Dookoła Polski

Page 1

Tytuł:

D O O KO Ł A P O L S K I

Autor:

Szubi / MT 167

Termin:

13-26.09.2015

Dystans:

4 826 km

DOOKOŁA POLSKI ? CO TO ZA WYPRAWA? TAKIE SŁYSZAŁEM KOMENTARZE WIELU MOTOCYKLISTÓW. ZAWSZE JEDNAK REALIZUJĘ SWOJE PLANY I TAK TEŻ BYŁO TYM RAZEM. KONTRASTÓW O KTÓRYCH WSZYSCY OPOWIADAJĄ, NIE TRZEBA SZUKAĆ DALEKO, BO SĄ W NASZYM KRAJU. W MYŚL PRZYSŁOWIA „CUDZE CHWALICIE, SWEGO NIE ZNACIE”, ŚLADAMI WIDOKÓWEK MOJEJ MAMY I PROMUJĄC HONOROWE ODDAWANIE KRWI, PRZETOCZYŁEM SIĘ WZDŁÓŻ GRANIC NASZEGO KRAJU.

1 z 28


ETAP I / Data: 13.09.2015 / Nakręcony dystans: 356 km / Trasa: Baza – Chałupki – Racibórz – Kietrz – Głubczyce – Kędzierzyn-Koźle – Prudnik – Głuchołazy – Nysa – Otmuchów – Paczków – Złoty Stok – Lądek Zdrój – Stronie Śląskie – Sienna – Bystrzyca Kłodzka – Polanica Zdrój

Jak zwykle Przyjaciele są na medal. Tomek ledwo co przyleciał z Indii zameldował się z Agnieszką o 9 rano w mojej bazie by wyprawić mnie w drogę. Przywiózł z Indii wspaniałe widokówki dla mojej Mamy, szybko streszczone opowieści o zajechanych Royal-Enfildach, widokach, masakrycznym Delii

i wszystko w temacie. Beemka kołuje powolutku na start, ciśnienia nie ma ale muszę zameldować się w Kędzierzynie-Koźlu pod krwiobusem. Jak to z motocyklowymi przyjaciółmi bywa, Sylwia i Grześ czyli Żuzusie 2, chcą potowarzyszyć mi przez parę kilometrów. Ustawka w Chałupkach i poszli

START

w Polskę... To jedni z niewielu motocyklistów, z którymi na drodze czuję się jak ryba w wodzie, troszkę razem nakręciliśmy kilometrów i mamy do siebie zaufanie w jakichkolwiek manewrach na drodze. Postój w Kędzierzynie – Koźlu, miał być krwiobus a tu bus z przyczepką opisany Stacja Krwiodawstwa z Opola. Koniec języka za przewodnika i już wiemy, że w budynku jest stały punkt poboru krwi. Melduję się w biurze powitanie i wspólna fotka z opolską ekipą. Dopracowuję

KĘDZIERZYN - KOŹLE

trasę powrotną dla przyjaciół i żegnamy się z Nimi w Paczkowie, wracają przez Czechy a ja dalej wg swojego planu. 2 z 28


Pogoda dla motocyklisty wymarzona już sam kręcę kilometry, krótkie postoje po drodze dla uwiecznienia widoków w aparacie. Płaskowyżem Głubczyckim dolatuję do bram Kotliny Kłodzkiej i już wiem co mnie czeka. Fascynujące miejsca, widoki i choć dobrze już ją zjeździłem, to za każdym razem cieszę się na przeloty po jej drogach. Droga ze Złotego Stoku do Lądka Zdroju pokazuje malownicze tereny KOTLINA KŁODZKA

gór Złotych, pomijając stan nawierzchni widoki

rekompensują wszystkie niedogodności. Pomalutku kończy się pierwszy etap w Górach Bystrzyckich, zakładam bazę z Polanicy Zdrój w OW „Karolinka”. Właściciele ośrodka znajomi z ubiegłego sezonu mile mnie przyjmują, dłuższa chwila opowiadań o podróżach po Polsce i życiu kończy dzień. Właściciel wyprowadza swój samochód z garażu, bym mógł schować Beemkę - miły gest.

OKLICE POLANICY ZDRÓJ

ETAP II / Data: 14.09.2015 / Nakręcony dystans: 596 km / Trasa: Polanica Zdrój – Duszniki Zdrój – Kudowa Zdrój – Karłów – Radków – Głuszyca – Mieroszów – Chełmsko – Lubawka – Przełęcz Okraj – Kowary – Karpacz – Piechowice – Szklarska Poręba – Świeradów Zdrój – Mirsk –

Leśna – Platerówka – Sulików – Zgorzelec – Pieńsk – Ruszów – Gozdnica – Przewóz – Łęknica – Trzbiel – Tuplice – Jasień – Gubin – Maszewo – Słubice

PRZEŁĘCZ OKRAJ

– Kostrzyn nad Odrą – okolice Gorzowa Wielkp – Baza na pace busa VW T4

3 z 28


Piękne słońce nad Polanicą wręcz zaprasza do jazdy, wyciągam moto z garażu, pakuję kufry, pożegnanie z właścicielami i w trasę zgodnie z planem. Przy poniedziałku ruch na drogach robi się spory, masa ciężarówek w stronę czeskiej granicy

w Kudowie, jakoś muszę to powymijać by dostać się na drogę 100 zakrętów. Jestem, następna z malowniczych i pięknych dróg Gór Stołowych, o nawierzchni nie wspomnę ale za to ruch minimalny i to jest to. Parkuję pod Szczelińcem, dookoła jakby jakaś bezludna wyspa, nie ma ludzi, choć to dopiero wrzesień, gdzie Ci turyści, tak są jedynie Ci weekendowi byli wczoraj. To dobrze, bo przynajmniej droga pusta i można delektować się jazdą. Wszystko działa, olej w silniku w normie, alternator daje prąd, światła świecą, nic nie zwiastuje niespodziewanego zakończenia tego etapu. Dolnośląskimi zakamarkami docieram na Przełęcz Okraj,

melduję się na granicy z Czechami i dalej w Polskę. Stop a fotki – oczywiście są widoki Karkonoszy i Gór Izerskich świetne pogoda

idealna z niebieskim niebem, gdzie tylko da się zatrzymać pamiątkowa fotka musi być. Jest Śnieżka oglądam ją z motocykla, okrążam ją bokami, dalej Szklarska i ……. zakręt śmierci oczywiście przejechany po trzykroć w obie strony, materiał skręcony mogę dalej. Mijam zamek Czocha poprzez wioski docieram do Zgorzelca i dalej zgodnie z planem, kilka spojrzeń w niebo i głośno mówię

sam do siebie – Panie Kret sprawdza się panu pogoda, ciężkie czarne chmury

SZCZELINIEC

przesłaniają błękitne jak dotychczas niebo nie pozostaje nic jak wskoczyć w przeciw deszczówkę i zaczyna się. Skończyło się dolnośląskie a zaczęło województwo lubuskie, geograficznie zaczyna się nizina wielkopolska i niech szlag trafi kartografa, który nanosił te drogi na mapy, w ogóle nie powinno ich tu być. Oznaczone na mapie na żółto jako drogi powiatowe pamiętają czasy sprzed drugiej wojny światowej , kiedy je budowano. Na jednej z takich brukowych jest nawet wyłożony napis z czarnej kostki brukowej 1937. W motocyklu wszystko chce odpaść a droga bardziej przypomina tor motocrossowy niż coś co powinno być drogą. Utarło się, że po zachodniej stronie polskie musi być dobrze - wcale tak nie uważam. Nawierzchnie w stanie 4 z 28


krytycznym, wioski i miasteczka jakby były z innej epoki, czas jakby się zatrzymał. Trza jechać dalej, kocie łby, granitowe słupki na poboczach a do tego pada i w lasach zalegają liście na drodze. Pomalutku zaczynam walkę z pogodą, trzecia godzina w deszczu. Plan by zakończyć etap pod Szczecinem jest do zrobienia, choć przejazd już 500 km z czego 300 w wodzie, poddał plan lekkim modyfikacjom. Silnik coś dziwnie się zachowuje i gaśnie podczas jazdy. Znowu odpala, ciągnie poprawnie i tak parę razy. Jestem już na wysokości Kostrzyna nad Odrą. Lekka zmiana planu by dotrzeć do krajowej trójki i dociągnąć etap do mety. Nastawy w głowie zmienione i lecę dalej. Wpadam na „trójkę” gdzieś w okolicach Gorzowa a tu gaśnie motocykl na szybkości. Łapie sprzęgło turlam się na luzie, zielony guzik odpalił i jadę dalej. Po 2 km to samo, motocykl jedzie dalej, po 5 km odcina wszystko i nie da się odpalić. Jest 17.30, do Szczecina 96 km a ja na poboczu autostrady, pociemniało zaczyna padać. Próbuję usunąć usterkę, brak iskry na świecach, nie słyszę by pompa paliwa pracowała – elektryka umarła – czujnika hala – diagnoza, która okazała się trafna. Przygotowany jestem jak to na wyprawę ale do elektryki wcale i w dodatku nigdy nie była moja mocną stroną. Telefon do przyjaciela i rusza lawina pomocy, dosłownie lawina. Juras z Mysłowic odpala busa i wyrusza w moim kierunku ale do przejechania ma 450 km, więc troszkę mu zejdzie. Następny moto-przyjaciel Rafał z Gorzowa organizuje busa by ściągnąć mnie z autostrady, bo troszkę tu niebezpiecznie ciężarówka za ciężarówką a jest już ciemno. Pakujemy Beti na busa i podwożą mnie do stacji benzynowej, na którą bez problemu trafi ekipa ratunkowa - jest 22 to sobie spokojnie poczekam. Motocykliści to niemożliwie pozytywnie pokręcona „Banda” telefon dzwoni, każdy oferuje pomoc, dziękuję odpowiadam wszystko pod kontrolą. Nie chcąc nikomu przeszkadzać z kubkiem herbaty siadam na palecie z drewnem kominkowym przed stacją i . . . . No właśnie człowiek poznaje nowych ludzi pan EKIPA RATUNKOWA

Marian, który obsługiwał tankowania aut na stacji nie lubił siedzieć w środku, 5 z 28


więc przycupnął na palecie a że klientów nie miał zbyt wielu to gadaliśmy o wszystkim i o niczym, a najbardziej chyba o życiu, bo problemy są wszędzie, czy to w Gorzowie, czy też w Dębieńsku. Juras meldował się co dwie godziny podając położenie, nie poganiam przyjadą to będą. Są, jest 2.30, pakujemy się do busa i na Ślunsk. Około dziewiątej jesteśmy w bazie, szybka konsultacja z mechanikiem co zakupić, zamówienie złożone, wiozę moto do serwisu i spokojnie czekam. No właśnie spokojnie, do całej tej sytuacji nie wkradła się żadna nerwówka, panowało ogólne uspokojenie. Jak zwykle podróże kształcą a te samotne kształcą podwójnie ucząc pokory, nawet mnie niepokornego Szubiego. ETAP III / Data: 18.09.2015 / Nakręcony dystans: 682 km / Trasa: Baza – Wrocław – Legnica – Zielona Góra – Gorzów Wielkp. - Szczecin – Świnoujście – Międzyzdroje

Wczoraj odebrałem, fura chodzi, sprawdzona i jest OK. Zawiozłem

do serwisu rozebraną z plastyków i składałem do późnego wieczora, by rano wyruszyć i dokończyć rozpoczętą wyprawę. Rano szybkie śniadanie o 6:30 i Szubi znowu jedzie. Szybki przelot do miejsca awarii i potem zgodnie z planem droga po autostradzie. Co tu opisywać, chyba jedynie to że w lubuskim widać gdzie zainwestowano kasę w główne drogi a resztę pozostawiono w takim

PO SERWISIE

stanie po jakim toczyłem się w drugim etapie. Mały epizod z syryjskimi uchodźcami pod Goleniowem, gdzie reno trafic na niemieckich blachach walnął w tył polskiego merca, dookoła pełno policji , straży granicznej, korek jak fix. Pomalutku się czołgam a tam obok renówki 22 emigrantów, osobiście przeliczyłem i nie wiem jak zmieścili się w 9-co osobowym samochodzie, a jednak nie tylko Polak potrafi. 6 z 28


Most na Wolinie i dalej do Świnoujścia. Miasto i latarnia zostały zdobyte w czerwcu tego roku, został do zwiedzenia ford Greard obok latarni więc wzdłuż płotu placu budowy gazoportu jadę co nieco pozwiedzać. Ogromne zbiorniki na gaz robią wrażenie niemożliwe budowle, a i swój urok ma stary pruski pamiętający pierwszą wojnę światową fort Gerard. Fajna miejscówka z ciekawie zorganizowanym zwiedzaniem dla grup zorganizowanych, które zostają rekrutami a przewodnik to ich dowódca. Historia przedstawiona w inny sposób niż zwykle przemawia do ludzi, ja jednak jako wolny elektron nie SZUBI ZNOWU NADAJE

WYJŚCIE W MORZE - FORT GERARD

poddałem się musztrze i trasą dla indywidualnych podążałem.

FORT GERARD

LATARNIA W ŚWINOUJŚCIU

Dzień pomalutku się kończy, czas założyć etapową bazę i upoić się jeszcze zachodem słońca na plaży w Międzyzdrojach – tak też robię. Rozkładam namiot na Cempingu , o ja nie mogę wokół same campery i troszkę mi głupio, bo jedyny pojazd z polską rejestracją to moja Beemka, reszta wszystko niemieccy turyści. Dobrze, że motocykl z niemieckiej fabryki ! 7 z 28


Chata postawiona, no to w miasto przez plażę, piękna pogoda pozwala cieszyć się widokiem morza. Błąkają się pojedynczy turyści, plaże opustoszały tak jak i wszystkie nadmorskie miejscowości o tej porze, jest spokój można wypoczywać. Molo w Międzyzdrojach odwiedzone, włóczę się bez celu po kurorcie. Zewsząd dobiega muzyka, kuracjusze z pobliskich domów zdrojowych się bawią a ja odwiedzam promenadę gwiazd i podziwiam dłonie polskich aktorów, artystów. Dzień się kończy, jeszcze tylko kilka fotek słońca zachodzącego nad Bałtykiem i pora udać się do bazy. Tak kończy się dzień powrotny na trasę mojej wyprawy.

MOLO W MIĘDZYZDROJACH

W OBRONIE OJCZYZNY

KOLEJNY ETAP ZALICZONY

ETAP IV / Data: 19.09.2015 / Nakręcony dystans: 301 km / Trasa: Międzyzdroje – Lubin - Dziwnów – Rewal – Niechorze - Pogorzelica – Trzebiatów – Mrzeżyno – Rogowo – Dźwirzyno – Grzybowo – Kołobrzeg – Ustronie Morskie – Gąski – Sarbinowo – Mielno – Unieście – Łazy – Dąbki – Darłowo – Zakroczewo – Rusinowo – Jarosławiec – Ustka – Rowy.

Jest słońce jest dobrze, pakuję obozowisko i w drogę. Na dobry początek dnia postanawiam troszkę zawrócić do Lubina ale spokojnie tego pod Międzyzdrojami, by odwiedzić ciekawe Jeziorko Turkusowe, atrakcję turystyczną. Miejsce to odwiedzam w całkowitej samotności ani jednego turysty tylko ja MotoTurysta. 8 z 28


Jezioro Turkusowe zlokalizowane na południu wsi Wapnica. Jezioro jest głębokie na 21 metrów a ponieważ lustro wody leży na wysokości 2,6 m n. p. m., jezioro tworzy kryptodepresję o głębokości 18,6 m p.p.m. trochę ciekawostek bo to jedyne takie miejsce w Polsce. W jeziorze występuje zjawisko krasowe a nazwa jeziora pochodzi od niebieskawo-zielonej barwy lustra wody, wywołanej rozszczepieniem światła słonecznego w czystej wodzie i odbiciem refleksów od białego podłoża kredowego z zalegającymi na dnie związkami węglanu wapnia. Jest rano i choć słońce nie wpada na lustro wody widać kolor nazwy.

TURKUSOWE JEZIORKO

Komu w drogę ten zapala silnik i tak swoim tempem ruszam przez nadmorskie miasta i wioski. Odwiedzam latarnie morskie, w których już byłem w czerwcu, taka jest trasa i trzymam się kursu. Jak to nad morzem jest morze, są plaże, nadmorskie mniejsze lub większe miasta dobrze skomunikowane, asfalty też dobre więc można się delektować. Zostały otwarte nowe drogi, kiedyś były tu radzieckie bazy wojskowe a teraz wszystko wraca do żywota. Jedną z takich miejscowości jest Rogowo pomiędzy LATARNIA W NIECHORZU

Mrzeżynem a Dźwirzynem i tam właśnie zrobiłem postój na zwiedzanie. Zainspirowany byłem jednym z odcinków Sensacji XX wieku, który

Bogusław Wołoszański nagrywał właśnie w tym miejscu, warto było. Wielki hangar przed nim samolot Iskra w narodowych barwach, ciężarówki z US Army, szukam wejścia do środka. Jest, na drzwiach serdecznie zapraszają grupy zorganizowane do zwiedzania a ja indywidualista to co? Na szczęście jest wycieczka dzieciaków ze szkoły i pytając o zgodę przewodnika podłączam się do grupy. 9 z 28


Miejsce dopiero się tworzy ale warto tu zajrzeć. Eksponaty zacne zabytkowy motocykl Junak na tle samolotu MI fajne połączenie, jedyny w europie czołg serwisowy na podwoziu amerykańskiego Shermana na chodzie, samoloty Iryda i SU 22, do tego ciężarówki US Army z okresu wojny wietnamskiej. Piękne muzeum rośnie w siłę, oby tak dalej.

W FORCIE ROGOWO

AMERYKAŃSKIE KLIMATY

JUNAK

Dalej do Kołobrzegu port, falochron, chwila refleksji patrząc w horyzont z latarni morskiej, pora obiadowa nie ma siły rybka musi być. Wyprawa trwa więc jadę dalej i szukam latarni na wybrzeżu. Jedna z nich mieści się w Gąskach. Jadę, jadę sobie asfaltem a tu koniec drogi no jak, jak na mapie jest droga. Tak, jest 500 metrów temu był skręt w lewo na Gąski ale w taką wiejską szutrową drogę. Jadę, RT-ek daje radę po takiej nawierzchni.

LATARNIA W GĄSKACH

Latarnia morska Gąski, dookoła parę domów i cała atrakcja - fajne miejsce. W odwiedzanych latarniach zbieram pieczątki do paszportu latarnika, taka zabawa i frajda by później otrzymać odznakę latarnika - ha ha. 10 z 28


Jadę nadmorskimi drogami, które opisywałem już wcześniej. Następna latarnia w Jarosławcu, krótkie zwiedzanie, jadę dalej jestem w Ustce. Pogoda wspaniała myślałem o założeniu bazy lecz korzystam z przyjaznej aury i podciągam do Rowów, nigdy tu nie byłem tym bardziej nowinka. Rekomendowany Camping przez Polską Federację Campingu i Karawaningu zamknięty na siedem spustów a miał być czynny do końca września. Turystyka nadmorska kończy się wraz z 31 sierpnia i to widać na każdym kroku. Szukajcie a znajdziecie, kiedyś ktoś tak powiedział to czynię i znajduję OW. Energetyk nad samym morzem, też opustoszały lecz pani w recepcji zaprasza na pole kempingowe. Rzeczywiście jest jeszcze wszystko czynne, stawiam namiot i biegiem na plażę. Oczywiście sesja fotograficzna - zachód słońca. Następny dzień mija a człowiek nie zdążył się obejrzeć za siebie.

PLAŻA W ROWACH

JEDYNY CZYNNY CAMPING W ROWACH

PIĘKNE

WIDOKI

ETAP V / Data: 20.09.2015 / Nakręcony dystans: 466 km / Trasa: Rowy – Smołdzino – Wicko – Łeba – Wicko – Choczewo – Krokowa – Karwia – Jastrzębia Góra – Władysławowo – Jastarnia – Hel – Jastarnia – Władysławowo – Puck – Reda – Obwodnica Trójmiasta – Przejazdowo – Stegna – Katy Rybackie – Krynica Morska – Piaski – Krynica Morska – Sztutowo – Nowy Dwór Gdański - Malbork

11 z 28


O 4 nad ranem budzi mnie burza z nawałnicą deszczu, wiatr zaczyna targać mój domek. Jakby nie patrzeć namiot przechodzi chrzest bojowy, zdaje celująco w środku suchutko i przyjemnie, zasypiam przy kroplach bębniących o namiot. Budzę się o 7 ale wyleguję się jeszcze bo na zewnątrz nie za bardzo ciekawie. Wkrótce przestało padać, trzeba się spionować i spakować. Wskakuję do suchych ciuchów, pakuję kufry, mokry namiot do osobnego wora i odlot. Na szczęście już tylko mżawka od czasu do czasu, oj jak ja kocham taką pogodę jeszcze od czasu ścigania na motocrossie niestety albo stety to uroki motocykla -twardym trza być. Trzymam się wyznaczonej trasy, jadę nadmorskimi drogami i dopiero na wysokości Jastrzębiej Góry zaczyna zza chmur przebijać się słońce. Dookoła same pustki, jak we wszystkich miejscowościach nie zjesz i nie napijesz się człowieku. Turystyka ma urlop, bo reszta turystów na Chorwacji – a co do nas MotoTurystów, to całe polskie wybrzeże po 10 września nadaje się do wspaniałej jazdy. W samym centrum Jastrzębiej Góry znajduję knajpkę taką normalną, w której dają nawet śniadanie i to takie domowe, co znacznie poprawia mi humor. Latarnia morska, pieczątka do paszportu i dalej w drogę pooglądać, pozwiedzać co nie zostało zamknięte. Oczywiście rybka na W DRODZE NA HEL

HEL

Helu musi być więc jadę zgodnie z planem.

Na drogach pusto, pogoda motocyklowa i w takim klimacie docieram do portu rybackiego na Helu parkując motocykl centralnie pod kutrem rybackim. Sesja fotograficzna, rybka w smażalni, dalej zatoka Pucka, Reda i główna arteria komunikacyjna Trójmiasta, kierunek Mierzeja Wiślana. Jest niedzielne popołudnie i ruch robi się coraz większy, wiec nie zagłębiam się w zwiedzanie trójmiasta, obwodnicą i bokami rozpoczynam dalsze zwiedzanie od Przejazdowa.

12 z 28


Chmury coraz większe a na celowniku Kąty Rybackie, Krynica Morska. Oczywiście Latarnia musi być, nie odchodzę także bez pieczątki w paszporcie, dalej do końca Polski w Piaskach. Znowu jestem gdzieś pierwszy raz, zajefajna miejscówka z prawej Zalew Wiślany a z lewej Zatoka Gdańska lub jak kto woli. W centrum spacerująca po głównej drodze Locha z piątką małych dzików, ul. Bursztynową docieram na parking oddalony 50 metrów od samego brzegu zatoki gdańskiej. Zachmurzone niebo, co nie gdzie przebłyskujące odbijające się w morzu promyki słońca w oddali kutry, świetne widoki dalej w prawo już tylko

PLAŻA W PISAKACH

kawałek Rosji w postaci obwodu Kalinigradzkiego. Pusta plaża, szum fal , chwila rozmyślania, trzeba zbierać się dalej do jazdy. Pierwotny plan zakładał nocleg w Krynicy Morskiej, no ale po to są plany by czasami je zmieniać. Wracam tą samą drogą a w Sztutowie odbijam na Nowy Dwór Gdański, herbatka na stacji benzynowej, szybka zmiana planu. Jednym z sztywnych planów

było zwiedzanie Zamku w Malborku, patrzę na moją papierową mapę i z obliczeń wynika, że mam jakieś 40 km. Szybkie poszukiwanie spania na jednym z portali, znalazłem tanie pokoje „Vis a Vis Zamku” rezerwuję i jadę. Dzień pomalutku się kończy, szybkie zakupu w przydrożnym sklepie i o 19 widzę przed sobą zamek krzyżacki w Malborku. Rzeczywiście nocleg mam naprzeciwko po drugiej stronie rzeki Nogat. Powitał mnie właściciel, pozwolił w suszarni rozwiesić mokry namiot i wysuszyć całą resztę mokrego ekwipunku, pokój ładny, ogarniam się troszkę i idę na wieczorny spacer nad rzekę popatrzeć na zamek. Tak mija kolejny dzień choć mokry i czasami ponury jest wspaniały, właśnie taka jest polska pełna kontrastów pruskiego muru i zapuszczonych gospodarstw na żuławach. A jutrzejszy plan … RZEKA NOGAT I ZAMEK KRZYŻACKI

No właśnie będzie realizowany jutro. 13 z 28


ETAP VI / Data: 21.09.2015 / Nakręcony dystans: 446 km / Trasa: Malbork – Elbląg – Tomlicko – Frombork – Braniewo – Pieniężno – Górowo Iławieckie – Bartoszyce – Kętrzyn – Gierłoż Wilczy Szaniec – Giżycko – Węgorzewo – Gołdap – Wiżajny – Szypuliszki – Suwałki – Gawrych Ruda

Dzień wita słońcem, czego trzeba MotoTuryście no właśnie tego, no i jeszcze pełnego baku benzyny. Duch Wielkiego Mistrza pozwolił mi się spokojnie wyspać, bo zwiedzać zamek pozwala dopiero od 9:00. Będąc pilnym MotoTurystą jestem u wrót zamkowych przed czasem, motocykl zabezpieczony na parkingu, bilet za 8 zeta !!!!! i do tego z przewodnikiem w cenie jest czad, nie ma co. Melduję się o 9 w miejscu zbiórki, jest i przewodnik czekamy pięć minut, idziemy. Pan zaprasza mnie na wycieczkę grupa pod wezwaniem 1 plus 1 idzie na zwiedzanie, wszyscy znają historie więc opisy są zbędne możecie sobie wyguglować. Nie był bym sobą jakbym czegoś nie napisał, ostatni raz zwiedzałem to miejsce jakieś 20 lat temu i nastąpiły zmiany OGROMNE!!! Zmiany począwszy od parkingów, centrum obsługi turystów, aż po to co widać przed oczami a porównanie stanowi wielka fotografia nad pierwszą fosą przed zamkiem. Fotografia, która przedstawia ogrom zniszczeń jakie dokonała Armia Czerwona podczas wyzwolenia w czasie drugiej wojny światowej. Z czystym sumieniem można powiedzieć, że zabytek wpisany w 1997 roku na Światową Listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO pięknieje i powraca do pierwotnych kształtów. Trwa jego rekonstrukcyjna odbudowa, nawet cegła jest tu dostarczana w wymiarach jakich była stosowana do budowy w 13 wieku, prace są mocno zaawansowane. Teraz po latach do świetności wraca największy

MOTOTURYSTA NA ZAMKU W MALBORKU

murowany z cegły zamek w Europie. Z ciekawostek przewodnika to przedstawione prace konserwatorskie w kościele zamkowym na górnym zamku. Nie wiedzieć czemu dopiero 5 lat temu postanowiono tą część zamku odrestaurować - jakby nie było kościół ? 14 z 28


Zwiedzanie młyna zamkowego i ogrodów różanych, które były dla rycerzy zakonu miejscem wytchnienia i wielu innych ciekawostek ze standartowego półtora godzinnego zwiedzania przeciągnęło się do dwóch godzin ale warto było posłuchać czegoś poza protokołem. Dobra, bo plan na dziś daleki więc tankowanie pod korek i jazda w stronę granicy z Rosją drogami z których momentami widać Zalew Wiślany. Za Elblągiem droga zaczyna się wić w górę, prawie jak w naszych Beskidach z góry widać wody zalewu, świetne widoki a jeszcze wczoraj byłem po drugiej stronie. Doleciałem do Braniewa dalej już tylko do Rosji odbijam w prawo na warmińsko – mazurskie drogi. Świeci słońce, pogoda jest idealna do śmigania na motocyklu. Teraz we wschodnim kierunku z otwartego kasku podziwiam całą tą krainę, zaczynają się mazurskie jeziora i znowu te miejsca, do których docieram po raz pierwszy. Trafiam do następnego takiego miejsca, którym jest „Wilczy Szaniec” z kwaterą Hitlera. Parkuję, bilecik w kasie, dookoła pełno przewodników nagabujących klientów po niemiecku i do mnie startuje Pani, która w mowie Adolfa proponuje usługi przewodnika. Pani a tak po naszemu po polsku to już nie można się zapytać – mówię. Ona na to, że na jeden autobus niemieckich turystów przypada jeden polski samochód. Dziękuję za usługi, kupiłem jakiś przewodniczek i idę w las powłóczyć się sam po kompleksie. Pomiędzy leśnymi ścieżkami wyłaniają się pierwsze budynki i ruiny bunkrów, z jakim rozmachem budowane z takim też

WILCZY SZANIEC

zniszczone. Bunkry porosły gęstym mchem a na „dachach” oryginalne maskowania w postaci rosnących drzew. Ogromne żelbetowe budowle przetrwały tyle lat, widać elementy zbrojenia oraz grubość murów. Sama kwatera główna wraz z całym kompleksem budynków infrastruktury sprawiają wrażenie jakby było tu kiedyś małe miasteczko. Tak chodzę po gruzowiskach, halach i patrząc na to wszystko jako historię, myślę jak daleko jesteśmy od zagospodarowania historii. Bo choć to ta „Zła” historia ale jest i szkoda patrzeć na puste hale, w których mogły by funkcjonować militarne muzea. Wokół ruin bunkrów kupa chaszczy i nikt nie robi z tym porządku na ale szkoda gadać, co kraj to obyczaj.

15 z 28


Patrzę na zegarek jest 16 a spanie w Węgorzewie miało być na campingu, więc odlot. Godzina bardzo młoda, zanurzam się w krainie 1000 mazurskich jezior już w Giżycku i dalej przed siebie wspaniała pogoda, zapach mazurskich lasów włącza myślenie. Po obejrzeniu campingu wolę jechać dalej, szybka herbatka w przydrożnej knajpie i podjęta decyzja - jadę do oporu, bo szkoda tracić tak pięknego dnia. Rezerwuję spanie w miejscowości Gawrych Ruda pod Suwałkami. Komu w drogę ten wrzuca jedynkę i puszcza sprzęgło… Co widzę, no właśnie, malownicze krajobrazy, górki i pagórki, jak w Beskidzie Śląskim - po prostu radość z jazdy. Kamera rozładowana, aparat też, telefon się ładuje z pokładowego zasilania a widoki dalej niemożliwe, będzie rano trzeba wrócić bo jak inaczej. W Wiżajnach droga skręca o 90 stopni i lecę już w kierunku Suwałk. Widoki nadal wspaniałe choć mrok dopada mnie w Suwałkach i robi się ciemno. Kontaktuję się w właścicielką pensjonatu, która mówi mi jak mam dojechać. Po raz pierwszy podczas tej wyprawy uruchamiam google maps i ostatnie 7 km prowadzi mnie telefon do mety etapu. Rzeczywiście koniec drogi, koniec wsi i jest pensjonat „U Jawora”, w którym pozostaje na noc. W spokoju wieczoru

piszę w notatniku wrażenia z dzisiejszego odcinaka, jednego z najlepszych. ETAP VII / Data: 22.09.2015 Nakręcony dystans: 386 km / Trasa:

Gawrych Ruda – Suwałki – Szypuliszki – Sejny – Płaska – Miklaszówka – Gruszki – Lipsk – Dąbrowa Białostocka – Sokółka - Krynki – Kruszyniany – Łużany - Michałowo – Hajnówka – Kleszczele – Góra Grabarka – Siemiatycze – Sarniki – Konstantynów – Janów Podlaski – Leśna Podlaska

GOŁDAP 16 z 28


Gdzie jestem? No właśnie, po dotarciu w ciemnościach do Gawrych Ruda nie zorientowałem się gdzie doleciałem, wiedziałem, że gdzieś pod Suwałkami.

TU JESTEM

GAWRYCH RUDA

WIGRY

Za oknami mgła, wychodzę na mały balkon a tu z lewej woda, z prawej woda. Na korytarzu znajduje mapki okolicy, ja Cię - jestem nad samym brzegiem jeziora Wigry. Zwiedzam przytulny pensjonat i jego okolicę, na każdym kroku czuć powiew historii mazur,

starocie pięknie wyeksponowane i wkomponowane w rzeczywistość, jest nawet wieża widokowa na małym pagórku. Najpierw jednak śniadanie ale jakie, pomidory jeszcze chwilę temu wisiały na ogródku, jajka zniosły kury z podwórka, o wędlinach swojskiej roboty nie wspomnę, do tego naleśniki z polewą truskawkową – królewską, prawdziwa uczta MotoTurysty!!! Jest i szefowa tego wspaniałego miejsca, kilka zdań o miejscu w którym wylądowałem, parę zdań o życiu i trzeba się zbierać. Mgła pomalutku się zwija więc robię zdjęcia, bo bez nich nie ruszam się z tego miejsca i pamiątki z Wigierskiego Parku Narodowego zostaną w aparacie. Jeszcze tylko wpis do księgi pamiątkowej „U Jawora” i brum jadę dalej. Ogarnia mnie żal, że czas mnie ogranicza tak tu ładnie. Jedna wyprawa rodzi pomysł na następną. W mojej głowie już się zrodził pomysł, trzeba tu wrócić i rozjechać Mazury tak jak kotlinę Kłodzką. Jadąc przez te wioski, wśród jezior i jeziorek, górek większych lub mniejszych, podziwiając przyrodę, choć to wszystko tylko z perspektywy motocykla i asfaltowej drogi, naprawdę czuć tu magię Warmii i Mazur taką podobną do tej Bieszczadzkiej. 17 z 28


Pomalutku opuszczam krainę 1000 jezior i wtaczam się na Podlasie no i tu lekkie zdziwko. Niestety stan nawierzchni fatalny i to co słychać ze środków masowego przekazu, jak tu niby jest dobrze, ni jak ma się do rzeczywistości. Lecę przy samej granicy niby na mapie droga zaznaczona na żółto a nawierzchnia los masakros, momentami kończy się asfalt i zaczyna szuter, zabawa musi być. Z Sokółki piękny odcinek nawierzchni, wszystkie drogi w kierunku granic są po kapitalnych remontach, więc podobnie jak na zachodzie widzimy gdzie dotarła już unijna kasa. Może na wioski przyjdzie czas później. Jak zwykle piękne kończy się szybko, za Krynikami w stronę Kruszynian przez 10 km szuter i pasek, trza kierownicę trzymać mocno i niestety gaz też należy trzymać, bo powożenie ciężkie. Wlatuję do Kruszynian i tu kopara mi opada. Wiem gdzie jestem, jedyna w Polsce wioska tatarska, która założona została prawdopodobnie w 16 wieku. W dniu 12 marca 1679 Jan III Sobieski nadał ją Tatarom, osadzeni muzułmanie, zwani Lipkami walczyli po stronie Polski w wojnie z Turkami. Piękna wieś, wyasfaltowane drogi od tablicy z nazwą miejscowości do jej końca, piękny meczet z końca 18 wieku jeden z dwóch najstarszych w Polsce. Obowiązkowa fotka i dalej na szuterek… MECZET W KRUSZYNIANACH

Ląduję gdzieś pod Bobrownikami na towarowym terminalu granicznym.

Na pokładowych kontrolkach świeci już od jakiegoś czasu pomarańczowa rezerwa paliwa, na oparach tankuję gdzieś pod Grzybowcami - uff, jednak jak zatankuje się pod korek człowiek zdrowszy się robi. Od Michałowa powiało totalną nudą na drodze

i w okolicznym krajobrazie prosta, lekki zakręt, prosto i tak dalej. Dookoła ciągnące się równiny, nic historycznego by się zatrzymać, tylko wioski i wsie, w starych chałupkach czasami okna zabite deskami a obok wielkie wille, czyli podlaskie kontrasty. Pogoda wyśmienita, droga już asfaltowa, na celowniku Siemiatycze lecz po drodze tablica z kierunkiem Góra Grabarka w lewo. Trzeba to zobaczyć, lewy kierunek w motocyklu i parkuję w miejscu prawosławnego kultu. Święta Góra Grabarka jest najważniejszym miejscem kultu religijnego dla wyznawców prawosławia w Polsce, to taki odpowiednik naszej Jasnej Góry. 18 z 28


Na Grabarce znajduje się utworzony w 1947 monaster żeński Świętych Marty i Marii, a także 3 klasztorne cerkwie Przemienienia Pańskiego, Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość” i refektarzowa - Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy. Główna cerkiew klasztorna Przemienienia Pańskiego jest jednocześnie świątynią parafialną, wokół której stoi las krzyży różnej wielkości, symboli modlitwy w różnych intencjach. Panuje tu cisza co powoduje nastrój zadumy. Monaster, cerkwie oraz dwa domy pielgrzyma drewniany i murowany GÓRA GRABARKA

tworzą osadę Grabarka - Klasztor. Znowu coś zobaczyłem po raz pierwszy, tym razem cerkiew od środka. Czas wrócić na szlak.

W większości wiosek i miasteczek w kierunku Siemiatycz widzę po jednej stronie kościół a po drugie cerkiew. Widoki ciekawe, fajne porównanie dwóch religijnych budowli. Mijam Siemiatycze i dalej na południe, jakoś nie połykam nadmiernie szybko kilometrów, tylko to co w przepisach + 10 i wszystko. Spanie organizuję po drodze, bo na campingi raczej nie można tu liczyć. Na ryneczku w Janowie Podlaskim, na którym króluje oczywiści nie kto inny jak tylko koń, przy herbatce rezerwuje nocleg w Dworku Droblin w Leśnej Podlaskiej. Później na dwukołowego konia i po około 20 km odnajduję malowniczy dworek oraz stadninę koni wraz z kompleksem wypoczynkowym. Podział na spanie zrobił się sam, księżniczka Bmw śpi w stajni, a księciunio Szubi w dworku. Okolica wspaniała, zabytkowy dwór z XIX wieku, którego historia sięga czasów, kiedy Droblin należał do rodu Wężyków. To właśnie tu postanowili wybudować swoją rodową siedzibę - dworek wraz z rozległą przestrzenią parkową. Dziś odrestaurowany i przywrócony do świetności zachwyca turystów, mnie osobiście też. Na dziś koniec……

19 z 28


ETAP VIII / Data: 23.09.2015 / Nakręcony dystans: 633 km / Trasa: Leśna Podlaska – Janów Podlaski – Terespol – Kostomłoty – Sławatycze – Włodawa – Sobibór - Dorohusk – Dubienka – Horodło – Zosin – Hrubieszów – Wieków - Hrebenne – Horodyniec Zdr. - Lubaczów – Jarosław – Przemyśl – Kuźmina – Krościenko – Ustrzyki Dolne – Uherce Mineralne – Solina - Berezka

Dziś nietypowo zaczynam dzień z aparatem, idę do stajni po motocykl, przy okazji zachodzę do boksów z których na dźwięk otwieranych wrót wszystkie konie wystawiają łby i pozują do zdjęć. Zabieram motocykl pod dworek by uwiecznić w tym miejscu swoją bazę. Zaplanowana meta dzisiejszego etapu w Bieszczadach, więc będzie co robić. Opuszczam zagłębie Polskiego Konia i wytaczam się na drogę. Pogoda idealna, 25 st. C pokazują przydrożne tablice, kierunek południe a ja wręcz przyklejony do wschodniej granicy. Droga jak droga, wioski, miasteczka dziurawe drogi, oj przechwalone to wszystko w tej telewizji a i kontrastów nie trzeba zbytnio szukać. Po 150 km trochę nudnej drogi wreszcie droga zaczyna się kręcić i jakieś ciekawostki można wyszperać z drogowskazów.

LOKALNY CELEBRYTA

LEŚNA PODLASKA

AMERYKA NA PODLASIU

Cerkiew w Kostomłotach powstała w 1631 z tego roku datowana jest przechowywana w niej ikona św. Nikity ufundowana przez Chwedę Jackową z Pryłuk z mężem i synami. Po rozbiorach Polski znalazła się najpierw na terenie Austrii, 20 z 28


a po 1815 w Królestwie Polskim. W roku 1852 została wyremontowana na koszt właściciela Kostomłotów Józefa Łoskiego. W 1875 wskutek formalnej likwidacji unii brzeskiej, cerkiew została przemianowana na świątynię prawosławną. Kontrasty widoczne na każdym kroku, przepych panujący w cerkwi i jej bliskim otoczeniu a w drugiej części wsi rozwalające się chałupy i ruiny budynków po dawnym pegeerze. Doturlałem się do Włodawy, gdzie na początku miasta na parkingu widzę

CERKIEW W KOSTOMŁOTACH

krwiobus, więc pamiątkowa fotka i czas na herbatkę. Znajduję na rynku małą kawiarnię, do herbatki jeszcze ciasteczko zapodałem a jak. Siedzę na rynku miasta, które jest słynne z radia gdy podają stany wody polskich rzek: „na Bugu we Włodawie” da się słyszeć. Płynę pod prąd granicznego Bugu asfaltową drogą, znajduję zakola rzeki a po paru kilometrach ląduję motocyklem przy granicznym słupie z Godłem Państwowym i nr 1010. Po drugiej stronie Białoruś, piękna dzika rzeka w całej swej krasie dzieli dwa państwa.

TAM UKRAINA

Dalsza droga wiedzie przez Sobibór, miejscowość w której w czasie II wojny światowej był obóz zagłady, niby jest kierunkowskaz a ja ląduję głęboko w lesie. Dopiero straszy pan z koszykiem grzybów kieruje mnie do tego miejsca. Z budynków nie zostało nic, resztki bramy, aleja z tablicami pamiątkowymi i początki budowy nowego muzeum. Jakoś lasami wróciłem na azymut. Krajobraz pomału się zmienia, równiny zaczynają pokrywać się lasami.

NA GRANICY Z BIAŁORUSIĄ 21 z 28


Dolatuję do Dorohuska, znowu przecinam główną drogę prowadzącą do granicy państwa, wypasiony asfalcik i infrastruktura

na granicy jak na 21 wiek przystało. Jak tylko zjechać z krajowej drogi zaraz wraca się do rzeczywistości, która nie specjalnie utrudnia mi podróż, nieźle się bawię jazdą slalomem między dziurami na pustej drodze a co. Dalej wzdłuż granicznego Bugu na południe, próbuję coś wyszukać z historii ale jakoś tak las, wioska, las, aż w końcu jest małe miasteczko Dubienka. Widzę rynek i na cokole czołg T-34 poczciwy „rudy” z serialu, niby nic ale czemu nie podjechać. Stawiam motocykl pod pomnikiem i widzę tablicę z napisem : „W LIPCU 1944 ROKU GŁÓWNE SIŁY I ARMII WOJSKA POLSKIEGO WE WSPOŁDZIAŁANIU Z WOJSKAMI RADZIECKIMI PRZEKROCZYŁY BUG I ROZPOCZĘŁY WALKI O WYZWOLENIE KRAJU” Historia jest historią i warto o tym pamiętać, znowu ciekawe miejsce zostało odkryte przez Szubiego. Brum i jedziemy dalej przez Polskę...

Zahaczam po drodze przez większe graniczne miasta by znów jechać jak najbliżej granic. Jadę przez wioski, droga coraz ciekawsza za Jarosławcem na lewo widać

DUBIENKA

na horyzoncie górzysty teren to początek Karpat coraz bliżej, moje ulubione Bieszczady. Zaczyna się to co motocyklowe tygrysy lubią najbardziej, czyli pokręcona droga, piękna droga, która wije się po pagórkach wokół miasta. Taka droga z góry prowadzi nas do centrum Przemyśla, które jest jednym z najstarszych miast Podkarpacia. Przemyśl istniał już w X wieku, położenie geograficzne

i historyczne powoduje jego wielokulturowość co widać naocznie: secesyjne kamienice, kościoły, cerkwie, synagoga to tylko tak na szybko z za kierownicy motocykla. Etap długi na liczniku dziennym już przekręciło się 550 km, jest po 18 a muszę dojechać w Bieszczady w okolice Soliny, bo tam baza dzisiejszego etapu. Krętymi drogami wyjechałem z Przemyśla, widok zachodzącego słońca nad Bieszczadami na szczycie jakiegoś pagórka niesamowity. Wpadam na drogę 890 do Krościenka i tu dostaję małej głupawki, droga jakby przygotowana do wyścigów, idealny asfalt

wyprofilowany, świetne zakręty, zwalniam tylko gdzie prawo nakazuje i no właśnie ……. po 30 km koniec zabawy.

22 z 28


Jest już ciemno, wszystko jedno - nie nie, jeszcze troszkę Ustrzyki Dolne i na wielkiej pętli bieszczadzkiej jestem. Piękny wrześniowy

wieczór kierunek na Solinę, banan na buzi robi się sam, a pod rozświetloną zaporą, pysk się śmieje - jestem znowu w Bieszczadach. Spanie dziś w pensjonacie „U Bogusi” w Berezce, gdzie urlopują się moi rodzice. Mama załatwiła mi pokój więc nie musiałem zajmować się logistyką, pozostał o tylko wypić złocisty napój z Tatą i spać. Tak wyglądała bieszczadzka meta. ETAP IX / Data: 24.09.2015 / Nakręcony dystans: 212 km / Trasa: Berezka – Polańczyk – Solina – Uherce Mineralne – Ustrzyki Dolne – Czarna Góra – Bieszczadzka Przystań Motocyklowa – Lutowiska – Stuposiany – Wołosate – Ustrzyki Górne – Wetlina – Cisna – Baligród – Hoczew – Polańczyk – Chrewt – Polana – Czarna Góra – Lutowiska - Wetlina

Dziś typowo urlopowy etap, bo w końcu mam urlop a że spędzam go aktywnie na siedzeniu motocykla, to tym bardziej mnie on cieszy. Taka już moja tradycja od niepamiętnych czasów aby urlop spędzać w siodle. Bieszczady, dużo by o nich pisać… Jest wieczór, baza krótkiego wypoczynkowego etapu w Wetlinie, słucham „Bieszczadzkich Aniołów” i „Zabieszczaduj Dzisiaj z Nami” - Starego Dobrego Małżeństwa, choć mają jeszcze kilka utworów te dwa najdobitniej oddają magię Bieszczad. Słuchałem tego także w słuchawkach kasku jadąc w takt tej muzyki, wówczas człowiekowi w ogóle nie chce się odkręcać manetki gazu, patrzysz i delektujesz się. Właśnie czym się delektujesz? Jazdą, widokami, jazdą i tak na przemian, ładna pogoda i mieniąca się kolorami wszechobecna jesień każą mi cieszyć oczy tym wszystkim i odpoczywać - tak też robię. Rano spakowałem majdan i ruszam by po 500 metrach zatrzymać się obok ruin starej Cerkwi w Berezce, miejsce to wyszperał Tata podczas swoich wędrówek, super miejscówa, aparat uruchomiony. Dziś nic mnie nie goniło więc włóczyłem się tak sobie bez celu, herbatka RUINY CERKWI W BEREZCE

w Siekierezadzie, pizza w Trolu, ot luzak dziś i tyle. 23 z 28


Co tu pisać o Bieszczadach - były, są i będą, jest tu po prostu pięknie i trzeba je samemu smakować. Każdy z nas motocyklistów

widzi i przeżywa to inaczej, tak ma być i na tym polega ich urok. Odwiedzam także Bieszczadzką Przystań Motocyklową herbatka, pogaduchy. Matra pokazuje mi nowe koszulki na ścianach domu, wśród których są i moje. Kolejka Bieszczadzka już nie chodzi w tygodniu, tylko w weekendy. Miła pani w stacyjnym biurze zaprasza mnie na jutro – podłączy się pan do wycieczki – mówi i będzie dobrze, czyli jest plan jutrzejszy poranek. Koniec pisania na dziś, ciepły wieczór, otwarte okno zapach bieszczadzkich lasów wypełnia pokój, nic tylko spać .

SIEKIERYZADA

BIESZCZADZKA PRZYSTAŃ MOTOCYKLOWA

TROL W CISNEJ

ETAP X / Data: 25.09.2015 / Nakręcony dystans: 382 km / Trasa: Wetlina – Cisna – Komańcza – Tylawa – Dukla – Gorlice – Grybów – Krynica Zdr. – Muszyna – Piwniczna Zdr. - Stary Sącz – Krościenko nad Dunajcem – Niedzica – Łapsze Niżne – Białka Tatrzańska – Bukowina Tatrzańska.

24 z 28


Mega etap na koncentrację – deszcz, zalegające na drodze liście i glina z kół traktorów do tego jeszcze … ale po kolei.

Wieczorny spokój przerodził się koło 1 w nocy w buczenie, beczenie, chrząkanie na dwa głosy, echo roznosi się po całej okolicy - co jest? Na pierwszą myśl przyszedł mi niedźwiedź no w końcu to Bieszczady, jesień zamykam okno kładę się spać. Następna pobudka koło 4 rano te same odgłosy tylko jakby bliższe, do tego ujadające psy z okolicznych domów, co jest grane? Akcja cała trwa jeszcze godzinę po spaniu i o świcie się uspokaja, nareszcie mogę dospać. Śniadanie podaje gospodarz, krótkie pytanie co to było w nocy – w odpowiedzi usłyszałem: panie już tak cały tydzień nikt nie śpi, to jelenie na rykowisku. Znów doświadczam czegoś po raz

pierwszy w życiu, bo gdzie na Śląsku jelenie, no chyba że Gustaw Jeleń z pancernych. Spakowany ruszam, drogi znam więc nie korzystam z moich sekretnych mapek. Pogoda jest barowa, niestety mgła jak mleko się rozlała na drogi a z nieba zaczyna sączyć się kapuśniaczek, no to wesoło. Podjechałem na stację kolejki bieszczadzkiej w górze biało od mgły więc bez sensu jest ta wycieczka, siadam na motocykl i ruszam dalej w kierunku Komańczy. Jak to często bywa w planach trzeba mieć plan „B”. Jedynym niezmiennym planem jest trasa, po której się poruszam i wiedzie mnie wokół Polski. Jest poprawa, bo na drogach Bieszczady się remontują. Do Komańczy świeżynka

asfalt i to jak na razie najmilszy akcent dzisiejszego etapu. Coraz cięższe chmury na niebie. Zmieniam przemoknięte rękawiczki na przystanku autobusowym a przed Gorlicami wskakuję w przeciw deszczówkę. Tak dobrze było i się skończyło. Na drogach masakra liście, błoto, glina do tego leje co przekłada się na zredukowanie szybkości i ostrożną jazdę. Piękne widoki Polski zostały mocno

BIESZCZADZKA KOLEJKA

zredukowane przez pogodę. W Muszynie przerwa na obiad, zrewidowanie planu, trzeba skończyć ten etap dziś możliwie szybko. Zarezerwowałem spanie w Bukowinie Tatrzańskiej w pensjonacie „Pod Tatrami”, pokój ma być z widokiem na Tatry. Przeciw deszczówka robi swoją robotę. Jadę po rewelacyjnych odcinkach dróg ale niestety na pół gwizdka. 25 z 28


Kamerka coś tam kręci, aparatu nie wyciągam bo i co fotografować. W czasie deszczu dzieci się nudzą a ja bujam się w kierunku

największych polskich gór. Docieram do Bukowiny i choć jest dopiero 16.30 pogoda sprawia jakby był już wieczór. Wita mnie Gazda i pyta - Chłopie skąd ty jedziesz, chce ci się w taki czas. Co było odpowiedzieć Gazdowi – a że dookoła Polski jadę i kończę pomału wyprawę. Gazda chce wyprowadzić samochód z garażu by motor się osuszył, przekonałem go, że nie ma to sensu wszystko jest tak mokre że niech lepiej okapie na podwórku. Wypiąłem kufry, naciągnąłem pokrowiec i do pokoju. Z widoku na Tatry pozostała tylko mgła i trzeba je sobie wyobrazić. Załapuję się na obiadokolację w pensjonacie. Po takim dniu gorący domowy rosół uśmierza

wszystkie bóle, jedzenie jak u Mamy. Szybkie suszenie rękawiczek, butów i relaks pod samiuśkimi niewidocznymi tatrami. Jutro Wojtek, Grześ, Tomek i Rafał szykują powitanie w Bielsku – Białej. ETAP XI / Data: 26.09.2015 / Nakręcony dystans: 366 km / Trasa: Bukowina Tatrzańska – Zakopane – Chochołów – Czarny Dunajec – Jabłonka – Zawoja – Sucha Beskidzka – Żywiec – Milówka – Laliki – Istebna – Wisła – Szczyrk – Bielsko-Biała – Cieszyn – Skoczów – Żory - BAZA

Dziś ruszam do ostatniego etapu, ociągam się z wyjazdem żeby choć przez chwilę popatrzeć na góry. Za oknem pokoju jak nie ma Tatr tak nie ma, mgła jak mleko rozlała się wszędzie i ani nikt tego nie wypije, ani nie wyparuje - trza jechać. Zabezpieczam wszystko przed wodą bo dziś powtórka z rozrywki, to samo co wczoraj z dodatkową atrakcją w postaci temperatury powietrza tylko czterech stopni. Grzanie manetek obowiązkowo włączone. Wrzesień pod Tatrami bywa kapryśny i zimny, w tej wyprawie było wszystko więc nie ma co narzekać. Zakopane dosłownie zalane deszczem, nic nie widać w Dolinie Kościeliskiej, to samo i tak przez następne 100 km. O aparacie fotograficznym trzeba zapomnieć a kamerka w kroplach deszczu coś tam kręci. W okolicach Zawoi wreszcie przestaje padać i zaczyna się troszkę suchego asfaltu, lecz chmury na niebie nie zapowiadają nagłej zmiany pogody. Motocyklista to jak meteorolog, wie kiedy będzie padać tylko spojrzy w niebo. Jadę przed siebie po podgórskich miasteczkach, aż wreszcie Beskid Żywiecki i zaraz Śląski, czyli już na swoich terenach. 26 z 28


Jestem w Bielsku – Białej. Pod domem kultury zaparkowany krwiobus

Regionalnej Stacji Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa a obok niego ekipa Przyjaciół, która urządziła mi gorące powitanie. Niestety krople wody dalej kapią z nieba, mała sesja fotograficzna i dalej w drogę. W eskorcie 4 motocykli odwiedzamy Cieszyn. Grześ prowadzi prosto na rynek, gdzie jest zlot zabytkowych pojazdów. Dość tego dobrego, obieram kierunek

baza i za 60 km skończy się impreza. Cieszę się, że wracam cały i zdrowy. Zadanie zostało wykonane, sam

POWITANIE PRZEZ PRZYJACIÓŁ

objechałem Polskę i wyłączyłem silnik motocykla pod garażem.

11 ETAPÓW – 11 DNI 4826 KILOMETRÓW JA I MOTOCYKL Jak mówi stare przysłowie: „PRAWDZIWYCH PRZYJACIÓŁ POZNAJE SIĘ W BIEDZIE” Dziękuję za pomoc: WSZYSTKIM MOTOCYKLOWO POKRĘCONYM LUDZIOM .

27 z 28


Podsumowanie Polska jest fajna, ma swoje plusy i minusy ale też należy ją objechać na motocyklu. Baza noclegowa w Polsce bardzo dobra, namiot nie potrzebny. Kwatera nie wiele droższa od pola namiotowego na Campingu. Z rejonów, które przejechałem polecam: Kotlinę Kłodzką, Wybrzeże Bałtyku, Mazury, Bieszczady i Pasma Górskie na południu. Miała to być ostatnia wyprawa po naszym kraju, chcę dalej w Europę ALE……………………… no właśnie, muszę zrewidować plan o nowy sezon.

MOJA TRASA 28 z 28


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.