 października (godz. 18.00). Tego dnia spotkamy się również z ekspertami z Fundacji Światło i Fundacji Rak’n’Roll (godz. 18.45). Wieczór zakończymy projekcją filmu „Ma ma” w reżyserii Julio Medema (godz. 19.30). Bądźcie z nami w Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu w Toruniu.

WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: Marek Ciesielski Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Agnieszka Perlińska Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch, tel. 52 32 60 798 lucyna.tataruch@expressmedia.pl Teksty: Lucyna Tataruch lucyna.tataruch@expressmedia.pl Dominika Kucharska dominika.kucharska@expressmedia.pl Tomasz Skory tomasz.skory@expressmedia.pl Jan Oleksy jan.oleksy@expressmedia.pl Justyna Król Zdjęcie na okładce: Tomasz Czachorowski Projekt i skład: Ilona Koszańska-Ignasiak Sprzedaż: Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 a.suminska@express.bydgoski.pl Anna Lewandowska, tel. 607 370 355 a.lewandowska@nowosci.com.pl

CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 p.krol@expressmedia.pl

ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.Nowosci.ExpressBydgoski

LUCYNA TATARUCH redaktorka prowadząca „MIASTA KOBIET” „Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca. Przez cały miesiąc są dostępne w punktach partnerskich w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl

nasi partnerzy

Dom Towarowy PDT Rynek Staromiejski 36-38, Toruń


MAKE-UP

FRYZURA

Dopłacaj punktami z karty stałego klienta. 400 pkt + 10 zł kosmetyk

u l . J a g i e l l o ń s k a 3 9 - 47

C A S U A L

N A

W E E K E N D

P R A C Y

Z A

M I A S T E M

JESIENNY LOOK

Uniwersalny i praktyczny płaszcz idealnie pasuje do codziennych stylizacji, jak i tych bardziej eleganckich. W połączeniu z dopasowanymi jeansami i minimalistycznymi dodatkami doskonale sprawdzi się podczas weekendowego wyjazdu za miasto.

Strój do pracy nie musi być nudny ani szary. Nasycona kolorystycznie, lekka koszula tworzy zgrany duet z eleganckimi cygaretkami w kratkę. Kamizelka typu „włochacz” i odważna, oryginalna biżuteria dodadzą całości nonszalanckiego charakteru.

Jeansowa koszula powinna się znaleźć w szafie każdej kobiety. To ponadczasowy hit w modzie. Idealnie skomponuje się z wąskimi spodniami i botkami na wysokim obcasie. W sezonie jesienno-zimowym zestawiona z grubym swetrem i uzupełniona o stylowe dodatki tworzy efektowny, casualowy look.

PROMOD płaszcz - 249 PROMOD bluzka - 79 PROMOD wisiorek - 64 HOUSE spodnie - 129,99 HOUSE bransoletka - 14,99 MEDICINE pasek - 19,90 GABOR buty - 479 WITTCHEN walizka - 389 LYNX OPTIQUE okulary - 1249 SWISS zegarek Lars Larsen - 590

ORSAY spodnie - 119,99 ORSAY koszula - 99,99 ORSAY bransoletka - 24,90 ORSAY pierścionek - 37,90 HOUSE kamizelka - 129,99 OFFICE SHOES buty - 199 VENEZIA torba - 589 VENEZIA chusta - 29 NEW LOOK zawieszka - 26,99 VISION EXPRESS okulary Artdeco - 449 SWISS zegarek Jacques Lemans - 590

COLORADO koszula - 279,90 MEDICINE spodnie - 119,90 MEDICINE naszyjnik - 34,90 HOUSE pasek - 24,99 HOUSE kapelusz - 49,99 NEW LOOK sweter - 139 NEW LOOK buty - 179 BIG STAR torba - 159,99 LYNX OPTIQUE okulary D&G - 950 TIME TREND zegarek GUESS - 849

Zapraszamy na zakupy do FOCUS MALL BYDGOSZCZ!


006533555


006667767


ZDJĘCIE JACEK SMARZ

jej portret

BUNT NA CZYSTO W rozmowach z młodzieżą niczego nie koloryzuję. Opowiadam, że widziałam, jak człowiek potrafi upaść. Nawet dosłownie - w taki sposób zginął mój kolega. Był tak pijany, że się przewrócił i utopił w kałuży… Te rzeczy pulsują potem w głowie. Budzą myśli: „Ja tak nie chcę.” Z dr Magdaleną Cyrklaff*, wykładowcą akademickim, terapeutką i trenerką z zakresu umiejętności psychospołecznych i profilaktyki, rozmawia Lucyna Tataruch

Jaka jest dzisiejsza młodzież? Fajna! (śmiech). Młodzi ludzie zawsze tacy byli. Niesamowite są ich talenty, wrażliwość, przedsiębiorczość, pomysły. Wiesz, oni zaczynają już tworzyć aplikacje, myślą o start-upach… Imponują mi tym! Długo już pracujesz z młodymi ludźmi? Ponad 12 lat. Zawsze powtarzałam, że nie jestem jedynie teoretykiem. Zrobiłam doktorat, ale nie przestałam pracować w środowisku, czyli w organizacjach pozarządowych. Na długo związałam się na przykład z Towarzystwem Profilaktyki i Przeciwdziałania Uzależnieniom w Toruniu, gdzie najpierw byłam wolontariuszką, a potem zaczęłam regularnie prowadzić poradnictwo, szkolenia oraz warsztaty profilaktyczne dla pedagogów, nauczycieli, rodziców i młodzieży. Jakie dzieciaki trafiały na Twoje warsztaty? Zapraszaliśmy na nie dzieci i młodzież ze szkół - od podstawówek do liceum - gdzie najpierw na krótkich spotkaniach przedstawialiśmy ideę naszych

6

miasta kobiet.pl

programów. Reakcje były raczej pozytywne. Czasem warsztaty odbywały się regularnie przez rok lub dwa lata. Omawialiśmy ogólnie funkcjonowanie człowieka, różne społeczne aspekty z perspektywy psychologii itp. Potem wchodziliśmy w tematykę związaną z narkotykami. Co ciekawe, z założenia mieli brać w tym udział pozytywni liderzy w swoich środowiskach, dzieciaki bez problemów. Okazywało się jednak, że wielu z nich ma jakieś trudności i kłopoty - ze sobą albo z kimś bliskim, chłopakiem, ojcem, matką. Zawsze prędzej czy później pojawiały się zwierzenia. Z czym młodzież ma największe problemy? Przede wszystkim z samotnością. Wielu młodych ludzi twierdzi, że nie ma komu zaufać. Są przyzwyczajeni do tego, że w internecie mogą się ukryć, tworząc alternatywną tożsamość - na przykład postać trzydziestolatka, podczas gdy przed monitorem siedzi szesnastolatek. Wchodząc w takie role próbują otwierać się przed innymi. Dzięki temu mają wirtualnych „przyjaciół” w grach, w światach alternatywnych, ale nie w życiu realnym. „Bardzo trudno jest mieć przyjaciela” - oni mówią mi to wprost.


jej portret To chyba nie są nowe problemy. My też dawniej byliśmy samotni. Zawsze wśród młodzieży byli typowi samotnicy, od dawna znamy też problemy z akceptacją i odrzuceniem przez rówieśników. Teraz jednak częściej się o tym mówi i towarzyszą temu nowe narzędzia. Weźmy za przykład choćby możliwość robienia zdjęć i nagrywania filmików - w każdej chwili da się kogoś w ten sposób skompromitować. Nastolatek może zostać nagrany, gdy przebiera się na WF albo jak opowiada o swoich tajemnicach koleżance, która dla prowokacji wrzuci to do sieci lub pokaże na forum klasy. Takie przypadki kończą się załamaniami nerwowymi. Dawniej funkcjonowały jedynie wędrujące plotki, czyli coś o zupełnie innej sile działania. Gdy jeżdżę na różne wykłady i zajęcia, to często promuję nowe technologie, ale pokazuję też ich mroczną stronę. Rodzice nadążają za tymi zagrożeniami? Na pewno nie wszyscy. Na zajęciach z wykorzystania internetu, które prowadzę czasami w szkołach, zdarza się, że dzieciaki śmieją się i komentują bezradność rodziców. Na dodatek potrafią bez trudu obejść choćby filtry rodzicielskie. Starsze pokolenie co prawda ma w pamięci głośne kampanie o niebezpiecznych kontaktach wirtualnych, spot z tekstem: „Cześć, jestem Wojtek, też mam dwanaście lat”. Jednak grooming - czyli najprościej mówiąc uwodzenie dzieci przez internet - to niejedyny problem. Warto spojrzeć na szerszy kontekst. Niedawno pewna szesnastolatka powiedziała mi: „Ale po co nam dyskusje o wartościach? My już to wszystko przerobiliśmy w praktyce. Już w gimnazjum posmakowaliśmy wielu rzeczy i nic nie jest dla nas tabu. Seks? Zawsze można to wpisać w wyszukiwarkę i ma się dostęp do różnych stron. Nic nie jest tajemnicą, nic nas już nie zaskakuje…” … i nic nie robi na nas wrażenia? Tak. Pojawia się taka jałowość życia i przekonanie, że wszystko się wie. Paradoksalnie taki świat jest dla młodych ludzi trudny i przytłaczający. Przy okazji borykają się z nadmiarem informacji. Nastolatki czują, że muszą ciągle klikać i klikać, by pozostać na bieżąco, a i tak rośnie w nich jedynie poczucie bycia w tyle. I są niestety z tym same, bo taką mamy rzeczywistość - rodzice pracują do wieczora, czasem na dwóch etatach. Mało kogo stać na to, żeby wyżyć z jednej pensji i ja to rozumiem. Chcę jedynie pokazać, jak ważne jest, by rodzice byli czujni i nie tracili kontaktu z dzieckiem. Z młodzieżą można się dogadać, tylko trzeba próbować nadążać za tym, co się dzieje oraz być szczerym, wyrozumiałym, konsekwentnym. Warto też pokazywać dzieciom swoje pasje, żeby wiedziały, że naprawdę istnieje na tym świecie wiele ciekawych miejsc, zjawisk, zajęć. Laptop i smartfon to nie wszystko. Swój doktorat poświęciłaś jednej z metod pracy z młodzieżą - biblioterapii. Co to takiego? To metoda terapeutyczna, w której oprócz standardowej rozmowy stosuje się też materiały czytelnicze i audiowizualne, bazując na uczuciach autora lub postaci. Podam taki przykład z praktyki: pracowałam kiedyś z piętnastolatką, która miała za sobą m.in. wiele ryzykownych zachowań seksualnych, ale nie zdawała sobie sprawy z zagrożeń, jakie się z tym wiążą. Korzystałyśmy więc z książki „Chcę żyć!: Historia Nadine - nosicielki wirusa HIV”. Ta opowieść wywarła na niej ogromne wrażenie. Przełożyło się to później na jej decyzje życiowe.

Z jakich innych materiałów korzystasz? Z prozy, poezji, fragmentów filmów, ulotek, broszur. Bardzo lubię pracować z tekstami psychoterapeutki Anny Dodziuk, Érica-Emmanuela Schmitta, bajkami i przypowiastkami Bruno Ferrero czy Athony’ego de Mello. W pracy z gimnazjalistami często fenomenalnie sprawdzały się książki Joanny Fabickiej o dojrzewaniu nastoletniego Rudolfa Gąbczaka. Wykorzystuję też kanon literatury biograficznej, dotyczącej uzależnień - na przykład „Pamiętnik narkomanki” albo „My dzieci z dworca ZOO”. Wiele razy młodzież po lekturze książki lub obejrzeniu w domu filmu rozpoczynała długie spory na temat tego, jakie pokłosie dają narkotyki. Dopiero wtedy wychodziło na jaw, jak mało o tym wiedzą. „My dzieci z dworca ZOO” i „Pamiętnik narkomanki” opisują lata 70. Teraz narkotyki to już chyba nie są głównie brudne strzykawki pełne heroiny. W niektórych środowiskach nadal się to pojawia. Współcześnie - przez tę jałowość życia, o której wspomniałam - ludzie szukają bardzo wielu bodźców. Brakuje im jakiegoś silnego kopa i stąd bierze się chęć sięgnięcia po coś mocniejszego. Ci, którzy mają więcej pieniędzy, idą w rzeczy związane z kokainą, a inni - w tym właśnie młodzież - eksperymentują z dopalaczami, MDMA itp. Oczywiście cały czas bardzo popularna jest też marihuana, obok wielkiej medialnej dyskusji, czy powinna być legalna czy nie…

Nastolatki czują, że muszą ciągle klikać i klikać, by pozostać na bieżąco, a i tak rośnie w nich jedynie poczucie bycia w tyle. DR MAGDALENA CYRKLAFF

Jakie jest Twoje stanowisko w tej sprawie? O tym celowo wprost nie opowiadam. Moje stanowisko gdzieś tam pewnie wypływa w toku współpracy z młodzieżą i niech tak zostanie. Jak młodzież traktuje Cię na tych zajęciach o narkotykach? Nie patrzą z miną pt. „Co ty tam wiesz”? Niektórzy próbują mnie zaginać specjalistycznymi nazwami z internetu, np. „kanabinole” czy „tetrahydrokanabinol” albo recytacją składu chemicznego jakiejś substancji. Wtedy pytam wprost: „Ale po co to robisz? Nie o to w tym chodzi”. Często też rodzą się dyskusje, ktoś zaczyna opowiadać o tym, co spotkało znajomego, który bierze. Po jakimś czasie większość z nich zauważa, że prawie każdy zna kogoś, kto ma problem z uzależnieniem - czy to od narkotyków czy innych substancji. To otwiera im oczy. Nagle chłopak z ostatniej ławki, który wcześniej próbował cwaniakować, uspokaja się, bo przypomina mu się, że ma w domu ojca alkoholika, a ten jak tylko popije, to bije… Ja również nigdy się nie wybielam, co ułatwia nam kontakt. Mówię o swoim życiu i doświadczeniach. Przez to jestem w ich opinii nawet taka trochę bardziej odlotowa (śmiech).

>

To znaczy? Dawniej byłam wokalistką metalowych i rockowych kapel, długo grałam z zespołem Gate, o którym było dość głośno. Miałam okazję zaznać tego, co określa się mianem starego dobrego rock’n’rolla - choćby na trasie koncertowej. Nasz skład to byli akurat bardzo dojrzali i odpowiedzialni ludzie, do dziś tacy są, ale jednak widywałam też różne zachowania i miałam kontakt z rozmaitymi środowiskami. Śpiewanie w kapeli metalowej kojarzy się ze zbuntowaną, „złą” młodzieżą. Uwierz mi, bardzo cierpiałam, gdy ktoś tak powierzchownie to oceniał! (śmiech) Co poradzić - zawsze lubiłam czarny kolor. Moją fryzurę i styl porównywa-

miasta kobiet

październik 2016

7


jej portret no czasem do Amy Lee, wokalistki Evanescence, albo do Anji Orthodox z Closterkeller. Zdarzało się, że słyszałam za plecami: „Jaka szatanistka!”. Szatanistka?! W tym czasie śpiewałam też w scholi kościelnej! Niektórzy nie mogli uwierzyć, że ja - taka dobra uczennica - mogę mieć prawdziwy wygar w głosie lub takie pokłady szaleństwa w sobie na scenie. Mówili: „Ta to musi być pod wpływem!”, a mnie po prostu niosła energia. Do dziś, gdy słyszę metal, to aż chce mi się wrzasnąć, a jak leci coś spokojniejszego, to zapłakać. Nie wstydzę się tego. Bunt może przecież wyrażać się w różny sposób - na czysto, poprzez twórczość. Tę stronę również staram się pokazywać młodym ludziom. Młodzież wierzy Ci w ten „czysty” bunt? Tak, bo niczego nie koloryzuję. Szczerość nigdy mi nie zaszkodziła. Opowiadam też, że widziałam, jak człowiek potrafi upaść. Jednego dnia z nim rozmawiasz, a drugiego leży w rynsztoku. To są bardzo smutne historie dosłownie w taki sposób zginął mój kolega. Był tak pijany, że się przewrócił i utopił w kałuży… Te rzeczy potem pulsują w głowie. Budzą myśli: „Ja się z tym nie zgadzam. Nie chcę tak.” Jesteś przeciwna wszelkim używkom? Nie stosuję takich kategorycznych stwierdzeń. Wszystko jest dla ludzi - ale dorosłych, którzy znają konsekwencje i podejmują racjonalne decyzje. A z niektórych badań wynika, że u młodzieży między innymi brak rozwinięcia kory przedczołowej w mózgu może odpowiadać za podejmowanie nieracjonalnych decyzji i za niezrozumiałe zachowania. Problem używek jest cały czas tak samo powszechny? Z statystyk ESPAD wynika, że liczba nastolatków zażywających narkotyki nie wzrasta. Pojawiają się jednak nowe trendy. Z obserwacji wiem, że dzieciaki zaczynają pić coraz wcześniej. Alkoholem świętuje się np. egzamin szóstoklasisty. Na pewno też coraz więcej dziewczyn eksperymentuje z różnymi substancjami i alkoholem. Weźmy taki często spotykany przypadek: nastolatka od poniedziałku do piątku funkcjonuje normalnie, chodzi do szkoły i nie sprawia żadnych problemów. Jednak co piątek dużo pije na imprezach. To już poważny problem? Alkoholizm? Nie mogę jednoznacznie odpowiedzieć, czy to alkoholizm. Dziewczyna musiałaby wypełnić test i zadeklarować w nim pewne rzeczy. Istotne jest na przykład to, czy w tygodniu ma myśli związane z alkoholem, czy uzależnia od niego swoje kontakty i plany. Te testy dostępne są na stronie Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Tak to wygląda formalnie, jednak moim zdaniem w tej sytuacji istnieje już zagrożenie. Taka osoba może funkcjonować „od piątku do piątku”, ale w pewnym momencie zrobi się z tego „od piątku do środy”, potem jeszcze częściej. Pijane nastolatki narażone są też na różnego rodzaju sytuacje, w których niekoniecznie chciałyby uczestniczyć na trzeźwo. Niektóre z dziewczyn przyznają mi, że nie wiedzą, kiedy i jak doszło do ich pierwszego razu. Jak one się z tym czują? To dla nich ważne? Niektóre czują się z tym bardzo źle, zdarza się, że nie potrafią zidentyfikować, ile osób w tym uczestniczyło. Bywa i tak, że te sytuacje obracają się przeciwko nim, bo uczestnicy imprezy zaczynają je piętnować. Od słowa do słowa, pojawiają się wyzwiska. „Dziwka”, „Ona z każdym” i tak dalej… To jest też bardzo poważny temat do przepracowania z chłopcami! Ktoś z nimi rozmawia o szanowaniu i niekrzywdzeniu koleżanek, także tych pijanych? Mam nadzieję, że tak, sama również zwracam na to uwagę. To bardzo ważne: poszanowanie dla ciała drugiego człowieka i dla jego podmiotowości. Dobrze by było, gdyby zaufany przyjaciel w takiej sytuacji przynajmniej założył pijanej czternastolatce kurtę i odprowadził ją do domu, ale niestety życie czasem w smutny sposób weryfikuje, kto jest przyjacielem. Tak to na razie wygląda, czy tego chcemy czy nie. Inna sprawa: spotykam też dziewczyny, którym w takich chwilach alkohol pomaga dorobić do kieszonkowego… Sponsoring? Tak. Mam wrażenie, że picie dodaje im odwagi, bo inaczej nie dałyby sobie z tym rady. To też o czymś świadczy - są niby pewne siebie, wyzwolone, ale

8

miasta kobiet.pl

jednak muszą się odurzać, żeby to robić… Po filmie „Galerianki” był wręcz wysyp stron internetowych z nastolatkami szukającymi sponsorów. Sama miałam kiedyś uczennicę, która powiedziała mi wprost, że lubi luksusowe życie, ale rodzice nie są w stanie jej go zapewnić, więc będzie dążyła do tego innymi drogami. Jej koleżanki pokazały mi filmik, który umieściła w internecie - rozebrana do majtek przedstawiała tam swoje atuty. A to była bardzo inteligentna dziewczyna! Potem tłumaczyła mi w czasie pożegnania przed swoim wyjazdem za granicę, że ma plan - nie będzie tego robiła z wieloma facetami. Znajdzie jednego, który zapłaci za jej regularne towarzystwo. Przepraszała i powtarzała, że nic nie mogę zrobić, świadomie wybiera taki styl życia. Ostatecznie zerwała ze mną kontakt. Takich dziewczyn jest dużo. Jak oceniasz taki wybór? Nie oceniam, wszystko zależy od psychiki takiej osoby. Są kobiety, które mają właśnie taką konstrukcję psychiczną i jest ona wystarczająco silna, by zmierzyć się np. z opinią społeczną. Ich samoocena na tym nie cierpi. Trudno jednak założyć, że tak się dzieje w przypadku nastolatek. To nie jest czas na podejmowanie takich decyzji. Pamiętam jeszcze jedną bardzo pewną siebie szesnastoletnią prowokatorkę z jednej edycji programu profilaktycznego. Bez przerwy opowiadała o seksie, mówiła o tym, co robi ze swoim dwudziestoparoletnim facetem, jakie pozycje lubi. Wokół niej na zajęciach siedzieli gimnazjaliści, którzy tylko się zakrywali w kroczu, żeby nie było widać, jak to na nich działa. Musiałam ją wykluczyć z grupy i zaprosić na rozmowę w cztery oczy. Okazało się, że jej bujne życie seksualne to efekt tego, co robił jej brat. Otóż… od dawna oddawał ją swoim kolegom za różne profity związane z narkotykami i ogólnie pojętym bezpieczeństwem na dzielni. Nie wiem, czy wygasły w niej już te wyższe uczucia, ale zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że coś jest nie tak w tej sytuacji. Myślę, że gdzieś głęboko miała naprawdę złamane serce. Niestety, nie wiem, jak dalej potoczyły się jej losy… Dużo jest historii bez happy endu? W pomocy terapeutycznej mówi się, że jak jedna z dziesięciu osób wyjdzie np. z nałogu, to już jest sukces. Jednak każdy ma szansę, wokół mnie jest wielu ludzi, którym się to udało. Współpracowałam choćby ze streetworkerem o ksywie Majster. Zaliczył on chyba siedem ośrodków i dopiero w ostatnim przeszedł pozytywnie odwyk, rzucił wszystko. Niestety konsekwencją jego trybu życia było zapalenie wątroby, a później wycięcie krtani. 1 października organizowany jest dla niego koncert charytatywny w Zespole Szkół Muzycznych w Toruniu. Zapraszam wszystkich! Gdyby ktoś chciał wesprzeć jego rekonwalescencję, to może również skontaktować się ze mną na Facebooku. Podziwiam takich ludzi jak on. Są dla mnie bardzo ważni i nie zapominam, że pojawili się na mojej drodze. Często proszę ich, by opowiedzieli młodzieży swoją historię. Mówisz rodzicom o wszystkim, czego dowiesz się od ich dziecka? Jeśli coś nie zagraża życiu dziecka, to nie mówię. Organizuję za to często spotkania z całą rodziną. Czasem tylko siedzę i mam ciarki, bo dyskusja tak się rozwija… Zdarza się, że potem słyszę: „Pani Magdo, dziękujemy. To była nasza pierwsza rozmowa z synem, odkąd stał się nastolatkiem”. I łzy lecą? Oczywiście. Chusteczki to podstawowe wyposażenie dla rodziców podczas takich wizyt. Ja też się wzruszam, ale jednak nigdy nie płaczę z nimi. Jestem tą osobą, która musi spojrzeć na wszystko z boku, bez emocji. Mówię jednak wprost o swoich odczuciach - żalu, współczuciu, smutku czy radości. Nie mam na sobie żadnej twardej skorupy. Też jestem człowiekiem i na szczęście ta praca nie daje mi o tym zapomnieć.CP

*dr Magdalena Cyrklaff wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej i Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Terapeutka. Certyfikowana trenerka umiejętności interpersonalnych. Autorka książek, artykułów i programów kształcenia z zakresu m. in. pedagogiki, profilaktyki uzależnień, edukacji dorosłych.


006696185


Z DZIEWCZYNAMI JEST CIEKAWIEJ Moim celem nie jest pokazywanie rzeczywistości. Lubię, gdy zdjęcie jest przekolorowane, trochę surrealistyczne, nienaturalnie nasycone. Jeśli za pomocą retuszu mogę coś lub kogoś upiększyć, to to robię. Z fotografką Natalią Kuligowską* rozmawia Dominika Kucharska

10

miasta kobiet.pl


jej pasja

Cieszę się, że znalazłaś dla mnie chwilę. Nie jest łatwo wstrzelić się w Twój grafik… Często słyszę to od rodziny (śmiech). Rzeczywiście za dwa dni będę już w Los Angeles. To urlop połączony z pracą, bo zabieram sprzęt i już mam zaplanowane sesje. Zresztą gdziekolwiek jadę, zawsze mam przy sobie aparat. Gdy jakaś sceneria mnie urzeknie, to nie ma zmiłuj się. Przechodzę w inny tryb, jakbym z tyłu głowy miała zamontowany ekran, na którym wyświetlają się obrazy, gotowe kadry. Szukam modelki i po prostu muszę uchwycić to na zdjęciach.

>

Zaczynałaś od modelingu. Kiedy zdecydowałaś, że wolisz stanąć po drugiej stronie i zamiast pozować, sama zacząć robić zdjęcia? Rzeczywiście zaczęło się od modelingu. Bawiłam się w to przez kilka lat. Jeździłam na warsztaty, brałam udział w sesjach, chodziłam po wybiegu, aż dotarłam do pułapu, którego już nie byłam w stanie przeskoczyć. Dlaczego? To był okres, kiedy modelka musiała być szczuplutka, z wręcz chłopięcą figurą. Moje kobiece kształty nie były atutem. Przez to też nie angażowano mnie do pewnych projektów. Usłyszałam, że mam komercyjny typ urody, a wkraczając do modelingu miałam trochę większe ambicje niż występowanie w reklamie. Przez to postanowiłam odpuścić sobie podążanie tą drogą. Natomiast sam świat związany z modą niezmiennie mnie pociągał. Inspirowały mnie zdjęcia mistrzów, a że obracałam się w środowisku fotografów, to chętnie korzystałam z ich wiedzy. Zasypywałam ich pytaniami: a dlaczego tego użyłeś, jak uzyskałeś taki efekt, a to do czego służy… W ten sposób zdobywałam pierwsze szlify. Coraz częściej słyszałam: „Natalia, robisz fajne zdjęcia”.

Chcesz powiedzieć, że jesteś samoukiem? Dokładnie tak. Nie skończyłam żadnej szkoły związanej z fotografią, ale chyba wyszło mi to na dobre. Myślę, że dzięki temu mam mniej oporów, żeby wyjść poza wytyczone ramy, zaszaleć, spojrzeć na coś z zupełnie innej strony. Nie znalazłam ani jednego faceta na Twoich zdjęciach. Fotografujesz tylko kobiety? W zdecydowanej przewadze. Wolę pracować z kobietami. Kobiecie z kobietą łatwiej jest się porozumieć, a tym bardziej byłej modelce z modelką. Za to praca z modelem wiąże się, przynajmniej dla mnie, z pewnymi ograniczeniami. Z dziewczynami jest ciekawiej. Myślałam, że obecnie nie ma już żadnych ograniczeń. W modzie płeć odgrywa coraz mniejszą rolę… Tylko widzisz, ja jestem fotografem, który nie do końca hołduje takim trendom. Akceptuję to, ale sama nie chciałabym tworzyć takiej fotografii. Zawsze chcę, żeby facet na zdjęciach jednak wyglądał jak facet. Nie każda poza, ciekawa z punktu widzenia fotografa, jest męska, dlatego też praca z dziewczynami daje mi większe pole do manewrów. Chodzi o fryzury, stylizację, mimikę, makijaż, całą oprawę. Dlatego też mam więcej dziewczyn w portfolio (śmiech). Fotografujesz od blisko dziesięciu lat. Czujesz, że przez ten czas dojrzałaś? Nie pytam tylko o warsztat fotograficzny. Zdecydowanie. Miałam dwadzieścia lat, gdy stawiałam pierwsze kroki w fotografii. Na wiele rzeczy patrzyłam inaczej niż dziś, także na siebie, na kobiecość. Co prawda nigdy nie miałam problemów związanych z własną cielesnością, a na dodatek dziewczyny, którym robię zdjęcia wyglądają fantastycznie… Ale dziś po prostu łatwiej mi zrozumieć drugą

miasta kobiet

październik 2016

11


jej pasja osobę, jej obawy czy skrępowanie. Zdarza się, że robię też prywatne sesje, na przykład paniom mającym 50 czy 60 lat. To zupełnie inna praca. Wtedy zdobywane przez lata doświadczenie bardzo się przydaje, bo muszę sprawić, by stojąca przed obiektywem kobieta czuła się swobodnie, komfortowo, mimo że dla niej to niecodzienna sytuacja. W jaki sposób udaje Ci się przełamać ich skrępowanie? Zaczynam od rozmowy. Nie każdy dobrze czuje się w pełni oświetlonym studio, więc staram się ograniczyć ilość lamp. Nieraz odstawiam na bok lustra, w których pozująca osoba mogłaby widzieć swoje odbicie - nieprofesjonalne modelki może to peszyć. Jednak myślę, że największy komfort wnosi to, że gdy robię zdjęcia, to poza modelką nie istnieje dla mnie nic. Ona jest najważniejsza. Domyślam się, dlaczego kobiety chcą być fotografowane przez Ciebie. Każda wygląda na Twoich zdjęciach jak gwiazda! Dużo osób pyta mnie, jak osiągam taki efekt. To nie kwestia techniki, a raczej intuicji, umiejętności wyłapania w modelce tego czegoś. Robię zdjęcia tak długo, aż uda mi się uchwycić to, co dostrzegłam w danej osobie. Chodzi nieraz o ułamki sekund, ale to w nich tkwi magia. Bywa, że muszę pozwolić modelce zatracić się w pozowaniu albo doprowadzić do momentu, że zapomni o aparacie i będzie w pełni naturalna. Trudno opisać słowami „to coś”, ale każda to ma. Los Angeles, San Francisco, Nowy Jork, Kreta, Berlin… Spełniasz swoje marzenia, robiąc zdjęcia w takich miejscach?

Pewnie! Gdy stawiałam pierwsze kroki w fotografii, to nieustannie przeglądałam zdjęcia swoich idoli, prawdziwe high fashion. Obiecywałam sobie, że kiedyś pojadę tam, gdzie oni i zrobię swoją sesję. A że wychodzę z założenia, że marzenia same się nie spełniają, to staram się je realizować. Współpracuję z wieloma firmami odzieżowymi i to w dużej mierze dzięki nim mam okazję fotografować w tak fajnych miejscach. Miejsca fantastyczne, ale życie na walizkach już niekoniecznie… Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Taka praca wymaga poświęceń. Jak wspominałam, na pewno cierpią na tym moja rodzina i przyjaciele. Pewnie, że mogłabym odpuścić, spędzać mniej czasu w studio, ale wtedy nie dotarłabym do tego etapu, na którym jestem. Całe szczęście firmę prowadzę razem z narzeczonym, więc widujemy się też w pracy. Wojtek potrafi mnie zmobilizować jak nikt inny. Zresztą nawet poznaliśmy się w pracy, więc towarzyszy nam ona od samego początku. Czyli jesteście parą, której wspólna praca wychodzi na dobre? Nie pozabijaliśmy się jeszcze, więc myślę, że zdecydowanie tak (śmiech). Co myślisz o trendzie w fotografii mody, który w 100 procentach eliminuje retusz? Czasem robię zdjęcia, których nie retuszuję, bo klient sobie tak zażyczy. Sam trend jest OK, natomiast ja specjalizuję się w fotografii komercyjnej, a jej głównym założeniem jest to, że wszystko ma być pozbawione niedoskonałości. Moim celem nie jest pokazywanie rzeczywistości, to trzeba powiedzieć jasno. Nie jestem fotografem portretowym. Lubię, gdy zdjęcie jest przekolorowane, trochę surrealistyczne, nienaturalnie nasycone. Jeśli za pomocą retuszu mogę coś lub kogoś upiększyć, to to robię. A gdzie stawiasz granicę? Osoba na zdjęciu musi być do siebie podobna. Poprawiam fryzurę czy proporcje, podkreślam rysy twarzy, jeśli nos wydaje się za duży to delikatnie go zmniejszam, nieraz powiększam usta. Zależy mi, żeby całość była harmonijna, a zdarzają się takie szczegóły, które od razu rzucają mi się w oczy. Skoro można je poprawić, to czemu nie… Dużo marzeń do zrealizowania jeszcze Ci zostało? Bardzo! Robiłam sesje w Stanach, ale na przykład nie byłam jeszcze nigdy we Francji. Marzy mi się też realizacja sesji w Azji. Kiedyś tam pojadę.CP *Natalia Kuligowska bydgoszczanka, ma 30 lat, a fotografuje od blisko 10; współtwórczyni Agencji 052b.

12

miasta kobiet.pl


80 DECYBELI DO ROZSTANIA Dlaczego chrapiemy? Lech Hejka: Chrapiemy przez zapadanie się ścian gardła środkowego. W trakcie snu zmniejsza się napięcie mięśni, zmieniamy pozycję z pionowej na poziomą i przez to zwęża nam się droga oddechowa. Wciągamy powietrze przez mniejszy otwór i w związku z tym musimy zasysać je z większą siłą. Pęd wciąganego powietrza powoduje, że zaczyna wibrować podniebienie miękkie, boczne ściany gardła i nasada języka. I to jest właśnie taka fujara, która wygrywa nam chrapanie.

Rozmowa z lek. Katarzyną Gizińską, laryngologiem i specjalistą laryngologii dziecięcej oraz dr. n. med. Lechem Hejką, specjalistą otolaryngologiem z Centrum Medycznego „Gizińscy”.

ul. Leśna 9a, Bydgoszcz tel. +48 52 345 50 80 rejestracja@gizinscy.pl www.gizinscy.pl www.fb.com/gizinscy

Jednak nie wszyscy chrapią. L.H.: Istnieją pewne uwarunkowania genetyczne związane z budową anatomiczną dróg oddechowych. Chrapaniu sprzyjać też może nadwaga, spożywanie alkoholu przed snem, leki nasenne i psychotropowe. Pewne znaczenie ma też płeć - częściej chrapią mężczyźni. Kobiety zwykle zaczynają chrapać dopiero po menopauzie, jak przybierają na wadze, mężczyźni natomiast chrapią nawet od 25. roku życia. Katarzyna Gizińska: Łączy się to m.in. z budową i ilością tkanki mięśniowej. Mężczyźni mają bardziej umięśnione szyje, mięśnie gardła są u nich bardziej rozbudowane, więc łatwiej zapadają się pod własnym ciężarem. A przez to chrapanie najczęściej cierpią nie oni, ale ich partnerki... L.H.: Chrapanie potrafi być bardzo głośne, sięgać 75-80 decybeli i osoba, która śpi w tym samym łóżku, nie zawsze jest to w stanie wytrzymać. Na początku zwykle uderzamy chrapiącego partnera łokciem, by zmienił pozycję i się wyciszył. Potem kupujemy stopery, a jeśli to nie pomaga, wyrzucamy partnera do innego pokoju. Chrapiący partner sam staje się mniej atrakcyjny i ma obniżone libido, co negatywnie wpływa na współżycie seksualne. Druga osoba zaczyna rozglądać się za kimś innym. A stąd już niedaleko do rozpadu małżeństwa. K.G.: Tu przytoczę ciekawostkę, którą wyczytałam już ponad 20 lat temu w pracy naukowej o operacjach poprawiających funkcje podniebienia. Amerykański autor opisywał grupę ok. stu pacjentów, którzy się jej poddali. W postscriptum dodał, że gdy zapytano ich, dlaczego zdecydowali się na leczenie, ponad 80 proc. odpowiedziało, że robiło to dla swoich żon. Ale nie dla pierwszych, tylko już drugich! (śmiech) To jednak nie tylko głośny problem, ale i niebezpieczny dla chrapiącego. L.H.: Chrapaniu często towarzyszą bezdechy senne, prowadzące do niedotlenienia organizmu. Następstwem tego może być tak zwana senność dzienna. Te osoby budzą się zmęczone, w ciągu dnia łatwo się męczą, są znużone i niewyspane, procesy myślowe nie przebiegają u nich tak sprawnie, jak powinny. Częściej powodują też wypadki w pracy i za kierownicą. Bezdechy senne sprzyjają też powstawaniu nadciśnienia tętniczego, które prowadzi z kolei do szybszej miażdżycy, niewydolności mięśnia sercowego i krążenia, większego prawdopodobieństwa zawału serca i udaru mózgu. Wielu panów bagatelizuje jednak chrapanie. Co mogą zrobić ich partnerki, by facet wreszcie zainteresował się problemem?

K.G.: Podpowiem i jako lekarz, i jako żona. W dobie elektroniki najlepszą metodą jest nagrać chrapiącego komórką. To jest argument nie do zbicia. Często chrapiący dopiero jak usłyszy nagranie, zdaje sobie sprawę z problemu. Cieszy mnie też, że chrapanie w powszechnej świadomości zaczyna być w końcu traktowane jak choroba. Dawniej uważało się, że jak ktoś chrapie, to wystarczy, że kupi żonie stopery do uszu. L.H: Albo poduszkę. Spotkałem panią, która odgrażała się, że weźmie poduchę, przydusi mężowi twarz i będzie trzymała, aż przestanie oddychać (śmiech). A jakie są sposoby walki z chrapaniem? L.H.: Mamy w Centrum Medycznym „Gizińscy” bardzo dobry sprzęt do leczenia operacyjnego. W czasie zabiegu wycina się nadmiar tkanki z gardła i przeprowadza koagulację mięśni podniebienia. Zabieg na podniebieniu powoduje wytworzenie mikroblizn, dzięki czemu staje się ono krótsze oraz sztywniejsze i nie wchodzi tak łatwo w wibracje. Efekt zabiegu jest w pełni widoczny po około 3 tygodniach. W bardziej skomplikowanych przypadkach wycinamy migdałki podniebienne, wykonujemy plastykę mięśni gardła środkowego i nasady języka. K.G.: Można też założyć pacjentowi maskę na nos lub nos i usta, przez którą podaje się ze specjalnego aparatu powietrze pod niedużym ciśnieniem. Ale to rozwiązanie tylko dla tych, którzy z różnych powodów nie chcą bądź nie mogą poddać się operacji. Wiąże się bowiem z dużym dyskomfortem. A leczenie farmakologiczne? W reklamach pojawiają się czasem różne preparaty... L.H.: Aerozole do nosa, płukanki do gardła, plasterki na podniebienie – to wszystko według moich obserwacji działa na chrapanie tak samo jak zupa pomidorowa, czyli wcale. K.G.: Nie spotkałam jeszcze pacjenta, któremu by to pomogło. Ewentualnie plasterki na nos mogą mieć korzystne działanie dla osób, którym zapada się zastawka nosa, ale tych pacjentów jest może 2-3 proc. wśród wszystkich, którzy mają problem. Wśród pacjentów zmagających się z chrapaniem czasem pojawiają się też dzieci... K.G.: U dzieci problem dotyczy przeważnie przerostu migdałka trzeciego, który w pozycji poziomej uciska na gardło, co może doprowadzić do bezdechu. Chrapiące dziecko jest dzieckiem niedotlenionym i gorzej się rozwija, ale na szczęście można łatwo rozwiązać ten problem. Usunięcie trzeciego migdałka powoduje, że już następnego dnia oddycha rewelacyjnie. Przyczyną chrapania może być też chyba zatkany nos? Idzie jesień, o przeziębienia nietrudno, szczególnie u dzieci... K.G.: Problemy z infekcjami zaczynają się najczęściej w momencie, gdy dzieci idą do przedszkola, gdzie zaczyna się bombardowanie ich zarazkami. Są sposoby na poprawienie tej odporności. Po wyjściu z przedszkola dziecko minimum godzinę powinno spędzić jeszcze na świeżym powietrzu. Układu oddechowego nie jesteśmy w stanie umyć, jak brudnych rąk, ale możemy go za to przewentylować. By wzmocnić odporność, powinniśmy prowadzić zdrowy tryb życia i dbać o siebie. P R O M O C J A 006702300


psychologia

WSZYSCY JESTEŚMY

OSZUSTAMI? Co jakiś czas w mediach wypływają nośne hasła związane ze zdrowiem i psychologią, takie jak ADHD czy depresja. Obecnie sławę zyskał „syndrom oszusta”. Jednak stawianie sobie autodiagnozy po lekturze artykułu w kolorowym piśmie może być niebezpieczne. Z psychologiem społecznym Maciejem Chabowskim* rozmawia Dominika Kucharska „Na studiach miałam świetne oceny, przyjęli mnie do wymarzonej firmy, ostatnio awansowałam. Boję się dnia, gdy na jaw wyjdzie, że wcale nie jestem tak inteligentna i zdolna, że wszystko jest kwestią szczęścia”. To typowy tok myślenia osoby z syndromem oszusta? Słysząc takie słowa, rzeczywiście z tyłu głowy pojawiałaby mi się definicja syndromu oszusta, ale równie dobrze mogłyby one paść z ust dorosłego dziecka alkoholika, a konkretnie tzw. bohatera rodziny - dziecka, które w domu jest najstarsze, hiperodpowiedzialne, a zarazem bardzo krytyczne wobec siebie i innych. Syndrom oszusta wiąże się z zaniżoną samooceną, a tę powoduje wiele czynników, jak chociażby krytyczne oceny padające w naszym kierunku czy doświadczenia z przeszłości. Jestem więc daleki od kategoryzacji i szufladkowania zachowań. Nie każdy, kto czuje, że w danym obszarze

14

miasta kobiet.pl

swojego życia jest słabszy niż pokazuje rzeczywistość - przez co ma wrażenie, że oszukuje wszystkich wokół - cierpi na syndrom oszusta. Ale zaniżona samoocena nie brzmi tak dobrze jak syndrom oszusta. Właśnie tej nazwie zawdzięcza on swoją medialność. Poza tym, gdy mówiłam znajomym, na czym on polega, to prawie wszyscy stwierdzali, że też tak mają… Co jakiś czas w mediach wypływają nośne hasła związane ze zdrowiem i psychologią, takie jak ADHD czy depresja. To są poważne choroby, których nie można zdiagnozować samemu, po przeczytaniu artykułu w kolorowym czasopiśmie. Poradniki pokazujące w kilku punktach jak uzdrowić swój związek czy jak naprawić relację z rodzicami bywają niebezpieczne dla tych, którzy przyjmują je bezrefleksyjnie. Podob-

nie jest z syndromem oszusta. Profesjonalni psycholodzy podchodzą do tych nośnych haseł z dystansem. Aby zdiagnozować dany syndrom, trzeba mieć konkretną wiedzę i zagłębić się w temacie, bo jeśli potraktujemy go płytko, to tak, jak pani mówi, co druga osoba stwierdzi, że jest takim oszustem. Tymczasem osoby cierpiące z tego powodu bardzo przeżywają to, że - w ich odczuciu - ciągle oszukują otoczenie, że żyją w kłamstwie i jednocześnie sabotują własne sukcesy. Co sprawia, że w człowieku zaczyna kiełkować taki mały oszust, który coraz bardziej kontroluje jego życie? Źródeł występowania tego syndromu szukałbym na pewno w warunkach socjalizacji i wcale nie chodzi tylko o tę, za którą stoi najbliższa rodzina. Badania pokazują, że ogromny wpływ


psychologia na naszą samoocenę ma także środowisko rówieśnicze, ale i autorytety. Podam przykład z własnego życia, gdzie teoretycznie mógł pojawić się u mnie syndrom oszusta. Na studiach byłem w kole naukowym, prowadzonym przez wybitnego profesora psychologii społecznej, bardzo krytycznego i wymagającego. Wzbudzał w nas poczucie odpowiedzialności za rzetelność wiedzy. Jego opinia była dla mnie tak istotna, że do dziś robiąc pewne rzeczy zastanawiam się: „A co pomyślałby profesor, czy spełniałbym jego standardy?”. Wielu z nas ma w głowie taki autorytet! Oczywiście. I gdy sam sobie odpowiadam, że może nie do końca mój autorytet byłby zadowolony, to potrafię sobie wytłumaczyć, że sytuacja była taka, a nie inna i w tych okolicznościach nie dało się zrobić więcej. Moja samoocena wychodzi z tego bez szwanku. Natomiast ten nasz oszust ma inaczej. Bo jeżeli relacja z autorytetem - profesorem, matką, starszym rodzeństwem, szefem itp. - byłaby burzliwa, opierałaby się tylko na negatywnych komunikatach i ta osoba negowałaby moje sukcesy, to naturalne, że bardziej niż opinie kolegów, ceniłbym jej zdanie. Jakby pani partner po ważnym dla pani wystąpieniu powiedział: „Kochanie poszło ci świetnie”, a pani mentor wyliczyłby elementy wystąpienia, które w jego opinii były poniżej wszelkiej krytyki, to pojawiłby się pewien dysonans. I co z tym dysonansem zrobić? Osoba o normalnej samoocenie go zredukuje, np. mówiąc mentorowi, że przesadza, bo inni są zdania, że wystąpienie było bardzo udane. Dodatkowo jest w stanie sama stwierdzić, że dała z siebie wszystko. Natomiast osoba z syndromem oszusta nie potrafi tego zrobić. W czasach mediów społecznościowych, kiedy opinii innych poddajemy prawie wszystko - od osiągnięć w pracy, przez nasz związek, po urodę obiadu, którego zdjęcie wrzuciliśmy do internetu - osobom z syndromem oszusta musi być szczególnie trudno. Na pewno zna pani osoby, które niby od niechcenia wyciągają smartfon i sprawdzają, ile lajków zgarnęło ich zdjęcie. O, tylko 6, a mam 400 znajomych… Dla jedynych to informacja, że zdjęcie jest słabe, dla innych powód do radości, że 6 osób mówi „lubię to”. Ekspozycja społeczna i szerokie możliwości porównywania się z innymi, które niesie współczesna technologia, bez wątpienia mogą ten syndrom pogłębiać. Według badań blisko 70 procent ludzi miało w życiu epizod, kiedy niesłusznie swoje osiągnięcia postrzegało jako oszustwo. Syndrom często dotyka osób z sukcesami, na wysokich stanowiskach. Podobno nawet sam Einstein pod koniec życia twierdził, że czuje się oszustem, bo jego dorobek jest przeceniany… W przypadku osób przeciętnych, tak jak wspominałem, źródeł syndromu oszusta szukamy w warunkach socjalizacji. Inaczej jest u jednostek wybitnych. Jedną z cech osób bardzo inteligentnych jest krytycyzm. To ludzie, którzy często wątpią we wszystko - w dogmaty religij-

ne, rozwiązania, światopoglądy… Skoro więc są tak krytyczne wobec tego, co je otacza, to czemu mają nie być krytyczne wobec siebie? Przykładowo, mamy osobę, która myśli dwa razy szybciej od innych i wymyśliła nowe rozwiązanie dla firmy. Z każdej strony słyszy pochwały, ale w połowie realizacji projektu uzmysławia sobie, że nie uwzględniła jeszcze dwóch istotnych parametrów. Co wtedy? Myśli, że trzeba się wycofać, przerwać wszystko, ale proces już się zaczął, pieniądze zostały wydane… Ma wyrzuty sumienia wobec zespołu - skoro reszta nie zauważa, że jej pomysł jednak nie jest tak idealny, to znaczy, że ta wybitna jednostka wszystkich oszukuje. I już możemy zauważyć, że taka osoba myśli jak ktoś z syndromem oszusta, ale pod tę łatkę łatwo jest podpiąć kilka procesów. Nie doszukujmy się na siłę tego oszusta w każdym, kto potrafi krytycznie myśleć o sobie. Szczególnie, że w umiarkowanym krytycyzmie chyba nie ma nic złego? Dzięki temu nie spoczywamy na laurach. Pewnie! Spójrzmy choćby na wybitnych sportowców. Anita Włodarczyk - pobiła rekord świata na olimpiadzie, wróciła do kraju i co? Znów pobiła swój własny rekord. Nikt od niej tego nie oczekiwał, już była mistrzynią, ale ona zawsze będzie chciała więcej, żeby udowadniać, że rzeczywiście zasługuje na ten tytuł. Czy dlatego mamy dojść do wniosku, że cierpi na syndrom oszusta? Nie sądzę, a jednak trzymając się definicji tego syndromu, ktoś mógłby dojść do takiej nadinterpretacji. Dlatego raz jeszcze podkreślam, że te nośne medialnie hasła są niebezpieczne, tak samo jak diagnozowanie się za pomocą „wujka Google”. W medycynie czy farmakologii można te diagnozy skonfrontować z chemią czy biologią. W psychologii jest to bardziej skomplikowane, bo nie mamy namacalnych dowodów. Pacjent zawsze może stwierdzić, że rację ma autor artykułu w kolorowym czasopiśmie, a nie psycholog.

kobietę, to strzeliłbym mu w twarz i wiedziałbym, że zachowałem się jak facet. Dziś mógłbym zostać nazwany - zarówno przez otoczenie, jak i moją partnerkę - prymitywem. Gdybym się powstrzymał, to w oczach innych wyszedłbym na cywilizowanego gościa, ale czułbym się oszustem, bo natura napędzana testosteronem podpowiada mi, że powinienem walnąć w pysk, więc tak naprawdę nie zasługuję na miano cywilizowanego. To przykład, gdzie główną rolę gra siłą fizyczna, ale to samo można przełożyć na inne obszary. W takim razie, czy osobę z profesjonalnie zdiagnozowanym syndromem oszusta można wyleczyć? To nie jest choroba psychiczna, a raczej lekka dysfunkcja osobowości. Jeśli zostanie ona uświadomiona, z reguły przy pomocy kogoś z zewnątrz, to można się z tym uporać bez większego problemu, np. podczas spotkań terapeutycznych. Są też osoby, które przejdą przez całe życie i nie zauważą u siebie tego syndromu, bo będzie on dotyczył tylko jednej sfery ich życia, dajmy na to seksualnej, o której wciąż niechętnie mówi się na głos. A może być i tak, że w ich ręce trafi artykuł pod hasłem „Czy cierpisz na syndrom oszusta? Sprawdź w kilku krokach” i czytając go doświadczą olśnienia. „Tyle lat myślałem, że coś ze mną jest nie tak, a ja cierpię na syndrom oszusta!” Taka osoba ze swoją autodiagnozą może uznać, że sobie odpuści pracę nad sobą, bo ma syndrom i tyle. W ten sposób sama się zaszufladkuje, dlatego nie ma sensu nadużywać tego określenia. Jeszcze inaczej sytuacja wygląda w przypadku, gdy to, co kryje się pod hasłem syndromu oszusta, jest objawem choroby psychicznej, np. depresji i tu konieczna jest fachowa pomoc. Jeśli pojawią się wątpliwości, z czym mamy do czynienia, zawsze radzę skonsultować je z ekspertem.CP

O syndromie oszusta dowiedziałam się, czytając artykuł o głównych hamulcach rozwoju zawodowego kobiet - boją się awansować, bo będzie większy wstyd, gdy na jaw wyjdzie ich „oszustwo”. Badania z lat 80. pokazały, że kobiety częściej cierpią na ten syndrom. I w tym miejscu dochodzimy do uwarunkowań kulturowych. Jestem przekonany, że badania przeprowadzone dziś pokazałyby odwrotną proporcję płci. Obecnie mężczyźni częściej czują się „oszustami”? Jestem z pokolenia, które jeszcze dostrzegało patriarchat w rodzinnym domu. Dziś obserwujemy dynamiczną emancypację i dążenie do wyrównywania ról, czy to w rodzinie, czy w życiu zawodowym - choć oczywiście zdaję sobie sprawę z wciąż istniejących, dużych dysproporcji w kwestii równouprawnienia. Przez dominujący trend, trochę zapomina się, że przez pokolenia mężczyźni byli wychowywani na liderów, dominantów. W feminizującym się dyskursie kulturowym bywa, że ten mężczyzna nie wie, kim jest. Kiedyś, gdy ktoś obraziłby moją

*

Maciej Chabowski psycholog społeczny i dyplomowany trener biznesu. Jest współwłaścicielem grupy trenerskiej Skills Designers oraz dwóch portali branżowych (Polski Portal Psychologii Biznesu, Polski Portal Psychologii Społecznej). miasta kobiet

październik 2016

15


T Y

Liście lecą z drzew, a w modzie królują… kwiaty! To nie pomyłka - jedynym z czołowych trendów na sezon jesień-zima 2016/17 są florystyczne wzory, bo kto powiedział, że po lecie w kwiatach hasać już nie wypada. Co jeszcze prezentowano na światowych wybiegach? Setki strojów w pastelowych odcieniach i stylizacje „dżins od stóp do głów”, z wielkim powrotem dżinsowych ubrań z haftami i naszywkami. Kolejny raz w nowych kolekcjach przewijała się również krata - tym razem chętnie zestawiana z inną, kontrastową, a na tytuł absolutnego must-have zasłużył elegancki aksamit. Inspiracje z wybiegów błyskawicznie przeniknęły do sieciówek. Przykłady poniżej.

ZARA

aksamitna koszulka

TEKST I WYBÓR D O M I N I K A K U C H A R S K A

pastele

CENA 200 zł

C&A

ponczo

CENA 80 zł

PEPE JEANS

kurtka z wełny pętelkowej „Billie”

TATUUM

sukienka

CENA 640 zł

LEVARD

CENA 400 zł

krata

Z D J Ę C I A M AT E R I A ŁY P R A S O W E

P R O D U K

sukienka  BALMAIN

CENA 250 zł

 CHANEL


MANGO

aksamitna marynarka

CENA 370 zł

S O N I A RY K I E L 

aksamit

 D O LC E & G A B B A N A

 R O B E R TO C AVA L L I

VENEZIA

torba

CENA 300 zł

M

0 zł

BRIGHT BOHO

plecak

LEVIS ZALANDO

spodnie

CENA 420 zł

jeans

CENA 384 zł

ZARA

sukienka

CENA 200 zł

S E Z O N O W E miasta kobiet

październik 2016

17


rodzina

WARTO SPRAWDZIĆ GENY Znam pary, które przez lata odkładały decyzję o posiadaniu upragnionego dziecka, ponieważ np. partner miał rodzeństwo ze znaczną niepełnosprawnością. Po przeprowadzeniu badań genetycznych okazywało się, że lęk był niepotrzebny. Pary planujące ciążę myślą w ogóle o badaniach genetycznych? Najczęściej dopiero brak ciąży, poronienie czy urodzenie chorego dziecka powodują, że ludzie zgłaszają się do poradni genetycznej. Tymczasem nierzadko takie badania niezbędne są już wcześniej, co może wykazać dobrze zebrany wywiad rodzinny. Zaczęłabym od wypytania bliskich obojga partnerów o choroby genetyczne i te o nieznanym pochodzeniu, o wady wrodzone, opóźnienie rozwoju i niepełnosprawność intelektualną, niepłodność i poronienia samoistne, przypadki śmierci dziecka przed urodzeniem lub zaraz po porodzie. Ważne jest to, by rodzina była szczera. Jeśli zdarzały się takie przypadki, to para powinna trafić do poradni. Można to sprawdzić również wchodząc na stronę www.be4pregnancy.pl, na której znajduje się ankieta dla kobiety i mężczyzny. Dokładnie te same pytania zada lekarz.

Z prof. dr hab. n. med. Anną Latos-Bieleńską, lekarzem specjalistą genetyki klinicznej i laboratoryjnej genetyki medycznej z Centrum Genetyki Medycznej Genesis, rozmawia Justyna Król

Taki wywiad rodzinny może zmobilizować do badań, ale również odstraszyć od rodzicielstwa. Na pewno jest to problem. Znam pary, które przez lata odkładały decyzję o posiadaniu upragnionego dziecka, ponieważ np. partner miał rodzeństwo ze znaczną niepełnosprawnością. Jednak po przeprowadzeniu badań okazywało się, że lęk był niepotrzebny. Przy obciążonym wywiadzie rodzinnym ryzyko urodzenia chorego dziecka wcale nie musi być podwyższone, ale trzeba to sprawdzić. Wykonujemy wtedy indywidualnie dobrane badania genetyczne, także te w kierunku nosicielstwa mutacji dla określonej choroby występującej w rodzinie, czyli tzw. skrining selektywny. Pary są też coraz częściej zainteresowane badaniami w kierunku nosicielstwa najczęstszych mutacji, występujących w danej populacji. To istotne zwłaszcza wtedy, gdy partnerzy są ze sobą spokrewnieni, co może obciążać ich potomstwo ciężkimi chorobami genetycznymi wieku dziecięcego. W naszym kręgu kulturowym to zaledwie jedna na 1000 par, ale bywają miejsca, gdzie jest to częstsze. Czy również pary, które bezskutecznie starają się o ciążę, powinny zgłosić się do poradni genetycznej? Zdecydowanie tak! Czynniki genetyczne mogą być pominięte jedynie wtedy, gdy za brak ciąży odpowiadają oczywiste, mechaniczne przyczyny, takie jak np. niedrożność jajowodów. W innych przypadkach badania gene-

18

miasta kobiet.pl

tyczne są ważną częścią diagnostyki. Dotyczy to również par, które decydują się na skorzystanie z metod wspomaganego rozrodu (IVF, in vitro). Należy u nich wykonać badanie kariotypu, czyli par chromosomowych, ponieważ przyczyną braku ciąży może być nosicielstwo zmian w chromosomach. Zaleca się to zwłaszcza wtedy, gdy wyniki badań nasienia mężczyzny są pozytywne, a mimo to nie może dojść do zapłodnienia. W takim wypadku sprawdzamy kariotyp partnerów, okazuje się bowiem, że panowie z zaburzeniami płodności częściej niż ci płodni, mają partnerki z nieprawidłowościami rozrodu. Takim doborem naturalnym muszą sterować feromony. Mężczyźni z nieprawidłowymi wynikami badania nasienia powinni zrobić też badanie AZF (geny niezbędne dla prawidłowej spermatogenezy, zlokalizowane w długim ramieniu chromosomu Y) oraz genu CFTR. Jednym z problemów par starających się o dziecko są tzw. poronienia samoistne. To bardzo ważny temat i dramat potencjalnych rodziców. Badania genetyczne mogą im pomóc. Standardem jest wspomniane już badanie kariotypu - zawsze u obojga partnerów - po dwóch wczesnych poronieniach lub jednym późnym. Coraz częściej też badamy kosmówkę z poronienia, czyli kariotyp poronionego zarodka lub płodu. Aż 60 proc. z nich ma aberrację chromosomową. Stwierdzenie, co było przyczyną poronienia, ukierunkowuje dalszą diagnostykę, określa ryzyko wystąpienia następnych poronień i niekiedy identyfikuje parę o większym ryzyku urodzenia dziecka z chorobą genetyczną. Wiedza o tym, czy dziecko było chore, ma ogromne znaczenie dla zmniejszenia traumy związanej z utratą oczekiwanego potomka. Wiele razy widziałam, jak informacja o chorobie odbierana była z wielką ulgą. Myśl, że doszło do poronienia, gdy dziecko było zdrowe i nie wiadomo, co się stało, jest nie do zniesienia. To ważne szczególnie dla kobiet, które obwiniają się, myślą, że zrobiły coś źle, zaszkodziły jakoś ciąży. Nierzadko otoczenie też oskarża kobietę, bo po zajściu w ciążę nie przestała pracować lub wyjechała na dawno zaplanowane wakacje. Tymczasem wbrew myśleniu niektórych, nawet położenie się do łóżka już od pierwszych tygodni ciąży nie zmniejsza ryzyka poronienia, jeśli w grę wchodzi genetyczna choroba dziecka, a ona - podkreślam - jest najczęstszą przyczyną utraty ciąży.CP


006739242


temat

W POSZUKIWANIU ZAGINIONEGO ORGAZMU Od założenia pierwszego sex shopu minęło przeszło 50 lat. Matką sklepów erotycznych jest Beate Uhse - Niemka, która zawsze podkreślała, że jej misją jest pielęgnowanie miłości w małżeństwie. TEKST: Lucyna Tataruch

S

utereny zakryte kotarami i kiczowate neony z napisem SEX odeszły już do lamusa. W świecie sklepów erotycznych dużo się zmieniło od czasów, gdy w 1990 roku Paweł Siarkiewicz (obecnie potentat branży erotycznej) otworzył pierwsze tego typu miejsce w Polsce. Wówczas większość klientów stanowili mężczyźni, dziś prawie połowa to płeć przeciwna. W sex shopach pojawiają się pary, panie, panowie, osoby starsze i młode, a nawet… matki z córkami. - Obsługiwałam kiedyś taki team - wspomina Agnieszka, 36-latka z toruńskiego Centrum Erotyki. - Do naszego sklepu przyszła mama ze swoją szesnastoletnią córką, by kupić jej w prezencie wibrator. Może to i zaskakujące, ale my w takich sytuacjach nie okazujemy zdziwienia. Klient ma prawo do swoich decyzji. To specyficzna branża, nie znamy dnia ani godziny, gdy wydarzy się tu coś wyjątkowego. I w tym chyba leży urok tej pracy.

SEX SHOP DZIĘKI KOBIECIE Od założenia pierwszego na świecie sex shopu minęło przeszło 50 lat. Powstał on w Niemczech, w 1962 roku jako „specjalistyczny sklep do higieny małżeńskiej”. Otworzyła go Beate Uhse, pilotka testowa Lufwaffe, zainspirowana opowieściami kobiet, którym sprzedawała drobne rzeczy po wojnie. Najpierw, chcąc zapewnić im w codziennym życiu choćby minimum bezpieczeństwa, wydała mały poradnik o naturalnej antykoncepcji (o której dawniej opowiadała jej matka, jedna z pierwszych kobiet lekarek w Niemczech). Po kilku miesiącach od rozpoczęcia wysyłkowej sprzedaży na adres Beate zaczęły spływać listy z prośbami o porady higieniczne i erotyczne. Odpisywała, oferując jednocześnie prezerwatywy, bieliznę i pisma pornograficzne. Wkrótce do porad zatrudniła lekarza. Do końca

20

miasta kobiet.pl

lat 60. na liście klientów jej sklepu widniało 1,7 mln osób. Postanowiła więc stworzyć miejsce, gdzie każda z nich będzie mogła na żywo zasięgnąć pomocy. Założyła stacjonarną działalność i w 9 lat rozwinęła sieć z 25 punktami na terenie całego kraju. Sprzedając wszelkie możliwe akcesoria erotyczne (w tym również specyficzne sprzęty dla miłośników BDSM) podkreślała, że misją jej sklepów jest pielęgnowanie miłości w małżeństwie. I choć kilkanaście tysięcy razy zgłaszano ją do prokuratury za działalność niezgodną z przepisami dotyczącymi erotyki, w 1989 roku z rąk prezydenta RFN otrzymała Federalny Krzyż za Zasługi dla Rodzimego Biznesu i kraju.

BOŻE DROGI, ON JEJ ZROBI KRZYWDĘ! - Będziemy rozmawiać anonimowo? - dziwi się Ewelina, 27-letnia ekspedientka z bydgoskiego sklepu sieci Centrum Erotyki. - Nie ma takiej potrzeby, można podać moje prawdziwe imię! Ja nie wstydzę się swojej pracy, to już nie te czasy. Ludzie teraz zupełnie inaczej postrzegają sex shopy. To po prostu luksusowe sklepy dla osób, które szukają urozmaicenia w swoim życiu erotycznym. Kujawsko-pomorska sieć sklepów erotycznych działa na rynku już szesnaście lat. Ewelina ofertę pracy w tym miejscu znalazła pół roku temu. Z ciekawości wysłała CV i po rozmowie kwalifikacyjnej od razu została zatrudniona. - Moja rodzina była trochę zaskoczona, ale nie słyszałam żadnych negatywnych opinii - wspomina. Tak jest do dziś. Agnieszka w toruńskim sex shopie pracuje już siódmy rok. - Wcześniej byłam półtora roku w Anglii i szczerze mówiąc, nie orientowałam się za bardzo, co się dzieje tu w mieście. Na ogłoszenie trafiłam zupełnym przypadkiem. Nie zastanawiałam się nad tym, po prostu umówiłam


tabu CORAZ CZĘŚCIEJ PADAJĄ PYTANIA O TZW. KULKI GEJSZY. NIEKIEDY MÓWI SIĘ, ŻE TO WŁAŚNIE ONE TAK NAPRAWDĘ OŚMIELIŁY KOBIETY DO WIZYT W SEX SHOPACH.

E

CHICHOT PRZY PÓŁKACH Ze świadomością własnego ciała u wielu klientów różnie bywa. Do sklepu, w którym pracuje Agnieszka, przychodzą czasem panowie, którzy nie odróżniają erekcji od potencji. W takich sytuacjach ekspedientka musi być wyjątkowo delikatna i wyrozumiała. - Nie chodzi przecież o to, by kogoś zawstydzić czy wytknąć mu braki w wiedzy - tłumaczy. - Klienci bardzo często się mi zwierzają, chociaż nie zawsze wiedzą, jak dobrać słowa. Potrafią kluczyć, mówić: „Wie pani, no ja bym chciał, żeby tam tego… żebym mógł dłużej”. Niektórzy traktują te spotkania tak, jak wizyty u spowiedzi. Jeśli mają jakiś problem, to muszą mi powiedzieć o co chodzi, inaczej nie będę mogła im pomóc. Podobnie jest z kobietami. Część z nich, zachęcona przez koleżanki, trafia do sex shopu w poszukiwaniu zaginionego orgazmu. Bywa że podczas rozmowy z Agnieszką odkrywają blokady psychiczne związane z przebytym porodem, obniżone libido po tabletkach antykoncepcyjnych lub inne odległe trudności. - Sporadycznie zdarza się, że kieruję kogoś do specjalisty, np. do lekarza. Częściej jednak udaje mi się na miejscu rozwiązać problem, po szczerej rozmowie. Reakcje nowych klientek Ewelina określa jako oczopląs. - Mamy tyle produktów, że panie same nie wiedzą, na co spojrzeć - dodaje z uśmiechem. - Niekiedy są onieśmielone, co objawia się chichotem przy półkach. Taki chichot jest dla nas pozytywnym sygnałem. Wiemy wtedy, że ta osoba jest może trochę stremowana, ale jeśli się śmieje, to zaraz uwolnią się jej endorfiny, stres naturalnie odejdzie. I będzie mogła wyruszyć w prawdziwą przygodę ku przyjemności. CP

KLEOPATRA I PSZCZOŁY Sztuczne fallusy mają długą historię. Znano je w starożytnej Grecji i w Chinach. O przyjemności płynącej z drgań wiedziała też Kleopatra, podobno wpuszczając do swojego prototypu dilda rozwścieczone pszczoły. Elektryczne, podpinane do prądu zabawki dla pań wymyślono w XIX wieku, wcześniej niż żelazka i odkurzacze. Dziś każda kobieta bez trudu znajdzie wibrator w swoim ulubionym kolorze, preferowanym kształcie i z tyloma funkcjami, ile tylko jej się zamarzy. - O tym panie wiedzą naprawdę dużo - przyznaje Agnieszka. - Przychodzą po konkretny model, który wcześniej wyszukały w internecie. Nie zamawiają on-line, bo chcą go najpierw dotknąć, zobaczyć. Obecnie całkiem popularne są wibratory pulsujące do jednoczesnej stymulacji łechtaczki. Wśród nowości mamy np. model, który można skonfigurować z iPhonem. Coraz częściej padają też pytania o tzw. kulki gejszy. Niekiedy mówi się, że to właśnie one tak naprawdę ośmieliły kobiety do wizyt w sex shopach. W latach 90. dostępne były głównie w aptekach, jako przyrząd do rehabilitacji. Po kilkunastu latach trafiły jednak i w inne miejsca. Kojarzą się jednocześnie z zabawami erotycznymi i ćwiczeniami mięśni Kegla. - To prawda, że kulki waginalne są często pierwszym produktem, po który panie przychodzą do naszego sklepu - dodaje Ewelina. - Ciągle jednak za mało o nich wiedzą. Kobiety słyszą u ginekologa, że mają ćwiczyć mięśnie, ale lekarz nie tłumaczy już, gdzie takich kulek szukać, jak wyglądają i ile trzeba z nimi chodzić.

SUTKI Z OBCIĄŻNIKAMI Po jakimś czasie preferencje klientów przestają dziwić. - Mnie po pół roku już chyba nic nie zaskoczy - śmieje się Ewelina. Sam asortyment sklepu, w którym pracuje, jest przeogromny. Trzeba mu poświęcić dużo czasu i uwagi, by później wiedzieć, co do czego służy i jak klientowi to zaprezentować. - Muszę też wiedzieć, co aktualnie jest na pierwszym miejscu w sprzedaży, które firmy są najlepsze i na jakich materiałach bazują. Towary zmieniają się z miesiąca na miesiąc, a nawet i z tygodnia na tydzień. - Mamy klientów, którzy przychodzą regularnie i od wejścia pytają: „Co dzisiaj z nowości?” - dodaje Agnieszka. Normą są tak zwane wizyty małżeńskie, podczas których najpierw pani wybiera coś w sklepie, pan czeka na zewnątrz, a potem następuje zamiana. To taki rodzaj gry w niespodzianki, odkrywane później w alkowie. - Kobiety przychodzą też po bieliznę. Wiedzą, że facet ma jakąś fantazję erotyczną i nie chcą, by uciekł gdzieś na bok, więc szybciutko same przybiegają do sex shopu. Kupują wyzywające koszulki, majtki z dziurką, lateksowe gorsety wymienia Agnieszka. - Ostatnio świetnie sprzedaje się też kolekcja z „50 twarzy Greya”, opaski R

Przez to nieraz widzę, jak klientka zamiast kulek gejszy chwyta za kulki analne. Na szczęście po to jesteśmy my. W takich przypadkach zawsze doradzamy, pokazujemy i tłumaczymy wszystko.

na oczy, wiązania, kajdanki, pejcze. Książka i film zdecydowanie zachęciły do eksperymentów. Coraz więcej osób interesuje się również bardziej specyficznymi, fetyszowymi rzeczami, np. sprzętem do elektrostymulacji, nakładkami na sutki z wibracją lub obciążnikami. Niezmiennie jednak najpopularniejsze są po prostu wibratory.

się na rozmowę. Dopiero kiedy usłyszałam: „Dobrze, w takim razie proszę przyjść w poniedziałek do pracy”, to pojawiła mi się w głowie myśl: „Co ja zrobiłam?! To przecież sex shop!”. Swojego pierwszego dnia w pracy nigdy nie zapomni. - Omawiałam coś z szefem, kiedy akurat weszła do nas para. Pani była bardzo malutka, naprawdę drobna, a pan wielki, dużo wyższy od niej. Przyszli po taki podwójny gadżet - penis, który wchodzi w waginę i który ma w sobie jeszcze jedną waginę. Ta zabawka była ogromna! Gdy spojrzałam na tę kobitkę, to od razu pomyślałam: „Boże drogi, przecież on jej zrobi tym krzywdę!”. Ale oni dokładnie wiedzieli, co kupują. Przyznaję - tego pierwszego dnia był to dla mnie szok.

K

L

A

M

A

Centrum Erotyki W naszej ofercie:

· Feromony · Akcesoria i gadżety · Gry i filmy erotyczne

www.centrumerotyki.com.pl Bydgoszcz, ul. Śniadeckich 40, tel.: 52 322 99 35 / Toruń, ul. Jęczmiena 15, tel.: 56 62 00 401

006741087

· Bielizna Erotyczna · Afrodyzjaki · Prezenty na wieczór panieński i kawalerski


006700706

R

E

K

L

A

M

A

NAJSKUTECZNIEJSZY W POLSCE

006744527

Kowalewo Pomorskie ul. Chopina 22 +48 797 798 506

R

E

K

L

A

M

* Bezbolesne usuwanie owłosienia * Zamykanie naczynek * Usuwanie zmarszczek * Terapia naczyniaków * Terapia trądziku

006743249

Laser medyczny X-Lase Plus

A

Zapraszamy w dniach 15 i 16 października 2016 w godzinach od 10:00 do 13:30 na:

Warsztaty z Pięknego Chodzenia dla Pań … i Panów Wykwalifikowani instruktorzy ruchu zamienią każde łażenie i człapanie na elegancję, piękno i wdzięk poruszania się. Zajęcia odbędą się w Domu Muz przy ul. Okólnej 169 (Rudak) w Toruniu. Więcej informacji na stronie www.cotango.pl oraz na fanpage facebooka: Cały Toruń Tańczy Tango. Organizator: Fundacja Terapii Tangiem COTANGO - Organizacja Pożytku Publicznego

Sklep firmowy

Akces Dance

w Przysieku k. Torunia! Pasaż Przysiek - ul. Leśna 3c

Obuwie taneczne, ślubne, baletowe, wizytowe, na miarę.

006738532

Otwarcie już w październiku 2016!


UKĄSZENIE KLESZCZA - CO DALEJ?

*dotyczy punktów pobrań w województwie kujawsko-pomorskim

W mediach wiele mówi się o groźnych konsekwencjach ukąszenia przez kleszcza. Niestety większość z tych doniesień jest prawdziwa. Z naszych obserwacji wynika, że przynajmniej 30 proc. kleszczy przenosi boreliozę, a nie jest to jedyna choroba, którą ten pajęczak może nas zainfekować.

Największa w Polsce sieć laboratoriów medycznych DIAGNOSTYKA, chcąc umożliwić jak najszerszy dostęp do badań, przygotowała specjalną,

Borelioza to najczęstsza choroba przenoszona przez kleszcze. Nieleczona prowadzi m.in. do: uszkodzenia stawów, mięśnia sercowego, układu nerwowego, przewlekłego, zanikowego zapalenia skóry, zapalenia mózgu i opon mózgowo-rdzeniowych. Ponadto kleszcze przenoszą też inne czynniki chorobotwórcze, powodujące tzw. koinfekcje odkleszczowe, takie jak: wirus odkleszczowego zapalenia mózgu (TBE), mycoplasma pneumoniae, chlamydia pneumoniae, yersinia enterocolitica, babesia microti, anaplasma phagocitophilum, bartonella henselae, bartonella quintana, ehrlichia chaffeensis.

Na hasło „MIASTA KOBIET” tylko w październiku badanie boreliozy w dwóch klasach IgM oraz IgM w cenie

CO ZROBIĆ W PRZYPADKU UKĄSZENIA? DIAGNOSTYKA BORELIOZY Jeśli kleszcz pozostaje w naszej skórze albo właśnie go usunęliśmy, mamy możliwość wykonania badania genetycznego samego pajęczaka, w kierunku nosicielstwa krętków bakterii borrelia burgdorferi. W tym celu należy ostrożnie usunąć kleszcza ze skóry, umieścić go (lub jego fragmenty) w jałowym pojemniku i dostarczyć do placówki DIAGNOSTYKI. W laboratorium wykonamy badanie molekularne pozyskanego materiału. Jeśli test będzie miał wynik ujemny, to kleszcz nie był nosicielem i tym samym nie mógł nas zainfekować. Jeśli nie udało nam się zachować kleszcza lub jego fragmentów, możemy wykonać badania serologiczne (tzn. poziomu

PAŹDZIERNIKOWĄ OFERTĘ.

45 zł*

przeciwciał): borelioza IgG i borelioza IgM oraz bardziej specjalistyczne badania borelioza IgG i IgM metodą BLOT.

KOINFEKCJE ODKLESZCZOWE Inne choroby przenoszone przez kleszcze również mogą być poważnym zagrożeniem dla zdrowia, a nawet życia. DIAGNOSTYKA dysponuje następującymi testami, wykrywającymi infekcje odkleszczowe:  Panel infekcji odkleszczowych I: Babesia microti, Anaplasma phagocitophilum, Bartonella henselae, Bartonella Quintana, Ehrlichia chaffeensis;  Panel infekci odkleszczowych II: Mycoplasma pneumoniae IgM/IgG, Chlamydia pneumoniae IgM/IgG, Yersinia enterocolitica IgA/IgG;  TBE (wirus odkleszczowego zapalania mózgu) - przeciwciała IgG w płynie mózgowo-rdzeniowym;  Babesia microti - przeciwciała IgG/M;  Anaplasma phagocytophilum - przeciwciała IgG/M. UWAGA! W przypadku badań serologicznych należy pamiętać o zjawisku okienka serologicznego. Testy serologiczne polegają na wykrywaniu przeciwciał przeciwko danemu patogenowi, a te mogą się pojawić dopiero po 2-4 tygodniach od zainfekowania. Ten problem nie występuje w przypadku molekularnego badania kleszcza - wykrywamy wtedy bezpośrednio DNA bakterii chorobotwórczej.

ZAPRASZAMY DO NASZYCH LABORATORIÓW I PUNKTÓW POBRAŃ W BYDGOSZCZY, TORUNIU, ŚWIECIU, NAKLE, SZUBINIE. Szczegółowa lista wraz z adresami znajduje się na naszej stronie www.diag.pl P R O M O C J A 006645064


22 PAŹDZIERNIK A PRZYPADA ŚWIATOWY DZIEŃ OSÓB JĄK A JĄC YCH SIĘ

SŁOWA NA UWIĘZI Nawet wypowiedzenie własnego imienia i nazwiska przed obcą osobą może być nie lada wyzwaniem. Wszystko dzieje się w mózgu. Osoba z jąkaniem, zanim coś wypowie, jąka się już w myślach. Z terapeutką Różą Sobocińską* rozmawia Jan Oleksy

Słyszałem o przypadku kobiety, która twierdzi, że będąc trzyletnim dzieckiem przestraszyła się psa i od tego momentu zaczęła się jąkać. Czy to możliwe? Możliwe, ale cały czas trwają badania nad tym problemem, do dziś nie znamy przyczyn. Jak ktoś je znajdzie, to chyba dostanie Nobla. Takie wypadki jak przestraszenie, upadek ze schodów, uderzenie huśtawką czy nagły krzyk mogą być jedynie czynnikami wywołującymi jąkanie. W grę wchodzą też urazy psychiczne, stres związany z pójściem do przedszkola lub szkoły, choroba w domu, konflikt między rodzicami… Ważne są również predyspozycje do jąkania, w 70-80 procentach genetyczne, osłabiony układ nerwowy i nadwrażliwość. Co zastanawiające - chłopcy jąkają się częściej od swoich koleżanek, mniej więcej w relacji 4:1, choć w ostatnim czasie liczba dziewczynek z tym problemem rośnie. Dziewczyny są bardziej wygadane? Raczej mają mocniejszy układ nerwowy, odporność. Płeć męską bardziej ten problem dotyka, podobnie jak zespół ADHD, dysleksja, autyzm czy zespół Aspergera. To fenomen. Może być to związane z testosteronem, z połączeniami między półkulami w mózgu, z tym, że my, kobiety, mamy większą podzielność uwagi? Trudno to wytłumaczyć, ale tak jest! Jąkanie jest chorobą? Nie jest, chociaż dostaje się na nie orzeczenie o niepełnosprawności. Jąkający rzadko zabiegają o takie zaświadczenie. Dzieje się tak jedynie wtedy, gdy starają się o dofinansowanie z PFRON lub gdy poszukują pracy. Często żalą się, że pracodawcy w cztery oczy mówią im, że gdyby się nie jąkali, to dostaliby pracę. Kiedyś, jako przewodnicząca związku logopedów, poszukiwałam sponsorów do akcji charytatywnej, niosącej pomoc osobom z zaburzeniami mowy. Trafiłam do firmy telekomunikacyjnej, której szef odmówił udziału, twierdząc, że woleliby nie być kojarzeni z jąkaniem. Odpowiedziałam mu: „To przykre, co pan mówi, bo te osoby najdłużej rozmawiają przez telefon i najwięcej na nich zarabiacie”. To jest taka nasza smutna rzeczywistość. Kiedy rodzice powinni zwiększyć swoją czujność? Dzieci w trzecim roku życia zrozumiale komunikują się z otoczeniem i już wtedy może pojawić się jąkanie. Na terapię trafiają do mnie zwykle gdy mają 3, 5, 7 i 12 lat. A w późniejszym okresie? Początek jąkania w wieku dorosłym też się zdarza, chociaż bardzo rzadko. Znam przypadek 21-letniej dziewczyny, która zaczęła się jąkać w wyniku stresu spowodowanego napastowaniem. Pamiętam też młodego człowieka, który zaczął się jąkać w pierwszej klasie liceum. Dzieje się to zwykle pod wpływem silnych bodźców emocjonalnych, kumulowania stresu. Również wielka radość może wywoływać jąkanie. A można się jąkać tylko od czasu do czasu? Zazwyczaj jąkanie jest okresowe. To niewiarygodne, ale raz człowiek się jąka, a raz nie. Z moich obserwacji wynika, że czas jesienno-zimowy i zimowo-wiosenny to okresy sprzyjające ujawnianiu się tego problemu. Może to być związane z naszą słabszą odpornością i brakiem energii. Ostatnio poznałam dziewczynę, która potrafiła ukrywać jąkanie, mówiła krótkimi zdaniami, w komunikacji manipulowała słowami zastępując te trudniejsze - tzw. słowa-strachy - innymi. Nie jest to jednak dobry sposób, bo w psychice kumuluje się napięcie, negatywne emocje. Prędzej czy później człowiek nie daje rady i jąkanie wraca. Jeden z moich pacjentów opowiadał, jak chciał zastąpić zwrot „dzień dobry”, który był dla niego nie do przebrnięcia, słowami „witam”, „cześć”, ale przecież nie da się mówić do szefa „cześć” czy „hello!”. Poradziłam mu, żeby przećwiczył „dzień dobry”, wspierając się różnymi technikami pomocy, aż nie będzie czuł lęku przed jego użyciem. Czy istnieje coś w rodzaju słownika wyrazów trudnych dla osób jąkających się? Nawet włąsne imię i nazwisko wypowiadane przed nieznajomą osobą może być nie lada wyzwaniem, bo wtedy powstaje blokada. Wszystko dzieje się w mózgu. Osoba z jąkaniem, zanim coś wypowie, to już się jąka w myślach. Najtrudniejsze dla tych osób są głoski zwarto-wybuchowe, takie jak p-b, k-g, t-d. Sporo osób ma problem z samogłoskami, np. „aaa”, szczególnie, gdy zbyt gwałtownie rozpoczynają mówienie. Co Pani radzi takim osobom? Mówię: „Ty nie przychodzisz do mnie, żebym cię nauczyła płynnej mowy. Ja mam cię nauczyć, jak sobie radzić z blokami, ze startem w mowie, z niepłynnością w trudnych sytuacjach, podczas publicznych wystąpień, podczas inicjowania rozmowy, w relacjach damsko-męskich”. Te sytuacje bywają trudne dla wszystkich ludzi, a dla osób z jąkaniem szczególnie. Znam młodego masażystę, fizjoterapeutę, który się jąka, ale

24

miasta kobiet.pl


kobieca perspektywa świetnie się komunikuje i uważa, że nie potrzebuje pomocy. Tłumaczyłam mu, że jąkanie przeszkadza osobie słuchającej. Nie przekonało go to, więc powiedziałam mu, że może jak się zakocha, to będzie miał dobry powód, by nad tym popracować. Osoba poddająca się terapii potrzebuje takiej motywacji. Wówczas efekty pracy są lepsze. Jakie są najczęstsze motywacje? Szukanie pracy, chęć przygotowania się do rozmowy kwalifikacyjnej, zmiana szkoły. Jeden z pacjentów przychodził na terapię, bo za rok chciał się ożenić i martwił się, jak złoży przysięgę małżeńską. Wielki stres, wszyscy patrzą… W Pani artykule wyczytałem, że jąkające się osoby płynnie śpiewają i mówią szeptem. Łukasz Golec, znany piosenkarz, jąka się, gdy mówi, a podczas śpiewu nie ma tego problemu. Mało tego, wypowiada się chętniej i częściej od niejąkającego się brata. Cały czas się zastanawiam, dlaczego tak się dzieje… Za śpiew odpowiada prawa półkula mózgowa, a za mowę - lewa, u osób z dominacją prawej strony… Z kolei gdy mówimy szeptem to pracujemy bardziej wargami i wolniej mówimy, a jak „móóówiiimy wooolnieeej, tooo teeeż się nieeeee jąkaaaaamy”. To zresztą jeden ze sposobów terapeutycznych. Jest on jednak nienaturalny i wywołuje nadwyrężenie krtani. Nie wszystkim udaje się pozbyć jąkania. Adam Michnik został z tym problemem. Sądzę, że Michnik jest na tyle silną osobowością, że się tym nie przejmuje. Radzi sobie, poukładał życie po swojemu i nie przeszkadza mu to. Nawet stało się to jego znakiem rozpoznawczym, czymś charakterystycznym, swoistym logo. Znam dużo dorosłych osób, u których, gdy osiągną swoje cele - wykształcą się, znajdą dobrą pracę, założą rodzinę i są zadowolone z życia - jąkanie schodzi na dalszy plan. Wówczas często też wyrasta się z jąkania. Rozumiem, że zna Pani takie przypadki… Zaprzyjaźniony toruński lekarz opowiadał mi, jak w czasie szkoły średniej i studiów bardzo się jąkał. Prowadząc już praktykę poproszono go kiedyś o wygłoszenie pogadanki dla dzieci. Przestraszył się - jak to on jąkający się ma mieć publiczny występ? Dwa tygodnie się przygotowywał, prawie na pamięć nauczył się pogadanki i… wystąpił rewelacyjnie. Co takiego się stało w jego przypadku? Najpierw trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, z jaką osobowością mamy do czynienia. Wspomniany lekarz to osoba niezwykle pogodna, optymistyczna i komunikatywna. Jeżeli kogoś takiego dotknie jąkanie, to nie załamuje się swoimi słabościami, idzie do przodu i w efekcie sam sobie poradzi, bez pomocy terapeuty. Demostenes też sobie sam poradził, ćwicząc mowę z kamykami w ustach… Bliższy nam przykład to jąkający się król Jerzy VI z filmu „Jak zostać królem”. Nie mogąc prze-

mawiać do ludu szukał pomocy u niekonwencjonalnego specjalisty od dykcji. Zachęcam do przeczytania książki, w której jest bardzo dużo o historii jąkania i sposobach leczenia. Wie pan, jak dawniej leczono? Jeszcze w XIX i na początku XX wieku laryngolodzy uważali, że przyczyną jąkania jest np. miękkie podniebienie, więc je wycinano. Zakładano też, że winny jest język i również pozbywano się go w kawałkach. Ludzie umierali podczas tych zabiegów. Nieludzka terapia! Mojżesz też jąkał się, twierdził, że jest niewymowny. „Panie Boże niech brat mój mówi za mnie”. Pan Bóg mądrze do niego powiedział: „Mów, mów do brata, a brat będzie za ciebie mówił, ale mów!”. To była biblijna terapia. Mój kolega profesor Bogdan Adamczyk, fizyk z UMCS, który sam się jąkał, wymyślił echokorektor mowy. Samotnie w podziemiach, gdzie był pogłos, ćwiczył swoją trudność w mówieniu. Teraz mówi się „Połknij ślinę i zacznij mówić, to będzie ci lżej”. „Weź coś do buzi, bo żucie rozluźnia mięśnie i wtedy łatwiej się mówi”. Naprawdę nieważne jak, byle skutecznie. Najgorsze jest poddanie się… Znam takie osoby, które trenując się w mówieniu, telefonują do mnie i godzinami ze mną rozmawiają. Mój mąż jest przyzwyczajony, że jak dzwoni osoba z jąkaniem, to rozmowa będzie trwać długo. Trudno jest wytłumaczyć jąkającym się dzieciom, dlaczego inni się z nich śmieją? Wspominany już przeze mnie prof. Adamczyk opowiadał, że jak był dzieckiem i się jąkał, to na podwórku koledzy kazali mu otwierać buzię, by zobaczyć, dlaczego tak mówi. Również rodzice dzieci jąkających się mają z tym problem. Najgorzej, gdy jąkanie traktują jako tabu. Dziecko myśli wtedy, że skoro rodzice nic nie mówią, to jest to coś strasznego i lepiej się nie odzywać. Czuje się winne, bo rodzice są smutni. Podczas wizyty tłumaczę dorosłym, że to niczyja wina. Ważne, by nie tworzyli nad dzieckiem parasola ochronnego i nie traktowali go inaczej. Dzieci są bardzo dobrymi psychologami i szybko zauważą, że mogą tym grać, bo rodzice im wiele odpuszczą. Mówię rodzicom, by w żaden sposób nie wyolbrzymiali problemu i nie komunikowali pośrednio dziecku, że jak się nie jąka, to mama je bardziej kocha. Trzeba się nauczyć akceptacji. Napisała też Pani, że jąkanie może być darem. Jak to? Kiedyś prosiłam młode osoby, aby mi opisały refleksje o swoim jąkaniu i wówczas Jarek z Brodnicy, dorosły już człowiek, określił jąkanie jako dar od Boga. Później usłyszałam to samo z ust Łukasza Golca. Chodzi w tym o podejście do własnej trudności, o potraktowanie słabości jako zadania do wykonania. Ci, co postrzegają jąkanie jako dar, godzą się z tym faktem i jednocześnie funkcjonują całkiem nieźle. Trzeba pogodzić się z tym, co się ma. Najskuteczniejsza terapia to powiedzenie głośno: „Jąkam się i będę nieco dłużej mówił, gdyż mam taką przypadłość”. Taką terapeutyczną postawę zaprezentowały jąkają-

ce się osoby z USA na kongresie w Kioto, o czym wspominał mi Bogdan Adamczyk. Przyjechały w koszulkach z napisem: American Association of S-S-Stutterers - Amerykańskie Stowarzyszenie J-J-Jąkających się. Ale jak się pozbyć lęku przed przyznaniem się? Proponuję terapię dla młodzieży i dorosłych metodą Van Ripera, który w młodości przysiągł sobie, że dojdzie do przyczyny jąkania. Niestety kilka lat przed śmiercią przyznał, że przyczyny nie odkrył, ale wymyślił metodę. Terapia zaczyna się od pozbycia się lęku przed ujawnieniem swego jąkania. Osoba ma się sztucznie, teatralnie jąkać. Dostaje zadanie: „Idź na ulicę i się jąkaj, zamów coś w sklepie, czytaj i jąkaj się”. Ta markowana niepłynność doprowadza do umęczenia jąkania, które jest ćwiczone codziennie. Ćwiczyć aż do udręczenia? Przypomina mi się mój kolega, który męczył jąkanie, przeklinając bezbłędnie. Przekleństwa to automatyzmy. Na terapii logopedycznej, aby przywołać mowę, zaczynamy od automatyzmów takich jak: „raz, dwa, trzy”, albo „poniedziałek, wtorek”. Podobnie jest z przekleństwami, które są zwrotami, o których nie myślimy. One same lecą. Ciężkie jest życie osób borykających się z tym problemem. Przypominam sobie dziecko, które, gdy zaczęło się jąkać, to na miesiąc zamilkło. Osoba z jąkaniem unika także krzyku i żyje w strachu - bo jak zawołać o pomoc, jak krzyknąć „ratunku”? Jak przerwać milczenie, gdy trzeba zadzwonić po karetkę pogotowia? Nikt jej nie pomoże, gdy się zgubi. Nie jest osobą na wózku czy o kulach, którą się widzi i której można udzielić pomocy. Jąkające się osoby przeżywają wielkie, niewypowiedziane tragedie. Otoczenie źle reaguje na osoby z jąkaniem? Podczas szkolenia logopedów podjęłam próbę zbadania reakcji otoczenia na osoby z jąkaniem. Sama też tego doświadczyłam. Podeszłam do grupki mężczyzn i zapytałam, jąkając się, jak dojść na dworzec. I co zrobiono? Mężczyzna, zamiast mi normalnie wytłumaczyć, wziął mnie za rękę, zaczął wolno mówić i poszedł ze mną za róg, żeby mi pokazać, gdzie jest dworzec. Jak on mnie potraktował? Jak niepełnosprawną intelektualnie! Osoby z jąkaniem często czują się, jakby były upośledzone. To jak się mamy zachowywać? Nie należy dopowiadać, dokańczać wyrazów. Trzeba naturalnie, cierpliwie wysłuchać do końca, czasami jedynie potakując.CP

*Róża Sobocińska logopeda, neurologopeda, specjalizująca się w terapii osób jąkających się, emisji głosu i wczesnej interwencji logopedycznej, wykładowca WSB i UMK. Autorka licznych artykułów dotyczących jąkania się. miasta kobiet

październik 2016

25


TUPAĆ, KRĘCIĆ GŁÓWKĄ...

Dzieci, bez względu na schorzenie, mają naturalną potrzebę ruchu. Robią więc, co tylko mogą, aby wyrazić swoją ekspresję. Gdy spojrzy się w oczy takiego malucha, to od razu widać tę energię do życia. Rozmowa z Magdaleną Majewską, terapeutą NDT Bobath i koordynatorką ds. fizjoterapii w Rehabilitacji Dzieci Domu Sue Ryder w Bydgoszczy Pracuje Pani z dziećmi w różnym wieku, także z niemowlakami. Jakie problemy mają takie maluchy? Na każdego małego pacjenta patrzymy holistycznie. Oznacza to, że nie skupiamy się na zaistniałym problemie, ale staramy się dociec przyczyny całościowo. W taki sposób działamy też podczas terapii neurorozwojowej NDT Bobath. Problemy wieku niemowlęcego związane są ze złą dystrybucją napięcia mięśniowego. Uwidacznia się to w postaci zaciśniętych piąstek, prężenia nóżek, układania główki w jedną stronę, wyginania tułowia w literkę C lub wyraźnych odgięć do tyłu. Wiąże się to z nieharmonijnym rozwojem ruchowym. Przez to maluch nie osiąga tak zwanych kamieni milowych w rozwoju ruchowym, tzn. w 3 miesiącu życia nie utrzymuje główki, w 8-9 nie czworakuje, w 12 nie chodzi. Tak można by to w skrócie ująć. Te problemy pojawią się po trudnych porodach, u wcześniaków, ale też u noworodków urodzonych o czasie. Nie ma reguły. Bardzo ważne jest to, by rodzice byli czujni. To oni najczęściej zauważają niepokojące symptomy i zgłaszają się z dzieckiem do lekarza lub bezpośrednio do rehabilitanta. Ten stan jest bolesny dla malucha? Zwiększone napięcie mięśniowe może być dyskomfortem. Dzieci czują napięcie, które od nich nie zależy i rządzi ich ciałem. Przez to są bardziej rozdrażnione, płaczą. Chcą wykonać jakiś ruch, ale nie mogą. Dlatego musimy im to zewnętrznie ułatwić. W jaki sposób? Zaczynamy od pokazania rodzicom, w jaki sposób pielęgnować dziecko, jak je podnosić, nosić, ubierać. Zwracamy uwagę na części ciała, których lepiej nie dotykać. Podpowiadamy też, jak maluch ma siedzieć lub jak można się z nim bawić. Dzięki takim nawykom swoich rodziców dziecko ma szansę na lepszą jakość ruchu, a lepsza jakość ruchu to lepsza jakość życia. Zawsze podkreślam, że pielęgnacja domowa jest najważniejsza, stanowi 80 procent całej rehabilitacji, którą rodzic wykonuje 24 godziny na dobę. Jeśli jednak zauważymy większy problem, to potrzebne są już częstsze spotkania z fizjoterapeutą. Terapeuta NDT Bobath będzie hamował nieprawidłowe wzorce ruchowe i pokazywał ruch prawidłowy. Jak wyglądają wizyty u Pani? Gdy maluszek widzi mnie po raz pierwszy, to pozwalam mu się najpierw oswoić ze mną i otoczeniem, swobodnie poba-

Rehabilitacja Dzieci Dom Sue Ryder ul. Babia Wieś 20 85-024 Bydgoszcz tel.: 52/ 506 56 58 e-mail: dzieci@rehabilitacjaspecjalistyczna.pl

wić. Dzięki temu mogę też obserwować jego spontaniczny ruch. W między czasie zbieram wywiad od rodziców. Staram się na bieżąco pokazać, w czym jest problem i nad czym będziemy pracować. Prowadząc terapię staram się dopasować do aktywności dziecka, podążam za nim. Ważne jest, by nauczyło się kontrolować siebie i właściwie kontrolować ciało podczas tych naturalnych aktywności. Maluch jest zainteresowany wszystkim wokół, więc jak tylko gdzieś kucnie, to ja już jestem za nim i ćwiczymy. Gdy za chwilę gdzieś klęknie, to zaczynamy kolejne ćwiczenie. Gonimy się wręcz (śmiech). W rehabilitacji pomagają specjalistyczne sale? Tak, pracuję w pięknie wyposażonym ośrodku począwszy od przebieralni, poczekalni, które przystosowane są do potrzeb małych pacjentów, kończąc na salach do terapii, np. sala do integracji sensorycznej wyposażona jest w sprzęty do stymulacji dziecka. Przydaje się to szczególnie wtedy, gdy zajmujemy się zaburzeniami zmysłowymi – gdy dzieci źle znoszą dotyk, zmiany pozycji w przestrzeni, nie akceptują smaku, dźwięków itp. Pracujemy również w sali doświadczania świata, w której można bardzo fajnie wyciszyć dziecko nadpobudliwe, eliminując rozpraszające je bodźce zewnętrzne. Warto wspomnieć, że używamy też dynamicznej ortezy ThereSuit, zaprojektowanej do leczenia dzieci z problemami neurologicznymi, przez polskie małżeństwo Kościelnych, mieszkających obecnie w Stanach. Sami, mając córkę z mózgowym porażeniem dziecięcym, szukali różnych sposobów, by wspomóc rehabilitację. Taki cały kombinezonik służy do zwalczania negatywnych wzorców ruchowych i jest dodatkową para rąk dla terapeuty. Dzięki temu niektóre maluchy zaczynają chodzić. Co dzieje się z dziećmi, które nie trafiają w porę na rehabilitację? Mamy jednego takiego małego pacjenta, który mógł nie trafić… To dziecko hospicyjne. Odwiedziłam je kiedyś na wizycie patronażowej. Przez ok. trzy lata pozostawało bez ćwiczeń z uszkodzeniem ośrodkowego układu nerwowego. Leżało płaskie jak żabka, jedynie na plecach, ręce i nóżki miało rozłożone, główkę spłaszczoną z tyłu. Zaczęłam wtedy namawiać jego mamę, by poszukała gdzieś pomocy. Teraz maluch przyjeżdża do nas już ponad dwa lata. Potrafi sam siedzieć, trzyma głowę. I przede wszystkim – potrafi się bawić! To jest najpiękniejsze. Ale nawet nie chcę myśleć o dzieciach, które do nas nie trafiają… Przy problemach z napięciem musi być prowadzona jakaś rehabilitacja, choćby po to, by rozluźniać ciało, uśmierzyć ból. Są przypadki, w których nie da się zrobić nic więcej? Zawsze jest jakieś rozwiązanie. Nie wolno odpuszczać. Być może rehabilitacja to żmudny proces, ale zawsze daje efekty. Nawet jeśli maluch nie będzie chodził, to usiądzie albo podeprze się na nóżkach. Bez względu na schorzenie, dzieci chcą się ruszać, wiercić, tupać, kręcić główkami. Robią więc, co tylko mogą, aby wyrazić swoją ekspresję. Gdy spojrzy się w oczy takiego dziecka, to od razu widać tę energię do życia. P R O M O C J A 006393897


GABINET LEKARSKI SALON OPTYCZNY WWW.OPTYKOKULISTA.BYDGOSZCZ.PL

Szkła Progresywne Veo Comfort

- rabat 25%

Jedna para okularów do chodzenia i czytania w supercenie! Opieka lekarza okulisty 4000 opraw okularowych  Okulary gotowe w 60 minut  Soczewki kontaktowe  

ul. Bałtycka 64, tel. 52 342 08 97

006705868

E

K

L

A

M

A

R

E

K

L

A

M

A

006738361

006719941

R


zdrowie

ZDJĘCIE TOMASZ CZACHOROWSKI

OD 16 LAT

Świadomość, jak ważna jest profilaktyka, była wtedy niska? Dlatego zaczęłyśmy chodzić od zakładu do zakładu i rozmawiać z pracodawcami, by raz na dwa lata wysyłali w ramach pracy swoją kobiecą załogę na badania mammograficzne. I bardzo dużo pracodawców zareagowało pozytywnie na ten pomysł! Nagradzałyśmy ich później statuetką „Różowej Wstążeczki” za pomoc w promocji profilaktyki. Coraz więcej osób zaczęło zdawać sobie sprawę, jak ważne są te badania. Przy placu Wolności powstało Studio Zdrowia Kobiety, gdzie można było wykonać badania, przy Centrum Onkologii otworzono Zakład Profilaktyki i Promocji Zdrowia i w końcu powstał Narodowy Program Walki z Rakiem Piersi. To był duży skok do przodu i w tym momencie mogłoby się wydawać, że nasze stowarzyszenie może się już spakować i iść do domu…

Przed 2000 rokiem na raka piersi zmarła moja siostra, a wcześniej odeszła tak siostra mojego taty. W tamtych latach jeszcze nie mówiło się tyle o profilaktyce, dlatego razem z koleżankami zaczęłyśmy same uświadamiać inne kobiety.

Co więc sprawiło, że postanowiła Pani się nie pakować? W międzyczasie przychodziły do nas kobiety, u których badanie wykryło zmiany, często kończące się mastektomią. Mówiły, że źle się czują, mają problemy emocjonalne i zastanawiają się, dlaczego to je spotkało. Postanowiłyśmy je wspierać. Najpierw zorganizowałyśmy dla nich spotkania z psychologiem, później zaczęłyśmy szukać sposobów, jak je czymś zająć i tak powstały np. warsztaty fotograficzne i malarskie. Gdy panie zaczęły zgłaszać nam, że po chemii mają problemy z wagą, zorganizowaliśmy porady dietetyczne, a jak okazało się, że po radioterapii często są kłopoty ze skórą, to zaczęłyśmy udzielać porad z kosmetologii. Co jednak najważniejsze - te kobiety zaczęły się u nas integrować. Tworzyły grupy wsparcia, zawiązywały przyjaźnie. Dziś często jest tak, że jedna dzwoni do drugiej, która już przeszła dany etap choroby, by podpytać się o coś, co trapi ją w danym momencie.

Z Małgorzatą Bonin*, przewodniczącą Stowarzyszenia „Różowa Wstążeczka”, wydawcy podręcznika „SOS dla amazonek”, rozmawia Tomasz Skory

Ten kontakt z innymi ludźmi ma chyba duże znaczenie. Tak. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku kobiet, które są czynne zawodowo i po powrocie do zdrowia wracają

DLA KOBIET

28

Październik jest miesiącem walki z rakiem, a Pani stowarzyszenie od przeszło 15 lat pomaga osobom zmagającym się z tą chorobą… Wszystko zaczęło się w 2000 roku, gdy utworzyła się wokół mnie taka grupa wsparcia, lobbująca profilaktykę raka piersi. Miałam bolesne doświadczenia związane z tą chorobą. W wieku 36 lat na raka zmarła moja siostra, przed nią w wieku 29 lat odeszła siostra mojego taty. W tamtych latach jeszcze nie mówiło się tyle o profilaktyce, nie było też takiego dostępu do badań mammograficznych, razem z koleżankami zaczęłyśmy więc same uświadamiać inne kobiety, jak ważne jest wczesne wykrywanie tej choroby. Poznałam w ten sposób Zbigniewa Pawłowicza, dyrektora Centrum Onkologii, a że pracowałam wtedy w Myślęcinku, postanowiłam, że zorganizujemy wspólnie z nim Leśną Przychodnię. Pierwszego maja do Myślęcinka przychodziło zawsze bardzo wielu bydgoszczan i trzeba było im w jakiś sposób zagospodarować czas. Wymyśliliśmy więc, że tego dnia zorganizujemy u nas badania i będziemy mówić o profilaktyce. I to okazało się strzałem w dziesiątkę. Kobiety miały dużo pytań, chciały dowiedzieć się czegoś więcej. Poszliśmy o krok dalej i zarejestrowaliśmy Stowarzyszenie „Różowa Wstążeczka”.

miasta kobiet.pl


zdrowie

Chciałabym, by dla każdej kobiety samokontrola piersi przynajmniej raz w miesiącu była czymś tak naturalnym, jak codzienne mycie zębów. MAŁGORZATA BONIN

Prowadzą Państwo działalność non profit, skąd więc biorą środki na te wszystkie warsztaty? Na początku opieraliśmy się na pomocy sponsorów, ale z czasem było ich coraz mniej, nas coraz więcej, a trudno utrzymywać się tylko ze składek mając dużą rzeszę sympatyków. Zaczęłyśmy więc składać projekty do urzędów i korzystać z rządowych programów, dzięki którym stać nas na opłacenie fachowców, organizację spotkań czy warsztatów. W zeszłym roku z pieniędzy pozyskanych z Urzędu Wojewódzkiego udało nam się otworzyć punkt dla amazonek, ale tych w trakcie leczenia. Kobiety, które są po operacji usunięcia guza, nie zawsze wiedzą, co je dalej czeka i co będzie się działo z ich ciałem po chemii, stworzyłyśmy więc miejsce, w którym skorzystać mogły z porad innych amazonek i specjalistów. Okazało się to kolejnym strzałem w dziesiątkę. Otrzymane w czerwcu dofinansowanie, pozwalające na pomoc 150 kobietom, wykorzystaliśmy do listopada. Zainteresowanie było tak duże, że nasze dziewczyny udzielały później porad na zasadzie wolontariatu. I teraz też to robimy, tylko już z innych środków. Liczyła Pani, ilu osobom udało się już pomóc? Na początku działalności próbowałam liczyć, bo każda informacja zwrotna, że udało się nam komuś uratować lub odmienić życie, to był sygnał, że to, co robimy jest potrzebne. Z czasem jednak tych osób zrobiło się tyle, że już straciłam rachubę. I dziś, gdy porównuję nasze początki sprzed 16 lat do tego, co jest teraz, to widzę, że przeszliśmy długą drogę. Co w takim razie pozostaje jeszcze do zrobienia? Najważniejszą sprawą jest nauka samokontroli piersi. Chciałabym, by dla każdej kobiety to badanie przynajmniej raz w miesiącu było czymś tak naturalnym jak codzienne mycie zębów. Rano wstajemy i każdy z nas myje zęby, bo jak tego nie zrobi, to czuje, że coś jest nie tak. Chciałabym, by z samokontrolą piersi było tak samo, by każda kobieta raz w miesiącu wykonała takie badanie, najlepiej po okresie. A jak nie wykona, by miała poczucie, że nie zrobiła czegoś ważnego. Może nawet najważniejszego, bo może to uratować jej życie. Wiele kobiet zapomina o samokontroli piersi? Jak się ich pytam, kiedy ostatnio robiły badanie, to najczęściej rozkładają ręce. Młode dziewczy-

ny w ogóle patrzą się, jakby nie wiedziały o czym mówię. Prowadzimy spotkania ze studentami i zdarza się, że studentki mówią: „Jak będzie potrzeba, to pójdę na USG”. Pytam się wtedy: „A skąd będziesz wiedziała, że jest potrzeba?”. Młoda osoba myśli pewnie, że ten problem jej nie dotyczy… Panuje błędne przekonane, że najczęściej chorują panie powyżej 50. roku życia. Tymczasem na oddziale widać, że często są to kobiety bardzo młode, dwudziestoparoletnie. Spotkałam dziewczyny szesnastoletnie, które już miały zmiany w piersiach. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że kobiety 50+, często już po menopauzie, mają te hormony spowolnione, a u trzydziestolatki one ciągle buzują, przez co ten rak szybciej się rozwija. Dlatego chcemy wejść do szkół i edukować dziewczyny, jak ważna jest samokontrola. Ale też chłopaków, bo to dotyczy i mężczyzn. Jak rozmawiam z kobietami, to nieraz okazuje się, że guza wykrył u nich ich partner, gdy w trakcie zbliżenia dotykał piersi. Jakie mają jeszcze Państwo plany na kolejne miesiące? Interesuje nas dotarcie małych miejscowości w regionie. W Bydgoszczy mamy Centrum Onkologii i wystarczy, że wsiądziemy w autobus czy tramwaj i jesteśmy na miejscu. A wyobraźmy sobie kobietę, która dojeżdża np. spod Tlenia, a nie ma samochodu. Dla niej to wyprawa na cały dzień. Dlatego tak ważną rolę spełniają mammobusy. Między innymi to z ich pomocą chcemy dotrzeć do gmin. Z pomocą w dotarciu do szerszej grupy osób może przyjść też książka… Już po raz drugi wydaliśmy podręcznik „SOS dla amazonek”. Jest on odzwierciedleniem tego wszystkiego, co działo się u nas w punkcie dla kobiet w trakcie leczenia. Pani dr Anna Koper, krajowy konsultant ds. pielęgniarstwa onkologicznego, pomogła nam zrzeszyć lekarzy i specjalistów, którzy przygotowali materiały do naszej książki. Znajdziemy w niej porady chirurga, psychologa, dietetyka i kosmetologa, dowiemy się, jak zmniejszyć skutki uboczne leczenia chemio- i radioterapii. Są to wiarygodne, podparte autorytetem wiadomości, ale nie spisane językiem medycznym, tylko takim dla zwykłych kobiet. Gdzie można znaleźć ten podręcznik? Jest bezpłatnie rozdawany w siedzibie naszego stowarzyszenia, w sklepach Cezal, z którymi współpracujemy i na oddziale w Centrum Onkologii. A jeśli zadzwoni do nas osoba spoza Bydgoszczy lub taka, która rzadko wychodzi z domu, może podać nam adres i wtedy otrzyma te materiały drogą pocztową. Naprawdę warto po nie sięgnąć.CP

*Małgorzata Bonin - założycielka i przewodnicząca Stowarzyszenia „Różowa Wstążeczka”, organizatorka kongresów zdrowotnych i akcji promujących profilaktykę antynowotworową, współwłaścicielka sklepu ze zdrowym cateringiem Maja Food.

miasta kobiet

październik 2016

29

P R O M O C J A 006700364

do pracy, a inaczej u tych, które zachorowały, gdy już nie były aktywne zawodowo. Pierwsze zostawiają etap choroby za sobą - zapominając o nim na tyle, na ile to możliwe. Drugie często przez chorobę stają się wyalienowane. Czasem rodzina chce je chronić, ale niekiedy też same stronią od ludzi i nagle, już po chorobie, okazuje się, że ich świat w międzyczasie stał się pustynią. Tę grupę trzeba zaktywizować i stąd pomysł na te zajęcia.


PIJ SOKI CODZIENNIE, BĘDZIESZ SUPER ODPORNY

ROZGRZEWKA OD ŚRODKA Sprawiają, że po naszym ciele rozchodzi się przyjemne ciepło, są bogate w witaminy i wspomagają odporność. Sprawdź, jakie owoce, warzywa i naturalne przyprawy warto mieć pod ręką jesienią. Żyjemy w czasach, kiedy dbanie o siebie to podstawa. Peeling, maseczka, makijaż, wizyta u fryzjera… Pamiętamy o tym wszystkim, zapominając jednocześnie, że nawet najlepsze kosmetyki i zabiegi urodowe nie są w stanie zatuszować niedoborów witamin. Co więcej, gdy zaczynamy zauważać objawy tego, że naszemu organizmowi brakuje pewnych składników, często kierujemy swoje kroki nie tam gdzie powinnyśmy zacząć. Zamiast biec do apteki po syntetyczny suplement, odwiedź targ i uzupełnij domową spiżarnię!

BĘDZIE CIEPLEJ

Świeże owoce i warzywa, rozgrzewające przyprawy i niezastąpiony miód – to najlepsza oręż. Dlaczego najlepsza? Bo naturalna! Jesienią, czyli w okresie przeziębień, nie rezygnuj z jedzenia tych produktów. Jasne, że gdy za oknem pada deszcz, wieje chłodny wiatr, a słońca coraz mniej, mamy większą ochotę na gorący gulasz czy inny tłusty posiłek, ale świeże owoce i warzywa też potrafią rozgrzać organizm. Zgodnie z teorią medycyny chińskiej taką właściwość posiadają, m.in., papryka, szczypior, fasola, jarmuż, por, cebula i pietruszka. Natomiast wśród rozgrzewających owoców wymienić możemy: wiśnie, kokosa, suszoną papaję, winogrona, głóg, liczi, ananasa, malinę i mandarynkę. Jesienią wato pamiętać również o produktach bogatych w witaminę C. Przykładowo, już jedno zjedzone kiwi dostarczy nam dzienną dawkę kwasu askorbinowego.

NA ODPORNOŚĆ

GALERIA FOCUS MALL GALERIA POMORSKA Zamów do domu lub pracy na:

734 150 194

Na rozgrzewkę dobrze sięgnąć także po naturalne przyprawy, takie jak cynamon, gałka muszkatołowa czy goździki. Genialnie sprawdza się też imbir. - Pijąc sok z dodatkiem tej rośliny czujemy przyjemne ciepło rozchodzące się po naszym ciele. Dodatkowo imbir ma fantastyczne właściwości lecznicze. Pobudza układ odpornościowy organizmu, wspomaga trawienie i krążenie, jest niezastąpiony przy kaszlu czy bólu gardła, a nawet bólu zębów – mówi Paweł Łazęcki właściciel marki Sok Shop, gdzie imbir serwuje się, np. w soku w towarzystwie malin i buraków. Bomba witaminowa w szklance smacznego koktajlu. Oczywiście raz wypity sok nie sprawi, że nagle staniemy się superodporni. Kluczem jest regularność.

KRÓLOWA JESIENI Innym naturalnym wspomagaczem odporności jest miód. Sięgając po niego pamiętajmy, że najlepiej, jeśli pochodzi z pasieki znajdującej się w regionie, w którym mieszkamy. Dzięki temu mamy pewność, że zawiera niezbędne dla nas składniki – pszczoły wiedzą co robią. Takie podejście idealnie wpisuje się w ideę jedzenia regionalnego i sezonowego, a skoro o produktach sezonowych mowa - królową jesieni jest dynia! To roślina uniwersalna. Możemy ją piec, blendować, robić z niej purée, zupy krem, a nawet ciasta. Jest niskokaloryczna, bogata, m.in., w potas, cynk, witaminy B1, PP i karoten, odkwasza organizm i nie traci cennych właściwości w wysokiej temperaturze. Gatunków dyni dostępnych na bazarze jest sporo, więc każdy bez problemu znajdzie swój ulubiony. Ale dynia to nie tylko smaczny miąższ. Istne bogactwo dla zdrowia niosą jej pestki. Za ich pomocą możemy, na przykład zwalczyć pasożyty układu pokarmowego. P R O M O C J A 006645064


kultura w sukience ALICJA INACZEJ CSW, TORUŃ PAŹDZIERNIK

KINO KOBIET 5 i 26

października

październik ILUSTRACJA: NATALIE PUDALOV SUUR, materiały prasowe CSW Toruń

Czy Wy też czekacie już z niecierpliwością na kolejne Kino Kobiet w bydgoskim Heliosie? Na ten babski gwar, śmiech, pozytywną energię i naładowanie jesiennych baterii? To już niedługo - 5 października! Ponadto mamy dla Was świetną informację - w tym miesiącu widzimy się dwa razy! Już dziś zarezerwujcie sobie czas na pierwszy seans, by zabrać swoją mamę na wyjątkowy relaks. Zaproście też przyjaciółki, sąsiadki, siostry, teściowe i babcie! Z pewnością wszystkie będą się doskonale bawić podczas seansu filmu „Złe mamuśki” - bez względu na to, czy dopiero oswajają się z macierzyństwem czy może cieszą się już tą rolą na co dzień. Ekranowa historia trzech niedocenianych mam rozbawi Was do łez. Jak to zwykle na Kinie Kobiet bywa, i tym razem nie poprzestajemy na samym filmie. Motywem przewodnim tego babskiego spotkania będzie to, co najważniejsze w życiu - przyjaźń! Październikowe Kino Kobiet to seans przyjaciółek, a więc ubierzcie się tak, jak przyjaciółka. Liczymy na Waszą kreatywność i nieziemskie pomysły, których nigdy Wam nie brakuje! Atrakcje wieczoru, już tradycyjnie, rozpoczną się w holu kina. Każda z Was może liczyć na konkursy i garść niespodzianek, takich jak vouchery, bony lub inne prezenty - to poprawi humory na cały miesiąc! Nie zabraknie nowinek urodowych, kosmetycznych i fryzjerskich oraz porad specjalnie zaproszonych na tę okazję ekspertów. Oj, będzie się działo! I pamiętajcie to dopiero pierwszy z październikowych seansów. Na drugi zapraszamy 26 października. Co wtedy się wydarzy? Śledźcie koniecznie zapowiedzi na stronie kina Helios. Kino Kobiet - jak zawsze w środę, jak zawsze o godz. 18.30, za jedyne 23 złote. Bilety dostępne są w kasie kina oraz w sprzedaży internetowej. Rezerwacja miejsc pod numerem: 52 581 00 53 lub 63.

OMIJAMY CHANDRĘ MULTIKINO, BYDGOSZCZ PAŹDZIERNIK

IMPODRO Z CAŁEGO ŚWIATA MCK, BYDGOSZCZ 14-16 PAŹDZIERNIKA Pierwszy festiwal Impro odbył się dwa lata temu. Od tamtego czasu niezmiennie czekamy na ten wyjątkowy przegląd najciekawszych spektakli z całego kraju, świetne warsztaty z najlepszymi improwizatorami ze świata, improjamy, mieszane składy improwizatorów, mnóstwo inspiracji i śmiechu! W tym roku na scenie nie zabraknie, oczywiście, naszego ulubionego teatru improwizowanego wymyWammy, który w sobotę 15.10. o godz. 18 zaprezentuje spektakl „Trójkąt Bermudzki”. Tego samego dnia zobaczymy pierwszy miks impro oraz Grupę Impro Ad Hoc z Krakowa. Niedzielne występy zaczynamy również o 18: najpierw słówko o miłości w wykonaniu Teatru Bezczelnego, potem - Ab Ovo Teatr Improv. W oba weekendowe dni od godz. 21 możemy liczyć na improjam i potańcówkę. Całej imprezie towarzyszyć będą dodatkowe wydarzenia, takie jak wieczór muzyki improwizowanej 16.10. od godz. 20.30 oraz warsztaty improwizacyjne, które zaczną się już w piątek, 14.10. Więcej szczegółów o festiwalu i zapisach na warsztaty: www.mck-bydgoszcz.pl. Bilety na wydarzenie w przedsprzedaży: 1 dzień - 20 zł, karnet - 30 zł; w dniu imprezy: 1 dzień - 25 zł, karnet - 40 zł.

Od wydania tej popularnej powieści dla dzieci minęło już przeszło 150 lat, nadal jednak pobudza ona małych i dużych czytelników do wędrówek w świat wyobraźni. Tak też prawdopodobnie uczyniła estońska artystka Viive Noor, tworząc międzynarodową wystawę. Do współpracy zaprosiła 72 ilustratorów z 16 krajów, w tym również z Polski. Za zadanie mieli oni pokazać własne, autorskie interpretacje przygód Alicji, na bazie wybranego motywu z książki Lewisa Carrolla. Efekt jest znakomity. „Alicję w Krainie Czarów” w nowych odsłonach będziemy mogli podziwiać już od 30 września w toruńskim CSW. Nie zabraknie tam Królowej Kier, Szalonego Kapelusznika czy Szaraka Susła – w różnych stylistykach i technikach artystycznych: od kolażu, rysunku, litografii, druku cyfrowym, po malarstwo olejne i akwarele. Niezwykłe wrażenia gwarantowane – również u najmłodszych widzów! Wystawie towarzyszyć będą liczne warsztaty. Pierwsze (manualne, związane z tworzeniem ilustracji, dla dzieci w wieku 8-12 lat) odbędą się już 1 października, a poprowadzi je sama Viive Noor. Wstęp na nie będzie kosztował 7 zł. Obowiązują zapisy: edukacja@csw.torun.pl, tel. 56 6109716.

14 i 16

października

październik

Ten miesiąc kojarzy nam się z jesienną melancholią i coraz wcześniej zachodzącym słońcem. By nie poddać się smutnym nastrojom, zapraszamy do spędzenia wieczorów w Multikinie. 3.10. wyświetlimy snowboardową superprodukcję Travisa Rice’a gratkę dla fanów zimowych szaleństw, ale również tych wszystkich, którzy mają ochotę porozkoszować się pięknymi zimowymi krajobrazami. Na ekranie będzie też sporo kultury wysokiej, prosto ze światowej sławy scen teatralnych, takich jak National Theatre, Royal Shakespeare Company czy Globe on Screen. Przykładowo, 4 i 17.10. będzie można obejrzeć „Hamleta”. Oprócz tego 6.10. zapraszamy na „Głębokie błękitne morze”, a 13.10. na „Kupca weneckiego”. Fanów tradycji halloweenowych zachęcamy do obejrzenia „Frankensteina” w dwóch odsłonach: 28.10. z Benedictem Cumberbatchem jako Frankensteinem, a Jonnym Lee Millerem w roli potwora i 31.10. z tymi samymi aktorami w odwrotnych rolach. Mamy również coś dla melomanów: 20.10. „Opera za trzy grosze” i 27.10. „Miss Saigon” z okazji 25-lecia musicalu. Niech ta jesień będzie barwna, wesoła i pełna wzruszeń. Zapraszamy!

październik

HELIOS BYDGOSZCZ - GALERIA POMORSKA 5 i 26 PAŹDZIERNIKA, GODZ. 18.30


męska perspektywa

ZDJĘCIE TOMASZ CZ ACHOROWSKI

FA C E T M USI D O M I N O WA Ć

Kobiety lubią mieć wszystko poukładane i często najchętniej od razu by sobie ustaliły figury, kroki i schematy. W tańcu to nie powinno tak wyglądać. Facet ma decydować, co i jak. Z Robertem Linowskim*, tancerzem, choreografem, mistrzem i wielokrotnym wicemistrzem Polski, twórcą Studia Baliamos, rozmawia Tomasz Skory

Żonę poznał Pan przez taniec? Poznaliśmy się na parkiecie, ale przy pierwszym spotkaniu taniec nas nie połączył. Kiedy po latach spotkaliśmy się ponownie, wtedy zaiskrzyło. Karolina też tańczyła i to pozwoliło nam połączyć naszą pasję z miłością. Czyli nie byli Państwo parą taneczną zanim narodziło się uczucie? Pytam, bo chyba często zdarza się, że takie pary przeradzają się w związki. Przynajmniej tak to wygląda z zewnątrz. Faktycznie, często tak to wygląda i wiele osób myśli, że pary taneczne są razem też w życiu prywatnym. Zdarza się tak, ale nie zawsze. Pary taneczne, które dochodzą do pewnego poziomu, muszą ustalić

32

miasta kobiet.pl

sobie pewne reguły. Profesjonalista potrafi oddzielić życie prywatne od tańca. Jest wiele zawodowych par, które w prywatnym życiu mają innych partnerów. Przykładem jest m.in. Hanna Karttunen, wielokrotna mistrzyni świata w Exhibition Dance, która w tym roku na specjalne zaproszenie Bailamos, zatańczyła po raz pierwszy w Polsce, na festiwalu „Bydgoszcz żyje tańcem”. Jej partnerem tanecznym jest Victor da Silva, a mężem Jone Nikula. Taniec towarzyski wymaga niesamowitej bliskości. Jako ten nietańczący byłbym pewnie zazdrosny! Jest to problem. Ale dla tancerzy bywa to nawet trochę obraźliwe, gdy są w związku typowo zawodowym, a ktoś posądza ich o coś więcej.


męska perspektywa Jesteśmy profesjonalistami - tańczymy, to jest nasza praca i koniec, jednak wyobraźnia ludzi tworzy scenariusze, przez które rodzą się problemy. W przypadku młodych tancerzy, amatorów, rzeczywiście zdarza się, że zaiskrzy, ale profesjonaliści potrafią to oddzielać. Zawodowcom, nieraz po wielu latach wspólnych treningów, zdarzają się nagłe zmiany partnerów tanecznych. Miał Pan takie sytuacje? Niestety, nie obeszło się bez nich. Bardzo dążyłem do zdobycia tytułu mistrza Polski i aby osiągnąć ten cel po drodze z różnych powodów czekały mnie zmiany. Ale też nie było ich wiele. W swojej karierze tanecznej miałem trzy partnerki i chyba tyle właśnie musiało ich być. W tańcu, jak w związku, lepiej być stabilnym? To bardzo dobre zdanie. Zmiany czasem są konieczne, ale ciągłe poszukiwanie partnerki czy partnera powoduje, że para musi zaczynać wszystko od początku. Im mniej zmian, tym szybciej osiągamy sukces. Im dłużej para ze sobą tańczy, tym lepiej się rozumie, ma już wypracowany swój styl, nie musi się docierać. Każda zmiana resetuje wszystko, od choreografii po zgranie charakterów. Á propos charakterów, zdarza się, że partnerzy kłócą się przed samym występem? Oczywiście! Jest nawet taki film pt. „Tancerz” o wicemistrzu świata w tańcach latynoskich, który rozstał się ze swoją partnerką tuż przed ostatnimi, najważniejszymi występami. Świetnie pokazuje napięcia towarzyszące zawodom i to, że gdy nawet się kłócimy, to publiczność z zewnątrz nie może tego zobaczyć. Jeśli mamy jakieś problemy, to nie zabieramy ich na parkiet. Wydaje mi się, że zawód tancerza wymaga wielu poświęceń. Nie cierpią na tym kontakty z najbliższymi? To prawda. Tancerze, tak jak inni sportowcy, wszystko podporządkowują zawodom. A trening pod mistrzostwa to już nie są 2-3 godziny w tygodniu, jak na kursie, ale 6-8 godzin dziennie. Absolutnie nie ma czasu na zabawę. Ale jest to pasja, bez której nie wyobrażamy sobie życia. Teraz już może pracować Pan razem ze swoją żoną. Czy to, że pracują Państwo w jednej szkole, wpływa w jakiś sposób na tę relację? Czasami się słyszy, że jak para pracuje ze sobą w jednym miejscu czy branży, to ma więcej powodów do tego, by się kłócić. U nas jest akurat odwrotnie. Odpowiada nam to, że możemy w domu usiąść i dokończyć rozmowę, którą rozpoczęliśmy w pracy. Doskonale się też uzupełniamy. Karolina jest wspaniałym pedagogiem i uwielbia pracę z dziećmi, jest też taką osobą, która - jak to kobieta - ma wszystko poukładane i zaplanowane. Ja jestem bardziej artystą. Da się odpowiedzieć na pytanie, kto lepiej tańczy, kobiety czy mężczyźni? Kobiety i mężczyźni w tańcu towarzyskim mają inne role. Facet prowadzi partnerkę - to jest taka odgórna zasada. Ale kobiety, tak jak mówiłem, lubią mieć wszystko poukładane i często najchętniej od razu by sobie ustaliły figury, kroki i schematy. Jeśli mielibyśmy się ich trzymać, to kobieta będzie nas prowadzić. A w tańcu to nie powinno tak wyglądać. Facet ma decydować, co i jak. W tańcu nie ma równouprawnienia? Może to nie fair wobec dziewczyn, ale tak się utarło kulturowo. Jeśli spojrzymy na to, kto wygrywa turnieje taneczne na świecie, okazuje się, że prawie zawsze są to pary, w których dominuje facet. Naprawdę rzadko zdarza się dominująca dziewczyna. Nawet w tanecznym żargonie, gdy mówi się o zwycięzcach, w pierwszej kolejności podaje

się nazwisko tancerza, a o partnerce czasem się nawet nie wspomina. Jak środowisko mówi, że turniej wygrała dziewczyna, to już źle świadczy o jej partnerze. W tańcu to facet musi dominować. Agustin Egurrola porównał kiedyś taniec z gotowaniem. Częściej zajmują się nim kobiety, ale jak już facet się do tego weźmie, może osiągnąć niebywały poziom… Coś w tym jest. To jego spostrzeżenia jeszcze z czasów, gdy obaj tańczyliśmy na turniejach. Już wtedy widzieliśmy, że przy naborach bardzo trudno pozyskać chłopców. Tak jest do dziś. Mamy swoją formację taneczną, mamy mistrzów Polski, ale jak robimy nabór, zgłaszają się same dziewczynki. Za to gdy już zapisze się chłopak, to nagle okazuje się, że ma talent. Dla chłopców najtrudniejsze są właśnie te pierwsze kroki wykonane w kierunku studia tańca. Jak już do niego dojdą, to nagle przekonują się, jak jest tu fajne. Zostają i tańczą nawet dużej od koleżanek. Tak sobie myślę, że wolny facet z szkole tańca musi mieć powodzenie… Dokładnie! I partnerek będzie miał kilka do wyboru. To jest fajne hasło na przyciągnięcie chłopaków do studia (śmiech). Ale wciąż jeszcze panuje przekonanie, że facet i taniec towarzyski tak do końca do siebie nie pasują. To prawda, ale na szczęście to się zmienia. W każdym kraju jest inne spojrzenie na taniec. W wielu z nich facet na lekcji tańca to nic niezwykłego, ale w Polsce takiego podejścia uczymy się już długo i pewnie jeszcze długo będziemy. Fajne jest natomiast to, że coraz więcej rodziców widząc, jak ich dziecko reaguje na muzykę, uznaje to za sygnał i zachętę, by wprowadzić je w świat tańca. Oczywiście nie powinniśmy robić nic na siłę, ale na pewno warto spróbować. A jak zachęcić dorosłych do wejścia na parkiet? Pań specjalnie nie trzeba zachęcać, ale zabiegamy o to, by kobiety zaciągały na lekcje też swoich facetów. Kiedy na zajęciach pojawiają się całe pary, to jest nam dużo łatwiej - bo nawet jeśli nauczymy kobietę kroków, to jak będzie potem prowadzić swojego partnera? A gdy nauczymy faceta, jak ma prowadzić, to zatańczy nie tylko z żoną, ale każdą inną kobietą na dowolnej zabawie tanecznej. Dlatego dużo par szuka u nas pomocy przed ślubem. I to nie tylko przed swoim, jest też wiele osób, które wybierają się do znajomych na wesele i chcą potańczyć. Po dwóch wizytach w studiu już sobie radzą i wiedzą, że nie będą siedzieć ani podpierać ścian. Trzeba tylko chcieć się ruszyć i to jest właśnie rola pań, by zmobilizowały panów. W takim razie pewnie powinienem zacząć od pytania: a kto Pana namówił do nauki tańca? W podstawówce moja starsza o rok koleżanka usłyszała o kursie w domu kultury i namówiła mnie, byśmy się zapisali. Tam poznałem instruktorkę, która zobaczyła u mnie predyspozycje i zaproponowała dołączenie do osiedlowego klubu amatorów. Nie startowaliśmy w żadnych zawodach, ale ćwiczyliśmy sobie kroki dla przyjemności. Kilka lat później poznałem Piotra Galińskiego i ludzi z jego szkoły, którzy powiedzieli mi: „Albo będziesz dalej tańczyć, albo się zmarnujesz”. I tak to się zaczęło. A czy po tylu latach pracy, szkoleń i treningów potrafi Pan jeszcze zatańczyć z żoną tylko dla przyjemności? Bez myślenia o tym, czy to jest dobre, poprawne, na poziomie? Na imprezach tańczymy wyłącznie dla przyjemności. Może z racji zawodu trochę lepiej nam to wychodzi, ale nie popisujemy się. Nie czujemy też presji, bo robimy to wyłącznie dla zabawy. To ona jest w tańcu najważniejsza.CP

*Robert Linowski - nauczyciel tańca, zawodowy tancerz i choreograf, mistrz i wielokrotny wicemistrz Polski, finalista licznych międzynarodowych turniejów tanecznych. Twórca i główny choreograf grupy tanecznej Art of Dance ze Studia Tańca Bailamos.

miasta kobiet

październik 2016

33


kobi eta przed si ębi orcza

CHARMSY BIZNESU PO RAZ PIĄTY! Zapraszamy na największe spotkanie kobiet biznesu w naszym regionie! Tegoroczne Charmsy Biznesu odbywają się pod hasłem „Sprzedawać. Z sercem”. Z kim zobaczymy się 7 października w hotelu „Słoneczny Młyn”?

JUSTYNA NIEBIESZCZAŃSKA ORGANIZATORKA CHARMSÓW BIZNESU, SPECJALISTKA PUBLIC RELATIONS Najważniejsze w życiu są marzenia, prawda? I my je spełniamy. Co roku w październiku organizujemy największą w Kujawsko-Pomorskiem konferencję dla kobiet. Zapraszamy na święto kobiet! www.justynaniebieszczanska.pl

JOANNA CZERSKA-THOMAS ORGANIZATORKA CHARMSÓW BIZNESU, WŁAŚCICIELKA AGENCJI MARKETINGOWEJ M4BIZ Charmsy to nasze dziecko. Moje i Justyny. Biznesowe dziecko. Daje nam ogrom satysfakcji, kiedy możemy pomagać kobietom biznesu. W tym roku zapraszamy na jubileuszową, piątą edycję bezpłatnej konferencji. Temat przewodni: „Sprzedawać z sercem”. A za rok? Kolejny temat, kolejna konferencja i nowe kontakty. www.m4bizz.pl

MAŁGORZATA GRUSZKA-ROZNOCH

MARZENA DEMBICKA

PODOLOG

TRENER

Nigdy nie byłam na Charmsach. W tym roku wybieram się po raz pierwszy. Dlaczego? Bo przychodziły do mnie Klientki i opowiadały o konferencji. W zeszłym roku poznałam Joannę i związałyśmy się biznesowo. Czekam z niecierpliwością na 7 października. Do zobaczenia!

Charmsy Biznesu są dla mnie, od kilku już lat, najważniejszym jesiennym wydarzeniem. Wzmacniają mnie w tym, co daję innym i co robię dla siebie. Wieczorne after party jest wyborną okazją do nawiązywania relacji. Poznajemy biznesy wokół nas. To ważne, ponieważ daje nam możliwość wzajemnego wspierania się.

www.podolog.bydgoszcz.pl

www.marzenadembicka.pl

BARBARA WIŚNIEWSKA

MONIKA BUŃKOWSKA

BRAFITTERKA

FOTOGRAFKA OD ZADAŃ SPECJALNYCH

Charmsy błyszczą, zachwycają. Piękna inicjatywa. Joanna i Justyna robią coś wyjątkowego. Inspirują, pobudzają do działania. Cieszę się, że raz w roku możemy spotkać się w kobiecym gronie i pogadać o biznesie.

Wyjątkowe spotkanie wyjątkowych kobiet. Spotkanie kobiet aktywnie realizujących swój plan życia i tych, które poszukują swojej właściwej drogi. Charmsy Biznesu są zdecydowanie wyjątkowe, przez duże „W”. Polecam!

www.butikbardotka.pl

www.fotom.info

Więcej szczegółów: www.charmsy-biznesu.pl


006744474


006718681


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.