MustachePaper #7

Page 1

MUSTACHEPAPER

# 7

MAJ 2016

K A TOW I C E — R E T U SZ — H A N D E L — D E S I G N D L A U C H O DŹ C ÓW KS I Ę Ż N I C Z K I — L I S KU L A — N OW A GW A R D I A — KO M U N I K A T


SPIS RZECZY

4

T R E N DY

R EDA K TO R N AC ZELN Y: Z DZ I S Ł AW F U R G A Ł D Y R E K T O R K R E AT Y W N Y : K R Z YS Z TO F K A M I E N O B R O DZ K I

6

O K Ł A D K A , L AY O U T: M A R TA L I S S O W S K A K R Z YS Z TO F K A M I E N O B R O DZ K I

TRENDSETTERKI natalia

kędra

SKŁAD: M A R TA L I S S O W S K A

8 zdzisŁaw

12

16

paulina

K O R E K TA : N ATA L I A O S E S

FurgaŁ

bierzgalska

NA OKŁADCE DORIAN KLIMZA. M E C H A N I K R O W E R O W Y, K U R I E R , M I E J S K I A N I M AT O R I M I Ł O Ś N I K D O B R E J K AW Y. P R O WA DZ I S A L O N O D N O W Y M E C H A N I C Z N E J W K AT O W I C A C H . ZDJ ĘCIE W YKONAŁ FILIP SKROŃC .

-sikorska

R E D A K C J A @ M U S TA C H E PA P E R . P L M U S TA C H E PA P E R . P L karolina

matysiak

© 2 0 1 6 M U S TA C H E WA R S AW S P. Z O . O . A L . U J A Z D O W S K I E 3 7/ 3 0 0 - 5 4 0 WA R S Z AWA

22 maŁgorzata

24

weronika

piernik

D R U K A R N I A O D D I S P. Z O . O . UL. RADOMSKA 2 28 - 8 0 0 K AMIEŃ K /BIAŁOB R ZEG I

maliszewska

N R 7, M A J 2 0 1 6 NAKŁAD: 10 000

26

paulina

bierzgalska

-sikorska

28

S P I S

R Z E C Z Y

2



T R E N DY Koszulki do gadania Problemy z komunikacją za granicą? Wszystko ma zmienić wynalazek trzech przyjaciół, którzy na pomysł ICONSPEAK wpadli podczas wyprawy do Wietnamu. Oczywiście przy piwie. Podróżników zainspirowała awaria jednego z motocykli, którymi się poruszali i niemożność dogadania się z kimkolwiek w jakimkolwiek języku. Opracowali więc zestaw kilkudziesięciu piktogramów, które mogą funkcjonować zarówno oddzielnie, jak i w grupach, tworząc w ten sposób bardziej skomplikowane pojęcia, a nawet całe zdania. I choć dzięki koszulce nie porozmawiamy o nowym odcinku „Gry o Tron” czy o powolnym radykalizowaniu się społeczeństwa na Starym Kontynencie, na pewno kiedy ją założymy, będzie nam łatwiej znaleźć nocleg, wodę pitną, toaletę czy dostęp do Internetu.

Modne festiwale

Kolory roku

Buty sportowe do garnituru

Że nie macie już 15 lat? Że to zbytnia ekstrawagancja? Niekoniecznie. Buty sportowe mogą świetnie współgrać z garniturem, jeśli tylko wiemy, jak te dwie rzeczy odpowiednio połączyć. Po pierwsze powinno być klasycznie i minimalistycznie. Granatowy garnitur i białe subtelne sportowe buty sprawdzają się świetnie. Po drugie, aby był efekt, nogawki muszą być dość wąskie i nie za długie – nie warto świecić gołą kostką, ale też buty powinny być zauważalne. Warto też, aby odróżniały się kolorystycznie od całości, więc dobrze, jeśli małe elementy typu nić, sznurówki czy logo pasują do elementów garderoby, takich jak na przykład krawat czy poszetka. Najważniejsze jednak, aby dobrze dobrać model buta. Stonowany klasyk sprawi się w tym przypadku zdecydowanie lepiej niż ekstrawagancki sportowy sznyt.

Jeśli myślicie, że najmodniejsze kolory roku są wybierane przypadkiem, jesteście w błędzie. Każdego roku zajmuje się tym Instytut Pantone, amerykańska korporacja, znana głównie z produkcji systemów używanych w przemyśle poligraficznym. W sezonie wiosenno-letnim królować będą więc dwie ciekawe barwy. Pierwsza to delikatny błękit, określany przez dyrektorkę wykonawczą Pantone, Leatrice Eiseman jako „nieważki i przewiewny”, który może „dać komfort i uspokoić nawet w niespokojnych czasach". Druga to „przekonujący, ale łagodny" kwarcowy róż, który Eismen porównuje do „bezchmurnego zachodu słońca", „pąsu na policzku" czy „kiełkującej rośliny". Nawet jeśli oba kolory nie przyjmą się do końca i furorę zrobi po prostu czarny, to trzeba przyznać Pantone, że potrafią mówić pięknie o tym, czego większość ludzi nie potrafi nawet nazwać.

Letni sezon koncertowy lada moment ruszy w Europie, natomiast w zawsze gorącej Kalifornii co więksi szczęśliwcy zaliczyli już Coachellę. Choć festiwal ten, mimo dobrego line-upu, krytykowany jest często za bycie targowiskiem próżności, nie da się ukryć, że często tam rodzą się trendy, które towarzyszą potem fanom muzyki (i nie tylko) przez wiele miesięcy. Co było modne w tym roku? Przede wszystkim koszulki bez ramiączek, które oferują sporo odsłoniętego ciała bez ryzykownego obnażania i zapewniają możliwość równego opalania. Poza tym dziwne dwuczęściowe kostiumy, kuse, ale udające biurowy profesjonalizm. Widzieliście je na pewno kiedyś u Taylor Swift. W dalszym ciągu też na szyjach królują tandetne chokery à la lata 90. Na nogach warto mieć natomiast kowbojki, które godnie zastąpią niepraktyczne festiwalowe kalosze. Modnie też mieć coś zrobionego na szydełku (najlepiej top!) i nie bać się eksperymentować z jednoczęściowymi strojami kąpielowymi, które najlepiej wyglądają w połączeniu ze spódnicą czy spodniami z wysokim stanem. Bawcie się dobrze!

Mleczne przeróbki Przetwarzanie wtórne odpadów w taki sposób, aby powstawały produkty o wyższej wartości niż przetwarzane surowce funkcjonuje już od kilkunastu lat i nadal ma się świetnie. Dzięki upcyclingowi mieliśmy już więc plecaki z pasów bezpieczeństwa, sukienki z papieru, kurtki z plastikowych butelek czy torebki z opon. Anke Domaske, projektantka z Hanoweru, wynosi ten trend na całkiem inny poziom, proponując ubrania stworzone z... mleka. Mikrobiolożka, zaniepokojona tym, że każdego roku wyrzuca się w Niemczech dwa miliony litrów mleka, przekształciła odkryte przez siebie mleczne włókna w lekką jak jedwab tkaninę. Powstałe z niej ubrania są bezwonne, łatwe do czyszczenia i dobre dla alergików. Teoretycznie można je nawet zjeść!

t r e n dy i

nowości

4



K EKS T R E N DSETTERKI tekst Natalia Kędra

missbrodka

Gdy muzyka gitarowa ogranicza modę subkulturowym gorsetem, a R&B wymusza bycie ostentacyjnie sexy, na barkach offowego popu spoczywa odpowiedzialność za ewolucję stroju scenicznego. Z pewnym opóźnieniem trend rozgościł się nad Wisłą.

Czy Björk i Roisin Murphy byłyby równie fascynujące, gdyby ich muzycznym podróżom nie towarzyszyły estetyczne eksperymenty? Dziwaczne stroje idealnie zgrane z oprawą koncertów albo grające pierwsze skrzypce na okładce płyty... Czy świat pokochałby Annie Clark (St. Vincent), gdyby nie towarzysząca jej etykietka alternatywnej ikony stylu? W Polsce moda pop długo była synonimem bezguścia, a misję ratowania naszego honoru podejmowała tylko Monika Brodka. Nadal pozostaje prowodyrką, ale wygląda na to, że w 2016 r. scena pop zaroi się od kobiet, które nie tylko śpiewają inaczej, ale i wyglądają inaczej. Nikt nie wie, co nosi Brodka – mówi mi znajoma dziennikarka, jedna z wielu osób w branży, które nie znają numeru komórki Vasiny, najbliższej współpracownicy Brodki, stylistki i projektantki. W przeciwieństwie do bankietowych celebrytek Monika nie oznacza marek na Instagramie, nie wysyła maili z opisem stylizacji. Jej ubrania są trudne do rozpoznania, bo zamiast wydawać fortunę na luksus z wybiegu, Monika szpera w lumpeksach, szuka unikatów. Czasem szepnie coś w jakimś wywiadzie – że na co dzień lubi prostotę, że nie stroni od sieciówek, że jej stylistom zdarza się przerabiać dla niej ciuchy, nawet te pioruńsko drogie. W „ELLE” ujawniła, że złote półbuty z okładki EP-ki „Lax” kupiła... w Zarze. Zależy nam, by przy każdym projekcie Moniki stylizacje były spójne z muzyką. Również te, które pojawiają się w prasie – wyjaśniała Vasina, w tym samym artykule

„ELLE” z 2012 r. Sama stylistka jest równie tajemnicza, co jej podopieczna. Trudno zdobyć jej wypowiedź, nie prowadzi fanpage’a, nie chwali się swoimi projektami. Bywa, że na zdjęciach nie jest podpisywana nazwiskiem, tylko jako partnerka popularnego aktora. Wystarczy jej sława wieloletniej stylistki Brodki i fakt, że gdy wokalistka włoży coś rewelacyjnego i nikt nie potrafi tego rozpoznać, zakłada się, że wyszło spod ręki Vasiny. Bo rozpoznawanie ubrań Moniki Brodki to dla redaktorów mody sport ekstremalny. Można tylko cieszyć się z drobnych sukcesów. Np. z odkrycia, że na urodziny Gosi Baczyńskiej wpadła w kapeluszu Vivienne Westwood (ulubionym Pharrella) i sandałkach z COS, albo że zaśpiewała w projekcie z kolekcji dyplomowej Kasi Skórzyńskiej (Kaaskas). Młodych absolwentów ASP Brodka obserwuje szczególnie uważnie – innym razem pojawiła się na salonach w sukni od koleżanki z roku Skórzyńskiej, Joanny Wawrzyńczak. Najbardziej wytrwali fani Brodki mogą bawić się w zgadywanki, przeglądając Instagram artystki – rozpoznać, że na Gwiazdkę dostała komplet skarpetek udających sushi (od Jem Sushi). Albo że w zeszłym roku cieszyła się z zakupu dziwacznych baletek z futerkiem wokół podeszwy od Simone Rocha, kultowej brytyjskiej projektantki młodego pokolenia. Sama Brodka konsekwentnie milczy, nawet przyciskana przez fanatyczne wielbicielki swojego stylu. Gdy zamieściła w sieci dwa zdjęcia w świetnym T-shircie z bardzo niegrzecznym haftem, w komentarzach zaroiło się od próśb i gróźb o ujawnienie marki. Artystka pozostała niewzruszona, jednak ktoś rozpoznał

k s i ę ż n i c z k i

,

e k s c e n t ry c z k i t r e n d s e t t e r k i

6

,

rzadko spotykany motyw dekoracyjny (czyli cunnilingus na łące), przypisując go niszowej francuskiej marce Carne Bollente. Do znalezienia w Tokio i Berlinie. Właśnie uczestniczymy w kolejnym karnawale estetyki Brodki. Wszystkie obrazy zapowiadające nową płytę „Clashes” (premiera 13 maja) intrygują nie mniej niż długo wyczekiwane nowe dźwięki. Od zdjęć promocyjnych artystki we „włosiennicy” z aplikacją przypominającą rzeźby Hasiora, aż do wirtualnych kostiumów z teledysku do „Horses”. Zapowiada się jeszcze ciekawiej, bo do teamu Brodki dołączyła niemiecka kostiumografka Svenja Gassen. Dziewczyny znają się z teatru – Gassen współpracowała z partnerem Moniki, reżyserem Krzysztofem Garbaczewskim.

Brodka wydeptała ścieżkę, która w świecie polskiego ambitnego popu staje się standardem. Przynajmniej dla Bovskiej, czyli Magdy Grabowskiej, najpierw ulubienicy uniwersyteckiego radia Kampus, później – gwiazdy TVN. To dzięki serialowi z Małgorzatą Kożuchowską debiutancki singiel artystki przebił się do mainstreamu. Sama Bovska dobrze czuje się w swojej niszy – jej album jest ambitny, podobnie jak jej konsekwentny styl. Tworzy go z projektantką Natalią Kopiszką (KOPI) – Natalia szyje i tworzy biżuterię, Magda projektuje nadruki. Zanim zadebiutowała na scenie muzycznej, w środowisku artystycznym była znana jako Grabovska, graficzka i ilustratorka. Ma zresztą podwójne wykształcenie – dyplom ASP i Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka


missbrodka

bovska

kopiszka

bovska

3

pytania do , projektantki ubrań i biżuterii, twórczyni marki KOPI missbrodka

Chopina. Wokalistka sama zaprojektowała oprawę graficzną swojego albumu „Kaktus” (we współpracy z Pawłem Nolbertem), a Kopiszka zajęła się kieszenią na płytę, wypełnioną kolorowymi piórkami, jak torebki i etui do telefonów z kolekcji KOPI. Ścisła współpraca dotyczy też strojów Bovskiej. Najbardziej rozpoznawalny jest komplet ze zdjęć promocyjnych i teledysku do piosenki „Kaktus” – koszula i płaszcz w pastelowym różu, ozdobione roślinno-geometrycznym nadrukiem autorstwa samej Magdy. Jednak KOPI to nie tylko tkanina, która zyskała szybką rozpoznawalność wraz z Bovską. Kopiszka ma ogromną wyobraźnię i wymyśla coraz to nowe dekoracje w 3D. Jej projekty roją się od przeskalowanych cekinów nastroszonych na dzianinie, sukienki i tuniki są aż ciężkie od narośli przypominających egzotyczne owoce. Z bliska mogli obejrzeć je szczęśliwcy, którzy dostali się na kameralny debiutancki koncert Bovskiej w warszawskim klubie Syreni Śpiew. Ten duet warto obserwować. O tym, jak bardzo pop potrzebuje dobrej mody, wiedzą też artyści, którzy wypadli z obiegu. Reni Jusis milczała przez 7 lat, wychowując potomstwo i po cichu planując wielki powrót. Nową płytę nazwała, stosownie do wielkich oczekiwań, „Bang!”. Już w pierwszym singlu „Bejbi Siter” artystka śpiewa, że ma szczerze dosyć sprowadzania jej do roli „eko mamy”. Prawdopodobnie miała dosyć również rozpamiętywania swojego wizerunku z lat 90. – krótkiej grzyweczki, koczków kręciołków, ortalionowych

kamizelek i ciuchów w moro. Wtedy – modna, jakby przyjechała prosto z Berlina, z perspektywy czasu – żywa ikona minionej epoki. Dlatego nowa Reni Jusis opiera się na trzech filarach – muzyce, modzie i nietypowych makijażach autorstwa młodej wizażystki Oli Łęckiej. O bojówkach „Zakręconej” mają nam pomóc zapomnieć dopracowane stylizacje w klimacie etno, oczywiście oparte na najciekawszych osiągnięciach polskiej mody. Współczesna „bejbi siter” to przede wszystkim efektowne turbany i tropikalne printy od znanego warszawskiego projektanta, Mariusza Przybylskiego. Specjalnie dla Jusis artysta uzupełnił kolekcję „White Wolf” o piękną pelerynkę, pierwszoplanową gwiazdę debiutanckiego teledysku, w której wokalistka sieje spustoszenie w supermarkecie. Przybylski, który ubiera też Korę, może być dumny ze swoich zasług dla polskiej sceny muzycznej. Garderoba nowej Jusis to jednak nie tylko półka luks i premium. Artystka ceni sobie także młode polskie marki, które wyznaczają trendy w kategorii „urban”. W teledysku do „Bejbi Siter” migają charakterystyczne nadruki od proekologicznej marki Wearso.Organic, można rozpoznać też świetne athleisure z Trójmiasta, znaną z Mustache.pl markę COLORAT. Rządzi kolor i ciekawa forma, a odświeżony styl podkreśla, że Jusis nic się nie zmieniła w czasie siedmioletniej nieobecności. Tak naprawdę wystarczyło kilka trafnych posunięć, żeby z zapomnianej eko mamy przeobraziła się w prawdziwą ambasadorkę polskiej mody. W tym sezonie została twarzą kultowego Nenukko

M U ST A C H E P A P E R

7

Bovska to bardzo spójny projekt od strony ᤁ䈁 ᤁ 䈁 Poznałyśmy się z Bovską około 4 lata temu na koncercie Kari. Od razu coś między nami zaiskrzyło twórczo. Gdy robiłam swoją kolekcję dyplomową, zapytałam spontanicznie Bovską-Grabovską o zaprojektowanie printu. Opowiedziałam jej swoją wizję, która urzeczywistniła się w ilustracjach. Nasza współpraca wzięła się tak naprawdę z przyjaźni i bardzo podobnej wrażliwości estetycznej.

-

Bycie projektantem wiąże się z ciągłymi wyzwaniami. Najważniejsze jest dla mnie projektowanie swoich kolekcji dla szerokiej rzeszy klientów. Projektowanie dla artysty to coś zupełnie innego, ale to ciekawe i fajne doświadczenie. Wkrótce Bovska i Kopi połączą siły jeszcze mocniej, ale to na razie tajemnica.

簁 Oczywiście, że jesteśmy gotowi. Tandem Kopi – Bovska jest tego najlepszym przykładem!


IDĘ W TEMA— TYKĘ PIESKĄ

W tej chwili, pierwszy raz od wielu miesięcy mam taki moment, że mogę się wziąć za malowanie obrazów. Zleceń na nie nagromadziło mi się przez parę lat, chyba z paręnaście. Takie zlecenia zawsze są bezterminowe, więc siłą rzeczy koncentrowałem się na ilustracjach do magazynów czy dla agencji, „na już”. Naobiecywałem tych prac tyle, że aż wstyd. Pozdrawiam z tego miejsca swoją kuzynkę Julię, której wiszę obraz od pięciu lat.

No tak, idę w tematykę pieską. Teraz to w sumie ciekawy zbieg okoliczności, bo nawet się nosiłem, żeby zrobić wystawę z serią psów. Ale ogólnie nie umiem dokładnie zdefiniować, skąd to się bierze – nigdy nie miałem nawet własnego psa. Najczęściej jednak gdy rysuję sam dla siebie w szkicowniku, to pada na psy. Może jestem psem uwięzionym w ciele człowieka.

簁 ᤁ

Nie tylko. Zupełnie przypadkiem zacząłem od psów. Pierwszy zresztą to mój własny projekt, który chodził za mną już od dawna. Drugi natomiast zleciła mi dziewczyna przez Facebooka. Napisała, że niedawno zdechła jej ukochana chihuahua. No i teraz ją portretuję.

-

W ten sposób chcę się jawić przed swoimi followersami. Chcę, by mnie szanowali i doceniali (śmiech).

ᤁ Teoretycznie tak, bo dostałem kilka fotek, ale właściwie robię ją po swojemu. Wysłałem kilka dni temu tej dziewczynie zdjęcia nieskończonego obrazu i odpisała, że moja chihuahua ma zbyt schizowe spojrzenie i muszę nad nią popracować (śmiech).

skupiam się przesadnie na swojej net prezencji, staję się jednym z tych gości, co potykają się na chodniku, wgapieni w swój telefonik. Lurkuję godzinami bezsensowne memy na Instagramie, tłumacząc sobie, że zbieram inspirację do pracy. Później trochę się uspokajam, odcinam na parę dni od Internetu i patrzę krytycznym wzrokiem na każdego, kto w autobusie siedzi na smartfonie. Ale i tak gdy wrzucę coś na Instagrama, zawsze mam ten automatyczny odruch, żeby regularnie sprawdzać, ile osób polubiło i czy są to lajki od jakościowych osób.

Bardzo lubię swoje konkursiki. Ale z social mediami mam love-hate relationship. Nie jestem fanem ludzi, którzy na maksa udzielają się online i budują ego lajkami, ale czasem wpadam w stany, w których

idę

w

tematykę

pieską

8

Ada to jedna z moich ulubionych ilustratorek, choć nigdy się osobiście nie poznaliśmy. Myślę, że to właśnie w sferze internetowej mam najwięcej takich znajomych. Sprawdzamy się nawzajem, propsujemy, często koniec końców poznajemy się na żywo. I choć ostatnio mam wrażenie, że w tym środowisku istnieję już trochę bardziej niż kiedyś, i tak jestem trochę z boku. Z drugiej strony nie wiem, czy w ilustracji funkcjonuje jakaś prawdziwa bohema. Rysownicy i ilustratorzy często dzielą pewną introwertyczną mentalność. Nie za bardzo wychodzą do świata, są nieśmiałymi domatorami.


Jedni zazdroszczą mu oryginalnej kreski, inni przybijania piątek z najlepszymi hip-hopowcami w kraju. Nam opowiedział o własnej internetowej hipokryzji, wkurwie na radykalną prawicę, portretach martwych psów oraz o Popku.

䈁 Zdzisław Furgał

M U ST A C H E P A P E R

9


Jeżeli ktoś robi typowo miejski uliczny rap, nie będzie chciał mieć na swojej okładce wesołego misia koala, machającego z okna samolociku. Tylko że ja niekoniecznie chcę zawsze robić poważne rzeczy.

簁 䈁

簁 簁 䈁

ᤁ 簁

-

To, co pisałem o skończeniu z hip-hopem, to po prostu żarciki. Jeśli mam teraz jakąś rozpoznawalność, to zawdzięczam ją głównie temu środowisku. Ale fakt faktem, że już mnie trochę męczy ta łatka twórcy rapowych okładek. Zresztą hip-hop ma swoje ograniczenia. Nie można generalizować, bo artyści są różni, ale wiele razy spotykałem z tym, że raperzy byli zamknięci na moje pomysły.

簁 Powiedzmy, że nie wszyscy są aż tak zdystansowani, jak by się mogło wydawać, choć też bym ich z tego powodu nie obwiniał. Wiadomo, że jeżeli ktoś robi typowo miejski uliczny rap, nie będzie chciał mieć na swojej okładce wesołego misia koala, machającego z okna samolociku. Tylko że ja niekoniecznie chcę zawsze robić poważne rzeczy. Momentami chciałbym wyjść trochę z tego świata i zrobić coś z zupełnie innej bajki. Od pierwszej okładki minęło już ponad dziesięć lat, więc chwilowy oddech mógłby mi wyjść na zdrowie.

簁 䈁

No właśnie, to jest to, o czym mówimy – nie z każdym raperem można popłynąć i zrobić coś naprawdę pojebanego, ale chyba styl Popka jest wystarczająco pokręcony, żebym mógł sobie bardziej pofolgować. Jednak nie sądzę, żeby do czegoś doszło, bo już mu podsyłałem szkice i nie przeszły.

䈁 Nie, do muzyków nie wysyłałem już nic od bardzo dawna. Popek był wyjątkiem, bo pracowałem z jego wydawcą przy innym projekcie. To są raczej zlecenia, które do mnie przychodzą lub wynikają z rozmowy. Ale jest na pewno dużo okładek, które miałem lub które chciałem robić i nie doszło to nigdy do skutku.

idę

w

tematykę

pieską

10

Ludzie czasami o to pytają, ale ja tego w ogóle nie rozkminiam. Przede wszystkim chcę ilustrować. Nieważne, czy moja praca pojawi się później na okładce filmu czy opakowaniu płatków śniadaniowych. Najważniejsze, żebym mógł zrobić coś fajnego. Okładki lubię robić przede wszystkim dlatego, że można posiedzieć nad nimi przez dłuższy czas. Płyty są zapowiadane minimum z dwu- czy trzymiesięcznym wyprzedzeniem. Nie muszę więc się spieszyć. Mam czas przemyśleć koncepcję i dopieścić rysunki.

䈁 䈁

-

-


Nie wiem, czy w ilustracji funkcjonuje jakaś prawdziwa bohema. Rysownicy i ilustratorzy często dzielą pewną introwertyczną mentalność. Nie za bardzo wychodzą do świata, są nieśmiałymi domatorami.

Nie z każdym raperem można popłynąć i zrobić coś naprawdę pojebanego, ale chyba styl Popka jest wystarczająco pokręcony, żebym mógł sobie bardziej pofolgować.

Na pewno siedzę dłużej od przeciętnej krajowej. Poza tym jeśli wiem, że mam do narysowania coś dużego i skomplikowanego, to mam większą motywację, bo bardziej chcę zobaczyć efekt końcowy. A gdy mam zlecenie na coś małego, nieraz strasznie się ociągam i robię to tak długo, jakbym robił replikę „Bitwy pod Grunwaldem”.

-

W sumie nosiłem się z czymś takim, żeby zrobić futurystyczną replikę „Bitwy Pod Grunwaldem” i zatytułować ją „2410” (śmiech). Dałbym tam w tle molochy-wieżowce „Agata Meble” i „Amrit Kebab” w stylu science fiction.

ᤁ 簁

Nie wiem, czy z większym dystansem, bo w Stanach niekoniecznie dzieje się teraz lepiej niż u nas. Na pewno dziwią mnie sprawy światopoglądowe w Polsce. Stosunek do kobiet, mniejszości etnicznych i seksualnych jest u nas, zwyczajnie mówiąc, wzięty z innej epoki. Radykalna prawica mnie wkurwia i zawsze wkurwiała. Ale zobaczymy, jak to będzie. W tym, co rysuję, nie angażuję się jakoś specjalnie politycznie. Być może to się zmieni, ale chyba po prostu nie mam talentu do błyskotliwych komentarzy społecznych. Mały lewacki krok w ostatnim czasie już zrobiłem. Przyszło do mnie zamówienie na okładkę dla jednego z bardziej znanych prawicowych raperów w Polsce. Nawet jaram się jego umiejętnościami, ale merytorycznie nie mogę tego znieść. Odmówiłem właśnie z tego powodu.

M U ST A C H E P A P E R

11

䈁 Napisałem mu sympatyczną wiadomość (śmiech). I on też podszedł do tego z szacunkiem. Napisał, że to rozumie. Choć dodał też, że w przyszłości spotkamy się przy barakach (śmiech).

簁 ᤁ

ᤁ ᤁ

Robiłem już dużo koszulek dla różnych firm, ale teraz wjechała seria dla Cropp Town, więc jest większa szansa, że będę widywał tę młodzież na ulicach. Wtedy na pewno będę się wcielał w rolę starego, niedocenianego wujaszka – będę im opowiadał, że to moje, że ważne, żeby o tym wiedzieli i żeby sprawdzili moje portfolio


M O D A J A KO KO M U N I K A T tekst Paulina Bierzgalska-Sikorska

ilustracje Susie Hammer susiehammer.com

Uważamy się za postępowych, ale w sprawach mody jesteśmy bardzo konserwatywni. Drażni nas myśl, że dziedzina użytkowa rości sobie prawo do głosu w kwestach świata, a na wybiegach wolimy oglądać konfekcję zamiast haute couture.

„Czym dla Państwa jest moda?”. Z widowni odpowiedziała milcząca cisza, z czasem zaczęły pojawiać się nieśmiałe odpowiedzi. Jedna z nich wyjątkowo zapadła mi w pamięć. Dotyczyła pewnych niepoprawności politycznych, których moda stale się dopuszcza, nazwanych przez zabierającego głos „modowymi wpadkami”. Padły mgliste przykłady „jakichś projektantów”, którzy „podobno inspirowali się uchodźcami albo bezdomnymi”. Całość wypowiedzi przedstawiała zbiór szczątkowych informacji, których wypowiadający się nie do końca był pewien. Tym jednak, co najbardziej mnie zadziwiło, była przepraszająca postawa prowadzącej wykład, która z nie do końca jasnych dla mnie powodów zaczęła modę pobłażliwie tłumaczyć. Od kiedy tylko zajmuję się modą, mam wrażenie, że jestem w pewnym sensie atakowana. Często muszę tłumaczyć, na czym dokładnie polega moja praca i jakiego rodzaju mody ona dotyczy. Branża modowa budzi ogromne poruszenie. Z moich obserwacji wynika, że emocje te – w różnym natężeniu – dotyczą prawie wszystkich bez względu na zawód czy zainteresowania. Z negatywnymi reakcjami najczęściej spotykam się w przypadku osób młodych, dwudziestoparoletnich. Mamy w zwyczaju stawiać kategoryczną granicę między codziennymi ubraniami a modą wysoką. W pewnym sensie wydaje się to być w pełni uzasadnione. To, co

oglądamy na światowych wybiegach zazwyczaj stanowczo różni się od tego, co obserwujemy na ulicy. Haute couture traktujemy z przymrużeniem oka – w końcu luksus z założenia jest wartością dodaną. Ponieważ przyrównujemy modę do pewnego rodzaju kaprysu, odnosimy się do niej z pobłażaniem. Mówiąc wprost – nie traktujemy jej poważnie. Od naszej garderoby wymagamy praktyczności i dobrej prezencji. Ubrania mają spełniać funkcję użytkową – mają być trwałe i solidnie wykonane. Powinny świetnie na nas leżeć, ale wieczorem chcielibyśmy bez obaw wrzucić je do pralki. Moda wysoka nie bez powodu wydaje nam się niedostępna. Wszystkie marketingowe procesy, które wokół niej zachodzą, doskonale spełniają swoje zadanie. Dzięki nim jest ona stale obecna w naszym życiu. Zewsząd jesteśmy atakowani informacjami jej dotyczącymi. Wydaje się, że kultura popularna wytworzyła coś w rodzaju nieustającej emanacji mody w życie codzienne. Naturalnym ludzkim odruchem jest negowanie tego, co nieosiągalne. Nic więc dziwnego, że wysokie krawiectwo ma tylu zaciętych wrogów. Nie lubimy, kiedy przypomina nam się, że na coś nas nie stać. Esencją Mody przez wielkie „M” jest to, że nie każdy może sobie na nią pozwolić. Moda jest dziedziną zawieszoną pomiędzy rzemiosłem a sztuką. Ta niejednoznaczność z pewnością nie pomaga w znajdowaniu sprzymierzeńców. Projektantów

moda

jako

ko m u n i k a t

12

mody z reguły traktujemy bardziej jako rzemieślników, dlatego denerwuje nas, kiedy media przedstawiają ich jako kreatorów czy wizjonerów. Czy takie określenia nie powinny być zarezerwowane dla artystów? Drażni nas świat, w którym sukienka urasta do rangi ikony, a krawiec zyskuje miano maestra. Popkultura jak zwykle doprowadza do powstanie paradoksu, którego moda jest jednocześnie przyczyną i ofiarą. Nienawidzimy tego, czego pragniemy, a czego nie możemy mieć. Dlatego krytykowanie mody za jej polityczne aspiracje przychodzi nam z łatwością. Bo dlaczego ktoś, kto w naszym poczuciu pozostaje zwykłym krawcem, miałby zabierać głos w sprawach świata? Albo, co gorsze, dlaczego cały świat miałby go słuchać i liczyć się z jego zdaniem? Przywilejem artystów jest możliwość wyrażania siebie w swoich dziełach. Ta swoboda wypowiedzi twórczej może dotyczyć prywatnych przemyśleń, uczuć czy dowolnych doznań, ale też kwestii światopoglądowych. Jeśli przyjmiemy takie założenie, nie możemy w żaden sposób mówić o „modowych wpadkach”, czy „modowych faux pas”. Nie chodzi mi o to, że mody nie obejmują żadne zasady – oczywiście, tak jak wszystkie dziedziny artystyczne podlega pewnym normom. Mówiąc głośno o tym, co myślimy, zawsze musimy liczyć się z konsekwencjami. Zabierając głos w sprawach politycznych, narażamy się na krytykę. Jednak takie zwroty sugerują, że modzie


nawet nie wypada o pewnych rzeczach mówić, moda nie powinna brać udziału w dyskusji. Tutaj właśnie zachodzi największy zgrzyt myślowy, który sprawia, że łapię się za głowę. Piękno zawodu projektanta mody polega na tym, że jeśli tylko ma on ochotę, może zaprojektować kolekcję o polityce, swoim załamaniu nerwowym albo chociażby o zupie, którą jadł wczoraj. Jedno jest pewne: kolekcja o zupie byłaby o wiele ciekawsza od niejednej komercyjnej produkcji użytkowej. Prawdziwym „modowym faux pas” jest sprzedawanie jako mody czegoś, co kompletnie nią nie jest. Zdarza mi się oglądać pokazy kolekcji kompletnie o niczym. Takie sytuacje sprawiają mi zawsze ogromny zawód – bo w modzie liczy się przekaz, liczy się opowieść. Smutno się patrzy na projekty, które są pozbawione głębszej myśli. Owa „myśl” nie musi być zawsze refleksją dotyczącą sytuacji finansowej sektora gospodarstw domowych. To może być ciekawy kształt, kolor, nietypowe połączenie faktur czy interesująca konstrukcja. Zwyczajnie przygnębia mnie zmarnowany potencjał ogromnego przedsięwzięcia, jakim jest pokaz mody – tyle wysiłku, żeby zademonstrować widowni kilka dzianinowych T-shirtów? Taka koncepcja wydaje mi się kompletnie bezsensowna. Pokaz, jak sama nazwa wskazuje, powinien być widowiskiem. Odbieranie tego rodzaju wydarzeniom magii i splendoru powoduje homogenizację mody wysokiej z niską, co z kolei owocuje

nieporozumieniami. Jeśli na wybiegu pokazujemy konfekcję obok wysokiego krawiectwa, stawiamy między nimi znak równości. To automatycznie atakowanie mody wysokiej, która w kontekście kolekcji T-shirtów urasta do fanaberii i dziwactwa. Wiele czynników sprawia, że często zapominamy, iż moda jest swoistym nośnikiem informacji. Jeśli ubiór może być sygnałem dotyczącym płci, wyznania, roli społecznej, klasy czy poglądów, dlaczego samej mody nie traktujemy jako komunikatu? Dajemy artystom niepisane prawo do wolności wypowiedzi twórczej. Dlaczego więc projektantom tego przywileju uchylamy? Minęła dłuższa chwila zanim zrozumiałam, o którym projektancie mówił uczestnik wspomnianego przeze mnie wykładu. Pokaz trzeciego sezonu marki odzieżowej Kanye’ego Westa zgromadził na stadionie Madison Square Garden dwadzieścia tysięcy gości. Jak zwykle nie obyło się bez medialnej burzy. Inspiracją dla show, podczas którego zaprezentowana została kolekcja Yazzy, było zdjęcie autorstwa Paula Lowe’a. Jego prace latami publikowały największe tytuły, takie jak „Times”, „Newsweek”, „Life”, „The Sunday Times Magazine” czy „The Observer”. Wykonana ponad dwadzieścia lat temu fotografia przedstawia obóz dla uchodźców w Rwandzie. Organizatorzy znaleźli prosty sposób, by powiadomić media o przyczynie niecodzien-

M U ST A C H E P A P E R

13

nej formy pokazu – odbitkę kadru Lowe’a umieścili na każdym zaproszeniu. Nie trzeba było długo czekać, by w Internecie zawrzało. Portale społecznościowe przepełniły wpisy o niespodziewanym kształcie widowiska. Zdecydowana większość ostro krytykowała pokaz i wyrażała się o nim jako o niestosownym. To, co zrobił Kanye West można traktować jako manipulację. Nie wydaje mi się jednak, żeby miało to na celu zdobycie medialnego zainteresowania – o nie Kanye może być spokojny. Tabloidy zignorowały współpracę Westa ze słynną performerką, Vanessą Beecroft. Można się o niej dowiedzieć tylko z portali ściśle branżowych. Artyści, którzy po raz trzeci spotkali się przy okazji tworzenia pod szyldem Yazzy, razem zadecydowali o formie show, a minimalistyczny charakter sztuki Beecroft miał wyraźny wpływ na kształt całej kolekcji. Wydaje się więc, że zarzut dotyczący płaskiego, dosłownego potraktowania przez Westa inspiracji obozami uchodźców może być niesprawiedliwy. Nie zawsze polityczne aspiracje projektantów należy traktować jako wykorzystanie możliwości, by zwyczajnie wbić kij w mrowisko. Zimową kolekcję Waltera van Beirendoncka na rok 2015 otworzył postulat. Na długą tunikę uszytą z przezroczystej pleksi naszyto pomarańczowy napis: „Stop terrorising our world”. Do zabrania głosu w sprawach wolności wypowiedzi artystycznej pchnęły projektanta


aktualne wydarzenia związane z atakiem terrorystycznym na redakcję magazynu "Charlie Hebdo" oraz uliczną napaścią francuskich wandali na dzieło Paula McCarthy’ego. Wyraźnym nawiązaniem do drugiego zdarzenia jest plastikowa biżuteria w kształcie przypominającym zatyczki analne. Beirendonck w swojej wizji wychodzi poza krytykę zagadnienia swobody wypowiedzi. „Demand beauty” czy „Warning explicit beauty” to kolejne napisy użyte w kolekcji w charakterze dekoracyjnych tablic ostrzegawczych. Crème de la crème inteligentnej prowokacji był przewrotny żart, polegający na uszyciu wszystkich tyłów sylwetek z surówki bawełnianej – najtańszej tkaniny, używanej na całym świecie do szycia modeli próbnych. W wywiadzie dla „Vogue’a” projektant oznajmił, że na takie rozwiązanie zdecydował się ze względu na to, że główny internetowy serwis modowy, style.com i tak nigdy nie pokazuje tyłów jego projektów. W tym samym czasie na londyńskim tygodniu mody Christopher Shannon zaprezentował kolekcję, w której dowcipnie skarżył się na temat sytuacji ekonomicznej młodych projektantów w Wielkiej Brytanii. Imitujące odpadki nadruki i aplikacje na bluzach, akcesoria przypominające pomięte worki na śmieci, hafty na swetrach krzyczące z wyrzutem „thanks for nothing” – wszystko to przybrało formę modowego

żartu, którego eskalacją było użycie w stylizacji toreb foliowych jako nakryć głowy. Przykładów mody zaangażowanej jest naprawdę mnóstwo. Popkultura zapamiętała wytłuszczony napis na bluzie, w którym projektantka Katharine Hamnett w 1984 roku spotkała się z premier Margaret Thatcher. Do historii przeszedł pokaz Jeana Paula Gaultiera z tego samego roku. Wtedy w Paryżu przedstawiciele redakcji magazynu „Vogue” oraz część pozostałej publiczności swoją dezaprobatę dla męskich spódnic i koturnów zademonstrowała, ostentacyjnie opuszczając pokaz. Kwestia płci to ważny temat w twórczości Ricka Owensa. Moglibyśmy też przytoczyć projekty Garetha Pugha, Husseina Chalayana czy łamiącego obowiązujące kanony piękna Alexandra McQueena. Lista tych, którzy modę traktowali jako postulat jest długa. Nie chodzi jednak tylko o to, żeby moda zawsze krzyczała do swoich odbiorców. Dosłowne napisy są motywem dawno wyczerpanym i sprawdzają się jedynie w wykonaniu mistrzów. To, co zrobili Beirendonck czy Shannon cechuje nie tylko spora doza dystansu do nich samych, która, paradoksalnie, wydaje się być znaczącym fragmentem przepisu na dobrą współczesną modę zaangażowaną. Przede wszystkim jednak obaj doskonale znają historię mody i świadomie wykorzystują dosłowną formę napisów. Puste nadruki „Sex”,

moda

jako

ko m u n i k a t

14

które można spotkać na bluzach niektórych marek odzieżowych, są tylko marną kalką tego, co w latach 70. w Wielkiej Brytanii robiła Vivienne Westwood. O ile w jej wypadku napisy miały moc – były postulatem – obecnie w modzie niższej kategorii spełniają funkcję taniego chwytu marketingowego. To, co zdarzyło się przy okazji pokazu Yazzy jest ważniejsze, niż się pozornie wydaje. Trzeba zaznaczyć, że Kanye West jest przede wszystkim celebrytą. Nie jest to oczywiście pierwszy raz, kiedy raper zostaje projektantem mody, ale to akurat nie jest w tym przypadku istotne. Kolekcje Westa dla Yezzy, tak jak cała jego twórczość, dotyczy sfery pop, jednak proces prowadzący do powstania kolekcji był bliski temu, którym posługują się światowe domy mody czy nawet projektanci konceptualni. Kanye West zaprojektował kolekcję o czymś. Zainspirował się twórczością znanej artystki performatywnej, zawarł w projektach jakąś myśl i uczucie, wreszcie – zaprezentował je w wyjątkowy, przemyślany sposób. Nawet jeśli za marką Yezzy stoi sztab projektantów, tzw. „asystentów”, wydaje mi się, że mamy tu do czynienia z pozytywnym zjawiskiem. Pod nazwiskiem gwiazdy pop promuje się modę, która nie jest łatwa i w oczywisty sposób estetyczna. Kanye West projektuje rozdarte swetry i zakładane na wierzch rajstopowe kombinezony, które pragnie nosić cały świat


30-31 lipca

Po 19-20 listopada

Warszawa 4 - 5 czerwca 17 - 18 grudnia

Wr 䈁aw 1 - 16 października

Katowice 7 - 8 maja

Szukaj nas w swoim mieście M U ST A C H E P A P E R

15


SPRZEDAJĄC MIASTO tekst Karolina Matysiak

Beata Głaz

Przestrzeń komercyjna zawsze ewoluowała równolegle z rozwojem miast i niszczała wraz z ich upadkiem. Od małych targowisk i wygodnych hal targowych, przez nowoczesne supersamy i domy towarowe, aż po dzisiejsze molochy zwane centrami handlowymi – dziś wszystkie te rozwiązania występują obok siebie, wzbudzając na przemian zachwyt i przerażenie, zarówno architektów oraz urbanistów, jak i zwykłych kupujących.

Nic tak nie tworzy obrazu i charakteru miasta jak barwne stragany, targujące się przekupki czy przemieszczający się między poszczególnymi punktami usługowymi gwarny tłum. Handel świadczy o żywotności. Tworzy osobowość, mówi o trybie życia i zamożności mieszkańców. Jest częścią kultury. Generuje obecność ludzi, umożliwiając tym samym przypadkowe spotkania i interakcję. Jednak ten miastotwórczy czynnik stanowi także zagrożenie – uwypukla podziały społeczne, bywa także źródłem konfliktów. Nierozerwalnie związany z zyskiem, często czyni wykorzystywaną przez siebie przestrzeń polem bitwy, na którym przeciętni mieszkańcy przegrywają z potężnymi korporacjami. Wydarzenia i ogłoszenia na portalach społecznościowych i innych mediach co i raz zachęcają nas do poparcia inicjatywy zorganizowania gdzieś bazaru lub obrony istniejącego. Przeżywające niekontrolowany rozwój po transformacji ustrojowej targowiska stały się dziś cennym łupem ze względu na wartość gruntów, na których się znajdują. Oskarżane, nie zawsze bezpodstawnie, o wprowadzanie chaosu w przestrzeń miejską, stały się dziś tematem modnym, znajdującym zainteresowanie architektów czy socjologów. Dostrzegany jest ich wielokulturowy charakter, potencjał integrowania

społeczności lokalnych, a także konkurencyjność w stosunku do sieciówek. Po niekontrolowanym rozroście targowisk transformacja przyniosła wysyp centrów handlowych. Budowane nie zawsze zgodnie z koncepcjami całościowego przekształcania miasta, zakłócają jego rozwój na lata. Mimo że dziś winimy je za wymieranie ulic, upadek małych kin studyjnych, a także rozpowszechnienie bezproduktywnego sposobu spędzania wolnego czasu, istniejące galerie handlowe są wciąż pełne odwiedzających, wciąż też planuje się budowę kolejnych. Kapitał wygrywa ze zdrowym rozsądkiem. Jednocześnie ze wzrostem popularności nowych galerii handlowych następuje upadek pochodzących z poprzedniego ustroju domów towarowych. Nieprzystosowane do nowych warunków rynkowych, stały się nierentowne. Ich zamykanie często godzi we współczesne dziedzictwo architektoniczne. Wartościowe obiekty muszą ustępować miejsca biurowcom lub większym i bardziej opłacalnym galeriom handlowym. Zmieniający się styl życia i dążenie do kumulacji usług w celu szybkiego zaspokojenia wszystkich potrzeb stały

s p r z e d a ją c m i a sto

16

się jedną z przyczyn, które doprowadziły do powstania pierwszych domów towarowych. Za ich ojczyznę uważana jest Francja, a mianem pierwszego tego typu obiektu określany jest paryski Au Bon Marché, stworzony w 1852 roku przez francuskiego przedsiębiorcę Aristide’a Boucicauta. Pierwsze takie budynki powstawały zresztą w całej Europie, głównie z rozwijających się domów konfekcyjnych. Nawet zgrupowanie różnego rodzaju ubrań w jednym punkcie sprzedaży było w tym czasie rewolucyjne. Domy towarowe bardzo szybko przestały pełnić swoją podstawową funkcję związaną z robieniem zakupów. Podobnie jak współczesne galerie handlowe, stały się nowym sposobem na spędzanie wolnego czasu. Poza stoiskami z rozmaitymi produktami mieściły się w nich salony fryzjerskie, punkty sprzedaży papierów wartościowych oraz biletów teatralnych, wypożyczalnie koni i powozów, pralnie, kawiarnie i pijalnie herbaty. Można było w nich także wynająć salę balową, urządzić różnego rodzaju zabawy, zjeść śniadanie, obiad, a także przechować sprzęty lub zorganizować pogrzeb. To właśnie dzięki domom towarowym kobiety stały się bywalczyniami przestrzeni miejskich, ponieważ do tej pory zaopatrzenie było domeną służby. To tu kształtowały się gusty i wzorce zachowań. W przeciwieństwie do


małych sklepików, mógł tu przyjść każdy, bez względu na stopień zamożności. Gosposie czy przedstawicielki niższych klas społecznych chętnie odwiedzały domy towarowe, mimo że nie mogły sobie pozwolić na zakupy w nich. Wizyty te dawały im jednak złudzenie dostępu do lepszego życia. Luksus i elegancja, które nieodmiennie kojarzą się nam z początkami funkcjonowania domów handlowych, to tylko część ich historii. Tymczasem już pierwsze tego typu obiekty bywały źródłem sporów. Konflikty powstawały między właścicielami małych sklepów detalicznych a przedstawicielami domów towarowych, które swój olbrzymi sukces zawdzięczały rozwojowi przemysłu. Duże jednostki handlowe zapewniały drogę przepływu masowo produkowanych towarów, zwykle zamawianych na szereg lat z góry. Dzięki temu domy towarowe całkowicie uzależniły od siebie przemysł i stały się ekonomicznie bezkonkurencyjne. Wyeliminowanie szeregu pośredników dzięki pozyskiwaniu towarów bezpośrednio od wytwórcy umożliwiło obniżenie ceny towaru sześciokrotnie, a także pozwoliło na dziesięciokrotne zoptymalizowanie wydajności pracy. Nic więc dziwnego, że samodzielni sprzedawcy zaczęli protestować. Domom towarowym zarzucano prowadzenie nieuczciwej

konkurencji, sprzedawanie ładnie opakowanej tandety, niestosowanie się do zasad higieny, ignorowanie niebezpieczeństwa pożarowego, a także szerzenie demoralizacji. Widok bogactwa dostępny odtąd dla wszelkich klas społecznych miał wzbudzać w biednych nieznane dotąd pragnienia. Rzeczywiście ilość kradzieży w tego typu obiektach handlowych była dość duża, jednak wynikała ona z łatwiejszego dostępu do towarów niż w indywidulanych sklepach, gdzie sprzedawca podawał je zza lady.

Przejście od gospodarki wolnorynkowej do gospodarki centralnie planowanej znacznie zmieniło sposób funkcjonowania domów towarowych. Istniejące upaństwowiono i włączono do jednej sieci. W celu przejęcia całkowitej kontroli nad handlem powołano Biuro Cen, które ustalało maksymalną wysokość ceny dla towarów przemysłowych. W listopadzie 1947 roku zostało wydane Zarządzenie Ministra Przemysłu i Handlu, na mocy którego utworzono państwowe przedsiębiorstwo Powszechne Domy Towarowe i wybudowano kilkadziesiąt dużych obiektów handlowych w ponad 20 polskich miastach. Konieczność tworzenia tego typu

M U ST A C H E P A P E R

17

budynków, gromadzących w sobie sklepy z wielu branż, motywowano względami bezpieczeństwa, pozwalającymi klientom uniknąć wielokrotnego przekraczania ulic. Domy Towarowe idealnie wpisywały się także w nową rolę kobiety w państwie socjalistycznym, stanowiąc kolejne udogodnienie po zestandaryzowanej kuchni. Czas kobiety pracującej, godzącej obowiązki domowe z aktywnością zawodową, był szczególnie cenny, a zgromadzenie wszystkich niezbędnych towarów pod jednym dachem miało być rozwiązaniem idealnym dla jego oszczędności. W rzeczywistości utworzenie jednego państwowego obiektu handlowego w miejsce wielu pojedynczych sklepów znacznie upraszczało kontrolowanie i zarządzanie handlem w skali kraju. W wyniku wyeliminowania konkurencji w gospodarce uspołecznionej wypracowane w przedwojennym modelu domu towarowego taktyki reklamowe nie miały już zastosowania. Nie wydawano dawnych biuletynów, a obiekty te przestały pełnić rolę „salonów do bywania”. Starano się także eliminować wszelkie dodatkowe atrakcje i działalność niebędącą sprzedażą towarów. Nowe podejście do handlu nie pozostało bez znaczenia dla architektury Domów Towarowych. Dawne parateatralne rozwiązania w postaci paradnych schodów



i rozrzutnej, wyeksponowanej strefy wejściowej, mające nadawać zakupom rangę dostojnego rytuału, ustąpiły miejsca rozwiązaniom prostym i nowoczesnym. Powstał szereg modernistycznych budynków, charakteryzujących się lekką formą i dużymi przeszkleniami, wśród których wymienić można chociażby Powszechny Dom Towarowy w Lublinie, zaprojektowany przez Marka Leykama poznański Okrąglak, czy też mniejszy Dom Handlowy w Mławie. Nowy wyraz plastyczny miał wyrażać pełnioną przez budynki funkcję. Na handel przeznaczano z reguły pierwsze trzy kondygnacje, ponieważ wyższe piętra były rzadziej odwiedzane przez klientów. Jeśli obiekty były wyższe, na górnych kondygnacjach lokowano biura. Charakterystyczna dla obiektów przedwojennych centralna pusta przestrzeń, przechodząca przez wszystkie kondygnacje, uznana została za marnotrawstwo. Jej promocyjno-reklamowa funkcja nie była już istotna, ponieważ w nowym ustroju nie uwzględniano wolnorynkowej konkurencji. Hale targowe istniały w Katowicach już przed wojną, jednak pierwsze domy towarowe powstały dopiero po niej. Uznawany za najstarsze centrum handlowe,

zbudowany w 1937 roku według projektu Lucjana Sikorskiego i Stefana Bryły katowicki Supersam był także halą targową i sprawnie funkcjonował przez długie lata po wojnie. W pierwszych powojennych latach działało tu 1800 sklepów detalicznych, z czego większość stanowiły sklepy prywatne. Prowadzona przez państwo w celu wyeliminowania sektora prywatnego tzw. „bitwa o handel” szybko doprowadziła do przejęcia większej części zaopatrzenia ludności oraz likwidacji sporej części lokali prywatnych. Nieuniknionym następstwem tych działań było powstanie podporządkowanych centrali domów towarowych. Realizacja pierwszych tego typu obiektów handlowych w Katowicach była ściśle związana z programem przekształcania centrum miasta. Zakrojony na wielką skalę plan przebudowy Śródmieścia zatwierdzony został w 1959 roku. Wszystkie realizacje były mocno nagłaśniane i propagowane w prasie. Akcja przebudowy wymagała licznych przesiedleń związanych z koniecznością rozbiórki i wyburzeń istniejących kamienic, dlatego bardzo dbano o pozytywną atmosferę wokół przedsięwzięcia. Jednym z pierwszych powstałych wówczas budynków był zlokalizowany w Śródmieściu Spółdzielczy Dom Handlowy „Zenit”. Zbudowany został według projektu

M U ST A C H E P A P E R

19

architektów Juranda Jareckiego i Mieczysława Króla na miejscu przedwojennego hotelu „Welt”. Otwarty w 1962 roku budynek był obiektem niezwykle nowoczesnym. To tutaj po raz pierwszy w Polsce zrealizowano ścianę kurtynową, nowoczesną konstrukcję z profili metalowych wypełnionych taflami szkła. Znana dobrze historia o roztrzaskanych przez tłum drzwiach wejściowych w dniu otwarcia dobitnie pokazuje, jak wielkie zainteresowanie wzbudził ten pierwszy w Katowicach sklep samoobsługowy. Rozwijające się miasto musiało stworzyć więcej obiektów mogących zaspokoić potrzeby jego mieszkańców. Pod koniec lat 60. wyburzona została XIX-wieczna zabudowa między ulicami Mickiewicza i 3 Maja, na miejsce której Jurand Jarecki zaprojektował kolejny obiekt towarowy – Spółdzielczy Dom Handlowy „Skarbek”. Jego niebanalna bryła odbiega od form typowych dla tego rodzaju budynków. Dzięki oryginalnej elewacji pokrytej aluminiowymi, sprowadzonymi z Francji łuskami, budynek stał się jednym z bardziej charakterystycznych elementów w przestrzeni śródmiejskiej Katowic. Oddany do użytku w 1975 roku, nadał ostateczny kształt Rynkowi, zamykając perspektywę ulicy Warszawskiej.


Powrót konkurencji po transformacji ustrojowej na polski rynek w zasadzie unicestwił Domy Towarowe w ich dotychczasowej formule. Nieprzystosowane do nowej rzeczywistości ekonomicznej, zaczęły być nierentowne. Zniszczone, nieremontowane, oszpecone nadmiarem tandetnych szyldów i reklam, stały się symbolami negatywnie postrzeganej przez społeczeństwo minionej epoki. W pamięci wielu osób pozostała niewartościowa, w powszechnym przekonaniu, architektura, ciągłe braki na półkach, asortyment odbiegający od europejskich sklepów i nieustające kolejki. Ulokowane na atrakcyjnych działkach domy towarowe stały się atrakcyjnym łupem. Aby przetrwać, wiele z nich musiało zmienić funkcję lub ulec rozbudowie. Przykładem może być chociażby poznański Okrąglak, który po gruntownym remoncie w 2012 roku przekształcony został w biurowiec. Zmiana jego funkcji odbyła się bez szkody dla jego wartości architektonicznych, niestety nie wszystkie domy towarowe spotyka tak pozytywne zakończenie. Warszawski Centralny Dom Towarowy (Smyk) pod pretekstem modernizacji został niedawno praktycznie rozebrany. Niepewna jest także przyszłość lubelskiego

PDT-u w związku z planami zbudowania na jego miejscu nowoczesnej galerii handlowej. Wraz z postępującym upadkiem PRL-owskich domów towarowych, w miastach zaczęły wyrastać galerie handlowe. Wzorowane na centrach miast obiekty stały się dla nich konkurencją, doprowadzając do pustoszenia śródmiejskich ulic oraz do ruiny niektórych pełniących samodzielne funkcje budynków. Doskonałym przykładem mogą być chociażby kina, które wypierane są przez lokowane w centrach handlowych multipleksy. Mimo że dziś mamy już świadomość o szkodliwym wpływie tego typu inwestycji na centra miast, kapitał nadal wygrywa z logiką – kolejne malle handlowe powstają w prawie każdym większym mieście. Odpowiedź na pytanie, czy wszystkie Domy Towarowe powinny być bezwzględnie zachowane, z pewnością nie będzie twierdząca. Warto poszukiwać rozwiązań, które pozwolą pozostawić najwartościowsze budynki. Pierwszym krokiem powinno być oczywiście przywrócenie im odpowiedniego wyglądu i znalezienie nowej funkcji. Nie jest to jednak łatwe.

s p r z e d a ją c m i a sto

20

Katowickie Spółdzielcze Domy Towarowe nie spotkała rozbiórka – zostały włączone do planu przebudowy Rynku. Proces modernizacji „Zenitu” rozpoczęto od przebudowy elewacji. Zaprojektował ją syn Mieczysława Króla – Rafał. Obiekt zachował swój charakter, dokonano jedynie wymiany na lepsze jakościowo materiały. Zmodernizowano także parter. Zabudowa podcieni szklaną elewacją zwiększyła powierzchnię handlową, a bezpośrednie wejście z Rynku uczyniło budynek bardziej dostępnym. W lutym 2015 roku rozbłysnął na budynku neon będący wierną kopią oryginalnego. Po remoncie „Zenitu” przyszedł czas na Dom Towarowy „Skarbek”. Charakterystyczne, lecz skorodowane już łuski wymagały naprawy. Niestety tak jak w przypadku wielu obiektów z okresu PRL, koncepcje remontowe zagrażały wartościowej architekturze, ponieważ zakładały usunięcie łusek i ocieplenie budynku. Aby temu zapobiec, wysunięto nawet pomysł wpisania budynku do rejestru zabytków. Ostatecznie jednak odnowiono elewację, przebudowano parter z podcieniami, a także uruchomiono dwie windy zewnętrzne. Mimo znaczącej poprawy wyglądu oraz standardu obu obiektów, zarządca przez długi czas miał problem


z zagospodarowaniem ich powierzchni. Na parterach umieszczono sklepy spożywcze, na wyższych piętrach miały działać sklepy innych branż. W rezultacie pojawiły się tam banki, zajmujące powierzchnie całych kondygnacji sklepy z używaną odzieżą, a w „Zenicie” funkcjonowało nawet zaoczne liceum uzupełniające. Po wielu nieudanych próbach „Zenit” znalazł w końcu innego najemcę. W czerwcu planowane jest tam otwarcie dwupoziomowego klubu fitness. Małe zainteresowanie wynajmem powierzchni handlowej w domach towarowych może być spowodowane brakiem odpowiedniej ilości miejsc parkingowych. Sytuacji nie polepsza też sąsiedztwo otwartej w 2013 roku Galerii Katowickiej. Jej budowa, połączona z modernizacją Dworca Głównego (która w rzeczywistości polegała na wyburzeniu niezwykle wartościowego budynku autorstwa Wacława Kłyszewskiego, Jerzego Mokrzyńskiego oraz Eugeniusza Wierzbickiego i postawienia w jego miejscu galerii handlowej), wywołała liczne protesty w środowisku architektów, historyków i miłośników modernizmu. Ikona architektury została zastąpiona obiektem, który wkrótce po otwarciu został nominowany do nagrody Makabryła Roku, w której

wybierane są najbardziej szpecące obiekty. Mimo dostrzeżenia negatywnego wpływu obiektu nie tylko na dawne domy towarowe, lecz przede wszystkim na pustoszejące Śródmieście, w Katowicach budowane są kolejne ogromne obiekty handlowe. W 2013 roku wyburzono przedwojenną halę targową z konstrukcją Stefana Bryły, a na jej miejscu postanowiono zbudować następne centrum handlowe. Zaprojektowany przez znanego architekta Tomasza Koniora Supersam wywołuje kontrowersyjne opinie. W 2015 roku otrzymał Grand Prix w plebiscycie Maszkary Śląskiej Architektury zorganizowanym przez Furheart Gallery. Wątpliwości budzi nie tyle jakość architektoniczna obiektu, i tak znacznie lepsza od Galerii Katowickiej, co sama inwestycja, wspierająca potężnych inwestorów zamiast rozwój lokalny i pogłębiająca pustoszenie Śródmieścia. Przestrzenie handlu przez lata budziły sprzeczne emocje. Ich szczególne powiązanie z zyskiem pokazuje, w jaki sposób kapitał decyduje o ważnych przestrzeniach w miastach. Nie zawsze zgodnie z tym, co uznajemy za najlepsze. Negatywne podejście specjalistów i działaczy miejskich do współczesnych malli przeczy obrazowi ciągle wypełnionych po brzegi galerii handlowych.

M U ST A C H E P A P E R

21

Niższe ceny oferowane przez duże koncerny są dla wielu bardziej atrakcyjne, co powoduje przegrywanie lokalności z komercją. Przykład Śródmieścia Katowic skupia wszelkie związane z tą tematyką problemy: od wypierania lokalnych przedsiębiorców, przez problemy z ochroną wartościowych, lecz nieopłacalnych już budynków, po realizację nowych, sprzecznych z szeroko pojętym interesem społecznym. Aby wyciągnąć stosowne wnioski, warto przyjrzeć się obiektom przedwojennym – mimo że budziły podobne kontrowersje i konflikty, dziś patrzymy na nie raczej z nostalgią


CO DIZAJN MOŻE ZROBIĆ DLA

tekst Małgorzata Piernik

ilustracja Susie Hammer susiehammer.com

Piękne przedmioty – bo z tym dizajn najczęściej się kojarzy – to z pozoru ostatnia ze sfer życia, w której empatia i codzienne ludzkie dobro odgrywać mogą newralgiczną rolę. Trendy jednak o wiele szybciej odbijają społeczne nastroje niż moglibyśmy się spodziewać, dlatego rok 2016 właśnie w dizajnie, nie w polityce, ma szansę zapisać się na kartach historii jako rok… projektów dla uchodźców.

UCHODŹCÓW? Barwy spokoju

Co roku amerykański gigant świata kolorów – Pantone – wybiera odcień na nadchodzący rok. W 2016 r. po raz pierwszy w historii wybrał dwa: delikatny błękit (serenity) i subtelny róż (rose quartz), znany powszechniej jako „kolor majtkowy”. Agnieszka Polkowska, trendwatcher, w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów Extra” tłumaczy wybór tych barw jako odzwierciedlenie sytuacji w społeczeństwie i remedium na panujące w nim niepokoje. Skąd one się biorą? W Europie wynikają przede wszystkim z jednego trzonu – kryzysu migracyjnego, który narasta już kolejny rok i nieuchronnie zbliża się do kulminacji. Skoro sytuacja polityczna w Europie wpływać może nawet na tak, zdawałoby się, błahe problemy jak trendy kolorystyczne, w jaki sposób odzwierciedla się w dizajnie prawdziwie zaangażowanym? Koncepcja zaangażowanego społecznie dizajnu rozbudza wyobraźnię projektantów od niespełna dekady, gdy po krachu na amerykańskiej giełdzie, sportretowanym w wymownym „Big Short” Adama McKaya, nawet dizajn musiał dokonać przewartościowania „mieć czy być?”. W dobie kryzysu zbytek nie jest na miejscu, a rozwaga w rozumieniu daleko idących konsekwencji produkcji dóbr materialnych (Czy ludzie będą się zadłużać, by je kupować? Czy stać ich, by tak często wymieniać je na lepszy model? Jak będą spłacać swoje zobowiązania? Z jakiej części „być” zrezygnują, aby „mieć”?) wychodzi na pierwszy plan.

Sama idea społecznie zaangażowanego dizajnu nie jest nowa. Postulował ją już w 1971 r. Victor Papanek w książce „Dizajn dla realnego świata”. Pisał, że, co prawda „istnieją zawody bardziej szkodliwe dla świata niż

wzornictwo przemysłowe, lecz jest ich bardzo niewiele. Najprawdopodobniej tylko jedna profesja jest naprawdę od niego gorsza – przemysł reklamowy. Przekonywanie ludzi do kupowania rzeczy, których nie potrzebują, za pieniądze, których nie mają, aby wzbudzić podziw u ludzi, których to nie obchodzi, jest z dużym prawdopodobieństwem najbardziej szkodliwą dziedziną ze wszystkich dzisiaj istniejących”. Czy potrzeba było jednak globalnego kryzysu ekonomicznego, by po szaleństwie postmodernistycznego dobrobytu w dizajnie idee Papanka miały szansę na spełnienie? Wszystko wskazuje, że tak, a paradygmat społecznie zorientowanego dizajnu stał się po 2007 r. oczywistością. Przezroczystość tej idei ilustruje fakt, że w opisie studiów magisterskich w Design Academy w Eindhoven, najsłynniejszej uczelni projektowej w Europie, czytamy: „Nie ma czegoś takiego jak dizajn społeczny! Jako projektant jesteś zobligowany do pracy z uwzględnieniem społecznych kontekstów. Nie przestawaj zadawać sobie samemu pytań: po co projektuję, jaki wpływ będzie mieć mój projekt, na kogo wpłynie i co osiągnę przez moją pracę”.

Godzinę drogi od Eindhoven, w Amsterdamie, między czerwcem a początkiem lipca odbywa się najbardziej społecznie zaangażowana konferencja projektowa świata – What Design Can Do. Według jej formuły przez dwa dni podzielone tematycznie sceny z wykładami i prezentacjami mają pokazywać spektrum rozwiązań, które dizajn może wprowadzać dla „realnego świata”. Nie dziwi, że w dobie kryzysu migracyjnego głównym tematem tegorocznej edycji jest „Co dizajn może zrobić dla uchodźców”.

c o

d i z a j n z r o b i ć

m oż e d l a

u c h o dź c ów ?

22

Wydarzeniu towarzyszy wyzwanie projektowe, organizowane we współpracy z IKEA. Od 2014 r. do Europy napływa nieustanny strumień uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki. Lokowani są w powiększających się wręcz organicznie strefach namiotowych, w których trudno o prywatność, komfort i bezpieczeństwo. W takiej skali kryzys migracyjny nie wydarzył się jeszcze w Europie po II wojnie światowej, a dziś obnaża brak architektonicznego przygotowania miast na przyjmowanie gości poza systemem mieszkań własnościowych oraz na wynajem. Ideą organizatorów wyzwania jest rozwój studiów projektowych i pobudzenie studentów do stworzenia koncepcji nowych rozwiązań dla tymczasowego zamieszkiwania w mieście, co stanowi obecnie palącą potrzebę. Solą w oku polityków zdaje się być kwestia, ilu uchodźców przyjąć i kiedy. Pytanie stawiane przez projektantów brzmi raczej: gdzie i w czym przyjąć uchodźców? Przeznaczone dla nich ośrodki zwykle znajdują się na miejskich peryferiach, gdzie ludzie ci praktycznie nie mają szansy na integrację z przyjmujących ich społeczeństwem. UHNR, jednostka ONZ poświęcona sprawom uchodźców, bierze aktywny udział w konkursie WCDC od strony merytorycznej. Wyodrębniła obszary życia, w których projektanci mogą poprawić sytuację ludzi uciekających do Europy:

1) pobyt w ośrodkach migracyjnych – te są często przeludnione i bardzo ubogo wyposażone. Przez niewydolność machiny biurokratycznej, w warunkach, które nie zapewniają prywatności, migrant musi spędzić nawet rok. Nie integruje się w tym czasie ani z lokalną społecznością ani z ludźmi przebywającymi w innych ośrodkach. Czy wobec tego, dzięki poprawieniu architektury


i infrastruktury, dizajn może pomóc nie tylko w poprawie warunków pobytu w ośrodku, ale też w szybkiej integracji?

2) wspomaganie rozwoju osobistego – w wielu krajach problem migracyjny aż do 2014 r. praktycznie nie istniał, stąd nieprzystosowanie procedur do weryfikowania tak dużej ilości wniosków o status uchodźcy i azyl. W konsekwencji przedłużających się decyzji urzędników zgrupowani w ośrodkach przybysze tracą czas, nie mogą podjąć pracy, a ich dzieci – iść do szkoły. Psychologowie zgodnie twierdzą, że rok wymuszonej bezczynności czyni ogromne szkody dla ludzkiej psychiki, uderza w poczucie własnej wartości, motywację do pracy i degraduje nabyte wcześniej umiejętności. Aktywizacja do rozwoju osób przebywających w ośrodkach jest wobec tego jednym z podstawowych wyzwań społecznych na najbliższe lata. 3) integracja uchodźców z lokalnym społeczeństwem – Polska, ale też Węgry czy Finlandia to kraje, które w powojennej historii nie miały doświadczenia w roli gospodarza uciekających przed wojną obywateli innych krajów. Uciekają nie tylko Syryjczycy i ludność z Bliskiego Wschodu, lecz także, w strachu przed możliwymi konfliktami zbrojnymi, Ukraińcy i Białorusini. W obliczu kryzysu migracyjnego w zachodnich społeczeństwach objawia się nieznajomość kultury i historii przybyszów z obcych krajów, brak empatii i chęci zrozumienia okoliczności, które skłoniły tych ludzi do opuszczenia swojego kraju. Uciekinierzy z kolei nie zawsze mają realistyczne wyobrażenia o tym, co spotka ich „w raju”, do którego wyjeżdżają. Bez takiej wiedzy nie ma integracji, jest jedynie izolacja.

4) wymiana podstawowych informacji z uchodźcami

– istnieje wiele organizacji rządowych i pozarządowych, które chciałyby pomóc imigrantom. Problemem jednak jest fakt, że nie zawsze można się z nimi łatwo skontaktować. Mają oni telefony komórkowe, lecz często bez dostępu do Internetu. W ośrodku nie mogą kupić doładowania z Internetem czy karty SIM typu pre-paid. Transfery danych są drogie. Czy można komunikować się inaczej niż nauczyliśmy się w Europie przez ostatnie parę lat, gdy smartfony zmieniły nasze życie, a Internet zasady, na których działają nasze społeczeństwa? Innowatorzy technologiczni, zgłaszajcie się!

5) wykorzystanie potencjału zawodowego i wykształ-

cenia uchodźców – wielu migrantów w swoich krajach uzyskało wykształcenie wyższe bądź miało prace o wysokim stopniu zaawansowania. Biurokracja i mechanizmy uznawalności wykształcenia w Europie często jednak nie pozwalają im na pracę według kwalifikacji (np. w takich zawodach jak lekarz), ani na kontynuowanie przerwanej nauki czy uzyskanie stypendiów.

Debata w środowisku technologicznym często wyprzedza dyskusję w środowisku projektowym. Pytanie, co nowe technologie mogą zrobić dla uchodźców, projektanci zadają sobie od przeszło roku, kiedy to powstał ruch Techfugees. To oddolna, nieustrukturyzowana grupa programistów z całego świata, która podczas hackatonów inkubuje rozwiązania problemów wynikających z kryzysu migracyjnego. Prototyp rozwiązania stworzony podczas hackatonu w Paryżu, Textfugees, jest pierwszym, który ma szansę zamienić się w gotowy produkt. To aplikacja

M U ST A C H E P A P E R

23

do kontaktowania się przez instytucje rządowe i pozarządowe z uchodźcami za pomocą SMS-ów, które rozwiązują problem braku dostępu do Wi-Fi wśród uchodźców. Skandynawowie w formule startupowej z kolei uczą uchodźców zakładać własne biznesy. Refugee Startup to inicjatywa fińskich przedsiębiorców. Powołali stowarzyszenie, które wypożycza uchodźcom sprzęt do zakładania własnych mikrofirm na terenie ośrodków dla uchodźców. Jak zamienić bezczynność w innowacyjność społeczną? Dzięki mentoringowi i rozbudowanej sieci połączeń między lokalnymi przedsiębiorcami w ramach Refugee Startup w ośrodkach dla uchodźców na terenie Finlandii działają już założone przez przebywających w nich migrantów kawiarnie, restauracje, salony fryzjerskie, a nawet… tkalnia tradycyjnych perskich dywanów. Berlińczycy natomiast integrują uchodźców poprzez uczenie ich nowych technologii, a nie jedynie tworzenie przeznaczonych dla migrantów wynalazków. Niemcy przyjęły najwięcej uchodźców ze wszystkich państw członkowskich UE, a stolica kraju w największym stopniu ze wszystkich niemieckich miast musi sobie radzić z nowymi przybyszami. ReDI School of Digital Integration uczy ich programowania w trybie stacjonarnym w startupowej dzielnicy Berlina, dzięki czemu mają szansę na przekwalifikowanie bądź zdobycie zawodu i nawiązanie kontaktów z przedstawicielami branży, nawiązanie znajomości z sąsiadami i integrację ze środowiskiem berlińczyków


NOWA GWARDIA tekst Weronika Maliszewska

ilustracja Susie Hammer susiehammer.com

Zmiana warty w świecie mody. Na czele najważniejszych marek stoi pokolenie trzydziestolatków. Bo jak mówi jeden z nich, Demna Gvasalia, największym luksusem jest dziś młodość.

Zeszły rok upłynął w branży mody pod znakiem głośnych rozstań. W październiku po trzech latach z Diorem pożegnał się Raf Simons. Tydzień później Alber Elbaz zrezygnował po 14 latach ze stanowiska dyrektora kreatywnego Lanvin. Szok był o tyle większy, że zaledwie miesiąc wcześniej swoją decyzję o odejściu z Balenciagi ogłosił Alexander Wang. Powód? Zbyt duża presja, wynikająca z konieczności tworzenia aż sześciu kolekcji rocznie oraz brak czasu na rozwój artystyczny i pracę nad własną marką. Okazało się jednak, że to nie koniec zmian i roszad.

Francuska wolta

1 kwietnia po czterech latach Hedi Slimane opuścił stanowisko dyrektora legendarnego francuskiego domu mody, założonego przez Yves Saint Laurent, a przemianowanego przez Slimane’a na Saint Laurent. Cały świat mody zastanawiał się, czy to nie primaaprilisowy żart. Na następcę Slimane’a nie trzeba było długo czekać. Okazał się nim Anthony Vaccarello. Mimo młodego wieku ma na swoim koncie już sporo sukcesów. 33-letni pół Włoch, pół Belg, urodzony w Brukseli, został odkryty w 2006 roku na międzynarodowym festiwalu mody i fotografii w Hyeres. Jego kolekcja, inspirowana włoską gwiazdą porno Ciccioliną, zachwyciła samego Karla Lagerfelda, który zaproponował mu pracę projektanta linii futer w domu mody Fendi. W 2009 roku Vaccarello zaprezentował w Paryżu pierwszą kolekcję pod własnym nazwiskiem, a twarzą

jego kolekcji na jesień-zimę 2010 została francuska ikona stylu, modelka i piosenkarka, przyrodnia siostra Charlotte Gainsbourg, Lou Doillon. Dzięki bardzo kobiecym i seksowym kreacjom w stylu glamour, idealnym na czerwony dywan, Vaccarello szybko stał się ulubieńcem gwiazd, m.in. Gisele, Jennifer Lopez i Rosie Huntington-Whiteley. Jego muzą i przyjaciółką jest też Anja Rubik. To ona miała na sobie słynną białą suknię z baaaaaardzo głębokim wycięciem, o której pisały media na całym świecie. I choć większość z nich zastanawiała się głównie na tym, czy modelka miała na sobie bieliznę, to dzięki temu nazwisko Vaccarello stało się rozpoznawane nie tylko w świecie mody. Furorę w mediach zrobiła również punkowa czerwona skórzana sukienka jego autorstwa, którą Rubik założyła na galę MET rok później. Idealnie pasowała ona do motywu przewodniego imprezy: „Punk: from chaos to couture”. Talent Anthony’ego doceniła też Donatella Versace, która zaproponowała mu stanowisko dyrektora kreatywnego młodszej linii, Versace Versus. Jak Vaccarello poradzi sobie w Saint Laurent? Dowiemy się już w październiku. Wtedy projektant pokaże swoją pierwszą kolekcję pod szyldem francuskiego domu mody.

Debiut w nowej roli (i to bardzo udany) ma już sobą nowy dyrektor kreatywny Balenciagi, Demna Gvasalia (rocznik ’81). Pochodzący z Gruzji projektant, który

n ow a

gw a r d i a

24

zastąpił Alexandra Wanga, do tej pory był kojarzony głównie jako szef francuskiego siedmioosoobowego kolektywu modowego Vetements, który podbił serca hipsterów i krytyków mody. Przyznał, że w swojej pierwszej kolekcji dla Balenciagi starał się połączyć własny styl z DNA Balenciagi, dlatego sporo czasu spędził na przeglądaniu archiwów tego legendarnego domu mody. Stąd pojawiły się w niej wielowarstwowe, architektoniczne, zdekonstruowane fasony, ale też wyraźne inspiracje latami 80., np. puchówki XXL, połyskujące golfy z lureksu, charakterystyczne dla Vetements kwieciste sukienki w stylu vintage, a także buty na ultrawysokich platformach i ekscentryczne okulary na długich kolorowych łańcuchach. Po pokazie Gvasalia powiedział, że największym luksusem we współczesnym świecie jest czas i młodość, których nie da się zatrzymać ani kupić. Widać, że (zresztą podobnie jak jego poprzednik Wang), Gvasalia doskonale czuje, co jest w danym momencie cool i idealnie trafia w gusta młodszych odbiorców. Jako modeli do pokazów zatrudnia swoich przyjaciół i organizuje je w nietypowych miejscach, np. w kultowym paryskim barze dla gejów. Garściami czerpie też ze stylu minionych dekad, kiedy sam był nastolatkiem. Wykorzystuje streetowe klasyki, takie jak bluza z kapturem czy T-shirty z kolorowymi nadrukami i długie skórzane płaszcze, które wyglądają jak wyszperane w lumpeksie, przenosi je w luksusowym wydaniu na paryskie wybiegi i sprzedaje za grube tysiące euro.


Ten sam patent wykorzystuje 36-letni dyrektor kreatywny marki Off-White, prawa ręka w modowym biznesie Kanye’go Westa i najgorętszy didżej na imprezach dla celebrytów, modelek i projektantów, Virgil Abloh. Jego projekty można najprościej opisać jako street deluxe. Pytany o inspiracje do wiosennej kolekcji, odpowiedział krótko: brunch. – Moje pokolenie chce mieć ubrania, które nadają się do noszenia na co dzień, można iść w nich na brunch czy na zakupy. W kolekcji na jesień odwołuje się zaś do filmu „Pretty Woman”, a zwłaszcza do padającej w nim kwestii: „jesteś w niewłaściwym miejscu”, gdy grana przez Julię Roberts bohaterka wchodzi do designerskiego butiku ubrana w wysokie lakierowane kozaki striptizerki. – Chciałem pokazać, jak współczesne dziewczyny nie boją się wyróżniać, bawią się konwencją, ogrywają ją na swój sposób, potrafią być jednocześnie kobiece i silne – tłumaczył w wywiadach. Przyznaje, że większość jego kolekcji powstaje za pośrednictwem smartphone’a. Nie ma asystenta, jest za to w stałym kontakcie ze swoim zespołem projektowym w Mediolanie, któremu wysyła na czacie inspiracje, trendy i szkice. Mimo natłoku obowiązków wciąż znajduje czas na współpracę z Kanyem Westem, z którym jest związany od 2002 roku. To on doradza mu w kwestiach wizerunku, odpowiada za oprawę graficzną okładek jego płyt i kostiumy sceniczne. Gdy w 2012 roku Kanye założył własną agencję kreatywną DONDA, szybko uczynił Abloha jej dyrektorem. – To jedna z najbardziej zdolnych i innowacyjnych osób, jakie kiedykolwiek poznałem

– chwalił go muzyk. 35-letni Virgil, z wykształcenia architekt i inżynier, wykorzystał ten potencjał. W 2014 roku założył własną markę Off-White, za którą rok później był już nominowany do prestiżowej nagrody Louis Vuitton dla najbardziej obiecujących młodych projektantów. Otwarcie przyznaje, że w modzie nie interesują go wyłącznie ciuchy. – Chcę budować markę, która coś znaczy, tworzyć nowy język. Definiuję nienazwaną przestrzeń między różnymi światami: kobietami i mężczyznami, modą ulicy i high fashion – powiedział w jednym z wywiadów. Sam mówi o sobie, że jest streetowym dzieciakiem i najlepiej czuje się w dżinsach, T-shircie i sportowych butach. Podobnie rosyjski projektant i fotograf Gosha Rubchinskiy, który twierdzi, że dziś nikogo nie interesują ubrania same w sobie. Jego zdaniem moda potrzebuje duszy, głosu i przekazu, a streetwearowe ciuchy mogą być takim samym obiektem pożądania jak sukienka Chanel. Jego główną inspiracją od początku kariery są młodzi ludzie z moskiewskich blokowisk, których chętnie uwiecznia na zdjęciach. Zresztą Rubchinskiy to baczny obserwator rzeczywistości, który podgląda młodzież na całym świecie, przy okazji podróży i dzięki mediom społecznościowym. Fascynują go zwłaszcza fani deskorolki i ich charakterystyczny styl, który łączy modę z wygodą. W swoich projektach nieraz wykorzystywał zapożyczone od nich bluzy z kapturem,

M U ST A C H E P A P E R

25

graficzne T-shirty, kolorowe sportowe kurtki na suwak czy szerokie spodnie, ozdobione jego logo, pisanym cyrylicą. W kolekcji na wiosnę-lato 2016, zatytułowanej „1984” nawiązuje do czasów swojego dzieciństwa za żelazną kurtyną w Rosji w latach 80. i prac sowieckiego artysty, czołowego przedstawiciela konstruktywizmu Aleksandra Rodczenko. Ze względu na streetowe konotacje do współpracy zaprosiła go marka Vans, dla której stworzył limitowane modele popularnych sneakersów. Sfotografował też dla japońskiego magazynu „GRIND” ostatnią kolekcję kultowej streetowej marki Supreme. Ulubionej subkulturze skejtów poświęcił też album ze zdjęciami „Youth Hotel”. Jego talent doceniła sama Rei Kawakubo, założycielka Comme des Garcons, która odpowiada za produkcję i dystrybucję kolekcji Goshy. Ale Rubchinskiy nie ogranicza się tylko do streetwearu i nie zamierza kopiować w kółko tych samych pomysłów. W jednym z wywiadów przyznał, że chciałby teraz stworzyć kolekcję dla biznesmenów, składającą się z samych garniturów. Znając Goshę, na pewno nie będą to jednak zwykłe, nudne garnitury. Bo dla niego i jego kolegów moda to nie tylko nieograniczone pole do artystycznych eksperymentów, ale przede wszystkim świetna zabawa i pretekst do zaprezentowania swojej indywidualności. A ta ostatnia, kiedyś domena freaków i odszczepieńców, coraz odważniej wchodzi do mainstreamu i jest dziś najbardziej w cenie


TOTALNY RETUSZ tekst Paulina Bierzgalska-Sikorska

ilustracja Joanna Rzezak rzezak.pl

Nieudolnie rozmyte zdjęcia legitymacyjne z podziemi Centrum to prehistoria. Obrazki przerabia się dziś precyzyjnie – samemu, w domu. Za to, że jako społeczeństwo ewidentnie nie czujemy się dość ładni, możemy podziękować popkulturze. O to, że tak łatwo dajemy się jej manipulować, możemy mieć pretensje tylko do siebie.

Już w pierwszej połowie XX wieku zaczęto obserwować pewnego rodzaju estetyczną polifonię. Media w tym samym czasie proponowały swoim odbiorcom model piękna femme fatale, ucieleśniany na przykład przez Gretę Garbo, i model „dziewczyny z sąsiedztwa” reprezentowany przez Claudette Colbert czy Doris Day. W latach 60. jednocześnie promowano męskiego Johna Wayne’a i łagodnego Dustina Hoffmana. Moda równolegle oferowała modele kobiece i androginiczne. Wiadomo, nie każdy może być Richardem Gere. Popkultura końca XX wieku wybaczała niedoskonałości i wyraźnie pokazywała, że odstawanie od ideału to żaden koniec świata. Przecież sympatyczny Robert De Niro też może mieć spore powodzenie. Współcześnie nie obserwujemy już jednego obowiązującego ideału piękna. To, co dalekie od doskonałości, stało się nowym alternatywnym wzorem. I wydaje się to uzasadnione. W świecie rządzonym przez kulturę masową ryzykownym byłoby ustanowienie jednego obowiązującego ideału piękna. Funkcjonowanie mass mediów dyktowane jest tabelami sprzedaży, zatem o wiele bardziej opłaca się kreować ciągle zmieniające się trendy. Zamiast jednego nurtu estetycznego mamy kilkanaście stylów. Każdy z nich ma swoich zwolenników i przeciwników, każdy można równie dobrze wypromować i sprzedać.

Współcześnie bodźce wizualne stanowią narzędzia napędzające konsumpcję dóbr. Jednym z takich bodźców jest kult wyjątkowo szczupłego ciała. Wydaje się, że to zjawisko napędzane jest nie tyle przez popularyzujące niski wskaźnik BMI modelki, co przez grafikę komputerową. Przetworzone zdjęcia tylko pozornie przypominają rzeczywistość. Chociaż powszechnie mamy tego świadomość, łatwo o tym zapominamy. Mimo swej oczywistej sztuczności, obrazy te przyczyniają się do powstawania nowych ideałów piękna. Zabieg „udoskonalania” ciała kobiety w reklamie nie jest zabiegiem nowym: w latach 60. na przykład rysowano kobiety z nienaturalnie wąską talią. Jednak w kwestii autentyzmu rysunek nie może konkurować ze zdjęciem – podczas gdy ilustracja zawsze pozostanie tylko ilustracją, zmienione komputerowo zdjęcie awansuje do sfery rzeczywistości. W dzisiejszych czasach grafika komputerowa staje się narzędziem idealnej manipulacji, ułudy doskonałej. Każdy z nas na pewno nie raz ingerował w wygląd końcowy własnej fotografii. Mamy przecież cały wachlarz opcji – Instagram, gotowe filtry, efekty. Żeby przerobić zdjęcie, nie musimy nawet włączać komputera; pomoże nam w tym jedna z setek sprytnych aplikacji w telefonie. Co drugi nastolatek opanował obsługę Photoshopa.

totalny

retusz

26

Niewinny, klasyczny retusz został zastąpiony swoją wersją totalną. Popkultura przemienia rzeczywistość w niejednoznaczny lunapark. Godząc się na swobodne przekształcanie fotografii, prowadzi ze swoimi uczestnikami swoistą zabawę w gabinet luster. Przewrotność zjawiska polega na tym, że narzędzia, które dostajemy niejako w zestawie do gry, w efekcie wprawiają nas w kompleksy. Tymi narzędziami mogą być wspomniane przeze mnie wcześniej aplikacje czy programy, które w łatwy, przystępny sposób pomogą nam zmienić wygląd dowolnego zdjęcia. Kultura popularna sprytnie przekonuje nas, że niektóre związane z nią zjawiska powinniśmy traktować jako naturalne. Dlatego, chociaż mocno wyretuszowane zdjęcia modelek i celebrytów wydają nam się czasem śmieszne czy oburzające, nie zastanawiamy się nad nienaturalnie wydętymi ustami na własnym zdjęciu profilowym. „Kaczy dziób” jest przecież absurdalnym oszustwem na skalę światową! Skoro wiadomo, że to mina, dlaczego miliony oszukują się, że ich twarz wygląda z nią lepiej? Czy nadal wierzymy, że to, co utrwalone na zdjęciu jest, albo wręcz staje się prawdą? Fotografia to nadal jedno z najbardziej fascynujących mediów kultury współczesnej. Mimo że jej historia sięga prawie dwustu lat, pod kątem teoretycznym jest


dla wielu tematem spornym. Bo, zastanówmy się na przykład, czy fotografia przedstawia prawdę? W samej swojej genezie jest zapisem rzeczywistości, notacją chwili – dlaczego więc miałaby kłamać? Czy fotografia może tylko udaje rzeczywistość? Jeśli bowiem rzeczywistość jest linearna, czy płaski wycinek mógłby stanowić jej faktyczny zapis? A nawet jeśli zdjęcie jest odbiciem chwili, co w takim razie miałaby oznaczać powtarzana od dekad wymówka, że „nie jesteśmy fotogeniczni”? Jeśli fotografia odzwierciedla faktyczny stan rzeczy, to jak możliwym jest „źle na niej wyjść”? Fotografia tylko pozornie jest zapisem rzeczywistości. Przede wszystkim dlatego że w przeciwieństwie do autentycznego, trójwymiarowego wizerunku, ten utrwalony na zdjęciu jest płaski. Dlatego – chociaż aparat może być świetnym medium reporterskim, a nawet artystycznym – nigdy nie stanie się doskonałym narzędziem notacji rzeczywistości. Może jedynie produkować jej odbicia. Sztucznie zmienione, wysportowane, szczupłe – właśnie taki był ideał ciała pierwszej dekady XXI wieku. Kanon ten wyprodukowały reklama, kultura masowa i media. Dzięki niemu firmy farmaceutyczne mogły zarabiać miliony na kremach odchudzających, jak grzyby po deszczu otwierały się coraz to nowsze

punkty spa i siłownie. Po latach kultu chudości popkultura stanęła pod ścianą. Potrzeba odwrotu od wyznaczonych standardów stawała się coraz bardziej odczuwalna. Już na początku drugiego tysiąclecia popularnością zaczął cieszyć się temat mody plus size. Sam koncept piękna w każdym rozmiarze nie zdeklasował dotychczasowych modelek – po światowych wybiegach nadal chodziły te najszczuplejsze. Jednak coś wyraźnie zaczęło się zmieniać. Koncepcja ciała idealnego powoli zaczęła się wyczerpywać. Popkultura postanowiła spojrzeć dalej. Tym, czym się zachwyciła, okazało się być piękno niejednoznaczne, kontrowersyjne. Jednym z pierwiosnków tej rewolucji estetycznej jest słynny Zombie Boy. W 2011 r. wytatuowany Rick Genest po raz pierwszy pojawił się w pokazie Thierry’ego Muglera na Paryskim Tygodniu Mody. W tym samym roku zagrał u boku Lady Gagi w teledysku „Born This Way”. Wówczas na szczyt popularności wzbiła się również Andreja Pejić. Pochodzący z Bośni i Hercegowiny androginiczny model długo wymijająco odpowiadał na pytania dotyczące swojej nieokreślonej seksualności. W 2014 roku przeszedł zmianę płci. Nowoczesną popkulturę pociąga to, co niejednoznaczne, niedookreślone. Dlatego pokazuje choroby skóry, ciało chore na bielactwo, deformacje, blizny.

M U ST A C H E P A P E R

27

Diandra Forrest, Winnie Harlow, Shaun Ross, Connie Chiu to nowoczesne ikony piękna ponad standardami, idealnie wpisujące się w nurt kultu naturalności i indywidualizmu estetycznego. Plastikowych, „idealnych” idoli powoli zastępują dziwne, fascynujące wizualnie postaci sceny muzycznej, takie jak super popularne ostatnio FKA twigs czy M.I.A. Gwiazdy starego porządku, chcąc utrzymać się na powierzchni, muszą dostosować się do panujących trendów. Piękno XXI wieku jest pojęciem niesamowicie demokratycznym i dynamicznym. Kulturę współczesną cechuje szereg sprzecznych ze sobą komunikatów. Jednym z nich jest właśnie ten dotyczący sfery estetycznej. Popkultura miesza ze sobą koncepcję retuszu z ideą piękna ponad kanonami. Jeśli daliśmy się nabrać, że pięknym może być wszystko, co nam się takim wydaje, znaczy to tylko, że ulegliśmy genialnej manipulacji. Jakże łatwo nam uwierzyć, że sami decydujemy o swoich gustach!


MUSTACHE.PL opracowanie Joanna Rutkowska Ada Trzcińska

Chcąc obalić mit, że w Polsce panują tylko dwie pory roku, przypominamy, że oprócz zbyt długiej zimy i gwałtownego lata, którym trudno się nasycić, istnieje piękny moment przejściowy. Zamiast narzekać, że nie macie się w co ubrać, i próbować przeczekać ten okres, wyciśnijcie z niego wszystko, co najlepsze. Pomogą wam w tym sugerowane przez nas trendy i kolekcje polskich projektantów.

Płaszcz TROI łosoś 510,00 zł Suknia TORA 269,00 zł

Cat Cat to proste ubrania dla skomplikowanych ludzi. Marka, która powstała w Łodzi w 2014 roku, projektuje i szyje lokalnie. Ubrania pokazane w najnowszej sesji wizerunkowej brandu są na tyle charakterne, że z łatwością można wyróżnić się dzięki nim z tłumu, nawet będąc od stóp do głów przyodzianym w klasyczną czerń. Kolekcja ICONS Cat Cat jest zainspirowana geometrią art deco i wpływami mody japońskiej. Dominującą sylwetką jest tu sylwetka A, czyli piramida, natomiast detal odwróconej piramidy pojawia się w dekoracyjnych dekoltach i cięciach. Oprócz dzianin w kolekcji pojawiają się tkaniny dwuwarstwowe, len łączony z bawełną i wiskoza z pianką neoprenową.

VELVET WHITE bluza oversize 199,00 zł

Gęsta mgła, rozległa pustynia, zimna stal i elegancja żwiru. Nowa kolekcja GAU great as You to luźne lekkie wzory w podstawowych odcieniach czerni, bieli i szarości. To także długie do ziemi spódnice i sukienki, delikatna mała czarna i klasyczna koszula w nowatorskim ujęciu. Są tu też wygodne dzianinowe bluzy z dekoltem V, uchylające rąbka tajemnicy, i prosta seria bluzek z owalnym dekoltem opadającym na ramię. Nowa kolekcja GAU great as You to kobieta i jej natura.

wiosenny z

wybór

mustache.pl

28


sukienka BELLA RAGAZZA 429,00 zł

Po raz kolejny marka RISK made in warsaw udowadnia, że świetnie radzi sobie w sportowej elegancji w innym wydaniu kolorystycznym niż szary, dzięki któremu zyskała popularność. Bella Ragazza, bo tak właśnie nazywa się nowa kolekcja, to przede wszystkim khaki, ale również biel i czerń. Za kolekcją stoją zarówno nowe modele, jak i bestsellery w zupełnie nowych odsłonach.

sukienka SKINCITY 289,00 zł

koszula JOLKA military green 269,00 zł spódnica z kokardą BALDRESÓWA military green 289,00 zł

Posh to zmysłowy i eteryczny minimalizm, który przeplata się z romantyzmem. Kolekcja powstała z zamiłowania do prostoty, umiaru i elegancji. To także przejaw szacunku do wysokiej jakości tkanin oraz potrzeby stworzenia czegoś świeżego dla kobiet, które nie odnajdują się w natłoku zdobień i ornamentów. Główną ideą kolekcji był właśnie komfort, dlatego nowa linia powstała z połączenia trzech inspiracji: cygańskiej bohemy, na którą składają się bardzo kobiece kreacje, wykonane z pięknych, a jednocześnie nietypowych tkanin, brytyjska sielanka, czyli delikatne, dziewczęce i naturalne stroje podkreślające sylwetkę, oraz nonszalancki modernizm, gdzie ponadczasowe ubrania oparte są na przestrzennych formach i asymetrii.

Kardigan Posh 600,00 zł

Spodnie Posh 300,00 zł

Stworzone dla pilotów kurtki bomber zdominowały uliczną modę. Kobiety i mężczyźni pokochali je za uniwersalność i niewymuszony luz, który nadają każdej stylizacji. Bomber jacket to gwarancja doskonałego stylu, czy to do cygaretek, czy do ultrakobiecej sukienki. Weronika Lipka | Sukienka Tuba bordowa Posh 300,00 zł

M U ST A C H E P A P E R

29


Geometryczne wzory to podstawa wiosennych stylizacji. Projektanci zgodnie postawili na paski – marynarskie, czarno-białe lub cienkie kolorowe. Wybierzcie jeden dominujący element stylizacji lub zaszalejcie z produktami o różnej szerokości pasów. W wersji awangardowej warto połączyć pasiaste elementy o różnych kształtach lub kolorach.

Confashion | sukienka dziana pleated CF_FW_36 299,00 zł

A2 | Yellow Dress 139,00 zł

ECHO | Bluzka Star 168,00 zł

W tym sezonie zapolujcie na żółty i pomarańczowy – każdy odcień dozwolony! Zapomnijcie o standardowych połączeniach. Dużo lepiej zmiksować kolory lub zdecydować się na total look. Te wyraziste barwy sprawią, że nie będzie łatwo przejść obok Was obojętnie!

Biała koszula – ponadczasowa, klasyczna i niezastąpiona. Nie może jej zabraknąć w Waszej szafie. Najlepiej mieć co najmniej kilka sztuk. Chociaż nawiązuje do klasycznej elegancji, sprawdzi się również jako element casual look w zestawieniu ze sneakersami. Jeśli nie brakuje Wam odwagi, postawcie na biel od stóp do głów!

Diana Jankiewicz | koszula Alcove Bianca, spódnica Envelope (koncept)

Never Ever | Kurtka MILANO DRES 345,00 zł

wiosenny z

wybór

mustache.pl

30


唀稀甀瀀攀䈁渀椀樀 最愀爀搀攀爀漀戀ᤁ 稀                           匀甀欀椀攀渀欀椀

䈀氀甀稀礀

ⴀ㄀ ─

ⴀ㄀ ─

匀唀䬀䤀䔀一䬀䤀㄀

䈀䰀唀娀夀㄀

䈀漀洀戀攀爀 䨀愀挀欀攀琀

䰀攀琀ᤠ猀 刀甀渀

䬀伀䐀㨀

䬀伀䐀㨀

ⴀ㄀ ─

ⴀ㄀ ─

䈀伀䴀䈀䔀刀㄀

䰀䔀吀匀刀唀一㄀

洀甀猀琀愀挀栀攀⸀瀀氀⼀椀渀猀瀀椀爀愀挀樀攀⼀ 戀漀洀戀攀爀ⴀ樀愀挀欀攀琀

洀甀猀琀愀挀栀攀⸀瀀氀⼀椀渀猀瀀椀爀愀挀樀攀⼀ 氀攀琀ⴀ猀ⴀ爀甀渀

䬀伀䐀㨀

䬀伀䐀㨀

娀渀椀簁欀愀

娀渀椀簁欀愀

娀渀椀簁欀愀

㈀ 稀䈁

㌀ 稀䈁

㔀 稀䈁

㄀ 稀䈁

㄀㔀 稀䈁

㔀 稀䈁

䴀倀㈀

䴀倀㌀

䴀倀㔀

漀搀

漀搀

漀搀


bluzka ECHO mustache.pl/marki/echo

Ubierz się dobrze. Wybieraj w kolekcjach ponad 700 projektantów mody. Teraz także na tablecie i smartfonie.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.