MustachePaper #3

Page 1

# 3 Yardsale Silesia Edition kasia sokołowska przestrzeń mody ich wybór: moda dziecięca nierówności czerwonych dywanów co za 500 pln w mustache?


3

y a rd s a l e s il e s i a e di t i o n m u s t a c h e : w p o l s k ę id z i e my

redaktor naczelny: Zdzisław Furgał dy r e kto r k r e a t yw n y: Krzysztof Kamienobrodzki

4

6

10

t r e ndy i N o w o ś ci natalia kędra

N I K T N I E C H C E USŁ Y SZE Ć , Ż E N I E B Ę D Z I E M O D E L K Ą : w y w i a d z K a s ią S o k o ł o w s ką zdzisław furgał

ni e r ó w n o ś ci c z e r w o nyc h dy w a n ó w błażej bierzgalski

18

skład: Marta Lissowska zdjęcie na okładkę: k a r o l g ryg o r u k

I c h w yb ó r : m o d a d z i e ci ę c a 12 monika krauz

14

o k ł a d k a , l a yo u t: Marta Lissowska Krzysztof Kamienobrodzki (liniaprosta.pl)

korekta: Błażej Bierzgalski

Pr z e s t r z e ń m o dy zofia piotrowska

zaKupy: Co za 500 zł w Mustache?

F OTO R E L A C J A : M USTA C HE Y A R D SA L E W O B I E K T Y W I E jarek barański 20

Copyright © 2015 M u s t a c h e W a r s a w s p. z o . o . ul. Nowy Świat 28 / 19 00-373 Warszawa

 w w w. m u s t a c h e . p l

TE L EW I Z J A : SE R I A L OWE K O L E K C J E zdzisław furgał 22

2

mustachepaper spis rzeczy


M u s ta c h e

w Polskę idziemy Mustache Yard Sale Silesia Edition to dla nas wydarzenie szczególne. W ostatnim czasie mieliśmy sporo powodów do zadowolenia: nieustannie się rozrastaliśmy, intensyfikowaliśmy swoje działania, proponowaliśmy nowe usługi i odświeżaliśmy stare. Zarówno w internecie, jak i poza nim tworzyliśmy przestrzeń do dzielenia się modą, designem i sztuką, dobrami kiedyś trudno dostępnymi, teraz będącymi na wyciągnięcie ręki. Najbardziej dumni jesteśmy dziś jednak z tego, że udało nam się też wreszcie osiągnąć coś, do czego przymierzaliśmy się od dawna. Od teraz Mustache Yard Sale to już nie tylko Warszawa. Otwieramy się na całą Polskę i dodajemy nowe ważne miejsca na naszej eventowej mapie. Krótko mówiąc: wychodzimy poza stolicę i witamy Katowice. Rozpoczęcie nowego rozdziału właśnie tu wydało nam się dość oczywiste. W Katowicach jesteśmy bardzo często, uczestniczymy w wydarzeniach muzycznych i śledzimy rozwijające się inicjatywy związane z modą i designem. Śląsk ma swój styl i swoją historię, a obecność ciekawych postaci, grup i uczelni artystycznych tworzy sprzyjające warunki do pojawiania się kolejnych wartych zapamiętania projektantów i designerów. Śląsk inspiruje i fascynuje. Chcemy tu być, chłonąć tę

atmosferę i jak najwięcej się nauczyć. Być w miejscu, gdzie non stop dzieją się rzeczy istotne i w miarę możliwości je współtworzyć. Nie mogliśmy też sobie odmówić zorganizowania targów w katowickim Spodku. Bierze się to z naszej wewnętrznej potrzeby – chcemy, aby każda edycja naszych targów była organizowana w ważnych architektonicznie miejscach na mapie Polski. Targi w Katowicach to nie żaden projekt zastępczy, ale naturalna konsekwencja naszych dotychczasowych działań. Nasza idea się nie zmienia. Po 7 latach i 12 edycjach targów mody niezależnej z przyjemnością sprawdzimy się w nowym otoczeniu. Podczas dwóch dni na ponad 4000 m2 zaprezentujemy ponad 300 projektantów i kilkadziesiąt tysięcy unikatowych produktów. Do tego całe mnóstwo atrakcji: warsztaty dla dzieci, panele dyskusyjne oraz bezsprzecznie najlepsza atmosfera – tego można spodziewać się podczas śląskiej edycji festiwalu Mustache. Jesteśmy podekscytowani i szczęśliwi, że pomysł z cyklu „a może by tak…?” zamienił się w konkret. To duży projekt, ale też naturalny dla nas krok. Jesteśmy spokojni o to, że się uda. Przez Śląsk wchodzimy do Polski. Przyszłość jest teraz. Poloneza czas zacząć!

3


tReNdy i Nowo Ści tekst: natalia kędra

Sukienka z dziurką Najbardziej kontrowersyjny trend w modzie męskiej 2015 roku? W styczniu Rick Owens pokazał swoją nową kolekcję na jesień. Modnym panom zaproponował nowy pomysł na dekonstrukcję: bluzy i golfy przerobione na tuniki, noszone do góry nogami. Problem w tym, że dziura na głowę wypadła... w kroku. Nie musimy chyba wspominać, że nowa stylówka nie przewiduje bielizny? Czekamy na odważnych.

Polska reprezentacja w Londynie Najpierw świetny pokaz dyplomowy pierwszego rocznika Katedry Mody warszawskiej ASP, teraz wystawa w Londynie pod hasłem Warsaw Calling. Pięcioro absolwentów uczelni pokazało swoje prace w ramach International Designer Showcase podczas Tygodnia Mody w Londynie. O Warsaw Calling entuzjastycznie pisało między innymi prestiżowe „Women’s Wear Daily”. Czy wśród piątki młodych zdolnych jest następczyni Gosi Baczyńskiej, jednej z gwiazd Tygodnia Mody w Paryżu?

Odświeżamy szafę na wiosnę. W co zainwestować? Nowy sezon, nowa garderoba? Niekoniecznie, wystarczy kilka drobnych inwestycji. — Nowe etui na smartfona Bo warto coś zmienić, a do końca umowy jeszcze tak daleko... — Okulary przeciwsłoneczne Im większe, tym lepsze, bo wiosenną modą niepodzielnie rządzą lata 70. Dla konserwatystów zostają aviatory, które podobno wreszcie wyprą wayfarery. — Sandały rzymianki Patrz wyżej, w nowym sezonie przebieramy się za hipisów. To oczywiście propozycja dla cierpliwych – tyle sznurowania! — Kombinezon (roboczy) Zapomnijcie o krótkich kombinezonach z imprez w stylu indie czy serialu Dziewczyny. Teraz jednoczęściowce mają długie nogawki i robotniczy sznyt. Według Louis Vuitton będą je nosić nawet faceci.

4

mustachepaper trendy i nowości

Nadchodzi duże i jeszcze większe Obfite kształty Kim Kardashian powoli przechodzą z niszy do mainstreamu. W Stanach triumfy święci Tess Holliday, przy której inne modelki plus size wyglądają na zabiedzone. Ostatnio „LOVE Magazine” opublikował dziwaczną sesję pod znaczącym tytułem Boobs, w której modelki dumnie prezentują ogromne silikonowe protezy piersi i pośladków. Zalepić silikonem pozwoliła się nawet całkiem biuściasta Polka Małgosia Bela. Jeśli tak dalej pójdzie, będziemy musieli znaleźć dla Mustache nową, jeszcze większą przestrzeń.

Niegrzeczny Alexander McQueen W londyńskim Victoria & Albert otwarto właśnie głośną wystawę twórczości McQueena Savage Beauty, swojego czasu hit Metropolitan Museum w Nowym Jorku. Tymczasem świat mody żyje nową biografią projektanta. Z okazji 5. rocznicy śmierci artysty Andrew Wilson wydał szokującą książkę Blood Beneath the Skin, pełną opowieści o przemocy, depresji, seksie i używkach. Wielka moda spod znaku sex, drugs & rock’n’roll, jak za starych dobrych lat 90.

Zegarki, które myślą Apple po odejściu Steve’a Jobsa, ostatniego prawdziwego normcorowca, chce być bliżej mody. W trend na wearables, czyli technologię do noszenia, wpisuje się Apple Watch, zaprezentowany podczas poprzedniego Tygodnia Mody w Paryżu. Zegarek miał trafić do sprzedaży w marcu, ale premiera się opóźnia, bo maleńka bateria nie wytrzymuje obciążenia tych wszystkich maili, map, połączeń telefonicznych i aplikacji śledzących spalanie kalorii. Dostępny w 18 wersjach zegarek z jabłkiem ma imitować modowy gadżet, ale do pateków czy taghauerów mu jeszcze daleko. Na pewno przyda się nieszczęśnikom, których bateria w iPhonie wyładowuje się zanim jeszcze zdążą wyjść z domu.

apple.com/watch

NEOSTICH DIY

„Legginsy to nowe dżinsy” – z siłowni na salony Gdy Polacy zadawali sobie pytanie „czy jestem normcorem?”, w Google królowało już nowe hasło: athleisure. Z grubsza chodzi o to, żeby tradycyjne elementy mody sportowej nosić na co dzień. Szlaki przetarła hitowa kolekcja Alexandra Wanga dla H&M, ale athleisure ma święcić największe triumfy dopiero w 2015 roku. Czarna siatka królowała na wiosennych wybiegach, od Balenciagi po Versace, a Beyoncé szykuje już kolekcję sportowej odzieży we współpracy z Topshopem. Dyrektor generalny Nike utrzymuje, że legginsy wkrótce wyprą denim. Jedyny problem z athleisure? Żeby nosić ciuchy z siłowni na co dzień, trzeba najpierw... pochodzić na siłownię.



N IKT N IE CHCE US Ł YSZE Ć , Ż E N IE B ĘDZIE M ODELK Ą

rozmawiał: zdzisław furgał

zdjęcia: karol grygoruk

Kasia Sokołowska to prawdziwa profesjonalistka. Oswojona z deadlinem, zaprzyjaźniona ze stresem i pogodzona z zabieganiem. Reżyser, choreograf, producent i scenograf największych modowych wydarzeń w Polsce (a zarazem większości z nich). Od jakiegoś czasu znana szerzej jako jurorka programu „Top Model”. Zna wszystkich, pracuje z najlepszymi. Wciąż się uczy i wierzy, że wszystko jeszcze przed nią

Kiedyś zajmowałaś się teatrem i mam wrażenie, że to, co teraz robisz, ma dla ciebie więcej wspólnego właśnie z nim niż z modą. Świetne jest w tym zawodzie to, że on jest bardzo pojemny, przynajmniej w takiej wersji, jaką ja uprawiam. Z jednej strony jest wyzwaniem czysto reżyserskim, zabawą pewną formą, wraz z jej dynamiką, językiem i budowaniem dramaturgii modowego spektaklu. Z drugiej natomiast, dla tych ludzi, którzy konsumują tylko i wyłącznie modę, jest po prostu prezentacją mody, premierą

6

mustachepaper wywiad z kasią sokołowską

nowej kolekcji. Konglomerat tych dwóch działań szalenie mnie pociąga. I ja z tych dwóch historii zbudowałam coś, co mnie zawodowo cieszy najbardziej na świecie. Po latach przestałam już dyskutować, jak to kto odbiera. Dla jednych jestem reżyserem, dla innych „panią od kroków” (śmiech); dla jednych człowiekiem teatru, dla drugich panią od mody czy panią od modelek. Aczkolwiek muszę powiedzieć, że nagle, od kiedy wkroczyłam w świat mediów, strasznie dużo ludzi się tym interesuje i tak naprawdę dopiero od nie-

dawna mogę im przybliżyć swój zawodowy świat, do tej pory mało dostępny.

Bo to ciekawe, ale mocno outsiderskie. Chyba tak. Byłam takim pionierem dziedziny, która rosła wraz ze mną. Poza tym autentycznie byłam osobą drugiego planu, bo tak naprawdę to jest zawód usługowy. O ile udaje się zawrzeć w nim te wszystkie sprawy, które są dla mnie



Odbiór tego, co robię, przez młodych ludzi bywa dość powierzchowny. Widzą sam wierzchołek góry, lukier, i nie do końca sobie wyobrażają, ile sznurków trzeba pociągnąć, jak bardzo się napracować

istotne: pewną wrażliwość, pomysł, jakiś artyzm, o tyle jednak trzeba pamiętać, że to praca na potrzeby projektanta i kolekcji. Nie można tworzyć sobie a muzom.

Denerwowało cię kiedyś to, że ludzie nie dostrzegają tej warstwy artystycznej? Ależ oczywiście, przeszłam przez różne fazy buntu. Bywało, że inscenizacje były bardzo skomplikowane reżysersko i wielowątkowe. Potem dorosłam do pewnych uproszczeń w sensie formalnym, przeniosłam akcenty. To też wywołało masę komentarzy, bo jedni potrzebują tej teatralizacji i mięsa, bo tak tę modę przeżywają, a inni nie. Jedni mówią: Boże, jakie to proste, wspaniałe i wyrafinowane, a drudzy chcieliby wybuchów na Słońcu.

I znów – dokładnie tak jak w teatrze. (śmiech) No tak. To była długa droga i myślę, że przeszli też przez nią projektanci. Zresztą to fascynujące dla mnie doświadczenie wciąż trwa – dzięki Bogu, bo mogę ten zawód uprawiać 20 lat i mnie nie nudzi, nie nuży, ciągle mnie kopie w tyłek, inspiruje… i chyba o to chodzi.

Zawsze podkreślasz, że wywodzisz się ze środowiska muzycznego i muzyka jest dla ciebie bardzo ważna. Czy sama wybierasz ją do swoich pokazów? To jest bardzo ważny element mojej pracy, ale nie robię tego sama. Cała branża mody jest bardzo wyspecjalizowana i nie chodzi o to, żeby wszystko robić samemu. Pracuję z doskonałymi realizatorami czy twórcami muzyki. To nie o to chodzi, żeby grać to, co się lubi, ale żeby swobodnie tą muzyką się posługiwać, budować znaczenia, sprzedawać emocje. Czemu się robi pokazy? Bo one ciągle wzbudzają emocję, ciągle nikt nie wymyślił innego, lepszego sposobu prezentacji mody. Oczywiście, są filmy modowe, sesje, kampanie. Ale nie ma nic porównywalnego do tego, jak się tę modę przeżywa na żywo. Tak jak przeżywa się muzykę w wydaniu koncertowym. Jest coś takiego w pokazach, jakaś energia, i czasami ludzie nie do końca są w stanie powiedzieć, co ich poruszyło. Ale właśnie to zestawienie jakiejś konkretnej muzyki z konkretnym ubraniem, choreografią, przestrzenią i stylizacją powoduje, że budzi się wartość dodana, coś, co powoduje emocje. I to jest moje zadanie.

8

mustachepaper wywiad z kasią sokołowską

Czy współpraca z projektantami jest dla ciebie trudna? Znasz pewnie wszystkich, ale na pewno dochodzi do nieporozumień i kłótni o wizję artystyczną. To jest kolejny aspekt tej pracy. Często młodzi ludzie pytają mnie: „jak to robić? Jak się komunikować?”. A to jest kwestia pewnej intuicji, odpowiedzialności, szacunku i budowanego z pokazu na pokaz zaufania. Każdy projektant jest inny, każdy ma inną wrażliwość. Mimo że to się wszystko składa na pokaz mody, na te „chodzące modelki”, to z każdym ten proces wygląda trochę inaczej. Dla jednego ważna jest muzyka, dla drugiego scenografia, dla trzeciego pewna idea, która towarzyszyła mu przy tworzeniu kolekcji, i tak dalej. Chodzi o taką komunikację, żeby podczas całego procesu dojść do pozytywnych efektów i porozumienia. To wspaniały i często burzliwy proces.

Zgłaszają się do ciebie czeladnicy, którzy błagają: „naucz mnie”? To jest temat, który przewija się codziennie. Zauważyłam, że młodzi ludzie szukają teraz swoich idoli, kogoś, kto jest wiarygodny. Piszą do mnie dziesiątki e-maili, a ja chciałabym dać im coś z siebie. Podziękować za zaufanie, jakim mnie darzą. Nie znalazłam jeszcze na to sposobu, bo wciąż bardzo dużo pracuję. I jak na razie trudno mi znaleźć na to czas i sensowną formułę. Nie mam biura z sekretarką i tabliczką na drzwiach (śmiech), a praca z projektantem jest dość intymna. Trudno sobie wyobrazić, żeby mogło mi towarzyszyć 10 stażystów... Mam od lat jedną wspaniałą asystentkę. Czasami wydaje mi się też, że odbiór tego, co robię, przez młodych ludzi bywa dość powierzchowny. Widzą sam wierzchołek góry, lukier, i nie do końca sobie wyobrażają, ile sznurków trzeba pociągnąć, jak bardzo się napracować. Jest jeszcze kwestia różnych napięć, gotowości i umiejętności radzenia sobie z adrenaliną i stresem.

Myślisz, że zatrzymasz się kiedyś? Wciąż się uczę i, mam nadzieję, rozwijam. Kiedyś podjęłam ryzykowną życiowo decyzję – to doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem, ale wciąż mi się wydaje, że jestem też w drodze. Weszłam w media, w których czuję się swobodnie – to kolejny etap mojego życia zawodowego. Dzielę się jakąś wiedzą i doświadczeniem. Zobacz, jaki zrobił się ruch wokół mody, również dzięki takim programom jak „Top Model”. Umówmy się, widzo-

wie pokazów mody to jest jednak hermetyczna grupa. A dzięki telewizji rzesze ludzi dowiadują się, jak to działa. To jednak duża zmiana.

Jak to było z tym „Top Model”? Dostawałaś już wcześniej propozycje? To jakaś wypadkowa zdarzeń. Reżyserowałam finały pierwszej i drugiej edycji. Ludzie, z którymi to robiłam, obserwowali mnie w pracy. Przy trzeciej edycji, kiedy okazało się, że zwolniło się miejsce jurorskie, zaprosili mnie na casting. Potraktowałam to jak kolejne zawodowe wyzwanie i byłam zaskoczona tym, jak to się skończyło, tym bardziej, że na tym castingu było wiele gwiazd.

A potem byłaś też w czwartej edycji. Będziesz w piątej? (śmiech) Dostanę propozycję piątej, to będę w piątej. Zastanawiałam się, czy wejść w media. To jest już taki krok, że zaczyna się być postrzeganym bardzo powierzchownie. Niektórzy pewnie w ogóle nie wiedzą, co robię. Jestem panią z telewizji i gazet.

No tak, nie ukrywajmy, że pojawiając się w Top Model, nagle stałaś się w mediach kimś nowym. To prawda. Ale przestałam już z tym procesem dyskutować. Kto ma wiedzieć, ten wie, a ja wiem, co robię. No i ja się w tych mediach czuję dobrze. Wydaje mi się, że mimo że jest to format rozrywkowy, to przybliżamy widza do świata mody. Mam poczucie, że to jest kolejny element, który się dopełnia na tej mojej drodze zawodowej. Że to się wszystko spięło w całość. A do czego to doprowadzi? Nie wiem. Ale jest to pociągające.

Ale wiedziałaś, że w momencie, kiedy pojawisz się w domach Polaków, to będą chcieli wiedzieć o tobie jak najwięcej. Jak się w to wchodzi, to nie ma co się krygować i obruszać, że się jest potem zaczepianym. Jestem dorosłą kobietą i miałam tego świadomość. Natomiast może przez to, że moja droga zawodowa jest wiarygodna, to dostaję od ludzi mega dużo pozytywnej energii. Jasne, potrafi to być męczące. Czasami człowiek ma ochotę na trochę prywatności. Ale jeśli mamy do tego zdrowe podejście i nie przekraczamy różnych granic, to ludzie też ich nie przekraczają.


Pokazy ciągle wzbudzają emocje, ciągle nikt nie wymyślił innego, lepszego sposobu prezentacji mody

Lubisz pracować z modelkami? Bardzo. I one chyba to czują. Niesamowite jest to, że jeśli jest dobry pokaz i dobra energia, to one same dostają tej adrenaliny. Kochają to. To zawód, który uzależnia. Jestem trochę taką matką dla tych modelek. Bardzo dużo od nich wymagam. Ale, mam nadzieję, dużo im też z siebie daję.

Myślisz, ze świadomość takich dziewczyn po programie jest większa? Tak, ale też rynek modelingu się zmienił. Jest całe mnóstwo ludzi i agencji, które zawodowo do tego podchodzą. Prowadzą kariery dziewczyn i chłopców w sposób przemyślany. No i wzrosła świadomość młodych ludzi, którzy aspirują do tego, by być modelem czy modelką. Chociaż z tym akurat różnie bywa, bo dziewczyny nie zawsze potrafią ocenić prawidłowo sytuację, w której się znajdują i obietnice, które ktoś im składa. Ale też po to są agencje. Jeśli myślisz o tym zawodowo – idź do agencji modelek. Jeżeli agencja powie ci, że nie jest w stanie się tobą zająć – idź do drugiej. A jeżeli cztery agencje powiedzą ci, że nie...

To się nie nadajesz? To jest typowy schemat, co widać na castingach do „Top Model”. Dziewczyny są zapewniane przez swoje środowisko – rodziców, ciocie, babcie, koleżanki i kolegów – że są najpiękniejsze na świecie, co nie jest jeszcze równoznaczne z posiadaniem potencjału do bycia zawodową modelką. Można być najpiękniejszą na świecie, a kompletnie nie nadawać się na modelkę. Trzeba mieć pewien zestaw cech, fizycznych, a potem także psychicznych, które powodują, że można o tym poważnie myśleć. Różnica jest tylko taka, że jak ktoś nie umie na przykład tańczyć, to każdy od razu to widzi i uważa, że juror ma rację. A sprawa wyglądu jest kwestią bardzo emocjonalną. Jest piękna? Tak, jest. Ale nie będzie modelką. Nikt nie chce tego usłyszeć.

Ciężko robić taki odsiew? To jest dla mnie trudne w tym programie, bo ja nie chcę nigdy urazić człowieka. Ja to traktuję czysto zawodowo. Natomiast czasem bywa odwrotnie: najpiękniejsza dziewczyna ma pewną barierę w głowie i tak naprawdę wewnętrznie nie chce wchodzić na taką drogę. Zdarzało się, że wręcz płakałam, że dziewczyna, którą widziałam na castingu, nagle rezygnuje. Przemyślała sprawę i nie chce.

Trzeba mieć pewien zestaw cech, fizycznych, a potem także psychicznych, które powodują, że można o tym poważnie myśleć. Różnica jest tylko taka, że jak ktoś nie umie na przykład tańczyć, to każdy od razu to widzi i uważa, że juror ma rację. A sprawa wyglądu jest kwestią bardzo emocjonalną Może to i lepiej? Jeżeli nie chce, to znaczy, że było ją stać na jakąś decyzję, a nie szła ślepo za głosem otoczenia. Ale są też takie przypadki, że dziewczyna bardzo nieśmiała nagle odkrywa w sobie to „zwierzę wybiegowe”. Tak też się zdarza.

Mam wrażenie, że jesteś trochę taką Agatą Kuleszą polskiej mody. Profesjonalistką, która robi swoje i nie zważa na to, co mówią ludzie. Myślisz, że osiągnęłaś sukces?

Mam szalenie tolerancyjny stosunek do świata. Niech każdy sobie robi swoje i nie zajmuje się innymi. Ja od 20 lat idę własną drogą i największym sukcesem jest dla mnie to, że mogę pracować i rozwijać się z ludźmi, którzy mnie w pełni akceptują, motywują i inspirują. To oznacza, że ta praca ma sens. I ten wybór miał sens. Sukces? Ja po prostu chciałabym zachować entuzjazm, który od 20 lat mi towarzyszy i powoduje, że mam nieodparte wrażenie, że wszystko jeszcze przede mną

9


N IE R Ó W N O Ś CI CZE R WO N YCH DYWA N Ó W tekst: błażej bierzgalski

ilustracje: susie hammer

– – – –

– – – –

W co jesteś ubrany? Calvin Klein. Dlaczego włożyłeś ten garnitur? Lubię dobrze zapowiadających się amerykańskich projektantów, którym nie poświęca się wystarczającej uwagi. A co masz w kieszeniach? Kluczyk do skrzynki na listy. Nic więcej? No.

mustachepaper nierówności czerwonych dywanów 10

Ten z lekka surrealistyczny dialog to wywiad, jakiego Edward Norton udzielił magazynowi „Elle” podczas styczniowej gali SAG Awards, czyli nagród amerykańskiego Stowarzyszenia Aktorów Filmowych. Na początku roku dziennikarze „Elle” zastanawiali się: Co się stanie, jeśli na uroczystościach będziemy zadawać mężczyznom te same idiotyczne pytania, które zwykle kierowane są do kobiet? „Jak szły przygotowania do dzisiejszego wieczoru?”, „Co ze sobą zabrałeś?”, „Co zjadłeś przed galą?” – z takim arsenałem pytań pojawili się na kilku imprezach przemysłu filmowego odbywających się ostatnio za oceanem. Celebryci mniejszego i większego formatu cierpliwie i z rozbrajającą niekiedy szczerością opowiadali a to o pięciominutowym pobycie w łazience i jedzeniu sardynek na śniadanie, a to o pudrze nakładanym na twarz i ulubionej marce produktów do pielęgnacji włosów. Mimo paru błyskotliwych wypowiedzi cała akcja wypadła raczej niezbyt porywająco, ani prowokacyjnie. Większym polotem wykazał się portal BuzzFeed, którego dziennikarka już rok wcześniej, podczas oscarowej gali, zagadywała Kevina Spaceya między innymi o to, czy ma na sobie spanxy i czy mógłby zaprezentować swój manicure. „Jesteście nieźle popieprzeni” – skwitował nie bez uśmieszku gwiazdor House of Cards. Ten sam portal pokusił się też o opublikowanie listy najgłupszych pytań zadawanych podczas gal, wśród których znalazły się: „Co masz na sobie?”, „Jak to jest pracować z…?”, „Chcesz wygrać?”, czy nawet reporterskie wykrzyknienie „Look at you!”, niebędące w istocie pytaniem, lecz za to świetnie ilustrujące klimat umysłowy rozmów prowadzonych na czerwonych dywanach.

Choć z opisywanych powyżej dociekań od lat znany jest choćby prezenter Ryan Seacrest, to cała debata wokół tego, czy pewien sposób prowadzenia wywiadów w ogóle powinien mieć rację bytu rozpętała się w zeszłym roku przy okazji akcji AskHerMore propagowanej przez The Representation Project. Organizacja stawia sobie za cel walkę ze stereotypizacją rozmaitych kategorii społecznych, a zamieszanie wokół głupich pytań od początku miało związek z określonym postrzeganiem płci i stosowaniem podwójnych standardów wobec celebrytek i celebrytów. Dlaczego mężczyznom zwykle są zadawane merytoryczne pytania dotyczące ich pracy, podczas gdy kobiety są odpytywane z wysokości założonego obcasa, a w najlepszym wypadku tego, jak łączą karierę z życiem rodzinnym? Na ostatniej gali Oscarów pytanie o ubiór stało się niemal faux pas. „Jesteśmy czymś więcej niż naszymi sukienkami (…) chętnie pogadamy o tym, czego dokonałyśmy” – mówiła nominowana do nagrody Reese Witherspoon w przedoscarowym wywiadzie dla ABC. Aktorka opublikowała też na Instagramie opatrzoną tagiem #AskHerMore grafikę z przykładową listą konstruktywnych pytań, jakie dziennikarze mogliby zadać aktorkom. Do czasu zakończenia gali Twitter ponad 27 tys. razy zanotował użycie hashtagu wspierającego kampanię. Na swoich profilach w serwisie zamieściły go robiąca ostatnio zawrotną karierę scenażystka i pisarka Lena Dunham, czy sekretarz stanu Hilary Clinton. Już bez użycia wirtualnego medium na potrzebę bardziej merytorycznej rozmowy wskazywały Lupita Nyong’o, zdobywczyni Oscara 2014, czy tegoroczna laureatka Julianne Moore.


Można zastanawiać się, na ile pytanie o sukienkę, nierzadko naprawdę spektakularną, zadane w kontekście hollywoodzkiego rautu, uderza w godność jej właścicielki, jednak trudno nie zauważyć, że granica tego, co seksistowskie nieustannie jest przekraczana w trochę innym miejscu. Symptomami tego są chociażby wynalazki kanału E! Entertainment takie jak Glam Cam 360, zestaw kamer z perwersyjną dokładnością ukazujący wizerunek aktorki, czy zupełnie kuriozalna konstrukcja Mani Cam, w ramach której gwiazda spacerująca palcami po miniaturowym wybiegu prezentuje swoje paznokcie i biżuterię noszoną na dłoni. Nie dziwią reakcje Julianne Moore i Jennifer Aniston, które lekko zażenowane odmówiły takiego catwalku podczas ostatniej gali SAG Awards, a chyba nieźle podsumowuje wartość całej idei gest Elisabeth Moss, która dwukrotnie pokazała środkowy palec w sam środek manicamu. Nietrudno odnaleźć na YouTubie fragmenty rozmów z aktorkami, w których poirytowane gwiazdy ustawiają granice pomiędzy promowaniem rezultatów swojej pracy a sprowadzaniem pytań do poziomu wulgarnej sensacyjki. Scarlett Johansson przez dobrą minutę wypytywana, czy nosiła bieliznę pod obcisłym kostiumem do The Avengers, pyta wreszcie: „co to jest w ogóle za wywiad?!”. Anne Hathaway wałkowana o to, jak przygotowywała swoje ciało do roli kobiety-kota w The Dark Knight Rises, odbija w końcu piłeczkę: „o co chodzi, człowieku? Planujesz schudnąć, żeby wbić się w strój kocicy?”. Duże wrażenie robi reakcja Cate Blanchet udzielającej wywiadu podczas wspominanej już gali SAG Awards. W czasie gdy reporterka zagaduje ją, a jakże, o sukienkę, kamerzysta przeprowadza powłóczyste ujęcie po nogach aktorki. Kiedy kadr znajduje się na linii jej bioder, ta przykuca i pyta z wyrzutem: „facetom też robicie takie rzeczy?”.

Tematyka równościowa ostatnio coraz częściej pojawia się w tych obszarach, które zwykle zarezerwowane są raczej dla kultywowania zupełnie odmiennych typów dyskursu. Złośliwi mogliby na przykład powiedzieć, że oscarowa gala bardziej niż święto amerykańskiego kina przypominała w tym roku wiec działaczy społecznych. Podczas uroczystości przewijały się tematy takie jak problem meksykańskiej imigracji, kwestia samobójstw, czy sprawa zaangażowania przemysłu filmowego w zmienianie świata. Chyba największy aplauz, w tym stojące owacje Meryl Streep, zebrała zdobywczyni statuetki za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą, Patricia Arquette. Aktorka, posiłkując się wymiętą kartką, wygłosiła krótkie, ale płomienne przemówienie zakończone słowami „nadszedł czas, abyśmy raz na zawsze uzyskały równość płacową i równe prawa dla wszystkich kobiet w USA”. Jak widać czerwone dywany sprawdzają się jako miejsce manifestowania problemu nierówności równie dobrze, co trybuna ONZ, na której we wrześniu 2014 roku o włączenie się do walki o równouprawnienie apelowała do wszystkich mężczyzn gwiazda ekranu i ulubienica internetu Emma Watson.

Ekskluzywny świat filmowych idoli nigdy dotąd nie sprawiał tak silnego wrażenia, że zamieszkują go ludzie, których wizja rzeczywistości opiera się na głęboko egalitarystycznych przekonaniach. Wrażenie to wzmaga pozorna bliskość i dostępność hollywoodzkiego światka ufundowana na wszechogarniającym medialnym przekazie oraz bezpośredniości internetowej komunikacji, w ramach której każdy możne zaczepić na Twitterze choćby i zdobywczynię oscarowej statuetki. Jedno tylko w całej tej historii nie daje spokoju: czemu Reese Whiterspoon, nawołująca za pomocą hashtagów do pytania kobiet o więcej niż ubiór, kilka twittów dalej nie mogła powstrzymać się od zamieszczenia sprawozdania ze swojej oscarowej stylizacji? Być może chciała w ten sposób uprzedzić wszystkie ewentualne pytania o autora sukni – Tom Ford – czy projektanta zestawu biżuterii – Tiffany & Co

11


EH! PARENTS FOR BABIES

i c h w yBÓR Pierwszy rok życia mojego syna spędziłam szamocząc się gdzieś pomiędzy perfekcyjną wizją mojego życia a nie tak poukładaną rzeczywistością. Próbowałam sprostać swoim wyśrubowanym do granic wymaganiom, zostać perfekcyjną panią domu. Bobas nie zamierzał mi tego ułatwiać. Każda matka przytaknie mi, że przy ilości wydzielin, które wydalają z siebie niemowlęta, trudno o czysty ciuch, czystą podłogę czy czysty umysł na dłużej niż pięć minut dziennie. Chciałam mieć wypucowane mieszkanie, trzydaniowy obiad, gorący związek, pachnącego, ubranego w cudne śpioszki dzieciaka, super ciało i dużo energii, by to wszystko ogarnąć. Rzeczywistość mnie jednak przygniotła i dała jasno do zrozumienia: odpuść albo pedantyzm zamieni się w chorobę psychiczną. Mogę bez wstydu powiedzieć: jestem perfekcjonistką na odwyku. Nauczyłam się, że z pewnych rzeczy trzeba zrezygnować, że na obiad mogę odgrzać przedwczorajszą zupę, że paznokci nie warto malować, bo zanim wyschną, moje dziecko już będzie domagało się głośnym płaczem wzięcia na ręce. Nadal uczę się, że nie jestem w stanie kontrolować wszystkiego. Brak kontroli nad pewnymi rzeczami jest po prostu częścią tego, co nazywamy górnolotnie macierzyństwem, a co oznacza tylko tyle, że nasze stare życie odeszło na zawsze i nie pozostaje nam nic innego jak zbudować swoją rzeczywistość na nowo. Dojście do tego stanu równowagi zawdzięczam setkom godzin przegadanym z innymi matkami, w tym moją własną, tą zupełnie prywatną. Wniosków z tych rozmów wyciągnęłam sporo, tu jednak podzielę się akurat tymi, których nie miałam jeszcze okazji wypróbować w praktyce. Jako matka 14-miesięcznego chłopca mogę tylko potwierdzić słowa mojej znajomej, która, gdy byłam jeszcze w ciąży, powtarzała mi, że macierzyństwo to „brudna robota”. Pomijam już całą tę mało przyjemną część dotyczącą doglądania niemowlęcia od strony higienicznej, w którą nie warto się zagłębiać, dzieci po prostu produkują wokół siebie niesamowity chaos. Bałagan jest wszędzie i choć wyrastają z pieluch, przesiadają się na nocniki, uczą jeść w jakiś względnie

mustachepaper ich wybór: moda dziecięca 12

cywilizowany sposób, to nadal potrafią w 30 sekund podrzeć nowe rajstopy, poplamić wyjściową bluzkę i nową kanapę za jednym zamachem, by na koniec doprowadzić cię do rozpaczy swoją teorią na temat porządku w pokoju. To wszystko jeszcze przede mną. Już teraz jednak widzę, że tym wszystkim zmianom towarzyszy też kształtowanie się ich charakteru. Z każdym dniem, tygodniem, miesiącem mój syn poznaje siebie, swoje upodobania i świat dookoła. Uczy się żyć w społeczeństwie. Sprawdza, co mu się podoba, a co nie. Ja staram się temu przyglądać z dystansu, dbając, by w swych odkryciach był bezpieczny. To poznawanie z nim świata na nowo jest chyba moją ulubioną częścią bycia matką. Przyglądamy się w ukryciu naszym dzieciom, ich odkryciom i pierwszym samodzielnym wyborom. Dlaczego jednak tak rzadko pozwalamy im na te wybory w kwestiach mody? Jak wielu rodziców ubiera swoje dzieci tak jak kopie ich samych, nie dając im żadnej swobody? Sama też wpadłam w tę pułapkę. Szafa mojego syna przypomina szafę jego taty. Nie założę mu przecież pstrokatych bluzeczek, kolorowych spodni, infantylnych napisów. Właściwie dlaczego nie? Bo to obciach, bo ludzie się będą patrzeć, bo chcę, by dobrze wyglądał. Łatwo zatracić się w takim myśleniu. Kilkukrotnie złapałam się na tym, że zamiast skupiać się na przykład na wygodzie mojego syna, sięgam po rzeczy, bo są po prostu ładne, bo takie same znajdę na dziale męskim. Jak wiele matek zapominam, że dzieci nie muszą być zawsze czyste, wyprasowane, zapięte na ostatni guzik. Zaczynam jednak rozumieć, że moda to dla dziecka też część drogi do lepszego poznania siebie i swoich upodobań. Ciężko oczywiście dać w tej kwestii swobodę rocznemu gałganowi (oczywiście ma on swoje kaprysy, woli jedną czapkę od drugiej, ale na tym etapie wybory te podyktowane są raczej wygodą, a nie poczuciem estetyki). Inaczej już będzie z dwu- czy trzylatkiem, który może współuczestniczyć w wyborze swojej garderoby. Mam nadzieję, że o tym nie zapomnę i gdy nadejdzie czas, pozwolę mojemu synkowi na odkrywanie świata również pod kątem ubioru.

tekst: monika krauz paperplanes.pl

GAPULA

Wierzę, że sposób, w jaki traktujemy gusta naszych dzieci, może mieć olbrzymi wpływ na ich pewność siebie. Warto czasem odpuścić i kosztem własnego poczucia estetyki dać dziecku szansę puścić wodze fantazji. Kilkulatki penetrują otaczającą je rzeczywistość wszystkimi zmysłami, mają charakter i swoje upodobania. Moda to przecież wyrażanie siebie poprzez ubiór, więc czemu nie pozwolić im na to, by chodziły dumne i szczęśliwe ze swoich ciuchów, póki żadne konwenanse i reguły nie mogą ich powstrzymać? Przełammy się – świat się nie skończy, gdy nasze dziecko pójdzie na plac zabaw w przebraniu superbohatera czy księżniczki lub wyrazi wolę posiadania bardzo brzydkiej bluzki z jeszcze brzydszą podobizną Myszki Miki. Oczywiście czasem sytuacja może wymagać interwencji, gdy na przykład wasza latorośl wymyśli sobie chodzenie w kostiumie kąpielowym w środku zimy. To jednak ekstremalne przypadki. Jestem przekonana, że zdecydowanie częściej będziecie mile zaskoczeni wyborami swoich dzieci. Kombinacje kolorów, fasonów, deseni przejdą wasze najśmielsze oczekiwania. Warto pozwolić im ubierać się w to, co lubią. My, dorośli, też przecież nosimy tylko to, co nam się podoba. Dzieciaki mają otwarte umysły, są nieskończenie bardziej kreatywne, wymykają się szablonowemu podejściu do mody, a dając upust ich pomysłowości w kwestii ubioru, budujemy ich pewność siebie. Wolę mieć zabawnie wyglądające dziecko, które wie, czego chce i kim jest, niż zagubionego w narzuconych regułach małego człowieka, ubranego w zdjęte z wystawy jakiejś sieciówki ciuchy, w których nie tylko nie może zrobić swobodnego kroku, ale nawet oddychać. Jeszcze przyjdzie czas na sztywne uniformy. Bez obaw! Dzieciaki dorosną, ich gust się zmieni, a czapki piratów i korony z plastiku odejdą w niepamięć. Odłóżmy więc nasz perfekcjonizm na bok. Pozwólmy dzieciom być dziećmi. Uczmy się od nich i chłońmy ich świeże spojrzenie na świat. Włóżmy odrobinę wysiłku w to, by im zaufać i dać wolną rękę. Odwdzięczą się nam – wyrosną na pewnych siebie, świadomych młodych ludzi



pr z e strz eń mod y tekst: zofia piotrowska

ilustracje: joanna suska instagram.com/joana_sus

Przestrzeń mody Marki luksusowe swoją działalnością umacniają tezę, że moda to przemysł, którego tylko niewielką część stanowi projektowanie ubrań. Domy mody są przedsiębiorstwami i prowadzą biznes mający przynosić zyski. Strategie by to osiągnąć są różne. Luis Vuitton, najdroższa obecnie marka wyceniana na 26 mld dolarów, stara się jak najefektywniej udostępniać i popularyzować sprzedawane produkty. Inne podejście prezentuje Yves Saint Laurent, który stawia na czerpanie zysków z popytu na produkt ekskluzywny i unikatowy, którego nabycie wymaga pewnego wysiłku. Niezależnie od przyjętych metod wszystkie marki silnie pracują nad swoim wizerunkiem – obrazem stylu życia, którzy klienci wybierają, kupując ubranie z danym logo. Badacze rynku są zgodni co do tego, że marka to największy zasób firmy. Skoro dobre projekty i jakościowe wyroby to nie wszystko, to jak stworzyć wokół nich atmosferę pożądania? Co powinno dziać się wokół kolekcji? Jaka jest przestrzeń luksusowej mody?

Sezonowa prezentacja Tygodnie mody odbywają się dwa razy w roku, te najważniejsze w Nowym Jorku, Londynie, Mediolanie i Paryżu. W założeniu są to profesjonalne targi, gdzie

mustachepaper przestrzeń mody 14

kupujący mogą zapoznać się z projektami, które pół roku później trafią na sklepowe wieszaki. Rzeczywistość wydaje się poddawać w wątpliwość zasadność ogromnych budżetów przeznaczanych na tak ograniczone zamiary. Z kolei skromne pokazy wstępnych kolekcji są prezentowane wąskiemu gronu profesjonalistów miesiąc wcześniej. Dodatkowo jedna piąta, a w niektórych przypadkach nawet większość kolekcji z wybiegu, to unikatowe projekty niemożliwe do wprowadzenia w masowej dystrybucji. Rola pokazów uległa więc naturalnemu przekształceniu. Dzięki natychmiastowej i powszechnej informacji udostępnianej przez media społecznościowe tygodnie mody zyskały nowe funkcje. Stały się sezonowymi widowiskami, które ekscytują prasę i wywołują poruszenie w internecie. Ich celem ma być skuteczne podsycanie pragnień konsumentów, by z półrocznym wyprzedzeniem marzyli o zakupie luksusowych produktów. Media sprawiły, że jeden tydzień stał się kluczowy dla skupienia największej uwagi, która pozwoli markom zamanifestować swój charakter, określić styl i wartości, które staną się udziałem przyszłych klientów firmy. Marki modowe stosują najrozmaitsze zabiegi, by uatrakcyjnić swoje prezentacje. Kluczowa jest tu odpowiednia oprawa wydarzenia. Nowość, skandal czy przetwarzanie popularnych tematów – jak w przypadku

wybiegu lalek barbie wiosna/lato 2015 Jeremiego Scotta dla Moschino – wywołują żywą reakcję w mediach społecznościowych i czynią pokaz hitem sezonu. W stworzeniu wyjątkowego klimatu może pomóc wprowadzenie muzyki na żywo czy nietypowej scenografii, która zapadnie w zbiorowej pamięci.

Wizjonerzy popkultury Przemysł modowy docenia indywidualności. W połowie XIX wieku francuscy krawcy z rzemieślników stali się właścicielami renomowanych domów haute couture. Zakłady musiały spełniać wyśrubowane wymagania cechów, w zamian promowały nazwiska swoich założycieli wśród elit towarzyskich. Sława dzisiejszych dyrektorów kreatywnych wykracza poza markę i podąża za nimi do firm, z którymi w danej chwili współpracują. Najpopularniejszy współcześnie wizjoner Karl Lagerfeld już w 2007 roku postanowił odmienić przestrzeń pokazu Fendi, przenosząc ją na Wielki Mur Chiński. Budowla była przecież zaprojektowana po to, by po niej chodzić. Różnica polegała na tym, że zamiast posłańców przenoszących wiadomość o zbliżających się wojskach przechadzały się po niej modelki na wysokich obcasach. Był to sygnał, że prezentacje kolekcji nie muszą odbywać się tylko w ascetycznych białych


przestrzeniach. Od tamtego czasu Lagerfeld jednak zmienił pracodawcę i stylistykę swoich projektów.

Scenografie Pokaz Chanel kolekcji jesień/zima 2014 w marcu ubiegłego roku odbywał się, jak zawsze, w paryskim Grand Palais. Imponująca przeszklona konstrukcja została wzniesiona z okazji wystawy światowej w 1900 roku, tej samej, którą uczczono wybudowaniem Wieży Eiffla. Secesyjny pałac od samego początku pełnił rozmaite funkcje, był miejscem wyścigów konnych, stanowił przestrzeń ekspozycyjną dla tak prozaicznych produktów jak sprzęty gospodarstwa domowego, a podczas okupacji nazistowskiej urządzono w nim szpital wojskowy. Lagerfeld, jako dyrektor kreatywny, podczas jednego z pokazów w 2011 roku przemienił przestrzeń Grand Palais w dno morza udekorowane przeskalowanymi muszlami i perłami, w takim otoczeniu zaśpiewała Florence Welch z Florence and the Machine. Innym przedsięwzięciem projektanta było urządzenie tam w październiku 2013 roku muzeum Chanel. Dość dosłownie przełożył on wtedy wizualne trendy panujące w sztuce współczesnej na kolorowe loga marki. Pierwotną lustrzaną klatkę schodową apartamentu Coco Chanel, na której modelki prezentowały klientom nowe

kolekcje, zastąpiły rozbudowane scenografie stanowiące centrum multimedialnych spektakli. Lagerfeld stworzył pokazy, gdzie wzrok starający się odszukać prezentowane na modelkach ubrania był tylko jednym ze zmysłów zaangażowanych w odbiór.

Dla nich, co zgrabnie zauważyli komentatorzy, była to prawdopodobnie pierwsza w życiu wizyta w sklepie spożywczym. Po pokazie z radością odkrywców rzucili się do półek, by zabrać na pamiątkę proszki do prania i wycieraczki Chanel.

Supermarket z modą

Marketing czy sztuka?

W marcu 2014 roku nie było inaczej. Grand Palais zmienił się w supermarket z półkami wypełnionymi po brzegi kolorowymi produktami z logiem Chanel, między innymi puszkami tuńczyka o smakowitej nazwie „Delice de Gabrielle”, czy kakao „Choco coco”. Modelki przechadzały się między półkami z torebkami zafoliowanymi na tackach jak filety, robiąc zakupy do koszyków z typowymi dla marki łańcuszkowymi plecionkami i skórzanymi paskami; muzykę przerywały sklepowe komunikaty. Codzienne, prozaiczne zajęcie zostało przetransponowane w pokaz mody dla najbogatszych. Czy Lagerfeld wystawił autoironiczną sztukę o współczesnym świecie mody? Wydaje się, że scenografia pokazu nie przekroczyła ram konwencji i nie wykorzystała tym samym szansy na rozwinięcie się w błyskotliwą metaforę. W każdym razie odbiór widowiska wśród zaproszonych gości był raczej jednoznaczny.

Świat mody ma jedną ważną cechę wspólną z rynkiem sztuki: jego zasady w dużej mierze ustalają krytycy. Doceniają oni wartość nowości lub wręcz ją fetyszyzują. Nawet wtedy, gdy bazuje ona na kontestacji przyjętych struktur. Swoje autorskie wizje i nowatorskie podejście do przestrzeni mody prezentował, tragicznie zmarły w 2010 roku, Alexander McQueen. Na potrzeby kolekcji jesień/zima 1999 marki Givenchy stworzył pokaz o wyjątkowej dynamice. Wokół kwadratowej płaszczyzny została usadzona widownia. Spod powierzchni sceny, w miejscach odcinających się jaskrawym oświetleniem, wysuwały się kwadratowe platformy, wznosząc manekiny prezentujące kolekcję. Ich szklane głowy migotały wewnętrznym światłem, nawiązując do tematu kolekcji – dekapitacji młodziutkiej królowej Jane Grey, motywu znanego z dziewiętnastowiecznego obrazu Paula Delaroche’a.

15


Profesjonaliści McQueen ustanowił nowy porządek. Widownia obserwowała wybieg z różnych stron, ale była w danym momencie skupiona wokół jednego punktu. Strumień reflektorów kierował uwagę publiki na konkretne elementy pokazu, podczas gdy reszta pozostała w kompletnej ciemności. Nie było jednego, obiektywnego obrazu kolekcji. Muzealny, równomiernie oświetlony biały boks został zamieniony w przestrzeń dramatyczną. Te same ubrania prezentowane z różnych dystansów i pod różnymi kątami zniosły tradycyjną kompozycję pokazu, w wątpliwość została poddana jednoznaczna hierarchia ważności prezentowanych treści, a modelki zastąpiono manekinami, które w zupełności spełniły ich role. Silnie skontrastowane oświetlenie, mieniące się manekiny, wszystko to uniemożliwiało sfotografowanie widowiska. Alexander McQueen osłabił obiektywne znaczenie samej kolekcji, a podkreślił rolę jednostkowego doświadczenia. Z przestrzenią wybiegu eksperymentował później wielokrotnie. Drażnił widownię, sadzając ją przed lustrem ukazującym ich własne odbicie, naginał kolejne reguły w dawno ustalonej hierarchii.

Współpraca Oddanie się w ręce geniusza haute couture nie jest jedyną strategią marek modowych. Niektóre firmy

mustachepaper przestrzeń mody 16

podejmują współpracę z profesjonalistami z innych dziedzin. Jednorazowy projekt często przeradza się w długotrwały związek. Kooperacje z uznanymi filmowcami, przy kręceniu spotów reklamowych, nie są już niczym niezwykłym. Pełna uroku jest seria etiud, zatytułowana Women’s tales, wyprodukowana dla Miu Miu, gdzie każdy z odcinków wyreżyserowany jest przez inną kobietę. Niektóre filmy to nastrojowe i kameralne obrazy skupiające oko kamery na kolorowych i wzorzystych ubraniach, inne mają żywą i pełną zwrotów akcji fabułę. Koncernem, który najbardziej upodobał sobie różnego typu kooperatywy jest Prada. Jej część stanowi zresztą wyżej wspomniana marka Miu Miu. Do współpracy wybierają najlepszych. Razem z LG wyprodukowali własny telefon, LG Prada. Filmy reklamowe kręcili dla nich najwięksi reżyserzy, tacy jak Roman Polański czy Wes Anderson. To Pradzie przypada w udziale najbardziej znana współpraca architektoniczno-modowa, która zaczęła się już kilkanaście lat temu. Korporacja pozostaje w stałym związku z biurem architektonicznym OMA prowadzonym przez wizjonera-celebrytę świata architektury Rema Koolhaasa.

Współpraca pracowni Koolhaasa z domem mody zaczęła się od zaprojektowania sklepów Prady, wśród których znalazł się zrealizowany w 2001 roku projekt butiku w Nowym Jorku. Od początku wszystko wskazywało na to, że Prada nie pozostanie po prostu firmą sprzedającą ubrania, a architekci z OMA nie ograniczą się do tworzenia poprawnych estetycznie wnętrz. Nietypowa przestrzeń sklepu została zaaranżowana w ten sposób, że sporą jej część wypełnia łukowata drewniana powierzchnia, która po jednej stronie tworzy schody, zaś po drugiej, przeciwnej, rozkładaną scenę. Stopnie mogą służyć jako ekspozycja manekinów, a w czasie specjalnych wydarzeń pełnią funkcję amfiteatralnej trybuny. Z biegiem czasu kooperacja rozciągała się na kolejne przedsięwzięcia. Dziś za wspólne projekty odpowiedzialna jest siostrzana pracownia AMO. Ten oddział firmy z założenia nie zajmuje się projektowaniem budynków i urbanistyką. Jego zadaniem jest wykraczanie poza tradycyjnie pojmowane granice architektury i prowadzenie przedsięwzięć multidyscyplinarnych. Taka z pewnością jest współpraca z Pradą, która obejmuje projektowanie wnętrz sklepów i budynków Fundacji Prada, czy też inscenizacje wybiegów w Paryżu i Mediolanie, a nawet tworzenie kolaży i filmów reklamowych. Redefiniowanie znaczenia wybiegu mody stało się powszednim zajęciem biura.


Wysublimowane zamieszanie Na potrzeby oprawy pokazu Prady wiosna/lato 2012, zatytułowanego przez AMO Field, całe wnętrze wyłożono sztuczną trawą. Równomierny układ brył na jej powierzchni tworzył siatkę, i choć sama pozostawała niewidzialna, to była czytelna i sugestywna. Rem Koolhaas z idei grid – siatki rozwinął opisaną w swojej książce doktrynę, która wyjaśnia praprzyczynę powstania Manhattanu. Później powracał do tej idei w wielu swoich projektach. W minimalistycznej realizacji Field siatka regulowała przestrzeń, na którą składały się poustawiane w równych odstępach klocki z niebieskiej pianki, które pełniły funkcję siedziska. Publiczność została pojedynczo rozsadzona w równych rzędach. Niepewni, odseparowani widzowie, pozbawieni możliwości wymiany informacji, zostali zmuszeni do pełnego skupienia uwagi i indywidualnego odbioru kolekcji. Oświetleni stadionowymi reflektorami wyglądali jakby uczestniczyli w plenerowym, rygorystycznie zorganizowanym pikniku. Między piankowymi blokami, według zaplanowanej choreografii, przechadzali się modele, umożliwiając wszystkim pełny odbiór kolekcji. Zupełnie inny był poetycki pokaz wiosna/lato 2015. W tej samej mediolańskiej hali wybudowano hipnotyzujący kobaltowy basen. Zaskakujące użycie wody, która wypełniała duży, centralny obszar budynku, zachwiało

tradycyjne relacje przestrzenne w scenicznym układzie widowiska. Dzięki odpowiedniej kolorystyce i oświetleniu, mimo geometrycznej ostrości wnętrza, stworzono naturalną atmosferę jaskini.

Dom mody, dom kultury Czy wszystkie te działania przekładają się na wzrost sprzedaży? Specyfika przemysłu modowego sprawia, że biznes i sztuka wciąż się przeplatają. We współczesnym świecie ulegają komercjalizacji kolejne dziedziny życia, także kultura wysoka. Częścią tego procesu są działania domów mody. To już nie tylko instytucje, które rzemiosło krawieckie zamieniły w sztukę. To także nowi mecenasi mogący sobie pozwolić na finansowanie deficytowych projektów artystycznych. Pytanie tylko, czy te pozostaną tylko rozrywką dla uprzywilejowanych, czy też mogą stać się dobrem publicznym? Ewolucję modowego przemysłu świetnie obrazuje pawilon stworzony w Seulu dla Fundacji Prada przez architektów z OMA. To rodzaj transformera, architektoniczna interpretacja japońskiej zabawki mającej zdolność przekształcania się z samochodu w robota. Projekt pozwala więc na zobrazowanie korporacyjnej wieloznaczności. Pawilon jest zbudowany w formie czworościanu foremnego (piramidy), gdzie w z definicji

identyczne ściany zostały jednak wpisane cztery kompletnie różne figury. Pięciobok sprawdza się dla ekspozycji mody, prostokąt może zamienić się w kino, na planie koła ma się odbywać pokaz kolekcji, a krzyż równoramienny staje się wystawą sztuki. Dźwig podnosi cały obiekt i przekłada go na odpowiednią stronę w zależności od wydarzenia. Transformer nie ukrywa swojej schizofrenii. Przeciwnie, wszystkie ściany wyróżniają się swoją geometrią, a łączy je jedynie cienka membrana. Choć to tylko pawilon tymczasowy, projekt miał duży wpływ na sposób myślenia o przestrzeni architektonicznej. Można nawet zaryzykować, że był kluczowym i najbardziej reprezentatywnym dla idei biura OMA. Być może udało się to osiągnąć dzięki wieloznacznej funkcji budynku, być może dzięki otwartości Prady, a może dzięki wystarczająco dużemu budżetowi. Jedno jest pewne: związek architektury z modą przyniósł udany rezultat

17


500

Co za zł w m u s ta c h e

?

Patrick Deba Jak szaleć, to szaleć. Wybrałbym crewneck THUNDER BLOND z motywem liści laurowych. Crewnecki są dobre na każdą okazję, poza tym w poprzedniej wersji tej bluzy dumnie paradowała Anja Rubik, a każdy chce być jak ona! Jeżeli ktoś pożyczyłby mi jeszcze 20 PLN, to dorzuciłbym ultra wygodne bokserki happy socks.

71,91 zł

450 zł bluza THUNDER BLOND – 450,00 bokserki happy socks – 71,91 suma – 521,91

Aleksandra Radzik Wiosenno-letnie fantazje, czyli wieczór w miejskim betonie i nadmorski wschód słońca. Bluza MeWant – na zawsze. Złote szorty od MISBHV – tylko na opalone nogi. Pierścionek Poli Zag na palec, na głowę zawsze czapka, MOZCAU. A na deser kubek FOR.REST. bluza MeWant – 190,00 szorty MISBHV – 59,00 pierścionek Pola Zag – 70,00 czapka MOZCAU – 119,00 kubek FOR.REST – 30,00

70 zł

119 zł

59 zł

30 zł 190 zł

suma – 468,00

Aleksander Furgał Wybrałbym koszulę Biker od RISK MADE IN WARSAW, spodnie Cigarette Chino Brown od The Hive i czapkę HT Beanie. Codziennie kursuję między uczelnią a pracą, więc najlepiej czuję się w klasycznych ubraniach, które w razie potrzeby mogę, przy pomocy kilku podwinięć, szybko przekształcić w bardziej każualową stylizację.

41,65 189 zł 279 zł

spodnie The Hive – 189,00 koszula męska RISK made in warsaw – 279,00 czapka HARP TEAM – 41,65 suma – 509,65

mustachepaper co za 500 zł w mustache? 18


Co kupilibyście za 500 zł na stronie Mustache.pl? Coś praktycznego czy seksownego? Modne dodatki czy designerskie gadżety? Jedną wyjątkową rzecz czy współgrający ze sobą zestaw? Podjąć decyzję pomaga załoga Mustache. Oni mają już swoje typy

Konrad Ozdowy Wygodne spodnie, dużą torbę i t-shirt zawsze mam na sobie. W związku z wieloma wyjazdami wybrałem spodnie MISBHV. Komputer, notatki, długopisy, powerbank to moi nieodłączni przyjaciele, którzy znajdą dla siebie idealne miejsce w torbie Landenbahn Rowdy Bag Tough. spodnie MISBHV – 99,00 zł torba LANDEBAHN – 299,00 zł t-shirt Keyce – 93,00 zł

99 zł

93 zł

299 zł

20% 61% 19%

suma – 491,00

Honorata Wojtkowska Wybrałabym skarpetki z buldogami francuskimi, oryginalne spodnie od MISSDENIM i bluzkę ARMY GETS DOWN – krótkich topów nigdy za dużo. Co jeszcze? Na pewno plecak z niebieskiej siatki Goes To M. Nie lubię nosić torebek, a plecaki świetnie spisują się na festiwalach. skarpetki DOGS SOCKS – 29,00 plecak GOES TO M – 119,00 spodnie MISSDENIM – 299,00 bluzka ARMY GETS DOWN – 59,00

6% 23.5% 59% 11.5%

119 zł

59 zł 29 zł

299 zł

suma – 506,00

Kasia Bajtlik Wybrałabym spodnie Power Black Check z Lous, top Memphis z Mamapiki i naszyjnik Indian Summer z Animal Kingdom. Lubię ubrania, które łączą klasykę ze sportowym zacięciem. Jestem osobą żyjącą w biegu, więc to, co noszę na co dzień, musi być wygodne i uniwersalne. spodnie Lous – 272,00 top Mamapiki – 139,00 naszyjnik Animal Kingdom – 120,00

51%

139 zł

120 zł

272 zł

26% 23%

suma – 531,00

19


Mus tac h e Yard S al e w ob ie k t y w ie Czy wiecie, że grudniową edycję naszych targów odwiedziło aż 35 tys. osób? W Pałacu Kultury i Nauki pojawiło się 418 wystawców, którzy rozstawili się na 8 tys. metrów. Przez 36 godzin odwiedzający eksplorowali tę monumentalną przestrzeń, wypełnioną modą, designem, muzyką i książkami. Zobaczcie zresztą sami – zapraszamy do obejrzenia fotorelacji

mustachepaper mustache yard sale w obiektywie 20

zdjęcia: jarek barański



Serialowa moda Brzydula Betty – Marc St. James

tekst: zdzisław furgał Dynastia – Alexis

Seks w wielkim mieście – Carrie

Moda w XXI wieku dociera do nas wielokanałowo. Wiadomo, że taką na żywo, w formie pokazów i prezentacji, ogląda garstka wybrańców. Trochę więcej osób odwiedza targi, czy czyta modowe periodyki, ale większość i tak śledzi trendy w internecie. Strony, blogi, twittery, facebooki, moda na YouTube i Vimeo, kreacje na Pintereście czy Instagramie. Wszystko super, ale trochę zapominamy, że od wielu lat tubą dla mody jest przecież telewizja. A ona kocha modę, więc zawsze potrafiła wskazać, co wypada, a co nie, zaprezentować nowe odkrycia, kierunki rozwoju, zrelacjonować te wszystkie pokazy i targi, nadać kolor i sprawić, że było się na bieżąco. Robiła to za pomocą stacji muzycznych, tematycznych kanałów, zagranicznych reklam, specjalistycznych audycji, programów typu reality show i licznych dokumentów oraz fabuł. Kluczowe jednak były zawsze bardzo popularne u nas seriale, które w większej liczbie pojawiły się w latach 80. i rozkręciły mocno w latach 90. W nowe tysiąclecie wchodziliśmy już natomiast jako obywatele telewizyjnego świata, będący na bieżąco z trendami i tytułami, porządkujący za pomocą internetu seriale w sezony i oglądający najświeższe produkcje dzięki prywatnym telewizjom i cyfrowym platformom. Nic się jednak nie zmieniło – dalej podpatrujemy, wspominamy i wyśmiewamy. Warto przypomnieć więc najciekawsze produkcje, w których temat mody, choć nie zawsze pierwszoplanowy, był na tyle istotny, że mocno zapadł w pamięć. Pierwsze spotkanie z tym wielkim światem w naszych domach to na pewno Dynastia. U nas kraj dopiero podnosił się z komuny i zaczynał raczkować w kapitalizmie, a tam wszystko błyszczało i było pełne przepychu. Przesadzone kreacje, kiczowate rozwiązania, wszechobecne bogactwo. Królową tego balu była na pewno Alexis, płynnie przeskakująca między kowbojskim stylem a futuryzmem, prezentująca coraz to nowe nakrycia głowy, futra czy pióra. Polacy kochali Dynastię tak bardzo, jak bardzo nie zauważali potem mody w Modzie na sukces. A przecież ten tytuł, co niektórych może zdziwić, przez wszystkie swoje miliard odcinków traktował właśnie o tym świecie, a nie, jak niektórzy podejrzewają, o kazirodztwie, zdradzie, kłamstwie i cudownych wskrzeszeniach.

Ważnym zetknięciem z nowojorskim światem high fashion były seriale Ally McBeal oraz Seks w wielkim mieście. Ten pierwszy, pokazujący niezależną, młodą egocentryczną panią adwokat, zainspirował wiele ambitnych dziewcząt i przyciągnął przed telewizory męskich fanów. Malkontenci narzekali natomiast, że spódniczki o długości biznes każual i zbyt minimalistyczna garderoba degradowały kobiety w ich miejscu pracy. Odważny Seks w wielkim mieście przedstawiał życie i styl czwórki młodych kobiet z nowojorskiej Upper East Side. Sztywniarskie kreacje Charlotte, zdecydowane garsonki Mirandy, seksowne sukienki Samanthy i oczywiście eksperymenty modowe Carrie, pełne topów, cielistych sukienek i naszyjników. Zresztą przebojowa szafa Carrie szybko sprawiła, że bohaterka została ikoną mody. Nie możemy też zapomnieć o butach, których zakupy nieraz czyściły karty kredytowe bohaterek i wyciągały je z największych depresji. W latach 90. wszyscy z zapartym tchem oglądali Beverly Hills 90210. Dzisiaj wybory modowe Brendy, Brendona i Dylana wydają się kompletnie nietrafionym miszmaszem, ale wtedy mocno pachniało to wszystko Ameryką. A ten zapach nas omamiał. „Mamine” jeansy Brendy z wysokim stanem, które w tamtej formie nigdy nie wrócą (choć wiele osób twierdzi inaczej), odsłaniające brzuch topy z długim rękawem Kelly i usztywnione, wiecznie nieruchome fryzury hipnotyzowały nas prawie tak samo jak wszechobecne kolory, obecność oceanu i kabriolety. Dziesięć lat później młodzież miała już Gossip Girl. Nowe pokolenie nastolatków znów inspirowało się bogatą nowojorską dzielnicą Upper East Side, podobnie jak wcześniej ich starsze siostry a nierzadko młode mamy przy okazji Seksu w wielkim mieście. Jedną z głównych bohaterek serialu była Blair. Moda była dla niej religią. Ta młoda dama nigdy nie wychodziła z domu bez spódnicy, wysokich obcasów i stylowej opaski. Jej przyjaciółka od serca, Serena, zamieniająca się w niektórych odcinkach w zaciekłego wroga, swój szkolny mundurek komponowała raczej z zaczerpniętych od bohemy luźnych spódnic, które parowała ze skórzanymi kurtkami. Prawdziwie uliczny styl, którym kreowała to, co działo się na serialowych ulicach Plotkary.

mustachepaper serialowe kolekcje 22

W momencie, kiedy kino fascynowało się historiami żyjącej w prawdziwym świecie modowej monarchii, seriale często parodiowały ten trend. Zamiast Prady, w której ubierał się diabeł i Meryl Streep, dostaliśmy Brzydulę Betty w wielu międzynarodowych odmianach. Twarzą tej z USA była America Ferrera. Jej Betty z Queens pracowała w przerysowanym do granic modowym magazynie „Mode”. Znaki rozpoznawcze? Okulary, aparat ortodontyczny i dziwaczne, pozornie niepasujące do siebie kreacje na bazie ponczo. Umówmy się, że jej look bardziej rozczulał niż inspirował, natomiast pokazany w serialu karykaturalny świat mody naprawdę bawił. Szczególnie jeśli zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak bardzo jest prawdziwy. Moda w serialach to nie tylko rzeczy wprost. To także cała gama świetnych wysokobudżetowych produkcji, dla których z założenia moda miała być dodatkiem. Królem takich seriali jest bez wątpienia Mad Men. Dziejące się w latach 60. perypetie pracowników agencji reklamowej rozpoczęły debaty o nowej jakości w telewizji. Każdy z godzinnych odcinków to w zasadzie mały film. O precyzji, z jaką odwzorowano realia tamtych czasów, krążą już legendy. Na ekranie widzimy wszystko to, co powodowało, że lata 60. zapisały się złotymi zgłoskami w historii mody. Szykowne garnitury, których kroje zmieniały się dyskretnie co sezon, fryzury, kapelusze i koszule noszone przez głównego bohatera, geniusza copywritingu Dona Drapera realnie wpłynęły na mocno inspirowane przeszłością nasze tysiąclecie. Identycznie sprawa ma się z kobiecymi kreacjami prezentowanymi w Mad Men – spódnice niebojące się pokazać krągłości, pasy do pończoch, koszule, garsonki i pierwsze w historii bikini prowadziły nas za rękę przez trendy i przemiany modowe tamtych czasów. Obecnie fabuła w kończącym się definitywnie serialu dobiła już do lat 70. i raczej nie ujrzymy gwałtownych zmian, które przyniosła modzie kolejna dekada. Nie jest to jednak problem, bo telewizja AMC, która wyprodukowała serial w zeszłym roku, pokazała nową retro serię Halt and Catch Fire, w której twórcy pierwszych osobistych komputerów mają na sobie właśnie kreacje z lat 80., łączące pop, kicz i elektro sznyt. Retro znów stało się cool, więc teraz, żeby przełamać ten trend, należałoby chyba zrobić parę seriali o modzie przyszłości. Czekamy




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.