nasze miejsca spotkań
sierpień 2015
NIE
SK ANDALIZUJEMY
JOANNA DARK
WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch, tel. 52 32 60 798 l.tataruch@expressmedia.pl Teksty:
W dobrym nastroju Lipiec właśnie mija, a my z tej okazji proponujemy lekko zmodyfikowaną wersję znanego wszystkim testu na optymizm, z pytaniem o szklankę - w połowie pełną lub pustą. Czy Waszym zdaniem połowa wakacji jest już za nami, czy dopiero się rozpoczyna? My stawiamy na tę drugą wersję. W takim nastroju przygotowaliśmy najnowszy numer „Miast Kobiet”. Jest w nim dużo kolorów, między innymi za sprawą Kasi Puchowskiej, malarki, która opowiedziała nam o swoich abstrakcyjnych obrazach (str. 26-27). Jest coś o miłości - tej długoletniej, dzięki której wiele chwil z życia naszych bohaterów przypomina nieustające włoskie wakacje, pachnące świeżą oliwą i pomidorami (str. 28-29). Kulinarne inspiracje znajdziecie też na stronach z przepisami przygotowanymi przez nasze Czytelniczki (str. 18-19). Nie zapominamy o śmiechu, choć przewrotnie, potraktowaliśmy go całkiem serio. Czytając tekst Justyny Król o terapiach śmiechem (str. 10-11) przekonacie się, że taka werbalna radość, czasem nawet wymuszona czy sprowokowana, potrafi zdziałać cuda. Są na to dowody! Nie skandalizujemy, jak mówi w wywiadzie Joanna Dark (str. 6-8). Pozwoliliśmy sobie jednak na odrobinę pikanterii, śledząc aktywność użytkowników portali erotycznych (str. 12-14) i podglądając japońskie hotele miłości (str. 22). Jest barwnie, wesoło i gorąco… z jedną refleksyjną nutą w tle. Tym, którzy nawet w wakacje nie chcą odcinać się od poważniejszych tematów, proponujemy tekst Dominiki Kucharskiej o tym, jak radzić sobie po stracie bliskiej osoby (str. 20-21). W letnim wydaniu „Miast Kobiet” nie jest więc tak całkiem lekko, bo wiemy, że życie każdej z nas nie jest wyłącznie przyjemne nawet w najbardziej słoneczne wakacje.
LUCYNA TATARUCH redaktorka prowadząca „MIASTA KOBIET”
2
miasta kobiet
sierpień 2015
Jan Oleksy j.oleksy@expressmedia.pl Dominika Kucharska d.kucharska@expressmedia.pl Justyna Król j.krol@expressmedia.pl Lucyna Tataruch l.tataruch@expressmedia.pl Jarosław Hejenkowski j.hejenkowski@expressmedia.pl Janusz Milanowski j.milanowski@expressmedia.pl Dorota Kowalewska Joanna Shigenobu Zdjęcie na okładce: MAGIC RECORDS Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak Sprzedaż: Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 a.suminska@express.bydgoski.pl Michał Kopeć, tel. 56 61 18 156 m.kopec@nowosci.com.pl
CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 p.krol@expressmedia.pl
ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.Nowosci.ExpressBydgoski
„Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca, jako dodatek do „Expressu Bydgoskiego” i „Nowości - Dziennika Toruńskiego”. Przez cały miesiąc są dostępne również w 91 miejscach w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl
na piêkno na zdrowie
a t p e c e R Mówi się o Was, że macie bardzo konkurencyjną ofertę względem innych drogerii. Od kiedy zagościliście w Toruniu? W naszej ofercie mamy w nieustającej promocji perfumy, kosmetyki do codziennej pielęgnacji oraz marki, na które mamy wyłączność - Ahava, Debby, Uriel, Moraz. Polecamy specjalne promocje w ramach programu „Mamy dzieci” dedykowanego mamusiom i ich pociechom. Super-Pharm to sieć sklepów typu drugstore łączących aptekę, drogerię i perfumerię w jednym miejscu. To oryginalna koncepcja 3 w 1. W Polsce firma istnieje od 2001 roku. Obecnie Super-Pharm Poland to 59 sklepów na terenie całego kraju. Na toruńskim rynku jesteśmy obecni już od 10 lat. W październiku obchodzimy urodziny, na które już dzisiaj gorąco zapraszamy do naszego salonu przy Czerwonej Drodze 1/6. Wasze hasło „Recepta na piękno – Recepta na zdrowie” wyjaśnia wszystko, czym się zajmujecie... konsultanci zatrudnieni Doświadczeni w Super-Pharm oferują profesjonalną poradę i miłą obsługę w zakresie zdrowia, urody i pielę-
gnacji. Pomogą jak wybrać produkty, dzięki którym zadbamy o zdrowie i dobre samopoczucie. Eksperckie doradztwo to znak firmowy Super-Pharm. Jakimi nowościami zaskakuje aktualnie Super-Pharm swoich klientów? Serią Life? Tak, Life to marka własna drogerii Super-Pharm, charakteryzująca się ofertą produktów wysokiej jakości w przystępnej cenie. Misją marki Life jest obecność w prawie każdej kategorii oferty drogerii Super-Pharm i codziennym życiu klientów. Polecam ostatnie nowości marki Life: żele (4 zapachy) i peelingi pod prysznic (3 zapachy), mydła w płynie z wygodnym dozownikiem (3 zapachy), pomadki i wazelinki do pielęgnacji ust oraz dwustopniowe zabiegi kosmetyczne na twarz (5 rodzajów). Super-Pharm słusznie kojarzy się z promocjami, profesjonalnym doradztwem w zakresie doboru kosmetyków, programem dla klubowiczów LifeStyle. Czym jeszcze się wyróżniacie? Czym możecie się pochwalić? Super-Pharm kładzie szczególny nacisk na artykuły dla dzieci. We wszystkich czterech kate-
goriach (pieluchy, żywność dla dzieci, artykuły toaletowe i akcesoria) stale oferuje atrakcyjne promocje. Dodatkowo możemy pochwalić się szeroką ofertą perfum wielu prestiżowych marek, kosmetykami do pielęgnacji twarzy, ciała, włosów oraz topowymi markami produktów do makijażu. Jako jedyni w Polsce posiada w ofercie (na wyłączność) kosmetyki z Morza Martwego AHAVA. Drogeria Super-Pharm może pochwalić się bardzo szeroką gamą dermokosmetyków najlepszych polskich i zagranicznych producentów. Warto jeszcze wspomnieć o Klubie LifeStyle, czyli programie lojalnościowym stworzonym specjalnie dla Klientów Super-Pharm by móc stale zapraszać ich do udziału w organizowanych promocjach i nagradzać za robione tu zakupy. Dzięki karcie Klubu Lifestyle Klienci mają wyjątkowy dostęp do świata nagród i specjalnie dla nich przygotowanych ofert. Osoby, które chciałyby przystąpić do klubu – mogą zapisać się do niego bezpłatnie na stronie www.klublifestyle.pl lub bezpośrednio w drogerii Super-Pharm.
554715TRTHA
Kruszyk, Rozmowa z Anną menedżerką ruń w Super-Pharm To
RILKE BIUSTONOSZ 75 zł
W rybackiej sieci
STRADIVARIUS PONCZO Z AŻUROWYM WZOREM 90 zł
PARFOIS TORBA 100 zł
DEEZEE SZPILKI 70 zł
MOHITO BLUZA 50 zł
KAZAR BALERINY 260 zł
H&M GÓRA OD BIKINI 60 zł
MOHITO SPÓDNICA 90 zł
H&M SUKIENKA 130 zł
APART SREBRNY PIERŚCIONEK 180 zł
CARRY PASEK 18 zł
RILKE BODY 120 zł
20815T4JBA
jej portret
NIE SKANDALIZUJEMY Bycie artystą to niełatwy zawód. Kapryśny. Trzeba mieć twardy tyłek, nie mieć miękkiego serca i być bardzo odpornym. Końskie zdrowie też się przyda. To trudne środowisko i nie jest różowo. Ale kto powiedział, że będzie? Z wokalistką Joanną Dark* rozmawia Jan Oleksy ZDJĘCIE: MAGIC RECORDS
jej portret Co porabia Joanna Dark? W zeszłym roku skończyłam podyplomowe studia na Wydziale Kształcenia Głosu i Mowy Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Od jakiegoś czasu SWPS jest już uniwersytetem, w moim życiu trzecim, po toruńskim UMK i warszawskim UW. Jestem teraz dyplomowanym trenerem głosu i mowy. Przygotowuję swoich uczniów do wystąpień publicznych. Bardzo przydają mi się w tej profesji moje doświadczenia sceniczne. A poza tym normalnie sobie żyję. Normalnie w Warszawie? Przeprowadziliśmy się właśnie niedawno z Powiśla na Żoliborz. Powiśle jest piękne, ale zrobiło się niezwykle głośne i tłoczne. Tu na Żoliborzu jest nie tylko pięknie, ale i cicho. Zwykła codzienność? U nas nie jest ona taka całkiem zwykła. Zawsze coś się dzieje, albo u męża, albo u mnie. Nie nudzimy się. Nieraz zastanawiam się nad tym, czy dwoje artystów może w ogóle żyć zwykłym życiem? Od czasu kiedy nasz syn Ksawery poszedł do szkoły, żyjemy innym tempem, rytmem roku szkolnego. W związku z tym planujemy wyjazdy i aktywności rodzinne pod kątem dni wolnych syna. Jesteśmy mocno ze sobą związani, bardzo lubimy przebywać razem. Korzystamy z tego, że oboje uprawiamy wolne zawody. Możemy spędzać z synem więcej czasu niż inni rodzice. Dzielicie się obowiązkami w wychowaniu? Ja zajmuję się organizacją i planowaniem naszego życia. Zapewniam spokój domowego funkcjonowania. Ksawery zaś spędza z tatą dużo czasu chodząc do kina, na spacery, grając w gry lub wyjeżdżając w ciekawe miejsca… Obowiązki nieźle się rozkładają. Bardziej czuje się Pani artystką, matką czy żoną? Po prostu wszystkim naraz. Nie ustawiamy hierarchii? Nie, bo wszystko, co robimy, jest dla nas naturalne. Nie skandalizujemy, nie dostarczamy Ksaweremu powodów, by się musiał wstydzić w szkole. Syn widzi, że wychowuje się w normalnej rodzinie. W której klasie jest teraz Ksawery? Właśnie zdał do szóstej. To już poważny wiek! Dosyć poważny, a w związku z tym, że dużo obcuje z dorosłymi, to jest wymagającym rozmówcą (śmiech). A wykazuje jakieś artystyczne zdolności? Pięknie maluje, jest wspaniałym kolorystą. Lepi niezwykłe stwory z gliny i plasteliny. Były pewne prośby, żeby chodził do szkoły muzycznej, przez moment uczył się gry na fortepianie, ale
zarzucił to. Moje próby namawiania go do gry na instrumencie skończyły się niepowodzeniem. Jest za to zapalonym czytelnikiem. Zaczął czytać szybko, w wieku pięciu lat. Gdy miał siedem, to w ciągu dwóch weekendów przeczytał całego „Harry’ego Pottera”. Jest tylko trochę osamotniony na tej planecie z tym swoim zamiłowaniem. Z czytaniem teraz kiepsko u dzieci… Ale nie czyta całymi dniami. Zajmują go również gry komputerowe, playstation. Nie wiem, co będzie robił w życiu… Na razie wyrasta na fajnego i dowcipnego faceta. Może z czytania przejdzie do pisania - śladami swego sławnego ojca? Mąż mówi, że nie życzy mu tego, bo to bardzo samotny zawód. Samotny, ale daje dużo radości i satysfakcji. Pani mąż, Marek Dutkiewicz, pewnie się cieszy, że jest autorem ponadczasowych przebojów… Państwo jesteście ze sobą już bardzo długo? 24 lata. Za rok okrągła rocznica. Ma Pani jakiś patent na wspólne życie, żeby tyle lat ze sobą być i się sobą nie znudzić? Myślę, że wciąż mamy ze sobą o czym rozmawiać. Wiele spraw nas łączy. Poza tym my się po prostu przyjaźnimy. Po tylu latach to bezcenne. Wykonujemy dosyć interesujące zawody, zawsze jest o czym rozmawiać. Łączy nas wspólne grono przyjaciół z naszego środowiska. Nasz związek jest dojrzały, zwyczajnie cenimy sobie bycie razem. Dzieli Was dość duża różnica wieku. Chyba 16 lat? Być może to jest jakiś klucz wzajemnego zrozumienia. Faceci rówieśnicy są raczej mniej dojrzali niż kobiety… Nie czujemy tej różnicy, ani w jedną, ani w drugą stronę. Może być ona istotna i zauważalna jedynie dla kogoś z zewnątrz. „Wielką czułość ci dam, bilet aż do nieba bram zafunduję ci”. To cytat z piosenki „Luz blues” napisanej przez pana Marka. To o Pani? Żałuję, ale nie. Kiedy Marek to pisał, nie znaliśmy się jeszcze. Marek napisał dla mnie całą pierwszą płytę „Senna jak lawina” i połowę drugiej - „Dark Night”. Na trzecią płytę specjalnie dla mnie napisał z Sewerynem Krajewskim tytułowy utwór „Dziś Bar Nostalgia”. Reszta tej płyty to światowe evergreeny w nowych wykonaniach. Myślę, że bywam dla niego muzą bardzo często. Zwłaszcza przy porannej jajecznicy (śmiech). Słuchałem płyty „Bar Nostalgia”. Przeniosła mnie do „królestwa marzeń”. Skąd wziął się na nią pomysł? Z pianistą Bogdanem Hołownią zagraliśmy kiedyś piękny koncert w toruńskim Baju Pomorskim. Towarzyszyli nam Paweł Pańta i Czarek Konrad, czyli kiedyś niezwykła sekcja wielkiego
Andrzeja Kurylewicza. Dziś tworzą wspaniałe trio z Włodkiem Pawlikiem. Poznałam ich, śpiewając w Piwnicy Wandy Warskiej. Zamarzyło mi się, by nagrać na płycie taki koncert z moimi ukochanymi piosenkami. To było ryzykowne, ale bardzo przyjemne doświadczenie. Ryzykowne? Chyba dlatego, że jest to jednak muzyka dla koneserów. Nie popowa, a klimatyczna. To niezwykła płyta. Pełna wspaniałych muzyków i niepowtarzalnych solówek. Kilka z nich to światowa półka. Kusi już sama okładka. Pani zrobiona na lata 30. Do twarzy Pani w tej stylizacji! Bardzo dobrze czuję się w tamtej stylistyce. W takich strojach, śpiewając właśnie takie piosenki. Dzisiejsze czasy są zupełnie inne. Jest dużo trudności. Jeśli nie pisze się o własnych nieszczęściach i przygodach, co mnie akurat nie interesuje, to nie jest łatwo dla takiego głosu jak mój stworzyć repertuar. I muzycznie i tekstowo. Powiedzmy, że tekstowo, to mogłabym dzięki Markowi mieć najlepszy materiał, ale z kompozycjami jest problem. Więc kiedy nadarzyła się okazja, nagrałam tę wymarzoną płytę. Niezapomniana jest także Pani piosenka „Krąg życia” do polskiej wersji słynnego „Króla lwa”. To było dawno temu. Poszukiwano wykonawcy do zaśpiewania tej polskiej wersji. Wielu artystów jakoś sobie z nią nie radziło. Wówczas Małgosia Kożuchowska, wiedząc, że poszukują niskiego głosu, poleciła mnie. Poszłam, nagrałam. Miło było usłyszeć radosne „WOW!” po wysłuchaniu mojej wersji przez ludzi ze studia Walta Disneya. Do dziś fani tej wersji utrzymują ze mną kontakt. Czy wykonując piosenkę do bajki, myślała Pani, że kiedyś będzie mogła ją zaśpiewać swojemu dziecku? Chyba nie, ale Ksawery bardzo lubi ten film i moją piosenkę. Przez pewien czas był także fanem „Metra”. Cztery lata temu była dwudziesta rocznica musicalu. Obejrzał z wypiekami na twarzy jubileuszowy spektakl. Teraz woli jednak bardziej rockandrollowe klimaty. Z „Metrem” spędziła Pani trochę czasu… W „Metrze” występowałam dwa lata, zagrałam 500 przedstawień. Jak to się zaczęło? Po trzecim roku studiów na UMK przeniosłam się do stolicy i pedagogikę dokończyłam już na Uniwersytecie Warszawskim. Trafiłam na ostatnie eliminacje do „Metra” i zostałam przyjęta. Toruń o Pani pamięta? Czy ja wiem… Ale jeśli nie, to chyba robi błąd. Ja wciąż go noszę w sercu. miasta kobiet
sierpień 2015
7
jej portret Co Pani przywołuje w pamięci z tego miasta? Hasło Toruń to przede wszystkim moja rodzina, a także Lucyna Sowińska i jej Studio Poetyckie. To są dwa główne punkty na mapie mojego rodzinnego miasta. Studio Poetyckie to miejsce, które najbardziej odcisnęło się na mojej osobowości. To, czego się w nim nauczyłam, procentuje przez całe życie. To było wspaniałe, owocne sześć lat.
Jest Pani absolwentką „piątki”. Wspomina Pani ogólniak? Miałam bardzo ciekawą, pełną znakomitych osób klasę i zawsze serdecznie ją wspominam. Profesor Gołaszewska, która była naszym wychowawcą, to również niezwykła postać. Z przyjaciółmi spotykamy się przy okazji rocznic. Zawsze jest to miłe. W tym roku będzie Pani świętować okrągłe urodziny. Czy to przekroczenie jakiejś magicznej granicy? Mnie zawsze o to pytali, a ja odpowiadałem, że jak skończyłem pięćdziesiątkę, to nic się szczególnego nie wydarzyło. Mam pomysł, by zorganizować koncert rocznicowy. Oczywiście pojawiają się różne refleksje, ale wieku jeszcze specjalnie nie czuję ani w kościach, ani na twarzy, więc jakoś mnie to szczególnie nie boli. Co uważa Pani za swój największy sukces? Największy sukces to moja rodzina. Totalna baza. Myślę, że jeszcze różne rzeczy przede mną, więc nie pora na podsumowania. Nie wiadomo, co przyjdzie mi do głowy. Realizacja planów, zwłaszcza tych płytowych, zależna jest jednak od możliwości finansowych… Często zastanawiam się nad tym, czy artyście łatwiej się żyje czy trudniej, gdy patrzy na to, co dzieje się dookoła… Jeżeli jest się artystą niepogodzonym, to pewno trudniej, bo to niełatwy zawód. Kapryśny. Trzeba mieć bardzo twardy tyłek, nie mieć miękkiego serca i być bardzo odpornym. Końskie zdrowie też się przyda. To jest bardzo trudne środowisko. Nie jest różowo. Ale kto powiedział, że będzie… Choć kiedyś bywało łatwiej. Myślę, że show-biznes stał się bardzo drapieżny, bezwzględny. Wszędzie liczą się tylko słupki oglądalności. Ale taki jest cały świat! Nigdzie nie jest inaczej. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcemy w to wchodzić i brnąć, brać udział w tej grze czy nie? Jak mi się coś nie podoba, to się wycofuję. Sądzę, że jest Pani osobą szalenie delikatną. Jestem osobą o dwóch obliczach. Delikatną i twardą jednocześnie.
8
miasta kobiet
sierpień 2015
ZDJĘCIE: Paweł Krzywicki
Z dużą radością widywalibyśmy Panią na toruńskiej scenie. Wystarczy mnie tylko zaprosić.
dyskretnie przywołana palcem przez pewną elegancką blondynkę. Wszyscy mnie ponaglali, bym szybko do niej podeszła, bo to ktoś bardzo ważny. Okazało się, że to żona pana Zbigniewa Brzezińskiego. Powiedziała mi kilka miłych rzeczy, a na koniec stwierdziła: „pani tu zrobić big success. Proszę tu zostać”. Ale nie zostałam, tylko wróciłam.
JOANNA DARK Z RODZINĄ - MĘŻEM MARKIEM DUTKIEWICZEM I SYNEM KSAWERYM
Kruchość jest pozorna? W niektórych sytuacjach jestem bardzo zdecydowana. To akurat w dzisiejszych czasach jest dobre. Spytam Panią jeszcze, jako piękną kobietę, czy uroda ma znaczenie? Czy ładnym jest łatwiej w życiu? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć, bo nie wiem, co to znaczy być ładnym albo nieładnym? To pojęcie względne. Oczywiście, można zawsze myśleć o pięknie wewnętrznym… Raczej łatwiej powiedzieć, czy ktoś jest atrakcyjny lub nieatrakcyjny niż ładny czy brzydki. Naprawdę pięknych ludzi nie jest aż tak dużo. Do nich się nie zaliczam, choć niektórzy twierdzą, że jestem atrakcyjna… Raczej jestem bardziej charakterystyczna niż większość społeczeństwa, przez wysoki wzrost, niski głos, włosy. Jednak u nas w Polsce zbyt duża oryginalność jest raczej przeszkodą, zupełnie inaczej niż na całym świecie.
Nostalgia za krajem? Wierzby, bociany… Nie bociany, tylko Marek! Wróciłam, bo już wtedy byłam z nim związana. A co takiego Marek miał, że warto było wrócić? Dzisiaj, to bym się musiała długo zastanawiać, ale wtedy było to dla mnie oczywiste, nie podlegało dyskusji (śmiech). Co Pani się się w nim najbardziej podoba, co Pani ceni? Inteligencję, dowcip i delikatność. A wracając do wspomnianej oryginalności - blondynka, która się nazywa „Dark”, to duża przewrotność. Pseudonim wymyślił mój mąż, jeszcze jak byłam w Nowym Jorku. Tak, żeby zacząć nowe życie pod przewrotnym nazwiskiem. Fajne, bo dowcipne. Nie każdy to odbiera jak pan. Na początku musiałam się długo i gęsto z tego tłumaczyć. Wiele, wiele osób było szalenie oburzonych. Za skojarzenie z bohaterką narodową Francji, Dziewicą Orleańską? Za skojarzenie, i w ogóle za pomysł… Dotyczyło to chyba tylko pewnych kręgów ponuraków. Mnie się podoba. To miłe!CP napisz do autora j.oleksy@expressmedia.pl
Czyli ściągamy takie osoby do dołu? Nie wiem, czy do dołu, ale… obserwuję równanie do… …średniego poziomu… Właśnie tego nie cierpię, nie znoszę. Uważam, że oryginalność, indywidualność, wyjątkowość powinny być premiowane i doceniane. A takie tworzenie zunifikowanych zastępów dla korporacji mnie przeraża. Nadal nie wiem, czy uroda pomogła Pani w karierze? Było takie zabawne zdarzenie po premierze musicalu „Metro” w Nowym Jorku. Kiedy siedzieliśmy na uroczystym bankiecie w słynnej restauracji Towern of Green w Central Parku, zostałam
*Joanna Dark Ur. w Toruniu w 1965 r., wystąpiła w 500 spektaklach w brodwayowskim składzie musicalu „Metro”. Wydała płyty: „Nie bój się latania”, „Dark Night”, „Bar Nostalgia” oraz piosenki na płycie „Agnieszka”. Aktualnie przygotowuje jubileuszowy koncert. Żona Marka Dutkiewicza, mama 12-letniego syna Ksawerego. Dziękujemy firmie MAGIC RECORDS za udostępnienie zdjęć Joanny Dark, wykonanych podczas sesji fotograficznej do płyty„Bar Nostalgia”.
gorące trendy N A
P L A Ż Ę
Bądź modna na plaży! Kolorowy strój połączony ze zwiewną tuniką i szortami to nasz must-have latem. Obowiązkowymi akcesoriami w tym sezonie są też kapelusz oraz duża torba. Plażowy look uzupełnią okulary oraz biżuteria, która sprawi, że będziemy prezentować się niezwykle modnie. CHANGE strój kąpielowy (biustonosz) - 111,93 NEW YORKER tunika plażowa - 69,95 MEDICINE spodenki - 79,90 C&A kapelusz- 34,90 C&A torba plażowa - 79,90 PARFOIS okulary - 49,90 HOUSE naszyjnik - 24,99 HOUSE bransoletka - 9,99 HOUSE sandały - 49,99
Adres: ul. Jagiellońska 39-47, Bydgoszcz
NA
LETNIĄ
RANDKĘ
Nadająca nuty romantyzmu i delikatności sukienka, w połączeniu z torebką z frędzlami świetnie sprawdzi się na co dzień podczas upałów. Swobody stylizacji dodaje jeansowa kurteczka oraz lekkie espadryle. To także idealna stylizacja na wakacyjną randkę z ukochanym.
FRYZURA
MAKE-UP
Tylko dla Panów przy usłudze strzyżenia kosmetyki męskie i dowolna pielęgnacja -30%. C.H. Focus Mall w Bydgoszczy
D O
P R A C Y
Elegancko, kobieco i jednocześnie wygodnie w pracy? Modne od kilku sezonów spodnie w kwiaty zestawiamy z jednolitą bluzką i smokingową kamizelką. Szyku stylizacji dodają szpilki oraz delikatna biżuteria. NEW LOOK bluzka - 99,99 NEW LOOK kamizelka - 99,99 NEW LOOK buty - 99,99 ORSAY spodnie - 149,99 ORSAY bransoletka - 34,90 HOUSE torebka - 119 LYNX OPTIQUE okulary - 750
Zapraszamy na zakupy do Focus Mall Bydgoszcz!
945815BDBHA
PROMOD sukienka - 124 PROMOD kurtka jeansowa - 169 NEW YORKER buty - 54,95 NEW YORKER torebka - 69,95 LYNX OPTIQUE okulary - 499 PARFOIS naszyjnik - 59,90 PARFOIS bransoletki - 14,90 i 19,90 TRIUMPH biustonosz - 99,90
zdrowie
ŚMIECH całkiem na serio
Warto nauczyć się śmiać na zawołanie, traktując to jak ćwiczenie, niczym pompki czy przysiady, które robimy dla zdrowia. TEKST: Justyna Król
B
anda świrów - pomyślałam oglądając filmiki na You Tube, pokazujące grupę ludzi podczas tzw. śmiechoterapii. I wcale nie chodziło o poziom absurdu w dowcipie. Sęk w tym, że nie towarzyszyło temu nic, co kojarzyłoby mi się z jakąkolwiek formą żartu, choć tego w najbardziej kabaretowym stylu się spodziewałam. Zamiast tego zobaczyłam ludzi wydających z siebie dziwne okrzyki typu „ho, ho, ho”, „cha, cha, cha”. Brzmiało to niezbyt naturalnie i wcale nie przypominało śmiechu. O co tu chodzi?
10
miasta kobiet
sierpień 2015
Odpowiedzi postanowiłam poszukać w bydgoskim Klubie Śmiechu. Pan, który mnie przywitał, ze stoickim spokojem zaczął opowiadać o swojej terapii. Pierwszą myślą w mojej głowie było pytanie: w jaki niby sposób on miałby mnie rozśmieszyć? Jakoś przecież musi. Jakby nie było, to certyfikowany lider uśmiechu.
UDAJEMY DO SKUTKU - Z boku może to wyglądać dziwnie, bo my faktycznie ten śmiech udajemy. Oszukujemy
nasze ciała, bazując na zestawach ćwiczeń. Brzmi to nielogicznie? Już tłumaczę - zaczyna Leszek Biegała. - Joga śmiechu wywodzi się z Indii, powstała kilkanaście lat temu. Jej prekursor był lekarzem, który pisał pracę na temat śmiechu. Szybko zorientował się jak zbawienny wpływ śmiech ma na ludzi. I nie tylko ten sytuacyjny, spowodowany czymś zabawnym. Chodzi o konkretne ruchy przepony, które on wywołuje. Bodźce, które skutkują produkowaniem pozytywnej chemii w mózgu - i na tym to bazuje - tłumaczy.
zdrowie Nad faktem, że skutki śmiechu wymuszonego są identyczne jak te wywołane śmiechem naturalnym, pochylił się też niemiecki psycholog, który w swym słynnym „badaniu ołówkowym” dowiódł, że już sam uśmiech wpływa nawet na percepcję. Poprosił on ochotników, by przeczytali i ocenili komiks. Część miała trzymać w zębach ołówek, czytając z charakterystycznym grymasem radości na twarzach. Pozostałym kazano ten sam przedmiot włożyć do ust, tak by nie mogli naprężyć mięśnia jarzmowego, odpowiedzialnego za uśmiech. Okazało się, że ci pierwsi ocenili komiksy, jako dużo zabawniejsze.
SETKI SPOSOBÓW NA ŚMIECH Już jakiś czas temu badania nad śmiechem i jego skutkami stały się modne. Zaczęły powstawać konkretne zabawy śmiechowe - ćwiczenia mające pobudzić przeponę do charakterystycznych ruchów. Dziś są ich setki, jedno trwa zwykle kilka minut. Zaczęto też otwierać kluby śmiechu, które na razie w naszym kraju można jeszcze policzyć na palcach jednej ręki. - Zajęcia ze śmiechoterapii odbywają się zaledwie w kilku miastach Polski - w Bydgoszczy, w Toruniu, we Wrocławiu i Warszawie. Na świecie działa ich mnóstwo - zapewnia Leszek Biegała. Trudno się dziwić. Jak mówi chińskie przysłowie: minuta śmiechu przedłuża życie o godzinę - i jest w tym dużo prawdy. Ten wibrujący ruch jest jednocześnie masażem dla serca, płuc, żołądka i przewodu pokarmowego. Pod wpływem tej intensywnej pracy mięśni przepony i klatki piersiowej nasz organizm dostaje więcej tlenu, a więcej tlenu, to lepiej ukrwione i szybciej bijące serce. DZIESIĘĆ MINUT DLA ZDROWIA Udowodniono też, że dziesięć minut śmiechu dziennie daje dokładnie tyle samo relaksu, co dwie godziny odpoczynku, bo śmiech sam w sobie służy rozładowaniu wszelkich napięć, zredukowaniu stresu i poprawieniu nastroju. Tymczasem badania pokazują, że tak jak dzieci w wieku przedszkolnym śmieją się czterysta razy dziennie, to już dorośli jedynie piętnaście. - Dlatego właśnie warto nauczyć się śmiać na zawołanie, traktując to jak ćwiczenie, niczym pompki czy przysiady, które robimy dla zdrowia - zachęca lider uśmiechu. Osoby, które często się śmieją, rzadziej chorują na choroby układu krążenia. Co więcej - śmiech podnosi odporność. Amerykańska lekarka, badając ślinę pacjentów, którzy kilka minut wcześniej obejrzeli komedię, wykryła w niej zwiększoną ilość immunoglobiny. Z kolei endorfiny, czyli hormony szczęścia, które wydzielają się, kiedy się śmiejemy, nie bez powodu są nazywane naturalną morfiną - mają działanie przeciwbólowe. Śmiech jest więc także doskonałym uśmierzaczem bólu, a terapie śmiechowe mogą być zbawienne dla ludzi chorych. Już w połowie minionego stulecia amerykański lekarz, znany jako Patch Adams, założył na nos czerwoną kulkę i jako dr Clown ruszył rozśmieszać małych pacjentów szpitala.
Popularna śmiechoterapia pomaga dziś wielu podopiecznych oddziałów onkologicznych. Świetnie sprawdza się też między innymi przy leczeniu depresji.
CUDOWNE OZDROWIENIA? Odnotowano kilka spektakularnych wyleczeń, w których istotną rolę odgrywał śmiech. Znany jest przypadek amerykańskiego pisarza Normana Cousinsa, chorującego na ciężką chorobę autoimmunologiczną. Wiedząc, że depresja zmniejsza szansę na wyleczenie, zmienił on salę szpitalną na łóżko hotelowe, a leki uśmierzające silny ból, który mu towarzyszył, na ogromne dawki komedii w wydaniu między innymi braci Marx. Choroba się cofnęła, o czym doniesiono w czasopiśmie medycznym „New England Journal of Medicine” oraz książce „Anatomia choroby widziana oczami pacjenta: refleksje na temat zdrowienia i regeneracji”. Dziś cudowny wpływ śmiechu wykorzystywany jest na wiele sposobów. Wolontariusze polskiej Fundacji dr Clown wygłupiają się, podskakują i robią śmieszne miny na oddziałach szpitalnych w ponad czterdziestu miastach. W książce „Doktor klaun! Terapia śmiechem, wolontariat, edukacja międzykulturowa” autorstwa P. P. Grzybowskiego czytamy, że śmiechu nie można traktować wyłącznie jako zabawy, a należy go postrzegać jako poważną dziedzinę aktywności, wymagającą odpowiedniego przygotowania i rozwagi w sferze praktyki. Autor podkreśla, że śmiech niejedno ma imię, może mieć charakter towarzysko-rozrywkowy, medytacyjno-relaksacyjny, psychoterapeutyczny, medyczny i opiekuńczo-edukacyjny, a nawet biznesowy. ANTYSTRESOWO I INTEGRACYJNIE Takie terapeutyczne działanie śmiechu przydaje się i ludziom biznesu, i ludziom nauki. - W biznesie stres jest bardzo duży, dlatego warto wykorzystać śmiech choćby podczas przerw w pracy. Najlepiej wykonywać ćwiczenia śmiechowe w grupie. Na początku wydaje się to sztuczne, ale to naprawdę działa - przekonuje Leszek Biegała. Bywa, że przed ważnymi spotkaniami zarządy korporacji zamawiają komika, który ma rozładować napięcie. W wielu dużych firmach profesjonalni trenerzy realizują szkolenia dla całych zespołów pracowników, w tym menedżerów, ucząc jak odreagowywać stres w pracy, właśnie dzięki dobroczynnemu wpływowi śmiechu. Wspólne śmianie się to też świetna recepta na udaną imprezę integracyjną i poprawę relacji międzyludzkich w grupie. A to wszystko, jak wiadomo, przekłada się na jakość pracy i jej efekty. Na Zachodzie popularne jest nawet serwowanie zabawnych anegdot podczas wykładów uniwersyteckich, dzięki czemu studenci lepiej się koncentrują i zapamiętują. Po prostu, śmiech trudno przecenić!CP napisz do autora j.krol@expressmedia.pl
ĆWICZ ŚMIECH! 1. KOŁO ŚMIECHU Uczestnicy ustawiają się w kółku. Robią krok do przodu, klaszczą dwa razy i mówią „cha cha”, po czym robią krok to tyłu, klaszczą i mówią „hi, hi”. 2. PRZYWITANIE ŚMIECHEM Podajemy sobie ręce i śmiejemy się do siebie serdecznie. 3. ZAPROSZENIE Ćwiczenie w parach: jedna osoba rysuje w powietrzu wyobrażone drzwi. Śmiechem i gestem zaprasza drugą osobę do przejścia przez drzwi. Druga udaje przestraszoną, nieśmiałą - gestem i śmiechem się opiera. Do czasu. 4. DYRYGENT Jedna osoba trzyma niby-batutę (np. mazak) i dyryguje śmiechem. Im wyżej trzyma batutę, tym głośniej grupa się śmieje. 5. ŚMIECH NA ZAPAS Wszyscy przygotowują sobie jakiś wyobrażony zbiornik na śmiech, na przykład torebkę, plecak, a potem naśmiewają się do tego zbiornika, żeby mieć śmiech i dobry humor zawsze pod ręką.
miasta kobiet
sierpień 2015
11
temat
NAGA KRYSTYNA I SZEŚĆ TYSIĘCY FANÓW Zbiornik to najbardziej popularny polski portal erotyczny. Jeśli myślicie o takich miejscach jako o siedlisku zepsucia i rozpusty, to pewnie macie rację, ale uprzedzam - prawdopodobnie swoje konto ma tu wasza sąsiadka i pan, który codziennie sprzedaje wam bułki. TEKST: Lucyna Tataruch
P
onad 850 tysięcy zarejestrowanych użytkowników i prawie dwa miliony ich zdjęć. Najróżniejszych - ona w kuchni, on na kanapie, oni w łazience. Przeważnie nago lub w seksownej bieliźnie. Zdecydowanie częściej traficie tu na fotografie pań, choć sporą część tej społeczności stanowią pary. Długoletnie małżeństwa, które w opisach deklarują swoją dozgonną miłość. Zbiornik to jeden z największych i najbardziej popularnych polskich portali erotycznych. Jeśli myślicie o takich miejscach jako o siedlisku zepsucia i rozpusty, to pewnie macie racje, ale uprzedzam - prawdopodobnie swoje konto ma tu wasza sąsiadka i pan, który codziennie sprzedaje wam bułki w sklepie pod blokiem. Albo dorosły syn ciotki i to miłe małżeństwo z domku
12
miasta kobiet
sierpień 2015
naprzeciwko. Grażyna i Janusz, Ania lub Wojtek. Nie tylko jakiś wyglądający podejrzanie facet spod ciemnej gwiazdy, ale i przystojniak, który na co dzień chodzi w garniturze i zarabia na życie jako menedżer. Serio. Wiem, byłam, sprawdziłam.
POZNAJMY SIĘ „Internetowy burdel” - usłyszałam od znajomego, gdy opowiedziałam mu o stronie, którą postanowiłam poznać. Na pierwszy rzut oka przypomina Facebook - te same kolory, bardzo podobny układ, bliźniacze funkcje. Użytkownicy dodają tu fotki, komentują zdjęcia znajomych i obcych, relacjonują swoje przeżycia - tyle że te erotyczne. Wpisując w zbiornikową wyszukiwarkę województwo kujawsko-pomorskie od razu wyskakują tysiące profili, np. para SeksiFunny
(mężczyzna 34 lata i kobieta 27 lat), brzoskwinka (kobieta 52), zwyczajni90 (mężczyzna 29 i kobieta 30), Gorący (mężczyzna 33). Zdecydowana większość użytkowników płci męskiej na zdjęciu profilowym zamiast swojej twarzy prezentuje penisa. Użytkowniczki wykazują się większą fantazją i tu jednego trendu już nie ma - może być pupa, mogą być piersi, mogą być włosy zarzucone na twarz, bywają stopy, sylwetka z oddali, a nawet kotek lub widok z okna. Niektórzy udostępniają swoje zdjęcia i filmy każdemu, nie trzeba się nawet logować. Inni używają jednej z kilku opcji ograniczenia widoczności dla wybranej przez siebie grupy. Każdy ma możliwość dodania intrygującego opisu o sobie, określenia swoich preferencji, stanu cywilnego, wyglądu.
kontrowersje Pani „Pulchna” pisze na profilu: „To, że mam tutaj konto i fotki jakie mam, nie oznacza, że muszę spotkać się z każdym, kto do mnie napisze”. Kolejna naga postać deklaruje: „Szukam kobiety do trójkąta dla mnie i mojego partnera”. „Lubię szczyptę szaleństwa, Nutkę rozsądku, Garść rozkoszy, Troszkę fantazji” - przeczytacie w wizytówce jednego z bydgoskich użytkowników. Są cytaty, są linki z muzyką, bywają listy ulubionych książek i filmów. Wszystko to, wraz z fallusem lub obfitym biustem ze zdjęcia, przekazuje serdeczny komunikat: „Poznajmy się”.
ZRZUCAM KULTUROWE CHOMĄTO To zaobserwować można już bez zbędnego przeczesywania meandrów tego internetowego świata. Raczej od razu rzuci się wam w oczy absolutne rozluźnienie obyczajów. Tak jakby nagle, w tej wspólnej sieci, na przykład tysiące bydgoszczan zrzuciło swoje kulturowe chomąto - na rzecz pełnej i niczym (poza chęcią zachowania anonimowości) nieograniczonej swobody. - Znalazłem się tu przez przypadek i na początku zachłysnąłem się tym klimatem - wyznał mi pewnego wieczoru jeden z użytkowników. - Pierwszym etapem było samo podglądanie, potem pokazywanie siebie i zbieranie pochlebstw. Zacząłem korzystać ze Zbiornika, jak z portalu społecznościowego, na którym ludzie wprost przyznają, że lubią seks i to czasem taki, na który nie mogliby sobie pozwolić, bez tej wstępnej internetowej weryfikacji. Długi czas fantazjowałem o trójkącie z kobietą i drugim mężczyzną, ale moja ówczesna partnerka nie była na to gotowa. Tutaj jest inaczej, mogę znaleźć kogoś, kto oczekuje tego samego, co ja. Kręci mnie ta różnorodność. Przez moment nawet bałem się, że zbiornik strasznie uzależnia, ale nie… Czasem nie zaglądam tu przez kilka miesięcy, potem sobie wracam. Uzależnić można się od wszystkiego, ale ten portal nie dezorganizuje normalnego życia, jeśli ktoś sam w sobie jest normalny. Takich rozmów odbyliśmy kilka. Mój nowy kolega mieszka w Inowrocławiu, ma 35 lat, pracuje, kończy studia podyplomowe, jeździ na snowboardzie. Odezwał się do mnie sam, bo na swoim profilu, zamiast opisu, umieściłam cytat z filmu, który on też bardzo lubi. Owszem po części obserwacyjnej, postanowiłam również sprawdzić służbowo, jak to jest mieć na Zbiorniku własne konto. BEZ KOMPLEKSÓW Długo zastanawiałam się, czy naprawdę konieczne będzie pokazywanie się na zdjęciach nago. Czy bez tego ktoś w ogóle do mnie napisze i będzie chciał ze mną gadać? Zarejestrowałam swoje konto, podając jedynie nick i podstawowe informacje, takie jak województwo, przedział wieku, płeć. Zanim zdążyłam sama rozstrzygnąć problem fotek, na skrzynce miałam już pięć wiadomości. Przez kolejny miesiąc i przy mojej niezbyt rozbuchanej aktywności zbiornikowej, dostałam ich prawie dwa tysiące. I nie piszę tego, by chwalić się
KRYSTYNA I ANDRZEJ SĄ JAK INNI. UPRAWIAJĄ SEKS JAK WIĘKSZOŚĆ LUDZI NA TEJ PLANECIE. I WIDOCZNIE SPORA CZĘŚĆ TEJ WIĘKSZOŚCI LUBI I CHCE NA TO PATRZEĆ.
swoją niesamowitą popularnością. Spotka to tu każdą, dosłownie każdą, rejestrującą się w dowolnym celu kobietę. O tym, że dziewczyny właśnie tak tu mają, opowiedziała mi trzydziestoparoletnia Aneta, która najpierw zaproponowała mi, bym dołączyła do trójkąta z nią i jej mężem. Kulturalnie odmówiłam, ale nie przekreśliło to naszej dalszej znajomości. Aneta pisze z profilu jako singielka, czasem umawia się solo, częściej jednak w wielokątach. Z mężem ma wolny związek, w którym dozwolone jest spotykanie się z innymi ludźmi, pod warunkiem, że para pozostaje ze sobą szczera i o wszystkim sobie opowiada. Tak im pasuje. - Ja uważam, że Zbiornik to idealne miejsce dla każdej kobiety, która ma jakieś kompleksy - tłumaczy Aneta. - Tutaj tak naprawdę nie ma znaczenia to, jak wyglądasz. Wystarczy przejrzeć zdjęcia z Torunia czy z Bydgoszczy - znajdziesz modelki, superchude laski, bardzo grube dziewczyny, ładne i subiektywnie nieatrakcyjne, a każda z nich pod swoimi zdjęciami zbiera komentarze od wielbicieli. Każda znajdzie tu grupkę osób, którą pociąga właśnie to, co prezentuje. Chamstwo i obrażanie ludzi też się zdarza, ale według mnie to mniejszość. Nawet jeśli ktoś wątpi w siebie i myśli, że nie może się podobać, to ja gwarantuję, że już po chwili przeczyta tu komentarz o tym, jakie ma piękne ciało! Jeśli przeszło wam teraz przez myśl, że w tych stronach jest zawsze tak milutko i różowo, to już wyjaśniam - zależy, na jaki typ pochwał jesteście gotowi. Bo owszem, część z panów napisze pod zdjęciem coś o zmysłowych kształtach i pięknie, ale na pewno przeczytacie też zdania „zaje**sta d***, wyruch****** chętnie” i będzie to jeden z najmniej soczystych wulgarnych wpisów. W niektórych zbiornikowych kręgach funkcjonuje też pewnego rodzaju odwrócona lista komplementów, na szczycie której „suka”, „kur***” to coś w stylu synonimu „Miss Universe”. Nie widać jednak, by komukolwiek jakoś bardzo to przeszkadzało.
CZEŚĆ, JESTEŚ? Panie na Zbiorniku po prostu są i nie muszą robić nic więcej. To panowie zabiegają o względy. Piszą i już w swojej pierwszej wiadomości próbują zainteresować adresatkę czymkolwiek. Każdy robi to na miarę swoich możliwości, zgodnie z celem, w jakim się tu zalogował. Większości chodzi o spotkania, dłuższe znajomości, stałe układy. Moją skrzynkę też zalała fala wiadomości typu: „Co powiesz na poznanie się i spotkanie”, „Szukam przyjaciółki”, „Jestem normalnym
facetem, który szuka normalnej kobiety”, „Miły, dyskretny, zadbany”. Mottem zadziwiającej liczby panów jest tekst „sympatyczny, z poczuciem humoru”. Większość wysyła też numery swojego Gadu-Gadu (nie sądziłam, że ktoś jeszcze z tego komunikatora korzysta). W co drugiej wiadomości czytałam zapewnienia o tym, że mój chwilowy wielbiciel dba o higienę. Przyznam, że nie wszyscy opanowali tu sztukę robienia dobrego pierwszego wrażenia. Już po tygodniu zaczęłam zauważać pewne prawidłowości i typy osób - bawiąc się w domorosłego socjologa. Na pierwszy ogień - panowie natrętni. Piszą ciągle, piszą to samo, piszą bez względu na to, czy coś się do nich odpisuje czy nie. Ich aktywność wskazuje na to, że na Zbiorniku mieszkają. Przykład? Pan, któremu nie odpowiedziałam ani razu: godz. 20:37 cześć jesteś?; godz. 22:00 fajnie by się było poznać; godz. 01:38 zapraszam do znajomych; godz. 06:30 pozdrawiam ponownie; godz. 9:00 hej, a teraz?; godz. 13:20 miło byłoby cie poznać; godz. 15:00 cześć, porozmawiamy?; godz. 17:10 jak dzień mija?; godz. 19:40 pozdrawiam; godz. 22:00 cześć, jesteś?… …i tak przez kolejne dni pan spędza czas z moją pocztą, sam na sam. Tydzień przerwy, reset i znowu, to samo. Dzień w dzień. Kolejna grupa - panowie, którzy widząc w opisie angielski cytat z filmu, zrozumieli to jako informację, że nie jestem z Polski. Przy czym żadnemu z nich nie udało się napisać wiadomości w obcym języku poprawnie, choć wielu próbowało (obstawiam, że ci którzy potrafią, prawdopodobnie umieją też odróżnić cytat od innych treści). „Hi, go to hotel today, me you”… Dużą aktywność przejawiają również żonaci mężczyźni. Ci panowie już w pierwszej wiadomości piszą, iż najlepiej, gdybyśmy spotykali się regularnie w jakimś pobliskim hotelu lub u mnie. Najlepiej też tak na 10 minut, bo oni swojej drugiej połówce będą mogli wtedy powiedzieć, że idą do Biedronki po wieczorne zakupy. Niektórzy nazywają to „dyskretnym romansem”. W opozycji do nich urzekł mnie kolega, który jedyne, co do mnie napisał, to 3 zdania twierdzące: „Cześć. Jestem po rozwodzie. Spotkamy się”.
POEZJA, OD KSIĘDZA Po przeciwnej stronie wszystkich innych narcyzów, obiecujących rozkosze, podniebne podróże, miasta kobiet
sierpień 2015
13
kontrowersje
infantylnie ujęte zmysłowe atrakcje, w słowach rodem z grafomańskich opowiadań erotycznych, są też panowie skromni. Tacy, którzy w pierwszej wiadomości z pewnością poinformują, że z nich to „nic specjalnego”. „Jestem przeciętny, przy kości, nie jakiś super, natura też mi za wiele nie dała”. I zaraz po tym: „Jeśli jesteś zainteresowana, to się odezwij”. OK. W tej samej grupie jest małe skrzydło facetów, którzy jednak próbują coś ugrać. Po tyradzie pełnej ubliżania samemu sobie dodają wisienkę: „…wiem, że jestem taki beznadziejny, ale zrobię ci dobrze ustami”. Gdybym mogła założyć im osobną zbiornikową grupę, nazwałabym ją „Może nic mi w życiu nie wyszło, ale przynajmniej jestem mistrzem cunnilingus”. Są panowie piszący poezję, typu „Ty jesteś tak seksowna, że aż chyba cię to boli / i nie ma tutaj gościa, który by cię zadowolił” i „Gdy kiwniesz palcem każdy wszystko dziś dla ciebie zrobi / Bo tobie nie da rady nawet Obi-Wan Kanobi”. Pozostając w klimacie Gwiezdnych wojen, nie jestem do końca pewna, ale być może napisał do mnie też sam Yoda: „Na kawę bym orzeźwiającego drinka Cię zaprosił w atmosferze miłej hm”. Od razu zebrałam również kilka propozycji pracy. Pomijam sponsoring i sprzedaż używanej bielizny („Kupię twoje majteczki, takie które nosiłaś przez kilka dni. 200 zł - stówa przed wysyłką, stówa po odebraniu”). Przemilczę wyjazdy do Berlina na weekend za 2 tysiące złotych, mieszkanie w apartamentowcu w Warszawie z opcją „będziesz mogła wychodzić, kiedy będziesz chciała”. Mam na myśli raczej coś wprost: „Oferuję posadę w magazynie, od 8 do 16, rozpakowywałabyś załadunek z wózków i tym podobne. Zarobki od 4 tys. na rękę. Pozdrawiam”. W tych płatnych propozycjach nie brakuje próśb o rozdziewiczenie młodszych użytkowników czy o ostatni seks przed ślubem. Trafić może się nawet zachęta do posługi dla księdza („osoba duchowna to też człowiek, chciałbym spróbować”).
PENIS 18, BIUST ROZMIAR C Wśród miliona szarych, szukających wrażeń myszek, są i oni - zbiornikowi celebryci. Na tym osobliwie pojmowanym internetowym rynku erotycznym, na szczytach popularności królują ci, którzy przyszli tu głównie po to, by się pokazać. Totalni ekshibicjoniści, ze zdjęciami obrobionymi w prostych programach graficznych, tak by nie było widać ich twarzy (choć i to nie jest regułą).
14
miasta kobiet
sierpień 2015
Są tu półprofesjonalne modelki, z ciałami jak marzenie, dziewczyny zarabiające na sprzedaży swoich zdjęć czy pokazów przed kamerką (choć Zbiornik zastrzega w regulaminie, iż wszelkie komercyjne praktyki są niedozwolone), ludzie, którzy w opisach deklarują, że kręcą ich komentarze, polubienia i oglądalność. A tego naprawdę tu nie brakuje. Dwa pierwsze miejsca zajmują pary - takie klasyczne, on i ona, między 30 a 40 rokiem życia. Ich utrwalone łóżkowe sceny oglądają miliony, dosłownie. Para top 1 w tej chwili ma prawie dwa miliony wyświetleń profilu, prawie 6 tysięcy fanów, którzy śledzą każdy ich nowy materiał. Załóżmy, że nazywają się Krystyna i Andrzej. Swój profil założyli w 2006 roku. On w ankiecie zaznaczył opcję hetero, rasę białą, sylwetkę szczupłą i penisa o długości 18 cm. Ona zmieniła jedynie ostatnią rubryczkę - biust, rozmiar C. We dwójkę o sobie piszą: „Jesteśmy małżeństwem z 17-letnim stażem, kochającym się niezmiennie, z ogromnym poczuciem humoru, odpowiedzialnym i rozsądnie podchodzącym do życia i takich ludzi też cenimy, i lubimy poznawać. Jeżeli chodzi o spotkania, to poznaliśmy konkretnych ludzi, z którymi spotykamy się regularnie i nie poszukujemy desperacko nowych znajomości.” Dodatkowo Ona ostrzega: „Do panów głównie przed trzydziestką - nie zadawajcie mi głupich pytań, czego możecie ode mnie oczekiwać albo co ja chce od was, nie jestem panienką stojącą przy drodze z listą usług, to jest strasznie irytujące, rzeczywistość i tak potem pokazuje coś zupełnie innego. Jeżeli ludzie nadają na tych samych falach to wiedzą, co robić, dla nas najważniejsza jest atmosfera, dobry humor i spontaniczność”.
BROOKE Z MODY NA SUKCES Być może oglądając ich profil pomyślelibyście, że nie ma tu żadnej rewelacji. Figury i scenerie nie przypominają tych z topowych produkcji porno, poza okazjonalnym trójkątem nie znajdziecie tu też większych ekstrawagancji. W zbiornikowej nomenklaturze takich ludzi określa się jako „realnych”, czyli po prostu prawdziwych, istniejących. Krystyna i Andrzej są jak inni. Uprawiają seks jak większość ludzi na tej planecie i widocznie spora część tej większości lubi i chce na to patrzeć. Zaraz za nimi na podium stoi godnie duet, który reklamuje się zdjęciem opalonej, szczupłej blondynki w ciemnych okularach. Na innej fotce prezentują się obydwoje, w słonecznym dniu
na pomoście, niczym szczęśliwa para z Miami Beach lub polskiego Mielna. Ich album pełen jest wyszukanych ujęć seksu grupowego. Na tablicy przeczytacie ich oficjalne oświadczenia i komentarze na temat plotek o ich rzekomych zdradach, bujnym życiu towarzyskim, swingującej naturze. Nie, to już nie Krysia i Andrzej, raczej Ridge i Brooke z Mody na sukces. Drugie skrzydło fantazji - w opozycji do tego, co swojskie i znane, ich fanów kręci ta lekka nutka luksusu w guście wprost z kolorowych lat 90. Brooke na wszystkich zdjęciach jest dumna, nawet gdy ma przy twarzy trzy penisy. Jeden z nich zawsze należy do Ridge'a. W pełni zadowolona z siebie jest też Maria (w rankingu jest w pierwszej dziesiątce), lat 57, która zyskuje popularność dzięki pokazom na żywo. Ma sporą nadwagę, ogromny biust i zawsze występuje w czarnej, koronkowej masce na twarzy. Nie mogłam się oprzeć, spytałam: „Mario, co Ty tu robisz?”. Z niesłychaną otwartością opowiedziała mi o swoim nieudanym, kilkudziesięcioletnim małżeństwie, w którym to tylko ona miała potrzeby seksualne. Jej mąż spełnił swój obowiązek dwa razy, dla dzieci. A kiedy one powyprowadzały się już z domu, Maria postanowiła znaleźć sobie hobby. Od tej pory regularnie siada przed kamerką internetową i mówi do napalonych facetów o tym, co mogliby zrobić między jej wielkimi piersiami. Jest raz lepiej, raz gorzej, ale średnio ogląda ją kilkaset osób naraz. - Kiedyś, jednym z moich widzów okazał się kolega syna - pisze dodając na końcu kilka uśmieszków. - To dopiero było! Poznał mnie od razu, nie miał wątpliwości. Napisał zaraz. Tłumaczył się sam, że lubi starsze, żebym nie mówiła synowi. Myślałam, że większy problem będzie z tym, że to on powie jemu o mnie. Nic nie powiedział. Co by było, gdyby ludzie się dowiedzieli? Maria przyznaje, że trochę już o tym zapomniała, a to jednak dwa światy. Tu się ludzie pokazują, spotykają, a potem żyją normalnie. - Bo jakby nie patrzeć, to my tu nie robimy nikomu nic złego. Sama jednak po miesiącu usunęłam swoje założone na potrzeby tego tekstu konto. Ze zbiornika uciekła jedna rybka!CP
napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl
zdrowie i uroda
NA FOTELU
Nowoczesne odkrycia medycyny nie omijają gabinetów dentystycznych. Czy ktoś jeszcze pamięta wiertła, które obracały się wolno i ten strach przed wejściem do gabinetu? Dziś fotela stomatologicznego nie boją się już nawet dzieci. TEKST: Dorota Kowalewska
UŚMIECH GWIAZDY FILMOWEJ Nowością w gabinetach jest stosowanie systemu Digital Smile Design - plan leczenia zaakceptowany przez lekarza stomatologa i pacjenta. Pierwszym krokiem jest konsultacja, która trwa nawet ponad godzinę. Podczas niej wykonywana jest seria zdjęć i filmów twarzy, zębów, uśmiechu. Lekarz przeprowadzi dokładny wywiad, którego celem jest poznanie cech osobowości oraz wyobrażeń
o tym, jak mają wyglądać zęby po zakończeniu leczenia. Potem lekarz analizuje, jakie kroki trzeba podjąć w tym celu i projektuje poszczególne etapy. Na końcu zostaje przygotowany w pracowni protetycznej wzór uśmiechu, który można zobaczyć, zanim zostanie rozpoczęte leczenie. - Wielu pacjentów nie potrafi przedstawić swoich oczekiwań - mówi Adrian Marcol. - Nie ma w tym nic dziwnego, nie są przecież specjalistami. Digital Smile Design pozwala nam dopasować nowy uśmiech do rysów twarzy, sposobu uśmiechania się itp. i przedstawić go pacjentowi przed leczeniem. Dlatego efekt końcowy jest taki, jaki sobie wymarzyli - dodaje.CP
Klinika Prisma Dent znajduje się na ul. Gniewkowskiej 2 w Bydgoszczy. tel. 6666 333 22 Więcej informacji na www.prismadent.pl miasta kobiet
sierpień 2015
876915BDBRA
CO JESZCZE SIĘ ZMIENIŁO? Inaczej robi się też zdjęcia rentgenowskie. Nadal do prześwietleń są wykorzystywane
promienie X, ale ich dawka jest dużo mniejsza. Poza tym obraz otrzymuje się natychmiast i chwilę po zrobieniu zdjęcia, stomatolog ogląda go na swoim monitorze. To szczególnie ważne, gdy pacjent przychodzi z bólem, którego powód trudno jest ustalić. Pozwala to zdiagnozować np. niewidoczne choroby przyzębia. Zdjęcia są cyfrowe, dlatego można je powiększać, przybliżać itp. Pacjent w czasie zabiegu siedzi na wygodnym fotelu, który dopasowuje się do jego sylwetki. Dzięki ergonomicznym wygięciom, lekarz stomatolog ma również swobodę działania. W czasie zabiegu na ekranie, który znajduje się przed pacjentem, można obejrzeć film lub śledzić to, co robi specjalista w naszymi zębami.
15
PROMOCJA
N
ie ma w tym nic dziwnego. Już od wielu lat taka wizyta nie kojarzy się w bólem. Można na niej za to skorzystać z wielu atrakcji. Jakich? Seans filmowy podczas zabiegu lub podgląd swoich zębów na wielki ekranie. Można wybrać kolor wypełnienia zębów mlecznych. A nawet czasami westchnąć kilka razy, wciągając przy tym gaz rozweselający. - Oczywiście te wszystkie udogodnienia na pewno są ważne dla pacjentów - mówi Adrian Marcol z kliniki Prisma Dent. - I nie tylko dla tych najmłodszych. Starsi pacjenci również chętnie korzystają z nowoczesnych rozwiązań. Jednak dla nas, lekarzy stomatologów, najważniejsze są nowe urządzenia, które nie tylko ułatwiają nam pracę, ale sprawiają, że leczenie jest efektywniejsze. Jest to na przykład komputerowe znieczulenie - maszyna bardzo precyzyjnie odmierza dawkę środka znieczulającego, a potem podaje go pacjentowi. Dzięki temu ilość użytego środka znieczulającego jest mniejsza i jest on podany bardzo dokładnie - dodaje Marcol.
kultura w sukience ZDJĘCIE: Materiały prasowe
Muzyka zabrzmi pod gwiazdami, a przestrzeń miejską opanuje światło w dwóch wymiarach. W sierpniu nie będziemy się nudzić. Justyna Król
KULTURA DOSTĘPNA ZA 10 ZŁ
MUSZLA FEST
HELIOS BYDGOSZCZ- GALERIA POMORSKA KAŻDY CZWARTEK WAKACJI
MYŚLĘCINEK, 21 - 22 SIEPRNIA KARNETY: 50-60 ZŁ / BILETY: 40 ZŁ
Polskie filmy to nie tylko kultowe komedie Barei, lecz coraz szerszy wachlarz współczesnych produkcji, z których wiele zyskało uznanie nie tylko widzów, ale i krytyków filmowych. Właśnie takie - doceniane realizacje minionych kilku lat - od kwietnia można oglądać w ramach projektu „KULTURA DOSTĘPNA W KINACH”. Gdzie? We wszystkich kinach Helios w kraju, a więc i w naszym, bydgoskim. Dzięki inicjatywie Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, prof. Małgorzaty Omilanowskiej, każdy z proponowanych polskich filmów dostępny jest za jedyne 10 złotych. Zaczęło się w kwietniu - od nagrodzonej Oscarem „Idy”. Za nami więc wiele tygodni z polskimi produkcjami na dużym ekranie, ale to jeszcze nie koniec. Już 30 lipca w ramach tegoż cyklu zobaczymy słynne „Miasto 44”, które na swoją ubiegłoroczną premierę ściągnęło tłumy. Opowiadający o dorastaniu, pierwszych miłościach i emocjach nastolatków w czasach okupacji obraz Jana Komasy, bardzo odbiega od dotychczasowych filmów o tematyce wojennej. Niewątpliwie warto obejrzeć - już w najbliższy czwartek, o godzinie 18. A w sierpniu wyświetlone zostaną kolejno filmy: „Wałęsa. Człowiek z nadziei”, „Drogówka”, „Disco Polo” oraz „Tajemnica Westerplatte”. Nikt chyba już nie ma wątpliwości, że letnie, czwartkowe wieczory warto zarezerwować dla kina Helios - zwłaszcza, że każdy seans kosztuje tylko 10 zł!
W przedostatni weekend sierpnia, już po raz trzynasty odbędzie się w grodzie nad Brdą rdzennie bydgoski festiwal muzyczny, znany jako MUSZLA FEST. Dwa dni i dwie sceny, a zagrają na nich takie składy, jak: Stick To Your Guns (California), Rise Of The Northstar (Paryż), The Offenders (Berlin) oraz polskie: Luxtorpeda, Cela nr 3, Hidden World, Deriglasoff Band, Lostbone, The Lowest, Tides From Nebula, Drown My Day, Bachor, Alians, Butelka, Inkwizycja, Deathinition, Groovemada oraz Trapped Inside Me. W tygodniu przed imprezą organizatorzy zapraszają na wystawę przygotowaną wraz z jarocińskim Spichlerzem Polskiego Rocka w bydgoskim MCK-u (ul. Marcinkowskiego 12-14) oraz pokazy filmów związanych z polskim undergroundem muzycznym w kinie Orzeł. Szczegóły: www.muszlafest.pl.
R
E
wrażeń. 7 sierpnia odbędzie się koncert Anny Marii Jopek, która zaprezentuje się z widowiskowym projektem, zrealizowanym wspólnie z Krzysztofem Herdzinem, Piotrem Nazarukiem i Robertem Kubiszynem. Zaś 7 sierpnia toruńską publiczność zaczaruje swym charakterystycznym głosem Ryszard Rynkowski.
BELLA SKYWAY FESTIVAL TORUŃ, 25 - 30 SIEPRNIA WSTĘP WOLNY Wkrótce rusza siódma edycja wyjątkowego świetlnego festiwalu w Toruniu. I tym razem artyści i ich świetlne instalacje zabiorą nas w przestrzeń miejską jakiej nie znamy. Pokażą nam to, co na dzień jest zbyt małe lub zbyt odległe, w iście świetlnym wydaniu, a to dlatego, że tegoroczne prezentacje będą oscylować pomiędzy skalą mikro a makro, podkreślając mnogość wymiarów życia. Warto odwiedzić miasto Kopernika między 25 a 30 sierpnia, zwłaszcza, że rok 2015 został ogłoszony Międzynarodowym Rokiem Światła. Jak łączy się nauka ze sztuką? Sprawdźcie sami. Realizacje podzielono na: mikroCUDA, a więc instalacje świetlne, które ożywiać będą miejską przestrzeń i zaskakiwać festiwalowych widzów; MAKROskarby - projekcje wielkoformatowe na nietypowych powierzchniach oraz mappingi 3D, które będą ukazywać całe spektrum artystycznych możliwości, powiązanych z najnowocześniejszymi technologiami multimedialnymi.
KONCERTY POD GWIAZDAMI TORUŃ, 2 I 7 SIERPNIA, GODZ. 21 BILETY: 65-80 ZŁ W ramach tegorocznego cyklu „Koncerty Pod Gwiazdami” zaśpiewały już Agnieszka Chylińska i Ania Dąbrowska. Toruńskie Centrum Kultury Dwór Artusa, także w drugiej połowie lata, nie zapomni dostarczyć iście muzycznych K
L
A
M
A
958115BDBHA
958215BDBHA
RISE OF THE NORTHSTAR
Słodka satysfakcja Każdego dnia staję przed nowym wyzwaniem artystycznym i daję upust wyobraźni. Rozmowa z Longiną Pech, dekoratorką tortów w Cukierni SOWA.
A gdzie plany o zostaniu malarką? Ilustratorką? Grafikiem? Skończenie Akademii Sztuk Pięknych było moim wielkim marzeniem. Od najmłodszych lat odczuwałam ogromną radość z rysowania, malowania, szkicowania. Niestety zaraz po maturze moje prace licealne skradziono ze szkoły i nie miałam jak skompletować portfolio na studia. To podcięło mi skrzydła, sprawiając, że na chwilę porzuciłam tę drogę. Założyłam rodzinę, skupiłam się na życiu domowym. Jednak tego pędzla w dłoni zawsze brakowało, wracałam do malowania. Z czasem założyłam studio portretu, do dziś z pasją maluję ludzi. Lubię szczegóły, detale. Dobry portret powinien nie tylko oddawać podobieństwo danej osoby, ale jej osobowość, charakter. W międzyczasie zawodowo robiłam różne rzeczy. Na przykład pracowałam w firmie, gdzie nauczyłam się posługiwać aerografem i pistoletem malarskim, co dziś przydaje mi się przy tworzeniu nietypowych tortów.
Jest Pani ekspertem od zadań specjalnych… Zgadza się, zajmuję się zdobieniami ekstradekoracyjnymi oraz tzw. tortami trójwymiarowymi. Trafiają do mnie te wyjątkowe zamówienia, na szczególne okazje, często spersonalizowane. Każdy tort jest inny, niepowtarzalny, realizowany indywidualnie.
Czy do Cukierni Sowa nie szukano raczej cukierników?
Dekorowanie takich słodkości to szkoła cierpliwości i precyzji, prawda? Zdecydowanie, ale jak się ma oko, wszystkiego można się nauczyć. Ja musiałam poznać technologie, materiały, narzędzia w nowej pracy, ale techniki malarskie są mi znane od lat. Praca w skupieniu również. Kocham portrety, ale nigdy wcześniej nie robiłam ich w wersji całkowicie do zjedzenia (śmiech). A teraz bywa, że przenosi je Pani na torty… Tak, zdarzyło mi się ostatnio po raz pierwszy namalować czekoladą portret ze zdjęcia jednego z aktorów. Sama byłam zaskoczona efektem. Najczęściej jednak wykonuję rzeźby postaci z bajek na torty dziecięce lub po prostu wymyśl-
TO R T Y W Y K O N A N E P R Z E Z PA N I Ą LO N G I N Ę Z D O B I Ą N I E J E D N O P R Z YJ Ę C I E
ne torty w kształcie zwierząt. Zdarzają się też takie na wieczorki panieński, kawalerskie, urodzinowe, ślubne… Słyszałam o przetargach na torty dla kilku tysięcy osób… Przy tak dużych zamówieniach pracuje cały nasz zespół. Wielkości są różne, zwykle od kilkunastu do kilkudziesięciu porcji. Czasem tort trzeba składać z dwóch ciast, aby miał odpowiednie gabaryty. Rzeźbienie w nim wiąże się nie tylko z uformowaniem odpowiedniego kształtu, ale też wyważeniem wszystkiego tak, aby był całkowicie stabilny. Warto zaznaczyć, że w Cukierni Sowa nie tylko nie stosujemy syntetycznych barwników i ozdób, ale także sama konstrukcja ciasta zawsze jest w pełni naturalna. Barwniki pochodzą z owoców i warzyw, masę na ozdoby także wykonujemy z naturalnych materiałów. Nie pomagamy sobie sztucznym szkieletem nawet przy skomplikowanych realizacjach. Jest to więc pieczołowita praca. Nad dziełem pracuje się, gdy jest wena. Nad tortem, gdy jest zamówienie i trzymając się terminu odbioru… Owszem, to kolejne wyzwanie w tej pracy. Wyścig z czasem. Najpierw powstaje wizja w głowie. Bywa, że przenoszę ją na papier, ale nie zawsze. Mam pamięć fotograficzną, co bardzo mi pomaga. Weny zabraknąć nie może, ale po wykonaniu zadania, postawieniu po raz kolejny tej ostatniej, przysłowiowej kropki nad i, zawsze przychodzi słodka satysfakcja. I nadzieja, że kolejny Klient Cukierni Sowa będzie zadowolony.CP
908815BDBHA
Oczywiście, razem ze mną pracuje wielu wykwalifikowanych cukierników, ale na moim stanowisku wyczucie plastyczne liczy się najbardziej. Nie miałam tej świadomości, starając się o tę pracę. Intuicja skierowała mnie na te tory, wcześniej nie posiadałam żadnych doświadczeń w branży cukierniczej. Bardzo się cieszę, że zaryzykowałam i podjęłam pracę w Cukierni Sowa, bo to, co robię, daje mi ogrom satysfakcji i poczucie ciągłego rozwoju.
PROMOCJA
Ukończyła Pani liceum plastyczne - co robi plastyk w cukierni? Maluje, rzeźbi… Tworzy. Dekoruję torty zgodnie z moim zmysłem estetycznym i preferencjami Klienta. Każdego dnia staję przed nowym wyzwaniem artystycznym i daję upust wyobraźni. Jestem nie tylko plastykiem, czasami muszę wcielić się w rolę szewca, innym razem krawcowej. Bywa, że jestem ogrodnikiem lub paleontologiem (śmiech).
kobieta smakuje
PRZEPISY NASZYCH CZYTELNICZEK
Latem LEKKO
Chłodnik na słodko z truskawkami SKŁADNIKI:
• 1/2 kg truskawek • 1 litr wody • 4 łyżki cukru • 1 łyżka mąki ziemniaczanej • 1/3 szklanki śmietany • 20 dag makaronu, np. świderków
SPOSÓB WYKONANIA: TRUSKAWKI STARANNIE UMYJ, OSUSZ, 1/4 OWOCÓW POKRÓJ W ŚREDNIĄ KOSTKĘ I ODŁÓŻ. POZOSTAŁE TRUSKAWKI WRZUĆ DO GOTUJĄCEJ WODY Z DODATKIEM CUKRU, DODAJ MĄKĘ I GOTUJ OK. 10 MINUT. PRZESTUDŹ, PO CZYM ZMIKSUJ LUB ROZGNIEĆ WIDELCEM. DO ZUPY DODAJ POKROJONE WCZEŚNIEJ TRUSKAWKI I JESZCZE RAZ KRÓTKO ZAGOTUJ. ZUPĘ SCHŁODŹ. UGOTUJ MAKARON. CHŁODNIK TRUSKAWKOWY PODAWAJ ZE ŚMIETANĄ LUB BEZ ZABIELANIA.
autorka przepisu: Aniela Hnatyszyn
Indyk na łące
Tarta cytrynowo-czekoladowa
SKŁADNIKI:
SKŁADNIKI:
• 400g fileta z indyka • 12 plasterków szynki szwarcwaldzkiej • świeżo zmielony pieprz • tymianek • rozmaryn • zioła prowansalskie • 200g makaronu pełnoziarnistego SOS: • 50 g liści bazylii • 1 ząbek czosnku • 75 g orzechów nerkowca • 30 g migdałów • 50 g sera żółtego • sól morska • świeżo zmielony pieprz • 350 g mrożonego zielonego groszku • 300 ml śmietany 18% • 70 ml oliwy z oliwek
CIASTO: • 180 g mąki pszennej • 50 g cukru • 130 g margaryny • 2 łyżki kakao • 50 g gorzkiej czekolady • 1 łyż. zimnej wody MASA CYTRYNOWA: • 2 cytryny • 5 jajek • 180 g cukru • 2 łyżki mąki pszennej • 150 ml śmietany kremówki • 1 łyżeczka sody oczyszczonej • 30 g gorzkiej czekolady
SPOSÓB WYKONANIA: PIERŚ Z INDYKA POKRÓJ NA 4 PODŁUŻNE SŁUPKI, OPRÓSZ PIEPRZEM, TYMIANKIEM, ROZMARYNEM I ZIOŁAMI PROWANSALSKIMI. KAŻDY KAWAŁEK PIERSI OWIŃ 3 PLASTRAMI SZYNKI, ZAWIŃ W FOLIĘ ALUMINIOWĄ, PIECZ W PIEKARNIKU NAGRZANYM DO 170°C PRZEZ OK. 25 MIN. BAZYLIĘ, CZOSNEK, ORZECHY, MIGDAŁY, SER I OLIWĘ Z OLIWEK ZMIKSUJ BLENDEREM TAK, BY POZOSTAWIĆ WYCZUWALNE DROBINKI. DOPRAW SOLĄ I PIEPRZEM. UGOTUJ GROSZEK. ŚMIETANĘ WLEJ NA PATELNIĘ, DODAJ SOS PRZYGOTOWANY W BLENDERZE, DOKŁADNIE WYMIESZAJ. DODAJ GROSZEK I GOTUJ. MAKARON PRZYGOTUJ AL DENTE, POLEJ ZIELONYM SOSEM. NA WIERZCHU UŁÓŻ UPIECZONE KAWAŁKI INDYKA.
DO MĄKI UTRZYJ CZEKOLADĘ, DODAJ MARGARYNĘ, CUKIER, KAKAO I ZIMNĄ WODĘ. ZAGNIEĆ NA JEDNOLITĄ MASĘ I WSTAW NA 40 MINUT DO LODÓWKI. FORMĘ DO TARTY POSMARUJ MASŁEM. CIASTO ROZWAŁKUJ I PRZEŁÓŻ DO FORMY. WIERZCH NAKŁUJ W KILKU MIEJSCACH WIDELCEM. PIECZ 20 MINUT W 200°C. ODSTAW DO OSTYGNIĘCIA. MASA CYTRYNOWA: DO MISKI WBIJAMY JAJKA, WSYPUJEMY CUKIER. UCIERAMY NA PUSZYSTĄ MASĘ. DODAJEMY ŚMIETANKĘ, UBIJAMY. Z CYTRYN ŚCIERAMY SKÓRKĘ, WRZUCAMY JĄ DO MISKI Z MASĄ. DODAJEMY DO TEGO MĄKĘ, MIESZAMY. PRZYGOTOWANY KREM WYLEWAMY NA SPÓD DO TARTY I WSTAWIAMY DO PIEKARNIKA NAGRZANEGO DO 170 °C. PIECZEMY OK. 25 MINUT. NA WIERZCH ŚCIERAMY CZEKOLADĘ. PONOWNIE WKŁADAMY CIASTO DO PIEKARNIKA, TYM RAZEM NA 15 MINUT.
autorka przepisu: Ewelina Pędzikowska
autorka przepisu: Izabela Daniell
SPOSÓB WYKONANIA:
kobieta smakuje W gorące popołudnia żadna z nas nie ma ochoty spędzać długich godzin w kuchni. Zamiast czasochłonnych i ciężkich dań, wybierzmy te lekkie, zdrowe i kolorowe. O tej porze roku inspirująca jest każda wizyta na targu, a zanim się tam wybierzecie, przeczytajcie przepisy naszych Czytelniczek. Autorki opublikowanych receptur otrzymają od nas upominki.
Krem brokułowo-kalafiorowy
Sernik z zieloną herbatą SKŁADNIKI:
SKŁADNIKI:
CIASTECZKOWY SPÓD: • opakowanie ciastek, pierniczków • 15 dag masła MASA SEROWA: • 1 kg twarogu zmielonego • 1 szklanka cukru • 6 jajek • 250 g serka mascarpone • 3 łyżki mąki ziemniaczanej • 50 g białej czekolady • 1 kiwi • 1 limonka • 3 łyżki zielonej herbaty w proszku POLEWA: • 150 g białej czekolady • 250 g serka mascarpone
• 1 litr bulionu warzywnego • 1 brokuł • 1/2 kalafiora (może być mrożony) • 1/2 ząbka czosnku • koperek • sól • pieprz
SPOSÓB WYKONANIA: DO UGOTOWANEGO BULIONU (WODA, KORPUS, WARZYWA), WRZUĆ ROZDROBNIONEGO KALAFIORA I BROKUŁY. GOTUJ JE DO MOMENTU, AŻ BĘDĄ MIĘKKIE. DODAJ PRZECIŚNIĘTY PRZEZ PRASKĘ CZOSNEK, POKROJONY DROBNO KOPEREK I NA KONIEC ZMIKSUJ WSZYSTKO BLENDEREM. (JEŚLI KTOŚ WOLI KOPER PŁYWAJĄCY W ZUPIE, MOŻNA WRZUCIĆ GO PO ZBLENDOWANIU BROKUŁÓW I KALAFIORA, OPCJONALNIE MOŻNA ZMIKSOWAĆ TEŻ WARZYWA, NA KTÓRYCH GOTOWALIŚMY BULION, ALE ZMIENI TO TROCHĘ SMAK I KOLOR KREMU). DOPRAW SOLĄ, PIEPRZEM I ODROBINĄ ŚMIETANY.
SPOSÓB WYKONANIA:
Wybuchowy tuńczyk SKŁADNIKI:
• 1 opakowanie mieszanki miks sałat • 2 puszki tuńczyka w kawałkach w sosie własnym • 270 g sera feta • 1 granat • 5 łyżek majonezu • 170 g śmietany 18% • 2 łyżeczki soku z cytryny
SPOSÓB WYKONANIA: MIKS SAŁAT UMYJ I OSUSZ. TUŃCZYKA ODSĄCZ Z ZALEWY. SER FETA POKRÓJ W MAŁĄ KOSTKĘ. MAJONEZ WYMIESZAJ ZE ŚMIETANĄ I SOKIEM Z CYTRYNY I SCHŁODŹ W LODÓWCE. SAŁATKĘ UŁÓŻ WARSTWAMI: POŁOWA MIXU SAŁAT, POŁOWA TUŃCZYKA, POŁOWA SERA FETA, POŁOWA GRANATU, POŁOWA SOSU, POZOSTAŁA ILOŚĆ MIXU SAŁAT, POZOSTAŁA CZĘŚĆ TUŃCZYKA, POZOSTAŁA CZĘŚĆ SERA FETA, POLEJ POZOSTAŁĄ ILOŚCIĄ SOSU I UDEKORUJ RESZTĄ GRANATU.
autorka przepisu: Wiktoria Dzwonek
autorka przepisu: Ewelina Pędzikowska
SKŁADNIKI NA SPÓD ZBLENDUJ I WYKŁÓŻ NA BLACHĘ. CZEKOLADĘ ROZTOP I WYSTUDŹ. ZMIELONY SER, CUKIER I MASCARPONE ZMIKSUJ NA MAŁYCH OBROTACH. DODAJ PO 1 JAJKU I MIESZAJ. DODAJ CZEKOLADĘ, MĄKĘ I HERBATĘ. ZMIKSUJ MASĘ SEROWĄ NA MAŁYCH OBROTACH. WLEJ JĄ NA BLACHĘ Z CIASTECZKAMI I WŁÓŻ DO PIEKARNIKA NAGRZANEGO DO 175 °C. PIECZ 15 MINUT. NASTĘPNIE ZMNIEJSZ TEMP. DO 140 °C I PIECZ PRZEZ 1 ½ GODZ. STUDŹ ½ GODZ. W ZAMKNIĘTYM I KILKANAŚCIE MINUT W OTWARTYM PIEKARNIKU. BIAŁĄ CZEKOLADĘ UTRZYJ Z MASCARPONE. POSMARUJ TYM SERNIK I ODSTAW DO LODÓWKI. WYŁÓŻ NA SERNIK OWOCE - PLASTERKI KIWI I LIMONKI.
autorka przepisu: Brenia Maślanka miasta kobiet
sierpień 2015
19
ŚWIAT SIĘ SKOŃCZYŁ Złego licho nie bierze - żartował wsiadając do auta. Agata nie wie czemu, ale czuła już wtedy, że żegna Kamila, tak na zawsze. „Mam 30 lat, jestem wdową i samotną matką 3-letniego Bartusia… Mój mąż 24.09.14 popełnił samobójstwo (…)” - tak zaczyna się historia Kasi. Zmieściła ją obok innych na internetowej stronie fundacji Nagle Sami. „(…) Świat traci fundamenty, rozpada się długo budowane szczęście… Po prostu w jednej sekundzie kończy się coś, co miało trwać wiecznie… I teraz zostajesz sama wypełniona setką wspomnień, litrami łez i niewyobrażalnie ogromnym bólem, który przeszywa dokładnie każdą, nawet tę najmniejszą cząstkę Twojego ciała… Masz wrażenie, że spadłaś z impetem z ogromnej wysokości, a przy upadku roztrzaskałaś się na milion drobnych kawałków… Świat się skończył, bo odszedł ktoś, kto dla Ciebie był właśnie tym światem (…)". W marcu na stronie fundacji napisała też Agata. Z Kamilem poznali się już jako dzieci. Miłość od pierwszego wejrzenia. Burzliwa - były rozstania, ale też powroty. „(…) Pobraliśmy się mimo przeciwności losu. Kamil ledwo uszedł z życiem po wypadku. W tym samym roku urodziła się nasza Karola, a 4 lata później Jaśko. Kamil od samego początku naszego małżeństwa wyjeżdżał do pracy za granicę. Był 1.12.2014 roku. (…) kiedy odjeżdżał dosłownie uklękłam przed nim i błagałam Go, żeby nie jechał, płakałam bardzo, nigdy nie zdarzyło mi się tak płakać. (…) Przed odjazdem powiedział jeszcze: Wrócę, ja zawsze wracam, nigdy cię nie zostawię samej, przecież obiecałem ci to, a poza tym złego licho nie bierze i roześmiał się. Nie wiem czemu czułam wtedy, że go żegnam, nikomu jeszcze tego nie mówiłam (…)”. Agata obudziła się w środku nocy. Była 3.30. Później dowiedziała się, że właśnie o tej porze doszło do wypadku samochodowego, w którym zginął jej mąż. Fundacja Nagle Sami pomaga osobom takim jak Kasia i Agata - czyli tym, których bliscy niespodziewanie odeszli, ale nie tylko. Pomoc znajdzie tam każdy, kto doświadczył bolesnej straty. Fundację założyła Olga Puncewicz. Sama przeżyła tragedię. Jej mąż himalaista zginął podczas wyprawy na ośmiotysięcznik w 2009 roku. Została sama z dwoma małymi synami. Młoda wdowa - osamotniona, zagubiona, bliscy nie wiedzieli, jak jej pomóc. Instytucje, które powinny wspierać, nie zdały egzaminu. Z czasem pozbierała się i postanowiła pomóc kolejnym „nagle samym”. Tak zrodziła się idea fundacji. Zaczęło się od Warszawy. Niedawno oddział fundacji powstał w Bydgoszczy.
Oswoić pustkę Nie ma czegoś takiego jak właściwe przeżycie żałoby. Wzorce co do tego nie istnieją. Z Moniką Małż-Zabielską*, psycholog z bydgoskiego oddziału Fundacji Nagle Sami, rozmawia Dominika Kucharska
Od razu przyznaję, że nie lubię rozmawiać o śmierci. Wychodzę z założenia, że lepiej nie wywoływać wilka z lasu… To złudne myślenie, ale dość częste. Temat śmierci jest w Polsce wciąż tematem tabu, wiąże się z trudnymi i bolesnymi uczuciami. Często boimy się śmierci, a strata bliskiej osoby to jedno z najbardziej stresujących doświadczeń w życiu człowieka. Umieranie jest jednak naturalną częścią życia, mimo że czasem bardzo trudno nam to przyjąć i się z tym pogodzić. Z mówieniem o śmierci jest też tak, że często nie wiemy, co powiedzieć i jak się zachować wobec osoby, która straciła kogoś bliskiego. Niektórzy wolą nie mówić nic i nie robić nic, żeby niechcący nie zwiększyć tego bólu. Jednak efekt jest odwrotny, bo osoba w żałobie może się poczuć jeszcze bardziej osamotniona, wyizolowana.
Wtedy takiej osobie, która została nagle sama, potrzebna jest pomoc specjalisty? Pomoc specjalisty w przeżywaniu żałoby może być potrzebna w bardzo różnych sytuacjach, ale nie każdemu, kto kogoś stracił, jest ona niezbędna. Na pewno warto z niej skorzystać wtedy, gdy ktoś czuje, że jest zagubiony i sobie nie radzi, kiedy brakuje mu wsparcia otoczenia. Wiele osób sądzi, że przecież śmierć bliskich jest nieuchronna i trzeba to przetrwać. Powiedzą, że psycholog to już jakieś widzimisię. Śmierć jest naturalną, ale bardzo trudną częścią życia człowieka. Próbujemy sobie z nią radzić, jednak czasem nas to przerasta. Pomoc psychologa może ułatwić przechodzenie przez ten trudny czas. Nie musimy borykać się z tym sami. Według mnie to nie jest żadne widzimisię
tabu tylko zadbanie o siebie - gdy cierpi nasze ciało idziemy do lekarza, gdy cierpi dusza, skorzystajmy z pomocy psychologa. Zdarza się też tak, że osobie pogrążonej w bólu nieraz łatwiej zwrócić się do profesjonalisty, będącego dla niej kimś obcym, niż szukać pomocy u rodziny i przyjaciół. Dlaczego? Bo nie chce obarczać swoim bólem innych osób. Śmierć członka danej grupy dotyka wszystkich, jednak najbardziej osoby mu najbliższe - partnera, partnerkę, dzieci, rodziców. Osoby najbardziej związane ze zmarłym najsilniej przeżywają żałobę. Często po jakimś czasie słyszą od otoczenia: „Minęło już tyle czasu, weź się w garść”, a one nie są jeszcze na to gotowe, czują się nierozumiane, samotne w swoim przeżywaniu. Żyjemy szybko. Może współcześnie po prostu nie mamy czasu na właściwe przeżycie żałoby? Przede wszystkim nie ma czegoś takiego jak właściwe przeżycie żałoby. Wzorce co do tego nie istnieją. Każdy taką stratę przeżywa indywidualnie. Natomiast rzeczywiście osobom, które są bardzo aktywne, może być trudniej przyznać się do słabości. Jeśli do tej pory ktoś taki bez problemów godził pracę z domowymi obowiązkami i czasem dla rodziny, a nagle z powodu śmierci kogoś bliskiego świat rozsypuje mu się na małe elementy, to takiej osobie trudno ujawniać bezsilność, chociaż ma do tych emocji pełne prawo. Słowo „nagle” jest tu kluczowe, bo w Waszej fundacji pomagacie osobom, które straciły kogoś nagle, nie miały szans się na to przygotować… Fundacja pomaga wszystkim osobom, które utraciły swoich bliskich - bez względu na wiek, płeć i wyznanie. Do śmierci kogoś bardzo istotnego w naszym życiu niesamowicie trudno odpowiednio się przygotować, jeśli takie przygotowanie jest w ogóle możliwe. Po nasze wsparcie mogą zgłaszać się osoby na różnych etapach żałoby, a także te, które już ją zakończyły. Często o pomoc proszą też rodziny, przyjaciele, znajomi i współpracownicy osób owdowiałych i osieroconych. Oni również przeżywają wiele trudnych emocji związanych z utratą i towarzyszeniem osobom, które pozostały. Z pomocy fundacji mogą skorzystać również przedstawiciele instytucji, które z urzędu świadczą pomoc po stracie, np. pracownicy firm ubezpieczeniowych. Jak się do Was trafia? Bardzo różnie. Wiele osób, które tak jak wspominałam, nie chcą obarczać swoim bólem bliskich, zaczyna szukać zrozumienia za pośrednictwem różnych stron internetowych. Tam często dowiadują się o istnieniu fundacji. Zdarza się również, że inni profesjonaliści, np. lekarze, proponują swoim pacjentom skorzystanie ze świadczonej przez nas pomocy. W taki sposób funkcjonuje to w Warszawie, gdzie fundacja ma główną siedzibę.
W Bydgoszczy działamy od niedawna, więc jeszcze nie każdy o nas słyszał. Obecnie przyjmujemy zgłoszenia do grupy wsparcia dla dorosłych osób w żałobie. Przed nami pierwsze spotkanie. Przystąpienie do grupy wsparcia poprzedza indywidualna konsultacja. W jej trakcie poznajemy historię osoby, która się do nas zgłasza i wtedy staramy się zaproponować najodpowiedniejszą na dany moment formę pomocy. Czyli nie dla każdego najlepszym rozwiązaniem będzie dzielenie swojego bólu z grupą? Jeśli zgłasza się do nas ktoś, kto stracił kogoś bliskiego bardzo niedawno, jest w kryzysie, to często nie ma w sobie takiej wewnętrznej przestrzeni, aby pracować z innymi ludźmi. W takich sytuacjach zdecydowanie łatwiej dzielić się swoimi przeżyciami z jedną osobą, więc zdarza się, że przed przystąpieniem do grupy proponujemy spotkania indywidualne. Zdarzają się takie przypadki, że nawet Pani jako psychologowi, trudno przez nie przebrnąć? Opowieści osób, które utraciły swoich bliskich są bardzo trudne i przepełnione bólem. Niektóre historie były tragiczne. Jestem zobowiązana do zachowania tajemnicy zawodowej, więc nie mogę ich przytaczać. Współpracujący z nami psychologowie, to osoby odpowiednio wykwalifikowane, które są w stanie udzielić pomocy lub pokierować do odpowiedniego specjalisty, każdą osobę, która zgłasza się do nas po pomoc. Ludzie w żałobie zmagają się z wieloma trudnościami, więc czasami wsparcie psychologa okazuje się niewystarczające. Za pośrednictwem fundacji można skorzystać również z porady prawnej lub konsultacji psychiatrycznej. Myśląc żałoba widzimy dorosłą osobę, ale zdarza się, że nagła strata dotyka też dzieci. Jak o śmieci rozmawiać z kilkulatkiem? Żałoba u dziecka przebiega w kilku etapach bardzo podobnych, jak u osoby dorosłej. Jednak dziecko może inaczej je przechodzić. Dlatego bardzo ważna jest postawa pełna cierpliwości, bliskości i akceptacji. Rodzice często mają problem z rozmową z dziećmi o śmierci kogoś z rodziny i starają się ukrywać tę informację. Sami narażeni są na wiele trudnych emocji i chcą uchronić przed nimi swoje dzieci. Dziecko jednak doskonale rozpoznaje uczucia swoich najbliższych opiekunów. Dlatego ważne jest, aby powiedzieć dziecku prawdę, dostosowując język do jego wieku. W głównej siedzibie fundacji funkcjonuje grupa dla najmłodszych. Być może z czasem uda się taką utworzyć także w Bydgoszczy. Bez wątpienia taka rozmowa z dzieckiem jest niezwykle trudna, ale nie tylko. Wielu dorosłych nie wie, co powiedzieć żałobnikom po pogrzebie i koniec końców pada standardowe „przyjmij kondolencje”. Kontakt z osobami, które doświadczyły bolesnej straty kogoś ze swoich bliskich, jest dla
Spotkania bydgoskiej grupy będą się odbywały przez rok, dwa razy w miesiącu po 2 godziny w jednej z sal hali Łuczniczka. Zgłoszenia do grupy można przesyłać pod adresem: bydgoszcz@naglesami.org.pl BEZPŁATNY TELEFON WSPARCIA Fundacji NAGLE SAMI
800 108 108 czynny od poniedziałku do piątku od 14.00 do 20.00.
innych ludzi bardzo trudny. Żadne słowa w takiej chwili nie są w stanie przynieść długotrwałego ukojenia. Pomoc polega głównie na tym, aby towarzyszyć im podczas zmagania się z wieloma trudnymi emocjami. Czasami dla człowieka, który doświadczył bolesnej straty, ważna jest świadomość, że jest ktoś, na kogo można liczyć, gdy zajdzie taka potrzeba. Zamiast specjalnie przygotowanej przemowy, warto powiedzieć to, co w danym momencie czujemy, np. „Jest mi bardzo przykro. Pamiętaj, że jestem obok i jeśli tylko będę mógł pomóc, to dzwoń”. Niestety, nie istnieje wzorzec, według którego powinniśmy się w takiej chwili zachowywać. Ważne jest, aby być wrażliwym na sygnały od tych, którym chcemy pomóc. CP napisz do autora d.kucharska@expressmedia.pl
* Monika Małż-Zabielska Absolwentka Wydziału Psychologii UW. Obecnie w trakcie czteroletniego szkolenia psychoterapeutycznego w Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie. miasta kobiet
sierpień 2015
21
839515BDBHA
993115BDBHC
560015TRTHA
temat
Zabawa dla twardzielek
NA ZDJĘCIU STRAŻACZKI Z KRUSZWICKIEJ OCHOTNICZEJ STRAŻY POŻARNEJ
W województwie kujawsko-pomorskim jest obecnie około 20 strażackich drużyn kobiecych. Drugie tyle zrzesza przyszłe strażaczki w podstawówkach i gimnazjach. Wszystkie muszą być odpowiedzialne, wysportowane i punktualne. TEKST I ZDJĘCIA: Jarosław Hejenkowski
D
ekadę temu świat obiegło zdjęcie polskiego hydraulika we Francji. Był to umięśniony, przesiąknięty seksem młody facet w roboczym drelichu, o wnikliwym spojrzeniu, które przyprawiało większość kobiet o dreszczyk. Jestem pewien, że gdyby ich mężom pokazać fotki dziewczyn z Kruszwicy, które w tym samym czasie zaczynały przygodę z gaśnicami, natychmiast wybaczyliby żonom słabość do owego hydraulika. Przecież trudno zwracać uwagę na takie drobiazgi, gdy człowiek planuje równo-
24
miasta kobiet
sierpień 2015
legle podpalenie swojej chałupy i marzy o ratowaniu go przez jedną z nich. Jeszcze w czarno-białych filmach synonimem zmysłowości było pokazanie kobiety ubranej jedynie w męską koszulę. Po prostu płeć piękna w męskich ciuchach jest ekscytująca i basta. Ale roboczy kombinezon strażacki i buty w sam raz dla alpinistów? - Takie wielkie te spodnie. Totalnie niekobiece - wzdycha Magda Kaczmarek i rozciąga odzienie na boki na wysokości bioder, gdy pytam o uniformy dziewczyn strażaczek. W szelkach
zaczyna przypominać trochę Obeliksa. - Taki stój jest za to wygodny, bo nie obcisły. Kiedyś brałam udział w akcji w za małych spodniach. Przyjemnie nie było - wspomina Marta Bondas.
„RANDKA” MARZEŃ Kruszwica jest średniej wielkości miasteczkiem pod Inowrocławiem. Słynie z Mysiej Wieży oraz jeziora Gopło. Nie brakuje tu nastolatek i młodych kobiet, które chcą coś robić. Aktywność i determinacja mieszkańców nie podlega zresztą dyskusji i jest wręcz legendarna.
kobieca perspektywa Potwierdziły to już przed wiekami myszy (jakby nie było, samice) które zeżarły despotę Popiela. Remiza OSP znajduje się przy wylocie do Inowrocławia. W budynku sąsiadują ze sobą wszystkie służby ratownicze - strażacy, policjanci i ekipa pogotowia. Wchodzę schodami na pierwsze piętro i informuję chłopaka w strażackim uniformie, że jestem umówiony z dziewczynami. - Ze wszystkimi na raz? Każdy by tak chciał - mruczy pod nosem. W centralnym punkcie największej sali remizy stoi stół pingpongowy. - Tak umilamy sobie oczekiwanie na wezwania - wyjaśniają panie i dziewczyny. Piszę o nich tak, bo rozpiętość wieku już na oko jest spora. Dowódca drużyny, Dagmara Matyjasik, jest stateczną mężatką i matką dwóch chłopaków. Dwie inne dziewczyny też mają synów, a Daria Dębowska ma termin porodu na koniec lata. Śmieje się, że nie wepchnie się już w żaden mundur, dlatego nie pojawia się na zdjęciach - bo jak to, strażak bez munduru? Inne dziewczyny to nastolatki, część z nich jest wyraźnie onieśmielona faktem, że ktoś pyta je o w sumie oczywiste sprawy. To, co jednak jest dla nich normalne, mnie frapuje. Myślałem, że kobieta marzy raczej o wynoszeniu jej z pożaru przez przystojnego młodzieńca, niż o dźwiganiu węża strażackiego. Milsze jest chyba malowanie się, niż ścieranie z twarzy sadzy. Co je skłoniło to zaangażowania się w to, według mnie, typowo męskie zajęcie? Co na to ich rodziny, dzieci, mężowie?
BOJOWE WICEMISTRZYNIE Kobieca drużyna w Kruszwicy istnieje od blisko dekady. Jej działalność skupia się głównie na ćwiczeniach, które wśród setek tysięcy strażaków są traktowane wręcz jako sportowa dyscyplina. Są nawet mistrzostwa kraju. Rok temu nadgoplańskie strażaczki zdobyły drugie miejsce w ćwiczeniach bojowych na wojewódzkich zawodach w Baruchowie. Ich wynik - 49,34 sekundy - był tylko o 0,24 s gorszy od najlepszego. - Niektóre z nich nie tylko ćwiczą, ale biorą udział w akcjach. Nie ma żadnej taryfy ulgowej. Wszyscy robią to, co jest do zrobienia - wyjaśnia komendant OSP w Kruszwicy, Jacek Kaczmarek. - Większość z nich to mężatki i żadna z tego powodu nie zrezygnowała. Oczywiście, są przerwy na macierzyństwo, ale później wracają. ZACZĘŁO SIĘ OD WUEFU Wydawało mi się, że pytanie „dlaczego straż?” będzie najlepszym do zagajenia rozmowy. Zapada jednak cisza, a panie spoglądają na siebie niepewnie. Odzywa się Dagmara Matyjasik, dowcipnie porównując siebie do Kubusia-Fatalisty, który zauważa zagrożenie nawet w drobnych przypadkach. - Styczność z tym miałam od małego dziecka, bo mój ojciec prowadził drużynę pożarniczą. Już jako mała dziewczynka brałam udział w różnego rodzaju zawodach. Po studiach zaczęłam pracę w gimnazjum, gdzie postanowiłam stworzyć drużynę młodzieżową. Te dziewczyny dorastały pod moim okiem. Wszystkie są moimi byłymi uczennicami - mówi dumna z wychowanek
„dyrektorka”, która odrobinę irytuje się, gdy ją tak tytułuję. - U nas w drużynie jest dowódca precyzuje. Chwilę później jeszcze bardziej narażam się mojej rozmówczyni, bowiem wyrażam zdziwienie faktem, że nastolatki garną się do takich zajęć. Przecież gaszenie pożarów to nie jest coś,
Często ze zmęczenia trzemy nosem po betonie, bo wstajemy rano, idziemy do pracy, prowadzimy dom, zajmujemy się dziećmi, a na umówioną godzinę zbieramy się i ćwiczymy w straży. Ale to jest nasza odskocznia. DAGMARA MATYJASIK
co by fascynowało przeciętną młodą Polkę. - Może i tak. Ale tu jest dużo aktywności fizycznej, a jestem nauczycielką wychowania fizycznego, więc propaguję też sport. Chodziło o to, żeby dziewczyny miały co robić, żeby aktywnie spędzały czas, a nie tylko przed komputerami czy telewizorem… - Albo na „dyskach” - wtrącam. - Dyskoteki jak najbardziej pożądane. Trzeba się w końcu rozerwać - odpowiadają nieco bardziej rozluźnione strażaczki.
ISKRA W GIMNAZJUM - Szefowa zawsze była dobra. Bez wazeliny - zaznacza Aleksandra Kępska o pani dowódcy. - Starała się nas motywować i zachęcać. Udało się jej doprowadzić do sytuacji, że każda z nas chciała dawać z siebie sto procent. - Wydaje mi się, że stworzyłyśmy dobry team. Bez wzajemnych dobrych relacji nie byłoby tego, co jest teraz. Już w relacjach nauczyciel - uczeń było tak, że nie musiałam ich do niczego zachęcać. One same przychodziły i dopytywały się, kiedy będziemy ćwiczyły. Między nami zwyczajnie zaiskrzyło - mówi Dagmara Matyjasik. Gdy kilka lat temu nastolatki skończyły gimnazjum, okazało się, że wcale nie chcą kończyć przygody ze strażą pożarną. To właśnie wtedy postanowiono założyć drużynę kobiecą. - Kiedyś było tak, że dziewczęta były odsuwane od działań bojowych. Teraz mamy okazję brać udział w akcjach, ale robimy to okazjonalnie. Każda z nas ma pracę, szkołę, swoje życie rodzinne - wyjaśnia Dagmara Matyjasik.
NOSEM PO BETONIE Postanawiam przejść na grząski grunt. Pytam, czy chłopcy nie starali się moich rozmówczyń jakoś zrazić do tej pasji. Okazuje się, że ulubionym sprawdzianem dla dziewczyn było wypuszczenie podczas ćwiczeń wody pod dużym ciśnieniem do węża trzymanego przez strażaczkę. - Trzeba mieć siłę, żeby coś takiego utrzymać. Rzucało nami i to niejednokrotnie. Glebę zaliczyła niejedna z nas. Było wtedy mnóstwo śmiechu - przyznają. Niepostrzeżenie przechodzimy jednak do spraw bardzo poważnych. Strażacy pojawiają się przecież najczęściej jako pierwsi na miejscach tragedii. Gdy pali się, to gaszą. Gdy jest wypadek samochodowy, to wyciągają ludzi ze sterty pogiętych blach, które chwilę wcześniej były pojazdem. - Z każdym wyjazdem wiążą się jakieś emocje - mówią dziewczyny i kilka z nich kiwa głowami, gdy pytam, czy zdarzały się dni, kiedy miały tego dosyć - Niejednokrotnie ze zmęczenia trzemy nosem po betonie, bo wstajemy rano, idziemy do pracy, prowadzimy dom, zajmujemy się dziećmi, a na umówioną godzinę zbieramy się i ćwiczymy - zaznacza Dagmara Matyjasik. - Ale to jest też nasza odskocznia. Dowódca drużyny potwierdza, że zdarzały się takie dni, kiedy następowało ogólne „zmęczenie materiału”. - Tak było najczęściej po zawodach. Wszystkie miałyśmy ponaciągane mięśnie, były kontuzje, ból, płacz oraz pytania, po co nam to. Ale później jedna drugą podnosiła na duchu, mobilizowała i wszystko wracało do normy. WSZYSTKIE ZA JEDNĄ Wracamy do walki płci, która przecież może mieć miejsce podczas dyżurów. Faceci w remizie są w przewadze, więc pytam, czy nie próbują czasem dziewczyn sprowadzić do roli parzących kawę. - Nie zagonią mnie do robienia kawy, o nie - zarzeka się rozbawiona tym pomysłem Marta Bondas. Wygląda zresztą na to, że w tej kobiecej drużynie panuje coś określane jako team spirit. Wszystkie spotykają się także poza zajęciami strażackimi na kawie, czy przy czymś mocniejszym. Na dodatek, w tym roku wspólnie zdecydowały, że nie wystartują w bardzo ważnych dla nich zawodach, choć rok temu zdobyły wicemistrzostwo. Powodem było to, że dwie z nich nie mogą wziąć udziału w zmaganiach. - Postanowiłyśmy nie szukać na siłę zastępczyń i nie startować. Skoro jesteśmy drużyną, to startujemy razem - mówi Aleksandra Kępska. W województwie kujawsko-pomorskim jest obecnie około 20 strażackich drużyn kobiecych. Drugie tyle zrzesza przyszłe strażaczki w podstawówkach i gimnazjach. Gdy pytam, czy panie polecają takie hobby, potwierdzają, dodając, że „tylko tym, które są sprawne fizycznie i twarde”. To zabawa dla twardzielek. To nie jest łatwe. Strażak musi być odpowiedzialny, wysportowany i punktualny. Nie wyobrażam sobie, że drużyna jest roztrzepana - precyzuje Dagmara Matyjasik. CP napisz do autora j.hejenkowski@expressmedia.pl miasta kobiet
sierpień 2015
25
jej pasja
Nie znoszę słowa artysta. Chcę udowadniać, że sztuka jest dla każdego. Nigdy nie zgodzę się z tym, że obraz ma prawo wisieć tylko w muzeum, galerii czy na ścianie jakiejś wystawnej willi. TEKST: Dominika Kucharska ZDJĘCIE: Tomek Czachorowski
K
asia Puchowska ma 26 lat. Jest wesoła, z dziko różowymi paznokciami i pięknie opaloną skórą. Wygląda jak dziewczyna ratownika. Na rozmowę w rodzinnej Bydgoszczy wyrwałam ją prosto z plaży. Narzeczony Kasi, co prawda, ratownikiem nie jest, ale aż tak bardzo się nie pomyliłam. Sławek uczy serfować w Pieczyskach, więc latem całe dnie spędzają nad wodą.
JA PO PROSTU MALUJĘ Artystka? Nie lubi, gdy ktoś tak ją określa. - To słowo kojarzy mi się z czymś na wyrost, trochę sztucznym. Ja po prostu maluję abstrakcje - odpowiada. A malowała odkąd pamięta. Zresztą w domu nie była jedyna. Malarzem jest jej tata. Pasja i twórczy ferment zawsze były wokół, ale życie potoczyło się trochę inaczej. Zamiast na ASP poszła na pedagogikę, a potem na dziennikarstwo. Marzyło jej się własne przedszkole, ale jak przez pół roku popracowała w szkole, to praca z maluchami zdążyła jej się odwidzieć. Z roli pedagoga płynnie przechodziła w rolę malarki. W domu łapała za pędzel i siadała przed sztalugą. Wizja pracy w mediach również nie była strzałem w dziesiątkę. Po studiach postanowiła więc twardo - trzeba zacząć robić to, co się kocha. - Starałam się szukać nowych metod, technik, bo to mnie pasjonuje najbardziej. Mój tata był zachwycony, gdy powiedziałam mu, co chcę robić. To zwiększyło pulę naszych wspólnych tematów, a u niego dodatkowo dumę, że któraś z córek poszła w jego ślady. Sama nie spodziewałam się, że będziemy kiedyś wzajemnie dopytywać, co kupić w sklepie plastycznym - mówi. Teraz w galerii Kasi taty, obok Maryjki z dzieciątkiem, bydgoskich spichrzy przy zachodzie słońca i bitwy pod Koronowem, wiszą barwne abstrakcje. Fuzja talentu córki i ojca. KOLOROWE RYZYKO Swoją firmę Kasia założyła w zimowy, grudniowy dzień. Nazwała ją Strefa Koloru. - Wcześniej malowałam dla siebie i dla znajomych, ale kusiło mnie, żeby założyć stronę internetową z prawdziwego zdarzenia, pojechać na targi. To wszystko wiązało się z ryzykiem, więc najpierw wybadałam rynek i sprawdziłam, czy jest sens się do tego zabierać, bo może jednak mądrzej będzie szukać jakiejś stałej posadki. Okazało się, że zapotrzebowanie na sztukę jest i to niemałe. Stawiając pierwsze kroki wstydziłam się tego, że w moim CV nie ma żadnej szkoły artystycznej, ale to minęło - wspomina. W pierwszym półroczu prowadzania działalności sprzedała blisko 70 prac. Tworzy na zamówienie. Spotyka się z klientami, omawia szczegóły. Najczęściej jedzie do ich mieszkania, żeby móc stworzyć taką abstrakcję, która idealnie wpasuje się w dane wnętrze lub je odmieni - zależy od tego, czego oczekują zamawiający. Kompromisów i cierpliwości uczy się z każdym zamówieniem. Tylko raz odmówiła, wiedząc, że wizja klienta ma się nijak do tego, co ona chce tworzyć. - Miałam namalować abstrakcję wyglądającą jak fotografia, którą otrzymałam. W tym przypadku nie udało się znaleźć złotego środka - tłumaczy. Gdy maluje, to najchętniej wysłałaby resztę na Księżyc. W tle może brzmieć gitarowe granie, ale poza tym musi być święty spokój. - Najlepiej, żeby nikt do mnie nie podchodził. Najgorzej było na początku, gdy każdy chciał mi zajrzeć przez ramię. Jak słyszałam „a ja bym dodał trochę zielonego”, to strasznie mnie to drażniło (śmiech) - wspomina. Teraz wszyscy bliscy już wiedzą, że jak Kasia maluje, to lepiej trzymać się na uboczu i pozwolić
jej tworzyć w spokoju. Na ocenę zaprasza, gdy uzna, że wykonała już ostatni ruch pędzlem. Trzeba dodać, że jej ulubionym kolorem jest szary. Mówiąc to zapewnia, że zdecydowanie jej życie szare nie jest, ale za to ową ukochaną szarość przemyca w każdej pracy.
NIESKOŃCZONOŚĆ Czemu akurat abstrakcja? - Bo w pełni pozwala wyrazić siebie, a jednocześnie jest nieskończona. Nie daje możliwości odkrycia wszystkiego i jednocześnie nie ogranicza twórcy. Malarstwo klasyczne kompletnie do mnie nie przemawia. Próbowałam, ale nie sprawiało mi to żadnej przyjemności. - Jesteś bardziej malarką czy specjalistką od wystroju wnętrz? - dopytuję. - Pół na pół. Lubię jedno i drugie. Usłyszałam kiedyś zarzut, że prawdziwy artysta powinien kierować się tylko sobą, nie brać pod uwagę wnętrza czy preferencji klientów. Może i tak, dlatego ja nie znoszę słowa artysta. Chcę udowadniać, że sztuka jest dla każdego. Nigdy nie zgodzę się z tym, że obraz ma prawo wisieć tylko w muzeum, galerii czy na ścianie jakiejś wystawnej willi. To stereotyp, przez który odsuwa się ludzi od sztuki. Ja uważam, że jak najbardziej obraz może fantastycznie wyglądać też w niewielkim, nowocześnie urządzonym mieszkaniu. Coraz więcej osób, jeśli tylko może, to woli obraz namalowany na zamówienie, niż reprodukcję czy plakat z marketu. Widzę, jaką frajdę sprawia zamawiającym to, że przedstawiają swoje oczekiwania, mówią o kolorach, które lubią, a później powstaje coś unikatowego, stworzonego specjalnie dla nich. PŁÓTNO TO ZA MAŁO Chęć wyjścia ze sztuką do ludzi Kasia pokazuje dobitnie na targach. Stoisko Strefy Koloru od razu przyciąga wzrok, bo obrazy wiszą na… wieszakach na ubrania. - Dzięki temu każdy może je wygodnie obejrzeć. Poza tym nie wybieram tylko targów sztuki, ale i te z wszelkim rękodziełem, designem czy modą od młodych projektantów. Właśnie na jednych z takich targów wpadłam na pomysł, aby nie ograniczać się tylko do płótna i pójść o krok dalej - wspomina. Tak zrodziła się idea przeniesienia abstrakcji z obrazów na inne przedmioty - poduszki, obudowy na smartfony, bluzy czy legginsy. W ten sposób można mieć dzieło sztuki wiszące nad kanapą i patrzeć na nie także sięgając na przykład po telefon. - Skoro obraz już powstał i jest odzwierciedlaniem tego, co lubi klient i tego, co mu się podoba, to czemu nie potraktować go jako wzoru na innych materiałach? - dodaje. W domu Kasi obrazy wiszą wszędzie. Już na wejściu wiadomo, że tu się maluje. - To taki magazyn (śmiech). Na ścianach z reguły wisi kilkanaście abstrakcji. Jak jakaś się sprzeda, to czegoś zaczyna brakować, więc dość szybko uzupełniam luki - mówi Kasia. Marzy jej się galeria. Najpierw internetowa, a w przyszłości taka w pełni namacalna, do której można wejść i z bliska oglądać sztukę. - A najcudowniej byłoby, jakby obok działał mój butik z rzeczami. Totalna abstrakcja!CP napisz do autora d.kucharska@expressmedia.pl *Kasia Puchowska Bydgoszczanka, rocznik 1989. Malarski samouk. Absolwentka pedagogiki i dziennikarstwa. Od końca zeszłego roku prowadzi Strefę Koloru (www.strefa-koloru.pl). miasta kobiet
sierpień 2015
27
historie miłości
JANINA I GIOVANNI BATTISTA MATTEI OD DWUDZIESTU LAT SĄ SZCZĘŚLIWYM MAŁŻEŃSTWEM
Kawa i tort owocowy to preludium do rozmowy, która mogłaby się nigdy nie skończyć. Trwała od wczesnego popołudnia do północy. We Włoszech tak się celebruje wieczorny posiłek. Męczyła mnie tylko ciekawość - skąd wziął się Włoch w Ciechocinku? TEKST: JAN OLEKSY ZDJĘCIA: JACEK SMARZ
C
o zabrać dla gospodarzy na proszoną kolację? Kwiaty dla pani domu, a dla pana jakiś dobry alkohol? Kwiaty to kłopot, bo całego upalnego dnia w samochodzie nie przetrwają. W takim razie coś słodkiego… Z czekoladkami nie było żadnego problemu, ale przy półkach z winami byłem zagubiony. Jakieś włoskie? Dylemat. Włochowi włoskie? Nie. W końcu stanęło na kompromisowym porządnym argentyńskim czerwonym wytrawnym. Krótka przejażdżka z Torunia do Ciechocinka. Jadę tam na specjalne zaproszenie. Osiedle zadbanych domków jednorodzinnych z ogródkami. W jednym z nich mieszkają moi bohaterowie Janina i Giovanni (Gianni) Battista Mattei.
28
miasta kobiet
sierpień 2015
Otwierają drzwi. Szeroki uśmiech gospodarza, dosłownie od ucha do ucha, i nie mniej przyjazna pani domu. Myślę, że otwarci i serdeczni, ale przekonać się o tym miałem za chwilę.
CZYSTY PRZYPADEK Mała kawa i tort owocowy to preludium do rozmowy, która - jak się okaże - mogłaby się nigdy nie skończyć. Trwała od wczesnego popołudnia do północy. We Włoszech tak się celebruje wieczorny posiłek, więc tradycji stało się zadość. Męczyła mnie ciekawość, skąd wziął się Włoch w Ciechocinku? „Z ziemi włoskiej do Polski”? Tego postanowiłem się dowiedzieć. - W 1993 roku wyjechałam razem z córką, która
była już wtedy po maturze, do Włoch - wspomina Janka. - To czysty przypadek. Szukałyśmy jakiegoś fajnego miejsca w Europie do życia i pracy. Takim miejscem okazało się Bari na południu Włoch nad Adriatykiem. Janka nie przypuszczała, że konsekwencją tego wyjazdu będzie dla niej małżeństwo, a dla córki studia na filologii włoskiej na UJ. A stało się to tak. Któregoś dnia Polka spotkała Gianniego w chętnie odwiedzanej przez jej rodaków pizzerii. Był wówczas karabinierem, służył w Arma dei Carabinieri. Chyba wpadła mu w oko. - Byłam po 20 latach małżeństwa, miałam córkę i syna, i nie miałam zamiaru powtórnie wychodzić za mąż - wyznaje. - A jednak.
historie miłości ŻANDARM SIĘ ŻENI Ślub cywilny wzięli w andrzejki 1995 roku w Strzelnie. Nieco później kościelny już w Ciechocinku. Emerytowany czterdziestoletni karabinier, w dodatku kawaler - świetna partia. Już podczas pierwszego pobytu w Polsce Gianniego zauroczył nasz kraj. Wszystko mu się podobało, a zwłaszcza chłodny klimat, bo nie znosi upałów. Stwierdził, że z włoską emeryturą łatwiej im będzie żyć w Polsce niż we Włoszech. Sprzedał więc swoje mieszkanie, przyjechał z żoną do Polski i wspólnie kupili dom w Ciechocinku. - Mogłabym mieszkać we Włoszech, bo mnie tam, w przeciwieństwie do męża, bardzo odpowiada klimat. Bez zimy. Teściowa tam w ogóle nie ma ogrzewania. Gianni twierdzi, że we włoskie zimowe 10 stopni wystarczy w domu nosić koszulę i ciepły sweter. Jego mama tak się hartuje - wyjaśnia Janka. NIE TAKI ZNOWU CASANOVA Gianni łamie stereotyp Włocha podrywacza. Był kawalerem do 42. roku życia, to o czymś świadczy. I choć lubi gadać o sprawach damsko-męskich, to nie jest facetem, który na widok blondynki szaleje jak większość jego kolegów Włochów. - Zresztą, uzdrowisko Ciechocinek słynie z malowanych blondynek - żartuje. - To spokojny facet - dodaje Janka. W zasadzie bez wad, choć do kuchni wkłada fartuch z napisem „macho” - śmieje się. - Mało rzeczy mnie w nim wkurza. Może tylko to, że o wszystkim musi odpowiednio wcześniej wiedzieć, nie lubi być zaskakiwany. Zadania wypisuje na kartce, żeby o niczym nie zapomnieć. Jest perfekcjonistą. Nie wiadomo, czy tego nauczył się w żandarmerii, czy też z tego powodu został karabinierem? Nie jest konfliktowy. Nawet jak czasami się obrazi, to nie rozmawiamy najwyżej przez jeden dzień. Potem siadamy przy stole, spoglądamy na siebie i… w śmiech! Gianni mówi, że nigdy się z nikim się nie kłócił. Jest szczery, troskliwy. We Włoszech kupił mi samochód, żebym nie dojeżdżała do pracy autobusem. Ma też charakter, nie da sobie w kaszę dmuchać, ale przy tym ciągle się uśmiecha. Takiego, jak Gianni, to szukać ze świecą. Drugi taki nie istnieje. Można na niego liczyć w każdym momencie, nigdy nie zawiedzie. Jedyna trudność z nim to ścisłe trzymanie się godzin jedzenia. ON O NIEJ - Moja żona jest komendantem - żartuje Gianni. - Czasami za duża maruda, ale też dobrze gotuje. Jest urodzoną organizatorką. Wszystko załatwi, wytrzaśnie choćby spod ziemi, jest zapobiegliwa, to chyba takie typowo polskie, świetnie prowadzi samochód. Podczas naszych wypraw do Włoch to zawsze ona zasiada za kierownicą. Mam do niej pełne zaufanie - wyznaje Gianni. PREGO MANGIARE Po pierwszych rozmowach, siadamy do stołu. Oj, nie jest to skromna kolacja. Mam nadzieję, że Włosi na co dzień tak nie jadają. Przed nami pojawił się pełny przegląd dań kuchni neapo-
JANKA SPYTAŁA KIEDYŚ NIEOPATRZNIE MĘŻA, CZY GDYBY MUSIAŁ WYBIERAĆ, TO WYBRAŁBY JĄ CZY MAKARON. ODPOWIEDŹ NIE BYŁA DLA NIEJ MIŁA: „JAK NIE BĘDĘ MÓGŁ JEŚĆ MAKARONU, TO NIE ŻYJĘ”.
litańskiej, bowiem Gianni pochodzi z Salerno, niedaleko Neapolu… U nich w domu świetnie gotował ojciec Alfonso. Doskonale radzą sobie w kuchni również jego czterej bracia. Nic dziwnego, że Gianni traktuje kuchnię jak swoje królestwo. Zaanektował także wyłącznie dla siebie piwnicę z winami i przetworami oraz działkę warzywną w iście włoskim stylu. Wszystkie dania sam przyrządza. Jest kulinarnym talentem. Smażone kwiaty cukinii, roladki z cukinii, cukinie i bakłażany faszerowane, lasagne z cukinii, kurczak z bietolą, czyli liśćmi buraków, suchary z kaszki kukurydzianej nasączane oliwą, vongole, czyli maleńkie małe małże, świetnie smakujące ze spaghetti. - „Olio, aglio, prezzemolo” czyli oliwa, czosnek i pietruszka - to nasze kuchenne motto - mówi gospodarz. Głównymi składnikami włoskich potraw są sery mascarpone, capri, parmezan, mozarella.
MAKARONY TYLKO Z KASZY MANNY - Jak nie będę mógł jeść makaronu, to nie żyję - wyznaje Gianni. Janka spytała go kiedyś nieopatrznie, czy gdyby musiał wybierać, to wybrałby ją czy makaron. Odpowiedź nie była dla niej miła. Makaron tagliatelle, który mieliśmy okazję spróbować, zresztą tak jak inne makarony, Gianni wyrabia własnoręcznie wyłącznie z kaszki manny. - „Macaroni ni ma mąki!” - wykrzykuje. Jest zawsze ugotowany al dente, bo tylko taki sprawia, że organizm wyrzuca wszystkie złe składniki. I na tym polega tajemnica, że Włosi jedzą dużo makaronu, ale wcale nie są otyli. My niestety jemy ugotowany na kluchę i twierdzimy, że jest tuczący. - Podczas pierwszej wizyty Gianniego w Polsce moja mama ugotowała rano makaron, a wieczorem wlała do niego rosół. Gianni mówił mi wtedy na ucho, że był to makaron do klejenia dziur - wspomina ze śmiechem Janka. Gianni lubi również polentę, sporządzaną z mąki lub kaszki kukurydzianej z dodatkiem sera i różnych sosów. - Kiedyś we Włoszech spróbowałam ją zjeść z cukrem. Był wielki skandal - żali się Janka. Jak większość Włochów Gianni uwielbia zieleninę, szczególnie tę z własnej działki. Jego śniadanie to suchary i micha sałaty z pomidorami polanymi oliwą. WRÓBELEK NA TALERZU Gianni lubi jeść. W Polsce wszystko mu smakuje, z wyjątkiem kaszanki i czarniny. Uwielbia golonkę. - My Włosi lubimy małe cukinie. To krowy i świniaki mają być duże - mówi ze śmiechem. Nieraz targa na wózku ze swojej działki nawet
20 kilo cukinii, z których część rozdaje później sąsiadom. Państwo Mattei jedzą bardzo dużo warzyw, sporo przeznaczają na przetwory. - Przerabiamy 700 kilo pomidorów w trzy dni. Mamy do tego specjalne urządzenia przywiezione z Włoch - wyjaśniają gospodarze. Z ciekawości spytałem o włoski przysmak, czyli małe ptaszki. - Wróble są dobre, twierdził mój tatuś, a szpaki jeszcze lepsze. Jeden wróbel jest mały, ale 10 wróbli, to już jest co smakować. W niektórych restauracjach można zamówić szpaki. Dobre mięsko mają też słowiki, ale to nielegalny proceder - tłumaczy Włoch. We Włoszech też piją wódkę, albo grappę, ale mocno zmrożoną i tylko trochę na koniec obiadu. Nawet kieliszki wyjmują z zamrażarki. Na stole stoi butelka, a każdy sam sobie nalewa, nie ma toastów. - Wódka jest dobra, ale nie od rana, jak nieraz widzę w Polsce. Włosi lubią zimne napoje, ale nie zawsze z procentami - wyjaśnia Gianni.
CO SIĘ PODOBA, A CO NIE… Gianni twierdzi, że w Polsce jest bezpieczniej niż we Włoszech - bo to właśnie tam okradli go kieszonkowcy. U Polaków ceni ciągle żywe więzi rodzinne. Drażnią go komary, meszki i końskie muchy. - Mówię mu, że go atakują, bo na działce pracuje jak prawdziwy koń - śmieje się Janka. Dziwi go w Polakach brak pewności siebie i ciągłe powątpiewanie. W Polsce, na komplement „jak dobrze dziś wyglądasz”, słyszy odpowiedź „ale mam dużo zmarszczek”. W domu rozmawiają wyłącznie po włosku. Gdy pojawia się towarzystwo polskie, wówczas Gianni używa naszego języka. - Mówi trochę w stylu „Kali mieć” - dorzuca Janka. Ale można się z nim dogadać. Zawsze pomagają ręce i kontekst. - Jeszcze mogę 50 lat mieszkać w Polsce i się nie nauczę. Polski jest trudny, te wszystkie „sz”, „cz”, „szcz” - przyznaje Włoch.CP napisz do autora j.oleksy@expressmedia.pl
*Janina i Giovanni Battista Mattei Janina pochodzi ze Strzelna, Giovanni z Salerno, poznali się w Bari, ślub wzięli w Polsce, od 20 lat mieszkają w Ciechocinku. Ich wspólne hobby to uprawa warzyw i winorośli oraz gotowanie. miasta kobiet
sierpień 2015
29
męskim okiem
Żeby było nam łatwiej Facetom jest ponoć łatwiej w życiu - twierdzi wiele kobiet. Tylko dlaczego w takim razie żyjemy krócej? Pokażę Wam obrazek z łatwego życia mężczyzny… Przez kilka miesięcy nie miałem kontaktu z pewnym kumplem, którego życie to nieustanne peregrynacje; od radiowca, menedżera gwiazd rocka i high life z białym proszkiem, przez różne kobiety i pracę handlowca na Ukrainie, zakończoną eseperalem i małżeństwem z długonogą blond gracją. Rozum gracji poszedł w nogi i między. Dlatego ni cholery książek nie chciała czytać, więc nastąpił rozwód, a potem następne gracje… Niedawno kolega napisał do mnie tak: „Co u mnie? Dwa miesiące temu rzuciła mnie dziewczyna, pobiłem policjanta, zacząłem znowu popijać, a syn na Ukrainie objawił się po stronie separatystów”. I co? Łatwo jest?
Tylko dzięki kobietom? Jeśli nasze życie może być łatwiejsze to tylko dzięki kobietom. Na stronie fronda.pl obok tekstu dowodzącego, że „in vitro jest jak gwałt”znalazłem porady „Jak przypodobać się mężowi”. Cudny tekst napisany w formie dezyderatu - 56 krótkich rad. Cytuję wybiórczo: • Nie rób z męża domowego odkurzacza i nie dawaj do zjedzenia tego wszystkiego czego nie chciały dzieci.
30
miasta kobiet
sierpień 2015
Pamiętajcie - wątróbkę kupujcie nie tylko z myślą o piesku, nie dawajcie chłopu resztek po dzieciach i nie kuście go brudnymi majtkami. Janusz Milanowski*
• Nie dbaj o kota kosztem męża. • Jeśli mąż lubi wątróbkę, to kup mu ją także, a nie tylko dla pieska. • Jeśli chcesz się kochać, to zacznij bez czekania na jego inicjatywę. • Jeśli nic nie stoi na przeszkodzie, nie wzbraniaj się od seksu. • Powiedz mu, kiedy będziesz gotowa, żeby mógł się przygotować. • Dbaj o swoją bieliznę. Bądź zawsze czysta i ładnie pachnąca. • Ty też możesz mu powiedzieć, że go kochasz, nie czekaj, aż on powie pierwszy. • Pytaj męża, co mu sprawia przyjemność, może w końcu ci powie. • Doceń to, że bez szemrania po raz trzeci poszedł dzisiaj do sklepu.
Jedzenie, seks, pochlebstwa Rozważam, jaki to umysł natrudził się, by zauważyć, że o kota nie można dbać kosztem męża, wątróbkę kupować nie tylko z myślą o piesku, nie dawać chłopu resztek po dzieciach i nie kusić brudnymi majtkami? Jaki rodzaj doświadczenia kreśli tu obraz mężczyzny i jego oczekiwań, sprowadzonych do jedzenia, seksu i pochlebstw. Co trzeba mieć w głowie, by stworzyć formułę szczęścia opartą na tym, że kobieta jest pachnącą, uważną idiotką, która powinna dwa razy pomyśleć, zanim kupi wątróbkę?
W moim odczuciu owe dezyderaty wynikają z obserwacji rodzin mniej lub bardziej patologicznych, bo w normalnych kot nie jest ważniejszy od faceta, facet nie jest odkurzaczem, a kobieta zawsze nosi czystą bieliznę. Autor/autorka porad najwyraźniej ma w głowie obraz rodziny jak z „Konopielki”, gdzie Kaziuk trzaskał garami, darł się, kiedy chciał i potrafił zdzielić w ucho.
Uzupełnienie Porady z fronda.pl w duchu tym należałoby uzupełnić jeszcze o następujące zagadnienia: Gdy wróci pijany po dwóch dniach, powiedz tylko: „Wykończy cię ta praca”. Gdy nie ma erekcji, całą winę weź na siebie, bo wóda i telewizor nie mają z tym nic wspólnego. A jako, że środek lata i czas urlopów, nie zapomnij przynieść mu skrzynki piwa, żeby nie wzdychał ze smutku na leżaku. Wtedy na pewno przemówi jak Cyrano de Bergerac do Roksany. „Im serca mego bierzesz więcej - tym go mam więcej” i jego życie będzie łatwiejsze… .CP napisz do autora j.milanowski@expressmedia.pl *Janusz Milanowski Dziennikarz, publicysta, fotograf. Miłośnik długodystansowego pływania i jazzu.
UL. KAROLA SZAJNOCHY 2 | wejście od Fordońskiej |
www.domiwnetrze.bydgoszcz.pl GODZINY OTWARCIA:
poniedziałek - piątek: sobota: niedziela:
10.00 - 19.00 10.00 - 16.00 10.00 - 14.00
( W Y BRAN E SK LEP Y )
SZEZLONG ORIO
od 3105 zł
www.wmmeble.pl
wymiar: 88 x 170 x h88-103 cm elektryczne rozkładanie
170 zł/m2 (do negocjacji) BEŻOWY MARMUR W SAM RAZ DO ŁAZIENEK
KWARCYT 10 x 36 x 1,3 cm
120 zł/m2 (do negocjacji) PIĘKNY KAMIEŃ DEKORACYJNY
MARMUR 40,6 x 61 x 1,2 cm
260 zł/m2 (do negocjacji)
www.klink.pl
MARMUR 40,6 x 61 x1 ,2 cm
SZARY KAMIEŃ DOSTĘPNY RÓWNIEŻ W KOMPLETACH
TOALETKA SPRING
NAROŻNIK
1 499 zł 100% drewno palisander
LUGO
od 2616 zł wymiary: 245 x 160 x 102 cm pow. spania: 140 x 200 cm
STOŁEK SPRING
339 zł FOTEL
OXFORD
OXFORD
od 2352 zł wymiar: 113 x 102 x 88 cm
od 3688 zł
wymiar: 210 x 102 x 88 cm
www.restig.pl
WYGODNA ELEGANCJA
STÓŁ ROZKŁADANY WITRYNA
SPRING
2 699 zł
NEW WAVE
2 499 zł
wymiar: 160/260 cm
PUFA
KRZESŁO
SPRING
SPRING
www.mandallin.pl
SOFA
679 zł
379 zł
II piętro
NAROŻNIK
NAROŻNIK
stara cena 3 431 zł
NAROŻNIK CAYA DESIGN, INFINITY
nowa cena 1 899 zł
stara cena 6 999 zł
nowa cena 4 499 zł
CAYA DESIGN, VENTO MODULIO stara cena 5 812 zł
nowa cena 4 180 zł
935915BDBHA
CAYA DESIGN, VICTORY
993115BDBHB