nasze miejsca spotkań
sierpień 2016
Olga Bołądź
Nie chcę być taka, jaka powinnam być str. 6-7
BEZ KOMPLEKSÓW
WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: Marek Ciesielski Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl
W „Miastach Kobiet” wakacje mijają filmowo. Zaczynamy od rozmowy z Olgą Bołądź o jej charakterystycznych, barwnych rolach (str. 6-7), a kończymy na wywiadzie z reżyserem Tomaszem Wasilewskim w męskiej perspektywie (str. 24-25). Oboje są idealnym przykładem na to, że osoby z naszego regionu sięgają gwiazd. Znana aktorka od dawna jest jedną z czołowych postaci polskiego kina, a twórcę „Zjednoczonych Stanów Miłości”, wnikliwego portretu kobiet z lat 90. (premiera 29 lipca), docenia się na całym świecie. Zdecydowanie nie ma tu miejsca na kompleksy.
Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch, tel. 52 32 60 798 l.tataruch@expressmedia.pl
O ich braku mówi też Irmina Marcinkiewicz (str. 14-15), która od lat udowadnia, jak dużą wartością dla biznesu są niedoceniani humaniści. Przekonuje m.in. polonistów, by nie bagatelizowali swoich umiejętności i wartości na rynku pracy. Udowadnia przy tym, że warto być marzycielem - nawet takim wprost wyjętym ze świata literatury. Pani Irmina buja w chmurach? Być może, ale dzięki temu udało jej się osiągnąć sukces.
Paulina Błaszkiewicz paulina.blaszkiewicz@expressmedia.pl
Nad ziemią przechadzają się również dwie bydgoszczanki - Kasia Świło i Natalia Jankowska (str. 18-19). To jedne z nielicznych kobiet trenujących w Polsce slackline - chodzenie po taśmie rozwieszonej na wysokościach. Przeszlibyście po cienkiej gumie nad Brdą, przy bydgoskiej ulicy Mostowej? One to robią, a strach jedynie napędza je do działania. Razem z bohaterami naszego sierpniowego numeru zachęcamy - Wy też sięgnijcie po coś, co jest wyżej i wydaje się poza zasięgiem. Lato to idealny czas, by zmierzyć się z kompleksami, spróbować nowych rzeczy, docenić swoje umiejętności w pomijanych wcześniej dziedzinach. Mamy nadzieję, że najlepsze pomysły przyjdą Wam do głowy podczas wakacyjnego relaksu, z „Miastami Kobiet” w ręku. Miłej lektury!
Teksty: Dominika Kucharska dominika.kucharska@expressmedia.pl Lucyna Tataruch lucyna.tataruch@expressmedia.pl
Justyna Król justyna.krol@expressmedia.pl Tomasz Skory tomasz.skory@expressmedia.pl Jan Oleksy jan.oleksy@expressmedia.pl Joanna Czerska-Thomas Justyna Niebieszczańska Zdjęcie na okładce: Paweł Mazurek - Studio69 Projekt i skład: Ilona Koszańska-Ignasiak Obróbka zdjęć: SZOK STUDIO Jakub Woźniak Sprzedaż: Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 a.suminska@express.bydgoski.pl Anna Lewandowska, tel. 607 370 355 a.lewandowska@nowosci.com.pl
CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 p.krol@expressmedia.pl
LUCYNA TATARUCH redaktorka prowadząca „MIASTA KOBIET”
ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.Nowosci.ExpressBydgoski
„Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca. Przez cały miesiąc są dostępne w punktach partnerskich w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl
nasi partnerzy
Dom Towarowy PDT Rynek Staromiejski 36-38, Toruń
006522936
R
E
K
L
A
M
A
R
E
K
L
A
M
A
HARMONIA - dobry wybór
016550517
Miejsce, które pokochasz!
atrakcyjne mieszkania dwupokojowe mieszkanie + miejsce garażowe = specjalny rabat lokale handlowo-usługowe mieszkania poddaszowe – super rabaty!
www.harmonianiemcz.pl 52/320 62 84, 728 429 809
kultura w sukience FILMOWA BLOKADA UL. PADEREWSKIEGO, BYDGOSZCZ 20 SIERPNIA, GODZ. 21
KINO KOBIET Wszystkie z niecierpliwością czekamy na kolejne Kino Kobiet. Te cykliczne imprezy w bydgoskim kinie Helios co miesiąc dostarczają nam najlepszej rozrywki. Dlaczego? Bo to jedna z tych wyjątkowych okazji do prawdziwego relaksu w babskim gronie! Oprócz filmu możemy liczyć na porady specjalistów, nowinki urodowe, kosmetyczne, fryzjerskie, informacje o tym, jakie miejsca warto odwiedzić w mieście i jak ciekawie spędzić czas wolny. Mało tego, za każdym razem czeka na nas garść prezentów, niespodzianek i szalone konkursy z nagrodami! To wszystko zaczyna się już w holu kina, gdzie od wejścia czuć niesamowicie przyjazną, luźną atmosferę i czar fantastycznych kobiecych spotkań. Tam możemy po prostu poczuć się jak na najlepszej imprezie z przyjaciółkami. Na co więc czekać? Już dziś namówcie swoje znajome, siostry, mamy i zarezerwujcie sobie czas 25 sierpnia. Na ekranie zobaczymy film „Boska Florence” z uwielbianą przez nas Meryl Streep i Hugh Grantem! Historia niespełnionej śpiewaczki operowej, utrzymana komediowym klimacie, z pewnością rozbawi nas do łez. Poza tym, kto nie chciałby usłyszeć śpiewu Meryl? Przyjdźcie na film oraz na wszystkie inne towarzyszące mu atrakcje. To idealny sposób na zakończenie wakacji! Jak zawsze w środę, jak zawsze o godz. 18.30, za jedyne 23 złote. Bilety dostępne są w kasie kina Helios oraz w sprzedaży internetowej. Rezerwacja miejsc pod 006380561 numerem: 52 581 00 53 lub 63.
25
sierpnia
Czas na kolejną blokadę filmową! Po ostatnim seansie na al. Ossolińskich jeszcze nie opadły emocje. Tym razem zatrzymamy się na dłużej na ulicy Paderewskiego, blisko skrzyżowania z ulicą Zamoyskiego. Po co? Po pierwsze, aby jak zawsze przy okazji tych wyjątkowych blokad, docenić przez chwilę miejsca, które codziennie pospiesznie i mechanicznie mijamy. Po drugie, aby całkowicie zmienić znaną nam dobrze scenerię. Zamiast klasycznego, ulicznego gwaru, zastaniemy tam widownię kinową i niepowtarzalny seans. W otoczeniu kamienic z końca XIX wieku obejrzymy thriller Romana Polańskiego „Lokator”, który idealnie wpisze się w miejską stylistykę. Nawet jeśli widzieliście już ten film, warto odświeżyć go sobie w takim wydaniu. Dreszczyk grozy gwarantowany!
20
sierpnia
RYNEK STAROMIEJSKI, TORUŃ 6 SIERPNIA, GODZ. 14-16 W tym urlopowym czasie warto przypomnieć sobie, ile radości sprawiało nam dawniej wycinanie, wyklejanie, dobieranie do siebie pozornie niepasujących elementów. Dlatego zachęcamy wszystkich, aby jedną z sierpniowych sobót poświęcić na powrót do tych beztroskich czasów. Okazję mamy do tego nie byle jaką - w ramach cyklu „Lato w mieście” zapraszamy na warsztaty na scenie plenerowej na Rynku Staromiejskim w Toruniu. Jak zapewniają organizatorzy, wzorując się na Wisławie Szymborskiej, stworzymy tam niepowtarzalne kolaże z wycinków gazet, zdjęć i ulotek. Efektem tych prac będą oryginalne, drukowane na miejscu pocztówki, idealne pamiątki dla naszych bliskich!
6
sierpnia
BEZ PRZERWY MULTIKINO, BYDGOSZCZ SIERPIEŃ
sierpień
LESZEK MOŻDŻER CKK JORDANKI, TORUŃ 5 SIERPNIA, GODZ. 20 W ramach cyklu „Koncerty pod Gwiazdami”, w sierpniu spotkamy się z niezwykłym artystą, osobowością muzyczną największego formatu - pianistą Leszkiem Możdżerem. Muzyk zaprezentuje się solo, co doskonale odda głębię jego dźwiękowych interpretacji, o czym przekonać mogliśmy się już nieraz, wsłuchując się w grane przez niego utwory. Toruńska publiczność zawsze entuzjastycznie przyjmowała jego występy i nie kryła sympatii dla wyjątkowego gościa podczas poprzednich muzycznych okazji. Z pewnością tak będzie i tym razem, już na początku miesiąca. Koncert odbędzie się w niezwykłej atmosferze, przy doskonałej akustyce sali. Warto już dziś zarezerwować czas. Bilety w cenie: 95-85 złotych.
KADR Z FILMU „LOKATOR”
POCZTÓWKA Z TORUNIA
5
sierpnia
Wakacje to często czas przerw urlopowych w teatrach, filharmoniach i operach. Koneserów kultury wysokiej, którzy nie mogą wytrzymać tych dwóch miesięcy kulturalnej abstynencji, Multikino zaprasza na retransmisje najbardziej znanych i cenionych sztuk teatralnych i operowych. W każdym tygodniu sierpnia przygotowaliśmy coś specjalnego. Już 2 sierpnia zapraszamy na „Cyganerię” w reżyserii Franco Zeffirelliego. W kolejny wtorek, 9 sierpnia, zaprezentujemy brytyjską sztukę „Audience” z Helen Mirren w roli królowej Elżbiety II. 16 sierpnia synteza sztuk w postaci „Poskromienia złośnicy” - dyrektor i główny choreograf Baletu Monte Carlo, Jean-Christophe Maillot, specjalnie dla baletu Teatru Bolszoj stworzył swoją taneczną wersję Szekspirowskiej komedii. 25 sierpnia ponownie spektakl - tym razem prosto z National Theatre „Koriolan” ze zniewalającym Tomem Hiddlestonem w roli głównej. Sierpniową ucztę kulturową zakończymy operą „Napój miłosny”, którą na wielkim ekranie oglądać będzie można 30 sierpnia.
sierpień
HELIOS BYDGOSZCZ - GALERIA POMORSKA 25 SIERPNIA, GODZ. 18.30
006503875
ZDJĘCIE MONOLITH FILMS
temat
OLGA BOŁĄDŹ JAKO ZOSIA W FILMIE „SŁABA PŁEĆ?” W REŻYSERII KRZYSZTOFA LANGA
NIE CHCĘ BYĆ TAKA, JAKA POWINNAM BYĆ 6
miasta kobiet.pl
Gram fajne role. Moją największą siłą jest to, że mnie się z tych filmów pamięta. Jak pracuję, to jestem na pełnych obrotach, na full. Mam wtedy mnóstwo energii, mogę pracować do upadłego. Z aktorką Olgą Bołądź*, po toruńskim pokazie filmu „Kochaj”, rozmawia Paulina Błaszkiewicz
jej portret To prawda, że siedziała Pani w jednej ławce z posłem Arkadiuszem Myrchą? Tak, to prawda! Siedzieliśmy razem w jednej ławce w V Liceum Ogólnokształcącym w Toruniu. Arek bardzo się zmienił od tamtego czasu. Wcześniej nosił długie włosy i chodził w skórach. Miał przezwisko Myshor. Zawsze był bardzo inteligentnym gościem. Świetnie mu szło na historii. Pani też? Moja nauczycielka uważała, że jestem ładna i nic więcej. Postawiła mi dwóję na maturze ustnej, bo według niej nie zasługiwałam na dobre oceny. Na szczęście nie zaszkodziło mi to przy egzaminach do szkoły teatralnej. Tam ponoć też jest podział, ale nieco inny: na dziewczyny ładne i charakterystyczne. Zawsze była Pani zbuntowana? Taki typ niegrzecznej dziewczyny? Całkiem niedawno przeczytałam wywiad z moją nauczycielką z podstawówki. Powiedziała w nim, że zawsze byłam taką spokojną dziewczynką. Mam dość krótką pamięć, ale chyba właśnie taką siebie kojarzę. Nigdy nie byłam jakaś zadziorna, jednak zawsze miałam swoje zdanie. Moja wychowawczyni w liceum uważała, że jestem strasznie przywódcza, że ze mnie jest taki typowy herszt. Z kolei ja nigdy tak tego nie odczuwałam. Pamiętam jednak, jak klasa wybrała mnie na przewodniczącą. To chyba dobrze mieć poczucie akceptacji w grupie? Tak, ale problem polegał na tym, że ja nie za bardzo chciałam i później już mnie nie wybierali. Ja się zwyczajnie nie nadaję do takich funkcji. Ale może mam charyzmę, dzięki której ludziom się wydaje, że jest inaczej? Ta charyzma w połączeniu z pewnością siebie pomogła dziewczynie z Torunia pojawić się na egzaminie wstępnym do krakowskiej PWST przed samym Jerzym Stuhrem? Jak sobie coś postanowię, to lubię też sobie udowodnić, że potrafię to zrobić. Jadąc na egzaminy myślałam tylko o tym, że nie jestem od nikogo gorsza, jestem po prostu dobra. Wiedziałam, że jeśli ja w to nie uwierzę, to nikt inny też w to nie będzie wierzył. Na przekór wszystkiemu? Tak, ja tak zrobiłam i wygrałam. Jakiś czas temu spotkałam się z ludźmi z poetyckiego „Studia P”. Jedna dziewczyna stamtąd chce się dostać do szkoły teatralnej. Przez cały czas, gdy jej słuchałam, wyobrażałam sobie mniej więcej, jaką ma osobowość. I czy się nadaje? Jako doświadczona koleżanka udzieliła jej Pani jakiejś rady? Powiedziałam: „Musisz pójść na maksa, bo jeśli tego nie zrobisz, to się nie uda. Sama ze sobą musisz się zmierzyć. Ze swoją nieśmiałością, wewnętrzną wrażliwością. Musisz to wszystko zachować, ale jednocześnie zawalczyć o siebie - co jest najtrudniejsze”. Chyba jako jedna z nielicznych aktorek ma Pani takie podejście do swojego zawodu. Czytałam wywiad, w którym na pytanie
dziennikarki: „Co będzie, jak agentka przestanie dzwonić z propozycjami pracy?” odpowiedziała Pani odważnie: „Nie przestanie”. Nie mówi też Pani, jak wiele koleżanek po fachu, że w Polsce nie ma ciekawych ról dla aktorek. Trudno mi się odnieść do takich twierdzeń, bo gram fajne role. Gdybym zagrała kilka takich samych, nie wymagając też nic od siebie, to one nie byłyby takie jaskrawe, zapamiętywane. Moją największą siłą jest to, że mnie się pamięta z tych filmów. Jak pracuję to jestem na pełnych obrotach, na full. Mam wtedy mnóstwo energii, mogę pracować do upadłego. Ma Pani jakąś ulubioną rolę? Bohaterkę, z którą coś Panią łączy? Bardzo sobie cenię postać Celiny Dłużewskiej z „Czasu honoru”. Kocham tę postać. Jest mi bardzo bliska. Ja też jestem na co dzień wycofana i spoglądająca na wszystko z boku. Jestem jak ta Celina, tylko czasy nas różnią. Ona przeżyła wojnę, ja na szczęście nie. Postać z filmu „Kochaj” - Sawa - też jest Pani bliska? Tak, lubię ją. To romantyczka, która sobie nie radzi i jest takim trochę lelum polelum. Ja też mam słabości. Wydaje mi się, że każda z nas ma w sobie bardzo wiele oblicz. Wszystko zależy od tego, w jakim jesteśmy momencie. Raz jesteśmy bardziej wrażliwe i delikatne, a czasem musimy być twarde. A nie jest tak, że kobiety nie mają wyjścia i muszą takie być? Kobiety muszą zajmować się wieloma sprawami. Zaczyna się od tego, że okna są umyte, obiad jest na stole, dziecko jest odebrane ze szkoły. Potem słucha się problemów przyjaciółki, mierzy się z kłopotami swojego mężczyzny. Do tego płaci się przez Internet rachunki - czynsz, gaz, prąd… Sporo tego mamy na głowie. Ze wszystkim musimy sobie poradzić i przy tym jeszcze mamy być wrażliwe i ciepłe. Wiele osób po obejrzeniu „Kochaj”, filmu Marty Plucińskiej, nie szczędziło komentarzy, że reżyserka przedstawiła kobiety w złym świetle i powieliła stereotypy, z którymi od dawna się walczy. Na spotkaniu w Kinie Centrum jedna z pań powiedziała, że nie powinna Pani przyjąć tej roli… Ale ja nie chcę być taka, jaka powinnam być. Nie będę się starała ani nikogo udobruchać, ani zadowolić. Jeśli rozmawiamy o komentarzach, to warto dodać, że wszędzie dobrze pisze się o tym, jak zagrałyśmy. Mogę mówić tylko o swojej pracy. W moim zawodzie jest tak, że czasem efekty są lepsze, a czasem gorsze. Zagrałam w filmie „Kochaj” dla Marty Plucińskiej, która mnie zafascynowała. Nieważne, jaka będzie jej dalsza droga. Ja nadal chcę jej towarzyszyć z kilku powodów. Z jakich? Marta jest zwariowana, inteligentna i chce robić swoje filmy. Po co je robić, jeśli nie bierze się pod uwagę możliwości popełnienia błędów? Przecież nie od razu stworzy się arcydzieło. Wchodziłam na plan filmu „Kochaj” ze świadomością,
że dla mnie to będzie kolejna fajna rola - taka, której jeszcze nie grałam, a zawsze się tym kieruję. Czytam różne scenariusze, wiem, co odrzucam. Dzięki temu udało mi się uniknąć kilku gaf. Przy „Kochaj” wiedziałam, że to wyjdzie lepiej albo gorzej, ale na pewno nie miałam takiego poczucia, że ta rola w jakiś sposób mi zaszkodzi. A udział w „Tańcu z gwiazdami” kilka lat temu Pani nie zaszkodził? W niczym mi nie zaszkodził. Miałam dwadzieścia kilka lat, na początku się nad tym zastanawiałam, ale szybko pozbyłam się rozterek. Zadzwoniłam do Agaty Kuleszy, która powiedziała mi: „Byłabyś głupia, gdybyś tego nie wzięła. Bierz, będziesz się świetnie bawić”. I wzięłam. Po programie dostałam wiele innych propozycji. Nikt nie przyczepił mi łatki, że to ta aktorka z „Tańca z gwiazdami”. Mam dużo szczęścia w zawodzie. Mogę grać różne role No właśnie. Jesienią pojawi się Pani w filmie „Las, 4 rano” u Jana Jakuba Kolskiego. To, że zadzwonił do mnie Jan Jakub Kolski było wielkim wyróżnieniem. Następnym było to, że zagrałam w tym filmie z Krzysztofem Majchrzakiem. Wcielę się tam prostytutkę, ale więcej nie mogę zdradzić. A może Pani zdradzić, jaka jest Olga Bołądź prywatnie? Jest spokojną osobą. Bardziej domownikiem niż lwem salonowym. Moim drugim domem jest teatr. „Teatr Imka” to… … ważne dla mnie miejsce, które bardzo lubię. Mam wrażenie, że z niektórymi aktorami czuję się trochę tak, jakbym była na etacie. Mam świetny kontakt z Jasiem Chabiorem, Łukaszem Simlatem, Magdą Boczarską. Z ekipą „Pozytywnych”. Tak. Część obsady powiela się przy „Słowniku ptaszków polskich”. Czwarty raz pracuję z Krzysztofem Materną. Mam grono osób, z którymi często gram. Czasami sama sobie się dziwię, że jeszcze nie przekonałam się do etatu. A potrzebuje go Pani? Chyba nie. Czuję się zaspokojona teatralnie. Mam też takie podejście, że co ma wisieć, nie utonie. Wszystko przyjdzie samo, w odpowiednim czasie. Trzeba się tylko dobrze nastawić.CP
*Olga Bołądź aktorka filmowa i teatralna. Urodziła się w Toruniu, ukończyła PWST w Krakowie, studiowała w Los Angeles, występowała na deskach Narodowego Starego Teatru, warszawskiego teatru Polonia i innych. Znana z filmów: „Nad Życie”, „Słaba płeć?”, „Służby specjalne”, „Skrzydlate świnie”, „Kochaj”, oraz z seriali: „M jak miłość”, „Teraz albo nigdy”, „Hotel 52”, „Skazane”, „Czas honoru”. W czerwcu odsłoniła swoją „Katarzynkę” na Piernikowej Alei Gwiazd. miasta kobiet
sierpień 2016
7
ŁADUJĄCA LAMPA LED RIGGAD IKEA
Wygląda jak zwykła lampka w minimalistycznym stylu. Tymczasem skrywa dodatkową genialną funkcję - bezporzewodowe ładowanie sprzętu, np. smartfona! Możesz już nigdy nie zadać pytania: „Gdzie zostawiłam ładowarkę?”. Kuszące, prawda? Lampka jest kompatybilna ze wszystkimi smartfonami i urządzeniami z certyfikatem Qi. Za jej pomocą można ładować 2 urządzenia jednocześnie, dzięki dodatkowo wbudowanemu portowi USB.
CENA 230 zł
AIRFRYER PHILIPS
UŁATWIACZ
gadżety
To wielofunkcyjne urządzenie do smażenia, grillowania i pieczenia. Wykorzystuje technologię opływu gorącego powietrza - Rapid Air, sprawiającą, że w jedzeniu znajduje się do 80 proc. mniej tłuszczu niż w potrawach przyrządzanych w tradycyjnych frytkownicach. Do tego mniej zapachu smażenia i łatwiejsze sprzątanie.
CENA 1300 zł
BRAUN FACE BRAUN
Precyzyjna depilacja twarzy i głębokie oczyszczanie porów skórnych, a to wszystko dzięki jednemu małemu urządzeniu. Braun Face ma zmienne nakładki. Usunie nawet najdrobniejsze włoski o długości 0,02 mm, co zdecydowanie ułatwi, np. depilację brwi bądź wąsika. Natomiast po zmianie nakładki, z depilatora zmienia się w szczoteczkę do twarzy, która jest nawet 6 razy efektywniejsza od ręcznych przyborów.
CENA 180 zł
8
miasta kobiet.pl
Nie każda z nas jest typową gadżeciarą, ale nie trzeba nią być, by zakochać się w którymś z tych produktów. Przyjrzeliśmy się sklepowym nowościom, które ułatwiają codzienność, zaskakują funkcjonalnością, a przy tym są estetyczne. WYBÓR DOMINIKA KUCHARSKA
LAKIER DO PAZNOKCI W SPRAYU PAINT CAN MARKI NAILS INC.
Marzyłyśmy o tym od dawna! Z tym gadżetem wykonanie manicure zajmuje ok. 20 sekund. Wystarczy nałożyć na paznokcie bazę, a następnie spryskać je lakierem. Zabrudzenia na dłoniach można usunąć zaraz po malowaniu (spryskaniu). Poradzi sobie z nimi ciepła woda czy wilgotna chusteczka.
CENA ok. 45 zł
SZCZOTKA DO CZYSZCZENIA UBRAŃ Z KŁACZKÓW WENKO
Posiadaczy psa lub kota nie trzeba długo przekonywać do takiego gadżetu. Największą zaletą tej szczotki jest możliwość jej wielokrotnego użytku. Wystarczy opłukać rolkę pod bieżącą wodą i gotowe.
CENA ok. 30 zł
MYDŁO ZE STALI NIERDZEWNEJ LIKWIDUJĄCE NIEPRZYJEMNY ZAPACH SAGAFORM EDGE
Przyda się w każdej kuchni. Zabija zapach cebuli, czosnku czy ryb. Używamy go jak zwykłego mydła, myjąc ręce pod zimną wodą.
CENA ok. 50 zł
ZDROWIE
B TOKS NA ŁZY Powieki są bardzo cienkie i bardzo dobrze unaczynione, dlatego powstające tam blizny są w większości przypadków niewidoczne. Można nawet usunąć z nich kawałek skóry wielkości pięciozłotowej monety i to się zagoi bez śladu.
Specjalizuje się Pani w okuloplastyce, dziedzinie medycyny z pogranicza okulistyki i chirurgii plastycznej. To popularna specjalizacja? Brzmi dość intrygująco. Na Zachodzie – w Anglii, Hiszpanii, Francji i Niemczech – okuloplastyka jest bardzo popularna. W Wielkiej Brytanii, gdzie się specjalizowałam, jest kilka ośrodków szkoleniowych z tej dziedziny, a chirurgów okuloplastycznych jest około trzystu. Oczywiście, chirurdzy plastyczni i ogólni również bardzo dobrze operują rejony oczu, natomiast różnica polega na tym, że jako okuloplastyk jestem w stanie jednocześnie ocenić jeszcze narząd wzroku. Czyli okuloplastyka znajduje też zastosowanie w leczeniu chorób oczu? Zajmuje się prawidłowym funkcjonowaniem narządu wzroku, w tym powiek - zarówno diagnozowaniem, jak i leczeniem wszelkich zmian zachodzących w ich okolicach: nowotworowych, powypadkowych i wynikających z innych zaburzeń. Ale nie dlatego, że te powieki nie wyglądają tak, jakbyśmy chcieli. Zajmujemy się nimi wtedy, gdy nie funkcjonują poprawnie. Oprócz tego okuloplastyka obejmuje też drogi łzowe i oczodoły.
Okuloplastyka ma do zaoferowania jeszcze jakieś metody mało znane w naszym kraju? Stosujemy np. metodę Laissez-fair albo wtórnego granulowania, która polega na usunięciu zmian w obrębie powiek bez wykonywania rekonstrukcji. Nie zakładamy żadnego szwu, tylko specjalny opatrunek, który już na drugi dzień jest zdejmowany. Rana sama się goi. Powieki są bowiem bardzo cienkie, bardzo dobrze unaczynione i dlatego powstające na nich blizny są w większości przypadków niewidoczne. Można nawet usunąć kawałek skóry wielkości pięciozłotowej monety i to się samo zagoi praktycznie bez żadnego śladu. Nie da się oczywiście usunąć powieki górnej, bo wtedy rogówka nie jest chroniona, ale bez żadnej szkody można usunąć pacjentowi całą powiekę dolną.
Słyszałem, że w leczeniu nadmiernego łzawienia pomaga botoks! To taka ostatnia deska ratunku dla pacjenta, który pomimo wszystkich zastosowanych środków, nadal skarży się na nadmierne łzawienie. W takim przypadku możemy do gruczołu łzowego podać toksynę botulinową i to powo-
Widziałem informację, że pomaga też Pani pacjentom z chorobą Gravesa-Basedowa. Czy to nie jest raczej zadanie dla endokrynologa? Ta choroba wymaga podejścia wielospecjalistycznego, dlatego, że rzeczywiście dotyczy tarczycy, ale jedną z jej manifestacji jest
Zapytam jeszcze o estetyczne zastosowania okuloplastyki. Bardzo zaciekawiło mnie sformułowanie „westernizacja powiek azjatyckich”... Są takie trzy cechy charakteryzujące azjatycki typ oczu. Pierwszą są podniesione zewnętrzne kąciki oczu, co sprawia wrażenie, że są skośne. To możemy skorygować poprzez ich obniżenie. Druga rzecz to zmarszczka nakątna, zachodząca na zewnętrzny kącik oka. Chcąc nadać im bardziej europejski wygląd, możemy usunąć kawałek tej skóry. Trzecia to szeroka nasada nosa i tego akurat się nie da poprawić. Na świecie westernizacja jest bardzo popularna, wiele gwiazd azjatyckich miało operowaną zmarszczkę nakątną, ale z racji naszej w miarę jednolitej populacji, niezbyt często wykonuje się to w Polsce. Tego typu zabieg w celu korekcji powiek można wykonać u chorych z zespołem Downa. A jakie zabiegi estetyczne są popularne u nas? Najczęstszą operacją plastyczną wykonywaną na świecie są operacje powiek, tzw. blepharoplastyka, przy – jak powszechnie określają to pacjenci – opadających powiekach. Coraz częściej temu zabiegowi poddają się też mężczyźni. Operacja ta poprawia wygląd, pacjent sprawia wrażenie bardziej wypoczętego i – co jest niezmiernie istotne – w wielu przypadkach poprawia się pole widzenia.CP
ul. Leśna 9, Bydgoszcz tel. +48 52 345 50 80 fax +48 52 366 50 25 rejestracja@gizinscy.pl www.gizinscy.pl miasta kobiet
sierpień 2016
046203846
Z lek. med. Anną Bilkiewicz-Pawelec, okulistą z Centrum Medycznego Gizińscy, rozmawia Tomasz Skory
Na drugim biegunie mamy pacjentów z zespołem suchego oka. Jak można im pomóc? Często u pacjentów po przeszczepie szpiku pojawia się choroba o nazwie przeszczep przeciw gospodarzowi, w trakcie której bardzo nasila się zespół suchego oka. To samo dotyka też osoby z reumatoidalnym zapaleniem stawów, którym nie pomagają żadne krople do oczu. Tym pacjentom, na których sztuczne łzy nie działają, proponujemy założenie zatyczek do punktów łzowych. To są takie maleńkie koreczki z silikonu, z którymi pacjent może chodzić przez całe życie. A jeśli te zatyczki też nie pomagają, możemy zamknąć drogi łzowe na stałe. To bardzo szybki, skuteczny i w miarę bezbolesny zabieg, bardzo popularny na Zachodzie, ale zupełnie nierozpropagowany w Polsce.
wytrzeszcz. Niestety, nawet jeśli praca tarczycy jest już ustabilizowana, to wytrzeszcz dalej pozostaje. I to jest zadanie dla nas. Możemy przeprowadzić operację, aby złagodzić objawy wytrzeszczu. To największy zabieg z zakresu okuloplastyki – trudny i nieprzyjemny. Ale są też bardzo proste zabiegi, które polegają tylko na korekcji samych powiek, co wizualnie poprawia wygląd, a co za tym idzie, bardzo często samopoczucie pacjentów.
PROMOCJA
duje czasowe zahamowanie produkcji łez. Zabieg trwa kilka sekund i jest bardzo skuteczny. Zwykle powtarza się go raz na pół roku. Nie blokuje on całkowicie wydzielania łez, więc nie ma obaw, że oko nagle będzie zupełnie suche. Pozwala za to zniwelować problem nadmiernego łzawienia.
9
tabu
ZANIM ZAPOMNISZ
W 2017 roku ma zostać zarejestrowany pierwszy profilaktyczny lek, dzięki któremu będziemy mogli zatrzymać chorobę Alzheimera. To prawdziwy przełom! Z lekarzem neurologiem Robertem Kucharskim, kierownikiem Centrum Psychoneurologii Wieku Podeszłego i Centrum Pamięci Sue Ryder, rozmawia Lucyna Tataruch Aż 70 procent osób po 50. roku życia ma kłopoty z pamięcią - czyli jest to powszechny problem. Powszechny, a jednocześnie lekceważony. Mówi się przecież, że w pewnym wieku tak to już bywa, można zapominać… Nie jest to jednak wcale takie oczywiste. Można mieć superpamięć do końca życia? Są tacy ludzie, czasem nawet stulatkowie i starsi - mówimy o nich „starsi starzy” - którzy zachowują pełną sprawność intelektualną do późnego wieku. Z mediów znany jest choćby przykład profesora Władysława Bartoszewskiego. Do końca życia świetnie sobie radził, zawsze wypowiadał się składnie, choć później może już nieco bardziej kwieciście (śmiech). I takich osób jest całkiem dużo. Nie znaczy to jednak, że każdy 70-latek musi mieć perfekcyjną pamięć. To normalne, że sprawność mózgu pogarsza się z czasem, ale mimo to na starość w kwestiach intelektualnych nikt nie powinien nas w niczym wyręczać, powinniśmy samodzielnie funkcjonować w społeczeństwie. Niestety, część osób starzeje się w sposób chorobowy i m.in. zaczyna mieć problemy z pamięcią. Choroba Alzheimera jest najczęstszym przypadkiem wśród chorób otępiennych. Kiedy powinniśmy zacząć się tym martwić? Około 45-50 roku życia. Jeśli mamy zachorować, to już w tym wieku w naszym mózgu rozpocznie się ten proces. Potencjalnie zdrowi pięćdziesięciolatkowie zauważą u siebie problemy zapamiętywaniem bieżących wydarzeń, na przykład dzień po rozmowie nie będą o niej pamiętać albo ustalą coś i zapomną o tych ustaleniach… To są już problemy trzydziestoparolatków! Sama coraz częściej łapię się na tym, że zapominam o ustaleniach, spotkaniach, odbytych rozmowach… Ale nie ma żadnych dowodów na to, że choroba może się rozpocząć tak wcześnie, chyba że mówimy już o ewidentnie genetycznych uwarunkowaniach. Wówczas jednak jej przebieg jest wyjątkowo intensywny i dramatyczny, nie da się tego przeoczyć, dlatego na tym bym się teraz nie skupiał. Myślę, że problemy 30-,
10
miasta kobiet.pl
40-latków wynikają raczej z olbrzymiej ilości informacji docierających z zewsząd. Każdy próbuje to wszystko zapamiętać, zakodować i odtwarzać, ale nie jest to możliwe. Powinniśmy dać sobie i innym prawo do niedoskonałości. Mam jednak wrażenie, że gdy czytam coś np. na smarfonie, to automatycznie nie zapamiętuję już nowych treści, bo jestem przyzwyczajona, że w każdej chwili mogę wszystko sprawdzić. To nie jest błędne koło? Mniej pamiętam, bo nie trenuję pamięci. Trenuje pani pamięć nieustannie! Proszę zliczyć wszystkie PIN-y, hasła, sprawy urzędowe, terminy, rachunki i rozliczne obowiązki, o których pani pamięta. Najwięcej trenujemy właśnie w zakresie pamięci bieżącej. Może stajemy się przy tym mniej erudycyjni i zapominamy o zasobach z wiedzy ogólnej, ale są to właśnie informacje, po które w każdej chwili możemy sięgnąć, więc mózg je filtruje. Świat się zmienia, a my się do tego dostosowujemy. Dawniej z samego faktu posiadania wykształcenia ogólnego wynikało to, że zna się nazwiska literatów, malarzy, muzyków. Dziś nawet młodzież, która dopiero zdała maturę, nie pamięta takich informacji, ale czy to powód do narzekania? Myślę, że tej młodzieży nie będzie potrzebna w przyszłości wiedza encyklopedyczna. Z pewnością. Wśród młodych ludzi, którzy przychodzą teraz do pracy, dostrzegam ten sam zapał, jaki widziałem dawniej u moich rówieśników. Nie powinniśmy się o nich martwić. A już na pewno nie o to, ile zapamiętują (śmiech). Wróćmy więc do pamięci 50-latków. Co powinno zaniepokoić ludzi w tym wieku? Przede wszystkim, nikt sam nie jest w stanie ocenić, czy jego problemy z pamięcią są poważne czy nie. Zaniepokoić jednak powinny wszystkie te sytuacje, w których zapominamy o rzeczach towarzyszących nam na co dzień. Na przykład - gdy podczas rozmowy zacinamy się, bo brakuje nam oczywistych słów, takich, które są powszechnie używane. Jeśli dotyczy to pojedynczych wyrazów, raz na dwa miesiące, to możemy spać spokojnie. Problemem jest „haczenie mowy” - jak się to określa - co
drugą czy trzecią rozmowę. Wtedy trzeba już sprawdzić, co się dzieje. Symptomów może być więcej, choćby takie chwile, gdy trafiamy w dobrze znane nam miejsce, ale nie umiemy odnaleźć wyjścia, nie wiemy, dokąd prowadzi droga itp. Domyślam się, że osoby, którym przytrafiają się takie sytuacje, są przerażone. Reakcje są różne i one też powinny być ważnym sygnałem dla otoczenia. Proszę sobie wyobrazić osobę, która ma bardzo wysokie wykształcenie, dużą wiedzę - np. aktywnego zawodowo profesora uniwersyteckiego. Jeśli taki człowiek zaczyna mieć problemy z pamięcią, to najczęściej już w pierwszej reakcji unika spotkań, wycofuje się z życia społecznego, chowa. Przez wstyd? Tak. Ukrywa swoje problemy przed otoczeniem, bo ten stan go krępuje. Sytuacja jest dla niego uciążliwa, ale nie umie jej sobie wytłumaczyć. Możemy to przyrównać do zwijania się, zamiast rozwijania swojej osobowości. I to jest już coś, co powinno zaniepokoić jego bliskich. Inaczej może to wyglądać u osób z niższym wykształceniem lub wykonujących na co dzień proste czynności, przy których nie widać od razu tego typu zmian w pamięci - bywa, że otoczenie nie zauważa żadnych symptomów przez wiele lat! Zwraca się na nie uwagę dopiero wtedy, gdy choremu rozsypują się podstawowe czynności i wydarzy się coś dramatycznego, człowiek nie trafi do łazienki we własnym mieszkaniu. Tylko że wtedy jego stan będzie już bardzo poważny. Chciałbym wobec tego podkreślić, że musimy jak najczęściej rozmawiać ze swoimi bliskimi. Dzięki temu możemy w porę dostrzec, że ktoś zaczął mieć problemy z wysławianiem się, zapamiętaniem faktów, opowiadaniem… Często chorzy sami bagatelizują swój stan? Dotyczy to szczególnie tej drugiej grupy, której bliscy również lekceważą objawy przez długie lata. Dajemy się przekonać, że wszystko jest OK, bo mama powtarza: „A wiesz, zapomniałam, bo nie zapisałam sobie”, „Zapomniałam, bo ty mi to tak dawno mówiłeś”, „Zapomniałam, bo przecież nie jest to aż takie ważne”. Zawsze jest jakieś
temat
miasta kobiet
sierpień 2016
11
tabu Kłopoty z pamięcią mogą zmienić też osobowość? Tak, zauważyliśmy, że każde otępienie zaczyna się właśnie od tego. Zmiana może być dyskretna, ale i tak sprawia, że człowiek staje się kimś innym. Ludzie generalnie się nie zmieniają, chyba że wydarzy się coś wielkiego, co przetransformuje komuś myślenie i sposób reagowania na świat. Gdy jednak nasze życie toczy się spokojnie i nagle zaczynamy zachowywać się inaczej niż zwykle, może to oznaczać, że w mózgu dzieje się coś niedobrego. W jaki sposób się zmieniamy? Dużo zależy od osobowości wyjściowej. Jeśli ktoś zawsze był dominujący i ekstrawertyczny, to może próbować dominować jeszcze bardziej, ale mniej racjonalnie. Np. przez kłopoty z pamięcią i frustrację, zacznie forsować zupełnie nielogiczne decyzje. Takie osoby stają się np. fanatyczne? Tak, zdecydowanie. Bezkrytycznie narzucają swoje zdanie, nie dają sobie niczego wytłumaczyć. Z drugiej strony, ludzie którzy zawsze byli łagodni, opanowani i nastawieni pokojowo, częściej wraz z chorobą popadają w smutek, a bywa i że w depresję. To oczywiście nie są żadne sztywne reguły, ale obserwujemy takie zmiany. Kobiety chorują tak samo jak mężczyźni? Na pewno chorują częściej. Wydawałoby się, że jest na to wytłumaczenie, bo panie statystycznie żyją dłużej, a mówimy przecież o schorzeniu, w którym wiek jest czynnikiem ryzyka. Okazuje się jednak, że nie ma takiego prostego przełożenia. Nie wiemy, dlaczego tak to wygląda. W funkcjonowaniu samej pamięci wielkiej różnicy między płciami nie ma, natomiast zauważamy inne zachowania - panowie częściej chorują dominująco, panie zamykają się w sobie, izolują. Ale nie szukałbym przy tym różnic w budowie mózgu. Raczej jest to związane z kulturowością. Jak przekonać, np. mamę, do wizyty u specjalisty, tak by nie poczuła, że rodzina chce z niej zrobić chorą osobę? Musimy zaznaczyć, że u osób, które skarżą się na łagodne problemy poznawcze, wcale nie chcemy szukać choroby. Szukamy za to czegoś, co będzie wskazywało, że pacjent może zachorować. Może, ale nie musi. Przy czym, choroba Alzheimera w ponad 90 procentach przypadków nie jest uwarunkowana genetycznie… Czyli lęk towarzyszący wnukom, w związku z tym, że babcia była chora, jest nieuzasadniony? Nie ma jednego genu, który odpowiadałby za zachorowanie. Ważna jest cała mozaika genetyczna, wobec tego nie jest to jednoznaczne. Czego więc konkretnie szukamy? Za tę chorobę odpowiada nadmierna ilość nieprawidłowego białka, które odkłada się w tkankach mózgu i go niszczy. Potrafimy
12
miasta kobiet.pl
wykryć ten proces na bardzo wczesnym etapie, dzięki tzw. biomarkerom. W ten sposób stwierdzamy, czy pacjent nosi w sobie tę bombę zegarową, która w przyszłości może okazać się chorobą. Czyli szukamy tego odkładającego się białka. Diagnoza oczywiście zawsze zaczyna się od rozmowy z pacjentem i jego bliskimi. Jeśli lekarz lub psycholog stwierdzi, że mamy do czynienia z faktycznymi zaburzeniami pamięci, wówczas wykonujemy dalsze badania, takie jak pobranie materiału biologicznego przez punkcję lędźwiową. Ludzie boją się tego badania. Niepotrzebnie. Rzeczywiście istnieje fobia społeczna związana z nakłuciem lędźwiowym i możliwym ryzykiem na przykład paraliżu, ale ono praktycznie nie istnieje. To badanie wykonuje się od bardzo dawna. Ważne jest to, by było przeprowadzane przez doświadczonego lekarza, przestrzegającego pewnych zasad, a tak jest zawsze. Poddajemy się bardziej ryzykownym operacjom i zabiegom bez takich obaw. Co dalej - gdy dowiemy się, że białko się odkłada i za kilka lat możemy usłyszeć diagnozę o chorobie Alzheimera? Taka informacja jest bardzo istotna, bowiem za chwilę będziemy świadkami przełomu w leczeniu tej choroby. Otóż w 2017 roku prawdopodobnie zostanie zarejestrowany pierwszy profilaktyczny lek, który przez wiele lat był badany również w naszym ośrodku. Dzięki niemu nieprawidłowe białko będzie okładało się w mniejszej ilości lub w ogóle. Nawet jeśli nie uda się zarejestrować tego leku, to już za drzwiami jest co najmniej kilka innych. Będziemy w stanie dosłownie zatrzymać rozwój choroby? Tak. Dzięki temu pacjent może w ogóle nie zachorować lub zachorować łagodnie, zatrzymać się na fazie wstępnej i funkcjonować samodzielnie do końca życia. Dlatego tak ważne jest, aby zbadać się jak najwcześniej. Jakie inne działania profilaktyczne możemy podjąć? Warto wiedzieć, że białka, które odkładają się w tkankach mózgu, najpierw muszą wydostać się z naczyń. Dzieje się tak wtedy, gdy naczynia ulegają uszkodzeniu, a to z kolei jest efektem nadciśnienia, cukrzycy, palenia tytoniu, hipercholesterolemii itd. Musimy więc o siebie dbać i skutecznie leczyć tzw. choroby cywilizacyjne. Moja mentorka, pani profesor Barcikowska, mawia, że aby chorować łagodnie, trzeba chodzić na spacery z książką w ręku i przyjacielem pod rękę. Po pierwsze aktywność fizyczna, po drugie umysłowa - ale poznawcza, czyli nie krzyżówki, a po trzecie aktywność społeczna. Dlaczego nie krzyżówki? Krzyżówki odtwarzają. Dzięki nim nie poznajemy niczego nowego. Lepiej rozwiązywać sudoku, bo to jest pewien rodzaj łamigłówki intelektualnej. Jednak myślę, że ciekawszą łamigłówką są spotkania i rozmowy towarzyskie, poznawanie nowego języka, escape roomy itp.
LEKARZ ROBERT KUCHARSKI PRZED CENTRUM PAMIĘCI SUE RYDER Z jakich treningów pamięci korzystają Państwa pacjenci? Ćwiczenia dobierane są indywidualnie. Mamy zespół bardzo dobrych psychologów, specjalistów korzystających z opracowanych metod, jak i tworzących swoje własne narzędzia. Gdy przychodzi do nas osoba chora, to oczekuje konkretnego leczenia, wdrożenia farmakoterapii itp. My praktykujemy jeszcze coś, czego zwykle się nie robi - otwieramy się na osoby zdrowe, które nie chcą dopuścić do zachorowania. Wobec tego nie usztywniamy się na konkretne schematy działań, za to chcemy wspólnie z naszymi pacjentami tworzyć zindywidualizowane programy terapii. Przełamują też Państwo przy okazji pewne tabu. Zgadza się. Społecznie nadal jeszcze wstydzimy się problemów z pamięcią i wolimy je bagatelizować… Bardzo chciałbym, aby już teraz objawy, o których mówimy i sama choroba Alzheimera nie były stygmatem. Nie pomaga w tym kult młodości. Nikt nie chce się przyznać do tego, że się starzeje, a kłopoty z pamięcią kojarzą się z podeszłym wiekiem. W tym względzie bardziej obawiam się o to, co będzie za kilkanaście lat… Osoby, które już teraz są starsze, nie żyją w kulcie młodości. Wychowywały się w innym otoczeniu medialnym i nie odmładzają się na siłę. Mówią: „W tym wieku tak już jest, że się zapomina. Musimy się z tym pogodzić”. Trzeba więc jak najczęściej przypominać, że wcale nie musi tak być. Natomiast kult młodości i niechęć do przyznania się, że nasze ciało szwankuje, dotyczy współczesnych 30-, 40-latków. To oni mogą mieć problem ze wstydem. Dlatego warto o tym głośno mówić. Nie wstydźmy się tego, że mamy problemy z pamięcią. W ogóle nie wstydźmy się, że mamy jakiekolwiek problemy zdrowotne. To nie ma związku z tym, czy jesteśmy dobrzy czy źli, wartościowi czy nie.CP
1835066
„bo”, żeby wytłumaczyć sytuację. Nazywamy to dyssymulacją.
006559057
E
K
L
A
M
A
016488758
R
z tym kuponem
10% rabatu na cały asortyment
Toruń, ul. Lelewela 33
(Galeria Wnętrz AMC-parter)
ważny do 31.08.2016.Promocje nie łączą się.
kobieta przedsiębiorcza
UWIELBIAM HUMANISTÓW Czasem słyszę, że udało mi się dzięki osobom, z którymi założyłam firmę i że to zasługa tych, którzy ze mną pracują. Racja. Odpowiadam wtedy: „Zrób tak samo”. Z Irminą Marcinkiewicz*, współwłaścicielką MSU Publishing, rozmawia Jan Oleksy Ma Pani oryginalne imię… Tak i siostrę Bognę - też oryginalnie. Mama uczyła w szkole, jej najlepsza uczennica miała na imię Irmina. Pani Irmino, czy jest Pani kobietą sukcesu? Uważam się za osobę pracowitą, której się trochę poszczęściło, która współpracuje z bardzo dobrymi ludźmi i tworzy zawodowe zespoły… ale nie nazwałabym siebie kobietą sukcesu. Bo czym jest sukces? To jest codzienność i ciężka praca w każdej dziedzinie. To może inaczej - czy jest Pani kobietą, która konsekwentnie realizuje własne pomysły? Mam szczęście, że potrafię inicjować - jestem marzycielką, dla której nie ma granicy nie do pokonania. Mam wizję, pomysły i staram się po prostu osiągnąć cel. Ale musi to być pomysł realny czy można trochę bujać w chmurach? Nie ma czegoś takiego jak pomysł realny i nierealny. To jest granica, którą sami sobie stawiamy we własnej głowie. Gdy studiowałam filologię polską i zastanawiałam się, co będę robić zawodowo, to jedyną odpowiedzią było - będę uczyć języka polskiego w szkole, ponieważ jest to moja tradycja rodzinna. Tata uczył, mama uczyła, babcia, dziadek, ciocia… Dla mnie wówczas była to sytuacja oczywista. Studiowałam po to, żeby uczyć, bo nikt mi nie powiedział, że może być inaczej. Współcześni studenci już to wiedzą? Teraz mamy zdecydowanie więcej możliwości zawodowych, ale studenci w to nie wierzą. Z drugiej strony myślą, że jeżeli skończą studia to świat zawodowy czeka z otwartymi rękoma i jakoś się ułoży. Ale w życiu tak nie jest! Swoje osiągnięcia zawdzięczam determinacji oraz nauce. Po skończeniu filologii polskiej podjęłam decyzję o założeniu firmy. Następnie poszłam na studia podyplomowe z marketingu i zarządzania, żeby nauczyć się liczyć tabelki (śmiech), wiedzieć, czym właściwie jest firma. Gdy zaczęłam zatrudniać nowych pracowników, to stwierdziłam, że jest to właściwy moment na studiowanie psychologii, by umieć układać relacje z ludźmi - z klientami i pracownikami. Jak to się stało, że później znalazła się Pani wśród studentów jako wykładowczyni na UMK? Znajomi z klasy wiedzą, że zawsze organizowałam szkołę w domu i pomagałam w nauce (śmiech). Prowadziłam swoją firmę, znałam doskonale świat biznesu, ale chciałam jednak czegoś więcej, chciałam dzielić się swoją wiedzą i przekazać swoje doświadczenie, żeby młodym polonistom też się powiodło. Wtedy zrodziła się współpraca z UMK. Mogłam zapraszać studentów na praktyki, przeprowadzać rozmowy kwalifikacyjne, pokazywać świat zawodowy od podszewki, inspirować i zachęcać do działania.
14
miasta kobiet.pl
Potrzebowałam misji, chciałam realizować swoją pasję, by prowadzić edukację, doradztwo zawodowe i wyzwalać energię młodych ludzi. Marzyłam, by opowiadać im swoją historię o tym, że kiedyś też sama byłam w takiej sytuacji i nie bardzo wiedziałam, co mam robić… A jednak to się zmieniło. Od kilku lat spotykam się ze studentami filologii polskiej specjalizacji copywriting. W październiku poznam studentów zupełnie nowego kierunku - lingwistyka praktyczna i copywriting, już nie mogę się doczekać. Miałam też kontakt z młodszymi uczniami, w Technikum Franciszkańskim, którzy uczą się zawodu technik reklamy. Praktyk, który dzieli się doświadczeniem i pokazuje świat biznesu, to skarb. Ważne jest, by młodym ludziom uświadamiać, że szkoła to nie tylko teoria i zaliczanie kolejnych przedmiotów. To zdobywanie doświadczenia i również znajomości, nawiązywanie relacji i kontaktów, szukanie inspiracji, podobnych zainteresowań. Co mają poloniści, a szerzej humaniści, czego inni nie mają? Uwielbiam humanistów. Są cudowni. To z reguły ciekawi ludzie, bardzo kreatywni, pięknie komunikujący się z innymi. Tylko że oni sami o tym nie wiedzą. Trzeba ich popchnąć, pobudzić do działania, otworzyć, by umieli korzystać z podpowiedzi. Poloniści mają też niepotrzebnie wielki kompleks. Myślą, że prawnik czy lekarz to konkret. Na rozmowach kwalifikacyjnych, które przyprowadzam, zdarza mi się słyszeć od polonisty, że on nic nie umie. Umie jedynie mówić i pisać po polsku. „A to przecież każdy umie”? Poloniści umniejszają swoje talenty. Tłumaczę im, że w dzisiejszych czasach mówienie po polsku jest bardzo ważną umiejętnością. W każdym zespole zawodowym potrzebna jest taka osoba. Radzę, by z języka polskiego, z komunikacji językowej zrobili pożytek, spróbowali swoich szans w biznesie, w kulturze, w mediach, by użyli języka jako narzędzia pracy. Ja również w czasie studiów filologicznych żyłam w krainie literatury, pasjonując się losami bohaterów, ale umiejętnie przekładałam fikcję literacką na rzeczywiste sytuacje. Tak jak kiedyś lubiłam swoich bohaterów literackich, tak teraz lubię ludzi z biznesu. Literatura wiele mi dała. Pani szczęśliwie się udało złamać schemat zakompleksionego polonisty. Wspólnie ze studentami prowadzi pani projekt „9 wcieleń polonisty”. Chcemy studentowi filologii polskiej pomóc przejść drogę od literatury do prawdziwego życia. Na warsztaty zapraszamy polonistów, którzy osiągnęli sukces. Studenci sami zadecydowali, z kim chcą się spotkać i jaki zawód poznać. A zaproszeni goście opowiadają na własnym przykładzie, jak skończenie studiów humanistycznych pomogło im w pracy, np. jako copywriter, redaktor, szkoleniowiec, dziennikarz czy dyrektor programo-
kobieta przedsiębiorcza Czyli opowiadanie historii ma sens? Może to inspirować do szukania motywacji? Opowiadanie historii ma sens, a każdy może tego słuchać, bądź może to odrzucić. Dobry przykład zawsze budzi nadzieję i wyzwala uśpioną energię, choć zawsze znajdą się ludzie, którzy będą twierdzić, że to nie ich historia i będą się do niej dystansować. Czasem słyszę, że udało mi się dzięki osobom, z którymi założyłam firmę i że to zasługa tych, którzy ze mną pracują. Racja. Odpowiadam wtedy: „Zrób tak samo”. Sama również dużo czerpię z zasłyszanych historii, prowadzę obserwacje, wyciągam wnioski. Bardzo się to przydaje w biznesie. Ponadto mam w sobie dziecięcą ciekawość, która mi pomaga. Ciekawość jest mobilizująca? Oczywiście, że tak. Opowiem panu taką historię. W koncernie poznałam dziewczynę, która była brand managerem światowej marki. Opowiadam jej o Toruniu, o studiach, a ona na to, że też skończyła filologię polską na UMK. Spytałam ją, jak to się stało, że jest na prestiżowym stanowisku w międzynarodowej firmie? Powiedziała, że chciała pracować jako nauczycielka, ale zatrudniła się w koncernie w sekretariacie. Tam ktoś zauważył jej umiejętności i szybko awansowała. Wszystko, cokolwiek robimy, róbmy najlepiej, jak potrafimy. Gdy pracowałam w McDonald’s, to pracowałam najlepiej, jak umiałam. Gdy sprzątałam czy udzielałam korepetycji, to też na sto procent.
np. kilka kroków do własnej firmy, ale to tak nie działa. Jeżeli ktoś nie ma takich predyspozycji, to ma świadomość swoich braków. I tutaj też jest rozwiązanie - może prowadzić firmę z innymi osobami, przedsiębiorczymi i aktywnymi. Pani skutecznie udało się połączyć biznes z nauką, a dom? Mam zielone i czerwone przyciski, które pozwalają mi dzielić dzień na trzy części. 8 godzin pracuję, 8 przeznaczam na dom i rodzinę, a 8 godzin muszę spać. Nikt mnie nie zobaczy pracującej w nocy albo w weekendy. Gdy jadę na urlop, kontaktuję się z firmą tylko w wyjątkowych sytuacjach. Wzajemnie szanujemy swój wolny czas, to jest kwestia uzgodnienia i wzajemnego zaufania. Czyli dobra organizacja pracy? Dobra organizacja, bo pracuję w kreatywnej branży, w której bardzo cenimy sobie wypoczynek. Gdyby miała Pani jeszcze raz zacząć, to też zdecydowałaby się Pani na polonistykę? Wykształcenie humanistyczne to początek w każdej dziedzinie życia. Ono otwiera naszą przyszłość, otwiera na wiele możliwości, tylko trzeba umieć z tego skorzystać. Myślę, że nic bym nie zmieniła w swoim życiu. Mam satysfakcję z tego, co robię i co osiągam.CP ZDJĘCIE JACEK KUT YBA
wy fundacji, nie mówiąc już o zupełnie nowych zawodach związanych z mediami społecznościowymi. To jest przyszłość polonistów.
Suma doświadczeń, która procentuje? Żeby w ogóle do czegoś dojść, to trzeba mieć pomysł. Ja pomysłów mam pełną głowę. W dzieciństwie chciałam być królewną i grać w teatrze. Gdy przyszłam na próbę, pani dyrektor dała mi niestety rolę drzewa. Zagrałam najpiękniej, jak potrafiłam i starałam się, by drzewo nie stało nieruchomo, ale tańczyło przy muzyce Vivaldiego. Postanowiłam przez rok zrobić wszystko, by dostać rolę królewny. Marzyłam o deskach Baja Pomorskiego, żeby naszą grupę mogło zobaczyć co najmniej 300 osób. Mówiłam o tym i werbalizowałam swoje potrzeby. Zaangażowałam się, zagrałam królewnę. Odniosłam sukces, z drzewa stałam się królewną. Konsekwentnie zrealizowałam swój plan i każdy z nas tak może robić. Jak Pani motywuje swoich pracowników? Nie ukrywam, że motywujące są pieniądze, ale również wierzę w to, że ludzie wewnętrznie się motywują, także przez obserwację dobrych przykładów z góry. Choć jestem współwłaścicielem firmy, to tak samo rzetelnie pracuję, jak wszyscy. A nie jak dyrektor? A jak pracuje dyrektor? Jestem dyrektorem marketingu, na sukces składa się wiele czynników. To jest zasługa wypracowania zasad w dobrym zespole. Pracujemy zadaniowo i przede wszystkim szanujemy się wzajemnie, najpierw jako ludzie, potem w relacji pracodawca-pracownik. Atmosfera w pracy jest bardzo ważna. Jak Pani zarządza firmą? Właściwie (śmiech). Firma ma już 15 lat, pracujemy w zespole 30-osobowym. Od samego początku tworzymy stały zespół, mamy wiele zleceń na całym świecie. W zarządzaniu jestem typem wizjonera, który wprowadza swoje kreatywne wizje w życie, tworzy dla ludzi. Potem zadania są wspólnie realizowane. I chociaż w biznesie liczą się fakty i pieniądze, ktoś musi rozpędzać to koło, inspirować i inicjować. Czy przedsiębiorczości można się nauczyć czy trzeba się z nią urodzić? Mieć predyspozycje? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Od zawsze byłam aktywną osobą. Miałam potrzebę działania, potrafiłam również przedstawić swoje walory i umiałam powiedzieć, co potrafię. Podam taki przykład - za komuny były kolejki po wszystko, więc ja wynajmowałam się do stania. W zamian dostawałam reglamentowane towary, typu kawa czy herbata. Nie mając pieniędzy potrafiłam wykorzystać nadarzające się sytuacje. Miałam dar, który zapowiadał, że w przyszłości będę osobą przedsiębiorczą. Oczywiście uczymy studentów przedsiębiorczości, są wskazówki
*Irmina Marcinkiewicz praktyk biznesu, współwłaścicielka założonej 15 lat temu firmy MSU Publishing, agencji realizującej kampanie marketingowe dla największych marek na całym świecie. Prowadzi zajęcia z zakresu copywritingu oraz psychologii marketingu na Wydziale Filologicznym UMK. Wraz ze studentami filologii polskiej i Biurem Karier przygotowała i realizuje projekt „9 wcieleń polonisty”, pokazuje jak być przedsiębiorczym.
miasta kobiet
sierpień 2016
15
moda i trendy
Jesień nie chodzi w letnich sukienkach
W sklepach powoli już pojawiają się jesienne kolekcje, a w nich nowa paleta kolorów i wzory. Krata zastępuje paski, żywa, letnia kolorystyka ustępuje nieco stonowanej. Tweedy i wełny spychają batyst do magazynów. Na co zwrócić uwagę? Srebro, zieleń i nasycone czerwienie. Popowy róż i mocny żółty, również noszone razem. Piękne, głębokie fiolety i ostra musztarda. Dla tych bardziej spokojnych jest mnóstwo szarości, nowy, zgaszony odcień niebieskiego (Riverside wg Pantone) i nadal dużo czerni (czarna ramoneska, ale w nowej odsłonie jest obowiązkowa!). Jakie kroje? Hitem są skórzane płaszcze i moda męska przeniesiona w kobiecy świat: garnitury w prążki, oversize’owe płaszcze i szerokie spodnie w kratę w stylu Marleny Dietrich. Do tego babcine, grzeczne bluzki w drobny wzorek i z wiązaniem pod szyją. A dla tych, którzy nie lubią retro: zdecydowanym trendem jest „street wear”, swobodne, luźne fasony, z mocnym sportowym zacięciem. Kolory: szarość i czerń z ostrymi różowymi dodatkami. Wisienką na torcie jesiennej stylizacji będą wszelkiego rodzaju poncha i duże narzutki z aksamitu, wełny i grubych dzianin.
PROMOCJA
6388619/2
Gotowe na jesień?
B Y D G O S Z C Z , U L . D W O R C O WA 5 6
Wszystkie letnie trendy i pomysły zostały już omówione i zastosowane. W showroomie Jazz&Silk zaczynamy myśleć o jesieni. Tym bardziej że sezon wyprzedaży trwa w najlepsze i można upolować coś, co wykorzystamy w nadchodzących miesiącach.
felieton
Dominika Kucharska Dziennikarka, kulturoznawczyni, fanka Jamiego Olivera i wierna kibicka FC Barcelony. Redaktorka prowadząca miesięcznika „Biznes Kujawsko-Pomorski”.
COŚ, CO WSZYSCY KUPILI Zjedzenie solidnego lunchu jako punkt wyjścia do dyskusji o uprzedmiotowieniu kobiet w mediach - czemu nie? Jeśli głos zabiera ulubienica Ameryki, to wszystko jest możliwe.
Jennifer Aniston nie wytrzymała. Widząc kolejną okładkę tabloidu, dywagującego nad tym czy 47-letnia aktorka „wreszcie” jest w stanie błogosławionym, usiadła i napisała list do mediów zatytułowany „On The Record”. Zapewnia w nim, że nie spodziewa się dziecka, a winę za jej większy brzuch - udokumentowany na pstrykniętych z ukrycia zdjęciach - ponosi burger zjedzony na lunch. „Obżarłam się i tyle” - mówi ze szczerością, która w świecie celebrytów jest dziś czymś niespotykanym. Aniston nie ograniczyła się tylko do potwierdzenia komunikatu swojego rzecznika. Poszła o krok dalej, stwierdzając, że to, w jaki sposób media pokazują ją, jest odzwierciedleniem uprzedmiotowienia kobiet w ogóle. „O tym, czy czujemy się kompletne, nie decyduje bycie z kimś lub bycie singielką, posiadanie dzieci lub nie” - pisze. I dodaje: „Przekaz mówiący, że dziewczynki nie są ładne, dopóki nie są szczupłe, nie są godne naszej uwagi, jeśli nie wyglądają jak supermodelki i aktorki na okładkach magazynu, to coś, co wszyscy kupili”.
Nie wyglądamy jak supermodelki Czytając te słowa przypomniała mi się niedawna rozmowa z koleżankami na temat usłyszanych w dzieciństwie opinii dotyczących naszej cielesności. Wyryły się one w naszej pamięci na tyle dobrze, że wciąż potrafimy je przytoczyć z marszu. Jedna do dziś ma w głowie słowa babci, która powiedziała jej, że musi szczególnie dbać o włosy, bo to jej najmocniejsza strona. Nie to, co w głowie, ale to, co na niej. Druga wspomniała okres, gdy jej mama starała się interweniować, bo zauważyła, że jej córka przytyła. - Wiem, że robiła to z troski o moje zdrowie, ale wtedy czułam się bardzo źle, jakbym przez te kilka kilogramów stała się kimś gorszym - wyznała. Ja doskonale zapamiętałam starsze kuzynostwo, które przy każdym rodzinnym spotkaniu nabijało się z tego, że jestem wyższa niż rówieśnicy, budując kompleks, który przez długi czas zjadał mnie od wewnątrz.
Pewnie każda z Was usłyszała kiedyś coś podobnego. Coś co sprawiło, że uwierzyłyście, że jakaś cecha Waszej powierzchowności jest ważniejsza od intelektu, poczucia humoru, talentów... Bo jak cię widzą, tak cię piszą.
Świat, który stoi na głowie Drogie Mamy, Babcie, Siostry, Ciocie, Kuzynki! Dziś dziewczynki z każdej strony są zalewane obrazkami idealnych kobiet. Celowo piszę „obrazkami”, bo po śmiertelnej dawce Photoshopa zdjęciem tego nie nazywajmy. Wszechobecne obrazki i wytykanie każdej niedoskonałości przez media wystarczą, by ta dziewczynka zrozumiała, że współczesność brzydzi się wszystkim, co nieidealne i brutalnie wystawia to na pośmiewisko, bądź dopisuje do tego ideologię - „jest nieszczęśliwa, zapuściła się, odpuściła sobie”... Naszym zadaniem powinno być odwracanie świata stojącego na głowie, a nie swobodne przechylanie się w stronę uprzedmiotowiania. To niezwykle ważne i zarazem niebywale trudne w czasach, gdy wałkowane zasady personal brandingu - skrupulatnego budowania swojego wizerunku - dla wielu stały się podstawą, aby osiągnąć cokolwiek. Aniston w swoim liście pisze, że nacisk, który kładziemy na kobiety jest absurdalny i niepokojący. Jednocześnie dodaje, że lata doświadczeń nauczyły ją, że żaden list nie zrewolucjonizuje mediów. Zmianie może ulec jedynie nasz odbiór tego typu treści i reakcja na nie. Dopiero to może wywołać lawinę. Dobrze byłoby dorzucić do niej swój kamyczek.CP
[ napisz do autora: d.kucharsk a@expressmedia.pl ]
miasta kobiet
sierpień 2016
17
ZDJĘCIE TOMASZ CZ ACHOROWSKI
jej pasja
KASIA ŚWIŁO I NATALIA JANKOWSKA PODCZAS TRENINGU W PARKU JANA KOCHANOWSKIEGO W BYDGOSZCZY
SPACER NAD ZIEMIĄ Gdy moja mama zobaczyła, jak przechodzę po taśmie rozwieszonej pomiędzy bydgoskimi kamienicami, powiedziała, że nigdy więcej nie chce tego oglądać… TEKST: Justyna Król
W
dech, wydech. Wdech, wydech… Byle spokojnie, byle przed siebie. Slackline to sport ekstremalny, który lubi równowagę. Youtubowe filmiki z udziałem doświadczonych slacklinerów wbijają w fotel, a co dopiero oglądanie mistrzów tej dyscypliny na żywo. Aż trudno uwierzyć, że wszystko zaczęło się od niewinnego chodzenia po łańcuchu na parkingu przed sklepem i to już w latach 80. Jak widać, nie tylko potrzeba, ale i nuda bywa matką wynalazku, zwłaszcza, gdy dopada młodych ludzi rozgrzanych w kalifornijskim słońcu. Zrodzony w Stanach Zjednoczonych slackline przeżywa obecnie rozkwit, choć i w Polsce znany jest od ponad dekady.
18
miasta kobiet.pl
LUŹNA GUMA Najpierw do uprawiania tego sportu wykorzystywano liny wspinaczkowe, z czasem zastąpiono je taśmą. Slackline (z angielskiego: luźna guma) polega na chodzeniu oraz wykonywaniu trików na owej taśmie - zazwyczaj o szerokości 2,5-3,0 cm - rozwieszonej i napiętej między dwoma punktami, na wysokości nawet do kilkuset metrów. Taśma często błędnie nazywana jest liną. Przez swą rozciągliwość raczej przypomina gumę, na której można spacerować, podskakiwać, a nawet wykonywać fikołki… - Wystarczą dwa drzewa, dwa dowolne punkty i można ćwiczyć - zapewniają bydgoskie slacklinerki, Natalia Jankowska i Kasia Świło. Te dwie siedemnastoletnie harcerki to
jedne z pierwszych kobiet pasjonujących się slacklinem. - Jest nas mało, to prawda. W Polsce trenuje może kilkaset osób, w tym niewiele dziewczyn, ale to tylko kwestia czasu, bo ten sport jest coraz bardziej modny i nie ma co kryć - uzależniający! Jak raz spróbujesz, to już się nie uwolnisz - mówi Kasia Świło. By stanąć na taśmie na wysokości, wcale nie wystarczą odwaga i nastoletnie szaleństwo. - To tak wszystko lekko wygląda, ale jest okraszone wieloma siniakami i kontuzjami. Nawet dzisiaj nieźle się poobijałam, spadając. Ten sport boli, ale mnie to nie zniechęca. Jest adrenalina - mówi Kasia. - Oczywiście na początku niesamowicie się bałyśmy, ale przezwyciężyłyśmy ten pierwszy
jej pasja Jest nas mało. W Polsce trenuje może kilkaset osób, w tym niewiele dziewczyn, ale to tylko kwestia czasu, bo ten sport jest coraz bardziej modny. KASIA ŚWIŁO SLACKLINERKA
ZDJĘCIA NADESŁANE
strach. Ćwiczymy dopiero niecały rok i już są efekty. Mamy w Bydgoszczy zorganizowaną grupę slacklinerów. W czwartki trenujemy razem, w różnych miejscach miasta. Uczymy się od najlepszych, także tego, jak upadać - śmieje się Natalia. - Wiadomo, najpierw taśma była krótka i zawieszona nisko nad ziemią, ale cały czas podnosimy sobie poprzeczkę. Każdy ma swój sposób, by jak najdłużej utrzymać się w powietrzu. Mnie bardzo pomaga nucenie, oczywiście kluczowy jest też oddech - dodaje.
DLA WYTRWAŁYCH To zabawa dla wytrwałych. Najpierw ciężko się nawet podnieść. Gdy taśma jest odpowiednio mocno naciągnięta, wyczuwalne są zarówno pionowe jak i poziome drgania, które nie ułatwiają chodzenia. Już samo wejście na taśmę i stabilny siad zajmują dużo czasu. Dopiero potem się wstaje i pokonuje pierwsze kilka metrów… Determinacji potrzeba niemało, ale jak zapewniają bydgoszczanki, satysfakcja jest tak wielka, że głód rozwoju nieustannie wzrasta. Dziewczyny mają swoich mistrzów, z którymi udało im się spotkać podczas Slackline Games - Bydgoszcz 2016 i trzecich już nad Brdą majowych Mistrzostw Świata w Przechodzeniu przez Rzekę. Slacline jest bardzo widowiskowy, nic więc dziwnego, że przyciąga gapiów i flesze fotoreporterów. W trakcie zawodów nad Brdą Kasia i Natalia też spróbowały swoich sił. - Obie spadłyśmy po kilku krokach, ale cóż to były za emocje! Patrząc, jak robią to profesjonaliści, chce się już nie tylko chodzić, ale i uczyć się trików, robić akrobacje - mówi Natalia. Gdy dziewczyny trenują, ich mamy odchodzą od zmysłów, obawiając się o swoje córki, ale mimo to nie podcinają im skrzydeł. - Ufają, że będziemy ostrożne, nie zapomni-
my o uprzężach. Nie zabraniają, choć serca pewnie mają w gardłach - mówi Kasia. - Fakt, moja mama, gdy zobaczyła, jak przechodzę po taśmie rozwieszonej pomiędzy bydgoskimi kamienicami, powiedziała, że nigdy więcej nie chce tego oglądać - wspomina Natalia. - Ale wiem też, jak cieszy się z tego, że robię coś z takim zapałem, że mam pasję, którą realizuję z przyjaciółką ze szkolnej ławki - dodaje. Dziewczyny mają już swoje plany związane z uprawianą dyscypliną. - Na razie jesteśmy jeszcze w fazie dopracowywania do perfekcji równowagi na taśmie w statycznych sytuacjach, ale w przyszłości zamierzamy sobie poskakać, swobodnie spacerować nad wodą, w otoczeniu górskich szczytów. To jest coś! Dojście do tego momentu wymaga ogromnej cierpliwości oraz wytrwałości, ale wiem, że nie odpuścimy - zapewnia Kasia.CP miasta kobiet
sierpień 2016
19
CONVERTER SOLAR BACKPACK PRODUCENT: VOLTAIC
Plecak z baterią słoneczną pozwoli telefon lub tablet nawet w drodze do szkoły!
SONY SMARTWATCH
CENA 400-600 zł
WACOM BAMBOO SPARK
PRODUCENT: S O N Y
PRODUCENT: WACOM
Inteligentny zegarek to gadżet dla tych, którzy nie mogą rozstać się ze smartfonem, nawet wtedy, gdy nauczyciel każe zostawić telefon w domu.
Sprytny notatnik eksportuje zapiski od razu do plików tekstowych. Dzielenie się notatkami nigdy nie było takie proste!
CENA 200-700 zł
CENA 500-600 zł
SZKOŁA PRZYSZŁOŚCI
ULTIMATE TOOL PEN PRODUCENT: JAC ZAGOORY DESIGNS
Minęły czasy, gdy do szkoły maszerowało się z tornistrem wypchanym książkami i piórnikiem pełnym kredek. Dziś na lekcjach króluje technologia. Podpowiadamy jakie gadżety mogą ułatwić dzieciom rok szkolny.
Uniwersalny długopis ma w sobie linijkę, gumkę, temperówkę i rysik. Bo po co nosić kilka przyborów, jak można mieć wszystkie w jednym?
CENA 50-80 zł
THERMOS SMART LID PRODUCENT: THERMOS
Termos monitorujący poziom i temperaturę napoju podpowie nam, kiedy się napić. Przydatne dla małych sportowców!
CENA 230 zł
WYBÓR TOMASZ SKORY
IRIS SCAN BOOK
LIVESCRIBE PULSE SMARTPEN
INCASE NYLON BACKPACK
PRODUCENT: LIVESCRIBE
PRODUCENT: IRIS
Ergonomiczny plecak ułatwi podróż do szkoły z laptopem. Proste i wygodne!
Ten długopis nie tylko nagrywa wykład na dyktafon, ale zapisuje też nasze notatki w postaci elektronicznej. Dzięki niemu na lekcji nie umknie nam żadne słowo.
Koniec kserowania notatek i łamania okładek na stacjonarnych skanerach. Dzięki poręcznemu urządzeniu zeskanujemy książkę szybko i bez wychodzenia z biblioteki.
CENA 150-360 zł
CENA 360-920 zł
CENA 400-1300 zł
PRODUCENT: INCASE
R
E
K
L
A
M
A
Produkt Polski!
PLASTELINĘ , FARBY PLAKATOWE, KLEJ CR (UNIWERSALNY, PLASTELINĘ Z BROKATEM, KLEJ WIKOL, INTROLIGATORSKI, MAGICZNY) kobiet.pl 20ul.miasta VENA Elbląska 62, Toruń
Nasze produkty można kupić w sklepie Carrefour, w hurtowni Panda oraz Kleks
www.el-luk.pl
006548847
OFERUJEMY
miasta kobiet
sierpień 2016
21
65261401
temat
22
miasta kobiet.pl
uroda
Naturalny nie znaczy ekologiczny! Już trzeci rok cykliczne kobiece spotkania pod tytułem „Kobieta w Galerii Relaksu” przyciągają do Galerii Pomorskiej panie w różnym wieku. Czasem przybierają formę wykładu, innym razem warsztatową, a najczęściej łączoną, tak jak ostatnie, lipcowe spotkanie pt. „Domowe SPA - warsztaty z produkcji kosmetyków”. - Każda z was może wykonać sobie w domowym zaciszu wspaniałe preparaty do pielęgnacji ciała - zapewniła uczestniczki Hanna Piechurska ze słynnego bydgoskiego Muzeum Mydła i Historii Brudu, po czym zdradziła kilka swoich branżowych sekretów. Panie nie kryły zachwytu. Po krótkim wprowadzeniu zaczęła się część praktyczna i każda z uczestniczek mogła wykonać trzy kosmetyki - dla siebie lub na prezent. - Zrobiłam peeling do ciała, sole do kąpieli i musujące kule, również zapachowe. Nie sądziłam, że są na to tak proste, szybkie sposoby. Na pewno nieraz to powtórzę, choćby aby sprawić przyjemność którejś z moich przyjaciółek. To doskonała opcja na taki iście babski upominek - podkreśla jedna z pań. Tym razem było wyjątkowo pachnąco i aromatycznie. A do tego kreatywnie! Do wyboru były zapachy: fiołków, cytryny, kiwi i truskawki… Każda uczestniczka sama decydowała, jaką kompozycję stworzy. Także pod względem kolorystycznym. I każda wyszła zadowolona, zabierając do domu trzy różne wyroby, zgodne z jej gustem i upodobaniami. - Spotkanie tak się spodobało, że z pewnością je jeszcze powtórzymy, frekwencja była bardzo duża - mówi Anna Lewandowska, organizatorka cyklicznych kobiecych spotkań w Galerii Pomorskiej.CP
CZY WIESZ, ŻE… • Z fusów kawy można zrobić doskonały peeling do ciała? Wystarczy zmieszać je z oliwą i dodać szczyptę aromatycznego cynamonu! • Naturalny kosmetyk nie musi być ekologiczny? Aby nazwać produkt ekologicznym, trzeba znać również pochodzenie składników, z których został wytworzony, muszą być one z upraw ekologicznych. • Barwniki do produkcji kosmetyków możemy zrobić samodzielnie? Wystarczy odrobina chęci i wydobędziemy odpowiedni kolor z roślin dostępnych na każdym bazarku, np. z buraka czy jagód.
sierpień 2016
23
temat
Z D J Ę C I E M A R C I N O L I VA S O T O
TOMASZ WASILEWSKI Z AKTORKAMI NA FESTIWALU BERLINALE NA FESTIWALU BERLINALE PO POKAZIE „ZJEDNOCZONYCH STANÓW MIŁOŚCI”. FILM ZOSTAŁ ZAKWALIFIKOWANY DO KONKURSU GŁÓWNEGO FESTIWALU FILMOWEGO W GDYNI. KINOWA PREMIERA - 29 LIPCA. [ NA ZDJĘCIU OD LEWEJ: DOROTA KOLAK, JULIA KIJOWSKA, TOMASZ WASILEWSKI, MARTA NIERADKIEWICZ, MAGDALENA CIELECKA ]
PRAWDA O KOBIETACH W czasach mojego dzieciństwa wszyscy żyli w pełnych domach. Dopiero później zacząłem się zastanawiać nad tym, czy te małżeństwa były spełnione. Chciałem otworzyć te drzwi i sprawdzić, co mogło być w tych mieszkaniach, co mogło się dziać w tych kobietach. Z Tomaszem Wasilewskim*, reżyserem filmu „Zjednoczone Stany Miłości”, rozmawia Paulina Błaszkiewicz Lubisz spełniać marzenia albo oczekiwania kobiet? Na pewno lubię spełniać swoje marzenia i swoje oczekiwania. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy przez to, co robię, spełniam marzenia i oczekiwania kobiet, ale jeśli tak jest, to bardzo się z tego cieszę. To pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy po obejrzeniu Twojego ostatniego filmu „Zjednoczone Stany Miłości”. Katarzyna Figura całkiem niedawno powiedziała, że aktorkom z biegiem lat proponuje się coraz mniej ciekawych ról. Ty proponujesz. Nie chcę mówić o tym, czy spełniłem oczekiwania dziewczyn: Magdy Cieleckiej, Julii Kijowskiej, Doroty Kolak i Marty Nieradkiewicz. Trzeba by je o to zapytać. Wydaje mi się, że miały poczucie, że robią coś ważnego nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla widza i to się przeniosło na ekran. Wiem, że są zadowolone i dumne, że ten film stworzyły. Jeżdżą razem ze mną i go promują, spotykają się z publicznością. To pokazuje, że było warto i jakieś małe marzenie się spełniło.
24
miasta kobiet.pl
Dlaczego zdecydowałeś się opowiedzieć taką historię na ekranie? Oglądając film miałam wrażenie, że tamte czasy wcale nie są mi obce, choć byłam wtedy małym dzieckiem. Akcja dzieje się 26 lat temu. Ja, jako dorosły facet, zacząłem się zastanawiać nad tym, co działo się z moimi rodzicami w tamtym czasie. Myślałem o tym, jakich wyborów musieli dokonywać. Uświadomiłem sobie, że były one inne niż te, których ja dokonuję jako 35-latek żyjący w wolnej Polsce. Od strony emocjonalnej jestem przekonany, że ten film mógłby dziać się współcześnie, ale myślę, że gdyby tak się stało, to decyzje bohaterek byłyby inne. Wtedy było trudniej? Wydaje mi się, że tak. Było mniejsze przyzwolenie na niektóre rzeczy. Jakie na przykład? Na romans z żonatym mężczyzną? Na uczucia, na które kobieta nie powinna sobie pozwolić?
męska perspektywa Nie tylko. Miałem szesnaście lat, gdy po raz pierwszy poznałem osobę z rozbitej rodziny. W czasach mojego dzieciństwa i dorastania wszyscy żyli w pełnych domach - rodzice zazwyczaj z dwójką dzieci. Dopiero później zacząłem się zastanawiać nad tym, czy te wszystkie małżeństwa były spełnione. Czy w tych pozornie szczęśliwych rodzinach nie działo się zupełnie coś innego? Czy nie było małych, ludzkich dramatów? Chciałem otworzyć te drzwi i sprawdzić, co mogło być w tych mieszkaniach, co mogło się dziać w tych kobietach. Pamiętam, że w tamtych czasach jeśli 25-letnia dziewczyna nie miała męża, to była uznawana za starą pannę. Jej życie było skończone. Jednak kultura Zachodu i jej obyczaje szybko do nas dotarły. Nasze społeczeństwo się zmieniło. Jesteśmy bardziej otwarci, nasz światopogląd jest inny. Inaczej patrzymy na świat.
Magdalena Cielecka, która na co dzień nie pali papierosów, na planie w ogóle się z nimi nie rozstawała. Z kolei Marta Nieradkiewicz do roli uczyła się tańczyć, ćwiczyła i była na diecie, mimo że - jak twierdzi - nie potrafi się odchudzać. Dziewczyny bardzo wiele z siebie dały. Pamiętam jak Julka Kijowska powiedziała mi po zdjęciach, że musiała zniszczyć swoją kobiecość i wszystko, co wiedziała o sobie, po to, by odnaleźć jeszcze więcej.
Dziękuję, bardzo lubię Seidla. Dla mnie te obrazy i te kobiety są piękne. W swoich filmach chcę opowiedzieć prawdę o tym, jacy jesteśmy. Nasza emocjonalność sprawa, że potrafimy być dobrzy, ale również źli. Potrafimy być racjonalni, a często jesteśmy irracjonalni. Staram się tego nie oceniać. Nie mówię, czy postępowanie tych kobiet jest dobre czy złe. To mnie nie interesuje. Tak samo postrzegam fizyczność. Ciekawi mnie tylko prawda, bo tylko ona ma znaczenie w kinie.
Mówisz, że interesuje Cię człowiek w kryzysie. Nie masz wrażenia, że Twoje bohaterki to kobiety fatalne, które nie mają wyjścia z sytuacji? Nie powiedziałbym, że to kobiety fatalne, ale na pewno stworzyłem im sytuacje bez wyjścia. Tacy ludzie interesują mnie najbardziej.
Swoje robi też nasza mentalność i środowisko, w którym dorastamy. To na pewno ma na nas ogromny wpływ. Pamiętam, że środowisko, w którym się wychowywałem, było bardzo tradycyjne. Wszyscy co niedzielę chodziliśmy do kościoła. Kiedy mężowie wychodzili do pracy, kobiety zostawały w domu, tak jak moja mama. Pamiętam, że codziennie o godz. 12 przychodziła do niej sąsiadka, piły kawę. Te kobiety miały rytuały, które pielęgnowały.
Przez to, że tworzysz bohaterkom swoich filmów trudne sytuacje, widzowi też nie dajesz jasnych odpowiedzi. Buduję filmy w taki sposób, by nie dawać rozwiązania. Wydaje mi się, że los bohaterek toczy się tak, jak widz sobie życzy. To on decyduje o tym, jak głęboko przeżyje te emocje. Do niego należy ostateczna interpretacja filmu. Do nikogo innego.
Jesteś dowodem na to, że opowiadając o polskich realiach w filmie, można odnieść sukces. Pamiętasz pierwsze reakcje widzów po premierze na festiwalu w Berlinie? Czuliśmy, że ten film się podoba. Magazyn „Variety” umieścił mnie na liście dziesięciu europejskich twórców do śledzenia w tym roku. Poza tym, sprzedaliśmy nasz film do trzydziestu krajów - od Korei przez Tajwan do Brazylii. Film jest bardzo dobrze rozumiany. Emocje nie mają granic, nie znają geografii. Tu nie ma podziały na kraje i kontynenty.
Pamiętasz takie blokowiska? Tak. Co więcej, uczęszczałem do takiego klubu osiedlowego, do szkoły tańca jak ta, w której Marzena (grana przez Martę Nieradkiewicz - przyp. red.) prowadzi zajęcia. Obok mojego bloku mieszkała Agnieszka Pachałko - Miss Polski, Miss Universe, dlatego Marzena też była wicemiss. Czerpałem z tego wszystkiego, czego doświadczyłem. Jednak cała fabuła jest moją fantazją na temat tych kobiet. Co było dla Ciebie najważniejsze w ich portretowaniu? Ten film był dla mnie trudny, ponieważ jest bardzo emocjonalny. Z tymi emocjami można się zgadzać lub nie, ale dzięki nim film jest prawdziwy. Mieliśmy pięć miesięcy prób przed zdjęciami. By opowiedzieć taką historię, musieliśmy sięgnąć do własnych emocji, do tego, co nas cieszyło i bolało. Dużo nas to kosztowało.
A czego Ty oczekujesz od aktorki? Jak wygląda praca z Tobą? Oczekuję całkowitego oddania, wiary w film. Nie traktuję robienia filmu jak pracy. Dobieram takich ludzi, nie tylko aktorów, którzy mają podobne podejście. Chcę robić filmy najgłębiej i najszczerzej, jak potrafię. Potrzebuję współtwórców, którzy będą robić to ze mną. Od kilku miesięcy - od festiwalu Berlinale, gdzie zostałeś nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem za scenariusz do „Zjednoczonych Stanów Miłości” - promujesz ten film. Myślisz już o innej historii? Masz na nią czas, miejsce w głowie? Na pewno mam miejsce. Piszę nowy film. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się zrealizować zdjęcia. To będzie portret dojrzałej kobiety. Bohaterka będzie pomiędzy 60 a 70 rokiem życia. Dojrzała kobieta, bez retuszu, taka, jaka jest naprawdę - jak Dorota Kolak w „Zjednoczonych Stanach Miłości”. Patrząc na nią miałam wrażenie, że doskonale pasowałaby do filmów Urlicha Seidla. Te ujęcia były bardzo podobne.
Z D J Ę C I E R A FA Ł G U Z
Akcja Twojego filmu toczy się tuż po upadku PRL-u. To czas w naszej historii, do którego wiele osób nie chce wracać, a jeśli już to tylko do rzeczy, które wywołują śmieszne wspomnienia. Ty wracasz inaczej… Chcę robić kino, które opowiada o człowieku i jego emocjonalności, a interesuje mnie człowiek w kryzysie. Pierwszą wersję scenariusza do „Zjednoczonych Stanów Miłości” napisałem w 2006 roku. W międzyczasie zrobiłem dwa filmy, ale cały czas zastanawiałem się nad tym życiem sprzed lat. Noszę w sobie „pocztówki” z tamtego okresu. Wychowałem się w Inowrocławiu. Siedemnaście lat tam mieszkałem i chciałem do tego wrócić. Miejsca, które są w filmie, wzorowałem na tym, co pamiętam.
Wiesz, że Ewa Kasprzyk nazwała Cię „polskim Almodovarem”? Nie porównałbym siebie do Almodovara. Łączy nas to, że opowiadamy o kobietach, ale moja poetyka kina jest zupełnie inna. Ja inaczej patrzę na kobiety, na ludzi, na bohatera. Ewa miała zagrać w „Płonących wieżowcach” (poprzednim filmie reżysera - przyp. red.), ale w tamtym czasie, kiedy chcieliśmy razem pracować, ten film nie został zrealizowany. Uważam, że to bardzo ciekawa aktorka.
Nie ma miejsca na kompleksy? Nigdy ich nie miałem, a właściwie to nie zastanawiałem się nad tym. Zawsze robiłem filmy i chciałem, by były pokazywane na całym świecie.CP
*Tomasz Wasilewski urodził się w Toruniu, reżyser filmowy i scenarzysta, nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem za najlepszy scenariusz na 66. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie. Za poprzedni film „Płynące wieżowce” otrzymał Nagrodę Jury dla młodego talentu reżyserskiego na 38. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
miasta kobiet
sierpień 2016
25
kobieta przedsiębiorcza
ZDJĘCIE JACEK KUT YBA
WAKACJE SĄ DLA NAS
Większość z nas pojmuje urlop jako czas spędzony z rodziną. Wspaniale, ale marzy mi się, aby kobieta przedsiębiorcza zadbała o czas tylko dla siebie. Rozmowa Justyny Niebieszczańskiej i Joanny Czerskiej-Thomas, organizatorek Charmsów Biznesu Justyna Niebieszczańska: Kobiety przedsiębiorcze w sezonie letnim wyjeżdżają na wakacje, fundują sobie luksus, szampana, truskawki i perły… Chciałabym tak powiedzieć, ale przecież jest inaczej. Joanna Czerska-Thomas: Wyjeżdżają! Piją szampana! Ale też pracują (śmiech). Przeprowadzają się, remontują, nagrywają filmy, piszą, planują spotkania i pracują. Równowaga musi być! J.N.: W sezonie wakacyjnym jest mniej zleceń, ale i więcej pracy. W końcu możemy się zabrać do ważnych spraw które ustępowały miejsca priorytetom - klientom. Na moim biurku leży plik ekscytujących zadań: praca nad kolejnymi tekstami piosenek dla Moniki Bajer, opracowanie e-booka o audycie, reorganizacja projektu „Lecz człowieka, nie chorobę”. Mam wrażenie, że w wakacje zaczynamy pracować dla najważniejszego klienta, czyli dla nas samych. J.T.: My zajmujemy się najważniejszym projektem - Charmsami Biznesu. W wakacje intensyfikujemy prace. Mamy czas na dopięcie wszystkiego tak, by w październiku nasi goście skorzystali w 120 procentach z naszej konferencji. J.N.: Właśnie! Chyba każda przedsiębiorcza kobieta ma jakąś misję i wyzwania dzięki niej. W tym roku pierwszy raz przygotowujemy filmy wideo, aby dzielić się tym, co wiemy. Kobiety często nie korzystają z tej formy promocji, bo za mało wiedzą o sile obrazu lub po prostu czują się nie dość piękne i nie dość dobre… J.T.: Mam jednak wrażenie, że zatracamy się w pracy i zapominamy o wypoczynku. A teraz jak nigdy jest na to czas. Masz receptę na udany urlop? J.N.: Każda z nas powinna wypracować swoją receptę. Dla mnie ważne są dwie rzeczy - zmiana miejsca i ograniczony dostęp do Internetu. Bo jeżeli zostajemy w domu, to zaczynamy generalne porządki, a jeżeli jest Internet, to jesteśmy non stop online, czyli w pracy. J.T.: Czyli ustawiamy autoodpowiedź: „Jestem na zasłużonym urlopie. Mam dostęp tylko do świeżego powietrza.” I wyłączamy się? J.N.: To jest świetna wskazówka na dobry początek udanego odpoczynku! Wydaje mi się, że większość z nas pojmuje urlop jako czas spędzony z rodziną. Wspaniale, ale marzy mi się, aby kobieta przedsiębiorcza zadbała o czas tylko dla siebie - kilka dni w spa z przyjaciółką albo warsztaty związane
26
miasta kobiet.pl
z samorozwojem. Chyba stać nas już na ten luksus zrobienia tylko czegoś dla siebie? J.T.: Zazwyczaj spędzam urlop z rodziną i zauważyłam, że najlepiej odpoczywam, kiedy wyjeżdżamy w połowie tygodnia. Wówczas mam dwa dni na wyciszenie się i w piątek, kiedy ilość telefonów i maili spada, włączam opcję relaks. A u ciebie? Las? Twój kompan, pies Tytus? J.N.: Zdecydowanie wyjazd do drugiego domu w lesie i towarzystwo Tytusa gwarantują relaks. Jednak najlepiej odpoczywam w innym kraju - otoczona inną kulturą i językiem. Wtedy nabieram właściwego dystansu do siebie, życia, pracy i wszystko widzę wyraźniej. J.T.: Im bardziej intensywnie spotykam się biznesowo, tym bardziej marzę o odpoczynku w samotności. Kiedyś jeździliśmy na urlop przed świętami - cisza i spokój gwarantowane! Teraz staram się, by mój dom był dla mnie taką oazą. Może to kwestia wieku, może świadomości, że wypoczynek jest tak ważny… Chyba jedno i drugie! Najważniejsze, by mieć swój klucz! J.N.: Tylko jak go znaleźć? J.T.: Próbować! Dać sobie czas. Przypomnieć sobie, co sprawiało nam kiedyś radość, słuchać siebie. J.N.: Masz rację. Często mam wrażenie, że zatracamy zdolność słuchania siebie i odpowiadania na nasze potrzeby. Jesteśmy bombardowani tyloma receptami na wszystko, narzuconymi wyzwaniami, że przestajemy pytać o nasze indywidualne, niepowtarzalne potrzeby. Kiedy ostatnio na serio myślałaś o tym, co przynosi Ci radość w życiu? J.T.: Mam z tym problem. Dlatego robię odwrotnie - próbuję. Jeżeli coś sprawia mi przyjemność, wracam do tego. Zdarza mi się zmieniać formy wypoczynku. Był czas na lenistwo przy basenie, był na intensywne, zaplanowane wycieczki, a teraz krótkie pobyty sam na sam ze sobą. Dla mnie recepty są tylko inspiracją. I do tego namawiam. J.N.: Ostatnio patrząc w kalendarz zastanawiałam się, jakie dni w minionym tygodniu były dla mnie fantastyczne. Okazało się, że niedziela i wtorek. W niedzielę odbyłam zaplanowaną rozmowę z kimś dla mnie ważnym, a we wtorek trafił mi się wypad do domu położonego w lesie. Warto zatrzymać się i zastanowić, co naprawdę lubimy robić. I sprawić, aby tego w naszym życiu było coraz więcej.CP
Start do wymarzonego celu
S
zukamy sekretu, przepisu, a może nawet zaklęcia. Zapominamy czasem, że odpowiedź jednak może być blisko. To właśnie nauka jest najlepszą inwestycją w naszą przyszłość. Analizując potrzeby rynku, w Bydgoskim Zakładzie Doskonalenia Zawodowego Stowarzyszeniu Oświatowo-Technicznym staramy się spełniać wszelkie wymogi naszych klientów. Jako placówka oświatowa posiadająca liczne certyfikaty, stwarzamy szansę na zdobycie kwalifikacji, udoskonalenie warsztatu własnych umiejętności bądź przekwalifikowanie zawodowe. W swojej ofercie prezentujemy szeroką gamę kursów przydatnych do pracy w różnych zawodach. Akademia Piękna proponuje kursy przyuczające do pracy w zawodzie kosmetyczka, fryzjer, masażysta. Kurs Art Visage & Stylizacja to idealny sposób na poznanie tajników kreowania wizerunku, stylizacji, projektowania ubioru oraz trendów panujących we współczesnej modzie. Zapraszamy również na kurs Make-up Artist, który powstał z myślą o wszystkich kobietach,
( 52 342 04 92 www.bzdz.pl
R
E
K
L
A
M
pragnących w krótkim czasie poznać nowoczesne techniki profesjonalnego wizażu. Podążając za trendami na rynku kosmetycznym Akademia Piękna BZDZ zaprasza m.in. na mezoterapię igłową, wypełniacze, kwasy w kosmetyce, makijaż permanentny oraz nowoczesne techniki depilacji. Jako jedyni na rynku usług edukacyjnych na terenie naszego województwa możemy pochwalić się wyspecjalizowaną kadrą z zakresu podologii. Nasi mistrzowie podologii zapraszają na kursy pedicure leczniczego, klamry ortonyksyjne, hiperkeratozy itp. Dużym zainteresowaniem cieszą się kursy zagęszczania i przedłużania rzęs, stylizacji paznokci - w tym bardzo modnego ostatnio manicure hybrydowego. Nie zapominamy o mężczyznach. Panów zapraszamy na kursy spawania metodami: MAG(135), MIG(131), TIG(141), MMA(111), Gazowa(311) oraz na kurs kierowcy wózków jezdniowych, operatora maszyn do robót ziemnych, budowlanych i drogowych. W naszej ofercie każdy znajdzie coś dla siebie.
Naszą wizytówką jest współpraca z profesjonalistami, od wielu lat działającymi czynnie w branży oraz nowoczesne pracownie specjalistyczne. Ciekawe zajęcia i skondensowany program zaowocował u wielu naszych słuchaczy, którzy dziś pochwalić się mogą własnym biznesem. Teorię masz w książkach, u nas dostaniesz coś więcej. Przyjdź do nas i wybierz kurs, który może odmienić również Twoje życie. Cytując Jimiego Rohna, jednego z czołowych amerykańskich specjalistów m.in. w dziedzinie rozwoju osobistego i sukcesu zawodowego: „Standardowa edukacja zapewni Ci przeżycie. Samokształcenie – fortunę”. W imieniu Bydgoskiego Zakładu Doskonalenia Zawodowego zapraszamy na kursy, które są świetnym startem do osiągnięcia wymarzonego celu. Zapoznaj się z naszą bogatą ofertą kursów. Wejdź na stronę www.bzdz.pl i wybierz kurs, który może być startem do osiągnięcia wymarzonego celu. Zespół BZDZ
046203846
Często zastanawiamy się, w jaki sposób ludzie, którzy osiągnęli sukces, tego dokonali?
A
w Żninie ul. Plac Wolności 13 tel. (52) 302 04 50 pn.-nd. 8-22
ul.Kossaka 23 tel. 515 979 046 pn.-nd. 8 – 21
006427686
006525773