minimalbooks

Page 1

minimalbooks

GRUDZIEO 2010 / DECEMBER 2010

1


all texts © by the Authors edited by Piotr Siwecki & Piotr Grudzioski translated from original languages by Jakub Michalczenia, Piotr Siwecki, Szymon Żylioski

2


POLISH VERSION / WERSJA POLSKOJĘZYCZNA L. WARD ABEL W tej dolinie jest pełno wody (This Valley is Full of Water)

6

MAREK BARAOSKI Indukcja

8

ALEATHIA DREHMER Równowaga (Balance)

10

Vera

11

Czysty rozum (Pure Reason)

12

NATHAN GRAZIANO Jesteśmy tylko zwierzętami (We Are Only Animals)

14

Czując rytm (Feeling the Music)

15

JASON JORDAN Wola boska (Act of God)

17

CAROL NOVACK 3 głupie historie miłosne (3 Silly Love Stories)

20

MAGDALENA OCHAŁEK pod-czas exeter (fragment powieści)

24

PETER SCHWARTZ Notatka na temat życia... (Quick Note on Living..)

28

BEN TANZER Gorączka “Pac-Mana”

30

3


ENGLISH VERSION / WERSJA ANGLOJĘZYCZNA MAREK BARAOSKI Induction

38

NOTY O AUTORACH / NOTES ABOUT AUTHORS ACKNOWLEDGMENTS & PHOTO CREDITS

40 42

4


POLISH VERSION / WERSJA POLSKOJĘZYCZNA

5


W TEJ DOLINIE JEST PEŁNO WODY W tej dolinie jest pełno wody i płotów. Od czasu do czasu wzdłuż płotów zaczynają rosnąd drzewa jeśli nikomu nie uda się do nich dostad przez druty. Czuję się jak te drzewa: pomiędzy, niczyj. Drwale z tartaku i architekci krajobrazu byli tutaj. Widzieli coś więcej niż to, co widad, coś ustrukturyzowanego; ale to oni są głupkami. Cóż można innego powiedzied o kimś, kto nie ma tajemnic tu? Co powiedzied o kimś, kto nie dba o to czy wszyscy dokoła wiedzą o nim co trzeba? Chciałbym umied właśnie takim byd. Na parkingu przy naszym sklepie stoi więźniarka, a w niej więzieo, który się właśnie zdrzemnął. Jego sny są prawdziwsze od tego, czym stało się jego życie; nie chce się zbudzid. Kiedy otwierają się drzwi frontowe mego domu wlatuje przez nie ptaszek; przysiada na chwilę na płaszczu potem odlatuje. Niektórzy powiedzą, że to wróży nieszczęście, ale czy wszystko musi mied znaczenie? (trans. Piotr Siwecki)

6

L. WARD ABEL


7


MAREK BARAOSKI

INDUKCJA

Październikowy wieczór już robi się chłodno trzy sikorki gimnazjalistki tulą się do starszego chłopca Bardziej pyskata wisi mu na ramieniu koleżanki przyciskają się do niej by ogrzad się ale też by poczud jak przeskakuje iskra

8


9


VERA Mówi Bogu, że nie chce mied osiemdziesięciu trzech lat. Pogodziła się z życiem, które przeżyła, obeszła wystarczająco wiele urodzin, rocznic i Wielkanocy, żeby czud, że czegoś jej brakuje. Jest jakaś dziecięca słodycz w jej twarzy, wszystkie jej zmarszczki i delikatne linie wokół kącików jej ust. Wciąż żyje psotny ognik w spojrzeniu jej niebieskich oczu.

ALEATHIA DREHMER

Wszystko wokół niej mówi o latach młodości, smutku, spokoju i przynależności do czegoś większego, niż to, co ja zdołałabym kiedykolwiek poznad. Wszystko wokół mówi o miłosnym zawodzie i długim życiu dobrze przeżytym. Nachyla się ku mnie delikatnie dotykając ramionami, kiedy siadam na jej szpitalnym łóżku i mówi miękkim głosem, spokojnie, że prosiła Boga o długą drzemkę. (trans. Piotr Siwecki)

10


RÓWNOWAGA

ALEATHIA DREHMER W jej szlafroku widad dziurę, okienko dla skóry, wspaniały owal puszystych włosków i nerwów doskonale ukrytych w chaosie tropików, kiedy opiera się na ręczniku w paski różowe i czerwone wyglądającym jak pulchny jęzor wysunięty by smakowad lato. Jest już wieczór i słooce zwróciło się ku zachodowi, oświetlając tych wspaniałych mężczyzn, którzy zostali gdzieś tam, miotani falami przypływów, a ja leżę tu, sącząc moją ulubioną porcję błękitnego nieba pokrytego chmurami ścierającymi się ze sobą, wciskającymi się jedna w drugą, tu i teraz. Odgłos jej oddechu jest równy i słodki nie tak, jak wczesny wieczór wypełniony świergotem ptaków i odgłosami samolotów wpisujących swoje smutki w błękit jak blizny. To sprawia, że wciąż się zmieniam. Miękki odgłos wody uderzającej o kafle w basenie i ostatnie promienie dzisiejszego słooca przesuwające się po białym płocie zamykają mnie w niepokojącym spokoju. To wszystko jest tak bardzo namacalne. Widzę jak świat robi to, co zwykle, nie przejmując się moim istnieniem, nie bacząc na moje ciało leżące na ziemi, jak złożone w ofierze fałszywym bogom urodzaju i odpoczynku. Mogłabym cierpied w tym srebrzącym się czasie z radością, bo w jakiś sposób jest to doskonalsze niż cokolwiek innego. (trans. Piotr Siwecki)

11


ALEATHIA DREHMER CZYSTY ROZUM Świerszczowi brakuje czterech zębów z przodu, dwóch górnych i dwóch dolnych. Tę ksywę dano mu, bo posiadł niezwykłą umiejętnośd wydawania dźwięków jak owady. Naprawdę ma na imię Pete. Stojąc przed Safeway’em pozdrawia kupujących i zajmuje ich inteligentną rozmową, a jego papierowy kubek szybko zapełnia się monetami i rachunkami, o które nigdy nie prosił. Czyta wielkie dzieła wielkich filozofów i dyskutujemy stojąc na ulicy o idealizmie transcendentalnym, podczas gdy ludzie omijają nas, trzymając swoje czyściutkie białe torby tak, by nie zaplątały się w naszej metafizycznej burzy słów. (trans. Piotr Siwecki)

12


13


NATHAN GRAZIANO

JESTEŚMY TYLKO ZWIERZĘTAMI Jakaś parka małolatów Gzi sie za ścianą mojej klasy. Chłopak o długich czarnych włosach i w stylizowanej koszulce Led Zeppelin z „House of the Holly” przycisnął dziewczynę o wąskich biodrach do szafki i gmera ręką między jej udami. Wiem, że powinienem im przerwad zanim dziewczyna zajdzie w ciążę, a jej rodzice oskarżą władze lokalne, a mnie szczególnie o zaniedbanie. Jednak postanawiam nie mówid nic. Bo wcześniej tego ranka, kiedy wyjeżdżałem z podjazdu przed domem, widziałem jak dwa psy sąsiadów gziły się przy moich kubłach na śmieci i nie powiedziałem ani słowa. (trans. Piotr Siwecki)

14


CZUJĄC RYTM

NATHAN GRAZIANO

Cisza zstępuje na klasę jak burzowa chmura na łysinę nieba. Uczniowie w ciszy czytają o Myszach i Ludziach, luźne kartki zmaltretowanych szkolnych książek zagrożone pęknięciem jak suchy chleb za każdym razem, gdy kartkę przewracają z hałasem. Niektórzy z uczniów śpią, ich książki otwarte, a czoła przyciśnięte do twardych blatów ławek. Śnią o wiośnie w Dolinie Salinas, gdzie służba tłoczy się, by przeklinad Steinbecka. Siedząc przy biurku, oceniając rozprawki dyryguję tą senną symfonią na ciszę, przewracane kartki i pociągnięcia nosem stukając czerwonym piórem jak batutą dyrygenta. Nagle dziewczyna z kooca sali wyskakuje ze swojego miejsca, jakby zęby krzesła ugryzły ją w uda. zaczyna taoczyd, przesuwając się wzdłuż rzędów ławek, kołysze niedwuznacznie ubranymi w dżinsy pełnymi biodrami, a ramiona radośnie unosi ponad głowę. Otwieram usta, patrząc jak w moją symfonię wkrada się fałszywa nuta, książki zamykają się z trzaskiem, a pociągnięcia nosem zamieniają się w wybuchy śmiechu. „Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?” pytam dziewczynę, która oto nadepnęła na nogę chłopaka, który budzi się z drzemki i nagle prostuje. „Ja taoczę, panie G.” odpowiada, jakby składała raport o wyładowaniach elektrycznych na falach długich w radio. „Poczułam rytm i musiałam zataoczyd”, dodaje. Patrzę, bezradny, jak otwiera się burzowa chmura i huczący bas odzywa się także w mojej głowie. (trans. Piotr Siwecki)

15


16


JASON JORDAN

WOLA BOSKA

Przychodzę do siebie, a tu nie ma połowy mojej przyczepy, jakby Tyranozaur Rex chapnął jej kawałek. (…)

ciąg dalszy tłumaczenia dostępny w kwartalniku literackim "Antologia" (issue 01, lipiec 2011) / for the rest of this translation see "Antologia" (issue 01, July 2011)

(trans. Szymon Żylioski)

17


18


CAROL NOVACK

3 GŁUPIE HISTORIE MIŁOSNE

RECENZJA KSIĄŻKI Kobieta siadła w księgarnianej czytelni tuż obok łysego mężczyzny ubranego w szary garnitur. Jego twarz pozbawiona była wyrazu. Na jego ubraniu nie było ani jednej zmarszczki. „Pan jest zapewne tym Japooczykiem bez twarzy”- zauważyła kobieta, a mówiąc to starała się zachowad neutralny ton głosu. Mężczyzna wydawał się czytad książkę bez tytułu. Nachylił się w stronę kobiety, sięgnął po jej prawą rękę i przyłożył jej dłoo do swojego serca. Było jak góra, w której wnętrzu płonie ogieo. Po chwili mężczyzna zdawał się wdychad zapach unoszący się z każdego palca uperfumowanej dłoni kobiety. Ledwo słyszalne westchnienia wydobyły się ze ścian. „Dobra” - powiedziała - „rozumiem”. I zaczęła czytad swoją książkę. SŁABE ZAROBKI Pod pieniążkowym drzewem stał mężczyzna recytujący fragmenty sztuki o kapitanach dwóch tankowców, które zderzyły się w Zatoce Perskiej.

ciąg dalszy tłumaczenia dostępny w kwartalniku literackim "Antologia" (issue 01, lipiec 2011) / for the rest of this translation see "Antologia" (issue 01, July 2011) SKWAŚNIAŁY CHLEB W wąwozie Kazbegi, niedaleko ubogiej i zniszczonej wioski siedzi kobieta w nieokreślonym wieku. Je skórkę starego sera i skwaśniały chleb. Siedzi na kamieniu pod temperamentnym niebem, na którym chmury żółci zmieniają się w chmury krwawe, chmury jak białe gołębie zmieniają się w czarne kosy. Krąży plotka, że

19


kobieta siedzi tu od kooca lata, wygnana z kuchni swojej matki w napadzie wściekłego gniewu przez samca-tyrana. Tajemnicą poliszynela jest to, że jej ojciec, gdy odkrył, że kobietę wypełnia nasienie tępego pastucha, wytrząsł z niej to jajko. A kiedy jajko pękło i głowa dziecka potoczyła się po podłodze, ojciec jej wpadł w szał i otworzył głowę swojej żony butelką taniej wódki. W wąwozie Kazbegi siedzi kobieta. Nie wiadomo ile ma lat. Siedzi oto teraz z kosem na ramieniu. Dopóty, dopóki ptak siedzi na jej ramieniu, jej ojciec nie zbliży się do niej. Oto on krzyczy w brzuchu wąwozu, poszukując oddychającego owocu, który wyszedł z jajka jego starej żony, ale jego groźby nie spełniają się. Jego krzyki wracają do niego echem. Mieszkaocy wioski boją się kosa. Ojciec boi się wszystkiego. W wąwozie Kazbegi mężczyzna w trudnym do określania wieku chwiejnym krokiem zbliża się do kamienia, na którym siedzi kobieta ze swoim serem i chlebem. „Skwakoszki, moja szajnamadala” - skrzeczy kos. Kobieta odwraca się w chwili, kiedy chmury zaczynają wyglądad groźnie. „To tylko człowiek, mój gołąbku” - mówi kobieta zwracając się do ptaka, głaszcząc go po główce. Chmury zaczynają wyglądad apetycznie, a przybysz odczuwad zaczyna głód. Dostrzegłszy jego niewypowiedzianą prośbę, kobieta kiwa na niego i dzieli się pokarmem. Jej usta są płatkami aksamitnego maku, jego ręce są ogrodnikami z dalekich krain. Ojciec ze swym gniewem jest gdzieś hen, daleko. Kobieta i jej matka siedzą na szczycie skały w wąwozie Kazbegi. Mężczyzna, który o swoich potrzebach nie umie mówid, kładzie na chwilę głowę na łonie kobiety. Potem siada wyprostowany na skale i mówi o Sartrze; mężczyzna ma swój cel. Mężczyzna i kobieta rozmawiają o przeprowadzce do wielkiego miasta. Ale to dzieje się wiele lat później, w przyszłości. Wczoraj ptaszek, którego wyhodowaliśmy, by kochad go, zamknął oczy ojcu, którego wyhodowaliśmy, by go nienawidzid. Teraz echa milczą. Kobieta i jej ogrodnik pójdą tam, dokąd pójśd muszą. To wszystko. (trans. Piotr Siwecki)

20


21


MAGDA OCHAŁEK

„ pod-czas exeter „ (fragment powieści)

dzięki akcesji polski do unii dostąpiliśmy z flawią dyslokacji zjednoczone królestwo wielkiej brytanii i północnej irlandii automatycznie otworzyło rynek pracy pragnęliśmy podszlifowad język miałem w budzie klawego belfra promieniującego entuzjazmem sypiącego anegdotami zwłaszcza o szkotach zdecydowaliśmy się na devon na południowo-zachodnim pólwyspie raczej z łąkami rolniczy gdzie rybołówstwo przydmiła inwazja turystów na wybrzeże nad the english channel rozreklamowane jako nieco śródziemnomorskie stąd „ angielska riwiera „ furthermore region szczyci się dzikim parkiem narodowym dartmoor z granitem strumieniami wrzosowiskami torfowiskami z kestrels and buzzards a z hrabstwem somerset dzieli się innym to znaczy exmoor z red deer and ponies również na wrzosowych połaciach - za nic w świecie nie podryfowalibyśmy do olbrzymich aglomeracji blisko mieliśmy urokliwą kornwalię wstyd się przyznad although tyle razy tam się wybierałem nie zrealizowałem nie umiałem zgrad terminów ze znajomymi kulałem z time management skontaktuję się niebawem z patrykiem waleckim z ogólniaka chyba że namiary będą nieaktualne męczę się sam jak palec ignacy umawia się na rozbierane randki z tą smarkatą z sylwestra rzadziej wpada w żakowskim okresie byłem imprezowiczem potem trzymałem tylko z danem niezastąpionym nikt mu nie dorósł do pięt miał klasę nigdy nie pienił się nie zalewał w pestkę urzędnik zanim zajął się marketingiem wskoczył do tego działu w „ zampexie „ w 2002 najpierw nie było litanii skarg niezgodę zasiał strążycki gdy dołączył z zewnątrz od razu na stołek plotkowano że robił pokątne kokosowe interesy urządzał sceny ni stąd ni zowąd zmienił taktykę nie antagonizował jawnie udawał że słucha mniej więcej na tym etapie przyjaciel zaciął się przestał przemycad informacje uznałem że się poprawiło że ubyło bólu nie wciskałem się w szpary

22


nie nadzorowałem nie monitorowałem tymczasem odwrotnie stanął nad przepaścią pomimo że poszedł do piachu dan is still alive zaś angole snują się w reminiscencjach dlatego od today 22-go będzie „ pod-czas ex- „ tamto miejsce przebrzmiało jak na ironię sadowiczówna jest my ex too rozdzieram szaty nad czymś czego już nie ma odzieram tego z piekła rodem ze skóry a on i tak na świeczniku natomiast ona nie będąc kobietą z przeszłością jest z przyszłością puściła mnie w odstawkę chwyciła wiatr w żagle rozszerzy widnokrąg geograficznie spodziewa się że nie tylko życzę jak najlepiej chyba sobie wmawiam z tym ex de facto reanimuję zbiorowośd a krajobraz nie jest absolutnie przeżytkiem lecz z literackiego punktu odniesienia niedokooczony wyraz is more exciting implikuje zwrot ku niespodziance którą wezmę na ambit nie zapnę na ostatni guzik bowiem oddam ostatnią koszulę nie na pół gwizdka - to przyczynek do tego monologu w tym węzłowato o metafiction = o tym co jest in statu nascendi tłumy starają się o druk zasypują manuskryptami mailami z załącznikami albo płytami cd otchłao bez dna gros wydawnictw nawet nie fatyguje się wysyłaniem rejection slips gdzie podziałbym się gdybym ... ? to nieaktualne nie będę się narażał na odmowę obmowę chod nie zaniemówię obędzie się bez wymówek and zamówieo as well moja mowa nie rozniesie się echem ominie rozkład jazdy bez szemrania - wielokrotnie doznawałem odrzucenia miewałem chrapkę na robotę do której mnie nie przyjmowano nie wzywano nawet na an interview nie miałem monopolu na gładkie relacje z ludźmi odtrącali opryskliwością lub umieli rozsierdzid chciwością zostawały drzazgi trevor także tarmosił przykręcał śrubę więc spuszczałem z tonu wiłem się jak piskorz szczękałem zębami nad czarą goryczy at present pcham się w paszczę lwa który obnosi się ze wzgardą dla nieudaczników każe iśd im precz los mnie nie głaszcze mam nietęgą minę lecz nie chwieje się grunt pod stopami - albert einstein semickiego pochodzenia znajdował się na celowniku germaoskiego militaryzmu szkalowano his achievements on na szpaltach nie manifestował potulności czy tchórzostwa - ponieważ w lipcu 1932 nsdap wygrała wybory razem z elsą w grudniu wynieśli się z ojczyzny na stałe do the usa paul von hindenburg w następnym miesiącu mianował hitlera kanclerzem po rewizji w berlioskim mieszkaniu skonfiskowano jego konta bankowe grożono stryczkiem całkiem jawnie - na parę months w 1933 zawitał do belgii gdzie zrzekł się po raz drugi w życiu niemieckiego obywatelstwa do szwajcarii aby odwiedzid eduarda zapadającego na schizofrenię i anglii aby wygłosid garśd

23


wykładów ale od jesieni zadomowił się w princeton dzięki czemu nie sprowadził na siebie nieszczęścia - tylu było potem skazanych przez swastykę na komory gazowe w obozach koncentracyjnych pastwiono się bestialsko zawarto pakt z belzebubem żeby zachowad przechowad godnośd trzeba stanąd na placu boju a nie leżed plackiem wydaje mi się że podczas kataklizmów warto dbad nie tylko jak przeżyd ale jak przeżywad żeby to be at peace with oneself nie plud sobie po czasie w brodę w twarz - krucjaty stalinizm czy nazizm żerowały na pierooskim kapitulanctwie kapowaniu na bliźnich na kamienowaniu za niewinnośd dewastowały morale żeby wytrzebid przetrzebid heterodoksję demokrację czy rasę - lapidarnie ująłem że nie powinno się równad w dół natomiast należy solidaryzowad się z etycznymi pryncypiami od adama i ewy skojarzenie momentalnie z „ solidarnością „ zawsze byłem za aczkolwiek nie na arenie nie każdy ma nerw działacza - w beletrystyce podobnie nie wszystko is extraordinary to an understatement

24


25


PETER SCHWARTZ

NOTATKA NA TEMAT ŻYCIA WYPEŁNIONEGO SYMBOLAMI(I JEGO PRZERAŻAJĄCEJ ALTERNATYWY) Przyłapałem siebie, przyłapałem mą jaźo na życiu w sposób symboliczny. Pierwszy (symbol) to nieprzenikniona pomaraocza w klatce pełnej znaków; byłem spragniony lecz nie pamiętam mojego pragnienia, pamiętam moją pomaraoczę lub to, co byd powinno. Teraz drugi, tak myślę. To było zaproszenie, ale nie było dokąd pójśd. Włożyłem okulary przeciwsłoneczne i siłowałem się z moimi meblami. Przegrałem trzy razy nim zrozumiałem. Kolejny to łom, usprawiedliwienie jakie większośd z nas stosuje co noc wcierając piasek w oczy. Kolejny to kłódka przeciwko słoocu. Nalałem soku do wazy i narysowałem rybę na ramieniu, pragnąc by ramię było talerzem. Pamiętam, że gotowałem, ale zapomniałem włączyd gaz. Wyobrażam sobie ogieo zmieniający wszystko, ale potrzebuję kolejnego obrazu. Kolejny był zawsze kolejnym, ale prawda jest taka, że nie ma żadnego ostatniego obrazu lub symbolu, ani w tym wierszu, ani w żadnym innym, to jest tylko taka niewinna zabawa w boga w wilgotnej piaskownicy, nachylanie się nad kilkoma czasownikami i rzeczownikami, które zebrałem dlatego, że musiałem, że nie mogłem wytrzymad kolejnej chwili życia bez symboli. (trans. Piotr Siwecki)

26


27


BEN TANZER

GORĄCZKA „PAC-MANA”

George’a poznałem jeszcze w szkole. Od zawsze był nieco blady – w dzieciostwie skóra jego ciała pozostawała ziemistą. Miał też niechlubny zwyczaj noszenia tych samych spodni czasami przez trzy lub cztery dni z rzędu, przy czym najczęściej zakładał nieodmiennie któreś z serii brązowych, granatowych i popielatych sztruksów. Od pierwszego dnia, kiedy go poznałem, George wyglądał na chodzący obraz nędzy i rozpaczy, będąc w tej swojej żałosności podobnym chodby do tego nieszczęsnego bejsbolisty, który zaliczył uderzenie mogące przynieśd zwycięstwo w meczu tylko po to, aby dad się zaraz wyautowad, ponieważ nie udało mu się zdobyd drugiej bazy. Kim, mama George’a, pracowała jako opiekunka w szkolnej stołówce, gdy byliśmy dzieciakami. Ta kobieta miała wyjątkową słabośd do poliestrowych kostiumów i ogromnych fryzur, ale ogólnie to była zabawna i taka jakaś „nieokrzesana”, jak zwykła mawiad o niej moja mama, a poza tym była straszną kokietką, zawsze pragnącą utrzymywad wokół siebie pewną liczbę młodych wielbicieli, zwłaszcza wtedy, kiedy ona i jej znajomi udawali się na drinka do baru Thirsty. Jeśli nawet niepokoiło to Starnsey’a, ojca George’a, to nigdy o tym nic nie powiedział. Ani słowem nie odezwał się też wtedy, gdy Kim porzuciła rodzinę dla Ray’a, kierownika warsztatu samochodowego, znajdującego się w dolnej części ulicy. Jednego dnia Kim była, a następnego już nie. Starnsey natomiast pozostawił bez komentarza to jej zachowanie, tak samo jak i George. Małego zastanawiało tylko to, dlaczego Kim mogła chcied od nich odejśd, lecz wydawało mu się bez sensu, aby zapytad o to Starnsey’a; chyba po prostu takie dopytywanie nie leżało w jego

28


charakterze. I tak to ojciec oraz syn zajmowali się wyłącznie swoimi sprawami, jakby nigdy nic takiego się nie stało, jak gdyby nie było niczego dziwnego w tym, że mama raz jest z nimi, a kiedy indziej ich zostawia. Kim i Starnsey poznali się, gdy ona wstąpiła w celu zakupienia paczki papierosów do niewielkiego sklepu spożywczego, którego on był właścicielem. To był burzliwy romans – zaloty trwające gdzieś z tydzieo, naprędce zorganizowany ślub udzielony przez sędziego pokoju, dwudniowy miesiąc miodowy spędzony nad wodospadem Niagara i wreszcie narodziny George’a w równe dziewięd miesięcy od daty zawarcia małżeostwa. Początek ich znajomości był nad wyraz owocny, ale wszystko to działo się w zbyt dużym pośpiechu, a tym czymś, o istnieniu czego Kim oczywiście nie mogła dowiedzied się w tak krótkim przedziale czasu, było to, że Starnsey miał niepokojącą skłonnośd do popadania w ponure stany obezwładniającej depresji. W tych okresach nie był w stanie uczynid czegokolwiek więcej poza siedzeniem za sklepową ladą, jeśli, prawdę mówiąc, w ogóle potrafił podnieśd się z łóżka. Zajmując się chorym psychicznie Starnsey’em, opiekując się małym Georg’em, podejmując się pracy w szkole i do tego prowadząc nocami sklep, jeśli akurat zaszła taka potrzeba, Kim próbowała z początku zadbad o to, żeby ich wspólne życie układało się prawidłowo. I dzięki jej zaangażowaniu przez rok lub dwa wszystko funkcjonowało w miarę dobrze, a nawet trzeci rok nie był w sumie taki najgorszy, lecz kiedy rozpoczął się krytyczny czwarty rok i George stał się już znacznie trudniejszy w opiece, to wtedy właśnie Kim zaczęła zastanawiad się nad tym, gdzie podziała się jej młodośd i dlaczego z taką łatwością pozwoliła przeminąd swojej urodzie. Wkrótce po tym zaczęło się chodzenie po pracy na drinka i drobne flirty. A później doszło już do tego, że po wypitych drinkach następowały przypadkowe kontakty seksualne na tylnej kanapie jej samochodu, zaparkowanego przy restauracji Pine Lounge lub w uliczce za barem Thirsty. Aż w koocu w życiu Kim pojawił się Ray. Z tymi swoimi bujnymi wąsami i kołysaniem się, kiedy szedł, był niezłym przystojniakiem w typie miejskiego kowboja. W dodatku był młody i zakochany po uszy oraz tak bardzo narwany, że nic nie było w stanie przemówid mu do rozsądku. Kiedy złożył Kim obietnicę lepszego życia, ona dostrzegła w tym wyjście z trudnej sytuacji rodzinnej i zdecydowała się z niego skorzystad. Obrali kierunek na Florydę, a następnie na Houston, zmierzając wszędzie tam, gdzie była perspektywa uzyskania stałej pracy i regularnego zaopatrzenia w alkohol. Na początku George otrzymywał od czasu do czasu jakieś wiadomości od Kim, a później już wcale nie miał z nią kontaktu; odtąd rodzinę stanowili tylko George i Starnsey, a to było odrobinę za mało do normalnego funkcjonowania ich domu.

29


Wraz z odejściem Kim Starnsey jeszcze bardziej zamknął się w sobie – jej utrata postarzała go, a bez jej opieki nawroty jego depresji przybrały na sile, stając się dłuższymi i bardziej dokuczliwymi. Wówczas to Starnsey zaczął byd niezdolnym do opuszczania swojego łóżka na całe dnie, jeśli nie tygodnie. Nie był w stanie gotowad ani sobie, ani George’owi, a nawet zmusid się do wstawania z łóżka, żeby wykąpad się przynajmniej raz na tydzieo lub częściej. W tej sytuacji George musiał zostad pełnoetatowym opiekunem Starnsey’a, co spowodowało, że przestał uczęszczad do szkoły, gdy obaj zdaliśmy do dziewiątej klasy. Doglądał Starnsey’a, pilnował sklepu i nie miał czasu na nic więcej. I tak to wyglądało, dopóki nie zdarzyło się coś fantastycznego – obok sklepu Starnsey’a otwarto pizzerię Pudgie’s Pizza. Jak dotąd nie mieliśmy gdzie pójśd po zajęciach w szkole, odrobionych lekcjach i skooczonych zabawach sportowych, więc wraz z otwarciem tej pizzerii uzyskaliśmy swoje miejsce do wypoczynku, nasze własne miejsce z dala od dorosłych i wszelkich reguł. W lokalu tym za jedyne 99 centów można było dostad dwa kawałki najzwyklejszej pizzy wraz z małą butelką wody sodowej, zaś za dwa dolary tuzin skrzydełek z kurczaka, a za dolara oraz dwadzieścia pięd centów i wyłącznie na specjalne zamówienie dostępne były grzyby wysmażone na głębokim tłuszczu i podane z rosyjskim sosem sałatkowym. Można było także zagrad w tę nową zadziwiającą grę wideo, zatytułowaną „Pac-Man”, grę, która stanowiła radykalne odstępstwo od prostych w rozgrywce, opartych na walce, jednowymiarowych, czarno-białych gier, z którymi mieliśmy do tej pory do czynienia. Aby w nią zagrad, trzeba było zapłacid 25 centów. Posiadała wielokolorową grafikę i podkład muzyczny. Ekran gry składał się z labiryntu wypełnionego białymi kulkami. Rozgrywka polegała na tym, aby główny bohater gry, Pac-Man, czyli niewielkie żółte kółko z wyciętym trójkątem na buzię, zjadał te kulki, będąc jednocześnie ściganym przez cztery duszki, podobne do gremlinów stwory, które miały albo kolor czerwony, niebieski, żółty, albo też zielony, i które wędrowały po labiryncie owładnięte jak filmowy Brudny Harry jedną i tylko jedną misją – zamiarem złapania i zlikwidowania Pac-Mana. Każda z kulek była warta określoną ilośd punktów, a w każdym rogu labiryntu rozmieszczone były większe kulki, po zjedzeniu których Pac-Man zyskiwał na krótki czas zdolnośd do połykania duszków, czyli ścigany na chwilę mógł sam stad się ścigającym. Gracz kierował ruchami Pac-Mana za pomocą gałki umieszczonej na automacie do gry i przez większą częśd rozgrywki kręciło się tą gałką dokoła oraz zupełnie bezmyślnie krążyło po labiryncie tak długo, jak tylko się dało, i kusiło się los, oczekując natchnienia na to, co dalej zrobid, a przy tym trzeba było starad się uniknąd schwytania przez duszki. Kiedy wszystkie kulki widoczne na danym ekranie gry były zjedzone, gracz zostawał przeniesiony do następnego poziomu, na którym duszki

30


poruszały się szybciej, a jeśli udawało się przejśd i ten poziom, wtedy czekał kolejny, w którym duszki były jeszcze szybsze, i tak przechodziło się z poziomu na poziom, dopóki Pac-Man nie utracił wszystkich swoich żyd. To wyłącznie od gracza zależało, jak daleko dotrze, lecz o ile było nam wtedy wiadomo, gra pozbawiona była kooca i kolejne poziomy pojawiałyby się tak długo, jak tylko Pac-Man pozostawałby przy życiu. Albo to tylko nam trudno było wyobrazid sobie kogoś, kto przejdzie wszystkie te poziomy i zdobędzie tak dużą liczbę punktów, aby wystarczyła ona do faktycznego „złamania” systemu punktowego automatu do gry. Graliśmy niezliczoną ilośd razy, przeznaczając na to nasze kieszonkowe i pieniądze zarobione na koszeniu trawników, ale one dośd szybko się kooczyły, więc wydawaliśmy na granie forsę otrzymaną na zakup obiadu, a potem kasę, którą dostaliśmy na urodziny, żeby w koocu grad za drobniaki podwędzone z kieszeni ojcowskich spodni i matczynych portfeli, gdy rodzice spali sobie w najlepsze. Ranking dziesięciu graczy z najwyższymi wynikami ulegał nieustannej zmianie, ponieważ wszyscy próbowaliśmy osiągnąd mistrzostwo i każdy z nas przeżywał takie wzniosłe chwile, kiedy wszystko szło mu jak z płatka, kiedy to Pac-Man był zawsze odrobinę szybszy od ścigających go duszków i kiedy nasza zdolnośd przewidywania biegu wydarzeo w labiryncie przewyższała nasze najbardziej przyziemne ograniczenia. Jednak żaden z nas nie grał więcej lub nie pracował wytrwalej nad swoimi umiejętnościami niż George, z którym nikt nie był w stanie rywalizowad. I to nie tylko dlatego, że George mógł grad za dnia, podczas gdy my byliśmy w szkole, albo że nie miał wyznaczonej godziny, o której musiał koniecznie przyjśd do domu. Nie chodziło też o to, że dysponował niemal nieograniczoną ilością dwierddolarówek branych ze sklepu, chociaż bez dwóch zdao to wszystko znacznie ułatwiało mu granie. George był najlepszy tylko dzięki temu, że po prostu bardziej od nas pragnął grad. W przeciwieostwie do jego rodzinnego życia „Pac-Man” posiadał wyraźne granice i jasne reguły. W labiryncie poruszałeś się po ściśle wyznaczonej ścieżce i chod ścigano cię przez cały czas, to w każdej chwili mogłeś dostąpid wyzwolenia i poczucia własnej genialności, jeśli byłeś dośd bystry i polegałeś wyłącznie na sobie samym. Gra rządziła się prostym podziałem na dobro i zło, a tego właśnie podziału George był spragniony; to przemawiało do niego, zawładnęło nim jak oblubienica swoim kochankiem i było jak szczęśliwy powrót do domu po dalekiej tułaczce. Przy automacie George stawał się kimś, kogo można było również obserwowad i podziwiad. Był jak gwiazda rocka, gdy stał otoczony przez pulsujące neony, reklamujące piwo Bud Light, z papierosem w jednej dłoni i gałką automatu w drugiej, uciekając niemal do utraty tchu przed duszkami, zjadając kulki i przechodząc z poziomu na poziom. Dysponował taką pewnością siebie podczas obsługiwania

31


automatu do gry, jakiej nie posiadał w żadnej innej sferze swojego życia. To on był królem „Pac-Mana” i nie tylko nie miał najmniejszego zamiaru opuszczad zajmowanego przez siebie tronu, ale nawet wiedział, że nikt nie będzie w stanie mu zagrozid i pozbawid tej pozycji. My wszyscy jako ci pozostali gracze rywalizowaliśmy ze sobą o drugie miejsce, z czym się po prostu pogodziliśmy. Byliśmy świadkami geniuszu George’a i to nam wystarczało. Początkowo George jawił się nam wyłącznie jako prawdziwy fenomen, ktoś niespotykany – cudowny gracz pozbawiony strachu, obdarzony przez los zręcznymi nadgarstkami, umiejętnością koncentracji i zdolnością przewidywania. Wkrótce jednak dokonał on jakże ważnego odkrycia; po serii prób i błędów dowiedział się, że rozgrywka była mniej przypadkowa, niż wszystkim nam się zdawało. Duszki nie tyle podążały za Pac-Manem po całym ekranowym labiryncie, ile były tak zaprogramowane, aby poruszad się w pewien określony sposób po z góry wyznaczonych im ścieżkach; jeśli więc uważnie przestudiowałeś ich reakcje, będące odpowiedzią na twoje decyzje związane z tym, gdzie Pac-Man powinien się znaleźd, to niedługo stawało się dla ciebie jasnym, jaki ruch duszki wykonają i w którym dokładnie kierunku będą podążały. Osoba uzbrojona w taką wiedzę mogła nadawad własne tempo rozgrywce, przejśd do ofensywy i ostatecznie pokonad grę. Jak tylko George zdał sobie z tego sprawę, jego zainteresowanie grą z obsesji przerodziło się w nałóg. Zaczął badad każdy ruch Pac-Mana i jego późniejsze konsekwencje. W pizzerii Pudgie’s pokazywał się równo z otwarciem i przebywał tam aż do zamknięcia, robiąc sobie jedynie wystarczająco długą przerwę na to, aby skoczyd do domu i zająd się Starnsey’em lub poprowadzid sklep podczas mniej ruchliwych pór dnia. Poza tym wszystko kręciło się wokół gry – George rozpracowywał ją, żył nią, próbował uczynid swoją własnością. Na naszych oczach George stawał się panem i władcą tego małego fragmentu wszechświata, jakim był świat gry. Odtąd nie miało dla niego znaczenia to, że jego mama zostawiła ich lub że jego ojciec często znajdował się w stanie katatonii; George był czarodziejem, któremu udało się nas wszystkich zauroczyd. Wkrótce nieaktualne stało się pytanie o to, czy w ogóle może on pokonad automat do gry, lecz kiedy w koocu to zrobi i jaki będzie tej rozgrywki przebieg oraz skutki. Należy pamiętad, że działo się to w czasach przed powstaniem Internetu; chociaż krążyła wtedy po salonach gier miejska fama o tym czy innym dzieciaku, któremu udało się dojśd do legendarnego „ostatniego poziomu” i odblokowad całą sekwencję nowych animacji, dostępną po uporaniu się z tym koocowym etapem, to jednak żaden z nas, czyli „stałych bywalców” pizzerii Pudgie’s, nigdy nie był świadkiem takiego cudownego zdarzenia.

32


Ale jednak pewnej nocy zobaczyliśmy to, co tak chcieliśmy zobaczyd. Jak zwykle żaden z nas nie przykładał zbytniej uwagi do pierwszych pięddziesięciu poziomów lub większej ich liczby przechodzonych przez George’a bez większego wysiłku, jak przystało na mistrza rozprawiającego się z o wiele słabszym przeciwnikiem. To było coś takiego, jak Larry Bird, ten fenomenalny koszykarz, ogrywający w pojedynkę drużynę Clippersów; wprawdzie wymagaliśmy, aby George’a zaprezentował nam pełnię swoich umiejętności, ale na obecnym etapie rozgrywki nie istniał przecież żaden prawdziwy powód do wylewania z siebie siódmych potów przy automacie. Niezależnie od tego George szedł jak burza, a my zwracaliśmy coraz baczniejszą uwagę na jego dalsze postępy w grze. Byliśmy świadkami tego, jak znikał poziom po poziomie i jak George zdawał się coraz bardziej i bardziej odpływad od rzeczywistego świata; pomału wpadał w trans, nie będąc świadomym niczego innego poza grą. Minęło trzydzieści minut, a George ciągle grał. Następnie upłynęło 45 minut. Kwadrans później rozgrywce stuknęła godzina. George zbliżał się już do poziomu numer 200, sterując Pac-Manem na ostatnim życiu i nadal nie widząc kooca gry, tak samo jak żaden z nas, którzy również nie mieliśmy pojęcia, ile ta rozgrywka jeszcze potrwa. W pewnym momencie George wziął szybko do ust kęs pizzy, zapił go colą i dalej grał, oczywiście z tym swoim nieodłącznym papierosem, tlącym się w lewej dłoni. Aż nagle osiągnął poziom numer 256, na którym sama gra nie przebiegała inaczej niż dotychczas, ale jednak cała prawa połowa labiryntu podczas wyświetlania tego poziomu wypełniona była jakimiś przypadkowymi elementami graficznymi, czymś takim jak nieczytelny tekst komputerowy, co rzecz jasna czyniło wręcz niemożliwym dalsze granie, ponieważ przez te elementy nie można było ani zobaczyd efektów kolejnych posunięd, ani tego, gdzie w danym momencie znajdowały się duszki, ani tego, jak dużo kulek pozostało do zjedzenia, ani też nie można było zrobid nic innego, co mogłoby byd ważne dla całej rozgrywki. I będąc pewnym, że to już koniec gry, George pozwolił na szybką i podłą śmierd swojego ostatniego Pac-Mana, po której nic szczególnego się nie zdarzyło; nie było żadnych specjalnych świateł lub dźwięków, ani tym bardziej żadnych modelek w bikini, chcących nagrodzid George’a pocałunkiem. Był tylko zwyczajny powrót do rankingu dziesięciu najlepszych graczy, na szczycie którego widniał wynik George’a, wynoszący 3,300,100 punktów, wraz z miejscem na jego inicjał. Zatem George wstawił swój standardowy pseudonim gracza, czyli podpisał się VHX (skrót od „Van Halen Rox”), żeby następnie spokojnie odejśd od automatu do gry, siąśd przy stoliku i skooczyd swoją już zimną pizzę. Wypił jeszcze trochę wody sodowej i zapalił kolejnego papierosa. Wyglądał na zagubionego i wyczerpanego, a nie na dumnego triumfatora, jak można by się tego spodziewad.

33


– Czyli przeszedłem już wszystko, co mogłem w tej grze przejśd? – spytał mnie zmęczonym głosem. – Zdaje się, że chyba tak. – No to nie mam pojęcia, co teraz ze sobą zrobię. – Ty draniu, po prostu rozkoszuj się zwycięstwem – powiedziałem, wzruszając ramionami, bo nie rozumiałem, o co mu chodzi. – No ciesz się. I zagraj sobie jeszcze raz. George westchnął. – No tak, jasne – rzucił, zbierając się do wyjścia. – Lepiej pójdę zobaczyd, co z moim staruszkiem. Do zobaczenia później. Następnego ranka obudziło mnie wściekłe ujadanie psa na podwórku. Wyszedłem z domu dziwnie przekonany, że znajdę George’a wiszącego na drzewie, takiego trupiobladego i nie ruszającego się, do tego mającego wilgotne włosy od porannej rosy i upiornie sine wargi. Jednak George’a tam nie było, a pies szczekał tylko dlatego, że jakieś pisklęta skakały po całym gnieździe i głośno skrzeczały, niecierpliwie czekając na powrót swojej ptasiej matki ze śniadaniem. Niezbyt często widywałem George’a od czasu jego wielkiej potyczki z automatem do gry; tak naprawdę to on nigdy więcej nie pokazał się w pizzerii Pudgie’s i w zasadzie nie opuszczał już Starnsey’a. Myślę, że ciągle przy nim jest, ale jak dotąd nie próbowałem się o tym przekonad. Jak dla mnie to zbyt smutna historia – jej główny bohater to właściwie bóg, który zstąpił na ziemię, a jedyne, co tu po sobie pozostawił, to trzy litery składające się na inicjał przy rekordowym wyniku na ekranie gry wideo. (trans. Jakub Michalczenia)

34


ENGLISH VERSION / WERSJA ANGLOJĘZYCZNA

35


MAREK BARAOSKI

INDUCTION

October evening It ‘s getting cold three flappers girls from gymnasium are snuggling up to older boy The saucy one is hanging on his shoulder the others are gathering around her to warm up and to feel the sparkle going through (trans. Piotr Siwecki)

wiersz odczytany na spotkaniu autorskim Marka Baraoskiego w Antykwariacie Izy Walesiak 27.11.2010 / poem translated for the reading hold at Iza Walesiak’s bookstore in Olsztyn, 27.11.2010.

36


37


NOTY O AUTORACH / NOTES ABOUT AUTHORS L. WARD ABEL - amerykański poeta i muzyk. Z zespołem Abel, Rawls & Hayes nagrał 7 płyt. Jako poeta publikował w magazynach literackich, m.in.: Wordriot, Clutching at Straws, Moulin Review, Pedestal Magazine, Open Wide (UK), VLQ, erbacce (UK), Versal Two (Holandia), Ink Pot, Texas Poetry Journal, Alchemy Post (Indie), Poems Niederngasse (Szwajcaria), Southern Gothic, Dead Drunk Dublin (Irlandia), Poetry Super Highway, Tertulia, Juked, Gold Dust (UK). Autor arkusza poetyckiego Peach Box and Verge (Little Poem Press, 2003) oraz dwóch tomów poetyckich: Jonesing For Byzantium (UK Authors Press, 2006), The Heat of Blooming (Pudding House Press, 2008). MAREK BARAŃSKI - poeta, dziennikarz „Gazety Olsztyńskiej”. Mieszka i pracuje w Olsztynie. Debiutował w 1968 roku. Autor tomików poetyckich Piecyk na niebie (2000), Wiersze magnetofonowe (2004), Poezja w miejscach publicznych (2008). W 1996 roku nominowany do nagrody im. Jacka Bierezina. Współautor filmu dokumentalnego Przed zagadką. Lustro Hieronima Skurpskiego (1999). Tłumaczony na język czeski. ALEATHIA DREHMER - amerykańska poetka, wydawca, redaktor. pracuje jako pielęgniarka. Mieszka w Painted Post w stanie New York. Zaczęła publikować w 2004, a pierwsze publikacje online pojawiły się w 2006. W latach 2007-2010 współredagowała magazyn Zygote in my Coffee (razem z Brianem Fugett’em and Karlem Koweskim). Razem z Lynn Alexander redaguje magazyn Full of Crow. W 2009 założyła i prowadzi micro-zine Durable Goods. Wydała książki: Thickets of Mayapple (Kendra Steiner Editions), Circles, (Kendra Steiner Edititions 2009), A Quiet Learning Curve (Rank Stranger Press 2010), You Find Me Everywhere (Propaganda Press 2010). NATHAN GRAZIANO - amerykański poeta, pisarz. Pracuje jako nauczyciel w szkole średniej. Wiersze, opowiadania, recenzje publikował w pisamch literackich, m.in.: Rattle, Night Train, Front & Centre, Qercus Review, Nerve Cowboy, Word Riot, StoryGlossia, The Owen Wister Review, The Chiron Review, Main Street Rag, The Meadow, The Dublin Quarterly, The Nashua Telegraph, The Hippo Press, The Leaflet, Controlled Burn, Poesy, The Coe Review, New Hampshire Public Radio. Autor wielu chapbooków poetyckich i prozatorskich oraz trzech tomów wierszy: Not So Profound (GBP, 2003), Teaching Metaphors (sunnyoutside, 2007), After the Honeymoon (sunnyoutside, 2009). JASON JORDAN - autor tekstów prozą, publikowanych w magazynach, m.in.: PANK, Pindeldyboz, Word Riot, Storyglossia. Niebawem ukażą sie jego dwie książki: Cloud and Other Stories (Six Gallery Press, 2010) oraz Powering the Devil's Circus: Redux (Six Gallery Press, 2010). Prowadzi magazyn literacki decomP (www.decompmagazine.com). CAROL NOVACK - amerykańska pisarka. Pracowała jako adwokat. Publikowała w pismach literackich, m.in.: Anemone Sidecar, Big Bridge, Cellar Door, Diagram, Elimae, Journal of Modern Post, Mindfire Renewed, Muse Apprentice Guild, Newtopia, Opium, Pindeldyboz, Ravenna Hotel, Skive, SmokeLong, Unlikely Stories, Wild Strawberries, Word Riot. Jej teksty

38


znajdują się w antologii The Penguin Book of Australian Women Poets. Wydała tom wierszy Living Alone Without a Dictionary oraz tom prozy Giraffes in Hiding:The Mythical Memoirs of Carol Novack (Sputen Duyvil Press 2010). Wydaje i redaguje magazyn Mad Hatters' Review. MAGDALENA OCHAŁEK - anglistka, autorka zbiorów wierszy consolatio(2005), zredukowani do... (2007), tomu prozy rozwichrzona (2006), zbioru opowiadań w szwach (2009). PETER SCHWARTZ - amerykański poeta, fotograf, pisarz. Wiersze, ilustracje i teksty prozą publikował m.in. w: The Collagist, The Columbia Review, Diagram, JMWW, Opium Magazine, eyeshot, Failbetter, Hobart, Dogzplot, Nano Fiction, Pindeldyboz, Qwerty, Sein und Verden, The Nervous Breakdown. Autor tomu wierszy: Old Men, Girls, and Monsters(Achilles Chapbook Series, 2010). BEN TANZER - amerykański pisarz. Autor książek Lucky Man (Manx Media, 2007), Most Likely You Go Your Way and I'll Go Mine (Orange Alert Press, 2008), Repetition Patterns (CCLaP, 2008), 99 Problems (CCLaP, 2010), You Can Make Him Like You (Artistically Declined 2010). Prowadzi blogi This Zine Will Change Your Life oraz This Blog Will Change Your Life.

39


ACKNOWLEDGMENTS All texts copyright © by the Authors All texts appear by kind permission of the Authors

L. Ward Abel, This Valley Is Full of Water http://www.alittlepoetry.com/wardabel.html Marek Barański, Indukcja, Echo i dym, Portret 2010. Marek Barański, Induction, first published in this issue of minimalbooks Aleathia Drehmer, Balance, http://www.thepoetrywarrior.com/3issuethreefeb/DrehmerAleathia.html Aleathia Drehmer, Vera, http://www.poormojo.org/cgi-bin/gennie.pl?Poetry+335+bi Aleathia Drehmer, Pure Reason, http://www.wordriot.org/template_2.php?ID=1233 Nathan Graziano, We Are Only Animals, http://www.myfavoritebullet.com/Graziano_WeAreOnlyAnimals.html Nathan Graziano, Feeling the Music, http://www.wordriot.org/template_2.php?ID=1002 Jason Jordan, Act of God, http://bananafishmagazine.com/editor_jordan.html Carol Novack, 3 Silly Love Stories, http://www.lapetitezine.org/Carol.Novack.htm Magdalena Ochałek, fragment niepublikowany / first published in this issue of minimalbooks Peter Schwartz, A Quick Note on Living Symbolically (And Its Terrible Alternative), http://www.mudlusciouspress.com/seven#20 Ben Tanzer, Repetition Patterns, http://www.cclapcenter.com/patterns/ All photos by Piotr Siwecki

40


WWW.MINIMALBOOKS.BLOX.PL

41


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.