minimalbooks
PAŹDZIERNIK 2010 / OCTOBER 2010
POLISH VERSION / WERSJA POLSKOJĘZYCZNA 3 - 69
ENGLISH VERSION / WERSJA ANGLOJĘZYCZNA 70 - 88
NOTY O AUTORACH / NOTES ABOUT AUTHORS 89 all texts © by the authors
[2]
POLISH VERSION / WERSJA POLSKOJĘZYCZNA październik 2010
[3]
L. WARD ABEL Zakłócenia atmosferyczne i słowo drukowane
5
Flint River
6
Żar kwitnienia
7 J.Z.
Artyście fotografowi
9 MICHELE MCDANNOLD
Surowe jajko i otręby owsiane
12
Wszędzie ktoś umiera
14
Kwiaty, głównie plastikowe
15
Uzależnienie
17
Rozmowa z Michele McDannold
18 COREY MESLER
Burze
27
Odpoczynek
28
Odwiedziny anioła
29
Jestem otwartą książką
30
Ponowne wygnanie
31 MARTIN RYSAVY
Podróże na Syberię
33 PETER SCHWARTZ
Opowiedz mi
47
Rozmowa z Peterem Schwartzem
54 BEN TANZER
Dar
60
[4]
ZAKŁÓCENIA ATMOSFERYCZNE I SŁOWO DRUKOWANE (po lekturze Czesława Miłosza)
Książka czeka. Wszystko, co wie jest niczym. Pustka. Prosta nieskomplikowana. Połączona wewnątrz z przestrzenią przynętą oddechu, wypełniona poradami
L. WARD ABEL
na przyszłość. Dialogi Carvera. Whitmana bezradne spazmy. Nim pojawił się wiatr tu były już flagi, a nim pojawiła się cisza puste miejsca na mapach, wydmy kurzu były tu i skóra. Potem nastał język, gadki szmatki. Oto zaczyna się książka. przełożył Piotr Siwecki [5]
FLINT RIVER (Sprewell’s Bluff, Georgia)
Słońce pobłyskuje na powierzchni brązowo-białej wody. Ojciec wzywa syna. Wysokie trawy grzęzną w błocie na nabrzeżu, które minionej nocy zalały deszcze. O, brzegi Upson błagajcie w nadziei na zmianę trwając w śmiertelnym uścisku wiecznego kryzysu uciszanego na chwilę jedynie przez bryzę. Obawiam się, że spałem zbyt długo dla własnego dobra pod tymi drzewami. Pochylają się ku wodzie brasując w poszukiwaniu spokojniejszego nurtu, który powoli nadchodzi. przełożył Piotr Siwecki [6]
L. WARD ABEL
Pieśni jak z pól bawełny zawisły dziś nad Flint. Kajakarz przepływający mimo walczy z prądem złapany w tym nadmiarze wody z burz pochodzącej i źródeł próbuje spowolnić upływ czasu.
ŻAR KWITNIENIA Dwa ptaszki ptaszki preriowe leciały daleko aż doleciały tu. Poślubione sobie ich piersi złote jak kruszynki złota z Kansas zmęczone są tu w dolinie Flint teraz ich dom. O, jakże musiało im być ciężko przebijać się w gorączce przez burzę, przez noc, tęsknie ku sobie wzdychając drogę całą zboczyły z kursu;
L. WARD ABEL
żar miłości potrafi czasami zmusić kochanków do zmiany drogi. przełożył Piotr Siwecki
[7]
[8]
J. Z.
ARTYŚCIE FOTOGRAFOWI Dla Królika w podziękowaniu za zdrowie.
By wieczność tworzyć rytmem miłości Podniet płonnych nagich krągłości, coraz piękniejszych… Słońcem kalanych kamienic, rzecz z dnia wyrosła Znów kobieta na balkonie rozwiesza na sznurkach Białych żagli chorągwie, ona nie zapomni, nikt więcej Spotkał piracki żaglowiec, płynący ulicą Gdy migawką pytał, skąd nasz czas przybycia? Zapomnianych szlaków śmierci i wybaczenia Nawet straszny pirat zapłakał, gdy burtą mierzył się, dzierżąc dzwon okamgnienia A miasto bujnością prawdy [9]
śpiewało pieśń smutną jednego starego fotografa Błyskotność sekundy nutą Czym czasów starganych - pierwszy człowiek upadnie!... (zaplatający niebyłe palisady...) Nim umarł dwa wyszeptał razy; żegnaj ptaszyno, Im to zwycięstwo! Im to zwycięstwo! Francesc Català-Roca, ur. 19 marca 1922 w Valls, zm. 1998 w Barcelonie
[10]
[11]
MICHELE MCDANNOLD
SUROWE JAJKO I OTRĘBY OWSIANE nikt nie ma wpływu na politykę rasową w kuchni głos mężczyzny mówiącego te słowa przypomina brzmienie głosu Huntera S. Thompsona to struny skrzypiec drgają legato mam wrażenie, że mam w sobie zbyt wiele cukru albo inaczej obojętne składniki on nie jest mądry podejrzewam, że myśli, że jest inaczej bo mówi tak głośno jakby szczycił się absurdami jeśli wsłuchasz się uważnie tu, w kawiarni usłyszysz jak rośnie sum usłyszysz Forda z 1963 i że z Rudą było tak jakby pozwolić młodości przeminąć słychać wypielęgnowane mądrości powtarzane w kółko opowieści no dobra, niektóre są prawdziwe a inne wymyślone, więc coś o tym, co robić by w Teksasie mieć zawsze czysty płaszcz [12]
i jeszcze sposób, w jaki mówi Aaaa wie wszystko o czymś mówi przez chusteczkę jakby krew w zetknięciu z powietrzem stawała się błękitna słowa kapią z jego ust, smaki poezji okruchy zderzają się i walczą o miejsce mówi że jeśli kucharz jest Meksykaninem to może zrozumieć, że jajko będzie surowe a jeszcze lepiej czarnoskóry nie może mylić się w sprawie otrębów owsianych przełożył Piotr Siwecki
[13]
WSZĘDZIE KTOŚ UMIERA
MICHELE MCDANNOLD
a gdzie są żywi? przecież nie tam, na głównej ulicy ściśnięci w samochodach, stojący w korkach w południe upieczeni w żarze, liczący galony benzyny wypalający więcej i więcej dolarów, wydalający z dwutlenkiem węgla i żarciem pieniądze wydane ani grosz nie został na leki lub rachunki a zapomnij już o szkole, zapomnij o spłacie długów dla ciebie nic nie zostało dziura wciąż rośnie prognoza mówiła o 97, a pan reporter w wiadomościach donosi jeśli nie jedziesz 45 mil na godzinę otwórz okna poruszasz się zbyt wolno tylko ci, co podróżują szybciej powinni włączyć klimę inne działania nie są wskazane przełożył Piotr Siwecki [14]
MICHELE MCDANNOLD
KWIATY, GŁÓWNIE PLASIKOWE na podwórku za domem jest taka góra piachu dwa, może trzy razy taka, jak ja w sam raz do zabawy czasami nawet to robię buduję zamki, twierdze i takie tam całkiem często siadam na granicy podwórka tam, gdzie wylano kawałek betonu, bo miało tam być chyba boisko do kosza tam właśnie siadam na zimnym betonie między porzuconymi, rdzewiejącymi samochodami i patrzę widziałam jak wieje wiatr i kładą się cienie widziałam każde, najdrobniejsze znaczenie chwili kiedy przechodziła przez cmentarz tuż obok, widziałam, jak ludzie przychodzą, choć niezbyt często, widziałam kwiaty, głównie plastikowe, widziałam, jak przewracają się i leżą w nieładzie, widziałam, jak zmieniają miejsca, jak w zabawie, [15]
jednego dnia tutaj, innego tam, między nagrobkami, widziałam, jak zmieniają się pory roku, jak liście z drzew spadają na ziemię i ludzi pracujących widziałam wtedy chowałam się za szopą patrzyłam z ukrycia jak oni dbają o swoich zmarłych? (wcale o tym wtedy tak nie myślałam) przełożył Piotr Siwecki
[16]
MICHELE MCDANNOLD
UZALEŻNIENIE może jestem zbyt stara na opowiastki o ciężkim życiu. Pomyśl, że to od tego, co wybierasz zależy to jak żyjesz... Fortuna kołem się toczy. Może i jest kurwą. Ty decydujesz, kto komu służy ... a twoja szklanka naprawdę do połowy jest pusta, a do połowy pełna, to zależy. przełożył Piotr Siwecki
[17]
TO, CO MNIE NAPRAWDĘ INTERESUJE MA ZWIĄZEK PRZEDE WSZYSTKIM Z IDEĄ ZRÓB-TO-SAM
ROZMOWA Z MICHELE MCDANNOLD
Jak zaczęła się Twoja przygoda z literatura?
Chyba wszystko zaczęło się od Corduroy‟a. To była moja ulubiona książka, kiedy byłam dzieckiem. Szczególnie lubiłam tę część, kiedy zostawiono go za pralką w pralni publicznej i kiedy wpadł do mydlin. Moja mama musiała kupować książki, kiedy się urodziłam. Zapisywała się do różnych klubów książki. Nie odpuszczałam jej tych czytanek do poduszki i sama kontynuowałam te tradycję, czytając moim dzieciom. Wszyscy w rodzinie lubimy czytać, więc pewnie to chyba stąd się to wszystko wzięło.
Jakie jest Twoje zaplecze, jako pisarki? Gdzie poszukujesz tematów? [18]
Nie mam zawodowego przygotowania. Zaczęłam pisać głupie rymowanki w podstawówce. Potem pisałam teksty piosenek i sztuki w gimnazjum. Potem trafiłam na teksty Metaliki. Prawdę mówiąc, nie za bardzo lubię ich słuchać, ale miałam „... And Justice For All” na winylu. To był podwójny album. Płyta niemal się zniszczyła od słuchania. Potem przyszedł czas na „Master of Puppets" i „Ride the Lightning", ale już na kasetach. Metallica mocno wpłynęła na mój nastrój i dalej pisałam raczej teksty piosenek. I tak było aż do szkoły średniej, kiedy poznałam pisarstwo Bukowskiego i Joyce Carol Oates. To były jedyne dwie „dziwne” książki w naszej bibliotece. Przestałam pisać piosenki i zaczęłam pisać złe, pełne nienawiści wiersze. Moje pisanie rozwijało się stopniowo wraz z nabywaniem doświadczenia życiowego. Nie szukałam tematów, lecz po prostu w nie wchodziłam.
W niektórych Twoich wierszach wyraźnie widać zaangażowanie w problematykę społeczną. Czy takie zaangażowanie jest dla Ciebie swoistym obowiązkiem jako poetki, poetki undergroundowej?
Nie. Nie określiłabym tego w ten sposób. Jako poetka nie czuję się zmuszona do czegokolwiek. To bardziej zależy od tego, jakim jesteś człowiekiem. To chyba przychodzi samo. Piszę po prostu dlatego, że to lubię. To bardziej sprawa impulsu niż czegokolwiek innego. Moim celem nie [19]
była publikacja wierszy. To nie było najważniejsze aż do chwili, kiedy spotkałam innych ludzi piszących i wtedy pewien pisarz zwrócił moją uwagę na REMARK POETRY i ZYGOTE IN MY COFFE. Kiedy zaczynam za dużo rozmyślać o tym, co inni sądzą na temat mojego pisania, to po prostu się wkurwiam. Więc nie myślę o tym. Jeśli jednak chodzi o pracę w piśmie i publikowanie, to w obu przypadkach czuję się zobligowana do uważnego przyglądania sie tekstom. Kiedy przygotowywałam teksty do druku w RURAL MESSENGERS miałam okazję stykać się ze wspaniałymi tekstami, ale bardziej skupiałam się na tworzeniu czegoś szczególnego i inspirującego, na tworzeniu obiektów, które aż chciałoby się trzymać w ręku. W RED FEZ to ja jestem tą osobą, której prezentuje się teksty. Jest strona internetowa, a ja muszę po prostu znaleźć teksty, które chciałabym pokazać, którymi chciałabym się podzielić. Moje ulubione kawałki mają w większości charakter narracyjny, ale jest w nich element krytyki. Często skupiam się na problemach społecznych, jednak lubię też dowcip i radość sprawiają mi też teksty dziwne, eksperymentalne.
Jak zaczęła się Twoja współpraca z Red Fez?
To sprawa Leopolda. To jego wina. Na RED FEZ trafiłam chyba przez link na stronie ZYGOTE IN MY COFFE. Wysłałam im kilka wierszy i zaczęłam zaglądać częściej na ich stronę. [20]
Kupiłam nowelę Leopolda „Red Fez” i zauroczyła mnie ta niewielka książeczka. Wydanie i sam tekst były wysokiej jakości. Zaczęliśmy wymieniać mejle i Leopold poprosił mnie, żebym została jedną z redaktorek. Powiedział, że sprawiam wrażenie zorganizowanej (jak na poetkę), ale podejrzewam, że to był taki podstęp po prostu.
W manifeście RED FEZ można przeczytać, że to pismo undergroundowe, występujące przeciwko przemysłowi literackiemu bazującemu na uniwersytetach i korporacjach. Czy różnica ma jedynie charakter ekonomiczny, czy może jest to kwestia etyki, estetyki albo czegoś innego?
Przemysł literacki bazujący na uniwersytetach i korporacjach po prostu mnie nie interesuje. To może mieć związek z moim ograniczonym dostępem do tego świata, chociaż jednocześnie nie ma to z tym nic wspólnego. Nie wiem. Chodzi chyba o to, że w tym świecie musisz albo płacić, żeby grać, albo musisz być kimś znanym, żeby być słuchanym, zauważalnym. Mnie to nie odpowiada, wręcz brzydzę się tym. Underground nie jest wolny od tego typu zjawisk, chociaż jest tego chyba mniej, a ponieważ jest to sprzeczne z moim rozumieniem undergroundu, więc po prostu to ignoruję. Nie mam nic przeciwko studiom MFA czy warsztatom literackim. Prawdę mówiąc, nie wiem co się tam dzieje. Dla mnie to po prostu sprawa pieniędzy i [21]
czasu, a ja nie mam ani jednego, ani drugiego za dużo. Mogę pisać, redagować teksty i publikować i bez tego.
Czy istnieją jakieś tematy albo gatunki literackie, które, jako redaktorka, uznajesz za typowe dla undergroundu?
Poezja jest undergroundowa. To znaczy: kto dziś w ogóle czyta? Wydaje się, że opowiadania są popularne w literackim głównym nurcie, ale wciąż traktuje się pisanie opowiadań jako przerywnik między publikacjami powieści. wszystko będzie się najprawdopodobniej zmieniało, jeśli nasze tym wszystkim zainteresowanie będzie malało. Ludzie nie boją się opowiadań tak, jak boją się poezji. To także może się zmienić, jeśli coraz więcej ludzi będzie poznawało undergroundową poezję, która nie jest „niema” i jest po prostu dostępna.
Czy, Twoim zdaniem, undergroundowy poeta/pisarz nie powinien nigdy sprzedać się korporacyjnemu przemysłowi literackiemu?
I tak, i nie. Myślę, że nie ma nic złego w tym, że płaci się komuś za jego pracę. Dopóki underground nie znajdzie sposobu, by uzyskiwać dochód i płacić pisarzom, to jaki wybór mają pisarze, jeśli nie zwrócić się w stronę mediów [22]
korporacyjnych? Nie winię nikogo za to, że próbuje przeżyć i uczynić swoją pracę rozpoznawalną przez szerszą publiczność. To nie jest jedynie sprawa undergroundu, to nie tylko undergroundowi twórcy walczą o to, by utrzymać się na powierzchni, by przeżyć. Pisma drukowane, magazyny i gazety codzienne także walczą. Różnica polega na tym, że środowisko undergroundowe to większa sieć ludzi pragnących robić to, co robią po prostu za darmo. Jednak to, że tego pragniesz wcale nie znaczy, że jesteś idealny.
Czy, Twoim zdaniem, underground to sztuka, która jest z definicji nie do zaakceptowania? Czy uważasz, że sztuka undergroundowa to po prostu sztuka uprawiana przez amatorów, sztuka kwestionująca establiszment czy w jakiś sposób i z jakichś powodów marginalizowana?
Underground często narusza granice tego, co akceptowalne. Te granice są coraz mniej wyraźne. Wystarczy spojrzeć na kulturę popularną. Nie wydaje mi się, żeby undergroundowe pisarstwo było poza tym, co akceptowalne z samej tylko definicji, chociaż wiele spośród najlepszych tekstów undergroundowych sprawia, że ludzie tracą pewność, że poruszają się w znanym im terenie. Underground jest z założenia antyestabliszmentowy, nie tyle chodzi o prezentowanie określonego punktu widzenia, ile o podejście do konwencji. To, z czym mamy obecnie do czynienia najlepiej chyba określić terminem [23]
„alternatywny‟, ale to, co mnie naprawdę interesuje ma związek przede wszystkim z ideą DIY (zrób-to-sam), która jest ściśle związana z Undergroundem pojmowanym jako ruch artystyczny.
Czy underground jest sztuką eksperymentalną? Czy swoją własną twórczość i twórczość autorów publikowanych przez Red Fez uważasz za eksperymentalną, a jeśli tak, to w jaką stronę te eksperymenty zmierzają?
Postrzegam underground raczej jako społeczność pisarzy i określony system dystrybucji dzieł, który ma tę społeczność wspierać. Twórczość poszczególnych autorów niekoniecznie musi bazować na strategii eksperymentu, ale sam system jest z pewnością eksperymentalny. Underground, jako system, wciąż modyfikuje stare i wypróbowuje nowe strategie istnienia. A w którą stronę zmierza... zmierza w stronę digitalizacji i micro wydawnictw.
Ronald Sukenick, jako redaktor małego wydawnictwa, walczył, jak pisał, o wolność dyskusji intelektualnej. Czy uważasz, że Red Fez bierze udział w tej samej walce, a jeśli tak, to jak ta walka wygląda dziś?
RED FEZ i inne podobne mu strony postrzegam jako rodzaj alternatywnej biblioteki. Podczas, gdy [24]
dostęp do zawartości zasobów powinien pozostać wolny od opłat, powinniśmy znaleźć sposób, by płacić autorom za ich pracę. To jest walka, w którą jestem zaangażowana. Ogólnie rzecz biorąc: jeśli chcesz zdobyć fundusze od organizacji rządowych lub fundacji, musisz grać na ich zasadach, a to zmusza do lizania dupy i publikowania podobnych do siebie utworów, co nie bardzo mi odpowiada. Więc co robić, jeśli chcesz tworzyć alternatywę? Musimy współpracować i wykorzystywać istniejące systemy przeciwko nim samym.
rozmowa i przekład Piotr Siwecki
[25]
[26]
COREY MESLER
BURZE „Przestronnie tu jak w magazynie deszczy” Ralph Waldo Emerson Na zewnątrz burze potężne jak lamentujące oceany. A tu, w moim kinkiecie są zwoje tak świeże i tak niebezpieczne. Mój pies wciska się pod moje biurko. Jest prawdziwym psem. A ja słyszę jak w głębi duszy mojej skomlę, drapię pazurami, by wydostać się na wolność. przełożył Piotr Siwecki
[27]
COREY MESLER
ODPOCZYNEK Pisał wiersze, jeden, drugi, trzeci, a potem, kiedy noc nadchodziła używał końskiego grzbietu jak łóżka i nakrywał się skrzydłami kruków, by śnić ten swój sen wariata. przełożył Piotr Siwecki
[28]
COREY MESLER
ODWIEDZINY ANIOŁA Czytałem właśnie Flauberta, kiedy przemówił do mnie anioł. (…)
ciąg dalszy tłumaczenia dostępny w kwartalniku literackim "Antologia" (issue 01, lipiec 2011) / for the rest of this translation see "Antologia" (issue 01, July 2011)
przełożył Piotr Siwecki
[29]
COREY MESLER
JESTEM OTWARTA KSIĄŻKĄ Tego, czego nie wiem, wystarczyłoby na książkę. Oto jest. Książka. Jej puste strony są objawieniem dla ciebie, który znałeś mnie zbyt długo. Od czasu do czasu, nie tak często, jak to kiedyś bywało, późno w noc sięgam po telefon, w którym wciąż jest zapisany twój numer. Wtedy twoja twarz staje mi przed oczyma jak żywa, jak ogień. Czekam aż to wrażenie minie. Czekam aż znikniesz kolejna topniejąca bryłka zmutowanych genów. Tym, czego nie wiem można by wypełnić tę książkę. Jej puste strony to rewolucja, która tobie wydaje się być klęską. Zapisuję twoje imię przy gwiazdce. Zapisuję moje imię, a potem je usuwam. Szaman powiedział mi, że w ten sposób można egzorcyzmować demony. W telewizji pokazują jedynie płonące samoloty. W telewizji pokazują jedynie zamarzające szyby naftowe. Złam mnie, zwracam się do ciszy. Do twego Eidolona zwracam się, mówiąc, by tańczył ze mną, tu, w pokoju, po prostu po to, żeby opisać życie jakim jest, żeby pozbyć się starych wspomnień tych, z których buduję moją opowieść. przełożył Piotr Siwecki
[30]
KOLEJNE WYGNANIE
[31]
COREY MESLER
Baliśmy się nieba. To był przedostatni wstyd. Trzymaliśmy sie za ręce my i dzieci marząc o tym, by inaczej żyły. Często wtedy przebywaliśmy na dworze. Staraliśmy się patrzeć pod nogi kiedy szliśmy każdym chodnikiem. My upadliśmy nim zdołaliśmy ostrzec dzieci, by także patrzyły pod nogi. Każdej nocy przed modlitwą o to, by się nie obudzić mówiliśmy o tym jak świat, ten stary, mechaniczny świat wciąż działa. Przyzywaliśmy imiona bohaterów jak w litanii do współczesnych penat. Mówiliśmy wybawcie nas od nas samych. Zaproście nas do środka. Zbawcie nas, jesteśmy dziećmi Bożymi i na pewno nie gorszymi od innych.
[32]
MARTIN RYŠAVÝ
PODRÓŻE NA SYBERIĘ (fragment powieści)
Rano podczas pakowania rzeczy zorientowałem się, że paczkami z żywnością zaatakowaną przez mrówki faraona wystarczy trochę potrząsnąć i chwilę zaczekać. Sztuczne trzęsienie ziemi sprawi, że zdyscyplinowane mrówki w ciągu kilku minut wyjdą i jedzenie jest czyste. Praktyczna obserwacja, i co więcej nie zmusza to człowieka do zabijania przy okazji więcej żywych istot, niż to konieczne. Kilka godzin później rozpoczęła się moja podróż do Niurby statkiem pijanym S. Wasiljew. Większość pasażerów stanowiła młodzież, przede wszystkim studenci powracający z miasta do wiljujskich wsi na wakacje. W porcie podczas wsiadania na statek znów wszyscy się przeciskali, aż dziw, że się nie udusili, a zamieszanie jeszcze się pogorszyło, kiedy stewardesa odmówiła zabrania na pokład młodego epileptyka, który według wszystkich objawów był tuż przed atakiem. Starała się go wygonić [33]
z pokładu z powrotem na mostek, ale opinia publiczna ją przezwyciężyła. Ludzie krzyczeli, że ten człowiek nie będzie przecież czekał dwa tygodnie na nowy statek i że też ma chyba jakieś prawa, chociaż jest chory. – Nie zabroni mu pani podróży transportem publicznym do domu! – wrzeszczeli na nią. Stewardesa niemal się rozpłakała: – A kto będzie się nim zajmował, kiedy atak dostanie? Może pan? Albo pan? Bo ja na pewno nie! Jakiś młodziak mówi: – Nikt tego od pani nie wymaga, szanowna damo, już my sobie poradzimy. A ona na to: – No ciekawa jestem. Epileptyk opierał się tymczasem kajuty i było mu coraz gorzej.
o drzwi
Ataku dostał około trzy godziny po wypłynięciu. Ten młodzieniaszek, który najbardziej się za nim wstawiał, wcisnął mu między zęby kawał deski, który odciął nożem z palety walającej się po rufie, i przytrzymywał mu głowę, aż było po wszystkim. Potem pasażerowie na statku wreszcie się uspokoili i zaczęli zapijać się do stanu delirium, co już stewardesie nie przeszkadzało. Około godziny drugiej dotarliśmy do zbiegu rzek Lena i Wiljuj. Wiljuj wpływa do Leny około czterysta kilometrów na północ od Jakucka a źródło ma ponad półtora tysiąca kilometrów stamtąd, W Ewenkii. Dorzecze Wiljuju jest gęsto zamieszkałe i na obu brzegach rozsypanych jest wiele wsi, w większości jakuckich. Są tu wielkie [34]
pola diamentowe oraz miejsca, w których radzieckie władze dokonywały prób atomowych. Jeszcze w ubiegłym stuleciu koczownicy z dolnego biegu Leny i okolic Oleńku jeździli do osad wiljujskich na handel wymienny, oferowali Jakutom skóry, a w zamian za nie brali wyroby miejscowych rzemieślników, przede wszystkim kowali. Dziś ich ścieżki są już zarośnięte, wszystko przewozi się samolotami i drogą wodną. Przed każdą wioseczką spotykaliśmy małe parostatki z długimi barkami. W nocy leżałem w śpiworze na górnym pokładzie i gapiłem się w gwiazdy. Silniki ryczały, aż głowa pękała. Wokół zataczało się, pokrzykiwało i leżało mnóstwo zawianych postaci, poza mną i niemowlętami nie było chyba na pokładzie nikogo trzeźwego. Kiedy rano się obudziłem i wystawiłem głowę ze śpiwora, ten młodzieniaszek, który ścinkiem odciętym z palety uratował epileptykowi język, walił właśnie innego młodzieniaszka po głowie butelką po piwie. Próbował uderzać tak, żeby bardzo zabolało, ale żeby butelka się nie rozbiła. Nie chciał go zranić, chciał mu tylko sprawić jak największy ból. Obserwowałem zafascynowany, jak się stara. – Mają jakieś spory handlowe – powiedział mi ktoś, kiedy wygrzebałem się ze śpiwora i zacząłem ubierać spodnie. – Ten bity jest mu coś winien. Jakiś pijak na mnie krzyknął, że jestem chińskim szpiegiem. Dlaczego znów chińskim? Dlaczego wciąż tylko chińskim? dziwiłem się [35]
potem. Dlaczego nie mogę być czeskim szpiegiem? Czy nie istnieją czescy szpiedzy? W sporze handlowym nastąpił kolejny cios butelką po głowie. Nieszczęsny dłużnik miał po chwili same guzy i beczał. Większość pasażerów tak samo jak ja z zainteresowaniem obserwowała i zajadała śniadanie. Inny pijak na mnie wołał: – Ty, Amerykanin, chcesz zobaczyć podziemne lotnisko? – milczący młodziak zaczął wykrzykiwać rozpaczliwe usprawiedliwienia i wyzwiska, ale na inny opór się nie zdecydował. Kiedy w swej bezsilnej wściekłości powiedział płaczliwym głosem coś bardzo wulgarnego, dostał kolejny cios butelką po głowie. Następnie karcąca ręka zmęczyła się wreszcie i odrzuciła butelkę za burtę do rzeki. Na pokładzie zapanował pokój. – Mamy piękną przyrodę, prawda? Rzeka, to nasze wszystko – powiedział mi pan, który koło mnie zajadał chiński makaron. Kiedy skończył jeść, z wdzięczności podarował rzece plastikową miskę i sztućce. Statek płynął wciąż tak samo powoli i wśród nieustającego ryku silników. Same potwory, powtarzałem sobie, widzę same potwory. Może też bym się upił, gdyby nie łączyło się to bezpośrednio z kolejnymi nieprzyjemnościami. Na statku była bowiem tylko jedna toaleta, przed którą o każdej porze dnia i nocy tworzył się co najmniej dziesięcioosobowy ogonek. Nie było łatwo się tam dostać, ludzie zazdrośnie strzegli swej kolejki, ale niektórzy starali się trzymać [36]
miejsce dla krewnych i przyjaciół i powstawały z tego dzikie kłótnie. Jakuci wrzeszczeli na siebie jak opętani, ale w ryku motorów i wiatraków wrzask ten się gubił. Jeden chłopczyk, który dostał rozwolnienia, rozpłakał się w kolejce ze szlochem, bo zorientował się, że nie ma szans doczekać się toalety na czas. Osiągnął sukces, wypłakał sobie pierwszeństwo, współpasażerowie zlitowali się nad nim. Kiedy to zobaczyłem, przeszedłem na dietę i drastycznie oszczędnościowy tryb nawadniania i przestrzegałem ich przez całe trzy dni rejsu. Było to oczyszczające i nie zmuszało mnie do uczestnictwa w bitwach przed toaletą. Następna noc była dość chłodna i dwóch pijaków chciało się ze mną tłuc, bo nie miałem ochoty wpuścić ich do swojego śpiwora. Wydawało im się świństwem z mojej strony, że leżę w cieple, a oni nie. Rano jeden przyszedł i zapytał, dokąd jadę.
mnie
przeprosić
– Do Niurby – powiadam. – Do Niurby? A czemu? – Do muzeum. – Ty podróżujesz z Pragi do Niurby tylko do muzeum? – No tak. Gość pokręcił głową, na chwilę jakby się zamyślił a potem mówi: – Nie gniewaj się stary, ale dziwak z ciebie. [37]
Wzruszyłem ramionami. Miał świętą rację. Powoli zbliżaliśmy się do celu naszego rejsu. Po południu siedziałem na ławce obok młodej Jakutki, która czytała książkę Carlosa Castanedy. Miałem ochotę spytać ją, dlaczego czyta o meksykańskich szamanach, skoro ci miejscowi są wszędzie wokół niej, ale chyba by mnie nie zrozumiała. Pewnie popatrzyłaby na mnie jak na ignoranta. Dla niej krainą szamanów był Meksyk. Cudze chwalicie, swego nie znacie. Mnie również zachwycili kiedyś czarownicy Castanedy. Człowiek wciąż poszukuje jakichś duchowych mistrzów, jakichś nauczycieli, a wszystko to z jednego powodu: żeby zaszeptali mu, że nie umrze. Nie chcę przez to twierdzić, że w naukach Castanedy pojawiały się jakieś proste recepty na nieśmiertelność, takim szarlatanem znów nie był; mam na myśli jedynie swoją własną skłonność i swoje oczekiwania. Nie, nie umrzecie, powiedział wąż Adamowi i Ewie, a więc powiedział to i mnie. Z pewnością kłamał, ale co z tego, kiedy to pragnienie wciąż we mnie od tamtej pory pozostało, uświadamiałem sobie, a wszelki krytycyzm nie może jej wyleczyć, a może jedynie odzwierciedlać jej najazdy. W gęstniejącej szarudze pojawiły międzyczasie światła z przystani.
się
w
Niurba to duża gmina, większa od Żagańska, przez co nie chcę powiedzieć, że by mnie tu na pierwszy rzut oka coś zainteresowało. Może tylko to, że w parku nad przystanią stał do tej pory pomnik Lenina, żadnego takiego już w Żagańsku nie mieli. Wypytałem współpasażerów o jakiś nocleg i polecili mi miejscowy hotel. Był to [38]
całkiem przytulny i czysty przybytek, choć nie za tani. Ale mogłem tu oglądać telewizję, telewizor stał na stoliku w recepcji. Załatwiając formalności dowiedziałem się, że jakucki kanał nada jutro bezpośrednią transmisję z otwarcia olimpiady Dzieci Azji. Kiedy podpisałem wszystko, czego ode mnie wymagano, od razu ruszyłem do pokoju. W uszach wciąż mi jeszcze dudniło, więc chciałem mieć spokój. Trzydniowy pobyt w sąsiedztwie silników statku nie mógł pozostać bez skutków. Kiedy przed spaniem wypakowywałem z plecaka szczoteczkę do zębów, znów poszerzyłem wiedzę o mrówkach faraona. Mrówki, które rozlazły się oczywiście wszędzie w moich rzeczach i które wywiozłem z Jakucka ze sobą, zareagowały na nieustające wibracje silnika spalinowego tak, że wszystkie skupiły się w moimi bagażu w jednym miejscu: pod górną klapą chroniącą zamek. I tam pozostały przez cały czas, jak zorganizowana grupa wyczekująca na odpowiedni moment do ewakuacji. Nie miałem wątpliwości, że są tam wszystkie co do jednej i że sam bagaż jest już zupełnie czysty. Strząsnąłem potem mrówki po prostu na podłogę i zostawiłem je w Niurbie. Do rodzinnego mrowiska już nigdy nie miały powrócić. W nocy miałem szalony sen. Widziałem siebie jadącego pociągiem, chce mi się spać, więc usypiam i coś mi się śni, a kiedy się budzę, jestem na Syberii wśród Ewenków, w Mutoraju nad rzeką Czuną. W tym momencie orientuję się, że zaspałem, przejechałem stację i znalazłem się tysiące mil od domu bez korony w kieszeni. Cały przerażony idę potem odwiedzić wuja Tolję [39]
i ciotkę Irę a oni pytają, na jak długo się zatrzymam i kiedy wyjeżdżam. Chcę zacząć to ustalać i nagle staje się jasne, że nie ustalę nic, bo do tej osady nie prowadzą żadne tory kolejowe, co jest już czystą zgrozą, ponieważ w związku z tym nie wiem, jak się stamtąd wydostać. Przez chwilę uspokajam się myślą, że to tylko sen, ale potem przypominam sobie, że to już nie może być sen, bo ze snu przed chwilą się obudziłem. Także wszystko to dzieje się naprawdę, mówię sobie. Rozglądam się i widzę, że brudne i zasmarkane szamańskie bachory z niedopałkiem w buzi czekają na moje przedstawienie. Ogarnia mnie śmiertelny lęk i poczucie definitywnego końca. I dopiero on naprawdę mnie obudził. Byłem spocony a serce waliło mi jak dzikie. Uświadomiłem sobie potem, że podobne poczucie, jakiego doświadczyłem we śnie, miewam na Syberii często, właściwie kiedykolwiek przyjeżdżam do którejś z tutejszych wiosek. Za każdym razem ogarnia mnie przerażenie i lęk, jak gdyby coś zaczynało mi podszeptywać, że nie ma już stąd powrotu, że to moja końcowa stacja, gdzie utknę do końca swoich dni. Nic na to nie poradzę, przychodzi to zawsze i przyszło również i teraz, szczególnie silnie, dlatego obudziłem się tak przerażony. Do rana nie zasnąłem, leżałem tylko cicho pod kołdrą i cieszyłem się, że to naprawdę jawa, leżę w czystym, przytulnym pokoju hotelowym w Niurbie i mam pieniądze, za które będę stąd mógł po kilku dniach wyjechać. Nad ranem radość ze szczęśliwego przebudzenia zamieniła się w tęsknotę. Wydawało mi się, że trzy dni i dwie noce spędzone na pokładzie wolno [40]
płynącego statku z przeraźliwie huczącym silnikiem za głową, z widokiem na jednolity krajobraz, którego charakter nie zmienił się ani na małą chwilę przez cały czas trwania rejsu, w towarzystwie młodych Jakutów upijających się od rana do rana do upadłego, trwały sto lat. Strasznie tęskniłem za Andżelą i Katalończykami i właściwie za każdym, kto w ciągu ostatniego miesiąca przejawił wobec mnie odrobinę niekłamanego zainteresowania. Nie wolno mi się temu poddawać, uświadamiałem sobie. W podróży tak jest, że ledwie człowiek spotka kogoś przyjaznego, od razu zaczyna się do niego przyzwyczajać, jak zabłąkany pies chwyta się pierwszego pana, który przypadkiem podrapie go za uchem. Tylko że zaraz rozum mówi mu, że to tylko złudzenie kontaktu wywołane stresem podróży i poczuciem opuszczenia i podróżniczy demon już gna go dalej, podszeptując, że dla tego, kto wyruszył w podróż, pokusy suchości, ciepła i oświetlonych okien są zawsze tylko pieśnią Syren. „Dom jest wszędzie, wystarczy usiąść i wyciągnąć nogi w stronę ognia!” śpiewają ci te potworki o anielskich głosach na każdym kroku, dokąd się nie ruszysz. A dokąd wciąż gnasz? Obejrzeć następne muzeum? Spotkać kolejnych ludzi, do których mógłbyś w pięć minut przylgnąć? Nie gniewaj się stary, ale dziwak z ciebie. Chwilę później musiałem jednak z zadowoleniem przyznać, że duchy dobrze wiedziały, dlaczego przeszkodziły mi w podróży do Wierchojańska i wysłały mnie do Niurby. Ledwie wstąpiłem do biura Anny Andriejewny Tumanowowej, dyrektorki muzeum w Niurbie, i powiedziałem jej, kim jestem [41]
i czego szukam, wytrzeszczyła i zaczęła się śmiać:
na
mnie
oczy
– No to akurat tu na pana czekamy! Niech pan pozwoli ze mną, coś panu pokażę. Jeżeli przyjechał pan w takich sprawach, to na pewno się to panu spodoba. Muzeum w Niurbie ma siedzibę w rozległym, dwupiętrowym budynku i jest na tutejsze warunki naprawdę bogate. Przeszliśmy przez kilka pomieszczeń ze stałymi wystawami, aż weszliśmy do tego, gdzie duża, pokręcona gałąź udawała drzewo i tajemniczo wynurzała się ze specjalnie ustylizowanego zakamarka. Była cała przystrojona wstążkami, rosły na niej sztuczne liście a na jednym z wielu sęków siedziała wypchana sowa z rozpostartymi skrzydłami. Na innym sęku wisiała na nitce biała papierowa wywieszka z napisem:
SZANOWNI GOŚCIE MUZEUM! PROSIMY NIE ZOSTAWIAĆ NA DRZEWIE ŻYWNOŚCI, PAPIERKÓW I PIENIĘDZY! JEST TO PRZEDE WSZYSTKIM EKSPONAT MUZEALNY A NIE PRZEDMIOT KULTU!
– No i co? – spytała Anna Andriejewna. – No tak, – zaśmiałem problemy, prawda?
się
–
macie
z tym
– Oj, mamy. Czasem jesteśmy zrozpaczeni. Zajmujemy się tu sprawami czysto religijnymi. [42]
Nigdy bym nie pomyślała, że będzie na mnie taka odpowiedzialność. – Macie jakieś szkolenia, gdzie by się o tych sprawach rozmawiało? – zapytałem. Anna Andriejewna i uśmiechnęła się.
wzruszyła
ramionami
– Nie mamy. I tak nikt z przełożonych wie, co by o tym powinien powiedzieć.
nie
– Powie mi to pani przed kamerą? Anna Andriejewna się zgodziła, ale najpierw poszła do domu przebrać się w odświętną sukienkę. Umalowała się i założyła ładne kolczyki, pod każdym uchem bujała się teraz na delikatnym łańcuszku jedna biała perełka. Była bardzo ładna. Usiadła następnie pod gałęzią z wypchaną sową i powiedziała: – Jakuci wierzą, że w wielkich modrzewiach zamieszkuje duch lasu Aan Alachczyn Chotun, a jeden taki modrzew rósł również tutaj w powiecie niurbińskim. Mieszkańcy często odwiedzali to drzewo i zawsze zostawiali koło niego coś na pamiątkę. W roku 1982 podczas wielkiej burzy drzewo się złamało i część korony została przewieziona do miejscowego muzeum i wystawiona jako eksponat zwany Drzewem Przyjaźni. Tylko że odwiedzający muzeum zaczęli na nim wieszać różne przedmioty i zostawiali koło niego pieniądze na znak szacunku i nadziei, że drzewo może mieć pozytywny wpływ na ich przyszłość. Często nawet przychodzili tu tylko po to. Eksponat obrósł nam więc we wszelkiego rodzaju rzeczy i wyglądał dość dziwnie. My, [43]
pracownicy muzeum, długo nie mogliśmy zdecydować się, żeby te przedmioty usunąć. Jesteśmy przecież także Jakutami i wierzymy w siłę dobrych duchów lasu. Kiedy takie drzewo rośnie naturalnie, usunięcie zdobiących je przedmiotów jest nie do pomyślenia. Nikt nie pozwoli sobie wziąć czegokolwiek na pamiątkę z takiego drzewa, ponieważ duch lasu mógłby się rozgniewać. Nie wiedzieliśmy, co począć. Zostaliśmy więc zmuszeni, żeby poprosić o radę starych ludzi i znawców naszego regionu. Powiedzieli nam, że duch z tej naszej gałęzi, która złamała się już w roku osiemdziesiątym drugim, dawno odszedł, i że nie zaleca się czczenia eksponatu. Zdecydowaliśmy więc, że te przedmioty usuniemy. Na gałęzi powiesiliśmy tę wywieszkę i odniosło to pewien skutek. Nie żeby ludzie przestali do drzewa przychodzić, ale nie zdarza się to już tak często. Na świętym drzewie dusze w muzeum się nie kończyły. Anna Andriejewna pokazała mi jeszcze witrynę pełną eksponatów, które zostały wykopane przez archeologów z grobu bogatego kupca żyjącego w osiemnastym wieku. Z grobu zabrano wiele przedmiotów, włącznie z przepięknym mongolskim chałatem z chińskiego jedwabiu, który po dwustu latach pod ziemią był w zadziwiająco dobrym stanie; wszystkie pozostałe rzeczy, na przykład naczynia i łyżki, były rozbite i połamane, i to specjalnie; starzy Jakuci wierzyli, że każdy przedmiot, który dają nieboszczykowi ze sobą do grobu, trzeba najpierw zniszczyć, żeby także dusza tego przedmiotu odeszła w zaświaty. Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych w Niurbie wyraźnie wzrosła [44]
liczba ciężkich przestępstw i samobójstw, wielu ludzi zaczęło się skarżyć, że całe zło w gminie ma swój początek w muzeum, gdzie wystawione są przedmioty z wykopalisk. Trzeba było ponoć długo tłumaczyć, że złamane łyżki ani chałat nie są niczemu winne, zanim w końcu to zrozumieli. Nie pytałem Anny Andriejewny, czy jest tego zrozumienia całkiem pewna. Na górnym piętrze muzeum pokazała mi potem wystawę poświęconą jakuckim geologom, którzy w okolicach Niubry poszukiwali ropy i diamentów. Dla Anny Andriejewny ta wystawka miała szczególne znaczenie, większość rzeczy pochodziła bowiem ze spuścizny jej ojca, który przez całe życie pracował w ekspedycjach geologicznych. Umarł stosunkowo młodo i jego wnuki nie poznały go za życia. Często przychodzą jednak teraz na tę wystawę i mówią, że idą odwiedzić dziadka. W domu mają oczywiście jego fotografie, ale to już ponoć nie to samo, co na własne oczy zobaczyć namiot, w którym dziadek spędził większość życia, widzieć jego krótkofalówkę, żelazny piecyk, mapy, kompas, kociołek, dziennik polowy, strzelbę, lornetkę… Czasem bawią się tu nimi godzinami.
Martin Ryšavý, Cesty na Sibiř. Praha: Revolver Revue. 2008 Z czeskiego oryginału przełożyła Joanna Derdowska
[45]
[46]
PETER SCHWARTZ
OPOWIEDZ MI Opowiedz mi historię twojego bólu i rozczarowania. Każdy, najboleśniejszy nawet detal. Opowiedz mi o tym tak powoli, że w czasie mówienia i ból i opowieść staną się czymś innym. Opowiedz mi po angielsku, ale nie krępuj się i od czasu do czasu wtrąć słowa z innych języków, żeby upewnić się, że wciąż słucham, kiedy moje oczy zajdą mgłą niezrozumienia. Opowiedz mi o tym, jak bardzo czułeś się zraniony, kiedy twój najlepszy przyjaciel umarł, ale wciąż żył i sprawił, że reszta twoich przyjaciół zwróciła się przeciwko tobie. Opowiedz mi o wszystkim. Teraz. Opowiedz mi o tym, jak ci się idzie, utykając. Opowiedz mi o tym, jak to się stało, że zacząłeś nienawidzić tych, co nie potrafią literować. Opowiedz mi to piekło od wewnątrz, po raz kolejny, powoli, powolutku.
[47]
Jeśli tego nie zrobisz, to powiedz dlaczego nigdy o niczym mi nie mówisz. Opowiedz mi dlaczego jestem głupkiem, który tylko zgaduje, chociaż wie, jak wiele sił tracisz na ciągłe poprawianie mnie. Opowiedz mi o tym, dlaczego nie mogę cię pieprzyć. Opowiedz mi o tym, dlaczego nie istnieją już żadne przyczyny. Opowiedz mi o tym, dlaczego mówią, że krew jest błękitna, chociaż jest czerwona. Opowiedz mi o tym, dlaczego ludzie są tacy, jacy są. Opowiedz, czemu nazywa się ludźmi nas i ich także ludźmi się nazywa. Opowiedz mi o czymś, co coś zmieni. Nie oszukuj mnie. Powiedz, że w przyszłości będę przesiadywał na plażach. Że będę jadł lody. Opowiedz mi o wszystkim, o czym zapomniałem. Powiedz mi, jak mam na imię. Powiedz mi, jakie jest moje prawdziwe imię. Mów wolniej. Uważniej się mi przyjrzyj. Powiedz mi, że dla Boga jestem gównem i chociaż to będzie miało sens. Powiedz mi, że będę prezydentem. Powiedz mi, że zostanę zamordowany pierwszego dnia pobytu w Białym Domu i cała nerwowość związana z tą sytuacją pójdzie na marne. Powiedz mi, że nawet dziecko może mnie pobić, ale ty mnie nie bij. [48]
Spraw, że będę skazany na idee, które ty aprobujesz. Daj mi je kilkakrotnie. A potem już nigdy więcej. Powiedz mi, że chcę pieprzyć się z mężczyznami, ale zbytnio się boję. Ubierz mnie w sukienkę, a potem pobij mnie za to, że ją noszę. Powiedz mi, że zabiłem brata mego we śnie, że policjanci są zbyt głupi, żeby dojść do tego, co się naprawdę stało. Bądź detektywem, który rozwiąże tę zagadkę. Powiedz mi, że w przyszłym tygodniu będę ważył 400 funtów i nikt nie nawiąże ze mną kontaktu wzrokowego do końca moich dni. Powiedz mi, że karma naprawdę istnieje, a ja nigdy tego nie zrozumiem i wszystko będzie powtarzało się nieustannie, raz za razem. Daj mi kłamstwo bardziej przekonujące od prawdy. Powiedz mi, że moje włosy zrobione są z lukrecji. Powiedz mi, że moje oczy są tak naprawdę moimi jajami. Powiedz mi, że 20 lat temu miałem dziecko, że ono jest teraz w pokoju obok i czeka, żeby mnie uściskać i podziękować mi za życie, jakim je obdarowałem, bo on właśnie żeni się i jest bardzo, bardzo szczęśliwy. Powiedz mi, że nigdy tak się nie stanie. Powiedz mi, że moje zęby nie są moimi zębami, ale zębami dziecka z trzeciego świata, [49]
które jego rodzice zdecydowali się zjeść właśnie dziś. Powiedz mi, że moja skóra jest z tytanu i że za dwa lata od dziś zostanie mi ofiarowane całkiem nowe serce. Potem powiedz mi, że żartujesz i natnij moje usta w kącikach, żeby wyglądały jak uśmiech jokera w mrocznym rycerzu. Rań mnie dopóty, dopóki nie przestanę nic czuć, a wtedy nie przestawaj badać tego nic. Zniszcz przycisk przewijania na moim starym VCR. Powiedz mi, że jestem martwy. Powiedz mi, że jestem martwy, a kiedy zbzikuję, natrzyj miętowymi liśćmi moje skronie, pogłaszcz mnie po włosach i powiedz mi, że to był tylko głupi żart, że jestem tak żywy, jak lato w reklamie balsamu pod prysznic. Mów do mnie powoli, potem szybko, powoli i znów szybko, tak żebym mógł śmiać się w rytm tego, co mówisz. Złóż mi obietnicę i niech wygląda jak pomnik. Niech ptaki na nią srają. Niech chłopaki z bractwa studenckiego na nią szczają. Niech strzeli w nią piorun i niech pomnik pęknie, a kiedy ten nowy, wilgotny, obrzydzenie budzący, zmutowany ja wypełznie ze środka, pierdol go, pierdol go także. Niech największy frajer, jakiego znamy, stroi sobie z tego żarty. Ściśnij mnie między kciukiem a palcem wskazującym, żeby świat zobaczył, Żeby dowiedział się jak słaby jestem. [50]
Chichocz, kiedy będę różowił się ze wstydu. Przypomnij mi, że róż jest kolorem pedałów. Powiedz mi, że mój ojciec gwałcił mnie, bo jestem seksowny. Powiedz mi, że te wszystkie ohydztwa w jakiś sposób korzystnie wpływają na pracę moich jelit. Ach, i przeprowadź na mnie mnóstwo naukowych eksperymentów, do których jestem szczególnie skory. Wyjaśnij moje grzechy, biorąc pod uwagę czas, pogodę i miejsce. Powiedz mi, że znaczę coś dla większej liczby ludzi niż w rzeczywistości. Powiedz mi, że jestem Japończykiem, ale nie mam skośnych oczu, bo zostałem porwany tuż po urodzeniu i poddany operacji, żebym mógł czerpać przyjemności z życia tutaj jako Aryjczyk. Nazwij mnie Gookiem i Charlim i strzelaj do mnie z palców. Powiedz mi, że Holocaust był katastrofą, ale Hitler powinien był dokończyć robotę. Opowiedz mi o tym, ile zła już we mnie jest. Opowiedz mi o tym dwukrotnie. Powiedz mi, że jestem farmerem z Idaho i powiedz mi, że moje ziemniaki nie są złe. Powiedz mi, że wiesz, że zatrudniałem ludzi na czarno i że policja jest na tropie. Powiedz mi, że każdy joint, którego spaliłem był sztucznie pędzony, ale ja byłem [51]
zbyt głupi, żeby się tego domyślać. Powiedz mi, że moje ucho jest kanałem ściekowym. Powiedz mi, że wyglądam jak John Travolta. Nie, powiedz mi, że wyglądam, jak ten dzieciak z Maski. Albo jak Człowiek Słoń. Powiedz mi, że wszystkie kobiety, jakie mnie całowały, robiły to, bo taki był zakład. Powiedz mi, że nigdy więcej mi nie stanie. Jeśli mi stanie, śmiej się. Jeśli mi nie stanie, śmiej się. Śmiej się ze mnie jak dawni właściciele niewolników. Zrób ze mnie swojego czarnucha. Powiedz mi, że powinienem być kobietą. Powiedz mi, że jestem kobietą. Powiedz mi, że będę miał miesiączkę przez resztę mojego życia, bez przerwy. Powiedz mi, że śmierdzę żelazem. Powiedz mi, że jeśli będę miał dziecko, to i ono będzie rozpustne, jak ja. Powiedz mi, że gdybym żył w Chinach, to pewnie nigdy by nie pozwolono, żebym się narodził. Powiedz mi, że nie zasługuję nawet na to, żeby wolno mi było płakać. Powiedz mi, że zło we mnie jest balonem i dmuchaj, dmuchaj, dmuchaj i dmuchaj w moje dziury dopóty, dopóki nie pęknę, a świat stanie się wtedy naprawdę gównianym miejscem. Powiedz mi, że moja matka płaciła moim przyjaciołom, żeby przez czterdzieści lat byli [52]
moimi przyjaciółmi. Powiedz mi, że naplułeś do mojej zupy, spuściłeś się do mojego mleka. Krzycz na mnie tak, jak Adam musiał zapewne krzyczeć na Ewę po tym jak no-wiesz-co. Jak wielki, zły brat każ mi się uderzyć raz, a potem raz jeszcze. Powiedz mi, że Bary nie żyje. I Lynn, i Erin. Rozsmaruj ich krew na moim głupim ryju i powiedz mi, że to wszystko moja wina, że gdybym ich nie kochał nie doszłoby do tego. Powiedz mi to głosem, który dobrze znam. Powiedz mi to czule, w zaufaniu; tak, żeby mnie to poruszyło. Mów do mnie w zatłoczonym, pędzącym pociągu, tak żebym nawet nie mógł krzyczeć. Śmiej się, kiedy będę dławił się tym krzykiem. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Niech twój śmiech będzie ostatnią rzeczą, jaką usłyszę przed śmiercią. przełożył Piotr Siwecki
[53]
JEDNO JEST PEWNE: BĘDĘ OBSESYJNIE PISAŁ WIERSZE PRZEZ CAŁE ŻYCIE
ROZMOWA Z PETEREM SCHWARTZEM
W jednym z naszych czatów na Facebooku napisałeś, że któryś z Twoich przodków był rabinem w Wilnie lub okolicach Wilna przepraszam, ale nie pamiętam dokładnie. Mógłbyś powiedzieć coś więcej o tym fakcie? Czy jego działalność traktujesz jako duchową, intelektualną spuściznę, która w jakiś sposób wpływa na twoją twórczość? Ech, nie wiem zbyt wiele o moim przodku. Wiem jedynie, że jestem spokrewniony z rabinem z tamtych okolic. Nie ma to znaczenia dla tego, co piszę. Rzadko o tym myślę, ale mam wrażenie, że to fajnie być spokrewnionym z kimś, kogo grupa ludzi uważała za świętego (używam czasu przeszłego, bo nie wiem czy ludzie wciąż go czczą. Szukałem o nim czegoś w Internecie, ale nic nie znalazłem, więc być może został już zapomniany). [54]
W “Tell Me” używasz stylu, który przypomina mi nieco styl Allena Ginsberga czy Walta Whitmana. Wiem, że literackie konteksty nie wystarczą do właściwego zrozumienia wiersza, ale cóż mogę poradzić - lubię konteksty, dlatego chcę spytać o twoje zdanie na temat literackich, kulturowych aluzji albo aluzji do życia społecznego czy politycznego. W „Tell Me” są takie aluzje, dlatego pytam... jakie były Twoje intencje? I jeszcze coś, co chyba jest z powyższym związane: jaki ma być idealny czytelnik tego wiersza i całej Twojej twórczości? No cóż, większość moich wierszy to teksty będące opisem mojego świata wewnętrznego. Nie znaczy to, że nad nimi nie pracuję, że nie poddaje ich obróbce technicznej. Przy „Tell Me” coś jednak we mnie pękło. Postanowiłem odrzucić zasady rzemiosła na ten jeden raz i po prostu pozwoliłem nieść się mojemu intelektowi tam, gdzie chce. Nadrzędnym celem w tym wierszu było uzewnętrznienie bólu i wstydu, które w sobie nosiłem bardzo długo, a które związane były z tym, że mój ojciec znęcał się nade mną, że mnie molestował. Idealnym czytelnikiem tego wiersza mógłby być ktoś, kto przeżył coś podobnego do tego, co ja przeżyłem, bo to chyba oczywiste, że taki czytelnik miałby możliwość najintensywniejszego odbioru , ale nawet pomijając ten fakt, to chyba idealnym czytelnikiem tego wiersza może być każdy, kto może te treści wytrzymać i jest zainteresowany tematem. Oddźwięk na ten wiersz był niewiarygodny. Kilka kobiet przyznało się do [55]
tego, że także zostały w dzieciństwie zgwałcone. Irene Zion napisała wierszowaną odpowiedź na stronie THE NERVOUS BREAKDOWN, gdzie „Tell Me” się ukazał. W zakończeniu swojego wiersza Irene dodaje mi odwagi, pisząc: „wznieś się ku światłu”. Jennifer Bosveld z PUDDING HOUSE PRESS wydała „Tell Me” jako chapbooka (wraz z częścią 2, która jest równie ostra jak „Tell Me”). Naturalnie kilka osób zaatakowało mnie, ale to dobrze. Kiedy piszę, kiedy czytam wiersze publicznie, kiedy robie cokolwiek, co ma związek ze sztuką i/lub poezją, to zależy mi na reakcji publiczności - nie przeżyłbym, gdyby mnie ignorowano. W “Tell Me” balansujesz na granicy politycznej poprawności, igrasz z powszechnym rozsądkiem, ryzykujesz, pisząc o Holokauście, używając słów jak “niggerize me”. Czy ma to coś wspólnego z estetyką szoku? Nie wiem czy ktokolwiek uwierzy mi, ale pisząc ten wiersz ani razu nie pomyślałem: “Och, teraz będę szokował”. Podczas pisania byłem tak bardzo zanurzony w sobie, że było to jak sen w czasie śpiączki. Jak już mówiłem, chciałem wyrzucić z siebie ból i wstyd. Jestem raczej miłym gościem i źle mi z tym, że fragmenty mojego wiersza mogą gorszyć, obrażać lub ranić niektórych spośród czytelników, ale ten wiersz jest naprawdę o mnie, o moich sprawach, a nie o sprawach tych, którzy czują się urażeni. Ha, ha - rozumiem, co masz na myśli twierdząc, że igram z potocznym rozsądkiem. Myślę, że musiałem odrzucić wszelkie [56]
krępujące mnie więzy, żeby mówić w ten sposób, bo wstyd i ból to tak głębokie uczucia, że zwyczajny język nie jest w stanie ich zbadać i wyrazić całej złożoności i wszystkich niuansów. Mówiąc wprost: kiedy ktoś rżnie cię w dupę wbrew twojej woli, wariujesz, więc musisz używać języka szaleństwa, żeby o tym mówić. Piszesz opowiadania, wiersze, robisz zdjęcia, malujesz obrazy... która z tych aktywności jest dla Ciebie najważniejsza, jeśli któraś jest, oczywiście, najważniejsza? O, dzięki. Zawsze chciałem, żeby mnie ktoś o to spytał. Jak na razie... poezja. Napisałem chyba tylko 40 opowiadań przez całe życie, więc nie mogę myśleć o sobie jako o pisarzu. A moje malarstwo i fotografie? Kiedy kończę pracę nad obrazem lub zdjęciem (odrzucam co najmniej 95% zdjęć i od lat nic nie namalowałem) zazwyczaj przyglądam się mu i myślę: „O, to jest niezłe”. Dzieło jest satysfakcjonujące, ale z dystansu. A jeśli chodzi o poezję? Poezja to coś, co doprowadza mnie do szaleństwa i trzyma mnie na nogach przez całą noc. Poezja karmi moją duszę i nadaje sens mojemu życiu. Być może będę znów malował, być może nie. Może na poważnie zajmę się prozą później, kto wie. Ale jedno jest pewne: będę obsesyjnie pisał wiersze przez całe życie. Co byś robił, gdybyś nie mógł pisać, malować, robić zdjęć? Innymi słowy: co, jeśli nie sztuka? [57]
Skoczyłbym z dachu albo zastrzelił się. Albo pewnie zacząłbym pracować z dziećmi. Lubię dzieci. Generują dużo lepszą energię niż dorośli. Mam wrażenie, że w swojej strategii artystycznej bliski jesteś metodom, których nie odrzuciliby także libertyni... co powiesz... I tak, i nie. Z pewnością żyję sztuką, jeśli o to chodzi. Często wędruję w rejony dla duszy wstrętne, ale po to, by móc wyrwać się stamtąd, używając słów. Kiedy robię to metodycznie, stopniowo i mogę pracować nad ostatecznym produktem tak, żeby spełniał on moje oczekiwania, zachowuję go i nazywam wierszem. Czytam wiersze publicznie, robię wystawy, tu i tam występuję, ale prócz tego albo nawet częściej niż to wszystko, czatuję na Facebooku z przyjaciółmi...
rozmowa i przekład Piotr Siwecki
[58]
[59]
BEN TANZER
Dar
Fern uwielbiała buty motocyklowe, takie koniecznie czarne oraz mocno zdarte, i miała w zwyczaju ubierać je do długich, zwiewnych spódnic. (…)
ciąg dalszy tłumaczenia dostępny w kwartalniku literackim "Antologia" (issue 01, lipiec 2011) / for the rest of this translation see "Antologia" (issue 01, July 2011)
przełożył Jakub Michalczenia
[60]
ENGLISH VERSION / WERSJA ANGLOJĘZYCZNA OCTOBER 2010
[61]
L. WARD ABEL Atmospherics and Print The Flint River
72 73
MICHELE MCDANNOLD MOST OF WHAT I'M INTERESTED IN IS RUN WITH THE DIY ATTITUDE - Piotr Siwecki talks with Michele McDannold 75
PETER SCHWARTZ I'LL BE OBSESSING OVER POETRY IN ONE WAY OR ANOTHER EVERY DAY FOR THE REST OF MY LIFE - Piotr Siwecki talks with Peter Schwartz 84
[62]
ATMOSPHERICS AND PRINT
L. WARD ABEL
(after Czeslaw Milosz) The book waits. All it knows is nothing. Blank. Simple uncomplicated. inward
Joined
with space with baited breath for guidance for a future. Carverâ€&#x;s conversations. Whitmanâ€&#x;s restless spasms. Before there was wind there were streamers and before that were quiet empty places on maps, dunes of dust and skin. Then there was language, small talk. The book begins.
[63]
THE FLINT RIVER (Sprewell’s Bluff, Georgia) Almost-cottonwood lilts hang over the Flint today. A kayaker passes by rides the roll from storms and springs and cups overflown tries to slow down time. The sun makes sparkles on brown and white water. A father calls to his son. high grass clings to mud along a bank that last night was covered with rains. O, the shores of Upson cry out at the prospect of change stuck as they are in the deathgrip of seasons in recession quieted only a little by breezes.
L. WARD ABEL
I‟m afraid I‟ve slept too much for my good beside these trees. They lean at the water bracing for the slow motion fall that‟s coming.
[64]
[65]
MOST OF WHAT I'M INTERESTED IN IS RUN WITH THE DIY ATTITUDE
Piotr Siwecki talks with Michele McDannold
How did your adventure with literature begin?
Well, I guess the adventure began with Corduroy, my favorite book when I was a kid. I liked the one where he was left behind in the Laundromat and fell into the soap box. Mom must have gone on a book-buying spree when I was born, joining book club after book club. Bedtime stories were a must and a tradition that carried on when my kids were born. We all love to read, so there must be something in that. [66]
What is the background of your writing? Where do you search for themes?
I do not have any formal training in writing. I started writing goofy, rhymey poems in early Grade School then song lyrics and plays followed in Junior High. Then I found Metallica. I cannot really stand listening to much of it now but I had "...And Justice For All" on vinyl, the double album. I nearly wore that out then picked up "Master of Puppets" and "Ride the Lightning" on cassette. It heavily influenced my mood, and my writing that were still mostly song lyrics. It was not until High School that a friend introduced me to the writings of Bukowski and Joyce Carol Oates. These were the two "weird" books in our library. I stopped writing song lyrics and wrote only bad, angsty poetry. The writing progressed naturally on its own from there with life experience. Themes were not something I looked for but went through.
Some of your poems are engaged in social problems. Is being engaged something you feel is your duty as a poet, underground poet?
No. I wouldn't say so. I do not feel duty-bound to much of anything as a poet. It is more of as [67]
a person, I have a problem with bullshit. I suppose it carries over. I do the writing because I love to. It is more of an impulse than anything. Having it published was not something I really considered until I joined a writing site and another writer there turned me on to Remark Poetry and Zygote in my Coffee. If I start thinking too much about how others perceive it, it fucks me up. So, I don't. When it comes to publishing and editing though, there is a strong sense of obligation to get it right. When I was making print stuff with Rural Messengers, I had great writing to work with but I was more focused on making something beautiful or inspiring you could hold in your hands. At Red Fez, the presentation is handled for me. The site is there, I just have to find the work that I want to share. My favorite pieces are generally narrative with a punch. The focus is often on social problems and attitudes. Nevertheless, I also like to have fun and enjoy some of the more whacked-out, experimental stuff.
How did you start working for Red Fez?
Leopold did it. It's his fault.
[68]
I think I found Red Fez via a link on Zygote. I sent them a submission of poems and started poking around the site. I ordered Leopold's Red Fez novella and was quite taken with the little book. The printing and the writing were excellent quality. We started corresponding via email and eventually, he asked me to come on as one of the editors. He said I seemed organized (for a poet) but it was probably just a ploy.
According to its manifesto Red Fez is underground magazine that is against academic and corporate lit industry. Is the difference only of economic origin or perhaps this is a question of ethics, esthetics or something else?
Academic and corporate lit are not that interesting to me. This may or may not be due to my limited access to it. I don't know. It's more the idea that you must pay to play or be someone of note to have anything significant to say that I find disgusting. You can find this in the underground scene too, though it seems less of an issue and contrary to my idea of it, so I try my best to ignore it.
I have nothing against MFA programs or workshops, etc. Honestly, I have no idea what [69]
goes on there. For me, it is a lot of money and time that I do not have to spare. I can pursue writing, editing and publishing without it.
Are there any themes or genres editor and poet recognize as underground?
that you as specifically
Poetry is underground. I mean, who reads it much anymore? The short story seems to be gaining some ground in the mainstream but still something to sort of play with on your way or in between writing novels. This is likely to continue to change as our attention span continues to shrink. People are not as intimidated by the short as they are of poetry. This could change too, if more people were exposed to underground poetry which is not to say it is "dumbed down" but rather it is accessible.
Do you consider underground poet/writer as one who would/should never sell himself to corporate media?
[70]
Yes and No. I do not think there is anything wrong with being paid for your work. Until the underground can find a way to make a profit and pay their writers, what choice do they have than to turn to corporate media? I do not blame anyone for trying to survive or for getting their work recognized by the larger public. It is not just the underground that is struggling to stay afloat anymore. Print media, magazines, and newspapers are in the fight now too. The difference being, the underground has a large network of people willing to do it without pay. Still, just because you are willing, does not mean that it is ideal.
Is underground art in your opinion the art that is by definition beyond the acceptable? Do you consider underground as nonprofessional, antiestablishment or marginalized by some means?
The Underground often pushes the boundaries of acceptable. Those boundaries are increasingly fuzzy. Just look at popular culture. I do not think underground writing is unacceptable by definition, but some of the best work is going to make people uncomfortable. Underground is inherently antiestablishment, not necessarily in the views expressed but in its attitude toward convention. Alternative might be a good word to [71]
describe what takes place but most of what I'm interested in is run with the DIY attitude that is tied strongly with the Underground movement. Is underground experimental? Do you consider your own writing and writing by Red Fez authors as experimental and, if so, which way those experiments go?
I look at the underground as more a network of writers and the delivery system there to support it. The writings may not always be experimental but certainly the system is. It continues to try new and modified ways to exist. As for the way it's going... it's going digital and micro.
Ronald Sukenick as a small press editor was fighting (as he wrote) for a free intellectual discourse. Do you recognize Red Fez as the part of the same fight and if so how does this fight look like now?
I look at Red Fez and other sites like it as a sort of alternative library. While the content should remain free to access, there should be a way to pay the creators for their work. This is the fight I'm engaged in. Generally, if you want to recieve funding from arts or government [72]
organizations, you have to be part of their game. That involves way more ass-kissing and producing more of the same than I care to be involved in. So how does this work if you want to remain the alternative? We need to work together and use the established systems against itself.
[73]
[74]
ONE THING IS DEFINITE: I'LL BE OBSESSING OVER POETRY IN ONE WAY OR ANOTHER EVERY DAY FOR THE REST OF MY LIFE Piotr Siwecki talks with Peter Schwartz
You once told me on Facebook chat that one of your ancestors was a rabbi from Vilnius or somewhere close, sorry I do not remember exactly, but could you tell something more about this fact? And more: is it important for your writing? Do you treat this as a spiritual, intellectual heritage that somehow determines your writing? Eh, I don't know much. I just know I'm a distant descendent of a much revered rabbi from that area. It's not important to my writing, I seldom even think of him, but I do think it's cool that I'm related to someone whom a bunch of people considered holy (I decided on using the past tense here even though people might still consider him holy because I couldn't find his website online with a Google search so maybe he's already been forgotten).
[75]
In TELL ME you write in the style which reminds me of Allen Ginsberg and Walt Whitman. I know that all the literary context is not enough to understand the poem, but what can I do? I do like contexts so I want to know what do you think about cultural, literary allusions or allusions to social life or politics... in TELL ME there are such allusions so I ask about it... what was your intention? And something that is connected: what kind of reader is the ideal reader of this poem and of your writing? Well, most of my poetry is very inner-worldly, but also very polished. This time something in me broke. I decided to put aside the notion of craft for once and just let myself go wherever my inspiration took me. My sole purpose in writing this piece was to expel some of the pain and shame I've carried around from being abused by my father. My ideal reader for this poem might be another survivor of abuse because obviously it's more than likely that he/she would have the best chance of relating to it, but beyond that, I'd just say anyone who can handle it and has an interest in these things. The responses to this poem have been pretty incredible. I've had a few women admit to me that they too were raped as children. Irene Zion wrote a mash-up poem for me on the TNB site where TELL ME appears, at the end of which she encourages me to “emerge to a place of light�. Jennifer Bosveld of Pudding House Press is publishing the piece (along with a part 2 that's just as raw) as a chapbook. Naturally, a few people attacked me, but that's fine. When I [76]
write, when I do readings, when I do anything having to do with art and/or poetry, the one thing that would kill me would be if my audience were to simply ignore me. In TELL ME you push common sense and political correctness to the limits writing about Holocaust, using words like niggerize. Does it have something to do with aesthetic shock ? I'm not sure if a single human soul will ever believe me about this, but, at no point while I was writing the poem did I think: “Ooh, I'm being shocking�. I was so deep inside myself, so far into the zone, it was like dreaming while in a coma. Like I said, I was merely expelling pain and shame. I'm actually a pretty nice guy and feel badly that some parts of my poem offended and maybe even genuinely hurt some people, but really, this poem is about me and my issues, not them. Haha, reading your question over, I really like that you said I pushed common sense to the limits. I think I absolutely had to loosen my reigns so to speak, because shame and pain are such deep emotions that normal language simply isn't an efficient vehicle to explore and express their nuances and complexities. To put it bluntly: when someone fucks you in the ass against your will, you trip out, so you need to use trippy language to even talk about it.
[77]
You’re writing stories, poems, making photos, painting... which one of those activities is most important for you, if any, of course? A: Ah, thank you. I've always wanted someone to ask me that. By far...poetry. I've probably only written about 40 stories in my entire life, nowhere near enough for me to think of myself as any kind of a legitimate fiction writer. And as far as my paintings and photos go? After I complete one that I actually like (I despise at least 95% of the photos I take and haven't painted anything in a couple of years) and look at it, I think: “Ah, that looks cool.” It's satisfying, but from a distance. But poetry? Poetry is the thing that drives me crazy and keeps me up all hours of the night, the thing that nourishes my soul and gives meaning to my life. Painting might or might not come back to me, I may or may not get more serious about fiction writing later in life, who knows, but one thing is definite: I'll be obsessing over poetry in one way or another every day for the rest of my life. What would you do if you couldn’t write, paint, take photos? In other words: What if not art? Jump off a building or shoot myself. Or possibly working with children. I like kids, they have such better energy than adults.
[78]
It seems to me that in your art strategy you’re close to the methods libertines would not ignore... what would you say... Yes and no. I certainly live my art if that's what you mean. I put myself in spiritually disgusting places just so I can fight my way out with words. When I do that successfully and can polish the product into something that fulfills my sense of craft, I save it and call it a poem. I do readings and gallery shows and various hijinks now and then too, but despite appearances, more often than not, I'm just on Facebook chatting with friends.
[79]
NOTY O AUTORACH / NOTES ABOUT AUTHORS L. Ward Abel - amerykański poeta i muzyk. Z zespołem Abel, Rawls & Hayes nagrał 7 płyt. Jako poeta publikował w magazynach literackich (Wordriot, Clutching at Straws, Moulin Review, Pedestal Magazine, Open Wide (UK), VLQ, erbacce (UK), Versal Two (Holandia), Ink Pot, Texas Poetry Journal, Alchemy Post (Indie), Poems Niederngasse (Szwajcaria), Southern Gothic, Dead Drunk Dublin (Irlandia), Poetry Super Highway, Tertulia, Juked, Gold Dust (UK)). Autor arkusza poetyckiego Peach Box and Verge (Little Poem Press, 2003) oraz dwoch tomów poetyckich: Jonesing For Byzantium (UK Authors Press, 2006), The Heat of Blooming (Pudding House Press, 2008). J.Z. - autor. Michele McDannold - amerykańska poetka, wydawca. Jest redaktor naczelną Publications. Publikowała w magazynach (Cherry Bleeds, Gutter eloquence Heroin/Love/Songs, Litchaos, Clutching innych). Prowadziła nieistniejace juz Rural Messenger Press.
redaktorka i Red Fez literackich Magazine, at Straws i wydawnictwo
Corey Mesler - amerykański pisarz i księgarz. Autor licznych tomow prozy i poezji, m.in.: Talk.A Novel in Dialogue, Listen:29 Short Conversations. Publikował w magazynach literackich, m.in.:Elimae, H_NGM_N, Juked,Quick Fiction, Hobart. Martin Rysavy - czeski pisarz, scenarzysta, reżyser. Autor filmów dokumentalnych. Za powieść Podróże na sybir otrzymał w 2009 roku nagrodę Magnesia Litera. Peter Schwartz pisarz. Wiersze,
amerykański ilustracje [80]
poeta, fotograf, i teksty prozą
publikował m.in. w: The Collagist, The Columbia Review, Diagram, JMWW, Opium Magazine, eyeshot, Failbetter, Hobart, Dogzplot, Nano Fiction, Pindeldyboz, Qwerty, Sein und Verden, The Nervous Breakdown. Autor tomu wierszy: Old Men, Girls, and Monsters(Achilles Chapbook Series, 2010). Ben Tanzer - amerykański pisarz. autor książek Lucky Man (Manx Media, 2007), Most Likely You Go Your Way and I'll Go Mine (Orange Alert Press, 2008), Repetition Patterns (CCLaP, 2008), 99 Problems (CCLaP, 2010). Niebawem ukazać się ma jego kolejna książka You Can Make Him Like You (Artistically Declined). Prowadzi blogi This Zine Will Change Your Life oraz This Blog Will Change Your Life.
[81]
[82]