Sponsor nagród dla laureatów rankingu „Moto-Turysta Roku 2013”
Sponsor nagrody dla autora „Relacji Roku 2013”
Se z o n 2 0 1 3 Tytuł:
W krainie zakrętów i niezliczonych atrakcji turystycznych
Autor tekstu:
Miki & Beti / Moto-Turysta 156 >>>
Ranga M-T:
Obieżyświat >>>
Galerie:
Powrót do przeszłości - 196 zdjęd >>>
Numer relacji:
18/2013/Turystyczne wojaże
01.04.2013 - 31.03.2014
/ Dolny Śląsk- 134 zdjęcia >>>
Relacja objęta rankingami "Moto -Turysta Roku 2013" & "Wyprawa Roku 2013" Data wyprawy
Data nadesłania relacji
Data publikacji relacji
26-29.08.2013
06.09.2013
20.10.2013
Są wakacje, czyli musi być odpoczynek, przecież jedno bez drugiego nie istnieje. To taka nierozerwalna para przyjemności, dlatego otwieramy naszą mapę możliwości i Moto-Turystycznym okiem robimy analizę kierunków i celów turystycznych. Let's start! Uciekamy z wielkomiejskiego wariactwa na kilka dni, w utkany wspaniałymi górami Dolny Śląsk. Wbrew wszystkim pogodynkom aura nam sprzyja, wręcz wymarzona do motorajzowania. Cel na dziś Kletno i obiadek w motocyklowej knajpce Biker Choice... Najpierw jednak docieramy przez Prudnik i Otmuchów do Złotego Stoku, i postanawiamy pozwiedzać kopalnię złota. Wybieramy z przymusu podstawową trasę zwiedzania tzn. bez podziemnego spływu, bo najbliższe wolne wejście za 3 godziny. Chwilkę czekamy na przewodnika i wraz ze sporą grupą rodziców z dzieciakami w różnym wieku, wchodzimy do kopalni. Po półtoragodzinnym spacerku wsiadamy do pomarańczowych wagoników, które wywożą nas z podziemi. Jak rzadko, wyjątkowo wszyscy w trójkę http://kopalniazlota.pl/
(MotoMama, MotoTata i MotoSyn - Kamil) jesteśmy zgodnie rozczarowani. Całe zwiedzanie jest ustawione pod najmłodszych, dla nas nuda i kicz. 1 / 12
Naszą
uwagę
mieszczące
się
na
dłużej
w
przykuwa
podziemiach,
jedynie „Muzeum
Przestróg, Uwag i Apeli”, które jest po prostu kolekcją tabliczek z czasów socjalizmu. Większość z nich wiąże się z przestrzeganiem przepisów BHP w zakładach pracy. W dzisiejszych czasach napisy typu: „Wejście do toalety tylko za okazaniem książeczki zdrowia”, „Pamiętaj, że urodziłeś się bez części zapasowych” , czy „Rolniku, daj krowie, krowa da Tobie!”, są zabawnym wspomnieniem. Obecnie znajduje się tam już około 300 tego typu uwag, przestróg i apeli. Z ponadczasowym hasłem w głowie pasującym do motocyklistów „Własna ostrożność najlepiej chroni od wypadków”,
wsiadamy
na nasze maszyny i mkniemy dalej przez Lądek Zdrój, Stronie Śląskie, do Kletna. Tu kolejne rozczarowanie. Nasza motocyklowa knajpka, którą bardzo miło wspominaliśmy mocno podupadła i raczej z fajnej bikerowej otoczki pozostał jedynie wystrój. Niemiła panienka z obsługi przyspiesza naszą decyzję o odwrocie. Zaczął zapadać zmrok, rozglądamy się za noclegiem. Wybór pada na obiekt położony „Nad Stawami” . Wybór trafny - czysto, niedrogo i smacznie. Przy śniadaniu sprawdzamy internetowo możliwość wejścia do słynnej Jaskini Niedźwiedzia. Próbujemy załapać się jej
na eksplorację od kilku lat, ale bez wcześniejszej rezerwacji jest to trudne do wykonania. Może tym razem się uda. A jednak nie, na cały dzisiejszy dzień
pozostało
tylko
jedno
wolne
miejsce.
Zatem błyskawicznie ustalamy trasę śmigania: Bystrzyca Kłodzka, Kudowa Zdrój, Tłumaczów, Mieroszów.
http://www.kletno.com 2 / 12
Wjeżdżając do Bystrzycy od strony obwodnicy podziwiamy panoramę miasteczka niespotykaną w Polsce. Obraz piętrzących się na wzgórzu domów z czerwonymi dachówkami, przypomina zarysem włoskie miejscowości. Parkujemy maszyny na rynku w pobliżu pomnika Św. Trójcy, cykamy fotki neorenesansowego ratusza i łapiemy azymut na „Muzeum Filumenistyczne” mieszczące się w budynku dawnego kościoła
ewangelickiego.
Liczba
„ognistych”
eksponatów
jest
naprawdę
imponująca.
Zgromadzono tu olbrzymią ilość opakować od zapałek, etykiet zapałczanych z całego świata,
zapalniczek, lamp oliwnych, górniczych. Hasła z etykiet z czasów socjalizmu jak zwykle nas rozbawiają.
Lecimy dalej na Kudowę przez dolnośląskie kurorty Polanicę Zdrój, Duszniki Zdrój. Przejeżdżając przez te uzdrowiska przypomina mi się hasło „Zdrowa woda siły doda”… W okolicach Lewina Kłodzkiego przejeżdżamy pod kamiennym wiaduktem nieczynnej już linii kolejowej Kłodzko-Kudowa o wysokości 27 metrów i długości 102 metrów.
3 / 12
W Kudowie kierujemy się prosto do „Kaplicy Czaszek”. Chwilkę czekamy, aż uzbiera się odpowiednia ilość zwiedzających i za przewodnikiem wchodzimy do malutkiej kapliczki, gdzie się ledwo mieścimy. Dekoracja makabryczna z ciasno ułożonych czaszek i kości sprawia, że trochę się czujemy nieswojo w tym zbiorowym grobowcu. Przewodnik mówi o 25-ciu, a nawet 30 tysiącach ludzkich szczątków, być może jest to prawda, bo to co widać na ścianach i suficie jest jedynie częścią większej całości, która znajduje się pod podłogą. W tym sanktuarium zadumy i milczenia obowiązuje
zakaz robienia zdjęć, więc nabywamy folder, który na końcu zawiera słowa poety: „Niegdyś ten ciąg człowieczych masek zdobiły włosy, oczy, usta.. Pomyśl, że także Twoja czaszka, będzie jak tamte pusta... I w Twoich wielkich oczodołach, spocznie spokojność świętej ciszy. Bogactwo, piękno, sława, słowa.... Nie, tu się już nie będzie liczyć. W kapliczce Czaszek jest tysiące i wszystkie jakoś patrzą w Ciebie,
Z kaplicy podążamy za drogowskazem
„Szlak
ginących
zawodów”
i
docieramy
Żeś jeszcze żywa, jeszcze w pląsach, że ciągle nie chcesz im uwierzyć, Że tylko czas was jeszcze różni, że świat jest wielkim niepokojem, Że każde życie jest podróżą, A tylko zmienia swoje stroje.”
do gospodarstwa Państwa Gorczyńskich, którym chce się chcieć. Znowu atrakcja turystyczna zdecydowanie dla najmłodszych, ale tym razem mieliśmy też frajdę oglądając białe, puchate i dziwacznie gdakające kury, czy hodowlę jeleni w mini zoo.
http://www.szlakginacychzawodow.pl 4 / 12
Wyjeżdżając z Kudowy jeszcze na chwilkę zatrzymujemy się przy „Muzycznym ogrodzie” i cykamy kilka fotek. Kierujemy się na Karłów, Radków, Ścinawkę, czyli wpadamy na Drogę Stu Zakrętów.
Jesteśmy w Górach Stołowych, więc wypada się trochę zaktywizować. Zatrzymujemy się na parkingu przed skrętem do rezerwatu „Błędne Skały”. Na drodze obowiązuje ruch wahadłowy a kierunek jazdy zmienia się co pół godziny, przejazd jest płatny, co bardzo nie podoba się Mikiemu. Na dodatek asfalt na tej dróżce do rezerwatu jest w fatalnym, wręcz opłakanym stanie, dziura na dziurze, nie wiem czy był odcinek równego asfaltu dłuższy niż 1m, a koszt przejazdu 10 zeta za pojazd bez względu na to, czy ma dwa, czy cztery kółka. Na górnym parkingu okazuje się, że za wstęp do rezerwatu też trzeba sięgnąć do portfela, więc Miki naburmusza się jeszcze bardziej… Zaczynamy szturmować Labirynt Błędnych Skał. Najpierw wyprost kości, rozruch mięśni i marsz na wycieczkę do zgrupowania skał o finezyjnych kształtach i skojarzeniowych nazwach, tworzących wąskie uliczki, łączących się czasem ponad głową, tworząc kamienne sklepienia. Przy wejściu do rezerwatu wita nas Skalne Siodło, mijamy Podwójny Grzyb, Okręt. Jest też Kurza Stopka, Przesmyk Liczyrzepy i całe mnóstwo innych różnych. Miejscami jest wąsko i niejednokrotnie trzeba się przeciskać bokiem, czy też przybrać inną, dziwaczną pozycję aby zmieścić się między skałami. Skalne tunele też uczą pokory, nieraz trzeba paść na kolana. Przygodę z tym skalnym uroczyskiem kończymy kilkunastominutowym spacerem do parkingu kamienistą, leśną dróżką wzdłuż dawnej granicy naszego państwa. 5 / 12
Jeszcze tylko zjazd na dolny parking i jesteśmy z powrotem na „Drodze Stu Zakrętów” liczącej około 23 km. Naburmuszenie Mikiego gdzieś się ulotniło! Już czuję, że moi Panowie znikną mi za chwilę z pola widzenia! Jest pustawo, sucho ale na zakrętach trzeba uważać na piasek i drobne kamyczki. Czy Szosa 100 zakrętów jest fajna?
Odcinek z Kudowy do Karłowa ma nowy asfalt, potem jest
różnie, miejscami mocno telepie. Są zakręty prowokujące, serie łuków do pobujania się i kilka zjawiskowych (podobno) nawrotów. Jak się okazało był to nasz przejazd rozpoznawczy, jeszcze tu wrócimy. Próbowałam policzyć te zakrętasy, czy jest ich 100, ale się pogubiłam. Za Radkowem „Droga 100 Zakrętów” oficjalnie się kończy, co wcale nie oznacza, że dalej jest już prosto. Po całym dniu obfitym w wrażenia, zachciało nam się czesnaczkowej polevki, a skoro jesteśmy tak blisko Czech, to nic prostszego jak z Tłumaczowa przelecieć się do Mieroszowa czeskimi dróżkami z przystankiem na flagowe czeskie menu. No to jedzonko mamy z głowy, a w zasadzie w żołądkach, więc pora ruszać w drogę i znaleźć namierzone wcześniej w necie miejsce noclegowe w Pustelniku. Miejsce bardzo klimatyczne, przepięknie zaadaptowany stary pruski dom, bajecznie urządzona kuchnia, wszystko wołające o sesje zdjęciową. A otoczenie domu to staw z pływającymi rybkami, kaczkami, pomostem, na którym można usiąść z kubkiem herbaty. Wkoło lasy i łąki. Sielanka.
http://www.agropustelnik.pl
6 / 12
Rano mocno kropi. Zakładamy przeciwdeszczówki i jedziemy do Wieściszowic, gdzie na zboczu Wielkiej Kopy rozmieszczone są „Kolorowe Jeziorka” – żółte, purpurowe, błękitne i zielone. Kolorowe jeziorka w 2011 roku znalazły się na 3 miejscu w plebiscycie „7 nowych cudów Polski” magazynu „National Geographic Travel”.
http://www.kolorowejeziorka.pl/
Lecimy dalej przez Kowary do Szklarskiej Poręby, po drodze trochę zbaczamy z obranej trasy bo zaintrygował nas drogowskaz „Pałac na wodzie” w Staniszowie. Wprawdzie z tym „na wodzie” to lekka ściema, bo woda była i owszem, ale obok pałacu. Sam pałacyk ładnie wyremontowany pod hotel i restaurację, w której pałaszujemy wyśmienite desery. I dalej na koń, ruszamy w drogę!
Dojeżdżając zatrzymujemy z
którego
się
do na
drepczemy
Szklarskiej dużym kilkaset
Poręby parkingu, metrów
do „Wodospadu Szklarki” (13m wysokości).
Potem docieramy po krótkim błądzeniu i kręceniu się do „Starej Chaty Walońskiej”. Stoi ona przy rozwidleniu Czeskiej Ścieżki biegnącej do Źródeł Łaby, miejsca prastarego kultu, oraz czarnego szlaku okalającego Szklarską Porębę. Jak dla mnie dojazd do niej motocyklem jest lekko hardcorowy: dróżka jest szutrowa, wyboista, wąska, a w pewnym momencie wspina się ostro i kręto pod górę!
7 / 12
„Chata Walońska” jest siedzibą Walonów, średniowiecznych mistrzów w dziele wydobywania i przetwarzania bogactw naturalnych, rud żelaza, metali, kamieni szlachetnych i kwarcu. Do dziś kultywowane są tutaj stare obyczaje i podtrzymywane tradycje rzemieślnicze kowali, snycerzy, hutników, szlifierzy kamieni i zielarzy. Wstęp na teren Chaty jest wolny. Zobaczyć tu można wystawę minerałów, oraz klimatyczne podziemia z paleniskiem, które mnie zachwyciły swą aurą tajemniczości. No i natknęliśmy się w tych piwnicach na perełkę kolekcjonerską, o oficjalnym skrócie „MTwi”, czyli „Muzeum Tanich Win”. Polecamy zapoznać się z krótką historią tanich win, które niejedno miały imię: - alpaga, bełt, jabol, czachojeb, mózgotrzep, sikacz, J-23 (bo tak samo podstępne)… http://www.chatawalonska.pl
8 / 12
Będąc w Szklarskiej nie można nie zaliczyć „Zakrętu Śmierci”. Niestety przejazd nim nie dostarczył nam żadnych emocji. Zakręt ma pełne 180-stopni ale jest dobrze wyprofilowany, szeroki, z dobrą nawierzchnią. Rosnące na stoku drzewa są wysokie, więc zasłaniają skutecznie widok na grzbiet Karkonoszy. Wydaje się, że złowieszczą nazwę przybrał za sprawą kierowców – szaleńców, zaraz po 1945r. a dzisiejsi, nawet ci niezbyt doświadczeni szoferzy, na pewno nie muszą się obawiać tej pętli.
Ze Szklarskiej Poręby zaglądamy jeszcze na Jakuszycką Polanę. Droga z fajnym asfaltem i mnóstwem winkli, ale zatłoczona tirami. Stamtąd przez Świeradów Zdrój klucząc i błądząc po podrzędnych drogach, docieramy do Wolimierza. Po co? Bo gdzieś znalazłam informację, że jest tam stacja, której nie chcieli kolejarze, ale przydała się artystom. I tak powstał teatr na stacji kolejowej „Klinika Lalek”. W budynku stacyjnym mieli być artyści, wśród torowisk i semaforów miały stać lalki - olbrzymy i fantastyczne machiny. Rzeczywistość jednak bardzo odbiegła od internetowej informacji. Aktorów nie było, z lalek zostały tylko te „niewyleczone”, śmierdzące i brudne pomieszczenia kojarzyły się raczej z meliną, niż z dekadenckim miejscem dla artystów. A całości dopełniał niedomyty gość, który tam pomieszkiwał. Nie wiadomo czy był z tych, co to nigdy nie trzeźwieją, czy na haju… Zrobiliśmy kilka fotek i mocno zniesmaczeni, czym prędzej
stamtąd
odjechaliśmy.
Przez
Mirsk,
Barcinek, Jelenią Górę dotarliśmy na nasze miejsce noclegowe w Karpaczu.
9 / 12
Karpacz okazał się takim małym Zakopanem Karkonoszy. Krzykliwe i bezpłciowe kramy, wszechobecna chińszczyzna, nieuprzejma obsługa , mnóstwo głośnych barów. Raczej miejsce skierowane na masowego turystę i raczej tu nie pasujemy. To już ostatni dzień naszej mini-podróży. Trasa powrotna prowadzi przez Kowary, Trutnov, Kudowę-Zdrój, Wambierzyce, Bardo, Srebrną Górę. W Wambierzycach, w niepozornym budynku oglądamy prawdziwe cudo. Ruchoma szopka, bo o niej mowa, pochodzi z XIX w. Małe figurki napędzane prostym mechanizmem zostały wyrzeźbione z drewna lipowego przez miejscowego zegarmistrza Longina Wittiga - zajęło mu to 28 lat. Szopka składa się z ponad 800 figurek (przedstawiających różne sceny w poszczególnych gablotach), z czego 300 jest ruchomych. Scenki przedstawiają m.in. narodziny Jezusa, rzeź niewiniątek, ostatnią wieczerzę, czy 12-letniego Jezusa przy pracy. Jak zaczarowani wpatrujemy się w maleńkie, kolorowe postacie. Oprócz scen biblijnych oglądamy jak wyglądała praca w kopalni (malutkie wagoniki wywożą węgiel na powierzchnię) i dawna zabawa ludowa. Szopkę zwiedza się z przewodnikiem, w obiekcie nie wolno robić zdjęć, ani filmować - można natomiast obejrzeć galerię zdjęć na stronie internetowej:
http://www.wambierzyce.pl W prywatnym skansenie Pana Mariana Gancarskiego z Wambierzyc, który od lat zajmuje się ocalaniem życia różnym przedmiotom
oglądamy
zgromadzone
przedwojenne
wózki,
radioodbiorniki, żelazka, pralki, starą WFM i stary ciągnik Ursus z 1954r. To pierwszy skansen, który widziałam, a w którym rzeczy żyją własnym życiem, zakurzone, nieco zaniedbane, porozrzucane w nieładzie. Do tej pory odwiedzaliśmy miejsca, w których ludzie dbają o każdą rzecz, by jak najdłużej otrzymać ją „przy życiu”, jako pamiątkę pewnych czasów. Mimo tego kurzu i rozgardiaszu skansen ma swój urok. 10 / 12
Kolejny przystanek turystyczny okazuje się pechowy dla Mikiego. Przy wjeździe na Srebrną Górę, naciągnięty ponad wszelką możliwość łańcuch w Diavelu spada i koniec jazdy… Po szybkich oględzinach stwierdzamy, że nie jest aż tak źle – łańcuch nie pękł ale tylko spadł, po założeniu da się jechać, tylko wolno. Motocykle zostawiamy pod wzgórzem. Ja zalegam na trawce koło nich, a Panowie dalej na nóżkach podążają do jedynej górskiej twierdzy w Polsce. „Twierdza Srebrna Góra” jest olbrzymia (wiem bo byłam tam kilka lat temu) i w zasadzie na pełne jej zwiedzenie trzeba poświęcić minimum cały dzień. Miki z Kamilem ograniczyli się do zwiedzania głównej fortyfikacji - Donjon, skąd roztacza się piękny widok na okolicę, więc wystarczyła im godzina.
W obiekcie trwają prace remontowe. Od kilku ostatnich lat widać postępującą rewitalizację zabytku a trzeba przyznać, że stan twierdzy był tragiczny i zabytek
zamieniał się w ruinę. Powoli jednak zaczyna nabierać oprawy godnej jednemu z największych założeń fortyfikacyjnych w Europie. Z powodu awarii Diavela rezygnujemy z krętej i malowniczej drogi powrotnej do domu i krajówką tniemy przez Wrocław do Oleśnicy. W serwisie naciągają łańcuch Diavela, co pozwala nam bezstresowo, późnym wieczorem dotrzeć A4-ką do domu. 11 / 12
PODSUMOWANIE „Tajemniczy Dolny Śląsk. Nie do opowiedzenia. Do zobaczenia” Piękno tego kawałka Polski zachwyca, a liczba atrakcji wręcz przytłacza. Każdy, kto szuka inspiracji na kilkudniowy wypoczynek, lub na dłuższe wakacje, odnajdzie na Dolnym Śląsku fantastyczne miejsca warte „turystycznego grzechu”. czas trwania: 4dni skład teamu: Beti, Miki, Kamil dystans całkowity: 1040 km
Pozdrawiamy, MT 156
12 / 12