nasze miejsca spotkań
styczeń 2016
Anita
Sokołowska
CZ AS NA ZMIANY! W naszej redakcji wszyscy z niecierpliwością odliczają czas do Nowego Roku. Styczniowy numer prezentujemy Wam na chwilę przed tą magiczną datą. Cały świat z uwagą kompletuje w tych dniach podsumowania i postanowienia na kolejne dwanaście miesięcy. My również! Co może znaleźć się wśród noworocznych postanowień zespołu „Miast Kobiet“? Oczywiście plan, by dostarczać Wam jeszcze więcej inspirujących tekstów. Odkrywać kolejne wyjątkowe, lokalne bohaterki i przedstawiać unikalne kobiece inicjatywy z regionu. Podejmować ważne dyskusje, pytać i odpowiadać. Dostarczać rozrywki i chwil odpoczynku. Być tam, gdzie jesteście Wy i pisać o tym, co Was najbardziej interesuje. Tak jak przez ponad dwa lata istnienia naszego miesięcznika, a nawet i jeszcze bardziej. Przyznajemy, że to dla nas ambitne cele, ale wpisujemy je sobie do planu na 2016 rok z pełnym przekonaniem. Tym bardziej, że będziemy mieli ku temu jeszcze lepszą okazję, wraz z kolejnym, odmienionym numerem. Nie zamierzamy stać w miejscu, ruszamy do przodu! Pierwszym krokiem na tej drodze będą następne „Miasta Kobiet“, wydane na innym, bardziej ekskluzywnym papierze. Dzięki temu zdjęcia z naszych sesji zyskają dodatkowy blask i jakość. Razem z nowoczesną szatą graficzną chcemy dotrzeć prosto do Was, naszych stałych Czytelniczek. Dlatego od lutego 2016 roku oddzielamy się od bezpośredniej dystrybucji z „Expressem Bydgoskim” i „Nowościami - Dziennikiem Toruńskim”. Będziemy za to wszędzie tam, gdzie chciałybyście nas znaleźć - w Waszych ulubionych miejscach spotkań, kawiarniach, restauracjach, kinach; tam, gdzie bywacie ze swoimi przyjaciółmi, rodzinami lub same; w miejscach, w których najczęściej spędzacie swój czas, załatwiacie codzienne sprawy lub odpoczywacie; na mniejszych i większych wydarzeniach w naszym województwie. Będziemy z Wami przy porannej kawie i wieczornej lampce wina. I to całkiem bezpłatnie! Znajdziecie nas bez trudu. Pomoże Wam w tym lista miejsc naszej darmowej dystrybucji, dostępna na www.miastakobiet.pl, którą będziemy nieustannie rozbudowywać, korzystając z Waszych poleceń i sugestii. Jeśli znacie jakieś ciekawe miejsca, w których „Miast Kobiet“ jeszcze nie ma, napiszcie do nas przez formularz kontaktowy na stronie internetowej.
Na www.miastakobiet.pl możecie zapisać się również do naszego newslettera. To najlepszy sposób, by być na bieżąco ze wszystkim, co będziemy dla Was przygotowywać. Mało tego - to właśnie w Internecie tych treści otrzymacie jeszcze więcej. Na naszej stronie znajdziecie bowiem dodatki do publikowanych przez nas artykułów - rozszerzone materiały zdjęciowe, dłuższe teksty, dodatkowe komentarze i dyskusje, konkursy, blogi naszych dziennikarzy, filmy zza kulis oraz te przygotowane specjalnie dla Was przez naszych rozmówców.
WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch, tel. 52 32 60 798 l.tataruch@expressmedia.pl Teksty: Justyna Król j.krol@expressmedia.pl Tomasz Skory t.skory@expressmedia.pl Dominika Kucharska d.kucharska@expressmedia.pl Joanna Czerska-Thomas Zdjęcie na okładce: Tomasz Czachorowski Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak Sprzedaż: Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 a.suminska@express.bydgoski.pl Michał Kopeć, tel. 56 61 18 156 m.kopec@nowosci.com.pl
CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 p.krol@expressmedia.pl
Nowe, papierowe „Miasta Kobiet“ to dopiero początek! Nie możemy się już doczekać, a Wy? ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.Nowosci.ExpressBydgoski
2
miasta kobiet
styczeń 2016
„Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca, jako dodatek do „Expressu Bydgoskiego” i „Nowości - Dziennika Toruńskiego”. Przez cały miesiąc są dostępne również w 91 miejscach w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl
1575415BDBHA
LUCYNA TATARUCH redaktorka prowadząca „MIASTA KOBIET”
s
Z
Luz czy glamour? Z I M O W Y S P A C E R omfortowo i stylowo o każdej porze dnia. Wygodny Ki radosny sweter w zestawieniu z zawsze modnymi jeansami i ciepłą kurtką świetnie sprawdzi się podczas zimowych spacerów.
S rebrna, błyszcząca sukienka na pewno nie zawiedzie nas w sylwestrową noc. W towarzystwie czarnych i metalicznych dodatków będzie prezentować się znakomicie.
NEW YORKER sukienka - 129,95 NEW YORKER bransoletki - 22,95 NEW YORKER kolczyki - 19,95 NEW YORKER zegarek - 39,95 UNISONO bolerko - 149 UNISONO torebka - 199 VENEZIA buty - 379
Dopasowany do sylwetki piękny płaszcz w kratę w kompozycji z kapeluszem nada stylizacji nuty elegancji. Uzupełniony o delikatne, proste dodatki sprawi, że będziemy czuły się pewnie i komfortowo.
MAKE-UP
N A
R A N D K Ę
Zapraszamy na zakupy do FOCUS MALL BYDGOSZCZ!
FRYZURA
1575415BDBHA
IMPERIAL płaszcz - 649 IMPERIAL kapelusz - 79 NEW YORKER spodnie - 89 MEDICINE golf - 69,90 MEDICINE pasek - 14,90 MEDICINE wisiorek - 34,90 PROMOD rękawiczki - 119 PROMOD torebka - 99 OFFICE SHOES buty Tommy Hilfiger - 679
Twój problem to puszące i niezdyscyplinowane włosy? Mamy dla Ciebie rozwiązanie. Przyjdź do nas na kurację dyscyplinującą Liss Therapy.
Adres: ul. Jagiellońska 39- 47, Bydgoszc z
S Y L W E S T R O W A
N O C
HOUSE sweter - 79,99 HOUSE koszula - 89,99 HOUSE czapka - 39,99 WRANGLER, LEE kurtka - 449 WRANGLER, LEE spodnie - 349 WRANGLER, LEE szal - 109 VENEZIA buty - 369 VENEZIA torebka - 169 SWISS zegarek Tommy Hilfiger - 850
uroda
KOLOR zamiast ostrza REFLEKSY KOLORYSTCZNE DLA RÓŻNYCH KSZTAŁTÓW TWARZY
diament
TEKST: Dominika Kucharska
Z
4
miasta kobiet
aczęło się od Kim Kardashian. I choć możemy jej nie znosić, to bez dwóch zdań królowej celebrytek należy się miano trendsetterki - zarówno, jeśli chodzi o ubrania i dodatki, na makijażu i fryzurze kończąc. To ona wypromowała modę na konturowanie twarzy za pomocą makijażowych trików. Gdy pochwaliła się w mediach społecznościowych jak wygląda na poszczególnych etapach makijażu - a na niektórych wyglądała jakby szykowała się na bal przebierańców - Internet oszalał, bo efekt końcowy robił ogromne wrażenie. W krótkim czasie sieć zalała fala zdjęć i filmów pokazujących jak - bez pomocy skalpela - zwężyć nos, wyszczuplić twarz, załagodzić ostre rysy czy pokreślić kości policzkowe. Co prawda Kim ma przez całą dobę do dyspozycji najlepszych specjalistów od make-upu, ale wiele kobiet na całym świecie, w domowym zaciszu, metodą prób i błędów, przekonało się, że bronzer i rozjaśniacz
styczeń 2016
nałożone na odpowiednie partie twarzy mogą zdziałać cuda. Po makijażu przeszedł czas na włosy. Jeśli odniosłyście wrażenie, że twarz waszej ulubionej aktorki czy piosenkarki ostatnio wygląda jakoś inaczej, to jest duże prawdopodobieństwo, że stoi za tym konturowanie włosów. Ten gorący trend przywędrował do nas z Wielkiej Brytanii. Kobiety pokochały go za szybki i spektakularny efekt. - Konturowanie włosów jest techniką koloryzacji, która daje możliwość modelowania kształtu twarzy. Dzięki odpowiednio wprowadzonym refleksom na pasmach włosów, udaje się wizualnie wyszczuplić lub poszerzyć strategiczne części twarzy, zgodnie z zasadą - jasne refleksy - rozszerzą, a ciemniejsze zwężają - wyjaśnia stylista Patryk Wernicki z bydgoskiego salonu Jacek Rybacki Professional Hair. Metodę wypróbowały już Sarah Jessica Parker, Jessica Alba czy Drew Barrymore. .CP
kwadratowa
pociągła
prostokątna
trójkątna
INFOGRAFIKA: L’Oréal
okrągła
32615T4JBA
miasta kobiet
styczeń 2016
5
jej portret
6
miasta kobiet
styczeń 2016
ZŁOŚĆ ZABIERAM NA SCENĘ
M
jej portret Myślę, że dojrzałam przez te lata w bydgoskim teatrze. Niedługo będę miała czterdziestkę. Macierzyństwo też mnie zmieniło. Stałam się bardzo konkretna, choć nadal kieruję się intuicją. Z aktorką Anitą Sokołowską* rozmawia Justyna Król ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski
Który to już rok na bydgoskich deskach? Siódmy? Nie liczę sezonów, ale chyba tak. Zaraz po szkole teatralnej pracowałam w Lublinie, potem na etacie w Łodzi i przez chwilę w Warszawie, a od 2008 roku jest Bydgoszcz. I cały czas dojeżdżasz ze stolicy na próby, spektakle… Męczące? Oj, tak. Większość bydgoskiej ekipy tak krąży - z Warszawy, Krakowa, czy innych miast. Często ładujemy się do jednego samochodu i jest wesoło. Taki nasz punkt przerzutowy to park Wilsona. Czekając tam zimą na transport żartowaliśmy sobie, że wyglądamy jak zbieracze jabłek, jadący do Szwecji. Dziś mamy autostradę, ale przeżyliśmy naprawianie drogi Warszawa-Bydgoszcz. Czasem jechało się pięć godzin, napotykając przy tym dwanaście świateł wahadłowych. Bydgoski teatr stał się ważnym punktem na teatralnej mapie kraju. Jednym z głównych! Jego pozycja zaczęła wzrastać, odkąd przejął go Paweł Łysak. Teraz z powodzeniem prowadzi go Paweł Wodziński. Masz poczucie, że dołożyłaś swoją cegiełkę do budowania tej pozycji? Oczywiście. I jestem z tego dumna. Cały nasz zespół współtworzył ten teatr. Gdyby jednocześnie nie zadziałała energia wielu ludzi, nie byłoby tego sukcesu. Kiedy brakuje oddania temu, co się robi, nic wartościowego się nie wytworzy - powstaną jedynie wydmuszki. Nam udało się zbudować silną pozycję, bo pracujemy z pasją. Oczywiście wiąże się to z ciężką harówką. Teatr to nie korporacja, w której odbija się kartę pracy, zaczynając o ósmej i kończąc o szesnastej. Poświęcamy na próby masę czasu od wielu lat, bo widzimy w tym sens, chcemy to robić. Ale pracujesz także w serialach. Dla pieniędzy? Jak to kiedyś bardzo trafnie określił Wiktor Rubin - dobrze, jeśli aktorzy grają w serialach, bo mogą potem spokojnie, oddawać swoją energię teatrowi. I tak się dzieje, ja również staram się łączyć komercję z trudniejszym repertuarem, bo teatr to takie hobby, z którego nie dałabym rady się utrzymać, ale bez którego nie mogłabym żyć. Ciągle mało osób to rozumie. Nie lubisz pracy przed kamerą? To nie tak. Jest mniej wymagająca, ale też daje dużo przyjemności i satysfakcji. Po skończeniu nagrań na planie lubię przyjechać do teatru, by się maksymalnie zmęczyć, wypocić - to daje mi swoistą równowagę. Bardzo się cieszę, że mogę łączyć granie w serialu i na scenie teatralnej. Różnica polega na tym, że w serialu często tylko wypowiadasz banalne zdania. Bywa, że teksty są niezbyt dobrze napisane. A w teatrze możesz mówić słowami największych pisarzy i to jest coś! Przekucie trudnego, wartościowego tekstu na komunikatywny, zrozumiały dla widza, to prawdziwe wyzwanie. Pracując w teatrze poznajesz też mnóstwo osobistości. Każdy reżyser ma swoje własne, nietuzinkowe myślenie o rzeczywistości. Zderzasz się więc z interesującymi światopoglądami, a to niesamowicie doświadcza. Do tego sama praca z tymi ludźmi jest bardzo ciekawa, bo mają bardzo indywidualne podejście do tworzenia spektakli i za każdym razem jest inaczej. To nie jest tylko hasło: kamera… akcja! Aktorstwo teatralne to niekończąca się, fascynująca nauka. Nie wyobrażam sobie bycia aktorką bez teatru. Ale w serialach też bywa różnie. Grane przez Ciebie Zuza i Lena nie są do siebie podobne. Zgadza się, Zuza to żywioł. Dla mnie to dobra okazja, by pokazać też swoje inne oblicze. Dodatkowo przy postaci Zuzy naprawdę świetnie się bawię. Mogę powiedzieć, że ją stworzyłam. To charakterystyczna rola, polegająca nie tylko na wypowiadaniu słów ze scenariusza, ale też kreowaniu reakcji bohaterki, jej zachowań.
Przez wiele lat grałaś w „Na dobre i na złe” , więc pewnie widzowie przykleili Ci łatkę doktor Leny. Irytujące jest takie kojarzenie z jedną postacią? Pewnie takie łatki bywają dla aktorów zmorą, ale ja jakoś się tym nie przejmowałam. Nie wszyscy chodzą do teatru, więc nie muszą znać innych moich ról. Sama zresztą, kiedy poznaję nowych ludzi z branży, często najpierw myślę, kogo zagrali, a dopiero potem zastanawiam się nad ich osobowością. To chyba naturalne, że jest się z rolą kojarzonym. Ogólnie chyba owe łatki są teraz mniej odczuwane, bo dziś aktorzy grają w kilku serialach jednocześnie, więc i widz telewizyjny często zna ich w kilku odsłonach. Gorzej jest, jeśli przez zbieżność cech granych bohaterów, nie dostaje się innych ról, bo utarło się, że grasz takie ciepłe, miłe kobietki… a ty byś chciała zagrać bardziej charakterystyczną postać. Trzeba udowadniać, co się potrafi, jaki się ma warsztat? Dokładnie. Długo miałam problem z tym, że moja buzia kojarzy się z grzeczną dziewczynką. Moje wnętrze i zewnętrze niekoniecznie idą w parze. Kiedyś buntowałam się przeciwko powierzchownemu postrzeganiu, m.in. tnąc i strosząc włosy, chodząc w za dużych spodniach, rozciągniętych swetrach. Chciałam złamać ten milutki wizerunek. Myślałam też, że mając taką aparycję, powinnam na scenie udowadniać, że nie jestem tylko aktorką serialową i potrafię grać całym swoim ciałem i konstruować różne skomplikowane postacie. To zależy od oczekiwań względem siebie. Niektórym aktorkom wystarczy bycie ładną buzią. Mnie nie. Ale na szczęście już wiem, że nic nikomu nie muszę udowadniać - wyrosłam z tego. Wolisz się wcielać w silne kobiety, charakterne? Era grania takich postaci w pewnym momencie się dla mnie zaczęła i bardzo sobie to cenię. Ale aktor powinien być wszechstronny. Ja na przykład nie czuję się sobą, grając sympatyczne panie domu, ale po tylu latach pracy już wiem, jak mogę wcielić się i w takie postacie. Ile jest Ciebie w granych bohaterkach? Dużo. Moje aktorstwo nie istnieje bez Anity Sokołowskiej. To nie jest tak, że się odcinam od swoich cech, grając. Swoje postaci obdarzam swoją energią, swoim myśleniem. W aktorstwie fajne jest to, że możesz robić rzeczy, których w życiu byś nie zrobiła. To, że jestem aktorką ma też wpływ na to, jakim jestem człowiekiem. A w zależności od tego na jakiej drodze jestem w prywatnym życiu, tak kreuję grane przez siebie postaci - nie jest to zamierzone, po prostu tego się nie da rozdzielić. Jeśli czuję w sobie złość, to zabieram ją na scenę i widz to czuje. Kiedy słyszę, że mam zagrać nienawiść, a jestem z jakiegoś powodu wkurzona, łatwiej będzie mi to zrobić i na pewno będzie to bardziej autentycznie. Bydgoscy widzowie dobrze zapamiętali Twój monodram o Komornickiej. Mocna rola. I bardzo wymagający tekst. Jeśli chodzi o Komornicką, to tak naprawdę nie wiemy, czy jej transformacja w mężczyznę miała wyraz artystyczny czy była jedynie gestem, akcentem, a może eksperymentem szaleńca? Faktem jest jednak, że kobiety w tamtych czasach nie bardzo miały jak publikować. Przygotowania do spektaklu „Komornicka. Biografia pozorna” były żmudne. Bazowałam na czterdziestostronicowym tekście, będącym swoistym patchworkiem skojarzeń i gier słownych. Muszę przyznać, że mam poczucie wykonania dobrej i strasznie uczciwej roboty. Zdarzało się, że po odegraniu tego monodramu, byłam tak wyczerpana, że następnego dnia prawie nie byłam w stanie zwlec się z łóżka na kolejną próbę, ale robiłam to. Kaliber zmęczenia ogromny, ale satysfakcja jeszcze większa. Przy tej sztuce pojawiło się też Twoje rodzinne miasto. miasta kobiet
styczeń 2016
7
jej portret Widać, że lubisz być mamą. Kocham, ta mała istotka jest najważniejsza. Pokazywanie drugiemu człowiekowi świata po kawałeczku jest niesamowite. Jest mi z tym dobrze, ale nie ścigam się sama ze sobą, ani z nikim. Coś tam czytałam, coś tam wiem, ale nie dążę do bycia perfekcyjną. Wkurzam się, jeśli ktoś mi zadaje zbyt wiele pytań o oczekiwania względem tej sytuacji, bo ja jestem takim typem człowieka, który w dużej mierze zdaje się na intuicję. Pewnie, że są takie dni, kiedy jestem absolutnie wyczerpana, ale wracam do domu, a Antoś podchodzi i całuje mnie po rękach… Szanuję decyzję kobiet, które nie chcą mieć dzieci, ale kiedy teraz pomyślę, że mogłabym sobie tego odmówić… Jestem przeszczęśliwa, że sobie na to pozwoliłam. Chciałoby się dziecku zapewnić magiczne dzieciństwo… Jak wspominasz swoje? Byłam bardzo szczęśliwą dziewczynką. Najpierw zaangażowaną w balet, potem - od liceum - w teatr. Dzieciństwo to dla mnie też te wspomnienia PRL-u, a więc zapach świeżego pieczywa i smak takiej jeszcze ciepłej kromki chleba z roztapiającym się masłem lub ze śmietaną i cukrem - pamiętasz takie połączenie?
Odczuwasz to jako mama dwulatka? Zabierasz synka do pracy. Do pracy szybko musiałam wrócić - na plan serialu „Przyjaciółki” już po trzech miesiącach. W teatrze miałam pół roku macierzyńskiego, czekały na mnie spektakle, w których dyrektor Łysak nie chciał robić za mnie zastępstw, co było miłe z jego strony. Dla mnie to naturalne, że dziecko jest jak najczęściej przy mamie, więc synek jeździ ze mną. Antoś w teatrze czuje się niemal jak w domu, ma wiele cioć i wujków. Ale przyznaję, że etap łączenia macierzyństwa z intensywnym powrotem do pracy jest bardzo trudny. To także wyzwanie logistyczne. Pakowanie się z dzieckiem to zupełnie co innego niż w pojedynkę. Dawniej myślałam, że jeśli mam portfel i szczoteczkę do zębów to już sobie poradzę. Dziś każdy wyjazd wiąże się z określoną logistyką działania.
Ludzie dzisiaj mają problem z cieszeniem się tu i teraz. Możliwe, ja nauczyłam się tego w dzieciństwie. Pamiętam, że dostałam jakąś zabawkę, która niezbyt przypadła mi do gustu i mama powiedziała: dziecko, nie narzekaj, nie oczekuj więcej, ciesz się tym, co masz. Widać trafiły do mnie te słowa. Potrafię cieszyć się chwilą, np. jedząc lody z synkiem w parku. I uważam, że to bardzo ważne. Takie wydarzenia, jak ostatnie zamachy w Paryżu, przypominają nam, jak kruche jest życie. Więc warto z niego czerpać. Codziennie od nowa.CP napisz do autora j.król@expressmedia.pl
Pewnie. To te smaki dzieciństwa, których nie da się dziś kupić. Z łezką w oku wspominam także emocjonujące wakacje na wsi - wyjazdy w rodzinne strony moich rodziców, czyli okolice Białej Podlaskiej. Do tej pory, gdy staję na tamtym podwórku, przypominam sobie zabawę w teatrzyk z kuzynkami. Studia teatralne kojarzą się z czymś bardzo wymagającym… Wiesz co, nie. Ja płynnie przez nie przeszłam. Mieliśmy superekipę, z przyjemnością studiowałam - tak to chyba jest, jak się studiuje to, co się kocha. Ale uważam też, że aktorstwa uczysz się tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy zaczynasz pracę na deskach teatru lub przed kamerą. Szkoła to tylko przedsmak tego co nas czeka.
Bycie mamą to jedna z najważniejszych ról w życiu? Tak i to nie jest taka rola do odegrania. Ją trzeba naprawdę czuć. Lubię być z moim synkiem. Łaskotać go, tulić. Mamy też taką zabawę, że on sobie wybiera, kto go teraz całuje - np. koparka, E
A jaka jest Anita Sokołowska? Trudno siebie zweryfikować. Myślę, że dojrzałam przez te lata w bydgoskim teatrze. Macierzyństwo też mocno mnie zmieniło. Stałam się bardzo konkretna, choć nadal kieruję się intuicją. Chyba teraz łatwiej podejmuję te kluczowe decyzje. Nie przewiduję, nie prognozuję. Niedługo czterdziestka. Nie rozpamiętuję przeszłości. Ważne jest dla mnie, aby się cieszyć tak zwanym tu i teraz.
K
L
*Anita Sokołowska Aktorka znana z serialu „Na dobre i na złe” oraz „Przyjaciółki”, na stałe związana z Teatrem Polskim w Bydgoszczy, gdzie od 2008 roku zagrała w sztukach takich jak: „Przebudzeniu Wiosny”, „Witaj / Żegnaj”, „O zwierzętach”, „Łaknąć”, „Opowieści zimowe”, „Wiśniowy sad”, „Komornicka. Biografia pozorna”, „Afryka”, obecnie gra Śnieżkę w spektaklu „Murzyni”. A
M
A
32715T4JBA
Jesteś feministką? Jestem, ale nie oznacza to, że manifestacyjnie nie golę pach. Dla mnie feminizm to po prostu człowieczeństwo, dbanie o każdego człowieka, bez względu na płeć. I tak go się rozumie w towarzystwie, w którym się obracam. Mam wśród znajomych sporo homoseksualistów, co powoduje, że płeć schodzi na dalszy plan, liczy się człowiek. Oczywiście na świecie nadal dyskryminuje się kobiety - w polityce, życiu zawodowym czy rodzinnym… Niewielu facetów umie, potrafi, chce zająć się domem i dzieckiem. Na kobiecie spoczywa więcej obowiązków.
R
„Przyjaciółki” to taki babski serial - o kilku różniących się bohaterkach. Jest i karierowiczka, i samotna matka, i taka, która nie może zajść w ciążę, i ta walcząca z nałogiem… Pełna paleta tego, z czym zmagają się dzisiejsze kobiety - jak Ty je postrzegasz? Często za dużo od siebie wymagają, ale to jak sobie radzą jest imponujące. Potrafią podołać i zawodowo, i na płaszczyźnie domowej. Nie boją się wyzwań. Nie trwają w związkach, które im nie odpowiadają. Są wspaniałe - mądre, piękne, zdolne i coraz silniejsze! Myślę, że w gruncie rzeczy same siebie docenić też potrafią.
ptaszek czy ślimak - i mama się wciela w wybraną postać. To trochę jak zadanie aktorskie.
Spektakl został zrobiony z bardzo dobrą energią jako koprodukcją bydgoskiego teatru z HOBO Art Foundation i teatrem In Vitro z Lublina, z którego pochodzę. W moim rodzinnym mieście ćwiczyliśmy przez cztery tygodnie, dla mnie był to kapitalny powrót w dawne strony. Monodramy nie są szczególnie lubiane w Polsce, więc sukces tej sztuki był dla nas tym bardziej miłym zaskoczeniem.
1639215BDBHA
32715T4JBA
kobieta smakuje
KRÓLOWA DZIKUSÓW Odebrałam telefon z bardzo znanej dziś restauracji „Metamorfoza” w Gdańsku. Pytali czy mogą przyjechać z całą załogą - od kucharzy, przez cukierników, po kelnerów. Chyba musiało im się tu spodobać, bo później zadzwonili z „Hiltona”, żebym też z nimi poszła na spacer… - wspomina dr Krystyna Stepczyńska-Szymczak. TEKST: Dominika Kucharska ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski
N
a grudniowe spotkanie z Dziką Kuchnią idę całkiem zielona, choć to chyba złe określenie, bo w takim towarzystwie „być zielonym” brzmi jak komplement. Poprawka - ja zwyczajnie jestem niewtajemniczona. Inne dziewczyny mają za sobą wiosenne, letnie i jesienne spotkania w ostromeckim herbarium, buszowanie niczym Sherlock po niejednej łące i dziś już doskonale wiedzą, czym jest kurdybanek (o tym później). Znają też inne dzikusy - czytaj: dzikie zioła.
W PRZYRODZIE NIE MA CHWASTÓW Wchodzę do cumującej na Brdzie zabytkowej barki „Lemara”. To tu Koło Gospodyń Miejskich z Miejskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy zorganizowało ostatnią Dziką Kuchnię w tym roku. Wita mnie zapach jedzenia, kobiece głosy i swojska, luźna atmosfera. Siadamy przy długim stole. Wiek - od uczennicy po emerytkę. Są koleżanki, matki z córkami, są i panie, które przyszły tu same na pogaduchy, gotowanie, jedzenie, a przede wszystkich po wiedzę, którą karmi dr Krystyna Stepczyńska-Szymczak, nazywana tu po prostu Krysią. To ona, po przeszło 30 latach pracy w Katedrze Botaniki i Ekologii na dzisiejszym Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym, wciągnęła się w kulinarne eksperymenty i założyła Akademię Natura. Potencjał dzikich ziół prezentuje też studentom Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy i praktykom sztuki kulinarnej w VIAMODA Szkole Wyższej w Warszawie. Jest wulkanem energii. Bez przerwy po coś się schyla, coś sięga, tłumaczy… Na barkę przytargała ze sobą dwa wypchane po brzegi kosze. Z jednego z pojemniczków wyciąga zielone rośliny. Dodam, że „roślina” to bezpieczne określenie, bo za użycie słowa chwast grozi karcące spojrzenie prowadzącej. - W przyrodzie nie ma chwastów - powtarza. Zielone listki są puszczane w obieg. Zaprawione w bojach uczestniczki prawie bezbłędnie odgadują mi
10
miasta kobiet
styczeń 2016
dotychczas obce nazwy. Pani Krysia natomiast opowiada o ich niesamowitych właściwościach, wtrącając, że to rośnie na tym placu, a tamto w lasku przy tej ulicy. Podawane z ręki do ręki listki można powąchać, można je też zjeść.
KURDYBANEK JEST THE BEST! Dr Krystyna Stepczyńska-Szymczak to urodzony przyrodnik. Nie przepada z makaronami, ale za to kocha zupy, owoce, chilli, smakujący młodą marchewką podagrycznik, czosnek winnicowy, a o wspomnianym bluszczyku kurdybanku mówi, że jest the best. - To przyprawa Prasłowian. Kiedy nie mieliśmy jeszcze kontaktu z innymi krajami Europy i nikt nie słyszał o majeranku, tymianku czy estragonie, kurdybanek był. Używano go do ciężkich sosów i gęstych zup, bo ułatwia trawienie i ma fantastyczne olejki eteryczne. Nie stworzymy tego w żadnym laboratorium - zachwala z pasją. Jak to się stało, że wykładowczyni poczuła kulinarnego bluesa? - W domu rodzinnym od kuchni trzymałam się daleko. Na dobre gotować zaczęłam, gdy pojawiły się dzieci, ale nigdy nie trzymałam się przepisów. Dodawałam to, na co miałam ochotę i w ilościach, jakie moim zdaniem były odpowiednie. Nazwaliśmy to wariactwem szefa. Jeszcze za czasów studenckich do kuchni pchnęły mnie wyjazdy. Byłam pilotką wycieczek. Odwiedziłam takie miejsca, jak Gruzja, Azerbejdżan, Armenia… Po powrocie zapraszałam przyjaciół na kolacje. Robiłam dania, których smaki nawiązywały do miejsc, które zwiedzałam - wspomina. Z czasem, mając w małym palcu anatomię, fenologię i skład chemiczny ogromu roślin, pani Krystyna odważyła się na kulinarne eksperymenty z dzikimi roślinami. Po przejściu na emeryturę zaczęła działać w ramach Festiwalu Smaku w Grucznie, w Towarzystwie Przyjaciół Dolnej Wisły i organizacji Slow Food. - Pewnego razu zaproponowano mi wykład o zapomnianych już roślinach.
kobieta smakuje
Zamiast kupować paczkę rukoli, można poszukać dwurzędu - jej pikantniejszej siostry, której całe mnóstwo rośnie wzdłuż jednej z największych ulic Bydgoszczy. DR KRYSTYNA STEPCZYŃSKA-SZYMCZAK
Później z profesorem Dumanowskim organizowaliśmy dla dzieci warsztaty kuchni dawnej. Zrobiliśmy zupę na bazie kartoflanki z dużą ilością dzikich ziół. Były pokrzywy, podagrycznik, krwawnik, babka lancetowata, komosa… Dzieci były zaangażowane w zbieranie. Śmiały się, że zrywają trawnik i będą go jeść jak kozy. Przyniosły całe kosze dzikusów. Podczas segregowania uczyły się poszczególnych gatunków. Proszę sobie wyobrazić malca, który z pełną powagą pyta się, gdzie leży podagrycznik, a drugi - z równym zaangażowaniem - odpowiada, że obok krwawnika. Powstała z tego pyszna zupa, którą nazwałam zupą z łąki. Tak się zaczęło.
ŻAL CHODZIĆ PO JEDZENIU Przełomowym okazał się obiad, na który pani Krystyna wybrała się z przyjaciółmi. Do stolika podszedł Rafał Godziemski - wtedy szef kuchni w hotelu Słoneczny Młyn, dziś właściciel restauracji Memo - aby opowiedzieć o daniach, które dla nich przygotował. - Powiedział, że ma małą szklarenkę. Od razu wyostrzyłam słuch. Zapytał się, czy nie chciałabym jej zobaczyć. Oczywiście, byłam na tak. Podsunęłam mu kilka pomysłów, doradziłam co jeszcze zasadzić. Poszliśmy na spacer, żebym mogła pokazać mu inne gatunki. Z 40 minut zrobiły się 3 godziny. Oszalał na punkcie dzikich ziół. Potem zaprosił mnie na Trendy Chef - organizowany przez siebie konkurs, na który zjeżdżają osobowości kulinarne. Był przekonany, że kucharze zachwycą się dzikusami tak samo jak on. Kilka dni po tym wydarzeniu odebrałam telefon z bardzo znanej dziś restauracji „Metamorfoza” w Gdań-
ORGANIZATOREM SPOTKAŃ Z DZIKĄ KUCHNIĄ JEST KOŁO GOSPODYŃ MIEJSKICH Z MIEJSKIEGO CENTRUM KULTURY W BYDGOSZCZY.
sku. Pytali czy mogą przyjechać z całą załogą - od kucharzy, przez cukierników, po kelnerów. Spacerowaliśmy przez 2 godziny po Smukale, a na koniec, oczywiście, gotowaliśmy. Musiało im się spodobać, bo tydzień później zadzwonili z gdańskiego „Hiltona”, żebym z nimi też poszła na spacer… Zaprosiłam ich i gdy spacerowaliśmy po Myślęcinku mówiłam, co jest jadalne, a oni już kombinowali. „Z tego zrobię kawior roślinny, ja z tego nalewkę, a ja mus” - szeptali. Poznałam tyle kulinarnych nazw, co nigdy! Gdy na jednym metrze kwadratowym wskazałam jedenasty gatunek, to jeden z kucharzy stwierdził, że aż żal chodzić po jedzeniu. Zapożyczyłam to zdanie jako motto swoich warsztatów - mówi. Dzikusami, za sprawą bydgoszczanki, zachwycił się też Maciej Nowicki - szef kuchni Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, który stworzył tam swoje herbarium. Na barce Lemara gotowanie trwa w najlepsze. Czekoladowe trufle z płatków owsianych wyglądają genialnie w towarzystwie jasnozielonego mchu, a konkretnie zmielonych igieł sosnowych. Mech pachnie żywicą, w smaku jest trochę gorzki, intrygujący. Robimy też domowy majonez do śledzi, oczywiście zielony. Widzę na własne oczy, na czym polega szaleństwo szefa w wydaniu pani Krysi. Na pytanie, jak dużo tego dodajemy, odpowiada jakże konkretnie: „Tak na oko, plus minus”. Za to, gdy mówi dwie łyżeczki miodu, to leje szczodrze niczym Jamie Oliver, u którego dwie łyżki prawie zawsze oznaczają minimum cztery. Po paru minutach mamy ukręcony ręcznie majonez z miodem, kolendrą, kardamonem i szpinakiem… Magia!
ZRYWAJ I JEDZ Podczas smakowania słyszę, że poszukiwanie dzikusów uzależnia. Jak znasz cztery gatunki, to idąc na spacer mimowolnie rozglądasz się za kolejnymi. Wiem też, że zamiast kupować paczkę uwielbianej przeze mnie rukoli, mogę poszukać dwurzędu - jej pikantniejszej siostry, której całe mnóstwo rośnie wzdłuż jednej z największych ulic Bydgoszczy. Oczywiście dzikusy zbieramy w bezpiecznych miejscach. W rozsądnej odległości od jezdni, spalin czy ścieków. - Nie umiem już spacerować normalnie, co więcej, nie umiem już tylko iść po dworze. Od razu patrzę na dół, co można by tu zjeść - śmieje się pani Krystyna. Zalet dzikusów jest wiele. Do pilnujących domowego budżetu przemówi fakt, że są za darmo, trzeba ich tylko poszukać i je zerwać. Ale nie to jest najważniejsze. W dzikich ziołach znajdują się związki czynne biologicznie, których nie znajdziemy w przetworzonej żywności, a w roślinach uprawnych jest ich znacznie mniej. Każdy gatunek ma mniejsze lub większe działanie lecznicze. Druga rzecz, to sezonowość. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni pojawiają się inne gatunki. Jest z czego wybierać, bo przyroda nie chce, żebyśmy wciąż jedli to samo. Skoro mamy na wyciągnięcie ręki takie bogactwo smaków i zdrowia, to czemu zrezygnowaliśmy z mądrości Prasłowian? - Nie wiem, ale to co robię, robię po to, abyśmy znów odkryli, jak szczodra jest natura - odpowiada pani Krysia.CP napisz do autora d.kucharska@expressmedia.pl miasta kobiet
styczeń 2016
11
jej pasja Papierowa Królowa ZDJĘCIE: Madame Dentelle MAKE UP: Marta Buchholz POMOC: Paweł Kostewicz & Agata
- czyli zabawa w przebieranie 12
miasta kobiet
styczeń 2016
TEKST: Tomasz Skory
C O S P L AY Z
aczęło się od fascynacji anime, japońskimi kreskówkami. Potem brat namówił ją na pierwszy cosplay (znaną wśród fanów kreskówek, gier i filmów zabawę w przebieranie się za ulubionych bohaterów). Uszyła strój Saber, bohaterki „Fate”, japońskiej powieści wizualnej dla dorosłych i pojechała na Pyrkon, ogólnopolski konwent miłośników fantastyki. Tam zrobiła furorę. - Nie spodziewałam się takiego odbioru - wspomina Marta Bejma, cosplayerka i modelka alternatywna z Nakła. - To był naprawdę prosty strój, a ludzie już z daleka krzyczeli „Cześć, Saber!”, podchodzili i pozowali ze mną do zdjęć. Strasznie mnie to nakręciło. Po tym występie przedstawiciele portalu „League of Legends Polska” zaproponowali nakielance współpracę przy promocji gry i tak Marta wcieliła się w postać czarodziejki Sony. Kolejne zlecenia zaczęły przeplatać się z jej autorskimi pomysłami, a pomiędzy konwentami pojawiły się sesje w baśniowym klimacie. Piratka, Miss Fortune, Naruto, Poison
jej pasja Ivy, Czerwony Kapturek, Ofelia… Bohaterki gier, filmów i komiksów, w które Marta wcieliła się od tego czasu, długo można by wymieniać. - Wybieram postacie zmysłowe, z charakterem, takie, z którymi mogę się w jakiś sposób identyfikować - podkreśla. Dodaje, że wszystkie kostiumy tworzy samodzielnie. - Uwielbiam szyć, sprawia mi to przyjemność. Chciałabym kiedyś otworzyć butik z autorskimi strojami. To tylko jeden z jej pomysłów na przyszłość. Na co dzień Marta studiuje śpiew operowy w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Cosplay i modeling, choć mogą to być dochodowe zajęcia, to dla niej przede wszystkim sposób na oderwanie się od rzeczywistości. - Odgrywając role różnych postaci, nie muszę myśleć o codziennych sprawach. To trochę jak teatr, bo wcielając się w wybranych bohaterów nie tylko przygotowuję kostium, ale też uczę się poruszać czy mówić tak, jak oni. A ludziom się to podoba i to jest w tym wszystkim najprzyjemniejsze.CP ZDJĘCIE: Konrad Sarnowski, fb.pl/zaczepiamludzi
Ikona ZDJĘCIE: Justiana MAKE UP: Paulina Frączkiewicz
Miss Fortune
Poison Ivy
ZDJĘCIE: Aneta Pawska
WIĘCEJ ZDJĘĆ: w w w.miastakobiet.pl
miasta kobiet
styczeń 2016
13
WIECZÓR CZESKIEGO KINA
HELIOS BYDGOSZCZ - GALERIA POMORSKA 31 GRUDNIA 2015 R., GODZ. 22, CENA: 70 ZŁ
SPEKTAKL JANDY
31
grudnia
20
stycznia
22
stycznia
SALA KONCERTOWA CKK JORDANKI, TORUŃ 15 STYCZNIA 2016 R., GODZ. 17/20.30, CENA: 120 ZŁ W styczniu będziemy mieli okazję zobaczyć w Toruniu coś, co przekona do teatru nawet tych najbardziej wybrednych. Na scenę CKK Jordanki przyjeżdża Och Teatr ze spektaklem „Mayday” w reżyserii Krystyny Jandy. To jedna z bardziej znanych i lubianych komediowych historii na świecie. Fabuła opowiada o londyńskim taksówkarzu bigamiście, któremu w końcu powinęła się noga. Jego skrywana latami tajemnica w zabawny sposób wychodzi na jaw, co doprowadza do kolejnych komicznych sytuacji. Polecamy!
1493015BDBHB
R
E
K
Wyjątkowa okazja - w styczniu zapraszamy na dwie adaptacje czeskiej prozy, która na stałe weszła do klasyki literatury światowej. Jej filmowe odpowiedniki cieszą się porównywalną sławą. Na ekranie bydgoskiego kina Orzeł zobaczymy cyfrowe wersje ekranizacji: „Palacz zwłok” wg powieści Ladislava Fuka (z 1969 roku) i „Pociągi pod specjalnym nadzorem” wg powieści Bohumila Hrabala (z 1966 roku). Oba są wielkimi osiągnięciami czechosłowackiej Nowej Fali. W czeski świat filmu wprowadzi nas ekspert i jednocześnie miłośnik tego charakterystycznego kina - dr Mariusz Guzek, zajmujący się historią filmu i kulturą filmową. Pomiędzy seansami spotkamy się z Maciejem Robertem, autorem wydanej niedawno książki „Perełki i skowronki. Adaptacje filmowe prozy Bohumila Hrabala”. Zapraszamy do tego pociągu nie tylko palących!
KADR Z FILMU „POCIĄGI POD SPECJALNYM NADZOREM” [1966 r.]
Nocne maratony filmowe mają już swoją sławę. Fani doskonale wiedzą, że to najlepsza okazja do tego, by móc spędzić kilka wyjątkowych godzin w zupełnie innym świecie. Tym razem na takie niecodzienne seanse zapraszamy z okazji sylwestra. Nie ma lepszego sposobu na przywitanie Nowego Roku! 31 grudnia w bydgoskim kinie Helios dostaniemy do wyboru dwa zestawy filmów, w ramach przedpremierowych pokazów na Maratonie Sylwestrowym. Przy pierwszej propozycji spotkamy się m.in. z Agatą Kuleszą i Marianem Dziędzielem, których zobaczymy w niezwykle ciepłym i zabawnym filmie „Moje córki krowy”. Po północy nie zabraknie śmiechu i wzruszeń podczas komedii o pięknie miłości i muzyki. Mowa o dziele „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy” z Maciejem Stuhrem, Sonią Bohosiewicz i Anną Dymną w rolach głównych. Co w tym samym czasie będzie się działo w drugiej sali? Otóż jeszcze przed północną zobaczymy Olgę Bołądź i Piotra Adamczyka w świetnej komedii „Słaba płeć?”. Z kolei nowy rok rozpoczniemy oglądając „Sekret w ich oczach” m.in. z Nicole Kidman i Julią Roberts. To będzie prawdziwa uczta w niepowtarzalnej atmosferze, z gwiazdami największego formatu. Na pewno nie przegapimy magicznej północy! W przerwie między seansami czekać będzie na widzów poczęstunek, a tuż przed dwunastą z lampką szampana wszyscy wspólnie odliczymy ostatnie sekundy do Nowego Roku. Bez względu na to, który z dwóch maratonów wybierzecie, zapraszamy 31 grudnia do kina Helios na godzinę 22. Ten sylwester będzie niezapomniany! 1644815BDBHA
KINO ORZEŁ, MCK BYDGOSZCZ 20 STYCZNIA 2016 R., CENA 5 ZŁ ZA FILM
15
stycznia
L
DZIEŃ BABCI I DZIADKA DWÓR ARTUSA, SALA WIELKA, TORUŃ 22 STYCZNIA 2016 R., GODZ. 19, CENA: 30/35 ZŁ W jaki sposób uczcić to jedno z najmilszych i najbardziej rodzinnych świąt w roku? Proponujemy niezwykły koncert z piosenkami Leonarda Cohena, które z pewnością zbliżą do siebie dziadków i wnuków. Na toruńskiej scenie wykona je jedyna w swoim rodzaju Lora Szafran. Najbardziej znane przeboje kanadyjskiego artysty usłyszymy w przekładach Macieja Zembatego. Wzruszeń nie za zabraknie, szczególnie przy „Hallelujah” czy „In my secret life”. To muzyka dla wielu pokoleń!
A
M
s ty c ze ń
FILMOWY SYLWESTER
kultura w sukience
A
KADR Z FILMU „POCIĄGI POD SPECJALNYM NADZOREM” [1966 r.]
1604915BDBHA
1645315BDBHA
jej pasja
BAJKA
prawdę ci powie - Podaj mi pięć cech swojego dziecka, trzy rzeczy, które lubi robić i powiedz, jakie zwierzę ci przypomina? - pyta Dominika Kiss-Orska, zanim narysuje dla kogoś bajkę. Dzięki temu każda z jej spersonalizowanych historii jest zupełnie inna. TEKST: Justyna Król ZDJĘCIA: STUDIO ULOTNE CHWILE
- Kiedyś nie za bardzo interesowały mnie dzieci. Do tego przerażała mnie ich szczerość - mówi Dominika Kiss-Orska, właścicielka minipracowni literackiej „Skrzynka na bajki”. Wszystko się zmieniło, gdy sama została mamą. Teraz z pasją tworzy jedne z najbardziej oryginalnych opowieści dla maluchów (i nie tylko). - Klara i Fela najbardziej cieszą się słysząc rymowane wierszyki Fredry, Konopnickiej lub Brzechwy - wymienia mama półtorarocznych bliźniaczek. - Ja tworząc bajki raczej nie rymuję. Tylko raz mi się zdarzyło, eksperymentalnie. Skupiam się na samej historii i jej bohaterze oraz towarzyszących mu postaciach. Wiele z moich książeczek powstaje dla najmłodszych - na chrzciny, roczek, pod choinkę, ale nie brakuje też tych dla dorosłych - z okazji rocznicy ślubu, urodzin czy po prostu tak, aby zamawiający mógł przypomnieć bliskiej osobie, że mu na niej zależy.
JAKIE JEST MOJE DZIECKO? Jej „Skrzynka na bajki” w ciągu zaledwie trzech miesięcy od powstania zapełniła się po brzegi. Dosłownie i w przenośni, bo zamówienia przyjmowane są wirtualnie, ale jest ich już ponad sto. W nowym roku Dominika zamierza zaprosić swoich fanów nie tylko na fanpage, ale też do stacjonarnej „Skrzynki”, którą chce otworzyć w centrum Bydgoszczy. Na razie bajki jej autorstwa powstają w domowym zaciszu. - Rozmowy z zamawiającymi zaczynam od prośby: „Podaj mi pięć cech swojego dziecka, trzy rzeczy, które lubi robić i powiedz jakie zwierzę Ci przypomina”. Często najpierw jest chwila ciszy… To taki moment, kiedy rodzic musi się skupić i pomyśleć jak w kilku słowach opisać swoje dziecko, co je najlepiej charakteryzuje. Czasem to pierwsza okazja do takiej refleksji nad swoim szkrabem i to też jest fajne - mówi Dominika. Sama z odpowiedzią na pytanie, jakie są jej córeczki, nie waha się ani chwili. - Moje
16
miasta kobiet
styczeń 2016
dziewczyny są charakterne. Wiedzą czego chcą i jak do tego dążyć. Są uparte, ale Klara szybciej odpuszcza. Fela bardzo lubi się przytulać. Są też ciekawskie, chcą wszystkiego spróbować. Z jednej strony odważne, a z drugiej rozważne, bo nie przekraczają granic. Uwielbiają tańczyć, śpiewać, lubią towarzystwo, a do tego są słodkie - wymienia. Dziewczynki jeszcze swoich bajek nie dostały, ale może stanie się to wiosną, na ich drugie urodziny. - Jak to się mówi: szewc bez butów chodzi. Ale choć ta bajka jeszcze nie powstała, wiem już, że Klara byłaby puchaczem zwanym Puszi, a Fela osiołkiem Oszi - zapewnia.
INNE NIŻ WSZYSTKIE Opowieści Dominiki są zwykle o zwierzętach, ale tak naprawdę przedstawiają osobę, dla której ma być książeczka. Za każdym razem bajka jest inna, unikatowa, przedstawiająca jakąś niebanalną, często zwariowaną przygodę. Często historia kończy się morałem. - Bohater bajki może być znany z tego, że chodzi na basen. Aż pewnego dnia wpada na pomysł, by wykąpać się w przeręblu… - podaje przykład Dominika. - Z tym, że nie kieruję się stereotypowym myśleniem. Nie nacechowuję dziewczynek łagodnością, a chłopców męstwem. Nie rysuję też dziewczęcych postaci w różu, a chłopięcych w błękicie. Raczej staram się pokazywać odważne dziewczyny i wrażliwych chłopców, ale oczywiście każde zlecenie traktuję bardzo indywidualnie - podkreśla. Zabawnej treści towarzyszą wyjątkowe ilustracje, tworzone przez Dominikę lub jej partnera, tatę Feli i Klary. - Piotrek pracuje w księgarni, więc też ma na co dzień kontakt z literaturą. Pomaga mi ulepszać moje książeczki. Czasem coś fajnie zilustruje, innym razem przerobi pierwotną treść - opowiada Dominika.
PERSONALNIE I UNIKATOWO Te bajki to nie jedyna familijna inicjatywa Dominiki. Kiedyś dziennikarka - obecnie animatorka kultury w bydgoskim Miejskim Centrum Kultury, po urodzeniu dzieci szybko wróciła do pracy, jednak małymi krokami, z organizacji koncertów i innych imprez, przeszła do przygotowywania podobnych, acz bardziej jej teraz bliskich poranków rodzinnych i imprez dla rodzin z dziećmi. Prowadzi też blog o życiu matki, które - choć bardzo je sobie ceni - wcale nie jest oblane lukrem, co również stara się w swych tekstach zobrazować. Pomysł na „Skrzynkę na bajki” nie powstał bez powodu. Dominika, jak wiele innych mam, chciała znaleźć coś, by móc się realizować twórczo, także w domu, przy dzieciach. Szukała czegoś, co jest jej bliskie i udało się. - Spektakl „Błękitnie”, który obejrzałam w naszym teatrze, opowiadał o koncepcji ekonomicznego rynku Blue Ocean, która mówi, że nie warto przejmować się konkurencją, lepiej stworzyć własny rynek. Tak też zrobiłam. Wymyśliłam „Skrzynkę na bajki” od zera i cały czas się uczę jak ją rozwijać - mówi. MATKA SZUKA SWOJEJ BAJKI - To chyba tak trochę jest, że kiedy kobieta zostaje matką albo też po prostu skończy tę symboliczną trzydziestkę, to zastanawia się nad tym, czy to, co robi w życiu zawodowo, jest jej naprawdę bliskie. A może lepiej coś zmienić, udoskonalić? W tym czasie często odkrywamy, czym tak naprawdę chcemy się zajmować. Mnie wyraźnie się to wyklarowało - mówi twórczyni „Skrzynki na bajki”. Pisanie bliskie było jej odkąd pamięta. Jest miłośniczką papieru, zawsze zbierała kolorowe zeszyty, które wypełniała treściami opowiadań. - Lądowały takie pozaczynane i nieskończone w szufladzie… Zawsze coś tam pisałam, próbowałam - wspomina.
jej pasja Spektakl „Błękitnie”, który obejrzałam w naszym teatrze, opowiadał o koncepcji ekonomicznego rynku, która mówi, że nie warto przejmować się konkurencją, lepiej stworzyć własny rynek. Tak też zrobiłam. Wymyśliłam „Skrzynkę na bajki” od zera i cały czas się uczę jak ją rozwijać. DOMINIKA KISS-ORSKA
TERAPEUTYCZNE I NA DOBRANOC Na zderzenie się z tematem jednej bajki potrzebuje średnio półtora tygodnia. Nigdy nie wykorzystuje napisanych wcześniej historii. Nie da się - sprawdziła. Ponadto unikatowość tychże książeczek jest tym, co je wyróżnia. - Ludzie coraz bardziej cenią sobie to, że ktoś poświęca czas na wykonanie czegoś specjalnie dla nich, w takiej zindywidualizowanej wersji. Oczywiście zwierzątka się powtarzają - często są to pieski, kotki, króliczki i koniki, ale zdarzają się również gazele czy pumy. Z kolei sama opowieść za każdym razem jest zupełnie inna, podobnie jak ilustracje - mówi młoda mama. Bajki zaczynają różnić się od siebie coraz bardziej. Powstają bowiem także takie terapeutyczne. - Jedną stworzyłam dla małego fana Monster Trucków, który czekał na operację i bał się jej. W tej książeczce jego ulubieni bohaterowie mówili o tym, że i oni wszyscy przeszli przez ten właśnie zabieg. Zapewniali, że jeśli jemu również się to uda, to zostanie jednym z nich - opowiada autorka. POD CHOINKĄ Pomysł z pewnością zrodzi się jeszcze niejeden. Póki co fanpage „Skrzynka na bajki” bez żadnej reklamy nazbierał już ponad 500 lajków. Pierwsze bajki - jak to zwykle bywa - powstały dla znajomych. Jednak szybko zaczęli je zamawiać także znajomi znajomych, i znajomi tych znajomych… Efekt jest taki, że pod choinką w tym roku wiele dzieci - i nie tylko - znalazło ręcznie wykonane, niepowtarzalne, nadesłane z Bydgoszczy bajki autorstwa Dominiki Kiss-Orskiej.CP
napisz do autora j.król@expressmedia.pl
Rozmowa z Dominiką Kiss-Orską we wtorek (29.12.) o godzinie 9 i 15 oraz w środę 30.12.) o godzinie 6 i 12 na antenie Radia Eska. 94,4 fm (Bydgoszcz) 104,6 fm (Toruń) miasta kobiet
styczeń 2016
17
kobieca perspektywa
O BYCIU NIEROZSĄDNYM Życie nie polega tylko na tym, by działać na dziecięcym spontanie… ale gdy zastanawiamy się, co jest dla nas najważniejsze, czego pragniemy i za czym tęsknimy, to odłóżmy na chwilę zdrowy rozsądek na półkę i posłuchajmy głosu swojego serca, tak jak dziecko. Z terapeutką Moniką Wirżajtys* rozmawia Tomasz Skory
To wskoczyłaś do tego stawu czy nie? (śmiech) To najczęściej zadawane mi pytanie od 4 października, gdy na konferencji TEDxBydgoszcz spuentowałam swoje wystąpienie historią o tym, jak byliśmy z synem na spacerze. Przechodziliśmy obok niezbyt zachęcająco wyglądającego stawu. Syn zapytał mnie, o czym
18
miasta kobiet
styczeń 2016
będę mówiła podczas konferencji, na co ja odpowiedziałam, że o sensie. Gdy to usłyszał, obrócił się o 180 stopni, wskoczył do stawu i zawołał: Mamo, ty nigdy nie zrozumiesz sensu życia! Zdziwiłam się i zapytałam: Dlaczego? A on mi na to: Bo nie wskoczysz teraz ot tak, do tego stawu. Podczas konferencji pokazałam rysunek,
jak skaczę do stawu, ale nie powiedziałam, czy faktycznie wskoczyłam do wody, czy nie. Myślę, że zarówno wskoczenie, jak i niewskoczenie miałoby wówczas swój sens. Na pewne rzeczy przychodzi właściwy czas, są takie, na które warto czasem poczekać. Przyznam jednak, że ja reprezentuję postawę niczym kamikadze
kobieca perspektywa - najpierw skaczę, a potem zaczynam odnajdywać się nowej w sytuacji.
przed tym, że się nam nie uda, jeśli pójdziemy za tym, czego naprawdę chcemy.
Jak wtedy, gdy postanowiłaś zmienić pracę? Tak było, kiedy przyjęłam propozycję utworzenia teatru w więzieniu. Najpierw się zgodziłam, a dopiero potem zaczęłam się zastanawiać, jak z tego wybrnąć. Było to trochę nierozsądne. Nie byłam wystarczająco dobrze przygotowana i niejednokrotnie czułam się bezsilna, bo nie wiedziałam, jak nawiązać kontakt z więźniami. To było trudne zadanie, ale ostatecznie zaowocowało bardzo pozytywnymi doświadczeniami. Miałam możliwość stworzenia dużego programu z pogranicza resocjalizacji i terapii. Wystawiliśmy spektakl na dużej scenie Teatru Polskiego i napisałam pracę naukową na podstawie naszych działań. W ten sposób, na skutek nie do końca przemyślanej decyzji, zadziało się bardzo dużo dobrych rzeczy.
Lęk występuje też w sytuacjach, gdy nie mamy nic do stracenia. Znam osoby, które nie wysyłają CV do dużych firm, bo od razu zakładają, że i tak nikt ich tam nie zechce. A przecież spróbować nie zaszkodzi… To temat związany z poczuciem własnej wartości. Jeśli od razu zakładamy, że i tak się nie uda, wiąże się to z tym, jak postrzegamy samych siebie. Może to jest właściwy moment, żeby się temu przyjrzeć, zanim zrobimy kolejny krok.
To był taki trochę skok wiary? Tak, bo podeszłam do tego z zaufaniem. Z jednej strony do siebie, że jakoś sobie poradzę, a z drugiej do świata czy losu, że to, co nas spotyka, ma jakiś sens. Nawet jeśli są to trudne doświadczenia, to przychodzi taki moment, że patrzy się na nie z perspektywy czasu i nadaje się im zupełnie inne znaczenie niż w chwili, gdy się je przeżywało. I okazuje się, że coś, co z pozoru było doświadczeniem traumatycznym, pozwala nam wzrastać i rozwijać się. Dzieciom chyba łatwiej się przystosować, zaakceptować nową sytuację. Dorośli wolą mieć wszystko poukładane, pod kontrolą. I w momencie, gdy przychodzi niespotykana sytuacja, trudniej jest nam skoczyć do stawu… Trudniej i warto też czasem korzystać z rozsądku (śmiech). Życie nie polega tylko na tym, by działać na dziecięcym spontanie, ale gdy zastanawiamy się nad tym, co jest dla nas najważniejsze, czego pragniemy i za czym tęsknimy, to odłóżmy na chwilę zdrowy rozsądek na półkę i posłuchajmy głosu swojego serca, tak jak dziecko. Taka szczerość wobec samego siebie jest potrzebna, by siebie nie rozczarować, ale też by dać sobie szansę na to, na czym nam naprawdę zależy. Czasem jest to trudne, bo jesteśmy przytłoczeni różnymi emocjami, ale też przekonaniami, które nie zawsze są nasze. Bywa, że pod presją zewnętrzną trudno nam taki wewnętrzny głos usłyszeć. Jeśli damy sobie szansę, by znaleźć spokój, równowagę i wyciszyć się, to jest większe prawdopodobieństwo, że go usłyszymy. Czy są jakieś sposoby na to, jak ten głos pobudzić? Jestem zwolenniczką tworzenia sytuacji, które pozwalają skonfrontować się z budzącymi lęk wyzwaniami najpierw w bezpiecznych warunkach, na przykład w gabinecie. Warto dać sobie czas na oswojenie się ze zmianą. Robić to powoli, z szacunkiem i życzliwością wobec siebie i innych. Wprowadzanie radykalnych zmian jest trudne i nie zawsze też potrzebne. Inna kwestia, że to, co nowe często budzi lęk przed porażką -
George Bernard Shaw napisał „Człowiek rozsądny dostosowuje się do świata, człowiek nierozsądny z uporem próbuje dostosować świat do siebie. Dlatego wszelki postęp zależy od ludzi nierozsądnych”. Zgadzasz się z tym? To taki przewrotny cytat, trochę z przymrużeniem oka, ale coś w tym jest. Przywoływany już do znudzenia Einstein nieraz odwoływał się do takiej dziecięcej odwagi, by podważać zastany porządek i nie dać sobie wmówić, że czegoś się nie da. Na co dzień potrzebujemy rozsądku, ale żeby zrobić coś, co będzie nowe i kreatywne, trzeba tego rozsądku się pozbyć chociaż na chwilę. Założyć, że da się zrobić coś, choć wszyscy dotychczas mówili, że to niemożliwe? Na przykład. Trzeba mieć odwagę, by zawalczyć o swoją wizję i nie iść na niezdrowe kompromisy. Mówi się, że jeśli chcemy się zmienić, to warto zmienić najpierw środowisko. Bo to ono jest inspirujące i może być dla nas impulsem do tego, żebyśmy spełnili swoje marzenia. A bywa tak, że pozostając ciągle wśród tych samych ludzi i sytuacji, powielamy te same schematy, wzorce, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Niezłą lekcją poznawania siebie są podróże. Znajdujemy się w kompletnie nowych okolicznościach, wśród nowych ludzi i sytuacji, i nagle okazuje się, że te schematy, które mamy gdzieś zakodowane, nie sprawdzają się i trzeba spróbować czegoś nowego. To budzi często bardzo duży lęk, ale jednocześnie wiele się o sobie dowiadujemy. Podróże to też sprawdzian tej spontaniczności. Tak, wymagają od nas elastyczności. I tak jak na początku powiedziałeś - dorośli często są tacy sztywni, chcą mieć wszystko poukładane. Od dzieci warto nauczyć się tej elastyczności. Często nie doceniamy tego, jak łatwo adaptują się do nowych sytuacji. Nam dorosłym jest już zdecydowanie trudniej, bo mamy swoje nawyki, wzorce i w nowych sytuacjach odwołujemy się właśnie do nich. A gdy okazuje się, że się nie sprawdzają, to nagle nie wiemy, co robić. Wyjazdy, praca nad sobą czy terapia stanowią często impuls, by przyjrzeć się sobie na nowo. Dlatego współpracując z pracownią rozwoju osobistego Proarche w Poznaniu postanowiliśmy organizować warsztaty rozwojowe połączone z podróżami, czyli takie przyglądanie się sobie w nowych warunkach. Pierwsza, jaką planujemy
ma być na Bali, bo mamy tam kontakty i zaprzyjaźnionych przewodników, ale w taką podróż nie trzeba udawać się od razu na drugi koniec świata. Można zacząć ją wszędzie, w domu, podczas podróży, czy tutaj w naszym Instytucie Terapii Integralnej w Bydgoszczy. Taka podróż to także motyw przewodni Twojej najnowszej książki… Wspólnie z synem napisaliśmy książkę „Moja mama mieszka w walizce”. Opowiada ona o chłopcu, który z walizki konstruuje wehikuł czasoprzestrzeni i przenosi się nim w różne miejsca. Najważniejsza jest w tym podróż do wewnątrz, związana z oswajaniem swoich lęków i emocji. To taka historia, która ma w pewnym sensie pomóc dzieciom rozpoznawać swoje emocje, ale też może to być przewodnik dla rodziców, jak wejść w buty dziecka i pomóc mu oswoić się z tym, co trudne. Z tego, co wspomniałaś na konferencji, chciałaś ją wydać do końca roku. Znalazłaś już wydawcę? Jeszcze nie. Ale w stawianiu sobie ambitnych celów niezwykłe jest to, że nawet jeśli ich nie osiągniemy w zaplanowanym czasie, to i tak osiągniemy dużo po prostu dążąc do tego. Nawet jak przesuniemy trochę termin, to nic się nie stanie, bo np. sama praca nad książką daje nam bardzo wiele. Co ciekawe, po tym jak zadeklarowałam, że postanowiliśmy z synem ją wydać, zaczęłam spotykać osoby, które podpowiadają różne rozwiązania. Jak już powiemy na głos, że na czymś nam zależy, to potem rozwiązania w pewnym sensie pojawiają się niejako same. Wystarczy dać światu sygnał, że jest coś, o czym marzymy. Bywa, że przechowujemy swoje marzenia w szufladach, wstydzimy się ich i nie dajemy sobie przez to prawa do ich realizacji. Jeśli jednak już je zwerbalizujemy, to uruchamiają się procesy jak w domino. To zaczyna się dziać!CP napisz do autora t.skory@expressmedia.pl
* Monika Wirżajtys Psycholog i teatrolog, terapeutka w Instytucie Psychoterapii Integralnej, prezeska Fundacji Wytwórnia Marzeń, współzałożycielka Fundacji Art-House i gabinetu komunikacji Born2Create. Wykłada, prowadzi szkolenia i warsztaty; reżyseruje spektakle teatralne, pisze bajki i piosenki. miasta kobiet
styczeń 2016
19
męska perspektywa
Brakuje nam
DIA LOGU
Los kobiety w pewnym sensie jest tragiczny. Wiele się mówi o prawach kobiet, ale się ich nie respektuje. A przecież nie tylko przepisy są istotne, ale także kultura i wola ich stosowania. Z prof. Romanem Ossowskim* rozmawia Justyna Król
Od dawna obserwuje Pan walkę płci? Kiedy byłem dzieckiem, nie odczuwałem jej. Wówczas kobieta zajmowała się dzieckiem i rodziną, chodziła do kościoła i pielęgnowała ognisko domowe. Moja mama przeżyła dwie wojny światowe i całkowitą konfiskatę mienia w 1939 r. Żyło jej się trudno, ale nigdy nie narzekała. Dbała o nas i to była ważna rola - była domatorką, twórczynią i kreatorką życia rodzinnego, co oczywiście miało również swoje słabe strony, w porównaniu z prawami, jakie przysługiwały mężczyznom… Dziś chcemy mieć te same prawa, robić wszystko i we wszystkim być tak samo dobre. Zgadza się. Kiedyś los kobiety zależał od widzimisię męża i rodziny. Podobnie jak jej status materialny. W sensie prawnym los kobiet uległ poprawie, ale to tylko teoria. Praktyka pokazuje, że panie walczą z mężczyznami w sądach - choćby o alimenty. Los kobiety w pewnym sensie jest tragiczny. Wiele się mówi o prawach kobiet, ale się ich nie respektuje. A przecież nie tylko przepisy są istotne, ale także kultura i wola ich stosowania. Kobiety pełnią dziś wiele funkcji, niezależnie od tego, ile mają lat. Także seniorki są obecnie nie tylko babciami i nie boją się głośno o tym mówić. Kobiety ogólnie są silne, dłużej żyją, wiek tu nie gra roli. Potrafią się odnaleźć w różnych życiowych sytuacjach, także tych trudnych. Mogą funkcjonować obok męża, ale też żyć samodzielnie, bez mężczyzny, choćby jako wdowy. Seniorki, z którymi mam częsty kontakt przez swoją
20
miasta kobiet
styczeń 2016
pracę, umieją się fantastycznie spełniać i robią to, na przykład dzięki uniwersytetom trzeciego wieku. Z wnukami są rzadziej niż kiedyś. Niestety, autorytet babć i dziadków nieco podupadł… Tak. I autorytet rodzin wielopokoleniowych również. Duża strata dla kolejnych pokoleń. Dziadkowie i babcie mogą dać swym wnukom bardzo wiele dobrego, jeśli tylko im na to pozwolimy. Czyli jest lepiej i gorzej zarazem… Osobiście uważam, że w jakimś sensie dom i ciepło rodzinne zawsze będzie dziełem matki. Dzisiaj panie pełnią różne role zawodowe, muszą być dyspozycyjne w pracy, a jednocześnie są żonami i matkami. Szczerze mówiąc, współczuję współczesnym kobietom. Muszą jednocześnie spełniać się na tylu polach, że to właściwie niewykonalne. Niestety, efektem jest strata tego, co najważniejsze, a więc więzi i ciepła rodzinnego. Kiedy te ogniwa słabną, rodziny się rozpadają. Wie pani, ile dzisiaj jest rozwodów? Co trzecia para się rozstaje. A co z tymi dziećmi i odpowiedzialnością za nie? Głęboko wierzę, że życie emocjonalne rodziny zależy od kobiety, a kiedy to życie zawodowe pędzi, często brak czasu, sił, energii na sprawy rodziny. Rozumiem, że nauk gender Pan nie popiera? Fakt, bardzo drażni mnie ta cała dyskusja. Popadamy ze skrajności w skrajność. Kiedy idę na urodziny małego chłopca, to naturalne, że kupię mu samochodzik, dziewczynce zaś sprezentuję lalkę. Nie widzę powodu, by dla zasa-
dy, wręcz na siłę, robić odwrotnie. Ten podział w jakimś sensie wypływa z naszej natury. W moim głębokim przekonaniu, kobiety ze względu na biologię, posiadają pewne bardzo oryginalne cechy - długą wytrzymałość i odporność, ale też w porównaniu z mężczyznami większą skłonność do poświęcania się rodzinie. Mężczyzna może zostać z dzieckiem w domu, ale czy zajmie się nim tak samo dobrze? Może się oczywiście starać, ale czy zastąpi kobietę w tej sferze? Nie jestem przekonany. Nie widzę nic złego w tradycyjnym podziale ról. Jeśli kobieta lubi gotować, niech dowodzi przygotowywaniem przyjęcia, mąż może jej pomagać - przenosić dania, ustawiać, sprzątać. Przy myciu samochodu on, jako silniejszy, sprawdzi się lepiej, ona niech rzuci okiem i pochwali… To jest symbioza. I wcale nie musi mieć nic wspólnego z brakiem równouprawnienia. Nie imponuje mi kobieta na traktorze. Ale przyzna Pan, że są też pewne krzywdzące stereotypy. Typu, że kobiety są lepsze w tym, a mężczyźni w czymś innym? Cóż, mówi się, że panie są świetnymi kierowcami, ale ja widzę, że często też agresywnymi, w takim samym stopniu jak mężczyźni. Niektóre mają postawę lekko wycofaną. Na przykład kobieta wchodzi na pasy, ale gdy pojawią się trudności, to raczej się wycofa i nie przejdzie, a mężczyzna raczej przejedzie. Jesteśmy już do tego przyzwyczajeni. Gdyby mężczyzna zareagował jak kobieta, to skomentowalibyśmy: mało rozgarnięty. Jeśli to dotyczy płci żeńskiej, padnie komentarz: aaa, kobieta. Wiem, mało to ma wspólnego z równym traktowaniem, ale różnimy się, takie są fakty.
męska perspektywa Waga małżeństwa chyba zmalała. Dziś to swoisty układ, mam wrażenie. A związek małżeński powinien być niewymuszonym, szczerym i świadomym przyrzeczeniem obu stron. Również umową, ale taką, której należy za wszelką cenę dotrzymać. Małżeństwo wiąże się z rezygnacją z części własnego „ja” na rzecz „my”. I jest to rezygnacja z części siebie, na rzecz dobra wspólnego. Niestety, gdy posiadamy duże „ja” i małe „my” to siły rozbijające małżeńską jedność są większe od sił integrujących małżeńską wspólnotę. Dobrze jest gdy małżonkowie wspólnie kreują duże „my”. Człowiek powinien być silniejszy od warunków. Jeśli pojawiają się problemy, to należy je przyjąć jako pozytywne wyzwanie, choćby ze względu na potomstwo, będące wyrazem wzajemnej miłości. Dzieci mają prawo do godnej opieki przez całe życie. Oczywiście czasem się nie da żyć razem, ale czy aż tak często? Moim zdaniem u podstaw wielu rozwodów leży niska zdolność do wzajemnego komunikowania się, zarówno w wymiarze werbalnym, jak i mowy ciała. Częste posługiwanie się wulgaryzmami jest następstwem braku opanowania sztuki dialogu w codziennym życiu oraz ubogiego słownictwa, wyniesionego z domu rodzinnego. Dobra rodzina to wzajemne uczuciowe dopełnianie się kobiety i mężczyzny, posiadanie wspólnych celów, poczucie wzajemnej niezbędności i potrzeby życia dla siebie i bliskich, w tym i posługi względem własnych rodziców. Rodzina musi uczyć się tej komunikacji. Często rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, jaka to ważna kompetencja życiowa ich dzieci. Tylko, że coraz trudniej się porozumieć w tym pędzie. Łatwo się pogubić, gdy nie potrafimy zarządzać własnym czasem. Nie ma kiedy się zatrzymać i zwolnić. Komunikacja niewerbalna właściwie zanika. Dominuje słowo i to wulgarne. A gesty znaczą wiele. Kiedyś komunikacja bez słów była normą i była czytelna, bo ludzie kierowali się tradycją i przywiązaniem do siebie. Dzisiaj mamy jeden wielki szum komunikacyjny - znamię nowoczesności, mediów masowych oraz wszechobecnej reklamy. Ciężko jest interpretować słowa, a co dopiero gesty. Zatracamy tę zdolność. Częstą przyczyną rozwodów są też zdrady. Zdrady były zawsze. Kobiety są przenikliwe i kiedy są zdradzane, szybko się orientują. Mężczyźni mają w tym względzie uśpioną czujność. Czy dzisiaj ma miejsce więcej zdrad małżeńskich, aniżeli dawniej? Chyba nie. Dawniej funkcjonowała tzw. wiktoriańska moralność, która została pięknie wyrażona w „Moralności pani Dulskiej” pióra Gabrieli Zapolskiej. Dziś mówimy o wszystkim głośno, także gdy ktoś jest zdradzany. Oburzamy się na taką postawę i idziemy dalej. Nie wiem, czy to takie dobre. Tak bardzo jesteśmy pogubieni? Okrutnie! Obserwuję zanik więzi społecznych, ale też kontroli społecznej, która dawniej silnie funkcjonowała, bo w porównaniu z dzisiejszymi czasami było niewiele atrakcji życiowych. Psychologowie społeczni piszą o tzw. wietrzeniu piersi. Dawniej panie otwierały okna, kładły poduszkę na parapecie i obserwowały, co się dzieje wokół. Czasem obmawiano ludzi, co bywało przykre, ale była to pewnego rodzaju kontrola społeczna. Dzisiaj każdy zamyka się w swoich czterech ścianach, a stymulatorami aktywności są środki masowego przekazu. Zajmujemy się sobą, a inni to nie nasz problem. Niestety, uciekamy w samotność. Nie ma sąsiedzkiej więzi, nie znamy ludzi dookoła, a samemu człowiek nie podoła w życiu.
Budujemy mury między sobą? Tak. Odgradzamy się i zamykamy się gdzie tylko się da. Kiedy byłem dzieckiem, w ogóle nie zamykało się drzwi na klucz. Potem przyszły czasy, gdy zostawiało się klucz pod wycieraczką, o czym każdy wiedział. Dziś zabezpieczamy się przed włamaniami pancernymi drzwiami, bo nie ufamy nikomu. Stawiamy na nowoczesne rozwiązanie, by mieć złudzenie poczucia bezpieczeństwa. Tylko, że nawet najlepszy monitoring nie zastąpi bliskich więzi społecznych. I coraz mniej rozmawiamy ze sobą. Zdawkowe SMS-y czy wymiany myśli przez internetowe komunikatory to nie to samo, co rozmowa. Nie ma już tego miru domowego, co kiedyś, codziennych posiłków w rodzinnym gronie, dyskusji przy stole. Nawet na uroczystościach rodzinnych już się tak nie biesiaduje, a ogląda telewizję. To smutne. W święta nie śpiewamy kolęd, a włączamy je z płyty czy komputera… Nie robimy z dziećmi łańcuchów na choinkę, bo kupujemy gotowe ozdoby. Nie spędzamy już godzin na wspólnym gotowaniu, bo zadowalamy się szybką wersją dań z półproduktów… Najwięcej tracą dzieci. Owszem, dlatego wraz z Bydgoskim Ośrodkiem Rehabilitacji, Terapii Uzależnień i Profilaktyki BORPA utworzyliśmy Akademię Rodzica, w której nauczamy komunikacji interpersonalnej przydatnej zwłaszcza w wychowaniu dzieci i w relacjach między rodzicami. Proszę mi wierzyć, że wiele trudności wychowawczych znika, gdy człowiek potrafi prowadzić dialog z drugim człowiekiem. Rozmowa jest zawsze dopełnianiem własnej niesamowystarczalności. Pana dzieciństwo było inne niż dzisiejszych dzieci? Byłem wychowywany w poczuciu wolności. Wychowałem się na Kaszubach, w wielodzietnej rodzinie. Matka mnie ostrzegała, abym nie utopił się w jeziorze i tyle. W moim otoczeniu było dużo jezior. Dzisiejsze dzieci są zniewolone - jak zwierzęta w ogrodzie zoologicznym. Wozimy je ze szkolenia na szkolenie, zapominając przy tym o znaczeniu własnej aktywności dziecka. Narzekamy, że nasze dzieci mają ADHD - zespół nadpobudliwości psychoruchowej. Przecież to my odebraliśmy naszym dzieciom prawo do spontanicznej aktywności własnej i prawo aktywności ruchowej z dziećmi z sąsiedztwa. Obawiamy się o bezpieczeństwo naszych dzieci. Rozumiem tę troskę, ale to jest abiologiczne i apsychiczne. Stworzyliśmy świat nie dla dzieci - ich biologicznych i psychicznych potrzeb. Dawniej żyło się inaczej. Wolniej, pełniej, bardziej świadomie. Jedząc posiłek, człowiek cieszył się smakiem i zapachem potrawy, a dzisiaj dziecko spożywa posiłek i jednocześnie śmiga drugą ręką po tablecie. I jak tu nie mieć problemów zdrowotnych na tle przemiany materii?
*
prof.
Roman Ossowski Prof. zw. Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy i Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy. Specjalista z zakresu psychologii zdrowia, psychologii lekarskiej i rehabilitacyjnej. Dr hab. nauk humanistycznych w dziedzinie psychologii. Profesor tytularny od 2000 r.
Świat się zmienia, a dzieci mają być wychowywane na zwycięzców - tak się dzisiaj mówi. Zmienia się w dziwny sposób. Ludzie oszaleli na punkcie chciwości, pomnażania swoich majątków. Wartością stało się też otrzymanie czegoś bez osobistego wysiłku, grając w coś, kombinując… Każdy pragnie być liderem, pierwszym, a nie zawsze dobrym człowiekiem i opiekunem spolegliwym. Jeżeli nie poczynimy głębokiej refleksji nad sobą, nie zdystansujemy się do wielu wymiarów postępu cywilizacji, jakość naszej egzystencji znacznie się obniży. CP napisz do autora j.krol@expressmedia.pl miasta kobiet
styczeń 2016
21
A
kobieta przedsiębiorcza
5 SPRZYMIERZEŃCÓW 1012915TRTHA
W NOWYM ROKU Święta za nami, sylwester za chwilę. I chociaż muszę przyznać, że biznesowo styczeń nas nie rozpieszcza, to jest świetny na szukanie sprzymierzeńców. Kto jest sprzymierzeńcem twojej firmy? TEKST: Joanna Czerska-Thomas
TY Kiedy ostatnio poświęciłaś cały jeden dzień swojej firmie? Klient jest ważny, ale to ty jesteś mózgiem przedsięwzięcia. Zaplanuj dzień poza biurem. Możesz spędzić go w domu, ale najlepiej sprawdzi się całodniowy wyjazd do ulubionego miejsca. Tam z notatnikiem i ołówkiem podsumuj poprzedni rok i naszkicuj swoje plany na kolejny. Odpowiedz sobie na pytanie: Czy 2015 to rok sukcesu? Jeżeli tak, napisz dzięki czemu i komu. Jeżeli nie, napisz, co było powodem i jak wykorzystasz to doświadczenie. Skonstruuj maila do swoich klientów. Zapytaj, co cenią w twojej firmie oraz jakie mają sugestie na kolejny rok współpracy. Pamiętaj - jeszcze się taki nie urodził, który zadowoliłby wszystkich, ale ty dążysz do doskonałości. Zaplanuj jedną nową rzecz, którą wdrożysz w firmie. Może to być system ułatwiający kontakt z klientem, założenie i prowadzenie bloga firmowego, czy spisanie zakresu obowiązków dla pracowników. Od ciebie zależy, co jest w tej chwili najważniejsze. Jeżeli masz kilka pomysłów i nie wiesz, na który się zdecydować, zapytaj pozostałych sprzymierzeńców. Na przykład… …PR-OWCA To on pomoże ci zaplanować marzenia biznesowe i zrealizować je kawałek po kawałku. Jeżeli nie wiesz, od czego zacząć, to PR-owiec ci podpowie. Mało tego! Dzięki temu, że ogarniesz swój PR, będziesz zawsze gotowa na wywiad, prezentację czy inną propozycję nie do odrzucenia.
22
miasta kobiet
styczeń 2016
MARKETING INTEGRATOR Agencja marketingowa to dzisiaj coś więcej niż stworzenie projektu graficznego czy wydruk. To miejsce, gdzie powstanie twoja strategia marketingowa i przy twoim współudziale zostanie wdrożona przez ekspertów z różnych dziedzin. Marketing integrator to z całą pewnością osoba, która uwolni cię od nielubianych obowiązków związanych z marketingiem i telefonów z okazyjną ceną za reklamę. Będziesz miała więcej czasu na to, co przynosi ci satysfakcję i radość. GADŻET Czy masz swój firmowy gadżet? Taki, z którym klienci będą cię kojarzyli? Warto zaprojektować coś, co będzie tożsame z twoją firmą - z misją, hasłem i kolorem. Jeżeli nie masz pomysłu, marketing integrator podrzuci ci kilka pomysłów. KONKURENCJA Zdziwiona? Tak, konkurencja może być twoim sprzymierzeńcem. Po pierwsze, motywuje. Po drugie, współpraca jest możliwa. Rozmawiałam ostatnio z człowiekiem, który organizuje podróże. Wraz z innym organizatorem zaplanował kolejne lato. Dzięki współpracy mają szansę na coś wielkiego. W pojedynkę nie byłoby to możliwe. Poznawaj, rozmawiaj, współpracuj. To możliwe! ORGANIZACJE NETWORKINGOWE Prowadzisz firmę i dobrze wiesz, jak trudno zdobyć zaufanie nowego klienta. Kiedy wysy-
łasz maila, czy po prostu dzwonisz, nie osiągniesz celu. A teraz wyobraź sobie, że masz kilkudziesięciu handlowców, którzy, spotykając się ze swoimi klientami, cały czas myślą o tobie. I kiedy klient wspomni, że ma problem, na który ty masz receptę, polecą twoją firmę i klient będzie czekał na twój telefon. Na tym właśnie polega działanie networkingu. W Kujawsko-Pomorskiem działa kilka takich miejsc. Kiedy planujesz - osiągasz cele. Kiedy otaczasz się sprzymierzeńcami - twoja siła się zwielokrotnia. Owocnego 2016 roku!.CP Doliczyłeś się w artykule aż sześciu sprzymierzeńców? Napisz do mnie [joanna@m4bizz.pl], jaka jest twoja wybrana piątka.
*Joanna Czerska-Thomas Ekspert w dziedzinie zintegrowanego marketingu. Marketing integrator. Właścicielka Agencji Reklamowej M4Bizz. Specjalistka PR oraz absolwentka Nowoczesnego Marketingu. Członkini Stowarzyszenia Przedsiębiorców Kujaw i Pomorza oraz BNI. Współorganizuje comiesięczne spotkania Biznes dla Kobiet oraz Konferencję Charmsy Biznesu. Prywatnie żona i mama Huberta. Kot Prezes towarzyszy jej czasem w firmie, a pies Szyszka nie odstępuje jej na krok. www.m4bizz.pl
A
w
ul. te 34
APTEKA ARNICA ul. Kościuszki 71 87-100 Toruń tel. 56 644 83 30
1012615TRNMA
1012915TRTHA
godziny otwarcia pon - pt 8.00-20.00 sobota - 8.00-16.00
APTEKI w Chojnicach
w Nakle nad Notecią
w Przychodni Medyk ul.Towarowa 2 a tel. 512 239 242 pn. - sb. 8-21
Osiedle B. Chrobrego 16/4 tel. (52) 385 15 36 pn.-nd. 8-21
w Malborku
ul. Zamkowa 19 tel. (56) 474 02 33 pn.-nd. 8-22
w Koninie
ul. Słowackiego 71/1 tel. (55) 247 62 95 pn.-nd. 8-21
-III
w Brodnicy
ul. Chopina 9 tel. (63) 243 70 13 pn.-nd. 8-22
-IV
w Koronowie
ul. Korczaka 10b tel. (55) 279 78 43 pn.-sb. 8-20
w Szubinie ul. 3 Maja 23 tel. (52) 371 63 13 pn.-nd. 8-22
w Bydgoszczy
ul. Grunwaldzka 71 tel. (52) 347 84 90 pn.-nd. 8-22
w Kwidzynie
ul. Kościuszki 4 tel. (52) 382 28 78 pn.-nd. 8-21
w Warlubiu
-V
w Bydgoszczy
Punkt apteczny Alba STOLNO 112 w Urzędzie Gminy tel. (56) 679 20 43 pn.-pt. 8-16
w Turku
ul. 18-tego Lutego 2 tel. (52) 332 64 86 pn.-pt. 8-18, sob. 8-12
ul. Skłodowskiej-Curie 26 / E.LECLERC tel. (52) 346 06 96 pn.-sb. 8-21, nd. 10-16
w Stolnie
w Chełmnie
ul. Konińska 24 tel. (63) 289 22 49 pn.-nd. 8-22
ul. Dworcowa 18 tel. (56) 686 17 25 pn.-nd. 8-21
-VI
w Bydgoszczy
ul. Pielęgniarska 13 (Stary Fordon) w przychodni „Nad Wisłą” tel. (52) 343 98 28 pn.-nd. 8-22
w Bydgoszczy
ul. Wielorybia 109 tel. (52) 349 05 06 pn.-nd. 8-22
Apteki CAŁODOBOWE
w Bydgoszczy ul. Skłodowskiej-Curie 1 tel. (52) 346 01 11, 346 12 93
ul. Gdańska 140 tel. (52) 345 57 57
Apteka „Pod Orłem” w Inowrocławiu ul. Dworcowa 33 tel. (52) 318 39 99
z gr. w Świeciu nad Wisłą ul. Księcia Grzymisława 4 tel. (52) 33 111 80
w Grudziądzu
we Włocławku
ul. Legionów 37 tel. (56) 46 334 99, 517 108 182
ul. Wiejska 18a/4 tel. (54) 236 63 65
I N F O R M U J E MY, I Ż Z AWA RL I Ś MY A K T UAL N E U M O W Y Z N F Z
1540815BDBRA
-bis
w Bydgoszczy
1626115BDBHA