MANAGER JACEK GUNER WICEPREZES ZARZĄDU STRAUSS CAFE POLAND
JUBILEUSZ GEN DESIGNU 10 LAT NOTI
STRATEGIA JUDO A BIZNES
BIZNESU
15 12
MIEJSCE
34
ISSN 2449-5948
SIŁA TARNOWSKIEGO LWA
VII EDYCJA NAGRODY DLA PRZEDSIĘBIORCÓW
MIROSŁAW WOLSKI, CZŁONEK ZARZĄDU SCHATTDECOR SP. Z O.O. 1
#1/1 2015
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
MIEJSCE
BIZNESU 22
38 Klimat sprzyjający przedsiębiorczości
Siła tarnowskiego lwa
Rodzina naszym sukcesem
Człowiek podstawą sukcesu Mariaż sztuki z biznesem
4 5 6 8 10
Ciągłe doskonalenie Gen designu
Premiera u Delika
Poznań nas nie wchłonie
Już wnuki pytają o pracę
Dzień dobry panie rejencie
Włącz wyższy bieg Firma, która jest dobrym sąsiadem
Przegonić Europę
Obwodnica, czyli pełnia szczęścia
24 „Tarnowskie Lwy” – temat, od którego zaczynamy pierwsze wydanie magazynu, to dosłowny i metaforyczny obraz firm z naszej gminy.
26 28
Klimat sprzyjający przedsiębiorczości Gonimy Lwa po raz czwarty
30
Zdobądź klienta inaczej niż konkurencja Judo a biznes
12 15 18 19 20 22 24
32 34 36 38
Jeszcze się spotkam z Władcą Niebios
15 2
40
40
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
WARTOŚĆ NIE DO PRZECENIENIA W gminie Tarnowo Podgórne funkcjonuje około 5000 podmiotów gospodarczych. To 5000 historii do opowiedzenia o początkach, problemach i sukcesach. Tym bogactwem wiedzy i doświadczeń można i trzeba się dzielić, aby słusznie chwalić sukcesy, wskazywać dobre praktyki, pokazywać mechanizmy i strategie doprowadzające do określonych efektów. Przy tak wielkiej liczbie przedsiębiorców nie jest łatwo doprowadzić do sytuacji, w której wszyscy mogli by poznawać się osobiście, dowiedzieć się o kolejnych etapach rozwoju firm, śledzić kariery managerów. To zadanie będzie od teraz wypełniać magazyn dla przedsiębiorców „Miejsce biznesu. Tarnowo Podgórne.” To dowód uznania dla dużej roli przedsiębiorców w rozwoju gminy, docenienie różnorodności – harmonijnie współegzystują tutaj firmy polskie i zagraniczne, podmioty mniejsze i większe. Warto zwrócić uwagę na fakt, że obecne częste jubileusze firm – 25. lecie działalności – splatają się z ćwierćwieczem samorządu terytorialnego. W Tarnowie Podgórnym widać, jak procentuje z ko-
rzyścią dla obu stron współpraca, przejawiająca się we wspólnym organizowaniu konferencji, realizacji projektów, promocji inicjatyw. Magazyn „Miejsce biznesu. Tarnowo Podgórne” będzie promował wszelkie projekty współpracy między przedsiębiorcami, działania Tarnowskiego Stowarzyszenia Przedsiębiorców oraz inicjatywy firm, które służą lokalnej społeczności. „Tarnowskie Lwy” – temat, od którego zaczynamy pierwsze wydanie magazynu, to dosłowny i metaforyczny obraz firm z naszej gminy. Dosłowny, bo co roku Wójt wyróżnia kilka firm i osób, za ich wkład w rozwój swojego biznesu a przez to i gminy. A przenośny, bo sugeruje siłę i donośny głos biznesu Tarnowa Podgórnego. Zatem zachęcamy do czytania magazynu oraz do tego, by chcieć dzielić się swoimi doświadczeniami z innymi kolegami i koleżankami przedsiębiorcami. Zapraszamy do kontaktu z redakcją – łamy magazynu są otwarte na Państwa pomysły i przemyślenia.
Redakcja
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGÓRNE DODATEK SPECJALNY DO GŁOSU BIZNESU
Wydawca: Skivak Custom Publishing sc ul. Wieniawskiego 5/9 61-712 Poznań
Redaktor prowadzący Michał Cieślak, m.cieslak@skivak.pl Redakcja Grzegorz Surdyk, Jakub Szymczak Layout, skład Tomasz Boczarski Korekta Sebastian Surendra
3 C: 0, M: 75, Y: 100, K: 0
Reklama Iwona Szymańska, i.szymanska@skivak.pl Zdjęcia archiwum gminy, firm, autorów, Shutterstock.com Foto na okładce archiwum Schattdecor Dodatek zamknięty do druku 15 kwietnia 2015 Nakład: 2000 egz. Napisz do nas: Miejscebiznesu@skivak.pl
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
KLIMAT SPRZYJAJĄCY PRZEDSIĘBIORCZOŚCI GMINA TARNOWO PODGÓRNE
Dogodne położenie, szybki dojazd, bliskość metropolii i rozwiniętego rynku pracy, przyjazne otoczenie sprawiają, że gmina Tarnowo Podgórne stała się prawdziwą mekką przedsiębiorczości.
35 000
MIEJSC PRACY. NAJWIĘKSZY RYNEK PRACY W OTOCZENIU POZNANIA (PRZY PONAD 23 TYSIĄCACH MIESZKAŃCÓW)
95%
TO POLSKIE MIKRO-, MAŁE I ŚREDNIE PRZEDSIĘBIORSTWA RODZINNE
5000 FIRM
Z CZEGO 225 FIRM Z KAPITAŁEM ZAGRANICZNYM (KTÓRE ZAINWESTOWAŁY 1 MILIARD DOLARÓW)
NAJWAŻNIEJSZE BRANŻE:
LOGISTYCZNA, HANDLOWA, POLIGRAFICZNA, MOTORYZACYJNA, SPOŻYWCZA
NAJWAŻNIEJSZE FIRMY:
450 ha TERENU POD AKTYWIZACJĘ GOSPODARCZĄ
4
AMAZON, GRUPA MUSZKIETERÓW, BALMA, KORBANEK, LIDL, IMPERIAL TOBACCO, MONDELEZ, PROLOGIS, SCHATTDECOR, KIMBALL ELECTRONICS, MAN, STIHL, GRUNDFOSS POMPY, DB SCHENKER, JOHN DEERE, STRAUSS CAFE POLAND, CUTIS HEALTH CAPS, BUDERUS, BRENTAG, KAZIMIERUK, HAMMER, ROHLING SUUS
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
SIŁA TARNOWSKIEGO LWA
fot. Archiwum Gminy, fot. K. Ratajczak
Już po raz siódmy w Tarnowie Podgórnym Wójt Tadeusz Czajka wręczył prestiżowe nagrody – Tarnowskie Lwy. Tegoroczna edycja miała niezwykle uroczysty charakter. W tym roku przypada bowiem 25–lecie samorządu lokalnego. – Kiedy patrzę na gminę Tarnowo Podgórne, to porównuję ją do machiny, która wystartowała, osiągnęła niezwykle dużą szybkość, ma dobre smarowanie, duży zapas paliwa i ogromne możliwości – mówił obrazowo Wójt Tadeusz Czajka. Nie jest tajemnicą, że na tak doskonałą kondycję lokalnej społeczności ogromny wpływ mają tegoroczni laureaci.
O
d wielu lat nagrodzeni przedsiębiorcy pracują nie tylko nad rozwojem własnych firm, ale mają także ogromny wpływ na działalność całej społeczności. Wspomagają lokalne inicjatywy, pomagają miejscowym stowarzyszeniom i grupom, angażują się w organizację gminnych wydarzeń kulturalnych czy sportowych. To właśnie dzięki ich czynnemu uczestnictwu Tarnowo Podgórne ma tak uznaną markę w całym kraju i stanowi wzór do naśladowania dla innych samorządów. Noworoczne spotkanie Gminy Tarnowo Podgórne było formą podziękowania za wspólną pracę na rzecz miejscowej społeczności. – To właśnie tacy ludzie nadają moc naszej machinie – dodał z uznaniem Wójt Tadeusz Czajka. Na liście tegorocznych laureatów „Tarnowskich Lwów” znaleźli się Mariola i Paweł Judkowiakowie – za prowadzenie z sukcesem firmy rodzinnej Budmar Centrum Klinkieru i Dachówek z Baranowa, Violetta Kowalczyk, prezes firmy Metalmex, za umiejętne łączenie biznesu ze sztuką. Jacek Guner, wiceprezes zarządu Strauss Cafe Poland, otrzymał statuetkę w kategorii polski manager zagranicznej marki, a firma Schattdecor za innowacyjność na rzecz ochrony środowiska. – Myślę, że takie firmy są najlepszą wizytówką naszej gminy. Warto je do-
ceniać, bo są przykładem do naśladowania przez innych – stwierdził Szymon Horowski, prezes Tarnowskiego Stowarzyszenia Przedsiębiorców, który „Tarnowskiego Lwa” w imieniu stowarzyszenia odbierał w ubiegłym roku. W uroczystej gali oprócz Wójta Gminy Tadeusza Czajki uczestniczył Przewodniczący Rady Gminy Grzegorz Leonhard, posłowie na Sejm – Waldy Dzikowski i Tadeusz Dziuba, Wojewoda Wielkopolski
5
Piotr Florek, Starosta Powiatu Poznańskiego Jan Grabkowski, a także europoseł Tadeusz Zwiefka, który całą uroczystość poprowadził. Nie zabrakło też przedstawicieli wojewódzkich instytucji i urzędów, przedsiębiorców czy reprezentantów lokalnych grup i stowarzyszeń. Przyznawane co rok nagrody cieszą się zasłużonym uznaniem. Kolejne spotkanie liderów przedsiębiorczości gminy Tarnowo Podgórne już za rok. ■
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
RODZINA
NASZYM SUKCESEM Para ludzi niezwykle otwartych. Małżeństwo Marii i Pawła Judkowiaków, właścicieli firmy Budmar, a właściwie współwłaścicieli… z pakietem mniejszościowym.
K
iedyś inspektor z Urzędu Kontroli Skarbowej powiedział, bym finanse przekazał w ręce syna Piotra, motywując mnie przysłowiem, że nawet jakby miał coś ukraść to i tak zostanie w rodzinie – śmieje się pan Paweł. Centrum Dachówki i Klinkieru w Baranowie ma już 25-letnią historię, a na rynku ceramiki budowlanej uznaną markę. – W czasie naszej współpracy zawodowej w ciągu jednego dnia zostaliśmy bankrutami, ale zawsze byliśmy z żoną razem. Tak nas wychowano i tak wychowaliśmy naszych synów. To największe szczęście – dodaje w imieniu rodziny założyciel Budmaru.
25 LAT RAZEM W BIZNESIE
25. rocznica powstania firmy zbiegła się z rocznicą samorządności w Polsce. – To był ciężki szlak. Od początku mieliśmy pod górkę, ale byliśmy wytrwali, uczciwi i dopisało nam szczęście. Bez niego nie ma sukcesu w biznesie – mówi szef firmy. – Mamy trudne rozmowy, ale zawsze potrafimy siebie słuchać i wyciągać wnioski. Synów też uważnie słuchamy. Mają sporo pomysłów, a my wciskamy hamulec. Po czasie mnóstwo z nich wchodzi w życie. To są niezwykłe spotkania – cieszy się pani Maria, jedyna kobieta w zarządzie Budmaru.
BEZ GROSZA
Na początku kolorowo nie było. Decyzja ministra Leszka Balcerowicza o likwidacji funduszy socjalnych była dla wielu przedsiębiorców katastrofal-
rozmawiał: Grzegorz Surdyk
na. Rodzina Judkowiaków w jednej chwili została bez środków. – Podjęliśmy decyzję o rezygnacji z ogrodnictwa, czyli interesu prowadzonego latami przez naszych rodziców. Koszty produkcji przekroczyły dochody i był to koniec. Wykorzystując naszą wiedzę, postanowiliśmy zacząć produkcję stołów do ping-ponga. Odbiorcami były w 99 procentach WZGS-y, PZGS-y i Arpisy, które dalej sprzedawały produkt do ośrodków wczasowych czy szkół. W 1989 roku produkcją przebiliśmy produkcją potentatów na rynku. W związku z brakami na rynku materiałów, przy pierwszej okazji kupiliśmy surowce za wszystkie pieniądze, jakimi dysponowaliśmy. Po rozporządzeniu Balcerowicza wszyscy kontrahenci natychmiast wycofali się z umów. W magazynie były rozpuszczalniki, specjalistyczne rurki, płyty wiórowe i – pamiętam dokładnie – 26 tysięcy litrów zielonej farby. Potem wiele płotów w Baranowie było w tym kolorze – mówi Paweł Judkowiak. – Teraz to możemy żartować, ale wtedy nie było nam do śmiechu.
CEMENTOWNIA GÓRAŻDŻE
– Ostatnią partię stołów tenisowych wieźliśmy do krakowskiego Arpisu. Na zmianę z mężem prowadziłam Stara, bo mam papiery zawodowego kierowcy. Wracając, chcieliśmy jeszcze kupić cement, dokład-
6
nie sześć ton. Ten moment okazał się bardzo ważny w naszym życiu – opowiada pani Maria. Wizyta w pierwszej odwiedzonej cementowni w Strzelcach Opolskich okazała się fatalna. – Dyrektor handlowy potraktował mnie jak śmiecia. Nie dostał w twarz tylko dlatego, że moi rodzice nauczyli mnie szacunku dla starszych. Po wyjściu z budynku byłem blady jak młynarz, ale postanowiłem, że jedziemy do kolejnej cementowni, w Górażdżach. Tam panie z działu zbytu miały akurat przerwę śniadaniową, ale zainteresował się nami pewien mężczyzna. Okazało się, że był to szef działu. Zaprosił nas na kawę i rozpoczęła się rozmowa – opisuje początki Budmaru właściciel. Efekt konwersacji przeszedł najśmielsze oczekiwania. – Tak nam zaufał, twierdząc że nam dobrze z oczu patrzy, że zaproponował… dwa wagony surowca, z odłożoną płatnością. My zamówiliśmy jeden. Po zarejestrowaniu firmy w kwietniu 1990 roku przyjechał wspomniany wagon, a po kilkunastu miesiącach byliśmy jednym z największych odbiorców cementu workowanego w Wielkopolsce – wspomina.
SIŁĄ SPECJALIZACJA
Chłonność rynku na początku lat 90. spowodowała, że Budmar zaczął handlować już nie tylko cementem, ale także innymi materiałami budow-
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
lanymi. – Klienci sami wymusili zmiany. Chcieli kupować cegły, wełnę mineralną czy dachówki. Wtedy wystarczyło mieć towar i wszystko schodziło. Teraz jest dokładnie odwrotnie. Po doświadczeniach z ogrodnictwem byliśmy przyzwyczajeni, że o klienta trzeba zawalczyć. Pewnego razu poznaliśmy na targach Budma dwóch chłopaków zaraz po studiach, którzy pracowali dla niemieckiego Borala. Chcieli ubić interes, ale nie mieli pieniędzy. Zainwestowaliśmy nasze. Tak trafiła do nas pierwsza partia dachówek. Później bardzo często bywałem w Niemczech czy Belgii i obserwowałem tamtejszy rynek. Zacząłem się zastanawiać, co będzie z naszą firmą za kilka lat, gdy do Polski trafią markety budowlane dysponujące ogromnym kapitałem. Pewnego razu poznaliśmy człowieka, który miał hurtownię klinkieru sąsiadującą z OBI. Powiedział, że jest tam 40 lat i będzie kolejne 40. Jak chcę utrzymać się na rynku, to muszę się wyspecjalizować. Zaczęliśmy iść w kierunku ceramiki budowlanej – tłumaczy Paweł Judkowiak.
KAŻDY MA WYBÓR
Małżeństwo Judkowiaków jest w tej dobrej sytuacji, że synowie, a nawet wnuk chcą kontynuować prowadzenie interesu. – To ich świadome wybory.
W czasie naszej współpracy zawodowej w ciągu jednego dnia zostaliśmy bankrutami, ale zawsze byliśmy z żoną razem. Tak nas wychowano i tak wychowaliśmy naszych synów. To największe szczęście.
średnią 4,4 – to znaczy, że sobie radzi. Czas pokaże, jakiego wyboru dokona – mówi właściciel firmy z Baranowa. W styczniu 2015 roku Budmar w całości przeniósł się do nowo powstałej siedziby. – To jakby ukoronowanie naszej wspólnej z żoną i dziećmi pracy. Byliśmy cierpliwi. Wiele firm rozłożyło się, bo właściciele myśleli, że jak są dwa dobre lata w interesie, to kolejne też takie będą. Zaczęli inwestować w różne rzeczy. My mamy zasadę, że wtedy, kiedy idzie najlepiej, trzeba być najbardziej ostrożnym. Tamtych już nie ma, a my sobie radzimy nie najgorzej – zdradza pan Paweł.
ROWEREM NA LECHA
Po skończeniu liceum starszy syn Piotr oznajmił, że nie chce studiować, a jego studiami będzie praca w Budmarze. Dwa i pół roku był magazynierem. Pracował bardzo ciężko, co dla mnie, matki, łatwe nie było – wspomina Maria Judkowiak. – Potem była wspomniana wcześniej rozmowa z inspekto-
rem UKS. Ten człowiek uczył Piotra bezinteresownie i od tamtego czasu syn jest naszym „ministrem finansów”. Gdybym wrzucił go na sprzedaż, to on by towar rozdał, a nie sprzedał – dodaje z uśmiechem założyciel Budmaru. Nieco inną drogę w firmie przeszedł młodszy brat Piotra, Michał. – Po szkole dwa lata był w magazynie, ale stwierdził, że to nie dla niego. Chciał prowadzić warsztat samochodowy. Poprosiłem sąsiada, żeby znalazł dla niego miejsce w kanale, bo gdzieś zawodu trzeba się nauczyć. Został czeladnikiem, ale wrócił do nas… oczywiście na magazyn. Zdobył doświadczenie, wprowadził trochę świeżej krwi i teraz odpowiada za całą sprzedaż Budmaru – opowiada Paweł Judkowiak. Rodzinne tradycje chce już kontynuować wnuk Łukasz. – Jest na drugim roku budownictwa. Ma
– Chodzę na spotkania Lecha dzięki wnukowi. Uwielbiam atmosferę na stadionie. Jeśli jest mecz w Poznaniu, nikt nie jest w stanie zatrzymać mnie w domu – mówi wierna fanka ekipy z Bułgarskiej. Kibicowanie Lechowi to niejedyne hobby, jakiemu poświęca się pani Maria. Równie często co przy Bułgarskiej można ją spotkać na trasach rowerowych. – Kiedyś na jazdę namówili mnie młodsi znajomi, a teraz biorę nawet udział w rajdach. Ostatnio w Mikołajkowym. Przyjechałam ostatnia, ale na mecie wszyscy na mnie czekali i przywitali oklaskami. Było fantastycznie. Mąż podziela moje hobby, ale ze względu na zdrowie nie zawsze działamy razem. Co innego w życiu. Jesteśmy ze sobą bez przerwy i w domu, i w pracy, i na wakacjach. Także z synami i ich rodzinami. To dla nas najważniejsze – zapewnia Maria Judkowiak. ■
ZASADY BUDMARU
TARNOWSKIE LWY
Ta nagroda spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Nie wiem nawet, jakie grono postanowiło nas w ten sposób wyróżnić. Nie dopytywałem. Nie mieliśmy żadnej wiedzy na temat „Lwa” i dlatego jego przyznanie jest dla nas sprawą wyjątkową. Jubileusz firmy, nowa siedziba i „Tarnowski Lew”. To dla nas wspaniały rok.
BEZWZGLĘDNA UCZCIWOŚĆ WOBEC KLIENTA
PROFESJONALIZM OBSŁUGI
7
SZACUNEK I ZAUFANIE WOBEC PRACOWNIKÓW
OSTROŻNOŚĆ INWESTYCYJNA
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
CZŁOWIEK
PODSTAWĄ SUKCESU – Sukcesu firmy należy upatrywać we właściwym zarządzaniu produkcją, w zaangażowaniu pracowników oraz, a może przede wszystkim, w filozofii firmy – podkreśla Prezes Zarządu Schattdecor Sp. z o.o. Roland Auer.
T
rzeba lubić ludzi – ta myśl umieszczona w filozofii Schattdecor to nie tylko istotna zasada zarządzania, lecz autentycznie żywa podstawa działalności firmy.
kształtuje otoczenie, wprowadzając do mieszkań i miejsc pracy koloryt i wzornictwo. Firma wyprodukowała na rynek w Polsce wiele hitów wzorniczych, wśród których należy wymienić: Buk Bawaria, Jabłoń Locarno, Olchę Górską, Śliwę Wallis, Coimbrę, Dąb Sonoma, Dąb Sanremo czy Orzecha Columbię – mówi Członek Zarządu Schattdecor Sp. z o.o. Paweł Fiebig.
RYS HISTORYCZNY
ZADRUK
Grupa Schattdecor AG świętuje w tym roku jubileusz 30-lecia. W roku 1985 Walter Schatt założył w Górnej Bawarii drukarnię papierów dekoracyjnych. Od momentu powstania zakład, mający swą główną siedzibę w Thansau, rozwija się bardzo dynamicznie. Na polskim rynku firma Schattdecor działa od roku 1993 i ma dwie lokalizacje: w Tarnowie Podgórnym, gdzie mieści się centrala na Polskę, oraz w Głuchołazach, na południu kraju.
Zadruk papieru dekoracyjnego w Tarnowie Podgórnym odbywa się techniką wklęsłodruku rotacyjnego. Podstawowy surowiec to papier bazowy – biały bądź zabarwiony, o specjalnych parametrach technicznych. Jakość tego papieru odgrywa istotną rolę w procesie dalszej obróbki. Na papier nakładana jest, przy użyciu cylindra drukarskiego farba o wysokiej jakości i światłotrwałości, będąca odpowiednią mieszanką kolorów podstawowych. Zadrukowany papier dekoracyjny jest impregnowany przy użyciu żywic. Uzyskany w tym procesie film melaminowy służy do laminowania, tj. uszlachetniania powierzchni płyt drewnopochodnych.
PRODUKT
Produkty firmy Schattdecor, powstające w zakładach w Polsce, to zadrukowany papier dekoracyjny oraz folie preimpregnat (Smartfoil) zadrukowane wzorami drewno- i kamieniopodobnymi oraz fantazyjnymi. Znajdują one zastosowanie w przemyśle uszlachetniania powierzchni płyt drewnopochodnych, wykorzystywanych w przemyśle meblarskim, produkcji paneli podłogowych, paneli ściennych, drzwi, obrzeży i innych elementów wyposażenia wnętrz. – Poprzez kreatywną pracę Schattdecor
Maszyna drukarska PMD 42
TRENDY
– Główna tendencja, która daje się zauważyć aktualnie w branży meblowej, to naturalność oraz autentyczność. Dla firmy Schattdecor oznacza to dążenie do jak najwierniejszego odzwierciedlenia natury w tworzonych wzorach – podkreśla Dyrektor Sprzedaży Tomasz Achrem. Najnowsze technologie pozwalają na tworzenie dekorów z efektami synchronicznymi, optycznym efektem trójwymiarowości oraz z efektami dotykowymi (haptycznymi). W dekorach drewnopodobnych podkreśla się elementy drewna zwane potocznie wadami, takie jak sęki, spękania, zarysowania, efekty działania szkodników i czasu oraz niedoskonałości w obróbce drewna. Pośród drewnopodobnych struktur wzorniczych aktualnie dominują dęby, orzechy, bielone sosny i jesiony.
Wzór Arabesk z kolekcji Schattdecor
Zarząd Schattdecor Sp. z o.o., od lewej: Paweł Fiebig, Mirosław Wolski, Roland Auer
8
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
INNOWACJE
Schattdecor cały czas inwestuje w nowe technologie, tak by móc odpowiadać na zapotrzebowanie rynku w sensie produktowym i serwisowym. Najlepszym tego przykładem jest nowość produktowa folia Smartfoil EVO, wytwarzana w Tarnowie Podgórnym na maszynie PMD 42 w systemie online obejmującej w jednym procesie zadruk oraz lakierowanie z użyciem metody utwardzania wiązką elektronów. – Folię Smartfoil EVO wyróżnia doskonała optyka wzoru uzyskana dzięki efektowi synchronicznemu mat-połysk, efektom dotykowym oraz zoptymalizowanym właściwościom odporno-
ściowym produktu – mówi Jerzy Szejwian, Dyrektor Produkcji Schattdecor Sp. z o.o. Dekor Orzech Columbia wyprodukowany w tej technologii nagrodzony został na tegorocznych targach Arena Design nagrodą TOP DESIGN AWARD 2015 w kategorii „Półprodukty, materiały, komponenty”. Nowoczesny design, kreatywność w rozwoju dekorów, najwyższa jakość zadruku, kompetencja w sprzedaży oraz w designie to elementy stanowiące podstawę bogatej palety usług „made by Schattdecor”, którą Schattdecor proponuje swoim partnerom biznesowym. ■
ODPOWIEDZIALNY BIZNES
Odpowiedzialny biznes w rozumieniu Schattdecor to dobrowolna strategia uwzględniająca w działalności gospodarczej oraz w kontaktach z interesariuszami społeczne, etyczne i ekologiczne aspekty. To wkład biznesu w realizację polityki zrównoważonego rozwoju gospodarczego oraz taki sposób prowadzenia firmy, w którym celem priorytetowym jest osiągnięcie równowagi między jej efektywnością i dochodowością a interesem społecznym z uwzględnieniem dobra jednostki.
Wzór Orzech Columbia nagrodzony Top Design Award na targach Arena Design 2015
ROZMOWA Z MIROSŁAWEM WOLSKIM, CZŁONKIEM ZARZĄDU SCHATTDECOR SP. Z O.O. Podczas tegorocznego Spotkania Noworocznego w gminie Tarnowo Podgórne odbierał Pan w imieniu firmy nagrodę Tarnowskiego Lwa – prestiżowe wyróżnienie dla przedsiębiorców i podmiotów zaangażowanych w biznes, kulturę, sport, za wkład pracy na rzecz lokalnej społeczności. Jakie znaczenie ma ta nagroda dla Państwa? Schattdecor Sp. z o.o. nagrodzono za innowacyjne rozwiązania technologiczne, za działania proekologiczne, dbałość o środowisko naturalne oraz za wspieranie gminnych stowarzyszeń i inicjatyw. Dla nas to jednak przede wszystkim ukoronowanie długofalowych działań w obszarze społecznej odpowiedzialności biznesu w przeciągu ostatnich 16 lat funkcjonowania w gminie Tarnowo Podgórne. Schattdecor to firma rodzinna bazująca na fundamentalnych wartościach, takich jak uczciwość, rzetelność, życzliwość, zasady fair play. I to nie są hasła propagandowe – tak postępujemy. Liczy się człowiek, który jest z nami, bądź do nas przychodzi: pracownicy, klienci, dostawcy czy przedstawiciele lokalnej społeczności. Jak taka filozofia zarządzania przekłada się na funkcjonowanie w gminie? Schattdecor jest aktywnym uczestnikiem życia gmin Tarnowo Podgórne i Głuchołazy, gdzie zlokalizowane są nasze polskie zakłady, uwzględnia potrzeby społeczności i działa na rzecz jej rozwoju, m.in. poprzez tworzenie bezpiecznych miejsc pracy, wspieranie lokalnych inicjatyw społecznych, współpracę z administracją czy transfer wiedzy w regionie. Schattdecor chce być „dobrym sąsiadem” – wspomagającym społeczność, ale także rozumiejącym jej potrzeby. Wspiera działalność organizacji kulturowych, sportowych i charytatywnych oraz szczególnie działania edukacyjne. Na czym w rozumieniu firmy Schattdecor polega działalność odpowiedzialna społecznie? Dobry CSR powinien bazować na przejrzystym kierowaniu firmą, w oparciu o życzliwe relacje i świadomość misji społecznej firmy, co w efekcie daje przewagę konkurencyjną. Nie da się zbudować wiarygodności firmy bez dobrych relacji z pracownikami, ze społecznością lokalną oraz z lokalnymi władzami, bez ekologicznego produktu. Jest to typowy przykład działania, które przynosi korzyści dla obu stron (win-win).
9
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
MARIAŻ
Z rozmawiał: Jakub Szymczak
2015 rok znakomicie rozpoczął się dla firmy Metalmex, która jako jedna z czterech została uhonorowana statuetką „Tarnowskiego Lwa”, nagrodą przyznawaną przez wójta dla wyróżniających się przedsiębiorców Gminy Tarnowo Podgórne. Metalmex został doceniony za umiejętne łączenie biznesu ze sztuką. Ogromna w tym zasługa współwłaścicielki firmy Violetty Kowalczyk, która jest również właścicielką galerii sztuki V.A. Gallery Poland.
tkaniami, prelekcjami. Wraz z dr. inż. Pawłem Baranowskim, krytykiem sztuki, autorem licznych publikacji o sztuce, wykładowcą, artystą i autorem plakatów, zaczęliśmy organizować spotkania na wzór obiadów czwartkowych króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ich bazą zawsze jest sztuka, obudowana innymi formami kultury w zależności od pomysłu czy tematu przewodniego. Ponieważ cykl ten spotkał się z ogromnym zainteresowaniem ze strony zarówno środowiska biznesowego, jak i świata sztuki, zrodził się pomysł uruchomienia V.A.Gallery Poland. W marcu ubiegłego roku uruchomiliśmy witrynę prezentacyjną i weszliśmy w partnerstwo z projektem Rent an Artist, aktywując za pośrednictwem galerii biznes i proponując mu wchodzenie w relację ze sztuką w oparciu na nowym, innowacyjnym sposobie.
Pani Violetto, skąd pomysł na taki mariaż sztuki z biznesem? Dzisiejszy zabiegany świat stawia zupełnie inne wymagania, Oczekuje kumulacji wszystkiego co możliwe. Stąd popularność centrów handlowych, gdzie nie tylko można zrobić zakupy, ale też coś zjeść, obejrzeć film czy skorzystać z pralni. Podążając z duchem czasu, wychodząc naprzeciw tym oczekiwaniom, chciałam, żeby Metalmex także był miejscem, w którym nie tylko robi się interesy, ale gdzie można spotkać ciekawych ludzi. Zetknąć się ze sztuką i przy filiżance kawy lub lampce wina, trochę odetchnąć i podyskutować o tym, co dzieje się wokół.
Jak często organizowane są wystawy i wernisaże? 8-9 razy w roku; i tak jak wspomniałam, zawsze w czwartki. Cieszę się, że mogę mówić już o cykliczności, bo to dla organizatora jest niezmiernie ważne. Utwierdza w przekonaniu trafności inicjatywy i zachęca do pracy.
Czy takie połączenie interesów ze sztuką to coś nowatorskiego? Przy takiej wielkości firmy jak nasza, na pewno tak. W Polsce panuje pogląd, iż zajmowanie się sztuką przynależne jest osobom o wysokim statusie materialnym. Chciałam ten pogląd zmienić i udowodnić, że to nieprawda.
Czy podczas spotkań z cyklu Mariaż Sztuki z Biznesem skupiacie się na jednej dziedzinie sztuki? Absolutnie nie. To są bardzo różne dziedziny sztuki. Jedyne postawione ograniczenie to promocja wyłącznie polskich artystów. Wprawdzie dwukrotnie zdarzyło się, że prezentowaliśmy prace obcokrajowców, ale w obu przypadkach byli to artyści polskiego pochodzenia.
Jak to się zaczęło? W grudniu 2011 roku zainicjowałam cykl spotkań pod hasłem „Mariaż sztuki z biznesem”, które przerodziły się w salon kulturalny z regularnymi wystawami, spo-
6 marca 2014 roku otworzyliście galerię sztuki V.A. Gallery Poland, której jest pani właścicielką. Co to za galeria?
10
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
V.A. Gallery Poland jest z jednej strony galerią sztuki, prezentującą swą ofertę w przestrzeni wirtualnej, i salonem kulturalnym, którego misję stanowi promocja polskiej sztuki współczesnej, z drugiej zaś moją ambicją jest to, aby nie robić tego tylko w oparciu na tradycyjnych i powszechnie znanych formach prezentacji artystów i ich dorobku. W tym kontekście na pewno V.A. Gallery Poland to nietypowe przedsięwzięcie. Postawiłam na relacje biznesu ze sztuką, ale w nowej, nieznanej dotąd odsłonie, dlatego do współpracy zaprosiłam Piotra Michalaka, pomysłodawcę i kuratora wspomnianego wyżej projektu Rent an Artist. To pomysł, który zdobył prestiżową nagrodę na Europejskim Kongresie Kultury oraz znalazł się w gronie pretendentów do miana twórcy nowych form współpracy pomiędzy biznesem a partnerami społecznymi w prestiżowym, międzynarodowym konkursie organizowanym przez organizację Ashoka. V.A. Gallery Poland ma bowiem tworzyć nowe przestrzenie do zaistnienia relacji i nowe kanały do nawiązania dialogu dla biznesu i sztuki. Chcę dać szansę tym dwóm różnym światom na lepsze poznanie się i zrozumienie, ponieważ stąd już niedaleka droga do przyjaźni, a niezwykle istotną rzeczą jest to, aby biznes ze sztuką się przyjaźnił. Dlaczego? Ponieważ sztuka powinna być inspiracją dla innowacyjnych pomysłów w biznesie i jednocześnie uczyć się od niego filozofii handlu. Bez kreatywności i rozwoju firma podąża ku rynkowemu niebytowi. Mówił o tym już sam Henry Ford: „Firmy, które rosną dzięki rozwojowi i ulepszeniom, nie zginą. Ale kiedy firma przestaje być twórcza, kiedy uważa, że osiągnęła doskonałość i teraz musi tylko produkować – już po niej”. I to trzeba biznesowi uświadamiać, który często jest zbyt zachowawczy, szczególnie gdy na horyzoncie czai się kryzys, tymczasem z nim można wygrać tylko kreatywnością, niekonwencjonalnym myśleniem i innowacyjnością, a sztuka w tym zakresie jest nie do pobicia. Dlatego potrzebna jest przestrzeń do zaistnienia dialogu pomiędzy tymi światami. Skąd czerpała Pani inspirację? Podczas wizyty w Nowym Jorku zafascynowało mnie Rockefeller Center, czyli miasto w mieście będące największym na świecie prywatnym kompleksem, gdzie biznes splata się ze sztuką. Z tego wzoru zaczerpnęłam inspiracji. Stworzenie takiego centrum, w którym sztuka łączy się z biznesem, to coś niesamowitego. Chciałabym, aby coś takiego było u nas, choć zdaję sobie sprawę, że za swojego żywota tego nie zrobię. Liczę, że uda się to następnym pokoleniom. Fakt, że Metalmex jest firmą pokoleniową, ułatwia snucie takich wizji? Niekoniecznie jest to czynnik determinujący taką działalność. Niemniej to coś, na czym można budować bardziej długofalowe wizje.
MOTTO FIRMY: „Firmy, które rosną dzięki rozwojowi i ulepszeniom, nie zginą. Ale kiedy firma przestaje być twórcza, kiedy uważa, że osiągnęła doskonałość i teraz musi tylko produkować – już po niej” – Henry Ford. W sztuce łatwo się zatracić, co może z kolei wpłynąć na kondycję finansową firmy. Nie obawia się Pani tego? Nie ma takiej możliwości. Mój ojciec i siostra trzymają w swych rękach finanse i na pewno mi na to nie pozwolą. (śmiech) Metalmex jest również inicjatorem Warsztatów OnOff. Na czym one polegają? OnOff jest projektem skierowanym do młodego pokolenia projektantów i designerów. W pierwszej fazie realizacji obejmował spotkania i warsztaty offline odbywające się w firmie Metalmex. Aktualnie wchodzimy w kolejny etap i rozpoczynamy również działalność online. W tej przestrzeni jesteśmy dostarczycielem newsów trendowych, wiadomości produktowych, a także miejscem prezentacji kreatywności młodych projektantów. Ideę projektu stanowi bowiem stworzenie platformy dedykowanej właśnie początkującym projektantom i designerom, która funkcjonuje w przestrzeni dwóch światów: realnego i wirtualnego. Wszystko po to, aby z tych światów czerpać to, co oferują one najcenniejszego. Cyberprzestrzeń ma dostarczać wiedzy, a świat realny bezcennych kontaktów. Do współpracy w realizacji przedsięwzięć pod egidą OnOff przystąpiły właśnie dwie prestiżowe poznańskie uczelnie: Uniwersytet Artystyczny i Uniwersytet Przyrodniczy. Jak często spotykacie się ze studentami? Dwa razy do roku mamy spotkania offline, najbliższe będzie w maju.
Ikoną tych warsztatów jest Monika Onoszko. Trendwatcherka, związana z agencją Fashionsnoops z Nowego Jorku. Staramy się też zapraszać
HISTORIA METALMEXU
inne znane postacie z branży. Ostatnio gościł u nas Henryk Stawicki z Parsons The New School for Design w Nowym Jorku. ■
Historia firmy rozpoczęła się we wrześniu 1984 roku, gdy ojciec obecnych właścicielek na ulicy Ślusarskiej przy Starym Rynku w Poznaniu uruchomił sklep z artykułami metalowymi i akcesoriami służącymi do wyposażenia wnętrz. Na początku lat 90. zmodyfikowany został profil działalności. Firma zdecydowała się skoncentrować na handlu hurtowym akcesoriami meblowym. Zmieniona została również siedziba. Metalmex przeniósł się na ulicę Perzycką. Zwiększająca się liczba odbiorców i asortymentu spowodowała, że po kilkunastu latach nowa siedziba okazała się zbyt mała. W firmie podjęto decyzję o zakupie gruntów i kolejnej zmianie lokalizacji. W lipcu 2007 roku otwarto obecną siedzibę w podpoznańskim Wysogotowie. W obiekcie o powierzchni blisko 1500 m2 oprócz przestronnego salonu wystawienniczego i hal magazynowych znajdują się również maszyny do obróbki drewna. Dzięki temu firma poszerzyła działalność o usługi w zakresie cięcia i okleinowania płyt. W czerwcu 2010 roku dobudowana została hala magazynowa, przeznaczona na składowanie płyt meblowych i blatów. We wrześniu 2013 roku do użytku został oddany multiroom. Obiekt szkoleniowo-konferencyjno-wystawienniczy o powierzchni 130 m2, wyposażony w najnowocześniejszy sprzęt multimedialny. To pierwszy etap realizacji projektu Centrum kreatywności.pl. Metalmex to obecnie firma handlowo-usługowa, oferująca akcesoria do produkcji mebli i aranżacji wnętrz największych producentów w branży oraz świadcząca usługi w zakresie cięcia i okleinowania płyt. Ale nie tylko. To miejsce, w którym nie tylko robi się interesy, ale, poznaje nieprzeciętnych ludzi. To platforma łącząca biznes ze sztuką, m.in. poprzez cykl spotkań Mariaż Sztuki z Biznesem. Metalmex jest też zwolennikiem integracji, kooperacji i powiązań sieciowych. Firma jest inicjatorem i liderem istniejącego od 2011 roku Wielkopolskiego Klastra Mebel design.
11
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
CIĄGŁE
Propaguję partycypacyjny styl zarządzania. Najbardziej optymalna dla mnie jako managera sytuacja to taka, w której ludzie – zachęceni przykładem – sami zaczną sobie stawiać ambitne cele i sami siebie będą motywować – mówi Jacek Guner, wiceprezes zarządu Strauss Cafe Poland, laureat Tarnowskich Lwów. rozmawiał: Michał Cieślak
12
fot. archiwum Jacka Gunera
DOSKONALENIE
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
W uzasadnieniu nagrody Tarnowskich Lwów dla Pana czytamy: za sukces polskiego managera w międzynarodowej firmie. Czy według Pana polski manager różni się od zagranicznego, czy polskim managerom jest trudniej odnaleźć się w międzynarodowych firmach? Nie, to kwestia przygotowania, kwalifikacji i później doświadczenia. Myślę, że polscy managerowie mogą się wyróżniać w stosunku do managerów z innych krajów ambicjami. Mamy ciągle poczucie, że jesteśmy z tej gorszej części świata, to poczucie prawie stopniało, ale ciągle jeszcze jesteśmy z Europy Wschodniej. To może działać na naszą korzyść, gdyż bardziej się staramy i bardziej nam zależy. Za granicą mogą mieć lepsze przygotowanie, chociaż niekoniecznie. Jeżeli przedsiębiorstwo funkcjonuje 50 czy 100 lat w gospodarce rynkowej, to jego metody zarządzania, kierowania ludźmi przechodziły z pokolenia na pokolenie. My natomiast po 1989 roku dużo rzeczy musieliśmy robić od nowa. Nie było nawyków i tradycji. Kiedy do Polski przychodziły zagraniczne przedsiębiorstwa, wprowadzały swoje style zarządzania. Jednak w naszym kraju, który przeszedł z socjalizmu do kapitalizmu, nie od razu były tak łatwo przejmowane. Jeżdżąc dość często za granicę, obserwuję, jak ludzie pracują i zarządzają, mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że absolutnie nie mamy się czego wstydzić. Dzisiaj mogę powiedzieć, że nasz zakład produkcyjny po ponad 20 latach funkcjonowania jest w czołówce światowej pod względem zarządzania i to porównując nie tylko w naszej branży czy szerzej spożywczej, ale też np. automotive. Sądzę, że gdyby przeprowadzić audyt, sprawdzając poszczególne obszary zarządzania, w wielu kategoriach bylibyśmy w ścisłej światowej czołówce. To wymaga nieustannego wysiłku, ciągłej pracy, skończenia jednego projektu i rozpoczynania kolejnego. Trzeba mieć w sobie chęć, upór i dyscyplinę ciągłego doskonalenia. Nie można powiedzieć: „Mamy fajne udziały w rynku, dobry wynik finansowy, jesteśmy zadowoleni z siebie”. Czyli ciągła zmiana? My to nazywamy ciągłym doskonaleniem. To jest podstawą filozofii naszego działania. Dzisiaj robię coś w określony sposób, ale już się zastanawiam, jak mogę robić to lepiej pomimo tego, że jest dobre i działa. Szukamy jeszcze lepszych rozwiązań. Oczywiście, nie staramy się na siłę wymyślić koła. Szukamy sprawdzonych wzorców, staramy się jeździć do innych firm w Polsce i za granicą, by patrzeć, jak oni organizują pewne procesy. Z takiej wyprawy zawsze przywozimy kilka rozwiązań, które wdrażamy. W momencie kiedy skumulują się różne rozwiązania, osiągamy efekt. Obecnie mocno zaangażowaliśmy się we wdrażanie lean manufacturing, czyli metody szczupłej produkcji, w której zastosowanych jest wiele różnych systemów. Jeździmy na spotkania, konferencje, gdzie spotykamy osoby odpowiedzialne za te procesy w firmach często z innych branż. Odwiedziliśmy fabrykę globalnego producenta napojów zimnych, ich managerowie byli z kolei u nas z rewizytą. Cieszę się, że możemy wymieniać doświadczenia i uczyć się nawzajem z ludźmi, którzy są pasjonatami dobrego zarządzania, bardzo zaangażowanymi, a jednocześnie bardzo otwartymi na dzielenie się wiedzą. Jak wprowadza się nową metodykę pracy? Jeśli mówimy o lean manufacturing, warto wspomnieć o składowych systemach tej metody. Jest system 5S, który dotyczy stworzenia dobrze zorganizowanego i uporządkowanego stanowiska pracy. Na danym stanowisku ma być tylko to, co jest niezbędne. To dotyczy wszystkich maszyn i narzędzi, tworzy ład, kulturę i porządek. To, czego potrzebuję, jest zawsze sprawne i na tym miejscu, nie marnuję czasu na szukanie. Duży nacisk kładziemy na efektywność, mierzymy bardzo dużo różnych wskaźników i staramy się je cały czas poprawiać. Wszystko po to, by
być ciągle konkurencyjnym. Także pod względem jakości: byliśmy jedną z pierwszych firm w przemyśle spożywczym, która otrzymała certyfikat ISO 9001 – w 1996 roku. Nasz produkt musi być bezpieczny i zawsze musi smakować w ten sam sposób. Wspominał Pan o zapożyczeniach z automotive… Tak, wystarczy wskazać na metody związane z total productive maintenance (TPM), które my nazwaliśmy „Towarzystwem Przyjaciół Maszyn”. Rzecz w tym, by w utrzymanie ruchu byli zaangażowani wszyscy, nie tylko kierownicy. Polega to na tym, aby jak najwięcej czynności konserwacyjnych wykonywali operatorzy maszyn, którzy powinni czuć się ich „właścicielami”. Ogólna idea jest taka: „Będąc rodzicem, troszczę się o swoje dziecko”. Operator maszyny musi umieć wszystko sam zrobić, dopiero kiedy sam nie potrafi rozwiązać problemu, wzywa dział techniczny. Z czasem wiedzę na temat utrzymania maszyny w ruchu powinni rozszerzać. Wszystko po to, by dział techniczny robił tylko przeglądy okresowe. Bardzo ważnym wskaźnikiem, do którego stopniowo przyzwyczajaliśmy pracowników jest porównanie efektywności wyprodukowanej do efektywności teoretycznej maszyn. Nasz wynik obecnie pozycjonuje nas bardzo wysoko. Zapożyczaliśmy wiele rozwiązań japońskich od automotive, bo właśnie tam była największa presja na koszty i największa konkurencja. Zresztą to tam dokonał się największy postęp w systemach zarządzania. Czy łatwo jest przekonać pracowników do nowych zastosowań? Na początku zawsze jest wszystko na „nie”. Pada pytanie: po co? Z czasem się przekonują. Mamy tablice, które wyświetlają w czasie rzeczywistym efektywność i jeżeli jest ona powyżej 85%, świecą się na zielono, jeśli niżej – to na pomarańczowo, a potem na czerwono. Na początku towarzyszy temu duży stres, natomiast nikt nie każe od razu osiągać najwyższych wyników. Jeżeli pracownik ma jakiś problem, powinien sam zaproponować rozwiązanie. Dzięki takiemu podejściu na niektórych maszynach osiągamy wynik powyżej 95%. Wtedy pracownik wykonuje swoją pracę spokojnie, ostatecznie korzyść mają firma i on sam. Wszyscy mają świadomość, że trzeba przejść odpowiednią drogę, by osiągnąć założony poziom. Rzecz tylko w tym, by problem, który raz się pojawił, więcej się nie powtórzył. To jest droga ciągłego doskonalenia. Zaszczepienie tego w ludzkich głowach powoduje, że oni sami wchodzą na tę ścieżkę, zaczynają ją rozumieć i przez ten pryzmat oceniają i projektują swoje działania. Wprowadzenie systemu 5S było rewolucją: kazaliśmy usunąć wszystkie zbędne narzędzia – a było ich często wiele – miejsce pracy stało się odpowiednio czyste i zorganizowane. Początkowo opór był bardzo
duży, teraz jest elegancko i porządnie. Pracownik dzięki temu, że pracuje w zorganizowanym miejscu, lepiej się czuje i znów mamy korzyść dla niego i dla zakładu. Nic mnie tak nie denerwuje jak sytuacja, gdy nie można czegoś znaleźć lub coś się psuje i nie mam jak i czym tego naprawić. Dlatego zdaję sobie sprawę, że kiedy pracownik ma awarię i nie może znaleźć narzędzia, narasta w nim ogromny stres. Pierwsza rzecz to wyeliminowanie tego co można, a druga – żeby zawsze to co potrzebne było pod ręką. Staramy się zmieniać na lepsze i rozwijać się małymi krokami, cegiełka po cegiełce. Zauważam, że taka postawa już mocno zaszczepiła się w ludziach. Zróbmy coś powoli, ale dobrze. Czyli nie nakaz. a wytworzenie w pracowniku przekonania, że zmiana jest słuszna i korzystna. Cała sztuka zarządzania polega na tym, żeby zmiana nie dotyczyła tylko mnie i dwóch najbliższych osób. Chodzi o to, żeby ta świadomość schodziła w dół struktur – kultura zarządzania, ciągłe doskonalenie od prezesa do każdego pracownika, angażowanie każdego bez wyjątku. To znów kwestia metody, w jaki sposób do tego podejść, żeby zarazić innych, utrzymać motywację na ciągłym poziomie. Pan pytał o Polaków i inne nacje: naszą cechą narodową jest duży zapał, ale później jest niekonsekwencja w działaniu, co jest naszą wadą. To przy pracy projektowej szkodzi. Tak, dlatego motywację i dyscyplinę trzeba utrzymywać na odpowiednim poziomie. Jakby miał Pan wskazać kilka zasad, którymi kieruje się Pan we własnym stylu zarządzania? Pierwszą i chyba najistotniejszą jest dawanie przykładu. Zdaję sobie sprawę, że ludzie będą się tak zachowywać, postępować jak ja. Jeżeli wymagam dyscypliny, to muszę być zdyscyplinowany, jeżeli wymagam efektywności, to muszę być efektywny. Wielokrotnie zauważyłem, że ludzie nawet używają tego samego języka w określonych grupach. Tworzy się pewna kultura, pewien sposób bycia, styl pracy. Dlatego często zadaję sobie pytanie, jaki styl pracy propaguję. Druga bardzo ważna rzecz to jasno określone cele, do których dążymy. Komunikować je swoim pracownikom i mieć pewność, że je zrozumieli. Na początku połowa powie: „Nie”, część będzie się wahać, kilku powie: „Tak”. Powstaje pewien opór do zmian. Wtedy trzeba umieć stworzyć sobie zwolenników – dwie, trzy osoby, które nowy pomysł popierają. Poszerzać krąg zwolenników, tak długo, aż ci, którzy byli przeciwni, też się włączą. Nie na zasadzie polecenia służbowego – tylko przekonania. Polecenie służbowe owszem, mogę rozliczyć pracownika, czy je wykonał. Jednak w momencie, gdy wyjadę na delegację, je-
SYSTEM 5S
Powstał on w Japonii, jego celem jest stworzenie zorganizowanego i uporządkowanego miejsca pracy.
1 2 3 SEIRI
selekcja/ sortowanie
SEITON
systematyka
13
SEISO
sprzątanie
SEIKETSU SHITSUKE standaryzacja
samodyscyplina/ samodoskonalenie
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
Wszyscy mają świadomość, że trzeba przejść odpowiednią drogę, by osiągnąć założony poziom. Rzecz tylko w tym, by problem, który raz się pojawił, więcej się nie powtórzył. To jest droga ciągłego doskonalenia. Zaszczepienie tego w ludzkich głowach powoduje, że oni sami wchodzą na tę ścieżkę, zaczynają ją rozumieć i przez ten pryzmat oceniają i projektują swoje działania. żeli ten człowiek nie będzie miał sam przekonania, że ma tak postępować, będzie robił inaczej. Oczywiście może się pojawić problem gorszego dnia, lenistwa, ale wtedy on sam czuje się źle w stosunku do siebie. Czuje się w jakiś sposób winny, że nie robi tego, do czego jest przekonany. Oczywiście nie dzieje się to za pierwszym spotkaniem na dany temat, tym bardziej jeżeli realizuje się dużo projektów. Ludzie są zmęczeni, to też trzeba brać pod uwagę i nie można narzucać więcej, niż są w stanie unieść. To musi być stopniowane. Cel musi być na tyle ambitny, żeby wyzwalał w ludziach pozytywną energię do działania i musi być realny. Nie może być zbyt ambitny. Przykładowo: jeżeli poprosiłbym Pana o przebiegnięcie wspólnie jutro maratonu, to jeżeli Pan nie trenuje, jest to niemożliwe. Ale jeżeli ustalimy razem, że za rok-dwa przebiegniemy maraton i przygotujemy program treningu... To jest to realne. Musimy się wzajemnie przekonać, że ten maraton jest dla nas i warto go przebiec. Wydaje mi się to bardzo istotne. Może jest to bardzo partycypacyjny styl, demokratyczny na pewno nie jest. Najbardziej optymalna sytuacja to taka, w której ludzie sami zaczną sobie stawiać ambitne cele i sami siebie będą motywować. Mój udział w motywowaniu będzie stopniowo coraz mniejszy. Na końcu będzie to już samograj. Jakie wydarzenia w swojej karierze managera uznałby Pan za kamienie milowe, punkty zwrotne? Pierwszy punkt to kiedy miałem 29 lat i dostałem propozycję pracy tutaj jako kierownik zakładu. To było szokujące, praktycznie nie miałem doświadczenia w zarządzaniu, ale mimo to podjąłem się tego wyzwania. Wskoczyłem na głęboką wodę, trochę na oślep. Współpraca z różnymi firmami powodowała, że podnosiliśmy poziom naszej pracy i zarządzania. Najpierw osiągnęliśmy poziom pracy, który był wymagany przez pierwszego partnera, później musieliśmy się dostosować do oczekiwań kolejnej firmy. Teraz jesteśmy „dorosłą” firmą, która chce iść swoją drogą i sama sobie wyznacza cele. Bardzo wiele mi dały studia MBA. To takie poszerzenie wiedzy z marketingu,
finansów i zarządzania strategicznego. Wcześniej brakowało mi trochę przygotowania teoretycznego w tym kierunku, po skończonej politechnice. Ważny dla mnie był mój szef, bo był to ktoś, od kogo mogłem się wiele nauczyć. To taki trener, od którego zawsze coś się przejmuje. Jeżeli trafi się na kogoś, kto ma wiedzę i doświadczenie i chce się nimi dzielić, to wtedy człowiek dostaje „przyspieszenia”. Jeżeli szefa raczej się unika, wtedy rozwój jest mocno ograniczony. Jestem zdania, że najlepiej człowiek nabywa umiejętności przez praktykę. Jeżdżenie na szkolenia jest dobre, jednak ja stosuję zasadę 1% teorii do 99% praktyki. Zdobywanie wiedzy na poziomie umysłu jest istotne, natomiast jeżeli nie umiem wdrożyć jej w życiu, to niestety jest ona stracona i bezużyteczna. Dlatego stosujemy taką zasadę, że gdy ktoś jedzie na szkolenie, musi przywieźć 1-2 pomysły praktyczne do wdrożenia. Wprowadzenie zmian w firmie zajmuje czas, zwykle trwa to około trzech miesięcy. Proste rzeczy można wdrożyć następnego dnia, natomiast konieczne jest utrwalenie, żeby stało się to takim nawykiem. W jakim procencie sukces w branży kawowej zależy od dobrego zarządzania, kultury pracy, a w jakim od np. warunków rynkowych? Konsumenci kawy są bardzo przywiązani do marek. To daje nam duże poczucie bezpieczeństwa, bo żeby ich utracić, musielibyśmy popełnić spory błąd. Oczywiście przez działania promocyjne, reklamę różnych marek ludzie w ograniczonym zakresie przenoszą swoje sympatie z jednych na drugie. Musimy budować pozytywny wizerunek naszej marki, utrzymywać odpowiednią jakość i cenę produktu i dostosowywać do tego promocję. Recepta jest taka, że nie możemy być gorsi niż konkurencja, powinniśmy być natomiast lepsi, żeby móc się rozwijać, na czym nam bardzo zależy. Nie jesteśmy firmą high-tech zależną od poziomu badań i rozwoju, szybkich zmian technologii, gdzie dobry dziś smartfon jutro nie będzie budził zainteresowania, bo momentalnie pojawi się jeszcze lepszy. Nie zrealizuje się scenariusz Nokii, która będąc jednego dnia symbolem rozwoju Finlandii, kolejnego upada, bo nie rozpoznała trendu. Owszem, u nas pojawiają się
nowości, np. kapsułki, wciąż badamy, czy warto być obecnym w tym segmencie, bo rynek jest bardzo mały, a wymaga dużych nakładów. Kawa jest produktem tradycyjnym, bardzo dojrzałym. Zawsze mówię, że lepiej produkować kawę, chleb albo mleko, bo z tych produktów ludzie korzystają codziennie i zagrożenie, że nagle przestaną, jest znikome. Co prawda u nas nie ma może tak wysokich marż jak w high-tech, ale nie mamy powodów do narzekania. Jak firma czuje się w gminie Tarnowo Podgórne? Położenie jest bardzo dobre, jesteśmy bardzo blisko Poznania, dużego ośrodka oferującego edukację na wysokim poziomie, stąd pozyskanie pracowników nie sprawia nam trudności. Pracownicy również mają dobry dojazd do firmy, otworzenie obwodnicy jeszcze im to ułatwiło. Kolejną po-
14
zytywną stroną naszej lokalizacji jest to, że jesteśmy widoczni. Mamy reklamę na budynkach za darmo, oglądaną codziennie przez tysiące kierowców i pasażerów samochodów. Jeśli chodzi o współpracę z gminą, uważam ją za bardzo dobrą. Staramy się wspierać gminę w różnych działaniach, nasz produkt bardzo dobrze sprawdza się na różnego rodzaju imprezach: Biegu Lwa czy festynach. Staramy się też maksymalnie ograniczać nasz wpływ na środowisko. Miły skądinąd aromat kawy może być czasem dla niektórych dokuczliwy, więc staramy się również go ograniczać. Sadzimy drzewa, staramy się, żeby nasz teren był zielony i przyjazny. Dajemy około 200 miejsc pracy, myślę, że to też ma znaczenie. Jeżeli nasza współpraca z gminą przebiega w taki sposób, że nie ma problemów, pozostaje się tylko cieszyć. ■
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
GEN DESIGNU Decyzja klientów o wyborze naszych produktów i pełna satysfakcja z ich użytkowania stanowią dla mnie powód do dumy. To potwierdzenie, że nasza praca ma sens, że warto podejmować wyzwania, a dobre wzornictwo obroni się samo – mówi Ryszard Balcerkiewicz, założyciel i właściciel firmy NOTI, obchodzącej w tym roku jubileusz 10-lecia istnienia. rozmawiał: Michał Cieślak
Dlaczego powstała firma NOTI? Tworząc nową markę w styczniu 2005 r., w sposób zdecydowany zamierzałem zaproponować produkt zupełnie odmienny jakościowo i stylistycznie od tego, co dostępne było powszechnie na krajowym rynku. Z moich kilkunastoletnich doświadczeń, zdobytych w czasie tworzenia marki mebli biurowych Balma oraz 30-letnich doświadczeń zawodowych, wiem, że klient docenia spójność oferty, określony poziom projektowo-jakościowy wyrobów i wyraźną strategię firmy. Chciałem, by kupując meble NOTI, był pewien doskonałego wzornictwa, jakości oraz kompleksowej obsługi. „Po pierwsze design” – to zasada, która towarzyszy nam w każdym działaniu. Design rozumiemy jako świadome projektowanie, gdzie funkcja, potrzeby użytkowników, ich styl życia, a także forma i jakość materiałów oraz ich wykonania tworzą harmonijną całość. Wszystkie projekty NOTI noszą ten sam „gen designu”. Obecnie jesteśmy w tej branży jedyną marką, która współpracowała lub współpracuje z powodzeniem z tyloma świetnymi projektantami, m.in.: Piotrem Kuchcińskim, Tomaszem Augustyniakiem, Renatą Kalarus, Tomkiem Rygalikiem, Mikołajem Wierszyłłowskim, Jerzym Langierem, Krystianem Kowalskim, Jerzym Porębskim, Grzegorzem Niwińskim, Dorotą Koziarą oraz pracownią PEP prof. Katarzyny Laskowskiej z UA Poznań. W ubiegłym roku po raz pierwszy podjęliśmy też współpracę z projektantem spoza Polski – Leonardo Tallarico, który tworzy dla najbardziej prestiżowych firm, takich jak: Cappellini, Mercedes-Benz, Alcantara. Efekty tej współpracy pokazywała w pełni wystawa prezentowana podczas Arena Design „10 lat NOTI – wystawa jubileuszowa”.
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
NOTI stawia na polski design i projektantów, autorskie kolekcje. W jaki sposób udaje się pogodzić te dwa światy: podejście artystyczne i biznesowe. Design szczególnie w Polsce kojarzy się z czymś dziwnym, drogim. Myślę, że polski odpowiednik tego słowa, „sztuka użytkowa”, stosowany często zamiennie z „wzornictwem” wprowadza dużo zamieszania, bo pogłębia tylko postrzeganie przedmiotów czy usług zaprojektowanych przez projektantów i pokazywanych na wystawach jako obiekty w pewnym sensie muzealne, a nie użytkowe właśnie. Do niedawna większość uczelni kształcących projektantów również pielęgnowała ten sposób patrzenia na design. Jednak dużo w tym względzie się zmienia. uczelnie próbują rozwijać współpracę z biznesem, realizują wspólne projekty z firmami. To pozwala młodym projektantom „zejść na ziemię” i umożliwia pracę dla biznesu w oparciu na konkretnych realiach rynku. Najważniejsze jest wzajemne zrozumienie i poznanie stylu pracy – projektanta oraz firmy. Przemysł działa w określonych strukturach, narzuca terminy produkcyjne, wymagania technologiczne. Projektanci pracują z kolei jako freelancerzy, często równolegle nad kilkoma projektami, mają inne podejście do terminów realizacji. Młodym projektantom brakuje z kolei doświadczenia z produkcją, technologią, zwykle nie wiedzą, czego oczekuje rynek.
– tutaj w Tarnowie Podgórnym funkcjonują fabryki obu firm, zatrudniamy pracowników z regionu, pracujemy z polskimi projektantami. Cała produkcja obu marek odbywa się właśnie tutaj. Liczą się dla mnie rzetelność i uczciwość w biznesie, co oznacza także odpowiedzialność za wysoką jakość produktów, współpracę z projektantami, profesjonalny zespół pracowników i dostawców, nowoczesną technologię, wreszcie reagowanie na realne potrzeby użytkowników. Tutaj ponad 30 lat temu rozpoczynałem swoją przygodę z biznesem, jestem bardzo związany z tym miejscem. Dziś to prawdziwe zagłębie przemysłowe z siedzibami dużych firm, kiedy zaczynałem – przede mną było tylko puste pole…
Piotr Kuchciński/ projektant
Kolekcja Clapp
Czy Polaków jest łatwo przekonać do jakościowych mebli z autorskich kolekcji? W Polsce mamy kilka większych miast z ośrodkami kulturalnymi, gdzie zarabia się więcej, reszta kraju to małe miejscowości i ludzie borykający się z podstawowymi problemami ekonomicznymi. Dlatego sukces rynkowy odnoszą firmy produkcyjne mające produkt słabo zaprojektowany, nieergonomiczny, brzydki, ale tani. To nie zmieniło się znacząco w tej dekadzie. Postęp oczywiście jest, ale wciąż za mały, aby gonić duże międzynarodowe marki. Widać natomiast, zwłaszcza w większych miastach, że rośnie świadomość dobrego wzornictwa oraz chęci posiadania dobrze zaprojektowanych mebli. Otwartość na świat daje duże możliwości obserwacji, chęć zmiany naszego otoczenia zgodnie z najnowszymi trendami, więc szanse na sprzedaż produktów dobrze zaprojektowanych, ergonomicznych, wygodnych, dostosowanych do potrzeb klienta rośnie. Dobrze zaprojektowane przedmioty wcale nie muszą być luksusowe i drogie, wręcz odwrotnie – kupujemy je na długie lata, bo są przemyślane, odpowiadają na nasze potrzeby i wykonane zostały z dobrej jakości materiałów. To sprawia, że w dłuższej perspektywie to opłacalny zakup – zamiast tańszych, lecz nietrwałych przedmiotów. W kontekście biznesowym postawienie na działalność niemasową zawsze jest ryzykowne. Potwierdziło się to również w tej dekadzie, w czasie spowolnienia gospodarczego. Ambitnym firmom jest szczególnie trudno, tym bardziej, że w Polsce mamy ogromną produkcję meblarską, ale nie mamy znanych marek na skalę europejską czy światową. Takie marki buduje się konsekwentnie przez wiele lat, przy wsparciu państwa. Na szybką promocję na arenie międzynarodowej i wygrywanie z markami globalnymi jesteśmy ciągle nieprzygotowani.
Kolekcja Clapp zaprojektowana przez Piotra Kuchcińskiego dla marki NOTI to połączenie inspiracji designu lat 50.i 60. z nowoczesną linią i szlachetnymi tkaninami. Fotel z tej kolekcji otrzymał prestiżową nagrodę nazywaną często Oskarem Designu – Red Dot Design Awards.
Od lat działa Pan w Tarnowie Podgórnym… Myślę globalnie – chcę tworzyć markę, która będzie rozpoznawalna za granicą, byśmy byli dumni z polskiego wzornictwa, ale jednocześnie działam lokalnie
materiały prasowe NOTI, foto Weronika Trojanowska
Jak na przestrzeni tych 10 lat zmienił się biznes meblowy, ale także oczekiwania i gusta klientów? Branża meblowa w Polsce teoretycznie ma się dobrze. Rośnie nam wartość produkcji mebli i być może nawet padnie kolejny rekord. W liczbie produkowanych ton jesteśmy w gronie największych graczy, ale ma się to nijak do poziomu innowacji i rozwoju polskich marek meblowych. Nadal w większości produkujemy dla dużych koncernów zagranicznych, pracując na pozycję ich marek. Rozwój marki NOTI oparłem od początku na designie i współpracy z najlepszymi projektantami. Dajemy również szanse młodym projektantom. Młode marki takie jak my mają duże problemy w konfrontacji rynkowej z uznanymi firmami zachodnimi, pracującymi na swoje pozycje przez dziesięciolecia, często od pokoleń. Budowa silnych, konkurencyjnych marek opartych na innowacji i designie to długa, bardzo wymagająca i kosztowna droga. Do tego potrzebna jest
16
W kolekcjach mebli doceniane są nowoczesność, często minimalizm, ale z nastawieniem na wygodę, ergonomię. Oczekiwaniem jest wielofunkcyjność, czyli wszystko w jednym, np. wygodne meble do salonu, ale z funkcją okazjonalnego spania. Wynika to często z małej powierzchni mieszkań. foto © NOTI
wypoczynkowa, wreszcie organizacja przestrzeni dającej prywatność, np. podczas prowadzenia rozmów. W jaki sposób polskie wzornictwo odbiera się za granicą? Czy rośnie nim zainteresowanie, jest odkrywane na nowo? Żyjemy obecnie w dwóch rzeczywistościach. Polski design przeżywa, szczególnie w Europie, swoje pięć minut. Obserwujemy prawdziwy wzrost zainteresowania polskimi projektantami i produktami. Tylko że jest to rzeczywistość wystawowa, eventowa. Polskie projekty prezentowane są na licznych wystawach, mamy reprezentację na wszystkich ważniejszych festiwalach designu. Cieszy mnie to ogromnie, że niemal we wszystkich tych inicjatywach jesteśmy obecni jako marka NOTI i swoimi produktami dołączamy się do promocji polskiego designu za granicą. Niestety druga rzeczywistość to ta biznesowa. Tutaj, jak już wspominałem, jesteśmy postrzegani ciągle jako tańszy rynek produkcyjny. Toteż produkujemy dla zagranicznych koncernów, pod obcymi markami, ciągle poniżej naszych możliwości. Zaledwie kilku naszym projektantom udało się jak dotąd podjąć współpracę z dużymi międzynarodowymi firmami, gdzie mogą otwarcie o tym mówić, wielu pracuje
anonimowo na rzecz tych marek. Będziemy mogli sobie pogratulować, gdy da się wymienić choćby kilkanaście polskich marek liczących się na arenie międzynarodowej, które zaskoczą dobrym wzornictwem, funkcjonalnością i umiejętnością odczytywania współczesnych potrzeb użytkowników.
która ostatecznie otrzymała prestiżową nagrodę Red Dot Design Awards. Oczywiście od idei do realizacji wiedzie długa droga. Ideę projektanta, szkice omawiamy w większym gronie z udziałem technologów, szefa produkcji, pracowników odpowiedzialnych za handel i logistykę. Powstaje model, który jest dopracowywany, poprawiany, wreszcie prototyp zbliżony do finalnej formy mebla. Testujemy go, zbieramy uwagi, jeszcze na tym etapie wprowadzamy poprawki. Wreszcie zamykamy wzór do produkcji. Zdarza się, ze wprowadzamy korekty czy udoskonalenia wzorów już produkowanych.
W jaki sposób powstają autorskie kolekcje? Staramy się kierować propozycje do najlepszych projektantów, mających już dorobek i doświadczenie. W większości projektów przeprowadzamy badania, piszemy brief, a ostateczną decyzję podejmuję osobiście. Ale z każdą kolekcją jest trochę inaczej. Czasami wiemy, że potrzebujemy np. miękką, komfortową sofę do salonów lub lekki fotel czy hoker do wyposażenia wnętrz użyteczności publicznej. Wtedy powstaje brief dla projektanta. Innym razem po prostu szukamy ciekawych nowości – tak było m.in. z kolekcją Clapp Piotra Kuchcińskiego,
foto © NOTI
większa, zorganizowana i długofalowa pomoc państwa. Konkretny opracowany na lata plan promocji polskich marek, projektantów i produktów. Z kolei w kwestii oczekiwań klientów nie obserwujemy przełomu. Polacy cenią funkcjonalność i jakość za rozsądną cenę. Technologia zaszła już tak daleko, że wymyślanie nowych rozwiązań jest coraz trudniejsze. Badania potwierdzają, że w kolekcjach nadal docenia się nowoczesność, często minimalizm, ale z nastawieniem na wygodę, ergonomię. Oczekiwaniem, szczególnie rynku polskiego, jest wielofunkcyjność, czyli wszystko w jednym, np. wygodne meble do salonu, ale z funkcją okazjonalnego spania. Wynika to często z małej powierzchni mieszkań, jaką dysponujemy. Dlatego nasz ostatni projekt z Mikołajem Wierszyłłowskim – Easy – ma rozwiązywać problemy ludzi młodych, często urządzających pierwsze mieszkanie. Zaproponowaliśmy kolekcję, która pełni funkcję salonu dziennego, miejsca do pracy i realizacji własnych zainteresowań. Meble przystosowane do szybkich i częstych zmian, dające szansę na pełną indywidualizację. W meblach biurowych widać z kolei tendencje do udomowienia pracy, również zaspokajania upodobań pracownika: pozycja siedząca, stojąca,
17
Z czego Pan, jako właściciel i założyciel NOTI, jest szczególnie zadowolony, szczególnie dumny? Decyzja klientów o wyborze produktów marki NOTI i pełna satysfakcja z użytkowania naszych mebli jest dla mnie prawdziwą, niekłamaną satysfakcją. To potwierdzenie, że nasza praca ma sens, że wykonujemy pożyteczny zawód, że warto podejmować wyzwania, a dobre wzornictwo obroni się samo. Oczywiście cieszą nas także nagrody takie jak dwukrotne zdobycie Red Dot Design Award, kilka Złotych Medali Międzynarodowych Targów Poznańskich, Dobry Design, Must Have, Top Design Award, i inne, które zdobyliśmy, a także zaproszenia do licznych wystaw międzynarodowych. Z ogromną satysfakcją przyjęliśmy też fakt obecności w pierwszej publikacji porządkującej historię polskiego wzornictwa profesor Czesławy Frejlich i Dominika Lisika „Polish Design: Uncut” oraz kolejnej „Zaprojektowane. Polski dizajn 20002013”, gdzie autorzy wybrali i zaprezentowali kilkanaście projektów NOTI. To dla nas wielkie wyróżnienie i dowód uznania dla naszej pracy i tworzonych projektów. ■
PREMIERA
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
tekst: Jakub Szymczak
U DELIKA
Na rynek wchodzi właśnie trzecia generacja auta KIA Sorento. Samochód po raz pierwszy został zaprezentowany w sierpniu 2014 roku w Korei Południowej. Europa po raz pierwszy zobaczyła go podczas październikowego Motor Show w Paryżu. W Polsce nowe Sorento swoją premierę miało już w roku 2015.
P
od koniec lutego auto zostało zaprezentowane w 10 spośród 65 polskich punktów dealerskich marki KIA. Jednym z nich był KIA Delik. Na premierze gościło wielu przedstawicieli gminy Tarnowo Podgórne z wójtem Tadeuszem Czajką na czele. Jan Delik po raz pierwszy miał okazję prezentować nowy model firmy KIA w swoim salonie. Biorąc pod uwagę fakt, że dealerem koreańskiej marki jest dopiero od nieco ponad 4 lat, to trzeba przyznać, że na ten moment nie musiał czekać zbyt długo.
w ostatnich latach. Biorąc pod uwagę rynek zbytu detaliczny oraz flotowy, z każdym rokiem firma zwiększa sprzedaż o 10 procent. – Marka skierowana jest do wszystkich ludzi, bez wyjątku. KIA chce konkurować w każdej klasie aut, łącznie z markami premium, jak BMW, Mercedes czy Audi. Nowe Sorento to znakomite auto i rewelacyjny przykład, w którym kierunku zmierzają Koreańczycy – zauważa Jan Delik. Większości klientom wydaje się, że największą zaletą samochodów KIA jest ich cena, co stanowi pogląd nieco krzywdzący dla tej marki. Chyba że weźmiemy pod uwagę koszty serwisowania. W tym elemencie KIA rzeczywiście zdecydowanie góruje nad swoimi konkurentami.
TRZECIA GENERACJA
Pierwszy model Sorento został zaprezentowany w 2002 roku i na rynku funkcjonował przez ponad 7 lat. W 2009 roku światło dzienne ujrzała druga generacja koreańskiego SUV-a. Na trzecią fanom motoryzacji przyszło już czekać nieco krócej. Na czym polega główna różnica pomiędzy Sorento trzeciej generacji a jego poprzednikiem? – Całkowicie zmieniono design. Absolutnie nie można tego nazwać liftem. Nowy model jest tylko wzorowany na swoim poprzedniku. Do jego konstrukcji wykorzystano jednak lepsze materiały. W porównaniu do auta drugiej generacji nowe Sorento zostało bardzo wyciszone, co znacząco wpływa na komfort jazdy – charakteryzuje zmiany Jan Delik, właściciel KIA Delik. Sorento na razie z pewnością nie będzie najlepiej sprzedającym się autem koreańskiej marki. Palmę pierwszeństwa dzierży model Sportage. KIA chce jednak, aby Sorento wprowadziło nieco zamieszania w segmencie SUV-ów. Ma konkurować z takimi samochodami, jak BMW X5, Nissan Pathfynder czy Volvo XC90. I w tej walce koreańska propozycja nie jest pozbawiona szans. Po premierze Sorento trzeciej generacji zainteresowanie autem zdecydowanie wzrosło i polscy dealerzy zacierają już ręce, licząc na dobre wyniki sprzedaży.
KIA DELIK NA EXPO
Jan Delik jest jednym z nielicznych przedsiębiorców w gminie Tarnowo Podgórne, który od początku regularnie bierze udział w tarnowskim EXPO, organizowanym równolegle z Biegiem Lwa. Nie inaczej będzie w tym roku. KIA Delik będzie jedną z kilkudziesięciu firm, która utworzy strefę tematyczną podczas zmagań półmaratończyków. ■
KIA ATAKUJE
W Polsce koreańska marka wciąż nie jest jeszcze tak rozpoznawalna, jak życzyliby sobie jej właściciele. KIA szturmem bierze jednak rynki zachodnie. Auta tej firmy znakomicie sprzedają się w Niemczech i Anglii. Niebawem do tego grona może dołączyć również Polska. Wystarczy wziąć pod lupę sprzedaż samochodów KIA
SPRZEDAŻ KIA NA POLSKIM RYNKU (TYS. SZTUK) 7,5% ‒ cel długookresowy
18
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
POZNAŃ
NAS NIE WCHŁONIE
Dwie godziny ożywionej dyskusji, mnóstwo poruszonych tematów, prezentacja ciekawych inicjatyw na terenie gminy – kilkudziesięciu najbardziej aktywnych przedstawicieli biznesu z Tarnowskiego Stowarzyszenia Przedsiębiorców TSP spotkało się na swoim comiesięcznym spotkaniu. Gościem był Wójt Gminy Tarnowo Podgórne, Tadeusz Czajka. Najwięcej emocji podczas dyskusji wzbudził pomysł prezydenta Poznania o przyłączaniu ościennych gmin do miasta.
60%
mieszkańców gmin, które zdaniem prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka miałyby stworzyć z miastem Aglomerację Poznańską (Luboń, Komorniki, Suchy Las), oraz blisko 100% przedsiębiorców z gmin jest przeciwnych takiemu rozwiązaniu (ankietę przeprowadził Nasz Głos Poznański). Wśród argumentów wymieniano wzrost podatków, utrudniony kontakt i wydłużenie czasu załatwiania spraw urzędowych czy fakt, że nie wszystkie należne i dostępne dotąd pieniądze z lokalnych podatków trafiałyby z powrotem do gminy. Do sprawy odnieśli się również przedsiębiorcy z Tarnowa Podgórnego. Podkreślali bardzo mocno różnice między gminami, którym w pierwszej kolejności proponowana jest integracja a naszą gminą. Luboń, Komorniki i Suchy Las są bardzo mocno – choćby przez komunikację miejską, bliskość osiedli zaraz za granicą administracyjną – połączone z miastem. Tymczasem Tarnowo i miejscowości na terenie gminy korzystają z zasobów miasta, ale nie są – zdaniem przedsiębiorców – jego sypialnią. Tarnowo Podgórne jest najważniejszym rynkiem pracy w otoczeniu Poznania, więcej osób z Poznania dojeżdża do pracy do firm na jego terenie, niż podróżuje w odwrotnym kierunku. Naturalnie, Tarnowo Podgórne nie jest wyspą, jego związki z miastem są duże i korzysta choćby z dostępu do wykształconej kadry specjalistów, natomiast do ewentualnych rozmów o zespoleniu w jeden organizm aglomeracyjny, przedsiębiorcy podchodziliby z dużą rezerwą. Wójt gminy, Tadeusz Czajka uspokajał, że bez wyraźnej zgody mieszkańców wyrażonej podczas referendum, żadna decyzja o tak strategicznym znaczeniu nie jest możliwa. Podkreślił natomiast, że coraz bliższa współpraca z miastem jest nieunikniona, ale musi być oparta na funkcjonalnych rozwiązaniach, korzystnych dla obu stron. Zacieśnianie współpracy nie musi zakładać utraty podmiotowości i niezależności przez gminę.
Przedsiębiorcy skierowali do Wójta pytania, m.in. o możliwość ograniczenia emisji szkodliwych substancji, których wiele przedostaje się do powietrza w sezonie grzewczym, na skutek palenia przez mieszkańców w piecach kiepskiej jakości paliwem, w tym śmieciami. ■
Coraz bliższa współpraca z Poznaniem jest nieunikniona, ale musi być oparta na funkcjonalnych rozwiązaniach, korzystnych dla obu stron. Zacieśnianie współpracy nie musi zakładać utraty podmiotowości i niezależności przez gminę. Oprócz tematu o aglomeracji podczas spotkania poruszono inne kwestie. Przedsiębiorcom zaprezentowano działalność fundacji Olendrzy dla Polski, wspierającej leczenie dzieci oraz prowadzącej wiele projektów kulturalnych, sportowych, aktywizujących całe rodziny. Jarosław Wesołek z Centrum Medyczno-Rehabilitacyjnego zaprezentował powstającą przy Tarnowskich Termach kompleksu leczniczego. Z kolei Witold Horowski z firmy Stratex zaprosił przedsiębiorców na swój warsztat „Praktyki judo w Twojej firmie”, który poprowadzi podczas II edycji konferencji „Odkodowany biznes – odkodowany samorząd”.
19
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
JUŻ WNUKI
PYTAJĄ O PRACĘ
ROZMOWA Z JERZYM, PAWŁEM I MICHAŁEM PIASKOWSKIMI, WŁAŚCICIELAMI FIRMY TARMET
rozmawiał: Grzegorz Surdyk
Dwa lata temu – Za nieustanny rozwój i pielęgnowanie rodzinnej przedsiębiorczości – otrzymali nagrodę „Tarnowskie Lwy”. W firmie pracuje drugie pokolenie męskiej części familii Piaskowskich, jej założyciel Jerzy oraz synowie Paweł i Michał. W Tarmecie zatrudnionych jest 30 osób, a 98 procent produkcji trafia poza granice Polski. W ciągu ponad dwudziestu lat działalności wypracowali sobie bardzo silną pozycję na rynku producentów pojemników transportowo-magazynowych w Europie. Jerzy Piaskowski: Firma powstała dokładnie 1 czerwca 1993 roku, pierwotnie, jako PPHU Tarmet. Dziesięć lat później przekształciliśmy się w spółkę jawną, a w nazwie pojawiły się już imiona moich synów: Pawła i Michała. Stara firma również pozostała i od tamtego czasu działamy wspólnie. Początki działalności nie były łatwe. Przez pierwszy rok właściciel firmy czyli ja, byłem pomocnikiem spawacza i abso-
lutnie się tego nie wstydzę. Najpierw byliśmy podwykonawcami, ale w ciągu trzech lat zdobyliśmy już własne rynki zbytu. Zajmowaliśmy się niemal wszystkim, co jest związane z metalem.
w którym pracowałem. Z grupą kolegów postanowiliśmy wziąć sprawy we swoje ręce i założyliśmy przedsiębiorstwo. Jako że miałem prawie trzydziestoletnie doświadczenie w branży metalowej, to wybór profilu produkcji był oczywisty.
Jak narodził się pomysł, aby zająć się produkcją pojemników transportowo–magazynowych? JP: Z początkiem 1993 roku uległ likwidacji Państwowy Ośrodek Maszynowy
Co jest Państwa sztandarowym produktem? Michał Piaskowski: Nie mamy jednego sztandarowego wyrobu, bo o tym co
20
„wypuszczamy” na rynek najczęściej decydują klienci. Dostosowujemy się do ich indywidualnych potrzeb. Stąd wiele produktów jest niestandardowych. Dlaczego tak trudno spotkać Państwa wyroby w Polsce? JP: Nastawiliśmy się na eksport. Naszym największym odbiorcą są Niemcy, ale nie tylko. Za naszą zachodnią gra-
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
nicą wypracowujemy, aż 98 procent rocznych obrotów. To nasz świadomy wybór, bo nie lubimy mieć kłopotów, na przykład z płatnościami. Mieliśmy propozycje wykonania konstrukcji w Polsce, ale odmawialiśmy, nie zamierzaliśmy być podwykonawcami. Prowadzenie Tarmetu, zawsze wiązało się dla Panów z sukcesami? JP: Bywały momenty kryzysowe. Największy w 2008 roku. Upadła firma którą zaopatrywaliśmy. To odbiło się na kondycji Tarmetu, ale jak się okazało później, w całej tej sprawie, były pozytywy.
Potrzebna jest odpowiednia dbałość o klienta, by sprostać jego oczekiwaniom. Choć moim zdaniem stuprocentowego przepisu na sukces w biznesie nie ma.
PP: Straciliśmy sporo środków, ale po krótkim czasie przejęliśmy firmy, które dotychczas zaopatrywał upadły pośrednik. Naszymi odbiorcami w Unii są często fabryki produkujące materiały budowlane. Potrzebują one do swoich wyrobów „opakowań”. Po co mieli szukać innych dostawców, skoro z naszej produkcji byli zadowoleni? Zgłosili się bezpośrednio do nas. Tak paradoksalnie kłopoty, poprawiły naszą pozycję. MP: Nasza praca jest sezonowa. Produkty sprzedajemy pomiędzy marcem i październikiem… wiadomo budownictwo. Mamy natomiast spore zapasy. Kontrahenci przerzucili koszty magazynowania na nas, ale korzystają na tym obie strony. Na brak magazynów nie możecie Panowie narzekać… JP: Nie, w roku 2014 oddaliśmy do użytku nową halę magazynową o powierzchni 1600 m2. Pana synowie od razu wiązali swoją karierę zawodową z Tarmetem? JP: Starszy syn po odbyciu służby wojskowej zaczął pracować w swoim zawodzie, ale szybko postanowił wrócić do rodzinnej firmy. Młodszy Michał od razu wiązał swoją karierę zawodową z Tarmetem. O pracę w naszej firmie zaczynają już podpytywać wnuki. Jestem spokojny o przyszłość. MP: W firmie taty pracowałem jeszcze uczęszczając do szkoły. W każdy weekend byłem w Tarmecie. Dla mnie było oczywiste, że kiedyś trafię tu na stałe. Wiadomo jak wyglądał rynek pracy w latach 90-tych. Dokąd miałem pójść jak nie tutaj? To było normalne. Aktualnie jesteście Panowie współwłaścicielami przedsiębiorstwa. Czy we władzach spółki są także osoby z zewnątrz? Radzimy sobie sami. Nie mamy nawet sekretarki. Oczywiście wśród pracowników mamy specjalistę, który zajmuje się logistyką, czuwa nad sprzedażą i co ważne, włada doskonale językiem niemieckim. Natomiast wszelkie strategiczne decyzję podejmuję wraz z synami. Nie przekazałem im jeszcze firmy w całości. Mam
Jaki jest sposób na sukces w biznesie? JP: Pracować, myśleć i podejmować szybkie i trafne decyzje. Ważne oczywiście jest też to, by rozsądnie wydawać pieniądze i nie doprowadzać do przerostu zatrudnienia.
w niej mniejsze udziały… ale za to decydujący głos.(śmiech) Jak dzielicie się Panowie obowiązkami? JP: Każdy z nas ma swoją działkę do „obrobienia”. Paweł odpowiada głównie za logistykę, zarządzanie kapitałem ludzkim, natomiast domeną Michała są wszystkie sprawy związane z zarządzaniem produkcją. A ja czuwam po trochu nad wszystkim, chociaż już od pięciu lat jestem na emeryturze. Nie wyobrażam sobie, by teraz tylko siedzieć w domu przed telewizorem. Jestem w firmie codziennie, choć w mniejszym wymiarze czasowym.
MP: Potrzebna jest odpowiednia dbałość o klienta, by sprostać jego oczekiwaniom. Choć moim zdaniem stuprocentowego przepisu na sukces w biznesie nie ma. Tak jak wspomniał tata, nie należy przeinwestowywać i podejmować racjonalne decyzje, a także próbować określić, co będzie się działo w niedalekiej przyszłości.
Ile osób znalazło zatrudnienie w Tarmecie? JP: Zatrudniamy trzydzieści osób, a wśród załogi są trzej pracownicy, którzy są z nami od początku istnienia przedsiębiorstwa. Nikt się nie zwalnia.
JP: Jak inwestujemy, to w odpowiednim czasie i głównie w nasz park maszynowy. Dzięki unowocześnieniu firmy chcemy co roku zwiększać produkcję o kilka procent. Mamy aktualnie dwa roboty spawalnicze, a niebawem planujemy kolejny zakup.
MP: Jesteśmy stabilni finansowo, a wynagrodzenia są zawsze przekazywane w ostatnim dniu miesiąca. Osoby pracujące u nas mają poczucie bezpieczeństwa i nie martwią się, że za „chwilę” zostaną zwolnieni. Rozliczenia z dostawcami i odbiorcami są również na bardzo dobrym poziomie.
Nie samą pracą człowiek żyje. JP: Ja jestem zawodnikiem... kopa, popularnej głównie w zachodniej i północnej części Polski, gry karcianej. Startuje z drużyną w Wielkopolskiej Lidze Kopa Sportowego i w okazjonalnych turniejach w całym kraju. Wspomagam naszą działalność. W tym roku mamy
21
zamiar zająć wysokie miejsce najpierw w regionie i Polsce, a potem udanie wystartować w mistrzostwach Europy. Kop, to moja pasja. Poza tym uwielbiamy z żoną podróżować. Zwiedziliśmy kawał świata. PP: Działam w zarządzie MTS Tarnowiak, czyli klubu, który z sukcesami szkoli najmłodszych adeptów piłki nożnej. Kilku wychowanków trafiło już od nas do Lecha. Jedna dziewczynka gra w Medyku Konin i jest reprezentantką kraju U-15. Sam też grywałem w ligach amatorskich. Teraz raz w tygodniu spotykamy się z kolegami, by pokopać piłkę. MP: Uwielbiam jazdę na motorze, ale zaznaczam, że nie chodzi o jazdę sportową. Lubię wybrać się z córką na przejażdżkę, zatrzymać się w fajnym miejscu. To mnie odpręża. Nie zapominacie Panowie także o działalności na rzecz Gminy. JP: Staramy się angażować w różne projekty na jej terenie. Wspomagamy Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy i Dni Gminy. Przekazaliśmy środki na odbudowę zabytkowego kościoła i na działalność sportową. Staramy się uczestniczyć także w akcjach charytatywnych. ■
DZIEŃ DOBRY,
PANIE REJENCIE
Czy wszyscy mają pełną świadomość, kim notariusz, zwany w Wielkopolsce także rejentem, właściwie jest? I czym się zajmuje? go zatrudnienia bez uzyskania uprzedniej zgody rady właściwej izby notarialnej, z wyjątkiem zatrudnienia w charakterze pracownika naukowo-dydaktycznego. Kilku notariuszy natomiast może prowadzić jedną kancelarię na zasadach spółki cywilnej lub partnerskiej. W takim jednak wypadku każdy z notariuszy dokonuje czynności notarialnych we własnym imieniu i ponosi odpowiedzialność za czynności przez siebie dokonane.
P
KIEDY TRZEBA PRZYJŚĆ DO NOTARIUSZA?
odstawową i najważniejszą w naszej działalności jest z pewnością ustawa z dnia 14 lutego 1991 roku Prawo o notariacie (Dz. U. z 2014 roku poz. 164 – tekst jednolity z późniejszymi zmianami), w dalszej części tego artykułu określana jako „Ustawa”, która już w art. 1 stanowi, iż notariusz jest powołany do dokonywania czynności, którym strony są obowiązane lub pragną nadać formę notarialną (czynności notarialnych). Notariusza powołuje i wyznacza siedzibę jego kancelarii Minister Sprawiedliwości, po zasięgnięciu opinii rady właściwej izby notarialnej. Czynności notarialnych notariusz dokonuje wyłącznie w kancelarii notarialnej, a wyjątkowo poza nią, jeżeli przemawia za tym charakter czynności lub szczególne okoliczności. Notariusz może prowadzić tylko jedną kancelarię, a zatem nie ma on możliwości stworzenia oddziału bądź też filii, a także nie może on podejmować inne-
Katalog czynności notarialnych wymieniony jest szczegółowo w art. 79 ustawy. Są to zatem z pewnością znane wszystkim akty notarialne, poświadczenia, wypisy, odpisy i wyciągi dokumentów. Zważyć należy, iż pod pojęciem „poświadczenia”, mieszczą się między innymi pozostawanie osoby przy życiu lub w określonym miejscu, niezbędne dla wypłat środków z zakładów ubezpieczeń i funduszy emerytalnych mających siedzibę również poza granicami Polski. Pod pojęciem tym mieści się też data pewna okazania dokumentu, ważna między innymi przy umowie najmu oraz prawie upadłościowym. Wiele osób obcujących na co dzień z Kodeksem spółek handlowych zna także protokoły dotyczące w głównej mierze spółki z ograniczoną odpowiedzialnością oraz spółki akcyjnej. Nie należy jednak protokołów utożsamiać wyłącznie z prawem
22
Mikołaj Siennicki Urodził się 20 kwietnia 1974 roku. Studia prawnicze ukończył na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Nominację na stanowisko notariusza uzyskał w 2005 roku po odbyciu aplikacji notarialnej i asesury pod okiem Wolfganga Żmudzińskiego. Pierwotnie kancelarię notarialną prowadził wraz z notariuszem Zofią Bystrzycką, a 2006 roku prowadzi własną kancelarię także w Poznaniu. Żonaty, ojciec dwóch córek.
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
handlowym. W obecnych czasach zwiększonej informatyzacji dokonywane są także protokoły oględzin stron internetowych, świetnie broniące się w procesach dotyczących nieuczciwej konkurencji oraz naruszenia dóbr osobistych. Dokonywane są też protokoły stawiennictwa, czy częściej niestawiennictwa wykorzystywane celem stwierdzenia przebiegu pewnych czynności i zdarzeń wywołujących skutki prawne, związane w głównej mierze z wykonaniem umowy przedwstępnej i upływem terminu zawarcia umowy przyrzeczonej. Od października 2008 roku pojawiła się także możliwość przeprowadzenia u notariusza postępowania spadkowego po osobie zmarłej, lecz nie każdej. Istotna jest tu data śmierci. Nie ma możliwości uzyskania dokumentów od notariusza dla osób zmarłych przed 1 lipca 1984 roku. Procedura przeprowadzenia postępowania spadkowego u notariusza umożliwia rodzinie zmarłego uzyskanie de facto od ręki aktu poświadczenia dziedziczenia, który właściwie zarejestrowany w systemie informatycznym do prowadzenia rejestru aktów poświadczenia dziedziczenia, utworzonym przez Krajową Radę Notarialną, ma skutki prawomocnego postanowienia o stwierdzeniu nabyciu spadku.
NIE TAKIE PROSTE SPADKI
Będąc przy prawie spadkowym, nie sposób przejść obojętnie obok innych czynności wynikających z odrębnych przepisów. A jest to oświadczenie o odrzuceniu spadku bądź oświadczenie o przyjęciu spadku z dobrodziejstwem inwentarza, które to oświadczenie na dziś, zgodnie z obowiązującym art. 1015 Kodeksu cywilnego, musi zostać złożone w ciągu sześciu miesięcy od dnia, w którym spadkobierca dowiedział się o tytule swego powołania. Podkreślić należy wagę i konieczność złożenia oświadczenia stosownej treści. Brak bowiem oświadczenia spadkobiercy w powyższym terminie jest jednoznaczny z prostym przyjęciem spadku, co oznacza, że spadkobierca dziedziczyć będzie nie tylko aktywa, ale i długi. Nie ma też możliwości wydłużenia, czy przywrócenia terminu, a oświadczenie o przyjęciu albo odrzuceniu spadku nie może być odwołane. W ramach prawa spadkowego istnieje także możliwość sporządzenia u notariusza testamentu oraz od dnia 23 października 2011 roku zapisu windykacyjnego, który musi zostać zawarty w testamencie sporządzonym w formie aktu notarialnego. Sam zapis windykacyjny stanowi, iż oznaczona osoba nabywa przedmiot zapisu z chwilą otwarcia spadku po zmarłym, a jego przedmiotem może być rzecz oznaczona co do tożsamości, zbywalne prawo majątkowe, przedsiębiorstwo lub gospodarstwo rolne, bądź też ustanowienie na rzecz zapisobiercy użytkowania lub służebności.
W kancelarii notarialnej trzeba dokonywać czynności, które muszą mieć formę notarialną, a można dodatkowo dokonywać czynności, którym strony chcą taką formę nadać. DO CZEGO MOŻE SIĘ PRZYDAĆ TYTUŁ EGZEKUCYJNY?
W ramach innych czynności wynikających z odrębnych przepisów prawa wskazać należy również oświadczenie o ustanowieniu tytułu egzekucyjnego wynikające wprost z art. 777 Kodeksu postępowania cywilnego, które może zostać zawarte także w odrębnym akcie notarialnym. Akt taki to tytuł egzekucyjny, który po nadaniu klauzuli wykonalności w sądzie, stanowić będzie tytuł wykonawczy, umożliwiający dochodzenie roszczeń wierzyciela przy udziale komornika. Jest to narzędzie często stosowane przez wynajmujących lokale użytkowe w galeriach handlowych, ale nie tylko. Ustawa z dnia 21 czerwca 2001 roku o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego (Dz. U. z 2014 roku poz. 150 – tekst jednolity) wprowadziła do systemu prawnego tak zwaną umowę najmu okazjonalnego. W ramach zabezpieczeń roszczeń właściciela lokalu będącego przedmiotem umowy najmu, może on żądać sporządzenia przez najemcę oświadczenia w formie aktu notarialnego, w którym najemca poddaje się egzekucji i zobowiązuje się do opróżnienia i wydania lokalu używanego na podstawie umowy najmu okazjonalnego lokalu. Tak sporządzony akt notarialny stanowi doskonałe narzędzie w rękach wynajmującego, nie podlega on bowiem szczególnym przepisom przy prowadzeniu eksmisji przez komornika. Nie zajdzie tu konieczność zagwarantowania lokalu zastępczego, nie będzie żadnego okresu ochronnego w dochodzeniu swych roszczeń przez właściciela. Wracając do katalogu czynności notarialnych: warto wspomnieć o przyjęciu na przechowanie pieniędzy,
bądź też papierów wartościowych. Coraz częściej przy zakupie nieruchomości korzysta się z usług notariusza płacąc cenę sprzedaży do depozytu notarialnego. Konstrukcja ta gwarantuje sprzedającemu, iż z momentem podpisania umowy sprzedaży, otrzyma on należną mu cenę sprzedaży. Kupujący natomiast nie ma obowiązku zapłaty ceny sprzedaży przed podpisaniem aktu notarialnego. Jest on zatem spokojny, iż nabędzie przedmiot umowy za ustaloną między stronami cenę sprzedaży. Jeżeli
Co istotne, to że zamiast akcji może być złożone zaświadczenie wydane na dowód złożenia akcji u notariusza. Akcjonariusz, który posiada akcje na okaziciela, nie musi zatem deponować tych akcji bezpośrednio w spółce. Może to zrobić także u rejenta, uzyskując jednocześnie stosowne zaświadczenie ten fakt potwierdzające. W zaświadczeniu takim wskazuje się numery dokumentów akcji i stwierdza, że dokumenty akcji nie będą wydane przed zakończeniem walnego zgromadzenia.
zaś chodzi o papiery wartościowe, to przypomnieć należy o art. 406 Kodeksu spółek handlowych, który stanowi, iż akcje na okaziciela dają prawo uczestniczenia w walnym zgromadzeniu spółki niepublicznej, jeżeli dokumenty akcji zostaną złożone w spółce co najmniej na tydzień przed terminem tego zgromadzenia i nie będą odebrane przed jego ukończeniem.
Mam nadzieję, iż lektura niniejszego artykułu choć nieznacznie przybliżyła czytelnikowi pracę rejenta. Po szczegółową analizę poszczególnych czynności oraz kosztów z nimi związanych, odsyłam do komentarzy oraz orzecznictwa, i to nie tylko sądów polskich, ale także Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. ■
DZIAŁANIA NOTARIUSZA PRZYJMOWANIE NA PRZECHOWANIE DOKUMENTÓW, PIENIĘDZY I PAPIERÓW WARTOŚCIOWYCH
SPORZĄDZANIE AKTÓW POŚWIADCZENIA DZIEDZICZENIA (NP. NIERUCHOMOŚCI)
SPORZĄDZANIE POŚWIADCZEŃ, NP. WŁASNORĘCZNOŚCI PODPISU, ZGODNOŚCI KOPII Z ORYGINAŁEM
23
SPORZĄDZANIE WYPISÓW, ODPISÓW I WYCIĄGÓW DOKUMENTÓW
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
WŁĄCZAJĄC WYŻSZY BIEG Jolanta Kokosińska, Beata Tylman, PwC
Firmy rodzinne odpowiadają za większość światowego produktu brutto, tworząc większość miejsc pracy. W Polsce ocenia się, że 78% wszystkich firm to firmy rodzinne, odpowiadające za tworzenie połowy PKB.
M
• Firmy rodzinne implementują więcej innowacji niż firmy nierodzinne (USA). • F irmy rodzinne lepiej przekuwają innowacje organizacyjne w komercyjny sukces (Finlandia).
imo małej medialności są one kluczowe dla rozwoju polskiej gospodarki, napędzając konkurencję i akumulację kapitału oraz tworząc miejsca pracy. Firmy rodzinne są zatem ważne, ale czy są innowacyjne? Rola innowacji w międzynarodowej konkurencji rośnie i będzie decydować o perspektywach firm i krajów. Doświadczenia z różnych państw wskazują, iż firmy rodzinne są w stanie wygrywać w tych zawodach: • Firmy rodzinne mają 11% więcej zgłoszeń patentowych i 12% więcej cytowań patentów. Patenty firm rodzinnych zostały ocenione o 14% wyżej w kategorii oryginalności oraz 30% wyżej w kategorii wszechstronności (USA). • Regiony z większym zgęszczeniem firm rodzinnych są bardziej innowacyjne, zgłaszają więcej patentów (Niemcy). • Firmy rodzinne lepiej niż nierodzinne radzą sobie z rozpoczynaniem i rozwijaniem nowych produktów (Włochy).
INNOWACYJNOŚĆ FIRM
Jakie cechy sprawiają, że firmy rodzinne są innowacyjne, nie pasują do negatywnych stereotypów zastałych organizacji? Po pierwsze, skupienie na długofalowej wartości, które owocuje inwestycjami w rozwijanie produktu o długich horyzontach czasowych. Po drugie, lepsze zarządzanie dzięki mniejszym kosztom konfliktów interesariuszy. Elastyczność reagowania organizacji sprawia, że firmom rodzinnym łatwiej „wymyślać się” na nowo. Po trzecie, doświadczenie i zaangażowanie lojalnych pracowników popłacają. Skumulowana wiedza, znajomość lokalnych warunków i kultywowane relacje pozwalają na znalezienie i zagospodarowanie nisz. Po czwarte, rodzina jest źródłem siły. Zaufanie, wzajemne zrozumienie i współpraca ułatwiają innowacyjność. Polscy ankietowani w raporcie PwC są świadomi swoich atutów, wymieniając jako swe mocne strony stabilność, długofalowe myślenie, zdolność do zmiany, utrzymanie pracowników oraz szybsze decyzje.
97% 85%
POLSKA ŚWIAT
Z raportu PwC o firmach rodzinnych wynika, że 97% badanych firm w Polsce optymistycznie patrzy w przyszłość i spodziewa się wzrostu przychodów w ciągu kolejnych 5 lat, na świecie wskaźnik ten wynosi 85% (PwC, 2015).
24
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
Przykładem polskiej drogi do sukcesu jest firma Wichary, założona na początku transformacji przez Mariana Wicharego jako przedstawicielstwo handlowe zagranicznych firm. W miarę rozwoju zaczęła prowadzić własną produkcję, przejmując know-how upadającej firmy niemieckiej. Dziś firma rodziny Wichary produkuje wysokotechnologiczne urządzenia wykorzystywane w wielu gałęziach przemysłu. Takich cichych rodzinnych potentatów jest w Polsce więcej. Rodzinnie może więc znaczyć także innowacyjnie. Z raportu PwC wynika, iż polskie firmy rodzinne mają dobrą pozycję wyjściową do podjęcia nowych wyzwań rozwojowych, ale są świadome konieczności wzmocnienia swoich zasobów innowacyjności.
Należy pamiętać, aby nie rozpoczynać projektów przed złożeniem wniosku o dofinansowanie, to bardzo ważne, bo inaczej cały projekt będzie niekwalifikowany.
ŚWIAT
EKSPANSJA ZAGRANICZNA
66% polskich firm rodzinnych planuje zwiększyć swoją sprzedaż na rynkach zagranicznych w ciągu najbliższych lat, a kolejne 20% planuje utrzymać obecny poziom aktywności. Polskie firmy analogicznie jak przedsiębiorstwa z innych rynków, podejmując ekspansję, w pierwszej kolejności kierują sprzedaż na rynki najbliższe geograficznie, językowo i kulturowo, do krajów na tym samym kontynencie, a najczęściej do państw sąsiadujących. Uzyskanie zakładanych na najbliższe lata wzrostów będzie jednak wymagało od firm rodzinnych wychodzenia na coraz bardziej odległe rynki, również z uwagi na rosnącą globalną konkurencję oraz trudną sytuację geopolityczną w Europie Środkowo-Wschodniej. ■
64% 53% POLSKA
JAK MOŻNA TO ZROBIĆ?
Wśród najważniejszych wyzwań na kolejne 5 lat, jakie podają badane firmy, jest konieczność bycia innowacyjnym aby utrzymać się na rynku, na co wskazuje 53% przedstawicieli firm rodzinnych w Polsce oraz 64% na świecie / PwC, 2015/
OBSZARY INTELIGENTNYCH SPECJALIZACJI WIELKOPOLSKI
ĆD
LA ŚWIADO
MY C
WA ZO
N E P RO C E SY
LO ST GI
WYSPEC JA LI
OŚ
NE YCZ
NSUMENTÓW
NO W
OC
ZE
A PRZYSZŁOŚ CI RZ ĘT
E SN
MYSŁ JUTRA ZE
RO
PR
ŹRÓDŁO: REGIONALNA STRATEGIA INNOWACJI DLA WIELKOPOLSKI NA LATA 2015 – 2020 (RIS3)
25
ZW
ÓJ
OPARTY NA
IT
C
TEC
HNOLOG IE
M
ZNE YC ED
W N
JAKOŚĆ ŻYCIA
KO
UR O W C E I Ż Y OS W N BI
TRANSFORMACJA GOSPODARCZA
H
Innowatorzy znajdą dla siebie wiele możliwości w nowych programach operacyjnych na lata 2014-2020. Nie tylko mamy największy w Europie program poświęcony innowacjom, czyli Inteligentny Rozwój (PO IR), ale generalnie jesteśmy największym beneficjentem Wspólnoty. Warto z tego korzystać, bo to już zapewne ostatnia tak duża transza dla naszego kraju. Przedsiębiorcy będą mogli pozyskiwać środki z programów centralnych, czyli np. PO IR, oraz regionalnych, czyli z Urzędu Marszałkowskiego tego województwa, gdzie będzie zlokalizowany projekt. Na obu poziomach wystąpią podobne typy projektów, czyli prowadzenie prac badawczo-rozwojowych, wdrażanie ich wyników (np. zakup technologii do produkcji) czy po prostu inwestycje innowacyjne. Dość ciekawym pakietem programów będzie dysponował PARP, który będzie wspierał pozyskanie ochrony własności przemysłowej, współpracę z jednostkami naukowymi czy zakup patentów i wdrożenie ich do działalności. Dla małych i średnich przedsiębiorstw przewiduje się przede wszystkim dotacje. Dodatkowo przewidziano znaczące środki dla funduszy kapitałowych podwyższonego ryzyka, po to, aby inwestowały w małe i średnie firmy. Powinna to być dość ciekawa możliwość dla rodzinnego biznesu, gdyż tego typu fundusze oprócz kapitału dają także doradztwo w prowadzeniu biznesu i często dostęp do nowych kanałów dystrybucji. Kluczowe w nowych programach operacyjnych będą Inteligentne Specjalizacje. Zostały one określone dla kraju, każde województwo posiada swój zestaw. Wyłącznie projekty wpisujące się w Inteligentne Specjalizacje będą mogły podlegać dofinansowaniu. Warto więc już teraz zweryfikować, czy zaplanowany pomysł będzie z nimi zgodny. Pierwszych konkursów możemy się spodziewać niebawem, zapewne do końca II kwartału, zaś na jesieni powinno być ich już znacznie więcej.
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
FIRMA, KTÓRA JEST
DOBRYM SĄSIADEM Pracownicy DB Schenker Logistics w Polsce, Oddział Poznań, z siedzibą w Tarnowie Podgórnym, od wielu lat są zaangażowani w życie i problemy mieszkańców. Dzięki nim na terenie gminy rośnie m.in. blisko 300 nowych drzew i krzewów.
F
BIORÓŻNORODNY OGRÓD W TARNOWSKIM PRZEDSZKOLU
irma DB Schenker Logistics to międzynarodowy operator logistyczny. Spółka w Polsce zatrudnia ok. 1900 pracowników, którzy pracują w 17 terminalach oraz biurach i magazynach zlokalizowanych w całej Polsce. Wśród nich jest Oddział Poznań i Biuro Produkcji Międzynarodowej, z siedzibą w Tarnowie Podgórnym. Firma bardzo dba o dobre relacje z mieszkańcami miast i miejscowości, w których znajdują się jej oddziały. Między innymi każdego roku organizuje dwie edycje programu wolontariatu pracowniczego: „Świąteczny Czas Pomagania” w okresie bożonarodzeniowym, oraz „Zielony Czas Pomagania” – w okresie wiosenno-letnim. Dotychczas odbyło się 13 edycji programu, a w ich ramach zrealizowano łącznie 273 projekty pomocowe w różnych miejscowościach Polski.
W maju 2014 w przedszkolu „Pod Wesołą Chmurką” w Tarnowie Podgórnym odbył się zielony projekt. Razem z przedszkolakami wolontariusze posadzili na terenie placówki 20 drzewek oraz prawie 160 krzewów i roślin. Celem projektu było pokazanie przedszkolakom, że zawsze należy dbać o środowisko, a różnorodność przyrody zależy od wszystkich.
NOWY OGRÓD I POMOCE DYDAKTYCZNE DLA PRZEDSZKOLA
W czerwcu 2013 również w przedszkolu „Pod Wesołą Chmurką” pracownicy DB Schenker Logistics zagospodarowali ogród dla dzieci. Firma, we współpracy ze swoimi klientami i dostawcami, ufundowała rośliny do ogrodu, które następnie zostały zasadzone. Wyrównano także trawnik i alejki. Dodatkowo przedszkole otrzymało pomoce dydaktyczne.
Każdego roku w ten program angażują się także pracownicy z Tarnowa Podgórnego. Łącznie zrealizowali już na naszym terenie 5 projektów związanych z ekologią i bezpieczeństwem (w ramach Zielonego Czasu Pomagania) oraz 2 projekty, których celem była pomoc potrzebującym (w ramach Świątecznego Czasu Pomagania). Między innymi sadzili drzewa w parku, odnawiali skwer, sprzątali brzegi Jeziora Lusowskiego, remontowali siedzibę stowarzyszenia oraz upiększali ogród w jednym z przedszkoli. - Organizujemy te projekty z potrzeby serca. Mogliśmy się wielokrotnie przekonać, że pomaganie innym nadaje głębszy sens, sprawia, że możemy poczuć, po co żyjemy. Te projekty to też najlepsza nauka drugiego człowieka i okazja do zwiększenia wrażliwości na potrzeby środowiska naturalnego – mówi Joanna Wojnarska, liderka kilku projektów realizowanych w Tarnowie Podgórnym.
26
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
JASEŁKA DLA DOMU DZIECKA
W grudniu 2013 pracownicy DB Schenker Logistics postanowili również pomagać, ale też nauczyć pomagania najmłodszych. Zaprosili dzieci z przedszkola „Pod Wesołą Chmurką” do przygotowania jasełek dla dzieci z Domu Dziecka w Szamotułach. Efekt był niezwykły – dzieci przy wsparciu dorosłych wywołały uśmiech na twarzach innych dzieci. Na koniec przedstawienia wychowankowie Domu Dziecka otrzymali prezenty, dobrane indywidualnie do ich potrzeb.
UPIĘKSZONY PARK
Maj 2012 to akcja sadzenia roślin w parku w Tarnowie Podgórnym w sąsiedztwie budynku Policji. Celem było upiększenie wspólnej przestrzeni nowymi roślinami ozdobnymi. Najpierw wspólnie z przedstawicielami Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Gminy Tarnowo Podgórne stworzono projekt zagospodarowania skweru. Łącznie wolontariusze z DB Schenker Logistics zasadzili 45 sadzonek oraz wykonali prace związane z zabezpieczeniem roślin.
NOWE KRZEWY NA SKWERZE
Maj 2011 z kolei to prace związane z zagospodarowaniem skweru przy skrzyżowaniu ul. Owocowej i Poznańskiej w Tarnowie Podgórnym. Projekt realizowany był wspólnie z przedstawicielami Urzędu Gminy i Ochotniczej Straży Pożarnej w Tarnowie Pod-
Pracownicy DB Schenker Logistics sadzili drzewa w parku, odnawiali skwer, sprzątali brzegi Jeziora Lusowskiego, remontowali siedzibę stowarzyszenia oraz upiększali ogród w jednym z przedszkoli. górnym. Wspólnie zasadzono 70 roślin, m.in. wiśnie kwitnące, bukszpany, limbę.
REMONT W STOWARZYSZENIU OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH
W grudniu 2011 pracownicy DB Schenker Logistics przeprowadzili remont w nowej siedzibie Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych i ich Rodzin ROK-TAR, które działa m.in. także na terenie gminy Tarnowo Podgórne. Pomalowali ramy okienne, kaloryfery, sufit, założyli nową wykładzinę. Dzięki temu siedziba została lepiej przygotowana do prowadzenia zajęć logopedycznych, rehabilitacyjnych
27
i arteterapeutycznych. Pracownicy spotkali się też z dziećmi na spotkaniu opłatkowym i przygotowali dla nich paczki.
SPRZĄTANIE BRZEGÓW JEZIORA LUSOWSKIEGO
W kwietniu 2010 wolontariusze z DB Schenker Logistics sprzątali brzegi Jeziora Lusowskiego. Akcja odbyła się w ramach Międzynarodowego Tygodnia Czystości Wód. Organizatorem był Zarząd Koła Polskiego Związku Wędkarskiego w Tarnowie Podgórnym. Wspólnie zebrano wiele worków różnego rodzaju śmieci i odpadów. ■
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
PRZEGONIĆ
EUROPĘ Robert Kasprzak to jeden z przedsiębiorców z największym stażem na terenie gminy Tarnowo Podgórne. Jego firma PROGRAF rozpoczęła swoją działalność w 1991 roku i jest jedną z najdłużej działających w Polsce drukarni fleksograficznych i wytwórni giętkich opakowań termozgrzewalnych.
rozmawiał: Jakub Szymczak
P
odstawową działalnością firmy jest produkcja oraz sprzedaż zadrukowanych rolek materiałów opakowaniowych i ich laminatów. Wstęgi opakowaniowe wyprodukowane w firmie PROGRAF są przez jej klientów zgrzewane na pojedyncze opakowania na automatach pakujących.
o tę koncesję ubiegać. Musiałem poczekać na nowe rozdanie polityczne. W międzyczasie zająłem się opakowaniami kosmetycznymi. Gdy jednak tylko dostałem możliwość zakupu maszyn fleksograficznych, natychmiast zamknąłem małą firmę garażową z opakowaniami kosmetycznymi.
Skąd pomysł na branżę? Pomysł ma już ponad 30 lat. W latach 80. pracowałem jako specjalista ds. opakowań. W 1984 roku odbyłem pierwszą delegację służbową, do drukarni w Złotowie. Wówczas była to jedna z trzech takich drukarń w Polsce. Miałem zakupić termozgrzewalne opakowania, a ówczesny szef tej drukarni powiedział mi, że nie ma sprawy, ale żebym przyjechał za półtora roku. Ostatecznie skończyło się na 2-3 miesiącach, ale tak czy inaczej ta sytuacja bardzo mnie zastanowiła.
Jak wyglądały początki? Tuż przed Bożym Narodzeniem w 1990 roku z demobilu ściągaliśmy z duńskich drukarni dwie stare maszyny z lat 60. Wszystko robiliśmy na szybko. W Danii musieliśmy zdążyć przed wyburzeniem fabryki, a w Polsce chcieliśmy zdążyć przed mrozami. To nam się jednak nie udało. Istniało ryzyko, że maszyny ulegną uszkodzeniu, ale na szczęście tak się nie stało. Pamiętam, że rozładowywaliśmy je w kilkunastostopniowym mrozie, w świetle reflektorów od samochodów, bo jeszcze nie mieliśmy przyłączonego prądu. Od tego momentu do dziś funkcjonujemy właściwie na dwóch maszynach. Z czasem wymienialiśmy je jednak na nowsze, które były szybsze i dokładniej drukowały.
Można więc powiedzieć, że okazja pchnęła Pana do założenia własnego biznesu. Byłem wówczas po drugiej stronie biurka i dobrze znałem tę branżę. Wiedziałem, że pakowanie ręczne odchodzi w Polsce do lamusa. Choć w gospodarkach rozwiniętych miało to miejsce jakieś 40 lat wcześniej. Na rynku zaczęły pojawiać się automaty pakujące. To nie były jednak lata, gdy można było coś rozpocząć na własną rękę. W latach 80. poligrafia była koncesjonowana, a ja nie byłem w stanie się
Na początku lat 90. rynek był nienasycony. Czy był Pan w stanie nadążyć z zamówieniami? Nie da się ukryć, że te pierwsze maszyny były wolne, przez co produkowaliśmy mniej i bywały okresy, w których nie mogliśmy nadążyć z zamówieniami. To
PROGRAF - 1991 r.
jednak jest specyfika tej branży do dziś. W niej zlecenia są jak tramwaje. Albo nie przyjeżdżają wcale, albo wszystkie naraz. Kładziemy nacisk na terminowość, staramy się pracować rytmicznie, jednak kolizje terminów zawsze się zdarzą. Nie jest Pan rodowitym tarnowianinem, a jednak zdecydował się na usytuowanie swojej firmy w gminie Tarnowo Podgórne. Dlaczego? To bardzo dobra lokalizacja. Korzystałem kiedyś z pomieszczeń w tej właśnie gminie. Miałem już znajomych wśród mieszkańców i czułem klimat tego miejsca. Uważam, że Tarnowo Podgórne to jest serce Wielkopolski i kwintesencja tego regionu. Ludzie mają tutaj dobre podejście do pracy i dlatego chętnie ich zatrudniam. Myślę, że Tarnowo jest nawet bardziej wielkopolskie niż Poznań. Spędzam tu większą część dnia i życia, więc po 24 latach działalności w gminie czuję się tarnowianinem. Czy po 24 latach szefowania ma Pan więcej pracy czy mniej? Więcej. Przybywa różnorakości problemów. Kiedyś nie było systemów informatycznych. Kalkulacje robiło się na kolanie ołówkiem i kalkulatorem. W tej chwili bez bardzo dobrego liczenia kosztów nie można złożyć propozycji, która będzie korzystna i konkurencyjna. Liczenie z grubsza już się skończyło. To
PROGRAF - koniec lat 90.
28
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
pochłania bardzo dużo czasu. Poza tym z wiekiem człowiek robi się coraz wolniejszy. Jaki jest rynek zbytu Pana firmy? Głównie jest to sektor producentów spożywczych. Mam tu na myśli opakowania do takich produktów, jak lody, słodycze, czy przetwory mleczne. Także artykuły higieniczne, jak chusteczki, serwetki czy papier toaletowy. W mniejszym stopniu rynek chemii gospodarczej. Dzięki przystąpieniu do Unii Europejskiej coraz większą rolę zaczął odgrywać eksport. Nie ma luki technologicznej pomiędzy nami a firmami z Europy i dzięki temu jesteśmy konkuren-
cyjni na zachodnich rynkach. Widać to doskonale po naszych maszynach. Zaczynaliśmy od urządzeń 30-letnich, a obecnie mamy najnowszą generację. I dodatkowo chcemy kupić kolejną najnowocześniejszą maszynę. Konkurencyjność pod względem technologicznym jest absolutnie niezbędna, by zaistnieć na zachodnim rynku? Zdecydowanie tak. Próg technologiczny jest nie do ominięcia. Musimy drukować tak, jak to się robi na świecie. Jak będziemy robić to gorzej, to nikt nie będzie u nas drukował.
PROGRAF - 2015 r.
29
Pana drukarnia była pierwszą w gminie. Teraz jest ich kilkanaście. Rynek jest tak pojemny? To jest efekt kuli śnieżnej. Pojawiła się np. duża mleczarnia w Kazimierzu, więc natychmiast pojawiła się drukarnia, która realizuje jej zamówienia. Niemniej rynek opakowań zdecydowanie wzrósł i poza tym bardzo się zdywersyfikował. Nastąpiła ścisła specjalizacja. Jak wygląda przyszłość rynku opakowań fleksograficznych? Wierzę, że ta technologia ma jeszcze dużo przed sobą. Ze względu na ochronę środowiska odchodzi się od druków rotograwiurowych, czyli wklęsłych. One są wyższej jakości, ale o wiele bardziej ekologiczne są druki fleksograficzne, przez co będą się cieszyć coraz większym zainteresowaniem. Poza tym koszty rotograwiury są tak wysokie, że ona opłaca się tylko przy bardzo dużych nakładach. Przy krótszych, których jest coraz więcej, bardziej opłacalna jest fleksografia. Tym bardziej, że ta technika dogania rotograwiurę również pod względem jakości druku. Jak zaczynałem przygodę z tym biznesem, to rotograwiura stanowiła 80% rynku. Teraz jest już prawie odwrotnie. 24 lata to mnóstwo czasu. Myśli Pan już o tym, co dalej z firmą? Nie zastanawiam się nad tym. Do emerytury jeszcze trochę mi brakuje. Poza tym bardzo się zżyłem z Tarnowem Podgórnym. Prawie tutaj wsiąknąłem. Tutaj mam więcej znajomych niż w Poznaniu, którzy na ulicy mówią mi dzień dobry. Bardzo dobrze czuję się w Tarnowie Podgórnym i chciałbym tutaj jak najdłużej pracować. ■
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
OBWODNICA,
CZYLI PEŁNIA SZCZĘŚCIA Zachodnia Obwodnica Poznania - marzenie mieszkańców aglomeracji i ościennych gmin od dwudziestu lat. Już w 1994 roku ówczesny wójt Tarnowa Podgórnego Waldy Dzikowski wyszedł z inicjatywą budowy trasy. Ostatni odcinek został oddany do użytku trzy lata po terminie, w grudniu 2014 roku. - Jestem przekonany, że wybudowanie Zachodniej Obwodnicy Poznania jest dla Gminy Tarnowo Podgórne faktem o strategicznym znaczeniu – mówi obecny wójt Tadeusz Czajka. Trudno się z nim nie zgodzić.
spisał: Grzegorz Surdyk
N
ie jest tajemnicą, że ważnym atrybutem Gminy Tarnowo Podgórne od lat było dobre jej skomunikowanie. W miarę szybki dojazd do węzła autostradowego, bliskość granicy z Niemcami stanowiły spory magnes zarówno dla tych, którzy zamierzali na stałe osiedlić się na terenie gminy, jak i tych, którzy w atrakcyjnym miejscu chcieli prowadzić działalność gospodarczą. Do pełni szczęścia, jeśli chodzi o infrastrukturę drogową, brakowało ostatniego odcinka Zachodniej Obwodnicy Poznania, łączącego Rokietnicę ze Swadzimiem. - Węzeł na terenie naszej Gminy pozwala teraz na swobodny dojazd do autostrady A2, a tym samym bezpośredni dostęp do międzynarodowej sieci drogowej. Obecnym i przyszłym przedsiębiorcom zapewnia płynną komunikację niezbędną dla dalszego rozwijania biznesu na terenie Gminy Tarnowo Podgórne – ocenił Tadeusz Czajka.
„MUSZKIETEROWIE” WYBRALI SWADZIM
Pierwotnie ostatni etap ZOP-u wraz z całą infrastrukturą mostową miał być oddany do użytku kierowców przed Euro 2012. Odcinek łączący Swadzim z Rokietnicą liczy 5,3 kilometra i kosztował 108 milionów złotych. Jego budowa przeciągała się z różnych względów. Na przeszkodzie stanęły będące pod ochroną… ślimaki, których siedlisko trzeba było, po protestach ekologów, przenieść w inne miejsce. Innym razem drogowcy musieli zadbać o niestabilne podłoże przy biegnącym na tym terenie ropociągu Przyjaźń. 14 grudnia 2014 wszyscy odetchnęli z ulgą: i władze samorządu, i właściciele firm mających siedziby na terenie gminy Tarnowo Podgórne. - Przez ostatnie 25 lat znakomita większość podmiotów gospodarczych wybrała naszą Gminę, analizując ówczesną sieć drogową i perspektywy jej rozwoju – przyznaje wójt. Teraz teren Gminy stał się jeszcze bardziej przyjazny dla biznesu. Niedawno w Swadzimiu ulokowana została duża baza logistyczna, wraz z biurami, Grupy Muszkieterów. Przedstawiciele przedsiębiorstwa nie ukrywają, że ważnym, choć oczywiście nie jedynym powodem wyboru miejsca inwestycji, była doskonała sieć połączeń drogowych. - Sprawna logistyka jest kluczowa dla efektywności naszej sieci, zarówno ze względu na pozycję funkcjonującej centrali w strukturze kosztowej, jak i na jej znaczenie operacyjne, czyli fizyczną realizację wszystkich założeń sprawnego łańcucha dostaw. Ponadto, dobra lokalizacja pozwala na optymalizację tras, mającą na celu skrócenie przejazdów i ograniczenie w ten
Węzeł na terenie naszej Gminy pozwala teraz na swobodny dojazd do autostrady A2, a tym samym bezpośredni dostęp do międzynarodowej sieci drogowej. Obecnym i przyszłym przedsiębiorcom zapewnia płynną komunikację niezbędną dla dalszego rozwijania biznesu na terenie Gminy Tarnowo Podgórne - mówi Tadeusz Czajka, wójt gminy Tarnowo Podgórne.
30
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
sposób emisji CO2. Jest to niezwykle istotne, zważywszy że przewoźnicy Grupy Muszkieterów przemierzają każdego roku miliony kilometrów. Warto przy okazji wspomnieć, że nasze punkty sprzedaży, biura i magazyny budujemy i eksploatujemy tak, aby zmniejszać ilość odpadów, zużycie wody i emisję dwutlenku węgla. Oczywiście dotyczy to także naszego nowego centrum biurowo-magazynowego w Swadzimiu – przyznaje Dariusz Kierski, Dyrektor Logistyki Grupy Muszkieterów na Polskę.
MNIEJSZE KOSZTY…
Ze względów logistycznych teren Gminy Tarnowo Podgórne stał się jeszcze bardziej atrakcyjnym miejscem do inwestowania. Ochrona środowiska, szybki dostęp do dróg ekspresowych i autostrad to mniej kilometrów do przejechania oraz lepsze warunki transportu. Oznacza to także oszczędność czasu i przede wszystkim paliwa. To wszystko z kolei sprawia, że maleją koszty utrzymania firmy. - Dogodny dojazd ma dla wielu firm niebagatelne znaczenie i w zależności od branży może mieć bezpośrednie przełożenie na finanse przedsiębiorstwa. W przy-
GRUPA MUSZKIETERÓW W POLSCE
Grupa Muszkieterów jest zrzeszeniem ponad 260 niezależnych polskich przedsiębiorców, zarządzających supermarketami spożywczymi Intermarché oraz supermarketami typu „dom i ogród” Bricomarché. Grupa Muszkieterów jest największą pod względem obrotów grupą franczyzową w Polsce w swojej kategorii. Liczy obecnie 219 supermarketów Intermarché oraz 109 sklepów Bricomarché. Wyznaczaniem kierunków strategicznych dla obu sieci w Polsce zajmuje się spółka ITM Polska. Grupa obecna jest na terenie kraju od 1997 roku, kiedy to otworzyła pierwszy supermarket Intermar ché w Zielonej Górze. Obecnie zatrudnia ona ponad 14 000 pracowników, a jej obroty w 2014 roku przekroczyły 5,4 mld złotych.
padku nowego centrum biurowo-magazynowego Grupy Muszkieterów bliskość głównych szlaków komunikacyjnych na pewno jest jednym z czynników pozwalających na utrzymywanie kosztów logistycznych na optymalnym poziomie. Dla działań jednej z największych sieci handlowych w Polsce jest to niezwykle istotne, w kontekście silnej konkurencji na rynku - dodaje Dariusz Kierski. W identycznej sytuacji co Grupa Muszkieterów znalazły się setki jeśli nie tysiące firm położonych na terenie gminy Tarnowo Podgórne.
…ŁATWIEJ O PRACĘ
Oddanie do użytku Zachodniej Obwodnicy Poznania ma także spory wpływ na rynek pracy. Przejazd z południa na północ Poznania, z pominięciem miasta, zajmuje obecnie kilkanaście minut. Dla wielu osób poszukujących zatrudnienia w firmach ulokowanych na terenie Gminy Tarnowo Podgórne ma to ogromne znaczenie. Na powstaniu „ekspresówki” skorzystali więc nie tylko właściciele firm, ale i ci wszyscy, którzy dotychczas zastanawiali się, czy podjęcie pracy w tym miejscu jest opłacalne. ■
31
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
ZDOBĄDŹ KLIENTA
INACZEJ NIŻ KONKURENCJA!
Krótko o tym, jak spojrzenie na produkt i usługę z perspektywy klienta może rozkręcić biznes, wskazać innowację i wyróżnić spośród konkurencji. Design thinking – tani sposób dający szybkie efekty.
J
ako jeden z kilkunastu projektantów usług zostałem zaproszony przez jedną z sieci handlowych do projektu, którego celem było rozwiązanie czterech wskazanych problemów związanych z niesatysfakcjonującym poziomem obrotów w poszczególnych punktach jednego z marketów. Zebraliśmy się w jednym miejscu. Rozpoczęliśmy warsztatem. Po przedstawieniu problemu, burzy mózgów na temat zmian zachowań konsumentów, ich zwyczajów, trendów i analizie sytuacyjnej podzielono nas na zespoły i rozdzielono zadania. Zespołowi, który oprócz mnie, tworzyły jeszcze cztery osoby, przypadło w udziale rozwiązanie problemu przekierowania klientów stacji benzynowej do supermarketu. Dlaczego przekierowania? Bo, jak wynikało z analiz, klienci przyjeżdżali na stację supermarketu tylko po to, żeby taniej tankować. Tankowali, płacili i odjeżdżali. Marża na paliwie była mikra i, mówiąc oględnie, ta stacja była dla marketu bardziej kwiatkiem do kożucha. Trzeba było zatem sprawić, żeby przynajmniej część tankujących klientów weszła do supermarketu i zrobiła zakupy. Wyzwanie projektowe, które przed nami postawiono, wygnało nas „w teren”. Podzieliliśmy role w zespole, wybraliśmy moderatora procesu i poszliśmy na tę stację uzbrojeni w notatniki i telefony z aplikacją do robienia zdjęć, filmów i zapisywania notatek dźwiękowych. Zaczęła się pierwsza faza.
SZYBKI PROTOTYP I TESTOWANIE
OCZYWIŚCIE, PROTOTYPY RÓŻNIĄ SIĘ W ZALEŻNOŚCI OD PROJEKTU, ETAPU PROCESU I WIELU INNYCH CZYNNIKÓW. WIELE OSÓB KOJARZY PROTOTYP Z CZYMŚ DROGIM, NP. Z KONCEPCYJNYM MODELEM SAMOCHODU, A TAK NAPRAWDĘ POMYSŁY MOŻNA TESTOWAĆ NA KAŻDYM ETAPIE BEZ KONIECZNOŚCI WYDAWANIA OGROMNYCH ŚRODKÓW. U NAS PROTOTYPEM BYŁY – PRZYPOMINAM - CZTERY KARTECZKI I KUPONY RABATOWE. TEŻ NA KARTECZKACH. Z PIECZĄTKAMI.
Wojciech Ławniczak Doradza firmom oraz sektorowi publicznemu w rozwoju, realizując projekty, których ramy wyznaczają strategie, marka, innowacje i service design. Współzałożyciel Service Design Polska – think tanku działającego w obszarze innowacji w usługach. Członek The Chartered Institute of Marketing, członek Instytutu Biznesu Rodzinnego, wykładowca akademicki.
OBSERWACJA
Czy zdarza się Wam budzić rano i myśleć sobie: „To dziś! Dziś jest ten dzień, w którym sobie zatankuję!”? Mnie zdarza się to rzadko… I prawdopodobnie zdarzało się to rzadko także klientom tej stacji. Była jak dziesiątki innych, trochę obskurnych i plastikowych miejsc poskładanych z sześciu dystrybutorów, budki, przy której się płaci i bramki, która otwiera się, kiedy transakcja zostanie zaakceptowana. Nic szczególnego. Okazało się, że większość klientów stacji to mężczyźni. Zaczęliśmy z nimi rozmawiać. Oprócz paru podstawowych pytań o kierunek, z którego przyjechali, o to, czy robią zakupy w markecie i jak często, zaczęliśmy zadawać im trochę inne: np. pytaliśmy o to, czym bawili się, jak byli mali. Zaskakująco wielu z rozmarzeniem w oczach wspominało gry zręcznościowe, paru wspomniało o flipperach, czyli popularnych u nas „bilardach”. U większości widać było w twarzach emocje. Pozytywne emocje. To dało nam do myślenia.
ZAPROJEKTUJ INNOWACJĘ Innowację z wykorzystaniem service design thinking projektuje się w oparciu na empatii i głębokim zrozumieniu problemów i potrzeb użytkowników, klientów, pacjentów i innych ludzi pełniących role usługobiorców. Podejście to zakłada procesową pracę w zespołach, których uczestnicy mają różne kompetencje i nie działają schematycznie i szablonowo. Dzięki temu mogą znajdować szybko nowe rozwiązania nieoczywistych problemów i generować nową korzyść w miejscach, które do tej pory nie wyróżniały. To jedno z podejść, które mogą dać szybkie, wymierne biznesowe rezultaty – bez względu na branżę, skalę firmy (mała, duża), jej charakter (korporacja, firma rodzinna), czy tego, co sprzedaje (produkt, usługa) i jak sprzedaje (handel, usługi, produkcja). W wielu przypadkach takie działanie jest po prostu szybkie, bardziej skuteczne i tanie.
32
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
PROCES + RÓB I POPRAWIAJ
PRACOWALIŚMY ZGODNIE Z ZASADAMI PROCESU, KTÓRY POSIADA BARDZO JASNE REGUŁY, JEST PODZIELONY NA ETAPY, Z KTÓRYCH UZYSKUJE SIĘ NOWE INFORMACJE POTRZEBNE DO PROJEKTOWANIA INNOWACYJNEGO ROZWIĄZANIA. TE ETAPY TO: ZANURZENIE W TEMACIE, BADANIA KLIENTÓW, ODKRYCIE ŹRÓDŁA PROBLEMÓW I GENEROWANIE POMYSŁÓW NA ICH ROZWIĄZANIE, STWORZENIE PROTOTYPÓW I PRZETESTOWANIE ICH. NASZE ROZWIĄZANIE PRZETESTOWALIŚMY RAZ. ZADZIAŁAŁO. GDYBY NIE ZADZIAŁAŁO, NALEŻAŁOBY COFNĄĆ SIĘ, ZNOWU PRZEBADAĆ KLIENTÓW, POPRAWIĆ ROZWIĄZANIE I JESZCZE RAZ JE PRZETESTOWAĆ.
WNIOSKI, HIPOTEZY I POMYSŁY
„Dobrze, to co z tym możemy zrobić?” – spojrzeliśmy po sobie po powrocie z „terenu”. Spisaliśmy na karteczkach wszystko, co chodziło nam po głowach, przykleiliśmy karteczki na ścianę i pogrupowaliśmy je. Przeanalizowaliśmy raz jeszcze dane wyjściowe, dodaliśmy do nich wnioski z obserwacji i wywiadów, podzieliliśmy klientów na typy, stworzyliśmy do nich profile psychologiczne, postawiliśmy pytanie: „Co dla tych klientów będzie dobre, fajne, korzystne, emocjonujące, co ich zachwyci?” i zaczęliśmy generować pomysły. Tak dużo, jak to tylko możliwe. Było ich w sumie ponad 80 – od najprostszych (dajmy klientom po zakupach w markecie kupon rabatowy na paliwo), przez zabawne (wciągnijmy ich w grę, wykorzystajmy stereotyp, że w każdym mężczyźnie drzemie chłopiec i dajmy im się czymś pobawić), aż po dzikie (zamieńmy stację benzynową w pit-stop Formuły 1).
SZYBKI PROTOTYP I TESTOWANIE
Przefiltrowaliśmy pomysły i wzięliśmy trzy z nich do szybkiego przetestowania. Zaczęliśmy od pomysłu zastosowania mechanizmu gry i rywalizacji w procesie zakupowym. W wywiadach pytaliśmy między innymi także o to, ile litrów klienci tankują. Po przeanalizowaniu wyszło nam, że dają się oni podzielić na trzy grupy: Grupa 1 - tankujący za określoną kwotę, np. 30 euro, Grupa 2 - tankujący określoną liczbę litrów (np. 30) i Grupa 3 - tankujący do pełna. Wzięliśmy cztery kartki. Na pierwszej napisaliśmy „Kwota dnia”, na drugiej – liczbę 28,33, na trzeciej i czwartej – odpowiednio 37,26 oraz 49,20. Przy każdej z nich napisaliśmy: „Jeżeli tankując, trafisz w tę liczbę, dostaniesz rabat na zakupy w markecie” – i tu odpowiednio pokazały się wartości procentowe rabatu: 3%, 5% i 7%. Nakleiliśmy te kartki na dystrybutory i… się zaczęło. Wielu klientów wyraźnie „wkręciło się” w zadanie. Podnieceni próbowali trafić we wskazaną liczbę. Atmosfera na stacji zrobiła się bardzo luźna, by nie powiedzieć radosna. Kilku klientów zaproponowało „pojedynek rewolwerowców” – zadając sobie nawzajem kwoty do „trafienia”. Część szczęśliwców szła z kuponami do marketu, żeby zrobić zakupy. Te – jak się później okazało – były całkiem pokaźne. Etap testowy zakończył się sukcesem.
DESIGN THINKING W SŁUŻBIE BIZNESU
Działania opisane powyżej zrealizowaliśmy w oparciu na procesowej metodzie nazwanej design thinking (w tym przypadku było to service design thinking). Prostej i – w tym przypadku – skutecznąnej w „tuningu” biznesu. Można długo opowiadać o historii metody, o tym, co ma wspólnego z designem, o narzędziach i możliwych wariantach - patrz infografika. ■
CZŁOWIEK
TO KLIENT STAŁ W CENTRUM NASZEGO ZAINTERESOWANIA. OBSERWOWALIŚMY JEGO ZACHOWANIA. AKTYWNIE ZADAWALIŚMY PYTANIA (NP. O PRZYZWYCZAJENIA I WSPOMNIENIA) POZWALAJĄCE LUDZIOM SIĘ „OTWORZYĆ”. ZROBIENIE CZEGOŚ NAPRAWDĘ NOWATORSKIEGO WYMAGA ZADAWANIA INNYCH PYTAŃ, ZAGŁĘBIENIA SIĘ W TEMACIE, ODKRYWANIA Z CIEKAWOŚCIĄ KOLEJNYCH JEGO WARSTW. KLUCZOWĄ UMIEJĘTNOŚCIĄ W ZADANIU JEST DOCIEKANIE ISTOTY PROBLEMU, A NIE TYLKO BIERNE PRZYJMOWANIE INFORMACJI Z ZEWNĄTRZ. DO TEGO POTRZEBNE SĄ OTWARTOŚĆ, CIEKAWOŚĆ, ZMIANA PUNKTU WIDZENIA I JĘZYKA.
ZESPÓŁ
ZAŁOŻENIEM DESIGN THINKING JEST WSPÓŁTWORZENIE. KAŻDY CZŁONEK ZESPOŁU REPREZENTUJE INNĄ DYSCYPLINĘ, DYSPONUJE WIEDZĄ - CZASEM NAWET SPECJALISTYCZNĄ - I WIDZI PROBLEM Z INNEJ PERSPEKTYWY. ZESPOŁOWE WYKORZYSTANIE TEJ WIEDZY DAJE EFEKT I ROBI RÓŻNICĘ. W NASZYM ZESPOLE PRACOWAŁO PIĘĆ OSÓB REPREZENTUJĄCYCH ODMIENNE NARODOWOŚCI I KULTURY, OTWARTYCH, CIEKAWYCH ŚWIATA I LUDZI I CHĘTNYCH DO „PRZEŻYCIA PRZYGODY”. TO STWORZYŁO NAM – PARADOKSALNIE – SOLIDNY FUNDAMENT DO PRACY.
!
33
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
JUDO A BIZNES Czy potrafisz elegancko położyć słonia na łopatki? Nie musisz. Wystarczy, że wiesz, jak uniknąć rozjechania przez walec. O strategiach i taktykach wygrywania z większym konkurentem.
J
estem doradcą pomagającym firmom w rozwoju od ponad 20 lat. Akcentuję to z przekonaniem, że potrafię spojrzeć na moją branżę z pewnym dystansem i poczuciem, że rozumiem większość mechanizmów, które ją tworzą lub niszczą. Dziedzina mojej działalności w pewnym stopniu zależna jest od gorących trendów w zarządzaniu. Przeżyłem ich już sporo. Takie mody to nic innego, jak zyskujące popularność metody zarządzania firmą. Jak to z trendami bywa, nie wszystkie są trwałe i wchodzą do kanonu narzędzi menedżerskich. Oceniając użyteczność jakiejś nowości warto zdawać sobie sprawę z tego, skąd się ona wzięła. Najbardziej użyteczne z nich nie biorą się znikąd, tylko są pochodnymi podpatrywania firm, które odnoszą sukces, analizowania tego, skąd się ten sukces wziął i budowania konkluzji: jakie czynniki powodują, że sukces może być konsekwencją takich, a nie innych działań.
KOLEKCJA TECHNIK JUDO
Chciałbym Wam przedstawić zbiór wskazówek postępowania biznesowego, które – prawdopodobnie – nigdy nie staną się prawdziwą „modą”. Nie są wystarczająco chwytliwe, łatwe do zapamiętania, wdzięczne do „sprzedawania” organizacjom szukającym prostych i szybkich wdrożeniowo narzędzi. Nie spełniają też kryterium nowości. David Yoffi i Mary Kwak pierwsze teksty o Judo Strategy publikowali ponad 10 lat temu i nawiązywali w nich do „judo economics” sprzed kolejnych 20. Zajmujemy się więc tutaj wykopaliskowym tworem, który można chyba porównać do palmtopów z końca lat 90. Większość nowoczesnych gadżeciarzy już nie pamięta nawet urządzenia, o którym piszę. I dobrze, że nie pamięta. „Judo Strategy” spełnia jednak inne, daleko ważniejsze kryterium wartościowej metody: nie jest abstrakcyjną teorią, ale po prostu zebranym zbiorem zaobserwowanych w praktyce praktyk, które coś łączy. Spoiwem tego zbioru jest jedno: skuteczność prowadzenia potyczek biznesowych z większymi konkurentami. Zbiór ten nie stanowi obowiązkowego dekalogu z listą tego, co musisz zrobić. To raczej kolekcja możliwych podpowiedzi, które inspirują do zmian i pracy z własnym modelem biznesowym.
na dwóch podstawowych zasadach: Jū – ustępować, aby zwyciężyć (inaczej: jeśli ktoś cię pcha, to go pociągnij; jeżeli cię ciągnie, to go pchnij) oraz Seiryoku Zenyō – maksimum skuteczności przy minimum wysiłku (wyjaśniać nie trzeba). Tych metafor pewnie znalazłoby się sporo na poziomie padów, ataków, obrony, szarpnięć, nie sposób wymienić je tu wszystkie. Dość, że chodzi o zasady skupiające się na odpowiednim Ruchu, zachowaniu Równowagi oraz wykorzystywaniu Dźwigni. W niuanse sensu biznesowego tego zbioru metod wprowadził mnie już jakiś czas temu pewien piekarz, który bladym świtem towarzyszył mi w podróży kolejowej do Wrocławia. W składzie pociągu nie mieli „Warsu”, podróżowaliśmy razem w zimnym przedziale i zainwestowaliśmy czas w jedną z tych rozmów, które można odbyć tylko z nieznajomym.
Witold Horowski
Partner Zarządzający StratEX Doświadczony konsultant i coach. Jest architektem zmian w wielu polskich i międzynarodowych korporacjach, a także firmach rodzinnych. Definiował strategię i wspierał jej wdrażanie w takich firmach jak m.in. Amica, Sodexho, Kler, arvato (Bertelsmann), Vattenfall, Impel, Pilkington Automotive Poland, ING Bank Śląski, PKO BP, Selena oraz w instytucjach: Politechnice Wrocławskiej, Uniwersytecie Marii Skłodowskiej Curie i Narodowym Banku Polskim. Dla sektora małych i średnich przedsiębiorstw realizuje projekty warsztatowe skokowo podnoszące ich sprawność rynkową i zdolność do konkurowania oraz odświeżając marki firm. Konsul honorowy Ukrainy.
LICZY SIĘ SZYBKI RUCH
Po rytualnych polskich narzekaniach na jakość pieczywa marketowego, brud w PKP i szarzyznę piłkarskiej ekstraklasy („czasy Bakero” – zainteresowani zapewne pamiętają), przeszliśmy do rzeczy. „Otwieram piekarnię” – powiedział nagle przyciszonym głosem. Przyznaję, że nie zorientowałem się, jakie są przyczyny tego zachowawczego szeptu, jakby – dajmy na to – opowiedział mi właśnie o innowacyjnym triku podatkowym. Trafnie odczytał moją zakłopotaną minę, bo zaraz dodał: „tisze jedziesz, dalsze budiesz’’. I było wszystko jasne. Od razu przypomniałem sobie „kulczykowe” słynne już powiedzenie: „prawdziwy biznes potrzebuje ciszy” – pomilczałem więc, czekając na dalszy ciąg zwierzeń. Nie trwało to długo. „W mojej wsi – powiedział – budują market, prawdopodobnie skorzystają z najprostszego formatu sklepu bez rozbudowanej piekarni. Ukrywam moje plany otwarcia małej piekarni wiejskiej do czasu, kiedy wszystko się wyjaśni”. „Sprytne – pomyślałem – nie warto prowokować silniejszego nadmiernym eksponowaniem swoich zamiarów. Dzięki temu, jak przyjdzie co do czego, będzie mógł postawić konkurenta przed faktem dokonanym: mała osiedlowa piekarnia ze zdrowym pieczywem. Market, choćby i zainwestował w marketing „pieczywa”, wzmocni tylko budzące przekonanie klientów:
CO JUDO MA Z JUDO?
Narzędzia, o których piszę, wdzięcznie porównuje się ze sztuką, właściwie dyscypliną sportu, którą prof. Kano, japoński naukowiec o drobnej posturze, wymyślił niespełna 100 lat temu. Po tym wprowadzeniu jest już jasne: mniejsi zwykle są na przegranej pozycji. Oryginalne judo opiera się
34
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
no tak, skoro pieczywo jest tak ważne, tym bardziej doceniam moją małą piekarnię”. Upewniłem się jednak: „Nie obawia się pan jednak odwetowego ataku, kiedy już wszystko wyjdzie na jaw? Dla nich pieczywo może być jednak ważną kategorią produktową”. „Mam nadzieję, że zniechęcę ich do tego... Mam taki plan, by odpuścić sobie zupełnie delikatesowe bagietki - ważne produkty w tej sieci sklepów. Nam to nie powinno zaszkodzić, bo chcę namawiać na zdrowe produkty razowe i orkiszowe, w większości na zakwasie, nie wyłączając bułek żytnich. Powinno ich to uspokoić”.
ZACHOWAJ RÓWNOWAGĘ
Wtedy zapytałem o to, o czym już pewnie zdążyliście pomyśleć: „Zaraz, czy nie obawia się pan, że ludzie są dzisiaj po prostu wygodni? Że będą odwiedzać market po najbardziej potrzebne produkty, przy okazji kupią byle jaki chleb i już nie wpadną do piekarni?”. Mój towarzysz spojrzał na mnie z pewnym zatroskaniem – patrząc już w szarość za oknem – i odpowiedział nieco melancholijnie: „A myśli pan, że nie analizowałem tego, co kupują co dzień moi sąsiedzi? Od kilku miesięcy przyglądam się ich zakupom, po co jadą do sklepu, z czym z niego wychodzą i jak często”. „Robi pan badania?” – zapytałem z respektem „Nie, panie kolego, po prostu rozmawiam z przyjaciółmi” - dodał, już nie ukrywając przekonania o swojej wyższości. Sami wiecie, że to wrażenie mogło poruszyć moje ego. Drążę więc temat zaczepnie: „Jakieś konkretne wnioski?” „Oczywiście, przygotowuję stały asortyment pokrywających mniej więcej 80% codziennych potrzeb tych klientów produktów spożywczych, które będę oferował bez specjalnego wyboru - jeden rodzaj mleka, jogurtu, surówek, sera twardego, twarogu, jaja, dżem, mąka, sól i cukier, kawa i herbata (tutaj po dwa rodzaje)”. Odpowiedział zdecydowanie, szybko i pewnie. „Mam cię” – pomyślałem. „A więc jednak wojna z marketem?” - zapytałem z kpiącym uśmiechem. Spojrzał mi chłodno w oczy: „Nie, proszę pana, nie zwariowałem przecież. Każdy z tych produktów będzie oferowany jako wysokiej jakości produkt organiczny, oni takich nie mają i mieć nie będą. Mam dobre kontakty z producentami, system pakowania i poziom cen też przygotujemy tak, by nie tworzyć znaczących barier kosztowych. Poza tym, ludzie są zmęczeni szerokim wyborem podstawowych produktów. Czy potrzebuje pan co dzień wybór masła od 7 niezależnych producentów? Nie wpadłby pan do nas co drugi dzień po jogurt owczy, jaja ze sprawdzonego ekologicznego źródła, twaróg robiony dzień wcześniej w gospodarskiej wytwórni?”. Cóż, pozostało mi przełknąć ślinę. To był dość spójny pomysł. Wyraźnie wymykał się spod możliwych retorsji rywala marketu sieciowego.
Mniejsi zwykle są na przegranej pozycji. Aby mieć z nimi szansę wygrać, mogą sięgnąć do dwóch zasad judo: ustępować, aby zwyciężyć, i maksimum skuteczności przy minimum wysiłku. dostawę paczek do mojego sklepu dla tych, którzy zarejestrują się za pomocą określonych numerów, rozdanych przeze mnie w cotygodniowych promocjach. Są skłonni ustawić u mnie przy wejściu mały terminal internetowy umożliwiający zamawianie na dzień następny. Bez żadnej kwoty minimalnej dla jednostkowego zakupu. Nie zmieniam przez to charakteru piekarni, po prostu udostępniam klientom swój sklep jako punkt odbioru… Przyznam, że jeszcze nie wiem, czy w to wejdę. Trzymam ten wariant na wypadek, gdyby z marketem poszło na noże. A jest tu przecież miejsce dla każdego”. Wyjechaliśmy z Rawicza, za chwilę Żmigród, Oborniki i Wrocław. Dalsza podróż upłynęła nam w ciszy. Wychodząc z pociągu mój współtowarzysz podróży rzucił przez ramię: „Czy wie pan, co jest decydującym czynnikiem w starciu niedźwiedzia z aligatorem?”. Zamrugałem oczami z zainteresowaniem. „Miejsce walki” – odpowiedział półgłosem, wyskakując z wagonu. ■
ZASTOSUJ DŹWIGNIĘ
Spojrzałem na niego niechętnie. „To jednak może się źle skończyć” – dodałem w końcu. Zaczynałem podświadomie poszukiwać luki w jego rozumowaniu, ba – zależało mi na znalezieniu słabych punktów w tej układance. „Przecież w niektórych sieciach coraz częściej korzystają z lokalnych dostawców i promują ich na specjalnych regałach. Straci pan w końcu swoją unikalność”. Mój rozmówca poprawił krawat (przysięgam, nie zauważyłem wcześniej krawata zasłoniętego szalikiem). „Prawda. Dlatego z najważniejszymi dostawcami, tymi, którzy mają w naszym miasteczku renomę, podpisałem umowy wyłącznościowe. Zapewnili mnie, że nie będą współpracować z tą siecią. Wiem, o co pan zaraz zapyta – wyprzedził mnie bezpardonowo – o to, że do codziennych zakupów dochodzą też produkty chemii domowej. A ja mam przecież piekarnię”. Zamilkł na chwilę. W ciszy przysłuchiwaliśmy się stukotowi wagonów. W końcu dodał: „Podpisałem list intencyjny z internetowym dostawcą domowych środków czystości. Są naprawdę tani. Oferują też darmową
35
KLIMAT SPRZYJAJĄCY
PRZEDSIĘBIORCZOŚCI
Gmina Tarnowo Podgórne jest przykładem dobrej współpracy administracji samorządowej z przedsiębiorcami, co owocuje klimatem sprzyjającym rozwijaniu przedsiębiorczości i kreującym nowe obszary wspólnych działań.
O
d pierwszych wzajemnych kontaktów gmina służy wsparciem merytorycznym, na każdym etapie realizacji inwestycji. Pośredniczy w kontaktach z dostawcami mediów, monitoruje procesy decyzyjne w odpowiedzialnych podmiotach, np. Starostwie Powiatowym. Tarnowo Podgórne nie tylko promuje tereny inwestycyjne przygotowane pod aktywizację gospodarczą oraz pośredniczy w kontaktach z właścicielami gruntów. Prowadzimy także inwestycje infrastrukturalne, których efektem jest wzrost atrakcyjności obszarów inwestycyjnych – mówi Wójt Tadeusz Czaj-
ka. – Nasze działania są pozytywnie oceniane przez instytucje opiniotwórcze: w ostatnim roku teren przy drodze krajowej nr 92 uzyskał tytuł „Grunt na Medal”. Pełna aktualna oferta terenów znajduje się na stronie internetowej Gminy. Jest prezentowana na specjalistycznych portalach internetowych i targach inwestycyjnych.
TARNOWSKIE STOWARZYSZENIE PRZEDSIĘBIORCÓW
Na terenie Gminy funkcjonuje Tarnowskie Stowarzyszenie Przedsiębiorców, skupiające i reprezentujące zarówno małe firmy rodzinne, jak i duże przedsię-
biorstwa. Najważniejsze wspólne działania są skupione na realizacji idei biznesu odpowiedzialnego społecznie – przedsiębiorcy wspierają organizację lokalnych wydarzeń sportowych (Półmaraton Bieg Lwa) i kulturalnych (Dni Gminy) Gmina Tarnowo Podgórne zorganizowała cykl szkoleń dedykowanych przedsiębiorcom „Biznes – Inwestycje – Rozwój” z zakresu finansów, zarządzania i komunikacji. W uznaniu biznesowych i społecznych działań lokalnych firm Wójt Tadeusz Czajka ustanowił nagrodę „Tarnowski Lew”. Jest ona wręczana co roku podczas Spotkania Noworocznego w Tarnowie Podgórnym.
DLACZEGO WARTO INWESTOWAĆ W GMINIE TARNOWO PODGÓRNE? - TADEUSZ CZAJKA, WÓJT GMINY
Dogodna lokalizacja, dobre połączenia komunikacyjne oraz zapewnienie dostępu do wszystkich mediów to jedno. Ale drugie, w mojej opinii również bardzo ważne, to nasze doświadczenie w kontaktach z potencjalnymi inwestorami. Wspieramy merytorycznie cały proces inwestycyjny. Nie bez znaczenia jest stabilność naszej polityki podatkowej oraz korzystne dla inwestorów ulgi w podatku od nieruchomości. Tworzenie i rozwijanie klimatu sprzyjającego przedsiębiorczości jest moim priorytetem, bo służy również naszym mieszkańcom
36
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
TERMALNY PARK ZDROWIA
Na szczególną uwagę zasługuje obszar zwany Termalnym Parkiem Zdrowia w Tarnowie Podgórnym. O charakterze tego miejsca przesądzają Tarnowskie Termy. To budowany przez Gminę zespół basenów rekreacyjnych, basen sportowy, strefa fitness, zespół saun oraz gabinety zabiegowo rehabilitacyjne. Najważniejszy atut to bez wątpienia możliwość szerokiego wykorzystania wód termalnych o temperaturze 45,7 oC, zawierających m.in. jod, bar, magnez, wapń, fluorki oraz mikroelementy miedzi i żelaza. Mieszkańców Gminy oraz z okolicznych miejscowości, w tym Poznania, do regularnego korzystania z obiektu zachęcają atrakcyjna oferta oraz możliwość uczestniczenia w niekonwencjonalnych wydarzeniach.
Na terenie całej gminy przeznaczonych pod aktywizację gospodarczą jest 450 ha terenów. W pełni uzbrojonych, dedykowanych w szczególności nowoczesnym, innowacyjnym technologiom. W bezpośrednim sąsiedztwie Tarnowskich Term znajduje się 10 hektarów przeznaczonych w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego pod aktywizację gospodarczą. Chcemy, aby w tym miejscu powstał kompleks obiektów, w których świadczone będą usługi z zakresu medycyny oraz nowoczesnej kosmetologii. Już wkrótce rozpocznie się budowa Centrum Rehabilitacyjno-Medycznego. Zagwarantowaną przewagą konkurencyjną jest możliwość szerokiego wykorzystania wody termalnej w balneologii, leczeniu i rehabilitacji. Warto podkreślić wysoką wydajność źródła w Termalnym Parku Zdrowia: 225 m3 / godz. ■
URZĄD GMINY TARNOWO PODGÓRNE UL. POZNAŃSKA 115, 62-080 TARNOWO PODGÓRNE TEL. +48 61 8959 200, UG@TARNOWO-PODOGORNE.PL WWW.TARNOWO-PODGORNE.PL KONTAKT DLA INWESTORÓW: JUSTYNA KRYNICKA TEL. +48 61 8959 271, FU@TARNOWO-PODGORNE.PL
37
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
GONIMY LWA
PO RAZ CZWARTY
24 maja odbędzie się czwarta edycja Biegu Lwa, czyli największej imprezy sportowej na terenie gminy Tarnowo Podgórne. Na starcie półmaratonu stanie 1111 uczestników. Wśród nich znakomici biegacze z Afryki i cała polska czołówka biegaczy długodystansowych. Półmaraton to jednak tylko jedna z wielu atrakcji, jakie przygotowali organizatorzy tegorocznej edycji Biegu Lwa. tekst: Jakub Szymczak
B
iegacze będą również gonić lwa jadącego na specjalnej platformie. Tradycyjnie odbędzie się także Bieg Lwiątek dla najmłodszych amatorów biegania. Nie zabraknie również rywalizacji szkół z gminy Tarnowo Podgórne. Po raz pierwszy w historii na starcie staną wielopokoleniowe sztafety. W przedostatnią niedzielę na pewno warto pojawić się na stadionie Tarnovii.
REKORDOWE ZAINTERESOWANIE
W półmaratonie w tym roku wystartuje ponad 1100 biegaczy. Listy startowe zostały zamknięte w ciągu kilku godzin. To absolutny rekord w czteroletniej historii tarnowskiego biegu. Na starcie pojawią się wszyscy czołowi polscy biegacze i biegaczki. To nie może dziwić, bowiem Bieg Lwa jest częścią Grand Prix Wielkopolski w Półmaratonie. O końcowy sukces Polakom nie będzie jednak łatwo. Faworytami ponownie będą biegacze z Afryki. To oni w ostatnich latach zwyciężali w Tarnowie Podgórnym, a i w tym roku nie zabraknie ich na starcie.
I REKORDOWE NAGRODY
Zwycięzca kategorii Open w nagrodę otrzyma 10 000 zł. Drugie miejsce warte jest 5000 zł, a najniższy stopień podium został wyceniony na 1000 zł. To jednak nie wszystko. Organizatorzy Biegu Lwa zawsze promują także polskich biegaczy. Najlepszy Polak i najlepsza Polka mogą liczyć na czek w wysokości 5000 zł, drugie miejsce warte jest 3000 zł, a trzecie tyle samo, co w kategorii Open. Łatwo więc obliczyć, że jeśli Polak lub Polka zostanie zwycięzcą całego biegu, to w na-
38
grodę otrzyma 15 000 zł. Tak wysokich premii nie ma w żadnym innym polskim półmaratonie. To są stawki porównywalne z Maratonem Poznańskim. A to jeszcze nie wszystko. Jest jeszcze specjalna nagroda w konkurencji Setka Novol. To bardzo ciekawa rywalizacji, w której uczestnikom będzie mierzony czas na ostatnich 100 metrach biegu. Kto zachowa najwięcej sił na koniec, ten może liczyć na dodatkowe premie.
UCIEKAJĄCY LEW
Wraz z półmaratończykami na starcie stawią się również uczestnicy Pogoni za Lwem. Na specjalnej platformie przygotowanej przez firmę John Deere zasiądzie maskotka lwa. Celem biegaczy będzie pogoń za drapieżnikiem na dystansie nieco ponad 7 kilometrów. Po pierwszym okrążeniu półmaratonu wszyscy goniący za lwem udadzą się już na stadion i tam rozstrzygną losy tegorocznej pogoni. Ten bieg dla jego uczestników stanowi element przygotowań do półmaratonu. Najczęściej biorą w nim udział biegacze, którzy chcą wystartować w Biegu Lwa, ale jeszcze nie czują się na siłach.
DZIECI JAK DOROŚLI
Tuż przed startem Biegu Lwa w Tarnowie Podgórnym odbywają się Biegi Lwiątek. Udział w nich biorą najmłodsi fani aktywnego spędzania czasu. Dzieci biegają w pięciu różnych kategoriach wiekowych. W zależności od wieku do pokonania mają od 100 metrów do 2 kilometrów. Dla organizatorów tarnowskiej imprezy najmłodsi uczestnicy są tak samo ważni jak dorośli. Dlatego są tak samo traktowani. Dla wszystkich 333 uczestników przygotowane
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
zostaną imienne numery startowe, a na mecie będą na nich czekać prawie identyczne pakiety regeneracyjne. Jedyna różnica będzie w napoju. Zamiast izotonika dzieci otrzymają sok. Poza tym uczestnicy Biegu Lwiątek mogą liczyć na bogate pakiety startowe, zawierające zabawki sportowe dla aktywnych.
EXPO promuje społeczną odpowiedzialność biznesu. Chcemy, by firmy wyszły poza własne siedziby i pokazały, że są na terenie gminy i mogą coś zrobić dla miejscowej społeczności.
RYWALIZACJA SZKÓŁ
Bieg Lwa to nie tylko rywalizacja indywidualna, ale także zespołowa. Dlatego na starcie nie zabraknie profesjonalnie zorganizowanych sztafet, wyposażonych w pałeczki ze specjalnym chipem. Sztafety wystawią wszystkie szkoły z gminy Tarnowo Podgórne. Każda z nich będzie reprezentowana przez 6 zawodników. Każdy z nich ma do pokonania ma dystans 3,5 km. Na ostatnich 100 metrach wszyscy członkowie sztafety biegną już razem i w taki sposób wbiegają na metę. W sumie w biegu rozstawnym udział bierze 48 uczniów.
SZTAFETA POKOLEŃ
Organizatorzy tarnowskiej imprezy co roku starają się wzbogacać jej program. Nie inaczej będzie tym razem. Po raz pierwszy w historii odbędzie się bieg wielopokoleniowy. By wziąć w nim udział, rodzina musi znaleźć trzech zawodników, z których każdy będzie z innego pokolenia. To jednak niejedyne ograniczenie. Wśród biegaczy musi być przynajmniej jedna kobieta. Tak zestawione zespoły rywalizować będą na dystansie 3x400 metrów.
NOBILITACJA DLA GMINY
ne na każdą kolejną edycję. W tym roku organizatorzy przygotowali wyjątkowe krążki zawierające kryształki Swarovskiego. Coś, czego jeszcze nigdzie nie było.
Bieg Lwa cieszy się ogromnym zainteresowaniem społeczności gminy. W zeszłym roku na trasie zgromadziło się ponad 7000 kibiców. Takie rzesze fanów bardzo pomagają zawodnikom, którzy przez to chętnie wracają do Tarnowa Podgórnego. Tym bardziej, że za zwycięstwo w tarnowskim półmaratonie nigdy nie dostanie się takiego samego medalu. Te są specjalnie dedykowa-
TARNOWSKIE EXPO
Bieg Lwa to nie tylko raj dla amatorów biegania. Celem organizatorów było goszczenie całych rodzin i grup przyjaciół. W taki sposób, by nikt nie narzekał na nudę. Narodził się pomysł EXPO,
czyli coś pomiędzy targami a piknikiem. Firmy z gminy Tarnowo Podgórne tworzą specjalne strefy tematyczne, w których przygotowują atrakcje dla gości. Zasadę stanowią spójność i otwartość poszczególnych stref oraz to, że wszystko jest w nich za darmo. EXPO przyświecają cztery hasła: bądź społecznie odpowiedzialny, wypromuj firmę, promuj produkty i buduj lokalne relacje. One najlepiej oddają charakter i założenia tego przedsięwzięcia. ■
FIRMY WYCHODZĄ POZA SWOJE SIEDZIBY
PIOTR MODZELEWSKI, DYREKTOR BIEGU LWA OPOWIADA O EXPO – IMPREZIE TOWARZYSZĄCEJ DLA FIRM.
CO BYŁO PIERWSZE: BIEG LWA CZY EXPO? Obie imprezy pojawiły się jednocześnie. Z założenia Bieg Lwa jest dla nas imprezą rodzinną. Dlatego EXPO początkowo odbieraliśmy jako imprezę, która ściągnie do nas całe rodziny, a nie tylko biegaczy. Chcieliśmy pokazać, że sport indywidualny, jakim jest bieganie, może być przeznaczony dla całych rodzin. Rodzic może wziąć udział w biegu, a dzieci i ich opiekunowie mogą miło spędzić czas na EXPO. EXPO TO MIEJSCE, W KTÓRYM WYSTAWIAJĄ SIĘ LOKALNI PRZEDSIĘBIORCY. JEDNAK ICH GŁÓWNYM CELEM NIE JEST SPRZEDAŻ SWOICH ARTYKUŁÓW. Chodzi o społeczną odpowiedzialność biznesu. Chcemy, by firmy wyszły poza własne siedziby i pokazały, że są na terenie gminy i mogą coś zrobić dla miejscowej społeczności. W JAKI SPOSÓB SIĘ WYSTAWIAJĄ? Tworzą strefy. Na dzień dzisiejszy jest ich około 30, ale lista wciąż nie jest zamknięta i nadal można zgłaszać chęć udziału w tegorocznym EXPO. Strefy są tematyczne i profilem najczęściej związane z działalnością firmy. PIERWSZE EXPO A EXPO DZIŚ? Na pierwszym mieliśmy tylko 5 firm. Systematycznie staraliśmy się to rozwijać i w zeszłym roku nastąpił boom, który jest kontynuowany również obecnie. Cieszy nas, że firmy, które raz wzięły udział w EXPO, zostają z nami na dłużej. To pokazuje, że warto to robić i nadal rozwijamy tę inicjatywę, ale nie chcemy, by przerodziła się ona w festyn czy piknik. CZY GDZIEŚ MOŻNA SPOTKAĆ SIĘ Z CZYMŚ TAKIM JAK EXPO? Jestem obecny podczas wielu zawodów dla biegaczy, ale nigdzie nie widziałem czegoś podobnego. Podczas innych biegów można zobaczyć stanowiska, na których mamy możliwość kupienia odpowiednich butów czy specjalistycznych żelów, ale u nas chodzi o coś zupełnie innego. DOKĄD ZMIERZA EXPO? W przyszłości chciałbym, aby to była taka duża impreza, na której jak największa liczba firm stworzy swoje strefy dla społeczności gminnej. To ma być jednodniowa impreza dla wszystkich mieszkańców gminy i ich rodzin.
39
WYWIAD
STREFA BIZNESU
JESZCZE SIĘ SPOTKAM
Z WŁADCĄ NIEBIOS
rozmawiał: Michał Cieślak
Globtroterka, alpinistka, przewodnik górski, pilot wycieczek, pasjonatka fotografii i… ekspert do spraw oceny ryzyka. Od zawsze jej wielką miłością była geografia. Jak rzadko kto potrafi swoją pasję połączyć z obowiązkami zawodowymi. Magdalena Prask. Które wyprawy są Pani najbliższe, które były największym wyzwaniem? Największym wyzwaniem i zarazem osiągnięciem jest Mount Everest. Wszyscy tę górę znają, bo to najwyższy szczyt świata i jego zdobycie to powód do dumy dla każdego himalaisty. To trudna góra, nie każdemu się udaje, niektórzy próbują kilka razy, czasami kończą się te wyprawy tragicznie. Mnie się udało wejść za pierwszym razem, a to dało jeszcze większą satysfakcję. Mount Everest to trudny szczyt? Nie okazał się ani łatwiejszy, ani trudniejszy niż myślałam. Panuje mylna opinia, że Everest jest taki prosty, że każdy tam wejdzie, jeżeli ma pieniądze. Mówią to ludzie, którzy nigdy tam nie byli. Mnie Everest dał mocno w kość. Wyżej niż na „dach świata” wejść nie można. Jakie wyzwania można sobie stawiać po jego zdobyciu? Tu nie chodzi o wysokość, a o przekraczanie swoich granic. Everest był wielkim wyzwaniem dla mnie, ale jak już osiągnęłam swój cel, to natychmiast pojawiły się kolejne granice do przekroczenia. Co jest najtrudniejsze w takiej wyprawie? Wspinaczka czy przygotowanie do niej? Jest kilka czynników. Najtrudniejszym elementem układanki - choć nie dosłownie - jest czas przed, czyli przygotowania. Obejmują one nie tylko lata zbierania doświadczeń, jeżdżenia w wysokie góry,
40
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
ale także radzenie sobie w ewentualnych sytuacjach kryzysowych. Im jest trudniej podczas wypraw, tym więcej się uczymy. Drugi element to finanse, bo wszystko trzeba sobie zapewnić i zorganizować. Trzecia rzecz to poskładanie tego wszystkiego razem. Musimy być przygotowani na różne niespodzianki. To nie jest tak, że himalaista przyjeżdża w określone miejsce i idzie w górę. Jeśli wszystko jest dograne, to dopiero wtedy możemy zacząć wspinaczkę. Później już niewiele od nas zależy. Na szczęście czy warunki pogodowe nie mamy już żadnego wpływu, choć pewne sprawy należy przewidzieć.
Wspinaczka uczy uporu i dążenia do celu, ale nie za wszelką cenę. Tą ceną nie powinno być ani zdrowie, ani życie. Trzeba tylko i aż przesunąć granice strachu.
Co dla pani jest ważniejsze? Droga na szczyt czy jego zdobycie? Jestem osobą „zadaniową”. Nie jest pełną satysfakcją pojechać w góry i wrócić bez zdobycia szczytu. Lubię postawić tę kropkę nad „i”. Choć już samo przebywanie w górach to dla mnie wielka radość. Która wyprawa była dla pani największym zaskoczeniem? Ta ostatnia. Jestem w trakcie realizacji projektu, który nazywa się „Śnieżna Pantera”. Jest to kolekcja siedmiotysięczników byłego ZSRR, które teraz są na terenie Kirgistanu, Tadżykistanu i Kazachstanu. Jest ich pięć, a ja zdobyłam trzy. Na ostatniej wyprawie chciałam zdobyć dwa – ten najniższy i ten najtrudniejszy. Niestety, już pierwszy, czyli Chan Tengri – z mongolskiego Władca niebios - zdobywany od strony Kirgistanu, okazał się dla mnie i dla wielu innych nieosiągalny. Próbowałam trzy razy. Co takiego wydarzyło się pod szczytem? Ogólnie zawiodła pogoda, ale nie tylko. Po dojściu do obozu pierwszego z wyprawy wycofał się mój partner. Przy trzeciej i ostatniej próbie byłam 300 metrów od szczytu, ale musiałam się poddać. Nie miałam właściwego wsparcia i byłam zmęczona. Zabolała ta porażka? „Władca niebios” nie dał się pokonać, ale kiedyś się z nim spotkam. Dotychczas „Śnieżną Panterę” zdobyło w Polsce tylko pięć osób, a to pokazuje, jaka to skala trudności i ile trzeba mieć w sobie samozaparcia. A porażki są potrzebne. Uświadomiłam sobie, ile jeszcze czeka mnie pracy. Przy okazji wspinaczek ma pani okazję poznać także inne krajobrazy krajów, które były celem wypraw… Podróżowanie to moja wielka pasja. Od podróży wszystko się zaczęło, dopiero potem były góry. Gdy gdzieś się pojawiam, chcę zobaczyć jak najwięcej i zawsze mój pobyt jest trochę dłuższy. Byłam pół roku w Ameryce Południowej. Od południa po północ kontynentu chodziłam po górach i zwiedzałam, to była dla mnie przygoda życia. Jestem szczęściarą, bo widziałam kawał świata.
Zdarzyła się pani jakaś dramatyczna sytuacja? Właśnie podczas ostatniej wyprawy. W drodze na Chan Tengri utknęłam w obozie II. Nie miałam możliwości ani pójść w górę, ani w dół. W trakcie dużych opadów śniegu i po nich olbrzymim zagrożeniem są lawiny – wtedy lepiej zostać w namiocie. Okazało się jednak, że w tej samej sytuacji znalazło się także dwóch Anglików. Wspólnie zadecydowaliśmy o zejściu kolejnego dnia, ale wiązało się to z ogromnym ryzykiem. Po obfitych opadach śniegu musieliśmy wytyczyć nową drogę w dół. Spięliśmy się linami. Panowie byli z przodu i z tyłu, a ja pośrodku. Ten pierwszy wszedł na śnieżny nawis, nagle spadł i ciągnął nas za sobą. Udało nam się zahamować siłę upadku. Zwyciężyły praktyka, doświadczenie i siła. Niewiele jednak brakowało, a wszyscy byśmy zginęli.
ŚNIEŻNA PANTERA W PAŚMIE TIENSZAN (KIRGISTAN/ KAZACHSTAN/CHINY): Szczyt Zwycięstwa (Pik Pobiedy, Dżengisz czokusu) Chan Tengri
W PAŚMIE PAMIRU (TADŻYKISTAN/ KIRGISTAN): Szczyt Ismaila Samaniego (d. Pik Komunizma) Szczyt Korżeniewskiej Szczyt Lenina (Szczyt Awicenny) granice strachu. Jeżeli ktoś się boi, nie jest w stanie podjąć ryzyka, to nie ma dużych szans na zdobywanie trudnych szczytów. A ryzyko jest cały czas, bo góry ze swej natury są nieprzewidywalne. Trzeba też olbrzymiej siły woli i cierpliwości, bo czasem długo czeka się na odpowiednią pogodę. Jeśli masz silną wolę, to przezwyciężysz fizyczne wyczerpanie, a w sytuacjach kryzysowych uratujesz życie.
Zwyciężyła praca grupowa? W sytuacjach kryzysowych jest bardzo ważna, ale znam takich, którzy wolą pozostać solistami.
O czym się myśli podczas drogi na szczyt? Na naprawdę dużej wysokości, kiedy są problemy z tlenem, daje się we znaki choroba wysokościowa. Kiedy sił brak, nie myślę jednak o ciepłych pieleszach,
Czego uczy wspinaczka? Uporu i dążenia do celu, ale nie za wszelką cenę. Tą ceną nie powinno być ani zdrowie, ani życie. Trzeba tylko i aż przesunąć
41
– 7439 m n.p.m. – 7010 m n.p.m.
– 7495 m n.p.m. – 7105 m n.p.m. – 7134 m n.p.m.
tylko o tym, żeby zrobić następne dziesięć kroków, a potem kolejne. A na celowniku ciągle jest szczyt. Chciała pani kiedyś powiedzieć dość? Jeszcze nie. Chociaż zawsze żartujemy w trakcie wyprawy, że następne wakacje to już wczasy w Egipcie. Ale jak człowiek wróci do domu, nie minie tydzień i już ma się w głowie następny szczyt. Pani najdłuższa wyprawa? Najdłuższe wyprawy, ze względu na aklimatyzację, są te na ośmiotysięczniki. Wyjechałam pod koniec marca z Polski, a wróciłam na początku czerwca.
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
Jakie jest dla pani najpiękniejsze miejsce na Ziemi? Jest ich wiele - Islandia, Tybet czy Macedonia, gdzie mieszkałam kilka lat. Ze względu na bogactwo barw cudowna jest Ameryka Południowa. Ale każde miejsce na Ziemi ma swój niepowtarzalny klimat. Prowadzi pani zajęcia motywacyjne między innymi dla przedsiębiorców. Co chce pani im przekazać? W czasie wykładów zawsze mówię, że wyprawa to projekt, który ma określony cel. Przez opowieści o wyprawach można pokazać, jak należy podchodzić w życiu biznesowym do różnych wyzwań. Staram się uświadomić, że porażki są dobrą rzeczą, że nas uczą i nie powinny zniechęcać. Liczą się wewnętrzna motywacja i konsekwencja w działaniu mimo przeciwności losu. Czy ludzie są teraz bardziej skłonni do podejmowania ryzyka? Jeśli chodzi o góry, to na pewno. Niestety, wielu chce iść drogą na skróty. Na wyprawie na Everest spotkałam osobę, której jedynym wcześniejszym doświadczeniem górskim były Tatry. To zdecydowanie za mało, by mierzyć się z ośmiotysięcznikami. Wielu młodych ludzi ma odwagę, którą można by nawet nazwać tupetem. Niestety, brak doświadczenia, znajomości gór i własnego organizmu często kończy się śmiercią. By bezpiecznie chodzić po górach, trzeba wykonać swoją „mrówczą pracę”. Ja zaczynałam od niskich gór, potem na studiach były Tatry, następnie Tatry zimą, Alpy, Andy. I dopiero po kil-
kunastu latach wsinaczki odważyłam się na Himalaje.. Droga na Everest zajęła mi sporo czasu, ale dała mi doświadczenie. Kto go w górach nie ma… zginie. Dziś często brakuje też odpowiedzialności i rzetelności. Wspominałam już o partnerze z ostatniej wyprawy, który zostawił mnie samą podczas wyprawy. Gdybym wiedziała wcześniej, że się wycofa, nie
podjęłabym wyzwania. Wiem bowiem, jak ważne jest wsparcie partnera w górach – a przebywanie samej przez blisko 6 tygodni w dzikich górach Azji to już zupełnie inna skala ryzyka. Jakie są pani marzenia? Marzenia to móc dalej realizować moją pasję. Mam pracę, rodzinę i nie
jest łatwo to wszystko pogodzić. Na mojej liście jest jeszcze wiele szczytów do zdobycia i wiele krajów do odwiedzenia. Tej listy nie wyczerpię chyba do końca życia. O moich dotychczasowych wyprawach i bieżących wydarzeniach można przeczytać na stronie www.magdalenaprask.pl. Zapraszam. ■
CHAN TENGRI
KAZACHSTAN KIRGISTAN
JEZIORO ISSYK-KUL SZCZYT ZWYCIĘSTWA
UZBEKISTAN SZCZYT KORŻENIEWSKIEJ
CHINY SZCZYT LENINA
TADŻYKISTAN
42
SZCZYT ISMAILA SAMANIEGO
info@tsp.pl www.tsp.pl
MIEJSCE BIZNESU. TARNOWO PODGORNE
44